Sacco di Roma – litościwa kara (Roberto de Mattei)

avatar użytkownika intix

 


Johannes Lingelbach [Public domain], via Wikimedia Commons

Kościół doświadcza okresu doktrynalnej i moralnej dezorientacji. W Niemczech wybuchła schizma, chociaż papież – jak się wydaje – nie jest świadomy wagi tego dramatu. Grupa kardynałów i biskupów głosi potrzebę pogodzenia się z heretykami. Tak jak to bywało w najmroczniejszych chwilach naszej historii, wydarzenia następują po sobie z niepomierną szybkością.

W niedzielę 5 maja 1527 roku armia zstępująca z Lombardii sięgnęła Janikulum. Cesarz Karol V rozwścieczony na papieża Klemensa VII ze względu na jego polityczny sojusz z królem Francji, Franciszkiem, wysłał swoją armię przeciwko stolicy chrześcijaństwa. Tego dnia słońce po raz ostatni zaszło nad oślepiającym pięknem renesansowego Rzymu. Około 20 tysięcy żołnierzy: Włochów, Hiszpanów i Niemców – wśród których byli wyznający luteranizm najemni landsknechci –  przygotowywało się do przeprowadzenia ataku na Wieczne Miasto. Ich dowódca zezwolił im na jego splądrowanie. Przez całą noc brzmiał ostrzegawczy dzwon Campidoglio, wzywając Rzymian do chwycenia za broń. Było już jednak za późno na zaimprowizowanie skutecznej obrony. O świcie 6 maja, przy sprzyjającej gęstej mgle, landsknechci przypuścili atak na mury między kościołami Świętego Onufrego a Świętego Ducha.

Gwardia Szwajcarska ustawiła się wokół Obelisku Watykańskiego, z mocnym postanowieniem zachowania wierności – aż do śmierci. Ostatni gwardziści oddali swoje życie w ofierze na ołtarzu głównym w Bazylice św. Piotra. Ich opór umożliwił ucieczkę papieżowi, któremu towarzyszyło kilku kardynałów. Korzystając z Passetto di Borgo, przejścia łączącego Watykan z Zamkiem Świętego Anioła, Klemensowi VII udało się dotrzeć do fortecy, będącej jedynym bastionem, którego wróg nie zdołał opanować. Z wysokości tarasu zamku papież obserwował potworną rzeź, która rozpoczęła się od masakry osób tłoczących się u bram zamku i chcących tam znaleźć schronienie. Wcześniej zmasakrowano już chorych ze Szpitala Santo Spirito in Sassia.

Niepowstrzymywane przez nikogo grabieże i mordy trwały osiem dni, zaś późniejsza okupacja miasta - przez dziewięć miesięcy. Jak czytamy w relacji z 10 maja 1527 roku, prezentowanej przez Ludwiga von Pastora, „Piekło jest niczym w porównaniu z obecnym wyglądem Rzymu. Głównymi ofiarami wściekłości landsknechtów padli zakonnicy. Siedziby kardynałów zostały splądrowane, kościoły sprofanowane, księża i mnisi pozabijani, bądź uczyniono z nich niewolników. Zakonnice były gwałcone i sprzedawane na rynkach. Można było oglądać obsceniczne parodie ceremonii religijnych, mszalne kielichy wykorzystywano w libacjach odbywanych w pośród bluźnierstw. Najświętszy Sakrament był smażony na patelni i dawany do pożarcia zwierzętom, niszczono groby świętych, a czaszki Apostołów – w tym św. Andrzeja – wykorzystywano do grania w piłkę na ulicach. Osła przebrano w szaty liturgiczne i poprowadzono do ołtarza. Księży, którzy odmawiali wydania Komunii, na miejscu rozsiekano”.

Należący do rodziny Medyceuszy Klemens VII nie posłuchał wezwania do radykalnej reformy Kościoła, wydanego przez swojego poprzednika, Hadriana VI. Marcin Luter rozpowszechniał swoje herezje od 10 lat, ale Państwo Papieskie było dalej pogrążone w relatywizmie i hedonizmie. Jak uważa historyk Gregorovius, nie wszyscy ówcześni Rzymianie byli zepsuci. Ludźmi zdemoralizowanymi nie byli z pewnością Giulio Vallati, Gianbattista Savelli i Pierpaolo Tebaldi, którzy wywiesili flagę z hasłem „Pro Fide et Patria”, ostatnią heroiczną walkę staczając na Moście Sykstyńskim. Podobnie studenci Collegio Capranica, którzy pośpieszyli do Santo Spirito, zginęli broniąc papieża. To właśnie owej masakrze instytut ten zawdzięcza nazwę „Almo”. Klemens VII przeżył i rządził Kościołem do 1534 roku, przeciwstawiając się schizmie anglikańskiej. Bycie świadkiem złupienia Rzymu i związana z tym bezsilność były dla niego o wiele cięższe od śmierci.

17 października cesarskie wojsko opuściło zrujnowane miasto. Świadek z Hiszpanii pozostawił nam przerażające świadectwo dotyczące stanu miasta w miesiąc od splądrowania. „W Rzymie, stolicy chrześcijaństwa, nie dzwoni ani jeden dzwon, kościoły nie są otwarte, nie sprawuje się Mszy. Nie ma niedziel ani świąt. Sklepy bogatych kupców są wykorzystywane jako stajnie, najznamienitsze pałace są zdewastowane. Wiele domów jest spalonych, w innych wybito okna i wyniesiono drzwi. Na ulicach leżą sterty łajna. Odór zwłok jest straszny: ludzi i zwierzęta czeka ten sam pochówek, w kościołach widziałem ciała obgryzane przez psy. Nie wiem, czy mógłbym porównać to do czegoś innego, niż zniszczenia Jerozolimy. Teraz rozpoznaję sprawiedliwość Boga, który nie zapomina – nawet jeśli się spóźnia. W Rzymie grzechy sodomii, symonii, idolatrii i oszustwa popełniano całkiem otwarcie, dlatego nie możemy uwierzyć, że wszystko to stało się dziełem przypadku, a nie dla Bożej sprawiedliwości”.

Niewykluczone, że papież Klemens VII zlecił Michałowi Aniołowi namalowanie Sądu Ostatecznego  w Kaplicy Sykstyńskiej po to, by uwiecznić dramat, jaki stał się w tych latach udziałem Kościoła. Wszyscy rozumieli, że było to karą zesłaną przez Niebo. Nie brakowało uprzednich ostrzeżeń: błyskawica uderzyła w Watykan i pojawił się pustelnik Brandano da Petroio, czczony przez tłumy jako „szaleniec Chrystusowy”. W Wielki Czwartek 1527 roku, kiedy Klemens VII błogosławił tłumom, ten wykrzyczał: „Sodomski sukinsynie! Za twoje grzechy zniszczony zostanie Rzym! Wyznaj grzechy i się nawróć, bo za 14 dni gniew Boży spadnie na ciebie i na Miasto!”.

Rok wcześniej – pod koniec sierpnia – chrześcijańska armia została pokonana przez Turków na polach pod Mohaczem. Król Węgier Ludwik II Jagiellończyk zginął w Bitwie, a Sulejman Wspaniały okupował Budę. Islamska fala nacierająca na Europę wydawała się nie do powstrzymania.

Jednakże godzina kary była, jak zawsze, także i godziną miłosierdzia. Ludzie Kościoła zrozumieli jak głupio podążali za pokusami przyjemności i władzy. Po splądrowaniu Rzymu życie uległo głębokiej zmianie. Szukający przyjemności Rzym doby renesansu przekształcił się w surowy i pokutujący Rzym doby kontrreformacji.

Pośród tych, którzy przetrwali sacco di Roma, był Gian Matteo Giberti – biskup Werony rezydujący wówczas w Rzymie. Uwięziony przysiągł, że jeśli odzyska wolność, nigdy nie opuści swojej siedziby biskupiej. Słowa dotrzymał i powrócił do Werony, gdzie w całości poświęcił się reformowaniu swojej diecezji, aż do śmierci w roku 1543. Jego przykład zainspirował świętego Karola Boromeusza, który stał się z kolei kontrreformacyjnym wzorem biskupa.

W Rzymie byli wówczas także Giovanni Carafa i święty Kajetan z Thieny. W 1524 roku założyli oni zgromadzenie teatynów, instytut ośmieszany ze względu na jego nieprzejednane stanowisko doktrynalne i zrzeczenie się wszystkiego na rzecz Bożej Opatrzności, aż po wyczekiwanie na jałmużnę nigdy o nią nie prosząc. Obydwaj współzałożyciele zakonu byli więzieni i torturowani przez landsknechtów. Śmierci uniknęli w sposób cudowny. Kiedy Carafa został kardynałem i przewodniczącym pierwszego Trybunału Świętej Roty i Powszechnej Inkwizycji, chciał mieć u swojego boku świętego – o. Michele Ghislieriego, dominikanina. Tych dwóch mężów, Carafa i Ghislieri, przyjmując imiona Pawła IV i Piusa V stali się papieżami katolickiej kontrreformacji par excellence.

Sobór Trydencki (1545-1563) i zwycięstwo nad Turkami pod Lepanto (1571) pokazało, że nawet w najciemniejszych godzinach historii, odrodzenie jest – z Bożą pomocą – możliwe. Ale początkiem tego odrodzenia była oczyszczająca kara w postaci splądrowania Rzymu.

Roberto de Mattei

Tłum. mat.
http://www.pch24.pl/sacco-di-roma---litosciwa-kara,39874,i.html#ixzz3u3fLf4Nv


***
Roberto de Mattei: Faryzeusze i saduceusze naszych czasów  .


Odpowiedzialność za apostazję Irlandii - Roberto de Mattei  .


Roberto de Mattei: Totalna kapitulacja – reakcja zachodu na zbrodnie dżihadu

 

 

 

Etykietowanie:

38 komentarzy

avatar użytkownika intix

1. Modlitwa do Najświętszej Maryi Panny

Oratio ad Beatissimam Virginem Mariam pro conversione haereticorum
Modlitwa do Najświętszej Maryi Panny o nawrócenie heretyków

Virgo potens, quae cunctas haereses sola interemisti in universo mundo, orbem christianum a laqueis diaboli libera et respice ad animas diabolica fraude deceptas, ut omni heretica pravitate deposita, errantium corda respiscant et ad veritatis catholicae redeant unitatem, te intercedente ad Dominum nostrum Jesum Christum Filium tuum, qui vivit et regnat cum Deo Patre in unitate Spiritus Sancti Deus per omnia saecula saeculorum. Amen.

Panno przemożna, która wyniszczyłaś wszystkie herezje całego świata, wyzwól świat chrześcijański z sideł szatańskich i wejrzyj łaskawie na dusze, zdradą szatańską zwiedzione, aby porzuciwszy wszelką przewrotność heretycką serca błądzących upamiętały się i do jedności prawdy katolickiej wróciły, za Twoim wstawieniem się do Pana naszego Jezusa Chrystusa Syna Bożego, który z Bogiem Ojcem żyje i króluje w jedności Ducha Świętego Bóg po wszystkie wieki wieków. Amen.


avatar użytkownika intix

2. Eko-propaganda na Placu św. Piotra


Fot. Isabella Bonotto/UPDATE IMAGES PRESS/MAXPPP/FORUM

W związku z inauguracją Roku Miłosierdzia na fasadzie Bazyliki św. Piotra zaprezentowane zostało widowisko typu światło i dźwięk, nawiązujące do encykliki „Laudato si’” papieża Franciszka. Projekcja obrazów zwierząt, wyznawców niechrześcijańskich religii, zanieczyszczenia i zatłoczonych miast została stworzona i sfinansowana przez zwolenników kontroli populacji i walki ze zmianą klimatu.

W trakcie widowiska na fasadzie bazyliki zaprezentowano m.in. zdjęcia małpy, lwa, pawia, wilka. Zgromadzeni mogli zobaczyć obraz biblijnego ogrodu Eden, zdjęcia muzułmanki ubranej w burkę, buddystów, czy przedstawicieli religii animistycznych.

Według rzecznika Watykanu wyznaczonego specjalnie dla tego wydarzenia, arcybiskupa Rino Fisichelliego, iluminacje te miały prezentować „obrazy zainspirowane Miłosierdziem, ludzkością, światem i zmianami klimatycznymi”. Jak podkreślał, celem widowiska było połączenie papieskiej encykliki „Laudato si’” z Konferencją Klimatyczną ONZ COP21, trwającą właśnie w Paryżu.

Głównym sponsorem widowiska był Bank Światowy, który od dawna finansuje programy sprowadzające się do ograniczania przyrostu naturalnego w krajach rozwijających się. W projekt zaangażowana była Vulcan Inc., firma założona przez miliardera i filantropa Paula G. Allena. Jej oficjalnym celem jest „stworzenie nowej przyszłości” poprzez „wywrócenie konwencjonalnego sposobu myślenia”. Celem zaangażowanej w realizację widowiska Fundacji Okeanos jest z kolei ochrona mórz i oceanów przed szkodami powodowanymi przez człowieka. W tym przez…. nazbyt głośne silniki statków. Jak na stronach serwisu Lifesitenews.com zauważa Pete Baklinski, podmiotom zaangażowanym w sfinansowanie i organizację środowiska towarzyszy… pogańska symbolika. W szczególności, nawiązująca do czasów antycznych i kultu przyrody.

„Wielu osobom spektakl się podobał, ale i równie liczna grupa uznała, że jest on wysoce niestosowny. Największą konsternację wywołał fakt, że w uroczystość Niepokalanego Poczęcia jeden z najświętszych i najbardziej charakterystycznych budynków chrześcijaństwa został wykorzystany jako tło dla wsparcie teorii zmiany klimatu, nauki silnie kontestowanej. Wydarzenie było w części sponsorowane przez Bank Światowy, dobrze znany z promocji aborcji i antykoncepcji” – zauważa na watykanista Edward Pentin, pracujący dla „National Catholic Register”.

Przykro mi, że fasada Bazyliki św. Piotra stała się propagandową sceną dla naukowego oszustwa, jakim jest „katastrofalne, wywołane przez człowieka globalne ocieplenie” – komentował w rozmowie z Lifesitenews.com Steven Mosher, prezes Population Research Institute. – Niedobrze mi na myśl, że to najświętsze miejsce będzie tłem dla dalszego rozpowszechniania tego oszustwa, którego ostatecznym celem jest nałożenie „podatku węglowego” na kraje rozwinięte. Ten podatek nie tylko upośledzi wzrost gospodarczy w skali światowej, ale i zagrozi demokracji: pozyskane w ten sposób przychody zostaną wykorzystane do sfinansowania kolejnych programów kontroli populacji w krajach rozwijających się – podkreślił.

To coś, co robią zideologizowani politycy, jak prezydent Obama, który po zatwierdzeniu przez Sąd Najwyższy homoseksualnych małżeństw wyświetlił tęczę na Białym Domu. Biały Dom jest domem wszystkich obywateli, wszystkich Amerykanów. Bazylika św. Piotra posiada o wiele bardziej uniwersalny charakter – komentuje Robert Royal, prezes Instytutu Wiary i Rozumu.

„Silne jest poczucie, że Bazylika św. Piotra została sprofanowana” – napisał na Facebooku włoski watykanista Antonio Socci, zwracając uwagę na symboliczny wymiar widowiska. Pogrążony w ciemności Kościół został oto oświecony „nową, klimatyczną religio-ideologią”. „Miejsce par excellence święte, serce chrześcijaństwa, zostało przekształcone w wielki ekran dla ideologii Nowej Światowej Władzy. A Bożonarodzeniową szopkę pozostawiono w ciemnościach” – podkreśla Socci.

Źródło: lifesitenews.com, ncregister.com, Facebook.com.
mat
http://www.pch24.pl/eko-propaganda-na-placu-sw--piotra,39885,i.html#ixzz...
***

Kard. Peter Turkson chwali… politykę kontroli urodzeń. Ale tylko tę „naturalną”

Udzielając wywiadu BBC kardynał Peter Turkson stwierdził, że kontrola urodzeń mogłaby… złagodzić niektóre skutki zmian klimatycznych. „Mówiło się już o tym, a papież Franciszek w drodze powrotnej z Filipin zaprosił ludzi do pewnej formy kontroli urodzin, ponieważ kościół nigdy nie był przeciwko kontroli urodzin i ludziom rozkładającymi narodziny w czasie” – stwierdził hierarcha z Ghany, doradzający papieżowi w zakresie… polityki klimatycznej.
Więcej > http://www.pch24.pl

avatar użytkownika intix

4. Papież nawoływał:

...w związku ze zbliżaniem się Jubileuszu Miłosierdzia kieruję apel do parafii, wspólnot zakonnych, do klasztorów i sanktuariów w całej Europie o konkretne wyrażenie Ewangelii i przyjęcie po jednej rodzinie uchodźców – zaapelował papież. - To konkretny gest w ramach przygotowań do Roku Świętego – dodał.

- Zwracam się do moich braci biskupów Europy, ażeby w swoich diecezjach wspierali ten mój apel, przypominając, że miłosierdzie jest drugim imieniem miłości – powiedział Franciszek. Sam zaś zapowiedział, iż Watykan przyjmie w najbliższych dniach dwie rodziny uchodźców...

---
i są efekty...:(  w Niemczech


Profanacja kościoła w Bremie! Czynna świątynia przerobiona na mieszkania dla „uchodźców”!

Po raz pierwszy czynny kościół katolicki w Niemczech przeznaczono na zastępcze mieszkania dla uchodźców. W kościele św. Benedykta w Bremie zamieszka około 40 osób w 11 pomieszczeniach, przedzielonych drewnianymi przegrodami. Pierwsi „uchodźcy” zamieszkają już w piątek.

Za rok – bo na tyle oblicza się pobyt uchodźców w tym miejscu – ponownie będzie pełnił swoje funkcje sakralne. Ołtarz główny został obudowany, inne przedmioty sakralne, takie jak Droga Krzyżowa i inne obrazy, usunięto. Wszystkie „pokoje” mają światło i podłączenie do energii elektrycznej, drzwi do każdego zamykane są na klucz. Toalety i prysznice zlokalizowano w dwóch kontenerach na zewnątrz świątyni.

Ideę przyjęcia uchodźców parafianie zaakceptowali jednogłośnie, powiedział niemieckiej agencji katolickiej KNA proboszcz, ks. Johannes Sczyrba i poinformował, że w najbliższych miesiącach nabożeństwa będą się odbywały w sali parafialnej. Dyrektorka związku parafii w Bremie Sonja Glasmeyer zapowiedziała, że żaden muzułmanin nie jest zmuszany do zamieszkania w kościele, a w interesie parafii leży utrzymanie sakralnego charakteru pomieszczeń kościelnych.

Najprawdopodobniej wszyscy uchodźcy, którzy zamieszkają w kościele w Bremie, pochodzą z Syrii. Są to głównie pojedyncze osoby oraz rodzina z jednym dzieckiem. Przeprowadzą się do kościoła z pobliskiej sali gimnastycznej, która teraz zostanie oddana uczniom.

Uchodźcy, którzy znaleźli czasowy pobyt w kościele, są pod opieką niemieckiej Caritas. Przez całą dobę mają ochronę. Jedzenie otrzymywać będzie firma specjalizująca się w kuchni arabskiej. Przebudowa wnętrza kościoła trwała dwa tygodnie, a do pracy zatrudniono bezrobotnych oraz kilku uchodźców.

Za kilka dni 60-osobowa grupa uchodźców wprowadzi się do innego kościoła katolickiego, pw. Matki Bożej w Liebenau w Meklemburgii. Ten kościół oraz kościół w Bremie są jedynymi na terenie Niemiec dotychczas czynnymi, które na pewien czas oddano na mieszkania dla uchodźców. Wcześniej na kwatery dla uchodźców przeznaczono dwa inne kościoły, ale one od pewnego już czasu nie pełniły swojej funkcji sakralnej.

KAI
KRaj
http://www.pch24.pl/profanacja-kosciola-w-bremie--czynna-swiatynia-przer...
***
Reformy papieża Franciszka
***
Watykan: nowy dokument na temat dialogu chrześcijańsko-żydowskiego

***
Coraz więcej profanacji Sacrum...:(
Rozszerza się apostazja... :(

Wynagradzajmy nieustannie Panu Bogu...

Módlmy się też w intencji papieża... pasterzy...
W intencji Kościoła Chrystusa...
Odmawiajmy Różaniec Święty...
Modlitwy Leona XIII (całe).



avatar użytkownika intix

5. Synodalno-ekologiczne rozdroża Kościoła

Synodalno-ekologiczne rozdroża Kościoła
fot. ANSA/CLAUDIO PERI/Forum

W mijającym roku w Kościele doszło do kilku przełomowych wydarzeń. Po raz pierwszy w najnowszej historii Kościoła wielkie media i potężni politycy z ogromnym podziwem przyklaskiwali tezom zawartym w papieskiej encyklice. Udało się także wytworzyć wrażenie zmian w nauczaniu o małżeństwie, oraz upowszechnić mylne przekonanie o Bogu stanowiącym maszynkę do odpuszczania grzechów.

W XXI wieku media osiągnęły niespotykany w dziejach wpływ na rzeczywistość i na świadomość opinii publicznej na całym świecie. To ich przekaz kształtuje ogląd świata ludzi w Chile, Japonii, Wielkiej Brytanii czy Republice Południowej Afryki. Przed abdykacją Benedykta XVI media wściekle atakowały Kościół tylko za to, że papież trwał przy Chrystusowym nauczaniu. Wraz z nastaniem nowego pontyfikatu te same media zmieniły front. Sygnały wysyłane przez nowego papieża, radykalnie zmieniającego „styl” względem swych poprzedników, zostały szybko odczytane w ośrodkach władzy medialnej. Postanowiono pójść owemu nowemu stylowi w sukurs i wykorzystać go do wtłoczenia opinii publicznej nowej świeckiej „dobrej nowiny” – jakoby Kościół nie był już tym, czym pozostawał przez dwa tysiące lat. Papież Franciszek wydał się do tej operacji doskonałym partnerem – choć nie możemy być pewni, czy do końca świadomym konsekwencji swych poczynań.

Problemy rodziny, zwycięstwo rozwodników

Kończący się rok 2015 obfitował w wydarzenia, których media nie mogły nie wykorzystać by wodzić na manowce dusze katolików na całym świecie. Najważniejszym z nich był z pewnością drugi synod papieża Franciszka, poświęcony rodzinie, oraz trwająca przez cały rok dyskusja na tematy poruszane podczas tego zgromadzenia. Po sesji synodu z roku 2014 wielkie telewizje, dość rzadko interesujące się spotkaniami biskupów i problemami katolickich rodzin, poświęcały dziesiątki godzin by wypromować tezy niemieckich hierarchów, dążących do zainstalowania w oficjalnym nauczaniu Kościoła herezji kasperyzmu. Ileż to materiałów poświęcono rozwodnikom, ich trudnościom i dramatowi! I to w tych samych mediach, które nachalnie promują głupawy romantyzm, rozpustę i egoizm – główne przyczyny rozwodów.

Medialna dyskusja o dobrodziejstwie rozwodów trwała wiele miesięcy, a zakończyła się wylansowaniem tezy o „niezrozumieniu dla ludzkiego cierpienia” (które miało charakteryzować duchownych wiernych nauczaniu Chrystusa). W dyskusji tej strona katolicka zachowywała się często jakby nie dostrzegała zagrożenia, niemal bałwochwalczo wierząc że biskupi nie zrobią nic przeciw Panu Jezusowi, a w świat poszedł jasny przekaz – Kościół jest za rozwodami. A papież? Cóż, Franciszek nie odpowiedział na żaden z dziesiątków listów podpisanych łącznie przez ponad milion osób, proszących go o przypomnienie nauki o nierozerwalności małżeństwa. Zamiast tego zaprosił na synod kardynała Kaspera i mianował kardynałem nowozelandzkiego biskupa Johna Dew – który to nawoływał, by dopuszczać do Komunii Świętej rozwodników już dziesięć lat temu.

Efekt? Proszę zapytać przeciętnego katolika, który czerpie przecież wiedzę o świecie z Internetu i telewizji, a nie z Katechizmu, co powinien – w zgodzie ze swą wiarą – sądzić o rozwodach. Większość z nich, dzięki medialnej machinie uruchomionej przez niezrozumiałe gesty Watykanu uważa dziś, że małżeństwo… przestało być święte i nierozerwalne.

Unieważnienia i synodalność

Jakby anty-rodzinnego efektu medialnego było mało, w drugiej połowie roku, jeszcze przed synodem ogłoszono treść dwóch papieskich motu proprio Mitis iudex Dominus Iesus i Mitis et misericors Iesus . Papież postanowił, że dla stwierdzenia nieważności małżeństwa nie będzie już konieczne zgodne orzeczenie dwóch instancji, a do zawarcia nowego małżeństwa wystarczy orzeczenie trybunału pierwszej instancji. Co więcej, Trybunał może teraz składać się tylko i wyłącznie z biskupa diecezjalnego. Ojciec Święty zachęcił także, by kosztowny do tej pory proces stał się bezpłatny.

Choć unieważnienie małżeństwa, nawet łatwiejsze niż dotychczas, nie jest oczywiście tym samym co świecki rozwód, media na całym świecie znów wykorzystały decyzję papieża by ogłosić, że oto „Franciszek legalizuje rozwody” podkreślając, że dokonuje tym samym „największej od 300 lat rewolucji w tej sprawie”. O tych papieskich dokumentach z nieskrywaną radością donosiły świeckie media na całym świecie. Efekt był w tym przypadku jeszcze łatwiejszy do przewidzenia – katolik oglądający telewizję ma dziś poczucie, że nie dość, że po rozwodzie można przystępować do Komunii (w ten sposób wypowiadali się wszak przed kamerami biskupi i kardynałowie, jakże im nie wierzyć!), to teraz jeszcze papież postanowił, że ten „rozwód” będzie można łatwo otrzymać!

No dobrze, ale przecież jest jeszcze Pan Jezus! Są jego słowa, czytane na każdej Mszy Świętej podczas której dochodzi do zawarcia sakramentu małżeństwa – „Co więc Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”. Czy katolik, gdy już oderwie się od telewizora i wybierze do kościoła na ślub kuzyna, słysząc te słowa nie wpadnie w konsternację? Przecież w radio kardynał z Niemiec mówił co innego! Tu znów z pomocą przychodzą media, umiejętnie podkreślający kolejne przełomowe słowa papieża „nowego stylu” – „Synodalność jest drogą, której Bóg oczekuje od Kościoła XXI wieku!”. Skoro papież mówi, że Bóg oczekuje, że teraz to na synodach biskupi będą ustalać, jakie jest nauczanie Kościoła, to kimże ja jestem, by go oceniać?

Beatyfikacja Matki Natury

Innym przełomowym wydarzeniem w relacjach Kościoła ze światem zewnętrznym było ogłoszenie na początku roku encykliki „Laudato Si”. Czytamy w niej między innymi, że wysoki poziom dwutlenku węgla jest wynikiem działalności człowieka, której to działalności należy natychmiast zaprzestać. Media od lat promujące tego typu tezy nie mogły nie wykorzystać tego epokowego dokumentu. Możemy być pewni, że gdyby prześledzić ilość minut poświęconych w największych telewizjach dokumentowi Franciszka, ich liczba byłaby wielokrotnie wyższa niż liczba minut poświęconych omówieniu wszystkich pozostałych encyklik wydanych przez papieży od kiedy wynaleziono przekaz telewizyjny.

Media od lat promują tezy o globalnym ociepleniu. Kościół XXI wieku wyszedł naprzeciw ich oczekiwaniom dotyczącym poświęcaniu ogromnych środków finansowych na walkę z tym – bądźmy szczerzy – dość mitycznym zagrożeniem. Co więcej, sam Watykan, myląc najwyraźniej Ducha Świętego z duchem czasów, postanowił zapewnić niezwykle popularnej encyklice większą niż innym tego typu dokumentom promocję. Do Watykanu zaproszono gości z całego świata, ogłaszając wielkie wydarzenie – nie było nim jednak ogłoszenie nowego świętego (chyba, że za taką uznać „Matkę Naturę”) – ale pokaz slajdów, zorganizowany na… fasadzie Bazyliki Świętego Piotra. Takiego widowiska, nazywanego przez niektórych komentatorów „najpiękniejszym w historii Rzymu” (sic!) nie mogła przegapić żadna ze stacji telewizyjnych.

Znów warto zastanowić się nad efektem wywołanym w głowie przeciętnego katolika. Włącza telewizor i na ekranie widzi miejsce, które do tej pory uznawał za jedno z najświętszych na świecie, okraszone wizerunkiem szympansa, delfinów i lwa. Czy widz rzeczywiście zachwyca się wówczas stworzeniem, czy raczej dostrzega przywołujące diaboliczne skojarzenia scenki w miejscu, w którym podnosi się do chwały ołtarzy najznamienitszych członków Kościoła, w miejscu w którym pochowanych są dziesiątki papieży, z pierwszym – świętym Piotrem – na czele?

A wszystko po to, by Kościół pomógł dekarbonizować gospodarkę.

Miłosierdzie bez skruchy

Na trzy tygodnie przed zakończeniem roku kalendarzowego, w Kościele zaczął się nowy rok liturgiczny. Papież Franciszek ogłosił go Rokiem Miłosierdzia, przyznając nowe uprawnienia biskupom i kapłanom – chociażby odpuszczanie straszliwego grzechu jakim jest aborcja, co do tej pory było prerogatywą nielicznych hierarchów.

Media potrafiły i tą inicjatywę obrócić przeciwko katolickiej nauce, ogłaszając, że Franciszek, jako papież miłosierdzia, chce teraz rozgrzeszać wszystko i wszystkich. Słowa te odbiły się szerokim echem szczególnie na Zachodzie, w krajach, w których spowiedź święta jest dla katolików obrzędem równie egzotycznym co indiańskie skalpowanie. Media przedstawiły oczywiście swój punkt widzenia na sprawę, nie przejmując się zupełnie katolickim rozumieniem miłosierdzia – a więc przyrzeczeniem, że grzechy, nawet te śmiertelne, mogą być przez Boga wybaczone, jeśli spełnimy warunki dobrej spowiedzi, a więc oprócz rachunku sumienia wyrazimy szczery żal za grzechy i postanowimy poprawę, a także zadośćuczynimy Bogu i bliźnim. Dziennikarze z lubością opisujący pontyfikat papieża nie musieli znać tej katolickiej zasady, nie muszą być teologami, nie muszą być przecież nawet katolikami. Ale już ludzie Kościoła, szczególnie biskupi, powinni wiedzieć i przypominać, czym miłosierdzie jest, a czym z pewnością nie jest.

W rozmowie z PCh24.pl ksiądz profesor Janusz Królikowski przypominał, że miłosierdzie nie jest Bożą „naiwnością”, a Pan Bóg nie stanowi „maszynki” do odpuszczania grzechów. Tymczasem właśnie w ten sposób przedstawiają to media i coraz liczniejsi hierarchowie. Słowo „miłosierdzie” jest podczas aktualnego pontyfikatu odmieniane przez wszystkie przypadki – miłosierdzia dla rozwodników domaga się kardynał Kasper i jego poplecznicy w biskupich szatach, o miłosierdziu rozpisują się także publicyści reprezentujący „Kościół otwarty”, na chrześcijańskie miłosierdzie nieustannie powołują się też biurokraci Unii Europejskiej niemający nic przeciwko zainstalowaniu w Europie kalifatu. Nic więc dziwnego, że ów wspaniały Boski przymiot został w głowach licznych katolików czerpiących informacje z prasy i telewizji, zdezawuowany i sprowadzony do rangi „machnięcia ręką” na grzech i zgorszenie.

Efektem Roku Miłosierdzia – poprzez obrzydliwe medialne manipulacje – może więc okazać się wcale nie masowy powrót do konfesjonałów, ale właśnie rezygnacja ze spowiedzi! Przecież miłosierny Bóg i tak wszystko nam wybaczy u kresu żywota, po co nam więc spowiedź?

Co ciekawe, tuż przed rozpoczęciem Roku Miłosierdzia, do dyskursu wewnątrzkościelnego powrócił temat ekskomuniki. To także bardzo ważne wydarzenie mijającego roku. Przewodniczący Papieskiej Rady do spraw Nowej Ewangelizacji, arcybiskup Fisichella, zasugerował, że niektóre przejawy krytyki wobec papieża Franciszka mogą skutkować automatyczną ekskomuniką. Odwołał się przy tym do kanonu 1370, który nakłada automatyczną ekskomunikę za użycie przemocy fizycznej względem papieża. Hierarcha stwierdził, że „czasem również słowa mogą być skałą i kamieniem i boleć bardziej niż atak fizyczny”.

Zamęt a zbawienie

Od kiedy tylko istnieją media masowego przekazu, wszelkiej maści rewolucjoniści próbują używać ich do zasiewania zamętu w strukturach Kościoła i w sercach katolików na całym świecie. Módlmy się, by przyszły rok był lepszy dla Kościoła niż poprzedni. Módlmy się, by więcej katolików dostrzegało medialne manipulacje, ale módlmy się także – a może przede wszystkim – by Kościół przestał wreszcie własnymi rękami stroić instrumenty rewolucyjnej orkiestry i ładować magazynki funkcjonariuszom piekielnych zastępów.

Krystian Kratiuk
http://www.pch24.pl/synodalno-ekologiczne-rozdroza-kosciola,40280,i.html...

avatar użytkownika michael

8. W swoim osatnim tekście "ISLAMSKI SZARIAT NIE JEST RELIGIĄ..."

umieściłem link do pojęcia szkoły frankfurckiej, która jest matecznikiem współczesnego trockistowskiego komunizmu, a jego celem jest zniszczenie chrześcijańskiej cywilizacji człowieka rozumnego. Tutaj, szanowna intix zapraszam do złożenia wizyty na mojej stronie (link), a z drugiej zamieszczam poniżej krotki cytat z linkowanego wyżej opisu tej frankfurckiej szkoły. Jest to ich własny przepis na niszczenie naszej wiary, kultury i tradycji.

A oto ten cytat:
Żeby dokonać dalszego postępu w ich "spokojnej’ rewolucji kulturowej", ale tak byśmy nie poznali ich planów na przyszłość, szkoła zalecała między innymi:
 1. Ustanowienie przestępstw rasowych
 2. Ciągłe zmiany w celu wywołania nieporozumień
 3. Nauczanie dzieci o seksie i homoseksualizmie
 4. Podważanie autorytetu szkoły i nauczycieli
 5. Ogromna imigracja w celu zniszczenia tożsamości [narodowej]
 6. Promowanie nadmiernego picia [alkoholu]
 7. Opróżnianie kościołów
 8. Nierzetelny system prawny uprzedzony wobec ofiar przestępstw
 9. Uzależnienie od państwa czy świadczeń od państwa
10. Kontrola i ogłupianie mediów
11. Zachęcanie do rozpadu rodziny.

Jedną z głównych idei Szkoły Frankfurckiej było wykorzystanie pomysłu Freuda o "panseksualizmie" – szukanie przyjemności, eksploatacja różnic między płciami, obalenie tradycyjnych relacji między kobietą i mężczyzną. Sposoby osiągnięcia tego celu:
• atak na autorytet ojca, negacja specyficznych ról ojca i matki, odebranie rodzinom, jako pierwszym prawa do edukacji swoich dzieci
• zniesienie różnic w edukacji chłopców i dziewczynek
• zniesienie wszelkich form męskiej dominacji – stąd obecność kobiet w armii
• zadeklarowanie, że kobiety są "klasą ciemiężoną", a mężczyźni "ciemiężcami".

Munzenberg w ten sposób podsumował długoterminowe działania Szkoły Frankfurckiej:

"Zachód zrobimy tak zepsutym, że będzie śmierdział"

Według szkoły były dwa typy rewolucji:
(a) polityczna, 
(b) kulturowa.
Kulturowa niszczy wszystko od środka: "Nowoczesne formy poddaństwa cechuje łagodność". Postrzegali to jako projekt długoterminowy i skupiali się na rodzinie, edukacji, mediach, seksie i popkulturze.

Początek szkoły frankfurckiej. Latem 1924 roku, po ataku na V Kongresie Kominternu za jego prace, Lukacs przeniósł się (z Moskwy) do Niemiec, gdzie przewodniczył pierwszemu spotkaniu socjologów o orientacji socjalistycznej, zgromadzeniu, które doprowadziło do założenia Szkoły Frankfurckiej.

avatar użytkownika intix

9. Michael

...Jest to ich własny przepis na niszczenie naszej wiary, kultury i tradycji...

tak... bardzo dobrze, że TO wykazujesz, bo trzeba znać metody wrogiego działania... ale też pamiętajmy o tym, że:

NIC NAM NIE ZROBIĄ
Nic Nam nie zrobią OBCY
Nic Nam nie zrobią ONI…
Kiedy będziemy sami szanować
Wiarę, Kulturę, Tradycję… Korzenie…
Kiedy będziemy Je chronić…

(Link, który podałeś w komentarzu - jest nieczynny).
W uzupełnieniu Twojego komentarza, pozwolę sobie dodać link do komentarza, w którym:
PLAN SZATANA

Michael...
trwa nie od dziś... ale coraz bardziej zaogniona
NAJWIĘKSZA WOJNA W DZIEJACH ŚWIATA - WALKA DUCHOWA...


Dziękuję Ci...  
Pozdrawiam serdecznie

avatar użytkownika intix

10. ZDK wzywa papieża do szybkich działań.

Chce Komunii dla rozwodników żyjących w grzechu

ZDK wzywa papieża do szybkich działań. Chce Komunii dla rozwodników żyjących w grzechu
fot. vicbuster / sxc.hu
Centralny Komitet Niemieckich Katolików (ZDK) nie ustaje w próbach doprowadzenia do zmiany katolickiego nauczania i dyscypliny Kościoła. Organizacja domaga się teraz od papieża Franciszka szybkiego i zdecydowanego działania w sprawie Komunii dla rozwodników w nowych związkach.

- W kwestii integracji rozwodników w nowych związkach już teraz muszą pojawić się jakieś rozwiązania – powiedział szef ZDK Thomas Sternberg w rozmowie z Niemiecką Agencją Prasową (DPA). Jak narzekał, nie może być tak, że w Kościele katolickim wybacza się mordercy, ale już nie rozwodnikowi. Zdaniem Sternberga trzeba położyć kres „wykluczeniu”. Szef ZDK podkreślił też, że Kościół potrzebuje reformy strukturalnej, która da więcej władzy w ręce świeckich.

Jak pisze na swoim blogu Mathias von Gersdorff, „ZDK było w ciągu ostatnich dwóch lat jedną z najważniejszych katolickich organizacji reformistycznych, które popierały poluzowanie moralności małżeńskiej i seksualnej”. Publicysta przypomina, że jeszcze w maju 2015 roku ZDK wydało skandaliczne oświadczenie. „Domagano się w nim błogosławienia par homoseksualnych, nowej moralno-teologicznej oceny homoseksualizmu oraz pozamałżeńskich stosunków płciowych, akceptacji pozamałżeńskich związków partnerskich itd.” – przypomina Gersdorff.

„Mówiąc krótko: świeckie gremium niemieckich, lewicowych postępowców popierało cały program rewolucji seksualnej” – zauważa katolicki publicysta. Gersdorff przypomina następnie, że ZDK bardzo wyraźnie i głośno domagało się przed ubiegłorocznym Synodem Biskupów dopuszczenia rozwodników w nowych związkach do Komunii świętej.

„Z dużym prawdopodobieństwem papież Franciszek w lutym/marcu 2016 roku opublikuje pismo posynodalne, w którym wypowie się na tematy, jakimi zajmowano się na Synodzie o rodzinie. Z tego powodu reformistyczne grupy katolickie, takie jak ZDK, zwiększają swój nacisk na papieża” – tłumaczy Gersdorff.

Źródła: mathias-von-gersdorff.blogspot.de, Focus.de
pach

http://www.pch24.pl/zdk-wzywa-papieza-do-szybkich-dzialan--chce-komunii-...

avatar użytkownika intix

11. Spotkanie Franciszek - Cyryl na Kubie.

Pierwsze w dziejach spotkanie papieża i patriarchy Moskwy

Spotkanie Franciszek - Cyryl na Kubie. Pierwsze w dziejach spotkanie papieża i patriarchy Moskwy
Zakończyło się spotkanie papieża Franciszka z patriarchą Cyrylem. Pierwsze w historii spotkanie głowy Kościoła katolickiego ze zwierzchnikiem Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego odbyło się w piątek w Hawanie - stolicy Kuby. Papież zatrzymał się tam po drodze do Meksyku.

Spotkanie rozpoczęło się od słów papieża Franciszka: „Wreszcie jesteśmy braćmi”. Jego rozmówca odpowiedział na to: "Teraz wszystko już jest łatwiej", na co z kolei papież wyraził przekonanie, że "najwidoczniej jest to wola Boża".

Ojciec Święty podziękował Cyrylowi za to, że przesunął datę tego wydarzenia na czas, gdy obaj znajdą się w Ameryce Łacińskiej i zauważył, że Stolica Apostolska dążyła do tego spotkania.  - W sercu było wielkie pragnienie tego spotkania - powiedział Franciszek. Podkreślił, podobnie jak wspomniał o tym patriarcha, że czas takiego spotkania jest bardzo odpowiedni. - Serdecznie dziękuję Waszej Świątobliwości, że zmienił datę swej wizyty na Kubie, gdy ja nie mogłem przybyć na Waszą pierwszą propozycję - dodał biskup Rzymu.

Zgodnie z protokołem Franciszek i Cyryl weszli do sali jednocześnie z dwóch przeciwnych stron, po czym serdecznie się uściskali i zasiedli w przygotowanych dla nich fotelach, ustawionych po obu stronach drewnianego krucyfiksu, będącego jedynym motywem religijnym w pomieszczeniu. Po wymianie pozdrowień i krótkiej rozmowie ludzie mediów opuścili salę i obaj hierarchowie z towarzyszącymi im osobami rozpoczęli spotkanie prywatne.

Papież i patriarcha rozmawiali nie tylko o deklarowanej zarówno przez Watykan jak i patriarchat moskiewski „chęci powrotu do jedności”, ale także o geopolityce. Jednym z tematów rozmowy miała być obrona chrześcijan na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza na terenach opanowanych przez Państwo Islamskie. W kwestii tej obie strony deklarują gotowość pełnej współpracy. Poruszona miała zostać także sprawa wojny w Syrii.  

Spotkanie zakończyło się podpisaniem wspólnej deklaracji. Służby dyplomatyczne obu stron podkreślają jednak, że treść deklaracji jest mniej ważna od samej rozmowy. Dokument ów składa się z 30 punktów i obejmuje szeroki krąg zagadnień dotyczących m.in. sytuacji i prześladowań chrześcijan w dzisiejszym świecie, rodziny oraz współpracy wyznawców obu Kościołów w różnych dziedzinach. Wspomina też o znaczeniu wolności religijnej i o „bezprecedensowym odrodzeniu się wiary chrześcijańskiej w Rosji i wielu krajach Europy Wschodniej, gdzie niegdyś rządziły reżymy ateistyczne”.

Franciszek i Cyryl wzywają też współwyznawców, by dawali wspólne świadectwo Ewangelii, odpowiadając razem na wyzwania współczesnego świata. Papież i patriarcha w swej deklaracji zwracają też uwagę na nowe formy dyskryminacji w zlaicyzowanych społeczeństwach, będące zagrożeniem wolności religijnej. Siły polityczne kierowane ideologią laicyzmu nieraz agresywnie spychają chrześcijan na margines życia publicznego. Integracja europejska wzbudziła nadzieje wielu, ale trzeba czuwać, by nie naruszała niczyjej tożsamości religijnej. Europa winna zostać wierna swym chrześcijańskim korzeniom - czytamy w deklaracji.

We wspólnej deklaracji przypomniano również, że prawosławni i katolicy podzielają tą samą koncepcję rodziny opartej na małżeństwie mężczyzny i kobiety, a otwartej na rodzenie i wychowanie dzieci. Wyrażono ubolewanie zrównywaniem z nim innych związków. Wezwano do poszanowania prawa do życia, odrzucając aborcję, której ofiarą padają miliony dzieci, jak też eutanazję i techniki medycznie wspomaganego rozrodu. Zachęcono młodzież, by szła pod prąd, wcielając w życie ewangeliczne przykazania.

W dokumencie podpisanym przez Franciszka i Cyryla zapisano, że choć dawna metoda „uniatyzmu”, "odrywająca pewne grupy od ich Kościołów", nie prowadziła do przywrócenia jedności, tym niemniej wspólnoty powstałe w takich okolicznościach historycznych mają prawo istnieć i dbać o potrzeby duchowe swych wiernych, a prawosławni i grekokatolicy winni się pojednać i znaleźć formy współistnienia. Wzywają też do pokoju na Ukrainie i nie podsycania konfliktu oraz do zgody wśród podzielonych tam schizmą prawosławnych. "Pomóc w tym powinni również tamtejsi katolicy" - napisano w deklaracji.

Po podpisaniu dokumentu patriarcha Cyryl oświadczył, że rozmowy odbywały się w szczerej przyjacielskiej atmosferze i były bardzo treściwe. Zapewnił, że obaj rozmówcy wyrazili solidarność z prześladowanymi w różnych częściach świata chrześcijanami i że oba Kościoły chcą współpracować, aby położyć kres tej sytuacji i umacniać pokój na świecie.

W podobnym duchu wypowiedział się Franciszek. Oznajmił, że było to spotkanie braci złączonych tych samym chrztem i urzędem biskupim, a w czasie rozmów czuło się obecność Ducha Świętego. Podziękował też narodowi i władzom Kuby i osobiście prezydentowi Raulowi Castro za gościnność i zorganizowanie tego spotkania. Zaznaczył, że jeśli więcej będzie takich wydarzeń w tym miejscu, to kraj tan stanie się „stolicą jedności”.

Po oświadczeniach nastąpiła wymiana darów. Patriarcha podarował papieżowi dużych rozmiarów kopię ikony Matki Bożej Kazańskiej, otrzymał zaś ozdobny relikwiarz z cząstką doczesnych szczątków św. Cyryla - Apostoła Słowian, kielich i egzemplarz encykliki "Laudato si" z autografem papieskim. Upominki dostali też członkowie obu delegacji.

Po zakończeniu spotkania papież odleciał do Meksyku, do którego wybrał się na sześciodniową pielgrzymkę.

Źródło: KAI, Radio Watykańskie, TVP INFO
kra
http://www.pch24.pl/spotkanie-franciszek---cyryl-na-kubie--pierwsze-w-dz...

avatar użytkownika intix

13. Roberto de Mattei: Spotkanie Franciszek-Cyryl. A co z unitami?

Cena, którą Franciszek będzie musiał zapłacić za pewne słowa zawarte w dokumencie podpisanym wraz ze zwierzchnikiem moskiewskiej cerkwi może być bardzo wysoka. Niesprawiedliwie potraktowani zostali bowiem wyjątkowo wierni Rzymowi katolicy uniccy.

Wśród licznych sukcesów przypisywanych przez media papieżowi Franciszkowi jest „historyczne spotkanie” z patriarchą Cyrylem. Zjawisko to opisywane jest niczym upadek muru dzielącego Kościół Rzymu z Kościołem wschodnim przez tysiąc lat. Znaczenie tego spotkania nie zostało zapisane we wspólnej deklaracji – jak mówi sam papież – ale w obraniu wspólnego celu, nie politycznego czy moralnego, ale religijnego celu. Tradycyjne nauczanie Kościoła wyrażane w dokumentach, Franciszek zdaje się chcieć zamienić na neo-magisterium przekazywane za pośrednictwem symbolicznych wydarzeń. Komunikat wysłany przez papieża ma na celu zapewnienie, że spotkanie na Kubie było punktem zwrotnym w historii Kościoła. Jednak to właśnie od historii Kościoła musimy zacząć, chcąc zrozumieć znaczenie tego wydarzenia. Historyczne nieścisłości są rzeczywiście duże i trzeba je korygować, gdyż to na fałszywej historii często budowane są doktrynalne odchylenia.

Przede wszystkim nie jest prawdą stwierdzenie, że Kościół Rzymski i Patriarchat Moskiewski pozostają rozdzielone od tysiąca lat – patriarchat ten utworzono bowiem w 1589 roku. Przez pięć poprzedzających jego powstanie wieków, ale i później, wschodnim rozmówcą Rzymu był Patriarcha Konstantynopola.

Podczas Soboru Watykańskiego II, 6 stycznia 1964 roku Paweł VI spotkał się z patriarchą Atenagorasem w Jerozolimie, by zainicjował „dialog ekumeniczny” między światem katolickim a prawosławnym. Dialog ten nie mógł nabrać rozpędu z powodu tysiącletniego oporu Wschodu przeciwko uznaniu prymatu Rzymu. Sam Paweł VI przyznał to w przemówieniu do Sekretariatu ds. Jedności Chrześcijan w 1967 roku mówiąc: „papież jest bez wątpienia największą przeszkodą na drodze ekumenizmu”.

Patriarchat Konstantynopola stanowił jedną z pięciu stolic chrześcijaństwa, ustalonych na Soborze Chalcedońskim w 451 roku. Po upadku cesarstwa rzymskiego to Konstantynopol mógł być nawet postrzegany jako religijne centrum świata. 28 kanon soboru dotyczący szczególnej godności i uprawnień biskupich stolicy w Konstantynopolu został jednak odrzucony przez papieża Leona Wielkiego, gdyż przypisywał supremacji biskupa Rzymu jedynie polityczne a nie Boskie podstawy. To było ziarno kiełkujące później bizantyjską schizmą. W 515 roku papież Hormizdas przekonał biskupów wschodnich do podpisania unii z Rzymem, w której powracali do posłuszeństwa wobec Stolicy Piotrowej.

Między V i X wiekiem, gdy Zachód potwierdzał rozdział między władzą duchową a doczesną, na Wschodzie urodził się cezaropapizm, w którym to Kościół był de facto podporządkowany cesarzowi uważającemu się za naznaczonego przez Boga – głowę tak Kościoła jak i państwa. Patriarchowie Konstantynopola byli więc de facto zredukowani do roli funkcjonariuszy Bizancjum, w związku z czym tym bardziej rosła ich radykalna awersja do Kościoła rzymskiego.

Po pierwszych pęknięciach spowodowanych przez patriarchę Focjusza w IX wieku, oficjalna schizma nastąpiła 16 lipca 1054 roku, kiedy patriarcha Michał I Cerulariusz ogłosił, że Rzym popadł w herezję ze względu na filioque ale także pod innymi pretekstami. Rzymscy legaci nałożyli więc na niego karę ekskomuniki przy ołtarzu Hagia Sophia w Konstantynopolu. Książęta Kijowa – nawróceni na chrześcijaństwo w 988 roku przez św. Włodzimierza – popadli w schizmę za patriarchą Konstantynopola i uznali jego religijną jurysdykcję.

Rozdźwięki okazały się nie do pokonania, ale 6 lipca 1439 doszło do niezwykłego wydarzenia, kiedy to we florenckiej katedrze Santa Maria del Fiore papież Eugeniusz IV uroczyście ogłosił bullę Laetentur Coeli i unię Kościołów katolickiego i prawosławnego. Podczas soboru florenckiego, w którym uczestniczył cesarz Wschodu Jan VIII Paleolog oraz patriarcha Konstantynopola Józef II, osiągnięto porozumienie w sprawie wszystkich problemów – od filioque po prymat Rzymu. Był to jedyny w historii moment ponownego „trwania w uścisku” Kościołów Wschodu i Zachodu w ciągu ostatniego tysiąclecia.


Jednym z uczestników soboru we Florencji był metropolita Kijowa i całej Rusi, Izydor. Po swym powrocie do Moskwy upublicznił wiadomość o pojednaniu się z papieżem, ale książę moskiewski Wasyl Ślepy ogłosił go heretykiem i wymienił go na wiernego sobie biskupa. Zapoczątkowało to okres autokefalii Cerkwii moskiewskiej, która stał się niezależna nie tylko od Rzymu, ale i Konstantynopola.

Niedługo po tych wydarzeniach Imperium Bizantyjskie zostało podbite przez Turków a Patriarchat Konstantynopola zniszczony. Pojawiła się więc idea, by to Moskwa przejęła dziedzictwo tego Kościoła i stać się nowym centrum chrześcijańskiego Wschodu. Książe Moskwy Iwan III ożenił się z pochodzącą z cesarskiego rodu Zoe Palolog, nadał sobie tytuł cara i przyjął symbol dwugłowego orła. W 1589 roku utworzony został Patriarchat Moskwy i Wszechrusi. Rosjanie ogłosili się nowymi obrońcami „ortodoksji” zapowiadając nadejście Trzeciego Rzymu (po katolickim i bizantyjskim).

W obliczu tych wydarzeń biskupi ziem Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego zebrali się w październiku 1596 roku na synodzie w Brześciu, gdzie ogłoszono ich unię z Rzymem. Znani są jako unici lub greko-katolicy, gdyż zachowali mimo unii bizantyjską liturgię.

Rosyjscy carowie rozpoczęli systematyczne prześladowania Kościołów unickich, wśród których zrodziło się wielu męczenników, jak chociażby Andrzej Bobola, torturowany i zabijany z nienawiści do wiary rzymskiej. Prześladowania nasiliły się jeszcze bardziej w czasach Związku Sowieckiego – kardynał Josyf Slipyj na przykład spędził 18 lat w komunistycznych łagrach.

Dziś unici stanowią najliczniejszą grupę katolików obrządku wschodniego i stanowią żywe świadectwo powszechności Kościoła katolickiego. Jest niesprawiedliwym sądzić (tak jak to zapisano we wspólnym dokumencie Franciszka i Cyryla), że „używana w przeszłości metoda uniatyzmu, pojmowanego jako przyłączenie jednej wspólnoty do drugiej, odrywając ją od swego Kościoła, nie jest sposobem pozwalającym na przywrócenie jedności” oraz, że „nie można się zatem zgodzić na stosowanie nieuczciwych środków w celu zachęcenia do wiernych, aby przeszli z jednego Kościoła do drugiego, zaprzeczając ich wolności religijnej oraz ich tradycji”.

Cena, którą Franciszek będzie musiał zapłacić za te słowa jest bardzo wysoka – będą to oskarżenia o zdradę kierowane pod adresem katolików unickich, zawsze wyjątkowo wiernych Rzymowi.

Spotkanie Franciszka z Cyrylem niesie więc dalej idące skutki niż spotkanie Pawła VI z patriarchą Atenagorasem. Zbliżenie z Cyrylem wydaje się bowiem istotne szczególnie w kontekście przyjęcia przez Zachód wschodniej drogi synodalności, niezbędnej do „demokratyzacji” Kościoła.

Mówi się także, że spotkanie Franciszek-Cyryl to najważniejszy punkt tego pontyfikatu. Nic bardziej mylnego – będą nim obchody 500-lecia reformacji.


Roberto de Mattei
"Corrispondenza Romana"

malk
http://www.pch24.pl/spotkanie-franciszek-cyryl--a-co-z-unitami-,41329,i....

avatar użytkownika intix

14. W Watykanie

powstaną dwie nowe kongregacje? Projekt czeka na aprobatę papieża

W dniach 8-9 lutego odbyły się kolejne spotkania Rady Kardynałów, pracującej nad reformą Kurii Rzymskiej. Hierarchowie dyskutowali nad „zdrową decentralizacją” i zatwierdzili projekt utworzenia dwóch nowych dykasterii. Teraz ostateczną decyzję w tej sprawie podejmie papież Franciszek.
Read more: http://www.pch24.pl


Kardynał De Paolis: ostatnie słowo w sprawach doktryny i dyscypliny należy do papieża

W przypadku zapowiadanej decentralizacji Kościoła kardynał Velasio De Paolis nie widzi żadnych powodów do obaw. Istnieje pragnienie większego zaangażowania narodowych konferencji biskupów i papież chce znaleźć rozwiązanie służące większej elastyczności – powiedział hierarcha w rozmowie z watykanistą Edwardem Pentinem. Purpurat poruszył także kwestie związane z udzielaniem Komunii Świętej osobom rozwiedzionym.
Read more: http://www.pch24.pl

Kardynał Gianfranco Ravasi pisze do „drogich braci masonów”

Wpływowy watykański hierarcha, kardynał Gianfranco Ravasi ( przewodniczący Papieskiej Rady ds. Kultury) zwrócił się na łamach „Il sole 24ore” do... „braci masonów”. Hierarcha wezwał do podjęcia przez Kościół dialogu z masonerią, bez względu na „katolickich integrystów” oskarżających niektórych hierarchów o przynależność do lóż.
Read more: http://www.pch24.pl

Mocne słowa papieża Franciszka o „pożeraniu dzieci w diabolicznej ofierze"

Biskup, który przenosi księdza, który dopuścił się przestępstwa pedofilii do innej parafii nie zdaje sobie sprawy z tego, co czyni i powinien złożyć dymisję – powiedział Franciszek podczas konferencji prasowej na pokładzie samolotu wiozącego go z Meksyku do Rzymu. Pytanie o to zadał Franciszkowi, w nawiązaniu do sprawy założyciela Legionistów Chrystusa, ks. Marciala Maciela Degollado Javier Solorzano Zinser z “Canal Once”.
Read more: http://www.pch24.pl

Kardynał Vincent Nichols pokieruje Kongregacją ds. Świeckich, Życia i Rodziny?

Według pojawiających się informacji, arcybiskup Westminsteru kard. Vincent Nichols jest rozważany jako potencjalny prefekt nowej rzymskiej kongregacji, zajmującej się sprawami życia, rodziny i wiernych świeckich. A to wiadomość niepokojąca dla organizacji działających na rzecz ochrony życia i  małżeństwa – alarmuje „Voice of the Family”.

Podejście prezentowane przez angielskiego hierarchę wobec kluczowych kwestii katolickiej etyki od wielu lat budzi poważne wątpliwości. Jak przypomina „Voice of the Familly”, chodzi tak o ocenę aborcji, antykoncepcji i homoseksualizmu, jak i o edukacje seksualną, status embrionu czy udzielanie Komunii świętej osobom żyjącym w grzechu cudzołóstwa.

„Możliwość nominowania go na stanowisko przewodniczącego nowej kongregacji – która zastąpi Papieską Radę ds. Świeckich, Papieską Radę ds. Rodziny i Papieską Akademię Życia – jest dla grup prolife i prorodzinnych rzeczą niezwykle alarmującą. Obawiają się one, że jego niezgoda wobec katolickiego nauczania poważnie osławi świadectwo dawane światu przez Kościół” – czytamy na voiceofthefamily.com.

Kard. Nichols dał się poznać jako szczególnie zaangażowany orędownik zmiany podejścia do grzechu homoseksualizmu. W tym także i w zakresie praktyki duszpasterskiej w jego diecezji. Co nie powinno dziwić, purpuratowi nie spodobał się – tak kontrowersyjny - tekst synodu pt. „Relatio post disceptationem”. Zabrakło mu w nim wyraźniejszego otwarcia i dowartościowania homoseksualizmu.

Kardynał blisko współpracował z Terrym Prendergastem, aktywistą LGBT kierującym Marriage Care – podmiotem prowadzącym poradnictwo dla par tej samej płci. Prendergast jest jednym z ważniejszych w Europie Zachodniej aktywistów działających na rzecz tęczowej reformy "Kościoła".

Źródło: voiceofthefamily.com
mat
http://www.pch24.pl

avatar użytkownika intix

15. @guantanamera

Z nadzieją, że nie odbierzesz mi tego za złe... o co grzecznie proszę... pozwolę sobie przenieść do tego wpisu Twój komentarz (za który dziękuję), zamieszczony pod wpisem Non occides. Nie zabijaj! :

1. Prośby o wyjaśnienie ...


Pozdrawiam serdecznie

avatar użytkownika guantanamera

16. @intix

Oczywiście, że nie odbiorę.... Sama miałam link zamieścić tutaj i nawet odnotowałam wskazaną przez Ciebie różnicę, ale tamten wpis był bliżej, no i też na ten temat ...
Też pozdrawiam ...

avatar użytkownika intix

18. Katolicy apelują do Franciszka

W czasie podróży powrotnej z pielgrzymki do Meksyku, 18 lutego, papież Franciszek odpowiadając na pytanie dziennikarza dotyczące zapobiegania ciąży w krajach zagrożonych wystąpieniem wirusa Zika, wyraził się w sposób nie do końca jasny. Jego odpowiedź może być zinterpretowana jako przyzwolenie na stosowanie w pewnych wypadkach antykoncepcji, a to oznacza odejście od nauczania Kościoła dotyczącego sterowania płodnością człowieka. Wobec tego katolicy apelują do Franciszka, by jednoznacznie potwierdził nauczanie zawarte w encyklice „Humanae Vitae”.(...)
Więcej > www.pch24.pl

avatar użytkownika intix

19. Roberto de Mattei:

Socci: krytyka jest dobra dla papieża. Franciszek potwierdza

List wysłany 7 lutego przez papieża Franciszka do Antonio Socciego zasługuje na taką samą uwagę, jak książka Socciego pt. „Proroctwa ostateczne. List otwarty do Papieża Franciszka na czasy wojny”. List Ojca Świętego burzy bowiem pewnego rodzaju „papolatrię”, rozpowszechnioną w konserwatywnych kręgach. Papież stwierdza, że krytykowanie go jest nie tylko godziwe, ale i „bardzo dobre” dla samego papieża.

Książka Socciego dzieli się na dwie części: pierwsza zawiera zestawienie przepowiedni, tak nowych jak i dawnych, wskazujących na poważne katastrofy czekające świat, o ile nie dojdzie do nawrócenia i pokuty. Wiele przepowiedni wskazuje na zniszczenia materialne zdające się być skutkiem obecnego spustoszenia duchowego, dotykającego dziś Kościół. Wśród wielu niebiańskich wiadomości odnaleźć można tę przekazaną przez Matkę Bożą w La Salette i sen św. Jana Bosko dotyczący przyszłości Rzymu, przedstawiający ten sam tragiczny scenariusz i nadzieję, którą Matka Boża objawiła w Fatimie w roku 1917. Inne objawienia prywatne przywoływane przez Socciego, choć można je uznawać za wątpliwe, przypominają nam o istnieniu profetycznego, apokaliptycznego wymiaru, nierozerwalnie związanego z teologią katolicką.

Druga część książki, utrzymana w formie listu otwartego, prezentuje krytykę papieża Franciszka, którego działania i wypowiedzi – odnotowywane przez autora bardzo starannie od początku tego pontyfikatu – powodowały wśród wiernych dezorientację, załamania i zgorszenie. Do tego stopnia, że wielu z nich zadawało sobie pytanie prezentowane w przeddzień papieskiej podróży do Ameryki na okładce „Newsweeka”: czy papież jest katolikiem?

Socci kieruje do Papieża następujące słowa: „Błagam, spójrz na przebytą dotąd drogę, uniknij kolejnych, jeszcze poważniejszych kroków, takich jak otwarcie się w adhortacji posynodalnej na idee kardynała Kaspera (...). Nade wszystko uniknij zwoływania kolejnego synodu, który – zgodnie z istniejącymi obawami – weźmie sobie na cel ataku celibat kapłański. Tym, czego najbardziej potrzebuje większość z nas, jest wielki Jubileusz pokuty” (s. 221).

Antonio Socci jest dziennikarzem i – jak to przystoi dziennikarzowi – jest przyzwyczajony do interweniowania w przypadku gorących wydarzeń z szybkością wymaganą przez jego zawód. Czasem może się to odbywać kosztem pogłębienia analizy, ale jako że jest to motywowane pasją, Socci gotów jest do debaty nad swoimi przekonaniami pod warunkiem, że przeważać będzie prawda i tylko prawda. Ci, którzy nie przychylają się do jego tez, powinni docenić jakość, jaką wielokrotnie prezentował.

Pewne jest to, że Papież Franciszek po otrzymaniu książki Socciego nie potępił, nie ekskomunikował ani też nie zlekceważył. Napisał do niego wiadomość, w którym czytamy: „Drogi Bracie! Otrzymałem Twoją książkę i załączony do niej list. Dziękuję Ci, oby Bóg Cię wynagrodził. Zacząłem ją czytać i jestem pewien, że wiele spośród tego, co w niej znajduje, będzie dla mnie bardzo dobre. Faktycznie, także i krytyka pomaga nam w podążaniu właściwą drogą Pana. Dziękuję Ci za modlitwy Twoje i Twojej rodziny, prosząc Boga o błogosławieństwo, a Matkę Bożą o to, by was chroniła. Twój Brat i Sługa w Panu, Franciszek”.

Tych kilka zdań burzy pewnego rodzaju „papolatrię”, rozpowszechnioną w konserwatywnych kręgach. Papież stwierdza, że krytykowanie go jest nie tylko godziwe, ale i „bardzo dobre” dla samego papieża, pomagając w „podążaniu właściwą drogą Pana”. Przez papolatrię rozumie tu nadmierne ubóstwienie postaci papieża, rzecz zupełnie różną od głębokiej czci i pobożnego szacunku należnego jego urzędowi. Szczerość, także w przypadku krytyki – zauważa Socci – może pomóc Biskupowi Rzymu, „zwłaszcza gdy dominująca mentalność przesadza z uwielbieniem” (s. 92). Wielki dominikański teolog Melchior Cano stwierdzał, że „Piotr nie potrzebuje naszych kłamstw ani uwielbienia. Ci, którzy ślepo, bezkrytycznie bronią każdej decyzji papieża najbardziej podkopują autorytet Stolice Apostolskiej. Niszczą jej fundamenty zamiast je wzmacniać”.

Ktoś mógłby powiedzieć, że list skierowany przez Franciszka do Socciego ma na celu „inkluzję”, synkretyczne objęcie wszystkich, od progresistów po tradycjonalistów. A jednak poza intencjami liczą się także fakty, a faktem jest w tym przypadku uznanie wyrażane przez papieża dla jego krytyków. Słowa Franciszka skierowane do Socciego odnoszą się szerzej do tych wszystkich, którzy w przeciągu ostatnich trzech lat krytykowali jego pontyfikat: zaczynając od Alessandro Gnocchiego i Mario Palmaro, przez Rossa Douhata piszącego na łamachj „New York Times”, aż po grupę katolickich pisarzy, których petycja 8 grudnia 2015 roku ukazała się na łamach „The Remnant”. Franciszek przypomina nam, że możemy krytykować działania papieża pozbawione nieomylności, zwłaszcza związane z decyzjami politycznymi i duszpasterskimi. Po warunkiem jednak, że taka krytyka przepojona jest szacunkiem i dotyczy błędów osoby, a nie autorytetu papiestwa.

Historycznie rzecz ujmując, zdradzie katolickiej klasy politycznej zawsze towarzyszyła także i zdrada ze strony wysoko postawionych hierarchów, nigdy jednak papież nie wybierał do grona zaufanych kogoś takiego, jak Eugenio Scalfari, ani też nie wskazywał osób pokroju Emmy Bonino i Giorgio Napolitano jako wielkich postaci współczesnych Włoch. Nie wspominając przy tym, nie udzielając żadnej zachęty ani zwykłego błogosławieństwa dziesiątkom tysięcy katolików gromadzących się z okazji Dnia Rodziny. Gdy w Senacie uchwalano ustawę Cirinny legalizującą związki homoseksualne, papież Franciszek, który poprzednio milczał w sprawie Irlandii, wziął na siebie poważną odpowiedzialność, milcząc także i we Włoszech. „Dlaczego Ojcze Święty – pyta z bólem Socci – powstrzymałeś sprzeciw wobec śmiertelnego ataku na rodzinę, przypuszczanego od lat na całym świecie?” (s. 127).

8 marca na łamach „Libero” Socci w porę interweniował krytykując narodziny nowej katolickiej partii, następujące wskutek doświadczeń związanych z Dniem Rodziny. Pomysł przekształcenia inspirowanych religią stowarzyszeń w coś politycznego w przeszłości zawsze kończył się porażką – tłumaczył Socci. Jednakże błąd polega nie tylko na wyborze chwili i sposobu, w jaki ogłoszono powstanie takiej inicjatywy. Należy odrzucić samą ideę katolickiej partii politycznej, zmuszonej do przyjęcia warunków relatywistycznej demokracji. Ruchy społecznie mogą wpływać na politykę w sposób o wiele skuteczniejszy od partii politycznych.

We Włoszech w ciągu ostatnich kilku lat ukształtował się znaczny ruch oporu wobec sekularyzacji. U jego podstaw leży rzeczywiste działanie łaski i praca wielu katolików, którzy przez dekady sprzeciwiali się temu procesowi podejmując wysiłki moralne i kulturalne. Protesty przeciwko ustawie Cirinny, związane z Dniem Rodziny, ukazały wielu ludziom istnienie tego ruchu. Jednakże, kiedy katolicki świat manifestował swoją największą siłę, ukazał także swoją największą słabość. Jego siłą jest to, co leży u jego podstaw, słabość charakteryzuje przywódców tego ruchu, istniejące wśród nich podziały stały się jasne w kilka tygodniu po Dniu Rodziny. Ten podział nie jest niespodzianką. Już u samego zarania pojawiają się ludzie, którzy wchodzą w skład kierownictwa, chcąc dzięki temu wypłynąć na szersze wody. Tej inicjatywy nie współtworzą, ani nawet jej nie reprezentują. Socci ma rację twierdząc, że „dziś przed katolikami stoi znacznie ważniejsze zadanie. Kto potrzebuje partii politycznych opartych na jednej kwestii? Główne zadanie polega na utrudnieniu autodestrukcji Kościoła i społeczeństwa”.

Czy adhortacja posynodalna, którą papież Franciszek podpisze 19 marca, stanie się nowym etapem tego procesu? Czy papież potwierdzi doktrynę Kościoła? Czy też w niektórych punktach odejdzie od wiecznego nauczania Kościoła? A jeśli tak, to w jaki sposób powinni zareagować katolicy? Tak brzmią najpilniejsze obecnie pytania. A wymagają one uwagi ze strony inteligencji, oświeconej w sposób, do którego zdolna jest tylko łaska.


Roberto de Mattei
Corrispondenza Romana

www.pch24.pl
***
Papieska adhortacja o rodzinie ukaże się po Wielkanocy
***
Załączam też:
Roberto de Mattei: Historyczna zdrada „katolików"

avatar użytkownika intix

21. Roberto De Mattei o adhortacji papieża Franciszka

Roberto De Mattei o adhortacji papieża Franciszka

W posynodalnej adhortacji Amoris Laetitia papież Franciszek oficjalnie podsumował trwającą przez dwa lata synodalną dyskusję dotyczącą małżeństwa i rodziny. Doszło do tego w dwa lata po konsystorzu, na którym kardynał Kasper wykonał powierzone mu zadanie i wprowadził do kościelnej debaty temat rozwodników żyjących w nowych związkach. To jego wezwanie do zmiany podejścia Kościoła do osób żyjących w grzechu ciężkim stało się podstawą papieskiej adhortacji.

Na przestrzeni ostatnich dwóch lat wybitni kardynałowie, biskupi, teologowie i filozofowie interweniowali, by wykazać, że między nauką i praktyką Kościoła musi istnieć spójność. Praktyka duszpasterska opiera się bowiem na nauce moralnej wynikającej z doktryny. „Nie będzie prawdziwą posługa Kościoła sprzeczna z Jego prawem, niemająca na celu osiągnięcia ideału chrześcijańskiego życia” – zauważał kardynał Velasio de Paolis. Kardynał Sarah podkreślał zaś, że „pomysł, by umieszczać nauczanie Magisterium w ładnym pudełku, oddzielając je od praktyki duszpasterskiej - która może ewoluować w zależności od okoliczności, mód i namiętności - jest formą herezji, niebezpieczną schizofreniczną patologią”.

W tygodniach poprzedzających publikację adhortacji interwencje kardynałów przybrały na częstotliwości. Liczni biskupi pragnęli przekonać papieża, że nie może opublikować dokumentu pełnego błędów, wymagającego licznych poprawek, których Kongregacja Nauki Wiary pospiesznie dokonywała w projekcie. Franciszek jednak nie cofnął się, ale – jak się wydaje – powierzył prace nad adhortacją, a przynajmniej nad niektórymi jej fragmentami, zaufanym teologom, którzy próbowali reinterpretować świętego Tomasza w świetle heglowskiej dialektyki. W rezultacie powstał tekst, który jest dwuznaczny i wyraźnie niedookreślony. Dlatego czytamy w nim na przykład, że „nie należy oczekiwać od Synodu ani też od tej adhortacji nowych norm ogólnych typu kanonicznego, które można by stosować do wszystkich przypadków”. Jeśli jesteś bowiem przekonany, że chrześcijanie w ich zachowaniu nie muszą dostosowywać się do bezwzględnych zasad, ale mogą czerpać „ze znaków czasu”, byłoby sprzecznością formułować jakiekolwiek zasady ogólne.

Oczekując na adhortację wszyscy stawiali pytanie – czy do sakramentu Eucharystii mogą przystąpić rozwodnicy żyjący w nowych związkach. Kościół zawsze był w tej sprawie kategoryczny, odpowiadając stanowczo – nie. Osoby takie nie mogą otrzymać Komunii, gdyż warunki ich życia obiektywnie zaprzeczają naturalnej i chrześcijańskiej prawdzie o małżeństwie wyrażonej i urzeczywistnianej w Eucharystii (jak czytamy w Familiaris consortio Jana Pawła II).

A jak odpowiedź na to pytanie brzmi u Franciszka? Otóż wydaje się, że następująco: „ogólnie nie”, ale „w niektórych przypadkach” tak (§305, przypis 351). Rozwodnicy żyjący w nowych związkach powinni się czuć „bardziej zintegrowani” a „mniej wykluczeni” (§ 299). Ich integracja „może wyrażać się w różnych posługach kościelnych: trzeba zatem rozeznać, które z różnych form wykluczenia obecnie praktykowanych w dziedzinie liturgicznej, duszpasterskiej, edukacyjnej oraz instytucjonalnej można przezwyciężyć” (§ 299), nie wyłączając dyscypliny sakramentalnej (przypis 336).

Jasno wynika z tego jedno: zakaz przystępowania do Komunii Świętej dla rozwodników żyjących w nowych związkach nie jest absolutny. Kardynał Caffara przeciwko takiej tezie kard. Kaspera mówił: „to uderzy w doktrynę, nieuchronnie. Takie rozwiązanie stwarza wrażenie wśród chrześcijan, że absolutnie nierozerwalne małżeństwo nie istnieje. To z pewnością jest wbrew woli Pana. Nie mam co do tego wątpliwości” – to słowa z marca 2014.

Ponadto wyjątek ma stać się regułą, ponieważ kryterium dostępu do Komunii świętej pozostaje w Amoris Laetitia , w gestii „osobistego rozeznania” jednostki. Rozeznania poprzez rozmowę z księdzem, na forum wewnętrznym, przypadek po przypadku. Ale czy znajdą się duszpasterze, którzy odważą się odmówić dostępu do Eucharystii jeśli – pisze papież – „sama Ewangelia wzywa nas by nie osądzać i nie potępiać”(§308), a jeśli to konieczne, „aby zintegrować wszystkich”(§297)? W dodatku gdy Kościół  „docenia konstruktywne elementy w sytuacjach, które nie są jeszcze lub już nie odpowiadają Jego nauczaniu o małżeństwie”? Pasterzom, którzy chcieliby przypominać przykazania Kościoła groziłoby, zgodnie z semantyką adhortacji, bycie „kontrolerami łask a nie tymi, którzy je przekazują” (§310). A dodatkowo, czytamy, „duszpasterz nie może czuć się zadowolony, stosując jedynie prawa moralne wobec osób żyjących w sytuacjach nieregularnych, jakby były kamieniami, które rzuca się w życie osób. Tak jest w przypadku zamkniętych serc, które często chowają się nawet za nauczaniem Kościoła, aby zasiąść na katedrze Mojżesza i sądzić, czasami z poczuciem wyższości i powierzchownie, trudne przypadki i zranione rodziny” (§305).

To właśnie ten język, mocniej krytykujący „kontrolerów łask” niż „zatwardziałość serc” jest znakiem rozpoznawczym Amoris Laetitia, nic więc dziwnego, że przedstawiając dokument kardynał Schoenbern nazwał go „wydarzeniem językowym”. Według arcybiskupa Wiednia adhortacja „konsekwentnie przekracza sztuczne, zewnętrzne podziały na między tym co regularne a nieregularne”. Przypomnijmy, że gdy mowa o sytuacjach nieregularnych, mamy na myśli cudzołóstwo i wszelkie formy współżycia pozamałżeńskiego. W Amoris Laetitia papież przypomina, czym jest prawdziwe, chrześcijańskie małżeństwo, ale zauważa też, że choć „inne formy związków są radykalnie sprzeczne z tym ideałem”, niektóre z nich realizują go „przynajmniej częściowo i analogicznie” (§292). Czytamy więc dalej: „Ze względu na uwarunkowania i czynniki łagodzące możliwe jest, że pośród pewnej obiektywnej sytuacji grzechu osoba, która nie jest subiektywnie winna albo nie jest w pełni winna, może żyć w łasce Bożej, może kochać, a także może wzrastać w życiu łaski i miłości, otrzymując w tym celu pomoc Kościoła” (§305), w niektórych wypadkach również pomoc w postaci sakramentów (przypis 351).

Według katolickiej moralności, okoliczności tworzące kontekst nie zmieniają moralnej oceny czynów, czy coś jest dobre czy złe. Ale doktryna ta (świadcząca, że czyn ludzki jako „intrinsece malum” – wewnętrznie sprzeczny z ostatecznym celem osoby – zawsze jest zły) wydaje się być w papieskiej adhortacji udaremniona, mimo iż tego typu „nową moralność” potępiał wielokrotnie Pius XII i Jan Paweł II. Wynika bowiem z tego, że o tym, czy coś jest dobre czy złe, decyduje prywatna opinia człowieka. Seks pozamałżeński nie jest już więc uważany za zły z samego faktu zaistnienia, ale – jako akt miłości – oceniany ma być w zależności od okoliczności. To zrównanie osób pozostających w stanie łaski z osobami żyjącymi w sytuacji permanentnego grzechu ciężkiego. A to wydaje się uleganiem teorii człowieka wymyślonej przez Marcina Lutra - simul iustus, potępionej przez Sobór Trydencki.

Posynodalna adhortacja Amoris Laetitia jest więc znacznie gorsza niż tezy kardynała Kaspera, przeciwko którym przez ostatnie miesiące kierowano słuszną krytykę. Kardynał Kasper oprócz tez zadawał bowiem również i pytania, a adhortacja daje odpowiedź wprost: otwarcie drzwi dla rozwiedzionych żyjących w nowych związkach, uświęcenie efektów tej sytuacji i rozpoczęcie procesu normalizacji wszystkich form współżycia jak mąż i żona.

Biorąc pod uwagę, że ten papieski dokument należy do zwyczajnego Magisterium i nie wlicza się do elementów nauczania nieomylnego istnieje nadzieja, że stanie się przedmiotem pogłębionej krytycznej analizy ze strony teologów i pasterzy Kościoła, bez złudzenia możliwości zastosowania do niego „hermeneutyki ciągłości”.

Jeśli jednak tekst jest katastrofalny, jeszcze większą katastrofę stanowi fakt, że podpisał go Wikariusz Chrystusa. Dla tych, którzy kochają Chrystusa i Jego Kościół, to dobra okazja, by zabrać głos. Tak, jak odważny biskup Athanasius Schneider mówiący: “Non possumus!” Nie zaakceptuję niejasnej mowy ani umiejętnie zamaskowanych furtek prowadzących do profanacji sakramentów małżeństwa i Eucharystii. Nie przyjmę również kpiny z Szóstego Przykazania. Wolę być ośmieszany i prześladowany niż akceptować dwuznaczny tekst i nieszczere metody. Wolę krystaliczny obraz „Chrystusa – Prawdy, niż wizerunek lisa zdobionego perłami” (za św. Ireneuszem), „bo wiem, komu uwierzyłem” (2 Tm 1,12).

Roberto de Mattei
Corrispondenza Romana

http://www.pch24.pl/roberto-de-mattei-o-adhortacji-papieza-franciszka,42...

avatar użytkownika intix

22. Po Amoris Laetitia. Kościół dwóch prędkości

Papieska adhortacja Amoris Laetitia powtarza pastoralne propozycje synodu biskupów. Choć papież Franciszek – wbrew oczekiwaniom postępowych hierarchów i liberalnych mediów – nie „zalegalizował rozwodów”, być może zrobią to za niego niektórzy duchowni. W sprawie rozwodników żyjących w nowych związkach dotychczasowa praktyka skrajnie postępowych duchownych i biskupów (szczególnie Zachodu) nie zmieni się. A biskupi wierni Chrystusowemu nauczaniu? Cóż, oni będą interpretować papieski dokument zupełnie inaczej.  

Obserwując przygotowania do publikacji adhortacji o rodzinie, nie sposób było nie zauważyć, że Ojciec Święty stał na rozstaju dróg. Z jednej strony musiał bowiem brać pod uwagę stanowisko bliskich mu kardynałów Kaspera i Marxa, pragnących papieskiego przyzwolenia na udzielanie Komunii Świętej rozwodnikom żyjącym w nowych związkach. Sugerowali oni nawet, że Kościół niemiecki „nie jest filią Rzymu” i jeśli ich postulaty nie zostaną spełnione, może dojść do schizmy. Z drugiej strony grupa biskupów wierna Chrystusowemu nauczaniu też stawiała sprawę jasno – podkreślając, że tego typu rozumowanie jest herezją! Papież wiedział więc, że jakiekolwiek twarde i jednoznaczne stanowisko zapisane w Amoris Laetitia spowoduje konflikt wśród kardynałów, schizmę lub oskarżenia o herezję. Choć trzeba zaznaczyć, że katolicy mieli prawo oczekiwać, że Franciszek wprost powtórzy nauczanie Chrystusa o nierozerwalności małżeństwa (a więc i niemożności przyjęcia Komunii Świętej przez rozwodników). Tak się jednak nie stało. Szkoda, bo kto jak kto, ale papież nie powinien się od takiej odpowiedzialności uchylać pod żadną groźbą, nawet groźbą schizmy.

Po publikacji dokumentu wiemy jednak, że papież wybrał inną ścieżkę – ścieżkę „synodalności”. Pół roku temu Ojciec Święty mówił, że „Bóg oczekuje od Kościoła w trzecim tysiącleciu drogi synodalności”.  To także droga decentralizacji Kościoła, do której skłonność dostrzegamy śledząc obecny pontyfikat na każdym kroku. Widzimy ją również w opublikowanej właśnie adhortacji, szczególnie w rozdziale dotyczącym „praktyki duszpasterskiej” – papież powtarza bowiem wprost zapisy z dokumentu kończącego obrady synodu. To pierwszy objaw owej synodalności i decentralizacji. Drugim jest już sama treść powtórzonych akapitów.

Po ich publikacji w dokumencie końcowym synodu, wielu duchownych zwracało uwagę, że używane w nich słowa nie są przejrzyste w fundamentalnej kwestii wiary. Kardynał Burke podkreślał na przykład, że „integracja to nie jest termin teologiczny, co sprawia, że jego rozumienie może być niejednoznaczne”. - Nie rozumiem, jak może być ona „kluczem duszpasterskiego towarzyszenia rozwodnikom, którzy zawarli ponowny związek”. Kluczem ich duszpasterstwa powinna być przecież Komunia oparta na chrystusowej prawdzie o małżeństwie, nawet jeśli jedna ze stron małżeństwa została porzucona przez grzech drugiej strony – zauważał.  

Jakby tego było mało, kiedy akapity te znalazły się w dokumencie końcowym synodu, obie strony sporu, zarówno biskupi progresiści jak i hierarchowie wierni nauczaniu Chrystusa ogłosili… swój triumf. Jak to możliwe, skoro spierali się bardzo ostro, a ich stanowiska wydawały się niemożliwe do pogodzenia? Wszystko jest kwestią użytego języka, powielonego teraz przez papieża w adhortacji.

I tak kardynał Kasper cytując wspomniane ustępy twierdził, że teraz, po odpowiednim „rozeznaniu” sytuacji, rozwodnicy żyjący w nowych związkach będą mogli przystępować do Komunii Świętej. To właśnie to oznaczają według niego sformułowania takie jak „logika integracji” czy „rozwodnicy nie mogą czuć się ekskomunikowani”.

Prawowierni biskupi po synodzie też ogłosili swoje zwycięstwo. Byli zadowoleni, że w końcowym dokumencie nie ma słowa o możliwości przystępowania do Komunii Świętej przez osoby żyjące w grzechu ciężkim, co oznaczało, że starania strony liberalnej zostały udaremnione. Uznali, że „większa integracja”, która wynikać musi z miłosierdzia, to po prostu większe włączenie do np. prac w radzie parafialnej i posłudze w trakcie Mszy Świętej.

Tyle, że zarówno w tamtym dokumencie, jak i w adhortacji Amoris Laetitia (choć rzeczywiście nie znalazły się słowa zezwalające na grzech świętokradztwa), nie zapisano również wprost, że do sakramentów przystępować im nie wolno. Jan Paweł II, gdy ogłaszał Familiaris Consortio, chcąc uniknąć jakichkolwiek nieporozumień napisał: Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. W adhortacji papieża Franciszka takiego jasnego, niepozostawiającego pola do interpretacji stwierdzenia brakuje.

Co może zatem z tego wynikać?

Wszystko wskazuje na to, że w następnych latach będziemy świadkami pogrążania się wielu Kościołów w stanie faktycznej, choć nieformalnej „rozwodowej schizmy”. Polscy biskupi, zdecydowanie broniący nauczania Pana Jezusa potwierdzonego w dokumentach Jana Pawła II, nadal będą przekazywać wiernym katolicką naukę i dbać o nienaruszanie dyscypliny duszpasterskiej w tej dziedzinie. Pozostanie tak, mimo iż Polacy zaliczają się do grona narodów borykających się z falą rozwodów. Tak jak polscy hierarchowie postąpią biskupi z Afryki, spora część duchownych ze wschodu Europy oraz pojedynczy biskupi Zachodu. Reszta ucieszy się, że papieski dokument skonstruowany jest tak, że mogą nadal wcielać w życie swoją własną interpretację Ewangelii, wedle której nie ważne jak i z kim żyjesz, nie ważne czy byłeś u spowiedzi, ważne, że chcesz przyjąć Komunię Świętą, więc powinniśmy ci jej udzielić.

Już podczas trwania synodu taką sytuację przewidywał poczytny anglojęzyczny portal „Voice of the Family” pisząc: „70 lat po zakończeniu II wojny światowej granica na Odrze i Nysie pomiędzy Niemcami a Polską zdaje się obecnie rozdzielać Kościół wzdłuż linii heterodoksji i katolicyzmu. Prosimy o modlitwę w tej krytycznej godzinie”.

Ciężko tej prośby dzisiaj nie powtórzyć. Tym bardziej, że papież Franciszek nie poprzestał w swej adhortacji wyłącznie na miłych, ciepłych i pokrzepiających słowach – co więcej, nietrudno sobie wyobrazić, że wiele spośród użytych przezeń sformułowań może być wykorzystanych przez progresistów jako swoisty bat na duchownych interpretujących dokument inaczej niż oni. W adhortacji papież zawarł bowiem cytaty z własnego wystąpienia kończącego synod. Franciszek pisze na przykład: W związku z tym duszpasterz nie może czuć się zadowolony, stosując jedynie prawa moralne wobec osób żyjących w sytuacjach „nieregularnych”, jakby były kamieniami, które rzuca się w życie osób. Tak jest w przypadku zamkniętych serc, które często chowają się nawet za nauczaniem Kościoła, aby „zasiąść na katedrze Mojżesza i sądzić, czasami z poczuciem wyższości i powierzchownie, trudne przypadki i zranione rodziny”.

Któż zechce być tym, kto rzuca kamienie w osoby bronione przez Ojca Świętego? I kto będzie teraz interpretował, co jest jeszcze postępowaniem „zgodnym z nauczaniem Kościoła” a co „rzucaniem kamieniami”? Gdyby komuś przyszło do głowy, że dokument w takim kształcie może powodować pewnego rodzaju zamieszanie – jeśli jest interpretowany ze złą wolą – odpowiedzi udziela sam papież:

Rozumiem tych, którzy wolą duszpasterstwo bardziej rygorystyczne, nie pozostawiające miejsca na żadne zamieszanie. Szczerze jednak wierzę, że Jezus Chrystus pragnie Kościoła zwracającego uwagę na dobro, jakie Duch Święty szerzy pośród słabości: Matki, która wyrażając jednocześnie jasno obiektywną naukę „nie rezygnuje z możliwego dobra, lecz podejmuje ryzyko pobrudzenia się ulicznym błotem” . Pasterze proponujący wiernym pełny ideał Ewangelii i nauczanie Kościoła, muszą im także pomagać w przyjęciu logiki współczucia dla słabych i unikania prześladowania lub osądów zbyt surowych czy niecierpliwych. Ta sama Ewangelia wzywa nas, byśmy nie osądzali i nie potępiali (por. Mt 7, 1; Łk 6, 37).

O Komunii Świętej nie ma tu ani słowa. Czy jednak tak jak my zrozumieją to biskupi Zachodu? Kardynał Kasper zdążył już wypowiedzieć się na temat Amoris Laetitia. Uznał ją za „milowy krok” w historii Kościoła.

Krystian Kratiuk
http://www.pch24.pl/po-amoris-laetitia--kosciol-dwoch-predkosci,42476,i....

avatar użytkownika intix

23. Mocne słowa Antonio Socciego na temat papieskiej adhortacji Amo

Grzech śmiertelny zastąpiony grzechem społecznym, a drzwi do Komunii Świętej dla rozwodników żyjących w nowych związkach są otwarte. Prawdziwym grzechem jest teraz głównie ignorowanie biednych – pisze o sytuacji w Kościele po publikacji papieskiej adhortacji o rodzinie Antonio Socci.

Papież używa słów, z których wynikać ma, że nie zmienia doktryny. Fakty są jednak inne – otworzył on bowiem drogę zamkniętą do tej pory przez Pismo Święte i Kościół. Ta swoista operacja „podwójnej prawdy” jest ukryta w niejasnych, mylących i niejednoznacznych deklaracjach. Dlaczego? Czy ma to zamaskować „rewolucję”, skoro pamiętamy, że prawo Boże nie może zostać w Kościele obalone? Myślę, że tak właśnie jest - pisze Socci.

Według publicysty wobec Kościoła jest więc używana teraz strategia „gotowania żaby” – płaz ten, wrzucony do zbiornika z wrzątkiem natychmiast by z niego wyskoczył. Jeśli jednak umieści się go w garnku z letnią wodą, i stopniowo podgrzewa, prędzej czy później żaba ugotuje się nie będąc świadoma pułapki, w którą dała się schwytać. Takiego procesu jesteśmy świadkami od kilku miesięcy – ciągłego, choć stopniowego rozbioru katolickiej doktryny. Każdy dzień przynosi nowy cios. Na końcu tego procesu Kościół zostanie wmanewrowany w swego rodzaju "ONZ religii” z domieszką Greenpeace’u i Unii Pracy.

Socci pisze, że to kardynał Kasper był tym, który uczynił pierwszy krok na drodze ku tej rewolucji. To właśnie jego Bergoglio użył na konsystorzu 2014 roku, by „wrzucić temat” do kościelnej dyskusji. Było to wrzucenie bomby z opóźnionym zapłonem – bomby rozwodników żyjących w nowych związkach. Według watykanisty ta rewolucja kontynuowana jest poprzez anulowanie pojęcia „grzechu śmiertelnego”.

Jan Paweł II wielokrotnie podkreślał, że największym wyrazem macierzyńskiej miłości Kościoła jest ostrzeganie swych dzieci przed grzechem i ryzykiem potępienia. To właśnie powinno być fundamentem misji papieża – mandat przyznany przez Jezusa Chrystusa Piotrowi opierał się na konieczności „utwierdzania braci w wierze”, a nie wprowadzania ich w błąd czy destabilizowanie podstaw ich wiary. (…) W przeciwieństwie do tego dziś w Kościele droga „dwutorowości” oraz „dwóch prawd” wydaje się wielu oczywistością – partia Bergoglio „na froncie domowym” stara się uspokajać wiernych twierdząc, że nic nie ulega zmianie, podczas gdy na zewnątrz Kościoła słyszymy fanfary i hasła o „epokowym przełomie” - czytamy w tekście Socciego.

Według Socciego w Watykanie obowiązuje dziś „podwójna prawda”. Mamy tego klarowny przykład w adhortacji. Aby przekonać nas, że w doktrynie rzeczywiście nic się nie zmieniło, Papież musiałby przywołać kluczowy fragment adhortacji Jana Pawła II Failiaris consortio, z którego wynika, że Kościół pozwala rozwodnikom żyć jak brat i siostra z inną osobą, ale wyłącznie pod warunkiem zachowania czystości – wszystkie inne formy nowych związków rozwodników są zakazane. To powinno być centralnym punktem tej adhortacji. Bergoglio nie wspomina jednak o tym zapisie w samym tekście, ale spycha go do przypisu (329), by zaraz potem obalić tą prawdę mówiąc, iż „jeśli brak pewnych wyrazów intymności nierzadko wierność może być wystawiona na próbę, a dobro potomstwa zagrożone” - pisze Socci.

Socci wnioskuje więc, że dla Franciszka nie ma już żadnej różnicy między rodzinami i parami nieregularnymi – przeciwnie, nie ma już żadnych nieregularnych sytuacji, w związku z czym żyjący w nich nie mogą być uważani za żyjących w stanie grzechu śmiertelnego. To kluczowa kwestia. W rzeczywistości więc, nawet jeśli nie zostało powiedziane, że taka para może być dopuszczona do Komunii sakramentalnej to zrozumiałe jest, że każdy przypadek otrzyma takie zezwolenie.

Autor zauważa, że adhortacja jest sprzeczna z literą i duchem dokumentów Soboru Trydenckiego, Konstytucji Soboru Watykańskiego II Lumen gentium i encykliki Jana Pawła II na temat moralności, Veritatis splendor. W rzeczywistości z jej zapisów nie wynika, że najważniejszym dla człowieka jest pozostawać w stanie łaski koniecznym do zbawienia duszy. Amoris laetitia w centralnym miejscu stawia względy społeczne, socjologiczne i sentymentalne, co jest zwodzeniem i oszukiwaniem wiernych, co stawia ich dusze w sytuacji śmiertelnego niebezpieczeństwa.

Watykanista stwierdza też, że papież unika mówienia o prawie moralnym, które Kościół od wieków przedstawia w skondensowanej formie dogmatów i dyspozycji kanonicznych, ale przedstawia je pogardliwie, jako coś „abstrakcyjnego”, co nie zawsze może być zastosowane w konkretnej sytuacji. Postępując w ten sposób kontestuje samego Jezusa i Jego postawę w starciu z faryzeuszami w kwestii rozwodu. Twierdzi, że „ideał teologiczny małżeństwa jest zbyt abstrakcyjny, skonstruowany niemal sztucznie, daleki od konkretnej sytuacji i rzeczywistych możliwości rodzin takimi, jakimi są” (Al 36). Według papieża to byłaby „nadmierna idealizacja”. Co więcej, Socci zauważa, że według papieża „nie należy zrzucać na dwie osoby mające swoje ograniczenia ogromnego ciężaru konieczności odtworzenia doskonałego związku między Chrystusem a Kościołem, ponieważ małżeństwo oznacza proces dynamiczny, przebiegający powoli przez stopniowe włączanie darów Bożych” (Al 122).

W zamian papież wprowadza nowe grzechy ciężkie. Tak zwanych „rygorystów” obwinia o to, że pamiętają o Bożych prawach, a przede wszystkim wini tych, którzy nie podzielają jego poglądów politycznych na kwestie społeczne - pisze Socci. Zaświadcza, że pamięta o przykazaniu świętego Pawła, wzywającego by przyjmować Ciało Chrystusa w sposób godny, gdyż „w przeciwnym przypadku pożywamy i pijemy swoje własne potępienie”. Jednak wyjaśnienie co oznacza „godny sposób” w adhortacji nie pada – nie mówi się bowiem o konieczności pozostawania „w stanie łaski”, o czym od zawsze uczył Kościół. Nie wybrzmiewa ostrzeżenie dla par żyjących w stanie grzechu śmiertelnego! W adhortacji przestrzeżono natomiast rodziny „zamykające się we własnym komforcie”, które obojętne są „w obliczu cierpienia biednych i potrzebujących rodzin”. To nowy grzech - dodaje publicysta.

Socci kończy tekst o adhortacji bardzo gorzkimi słowami: Grzechy moralne są więc redukowane. Wprowadza się za to grzechy socjalne (by nie rzec – socjalistyczne). Wydaje się więc, że osoby niepodzielające poglądów papieża na przykład na kwestię imigrantów, muszą mocno zastanowić się, zanim przyjmą Komunię Świętą.

Antonio Socci
„Libero”

http://www.pch24.pl/mocne-slowa-antonio-socciego-na-temat-papieskiej-adh...

avatar użytkownika intix

24. Bezradność i osłupienie zwykłego świeckiego.

Mathias von Gersdorff po ogłoszeniu papieskiej adhortacji

Niemieccy biskupi sądzą, że Amoris laetitia dopuszcza sytuację, w której rozwodnik w nowym związku przystępuje do Eucharystii. Czy można zbyć to jako błędną interpretację tego dokumentu? – pyta Mathias von Gersdorff.

„Czy i na jakich warunkach rozwodnicy w nowych związkach mogą przyjmować Komunię było najbardziej dyskutowaną kwestią przed Synodami w latach 2014 i 2015. Zainteresowana opinia publiczna oczekiwała z napięciem, co dopisze do niej posynodalny dokument papieża” – pisze po publikacji adhortacji apostolskiej Amoris laetitia Mathias von Gersdorff, znany niemiecki katolicki publicysta i działacz.

Ten został opublikowany 8. kwietnia 2016 roku i nosi tytuł Amoris laetitia. Chodzi o pismo apostolskie, a więc dokument o charakterze nauczycielskim (chociaż nie mający aspiracji do nieomylności, a zatem niedogmatyczny)”.

Z opublikowanego 8. kwietnia dokumentu, który – jak podkreśla Gersdorff – nie ma aspiracji do nieomylności, a zatem jest niedogmatyczny, można wyczytać, że  „są przypadki, w których rozwodnicy w nowych związkach mogą przystępować do Komunii”.

Dał temu wyraz niemiecki Episkopat w swoim oświadczeniu cytowanym przez Gersdorffa. Biskupi napisali: „Biorąc pod uwagę każdorazową historię życia i rzeczywistość można wspólnie z daną osobą wyjaśnić, czy i kiedy w jej sytuacji zachodzi wina, która stoi na drodze przyjmowaniu Eucharystii. Na pytanie o dopuszczenie do sakramentu pojednania i komunii należy odpowiedzieć w kontekście biografii danego człowieka i jego starań o życie chrześcijańskie. Na oba wspomniane aspekty papież wyraźnie zwraca uwagę”.

Gersdorff referuje, że po Amoris laetitia wyraźne są dwa obozy interpretacyjne. „Większość komentatorów przyłączyła się do tego rodzaju odczytania dokumentu, przede wszystkim członkowie tak zwanego obozu progresywnego. Nie byli wprawdzie zachwyceni, że nie ma generalnego dopuszczenia do Komunii, ale jest zawsze jakiś ruch, pewne drzwi otworzyły się trochę bardziej” – pisze publicysta.

„W tak zwanym obozie konserwatywnym z kolei podjęto próby, by tak naświetlić dokument, jak gdyby nic się nie zmieniło, w tym kwestia Komunii dla rozwodników w nowych związkach. Tę próbę odczytania można uzasadniać w ten sposób: Czysto hipotetycznie istnieje możliwość, że ktoś popełnia cudzołóstwo (a więc grzech ciężki, który wyklucza go od przyjmowania Komunii), ale subiektywnie osoba ta znajduje się mimo wszystko w stanie łaski uświęcającej. Trzeba jednak uprawiać naprawdę silną kazuistykę, by znaleźć taki przypadek” – wskazuje Gersdorff.

Jego zdaniem takie „konserwatywne” odczytanie jest jednak dość karkołomne.

„Gdy przypuszcza się, że nauczanie nie uległo zmianie, a rozwodnicy w nowych związkach nie mogą zostać dopuszczeni do Komunii, to w gruncie rzeczy uznaje się, że odpowiednie zalecenia Amoris laetitia są martwymi normami albo pustosłowiem” – ocena publicysta.

Stwierdza wreszcie, że wyjaśnienie zaistniałej niejasności jest fundamentalnym obowiązkiem biskupów.

„Co powinien myśleć o tym wszystkim zwyczajny świecki, który chce trzymać się tradycyjnego nauczania, według którego przyjmowanie Komunii przez rozwodnika w nowym związku jest wykluczone? Zwyczajny świecki pozostaje bezradny i osłupiały wobec kakofonii sprzecznych ze sobą oświadczeń. Nie można próbować wyrobić sobie własnego zdania, bo przedstawianie jasnej orientacji jest zadaniem nauczającego Kościoła. To zadaniem kardynałów i biskupów jest teraz wyjaśnić, jakie konsekwencje – także eklezjologiczne – pociąga za sobą Amoris laetitia” – kończy Gersdorff.

Źródło: mathias-von-gersdorff.blogspot.de
Pach
http://www.pch24.pl/
***
Załączam też:

Amoris laetitia – zachęta do relatywizmu.


avatar użytkownika intix

25. "Amoris Laetitia" – potrzeba wyjaśnienia

Amoris Laetitia – potrzeba wyjaśnienia

Paradoks sprzecznych interpretacji „Amoris Laetitia“

Opublikowana niedawno adhortacja apostolska „Amoris Laetitia“ (AL), zawierająca wielkie duchowe i duszpasterskie bogactwo na temat życia w małżeństwie i w rodzinie chrześcijańskiej naszych czasów, już w krótkim czasie wywołała sprzeczne interpetacje nawet wśród episkopatu.

Istnieją biskupi oraz kapłani, którzy jawnie i otwarcie ogłosili, że AL stanowi bardzo jasne otwarcie się na udzielanie Komunii Świętej osobom rozwiedzionym i żyjącym w nowych związkach, nie wymagając od nich życia we wstrzemięźliwości. Na tym aspekcie praktyki sakramentalnej, która, według opinii tych duchownych, zmieniła się w znaczący sposób, miałby polegać rewolucyjny charakter AL. Przewodniczący jednej z konferencji biskupów zinterpretował AL na rzecz par w nieregularnych związkach w formie następującego, opublikowanego na stronie internetowej tejże konferencji biskupów tekstu:

 „Chodzi tu o środek miłosierdzia, o otwarcie serca, umysłu i ducha, które nie potrzebuje ani prawa, ani dyrektywy, ani wytycznych. Można i należy natychmiast wprowadzić go w życie.“

Ta opinia została dodatkowo potwierdzona przez najnowsze oświadczenia ks. Antonio Spadaro SJ, który po Synodzie Biskupów w 2015 roku napisał, że Synod stworzył „fundament“ dla dopuszczenia do Komunii Świętej osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach, gdyż „otworzył drzwi“, które podczas poprzedniego Synodu w 2014 roku jeszcze pozostawały zamknięte. Teraz, jak twierdzi ks. Spadaro w swoim komentarzu do AL, jego zapowiedź została potwierdzona. Mówi się, że ks. Spadaro należał do grupy redakcyjnej, która pracowała nad AL.

Wydaje się, że nawet kardynał Christoph Schönborn wszedł na drogę niewłaściwych interpretacji AL; podczas oficjalnej prezentacji adhortacji w Rzymie, odnosząc się do nieregularnych związków, powiedział:

„Moja wielka radość wiąże się z tym, że ten dokument konsekwentnie przezwycięża sztuczne, pozorne, wyraźne rozdzielenie między tym, co „regularne“ i „nieregularne““.

Takie stwierdzenie stwarza wrażenie, że nie istnieje wyraźna różnica między ważnym, sakramentalnym małżeństwem a nieregularnym związkiem, lub między grzechem powszednim a grzechem śmiertelnym.

Z drugiej strony istnieją biskupi, którzy uważają, że AL musi być odczytywana w świetle niezmiennego Magisterium Kościoła i że AL nie pozwala na udzielanie Komunii Świętej osobom rozwiedzionym i żyjącym w nowych związkach, nawet w przypadkach wyjątkowych. Takie stanowisko jest zasadniczo właściwe i pożądane. W istocie każdy tekst Magisterium powinien w swojej treści być nieprzerwalnie zgodny z poprzednim nauczaniem.

Jednakże nie jest tajemnicą, że w różnych miejscach osoby rozwiedzione i żyjące w nowych związkach są dopuszczane do Komunii Świętej, mimo że nie zachowują wstrzemięźliwości. Rzeczywistość jest taka, że niektóre wypowiedzi zawarte w AL mogą być wykorzystywane, aby usprawiedliwić to nadużycie praktykowane w różnych miejscach i sytuacjach życia Kościoła.

Niektóre wypowiedzi AL obiektywnie sprzyjają błędnym interpretacjom

Ojciec Święty Franciszek zaprosił nas wszystkich do refleksji i dialogu na temat drażliwych pytań dotyczących małżeństwa i rodziny. „Refleksja pasterzy i teologów, jeśli jest wierna Kościołowi, związana z rzeczywistością i twórcza, pomoże nam osiągnąć większą jasność“ (AL 2).

Jeśli analizujemy, z zachowaniem intelektualnej rzetelności, niektóre wypowiedzi AL w jej własnym kontekście, stwierdzamy trudność zinterpretowania ich zgodnie z tradycyjną nauką Kościoła.  Trudność ta wynika z braku konkretnego i wyraźnego potwierdzenia niezmiennej, opierającej się na Słowie Bożym i potwierdzonej przez papieża Jana Pawła II nauki i praktyki Kościoła. Św. Jan Paweł II stwierdza:

„Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. Jest poza tym inny szczególny motyw duszpasterski: dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa.

Pojednanie w sakramencie pokuty — które otworzyłoby drogę do komunii eucharystycznej — może być dostępne jedynie dla tych, którzy żałując, że naruszyli znak Przymierza i wierności Chrystusowi, są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. Oznacza to konkretnie, że gdy mężczyzna i kobieta, którzy dla ważnych powodów — jak na przykład wychowanie dzieci — nie mogąc uczynić zadość obowiązkowi rozstania się, „postanawiają żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom.” (Familiaris Consortio, 84)

Papież Franciszek nie ustanowił żadnych „nowych norm ogólnych typu kanonicznego, które można by stosować do wszystkich przypadków“ (AL, 300). W przypisie nr 336 stwierdza on jednakże: „Nawet, gdy chodzi o dyscyplinę sakramentalną, ponieważ po rozeznaniu można uznać, że w danej sytuacji nie ma poważnej winy“.

Wyraźnie odnosząc się do osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach, papież stwierdza w AL, 305: „Ze względu na uwarunkowania i czynniki łagodzące możliwe jest, że pośród pewnej obiektywnej sytuacji grzechu osoba, która nie jest subiektywnie winna albo nie jest w pełni winna, może żyć w łasce Bożej, może kochać, a także może wzrastać w życiu łaski i miłości, otrzymując w tym celu pomoc Kościoła“. W przypisie nr 351 papież objaśnia swoje stwierdzenie słowami: „W pewnych przypadkach mogłaby to być również pomoc sakramentów“.

W tym samym, ósmym rozdziale AL (Nr 298) papież mówi o „Osob[ach] rozwiedzion[ych], żyjąc[ych] w nowym związku, [...] z nowymi dziećmi, ze sprawdzoną wiernością, wielkodusznym poświęceniem, zaangażowaniem chrześcijańskim, świadomością nieprawidłowości swojej sytuacji i wielką trudnością, by cofnąć się wstecz bez poczucia w sumieniu, że popadłoby się w nowe winy. Kościół uznaje sytuacje „gdy mężczyzna i kobieta, którzy dla ważnych powodów – jak na przykład wychowanie dzieci – nie mogą uczynić zadość obowiązkowi rozstania się”. W przypisie 329 papież cytuje dokument Gaudium et Spes, niestety w sposób nieprawidłowy, ponieważ Sobór odnosi się w tym przypadku jedynie do ważnie zawartego, chrześcijańskiego małżeństwa. Odniesienie tej wypowiedzi do osób rozwiedzionych może stworzyć wrażenie, że ważne małżeństwo może być zrównane, jeśli nie w teorii, to przynajmniej w praktyce,  ze związkiem osób rozwiedzionych.

Dopuszczenie osób rozwiedzionych i żyjących w nowym związku do Komunii Świętej oraz jego skutki

W AL brakuje niestety dosłownego potwierdzenia zasad nauki moralnej Kościoła w formie, w jakiej zostały one ogłoszone przez papieża Jana Pawła II w nr 84 adhortacji apostolskiej Familiaris Consortio i w encyklice Veritatis Splendor, w szczególności w kwestii najwyższej wagi, a mianowicie „opcji fundamentalnej“ (Veritatis Splendor, 67-68), „Grzechu śmiertelnego i powszedniego“ (tamże, 69-70), „proporcjonalizmu“, „konsekwencjalizmu“ (tamże, 75), „męczeństwa“ i „powszechności i niezmienności normy moralnej“ (tamże, 91 i następne). Dosłowne zacytowanie numeru 84 Familiaris Consortio oraz niektórych, zasadniczych ustępów z Veritatis Splendor uchroniłoby AL przed heterodoksyjnymi interpretacjami. Ogólne aluzje do zasad moralnych oraz do nauki Kościoła są z pewnością niewystarczające w tak kontrowersyjnej kwestii, która jest nie tylko delikatna, ale posiada też kluczowe znaczenie.

Niektórzy przedstawiciele kleru oraz episkopatu twierdzą już, że zgodnie z duchem 8. rozdziału AL osoby rozwiedzione i żyjące w nowych związkach, mogą być w wyjątkowych przypadkach dopuszczane do Komunii Świętej, nie wymagając od nich życia w całkowitej wstrzemięźliwości.

Jeśli dopuści się taką interpretację litery i ducha AL, należałoby, przy zachowaniu intelektualnej rzetelności i zasady niesprzeczności, zaakceptować też następujące, logiczne wnioski:

-          Szóste przykazanie Boże, które zabrania każdego aktu płciowego poza ważnie zawartym małżeństwem, straciłoby swoją powszechną ważność, gdyby dopuszczone zostały wyjątki. W tym konkretnym przypadku: osoby rozwiedzione mogą podejmować akt płciowy i są do tego nawet zachęcane w celu zachowania wzajemnej „wierności“ (por. AL 298). Miałaby zatem wynikać z tego „wierność“ w stylu życia, który bezpośrednio sprzeciwa się wyraźnej woli Boga. W dodatku usprawiedliwanie i zachęcanie do czynów, które jako takie są i zawsze będą stały w sprzeczności do woli Boga, byłoby zaprzeczaniem Objawieniu Bożemu.

-          Boskie słowo Chrystusa: „Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela" (Mt 19,6) przestałoby zatem obowiązywać zawsze i bez wyjątku wszystkich małżonków.

-          W pewnym szczególnym przypadku byłoby możliwe przyjęcie sakramentu pokuty i Komunii Świętej z zamiarem lekceważenia wprost Bożych przykazań: „Nie będziesz cudzołożył“ (Wj, 20,14) oraz „Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela" (Mt 19,6; Rdz 2,24).

-          Przestrzeganie tych przykazań i Słowa Bożego dokonywałoby się w tych przypadkach tylko w teorii, ale nie w praktyce, przez co osoby rozwiedzione i żyjące w nowych związkach byłyby nakłaniane do „oszukiwania samych siebie“ (por. Jak. 1,22). Byłoby zatem możliwe w pełni wierzyć w Boski charakter szóstego przykazania i nierozerwalności małżeństwa, nie praktykując jednak tej wiary.

-          Boskie słowo Chrystusa: „Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo" (Mk 10,12) straciłoby swoją powszechną moc wiążącą i zaczęłoby dopuszczać wyjątki.

-          Nieustanne, świadome i dobrowolne łamanie szóstego przykazania Bożego oraz naruszanie świętości i nierozerwalności własnego, ważnego małżeństwa (w przypadku osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach), nie byłoby już grzechem ciężkim i bezpośrednim sprzeciwianiem się Woli Bożej.

-          Mogą przez to zaistnieć przypadki poważnego, nieustannego, świadomego i dobrowolnego łamania innych Bożych przykazań (np. w przypadku stylu życia polegającego na korupcji finansowej), w których pewne osoby, ze względu na okoliczności łagodzące, zostaną dopuszczone do sakramentów, bez wymagania od nich szczerej gotowości unikania w przyszłości grzesznych czynów i zgorszenia.

-          Niezmienne i nieomylne nauczanie Kościoła straciłoby swą powszechną ważność, w szczególności potwierdzone przez Jana Pawła II (Familiaris Consortio, nr 84) oraz przez Benedykta XVI (Sacramentum Caritatis, nr 29) nauczanie, zgodnie z którym warunkiem przyjmowania sakramentów przez osoby rozwiedzione jest pełna wstrzemięźliwość.

-          Przestrzeganie szóstego przykazania Bożego i [nauki o] nierozerwalności małżeństwa byłoby ideałem osiągalnym jakoby tylko dla elity, ale nie dla wszystkich.

-          Bezkompromisowe słowa Chrystusa, które wzywają wszystkich ludzi do tego, by zawsze i we wszystkich sytuacjach przestrzegali Bożych przykazań, godząc się na wiążące się z tym, choćby wielkie cierpienie, innymi słowy – na przyjęcie krzyża, przestałyby obowiązywać w swojej prawdzie: „I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła”. (Mt 5,30).

Dopuszczenie do Komunii Świętej par, które żyją w „nieregularnym związku“ poprzez pozwolenie im na praktykowanie aktów zastrzeżonych dla współmałżonków w ważnym związku małżeńskim, byłoby uzurpowaniem sobie władzy, która nie przysługuje żadnemu ludzkiemu zwierzchnictwu, gdyż równałoby się ono roszczeniu do poprawiania Słowa Bożego.

Niebezpieczeństwo kolaboracji Kościoła w rozszerzaniu się „plagi rozwodów“

Kościół naucza nas wyznając niezmienną naukę naszego Pana Jezusa Chrystusa: „Kościół, będąc wierny Chrystusowi, nie może uznać za małżeństwo, jeśli rozwiedzeni zawarli cywilnie drugi związek. "Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo"  (Mk 10,11-12). Osoby te Kościół otacza dużą troską, zachęcając ich do życia wiary, do modlitwy, do wspomagania dzieł miłości, do chrześcijańskiego wychowywania dzieci. Nie mogą one jednak otrzymać sakramentalnego rozgrzeszenia ani przystępować do Komunii eucharystycznej, ani też pełnić pewnych funkcji kościelnych tak długo, jak długo trwa ta sytuacja, która obiektywnie wykracza przeciw prawu Bożemu”. (Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego, nr 349)

Życie w nieważnym związku małżeńskim, w którym nieustannie dochodzi do sprzeciwiania się Bożemu przykazaniu oraz świętości i nierozerwalności małżeństwa, oznacza nie żyć w prawdzie. Twierdzenie, że zamierzone, dobrowolne i nawykowe praktykowanie aktów seksualnych w nieważnym związku małżeńskim nie mogłoby być ciężkim grzechem w danym przypadku, nie jest prawdą, ale poważnym kłamstwem, a zatem nigdy nie będzie prowadzić do prawdziwej radości w miłości. Dopuszczenie tych osób do przyjmowania Komunii Świętej oznacza symulację, obłudę i kłamstwo. Obowiązuje Słowo Boże w Piśmie Świętym: „Kto mówi: "Znam Go", a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy”. (1 J 2,4).

Urząd Nauczycielski Kościoła uczy nas o ważności dziesięciu Bożych przykazań: „Dziesięć przykazań, będąc wyrazem podstawowych powinności człowieka względem Boga i względem bliźniego, objawia w swojej istotnej treści poważne zobowiązania. Są one ze swojej natury niezmienne i obowiązują zawsze i wszędzie. Nikt nie może od nich dyspensować. Dziesięć przykazań wyrył Bóg w sercu człowieka” (KKK, 2072). Tymi, którzy uważali, że od Bożych przykazań, a w szczególności od przykazania “nie cudzołóż” mogą istnieć wyjątki i że w niektórych przypadkach nie można obciążać winą za rozwód, byli faryzeusze, a później chrześcijańscy gnostycy drugiego i trzeciego stulecia.

Następujące wypowiedzi Urzędu Nauczycielskiego zachowują niezmienną ważność, ponieważ są częścią nieomylnego nauczania w formie powszechnego i zwyczajnego Magisterium:

“Normy negatywne prawa naturalnego mają moc uniwersalną: obowiązują wszystkich i każdego, zawsze i w każdej okoliczności. Chodzi tu bowiem o zakazy, które zabraniają określonego działania semper et pro semper, bez wyjątku, […] zachowa[ń], które nigdy i w żadnej sytuacji nie mogą uchodzić za działanie właściwe […] Kościół zawsze nauczał, że nie należy nigdy popełniać czynów zabronionych przez przykazania moralne, ujęte w formie negatywnej w Starym i Nowym Testamencie. Jak widzieliśmy, sam Jezus potwierdza, że zakazy te nie mogą zostać zniesione: „Jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania (…): Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie” (Mt 19, 17-18) (Jan Paweł II, Encyklika Veritatis Splendor, 52)

Urząd Nauczycielski Kościoła naucza nas jeszcze bardziej dobitnie: „Dobre i czyste sumienie jest oświecane przez prawdziwą wiarę. Albowiem miłość wypływa równocześnie "z czystego serca, dobrego sumienia i wiary nieobłudnej"” (1 Tm 1, 5) (por. 1 Tm 3,9; 2 Tm 1,3; 1 Ptr 3,21; Dz 24,16) (KKK, 1794).

W przypadku, w którym psychicznie zdrowa osoba podejmuje działania objektywnie moralnie grzeszne z pełną świadomością, dobrowolnie i z zamysłem powtórzenia ich w przyszłości, nie można zastosować zasady nieprzypisywalności winy na podstawie okoliczności łagodzących. Zastosowanie zasady nieprzypisywalności winy do tych par rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach byłoby obłudą i gnostycznym sofizmem. Nawet jeśli Kościół dopuściłby te osoby do Komunii Świętej tylko w jednym jedynym przypadku, zaprzeczyłby temu, co wyznaje w swojej nauce, ponieważ dałby sam publiczne świadectwo przeciw nierozerwalności małżeństwa, przyczyniając się do dalszego rozprzestrzeniania się „plagi rozwodów“. (Sobór Watykański II, Gaudium et Spes, 47)

Aby uniknąć takiej nieznośnej, wywołującej zgorszenie sprzeczności, Kościół przez dwa tysiące lat, poprzez nieomylną wykładnię Bożej prawdy o prawie moralnym i nierozerwalności małżeństwa, bez wyjątku lub szczególnego przywileju stosował praktykę, aby dopuszczać do Komunii Świętej tylko tych rozwiedzionych, którzy żyją w pełnej wstrzemięźliwości, „unikając zgorszenia“ („remoto scandalo“).

Pierwszym zadaniem duszpasterskim, które Pan powierzył swojemu Kościołowi, jest pouczanie i nauczanie (por. Mt 28,20). Wypełnianie Bożych przykazań jest nieodłącznie związane z nauczaniem. Z tego powodu Kościół zawsze odrzucał sprzeczność między nauką a życiem i potępiał ją jako gnostycyzm, podobnie jak potępiał heretycką naukę Lutra „simul iustus et peccator“. Między wiarą a życiem dzieci Kościoła nie powinno być żadnej sprzeczności.

Gdy chodzi o przestrzeganie danych przez Boga przykazań i o nierozerwalność małżeństwa, nie może być mowy o wykluczających się interpretacjach teologicznych. Skoro Bóg powiedział „nie cudzołóż“, żadna ludzka zwierzchność nie może powiedzieć: „w pewnym szczególnym przypadku lub w dobrym celu możesz cudzołożyć“.

Następujące wypowiedzi papieża Franciszka, w których mówi on o włączeniu w życie Kościoła osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach, są bardzo ważne:

Rozeznanie to „nigdy nie może nie brać pod uwagę wymagań ewangelicznej prawdy i miłości proponowanej przez Kościół. Aby tak się stało, trzeba zapewnić niezbędne warunki pokory, dyskrecji, miłości do Kościoła i jego nauczania [...] unika się niebezpieczeństwa, że pewne określone rozeznanie doprowadzi do myślenia, iż Kościół popiera podwójną moralność” (AL, 300). Te godne pochwały wypowiedzi zawarte w AL pozostają jednak bez konkretnych wskazań zobowiązujących osoby rozwiedzione i żyjące w nowych związkach do rozstania się lub przynajmniej do życia w pełnej wstrzemięźliwości.

Gdy chodzi o życie lub śmierć ciała, żaden lekarz nie pozostawiłby pola do wątpliwości. Lekarz nie może powiedzieć pacjentowi: „musi pan zdecydować o przyjęciu lekarstwa zgodnie ze swoim sumieniem, mając na uwadze prawa medycyny“. Takie zachowanie lekarza byłoby bez wątpienia potraktowane jako nieodpowiedzialne. Życie duszy nieśmiertelnej jest jednak jeszcze ważniejsze, gdyż od zdrowia duszy zależy jej los na całą wieczność.

Wyzwalająca prawda o pokucie i o tajemnicy Krzyża.

Twierdzenie, że osoby rozwiedzione i żyjące w nowych związkach nie są jawnymi grzesznikami, oznacza przemycanie fałszu. Poza tym bycie grzesznikiem jest prawdziwym stanem wszystkich członków Kościoła walczącego na ziemi. Gdy osoby rozwiedzione i żyjące w nowych związkach mówią, że ich świadome i dobrowolne czyny sprzeciwiające się szóstemu przykazaniu nie są żadnym grzechem lub grzechem ciężkim, oszukują same siebie i nie ma w nich prawdy, jak powiada św. Jan Ewangelista: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości. Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, czynimy Go kłamcą i nie ma w nas Jego nauki”. (1 J 1, 8-10)

Uznanie przez osoby rozwiedzione i żyjące w nowych związkach, że są grzesznikami i to jawnymi grzesznikami, nie odbiera im nic z ich nadziei chrześcijańskiej. Tylko uznanie rzeczywistości i prawdy umożliwia im, zgodnie ze słowami Jezusa Chrystusa, wkroczenie na drogę owocnej pokuty.

Byłoby czymś bardzo zdrowym przywrócić ducha pierwszych chrześcijan i ducha czasu Ojców Kościoła, gdy istniała żywa solidarność wiernych z jawnymi grzesznikami, a przede wszystkim solidarność oparta na prawdzie. Solidarność, która nie miała w sobie pierwiastków dyskryminujących; przeciwnie, cały Kościół brał udział w drodze pokuty jawnych grzeszników poprzez modlitwę wstawienniczą, łzy, praktyki pokutne i dzieła miłości bliźniego w intencji tychże grzeszników.

Adhortacja apostolska Familiaris Consortio (nr 84) naucza, że „ci nawet, którzy oddalili się od przykazania pańskiego i do tej pory żyją w takim stanie, mogą otrzymać od Boga łaskę nawrócenia i zbawienia, jeżeli wytrwają w modlitwie, pokucie i miłości”.

W pierwszych stuleciach jawni grzesznicy byli włączani w modlącą się wspólnotę wiernych i na kolanach, z podniesionymi ramionami błagali o wstawiennictwo swoich braci. Tertulian daje nam o tym poruszające świadectwo: „Ciało nie może się radować, gdy cierpi jeden z jego członków. Konieczne jest, aby całe się smuciło i pracowało nad jego uzdrowieniem. Jeśli upadasz na kolana i podnosisz ręce ku swoim braciom, Chrystusa dotykasz, Chrystusa błagasz. To Chrystus współczuje, gdy wylewają oni łzy za tobą“ (De paenitentia, 10, 5-6). W podobny sposób wypowiada się św. Ambroży z Mediolanu: „Cały Kościół wziął na siebie jarzmo jawnego grzesznika i cierpi wraz z nim poprzez łzy, modlitwę i ból“ (De paenitentia, 1, 81).

To prawda, że dyscyplina pokutna w Kościele się zmieniła, ale duch tej dyscypliny musi trwać w Kościele wszystkich czasów. Dziś niektórzy kapłani i biskupi, powołując się na wybrane wypowiedzi zawarte w AL, zaczynając dawać osobom rozwiedzionym i żyjącym w nowych związkach do zrozumienia, że ich sytuacja nie odpowiada obiektywnemu stanowi jawnych grzeszników. Uspokajają te osoby mówiąc, że ich aktywność seksualna nie jest ciężkim grzechem. Taka postawa nie jest zgodna z prawdą. Owi kapłani i biskupi pozbawiają osoby rozwiedzione i żyjące w nowych związkach możliwości radykalnego nawrócenia się ku posłuszeństwu wobec woli Boga, utwierdzając je w iluzji. Taka postawa duszpasterska jest łatwa i tania, ponieważ nic nie kosztuje. Nie trzeba za nią płacić łzami, modlitwami, aktami wstawiennictwa i braterskiej pokuty na rzecz osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach.

Poprzez dopuszczenie do Komunii Świętej choćby tylko w wyjątkowych przypadkach osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach, nie wymagając od nich zaprzestania czynów przeciw szóstemu przykazaniu Bożemu i w dodatku w arogancki sposób twierdząc, że czyny te nie są nawet grzechem ciężkim, wybiera się łatwą drogę i unika się zgorszenia Krzyża. Takie duszpasterstwo osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach jest duszpasterstwem nietrwałym i kłamliwym. Do wszystkich, którzy mamią osoby rozwiedzione i żyjące w nowych związkach taką łatwą i tanią drogą, Jezus również dziś kieruje te słowa: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki". Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. (Mt 16,23-24).

Jeśli chodzi o duszpasterstwo osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach, należy również dziś ożywić ducha naśladowania Chrystusa w prawdzie Krzyża i pokuty, która jako jedyna prowadzi do trwałej radości, unikając ulotnych uciech, które ostatecznie zwodzą na manowce. Jakże aktualnie i wyjaśniająco brzmią następujące słowa świętego Grzegorza Wielkiego: „Nie możemy zanadto przyzwyczajać się do naszego ziemskiego wygnania, wygody tego życia nie mogą sprawić, że zapomnimy o naszej prawdziwej ojczyźnie, aby nasz duch nie usnął pośród tych wygód. Z tego powodu Bóg dodaje do swych darów swoje plagi albo kary, aby to wszystko, co nas oczarowuje na tym świecie, zgorzkniało nam i aby w duszy rozniecił się taki płomień, który wciąż od nowa wzmaga w nas pragnienie rzeczy niebieskich i każe nam czynić postępy. Ten płomień rani nas w miły sposób, krzyżuje nas i zasmuca nas radośnie“ (Homilie o Ezechielu 2,4,3).

Duch autentycznej dyscypliny pokutnej Kościoła pierwszych wieków działał w Kościele wszystkich czasów, aż do dziś. Dany nam jest m.in. przykład błogosławionej Laury del Carmen Vicuna, urodzonej w Chile w 1891 roku. Siostra Azocar, która pielęgnowała Laurę, pisała: „Przypominam sobie, że Laura, gdy po raz pierwszy objaśniłam jej sakrament małżeństwa, zemdlała, gdyż zrozumiała przez moje słowa, że jej matka znajduje się w stanie grzechu śmiertelnego, dopóki pozostaje ze swoim mężem. W tamtym czasie w Junin była tylko jedna rodzina, która żyła zgodnie z wolą Boga“.

Od tego dnia Laura podjęła jeszcze większą modlitwę i pokutę w intencji swojej matki. 2 czerwca 1901 roku przyjęła z wielką żarliwością pierwszą Komunię Świętą. Napisała wówczas: „1. Pragnę Cię kochać, mój Jezu, i służyć Ci przez całe moje życie, dlatego ofiaruję Ci moją całą duszę, moje serce i moje całe istnienie. 2. Wolałabym umrzeć niż obrazić Cię przez grzech, dlatego chcę się trzymać z daleka od wszystkiego, co mogłoby odzielić mnie od Ciebie. 3. Obiecuję Ci uczynić wszystko, co w mojej mocy, abyś był lepiej znany i bardziej kochany, i aby wynagrodzić Ci zniewagę, którą każdego dnia wyrządzają Ci ludzie nie kochający Ciebie, szczególnie zniewagi wyrządzane Ci przez ludzi mi bliskich. O mój Boże, podaruj mi życie miłości, umartwienia i ofiary!“

Jej wielka radość jest jednak przysłonięta, gdyż widzi, że obecna na uroczystości matka nie przystępuje do Komunii Świętej. W 1902 r. Laura ofiarowuje swoje życie za matkę, która żyje w Argentynie w nieregularnym związku z pewnym mężczyzną. Laura modli się jeszcze bardziej i poddaje się wyrzeczeniom, aby wyprosić nawrócenie swojej matki. Kilka godzin przed śmiercią przyzywa do siebie swą matkę. W obliczu zbliżającej się śmierci woła: „Mamo, umieram. Poprosiłam o to Jezusa. Ofiarowałam mu swoje życie w zamian za łaskę twojego nawrócenia. Mamo, czy otrzymam łaskę ujrzenia twojego nawrócenia, zanim umrę?“ Wstrząśnieta matka obiecuje: „Jutro rano pójdę do kościoła, aby się wyspowiadać“. Laura szuka wzroku kapłana i mówi mu: „Księże, moja matka obiecuje w tej chwili, że opuści tego mężczyznę. Niech ksiądz będzie świadkiem tego przyrzeczenia!“. Dodaje później: „Teraz umieram zadowolona!“. Z tymi słowami Laura wyzionęła ducha 22 stycznia 1904 roku, w wieku lat trzynastu, w Junin de los Andes (Argentyna), w ramionach swojej matki, która odnalazła swą wiarę , zakończywszy nieregularny związek, w którym żyła.

Ten godny podziwu przykład życia błogosławionej dziewczynki Laury jest dowodem na to, z jaką powagą prawdziwy katolik pojmuje szóste przykazanie Boże oraz świętość i nierozerwalność małżeństwa. Nasz Pan Jezus Chrystus napomina nas, abyśmy unikali choćby wrażenia przyzwolenia na nieregularne związki i rozpad małżeństwa. Kościół zawsze niedwuznacznie zachowywał i przekazywał to Boskie przykazanie, poprzez swą naukę i praktykę. Nie oddaje się swojego życia za jakąś możliwą, doktrynalną lub duszpasterską interpretację, ale za niezmienną i powszechnie obowiązującą prawdę Bożą. Ta prawda została dowiedziona przez ofiarę życia licznych świętych, począwszy od św. Jana Chrzciciela aż po prostych wiernych naszych dni, których imiona zna tylko Bóg.

Konieczność „veritatis laetitia“

Na szczęście, adhortacja AL z pewnością zawiera teologiczne wypowiedzi oraz duchowe i duszpasterskie wskazówki o dużej wartości. Jednakże, mówiąc realistycznie, nie wystarczy stwierdzić, że AL powinna być interpretowana zgodnie z tradycyjną nauką i praktyką Kościoła. Jeśli w dokumencie kościelnym, któremu – w naszym przypadku – brakuje definitywnego i nieomylnego charakteru, stwierdza się elementy interpretacji i zastosowania, które mogą pociągać za sobą niebezpieczne skutki duchowe, wszyscy członkowie Kościoła, a w szczególności biskupi jako braterscy współpracownicy papieża w efektywnej kolegialności mają obowiązek z respektem wskazać na ten fakt i poprosić o autentyczną interpretację.

Gdy idzie o Boską wiarę, o Boskie przykazania i o nierozerwalność małżeństwa, wszyscy członkowie Kościoła, począwszy od prostych wiernych aż po najwyższych przedstawicieli Magisterium, muszą wspólnie podejmować wysiłek przechowywania skarbu wiary oraz jej praktycznego zastosowania w stanie nienaruszonym.

Sobór Watykański II nauczał: „Święty Lud Boży ma udział także w proroczej funkcji Chrystusa, szerząc żywe o Nim świadectwo przede wszystkim przez życie wiary i miłości i składając Bogu ofiarę chwały, owoc warg wyznających imię Jego (por. Hbr 13,15). Ogół wiernych, mających namaszczenie od Świętego (por. 1 J 2,20 i 27), nie może zbłądzić w wierze i tę szczególną swoją właściwość ujawnia przez nadprzyrodzony zmysł wiary całego ludu, gdy "poczynając od biskupów aż po ostatniego z wiernych świeckich" ujawnia on swą powszechną zgodność w sprawach wiary i obyczajów. Albowiem dzięki owemu zmysłowi wiary, wzbudzaniu i podtrzymywanemu przez Ducha prawdy, Lud Boży pod przewodem świętego urzędu nauczycielskiego za którym idąc, już nie ludzkie, lecz prawdziwie Boże przyjmuje słowo (por. 1 Tes 2,13) niezachwianie trwa "przy wierze raz podanej świętym" (por. Jd 3), wnika w nią głębiej z pomocą słusznego osądu i w sposób pełniejszy stosuje ją w życiu (Lumen Gentium, 12). Urząd Nauczycielski ze swojej strony “nie jest ponad słowem Bożym, lecz jemu służy, nauczając tylko tego, co zostało przekazane” (Dei Verbum, 10).

To Sobór Watykański II zachęcał wszystkich wiernych, a przede wszystkim biskupów, aby bez lęku przedstawiali swoje troski i obserwacje, mając na uwadze dobro całego Kościoła. Służalczość i polityczna poprawność wyrządzają życiu Kościoła zgubne zło. Słynny biskup i teolog Soboru Trydenckiego, Melchior Cano OP, wypowiedział godne zastanowienia zdanie:

„Piotr nie potrzebuje naszych kłamstw i naszych pochlebstw. Ci, którzy ślepo i bez rozeznania bronią każdej decyzji papieża, to ci, którzy najbardziej podkopują autorytet Stolicy Apostolskiej: niszczą jej fundamenty, zamiast je wzmacniać“.

Nasz Pan nauczał nas bez dwuznaczności, na czym polega prawdziwa miłość i prawdziwa radość miłości: „Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje” (J 14, 21). Dając ludziom szóste przykazanie oraz nierozerwalność małżeństwa, Bóg dał je wszystkim bez wyjątku, a nie tylko jakiejś elicie. Już w Starym Testamencie Bóg powiedział: “Polecenie to bowiem, które ja ci dzisiaj daję, nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem” (Pwt 30,11) oraz “Jeżeli zechcesz, zachowasz przykazania: a dochować wierności jest upodobaniem” (Syr 15,15). Jezus powiedział do wszystkich: “Odpowiedział mu: "Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania". Zapytał Go: "Które?" Jezus odpowiedział: "Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie” (Mt 19, 17-18). Apostołowie przekazali nam tę samą naukę: “albowiem miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań, a przykazania Jego nie są ciężkie” (1 J 5,3).

Nie istnieje prawdziwe, nadprzyrodzone i wieczne życie bez przestrzegania Bożych przykazań. „nakazuję ci pełnić Jego polecenia, prawa i nakazy. Kładę przed wami życie i śmierć. Wybierajcie więc życie! (por. Pwt 30, 15-19). Nie istnieje zatem prawdziwe życie i autentyczna radość miłość bez prawdy. “Miłość zaś polega na tym, abyśmy postępowali według Jego przykazań” (2 J 1,6). Radość miłości polega na radości prawdy. Autentyczne życie chrześcijańskie polega na życiu i radości w prawdzie: “Nie znam większej radości nad tę, kiedy słyszę, że dzieci moje postępują zgodnie z prawdą” (3 J 1,4).

Święty Augustyn wyjaśnia nam głęboki związek między radością a prawdą: „Pytam wszystkich, czy nie przedkładają radości prawdy nad radość kłamstwa. I tutaj wahają się równie rzadko jak przy pytaniu o szczęście. I ponieważ szczęśliwe życie polega na radości prawdy, wszyscy pragniemy radości prawdy“ (Wyznania, X, 23).

Niebezpieczeństwo ogólnego zamętu w kwestii nierozerwalności małżeństwa

Od pewnego czasu w niektórych miejscach w życiu Kościoła obserwuje się ciche nadużycie, dopuszczające do Komunii Świętej osoby rozwiedzione i żyjące w nowych związkach, nie wymagając od nich życia w pełnej wstrzemięźliwości. Niejasne wypowiedzi ósmego rozdziału AL dodały animuszu zadeklarowanym orędownikom tego dopuszczania.

Możemy teraz stwierdzić, że nadużycie to rozprzestrzenia się w praktyce coraz bardziej, ponieważ [jego zwolennicy] czują się w pewien sposób usprawiedliwieni. Do tego panuje zamęt co do interpretacji szczególnie wypowiedzi zawartych w ósmym rozdziale AL. Zamęt ten pogłębia się, ponieważ obie strony, zarówno orędownicy dopuszczania osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach do Komunii Świętej, jak również jego przeciwnicy twierdzą, że „nauka Kościoła w tej dziedzinie nie uległa zmianie“.

Przy wszystkich historycznych oraz doktrynalnych różnicach nasza aktualna sytuacja wykazuje kilka podobieństw i analogii do powszechnego zamętu, który panował w IV wieku podczas kryzysu ariańskiego. Wówczas tradycyjna wiara apostolska w prawdziwą Boskość Syna Bożego została zagwarantowana przez pojęcie „współistotny“ (homoousios), ogłoszone dogmatycznie przez powszechne Magisterium Pierwszego Soboru Nicejskiego. Głęboki kryzys wiary powiązany z powszechnym zamętem spowodowany został poprzez odrzucenie lub unikanie używania słowa „współistotny“ (homoousios). Zamiast posługiwać się tym pojęciem, wśród kleru, a szczególnie wśród episkopatu rozpowszechniło się użycie sformułowań alternatywnych, które były dwuznaczne i nieprecyzyjne, np. „podobnej istoty“ (homooiousios) lub po prostu „podobny“ (homoios). Sformułowanie „homoousios“ powszechnego Magisterium tamtych czasach wyrażało pełną i prawdziwą Boskość SŁOWA w tak jasny sposób, że nie pozostawiało przestrzeni na błędne interpretacje.

W latach 357-360 prawie cały episkopat stał się ariański lub na wpół ariański z powodu następujących wydarzeń: W roku 357 papież Liberiusz podpisał jedno z dwuznacznych sformułowań z Sirmium, w którym nie pojawiało się już pojęcie „homoousios“. Do tego papież w skandaliczny sposób ekskomunikował św. Atanazego. Św. Hilary z Poitiers był jedynym biskupem, który surowo zganił papieża Liberiusza za te czyny. W roku 359 dwa równoległe synody łacińskiego episkopatu w Rimini oraz greckiego episkopatu w Seleukii uchwaliły całkowicie ariańskie sformułowania, które były jeszcze gorsze niż to, które podpisał papież Liberiusz. Św. Hieronim opisał tę zamęt słowami: „Cała ziemia jęczała i dziwiła się, że stała się ariańska“ (Ingemuit totus orbis et arianum se esse miratus est, Adv. Lucif., 19).

Można powiedzieć, że nasza epoka naznaczona jest przez wielki zamęt odnośnie do sakramentalnej dyscypliny wobec osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach. Istnieje realne niebezpieczeństwo, że zamęt ten będzie się szeroko rozpowszechniał, jeśli nie będziemy głosić sformułowania powszechnego i nieomylnego Magisterium, czyli: „Pojednanie w sakramencie pokuty — które otworzyłoby drogę do komunii eucharystycznej — może być dostępne jedynie dla tych, którzy  […] postanawiają żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom” (Familiaris Consortio, 84). Tego sformułowania z niezrozumiałych powodów brakuje niestety w AL. AL zawiera natomiast w podobnie niewytłumaczalny sposób następujące stwierdzenie: “W tych sytuacjach wielu, znając i przyjmując możliwość pozostawania w związku “jak brat i siostra”, którą oferuje im Kościół, odkrywają, że jeśli brak pewnych wyrazów intymności “nierzadko wierność może być wystawiona na próbę, a dobro potomstwa zagrożone” (AL, przypis 329). Ta wypowiedź stwarza wrażenie sprzeczności z niezmiennym nauczaniem powszechnego Magisterium, sformułowanym w Familiaris Consortio nr 84.

Jest zatem naglącą koniecznością, aby Stolica Apostolska potwierdziła i na nowo ogłosiła cytowane sformułowanie z Familiaris Consortio nr 84, na przykład w formie autentycznej interpretacji AL. To sformułowanie mogłoby pod pewnymi względami być postrzegane jako „homoousios“ naszych czasów. Brak oficjalnego i wyraźnego potwierdzenia formuły z Familiaris Consortio nr 84 przez Stolicę Apostolską mógłby przyczynić się do coraz większego zamętu dyscypliny sakramentalnej, co rodziłoby stopniowe, nieuniknione skutki na płaszczyźnie doktrynalnej. W ten sposób powstałaby sytuacja, w której w przyszłości można by użyć następującego stwierdzenia: „Cała ziemia jęczała i dziwiła się, że w praktyce zaakceptowała rozwód“ (Ingemuit totus orbis, et divortium in praxi se accepisse miratus est).

Zamęt w kwestii sakramentalnej dyscypliny wobec osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach, wraz z wynikającymi zeń implikacjami doktrynalnymi, zaprzeczałby naturze Kościoła katolickiego, jak zostało opisane przez św. Ireneusza w drugim stuleciu: „Kościół, który przyjął to pouczenie i tę wiarę. I chociaż rozproszony jest po całym świecie, zachowuje on je z troską, jak gdyby mieszkał w jednym domu; i w taki sposób wierzy w tę prawdę, jak gdyby posiadał jedną duszę; i głosi ją, naucza jej i przekazuje ją dalej jednym głosem, jak gdyby miał jedne, jedyne usta“ (Adversus haereses, I,10,2).

Stolica Piotrowa, czyli papież, jest gwarantem jedności wiary i sakramentalnej dyscypliny apostolskiej. W obliczu powstałego wśród kapłanów i biskupów zamętu dotyczącego zarówno osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach, jak też interpretacji AL, należy za uzasadniony uznać apel skierowany do naszego umiłowanego papieża Franciszka, namiestnika Chrystusa oraz „słodkiego Chrystusa na ziemi“ (św. Katarzyna Sieneńska), aby nakazał opublikowanie autentycznej interpretacji AL, która z konieczności musiałaby zawierać wyraźne wyjaśnienie dyscyplinarnej zasady powszechnego i nieomylnego Magisterium w kwestii dopuszczania do sakramentów osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach, jak zostało to sformułowane w nr 84 Familiaris Consortio.

Pośród wielkiego ariańskiego zamętu IV wieku, św. Bazyli Wielki skierował do rzymskiego papieża dramatyczny apel, aby swoimi słowami wyznaczył jasny kierunek, by wreszcie osiągnąć jedność myśli w wierze i miłości (por. List 70).

Autentyczna interpretacja AL przez Stolicę Apostolską mogłaby przynieść całemu Kościołowi radość w jasności (claritatis laetitia). Ta jasność zagwarantowałaby miłość w radości (amoris laetitia), miłość i radość nie na sposób ludzki, lecz na sposób Boży (por. Mt 16,23).

To właśnie liczy się dla radości, życia i wiecznego zbawienia osób rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach i dla wszystkich ludzi.


+ Athanasius Schneider
Biskup pomocniczy Archidiecezji Najświętszej Maryi Panny w Astanie



Tłum. Izabella Parowicz

http://www.pch24.pl/

avatar użytkownika intix

26. De Mattei: obecny kryzys w kontekście dziejów Kościoła

 

De Mattei: obecny kryzys w kontekście dziejów Kościoła
 

W Ewangeliach Jezus Chrystus używa licznych metafor by opisać założony przez Siebie Kościół. Jedną z najczęstszych jest metafora łodzi zagrożonej przez burzę. Obraz ten jest często wykorzystywany przez Ojców Kościoła i Świętych – Kościół przedstawia się jako barkę na wzburzonym morzu, otoczoną groźnymi falami i błyskawicami, a mimo to utrzymującą się na powierzchni.

Dobrze znana jest też ewangeliczna scena uspokojenia przez Chrystusa burzy nad Jeziorem Tyberiadzkim. Gdy papiestwo przeniosło się do Awinionu, Giotto di Bondone, uwiecznił świętego Piotra na wstrząsanej nawałnicą barce, na mozaice zdobiącej bazylikę Świętego Piotra.

W czasie Wielkiego Postu święta Katarzyna ze Sieny ślubowała przychodzić każdego ranka modlić się pod tym obrazem. Pewnego dnia, 29 stycznia 1380 roku, mniej więcej w czasie nieszporów, Katarzyna mocno pogrążyła się w modlitwie, a Jezus zstąpił z mozaiki i wręczył jej stery uwiecznionej na mozaice barki – Kościoła. Ciężar przygniótł świętą tak mocno, że natychmiast padła nieprzytomna na ziemię. To była ostatnia wizyta przy tym wizerunku świętej Katarzyny, która wciąż zwracała się do papieża by kierował Łodzią Piotrową bez strachu.

Przez dwa tysiące lat swej historii, ta mistyczna Łódź dzielnie pokonywała kolejne burze i sztormy.

Podczas trzech pierwszych wieków Kościół był bezlitośnie prześladowany przez Imperium Rzymskie. W tym czasie między pontyfikatem Piotra a papieża Melchiadesa (współczesnego cesarzowi Konstantynowi), Kościołem władało trzydziestu trzech papieży. Wszyscy, za wyjątkiem dwóch, są dziś święci – zginęli bowiem jako męczennicy.

W 313 roku Konstantyn Wielki swą decyzją odmienił świat – gwarantując chrześcijanom i Kościołowi wolność, wyciągając ich z katakumb, kładąc tym samym podwaliny pod budowę nowego, chrześcijańskiego społeczeństwa. Ale to właśnie czwarty wiek po Chrystusie, wiek triumfu Kościoła, stał się także wiekiem straszliwego kryzysu Ariańskiego.

W piątym wieku, gdy upadło Cesarstwo Rzymskie, Kościół musiał sam stawić czoła inwazji – najpierw ze strony barbarzyńców, a później wyznawców islamu, który od ósmego wieku począł zalewać ziemie chrześcijańskie, takie jak Afryka i Azja Mniejsza, które to do dziś nie powróciły do prawdziwej wiary.

Między cesarzem Konstantynem a Karolem Wielkim było sześćdziesięciu dwóch papieży, wśród nich między innymi święty Leon Wielki, który pokonał „bicz Boży” Atyllę, święty Grzegorz Wielki walczący z Longobardami, święty Marcin wypędzony do Chersonezu, i święty Grzegorz III, żyjący w stanie ciągłego zagrożenia, gdy papieże prześladowani byli przez cesarzy bizantyjskich. Ale wśród papieży tego okresu znajdziemy też takich jak Liberiusz, Wigiliusz czy Honoriusz, których wiara była chwiejna – Honoriusz został nawet okrzyknięty heretykiem, przez swojego następcę, świętego Leona II.

Karol Wielki odrestaurował chrześcijańskie cesarstwo i podłożył fundamenty pod średniowieczną cywilizację chrześcijańską. Mimo to, ta epoka wiary nie była pozbawiona zła, takiego jak choćby symonia, moralna pobłażliwość wśród duchowieństwa, i buntów przeciwko władzy następców Piotra ze strony cesarzy i władców europejskich. Po śmierci Karola Wielkiego, między rokiem 882 a 1046, było czterdziestu pięciu papieży i anty-papieży, z których piętnastu zostało obalonych, czternastu uwięzionych, wygnanych lub zamordowanych. Średniowieczni papieże doświadczyli licznych walk i prześladowań, od świętego Paschalisa i świętego Leona IX aż do świętego Grzegorza VII, który został kanonizowany, ponieważ zmarł prześladowany na wygnaniu.

Średniowiecze osiągnęło swój szczyt podczas pontyfikatu Innocentego III, ale święta Lutgarda miała wizję, w której papież ten ukazał się jej pokryty płomieniami, mówiąc jej, że będzie musiał pozostać w czyśćcu aż do Sądu Ostatecznego, ze względu na trzy poważne błędy, których się dopuścił Święty Robert Bellarmin komentował: „Jeśli papież tak godny i szanowany przez wszystkich cierpi taki los, co stanie się z innymi duchownymi, zakonnikami i świeckimi, którzy plamią się z niewiernością?”.  W XIV wieku, gdy papiestwo na siedemdziesiąt lat przeniesiono do Awinionu, nastąpił kryzys równie straszny, jak ten ariański: wielka schizma zachodnia, podział chrześcijaństwa między dwóch, a następnie trzech papieży.

Kolejne wieki przyniosły pozorny spokój – nastał okres humanizmu, który w rzeczywistości był przygotowaniem do nowej katastrofy – protestanckiej reformacji XVI wieku. Po raz kolejny Kościół zareagował energicznie, ale już w XVII i XVIII wieku po raz pierwszy herezja nie została zdecydowanie oddzielona od Kościoła, ale wkradła się w jego serce – chodzi o jansenizm.

Rewolucja francuska i Napoleon próbowali zniszczyć papiestwo, ale nie byli w stanie. Papieże Pius VI i Pius VII zostali wygnani z Rzymu i uwięzieni. Gdy ten pierwszy umierał w Valence, rada miasta informowała nawet, że oto pochowano ostatniego papieża w historii.

Od Bonifacego, ostatniego papieża średniowiecza, do Piusa XII, ostatniego papieża ery przedsoborowej, było 68 papieży, spośród których do tej pory kanonizowano tylko dwóch: Piusa V i Piusa X, a dwóch beatyfikowano: Innocentego XI i Piusa IX. Ich pontyfikaty przypadały na czasy wielkich burz – święty Pius V zwalczał protestantyzm i animował Ligę Świętą przeciwko islamowi, co skończyło się wielkim triumfem pod Lepanto. Błogosławiony Innocenty XI walczył z gallikanizmem i był architektem zwycięstwa pod Wiedniem. Błogosławiony Pius IX dzielnie stawiał opór rewolucji włoskiej, a święty Pius X walczył z nową herezją – modernizmem, stanowiącym syntezę wszystkich herezji, głęboko przenikającym Kościół przełomu XIX i XX stulecia.

Sobór Watykański II, zwołany przez Jana XXIII i kończony przez Pawła VI zaproponował otwarcie nowej ery pokoju i postępu w Kościele, ale okres posoborowy okazał się jednym z najbardziej dramatycznych okresów w jego dziejach. Benedykt XVI, używając metafory świętego Bazylego, porównał ten okres do bitwy morskiej, toczonej nocą na wzburzonym morzu. To właśnie wiek, w którym żyjemy.

Błyskawica, która uderzyła w bazylikę Świętego Piotra 11 lutego 2013 roku, w dniu w którym Benedykt XVI ogłosił swoją abdykację, stała się symbolem tej burzy, która wydaje się dziś przytłaczać Łódź Piotrową, ogarniając przy tym życie każdego syna i córki Kościoła.

Historia burz w Kościele jest historią prześladowań, którym ulegał, ale to także historia schizm i herezji, które od zarania osłabiały wewnętrzną jedność. A ataki z wewnątrz zawsze były bardziej niebezpieczne, niż ataki z zewnątrz. Najpoważniejsze z nich to kryzys ariański i wielka schizma zachodnia. W pierwszym przypadku lud katolicki nie wiedział, gdzie jest prawdziwa wiara – biskupi byli wszak podzieleni między arian, pół-arian, anty-arian, a i papieże nie wyrażali się dość jasno. To o tym okresie pisał święty Hieronim: „Świat cały wydał jęk zgrozy, stwierdzając, że jest ariański.”

W drugim przypadku, katolicy nie wiedzieli, kto był prawdziwym papieżem. Nikt nie zaprzeczał Prymatowi Piotrowemu, nie chodziło też o żadną herezję – ale było dwóch lub trzech papieży jednocześnie, a więc Kościół znalazł się w stanie podziału, określanego w języku teologicznym mianem schizmy.

Herezja modernizmu miała znacznie większy „potencjał kryzysowości”, niż dwa wymienione kryzysy, ale nie mogła rozwinąć się w całej swej zajadłości, gdyż na straży wiary stał Pius X. Modernizm zniknął nawet na kilka lat, by powrócić podczas Soboru Watykańskiego II. Sobór ten chciał być soborem duszpasterskim, ale ze względu na niejednoznaczny charakter jego tekstów, przyniósł katastrofalne skutki właśnie w sferze duszpasterskiej.

Obecny kryzys Kościoła wywodzi się bezpośrednio z Soboru Watykańskiego II i bierze swój początek w prymacie praktyki duszpasterskiej nad dogmatami.

Jan XXIII, przemawiając na otwarcie Soboru, potwierdził jego duszpasterski charakter, rozróżniając „depozyt i prawdy wiary” oraz „sposobamy w jaki są one przekazywane”.

Wszystkie poprzednie sobory były soborami duszpasterskimi. Ale na Soborze Watykańskim II, duszpasterstwo było nie tylko naturalnym wyjaśnieniem dogmatycznej treści soboru i koniecznością dostosowania jej do czasów współczesnych, ale zostało podniesione do rangi alternatywy wobec dogmatów. Efektem była rewolucja w języku i mentalności oraz transformacja duszpasterstwa w nową doktrynę.

Wśród najwierniejszych zwolenników „ducha soboru” prym wiedzie kardynał Walter Kasper. To właśnie jemu papież powierzył wygłoszenie referatu wprowadzającego do dyskusji przed synodem na konsystorzu w roku 2014. Podstawą tego referatu była idea, według której nie należy zmieniać doktryny mówiącej o nierozerwalności małżeństwa, ale duszpasterskie podejście do rozwodników żyjących w nowym związku. Ta sama formuła została zresztą użyta przez kard. Kaspera w jego komentarzu do papieskiej adhortacji Amoris laetitia. Kardynał wyjaśnił, że „adhortacja nie zmienia nic w doktrynie kościelnej i prawie kanonicznym, ale zmienia wszystko”.

Kompasem pontyfikatu Franciszka a zarazem kluczem do odczytywania jego adhortacji, jest zasada konieczności zmian – nie w doktrynie, ale w samym „życiu Kościoła”. By podtrzymać bezzasadność doktryny, papież wydał więc 250-stronnicowy dokument, w którym prezentuje swoją teorię na temat prymatu duszpasterstwa. Wracając z Lesbos, 16 kwietnia 2016 roku, zasugerował dziennikarzom, by przeczytali treść prezentacji adhortacji, dokonanej przez kard. Schönborna, przypisując mu tym samym autentyczną interpretację tego tekstu. Kard. Schönborn określił dokument mianem „przede wszystkim wydarzenia językowego”.

Formuła ta nie jest nowa – była już bowiem używana przez jednego z współbraci Franciszka, jezuitę Johna O'Malleya z Georgetown University. W swej historii SWII, zdefiniował Sobór jako „wydarzenie językowe”, „nowy sposób wyrażania rzeczy”, oznaczający według jezuity „ostateczne zerwanie z poprzednimi soborami”. Pisząc o „wydarzeniu językowym” o. O’Malley wcale nie umniejsza roli Soboru, wręcz przeciwnie, podkreśla, że to „język zawiera w sobie nauczanie”. Jezuita rozumiał więc doskonale, że Sobór Watykański II, nazywający sam siebie duszpasterskim, zmieniał również nauczanie, gdyż „dyskursywny styl soboru był środkiem, ale środek ten jednocześnie przekazywał komunikat”.

Wybór takiego stylu języka, by komunikować się ze współczesnym światem, ujawnia pewien sposób bycia i myślenia – trzeba przyznać, że jest to zarówno gatunek literacki jak i duszpasterski styl Soboru Watykańskiego II. Wyraża to nie tylko organiczną jedność tego wydarzenia, ale też dającą się wywnioskować spójną doktrynę. O’Malley przypomina: „Styl jest ostatecznym wyrazem znaczenia, to jest nie tylko funkcja ozdobna, ale instrumentem hermeneutycznym par excellence”.

Ta rewolucja językowa nie polegała jedynie na zmianie znaczenia słów, ale również na pominięciu niektórych terminów i pojęć. Można podać wiele przykładów: twierdzenie, że piekło jest puste jest z pewnością propozycją lekkomyślną, jeśli nie heretycką. Ale pominięcie lub maksymalne ograniczenie wszelkich odniesień do piekła, ułatwia drogę do ogromnego błędu „pustego piekła”. Bo skoro nikt o piekle nie mówi, jest ono zupełnie ignorowane we wszelkich wystąpieniach, można wpaść na pomysł, że piekło wcale nie istnieje.

Franciszek nigdy nie zaprzeczył istnieniu piekła, ale w ciągu trzech ostatnich lat wspominał o nim tylko kilka razy, w dodatku w bardzo niewłaściwy sposób, a już stwierdzenie z Amoris laetitia, że „drogą Kościoła nie jest potępianie nikogo na wieki”, wydaje się być zaprzeczeniem wiecznego potępienia grzeszników. Czyż ta dwuznaczność nie ma tej samej wartości praktycznej, co teologiczne zaprzeczenie istnieniu piekła?

Tak więc nic się nie zmienia w doktrynie, ale wszystko zmienia się w praktyce. Ale jeśli nie chcemy zaprzeczyć zasadzie przyczynowości, na której oparta jest cała zachodnia nauka, trzeba przyznać, że każdy skutek ma przyczynę, oraz że każdy skutek może powodować kolejną konsekwencję. Zależność między przyczyna a skutkiem jest taka jak między teorią a działaniem, albo doktryną i praktyką. Wśród tych, którzy zrozumieli to bardzo dobrze jest dominikański biskup Oranu, Jean-Paul Vesco. W jednym z wywiadów powiedział bowiem, że adhortacja Franciszka nic nie zmienia w doktrynie Kościoła, tylko w stosunku do świata. Dzisiaj – podkreśla biskup Oranu – żaden spowiednik nie będzie mógł odmówić rozgrzeszenia tych, którzy są przekonani w swym sumieniu, że nieuregulowana sytuacja w której się znajdują, jest najlepszą z możliwych. Tak więc okoliczności i sytuacja, według tej nowej moralności, rozpuszczają koncepcję wewnętrznego zła oraz publicznego i trwałego grzechu.

Jeśli księża przestaną wspominać o grzechu publicznym i zachęcać cudzołożników do włączania się we wspólnoty chrześcijańskie, nie wyłączając ich dostępu do sakramentów, wówczas – wraz z praktyką duszpasterską – zmianie powinna ulec również doktryna. Regułą w Kościele było bowiem, że „rozwiedzeni, żyjący w nowych związkach, mieszkający razem, nie mogą otrzymywać Eucharystii”. Amoris laetitia stawia się w opozycji do tej prawdy, gdy ustanawia, że „rozwiedzeni, żyjący w nowych związkach, w niektórych przypadkach mogą przystępować do Komunii Świętej”.

Zmiana następuje więc nie tylko de facto, ale co do zasady. Jeden pojedynczy przypadek w praktyce wystarcza, by zmienić zasadę. Jak więc można zaprzeczać, że rewolucja w praktyce to również rewolucja w doktrynie? A nawet, jeśli nic się nie zmieniło w doktrynie, wiemy dobrze, co zmieni się w praktyce: wzrośnie liczba przyjętych świętokradczo Komunii, wzrośnie liczba nieważnych spowiedzi, wzrośnie liczba grzechów popełnionych przeciwko szóstemu i dziewiątemu przykazaniu, wzrośnie wreszcie liczba dusz, które pójdą do piekła. A wszystko to stanie się nie mimo, ale z powodu publikacji Amoris laetitia.

Matka Boża w Fatimie ukazała trzem pastuszkom przerażającą wizję piekła, do którego najwięcej dusz trafia przez grzech przeciwko czystości. Kto by się spodziewał, że do i tak ogromnej liczby grzechów popełnianych przeciw czystości zostanie kiedyś dodany rozpad małżeństwa cywilnego? Kto mógł się spodziewać, że warunek ten, będzie wspierany przez papieską adhortację? Tak się jednak stało. Nie można udawać, że tego nie dostrzegamy.

Kościół ma praktyczny cel: zbawienie dusz. W jaki sposób dusze mogą stać się zgubione? Poprzez uleganie przekonaniu do życia według zdeformowanych praw Ewangelii.

Po Zmartwychwstaniu Jezus ukazał się uczniom. Dał im misję chrztu w imię Trójcy Przenajświętszej, Ojca, Syna, Ducha Świętego, aby uczyć i przestrzegać jego przykazań, bez naruszania któregokolwiek (docentes eos, servare omnia).  „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16,16).

Zadaniem kapłanów jest uczyć i przestrzegać prawa, a nie zaprzestawanie stosowania go i szukania wyjątków, które je naruszają. Kto wierzy, ale zaprzecza wierze, będzie potępiony, jak mówi święty Paweł: „Twierdzą, że znają Boga, uczynkami zaś temu przeczą, będąc ludźmi obrzydliwymi, zbuntowanymi i niezdolnymi do żadnego dobrego czynu” (Tt, 1,16).

Aby wyrazić negatywną opinię o Amoris laetitia nie trzeba studiować teologii – wystarczy bowiem sensus fidei wynikający z chrztu i bierzmowania. To zmysł wiary prowadzi nas, poprzez ponadnaturalne instynkty, do odrzucenia tego dokumentu pozostawiając jednocześnie sporządzenie adekwatnych odpowiedzi teologicznych teologom.

Między herezją a ortodoksją istnieje wiele możliwych odcieni. Herezja jest bowiem otwartym, formalnym, uporczywym sprzeciwem wobec prawd wiary. Istnieją jednak także propozycje doktrynalne, które choć nie są jawnie heretyckie, są piętnowane przez Kościół, gdyż stoją w kontraście wobec doktryny katolickiej. Sprzeciw wobec prawdy może bowiem być stopniowalny -  w zależności od tego, czy jest bezpośredni lub pośredni, natychmiastowy czy odległy, otwarty albo ukryty i tak dalej. „Teologiczne napiętnowanie” ukazuje negatywny stosunek Kościoła to danej wypowiedzi, opinii czy teorii teologicznej. Odnosi się to do treści doktrynalnej: czy coś jest twierdzeniem heretyckim, czy bliskim herezji, czy „pachnie” herezją, czy jest „błędna w wierze” itp. Takie propozycje bywają potępiane jako przewrotne, szkodliwe, skandaliczne, niebezpieczne. We wszystkich tego typu przypadkach w omawianym stwierdzeniu brak katolickiej prawdy, integralności doktrynalnej, lub jest ono wyrażone w niewłaściwy sposób.

W jednej ze swoich refleksji, w dniu 16 kwietnia 2016 roku, ojciec Jean-Michel Gleize, odnosi się do punktu 299 Amoris Laetitia, zgodnie z którym „osoby ochrzczone, które się rozwiodły i zawarły ponowny związek cywilny, powinny być bardziej włączane we wspólnoty chrześcijańskie na różne możliwe sposoby, unikając wszelkich okazji do zgorszenia” i komentuje: „jeśli w różny sposób to dlaczego nie poprzez dopuszczenie ich do Komunii eucharystycznej? Jeśli nie można dziś powiedzieć, że osoby rozwiedzione i żyjące w nowych związkach żyją w stanie grzechu śmiertelnego, dlaczego ich przystąpienie do Komunii miałoby być zgorszeniem? Dlaczego więc odmawiać im prawa do Komunii? Adhortacja Franciszka zmierza w tym właśnie kierunku. Staje się zatem okazją do duchowego upadku całego Kościoła, a więc tym, co teologowie nazywają „zgorszeniem” w pełnym tego słowa znaczeniu. Zgorszenie to jest konsekwencją praktycznej relatywizacji prawdy wiary katolickiej, prawdy o nierozerwalności sakramentu małżeństwa.

Amoris leatitia jest więc dokumentem skandalicznym, mogącym doprowadzić do katastrofalnych skutków dla dusz.

Nie chodzi tu o brak szacunku dla papieża, a tym bardziej o negowanie prymatu Piotra. W tym kontekście powinniśmy być wyjątkowo wdzięczni bł. Piusowi IX, za ustanowienie podczas Soboru Watykańskiego Pierwszego dwóch dogmatów – właśnie dogmatu o prymacie Rzymu i dogmatu o nieomylności papieskiej.

Prymat świętego Piotra oraz jego nieomylności stanowią fundament, na którym Chrystus ustanowił swój Kościół i na którym będzie on trwał aż do końca czasów. Prymat został przyznany Piotrowi, Księciu Apostołów, po Zmartwychwstaniu i był uznawany przez Kościół pierwotny nie jako przywilej osobisty i przemijający, ale trwały i istotny element konstytuujący Kościół Boży.

Nie ma na ziemi władzy wyższej, niż władza papieska, z tego powodu, że nie ma wyższej ludzkiej instancji i ważniejszej misji na ziemi. Jaka to misja? To utwierdzanie braci w wierze, otwieranie nieba dla dusz, pasienie jagniąt i owiec należących do Chrystusa, najwyższego Pasterza. W skrócie – zarządzanie Kościołem.

Bo papież jest przecież tym, który rządzi Kościołem. Misja ta jest mu powierzona ponieważ jest następcą Piotra, któremu to misję tą powierzył sam Chrystus. A była to misja wykraczająca poza osobę Piotra, kontynuowana przez jego następców.

Papież nie jest następcą Chrystusa, ale właśnie Piotra – nie w sposób bezpośredni, ale poprzez sukcesję apostolską, która na przestrzeni wieków, przywiązuje go do Piotra, pierwszego wikariusza Chrystusa.

Wikariusz Chrystusa jest biskupem Rzymu, ponieważ Rzym nie jest tylko miastem lub diecezją jak każda inna – ma uniwersalne powołanie. Następcy Piotra są biskupami Rzymu, ponieważ na Boże wezwanie to właśnie tam przybył Piotr, w tym miejscu zmarł, otwierając dla biskupów Rzymu uzasadnioną i nieprzerwaną sukcesję prymatu.

Wszyscy biskupi posiadają pełnię kapłaństwa, a papież nie jest w tym lepszy niż inni biskupi. Jednak tylko on sprawuje najwyższą jurysdykcję – pełną i nieograniczoną władzę nad innymi biskupami.

Pierwszy Sobór Watykański ustalił jako dogmat wiary właśnie ten prymat papieża nad biskupami.  Ale w 1870 roku ogłoszono również dogmat o nieomylności papieskiego Magisterium, w konkretnych warunkach. Nieomylność jest bowiem nadprzyrodzonym przywilejem, dzięki któremu papież nie może zbłądzić w wyznawaniu i definiowaniu objawionej doktryny – dzięki specjalnej asystencji Ducha Świętego. Ale papież, który nie jest nieomylny w rządzeniu Kościołem, może być nieomylny w swym nauczaniu.

Papież nie zawsze jest nieomylny. Musi chcieć być nieomylny, to znaczy chcieć wypowiedzieć się nieomylnie, respektując przy tym pewne ustalone zasady. Warunki nieomylności zostały bowiem zapisane w konstytucji Pastor aeternus: papież musi wypowiadać się jako osoba publiczna, ex cathedra, z zamiarem zdefiniowania prawdy wiary i moralności oraz egzekwowania go jako obowiązkowego do wyznawania przez wszystkich wiernych.

Jeśli warunki te nie zostają spełnione, to nie znaczy, że papież jest w błędzie. Jednak gdy papież nie jest nieomylny, może błądzić w rządzeniu i nauczaniu. Tzw. nadzwyczajne Magisterium, wygłaszane es cathedra przez papieża, zawsze jest bowiem nieomylne. Przykładem są dogmaty o Niepokalanym poczęciu i Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny. Ale nieomylne może także być nieomylne, gdy powtarza prawdy wiary i moralności przez lata nauczane przez Kościół.

Tak jest w przypadku encykliki Humane Vitae, nieomylnej per se, bo, choć nie jest to akt ex cathedra, jest nieomylny, bo potwierdzony przez Tradycję – a to oznacza, że jego powstanie (aktu) było wspierane przez Ducha Świętego.

Duch Święty wspiera kardynałów podczas konklawe, a potem pomaga wybranemu na papieża. Jednak, jak uczy historia, wybrani mogą być też niegodni papieże, którzy w życiu prywatnym ciężko grzeszyli, a także papieże, błądzący w zarządzaniu Kościołem i nauczaniu – nie musi nas to jednak gorszyć. Nawet bowiem jeśli Opatrzność pozwala na wybór złego papieża, dzieje się to dla wyższych celów, które zostaną wyjaśnione dopiero u kresu czasów. Duch Święty wie przecież, jak wyprowadzić dobro ze zła.

Zbawienie rodzi się z tajemniczego spotkania ludzkiej woli i Bożej łaski. Ci, którzy uważają, że w życiu człowieka wystarczającym jest fakt, że Duch Święty działa, a nie biorą pod uwagę współpracy wolnej woli człowieka, przechodzą na pozycje luterańskie lub kalwińskie. Ci zaś, którzy uważają, że papież nie może się mylić, bo jest nieomylny, popełniają ten sam kalwiński błąd.

Papolatria jest grzechem, ponieważ zmienia Piotra w Chrystusa. Przez przypisanie każdemu czynowi i słowu papieża doskonałości i nieomylności ubóstwia się go, a to nie ma nic wspólnego z czcią, którą rzeczywiście jesteśmy mu winni. Nabożeństwo do papieża, tak jak do Matki Bożej, jest jednym z filarów duchowości katolickiej. Jednak duchowość musi posiadać podstawę teologiczną – a nawet, co możne nawet powinno być wymienione jako pierwsze, racjonalną. By czcić papieża musimy bowiem wiedzieć kim jest, a kim nie jest.

A papież nie jest przecież, w przeciwieństwie do Jezusa Chrystusa, Bogiem i człowiekiem jednocześnie. Nie ma w nim boskości. Nie ma dwóch natur w jednej osobie – ma tylko jedną naturę, jedną osobę – ludzką. Nosi w sobie brzemię grzechu pierworodnego, które nie znika wraz z wyborem na Stolicę Piotrową. Może grzeszyć i być zły, jak wszyscy ludzie, ale jego grzechy i błędy są poważniejsze, niż innych – nie tylko ze względu na konsekwencje, jakie mogą nieść, ale także dlatego, że każdy jego czyn  który nie koresponduje z Bożą łaską jest poważniejszy, gdyż jemu tej łaski Duch Święty ofiarowuje więcej.

Jednak, oprócz prymatu rzymskiego i nieomylności papieskiej, jest jeszcze trzecia prawda wiary, która, choć nie uznana jeszcze za taki oficjalnie, może uchodzić za dogmat – to nieomylność Kościoła. Jest ona potwierdzona przez samego Chrystusa, gdy mówi: „Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16, 18).

Co bowiem oznacza kościelna wolność od błędu? Nie oznacza wcale, że Kościół nie może popełnić błędów. Oznacza, jak wyjaśniają teologowie, że Kościół dotrwa do końca świata identyczny jak na początku – bez zmieniania tego, co Chrystus mu podarował.            

Wolność od błędu jest nadprzyrodzoną właściwością Kościoła, co oznacza, że nie tylko nie znika ona, ale i się nie zmienia. Pozostaje dokładnie taka, jaką ustanowił Chrystus, aż do końca świata. Kościół zawsze utrzyma swe cechy – charakter, nauczanie, jedność w wierze, monarchiczność i hierarchiczność formy, organizację, uniwersalność. Dekret świętego Piusa X „Lamentabili sane exitu” w punkcie 53. potępił pomysły modernistów, zgodnie z którymi „organiczny ustrój Kościoła podlega zmianie, a społeczność chrześcijańska, podobnie jak społeczność ludzka, podlega ciągłej ewolucji”.

Kościół jest niezniszczalny, a jednak – jako tworzony przez ludzi – może popełniać błędy. Może się to zdarzyć, gdy instytucja jest mylona z ludźmi, którzy ją reprezentują. Siła papiestwa nie pochodzi od świętości Piotra, tak jak zdrada Piotra nie oznacza słabości papiestwa, ponieważ to do papieża, osoby publicznej, a nie prywatnego Piotra powiedział Jezus: „Ty jesteś Piotr, i na tej skale zbuduje Kościół mój”.

Papież to nie jest Jorge Bergoglio, nie jest też Josephem Ratzingerem, ale przede wszystkim, jak uczy Katechizm, jest następcą Piotra i Wikariuszem Chrystusa na ziemi. To nie odbiera niczego wielkości i nieomylności Kościoła, ale nie znaczy też, że jego pasterze, nawet najwyżsi, pozostają bez  skazy, w kontekście ich życia osobistego czy wykonywanej misji.

Kiedy Jezus obiecuje, że bramy piekielne go nie przemogą, nie obiecuje, że nie będzie żadnych ataków na Kościół – pozwala nam raczej dostrzec istnienie zaciętej walki. Nie będzie w tej walce przerw, ale nie skończy się ona też porażką. Kościół zatriumfuje.

Głównym wytworem piekła jest herezja. A herezja nie będzie dominować nad wiarą Kościoła.

Dogmat o nieomylności Kościoła odsyła nas do dwóch prawd: po pierwsze, że Kościół żyje pośród konfliktów i jest podatny na ataki, a po drugie, że pokona on swych wrogów i podbije historię. Jednak nie ma zwycięstwa bez walki, i to jest prawda, która nas bezpośrednio dotyczy, dotyka naszego życia jako synów i córek Kościoła.

Zdanie „bramy piekielne go nie przemogą” jest takie samo, jak „na koniec moje niepokalane serce zatriumfuje”, wypowiedziane przez Matkę Bożą w Fatimie – dziewięćdziesiątą dziewiątą rocznicę wypowiedzenia tego zdania obchodzimy w tym roku.

A 3 stycznia 1944 roku Matka Boża skierowała do Łucji prorocze słowa, gdy ta modliła się przed tabernakulum: (siostra Łucja relacjonuje) „poczułam ducha wylanego przez tajemnicze Światło, którym jest Bóg i w Nim ujrzałam i usłyszałam: grot włóczni jako strzelający płomień, który trafia w oś Ziemi. Ziemia się trzęsie: góry, miasta, wioski i osiedla wraz z mieszkańcami zostają pogrzebane. Morze, rzeki i chmury wychodzą ze swych brzegów rozlewając się, zalewając i porywając w wir domy i ludzi w ilości nieprzeliczonej, to jest oczyszczenie świata z grzechu, w którym jest zanurzony. Nienawiść, ambicja prowadzą do niszczycielskiej wojny! Następnie poczułam w duchu, pośród przyspieszonego rytmu serca, w duchu echo cichego głosu mówiącego: w czasie jedna wiara, jeden chrzest, jeden Kościół, Święty, Katolicki, Apostolski - w wieczności, Niebo!”.

Jedna wiara, jeden chrzest, jeden Kościół, Święty, Katolicki, Apostolski - słowa siostry Łucji są takie same jak papieża Bonifacego VIII w jego bulli Unam Sanctam, w której pod koniec średniowiecza, powtórzył wyjątkowości Kościoła w dziele odkupienia: „Przymuszani wiarą, zobowiązani jesteśmy wierzyć i utrzymywać, że jest jeden święty, katolicki i apostolski Kościół. I stanowczo wierzymy oraz wyznajemy, że poza nim nie ma zbawienia ani odpuszczenia grzechów (…) w nim jest jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest”.

A ostateczny okrzyk siostry Łucji: Niebo! wydaje się oddawać dramatyczny wybór między Niebem, miejscem osiągnięcia wiecznego szczęścia duszy, i piekłem – gdzie dusze wiecznie cierpią.

Kościół nie otwiera bram piekła, ale bramy Niebios.

Kościół to nie tylko papież i biskupi, ale wszyscy wierni – księża, zakonnice, zakonnicy, świeccy. Boża pomoc jest atrybutem Kościoła do końca świata i będzie uniemożliwiać zagubienie czy osłabienie. Oznacza to, że Kościół może mieć w swej historii chwile dezorientacji i dezercji, ale jako całość, nigdy nie poprowadzi wiernych na zatracenie.

Jezus po zmartwychwstaniu, pojawia się po raz drugi na Jeziorze Tyberiadzkim i mówi do Apostołów: „Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20). Słowa te nie tylko potwierdzają, że Kościół jest niezniszczalny, ale również przypominają nam, że niewykonalnych praw. Jest z nami każdego dnia, w każdej sytuacji i okolicznościach – praktykowanie Jego prawa nie jest niemożliwe, ponieważ wszystko jest możliwe przy pomocy łaski Bożej. To jest to, czego oczekiwalibyśmy od papieża - aby przypomniał nam o tym co nas utwierdza w wierze.

Nigdy tak bardzo jak dziś nie pragnęliśmy bezpiecznego schronienia, światła skierowanego prosto do nas, Skały, na której moglibyśmy się oprzeć. Tą skałą może być tylko Piotr. Piotr – nie Szymon. Od Piotra oczekujemy treści, sensu i stałości. Ludzie, nawet najdoskonalsi, przemijają. Ale pozostają zasady, a wśród nich ta podtrzymująca wszystkie pozostałe – zasada prymatu Piotra. Doskonale wiemy, że tylko ten najwyższy i uroczysty głos może przynieść kres procesowi demontażu Kościoła – głos Biskupa Rzymu, jedynego, któremu została przyznana możliwość definiowana słów Chrystusa, nieomylnego rzecznika wiary. Ale wiemy też, że papież może się do wspomnianego demontażu przyczynić, popadając nawet w herezję. A w tym wypadku sumienie zmusza nas, byśmy go powstrzymali.

Amoris laetitia przypisuje sumieniu podstawowe i wyjątkowe miejsce w ocenie działań moralnych (§ 303). Uwalnia sumienie od obiektywizmu moralności, podczas gdy to na moralności, wierze i rozumie opieramy nasze wybory. Światło wiary, jak i rozumu jest dla nas zewnętrzne - oświetla serca i sumienia każdego ochrzczonego, a sumienie jest przecież niczym innym jak głosem prawdy w naszej duszy. Z tego też powodu, nasza nieograniczona miłość do papieża, nigdy nie może skłonić nas do czynienia czegokolwiek wbrew naszemu sumieniu.

W dniu zmartwychwstania będziemy sami przed Bogiem – z naszym sumieniem, a bez papieży i biskupów, rodziny i przyjaciół, bez możliwości okłamywania siebie i innych, a spojrzenie Boga przeniknie i oświetli nasze sumienie niczym błyskawica. Ci, którzy podążą za głosem własnego sumienia, posiadając czyste intencje i obiektywne dane na temat wiary i rozumu jako kryterium oceny, nie będą się mylić – Bóg oświetli ich drogi, właśnie z pomocą łaski wiary i podtrzymującego ją rozumu. Nie możemy zrobić niczego co wykracza przeciwko wierze i rozumowi, nic co jest w jakikolwiek sposób sprzeczne z wiarą, niejasne, niejednoznaczne, gdyż Bóg taki nie jest. Jest zrozumiały i prosty.

Kościelna barka wydaje się już jakby pochłonięta przez fale, wydaje nam się też, że Pan nasz śpi, tak jak to było podczas burzy na jeziorze Tyberiadzkim. Zwróćmy się więc do niego, mówiąc: „Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie?” (Ps 44,24).

Być może to właśnie był apel świętej Katarzyny ze Sieny, gdy wpatrywała się w mozaikę Giotta w 1380 roku. Może nie jest więc przypadkiem, że w tym roku tradycyjna godzina adoracji Najświętszego Sakramentu dla uczestników Marszu dla Życia odbywa się w bazylice Santa Maria sopra Minerva, gdzie pod głównym ołtarzem spoczywa ciało świętej Katarzyny?

W tej godzinie adoracji prosiliśmy Boga nie tylko o błogosławieństwo dla tegorocznego Marszu dla życia, ale również dla Świętej Matki Kościoła, gorąco prosząc Go słowami: „Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie? Ocknij się!”.

Roberto de Mattei
Przemówienie z rzymskiego Forum dla życia, z 6 maja 2016 r.

http://www.pch24.pl/

avatar użytkownika intix

27. John Smeaton:

współczesna rzeź nienarodzonych nie ma precedensu w historii ludzkości. Zabito już ponad 2 miliardy dzieci

John Smeaton: współczesna rzeź nienarodzonych nie ma precedensu w historii ludzkości. Zabito już ponad 2 miliardy dzieci
Podczas majowego Rzymskiego Forum Życia nie brakowało dyskusji nad gorącym tematem Komunii świętej dla rozwiedzionych w ponownych związkach, adhortacji apostolskiej Amoris Laetitia oraz strategii obrońców życia i rodziny. Jednym z mocniejszych głosów był referat Johna Smeatona – wieloletniego działacza pro-life i prezesa brytyjskiego Society for the Protection of the Unborn. Stwierdził on, że rzeź nienarodzonych to barbarzyństwo na niespotykaną w historii ludzkości skalę. Wezwał do odrzucenia kompromisów i dążenia do całkowitego zakazu aborcji. Wyraził także swoje wątpliwości odnośnie ostatniego dokumentu papieża Franciszka.

- Prawdopodobnie doświadczamy największej katastrofy w pisanej historii ludzkości - przekonywał John Smeaton podczas Rzymskiego Forum Życia. - Według ostrożnych szacunków od 1966 r. na całym świecie około 2 miliardów dzieci stworzonych na Boży obraz i podobieństwo zostało zabitych wskutek aborcji. To jednak nie wyczerpuje problemu. W samym Zjednoczonym Królestwie od 1990 r. w związku z procedurami in vitro zginęło 2 miliony dzieci w wieku embrionalnym. Dla porównania historycy szacują, że w wyniku wojen w całej pisanej historii zginęło od 150 do miliarda osób – dodał.

- Nawet jeśli liczba byłaby dwukrotnie większa, to ostatnie 50 lat było świadkami zabicia większej liczby osób ludzkich przez system ochrony zdrowia reprodukcyjnego w naszym tak zwanym cywilizowanym społeczeństwie, niż we wszystkich wojnach w całej historii świata – dodał prezes Society for the Protection of the Unborn.

W dodatku w ciągu ostatniego półwiecza „śmiała” edukacja seksualna zniszczyła niewinność dzieci. W jej ramach, jak zauważył autor omawianego referatu, zapewniono młodzieży dostęp do aborcji i antykoncepcji. Jednocześnie w kwestii edukacji seksualnej rodzice zostali zastąpieni przez rządy i finansowane przez nie lobby kontroli urodzin, zajmujące się demoralizacją młodzieży i niszczeniem ich sumień.

Dlatego też zdaniem Smeatona, bilans ostatnich dziesięcioleci jest negatywny, pomimo działalności ruchów obrony życia. Pomimo, że odniosły one wielokrotnie sukcesy w ratowaniu ludzkich istnień, to ich wpływ był zbyt mały w porównaniu do potęgi kultury śmierci, przejawiającej się w legalizacji aborcji przez coraz to nowe kraje.

Kluczowy głos Kościoła

- Organizacje pro life, rodziny i szersza wspólnota powinny być pilnie wzmocnione przez profetyczne i jednoznaczne głosy katolickich hierarchów na całym świecie nauczających Ewangelii Jezusa Chrystusa – mówił Smeaton. (...) - Po pierwsze dlatego, że bez Chrystusa nic nie możemy uczynić. A także dlatego, że pełne przesłanie Ewangelii o prawdziwym znaczeniu ludzkiej seksualności i świętości życia, stanowiące część naturalnego prawa zapisanego w sercu człowieka to najważniejsza znana przez człowieka broń przeciwko kulturze śmierci – przekonywał obrońca życia.

Smeaton wyznaczył dwie strategie dla ruchu ochrony życia. Pierwsza z nich polega na proklamacji prawa naturalnego dotyczącego świętości życia i prawdziwego znaczenia seksualności. Druga zaś na wspieraniu i pomocy biskupom oraz księżom mającym z ustanowienia Chrystusa prowadzić ludzkość ku realizacji tego naturalnego prawa. - Rola biskupów w proklamacji tej Ewangelii jest szczególnie istotna, ponieważ oni przede wszystkim zostali wybrani do tej roli przez Chrystusa - zauważył Smeaton.

Obrońca życia przypomniał słowa św. Jana Pawła II z encykliki Evangelium Vitae. Jak pisał papież „w sytuacji, gdy z różnych stron wypowiadane są najbardziej sprzeczne opinie i gdy wielu odrzuca zdrową naukę o ludzkim życiu, zdajemy sobie sprawę, że także do nas skierowana jest usilna prośba, z jaką św. Paweł zwracał się do Tymoteusza: głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz (2 Tm 4, 2). Ta zachęta winna rozbrzmiewać ze szczególną mocą w sercach tych, którzy w Kościele z różnego tytułu uczestniczą bardziej bezpośrednio w jego misji nauczyciela życia. Niech zabrzmi zwłaszcza dla nas Biskupów: od nas przede wszystkim oczekuje się, że będziemy niestrudzonymi głosicielami Ewangelii życia, na mocy powierzonego nam zadania mamy też czuwać nad integralnym i wiernym przekazem nauczania na nowo ujętego w tej Encyklice oraz stosować wszelkie odpowiednie środki, aby chronić wiernych przed każdą doktryną sprzeczną z tym nauczaniem”.

John Smeaton skrytykował przedstawicieli ruchu obrony życia twierdzących, że nie należy mieszać Kościoła katolickiego do walki w obronie życia zapytując ich czy naprawdę rozumieją problem. - Po pierwsze destrukcja ludzkiego życia w ciągu ostatniego półwiecza nie ma absolutnie precedensu w dziejach ludzkości - podkreślił. - Po drugie wiele praw moralnych, do których ludzie stosowali się przez praktycznie całą pisaną historię, przynajmniej od przyjścia na świat Chrystusa jest niszczonych przez ustawodawców potężnych krajów i narzucanych następnie krajom słabszym. Chodzi tu między innymi o prawa związane z seksualnością czy prawo rodziców do wychowania dzieci oraz prawa związane z aborcją i eutanazją - dodał.

Obrońca życia zwrócił także uwagę, że kodeks moralny w oparciu o który przeważająca większość ludzi żyła w ciągu dziejów jest przekształcany także w katolickich wspólnotach i rodzinach. - Wystarczy wspomnieć o rozpowszechnionej wśród katolickich rodzin akceptacji dla wspólnego mieszkania bez ślubu, akceptacji kontroli narodzin oraz aborcji w pewnych przypadkach, akceptacji lub odmowie krytyki związków homoseksualnych, poparcia dla radykalnej edukacji seksualnej w szkołach, zapłodnienia in vitro i eutanazji – powiedział.

Zdaniem Johna Smeatona, samo wyjaśnianie przez wykresy i obrazy dramatu aborcji nie wystarczy. - Nienarodzone dzieci, nasze rodziny i szersza wspólnota muszą być chronione przez ostateczną broń (...) prawo naturalne potwierdzone przez Jezusa Chrystusa i założony przez Niego Kościół katolicki – przekonywał.

Brytyjczyk podkreślił, że głównym katalizatorem rewolucji seksualnej było porzucenie prawa naturalnego związanego z seksualnością. Przypomniał, że Paweł VI w encyklice Humanae Vitae przewidział, iż mentalność antykoncepcyjna doprowadzi do państwowego przymusu. Najlepiej widać to na przykładzie Indii i Chin. Jednak także istniejące na zachodzie programy edukacji seksualnej realizowane są z pieniędzy podatników, a nie dobrowolnie.

John Smeaton zauważył również uwagę na trudności dla ruchu pro-life powstałe w wyniku działań niektórych biskupów, współpracujących ze zwolennikami demoralizującej edukacji seksualnej.

- Naszą porażkę odzwierciedla także fakt, że nawet papież promuje edukację seksualną w jednej z części siódmego rozdziału adhortacji apostolskiej „Amoris Laetitia” – powiedział Smeaton. - Czyni to bez żadnego odniesienia się w tej sekcji do rodziców, wspomnianych wprawdzie wcześniej w innym kontekście. Jego Świątobliwość czyni to bez jasnego ostrzeżenia przed propagowaniem aborcji i antykoncepcji przez programy edukacji seksualnej przeważające na całym świecie w szkołach naszych dzieci, również tych katolickich - dodał.

Obrońca życia, krytykując bierność najwyższych władz Kościoła, wezwał do pilnej budowy ruchu oporu świeckich katolików. - Po dwóch miliardach aborcji (...) największej rzezi w spisanej ludzkiej historii, niezbędne jest, by organizacje broniące życia pilnie oceniły w jakim stopniu rozdział prokreacyjnego i jednoczącego wymiaru aktu seksualnego stał się katalizatorem dla kultury śmierci postępującej w każdym narodzie na Ziemi – powiedział. Wśród przykładów tej kultury wspomniał o instrumentalizującym ludzkie embriony i prowadzącym do ich śmierci procederze in vitro oraz ruchu homoseksualnym.

Tylko całkowity zakaz

John Smeaton skrytykował prawa dopuszczające aborcję w pewnych „szczególnych” przypadkach - na przykład niepełnosprawności lub przed rozpoczęciem bicia serca. Przypomniał, że zgodnie z nauką św. Tomasza powtórzoną w Evangelium Vitae, niesprawiedliwe prawo nie jest de facto prawem, lecz aktem przemocy. Dlatego też zgodnie z deklaracją Kongregacji Nauki Wiary z 1974 r. katolik nie może go propagować ani być mu posłuszny. Wezwał więc do odrzucenia metod działania obrońców życia polegających wspieraniu praw dopuszczających aborcję w pewnych przypadkach, o ile stanowią one krok naprzód w stosunku do jeszcze bardziej liberalnych ustaw.

- Ile jeszcze miliardów dzieci musi zostać zabitych, nim uświadomimy sobie, że takie strategie nie działają? - zapytywał. - Zawierają one przesłanie do przyjaciół i wrogów światła, że aborcja może być dobrą rzeczą. Czyż nie jest to jeden z powodów tak szerokiej akceptacji dla aborcji w niektórych przypadkach przez naszych współobywateli w tym katolików? – zapytywał retorycznie.

Zdaniem Brytyjczyka obrońcy życia nie powinni dopuszczać się żadnych kompromisów i popierać wyłącznie ustawy całkowicie zakazujące aborcji. - Wyobraźcie sobie, że w waszym kraju legalne byłoby zabijanie dzieci katolickich albo muzułmańskich rodziców - mówił Smeaton. - Wyobraźcie sobie, że jesteście członkami parlamentu popierającymi ustawę zakazującą zabijania białych katolickich dzieci, lecz dopuszczającą mordowanie czarnych, katolickich dzieci. Poparcie dla takowej legislacji byłoby bez wątpienia niemoralne, bez względu na to, jak wiele istnień ludzkich zostałoby uratowanych - przekonywał.

John Smeaton wezwał działaczy pro-life do bezkompromisowości. - Nasz katolicki ruch oporu musi być przeciwny wszelkim aborcjom i nigdy nie promować ani nie godzić się na żadną jej formę, nawet jeśli sądzimy, że mogłaby uratować życie matki - stwierdził autor omawianego referatu. - Gdy tylko zrezygnujemy z zasady, że nie wolno nigdy i w żadnych okolicznościach dokonywać aborcji będziemy przegrani duchowo, moralnie i politycznie. Nie wolno nam zabijać matki by ratować dziecko, podobnie jak nie wolno nam zabijać dziecka, by ratować matkę – dodał.

- Tylko nieprzejednane świadectwo w obronie świętości niewinnego ludzkiego życia może okazać się skuteczne w przekonaniu współobywateli, że aborcja to akt wewnętrznie zły - stwierdził obrońca życia. Jego zdaniem kompromisowa postawa działaczy pro-life oznacza wysyłanie sygnału, jakoby aborcja nie była zła sama w sobie. – W ten sposób nie przekonamy ani ustawodawców, ani nikogo do zaprzestania zabijania – podkreślił.

Pod koniec swego wystąpienia John Smeaton ponownie nawiązał do potrzeby umacniania obrońców życia przez kościelnych hierarchów. - Zamiast tego dzieje się wręcz odwrotnie - stwierdził Brytyjczyk. - Zbyt często kościelni przywódcy zdają się współpracować z oponentami naszych rodzin i kultury - dodał. Obrońca życia wezwał wszystkich ludzi dobrej woli do badania tego, co dzieje się na szczytach hierarchii kościelnej i odwagi w wyrażaniu swojego krytycznego zdania dotyczącego sytuacji na najwyższych jej szczeblach.

Problemy z Amoris Laetitia

Jak zauważył obrońca życia, na mocy zapisu w kanonie 2012 Kodeksu Prawa Kanonicznego, świeccy mają prawo, a niekiedy obowiązek przedstawiać swoim pasterzom własne zdanie w kwestii dobra Kościoła. Dlatego też Smeaton zdecydował się skierować do papieża Franciszka list dotyczący fragmentów jego adhortacji Amoris Laetitia. Skrytykował w nim rozdział dotyczący edukacji seksualnej.

Ta sekcja ciągnie się przez ponad pięć stron, a nie znajduje się w niej ani jedno odniesienie do rodziców, choć ich prawa są wspomniane wcześniej w innym kontekście. Z drugiej strony istnieją odniesienia do tak zwanych „instytucji edukacyjnych”- zauważył. Tymczasem według św. Jana Pawła II edukacja seksualna to zadanie przede wszystkim dla rodzin.

Obrońca życia skrytykował także konferencje episkopatów w krajach takich jak Wielka Brytania wspierających edukację seksualną w demoralizującej wersji. Chodzi tu o programy w szkołach podstawowych i średnich - nawet katolickich. W ich ramach dzieci otrzymując dostęp do aborcji i antykoncepcji. - W ten sposób, Ojcze Święty, autorytet dany biskupom przez Chrystusa i utrzymywany we czci przez wiernych jest instrumentalizowany (...) i czyni potworne szkody naszym dzieciom - stwierdził Smeaton. – „Amoris Laetitia” jeszcze pogarsza tę straszną sytuację. (...) Papież jest sługą, a nie panem prawdy - dodał.

Prezes Society for the Protection of the Unborn stwierdził także, że w Amoris Laetitia padają odniesienia do cudzołóstwa, niepodkreślające jednocześnie, że stanowi ono czyn wewnętrznie zły. Może to jego zdaniem prowadzić do zgorszenia dla maluczkich, dla dzieci.

Za jeszcze poważniejszy problem uznał Smeaton stosunek adhortacji Amoris Laetitia do kwestii cudzołóstwa. W jego opinii dokument sugeruje, że akty cudzołożne mogą być możliwe do usprawiedliwienia. - To brak miłosierdzia, gdyż oznacza odmawianie katolikom dostępu do prawdy o dobru i złu, której potrzebują do osiągnięcia prawdziwej wolności, a więc wolności od grzechu - stwierdził. Jego zdaniem liberalizacja dostępu do Sakramentów dla rozwodników żyjących w nowych związkach oznacza wysyłanie dzieciom wiadomości jakoby małżeństwo nie było nierozerwalne. To zaś jest dla nich zgorszeniem.

Obrońca życia zauważył, że idąc do Komunii Świętej przyjmuje się obietnicę życia wiecznego. - Jednak podobnie jak wszyscy katolicy wierzę w nauczanie św. Pawła, że jeśli człowiek niegodnie je i pije Ciało i Krew Chrystusa, to nie przyjmuje życia łaski, lecz je i pije sąd nad samym sobą, jak mówi 1 List Do Koryntian 11,29 - powiedział. Brytyjczyk odniósł się do znanych mu osób porzuconych przez współmałżonków stwierdzając, że zgoda na przyjmowanie Komunii przez ich wiarołomnych mężów czy żony byłaby niesprawiedliwa wobec strony pokrzywdzonej, naruszająca prawdę o małżeństwie, a także szkodliwa z punktu widzenia dzieci.

- Wasza Świątobliwość, z całą czcią (...) apeluję do Ciebie o rozpoznanie poważnych błędów w ostatnio opublikowanej adhortacji apostolskiej „Amoris Laetitia”, a w szczególności tych prowadzących do desakralizacji Świętej Eucharystii i szkody dla dzieci. Wzywam do wycofania adhortacji apostolskiej ze skutkiem natychmiastowym.  Z szacunkiem w Chrystusie – zakończył czytanie swego listu do papieża John Smeaton.

Brytyjski działacz pro-life powiedział, że wielu biskupów zwracało mu uwagę, że świeccy są powołani do głoszenia prawdy duchowieństwu. Zwrócił także uwagę na poważny kryzys przywództwa w Kościele katolickim. Dodał, że istnieje konieczność współpracy z dobrymi biskupami w nieugiętym przekazywania prawdziwej nauki, bez względu na związane z tym cierpienia. - Moi drodzy przyjaciele, obrońcy życia, nadszedł czas by świeccy katolicy weszli na pokład i zbudowali katolicki ruch oporu - zakończył referat John Smeaton.

Źródła: Life Site News, youtube.com
tłumaczenie fragmentu Evangelium Vitae za opoka.org.pl
Opracowanie: mjend
http://www.pch24.pl/

avatar użytkownika intix

28. Spec-błogosławieństwo „niesakramentalnych”

Spec-błogosławieństwo „niesakramentalnych”

Powstaje specjalny podręcznik dla kapłanów zajmujących się duszpasterstwem „par niesakramentalnych”. Pojawiło się już nawet kilka pomysłów mających stanowić reakcję polskiego Kościoła na papieską adhortację „Amoris laetitia”. Jednego z tych pomysłów nie sposób nie skomentować, jest bowiem wyjątkowo absurdalny - chodzi o specjalne błogosławieństwo dla takich par podczas Mszy Świętej.

O konieczności powstania swoistego vademecum dla duszpasterzy par niesakramentalnych poinformowano podczas ostatniego zebrania Episkopatu. Dokument ma „pomóc diecezjalnym duszpasterzom rodzin, doradcom życia rodzinnego i duszpasterzom związków niesakramentalnych” w traktowaniu osób żyjących ze sobą bez zawarcia sakramentu małżeństwa. Zgodnie z watykańskimi wytycznymi pary takie powinny „przestać czuć się ekskomunikowane”, należy zacząć „intensywniej im towarzyszyć” i traktować je z „większą czułością”. To właśnie w tym pomóc ma opracowywana instrukcja.

Kilka pomysłów na adaptację w Polsce wezwań z „Amoris laetitia” już ujawniono. Oto w każdej diecezji powinien działać przynajmniej jeden a najlepiej kilku duszpasterzy związków niesakramentalnych, biskupi zamierzają także „usunąć bariery, które do tej pory blokowały osobom żyjącym w takich związkach aktywny udział w życiu liturgicznym czy parafialnym”. Nasi hierarchowie na szczęście posługują się językiem mniej enigmatycznym niż papież Franciszek, i precyzują, że udział w życiu liturgicznym nie oznacza przystępowania do Komunii Świętej, a jedynie na przykład „angażowanie takich osób w edukację dzieci, pod warunkiem unikania zgorszenia”.

Pojawił się jednak także pomysł by takie osoby mogły podczas udzielania Komunii Świętej „podejść do celebransa by otrzymać specjalne błogosławieństwo”. Miałoby to wymagać „przygotowania wspólnoty parafialnej, by nikt nie dziwił się, że takie osoby podchodzą do ołtarza w procesji komunijnej, ale nie po to, by przyjąć sakrament ale by poprosić o błogosławieństwo, którego kapłan na pewno udzieli”.

Choć propozycja ta brzmi jak żart, żartem wcale nie jest – w Kościele naprawdę rozważa się wprowadzenie takiego novum. Zastanówmy się więc, do czego by ono doprowadziło w praktyce:

Oto przede wszystkim należałoby poinformować całą wspólnotę, że Kowalski mieszka z Kowalską, ale nie są małżeństwem – nie wiadomo tylko, czy informującym o stanie rzeczy miałby być proboszcz, czy sami zainteresowani. O ile w niewielkiej wsi wszyscy wiedzą bowiem, kto jest po ślubie a kto nie, o tyle w osiedlowej parafii w mieście nie musi to wcale być tak oczywiste. Teraz być powinno?  

Po drugie, w procesji do Komunii Świętej ustawiałyby się osoby niebędące w stanie łaski uświęcającej, które jakimś specjalnym gestem sygnalizowałyby kapłanowi, że proszą o błogosławieństwo dla „niesakramentalnych”. Czyż – posługując się językiem największych entuzjastów „Amoris laetitia” – nie byłoby to dalszym stygmatyzowaniem tych osób?  Czy naprawdę znajdzie się wiele par, które zechcą brać udział w takim spektaklu?

Po trzecie – czy owo specjalne błogosławieństwo sprawiałoby, że osoby które miałyby je otrzymać, mogą już nie czekać na błogosławieństwo ogólne kończące Msze Świętą? Czy to miałaby być jakaś inna forma błogosławieństwa kapłana podczas tej samej przecież Mszy?

Po czwarte wreszcie, propozycja wydaje się wyjątkowo kuriozalna ze względu na pozostałe osoby nieprzystępujące do Komunii Świętej. Dlaczego bowiem to właśnie rozwodnicy żyjący w nowych związkach mieliby otrzymać dodatkowy przywilej, a wszystkie inne osoby trwające w stanie grzechu ciężkiego nie mogą na to liczyć? A może to tylko pierwszy krok do zmiany kształtu liturgii? Na razie możemy się tylko nad tym zastanawiać, bowiem nikt nas jeszcze nie poinformował, czy po kolejnych zmianach w Kościele procesja do Komunii Świętej będzie wyglądać na przykład tak: kto do Komunii ten idzie środkiem Kościoła, kto grzeszy przeciw szóstemu przykazaniu ustawia się po błogosławieństwo na lewo, kto grzeszy przeciw piątemu przykazaniu staje na prawo i tak dalej.

Pomysły takie jak omawiany muszą dziwić tym bardziej, że polscy biskupi podczas watykańskiego synodu stanowili swoistą awangardę konserwatyzmu. Teraz, ku zdumieniu wielu obserwatorów, w przeddzień wizyty papieża Franciszka rozważają propozycje dość odległe od rozsądku – zupełnie jakby chcieli udowodnić, że mimo iż w ubiegłym roku sprzeciwiali się postulatom wewnątrzkościelnych rewolucjonistów, dziś wychodzą naprzeciw (przyznajmy - nieco delikatniejszemu) oczekiwaniu wprowadzania nowinek.  

Biskup Wątroba, podsumowujący dotychczasowy stan pochylania się z troską nad zapisami „Amoris laetitia”, podkreślał, że propozycja specjalnych błogosławieństw dla rozwodników żyjących w nowych związkach jest na razie „tylko pomysłem”. Miejmy nadzieję, że tak pozostanie, i módlmy się by polscy biskupi zdecydowali, by obowiązkiem „duszpasterzy związków niesakramentalnych” (których wkrótce mają powoływać), było w pierwszej kolejności zachęcanie osób żyjących w nowych związkach do powrotu do małżonka, osób żyjących w konkubinatach do przekształcenia związku w sakrament małżeństwa, a wszystkich w ogólności do wiary w Jezusa Chrystusa i jego przykazania. Do tej pory zapowiedziano jednak tylko jeden obowiązek nowych duszpasterzy – „pokazywanie jak w związkach niesakramentalnych można wzrastać w miłości”. Czy wszyscy będą pamiętać, że to Bóg jest miłością? A tego co On złączył, człowiek ma nie rozdzielać?


Krystian Kratiuk

www.pch24.pl/

***

Potrzeba świętych kapłanów

Panie Jezu, daj nam katolickich pasterzy.
Panie Jezu, daj nam świętych kapłanów!
Amen.


avatar użytkownika intix

29. Bieda wrogiem, czy skarbem? Owoce „paktu katakumbowego”

Bieda wrogiem, czy skarbem? Owoce „paktu katakumbowego”
Marksistowski prymat praktyki infiltruje Kościół – poprzez uznawany dziś prymat praktyki duszpasterskiej nad doktryną. Jakby tego było mało Kościół ryzykuje triumf marksizmu na kolejnym polu – zniekształcając teologiczną koncepcję ubóstwa. Podziału dóbr materialnych od zawsze pragnęli heretycy – pragnęli bowiem egalitarnej utopii. W ich działania wpisują się dziś ci, którzy chcą zastąpić religijną kategorię „ubogich w duchu” socjologiczną kategorią „ubogich materialnie” – pisze prof. Roberto de Mattei.

Dokumenty papieża Franciszka, zgodnie z oceną niektórych teologów, stanowią jedynie „ogólne wskazówki o charakterze duszpasterskim i moralnym", a więc nie wchodzą w skład kościelnego Magisterium. To jedno z możliwych wyjaśnień zupełnie innego traktowania tych dokumentów przez teologów, niż dokumentów poprzednich papieży – dokumenty podpisane przez Franciszka są bowiem komentowane w sposób bardziej swobodny i ogólny niż dotychczasowe teksty papieskie. Jednym z najbardziej przenikliwych analityków tekstów obecnego papieża pozostaje profesor Flavio Cuniberto. Stara się on wyłowić z tych napisanych bardzo specyficznym, niejednoznacznym językiem dokumentów podstawowe tezy. Uczynił tak też z często poruszanym przez Franciszka tematem ubóstwa – w książce „Madonna Povertà. Papa Francesco e la rifondazione del cristianesimo" („Pani Bieda. Papież Franciszek i odnowa chrześcijaństwa”) ujawnia dwie sprzeczności tego pontyfikatu: teologiczno-doktrynalną oraz praktyczną.

W tym pierwszym aspekcie, Cuniberto zauważa, że Franciszek, w przeciwieństwie do tego, co wnioskujemy z Ewangelii, odnosi pojęcie ubóstwa do sfery materialnej, a nie duchowej, a więc przekształca je w kategorię socjologiczną. Objawia się to między innymi wyborem cytatów z Pisma Świętego – i tak na przykład papież woli cytować opis Kazania na Górze z Ewangelii według świętego Łukasza (6, 20), a nie Mateusza (5, 3), choć ten drugi wyraża się bardziej precyzyjnie, pisząc o „błogosławionych ubogich w duchu”, a ten pierwszy po prostu o „błogosławionych ubogich”.

W rzeczywistości, jak pisze Cuniberto, „jeśli ubóstwo pojmowane jako materialna nędza, wykluczenie i opuszczenie wskazane jest od samego początku jako zło, które należy zwalczać – by nie powiedzieć, że jest najgorszym złem – jako takie powinno stanowić podstawowy cel działania misyjnego”. A to jest nowe znaczenie Chrystologiczne – oznacza to bowiem, że walka z biedą staje się współcześnie wartością. Co więcej – wartością najwyższą. Mamy więc do czynienia z dość skomplikowanym bałaganem – dlaczego mamy bowiem walczyć z biedą i starać się wyplewiać ubóstwo, jeśli - jak mówi Ewangelia („błogosławieni ubodzy albowiem ich jest Królestwo Niebieskie”) ubóstwo może stanowić drogę do Nieba? Czy bieda jest zatem naszym wrogiem, czy przeciwnie – skarbem?

Drugi aspekt, praktyczny, dotyczy strukturalnych przyczyn ubóstwa. Dziś zakłada się, że jest ono „radykalnym złem”, a papież wydaje się identyfikować jego zasadniczą przyczynę w „nierównościach społecznych”. Wskażmy więc pomysł na pokonanie tego zła – wszak dał go marksizm: światowy podział dóbr, czyli odebranie bogatym i podarowanie biednym. Ta egalitarna redystrybucja, która miałaby trwać dzięki większej globalizacji zasobów (nie zarezerwowanych dłużej wyłącznie dla Zachodu) powinna rozszerzyć podział dóbr na cały świat. Ale przecież u podstaw globalizacji leży logika zysku – z jednej strony krytykowana, a z drugiej proponowana jako sposób na przezwyciężenie biedy. Tymczasem super-kapitalizm, aby trwać, potrzebuje coraz rozleglejszych rynków i coraz liczniejszych konsumentów, a zrealizowanie tej konieczności tylko powiększy nierówności, które w założeniu mają zostać wyeliminowane!

Książkę prof. Cuniberto powinno się czytać wraz z książką Beniamino Di Martino: „Povertà e ricchezza. Esegesi dei testi evangelici” („Ubóstwo i bogactwo. Egzegeza tekstów ewangelicznych”). Neapolitański uczony demontuje bowiem tezy swoistej „teologii pauperyzmu”. Z analizy Di Martino wynika, że nauczanie Ewangelii, znacznie lepiej niż jakiekolwiek marksistowskie pomysły, podsumowuje wyrażenie: „przeciw chciwości, nie przeciw bogactwu”.

Ale zastanówmy się, jakie są początki teologicznego, moralnego i egzegetycznego zamieszania wokół pojęć „ubóstwa duchowego” i „ubóstwa materialnego”? Otóż u ich zarania jest tak zwany „pakt z „katakumb”, podpisany 16 listopada 1965 roku w katakumbach Domicylli w Rzymie przez czterdziestu Ojców Soborowych, którzy zobowiązali się walczyć o „Kościół biedny i egalitarny”.

Wśród założycieli grupy był ksiądz Paul Gauthier, zaangażowany w ruch „księży robonitków” kardynała Suharda, a więc w ruch potępiony przez Stolicę Apostolską w roku 1953. Ten sam Paul Gauthier (później odszedł z kapłaństwa) przy wsparciu biskupa Georgesa Hakima założył w Palestynie dziwaczną religijną wspólnotę: „Towarzyszy Jezusa Cieśli”.  

Do osób, którym podobała się wizja opisana w „pakcie z katakumb”, oprócz choćby ówczesnego biskupa pomocniczego Rio de Janeiro Heldera Camary, zaliczyć trzeba też biskupa Luigiego Bettazzi, później pełniącego funkcję biskupa Ivrei. Warto podkreślić, że jeśli Helder Camara był nazywany brazylijskim „czerwonym biskupem”, to biskup Bettazzi przeszedł do historii jako włoski „czerwony biskup”. Kiedy w 1976 roku wydawało się, że komuniści przejmą władzę we Włoszech, biskup Bettazzi napisał do sekretarza Komunistycznej Partii Enrico Berlinguera list, deklarując, że rozpoznał w nim tendencję do zrealizowania „unikalnego doświadczenia komunizmu, innego niż komunizm innych narodów”, i prosząc by „nie był wrogi” wobec Kościoła lecz „stymulował ewolucję odpowiadającą potrzebom czasów i oczekiwaniom ludzi, przede wszystkim najbiedniejszych, których lepiej umiecie [wy, komuniści] zrozumieć w tym najbardziej dogodnym czasie”.

Enrico Berlinguer, lider komunistów, odpowiedział biskupowi zaprzeczając, jakoby jego partia głosiła ideologię marksistowską rozumianą jako otwarcie ateistyczną, materialistyczną filozofię oraz potwierdził możliwość porozumienia między chrześcijanami a komunistami na poziomie „deideologizacji”. Berlinguer potwierdził więc konieczność „podążania tą samą ścieżką” komunistów i Kościoła, bo przecież nie chodziło o „ten sam rodzaj myślenia” – potwierdził więc w ten sposób wymyślony przez Karola Marksa prymat praktyki nad teorią.

Ów marksistowski prymat praktyki dziś również infiltruje Kościół – poprzez wszechobecny prymat praktyki duszpasterskiej nad doktryną i poprzez wchłonięcie doktryny przez ową praktykę.

Jakby tego było mało, Kościół ryzykuje triumf marksizmu na kolejnym polu - zniekształcając teologiczną koncepcję ubóstwa. Prawdziwym ubóstwem jest bowiem oderwanie od ziemskich dóbr, umiejętność używania ich do zbawienia duszy, a nie na jej zgubę. To „oderwanie się od dóbr” obowiązuje wszystkich chrześcijan gdyż Królestwo Niebieskie jest przeznaczone dla „ubogich w duchu”, ale tylko niektórzy z nich są powołani by żyć w biedzie i wyrzekać się majętności. Wybór ten jest wolny i przez nikogo nie narzucany - i tylko dlatego posiada jakąkolwiek wartość.

Heretyckie sekty od pierwszych wieków, zupełnie inaczej niż Kościół, żądały podziału dóbr materialnych, w celu realizacji egalitarnej utopii na tej ziemi. W ich działania wpisują się dziś ci, którzy chcą zastąpić religijną kategorię „ubogich w duchu” socjologiczną kategorią „ubogich materialnie”.

Co ciekawe, biskup Luigi Betazzi dwa lata temu opublikował niewielką książkę „Kościół Ubogich od Soboru do papieża Franciszka”. W tym roku otrzymał honorowe obywatelstwo Bolonii, ale równie dobrze mógłby otrzymać od papieża Franciszka godność kardynała. Jak sam bowiem pisze, to właśnie w trakcie pontyfikatu papieża Bergoglio „pakt z katakumb” rozwinął się „niczym ziarnko pszenicy zasiane pod ziemią, długotrwale pielęgnowane, które w końcu przynosi owoce”.


Roberto de Mattei
„Corrispondenza Romana”


tłum. malk
www.pch24.pl/

***
Lipiec - poświęcony Przenajświętszej Krwi Pana Jezusa
Intencja na miesiąc Lipiec - O uległości ducha



avatar użytkownika intix

30. „Nie możemy przyjąć twierdzeń,

dyscypliny sakramentalnej i propozycji duszpasterskich Amoris laetitia

„Nie możemy przyjąć twierdzeń, dyscypliny sakramentalnej i propozycji duszpasterskich Amoris laetitia”

Nie milkną echa po publikacji papieskiej adhortacji Amoris Laetitia. Brazylijski Instytutu Plinia Corrêi de Oliveiry apeluje „do milczących biskupów, kapłanów i organizacji świeckich” o „publiczne wyrażenie poważnych zastrzeżeń, jakie wzbudza ten dokument”.

Instytut Plinia Corrêi de Oliveiry (IPCO) to brazylijska organizacja skupiająca świeckich katolików. Stanowi część sieci stowarzyszeń założonych przez brazylijskiego pisarza i działacza katolickiego Plinia Correa de Oliveirę – TFP (Tradycja, Rodzina, Własność). Od samych początków swego istnienia Instytut angażuje się w obronę instytucji rodziny, stanowiącej główny cel rewolucyjnej ofensywy XXI wieku. Instytut zabrał głos na temat adhortacji Amoris Laetitia „wobec poważnych zastrzeżeń i zarzutów, jakie osobowości kościelne i świeccy katolicy kierują pod adresem tego dokumentu”.

Instytut przypomina o prawie dziewięciuset tysiącach katolików z całego świata, w tym kardynałów, arcybiskupów i biskupów, którzy jeszcze przed drugą sesją synodu ds. rodziny skierowali do papieża Franciszka  „Synowską prośbę”, prosząc go z należnym szacunkiem, aby nie pozwolił na „relatywizację nauki Jezusa Chrystusa” odnoszącej się do małżeństwa. Papież na tą prośbę nigdy nie odpowiedział.

Według autorów oświadczenia, papieska adhortacja „w jawny sposób zawiera fundamentalną zmianę w praktyce duszpasterskiej dotyczącą nieuregulowanych związków, a w szczególności rozwodników, którzy ponownie wstąpili w związek małżeński, pozwalając na to, aby mogli oni zyskać rozgrzeszenie w sakramencie spowiedzi oraz przyjmować Komunię Świętą, z tym tylko zastrzeżeniem, iż powinno to być rozstrzygane indywidualnie i zgodnie z rozpoznaniem kapłana. Autorytety kościelne i świeckie wskazują, iż zmiana ta nie dotyczy jedynie dyscypliny, lecz pociąga za sobą także poważne zerwanie z tradycyjną nauką Kościoła. Proszą z tego względu o odwołanie Amoris laetitia, z którą to prośbą IPCO zasadniczo się solidaryzuje”.

Warto przypomnieć, że kardynał Cristoph Schönborn, dokonując oficjalnej prezentacji tekstu, dał wyraz swej radości, iż dokument „znosi” podział — uważany przezeń za „sztuczny”— między związkami uregulowanymi i nieuregulowanymi, to znaczy, legalnymi i grzesznymi.  IPCO zwraca więc uwagę, że wobec tego „konkubinat i cudzołóstwo mogłyby wręcz stanowić (w ujęciu adhortacji) dar dla Boga!; łącznie z tym, iż w tychże grzesznych sytuacjach upatrywać by można  znaków miłości, które „odzwierciedlają w pewien sposób Boże umiłowanie”. Co za tym idzie, „w imię subiektywnej oceny sytuacji zostaje zrelatywizowany cały naturalny i Boski porządek ujęty w Dekalogu”.

Instytut zwraca też uwagę na „poważnie wątpliwy” proponowany przez AL „wspólnotowy” model rodziny, „pełen negatywistycznych i deprecjonujących aluzji odnośnie tradycyjnej rodziny opartej na ojcowskim autorytecie. W jej miejsce przedstawia AL idyllę egalitarystycznego modelu rodziny, w którym mąż pozbawiony zostaje roli jej głowy, autorytet zaś ulega osłabieniu”. W oświadczeniu czytamy wręcz o antyhierarchicznym modelu rodziny i dewaluacji słów świętego Pawła, który zalecał: „Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu” (Ef. 5, 22).

Według Instytutu „odchodząc od tradycyjnego i instytucjonalnego modelu małżeństwa, a zbliżając się do współczesnego modelu indywidualistycznego, w którym więź małżeńska zostaje zredukowana do zwykłego społecznego i prawnego uznania wzajemnego uczucia, jakim darzy się para, AL uświęca radykalne odwrócenie hierarchii celów małżeństwa, utrzymując jakoby „w pierwszej kolejności” miało być ono wspólnotą życia i miłości małżeńskiej. Stwierdzenie to otwarcie zaprzecza jasnej nauce Kościoła, której mistrzowskiego podsumowania dokonał Pius XII w swej słynnej przemowie z 29 października 1951 roku o Apostolstwie Położnych, i w której małżeństwo ma jako cel pierwszorzędny i istotny nie doskonalenie osobiste małżonków, ale rodzenie i wychowywanie nowego życia. Inne cele, chociaż także zamierzone przez naturę, … są mu istotnie podporządkowane”. Instytut Plinia Corrêi de Oliveiry zauważa w tym kontekście, iż jeśli prokreacyjny cel małżeństwa oddalony zostanie na drugie miejsce, pierwszeństwo zaś odda się „publicznemu zobowiązaniu miłości”, wtedy nawet przedstawiciele LGBT będą mogli twierdzić, iż się „kochają” i domagać małżeńskiego statusu!

„Z obowiązku sumienia i z pełnym szacunkiem należnym godności i osobie Papieża, zmuszeni jesteśmy publicznie dać wyraz poważnym zastrzeżeniom, jakie wzbudza w nas ten dokument”, i „lojalnie powiedzieć papieżowi Franciszkowi, iż nie możemy w naszych sumieniach przyjąć twierdzeń, dyscypliny sakramentalnej i propozycji duszpasterskich Amoris laetitia, jakie tu zakwestionowaliśmy” – czytamy.

Zabierając głos w sprawie papieskiej adhortacji Instytut powołuje się  na Prawo Kanoniczne, które w kanonie 212 § 3 „uświęca prawo, a niekiedy wręcz obowiązek, godnego wyrażania niezgody wobec władzy kościelnej”. Punkt ten brzmi dokładnie tak: „Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i zdolności, jakie posiadają, przysługuje im [wszystkim wiernym] prawo, a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swojego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła, oraz - zachowując nienaruszalność wiary i obyczajów, szacunek wobec pasterzy, biorąc pod uwagę wspólny pożytek i godność osoby - podawania go do wiadomości innym wiernym”.

„Wśród katolików, zwłaszcza tych oddanych obronie życia i rodziny, faktycznie rośnie niezadowolenie wywołane kontrowersyjnymi inicjatywami i pismami papieża Franciszka w ogóle, AL zaś w szczególności. W szeregach biskupów, duchowieństwa, zakonów i instytucji religijnych na świecie obserwuje się jednak wymowne milczenie, które nie jest jedynie odstąpieniem od walki, lecz może także oznaczać spokojne sumienie tych, którzy gorliwie unikają czynnej współpracy ze złem”, poświęcając nawet ewentualne korzyści” – zauważa IPCO.

Instytut Plinia Corrêi de Oliveiry wzywa jednocześnie „milczących dotychczas prałatów i organizacje, aby rozwiali panujące wątpliwości doktrynalne, oraz publicznie i wszystkimi dostępnymi w swym zasięgu środkami umacniali nauki Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Kościoła Świętego o Boskiej i niezmiennej naturze małżeństwa, jego nierozwiązywalnym charakterze, pierwszeństwie prokreacji nad pozostałymi celami małżeństwa, hierarchicznej strukturze rodziny oraz niemożliwości udzielenia sakramentalnego rozgrzeszenia i Komunii Świętej tym, którzy upierają się, by publicznie wieść życie w obiektywnej sytuacji grzechu”.

Źródło:  ipco.org.br
www.pch24.pl/

avatar użytkownika intix

31. Krótkie uzupełnienie wpisu

Katolicki filozof: papież musi usunąć „obiektywnie” heretyckie stwierdzenia z „Amoris laetitia”, aby uniknąć schizmy

Josef Seifert, austriacki filozof katolicki i bliski przyjaciel papieża Jana Pawła II wyraził nadzieję, że Franciszek usunie „obiektywnie” heretyckie stwierdzenia z adhortacji powstałej po Synodzie o Rodzinie Amoris laetitia, by uniknąć „schizmy”, „herezji” i „pełnego rozłamu w Kościele”.
Więcej > www.pch24.pl

Skandaliczne wytyczne diecezji rzymskiej w sprawie „Amoris laetitia”

Nowe wytyczne dotyczące interpretacji „Amoris laetitia” wydane przez diecezję rzymską – podległą bezpośrednio Papieżowi - sugerują, że osoby trwające obiektywnie w stanie grzechu ciężkiego w pewnych szczególnych okolicznościach mogą przyjmować Komunię Świętą w „dyskretny sposób”.
Więcej > www.pch24.pl

Kardynał Burke: jeśli papież nie skoryguje błędów Amoris laetitia, zrobią to kardynałowie

Prawie dwa miesiące temu czterech kardynałów zwróciło się do Ojca Świętego z formalną prośbą o wyjaśnienie wątpliwości dot. niektórych sformułowań zawartych w adhortacji apostolskiej Amoris laetitia. Nie otrzymawszy jednak odpowiedzi, hierarchowie – jak zapowiedział kard. Raymond Burke – rozważają „formalną korektę poważnych błędów” zawartych w dokumencie papieskim.
Więcej > www.pch24.pl

Niemiecki profesor teologii dogmatycznej: Amoris laetitia zrywa z nauczaniem Kościoła

Helmut Hoping, profesor teologii dogmatycznej z Fryburga Bryzgowijskiego uważa, że papieska adhortacja posynodalna Amoris laetitia oddala się od tradycji katolickiego nauczania. Zaproponowanych przez nią rozwiązań nie sposób wytłumaczyć powołując się na autorytet świętego Tomasza.
Więcej > www.pch24.pl

Akademicy z całego świata wspierają „Dubia” czterech kardynałów

Dwudziestu trzech wybitnych akademików katolickich i pasterzy wsparło list czterech kardynałów, którzy zwrócili się do Papieża z prośbą o klarowne zajęcia stanowiska w sprawie pięciu wątpliwości moralnych, jakie pojawiły się w związku z interpretacją adhortacji „Amoris laetitia”.
Więcej > www.pch24.pl

avatar użytkownika intix

32. „L’Osservatore Romano” krytycznie

o wątpliwościach czterech kardynałów w sprawie Amoris laetitia

Oficjalny dziennik watykański „L’Osservatore Romano” opublikował artykuł krytyczny pod adresem czterech kardynałów proszących o wyjaśnienie Amoris laetitia. Kard. Fernando Sebastian Aguilar zarzuca im, że po prostu nie chcą zrozumieć papieża Franciszka.

W niedzielnym wydaniu „L’Osservatore Romano” pojawił się artykuł hiszpańskiego kardynała Fernanda Sebastiana Aguilara, wieloletniego arcybiskupa Pampeluny i Tudeli. Purpurat nazywa w nim opublikowaną w mediach prośbę czterech kardynałów o wyjaśnienie niektórych aspektów Amoris laetitia „zarozumiałą”. Jego zdaniem Ojciec Święty zupełnie wystarczająco wyjaśnia, co ma na myśli. By zrozumieć Amoris laetitia, wystarczy jego zdaniem „przeczytać ją powoli i chcieć zrozumieć”. Kto mówi, że Amoris laetitia to osobiste przemyślenia, że nic się nie zmienia, albo że zmienia się zbyt wiele, ten potrzebuje więcej szczerości i duchowej otwartości – przekonuje kardynał.

Jak komentuje austriacki portal Kath.net, „L’Osservatore Romano” nie publikuje nigdy artykułów na tak drażliwe jak ten tematy bez porozumienia z watykańskim Sekretariatem Stanu. Artykuł kard. Aguilara pt. „Wystarczy chcieć zrozumieć” ukazał się pierwotnie na łamach hiszpańskiego czasopisma „Vida Nueva”.

Kard. Aguilar przekonuje, że Ojciec Święty zaprezentował w Amoris laetitia „bardzo realistyczny punkt widzenia”. Istotnie żyją bowiem ludzie, którzy choć wpadli w grzeszną sytuację, to jej żałują, ale nie potrafią się z niej wyzwolić. Jak tłumaczy kardynał, papież uczy, że jeżeli takie osoby szczerze żałują, to mogą bez żadnego skandalu przyjmować Komunię Świętą. „Ci, którzy wątpią, rozumieliby to lepiej, gdyby zaoszczędzili papier i poszli raczej spowiadać” – napisał hiszpański purpurat.

Źródło: kath.net
Pach

Wokół interpretacji adhortacji Amoris laetitia trwa ożywiona debata. „Dubia” czterech kardynałów: Joachima Meisnera, Carlo Caffarę, Raymonda Leo Burke’a, Waltera Brandmüllera, wywołały ożywioną dyskusję. Wielu katolickich publicystów, uczonych, duchownych oraz biskupów poparło czterech purpuratów, którzy zwrócili się do papieża z prośbą o wyjaśnienie wątpliwości (łac. dubia).

„Publikując swój apel o jasność w sprawie, która jednocześnie dotyka prawdy i świętości trzech sakramentów: małżeństwa, pokuty i Eucharystii, Czterej Kardynałowie wypełnili jedynie swój podstawowy obowiązek jako biskupi i kardynałowie, polegający na podejmowaniu aktywnych wysiłków na rzecz pieczołowitego strzeżenia oraz wiernej interpretacji objawienia przekazanego przez apostołów” – pisał w swoim liście w tej sprawie bp Athanasius Schneider.

PEŁNA TREŚĆ LISTU BISKUPA SCHNEIDERA ( Data publikacji: 2016-11-28 ):

Biskup Schneider: Proroczy głos Czterech Kardynałów świętego Kościoła rzymskokatolickiego

Kierując się “głęboką troską duszpasterską”, czterej kardynałowie Kościoła rzymskokatolickiego, Jego Eminencja Kardynał Joachim Meisner, emerytowany arcybiskup diecezji kolońskiej (Niemcy), Jego Eminencja Kardynał Carlo Caffara, emerytowany arcybiskup diecezji bolońskiej (Włochy), Jego Eminencja Kardynał Raymond Leo Burke, Patron Suwerennego Rycerskiego Zakonu Kawalerów Maltańskich oraz Jego Eminencja Kardynał Walter Brandmüller, emerytowany przewodniczący Papieskiego Komitetu Nauk Historycznych, 14 listopada 2016 roku ogłosili tekst pięciu pytań nazwanych dubia (łac. “wątpliwości”), który uprzednio, 19 września 2016, wraz z dołączonym doń listem, wysłali oni do Ojca Świętego oraz do Kardynała Gerharda Müllera, prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Kardynałowie poprosili papieża Franciszka, aby zapobiegł “wielkiej dezorientacji i wielkiemu zamętowi”, które związane są z interpretacją i praktycznym zastosowaniem adhortacji apostolskiej Amoris Laetitia, szczególnie jej rozdziału VIII oraz jej ustępów dotyczących zarówno dopuszczenia osób rozwiedzionych, które wstąpiły w nowy związek cywilny, do przyjmowania sakramentów, jak i nauczania moralnego Kościoła.

W swoim oświadczeniu zatytułowanym “W poszukiwaniu jasności: apel o rozwiązanie węzłów w Amoris Laetitia”, Kardynałowie piszą, że dla “wielu – biskupów, kapłanów, wiernych – ustępy te sugerują lub wręcz wyraźnie głoszą zmianę w dyscyplinie Kościoła odnośnie do osób rozwiedzionych i żyjących w nowym związku”. Wyrażając to, kardynałowie stwierdzili jedynie fakty z życia kościoła. Fakty te przejawiają się w praktyce duszpasterskiej niektórych diecezji oraz w publicznych oświadczeniach niektórych biskupów i kardynałów, którzy potwierdzają, że w niektórych przypadkach katolicy, którzy rozwiedli się i wstąpili w nowy związek, mogą być dopuszczeni do Komunii Świętej, mimo że wciąż korzystają z przywilejów, które według Bożego prawa zarezerwowane są dla osób związanych ważnym węzłem małżeńskim.

Publikując swój apel o jasność w sprawie, która jednocześnie dotyka prawdy i świętości trzech sakramentów: małżeństwa, pokuty i Eucharystii, Czterej Kardynałowie wypełnili jedynie swój podstawowy obowiązek jako biskupi i kardynałowie, polegający na podejmowaniu aktywnych wysiłków na rzecz pieczołowitego strzeżenia oraz wiernej interpretacji objawienia przekazanego przez apostołów. To Sobór Watykański II z mocą przypomniał wszystkim członkom kolegium biskupów - prawowitych następców apostołów -ich zobowiązanie “na mocy ustanowienia i nakazu Chrystusowego do takiej troski o cały Kościół, która choć nie jest sprawowana przez akt jurysdykcji, przyczynia się jednak walnie do pożytku Kościoła powszechnego. Wszyscy bowiem biskupi mają obowiązek umacniać i strzec jedności wiary i wspólnej dyscypliny całego Kościoła” (Lumen gentium, 23; por. również Christus Dominus, 5-6).

Kierując publiczny apel do Papieża, biskupi i kardynałowie powinni być przynagleni szczerym uczuciem kolegialnym wobec Następcy św. Piotra i Wikariusza Chrystusowego na ziemi, w myśl nauczania Soboru Watykańskiego II (por. Lumen gentium, 22); czyniąc to, wypełniają “powinność wobec prymasowskiej posługi” Papieża (por. Dyrektorium o pasterskiej posłudze Biskupów, 13).

Cały Kościół w naszych czasach musi uświadomić sobie, że Duch Święty nie na próżno natchnął św. Pawła do opisania w Liście do Galatów incydentu udzielenia przez niego publicznego napomnienia św. Piotrowi. Należy ufać, że papież Franciszek przyjmie ten publiczny apel Czterech Kardynałów za przykładem apostoła Piotra, kiedy św. Paweł poprawił go w braterski sposób ze względu na dobro całego Kościoła. Niech słowa wielkiego Doktora Kościoła, św. Tomasza z Akwinu, oświecą i pokrzepią każdego z nas: "Kiedy zaistniałoby niebezpieczeństwo dla wiary, poddani byliby zobowiązani do karcenia swoich dostojników kościelnych nawet publicznie. Stąd Paweł, który był poddany Piotrowi, ze względu na niebezpieczeństwo skandalu w sprawie wiary upomniał go publicznie. Augustyn komentuje to: "Piotr sam dał przykład przełożonym, by nie oburzali się na bycie poprawianymi przez swoich poddanych, gdy zdarzy się zejść im z właściwej drogi "(Summa Theol, II-II, 33, 4c).

Papież Franciszek często wzywa do szczerego i odważnego dialogu między wszystkimi członkami Kościoła w sprawach dotyczących duchowego dobra dusz. W adhortacji apostolskiej Amoris laetitia, Papież mówi o potrzebie “dalszego, otwartego pogłębienia niektórych zagadnień doktrynalnych, moralnych, duchowych i duszpasterskich. Refleksja pasterzy i teologów, jeśli jest wierna Kościołowi, związana z rzeczywistością i twórcza, pomoże nam osiągnąć większą jasność” (nr 2). Ponadto, relacje na wszelkich szczeblach w Kościele muszą być wolne od klimatu strachu i zastraszenia, o co prosił papież Franciszek w swoich licznych wypowiedziach. W świetle tych wypowiedzi papieża Franciszka oraz w świetle promowanej przez Sobór Watykański II zasady dialogu i akceptacji uprawnionej wielorakości opinii, wielkim zdumieniem napawają niezwykle gwałtowne i nietolerancyjne reakcje niektórych biskupów i kardynałów na spokojny i rozważny apel Czterech Kardynałów. Wśród tych nietolerancyjnych reakcji można było znaleźć stwierdzenia, że Czterej Kardynałowie są np. bezmyślni, naiwni, schizmatyccy, heretyccy, a nawet, że można ich porównać do ariańskich heretyków.

Takie apodyktyczne, niemiłosierne osądy zdradzają nie tylko nietolerancyjność, odmowę dialogu oraz irracjonalną wściekłość, lecz obnażają także kapitulację przed niemożnością głoszenia prawdy, kapitulację przed relatywizmem w doktrynie i praktyce, w wierze i życiu. Powyżej wspomniane, klerykalne reakcje przeciwko proroczemu głosowi Czterech Kardynałów bezsilnie defilują przed obliczem prawdy. Taka gwałtowna reakcja ma tylko jeden cel: uciszyć głos prawdy, która niepokoi i irytuje pozornie spokojną, mglistą niejednoznaczność tych klerykalnych krytyków.

Negatywne reakcje na publiczne oświadczenie Czterech Kardynałów przypominają ogólny zamęt doktrynalny kryzysu ariańskiego w czwartym wieku. W sytuacji doktrynalnego zamętu naszych czasów przydatne dla wszystkich będzie zacytowanie niektórych stwierdzeń św. Hilarego z Poitiers, “Atanazego Zachodu”.

“Wy [biskupi Galii] którzy wraz ze mną wciąż pozostajecie wierni w Chrystusie, nie ustąpiliście przed groźbą wybuchu herezji, a teraz, w obliczu tego wybuchu, pokonaliście całą jego gwałtowność. Tak, bracia, zwyciężyliście, ku ogromnej radości tych, którzy dzielą waszą wiarę, a wasza niesłabnąca stałość przyniosła wam podwójną chwałę, albowiem zachowaliście czyste sumienie i daliście autorytatywny przykład” (Hil., De Syn., 3).

“Wasza [biskupów Galii] niezwyciężona wiara w sposób zaszczytny wyróżnia się świadomością swej wartości, a odrzucając przebiegłe, mętne i wątpliwe działania, bezpiecznie spoczywa w Chrystusie i dalej głosi swoją wolność. Albowiem skoro wszyscy odczuwamy głęboki i silny ból z powodu działań osób nikczemnych przeciw Bogu, tylko w naszym wnętrzu możemy znaleźć komunię Chrystusie od momentu, w którym Kościół zaczął być nękany takimi zajściami jak wygnanie biskupów, usuwanie z urzędu kapłanów, zastraszanie ludzi, wygrażanie wierze oraz definiowanie znaczenia doktryny Chrystusowej według ludzkiej woli i władzy. Wasza niezachwiana wiara nie udaje, że jest nieświadoma tych faktów ani nie twierdzi, że może je tolerować, rozumiejąc, że poprzez akt obłudnej zgody zaprowadziłaby samą siebie pod sąd sumienia” (Hil. De Syn., 4).

“Mówiłem to, w co sam wierzę, świadomy, że taka była powinność mojej żołnierskiej posługi wobec Kościoła, aby w zgodzie z nauczaniem Ewangelii przekazać wam w tych listach głos urzędu, który sprawuję w Chrystusie. Do was należy dyskutować, podejmować starania i działać tak, abyście zachowali nienaruszalną wierność, w której trwacie i abyście dalej utrzymywali to, co teraz utrzymujecie” (Hil. De Syn., 92).

Poniższe słowa św. Bazylego Wielkiego można pod pewnymi względami odnieść do sytuacji tych, którzy w naszych czasach proszą o jasność doktrynalną, włączając w to naszych Czterech Kardynałów: “Zarzutem, który w sposób pewny pociąga dziś za sobą poważne kary, jest staranne zachowywanie tradycji Ojców. Nie jesteśmy atakowani z powodu bogactwa ani chwały, ani żadnych doczesnych korzyści. Stoimy na arenie, by walczyć za nasze wspólne dziedzictwo, za skarb zdrowej wiary, odziedziczonej po Ojcach. Smućcie się z nami, wy wszyscy, którzy kochacie braci, z powodu zamykania ust naszym ludziom prawdziwej religii i z powodu otwierania bezczelnych i bluźnierczych ust przez tych wszystkich, którzy wypowiadają słowa nieprawości przeciwko Bogu. Filary i podstawy prawdy rozsypane są na pokładzie [łodzi Chrystusowej]. My, przeoczeni dzięki własnej niepozorności, zostaliśmy pozbawieni naszego prawa do swobodnej wypowiedzi” (Ep. 243, 2.4).

Dzisiaj ci biskupi i kardynałowie, którzy proszą o jasność i którzy próbują wypełniać swój obowiązek pieczołowitego strzeżenia i wiernego interpretowania przekazanego im Objawienia Bożego dotyczącego sakramentów małżeństwa i Eucharystii, nie są już skazywani na wygnanie, co miało miejsce w przypadku biskupów nicejskich podczas kryzysu ariańskiego. Dzisiaj, jak pisał w 1973 biskup Ratyzbony, Rudolf Graber, wygnanie biskupów zostało zastąpione przez strategie uciszania ich i przez kampanie oszczerstw (por. Athanasius und die Kirche unserer Zeit, Abensberg 1973, str. 23)

Innym obrońcą wiary katolickiej podczas kryzysu ariańskiego był św. Grzegorz z Nazjanzu. Jest on autorem następującego, uderzającego opisu zachowania większości pasterzy Kościoła tamtych czasów. Ten głos wielkiego Doktora Kościoła powinien być pożytecznym ostrzeżeniem dla biskupów wszystkich czasów: “Z pewnością biskupi postępowali nierozumnie, gdyż – z wyjątkiem bardzo niewielu, którzy albo zostali przeoczeni z powodu własnej niepozorności, albo oparli się dzięki rozumowi swej cnoty i którzy ocaleli, aby stać się ziarnem i korzeniem kiełkującego i odradzającego się Izraela dzięki wpływowi Ducha – wszyscy grali na zwłokę, różniąc się między sobą tylko w tym, że jedni ulegali wcześniej, inni później, niektórzy byli mistrzami i przywódcami w bezbożności, a inni włączyli się w walkę w drugim szeregu, pokonani przez strach, interes, pochlebstwo, lub – co było najbardziej wybaczalne – przez własną ignorancję” (Orat. 21, 24).

Gdy papież Liberiusz w 357 roku podpisał jedną z tzw. formuł z Sirmium, w których z premedytacją odrzucił dogmatycznie zdefiniowane wyrażenie “homo-ousios” i ekskomunikował św. Atanazego, aby zachować pokój i harmonię z ariańskimi i półariańskimi biskupami Wschodu, wierni katolicy i niektórzy, nieliczni biskupi, szczególnie św. Hilary z Poitiers, byli głęboko zszokowani. Św. Hilary przekazał list, który papież Liberiusz napisał do biskupów Wschodu, obwieszczając przyjęcie formuły z Sirmium i ekskomunikę św. Atanazego. W swoim głębokim bólu i konsternacji, św. Hilary, w pewnego rodzaju desperacji, dodał do listu następujące zdanie: “Anathema tibi a me dictum, praevaricator Liberi” (Mówię ci anathema, kłamco Liberiuszu), por. Denzinger-Schönmetzer, n. 141. Papież Liberiusz chciał spokoju i harmonii za wszelką cenę, nawet kosztem Bożej prawdy. W swoim liście do heterodoksyjnych biskupów łacińskich Ursacego, Valencego i Germiniusa, w którym informował ich o wyżej wspomnianych decyzjach, Liberiusz napisał, że przedkłada pokój i harmonię nad męczeństwo (por. Denzinger-Schönmetzer, n. 142). Zachowanie papieża Liberiusza jakże dramatycznie kontrastowało z poniższym twierdzeniem św. Hilarego z Poitiers: “Nie zaprowadzamy pokoju kosztem prawdy, czyniąc ustępstwa, by zyskać reputację tolerancji. Zaprowadzamy pokój podejmując słuszną walkę zgodnie z zasadami Ducha Świętego. Istnieje niebezpieczeństwo tajnego sprzymierzania się z niewiarą pod piękną nazwą pokoju” (Hil. Ad Const. 2, 6, 2).

Bł. John Henry Newman skomentował te niezwykłe, smutne fakty, za pomocą poniższego, mądrego i wyważonego stwierdzenia: “Choć jest to fakt historyczny, nie jest czymś doktrynalnie fałszywym, że papież, jako prywatny nauczyciel, a tym bardziej biskupi, gdy nie nauczają formalnie, mogą błądzić, tak jak błądzili w czwartym stuleciu. Papież Liberiusz mógł podpisać formułę euzebiańską w Sirmium, a liczni biskupi mogli ją podpisać w Arminium lub gdziekolwiek indziej, lecz mimo tego błędu mogli oni pozostać nieomylni w swoich decyzjach ogłaszanych ex cathedra”. (The Arians of the Fourth Century, Londyn, 1876 r., str. 465).

Czterej Kardynałowie ze swoim proroczym głosem, domagającym się doktrynalnej i duszpasterskiej jasności, wielce zasłużyli się dla własnego sumienia, dla historii i dla niezliczonych, prostych wiernych katolików naszych czasów, spychanych na kościelne peryferia z powodu ich wierności wobec nauczaniu Chrystusa o nierozerwalności małżeństwa. Lecz, przede wszystkim, Czterej Kardynałowie mają wielką zasługę w oczach Chrystusa. Dzięki ich odważnej wypowiedzi, ich imiona będą jasno lśnić na Sądzie Ostatecznym, albowiem usłuchali głosu sumienia, pamiętając o słowach św. Pawła: “Nie możemy niczego dokonać przeciwko prawdzie, lecz [wszystko] dla prawdy” (2 Kor 13,8). Wyżej wspomniani, głównie klerykalni krytycy Czterech Kardynałów na Sądzie Ostatecznym niewątpliwie nie znajdą łatwego wytłumaczenia swoich gwałtownych ataków na tak sprawiedliwy, godny i chwalebny akt owych czterech członków Świętego Kolegium Kardynalskiego.

Poniższe słowa, napisane z natchnienia Ducha Świętego, zachowują swą szczególną proroczą wartość w obliczu szerzącego się dziś doktrynalnego i praktycznego zamętu w kwestii sakramentu małżeństwa: “Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy świerzbią - będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom. Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty, spełnij swe posługiwanie!” (2 Tm 4,3-5).

Niech wszyscy, którzy w dzisiejszych czasach wciąż poważnie traktują swoje przyrzeczenia chrzcielne oraz swoją kapłańską i biskupią przysięgę, otrzymają siłę i łaskę od Boga, aby wspólnie ze św. Hilarym powtarzać słowa: “Na zawsze mogę pozostać na wygnaniu, jeśli tylko prawda będzie głoszona na nowo!” (De syn., 78). Tej siły i łaski życzymy z całego serca naszym Czterem Kardynałom oraz tym, którzy ich krytykują.

23 listopada 2016 r.

Bp Athanasius Schneider, biskup pomocniczy Archidiecezji Najświętszej Maryi Panny w Astanie
***
Wcześniejsza wypowiedź:

Bp Athanasius Schneider:  "Amoris Laetitia" – potrzeba wyjaśnienia


avatar użytkownika intix

33. Bp Athanasius Schneider: schizma jest już faktem

Bp Athanasius Schneider: schizma jest już faktem

W Kościele rozpoczęła się dziwna schizma - mówi bp Athanasius Schneider. Niektórzy duchowni, chcący nowej Ewangelii, zachowując formalną jedność z papieżem, zrywają jedność z Chrystusem.

Biskup kazachskiej Astany Athanasius Schneider był gościem francuskiej telewizji TV Libertes. Mówił na jej antenie o zamieszaniu wokół Amoris laetitia. Pytany o wagę papieskiej adhortacji przypomniał słowa Soboru Watykańskiego II uczącego, że Magisterium nie jest ponad Słowem Bożym, ale ma wobec niego funkcję służebną. Hierarcha wyjaśnił, opierając się na słowach samego Franciszka, że intencją Amoris laetitia było stworzenie dogodnej sytuacji do dyskusji doktrynalnych, moralnych i duszpasterskich, które miałyby być kontrolowane przez ewentualne interwencje Magisterium.

Bp Schneider powiedział, że jego sprzeciw wobec Amoris laetitia dotyczy konkretnie sprawy dopuszczenia rozwodników w nowych związkach do Komunii świętej. - W ciągu dwóch ostatnich synodów poświęconych rodzinie oraz po publikacji „Amoris laetitia” toczyła się i toczy do dziś ostra, gwałtowna walka wokół tej konkretnej kwestii – zaznaczył.

- Wszyscy ci duchowi, którzy chcą innej Ewangelii, Ewangelii prawa do rozwodu, Ewangelii wolności seksualnej, w skrócie - Ewangelii bez szóstego przykazania Bożego, używają rozmaitych złych środków, a mianowicie podstępów, oszustw, mistrzowskiej retoryki i dialektyki, a nawet taktyki zastraszania i przemocy moralnej, w celu osiągnięcia swojego celu - dopuszczenia tak zwanych rozwodników w nowych związkach do Komunii świętej bez wypełniania warunku życia w pełnej czystości, nakładanego przez prawo Boże - ocenił biskup.

Jak dodał, gdy cel ten zostanie osiągnięty, nawet tylko „w szczególnych przypadkach” dzięki zasadzie „rozróżniania”, to „zostaną otwarte drzwi do wprowadzenia Ewangelii rozwodu, Ewangelii bez szóstego przykazania”. - To nie będzie dłużej Ewangelia Jezusa, ale antyewangelia, ewangelia dostosowana do tego świata, nawet jeżeli ewangelia taka zostanie upiększona takimi słowami jak miłosierdzie, matczyna troska czy towarzyszenie – ostrzegł.

Przypomniał też słowa świętego Pawła: Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. 8 Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty! (Ga, 1, 7-8).

Biskup powiedział następnie, że obecnie przeżywamy w Kościele chwile zamieszania względem rozumienia małżeństwa i niezmienności katolickiej doktryny, porównywalne wyłącznie z kryzysem ariańskim z IV wieku.

Pytany, co stanie się, jeżeli dubia czterech kardynałów pozostaną bez odpowiedzi, odparł: Fundamentalnym zadaniem papieża, ustanowionym przez naszego Pana, jest utwierdzanie braci w wierze. Utwierdzanie w wierze oznacza wyjaśnianie wątpliwości i zaprowadzanie jasności. Tylko posługa wyjaśniania wiary prowadzi do prawdziwej jedności w Kościele. To jest pierwsze i niezbywalne zadanie papieża. Jeżeli papież nie wypełnia tego zadania, jak ma to miejsce w obecnej sytuacji, biskupi muszą niestrudzenie głosić niezmienną Ewangelię odnośnie boskiej doktryny o moralności i małżeństwie, w ten sposób idąc papieżowi z braterską pomocą. Papież bowiem nie jest dyktatorem.

Przywołał następnie słowa Chrystusa: Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich (Mk, 10, 42-44).

- Co więcej, cały Kościół musi modlić się za papieża, by odnalazł mądrość i odwagę do wypełniania swojego naczelnego zadania. Gdy pierwszy papież, św. Piotr, był uwięziony, cały Kościół stale modlił się za niego, a Bóg wyzwolił go z jego więzów – dodał hierarcha.

Biskup był następnie pytany o ryzyko schizmy. Jak wyjaśnił, schizma jest już faktem. - To jest nie tylko ryzyko schizmy… Pewien rodzaj schizmy już istnieje w Kościele. W języku greckim schizma oznacza oddzielenie kogoś od całego ciała. Chrystus jest całością ciała boskiej prawdy. Jedność Jego nadprzyrodzonego Ciała jest widoczna. Dziś obserwujemy jednak dziwną formę schizmy. Zewnętrznie, wielu duchownych utrzymuje formalną jedność z papieżem, czasami dla dobra swojej kariery, czasami z powodu pewnego rodzaju papolatrii. W tym samym czasie zerwali oni więzy z Chrystusem - Prawdą, z Chrystusem - prawdziwą głową Kościoła. Są duchowni, których określa się jako schizmatyków, pomimo faktu życia w kanonicznym pokoju z papieżem i pozostawiana wiernym Chrystusowi przez niestrudzone głoszenie Ewangelii Prawdy. Jest oczywiste, że ci, którzy są wewnętrznie prawdziwymi schizmatykami, w relacji do Chrystusa, używają kalumni wyłącznie w celu uciszenia głosu prawdy przez absurdalne projektowanie własnego stanu schizmy wewnętrznej na tych duchownych, którzy, niezależnie od pochwał czy nagan, bronią bożej prawdy – odpowiedział astański biskup.

Jak zaznaczył, „nawet jeżeli szereg wysokich rangą oficjeli Kościoła zaciemnia prawdę doktryny” o małżeństwie, to doktryna ta jednak „pozostaje niezmienna, bo Kościół nie jest tworem ludzkim, ale Bożym”.

Źródło: youtube.com
Pach
www.pch24.pl

avatar użytkownika intix

34. "Dubia"

Kard. Raymond Burke: odpowiedź na „dubia” zakończyłaby zamieszanie w Kościele

Odpowiedź na zgłoszone przez czterech kardynałów dubia, dotyczące rozumienia Amoris laetitia bardzo pomogłaby Kościołowi w zachowaniu jedności. Już dziś wkrada się do niego pewna swoboda interpretacyjna, która może okazać się niszczycielska w skutkach. - Odpowiedzi na pytania muszą być w zgodzie z tradycją Kościoła po to, aby Kościół mógł wykonywać swoją misję dla zbawienia świata. Jeśli Kościół miałby po prostu przyjąć styl naszej kultury, jeśli chodzi o małżeństwo, wówczas zdradziłby on sam siebie i zdradziłby swojego Pana i Mistrza, a do tego po prostu nie możemy dopuścić – zaznaczył kard. Raymond Burke.(...)
Więcej > http://www.pch24.pl/

Kardynał Caffarra: "Dubia" nie są przyczyną, lecz skutkiem podziału w Kościele

Tylko ślepy może zaprzeczyć, że powstało wielkie zamieszanie, niepewność i brak poczucia bezpieczeństwa w Kościele – powiedział włoski kardynał Carlo Caffarra, emerytowany arcybiskup Bolonii i jeden z czterech kardynałów – autorów pytań do Franciszka.(...)
Więcej > http://www.pch24.pl/
* * *

Podpisz Deklarację Wierności. Dołącz do niezwykłej akcji!

avatar użytkownika intix

35. Papież i Zakon Maltański - pyrrusowe zwycięstwo?

Papież i Zakon Maltański - pyrrusowe zwycięstwo?
Rezygnacja Roberta Matthew Festinga, wielkiego mistrza Zakonu Maltańskiego, wymuszona na nim 23 stycznia przez Franciszka, niesie ze sobą ryzyko pyrrusowego zwycięstwa dla papieża. Wojna domowa w Kościele, objawiająca się w batalii o kształt Zakonu Maltańskiego, jest zaledwie marnym przedsmakiem naszej przyszłości.

Papież Bergoglio w rzeczywistości uzyskał to, co chciał, ale musiał użyć siły, gwałcąc zarówno prawo, jak i zdrowy rozsądek. I siłą rzeczy będzie to miało poważne konsekwencje nie tylko wewnątrz Zakonu Maltańskiego, ale także wśród katolików z całego świata, coraz bardziej zakłopotanych i zdumionych sposobem, w jaki Franciszek rządzi Kościołem.

Papież wiedział, że nie ma żadnego prawnego tytułu, by interweniować w wewnętrzne sprawy suwerennego Zakonu, a już najmniejszego, by domagać się rezygnacji jego wielkiego mistrza. Wiedział także, że sam wielki mistrz nie będzie w stanie przeciwstawić się moralnej presji prośby o złożenie rezygnacji, nawet jeśli będzie ona bezprawna.

Postępując w taki sposób papież wykazał się działaniem władzy zwierzchniej otwarcie sprzecznym z duchem dialogu, który stał się lejtmotywem w Roku Miłosierdzia. Jednakże dużo poważniejszym jest fakt, że interwencja ta została przeprowadzona po to, aby „ukarać” ten nurt w Zakonie, który jest najwierniejszy niezmiennemu Magisterium Kościoła, a zamiast tego wesprzeć skrzydło sekularystyczne, które chciałoby zamienić Kawalerów Maltańskich w humanitarną organizację pozarządową, rozdającą prezerwatywy i środki poronne „z ważnych powodów”. Wydaje się, że kolejną wyznaczoną ofiarą jest kardynał-patron Raymond Leo Burke, który popełnił podwójne wykroczenie broniąc katolickiej ortodoksji wewnątrz Zakonu i będąc jednym z czterech kardynałów, którzy krytykowali błędy teologiczne i moralne Bergogliańskiej adhortacji Amoris laetitia.

Na swoim spotkaniu z wielkim mistrzem papież Franciszek ogłosił swój zamiar „zreformowania” zakonu, to znaczy postanowienie zmiany jego religijnej natury, nawet jeśli to właśnie w imię władzy papieskiej chce zapoczątkować wyzwolenie z jego religijnych norm i zasad moralnych. To plan zniszczenia Zakonu, który naturalnie będzie mógł dojść do skutku jedynie dzięki poddaniu się Kawalerów Maltańskich, którzy jak się wydaje niestety utracili swego wojowniczego ducha, wyróżniającego ich na polach krucjat oraz wodach Rodosu, Cypru i Lepanto.

Postępując tak jednakże papież Bergoglio stracił sporo na wiarygodności, nie tylko w oczach Kawalerów, ale coraz większej liczby wiernych, którzy dostrzegają sprzeczność pomiędzy jego urzekającym i melodyjnym sposobem mówienia a nietolerancyjnym i groźnym sposobem działania.

Z centrum przenosimy się na peryferia, które jednak są ważniejsze niż centrum dla papieża Bergoglio. Kilka dni przed rezygnacją wielkiego mistrza Zakonu Maltańskiego, inna wiadomość podobnego rodzaju wstrząsnęła światem katolickim. Monsinior Rigoberto Corredor Bermùdez, biskup Pereiry w Kolumbii, dekretem z 16 stycznia suspendował a divinis księdza Alberto Uribe Medinę, ponieważ według komunikatu diecezji „wyrażał publicznie i prywatnie odrzucenie doktrynalnego i duszpasterskiego nauczania Ojca Świętego, papieża Franciszka, w szczególności dotyczącego małżeństwa i Eucharystii”. Komunikat diecezjalny dodaje, że w wyniku swojego stanowiska ksiądz ten „odłączył się publicznie od komunii z papieżem i Kościołem”.

Ksiądz Uribe zatem został oskarżony o bycie heretykiem i schizmatykiem za to, że odrzucił duszpasterskie wskazówki papieża Bergoglio, które w oczach wielu kardynałów, biskupów i teologów pachną herezją, właśnie z tego powodu, że zdają się odbiegać od wiary katolickiej. Co oznacza, że ksiądz, który odmawia udzielenia Komunii świętej rozwiedzionym i będącym w ponownych związkach małżeńskich albo praktykującym homoseksualizm, zostaje suspendowany a divinis albo ekskomunikowany, podczas gdy ci, którzy odrzucają Sobór Trydencki i Familiaris consortio, są promowani na biskupów i być może nominowani na kardynałów, czego prawdopodobnie spodziewa się monsinior Scicluna, arcybiskup Malty, jeden z dwóch maltańskich biskupów, którzy autoryzowali Komunię świętą dla rozwiedzionych i żyjących w ponownych związkach małżeńskich, żyjących razem jak mąż i żona. Nazwa tej małej śródziemnomorskiej wyspy wydaje się jednak mieć dziwny związek z przyszłością papieża Bergoglio, mniej wolną od kłopotów, niż nam się to może wydawać.

Kto jest dzisiaj ortodoksyjny, a kto jest heretykiem albo schizmatykiem? Oto wielki spór, który widnieje na horyzoncie. Oto faktyczna schizma – jak to określił niemiecki dziennik „Die Tagespost” – to znaczy wojna domowa w Kościele, której wojna tocząca się wewnątrz Zakonu Maltańskiego jest zaledwie marnym przedsmakiem.


Roberto de Mattei
"Corrispondenza Romana"

tłum. Jan J. Franczak
www.pch24.pl

avatar użytkownika intix

36. Roberto de Mattei: Niezawodność Kościoła

Niezawodność Kościoła

Sensus fidei – zmysł wiary – to duchowa busola, którą ma się kierować ogół ludu Bożego, choćby nawet sternicy Nawy Piotrowej usiłowali zboczyć z kursu wyznaczonego przez Pana.

Obok dogmatów o prymacie biskupa Rzymu i o jego nieomylnym nauczaniu istnieje trzeci – dogmat o niezawodności Kościoła – niezdefiniowany jeszcze przez uroczyste Magisterium, choć w pewnym sensie stanowi on źródło dwóch pozostałych. Kościół przetrwa aż do końca czasów bez jakiejkolwiek zmiany dotyczącej jego istoty: dogmatów, sakramentów, sukcesji apostolskiej i hierarchii.

Niezawodność Kościoła jest prawdą wiary wyraźnie zawartą w Piśmie Świętym oraz nauczaną przez Magisterium zwyczajne. Obejmuje ona nieomylność nie tylko papieża, ale i całego Kościoła. Papież – przy zachowaniu pewnych warunków – jest nieomylny, lecz nie jest niezawodny. Kościół obejmujący papieża, biskupów i zwykłych wiernych jest nieomylny i niezawodny.

Połączenie nieomylności papieża z nieomylnością Kościoła jest zgodne z Tradycją. Zostało przeto potwierdzone przez Sobór Watykański I: Definiujemy jako dogmat objawiony przez Boga, że gdy biskup Rzymu przemawia ex cathedra, (…) dzięki opiece Bożej obiecanej mu w osobie św. Piotra, wyróżnia się tą nieomylnością, w jaką boski Zbawiciel zechciał wyposażyć swój Kościół dla definiowania nauki wiary lub moralności.

Jak tłumaczył ksiądz Brunero Gherardini, nie chodzi tutaj o dwie nieomylności, które się sumują lub wzajemnie znoszą, ale o jeden i ten sam charyzmat, prawowicie przynależący Kościołowi, papieżowi oraz biskupom traktowanym łącznie i wespół z papieżem. (…) Działa w chwili, kiedy Magisterium, ogłaszając prawdę chrześcijańską lub rozstrzygając ewentualne spory, pozostaje jako takowe wierne depositum fidei (1 Tm 6, 20; 2 Tm 1, 4) lub odkrywa nowe aspekty do tej pory niezbadane.

Do nieomylności Kościoła odnoszą się teologowie, kiedy mówią o nieomylności in docendo oraz o nieomylności in credendo. Kościół składa się wszak z głoszących naukę (docens) i z nauczanych (discens). Jedynie Kościół docens jest powołany do nieomylnego nauczania prawdy objawionej, podczas gdy Kościół discens przyjmuje i zachowuje tę prawdę. Ale obok nieomylności w nauczaniu istnieje również nieomylność w wierzeniu, gdyż ani corpus docendi, obdarzony mocą nauczania całego Kościoła, ani ogół wiernych nie mogą się w wierze mylić.

Jeżeli wierni jako całość mogliby zbłądzić i uznawać za prawdę objawioną coś, co nią nie jest, oznaczałoby to zniweczenie obietnicy Bożej pomocy dla Kościoła. Święty Tomasz z Akwinu odnosi się do nieomylności Kościoła jako całości, gdy mówi: Niemożliwe jest, żeby osąd Kościoła powszechnego był błędny w kwestiach odnoszących się do wiary.

W Kościele istnieje tylko jedna nieomylność, będąca udziałem wszystkich jego członków w sposób organiczny i zróżnicowany: każdy wedle sprawowanego przez siebie urzędu kościelnego. Poszczególni chrześcijanie mogą błądzić w kwestiach dotyczących wiary, nawet jeśli piastują najwyższe funkcje kościelne, lecz Kościół jako taki jest w swej doktrynie zawsze nieskazitelny. Dlatego teologia rozróżnia sensus fidei fidelis, który odnosi się do osobistej postawy wierzącego oraz sensus fidei fidelium, który odnosi się do instynktu wiary samego Kościoła.

Zmysł wiary w historii Kościoła

Nieomylność Kościoła wyraża się w tak zwanym sensus fidelium, zgodnie z którym cały lud Boży czerpie z nieomylności, także w sposób konstruktywny, często uprzedzając nauki Kościoła lub przyczyniając się do ich określenia. Stało się tak przed ogłoszeniem Najświętszej Maryi Panny Matką Boga przez Sobór Efeski. Święty Cyryl oraz święty Celestyn poświadczają, że lud chrześcijański już wcześniej uznawał Boże macierzyństwo Maryi jako wiarę głoszoną przez Kościół powszechny. W dziejach Kościoła wpływ Ducha Świętego na sensus fidei fidelium z największą siłą objawił się właśnie w przypadku kultu maryjnego.

Pierwszym autorem stosującym określenie sensus fidei wydaje się Wincenty z Lerynu (zmarły około roku 445), który w Commonitorium wskazał na powszechność wiary wyznawanej wszędzie, zawsze i przez wszystkich (quod ubique, quod semper, quodo ab omnibus creditum est). Jednak za pierwszy objaw historyczny sensus fidei można uznać kryzys ariański.

John Henry Newman (1801–1890) tak o tym pisze: Nastąpiło tymczasowe zawieszenie funkcji Ecclesia docens. Ciało biskupie zawiodło w wyznawaniu wiary. Mówili w inny sposób, jeden przeciw drugiemu; po Nicei, przez prawie sześćdziesiąt lat, nie było twardego, niezmiennego i spójnego świadectwa. Angielski kardynał dodaje, że w tym okresie Boska tradycja powierzona nieomylnemu Kościołowi była głoszona i zachowana znacznie bardziej przez wiernych niż przez episkopat.

Wszystkie wielkie współczesne sobory odnosiły się do sensus fidei. Sobór Trydencki wielokrotnie apelował do rozwagi całego Kościoła w celu obrony kontestowanych artykułów wiary katolickiej. Na przykład dekret o Najświętszym Sakramencie (1551) w sposób szczególny nawołuje do powszechnego przekonania Kościoła (universum Ecclesiae sensum). Dominikanin Melchior Cano (1509–1560), uczestnik Soboru Trydenckiego w swym traktacie De locis theologicis po raz pierwszy zgłębił zagadnienie sensus fidei fidelium, broniąc przed protestantami wartości argumentacji teologicznej opartej na Tradycji.

Również konstytucja dogmatyczna Pastor aeternus Soboru Watykańskiego I, która zdefiniowała nieomylne magisterium papieża, przyjęła sensus fidei fidelium. Oryginalny projekt konstytucji Supremi pastoris, który posłużył za podstawę dla konstytucji dogmatycznej Pastor aeternus, zawierał rozdział odnoszący się do nieomylności Kościoła. W swym relatio końcowym biskup Vincenzo Gasser przytacza przykład Niepokalanego Poczęcia, aby pokazać, że przed podaniem definicji dogmatu papież uznał za konieczne odbycie konsultacji z Kościołem.

Silny wpływ na decyzję papieża Piusa IX dotyczącą zdefiniowania dogmatu o Niepokalanym Poczęciu wywarły badania ojca Giovanniego Perrone (1794–1876) dotyczące patrystycznej koncepcji sensus fidelium. W konstytucji apostolskiej Inneffabilis Deus Pius IX posłużył się językiem ojca Perrone dla opisania zgodnego świadectwa biskupów i wiernych.

Także Sobór Watykański II podjął kwestię sensus fidei lub communis fidelium sensus. W konstytucji dogmatycznej o Kościele Lumen gentium (n. 12) czytamy: Ogół wiernych, mających namaszczenie od Świętego (por. 1 J 2, 20 i 27), nie może zbłądzić w wierze i tę szczególną swoją właściwość ujawnia przez nadprzyrodzony zmysł wiary całego ludu, gdy poczynając od biskupów aż po ostatniego z wiernych świeckich, ujawnia on swą powszechną zgodność w sprawach wiary i obyczajów. Albowiem dzięki owemu zmysłowi wiary, wzbudzaniu i podtrzymywanemu przez Ducha prawdy, lud Boży pod przewodem świętego urzędu nauczycielskiego – za którym idąc, już nie ludzkie, lecz prawdziwie Boże przyjmuje słowo (por. 1 Tes 2, 13) – niezachwianie trwa przy wierze raz podanej świętym (por. Jd 3), wnika w nią głębiej z pomocą słusznego osądu i w sposób pełniejszy stosuje ją w życiu.

Fakt, że czasami wywód ten służył zwolennikom progresywizmu do podważania autorytetu kościelnego, nie oznacza, iż jest on fałszywy oraz że nie może być rozumiany, jak wiele innych dokonań Soboru Watykańskiego II, zgodnie z Tradycją. Należy zauważyć, że w dzisiejszych czasach doktryna sensus fidei została zbadana przez wielkich teologów szkoły rzymskiej: ojców Giovanniego Perrone i Matthiasa Josepha Scheebena (1836–1888) oraz kardynałów: Johannesa Baptiste Franzelina (1816–1886) i Louisa Billota (1846–1931). Kardynał Franzelin podkreśla zwłaszcza rolę Ducha Świętego w kształtowaniu oraz podtrzymywaniu conscientia fidei communis ludu chrześcijańskiego. Podobnie Melchior Cano ocenia sensus fidelium jako jeden z organów Tradycji, której stanowi wierne echo.

Zmysł wiary w czasach kryzysu

W niektórych przypadkach sensus fidei może prowadzić wiernych do odmowy akceptacji niektórych dokumentów kościelnych oraz do przyjęcia wobec najwyższych władz postawy sprzeciwu lub pozornego nieposłuszeństwa. Nieposłuszeństwo jest tylko pozorne, gdyż w przypadkach słusznego i legalnego oporu ma zastosowanie ewangeliczna zasada, zgodnie z którą trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi (Dz 5, 29). Legalne „nieposłuszeństwo” wobec polecenia, które samo w sobie jest niesprawiedliwe w zakresie wiary i moralności, może – w szczególnych przypadkach – prowadzić do otwartego i publicznego sprzeciwu wobec samego papieża.

Sensus fidei odgrywa decydującą rolę w chwilach kryzysowych – w momentach zaistnienia wyraźnej sprzeczności pomiędzy władzą zajmującą się nauczaniem a prawdami wiary, które winne być przez tę władzę przechowywane, chronione i przekazywane.

Sensus fidei prowadzi osobę wierzącą do odrzucenia wszelkiej wieloznaczności i aktów naruszania bądź fałszowania prawdy, odwołując się do niezmiennej Tradycji Kościoła, która nie tylko nie sprzeciwia się Magisterium, ale zawiera je w sobie.

Nauczanie aktualnie głoszone przez hierarchię kościelną jest nieomylne tylko przy zachowaniu określonych warunków. Fakt, że zwykłe Magisterium nie może stale nauczać prawd przeciwnych wierze, nie wyklucza możliwości, że to samo Magisterium może per accidens popełnić błąd w jakimś konkretnym akcie.

To stwierdzenie w żaden sposób nie oznacza, że prawda dogmatyczna musi stanowić wynik odczuć wiernego ludu i że nic nie może zostać zdefiniowane i określone bez wcześniejszego wysłuchania opinii Kościoła powszechnego, jakby Magisterium było jedynie podmiotem objawiającym wiarę ludu i quasi‑zależnym od tej wiary przy sprawowaniu pełnionej przez siebie funkcji. Oznacza to jednak – co trafnie zauważa ojciec García Extremeño – że Magisterium nie może nieomylnie proponować Kościołowi niczego, co nie byłoby zawarte w Tradycji, która stanowi regula fidei Kościoła. Kościół przechowuje i przekazuje Tradycję nie tylko poprzez Magisterium, ale przez wszystkich wiernych, poczynając od biskupów aż po ostatniego z wiernych świeckich – jak głosi słynna formuła świętego Augustyna przytoczona w Lumen gentium.

Nie jesteśmy nieomylni, papież jest nieomylny tylko w określonych warunkach, za to całkowicie nieomylna jest Boża zapowiedź: Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28, 20). I to właśnie stanowi źródło naszej niezachwianej ufności.

Roberto de Mattei – profesor historii nowożytnej na uniwersytecie Cassino, wykładowca historii chrześcijaństwa i Kościoła na Uniwersytecie Europejskim w Rzymie, prezes Fundacji Lepanto, redaktor naczelny miesięcznika „Radici Cristiane”. Kieruje agencją informacyjną Corrispondenza Romana.


Powyższy tekst ukazał się w 52. numerze magazynu „Polonia Christiana”


Za: www.pch24.pl

avatar użytkownika intix

37. Bp Schneider:

katolicy nie są wezwani do ślepego posłuszeństwa. Kościół to nie dyktatura

Bp Schneider: katolicy nie są wezwani do ślepego posłuszeństwa. Kościół to nie dyktatura

Zapytany o zamieszanie w Kościele i o to, w jaki sposób wierni powinni reagować, biskup Athanasius Schneider z kazachskiej Astany powiedział, że katolicy nie mają być ślepo posłuszni papieżowi. Hierarcha dodał ponadto, że bezrefleksyjne posłuszeństwo jest cechą charakterystyczną dyktatury, a nie Kościoła katolickiego.

Biskup z Kazachstanu, jeden z najwybitniejszych głosów dążących we współczesnym Kościele do obrony wiary katolickiej przed wypaczeniami wymierzonymi w życie i rodzinę, wyraził swoją opinię w wywiadzie dla „Rorate Caeli” i „Adelante la Fe”.

„Jako katolicy musimy być poddani papieżowi w sensie kanonicznym, musimy być poddani namiestnikowi Chrystusa, akceptując jego autorytet, szanując go, modląc się za niego i przejawiając do niego nadprzyrodzoną miłość” – powiedział bp. Athanasius Schneider. Dodał przy tym, że „nie oznacza to ślepego posłuszeństwa; oczywiście, że nie, ponieważ nie jesteśmy w dyktaturze. (...) W dyktaturze – tak, musimy być ślepo posłuszni, tak samo jak w armii”.

Zamiast tego „Kościół jest rodziną, w której jest możliwa dyskusja”, a także „korygowanie z szacunkiem i miłością” – stwierdził bp Schneider. Kiedy to nie jest możliwe „wówczas nie ma prawdziwej atmosfery duchowości Kościoła” – dodał. Byłaby to „atmosfera zastraszenia, ucisku, strachu, a to nie jest atmosfera Ducha Świętego”.

Biskup Schneider zwrócił w swojej refleksji uwagę na przykład św. Katarzyny ze Sieny,  którą Kościół uznaje za świętą i doktora Kościoła. Choć zawsze zachowywała „bardzo głęboki szacunek dla papieża i głęboką miłość do niego to napisała do Ojca Świętego kilka listów z bardzo ostrą” krytyką i stosownie upomniała go „z miłości do niego” – mówił kazachski biskup.

„Napisała ona w liście do papieża: Najświętszy Ojcze, jeśli się nie nawrócisz, proszę, ustąp, wyrzeknij się papiestwa. Piszę to z miłości do Waszej osoby, dla Waszego wiecznego zbawienia i dla Kościoła” – przypomniał hierarcha. Ten list i postawa, jaka się za nim kryje – dodał bp. Schneider – „nie jest schizmatycka i w żadnym wypadku przeciwko papieżowi”.

Biskup Schneider radził, by nie czynić z „papieża idola” ani nie praktykować „papieskiej latrii” czy ostatecznie nie „ubóstwiać” papieża. Zasugerował, że obecny kryzys w Kościele może sprostować skłonność do papieskiej latrii, której doświadczano w Kościele w ciągu ostatnich stu lat.

Przytaczając św. Tomasza z Akwinu, który cytował św. Augustyna, biskup Schneider przypomniał, że „kiedy św. Paweł korygował pierwszego papieża, Piotra, to czynił to publicznie, a nie prywatnie. (...) Św. Augustyn powiedział, że Piotr był tak pokorny i tak mądry, że przyjął to korygowanie – zauważył bp. Schneider. – Nie powiedział on: „Ty jesteś Pawłem, jesteś przeciwko mnie. Jesteś heretykiem. Jesteś schizmatykiem”. Nie, przyjął to z wdzięcznością i tak samo powinien papież w dzisiejszych czasach” – stwierdził hierarcha.

Święty Paweł był osobą publiczną i nawet dzisiaj, ponieważ zapisał to w swoim liście, a jego list był natchniony przez Ducha Świętego dla wszystkich pokoleń, aż do końca świata, będą czytać tę korektę pierwszego papieża jako słowo Boże. Tak jak św. Paweł uczynił swoją korektę pierwszego papieża sprawą publiczną – powiedział biskup Schneider dodając, że gdyby św. Paweł żył dzisiaj „wykorzystałby Internet”, gdyż byłoby to podobne do korzystania z listów, które wysyłał do wszystkich Kościołów.

Zatem nie widzę trudności ani problemu w tym, że czterej kardynałowie opublikowali swój apel do papieża – skomentował słynne już Dubia biskup z Kazachstanu.

Na zakończenie biskup Schneider odwołał się do wiernych, stwierdzając, że „najpotężniejszym środkiem” pomocy Kościołowi w kryzysie „nie jest odwoływanie się do papieża ani żaden rodzaj braterskiej czy synowskiej więzi”.

Najpotężniejszym środkiem pomocy papieżowi, by on z kolei mógł pomóc Kościołowi przezwyciężyć to zamieszanie doktrynalne w Kościele, jest modlitwa, intensywna modlitwa, a nawet cierpienie związane z czynieniem uczynków zadośćuczynienia, ekspiacji za papieża, za jego duszę, by mógł otrzymać od Boga siłę, światło, aby utwierdził cały Kościół w jednoznaczny sposób w prawdzie, tak jak miało to miejsce w przypadku św. Piotra i wszystkich jego następców” – mówił bp. Athanasius Schneider.

Źródło: John-Henry Westen (LifeSiteNews)
Tłumaczenie: Jan J. Franczak
www.pch24.pl

avatar użytkownika intix

38. Kardynał Blase Cupich pisze przedmowę i rekomenduje...

... skandaliczną książkę aprobującą Komunię św. dla cudzołożników

Arcybiskup metropolii chicagoskiej, kardynał Blase Cupich dał się wielokrotnie poznać jako skrajnie lewicowy hierarcha i po raz kolejny wyraził swą awersję do katolickiej nauki Kościoła, tym razem pisząc pochwalną przedmowę do książki aprobującej Komunię św. dla rozwodników.

Mianowany przez Franciszka-Bergoglilo arcybiskupem Chicago, a niedawno włączony przez obecnego Biskupa Rzymu do Kolegium Kardynalskiego, arcybiskup Cupich w przeszłości stawał po stronie ciemności, np. gdy w 2011 roku zabronił kapłanom ze swojej diecezji uczestnictwa w akcji modlitewnego czuwania w obronie życia poczętego – 40 Days for Life. Hierarcha ten apelował także do kapłanów, seminarzystów i obrońców życia, by nie modlili się przed ośrodkami aborcyjnymi Planned Parenthood, gdyż modlitwa w takich miejscach… niepotrzebnie „prowokuje”.

W 2015 roku w wywiadzie dla stacji ABC abp Cupich stwierdził, że tak księża jak i biskupi nie powinni interesować się “sprawami prywatnymi” osób przystępujących do Komunii św., w tym czy żyją w kolejnych niesakramentalnych związkach, czy są homoseksualistami, itp. Cupich wspiera oczywiście wszelkie lewicowe projekty inżynierii społecznej, z chronieniem nielegalnych imigrantów, wspieraniem nielegalnej imigracji do USA, druzgodzącym społeczeństwo amerykańskie “planem zdrowotnym Obamy”, czy z “prawami” zboczonych środowisk LGBT. (Cupich nie interweniował i nie zabrał głosu nawet wtedy gdy jeden z biskupów w jego archidiecezji wziął udział i przemawiał podczas sympozjum zorganizowanym przez dysydenckie grupy “katolików” LGBT.)

Jak przystało na posoborowe praktyki, wizja i działanie abp. Cupicha zostały docenione przez obecnego Biskupa Rzymu, który wystosował specjalne zaproszenie na synod ds. rodziny, na którym to plenum Cupich pozostawał stronnikiem frakcji dążącej do zmiany nauczania w sprawie nierozerwalności małżeństwa i dopuszczenia rozwodników do Komunii Świętej.

Tym razem, już jako kardynał, Cupich napisał przedmowę do angielskiego tłumaczenia książki jednego z wyższych watykańskich hierarchów, kard. Francesco Coccopalmerio, pt. A Commentary on Chapter Eight of Amoris Leatitia (“Komentarz do Rozdziału Ósmego Amoric Laetitia”), w której to książce podważane jest tradycyjne nauczanie katolickie.

Zajmujący niezwykle ważny urząd przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Tekstów Prawnych, kardynał Coccopalmerio pisze w swojej książce, że Amoris Laetitia zezwala na swobodne popełnianie grzechu cudzołóstwa przez osoby żyjące w niesakramentalnych związkach jeśli tylko “mają pragnienie przemiany lecz nie mają możliwości jej dokonania”. Kard. Coccopalmerio pisze również, że Amoris Laetitia wskazuje drogę do “umożliwienia dostępu do Sakramentu Eucharystii tym wiernym, którzy żyją w nielegalnych związkach”. Jako prawnik i kanonista wyjaśnia on następnie całkiem trzeźwo, że przez osoby żyjące w “nielegalnych związkach” rozumie się “wszystkich tych, którzy zawarli cywilny związek małżeński lub de facto żyją w [takowych] związkach, lub związani są poprzednimi kanonicznymi związkami”. Już mniej trzeźwo kard. Coccopalmerio przekonuje: “Kiedy wierny żyjący w nieregularnym związku otrzymuje możliwość przystąpienia do stołu Eucharystycznego, oznacza to, że sam wierny, w ocenie Kościoła który zna jego sytuację, przyznaje, że dwa warunki, które zawsze są uważane za niezbędne, zostały spełnione: pragnienie przemiany i niemożliwość dokonania tej przemiany”. Jak pisze kard. Coccopalmerio, takie podejście jest zgodne z “wielką intuicją” Soboru Watykańskiego II do rozpoznawania dobra, które jest już obecne w danej sytuacji, i dalszego budowania na nim.

“Wielka intuicja” Soboru Watykańskiego II do rozpoznawania dobra. Przykład praktyczny.

Na ile wypowiadane słowa zrywające z katolicką nauką wiążą się z osobistymi doświadczeniami, trudno oczywiście wskazać. Warto jednak zaznaczyć, że kilkanaście dni temu miał miejsce znaczący incydent. Pod koniec czerwca br. watykańska policja aresztowała sekretarza kard. Coccopalmerio, 50-letniego ks. Luigi Capozzi podczas homoseksualnych orgii i używania narkotyków. Orgie miały miejsce w apartamencie należącym do Kongregracji Nauki Wiary, który ks. Capozzi zajmował. Przez ostatnie lata ks. Capozzi miał dostęp do apartamentów, w których kiedyś zamieszkiwał kard. Ratzinger podczas sprawowania urzędu Prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Jak stwierdzają źródła prasowe, ks. Capozzi posiadał też służbowy samochód z watykańskimi numerami rejestracyjnymi, którym posługiwał się do przewozu narkotyków. Wcześniej, kard. Coccopalmerio rekomendował swego sekretarza, ks. Capozzi na biskupa.

Po incydencie, ks. Capozzi odmówił rozmowy z mediami, żandarmeria watykańska oświadczyła, że nie może wydać oświadczenia, a rzecznik watykański, Greg Burke odmówił komentarza na ten temat. Niezależnie od tego jednak, kilku reporterów, w tym Edward Pentin z National Catholic Register potwierdziło tę skandaliczną informację, wraz z całą rozciągłością pikantnych szczegółów.

Za: www.bibula.com
***
Celem przypomnienia - w Polsce:
Spec-błogosławieństwo „niesakramentalnych”