Czekając na Ciebie… Panie Jezu Chryste...

avatar użytkownika intix

 

 

 

Spotykam Cię, Panie Jezu Chryste... dnia każdego...

W Znakach Twoich... na mego życia drodze…

W oczach i w sercu człowieka napotkanego…

I w tej tęsknocie serca mego… za Tobą Panie... tęsknocie...

 

Zanurzam się w Tej Ciszy... w Której tylko Ty, Panie

I Słowo Twoje dla nas po wsze czasy...

Rozjaśniasz umysł... wypełniasz Miłością serce...

Wolną wolę kierujesz na Drogę Prawdy i Życia... w Prawdzie…

 

Bo Ty JESTŚ... JESTEŚ... Panie Jezu Chryste...

A jednak tęsknota za Tobą mnie ogarnia...

Czuwam z otwartym sercem... czekając na Ciebie…

Uciekam się do Niepokalanego Serca Twojej i naszej Matki…

 

I trwam tak w pokornym Oczekiwaniu...

Wdzięczna za każdą chwilę życia mego…

Dziękując za wszystko, co uczyniłeś dla nas… dla mnie…

I że jest mi jeszcze dane oczekiwać Przyjścia Twojego...

 

Przyjdź... Panie Jezu Chryste...

 

„Do Ciebie, Panie, wznoszę moją duszę!”

 

 

 


 

 

Ogień…

Płomień w Okresie Adwentowym…

Symbol Adwentu… Płomień świec

W każdą z Niedziel, kolejna zapalana

W Oczekiwaniu…

Na Przyjście Chrystusa Pana…

 

Mówiąc słowami św. Jana Pawła II

„…Całe nasze życie powinno być Adwentem…”

Całe życie na Spotkanie z Chrystusem czekamy…

Przygotujmy się na TO Spotkanie…

Niech płomień naszej miłości pali się

Także wtedy, gdy zgasną 4 świece Adwentowe…

Gdy przeminie Okres Ten…

Który dziś, Pierwszą Niedzielą Adwentu zaczynamy…

Pierwszą świecę Adwentową zapalamy…

"Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy Pan domu nadejdzie"

Czuwajmy… niech zawsze tak będzie…

"Tak więc czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy przyjdzie ten czas”…

 

Czuwajmy…

I niech Płomień Bożej Miłości ogarnie nas…

 

 

***

 

*********************************************************

/” Czekając na Ciebie… Panie Jezu Chryste...” – J.B.K. 29.11.2014r./

 

53 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. @intix

Czuwajmy…

I niech Płomień Bożej Miłości ogarnie nas…

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

2. @Maryla

Czuwajmy…
I niech Płomień Bożej Miłości ogarnie nas…
Duchu Święty, przyjdź i rozpal nas.!
 

***
Szczęść Boże...

avatar użytkownika intix

3. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:
Czuwajcie!

Niedziela, 30 listopada 2014 roku
I Niedziela Adwentu
Rozpoczęcie Roku Życia Konsekrowanego

Marek 13,33-37


Jezus powiedział do swoich uczniów: "Uważajcie i czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: «Czuwajcie!


Spać, to być zanurzonym w duchowym śnie, być niezdolnym do odróżniania dobra od zła. Sen duchowy oznacza sytuację, w której człowiek przestaje być wrażliwy na otaczającą go rzeczywistość. Nie interesuje się tym, co dzieje się w nim i wokół niego. Nie interesuje go głos sumienia, poruszenia w duszy, niepokój serca, ale też inni stają się dla niego obojętni.

Pamiętamy, jak Jezus zachęcał uczniów, aby czuwali Mu w chwilach trwogi podczas modlitwy w Ogrójcu. Człowiek zanurzony w duchowym śnie jest ślepy. Sen jest również symbolem duchowej śmierci. Może dziać się coś bardzo ważnego dla naszego życia wiary, a my tego nie dostrzegamy. Jest to rodzaj ślepoty, która zmusza człowieka, aby zatrzymał się na tym, co widać na powierzchni życia. Duchowy sen sprawia, że nie widzimy człowieka będącego w potrzebie. Przykładem śpiących duchowo w Ewangelii jest kapłan i lewita, którzy przeszli obok poranionego człowieka nie udzielając mu pomocy.

Czuwać, do odczytywać rzeczywistość taką, jaka ona jest. Nigdy nie jesteśmy zwolnieni z duchowego odczytywania swojego życia. To powoduje jakiś stan niepokoju i napięcia. Jest to jednak twórczy niepokój, w którym człowiek się staje duchowym. Będąc duchowo aktywnymi, nie podporządkujemy się pokusom, temu, co przychodzi w wymiarze ducha, jako brzydota, rzeczywistość, którą należy gardzić a tym samym odrzucić.

Czuwać, to słuchać i patrzeć, nie przestawać odczytywać tego, co zobaczymy i odczujemy w kontekście naszej miłości do Jezusa. Zanurzając to, co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy w miłości Pana, poznamy, kto pragnie wejść w posiadanie naszego serca. Najważniejsze w życiu jest serce i to, do kogo ono należy.

Gdzie powierzchowność życia tam i jego banalność, pustka, brak ideałów, wartości, poczucie bezsensu i celu. Modlitwa pozwala zanurzyć się w to, czego człowiek sam z siebie zobaczyć i usłyszeć nie może. Czuwać, to uwolnić się od powierzchowności, pustki, jałowości, bezsensu własnego istnienia. Kiedy modlę się, Bóg pokazuje to, co odsłania przed kochającymi Go.

W Adwencie, będącym czasem czuwania, nieustannym oczyszczaniem duchowego widzenia i słuchania, możemy odzyskać wzrok i słuch, aby smakować w tym, co jest z Ducha Bożego. W naszym życiu nie ma przypadków, lecz Opatrznościowe prowadzenie przez Boga. Z różnych duchowych, adwentowych zaproszeń, wezwań, natchnień, powinniśmy przyjmować jedynie te, które wprowadzają nas w życie Boga, a nie świata.

Nie pozwólmy się nikomu zwodzić, oszukiwać, prowadzić tam, gdzie nie ma Chrystusa. Ten, który nie czuwa, nie rozeznaje, jest w stanie podporządkować się temu, co niszczy jego życie duchowe. Czym jesteśmy teraz bardzo zajęci, a tym samym nieznajdujący czasu na czuwanie?

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

4. NA SZLAKU DO DOMU OJCA - św. Jan Paweł II

Rozważanie przed modlitwą "Anioł Pański". 29 XI 1998

1. Dzisiaj rozpoczyna się Adwent i wraz z nim nowy rok liturgiczny. Jest to rok w życiu Kościoła, skupiony wokół dwóch wielkich Tajemnic - Wcielenia i Odkupienia, Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Jest to "czas Boży", darowany ludziom, aby ich czas i ich dzieła otworzyły się na wymiar wieczności.

Od kiedy Bóg stał się człowiekiem i wkroczył w czas, cykle lat, stuleci i tysiącleci zyskały sens i kierunek: cały wszechświat, stworzony i odkupiony przez Boga, zmierza ku swemu spełnieniu, którego zapowiedzią stała się już Pascha Chrystusa.

Wszystko to jest zamysłem Miłości, którego realizacja nie jest z góry przesądzona, ale dokonuje się w kontekście wolności, to znaczy dramatycznej walki między dobrem a złem. Każdy człowiek jest powołany, aby włączyć się w ten Boży plan na wzór Najświętszej Maryi Panny, która przyjmując Przedwieczne Słowo stała się nową Ewą, Matką odkupionej ludzkości.

2. Adwent, który się dzisiaj rozpoczyna, ma wymowę naprawdę szczególną, ponieważ otwiera ostatni rok drugiego tysiąclecia. Chrześcijanie i wszyscy ludzie kierują wzrok ku bliskiemu już Jubileuszowi, który będziemy obchodzić dla uczczenia 2000-lecia Wcielenia Syna Bożego.

Rok 1999 zamyka trzyletni okres bezpośrednich przygotowań do tego historycznego przeżycia duchowego: po latach poświęconych kolejno Jezusowi Chrystusowi i Duchowi Świętemu, nadszedł rok poświęcony Bogu Ojcu. Wzywam wszystkich, aby weszli na szlak wewnętrznej pielgrzymki do domu niebieskiego Ojca, bogatego w Miłosierdzie; na drogę nawrócenia przez miłość, przez solidarność z uboższymi, przez dialog z braćmi.

3. W ten kontekst są wpisane Misje Miejskie, które postanowiłem przeprowadzić, aby dopomóc rzymianom w odnowieniu wiary w perspektywie Roku Świętego oraz by zanieść orędzie Chrystusa wszystkim mieszkańcom miasta, docierając do nich w środowisku codziennego życia, w miejscach nauki, pracy i cierpienia.

Zachęcam licznych misjonarzy, którzy odwiedzali rodziny, aby zechcieli kontynuować tę owocną i ważną formę ewangelizacji, a zarazem wzywam ich samych oraz wszystkich chrześcijan pracujących - robotników, nauczycieli, przedstawicieli wolnych zawodów, rzemieślników i handlowców - aby stawali się aktywnymi uczestnikami Misji w swoim środowisku zawodowym.

Z myślą o tym nowym etapie Misji Miejskich skierowałem do całej diecezji "List o ewangelii pracy", który zostanie opublikowany w święto Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej. Ma on być znakiem nadziei i zaproszeniem do współdziałania między wszystkimi, którzy pracują w różnych sektorach lub są niestety bezrobotni i z trudem poszukują zatrudnienia.

Prośmy Maryję, Pannę wierną, aby pomogła nam dobrze przeżyć czas Adwentu. Nie zamykajmy się na przyjście Chrystusa, okazując Mu pychę i obojętność, ale przyjmijmy postawę czujnego oczekiwania i czynnej miłości.

Tragedia uchodźców

Tragiczne wydarzenia rozgrywające się w ostatnich dniach na Morzu Adriatyckim u wybrzeży Apulii, w których poniosło śmierć lub zaginęło wielu uchodźców, ponownie zwracają naszą uwagę na dramatyczny problem nielegalnej imigracji ludzi, którzy poszukując z nadzieją lepszego życia, zdają się na łaskę przemytników pozbawionych wszelkich skrupułów.

Modląc się za ofiary wypadków na morzu, muszę zarazem potępić stanowczo działania tych, którzy kierując się żądzą zarobku, wyzyskują bezwzględnie nędzę ubogich. Ofiary śmiertelne będą zawsze ciążyć na ich sumieniach!

Uważam też za swoją powinność przypomnieć rządom zainteresowanych krajów o odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa: należy pilnie podjąć skuteczne działania, aby wstrzymać zawczasu te nieuczciwe praktyki oraz stworzyć godziwe warunki życia ludziom, którzy w przeciwnym razie zmuszeni będą szukać powodzenia gdzieś indziej.
Więcej:
> Dokumenty i nauczanie papieskie
***
Dziś II dzień Nowenny:
> Nowenna przed uroczystością Niepokalanego Poczęcia NMP

***
Czuwajmy...

avatar użytkownika Pelargonia

5. Droga Intix, jakże wzruszył mnie Twój wiersz!

I my czekamy
Na Ciebie, Pana...
Przyjdź, Jezu Panie,
Marana tha!

Pozdrawiam serdecznie

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika intix

6. Pelargonio Droga

Twoim wzruszeniem.... też wzruszona...
W Tej Ciszy się chowam...
Która... tuli nas Swoimi
Troskliwymi Ramionami…

Panu Bogu w Trójcy Przenajświętszej Jedynemu niech będzie Chwała...
Pan blisko.... bardzo blisko jest...

Powtarzam też Modlitwę Adwentową...
Prosząc pokornie dla nas... o Dobrą Wolę...
Abyśmy wypełniali Wolę Bożą...

Przyjdź... Panie Jezu Chryste... Królem Polski...


http://youtu.be/e-kRuuzfE58
***
Pelargonio Kochana...
Pozdrawiam Was serdecznie...
Twoją Mamę i Ciebie...
Czuwajmy...

Szczęść Boże...

avatar użytkownika intix

7. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:
Postępujmy w światłości Pana!

Poniedziałek, 1 grudnia 2014 roku


Iz 2,1-5
Widzenie Izajasza, syna Amosa, dotyczące Judy i Jerozolimy: Stanie się na końcu czasów, że góra świątyni Pana stanie mocno na wierzchu gór i wystrzeli ponad pagórki. Wszystkie narody do niej popłyną, mnogie ludy pójdą i rzekną: "Chodźcie, wstąpmy na Górę Pana, do świątyni Boga Jakuba! Niech nas nauczy dróg swoich, byśmy kroczyli Jego ścieżkami. Bo Prawo wyjdzie z Syjonu i słowo Pana z Jeruzalem". On będzie rozjemcą pomiędzy ludami i wyda wyroki dla licznych narodów. Wtedy swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny. Chodźcie, domu Jakuba, postępujmy w światłości Pana!


Świątynia w Jerozolimie znajdowała się w najwyższym punkcie miasta, droga do niej prowadziła pod górę. Prorok zapowiada, iż do świątyni tej będą zmierzały liczne pielgrzymki. Ludzie będą podążać z potrzeby serca. W niej poznawać będą drogi Pana, co pozwoli im porzucić zdążanie własnymi drogami, które często prowadziły ich na zatracenie.

W świątyni Pana poznawać będą Boże prawo i Jego słowo. W taki sposób Bóg pomoże przybywającym dojść do pojednania, a chęć zemsty, zamienić w pragnienie życia w pokoju. Dlatego ludzie będą, bez lęku o własne bezpieczeństwo, przekuwać swoje miecze na lemiesze, a włócznie na sierpy. Izajasz mówi o całkowitym rozbrojeniu. Izrael nie będzie uciekał szedł drogami niewierności, lecz pójdzie drogą światła wskazaną przez Boga.

Prorok zachęca nas do obecności w świątyni Pana, dla napełniania się mocą Jego słowa, dla uczenia się życia według Jego prawa. To Bóg wskaże nam rozwiązania umożliwiające podjęcie mądrych decyzji, prowadzących do pojednania z tymi, z którymi jesteśmy skłóceni.

Bóg daje światło, byśmy poznali ścieżki prowadzące nas do zguby, a zarazem mieli siłę do zejścia z nich. W moich ustach nie powinny pojawiać się słowa, które niszczą innych, lecz te, które wnoszą pokój, łagodność, opanowanie.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>Początek

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

10. LINGUA LATINA ( (język łaciński)na blogu Sacerdos Hyacinthus

 

 Zaproszenie do korzystania ze strony internetowej Lingua Latina
 WEJŚCIE
DICTA


***
a także:

    Audycja na adwentowe dni...

***
Jeszcze na Blogu ks. Jacka Bałemby SDB:

(...)Przygotowujemy się do świąt Bożego Narodzenia. W trosce o duchowe dobro naszych bliźnich, w tych dniach roześlijmy hojnie ten oto link:

 http://sacerdoshyacinthus.wordpress.com/?p=2312&preview=true.

***
Zapraszam też do słuchania:
>RADIO CHRYSTUSA KRÓLA PL 24H



   

avatar użytkownika intix

11. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:
Wysławiam Cię, Ojcze

Wtorek, 2 grudnia 2014 roku
>Bł. Rafała Chylińskiego

Łukasz 10,21-24


W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić". Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: "Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli".


Jezus odrzucony przez ludzi w Galilei, zwraca się do Ojca. W Nim ma oparcie. Nie jest sam w tym, czego doświadcza. W jaki sposób można inaczej nazwać mądrych i roztropnych? To ludzie błyskotliwi i wykształceni. Dlaczego Jezus wysławia Ojca za to, że nie objawia ludziom mądrym i roztropnym swoje przesłanie? Dlatego, że oni są duchowymi bogaczami, wewnętrznie zaślepionymi kontemplowaniem samych siebie. To oni odrzucili nauczanie Jezusa: faryzeusze i uczeni w Piśmie, elita intelektualna Izraela.

Jakie rzeczy odrzucają mądrzy i roztropni, o których mówi Chrystus? Nie przyjmują Objawienia. Tymczasem, to Jezus objawia Boga. On przynosi Objawienie, nie zaś Prawo, którego trzymają się mądrzy i roztropni (faryeusze i uczeni w Piśmie). Objawienie Jezusa zawiera się w Jego Osobie, w Jego słowach i czynach.

Kim są prostaczkowie? Ludźmi ubogimi duchem. W kim Bóg ma upodobanie? W zwykłych ludziach: prostych, prostolinijnych, uczciwych, prawdziwych. Dlaczego im Bóg pokazuje swoje dzieła? Ponieważ dla nich punktem odniesienia w całym życiu jest bojaźń Boża. Oni są ludźmi wewnętrznie otwartymi, zdolnymi przyjąć Boże pouczenie. Chcą, aby Jezus się nimi zajął i ich pouczył, poprowadził, wyjaśnił. W prostocie dokonuje się przyjęcie z zaufaniem tego, co mówi Pan.

Przyjmując to, co mówi Jezus, tym samym przyjmują Jego miłosierdzie, Jego łaskę. Następnie przekazują dalej to, co otrzymali, czego się nauczyli. Ludzie prości służą tym, co otrzymali. Natomiast bogaci zawłaszczają to, co otrzymali, aby wynosić się nad innych z racji tego, co zrozumieli, w jaki sposób „sami doszli” do osiągnięcia swojej wiedzy i mądrości. Człowiek będący duchowym bogaczem bardzo wiele czasu poświęca na modlitwę i czytanie Pisma Świętego. Jego wiedza jednak służy mu do tego, aby wykazać innym jak są głupi, nie pojmujący słowa Bożego, nie posiadający wiedzy z racji swoich ograniczeń. Jego wiedza służy do tworzenia argumentów przeciwko tym, którzy nie posiadali odpowiednich umiejętności, pozycji społecznej, czasu na to, aby ją zdobyć. Zatem Ci, którzy wykorzystywali wiedzę aby atakować, poniżać, upokarzać innych, nazywając ich głupcami, Jezus nazywa w tym głoszeniu Ewangelii „mądrymi i roztropnymi”.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>Rozpoznać Jego obecność

***
oraz rekolekcje:
>Adwent 2014 - Przylgnąć do Pana w prostocie - 2 XII
***


Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

12. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:
Nie mają co jeść

Środa, 3 grudnia 2014 roku
>Św. Franciszka Ksawerego

Mateusz 15,29-37


Stamtąd podążył Jezus dalej i przyszedł nad Jezioro Galilejskie. Wszedł na górę i tam siedział. I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając z sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił. Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela. Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: «Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze». Na to rzekli Mu uczniowie: «Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba żeby nakarmić takie mnóstwo?» Jezus zapytał ich: «Ile macie chlebów?» Odpowiedzieli: «Siedem i parę rybek». Polecił ludowi usiąść na ziemi; wziął siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów.


Potrzeba, idąc do Boga, brać ze sobą tych, którzy są chorzy, a właściwie tę część swojego życia, która jest chora. Ci zdrowi, objawiają swoją niezwykłą wrażliwość i wiarę, skoro prowadzą, czy przynoszą osoby bezsilne, przytłoczone kalectwem, nie będące w stanie sobie pomóc. Ta część, która jest we mnie zdrowa, winna zająć się tą, która jest chora. Wiara nasza wobec Chrystusa objawia się w tym, że to, co zdrowe i to, co chore, staje przed Nim na równi.

Trudno jest poczuć smak chleba, smak tego, co daje Bóg, nie będąc wcześniej przez Niego uzdrowionym. Potrzebne jest nam zdumienie się Bogiem, które przychodzi z doświadczonego na sobie uzdrowienia. Zdumienie i uwielbienie sprawiają, że pragnienia nasze podążają za "Chlebem, który z nieba zstąpił".

Jezus przyszedł sam na górę. Nie musi mi ciągle ktoś towarzyszyć, ani ja nie muszę ciągle o kimś myśleć. Samotność jest sposobem na odpoczynek. Samotność, na którą się godzę, a nie z którą próbuję toczyć boje. Jest czas, który powinniśmy przeżywać bez obecności innych – w sensie rozmawiania, a nawet komunikowania się w myślach. Ten, który uczynił wysiłek ("wszedł na górę"), jest tym, do którego inni znajdą drogę. Kto znajduje drogę do Pana? Ludzie chorzy, niesprawni, mający problem z widzeniem, z mówieniem? To jest zaskakujące, że potrzebujący są tymi, którzy nie przychodzą sami do Jezusa. Jeśli mam problem: z widzeniem, z mówieniem, jestem poraniony w uczuciach, to zawsze ktoś mną się interesuje. Albo wzbudzam litość, albo serdeczne współczucie i chęć pomocy, lub też uczucia złości i rozdrażnienia.

Ludzie z problemami, a takich nie brakuje, gromadzą przy sobie tych "zdrowych". Sami nie są w stanie pomóc. Potrzebują człowieka. "Panie, nie mam człowieka". To jest pierwszy etap. Drugi jest ten: człowiek, to stanowczo za mało. Potrzebuję Boga. Nie wolno zatrzymać się na pierwszym etapie, niejako konsumując obecność człowieka w moim życiu, w mojej bliskości. Człowiek jest dla mnie etapem na drodze do Jezusa, a nie celem. "Do dalszego, do wyżej będącego celu, jestem wezwany".

Najpierw byli chorzy. A teraz okazuje się, że są jeszcze głodni. Uzdrowienie, a potem zdumienie Bogiem i wielbienie Go, wprowadza człowieka w głód Boga. Gdy jesteśmy w bardzo poranieni, doznający tego, co nazywamy chorym myśleniem i chorym przeżywaniem wielu spraw, możemy nie odczuwać głodu Boga. Człowiek poraniony częściej myśli o człowieku, o sprawiedliwości, którą chciałby komuś wymierzyć, o żalu, niż o uzdrowieniu. Za uzdrowieniem myśli i uczuć, przychodzi głód duchowy, głód Jezusa. Jego słowa, modlitwy, całkowitej zależności od Niego. Jezus daje więcej, niż oni oczekiwali, niż my się spodziewamy.

Zobaczmy: aby odczuć głód Boga, potrzeba: bycia zranionym, chorym, przetrąconym, potrzeba przyciągnięcia innych do siebie. Nie zatrzymywania się na człowieku, gdy on już jest blisko mnie. Potrzeba wiedzieć, o co mi chodzi, choćby to było bardzo trudne rozwiązanie. Potrzebna jest samotność i znalezienie się ze swoją biedą, u stóp Pana. "Położyli ich u nóg Jego". Pozwolić się innym prowadzić. Niezwykła droga, przejście: od choroby – do zaspokojenia głodu. Czekali na chleb. Jezus dał im więcej.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

14. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Trzeba uważnie słuchać

Czwartek, 4 grudnia 2014 roku
>Św. Barbary

Mateusz 7,21.24-27


Nie każdy, który Mi mówi: "Panie, Panie!", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki».


By stać się roztropnym trzeba uważnie słuchać, a słuchając, szukać tego co jest prawdziwe. Ze słuchania i poznania prawdy rodzi się pragnienie odpowiedzi na usłyszane słowa. Ten, kto słucha ma czas i miejsce, gdzie się odnajduje ludzi, którzy stają się jego przyjaciółmi, oparciem, a nawet domem. Na tych budujemy, których słuchamy. Taki pokój i taka radość jest nam dana, jakimi są wewnętrznie ci, których słuchamy.

Słuchanie Boga daje trwałe oparcie dla życia człowieka, pewność, że uczę się dróg mądrości. Co oznacza – budować na skale? "Panie, ostojo moja i twierdzo, mój wybawicielu! Boże mój, skało moja, na którą się chronię". "Ty bowiem jesteś moją skałą i twierdzą". Izajasz mówi, że biada tym, którzy odeszli od Boga swego ocalenia i przestali myśleć o skale swego ocalenia. Skała jest symbolem niewzruszoności, prawdziwej wiary. Może też oznaczać trwanie i stałość życia.

Budować na skale, to budować na Panu, mieć zaufanie do Jego potęgi, troski, że wie On, co robi ze mną i z moim życie. Jaki jest Jezus, skoro na nim powinniśmy budować? Mądry, roztropny, łagodny, jest Prawdą.

Dlaczego warto być właśnie takim, uczącym się tej drogi, tak przeżywającym swoje życie? Otóż deszcz, wezbrane potoki, wichry – to siły natury. Co jakiś czas namiętności, żądze ogarniają człowieka w jego ciele, myślach, uczuciach. One wzbierają, one niekiedy bardzo niepokoją. Potrzeba zatem wiedzieć, że tak musi być dla naszego wydoskonalenia się w wierze.

Doświadczanie przeciwieństw na drodze wiary, jest drogą do mocnej wiary. Mądry patrzy na wszystko z dystansem, rozumnie, wiedząc, że tak, jak gwałtowność się pojawiła, tak i odejdzie. W tym czasie nie należy poddawać się zniechęceniu, nie oskarżać siebie, lecz widzieć w tej próbie obecność kochającego Ojca, który ćwiczy, gdyż kocha. "Przez wiele ucisków, trzeba nam wejść do Królestwa Bożego". Nie wchodzić do potoku, gdy on jest wezbrany, nie próbować go przechodzić. Nie usiłować walczyć z wichrem, lecz zwrócić się do Pana, pamiętając, że On wie, czego mi potrzeba wpierw, zanim Go poproszę. Mądrość, roztropność, łagodność, myślenie i patrzenie w Prawdzie, czyli w wierze – chroni przed uleganiem żywiołom, obecnym w nas, a także w tych, z którymi żyjemy.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:
>Rutyna, ignorancja i tęsknota...

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

15. Czekam z nadzieją

   Bo „adwent” to nic innego jak „przyjście, przybycie, nadejście”. Tym słowem w starożytnym Rzymie określano oficjalny przyjazd państwowego urzędnika po objęciu władzy w celu zwizytowania swoich podwładnych. Dla nas, chrześcijan, jest to czas przygotowujący do uczczenia dużo ważniejszego przybycia: przyjścia Jezusa na ziemię. Czas przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. To również czas uświadomienia sobie, że Ten władca przyjdzie powtórnie. Adwent uczy czekania. Jest czasem uczenia się nadziei, która zamieni się kiedyś w spotkanie.

Wiarygodny

Wzorem oczekiwania staje się dla nas Maryja – kluczowa postać Adwentu. Żadne życiowe przeciwności nie zmieniły Jej przekonania o wiarygodności Bożych obietnic. Jej życie było ciągle rozświetlane światłem obietnicy. Kiedy usłyszała, że będzie miała Syna i będzie On Mesjaszem, wydawało się Jej to niemożliwe i absurdalne. Zaczęła stawiać aniołowi pytania o sposób realizacji Bożego planu. Nie brakowało ciemności, niedomówień i wątpliwości. Otrzymała wtedy obietnicę, że moc Ducha Świętego ją osłoni i będzie to Boże dzieło. Zaufała Bogu. Jest dla nas kobietą nadziei. Polegała na wiarygodności Pana, który do Niej przemówił. Ciągle żyła w świetle Bożej obietnicy, która znalazła swoje wypełnienie.

Z ciemności do światła

Adwent to wychodzenie z ciemności ku światłu. Ciemność w ujęciu biblijnym to miejsce panowania zła, światło natomiast jest miejscem, gdzie króluje dobro. Wiele zła dokonuje się właśnie pod osłoną nocy. Dzień natomiast jakby trochę nie sprzyja złu. W świetle widać więcej i dobro chce się w nim pokazać. Natomiast tendencją zła jest ukrywanie się. Zło szuka w ciemności miejsca, by się ukryć. Dlatego wymowna staje się scena, gdy Pan Jezus podczas ostatniej wieczerzy wyjawia swego zdrajcę Judasza. Opuszcza on wtedy wspólnotę uczniów. Ewangelista zanotował ważne zdanie, że porą opuszczenia przez niego wspólnoty „była noc” (J 13,30). Judasz dokonuje zdrady i wchodzi w ciemność. Prawda i dobro nie muszą się tak kryć. Raczej szukają możliwości, aby się pokazać i radośnie rozprzestrzenić.

W Adwencie mamy wyraźnie wyeksponowaną symbolikę światła. Na adwentowym wieńcu zapala się co tydzień kolejną świecę. Jest to symbol nadziei. Bóg stopniowo odsłaniał się człowiekowi, dlatego Jego odsłanianie ma swoją historię. Każda świeca zapalana na wieńcu posiada swoje znaczenie. Kolejno zapalane świece pokazują etapy dzielenia się Pana Boga swoim światłem. Pierwsza z nich symbolizuje przebaczenie grzechu nieposłuszeństwa Adamowi i Ewie. Kolejna oznacza wiarę patriarchów narodu wybranego w obietnicę daru Ziemi Obiecanej. Trzecia to radość króla Dawida świętującego przymierze z Bogiem. Ostatnia związana jest z nauczaniem proroków, którzy zapowiadają przyjście Mesjasza i Jego królestwa pokoju. W miarę przybliżania się świąt Bożego Narodzenia przybywa światła. Natomiast Msza św. roratnia ku czci Matki Bożej rozpoczyna się zazwyczaj w półmroku kościoła, przy wygaszonych światłach, zapalanych dopiero na hymn Gloria, skomponowany na Boże Narodzenie. Na dźwięk tego hymnu rozbłyskują wszystkie światła dla zaznaczenia, że to Chrystus rozproszył ciemności grzechu i śmierci, stając się światłem i nadzieją dla świata.

Do zobaczenia

Nadzieja dana od Boga pojawiła się, w momencie gdy panowała ciemność. Światło nadziei jest silniejsze od ciemności. Dla Pana Boga dawanie nadziei człowiekowi nie jest dawaniem łatwego pocieszenia: „Będzie dobrze”. Nie jest odsłonięciem dalekiej czy bliższej przyszłości. Bóg chce pokazać, że warto w Nim złożyć swe nadzieje. Chce podzielić się swoim światłem.

Duński filozof i teolog Søren Kierkegaard powiedział takie zadnie: „A kiedy Bóg przychodzi do człowieka, to przychodzi, mówiąc mu zawsze jedno słowo: «do widzenia»”. Bóg przyszedł w odwiedziny na ziemię. Zbratał się z nami. Stał się jednym z nas. Doświadczył ludzkiej historii w Jezusie. Zwyciężył śmierć przez zmartwychwstanie i odszedł, lecz powiedział nam: „do widzenia”, „do zobaczenia”. To znaczy, że obiecuje kolejne spotkanie. Obiecuje czas przyszły. Widzimy Go, jak stoi trochę plecami, ale „wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3,2). Nadzieja zapewnia nas, że ktoś, na kim można polegać, złożył mi obietnicę, którą spełni. To nadzieja wyrywa nas z ciemności i upewnia o rzeczach, których nie widzimy. Bóg pokłada w nas nadzieję. A ja w kim?

Pomóż mi rozsiewać Twoją woń, o Jezu.
Wszędzie tam, dokąd pójdę,
napełnij moją duszę
Twoim Duchem i Twoim życiem.
Stań się Panem mojego istnienia
w sposób tak całkowity,
by całe moje życie
promieniowało Twoim życiem.
Aby każda dusza, do której się zbliżam,
mogła odczuwać Twoją obecność
we mnie.
Aby patrząc na mnie, nie widziała mnie,
ale Ciebie we mnie.
Pozostań we mnie.
Dzięki temu będę jaśnieć Twoim blaskiem
i będę mogła stać się światłem dla innych.

Matka Teresa z Kalkuty

Autor: ks. Karol Milewski SCJ

avatar użytkownika intix

16. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Wierzycie, że mogę to uczynić?

Piątek, 5 grudnia 2014 roku

Mateusz 9,27-31


Gdy Jezus odchodził stamtąd, szli za Nim dwaj niewidomi którzy wołali głośno: «Ulituj się nad nami, Synu Dawida!» Gdy wszedł do domu niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: «Wierzycie, że mogę to uczynić?» Oni odpowiedzieli Mu: «Tak, Panie!» Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: «Według wiary waszej niech wam się stanie!» I otworzyły się ich oczy, a Jezus surowo im przykazał: «Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie!» Oni jednak, skoro tylko wyszli, roznieśli wieść o Nim po całej tamtejszej okolicy.


Człowiek chce widzieć. Dramatem jest utrata wzroku. Jest to jakiś sposób nieuczestniczenia w życiu innych, brak komunikacji zarówno ze światem, jak i z ludźmi. Brak wzroku jest jakiś zubożeniem człowieka, szczególnie jego przeżyć estetycznych prowadzących do braku pogłębionych odczuć, wrażeń, spostrzeżeń. Gdy słabnie nasza wiara tracimy wzrok, a to oznacza, że nie widzimy już ludzi i świata jako rzeczywistości pięknej, dającej poczucie bezpieczeństwa, budzącej zaufanie. Tracąc wzrok doświadczamy, że wszystko wokół budzi w nas lęk, postrzegamy zagrożenie tam, gdzie wcześniej go nie odczuwaliśmy. Potrzebujemy większego zaangażowania w rozumienie tego, co jest proste. Dlaczego? Ponieważ określona rzeczywistość przestała być już dla nas prosta, jasna, zrozumiała, bliska.

Uzdrowienie wzroku poprzedza wyznanie wiary. Każdy, kto wyznaje wiarę, doświadcza cudu otwarcia oczu. Jest to znak nadejścia Królestwa Bożego. Na tyle na ile wierzymy, na tyle dzieją się cuda w naszym życiu. Jezus uzdrawia według miary naszego zaufania Jemu. Czasem wyrażamy swoją skargę wobec Jezusa, że nas nie wysłuchuje. Być może przyczyna takiego stanu leży w tym, że prosząc, nie wierzymy Bogu, że On może to uczynić. Dlatego zawsze konieczną jest modlitwa: „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu” (Mk 9,24).

Kiedy zaczynamy się bać? Kiedy dochodzi do osłabienia w nas wiary. Zobaczmy, jak ciężko się żyje z ludźmi, do których utraciliśmy zaufanie. Nie widzimy ich jako przyjaciół, lecz wrogów, przed którymi wszystko powinniśmy ukrywać, zarówno uczucia, poglądy jak i nasze zamiary. W taki sposób zaczynamy również postrzegać Boga. To jest niewidzenie. Nie widzimy Go bowiem takim, jakim naprawdę jest: dobry, miłosierny, kochający, przebaczający. Nawet wtedy, kiedy Bóg daje dobro prowadzące do naszego uzdrowienia, nie widząc, czyli nie mając wiary, nie przyjmujemy daru. Szarpiemy się sami ze sobą uznając, że prosimy, a Bóg nam nie chce udzielić tego, czego tak bardzo potrzebujemy. Kiedy jest w nas wiara mocna, prawdziwa, wszystko nabiera sensu, mamy w sobie wiele odwagi, wewnętrznego światła.

Dlaczego Jezus zobowiązuje uzdrowionych do milczenia o tym, czego doświadczyli? Nie chciał On, aby Mesjasz był kojarzony wyłącznie z działaniem pełnym mocy, gdzie nie byłoby miejsca na cierpienie i krzyż. Niechęć uczonych w Piśmie i faryzeuszów wobec Jezusa była ogromna. Mówienie o cudach, które zdziałał powodowało, że oni nie byli w stanie słuchać Jego nauki, ponieważ barierą oddzielającą ich od niej były ich złe emocje. Złość, nienawiść, zazdrość, poczucie zagrożenia są przeszkodą utrudniającą rozumienie tego, co mówi Jezus. Czasem, jak się wydaje, korzystniejsze będzie nie mówienie o swoich osobistych sukcesach, osiągnięciach, ponieważ osoby przeniknięte kompleksami, poczuciem bycia gorszymi, mające za sobą wiele przykrych doświadczeń, mogą w sobie odczuć siłę zawiści, zazdrości. Nie tylko ona jest ich w stanie niszczyć, ale i tych, którzy cieszą się błogosławieństwem Pana. Stosowanie umiaru we wszystkim jest mądrą zasadą.

Jezusowi nie chodziło o taki rozgłos. Istotą Jego misji była śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie, które prowadziło do zbawienia wszystkich ludzi. Najpierw przyjmowali Chrystusa silnego, potężnego w słowie i czynie. Za czas jakiś Go odrzucili, ponieważ był umęczony, upokorzony, ukrzyżowany, słaby. Zgorszyli się Bogiem, który przestał być mocny; stał się słaby dla objawienia swojej miłości.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

17. PLASTER MIODU

Wszystkich, którzy jeszcze nie napotkali na Swojej drodze
"Internetowe Słuchowisko Adwentowe 2014"
(Rekolekcje prowadzone przez o. Adama Szustaka OP)
gorąco zachęcam do "nadrobienia zaległości"...
Do słuchania na bieżąco nie zachęcam...
Przekonacie się Drodzy, Sami... że taka zachęta jest zbędna...
Zachęcam jedynie aby podawać dalej poniższy link,
pod którym dostępne są wszystkie nagrania, wcześniejsze i bieżące:

PLASTER MIODU

***
Czuwajmy...
Szczęść Boże...

avatar użytkownika intix

18. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:
Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!

Sobota, 6 grudnia 2014 roku
>Św. Mikołaja

Mateusz 9,35-10,1.5.6-8


Tak Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: «Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo». Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości. Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: «Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego! Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: "Bliskie już jest królestwo niebieskie". Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!


Czujemy się znękani codziennością, nieumiejętnością radzenia sobie ze sobą, ale też ciągle pojawia się problem nie radzenia sobie z innymi? Znękanie, zmęczenie życiem bierze się stąd, że człowiek chciałby żyć inaczej niż żyje. Nie chciałby być bezradnym wobec problemów duchowych, moralnych, między ludzkich, materialnych. To zmęczenie życiem wskazuje przede wszystkim na to, że człowiek albo nie słucha, albo nie ma Pasterza, który by go prowadził. Porzuceni jak owce nie mające pasterza. Zdarza się, że idziemy za czymś lub za kimś nie zastanawiając się na tym: dlaczego i do czego mnie to doprowadzi? Potrzeba prosić o tych, którzy będą czuwali nad rozbudzaniem w nas tęsknoty za Przewodnikiem, Pasterzem.

Kto jest sprawcą tego, że czujemy się znękani i porzuceni? Duchy nieczyste. Ulegam im często nie uświadamiając sobie tego. Różne formy przywiązania do człowieka, do wypełnianych zadań, do przedmiotów, sposobu rozumienia innych, czyż nie może być znakiem działania ducha nieczystego w nas. Nie chcemy powiedzieć, że przywiązanie jest złem, lecz taki jego rodzaj, który uniemożliwia rozwój skazuje człowieka na porzucenie tego, co kiedyś było dla niego wartością. Tam gdzie nie ma rozwoju, gdzie nie ma miejsca na otwartość, a przynajmniej dążenie do jej urzeczywistnienia, tam nie ma też znaku który by wskazywał, że działa w nas Duch Boży. Jeśli człowiek nie rozwija się w tym co wybrał, z czasem może odrzucić te wartości, które wcześniej wybrał i praktykował z całkowitym oddaniem siebie.

Znękanie wyłania się z ludzkiego umysłu, serca i ducha. Choćby niektórzy o mnie źle myśleli, jeśli ja takiego myślenia nie podejmę, zachowam wolność, a tym samym wewnętrzną świeżość. Trzeba uważać na to, kogo słucham, a w większym stopniu czego słucham? Jakim słowom daję wiarę, ku jakim treściom wewnętrznie się nachylam? Czyż nie to na co się godzimy w naszych myślach i co przeżywamy w uczuciach może nas uczynić sprzymierzeńcami duchów nieczystych? A to z nich potrzebujemy uzdrowienia, aby odzyskać nadzieję i radość życia.

Wiara pochodzi od starożytnego słowa oznaczającego dosłownie "ufność". Wiara to głębokie przekonanie, że Bóg jest dobry i że Jego dobroć zatriumfuje. Wiara jest intymnym, osobistym zaufaniem, za pomocą którego mówimy: "Powierzam się Twoim silnym, miłującym rękom, Panie". Gdy pojawia się potrzeba zaufania możemy odkryć, jak głęboko sięga nasz opór, aby tego dokonać. Odkrywamy w sobie tak wiele obszarów, w których nie zamieszkała wiara. A przecież to ona prowadzi nas do nadziei. Ta zaś dojrzewa i oczyszcza się poprzez trudności.

Jezus posyła uczniów aby leczyli ludzkie myślenie, wskazywali na nowe możliwości przeżywania które będzie czyniło człowieka uległym Duchowi Świętemu. Zobaczmy nasze znękanie, odczucie porzucenia. Nie tego się spodziewaliśmy. Zobaczmy nasze słabości. Jezus nie podchodzi do tego obojętnie. Rozmawiajmy dzisiaj z Nim o naszych duchowych i moralnych chorobach, o niemocy, która pozbawia nas nadziei.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***

i na wieczór Adwentowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

20. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Przygotujcie drogę Panu

Niedziela, 7 grudnia 2014 roku
II Niedziela Adwentu

Marek 1,1-8

Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym.
Jak jest napisane u proroka Izajasza: Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Dla Niego prostujcie ścieżki! Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając [przy tym] swe grzechy. Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: «Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym».



Nawrócić się, to coś wyprostować w swoim życiu, a najpierw w myśleniu. Bóg woła, a Jego głos, jest "Głosem wołającego na pustyni". Kto usłyszy na pustyni wołającego? Dlaczego nie słyszę głosu Boga? Bo wewnętrznie stałem się pustynią. Bo przyzwyczaiłem się do określonego stylu życia, i nie chcę niczego zmieniać. Ponieważ za każdą zmianą, kryje się jakaś niepewność. Gdy nie chcesz się pomylić, gdy nie chcesz zbłądzić, gdy nie chcesz otrzymać niekorzystną recenzję od wspólnoty, to się nie zmieniasz. Jest ciężko, ale - oby nie było gorzej. Z człowiekiem musi być gorzej, jeśli nie tęskni. A ten, który nie słucha natchnień Boga, nie nosi w sobie tęsknot, które mają za zadanie, niejako nieść go w stronę odnalezienia się w Chrystusie.

Dlaczego nie słyszę głosu Boga? Bo wewnętrznie stałem się pustynią, spieczoną ziemią, która nie tylko nie przyjmuje słowa Bożego, ale i tego, co łatwiejsze - słowa ludzkiego. Może jest tu jakaś zależność: niechęć do słuchania człowieka, przeobraża się w niechęć słuchania Boga? Człowiek, który wie wszystko, niczego nie przyjmuje, niczego nie chce się uczyć od wspólnoty, w takim człowieku może nic nie urosnąć, co byłoby wsparciem dla wspólnoty, a radością dla niego. Bo gdy się wzajemnie wspieramy, to się do siebie zbliżamy, rozumiemy, kochamy, razem też za niebem tęsknimy.

Bóg na pustyni też woła. Można Go usłyszeć, choćby człowiek w pokrzywieniu swojego życia, zaszedł bardzo daleko. Czy ta radosna Nowina mnie nie dotyczy? A gdy usłyszę mówiącego Pana, co mam uczynić? Zapłakać nad sobą! Nawrócić się, to płakać nad sobą, nad tym, co takiego zrobiłem, że Bóg płacze nade mną. Wejść we wspólnotę, w bliskość z płaczącym nade mną Jezusem Chrystusem. W Jego ranach, jest moje zdrowie. W moich ranach, spotkam Jezusa, gdy zapłaczę, wtedy przejrzę i Go zobaczę.

Człowiek nie jest szczery, nawet w momencie usłyszenia słów wzywających do nawrócenia. Myślę o faryzeuszach. Przychodząc do Jana Chrzciciela nad Jordan, uciekali przed gniewem Boga i przyjmowali chrzest. Gniew Boga dotyczy tych, którzy nic w swoim życiu nie zamierzają zmienić. Czy mnie dotyczy ucieczka przed kimś, albo przed czymś? Wówczas udział we Mszy św., w modlitwie będzie naznaczony ucieczką. Jawi się ona, między innymi, jako rozproszenia. Zawsze gdzieś uciekam. Często niesie mnie do przeżyć tam, gdzie tęsknię, albo gdzie doznałem krzywdy, które zasmucają. Aby uczestniczyć w spotkaniu z Panem na modlitwie, należy do trudnych przeżyć z przeszłości powrócić z Chrystusem. Do tego, co bolało, nigdy nie wolno wracać samemu.

Żeby się nawrócić, nie trzeba być mocnym, ale słabym. To, co wcześniej uznawaliśmy za przeszkodę na drodze do świętości: słabość, brak siły woli, grzech, nawet grzech - staje się środkiem. To, co nas wcześniej obciążało, teraz dodaje nam skrzydeł. Mamy więc akceptować swoją słabość, przyjmować ją, a nawet cieszyć się z niej. Św. Teresa od dzieciątka Jezus pisała: "Teraz już nie dziwię się, że jestem wciąż niedoskonała i znajduję w tym radość". Święta na łożu śmierci tak mówiła: "Odczuwam wielką radość nie tylko wtedy, gdy inni odkrywają moje niedoskonałości, ale przede wszystkim, gdy sama je czuję. To przewyższa pochwały, które mnie nudzą". Wszystkie braki i niedostatki potęgują w nas tęsknotę za Bogiem, by On sam uczynił nasze serca, swoją stajenką.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

21. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Raduj się napełniona łaską

Poniedziałek, 8 grudnia 2014 roku
>Niepokalane Poczęcie NMP

Łukasz 1,26-38


W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca. Na to Maryja rzekła do anioła: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? Anioł Jej odpowiedział: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Na to rzekła Maryja: Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa Wtedy odszedł od Niej anioł.


"Anioł wszedł do Niej". Wszedł do Jej domu, ale przede wszystkim w Jej modlitwę, myślenie, wrażliwość serca. Wszedł, aby przypomnieć Maryi o korzystaniu z daru radości: "Raduj się napełniona łaską". Źródłem radości jest Pan. On jest w Niej, jest z Nią. Gdy Bóg z nami, wypełnia nas radość najgłębsza, która nie może ulec zniszczeniu ani przez cierpienie, ani przez niedostatek, ani przez Złego ducha, ani też przez nieżyczliwego nam człowieka.

Dotknięcie łaską, dotknięcie radością, która jest z Boga wprowadza Maryję w stan zmieszania się. "Bardzo ją zbiły z tropu jego słowa", mówi jedno z tłumaczeń. Maryję poruszyły słowa anioła, wprowadziły ją w zamęt. Doświadczyła niepokoju, zatrwożyła się, doznała lęku. Trzeba pamiętać, że lęk jest gliną w rękach Boga. Ten, kto wierzy, nie powinien się bać. Lęk jest zawężeniem, niepokojem, udręką, w której pojawia się nieumiejętność rozeznania tego, co Bóg chce i podjęcia decyzji zgodnej z Jego wolą. Czy zatem lęk w Maryi jest znakiem braku Jej wiary? Nic podobnego. Istnieje lęk ludzi dobrych, wierzących Bogu. Jest to obawa o relacje z Bogiem, aby one były takie, jakich pragnie Pan.

Lęk człowieka, otwierającego się na Boga i ku Niemu zwrócony, w którym równocześnie pojawia się lęk o królestwo Boże, jest lękiem przychodzącym od Boga. Lęk Maryi był wołaniem o zrozumienie, o pomoc w przyjęciu tego, co usłyszała od anioła. Pomoc przychodzi. Maryja stawia pytania, a Bóg przez anioła udziela odpowiedzi. Lęk ustępuje, kiedy stawiamy Bogu pytania, będące wyrazem naszej zależności i pragnieniem odkrycia prawdy, którą On sam objawia. Bóg pragnie usłyszeć pełne trwogi wołanie, które dociera do Jego serca. Lękowe, a równocześnie pełne ufności odniesienie do Boga sprawia, że tworzy się silna więź między Nim a człowiekiem.

W lęku stajemy przed Bogiem nadzy, bezradni, zagubieni. Nie odczuwamy oparcia, lecz opuszczenie zarówno przez Boga jak i ludzi. Potrzeba pamiętać, że jest lęk, na który Bóg pozwala, który dopuszcza, jak podczas Zwiastowania Maryi. "Lęk ludzi dobrych jest zdarzeniem, stanem przejściowym, epizodem między światłem i światłem (…); ma sens i cel, ma otworzyć na Boga w okrzyku trwogi wołającej o zmiłowanie, i jest widomym znakiem łaski Bożej" (H. Urs von Baltgasar). Źródłem każdego lęku jest brak posłuszeństwa Bogu. Jakże inny jest lęk Maryi. Jej "Fiat" odsłania posłuszeństwo Bogu.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

23. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Zabłąkał się

Wtorek, 9 grudnia 2014 roku
Mateusz 18,12-14

Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę, powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały. Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych.


Możemy się zabłąkać, kiedy stracimy kierunek naszego zdążania, kiedy odstępujemy od realizacji zamierzonego wcześniej celu. Idąc zbyt daleko i zbyt głęboko w sprawy, które są obce naszemu systemowi wartości, obce naszym przekonaniom, wówczas trudno nam się wydostać z tego stanu ducha i serca. Potrafimy się uzależnić od tego, co widzimy, słyszymy, czego doświadczamy, co osłabia naszą wiarę i naszą więź z Pasterzem Chrystusem. Jakże łatwo zagubić się, kiedy jesteśmy sami nie mając wsparcia w wierze innych, albo też wtedy, kiedy nie szukaliśmy wsparcia duchowego i moralnego, odłączając się od innych. Szukając wrażeń, nowych ekscytujących doznań, pędzeni chorą, nadmierną ciekawością, nie zwracając uwagi na negatywne skutki określonych zachowań, wchodzimy na drogę błądzenia, niebezpieczeństwa utraty tego, czym do tej pory żyliśmy, kim byliśmy, jakimi wartościami pulsowało nasze życie. Mówimy o człowieku, który się zabłąkał. Jezus przedstawia przypowieść o owcy, która się zagubiła. Wobec Pasterza Jezusa, jesteśmy w Kościele nazywani owcami. Jest to obraz bliski czasom naszego Pana dla wyrażenia naszej relacji z Nim.

Niezwykłe jest to, że właściciel stada owiec w liczbie stu, a liczba ta oznacza pełnię, odczuwał niepokój tracąc jedną z nich. Dla niego ważna była każda owca. Dlatego pozostawia 99 owiec i podąża za zagubioną. Pasterz przebywa z owcami w górach. Chcąc odnaleźć jedną owcę, schodzi w doliny, gdyż tam się ona zagubiła. Pasterz dla jednej owcy dokonuje tak wielkiego wysiłku. Nie jest Mu obojętne zagubienie się jednego człowieka. Nie zadowala się tym, iż jest z Nim znaczna wspólnota. Wolą Ojca jest, aby wszyscy zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy.

Zadziwiające, że pasterz sam wyrusza na poszukiwanie owcy. Przenieśmy ten obraz na doświadczenie naszego życia we wspólnocie Kościoła. Co on nam wyjaśnia? Otóż to, że Jezus szuka sam zagubionego człowieka. Ci, którzy pozostali we wspólnocie, oni się nie zagubili, z nimi jest „dobrze”, podążają drogą wiary uczestnicząc w życiu sakramentalnym Kościoła. Jednak to od nich Jezus się oddala, pozostawia ich, ponieważ oni się nie zagubili, nie odłączyli od wspólnoty, oni nie potrzebują, aby Pan ich szukał i odnalazł, wziął na ramiona i przyniósł na powrót do wspólnoty wierzących.

Dlaczego ta jedna owca się zagubiła? Dlaczego człowiek żyje tak, iż urąga to zasadom życia chrześcijańskiego, a wszyscy wokół milczą, nie upominając go? Upomnienie oznacza wskazanie drugiemu na braki, na to, co powinien czynić, czym powinien żyć, a tego nie ma w jego codzienności. Kiedy nie ma miejsca na upomnienie brata lub siostry we wspólnocie wiary, kiedy on (ona) odchodzi od wierności, wówczas następuje ciche przyzwolenie na jego odejście od wspólnoty. Jaką jest ta wspólnota? Niekompletną, wybrakowaną, okaleczoną, naznaczoną obojętnością, zapatrzoną w siebie.

Upominając brata lub siostrę w wierze na jego (jej) braki, otwierając jemu (jej) oczy na to, co widzimy, a czego on (ona) nie dostrzega, odzyskujemy kompletność nas samych. Odejście ze wspólnoty wiary jednego człowieka wskazuje na fakt, że nie jesteśmy kompletni. To nie jest tak, że kto chce, może się zagubić. Pytanie pozostaje takie: czy mogę być wówczas nazwanym, w pełnym tego słowa znaczeniu, chrześcijaninem, kiedy zgadzam się na zagubienie drugiego, nie podejmując wysiłku zmierzającego do uchronienia go od odejścia ze wspólnoty wiary?

99 owiec pozostało w górach, pasąc się dalej, jak gdyby nic się nie stało. To tak, jakby 99 osób powiedziało, to nie jest nasz problem, myśmy się nie zagubili, nas nie trzeba szukać. Szokujące, że za jedną owcą Pasterz podąża sam. Za człowiekiem, który się zagubił, podąża sam Chrystus. Nikt Mu nie towarzyszy, nikt z Nim się nie rozgląda, nie nawołuje, nie drży o tego, który może być w dramatycznej sytuacji. Ci, którzy pozostali razem, nie odczuwają braku kompletności, całkowitości.

Jezus cieszy się człowiekiem, którego odnalazł. Dramatyczne dla pozostałych jest to, że nie cieszy się nimi. Oni się nie zabłąkali, trzymali się razem, byli poprawni, oni też nie zrobili przysłowiowego kroku w stronę poszukiwań tego, który się zagubił. Dlaczego owce nie poszły za Pasterzem? Mówiąc inaczej: dlaczego wierzący nie poszli śladami swojego Boga i Pana? Dlaczego ja nie poszedłem? Kiedy nie ma poszukiwania w bólu i smutku tego, który się zagubił, nie ma też doświadczania razem z Chrystusem radości z jego odnalezienia.

Jest czas Adwentu, czas szukania, odnajdywania i radości z tych, którzy powracają do wspólnoty Kościoła, naszej wspólnoty wiary.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

24. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Przyjdźcie do Mnie

Środa, 10 grudnia 2014 roku
Mateusz 11,28-30

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie.


Jesteśmy wołani, aby przyjść do Jezusa. Chodzi nie o wybranych, lecz wszystkich. Przed Bogiem nie ma równych i równiejszych. Doświadczamy obciążenia a przez to utrudzenia ciężarem przeżyć. Przeżycia codzienne są trudne, a nawet wydają się być ponad nasze siły. Jezus chce dać nam wytchnienie. Dokonuje się to przez bycie blisko Niego. Patrzymy wówczas Jego oczyma na nasze utrudzenie, na to, co nas obciąża. Ważne jest, z jakiego miejsca patrzymy na siebie. Trzeba niejako stanąć z boku i popatrzeć na to, z czym się zmagam. Ale najpierw "przyjść do Jezusa". Z Nim patrzeć na obciążenia własnego życia.

Wytchnienie daje patrzenie z Jego perspektywy, z Jego miejsca. On pozwala patrzeć sercem na mój trud. Skupiamy się na obciążeniach, nie dbając o wytchnienie. Bez wytchnienia będącego darem Jezusa, przeżywanie obciążeń może sprowadzać myśli zniechęcenia i rozpaczy. Odpoczywajmy, gdy patrzymy na siebie tak, jak On patrzy na nas. Czyli jak? Z miłością. Patrzenie z miłością na siebie powoduje, że to, co robimy, wzmacnia nas, nie zaś osłabia w duchu.

Jezus jest łagodny i pokorny. Chce, byśmy przyjęli na siebie jego jarzmo. Ono jest inne od naszego. Niesienie Jego jarzma ma cel – wypełnienie woli Ojca. To jarzmo nie ciąży, ponieważ jest dla Ojca. Wszystko, co Jezus czyni dla Ojca jest w mocy miłości. Nie sam to czyni, ale jest z Nim Ojciec i Duch Święty. Nie mamy często świadomości, nie odczuwamy tego, że w tym, co nas obciąża jest z nami Ojciec i Syn i Duch Święty. Nie mamy jasnego celu – pragnienie wypełnienia woli Ojca. To pragnienie jest "pokarmem".

Wziąć jarzmo Jezusa. Jesteśmy Jego braćmi, sługami, przyjaciółmi, uczniami. Niosąc Jego jarzmo, które stało się naszym, trzeba się uczyć Jego życia, wsłuchiwać się w rytm pulsowania Jego Serca. W Nim są pragnienia, dążenia, tęsknoty, sposób widzenia i rozumienia rzeczywistości. To daje odczucie życia w ciszy i prawdzie, czyli pokorze. Tak możemy odpoczywać w Jezusie. Uczyć się Jego, to pozwolić wprowadzić się w ciszę i pokorę Jego Serca. Smakować w ciszy, radować się prawdą – odpoczywać. Wówczas Jego jarzmo jest nieuciążliwe.

Określenie "słodkie jarzmo" właściwie nic nie wyjaśnia. To jarzmo jest nieuciążliwe, nie stanowiące dla nas obciążenia, które mogłoby zniechęcać, skupiać nadmiernie uwagę na obciążeniu, nie zaś na tym, dla którego je znosimy. Wszystko jest lekkie dla tego, kto kocha. Miłość zmienia jakość odczuwania tego, co jest ciężkie, co stanowi obiektywnie trudne zadanie do spełnienia.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

25. Co począć z prostowaniem ścieżek dla Pana?


Wewnętrzny dynamizm i niepokój


Duchowa wędrówka przez pustynię, różne formy niewoli czy bolesny ogień, który trawi nas od wewnątrz to integralne części naszego codziennego życia. Obrazują one pewien wewnętrzny dynamizm i niepokój związany z naszym wzrostem.
 
„Jak jest napisane u proroka Izajasza: Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Dla Niego prostujcie ścieżki! Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając [przy tym] swe grzechy (Mk 1, 2-5).
 
Inspirację do poniższej refleksji znalazłem w niespodziewanym punkcie dzisiejszej (przyp.:II Nd Adwentu) Ewangelii. Próbując wytłumaczyć pojawienie się Jana Chrzciciela, Marek odwołuje się do proroka Izajasza, pisząc o tajemniczym wysłańcu, który ma przygotować drogę Chrystusowi. Ale w księdze Izajasza trudno doszukać się pierwszej części Markowego cytatu. Okazuje się, że Ewangelista celowo łączy trzy różne źródła w jednym zdaniu. I bynajmniej nie jest to przypadek czy literacka sztuczka, o czym przekonamy się później. Na początku spróbujmy pokrótce prześledzić ukryte w tekście Marka odniesienia. W ich świetle będziemy mogli inaczej spojrzeć na adwentowe wezwanie do przygotowania drogi dla Pana.

Wezwanie do torowania drogi dla Pana
 
Zapowiedź wysłańca w cytowanym przez Marka zdaniu można w rzeczywistości odnaleźć w Starym Testamencie w dwóch księgach. Pierwsza z nich pojawia się w kontekście przejścia Izraelitów z Egiptu przez pustynię do Kanaanu. „Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem „(Wj 23,20). Anioł jest znakiem aktywnej obecności Pana i Jego ciągłej opieki nad ludem. Z drugiej strony, wiemy jak bardzo dramatyczna była ta wędrówka. Prowadzenie przez Boga oznaczało również poddanie Izraelitów bolesnemu oczyszczeniu, które miało różne etapy: uczenie zaufania, kult cielca i zerwanie przymierza, odzieranie z tęsknoty za egipską cebulą i mięsem, kruszenie fałszywych wyobrażeń o Jahwe. Upór Izraela sprawił jednak, że pielgrzymka bardzo się wydłużyła. W Ewangelii św. Marka „tobą” nie oznacza już narodu izraelskiego, lecz „Jezusa Chrystusa, Syna Bożego”. Miejsce, do którego w mocy Ducha będzie zmierzał Chrystus to Jerozolima i ostatecznie Golgota. Posłańcem przygotowującym drogę okazuje się Jan Chrzciciel, jako ostatni z proroków.
 
Drugą obietnicę posłańca znajdujemy w późniejszej księdze Malachiasza, ale w nieco innym kontekście: „Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie” (Ml 3, 1). Bóg osobiście zawita w świątyni, aby oczyścić „synów Lewiego”, kapłanów, którzy zaczęli składać „ofiary miernej wartości”, gdyż zabijane zwierzęta były chore lub miały wrodzone defekty. Postanowili więc co lepsze okazy zachować dla siebie, a Bogu ofiarować to, czego należałoby się pozbyć(byle co). Tłuste i dorodne zwierzę było oznaką szacunku wobec osoby, dlatego na ołtarzu Pana powinno przedstawiać się to, co najcenniejsze. Bóg nie chce formalnych ofiar. Prorok Malachiasz mówi, że nawet ludziom, których szanujemy nie wypada dawać tego, co nam zbywa, a cóż dopiero Bogu? Stąd retoryczne pytanie: „Ofiarujże to twemu namiestnikowi! – czy będzie mu miłe i czy życzliwie cię przyjmie? – mówi Pan Zastępów. (Ml 1,8). Jednak kapłani nie dostrzegają problemu. Dlaczego? Jest to skutek głęboko zakorzenionej, wewnętrznej przeszkody, która zaciemnia umysł i serce. I tylko Bóg jeden może uwolnić od jej wpływu. „Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro” (Ml 3,3). Sugestywny obraz ognia wskazuje na wewnętrzne oczyszczenie, które może być o wiele boleśniejsze niż pobyt na pustyni. Potrzebna jest wewnętrzna przemiana człowieka, której wykonawcą może być jedynie Stwórca.
 
Wezwanie do torowania drogi dla Pana (druga część Markowego cytatu z Izajasza) wiąże się z Izraelitami przebywającymi w niewoli babilońskiej, którzy po zwycięstwie perskiego króla Cyrusa nad Asyryjczykami, ok. 550 roku przed Chr, otrzymali obietnicę powrotu do ojczyzny i odbudowania świątyni jerozolimskiej. Różnica w stosunku do pierwszej niewoli w królestwie faraonów polega na tym, że w Babilonie Izraelici znaleźli się za „karę”. Po drugie, ich powrót do Palestyny nie trwał tak długo jak za pierwszym razem. Izajasz ogłasza, że naród odpokutował swoje przestępstwa.
 
Kilkadziesiąt lat pobytu w obcej ziemi to kolejna forma oczyszczenia. Dlatego nie było koniecznym, aby Izraelici tak długo błąkali się po pustyni, kiedy wracali do swego kraju z Asyrii. Doświadczenie wygnania dało im do myślenia. Zrozumieli, że odeszli od Boga. W końcu dostrzegli głębsze przyczyny zniszczenia Jerozolimy i deportacji do Babilonu. Teraz Jahwe triumfalnie zaprowadzi Izrael do Ziemi Obiecanej. Będzie szedł z całą wspólnotą przez pustkowia z pagórkami i dolinami. Dlatego Izajasz woła do ludu: „Głos się rozlega: „Drogę dla Pana przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu Bogu! (Iz 40, 3)

Dynamiczna rola Boga
 
Jaki obraz wyłania się z tych trzech odniesień? Widać wyraźnie, że przewija się przez nie wspólny wątek. Wszystkie fragmenty podkreślają aktywną i dynamiczną rolę Boga, który inicjuje działanie i nim kieruje. Na różne sposoby Bóg dokonuje zbawienia przez oczyszczenie, które następuje w trzech fazach: wędrówka przez pustynię, pobyt w niewoli wśród wrogich ludzi i nieznanej kultury, lub bezpośrednia wewnętrzna transformacja „synów Lewiego”. Te trzy fazy niekoniecznie muszą być od siebie oddzielone. Bardziej chodzi tutaj o opis pewnego procesu, który dokonuje się w konkretnym czasie i miejscu. Doświadczenie pustyni, czyli ogołocenia i wyobcowania, może być związane z pobytem w miejscu, w którym nie czujemy się u siebie i użyte jako narzędzie wewnętrznej przemiany. Ponadto, oczyszczenie bierze swój początek w Bogu i nie jest możliwe poza wspólnotą, która poddana jest Jego wyzwalającemu działaniu.
 
W dzisiejszej opowieści Marka pojawiają się wszystkie trzy fazy oczyszczenia: mieszkańcy Jerozolimy i Judei opuszczają swoje miejsce zamieszkania i wychodzą na pustynię, gdzie Jan udziela chrztu. Naród ponownie znajduje się pod jarzmem rzymskiej okupacji. Świątynia została zamieniona w ”jaskinię zbójców” i targowisko, na którym załatwiano własne interesy. (Por. Mk 11, 15-17). Nadchodzi „mocniejszy” od Jana, który przeprowadzi oczyszczenie, ale nie w zwykłej wodzie czy jako polityczny wyzwoliciel lub ten, kto przywróci porządek w świątyni. Syn Boży otworzy drogę do wewnętrznej transformacji mocą Ducha, a nie do rewolucji obalającej panowanie Cezara. Wprowadzi kult w ”Duchu i Prawdzie”, w którym wszyscy (Żydzi i poganie) staną się kapłanami składającymi w ofierze nie tyle „coś”, lecz siebie samych na służbę Bogu i bliźnim.]

Przygotowanie drogi dla Pana
 
Zapytajmy jednak, jak to odnosi się do nas? Przede wszystkim w chrześcijaństwie nie chodzi o samo-oczyszczenie. Nasza rola polega na przygotowaniu drogi dla Pana. Ale, jak zauważyliśmy wyżej, nawet tutaj inicjatywa w pewnym sensie należy do Boga. Co więc począć?
 
Jeśli to Bóg ostatecznie jest źródłem oczyszczenia naszego serca, musimy odwrócić kierunek naszego patrzenia. Nie wiedzieć czemu, pierwsze pytanie, jakie rodzi się w nas, kiedy myślimy o religii, brzmi, co powinniśmy zrobić, co przedsięwziąć. Sądzimy, że bycie z Bogiem zakłada najpierw podjęcie arcyszczególnych wysiłków z naszej strony. Tymczasem, to nie my jesteśmy źródłem przemiany. Św. Tomasz z Akwinu twierdzi, że człowiek jest istotą przyjmującą. Rodzi się bez wiedzy. Pragnie i dąży do spełnienia. Ostatecznie będzie nasycać się rozkoszą oglądania Boga.
 
My próbujemy odwracać role. Dawanie stawiamy przed przyjmowaniem. Ale co możemy dać, jeśli i tak wszystko jest darem? Nie mamy mocy stwórczej, ale możemy się na nią otworzyć i ją przyjąć. To jest nasze zadanie. Oczywiście, akceptacja mocy Bożej nie wyklucza pewnych działań, aktów, czynów z naszej strony, ale raczej chodzi o owoce Jego działania, niż nasze wysiłki. Jeśli już podejmować się czegokolwiek, nasze akty winny płynąć z Bożej inspiracji, a nie z naszego widzimisię czy fałszywej pobożności. Nieraz sądzimy, że w Adwencie czy Wielkim Poście chodzi o to, abyśmy coś postanowili i ”silną wolą” to wykonali. Nie zastanawiamy się nawet zbytnio nad tym, co to miałoby być i czego rzeczywiście Bóg od nas oczekuje. Ot, wystarczy z czegoś zrezygnować. Niestety, często nam się nie udaje i rychło wyciągamy zgubny wniosek, że w sumie to chyba niewiele z nas już da się wykrzesać. Rodzi się zniechęcenie. A jeśli mimo wszystko uda nam się wytrwać w postanowieniu i zwalczyć jakąś przypadłość, od razu czujemy się lepsi, wspanialsi, no i oczywiście doskonalsi od tych, którym nie wyszło. I właśnie te dwa doświadczenia są z jednej strony dowodem bezdroży, na jakie często wchodzimy. Z drugiej szansą, aby zaprosić do swojego życia prawdziwego Zbawiciela. To zaproszenie staje się faktem, kiedy otwierają nam się oczy na realną obecność Boga w świecie i naszym życiu, który ciągle działa.

Duchowa wędrówka
 
Jeśli nasza wewnętrzna przemiana następuje w tym miejscu, czasie i etapie naszego życia, na którym aktualnie się znajdujemy, musimy zdać sobie sprawę, że to, co nas spotyka nie jest przypadkiem. Duchowa wędrówka przez pustynię, różnorakie formy niewoli, czy bolesny ogień, który trawi nas od wewnątrz to integralne części naszego codziennego życia. Obrazują one pewien wewnętrzny dynamizm, ruch, niepokój. Te doświadczenia, które z Woli Bożej nas kształtują, nie zachodzą w sztucznych warunkach czy wyłącznie podczas religijnych uniesień. Problem w tym, że często nie jesteśmy tego świadomi. Jeżeli chcemy bardziej otworzyć się i przyzwolić na działanie dyskretnie obecnego Boga, musimy postawić sobie konkretne pytania. To jest nasze przygotowanie drogi. Nie trzeba sztucznie tworzyć doświadczeń pustyni, niewoli czy ognia. One już istnieją. Podobnie jak mieszkańcy Jerozolimy i Judei musimy opuścić na chwilę, to co robimy i udać się w inne miejsce, czas modlitwy, refleksji, dystansu. Dopóki jesteśmy pochłonięci jedynie codziennymi obowiązkami, pracą, troskami trudno będzie cokolwiek zobaczyć.

Oto przykładowe pytania: Jak doświadczenie pustyni, niewoli i oczyszczającego ognia przejawia się w naszym konkretnym życiu? Co nas zniewala i męczy? Od czego chcielibyśmy się uwolnić? Nudna praca, monotonia gotowania, sprzątania, wychowywania, prowadzenia lekcji w szkole, trudności w dialogu ze współmałżonkiem? Co spędza nam sen z oczu i dlaczego? Troska o innych, lęk o przyszłość, nadopiekuńczość, niestabilna praca, ból po stracie kogoś bliskiego? Bez czego nie wyobrażamy sobie naszego życia? Bez telewizji, Internetu, alkoholu, seksu, ubezpieczenia, bycia uwieszonym na czyjejś szyi, poszczególnych relacji, kontroli nad wszystkim i wszystkimi wokół? W jakich sytuacjach czujemy się ogałacani i sfrustrowani? Brak sukcesów i słabe osiągnięcia, niedocenienie w pracy czy w domu, uczuciowe niespełnienie, niezauważenie naszych wysiłków przez innych? Czego czujemy się pozbawieni? Pełnej wolności, większego majątku, spokoju, pięknego ciała, dzieci? Za czym tęsknimy? Za miłością bez granic, za lepszą wypłatą, za bliską osobą, za zdrowiem? Czy oczekujemy jeszcze czegoś, co może przekroczyć naszą zwykłą, wypełnioną rutyną codzienność? Kiedy zapala się w nas ogień, który chętnie i szybko byśmy ugasili, ale nie potrafimy tego uczynić? Ogień samotności, niewystarczalności, tęsknoty, wewnętrznego rozdarcia? Ogień niespełnionej bądź odrzuconej miłości? Ogień ciągłego niedowartościowania? Ogień, który co rusz odnawia się w pytaniu: „Gdybym miał to, lub tamto, był taki, a nie inny,…? Co nas niepokoi? Taka czy inna słabość, grzech, droga, którą zmierza ktoś z naszych krewnych lub przyjaciół, zło, które panoszy się wokół? Co uporczywie pojawia się na naszej drodze jako „niechciany” obiekt, intruz, który wdziera się do naszego życia bez naszej zgody? Powtarzające się upadki, ciężka choroba, obowiązki, które spadły nas niespodziewanie? W jakich sytuacjach próbujemy ofiarować Bogu i innym „byle co”, myśląc o sobie i świętym spokoju? Ktoś chce być wysłuchanym, a my myślami jesteśmy gdzie indziej. Dziecko chce się pobawić klockami z tatą, ale tata jest wiecznie zajęty, więc włącza swojej pociesze grę komputerową.

Bóg przemienia i oczyszcza
 
Przygotowanie drogi nie oznacza, że sami mamy sobie z tym wszystkim poradzić. To Bóg przemienia i oczyszcza. W tych wszystkich doświadczeniach usuwa z naszych serc, umysłów, psychiki i ciała to czego, sami się nie pozbędziemy. Bóg dotyka istoty, korzeni, a nie tylko zewnętrznych przejawów. Czasem „nic” się nie zmieni, dopóki nie zauważymy problemu. (Tatuś nie otrzyma anielskiego objawienia, aby bardziej zainteresował się synem lub córką, bo własne dziecko jest dla niego ciągłym objawieniem z nieba, którego nie dostrzega).
 
Chociaż oczyszczenie dokonuje się na okrągło, będzie ono intensywniejsze, jeśli zauważymy w sobie jakiś wymiar pustyni, niewoli czy ognia. Wówczas wystarczy z tym przyjść do Boga, odsłonić to przed Nim, wyznać biedę, jak tłumy nad Jordanem. To są nasze grzechy. Bo „grzech – jak powie św. Maksym Wyznawca – polega na ignorowaniu istoty rzeczy i zatrzymywaniu się na ich warstwie zewnętrznej”. Chodzi więc nie tyle o przekroczenie jakiegoś przepisu czy prawa, ale o działanie pod wpływem wykrzywionego patrzenia na rzeczywistość. Oczyszczenie z naleciałości tak rozumianego grzechu to dar Boga, to przywrócenie właściwego spojrzenia. Na Boga nie można patrzeć jak na kogoś, komu rzuca się „chore i skażone zwierzęta”. Ani Bóg, ani drugi człowiek nie są do naszej wyłącznej dyspozycji.
 
Wróćmy do dzisiejszej Ewangelii. Bóg działa przez znaki i rytuały. My też ich bardzo potrzebujemy, chociaż często próbujemy wypchnąć je poza margines codzienności. Ludzie z Jerozolimy udają się nad Jordan. Jakże prosty i urzekający znak: pustkowie nad rzeką, zanurzenie w wodzie, obmycie, wyznanie grzechów. To znacząca wskazówka dla nas. Jeśli chcemy odkryć Boga w naszych pustyniach, niewolach i ogniu oraz jeśli chcemy być wyprowadzeni z tych doświadczeń, w które uwikłaliśmy się albo po prostu zostaliśmy wprowadzeni w nie przez Boga, nie możemy ciągle żyć tak, jakbyśmy nie potrzebowali symbolicznych doświadczeń i rytuałów. Kiedy znajdujemy czas na rytuały, poza naszą pracą i zabieganiem, nasze pustynie i niewole są wystawiane na oczyszczające działanie Bożego ognia. W pewnym sensie chodzi tylko o to, żeby nasz czas spotkał się z nieprzerwanym działaniem Boga, co dokonuje się przez uświadomienie sobie tego faktu. Musimy wejść w ten strumień łaski, który płynie do nas w czasie.
 
Ziemia Obiecana, mlekiem i miodem płynąca, jest właściwym przeznaczeniem Izraela. Ani Egipt, ani Babilon, ani interesy pokątnie i sprytnie załatwiane przy okazji kultu, nie są miejscem, do którego zdążamy. Pustynie i niewole naszego życia mają być tylko czymś przejściowym, a nie wiecznym. Aby zamieniły się w Ziemię Obiecaną, w której nie będzie nam niczego brakować, powinniśmy ułatwić Bogu dotarcie do nas samych: „Wszystkie wasze troski przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was” (1 P, 5-7). Tylko tyle. Nic więcej.
 
Dariusz Piórkowski SJ 

avatar użytkownika intix

26. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Ludzie gwałtowni zdobywają Królestwo niebieskie

Czwartek, 11 grudnia 2014 roku
Mateusz 11,11-15

Zaprawdę, powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on. A od czasu Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je. Wszyscy bowiem Prorocy i Prawo prorokowali aż do Jana. A jeśli chcecie przyjąć, to on jest Eliaszem, który ma przyjść. Kto ma uszy, niechaj słucha!

Wszyscy, którzy głoszą królestwo niebieskie – Jan, Jezus, Jego uczniowie – doświadczają gwałtu na sobie ze strony tych, którzy się bronią przed jego przyjściem. Gwałtu, czyli prześladowań, niezrozumienia, bezpodstawnych oskarżeń, ośmieszania, pomówień doświadczają ci, którzy żyją wartościami głoszonymi przez Jezusa. Ludzie gwałtowni zdobywają Królestwo Boże, czyli ci, którzy doświadczają na sobie niesprawiedliwości, ucisku. O tym mówi Jezus wygłaszając osiem błogosławieństw. Herod jest gwałtownikiem, tym, który zadaje gwałt innym i usiłuje odsunąć czas nadejścia królestwa Bożego.

W tłumaczeniu żydowskim znajdujemy inny zwrot od tego, jaki spotykamy w Biblii Tysiąclecia. Zamiast "ludzie gwałtowni zdobywają je" czytamy, "gwałtownicy próbują je porwać". Porwać, czyli zniszczyć. Gwałtownicy, czyli ci ludzie, którym obce są wartości głoszone przez Chrystusa.

Jezus przewiduje to, co się z Nim stanie, w jakich udrękach będzie przeżywał czas swojego pobytu na ziemi. Wie, co stanie się z Jego uczniami, jak cierpieć będą. Równocześnie zachęca ich, aby nie przerazili się gwałtu, jaki ich spotka. Jego miłość przeprowadza przez niesprawiedliwość. Prześladowania uczą Chrystusa, rozumienia Jego słowa. Doświadczanie udręk ze względu na Boga, uczy miłości. Miłością zdobywa się niebo, nie zaś postawą niszczenia, upokarzania, pozbawiania innych godności, nie okazywania bliźnim szacunku.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

27. Wiem, komu uwierzyłem – przez Niepokalaną


„Wzmocnij naszą wiarę” (Łk 17,5) – to prośba skierowana do Pana przez Jego najbliższych towarzyszy. Słowa te okazują się być aktualne także dzisiaj, w naszych – jak powiadają niektórzy – trudnych czasach. Beznadzieja, zniechęcenie, agresja, nietrwałość, pożądliwość, zgorszenia – to tylko niektóre przejawy słabej wiary, a może nawet jej braku. To nic nowego. Zawsze tak było. Nowym i zaskakującym okazać się może jednak liczba osób, które nie mają siły, odwagi, bądź też... nie chcą o wiarę prosić.
 
Wierzyć, ale komu?
 
Na co dzień z każdej strony dochodzą do nas informacje na temat m.in. niewłaściwego zachowania się „ludzi Kościoła”. Sensacyjne wydarzenia są wyciągane na światło dzienne w celu osłabienia naszej wiary, bądź doprowadzenia jej do ruiny. Najbardziej bolesny jest fakt, że to niekiedy osoby, które w naszych oczach uchodzą za autorytet, to chrześcijanie! Dlatego w naszym sercu pojawia się jeszcze jeden istotny problem: Komu tak naprawdę wierzyć? Za kim mogę odważnie i bez jakichkolwiek obaw pójść? Komu bez cienia wątpliwości powierzyć swoje sprawy?
 
Wiarygodny
 
Chrześcijanin to człowiek, który nieustannie w swoim życiu szuka Boga, a gdy znajdzie, nie przestaje nadal odkrywać Go na nowo. Księga Barucha poucza: „Jak bowiem błądząc, myśleliście o odstąpieniu od Boga, tak teraz, nawróciwszy się, szukajcie Go dziesięciokrotnie” (Ba 4,28). Przykładem długiego i mozolnego dociekania jest św. Augustyn, który po latach poszukiwań stwierdził: „niespokojne jest serce moje, dopóki nie spocznie w Bogu”. Niespokojne jest, ponieważ tylko Bóg może zaspokoić głód i pragnienie naszego serca, czego dowodem są jakże liczne życiorysy rozmaitych postaci.
 
Zatem chrześcijanin to człowiek, który w trudnościach szuka źródła. Wbrew logice idzie w górę, pod prąd, gdzie z pewnością znajdzie krystaliczną wodę. W chwilach wątpliwości nie zawraca, ale zatrzymuje się, by „złapać oddech”, by zapytać o drogę, spojrzeć w kompas.
 
Owym wiarygodnym źródłem, kompasem dla ewangelicznej Samarytanki, ale także i dla każdego z nas, jest sam Jezus Chrystus. Tylko Jezus, a z Nim Kościół, są ową wiarygodną wspólnotą wiary, w której spragnieni i zmęczeni drogą mogą znaleźć pokrzepienie, czyli umocnienie i siły do dalszej wędrówki.
 
Wstań, idź!
 
Papież Benedykt XVI w liście na Rok Wiary z 2011 roku zauważył, że z jednej strony wiara jest łaską, ale z drugiej strony, wymaga także naszego zaangażowania, wyruszenia w drogę. Świadoma wędrówka ku Bogu ma swój początek w „wyjściu z niewoli egipskiej”, które na przykładzie narodu izraelskiego może trwać jakiś czas. Myślę także, że słowa samego Jezusa wypowiedziane do trędowatego okazują się być znamienne: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (Łk 17,19). Bóg nieustannie udziela nam swoich łask poprzez sakramenty, znaki Jego obecności.
 
Osobiście w swoim krótkim życiu miałem okazję zaobserwować, iż owe wyjście z niewoli dokonuje się właśnie w sakramencie pokuty i pojednania. Wtedy to człowiek, jeśli z wiarą do niego przystępuje, rzeczywiście rozpoczyna jakby nową drogę, doświadcza kolejnej szansy i możliwości powstania.
 
Moc w słabości
 
Zaskakujące jest dla mnie postępowanie Chrystusa. Powołując swoich uczniów, jako najbliżej stojących, będących obok, nie zadawał takich pytań jak: Wierzycie Mi...? Będziecie Mi wierni...?, ale mówił do nich: „Wstań i idź”, albo: „Wypłyń na głębię”, „Pójdź za Mną”, „Zostaw wszystko”. Z jednej strony w słowach Jezusa mogę dostrzec naiwność, ale z drugiej, coś bardzo tajemniczego i posiadającego wielką głębię i moc. On ufał swoim uczniom, kładł im na sercu wielkie sprawy i zadania, ale także dobrze wiedział, iż chwila słabości waruje u drzwi. Z pewnością św. Piotr Apostoł mógłby nam coś o tym powiedzieć, ale czy tylko on? A św. Maksymilian Kolbe? Osobiście bardzo lubię czytać o jednym z wielu ciekawych wydarzeń z życia o. Kolbego. Mowa tu o chwili, gdy postanowił on opuścić zakon, by walczyć za Ojczyznę, a Pan Bóg cudem nie pozwolił mu na to. Nie odczytuję tego jako usprawiedliwianie niewłaściwych postaw współczesnych, ale jako podstawową prawdę o człowieku i Bogu, że „moc w słabości się doskonali” (2 Kor 12,8). Siła, która wypływa z wiary, pochodzi od Dawcy, i to On przez kruche narzędzie czyni piękne rzeczy.
 
Jezus Chrystus przy pomocy tych i wielu innych osób chce nam powiedzieć, że cały sekret wierności w wierze zależy od stopnia „przyklejenia” się do Niego, to w Nim każdy chrześcijanin ma moc. Sam z siebie mogę tylko popełniać błędy i krzywdzić ludzi wokoło.

Po co wierzyć?
 
Zapewne nie jeden z nas, w którymś okresie swojego życia, zadał sobie ważne pytanie: Po co wierzyć? Myślę, iż to pytanie powinien postawić sobie każdy, kto pragnie świadomie przeżywać swoją wiarę, a nie tylko ten, kto przeżywa zachwianie w wierze.
 
Dla mnie wiara jest nadzieją i umocnieniem. Nadzieją, gdyż jeśli Boga by nie było, to w ogóle nie widzę sensu swojego życia. Bez większego znaczenia byłoby trudzenie się w codziennym życiu (z pewnością każdy człowiek bez względu na wykonywany zawód, wykształcenie czy wiek ma w swoim życiu jakieś trudności i przeszkody). Obserwując swoją rodzinę, bliskich, znajomych oraz patrząc na trumnę zmarłego, niejednokrotnie postawiłem sobie pytanie: Czy życie człowieka w ogóle ma sens?! Niestety odpowiedź, która pierwsza mi przyszła do głowy, była negatywna. Życie nie ma sensu. Życie nie ma sensu bez… wiary w Boga i Bogu! Bo czym jest codzienne, nie raz wczesne, wstawanie i pracowanie do późnych godzin wieczornych, bądź załatwianie „normalnych” codziennych spraw, czy też uporczywe szukanie już nie godziwej, ale jakiejkolwiek pracy?! Wiara jest nadzieją, że każdy mój ruch jest pracą dla Pana, w Jego winnicy, choć może nie zawsze tu na ziemi sprawiedliwie wynagrodzoną. Wiara jest także umocnieniem, gdyż w chwilach trudnych wiem, gdzie szukać pomocy – w Kościele, gdzie czeka na mnie Chrystus. Szczególnym źródłem pomocy w rozwijaniu wiary, oprócz wspomnianych już sakramentów, są wspólnoty.
 
Żywi ożywiają
 
Rozmyślając nad Listem Ojca Świętego Benedykta XVI na Rok Wiary z 2011 roku, odczytałem, iż pragnie on, abyśmy pogłębiali naszą wiedzę o wierze, równolegle z doświadczeniem wiary.
 
Wszyscy poszukujący w swoim życiu Boga, podobnie jak ci, którzy na co dzień „widzą” działanie Boga w swoim życiu, mogą pogłębiać swoją wiarę we wspólnotach. Obecnie Kościół „serwuje” różnorakie wspólnoty. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, iż każdy człowiek może znaleźć w Kościele coś dla siebie.
 
Z drugiej strony, papież przypomina wymagania, które nie tylko duchowni, ale cały Kościół powinien spełniać. Pisze: „Kościół jako całość, a w nim jego pasterze muszą tak jak Chrystus wyruszyć w drogę, aby wyprowadzić ludzi z pustyni ku przestrzeni życia, ku przyjaźni z Synem Bożym, ku Temu, który daje nam życie – pełnię życia”.
 
Nie mogę w tym miejscu nie podzielić się ostatnimi przeżyciami. Otóż ok. miesiąc temu otrzymałem dwa listy (tradycyjnie pisane na papierze) od obcych mi osób, które dziękowały za osobiste świadectwo mojej wiary oraz podzieliły się doświadczeniem Boga w swoim życiu. Uświadomiłem sobie, iż tak naprawdę niewiele potrzeba, by w drugim rozbudzić – być może uśpione – pokłady wiary. I to jest właśnie to zadanie, jakie zostawia nam Ojciec Święty: wyprowadzać ludzi z pustyni – do życia, ale zawsze świadomi i pokorni – jak poucza św. Paweł: „Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas” (2 Kor 4,7).
 
Wiara jest decyzją
 
W swoim krótkim życiu zakonnym niejednokrotnie stałem przed dylematem: iść za Panem (przede mną ciemność, nieznane, wątpliwości), czy też wybrać coś na pozór łatwiejszego. Z upływem czasu dostrzegam, że takie dylematy pojawiają się wówczas, gdy idę przed Panem. Tymczasem zadaniem ucznia Chrystusa jest iść za Mistrzem! – gdyż On jest światłością i oświeca drogę, to On uczy, jak „chodzić po wodzie”.
 
Zdążyłem się już przekonać, że wiara jest decyzją. Mogą być trudności i wątpliwości, ale gdy podejmie się już decyzję i zaufa się Bogu, to wówczas Pan przychodzi z pomocą łaski i wszelkie zawiłości z czasem zaczynają układać się w jedną logiczną całość.
 
Kto słaby, niech się modli
 
Współcześnie lansuje się pogląd, że musisz być najlepszy, najpiękniejszy i w ogóle naj... Natomiast, jeśli coś ci w życiu nie wychodzi lub o coś bardzo prosiłeś i tego nie otrzymałeś, to z pewnością twoja modlitwa nie została wysłuchana. Tymczasem wielki czciciel Maryi, o. Maksymilian Maria Kolbe, pouczał, że „kto się czuje słaby, niech się jeszcze więcej modli”. Myślę, iż w tych prostych słowach Czciciel Maryi zawarł całą życiową mądrość. Zazwyczaj w trudnościach ludzie obrażają się na Boga, a gdy On nie spełni ich życzeń, nawet tracą wiarę (spotkałem taką osobę).
 
Mam także przed oczami obraz z moich dziecinnych lat, kiedy to z całą rodziną wspólnie klękaliśmy do wieczornej modlitwy, zakończonej Apelem Jasnogórskim (koniecznie stojąc na baczność). Niejednokrotnie zastanawiałem się, dlaczego akurat śpiewaliśmy Apel w postawie żołnierza będącego na służbie... Dziś próbuję ten fakt zinterpretować i myślę, że z jednej strony to pewien szacunek względem Matki Bożej, ale z drugiej – postawa gotowości. Jestem, pamiętam, czuwam.
 
Na koniec zachęcam, aby każdy, jeśli jeszcze tego nie zrobił – podziękował Bogu za Jego wielkość, ale także za otwartość naszych rodziców, że kiedyś zdecydowali się włączyć nas do Kościoła poprzez chrzest święty i w ten sposób rozpocząć w nas to Boże dzieło, jakim jest tajemnica naszej wiary. Osobiście jestem wdzięczny swoim rodzicom za to, że przynieśli mnie do wspólnoty Kościoła w bardzo wymownym dniu – 8 grudnia, tj. w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Dlatego ufam, że Matka Pana prowadzić będzie każdego, kto odda się w Jej ręce, by kiedyś stając przed Bogiem, można było wyszeptać: Wiem, komu uwierzyłem, przez Niepokalaną!
 
o. Arkadiusz Bąk


 

avatar użytkownika intix

29. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Jesteśmy podobni do dzieci

Piątek, 12 grudnia 2014 roku
>NMP z Guadalupe

Mateusz 11,16-19

Lecz z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom: "Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili". Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: "Zły duch go opętał". Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije. A oni mówią: "Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników". A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny.


Jezus porównuje swoje pokolenie do dzieci, które chcą się bawić, ale nie potrafią się porozumieć. Jedni ludzie, jak dzieci, chcieliby bawić się w wesele, inni zaś w pogrzeb. Jedni chcą śpiewać wesołe piosenki, inni zaś smutne pieśni. Sami nie wiedzą, czego chcą. Podobnie rzecz ma się z dorosłymi. Chcą oni wszystkiego, a nie potrafią niczego ustalić, uzgodnić. Od Jezusa oczekują tego, co potępiali w postawie Jana Chrzciciela, natomiast od Jana spodziewali się tego, czego nie dostrzegają u Jezusa Chrystusa. Jezus jasno mówi, że tego pokolenia, ludu niezdecydowanego na to, czego naprawdę chce, nie można zadowolić.

Cokolwiek Jezus czynił, spotykało się z oporem ludzi, a często również z postawą odrzucenia. Gdyby postępował tak, jak Jan Chrzciciel, byliby skłonni uznać, że Go opętał zły duch. Ponieważ nie unika spotkań i spożywania posiłków w obecności celników i grzeszników, nazwali go żarłokiem i pijakiem, oraz przyjacielem tych grup społecznych, które były pogardzane przez "sprawiedliwych" i "doskonałych".

Bóg, aby zbliżyć do siebie człowieka i zachęcić go do pójścia drogą zbawienia proponuje mu z jednej strony drogę ascezy, z drugiej zaś drogę spotykania się z innymi w towarzystwie, spożywania posiłków ze wszystkimi, bez względu na to, jak są oceniani przez innych. Jezus nie należał do tych ascetów, którzy udręczali swoje ciało postami, wyrzeczeniami, pokutą i umartwieniem. Spożywał posiłki z innymi, słuchał ich opowiadań radosnych i tego, co było dla nich bolesnym doznaniem. Podzielał radość, ale i budził ich serca do trwania w radości. Spotkania z Jezusem miały inny "smak", klimat od tych, jaki tworzył Jan Chrzciciel.

Jako wierzący w Chrystusa niejednokrotnie dajemy do zrozumienia, że bliżej nam w życiu chrześcijańskim do Jana Chrzciciela z jego ascetyzmem, nawoływaniem do pokuty, surowością, niż do tych postawy Jezusa proponującego radość i prawdziwą wolność ducha.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

30. Droga @Intix :)

czytając Dzisiejsze Słowo Bożę,zastanowiło mnie pytanie"Lecz z kim mam porównać to pokolenie?"a dzisiejsze to lemingowate ,czy lewacko -genderowe?
jak szybko wysłaliby Jezusa do psychiatryka,a póżniej na Krzyż...przerażająca jest powtarzalność pewnych ludzkich zachowań...dzięki Bogu rośnie inne Pokolenie i oby nie stracone Pokolenie a TY Dobry Boże otul Je swoją Miłością...
Dobrego Dnia
droga @Intix

gość z drogi

avatar użytkownika intix

31. Droga Zofio

...jak szybko wysłaliby Jezusa do psychiatryka,a póżniej na Krzyż...

Minęło niemal 2000 lat... od  Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Zbawiciela naszego...
Jezus Chrystus jest każdego dnia krzyżowany...
Każdym odrzuceniem przez człowieka... który usuwa Pana Boga z życia swego...
Każdym grzechem naszym...

Droga Zofio...
Módlmy się o  powrót człowieka do Pana Boga...
O przemianę ludzkich serc... o pokój na świecie... o Niepodległą i Chrześcijańską Polskę...
Pozdrawiam Cię serdecznie...:)
Czuwajmy...

Szczęść Boże...

avatar użytkownika intix

32. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Już przyszedł, a nie poznali Go

Sobota, 13 grudnia 2014 roku
>Św. Łucji

Mateusz 17,10-13

Wtedy zapytali Go uczniowie: "Czemu więc uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?" On odparł: "Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał". Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu.


Jan Chrzciciel był tym Eliaszem, który miał przyjść. Jezus nie jest rozpoznany jako Mesjasz, dlatego będzie cierpiał z rąk swojego narodu. Dlaczego nie poznali Jezusa? Nie pozwolili, aby On otworzył ich oczy do widzenia i uszy do słuchania, a serce do przyjęcia Słowa. To się nazywa "zatwardziałością serca". Reagowali bardzo nerwowo na słowa, które odnosiły się do nich. Jezus mówił, iż są grobami pobielanymi, są tymi, którzy nakładają na innych ciężary nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów tych nie noszą.

Zadziwiające jest to, że Jezus wydaje się w ręce ludzi, o których wie, że "dyszą żądzą zabijania". Staje przed nimi bezbronny. Miłość jest bezbronna. Ona ma siłę przekonywania tych, którzy kochają. Niewrażliwość na człowieka jest niewrażliwością na Boga. Oni byli pozbawieni wrażliwości, która nazywa się miłością. Zrobili z Jezusem to, co chcieli.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

33. Dobrego,sobotniego Dnia ,droga @Intix :)

Módlmy się i czuwajmy
serdeczności poranne:)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

34. Dziś...

avatar użytkownika intix

36. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Jesteś świadkiem Boga

Niedziela, 14 grudnia 2014 roku
III Niedziela Adwentu

Jan 1,6-8.19-28


Pojawił się człowiek posłany przez Boga - Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz [posłanym], aby zaświadczyć o światłości. Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: «Kto ty jesteś?», on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: «Ja nie jestem Mesjaszem». Zapytali go: «Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?» Odrzekł: «Nie jestem». «Czy ty jesteś prorokiem?» Odparł: «Nie!» Powiedzieli mu więc: «Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?» Odpowiedział: «Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz». A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: «Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?» Jan im tak odpowiedział: «Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała». Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.


Spotykamy człowieka posłanego. Chce mówić o Bogu. Jego misją jest wyłącznie świadectwo, które ma doprowadzić innych do uwierzenia Jezusowi. Żyje, aby inni uwierzyli Bogu. Po to się narodził, aby inni poznali prawdę o Nim. Czego doświadczył Jan? Światłości, którą jest Bóg. Doświadczenie Boga czyni nas Jego świadkami.

Nasze życie rodzi w innych pytania. Prawdziwe życie człowieka rodzi pytania. „Kim jesteś?” Co odpowiemy? Co możemy powiedzieć o sobie? Za kogo się uważamy? Jestem człowiekiem, Polakiem, chrześcijaninem, ochrzczonym. Czy ochrzczony nie oznacza również wybrany i posłany, aby zaświadczyć o światłości, aby wszyscy uwierzyli przez niego? Czy czujemy się wybrani i posłani przez Boga?

„Dlaczego tak żyjesz? Dlaczego nie żyjesz w taki sposób, jak inni? Do czego zmierzasz? Co chcesz przez to osiągnąć?”. Czy inni, patrząc na moje życie, stawiają pytania prowadzące do uwierzenia Jezusowi?

Jan mówi, że jest głosem wołającego. To ktoś, kto pozwala, aby Bóg mówił przez niego. Co sprawia, że człowiek może być głosem Boga? Jego nawrócenie. Nawrócenie odsłania Boga żyjącego w człowieku. Nawrócenie, jest poznaniem Prawdy, która wyzwala. Żyjąc prawdziwie, prowadzimy innych do Prawdy, którą jest Bóg.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>KIM JESTEŚ? – Lectio Divina na III Niedzielę Adwentu „B”

***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

39. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Jakim prawem to czynisz?

Poniedziałek, 15 grudnia 2014 roku
Mateusz 21,23-27


Gdy przyszedł do świątyni i nauczał, przystąpili do Niego arcykapłani i starsi ludu z pytaniem: «Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?» Jezus im odpowiedział: «Ja też zadam wam jedno pytanie; jeśli odpowiecie Mi na nie, i Ja powiem wam, jakim prawem to czynię. Skąd pochodził chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?» Oni zastanawiali się między sobą: «Jeśli powiemy: "z nieba", to nam zarzuci: "Dlaczego więc nie uwierzyliście mu?" A jeśli powiemy: "od ludzi" - boimy się tłumu, bo wszyscy uważają Jana za proroka». Odpowiedzieli więc Jezusowi: «Nie wiemy». On również im odpowiedział: «Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię.


Pytania arcykapłanów są przeniknięte lękiem o władzę, o jej zachowanie, o wyłączne prawo nauczania w Izraelu. Jezus mówi o władzy Boga i władzy człowieka. Dla nas, dążących do zbawienia, to co pochodzi z nieba ma pierwszeństwo przed tym, co pochodzi z tej ziemi. Nie mając odniesienia do spraw nieba, nie rozumiemy Boga i Jego działania na ziemi. Arcykapłani i starsi ludu ujawniają swój brak rozumienia spraw pochodzących od Boga.

Jezus nie odpowiada na pytania tych, którzy szczerze nie szukają prawdy. Jest przesłuchiwany. Usiłuje się Go podchwycić w mowie, aby postawić zarzut, wyeliminować Tego, który im „zagraża”. Jezus pragnie być słuchany, pragnie, by wierzono Mu na słowo. Wiara rodzi się ze słuchania Boga. Tam, gdzie pojawiają się podejrzenia, nie ma otwartości na przyjęcie słowa i uwierzenie.

Kiedy jesteśmy otwarci na słowo Pana, On odpowiada na to, co jest szczerym poszukiwaniem prawdy. Aby usłyszeć to, co mówi Bóg, nie trzeba silnej wiary, lecz pokorę i prostotę serca. Aby poznawać Boga, trzeba wpierw Jemu uwierzyć. To nie wiedza prowadzi do wiary, lecz wiara prowadzi do poznania Boga. Faryzeusze chcą wiedzieć, rozumieć, co mówi Nauczyciel z Nazaretu, lecz nie wierzą Jemu, dlatego nie otrzymują odpowiedzi na postawione pytanie.

Chcąc wiedzieć, dlaczego Jezus w taki a nie inny sposób mnie prowadzi, powinienem wcześnie odpowiedzieć na Jego pytania: „Czy wierzysz Mi? Czy wierzysz, że jestem Twoim Bogiem, Twoim Zbawicielem? Czy chcesz uwierzyć w to, co ode mnie usłyszysz?”. Jezus odpowiada nam na trudne pytania wówczas, gdy bezwarunkowo wierzymy.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

40. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Idź dzisiaj i pracuj w winnicy!

Wtorek, 16 grudnia 2014 roku
Mateusz 21,28-32


Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: "Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy!" Ten odpowiedział: "Idę, panie!", lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: "Nie chcę". Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca?» Mówią Mu: «Ten drugi». Wtedy Jezus rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć.


W życiu jest ważne to, co człowiek mówi, ale o wiele ważniejsze jest – jak on żyje, co robi, jakich wyborów dokonuje. Syn, który powiedział ojcu: "idę" – skłamał, powiedział inaczej, niż zamierzał uczynić. Ten zaś syn, który mówi: "nie chcę" – powiedział to, co odczuwał, co było zgodne z jego wewnętrznym przeświadczeniem w danej chwili.

Dany jest nam czas na mówienie "nie chcę", ale również dany jest czas na wyrażenie swojego "chcę". Jest czas na zmianę zdania, myślenia, postawy. Jest, krótko mówiąc, czas opamiętania się. Jest chwila na uczynienie tego, czego wczoraj nie chciałem.

Jezus mówi słowa, które mogłyby być uznane za bluźnierstwo: "celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do Królestwa". A przecież właśnie oni byli uznani za godnych pogardy, nieczystych. Celnicy i nierządnice posiadali jednak to, czego nie mieli niektórzy uczeni w Piśmie i faryzeusze, towarzyszyła im świadomość zła, które ogarnia ich życie. Ludzie traktowani z pogardą, "oddychający" na co dzień tym, co nieczyste, a jednak noszący w sobie wiarę możliwą, aby wejść do Królestwa.

Żeby wierzyć, trzeba się opamiętać! To, co niezwykłe spostrzec możemy w postawie syna, mówiącego "nie chcę", rzeczywistość, którą ukazują nam celnicy i nierządnice to prawda, że można przejść: od siły grzechu – do mocy wiary; od mocy namiętności – do mocy miłości Boga; od upokorzenia – do wywyższenia; od życia w pogardzie – do doświadczenia uznania, szacunku, spojrzenia Jezusa.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:
>Winnica
>Opamiętanie
>Pełnienie woli
>Kilka słów o Słowie 2014-12-16
***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

41. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Genealogia Jezusa Chrystusa

Środa, 17 grudnia 2014 roku
Mateusz 1,1-17


Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama. Abraham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba; Jakub ojcem Judy i jego braci; Juda zaś był ojcem Faresa i Zary, których matką była Tamar. Fares był ojcem Ezrona; Ezron ojcem Arama; Aram ojcem Aminadaba; Aminadab ojcem Naassona; Naasson ojcem Salmona; Salmon ojcem Booza, a matką była Rachab. Booz był ojcem Obeda, a matką była Rut. Obed był ojcem Jessego, a Jesse był ojcem króla Dawida. Dawid był ojcem Salomona, a matką była dawna żona Uriasza. Salomon był ojcem Roboama; Roboam ojcem Abiasza; Abiasz ojcem Asy; Asa ojcem Jozafata; Jozafat ojcem Jorama; Joram ojcem Ozjasza; Ozjasz ojcem Joatama; Joatam ojcem Achaza; Achaz ojcem Ezechiasza; Ezechiasz ojcem Manassesa; Manasses ojcem Amosa; Amos ojcem Jozjasza; Jozjasz ojcem Jechoniasza i jego braci w czasie przesiedlenia babilońskiego. Po przesiedleniu babilońskim Jechoniasz był ojcem Salatiela; Salatiel ojcem Zorobabela; Zorobabel ojcem Abiuda; Abiud ojcem Eliakima; Eliakim ojcem Azora; Azor ojcem Sadoka; Sadok ojcem Achima; Achim ojcem Eliuda; Eliud ojcem Eleazara; Eleazar ojcem Mattana; Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Tak więc w całości od Abrahama do Dawida jest czternaście pokoleń; od Dawida do przesiedlenia babilońskiego czternaście pokoleń; od przesiedlenia babilońskiego do Chrystusa czternaście pokoleń.


Genealogie, "księgi spłodzenia" odgrywały w czasach Jezusa wielką rolę w społeczeństwie żydowskim. W Świątyni przechowywano tablice genealogiczne, aby móc potwierdzić wiarygodność pochodzenia kapłanów i lewitów, a także kojarzyć małżeństwa, które zapewniałyby czystość kasty kapłanów.

Wszyscy Żydzi, zarówno kapłani jak i ludzie świeccy, znali swoje drzewa genealogiczne. Po niewoli babilońskiej ogromnie ważną rzeczą było udowodnienie, że krew synów Jakuba nie została zmieszana z krwią pogańską. Może dziwić fakt, że Jezus jest synem Dawida poprzez Józefa, który przecież nie był Jego ojcem według ciała. Prawo żydowskie jest tak sformułowane, że nie daje podstaw do zaprzeczenia narodzeniu z dziewicy. Miszna stwierdza: "Jeśli mężczyzna mówi: to jest mój syn, należy dać mu wiarę". Inaczej mówiąc dla uznania dziecka za prawowite wystarczy, że takie uzna je ojciec. Jezus jest naprawdę synem Józefa.

Cztery kobiety wymienione przez św. Mateusza w rodowodzie Chrystusa mogłyby rzucić poważny cień na dobre imię Mesjasza. Z każdą z nich wiąże się jakiś gorszący fakt. Ale tradycja widzi to inaczej i sławi Rachab i Rut, Batszebę i Tamar. Wszystkie cztery kobiety skalane są grzechem pośrednio lub bezpośrednio, i jest to zawsze grzech śmiertelny: cudzołóstwo, małżeństwo z kobietą z obcego narodu (co pociągało za sobą niebezpieczeństwo popadnięcia w bałwochwalstwo) i zabójstwo poprzez wysłanie na pewną śmierć.

Tamar była synową Judy; po śmierci męża czuła się niesprawiedliwie traktowana przez teścia, dlatego przebrała się za nierządnicę, by zajść z nim w ciążę. Rachab była nierządnicą, która umożliwiła Izraelitom podbój Jerycha. Stajemy tu wobec trzech największych grzechów, najbardziej zagrażających trwałości narodu żydowskiego; wszystkie te grzechy karane były śmiercią. Szczególnie znamienny jest tekst w Targumie (Jer 2) mówiący o interwencji samego Boga, którego głos potwierdza niewinność Tamar i Judy: "Głos Boga mówi: jesteście niewinni, ta sprawa pochodzi ode Mnie". Bóg bierze na siebie grzech człowieka niezdolnego przekazać w sposób nieskalany nasienia, z którego w kolejnym łańcuchu pokoleń zrodzeni zostaną Józef Sprawiedliwy i Dziewica Maryja.

Drzewo genealogiczne zawsze podaje linię męską. W tej zaś genealogii są cztery niewiasty a ich korowód zamyka Maryja, piąta niewiasta. Dzięki Niej spełniło się coś, co sygnalizuje już postać czterech pozostałych niewiast. Przez nie Bóg przełamał linię genealogiczną. Działanie Boga jest zaskakujące. Nie kieruje się On ludzkimi kryteriami. Ważne jest jednak to, że Chrystus przyjął i odkupił całą ludzkość, z najwyższymi wzlotami i najgłębszymi upadkami.

Ewangelista nadał drzewu genealogicznemu Jezusa niezwykły kształt: składa się na nie po trzykroć czternaście pokoleń. Trójka symbolizuje doskonałość. Czternaście jest symbolem uzdrowienia i przemiany. Narodziny Jezusa uwolniły ludzkość od jej rozdarcia i ustanowiły powszechną więź. Wkraczając w ziemski świat, Jezus uzdrowił ludzką historię, która często była historią nieszczęść i niedoli.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:
>Boży plan
>Korzenie wiary
>Uzdrowić rany z przeszłości

i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

42. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Józef był człowiekiem sprawiedliwym

Czwartek, 18 grudnia 2014 roku
Mateusz 1,18-24

Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów. A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: "Bóg z nami". Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie.


Józef był sprawiedliwy. Nie chciał skompromitować Maryi. Jej niewyjaśniona brzemienność byłaby podstawą, aby Ją oskarżyć. Byłaby za karę ukamienowana albo mogłaby oczekiwać wygnania. Józef pragnie uszanować swoją Oblubienicę i po cichu Ją odesłać. Jest sprawiedliwy, to znaczy postępuje właściwie; jest sprawiedliwy w stosunku do swojej Oblubienicy, chce być sprawiedliwy w sytuacji, w jakiej się znalazł. Nie chodzi mu o to, by zadośćuczynić prawu. Nie chce być sprawiedliwym w stosunku do prawa, lecz w odniesieniu do człowieka. Jego sprawiedliwość daje przestrzeń, w której może żyć właściwie, podnieść się, pokrzepić, wznieść.

Gdy Józef rozmyślał o tym, jak powinien w prawidłowy sposób zareagować, Bóg wkracza w jego rozważania. We śnie posyła do niego anioła, który wyjaśnia mu to, co się wydarzyło i daje mu polecenie, by przyjął Maryję jako swoją małżonkę. Józef nie potrafił ogarnąć rozumem tego, co się wydarzyło. Potrzebował snu, musiał przyjść do niego anioł, by otworzyć mu oczy na właściwą rzeczywistość. Józef słyszał we śnie. Posłusznie postępuje według tego, co powiedział mu anioł. Rozważa, zastanawia się nad swoją sytuacją, jest posłuszny.

Żeby w nas mógł narodzić się Bóg, potrzebujemy nie tylko matczynego ciepła Maryi i Jej ufnej wiary, ale potrzebujemy także w nas świętego Józefa, który ochrania Dziecko i Matkę. Potrzebujemy męskiej cechy, by działać energicznie, by poprzez dyscyplinę i posłuszeństwo ochraniać swoją wiarę i miłość.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

44. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Pan wejrzał łaskawie

Piątek, 19 grudnia 2014 roku
Łukasz 1,5-25

Za czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan, imieniem Zachariasz, z oddziału Abiasza. Miał on żonę z rodu Aarona, a na imię było jej Elżbieta. Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich. Nie mieli jednak dziecka, ponieważ Elżbieta była niepłodna; oboje zaś byli już posunięci w latach. Kiedy w wyznaczonej dla swego oddziału kolei pełnił służbę kapłańską przed Bogiem, jemu zgodnie ze zwyczajem kapłańskim przypadł los, żeby wejść do przybytku Pańskiego i złożyć ofiarę kadzenia. A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie kadzenia. Naraz ukazał mu się anioł Pański, stojący po prawej stronie ołtarza kadzenia. Przeraził się na ten widok Zachariasz i strach padł na niego. Lecz anioł rzekł do niego: "Nie bój się Zachariaszu! Twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan. Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z jego narodzenia cieszyć się będzie. Będzie bowiem wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym. Wielu spośród synów Izraela nawróci do Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych – do usposobienia sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały". Na to rzekł Zachariasz do anioła: "Po czym to poznam? Bo ja jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku". Odpowiedział mu anioł: "Ja jestem Gabriel, który stoję przed Bogiem. A zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci tę wieść radosną. A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom, które się spełnią w swoim czasie". Lud tymczasem czekał na Zachariasza i dziwił się, że tak długo zatrzymuje się w przybytku. Kiedy wyszedł, nie mógł do nich mówić, i zrozumieli, że miał widzenie w przybytku. On zaś dawał im znaki i pozostał niemy. A gdy upłynęły dni jego posługi kapłańskiej, powrócił do swego domu. Potem żona jego, Elżbieta, poczęła i pozostawała w ukryciu przez pięć miesięcy. "Tak uczynił mi Pan – mówiła – wówczas, kiedy wejrzał łaskawie i zdjął ze mnie hańbę w oczach ludzi".


Czas rozwiązania łączy się z koniecznością podjęcia decyzji, dokonaniem wyboru. Powstaje nowa rzeczywistość, gdy rozwiązuję problem. Dla Elżbiety czas rozwiązania jest czasem Jana, jej syna i wielkiej radości dla niej, wyzwolenia z upokorzenia. Upokarzał brak potomstwa. Upokarza nas nie dorastanie, brak odwagi, problem związany ze słabością moralną, emocjonalną, nieumiejętność modlenia się.

Czas rozwiązania, czas odcięcia pępowiny, czas na samodzielność i dojrzałość. Czas otwarcia oczu i czas płaczu, czas na skruchę i czas na odstąpienie od swojego uporu. Czas na odcięcie się od kogoś, czas odejścia od czegoś. Czas radości i czas doświadczania miłości. Na co jest mój czas przeznaczony? Czas jest święty. Bóg odbiera i przyjmuje to, co rodzimy w czasie naszych rozwiązań. Nad moim czasem jest ręka Boga. Żyję w Jego rękach.

Rodzina Elżbiety i Zachariasza przyszła, aby nadać Janowi imię i znamię – obrzezać go. Znak określający przynależność. Czy dostrzegam w sobie znak przynależności do Jezusa? Które z moich uczynków wskazują na przynależność do Pana? Przynależność do Jezusa jest źródłem naszej radości, również radości tych, w których Bóg ma upodobanie. Pragnienia Jego, które w sobie noszę, są źródłem mojej wielkiej radości. Moje przyjście, pojawienie się ma miejsce w określonym czasie. Jestem dla radowania się wielu "w Bogu, Zbawcy moim", bo On spojrzał na mnie. Najważniejszym zadaniem w moim życiu jest czerpanie przyjemności z Boga.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

45. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Porodzisz Syna

Sobota, 20 grudnia 2014 roku
Łukasz 1,26-38

W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, ť. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca. Na to Maryja rzekła do anioła: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? Anioł Jej odpowiedział: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Na to rzekła Maryja: Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa! Wtedy odszedł od Niej anioł.


Maryja miała czas dla Boga. To był Jej sposób na wyrażanie Jemu miłości, a równocześnie miejsce na jej przyjmowanie. To, co dajemy Bogu, stanie się też udziałem innych osób, szczególnie z naszego najbliższego otoczenia. Maryja na modlitwie jest obecna z całą troską ludzi, oczekujących „otwarcia nieba”. Modlitwa Maryi jest czasem przychodzenia łaski z nieba, na ziemię. Najbardziej otwarta na Boga, ze wszystkich ludzi na ziemi. W swoim szczęściu, „pełna boleści”. Radująca się Bogiem i doznająca smutku, z powodu dramatycznej sytuacji człowieka na ziemi. BÓG jest ŁASKĄ. Maryja w Bogu otrzymuje uwolnienie od obawy: „Nie bój się, Maryjo”.

Obawa może uniemożliwiać w życiu człowieka zobaczenie tego, jak Bóg naprawdę jest obecny przez swoje dary, a przede wszystkim, przez największy DAR, jakim jest On sam. Kontemplując Maryję zasłuchaną w Boga, z radością odkrywamy, że łaską jest to, iż człowiek znajduje to, czego szuka w Bogu. Maryja otrzymała wszystko, co było wielkim pragnieniem Jej Niepokalanego Serca, aby Bóg był z Nią, oraz, pragnęła być szczęśliwą. Będąc czystą, Niepokalanym Poczęciem, nie mogła chcieć owych darów jedynie dla siebie. Czystość jest płodna, macierzyńska, widząca w człowieku potrzeby, które w nim się spotykają, obejmujące sprawy nieba i ziemi. Stąd, człowiek zbliżający się do Maryi przez kontemplację, odczuwa w sercu silne pragnienie bliskości Boga, oraz pragnienie szczęścia w Nim i przez Niego.

Bóg zamieszkał w Maryi, gdyż szukała we wszystkim, Jego samego. Ojciec, przez swojego Syna, za sprawą Ducha Świętego, stał się w Niepokalanie Poczętej ŁASKĄ: stwarzającą, zbawiającą i uświęcającą tych, którzy szukają Go czystym (czyli: w wolności) sercem. Skoro Bóg jest Łaską, to (i)”łaski pełna”, udziela nam tego, co w Niej jest pełnią. Zbliżając się do Jezusa, przez Maryję, stajemy się ludźmi pragnień, które są w Bogu. Oczekiwania Boga, stają się oczekiwaniami człowieka. Maryja przyjmuje na siebie głębię oczekiwań Boga Ojca. Karmi się pragnieniem zamieszkania Jego Syna, pośród synów ludzkich.

Ojciec z nieba wszystko przewidział, zarówno obawy Maryi, jak i Jej pytania. Obawy i pytania przeżywane na modlitwie, składają się na odpowiedź, będącą zgodą na służbę Bogu. Niezwykłe jest to doświadczenie, że Słowo Boga stanowi źródło mocy i początek każdego służenia, prowadzącego do zbawienia: „Niech mi się stanie według twego słowa”. Słowa Maryi i słowa Boga Ojca, w których odczuwamy: szacunek zawarty w niezwykłym (historycznym i zbawczym) dialogu; otwartość na słuchanie; jasność pytań i moc odpowiedzi Boga, w których pojawia się nuta zrozumienia, wsparcie, troski, wspólnego patrzenia na życie doczesne i wieczne człowieka.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

47. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Duch Święty zstąpi na Ciebie

Niedziela, 21 grudnia 2014 roku
IV Niedziela Adwentu

Łukasz 1,26-38

W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca. Na to Maryja rzekła do anioła: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? Anioł Jej odpowiedział: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Na to rzekła Maryja: Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa! Wtedy odszedł od Niej anioł.


Maryja rozważała słowa Anioła. Zatrzymuje się nad tym, co przychodzi od Boga, co jest tchnieniem innego życia. Wchodząc w słowa przekazane od Ojca pozwala się im ogarnąć. Słowa nas otulają, kształtują, rzeźbią, pieszczą, pocieszają, coś ważnego w nas rodzą lub zabijają. W zależności od tego, kogo słuchamy, takimi się stajemy. Przyzwalamy na podobieństwo do tego, którego słowa bierzemy do serca.

Anioł wzywa Maryję do radości, mówi o łasce Boga i Jego bliskości. Słowo Pańskie jest przekazywane raz w klimacie radości, innym zaś razem w aurze smutku, bólu i odczuwania niepewności, w lęku. Określonych słów, zadań, które z nich wynikają nie można przyjąć inaczej jak wtedy, kiedy jesteśmy unoszeni przez radość. Człowiek radosny odczuwa moc do poniesienia wielu trudności i pokonania przeszkód. Jej odczuwanie sprawia, że nie lękamy się w nadmiarze tego, co ma się dokonać z życiem naszym czy osób nam bliskich.

Bóg najpierw umacnia darem radości, aby możliwe było przyjęcie tego, co do końca niejasne, niezrozumiałe, skryte zasłoną tajemnicy. Sytuacja niedopowiedziana tworzy klimat niepokoju, a taką jest propozycja Boga skierowana do Maryi. Bóg nie pokazuje „do końca” tego, co zamierzył. Oczekuje zawierzenia, czyli ufnego przyjęcia wpierw, zanim stanie się to, co zamierzył.

Dar radości jest prowadzeniem przez Ducha Świętego tam, gdzie człowiek sam z siebie nie miałby odwagi podążać. Siłą ducha odnosimy zwycięstwo nad lękami serca, umysłu i ciała.

Maryja otrzymuje „pełnię łaski”, całkowite Boże zaufanie, pełnię wolności. Tam, gdzie jest pełnia i głębia w wymiarze ducha, tam też największe pocieszenie i największe strapienie. „Komu wiele dano”, ten wiele cierpiał będzie. „Komu wiele zlecono”, będzie chodził w odczuwaniu samotności i opuszczeniu przez Boga i ludzi.

Pełna wiedza o naszej przyszłości mogłaby napełnić serca tak wielkim lękiem, iż moglibyśmy, tak się wydaje w ludzkim rozumieniu, odmówić przyjęcia daru. Po wielu latach życia na ścieżkach Pana niektórzy powiadają: „Gdybym wiedział na początku, jak trudną jest droga proponowana przez Boga, nie wszedłbym na nią”. Niesie nas ludzka radość, niepełna świadomość tego, co będzie, piękne pragnienia i to, że Bóg jest z nami.

Siłą Maryi jest zapewnienie, iż Bóg będzie w Jej życiu. Świadomość Jego bliskości jest szczególnie ważna, gdy nie doświadczamy zrozumienia u ludzi, a wręcz przeciwnie, odrzucenie. Życie ze świadomością, że Bóg proponuje nam misję i nie wycofuje swojego wsparcia w jej wypełnieniu, podnosi na duchu.

Maryja jest ufna. Siłą zaufania Bogu jest Jej „Niepokalane Poczęcie”, czystość, która pozwala patrzeć na wszystko, o czym mówi Bóg przez Anioła, bez uprzedzeń, bez podejrzeń, bez strachu i zniechęcenia.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:
>LD na IV Ndz. Adwentu (B) – Oto ja służebnica Pańska

oraz wczorajsze i dzisiejsze... i na zawsze...:
>Jedno zdanie

i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

48. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Wielbi dusza moja Pana

Poniedziałek, 22 grudnia 2014 roku
Łukasz 1,46-56

Wtedy Maryja rzekła: Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię – a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia [zachowuje] dla tych, co się Go boją. On przejawia moc ramienia swego, rozprasza [ludzi] pyszniących się zamysłami serc swoich. Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia. Ujął się za sługą swoim, Izraelem, pomny na miłosierdzie swoje – jak przyobiecał naszym ojcom – na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki. Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu.


"Wielkie rzeczy" nie są sprawą ludzkich wysiłków, lecz łaską Boga. Jej marzeniem było zostać Matką. Na słowa anioła Maryję opanowuje wzruszenie i zdziwienie. Jest osobą opanowaną. Maryja doświadcza ogromu samotności. Zostało Jej postawione pytanie, na które musi odpowiedzieć. W zależności od tej odpowiedzi, dotychczasowa równowaga jej życia zostanie zachwiana. Powiedzieć Bogu "Fiat", to dopuścić, aby normalna, uporządkowana i spokojna egzystencja przemieniła się w prawdziwy chaos. Urodzenie dziecka przed ślubem może oznaczać dla Maryi zgłoszenie rozwodu przez Józefa, ukamienowanie jako cudzołożnicy, zepchnięcie na margines i napiętnowanie obraźliwymi słowami (zhańbiona).

Maryja nie załamała się, nie rozpłakała, nie zemdlała, nie krzyczała, że się do tego nie nadaje, nie uciekła przestraszona. Jest naturalna, pokorna, dojrzała. Maryja bez oparcia się na człowieku, wykracza poza samą siebie, ufa, pozwala i daje siebie. Nikt nie może o tym wiedzieć. Sama, z tajemnicą w sercu. Kto Jej uwierzy? Co powie Józef, gdy się dowie? Co odpowiedzieć? Niech tak będzie. Maryja przyjmuje "ryzyko" współpracy z Bogiem, opierając się jedynie na wierze i miłości. Spaliła za sobą mosty, już nie może zawrócić.

Oddaje się bez zastrzeżeń, bez granic. Zgadza się na każdą sytuację zarządzoną lub dopuszczoną przez Boga. Jest Służebnicą, która nigdy nie kwestionuje, nie protestuje, lecz oddaje siebie w milczeniu i ufność składa w ręce zatroskanego Boga. Maryja uwierzyła, że nie ma rzeczy niemożliwych dla Boga. Nie wyraża wątpliwości, nie żąda gwarancji. Oddaje siebie w całkowitym mroku. Być oblubienicą, to nieustannie poszukiwać Boga w monotonnej historii własnego życia i życia innych. Gdy wydaje się, że Bóg jest blisko w modlitwie, taki uchwytny, a naraz odchodzi. Jest jak oblicze wciąż odsłaniające się i niedostępne. Gdy jest milczenie Boga, doświadczamy niepewności, czy takie życie, jakie prowadzimy, ma sens.

"Bóg posłał anioła". Jest otwarty, wychodzący naprzeciw bez względu na postawę moralną i duchową człowieka. On nie zniechęca się moją grzesznością. Boli go ona, lecz nie powstrzymuje od wychodzenia naprzeciw. Bóg nie zamyka się na mnie. Posyła anioła, ponieważ tęsknię za wypełnieniem Jego obietnicy, Jego pragnień serca.

Lęk, który odczuwa Maryja, jest błogosławiony. Skłania on do stawiania pytań, wyrażania odczuć, odsłonięcia się. Ten lęk nie zamyka ją w sobie, nie zmusza do wycofania się z dialogu. Maryja nie ukrywa tego, co czuje. Jest szczera, wyraźna w pokazywaniu wnętrza. Również w lęku Bóg mówi do mnie. Jego przyjście może niepokoić. Niepokoi to, co we mnie jest nieprzygotowane na Jego przyjście. Nigdy nie mogę się na nie przygotować. Uświadamiam sobie, że to nie ja się przygotowuję, lecz On mnie przysposabia do tego spotkania przez codzienną kontemplację. Maryja codziennie rozważała w swoim sercu obietnice Boga.

Jest w Maryi radość, którą dzieli z innymi. Nieskrywana radość. Jej radość łączy się z bólem. Wiele jest spraw niejasnych, niedopowiedzianych. Chcąc uwolnić radość od obecnego bólu, pozbawiam się radości. Doznania te, dane są razem. Nie było obok niej Józefa. Nie mogła dzielić radości od razu, natychmiast. Nie mogła postawić Jemu pytań, które niewątpliwie były w Niej. Więc postawiła je Bogu. To jest niezwykłe, że te pytania, które człowiek pragnie postawić człowiekowi, stawia je Bogu. On jest najbliżej. Miała łaskę odczuwania, że Bóg jest bliżej Niej od Józefa.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

50. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Jan będzie mu na imię

Wtorek, 23 grudnia 2014 roku
Łukasz 1,57-66

Dla Elżbiety nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem. Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: "Nie, lecz ma otrzymać imię Jan". Odrzekli jej: "Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię". Pytali się więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: "Jan będzie mu na imię". I wszyscy się dziwili. A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał, i mówił wielbiąc Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: "Kimże będzie to dziecię?" Bo istotnie ręka Pańska była z nim.


Wielkim dramatem Elżbiety był brak potomstwa. Żyła ona w bólu i cierpieniu. Ufała Bogu i ufała mężowi, że nie pozostawią jej samej w cierpieniu, starości i „hańbie”. Pokusa braku zaufania jest nieodłączna od życia duchowego.

Sąsiedzi i krewni chcieli oddać szacunek ojcu dziecka, nazywając je imieniem Zachariasz. Tymczasem Elżbieta i jej mąż są zdecydowani, aby nazwać syna imieniem Jan, które oznacza „Bóg jest łaskawy”. To imię będzie przypominało ludziom o miłosierdziu Boga, które jest tożsame z Jego łaskawością. To było ważniejsze od uhonorowania Zachariasza.

Ludzie się dziwili, a przez to otwierali swoje umysły i serca na to, co nowe i nieoczekiwane. Niewątpliwie zdziwienie jest siłą napędową rozwoju, wzrastania, poznawania, odkrywania tego, co odsłania Bóg przed człowiekiem.

Niezwykłe jest to, że pierwsze słowa, które wypowiada Zachariasz po swoim uzdrowieniu, to wdzięczność i błogosławienie Boga. W tej sytuacji zdziwienie przechodzi w doświadczenie strachu. O strachu tym mówimy w wymiarze wiary, a zatem, jest to doświadczenie bojaźni Bożej. Zgromadzeni wyczuwali w tym wydarzeniu obecnośc Bożą. Byli oni zafascynowani tym, co widzieli i słyszeli, a równocześnie, czego zupełnie nie rozumieli. Możemy zatem mówić o trzech zasadniczych emocjach towarzyszących przyjściu na świat Jana Chrzciciela: radości, zdziwieniu i strachu.

Uczestnicy narodzin Jana Chrzciciela rozchodząc się opowiadają o tych wydarzeniach. Szukają odpowiedzi na pytania, które się w nich pojawiły. Rodzinna uroczystość stała się dla nich wydarzeniem życia. Bóg postanowił przez nią wiele zmienić w nich samych. Wiara nie rozpoczyna się od usłyszenia określonej treści nauki. Początkiem wiary jest udział w wydarzeniu, które poruszy uczucia. Potem szukamy odpowiedzi na to, czego doświadczyliśmy. Staramy się znaleźć treść tego, co nasze doświadczenia mogą oznaczać.

Nasze przeżycia dają początek wierze. To jest poruszenie przez Boga, dotknięcie naszego serca. To, na co patrzymy, czego słuchamy, rodzi w nas uczucia, emocje, przeżycia. Są one zachętą ze strony Boga, aby pójść w głąb, w refleksję, szukając odpowiedzi na pytania, które się w nas pojawiają.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
i na wieczór Adwentwowy:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...


avatar użytkownika intix

51. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus

Środa, 24 grudnia 2014 roku
Wieczorna Msza wigilijna

Mateusz 1,18-25

Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: "Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów". A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez proroka: "Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy Bóg z nami". Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, ja mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie, lecz nie zbliżał się do Niej, aż porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus.


Józef musiał zaakceptować to szczególne powołanie swojej Małżonki i podjąć się wychowywania Syna Bożego. Jest człowiekiem wahań, wstrząsów, pierwszych kroków, często tak trudnych do postawienia nawet w małych rzeczach. Jest to człowiek, który umarł już dla siebie. Ludzkie ogołocenia nie są okaleczeniami, lecz zapowiedzią szczęścia, i że losy i drogi dla nich wybrane uszczęśliwiają ich o wiele bardziej niż te, które wyznaczyliby sobie sami.

Z powodu snu, w który uwierzył jak w słowo wypowiedziane na jawie, Józef zrezygnował z ziemskiego ojcostwa. Sny od Boga zmieniają ludzkie życie. Józef zasypiał pełen lęku przed Bogiem; obudził się przepełniony miłością Ojca do swego nie narodzonego Syna. Zasypiał nieprzytomny z rozpaczy; otworzył oczy, nie ogarniając własnego szczęścia.

Lata oczekiwania mierzy się raczej nocami niż dniami. Pragnienia Boga stają się snami ludzi, którzy Boga szukają, a Józef tak kochał Maryję, że uważał ją za dar Boga.

Bóg potrzebował nie tylko zgody Maryi. Potrzebował też zgody Józefa. Ludzie wybrani przez Boga zawsze mogą odmówić. Dopiero pod warunkiem, że się zgodzą, moc Boża może ich przeniknąć i dosięgnąć świata. Józef sądził, że los Maryi i jego własny wzajemnie się wykluczają i stąd właśnie narodził się niepokój, w którym doszły do głosu najstraszliwsze wątpliwości.

Maryja będzie kobietą oczekiwania, oczekiwania w radości i w niezrozumieniu, we łzach i w nadziei i będzie potrzebowała miłości Józefa, aby jej codziennie powtarzane „tak” brzmiały równie wyraźnie jak i za pierwszym razem. Miłość Maryi i Józefa jest niezbędnym związkiem oczekiwania i zadziwienia, doskonałym wzorem życia dla wszystkich ludzi, a szczególnie dla tych, którzy przyjmują dar dziecięctwa Bożego.

Józef i Maryja zostali wybrani nie dlatego, że ich miłość była mniej wymagająca od miłości innych kobiet i mężczyzn lub mniej prawdziwa od tej, jaką my, jeśli tylko naprawdę tego chcemy, jesteśmy zdolni obdarzać siebie nawzajem. Przeciwnie, zostali wybrani, ponieważ kochali się o wiele bardziej, niż my jesteśmy do tego zdolni.

Bóg w istocie potrzebował klimatu miłości, aby móc się wcielić. Bóg nie mógłby narodzić się w domu, gdzie miłość byłaby letnia. Miłość, która pragnęła stać się człowiekiem, musiała znaleźć najpierw w mężczyźnie i w kobiecie, których sama stworzyła, miłość największą, jaką zdolni są obdarzyć się ludzie.

Kiedy Józef dostrzegł, że Maryję posiadł Bóg i Ona cała należy do Boga, a Bóg jest w Niej, uznał, że jest niegodny, aby być z Nią i poczuł się zupełnie niepotrzebny. Przygotowywał się do powiedzenia „nie” tej tajemnicy, która go przerastała i której czuł się niegodny. Wtedy Bóg wzywa go, aby wypowiedział po cichu „tak”.

„Maryja została całkowicie uświęcona przez Jezusa, Józef zaś został całkowicie uświęcony za pośrednictwem Maryi” (św. Franciszek z Asyżu). Maryja miała w Chrystusie bezpośredni wpływ na uświęcenie swojego małżonka. Jeśli świętość Józefa pochodzi od Jezusa, to świętość Jezusa przechodzi przez Józefa. Bóg przychodzi do Józefa przez Maryję, i już to samo w sobie jest piękne, lecz Bóg przychodzi do niego przede wszystkim poprzez jego miłość do Maryi.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
oraz Wigilijny:
>PLASTER MIODU

***
Bóg zapłać...


avatar użytkownika intix

52. Wigilia... Wielkie Oczekiwanie...


***
Czuwajmy...
I niech Płomień Bożej Miłości ogarnie nas...
Miłością niech świat zapłonie...

Szczęść Boże...

avatar użytkownika gość z drogi

53. Droga @Intix :)

"Spotykam Cię, Panie Jezu Chryste... dnia każdego...
W Znakach Twoich... na mego życia drodze…
W oczach i w sercu człowieka napotkanego…
I w tej tęsknocie serca mego… za Tobą Panie... "

"niech te piękne słowa staną się drogowskazem dla Wszystkich w Nowym,nadchodzącym Roku 2015 :)
serdeczności z drogi życia :)

gość z drogi