Zbliża się Ta Chwila…

avatar użytkownika intix

 

 

"Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?"
(Łk 18,8)
.
Oto jest dawno zadane pytanie...
Czy znajdziesz wiarę na ziemi…?
Jezu Chryste… Królu nasz i Panie…


***

Zapowiedziana… „ohyda  spustoszenia”
Zalewa całą ziemię…
Do Kościoła też wtargnęła…

Wiara katolicka Przodków -  zmutowana
A przecież:
"Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest, jeden Bóg i Ojciec wszystkich"

JEDNA jest wiara…

Wiara katolicka… a nie inne…
JEDNA… prowadząca do Zbawienia
Wiara katolicka… czysta…

O…,  jak wielkie Cierpienie
Sercu Bożemu zadawane…
I Niepokalanemu Sercu Bożej Matki…

Wszechobecna apostazja…
Bunt powszechny przeciw Bogu…
Otwórzmy oczy… otwórzmy Bogu serca nasze…

 

ADWENT…

Padnijmy na kolana…
Prosząc o nawrócenia… o Miłosierdzie Boże
Dla ginącego świata,
Który od Stwórcy swego się odwraca…

Pan blisko jest… coraz bliżej…
Przed Jego Powrotem
Wychodźmy Mu na Spotkanie…
Z pokutą, pokorą...  wracajmy do Boga…

***

 

Zbliża się Ta Chwila… o, nasz Panie…
Kiedy Przyjdziesz z Nieba do nas
Na Niebiańskich obłokach
W Swej wspaniałej Boskiej Chwale…

Zbliża się Ta Chwila… o, nasz Panie…
Zbliża się Ta Chwila… o, nasz Królu…
Królu Miłosierny… Królu Sprawiedliwy…
Jezu Chryste Zmartwychwstały…

I choć nikt na ziemi nie wie
Kiedy To się stanie…
Wszyscy wierni Tobie, Jezu Chryste,
Przyjścia Twego oczekując, czuwamy

Uciekając się pod obronę Niepokalanej…
Twojej, Zbawicielu nasz, Bolesnej Matki…
Matki Najczulszej…  naszej…
Wraz z Nią Twojego Przyjścia czekamy…

Przyjdź... Panie Jezu Chryste...
„Do Ciebie, Panie, wznoszę moją duszę!”
Amen.

 


...



***

 



***
Zapraszam też do wcześniejszych wpisów:

Czekając na Ciebie… Panie Jezu Chryste... .
Refleksja w Oczekiwaniu... .
Modlitwa Adwentowa... .
Ogień...
W oczekiwaniu...

 


 

59 komentarzy

avatar użytkownika intix

1. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Zbliża się wasze odkupienie

Niedziela, 29 listopada 2015 roku
I NIEDZIELA ADWENTU
ROK MIŁOSIERDZIA

Łukasz 21,25-28.34-36


Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie". Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym".


Będą znaki. Pierwszym z nich jest bezradność człowieka. Ta bezradność przyzywa Boga. Jest ona oczekiwaniem na Tego, który może zaradzić, pomóc w tych sprawach, które wprowadziły mnie w szum i nawałnicę. Od pewnego czasu z czymś sobie nie radzę. Wielość spraw, wielość prowadzonych rozmów, jakie prowadzę, wprowadza taki szum w myśleniu i zamęt w uczuciach, iż odczuwam, jakby coś mi zagrażało. To zagrożenie daje odczucie bezradności.

Znakiem, który daje mi Bóg jest strach. Przeważnie na coś czekamy, czegoś się spodziewamy. Co więcej, mamy już precyzyjne konstrukcje rozwiązań. To się nie spełnia. Strach i poczucie zagrożenia wyłaniają się z niespełnionych oczekiwań. Może oczekiwania są nadmierne, przesadne, lub nie uwzględniające, w moim życiu i myśleniu, tajemniczego, niezależnego od mojego oczekiwania tajemniczego działania Boga. To, w czym wydawało się, że jestem mocny, doznałem wstrząsu. Nam się wydaje, że jesteśmy mocni. Musimy przejść przez wydarzenia, które będą dla nas jakimś zagrożeniem. Coś lub ktoś mi zagraża. To zagrożenie sprowadza strach.

Te znaki, takie i inne, przykre w odczuwaniu przeżycia, są dla „nabrania ducha i podniesienia głowy”. Bowiem skutek opisanych, bolesnych doznań jest ten: słabość życia duchowego, poczucie rezygnacji, zniechęcenie, a nawet bezsensu. W jakim stanie jest moje serce, moje uczucia takie będzie i myślenie. Stąd „podnieście głowy” oznaczać może sugestię „zwróćcie uwagę na inne niż dotychczasowe myślenie”. Po co to wszystko? Wiele dobra nas spotyka, lecz tego nie widzimy. Nasze głowy są pochylone przez upokorzenie. Które wychodzi z naszego serca i myślenia, lub od drugiego człowieka. Co czynić? „Uważajcie na siebie”. Co to oznacza? Uważajcie na ociężałość, którą sprowadza nadmiar trosk, czy nieumiejętność związana z ich przeżywaniem. Zwróćcie uwagę na to, co przychodzi lub jeszcze przyjść może znienacka, niespodziewanie.

Uwzględniajcie w waszym życiu nie tylko własne rozwiązania, przewidywania, lecz i te od Boga. Uważajcie na „potrzask”, w jakim już żyjecie. Potrzask, to jest osaczenie, zamknięcie z którego nie chcemy lub nie potrafimy wyjść. Niekiedy życie określonych osób jest życiem w potrzasku. Realizują je przez swój upór, albo zamknięcie się w sobie, albo nie dostrzeganie dla siebie innych, korzystniejszych rozwiązań. Życie w potrzasku, to jakby życie w nie widzeniu; myślenie, w którym może pojawić się rozpacz. Jeśli tego chcemy uniknąć, potrzeba wiedzieć, o co mi w życiu chodzi, czego ja chcę, ale i co wnoszę w to życie wspólnoty. Zobacz, na czym tobie zależy. To rozpoznanie, a zarazem zrozumienie siebie dokonuje się w pełni podczas modlitwy. Poznać i zrozumieć, przyjąć to, co zrozumiałem i z tym wszystkim „Stanąć przed Synem Człowieczym”.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika Maryla

2. Zapaliła sie pierwsza świeca adwentowa

Dzisiaj rozpoczęliśmy czuwanie.

ADWENT…

Padnijmy na kolana…
Prosząc o nawrócenia… o Miłosierdzie Boże
Dla ginącego świata,
Który od Stwórcy swego się odwraca…

Pan blisko jest… coraz bliżej…
Przed Jego Powrotem
Wychodźmy Mu na Spotkanie…
Z pokutą, pokorą... wracajmy do Boga…

***
Amen

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

4. Szczęść Boże... Marylo Droga...

Czuwajmy...
waz z Matką Bożą... Najświętszą Panną Maryją...



1. Zdrowaś bądź, Maryja
Niebieska lilia,
Panu Bogu miła,
Matko litościwa
Tyś jest nasza ucieczka
Najświętsza Maryja.

2. Maryja wielebna,
ukaż drogę pewną
przykazania Twego
Boga wszechmocnego,
On ci wszystka nadzieja
zbawienia naszego.

3. Łaskiś pełna Pańskiej,
czystości anielskiej,
Pannaś nad pannami
Święta nad świętymi.
O Najświętsza Maryja,
módl się dziś za nami.

4. Pełna wszech światłości,
wielkiej pokorności,
bez grzechuś poczęła,
Wielką sławę wzięła,
przez Twoje narodzenie
wziął świat pocieszenie.

5. Pan stworzył Adama,
ojca wszystkich ludzi,
z niego Ewę matkę,
co zgrzeszyli jabłkiem,
aleś Ty naprawiła,
czym Ewa zgrzeszyła.

6. Z Tobą był Duch Święty,
Syn Boży poczęty
w Twym żywocie czystym,
Trójcy Świętej miłym,
i z Ciebie się narodził
obyczajem dziwnym.

7. Błogosławionaś Ty
nad wszystko stworzenie,
Pan Bóg wszechmogący
dał przez Cię zbawienie,
Jezus, Syn Twój, odkupił
wszystko ludzkie plemię.

8. Tyś jest litościwa,
Matko nasza miła,
jaśniejsza nad słońce
w najświętszej zasłudze.
W Twojej-ci są obronie
wszyscy grzeszni ludzie.

9. Między niewiastami,
czystymi pannami,
Tyś sama najczystsza,
Królowo anielska!
Nie była Panu Bogu
żadna nad Cię milsza.

10. Błogosławion Owoc
żywota Twojego,
Jezus miłościwy,
Syn Boga żywego;
bądźże Jemu cześć, chwała
z dobrodziejstwa Jego.

11. Twoje zmiłowanie,
Jezu Chryste, Panie,
daj ludowi Twemu
tu dziś zebranemu.
Przez zasługi Matki Twej,
donieść w chwale wiecznej.

12. Amen wszyscy rzeczmy,
wierni chrześcijanie,
cośmy się tu zeszli
ku chwale tej Pannie.
Zachowaj nas od złego
Twoimi prośbami.

avatar użytkownika intix

6. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Poszli za Nim

Poniedziałek, 30 listopada 2015 roku
ŚW. ANDRZEJA, APOSTOŁA

Mateusz 4,18-22

Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci: Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim.


To Jezus zobaczył Szymona i Andrzeja, nie zaś Szymon i Andrzej zobaczyli Jezusa. To On pierwszy wybiera uczniów, nie zaś uczniowie Jego. Dwaj mężczyźni usłyszeli Pana angażując się w swoje codzienne sprawy, kiedy zarzucali sieci. Ich zarzucanie ułatwiane było przez kamienie na krańcach, które powodowały szybkie zanurzenie sieci. Podczas wyciągania sieci kamienie zamykały sieć uniemożliwiając rybom ucieczkę. Jezus powołuje ludzi zaangażowanych w swe życiowe codzienne sprawy. Dlatego powołani zrywają z dotychczasowym stylem życia, dotychczasowymi pasjami, pracami.

Pójść za Jezusem oznacza stać się Jego uczniem i dzielić z Nim trudy i niebezpieczeństwa życia. Owo pójście za Panem nie zawsze pociąga za sobą stanie się rybakami ludzi. „Rybacy ludzi” zobowiązani są do głoszenia królestwa i uzdrawiania chorych. Jezus zapowiada, że Jego uczniowie będą tak samo uzdolnieni i skuteczni w zdobywaniu ludzi, jak w łowieniu ryb. Głoszenie Ewangelii doprowadzi ludzi do śmierci w znaczeniu nawrócenia. Głoszone Słowo Boże dokona sądu tych, którzy będą go słuchali.

Rybacy przyjęli wezwanie Jezusa bez wahania. Oni „natychmiast opuścili sieci”. Porzucenie sieci oznacza, że obydwaj bracia gotowi są przyjąć zadanie rybaków ludzi. Powołany pozostawia wszystko. Uczniowie Jezusa cały swój czas mają poświęcać wyznaczonej im misji. Kiedy zdecydowali się „pójść za Nim”, już dokonało się ich nawrócenie. Decyzja, aby pójść za Panem jest równoznaczna z nawróceniem. Pełne znaczenie pójścia za Jezusem okaże się po dłuższym okresie czasu.

Ks. Józef Pierzchalski SAC



avatar użytkownika intix

7. Św. Cezary z Arles:

Bóg zapyta: Dlaczego odrzuciłeś dary odkupienia?

Cóż uczynimy bracia najdrożsi w owym budzącym lęk dniu sądu, gdy wobec drżącego świata Pan na dźwięk trąb aniołów zasiądzie na tronie swej chwały otoczony światłem niebieskich zastępów? Tam Bóg, przedłożywszy przed oczy kary grzeszników i nagrody sprawiedliwych, zacznie od rodzaju ludzkiego wzbudzonego z łona ziemi i starożytnego pyłu, w obecności – jako świadka – sumienia indywidualnego, zdania sprawy z życia.

Bardziej sprawiedliwy niż miłosierny, zacznie z surowością sędziego oskarżać winnych wzgardy miłosierdzia i mówić: „Uczyniłem cię człowieku moimi rękami z prochu; ziemskim członkom wlałem ducha; zechciałem ci udzielić obrazu i podobieństwa naszego i umieściłem wśród słodyczy raju. Ty natomiast gardząc życiodajnymi przykazaniami, wolałeś pójść za zwodzicielem niż za Panem.

Pominę jednak to, co dawne. Poruszony później miłosierdziem, gdy wypędzony z raju byłeś trzymany prawem grzechu w więzach śmierci, wszedłem do dziewiczego łona, by [zostać] zrodzonym bez szkody dla dziewictwa; leżałem położony w żłóbku i owinięty w pieluchy; znosiłem obelgi dzieciństwa i bóle ludzkie, przez które stałem się podobny tobie po to mianowicie, by ciebie uczynić podobnym do mnie; przyjąłem policzkowanie i opluwanie naigrawających się; piłem ocet z żółcią. Aby ciebie wyrwać śmierci, [byłem] chłostany biczami, koronowany cierniami, przybity do krzyża, przeorany raną, a moją duszę wydałem na katusze. Oto ślady gwoździ, którymi przybity wisiałem. Oto bok przeorany ranami. Przyjąłem twoje cierpienia, aby ci dać moją chwałę. Przyjąłem twoją śmierć, abyś żył na wieki. Leżałem złożony w grobie, abyś królował w niebie.

Dlaczego straciłeś to, co ci przyniosłem? Dlaczego niewdzięczniku, odrzuciłeś dary twego odkupienia? Nie skarżę ci się na moją śmierć. Oddaj mi twoje życie, za które dałem moje. Oddaj mi życie twoje, które zabijasz nieustannie ranami grzechów. Dlaczego splamiłeś brudami wyuzdania mieszkanie, które w tobie uświęciłem? Dlaczego splamiłeś już moje ciało ohydą pokus? Dlaczego Mnie udręczyłeś bardziej krzyżem twoich występków, niż tym, na którym zawisłem?

Cięższy dla Mnie jest krzyż twoich grzechów, na którym wbrew woli wiszę, niż ów, na który wstąpiłem litując się nad tobą i chcąc zabić twoją śmierć. Gdy byłem niezmienny, stałem się dla ciebie człowiekiem. Gdy byłem niecierpiętliwy, zechciałem dla ciebie cierpieć.

Ale ty wzgardziłeś Bogiem w człowieku, zbawieniem w słabym, łaską w sędzi, życiem [wiszącym] na krzyżu, lekarstwem w mękach. A ponieważ po całym złu [popełnionym przez] ciebie nie chciałeś sięgnąć po lekarstwo pokuty, nie zasłużysz na uwolnienie od złego wyroku, ale usłyszysz z tobie podobnymi: „Odstąpcie ode mnie przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom”. Z tym zstąpisz w wieczny ogień gehenny, który zniewolony przez słodkie sieci i dobrymi kłamstwami twojego życia przedłożyłeś nade Mnie.”

Św. Cezary z Arles, Ojcowie żywi, t. 17, WAM, Kraków 2002, s. 125-127.

http://www.pch24.pl/bog-zapyta--dlaczego-odrzuciles-dary-odkupienia-,397...
***

św. Cezary z Arles (†542) | Święci nauczają jak zbliżyć się do Boga



avatar użytkownika intix

8. LITANIA NA ADWENT /do prywatnego odmawiania/

Kyrie, elejson. Chryste, elejson. Kyrie, elejson.
Chryste, usłysz nas.
Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z Nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.

Jezu, Słowo Przedwiecznego Ojca, przez które wszystko się stało, zmiłuj się nad nami.
Jezu, Odwieczne Słowo, które w czasie Ciałem się stało, zmiłuj się nad nami.
Jezu, Mesjaszu obiecany w dawnym Przymierzu, zmiłuj się nad nami.
Jezu, Mesjaszu obiecany przez proroctwa i oznajmiony przez Aniołów, zmiłuj się nad nami.
Jezu, upragniony przez narody, zmiłuj się nad nami.
Jezu, Zbawicielu wysłany na ten świat przez Ojca, zmiłuj się nad nami.
Jezu, Zbawicielu oznajmiony przez Ducha Świętego, zmiłuj się nad nami.
Jezu, Synu Maryi Panny, zmiłuj się nad nami.
Jezu, który stając się człowiekiem, uczyniłeś nas uczestnikami Boskiej natury, zmiłuj się nad nami.
Jezu, nasze Zbawienie i Nadziejo, zmiłuj się nad nami.
Jezu, nasz Emmanuelu, czyli Boże nasz z nami, zmiłuj się nad nami.

Bądź nam miłościw, przepuść nam, Jezu.
Bądź nam miłościw, wysłuchaj nas, Jezu.

Od wszelkiego złego, wybaw nas, Jezu.
Od wszelkich grzechów, wybaw nas, Jezu.
Od zatwardziałego i fałszywego serca, wybaw nas, Jezu.
Od wszelkich złych nałogów, wybaw nas, Jezu.
Od wszelkiej złości, wybaw nas, Jezu.
Od złej śmierci i potępienia, wybaw nas, Jezu.
Przez Twoje Święte Przyjście, wybaw nas, Jezu.
Przez Świętą Tajemnicę Wcielenia Twego, wybaw nas, Jezu.
Przez Twoje Niepokalane Poczęcie, wybaw nas, Jezu.
W dzień sądu, wybaw nas, Jezu.

My grzeszni, prosimy Cię, wysłuchaj nas, Jezu.
Abyś nas zechciał uwolnić od naszych grzechów, wysłuchaj nas, Jezu.
Abyś zechciał przygotować w nas godne dla Ciebie mieszkanie, wysłuchaj nas, Jezu.
Abyśmy zawsze mogli się cieszyć jedynie w Tobie, wysłuchaj nas, Jezu.
Abyś nas zechciał zawsze bronić i osłaniać ramieniem Twojej mocy, wysłuchaj nas, Jezu.
Abyś nas uczynił współdziedzicami Twojego Królestwa, wysłuchaj nas, Jezu.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

Niebiosa, spuśćcie Sprawiedliwego jak rosę.
Niech jak deszcz spłynie z obłoków.

Módlmy się:
Boże, Ty widzisz, z jaką wiarą oczekujemy Świąt Narodzenia Pańskiego, spraw, abyśmy przygotowali nasze serca i z radością mogli obchodzić Wielką Tajemnicę naszego Zbawienia.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

_______________________________________
/Tekst za: 100 Litanii. Ks. J.L. Kontkowski SJ /

avatar użytkownika intix

9. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Bóg objawił się tym, którzy są jak małe dzieci

Wtorek, 1 grudnia 2015 roku
Łukasz 10,21-24

W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić". Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: "Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli".


Jezus odrzucony przez ludzi w Galilei, zwraca się do Ojca. W Nim ma oparcie. Nie jest sam w tym, czego doświadcza. W jaki sposób można inaczej nazwać mądrych i roztropnych? To ludzie błyskotliwi i wykształceni. Dlaczego Jezus wysławia Ojca za to, że nie objawia ludziom mądrym i roztropnym swoje przesłanie? Dlatego, że oni są duchowymi bogaczami, wewnętrznie zaślepionymi kontemplowaniem samych siebie. To oni odrzucili nauczanie Jezusa: faryzeusze i uczeni w Piśmie, elita intelektualna Izraela.

Jakie rzeczy odrzucają mądrzy i roztropni, o których mówi Chrystus? Nie przyjmują Objawienia. Tymczasem, to Jezus objawia Boga. On przynosi Objawienie, nie zaś Prawo, którego trzymają się mądrzy i roztropni (faryeusze i uczeni w Piśmie). Objawienie Jezusa zawiera się w Jego Osobie, w Jego słowach i czynach.

Kim są prostaczkowie? Ludźmi ubogimi duchem. W kim Bóg ma upodobanie? W zwykłych ludziach: prostych, prostolinijnych, uczciwych, prawdziwych. Dlaczego im Bóg pokazuje swoje dzieła? Ponieważ dla nich punktem odniesienia w całym życiu jest bojaźń Boża. Oni są ludźmi wewnętrznie otwartymi, zdolnymi przyjąć Boże pouczenie. Chcą, aby Jezus się nimi zajął i ich pouczył, poprowadził, wyjaśnił. W prostocie dokonuje się przyjęcie z zaufaniem tego, co mówi Pan.

Przyjmując to, co mówi Jezus, tym samym przyjmują Jego miłosierdzie, Jego łaskę. Następnie przekazują dalej to, co otrzymali, czego się nauczyli. Ludzie prości służą tym, co otrzymali. Natomiast bogaci zawłaszczają to, co otrzymali, aby wynosić się nad innych z racji tego, co zrozumieli, w jaki sposób „sami doszli” do osiągnięcia swojej wiedzy i mądrości. Człowiek będący duchowym bogaczem bardzo wiele czasu poświęca na modlitwę i czytanie Pisma Świętego. Jego wiedza jednak służy mu do tego, aby wykazać innym jak są głupi, nie pojmujący słowa Bożego, nie posiadający wiedzy z racji swoich ograniczeń. Jego wiedza służy do tworzenia argumentów przeciwko tym, którzy nie posiadali odpowiednich umiejętności, pozycji społecznej, czasu na to, aby ją zdobyć. Zatem Ci, którzy wykorzystywali wiedzę aby atakować, poniżać, upokarzać innych, nazywając ich głupcami, Jezus nazywa w tym głoszeniu Ewangelii „mądrymi i roztropnymi”.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
oraz rozważania:

Promować SKARB WIARY


avatar użytkownika intix

10. Bp dr Tihamér Tóth:

Dlaczego musimy głębiej poznać prawdy wiary?

Dlaczego jest rzeczą tak doniosłą, by głębiej poznać wiarę? – mógłby ktoś spytać. Czy to bezpiecznie badać i studiować wiarę?

Wierzę! Jestem chrześcijaninem – katolikiem, jak moi przodkowie. Matka nauczyła mnie „Wierzę w Boga”, z pietyzmem zachowuję ten miły spadek po rodzicach. Pamiętam tę modlitwę i czasami odmawiam ją… ale może lepiej… nie zagłębiać się w szczegóły. Boję się! Boję się, czy nie zawali się cały gmach mojej wiary, jeśli gruntownie ją zanalizuję. Stare meble odziedziczone po przodkach przechowujemy troskliwie w pokojach, ale nikomu nie przyjdzie na myśl, by je używać. […]

Dlaczego musimy lepiej poznać prawdy wiary?

A) Najpierw dlatego, żebyśmy wiarę odziedziczoną po rodzicach nie uważali za niepotrzebny ciężar, za starożytny mebel… Niestety dla wielu ludzi tylko taką wartość przedstawia religia! Wiarę, którą odziedziczyliśmy po przodkach, musimy własną pracą przekształcić i uczynić naszą świadomą własnością, wziąć w posiadanie. Nie tylko dlatego jestem katolikiem, że był nim mój ojciec, że moi przodkowie dziewięćset lat byli katolikami, ale i dlatego, że znam prawdy swej wiary, wiem, że i dziś są one pewne, prawdziwe, piękne, jestem dumny z katolicyzmu!

Czy dziś możemy zostać przy dawnym „Wierzę”? Czy nie jest to przestarzałe? Czy nie potrzebuje reformy? Czy nie grozi mu zagłada?

Tego rodzaju myśli budzą się w każdym inteligentnym człowieku, który patrzy na rozwój ludzkości i tych wątpliwości nie wolno nam zostawić bez odpowiedzi!

Powstaje pytanie: Czy możemy być jeszcze chrześcijanami? Odpowiada samo życie. […] Nie tylko, że „możemy być”, ale musimy być chrześcijanami. Albo będziemy chrześcijanami i to nie tylko w wierze, ale i w życiu, albo przestaniemy być ludźmi! Albo chrześcijaństwo – ale zwierzęce, krwią zbroczone życie! Albo chrześcijaństwo – albo dom wariatów! Albo chrześcijaństwo – albo żony trucizną zgładzą swoich mężów! Albo chrześcijaństwo – albo jawna rozpusta! Albo chrześcijaństwo – albo dziecko podniesie mściwą rękę na rodziców!

Czy nie potrzeba zmienić wiary ojców? Nie! Chrześcijaństwo i dziś potrafi zadowolić potrzeby duchowe każdego człowieka. Zewnętrzne formy życiowe ulegają zmianom, ale nie zmieniła się dusza ludzka. Dawniej ludzie, wybierając się w dalszą drogę, robili znak krzyża; i dzisiaj są lotnicy, którzy przed startem żegnają się krzyżem świętym, są przemysłowcy, którzy biorą udział w Mszy świętej, jak niegdyś ich rodzice, tylko ta różnica, że jadą do kościoła samochodem, gdy tamci szli piechotą. Są pisarze, którzy pragną umierać w habicie, jak św. Franciszek z Asyżu […].

B) Pytacie, dlaczego mam znać swoją wiarę, posłuchajcie. Dlatego, bo moja wiara nie może być starym gratem, przechowywanym z pietyzmem, którego nie wolno tknąć z obawy, by się nie rozleciał. Powinienem swoją wiarę znać dobrze i dokładnie, nie wolno pomijać trudności i wątpliwości, moja wiara powinna się oprzeć wszelkiej krytyce, jak twarda opoka… Dlaczego?… Dlatego, że moja wiara wymaga ode mnie bardzo wielkiej, olbrzymiej ofiary! Wymaga upokorzenia się umysłu wobec boskich prawd, wymaga ukorzenia się woli wobec praw Bożych, a to jest możliwe jedynie wówczas, jeśli jestem przekonany, że wszystkie zdania „Wierzę w Boga” są czystą, świętą prawdą.

Naszej religii nie wystarcza, jeśli tylko odmawiamy „Wierzę”, ale nie wyciągamy zeń poważnych wniosków. Nasza wiara wtrąca się do naszego codziennego życia, wtrąca się do naszych powszednich obowiązków, swoimi – często trudnymi i ostrymi wskazaniami – reguluje nasze życie. Wiara moja jest ze mną nie tylko w kościele, kiedy się modlę w cichości duszy, ale jest ze mną przy biurku, za pulpitem, w sklepie, przy umowach handlowych, w kuchni, wśród zabawy i przyjemności, wkracza w największe tajniki życia rodzinnego, wtrąca się do wszystkiego, wszystko reguluje.

A czy ktokolwiek potrafi zachować surowe przykazania wiary, jeśli wpierw nie przekona się o ich słuszności, jeśli nie będzie pewny, że wiara ma prawo wymagać od niego tych wszystkich rzeczy? Mając bojaźliwą, niepewną i chwiejną wiarę, nie można sprostać twardym wymaganiom chrześcijańskiej moralności. […]

Można się uskarżać na obecne stosunki, ale słusznie można się także radować. Można się skarżyć, że w ostatnich stuleciach wielu ludzi porzuciło wiarę ojców, ale można się również radować, że tak wielu jest dzisiaj, którzy ją poznali i pokochali. Można się smucić, że nowoczesnym poganom nie przyświeca już słońce chrześcijaństwa, ale można się radować, że wiara chrześcijańska – tak pod względem kultury, moralności, jak i zalet wychowawczych – do dziś nie ma równej sobie, że zachowała dla ludzkości skarby cenniejsze od wszystkich drogich kamieni, które bez chrześcijaństwa zginęłyby niechybnie, jak np. małżeństwo, rodzina, życie dzieci, prawo własności, autorytet, uczciwość i karność.

Pomimo, że otaczający mnie świat sprzeciwia się wierze moich ojców, jednak wytrwam przy niej!

Warczy samolot… trąbi samochód… słychać sygnały radjowe — otacza mnie nowy świat, a ja podnoszę czoło i wołam: Credo! Wierzę, wierzę, wierzę! Amen.

Bp dr Tihamer Toth, Wierzę w Boga, Kraków 1934, s. 5-8.

http://www.pch24.pl/dlaczego-musimy-glebiej-poznac-prawdy-wiary-,39636,i...
***
Czytaj też:

Bp dr Tihamér Tóth: Kult świętych ożywia nasze życie religijne

***
Gorąco zachęcam też do wysłuchania...

Ks. Jacek Bałemba: "Zachować wiarę" - wykład i dyskusja.

***
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich, do których to Pozdrowienie dotrze...
Szczęść Boże...
Czuwajmy...

avatar użytkownika intix

11. Adwent...

Internetowe Rekolekcje Adwentowe 2015, ks. Artur Ważny - cz.1 Efez (video)
(także w wersji dla osób niesłyszących)
***
W odniesieniu do przekazau zawartego w tej części Rekolekcji, w długie adwentowe wieczory zapraszam też do wpisu:
Źródło...


avatar użytkownika intix

12. Po upadku człowieka grzesznego


https://youtu.be/LPneUlTRF10

Po upadku człowieka grzesznego użalił się Pan stworzenia swego, zesłał na świat Archanioła cnego.
Idź do Panny, imię jej Maryja, spraw poselstwo: Zdrowaś łaski pełna, Pan jest z Tobą, nie bądźże troskliwa.
Panna na ten czas Psałterz czytała, gdy pozdrowienie to usłyszała, na słowa się anielskie zdumiała.
Archanioł, widząc Pannę troskliwą, jął ją cieszyć mową łagodliwą: Panno nie lękaj się, Pan jest z Tobą.
Nalazłaś łaskę u Pana swego, Ty się masz stać Matką Syna Jego, ta jest wola Boga wszechmocnego.
A będzie Mu dano imię Jezus, Ten będzie Zbawicielem wszystkich dusz, raczysz, miła Panno, przyzwolić już?
Panna, aczkolwiek była troskliwa, ale widząc, że to wola Boża, rzekła: Pańska służebnicam ci ja.
Aczem ja wielce pragnęła tego, bym mogła być sługą Matki Jego, stańże mi się wedle słowa twego.
Jak prędko te słowa wymówiła, wnet Pana w żywocie swym poczęła, a tam Bogu cześć i chwałę dała.
O Panno, gdyżeś takowej mocy, wołamy k'Tobie we dnie i w nocy, raczże nam być grzesznym ku pomocy.
Byśmy, Panno, przez Twe przyczynienie mieli tu swych grzechów odpuszczenie, a potem wiekuiste zbawienie.

avatar użytkownika intix

13. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Jedli wszyscy do sytości

Środa, 2 grudnia 2015 roku
Mateusz 15,29-37


Stamtąd podążył Jezus dalej i przyszedł nad Jezioro Galilejskie. Wszedł na górę i tam siedział. I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając z sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił. Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela. Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: «Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze». Na to rzekli Mu uczniowie: «Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba żeby nakarmić takie mnóstwo?» Jezus zapytał ich: «Ile macie chlebów?» Odpowiedzieli: «Siedem i parę rybek». Polecił ludowi usiąść na ziemi; wziął siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów.


Idąc do Boga, trzeba brać ze sobą tych, którzy są chorzy a właściwie tę część swojego życia, która jest chora. Ci zdrowi, objawiają swoją niezwykłą wrażliwość i wiarę, skoro prowadzą, czy przynoszą osoby bezsilne, przytłoczone kalectwem, nie będące w stanie sobie pomóc. Ta część, która jest we mnie zdrowa, winna zająć się tą, która jest chora. Wiara nasza wobec Chrystusa objawia się w tym, że to, co zdrowe i to, co chore, staje przed Nim na równi.

Trudno jest poczuć smak chleba, smak tego, co daje Bóg, nie będąc wcześniej przez Niego uzdrowionym. Potrzebne jest nam zdumienie się Bogiem, które przychodzi z doświadczonego na sobie uzdrowienia. Zdumienie i uwielbienie sprawiają, że pragnienia nasze podążają za "Chlebem, który z nieba zstąpił".

Jezus przyszedł sam na górę. Nie musi mi ciągle ktoś towarzyszyć, ani ja nie muszę ciągle o kimś myśleć. Samotność jest sposobem na odpoczynek. Samotność, na którą się godzę, a nie z którą próbuję toczyć boje. Jest czas, który powinniśmy przeżywać bez obecności innych – w sensie rozmawiania, a nawet komunikowania się w myślach. Ten, który uczynił wysiłek ("wszedł na górę"), jest tym, do którego inni znajdą drogę. Kto znajduje drogę do Pana? Ludzie chorzy, niesprawni, mający problem z widzeniem, z mówieniem? To jest zaskakujące, że potrzebujący są tymi, którzy nie przychodzą sami do Jezusa. Jeśli mam problem: z widzeniem, z mówieniem, jestem poraniony w uczuciach, to zawsze ktoś mną się interesuje. Albo wzbudzam litość, albo serdeczne współczucie i chęć pomocy, lub też uczucia złości i rozdrażnienia.

Ludzie z problemami, a takich nie brakuje, gromadzą przy sobie tych "zdrowych". Sami nie są w stanie pomóc. Potrzebują człowieka. "Panie, nie mam człowieka". To jest pierwszy etap. Drugi jest ten: człowiek, to stanowczo za mało. Potrzebuję Boga. Nie wolno zatrzymać się na pierwszym etapie, niejako konsumując obecność człowieka w moim życiu, w mojej bliskości. Człowiek jest dla mnie etapem na drodze do Jezusa, a nie celem. "Do dalszego, do wyżej będącego celu, jestem wezwany".

Najpierw byli chorzy. A teraz okazuje się, że są jeszcze głodni. Uzdrowienie, a potem zdumienie Bogiem i wielbienie Go, wprowadza człowieka w głód Boga. Gdy jesteśmy w bardzo poranieni, doznający tego, co nazywamy chorym myśleniem i chorym przeżywaniem wielu spraw, możemy nie odczuwać głodu Boga. Człowiek poraniony częściej myśli o człowieku, o sprawiedliwości, którą chciałby komuś wymierzyć, o żalu, niż o uzdrowieniu. Za uzdrowieniem myśli i uczuć, przychodzi głód duchowy, głód Jezusa. Jego słowa, modlitwy, całkowitej zależności od Niego. Jezus daje więcej, niż oni oczekiwali, niż my się spodziewamy.

Zobaczmy: aby odczuć głód Boga, potrzeba: bycia zranionym, chorym, przetrąconym, potrzeba przyciągnięcia innych do siebie. Nie zatrzymywania się na człowieku, gdy on już jest blisko mnie. Potrzeba wiedzieć, o co mi chodzi, choćby to było bardzo trudne rozwiązanie. Potrzebna jest samotność i znalezienie się ze swoją biedą, u stóp Pana. "Położyli ich u nóg Jego". Pozwolić się innym prowadzić. Niezwykła droga, przejście: od choroby – do zaspokojenia głodu. Czekali na chleb. Jezus dał im więcej.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
oraz rozważania:

Jezus fascynuje cudami – najbardziej Eucharystią!


avatar użytkownika intix

14. Adwent - radosne oczekiwanie czy "czas zakazany"?

adwent przymierze z maryją






Drodzy w Chrystusie Panu!

Przeżywamy Adwent... Ileż ten okres budzi skojarzeń. Czekanie na pierwszy śnieg, zakupy kolorowych cukierków czy innych łakoci, z myślą o przystrojeniu nimi choinki. Oczywiście, koniecznie dopiero do południa w Wigilię Bożego Narodzenia...

Jednak to, co jest w Adwencie najpiękniejsze, to roraty. Pozwólcie, moi Drodzy, na kilka osobistych wspomnień. W mojej rodzinnej parafii Msze Święte roratnie odprawiano w niedziele o szóstej rano, a w dni powszednie o siedemnastej. Przed każdymi roratami śpiewane były Godzinki ku czci Matki Bożej. Wysoko, na tabernakulum stała świeca roratnia, przepasana białą wstążką, a jej blask odbijał się w pozłacanej szacie naszej Matki Bożej zwanej – od nazwy miejscowości – Strzelecką.

Ambicją naszą, uczniów szkoły podstawowej, było nie opuścić ani jednych rorat. Na religii ksiądz proboszcz prosił nas o zrobienie listy adwentowych wyrzeczeń. Były to naprawdę drobne postanowienia, ale dla nas wtedy bardzo ważne, bo miały w naszych sercach przygotować mieszkanie dla nowo narodzonego Dzieciątka, żeby nie było Mu tam zimno, jak niegdyś w betlejemskiej stajni. Nikomu nie przyszło do głowy, ani młodzieży, ani dorosłym, żeby w tym czasie urządzać jakieś zabawy, huczne imieniny czy coś podobnego. To był przecież swego rodzaju czas wyrzeczenia, trochę jak w Wielkim Poście.

Od tego czasu upłynęło już kilka dziesiątek lat. Jakże bardzo zmienił się czas, który poprzedza Boże Narodzenie. Oczywiście, wszyscy wiecie o czym mówię: o nachalnych, prymitywnych reklamach, które nas atakują już od połowy listopada. Kolędy rozbrzmiewające w centrach handlowych zaraz po Wszystkich Świętych… Trudno w takiej atmosferze mówić o czasie oczekiwania na Kogoś Jedynego. Mam wrażenie, że wielu ludzi oczekuje tylko na nowe prezenty, możliwość dodatkowych zakupów, żeby w święta cieszyć się prezentami, jeść, dopóki starczy sił i wreszcie się ­wyspać.

Kto dziś mówi o wyrzeczeniach? Ci, którzy chętnie zorganizują w Adwencie nawet dyskotekę czy zabawę np. z okazji tak zwanych „mikołajek” (któż wie, co to takiego te „mikołajki”?) tłumaczą się przewrotnie, że przecież słyszeli, jak w kościele ksiądz mówił, że Adwent to nie czas wyrzeczeń, ale okres „radosnego oczekiwania na przyjście Pana”.

Przyznam się, że dla mnie jest to trochę niezrozumiałe. Jeżeli czekam na kogoś, to liczę dni do jego przybycia, nie mogę się zachowywać tak, jak by ten ktoś już przybył. Ponadto, człowiek czekający naprawdę i szczerze nie szuka ciągle rozrywek, nie biega za hałasem i zakupami, bo nie ma na to ochoty. Jego myśli wypełnia tęsknota za tym, kogo oczekuje. Sami na pewno przeżyliśmy oczekiwanie, więc wiemy, że liczy się wtedy dni, godziny… O ile Adwent jest okresem „radosnego” oczekiwania, to o zupełnie inną radość tu chodzi. Nie taką, jaką zapewniają nam „imprezy” i różne domy handlowe. Tu chodzi o radość, że Ktoś wyjątkowy nadchodzi. W przypadku Adwentu tym Kimś jest Boże Dzieciątko. Jakże można czekać na Jego narodzenie, kiedy się jest zanurzonym w hałasie i bieganinie aż do samych świąt? Wtedy najprawdopodobniej nie zdążymy się zatrzymać i nie zauważymy Jego cichego przyjścia w święta do naszych rodzin i serc.

Tymczasem w Adwencie chodzi o radość z tego, że Pan jest blisko. Im bliżej jest On w tajemnicy Swojego narodzenia, tym większą radość niesie nam każdy dzień oczekiwania, ale pod warunkiem, że wśród codziennych zajęć stać nas będzie na wyciszenie się choćby na chwilę. Ta radość wzrasta w nas razem z oczekiwaniem, aby dosięgnąć swojego najwyższego punktu w noc Bożego Narodzenia, kiedy w czasie pasterki znowu zaśpiewamy, głosząc całemu światu, że Bóg się rodzi...

Czy Adwent jest czasem „zakazanym” i okresem pokuty? Dla katolików odpowiedzialnych i świadomych na pewno tak. Czas zakazany jest bowiem po to, byśmy zdobyli się na wyciszenie, zadumę. Dzięki temu zakazowi hucznych zabaw, a w przypadku świadomych i szczerych katolików także dobrowolnej rezygnacji ze słuchania muzyki, oglądania telewizji, siedzenia przy komputerze, tym nowym „bożku naszych czasów”. Jeżeli nawet nie rezygnacja, to przynajmniej ograniczenia. Zyskamy wtedy cenny czas na głębszą modlitwę, na pójście na roraty czy przeczytanie Pisma Świętego. Oczywiście, zawsze nieoceniona będzie „jałmużna”, a więc pomoc bliźniemu w jakiejkolwiek postaci.

Kochani Przyjaciele i Dzieci Fatimskiej Pani. Dziś, gdy świat wokół nas zdaje się nie myśleć o niczym więcej, jak tylko o kupowaniu, jedzeniu i użyciu, zechciejmy właśnie przez dobrowolne wyrzeczenia przygotować duchowe posłanie dla Dzieciątka Jezus. Coraz więcej jest takich, którzy zamykają przed nim drzwi swoich serc, jak niegdyś mieszkańcy Betlejem. My otwórzmy je szeroko, przyozdóbmy drobnymi wyrzeczeniami i dobrymi uczynkami. Wtedy Dziecię Jezus narodzi się w naszym sercu i będzie naszym najmilszym Gościem, a my naprawdę przeżyjemy radosne święta Bożego Narodzenia.

Ks. Adam Martyna
http://www.piotrskarga.pl/nie-bylo-miejsca-dla-ciebie---,10388,0,p.html
***
Czytaj też:

Tradycje adwentowe – remedium na komercjalizację Świąt


avatar użytkownika intix

15. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Słuchać i wypełnić słowa Pana

Czwartek, 3 grudnia 2015 roku
ŚW. FRANCISZKA KSAWEREGO

Mateusz 7,21.24-27


Nie każdy, który Mi mówi: "Panie, Panie!", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki».


Trzeba uważnie słuchać, a słuchając, szukać tego co jest prawdziwe. Ze słuchania i poznania prawdy rodzi się pragnienie odpowiedzi na usłyszane słowa. Ten, kto słucha ma czas i miejsce, gdzie się odnajduje ludzi, którzy stają się jego przyjaciółmi, oparciem, a nawet domem. Na tych budujemy, których słuchamy. Taki pokój i taka radość jest nam dana, jakimi są wewnętrznie ci, których słuchamy.

Słuchanie Boga daje trwałe oparcie dla życia człowieka, pewność, że uczę się dróg mądrości. Co oznacza – budować na skale? "Panie, ostojo moja i twierdzo, mój wybawicielu! Boże mój, skało moja, na którą się chronię". "Ty bowiem jesteś moją skałą i twierdzą". Izajasz mówi, że biada tym, którzy odeszli od Boga swego ocalenia i przestali myśleć o skale swego ocalenia. Skała jest symbolem niewzruszoności, prawdziwej wiary. Może też oznaczać trwanie i stałość życia.

Budować na skale, to budować na Panu, mieć zaufanie do Jego potęgi, troski, że wie On, co robi ze mną i z moim życie. Jaki jest Jezus, skoro na nim powinniśmy budować? Mądry, roztropny, łagodny, jest Prawdą.

Dlaczego warto być właśnie takim, uczącym się tej drogi, tak przeżywającym swoje życie? Otóż deszcz, wezbrane potoki, wichry – to siły natury. Co jakiś czas namiętności, żądze ogarniają człowieka w jego ciele, myślach, uczuciach. One wzbierają, one niekiedy bardzo niepokoją. Potrzeba zatem wiedzieć, że tak musi być dla naszego wydoskonalenia się w wierze.

Doświadczanie przeciwieństw na drodze wiary, jest drogą do mocnej wiary. Mądry patrzy na wszystko z dystansem, rozumnie, wiedząc, że tak, jak gwałtowność się pojawiła, tak i odejdzie. W tym czasie nie należy poddawać się zniechęceniu, nie oskarżać siebie, lecz widzieć w tej próbie obecność kochającego Ojca, który ćwiczy, gdyż kocha. "Przez wiele ucisków, trzeba nam wejść do Królestwa Bożego". Nie wchodzić do potoku, gdy on jest wezbrany, nie próbować go przechodzić. Nie usiłować walczyć z wichrem, lecz zwrócić się do Pana, pamiętając, że On wie, czego mi potrzeba wpierw, zanim Go poproszę. Mądrość, roztropność, łagodność, myślenie i patrzenie w Prawdzie, czyli w wierze – chroni przed uleganiem żywiołom, obecnym w nas, a także w tych, z którymi żyjemy.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika gość z drogi

16. Dobrego,nowego Dnia :)

Droga @Intix
Dobrego Tobie i Blogmedia24.pl

gość z drogi

avatar użytkownika intix

17. Dziękuję, Zofio...:)

Pozdrawiam serdecznie Ciebie... i Wszystkich obecnych na Blogmedia...

Szczęść Boże...


avatar użytkownika intix

18. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Wierzycie, że mogę to uczynić?

Piątek, 4 grudnia 2015 roku
Św. Barbary

Mateusz 9,27-31


Gdy Jezus odchodził stamtąd, szli za Nim dwaj niewidomi którzy wołali głośno: «Ulituj się nad nami, Synu Dawida!» Gdy wszedł do domu niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: «Wierzycie, że mogę to uczynić?» Oni odpowiedzieli Mu: «Tak, Panie!» Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: «Według wiary waszej niech wam się stanie!» I otworzyły się ich oczy, a Jezus surowo im przykazał: «Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie!» Oni jednak, skoro tylko wyszli, roznieśli wieść o Nim po całej tamtejszej okolicy.


Człowiek chce widzieć. Dramatem jest utrata wzroku. Jest to jakiś sposób nieuczestniczenia w życiu innych, brak komunikacji zarówno ze światem, jak i z ludźmi. Brak wzroku jest jakiś zubożeniem człowieka, szczególnie jego przeżyć estetycznych prowadzących do braku pogłębionych odczuć, wrażeń, spostrzeżeń. Gdy słabnie nasza wiara tracimy wzrok, a to oznacza, że nie widzimy już ludzi i świata jako rzeczywistości pięknej, dającej poczucie bezpieczeństwa, budzącej zaufanie. Tracąc wzrok doświadczamy, że wszystko wokół budzi w nas lęk, postrzegamy zagrożenie tam, gdzie wcześniej go nie odczuwaliśmy. Potrzebujemy większego zaangażowania w rozumienie tego, co jest proste. Dlaczego? Ponieważ określona rzeczywistość przestała być już dla nas prosta, jasna, zrozumiała, bliska.

Uzdrowienie wzroku poprzedza wyznanie wiary. Każdy, kto wyznaje wiarę, doświadcza cudu otwarcia oczu. Jest to znak nadejścia Królestwa Bożego. Na tyle na ile wierzymy, na tyle dzieją się cuda w naszym życiu. Jezus uzdrawia według miary naszego zaufania Jemu. Czasem wyrażamy swoją skargę wobec Jezusa, że nas nie wysłuchuje. Być może przyczyna takiego stanu leży w tym, że prosząc, nie wierzymy Bogu, że On może to uczynić. Dlatego zawsze konieczną jest modlitwa: „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu” (Mk 9,24).

Kiedy zaczynamy się bać? Kiedy dochodzi do osłabienia w nas wiary. Zobaczmy, jak ciężko się żyje z ludźmi, do których utraciliśmy zaufanie. Nie widzimy ich jako przyjaciół, lecz wrogów, przed którymi wszystko powinniśmy ukrywać, zarówno uczucia, poglądy jak i nasze zamiary. W taki sposób zaczynamy również postrzegać Boga. To jest niewidzenie. Nie widzimy Go bowiem takim, jakim naprawdę jest: dobry, miłosierny, kochający, przebaczający. Nawet wtedy, kiedy Bóg daje dobro prowadzące do naszego uzdrowienia, nie widząc, czyli nie mając wiary, nie przyjmujemy daru. Szarpiemy się sami ze sobą uznając, że prosimy, a Bóg nam nie chce udzielić tego, czego tak bardzo potrzebujemy. Kiedy jest w nas wiara mocna, prawdziwa, wszystko nabiera sensu, mamy w sobie wiele odwagi, wewnętrznego światła.

Dlaczego Jezus zobowiązuje uzdrowionych do milczenia o tym, czego doświadczyli? Nie chciał On, aby Mesjasz był kojarzony wyłącznie z działaniem pełnym mocy, gdzie nie byłoby miejsca na cierpienie i krzyż. Niechęć uczonych w Piśmie i faryzeuszów wobec Jezusa była ogromna. Mówienie o cudach, które zdziałał powodowało, że oni nie byli w stanie słuchać Jego nauki, ponieważ barierą oddzielającą ich od niej były ich złe emocje. Złość, nienawiść, zazdrość, poczucie zagrożenia są przeszkodą utrudniającą rozumienie tego, co mówi Jezus. Czasem, jak się wydaje, korzystniejsze będzie nie mówienie o swoich osobistych sukcesach, osiągnięciach, ponieważ osoby przeniknięte kompleksami, poczuciem bycia gorszymi, mające za sobą wiele przykrych doświadczeń, mogą w sobie odczuć siłę zawiści, zazdrości. Nie tylko ona jest ich w stanie niszczyć, ale i tych, którzy cieszą się błogosławieństwem Pana. Stosowanie umiaru we wszystkim jest mądrą zasadą.

Jezusowi nie chodziło o taki rozgłos. Istotą Jego misji była śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie, które prowadziło do zbawienia wszystkich ludzi. Najpierw przyjmowali Chrystusa silnego, potężnego w słowie i czynie. Za czas jakiś Go odrzucili, ponieważ był umęczony, upokorzony, ukrzyżowany, słaby. Zgorszyli się Bogiem, który przestał być mocny; stał się słaby dla objawienia swojej miłości.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika intix

19. Apostoł prawdziwie kochający Maryję

Apostoł prawdziwie kochający Maryję

Apostoł całym sercem kochający Maryję otrzyma od Niej dar wymowy, by wzruszyć serca zatwardziałych grzeszników. Wydaje się, że przez miłość dla swej Matki, Jezus zastrzegł dla Niej najtrudniejsze zdobycze w apostolstwie i udziela ich jedynie tym, co żyją w zjednoczeniu z Maryją. Przez Ciebie wygładził wszystkich nieprzyjaciół naszych.

Nigdy prawdziwemu synowi Maryi nie braknie argumentów, sposobów, a nawet świętych forteli, gdy w wypadkach prawie rozpaczliwych przyjdzie mu podtrzymywać słabych i pocieszać niepocieszonych.

Dekret, który do litanii dodał wezwanie: „Matko dobrej rady”, opiera się na tytułach „Skarbnicy łask niebieskich” i „Pocieszycielki strapionych”, na jakie zasługuje Maryja. „Matka dobrej rady” tylko prawdziwym swym wielbicielom wskazuje sekrety, by mogli, jak w Kanie, otrzymać do dzielenia się z innymi wino pociechy i siły.

Ale głównie, gdy trzeba mówić duszom o miłości Boga, wówczas ta Zdobywczyni serc, według wyrażenia św. Bernarda, kładzie w usta swoich czcicieli słowa ogniste, które rozpalają miłość ku Jezusowi, a ta staje się źródłem wszystkich innych cnót.

Jako apostołowie musimy gorąco kochać Tę, którą Pius IX nazywa Dziewicą-kapłanem, której godność przewyższa godność wszystkich kapłanów i biskupów. Miłość ta daje nam prawo nieuważania nigdy sprawy za straconą, jeżeli ją zaczniemy z Maryją i prowadzimy z Nią nadal. Maryja w rzeczy samej jest podstawą i koroną wszystkiego, co dotyczy panowania Boga przez Jej Syna.

Ale nie łudźmy się, że pracujemy z Nią, jeżeli się ograniczamy do stawiania Jej ołtarzy lub śpiewania ku Jej czci pieśni. Ona żąda od nas nabożeństwa, które by nam dawało prawo do przeświadczenia, że żyjemy zawsze z Nią zjednoczeni, że uciekamy się do Jej rady i do Jej pomocy i że nasze prośby do Boga zanosimy za Jej pośrednictwem. Ale najbardziej Maryja żąda, abyśmy naśladowali wszystkie cnoty, jakie w Niej podziwiamy, i abyśmy się zdali bez zastrzeżeń w Jej ręce, żeby Ona nas przyoblekła w swego Boskiego Syna.

Złączeni z Tą, która jest naszą Orędowniczką, Pośredniczką i Pocieszycielką, nigdy nie zejdziemy z prawej drogi, nie pozwolimy, by nasze uczynki były niezgodne z wewnętrznym życiem naszym, by stały się niebezpieczeństwem dla naszych dusz i zmierzały więcej do wywyższenia nas samych niż ku chwale Bożej.

o. Jean-Baptiste Chautard OCist, Życie wewnętrzne duszą apostolstwa, Te Deum, Warszawa 2002, s. 195.
http://www.pch24.pl/apostol-prawdziwie-kochajacy-maryje,3780,i.html
***

Apostołowie czasów ostatecznych 

 Pierwsza sobota miesiąca


avatar użytkownika intix

21. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych,
oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy!


Sobota, 5 grudnia 2015 roku
Mateusz 9,35-10,1.5a.6-8


Tak Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: «Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo». Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości. Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: «Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego! Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: "Bliskie już jest królestwo niebieskie". Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!


Dramatem człowieka, jego chorobą, jest bycie „udręczonym i porzuconym”. Czym jest to spowodowane? Brakiem pasterza, przewodnika. Bólem napełnia udręczenie nie tyle fizyczne, ile psychiczne, moralne i duchowe. Dręczą nas sytuacje na których zmianę najczęściej nie mamy żadnego wpływu. To, co zaczęliśmy, wiemy, że trzeba skończyć. To, czego się podjęliśmy, należy odpowiedzialnie nieść aż do czasu. W naszej udręce nie mając oparcia w dobroci, ludzkiej życzliwości, tracimy chęć do życia, gaśniemy jak świece, którym brakuje tlenu. Odczuwamy ból porzucenia naszej nieważności dla innych.

Wtedy przychodzi Jezus. Pragnie przypomnieć, że On jest. Zwracamy się najczęściej po wsparcie do człowieka, po akceptację, słowo umocnienia. Tymczasem człowiek jest piaskiem na którym budując, możemy poczuć się rozczarowani, udręczeni, porzuceni nie tylko przez człowieka ale i przez Boga. Jednym z najtrudniejszych i najboleśniejszych doświadczeń jest dramat bycia porzuconym przez osobę, której zaufalimy, którą kochaliśmy. Jeśli człowiek nie ma oparcia w Bogu, nie może stać się oparciem, mostem nadziei dla drugiej osoby.

Pasterz jest w człowieku o ile człowiek pozwala prowadzić się pasterzowi. Człowiek noszący w sobie pasterza jest uzdrowieniem dla udręczonych i porzuconych. Jezus przychodzi w tych, którzy pozwolili ulitować się nad sobą, nad ich udręką i porzuceniem. Tam, gdzie jest człowiek udręczony i opuszczony, tam teren do zagospodarowania zarówno przez Boga, jak i przez złego ducha. Stąd władza nad duchami nieczystymi, której Jezus udziela apostołom, będzie chroniła przede wszystkim ich, aby w doświadczeniu udręki i odrzuceniu przez innych, nie zniechęcili się, ani nie załamali w wierze.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika intix

22. Życie wieczne - Kardynał Jorge Medina Estévez

Życie wieczne

Wiele się dzisiaj mówi o życiu. Rozumiane jest ono jednak wyłącznie jako życie biologiczne, intelektualne, kulturalne czy społeczne, lecz rzadko jako życie wieczne. Nawet w środowiskach chrześcijańskich niezbyt otwarcie mówi się o życiu wiecznym. Słuchając choćby mów pogrzebowych wygłaszanych przez chrześcijan, można się czasem zastanawiać, jaką rolę w umyśle mówcy pełni wiara w życie wieczne.

Człowiek prawdziwie przekonany o ist­nieniu życia wiecznego nie może stracić okazji do wypowiedzenia zdecydowanych słów o na­szym ostatecznym przez­naczeniu, zwłaszcza zdając sobie sprawę, że wśród zebranych mogą znajdować się osoby niewierzące w tę prawdę.

Statystyki opracowane na podstawie przeprowadzonych tu i ówdzie sondaży pokazują, że w niektórych środowiskach niepewność co do istnienia innego świata stwierdza wysoki procent badanych. Nawet część katolików wyraża tę niepewność, a nauczanie o życiu wiecznym z pewnością nie ma dla nich takiego znaczenia, jakie byłoby pożądane czy wręcz konieczne. A przecież wciąż mogą być świadkami uroczystości wielkiej wagi podkreślających wiarę w życie wieczne: każda beatyfikacja, każda kanonizacja stanowi wyznanie wiary w życie wieczne. Ich głęboki sens to uwielbienie Boga, którego łaska odniosła zwycięstwo, ponieważ dany człowiek za progiem ziemskiej egzystencji doszedł do prawdziwego Życia – do pełni chrześcijańskiej kondycji.

Pamiętajmy, że naszym prawdziwym życiem jest Chrystus (por. J 1, 4; 11, 25; 14, 6). Pamiętajmy słowa Apostoła: Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk (Flp 1, 21). Pamiętajmy, że Chrystus składa Siebie w Ofierze jako Chleb Życia (por. J 6, 48-58). Pamiętajmy wreszcie, że ceną za nasze życie, za życie w Chrystusie będące oczekiwaniem na życie wieczne, jest drogocenna Krew Niepokalanego Baranka, Chrystusa Jezusa (por. 1 P 1, 18; 1 Kor 6, 20; 7, 23).

A zatem w świetle wiary prawdziwym życiem jest życie w łasce, którego spełnieniem jest życie wieczne. Dla chrześcijanina więc, grzech jest złem nieporównanie gorszym niż śmierć fizyczna – dobrze o tym wiedzieli męczennicy, dobrze o tym wiedział młody uczeń św. Jana Bosko, św. Dominik Savio, mówiąc: Raczej śmierć niż grzech!

Świetnie wiedziała o tym również bł. Laura Vicuña, która w młodziutkim wieku ofiarowała swoje życie po to, by jej matka zrezygnowała z grzesznego związku. Jest to jasne i oczywiste dla każdego, kto zdecydowanie przyjmuje pewność wiary za najwyższe kryterium własnego życia – wiary, której nie można pomylić z intelektualnymi koncepcjami niemającymi przełożenia na konkret; wiary, która prawdziwie przemienia się w życie wiarą, życie w świetle wiary oraz drogę chwały, kiedy wiarę zastąpi pełna światłość niebieskiego Jeruzalem.

Aby żyć po śmierci, żył, aby umrzeć

Wiele lat temu uderzył mnie napis wyryty na nagrobku jakiegoś biskupa umieszczonym w ścianie wspaniałej bazyliki św. Sabiny na Awentynie. Głosi on: Ut mortuus viveret, vixit ut moreretur (Aby żyć po śmierci, żył, aby umrzeć). Czasownik „żyć” występuje tutaj dwukrotnie. Za pierwszym razem odnosi się do życia wiecznego. Jego drugie użycie, dotyczące życia ziemskiego, jest wyraźnie podporządkowane pierwszemu.

Życie doczesne podlega jednak prawu śmierci: jest przejściowe i względne w porównaniu z życiem wiecznym. Nie jest wszystkim, a nawet nie jest celem samo w sobie – prawdziwy sens zyskuje w życiu przyszłym, które się nigdy nie skończy.

Wyjaśnia to bardzo ważną rolę, jaką miało i zawsze mieć będzie dla ucznia Chrystusowego ­rozważanie o śmierci. Nie ma ono bynajmniej na celu siania przerażenia ani tym bardziej służenia za pożywkę dla pogardy względem stworzenia. Przeciwnie – człowiek snuje rozważania o śmierci, aby uczyć się prawdy, unikać pozorów, nie ulegać próżności czy lekkomyślności.

Uczestniczyłem w koronacji papieża Pawła VI. Siedziałem zbyt daleko od ołtarza, by zobaczyć wymowną i poruszającą ceremonię: przed Chrystusowym Namiestnikiem w całym przepychu obrzędu stanął kapłan, który machając płonącą wiązką pakuł przytwierdzoną do srebrnej laski powtarzał słowa: Sanctissime Pater, sic transit gloria mundi! („Ojcze Święty, tak przemija chwała świata”)

W zakrystii bazyliki św. Piotra znajduje się wspaniały grobowiec, arcydzieło z brązu wykonane na zamówienie pewnego kardynała dla jego wuja, papieża. Doczesne szczątki tego człowieka pozostały gdzieś głęboko w Grotach Watykańskich, a grobowiec został przeniesiony do muzeum. Niewątpliwie jest to piękne dzieło sztuki i powinno być przechowywane, ale biedny ten papież, o którego duszy być może niewielu pamięta w swoich modlitwach. Dla tylu ludzi grób jest ważniejszy od człowieka…

My wszyscy również umrzemy. Ten czas jest bliski, z każdym dniem coraz bliższy. Nadejdzie wówczas godzina najwyższej prawdy. Nie bójmy się siostry Śmierci, jak ją nazywał św. Franciszek: jest ona bramą, która otwiera się, aby dopuścić nas do obecności Boga.

Duchowość pielgrzyma

Jesteśmy pielgrzymami. Nasze życie jest podróżą. Nasz pobyt na ziemi jest krótki, dlatego nie wolno nam tracić czasu. Nie wolno nam zatrzymywać się długo na ulicach i placach tego świata. Oczywiście, mamy wiele do zrobienia i musimy robić to dobrze, z wielką odpowiedzialnością, sumiennie, gdyż stanowi to część naszej podróży: prace i odpowiedzialne funkcje są jakby stopniami, na które wchodzimy. Myślę, że terrena despicere et amare caelestia („gardzić tym, co ziemskie, a umiłować rzeczy niebieskie”) nie oznacza pogardy wobec rzeczy tego świata, lecz jest zaproszeniem do patrzenia na nie z góry, czyli z perspektywy wiary i z horyzontu życia wiecznego. Tak przynajmniej mówią współczesne przekłady oryginalnego tekstu łacińskiego.

„Duchowości pielgrzyma” nie można oskarżać o obojętność względem rozwoju rzeczywistości świata. Chrześcijanin właśnie dlatego, że wierzy w życie wieczne traktuje poważnie swoje doczesne sprawy, za które jest odpowiedzialny. Nie istnieje dla niego – i istnieć nie może – przepaść między życiem ziemskim i życiem wiecznym. Istnieje jednolita ciągłość: etap ziemski przeżywa on ze wzrokiem utkwionym w wieczność, w wieczności zaś otrzymuje nagrodę za wierność, z jaką przeżył etap ziemski. Tak więc, ziemskie życie chrześcijanina jest nie tylko rękojmią życia wiecznego, ale już rozpoczętym życiem wiecznym.

Z „duchowością pielgrzyma” walczy wiele pokus. Przede wszystkim pokusa, by zapomnieć o tym, że jesteśmy w podróży. Kto o tym zapomni, może ulec pragnieniu zatrzymania się, jak gdyby mógł zostać na zawsze na postoju w podróży.

Podobno leciwy i schorowany kardynał Mazzarini kazał się oprowadzać po galeriach swojego pałacu w Paryżu, gdzie nagromadził mnóstwo cennych dzieł sztuki. Oglądając te skarby miał powiedzieć: Żal ściska, że trzeba to wszystko zostawić! Słowa te być może da się jakoś usprawiedliwić, ale przecież nie wyrażają one pragnienia życia wiecznego. Jasno widać, iż rzeczy tego świata były dla kardynała bardziej pociągające od rzeczy wiecznych.

Jakże inną postawę wobec śmierci wykazała niespełna trzynastoletnia bł. Laura Vicuña. Świadoma nadchodzącej śmierci, wiedząc, że jej matka podjęła mocne postanowienie porzucenia grzesznego życia, powiedziała jej z prostotą i miłością: Mamo, umieram szczęśliwa! Oto wielka mądrość nastolatki umierającej przecież w skrajnym ubóstwie, w baraku, po długotrwałym cierpieniu z powodu sytuacji duchowej jej matki i umierającej po dotkliwym pobiciu, jakiego doznała, broniąc swojej cnoty!

Pielgrzym rozumie prawdziwą wartość dóbr ziemskich. Ten jednak, kto wkłada w te dobra swe serce, obciąża się, traci tempo, gdyż za cel uznaje to, co powinno być jedynie środkiem i narzędziem.

W konsekwencji ten, kto zapomina, że jest w podróży, traci poczucie czasu, który nigdy nie staje w miejscu. Pielgrzym stale zważa na cel swojej podróży. Jeśli odpoczywa, to po to, żeby nabrać sił do dalszej wędrówki. Nie może sobie pozwolić na nadmiar jedzenia, aby ociężałość od pokarmu nie spowolniła jego kroku.

Ponieważ pielgrzym nie jest we własnym domu, chętnie godzi się z tym, że nie jest uznany i nie cieszy się należnymi sobie względami. Na sercu leży mu jedynie to, by niestrudzenie iść do przodu i nie pomylić drogi.

Zarządcy, a nie najemnicy

„Duchowość pielgrzyma” wzbogaca obraz „zarządcy”, który pomoże nam zrozumieć przypowieść o talentach (por. Mt 25, 14-30).

Zarządca wie, że nie jest właścicielem ani panem powierzonych sobie dóbr. Wie, że ma obowiązek zarządzać nimi pozytywnie, czyli tak, aby dobra te przynosiły owoce. Wie również, że nie ma prawa do lenistwa i że zdanie sprawy z zarządzania będzie wymagającym zadaniem.

Najemnik różni się od zarządcy. Ma na uwadze tylko swój własny zysk, nie interesuje się powierzonymi sobie sprawami; czuje się mało zaangażowany w sprawy pana. Na wierność najemnika nie ma co liczyć. Można natomiast polegać na lojalności zarządcy: gdyby nie zasługiwał na zaufanie, nie zostałby nim ustanowiony.

Zarządca traktuje podległe mu sprawy jak swoje własne, nawet jeśli musi zdawać z nich sprawę panu. Zostaliśmy wezwani do zarządzania dobrami, które powierzył nam Bóg. Okazał nam zaufanie, ale tylko i wyłącznie On jest Panem. Od Niego pochodzi łaska, Jemu należna jest chwała, to On podtrzymuje nas w drodze. Nasza radość i nasza cześć bierze się stąd, że zostaliśmy powołani do przyjaźni z Nim i do udziału w Jego misji.

O zarządcy można powiedzieć to, co mówi psalm o wiernym słudze: …jak oczy sług są zwrócone na ręce ich panów… tak oczy nasze ku Panu, Bogu naszemu (Ps 123[122], 2). Zwrócone nie ze strachu, lecz z miłości, gdyż jesteśmy zarządcami-synami, powołanymi do udziału w dziedzictwie Syna.

Tak, dobry zarządca dóbr ziemskich stara się wyczuć, czego chce albo co woli jego pan. Czy również my, wezwani do zarządzania dobrami Królestwa, nie będziemy uważni na wolę i na upodobanie Pana Boga, od którego pochodzi wszelkie dobro?

Wiem, Panie, że jestem pielgrzymem; wiem, że jestem Twoim zarządcą. Daj mi tę łaskę, bym zawsze miał wzrok utkwiony w Tobie, bym nigdy nie stracił wyczucia prawdziwych dóbr, tych dóbr, których nie widać, ale które są bardziej rzeczywiste i trwałe od dóbr doczesnych.

Kardynał Jorge Medina Estévez
http://www.pch24.pl/zycie-wieczne,39751,i.html#ixzz3tVGD0dVk

avatar użytkownika intix

23. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże

Niedziela, 6 grudnia 2015 roku
II NIEDZIELA ADWENTU
Świętego Mikołaja


Łukasz 3,1-6

Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza Cezara. Gdy Poncjusz Piłat był namiestnikiem Judei, Herod tetrarchą Galilei, brat jego Filip tetrarchą Iturei i kraju Trachonu, Lizaniasz tetrarchą Abileny; za najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza skierowane zostało słowo Boże do Jana, syna Zachariasza, na pustyni. Obchodził więc całą okolicę nad Jordanem i głosił chrzest nawrócenia dla odpuszczenia grzechów, jak jest napisane w księdze mów proroka Izajasza: Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego! Każda dolina niech będzie wypełniona, każda góra i pagórek zrównane, drogi kręte niech się staną prostymi, a wyboiste drogami gładkimi! I wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże.


Możemy odwrócić się od grzechu, gdy zanurzymy się w słowie Bożym. Słowo Pańskie jest chlebem zaspakajającym głód serca i wodą wypływającą naprzeciw ludzkim pragnieniom. Gdy ono nas pociesza, jesteśmy wolnymi w sercu. Poza Bogiem nie ma trwałego, pełnego pocieszenia ludzkiego serca.

Odwracamy się często od nieprawdziwego obrazu Boga. Jego nieprawdziwy obraz zniechęca nas, zraża, odrzuca. Ten nieprawdziwy obraz jest tworzony przez ludzi nam bliskich, albo przez nas samych, ponieważ będąc w grzechu nosimy w sobie zniekształcony obraz Boga.

Nawrócić się, to powrócić do Boga. Dokonuję się to w mocy Jego słowa. Słuchanie i wypełnianie słowa daje moc w wyrażeniu pogardy dla zła.

Doliny, o których mówi Jan, były miejscem odstępstwa od Boga (bałwochwalstwa Narodu wybranego). Dolina Gehenna stała się obrazem sądu nad występnymi.. Przy jej opisie używa się takich zwrotów jak ogień, płacz i zgrzytanie zębów. Jest ona synonimem piekła. Dolina grzechu i sądu Izraela stała się bramą piekieł.

Ale też z dolin wytrysną strumienie. W Biblii świątynia, rzeka i raj są ze sobą ściśle związane. Dzięki planom Boga powróci czas urodzajnych dolin, a Bóg jak pasterz poprowadzi swój lud przez "ciemną dolinę śmierci" na zielone pastwiska i spokojne wody.

Ks. Józef Pierzchalski SAC


avatar użytkownika Maryla

24. II Niedziela Adwentu- A Ja Czekam Na Ciebie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

25. Płomień do płomienia...

Płonie już druga świeca Adwentowa...
Oświetla życia naszego krzywizny,
Które na Przyjście Pana trzeba prostować...
Pan blisko jest... coraz bliżej...

Płomień do płomienia...
Niech się umacnia, niech wzrasta w nas
Triada - Wiara Miłość Nadzieja...
Niech idzie wraz z Nią... pokora...

Pod Płaszczem Matki Najświętszej... Niepokalanej...
Z pokutą, pokorą... wracajmy do Boga...

***
Marylo Droga...
Dziękuję... Tobie i nam Wszystkim życzę Błogosławionej II Niedzieli Adwentowej...:)
Czuwajmy...


avatar użytkownika intix

26. Ave Maris Stella ( Witaj Gwiazdo Morza)



1. Ave, maris stella,
Dei Mater alma,
Atque semper Virgo
Felix coeli porta.
2. Sumens illud Ave
Gabriélis ore,
Funda nos in pace,
Mutans Hevae nomen.
3. Solve vincla reis,
Profer lumen caecis,
Mala nostra pelle,
Bona cuncta posce,
4. Monstra te esse Matrem,
Sumat per te preces,
Qui pro nobis natus,
Tulit esse tuus,
5. Virgo singuláris,
Inter omnes mitis,
Nos culpis solútos,
Mites fac et castos.
6. Vitam praesta puram
Iter para tutum,
Ut vidéntes Jesum,
Semper collaetémur.
7. Sit laus Deo Patri,
Summo Christo decus
Spiritui Sancto,
Tribus honor unus. Amen.

1. Witaj, Gwiazdo morza,
Wielka Matko Boga,
Panno zawsze czysta,
Bramo niebios błoga.
2. Ty, coś Gabriela
Słowem przywitana,
Utwierdź nas w pokoju,
Odmień Ewy miano.
3. Winnych wyzwól z więzów,
Ślepym powróć blaski.
Oddal nasze nędze,
Uproś wszelkie łaski.
4. Okaż, żeś jest Matką,
Wzrusz modłami swymi
Tego, co Twym Synem
Zechciał być na ziemi.
5. O Dziewico sławna
I pokory wzorze,
Wyzwolonym z winy
Daj nam żyć w pokorze.
6. Daj wieść życie czyste,
Drogę ściel bezpieczną,
Widzieć daj Jezusa,
Mieć w Nim radość wieczną.
7. Bogu Ojcu chwała,
Chrystusowi pienie,
Obu z Duchem Świętym
Jedno uwielbienie. Amen.

https://youtu.be/r9ejC8qjTyA

avatar użytkownika intix

27. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Odpuszczają ci się twoje grzechy

Poniedziałek, 7 grudnia 2015 roku
ŚW. AMBROŻEGO
BISKUPA I DOKTORA KOŚCIOŁA


Łukasz 5,17-26


Pewnego dnia, gdy nauczał, siedzieli przy tym faryzeusze i uczeni w Prawie, którzy przyszli ze wszystkich miejscowości Galilei, Judei i Jerozolimy. A była w Nim moc Pańska, że mógł uzdrawiać. Wtem jacyś ludzie niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim. Nie mogąc z powodu tłumu w żaden sposób go przynieść, wyszli na płaski dach i przez powałę spuścili go wraz z łożem w sam środek przed Jezusa. On widząc ich wiarę rzekł: «Człowieku, odpuszczają ci się twoje grzechy». Na to uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli się zastanawiać i mówić. «Któż On jest, że śmie mówić bluźnierstwa? Któż może odpuszczać grzechy prócz samego Boga?» Lecz Jezus przejrzał ich myśli i rzekł do nich: «Co za myśli nurtują w sercach waszych? Cóż jest łatwiej powiedzieć: "Odpuszczają ci się twoje grzechy", czy powiedzieć: "Wstań i chodź"? Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów» – rzekł do sparaliżowanego: «Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu!» I natychmiast wstał wobec nich, wziął łoże, na którym leżał, i poszedł do domu, wielbiąc Boga. Wtedy zdumienie ogarnęło wszystkich; wielbili Boga i pełni bojaźni mówili: «Przedziwne rzeczy widzieliśmy dzisiaj».


Człowiek, który był sparaliżowany i leżał na łożu, mógł myśleć. Miał również możliwość otwarcia serca na Jezusa. Znakiem tego, że korzystał z myślenia i otworzył swoje serce jest zaangażowanie tych, którzy go niosą do Pana. To, czym człowiek żyje w sercu ma wpływ na to, jakie moce i jacy ludzie wokół niego gromadzą się. Człowiek sparaliżowany nie był bezczynny. Idzie do Jezusa z tymi, którzy mają moc w sobie, zabiera się z tymi, którzy chcą iść do Niego. On krzyczał na swoim posłaniu do Pana. Pan Go usłyszał i posłał ludzi, którzy użyczyli mu swoich nóg. Niezbędna jest wspólnota sprawnych z niepełnosprawnymi, grzesznych z żyjącymi w łasce uświęcającej. To tak jak dwie strony osobowości w każdym człowieku: jasna i ukrywająca się w cieniu. Jedna i druga jest obecna w naszym myśleniu, mowie, pragnieniach.

Przyczyną paraliżu człowieka może być skupienie serca na sobie, nie zaś na Bogu. Jest i taka pokusa, aby złorzeczyć Bogu i ludziom w swojej bezradności i cierpieniu. Wypełnienie tej pokusy może wprowadzać człowieka w paraliż nie tylko ciała, lecz i ducha. Przychodzi chwila, gdy człowiek swój paraliż pragnie położyć przed Bogiem.

Sparaliżowanego człowieka postanowiono dostarczyć przed Jezusa wykorzystując dach. Na dachach domów odprawiano praktyki religijne. Sam Piotr wszedł na dach, aby się pomodlić. Tam toczyło się normalne życie: ludzie spali w tym miejscu, odpoczywali, gdy trzeba było, również kogoś ukrywali. Było to miejsce publiczne, inni mogli zobaczyć, kto jest na dachu, czym się zajmuje. To Jezus nakazał uczniom, aby rozgłaszali na dachach to, co usłyszeli na ucho. Człowiek sparaliżowany, aby dostać się do Nazarejczyka musi przejść przez klimaty życia religijnego, życia odsłoniętego przed oczami innymi. Musiał uświadomić sobie, że się ukrywał przed Bogiem, unikał Go. Starał się ukryć swoje uczynki przed ludźmi. Będąc wnoszonym przez dach, odsłania swój paraliż, swoją niemoc na oczach zgromadzonych. Zostaje odkryte to, iż jest człowiekiem sparaliżowanym, niezaradnym, będącym w sytuacji zmuszającej go do oparcia się na innych. Wielką musi być bezradność człowieka, aby zdecydował się prosić tych, którzy od dawna pragnęli mu pomóc.

Wiara niosących nosze z człowiekiem cierpiącym odsłoniła wiarę sparaliżowanego. On wyznawał wiarę w nich i przez nich. Szedł do Jezusa korzystając z ich nóg i wytężając siły ich ramion. Istnieje niezwykłe zestawienie: człowiek sparaliżowany i myśli, jakie zrodziły się w faryzeuszach i uczonych w Piśmie. Leżący na noszach doświadczał paraliżu fizycznego. Świadom był swojej choroby, a może i przyczyn, skoro Jezus odpuszcza mu grzechy. Z drugiej strony faryzeusze wraz z uczonymi w Piśmie, przedstawiciele tych wszystkich, którzy są nieświadomi swojego paraliżu duchowego, powodowanego przez niewiarę człowieka w myśleniu. Oni nie byli świadomi swojego grzechu. Odeszli fizycznie sprawni, lecz duchowo byli leżącymi na noszach. Przez paraliż swojego myślenia, mieli oczy, a nie widzieli, mieli uszy a nie słyszeli, byli blisko, a nie odczuli bliskości Pana. Ich rozważania w sercu powodowały w nich paraliż, a właściwie odsłaniały go. Na nic była przydatna wiedza, którą posiadali. Nie zajrzeli do serca, nie chcieli go słuchać. Oni nie widzieli potrzeby odkrywania Pana w każdej chwili dnia, tego, który był, który jest i który przychodzi.

Uzdrowienie następuje przez słowa Jezusa: "Wstań, weź swoje łoże i idź do domu". Chory, sparaliżowany ma odwagę wstać. Nie wiedział, że jest uzdrowiony na słowo. Uwierzył. Słowo Jezusa daje człowiekowi zarówno odwagę do posłuchania, jak i zdrowie. Bierze swoje łoże i odchodzi. Łoże to znak jego choroby, jego paraliżu. Ono go już nie krępuje. Uzdrowiony człowiek bierze je i odchodzi. Dotychczas ono miało nad nim swoją władzę, musiał na nim leżeć, po uzdrowieniu on ma władzę nad swoim łożem, ono jest od niego zależne.

Doświadczamy w sobie zahamowań. One nas paraliżują. Trzeba inaczej potraktować swoje zahamowania, obawy, swój paraliż. Nie wolno zgodzić się na to, żeby zahamowania trzymały nas z daleka od życia. Należy wziąć je, jak uzdrowiony człowiek i nieść, nie zaś to, byśmy z ich powodu i na nich leżeli. Pomimo niepewności, zahamowań, frustracji wstajemy i idziemy. To jest prawdziwe uzdrowienie.

Nie można otrzymać sposobu, rady prowadzącej do idealnego rozwiązania dla problemów, które nas paraliżują. Nikt nie może nam powiedzieć jak w sposób skuteczny i całkowity można pokonać swoją niepewność i brak zaufania do siebie. Chcemy pozbyć się paraliżu z życia osobistego. Nie zamierzamy jednak zmienić swojego myślenia, założeń, jakie poczyniliśmy, koncepcji życia, która okazuje się błędna i zamiast pomagać w rozwoju, otwierać na życie, zamyka nas, paraliżuje. Trzeba szukać korzeni swoich trudności; przyjrzeć się nie tyle znakom odsłaniającym nasz duchowy, emocjonalny paraliż, lecz szukać jego przyczyn. Konieczna jest taka koncepcja życia duchowego, życia chrześcijańskiego, która pozwala mi być człowiekiem słabym, sparaliżowanym. Nie muszę realizować we własnym życiu tego wszystkiego, co znajduję w dziełach ascetycznych chrześcijańskich pisarzy, u świętych, w zaleceniach podręczników życia duchowego. Należy odkryć swoją indywidualną duchowość a tym samym takie nastawienie do własnego życia, które będzie odpowiadało naszemu człowieczeństwu.

Niezbędna jest taka wizja życia chrześcijańskiego, która daje mi siłę i odwagę do życia z własnymi niepewnościami, lękami, zahamowaniami, kompleksami. Potrzeba wizji życia, która zachęca do podnoszenia się i niesienia swojego łoża przypominającego mi o moich słabościach. To przypominanie jest niezbędne w tym celu, aby mądrze wybierać, a tym samym zachować czujność. Zawsze na moje łoże, będąc unieruchomiony moim paraliżem mogę powrócić. Niesione przeze mnie łoże przypomina mi: pamiętaj, możesz powrócić do tego, co było twoim zniewoleniem. Wśród swoich słabości można być człowiekiem żyjącym w wolności i zaufaniu do Boga, bliźnich i do siebie. Konieczne jest przyzwolenie sobie na bycie słabym i na bycie takim człowiekiem, który dopuszcza w swoim życiu lęk i niepewność.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika intix

28. Naszą siłą pomoc Boża - Św. Alfons Maria de Liguori

Naszą siłą pomoc Boża

Powinniśmy więc zdawać sobie sprawę z tego, że znajdujemy się jakby na szczycie wysokiej góry, zawieszeni nad przepaścią grzechów, podtrzymywani wyłącznie nicią Bożej łaski. Jeśli nić ta zerwie się, z pewnością runiemy w przepaść, popełniając najbardziej odrażające grzechy: Gdyby Pan mi nie udzielił pomocy, wnet by moja dusza zamieszkała w kraju milczenia (Ps 94, 17). Bez Bożej pomocy popełniłbym tysiące grzechów i dziś znalazłbym się w piekle – tak wyraził się Psalmista i tak może powiedzieć każdy z nas.

Podobnie myślał św. Franciszek z Asyżu, mówiąc, że jest największym grzesznikiem świata. Jeden z towarzyszących mu braci zaprzeczał: „Ojcze, to nie jest prawdą! Niewątpliwie jest wielu na świecie gorszych od ciebie!". Jednak Święty nie ustępował: „Aż nadto pewien jestem, że prawdziwe są moje słowa! Gdyby Bóg nie trzymał na mnie swej ręki, popełniłbym wszelkie możliwe grzechy!"

Wierzymy, że bez łaski Bożej nie możemy uczynić nic dobrego, nie potrafimy nawet wzbudzić dobrej myśli. Św. Augustyn pisze, że „człowiek bez łaski Bożej nie jest zdolny do dobrego ani w myślach, ani w czynach". Utrzymuje on, że podobnie jak oko nie może widzieć bez światła, tak człowiek nie może czynić dobra bez łaski.

Wcześniej wyraził to św. Paweł: Nie żebyśmy uważali, że jesteśmy w stanie pomyśleć coś sami z siebie, lecz wiemy, że ta możność nasza jest z Boga (2 Kor 3, 5). A przed Apostołem powiedział to Psalmista: Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą (Ps 127,1). Na próżno człowiek trudziłby się, aby stać się świętym, gdyby Bóg nie przyłożył do tego swej ręki. Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie. Jeśli Bóg nie uchroni duszy przed grzechem, na próżno człowiek jej strzeże własnymi siłami. Dlatego Prorok pisze: Bo nie zaufałem mojemu łukowi ani mój miecz mnie nie ocalił (Ps 44, 7); dlatego nie chcę pokładać nadziei w mojej zbroi, lecz tylko w Bogu, który może mnie zbawić. […]

Mądre jest więc spostrzeżenie św. Augustyna: „Przekonanie o własnej sile przeszkadza wielu w uzyskaniu stabilności; nikt nie jest naprawdę silny, jeśli nie odczuwa swojej słabości". Jeśli ktoś twierdzi, że się nie obawia upadku, znaczy to, że ufa sobie samemu i swoim postanowieniom. Ta zgubna ufność prowadzi do aroganckiego braku bojaźni przed Bogiem, a zatem do zaprzestania wzywania Jego pomocy, i tym samym do nieuniknionego upadku. Niech więc każdy strzeże się próżnej chwały i niech nie dziwi się grzechom innych, lecz raczej patrzy na siebie jako gorszego od innych, mówiąc: Panie, gdybyś mnie nie wspomógł, postąpiłbym jeszcze gorzej! Inaczej bowiem Bóg dopuści, że karą za pychę będzie upadek w większe i obrzydliwsze grzechy. Dlatego Apostoł uprzedza nas, abyśmy starali się o wieczne zbawienie, drżąc i lękając się: Zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem (Flp 2, 12). Ten, kto lęka się, aby nie upaść, oraz nie wierzy zbytnio we własne możliwości, całą swoją ufność składa w Bogu i do Niego ucieka się w każdym niebezpieczeństwie. Bóg go wspomoże, a on zwycięży pokusy i zbawi się.

Św. Filip Nereusz, przechadzając się kiedyś po ulicach Rzymu, powtarzał: „Straciłem nadzieję!". Pewien zakonnik zganił go za to, lecz Święty wyjaśnił: „Mój ojcze, straciłem nadzieję w siebie, lecz ufam Bogu". Jeśli chcemy być zbawieni, to czyńmy podobnie: żyjmy, tracąc nadzieję we własne siły, i tak będziemy naśladować św. Filipa, który zaledwie się przebudził, mówił do Boga: „Panie, trzymaj swą rękę na Filipie, bo inaczej Filip Cię zdradzi".

Św. Alfons Maria de Liguori, Stając przed Bogiem, HOMO DEI, 2010, s. 54-55.
http://www.pch24.pl/nasza-sila-pomoc-boza,11756,i.html#ixzz3tcS8S0Wz

avatar użytkownika intix

29. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Pełna łaski

Wtorek, 8 grudnia 2015 roku
NIEPOKALANE POCZĘCIE NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY

Łukasz 1,26-38


W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca. Na to Maryja rzekła do anioła: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? Anioł Jej odpowiedział: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Na to rzekła Maryja: Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa! Wtedy odszedł od Niej anioł.


Maryja rozważała słowa Anioła. Zatrzymuje się nad tym, co przychodzi od Boga, co jest tchnieniem innego życia. Wchodząc w słowa przekazane od Ojca pozwala się im ogarnąć. Słowa nas otulają, kształtują, rzeźbią, pieszczą, pocieszają, coś ważnego w nas rodzą lub zabijają. W zależności od tego, kogo słuchamy, takimi się stajemy. Przyzwalamy na podobieństwo do tego, którego słowa bierzemy do serca.

Anioł wzywa Maryję do radości, mówi o łasce Boga i Jego bliskości. Słowo Pańskie jest przekazywane raz w klimacie radości, innym zaś razem w aurze smutku, bólu i odczuwania niepewności, w lęku. Określonych słów, zadań, które z nich wynikają nie można przyjąć inaczej jak wtedy, kiedy jesteśmy unoszeni przez radość. Człowiek radosny odczuwa moc do poniesienia wielu trudności i pokonania przeszkód. Jej odczuwanie sprawia, że nie lękamy się w nadmiarze tego, co ma się dokonać z życiem naszym czy osób nam bliskich.

Bóg najpierw umacnia darem radości, aby możliwe było przyjęcie tego, co do końca niejasne, niezrozumiałe, skryte zasłoną tajemnicy. Sytuacja niedopowiedziana tworzy klimat niepokoju, a taką jest propozycja Boga skierowana do Maryi. Bóg nie pokazuje „do końca” tego, co zamierzył. Oczekuje zawierzenia, czyli ufnego przyjęcia wpierw, zanim stanie się to, co zamierzył.

Dar radości jest prowadzeniem przez Ducha Świętego tam, gdzie człowiek sam z siebie nie miałby odwagi podążać. Siłą ducha odnosimy zwycięstwo nad lękami serca, umysłu i ciała.

Maryja otrzymuje „pełnię łaski”, całkowite Boże zaufanie, pełnię wolności. Tam, gdzie jest pełnia i głębia w wymiarze ducha, tam też największe pocieszenie i największe strapienie. „Komu wiele dano”, ten wiele cierpiał będzie. „Komu wiele zlecono”, będzie chodził w odczuwaniu samotności i opuszczeniu przez Boga i ludzi.

Pełna wiedza o naszej przyszłości mogłaby napełnić serca tak wielkim lękiem, iż moglibyśmy, tak się wydaje w ludzkim rozumieniu, odmówić przyjęcia daru. Po wielu latach życia na ścieżkach Pana niektórzy powiadają: „Gdybym wiedział na początku, jak trudną jest droga proponowana przez Boga, nie wszedłbym na nią”. Niesie nas ludzka radość, niepełna świadomość tego, co będzie, piękne pragnienia i to, że Bóg jest z nami.

Siłą Maryi jest zapewnienie, iż Bóg będzie w Jej życiu. Świadomość Jego bliskości jest szczególnie ważna, gdy nie doświadczamy zrozumienia u ludzi, a wręcz przeciwnie, odrzucenie. Życie ze świadomością, że Bóg proponuje nam misję i nie wycofuje swojego wsparcia w jej wypełnieniu, podnosi na duchu.

Maryja jest ufna. Siłą zaufania Bogu jest Jej „Niepokalane Poczęcie”, czystość, która pozwala patrzeć na wszystko, o czym mówi Bóg przez Anioła, bez uprzedzeń, bez podejrzeń, bez strachu i zniechęcenia.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika intix

30. Bóg nie jest „maszynką” do odpuszczania grzechów

Bóg nie jest „maszynką” do odpuszczania grzechów

Miłosierdzie nie jest Bożą „naiwnością”. Jego podstawą jest bezwzględne uznanie sprawiedliwości Bożej oraz spełnienie jej wymagań. Wypełnienie wymogów sprawiedliwości jest warunkiem zasługi na miłosierdzie. Drogę do uzyskania przebaczenia doskonale ilustruje struktura sakramentu pokuty – mówi dla portalu PCh24.pl ks. dr hab. Janusz Królikowski, profesor UPJPII, wykładowca teologii dogmatycznej.

8 grudnia, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, rozpocznie się Nadzwyczajny Rok Święty Miłosierdzia. Obok duchowości maryjnej przypominanie o Bożym Miłosierdziu było ważnym aspektem nauczania św. Jana Pawła II. Czy jednak nauka ta była nieobecna wcześniej w Kościele?

Nauczanie o Bożym miłosierdziu jest stałym elementem religijnej tradycji starotestamentalnej i nowotestamentalnej. Należy ono ściśle do objawienia imienia Bożego, które zostało nam przekazane w Księdze Wyjścia. Bóg, w którego wierzymy, „Ten, który jest”, jest Bogiem miłosiernym. Co więcej, można całkiem prawomocnie mówić, że On jest samym miłosierdziem, jest miłosierdziem osobowym. W Nowym Testamencie miłosierdzie bardzo mocno zostało złączone z objawieniem Boga jako Ojca, które przekazał nam Jezus Chrystus. W tradycji chrześcijańskiej głębokie przekonanie o miłosierdziu Bożym jest obecne przede wszystkim w modlitwach liturgicznych, których powtarza się jak refren wezwanie „Boże/Ojcze miłosierny”. W kolejnych wiekach Kościoła prawda ta wyraźnie powraca. Stałym wyznaniem miłosierdzia Bożego jest Eucharystia i spowiedź – są to sakramenty miłosierdzia Bożego. W naszych czasach zachodzi jednak potrzeba wydobycia na nowo prawdy o miłosierdziu Bożym, przede wszystkim wobec doświadczeń pewnej beznadziejności, jaką wywołuje w nas doświadczenie mocy grzechu, fali zła, która przewala się przez świat, a także doświadczenie naszej niezdolności do życia świętego. Świat jest „rozbity” z powodu tych doświadczeń, jak napisał papież św. Jan Paweł II w encyklice o miłosierdziu Bożym Dives in misericordia. W tym znaczeniu zwrócenie się do miłosierdzia jest widziane jako ratunek dla świata i dla człowieka – jako droga do odnalezienia oczekiwanej przez wszystkich harmonii duchowej i spójnych relacji z Bogiem i bliźnimi.

W niektórych środowiskach lansowane jest obecnie dość liberalne podejście do Bożego Miłosierdzia. Niektóre wypowiedzi sugerują, że Pan Bóg przebacza wszystkim i za wszystko.

Tak, zbyt często zapomina się, że miłosierdzie nie jest jakąś „naiwnością” Bożą. Podstawą miłosierdzia jest bezwzględne uznanie sprawiedliwości Bożej, jej pierwszeństwa i spełnienie jej wymagań. Osobiście jestem zwolennikiem wyjaśnienia miłosierdzia zaproponowanego przez św. Tomasza z Akwinu, według którego miłosierdzie jest „jakby pełnią sprawiedliwości”. Oznacza to, że wypełnienie wymogów sprawiedliwości jest warunkiem zasługi na miłosierdzie. Drogę do uzyskania przebaczenia doskonale ilustruje struktura sakramentu pokuty: żal za grzechy, postanowienie poprawy, zadośćuczynienie, a potem Bóg udziela przebaczenia za pośrednictwem kapłana.  Bóg nie zamyka oczu na grzech, który jest Jego obrazą. Nie jest jakąś „maszynką” do odpuszczania grzechów.

Czy dobrze rozumiem w takim razie, że Chrystus przebacza grzechy, jeżeli człowiek za nie szczerze żałuje?

Uznanie swojego grzechu i osobisty żal, czyli nawrócenie w sensie ewangelicznym, jest warunkiem uzyskania boskiego przebaczenia. W takim ujęciu jest zawarty dogłębny realizm antropologiczny. Bóg nie narzuca się człowiekowi, ale czeka na wyzwolenie jego wolności, w którym decyzja człowieka jest decydująca. Musimy być bardzo wrażliwi na to, by tak ujmować miłosierdzie Boże, aby  nie została pomniejszona wolność człowieka. Bóg kocha człowieka i działa w jego życiu, gdy człowiek szanuje swoją wolność i podejmuje działania, które ją manifestują. Jeśli człowiek zgrzeszył jako istota wolna, to może uzyskać  przebaczenie, czyli otworzyć się na miłosierdzie, tylko jako istota wolna. Bóg nie zmusza nikogo do przyjęcia Jego miłosierdzia.

Jedna z prawd wiary mówi, że „Pan Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Sprawiedliwość zaś według Katechizmu Kościoła Katolickiego jest – idąc za prawem rzymskim – cnotą przyznawania każdemu tego, co mu się należy.

To bardzo zasadnicza kwestia, chociaż trzeba pamiętać, że sprawiedliwość Boża zawsze nieskończenie przekracza nasze rozumienie sprawiedliwości. Pan Jezus każe nam postępować zawsze w perspektywie „większej sprawiedliwości”, czyli wrażliwego nadawania sprawiedliwości wymiaru dogłębnie duchowego. W takiej perspektywie trzeba widzieć również sądzenie, którego Bóg nieustannie dokonuje i którego ostatecznie dokona nad każdym z nas. Ta „większa sprawiedliwość” w Bogu zakłada głębokie spojrzenie w ludzką wolność i wniknięcie w ludzkie intencje. Oznacza to z naszej strony potrzebę coraz wnikliwszego patrzenia na nasze czyny a także na zawarte w nich braki, prosząc Boga, aby je nie tylko odpuszczał, ale by prowadził nas do ich przekraczani w kolejnych czynach, o których decydujemy. Oddać każdemu to, co mu się należy, nie jest bynajmniej proste. Dlatego potrzebujemy miłosierdzia Bożego w każdym naszym czynie. Tutaj widzimy, że miłosierdzie Boże nie tylko łączy się z odpuszczaniem grzechów człowiekowi, ale jest ono także źródłem dobroci naszych czynów.

A co z grzechami przeciwko Duchowi Świętemu?

W grzechach przeciw Duchowi Świętemu odzwierciedla się to, o czym powiedziałem wcześniej. Wspólnym elementem wszystkich grzechów przeciwko Duchowi Świętemu jest to, że wyraża się w nich upartość woli zwrócona przeciw Bogu. Są one manifestacją wolności ludzkiej dogłębnie zbuntowanej, a więc zamkniętej na miłosierdzie Boże. Dlatego nie mogą być odpuszczone.

Niekiedy konfesjonał nazywany jest „trybunałem Miłosierdzia”. Co Ksiądz Profesor sądzi o tym określeniu?

Myślę, że do tego niewątpliwie paradoksalnego określenia można odnieść nasze wcześniejsze refleksje. Można je jednak pogłębić w odniesieniu do śmierci Chrystusa na krzyżu. Jego ofiarna śmierć na Kalwarii jest sądem wydanym nad grzechem. Krzyż Chrystusa jest trybunałem, z wysokości którego Bóg wypowiedział swój wyrok nad grzechem, aby w tym samym momencie okazać grzesznikowi miłosierdzie. Jeśli w tej perspektywie patrzymy na spowiedź, czyli jako przedłużenie Chrystusowego sądu z krzyża nad ludzkim grzechem, to jest jasne, że mamy tutaj rzeczywiście do czynienia z „trybunałem miłosierdzia”.

Jakie praktyki pobożności związane z Bożym Miłosierdziem proponowałby Ksiądz wiernym w czasie najbliższego roku?

Dla mnie najważniejszym wyznaniem miłosierdzia Bożego jest nawrócenie, które dokonuje się w sakramencie pokuty, za pośrednictwem którego człowiek przygotowuje się do owocniejszego udziału we Mszy świętej. Nic bowiem tak skutecznie nie zabezpiecza nas przed grzechem jak Komunia święta, a tym samym otwiera nas życie owocne w dobre uczynki. Pełniąc je zasługujemy na ostateczną nagrodę, która również będzie manifestacją Bożego miłosierdzia względem nas. Św. Augustyn trafnie powiedział, że nagradzając nas, Bóg właściwie koronuje w nas swoje własne dary. Jesteśmy pod każdym względem zależni od miłosierdzia Bożego i dobrze byłoby, abyśmy to odkryli. To może realnie wpłynąć na nasze życie osobiste i na przyszłość naszych społeczności.

Bóg zapłać za rozmowę!
Rozmawiał Kajetan Rajski
http://www.pch24.pl/bog-nie-jest-maszynka-do-odpuszczania-grzechow,39851...
***

O dobrej spowiedzi – dossier

...Przygotowujemy się do świąt. W trosce o duchowe dobro naszych bliźnich, w tych dniach roześlijmy hojnie ten oto link:

http://sacerdoshyacinthus.com/2013/12/19/o-dobrej-spowiedzi-dossier/


avatar użytkownika intix

31. Czym jest prawdziwa pobożność?

Czym jest prawdziwa pobożność?
Aureliusz malował na swych obrazach wszystkie postacie na podobieństwo kobiet,
w których się kochał. Podobnie każdy przedstawia pobożność według własnych skłonności i fantazji. Kto oddaje się postom, uważa się za pobożnego, dlatego że pości, chociaż serce jego pełne jest złości i uraz; nie odważy się umoczyć języka w winie, a nawet w wodzie, przez wstrzemięźliwość, a nie zawaha się pogrążyć go we krwi bliźniego obmową i oszczerstwem. Inny będzie uważał się za pobożnego, bo codziennie odmawia wiele modlitw, chociaż potem język jego zatapia się w słowach zgryźliwych, zarozumiałych, obelżywych i niesprawiedliwych względem swoich domowników i sąsiadów. Inny bardzo chętnie sięga do sakiewki, aby dać jałmużnę ubogiemu, ale nie może zdobyć się na słodycz serca, by przebaczyć nieprzyjacielowi. Inny wreszcie przebaczy nieprzyjacielowi, ale nigdy nie dotrzyma zobowiązania swemu wierzycielowi, chyba że zostanie zmuszony sądownie. Tych wszystkich ludzi zazwyczaj uważa się za pobożnych, jednak takimi bynajmniej nie są. […]

Prawdziwa i żywa pobożność, Filoteo, wymaga najpierw miłości Bożej. Właściwie nie jest niczym innym jak prawdziwą miłością samego Boga. Jednak miłością innego rodzaju. Gdy miłość Boża upiększa naszą duszę, nazywa się łaską, czyniąc nas miłymi Boskiemu Majestatowi. Kiedy daje nam moc czynienia dobrze, nazywa się miłością czynną. Skoro zaś dojdzie do tego stopnia doskonałości, że nie tylko postępujemy dobrze, lecz wykonujemy dobre uczynki starannie, często i ochotnie, wówczas zwie się pobożnością.

 Strusie nigdy nie latają, kury – ociężale, nisko i rzadko; ale orły, gołębie i jaskółki latają często, prędko i wysoko. Grzesznicy nie wzlatują do Boga, lecz chodzą po ziemi i dla ziemi pracują. Ludzie dobrzy, którzy nie doszli jeszcze do pobożności, wznoszą się do Boga dobrymi uczynkami, ale rzadko, powoli i ociężale. Osoby pobożne lecą do Boga często, prędko i wysoko. Słowem – pobożność jest szybkością i żywością ducha, za pomocą której miłość Boża działa w nas albo my przez nią ochoczo, z serca.

Jak miłość sprawia, że zachowujemy wszystkie przykazania Boże, tak dzięki pobożności wykonujemy je ochotnie i pilnie. Kto więc nie zachowuje wszystkich przykazań, nie zasługuje na nazwę dobrego ani pobożnego, bo aby być dobrym, trzeba mieć miłość, aby zaś być pobożnym, trzeba mieć oprócz miłości wielką chęć czynienia dobra i gorliwość w spełnianiu dobrych uczynków.

Ponieważ pobożność polega na wysokim stopniu doskonałej miłości, więc nie tylko nadaje nam prędkości, żywości i pilności w zachowaniu wszystkich przykazań Bożych, lecz także pobudza nas do spełniania chętnie, z radością i miłością najlepszych uczynków, jakie wykonać możemy, chociaż wcale nie są nakazane, lecz podobają się Bogu lub pochodzą z Jego natchnienia.

Jak człowiek po przebytej chorobie chodzi tylko tyle, ile potrzebuje, ale powoli i z trudem, tak grzesznik wyleczony ze swej nieprawości chodzi tylko tyle, ile mu Bóg przykazuje, jednak powoli, ociężale, dopóki nie dojdzie do pobożności. Wtedy nie tylko posuwa się jak człowiek zdrowy, lecz biegnie drogą przykazań Bożych, a nadto postępuje i leci ścieżkami rad i natchnień niebieskich. […]

Św. Franciszek Salezy, Filotea. Wprowadzenie do życia pobożnego, Klasztor Sióstr Wizytek, Kraków 2000, s. 20-22.
http://www.pch24.pl/czym-jest-prawdziwa-poboznosc-,6161,i.html#ixzz3tzfE...
***

8 rodzajów fałszywej pobożności - Plinio Correa de Oliveira


avatar użytkownika intix

32. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Szczęśliwy rozmyśla dniem i nocą

Piątek, 11 grudnia 2015 roku
Psalm 1,1-2.3.4 i 6

Szczęśliwy człowiek, który nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie zasiada w gronie szyderców, Lecz w Prawie Pańskim upodobał sobie i rozmyśla nad nim dniem i nocą. On jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc w swoim czasie, Liście jego nie więdną, a wszystko, co czyni, jest udane. Co innego grzesznicy: są jak plewa, którą wiatr rozmiata. Albowiem znana jest Panu uznaje droga sprawiedliwych, a droga występnych zaginie.

Szczęście człowieka jest zależne od tego, jakich rad słucha. Ludzie występni są nieszczęśliwi i takimi mogą być ci, którzy ich słuchają, za ich radami podążają. Kim jest człowiek występny? Jest bezbożnym. Pozbawiając się wpływu Boga na własne życie, występuje przeciwko Bogu.

Słuchając człowieka, winniśmy rozeznać, czy on nie jest ślepy i głuchy. To znaczy? Czy widzi drogi Pana i nimi podąża? Czy słyszy słowa Pana i całym sercem im ufa? Wchodzimy na drogę grzeszników wtedy, kiedy nie ma w nas upodobania w słowie niosącym moc, mądrość i miłość. Tam, gdzie są grzesznicy, tam też są szydercy. Grzech jest szyderstwem wobec Boga. Szczęśliwy zatem jest człowiek, który nie upodobał sobie w grzechu i nie uzależnił swoich myśli, serca i czynów od niego.

Człowiek, który szuka spełnienia w słowie Bożym, znajdzie w nim swoją radość, rozkosz, pocieszenie. Kiedy pociąga nas Bóg, oznacza to nic innego, że w Nim nasze serce znalazło upodobanie. Jest ono niczym innym jak miłością. Nad czym jesteśmy w stanie rozmyślać dniem i nocą, jeśli nie nad miłością? Co nas niesie, co podnosi, co przenika pokojem i radością, jeśli nie upodobanie w Bogu?

Człowiek, który życie czerpie z Boga, czyni to, co ON zamierzył w czasie przez Niego określonym. Płynącą wodą jest Bóg. Drzewem nad płynącą wodą jest człowiek. Jego myśli, słowa i uczynki są życiem, kiedy jest zakorzeniony w Bogu. Wszystko to, co wnosi w życie innych, jest udane.

Człowiek grzeszny mówi i czyni to, co nie posiada wartości. Jego życie jest jak plewa. Nikt się nią nie pożywi. Świadomość braku sensu życia, jego celu i znaczenia sprawia, że jest on poddany różnym siłom, które go wyniszczają, przenosząc z miejsca na miejsce. Taki jest los plewy. Człowiek sprawiedliwy idzie drogą Pana; człowiek bezbożny trzyma się od niej z daleka.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika intix

33. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Eliasz już przyszedł

Sobota, 12 grudnia 2015 roku
Mateusz 17,10-13

Wtedy zapytali Go uczniowie: «Czemu więc uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?» On odparł: «Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał». Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu.


Uczniowie, którzy weszli na górę z Jezusem, przypomnieli sobie o tradycji uczonych w Piśmie dotyczącej Eliasza, a mianowicie, że Eliasz przyjdzie zanim przyjdzie Chrystus i przygotuje dla Niego tych, którzy Go przyjmą. Natomiast widzenie na górze, w czasie którego ukazał się również Eliasz, nie zgadzało się, tak im się zdawało, z przekazem uczonych, gdyż ich zdaniem Eliasz przyszedł nie przed, lecz razem z Jezusem. Dlatego sądząc, że uczeni w Piśmie kłamią, powiedzieli o Eliaszu: "Czemu więc uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?"

W odpowiedzi Jezus temu nie zaprzecza, co przekazują uczeni w Piśmie, lecz mówi, że jest inne, nieznane uczonym w Piśmie przyjście Eliasza przed Chrystusem. Nie poznając go, gdy przyszedł, "postąpili z nim tak, jak chcieli", dlatego są współwinnymi jego uwięzienia i skazania na śmierć przez Heroda. Jezus dodaje, że podobnie jak Eliasz, również i On sam będzie cierpiał za sprawą tych samych ludzi.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika intix

34. Roraty staropolskie w poemacie litewskiego barda

Roraty staropolskie w poemacie litewskiego barda
Repr. P. Mecik/Forum

„Od niepamiętnych czasów” – jak informuje Zygmunt Gloger w Encyklopedii staropolskiej – odbywają się w Polsce roraty. Ich nazwa pochodzi od pierwszych słów introitu Rorate coeli desuper („Spuśćcie rosę, niebiosa”). W czas Adwentu, co rano, nim wstanie dzień, a słońce oświetli ulice miast i wsi, udajemy się do kościoła, by wziąć udział w Najświętszej Ofierze odprawianej ku czci Niepokalanej Matki Bożej. Nie potrzeba posiadać wielkiej wiedzy, by odczuć niezwykłą atmosferę tych starodawnych nabożeństw, warto jednak sięgnąć głębiej, by przekonać się, jak bogata kryje się za nimi symbolika.

„Msza ta ma miejsce przed świtem, symbolizując, iż ziemia cała pozostawała w ciemnościach błędu, gdy Jezus, światło świata, miał przyjść” – czytamy we wspomnianej Encyklopedii. Informacja ta wprowadza nas w misterium dziejów zbawienia, którego głównymi bohaterami są Bóg Wcielony i Ta, za sprawą której przyjął On ludzkie ciało. Maryja zwana jest Gwiazdą Zaranną (Stella matutina), ponieważ poprzedza nadejście Słońca – Chrystusa.

Słońce Sprawiedliwości

Tytuły te odnoszą się do historiozoficznej koncepcji dziejów głoszonej przez Kościół katolicki. Otóż przed przyjściem Mesjasza, świat pogrążony był w mrokach pogaństwa, a dumni władcy potężnych imperiów popuszczali wodze fantazji tworząc rozmaite bóstwa mające być odbiciem ich tryumfów i nadziei. Tak powstał rzymski bożek nazwany Sol Invictus (Słońce Niezwyciężone), którego święto obchodzono w cesarstwie przez kilka wieków, aż do momentu, gdy zastąpił je dzień Bożego Narodzenia.

Dopiero nadejście Syna Dawidowego – Słońca Prawdziwego (Sol Verus) – podniosło naturę ludzką do nadprzyrodzonej godności, oświeciło umysł, by poznał zakryte dotąd tajemnice Boże i otwarło szeroko bramy Niebios. Pan Jezus jest też określany Sol Iustitie (Słońce Sprawiedliwości), gdyż Jego przyjście stanowi tryumf dnia odkupienia nad ciemną nocą śmierci grzechowej.

Siedem świec

Ważnym symbolem związanym z tradycyjnym sprawowaniem Mszy roratnej jest siedem świec płonących na ołtarzu. Liczba 7 jest obecna w różnych kulturach od zamierzchłej starożytności. Wieczne Miasto Rzym otoczone jest przez siedem wzgórz, tydzień liczy siedem dni, w Niebie służy Panu siedmiu Archaniołów i tak dalej. Dla żydów liczba 7 symbolizowała doskonałość. Siedem dni trwały najważniejsze święta, siedem tygodni dzieliło Paschę i Pięćdziesiątnicę, a św. Piotr pyta Jezusa uczącego przebaczeniu, czy ma przebaczyć siedem razy.

Pamiętajmy, że liczba świec na ołtarzu odnosi się również do samej symboliki katolickiej liturgii – oczywiście tej tradycyjnej, z czasów, gdy kapłan był zwrócony przodem do Boga ukrytego w tabernakulum i w ten sposób jako przewodnik ludu i alter Christus składał  Ojcu Niebieskiemu bezkrwawą Ofiarę. Na ołtarzu stało sześć świec po dwóch stronach Najświętszego Sakramentu, symbolizując sześć pozostałych sakramentów. Zaś siódma świeca – roratna – była ustawiana na cześć Najświętszej Maryi Panny.

„Lirnik wioskowy”

W państwie Piastów roraty obchodzono już w XIII wieku. Wprowadził je w Krakowie Bolesław Wstydliwy za namową swej małżonki św. Kingi. Aż do XVIII wieku „królowie polscy okazywali szczególną pamięć dla tego nabożeństwa, łożąc koszta na śpiew i duchownych” – pisze Gloger. Z inicjatywy Zygmunta Starego powstało na Wawelu kolegium (czyli kapela) Rorantystów, złożone z duchownych, których głównym zadaniem było ozdabianie dostojnym śpiewem Mszy roratnych.

Nie tylko królowie przywiązani byli do tego arcypolskiego zwyczaju, a przekonamy się o tym, gdy sięgniemy do przebogatego skarbca polskiej poezji XIX-wiecznej. Znajdziemy w nim między innymi poemat mało znanego dziś Władysława Syrokomli opowiadający o staropolskich roratach. Urodzony na terenie dzisiejszej Białorusi jako Ludwik Władysław Franciszek Kondratowicz herbu Syrokomla, zasłynął on głównie za sprawą wierszowanych gawęd, wiekowo zaś należał do drugiego pokolenia romantyków. Znajomość jego utworów trwa do dziś prawie wyłącznie za sprawą powiedzeń, których genezy zwykle nie pamiętamy (on to jest autorem gawęd O Zabłockim i mydle oraz O Filipie z Konopii) – a szkoda, bo w oprawie pięknego języka poezja jego stanowi zwierciadło dla tego, co najpiękniejsze w polskiej tradycji.

Poezja Syrokomli tchnie umiłowaniem Boga, Ojczyzny i wiejskiego stylu życia. Ten ostatni, należący wszak do charakterystyki prawdziwego ziemianina, zjednał mu przydomek „lirnika wioskowego”. Z upodobaniem bratał się z ludem, opiewając jego uczucia i przypadki. Do piękniejszych utworów Poety należą Św. Franciszek (w którym przedstawia on swoisty turniej poetycki pomiędzy Biedaczyną z Asyżu a leśnym słowikiem, z którym Święty rywalizuje w wychwalaniu Stwórcy) oraz interesujące nas Roraty staropolskie.

Roraty staropolskie

Wszystkie omawiane wyżej symbole związane z roratami pojawiają się w podzielonym na trzynaście części krótkim poemacie litewskiego barda. Warto zwrócić uwagę, z jaką prawowiernością i jak trafnie odwzorowuje on rzeczywistość wiary. Mimo iż nikomu nie śniło się wówczas, że zostanie kiedykolwiek wprowadzona nowa Msza w językach narodowych, która upodobni się do protestanckiej „Wieczerzy Pańskiej”, Syrokomla kilkukrotnie akcentuje ofiarny charakter liturgii mszalnej. Posłuchajmy drugiej części utworu wprowadzającej w atmosferę roratnego zgromadzenia ludu:

„W świątyniach Pańskich, przed świtem, nocą,
Blaski jarzących świateł migocą,
A w złotogłowy strój przyodziani
Pańscy lewici, Pańscy kapłani,
Jak każe obrząd, swoją koleją,
Ołtarze kadzą i hymny pieją, –
I uroczyście, jako w dni święta,
Ofiara Pańska już rozpoczęta.
A przy ołtarzu, w ofiarną porę
Siedem jarzących świeczek zagore.
Lud, co ofiary niekrwawej słucha,
Prosi o dary Świętego Ducha,
By stały w sercach jako pochodnie,
By Zbawiciela powitać godnie:
Mimo radości – straszno w tej porze,
Czy jest gotowy na Sądy Boże.”

Ostatnie wersy kierują nas do kolejnego elementu symbolicznej treści nabożeństw roratnych. Mianowicie chrześcijanie przygotowujący się podczas Adwentu do świąt Bożego Narodzenia, pamiętają równocześnie o drugim przyjściu Pana – na Sąd Ostateczny. Stąd tak bezpośrednie powiązanie bożonarodzeniowego powitania Zbawiciela i gotowości na „Sądy Boże”.

Stany Rzeczpospolitej gotowe na Sąd Boży

Tradycja I Rzeczypospolitej wzbogaciła symbolikę siedmiu świec roratnych charakterystycznym dla jej ustroju odniesieniem do siedmiu stanów społecznych. Na nabożeństwach w stolicy gromadziły się wszystkie stany Rzeczypospolitej, które pod przewodnictwem króla i biskupa (później prymasa) oddawały cześć Bogurodzicy i wyrażały gotowość na Sąd Boży. Na ołtarzu ustawiano siedmioramienny lichtarz, a przedstawiciele każdego stanu podchodzili i zapalali jedną świecę, mówiąc: „Gotowy jestem na Sąd Boski”, przy czym reprezentant duchowieństwa wypowiadał te słowa w języku Kościoła Powszechnego, po łacinie: Paratus sum ad Adventum Domini.

Pierwszą świecę zapalał monarcha jako Pomazaniec Boży, wychwalając Króla nad króle; drugą prymas jako zwierzchnik Kościoła i pierwszy senator, oddając cześć Najwyższemu Kapłanowi. Potem zaś w następującej kolejności: pierwszy z senatorów świeckich; najszanowniejszy ze szlachty ziemiańskiej; przedstawiciel żołnierstwa; kupiec w imieniu mieszczaństwa oraz „rolnik w sukmanie” reprezentujący stan chłopski. Każdy z nich wyrażał nadzieję, że jeśli spełni swe zadania, będzie gotowy na Sąd Boży.

Syrokomla wkłada w usta każdego z przedstawicieli krótką przemowę wyrażającą odpowiedzialność, jaką dany stan ponosi przed Bogiem. Zatem monarcha jako ojciec wszystkich poddanych prosi najpierw nie za siebie, lecz za poruczonych jego pieczy i wyznaje, że choć nosi złoto na skroniach, to pod nim skrywa cierniową koronę; dalej prymas jako duchowy pasterz prosi o dar mądrości, by odróżnił dobro od zła, chronił lud przed herezją i zapalał świętym żarem swe owieczki („Niech z moich piersi iskra wystrzeli / W kmiotków, w kapłanów, w obywateli”).

Senator, czy to w roli doradcy królewskiego, marszałka, kanclerza, czy hetmana, prosi o wierność obowiązkom i współobywatelom; szlachcic, jako królom równy, prosi o zgodę braterską, honorowe zachowanie swych wolności i siłę do porzucenia gospodarstwa w obronie Kościoła i Ojczyzny; żołnierz prosi o dwie rzeczy – silnego i czystego ducha oraz sprawiedliwość wobec słabych i chorych, wyznając jednocześnie, że na nic jego męstwo, jeśli go Bóg nie wzmocni; mieszczanin, świadomy, iż przedsiębiorcza, jakbyśmy dziś powiedzieli klasa średnia wzbogaca całe państwo, prosi o opiekę i krzewienie w sercu „starej poczciwości”; chłop zaś, który ciężką pracą żywi cały kraj, prosi o urodzaj, o chleb powszedni i zachowanie od tych niedostatków, które „brudzą nam serca”.

Apologia chrześcijańskiego porządku

Roraty staropolskie pokazują w piękny sposób, czym była wiara dla naszych ojców i na jakich podstawach zbudowany był ustrój tej, którą dumnie określano antemurale christianitatis. Utwór nie kończy się jednak happy endem. Bard litewski zauważa z goryczą, że współcześni wyśmiali „stary obyczaj Piastów”, a niewola i wady narodowe obróciły wniwecz dawne cnoty. Zaginęła publiczna ufność do Wszechmocnego tych, którzy każdą sprawę „Bogiem poczęli, Bogiem kończyli”. By jednak wlać nieco otuchy i inspiracji w serca Rodaków, zakończę te rozważania pozytywnym akcentem, apostrofą do wiary katolickiej z trzeciej części poematu:

„O wiaro święta! Chrystusa wiaro!
Ty przodków cnotę budziłaś starą:
Bo ci przodkowie, ci nasi starzy,
Brali hart ducha od twych ołtarzy.
Rozumni w radzie, bitni w wojnie,
Cały swój zawód wiedli dostojnie;
Bo swoje sprawy o każdej chwili
Bogiem poczęli, Bogiem kończyli.
Siedem cnót ducha człowiek posiadał,
A kraj ze siedmiu stanów się składał,
A w każdym stanie ziemica cała
Szczególną cnotą wygórowała.
Bo o dar cnoty ziomkom przydatnej
Błagała Boga we mszy roratnej;
A gdy swe wota przed Panem złoży,
Gotową była iść na Sąd Boży.

Filip Obara
http://www.pch24.pl/roraty-staropolskie-w-poemacie-litewskiego-barda,195...

avatar użytkownika intix

35. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Radujcie się zawsze w Panu

Niedziela, 13 grudnia 2015 roku
III NIEDZIELA ADWENTU – GAUDETE
Rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce

Flp 4,4-7


Bracia: Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko! O nic się już nie martwcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem. A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie.


„Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko!” Wyrozumiałość i łagodność są znakami radości, w której człowiek przebywa. Bóg jest Radością. Zrozumienie, łagodność pochodzą z serca, które żyje przebaczeniem. Jest wolne od namiętności, które każą oskarżać i być surowym. Kiedy znana będzie innym nasza wyrozumiałość i łagodność, Pan będzie oddziaływał na tych, z którymi jesteśmy. Te wartości są znakiem ludzkiej mądrości, a ona jest z Boga. Wyrozumiałością i łagodnością zwiastujemy tę radość, że „Pan jest blisko!”, a my Go spotkaliśmy przez wiarę.

„O nic się już nie martwcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem”. Nasze zamartwianie się może prowadzić do nie dostrzegania prostych rozwiązań, które są na wyciągnięcie ręki. Wolność od martwienia się, od nadmiernego zatroskania, jest wyznaniem Bogu naszego zaufania. Ufność jest naszym zawierzeniem Bogu. Będzie to, co On da, co zamierzył. Nawet jeśli będzie to trudne, przykre, bolesne, to dziękując już teraz za to, co otrzymamy, przygotowujemy się na poniesienie zamysłów Pana. Nie sposób w życiu nie przechodzić przez sytuacje, które bolą, głęboko zasmucają, a nawet potrafią osłabić wiarę. Błaganie Boga o dobro zawsze powinno być złączone z dziękczynieniem za to, co w rzeczywistości stanie się naszym udziałem. Dziękczynienie wzmacnia duchowo uwalniając od nadmiernych trosk i budując ufność do Tego, który wszystko może.

„A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie”. Radość płynącą z wiary trzeba chronić życiem w pokoju, którego udziela nam Bóg. Nic tak nie chroni serca, jak pokój. Dlaczego? Bóg jest naszym Pokojem. On wie, jak strzec serca, które szatan usiłuje pozbawić radości. Pokój Boży będzie strzegł naszych serc, czyli Bóg jest ich strażnikiem.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika Maryla

36. III Niedziela Adwentu Gaudete- "Zwiastowanie"

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

37. Szczęść Boże droga @Intix

Szczęść Boże droga Blogmedio24.pl

gość z drogi

avatar użytkownika intix

38. Marylo Droga...

Dziękuję...
Płomień do płomienia...
Migocze płomień kolejnej, III już świecy Adwentowej...
Pan blisko jest... coraz bliżej...
Czuwajmy...
Serdecznie Pozdrawiam... Szczęść Boże...

avatar użytkownika intix

39. Szczęść Boże... Zosieńko...

avatar użytkownika intix

40. Kazanie na III Niedzielę Adwentu - ks. Grzegorz Śniadoch IBP

Pomimo słabej jakości dźwięku, załączam kazanie sprzed roku na III Niedzielę Adwentu.

avatar użytkownika intix

41. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Jakim prawem to czynisz?

Poniedziałek, 14 grudnia 2015 roku
ŚW. JANA OD KRZYŻA
DOKTORA KOŚCIOŁA


Mateusz 21,23-27

Gdy przyszedł do świątyni i nauczał, przystąpili do Niego arcykapłani i starsi ludu z pytaniem: «Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?» Jezus im odpowiedział: «Ja też zadam wam jedno pytanie; jeśli odpowiecie Mi na nie, i Ja powiem wam, jakim prawem to czynię. Skąd pochodził chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?» Oni zastanawiali się między sobą: «Jeśli powiemy: "z nieba", to nam zarzuci: "Dlaczego więc nie uwierzyliście mu?" A jeśli powiemy: "od ludzi" - boimy się tłumu, bo wszyscy uważają Jana za proroka». Odpowiedzieli więc Jezusowi: «Nie wiemy». On również im odpowiedział: «Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię.


Pytania arcykapłanów są przeniknięte lękiem o władzę, o jej zachowanie, o wyłączne prawo nauczania w Izraelu. Jezus mówi o władzy Boga i władzy człowieka. Dla nas, dążących do zbawienia, to co pochodzi z nieba ma pierwszeństwo przed tym, co pochodzi z tej ziemi. Nie mając odniesienia do spraw nieba, nie rozumiemy Boga i Jego działania na ziemi. Arcykapłani i starsi ludu ujawniają swój brak rozumienia spraw pochodzących od Boga.

Jezus nie odpowiada na pytania tych, którzy szczerze nie szukają prawdy. Jest przesłuchiwany. Usiłuje się Go podchwycić w mowie, aby postawić zarzut, wyeliminować Tego, który im „zagraża”. Jezus pragnie być słuchany, pragnie, by wierzono Mu na słowo. Wiara rodzi się ze słuchania Boga. Tam, gdzie pojawiają się podejrzenia, nie ma otwartości na przyjęcie słowa i uwierzenie.

Kiedy jesteśmy otwarci na słowo Pana, On odpowiada na to, co jest szczerym poszukiwaniem prawdy. Aby usłyszeć to, co mówi Bóg, nie trzeba silnej wiary, lecz pokorę i prostotę serca. Aby poznawać Boga, trzeba wpierw Jemu uwierzyć. To nie wiedza prowadzi do wiary, lecz wiara prowadzi do poznania Boga. Faryzeusze chcą wiedzieć, rozumieć, co mówi Nauczyciel z Nazaretu, lecz nie wierzą Jemu, dlatego nie otrzymują odpowiedzi na postawione pytanie.

Chcąc wiedzieć, dlaczego Jezus w taki a nie inny sposób mnie prowadzi, powinienem wcześnie odpowiedzieć na Jego pytania: „Czy wierzysz Mi? Czy wierzysz, że jestem Twoim Bogiem, Twoim Zbawicielem? Czy chcesz uwierzyć w to, co ode mnie usłyszysz?”. Jezus odpowiada nam na trudne pytania wówczas, gdy bezwarunkowo wierzymy.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika intix

42. Zwróćmy się do Jezusa - Św. Józef Sebastian Pelczar

Zwróćmy się do Jezusa
[...] Niestety, ma dziś szatan wielu niewolników, dźwigających chętnie żelazne, haniebne okowy tego strasznego tyrana, który ich dręczy, który ich upadla, który ich z sobą w piekło ściąga; ale mimo to i dziś rozlega się po świecie radosny okrzyk: „Chrystus zwycięża, Chrystus rządzi, Chrystus panuje". Spojrzyjcie tylko na te liczne nawrócenia pośród niedowiarków, heretyków i pogan, na to spotęgowanie się jedności życia religijnego w Kościele, na ten niezwyciężony hart prześladowanych, na te poświęcenia kapłaństwa i zakonów, na ten wspaniały rozkwit misyj i dzieł miłosierdzia, na te święte czyny i ofiary milionów dusz – oto zwycięstwa Chrystusowe. Z drugiej strony patrzcie, że ci wszyscy, którzy się odwracają od Chrystusa, nie mają ni prawdy, ni pokoju, ni wolności świętej, ni prawdziwej cnoty i mimo tylu pociech świata czują się nieszczęśliwymi, tak że nieraz samobójstwem skracają swe życie; że w dzisiejszym społeczeństwie w miarę jak złe prądy biorą górę, mnożą się występki i zbrodnie i mnożyć się będą dopóki ludzkość nie zwróci się do Chrystusa.

A cóż nam czynić potrzeba?
Oto stać wiernie przy Chrystusie i Kościele Jego, a walczyć z szatanem, przywdziawszy – według rozkazu Apostoła – zbroję duchowną to jest przyłbicę zbawienia, miecz ducha i tarczę wiary, którą byśmy mogli zgasić wszystkie strzały ogniste złośliwego. Lecz szatan sam bez sprzymierzeńców nic nam nie zrobi i słusznie powiedziała św. Teresa, że jeżeli kto prawdziwie służy Bogu, dosyć mu zawołać z wiarą: „Jezu, ratuj", aby odpędzić szatana. Niebezpieczniejsi są jego sprzymierzeńcy: ciało, żądze i świat. Toż każdy strzeże się złych żądz, zwłaszcza chciwości, nienawiści, rozpusty i pijaństwa; strzeże się złych związków i towarzystwa, strzeże się szynkowni i złych pism czy książek, jeżeli nie chce zginąć na wieki. Natomiast walcz, módl się i pracuj, by nas nie pozbawiły miłości Bożej; potrzeba nadto unikać fałszywych zasad, fałszywych dóbr i fałszywych pociech świata.

Powiesz może, że to rzecz trudna i przykra walczyć ciągle z trzema tak zaciętymi wrogami. Zapewne, ale nie masz innej drogi – jeżeli walczyć nie będziesz, Bóg nie twój, radość święta nie twoja, niebo nie twoje. Pociesz się jednak, miły bracie, że Chrystus Pan wspiera cię w tej walce i że ta walka niedługa. Za lat kilkadziesiąt nie będzie z nas tu obecnych nikogo na świecie – wróci ciało do ziemi, z której wzięte jest, a dusza wejdzie w bramy wieczności szczęśliwej lub nieszczęśliwej. Przyjdą inne pokolenia, lecz i one znikną w mogile i tak dalej i dalej, aż anioł Pański zawoła nad ziemią: „Amen, już więcej czasu nie będzie, umarli, wstawajcie na sąd". Tedy nastąpi ostateczny tryumf Chrystusa nie tylko nad złymi ludźmi, ale i nad złymi duchami, których – jak mówi Pismo św. – „Pan związkami wiecznymi na sąd dnia wielkiego zachował" (por. Jud 6). Wówczas ukaże się najprzód znak Syna Człowieczego, krzyż, a na jego widok narzekać, płakać będą wszystkie pokolenia ludzkie, iż tego krzyża za życia nie uczciły, potem zajaśnieje w obłokach niebieskich z wielką mocą i majestatem sam nieśmiertelny Król wieków, Jezus Chrystus, a podczas gdy wierni jego słudzy powitają Go z radością – źli wołać będą z rozpaczą: Góry i skały upadnijcie na nas i zakryjcie nas od oblicza Siedzącego na stolicy i od gniewu Barankowego (Ap 6, 16).

Najmilsi w Chrystusie, do którychże wówczas chcecie należeć? Wybierajcie dzisiaj, tak, mówię „dzisiaj", bo „jutro" może nie wasze. Komu chcecie służyć w życiu i w wieczności – Chrystusowi Panu czy szatanowi? Lecz któż by się wahał w wyborze. Komuż byśmy służyli, jeżeli nie Tobie, Mistrzu, Zbawco, Kapłanie, Królu i Boże nasz. Do kogóż byśmy szli, jeżeli nie do Ciebie, wszakże Ty tylko Słowa żywota wiecznego masz. Twoimi też chcemy być w życiu, Twoimi i przy śmierci, Twoimi w wieczności.

Józef Sebastian Pelczar, Mowy i kazania 1877-1899, Kraków 1998, s. 213-214.
http://www.pch24.pl/zwrocmy-sie-do-jezusa,13595,i.html#ixzz3uMdgbto2

avatar użytkownika intix

43. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Pewien człowiek miał dwóch synów.

Wtorek, 15 grudnia 2015 roku
Mateusz 21,28-32

Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: "Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy!" Ten odpowiedział: "Idę, panie!", lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: "Nie chcę". Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca?» Mówią Mu: «Ten drugi». Wtedy Jezus rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć.


Pierwszy z synów obrazuje faryzeuszów. Oni, tak im się wydawało, zawsze mówili Bogu – tak. Lecz gdy nadszedł czas sprawdzający ich wiarę, nie uwierzyli zarówno Janowi jak i Jezusowi. Nie decydują się na pójście do winnicy Pana, nie rozpoznając tego, który przyszedł od Ojca. Sprawy ojca, tak naprawdę, nie były bliskie pierwszemu z jego synów. Bóg nie był bliski faryzeuszom. Często postrzegany przez gąszcz przepisów Prawa, nie jako Ojciec, lecz ktoś, kto jedynie żąda wykonania określonej pracy.

Faryzeusze reprezentują tych, którzy uważają się za lepszych, pobożnych, przykładnych chrześcijan, katolików. Ważne jest dla nich ich życie, nie zaś wiara i zbawienie innych. Odpowiadają Bogu słowami, a życiem swoim daleko są od tego, co deklarują. Mówią jedno, a czynią drugie. Uważają się za pobożnych, a gardzą innymi wiedząc o ich grzechach będących publiczną tajemnicą.

Drugi z synów obrazuje celników i nierządnice. Tak ułożyło się ich życie, że najpierw powiedzieli Bogu – nie. Przychodzi jednak chwila, kiedy mają dosyć życia jakie prowadzą. Coś istotnego zamierzają w nim zmienić. Nie chcą żyć w pogardzie, nie tyle od innych, lecz od siebie samych. Przechodząc drogę grzechu dostrzegają, że zarówno faryzeusze jak i pieniądze, bogactwo i użycie seksualne, doznania na tej ziemi szczęścia nie dają. Przyszedł Jezus, a oni Mu uwierzyli. Życie w poniżeniu moralnym, duchowym, społecznym wytworzyło w nich potrzebę uwierzenia Bogu. Chcieli uwierzyć komuś, kto byłby wiarygodny dla nich.

Kiedy człowiek uważa się za sprawiedliwego, uczciwego, pobożnego, nie jest zdolny przyjąć tego, co proponuje Jezus. Grzeszne życie prowadzi, z jednej strony do odczuwania pustki i samotności, niespełniania się, poczucia przegranej, z drugiej zaś strony do pojawienia się w człowieku silnej tęsknoty za życiem, a nie wegetacją z dnia na dzień.

Być może pierwszy z synów zawsze tak mówił: idę, a nie szedł. Można się przyzwyczaić do udawania życia religijnego, wmawiając sobie, że nie czynię nic, co byłoby naganne. Tymczasem odmawianie Bogu, który zaprasza do troski o wiarę innych, jest poważnym osłabianiem własnej wiary. W czym ujawnia się problem faryzeuszów? Siebie uznawali za sprawiedliwych, a innymi gardzili.

Gdy nikim nie gardzę, nie poniżam, nie lekceważę, kiedy mówię Bogu: „idę”, to rzeczywiście idę, wówczas jestem blisko Niego. Kiedy uważam się za pobożnego, prawego moralnie, zachowującego wszystko, o czym mówi Bóg, daleko jestem od Niego, ponieważ nie troszczę się przede wszystkim o tych, którzy moralnie i duchowo mają się źle.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika intix

44. Jak Niepokalana

Módlmy się wiele, żebyśmy zrozumieli coraz bardziej to, co Niepokalana powiedziała w czasie zwiastowania: ,,Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego" (ŁK 1,38). Jak Pan Bóg chce tak niech się stanie. W tym się streszcza cała szczęśliwość i zadanie na tym świecie. Pan Bóg nas stworzył po to, żebyśmy byli Jego narzędziami, dlatego pociąga miłością ku sobie, podpiera nagrodą i karą. Chcąc dusze udoskonalić i upodobnić do siebie, obdarza je łaskami. Ale dusza musi współdziałać z łaską, dusza musi pozwolić się prowadzić.

Prośmy Matkę Najświętszą by nas pouczyła, ja to dusza ma być ,,służebnicą Pańską".

Pan Bóg nie sam się objawił Matce Bożej, ale przez posłańca. I my mamy posłańców Bożych, tj. przełożonych. Módlmy się abyśmy mogli każdemu posłańcowi przełożonemu mówić: niech się stanie według woli Bożej. I to jest wszystko, i tego mamy uczyć cały świat, żeby wola wszyskich zgadzała się z wolą Bożą - przez Niepokalaną.

św. Maksymilian Kolbe, 2 IV 1938
z książki: Co dzień ze św. Maksymilianem.  Niepokalanów 2010.
http://militia-immaculatae.org/aktualnosci/jak-niepokalana/
***

O pokorze Maryi

***

Modlitwa do Najświętszej Maryi Panny


avatar użytkownika intix

45. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść?

Środa, 16 grudnia 2015 roku
Łukasz 7,18b-23

Wtedy Jan przywołał do siebie dwóch spośród swoich uczniów i posłał ich do Pana z zapytaniem: «Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?» Gdy ludzie ci zjawili się u Jezusa, rzekli: «Jan Chrzciciel przysyła do Ciebie z zapytaniem: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?» W tym właśnie czasie wielu uzdrowił z chorób, dolegliwości i [uwolnił] od złych duchów; oraz wielu niewidomych obdarzył wzrokiem. Odpowiedział im więc: «Idźcie i donieście Janowi to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi».


Jan jest człowiekiem pustyni, miejsca surowego, miejsca doskonalenia się i prób. Chce na pustyni zgromadzić cały nowy Izrael. Naród izraelski, kiedy został wyprowadzony z niewoli, musiał przejść przez pustynię. Na pustyni uformował się jako naród, jako wybrany lud Boży. Pustynia jest okrutna i pusta, ludzie idą przez nią i nigdy nie wiedzą, czym zaspokoją swój głód i pragnienie, idą nie mając wydeptanych wcześniej szlaków. Kierunek wyznacza Pan, który jest przy nich.

Jan przynosi ludowi wezwanie do drogi. Mówi z mocą do Izraela, który się rozleniwił, stał się chłodny. Jest człowiekiem zahartowanym w samotności pustyni jak Boża strzała, która dosięga i rani; mówi językiem apokaliptycznym, językiem katastrof. Czyni to po to, aby zapobiec innej katastrofie, żeby lud Boży nie „utył na duchu”, nie trwał w niewoli swoich grzechów. Dlatego mówi o nadchodzącym sądzie Bożym: Bóg przyjdzie jako płomień. Na końcu katastrof zapowiada „nowe niebo i nową ziemię”. Ta bliskość w ustach Jana jest przede wszystkim bliskością sądu.

Jan jest „człowiekiem jednego gestu”, jakim jest wyciągnięty palec, wskazujący na Tego, który ma przyjść. Jan jest palcem wskazującym na Chrystusa. Wielkość jego osobistego autentyzmu, jego asceza i jego heroizm nie wskazują na niego, lecz na coś, co jest poza nim. Asceza dla samej tylko ascezy, jako sztuka dla sztuki, nie ma sensu. Dla Jana Chrzciciela asceza jest sposobem na umniejszenie siebie. Jan wskazuje na Jezusa.

Na kogo ja wskazuję? W jakich sprawach umniejszam się?

Ks. Józef Pierzchalski SAC


avatar użytkownika intix

46. Spowiedź to spotkanie z Bogiem

Spowiedź to spotkanie z Bogiem
Mam głęboką wiarę, że nic nie dzieje się w Sakramencie Pokuty przez przypadek – mówi dla portalu PCh24.pl ks. Piotr Pierzchała, Dyrektor Wydziału Nauki Katolickiej Diecezji Warszawsko-Praskiej.

Wielu ludzi ma problem, by pójść do spowiedzi do księdza, którego się dobrze zna. Czy jest to uzasadniony lęk?

Doskonale znam taką sytuację, także z własnego doświadczenia. Byłem ministrantem w parafii, więc trudno mi było znaleźć nieznajomego księdza i na początku sam zmagałem się z tym problemem. Potrzeba tutaj rzeczywiście mocnej wiary w moc sakramentu pokuty i pojednania. Jeżeli ktoś już raz przełamie tę barierę, wtedy za kolejnym razem jest mu łatwiej. A zatem na to pytanie należy odpowiedzieć przecząco, że lęk nie jest uzasadniony, aczkolwiek nie jest to takie łatwe.

Sakrament Pokuty i Pojednania to bardzo intymne spotkanie człowieka z Bogiem. Zdając sobie sprawę, że w spowiedzi trzeba wypowiedzieć każdy grzech, by była ona ważna, a że niektóre grzechy wywołują w człowieku poczucie wstydu, to trudno mu je powiedzieć komuś, kogo dobrze się zna. Czasami penitent myśli: co ten ksiądz sobie o mnie pomyśli? Przecież teraz ma o mnie takie dobre zdanie. Trzeba wiedzieć, że nic sobie nie pomyśli, sam przecież grzeszy, sam często staje też po tej drugiej stronie. Przypominają mi się słowa z rekolekcji przed moimi święceniami kapłańskimi, gdy rekolekcjonista mówił: Nigdy nie mów swojemu penitentowi: jak mogłeś to zrobić? Jak zrobił to znaczy, że mógł. Myślę też, że u kogoś, kto nas dobrze zna, łatwiej się spowiadać osobom, które mocno wierzą, że w Sakramencie działa Pan Jezus, a wtedy zapominają o tym, że mówią te grzechy Panu Jezusowi w obecności kapłana. Często mówię moim penitentom, by zapomnieli o księdzu. By czuli się tak jakby go nie było.

W jaki sposób tajemnica spowiedzi jest prawnie obwarowana prawem kanonicznym?

Tajemnica spowiedzi jest dla kapłana bezwzględnym zakazem mówienia o czymkolwiek, co w spowiedzi zostało przez penitenta wyjawione. Warunek ten podlega bardzo ostrej karze kościelnej, jaką jest ekskomunika latae sententiae. Dokonuje się ona przez sam fakt dokonania zdrady. Myślę, że księża na ten warunek podczas formacji seminaryjnej są bardzo uwrażliwiani. Ksiądz nie może do spowiedzi nawiązywać nawet w rozmowie z penitentem, jeżeli ten nie da w danym momencie takiego przyzwolenia. Warto pamiętać, że heroizm niektórych kapłanów w historii doprowadził ich do śmierci, ponieważ nie chcieli złamać tajemnicy spowiedzi.

Każdy z nas pamięta katechizmowe pięć warunków dobrej spowiedzi. Który punkt z doświadczenia Księdza sprawia największe trudności penitentom?

Myślę, że z tym dziś jest bardzo różnie. Niektórym trudność sprawia rachunek sumienia, bo z biegu wpadają, by się wyspowiadać. Dzieje się tak zwłaszcza w ostatnie dni przed świętami. Mam czasami wrażenie, że wpadają jak do hipermarketu, by załatwić kolejną sprawę przed świętami.

Myślę, że ludzi trzeba uwrażliwić na żal za grzechy. Czasem ktoś mówi: Proszę księdza, jak ja mogę tego żałować, jak to było miłe, przyjemne, wręcz fantastyczne. Wtedy zawsze mówię, że gdyby grzech był drutem kolczastym, to człowiek by się go nie chwytał. To jest właśnie podstęp złego ducha, że grzech bardzo często sam w sobie jest przyjemny. Z własnej praktyki spowiedniczej widzę, że ten warunek najwięcej sprawia trudności.

Pozostał jeszcze jeden problem. Owijanie grzechu w sreberko czy złotko, jak cukierek. Czasami ktoś się tak natrudzi, by grzech zapakować w złotko i podać jak cukierek. Wtedy nie widać bagna zawiniętego w złotko, tylko cukierek. Myślę, że wynika to ze wstydu.

Jak dokładnie powinna wyglądać realizacja ostatniego warunku – zadośćuczynienia Panu Bogu i bliźniemu?

Jeżeli chodzi o ten warunek dobrej spowiedzi, to zwróciłbym uwagę na następujące kwestie. W pierwszej mierze w spowiedzi otrzymujemy pokutę, to jest pierwsza forma zadośćuczynienia. Należy też pamiętać, że istnieją grzechy, które domagają się naprawienia, tak jest w przypadku skradzionej rzeczy, którą należy oddać. Należy również wyrównać krzywdy materialne czy moralne, które wyrządziliśmy innym. Koniecznie trzeba odwołać oszczerstwa czy przeprosić tych, których obraziliśmy, czy w jakiś sposób skrzywdziliśmy. Warunek zadośćuczynienia jest obowiązkowy. Świadczy o szczerości nawrócenia człowieka.

Co powinno się uczynić w sytuacji, gdy dany czyn jest uznany przez Magisterium Kościoła za grzech, natomiast nasze sumienie – czasem pomimo prób woli – nie wyrzuca nam tego zachowania? O takiej sytuacji Ksiądz już wspomniał, że czasami ktoś nie żałuje, bo grzech był przyjemnym doznaniem.

Trudno tego żałować. Sumienie takich przyjemnych rzeczy też może nie wyrzucać. W takiej sytuacji potrzebny jest  rachunek sumienia według wskazań magisterium Kościoła, by czasami odkryć jakiś grzech, by uwrażliwiać sumienie. Powstaje wtedy pytanie o sens wyznawania tego grzechu? Skoro sumienie mi go nie wyrzuca, to... To zagadnienie w rozwiązaniu jest sprawą bardzo indywidualną. Nieraz trzeba człowiekowi po prostu wytłumaczyć, dlaczego coś jest grzechem. Spowiadający się nie zawsze dostrzega wszystkie aspekty swego czynu. Czasami trzeba odesłać go do autorytetu Ewangelii. Czasami trzeba uświadomić na pierwszym etapie, że za ten grzech Chrystus cierpiał na krzyżu. Kościół zaleca w takich przypadkach rozważanie męki Pańskiej. Może warto wtedy, zwłaszcza osoby starsze, odesłać do filmu „Pasja”.

Czy przygotowując się do spowiedzi należy korzystać z gotowych rachunków sumienia, czy też analizować swoje postępowanie bez dodatkowych „pomocy”?

Na pewno warto skorzystać z pomocy gotowych rachunków sumienia, jakie są przygotowywane dla różnych grup penitentów. Są rachunki sumienia dla dzieci, młodzieży, dla chrześcijańskich małżonków, kapłanów, zakonników itp. Gdy przed spowiedzią zastanawiamy się nad swoim postępowaniem, zauważymy tylko niektóre rzeczy, które oddzielają nas od Boga. Gotowy rachunek sumienia możemy potraktować jako pomoc, która przychodzi nam z zewnątrz. Musimy wtedy się z nimi zmierzyć i czasami zastanowić się nad grzechami, których w takiej pierwszej analizie w ogóle nie dostrzegamy. Sam z mojego doświadczenia robienia codziennego rachunku sumienia wiem, że przydaje się taka pomoc. To właśnie czasami dzięki takiej „pomocy” człowiek uświadamia sobie niektóre grzechy.

Wyobraźmy sobie taką sytuację: przychodzi penitent do spowiedzi i wyznaje pewien grzech. Kapłan zdaje się go bagatelizować, nie zatrzymuje się nad nim dłużej. Ów penitent pewien czas później po raz kolejny przychodzi do spowiedzi z tym samym grzechem, tym razem do innego kapłana. Ten z kolei zrugał grzesznika za ten czyn. Jak można wytłumaczyć taką sytuację wierząc głęboko w fakt, że poprzez każdego kapłana działa ten sam Chrystus?

Zwróćmy uwagę na różne aspekty opisanej sytuacji. Zwykle jest tak, że kapłan zwraca uwagę na wybrane aspekty wyznania grzechów, rzadko odniesie się do wszystkich wymienionych grzechów. Jeden spowiednik zwróci uwagę na ten grzech, drugi z kolei na inny. Człowiek wierzący winien się zastanowić, dlaczego akurat dostałem burę za dany grzech?  Może właśnie po to była ta spowiedź, by zwrócić uwagę akurat na tę sprawę. Osobiście mam głęboką wiarę, że nic nie dzieje się w Sakramencie Pokuty przez przypadek.

Wielu ludzi zdaje się być załamanych tym, że spowiadają się stale z tych samym grzechów. Co Ksiądz powiedziałby takim osobom?

Spowiadanie się z tych samych grzechów może dotyczyć różnych sytuacji. Zdarza się, że ktoś się spowiada z tego samego grzechu, ponieważ jest w nałogu. Inny natomiast spowiada się z tego samego grzechu, ponieważ w ogóle nie podejmuje żadnej pracy nad sobą. Są też tacy, którzy spowiadają się stale, standardowo, z tych samych grzechów, ponieważ standardowo muszą odbyć spowiedź z przyzwyczajenia. Ci ostatni nie czynią w ogóle refleksji nad tym, że zawsze od lat wypowiadają te same grzechy. Ci jednak nie są na pewno załamani taką sytuacją. Osobiście najtrudniej mi się spowiada takie osoby

Co radzę osobom załamanym takim stanem rzeczy? Jeżeli jest to osoba będąca w nałogu to zawsze uspokajam. Staram się zobaczyć, na ile penitent podejmuje walkę. Jeśli walczy, to wtedy jest już lepiej. Osobom natomiast, które nie podjęły żadnej pracy nad sobą mówię, że tak na dłuższą metę się nie da. Wtedy zaczynamy drogę od nowa. Zachęcam też, by patrzeć w przyszłość na to, co przed nami.

Co jaki czas najlepiej się spowiadać? Czy poleca Ksiądz praktykę spowiadania się u tego samego kapłana?

Spowiadać się należy zawsze natychmiast, ilekroć popełnimy grzech śmiertelny, czyli taki, który odłącza nas od Komunii sakramentalnej. Ja zawsze zalecam spowiedź systematyczną, to znaczy poza wskazaną wyżej sytuacją zachęcam do dbania o spowiedź przynajmniej raz w miesiącu. Taka jest praktyka Kościoła związana chociażby z Pierwszymi piątkami miesiąca. Można też spowiadać się częściej, ale trzeba też uważać, by nie było to znowu za często. Osobiście spowiadam się najczęściej co dwa tygodnie.

Ponieważ powiedziałem, że trzeba uważać, by nie spowiadać się za często, to może warto tę sytuację nieco rozwinąć. Bardzo często jest tak, że spowiedź wynika ze skrupulatyzmu, przy którym częsta spowiedź będzie jeszcze bardziej pogłębiała problem.

Czy polecam spowiedź u jednego kapłana? Tak, zalecam, ale głównie osobom, u których dostrzegam pragnienie głębszego życia duchowego lub osobom, które chcą naprawdę walczyć z grzechem. Jeden spowiednik, który prowadzi takiego człowieka, łatwiej dostrzega, co wychodzi penitentowi, z czym zupełnie nie potrafi sobie poradzić. Łatwiej jest mu wtedy doradzać. Nigdy natomiast nie staram się wiązać osoby ze sobą czy w ogóle z jakimś kapłanem. Zawsze moim stałym penitentom powtarzam, że każdy ksiądz ma prawo rozgrzeszania i zawsze jeśli jest taka potrzeba, mogą pójść do drugiego kapłana. Niedobrze jest na przykład czekać, aż stały spowiednik wróci z urlopu, bo ja u innego księdza się nie wyspowiadam. Taka postawa wydaje się być wysoce niedojrzała. Myślę też, że tutaj bardzo trzeba zwracać uwagę na wolność penitenta w wyborze spowiednika. Sam będąc licealistą długi czas szukałem spowiednika, który postawi mi jakieś wymagania. Znalazłem i do dziś jestem mu bardzo wdzięczny.

Bóg zapłać za rozmowę!

Rozmawiał Kajetan Rajski
http://www.pch24.pl/spowiedz-to-spotkanie-z-bogiem,31503,i.html#ixzz3um5...
***
"Pomoc":

Przed świętami trzeba się DOBRZE wyspowiadać


avatar użytkownika intix

47. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Nie uwierzyłeś moim słowom

Sobota, 19 grudnia 2015 roku
Łukasz 1,5-25



Za czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan, imieniem Zachariasz, z oddziału Abiasza. Miał on żonę z rodu Aarona, a na imię było jej Elżbieta. Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich. Nie mieli jednak dziecka, ponieważ Elżbieta była niepłodna; oboje zaś byli już posunięci w latach. Kiedy w wyznaczonej dla swego oddziału kolei pełnił służbę kapłańską przed Bogiem, jemu zgodnie ze zwyczajem kapłańskim przypadł los, żeby wejść do przybytku Pańskiego i złożyć ofiarę kadzenia. A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie kadzenia. Naraz ukazał mu się anioł Pański, stojący po prawej stronie ołtarza kadzenia. Przeraził się na ten widok Zachariasz i strach padł na niego. Lecz anioł rzekł do niego: "Nie bój się Zachariaszu! Twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan. Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z jego narodzenia cieszyć się będzie. Będzie bowiem wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym. Wielu spośród synów Izraela nawróci do Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych – do usposobienia sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały". Na to rzekł Zachariasz do anioła: "Po czym to poznam? Bo ja jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku". Odpowiedział mu anioł: "Ja jestem Gabriel, który stoję przed Bogiem. A zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci tę wieść radosną. A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom, które się spełnią w swoim czasie". Lud tymczasem czekał na Zachariasza i dziwił się, że tak długo zatrzymuje się w przybytku. Kiedy wyszedł, nie mógł do nich mówić, i zrozumieli, że miał widzenie w przybytku. On zaś dawał im znaki i pozostał niemy. A gdy upłynęły dni jego posługi kapłańskiej, powrócił do swego domu. Potem żona jego, Elżbieta, poczęła i pozostawała w ukryciu przez pięć miesięcy. "Tak uczynił mi Pan – mówiła – wówczas, kiedy wejrzał łaskawie i zdjął ze mnie hańbę w oczach ludzi".


Zachariasz i Elżbieta nie mieli dziecka, choć byli sprawiedliwi przed Bogiem. Brak dziecka nie należy zatem łączyć z brakiem życia sprawiedliwego czy grzesznego. Dlaczego zatem? Elżbieta była niepłodna. Nie był to zamiar Boga, aby nie miała dziecka, lecz jej niepłodność pozbawiała ją szczęścia poczęcia i narodzin. Bóg wkracza i zmienia to, co wydawało się nieprzekraczalne. Takim było dla człowieka, lecz nie dla Boga. Małżonkowie zachowują rytm życia uporządkowany przez wiarę. Zachariasz pełni to, co było jego powinnością. Do końca prosi Boga, choć z ludzkiej perspektywy patrząc, powinien wiedzieć, że ani on, ani też jego żona nie mogą już mieć dziecka.

Doświadczenie Zachariasza w przybytku jest błogosławione, uszczęśliwiające. Było to doświadczenie lęku. Zanim Bóg objawi przez anioła Swój zamiar, wprowadza człowieka w upokarzające doznanie. Jest ono oczyszczające, a równocześnie otwierające na słuchanie i usłyszenie Boga. Ten lęk przygotowuje Zachariasza do wyrażenia zgody na zamiar, jaki podjął Bóg. Niezwykłe jest to, że w zapowiedzi przyjścia Jana dominuje radość. Zarówno rodzice Jana, jak i „wielu z jego narodzenia cieszyć się będzie”.

Zachariasz jest człowiekiem mocno stąpającym po ziemi. On wie, że nie może mieć dziecka. Nie bierze pod uwagę tego, że u Boga wszystko jest możliwe. W jakimś momencie życia trzeba odejść od tego, co wiem, co uznaję za możliwe, do tego, w co potrzeba uwierzyć, co u Boga jest możliwe. Twierdzimy, że wierzymy, lecz nasze myślenie jest pozbawione wiary. Wiemy, co jest możliwe, a co nie jest. Tymczasem Bóg oczekuje od nas przyjęcia Jego słowa, w którym jest zawarty Jego plan.

Znakiem braku wiary Zachariasza jest niemożność mówienia. Ci, którzy uwierzą, potrafią mówić tak, iż w słuchających rodzi się nowe życie, nadzieja, radość nie z tej ziemi. Człowiek, który nie wierzy Bogu na Jego słowo, nawet wtedy, kiedy mówi, nie zwiastuje zamiarów Boga. Ten, który uwierzył, jest posłany.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika intix

48. Spokój Maryi w oczekiwaniu na Jezusa

Z jak wielkim spokojem od chwili Zwiastowania aż do Bożego Narodzenia Niepokalana oczekiwała przyjścia Pana Jezusa na świat. Jej Serce było pełne miłości i spokoju, mimo że sytuacje, które Ją spotykały, przeciętnego człowieka z pewnością wytrąciłyby z równowagi. Patrząc jedynie z ludzkiej perspektywy Maryja miała wiele powodów do obaw: co pomyślą o mnie ludzie? Czy Józef mnie nie opuści? Czy samotna podróż do Elżbiety będzie bezpieczna? A później kolejne problemy: podróż do Betlejem, brak miejsca w gospodzie i ostatecznie oczekiwanie na Zbawiciela w zimnej stajni. Mimo tak wielu trudnych sytuacji, które usprawiedliwiałyby niepokój człowieka, Serce Niepokalanej pozostaje niewzruszoną świątynią spokoju.
Jest przepełniona Duchem Świętym, nosi w swoim łonie Boga-Człowieka, Jej usta nieustannie uwielbiają Boga Ojca śpiewając ,,Magnificat Anima Mea Dominum”. Pełna skupienia, ciszy i kontemplacji. Pełna wiary, nadziei, i miłości. Maryja nie pozwala by w Jej Sercu chociaż na chwilę zagościł niepokój. Całkowicie ufa Bogu, zapomina o sobie i w pełni poddaje się woli Bożej. W tym głębokim wewnętrznym skupieniu pełna miłości Najświętsza Dziewica oczekuje narodzin Zbawiciela.

A my? Jak często pozwalamy by z powodu drobnych trudności w naszym sercu zagościł niepokój? Jak często nie potrafimy skupić się na modlitwie bo zamartwiamy się codziennymi problemami? Jakże często jedno przykre słowo potrafi wytrącić nas na kilka dni ze skupienia?

Prośmy Niepokalaną by nas nauczyła ze spokojem i ufnością oczekiwać na przyjście Pana Jezusa. Niech nasze niespokojne serce znajdzie schronienie w Jej Niepokalanym Sercu. Niech Jej Serce nas otuli Matczyną Miłością i przygotuje nas na ten wielki dzień Narodzin Jej Syna abyśmy mogli z wielką miłością i skupieniem oddać Mu cześć i przyjąć Go do naszych serc.

http://militia-immaculatae.org/aktualnosci/spokoj-maryi-w-oczekiwaniu-na...

avatar użytkownika intix

49. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Brzemienna Bogiem

Niedziela, 20 grudnia 2015 roku
IV NIEDZIELA ADWENTU
Łukasz 1,39-45



W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana.


Młoda, dwunastoletnia dziewczyna spieszy przez góry. Na przebycie całej drogi trzeba było czterech dni. Gdzie spała? Czy bała się? Kogo spotkała po drodze? Musiała już być kobietą pewną swoich sił, skoro samotnie wybrała się w tak długą drogę. Poruszyło Ją doświadczenie Boga w chwili Zwiastowania. Elżbieta również doświadczyła takiego poruszenia.

Każde spotkanie pozwala odkryć w drugim człowieku tajemnicę Chrystusa, Jego działania. Każdy nosi w sobie Chrystusa. Gdy to odczuwamy, doznajemy radości. Równocześnie odkrywamy tajemnicę drugiego człowieka. Wtedy poznajemy również nas samych, to, co dotychczas było dla nas niejasne. Odkrycie tajemnicy, sprowadza czystą, piękną, spontaniczną radość, z odkrycia przede wszystkim prawdy. Prawda cieszy. Brak jej poznania, może zasmucać.

Spotkanie Maryi i Elżbiety dlatego jest tak bardzo fascynujące, ponieważ wszyscy pragniemy spotkać, takiego człowieka, który wyzwoli w naszym wnętrzu radość poznania tajemnicy drugiej osoby. Dzięki odkryciu tajemnic, które są w innych, możemy się do nich zbliżyć. Maryja nosząc Jezusa w Sercu, wielkimi krokami miłości pokonuje najwyższe góry. Ten, kto nosi Chrystusa w sercu, może pokonać wszelkie trudności. Chrystus jest w nas źródłem miłości, dzięki czemu możemy pokonywać dzielące nas od siebie góry, po ludzku patrząc, nie do przejścia.

Miłość Chrystusa kieruje nas do innych. Ukazuje nam drogę przez wielkie przeszkody, jakie stoją pomiędzy nami. Narodziny Boga w sercu człowieka wierzącego umożliwiają takie spotkania dwojga osób, jakie nastąpiło miedzy Maryją i Elżbietą. Gdy ludzie spotykają się w sposób prawdziwy (szczery), zmieniają się, po spotkaniu stają się inni. Spotkanie ich przemienia.

Dlaczego chcemy spotkać się z drugą osobą? Często to spotkanie jest interesowne: albo po to, żeby coś załatwić, wygadać się, wyżalić. Pomyślmy o spotkaniach, w których nie mamy takich zamiarów. Chcemy ze sobą być. Maryja nie chce czegoś od Elżbiety, Ona chce z nią być.

To ważne, co budzi się w nas, pod wpływem spotkania z drugą osobą. Niekiedy poznajemy w sobie coś, albo w drugim tego, czego wcześniej nie byliśmy świadomi. Elżbieta poznaje w Maryi, Matkę swojego Pana, widzi Jej szczęście, nazywa ją błogosławioną. Potrzeba postrzegać drugą osobę nie jako mojego przeciwnika, którego się obawiamy, gdyż może być lepsza niż my, kochana bardziej przez Boga, czy więcej warta. Nie musimy innym imponować, zdobywać ich dla siebie, mieć ich po swojej stronie. Nieważne, kto odnosi większą korzyść z takiego spotkania. Każdy coś zyskuje, gdyż każdy wzbogaca swoje życie, wychodząc ze spotkania przemienionym.

Nawiedzenie budzi w nas nadzieję, że również i my możemy spotkać się w taki sposób, aby jeden budził drugiego do życia. Tak żyć, aby budzić kogoś, budzić coś w człowieku, wydobywać z niego jego wewnętrzne piękno. Możemy wtedy uwolnić się od tego, by komukolwiek udowadniać swoją wartość. Możemy w takiej sytuacji przestać się bać, że ktoś nas odrzuci, zlekceważy, pominie. Gdy uczymy się spotkań bezinteresownych, możemy się od drugiej osoby czegoś nauczyć, możemy wejść w tajemnice życia kogoś drugiego, przy okazji dając coś z siebie: ze swojego ducha, swoich poglądów i pasji.

Aby takie spotkanie, jak Maryi z Elżbietą, stało się możliwe, musimy - jak Maryja - powstać i wyruszyć w drogę. Ona wychodzi poza siebie, ze swojego domu, w którym żyje chroniona i bezpieczna. Odważa się podążać swoją drogą, która prowadzi ją w obce strony. Pozbawiona opieki i oparcia najbliższych. Musimy stać na własnych nogach. Często bywa tak, że jesteśmy przez kogoś ciągle podtrzymywani lub prowadzeni. Chcemy być podtrzymywani i prowadzeni przez człowieka i to jest nasz nieuświadomiony dramat. Musimy stać na własnych nogach, by dojść do drugiego. I trzeba przejść przez góry zahamowań i uprzedzeń, aby drugiego zobaczyć, jakim on naprawdę jest. Góry myśli powstrzymują nas przed zbliżeniem się do drugiej osoby.

Potrzeba pokonać góry naszych obaw i blokad, naszego wygodnictwa, by móc dotrzeć do drugiej osoby. Skoro tak daleko wychodzimy poza siebie, możemy pozwolić, aby druga osoba bardzo się do nas zbliżyła. Warto zobaczyć, że w drugim człowieku jest Boża tajemnica, większa od tego człowieka. W osobie, którą spotkamy, możemy zobaczyć Maryję. Poprzez spotkanie z drugą osobą docieramy do samego Boga. Patrząc na niego rozeznajemy, dlaczego tak wiele dotychczas dzieliło nas z tą osobą, dlaczego nie mogliśmy się porozumieć? W takich spotkaniach nie ma myśli lękliwych, czy znajdziemy właściwe słowa, czy gesty będą odpowiednie. Nieważne podczas spotkań z drugim są wzajemne oceny, kto lepszy lub dojrzalszy, mądrzejszy.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

***
oraz:
IV niedziela Adwentu - ks. Marian Kowalski FSSPX



avatar użytkownika Jagna

50. @intix

Bardzo dziękuje @intix za prowadzenie tego naszego wspólnego oczekiwania , a zarazem przygotowania się na przyjście Bożego Dzieciątka. Nadchodzi bardzo ciężki rok , potrzeba nam wiary i modlitwy , by to wszystko przeżyć.
Pozdrowienia dla Wszystkich tu czytających Jagna z Poznania.

avatar użytkownika Maryla

51. Czuwamy z radością w sercu

Świat Na Ciebie Czeka Panie- IV Niedziela Adwentu

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

52. Marylo Droga...:)

Rozświetla mrok...
Płomień 4 świec Adwentowych...

Pan blisko jest... coraz bliżej...
Czekamy na Króla i Pana naszego...
Czuwamy...

Szczęść Boże...

avatar użytkownika intix

53. Droga Jagno...

...Nadchodzi bardzo ciężki rok , potrzeba nam wiary i modlitwy , by to wszystko przeżyć...

Tak... głębokiej wiary nam potrzeba...
Potrzeba modlitwy...
Całym sercem do Chrystusa... przylgnięcia...
ZAWIERZENIA...
Panu Bogu w Trójcy Przenajświętszej Jedynemu
I Matki Bożej Niepokalanemu Sercu...

Pozdrawiam Cię całym sercem Jagno Droga...:)
Szczęść Boże...

avatar użytkownika intix

54. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Uwierzyłaś Bogu

Poniedziałek, 21 grudnia 2015 roku
Łukasz 1,39-45


W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana.


„Maryja wybrała się w drogę…” – Maryja symbolizuje tych wszystkich, którzy idą ku innym, niosąc im Boga. Maryja w momencie, gdy wyrusza w drogę do domu Elżbiety i Zachariasza była brzemienna, nosiła w sobie Boga. Maryja wyruszająca do Elżbiety jest monstrancją Boga. Bóg jest w Niej ukryty, Ona jest pełna Boga, brzemienna Bogiem. Można powiedzieć, że wędrówka Maryi niosącej ukrytego Boga to pierwsza w dziejach świata procesja Bożego Ciała. Maryja przynosi światu Boga, Maryja, wędrując do Elżbiety, wnosi do świata obecność ukrytego Boga. Jest jak monstrancja, jest naczyniem, w którym Bóg się ukrył.

„Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę”. Maryja, idąc z Jezusem ukrytym w łonie, wraz z Nim przynosi błogosławieństwo. Człowiek niosący Boga w sobie, wypełniony Bogiem, a więc – brzemienny Bogiem, przynosi błogosławieństwo. Elżbieta, zobaczywszy Maryję, rozpoznała w Niej Jezusa. Człowiek brzemienny Bogiem jest „nośnikiem” obecności Boga i Jego błogosławieństwa. Człowiek brzemienny Bogiem wnosi w życie innych pocieszenie.

„Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, podskoczyło dziecko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę”. Istnieje przedziwna więź, niezwykłe porozumienie duchowe pomiędzy tymi dwiema kobietami. Obie zostały naznaczone TAJEMNICĄ, tajemnicą Boga (Elżbieta – poprzez dar macierzyństwa w podeszłym wieku, Maryja – poprzez niepokalane poczęcie Syna Bożego). Człowiek, który w swym życiu doświadczył obecności Boga i został naznaczony tajemnicą, ma niezwykłą wrażliwość na obecność Boga w drugim człowieku. Wyczuwa obecność Boga w konkretnej osobie i dlatego rodzi się pomiędzy osobami tak niezwykła więź, którą można nazwać duchowym pokrewieństwem.

Maryja i Elżbieta. Dwie kobiety. Obie brzemienne. Obie naznaczone tajemnicą. Obie pełne Boga. Każda z nich inaczej doświadczyła obecności Boga w swym życiu i inaczej przeżywała Boga. Ale łączyło je wspólne DOŚWIADCZENIE, wspólna TAJEMNICA, przez co były sobie tak bliskie duchowo.

„Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, podskoczyło dziecko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę”. Obecność Maryi brzemiennej Bogiem sprawia, że Duch Święty napełnia Elżbietę. Człowiek brzemienny Bogiem otwiera serca innych na działanie Ducha Świętego. Człowiek brzemienny Bogiem „sprowadza” Ducha Świętego do tych, wśród których przebywa. Człowiek brzemienny Bogiem sprawia, że inni doznają duchowego pocieszenia: „…podskoczyło z radości dziecko w mym łonie” – mówi Elżbieta. Obecność człowieka brzemiennego Bogiem wywołuje u innych pragnienie wiary, pragnienie wyznania wiary w Boga: „I [Elżbieta] zawołała donośnym głosem: «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc Twojego łona!»”. Elżbieta błogosławiła Jezusa ukrytego w Maryi. Obecność człowieka brzemiennego Bogiem sprawia, że inni zaczynają uwielbiać Boga, rodzi się w ich sercach pragnienie błogosławienia, wychwalania. Elżbieta „zawołała donośnym głosem”, a więc pełnym mocy, radości, z głębi serca. Jej serce zostało poruszone tak bardzo, że spontanicznie zaczyna błogosławić Jezusa. Więcej jeszcze – ona POZNAJE, że obecność Boga ukrytego jest czymś niezwykłym, wyjątkowym, jest świętem: „Czemu zawdzięczam to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?”. Elżbieta rozpoznaje, że jej dom zostaje napełniony błogosławieństwem i ogarnia ją wdzięczność. Ma świadomość, że obecność Boga jest wielką łaską. Wdzięczność Elżbiety jest pełna wzruszenia: „Czemu to zawdzięczam?”.

„Gdy tylko usłyszałam Twoje pozdrowienie, podskoczyło z radości dziecko w moim łonie”. Elżbieta doznała wielkiego wewnętrznego poruszenia. Człowiek brzemienny Bogiem sprawia, że obecność Boga „rozlewa się” na innych. W ich sercach coś wielkiego zaczyna się dziać, następuje poruszenie – jest to reakcja serca na obecność Boga „przyniesionego” przez drugiego człowieka – człowieka brzemiennego Bogiem. Spotkanie Maryi z Elżbietą to obraz nawiedzenia Boga ukrytego w człowieku. Gdy spotykamy osoby brzemienne Bogiem, doznajemy w sercu poruszenia, zostajemy dotknięci pocieszeniem. Owocem takiego spotkania jest poruszenie serca, doznanie pocieszenia, głębokiej wewnętrznej radości („podskoczyło dziecko w jej łonie…”), owocem jest też otwartość na działanie Ducha Świętego („Duch Święty napełnił Elżbietę…”), pragnienie wyznania wiary w Jezusa i uwielbiania Go („…zawołała donośnym głosem: (…) …błogosławiony owoc Twojego łona!”), owocem takiego spotkania jest też zrodzenie się wdzięczności w sercu i świadomość łaski („Czemu zawdzięczam to?”).

Ks. Józef Pierzchalski SAC


avatar użytkownika intix

55. Nieustannie się módlcie!

Nieustannie się módlcie!

„To Chrystus jest światłem oświecającym nasze drogi. Zaufanie Mu, działanie modlitwą, pozwala dostrzec przedziwne, niepojęte działanie Boga w naszym życiu. Opatrzność naprawdę czyni cuda, trzeba tak niewiele – wiary. Trzeba zamknąć oczy i zanurzyć się w otchłań Bożej miłości, Bożego miłosierdzia” – mówi ks. Marcin Kostka FSSP w rozmowie z Mateuszem Ziomberem.

Jakie wymagania stawia nam wiara? Zwłaszcza ta dojrzała?

„Niewierny” Tomasz Apostoł, nie mogąc uwierzyć w Zmartwychwstanie Zbawiciela, potrzebował dowodu – dotknięcia ciała, ran zmartwychwstałego Mistrza. Z podobnymi sytuacjami mamy miejsce i dzisiaj. Chrystus zwracając się do św. Tomasza powiedział coś bardzo ważnego: „Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20,29).

Weszliśmy na zupełnie nowy pułap konsumpcjonizmu – z wiary wybieramy to, co nam odpowiada. Zdarza się, że osoby deklarujące wiarę odsuwają tajemnicę Śmierci i Zmartwychwstawania na bok, wolą skupiać się na Bożym miłosierdziu abstrahując od logiki Zbawienia. W niektórych przypadkach można odkryć, że zabrakło kontemplacji Chrystusa na Krzyżu, brakuje świadomości Golgoty.

Wiara przestaje mieć charakter integralny.

Dzieje się tak tym bardziej, że zasady moralne i religijne stanowią jedność. Wiara uczy nas godziwego życia, Chrystus skierował do każdego z nas to samo wezwanie: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48). Jeżeli odrzucam zasady postępowania nakazane przez Chrystusa, nie mogę mówić, że wierzę w dokonane przez Niego Dzieło Odkupienia. Wystarczy zwrócić uwagę na podejście do wartości życia, na ocenę aborcji i eutanazji, czy na sposób rozumienia małżeństwa.

Wiara staje się miłym dodatkiem do życia, które musi być bezproblemowe?

Niektórzy ludzie od święta ubierają się w wiarę. W niedzielę wraz ubraniem z szafy wyjmują także swoją religijność i pobożność. Nie chodzi im o spotkanie z żywym Bogiem, a to jest przecież głębokim sensem niedzielnej i świątecznej Mszy świętej. Pozory nie zastępują wiary – a to problem katolików z metryki, „wierzących niepraktykujących”. Chrystus uczy nas, że za wiarą muszą iść nasze czyny. Podkreśla to apostoł Jakub: „wiara bez uczynków jest martwa”. Potrzeba życia sakramentalnego, aktów pobożności.

Jeżeli katolik mówi, że wierzy, a nie praktykuje, to żaden z niego katolik - prezentuje religijność urojoną, sprywatyzowaną. Jest to przykre tym bardziej, że wielu ludzi inteligentnych i wykształconych tak właśnie podchodzi do wiary. Ileż razy już słyszeliśmy zdanie „w Kościele nie podoba mi się…”, a chodzi w nim tak naprawdę o wiarę, którą Kościół żyje, a nie o tego czy innego księdza i jego czyny.

Katolicyzm kulturowy trzyma się mocno.

Błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty zapytana raz o to, co trzeba zreformować w Kościele, udzieliła wymownej odpowiedzi. W Kościele zmienić trzeba mnie i ciebie. To jest perspektywa wiary. Należy sobie zadać pytanie: czy za takie bądź inne sytuacje w Kościele odpowiedzialna nie jest moja oziębłość religijna? Należy spojrzeć w głąb samego siebie.

Czy przyczyną tego stanu rzeczy nie jest brak wiary w nadprzyrodzoność?

Ludzie są tak skoncentrowani na zwykłych sprawach codziennego życia, że Pismo święte i Katechizm zaczynają wkładać między bajki. Jeśli w ten sposób zaczynamy podchodzić do tajemnicy wiary, to sytuacja jest już bardzo zła. Zatraca się poczucie cudowności, nadprzyrodzoności wiary. Ludzie mają zamknięte oczy, tak jak uczniowie idący z Chrystusem do Emaus. Rozpoznali Go dopiero przy łamaniu chleba – na Eucharystii. To ważny drogowskaz. Apostołowie byli tak bardzo zajęci ucieczką, że nie dostrzegli Chrystusa, nie zauważyli tego, że zmartwychwstał i zwyciężył śmierć. My też tacy jesteśmy: idziemy drogami życia myśląc o własnym komforcie, przestajemy zauważać Chrystusa. Zaczynamy za to budować osobiste piekło.

Tymczasem, to Chrystus, nie my sami, jest światłem oświecającym te nasze drogi. Zaufanie Mu, działanie modlitwą, pozwala dostrzec przedziwne, niepojęte działanie Boga w naszym życiu. Opatrzność naprawdę czyni cuda, trzeba tak niewiele – wiary. Trzeba zamknąć oczy i zanurzyć się w otchłań Bożej miłości, Bożego miłosierdzia.

Wiara poddawana jest jednak próbom.

Trzeba pamiętać o starotestamentalnej historii Abrahama i ofiary z Izaaka. To także dla nas ważna nauka. Człowiek planuje, a z drugiej strony jest Pan Bóg – wszechmocny i pełen miłosierdzia. Potrzeba wiary, zaufania i modlitwy. Obserwuje to we własnej posłudze duszpasterskiej.

Opiekuję się grupą różańcową Męskich Plutonów. Bardzo często namacalnie doświadczamy cudów działania modlitwy różańcowej i przemożnego wstawiennictwa Matki Najświętszej, która zawsze czuwa nad sowimi dziećmi. To Boże działanie przez Maryję bardzo mocno odciska się w sercach wszystkich mężczyzn – większości moich przyjaciół – członków dwóch Plutonów Różańcowych. Kiedyś przeprowadziliśmy modlitewny szturm w intencji pewnej matki i jej nienarodzonego dziecka. Prosiliśmy Boga o szczęśliwy przebieg ciąży i rozwiązania, o uratowanie życia. W tej intencji modliło się naprawdę wiele osób. Ciąża była silnie zagrożona, dziecku nie dawano szans, sugerowano jedno rozwiązanie – aborcję.

W pewnym momencie pojawił się lekarz-ginekolog, który zajął się przypadkiem. Zaczął badania i stwierdził, że w tym szpitalu nic nie może zrobić i dlatego trzeba zabrać matkę do innej kliniki. Gdy przyjechali do szpitala, rozpoczął się także i poród. Gdyby została w poprzedniej placówce, życie matki lub dziecka byłoby zagrożone. Specjalista odebrał poród, po umieszczeniu w inkubatorze nie stwierdzono zagrożenia życia, rokowania są jak najlepsze. Żyje matka, żyje dziecko, żyje i ojciec stawiany w niewyobrażalnej sytuacji.

Znam też drugi taki przypadek: kobieta w ciąży uległa sepsie. Lekarze nie potrafili sobie poradzić z tą chorobą, ale starali się uratować matkę i jej dziecko. Myślę, że w tym przypadku także pomogła modlitwa. Funkcje życiowe już gasły, lekarz i pielęgniarki próbowali ratować kobietę. Mąż i ojciec przygotowywany był na śmierć najbliższych.

Mężczyzna ukląkł przy łóżku żony i zaczął się modlić na różańcu. W pewnym momencie kobieta otworzyła oczy, usiadła na łóżku i stwierdziła, że czuje się już zdrowa. Chciała, by przebadano dziecko w jej łonie. Okazało się, że także żyje i jego funkcje życiowe są stabilne. W jednym momencie kryzys został zażegnany. Ktoś, kto nie wierzy stwierdzi, że to tylko zbieg okoliczności bądź działanie podanych wcześniej leków. Człowiek wierzący wie, że wartość modlitwa różańcowej jest olbrzymia. W takich sytuacjach można w sposób szczególny doświadczyć wstawiennictwa Matki Bożej – prawdziwego cudu.

Odpowiedzią na życiowe próby jest więc wiara i zaufanie.

Wielu ludzi doświadczyło siły modlitwy, także w tak ciężkich sytuacjach. Bóg działa, nie wolno nigdy tracić nadziei. Nawet jeśli lekarze tracą wiarę, człowiek wierzący musi walczyć o życie ufając Bożym wyrokom. Bóg, w swej dobroci, potrafi zaskakiwać, a patrzy na ufność i wytrwałość, z jaką się do Niego zwracamy. Nieraz Pan Bóg stawia nas przed takimi sytuacjami, poddaje nas próbie. Jeszcze raz podkreślam: różaniec jest modlitwą, która jest Matce Bożej szczególnie miła, a przez nią jest miła samemu Bogu. Dlatego nie pozostawia jej bez odpowiedzi.

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Mateusz Ziomber.
http://www.pch24.pl/nieustannie-sie-modlcie-,32771,i.html#ixzz3v9etj5co

avatar użytkownika intix

56. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Bóg jest Panem ludzkiego czasu

Środa, 23 grudnia 2015 roku
Łukasz 1,57-66



Dla Elżbiety zaś nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem. Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: Nie, lecz ma otrzymać imię Jan. Odrzekli jej: Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię. Pytali więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: Jan będzie mu na imię. I wszyscy się dziwili. A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał i mówił wielbiąc Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: Kimże będzie to dziecię? Bo istotnie ręka Pańska była z nim.


Kiedy na człowieka przychodzi czas, wychodzi z niego życie, albo śmierć. Bóg jest naszym czasem, w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. Z człowieka może wyjść dobro lub zło. Mam na uwadze słowo, decyzję, gest, który podnosi lub przytłacza innego. Elżbieta urodziła syna w czasie określonym przez Boga. Wraz z mężem miała ufność w Bogu. Oczekiwali, choć ludzkie prognozy nie dawały im żadnej nadziei. Bóg jest Panem czasu, Panem łaski i miłosierdzia.

Rodzi się mężczyzna, który doprowadzi do uporządkowania życia wielu ludzi. Co to znaczy uporządkować życie? Otworzyć je na Boga. Człowiek zamknięty na Boga jest nieuporządkowany, podobnie jak i na człowieka. Jego nieuporządkowanie jest w nim śmiercią. Łono Elżbiety było już niezdolne do tego, aby poczęło się w nim życie. Bóg niemożliwe, czyni możliwym. Zaufanie Bogu na słowo, jest przyzwoleniem na wprowadzenie Jego stwórczej mocy w obieg naszego życia. Zatem ufność ze strony człowieka, jest początkiem cudu ze strony Boga.

Bóg okazał miłosierdzie. Kiedy sprawa wydaje się dla nas niemożliwa, rozwiązaniem jest jedynie miłosierdzie Boga. Ono wyzwala radość, zdumienie, podziw dla Bożej łaskawości. Narodziny Jana są orędziem, Słowem Boga skierowanym do sąsiadów i krewnych. Gdy rodzi się człowiek, mówi Bóg. Wtedy radość łączy najbliższych. Łączy ich Bóg, gdyż On jest naszą Radością.

W czasie obrzezania Jana chciano realizować zwyczaje panujące od pokoleń. Następuje kolejne wkroczenie Boga w cudzie odzyskania mowy przez Zachariasza. Niezwykła zgodność małżonków. Jeśli w małżeństwie jest zachowany ustalony przez Boga porządek, mężczyzna i kobieta budzą podziw harmonią porozumienia. Ślady Boga są w znakach, które pozostawia, a które nazywamy cudami. One są miłosierdziem, gdyż budzą z jednej strony podziw wobec Najwyższego, z drugiej strach wprowadzający człowieka w tajemnice Boże.

O czym opowiadano w górskiej krainie? O wydarzeniu budzącym podziw, strach, sprawach niemożliwych dla człowieka. Opowiadano o miłosierdziu Boga, który objawił się przez ludzkie zaufanie. Każdy, kto wybiera zaufanie Panu, z nim, nad nim jest Jego ręka, Jego opatrzność, Jego zmiłowanie.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika intix

57. Wigilia

Tutaj, na schyłku starego czasu, mamy sposobność zastanowić się nad ludzkością dawnego świata. Człowiek odpadł od Boga, w nierozumnej pysze chciał być jako Bóg i odbierać cześć Boską. Nie chciał uznać Tego, który rządzi wszechwładnie, miłościwie i mądrze, i każdemu sercu ludzkiemu jako Bóg się objawia. Dumny człowiek wzgardził darami Bożymi; prawo Boskie, które stanowi porządek świata, pragnął przesunąć, pierwotną i wzniosłą prawdę przyćmić kłamstwem. Nieszczęsny, sam siebie tylko wszystkiego pozbawił. Dary Boże stały się dlań męką, natura nieprzyjazną, odwieczne prawo karzącą sprawiedliwością, miłość ponurą nienawiścią, która jak zły duch prześladuje go i nie daje mu spokoju; światło zamieniło się w ciemność, a fałsz panuje zamiast prawdy. Wnętrze jego rozszarpane, jedna siła powstaje przeciw drugiej, a walka, którą wzniecają, jest nieustannym bolesnym oskarżeniem upadłego, rozstrojonego ducha. Życie jego zamieniło się w pustynię. Zacieśniło się w wąskim kółku, z którego nie może wyjść. Tak kończy się wyniosłe poznanie na fałszu i kłamstwie, spodziewane bogactwo na nędzy i najwyższym niedostatku, wymarzona wolność na najskrajniejszej niewoli.

Z tej ciężkiej niedoli ma wybawić człowieka Zbawiciel. To też tęsknota i nadzieja, oczekiwanie i radość wskutek jego pewnego przyjścia zaznacza się tym silniej, im więcej zbliża się narodzenie Odkupiciela. Wyraz tym uczuciom dają antyfony i responsorja modlitw kapłańskich podczas adwentu.

Oto tak brzmią: Imię Pańskie przychodzi zdala, a jasność jego wypełnia ziemię. Wybiegajcie mu naprzeciw i mówcie: Ogłoś nam, czyś Ty jest Tym, który ma panować w narodzie Izraela! Wy z ziemi zrodzeni i wy synowie ludzcy pospołu, bogaty zarówno i ubogi, wyjdźcie mu naprzeciw i powiedzcie: Który rządzisz Izraela - posłuchaj! Który prowadzisz jak owcę Józefa, oznajmij nam, czy Ty sam to jesteś. Podnieście, książęta, bramy wasze, i podnieście się bramy wieczne, a wnijdzie Król chwały. Onego dnia góry będą obfitowały w słodycz a z pagórków popłynie miód i mleko. Wesel się, córko Syon, i raduj się, córko Jeruzalem; albowiem przyjdzie Pan i wszyscy Święci z Nim, i owego dnia będzie wielka światłość. Słuchajcie słowa Pańskiego, narody, a opowiadajcie na wyspach, które są daleko, i mówcie: Zbawiciel nasz przyjdzie. Ogłaszajcie to! Wołajcie bezustannie! Ukaż Twe oblicze, Panie, a będziemy zbawieni; przyjdź, aby nas zbawić. Radujcie się, niebiosa, i wesel się ziemio, i cieszcie się góry, albowiem przyjdzie Pan! Betlejem, ziemico najwyższego Boga, z ciebie wyjdzie władca Izraela! Będzie uwielbiony na całej ziemi. I kiedy przyjdzie, będzie panował pokój na ziemi, a potęga jego sięgać będzie od morza do morza. Hołd składać mu będą wszyscy królowie, a wszystkie pokolenia służyć mu będą. Ześlij, Panie, Baranka, władcę ziemi, ze skały pustyni na górę córki Syon! Patrz, już nadchodzi pełnia czasu, w którym Bóg ześle ziemi Syna Swego. Oto pożądany przez wszystkie narody przychodzi, a dom Boży napełni się chwałą! Emanuelu, Królu nasz i prawodawco, nadziejo narodów. Zbawicielu świata, przyjdź, aby nas zbawić. Panie, Boże nasz!

"Już jutro ujrzycie chwałę Pańską," to radosna nowina, którą Kościół św. zwiastuje bliskie przyjście Pana.

Zaiste! Bóg wysłuchał błagania swego ludu, zsyła swego Syna Jednorodzonego.
Z Ducha św. poczęła Go Marja, wybrana Dziewica. Słowo Ciałem się stało: Syn Boży zamieszkał pomiędzy nami. Przez cały czas adwentu czciliśmy wzniosłą tajemnicę Wcielenia i żywej Arki Przymierza. Lecz teraz pragniemy ujrzeć oblicze Syna Bożego, który się stał człowiekiem. Obiecany Emanuelu, przyjdź, pokaż swoją potęgę, abyśmy byli zbawieni! "Zaprawdę, jutro Go ujrzycie!" Wiemy to na pewno.

Najświętsza Marja Panna i św. Józef przybyli już do Betlejem. Zachodzące słońce rzuca ostatnie promienie na długie rzędy białych domków, rozsianych po wzgórzach, kiedy zbliżali się do miasteczka i szukali najpierw miejsca w gospodzie. Ale gospoda była zajęta i miasto roiło się od podróżnych. Koło niejednego domu przechodziła ta mała rodzina, do niejednych drzwi zastukał św. Józef, ale nigdzie ich nie przyjęto. Tymczasem zapadł wieczór, drzwi się zamknęły, a noclegu nie znaleźli. Skierowali więc kroki poza miasto, i tam znalazł Józef miejsce, przeznaczone dla zwierząt jako schronienie nocne. Tutaj, umęczeni podróżą, przygotowali sobie spoczynek.

- Tak, jutro zobaczycie Boskie Dzieciątko.

Tę radosną wieść wyraża introit Mszy św. wigilijnej: Dziś poznacie, że przyjdzie Pan i zbawi nas, a jutro ujrzycie chwałę Jego. - Pańska jest ziemia i napełnienie jej, okrąg ziemi i wszyscy, którzy na nim mieszkają.

W lekcji słyszymy św. Pawła, który nas dotąd w każdą niedzielę adwentu pouczał i przygotowywał na przyjście Pana Jezusa. Mówi o wesołej nowinie Zbawiciela, którego Bóg już prorokom kazał zapowiadać, i który według ciała pochodzi z rodu Dawida. Jak przedziwne są przepowiednie Boże! Przeszło tysiąc lat minęło od chwili, kiedy Bóg powiedział do Dawida: "Wzbudzę potomstwo twe po tobie i umocnię królestwo jego. Ja mu będę za ojca, a on mnie będzie za syna" Któż myśli jeszcze o tym proroctwie? Już dawno ród Dawida utracił tron. A oto po tysiącu lat przychodzi córka królewska, biedna i opuszczona, ze swoim małżonkiem do miasta Dawidowego. Do niej powiedział Anioł: "I da mu Bóg stolicę Dawidowego ojca jego".

Ewangelię poświęca Kościół św. Józefowi, wiernemu towarzyszowi i opiekunowi Marji. W głębokiej pokorze wyczekuje błogosławionego narodzenia Jezusa Chrystusa. Anioł pouczył go przecież o tajemnicy Wcielenia: "Józefie, synu Dawidów, nie bój się przyjąć Marji, małżonki twej. Albowiem co się z niej urodzi, jest z Ducha św. A porodzi syna i nazwiesz imię jego Jezus, albowiem on zbawi lud swój od grzechów ich".

Rok Boży w liturgii i tradycji Kościoła świętego - Katowice 1931

***
Przygotowanie na przyjście Zbawiciela



avatar użytkownika intix

58. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Niech będzie uwielbiony Pan

Czwartek, 24 grudnia 2015 roku
w ciągu dnia
Łukasz 1,67-79


Wtedy ojciec jego, Zachariasz, został napełniony Duchem Świętym i prorokował, mówiąc: «Niech będzie uwielbiony Pan, Bóg Izraela, że nawiedził lud swój i wyzwolił go, i moc zbawczą nam wzbudził w domu sługi swego, Dawida: jak zapowiedział to z dawien dawna przez usta swych świętych proroków, że nas wybawi od nieprzyjaciół i z ręki wszystkich, którzy nas nienawidzą; że miłosierdzie okaże ojcom naszym i wspomni na swoje święte Przymierze – na przysięgę, którą złożył ojcu naszemu, Abrahamowi, że nam użyczy tego, iż z mocy nieprzyjaciół wyrwani bez lęku służyć Mu będziemy w pobożności i sprawiedliwości przed Nim po wszystkie dni nasze. A i ty, dziecię, prorokiem Najwyższego zwać się będziesz, bo pójdziesz przed Panem torując Mu drogi; Jego ludowi dasz poznać zbawienie [co się dokona] przez odpuszczenie mu grzechów, dzięki litości serdecznej Boga naszego. Przez nią z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju».


Zachariasz przeszedł przez nieumiejętność mówienia, brak komunikacji z najbliższymi, a potem przyszedł czas, gdy otworzyły się jego usta ponieważ chciał mówić to, co Bóg zamierzył. Wielbienie Boga, otwarcie ust i serca człowieka dokonuje się wtedy, gdy ludzkie pragnienia spotykają się z Bożymi. Uwielbienie jest modlitwą, okrzykiem radości, znamieniem wolności którą człowiek odczuwa i nie może utrzymać "Bożego tchnienia", "oddychania Ducha Świętego" które wypełnia jego serce.

Gdy pragnienia człowieka spotykają się z tym, co Duch Święty mówi w nim, wówczas widzi on zarówno nawiedzenie jak i wyzwolenie, które Bóg przynosi swojemu ludowi w Jezusie Chrystusie. Zachariasz zaczyna rozumieć wszystko to, co było dotychczas dla niego zakryte. Radowanie się Bogiem odsłania przed nami tajemnice dotychczas przez nas niedostrzegane, a zawsze będące i wypowiadane w nas przez Boga. Zachariasz wielbi Boga, gdyż Duch Święty w taki właśnie sposób wyraża miłość Ojca do Syna i miłość Syna do Ojca.

Wielbienie Boga uwalnia człowieka od nieprzyjaciół, od nienawiści i sprowadza na niego pragnienie wolności od grzechu. Dostrzegam moją winę, gdy pozwalam Duchowi Świętemu modlić się we mnie, radować się, okazywać miłość i czułość tego, "który jest, który był i który nieustannie przychodzi". Doświadczając modlitwy uwielbienia odczuwamy wyzwolenie od lęku. To jest nasze przygotowanie na zobaczenie i uradowanie się WSCHODZĄCYM SŁOŃCEM.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
oraz rozważania:
Dzięki JEZUSOWI nasz wzrok nie musi błądzić!


avatar użytkownika gość z drogi

59. Szczęść Boże ,droga Intix

w Dniu narodzin Dzieciątka
najserdeczniejsze życzenia dla Ciebie i Twoich Bliskich wraz ze słowami cudnej kolędy
"Cicha Noc,Swięta Noc" :)
Dobrego wigilijnego Dnia :)

gość z drogi