Źródło...

avatar użytkownika intix

 

 

Jedno JEST

Źródło Miłości...

 

- To... które stworzyło wszystko

cały Wszechświat

a w nim

człowieka

 

- To... które przyszło na ziemię

z Nieba

Człowiekiem do

człowieka

 

- To... które za nas i dla nas

Cierpiało

na Krzyżu Umarło

i Zmartwychwstało...

 

- To... które wiecznie ŻYJE

Nieskończoną bije Miłością

Strumień Gorejący rozlewa

na

człowieka

 

- To... które JEST ŻYCIEM

dla  nas

z którego czerpać

może każdy...

 

Jedno JEST

Źródło Miłości...

Jeden Trójjedyny

Gorejący Płomień…

Źródło

Miłości Wiecznej...

 

jeżeli tylko

serca przed Nim nie zamkniesz

jeżeli wypowiesz z wiarą słowa

na które czeka:

„Dotknij mnie Panie... jeśli zechcesz

i prowadź”

 

Ono ciebie "Dotknie" Strumieniem

 

ty - Źródło

Źródło – ciebie

znajdzie...

jeżeli tylko

serca przed Nim nie zamkniesz...

 

a kiedy trudno ci

zamknięte serce otworzyć

poproś Maryję - Matkę Miłości

Jej Serce Niepokalane... ciebie wspomoże...

 

 

***

 

*******************************

/ "Źródło..." - J.B.K. - 18.01.2015 r./

 

 

 

60 komentarzy

avatar użytkownika intix

1. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także

Twoi uczniowie nie poszczą

Poniedziałek, 19 stycznia 2015 roku
> Św. Józefa Sebastiana Pelczara

Marek 2,18-22

Uczniowie Jana i faryzeusze mieli właśnie post. Przyszli więc do Niego i pytali: «Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą?» Jezus im odpowiedział: «Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają u siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć. Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania. W przeciwnym razie nowa łata obrywa jeszcze [część] ze starego ubrania i robi się gorsze przedarcie. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki; i wino przepadnie, i bukłaki. Lecz młode wino [należy wlewać] do nowych bukłaków».


Uczniowie Jana Chrzciciela i faryzeusze regularnie pościli w każdy poniedziałek i czwartek, a także w coroczne dni postu. Natomiast uczniowie Jezusa nie praktykowali postów. Jezus nie był ascetą, który rezygnuje z wszelkich radości życia. Spożywając kiedyś posiłek z grzesznikami i celnikami nie nawoływał ich do nawrócenia. Wprowadził ich w doświadczenie Bożej miłości. Zachęca ludzi, aby cieszyli się razem z Nim Bożą miłością. Zaprasza człowieka tam, gdzie radość i wesele, aby w ten sposób mogli jednoczyć się z Bogiem. Gdy Bóg jednoczy się z człowiekiem, tym samym człowiek dochodzi do jedności, do harmonii z samym sobą.

Uczniowie Jezusa nie pościli, ponieważ doświadczali bliskości swojego Mistrza, byli blisko Jezusa, będącego ich weselem i radością. Czy można pościć, będąc na weselu? Czy należy się smucić, pozbawiać pokarmów, skoro Pan młody jest pośród gości weselnych, pośród nich? Ta bliskość wzbudzała radość. Przyjdzie jednak czas, gdy post będzie również ich doświadczeniem.

Nasze życie chrześcijańskie obejmuje zarówno świętowanie jednoczenia się z Bogiem, jak i poszczenie będące dla nas znakiem, że często odsuwamy się od Boga i tracimy z Nim jedność, a przez to smutek i grzech zamieszkuje w naszych sercach. Post jest uzasadniony, gdy człowiek jest daleko od Boga, nie ufa Mu, będąc poddany władzy namiętności. Tęsknota za Bogiem sprawia, że pościmy, ponieważ w taki sposób przygotowujemy umysł, uczucia, wyobraźnię i ciało na spotkanie z Nim. Brak radości duchowej sprowadza nas na drogę postu. Jeśli relacja z Bogiem jest zaniedbana, nie ma w niej życia, potrzeba postu, aby Bóg mógł nas prowadzić. Czym jest uzasadniony post w naszym życiu chrześcijańskim?

Czym jest nowe wino i czym są bukłaki? Nowa nauka Jezusa potrzebuje również nowej mentalności, nowego rozumienia życia, nowego rozumienia Boga. Faryzeusze odnosili Boże przykazania do codziennej rzeczywistości życia. Uwzględniając przyszłość, starali się dostosowywać sens przykazań do zmieniających się warunków i problemów, jakie przynosiło życie. Jezus proponuje nowe przykazanie. Nie odrzuca starych, dotychczasowych, uznaje ich znaczenie i ponadczasowość. Nie patrzy On z lękiem na zachowanie litery Prawa, jak było to w przypadku faryzeuszów.

Nauka Chrystusa nie nadaje się do tego, aby wkładać ją w ramy dotychczasowego nauczania. To inna duchowość od tej, którą proponują faryzeusze. To nowa nauka, ale też zupełnie nowa mentalność, nowe spojrzenie na człowieka i jego relację z Bogiem. Jezus nie lekceważył, ani też nie odwoływał żadnego z dotychczas obowiązujących przykazań. Nie ogląda się jednak z lękiem na każdą literę Prawa. W Starym Testamencie najważniejsze były ofiary składane Bogu. Jezus to zmienia mówiąc: "Chcę raczej miłosierdzia, niż ofiary" (Mt 9,13). Nauczano, że nieprzyjaciela należy nienawidzić, a Jezus mówi o miłości nieprzyjaciół. Czy nasza chrześcijańska duchowość bazuje na sposobie myślenia Chrystusa o człowieku? Czy dostrzegamy, iż nasza modlitwa osobista, udział w Eucharystii, bez codziennego przebaczania naszym winowajcom, bez okazywania miłosierdzia, jest czystym faryzeizmem?

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>Post bywa konieczny – kiedy?
>Słaby…, bo z ludzi brany

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika guantanamera

2. Piękne...

i prawdziwe...

avatar użytkownika Obibok na własny koszt

3. @Intix,

Moje SACRUM!

Pozdrawiam serdecznie.

obibok na własny koszt

Kiedyś "Mieszko II"

avatar użytkownika intix

5. ONWK...

Przyjacielu Drogi...:)

Gdyby nie Źródło
Ciebie by nie było...
Gdyby nie Źródło
Twojego - "Mojego SACRUM" by nie było...
Gdyby nie Źródło
Nie byłbyś zdolny do miłowania...
Pozwolę sobie zadać pytanie... jeżeli zechcesz, spróbuj odpowiedzieć sobie na nie...
Zadaję je... kto zechce, może w odniesieniu do siebie, do swojego życia... odpowiedzieć -  też sobie - na nie...
Czy jesteś już na etapie
że mógłbyś Twoje - "Moje SACRUM"
Ty jako Ty... utracić...
"tylko" po to... aby w  Tobie...
i w Twoim - "Moim SACRUM"...
Źródło ocalić...?


Z mojego punktu widzenia... w całym naszym Istnieniu... jest to bardzo ważne pytanie...
Chciałabym być dobrze zrozumianą... jeżeli masz jakieś wątpliwości o co mi chodzi - pytaj, proszę... jeżeli zechcesz...
***
Przyjacielu Drogi...:)
Nie ma przypadków... nie przypadkiem krzyżują się nasze drogi...
Nie przypadkiem zechciałeś do "Źródła" podejść...
Dziękując Panu Bogu... i Tobie... za kolejne nasze spotkanie...
Pozostaję z modlitwą za Ciebie i za Twoje - "Moje SACRUM"...

Pozdrawiam całym sercem...:)
Szczęść Boże...

P.S. Wiem... może i Ty też... że COŚ, co niedawno w sieci znalazłam,  już podarowałam...
Ale wiem też, że Maria Konopnicka wieeelkie Polskie Serce miała... które wszystkim rozdawała...
Przyjmij więc, proszę... dla Twojej Kochanej Wnusi... TEN podarunek...
Może też inne Polskie Dzieci z niego skorzystają... te, których Rodzice bądź Dziadkowie tu zajrzą... których też Wszystkich serdecznie pozdrawiam...:)
a teraz... zapraszam Wszystkich, którzy tu trafią,  abyśmy wspólnie zaśpiewali Panu...

avatar użytkownika intix

6. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także

Zaczęli po drodze zrywać kłosy

Wtorek, 20 stycznia 2015 roku
Marek 2,23-28


Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze rzekli do Niego: «Patrz, czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno?» On im odpowiedział: «Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom». I dodał: «To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu».


Uczniowie Jezusa nie pościli, ponieważ doświadczali bliskości Jezusa, jako bliskości Bożego pana młodego. Przyjdzie czas na ich post, po śmierci Mistrza. Będzie to post żałobny. Taka postawa była wyrazem łączności z Jezusem, który swoją niemocą pokonał moc szatana, a także, którego droga do zmartwychwstania prowadziła przez krzyż. Na drodze życia chrześcijańskiego zarówno świętujemy, jak i pościmy. Świętowanie jest zapowiedzią zjednoczenia się z Bogiem w wieczności, w radości i weselu. Poszczenie jest przypomnieniem, znakiem wskazującym na to, że nasza drogą jest krzyżową i na niej dochodzi do konfrontacji z siłami zła, które sprzeciwiają się naszemu przemienianiu w Chrystusie.

Nauka Jezusa jest w jawnym konflikcie ze starymi zwyczajami. Jego nauka potrzebuje nowych form wyrażania. Proponuje nam inną duchowość niż ta, w którą niezmiennie wprowadzali faryzeusze. Jedzenie i radowanie się w dzień szabatu, według Jezusa, jest zachowaniem pozytywnym i bierze górę nad zakazem żniw, o który to upominali się faryzeusze.

Prawo chroniło ubogiego i przybysza, szanowało potrzeby człowieka, ukazując swoją istotę: miłosierdzie. Jezus przypomina, że Prawo należy interpretować, a nie zniekształcać je. Miłosierdzie bowiem jest ważniejsze od ascezy. Jeden z Ojców Pustyni, znany z ascezy, gościa, który do niego przybył, aby wysłuchać wzmacniającej ducha nauki, częstował obfitym posiłkiem. Sam z nim jadł, mówiąc przy tym wiele i z dużym ożywieniem. Żegnając się gość dał wyraz swojemu rozczarowaniu: przez cały dzień łamałeś regułę! Odpowiedź ojca brzmiała: moją jedyną regułą jest miłość.

W jaki sposób można podsumować tę refleksję nad słowami Jezusa? Wraz z Nowym Przymierzem ustaną ofiary, by ustąpić miejsca jedynej ofierze miłosierdzia, a zakazy nie będą potrzebne.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>Człowiek...
>Epizod

podłączam też:

>„Ojcze nasz” w „ON i ja”
>Dar CZASU dobrze wykorzystać...

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

7. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także

Człowiek, który miał uschłą rękę

Środa, 21 stycznia 2015 roku
>Św. Agnieszki

Marek 3,1-6

Wszedł znowu do synagogi. Był tam człowiek, który miał uschłą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć. On zaś rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: «Stań tu na środku!». A do nich powiedział: «Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?» Lecz oni milczeli. Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka: «Wyciągnij rękę!». Wyciągnął, i ręka jego stała się znów zdrowa. A faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić.


Jak siebie wyrażać, aby żyć? Ręką mogę czynić dobro lub zło, sprawiedliwość lub nieprawość, nawiązać z drugim przyjazny kontakt lub stanowczo od niego odejść. Kalectwo sprawiło, że czuł, iż słabnie w nim życie. Miał w sobie wielkie pragnienie przebaczenia i otrzymania go, uwolnienia się od ocen i opinii, jakie wypowiadał. Wydawane przez wiele lat sądy pogłębiały jego osamotnienie. Ciężko jest żyć z niewypowiedzianymi słowami i brakiem gestów, które wyjaśniają, jednoczą, zbliżają ludzi do siebie. To, czego nie powiedział, nie wykrzyczał lub nie wypłakał sprowadzało ciemność i obciążało go niewypowiedzianym poczuciem winy.

Mamy wiele negatywnych odczuć w odniesieniu do życia. Utrwalamy w sobie postawę ofiary, a przez to skazujemy się na samotność. Targa nami wewnętrzna obawa przed niepowodzeniami. Sytuacja ta sprawia, że boimy się wszystkiego, nad czym nie posiadamy kontroli, co jest niemożliwe do wcześniejszego sprawdzenia. Chcielibyśmy za wszelką cenę uniknąć porażek. Myślenie nasze jest schematyczne, w którym nie ma miejsca na spontaniczność, ryzyko, a przede wszystkim zaufanie Bogu.

Pamiętamy, że nas skrzywdzono. Ręce „opadają” przez zniechęcenie. Boimy się inwestować w uczucia. Nie chcemy kolejny raz dostać „po łapach”. Zawiedzenie się i ból jest tak głęboki, że człowiek wycofuje się z życia „liżąc rany”. Nie kochając samych siebie jesteśmy częściej podatni na zranienia. Bez zranień nie ma życia. Są one w tym celu, byśmy zdobywając doświadczenie „wśród łez i utrapień” uczyli się zaufania i pokory. Nie każdej ręce pozwalamy, aby rozciągnęła „namiot” nad nami. Nie każdy człowiek powinien być dopuszczony do tajemnic naszego serca. W sprawach relacji z innymi ludźmi, nie może być pośpiechu. To, czego najbardziej potrzebujemy w naszej codzienności, to udanych relacji, szczerego, otwartego i przyjaznego dialogu z innymi. Wycofuje nas z życia zawiedzenie się na innych, poczucie bycia oszukanym, niezrozumianym i wykorzystanym.

Na miarę gojenia się w nas najgłębszych ran rozróżniamy, co w naszym życiu jest dziełem „ręki” ludzkiej, a co boskiej. Całe życie liżemy rany, o których wie jedynie Bóg i my. One uczestniczą w kształtowaniu się naszej pamięci, wspomnień, wrażliwości. Chcemy być twórczy lub zachowawczy. Skłaniamy się do wchodzenia odważnie w relacje z innymi lub staliśmy się przesadnie ostrożni. Musimy być uważni, aby przeszłość nie zajęła w naszej przyszłość zbyt dużego miejsca. Z tego, co się wydarzyło powinno pozostać to, co jest dobre, mądre, szlachetne i czyste. „Ciągnięcie za sobą” urazów, żalu, frustracji pozbawia nas chęci do życia.

Kochając siebie nie lgniemy do innych, wierząc w każde ich słowo. Głody uczuciowe sprawiają, że tracimy orientację w odniesieniu do rzeczywistości. To, co widzimy i słyszymy jest dla nas prawdziwe i przekonywujące. Nie mając odpowiedniego dystansu do własnych potrzeb emocjonalnych i duchowych, nie umiemy odczytywać człowieka w jego potrzebach i oczekiwaniach. Miłość samego siebie pozwala rozeznać zamiary człowieka, z jakimi przychodzi. Odpowiedni dystans do własnych uczuć, namiętności i potrzeb pozwala czuwać nad tym, co jest dla nas ważne. Potrzebujmy wewnętrznego spokoju, aby zaistniała w nas rozwaga. Nigdy nie będziemy cieszyli się relacją z innymi, jeśli nie będziemy nosicielami radości i pokoju z własnego istnienia.

Muszę poczuć się dobrze z samym sobą, abym mógł odczuwać ten stan ducha, będąc z innymi. Zanim poczujemy się dobrze z samym sobą potrzebujemy zrozumienia tajemnicy nienasycenia, niespełnienia, nie pocieszenia. Ważna wydaje się odpowiedź na pytanie, czego oczekujemy od życia, od ludzi, z którymi jesteśmy w relacji, a także od samych siebie? Często dzieje się tak, że dążymy do realizacji własnych potrzeb i pragnień, zupełnie pomijając oczekiwania innych. Gdy stajemy na miejscu centralom w relacji z innymi, z naszymi oczekiwaniami, poniesiemy klęskę spowodowaną krzywdzeniem osób drugich. Rozwiązaniem tej kwestii jest postawa, w której razem z drugą osobą stajemy w centrum. Zarówno innych jak i nasze potrzeby posiadają to samo znaczenie, tę samą rangę ważności. Na to wskazuje Jezus wzywając człowieka z uschłą ręką, aby stanął wraz z Nim na środku synagogi.

Nasze ręce są przede wszystkim do kształtowania własnego życia. Wycofanie się z tego zadania może wpływać na ich „usychanie”. Kształtowanie własnego życia, to troska o życie własnym życiem. Bardzo często skupiamy się na gestach, słowach, postępowaniu osób nam bliskich. Ktoś pochłania naszą uwagę tak mocno, że nie znajdujemy wewnętrznej siły do refleksji nad sobą i oceny własnego postępowania. Stajemy się krytyczni jedynie wobec drugich. Może to prowadzić do niepewności we własnym życiu. Stajemy się przeczuleni na drugich. Całkowicie ulegamy opinii innych ludzi, również na nasz temat. Poglądy ich stają się dla nas sprawą życia lub śmierci, dobrego także kwestią dobrego lub złego samopoczucia. Równolegle chcemy wiedzieć, czym się zajmują osoby całkowicie pochłaniające naszą uwagę, o czym myślą, co przeżywają. Jeśli nie jesteśmy w stanie zdobyć odpowiednich informacji czujemy się rozdrażnieni i zniechęceni do życia.

Zaczepny ton uwagi, obojętne spojrzenie rzucone od niechcenia w naszą stronę skłaniają nas do wycofania się z życia, przebywania w zablokowaniu wewnętrznym własnych uczuć, myśli i słów. Przewrażliwienie staje się naszym uzależnieniem. Ono ma wpływ na podejmowanie przez nas określonych decyzji lub wycofanie się z podjętych inicjatyw. Rezygnujemy z realizacji określonego planu tylko, dlatego, że ktoś go nie rozumie lub nie jest nim zainteresowany. Tymczasem zależy nam chorobliwie na wyraźnym znaku poparcia ze strony tej właśnie osoby.

Konieczne jest myślenie o sobie i własnych potrzebach. To, co może nas uczynić szczęśliwymi nie znajduje się nigdy poza nami, ale w nas. Nosimy w sobie szczęście, a tego nie wiemy. Nasze szczęście jest uzależnione od tego, na co patrzymy, o czym myślimy i jakie przeżycia, wspomnienia nam towarzyszą. Należy odejść od koncentracji na sprawach pozbawiających możliwości myślenia o Bogu. On jest Osobą centralną. Chcąc odczuć radość życia z Bogiem, konieczne jest doznanie radości życia z samym sobą.

Po upływie czasu, wewnętrznych zmagań przebaczeniu ludziom i sobie samemu, będąc zatroskanymi o ciszę i modlitwę dochodzimy do odkrycia, że taka jest „ręka” nad nami, na jaką się zgadzamy. Ręka tego jest nad nami, w którego miłość wierzymy i ją odwzajemniamy.

Nie musimy dostrzegać w ludzkiej niegodziwości rękę Boga. To, co człowiek czyni nie czyni dlatego, że Bóg tak chce, lecz dlatego, że jest to wolą człowieka. Człowiek ma swoje kaprysy, niechęci, żale, którymi emanuje na drugich. Przypisywanie Bogu ludzkich czynów jest niegodziwością. To, do czego zachęca nas Jezus, to sposób przeżywania tego, co przychodzi na nas ze strony człowieka. Sposób przeżywania może prowadzić nas do Boga albo do rozpaczy. Jezus nie chce dla nas zła, którego twórcami są ludzie.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>NIE dla zatwardziałego serca

oraz:

>Słowo Boże w strumieniu oddechu. Metoda modlitwy

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

9. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także

Wysłał ich po dwóch przed sobą

Czwartek, 22 stycznia 2015 roku
Św. Wincentego Pallottiego
Założyciela Pallotynów i Pallotynek


Łukasz 10,1-9

Następnie wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie! Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi! Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże.


Jezus posyła uczniów „po dwóch”. Nie idziemy pojedynczo w życiu chrześcijańskim. Zawsze obok nas jest drugi człowiek, aby być wsparciem, przypomnieniem, że Jezus jest z nami w drodze. Obecność drugiego, idącego jak my w imię Pana, jest znakiem błogosławieństwa. Idą po dwóch, aby mogli dawać wiarygodne świadectwo o prawdziwości swoich słów, a także, aby być żywym uosobieniem ewangelii pokoju. Ci, którzy idą zgodnie, razem, po dwóch, nie mogliby iść i pełnić misję, nie będąc w pokoju między sobą.

Jezus przypomina, o co należy prosić Pana Żniwa: „aby pośpieszył robotników, by gromadzili Jego żniwo” (Komentarz żydowski). Jest w nas opór przed zajmowaniem się tym, co duchowe, nadprzyrodzone, co jest troską Boga o człowieka. Dlaczego pośpieszyć? Ponieważ tam, gdzie pada Słowo Boże, tam rozpoczyna się nowe życie. Słowo Pana jest zaczynem przemiany, to źródło olśnienia, to miejsce spotkania człowieka z MIŁOŚCIĄ, to źródło zmartwychwstania. Pośpiech wskazuje na wartość, znaczenie zadania, jakie uczniowie mają do wypełnienia. To nie jest coś, czym można zająć się później, jeszcze nie teraz. Posłanie Boga w życiu wierzącego jest sprawą najwyższej wagi.

„Nikogo w drodze nie pozdrawiajcie”. W innym tłumaczeniu czytamy „Nie zatrzymujcie się też, aby szmuesować z ludźmi w drodze” (Komentarz żydowski). Słowo „szmues”, w języku jidysz oznacza „przyjacielskie pogawędki, ploteczki”. Jezus przypomina, aby nie tracić czasu po drodze, ale śpieszyć do wyznaczonego celu i szybko wypełnić zlecone posłanie.

Posłanie prawdy ma być głoszone bez względu na to, czy jest przyjmowane życzliwie, czy nie. Koniecznością jest nie poddawanie się emocjom przygnębienia, zniechęcenia. Nie należy interpretować tego, co się dzieje, wraz z głoszeniem Słowa Bożego, wyłącznie „po ludzku”. Interpretacja „po Bożemu” umożliwia nie poddawanie się zwątpieniu, ani „nie upadanie na duchu”.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

10. Eucharystia szkołą miłości

Nierzadko Eucharystia, w której uczestniczymy być może nawet regularnie, angażując przy tym całą dobrą wolę, nie ma większego wpływu na nasze życie codzienne: na sposób podejścia do siebie samych i na nasze relacje z Bogiem i z bliźnimi. Eucharystia bywa jakby czasem wyłączonym z naszej codzienności. Dostrzegamy wprawdzie ten rozdźwięk między szarą codziennością a świętem sprawowania Eucharystii, ale najczęściej jesteśmy bezradni wobec tego faktu. I choć Eucharystia bywa dla nas czasem żarliwej modlitwy, często w naszym odczuciu nie różni się jednak od każdej innej modlitwy. Tymczasem Eucharystia winna być naszą pierwszą modlitwą i jej szczytem.
 
W naszych rozważaniach będziemy odkrywać te miejsca naszej codzienności, w których może spełniać się żywa Eucharystia. W Eucharystię wchodzimy bowiem z całym naszym życiem. Celem uczestnictwa w niej jest przemiana naszego życia. To właśnie Eucharystia ma sprawić, aby nasze życie było podobne do życia Jezusa Chrystusa, aby samo stało się Eucharystią.
 
Miłość mierzy się darem
 
Używając analogii możemy powiedzieć, że Eucharystia jest dla nas chrześcijan słońcem. Słońce jest źródłem życiodajnej energii. Tam, gdzie nie docierają promienie słońca, nie ma życia. W ciemnościach życie nie rozwija się. Jeżeli chrześcijanin nie uczestniczy w Eucharystii, jego życie wiary stopniowo zamiera, jak zamiera roślina pozbawiona światła.
 
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa, w okresie wielkich prześladowań, chrześcijanie zawsze gromadzili się na łamaniu chleba wbrew zakazom i groźbom prześladowców. Prowadzeni przed trybunały sądowe odpowiadali z odwagą, iż nie mogą nie uczestniczyć w Eucharystii, ponieważ są chrześcijanami. Wielu ponosiło śmierć męczeńską za wierność Eucharystii. Tak było również w okresie wszystkich późniejszych prześladowań. Eucharystia przez całe dwadzieścia wieków chrześcijaństwa stała zawsze w centrum liturgii Kościoła, była pierwszą modlitwą i szczytem modlitwy Kościoła.
 
Dlaczego? Ponieważ Eucharystia jest rzeczywistym uobecnieniem najważniejszego momentu historii zbawienia: śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Eucharystia jest najświętszą Ofiarą Kościoła, w której Jezus Chrystus, nasz jedyny Kapłan, który raz jeden ofiarował się na Krzyżu za Zbawienie całego świata, ponawia i uobecnia to swoje ofiarowanie. W Eucharystii Jezus nieustannie oddaje się w ręce Ojca dla nas i za nas. W tym Akcie oddania się Syna Ojcu uczestniczy cały Kościół, uczestniczy każdy z nas.
 
Ciało i Krew Jezusa, uobecniane pod postaciami chleba i wina, są rzeczywistymi znakami Jezusowej śmierci na Krzyżu. Śmierć Jezusa, uobecniana w Eucharystii, nieustannie objawia nam najwyższą Miłość Boga do człowieka. W Eucharystii spełniają się słowa Jezusa:

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3, 16).
 
Wielkość każdej miłości mierzy się wielkością daru. Miłość Boga ku nam jest nieskończona, jak nieskończony jest dar ofiarowany nam przez Ojca w Jezusie Chrystusie. Jeżeli doświadczymy, bardziej sercem niż rozumem, tej nieskończonej Miłości Ojca, zrozumiemy istotne znaczenie Eucharystii. Z drugiej strony kontemplacja Eucharystii, żywe uczestnictwo w Niej, może nam przybliżyć nieskończoną Miłość Boga do nas.
 
Eucharystia nie tylko objawia nieskończoną Miłość Boga do człowieka, ale napełnia chrześcijanina tą samą miłością. Dzięki Eucharystii chrześcijanin może kochać tą miłością, którą kocha go sam Bóg. Jak Ojciec mnie umiłował, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej (J 15, 9). Dzięki Eucharystii trwamy w miłości samego Boga. I choć miłość chrześcijanina nie jest miłością nieskończoną, jak Miłość Boga, to jednak posiada tę samą naturę, co Miłość Boga. Krucha i słaba miłość ludzka w Eucharystii zostaje przebóstwiona. Dzięki Niej Ciało i Krew Chrystusa rozchodzą się po naszych członkach. Tak stajemy się uczestnikami Boskiej Natury, Boskiej miłości (św. Cyryl Jerozolimski).
 
Eucharystia jest dla chrześcijanina źródłem każdej miłości: miłości Boga, ludzi, świata, siebie samego; miłości przyjacielskiej, małżeńskiej, rodzicielskiej, kapłańskiej, zakonnej; miłości realizowanej w każdym powołaniu i stanie życia. Eucharystia wzywa chrześcijan, aby kochali tak samo jak kochał Chrystus, który oddał za nas życie swoje (1 J 3, 16). Taka postawa miłości – miłości oddającej życie – jest możliwa tylko wówczas, kiedy dzięki Eucharystii chrześcijanin wejdzie w logikę miłości mierzonej darem.
 
Miłość mierzy się darem. Miarę miłości wyznacza miara daru. Największym zaś darem będzie zawsze dar z życia. Jezus mówi: Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15, 13). Im większą ofiarę ponosimy dla osoby kochanej, tym większą darzymy ją miłością.
 
Eucharystia zadaje nam nieustannie pytanie o kształt naszej miłości, o to, na czym się ona opiera. Czy na naszych ludzkich tylko potrzebach i odczuciach, czy na czymś więcej? Co w niej dominuje: szukanie jedynie uczucia, wrażeń, doznań, czy też pragnienie ofiarnego trudzenia się dla drugiego: dla Boga i człowieka? Możemy sprawdzać i mierzyć naszą miłość do Boga, do bliźnich, do świata i do siebie samych patrząc na naszą ofiarę i trud związany z nią.
 
Prawdziwej miłości ludzkiej nie mierzy się najpierw uczuciem. Uczucie towarzyszy miłości jako jej ważny element, ale nie stanowi jej istoty. Samo bowiem uczucie jest zmienne, niestałe i ślepe. Nierzadko zdarza się, że ci, którzy najpierw kochają się do szaleństwa uczuciową, zmysłową tylko miłością, po pewnym czasie również do szaleństwa nienawidzą siebie. Uczucia nienawiści i miłości leżą blisko siebie. Nienawiść bywa bowiem zawiedzionym uczuciem miłości, sfrustrowaną potrzebą miłości. Łatwo znienawidzić człowieka, którego się kocha, jeżeli miłość ta opiera się tylko na pragnieniu zaspokajania wielorakich ludzkich potrzeb. Miłość zawsze potrzebuje przynajmniej pewnej stałość uczuciowej. Stałość ta jest owocem uporządkowania emocjonalnego. Nie chodzi tylko o uporządkowanie uczuć związanych z miłością, ale o wszystkie ludzkie odczucia, potrzeby, pragnienia. Tylko w wolności emocjonalnej możemy być zdolni do tego, aby czuć do siebie nawzajem te same uczucia, które były w Jezusie Chrystusie (por. Rz 15, 5). Im większa w nas wolność emocjonalna, tym bardziej w miłowaniu upodabniamy się do Jezusa.

Jaki wpływ ma Ewangelia na nasze pragnienia, decyzje, czyny?
 
Uczestnicząc w Eucharystii, która uobecnia najwyższą Ofiarę, jaką składa Bóg, chrześcijanin winien pytać siebie: Jaka jest moja ofiara związana z moją miłością do Boga, ludzi i siebie samego? Jeżeli brakuje w miłości ofiarnego dawania siebie, jeżeli brakuje trudu zapierania się siebie, aby wyjść ku drugiemu, to wówczas zapewnienia o miłości sprowadzają się jedynie do słów bez pokrycia.
 
Eucharystia zadaje nam pytanie: Jaki wpływ ma Ewangelia na nasze pragnienia, decyzje, czyny? Czy kształtuje ona styl naszego życia, nasze posiadanie, naszą konsumpcję, pracę, odpoczynek, nasz stosunek do bliźnich? Eucharystia pyta nas, czy Ewangelia ma nam coś do powiedzenia w krytycznych momentach naszego życia: w konfliktach z innymi, w zagrożeniu naszych osobistych interesów, w niepowodzeniach życiowych, w smutku, w lęku o siebie i swoją przyszłość, w pokusie rozpaczy, itp. Słowem, jaki jest związek Eucharystii z naszym codziennym życiem?
 
Chrześcijanin jest człowiekiem, który zdobywa się na dar z siebie, na ofiarę, aby zwyciężyć siebie. Eucharystia – Ofiara Jezusa Chrystusa — uzdalnia nas do zwycięstwa nad sobą. Eucharystia jest bowiem uobecnieniem nie tylko Miłości Ukrzyżowanej, ale także Miłości Zmartwychwstałej. Jeżeli często pokonują nas różne namiętności: miłość własna, lęk, wygodnictwo, zmysłowość, pycha, chęć odwetu, itp., to właśnie dlatego, że uczestniczymy w Eucharystii zbyt formalnie, zbyt zewnętrznie.
 
Trzeba nam uczyć się takiego uczestnictwa w Eucharystii, które stawałoby się dla nas szkołą prawdziwej miłości. Eucharystia ma nas przeprowadzić od pragnienia brania miłości innych do pragnienia ofiarnego dawania się innym, od miłości potrzeby do miłości daru (C. S. Lewis).
 
Czy dziękujemy Bogu za dar Eucharystii, za to, że Jezus Chrystus w sposób rzeczywisty wprowadza nas w Misterium Miłości Ojca do nas. Czy prosimy, abyśmy głębią naszego serca umieli odkryć, że w Eucharystii łaskawa i bezinteresowna wola Boga zbawienia wszystkich ludzi staje się w tym świecie obecna, dotykalna i widzialna (K. Rahner); czy prosimy, aby Eucharystia była dla nas centrum całego naszego życia wewnętrznego, szczytem naszej modlitwy, punktem w którym przecinać się będą wszystkie nasze ludzkie zmagania, wysiłki i ofiary; czy modlimy się o wielką miłość do Eucharystii, która wyrazi się w nieustannym pogłębianiu tej wielkiej tajemnicy wiary?
 
Miejsce pojednania
 
W Eucharystię wchodzimy świadomi naszej wewnętrznej kruchości i grzeszności: naszego skłócenia z Bogiem, ludźmi i samymi sobą. Na początku każdej Mszy św. uświadamiamy więc sobie potrzebę pojednania. Wspólnie wyznajemy: Spowiadam się Bogu..., że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem.
 
To wyznanie ma nam uświadomić głębię naszego zakorzenienia w złu. Grzech dosięga wszystkich sfer naszej osobowości, wszystkich przejawów życia w nas: myślenia, odczuwania, mowy i ludzkiego działania. Grzechem jest jednak nie tylko złe działanie, ale także zaniedbanie dobrego działania. Złym drzewem jest nie tylko to, które wydaje złe owoce, ale także i to, które nie wydaje żadnych owoców. Jezus każe takie drzewo wyciąć i rzucić w ogień.
 
Kiedy jednak z naszymi grzechami złego działania i grzechami zaniedbania otwieramy się na Boga, On jedna nas z Sobą. Nasza ludzka słabości i wypływająca z niej niewierność wobec Jego Miłości nie są przeszkodą dla miłości Boga, gdyż On zawsze kocha nas takimi, jakimi jesteśmy w danym momencie. Wielką pokusą jest mniemanie, iż Bóg pokocha nas dopiero wówczas, kiedy staniemy się takimi, jakimi sami chcielibyśmy siebie widzieć według naszego idealnego (a tym samym złudnego) obrazu siebie lub też takimi, jakimi On chciałby nas widzieć w swoim Boskim zamyśle.
 
Bóg w swej Miłości do nas jest, jeśli wolno tak powiedzieć, wielkim realistą i liczy się nie tylko z naszymi ograniczonymi możliwościami, ale także z naszym złym używaniem wolności. Ta Boska bezwarunkowa Miłość do człowieka-grzesznika ciągle zaprasza do pojednania się z nią przez wyrzeczenie się grzechu.
 
W Eucharystii Bóg pomaga człowiekowi pojednać się z sobą przez to, iż okazuje mu swoją nieskończoną bliskość, intymność. Eucharystia najpełniej i najgłębiej przekonuje człowieka, iż nie powinien bać się Boga pomimo swoich grzechów. Bóg-Człowiek oddaje życie za grzesznika, aby przekonać o bezsensie lęku człowieka przed Bogiem.
 
Eucharystia jest jednak nie tylko miejscem pojednania z Bogiem, ale także miejscem pojednania z bliźnimi. Jezus mówi:

Jeżeli przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj (Mt 5, 23-24).

Ofiary eucharystycznej nie może składać ktoś, kto ma coś przeciwko bratu, kto nie jest pojednany z bliźnimi. Eucharystia wzywa nas do przebaczenia i uczy nas przebaczania. Okazując nam swoje nieskończone Miłosierdzie, Bóg wzywa nas poprzez Eucharystię, abyśmy tym miłosierdziem podzielili się z tymi, którzy zawinili przeciwko nam, jak my zawiniliśmy przeciwko Bogu.

Wzajemne przebaczanie stanowi nieodzowny warunek każdej prawdziwej ludzkiej miłości. Dlaczego? Ponieważ każdy człowiek, najbardziej nawet kochany i z najlepszą dobrą wolą, jest tylko człowiekiem, słabym i grzesznym. Jeżeli ludzie zafascynowani sobą, przyjaciele, narzeczeni, małżonkowie, rodzice i dzieci, nie widzą nawzajem swoich wad, braków i słabości, to tylko dlatego, iż jasność widzenia przesłania im silne zaangażowanie (niekiedy wprost zaślepienie) uczuciowe. Kiedy jednak wzajemne emocjonalne zafascynowanie nieco wygasa, natychmiast dostrzegamy nasze wzajemne wady i rozpoczynamy nierzadko wzajemne oskarżanie siebie: Dawniej, na początku byłeś(aś) inny(a). Nie była to jednak inność bycia, ale jedynie inność widzenia.
 
Słabość i ludzka ułomność nie muszą zagrażać bynajmniej miłości i przyjaźni. Trzeba jednak być świadomym słabości, najpierw własnej a później bliźniego. Jeżeli widzi się szczerze i do końca swoje osobiste wady i ograniczenia, to wówczas nie będzie się oskarżać bliźniego o błędy i słabości, którym samemu się podlega. Eucharystia, godzina prawdy o nas samych i o Bogu jako Miłości, może nas uczyć najpierw innego spojrzenia, spojrzenia pełnego realizmu na nas samych i na naszych bliźnich. Pozwala nam wyleczyć się z ludzkiego zaślepienia w patrzeniu na siebie i innych: zaślepienia wynikłego z zachłanności emocjonalnej jak również zaślepienia wynikłego z nienawiści. Jak Bóg patrzy na nas z realizmem i kocha nas takimi, jakimi nas widzi, tak samo i nas zaprasza, abyśmy kochali siebie i bliźnich również takimi, jakimi wzajemnie siebie widzimy. Eucharystia uczy nas miłości bezwarunkowej, miłości niezależnej od określonych zachowań i postaw.
 
Jest rzeczą bardzo bolesną, jeżeli wskutek jakiegoś zaślepienia, osoby, które pragną się kochać, nie dostrzegają swoich osobistych ograniczeń, ale widzą dokładnie wady i słabości drugiej strony. W takim zaślepieniu z pozycji własnej sprawiedliwości wzajemnie się oskarżają i potępiają za te same błędy, które sami popełniają. Widzenie w prawdzie własnych ludzkich słabości tworzy podstawę wzajemnego przebaczania sobie. Przebaczenie musi być trwałą postawą osób pragnących się kochać autentyczną miłością: współmałżonków, rodziców i dzieci, przyjaciół. Pragnąc się kochać winniśmy być gotowi przebaczyć sobie wzajemnie, jak mówi Pan Jezus, siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze. Tu nie może istnieć żadne ograniczenie.
 
Brak przebaczenia i wzajemne nieprzejednanie sprawiają, iż wszystkie wielkie i małe nieporozumienia nakładają się na siebie i tworzą nieraz bardzo głęboką postawę urazowości. Rośnie wówczas pomiędzy ludźmi jakby jakiś niewidzialny i nieprzenikniony mur. Dialog sprowadza się wtedy do spraw niemal czysto formalnych. Przypadkowe dotknięcie bolesnych a nie rozwiązywanych problemów staje się powodem kłótni, po których następują nieraz długie ciche dni. Nieprzenikniony mur i wzajemne oddalanie się narastające nieraz przez wiele lat, staje się nierzadko powodem nieporozumień i rozbicia małżeństwa, rodziny, przyjaźni, wspólnoty – każdego trwałego związku międzyludzkiego.
 
Przebaczenie i pojednanie bywa nieraz bardzo trudne. Zdarzają się bowiem w naszym życiu pewne słowa, czyny, gesty, które bardzo głęboko zapadają w serce i ranią jakby na trwałe. I chociaż chciałoby się o nich zapomnieć i wyrzucić je z pamięci i serca, to jednak wydaje się to być niemożliwe. Jak wybaczyć poniżanie i upokorzenia, jak wybaczyć stały egoizm, życie w nałogach, nieodpowiedzialność współmałżonka(i), własnych rodziców, własnych dzieci, przyjaciela, któremu się zaufało, itp.? Jak wybaczyć zdradę w przyjaźni, w miłości?
 
Gdyby miłość międzyludzka opierała się na ludzkich tylko siłach, to rzeczywiście byłoby to niemożliwe. Jeżeli jednak miłość małżeńska, przyjacielska, rodzicielska, synowska czerpie ze swego ostatecznego źródła, jakim jest Miłość samego Boga – z Eucharystii, to cud przebaczenia nawet największych ran staje się możliwy. Zanurzenie się ludzkiego serca poprzez Eucharystię w nieskończonej Miłości Bożej czyni możliwym wzajemne przebaczenie w każdej sytuacji. I chociaż dar przebaczenia nie przychodzi w jednym momencie, ale jest pewnym procesem, drogą, pielgrzymką, to jednak jest to dar stały i nieodwracalny.

Źródło nieustannego odradzania się
 
Przebaczenie jest źródłem nieustannego odradzania się i wzrostu ludzkiej miłości i przyjaźni. Przebaczenie bowiem daje ludziom wiarę we własne siły oraz dźwiga ich z upadku i słabości. Eucharystia uczy nas wypowiadania w konkretnych słowach i gestach wzajemnego przebaczania sobie. Wezwanie kapłana przed Komunią św.: Przekażcie sobie znak pokoju winno być miejscem obalania wszelkich niewidzialnych murów, które powstawały w ciągu tygodnia pomiędzy narzeczonymi, małżonkami, rodzicami i dziećmi, przyjaciółmi, członkami wspólnoty. Dlatego dobrą jest rzeczą, aby małżonkowie, narzeczeni, dzieci i rodzice, osoby żyjące we wspólnocie, przyjaciele uczestniczyli, przynajmniej od czasu do czasu – o ile to możliwe – w Eucharystii wspólnie.
 
Każdy akt przebaczenia, który wzajemnie sobie ofiarujemy sprawia, iż miłość nasza rozkwita jakby na nowo. Przebaczenie pozwala bowiem nieustannie powracać do pierwszej miłości i wierności. Miłość sprawdza się w wierności, a doskonali się w przebaczeniu (P. van Breemen). Błędy i słabości, którymi ranimy się wbrew własnej dobrej woli, nie muszą degradować naszej miłości, ale mogą stać się miejscem jej doskonalenia dzięki wzajemnemu przebaczeniu.
 
Józef Augustyn SJ  

avatar użytkownika intix

11. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


a także:

Mieli władzę wypędzać złe duchy

Piątek, 23 stycznia 2015 roku
Marek 3,13-19


Potem wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki, i by mieli władzę wypędzać złe duchy. Ustanowił więc Dwunastu: Szymona, któremu nadał imię Piotr; dalej Jakuba, syna Zebedeusza, i Jana, brata Jakuba, którym nadał przydomek Boanerges, to znaczy synowie gromu; dalej Andrzeja, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna Alfeusza, Tadeusza, Szymona Gorliwego i Judasza Iskariotę, który właśnie Go wydał.


Co oznacza wstępowanie Jezusa na górę? Samotność, oddalenie od innych, szczególną modlitwę w danej chwili. Jezus nie odchodzi, nie ucieka od ludzi obciążonych nędzą. To nie jest ktoś, kto pragnie ciszy i samotności, ponieważ inni ciągle czegoś od niego chcą. Wstępując na górę, aby się modlić nadal ma na uwadze dobro człowieka, jego biedy, jego zbawienie.

Jezus z tłumu, jaki za Nim szedł, wywołuje po imieniu swoich uczniów. Jezus nie wybiera ich będąc na samotności, w odosobnieniu, lecz będąc wśród ludzi, idąc z nimi, będąc pośród tych, którzy u Niego szukali ratunku. W niezliczonym tłumie, pełnym chorych, kalekich i krzyczących ludzi, Jezus wykrzykuje dwanaście imion. Daje znak, a oni odłączają się od innych, idąc w Jego stronę.

Uczniowie Jezusa zostali "zrodzeni" z głodu człowieka za Bogiem, za Jego słowem, za zdrowiem ciała i duszy, za szczęściem, za pokojem i radością, ale zrodzeni przede wszystkim z miłości Jezusa do nich samych i tego człowieka, który z bólem serca woła do nieba oczekując objawienia się synów bożych.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

> On chciał

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

12. Uzdrawiająca moc Chrystusa

Pan Jezus nieustannie obecny w Eucharystii zaprasza każdego z nas, abyśmy przychodzili do Niego ze wszystkimi problemami:

„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”
(Mt 11,28).

Aby przyjść do Jezusa, najpierw trzeba uwierzyć w Jego rzeczywistą obecność w Eucharystii. Eucharystyczny cud w Sokółce jest takim mocnym głosem Boga wzywającym wszystkich do uświadomienia sobie, że Eucharystia jest najcenniejszym, największym darem, jaki posiadamy, gdyż jest to sam Zmartwychwstały Pan, w darze „z samego siebie, z własnej osoby w jej świętym człowieczeństwie, jak też dar Jego dzieła zbawienia” (EE 11).

Uzdrowienia w Sokółce

W kolegiacie św. Antoniego w Sokółce jest całodzienne wystawienie Najświętszego Sakramentu. Ludzie mogą przychodzić do Jezusa i przedstawiać Mu podczas Mszy św. i adoracji wszystkie swoje bóle, radości i problemy. Jeżeli człowiek zacznie usuwać ze swego serca wszystkie bariery i przeszkody, które blokują działanie wszechmocnej Miłości Chrystusa, to wtedy On będzie mógł działać w jego życiu i dokonywać cudownego uzdrowienia jego duszy i ciała.

W archiwum parafii w Sokółce jest już dużo udokumentowanych świadectw cudownych uzdrowień. Wybrałem tylko kilka z nich.

Do Sokółki przyjechała kobieta ze Szwecji, która bardzo cierpiała z powodu zaawansowanego nowotworu. Na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem zawierzyła Jezusowi cały swój ból, wszystkie swoje obawy i lęki. W sakramencie pokuty zanurzyła się cała w oceanie Bożego Miłosierdzia, wyznając Jezusowi wszystkie swoje grzechy. Zamówiła Mszę św. z prośbą o uzdrowienie, w której oddała Bogu całą siebie na Jego wyłączną własność. Po Eucharystii długo i gorąco się modliła, trwając przy Jezusie obecnym w Najświętszym Sakramencie. W ciągu kilku dni nieznośny ból stopniowo ustępował, aż w końcu całkowicie znikł. Szczegółowe badania lekarskie wykazały, że kobieta została całkowicie uzdrowiona – po jej chorobie nowotworowej nie było najmniejszego śladu.

Istnieje dokumentacja medyczna cudownego uzdrowienia małego dziecka, Jakuba Rapiera, dotkniętego bardzo poważną chorobą, tak zwanym zespołem Aspergera. Babcia Jakuba zamówiła Mszę św. w intencji uzdrowienia dziecka, która została odprawiona 29 lipca 2011 roku w kolegiacie św. Antoniego w Sokółce. W krótkim czasie po tej Mszy św. rodzice zauważyli, że u małego Jakuba ustąpiły wszystkie objawy choroby. Lekarskie badania potwierdziły, że dziecko zostało całkowicie uzdrowione. Dla rodziców i babci dziecka stało się oczywiste, że to było nadzwyczajne działanie uzdrawiającej mocy Chrystusa w Eucharystii.

Pan Jezus obecny w Eucharystii dokonuje niesamowitych rzeczy w życiu tych ludzi, którzy całkowicie zawierzają Mu siebie, zrywając wszelkie więzy z jakimkolwiek grzechem. Jeżeli zaczniemy usuwać z naszego serca wszelkie blokady, to wtedy Chrystus uzdrawiającą mocą swojej Miłości dokonuje najpierw najważniejszego – duchowego uzdrowienia, a jeżeli uzna to za potrzebne, to wtedy uzdrawia również choroby naszego ciała. W archiwum kolegiaty w Sokółce są między innymi dokumenty cudownego uzdrowienia w lutym 2011 r. 25-letniej Anny Jazurek z zaawansowanego nowotworu piersi czy kilkunastoletniej uczennicy, Justyny Popowczak, chorej na nowotwór wątroby. Lekarze zgodnie twierdzą, że z medycznego punktu widzenia nie są w stanie wyjaśnić tych uzdrowień.

Dla Jezusa, który jest z nami w Eucharystii, nie ma sytuacji beznadziejnych.

W sierpniu 2011 r. niedaleko Sokółki, na wysypisku śmieci, miał miejsce tragiczny wypadek – pracujący tam Jacek Dębko został wciągnięty w tryby maszyny, która prasowała śmieci. Jego czaszka została zmiażdżona. Kiedy Jacek został przewieziony do szpitala, lekarze nie dawali mu najmniejszych szans na przeżycie. Ksiądz Stanisław Gniedziejko, proboszcz parafii św. Antoniego, zachęcił wówczas rodzinę do bezgranicznego zaufania Chrystusowi – aby przystąpili do sakramentu pokuty i swój ból oddali Jezusowi, by uczestniczyli we Mszy św. i trwali na modlitwie przed Jezusem obecnym w Najświętszym Sakramencie. Uzdrawiające działanie Miłości Jezusa było natychmiastowe – stał się cud: pacjent ze zmiażdżoną głową wrócił do zdrowia.

Medyczna dokumentacja tego niezwykłego uzdrowienia znajduje się w archiwum kolegiaty św. Antoniego w Sokółce.

Jednak najważniejsze są uzdrowienia duchowe, których dokonuje Jezus obecny w Eucharystii w sokólskiej kolegiacie św. Antoniego – a są to nawrócenia się, wyzwolenia się z najróżniejszych nałogów, a także radykalne zerwania z życiem w grzechu.

Wezwanie do nawrócenia

Eucharystyczny cud w Sokółce jest wezwaniem skierowanym do nas wszystkich, abyśmy pamiętali, że w każdym kościele, w którym znajduje się Najświętszy Sakrament i odprawiana jest Msza św., Zmartwychwstały Chrystus obecny w Eucharystii pragnie nas uzdrawiać na duszy i na ciele oraz prowadzić najprostszą drogą do nieba. Trzeba więc przychodzić do Jezusa, uczestniczyć w ofierze Mszy św., adorować Go w Najświętszym Sakramencie. „Pięknie jest zatrzymać się z Nim – pisze bł. Jan Paweł II – i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi (por. J 13,25), poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim »sztuką modlitwy«, jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie!” (EE 25).

Tylko wtedy Chrystus będzie miał dostęp do naszych serc, aby uzdrawiać nasze dusze i ciała, gdy ze szczerym żalem i mocnym postanowieniem poprawy wyznamy wszystkie nasze grzechy w sakramencie Bożego Miłosierdzia. Kiedy Pan Jezus dokona cudu przebaczenia wszystkich grzechów, wtedy w tajemnicy Eucharystii będzie mógł nas uzdrawiać swoją Miłością.

Przyjęcie Komunii św. jest najpełniejszym zjednoczeniem się z osobą Zmartwychwstałego Jezusa, który pragnie uzdrawiać nas na duszy i na ciele. Zjednoczenie to jednak nie zaistnieje, jeżeli człowiek będzie w stanie grzechu śmiertelnego. Dlatego Pan Bóg ostrzega nas: „Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije, nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije. Dlatego to właśnie wielu wśród was słabych i chorych i wielu też umarło” (1 Kor 11,28-30). Błogosławiony Jan Paweł II w encyklice o Eucharystii, cytując św. Jana Chryzostoma, woła: »Również ja podnoszę głos, proszę, błagam i zaklinam, aby nie zbliżać się do tego świętego Stołu z nieczystym i skażonym sumieniem. Takie przystępowanie, nawet jeśli tysiąc razy dotykamy Ciała Pana, nigdy nie będzie mogło się nazywać komunią, lecz wyrokiem, niepokojem i powiększeniem kary«. Idąc po tej linii, słusznie stwierdza Katechizm Kościoła katolickiego: »Jeśli ktoś ma świadomość grzechu ciężkiego, przed przyjęciem Komunii powinien przystąpić do sakramentu Pojednania« (…). Jeżeli więc chrześcijanin ma na sumieniu brzemię grzechu ciężkiego, to aby mógł mieć pełny udział w Ofierze Eucharystycznej, obowiązkową staje się droga pokuty, poprzez sakrament Pojednania ” (EE 36).

„U Boga wszystko jest możliwe” (Mk 10,27)

Niedawno spotkałem doktora medycyny, który opowiadał mi, w jaki sposób leczy swoich pacjentów. Przed zastosowaniem leczenia farmakologicznego, podczas wstępnej rozmowy, proponuje pacjentom nawiązanie osobistego kontaktu z Bogiem. Zachęca, aby przebaczyć wszystko wszystkim, żeby do nikogo nie chować urazy, zerwać ze wszystkimi praktykami okultystycznymi, a przede wszystkim pozbyć się pretensji i żalu do Boga z tego powodu, że jest się chorym, oraz podziękować Bogu za to doświadczenie, oddając Mu całe swoje cierpienie i chorobę. Następnie zachęca pacjentów, aby poszli do spowiedzi, wyznali Chrystusowi wszystkie grzechy, żałowali za nie, postanowili poprawę i przyjęli Go do swego serca w Komunii św.

Lekarz ten pokazał mi dokumentację lekarską spektakularnych uzdrowień z nieuleczalnych chorób wielu swoich pacjentów, którzy zerwali z grzechem i pojednali się z Bogiem, usuwając ze swoich serc wszelkie blokady, które uniemożliwiały działanie uzdrawiającej miłości Boga. Widziałem wyniki badań i zdjęcia rentgenowskie przed uzdrowieniem i po uzdrowieniu osób w ostatnim stadium choroby nowotworowej, która całkowicie ustąpiła. Widziałem dokumentację medyczną jednego z pacjentów, wykazującą niesamowity fakt odrośnięcia jednego płuca, które kilka lat wcześniej zostało wycięte, a u innego pacjenta dokumentację pokazującą odrośnięcie płata mózgu. Zobaczyłem też wiele innych przypadków niewytłumaczalnych dla nauki zdumiewających uzdrowień.

Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Trzeba pamiętać, że uzdrowienia fizyczne są tylko zewnętrznym znakiem tego, co jest najważniejsze, a mianowicie uzdrowienia duchowego.

Jeżeli odrzucimy, znienawidzimy wszelki grzech, przebaczymy wszystko wszystkim i oddamy się Miłosiernemu Bogu do Jego całkowitej dyspozycji, to wtedy na pewno zostaniemy duchowo uzdrowieni, wrócimy na drogę zbawienia. Wtedy Chrystus może nas również fizycznie uzdrowić, dając w ten sposób dla innych znak i potwierdzenie najważniejszego duchowego uzdrowienia, wyzwolenia z niewoli grzechu i szatana. Pan Bóg nie wszystkich uzdrawia fizycznie, ale wszystkich uzdrowi duchowo, jeżeli Mu na to pozwolimy. Niektórych ludzi powołuje do specjalnej misji – zostawia im chorobę ciała, aby mogli jednoczyć się z Nim w Jego cierpieniu za nawrócenie i zbawienie największych grzeszników.

Pan Jezus za wszystkich umarł i zmartwychwstał i wszystkich ogarnia swoim nieskończonym Miłosierdziem. Najwięksi grzesznicy mają największe prawo do Jego Miłosierdzia. Nie będą zbawieni tylko ci, którzy gardzą Jego Miłosierdziem i odrzucają je.

Aby poddać się Chrystusowej kuracji uzdrowienia, trzeba najpierw w sakramencie pokuty wyznać Mu wszystkie swoje grzechy, a po przyjęciu Komunii św. zawierzyć Mu całe swoje życie, aby Jezus stał się jedynym naszym Panem i największą miłością naszego życia. Następnie trzeba radykalnie zmienić swoje grzeszne nawyki i przyzwyczajenia. W tym celu należy napisać sobie program dnia, w którym będzie stały czas przeznaczony na modlitwę, pracę i odpoczynek. Jeśli chodzi o codzienną modlitwę, to koniecznie powinna być tam cząstka Różańca, Koronka do Miłosierdzia Bożego oraz lektura fragmentu Pisma św. Jeżeli to jest możliwe, to zachęcam do codziennej Mszy św. i adoracji Najświętszego Sakramentu. Fundamentalna zasada, której należy bezwzględnie przestrzegać, to troska o to, aby zawsze być w stanie łaski uświęcającej, gdyż trwanie w grzechu śmiertelnym jest najtragiczniejszą duchową sytuacją, w jakiej może znaleźć się człowiek. Musi więc być mocne postanowienie i zobowiązanie, aby po popełnieniu grzechu śmiertelnego natychmiast pójść do spowiedzi.

ks. M. Piotrowski TChr

avatar użytkownika gość z drogi

13. Dobrego Nowego Dnia,droga Intix :)

poranne pozdrowienia dla Ciebie i dlaBlogmedia 24pl. :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

14. Dziękuję Zofio Droga...:)

i wzajemnie dla Ciebie... i Wszystkich...:)

Szczęść Boże...

avatar użytkownika intix

15. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


a także

Chcieli Go powstrzymać

Sobota, 24 stycznia 2015 roku
>Św. Franciszka Salezego

Marek 3,20-21

Potem przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak, że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: Odszedł od zmysłów.


Uczeni w Piśmie wykorzystali metodę oszczerstw przeciwko Jezusowi. Rozgłaszali, iż zwariował. Okazuje się, że najlepszym sposobem na wyeliminowanie przeciwnika jest opowiadanie o jego rzekomej chorobie psychicznej. Człowiek taki staje się w oczach innych niewiarygodny. Nie musimy z nim konfrontować własnych poglądów, a przez to nie staje się zagrożeniem dla naszej sprawy. Członkowie rodziny Jezusa uwierzyli w taką teorię rozgłaszaną przez mistrzów manipulacji, niektórych uczonych w Piśmie i faryzeuszów.

Jego bliscy, jak się wydaje, chcieli Jezusowi narzucić swój styl myślenia, polegający na teorii, że "u nas się tak nie myśli, u nas czegoś takiego nikt nie powie, więc i ty powinieneś powstrzymać się przed wypowiadaniem słów, które mogą zhańbić naszą rodzinę". Również, jak wynika z kontekstu sceny, Matka Jezusa nie rozumiała swojego Syna. Była zaniepokojona tym, co słyszała. Nie umiała jeszcze zaakceptować tego, że Jezus podąża własną drogą, to znaczy drogą wskazaną przez Ojca. Nie brał pod uwagę interesów rodzinnych.

Dla krewnych Jezusa honor rodziny był ważniejszy od Jego nowiny i drogi, którą zdążał. To wydarzenie musiało bardzo boleć Pana. Jego krewni uważali Go za obłąkanego, za kogoś, kto nie jest normalnym, więc użycie sił wobec Niego było dla nich w pełni uzasadnione. Chcieli przymusić Jezusa do powrotu na łono rodziny.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika nadzieja13

16. Witam:)

„U Boga wszystko jest możliwe” (Mk 10,27)

Najserdeczniej pozdrawiam i dziękuję

avatar użytkownika intix

17. Nadziejo Kochana...:)

Bogu niech będą dzięki...
Któż jak Bóg!

Dziękuję Ci...:) Pozdrawiam całym sercem Ciebie i Twoich Bliskich...:)
Z Panem Bogiem... i z Maryją...

avatar użytkownika intix

18. Lekarstwo dające nieśmiertelność

Eucharystyczny Cud w Sokółce, tak jak i inne Eucharystyczne Cuda, które miały miejsce w historii Kościoła, są znakiem szczególnego objawienia się wszechmocy Boga, który wzywa nas do nawrócenia się, a równocześnie wychowuje nas i edukuje.

Poprzez nadzwyczajne znaki, jakimi są Cuda Eucharystyczne, Chrystus potwierdza, że w Eucharystii uobecnia się Jego Męka, śmierć i Zmartwychwstanie, że pod postaciami chleba i wina jest rzeczywiście obecny w swoim Zmartwychwstałym, uwielbionym Człowieczeństwie.

Serce Jezusa

Zestawmy wyniki naukowych badań trzech najbardziej znanych Cudów Eucharystycznych.

Podczas Cudu Eucharystycznego w Buenos Aires (1996 r.) konsekrowana Hostia, która była sprofanowana przez nieznanych sprawców, również zamieniła się w mięsień ludzkiego serca. Stwierdzili to w 1999 r. amerykańscy naukowcy w Nowym Jorku pod kierunkiem prof. F. Zugibego, znanego kardiologa i patologa medycyny sądowej. Badając przesłaną z Buenos Aires próbkę, nowojorscy naukowcy nie wiedzieli, skąd została ona wzięta. Stwierdzili, że badany materiał jest fragmentem mięśnia sercowego, znajdującego się w ścianie lewej komory serca, z okolicy zastawek. Jest on w stanie zapalnym i znajduje się w nim wiele białych ciałek, co wskazuje na fakt, że serce żyło w chwili pobierania z niego wycinka. Ponieważ białe ciałka wniknęły w tkankę, wskazuje to na fakt, że to serce cierpiało – jak na przykład u kogoś, kto był ciężko bity w okolicach klatki piersiowej.

Jeden z najsłynniejszych Cudów Eucharystycznych miał miejsce w VIII w. w Lanciano we Włoszech. Bazyliański mnich podczas odprawiania Mszy św. miał wątpliwości, czy w czasie konsekracji chleb rzeczywiście staje się Ciałem Chrystusa, a wino Jego Krwią. Gdy wymawiał słowa konsekracji, chleb zamienił się w Ciało, a wino w Krew, i to w taki sposób, że można było to stwierdzić ludzkimi zmysłami.

18 listopada 1970 r. papież Paweł  VI zlecił grupie włoskich naukowców szczegółowe badania tych świętych Postaci Eucharystycznych. Zakończone 4 marca 1971 r. wyniki naukowych ekspertyz potwierdziły przekaz tradycji. Z naukowego punktu widzenia w cudownej Hostii jest kompletne ludzkie serce. Są w nim obecne wszystkie elementy, które je tworzą. Badania wykazały, że to serce jest zasuszone, bez żadnych śladów cięcia, a w środku tkanek są żywe białka. Zachowało się również pięć bryłek skrzepniętej krwi. Badania wykazały, że jest to prawdziwa ludzka krew grupy AB. Tę samą grupę krwi znaleziono na Całunie Turyńskim – płótnie grobowym, w które było zawinięte po śmierci ciało Jezusa i na którym znajduje się Jego odbicie w fotograficznym negatywie. W 1976 r. lekarze wydelegowani przez ONZ chcieli zweryfikować badania naukowców włoskich z 1971 r. Pobrali próbki Ciała i Krwi z postaci Eucharystycznego Cudu z Lanciano i przebadali je. Wyniki ich badań potwierdziły naukowe ekspertyzy lekarzy włoskich z 1971 r.

W Sokółce większa część przenajświętszej Hostii przemieniła się w mięsień ludzkiego serca, będącego w stanie agonii i bardzo cierpiącego. Struktura włókien mięśnia sercowego jest tak ściśle zintegrowana ze strukturą opłatka, iż całkowicie wykluczona jest jakakolwiek ingerencja ze strony człowieka.

Cóż większego Jezus mógł uczynić dla nas?

Poprzez nadzwyczajne znaki, jakimi są Cuda Eucharystyczne, Chrystus w sposób jasny i jednoznaczny pragnie na nowo uświadomić nam, że podczas sprawowania Eucharystii staje się obecny cały dramat Jego Męki, śmierci i Zmartwychwstania. W ten sposób każdy człowiek może uczestniczyć w zwycięstwie Chrystusa nad śmiercią, szatanem i grzechem. „Cóż większego Jezus mógł uczynić dla nas? Prawdziwie, w Eucharystii objawia nam Miłość, która posuwa się »aż do końca« (por. J 13,1) – Miłość, która nie zna miary” (EE 11). Eucharystia jest sakramentalnym uobecnieniem Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. „Jest Ofiarą Krzyża, która trwa przez wieki, (…) gdy Kościół sprawuje Eucharystię – pisze bł. Jan Paweł II – pamiątka śmierci i Zmartwychwstania swojego Pana, to centralne wydarzenie zbawienia staje się rzeczywiście obecne i »dokonuje się dzieło naszego Odkupienia«” (EE 11). Nie ogranicza się ono do przeszłości, dlatego że „to, kim Chrystus jest, to, co uczynił i co wycierpiał dla wszystkich ludzi, uczestniczy w wieczności Bożej, przekracza wszelkie czasy i jest w nich stale obecne” (EE 11).

W Bogu jest ciągłe „teraz”, nie ma przeszłości i przyszłości. Dlatego Jezus Chrystus jako prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek wziął z historii każdego człowieka wszystkie cierpienia i grzechy, doświadczył konsekwencji grzechów wszystkich ludzi w czasie Swojej Męki i śmierci na Krzyżu.

W tym doświadczeniu największego zła On, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, powierzył oraz ofiarował Siebie i wszystkich ludzi Bogu Ojcu. Błogosławiony Jan Paweł II podkreśla, że „jest to tajemnica »ofiary, którą Ojciec przyjął, odwzajemniając bezgraniczne oddanie Swego Syna, kiedy Ten stał się posłuszny aż do śmierci (por. Flp 2,8), swoim Ojcowskim oddaniem — a był to dar nowego Życia nieśmiertelnego w zmartwychwstaniu«” (EE 13). Przez Swoją Mękę, śmierć i Zmartwychwstanie Chrystus zgładził wszystkie nasze grzechy, definitywnie zwyciężył szatana, otworzył dla każdego „bramy nieba” i nadał sens naszemu cierpieniu i śmierci. Dzięki Chrystusowi każde nasze cierpienie (jeżeli Mu je ofiarujemy i zjednoczymy się z Nim w Jego cierpieniu za zbawienie świata) staje się drogą naszego zbawienia i źródłem największych łask. Dzięki Chrystusowi również nasza śmierć będzie uczestnictwem w Jego ostatecznym zwycięstwie nad śmiercią w zmartwychwstaniu, jeśli tylko Mu zaufamy i przez Niego pojednamy się z Bogiem.

Pamiętaj, kiedy dotyka cię jakiekolwiek cierpienie, a szczególnie cierpienie niezawinione, podziękuj Jezusowi za to doświadczenie i zawierz Mu siebie, odmawiając następującą modlitwę: „Panie Jezu, łączę swoje cierpienie z Twoim cierpieniem. Całego (całą) siebie, swój ból fizyczny i udrękę duchową składam w Twoich Ranach, bo w Nich jest moje uzdrowienie”.

Antidotum na śmierć

Dzięki Sakramentowi Eucharystii możemy jednoczyć się z Chrystusem w Jego Ofierze Krzyżowej, doświadczać radości Zmartwychwstania i uczestniczyć w życiu i Miłości Boga w Trójcy Świętej Jedynego. Powinniśmy zawsze pamiętać, że „Ofiara Chrystusa i Ofiara Eucharystyczna są jedną Ofiarą” (KKK 1367), a kiedy uczestniczymy we Mszy św., mamy wraz z Chrystusem ofiarowywać samych siebie Bogu Ojcu.

Zmartwychwstały Chrystus staje się dla nas w Eucharystii „chlebem życia” (J 6,35). Pan Jezus mówi: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata” (J 6,51); „Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił. (…) Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki” (J 6,55-58).

„Eucharystia kieruje do ostatecznego celu – pisze bł. Jan Paweł II – jest przedsmakiem pełni radości obiecanej przez Chrystusa (por. J 15,11); w pewnym sensie jest antycypacją Raju. (…) Kto się karmi Chrystusem w Eucharystii, nie potrzebuje wyczekiwać zaświatów, żeby otrzymać życie wieczne: posiada je już na ziemi, jako przedsmak przyszłej pełni, która obejmie człowieka do końca. W Eucharystii otrzymujemy także gwarancję zmartwychwstania ciał, które nastąpi na końcu świata: »Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym« (J 6,54). Ta gwarancja przyszłego zmartwychwstania wypływa z faktu, że Ciało Syna Bożego, pozostawione jako pokarm, jest chwalebnym Ciałem Zmartwychwstałego. W Eucharystii – żeby tak powiedzieć – staje się dostępna »tajemnica« zmartwychwstania. Dlatego też słusznie św. Ignacy Antiocheński określał Chleb eucharystyczny jako »lekarstwo dające nieśmiertelność, antidotum na śmierć«” (EE 18).

To was gorszy?

Żydzi byli zszokowani i zgorszeni, gdy słyszeli to, co Jezus mówił na temat Eucharystii, i pytali się: „Jak On może nam dać [swoje] ciało do spożycia?” (J 6,52).

„Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?” (J 6,60) – mówili z kolei Jego uczniowie. Wtedy Pan Jezus wypowiada słowa, które tłumaczą istotę Eucharystii: „To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem” (J 6,61-63). Kiedy Pan Jezus mówi: „A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem?”, wskazuje na tajemnicę uwielbienia (wywyższenia) Jego człowieczeństwa (ciała i krwi) w śmierci na Krzyżu, Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu.

W innym miejscu Jezus powiedział do apostołów: „Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja Jestem” (J 8,28), czyli że po Jego śmierci i zmartwychwstaniu rozpoznają, że jest On Bogiem. Wywyższenie wskazuje więc na przemianę człowieczeństwa Chrystusa, która się dokonała w Jego śmierci, Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu. Wtedy człowieczeństwo Jezusa zostało uwielbione i tak przemienione, że zamieszkała w Nim „cała Pełnia: Bóstwo na sposób ciała” (Kol 2,9; por. Kol 1,19).

Od tego momentu Jezus Chrystus zakończył na ziemi swą fizycznie widzialną obecność i w swoim człowieczeństwie rozpoczął nowy rodzaj egzystencji. Po Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu Chrystus jest niewidzialny, ale wszechobecny w Swoim Człowieczeństwie i dlatego staje się możliwa Jego rzeczywista, substancjalna obecność w Eucharystii. „Ten, który zstąpił, jest i Tym, który wstąpił ponad wszystkie niebiosa, aby wszystko napełnić” (Ef 4,10) – pisze św. Paweł.

Człowieczeństwo (Ciało i Krew) Jezusa w Jego śmierci, Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu zostało uwielbione mocą Ducha Świętego i stało się prawdziwym duchowym pokarmem i napojem. Eucharystia to Zmartwychwstały Chrystus w Swoim uwielbionym Człowieczeństwie, który daje nam siebie cały, aby uczynić nas „uczestnikami Boskiej natury” (2 P 1,4).

Ustanawiając Sakrament Eucharystii podczas Ostatniej Wieczerzy, Pan Jezus antycypował zbawcze wydarzenia śmierci i zmartwychwstania i dawał apostołom do spożywania pod postaciami eucharystycznymi swoje uwielbione Człowieczeństwo (Ciało i Krew).

Pan Jezus daje nam w Eucharystii Siebie samego, Swoje prawdziwe Ciało i Krew, ale już w stanie uwielbionym. Dając nam Siebie pod postaciami chleba i wina, przemienia nas mocą Ducha Świętego, abyśmy już teraz na ziemi uczestniczyli w Miłości i wiecznym życiu Trójcy Świętej. Dlatego Jezus przestrzega nas: „Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6,53). Inaczej mówiąc, jeśli nie żyjemy w stanie łaski uświęcającej i nie przyjmujemy Eucharystii z wiarą w tajemniczą obecność w niej Jego Ciała i Krwi, to w ten sposób sami siebie pozbawiamy udziału w życiu wiecznym.

Kiedy Jezus skończył wyjaśniać Tajemnicę Eucharystii, to wtedy tak powiedział do apostołów: „»Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą«. Jezus bowiem na początku wiedział, którzy to są, co nie wierzą, i kto miał Go wydać” (J 6, 64). „»Czyż nie wybrałem was dwunastu? A jeden z was jest diabłem«. Mówił zaś o Judaszu, synu Szymona Iskarioty” (J 6,70-71). Zdrada Judasza rozpoczęła się wtedy, gdy nie uwierzył w to, co Jezus mówił na temat Eucharystii. Tak samo zdradza Chrystusa każdy, kto odrzuca lub lekceważy objawioną Prawdę o rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii lub kto przyjmuje niegodnie Komunię św.
 
ks. M. Piotrowski TChr

Miłujcie się! 3/2012

***
Załączam:

> Pasja

> Ja Jestem (2012 - lektor PL)

> Cuda eucharystyczne w Polsce  (na przełomie wieków)

> Znaki Eucharystyczne - Niezwykłe wydarzenia związane z Eucharystią

> Uniżenie przed Bogiem centralną kwestią kultury - ks. Jacek Bałemba
a także:
...czy znajdą się ludzie, ...




avatar użytkownika intix

19. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Nawracajcie się i wierzcie

Niedziela, 25 stycznia 2015 roku
III Niedziela Zwykła

Marek 1,14-20

Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię! Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi. I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. Idąc dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim.


Wezwani przez Jezusa, to ludzie zaangażowani, całkowicie oddani pracy, którą mieli wykonać. Jedni zarzucali sieć w jezioro, inni zaś ją naprawiali. Zarzucanie sieci kojarzy się z głoszeniem słowa Bożego, naprawianie zaś sieci – z posługą pojednania z Bogiem, nawrócenia, wzywania do pokuty. Nie trzeba wychodzić ze swojego środowiska, aby zrozumieć, czego Jezus ode mnie oczekuje, do czego wzywa. Konieczne jest natomiast bycie całym w tym, co zrozumieliśmy, jako nasze powołanie.

Jezus może zmienić nasze powołanie. Posługa rybaka jest ważna, lecz są sprawy ważniejsze od łowienia ryb. Jezus wskazuje na to, aby nie zajmować się wyłącznie w swoim życiu tym, co dotyczy życia na ziemi, lecz brać pod uwagę również duchowy jego wymiar. "Nie samym chlebem żyje człowiek". Jezus dostrzegł w rybakach osoby zdolne do pójścia za Nim. Pierwsze w naszym życiu nie jest wykonywanie spraw uznanych za dobre i potrzebne, lecz pierwsze jest – pójście za Panem.

Nie wiedzieli, za kim idą. Zapewne słyszeli, kim jest Jezus z Nazaretu. Nie było im dane poznać w chwili powołania tego, co ich czeka w przyszłości. Nie to jest najważniejsze, jaka będzie ich przyszłość, jaki ból, cierpienie, doświadczanie osamotnienia i samotności. W tej chwili nieważne było również to, w jaki sposób stawać się będą "rybakami ludzi", co będą mówili, z jakim skutkiem będzie realizowana ich misja. Najważniejsze było życie w bliskości z Jezusem. Codziennie mieli słuchać i przeżywać to, co mówił. Powołaniem pierwszym było patrzenie codzienne na Niego w taki sposób, aby On przeniknął ich serca sobą samym.

Słowo ma swoją wartość bardzo często dopiero w połączeniu z piękną postawą tego, który je wypowiada. Uczniowie zostali wezwani, aby Jezus przeniknął całe ich życie, czyli to wszystko, co zamieszka w ich sercu. Uczymy się Boga przez bliskość z Nim, wpatrywanie się w Niego i wsłuchiwanie w Słowo.

Wezwani odpowiedzieli natychmiast. Nie było w nich chęci czekania, stawiania pytań, słuchania ewentualnych wyjaśnień. Może odczuli, że to wezwanie jest tak bardzo inne. Nie zwlekali z odpowiedzią. Słowo, które usłyszeli objawiło się tchnieniem młodości i domagało się odpowiedzi serca, które się nie lęka, potrafi podąć ryzyko, jest odważne i mężne.

Jezus był dla nich wiarygodny. To jest tajemnica serca każdego, kto został wezwany przez Pana. Często przez całe życie nie wiemy, jak się to stało, że daliśmy odpowiedź: "IDĘ". Nie pytali o warunki, w jakich będą mieszkali. Nie interesował ich plan zajęć, wizja, z którą przychodzi Nauczyciel. W jednej chwili stał się ich DOMEM i odpowiedzią na każde pytanie. W wezwaniu musiało być wszystko. To "wszystko" odczuwają wezwani, poznają sercem, choć inni myślą, że to jest głupie, pozbawia szans, jakie daje świat, własna rodzina. Wezwania Jezusa i odpowiedzi na nie, nie można ujmować w kategorie logiki tego świata. Wezwanie nie jest z tego świata i na tym świecie nie jesteśmy zdolni pojąć tego, dlaczego za Nim idziemy.

Jezus nie udowadniał tego, że jest wiarygodny. Nie przekonywał. Proste wezwanie. Odczytuję w jego treści rzecz fascynującą. Jezusowi nie chodziło o siebie samego. On to czynił dla ludzi. Wielu tworzy wokół siebie aurę wyjątkowości chcąc zainteresować tym, co mają do przekazania, z czym przychodzą. Jezus jest "fatalny" w reklamowaniu siebie i swojej misji. W Nim jednak jest to, czego inni nie mają: Słowo z mocą, któremu nie można się oprzeć, niosące Miłość samego Boga. Nie można odmówić MIŁOŚCI.

Być może dał im do zrozumienia, że tak wielu potrzebuje pomocy Boga. Gubią się, giną, szatan robi swoje, a nie ma tych, którzy byliby pomocnikami Boga. Potrzeba idących do Jezusa, zdążających za Nim. Tylko tak można pokazać Boga – idąc za Nim samemu. Idący w stronę Pana stają się wspólnotą.

"Łowić ludzi", oznacza, tworzyć z nich wspólnotę osób świadomych tego, dlaczego żyją i dokąd zdążają. Gdy szukamy odpowiedzi w Słowie Bożym, zgadzamy się, aby Bóg był naszym Bogiem, a wspólnota Kościoła, naszą wspólnotą braci i sióstr w Chrystusie.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

> Lectio Divina na III Ndz. Zw. (B)
oraz:
> NAWRÓCENIE – fundamenty i niuanse

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

21. Sentencja...


>>> CODZIENNIK... SENTENCJE ZE SKARBCA KARMELU

"27 stycznia:

Jezus w drodze na Kalwarię upadł aż trzy razy, a ty, biedne dziecko, miałabyś być niepodobna do swego Oblubieńca, nie chciałabyś upadać i sto razy, gdyby zaszła taka potrzeba, aby dać Mu dowody swojej miłości, ponieważ powstajesz silniejsza, niż byłaś przed upadkiem.
(święta Teresa od Dzieciątka Jezus)

Mówią, że ludzie o czystych sercach w ewangelicznej przypowieści o miłosiernym ojcu widzą historię trzech synów. Pierwsza to historia lekkoducha i pyszałka. Poprosił ojca o część majątku, który mu przypadał, a otrzymawszy go, odjechał. Sądził, że na własną rękę zbuduje szczęśliwszy świat niż ten, którego doświadczył w domu. Druga historia to dzieje obrażonego syna, któremu wydawało się, że kocha ojca i mu służy, i że tej jego miłości niczego już nie brakuje, bo wyraża się ''nieprzekroczeniem ojcowskiego nakazu''. Szybko się jednak okazuje, jak niedoskonała i skoncentrowana na sobie jest taka forma miłości. Syn obraził się na ojca, gdy ten przyjął na powrót jego marnotrawnego brata.

Między wierszami tych dwóch historii rozpisana jest historia trzeciego Syna - Jezusa. On jest ukryty, bo Ojciec posyła Go ze szczególną misją: ma odnaleźć tego, który odszedł, a także sprowadzić do domu tego, który się obraził. Jezus szuka w ludzkich sercach wszelkich form niedoskonałej miłości. Chce je zebrać, przyprowadzić do Ojca i udoskonalić, by mogły wejść w relację z Jego odwieczną Miłością. Na wszystkich etapach życia stwarza możliwość, by to, co niedoskonale kochało, mogło przybrać weselną szatę. To Ojciec wybiega naprzeciw i poleca ją założyć. W Jego Sercu jest wieczne ''miłuję cię'', które się nie zmienia i nie ustaje."

---
Publikuję dzięki uprzejmości i dobroci Wielebnych Adminów Strony karmel.pl 

avatar użytkownika intix

22. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Ten Mi jest bratem, siostrą i matką.

Wtorek, 27 stycznia 2015 roku
Bł. Jerzego Matulewicza

Marek 3,31-35



Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie. Odpowiedział im: Któż jest moją matką i którzy są braćmi? I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką.


Jezus nie wyszedł do swojej rodziny. Wiedział zapewne, że będą chcieli Go skłonić do zmiany postępowania. Swoim zachowaniem mógł zaszkodzić nie tylko sobie, ale też wpłynąć na reputację krewnych. Nie chcieli być postrzegani przez pryzmat Osoby, która przeciwstawia się uświęconym zwyczajom i przyjętej tradycji. Jezus wskazuje równocześnie, że rodzinę stanowią ludzie nie tylko powiązani więzami krwi, lecz ci, którzy utrzymują bliską, serdeczną więź z Bogiem, którzy słuchają Jego słowa i zachowują je. Rodzinę stanowią ci, dla których wola Boga jest ważna w życiu. Jest ich tlenem, chlebem, wodą, radością i orzeźwieniem. Wspólnota mająca takie podstawy, może cieszyć się głębszą więzią, od rodzinnych więzów krwi.

Tym, co ludzi powinno łączyć, to nie interesy wspólnie prowadzone, czy dobre samopoczucie członków rodziny, lecz oczekiwania Boga, które należy poznawać i wspierać się wzajemnie w ich wypełnianiu. To łączy. Szukamy Boga, pragniemy każdego dnia dawać Jemu swój czas, aby Go poznać. Szukanie i poznanie Pana sprawia, że serce człowieka ożywa. To, co zagraża rodzinie, to obecność tych, którzy pełnią w niej rolę sędziów. Oni wszystkich pouczają, przestrzegają, prowadzą, zakazują. To przez własną rodzinę Jezus został pomówiony o chorobę psychiczną. Komuś nie odpowiadało to, co robił. Skoro takie zachowanie nie mieściło się w ramach tego co "stosowne", we własnym rozumieniu tej rzeczywistości, należało stwierdzić, że jest niepoczytalny. Również we wspólnotach jest wielu sędziów, prokuratorów, znawców od wszystkiego, ludzi, którzy zawsze mają rację, nawet wtedy, gdy jej nie mają.

Kiedy stajemy się braćmi Jezusa, rozumiemy to, co On mówi. Bratem jest ten, dla którego pełnienie woli Ojca jest równie ważne, a nawet najważniejsze, jak dla Chrystusa. W braterstwie nie ma miejsca na sądzenie, lecz szuka się płaszczyzny spotkania we wspólnym myśleniu i odczuwaniu. W braterstwie nie ma mądrych i głupich, przygotowanych i niedouczonych, lecz "jesteśmy kimś jednym w Chrystusie". Braćmi stajemy się przez życie słowem Pana. Nawet jeśli Go nie rozumiemy, jesteśmy blisko, aby Go słuchać i "nosić w sercu" słowa usłyszane. Cierpliwe czekanie i pokorne słuchanie, pragnienie wypełnienia tego, co Bogu miłe prowadzi w konsekwencji do usłyszenia Jego woli.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

> Rodzina Jezusa

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

23. W Sercu Jezusa


zdjęcie


„Odnowić pamięci o Bożej miłości” – pod takim hasłem 250 lat temu, 6 lutego 1765 r., Święta Kongregacja Obrzędów w wydanym dekrecie uzasadniała prawomocność i znaczenie ustanowienia specjalnego święta ku czci Najświętszego Serca Pana Jezusa. W dekrecie dodano, że chodzi o „symboliczne” odnawianie, gdyż Serce jest symbolem Miłości Boga i Jezusa Chrystusa. Ustanowienie takiego święta było jednym z pragnień, które sam Jezus miał wyrazić w objawieniach św. Małgorzacie Marii Alacoque. Z powodu rozmaitych przeszkód trzeba było jednak wiele czasu, by w Kościele to święto zostało wprowadzone, a potem utrwalone.

Kolejna wielka rocznica ustanowienia tego święta zachęca nas do odnowienia naszego spojrzenia na Najświętsze Serce Jezusa. Jest Ono skarbem Kościoła i powinno stawać się również skarbem naszego życia. Z Niego powinniśmy stale czerpać inspiracje do naszego życia chrześcijańskiego, przede wszystkim do tego, co jest w Nim najważniejsze, czyli do życia w miłości.

Wiemy dobrze, że nawet nasze najbardziej podstawowe przekonania domagają się od czasu do czasu zweryfikowania i oczyszczenia, aby je lepiej wydobyć i solidniej oprzeć na nich nasze życie. Tym założeniem chcemy kierować się w niniejszych rozważaniach nowennowych, które mają nas przygotować do przeżycia rocznicy ustanowienia święta Najświętszego Serca Jezusa. Chciejmy odkryć Miłość żyjącą w Chrystusowym Sercu i promieniującą z Niego, aby bardziej wewnętrzne złączyć z Chrystusem naszą wiarę przez wejście na drogę naśladowania Jego Miłości.

Serce Jezusa Miłości pełne przekazuje nam model życia, który decyduje o pełni życia na ziemi i o zbawieniu w Niebie. W kolejnych, codziennych rozważaniach będziemy starali się odkryć niezrównane przymioty Miłości Jezusa, która promieniuje z Jego Serca i o których Jego Serce nam przypomina. Będziemy w ten sposób pytać zarazem, na co zwrócić uwagę w naszej miłości chrześcijańskiej, aby nasze serca stawały się coraz wyraźniej sercami „według Serca Jezusa”.

ks. prof. Janusz Królikowski
http://www.naszdziennik.pl/wiara-kosciol-w-polsce/125805,w-sercu-jezusa....
***

Załączam też:
>CZERWIEC... z Najświętszym Sercem Jezusa...

avatar użytkownika intix

24. Miłość modląca się

Czytając Ewangelie, mozolnie starające się ukazać osobę Jezusa Chrystusa i przekazać nam Jego orędzie, bardzo szybko możemy zauważyć, że pierwszym i najważniejszym dziełem, które Go charakteryzuje, jest modlitwa. W Ewangeliach widzimy Jezusa modlącego się nieustannie. Jego działalność rodzi się z modlitwy i w modlitwie znajduje swoje zwieńczenie. Jego życie to poniekąd nieustanne przechodzenie od modlitwy do modlitwy. Zmienia się wprawdzie jej charakter i cel, ale zawsze to jest modlitwa. Można by iść dalej i powiedzieć po prostu, że sam Jezus stał się Modlitwą.

Patrząc na Jezusa, widzimy w najwyższym stopniu, że Jego modlitwa jest czynem Jego Serca, w którym pozostaje dogłębnie zjednoczony z Ojcem, a zarazem zwrócony do ludzi i ich potrzeb. Modlitwa Jezusa w ten sposób utożsamia się z Jego Miłością, która jest zjednoczeniem z Ojcem, a zarazem zwraca się do ludzi i za nich się poświęca. W najwyższym stopniu to przenikanie się Modlitwy i Miłości Chrystusa widzimy w ostatnich dniach Jego życia – w wydarzeniach paschalnych – od Wieczernika, w którym modlił się, ustanawiając Eucharystię i kapłaństwo, aż do modlitwy za wszystkich grzeszników na Kalwarii w godzinie śmierci. Misterium Paschalne, ukazując Miłość i Modlitwę Jezusa, dokonało także ostatecznego objawienia Jego Serca.

Możemy więc powiedzieć, że my, chrześcijanie, narodziliśmy się z modlącej się Miłości Chrystusa – wyrośliśmy z Jego miłującego Serca, które nieustannie trwało i w wieczności nadal trwa na modlitwie. Tam jest nasz chrześcijański początek, a zarazem tam jest nasza pierwsza lekcja, której potrzebuje nasza wiara i nasze życie. Odnowić pamięć o Bożej Miłości w Sercu Jezusa to odnowić pamięć o Jego Modlitwie, która obejmuje całe Jego życie i wszelkie relacje, w których się wyraża.

Odkrywając, że narodziliśmy się z modlącej się Miłości Serca Jezusowego, odczytujemy poważny imperatyw duchowy – imperatyw kształtowania naszego serca w szkole Miłości Jezusa, która zaczyna wszystko od modlitwy i w modlitwie dopełnia swojego dzieła. Pierwszym wezwaniem, z którym zwraca się do nas Najświętsze Serce Jezusa, jest wezwanie do modlitwy jako czynu serca, modlitwy, która jest tym samym pierwszą i najważniejszą szkołą miłości. Chrześcijanin odnawiający pamięć o Bożej Miłości to człowiek odnawiający swoją modlitwę, aż do stawania się modlitwą.

Modlitwa:

Pozdrawiam, witam, cześć oddaję, wielbię i całym sercem moim miłuję Cię, Serce Najświętsze i Najdobrotliwsze, łaską wszechmocności Ojcowskiej i mądrością Słowa przedwiecznego napełnione. Tyś nad serca wszystkie błogosławione, Tyś dla miłości naszej zranione i umarłe, Ty masz być od nas nad wszystkie serca ukochane. Zmiłuj się nade mną teraz i w godzinę śmierci. Amen.

ks. prof. Janusz Królikowski

avatar użytkownika intix

25. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Słuchajcie

Środa, 28 stycznia 2015 roku
Św. Tomasza z Akwinu

Marek 4,1-20

Znowu zaczął nauczać nad jeziorem i bardzo wielki tłum ludzi zebrał się przy Nim. Dlatego wszedł do łodzi i usiadł w niej pozostając na jeziorze, a cały lud stał na brzegu jeziora. Uczył ich wiele w przypowieściach i mówił im w swojej nauce: Słuchajcie: Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedno padło na drogę; i przyleciały ptaki, i wydziobały je. Inne padło na miejsce skaliste, gdzie nie miało wiele ziemi, i wnet wzeszło, bo nie było głęboko w glebie. Lecz po wschodzie słońca przypaliło się i nie mając korzenia, uschło. Inne znów padło między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je, tak że nie wydało owocu. Inne w końcu padły na ziemię żyzną, wzeszły, wyrosły i wydały plon: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny. I dodał: Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha! A gdy był sam, pytali Go ci, którzy przy Nim byli, razem z Dwunastoma, o przypowieść. On im odrzekł: Wam dana jest tajemnica królestwa Bożego, dla tych zaś, którzy są poza wami, wszystko dzieje się w przypowieściach, aby patrzyli oczami, a nie widzieli, słuchali uszami, a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili i nie była im wydana tajemnica. I mówił im: Nie rozumiecie tej przypowieści? Jakże zrozumiecie inne przypowieści? Siewca sieje słowo. A oto są ci posiani na drodze: u nich się sieje słowo, a skoro je usłyszą, zaraz przychodzi szatan i porywa słowo zasiane w nich. Podobnie na miejscach skalistych posiani są ci, którzy, gdy usłyszą słowo, natychmiast przyjmują je z radością, lecz nie mają w sobie korzenia i są niestali. Gdy potem przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamują. Są inni, którzy są zasiani między ciernie: to są ci, którzy słuchają wprawdzie słowa, lecz troski tego świata, ułuda bogactwa i inne żądze wciskają się i zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne. W końcu na ziemię żyzną zostali posiani ci, którzy słuchają słowa, przyjmują je i wydają owoc: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny.


Przypowieść o siewcy, to przypowieść o dobrym słuchaniu słowa Bożego. To my przyjmujemy słowo na dobrą glebę lub też gleba naszego serca nie jest przygotowana do przyjęcia słowa.

Są cztery wymienione rodzaje gleby: gleba przy drodze, gleba kamienista, gleba zachwaszczona i gleba dobra. Naszym zadaniem jest takie uprawianie naszego serca, by jak najmniej było w nim gleby złej, a przez to aby poszerzał się zasięg gleby urodzajnej, wrażliwej na działanie różnych zakresów słowa Bożego. Jak należy uprawiać glebę naszego serca, aby gotowa była przyjąć dobre nasienie słowa Bożego?

Przypowieść ta mówi o trzech rodzajach złej gleby i o trzech pożytkach z dobrej gleby. Trzy rodzaje złej gleby powiązane są zarazem z trzema wrogami człowieka pragnącego słuchać słowa Bożego. Ziarno posiane na glebę przy drodze wydziobują ptaki, co Pan Jezus interpretuje następująco: „przychodzi szatan, zabiera słowo”. O glebie zachwaszczonej czytamy: „Troski tego świata, ułuda bogactwa i inne żądze wciskają się i zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne” (4,19). Druga ze złych gleb nie jest wprost podpisana słowem ciało. Mamy jednak do czynienia ze zgorszeniem: „Gdy potem przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamują (gorszą)”. Zgorszenie czy strach, to typowe namiętności ciała, które stanowią trzecie zagrożenie dla umiejętności słuchania słowa Bożego.

Gleba przy drodze, to gleba udeptana, twarda, nieprzenikliwa, która nie ma koniecznej miękkości na przyjęcie słowa. Takie słuchanie słowa można by nazwać: “Wleciało jednym uchem, wyleciało drugim”. Usłyszane słowo zupełnie nie znajduje zainteresowania, nie znajduje potrzebnej wrażliwości na przyjęcie Bożej informacji. Przyczyną takiego stanu jest miejsce przy drodze, czyli „niezagłębianie się w zagadnienia”, „nadmiar informacji”, „skłonność do przysłuchiwania się wszystkim i wszystkiemu”.

Człowiek, który interesuje się Bożym słowem tylko powierzchownie, nie znajduje potrzebnego zainteresowania sprawami, o których słyszy. Słowa: „wiara w Jezusa”, “zbawienie”, czy “nawrócenie” będą dla niego pustymi ogólnikami. Tylko własne doświadczenie w zgłębianiu Bożych spraw daje potrzebną wrażliwość, która potrafi sama rozbudować ogólnikowo brzmiące słowa.

Żyjemy w czasach nadmiaru informacji. Kiedy pierwszy raz dowiadujemy się o ofiarach trzęsienia ziemi, o głodzie, czy innym nieszczęściu, wywiera to na nas wielkie wrażenie. Gdy o podobnych zjawiskach słyszymy codziennie, stajemy się coraz mniej wrażliwi. Zaczynamy obojętnieć. Chrześcijanin musi umiejętnie przeciwdziałać naturalnej skłonności do stawania się niewrażliwym na nadmiar zła. Za każdym razem, gdy słyszy o nieszczęściu powinien starać się przeżywać go tak samo jak za pierwszym razem. Dotyczy to również uczuć pozytywnych, których doznajemy słysząc dobre informacje. Z czasem obojętniejemy i wydaje nam się, że dobre rzeczy są normalne i nie warto się nimi zachwycać. Taki stan jest polem działania szatana, który chętnie zagospodarowuje udeptaną ziemię.

Gleba przy drodze, to miejsce koło którego wiele się dzieje, przechodzi wielu ludzi, przejeżdżają liczne pojazdy. Chrześcijanin powinien być człowiekiem otwartym, jednak nadmierna skłonność do respektowania wszystkich i wszystkiego sprawia, że jego poglądy stają się udeptane, niezdolne do przyjęcia słowa Bożego. Człowiek, który interesuje się wszystkim i słucha wszystkich nie nadąża analizować argumentów i z czasem dochodzi do wniosku, że wszystko jest słuszne i wszystko należy przyjmować z “należnym szacunkiem”, czyli bez zbytniego wnikania w zasadność głoszonych poglądów. Ten stan fałszywie pojętej tolerancji, a właściwie obojętności, wykorzystuje szatan, który szybko wybiera spośród posianych nasion ziarna Słowa Bożego.

Zgorszenie to jedna z cielesnych namiętności, które uniemożliwiają słuchanie słowa Bożego. Zgorszenie opisane jest jako kamień w glebie, który sprawia, że roślina nie jest w stanie zapuścić korzenia, by czerpać dostateczną ilość wody. Promieniowanie słoneczne, które normalnie przyczynia się do rozwoju rośliny, staje się w takim przypadku zabójczym skwarem niszczącym niedorozwiniętą roślinę. Kamień, to rozwinięte przekonanie, że może być tylko tak i nie inaczej. Gdy coś dzieje się inaczej niż myśleliśmy, gorszymy się i tracimy umiejętność słuchania słowa. Spodziewaliśmy się błogosławieństwa w doczesności z racji wielu poświęceń, a tymczasem doświadczamy niepowodzeń, choroby, ubóstwa, czy prześladowań. Uważamy, że słowo było nieprawdziwe i przestajemy rosnąć. Jednak przyczyna nie tkwi w słowie. Nie jest nią również nadmierny ucisk.

Prawdziwą przyczyną jest ciało, które podpowiada nam, że lepiej byłoby, gdybyśmy byli piękni, bogaci i zdrowi. Potrzeba wygody jest naturalna, jednak Boży rozsądek podpowiada, że dla dobra duchowego potrzebne są pewne ograniczenia wygody.

Również nasze „twarde, nieustępliwe” przekonanie o słuszności własnych poglądów może być kamieniem w glebie. Skłonność do mierzenia wszystkich i wszystkiego własną miarą jest częstą przyczyną zgorszenia, rozgoryczenia i spowolnienia wzrostu, często nawet całkowitego obumierania.

Innym kamieniem w glebie naszego serca może być strach. To on sprawia, że gorszymy się z powodu przeszkód, niezrozumienia, namiętności. Każdy z nas się boi, to zupełnie naturalne. Opanowana pożądliwość jest źródłem wielkiej duchowej siły. Strach przed nią, to kamień w glebie. Kamienie namiętności ciała w glebie serca to wielka przeszkoda uniemożliwiająca właściwe słuchanie słowa Bożego. Kamienie wyjęte z gleby to wspaniały materiał do wzniesienia muru czy nawet ołtarza.

Jezus wymienia trzy chwasty, zagłuszające dobrze rozwijające się rośliny, które wzeszły zasiane słowem Bożym: codzienne troski, ułuda bogactwa, inne pożądania.

W słowach „codzienne troski” kryje się nasz stosunek emocjonalny do tego, co robimy. Jeśli wykonujemy codzienne obowiązki tak, jak nam nakazał Bóg i Jego Syn, zaś nadrzędnymi wartościami naszego życia, są sprawy duchowe, wówczas lepiej wykonujemy obowiązki i umiemy czerpać z nich duchową siłę. Znajdziemy też czas na modlitwę, czytanie, życie we wspólnocie.

Bogactwo zaślepia. Człowiek, który ma wiele spraw do załatwienia nie widzi innych. Bogactwo daje złudzenie, że przy pomocy pieniędzy możemy wszystko osiągnąć, możemy mieć przyjaciół, być zdrowi i szczęśliwi. Bardzo często rośliny słowa Bożego nie znajdują siły przebicia się przez chwasty materialnego zaślepienia.

Pożądliwość to namiętność, która zabija radość korzystania z tego, co posiadamy. Pragniemy ekscytacji, podniecenia, fascynacji z posiadania czegoś innego, nowego. Ta naturalna skłonność do rozwoju, niekontrolowana duchem zdrowego zmysłu może stać się chwastem zatykającym uszy na słuchanie słowa Bożego.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

> Jakość SŁUCHANIA – nie być „drogą”

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

26. Dobrego Nowego Dnia

droga @Intix i szczęść Boże Wszystkim :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

27. Dziękuję Ci, Zofio Droga...:)

i wzajemnie...:) Tobie i Wszystkim

Szczęść Boże...

avatar użytkownika intix

28. Miłość współczująca



zdjęcie

Żyjemy w czasach, które niewątpliwie dowartościowują współczucie. Współczucie jest widziane jako pewna ważna postawa w relacjach międzyludzkich, stanowiąca punkt wyjścia do tworzenia autentycznej wspólnoty. Zapomina się często, że ta postawa ma swoje źródło w tradycji chrześcijańskiej, która wyprowadziła je z postawy kontemplacji Chrystusa.

Najwznioślejsze dzieło Chrystusa, którym jest Jego dzieło kapłańskie, ma swoje źródło we współczuciu z człowiekiem – z jego słabościami. To współczucie wyraziło się w najwyższym stopniu w złożeniu Ofiary na Krzyżu, czyli w oddaniu z Miłości człowiekowi całego siebie.

Współczucie jest kolejnym przymiotem Miłości Chrystusa, a więc rysuje również przed nami obraz Jego Najświętszego Serca. Odnowić pamięć o Bożej Miłości promieniującej z Serca Jezusa oznacza odnowić nasze współczucie – uczynić naszą miłość współczującą. W świecie legalizmu, w świecie regulowanym tylko procedurami, trzeba mocno dowartościować uczucia, które rodzą się w sercu. Kierowanie się współczującym sercem jest warunkiem odnowy relacji międzyludzkich, a więc jest także kluczem do odnowienia życia społecznego i wzbudzenia w człowieku pragnienia budowania „cywilizacji prawdy i miłości”.

Modlitwa:

Witaj, przebite Serce, okrutnie włócznią zranione. Przebij nią nasze wnętrze, a zaprowadź do wieczności. Bądź pochwalone i pozdrowione od wszelkiego stworzenia Serce Boga Zbawiciela mojego, w obfitej ku nam Miłości. Daj błąkającej się duszy wolny do siebie przystęp i bezpieczne pomieszkanie, aby w Tobie, jedynym błogosławieństwa naszego celu, ustawicznie przebywała i wolę Twoją we wszystkim pełniła. Amen.


ks. prof. Janusz Królikowski

avatar użytkownika intix

29. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Uważajcie na to, czego słuchacie

Czwartek, 29 stycznia 2015 roku
Bł. Bolesławy Marii Lament

Marek 4,21-25

Mówił im dalej: «Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku? Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!». I mówił im: «Uważajcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma».


Jesteśmy światłem, to wskazuje na życie w nas, wartościowe, piękne, udzielające się. Bez niego, nie ma życia. Jesteśmy tymi, którzy nie poddają się złym mocom, bo one są ciemnością. Można powiedzieć o nas to, co mówi Biblia: "światłem okryci jak płaszczem".

Światło kojarzy się z niebem, spokojem, ładem, miłością na którą nie zasłużyłem i nigdy nie zasłużę na to, bym był kochanym. Być światłem, jak drogowskazem, który pokazuje to, co mnie interesuje, do czego zmierzam, co dla mnie jest ważne, czym żyję, czym pragnę żyć. Właściwie uczę się patrzeć, dobrze patrzę: pokojowo, łagodnie. Dążę do poznania Boga, człowieka, siebie. Prawda, którą poznaję, wprowadza mnie w światło. Tak mieszkam w Panu, a On mnie zamieszkuje, przenika i emanuje ze mnie.

Ten, kto jest radosny, szczęśliwy na drodze, którą wybrał, nie ważne co robi, gdzie jest: jest szczęśliwy, radosny, blisko Boga. On zbliżył się do tego, co najważniejsze. Prawda, choćby najmniejsza, dobroć ludzka, również ta, którą mogłem komuś uczynić wypełnia radością. Człowiek, z którego środka to właśnie emanuje, jest piękny. Bóg jest piękny.

Człowiek sprawiedliwy z miłością, rozumiejący, wrażliwy, serdeczny, zatroskany, uczynny, ofiarny – emanuje światłem nie z tej ziemi. To ma wpływ na żyjących z nim. Wiemy, z kim mamy do czynienia: "Kto idzie za Mną, będzie miał światło życia". Tym samym, nie postępowanie za Jezusem, jest pozbawianiem się wewnętrznego światła: dobroci, czystości, umiejętności rozróżniania dobra od zła, postępowania za tym co jedynie słuszne i sprawiedliwe.

Są miesiące czy nawet lata, w których człowiek chciałby się ukryć, zapaść pod ziemię, uciec od wspólnoty. "Nie zapala się światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu". Jesteśmy też światłem. Co jest funkcją światła? Rozpraszanie ciemności, pokazywanie drogi, dawanie ciepła. W ciemności niekiedy odczuwamy lęk. Niektórzy cierpią na "depresję zimową", powodowaną małą ilością światła w okresie zimy, gdy dzień jest krótki. Być światłem, to pomóc drugiemu wyjść z ciemności, w jakiej żyje. Zapowiedzieć sobą radość, jaką wnosi światło. Pokazać drogę, zachęcić, podnieść na duchu, zachować cierpliwość dla lęku człowieka, który "żyje i działa w ciemności". Być światłem, to wnosić w życie innych takie treści, takie postawy, które ich ogrzeją, wzruszą, a może rozrzewnią i pozwolą płakać. Jezus nad grobem Łazarza wzruszył się głęboko, rozrzewnił i zapłakał. Wyprowadził przyjaciela z ciemności grobu. Wyprowadzanie z ciemności jest miłością. Ktoś musi się jej nie bać, by wejść w ciemność, otrzeć się o nią, gdy chłodem beznadziejności ogarnia, przychodząc w człowieku.

Tak być z drugim człowiekiem, żeby on się nie bał. Światło wyprowadza z lęku, strachu, w które wprowadziła ciemność. Światło jest dla wszystkich, którzy są ze mną. Być razem, to wprowadzać w innych w takie klimaty, jakie są mi bliskie, które uznaję za wstęp w powracaniu do Boga. Nie można chować swojej wrażliwości, nawet wtedy, gdy nikt jej nie uszanuje we mnie. Nie żyjemy przede wszystkim dlatego, aby nas szanowano, lecz aby Światło, które przyszło na świat, zostało poznane i przyjęte.

To, jak żyjemy, ma jeden cel – pokazać i doprowadzić innych do Boga. Światło nasze, czyli dobroć naszych czynów, nie jest z nas, lecz z Boga. Życie nasze może być szczęśliwe, jeśli wybieramy to, co nadaje naszemu życiu trwały smak.

"Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma". Nie jest to wyrażenie odizolowane, bo znajdujemy je w przypowieści o talentach. Słudze, który zakopał talent, zostaje on zabrany i dany temu, który ma ich już dziesięć: "każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma".

"Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie". Bóg ukochał mnie jako pierwszy. Uznaję moją winę, mój grzech, niemniej przed moimi winami znajduje się miłość Boga. Kiedy uznaję się za grzesznika, dane jest mi przebaczenie, dana jest mi w obfitości radość, zbawienie, nowe życie. Nie możemy rozwiązać naszych problemów, jeśli nie wyjdziemy od tego, co pozytywne w nas, od wiary w miłość Bożą.

Czasem zdarza się nam kumulować trudności jedna za drugą, czynić długą listę, tak że potem nie wiemy, od czego zacząć, aby je rozwiązać, przezwyciężyć. Właściwym sposobem podejścia do problemów jest zastanowienie się: Co już mamy? Jaki jest punkt stały, na którym można budować?

Życie chrześcijańskie jest drogą, a przemierza się ją wychodząc od miejsca, w którym się ktoś znajduje. Jeśli nigdzie się nie widzę, nie mogę wystartować. Jeśli widzę się w jakimś miejscu, nawet pustynnym, trudnym do przebycia, mam zawsze konkretny punkt odniesienia. Bóg kocha mnie. Moja pewność co do Bożej miłości jest kluczem mego życia: "kto ma, temu będzie dodane". Jeśli żyję prawdą o miłości Boga do mnie i ta prawda ma wpływ na moje myślenie, mówienie, decyzje – to wiele rzeczy, dzięki temu przyjęciu Bożej miłości jest mi przez Boga dodanych.

Pytamy dalej, czy jest może małe okienko, przez które miłość Boga objawia się w tej konkretnej, mojej sytuacji? I wtedy zostaje mi dane już coś więcej. Temu, kto przyjmuje to niewiele z tajemnicy Boga działającego w jego życiu, którą może zrozumieć, będzie dane mu więcej. Trzeba otwierać się na to, co jest małym sensem, aby otrzymać dar wielkiego sensu, wielkiego przejrzenia w sprawach wiary, życia zakonnego, modlitwy.

Taka jest postawa Jezusa, który szuka zawsze tego, co już się pojawiło: "Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło", żeby wprowadzić dobro tam, gdzie go nie ma, i żeby zaczynając od tego, można było wzrastać.

Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie". Żeby to zrozumieć trzeba kosztować i smakować Ewangelię, a wówczas możliwe jest szukanie Boga, szukanie człowieka, dialog z nim. Kto kontempluje tajemnicę życia Jezusa, Jego słów – temu będzie dane rozeznanie wartości innych, będzie dana zdolność dialogowania z pokorą, bez lęku, bez niedomówień; będzie dana radość zrozumienia prawdy obecnej w innych, bo będzie mógł patrzeć na wszystko poprzez Serce Jezusa, który jest sprawcą wiary i ją wydoskonala.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

> Przestrzeń dla MODLITWY

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

30. Miłość łagodna i pokorna

W swoich opowiadaniach o Jezusie ewangeliści zatroszczyli się, aby wiernie przekazać Jego słowa, które odsłaniają głębię Jego przesłania, ale także głębię Jego osobowości. Zachwyca nas Jezusowe wyznanie: „Jestem cichy i pokornego serca”. Można powiedzieć, że te słowa stanowią syntezę duchowego życia Jezusa i wyrażają tajemnicę życia Jego Serca.

Gdy mówimy o cichości Serca Jezusa, mamy przede wszystkim na myśli Jego łagodność w stosunku do grzeszników – Jezus potępia grzech, ale zawsze cierpliwie odnosi się do grzeszników, pomagając im w podniesieniu się z degradacji powodowanej przez grzech. U Jezusa nie widzimy żadnej gwałtownej reakcji w stosunku do człowieka, obcy jest Mu gniew i niecierpliwość, daleki jest od surowości w reakcji na ludzkie błędy i braki.

Pokora jest drugim przymiotem Jego Serca, który ukazuje się w Jego postawie względem Ojca i w Jego misji względem ludzi. Wskazuje ona na Jego posłuszne poddanie się Ojcu i Jego prawdzie. Pokora Jezusa jest Jego uniżeniem się, aby stając po stronie prawdy, podnieść człowieka i otworzyć mu bramy zbawienia. To podniesienie człowieka jest możliwe, ponieważ Jezus żyje prawdą i jest nią dogłębnie przeniknięty. Pokora może być tylko tam, gdzie prawda jest absolutem.

Miłość Jezusa jest w najwyższym stopniu Miłością łagodną i pokorną. Jest taką w wieczności w relacji do Ojca, a przedłuża się w relacji do ludzi w tajemnicy wcielenia, gdy Syn Boży stał się człowiekiem. W relacjach Słowa Wcielonego do ludzi wieczne przymioty Jego Miłości nabierają szczególnego blasku, pociągając nas do siebie.

Starając się kształtować w szkole Serca Jezusowego, nie możemy być obojętni na nadawanie także naszemu sercu i naszej miłości rysów łagodnych i pokornych. Święty Tomasz z Akwinu trafnie zauważył, że w łagodności i pokorze wyraża się najpełniejsza odpowiedź Bogu udzielana przez człowieka żyjącego Nowym Prawem. Na gruncie łagodności i pokory wierzący w najpełniejszy sposób przyjmuje dar łaski i wyraża ją potem w swoich czynach.
________
Modlitwa:

O Panie Jezu, oddaję Ci serce moje, umieść je w swoim. W Twoim Sercu chcę oddychać, Twoim Sercem chcę kochać, w Twoim Sercu chcę żyć, nieznany światu tylko Tobie samemu. W Twoim Sercu czerpać pragnę tę gorliwość miłości, którą winno pałać serce moje. W Nim znajdę moc, światło, odwagę, wytrwałość, pociechę. Gdy będę słabnąć, Ono mnie pokrzepi; gdy mnie smutek przyciśnie, Ono mnie pocieszy; gdy mnie niepokój i zwątpienie ogarnie, Ono mnie upewni.

O Najświętsze Serce Jezusa, niech serce moje stanie się ołtarzem Twojej Miłości, niech język mój wysławia dobroć Twoją; niech oczy moje nieustannie będą utkwione w Twoich Ranach; niech rozum mój rozważa Twe niepojęte doskonałości, a pamięć na zawsze zachowa drogie wspomnienie Twego Miłosierdzia. Niech wszystko we mnie przeniknie doskonała miłość do Twego Najświętszego Serca, o Jezu, a serce moje niechaj będzie gotowe na wszystkie ofiary.

ks. prof. Janusz Królikowski
***
Amen.

avatar użytkownika intix

31. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Królestwo Boże jak ziarnko gorczycy

Piątek, 30 stycznia 2015 roku
Bł. Bronisława Markiewicza

Marek 4,26-34

Mówił dalej: Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza się sierp, bo pora już na żniwo. Mówił jeszcze: Z czym porównamy królestwo Boże lub, w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane wyrasta i staje się większe od jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak, że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu. W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją rozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom.


Trzeba nasienie rzucić w ziemię. Ziemią jest człowiek a ziarnem Słowo Boga. Rzucić w ziemię czyli przyjąć w siebie. Przyjęcie nasienia jest początkiem wzrastania człowieka. Tajemnica wzrastania słowa w człowieku łączy się z tajemnicą jego otwarcia, szczerości, prawdziwości przyjmowania. Nie ma znaczenia to, że ziarno jest małe, jak i Królestwo Boże jest w niewielu. Ci, którzy je przyjęli emanują jego duchem, wartościami, mocą, światłem.

Bóg do rozwoju Królestwa nie stosuje nadzwyczajnych środków, lecz słowo. Usłyszane przez człowieka i przeżywane w jego sercu obumiera pozostawiając w nim wartości, idee, myśli, odczucia które miało przynieść.

Rolnik uczciwie przyznaje, że ziarno w ziemi wzrasta dzięki Bożej Opatrzności, nie zaś przez jego staranie. Fakt nie pojawiania się siewcy po zasianiu ziarna mówi o tym, że nasienie nie jest na zawsze pozostawione samemu sobie. Kiedy ono dojrzeje, siewca przyjdzie i dokona zbioru.

Wydawać by się mogło, że to, co jest małe będzie mało skuteczne, albo zupełnie nieprzydatne. Tymczasem ważne jest to, co siejemy, jakiej wartości słowo w siebie samych przyjmujemy, nie zaś to, ile słów do nas dociera. Codzienną troską naszego życia winna być jakość słowa, które w siebie chłoniemy.

Potrzeba umożliwić Słowu Bożemu dotarcie do serca. Podstawą życia, podstawą rozwoju człowieka nie jest przede wszystkim ludzkie, lecz Boże Słowo. Nie można chcieć czegokolwiek przyspieszać w rozumieniu i przeżywaniu słów Pana. Właściwe jest życie własnym rytmem, który określił Bóg: spanie w nocy i czuwanie za dnia. Tak prosta a zarazem tajemnicza w swojej głębi pielęgnacja słowa rozwijającego w nas Królestwo Boże.

Nasze życie, my sami jesteśmy polem zasianym przez słowo Boga i ludzi. Serce, duch, myśli i uczucia potrzebują Słowa Pana aby wzrastał Boży człowiek pragnący Jego Królestwa. Zmagamy się z e Słowem Bożym odczuwając, jakbyśmy tracili czas i siły, a nawet życie. Tymczasem odkrywamy, że utrata życia, jego tracenie jest odczuciem nieprawdziwym. Umieranie bowiem, słabnięcie wewnętrzne człowieka, nasza niemoc staje się znakiem rodzenia się w nas nowego życia będącego skutkiem zgody na obumieranie w Słowie.

Z tego co małe powstaje wielkie, mocą Słowa. Z tego co słabe rodzi się silne; z tego co brudne wyłania się piękne i silne. Małe ziarno wyrosło do wielkości krzewu o potężnych gałęziach. W gałęziach (Królestwa Bożego) chronić się mogą ptaki (wszyscy ludzie).

Jezus jest małym i słabym ziarnem. Kiedy zostaje przyjęty przez człowieka, rozwija się w nim. Skuteczność i wielkość zależna jest w życiu duchowym od umiejętności przyjęcia tego co małe i słabe. Obumieramy, przyjmując małe i słabe Słowo Boże, oddajemy życie w Jego ręce. On może się w nas rozrastać, gdy własną słabość przeżywać będziemy z otwartością i szczerością przed Nim.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

32. Miłość przebłagalna

Zbyt mało uwzględnia się w dzisiejszej teologii i życiu duchowym, że Miłość Chrystusa względem Boga i względem człowieka ma charakter przebłagalny. Święty Jan w swoim pierwszym liście mocno podkreśla, że Bóg nas umiłował i wyrazem tego umiłowania jest to, że „posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy” (4,10). Chrystus, wychodząc naprzeciw człowiekowi w jego sytuacji grzeszności, nie tylko poucza człowieka o właściwej drodze i daje przykład odnowionego życia, ale sam staje się ofiarą, aby za ten grzech, który obraża Ojca, dokonać dzieła przebłagania. Oznacza to przede wszystkim, że przyjmuje na siebie dramat grzechu, który dokonał zburzenia relacji z Bogiem i z ludźmi, i w sobie dokonuje odbudowania sprawiedliwości w tych relacjach. Przebłaganie to wprowadzenie na mocy złożonej ofiary nowego ładu w relacjach z Bogiem i ludźmi, który może być także nazwany ładem serca, który objawił się najpierw w Sercu Jezusa.

Odnowić pamięć o Bożej Miłości to na nowo uświadomić sobie, za jak wielką cenę zostaliśmy nabyci na nową własność dla Boga. Wyrastamy z Chrystusowego Serca, które nie oszczędza siebie, ale wydaje się na ofiarę z powodu naszego grzechu, staje się „przebłaganiem za nasze grzechy”. Dlatego czciciel Chrystusowego Serca staje się coraz bardziej wrażliwy na grzech w sobie i w świecie.
________
Modlitwa:

Kłaniam Ci się, Najświętsze mego Jezusa Serce, Źródło żywe nas ożywiające do żywota wiecznego. Skarbie Boga mego, ogniu gorejący Boskiej ku nam Miłości, Ty jesteś Miejscem odpoczynku mego, Tyś Ucieczką moją. O mój ukochany Jezu, Twego Serca ognistą Miłością zapal serce moje oziębłe i martwe w miłości ku Tobie. Udzielaj mi z Niego łask, których jesteś źródłem, a szczególnie żeby serce moje było zjednoczone z Twoim, wola Twoja żeby była moją, a wola moja żeby się zgadzała z Twoją. Niech Twoja wola najświętsza będzie prawidłem wszystkich spraw w całym życiu moim. Amen.


ks. prof. Janusz Królikowski

avatar użytkownika intix

34. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Jego zabrali

Sobota, 31 stycznia 2015 roku
Św. Jana Bosko

Marek 4,35-41

Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: Przeprawmy się na drugą stronę. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: Milcz, ucisz się!. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary? Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?


„Przeprawmy się na drugą stronę”. Pozostawili spokój domowego zacisza i wypłynęli. Zatrzymuje mnie myśl o dwóch brzegach. Dlaczego płyną z jednego brzegu na drugi? Jaką koniecznością powodowana jest przeprawa o wieczornej porze? Jezus niczego uczniom nie wyjaśnia. Pozostają z niewiadomą w ciemności nocy i Nauczycielem. Są w łodzi razem. Jezus chce byśmy byli blisko z innymi ludźmi i z Nim, ponadto wchodzili w tajemnicę nocy określonych wydarzeń. Blisko przez silne więzi, trwałe przyjaźnie będące szkołą ludzkiego dojrzewania i życia. Łódź jest miejscem zapewniającym bezpieczeństwo, gdy wokół nas panoszy się zło. Można postrzegać łódź jako miejsce w którym siedzimy, którego bardzo mocno się trzymamy, ponieważ daje nam ono poczucie bezpieczeństwa.

Często obawiali się Go pytać. Nie rozumieli tego co mówił i czynił. Tego wieczoru pojawiła się jedna z wielu decyzji Mistrza, o której znaczeniu dla nich, nie byli świadomi. Może uspakajało ich przeświadczenie, że Jezus wie, co czyni.

Pogoda nie sprzyjała na wyprawę przez jezioro. Istotne w tym wydarzeniu nie była pogoda, lecz to, że Jezus wzywa i jest blisko. Poszli za Nim. Skoro wprowadza uczniów w burzę to może znaczyć , że jest ona dla nich lepsza niż jej brak. Wybrał dla nich to co w konsekwencji okazało się środkiem budzącym ich wiarę, skupiającym wokół Jego osoby. Dzięki tej burzy sami uczniowie poczuli się razem bliżej i głębiej. Było to przygotowanie niezwykle korzystne wobec wydarzeń które miały nadejść.

Jezus po całym dniu chciał być blisko uczniów. Decydował o tym co będą robili tego wieczoru. Uczniowie są otwarci. Nie przeczuwają jednak w jakie doświadczenie Nauczyciel ich wprowadzi. Nie wiedzieli co ich spotka, a jednak „poszli za Nim”. Nie możemy też od innych oczekiwać, że dadzą nam pełne poczucie bezpieczeństwa. Tego nikt nie daje, w znaczeniu przeżyć, nawet Jezus. Będąc świadomym jak wielką traumą będzie dla uczniów burza na jeziorze, zabiera ich w nią. Prowadzi w samo centrum niepokoju. Czy uczyniłby tego gdyby nie miał świadomości, że to jest dla nich najlepsze?

Obecność w łodzi życia może obrazować pewną stagnację. Jesteśmy uspokojeni bliskością Jezusa, rodziny, znajomych, którzy w każdej sytuacji są zdolni okazać nam skuteczną pomoc. Jezus za chwilę pokaże w jakim pozornym spokoju żyją uczniowie. Wielka niepewność i poczucie zagrożenia życia opanowało ich w jednej chwili. Jesteśmy małą „łupiną” rzucaną przez żywioły świata, mającą niewiele do powiedzenia również w sprawach będących naszym wielkim pragnieniem. Gdy nie ma w nas świadomości bliskości Boga, nasz strach przed tym czego nie można przewidzieć staje się nie do zniesienia. Odpłynięcie od brzegu, zmaganie się z falami usiłującymi przewrócić i zatopić łódź naszego życia zmusza do pozostawienia tego, co było dotychczas, i zwrócenie się ku temu co nowe, nieplanowane, czego nie jesteśmy zdolni przewidzieć. Nosimy w sobie burze pod powierzchnią każdej z przeżywanych spraw. Warto uświadomić sobie, że burze są częścią drogi wiary, stawania się człowiekiem Bożym, uczniem Jezusa.

Otchłań jeziora Galilejskiego jest symbolem obecności zła. Woda jest obrazem ludzkich udręk i potrzeb, naszych obaw mających swoje źródło w przeświadczeniu, że tracimy grunt pod nogami. Wszędzie tam, gdzie doświadczamy bliskości Jezusa, otrzemy się również o zło. Chrystus wiedział, że nadejdzie sztorm. Pozwolił na to by przyszedł w odpowiednim czasie. Miał świadomość jak bardzo uczniowie będą przerażeni odczuwając realne zagrożenie końca własnego życia. Wicher nadszedł. Wierzący Izraelita postrzegał go, jako opis sądu. Prorocy opisywali wicher jako jedno z niszczycielski narzędzi Bożego sądu nad nieprawymi. W Księdze Przysłów czytamy „Gdy wicher (nieszczęście) zawieje, nie ma już grzesznika” (10,25). Nieszczęście, wicher skłaniają do opamiętania się, ludzkiego zwrotu w stronę tego, który jedynie niesie ocalenie. Traumatyczne przeżycie sprawia, że coś w nas umiera, odchodzi, żyje tylko część z nas. Uczymy się w taki sposób nowego patrzenia. W takich sytuacjach jesteśmy zdolni zmienić nasz dotychczasowy sposób życia. To, co boli czasem może czegoś ważnego nauczyć, rozjaśnić nową drogę, którą od tej chwili trzeba nam będzie iść. Nieszczęście jest bolesną szkołą. Odniesienie do Boga w takich chwilach staje się jedynym ratunkiem przed utratą nadziei.

Jezus obudził uczniów. Nam się często wydaje, że to Jezus śpi, a tymczasem sprawa ma się zupełnie inaczej. To my śpimy i projektujemy taki stan ducha na Niego. Jezus czeka, aby człowiek odważył się do Niego podejść i pozwolił się przebudzić. Przebudził ich strach będący łaską Pana. Strach spowodował, że przypomnieli sobie o Mistrzu, zobaczyli Go w tyle łodzi, uczynili „krok” w Jego stronę. Zarówno sztorm jak i strach uczniów jest wielkim darem Jezusa stanowiącym metodę wychowania uczniów do wiary. Jego obecność była niezwykle pożyteczna.

Bez burz, nawałnic nie wzrastamy. Gdy sztorm był daleko, niebezpieczeństwo nie dotyczyło uczniów, Jezus nie uczestniczył w ich zmaganiu. Trudzili się sami. Zostali przymuszeni do zwrócenia się w stronę Nauczyciela, sytuacją wielkiego poczucia bezradności i bezsiły.

Jezus dopuszcza nasze wejście w beznadziejność nie po to, aby nas złamać, pokazać nam naszą ludzką bezradność, lecz w tym celu, aby nasza nadzieja stała się niezłomna. To jest Jego sposób na pokonywanie w nas poczucia beznadziejności.

Gdzie kończy się liczenie człowieka na samego siebie, tam może być początek nadziei, oczekiwanie Bożego wsparcia. Gdy wszystko nam się nie układa trzeba budzić Pana w sobie, trzeba do Niego krzyczeć i ufać. Jezus jest w sytuacji podobnej do naszej. Ojciec nie ingerował gdy On na krzyżu umierał. Był z Nim, lecz nie uchronił Go od męki i śmierci okrutnej, haniebnej, nieludzkiej. Ojciec w niebie zgadza się na to, aby Syn „nie otrzymał pomocy”. Można odnieść wrażenie, że Ojciec w niebie śpi. Jezus wstaje. Przeciwstawia się burzy, wichrom i falom. Osłania sobą uczniów, osłania ich przed złymi mocami. Wypowiada te same słowa wobec fal i nawałnicy, które kierował w stronę złego ducha, gdy go wypędzał z człowieka. Jezus egzorcyzmuje nawałnicę.

Odpowiedzią na lęk jest nadzieja.

„Czemu tak bojaźliwi jesteście?”. Dlaczego mieliby się nie bać? Taka sytuacja wywołuje w człowieku uzasadniony lęk. Pragnienie życia jest w nas wielką siłą. Czy jest to brak wiary? Czy człowiek, który wierzy, jest wolny od lęku? Czy lęk to nie ludzka normalność, w której przeżywamy wiarę, nadzieję i miłość? Nie sposób, aby nie było w nas lęku. O jakiej wierze mówimy? Doskonałej? Reakcja uczniów była postawą wiary. Niektórzy tłumaczą, że zostali zmuszeni do takiej postawy. Byli ludźmi twardymi, znającymi się na morskim rzemiośle. Nie potrzebowali pouczeń Mistrza, jak sobie radzić w takich chwilach jak burza, nawałnica, wicher. Sytuacja ich przerastała. Ona nie była podobna do żadnej innej jaką przeżyli. Nie należy bać się tego, że jestem słaby. Słabość ujawniamy przed Panem. On ją rozumie jako brak wiary.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

36. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Opętany przez ducha nieczystego

Niedziela, 1 lutego 2015 roku
IV Niedziela Zwykła

Marek 1,21-28

Przyszli do Kafarnaum. Zaraz w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie. Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży. Lecz Jezus rozkazał mu surowo: Milcz i wyjdź z niego! Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego. A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne. I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.


To, co nieczyste, jest zawsze w miejscu centralnym życia człowieka. Dlatego człowiek nie ma siły, pragnienia do słuchania słowa Bożego. Duch nieczysty krzyczał. Jezus mówił spokojnie, łagodnie, ale i z mocą. Nieczystość usiłuje być piękna, atrakcyjna, pociągająca. Pokazuje słowo Boże, jako nieciekawe, nudne, już znane, nużące, nic nowego niewnoszące. Gdy czytam słowa Jezusa i je rozważam, sam Pan mówi temu wszystkiemu, co we mnie nieczyste: "Milcz i wyjdź z niego!" Nie można interesować się tym, co nieczyste, a równocześnie chcieć utrzymywać żywą relację z Jezusem.

Potrzeba słuchać słowa Bożego, choćby myśli i odczucia pojawiające się we mnie mówiły, że to strata czasu. Gdy "tracimy czas" na rozważanie słowa Bożego, Jezus wyrzuca złe myśli i takie same pragnienia z centrum mojego życia.

"Milcz i wyjdź z niego". Nieczystość kłamie, pozbawia spokoju. Człowiek pod wpływem złego krzyczał, odczuwał zagrożenie, postrzegał Jezusa, jako tego, który działa przeciwko niemu, na jego zgubę. Może tego nie wiemy, że ktoś myśli za nas, odczuwa za nas, manipuluje nami. Dlatego Jezus mówi do złego: "Milcz!" Czemu chciałbym powiedzieć w sobie: "milcz"?. W ten sposób może skutecznie powiedzieć tylko Pan. Kontemplując słowa Jezusa rozeznajemy to, co jest w nas nieczyste. Więcej chcemy, aby Jezus to zabrał.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>Świętość Boga i podłość diabła – IV Ndz. Zw. (B) - ks. Michał Olszewski SCJ

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika michael

37. Witaj intix.

Może tego nie wiem, że ktoś myśli za mnie, odczuwa za mnie, manipuluje mną. Kontemplując słowa Jezusa rozeznaję to, co jest we mnie nieczyste. Więcej, chcę, aby Jezus to zabrał.
Dlatego słucham Słowa Bożego, biorę sobie Słowo Boże do serca i rozważam Jego przesłanie, skierowane do nas wszystkich.

A Tobie intix dziękuję...  

avatar użytkownika intix

38. Miłość wynagradzająca

W kult Najświętszego Serca Jezusa od samego początku wpisana jest praktyka wynagrodzenia. Wynagrodzenie ściśle łączy się ze wspomnianym wcześniej przebłaganiem. Oznacza ono uznanie w grzechu dokonującej się obrazy Boga, której cenę mógł zapłacić tylko Syn Boży, który stał się człowiekiem, a więc Bóg-Człowiek. Przebłaganie dokonane przez Chrystusa przez złożenie ofiary oznacza naprawienie zburzonych relacji między człowiekiem i Bogiem oraz między człowiekiem i jego braćmi. Wynagrodzenie idzie jeszcze dalej. Zmierza ono do tego, by sprawiedliwość nieustannie dojrzewała w miłości, stając się harmonijną całością. Dlatego też Chrystus uzdalnia człowieka, którego grzech został przebłagany, do nowego życia, do pełnej miłości, do życia nowym prawem. Serce Chrystusa, które miłuje, pragnie coraz większej miłości, miłości uporządkowanej w świetle Jego Ofiary i Jego wydania się do końca dla człowieka. I to jest wynagrodzenie, którym żyje miłujące Serce Jezusa.

Odnowić pamięć o Bożej Miłości oznacza wejść na drogę miłości wynagradzającej, to znaczy takiej, które zdaje sobie sprawę z grzechu własnego i innych. Nie zatrzymuje się jednak na tej świadomości – idzie dalej, żyjąc według nowego porządku, którego celem jest coraz większa miłość, która jako jedyna jest w stanie zakryć wielość grzechów i ich wielkość, a tym samym budować nową harmonię świętości.

Modlitwa:

Przed oczy Twoje, Panie, przychodzę mizerny i staję niegodny, ale inaczej nie śmiałbym się stawić przed Ciebie, tylko mając między sobą i Tobą, Ojcze Przedwieczny, wcielonego Syna Twego Serce, aby mnie zasłaniało od winy i kary przed Tobą za całe życie moje na grzechach niezliczonych i marnościach strawione. Wejrzyj tedy, Panie, pokornie upraszam, nim na mnie, Najświętszy Ojcze, Twoje obrócisz spojrzenie, wejrzyj na Syna Twego Najświętsze Serce, Tobie i mnie najmilsze, które między mną niegodnym i Tobą, Twórcą, moim Bogiem, stawiam, a dla niego zgładź wszystkie nieprawości moje, za które serdecznie żałuję i postanawiam zupełną życia mego poprawę. Amen.

ks. prof. Janusz Królikowski

avatar użytkownika intix

39. Witaj michael...:)

Nie będę ukrywać... nawet nie wiesz jaka radość w moim sercu... kiedy zobaczyłam, że jesteś... że Ziarno Słowa Bożego przyjmujesz do Serca...:)
Bogu niech będą dzięki...
Myślałam o tym czy jeszcze coś wyjawić... i...
tak, powiem o tym... nie tak dawno w Liście Adwentowym do Pana Jezusa pisałam:
Spotykam Cię, Panie Jezu Chryste... dnia każdego...
W Znakach Twoich... na mego życia drodze…
W oczach i w sercu człowieka napotkanego…


i kolejny raz przyszedł do mnie Pan wraz z Tobą...
Nie dalej jak wczoraj rozmawiałam z bliską mi Osobą, że ostatnio chyba za dużo jest wpisów na temat Wiary Naszej... że być może trzeba je ograniczyć...
Tuż po tej rozmowie... Ty przychodzisz i Swój ślad zostawiasz...:)
Ze wzruszeniem... odebrałam to jako Znak... jakby przysłał Cię nasz Pan...  z odpowiedzią na moje wcześniejsze rozmowy o ograniczeniu wpisów...
Dziękuję Panu Bogu... dziękuję i Tobie...

Michael... zostawiłeś też Swój ślad
w wigilię dzisiejszego Święta... które jest wspomnieniem dnia,
w którym wraz z Józefem, Maryja - Matka Światłości... do świątyni Ofiarowała
Dzieciątko Jezus - Odkupiciela i Zbawiciela świata...
a będący w świątyni Symeon wziął Jezusa na ręce i zawołał:
"Teraz puszczasz, Panie, sługę Twego w pokoju, według słowa Twego. Gdyż oczy moje oglądały zbawienie Twoje, które zgotowałeś przed oblicznością wszystkich narodów: Światłość na objawienie pogan i chwałę ludu Twego Izraelskiego" (Łuk. 2,29-32).

To też nie jest przypadek...

W tej naszej dzisiejszej rozmowie pozwolę sobie gorąco polecić Wszystkim zainteresowanym, którzy tu wraz z nami:

>Władzę nad ŚMIERCIĄ dzierży Chrystus!

Zaśpiewajmy też wspólnie Temu, Który JEST Miłością...
Który JEST Światłością świata...
Który JEST Życiem dla nas...
i...
Szczęść Boże...!  także Wszystkim, którzy wraz z nami...

avatar użytkownika intix

40. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Nie rozstawała się ze świątynią

Poniedziałek, 2 lutego 2015 roku
>Ofiarowanie Pańskie

>Dzień Życia Konsekrowanego

Łukasz 2,22-40


Gdy potem upłynęły dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, przynieśli Je do Jerozolimy, aby Je przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu. Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego. A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił: "Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela". A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: "Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu". Była tam również prorokini Anna, córka Fanuela z pokolenia Asera, bardzo podeszła w latach. Od swego panieństwa siedem lat żyła z mężem i pozostała wdową. Liczyła już osiemdziesiąty czwarty rok życia. Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą. Przyszedłszy w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy. A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta – Nazaret. Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.


Nieczystość jest tym, co oddziela człowieka od Boga. Oczyszczenie umożliwia powrót do jedności z Nim. Dzisiejsza Ewangelia łączy ofiarowanie Jezusa w świątyni z oczyszczeniem Maryi. "Oczyszczenie" odnosi się do Matki. Maryja dopiero po czterdziestu dniach mogła pojawić się z Dzieciątkiem w świątyni, dokonując najpierw oczyszczenia przez zanurzenie się. Oczyszczenie polegało na zanurzeniu się, na obmyciu. Jan Chrzciciel był tym, który zanurzał.

Czy Maryja potrzebowała oczyszczenia? Maryja jest nieskalana. Nie ma piękna większego niż to, które daje czystość. Drogą do upadku człowieka było zbrudzenie kobiety nieposłuszeństwem. Drogą przyjścia Syna Człowieczego (absolutnej czystości) jest doskonałe oczyszczenie serca Kobiety. Oddanie się Maryi, prowadzi człowieka do czystości. Ona podnosi z grzechu. Maryja poddaje się działaniu Ducha Świętego, który oczyszcza i odnawia.

"Pośrodku świata Bóg oświetlił nieskończenie czystym światłem cząstkę tego ciała, cząstkę tej gliny, w którą nie obawiał się tchnąć tchnienia życia. Bóg zachował pośród tej gliny skrawek czystego piasku, niezdeptanego, aby mógł na nim postawić stopę Jego Syn/…/, dzięki której cała ludzkość może powrócić do swej pierwotnej świętości /…/. Maryja Niepokalana jest nadzieją naszego powrotu do stanu nieskalaności" (Brat Efraim).

Maryja słucha i rozważa w sercu. To, co usłyszała podczas ofiarowania Syna było umocnieniem na ból, który pojawił się wraz z nim. Ofiarowanie zawsze łączy się z cierpieniem. Maryja oddała Ojcu swoje i Jego Dziecko, Miłość nieba i ziemi. Ofiarowanie to tracenie tego, co jest człowiekowi bliskie, kochane, niezwykle ważne. Tracenie dokonuje się przed Bogiem i ze względu na Niego. Dlatego takie tracenie jest miłością. I owo tracenie jest równocześnie zyskaniem więcej, niż dajemy. Bóg Ojciec przyjmuje Syna i oddaje Go "na nowo" w ręce Maryi. Ofiarowanie jest aktem zaufania Boga w stosunku do człowieka.

Maryja składa Syna w ofierze z miłości do Niego. Kochając jesteśmy zdolni do dania wszystkiego, co ważne, bardzo cenne i bliskie sercu. Ofiarowanie nie istnieje bez miłości Boga i miłości człowieka. W nim Bóg daje siebie człowiekowi, a człowiek oddaje siebie w ręce Boga. Czy jest piękniejszy akt, który wyrażałby prawdę o istocie miłości?

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

41. Miłość obdarowująca

Mówiąc o sercu, niemal intuicyjnie przychodzi nam na myśl pytanie o to, w czym i jak się ono wyraża. Serce kojarzy się nam często z darami, których jest źródłem i siłą sprawczą. W tym znaczeniu mówimy o sercu otwartym lub zamkniętym.

W całej tradycji kultu Najświętszego Serca Jezusowego mamy bardzo wyraźnie ukazane i podkreślone, że jest to Serce obdarowujące, ponieważ jest pełne dobroci. Miłość Boża wyraża się w darach, które stały się udziałem człowieka za pośrednictwem Chrystusa, który otwarł dla człowieka Boskie Serce.

Mówiąc o obdarowaniu, które zawdzięczamy Sercu Jezusa, najczęściej zwraca się uwagę na dwa najważniejsze i największe Jego Dary, a mianowicie na Eucharystię i na Maryję. W Eucharystii – Sakramencie Miłości – otrzymaliśmy samo bijące Serce Jezusa, które nam się daje do spożycia – w Komunii Świętej przyjmujemy bijące Miłością Serce Zbawiciela. Dlatego też prawomocnie mówimy o Eucharystycznym Sercu Chrystusa i jako takie Je czcimy. Darem Chrystusowym jest także Maryja, Jego Matka, Matka Jego Najświętszego Serca. To Ona jest dla nas jakby przedłużeniem bijącego Serca Chrystusowego, wstawiając się za nami i towarzysząc nam na drogach wiary.

Odnowić pamięć o Bożej Miłości bijącej z Serca Jezusa to ożywić w sobie dziękczynienie za obdarowanie, którego stale doświadczamy – to uświadomić sobie, że żyjemy z darów, które Chrystus nam wysłużył i które stale spływają na nas z Jego Serca. To także z ufnością przyjmować wszelkie dary, którymi nas obdarowuje ze względu na nasze zbawienie.

Modlitwa:

Mój czci najgodniejszy Jezu, nie odrzucaj nikogo od siebie, który otwierasz Najświętsze Serce Twoje wszystkim grzesznikom skruszonym i upokorzonym, okaż Miłosierdzie wszystkim, którzy wzywają Twojego Świętego Imienia. Wysłuchaj łaskawie pokorne prośby wszystkich sług Twoich, którzy Cię wielbią i pragną szczerze czcić w duchu i w prawdzie na całej ziemi, aby mieli szczególniejsze uczestnictwo w Twoim Miłosierdziu oraz zostali obdarzeni Twoimi łaskami, który żyjesz i królujesz z Bogiem Ojcem w jedności Ducha Świętego po wszystkie wieki wieków.


ks. prof. Janusz Królikowski

***
Amen.

avatar użytkownika intix

42. Miłość łaskawa

Miłość Boża płonąca żarliwie w Sercu Jezusa jawi się w najwyższym stopniu jako Miłość łaskawa. Oznacza to przede wszystkim, że Jej szczególne zwracanie się do człowieka urzeczywistnia się za pośrednictwem łaski. Łaska jest to darmowe udzielanie się Boga człowiekowi i przekazywanie mu Jego życia, dzięki któremu człowiek zyskuje udział w naturze Bożej oraz otrzymuje zdolność prowadzenia nowego życia opartego na wierze, nadziei i miłości.

Wspomnieliśmy już w naszych rozważaniach o darach, których z Miłości udziela ludziom Serce Jezusa. Wspomniane dary: Eucharystia i Maryja są dane człowiekowi po to, aby za ich pośrednictwem łaska Boża stawała się „zasadą”, a poniekąd po prostu „ojczyzną” życia wierzącego. Tylko na gruncie łaski może narodzić się nowe życie i pełne zbawienie, których szuka i do których dąży wierzący. Tylko w mocy łaski wierzący może osiągnąć życie wieczne.

Najświętsze Serce Jezusa, które płonie Miłością, jest Sercem, którego promieniami jest podnosząca, przemieniająca i zwycięska łaska skierowana do człowieka. Serce Jezusa jest więc Sercem łaskawym i ułaskawiającym i właściwie jako takie Je czcimy, gdy staramy się z Nim zjednoczyć we wspólnocie życia i wzajemności uczuć.

Kult Najświętszego Serca Jezusa jest tak bardzo ważny i owocny w Kościele, ponieważ właściwie biorąc, chodzi w nim o ciągłe odnawianie w sobie życia i doświadczenia łaski Bożej, czyli chodzi w nim o samego Boga w relacji do człowieka.

Otwarcie się na gruncie pokory i pokuty za grzechy na te promienie łaski płynącej z Serca Jezusa powinno stawać się stałym celem ludzkiego życia. Z tej racji szukając odnowienia w sobie Miłości Bożej, uznajemy, że to odnowienie może dokonać się tylko na mocy łaski Bożej, która jest źródłem autentycznej miłości w życiu chrześcijańskim, i że życie w łasce jest miarą autentyczności tego odnawiania miłości.

Modlitwa:

O Serce uwielbione Boga i Zbawiciela mojego, oto korzę się przed Tobą z najgłębszym uszanowaniem, z najwyższą boleścią i z najgorętszą miłością, jaką mogę wzbudzić w mojej duszy. Przychodzę złożyć Ci przeproszenie za tych, którzy nie chcą w Ciebie uwierzyć, za wszystkich grzeszników, którzy nie boją się Ciebie przyjmować kamiennym sercem, i za tyle serc słabych i nikczemnych, które ośmielają się przystępować do Twego ołtarza bez przygotowania, bez zapału i bez żadnych dla siebie owoców. O Najświętsze Serce Jezusa, chcę jednak najpierw opłakiwać własne przewinienia i przepraszam Cię najserdeczniej za wszystkie zaniedbania w zbliżaniu się do Ciebie, za Komunie Święte przyjęte ozięble i z przyzwyczajenia, za te wszystkie Komunie Święte, których łaska stała się we mnie niepłodna, za brak uszanowania Twojej obecności, a w końcu za moją niewdzięczność i niewierność, która przejmuje mnie bólem i za którą błagam pokornie o przebaczenie. Amen.

ks. prof. Janusz Królikowski

avatar użytkownika intix

43. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


a także:

Twoja wiara cię ocaliła

Wtorek, 3 lutego 2015 roku
Św. Błażeja

Marek 5,21-43

Gdy Jezus przeprawił się z powrotem w łodzi na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd na Niego napierał. A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc przyszła od tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości. A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: Kto się dotknął mojego płaszcza? Odpowiedzieli Mu uczniowie: Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto się Mnie dotknął. On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości!. Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela? Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: Nie bój się, wierz tylko!. I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego. Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia, wszedł i rzekł do nich: Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi. I wyśmiewali Go. Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: Talitha kum, to znaczy: "Dziewczynko, mówię ci, wstań!" Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.


Cierpiała na krwotok. Opis ewangeliczny wskazuje na to, jakby miała menstruacyjne krwawienie przez cały miesiąc. Sprawiało to, że była w stanie ciągłej nieczystości, według przepisów Prawa. Ogromne utrudzenie fizyczne i psychiczne. Miało to bezpośredni wpływ na jej życie religijne i relacje z członkami wspólnoty wiary, chcącej być w zgodzie z przepisami Prawa o czystości. Gdy dotykała kogokolwiek (lub jego szat), człowiek ten stawał się rytualnie nieczysty do końca dnia. Ponieważ była w stanie uczynić wiele osób nieczystymi, powinna unikać sytuacji, gdzie ludzie stanowili zwarty tłum. Ci, którzy nauczali w Izraelu szczególnie unikali kontaktu z kobietami, aby nie popaść w nieczystość.

Ponieważ nie mogła nikogo dotykać, a także być dotykana przez drugiego człowieka prawdopodobnie nie była zamężna. Możliwa jest i taka wersja, że została oddalona przez męża będąc w związku małżeńskim, z racji permanentnego życia w nieczystości. Kobieta żyła na marginesie żydowskiego społeczeństwa.

Choroba może wprowadzić w uzależnienie. Najpierw chcemy się z niej wyzwolić, a z czasem już nie wierzymy, że ktokolwiek i cokolwiek może nam w tym pomóc. Można się uzależnić od choroby. Z czasem nie wyobrażamy sobie życia bez niej, bez brania lekarstw, chodzenia na wizyty lekarskie, kontrole, spotykania znajomych i ciągłego opowiadania o własnym samopoczuciu, dolegliwościach i tym, że nic się nie zmienia na lepsze.

Kobieta mimo upływu lat i braku postępu w leczeniu nie rezygnuje z walki o samą siebie. Tu nie chodzi wyłącznie o zdrowie, lecz o jej miejsce pośród innych, o poczucie godności i szacunku, bycie w relacji z innymi, spotykanie ich i bycie w bliskości bez obawy, że ktoś z przerażeniem będzie się od niej odsuwał obawiając się popadnięcia w nieczystość. Co zrobić z własnym cierpieniem? W jaki sposób cierpieć? Brat Efraim proponuje następujące rozwiązanie: Kobieta przesuwa czas spotkań z ludźmi, wchodząc świadomie i zdecydowanie na drogę pełnej komunikacji z Jezusem. Chce żyć i cieszyć się życiem. Nie chce przemykać pośród innych jak „żyjący trup”. Marzy o patrzeniu na innych bez lęku, z zatrzymaniem się przed nimi. Tak wiele chciałaby im powiedzieć. Tymczasem dostrzegała ich spojrzenia przeniknięte strachem i uśmiechem zastygłym na przerażonej twarzy.

Mamy dość stanu własnej nieczystości, a tym samym życia pozornego. Zdrowie innych jest zazdrością, ale i wyzwaniem. Nieczystość okazuje się być nie tylko bólem, lecz i powołaniem do życia odpowiedzialnego, czystego, połączonego z odkrywaniem własnej tożsamości dziecka, ucznia, przyjaciela Jezusa Chrystusa.

Niekiedy wydaje się, że nic nas nie łączy. Wszyscy jesteśmy chorzy i w jakimś sensie umarli, a tym samym potrzebujemy uzdrowienia, wskrzeszenia. Potrzeba w tych naszych bolączkach przejścia przez próbę, ponieważ uzdrowienie, albo ożywienie tego, co w człowieku umarło, domaga się wyjścia naprzeciw drugiemu. Może to jest jedną z przyczyn choroby, że nie wychodzimy naprzeciw człowieka i Jezusa. Wyjście naprzeciw drugiego domaga się nade wszystko wyjścia naprzeciw samego siebie. Okazania sobie współczucia, życzliwości i ciepła. Boimy się porażki, braku dostatecznego rozeznania sytuacji. Największą przeszkodą w wychodzeniu naprzeciw okazuje się człowiek, który zawiódł nasze zaufanie. W tej sytuacji, jeśli wszyscy wokół mówią mi, że nie warto, że zawiedzie mnie kolejny raz, powinienem wyjść naprzeciw niego dla samego siebie. Nasze zdrowienie dokonuje się również w relacji z tymi, którzy zawiedli nasze zaufanie. Odzyskujemy samych siebie w tych spotkaniach.

W utracie zaufania do drugiego dosięgamy dna naszych uczuć. Zagubienie, złość, odczucie, że kolejny raz okazałem się naiwny wprowadza w dystans do człowieka, a tym samym pogłębienie mojego problemu, będącego czynnikiem hamującym w wychodzeniu naprzeciw tym, którzy zawsze byli lojalni. Kobieta z Ewangelii, decydująca o wyjściu naprzeciw Jezusa miała za sobą mnóstwo porażek nagromadzonych przez lata. Doświadczenie frustracji, złości, niepohamowanego gniewu mogło ją załamać. Równocześnie jest w niej siła, ponieważ przez całe swoje życie wiedziała, czego chce i konsekwentnie dążyła do osiągnięcia przez siebie wytyczonego celu. Jej chcenie odnosiło się do ludzi. Lecz człowiek nosi w sobie ograniczenia w okazywaniu pomocy, odzyskiwaniu sił i zdrowia. Przychodzi chwila, kiedy człowiek nam nie wystarcza. Bolą nas jego ograniczenia, ale wraz z nimi odkrywamy, że jest ktoś, kto może nam pomóc dotychczas pomijany, z racji naszego całkowitego zawierzenia ludziom. Moment kluczowy dla wiary i zdrowia. Wymaga on umieszczenia naszych myśli i odczuć, wyobraźni i pragnień w innym wymiarze, jakim jest sfera życia duchowego.

Mogę być zdrowy wówczas, gdy uwierzę Jezusowi. Moje zaufanie do ludzi uwzględnia to, że człowiek zawodzi. Nie mogę jednak pozbawiać go szansy relacji, wyjścia naprzeciw niego tak, jak Bóg nieustannie wychodzi naprzeciw mnie. Noszą w sobie zmagania, które doprowadzają ich Z tego wynika podstawowa sprawa, jaką jest konieczność zaufania do samego siebie. Uporządkowanie spraw wiary wynika w dużym stopniu z właściwego odniesienia do ludzi. Naprawdę łączy to, że ja komuś wierzę, o kimś życzliwie myślę, nie przechowuję w sercu uczuć niechęci do kogokolwiek. To właśnie choroba tak człowieka potrafi wykańczać, że nie ma on siły, aby się bronić, tworząc w sobie postawy: niechęci, zazdrości, obrażania się.

Naprawdę łączy to, że ja komuś wierzę. Jeśli nie wierzę, to wówczas choruję. Moje wyjście z choroby jest równoznaczne z powrotem do wierzenia. Naprawdę łączy ludzi to, gdy sobie wzajemnie wierzą. Jesteśmy wspólnotą, jednością na tyle, na ile wierzymy Bogu, nie usiłując pewnych spraw, jakie zachodzą we wspólnocie rozumieć w ludzkich kategoriach myślenia. Wiara daje spojrzenie na rzeczywistość ze strony Boga, a nie człowieka. I to jest zasadnicza trudność w uwierzeniu i przyjęciu przesłania, przychodzącego od Boga, poprzez poszczególne wydarzenia.

Wierzyć, to również patrzeć ponad tym, co umarłe, co wydaje się być bezsensowne. Jeśli coś nie ma sensu to, po co się tym zajmować. Tak potrafimy niekiedy na siebie patrzeć, oceniać i o sobie nawzajem myśleć: jesteś stracony, tobie już nic i nikt nie może pomóc.

Niezwykłe wrażenie odnoszę, widząc Jezusa, który dowiedziawszy się o śmierci dziewczynki, wstaje i idzie. Jest coś, co każe inaczej patrzeć na sprawę. Jest ojciec, który wierzy. Potrzeba by był obok nas ktoś, kto wierzy. Otaczajmy się tymi, którzy wierzą Bogu, pomimo naszej naszego destrukcyjnego życia, wypowiedzi wyrażających się choćby w buncie, czy nienawiści. Jest to, bowiem jakiś rodzaj śmierci duchowej człowieka.

Doprowadzeni do wielkiej bezradności, zaczynamy odkrywać znaczenie prostych gestów. Odkrycie prostoty łączy się albo z cierpieniem, albo z miłością. Musi jednak doświadczyć bezradności i na nią dać przyzwolenie. Z drugiej strony niezbędny jest realizm wiary: człowiek nie może mi pomóc, lecz Jezus Chrystus. Za bardzo stawiamy w naszym życiu na człowieka, jego skuteczność w tworzeniu naszego dobrego samopoczucia. Tak, jakby jego słowo, życzliwe dotknięcie mogło zagoić każdą ranę.

Kobieta cierpiąca podchodzi od tyłu, nie staje na drodze Pana, który bardzo się spieszy, lecz za nim. Idąc za Jezusem, możemy się Go dotknąć, ale tego nie czynimy, ponieważ nie wierzymy, że w tak prosty sposób może przyjść na nas zdrowie. A tymczasem wystarczy dotknąć Pana.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>O NADZIEI szukającej JEZUSA

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

44. Budujmy relację z Bogiem

03.02.2015

Na znaczenie codziennego rozważania Ewangelii, pozwalającego nam zyskać prawdziwą nadzieję, wskazał Papież Franciszek podczas porannej Mszy św. sprawowanej w Domu Świętej Marty.

Ojciec Święty zachęcił, by codziennie choćby 10-15 minut poświęcić na dialog z Bogiem, a nie na oglądanie seriali telewizyjnych czy plotkowanie – podaje Katolicka Agencja Informacyjna.

Nawiązując do pierwszego dzisiejszego czytania z Listu do Hebrajczyków (Hbr 12,1-4), Franciszek podkreślił, że istotą nadziei jest utkwienie wzroku w Jezusie. Zauważył, że bez tego potrafimy może posiadać optymizm, być ludźmi pozytywnymi, ale nadziei uczymy się, spoglądając na Jezusa. Doceniając wartość modlitwy różańcowej czy innych form dialogu z Bogiem, Ojciec Święty wskazał na znaczenie modlitwy kontemplacyjnej, do której konieczne jest wzięcie do ręki Ewangelii.

Papież zauważył, że czytana dziś Ewangelia (Mk 5,21-43) przedstawia Jezusa pośród tłumów. Mowa tam między innymi o kobiecie, która cierpiała na upływ krwi i dotknęła się płaszcza Jezusa. Franciszek podkreślił, że Pan nie tylko słuchał ludu, ale odczuwał bicie serca każdej z otaczających Go osób. Troszczył się o wszystkich i o każdego z osobna.

Podobnie dzieje się, kiedy przełożony synagogi mówi Mu o swej poważnie chorej córce. Wtedy Pan Jezus zostawia wszystko i udaje się do owego domu. Kobiety płaczą, bo dziewczynka nie żyje, ale Pan mówi im, by się uspokoiły, a ludzie Go wyśmiewają. Ojciec Święty zauważył, że w tej scenie można dostrzec cierpliwość Jezusa. A po zmartwychwstaniu dziecka, zamiast powiedzieć: „Bóg zwyciężył”, Jezus polecił im, aby dano jej jeść. Franciszek, komentując, zaznaczył, że Pan Jezus nie traci z pola widzenia drobnych szczegółów.

Wskazał, że kiedy czytamy Ewangelię, musimy wyobrazić sobie siebie w danej scenie, ale także słowa, jakie pragniemy w danym kontekście skierować do Pana Jezusa prosto z serca. W ten sposób wzrasta nasza nadzieja, bo utkwiliśmy nasze spojrzenie w Jezusie – stwierdził Papież. Jednocześnie zachęcił, byśmy narzekając na brak czasu, rezygnowali przede wszystkim z seriali telewizyjnych czy plotkowania o bliźnich.

Franciszek wskazał, że w ten sposób nasze życie chrześcijańskie rozwija się między pamięcią a nadzieją.

– Między pamięcią całej przebytej drogi, wielu łask, jakimi obdarzył nas Pan, oraz nadzieją, spoglądając na Pana, bo tylko On może mnie obdarzyć nadzieją. Aby spoglądać na Pana, aby poznać Pana, weźmy do ręki Ewangelię i podejmijmy tę modlitwę kontemplacji. Na przykład dzisiaj spróbujcie przez 10-15 minut, nie więcej, czytać Ewangelię, uruchomcie wyobraźnię i powiedzcie coś Jezusowi. Nie trzeba nic więcej. W ten sposób lepiej poznacie Jezusa i wzrośnie wasza nadzieja – zakończył swoją homilię Papież.

MPA
Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/wiara-stolica-apostolska/126851,budujmy-relac...

avatar użytkownika intix

45. Miłość wyzwalająca

Nie byłoby pełne nasze spojrzenie na Miłość objawioną przez Chrystusa, gdybyśmy nie dostrzegali, że Jego Miłość, wyrażająca się w Jego łaskawych darach, jest źródłem wolności dla człowieka. Święty Paweł w Liście do Galatów napisał jedno z najwspanialszych zdań zainspirowanych kontemplacją Miłości Chrystusa Ukrzyżowanego:


„Ku wolności wyswobodził nas Chrystus” (5,1).


Apostoł doszedł do takiego wniosku, gdy rozważał wydanie się Chrystusa na Krzyżu i jego znaczenie dla zbawienia każdego człowieka. Jezus dobrowolnie z Miłości wydał się za ludzi, aby udzielić im daru nowego życia, którego istotą jest wolność, czyli skuteczna zdolność wybierania dobra i odrzucania zła, oparta na obdarowaniu łaską.

Syn Boży, stając się człowiekiem, przyjął ludzką wolę, a tym samym dokonał jej uzdrowienia i odkupienia. W ten sposób uzdolnił wolę wierzących w Niego do coraz doskonalszego wybierania na gruncie wiary dobra, czyli do „działania przez miłość” (Ga 5,6).

Serce Jezusa przebite na Krzyżu, w którym wyraziła się Jego dobrowolna Miłość, jest znakiem wyzwolenia, którego dostępuje człowiek, gdy przyjmuje dary płynące z Serca Jezusa. Prawdziwa wolność jest więc możliwa tylko wtedy, gdy człowiek żyje w dogłębnej jedności z Chrystusem, czyli wtedy gdy zanurza się w Jego Ranach, szczególnie w Ranie Jego Serca.

Odnawiając pamięć o Bożej Miłości, odkrywamy, że jest to Miłość wyzwalająca, która udziela się człowiekowi za pośrednictwem przebitego Serca Jezusa. Szukając prawdziwej wolności, która jest znakiem autentycznego człowieczeństwa, potrzebujemy bliskości Najświętszego Serca Jezusa i Jego darów. Do takiego człowieczeństwa przeżywanego w wolności prowadzi nas cześć oddawana Sercu Jezusa i naśladowanie Jego wydania się za nas w Miłości.

Modlitwa:

Boże, któryś Najświętsze Serce Jezusa Chrystusa, Syna Twojego, Pana naszego, dla wiernych Twoich dla niewymownej Miłości Jego, godnym kochania uczynił, pozwól łaskawie tak Je tu na ziemi czcić i miłować, abyśmy przez Nie i z Nim Ciebie miłując od Ciebie i od Niego zasłużyli na wieki być miłowani. Przez tegoż Jezusa Chrystusa, Pana naszego, który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.


ks. prof. Janusz Królikowski

avatar użytkownika intix

46. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Dziwił się ich niedowiarstwu

Środa, 4 lutego 2015 roku
Marek 6,1-6

Wyszedł stamtąd i przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.


Będąc w miejscu świętym, możemy odpowiedzi na pytania nie szukać u Boga, lecz w swoim umyśle lub u innych ludzi. Stawiając pytania, możemy nie oczekiwać na nie odpowiedzi. "Skąd On to ma?" Odkrywając mądrość, niejednokrotnie nie kierujemy się jej przesłaniem inspirującym, otwierającym umysł i serce. "I co za mądrość" Może człowiek pozostać na zachwycie, który nie czyni mądrym, ani lepszym.

Jeśli kogoś znamy w jakimś stopniu, jesteśmy skłonni uważać, że ta osoba, która żyje pośród nas, nie jest w stanie być kimś innym, niż jest. Możliwości są jej takie, a nie inne. Można stawiać pytania i o mądrość się ocierać, a wierzyć tylko temu, co widzę, słyszę i jak dotychczas pewne rzeczy rozumiem. Powątpiewanie jest lekceważeniem tego, co mądre. Jezus czyni cuda na oczach ludzi, a oni nie dowierzają. Można patrzeć, a nie widzieć; słuchać, a nie słyszeć; dotykać i niczego nie odczuwać.

Nasze patrzenie nie ujmuje rzeczywistości takiej, jaką ona jest i słuchanie, nie ogarnia całego piękna, które brzmi wokół nas. Gdy komuś nie ufam, bardzo łatwo będę go lekceważyć. Mieszkańcy Nazaretu uważali, że wiedzą o Jezusie wszystko i naprawdę nie stać Go na rzeczy wyjątkowe. Dla Jezusa był to szczególnie bolesny fakt, ponieważ to byli swoi. Tam dorastał, wśród nich wychowywał się, znał ich.

Nie jest łatwo nawet pytanie sformułować wobec wspólnoty, bo może być ono uważane, albo za niskiego lotu, albo zakrawające na moją przemądrzałość. Trudno sformułować pogląd, myśl, która dla mnie stała się owocem rozmyślania, bo ktoś może rzucić jednoznaczne i bardzo wymowne spojrzenie.

Jezus został poniżony przez swoich. Stawiali pytania i nie czekali na odpowiedź. Nie dali Mu takiej szansy. Nie pytali Jego, lecz siebie i znali już odpowiedź. Nie rozumiejąc tego, co Jezus mówi, nie czyniąc wysiłku, by Jego słowo rozważać, zrezygnowali z Jego mądrości, a poszli za własną, którą Jezus jednoznacznie określił niedowiarstwem.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

47. Miłość oczekująca

Kontemplując Miłość Boga w stosunku do człowieka, trzeba także wyraźnie dostrzec, że jest to Miłość oczekująca. Oczekuje Ona cierpliwie na grzesznika, aby się nawrócił i odzyskał życie Boże, a tym samym wszedł na drogę prowadzącą do Boga. Oczekuje Ona, aby ten, kto się nawraca, podjął następnie dzieło wynagrodzenia, a tym samym drogę naprawy zburzonego porządku miłości, którego stał się przyczyną.

Miłość Boża oczekuje na wzajemność – oczekuje na większą gorliwość tych, którzy idą drogą wiary, gorliwość wyrażaną cnotami, przede wszystkim pokorą i łagodnością. Oczekuje Ona zwłaszcza na gorliwość tych, którzy oddali się szczególnej posłudze w życiu kapłańskim i zakonnym. Miłość Boża w Sercu Jezusa oczekuje na ufne przyjęcie i współodczuwanie z Jego uczuciami i pragnieniami. W całkowicie szczególnym znaczeniu Miłość Chrystusa oczekuje na spotkanie z każdym w chwale, gdzie znajdzie zwieńczenie ludzkie dążenie do świętości. Można powiedzieć, że w Niebie Chrystus oczekuje szczególnie na czcicieli swojego Serca.

Bóg jest więc Bogiem oczekującym na każdego człowieka, a w Sercu Jezusa to oczekiwanie konkretyzuje się na sposób ludzki i staje się wezwaniem zwracającym się symbolicznie do ludzkiej wrażliwości, która – na szczęście – zachowuje jeszcze wrażliwość na mowę serca.

Odnawiając pamięć o Bożej Miłości, nie możemy zapomnieć, że w Sercu Jezusa jest to Miłość oczekująca na każdego z nas, i to w sposób najbardziej osobisty. Ono czeka na mnie! Jego Serce jest w mocnym znaczeniu tego słowa nieustannym oczekiwaniem, aby w końcu stać się mieszkaniem. Czy nasze życie jest odpowiedzią na Chrystusowe oczekiwania? Czy nasze serca są zjednoczone z oczekiwaniami Serca Jezusa?

Modlitwa:

Niech Najświętsze Serce Jezusa, Pana mojego, wszelkiej czci najgodniejsze, będzie błogosławione, chwalone i kochane od wszystkich ludzi w czasie i w wieczności. A wszystko to niech będzie na wieczną cześć i chwałę Ukrzyżowanemu Chrystusowi, którego i mnie samego, i wszystkich tego najdobrotliwszego Pana czcicieli i miłośników powierzam dobroci i Miłosierdziu, na uproszenie sobie trwania w łasce i wiecznego zbawienia. Amen.


ks. prof. Janusz Królikowski

avatar użytkownika intix

50. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Zaczął rozsyłać ich po dwóch

Czwartek, 5 lutego 2015 roku
Św. Agaty

Marek 6,7-13

Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi. I przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. "Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien". I mówił do nich: "Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich". Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.


"Po dwóch", bo nie jest dobrze, kiedy człowiek jest sam. Gdy jest dwóch, to jeden drugiego wspiera. Trzeba mieć oparcie w człowieku, którego również Jezus posyła. "Po dwóch", ponieważ jeden drugiego brzemiona nosi. Oni mogli na siebie liczyć. Potrzeba w pobliżu kogoś, z kim będę jednego ducha i jednej myśli. "Bo gdzie dwaj" w Imię Jezusa, tam On jest. Nie można żyć, pracować, modlić się, cierpieć, płakać, kochać, bez odniesienia do drugiego. Drugi daje możliwość poznania tego, co się teraz ze mną dzieje, jaki jest mój stan ducha, moje dążenia. Wobec drugiego ujawniam swoją otwartość lub zamknięcie, życie lub śmierć, upór lub zdolność do współpracy. Drugi jest dla mnie błogosławieństwem lub przekleństwem, siłą, albo słabością; ujawnia moją mądrość lub głupotę. Odniesienie do drugiego uświadamia mi moje i jego posłanie przez Jezusa.

"Dał im władzę nad duchami nieczystymi". Nie posiadamy władzy nad tym, co nieczyste. Im większa więź z Jezusem, tym większa również władza nad duchami nieczystymi. W im większym stopniu identyfikuję się z Jego misją, tym większa też we mnie siła do pokonania duchów nieczystych. Ta władza była pierwszą ze spraw, umiejętności, jaką Jezus udzielił swoim uczniom. Władza nad nieczystością, to sprawa skuteczności misji. To jest to, co dotyczy wolności człowieka. Każde zniewolenie wewnętrzne ma swoje źródło w nieczystości. Trudno jest cieszyć się nauką Jezusa tym, którzy trwają w innej radości, różnej od tej, którą przynosi i proponuje Jezus. Władza jest dominacją, umiejętnością opanowania, radzenia sobie z czymś, kierowania sobą. Duchami nieczystymi, które żyją we mnie trzeba tak kierować, by pomagały mi w mojej przemianie.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

51. Serce Jezusa szkołą świętości

Najodpowiedniejszym sposobem dokonania tego podsumowania będzie jeszcze krótkie pokazanie, że ten kult jest odpowiedzią na współczesne oczekiwania kościelne i że trzeba udać się do szkoły Najświętszego Serca, aby uczyć się w Nim świętości na miarę naszych czasów.


Szkoła pokory


Przede wszystkim daje się łatwo zauważyć, że świat, w którym żyjemy, jest naznaczony pychą (hybris). Powrócił znowu pogański ideał, który głosi z naciskiem i ślepą upartością: „Nikt i nic ponad człowiekiem”. Przejawów takiego myślenia ideologicznego można by pokazać w naszym świecie kulturowym wystarczająco dużo. Poniekąd jest to najpoważniejsze wyzwanie, z którym musi zmierzyć się dzisiaj Kościół, głosząc swoje zbawcze orędzie.

W tej sytuacji patrzymy więc na Serce Jezusa, o którym On sam powiedział, że jest pokorne. Pokora to nic innego, jak tylko przyznanie absolutnego pierwszeństwa prawdzie, aby nią się kierować i tylko jej się kłaniać. W Jezusie widzimy jednoznacznie ukazaną drogę prawdy, która prowadzi do wolności, a tym samym do zbawienia, które jest pełnią wolności. Święty Jan już na początku swojej Ewangelii, ukazując Wcielenie wiecznego Słowa Bożego, przypomina, iż wraz z Nim przyszła do każdego człowieka „łaska i prawda” (1,17) albo – jak chcą niektóre starożytne wersje tego tekstu – „łaska prawdy”.

Serce Jezusa jest niezmiennie szkołą pokory, która oznacza konsekwentne pierwszeństwo dawane prawdzie. Czciciel Najświętszego Serca Jezusa staje dzisiaj wobec potrzeby życia prawdy oraz budowania „cywilizacji prawdy”, jak podkreślał Papież św. Jan Paweł II w swoim nauczaniu na temat współczesnego znaczenia tego kultu i zadań, jakie na nim spoczywają.


Szkoła dziękczynienia


W dzisiejszej sytuacji duchowej świata daje się niewątpliwie wyraźnie zaznaczać mocny, właściwie wszechobejmujący wpływ techniki na ludzkie myślenie i ludzkie zachowania. Najbardziej niebezpieczne, a nawet „demoniczne” w technice jest to, że pokazuje ona człowiekowi, że wszystko zależy od niego samego, że jego los jest w jego rękach, że jest on jedynym twórcą swojego istnienia. Technika daje człowiekowi przekonanie, że rzeczywiście jest „panem i władcą” świata, jak głosili myśliciele oświeceniowi. Technika w swoim ogólnym przesłaniu zdaje się sprzyjać ateizmowi. Można powiedzieć, że technika jest wyjątkowo mocnym wsparciem dawanym ludzkiej pysze, która mówi, że człowiek sam tworzy prawdę o sobie. A jeśli człowiek decyduje o swojej prawdzie, to w takim razie także to, co jest możliwe technicznie, staje się dozwolone z etycznego punktu widzenia. Prawdopodobnie takie założenie pójdzie jeszcze dalej w swoich konsekwencjach, jeśli człowiek nie ugnie się i nie skłoni przed majestatem prawdy, stwierdzając ulegle, że nie jest jej twórcą.

Sięgnijmy do tajemnicy Serca Jezusa, by zapytać się, w jaki sposób chroni Ono człowieka przed opisaną pokusą. Przede wszystkim w Sercu Jezusa odkrywamy, że prowadzi ono do pojmowania istnienia jako „istnienia zawdzięczanego”, to znaczy pochodzącego od Innego, czyli Boga. Serce Jezusa nie jest autonomiczne, ale jest Sercem, które zostało „utworzone” w łonie Trójcy Świętej oraz w łonie Maryi Dziewicy przez Ducha Świętego. Najprościej mówiąc, wyrasta ono z tajemnicy wiecznego życia Boga Trójcy Przenajświętszej, tego wiecznego życia, które je poprzedza, a stało się obecne i widoczne w świecie za sprawą tajemniczego udziału w tajemnicy wcielenia Maryi Dziewicy, z której Syn Boży przyjął ciało.

Serce Jezusa zawdzięcza swoje istnienie wiecznemu Bogu i Jego Służebnicy. W tajemnicę Serca Jezusa wpisana jest więc wdzięczność wobec Ojca i wobec Matki, która przenika całe Jego istnienie. Z tej też racji czciciel Najświętszego Serca Jezusa powinien w coraz większym stopniu stawać się człowiekiem dziękczynienia za każdy dar boski i każdy dar ludzki, wzrastając coraz bardziej w ewangelicznej cnocie wdzięczności.


Szkoła heroizmu


Świat, w którym żyjemy, zdominowany przez technikę, bardzo często skłania się także do przyjęcia kompromisu ze złem jako stylu życia. Ponieważ wiele ludzkich doświadczeń, zwłaszcza tych związanych z dokonywanymi wyborami, zdaje się zależeć tylko od człowieka, dlatego też idzie się w kierunku arbitralnego decydowania o podejmowanych działaniach, nie licząc się z kwestią dobra jako zasady ludzkich wyborów i wynikających z nich czynów. Obniża się więc wręcz dramatycznie jakość etyczna ludzkiego postępowania.

Jeszcze raz udajmy się do szkoły Najświętszego Serca Jezusa. Widzimy z łatwością, że jest to Serce heroiczne, to znaczy nieznające żadnego kompromisu ze złem. Jego Serce było wewnętrznie zjednoczone z Ojcem, a to zjednoczenie Jezus potwierdzał swoimi wyborami dobra, których nie podporządkował żadnej okoliczności. Do końca pozostał absolutnie posłuszny Miłości i Prawdzie Ojca. Z tej racji Apokalipsa nazwie Jezusa „świadkiem wiernym”, który stał się w swoim życiu „Amen” mówionym do końca i heroicznie Ojcu.

Gdy patrzymy na życie Jezusa, przypominają się słowa Norwida, o autentycznej postawie ludzkiej: „Nie można kłaniać się okolicznościom, ni prawdom kazać, by za drzwiami stały”. Jezus potwierdził całym swoim życiem, że Jego nauczanie z Kazania na Górze, w którym domaga się od swoich wiernych „większej” sprawiedliwości, jest jedyną zasadą prowadzącą do lepszego świata. Ulepszenie świata, którego wszyscy oczekują, domaga się heroizmu w miłości, która przekracza ludzkie rachunki.

Czciciel Najświętszego Serca Jezusa jest wezwany, by w Jego szkole wzrastać w dojrzałym świadectwie, które opiera się nie na jakimś „minimum”, ale zmierza do kierowania się dobrem zawsze i we wszystkim. Nie powinno być dla niego obce słowo „heroizm”, którego bieg świata się domaga i będzie domagał się w jeszcze większym stopniu.

IK
 http://www.naszdziennik.pl/wiara-kosciol-w-polsce/127391,serce-jezusa-szkola-swietosci.html

***
Załączam też:

> LIST APOSTOLSKI INVESTIGABILES DIVINITAS CHRISTI Pawła VI

> BÓG OBJAWIA SWĄ MIŁOŚĆ W SERCU CHRYSTUSA - Jan Paweł II

> Modlitwy do Najświętszego Serca Pana Jezusa

> Cud Miłości...

> Serce...

> Bitwa o polskie serca





avatar użytkownika intix

52. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Chętnie go słuchał

Piątek, 6 lutego 2015 roku
Św. Pawła Miki i Towarzyszy

Marek 6,14-29

Król Herod posłyszał o Nim gdyż Jego imię nabrało rozgłosu, i mówił: "Jan Chrzciciel powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze działają w Nim". Inni zaś mówili: "To jest Eliasz"; jeszcze inni utrzymywali, że to prorok, jak jeden z dawnych proroków. Herod, słysząc to, twierdził: "To Jan, którego ściąć kazałem, zmartwychwstał". Ten bowiem Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu, z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem wypominał Herodowi: "Nie wolno ci mieć żony twego brata". A Herodiada zawzięła się na niego i rada byłaby go zgładzić, lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał. Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym w Galilei. Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: "Proś mię, o co chcesz, a dam ci". Nawet jej przysiągł: "Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa". Ona wyszła i zapytała swą matkę: "O co mam prosić?" Ta odpowiedziała: "O głowę Jana Chrzciciela". Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: "Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela". A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę Jana. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce. Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie.


Człowiek noszący w sercu urazę jest niebezpieczny dla siebie samego, ale jest również zagrożeniem dla innych. Osobą tą była Herodiada. Nie było dla niej zręczne to, co mówił Jan Chrzciciel. Kompromitował ją i Heroda. Jego nauczanie było podważaniem jej obecności w pałacu. Postawa Jana prowadziła do narastania niechęci, a nawet nienawiści w sercu Herodiady. Uraz może przerodzić się w nienawiść. Człowiek szuka wówczas okazji, aby wyrazić swój ból w postaci podstępnej zemsty.

Herod jest człowiekiem ulegającym wpływom. Pozwala sobą manipulować, ponieważ dopuścił, aby rządziły nim najniższe żądze. Nie chcąc zrezygnować z przyjemności nie dostrzega faktu, iż otaczają go ludzie podstępni. Do nich należała zarówno Herodiada jak i jej córka Salome. Ta ostatnia doprowadziła swoim tańcem do ujawnienia się w Herodzie tego, co było dla niego pierwsze. Nie liczył się z ludzkim życiem ani z Bożym prawem. Przestał kierować się rozumem, wiarą i zdrowym rozsądkiem. Zrezygnował z posłuchania Jana Chrzciciela, choć "słuchał go chętnie". Kierowanie się żądzami, dopuszczenie do manipulacji własną osobą, nadmiar wina, zarozumiałość i pycha doprowadziły go do osobistego dramatu.

Herod miał doświadczenie alternatywnej przyjemności. Z jednej strony jej źródłem była obecność Herodiady mieszkającej w pałacu, z drugiej natomiast – słuchanie Jana Chrzciciela. Nieumiejętność dokonywania wyboru między przyjemnościami stała się przyczyną klęski króla. Nie możemy mieć wszystkiego. Konieczne jest opowiedzenie się za taką przyjemnością, która nie pozbawia zdolności panowania nad sobą, opanowania siebie, z drugiej zaś – nie jest przyczyną krzywdzenia kogokolwiek.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>Głos sprzeciwu

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

54. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Byli jak owce nie mające pasterza

Sobota, 7 lutego 2015 roku

Marek 6,30-34


Po swojej pracy apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: "Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco". Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich uprzedzili. Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum i zdjęła Go litość nad nimi; byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać.


Samo bycie z Jezusem jest już odpoczynkiem, zakłada wyciszenie, uwagę skierowaną na Niego. Druga część odpoczynku, to opowiadanie Panu o tym, co się wydarzyło. Potrzeba niekiedy walki duchowej, zmagania się z samym sobą, z oporem myśli, emocji, lenistwa, aby to wszystko co jest w nas, było na tę chwilę dla Boga. Życie duchowe staje się w nas przez to, że mamy czas dla Pana. Jest ono obecnością przed Panem i dzieleniem się tym, co jest naszym życiem, doświadczeniem mocy i słabości.

Uczniowie mówią o tym „co zdziałali i czego nauczali”. Są świadomi, że to wszystko dokonało się przez nich mocą Nauczyciela. Mówiąc o wydarzeniach, wyrażają swoje dziękczynienie. Odpoczynek jest wtedy, kiedy jesteśmy wdzięczni, świadomi wielkich dzieł Boga, które On dokonuje w nas i przez nas.

Czym jest miejsce pustynne, jako propozycja odpoczynku? To czas, w którym ujawnia się nasza wielkość i małość, zło i dobro, pokusy i łaski Pana. Odpoczywamy, kiedy wybieramy to, co służy pokojowi serca. Takie decyzje są intronizacją Jezusa w nas. Odpoczywam wtedy, kiedy Bóg powraca we mnie na miejsce Jemu należne. Dopóki nie jest w miejscu centralnym, dopóki nie jest pierwszym, jestem pozbawiony odpoczynku, doświadczając zamętu.

Jezus przypomina, że w codzienności ważna jest praca, lecz równie ważny jest odpoczynek. Tam, gdzie brakuje odpoczynku, nie przestrzega się troski Boga o człowieka. Zmęczenie wprowadza w niezdolność rozeznawania, a tym samym, w niebezpieczeństwo dokonywania wyborów, które będą pogłębiały stan zmęczenia.

Jezus odczuł litość wobec tych, którzy Go szukali. Dlaczego ci ludzie szukają Pana? Ponieważ odpoczywają słuchając Go i na Niego patrząc. Jezus odczuł litość, a to oznacza, obdarowanie Miłosierdziem tych, którzy przyszli za Nim. Kiedy jest w nas miłosierdzie, odpoczywamy zarówno my, jak i Ci, którzy nas otaczają. Najpiękniejszym źródłem, najbardziej intensywnym, z którego czerpiąc możemy odpocząć, jest bycie miłosiernym w sercu.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>Jakie to miejsce?

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

55. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Wszyscy Cię szukają

Niedziela, 8 lutego 2015 roku
V Niedziela Zwykła

Marek 1,29-39

Zaraz po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę, gorączka ją opuściła. A ona im usługiwała. Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest. Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pospieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: Wszyscy Cię szukają. Lecz On rzekł do nich: Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.


Dom Szymona i Andrzeja na krótki czas, staje się miejscem odpoczynku Jezusa. Człowiek, jego serce, może być miejscem, w którym Jezus odpoczywa. Jest u siebie, gdyż jest w sercu ucznia. Równocześnie w tym domu potrzeba kogoś uzdrowić, kogoś podnieść, pocieszyć. Do uzdrowienia drugiego człowieka potrzebny jest Jezus, ale i człowiek. "Powiedzieli Mu o niej"; "Przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych"

"Jeden drugiego brzemiona noście". To jest mój udział, jeśli angażuję się w uzdrawianie człowieka. Nosić brzemię drugiego, jego choroby, lub trudny charakter, oznacza – nieść tego człowieka. Na czym polega miłość? Jak ona się wyraża w dzisiejszej Ewangelii?: "Powiedzieli Mu"; "przynosili do Niego". Taka ludzka zapobiegliwość, wrażliwość, troska, nigdy nie jest i nie może być nazwana czymś zwyczajnym.

"Wziął na siebie nasze choroby" Jezus bierze na siebie moją chorobę. W moim imieniu walczy ze złymi duchami. Uzdrowienie, miłość łączy się z braniem na siebie tego, co dla drugiego teraz jest za trudne, zbyt ciężkie. Uczniowie nie usiłowali sami zaradzić chorobom i opętaniom. Nieśli tych nieszczęśników, ponieważ wierzyli, że Jezus sobie poradzi. A zaczęliśmy od tego, że Jezus przyszedł do domu uczniów. Gdy Jezusowi pozwalam w sobie odpocząć, jest mi dana prosta wiara. Nie umiem nie mówić o bliskiej, chorej osobie; nie jestem wolny od nalegania, by Pan wyrzucił zło, ze znanej mi osoby.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

> Potęga miłości – w usługiwaniu

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

56. droga @Intix,Twoje Nauczanie i Modlitwa

współgrają z naszymi świeckimi metodami ...przyszedł CZAS Zły...Czas choroby społecznej i politycznej...a MY? my rozpierzchnęliśmy się po polskich drogach i ścieżkach,by nieść światło zagubionym,módl się za nami,módl się ,byśmy dali radę Złu...
droga @Intix,Ty wiesz Wszystko :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

57. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie

Poniedziałek, 9 lutego 2015 roku
Marek 6,53-56


Gdy się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu. Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go poznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych, tam gdzie, jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby choć frędzli u Jego płaszcza mogli się dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.


Jezus "przeprawia się na drugi brzeg", pragnie dotrzeć wszędzie tam, gdzie jest ludzka nędza, bieda, zniewolenie, udręka. Jezus "przybił do brzegu" – jest gotów do wejścia dalej, w głąb ziemi Genezaret; "przybija do brzegu", ale od mieszkańców zależy, czy pozwolą Mu wejść dalej. Nie chce pozostać na brzegu, ale pragnie wejść w głąb, chce przemierzyć cały obszar wewnętrzny człowieka, chce wejść w CAŁĄ przestrzeń ludzkiej psychiki, uczuciowości, ducha. "Jak tylko wyszli z łodzi, tamtejsi mieszkańcy zaraz Go rozpoznali" – kto mieszka w Jezusie, kto Go łaknie, rozpozna Jego przychodzenie. Mieszkańcy Genezaret "rozbiegli się po całej okolicy" – przy Nim, w Jego obecności, trzeba przejść cały wewnętrzny obszar, wszystkie przestrzenie serca, a zwłaszcza te tereny, które są chore, zranione, zainfekowane, trzeba odszukać te miejsca. "Rozbiec się po okolicy', to znaczy – przejść z Jezusem obszar własnego serca, przestrzeń historii życia, przejść także przez nasze relacje z innymi, aby znaleźć i przynieść te rany, które są, które bolą.

"Przynosili do Niego na noszach chorych" – przynosić do Jezusa swoje zranienia, niemoce, choroby, to wszystko co w nas jest obolałe, a także to wszystko, co w innych jest chore, co nie pozwala cieszyć się życiem, relacjami z innymi, pracą, codziennością. "Przynosili wszędzie tam, gdzie, jak słyszeli, przebywał" – są takie miejsca, gdzie Jezus jest szczególnie obecny, miejsca Jego nieustannego "przebywania" – to przede wszystkim Eucharystia, sakrament pojednania, a także Słowo Boże. W te "miejsca" trzeba przynosić swoje znękania i prosić o dotknięcie. Eucharystia, sakrament pojednania, kontemplowanie Słowa Bożego – to "miejsca" szczególnej obecności Pana, TAM On uzdrawia.

"Dokądkolwiek się udawał, czy to do wsi, czy do miast, czy też do osad, kładli chorych na placach…". Obecność Jezusa, czuła i miłująca, wywołuje w człowieku pragnienie odkrycia tego, co najbardziej bolesne, upokarzające, udręczone, chore. "Wsie, miasta, osady" – to te miejsca, które określają nasze życie, nasze relacje, naszą codzienność. Jezus pragnie udać się nawet do "osad", czyli do miejsc najbardziej w nas ukrytych. Wszystkie obszary naszego serca i życia są dla Niego ważne, żadnego nie pomija ani nie bagatelizuje, przez wszystkie chce przejść.

"… kładli chorych na placach…"- ważne jest, aby swoją chorobę wewnętrzną wydobyć z ukrycia, z zamknięcia, z tych miejsc, w których się "zagnieździła". Potrzeba nazwać to, co we mnie jest chore; nazwanie, czyli świadomość swojej choroby jest wstępem do uzdrowienia. Świadomość własnej biedy, niemocy, nieczystości, zagubienia jest błogosławiona, ponieważ rodzi tęsknotę za uwolnieniem, za uleczeniem. "…Prosili Go, aby im pozwolił dotknąć choćby frędzli Jego płaszcza" – im głębsza świadomość choroby, słabości, tym głębsze pragnienie Jezusa, tym większa tęsknota za uzdrowieniem, za doświadczeniem wolności. Tym większe też pragnienie otwartości, szczerości, prostoty, autentyczności. Kto pragnie, doświadcza mocy Jezusa i wierzy, że wystarczy z naszej strony niewiele – "dotknięcie frędzli Jego płaszcza" – czyli poddanie się Jemu, zaufanie, aby zostać uleczonym. Tęsknota za dotknięciem jest tęsknotą za bliskością, tą bliskością, która leczy. Czym jest bliskość? Bliskość to czułość. Uzdrowienie – to doświadczenie czułości Boga. "A każdy, kto Go dotknął, odzyskiwał zdrowie".

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

> Boże dobro

> MIŁOŚĆ czyni CZYSTYM

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

58. Droga Zofio...

droga @Intix,Twoje Nauczanie...

???

Każdego dnia proszę pokornie...

Panie Jezu... jeśli taka Twoja Wola... prowadź mnie drogą przez Ciebie wyznaczoną, dla mnie przeznaczoną...Amen.

Każdego dnia dziękuję Panu Bogu... i idę...  nie wybiegam przed naszego Pana...
Idę i czerpię... i dzielę się z Wami...
Ufna Panu Bogu.... wierząc, że TO, CO jest zapisane
Gdzieś... kiedyś... do serc ludzkich trafi...
Wpis ten... będący Pieśnią Uwielbienia
Dla Trójjedynego Gorejącego Płomienia…
Dla Źródła Miłości Wiecznej...
Wpis ten można w nieskończoność kontynuować...
Niezmierzona... Nieskończona JEST Miłość Boża...
Ten wpis - jak inne - na moim blogu zostanie...

Słowo Boże... na wieczność nam dane
Wypowiedzi kapłanów wiernych Panu Bogu
TO nas prowadzi... uczy jak żyć w Miłości i Prawdzie
- zgodnie z człowieka >POWOŁANIEM...
Za wszystko dziękujmy Panu Bogu...

czerp-cie wraz ze mną ze Źródła...
jeżeli zechcesz... zechcecie...
módl-cie się wraz ze mną
jeżeli zechcesz... zechcecie...
w czasach panowania zła
w Polsce i na świecie...
w czasach gdy
Świat jest CHORY…
Świat wymaga UZDROWIENIA…
Człowieka… na Bożą Drogę…  powrócenia…


***
Serdeczne Bóg zapłać... Wszystkim... za wspólne rozważania... za wspólne Modlitwy...
Wiara Nadzieja Miłość... Wszystkim...:)

Zapraszam też do słuchania:
RADIO CHRYSTUSA KRÓLA PL 24H

avatar użytkownika intix

59. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


a także:

Ten lud sercem swym daleko jest ode Mnie

Wtorek, 10 lutego 2015 roku
Św. Scholastyki

Marek 7,1-13

U Jezusa zebrali się faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nieumytymi rękami. Faryzeusze bowiem i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I gdy wrócą z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych zwyczajów, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych. Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: "Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?" Odpowiedział im: "Słusznie prorok Izajasz powiedział o was obłudnikach, jak jest napisane: «Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad, podanych przez ludzi». Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie". I mówił do nich: "Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: «Czcij ojca swego i matkę swoją» oraz: «Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie». A wy mówicie: «Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem złożonym w ofierze jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie», to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki: I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie".


Na Jezusa zwracają uwagę faryzeusze i uczeni w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. Wydaje się, że są to ci sami, którzy wydadzą na niego wyrok, oddając w ręce pogan. Jezus jest przedstawiany jako ten, który kocha nieczystych. Ponieważ kocha nieczystych, skończy wśród nieczystych. Spożywanie chleba było u Żydów rytem. To, co Żydzi brali do ust musiało być przygotowane zgodnie z wymogami Prawa. Uczniowie Jezusa nie zachowywali się tak, jak uczniowie faryzeuszów i uczonych w Piśmie, dlatego Jezus spotykał się z krytyką, że nie potrafi nauczać.

Powstawały przepisy, które miały chronić Torę. Było ich tak wiele, że pobożni Żydzi w większym stopniu koncentrowali się na przepisach chroniących Torę, niż na przepisach Tory. Stąd, przy niemożności, po ludzku rzecz biorąc, zachowania setek przepisów, popadali oni w niszczące poczucie winy, a tym samym w labirynt bez wyjścia. Tracili oni kontakt z samą Torą, gdyż koncentrowano ich uwagę na przepisach chroniących Torę. Jezus temu właśnie się przeciwstawiał i za to był prześladowany przez Żydów.

Przepisy chroniące Torę w większym stopniu przeszkadzały niż pomagały w zachowaniu Prawa Bożego. Jezus mówi o „tradycji ludzkiej” która stała się dla Żydów ważniejsza od Bożego Prawa. Słowo Boga zostało otoczone przez słowa ludzkie, które miały chronić Torę. Doszło do tego, że w wielu sytuacjach tradycja, czyli prawa ustanowione przez ludzi dla ochrony Tory, stały się ważniejsze niż sama Tora: „I znosicie słowo Boże ze względu na waszą tradycję, którą sobie przekazaliście” (Mk 7,13). Słowo Boże jest nad wszystkimi słowami ludzkimi.

„Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad, podanych przez ludzi”. Wszystkie interpretacje na nic się nie przydadzą, ponieważ tym, co się liczy, jest serce. Ważne jest serce, zgranie serca ludzkiego z sercem Boga. Człowiek widzi jedynie to, co na zewnątrz, a Bóg widzi wnętrze człowieka.

Wszyscy nosimy w sobie pokusę bycia doskonałymi, aby uciec od prawdziwej rzeczywistości. Pokusa mówi nam, że na pierwszym miejscu powinniśmy wejść w relację z Bogiem, a dopiero później, jeśli nam czas pozwoli, możemy martwić się o innych. Nie oszukujmy się, że kochamy Boga, którego nie widzimy, jeśli nie kochamy bliźniego, którego widzimy.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

> Usuń grzech i bądź czysty...

***
Bóg zapłać...