Roberto de Mattei: Historyczna zdrada „katolików"
fot. REUTERS / FORUM
Zatwierdzenie przez Senat homoseksualnych pseudomałżeństw, 173 głosami „za”, przy 71 „przeciwko” i 76 nieobecnościach, stanowi ostatni etap rozkładu włoskiego społeczeństwa, zapoczątkowanego wraz z wprowadzeniem rozwodów (1970), po którym nastąpiła legalizacja aborcji (1978). Kolejnym, zbliżającym się już etapem jest legalizacja eutanazji.
Biorąc to pod uwagę, rozumiemy podniecenie laickiej prasy. Jak na łamach „La Repubblici” 26 lutego pisał Francesco Merlo, „w długiej i krętej drodze wyzwolenia seksualnego we Włoszech prawo to posiada tak samo epokowe znaczenie, jak ustawy o rozwodzie i o aborcji”. Wszystkie te trzy wydarzenia łączy zdrada ze strony ludzi zasiadających w katolickim rządzie. Rozwód został uchwalony w czasach, gdy władzę sprawował centrolewicowy rząd kierowany przez chrześcijańskiego demokratę, Emilio Colombo. Aborcję uchwalono pod rządami chrześcijańsko-demokratycznego rządu Giulio Andreottiego. Chrześcijańska demokracja uległa zapaści, ale główne postaci odpowiedzialne za najnowszą ustawę – premier Matteo Renzi i minister spraw wewnętrznych Angelino Alfano – przedstawiają się jako praktykujących katolików. Tak jak Colombo i Andreotti.
Gdyby minister Alfano zagroził odejściem z rządu, uchwalenie tego projektu byłoby niemożliwe, albo zostałoby przynajmniej odroczone. Sycylijski polityk wolał jednakże zachować się jak Andreotti, który 27 stycznia 1977 roku zapisał w swoim pamiętniku następujące słowa: „sesja w Montecitorio poświęcona głosowaniu nad aborcją. Projekt przeszedł 310 głosami za przy 296 przeciwko. Zastanawiałem się nad problemem mojej kontrasygnaty dla tego projektu (ten sam problem ma również Leone [Giovanni Leone, szósty prezydent Republiki Włoskiej – przyp. red.]). Jeśli odmówiłbym, to nie tylko spowodowałbym kolejny kryzys (...), ale i stracił premierostwo. A to byłoby o wiele poważniejsze” („Diari 1976-1979. Gli anni della solidarietà”, Mediolan 1981, s. 73). Utratę stanowiska premiera Andreotti uważał za coś poważniejszego od dozwolonego przez prawo morderstwa milionów niewinnych dzieci.
Co przewiduje projekt noszący imię Moniki Cirinny? Zgodnie z przepisami, związek cywilni – jak na łamach „Libero” 26 stycznia tłumaczył prawnik Alberto Gambino – jest instytucją o charakterze paramałżeńskim, o takich samych prawa i obowiązkach, jakie przewidziane zostały w przypadku małżeństwa, dotyczących pomocy moralnej i materialnej, kohabitacji, praw majątkowych, lokalowych, przywilejów dotyczących pracy, świadczeń, podatków – aż po wspólne nazwisko i wspólną własność. Jedynym prawem małżeńskim nieobjętym tym projektem jest adopcja dzieci, ale minister Cirinnà ogłosiła już, że „projekt ustawy dotyczącej adopcji dzieci przez homoseksualistów jest niemal gotowy”. Jak podkreślała, „zostanie on przyjęty przez parlament, gdzie głosy są pewne, tak, że niezmieniony trafi do Senatu” („Il Fatto Quotidiano”, 26.2.2016). Jeśli to nie wystarczy, to resztą zajmie się Europa. Właściwie Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał już raz, że w przypadku instytucji równych małżeństwu, nawet jeśli są one nazywane „związkiem cywilnym”, wprowadzenie prawa do adopcji dzieci jest rzeczą obowiązkową w celu uniknięcia dyskryminacji.
Choć z ustawy Cirinny – teraz także Renziego i Alfano – usunięto prawo do adopcji, to jest ona sama w sobie niegodziwa i niemożliwa do przyjęcia. Nie tylko dlatego, że wprowadza homoseksualne pseudomałżeństwa, ale i dlatego, że przyznaje homoseksualistom prawa tylko dlatego, że są homoseksualni. Według katolickiej doktryny, ale i w świetle prawa naturalnego, homoseksualizm (sodomia) jest wadą podważającą zasady porządku moralnego. A jednak Angelino Alfano zadeklarował występując w telewizji RAI3, że „w kwestii adopcji dzieci przez homoseksualne rodziny” nigdy nie „podważał jedności rządu i nie groził jego rozpadem”. Podkreślał, że „zrobi wszystko, co możliwe, by osiągnąć porozumienie”. „W sprawie projektu Cirinny zagłosuję na tak, o ile usuną z niego adopcję dla homoseksualistów. Popieram prawa par homoseksualnych. Jestem zupełnie otwarty” („La Repubblica”, 5.2.2016).
Merlo ma całkowitą rację pisząc: „jakkolwiek na to nie spojrzeć, ta ustawa to kolejna Porta Pia (brama broniąca Rzymu, zdobyta przez Bersalierów 20 września 1871, co umożliwiło likwidację Państwa Kościelnego – przyp. red.) ponieważ dewatykanizuje (czyli dechrystianizuje) Włochy” („La Repubblica, 26.2.2016). Jak moglibyśmy zlekceważyć odpowiedzialność hierarchii kościelnej za tę dechrystianizację Włoch? Watykański reporter Giuseppe Rusconi zauważa „gorycz i gniew” nie tylko wobec katolickich polityków, ale i względem sekretarza generalnego Konferencji Episkopatu Włoch, biskupa Nunzio Galantino („Rossoporpora”, 26.2.2016), głównego przedstawiciela „Kościoła wychodzącego do świata”, który „zamiast otwartej i ciężkiej dyskusji, zwłaszcza w kwestiach życia i rodziny, woli przyjacielskie spotkania i całkowicie nieprecyzyjny dialog z władzą prowadzony w korytarzach”. Na dodatek nie można było usłyszeć żadnego słowa ze strony Biskupa Rzymu, będącego prymasem Włoch.
Roberto de Mattei
Tłum. mat.
http://www.pch24.pl/historyczna-zdrada-katolikow,41710,i.html#ixzz42N7asqKJ
***
Sacco di Roma – litościwa kara (Roberto de Mattei)
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Możemy jeszcze wygrać walkę o cywilizację
W artykule - zamieszczonym w temacie wpisu - Roberto de Mattei wypowiada się na temat sytuacji panującej we Włoszech.
Jak jest w Polsce? Pozwolę sobie przenieść kolejny artykuł, pod tytułem widniejącym w tytule tego komentarza.
***
Jeszcze da się odwrócić zły bieg wydarzeń, w Polsce i na świecie, jednak pod warunkiem, że zechcemy pracować i zechcemy się modlić. Potrzeba milionów osób działających radykalnie na rzecz obrony życia, na rzecz suwerennej Polski, na rzecz ewangelizacji. Jeśli będzie modlitwa i będzie praca, to damy radę! - mówi w rozmowie z PCh24.pl Piotr Zajkowski, działacz antyaborcyjny, autor filmu pt. „Gender. Historia i polityka”.
Dlaczego my, katolicy przegrywamy wojnę kulturową?
Patrząc tylko po ludzku, w perspektywie ziemskiej, najprawdopodobniej pierwszym powodem jest brak funduszy. Za pieniądze można osiągnąć bardzo wiele, włącznie z tym, że nawet bylibyśmy w stanie przekonać złego człowieka do czynienia dobra. Siły zła robią odwrotnie - za pieniądze kupują dobrych ludzi żeby czynili zło.
Narody w Europie i świecie zasadniczo straciły władzę nad swoimi państwami. Rządy sprawowane są przez siły lewicowe. Jeśli ktoś ma w ręku stery, ma również dostęp do pieniądza. Dzięki temu właśnie lewica demoralizuje ludzi, realizuje swoje projekty. To, że najbogatsi, najbardziej wpływowi, w tym masoneria, wspierają projekty lewicowe, jest kwestią dodatkową.
My pieniędzy nie mamy, brak nam środków na tworzenie teatrów, filmów, przestrzeni kultury, która w decydujący sposób wpływa na świadomość ludzi.
Oczywiście, trzeba też wziąć pod uwagę wymiar duchowy tego problemu. Tu wyraźnie widać, że chrześcijaństwo obumiera i traci swoją siłę rozpędu, moc oddziaływania na innych. Wierzący już nie zdobywają nowych areopagów, kolejnych przyczółków. Przeciwnie – oddajemy te już kiedyś przez nas zajęte. Powodem takiej sytuacji jest właśnie nasza słabość duchowa.
Do wymienionych czynników dodałbym również regres męskości. Ludzie – w tym należący do Kościoła – nie wykazują się przedsiębiorczością, zdolnością do wyjścia ze swymi pomysłami naprzód. Nie rodzimy w sobie nowych planów, idei, pomysłów i nie wdrażamy ich w życie. Zasadniczo czekamy aż jakiś rząd coś zrobi, coś zadekretuje, da jakieś pieniądze. Czekamy na innych. Mówię tu bardziej przez polski pryzmat chrześcijaństwa. Stan, który opisuję wynika z faktu, że od trzystu lat – może z krótką przerwą w okresie międzywojennym – nie mamy własnego państwa. Nie jesteśmy suwerenami we własnym kraju. Ciągle ktoś nami rządzi. Nie wyssaliśmy z mlekiem matki elementarnego przeświadczenia: „Polska to jest mój dom. Ja tu jestem gospodarzem. Ja decyduję za moją rodzinę i ojczyznę. Wara kłamcom i złodziejom od mojego domu! Nie pozwolę wam niszczyć mojej wiary”.
W okresie PRL, w czasach prymasa Wyszyńskiego Kościół może trochę jeszcze bronił swojej suwerenności. W III RP jednak kompletnie nie rozeznał znaków czasu, w tym wojny kulturowej, jaką komuniści wytoczyli nam po 1989 roku. Powstaje pytanie, czy nie ostrzegał z lenistwa, czy po prostu nie rozeznał sytuacji. Pan Bóg to wie, ja nie wiem.
Dzisiaj europejskie lewactwo wchodzi do naszego domu i rządzi się jak chce. Oddajemy pole. Ba, sami jesteśmy głęboko zainfekowani. W polskich, chrześcijańskich rodzinach od lat 80. sieje gigantyczne spustoszenie pornografia. Nie oszukujmy się, że chrześcijaństwo w Polsce jest zdrowe. Brakuje nawet diagnozy tego stanu, księża dzisiaj nie mają odwagi jej postawić.
Czemu Kościół przestał stawiać opór?
Być może w seminariach zbyt słabo wychowano księży do walki o nową rzeczywistość. Może skupiano się na przede wszystkim na oporze przeciwko siłowej agresji systemu komunistycznego przeciwko Kościołowi a zapomniano o oddziaływaniu kulturowym. Ta kwestia w seminariach kompletnie nie jest obecna. W swoich wypowiedziach ksiądz profesor Tadeusz Guz wskazuje, że przyszłych księży nie kształci się już w duchu klasycznej filozofii i to jest – moim zdaniem – największy rak toczący formację kapłanów.
Jeżeli już małe dzieci, wśród których są też przyszli duchowni, nie będą wychowywane do pełni prawdy, przygotowywane do odpierania ataków czekających je w przyszłości, młode pokolenie czeka kulturowa zmiana. Zaakceptują ją jako rzecz oczywistą. Jeszcze do niedawna dzieci były w Polsce odbierane rodzicom z powodu biedy przy powszechnej społecznej akceptacji. Do porządku dziennego przeszliśmy nad rozdzielaniem rodzin na przykład z powodu braku ciepłej wody! (przez całe wieki wodę trzeba było gotować na piecu i dzieci jakoś się wychowywało). Pod względem kulturowym zbliżamy się zatem do skrajnie lewackiej Szwecji.
Wpływy nowych prądów są tak silne, że przyjmujemy rzeczy złe za normalne, wręcz oczywiste. Nawiasem mówiąc, cała idea zmiany kulturowej polega na tym, by zło przedstawić jako dobro a dobro jako zło.
Mam tu pretensje do polskiego Kościoła z lat 90., że nie mówił o tym głośno. Dwadzieścia lat temu, jako młody człowiek rozumiałem z naszej rzeczywistości tyle, że rozkradany jest nasz narodowy majątek, ale nie dostrzegałem i nie pojmowałem zasadniczej idei dokonujących się przemian.
Także dzisiaj księża w sposób jednoznaczny nie przekazują wiernym, na przykład, chrześcijańskiej prawdy o antykoncepcji. Gdyby to robili, pewnie wielu ludzi natychmiast wyszłoby z kościoła.
To dlatego tak łatwo stajemy się biernymi narzędziami w rękach polityków, którzy potrzebują nas przy okazji wyborów i wtedy sami prezentują się jako wierzący, a po objęciu stanowisk postępują wbrew zdrowej moralności i nauczaniu Kościoła?
Ponieśliśmy kompletną porażkę ewangelizacyjną. Jeżeli prawdy ogólnie znane i powszechnie dziś lekceważone, byłyby każdego dnia przypominane, podkreślane podczas homilii czy spowiedzi, gdyby Kościół na co dzień żył prawdą, którą zobowiązany jest głosić, nie byłoby takiego samooszukiwania się wśród katolików. Najlepszym przykładem jest tu delikatna, ale podstawowa kwestia moralności dotyczącej sfery płciowej.
Prawdziwych katolików, którzy przyjmują całość nauczania Chrystusowego, żyją nim i do tego jeszcze dają świadectwo światu, jest bardzo mało, może kilka procent. Cała reszta prezentuje postawę „katolika kulturowego”, który po wyjściu z Mszy przestaje być już wierzącym. W wyznawaniu wiary brakuje nam powagi, odpowiedzialności za siebie i za Kościół. To jest porażka nie tylko kleru, ale całego Kościoła. Zgubiliśmy gdzieś sens.
Kiedy czytam papieskie encykliki sprzed II wojny światowej, widzę w nich radykalizm. One nazywają aborcję zbrodnią, jasno potępiają modernizm. Dzisiejsza nauka to jeden wielki zamęt w porównaniu do jednoznacznej konsekwencji Kościoła przedwojennego. Uważam, że to oczywista kwestia: straciliśmy główny korzeń, główny pień naszej wiary. Traktujemy tę wiarę nieuczciwie, niepoważnie, a skoro tak, to nie mamy problemu w tym by przystąpić do Komunii świętej, a za chwilę zagłosować na partię jawnie bądź bardziej skrycie przeciwną nauczaniu Kościoła. Takie czy inne zaniedbanie duszpasterskie w połączeniu z ogromnym wpływem toczącej się rewolucji, w tym również mediów sprawia, że nasze chrześcijaństwo w coraz większym stopniu jest po prostu zjawiskiem zwyczajowym.
Jest Pan zaangażowany w sprawę obrony życia. Akurat na tym polu zaobserwować można wzrost zdrowej świadomości społecznej, bowiem większość Polaków sprzeciwia się zabijaniu nienarodzonych. Czy upatrywałby Pan w tym fakcie przesłanek wskazujących na możliwość odwrócenia – na naszą korzyść – losów zmagania o kształt cywilizacji?
To bardzo dobry przykład świadczący o tym, jak przysłowiowa garstka ludzi, którym zależy na czymś istotnym, może zrobić dużo dobrego. W Polsce aktywnych obrońców życia, odwiedzających parafie, propagujących duchową adopcję dzieci nienarodzonych, inicjujących rozmaite akcje w obronie życia, trochę jest. To nie są tysiące ludzi, raczej setki, które jednak od wielu lat działają systematycznie i skutecznie.
Jeżeli znajdziemy trochę robotników, którzy chcą pracować i robią to z oddaniem i sercem, Pan Bóg im błogosławi. Widać wyraźnie, że modlitwa praktykowana w Polsce przez coraz więcej osób przynosi owoce. Praktyka duchowej adopcji jest coraz bardziej popularna. Działalność obrońców życia, w tym również wielu księży, przynosi – obok duchowych, których nie znamy – również widzialne efekty. W Polsce więc ruch pro-life jest coraz bardziej widoczny. Potrzeba nam jednak dużo większego zaangażowania. Krucjata Różańcowa za Ojczyznę liczy, przykładowo, sto tysięcy osób a powinno ich być pięć milionów.
Możemy jeszcze odwrócić zły bieg wydarzeń, w Polsce i na świecie, jednak pod warunkiem, że zechcemy pracować i zechcemy się modlić. Potrzeba milionów osób działających radykalnie na rzecz obrony życia, na rzecz suwerennej Polski, na rzecz ewangelizacji. Jeśli będzie modlitwa i będzie praca, to damy radę! Nie może skończyć się na poziomie narzekania, że ci ludzie są tacy, a tamci owacy. Nie! Dzisiaj ja, tutaj, teraz zmieniam samego siebie. Podejmuję modlitwę, podejmuję dodatkową pracę na rzecz dzieci nienarodzonych, na rzecz Ojczyzny, na rzecz kultury chrześcijańskiej. W ten sposób robię swoje własne „pięćset plus” dla Polski. Wtedy możemy liczyć na Boże błogosławieństwo i na realną zmianę. Ora et labora!
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Roman Motoła
Film autorstwa Piotra Zajkowskiego, pt. „Gender. Historia i polityka” dostępny jest TUTAJ
http://www.pch24.pl/mozemy-jeszcze-wygrac-walke-o-cywilizacje,41786,i.ht...
***
Obejrzenie w CAŁOŚCI filmu - podanego pod linkiem - gorąco polecam... pomimo, iż od czasu jego realizacji zaszły minimalne zmiany.
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
2. Witaj droga Intix... mądry artykuł
a co do filmu ,to zostawiam go sobie na wieczór...gdy ucichnie gwar dnia :)
serdeczne pozdrowienia z drogi do celu :)
gość z drogi