Święty Biskup Józef Sebastian Pelczar

avatar użytkownika intix

        

 

 

      

 

       Św. Józef Sebastian Pelczar, Modlitwa Krzyża

       Za przykładem Twoim, o Matko Bolesna czczę Krzyż Chrystusowy,
       Bo ten Krzyż jest Ołtarzem,
       na którym ten Najwyższy Kapłan dokonał Ofiary za zbawienie ludzi;
       Krzyż jest kluczem,
       Którym ten Zbawca Najświętszy otworzył Niebo.
       Krzyż jest katedrą,   
       z której ten Mistrz Najmądrzejszy przemawia do świata; 
       Krzyż jest chorągwią,
       którą ten Wódz Naczelny rozwinął.
       A zarazem mieczem, który pokonał zły świat i szatana.
       Z miłości do Ciebie Jezu, chciałbym również ukochać mój krzyż.
       Ale jakże ja jestem niepodobny do Ciebie!
       Tyś dla mnie dźwigał ciężki Krzyż,
       a ja uciekam nawet od lekkich krzyżyków

 


      

 

       Józef Sebastian Pelczar - święty pasterz

       Ojciec Święty Benedykt XVI podczas swojej (...) pielgrzymki do Polski wypowiedział na Jasnej Górze ważne słowa: Świat i Kościół potrzebują kapłanów, świętych kapłanów! Takim kapłanem i biskupem był św. Józef Sebastian Pelczar, którego wspomnienie liturgiczne przypada 19 stycznia.

       Św. Józef Sebastian Pelczar przyszedł na świat 17 stycznia 1842 roku w Korczynie koło Krosna, jako trzecie (z czworga) dziecko Wojciecha i Marianny z Mięsowiczów. Jeszcze przed jego narodzeniem matka ofiarowała swe dziecko Najświętszej Pannie.

       

       Został ochrzczony dwa dni po urodzeniu. Wzrastał w religijnej atmosferze. Po dwóch latach nauki w korczyńskiej szkole rodzice posłali go do szkoły głównej w Rzeszowie, a następnie do gimnazjum. Po ukończeniu szóstej klasy wstąpił do niższego seminarium, zaś w roku 1860 rozpoczął studia teologiczne w Wyższym Seminarium Duchownym w Przemyślu.

       W 1864 roku przyjął święcenia kapłańskie, a po nich przez półtora roku był wikariuszem w Samborze. Lata 1865-1868 spędził w Rzymie, gdzie studiował jednocześnie prawo kanoniczne i teologię, otrzymując dwa doktoraty. Z Wiecznego Miasta oprócz pogłębionej wiedzy wyniósł wielką miłość do Kościoła i papiestwa. Wkrótce po powrocie do kraju został wykładowcą w przemyskim seminarium, a następnie przez 22 lata pracował na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wyrazem uznania ze strony społeczności akademickiej było powierzenie mu godności rektora najstarszego polskiego uniwersytetu.

       Ksiądz Pelczar prowadził także działalność społeczną i charytatywną. W 1891 roku z jego inicjatywy powstało Bractwo NMP Królowej Korony Polskiej, które oprócz celów religijnych spełniało też zadania społeczne.

       Przejęty głęboką troską o dziewczęta zagrożone moralnie, a także wszystkich ludzi potrzebujących pomocy założył w 1894 roku w Krakowie Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego (sercanki), którego celem jest rozszerzanie Królestwa Serca Bożego w świecie.

       W 1899 roku został mianowany biskupem pomocniczym, a rok później - ordynariuszem diecezji przemyskiej. Przez 25 lat swej posługi dał się poznać jako gorliwy pasterz, zatroskany o dobro powierzonych mu dusz. Przeprowadzał częste wizytacje parafii, dbał o wysoki poziom moralny i intelektualny duchowieństwa, a zarazem sam dawał przykład głębokiej pobożności, wyrażającej się w nabożeństwie do Serca Jezusowego i Matki Najświętszej. Był gorącym czcicielem Najświętszego Sakramentu. Dzięki jego staraniom wzrosła liczba nowych kościołów, a wiele świątyń zostało odnowionych (m.in. katedra przemyska).

       Aby oprzeć swą działalność na mocnym fundamencie prawa kościelnego, jako jedyny biskup w tamtych czasach, pomimo zaborów, odważył się w 1902 roku - po 179 latach przerwy! - zwołać synod diecezjalny.

       Natchnienie i moc do pracy apostolskiej czerpał z Najświętszej Ofiary i gorącej modlitwy. Przedmiotem jego szczególnej troski była sytuacja ubogich i chorych. Ubolewał nad krzywdą robotników, dużo troski poświęcał problemowi emigracji i alkoholizmu. Był tytanem pracy. Nie marnował otrzymanych talentów, ale pomnażał je i rozwijał. Jednym z wielu dowodów jego ogromnej pracowitości jest także bogata spuścizna pisarska: dzieła teologiczne, historyczne oraz książki z dziedziny prawa kanonicznego, podręczniki, modlitewniki, listy pasterskie, mowy i kazania.

       Zmarł w opinii świętości w nocy z 27 na 28 marca 1924 roku w Przemyślu.

 

      

       Wyniesiony na ołtarze

       2 czerwca 1991 roku, podczas IV pielgrzymki do Polski, Ojciec Święty Jan Paweł II beatyfikował w Rzeszowie biskupa Józefa Sebastiana Pelczara, zaś 18 maja 2003 roku, w Rzymie, kanonizował go. Papież powiedział wtedy o świętym: Dewizą życia (biskupa Pelczara) było zawołanie: "Wszystko dla Najświętszego Serca Jezusowego przez Niepokalane Ręce Najświętszej Maryi Panny". To ono kształtowało jego duchową sylwetkę, której charakterystycznym rysem jest zawierzenie siebie, całego życia i posługi, Chrystusowi przez Maryję. Swoje oddanie Chrystusowi pojmował nade wszystko jako odpowiedź na Jego miłość, jaką zawarł i objawił w Sakramencie Eucharystii. "Zdumienie - mówił - musi ogarnąć każdego, gdy pomyśli, że Pan Jezus, mając odejść do Ojca na tron chwały, został z ludźmi na ziemi. Miłość Jego wynalazła ten cud cudów, (...) ustanawiając Najświętszy Sakrament". To zdumienie wiary nieustannie budził w sobie i w innych. Ono prowadziło go też ku Maryi. Jako biegły teolog nie mógł nie widzieć w Maryi (...) Tej, która nosząc w łonie Słowo, które stało się Ciałem, w pewnym sensie była "tabernakulum" - pierwszym "tabernakulum" w historii (...). Zwracał się więc do Niej z dziecięcym oddaniem i z tą miłością, którą wyniósł z domu rodzinnego, i innych do tej miłości zachęcał (...).

       Obrońca Kościoła

       Biskup Pelczar miłując Kościół i papiestwo wyznawał, jedna tylko religia katolicka ma czystą prawdę i całą prawdę. Dlatego bronił Kościoła przed modernizmem i "reformowanym katolicyzmem", chcącymi zmieniać dogmaty, rozmywać doktrynę, rozluźniać zasady karności kościelnej.

       Dawał temu wyraz, gdy pisał: Historia świadczy, że Kościół katolicki był i jest opiekunem zbawiennej cywilizacji i prawdziwego postępu, ale nie może dla ludzkiego widzimisię zmieniać swoich dogmatów ani swojego ustroju, bo nie od ludzi, ale od Boga ma swój początek. Dlatego też przy tym, co wziął od Boga, stoi niewzruszenie, choćby go miały opuścić miliony, jak to się stało w czasach reformacji.

 

      

       Wielki czciciel Maryi

       Święty Józef Sebastian Pelczar był wielki czcicielem Maryi - Królowej Polski. W swoim herbie biskupim umieścił wizerunek Matki Bożej z Dzieciątkiem i zawołanie Ave Maria. Święty biskup pisał o Maryi: - Najświętsza Panna to zarazem Królowa narodu, bo Ona nie tylko odbiera od niego hołdy, ale obsypuje go darami Swej hojności, której doznawały i doznają wszelkie stany. Wszakże Ona to pomagała biskupom i kapłanom w pracy apostolskiej, poddawała królom i senatorom dobre rady, ocierała kmiotkom pot z czoła, koiła pędzonych w jasyr tęsknotę za rodziną, otwierała niebo milionom dusz, co na ziemi polskiej wiernie służyły Bogu. Słowem, cokolwiek na tej ziemi było i jest łaski, cnoty i dobra, wszystko to przyszło przez ręce Boga-Rodzicy.

       Matka Boża ma jednak wobec nas oczekiwania. - I czegóż żąda od nas Królowa? - pytał Jej wielki czciciel. - Oto porzucenia wad narodowych. (...) Strzec się trzeba mianowicie tej lekkości i miękkości, co się objawia jako zamiłowanie zabaw, próżnowania, karciarstwa i zbytku, a posuwa się u niektórych aż do szalonego marnotrawstwa, do frymarczenia ziemią ojczystą i czcią narodową, aż do nurzania się w bagnie pijaństwa, rozpusty czy oszustwa. Strzec się trzeba lenistwa ducha, które ugania się za tym, co chwilowo błyszczy i bawi, ucieka zaś przed pracą twardszą i dłuższą, a nieraz porzuca święte obowiązki (...).

       * * *
       Relikwie św. Józefa Sebastiana Pelczara znajdują się w przemyskiej katedrze. W szczególny sposób święty biskup jest czczony w krakowskim kościele sercanek, gdzie znajduje się poświęcona mu kaplica.

Bogusław Bajor
Za: www.przymierzezmaryja.pl
_______________________________
Więcej:

Św. Biskup Józef Sebastian Pelczar .

 

Jan Paweł II - Homilia podczas beatyfikacji Józefa Pelczara - Rzeszów, 2 czerwca 1991r.

Jan Paweł II - Homilia podczas Mszy św. kanonizacyjnej - 18 maja 2003 r.

_______________________________
(...)
Kilka parafii przyjęło biskupa Pelczara jako swojego Patrona. Biskup Pelczar jest także patronem grup modlitewnych, różnych organizacji.
Jego osoba i działalność i nauczanie jest tematem wielu prac magisterskich i doktorskich. Stanowi także żywy przykład dla kaznodziejów.


.
      

      

.

17 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Modlitwa o uproszenie łask za przyczyną św. Józefa Sebastiana

Wszechmogący, wieczny Boże, w Trójcy Świętej Jedyny, wielbię Cię i dzięki Ci składam za łaski udzielone św. Józefowi Sebastianowi, którego natchnąłeś gorącym nabożeństwem do Najświętszego Serca Jezusowego i Niepokalanej Dziewicy Maryi. Spraw, abym za jego przykładem ukochał(a) to Boskie Serce i aby Ono stało się dla mnie źródłem uświęcenia i pociechy. Za przyczyną św. Józefa Sebastiana wysłuchaj moją modlitwę i udziel mi łaski ..., o którą Cię proszę. Amen.

Św. Józefie Sebastianie, módl się za nami.

O łaskach otrzymanych za przyczyną Świętego prosimy zawiadomić:

.
Zgromadzenie Sióstr Sercanek
ul. Garncarska 24
31-115 Kraków

http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/jozef_pelczar/

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

2. Szczęść Boże... Marylo Droga... módlmy się...

Litania do św. Józefa Sebastiana Pelczara


Kyrie, eleison, Chryste, eleison, Kyrie, eleison.
Chryste, usłysz nas, Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z Nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.

Święta Maryjo, Królowo Polski, módl się za nami.
Święty Józefie Sebastianie, módl się za nami,
Gorliwy czcicielu Najświętszego Sakramentu, módl się za nami,
Natchniony głosicielu tajemnicy Serca Jezusowego, módl się za nami,
Krzewicielu czci Niepokalanej Dziewicy, módl się za nami,
Gorliwy czcicielu i miłośniku Matki Bożej Królowej Polski, módl się za nami,
Wierny synu Kościoła, módl się za nami,
Wzorze teologów, módl się za nami,
Niestrudzony pasterzu diecezji, módl się za nami,
Budowniczy życia duchowego, módl się za nami,
Przewodniku na drodze świętości, módl się za nami,
Dobry synu Ojczyzny, módl się za nami,
Nauczycielu jedności w narodzie, módl się za nami,
Siewco braterskiej miłości, módl się za nami,
Apostole odnowy moralnej, módl się za nami,
Patronie dobrych wyborów życiowych, módl się za nami,
Wzorze niezachwianej Wiary, módl się za nami,
Wzorze wierności Łasce kapłaństwa, módl się za nami,
Wzorze bogomyślnej pracowitości, módl się za nami,
Niestrudzony pielgrzymie do Sanktuariów Pańskich i Maryjnych, módl się za nami,
Tercjarzu Zakonu świętego Franciszka, módl się za nami,
Założycielu rodziny zakonnej, módl się za nami,
Troskliwy ojcze dusz ci powierzonych, módl się za nami,
Opiekunie ubogich, módl się za nami,
Obrońco pokrzywdzonych, módl się za nami,
Orędowniku naszych próśb przed tronem Boga, módl się za nami.


Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

P. Wspieraj nas nieustannie, święty Józefie Sebastianie.
O. Abyśmy umocnieni Twoim przykładem mogli osiągnąć chwałę Nieba.

Módlmy się:

Boże, Miłości Nieskończona, Ty powołałeś świętego Józefa Sebastiana, biskupa, do współpracy w dziele zbawienia ludzi, aby słowem, pismem i przykładem prowadził wiernych do Ciebie przez Najświętsze Serce Jezusa - Źródło życia i świętości.
Spraw, prosimy Cię, abyśmy na jego wzór coraz pełniej żyli Tobą i szerzyli Królestwo Twojej Miłości wśród naszych sióstr i braci. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.




avatar użytkownika intix

3. Królowa narodu polskiego - Bp Józef Sebastian Pelczar


Bp Józef Sebastian Pelczar

Królowa narodu polskiego (*)

"Wyznawajcie Pana, bo dobry jest, bo na wieki miłosierdzie Jego" (Ps. 106, 1).


       Zaiste, dobrym jest Pan, iż nas powołał do wiary katolickiej, a w niej otworzył nam skarbnicę swej prawdy i łaski. Dobrym jest, że nas oddał opiece Bogarodzicy, Królowej naszej Niebieskiej i zgromadził nas dzisiaj przed jedną z ziemskich Jej stolic, rzeszy tak wielkiej, z Arcypasterzami i dostojnikami narodu na czele. A na co zgromadził? Oto by Mu złożyć dzięki za przywilej Niepokalanego Poczęcia, dany Najświętszej Pannie, i za dogmatyczne tegoż przywileju orzeczenie i za wszystkie łaski, za przyczyną Niepokalanej użyczone nam i ojcom naszym i narodowi całemu i wszystkim wiekom. Zaprawdę, ten to jest dzień, który Pan sam sprawił.

       Taki dzień widziała ta świątynia 1 kwietnia 1656 roku, kiedy to przed ołtarzem Najświętszej Panny Łaskawej, wobec nuncjusza Vidoniego, biskupów, senatu, rycerstwa i ludu król Jan Kazimierz imieniem swojem i narodu składał uroczyste śluby. Ale od onego dnia jakże wielkie zmiany.

       Runęło królestwo, upadła w proch korona, obróciła się w niwecz potęga i zamożność, zniknął z widowni senat wraz z rycerstwem. Został jednak naród i żyje, acz rozdarty i zgnębiony; została wiara katolicka, złożona głęboko w duszy narodu, został Kościół łaciński z 17 owczarniami, została, ale tylko w tej dzielnicy, cerkiew unicka; został tron Królowej Korony polskiej, niewzruszony burzami czasu, bo oparty na barkach milionów Jej poddanych wszelakiego stanu.

       Imieniem tych milionów zebraliśmy się tutaj, by wobec nieba i ziemi uznać się ponownie królestwem Maryi, mnie zaś przypadło przypomnieć miłości waszej, co tej Królowej naród nasz zawdzięcza i czego ta Królowa od niego żąda.

       Lecz pierwej podnieśmy oczy nasze w górę, aż do niebieskiego tronu Bogarodzicy i aż do Jej Serca, a z serc naszych niech tam idzie błagalna modlitwa: O Matko nasza, otośmy przyszli do Ciebie, my dzieci Twoje, dzieci biedne, jakby sieroty wyrzucone z domu ojcowskiego, którym gdzieindziej wydzierają wiarę i język i ziemię; więc Ty nas przytul do Serca Swego i pociesz i obroń. O Królowo nasza, oto upadamy do Stóp Twoich, my poddani Twoi, wprawdzie nie wolni od win, ale mimo to wierni Twemu berłu i ufni w miłosierdzie Twoje. Więc przyjm nasze hołdy i obdarz nas skarbami swoimi, a teraz powstań z Twego tronu i pobłogosław nam tu obecnym, jako też wszystkim braciom naszym. Wołamy do Ciebie z miłością dzieci a z pokorą poddanych: Zdrowaś Maryjo!

       Zaledwie naród polski przyjął wiarę Chrystusową, aliści Najświętsza Panna wzięła go pod płaszcz Swej opieki i z wielką miłością opatrywała duchowne i ziemskie jego potrzeby. Wzajem naród polski od kolebki swojej przylgnął do Bogarodzicy, znajdując w Jej czci pomoc potężną i przesłodką pociechę.

       Zaiste, Najświętsza Panna to Matka narodu, bo Ona wespół z drugą Matką, Kościołem, czuwała nad nim ciągle, uczyła go dróg Bożych, strzegła go od utraty wiary, karmiła go chlebem prawdy i łaski.

       By dzieci swoje zaprawiać w pobożności, zesłała im już w zaraniu dziejów pieśń swoją "Bogarodzica Dziewica", jakby pierwszy katechizm, później zaś w wieku trzynastym Różaniec przez Dominikanów, a Officium parvum przez Franciszkanów, w czternastym Szkaplerz przez Karmelitów, w szesnastym Sodalicje Mariańskie przez Jezuitów; a wszystkie te nabożeństwa tak się przyjęły na ziemi naszej, że paciorki Różańca przesuwała nie tylko ręka nawykła do pługa i wrzeciona, ale i dłoń dzierżąca berło, pióro lub miecz, – że szkaplerz zdobił zarówno pierś wieśniaczą, jak hetmańską, – że do Sodalicyj wpisywali się chętnie królowie i dostojnicy.

       Ta Matka dzieciom swoim wypraszała i wyprasza dotąd łaski Boże, a w tym celu wstawia się ciągle do Serca Jezusowego, to obchodzi każdy dom, nadstawia ucha na prośby każdej duszy. Jej świątynie, to wielkie ubłaganie łaski, a są między nimi i takie, gdzie Ona, acz wszędzie miłościwa, okazuje się miłościwszą. Na ziemi polskiej naliczono 1114 obrazów N. Panny łaskami słynących, wśród nich 35 uroczyście ukoronowanych (1); a któż wypowie, ile tam dusz znalazło i znachodzi oczyszczenie lub uświęcenie, ile serc pociechę i siłę!

       Ta Matka wychowała naszych świętych, a jeżeli mię spytacie, co młodzieniaszków Kazimierza i Stanisława Kostkę w tak krótkim czasie uświęciło, odpowiem: dziecięca miłość do Najświętszej Panny. Toteż słusznie zwracam się do ciebie, młodzieży polska, z gorącym wezwaniem: jeżeli chcesz być czystą, świętą, Bogu miłą, Kościołowi i Ojczyźnie pożyteczną; śpiewaj ciągle za św. Kazimierzem: Omni die dic Mariae mea laudes anima, i powtarzaj za św. Stanisławem Kostką: "Jak nie miłować Najświętszej Panny, kiedy to moja Matka".

       Najświętsza Panna to zarazem Królowa narodu, bo Ona nie tylko odbiera od niego hołdy, ale obsypuje go darami Swej hojności, której doznawały i doznają wszystkie jego stany. Wszakże Ona to pomagała biskupom i kapłanom w pracy apostolskiej, poddawała królom i senatorom dobre rady, ocierała kmiotkom pot z czoła, koiła pędzonych w jasyr tęsknotę za rodziną, otwierała niebo milionom dusz, co na ziemi polskiej wiernie służyły Bogu. Słowem, cokolwiek na tej ziemi było i jest łaski, cnoty i dobra, wszystko to przyszło nam przez ręce Boga-Rodzicy. I nic w tym dziwnego, bo wszakże sam Duch Święty wkłada w Jej usta te słowa: "We mnie wszelaka łaska drogi i prawdy, we mnie wszelka nadzieja żywota i cnoty" (2). "Błogosławiony człowiek, który mnie słucha i który czuwa u drzwi moich na każdy dzień" (3). Zaprawdę, błogosławiony, kto pokornym sercem służy Boga-Rodzicy jako Pani, miłuje Ją jako Matkę, czci Ją jako Królowę, słucha Jej jako Mistrzyni, wzywa Jej jako Szafarki łask, bo on bierze dary przeobfite i według słów jednego z Jej sług, tak pewnym jest nieba, jakoby już był w niebie. Któżby tedy nie chciał ci służyć, o Najłaskawsza; kto by Cię nie miłował, o Najmiłościwsza; kto by Cię nie czcił, o Najmożniejsza; kto by Cię nie naśladował, o Najdoskonalsza!

       Najświętsza Panna, to również Hetmanka narodu, bo Ona przewodziła duchownie jego hufcom i niosła mu pomoc w chwilach utrapień. Opowiada stare podanie, że kiedy Czesi zajęli Kraków z wielką częścią Polski, Władysław Łokietek, uklęknąwszy przed obrazem Najświętszej Panny w Wiślicy, wołał ze łzami: Monstra te esse Matrem – Pokaż, żeś jest Matką! Wówczas miał usłyszeć głos: Ladislae surge, spera, vinces – Władysławie powstań, ufaj, zwyciężysz; poczym powstał pełen otuchy, pokonał wrogów i koroną królewską skroń swoją ozdobił.

       Oto obraz naszych dziejów. Ilekroć naród w ucisku wołał z ufnością i skruchą: Pokaż mi się Matką, – tyle razy zwyciężał. Sprawdziło się to pod Grunwaldem (r. 1410) gdzie całe rycerstwo nasze, z Władysławem Jagiełłą i Witoldem na czele padło na kolana i zaśpiewało przed bitwą pieśń: "Bogarodzica Dziewica", Sprawdziło się pod Kirchholmem, gdzie nieliczne hufce Chodkiewicza rzuciły się na Szwedów, wołając za wodzem: "Jezus Maryja". Sprawdziło się pod Beresteczkiem (r. 1651), gdzie Jan Kazimierz długo w nocy się modlił przed cudownym obrazem N. Panny, przyniesionym z Chełmu, zanim uderzył na czerń kozacką i tatarską. Sprawdziło się na Jasnej Górze i tu we Lwowie, kiedy to Najświętsza Panna obudziła otuchę w znękanym królu i narodzie, a najeźdźców wyrzuciła z granic polskich.

       Dzięki tej Królowej i Hetmance przyszły jeszcze dni chwały, narzędziem zaś Bożym był tu Jan III, wielki sługa Maryi. Oto w r. 1672 po wzięciu Kamieńca sułtan Machomet IV z niezmiernym wojskiem zbliżał się do Lwowa. Garstka rycerstwa polskiego zaszła mu drogę; ale kto ją do boju poprowadzi? Hetman Sobieski wówczas ciężko zachorował a widząc, że lekarze pomóc mu nie mogą, zwrócił się z gorącą modlitwą do Najświętszej Panny Łaskawej, czczonej tu we Lwowie. Rzeczywiście nagle wyzdrowiał i pod Kałuszem świetne odniósł zwycięstwo. Po bitwie uklęknął na ziemi i wraz z 30000 jeńców polskich, oswobodzonych z Jasyru, gorące dzięki złożył Królowej Niebieskiej, a potem srebrne wotum do katedry lwowskiej posłał.

       Rok później wrzała znowu bitwa pod Chocimem; w tej samej chwili świętobliwy zakonnik Mikołaj Oborski T. J., modląc się w Poznaniu, miał wizję, w której widział nad polem bojowem unoszący się rydwan królewski, na nim Najświętszą Pannę, a u stóp Jej św. Stanisława Kostkę; nie dziw też, że bisurmanie poszli w rozsypkę. A pod Wiedniem kto zwyciężył? Oto modlitwa pobożnego króla, przed obrazami N. Panny w Studziannie, w Częstochowie i w Krakowie na Piasku, jako też różaniec czcicieli Bogarodzicy, co właśnie wtenczas, kiedy nasza husaria z okrzykiem "Jezus Maryja" natarła na janczarów, odbywali procesje po ulicach Krakowa.

       Był to ostatni błysk chwały; po nim spadły klęski, jakby potop jaki. Niestety śluby Jana Kazimierza nie zostały spełnione, bo ucisk ludu nie ustał, a do dawnych grzechów przybyło niedowiarstwo z masonerią, rozwodami i zepsuciem obyczajów, toteż sprawiedliwość Boża ogłosiła niebawem straszne: Mane, Tekel, Fares.

       Wówczas Najświętsza Panna okazała się Opiekunką i Pocieszycielką narodu. Wołała ona doń głosem kaznodziei: Narodzie grzeszny, popraw się, inaczej Bóg karać cię będzie: a kiedy naród nie upamiętał się i przyszła nań kara straszna, Najlitościwsza wstrzymywała kielich gniewu Bożego, by się nie wylał na winowajców aż do dna, cierpiącym zaś i walczącym dodawała męstwa i otuchy. Przed Jej to obrazem w Berdyczowie konfederaci barscy przyrzekli zginąć za ojczyznę, poczym w obozach swoich śpiewali: "Zowiesz się polską Królową, Bądź nam obroną gotową". W Jej to Domku w Lorecie modlili się legioniści o powrót do kraju. Z Jej imieniem na ustach a medalikiem na piersiach szli na pola bojowe nasi wojownicy. Oto jeden z nich, późniejszy jenerał, Henryk Dembiński, po bitwie berezyńskiej wlecze się ledwie żywy i już ma rzucić się na śnieg, by zasnąć snem wiecznym; wtem przypomina sobie, że go matka nauczyła, by w ciężkich przygodach modlił się: "Pomnij, o najdobrotliwsza Panno". W tej chwili pada na kolana i odmawia tę modlitwę, a z niej taką czerpie siłę, że idzie dalej mimo mrozu i głodu, aż wreszcie doszedł do jednego z dworów polskich. Czyliż ten wojownik nie jest drogowskazem dla ciebie, narodzie biedny, iż w chwilach ucisku masz szukać pomocy u Królowej Niebieskiej, bo choćby cię wszyscy opuścili, Najdobrotliwsza nigdy cię nie opuści.

       Wszakże Ona to dodawała hartu prześladowanym za wiarę i ojczyznę; Ona umacniała biednych unitów, odrywanych siłą od piersi Matki-Kościoła; Ona towarzyszyła naszym wygnańcom w drodze na Sybir czy w daleką obczyznę, a umierających jednała z Bogiem; Ona Namiestnikom Chrystusowym taką wlewała miłość dla tego Joba pośród narodów, że śmiało stawali w jego obronie, a jeden z nich, Pius IX, odbierając z rąk ks. Jełowickiego chorągiew z wizerunkiem Matki Boskiej częstochowskiej, tak się modlił głośno: Salve Regina, Mater misericordiae, spes nostra et spes Poloniae salve.

       Zaiste nadzieją naszą Bogarodzica! Któż nie zna tego obrazu, w którym jeden z naszych mistrzów przedstawił dziewicę Polkę, okutą w kajdany i pracującą w kopalni; – boleść i tęsknota tak ją zgnębiły, że już chce przyzywać śmierci; wtem okazuje się jej Najświętsza Panna, pełna blasku i słodyczy, a wnet taka otucha wstępuje w serce wygnanki, że dźwiga się z ziemi i ima się pracy. Kogóż wyobraża ta dziewica, jeżeli nie naród polski, który byłby już dawno popadł w rozpacz, gdyby go Bóg nie podtrzymywał i gdyby za nim nie modliła się Bogarodzica, a do niego nie wołała ciągle: Narodzie mój, pokutuj, cierp, walcz i pracuj, ale nie trać nadziei, bo ja nie przestanę wstawiać się za tobą i wyjednam ci zmiłowanie Boże, jeżeli tylko spełnisz to, czego od ciebie żądam.

       A czegóż to żąda od nas Królowa Niebieska?

       Oto najprzód większej żarliwości w wierze. Dzięki Bogu, naród nasz mimo pokus reformacji w wieku XVI, wolterianizmu w XVIII, liberalizmu w XIX, nie utracił wiary, nie odstąpił od Kościoła. Podczas gdy gdzieindziej niedowiarstwo, rozzuchwalone poparciem rządów, wypowiada Kościołowi walkę na zabój a dla obalenia go tworzy związki masonów, anarchistów i inne, urządza wiece ateuszów, rozrzuca tysiącami bezbożne książki i dzienniki, u nas podobne zamachy nie tak łatwo się udają, bo samo społeczeństwo broni się przed tą dżumą, wiedząc, że religia jest nie tylko zbawieniem jednostek, ale także najsilniejszą ostoją życia narodowego i główną podwaliną społecznego ładu. Owoc to kilkowiekowego sojuszu narodowości z wiarą, który oby nigdy nie został zerwany, i szczególna Opatrzności łaska, która takimi drogami prowadziła nasz naród, iż tenże przez nią niejako garnie się do Boga.

       O Boże, chłoszcz nas, bośmy zawinili, ale nie pozwól nam oderwać się od Ciebie!

       Czy jednak u nas życie z wiary jest mocne i płodne? Wiara ma być światłem dla rozumu, siłą dla woli, pociechą dla serca, prawidłem dla wszelakich objawów życia; ale czy tym jest wszędzie i zawsze? Niestety, nawet u tych, co się nazywają chętnie dobrymi katolikami, jakże rzadkim jest głębsze poznanie prawd wiary i doskonalsze przejęcie się jej duchem; jakże rzadkim wyznawstwo wiary, czyli śmiała jej obrona i przyznawanie się otwarte do zasad katolickich tam, gdzie grozi szyderstwo ludzi płytkich albo napaść jakiegoś dziennika; jakże rzadkim apostolstwo wiary, czyli czynna gorliwość o rozszerzenie królestwa Bożego w duszach, o chwałę Kościoła i Stolicy [Świętej], o rozkwit dzieł katolickich. Natomiast nierzadkim jest rozbrat między słowem i czynem, między życiem prywatnym i publicznym; nierzadkim jest w domach katolickich pogańskie iście wychowanie dzieci; nierzadkim jest lekceważenie Kościoła i jego sług, a szczególnie łamanie jego praw.

       Najmilsi, ta niewierność w życiu religijnym, to jedna z głównych chorób naszych, którą koniecznie uleczyć potrzeba; bo wiara nie mająca ni korzeni ni owocu, to jest, nie oparta na gruntownej znajomości prawd Bożych i na sumiennym spełnieniu wszystkich przykazań, nie jest ani Bogu miła, ani duszy pożyteczna; nie zbawi ona jednostek, nie podźwignie narodu. Starajcież się tedy wszyscy o wiarę jasną, silną, czynną i nie tylko sami żyjcie z wiary, ale wprowadzajcie to życie, o ile zdołacie, do rodzin waszych i w serce społeczeństwa; jeżeli bowiem to serce bić będzie tętnem wiary, jeżeli rodzina, szkoła, piśmiennictwo, nauka i wszystkie sprawy publiczne przejęte będą duchem iście katolickim, błogo będzie nam i błogo narodowi.

       Nuże do pracy w tym kierunku, a zarazem do broni przeciw dwóm zwłaszcza wrogom. Oto młodzież dojrzalszą stara się zatruć pozytywizm, okryty maską patriotyzmu, obiecując jej w zamian za wiarę dać światło dla umysłu i zapewnić złotą erę narodowi. Lecz ty, młodzieży droga, odtrąć tę pokusę, pomnąc, że nauka bez Boga jest błędnym ognikiem, wiodącym na bagniska, że za upadkiem wiary idzie zawsze skażenie ducha narodowego, że nie masz zbawienia dla narodu, jedno w wierności dla Kościoła i Stolicy Świętej. A wy rodzice i sternicy wychowania, patrzcie, by z winy waszej nie zmarniało młode pokolenie.

       Równocześnie do warstw niższych wdziera się antyreligijny socjalizm, obiecując im niebo na ziemi, byle tylko wyrzekły się Boga i Jego zakonu [(prawa)]. Nie wierzcie mu, bracia robotnicy, inaczej zamiast nieba, znaleźlibyście piekło w życiu i piekło po śmierci; raczej łączcie się w stowarzyszenia katolickie, na obronę swej wiary i na poprawę swej doli. Wy zaś ludzie wielkiego serca, tak mężczyźni jak i niewiasty, zbliżajcie się z miłością świętą w duszy do braci niższej i uboższej, by jej nieść światło, chleb, ulgę, a przede wszystkim Boga, by dla niej tworzyć dobre towarzystwa, zakłady, czytelnie, – słowem, by rozwijać większą niż dotąd działalność na polu społecznym i dobroczynnym.

       I czegóż jeszcze żąda od nas Królowa Niebieska?

       Oto porzucenia ulubionych wad narodowych. W społeczeństwie polskim jest znaczny zasób dobrego, ale są też wady szkodliwe. Strzec się trzeba mianowicie tej lekkomyślności i miękkości, co się objawia jako zamiłowanie zabaw, próżnowania, karciarstwa i zbytku, a posuwa się u niektórych aż do szalonego marnotrawstwa, do frymarczenia ziemią ojczystą i czcią narodową, aż do nurzania się w bagnie pijaństwa, rozpusty czy oszustwa. Strzec się trzeba lenistwa ducha, które ugania się za tym, co chwilowo błyszczy i bawi, ucieka zaś przed pracą twardszą i dłuższą, a nieraz porzuca święte obowiązki, i wskutek czego niemało wśród nas meteorów, złudnym jaśniejących blaskiem, a niezbyt wiele gwiazd stałych, które by przybite do codziennego obowiązku, jakby do sklepienia niebios, świeciły trwale Bogu na chwałę, ludziom na pożytek. Strzec się trzeba małodusznej niestałości, która sprawia, że serce polskie łatwo się zapala, a wtenczas, niby wulkan, miota z siebie płomienie, lecz łatwo także stygnie, a nawet ścina się mrozem zniechęcenia. Strzec się trzeba szczególnie tych wad najzgubniejszych, które zrodzone w wiekach anarchii a może klęsk, nie zatonęły, bo i dziś umysł polski, jak koń niesforny, niemile znosi wędzidło, niechętnie poddaje się władzy, niełatwo uznaje nad sobą powagę i wyższość i nie skorym jest do pracy zgodnej i wytrwałej.

       Stąd to pochodzi to rozbijanie się najlepszych nieraz dzieł i przedsięwzięć, – stąd to dzielenie się na wrogie obozy, – stąd to poniewieranie ludzi zasłużonych, dlatego tylko, że do innego należą stronnictwa, – stąd te smutne i gorszące waśnie, w których często nie idzie o dobro kraju, ale o zadowolenie miłości własnej lub o zwycięstwo swego obozu.

       Wszystkich tych wad, "a szczególnie niekarności i niezgody" pozbyć się nam trzeba, jeżeli chcemy naprawić błędy przeszłości i zbudować gmach zbożny a trwały; toż niech każdy słucha słów przestrogi: mniej blichtru i złudzeń, a więcej prawdy i rozumu; mniej folgowania żądzom i gnuśności, a więcej zaparcia się i pracy; mniej płochości i życia nad stan, a więcej przezorności, trzeźwości i oszczędności; mniej drażliwości i zniechęceń, a więcej wyrozumienia i hartu; mniej uczuć przelotnych, a więcej zasad i charakterów, – mniej słów pięknych, a więcej czynów i ofiar, mniej troski o siebie, a więcej poświęcenia się dla chwały Boga, dobra Kościoła, pożytku Ojczyzny.

       I czegóż wreszcie od nas żąda Królowa Niebieska?

       Oto gorętszego zapału w Jej służbie. Dawniej wszystkie stany służyły chętnie swej Królowej, ale w wieku XVIII i XIX pod mroźnym powiewem obojętności religijnej nastąpiło pewne oziębienie w warstwach wyższych i wykształconych, wskutek czego niektóre praktyki pobożne, pierw wszystkim drogie, poszły tu i ówdzie w poniewierkę. Dziś objawia się zwrot ku lepszemu, ale czy u wszystkich i na długo? Odżyły też na nowo Sodalicje Mariańskie, a ich to głównym dziełem kongres obecny; ale są one jeszcze rzadkie i słabe; toż dążyć nam trzeba do tego, by warstwy niższe związać bractwami, wykształcone zaś, a zwłaszcza młodzież dojrzalszą wciągnąć do Sodalicyj.

       Najmilsi, jeżeli dobrze życzycie sobie, bądźcie wszyscy gorącymi miłośnikami Bogarodzicy i czcijcie Ją po staremu, jak niegdyś przodkowie wasi. Jeżeli dobrze życzycie rodzinom swoim, wprowadzajcie do nich bojaźń Bożą i cześć Niepokalanej Dziewicy. Jeżeli dobrze życzycie narodowi całemu, przyczyniajcie się wedle sił, by on był zawsze wiernym sługą Bożym, uległym poddanym Królowej Niebieskiej, dobrym synem Kościoła i Stolicy Świętej.

       O módlmy się wszyscy gorąco, aby od nas, od naszych rodzin, od naszego narodu i wszystkich narodów i wieków chwała była Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu i cześć Bogarodzicy!

       Módlmy się, by w wieku XX za przyczyną Najświętszej Panny nowe przybyły nam cuda i nowe koronacje Jej obrazów!

       Módlmy się, by stara Jej stolica w Poczajowie odzyskaną została dla Kościoła i by tam odżyła Unia święta, przemocą i zdradą zgładzona!

       Módlmy się, aby święto N. Panny, Królowej Korony Polskiej, za łaską Stolicy Świętej zaprowadzone zostało w naszych diecezjach! Módlmy się, aby Bóg pobłogosławił temu kongresowi i przezeń rozkrzewił cześć Niepokalanej!

       O, módl się o to cały narodzie Polski, a zapewniam Cię Jej Imieniem, że gdy wszystkie twe syny i córki stać będą mocno przy Jej tronie, gdy znikną wśród ciebie dawne grzechy, ustąpią stare niezgody, przyspieszy się godzina miłosierdzia Pańskiego.

       Ty zaś Najświętsza Panno, Królowo Polski, Litwy i Rusi, królujże nam do końca wieków, Ty w narodzie Twoim utrzymuj wiarę i dobry obyczaj, rozpalaj pobożność, hartuj męstwo. Ty mu wypraszaj u Boga przyjęcie pokuty i skrócenie kary. Ty módl się i dzisiaj do Króla wieków i Władcy narodów: Przepuść, Panie, przepuść ludowi mojemu. A wzajem odbieraj od wszystkich jego synów i córek cześć, uległość i miłość; niech Imię Twoje jaśnieje na wieżycach naszych miast i wiosek, na szczytach naszych gór, na falach naszych rzek, na wszystkich domach i na wszystkich sercach polskich. Amen!

Bp Józef Sebastian Pelczar

Księga Pamiątkowa Mariańska ku czci pięćdziesięciolecia ogłoszenia Dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Wydana staraniem Sodalicji Mariańskich. Wstęp. Sprawozdanie z I. Polskiego Kongresu Mariańskiego odbytego we Lwowie w dn. 28-30 września R. P. 1904. Lwów – Warszawa 1905, ss. 55-67.

(Pisownię nieznacznie uwspółcześniono).
Przypisy:
(*) Kazanie wygłoszone 28 września 1904 r. w katedrze lwowskiej po uroczystej Mszy świętej (tuż przed otwarciem Kongresu Maryjnego); tytuł od red. Ultra montes.
(1) O. Wacław Nowakowski, kapucyn, w dziele: O obrazach w Polsce Przenajświętszej Matki Bożej. Kraków 1902.
(2) Ekkl. XXIV, 24-25.
(3) Przyp. VIII, 35.

http://www.ultramontes.pl/Pelczar.htm

avatar użytkownika gość z drogi

4. Módlmy się

"Obrońco pokrzywdzonych, módl się za nami,
Orędowniku naszych próśb przed tronem Boga, módl się za nami."

serd pozdrowienia poranne :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

5. OBRONA RELIGII KATOLICKIEJ


Bp Józef Sebastian Pelczar

Czy prawdziwem jest zdanie, że można trzymać się jakiejkolwiek religii, albo też nie troszczyć się wcale o dogmaty, byle tylko "żyć dobrze"

       Spotykamy się z zarzutem: Wszystkie religie opierają się na prawdzie i dają człowiekowi jakieś prawidła życia: czyż tedy nie słuszna, by mu zostawić do woli, jaką religię chce wyznawać?

       Nie jest to rzeczą słuszną, bo jak Bóg jest jeden i prawda jedna, tak jedna tylko religia może być prawdziwą; inaczej trzebaby twierdzić, że ma prawdę za sobą i ten katolik, który wierzy w to, czego Kościół naucza, – i ten protestant, który nie uznaje Kościoła, – i ten żyd, który odrzuca Zbawcę Jezusa Chrystusa, – i ten muzułmanin, który Mahometa uważa za boskiego proroka, – czyli że jedna prawda drugą wyklucza, a więc że wszystkie religie są fałszywe.

       Jedna tylko religia katolicka ma czystą prawdę i całą prawdę; wszystkie zaś inne religie zawierają wprawdzie okruchy prawdy, ale pomieszane z błędami; wszystkie też różnią się od religii katolickiej nie tylko obrzędami, ale także dogmatami, czyli są mniejszą lub większą jej deprawacją; otóż rozum sam mówi, że człowiek ma obowiązek szukać prawdy, i to prawdy całej, tym więcej, że dla człowieka nie jest rzeczą obojętną, w co wierzy, bo wszakże religia wpływa na całe jego życie, tak doczesne jak wieczne, i normuje wszystkie jego stosunki.

       Krom tego Bóg sam, jako Prawda Najświętsza i Świętość sama, nie mógł objawić religii fałszywej; skoro zaś objawił religię prawdziwą, i wytknął pewną drogę do Siebie, włożył tym samym na człowieka obowiązek, by przyjął tę religię i szedł tą właśnie drogą; inaczej nie dojdzie do zbawienia.

       Twierdzić, że Bóg, dawszy objawienie, patrzy obojętnie, czy ktoś wierzy lub nie wierzy, czy przyjmuje prawdę całą, albo jej część tylko, – czy się kłania fetyszom, Buddzie, Mahometowi czy Chrystusowi, byłoby bezbożnością, bo negacją świętości Boga, który przecież kłamać i oszukiwać ludzi nie może, i nie może być obojętnym na prawdę i fałsz.

       Gdyby było wolno człowiekowi wyznawać religię, jaką chce, dlaczego Syn Boży w ludzkim ciele przyszedł na świat, dał się ukrzyżować i ustanowił Kościół swój, któremu kazał opowiadać Ewangelię wszystkim narodom? Dlaczego Chrystus Pan zagroził: Kto nie uwierzy, będzie potępionym (1)?. Kto zatem nie przyjmuje, a względnie nie szuka – jeżeli szukać może – prawdziwej religii, ten sprzeciwia się woli Bożej i wydaje na siebie wyrok potępienia; prawdziwą zaś może być tylko jedna religia, i to ta, którą Chrystus przez Kościół swój objawił.

       Wobec tego nierozumną i antyreligijną jest dążność tych nowych apostołów "religii ludzkości", którzyby chcieli wszystkie religie zlać w jedno, to jest, zostawić jedynie jakieś mgliste uczucie religijne i zaprowadzić na tym tle powszechne braterstwo ludów (2), – albo przynajmniej wyłączyć z pojedynczych wyznań chrześcijańskich to wszystko, czym między sobą się różnią, by natomiast utworzyć "chrystianizm istotny, niedogmatyczny i bezkonfesyjny" (3).

       Bezbożnym jest również twierdzenie deistów i racjonalistów, że nie trzeba troszczyć się o dogmaty, które są tylko wymysłami ludzkimi, mającymi ująć wierzenia religijne w pewne formuły, ale wystarczy żyć dobrze, to jest działać według zasad moralności, z samego rozumu wysnutej. Bo najprzód, prawdę religijną nie człowiek wynalazł, ale Bóg sam ją objawił i przyjąć przez wiarę nakazał, pierwszym zaś obowiązkiem, jaki ta prawda wkłada, jest oddanie czci Bogu i zachowanie Jego przykazań. Po wtóre, moralność nie oparta na religii, to jest, na wierze, nadziei i miłości jest pajęczyną wątłą, którą lada wiatr rozdziera. Biedną byłaby ludzkość, gdyby nie miała nic innego, prócz takiej moralności.

       Niemądrym jest także zarzut, jakoby wszelka zmiana religii była czynem niehonorowym, i że każdy człowiek winien się trzymać religii przodków. Porzucenie religii prawdziwej, a więc katolickiej, jest rzeczywiście czynem haniebnym i potępienia godnym, co jest ciężkim grzechem przeciw Bogu, znamieniem głupoty ducha czy skażenia obyczajów, wielkim zgorszeniem, danym społeczeństwu, i niepowetowaną krzywdą wyrządzoną samemu apostacie, jego potomstwu i narodowi. Natomiast wyrzeczenie się wszelkiej innej religii, choćby drogiej przodkom, by wejść do Kościoła katolickiego, to święty obowiązek sumienia, który bez względu na opór rodziny, czy nawet na prześladowanie od ludzi spełnić należy, – a zarazem sprawa to wielce zaszczytna, bo świadcząca o prawdziwej mądrości, odwadze i troskliwości o dobro własne i swoich. Za głosem sumienia poszedł np. wielkodusznie znakomity pisarz niemiecki hr. Stolberg, a gdy z tego powodu usłyszał od króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III przykry wyrzut: "Nie lubię tych, którzy zmieniają swą wiarę", dał mu trafną odpowiedź: "I ja nie lubię, gdyby przodkowie moi nie byli zmienili wiary, nie byłbym potrzebował wracać do Kościoła katolickiego". Tak powiedzieć mogą wszyscy heretycy i schizmatycy, gdy wyrzekają się błędu lub odszczepieństwa. Twierdzić zaś, że trzeba się trzymać bezwarunkowo religii przodków, znaczyłoby tyle, co uprawnić każdą religię, choćby była ohydnym bałwochwalstwem.

Bp Józef Sebastian Pelczar

OBRONA RELIGII KATOLICKIEJ, TOM I.: JAK WIELKIM SKARBEM JEST RELIGIA KATOLICKA I DLACZEGO TA RELIGIA MA DZISIAJ TYLU PRZECIWNIKÓW, napisał DR. JÓZEF SEBASTIAN PELCZAR (BISKUP PRZEMYSKI O. Ł.), drugie przejrzane i pomnożone wydanie, PRZEMYŚL 1920, ss. 112-114.

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).
Przypisy:
(1) Ew. św. Marka XVI, 16.
(2) Masoneria zachwala tę religię, "na którą się wszyscy zgadzają". (Por. tegoż autora Masoneria itd. IV. wyd. Rozdz. II).
(3) Dla zjednoczenia ludów pod hasłem "wolnego chrześcijaństwa i religijnego postępu", odbywają się też osobne kongresy. Piąty z rzędu kongres "religijny" obradował w r. 1910 (5-10 sierpnia) w Berlinie, a na nim, jako reprezentant katolików (!) był obecny ks. Romollo Murri, ekskomunikowany przez Piusa X koryfeusz modernistów i reformistów włoskich.
Ultra montes (www.ultramontes.pl)

***

Wszechmogący, wieczny Boże, w Trójcy Świętej Jedyny, wielbię Cię i dzięki Ci składam za łaski udzielone św. Józefowi Sebastianowi, którego natchnąłeś gorącym nabożeństwem do Najświętszego Serca Jezusowego i Niepokalanej Dziewicy Maryi.
Za przyczyną św. Józefa Sebastiana wysłuchaj, proszę, moją modlitwę i udziel łaski, o którą Cię proszę...

Św. Józefie Sebastianie, módl się za nami.

Wierny synu Kościoła, módl się za nami,
Wzorze teologów, módl się za nami,
Wzorze niezachwianej Wiary, módl się za nami,
Wzorze wierności Łasce kapłaństwa, módl się za nami...
Wypraszaj nam u Pana Boga
Łaskę uświęcenia kapłanów...
Aby szli Drogą, Którą Ty podążałeś...
Święty Biskupie Józefie Sebastianie...
Módl się za nami...

Amen.

avatar użytkownika gość z drogi

6. Dobrego Dnia :)

"
Krom tego Bóg sam, jako Prawda Najświętsza i Świętość sama, nie mógł objawić religii fałszywej; skoro zaś objawił religię prawdziwą, i wytknął pewną drogę do Siebie, włożył tym samym na człowieka obowiązek, by przyjął tę religię i szedł tą właśnie drogą; inaczej nie dojdzie do zbawienia."
mocne słowa

gość z drogi

avatar użytkownika intix

7. Wiara wprowadza nas w świat nadprzyrodzony


Wiara wprowadza nas w świat nadprzyrodzony

Kiedy męczennikowi, św. Tacjanowi, obiecał sędzia pogański wielkie godności, jeżeli się zaprze Chrystusa, a w przeciwnym razie pogroził męczarnią odrzekł święty: Schowajcie dla siebie godności i zaszczyty cesarskie, niech mię Bóg broni, abym miał czego innego pragnąć, jedno żyć i umierać w wierze Pana naszego Jezusa Chrystusa. Słusznie tak powiedział męczennik, bo wiara daje dobra nadprzyrodzone, z którymi porównane wszystkie zaszczyty są – według słów Pisma – jako trochę piasku lub jako garść błota.

Wiara wprowadza człowieka w świat nadprzyrodzony, świat Boży, jakby do wspaniałego ogrodu, w którym rośnie wiele drzew wydających przedziwne owoce. Przypatrzmy się tym owocom.

Wiara daje rozumowi światło.

Ciężka jest dola podróżnego, gdy go wśród gęstego lasu noc zastanie. Zewsząd otaczają go grube ciemności, tylko na niebie gwiazdy słabo migoczą. Wkoło niego to czarna przepaść zionie, to się rozlega ryk dzikich zwierząt, a on strwożony nie wie, dokąd się zwrócić. Wtem przez gęstwinę przedziera się światło, to przewodnik zbliża się z latarnią, podaje rękę zabłąkanemu, wyprowadza z lasu i otwiera przed nim podwoje wspaniałego gmachu, gdzie gęsto światło płonie, gdzie fontanny biją, gdzie suty stół zastawiony.

Takim zbłąkanym był człowiek przed Chrystusem, ale Syn Boży sam się doń zbliżył z latarnią swojej nauki, wywiódł go z lasu, gdzie mu groziły przepaści błędów i kły występków, a wprowadził do domu swego, do Kościoła, gdzie światło prawdy płonie, gdzie fontanny łaski Bożej biją gdzie stół chlebem niebieskim zastawiony. Błogo temu, co siedzi przy tym stole, co czerpie z tych fontann, co się wpatruje w to światło, bo w tym świetle widzi Boga, acz przez zasłonę, widzi dzieła i wyroki Boże, widzi zadanie własne i przyszłe swe losy.

Tego światła nic nie zastąpi! Nie zastąpi nauka najgłębsza, bo nauka ogranicza się tylko do rzeczy widzialnych i przemijających, a wiara przed okiem ducha roztacza rzeczy niewidzialne i wiekuiste; nie zastąpi największa bystrość rozumu, bo wiara to wynosi rozum niby na wysoką górę i pokazuje mu jakby rozległe i wspaniałe okolice, tj. tajemnice Boże, których by z nizin swoich nie mógł odkryć. Bez tej wiary ciemno w duszy i smutno w duszy, z tą wiarą zaś jasno w duszy i wesoło w duszy, bo wiara wprowadza tam mądrość nadprzyrodzoną i radość świętą. „O mój Boże – woła św. Franciszek Salezy – co to za radość dla ducha naszego, gdy wyniesiony ponad światło przyrodzone, zaczyna poznawać święte prawdy wiary. Zaiste, dusza topnieje i rozpływa się, słysząc słowa niebieskiego Oblubieńca, słodsze i milsze nad miód wszelakich umiejętności ludzkich".

Bracia mili, chcecie zakosztować tej rozkoszy, chcecie stać się mędrcami – miejcie wiarę jasną a żywą.

Józef Sebastian Pelczar, Mowy i kazania 1877-1899, Kraków 1998, s. 275-276.
http://www.pch24.pl

***

Co katolicyzm dał Polakom? - Biskup Józef Sebastian Pelczar

O lenistwie duchowym – bp Józef Sebastian Pelczar


 

avatar użytkownika intix

9. O grzechu śmiertelnym - Bp Józef Sebastian Pelczar

Znaczenie i skutki grzechu śmiertelnego

“Po co Bóg stworzył człowieka? – Uczynił to w tym celu,
żeby człowiek poznał Boga, miłował Go i służył Mu,
i tak po śmierci posiadłszy Boga przez uszczęśliwiające
oglądanie Go twarzą w twarz, cieszył się Nim
na wieki w niebie.” (Katechizm kard. Gasparriego).


Co to jest grzech? To ważne pytanie, nad którym zbyt mało zastanawiają się ludzie. Nic częstszego nad grzech, a nic tak nieznanego i lekceważo­nego. Świat szydzi z samej nazwy, nie chcąc wiedzieć o grzechu. Kiedy indziej zaś ubiera go w powabną szatę. Nawet i ci, co grzech znają i brzydzą się, zbyt słabe mają o nim wyobrażenie. Aby bowiem pojąć całą gro­zę i szkaradę grzechu śmier­telnego, trzeba by najpierw ogarnąć myślą nieskończo­ną świętość, sprawiedliwość i dobroć Boga, nieskończo­ną zacność Najświętszej Krwi Zbawiciela, wszystkie rozkosze nieba i wszystkie męczarnie piekła. Lecz któż to ze śmier­telnych potrafi?! A jednak od poznania i unikania grzechu zależy chwała Boża i nasze szczęście.

Grzech w ogólności jest prze­kroczeniem prawa Bożego: przez złą myśl, złe pragnienie, złe słowo, zły czyn lub przez zaniedbanie dobrego uczynku, do którego jesteśmy zobowiąza­ni. Grzech śmiertelny jest świa­domym i dobrowolnym przestą­pieniem prawa Bożego w rzeczy ważnej. Stąd grzech jest zdep­taniem woli Bożej, jest buntem wypowiedzianym Bogu, jak­by obaleniem tronu Boże­go, bo grzesznik niejako nie chce, aby Bóg nad nim panował. Grzech jest jak­by unicestwieniem Boga, bo grzesznik niejako pra­gnie, aby Boga nie było. Jest odwróceniem się od Boga, a zwróceniem się do stwo­rzeń, które grzesznik poczy­tuje wtenczas za swój osta­teczny cel i przenosi je nad Boga.

Grzech jest wzgardą wyrządzoną Bogu: wzgar­dą mądrości Bożej, której grzesznik ubliża, wzgar­dą mocy Bożej, której się grzesznik nie lęka, wzgardą sprawiedliwości Bożej, którą grzesznik prowokuje, wzgardą świętości Bożej, którą grzesz­nik znieważa, wzgardą miło­ści Bożej, którą grzesznik dep­cze i udaremnia. Tym samym grzech jest obrazą Boga, a obra­zą prawie nieskończoną, bo nie­skończona jest godność Obrażonego. Grzech jest obrazą tak wielką, że gdyby na jednej szali położono zniewagę, jaką tylko jeden grzech Bogu wyrządza, a na drugiej wszelkie dobro wszystkich stworzeń, przewa­żyłaby szala grzechu. Grzech jest obrazą tak wielką, że choć­by miliony dusz tak świętych jak Najświętsza Panna przez miliony lat najsroższą czyni­ły pokutę, jeszcze by nie odpo­kutowały same przez się i cał­kowicie za jeden tylko grzech. Jest obrazą tak wielką, że dla zgładzenia grzechu sam wcie­lony Syn Boży przelał Swoją Krew. Grzech jest obrazą tak wielką, że cała groza piekła nie jest dostateczna do ukarania jednego grzechu śmiertelnego, dlatego ta kara jest nieskończona co do trwania.

Grzech śmiertelny jest zatem największym złem, bo wszyst­ko, prócz grzechu, pochodzi od Boga, a więc wszystko jest dobre, prócz grzechu. Grzech jest największą niedorzeczno­ścią, bo się sprzeciwia Najwyż­szemu Rozumowi. Grzech jest największym szaleństwem, bo jest oporem przeciw Najwyż­szej Woli. Grzech jest najwięk­szą podłością, bo jest przeno­szeniem lichych stworzeń nad Stwórcę, Barabasza nad Jezu­sa. Grzech jest największą nie­wdzięcznością, bo jest wzgardą najlepszego Ojca i nadużyciem Jego darów.

Grzech jest naj­większym świętokradztwem, bo jest zniewagą żywej świąty­ni Bożej i zdeptaniem Najświęt­szej Krwi Zbawiciela. Grzech jest najgorszym cudzołóstwem, bo odrywa duszę od miłości Boga, jedynego Oblubieńca dusz, a zwraca ją do stwo­rzeń. Grzech jest najhanieb­niejszą obrzydliwością, bo nie jest czymś stworzonym, nie ma w sobie nic Bożego, a stąd nic pięknego.

Grzech śmiertelny jest nad­to największym i jedynym złem duszy. On czyni duszę nie­szczęśliwą, bo jej wydziera Boga, dobro najwyższe i źró­dło wszelkiego szczęścia, a stąd pozbawia ją prawdziwego szczę­ścia, zakłóca jej spokój, zapra­wia goryczą wszelką przyjemność, a często niszczy zdrowie, odbiera ludzką cześć i prowadzi do zbrodni, więzienia albo do samobójstwa. Słowem, grzech pokrywa życie całunem smut­ku, czyni śmierć przedmiotem zgrozy, a wieczność przemie­nia w straszną, niekończącą się męczarnię. “Nie ma pokoju bez­bożnym” (Iz 48,22), powiedzia­ło Pismo. Niech grzesznik, jak chce, uprzyjemnia sobie życie, jego szczęście będzie podob­ne do pajęczyny, którą prę­dzej czy później zerwą wyrzuty sumienia. A choćby aż do końca potrafił tumanić sam siebie, po krótkim letargu tym straszniej­sze nastąpi przebudzenie.

Grzech czyni duszę obrzydli­wą, bo z niej usuwa nadprzyro­dzoną piękność i plami w niej obraz Boży, a z królowej pełnej blasku przemienia ją w żebracz­kę okrytą wrzodami, a nawet zamienia w cuchnącego tru­pa. Szkarada grzechu jest tak wielka, że jej ani wody potopu zmyć nie potrafiły, ani ogień piekielny nie wypali, ani krew wszystkich świętych zmazać by nie zdołała. Jeśli chcesz poznać całą szkaradę grzechu, patrz, czym był Lucyfer przed grze­chem, a czym się stał po grze­chu.

Grzech poniża duszę, bo ją czyni służebnicą namiętności i niewolnicą szatana, bo ją kar­mi, jak syna marnotrawnego, “strawą wieprzów“, a nawet czyni ją, jak Nabuchodonozora, podobną do bydlęcia.

Grzech obdziera duszę, bo jej zabiera zasługi dobrych uczynków. “A jeśli się odwró­ci sprawiedliwy od sprawiedli­wości swej, a czynić będzie nieprawość (…), czy żyć będzie? Wszystkie sprawiedliwości jego, które czynił, nie będą wspo­mniane” (Ez 18, 24), dopóki nie wróci do stanu łaski. Z drugiej strony, cokolwiek dusza czyni dobrego, będąc w stanie grze­chu śmiertelnego, nie ma war­tości na życie wieczne, a to dla­tego, że dusza nie ma w sobie życia nadprzyrodzonego, stąd jej uczynki są martwe.

Grzech zabija duszę, bo nisz­czy w niej łaskę uświęcającą, która jest życiem duszy, wypę­dza z niej Boga, wywraca Jego ołtarz, a wznosi tron szatano­wi. Stąd słusznie grzech ciężki nazwano śmiercią duszy.

Cóż więc dziwnego, że grzech ten ściąga wszystkie kary doczesne i wieczne. On wypę­dził z nieba buntowniczych aniołów, zamknął raj, na cały ród ludzki ściągnął przekleń­stwo i zapalił piekło. On Syna Bożego zlał krwawym potem, ubiczował, wyszydził, stawił niżej Barabasza i przybił do krzyża. On, jak krew Abla, woła natychmiast o pomstę Bożą, on i teraz sprowadza wszystkie klęski na ziemię, wszystkie kary na duszę, z których naj­większą jest odrzucenie wiecz­ne. On kopie niejako przepaść pod duszą, grzesznik zaś stoi na kruchej desce nad tą przepa­ścią i biada mu, gdy miłosier­dzie Boże nie poda mu ręki i nie sprowadzi go na bezpieczny brzeg, bo wtenczas łamie się deska, to jest kończy się życie, a grzesznik wpada w przepaść piekła.

Bp Józef Sebastian Pelczar

Opracowano na podst.: J. S. Pel­czar, Życie duchowe, t. I.
Zawsze wierni nr. 9 wrzesień 2010 r. (strona 40-41)
***

Jak ustrzec się grzechu śmiertelnego

Skoro więc grzech śmiertelny jest tak wielkim złem, módl się gorąco, aby Bóg zachował cię od grzechu i brzydź się grzechem, ile duch twój zdoła, jak się brzydziła pobożna królowa Blanka, która nie wahała się wyrzec do swego syna, św. Ludwika: "Synu mój, wolałabym cię widzieć na katafalku, aniżeli w grzechu śmiertelnym". Obyś i ty podobnie brzydził się grzechem.

Po drugie, lękaj się grzechu, jako najstraszniejszego wroga Boga i twojej duszy, i uważaj za najwyższą sprawę życia walczyć z grzechem w sobie i w drugich. Niech twoim hasłem będą słowa św. Edmunda: "Gdybym widział po prawej stronie wielki ogień, a po lewej grzech, wolałbym rzucić się w ogień, niżeli na grzech zezwolić". Lękaj się tylko grzechu, bo tylko grzech jest zlem, wszystko zaś inne, co ludzie złem nazywają, miłującym Boga obraca się na dobre. Gdy raz św. Marcina napadli zbójcy i wymierzyli w niego swe miecze, święty stał bez najmniejszej oznaki trwogi. "Nie lękasz się śmierci?" - zapytał jeden ze zbójców. "Nie, ja nie lękam się niczego, prócz grzechu".

Po trzecie wreszcie, uciekaj przed grzechem spieszniej niż przed żmiją, troskliwiej niż przed śmiercią. Aby uniknąć śmierci - na czas jakiś - ludzie sami skazują się na wielkie cierpienia i ofiary, nie szczędzą grosza, męczą się głodem, pozwalają sobie palić lub ucinać członki. Czegóż nie powinni czynić, aby zachować duszę od śmierci wiecznej! A jednak wielu ludzi wytęża wszystkie swe siły i wszystkich używa środków, aby zgubić duszę! Lecz ty się strzeż podobnego szaleństwa, a stąd postanów silnie, że grzechu śmiertelnego nigdy w życiu nie popełnisz, choćbyś miał wszystko stracić, wszystko wycierpieć. To postanowienie często odnawiaj i umacniaj rozmyślaniem, ażebyś i ty mógł powtórzyć słowa św. Agaty, które wyrzekła do swoich katów: "Możecie ostrzyć wasze noże i zadawać tortury, nigdy jednak nie oderwiecie mojego serca od Jezusa Chrystusa, którego jedynie miłuję". Aby tego postanowienia dochowac, módl się gorąco a często, by ci Pan dał wielki wstręt i wielką obawę przed grzechem.

Rozważaj przy tym brzydotę grzechu, jego wielką złość i straszne skutki. Rozważaj znikomość rzeczy ziemskich, krótkość życia, trwogę śmierci, męczarnie piekła, bo z tego rozmyślania płynie obrzydzenie grzechu. Rozważaj Mękę Pańską, bo stąd płynie nienawiść grzechu. Rozważaj takze sprawiedliwość Bożą, bo stąd płynie święta bojaźń, która wg słów św. Bonawentury jest niejako odźwierną, strzegącą wrót duszy, by tam szatan nie wtargnął. Rozważaj wreszcie dobroć Bożą, bo stąd się rodzi dziecięca miłość, ta miłość, co raczej wszystko gotowa poniesc, niż zasmucić tak dobrego Ojca.

Aby zaś często myśleć o Bogu, pamiętaj o Jego obecności, zwłaszcza gdy pokusa na ciebie naciera. Ponieważ zaś jesteś słaby i nieskory do walki, dlatego wołaj o pomoc do Boga:
"Boże, ku wspomożeniu mojemu wejrzyj i na ratunek mój pospiesz!" Wołaj szczególnie do Serca Jezusowego, przez Niepokalane Serce Maryi.
Aby jednak stać się godnym tej pomocy i opieki, bądź pokorny i nie ufaj sobie, a stąd unikaj niebezpiecznych, zwłaszcza dobrowolnych okazji, inaczej Bóg wspierać cię nie będzie, a zostawiony własnym siłom, z pewnością upadniesz. Tak bowiem mówi Duch Święty:
"Czyż człowiek może skryć ogień w zanadrzu swoim, tak aby nie gorzały szaty jego? Albo chodzić po rozpalonym węglu, tak aby się nie poparzyły nogi jego?" [Prz 6, 27-28]. To znaczy, kto się oprze sile okazji, która rozżarza w sercu ogień złych pożądań i pali nimi narażającego się na niebezpieczenstwo? Jeżeli ludzie tak święci, jak Ewa, Dawid, Salomon, Samson, Piotr, upadli wskutek złej okazji, któż się jej lękać nie będzie? Lękaj się i ty, a stąd unikaj tych towarzystw, ludzi, miejsc, tych zajęć i zabaw, które cię według zdobytego doświadczenia wiodą do grzechu. Bądź też bardzo ostrożny w czytaniu powieści i oglądaniu przedstawień teatralnych i kinowych. Z drugiej strony czuwaj ustawicznie, jak żołnierz w ziemi nieprzyjacielskiej, odkrywaj zasadzki szatana i pokusy świata, umartwiaj swe ciało, wyobraźnię i język, poskramiaj złe skłonności i zbyteczne przywiązanie do stworzeń, by cię nie uniosły tam, dokąd nie chciałbyś iść.

Najgorsze jest przywiązanie do grzechu, bo z niego łatwo powstaje nałóg, czyli ta nieszczęsna skłonność, ciągnąca duszę prawie nieodpartą siłą do złego. Nałóg to najohydniejsza niewola duszy, to najcięższe dla niej kajdany, to prawie jej pewna zguba. Nałóg zaślepia umysł, tak że promień łaski przedrzeć się do niego nie może i znieczula serce, że ani natchnienie wewnętrzne, ani słowo Boże nie może go łatwo zmiękczyć. Jęczałem - wyznaje o sobie św. Augustyn - skrępowany nie obcym żelazem, ale moją żelazną wolą. Wolę tę podbił nieprzyjaciel i uczynił z niej okowy, którymi mnie ścisnął. Z przewrotnej bowiem woli rodzi się pożądanie, gdy się pożądaniu hołduje, powstaje nałóg, gdy się nałogowi nie opiera, następuje konieczność.

Jeżeli chcesz uniknąć tak haniebnej niewoli, strzeż się pilnie złego nałogu. Jeżeli nieszczęściem w grzech upadłeś, nie brnij dalej, ani nie rozpaczaj, lecz z pokornym żalem błagaj Boga o przebaczenie. Uciekaj się do miłosierdzia Bożego, które nie chce śmierci grzesznika, ale go cierpliwie znosi, skwapliwie szuka i miłosiernie przyjmuje. Jeżeli zaś miłosierdzie Pańskie wyrwie cię z grzechów, strzeż się powrotu do nich. Jak bowiem Jozue rzucił klątwę na tych, co by się odważyli odbudować Jerycho, tak klątwy Bożej powinien lękać się ten, co wybrnąwszy z ciężkich grzechów, znowu do nich wraca. Jak bowiem powracająca febra staje się coraz silniejsza, a wreszcie może stać się zabójcza, tak iż żadna sztuka lekarska nic na nią nie poradzi, tak też dzieje się z duszą popadającą w dawne grzechy. Jej słabość coraz większa, upadki coraz cięższe, wreszcie opuszcza ją lekarz duchowy, Jezus Chrystus, a dla nieszczęsnej nie ma juz ratunku.

Gdzie więc jest ratunek dla duszy, która chce wrócić do Boga? W Jezusie Chrystusie, Zbawicielu świata i Lekarzu dusz, który umarł za grzechy świata, a teraz oczyszcza dusze z grzechów, wraca im życie nadprzyrodzone, leczy ich rany, umacnia słabość, uświęca ich pokutę.

Bp Józef Sebastian Pelczar

Opracowano na podst.: J. S. Pel­czar, Życie duchowe, t. I.
Zawsze wierni nr. 10 październik 2010 r. (strona 32-33)

(link źródłowy)


avatar użytkownika intix

10. List pasterski na Wielki Post

List pasterski na Wielki Post
R. 1906.

O obowiązkach katolików w naszych czasach i o potrzebie organizacji katolickiej
(Do odczytania z ambon w niedzielę Starozapustną 11 lutego 1906)
BP JÓZEF SEBASTIAN PELCZAR
=================
JÓZEF SEBASTIAN
Z Bożego miłosierdzia i łaski św. Stolicy Apostolskiej
BISKUP PRZEMYSKI O. Ł.

Prałat domowy i Asystent Tronu Jego Świątobliwości, Doktor św. Teologii i św. Kanonów itd., itd.

Wielebnemu Duchowieństwu i wszystkim wiernym swej diecezji
pozdrowienie w Panu i błogosławieństwo pasterskie.
 ○ ○ ○


            Najmilsi Synowie i ukochane Córki w Chrystusie!

       Któż jest w znaczeniu duchownym tym gospodarzem, o którym mówi dzisiejsza Ewangelia? Oto Bóg sam w Trójcy Świętej Jedyny. A co to za winnica, którą Gospodarz Niebieski zaszczepił i do której powołuje robotników? To Kościół św. katolicki. Bóg sam przyrzekł jeszcze w raju założyć tę winnicę; powtórzył tę obietnicę przez Patriarchów i Proroków, a spełnił ją przez Syna Swego Jednorodzonego, którego posłał na świat, iżby każdy, który weń wierzy, w Nim ufa, z Nim się łączy przez miłość i według Jego nauki żyje, nie zginął, ale miał żywot wieczny. Jezus Chrystus zrosił tę winnicę Krwią swoją, wyjednał dla niej nieustającą pomoc Ducha Świętego, uposażył ją w swoją prawdę, swoją łaskę, swoją władzę, swe widome kapłaństwo, tak iż śmiało odezwać się może: "Co jest com więcej miał czynić winnicy mojej a nie uczyniłem jej?" (Iz. V, 4).

       Do tej winnicy wezwał Pan najprzód lud izraelski; ale ten lud, zaślepiony żądzami ziemskimi, krom niewielkiej liczby wybranych, wzgardził Chrystusem jako Boskim Mistrzem, odrzucił Go jako Zbawcę świata, zbuntował się przeciw Niemu jako Królowi dusz; toteż Apostołowie Jego i następni misjonarze zwrócili się do pogan, i najprzód Greków i Rzymian, a później inne narody wprowadzili za łaską Chrystusową do winnicy duchownej, do Kościoła katolickiego. O któż wypowie, ile każdy z tych narodów zawdzięcza Kościołowi świętemu! Wszakże w nim znalazł nie tylko prawdę Bożą, drogę zbawienia i żywot nadprzyrodzony, ale także oświatę, wolność, sprawiedliwość, braterstwo ludzi, ład społeczny, cywilizację chrześcijańską i postęp w każdym kierunku.

       Niestety, nie wszystkie narody pracują do dziś dnia w tej winnicy. Niektóre z nich dały się uwieść mistrzom fałszu, to znowu usłuchały zbuntowanych monarchów czy duchownych, a popadłszy w herezję lub odszczepieństwo, wyszły z winnicy i stoją dotąd próżnujące na targowicy świata. Tak się stało w wieku IX i XI z Grekami, za którymi poszły inne ludy wschodnie; tak w wieku XVI ze znaczną częścią Niemców, Anglików, Holendrów i Węgrów, których potomkowie trwają dotąd w herezji, protestancką zwanej. Najmilsi, módlmy się gorąco o nawrócenie wszystkich schizmatyków i heretyków, a wspierajmy groszem prace misyjne wśród pogan.

       Naród nasz jeszcze w wieku X wszedł do winnicy Chrystusowej i dzięki Bogu z niej nie wyszedł. Wprawdzie w wieku XVI część szlachty zasmakowała na chwilę w błędach heretyckich, – w wieku XVIII najwyższe warstwy narodu zaraziły się nieco jadem bezbożności, przeszczepionym z Francji, – w wieku XIX niejedna dusza z klasy oświeconej pod mroźnym powiewem obojętności religijnej wyziębła dla Boga i Kościoła; ale mimo to naród polski nie odpadł od wiary katolickiej, która w chwilach szczęścia była jego siłą i chwałą, a w dobie cierpień jest jego pociechą i dźwignią. Toteż wdzięczność nasza dla Pana Boga winna być wielką, iż nam wśród potopu klęsk zostawił wiarę świętą, jako arkę zbawczą, bo z nią i w niej wypłyniemy na brzeg bezpieczny!

       Ale czy w społeczeństwie polskim wszyscy bez wyjątku trzymają się mocno tej wiary i według niej żyją? Niestety, nie wszyscy. Z boleścią wielką muszę powiedzieć, że i u nas są ludzie, którzy wiarę stracili, albo się w wierze zachwiali, a gorszych upadków trzeba się lękać w przyszłości, bo na Kościół katolicki czyhają u nas liczni i groźni wrogowie. Prawosławie nie jest i nie będzie dlań nigdy życzliwym, mimo że rząd rosyjski ogłosił upragnioną od dawna wolność wyznań. Protestantyzm niemiecki, acz sam w sobie strupieszały, stara się oderwać katolików od wiary prawdziwej i w tym celu śle do Austrii swoich misjonarzy z workiem judaszowskim i z pismami podburzającymi; a tam w Poznańskiem dokucza, ile może, naszym braciom. Ponieważ i z mojej diecezji wielu udaje się za robotą do krajów protestanckich, przeto odzywam się do nich: Patrzcie, abyście za kilkadziesiąt srebrników, które stamtąd przynosicie, wiary swej nie sprzedali; przeto nie wdawajcie się w rozmowy religijne z innowiercami, nie chodźcie do ich zborów albo na ich zebrania, nie czytajcie ich pism ani przyjmujcie od nich książek, choćby to były biblie albo katechizmy, bo w nich są błędy przeciw wierze.

       Groźniejszym jeszcze wrogiem jest zupełne niedowiarstwo. Nigdy nie brakowało ludzi, o których mówi Pismo: "Rzekł głupiec w sercu swoim: nie masz Boga" (Ps. XIII, 1); ale dziś rośnie ciągle ich liczba; przyczyną zaś tego smutnego zjawiska są z jednej strony namiętności, panujące nad wielu ludźmi, zwłaszcza pycha i nieczystość, z drugiej złe uprzedzenia, złe towarzystwa, złe książki. Ten np. staje się niedowiarkiem dlatego, że hardo pozywa Pana Boga i religię przed sąd swego lichutkiego rozumu; drugi dlatego, że zanurzył się w bagnie rozpusty i chce, by nie było Boga i wieczności; inny dlatego, że z książek i towarzystw przewrotnych wyssał truciznę, a nie miał na nią lekarstwa, bo nie znał dobrze tajemnic i przepisów religii.

       Najwięcej spustoszeń w duszach sprawiają złe prądy, zalatujące do nas z zagranicy. W wielu krajach istnieje od stu kilkudziesięciu lat bezbożna sekta, masonerią albo wolnomularstwem zwana, która tak strasznie nienawidzi wszelkiej religii, a szczególnie katolickiej, że według słów jednego z jej przywódców, chciałaby tę religię i Kościół św. zdusić w błocie. Ona to podszczuwa rządy i sejmy, by prześladowały duchowieństwo, zabierały dobra kościelne, rozpędzały zakony i wyrzucały ze szkół nawet wzmiankę o Panu Bogu; ona też za pomocą książek i dzienników, na które przeważnie żydzi łożą pieniądze, szerzy w klasach wykształconych niewiarę i zepsucie. Po myśli tej sekty jeden z naszych rodaków napisał i żydowskim nakładem wydrukował ohydną książkę przeciw Boskiemu Macierzyństwu Najświętszej Panny Maryi, które to piśmidło mimo zakazu sądowego bywa skrycie sprzedawane. Nie mam słów dosyć na potępienie tych bezeceństw i proszę Pana Boga, by nie karał narodu za bluźnierstwa niektórych jego synów; wy zaś, Najmilsi, tym gorętszą pobożnością wynagradzajcie zniewagi, wyrządzane Chrystusowi Panu i Przeczystej Bogarodzicy.

       Rozsiewnikiem niedowiarstwa jest również partia socjalno-demokratyczna, rozgałęziona po świecie, a mająca i u nas po wielkich miastach swe ogniska, które głównie żydzi podtrzymują. Chce ona polepszyć dolę robotników, co jest rzeczą chwalebną i nad czym Kościół katolicki od kolebki swej pracuje; ale zamiast oprzeć się na nauce Kościoła, ruguje religię z życia społecznego i stara się obalić porządek chrześcijański, by natomiast zbudować nowe społeczeństwo bez religii, bez Kościoła, bez prawa Boskiego, bez małżeństwa sakramentalnego, bez prywatnej własności, bez różnicy stanów i bez władzy według woli Bożej rządzącej. Szalone iście przedsięwzięcie, które by wywołało w świecie krwawe rewolucje i straszną walkę jednych przeciw drugim, stąd ciągłą anarchię i tyranię, a natomiast upadek prawdy i cnoty i wolności i pokoju i cywilizacji i miłości ojczyzny.

       Nic też dziwnego, że Ojciec Święty Leon XIII potępił antyreligijny socjalizm, wskazując natomiast w powrocie do życia chrześcijańskiego a mianowicie do zasad sprawiedliwości i miłości, jedyne lekarstwo na dzisiejsze choroby i rany społeczne.

       Partia socjalna, w spółce z masonami i radykałami, przeprowadziła we Francji rozdział Kościoła i państwa, to jest, wyrzucenie religii z prawodawstwa, z polityki, ze szkoły i ze stosunków społecznych, a przy tym skrępowanie wolności religijnej, ogłodzenie duchowieństwa i zgnębienie ducha katolickiego. Do tegoż celu dąży ta partia i u nas, byleby tylko doszła do władzy; tymczasem jednak dla oszukania łatwowiernych ogłasza, że szanuje religię jako "rzecz prywatną" i że chce wolności dla wszystkich. Obłudne słowa, którym kłam zadają czyny; bo wszakże przywódcy socjalizmu na zebraniach i w pismach znieważają nieraz rzeczy nam święte i drogie, to znowu miotają obelgi i potwarze na kapłanów, na biskupów i na samego Ojca Świętego.

       Czego się od nich spodziewać mamy, pokazali to sami, wołając niedawno temu na ulicach Warszawy: Precz z Bogiem, precz z Kościołem, precz z Polską! – jak zaś zgubnym jest ich działanie, mogą zaświadczyć ci wszyscy, którzy wskutek ich wichrzeń odwrócili się od Boga i Kościoła, albo w rozruchach ulicznych postradali życie, czy też innym życie odebrali.

       O Najmilsi w Chrystusie, módlcie się za zbłąkanymi, bo to przecież bracia nasi, ale nie dajcie się złowić na ponętne ich hasła.

       Baczność także przed tymi, co się mienią dobrymi katolikami, a jednak osłabiają w drugich uległość dla władzy duchownej, cześć i miłość do pasterzy, występując z różnymi i to niesprawiedliwymi zarzutami. Mówią np. lub piszą, że duchowieństwo nasze dba zanadto o swój mieszek, swe wygody, swe znaczenie, a nie jest skorym do ofiar dla dobra publicznego, ani pilnuje należycie swoich owieczek, a nawet czasem je wyzyskuje. Ale komuż jest tajnym, ilu to biskupów i kapłanów przywiązanie do Kościoła i ojczyzny przypłaciło srogim więzieniem, smutnym tułactwem po obczyźnie, ciężkimi katuszami w lodach i kopalniach sybirskich; albo któż nie widzi, że tylu dobrych pasterzy poświęca dla swoich owieczek wszystek trud życia i całą miłość serca, – to znowu, że z oszczędzonego grosza ozdabia świątynie Pańskie, wspiera biedne rodziny, zakłada czytelnie, buduje ochronki i przytuliska.

       Mówią również ludzie, krótkowidzący czy złośliwi, że księża schlebiają wyższym i możnym, a odwracają się od ludu i robotników, albo znowu, że zanadto i za stronniczo wdają się w politykę. Ale i to fałsz wierutny. Księża są dla wszystkich, bo wszystkich mają wieść do zbawienia; nie mogą zatem głosić wojny przeciw temu lub owemu stanowi, tym więcej, że rozsiewania nienawiści i rozterki zabrania prawo Boże, ład społeczny i miłość ojczyzny. Z drugiej strony są oni za wymierzeniem sprawiedliwości dla wszystkich, ze szczególną atoli miłością nachylają się do najniższych, najnieszczęśliwszych, najbardziej opuszczonych, by im nieść światło Boże i ludzkie, chleb dla duszy i dla ciała; wszakże do każdego z nich mówi Bóg: "Tobie zostawiony jest ubogi; sierocie ty będziesz pomocnikiem" (Ps. IX, 14). Nikt też goręcej od duchowieństwa nie pragnie, by lud nasz podnosił się w każdym kierunku, by wszędzie szły promienie prawdziwej oświaty, a za nimi ogólny dobrobyt, pokój społeczny i praca obywatelska. Co do polityki, wypowiem krótko, czego Biskupi i kapłani sobie życzą: oto najprzód, aby zasady chrześcijańskie, zwłaszcza sprawiedliwość i miłość, panowały także w życiu publicznym; po wtóre, aby w ciałach prawodawczych i autonomicznych wszystkie stany, a więc także robotniczy, miały swoich przedstawicieli; wreszcie, aby władzę dzierżyli i w sejmach o potrzebach kraju czy państwa radzili ci tylko, którzy odznaczają się duchem religijnym, cnym charakterem, mądrością na doświadczeniu opartą i miłością powszechnego dobra.

       Najmilsi w Chrystusie włościanie, robotnicy i rzemieślnicy, bądźcie przekonani, że nie macie lepszych i wierniejszych przyjaciół nad Waszych pasterzy. Oni też nigdy Was nie zdradzą, nigdy nie opuszczą, nigdy nie zawiodą na bezdroża; jeżeli zaś wzbraniają Wam czytania niektórych pism, albo potępiają niektóre hasła, to nie na to, by Was utrzymywać w ciemnocie, albo Wasze prawa polityczne naruszać, ale w tym tylko celu, by Was ostrzegać, że te pisma zawierają truciznę, a te hasła są zgubne dla Kościoła, narodu i społeczeństwa. Słusznie też wzywają Was ci pasterze, abyście nawet wtenczas, gdy się upominacie o swoje prawa i dążycie do polepszenia swojej doli, godziwych tylko używali środków.

       A jakież są dzisiaj obowiązki dobrych katolików?

       Najprzód, według rozkazu Zbawiciela, doświadczać duchów, a nie wierzyć byle komu; namnożyło się bowiem fałszywych mistrzów i kłamliwych proroków, jako zapowiedział Apostoł: "Będzie czas, gdy zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich pożądliwości nagromadzą sobie nauczycielów, mając świerzbiące uszy, a od prawdyć słuchanie odwrócą a ku baśniom się zwrócą" (II Tym. IV, 3-4). Takich nauczycieli zakazuje Apostoł wpuszczać do domu, albo wchodzić z nimi w jakiekolwiek związki; sprawdza się bowiem zawsze słowo Pisma: "Z świętym świętym będziesz, a z przewrotnym przewrotnym się staniesz" (Ps. XVII, 26-27).

       Ponieważ wiara jest skarbem nieocenionym, wobec którego wszystko złoto ziemi jest jakby lichym błotem, przeto należy pilnować troskliwie tego skarbu, zwłaszcza, że utracić go łatwo, a odzyskać trudno. Strzeż się zatem każdy pychy, bo ona zaślepia oko wewnętrzne, iż nie widzi potem Boga i Jego prawdy. Strzeż się rozpusty, bo ona na kształt ognia płonącego niszczy nieraz w duszy wszystko dobre. Strzeż się podłości i rozpaczy, bo jedna i druga wiedzie często do samobójstwa. Strzeż się przewrotnych pism i złych towarzystw, bo nie jesteś dosyć biegłym w teologii, ani utwierdzonym w cnocie, by odeprzeć zwycięsko wszelki błąd i wszelką pokusę. Natomiast módl się o utrzymanie i pomnożenie wiary, słuchaj chętnie kazań, bywaj na rekolekcjach i czytuj książki dobre, by się oświecić w wierze i zagrzać w pobożności.

       Lecz na tym nie dosyć. Trzeba wiarę objawiać uczynkami, płynącymi z miłości, bo tak do nas mówi Apostoł: "Cóż za pożytek, bracia moi, gdyby kto mówił, iż ma wiarę, a uczynków by nie miał? Izali go może wiara zbawić?... i czarcić wierzą i drżą" (Jak. II, 14. 19). Wiara bez uczynków martwą jest; otóż taką wiarę ma dziś wielu katolików. Jedni np. wystawiają przed sobą sztandar katolicki, ale nie dotrzymują wierności dla tego sztandaru, ani spełniają przepisów wiary, bo nie modlą się, nie święcą dni świętych, nie przystępują do Sakramentów, nie przyjmują wszystkich nauk i wyroków Kościoła, a życie ich domowe jest nieraz gorszące. Inni modlą się wprawdzie, chodzą na Mszę św., zachowują posty i odprawiają spowiedź wielkanocną, ale cóż, kiedy w życiu folgują złym żądzom i nie chcą się z tego poprawić.

       Najmilsi, nie naśladujcie tych fałszywych czy niewiernych katolików, ale służcie Chrystusowi Panu w duchu i prawdzie, to jest, wierzcie, jak Kościół uczy, i działajcie, jak Kościół każe. Niech znikną z pośród Was wszystkie występki, a mianowicie, niech zniknie całkowicie ohydne pijaństwo i brzydka rozpusta i zgubna nienawiść między pojedynczymi ludźmi czy stanami; natomiast niech cnoty iście chrześcijańskie założą swą stolicę w każdej duszy, w każdej rodzinie, w każdej parafii i w społeczeństwie całym. Słowem, żyjcie wszyscy z wiary, aby wiara wasza była widoczną zarówno w obowiązkach religijnych, jak rodzinnych i społecznych, zarówno w czynach, jak w słowach i myślach.

       Jeżeli zaś jesteś ojcem lub matką rodziny, patrz, aby po katolicku wychowywać swe dzieci, bo na co się przyda nauka czy ogłada lub majątek, jeżeli im na drodze życia zabraknie światła wiary i moralnego statku. Bez tego światła i statku zejdą z pewnością na manowce i staną się nieszczęśliwymi albo nawet występnymi, ku hańbie swojej i rodzin swoich. Niechże tedy rodzice starają się przede wszystkim uświęcić swoje dzieci.

       Ten sam obowiązek mają nauczyciele względem uczniów, gospodarze i gospodynie względem sług, przełożeni względem podwładnych, bo i ci wszyscy złożą przed Bogiem liczbę za powierzone im dusze (Hebr. XIII, 17).

       Lecz i na tym nie dosyć; trzeba nadto wyznawać mężnie swą wiarę, bo tak mówi Zbawiciel: "Wszelki, który mię wyzna przed ludźmi, i Syn człowieczy wyzna go przed Anioły Bożymi", i znowu: "Który się mnie zaprze przed ludźmi, będzie zaprzan przed Anioły Bożymi" (Łk. XII, 8-9). Niestety, są katolicy tak małoduszni, że nie śmieją nieraz wyjawić i obronić swej wiary, by nie ściągnąć na siebie szyderstw niedowiarków, albo napaści jakiejś gazety. Tak np. słuchają czasem mów bezbożnych, a jednak milczą, albo nawet zdają się przytakiwać. To znowu wstydzą się publicznie przeżegnać, czy odkryć głowę, przechodząc obok kościoła, albo uklęknąć przed Najświętszym Sakramentem. Kiedy indziej dla względu ludzkiego zasiadają do uczt mięsnych w dni postne, albo dla przypodobania się komuś sprzeniewierzają się obowiązkom religijnym i wbrew przekonaniu popierają złe dążności. O jakże podłą jest taka dwulicowość czy bojaźliwość, która obraża Boga, by nie narazić się człowiekowi, albo nawet na głos służebnicy, to jest, lichej opinii świata, zapiera się zasad katolickich. Lecz Wy, Najmilsi, zdepczcie zawsze podobną pokusę, bo zaiste nie potrzebujecie się wstydzić tej religii jedynie prawdziwej i jedynie zbawiającej, która tak wzniosłe głosi tajemnice, tak słodkie daje pociechy i tak wielkie zapewnia nagrody, – tej religii, która odrodziła ludzkość i stworzyła świat Boży na ziemi, – tej religii, którą wyznawało i wyznaje tylu mędrców, tylu geniuszów, tylu Świętych. Niech się raczej wstydzi ten, który nie wierzy, bo niedowiarstwo jest zawsze dowodem zaćmienia umysłu i skażenia serca.

       Precz również z nikczemną tchórzliwością, co się boi więcej ludzi niż Boga; bo wszakże sam Zbawiciel upomina: "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a duszy zabić nie mogą; ale raczej bójcie się tego, który i duszę i ciało może zatracić do piekła" (Mt. X, 28). Jeżeli miliony Męczenników z miłości ku Bogu i Kościołowi poniosło śmierć okrutną, i to nieraz po długich katuszach, czyż my będziemy się lękać jakiegoś słowa szyderczego lub obelżywego, które hańbi tylko tego, co je wypowiedział lub napisał?

       A choćby nas spotkało ciężkie prześladowanie od ludzi, raczej za przykładem Apostołów usieczonych rózgami, cieszyć by nam się przystało, żeśmy się stali godnymi cierpieć dla Imienia Jezusowego. W przeszłym wieku w bramie chińskiego miasta Pekinu stał przez trzydzieści przeszło lat świeżo nawrócony chrześcijanin, Piotr Tsay, zamknięty w ciasnej klatce, okuty w kajdany, przytłoczony kangą, to jest, ciężką kłodą, w którą jakby w kleszcze zaciśnięto mu szyję. Motłoch pogański przechodząc, plwał mu w twarz i kłuł go nożami, wołając: "Porzuć twą wiarę, a będziesz wolny"; lecz on odpowiadał: "Dla Chrystusa mojego chcę tu zostać do śmierci"; i umarł jako męczennik. Oto wzór dla Was, katolicy, byście byli gotowi przez całe życie cierpieć dla Chrystusa i Kościoła Jego, a nawet dlań umrzeć.

       Zapewne takiej ofiary Pan od Was żądać nie będzie, ale za to wymaga od każdego obrony swego Imienia i swego Kościoła. Każdy chrześcijanin staje się już na Chrzcie św. żołnierzem Chrystusowym i otrzymuje broń rycerską, to jest, przyłbicę wiary, pancerz ufności i miecz modlitwy, a prócz tego żywność duchowną czyli łaskę Sakramentów, by tak zaopatrzony walczył z nieprzyjaciółmi Boga i własnej duszy, bo bojowaniem jest życie człowiecze. A jak walczyć? Czy luzem, to jest, każdy z osobna? Nie, bo w ten sposób łatwo można doznać porażki; ale łączyć się trzeba z innymi żołnierzami w hufce uszykowane i karnie swych wodzów, Biskupów i kapłanów, słuchające, – łączyć się nie tylko w katolickie stowarzyszenia, tak dobroczynne jak zawodowe, zwłaszcza rzemieślnicze i robotnicze, ale także w osobny Związek katolicko-społeczny, który dla całej mojej diecezji w Imię Boże zakładam i do którego wszystkie moje owieczki gorąco wzywam.

       Jakiż jest cel tego Związku? Oto przede wszystkim bronić zasad katolickich i krzewić te zasady w życiu prywatnym, rodzinnym i publicznym, jako też w wychowaniu młodzieży. Nie brak dziś ludzi, którzy nie tylko w nic nie wierzą, ale chcą wiarę wydrzeć innym, zwłaszcza robotnikom i młodzieży; w tym też celu łączą się z sobą w związki, religii i społeczeństwu wrogie, rozwijają niezmierną agitację, urządzają częste wiece, rozrzucają tysiącami gazety, broszury i książki, jadem bezbożności i walki klasowej przesiąknięte, chcąc ten jad przeszczepić w dusze, nieugruntowane w prawdzie i cnocie; co się im niestety dosyć udaje. Jeżeli oni takie ponoszą ofiary dla rozszerzenia na ziemi królestwa szatana, czyliż Wy, ludzie wierzący, dla królestwa Bożego nic nie uczynicie? Czy przeciwnie pozwolicie na to, aby w pismach i mowach, nawet w Waszej obecności, znieważano religię i jej sługi, rozniecano pożar nienawiści i wojny domowej, sprowadzano rozkład społeczeństwa i zgubę narodu? Czy stojąc z założonymi rękami, patrzeć będziecie obojętnie, jak młodym pokoleniom, może także Waszym dzieciom, ludzie przewrotni wydzierają prawdę, cnotę, pokój duszy i żywot wieczny? Lecz w takim razie nie bylibyście godni zwać się katolikami i spełniłaby się na Was groźba Pańska: "Iżeś letni, pocznę cię wyrzucać z ust moich" (Apok. III, 16).

       Powiecie może, że obrona religii należy do duchowieństwa; ależ religia jest skarbem wszystkich, toż każdy ma obowiązek bronić, umacniać i krzewić jej zasady. Jako więc w pospolitym ruszeniu każdy chwyta za broń odpowiednią i biegnie na obronę ojczyzny, tak i Wy, katolicy, spieszcie pod chorągiew Krzyża, by pod wodzą Waszych pasterzy odpierać nieprzyjaciół, chcących społeczeństwo nasze pozbawić religii i wtrącić w przepaść zguby; to znowu stawajcie na progach domów Waszych, aby tam nie wpuszczać błędu i występku.

       W ten sposób spełnicie nie tylko obowiązek religijny, ale i patriotyczny. U nas sprawy katolickie łączą się jak najściślej z narodowymi, tak że z jednej strony religia katolicka jest najsilniejszą ostoją życia narodowego i biada by było narodowi, gdyby tę ostoję utracił, z drugiej upadek lub błędne pojmowanie patriotyzmu, czyli miłości ojczyzny, osłabia przywiązanie do wiary ojców i do Kościoła św. Potrzeba tedy w godziwy sposób ożywiać ducha narodowego, utrzymywać ścisłą harmonię między nim a duchem katolickim i w razie potrzeby bronić praw i interesów narodowych; a to zadanie ma spełniać także według sił Związek katolicko-społeczny.

       Ale jest inny jeszcze cel tego Związku.

       W społeczeństwie polskim, obok wielu stron dodatnich i pocieszających, różne widzimy choroby i rany; któż bowiem nad tym nie ubolewa, że w kraju naszym jeszcze tak wielu jest nie umiejących czytać i pisać, – że z braku przemysłu i zarobku tysiące młodych ludzi musi za robotą wychodzić za granicę, – że nasze mieszczaństwo w coraz cięższą popada biedę, a polskie wioski i domy coraz częściej przechodzą w ręce obce, i to nieraz nam wrogie, – że u nas tylu jest żebraków bez chleba i dachu nad głową, tyle dzieci zaniedbanych, tylu chorych opuszczonych, tylu ludzi głodem trapionych, – że stare wady narodu, zwłaszcza niekarność, niestałość, lenistwo i niezgoda, nie ze wszystkim wygasły, a dziś od socjalizmu nowe grożą mu niebezpieczeństwa. Trzeba tedy radzić nad polepszeniem naszych stosunków społecznych i ekonomicznych; mianowicie umacniać pobożność i dobry obyczaj, wyrabiać pracowitość i poczucie obowiązku, szerzyć wstrzemięźliwość i oszczędność, naprawiać niektóre ustawy, rozpalać coraz jaśniejsze ogniska oświaty, otwierać coraz głębsze źródła dobrobytu, słowem, usuwać nędzę ducha i ciała, a zachęcać wszystkich do postępu w dobrem.

       Otóż Związek katolicko-społeczny ma rozwijać żywszą działalność na polu życia katolickiego i pracy społecznej, posługując się środkami, wskazanymi w statutach Związku, jakimi są: budowanie kaplic w wioskach od kościoła parafialnego odległych, nauczanie katechizmu poza kościołem i poza szkołą, popieranie rekolekcyj i misyj ludowych, praca nad wykorzenieniem pijaństwa, zbytku, karciarstwa i lichwy, zapobieganie procesom i pojedynkom, staranie się o należyte święcenie dni świętych, krzewienie sprawiedliwości, miłości i zgody w społeczeństwie, rozszerzanie dobrych czasopism i książek, zakładanie lub zasilanie czytelń, ochronek, burs, przytulisk, szpitali, domów ubogich, tanich kuchni i mieszkań dla rodzin biedniejszych, instytutów wychowawczych czy poprawczych dla ubogiej i zaniedbanej dziatwy, opieka nad sierotami i chorymi opuszczonymi, obrona przed wyzyskiem wychodźców, szukających roboty za granicą, tworzenie lub popieranie odpowiednich bractw i stowarzyszeń katolickich, takichże związków i spółek robotników, rzemieślników i rolników, biur pośrednictwa pracy i porady prawnej, kas Raiffeisena, kółek rolniczych i gospód chrześcijańskich, popieranie przemysłu domowego i krajowego, urządzanie wieców parafialnych, diecezjalnych i krajowych, z odpowiednimi wykładami i pogadankami.

       Rozumie się, że należy podtrzymywać to, co już jest dobrego, a nowe dzieła tworzyć tylko w miarę potrzeb i zasobów każdej parafii.

       Aby dla tego Związku wyjednać odpusty, udamy się z prośbą do Stolicy Świętej; aby zaś ściągnąć na tę pracę błogosławieństwo Niebios, dajemy Związkowi Najświętszą Pannę Maryję Królowę Korony Polskiej za Patronkę, mając tę ufność, że Najmiłościwsza i Najmożniejsza, jako przed 250 laty obroniła Jasną Górę, a później w czasie pogromu niosła narodowi Bożą pociechę, tak i dziś nie przestanie opiekować się nami i wypraszać nam, obok łask obfitych, pomyślniejszą dolę.

       Wielkim jest tedy zadanie Związku katolicko-społecznego; i któż może się stać członkiem tegoż? Każdy katolik bez różnicy płci i stanu; mogą też rodzice wpisywać dorastające swe dzieci. A jakież są obowiązki członków? Oto najprzód wieść życie prawdziwie katolickie, a jeżeli ktoś jest ojcem lub matką rodziny, wychowywać dzieci po katolicku; po wtóre, przyczyniać się wedle sił do rozwoju tego Związku i składać na dobre dzieła i zakłady parafii corocznie jakiś datek, nie mniejszy, jak 2 halerze na miesiąc. Jestże to rzeczą trudną? Któż tedy z Was, Najmilsi, dla sprawy Bożej odmówi tak małej ofiary? Chyba ten, kto Boga i Kościoła wcale nie kocha.

       O bliższych szczegółach tej organizacji opowiedzą Wam Wasi pasterze; tymczasem przez post święty, jako też godną spowiedź i Komunię św. przygotujcie się do spełnienia tego ważnego obowiązku; a nie dajcie się bałamucić ludziom nieprzychylnym religii, którzy wmawiać w Was będą, że to nowa zasadzka, wymyślona przez księży na skrępowanie Waszej wolności. Nie, – to nie zasadzka, ani zamach na Waszą wolność, ale nowy środek przysporzenia Wam i całemu społeczeństwu prawdziwego dobra. Bądźcie bowiem pewni, że Was wszystkich bez wyjątku ojcowską iście obejmujemy miłością i niczego innego nie pragniemy, jedno, by Was uświęcić i szczęśliwymi po Bożemu uczynić, a narodowi lepszą przyszłość zapewnić.

       Najmilsi! Dziś coraz wyraźniej dzieli się świat na dwa obozy i dwie chorągwie, to jest, chorągiew Chrystusa i chorągiew szatana. Pod którąże chorągwią Wy stanąć chcecie? Zapewne, pod chorągwią Chrystusa; a więc nie tylko stójcie wszyscy mężnie i wytrwale, ale w Imię Boże, bierzcie się do pracy społecznej i łączcie się z sobą, duchowni ze świeckimi, bogaci z uboższymi, uczeni z prostaczkami, byście utworzyli jedną świętą, kochającą się rodzinę Bożą i jeden zwarty, dobrze uzbrojony i mężnie walczący hufiec Kościoła. Ty zwłaszcza, młodzieży droga, wstępuj zawczasu do tego hufca, a odtrącając ze wstrętem wszelką pokusę, godzącą na twoją wiarę i niewinność, gotuj się przez modlitwę i pracę nad sobą do staczania "bojów Pańskich".

       Wszystkich Was, moi Diecezjanie, wraz z Waszymi pasterzami, polecam Najsłodszemu Sercu Jezusowemu przez Niepokalane Serce Maryi, i wszystkim błogosławię w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

       Dan w Przemyślu 29 stycznia r. 1906.
(...)
       † Józef Sebastian.

Biskup Józef Sebastian Pelczar, List pasterski na Wielki Post R. 1906. O obowiązkach katolików w naszych czasach i o potrzebie organizacji katolickiej. Przemyśl 1906, str. 14. (1)
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).
(...)
Czytaj też II Część Listu - STATUT "Związku katolicko-społecznego": http://www.ultramontes.pl/pelczar_na_wielki_post_1906.htm

avatar użytkownika intix

11. Bóg Zmartwychwstał dla nas



Bóg Zmartwychwstał dla nas

Zaiste nieskończenie głęboką jest tajemnica Wcielenia, ale głębszą jest jeszcze tajemnica Odkupienia; bo któryż rozum ludzki czy anielski doskonale to pojmie, że aby wykupić niewolnika, sam Syn Boży staje się skazańcem; aby od śmierci wiecznej zachować człowieka, Bóg sam w ludzkim ciele umiera.

Wyjaśnię to przypowieścią. W pewnym królestwie podły jakiś złoczyńca zostaje skazany na śmierć za wielkie zbrodnie. Już go wiodą na rusztowanie; wtem przed tronem króla staje syn jego jedynak, chluba ojca i nadzieja kraju, i tak mówi: „Ojcze, zamiast tego zbrodniarza strać mnie na szubienicy, jego zaś puść wolno, a nawet przyjmij za syna i wynieś do godności królewskiej”. Ojciec zezwala na tę ofiarę, skazuje syna na śmierć, zbrodniarza zaś obdarza życiem i koroną. Co byście, najmilsi, powiedzieli o takiej miłości? Zapewne nazwalibyście ją szaloną, a nawet do uwierzenia niepodobną. Otóż taką miłością Bóg nas ukochał, bo Syn Boży za wolą Ojca przyjął na siebie winy i kary nasze i ofiarował się pokutować za nas, cierpieć za nas, umrzeć za nas, aby nam wyjednać przebaczenie Ojca, synostwo Boże i trony w niebie.

Któż się teraz dziwić będzie, że św. Magdalena de Pazzis na widok krzyża wołała: „Twoja miłość, o Panie, jest szaloną, iż z takim zapomnieniem siebie ukochałeś nas nikczemnych”. Nie dziw też, że ludzie samolubni, którzy Pana Boga według siebie mierzą, nie chcą uwierzyć w tę miłość. A jednak prawdą jest, co powiedział Apostoł: Tego, który nie znał grzechu, uczynił (Bóg) grzechem (to jest okupem grzechu) za nas, abyśmy się stali sprawiedliwością Bożą w Nim (2 Kor 5, 21), i znowu: Umiłował mię i wydał samego siebie za mię (Ga 2, 20).

Tajemnica Odkupienia odsłania nam lepiej niż upadek aniołów i pierwszych rodziców, lepiej nawet niż zgroza piekła, całą złość i szkaradę grzechu, bo jakże straszną obrazą majestatu Bożego musi być grzech, skoro dla przebłagania sprawiedliwości Bożej, aż Krew Boga-Człowieka popłynęła na krzyżu. Przy świetle tej tajemnicy wnikamy też głębiej w bezdenną przepaść miłości Bożej, bo Chrystus Pan, przyjąwszy grzechy nasze jako Swoje, nie tylko żałował za nie tak bardzo, że w Ogrojcu krwawy pot wylewał, a z krzyża wołał: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił (Mk 15, 34), ale wyjednał nam łaskę skruchy i odpuszczenia grzechów w sakramencie pokuty; nie tylko raz umarł za grzechy nasze, ale umiera mistycznie w każdej Mszy Św., by nam przyswajać owoce Ofiary krzyżowej; nie tylko krzyżem otworzył dla nas niebo, ale zostawił środki do osiągnięcia nieba, więc Kościół swój, Sakramenty Św., opiekę Najśw. Matki i inne pomoce, tak że więcej łask daje nam Pan teraz, aniżeli dał Adamowi przed grzechem, i usprawiedliwione są słowa św. Augustyna: „O szczęśliwa wino, która takiego znalazłaś Odkupiciela”.

Słuchajcie jednak, najmilsi. Tajemnica Odkupienia nie byłaby miała wiary u ludzi, gdyby zmartwychwstanie Chrystusowe nie było wycisnęło na niej Boskiej swej pieczęci. Usuńcie to zmartwychwstanie, a któż uwierzy w Odkupienie? Raczej uważano by Chrystusa Pana za marzyciela albo nawet za oszusta, jak to i dziś bezbożne niedowiarstwo śmie bluźnić. Jeżeli Chrystus nie powstał – mówi sam Apostoł – próżna (to jest, bezpodstawna i daremna) jest wiara wasza, bo jeszcze jesteście w grzechach waszych (1 Kor 15,17), przeto że w takim razie nie masz Odkupienia, nie masz Kościoła, Sakramentów świętych. Ale Chrystus Pan zmartwychwstał, a więc On jest Bogiem prawdziwym, On naszym Odkupicielem.

Ludzkość uwierzyła w zmartwychwstanie Chrystusowe i ta zaś wiara kazała jej upaść u stóp krzyża i zawołać: Ave crux, spes unica (Witaj krzyżu, nadziejo nasza jedyna). W świetle tej wiary poznali ludzie, jak wielką jest szkarada i złość grzechu, a gdy pierwej kochali grzech i robili sobie zeń bożyszcze, teraz brzydzą się grzechem i to tak wielce, że jeden z gorętszych miłośników Jezusowych - św. Anzelm – nie waha się wyrzec: „Gdybym widział z jednej strony wszystkie męczarnie piekła, a z drugiej grzech i musiał między jednym a drugim wybierać, bez wahania rzuciłbym się w piekło, aby grzechu nie popełnić". I wierni słudzy Chrystusowi nie tylko brzydzą się grzechem, ale unikają grzechu, i to troskliwiej niż śmierci, a nieraz narażają się na śmierć srogą, by tylko grzechu nie popełnić. I nie tylko uciekają przed grzechem, choćby powszednim, ale z miłości ku swemu Panu starają się o wszelakie cnoty, tak że wśród świata pogańskiego utworzył się świat nowy, pełen świętych myśli, uczuć, słów, czynów, cierpień i ofiar nieraz heroicznych, świat ozdobiony świętymi, jak niebo gwiazdami, a każdy święty to istny cud łaski Bożej i żywy pomnik boskości Kościoła i jego Twórcy. W ten sposób zwycięża Chrystus grzech w sługach swoich, co Apostoł wyraził tymi słowy: Wydany jest dla występków naszych, a wstał z martwych dla usprawiedliwienia naszego (Rz 4, 25).

Za zmartwychwstaniem Chrystusowym poszło zatem zmartwychwstanie człowieka; a to zmartwychwstanie odbywa się ciągle i w każdym chrześcijaninie, bo do każdego mówi Apostoł: Wstań, który śpisz, i powstań z martwych, a oświeci cię Chrystus (Ef 5, 14) i znowu: Jako Chrystus wstał z martwych przez chwałę Ojcowską, tak i my, byśmy w nowości życia chodzili (Rz 6, 4). Nuże tedy wszyscy do Chrystusa i za Chrystusem!

Ale Chrystus Pan zmartwychwstał własną mocą, jako Bóg prawdziwy; my zaś jedynie mocą Bożą powstać możemy, jako ludzie nędzni i grzeszni, toż módlmy się, by Bóg zlitował się nad nami. Na rozkaz Chrystusa Anioł odwalił kamień grobowy; nam niech anioł ziemski – kapłan – odwali kamień grzechów w Sakramencie Pokuty, przynieśmy tylko żal prawdziwy. Chrystus już nie wrócił do grobu swego; my nie wracajmy do grzechów. Chrystus zostawił w grobie prześcieradła całunowe; my porzućmy na zawsze całuny grzechów, to jest złe przywiązania i namiętności, które nas pierwej krępowały. Chrystus powstał z martwych w Ciele jaśniejącym i uwielbionym, na którym zostały znaki Ran Świętych; niechże i dusze nasze jaśnieją wiarą, nadzieją i miłością, ciała nasze ozdobione będą czystością i umartwieniem, a całe życie nasze niech nosi na sobie znamiona życia i śmierci Zbawiciela.

Józef Sebastian Pelczar, Zwycięstwo Chrystusa Pana nad grzechem, w: Mowy i kazania 1877-1899, Kraków 1998, s. 219-221.
www.pch24.pl .

Wiadomo wam, najmilsi w Chrystusie, że część aniołów stworzonych w łasce podniosła rokosz przeciw Bogu, mając na czele najpiękniejszego i najdoskonalszego ze wszystkich, który w szalonej dumie nie chciał – jak mówią Ojcowie – ukorzyć się przed Słowem, mającym przyjąć ciało ludzkie, a natomiast zapragnął nad gwiazdy Boże tron swój wywyższyć i stać się podobnym Najwyższemu.

Przeciw buntownikom stanął do walki Archanioł Michał, mając za hasło Któż jak Bóg i gromadząc wiernych aniołów pod chorągwią pokory. I stała się – jak mówi Jan św. – wielka bitwa na niebie, w której zwyciężony został smok, tj. Lucyfer ze zwolennikami swymi i wtrącony na wieki do piekła. Anioł upadły, czyli szatan, postanowił – według słów św. Bazylego – zemścić się na Bogu w Jego obrazach i dzieciach na ziemi, to jest na ludziach; postanowił zgubić ludzi, którzy mieli zająć opróżnione stolice w niebie. On też wmawiał w pierwszych rodziców, że będą jako bogowie, jeżeli sprzeniewierzą się Bogu i uwiódł ich, niestety, do grzechu. On to w potomkach Adama podniecał złe żądze, rozkiełznania i pchał ich w przepaść wszelakich występków, a z niej w przepaść bałwochwalstwa i aż do tego przyszło, że ludzie ubóstwiali nie tylko siły przyrody, ale także własne namiętności, że światły Rzym czcił w swoich murach 30 000 bożyszczy, że mądre Ateny wystawiły ołtarz bogu nieznajomemu, by żadnego nie pominąć. Jako słudzy grzechu stali się ludzie tym samym niewolnikami szatana, który z dopuszczenia Bożego objął nad nimi niejako urząd dozorcy więzienia, tj. okuł ich w swe kajdany i trzymał w ohydnej niewoli i nie tylko pastwił się srodze nad swymi ofiarami, ale kazał sobie cześć oddawać, jako księciu tego świata.

Ale przyszedł wreszcie Odkupiciel, obiecany jeszcze w raju, by stopą pokory zdeptać pychę szatana, dać okup sprawiedliwości Bożej, otworzyć wrota niebios, połamać bramy piekła, wyswobodzić z kajdan więźniów i przynieść ciemnym światło, zbłąkanym drogę, umarłym żywot. Tego wszystkiego dokonał Chrystus Pan przez śmierć swoją i chwalebne zmartwychwstanie […].

Wesel się, Królowo Anielska, z chwały Syna Swego, alleluja, i módl się za nami, byśmy się z Tobą weselili. Alleluja. Zdrowaś Maryjo.


Bł. Józef Sebastian Pelczar, Kazanie na Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego, w: Mowy i kazania 1877-1899, Kraków 1998, s. 209.
www.pch24.pl

avatar użytkownika guantanamera

12. 13 rocznica...

Święty biskup Pelczar, przeświadczony o potrzebie odnowy w Kościele, która winna rozpocząć się od stanu duchownego, zwrócił uwagę na podniesienie poziomu intelektualnego i formację religijną księży, począwszy od studiów seminaryjnych. W 1902 r. powołał do życia Niższe Seminarium Duchowne, tzw. Collegium Marianum, przyczyniając się do wzrostu liczby powołań kapłańskich.

Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/wiara-kosciol-w-polsce/158385,swiety-biskup-z...

avatar użytkownika intix

13. Wzorem Trzech Króli



Wzorem Trzech Króli

Trzej Królowie święci rządzili małymi pokoleniami w ziemi arabskiej czy perskiej, gdzie od dawna obiegała przepowiednia Balaama: Ujrzę Go, ale nie teraz; zobaczą Go, ale nie z bliska. Wznijdzie gwiazda z Jakuba i powstanie laska z Izraela, i pobije książęta z Moabu, i spustoszy wszystkich synów Seta (Lb 24, 17). Był to głos Boży, jakoż Mędrcy poznawszy go postanowili iść za nim bez zwłoki.

Wnet jednak dał się im słyszeć głos inny, głos rodzin zaklinający ich z płaczem, by ich nie narażali na smutne sieroctwo; głos ludów, błagających u stóp tronu, by ich nie zostawiali na pastwę nieprzyjaciół; głos żądz zżymających się na podobne przedsięwzięcia. „Jak to - zawołała do nich pycha - wy, królowie znaczni, idzie­cie z hołdem do jakiegoś narodzonego dopiero co Króla; wy, Mędrcy tak sławni, spieszycie pokłonić się dziecięciu i to za światłem zwodniczej gwiazdy, a to istne szaleństwo". Pysze pomagało lenistwo: „Cóż to, wybieracie się w drogę tak dale­ką, wiodącą przez puszczę i kraj obcy; a czy nie lękacie się kłów dzikich zwierząt, strzał ukrytych nieprzyjaciół lub przynajmniej trudów podróży? Jeżeli zaś ko­niecznie podjąć ją chcecie, poczekajcie, aż zima przeminie". Podszeptom żądz wtórowały namowy i szyderstwa sąsiadów. Mędrcy słyszą te głosy, lecz zamiast się chwiać lub trwożyć, żegnają czym prędzej swe rodziny, siadają na wielbłądy i puszczają się w podróż.

I nam świeci gwiazda Pańska, którą Bóg sam zapalił łaską swoją i przy pomocy Kościoła osadził na firmamencie duszy, by nas wiodła do Niego. Tą gwiaz­dą zaś wiara święta. Promienie jej rozpraszają ciemność otaczającą nas wokoło i wskazują nam drogę do Boga, lecz na tej drodze niejedna spotyka nas próba. Nauka Chrystusa jest przede wszystkim prawidłem życia i nie tylko każe ukorzyć hardy umysł przed Objawieniem Bożym, ale nadto poddać niesforną wolę pod jarzmo prawa; stąd zaprzeć siebie, wziąć krzyż swój i iść za Chrystusem, jako powiedział nasz Boski Prawodawca: Kto chce iść za Mną, niech zaprze samego siebie, a weźmie krzyż swój na każdy dzień i niech idzie za Mną (Łk 9, 23).

Tym­czasem żądze oburzają się na wszelkie jarzmo, miłość własna wzdryga się przed upokorzeniem, lenistwo ucieka przed pracą lub walką; stąd właśnie pochodzi opór przeciw przepisom wiary, dochodzący u wielu do tego stopnia, iż zamykają oczy, aby nie widzieli światłości i miłują ciemność, dlatego iż uczynki ich są złe. O najmilsi, nie bądźcie z ich liczby, nie miłujcie ciemności, owszem, zamiast poddawać się żądzom, narzućcie im wędzidło rozumu wiarą oświeconego, za­miast słuchać podszeptów miłości własnej, słuchajcie natchnień Ducha Święte­go, zamiast folgować lenistwu, pracujcie i walczcie przez całe życie, dążąc ciągle do Boga, choćby droga wasza szła przez puszczę, gdzie by nie było ni cienistego drzewa, ni źródła wody, ale tylko tumany spieczonego piasku i ryk srogich zwie­rząt. Słowem, idźcie tak ochotnie do Chrystusa, jako szli Mędrcy za gwiazdą.


Bł. Józef Sebastian Pelczar, Kazanie na Uroczystość Trzech Króli, w: Mowy i kazania 1877-1899, Kraków 1998.

www.pch24.pl

avatar użytkownika intix

14. Niebezpieczeństwo utraty wiary




Bp Józef Sebastian Pelczar

Niebezpieczeństwo utraty wiary

       Był w wieku XIX filozof, nazwiskiem Teodor Jouffroy († 1842), który zakosztował najprzód słodyczy religii i czuł się niewymownie szczęśliwym, "Religia chrześcijańska – tak sam o sobie mówi (1) – zaspokoiła całkowicie wszystkie potrzeby i obawy mej duszy; odpowiedziała ona na pytania, jakie jedynie zdały mi się godnymi badań rozumu ludzkiego, a te odpowiedzi przyjmowałem z wiarą; dzięki tej wierze, pojmowałem jasno życie obecne, a nawet wzrok niezamglony zapuszczałem w przyszłość pozagrobową. Byłem spokojny co do drogi życia i co do jej kresu; rozumiałem życie z jego odmianami i śmierć, która takowe jednoczy; rozumiałem siebie samego; rozumiałem zamiary Boże nade mną i miłowałem Go dla dobroci przejawiającej się w tych zamiarach; byłem szczęśliwy tym szczęściem, jakie daje żywa i silna wiara w naukę, rozwiązującą wszelkie wielkie zagadnienia, zdolne obchodzić człowieka".

       Lecz później dopuścił on do duszy zwątpienie, i wnet wedle słów jego (2), światła w niej pogasły, szczęście z niej uleciało; – to życie, wpierw tak wesołe i ruchliwe, stało się ciemnym i martwym jak grób, on sam stał się podobnym do człowieka, który lecąc w przepaść, chwyta się chwastów, rosnących w rozpadlinach i razem z nimi stacza się w dół. Z wyżyn wiary spadł nieszczęsny w odmęt panteizmu, złorzecząc "fatalnym myślom", które go tam zepchnęły.

       Smutny stan duszy myślącej, a w nic nie wierzącej, opisuje silnymi rysami inny filozof XIX-go wieku, ks. Felicité de Lamennais: "Gdy z duszy znika wiara, która ją do Boga podnosiła i z Nim łączyła, straszne dzieją się w niej rzeczy. Dusza ciągniona na spód swoim ciężarem, spada i spada bez przestanku, unosząc z sobą światło rozumu, oderwane też od swego ogniska, i czepiając się wszystkiego, co na drodze spotyka, raz z bolesnym niepokojem, to znowu z upodobaniem, przypominającym śmiech obłąkanego. Palona nienasyconym pragnieniem życia, wnet chwyta za materię, którą na próżno stara się ożywić, uduchowić, ubóstwić, – to znowu goni za czczymi abstrakcjami, za błędnymi i bezkształtnymi urojeniami swojej wyobraźni. Resztki miłości, jakie w niej zostają, są raczej trybem zwierzęcym, niż szlachetnym uczuciem. Wszystkie jej wyższe władze i zdolności są sparaliżowane i leżą niejako w głębokim śnie. Tajemnicze potęgi duszy, które w nas i koło nas tworzą jakby królestwo moralności i duchowy porządek świata, a które stanowią wewnętrzną i prawdziwą istotę człowieka, nikną, człowiek zaś czuje z boleścią rozdzierającą serce, że część jego lepsza obumiera. Dusza jego łaknie, a on dla niej nie ma pokarmu; cóż tedy ma czynić? Oto zabija duszę, aby nie łaknęła i nie czuła tej męczarni. Cierpi dlatego, że za nisko upadł. Spadaj zatem głębiej jeszcze aż do zwierzęcia, pozbądź się rozumu, myśli, czucia. Lecz to dlań niemożebnym! Człowiek ciągnie z sobą w najciemniejszą przepaść swą naturę ludzką; oderwany od swego punktu środkowego, podobny jest do okrętu pozbawionego steru i wioseł, którym fale oceanu miotają" (3).

       Niestety, ten sam Lamennais doznał strasznych tortur, jakie duszy zadaje niewiara. Kiedy błędne jego teorie zostały potępione przez Grzegorza XVI, on zamiast poddać się temu wyrokowi, rzucił rękawicę Stolicy Świętej i z obrońcy religii stał się jej wrogiem, bo apostatą, a w końcu panteistą.

       Niechże tedy każdy, kto wierzy, strzeże się bacznie pychy i mędrkowania, a kto zaczyna wątpić, niech czym prędzej swoją wiarę modlitwą, czytaniem książek apologetycznych i życiem zbożnym umocni.

Bp Józef Sebastian Pelczar
 

OBRONA RELIGII KATOLICKIEJ, TOM I.: JAK WIELKIM SKARBEM JEST RELIGIA KATOLICKA I DLACZEGO TA RELIGIA MA DZISIAJ TYLU PRZECIWNIKÓW, napisał DR. JÓZEF SEBASTIAN PELCZAR (BISKUP PRZEMYSKI O. Ł.), drugie przejrzane i pomnożone wydanie, PRZEMYŚL 1920, ss. 140-142.

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono; tytuł artykułu od red. Ultra montes).

Przypisy:
(1) De l'organisation des sciences philosophiques. Czyt. Nicolas, L'art de croire L. IV. Chap. IV.
(2) Czyt. Ramiere, Les espréances de l'Eglise, str. 677.
(3) Discussions critiques et pensées diverses sur la religion et la philosophie p. 22. Czyt. Hettinger, Apol. des Christ. I. 1. Erst. Vortr.

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

avatar użytkownika intix

15. O nabożeństwie do Serca Jezusowego


Wydana pod koniec XIX wieku, w roku 1898 w Krakowie, książka ks. Józefa Pelczara (późniejszego biskupa przemyskiego) pt. Rozmyślania o życiu zakonnym zawiera treści pomocne w rozwoju duchowym nie tylko dla osób zakonnych.  Poniżej przestawiamy jeden z rozdziałów tego dzieła, poświęcony nabożeństwu do Najświętszego Serca Pana Jezusa.

I. Wstęp

Wyobraź sobie, że widzisz w Najświętszym Sakramencie otwarte Serce Pana Jezusa i słyszysz głos Jego: „Oto jest Serce moje, które tak bardzo ludzi umiłowało, a tak mało miłości od nich odbiera”. Pokaż mi, Panie, jak wielkie skarby kryją się w Twoim Sercu, bym porwany miłością oddał Ci serce moje.

II. Jakie pobudki skłaniają do umiłowania nabożeństwa do Serca Jezusowego

       1. Najpierw sam Pan Jezus pragnie, abyśmy do Jego Serca z czcią, miłością i ufnością spieszyli, bo nie tylko kazał sobie po śmierci bok włócznią otworzyć, jakby furtkę dla wszystkich otwartą, ale sam przez św. Małgorzatę Marię Alacoque nabożeństwo to światu objawił. 16 czerwca 1675 roku ukazał się tej świętej służebnicy. A odsłoniwszy jej swe Serce, rzucające naokoło promienie i otoczone koroną cierniową, na wierzchu zaś uwieńczone krzyżem, zażądał, by ku czci tego Serca poświęcono pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała; oraz by dusze kochające przez modlitwy i Komunię św. wynagradzały Mu liczne niestety zniewagi, jakie od ludzi ponosi.

       Rzeczywiście, za łaską Bożą a staraniem Kościoła, nabożeństwo do Serca Jezusowego rozszerzyło się po całym świecie (16 czerwca 1875 roku Pius IX cały Kościół i świat cały oddał opiece tegoż Serca), a dziś nie ma katolika, któryby temu Sercu czci nie oddawał. Nic nad to słuszniejszego, jest to bowiem Serce Boga-Człowieka, a więc Serce Mądrości najwyższej, Świętości samej, Miłości niezmierzonej, Serce naszego Mistrza, naszego Zbawcy, naszego Króla, naszego Ojca, naszego Przyjaciela, naszego Brata.

       Temu Sercu należy się cześć Boska, bo jako cząstka Człowieczeństwa Jezusowego jest ono nierozdzielnie złączone z Jego Boską Osobą. Cześć ta należy się zaś przede wszystkim dlatego, że jest Ono centrum i godłem miłości Pana Jezusa – tej miłości wyższej niż niebo, głębszej niż morze, rozleglejszej niż wszechświat, dłuższej niż wieczność; tej miłości niepojętej, której pełne są Jego słowa i czyny; która kazała Mu płakać nad grobem Łazarza, litować się nad ludem izraelskim i przypuścić do stóp swoich pokutującą grzesznicę; tej miłości, która Go wydała na wszystkie cierpienia i zamknęła w naszych przybytkach.

       Otóż tę Miłość wyobraża Jego Najświętsze Serce. Tę Miłość chce On przelać w nasze serca. I to jest właśnie powód nabożeństwa do Serca Jezusowego. Jakżebym mógł odmówić czci i miłości temu Sercu, gdy Ono tak mnie umiłowało?

       2. Oprócz tego, to Serce jest tronem łaski, stolicą miłosierdzia i źródłem życia nadprzyrodzonego na ziemi; z niego wypłynęły również wszystkie dzieła miłości, z niego wyszedł Kościół katolicki, z niego wytrysnęło siedem zdrojów Zbawienia (sakramenty). Jest to „źródło otworzone domowi Dawidowemu” (Za 13, 1) i „stolica łaski”, do której wszyscy mamy przystępować z ufnością, „abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę ku pogodnemu ratunkowi” (Hbr 4, 16).

       I jakżebym nie miał przystąpić z ufnością, skoro sam Zbawiciel zachęca mnie do tego? „Masz obietnicę moją – tak mówi Pan do św. Małgorzaty Marii – iż Serce moje rozszerzy się i hojnie wyleje błogosławieństwa na każdego, kto będzie czcił to Serce”. Oprócz tego nabożeństwo do Serca Jezusowego jest najdzielniejszym środkiem do nawracania dusz. „Zbawiciel oznajmił mi – powiada św. Małgorzata Maria – że ci, którzy służą zbawieniu dusz, jeżeli tylko przenikną się czułą pobożnością do Boskiego Serca, nabędą przez to umiejętności skruszenia serc najtwardszych i bardzo się im ta praca poszczęści”. I któżby nie chciał podobnej pomocy?

       Ponadto Serce Jezusowe jest siedzibą uczuć najświętszych i zwierciadłem cnót najdoskonalszych, w którym „ukryte są wszystkie skarby mądrości i umiejętności (Kol 2, 3). A uczestnikiem tych skarbów staje się każdy, kto się w to Serce, niby do kopalni niewyczerpanej, przez modlitwę zagłębia. Obiecał to sam Pan Jezus w owym widzeniu: „Grzesznicy znajdą w moim Sercu źródło i nieskończony ocean miłosierdzia. Dusze oziębłe staną się gorliwe, a dusze gorliwe podniosą się do wysokiej doskonałości”. Co więcej, „kto rozszerzałby to nabożeństwo, tego imię będzie zapisane w moim Sercu i nie będzie nigdy wymazane”. O Panie, niechże się spełni i wobec mnie ta obietnica!

       Wreszcie Serce Jezusowe jest bezpiecznym schronieniem dla walczących i cierpiących. W ciężkich chwilach życia ogląda się każdy za przyjacielem; ale czy może być przyjaciel czulszy, wierniejszy i możniejszy niż Pan Jezus? „Bez przyjaciela nie potrafisz dobrze żyć – powiedział autor księgi O naśladowaniu Jezusa Chrystusa – a jeżeli Jezus nie będzie Ci przed innym przyjacielem, będziesz bardzo smutny i opuszczony” (Księga II).

       Natomiast, jeżeli Jezus stanie się przyjacielem duszy, pokusa jej nie pokona, praca nie znuży, krzyż nie przygniecie, bo z Serca Jezusowego popłynie dla niej siła, zachęta i pociecha. Jakże więc jest to mądre, bym do tego Serca spieszył z całym wytężeniem sił... O Panie, pociągnij mnie do Siebie swoją miłością!

III. Jakie są przejawy nabożeństwa do Serca Jezusowego

       1. Cóż tedy czynić, aby ziścić pragnienia Pańskie? Najpierw oddawać Sercu Jezusowemu cześć Boską z powodu nierozdzielnego zjednoczenia z Boską Osobą, a tę cześć okazywać na zewnątrz. W tym celu zginać kolana przed Sercem Jezusowym, utajonym w Najświętszym Sakramencie, a przy tym nawiedzać często Najświętszy Sakrament i słuchać Mszy św. lub przyjmować Komunię św. na wynagrodzenie zniewag Jego Sercu wyrządzanych.

       Nadto odmawiać codziennie jakąś modlitwę, choćby jeden pacierz z aktem strzelistym: „Słodkie Serce mojego Jezusa, spraw, niech Cię kocham coraz więcej” (lub inny), wpisać się do Bractwa Serca Jezusowego lub do apostolstwa modlitwy, poświęcić czci tegoż Serca cały miesiąc czerwiec i pierwszy piątek miesiąca.

       Dalej, mieć w swej celi albo w książce obraz Serca Jezusowego, bo ten obraz nie tylko przemawia silnie do duszy i budzi pobożne uczucia, ale także sprowadza obfite dary Boże, jak sam Pan przyrzekł św. Małgorzacie Marii: „Gdziekolwiek obraz ten będzie umieszczony ku szczególnemu uczczeniu, tam sprowadzi wszelakie błogosławieństwa”. Wreszcie mówić gorąco i często o Najświętszym Sercu Jezusowym, aby wszystkich do czci i miłości zachęcać – a do tego celu używać także pobożnych pieśni, książek, obrazków i bractw. Czy i ja tak czynię?

       2. Po drugie, miłować gorąco Najświętsze Serce Jezusowe, bo Ono nas pierwsze bez miary umiłowało i dla pozyskania naszej miłości objawiło się światu. „Oznajmił mi Pan Jezus – mówi św. Małgorzata Maria – jak gorąco pragnąc, aby Go ludzie doskonale miłowali, postanowił objawić im Serce swoje jako nowy na ostatnie czasy dowód miłości swojej i jako sposób najskuteczniejszy do pobudzenia ich do wzajemnej, prawdziwej i mocnej miłości”.

       A jak tę miłość okazać? Otóż nie zasmucać Serca Jezusowego grzechami, bo chociaż Ono obecnie w stanie uwielbionym nie cierpi, to jednak za życia ziemskiego za każdy grzech nasz cierpiało. Natomiast spełniać Jego pragnienia, a mianowicie pracować wytrwale nad uświęceniem własnym i oddawać codziennie siebie i wszystko swoje temuż Sercu, a to przez Niepokalane Serce Maryi. Zdobywać się przy tym na częste i chętne ofiary dla Boskiego Serca i objawiać miłość swoją na zewnątrz, powtarzając często sercem i ustami: o Serce Jezusowe, kocham Cię. Wreszcie z miłości ku temuż Sercu oddawać się duszom i pracować nad rozszerzeniem królestwa Jezusowego. Czy i ja tak czynię?

       3. Naśladować Najświętsze Serce Jezusowe. W tym celu starać się poznać Jego uczucia i dążności, by przejąć się nimi i spełniać je w sobie. Zastanawiać się w rozmyślaniu, czego to Serce pragnęło w czasie życia ziemskiego, w każdym zdarzeniu z osobna, i czego obecnie pragnie w Najświętszym Sakramencie czy w chwale niebieskiej.

       Uczyć się od Niego przede wszystkim gorliwości o chwałę Bożą i zbawienie dusz, cichości, pokory i miłości krzyża.

       Łączyć swe zamiary, słowa, czyny i cierpienia z zamiarami, słowami, czynami i cierpieniami Pana Jezusa. A ponieważ moje serce jest bardzo liche, dlatego trzeba modlić się ze św. Gertrudą: „O Panie, obmyj moje serce w drogocennej Krwi Najsłodszego Serca Twego”; i z bł. Henrykiem Suzo: „O mój najukochańszy Jezu, racz ukształtować nędzne serce moje według Boskiego Serca Twego”. Czy i ja tak czynię?

       4. Wzywać z ufnością pomocy Najświętszego Serca Jezusowego. Wzywać w pokusach i chronić się do tego Serca, jak się chronią ptaki w gnieździe, gdy jastrząb je ściga. Wzywać w cierpieniach i błagać wówczas o pociechę, jak błagała Marta przy grobie Łazarza. Wzywać w grzechach i prosić wówczas o skruchę i przebaczenie, jak prosiła Magdalena u stóp Jezusowych. Wzywać wreszcie w pracach duchowych, zwłaszcza gdy przeciwności się piętrzą i zniechęcenie zagraża, albo gdy jakaś dusza czy rodzina zatwardziale brnie w grzechach – wówczas dobrze jest ofiarować siebie i tę duszę czy rodzinę Najświętszemu Sercu Jezusowemu.

IV. Gorzkie wyrzuty i postanowienia

Czy tak czynią wszyscy chrześcijanie? A może przynajmniej ci, którzy zaliczają się do sług Pańskich? Ależ nie... Dlatego nie jest dziwne, że już przed dwustu laty skarżył się Pan Jezus w widzeniu, jakie otrzymała św. Małgorzata Maria: „Patrz, oto Serce moje, które tak wielką miłością ludzi ukochało, że niczego nie żałowało, aż do wyniszczenia siebie, by im okazać swą miłość. Tymczasem od większej części nic innego nie odbiera, jak tylko niewdzięczność i wzgardę, świętokradztwa i oziębłość, jaką mi okazują w tym Sakramencie miłości. Lecz to jeszcze bardziej mnie boli, że nawet między tymi, którzy się poświęcili na moją służbę, znajdują się serca niewdzięczne”.

       Ach, Panie, ta skarga i do mnie się odnosi, bo i ja jestem niewdzięczny, zimny, nieposłuszny wobec Twego Serca. Lecz dziś, zwyciężony Twoją miłością, oddaję Ci się cały i oddaję Tobie to wszystko, co posiadam. Odtąd będę się starał spełniać pragnienia Twego Serca. Postanawiam więc: co dzień rano ponowić akt ofiarowania się Najświętszemu Sercu Jezusowemu; wedle moich sił będę rozszerzać cześć i miłość Najświętszego Serca Jezusowego; będę często powtarzać akt strzelisty: „Słodkie Serce Jezusa, bądź moją miłością!”.


Bp Józef Sebastian Pelczar

Zawsze wierni nr 3/2015


avatar użytkownika intix

16. Św. Józef Sebastian Pelczar




Św. Józefie Sebastianie, módl się za nami...