Serce...

avatar użytkownika intix

 

Miłość

jest darem...

 

przecudnym Darem

od Pana Boga...

 

kto jest

tym Skarbem

obdarzony...

 

nie zniechęcą go

nie przestraszą

żadne demony

żadne zło

na drodze stające...

 

bo Boża Miłość

jest jego

Mocą..

 

niesie Ją

bliźniemu

żyjąc nadzieją

że to

co sieje

 

z Bożą pomocą

gdzieś

kiedyś

wzejdzie...

 

z ufnością

Panu Bogu

i Matce Bożej

zawierza

i z Ich pomocą

 

Dobrem

ze złem się zmierza...

 

 

Miłość

jest darem

 

przecudnym Darem

od Pana Boga...

 

Miłość

miłosierna

ofiarna…

 

kto Tej Miłości

doświadcza…

kołysany

skrzydłem Anioła

 

idzie dalej...

 

z powodu miłości

nieodwzajemnionej

nie rozpacza

nie szlocha

 

wierząc

że wszystko

w Mocy Boga...

 

idzie dalej...

z wiarą i nadzieją

niosąc miłość

 

ten przecudny Dar

od Pana Boga

 

ufając Mu...

 

że gdzieś

kiedyś

ktoś

otworzy serce

i

pokocha

 

Pana Boga...

 

 

***

 

nie można kochać

Pana Boga

nie kochając bliźniego...

 

kto mówi

że kocha Pana Boga

 

przykazania miłości

woli Bożej

nie wypełniając…  

 

ten

tylko…  mówi…

że kocha...

są to tylko

słowa...

 

 

***

 

 

************************

/"Serce..."  J.B.K. - 27.10. 2014r./

 

 

 

71 komentarzy

avatar użytkownika gość z drogi

1. Droga @Intix

użyczyłam sobie od Ciebie ten fragment:
"nie można kochać
Pana Boga
nie kochając bliźniego...":)
piękne ,ale jakże trudne nie raz ...bo jak kochać lemingi czy im podobne ?
kocham Ludzi,kochałam i kochać będę ,ale są tzw "trudne miłości" i te są moim wielkim kłopotem...ale przecież TY to wiesz ,już nie raz o tym rozmawiałyśmy :)poranne serdeczności :)

gość z drogi

avatar użytkownika Pelargonia

2. Droga Intix,

Piękny wiersz:)

Ja tylko skomentuję Mickiewiczowskim: Miej serce i patrzaj w serce!



Pozdrawiam serdecznie

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika TW Petrus13

3. Zapomniałaś o jednym

"z powodu miłości
nieodwzajemnionej
nie rozpacza
nie szlocha"

cierpi! :(,po wielu latach przekonałem się że,znosić ból cierpienie - jest sztuką.Tak,tak zaraz powiesz że cierpienie ma sens,nadstawiając drugi policzek.Przebaczając (wszak miłość prawdziwa - przebacza),co zrobisz jeśli ktoś nie potrzebuje przebaczenia,ani nawet naszej modlitwy?. Wczoraj chichot u Reny,smutek u Ciebie "takie jest życie".
"Lew Ryczący - szatan" nie znosi pustki,natychmiast ją sobą wypełnia,wczoraj syn stracił pracę!
z podrowieniami
- p.k -


 

avatar użytkownika intix

4. Droga Zofio

...jak kochać lemingi czy im podobne ?
kocham Ludzi,kochałam i kochać będę ,ale są tzw "trudne miłości" i te są moim wielkim kłopotem...


Droga Zofio... tak, wiem o Twoim kłopocie... i nie tylko Twoim...
Myślę o tym co po ludzku poradzić... Zwracam się Zofio do Ciebie w rozmowie z Tobą... ale to ogólne rozważanie... kolejne  trudne rozważanie...
Zanim podejmiemy jakieś działanie, słowo bądź czyn, pomyślmy proszę, jaki skutek chcemy osiągnąć...
Jaką reakcję u tych, których trudno kochać...  wywołamy przezywaniem, szydzeniem, pogardą, kpieniem z tych, których trudno kochać...  
Myślę, że skutek będzie/jest odwrotny do tego, jaki byśmy osiągnąć chcieli...
Poza tym i chyba przede wszystkim... złem na zło reagujemy...
A przecież chcemy zmienić świat, zacznijmy więc te zmiany od siebie...
A kiedy ze sobą już się uporamy...:)
Spróbujmy spojrzeć na nich jako na tych, którzy potrzebują naszej pomocy... bo są to ludzie zmanipulowani...
Wszyscy jesteśmy manipulowani... nie wszyscy manipulacji ulegają... a wszystkim ludziom trzeba żyć w prawdzie...
Módlmy się też za nich... tak, jak modlimy się za nas samych... w intencji Duchowej PRZEMIANY...
Miłość bliźniego... odnosi się do wszystkich ludzi, nie tylko do kogoś nam przyjaznego...
Pan Bóg wszystkich ludzi umiłował... pragnie zbawienia dla człowieka każdego... i my powinniśmy pragnąć tego samego...
Jezus Chrystus za każdego człowieka w Wielkich Mękach konał...
I Zmartwychwstał... abyśmy i my, każdy człowiek... mógł każdego dnia zmartwychwstawać... nie tylko kiedyś... po śmierci ciała...
Tego Cudu... Nieskończona Miłość Boża dokonała...
Tylko Miłość... świat pędzący do zagłady... zmienić może...
Ja wiem, że do miłości zmuszać nie można...
Prośmy Pana Boga o pomoć... o Łaskę dobrej woli... aby wszystkie ludzkie serca  z własnej woli się otwierały... aby mógł je... Uzdrawiać...

Dziękuję Ci... Zofio Droga... za kolejne wspólne, trudne rozważania...
Pozdrawiam serdecznie...:)

avatar użytkownika gość z drogi

5. i ja dziękuję droga @Intix :)

"Tylko Miłość... świat pędzący do zagłady... zmienić może..."
może Tak ,może nie ?
ale Nadzieja i Wiara niech trwają do końca...wiem ,ze zło rodzi złość,nienawiść ...zbrodnię
ale są sytuacje,gdy trzeba stanowczo powiedzieć NIE...zbrodni,niemoralności czy niemoralności... Pan Jezus ,który był wieczną Dobrocią tez pewnego razu zrobił porządek w świątyni z "pucami i i towarami"
Droga @Intix,przepraszam,ale Ty wiesz,że to mój "odwieczny problem" myślę,ze Prawda leży po środku...Moja Patronka Sw Zofia była Męczenniczką ale Aniołowie w walce ze Złem użyli jednak miecza...a więc przepraszam za to przekomarzanie się z Tobą...i Rację Ci przyznaję,ale ja z Krzyżowcami najchętniej bym wyruszyła ....w obronie Wiary...i to z orężem w dłoni :)
Dobrego Dnia ...pokojowego i słonecznego :)

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

6. "Miłość jest darem..."

i to jest najpiękniejsza Prawda :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

7. Pelargonio Droga

Czytam to piękne przesłanie, które Nam ofiarowałaś... i pozwolę sobie odpowiedzieć na nie taką myślą:

Nie "oszczędzajmy" Serca naszego...
Ofiarujmy je Panu Bogu... Matce Bożej... i
Bliźniemu...


Dziękuuuję Ci serdecznie i ...Pozdrawiam również serdecznie...:)

avatar użytkownika TW Petrus13

8. ...


Michał Archanioł!
Jeśli Miłość zawodzi,Sprawiedliwość Boga świat pogodzi!
życzę dobrego dnia :

ps.w rękach Michała miecz kary!,i waga sprawiedliwości!


 

avatar użytkownika gość z drogi

9. "idzie dalej... z wiarą i nadzieją niosąc miłość"

serdeczności :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

10. Petrus

..co zrobisz jeśli ktoś nie potrzebuje przebaczenia,ani nawet naszej modlitwy?...

Każdy człowiek potrzebuje pomocy, każdy człowiek potrzebuje przebaczenia, każdy człowiek potrzebuje modlitwy...
Jeżeli ktoś mówi, że nie potrzebuje, to albo jest nieszczery, albo jest małej lub bez... wiary w Boga...
Tym bardziej za takiego człowieka trzeba się modlić... można to robić w cichości... on nie musi o tym wiedzieć...
Podobnie jest z wybaczeniem...
Postępujmy zgodnie z naszym sumieniem...

Dziękuję...
Pozdrawiam serdecznie...:)

avatar użytkownika TW Petrus13

11. ...

możemy się droczyć bez końca ;)

cyt z Ewangelii

"czy godzi się odbierać chleb dzieciom,a dawać psom?"

dla mnie modlitwa,jest chlebem powszednim.Lepiej mądrze żyć,niż głupio bez sensu umierać.Oddać życie za braci - o tak,za moich wrogów już dawno temu umarł mój Człowiek Bóg
życzę pogodnego umierania!


 

avatar użytkownika Rena Starska

12. Petrus,

"Wczoraj chichot u Reny,smutek u Ciebie "takie jest życie"."

Rozlegał się chichot Gości moich, w wierszu śmiech milczał.
Nie trzeba zrzucać wszystkiego na garb zwany "życiem".
Jeżeli jesteś człowiekiem wrażliwym dostrzeżesz łzę w oku i radość.
Potrzebne jest (bez wątpienia) otwarte serce.


Pozdrawiam Autorkę wpisu i Uczestników dyskusji.
Rena




Piosenka dla pogodnych serc.

avatar użytkownika TW Petrus13

13. Rena

Jeżeli jesteś człowiekiem wrażliwym dostrzeżesz łzę w oku i radość


to jest prawdą,najpiękniejsze są łzy wzruszenia.Od pewnego wieku życie dla nas jest ciągłym umieraniem.Dlatego życzyłem wszystkim,pogodnego umierania,i wywoływania wokół siebie łez wzruszenia.Tak śmierć - umieranie może pięknym być,dlatego wlaśnie warto żyć!
z pozdrowieniami :*
- p.k -


 

avatar użytkownika intix

14. Droga Zofio...:)

Nie przepraszaj mnie, proszę, za... jak nazwałaś...  przekomarzanie...:)
To tylko kolejne, z naszych trudnych - rozważanie... i bardzo dziękuję Ci za nie...

Miłość jest nierozłączna z Wiarą i Nadzieją...
Od nas... od naszej Wolnej Woli wiele zależy, jak wierzymy, jak miłujemy... jaką mamy nadzieję...
Miłość... jest Wiary Naszej podstawą...
Prośmy więc pokornie Pana Boga
Panie... przymnóż nam Wiary...

Pozdrawiam serdecznie...:)

avatar użytkownika intix

15. Proście, a będzie wam dane

Pan Jezus nieustannie przypomina nam o konieczności codziennej modlitwy: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7, 7); Otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie (Mt 21, 22); Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie (Mt 26, 41).

      Modlitwa jest dla nas tak niezbędnie konieczna jak pokarm i tlen, abyśmy mogli normalnie funkcjonować i żyć życiem godnym człowieka. Bez modlitwy obumieramy duchowo, gdyż tracimy miłość i życie wieczne. Święta s. Faustyna pisze, że w jakimkolwiek bylibyśmy stanie, zawsze powinniśmy się modlić: Musi się modlić dusza czysta i piękna, bo inaczej utraciłaby swoją piękność; modlić się musii dusza dążąca do tej czystości, bo inaczej nie doszłaby do niej; modlić się musi dusza dopiero co nawrócona, bo inaczej upadłaby z powrotem; modlić się musi dusza grzeszna, pogrążona w grzechach, aby mogła powstać. I nie ma duszy, która by nie była obowiązana do modlitwy, bo wszelka łaska spływa przez modlitwę (Dz. 146).

Największy dar i przywilej

     Modlitwa to dialog miłości między Bogiem i człowiekiem. Jeżeli Jezus Chrystus nieustannie ofiaruje mi dar życia wiecznego i Swoją Miłość, to powinienem w codziennej modlitwie te dary przyjmować z wielką radością i wdzięcznością.

     Najważniejszym zadaniem i celem modlitwy jest codzienne wyrażanie zgody na to, aby Chrystus przemieniał mnie Swoją Miłością i prowadził do nieba. Kto się nie modli, traci skarb wiary i zamyka się w swoim egoizmie, gdyż nie przyjmuje od Boga wszystkich darów Jego Miłości. Brak codziennego kontaktu z Bogiem na modlitwie staje się głównym powodem wszystkich życiowych dramatów, nieszczęść i tragedii ludzkich. Pamiętając o tym, trzeba w codziennej modlitwie podejmować trud otwierania się na Miłość Chrystusa i całkowitego oddawania się do Jego dyspozycji.

     Z inicjatywą modlitwy zawsze pierwszy wychodzi Bóg. Ojciec Święty Jan Paweł II pisze: Modlitwę zawsze zaczynamy z myślą, że to jest nasza inicjatywa. Tymczasem jest to zawsze Boża inicjatywa w nas. Dokładnie tak, jak pisze św. Paweł. Ta inicjatywa przywraca nam nasze własne człowieczeństwo, przywraca nam naszą szczególną godność. Owszem, wprowadza nas w wyższą godność dzieci Bożych, synów Bożych, którzy są oczekiwaniem całego stworzenia (Przekroczyć próg nadziei s. 34).

     Modlitwa, która jest zawsze Bożą inicjatywą w nas, nigdy nie zaistnieje, jeśli człowiek nie wyrazi na nią zgody, jeżeli nie podejmie trudu osobistej rozmowy z Bogiem i nie będzie chciał przyjąć daru Jego nieskończonej Miłości i Miłosierdzia, jeżeli na ten dar nie odpowie całkowitym ofiarowaniem siebie. Modlitwa jest bezcennym darem, który daje nam Bóg, abyśmy stawali się Jego partnerami w dialogu miłości. Modlitwa jest równocześnie wielkim przywilejem, gdyż otwiera przed nami niepowtarzalną szansę uczestniczenia w życiu i Miłości Trójjedynego Boga. Dlatego Syn Boży stał się prawdziwym człowiekiem, aby przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie umożliwić nam nawiązanie z Nim osobistej relacji miłości - aby każdy człowiek mógł mieć udział w Jego definitywnym zwycięstwie nad szatanem, grzechem i śmiercią, aby mogła dokonywać się w nas przemiana z grzeszników w ludzi świętych, którzy kochają tak, jak kocha Chrystus. Jeżeli podejmiemy Bożą inicjatywę i zaczniemy się wytrwale modlić, wtedy Chrystus będzie mógł nas przemieniać, czynić uczestnikami "swej boskiej natury" (2 P 1, 4), czyli prowadzić do pełni szczęścia w niebie. Codzienna modlitwa jest więc konieczna dla naszego zbawienia, abyśmy mogli dojrzewać do miłości i stawać się ludźmi naprawdę szczęśliwymi.

Wysłuchuje wszystkich naszych próśb zgodnych z Jego wolą (1 J 5,14)

     Powinniśmy codziennie prosić Chrystusa, aby naszym największym pragnieniem stało się Jego pragnienie naszego zbawienia, byśmy ze wszystkich sił dążyli do zjednoczenia się z Nim w miłości. To jest najważniejszy cel naszego ziemskiego życia i wszystko inne ma być temu podporządkowane.

     Abyśmy mogli otrzymać wszystko, o co na modlitwie Pana Boga prosimy, powinniśmy spełnić następujące warunki:

    Całkowicie zawierzyć i oddać siebie Chrystusowi na Jego wyłączną własność.
    Bezgranicznie zaufać Jego Miłości, ponieważ Chrystus lepiej od nas wie, co jest nam potrzebne do szczęścia.
    W pełni zaakceptować decyzje Jego Boskiej woli i podporządkować się im całkowicie.

     Pierwszą naszą czynnością każdego dnia, zaraz po przebudzeniu, powinien być akt całkowitego oddania się Chrystusowi przez Maryję: Totus Tuus - cały jestem Twój (cała jestem Twoja) - tak jak to codziennie czynił Jan Paweł II. Staraj się modlitwę swoją połączyć z Matką Moją - zalecał Pan Jezus św. Faustynie - módl się z serca w złączeniu z Maryją (Dz. 32).

     Przez akt całkowitego zawierzenia siebie Bogu za pośrednictwem Maryi wyrażam zgodę na to, aby Jezus był jedynym Panem mojego życia, a Maryja moją nauczycielką i przewodniczką na trudnej drodze wiary. Ten akt oddania powinno się powtarzać w ciągu dnia na początku każdej modlitwy wraz z prośbą o światło Ducha Świętego.

     Przystępując do modlitwy, trzeba całkowicie zaufać Jezusowi i powierzyć Mu wszelkie swoje kłopoty, obawy i lęki. W każdej sytuacji żyć nadzieją - a szczególnie wtedy, gdy po ludzku nie ma podstaw do żadnej nadziei - i w pełni ufać Bogu. Pan Jezus poprzez św. Faustynę zapewnia nas: Im więcej zaufasz, tym więcej otrzymasz; Jak bardzo kocham dusze, które Mi zupełnie zaufały - wszystko im uczynię (Dz. 294); Mam szczególne upodobanie w duszy, która zaufała dobroci mojej (Dz. 1541).

     Największą chwałę oddajemy Bogu, gdy ofiarowujemy Mu swoją wolę i przyjmujemy wszystko, co nas w życiu spotyka, z całkowitym poddaniem się Jego woli. Jeżeli pragniemy osiągnąć życie wieczne, to musi się w nas spełnić święta wola Boga. Dlatego powinniśmy zawsze modlić się o poznanie Bożej woli: Bądź wola Twoja, Panie, a nie moja, ponieważ Ty lepiej ode mnie wiesz, co jest mi najbardziej w życiu potrzebne.

     Jeżeli te trzy warunki zostaną spełnione, to wtedy modlitwa staje się źródłem największej naszej duchowej mocy i szczęścia. Modląc się w takim duchu, uczestniczymy we wszechmocy Boga samego.

     Tak pisze św. Faustyna: Wszystkie moje niedostatki uzupełnia Jezus we mnie - Jego łaska, która działa nieustannie. Trójca Święta udziela mi swego życia w obfitości przez dar Ducha Świętego. Trzy Boskie osoby we mnie mieszkają. Bóg, jeżeli kocha, to całym sobą, całą mocą swej istoty. Jeżeli mnie Bóg tak ukochał, cóż ja na to - ja, oblubienica Jego? (Dz. 392).

     Z Objawienia wiemy, że dla każdego człowieka jedynym źródłem życia i szczęścia jest tylko sam Bóg, który jest jeden w trzech Osobach: Ojca, Syna i Ducha Świętego. Jego właściwym imieniem jest: Ojciec, Syn i Duch Święty. Tak więc Pan Bóg objawił się nam jako wspólnota trzech Osób, jako "wieczna rodzina", która staje się naszą rodziną po przyjęciu przez nas Sakramentu Chrztu Świętego. Szczytem naszej modlitwy i całkowitego oddania się Bogu jest uczestniczenie we Mszy św., podczas której jednoczymy się z Chrystusem w tajemnicy Jego śmierci i zmartwychwstania. Zostajemy wprowadzeni w wewnętrzne życie Trójcy Świętej i w jedności z Jezusem, w mocy Ducha Świętego, składamy siebie w doskonałej ofierze Bogu Ojcu. W ten sposób podczas Mszy św. uczestniczymy już w rzeczywistości nieba; mocą Ducha Świętego dokonuje się w nas proces naszego przebóstwienia (dopełnienia dzieła stworzenia), który ma trwać przez całe nasze ziemskie życie.

     Naszym pierwszym i zarazem podstawowym powołaniem jest codzienna modlitwa i regularne uczestniczenie w Eucharystii, poprzez którą mamy pozwalać Chrystusowi, by przemieniał nas Swoją Miłością - abyśmy coraz pełniej kochali i stawali się świętymi.

     Pan Bóg rzeczywiście bardziej nas kocha niż my samych siebie i każdego dnia pragnie dawać nam to wszystko, co jest potrzebne do szczęścia. Dlatego nigdy nie wysłucha naszych próśb, które by utrudniały bądź opóźniały naszą drogę do nieba, czy też się jej sprzeciwiały. Bóg wysłuchuje więc wszystkich naszych próśb, które nie sprzeciwiają się Jego planom naszego zbawienia (por. 1 J 5, 14).

Wytrwałość i dyscyplina

     Trzeba na modlitwie rozmawiać z Bogiem tak, jak się rozmawia z najbliższym przyjacielem - mówić Mu o swoich radościach, kłopotach, wątpliwościach, lękach lub trwać w ciszy w objęciach Jego pokornej Miłości. Koniecznym warunkiem dobrej modlitwy jest całkowite zerwanie z grzechem i nieustanna walka z nim oraz z szatanem - przez częste przystępowanie do sakramentu pokuty oraz podjęcie codziennego wysiłku wcielania w swoje życie polecenia Chrystusa: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! (Mk 8, 34). Zaprzeć się samego siebie to znaczy nie szukać siebie w Bogu, nie szukać na modlitwie uniesień, radości i duchowych słodyczy - to przyjmować z wdzięcznością wszystko, co Bóg daje. Nie można się zniechęcać i rezygnować z modlitwy w okresach całkowitej oschłości i utraty wszelkiej słodyczy w Bogu. Prawdziwa modlitwa nie zależy bowiem od uczuć, ale od mojej woli. Właśnie wtedy, kiedy mi się najbardziej nie chce modlić, mam na modlitwę przeznaczyć dwa razy więcej czasu, ofiarując Chrystusowi moją oschłość, zniechęcenie, wszystkie lęki i wątpliwości.

     Jeśli prosimy o laskę, Bóg ją da, ale chciejmy ją przyjąć; ale aby ją przyjąć, trzeba zaparcia. Miłość nie polega na słowach ni na uczuciach, ale na czynie. Jest to akt woli, jest to dar, czyli darowanie; rozum, wolę, serce - te trzy władze musimy ćwiczyć w czasie modlitwy - pisze św. Faustyna (Dz. 392).

     Święty Jan od Krzyża, jeden z największych mistrzów życia duchowego, stwierdza, że: Utrata wszelkiej słodyczy w Bogu, oschłość, zniechęcenie, trud... to wszystko jest prawdziwym krzyżem duchowym i ogołoceniem w duchu ubóstwa Chrystusowego... Prawdziwy duch wybiera w rzeczach Bożych raczej to, co przykre, niż to, co miłe; skłania się bardziej ku cierpieniu niż ku pociechom; pragnie raczej wszystko utracić dla Boga niż posiadać; są mu milsze oschłości i utrapienia niż słodycz obcowania, bo to jest właśnie naśladowaniem Chrystusa i zaparciem się siebie, podczas gdy wszystko inne jest niczym więcej jak szukaniem siebie w Bogu... Boga w Bogu szukać to znaczy (...) być gotowym dla Chrystusa - zarówno z Boga, jak i ze świata wybierać to, co mniej odpowiada naturze.... Według woli Zbawiciela wyrzeczenie winno być jakby śmiercią i unicestwieniem doczesnym, naturalnym i duchowym wszystkich rzeczy cenionych przez wolę. Kto w ten sposób poniesie swój krzyż, doświadczy, że jest on jarzmem słodkim i brzemieniem lekkim (Mt 11, 30), i znajdzie we wszystkich rzeczach ulgę i słodycz... Jeśli dusza dojdzie odważnie do tego całkowitego Nic, które jest najgłębszą pokorą, dokona się wtedy zjednoczenie duchowe między nią a Bogiem... Polega ono (...) na prawdziwej śmierci krzyżowej w zmysłach i duchu, czyli w zewnętrznej i duchowej części człowieka (Droga na górę Karmel, II, 7, 2-11).

     Jeśli się chce uczestniczyć w życiu Chrystusa, trzeba wraz z Nim przejść śmierć krzyżową: podobnie jak On ukrzyżować własną naturę przez umartwienie i zaparcie się siebie oraz wydać się na ukrzyżowanie w cierpieniu i śmierci, tak jak je Bóg ześle czy dopuści (św. Edyta Stein: Wiedza krzyża, s. 44-45).

Najbardziej podstępna pokusa

     Jedną z najbardziej podstępnych i niezauważanych pokus szatana wobec chrześcijanina jest łatwe dyspensowanie się od obowiązku codziennej modlitwy. Jako człowiek wierzący, jestem zobowiązany, aby codziennie się modlić. Mam tak zaplanować sobie rozkład zajęć na każdy dzień, aby był w nim stały czas przeznaczony na modlitwę. I nie powinniśmy nigdy żałować tego czasu, ponieważ czas przeznaczony na bliski kontakt z Bogiem jest czasem najlepiej wykorzystanym - zapewnia nas Jan Paweł II (Dar i tajemnica, s. 86).

     Trzeba się więc zdyscyplinować i ułożyć plan dnia, w którym będzie zarezerwowany czas na bardzo konkretną formę modlitwy, takąjak np. Eucharystia, różaniec, koronka do Bożego Miłosierdzia, medytacja tekstów Pisma św. czy adoracja Najświętszego Sakramentu.

     Nigdy nie należy zrażać się trudnościami i rezygnować, lecz pomimo licznych przeciwieństw powinno się trwać w postanowieniu codziennej modlitwy. Pamiętajmy, że to, co wystawia naszą wiarę na próbę, rodzi wytrwałość (Jk 1,3). A Pan Jezus zapewnia: Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie (Łk 21, 19). Poznałam, jak bardzo potrzeba nam wytrwałości w modlitwie - pisze św. Faustyna - i od takiej ciężkiej modlitwy zależy nieraz nasze zbawienie (Dz. 157).

     Kiedy ze świata usunie się Boga, nie pozostanie na nim nic prawdziwie ludzkiego - mówił 24 czerwca 2001 r. w Kijowie Ojciec Święty Jan Paweł II. Podobnie będzie się działo w życiu indywidualnym każdego z nas, gdy przestaniemy się modlić. Wtedy zaczniemy żyć tak, jakby Bóg nie istniał. Świadomie i dobrowolnie usuwając Boga ze swego życia, wejdziemy na drogę takiego niszczenia swojego człowieczeństwa, że w końcu nie pozostanie w nim "nic prawdziwie ludzkiego".

     Pan Jezus każdego z nas wybiera i powołuje, abyśmy stawali się świętymi. Brak modlitwy i życie w stanie grzechu (braku łaski uświęcającej) sprawia natomiast, że człowiek wchodzi na drogę prowadzącą do wiecznej zguby.

     Odsłonię ci tajemnicę Serca swego - mówił Jezus św. Faustynie - co cierpię od dusz wybranych (...). Miłość ich jest letnia, Serce moje znieść tego nie może, te dusze zmuszają Mnie, abym je od siebie odrzucił. Inne nie dowierzają mojej dobroci i nigdy nie chcą zaznać słodkiej poufałości we własnym sercu, ale szukają mnie gdzieś daleko i nie znajdują. To niedowierzanie mojej dobroci najwięcej Mnie rani. Jeżeli nie przekonała was o miłości mojej śmierć moja, to cóż was przekona? Często rani Mnie dusza śmiertelnie, tu mnie nikt nie pocieszy. Używają łask moich na to, aby Mnie obrażać. Są dusze, które gardzą moimi łaskami i wszelkimi dowodami mojej miłości; nie chcą usłyszeć wołania mojego, ale idą w przepaść piekielną. Ta utrata dusz pogrąża mnie w smutku śmiertelnym. Tu duszy nic pomóc nie mogę, chociaż Bogiem jestem, bo ona mną gardzi; mając wolną wolę, może Mną gardzić albo miłować Mnie. Ty, szafarko mojego miłosierdzia, mów światu całemu o mojej dobroci, a tym pocieszysz serce moje. Najwięcej ci powiem, kiedy rozmawiasz ze mną w głębi serca swego; tu nikt przeszkodzić nie może działaniu mojemu, tu odpoczywam jako w ogrodzie zamkniętym (Dz. 580).

     "Wnętrze duszy każdego człowieka jest wielkim i wspaniałym światem, w którym mieszka tylko on i Bóg" - pisze św. Faustyna. Odkrywajmy w codziennej modlitwie ten skarb i nawiązujmy osobisty kontakt z Bogiem, który nas ukochał aż do szaleństwa Krzyża.

ks. M. Piotrowski TChr
http://adonai.pl/modlitwy/?id=199

avatar użytkownika intix

16. "Jeśli Miłość zawodzi,Sprawiedliwość Boga świat pogodzi!"

Miłość... nie zawodzi
zawodzi człowiek...

Dziękuję za wstawienie św Michała Archanioła..
Obraz przedstawia wizerunek  Św. Michała Archanioła trzymającego w jednej ręce Miecz Pański którym zwalcza On szatanów, a w drugiej ręce trzyma Wagę Sprawiedliwości Bożej na której warzy nasze grzechy i dobre uczynki. Będzie on trzymał również tą Wagę na Sądzie Ostatecznym.

Święty Michale Archaniele, broń nas w walce. Przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź nam obroną. Niech mu rozkaże Bóg, pokornie prosimy, a Ty, Książę wojska niebieskiego, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz krążą po świecie, mocą Bożą strąć do piekła. Amen.


avatar użytkownika intix

18. "możemy się droczyć bez końca ;)..."

To trochę nie tak...:) każdy powinien sam...
Każdy człowiek ma dane od Stwórcy... Rozum, Serce, Wolną Wolę...
Często podkreślam, że niczego nie narzucam. Tak jest i tym razem...
Kolejny raz niosę przesłanie...
Kto zechce... podniesie je... kto nie... przejdzie obok, pójdzie dalej...

Dziękuję Wszystkim, widocznym pod tym wpisem i niewidocznym...
Wszystkich Pozdrawiam serdecznie...:)
Wiara Nadzieja Miłość... Wszystkim...

avatar użytkownika gość z drogi

19. "Wiara Nadzieja Miłość... Wszystkim..." :)

i ten klip przepiękny...dzień więc zaczyna się nie tylko słonecznie ale i otulony Miłością a Mietek Szczęśniak robi to tak przekonywująco :)
serdeczności :)

gość z drogi

avatar użytkownika TW Petrus13

20. życie jest darem!

Twoje,moje i moich braci!
"Często podkreślam, że niczego nie narzucam"

wróg w naszym kraju,i u jego granic!. Mam pozwolić dać mu się zabić?.
Nie twierdzę że jestem geniuszem.Ale nikt taki jak ja,przedemną ani po mojej śmierci już nie przyjdzie.To proste,to co ja mam zrobić,mogę zrobić tylko ja,i nikt inny!
z pozdrowieniami :*


 

avatar użytkownika intix

21. Tak, Zofio Droga... Wiara Nadzieja Miłość... Wszystkim...:)

W tej naszej rozmowie pozwolę sobie na jeszcze jedną powtórkę, przenosząc wcześniejszy komentarz, tym samym łącząc pokrewne wpisy:
Ta Triada... dana nam z Miłości Bożej...
Dary Boże dla nas... abyśmy rozwijali Je w sobie...
Tej Triady wszystkim ludziom potrzeba
jako chleba...


Odnajdźmy TO
Co zostało zgubione…
Bo…
Wiara Nadzieja Miłość…
Naszym Życiem są… ONE…


Pozdrawiam serdecznie...:) także Wszystkich...
***

avatar użytkownika intix

22. "...wróg w naszym kraju,i u jego granic!..."

To prawda... ale też wróg jest od dawna... dzisiaj się nie objawił...
Wróg nie jeden...
Pozostaję z nadzieją, że będzie mi wybaczone... jeszcze jeden fragment wcześniejszego komentarza tu przeniosę z rozmowy z ś.+ p. Panem Michałem:
...Jesteśmy zniewoleni
Przez odwiecznych wrogów...
Wśród których i ten
Który nazwano GRZECHEM..
.
***
Petrusie.... masz rację... każdy człowiek jest do czegoś powołany...
Każdy ma zadanie do wykonania...

Pozwolę sobie podłączyć tu jeszcze
>Nieśmy z Jezusem Krzyż...
***
Dziękuję... z wzajemnymi pozdrowieniami...:)

avatar użytkownika intix

23. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Znalazłem człowieka, który się zagubił

Czwartek, 6 listopada 2014 roku
Łukasz 15,1-10

Zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: "Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi". Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: "Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła". Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam". Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca".

Bóg jest niezwykły; podąża za jednym człowiekiem, który pomylił drogi życia. Zostawia innych, którzy nie potrzebują wsparcia. To szukanie człowieka będzie do końca. Zarówno na ziemi, jak i po śmierci, nie może zginąć żaden z tych, których Ojciec dał Synowi. Przerażają mnie faryzeusze i uczeni w Piśmie. Byli tak blisko Ksiąg świętych, a ich nie rozumieli. Utworzyli sobie pogląd, że Bóg nie może przystawać z ludźmi grzesznymi. Bóg jest dla czystych, a wszyscy ci, którzy nie są doskonali, niech idą na zatracenie. U faryzeuszy i uczonych w Piśmie nie dostrzegam walki o człowieka, jego zbawienie. Jest rozdzielenie: my i ci, którzy z nami trzymają (zachowując przepisy Prawa), idą na zbawienie, a celnicy i różnej maści grzesznicy – na potępienie.

Bóg jest wytrwały w poszukiwaniu człowieka. Szukanie człowieka jest wyrazem miłości Boga. Nie zraża się On tym, co powiedzą ludzie, jak Go ocenią, czy uznają takie postępowanie za słuszne czy też nie. Przerażająca jest postawa faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Samych siebie uznają za godnych zbawienia, innych zaś spisują na straty. Zarozumiali przekreślają słabych, pyszni nie dostrzegają cierpiących.

Bóg cieszy się człowiekiem, który do niego powraca. To nie człowiek odnajduje Boga, ale Bóg znajduje człowieka. Nie możemy sami się odnaleźć w tym świecie, również w wymiarze życia religijnego, w pragnieniu świętości. Wszystko jest nam dane: siła ducha, moc ciała do zachowania wierności, pragnienie pobożności, troska o życie w prawdzie. Bóg mnie odnajduje. Niczego nie zawdzięczam samemu sobie, lecz tylko i wyłącznie Jemu. To Jezus otwiera mnie na modlitwę. To Jego duch we mnie modli się. Czy nie jest nieporozumieniem mówienie, iż należy uczyć się modlitwy, uczyć się miłości? Duch Święty modli się we mnie. On daje myśli, uczucia, pragnienia, wyobrażenia, tęsknoty jakie współtworzą życie modlitwy. Nie tyle mam się uczyć modlić, ile po prostu modlić. Nie tyle uczyć się kochać, ile kochać.

W nas jest modlitwa, miłość, pokuta, przemiana. W nas jest wszystko to, czym Jezus pragnie byśmy żyli. Zagubienie się owcy jest spowodowane tym, że nie karmiła się samym Pasterzem, który był najbliżej. Problem w tym, że ona stawała się dla Niego z dnia na dzień coraz bardziej odległa.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>Cleaning the house
>Mądrość starszych

***
Bóg zapłać...


avatar użytkownika TW Petrus13

24. Wróg nie jeden!

i dlatego nie możesz zabronić mi walczyć do końca!. Z pokorą przyznaję
jak mój nauczyciel Szaweł - z Tarsu (choć grzeszy jestem!,(chcę żeby we mnie żył Duchem Pan Jezus Chrystus) tej mojej prośby (Twojej zapewne też) nie możesz mi zabronić.I znów Ci chcę przypomnieć!. Mój Pan użył przemocy jeden jedyny raz!,ukręcił bicz "POKORY" i wypędził "Lichwiarzy,Bankierów,z "Świątyni Boga" - i ja im do końca życia nie odpuszczę!. Lubisz i kochasz Prawdę?,czekam na Seryjnego Samobójcę
prawda dawno go wśród nas nie było?. Znów ktoś,wyleci w kosmos bez bagażu!
ps.mimo to dobrego w pogodzie ducha umierania! ;)


 

avatar użytkownika intix

25. "...nie możesz zabronić mi walczyć do końca!..."

Przepraszam, pozwolę sobie grzecznie zapytać...
Czy Waszmość trochę się nie zagalopowaleś?
Czy widzisz tu moje zakazy...?
...Kolejny raz niosę  przesłanie...
Kto zechce... podniesie je... kto nie... przejdzie obok, pójdzie dalej
...
***
Wrogowie...
Gdyby człowiek nie odszedł od Pana Boga
Nie byłby dla drugiego człowieka - wrogiem...
Każdego wroga... o których wyżej mowa
Tylko będąc z Panem Bogiem... zdołamy pokonać...
***
...dobrego w pogodzie ducha umierania!
i zmartwychwstawania...!

Pozdrawiam...:)
***

avatar użytkownika TW Petrus13

26. faktycznie czas mi odpocząć! :)

"Czy Waszmość trochę się nie zagalopowaleś?
Czy widzisz tu moje zakazy...?"

o tym pogadaj z moim szefem Archaniołem Michałem,modlitwy do niego Ci przypominał nie będę - bo i po co.Oboje patrzymy na "Drzewo Życia" z innej perpekstywy,życzę owocnego apostolstwa!.
znikam!


 

avatar użytkownika intix

27. Mam tę świadomość...

nie od dzisiaj...  że patrzysz z innej perspektywy...:)
Oby w każdej... wzrastały  we Wszystkich... Wiara Nadzieja Miłość...
Oby w każdej... wraz z modlitwą szły zawsze dobre uczynki...
Oby w każdej...  
Dobrem...  Złu - NIE! ... powiedzieć...

Pozdrawiam serdecznie...:)
***


http://youtu.be/KNKFkK5HJ2A

avatar użytkownika intix

28. BO WIEM ŻE TWOJA MIŁOŚĆ TYLKO MNIE OCALI

ile we mnie zostało dziecięcej ufności ?

                                  Gdy byłem dzieckiem,
                                   mówiłem jak dziecko,
                                       czułem jak dziecko,
                                   myślałem jak dziecko.
                         Kiedy zaś stałem się mężem,
                   wyzbyłem się tego, co dziecięce.

              Hymn o miłości I List do Koryntian

ile we mnie zostało dziecięcej ufności?
i słów prostych i gestów co w miłości trwały
gdy jak dziecko czułem i jak dziecko myślałem
gdy byłem wielki sercem chociaż wzrostem mały

bo serce moje dzisiaj jak kamień w strumieniu
wleczone z nurtem życia kruszy się i toczy
coraz dalej od źródła i bliżej do morza
zmienia się w ziarno piasku który łzawi oczy

i nie ma już zachwytu jak wtedy w dzieciństwie
nad każdą nową myślą uczynkiem i gestem
ale ta trudna prawda co dojrzewa z czasem
że tylko w czynach oto trwam i jeszcze jestem

chciałbym zatem ocalić każde dobre słowo
i czyn każdy co wiedzie do źródła miłości
gdy w dziecięcej ufności szukam ocalenia
w Twojej Chryste opiece prawie i czułości

bo przecież ciągle Chryste jestem Twoim dzieckiem
choć przysypany srebrem poraniony losem
to z dziecięcą ufnością moje wszystkie prośby
do Ciebie z wielką wiarą poprzez życie niosę

bo wiem że Twoja miłość tylko mnie ocali
gdy wszyscy mnie zostawią i opuszczą w doli
i wiem że Panie czekasz mnie w otwartym sercu
i wywiedziesz mnie z domu klęski i niewoli

______
 40i4 - NIEZALEŻNY ZAKŁAD POETYCKI. Kubalonka...

***
Wiara Nadzieja Miłość... Wszystkim...
intix...:)

avatar użytkownika TW Petrus13

29. wiary przenikanie-czyli ciąg dalszy mojego rozważania

Św.Paweł porównywał nasze ciała do glinianych naczyń,w których tli się "Iskra Boża". Miał rację wszak w "łonach matek" sami z "gliny- z materii ziemi". Wszelkie przetworzone rośliny zielone,a nawet z nich powstałe mięso zwierząt hodowlanych,nie widząc w tym nic złego.Wszystko co żywe zmienia formę (w czasie) stając się pokarmem dla nowego życia!.
Szukałem podstawy formy "przenikania ciał". Związek Małżeński? ;),kiepska forma-wciąż nieustanie(jak to w Białogłowach - boli ją głowa!). Ogień i Woda,też nie jak przedawkujesz (i się ogniem zaczadzisz - inaczej otrujesz). Woda zaś czas dodać,krystalicznie czysta?(niam!),w nadmiarze (w tym szkopuł) można się utopić ;).
Mira (dym palącego się ziela) i rytm poruszającej się,stałym rytmem
(jak Koronka Różańca) pozdrowień.Jest dopełnieniem formy przekazu,jest coś więcej ponad to?.
ps.Cierpliwy Mój Pan (Jego Nie Boli Głowa,On zaznaczę - nad nami płacze!).We dnie w nocy,dnia zarania - wysłuchuje,pokornie mej duszy łkania!,"zabierz mnie stąd,już!,tu i teraz!". To co po sobie zostawię (nie moje,Twoje),nie każ mi dalej "wybierać"!.
ps.dobrego dnia prowokatorko :*


 

avatar użytkownika gość z drogi

30. Wiara Nadzieja Miłość... Wszystkim...

Tak droga @Intix...:) Wszystkim :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

31. Petrus

Kiedy pisałam o zakazach... nie myślałam o przekraczaniu pewnych granic... mając w świadomości, że to jest samo przez się zrozumiałe...
***
Rozważasz o wierze...
Piszesz o Panu Bogu...
Przy tym wszystkim... przy okazji... wyrażasz się źle o kobiecie...
Nie podoba mi się to... i muszę to powiedzieć... tym bardziej, że ma to miejsce na moim blogu...
Muszę zareagować i proszę potraktować to jako chrześcijańskie upomnienie...
To po pierwsze...
Po drugie... nie można prowokować... do czynienia dobra...
Można tylko zachęcać...
Dlaczego więc zostałam nazwana prowokatorką...?
>prowokacja
>prowokator
Natomiast to, że z uśmiechem... nie ma znaczenia...
W dzisiejszym świecie... człowiek zabija drugiego człowieka "z uśmiechem"...
Jest to ostatni z mojej strony pomiędzy nami komentarz...
Nie unoszę się gniewem...
Pragnę tylko uniknąć pomówienia... bo prowokatorem nie jestem...

***
Wpis ten traktuje o miłowaniu... nie pomyślałam aby dodać słowo o... szanowaniu...
Nie myślałam, że trzeba o tym przypominać...
Tam, gdzie jest miłość... tam i wzajemny szacunek być powinien...

***
Pozdrawiam... także Wszystkich obecnych na BM...

avatar użytkownika intix

32. Droga Zofio...:)

Dla Ciebie... i Wszystkich, którzy tu trafią...
Wraz z serdecznymi pozdrowieniami...:) jedna z naszych ulubionych...

avatar użytkownika gość z drogi

33. "Słyszysz ,kocham Cię "

Droga @Intix,dotykając Ekranu i śląc pozdrowienia, słucham :)i słucham :)przepiękny Dar :)
dlaWszytkich... :)
"Słyszysz,kocham Cię"
Jezu,ufam Tobie

gość z drogi

avatar użytkownika intix

34. Droga Zofio...:)

Powtarzam za Tobą słowa Modlitwy...

Jezu, ufam Tobie...

***
Pozdrawiam serdecznie z życzeniami Pięknej Niedzieli...:) pełnej Wiary Miłości Nadziei...:) także Wszystkim...:)

avatar użytkownika intix

35. Miłujcie się tak, jak Ja was umiłowałem - Homilia 16 maja 1982 r

W czytaniach biblijnych dzisiejszej niedzieli Bóg mówił nam o Swojej Miłości do nas oraz apelował o naszą miłość do bliźnich. To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali tak jak Ja was umiłowałem (J 15,12). Jezus mówi: To jest moje przykazanie... tak jakby właśnie ono, a nie co innego, było cechą specyficzną i wyróżniającą etykę Jezusa od wszystkich innych sposobów życia.

To nam się wydaje grubo przesadzone. Czyż miłość nie jest propagowana przez wiele innych systemów etycznych, które ludzie wymyślili? Więcej jeszcze: Czyż nie jest ona marzeniem i tęsknotą wszystkich ludzi? Czegoż bardziej my wszyscy pragniemy, jeżeli nie tego, by wreszcie nastał na ziemi taki ład społeczny, w którym wszyscy się nawzajem szanują i kochają? A jednak Jezus mówi: To jest moje przykazanie!

W tym stwierdzeniu mieszczą się dwie sprawy. Najpierw, że miłość jest najgłębszą istotą religii Chrystusa; a po wtóre, że poza Jezusem prawdziwa miłość jest niemożliwa!

Zastanówmy się chwilę nad nimi. Miłość jest najgłębszą istotą religii Chrystusa. Skąd to płynie? Stąd, że chrześcijaństwo jest objawieniem i doświadczeniem takiej miłości Boga do nas, że z trudem tylko w to wierzymy.

W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy (1 J 4,10).


Wszyscy ludzie, bez wyjątku, obciążeni są dziedzictwem grzechu pierworodnego i dlatego od najwcześniejszych swoich lat żyją źle; źródeł swego szczęścia nie szukają w Bogu, ale gdzie indziej, stają się bałwochwalcami pieniądza, ludzkiego uznania, ludzkiej miłości.

Boga w praktyce wszyscy odstawiamy na boczny tor. Samych siebie stawiamy na Jego miejsce. Dlatego jesteśmy nieprzyjaciółmi Boga, synami buntu, jak w Liście do Efezjan powie św. Paweł (zob. Ef 2,2). A jakie jest nasze normalne postępowanie względem tych, którzy w stosunku do nas są nieprzyjaciółmi? Nienawidzimy ich, zwalczamy, usiłujemy ich pognębić albo w najlepszym razie nie chcemy mieć z nimi nic do czynienia.

A jak postąpił Bóg z nami, kiedy byliśmy Jego nieprzyjaciółmi? Odpowiedział miłością! W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu (1 J 4,9). Św. Paweł w Liście do Rzymian wyrazi to jeszcze dobitniej: Chrystus umarł za nas, gdyśmy jeszcze byli bezsilni, gdyśmy jeszcze byli grzesznikami (zob. Rz 5,6.8).

Bóg nas kocha nie dopiero wtedy, gdy jesteśmy grzeczni, pięknie nawróceni, pełni najlepszych postanowień nieobrażania Go więcej; Bóg nas kocha, gdy jesteśmy w grzechu, i jeszcze wtedy, gdy jesteśmy w grzechu, daje nam największy dowód swojej miłości: wydaje swego Syna na śmierć za nas, by nas pojednać ze sobą, tzn. by nas nawrócić, przekonać o naszym błędzie, wyzwolić z nieszczęścia, które grzech ze sobą niesie, uczynić szczęśliwymi.

Ta zawrotna miłość Boga do grzeszników, czyli do swoich wrogów, jaśnieje pełnym blaskiem w Krzyżu Jezusa. Jezus umierający na Krzyżu, otoczony Swoimi wrogami, którzy skazali Go na śmierć niesprawiedliwą, którzy teraz jeszcze śmieją się i drwią z Niego, nie przeklina ich, nie rzuca na nich gromów potępienia, ale modli się: Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią (por. Łk 23, 34). Jezus ich tłumaczy i usprawiedliwia.

Taka Miłość jest kamieniem węgielnym chrześcijaństwa. Dzięki Tej Miłości żyjemy jako chrześcijanie; dzięki Niej otrzymaliśmy Chrzest, dzięki Niej ciągle na nowo Bóg nam przebacza nasze grzechy w sakramencie pokuty, dzięki niej możemy, kiedy tylko chcemy, przyjmować Go w Komunii Świętej, dzięki Niej mamy wszyscy nadzieję znaleźć się po śmierci w niebie.

Czy dziwi nas jeszcze to, że taka miłość jest istotą chrześcijaństwa? Jego najważniejszym przykazaniem? Cechą wyróżniającą je od wszystkich innych religii, od wszystkich innych filozofii, od wszystkich innych humanizmów?

Wszyscy ludzie wołają o miłość, wszyscy jej pragną, wszyscy ją głoszą, ale nikt nie praktykuje na co dzień miłości nieprzyjaciół. A Jezus taką właśnie miłość ma na myśli, gdy mówi w dzisiejszej Ewangelii: To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem (J 15,12). Tak jak Ja was umiłowałem. A Ja was umiłowałem do śmierci, gdyście byli moimi wrogami (por. Rz 5,8). Tak właśnie wy kochajcie waszych bliźnich, nawet wtedy lub przede wszystkim wtedy, gdy są waszymi wrogami. Taką miłością możecie ich uczynić swoimi przyjaciółmi, tzn. nawrócić ich, uczynić moimi uczniami, chrześcijanami.

Taka miłość jest niemożliwa poza Jezusem i bez Jezusa. Dlaczego? Bo ona zakłada zdolność umierania sobie. Żebyś np. mogła wytrwać przy twoim mężu, który z dnia na dzień okazuje się coraz większym egoistą, nie ma czasu na wysłuchanie twoich problemów, coraz częściej się upija, może nawet bije cię — żebyś mogła wytrwać przy takim typie, który jednoznacznie stał się wrogiem twojego spokojnego i szczęśliwego życia — musisz, siostro, umieć postawić krzyżyk nad twoim ideałem szczęścia, nad twoimi wyobrażeniami na temat życia, musisz umieć umierać sobie. żebyś mógł, bracie, kochać np. twojego kolegę w pracy, który uknuł przeciwko tobie intrygę, udaremnił twój awans lub przywłaszczył sobie owoce twojej pracy naukowej i opublikował je pod własnym nazwiskiem — żebyś mógł kochać taką kanalię — musisz być zdolny przekreślać swoją karierę, musisz umieć umierać sobie. Ale kto z nas jest tak głupi, żeby chciał umierać sobie??? W czym innym może leżeć nasze szczęście i życie, jeśli nie w tym, że wszyscy mnie szanują, respektują moje słuszne prawa, nie podkładają mi kłód pod nogi, ułatwiają mi życie?! Przecież z tego nie można rezygnować!

Otóż to! To właśnie takie rozumowanie odbiera nam zdolność miłowania, jak Jezus nas umiłował. Żebyśmy do takiej miłości stali się zdolni, w nas musi się przedtem coś zmienić. Jezus Chrystus Zmartwychwstały musi przyjść do nas, musi nam przynieść w darze nowe doświadczenie życiowe. Musimy dzięki Jego bliskości doświadczyć, że prawdziwe życie to co innego, niż to, jak myśmy je sobie wyobrażali, że prawdziwe życie daje tylko Bóg; że zupełnie nam wystarcza to, że On nas akceptuje i kocha nawet w naszych słabościach, że On o nas dba jak najlepszy Ojciec.

Może my już wiemy o tym teoretycznie, problem jednak jest w tym, żebyśmy tego doświadczyli, tak jak np. dwoje młodych doświadcza swojej pierwszej miłości i ona ich niesie spontanicznie, uzdalnia do ofiar i poświęceń. W nas musi dokonać się nie tylko w teorii, ale na płaszczyźnie najgłębszego doświadczenia religijnego owo wszczepienie w Jezusa, o którym mówiła Ewangelia z poprzedniej niedzieli. Ja w was, a wy we Mnie, jak latorośle w szczepie winnym (por. J 15,4–5). To jest dopiero baza, z której rodzi się etyka chrześcijańska ze swoim przykazaniem miłości. Bez tej bazy jest niemożliwe praktykować to przykazanie.

W pierwszej lekturze słyszeliśmy, jak do Kościoła Chrystusowego zostali wprowadzeni poganie. Zstąpił na nich Duch Święty, a Piotr ich ochrzcił. To właśnie ten Duch Święty sprawia w nas te wszystkie zmiany, On pozwala nam doświadczać bliskości Jezusa Zmartwychwstałego, to On powoli przemeblowuje naszą mentalność, to On nas uzdalnia do nowej miłości. Tego Ducha Świętego w zarodku wszyscy otrzymaliśmy w momencie naszego Chrztu. Módlmy się w czasie tej Eucharystii, by to nasienie naszego Chrztu w nas ożyło, zaczęło się rozwijać, byśmy szli i owoc przynosili [owoc miłości] i by owoc nasz trwał (por. J 15,16).

Amen.

16 maja 1982 r.

http://mateusz.pl/ksiazki/chpo/chpo6-04.htm

avatar użytkownika intix

36. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Uwierzyli Pismu i słowu

Niedziela, 9 listopada 2014 roku
>Rocznica poświęcenia Bazyliki Laterańskiej

Jan 2,13-22



Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska! Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: Gorliwość o dom Twój pochłonie Mnie. W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz? Jezus dał im taką odpowiedź: Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo. Powiedzieli do Niego Żydzi: Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni? On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.


"Zbliżała się pora Paschy" Zbliżał się czas przejścia, czas wyjścia, czas, w którym Pan każe wychodzić "z tej ziemi". Dlaczego człowiek nieustannie winien wychodzić z określonej ziemi, rzeczywistości? Ponieważ wchodzi on niejednokrotnie w jakąś rzeczywistość będącą bałwochwalstwem i nie pamiętaniem o tym, co uczynił mu Pan. Ponieważ człowiek odrzuca przewodnictwo i obecność Boga w swoim życiu, przerywa niejednokrotnie wyjście, a nawet chce powrócić do tego, co było jego niewolą. Wychodzenie nieustanne jest spowodowane skłonnością człowieka, jego nachyleniem się, a niejednokrotnie umiłowaniem złych uczynków. Wychodzenie ciągłe znajduje swoje uzasadnienie w tym, że człowiek w obliczu trudności chce się wycofać ze swoich zobowiązań wobec Boga, a nawet wyprzeć się swego związku z Nim. Żeby wyjść i przejść na miejsce, które Bóg mi wskaże, potrzeba coś w sobie zburzyć: "powypędzał, porozrzucał, powywracał".

"Nie róbcie z domu mego Ojca" Gorliwość człowieka jest innym nazwaniem jego troski. Jest znakiem podobieństwa do Jezusa, jeśli w gorliwości ma miejsce miłość. Brak religijnej, mądrej, pełnej pokory i prostoty gorliwości, sprowadza na człowieka profanację tego, co w nim jest Boże: "Nie róbcie z domu mojego Ojca targowiska".

Gdy człowiek kupczy sercem, kupczy też swoją wiarą, uczuciami, przeżyciami, myślami, tym wszystkim, co przechodzi przez serce. Gdy serce człowieka nie jest zajęte Bogiem, zwraca się ku temu, co więź z Bogiem osłabi. Pierwszą i najbardziej wyraźną troską, która winna być w naszym sercu, winien być Ojciec i Jego sprawy. To jest gorliwość. Jestem domem Boga: moje serce, dusza, myśli są domem Boga. Troska winna się uwidaczniać w myśleniu, przewidywaniu swoich słów, czynów, w emocjach.

"Przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli" Aby wierzyć, trzeba sobie przypominać słowa Jezusa. Wierność ma swoje źródło w pamiętaniu o Panu, o Jego czynach wobec mnie. Zasadniczo ci, którzy kochają, oni pamiętają o słowach, zobowiązaniach, wydarzeniach, które dotyczą osób wyjątkowych w ich życiu. To wyjątkowe miejsce w naszym życiu zajmuje Bóg. Pamiętanie o tym, co On powiedział, jest jednym ze znaków miłości do Niego.

Przypominanie sobie słów Pana, wskazuje na człowieka, który jest Jego uczniem. Uczeń pamięta, uczeń sobie przypomina, powraca do ulubionych zwrotów, wypowiedzi Jezusa – aby żyć w Nim, i móc Jemu służyć. Zapomnienie o słowach Jezusa prowadzi do zapomnienia o potrzebie służenia, jak również do zaniku motywacji wiary. Przypominanie słów Boga umożliwia Paschę, jest źródłem wewnętrznego świętowania. Prowadzi zarówno do świadomości, że jestem domem Boga, jak i do odnowy wewnętrznej, która odnajduje w sobie siłę na: wypędzanie, wywracanie, wyrzucanie tego, co profanuje miejsce święte, co profanuje moją więź z Ojcem.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>Najpiękniejsza świątynia! - LD na XXXII Ndz. Zw. (A)

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika TW Petrus13

37. Dlaczego więc zostałam nazwana prowokatorką...?

równie dobrze mógłby skierować słowo "prowokatorka" do pani premier - poli-tyka = dotyka wielu spraw.Ogłasza publicznie światu że ona jest kobietą,i w razie ataku wroga na kraj którym rządzi,zabarykaduje się z dziećmi w domu.Ot i dalej żona nałoży spódnicę chłopu na głowę,zabraniając mu iść ojczyźnie w obronę!. Za ostro,no cóż wybacz mi ja jestem nadal mężczyzną.Polityka to wojna!,była nią,jest i jeszcze długo będzie.
obiecuję że teraz będę omijał Cię z daleka!


 

avatar użytkownika intix

39. Miłujcie się tak, jak Ja was umiłowałem

W dzisiejszej audycji będziemy starali się dać odpowiedź na pytanie: Jakim to człowiekiem trzeba właściwie być, by można było powiedzieć: „Oto prawdziwy chrześcijanin”. Ponieważ tylko sam Bóg może miarodajnie określać ideał rzeczywistego chrześcijanina, zwrócimy się po informacje w tej kwestii do Pisma Świętego, księgi napisanej pod Jego natchnieniem i której On sam jest dzięki temu głównym autorem.

Jako pierwszy tekst biblijny rysujący sylwetkę duchową chrześcijanina nasuwa się fragment z Ewangelii św. Jana, który mówi: Daję wam nowe przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali; jak Ja was umiłowałem, tak miłujcie się i wy nawzajem. Po tym poznają wszyscy, że jesteście moimi uczniami, jeżeli miłość mieć będziecie jedni do drugich (por. J 13,34). Obok tego tekstu można by zacytować wiele innych, które w centrum duchowości chrześcijańskiej stawiają miłość bliźniego.

Najprawdopodobniej dla nikogo z nas nie jest to nowość. Nie ma chyba prawdy częściej powtarzanej w kaznodziejstwie jak ta, że przykazanie miłości bliźniego jest sercem chrześcijaństwa. Wielu jednak nie zna lub nie uświadamia sobie wymiarów tego przykazania.

Chrześcijańska miłość nie jest bowiem jakąkolwiek miłością i nie można jej utożsamiać ze znaną nam z doświadczenia miłością rodzicielską, małżeńską czy narzeczeńską lub z miłością przyjaźni. Jej jakość jest zupełnie inna; mierzy się ją bowiem Miłością Chrystusa do nas. Jak Ja was umiłowałem, tak miłujcie się i wy nawzajem. A jak nas umiłował Chrystus? Na to pytanie każdy z nas by chyba spontanicznie odpowiedział: Aż do śmierci! Dobra odpowiedź, ale niewystarczająca! Brak w niej najważniejszego elementu Miłości Chrystusowej.

Jezus ukochał nas, tak, aż do śmierci, ale gdyśmy jeszcze wszyscy byli odwróceni do Niego plecami. Posłuchajmy fragmentu z Listu św. Pawła do Rzymian: Gdyśmy jeszcze byli grzesznikami, Chrystus umarł za niegodziwych w oznaczonym czasie. Z trudem można znaleźć kogoś, kto byłby gotów umrzeć za jakąś osobę uczciwą... Ale Bóg pokazuje Swoją Miłość względem nas, bo gdyśmy jeszcze byli grzesznikami, Chrystus umarł za nas (por. Rz 5,6–8).

Kim jest właściwie wobec Boga grzesznik? Jego wrogiem! Kimś, kto Jemu, swemu Stwórcy, wyrządził największą krzywdę. Przez grzech odzieramy Boga z należnej Mu czci, okazujemy Mu pogardę, wyrzucamy Go z naszego serca, w którym On pragnie przebywać jak w swoim najbardziej ulubionym mieszkaniu; przez grzech zabijamy Boga. W tym stwierdzeniu nie ma najmniejszej przesady. Jezus Chrystus, wcielony Syn Boży, został przecież przez nas skazany na śmierć krzyżową i wyrok ten niezwłocznie wykonano. Dogmat chrześcijański mówi, że Jezus umarł za grzechy każdego człowieka, że wobec tego za tę śmierć odpowiadamy wszyscy.

Wszyscy bez wyjątku zabiliśmy Boga, wszyscy jesteśmy Jego najgorszymi krzywdzicielami i wrogami. I co On na to? Na naszą wrogość odpowiada miłością i przebaczeniem. Jezus z Krzyża modli się: Ojcze, daruj im, bo nie wiedzą, co robią! (por. Łk 23,34). Oto jak nas ukochał Bóg w Chrystusie! Jeżeli więc taka miłość jest miarą naszej miłości, to oznacza to, że i my mamy kochać innych ludzi aż do śmierci, również wtedy, gdy są lub stają się naszymi wrogami.

Wszyscyśmy słyszeli o tym, że Jezus nakazuje swoim wyznawcom kochać nieprzyjaciół, uważaliśmy to jednak za jedno z wielu przykazań lub widzieliśmy w tym jakby jakiś rodzaj luksusu etycznego, dobrego i dostępnego dla pięknoduchów, dla jakichś dusz wybranych aspirujących do wyższej doskonałości.

Tymczasem jest to probierz chrześcijaństwa, element wyróżniający je od wszystkich innych religii i systemów etycznych. Innymi słowy: nie można być chrześcijaninem bez praktykowania przykazania miłości obejmującej również wrogów. Słyszeliście, że było powiedziane: będziesz miłował swego bliźniego, swego wroga zaś możesz nienawidzić, ale Ja wam powiadam: kochajcie waszych wrogów i módlcie się za waszych prześladowców... Jeżeli bowiem miłujecie jedynie tych, którzy was miłują, co za zasługę z tego macie? Czyż tego samego nie robią także grzesznicy?! A jeżeli pozdrawiacie tylko waszych braci, cóż nadzwyczajnego robicie? Czyż tego nie robią także poganie?! (por. Mt 5,43–47). Z tych słów Jezusa wyjętych z Kazania na Górze można wywnioskować, że od wszystkich ludzi, wierzących i niewierzących, można oczekiwać wiele wzniosłych osiągnięć moralnych, również i w dziedzinie miłości, ale do miłości nieprzyjaciół może się wznieść tylko chrześcijanin; jeżeli on jednak tego nie robi, traci swoją specyfikę i zaciera istotną różnicę dzielącą go od innych uczciwych ludzi, których pełno jest także i poza chrześcijaństwem.

By zdać sobie sprawę z praktycznych wymiarów i konsekwencji przykazania miłości naszych wrogów, musimy mieć przed oczyma również słowa Jezusa, które w Kazaniu na Górze stoją w bezpośrednim kontekście z powyżej zacytowanymi. Brzmią one tak: Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb, ale Ja wam powiadam: Nie opierajcie się złu; ale jeżeli ktoś bije cię w prawy policzek, nadstaw mu i lewy; jeżeli ktoś procesuje się z tobą, by ci zabrać tunikę, zostaw mu także płaszcz; jeżeli ktoś cię zmusza iść tysiąc kroków, zrób z nim dwa tysiące (por. Mt 5, 38–41). Kto nas bije w twarz, wyrządza nam krzywdę i staje się automatycznie naszym wrogiem; kto w niesprawiedliwym procesie sądowym chce nam wydrzeć to, co nasze, jest naszym krzywdzicielem, a więc wrogiem; kto żąda od nas bezpodstawnie nieproporcjonalnie dużego wysiłku, ten wyzyskuje nas i znowu zachowuje się względem nas jak nieprzyjaciel. Jak widzimy, Jezus opisuje tu przypadki dobrze nam znane z codziennego życia. Co oznacza więc według Niego kochać wroga w takich konkretnych sytuacjach życiowych? Nie opierajcie się złu! Innymi słowy: pozwólcie sobie zadawać niesprawiedliwość; nie brońcie swoich nawet słusznych praw do waszego odpoczynku, do waszej własności, do waszej czci.

Jezus swoim wyznawcom nakazuje rzecz bulwersującą: w morzu ludzkich nieporozumień, intryg, kłótni, wzajemnych pretensji — a wszystkim się wydaje, że robią to w dobrej wierze, by bronić swoich świętych praw — mamy jako chrześcijanie być w świecie tymi, na których diabelska dialektyka krzywdy i odwetu załamuje się i urywa. Doznana krzywda nie wywołuje w nas odruchu, by oddać pięknym za nadobne, lub by dochodzić swego; naszą odpowiedzią jest miłość do tego, kto nas krzywdzi. W ten sposób robimy to, co uczynił Jezus: gdyśmy niesłusznie deptali Jego największe prawo, prawo do życia, i przybijali Go do Krzyża, On pozwolił się do niego przybić, a przyjmując z naszej ręki śmierć, kochał i wybaczał.

19 lipca 1984 r.

http://mateusz.pl/ksiazki/chpo/chpo5-02.htm

avatar użytkownika intix

40. Nie stawiajcie oporu złemu

Szokującą zasadą polityki Jezusa Chrystusa, Jego receptą na lepszy świat, na lepsze ustroje polityczne i społeczne jest miłość do nieprzyjaciół. To przykazanie, które jest sercem religii Chrystusa, posiada w Ewangelii jeszcze inne sformułowanie, bardziej pikantne, bardziej gorszące, bardziej wzbudzające nasz sprzeciw.

W Kazaniu na Górze Jezus mówi: SłyszeIiście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb. A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie (Mt 5,38–42).

Nie opierajcie się złu. Jak to rozumieć? Czyż nie mówiono nam, że pierwszym obowiązkiem chrześcijanina jest postępowanie odwrotne: opieranie się złu?!

Jasne: złu, czyli grzechowi, pokusie do grzechu trzeba się zawsze przeciwstawiać. Nie wolno się także zgadzać na żadną formę zła w naszym otoczeniu, w życiu publicznym, w życiu społecznym, politycznym itd. Problemem jest tylko forma, w jakiej należy się złu przeciwstawiać.

Na świecie normalnie praktykowana jest ta forma opierania się złu, którą Księga Rodzaju wkłada w usta Lamecha, jednego ze starożytnych praojców ludzkości. Lamech powiedział do swoich żon: Ada i Syla, posłuchajcie mego głosu, żony Lamecha, nastawcie ucha na to, co powiem: Zabiłem człowieka za to, że mnie zranił, młodzieńca za to, że mi nabił sińca. Siedem razy będzie pomszczony Kain, ale Lamech siedemdziesiąt siedem razy (por. Rdz 4,23–24). Ta okrutna zasada jest do dziś dnia dosyć szeroko stosowana. Myślę, że każdy z nas przypomni sobie łatwo sytuacje, w których chętnie sam robił z niej użytek. Gdy ktoś nas krzywdzi, obraża, zabiera to, co nasze, o ile tylko możemy, opieramy się złu, żądamy zwrotu tego, co nasze, ale nie tylko, czekamy na moment, kiedy naszemu krzywdzicielowi powinie się noga, odpłacamy mu się tą samą monetą i dajemy mu jeszcze coś na dokładkę, żeby sobie popamiętał, żeby się nauczył, żeby na przyszłość wiedział, że nie można nas tykać.

Pismo Świętego Starego Testamentu jest już dużym krokiem naprzód, gdy łagodzi tę zasadę, mówiąc: Oko za oko, ząb za ząb, ...rana za ranę, siniec za siniec (Wj 21,24n). Za jedno oko wystarczy jedno oko, za jeden ząb wystarczy wybić przeciwnikowi jeden ząb, a nie dziesięć, jak tego pragnie Lamech żyjący w każdym z nas. Ta złagodzona forma odpłaty za doznaną krzywdę też jednak należy jeszcze do sposobów przeciwstawiania się złu szeroko praktykowanych na świecie, ale dalekich od chrześcijaństwa.

W Starym Testamencie była ona ustępstwem Boga, który wiedział, że do czegoś więcej człowiek bez Chrystusa nie jest zdolny. Jezusowy sposób zwalczania zła jest zupełnie inny. Określa go właśnie paradoksalne powiedzenie: Nie przeciwstawiajcie się złu! (por. Mt 5,39). To znaczy: gdy spada na ciebie krzywda, gdy deptane są twoje prawa, nie broń twego szczęścia odpowiadając gwałtem na gwałt, przemocą na przemoc, złem za zło, ale raczej umieraj sobie, pozwól się krzyżować, tak jak Jezus nie bronił swego świętego prawa do życia, ale dał się ukrzyżować. Aż do tego stopnia posuń twoją miłość do nieprzyjaciół!

W tym jednak miejscu należy wypowiedzieć jedno „ale”, które odtąd często będziemy musieli sobie przypominać. Etyka Jezusowa nie jest przykrojona na miarę naszej ludzkiej mentalności ani na miarę naszych ludzkich sił. Ona zakłada zaistnienie w człowieku pewnej bardzo wielkiej i radykalnej przemiany. Żeby móc nie opierać się złu, należy najpierw jeszcze raz się urodzić, urodzić z Ducha Świętego, trzeba jeszcze raz być stworzonym przez Boga, trzeba naprawdę zmartwychwstać z Jezusem do zupełnie nowego życia, życia wiecznego. To wszystko dzieje się wprawdzie z nami w Chrzcie, ale ten Sakrament małemu dziecku, gdy jest chrzczone, daje tę rzeczywistość dopiero w embrionie. Ten embrion musi się rozwinąć w naszym życiu dojrzałym. Dopiero gdy ten rozwój zaistnieje, pojawia się w nas — nie naszą mocą, ale mocą Boga — otwartość na miłość do nieprzyjaciół i zdolność praktykowania jej.

4 czerwca 1982 r.

http://mateusz.pl/ksiazki/chpo/chpo4-06.htm

avatar użytkownika intix

41. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Biada temu, przez którego przychodzą zgorszenia

Poniedziałek, 10 listopada 2014 roku
>Św. Leona Wielkiego

Łukasz 17,1-6

Rzekł znowu do swoich uczniów: "Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie! Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu! I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwróciłby się do ciebie, mówiąc: "Żałuję tego", przebacz mu!" Apostołowie prosili Pana: "Przymnóż nam wiary!" Pan rzekł: "Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: "Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze!", a byłaby wam posłuszna.


Nie jest możliwe, aby nie było w życiu człowieka pułapek, zasadzek, uwiedzeń, kuszenia, zgorszeń. Jednak ci, którzy gorszą innych, uwodzą, zastawiają pułapki będą musieli za takie postępowanie odpowiedzieć przed Bogiem. Pułapka ma związek z fizycznym i duchowym niebezpieczeństwem w które wciąga się określonego człowieka. Ktoś jawi się przed drugim jako przyjaciel, a w rzeczywistości jest jego nieprzyjacielem, źle mu życzącym, nastającym na jego zgubę. Jest w tym postępowaniu perfidne planowanie, przewidywanie środków jakie zostaną użyte i myślenie o konsekwencjach, oraz co wyniknie z tego postępowania na niekorzyść drugiego. Pułapką jest nadmierne mówienie, ale i dawanie wiary temu wszystkiemu, o czym inni mówią do nas.

Zastawianie pułapki jest wyrazem poczucia bezwzględnej wyższości i panowania nad przyszłą ofiarą. Bóg ostrzegał Izraelitów, aby po zajęciu Kanaanu nie zawierali małżeństw z miejscową ludnością, gdyż ich bogowie mogliby stać się dla nich sidłem. Człowiek sam może na siebie zastawić sidła. Dzieje się to wówczas, gdy nie oddaje czci Bogu, pomijając go w swoim życiu. Grzech oślepia i przytłacza. Człowiek staje się bezradny i słaby doprowadzając siebie do zniszczenia. Jeśli człowiek postępuje w sposób nieprawy, sam się pogrąża; komplikuje swoje życie, zastawiając sidła na innych. Grzech osłabia ludzką uwagę i zdolność dokonywania właściwej oceny. Przenosi on człowieka w świat nierealny, iluzoryczny. Człowiek gubi się w nim, powoli pogrążając się w rozpaczy.

Ludzką rzeczą jest błądzenie, ale i ludzką jest umiejętność zmiany myślenia wskazująca na to, że człowiek zrozumiał swój błąd i odwraca się od niego. Problem jest wtedy, gdy człowiek nie uczy się myśleć. Myślenie jest zdolne przemienić człowieka. Mówimy o myśleniu, które jest prawdziwe, kształtowane na Słowie, które nie przemija, a które zawiera moc Ducha Świętego. To On uwrażliwia człowieka zarówno na łaskę, jak i na samo pojęcie grzechu.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***

Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

42. Korzenie...

Korzenie niesprawiedliwości politycznej i społecznej tkwią w sercu człowieka

W naszych piątkowych audycjach wieczornych zastanawialiśmy się do tej pory nad stanowiskiem Jezusa względem współczesnych Mu problemów politycznych i społecznych Palestyny. Uważny słuchacz mógł zauważyć, że te sprawy na pozór niewiele Jezusa obchodziły. Nie wypowiadał się na ich temat, nie dawał sam się wciągnąć w wir jakiejkolwiek działalności politycznej. Ta postawa nie płynęła jednak z lekceważenia czy pogardy dla polityki. Należy ona przecież do ważnych składników ludzkiego życia, a nic z tego, co wiąże się z człowiekiem, co wynika z jego istotnych potrzeb, nie może być obce Bogu, który objawił się nam jako największy miłośnik człowieka.

Czy Bóg nie widział, ile zła wyrządza ludziom tyrania i dyktatura władców, dbających jedynie o to, by pozostać przy władzy i móc dzięki niej żyć ponad wszelkim prawem i we wszelkich możliwych zbytkach? Czy Bóg nie widział, jak wielkim złem dla ludzi, jakim deptaniem ich godności był na przykład ustrój niewolniczy, powszechnie akceptowany właśnie wtedy, gdy wśród nas pojawił się Jezus Chrystus?

Syn Boży, który stał się człowiekiem, by zbawić ludzkość, nie mógł być na to wszystko obojętny. Jezus Chrystus w rzeczywistości uprawiał politykę, i to jeszcze jak głęboką! Przypatrzmy się jej z bliska!

Wyjść należy od stwierdzenia, że Jezus Chrystus, jako Bóg, znał najgłębiej człowieka i wiedział, skąd biorą się złe i niesprawiedliwe struktury społeczne i polityczne. Rodzą się one w sercu człowieka, który — jak o tym mówiliśmy poprzednio — zerwał swoją więź z Bogiem i odtąd musi szukać życia i szczęścia gdzie indziej: w prestiżu, we władzy, w bogactwie, w karierze itd. Odtąd człowiek jest egoistą i musi sobie za wszelką cenę, również za cenę grzechu, zagwarantować dostęp do tych nowych źródeł swojego szczęścia.

Dlatego to mówi Jezus: Z wnętrza, tzn. z serca człowieczego, wypływają złe intencje, lubieżności, złodziejstwa zabójstwa, cudzołóstwa, pożądania, przewrotność, oszustwa, bezwstyd, zazdrość, oszczerstwa, wyniosłość, głupota (por. Mk 7,21 n).

Z tego wiecznie czynnego wulkanu we wnętrzu człowieka wynikają te wszystkie moralne trzęsienia ziemi, które w postaci wojen, rozmaitych rewolucji, dyktatur i totalitarnych lub na wyzysk nastawionych ustrojów są plagą ludzkości od początków jej istnienia aż po dziś dzień. Polityką Jezusa było dotrzeć do tego korzenia zła i uleczyć go. Jak On to robił?

W tym punkcie otwiera się przed nami nowe, szerokie pole do rozważań, którym będziemy musieli poświęcić kilka naszych dalszych audycji.

Chore ludzkie serce miało być najpierw w strategii Jezusa oświecone światłem Bożego słowa, światłem Jego Ewangelii. Dzięki niej ludzkość ma zobaczyć, że jej mądrość, jej praktyczne zasady postępowania są drogą donikąd. Dla nas wszystkich np. czymś normalnym, owszem, obowiązkowym, jest miłować tych, którzy nam wyświadczają rozmaite przysługi, są nam użyteczni, wydają się nam sympatyczni, zgadzają się z naszymi poglądami; tych jednak, którzy nam się przeciwstawiają, szkodzą nam, obrażają nas, wyrządzają nam jakiekolwiek inne zło, należy eliminować, usuwać z naszego pola widzenia lub, jeśli to niemożliwe, nauczyć rozumu także gwałtownymi środkami. Tacy ludzie sami zwolnili nas z obowiązku miłości względem nich. Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz kochał swojego bliźniego, natomiast swojego przeciwnika możesz nienawidzić (por. Mt 5,43).

Te słowa Jezusa z Kazania na Górze odzwierciedlają dokładnie nasze codzienne myślenie, tym się naprawdę na co dzień kierujemy. A co Jezus na to? A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za waszych prześladowców, abyście się stali dziećmi waszego Ojca w niebie, który każe swojemu słońcu świecić nad złymi i nad dobrymi, i zsyła deszcz na sprawiedliwych i na przewrotnych. Bo jeżeli wy kochacie tylko tych, którzy was kochają, jaką macie za to zasługę? Czyż tak samo nie postępują także i grzesznicy? Jeżeli pozdrawiacie tylko waszych braci, co jest w tym nadzwyczajnego? Czyż tak samo nie postępują także i poganie? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonałym jest wasz Ojciec w niebie (por. Mt 5,44–48). Oto mamy pierwsze mocne uderzenie Jezusa w naszą utartą filozofię życiową. Te słowa przynoszą możliwość nowego życia dla całej ludzkości, ale dla nas, chrześcijan, są one tym, co stanowi o różnicy między nami i wszystkimi innymi filozofiami, jakie ludzie wymyślili. Jeżeli te słowa nie znajdują odzwierciedlenia w naszym życiu, różnimy się od nie–chrześcijan tylko chodzeniem do kościoła. Ale czy to wystarczy?

7 maja 1982 r.
http://mateusz.pl/ksiazki/chpo/chpo4-04.htm

avatar użytkownika intix

43. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Uczynicie wszystko, co wam polecono

Wtorek, 11 listopada 2014 roku
>Narodowe Święto Niepodległości

Łukasz 17,7-10


Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: "Pójdź i siądź do stołu?" Czy nie powie mu raczej: "Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił?" Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: "Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać".


Oczekujemy od innych szczególnego traktowania za to, co jest w sumie naszą powinnością. Gdy matka pielęgnuje swoje dziecko, czy oczekuje od kogokolwiek wdzięczności. Służenie dziecku, jego pielęgnacja jest dla matki najpiękniejszą nagrodą, satysfakcją, radością, wielką przyjemnością Nie ma większego dobra od tego, jakiego doświadcza, wchodząc w bliską relację z tym, które kocha.

Służba, to dawanie z siebie innym tego, co posiadamy jako najcenniejsze. Oczekiwanie na wdzięczność, może prowadzić do skupienia się na sobie samym. Co zrobimy, gdy ktoś nie dostrzeże naszej pracy, wielkiego wysiłku? Czy zrezygnujemy z czynienia tego, co jest potrzebne? Służba jest rozwijaniem samego siebie "w duchu i prawdzie". Jest trudną drogą uczenia się pokory. Służąc poznajemy naszą motywację, dlaczego robimy to, co robimy. Nie zawsze określone prace będą dawały nam satysfakcję, wnosiły w nasze odczucia przyjemność.

Żyjemy nie dlatego, żeby nam było przyjemnie, lecz dlatego, żeby we wszystkim co nas spotyka, odkrywać Bożą obecność. We wszystkim co się dokonuje w naszym życiu możemy spotkać Pana. On jest obecny nie tylko w naszych przyjemnościach, lecz także w przykrościach, od których niejednokrotnie usiłujemy się zdystansować, ustrzec.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***

Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

44. Dam wam serce nowe

Punktem wyjścia i oparciem naszej dzisiejszej audycji biblijnej będzie fragment z Księgi proroka Ezechiela. Posłuchajmy:

    Jahwe skierował do mnie te słowa: Synu człowieczy, kiedy dom Izraela mieszkał na swojej ziemi, wówczas splugawili ją swym postępowaniem i swymi czynami: postępowanie ich wobec Mnie było jak nieczystość miesięczna kobiety. Wtedy wylałem na nich swe oburzenie z powodu krwi, którą w kraju przelali, z powodu bożków, którymi go splugawili.

    I rozproszyłem ich pomiędzy pogańskie ludy, i rozsypali się po krajach, osądziłem ich według postępowania i czynów. W ten sposób przyszli do ludów pogańskich i dokąd przybyli, bezcześcili święte imię moje, podczas gdy mówiono o nich: To jest lud Jahwe, musieli się oni wyprowadzić ze swego kraju. Wtedy zatroszczyłem się o święte me imię, które oni, Izraelici, zbezcześcili wśród ludów pogańskich, do których przybyli. Dlatego mów do domu Izraela: Tak mówi Jahwe Pan: Nie z waszego powodu to czynię, domu Izraela, ale dla świętego imienia mojego, które bezcześciliście wśród ludów pogańskich, do których przyszliście. Chcę uświęcić wielkie imię moje, które zbezczeszczone jest pośród ludów, zbezczeszczone przez was pośród nich, i poznają ludy, że Ja jestem Jahwe — wyrocznia Jahwe Pana — gdy okażę się Świętym względem was przed ich oczami. Zabiorę was spośród ludów, zbiorę was ze wszystkich krajów i przyprowadzę was z powrotem do waszego kraju, pokropię was czystą wodą, abyście się stali czystymi, i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków. I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali. Wtedy będziecie mieszkać w kraju, który dałem waszym przodkom, i będziecie moim ludem, a Ja będę waszym Bogiem (Ez 36,16–28).

Jest to jedna z najradośniejszych stronic Starego Testamentu. Przypatrzmy się jej z bliska. Uderza nas najpierw kontrast między człowiekiem a Bogiem, między tym, do czego my jesteśmy zdolni, a co może i pragnie w nas dokonać Bóg. Lektura ta jeszcze raz potwierdza pesymistyczną diagnozę ludzkiego serca, o której szerzej mówiliśmy w naszej przedostatniej pogadance. Izrael mimo tak ogromnego światła, jakim było ustawicznie w jego historii rozbrzmiewające słowo Boże, mimo Przymierza i daru Prawa, nie potrafił zmienić swego przewrotnego serca. Postępowanie ich wobec Mnie było jak nieczystość, krew przelali, splugawili kraj bożkami, zbezcześcili moje święte imię (por. Ez 36,17–20).

Jeżeli taki był Izrael, cóż powiedzieć o całej reszcie ludzkości? Jest niezmiernie ważne dla każdego człowieka zdać sobie raz wreszcie sprawę ze swego prawdziwego położenia i rzeczywistych możliwości, gdy chodzi o życie w prawdziwej miłości, bo jeżeli to będzie przed nim zakryte, jeżeli uzna się on wobec Boga za porządnego, uczciwego człowieka, zawdzięczającego swój nienaganny poziom moralny swojemu charakterowi i swoim wysiłkom, to nigdy nie zrozumie, do czego mu właściwie służy Jezus Chrystus i od czego ma On go zbawić. Ewangelia nigdy nie stanie się dla niego Dobrą Nowiną. Jeżeli natomiast, oświeceni światłem Bożym wyprowadzającym nas ze złudzeń co do samych siebie, rozpoznamy siebie w obrazie grzesznego Izraela, którego z takim realizmem przedstawił Ezechiel, wtedy zadrży nasze serce radością na wieść o tym, co Bóg z nami grzesznymi zamierza począć. Jego ostatnią odpowiedzią na nasze zło nie jest kara; ona w postaci cierpienia pojawia się jakby automatycznie, jako naturalna konsekwencja grzechu; ale ostatnią odpowiedzią Boga jest skuteczny ratunek dla człowieka, by mógł on być nareszcie szczęśliwy. Nie z waszego powodu to czynię (Ez 36,22) — mówi najpierw Bóg, tzn. w was nie istnieje żaden tytuł zmuszający Mnie do ingerencji zbawczej; nie możecie jej sobie przypisać; ona jest całkowitym moim darem. Czynię to dla świętego mojego imienia... (por. Ez 36,22). Imię to synonim istoty Boga. W niej, a nie w nas, jest jedyna racja, dla której Bóg się nad nami pochylił.

A potem Ezechiel opisuje, co takiego Bóg z nami uczyni. Zabiorę was spośród wszystkich ludów, zbiorę was ze wszystkich krajów i przyprowadzę was z powrotem do waszego kraju, pokropię was czystą wodą... (Ez 36,24–25). Izrael VI w. przed Chr., pierwszy adresat tych słów, znajduje się wskutek swoich grzechów w niewoli babilońskiej, rozproszony, daleko od swojej ojczyzny. Bóg jednak przywróci wszystko do pierwotnego stanu. „Pokropię czystą wodą” oznaczało dla Izraela przejście przez ryt oczyszczający, o którym jest mowa w dziewiętnastym rozdziale Księgi Liczb. Ryt ten, wykonywany przez kapłana, usuwał zewnętrzne przeszkody uniemożliwiające Izraelicie uczestniczenie w kulcie Bożym. Tym razem oczyszczenie będzie skuteczne, gdyż pokropienia wodą dokona sam Bóg. Ta część proroctwa, przez Izraelitów rozumiana w sensie dosłownym, ma dziś dla nas wartość obrazu, figury. Starożytność chrześcijańska, czytając słowa, że Bóg zjednoczy Izraela na swojej ziemi, że pokropi go czystą wodą, myślała o rzeczywistości, która już się wypełniła w Chrystusie — Bóg jednoczy całą ludzkość w Kościele obmywając ją z grzechu wodą chrztu. Za tym opisem przedstawiającym doczesne wybawienie Izraela, wybawienie, które w takich wymiarach, o jakich mówi tekst, nigdy nie miało miejsca, zarysowuje się bowiem inne zbawienie, wewnętrzne, radykalne, usuwające korzenie wszystkich nieszczęść doczesnych, które zwaliły się na Izraela.

O tym wewnętrznym, radykalnym wyzwoleniu mówią dalsze słowa tekstu. Dam wam nowe serce, kamienne serce wam odbiorę a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali. Wtedy będziecie moim ludem, a Ja będę waszym Bogiem (por. Ez 36,26–28). To ostatnie zdanie nazywa się formułą Przymierza: Ja twoim Bogiem, ty moim ludem; Bóg odnowi z Izraelem swoje Przymierze, które zostało złamane. To Nowe Przymierze nie będzie jednak jak to pierwsze, zawarte na Synaju. Ono było nieskuteczne, ono przedstawiło Izraelicie z zewnątrz tablice przykazań, samo z siebie nie potrafiło jednak dać mu siły do ich zachowywania. Człowiek pozostał istotą o kamiennym, wiarołomnym sercu. By w tym Nowym Przymierzu nie powtórzyła się ta sama historia, Bóg zapowiada, że Jego działanie dosięgnie teraz samej egzystencji człowieka, jego wnętrza, i tam dokona ono niezbędnej operacji. Serce kamienne, to, z którym każdy z nas się rodzi, zostanie usunięte, a będzie nam dane serce z ciała, tzn. czułe, zdolne do miłości.

Motorem nowego życia w człowieku, nowych jego postaw, sposobów reakcji, jego nowej mentalności, nowego postępowania będzie Duch Boga: Ducha mojego chcę tchnąć w was i w ten sposób sprawić, byście przestrzegali moich przykazań (por. Ez 36,27). Zachowanie miłości i miłosierdzia, które stanowią istotę Bożych przykazań, będzie nareszcie możliwe. Bóg sam uzdolni do tego człowieka. Sparaliżowany grzechem człowiek zostanie mocą Boga uwolniony od swego paraliżu i teraz będzie mógł chodzić.

Zapamiętajmy to sobie dobrze. Prorok zapowiedział w tekście, który przeczytaliśmy, wydarzenie, wielkie wydarzenie, które dokona się w egzystencji człowieka, prawdziwą rewolucję kopernikańską, która odmieni nasze serca. Nowy Testament szeroko opisuje, jak Bóg de facto zrealizował proroctwo Ezechiela. Dokonało się to przez Jezusa Chrystusa, przez Jego śmierć i zmartwychwstanie. Rozdział pięćdziesiąty trzeci proroctwa Izajasza, który rozważaliśmy poprzednio, umożliwił nam głębsze zrozumienie sensu tych dwóch wydarzeń. Było tam m.in. powiedziane: Wierny mój Sługa usprawiedliwi wielu (por. Iz 53,11). Jak to się stanie? Oto Jezus — poucza nas Nowy Testament — nie zgładził naszego grzechu w tym tylko sensie, że przez swą śmierć złożył On Bogu, nieskończoną wartość mające, zadośćuczynienie za nasze grzechy; Jego zaś zmartwychwstanie nie tylko jest osobistą nagrodą przyznaną Mu przez Ojca za Jego wierność aż do śmierci; ono jest nie tylko otworzeniem bram nieba dla nas wszystkich, gdy umrzemy. Jego zmartwychwstanie jest dla nas źródłem nowego życia już tu, na tej ziemi. Zmartwychwstały Chrystus został bowiem ustanowiony przez Boga Panem, tzn. kimś, kto ma moc i władzę nad wszystkim, również i przede wszystkim nad chorym i skamieniałym sercem człowieka.

Św. Paweł w Liście do Koryntian mówi o Nim jako o Duchu dającym życie (zob. 1 Kor 15,45). Nazywa się Go tak dlatego, bo Chrystus zmartwychwstał — używam tu słów św. Piotra z jego kazania zielonoświątecznego — wyniesiony na prawicę Boga otrzymał od Ojca obietnicę Ducha Świętego i teraz zesłał Go na nas, jak to sami widzicie i słyszycie (por. Dz 2,33n). Chrystus zmartwychwstały jest dawcą Ducha Świętego, o którym mówiło proroctwo Ezechiela: Ducha mojego chcę tchnąć w was (Ez 36,27).

Te wszystkie piękne obietnice mogą wejść w życie każdego człowieka i to życie zrewolucjonizować, gdy słysząc o tym wszystkim w przepowiadaniu Kościoła otworzy się on na nie przez wiarę, tzn. gdy uwierzy, że Chrystus Zmartwychwstały ma moc zmiany jego życia. Tak pojęta wiara prowadzi do doświadczenia Boga żywego, do doświadczenia w sobie mocy zmartwychwstania Jego Syna, mocy, która stawia nas na nogi.

Tak więc proroctwo Ezechiela odnosi się do czasów Kościoła. Ludzie, którym dokonano operacji serca, w których Bóg tchnął swego Ducha, którzy zdolni są do wierności Bożemu Prawu miłości bez granic, to chrześcijanie. A momentem uprzywilejowanym, w którym spełnia się to proroctwo, jest chrzest. Chrzest nazywa się w Nowym Testamencie odrodzeniem z wody i z Ducha Świętego (zob. J 3,5; Tt 3,5), ponownym stworzeniem (zob. Ga 6,15). Wyrażenia te doskonale syntetyzują to, co chciał wyrazić prorok Ezechiel. Człowiek musi się jeszcze raz urodzić, tym razem z Ducha Świętego, musi być jeszcze raz stworzony, by móc żyć po chrześcijańsku, tzn. w miłości aż do krzyża, tak jak nas tego uczył Jezus Chrystus. Zwróćmy uwagę, że postępowanie zgodne z taką miłością nie wypływa z naszej woli, choć ma ona w tym swój niezastąpiony udział. Zanim jednak nasza wola będzie mogła tu cokolwiek zrobić, musi wejść w akcję Bóg, który założy w naszym wnętrzu nową rzeczywistość, da nam swojego Ducha, który nas uzdolni do nowego życia.

To wszystko, o czym dziś słyszeliśmy, nie jest tylko piękną teorią biblijną. To są fakty, które w historii Kościoła w mniej lub bardziej widoczny sposób wydarzyły się. Paralelizm dwóch naszych cyklów radiowych — biblijnego, który idzie na falę w niedzielę, i środowego, poświęconego życiu chrześcijan w II w. — nie jest przypadkowy. Ten drugi cykl pragnie pokazać naszym słuchaczom, że chrześcijaństwo takie, o jakim prorokował Ezechiel, jest rzeczywistością z tej ziemi. Tę samą rzeczywistość Bóg pragnie stwarzać zawsze, także w naszych czasach. Zaprasza do niej każdego z nas. Zechcemy i my wejść w ten Boski wymiar chrześcijaństwa?

1 sierpnia 1976 r.

***
Zainteresowanym polecam więcej:
>Wybór konferencji i homilii wygłoszonych w Radiu Watykańskim w latach 1976–1985

avatar użytkownika intix

45. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


a także

Królestwo Boże pośród was jest

Czwartek, 13 listopada 2014 roku
>Św. Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna
Pierwszych męczenników Polski


Łukasz 17,20-25

Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: "Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: "Oto tu jest" albo: "Tam". Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest". Do uczniów zaś rzekł: "Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: "Oto tam" lub: "Oto tu". Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi! Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego. Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie.


"Królestwo Boże wewnątrz was jest". W naszym wnętrzu jest ośrodek władzy i wpływów. By stanąć przed obliczem króla należało dostać się na dziedziniec wewnętrzny. Chcąc dotrzeć do człowieka nie wystarczy przemówić do jego rozumu, lecz przede wszystkim do serca. Zamierzając żyć w Królestwie Boga potrzeba kierować się prawami Serca Bożego.

Żyjąc tym co wewnętrzne, a ściśle mówiąc – duchowe, staję prze obliczem Boga. To, co w człowieku wewnętrzne, to święta przestrzeń otaczająca miejsce kultu, w którym człowiek powinien oddawać cześć Panu. To miejsce wewnętrzne w człowieku powinno być chronione przed wpływem nieodpowiedzialnych myśli, namiętności, postaw zarówno własnych jak i osób z którymi wchodzimy w relacje. Wnętrze człowieka powinno mieć treść, oraz żyć tym, co wartościowe. O czym mówimy? O takich zasadach, jak: sprawiedliwość, dobroć, miłość, radość, pokój.

Wielu ludzi odczuwając niebezpieczeństwo zewnętrzne, usiłuje schronić się wewnątrz siebie. Często jest to ucieczka nie zaś świadomy wybór tego, co w człowieku najgłębsze, jako miejsce spotkania z Bogiem i dojrzewania do Jego Królestwa.

"Wchodzimy" do własnego wnętrza, aby nabrać mocy ducha, przemyśleć sprawy, które w zamęcie życia zewnętrznego umykają i nie będąc rozważanymi, mogą nas zagarnąć w niewolę.

Wewnątrz nas, w naszym duchu, jesteśmy "namaszczani" przez Boga darami Królestwa. Życie z Chrystusem wymaga dojrzewania "w ukryciu" do pokoju, radości, przebaczenia. Bóg "ma upodobanie w ukrytej prawdzie". W takiej sytuacji prosimy Go, aby oczyścił nas wewnętrznie, nauczył "tajników mądrości" i odnowił ducha wiary w zwycięstwo. Niezbędna jest ofiara w dotarciu człowieka do własnego wnętrza. Dla każdego jest ta sama: pokorne i skruszone serce.

Tym, co mówi prawdę o człowieku jest jego wnętrze. Jest on takim, jakie są jego wewnętrzne, duchowe doświadczenia. Wielki, mocny i piękny jest ten człowiek, który posiada wnętrze wypełnione spokojem i łagodnością ducha. Czym człowiek żyje tym też "karmi", obdarowuje innych. Jesteśmy zatem nosicielami nowiny o Bożym Królestwie lub wpływamy na jej niszczenie we wnętrzu tych, którzy nas słuchają i patrzą na życie nasze. Niszcząc swój świat wartości, przyczyniamy się do niszczenia tego co wewnętrzne w samych sobie. To wnętrze człowieka decyduje o jego wartości.

Powoli się starzejemy, słabną nasze siły, zapominamy o sprawach ważnych i mniej istotnych, ale człowiek wewnętrzny odnawia się z dnia na dzień. Umieramy zewnętrznie, ale wewnętrznie rodzimy się. Życie wartościami jest życiem wprowadzającym w Królestwo Jezusa. Wiele głupstw w ziemskiej rzeczywistości popełniamy. Wiele upadków i żalu spowija naszą nie spełniającą się tęsknotę za szczęściem. Jedyną nadzieją pozostają słowa Pisma Świętego: "Nie tak bowiem człowiek widzi jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce" (1 Sm 16,7).

Ks. Józef Pierzchalski SAC

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

46. Sentencja...

>>> CODZIENNIK... SENTENCJE ZE SKARBCA KARMELU

"15 października:

Pod wieczór życia będą cię sądzić z miłości.
(święty Jan od Krzyża)

Święty Rafał od św. Józefa powiedział: ''Tam, gdzie jest prawda, tam jest i miłość''.
Sąd ma na uwadze prawdę, czyli ujawnienie tego, co serce kochało, w co się angażowało.
Badanie własnego serca pod kątem miłości przygotowuje cię na coś, co stanie się udziałem wszystkich ludzi po śmierci.
Najpierw - w czasie sądu szczegółowego - w świetle Odwiecznej Prawdy, którą jest Jezus, pokazane ci będzie wszystko, co w twoim sercu skryte: intencje, pragnienia, zamiary, a szczególnie to, które miłości były dla ciebie zniewoleniem, a które naprawdę cię rozwijały. I będzie jeszcze jedno wielkie odkrywanie prawdy.
Na sądzie ostatecznym, po zamknięciu dziejów świata, Jezus odsłoni prawdę serc wszystkich ludzkich istnień.
Nie będzie już nic zakrytego. A jedyną Prawdą i Miłością będzie sam Bóg."


avatar użytkownika intix

47. Słowo Boże na dziś...

Czytania na każdy dzień - Mateusz

***
a także

Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je

Piątek, 14 listopada 2014 roku

Łukasz 17,26-37

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich. Podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali, lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich: tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi. W owym dniu kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do siebie. Przypomnijcie sobie żonę Lota. Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je. Powiadam wam: Tej nocy dwóch będzie na jednym posłaniu: jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć razem: jedna będzie wzięta, a druga zostawiona". Pytali Go: "Gdzie, Panie?" On im odpowiedział: "Gdzie jest padlina, tam się zgromadzą i sępy".


"Nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich". Niegodziwość człowieka wystawia na próbę cierpliwość Boga. Złem zarażone zostały pragnienia ludzkiego serca. Przerażająca jest także powszechność grzechu. Jeden jest tylko sprawiedliwy – Noe. Wobec dramatycznych wydarzeń czynimy rachunek sumienia jako Kościół, ale też jako wspólnota zakonna, jako pojedyncze osoby. Angielski poeta Byron pisał, że ludzie są "niestali w miłości, a wytrwali w przestępstwach". Bóg zaś wobec nieustannego przepływu zła nie potrafi zachować postawy obojętności. Istnieje bardzo wymowny obraz bólu Boga, Jego smutku, który objawia się w "żałowaniu" tego, że uczynił człowieka. Ból, który wyraża głębokie niezadowolenie Boga.

Człowiek wystawia na próbę dobroć i cierpliwość Boga. Tekst o potopie winien budzić w nas poczucie niepokoju, ponieważ – "o tyle możemy być spokojni, o ile jesteśmy niespokojni". Istnieje bowiem pewien rodzaj niepokoju sumienia, który jest wrażliwością, życiem, duchowością i wiarą. Pewien zatem rodzaj niepokoju obecny we mnie, może wskazywać na głębię życia duchowego. Podobnie istnieje również pewien spokój, który jest powierzchownością, obojętnością.

Noe jest człowiekiem niespokojnym, a jego historia jest przygotowaniem na sąd Boży; reszta ludzkości zachowuje postawę obojętności, ślepoty, zadowolenia i egoizmu, jednym słowem – trwa w duchowej pustce. Trudno jednak przebudzić się z zatopienia we śnie obojętności.

"Kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich". U korzeni Bożego sądu znajduje się odrzucenie prawdziwego Boga i zastąpienie Go jakimś przedmiotem lub własną pychą. W życiu człowieka realizowane są wybory, które wynikają z wiary lub niedowiarstwa. Bóg poprzez swą wymagającą sprawiedliwość, objawia przede wszystkim to, że jest moralny, a nie jakimś ślepym i despotycznym sędzią. Jego gniew wydawać się może czymś bezlitosnym, nieracjonalnym i przeciwnym wszelkiemu ludzkiemu działaniu.

Żona Lota, która oglądając się za siebie stała się słupem soli, w tradycji chrześcijańskiej jest symbolem nostalgii za przeszłością. Ona zaś – jest przyczyną odejścia od wiary, będącej ryzykiem, rozwojem, podążaniem ku przyszłości. Orygenes o tym wydarzeniu tak pisał: "Lot, który nie oglądał się wstecz, reprezentuje dzielną duszę, natomiast jego żona – ciało. Albowiem to ciało właśnie spogląda ciągle w stronę słabości. Ciało jest skierowane w stronę słabości i szuka jedynie przyjemności".

Idealizuje się niekiedy przeszłość, przekształcając ją w czas nadzwyczajny. Niekiedy człowiek posuwa się naprzód z głową zwróconą wstecz, do przeszłości. Wspomnienia upiększają przeszłość, zachwycają się nią i ukazują ją jako wzór i w ten sposób ograniczają pragnienie zmiany, podcinają skrzydła nadziei, uniemożliwiają jakiekolwiek nawrócenie i odrzucają wszystko, co nowe.

Do czego zatem warto i należy odwoływać się z naszej przeszłości? Do tego co budziło i nadal przyczynia się do budzenia we mnie wiary; do tego co radowało i nadal raduje; kiedyś dawało i teraz daje nadzieję.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

48. Dobrowolne posłuszeństwo względem Boga

1. Już przy wcieleniu Chrystusa ujawniły się w szczególniejszy sposób dwie cechy Jego Boskiego Serca.

Pierwsza i najgłębsza z tych głównych cech jest posłuszeństwo względem Ojca Niebieskiego. Chrystus "przychodząc na świat tak mówił: Ofiary i daru nie chciałeś, aleś mi ciało utworzył... Tedym rzekł: Oto idę! abym czynił, o Boże, wolę Twoją... Znosi tamto pierwsze, to jest ofiary, aby natomiast postawił to drugie, to jest pełnienie woli Bożej. Z której to woli jesteśmy poświęceni przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze" (1).

Tak rzekł Chrystus do Ojca, wstępując na ten świat; późniejsze Jego życie było tylko rzeczywistym wykonaniem tego aktu posłuszeństwa. (*)

Jako dziecię, jako młodzieniec żyje w uległości dla woli Bożej. Ilekroć w czasie publicznej działalności swojej pozwoli nam wglądnąć w serce swoje, tylekroć dostrzegamy tę uległość Bogu. Jakże często powtarzał, że przyszedł wypełnić wolę swego Ojca niebieskiego (2). Mówi, że ta wola jest Jego pokarmem, tj. całą Jego siłą żywotną (3), żywiołem, w którym żyje (4), Jego pociechą we wszystkim (5). Posłuszny jest we wszystkim, co Mu tylko Ojciec wyznaczył (6). Wychodzi chętnie na spotkanie cierpień, które Go czekają, bo są one tym kielichem, który Mu Ojciec podaje (7).

Jak krzew róży rozwija się z drobnego nasienia, rośnie i w końcu wspaniałym pokrywa się kwieciem, tak na górze Kalwarii posłuszeństwo Chrystusa okazało się w całym rozkwicie. Tam to Jezus unicestwił siebie w ofierze i stał się posłusznym aż do śmierci krzyżowej. Ostatnim Jego słowem było wyznanie Ojca i oddanie się w Jego ręce (8).

2. I oto nasz wzór. Już naturalne światło rozumu poznaje, że najprzedniejszym darem, jaki Bóg nam daje, jest zaparcie siebie, swej woli w tym celu, żeby tylko Boga kochać.

Pięknie powiedział stary Sofokles:

"Duch karności i porządku, który chce słuchać, czyni silnym i krzepkim wojownika; jest błogosławieństwem dla kraju i ludu"
.

Lecz dopiero w Chrystusie okazała się cała znakomitość tej cnoty. Chrystus był posłuszny nie z konieczności, lecz z dobrowolnej ochoty; On pragnął posłuszeństwa samego całym zapałem Swego kochającego Serca (9). Przez to dobrowolne posłuszeństwo wypełnił Chrystus zlecone sobie dzieło. Dobrowolne posłuszeństwo było główną pobudką Jego Serca. W dobrowolnym posłuszeństwie leży odradzająca siła chrystianizmu.

Tylko dobrowolne posłuszeństwo względem porządku ustanowionego przez Boga może ludzkość uratować od zguby.

Z nieposłuszeństwa prarodzica przyszło nieszczęście, w posłuszeństwie Chrystusa leży nasze uzdrowienie.

Od Chrystusa winniśmy się uczyć, jak należy być posłusznym. Królestwo Chrystusa opiera się na doskonałej uległości Bogu, na szlachetnym, wspaniałomyślnym i pełnym miłości oddaniu się interesom Bożym, które równocześnie są też rzeczywistym interesem ludzkości.

Chrystus był posłuszny dobrowolnie. Gdy jakaś miłująca Boga dusza znosi twardy swój los nie z konieczności i przymusu, lecz dlatego że posłuszeństwo względem Boga uważa za sprawę swego serca, to nie można powiedzieć, że poddaje się woli Bożej z przymusu i konieczności. A Chrystus właśnie całą siłą swej woli w taki sposób pożądał posłuszeństwa. Był On posłuszny ochotnie, z największą gorliwością, z samorzutnym oddaniem się.

Pożądaniem wielkim pożądał spełnienia najświętszej woli Bożej; pożądał nawet w tej ciężkiej i strasznej chwili, gdy Jego natura ludzka czuła wstręt do spełnienia woli Bożej (10).

Jakaś święta moc pchała Chrystusa, żeby przyjąć chrzest krwawy, który nań czekał. W tej samorzutnej ochocie leży dobrowolność posłuszeństwa Jezusowego. Jeżeli Chrystus musiał być posłuszny, to nie dlatego słuchał, że musiał, lecz że dobrowolnie chciał; i dlatego był posłuszny nad miarę.

3. To usposobienie Chrystusa winno być i naszym usposobieniem. Często bardzo napomina nas Apostoł do wolności ducha, ale przy tym i do posłuszeństwa (11). Takie usposobienie mniej myśli o złu, którego czynić nie wolno, ale raczej o dobru, które czynić trzeba, i nie tyle myśli o dobru, które czynić musi, ile o dobru, które czynić można poza wszelką koniecznością.

Tak usposobiona jest miłość, która nigdy się nie zadawala tym, co czyni, lecz ciągle chciałaby czynić jeszcze więcej. Tak usposobiony jest człowiek pełen zapału, który się cieszy z ofiar, cierpień i walk.

Tak usposobiona jest dusza, mająca ten święty, a wysoki nastrój, w którym woła: "Miłość Chrystusowa przyciska mię!" (12). "Co mię oddzieli od miłości Chrystusowej?" (13). "Wszystko poczytam za gnój, bylem Chrystusa pozyskał" (14). (**)

Takie wzniosłe usposobienie ożywiało wszystkich Świętych; i myśmy się o nie starać powinni.
_______________
O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. II. Wydanie drugie. Kraków 1931, ss. 40-43. (Przypisy nr 12-14 oraz nienumerowane od red. Ultra montes).
Przypisy:
(1) Żyd. 10, 5-10.
(2) Jan. 5, 30.
(3) Jan 4, 34.
(4) Jan 8, 29.
(5) Mt. 11, 26.
(6) Jan 4, 34.
(7) Mk 14, 36; Jan 14, 31; 18, 11.
(8) Łk. 23, 46.
(9) Suma teologiczna św. Tomasza z Akwinu: II–II. q. 104, a. 1 ad 3 i 3, 2, 47, a, 2.
(10) Łk. 22, 42.
(11) Rzym. 8, 15; 13, 5; 1 Piotr 2, 13. 16.
(12) Por. 2 Kor. 5, 14.
(13) Por. Rzym. 8, 35.
(14) Por. Filip. 3, 8.

(*) W wydaniu pierwszym po tych słowach znajduje się następujące zdanie: "Pan Jezus widział ciągle przed sobą oczekujące Go cierpienia w całej ich okropności; z wielkim pragnieniem zbliżał się do ciężkiej godziny swej gorzkiej męki bez wahania się i ociągania; posłusznym był, jednak wolnym, ponieważ posłuszeństwo to nie było Mu narzucone, lecz pochodziło z wolnej miłości". – Chrześcijańska filozofia życia. Wiązanka myśli o prawdach religijnych, szerszym kołom czytelników ofiarowana przez o. Tilmana Pescha S. J. a z 6-go niemieckiego wydania na język polski, za pozwoleniem prawnych autora spadkobierców, przełożona przez ks. J. Gajkowskiego (profesora seminarium duchownego w Sandomierzu). Tom II. Warszawa 1902, s. 24.

(**) W wyd. I po tych słowach jest następujące zdanie: "I takie to usposobienie posłuszeństwa napełnia serce nasze radością, czyni nas silnymi w walce, utwierdza nas w rozumieniu chrystianizmu, powiększa naszą zasługę na wieczność i co jest rzeczą główną – łączy nas ściśle z Chrystusem i robi nas szczególnie miłymi Bogu". – Chrześcijańska filozofia życia. Wiązanka myśli o prawdach religijnych, szerszym kołom czytelników ofiarowana przez o. Tilmana Pescha S. J. a z 6-go niemieckiego wydania na język polski, za pozwoleniem prawnych autora spadkobierców, przełożona przez ks. J. Gajkowskiego (profesora seminarium duchownego w Sandomierzu). Tom II. Warszawa 1902, s. 27.

avatar użytkownika intix

49. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Obroń mnie przed moim przeciwnikiem

Sobota, 15 listopada 2014 roku
>Św. Alberta Wielkiego

Łukasz 18,1-8

Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać: "W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: «Obroń mnie przed moim przeciwnikiem». Przez pewien czas nie chciał. Lecz potem rzekł do siebie: «Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie»". I Pan dodał: "Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?"


Wdowa w swoim staraniu o zwycięstwo nad przeciwnikiem nie unika trudnej konfrontacji z sędzią, „który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi”. Omijanie trudności może nas pozbawiać zwycięstwa. Są one bowiem częścią składową drogi, która przeznaczona jest dla nas. Jaką jest ta droga? Co spotyka wdowę na tym szlaku? Niewątpliwie podstawą jej zwycięstwa jest prośba kierowana do sędziego.

Umiejętność proszenia jest zdolnością bycia pokornym. To postawa w której człowiek uznaje, że dana rzeczywistość przekracza zakres jego możliwości. Postawa prośby wyraża fakt zaangażowania wdowy w to, na czym jej bardzo zależało. Kobieta jest w stanie wyrażać swoją prośbę po wiele razy. Czyż nie jest to obraz człowieka, który prosząc, wzmacnia się w pokorze? Prosząc innych o pomoc tak wiele mówimy o sobie. Ten przekaz był dla sędziego przekonywujący, choć wyraził to w sposób obraźliwy dla kobiety.

Ludzie pokorni wzruszają, są przekonywujący, wyzwalają w nas zapomniane niekiedy pokłady dobra, szlachetności, otwarcia na udzielenie pomocy. Sędzia jest zażenowany tym, że decyduje się pomóc kobiecie. W obrazie tym zderzają się dwa światy: świat dobra i świat zła. Świat dobra reprezentuje wdowa, gdyż ona Boga się bała i z ludźmi się liczyła, oraz świat zła, reprezentowany przez sędziego, który „Boga się nie bał i z ludźmi się nie liczył”.

Dlaczego wdowa stanęła na pozycji wygranej? Ponieważ reprezentuje dobro, które zawsze wygrywa ze złem. Bóg bierze w obronę tych, którzy mu ufają. Nie mamy na uwadze spektakularnych zwycięstw nagłaśnianych przez media. Kiedy Bóg bierze człowieka w obronę dokonuje się moralne i duchowe zwycięstwo. Takie zwycięstwa są ciche, skromne, pokorne, ukryte o których często nie wiemy, jak w sytuacji, kiedy nie wie” lewa ręka, co czyni prawa”.

Patrząc na kobietę uświadamiamy sobie prawdę o tym, że dążąc do dobrego celu, do zwycięstwa prawdy a to oznacza, do zwycięstwa Boga w życiu naszym i naszych bliskich, trzeba iść na konfrontację ze złem. Kiedy nasza modlitwa jest nieustanna wówczas nasze zwycięstwo, my sami jesteśmy w ręku Boga. Naszym zwycięstwem jest to, kiedy doświadczamy, że Bóg bierze nas w obronę.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

50. Byłam

Czytałam
i Modlitwę zostawiłam :)
sobotnie serdeczności :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

51. Droga Zofio...:)

Pozdrawiam serdecznie...:) i Tobie i Wszystkim życzę Pięknej Niedzieli... pełnej Wiary Miłości Nadziei...

avatar użytkownika intix

52. Prawdziwa humanitarność

1. W Chrystusie okazała się dobroć i łaskawość Boga względem ludzi. Wcielenie Chrystusa było nie tylko czynem posłuszeństwa względem Boga, lecz także czynem miłości względem ludzi. Ta miłość ku nam ludziom występowała w życiu Chrystusa ciągle i coraz jaśniej.

Wszędzie postępuje Chrystus z ludźmi szczerze i otwarcie; nigdy nie nadużywa ich i nie wyzyskuje do celów samolubnych. Zawsze jest cierpliwy i łagodny.

Pragnął zawsze pomagać ludziom w ich niedoli duchowej i cielesnej, czynił im zawsze dobrze.

Ileż to dobrodziejstw zlewa na Apostołów! Ma również serce dla potrzeb doczesnych tych, którzy Go naśladują. Łagodny i wyrozumiały jest na niedostatki tych, którzy się do Niego przyłączają.

Szczególniejszą zaś miłość i dobroć okazuje nędzarzom wszelkiego rodzaju i chorym. Nikogo w cierpieniu nie zostawia bez pociechy.

Lecz więcej jeszcze okazuje miłosierdzia grzesznikom, bo oni najbiedniejsi i najbardziej nieszczęśliwi.

Chrystus umarł, by okazać swoją miłość w jej bezgranicznej ofiarności: "Większej nad tę miłości żaden nie ma, aby kto duszę swą położył za przyjacioły swoje" (1).

2. Miłość ku drugim ma swoje korzenie także w naturze ludzkiej. Jest ona naturalnym instynktem, który widzimy tak u ludzi, jak i u zwierząt; u pewnych osobników jest on bardziej łagodny, u innych bardziej gwałtowny. Ta instynktowa miłość, należąca do porządku przyrodzonego, ma pewne podobieństwo do cnoty, cnotą jednak nie jest.

Prócz instynktu sam rozum domaga się od nas, byśmy się życzliwie odnosili do bliźnich. Każdy z łatwością poznać może, że z natury przeznaczeni jesteśmy do życia społecznego i że takie życie bez wzajemnej życzliwości byłoby niemożliwe.

Stary Konfucjusz powiedział: "Na tyle siebie opanować, żeby innych według siebie móc sądzić i względem innych tak postępować, jakbyśmy chcieli, aby i względem nas postępowano – to jest nauka, którą można nazwać nauką ludzkości".

Ale miłość bliźniego oparta na instynkcie natury, na wymaganiach rozumu, choć jest oczywiście rzeczą dobrą, jest jednak za słabą.

Jak w świecie zwierzęcym popęd do wzajemnej pomocy i instynkt współczucia połączony jest z popędem do walki i z okrutnym instynktem samozachowawczym, tak podobnie i w piersi ludzkiej uczucie miłości bliźniego łączy się z brudnym samolubstwem.

Tylko jeden chrystianizm zdołał szlachetne poruszenia miłości bliźniego rozżarzyć w piersi ludzkiej, w potężną siłę. "Oto jak oni się miłują!" wołał zdumiony poganizm, kiedy po raz pierwszy ujrzał dzieła chrześcijańskiej miłości.

Kwitnąca w chrystianizmie miłość bliźniego jest tak piękna, że niechrześcijanie ciągle usiłują dorównać chrześcijaństwu.

Często w kołach niechrześcijańskich udawano dzieła miłości chrześcijańskiej, lecz to było tylko liche naśladownictwo.

3. W miłości ku bliźniemu powinniśmy naśladować Boga. A tylko chrystianizm dał nam poznać miłość Boga ku ludziom w sposób prawdziwie wzruszający. "Jako mnie umiłował Ojciec i Ja umiłowałem was" (2), a jak Chrystus umiłował nas, tak i my powinniśmy umiłować naszych bliźnich. "Bądźcież tedy naśladowcami Bożymi: jako synowie najmilsi. A chodźcie w miłości, jako i Chrystus umiłował nas i wydał samego siebie za nas obiatą i ofiarą Bogu na wonność wdzięczności" (3).

Bez miłości Boga miłość bliźniego zawsze niedomagała. Bo tylko ten potrafi kochać ludzi wytrwale i mocno, kto się na ludzi nie spuszcza, ale zawsze o Boga się opiera. Wszelkie nowoczesne humanitaryzmy kończą się u głębiej myślących nudą i pogardą dla ludzi.

W nowożytnym kulcie ludzkości jądrem jest pewnego rodzaju miłość "piękna", którego się bliżej nie da opisać. Ta "ludzkość" krzepi się w prozie i poezji "uczuciami" i "wrażeniami", w których z lubością nurzają się pewne zwierzęta.

4. W chrystianizmie miłość do ludzi ma wyjątkowo uprzywilejowane stanowisko. "Kochaj bliźniego, jak siebie samego", głosi przykazanie Boże. A Chrystus mówi: "Przykazanie nowe daję wam: Abyście się społecznie miłowali, jakom was umiłował" (4).

Wszyscy jesteśmy przez łaskę przybranymi dziećmi Ojca niebieskiego, wszyscy jesteśmy braćmi Jezusa Chrystusa. "Jeśliby kto rzekł, iż miłuje Boga, a brata by swego nienawidził, kłamcą jest" (5).

Chrystus mówi: "Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili" (6).

Miłość bliźniego występuje w chrystianizmie jako kamień probierczy wszystkich prawdziwych cnót. "Po tym poznają wszyscy, żeście uczniami moimi, jeśli miłość mieć będziecie jeden ku drugiemu" (7).

Gdy chlubiący się swoją humanitarnością świat przechodzi do porządku dziennego nad łzami tysięcy i milionów, jak gdyby one nic nie znaczyły, to Chrystus szklanki zimnej wody, podanej w imię Jego biednemu, nie pozostawia bez uwagi. Szklanka ta ma w Jego oczach znaczenie na wieczność.

Kochaj więc bliźniego swego, jak siebie samego; odczuwaj jego nieszczęście, jak swoje własne; ukrywaj jego słabości, jak swoje; kochaj go tak, jak gdybyś chciał, aby on cię kochał. Kochaj go, jak nas ukochał Chrystus: bezinteresownie, z największą ofiarnością, znosząc jego wady.

O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. II. Wydanie drugie. Kraków 1931, ss. 44-47.
Przypisy:
(1) Jan 15, 13.
(2) Jan 15, 9.
(3) Efez. 5, 1-2
(4) Jan 13, 34.
(5) 1 Jan 4, 20.
(6) Mt. 25, 40.
(7) Jan 13, 35.

avatar użytkownika intix

53. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Byłeś wierny

Niedziela, 16 listopada 2014 roku
XXXIII Niedziela Zwykła

Mateusz 25,14-30


Podobnie też jest jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: "Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem". Rzekł mu pan: "Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!" Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: "Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem". Rzekł mu pan: "Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!" Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: "Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!" Odrzekł mu pan jego: "Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdzie nie rozsypałem. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów".


To jest niezwykłe, że Pan "przenika i zna" swoje sługi. Nie jest sprawą najważniejszą, ile człowiek od Pana otrzymuje, lecz – jak obraca kapitałem otrzymanym.

"Ukrył pieniądze swego Pana". Bał się pracodawcy. Widział w nim twardego człowieka. Gdy boję się drugiego, nie będę go szanował, ale także, nie będę troszczył się o to, co należy do osoby, której się boję. Obawa przed Bogiem powoduje, że człowiek nie zajmuje się tym, co Boże, ale tym, co ludzkie. Strach, podejrzliwość, ludzkie przewidywania powodują, że człowiek nie rozwija się, nie dojrzewa w oparciu o to, co otrzymał od Pana.

Pojawia się podejrzliwość. Człowiek, który się boi, jest podejrzliwy. Wyraża się ona w tym, iż człowiek sądzi, że Pan będzie "chciał żąć tam, gdzie nie posiał, i zbierać tam, gdzie nie rozsypał". To, jak traktuję, jak patrzę, w jakiej opcji postrzegam mojego Boga sprawia, że: tak traktuję, tak patrzę, tak samo – nie inaczej – postrzegam siebie.

Co jest owocem życia tego, który doświadcza ludzkiego strachu przed Bogiem? Człowiek taki staje się zły w swoich uczynkach, zamiarach, pragnieniach, intencjach, mowie. Nie warto się wysilać, po co się trudzić, dla kogo się męczyć? Malkontent, który wie w punkcie wyjścia, że nie ma sensu być dobrym, bo inni i tak negatywnie się do niego odniosą. Człowiek sam będąc podejrzliwym, podejrzewa innych o to, iż oni patrzą źle na jego poczynania. I wówczas zakopujemy swoje możliwości, a z nimi, samych siebie. Gdy człowiek boi się Boga, nie może być Jemu wierny, bowiem staje się podejrzliwy.

"Byłeś wierny, wejdź do radości swego Pana". Wierność nie polega na tym, by człowiek w życiu jak najwięcej działał, pracował, lecz na tym, by to, co robi, jak żyje: było dla Pana, było z Nim. "Byłeś wierny", to inaczej mówiąc, byłeś mądry. Odczuwałeś moje intencje, wiedziałeś, czego oczekiwałem od ciebie w każdej sytuacji. Byłeś wierny, to znaczy, umiałeś wybierać. Wierność, to umiejętność dokonywania wyborów. Ona jest nagradzana radością. Wierność Panu powoduje, że człowiekowi przybywa umiejętności do rozważnego życia. "Każdemu, bowiem, kto ma, będzie dodane, tak, że nadmiar mieć będzie". Życie w radości sprawia widzenie różnych możliwości rozwiązań tych problemów, które człowiek spotyka. Gdzie nie ma radości, jest odczuwanie wielkiego dramatu złych wyborów, męka wewnętrzna nade wszystko z tej przyczyny, do kogo pójdę, skoro Boga się obawiam.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

> Radość i lęk... Lectio Divina na XXXIII Nd. Zw. (A)

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

54. Ćwiczenie się w miłości bliźniego

1. Bądź życzliwym dla wszystkich. Mieć życz­liwość znaczy pragnąć szczęścia dla innych. Jeżeli sam chcesz być prawdziwie szczęśliwy, musisz innych czynić szczęśliwymi. Nic tak nie zbliża ludzi do Boga, jak uszczęśliwianie innych.

Przede wszystkim brzydź się wszelką nie­sprawiedliwością. Pozwól dojść każdemu do te­go, do czego ma prawo.

Nie mścij się nigdy; bądź pojednawczy; chęt­nie przebaczaj. Miłość przebaczająca i miłość nieprzyjaciół należą do właściwych cech cnoty chrześcijańskiej.

Nie czyń nikomu przykrości. Lepiej jest znosić własne cierpienia, niż innym je zada­wać. Co dla ciebie jest ciężkie, nie pozwalaj, aby to kogoś innego przyciskało; swoich ciężarów nie przerzucaj na cudze barki.

Chętnie uznawaj zasługi cudze; ciesz się tak z cudzego szczęścia, jak gdyby ono było twoim własnym. "Weselcie się z weselącymi, płaczcie z płaczącymi" (1).

Myśl o innych dobrze, o ile tylko możesz. Człowiek jest tak słaby, że o drugich łatwiej źle myśli i mówi, aniżeli dobrze.

Dlatego rozumny niełatwo wierzy wszelkim opowiadaczom, czy oni są już umarli, czy żywi, i nie jest skłonny do bezmyślnego powtarzania wszystkiego innym.

Człowiek szlachetny nawet o złym woli szla­chetnie myśleć, zły zaś człowiek nawet o do­brym źle myśli. Wschodnie przysłowie powia­da: Muchy szukają ran, pszczoły – kwiatów; dobrzy ludzie wyszukują przymioty, a ludzie pospolici – błędy. I żuk lata, lecz tylko z jed­nej kupy mierzwy na drugą.

Z naturalnego popędu chętnie ukrywamy własne błędy, a cieszymy się, gdy możemy cu­dze błędy odkryć. Dopiero miłość chrześcijań­ska zaprowadza ład w tym nieładzie.

2. Bądź wiernym w miłości jak Chrystus, który umiłowawszy swoich na tym świecie, umiłował ich aż do końca.

"Wszystko tedy cokolwiek chcecie, aby wam ludzie czynili i wy im czyńcie" (2). "Uczciwością je­den drugiego uprzedzając" (3).

Niech twoja miłość nie będzie tylko powierz­chowna. Nie kładź wielkiej wagi na same sło­wa; są one często tylko grzecznym oszukaństwem. Wtedy tylko słowa coś znaczą, gdy są zadatkiem czynu. Dlatego to św. Jan Ewange­lista mówi: "Synaczkowie moi, nie miłujmy słowem, ani językiem, ale uczynkiem i prawdą" (4).

Miej szacunek dla innych. Nie nadużywaj względów i uprzejmości innych; nie stawiaj ni­komu niesprawiedliwych wymagań; nie igraj z nieświadomości innych; nie żartuj tam, gdzie drugi ma prawo czegoś innego, a nie żartu oczekiwać.

O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. II. Wydanie drugie. Kraków 1931, ss. 48-49.

Przypisy:
(1) Rzym. 12, 15.
(2) Mt. 7, 12.
(3) Rzym. 12, 10.
(4) 1 Jan 3, 18.

avatar użytkownika intix

55. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Żebym przejrzał

Poniedziałek, 17 listopada 2014 roku

Łukasz 18,35-43

Kiedy zbliżał się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział przy drodze i żebrał. Gdy usłyszał, że tłum przeciąga, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!" Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!" Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy się zbliżył, zapytał go: "Co chcesz, abym ci uczynił?" Odpowiedział: "Panie, żebym przejrzał". Jezus mu odrzekł: "Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła". Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu.


Ludzie ze wszystkich stron mówili o tym, że Jezus nadchodzi. Bartymeusz usłyszał Jego głos. Jego przeżycia z ostatnich lat, doświadczone biedy, a przede wszystkim ślepota sprawiły, że skupił się na tym jednym głosie. To była szansa dla niego. Chciał skończyć z użalaniem się nad sobą. Traktowanie przez innych z litością i pobłażaniem, uwierało jego dumę. Usłyszenie Jezusa było jak otwarcie drzwi do nowego, radosnego życia. Poczuł w sobie pokój przenikający całe ciało, duszę, umysł, a przede wszystkim oczy. Przecież nic nie widział.

Dobrze mu było ze słowem, które dotarło do niego. Poczuł w nim ciepło i przyjaźń. Jezus przechodził coraz bliżej, cały czas mówiąc. Te słowa wchodziły miękko w jego doświadczenia, w lęki i niepokoje, poczucie winy i wstydu, w chciwość i gniew, w marzenia i wyobrażenia. Miał przyjaciół i wrogów. Odniósł wrażenie, że Jezus mówił tylko do niego znając jego życie. Usiłował ukryć się z częścią tego wszystkiego, co nie było na pokaz, również dla Boga. Był niepogodzony z własną przeszłością. Słowa Jezusa bolały go, ale i niosły pocieszenie, jakiego usilnie potrzebował. Nigdy jeszcze nikt do niego w ten sposób nie mówił. Miał wrażenie, że Jezus go zna. Przenikał jego życie, delikatnie dotykając swoim słowem poszczególne wydarzenia, a przede wszystkim bolesne miejsca w nim samym. Bartymeusz odczuwał światło i ciepło. Była też ciemność stawiająca opór napływającemu światłu. Dojrzewał do decyzji. Wszystko zaczęło w nim wirować w oszałamiającym tempie.

Słyszał słowa, które przez lata były przewodnikiem: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem moje jarzmo jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11,28-30). Słuchał głosu, który dobrze o nim mówił. Nie wiedział, że można o nim tak dobrze myśleć. Odczuł, że ogarnia go błogosławiąca moc. Wstał i zaczął krzyczeć: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. Były to słowa bólu i radości. Przechodzący w pobliżu myśleli, że Bartymeuszowi pomieszało się w głowie. Nareszcie zrozumiał, że potrzebuje współczucia Boga. Przez tyle lat ludzkie współczucie niczego nie zmieniło w jego życiu. Stał się bardzie zgorzkniały i sfrustrowany. Może Jezus, który czyni cuda, przez swoje współczucie ożywi jego życie będące w stagnacji?

Bartymeusza częściej można było spotkać u wejścia do świątyni, niż w samej świątyni. Był wierzącym Żydem, ale uznanym za niezdolnego do uczestniczenia w obrzędach religijnych, ze względu na swoje kalectwo. Dawid ogłosił, że: „ślepiec i kulawy nie wejdą do wnętrza domu” (2 Sm 5,8). Traktowano go jako człowieka niżej ocenianego pod względem moralnym. Gdy pewnego razu grupa niewidomych i chromych przyszła do świątyni, by spotkać się z Jezusem i prosić o uzdrowienie, Bartymeusz nie wszedł razem z nimi, lecz został na zewnątrz. Brzmiały w jego uszach słowa „Żaden człowiek, który ma skazę, nie może się zbliżać do Pana” (Kpł 21,18). Najczęściej można było go spotkać przy jednej z bram prowadzących do świątyni i przy schodach, po których wchodzono na modlitwę. Był traktowany jako nieczysty. Uważano, że świętość człowieka, nie jest jedynie sprawą moralną. Ludzie chromi, niedorozwinięci umysłowo, okaleczeni i niewidomi są wyraźny sposób pozbawiony pełni. Święty (doskonały) Bóg domaga się, by również tych, którzy do niego przystępują, cechowała świętość, doskonałość. Jezus tę sytuację zmienił w sposób radykalny. Jak podaje Ewangelista Mateusz „W świątyni podeszli do Niego niewidomi i chromi, i uzdrowił ich” (21,14).

Wspomnienia pozwoliły mu nasilić wołanie: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” Pierwszą reakcją była negacja ze strony tłumu. Najbliżsi Jezusowi, wyciszali wołającego Bartymeusza. Nie wczuli się w jego potrzeby, w to, że tyle lat czekał na takie spotkanie. Nie mógł na nich liczyć. Najbliżsi nam, bywają największą przeszkodą w „dostaniu się” do Jezusa. Próbowali zapanować nad człowiekiem, który po raz pierwszy tak zdecydowanie wyrażał swoje oczekiwania wobec Boga. Usiłowali narzucić mu swój sposób rozumienia sytuacji, skłaniając, aby wycofał się tego, co nie ma realnej szansy na powodzenie. Jedno z tłumaczeń przedstawia to wydarzenie bardzo dosadnie: „Łajali go, chcąc, aby zamilkł”. Nie słuchali jego argumentacji, nie interesowało ich to, co miał do powiedzenia Jezusowi. Decydowali za niego.

Bartymeusz wiedział, czego naprawdę chce. Długo dojrzewał do mówienia. W swojej ciemności wyczuwał przewodnika. Nic nie miał do stracenia, a tak wiele do zyskania. Wyczuwał, że Jezus jest po jego stronie. Po ludzku nie da się nic zrobić. Skuteczne okazują się jedynie metody, które proponuje Bóg. Trzeba zaakceptować w sobie strach, myśli o przegranej, bezradność, poczucie winy. Nie usiłować wyciągać się na siłę z tego, co nas osacza, więzi, ściąga w dół. Rozmawiać z tymi uczuciami, nie oceniając ich. Z bezradności nie trzeba się tłumaczyć.

Jeśli zachowamy spokój, kontrolujemy uczucia na tyle, na ile jest to możliwe. Nie należy żądać od siebie natychmiastowych, wyjątkowych rozwiązań. Niekiedy trzeba pozwolić sprowadzić się aż „na dno”. Chcemy tej rzeczywistości zaradzić, przeciwstawiając się i próbując nie dopuścić do tego, żeby spotkały nas przykre konsekwencje. Porażki, smutek, bezradność również mają swoją funkcję chronienia nas przed czymś dramatycznym, zgubnym dla więzi z Bogiem.

Idący za Jezusem udzielają Bartymeuszowi rady, aby trzymał się od Niego „z daleka”. On nie może ci pomóc. Przeczekaj trudne chwile. Twój los i tak nie zmieni się na lepsze. Wielu próbowało. W tym zdeterminowaniu niewidomego dostrzegamy niezwykłe przyciąganie go przez Nauczyciela. On nie krzyczy swoją mocą. W jego rozdzierającym wołaniu jest wyznanie wiary. W naszym byciu ślepcami, zachowując troskę o wrażliwość serca, o łzy, o codzienną dobroć dojrzewamy do wyznania pełnego bólu i nadziei: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”

Bartymeusz przestał słuchać ludzi otaczających Pana. Tym, co utrudnia, a nawet uniemożliwia przyjście do Jezusa, są ludzkie głosy, które studzą nasz zapał i nasze dążenia. Nie możemy postrzegać wszystkie te osoby, jako naszych przeciwników. Oni są tymi, którzy doprowadzają do większej determinacji, spotęgowanej świadomości tego, co w określonej chwili naprawdę jest ważne. Bartymeusz zrozumiał, że ma prawo zachować się inaczej, wbrew temu, co słyszy wokół siebie. Głos Jezusa dociera bezpośrednio do niego. To jest wołanie, któremu nie może się oprzeć. To jest powołanie, z którym przedziera się przez tłum niechętnych i nierozumiejących go ludzi. W tym wołaniu nie idzie własną mocą. Jest „niesiony” mocą słowa Pańskiego. Zrozumiał, że ma prawo do swojej inności. Ci, którzy zdążają za Jezusem mają inną drogę niż on. Nie lepszą, ani gorszą, lecz inną. Konieczna jest odwaga do myślenia inaczej.

Owo myślenie winno mieć swój początek w medytacji nad słowem Bożym. Konieczne jest podanie ścieżki” naszych rozważań rozeznaniu Kościoła, w osobie spowiednika czy kierownika duchowego. Dojrzałość religijna, duchowa, dojrzałość osoby wyraża się, między innymi tym, że pozwalam drugiej osobie mieć własne poglądy, życzenia, pozwalam innym realizować ich piękne, szlachetne pragnienia, które nie muszą być moimi. Powinniśmy zachować wolność od obrażania się, gdy bliskie nam osoby wyrażają życzenia, plany, które kłócą się z naszymi dążeniami, z naszą osobistą perspektywą rozwoju. Gdy czujemy się zobowiązani do realizacji pragnień innych osób wchodzimy w doświadczenie lęku, smutku i agresji. Wyjście z kręgu osaczenia przez namiętności dokonuje się wówczas, gdy zdobędziemy się na odwagę wyrażenia swoich życzeń, swoich myśli i odczuć, prezentowania naszych postaw, które, z czym należy się zgodzić, mogą doprowadzić do ostrego sprzeciwu osób nam bliskich. Bartymeusz ujawniając swoje pragnienia oczekuje od tłumu potraktowania go, jak partnera. Szukamy partnerstwa dla realizacji naszych pragnień i oczekiwań.

Osoby idące za Jezusem nie mając związku z Nim. Zamykają się na potrzebującego. Starają się go powstrzymać w dążeniu. Nie ułatwiają realizacji decyzji podjętej z wielkim trudem. Żywa więź z Bogiem powoduje w człowieku otwarcie na potrzebujących Jego uzdrowienia. Wydaje się, jakoby ta więź była budowana na sensacji, atrakcyjności osoby Jezusa, ciekawości tego, co będzie dalej, nie zaś na autentycznym przeżyciu religijnym. Największym problemem człowieka jest strata Boga. Można być blisko Niego fizycznie, a bardzo daleko swoim duchem, stylem myślenia, wrażliwością na to, na co On jest wrażliwy.

Jeśli nie przeżyjemy tego, co straciliśmy, nie rozumiemy siebie. Nie jesteśmy zdolni rozumieć przeżywających boleśnie straty i pragnących zachować swoją godność i więź z Bogiem. Często nasze straty są dla budowania więzi z Jezusem. Nie po to one mają miejsce w nasze codzienności, aby oddalać od Boga, lecz po to, aby być blisko Niego. Tłum ludzi mógł zatrzymać niewidomego. Oni chcieli być Jego wzrokiem, słuchem, dotykiem. Określili, że nie czas na jego uzdrowienie. Ocenili po swojemu sytuację. Nie interesował ich punkt widzenia Bartymeusza. Dramatem jest spotkanie kogoś, kto wie lepiej od nas tego, czego potrzebujemy. Równocześnie przeraża fakt, że „idący za Nauczycielem” nie pytają Go o zdanie. Nie wsłuchują się w gesty, reakcje malujące się na twarzy. Oni wiedzą, co Nauczyciel powinien w tej chwili zrobić. Przecież bronią Go przed natrętnym niewidomym.

Niezwykła postawa Bartymeusza. Żąda umożliwienia mu dojścia do Jezusa. Na wyraźny sprzeciw ludzi reaguje głośniejszym od dotychczasowego wołaniem. Jest „jak dziecko”. Przeszedł drogę rozczarowań, niezadowolenia, smutku, depresji. Przechodzi w tej chwili od użalania się do dziecięctwa. Postawa dziecięctwa wobec Boga jest piękna i konieczna. Nosimy w sobie głód Boga. Bez Niego wszystko, co jest na ziemi, nie daje radości. Gdy zanurzamy się w Nim, odzyskujemy właściwe spojrzenie i ocenę tego, co jest na ziemi, tego, co łączy nas z nią, co łączy nas z ludźmi.

Był czas, w którym stronił od tłumu. Drwina, popychanie, odtrącanie, aby przez niego nie stać się nieczystym, głęboko osłabiły jego delikatną wrażliwość. Nie chciał już uciekać przed ludźmi, jak przed pokusą wprowadzającą w udręczenie. Postanowił ich nie oceniać, co dotychczas czynił bardzo często. Chciał przytulić się do Jezusa, Jemu powiedzieć wszystko. W swojej słabości, kalectwie i wielkiej biedzie odczuł narastającą moc. Zapragnął wszystko oddać. Również to, czego został przez innych pozbawiony – godności, honoru, szacunku. Zapragnął oddać to, co już się wydarzyło, całą swoją poranioną przeszłość. Cierpiał i nad tym, czego nie posiadał: wzroku, własnej rodziny, szacunku od innych, domu. Największe straty można przemienić w oddanie. Wszystko, co zamierzał prowadziło do mądrego „zagospodarowania” głębokich zranień.

Niezwykłe w życiu Bartymeusza jest to, że wychodząc od życia w lęku, upokorzeniach, w agresji i smutku – spotkał Boga. Odważył się wejść w ciemność. Nagromadzone wydarzenia owocowały bólem, który przeobraził się w silne pragnienie Boga. Nie chciał, aby o jego życiu decydowały uczucia i emocje. Postanowił, aby ujrzały światło dzienne. Swoje wewnętrzne ciemności wyprowadził w stronę światła. Ono je ogarnęło. Przez ciemność, w której żył odkrył znaczenie światła. Poczuł jego ciepło i leczące dotknięcie. Zrozumiał, że potrzebne było przejście przez ciemność. Zrozumiał też, że nigdy nie był sam. Również w ciemności był ogarnięty przez światło. Wiele stracił, ale więcej zobaczył, odczuł, zrozumiał, usłyszał. Stracił to, co było przeznaczone na straty. Dotarła do niego prawda, że nie jest panem samego siebie. Wszystko jest darem Boga. Bóg daje, zabiera i znowu daje. Prawo przechodzenia do bardziej dojrzałego etapu życia, prawo dorastania, wychodzenia z ciemności w światłość, prawo świętości. Stał się odważnym, a przez to otwartym człowiekiem.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

56. Droga @Intix :)

" Pięknej Niedzieli... pełnej Wiary Miłości Nadziei..."
i była piękna :)
Pierwsze
Msza Sw i Modlitwa ,
drugie głosowanie z Wnukami,by wiedzieli jak głosować dlaPolski...mamy :)
i ta ich dziecięca radość,ze udało się..bo się udało..dobra frekwencja i nasza liczna OBECNOŚĆ..i jeszcze to Wsparcie z Nieba..:) :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

57. Droga Zofio...:)

...jeszcze to Wsparcie z Nieba..:) :)

TO najważniejsze... dziękujmy Panu Bogu... i nieustannie prośmy pokornie o Nie...
Pozdrawiam Cię serdecznie...:) nadal z życzeniami
Wiara Nadzieja Miłość... Wszystkim...
***

avatar użytkownika intix

58. Swoboda serca

1. Kiedy Zbawiciel rozpoczął swą publiczną działalność, okazał taką swobodę serca, że ona za wzór służyć nam wszystkim powinna.

Chrystus opuszcza ciche ustronie w Nazaret, aby prowadzić życie niestałe, pełne niepokoju.

Opuszcza odtąd swoją świętą Matkę. Stosunek między Jezusem i Maryją był nadzwyczaj tkliwy i serdeczny i opierał się na najszlachetniejszych pobudkach.

Chrystus idzie nad Jordan, aby tam przyjąć chrzest pokuty z rąk Jana. Dobrowolnie poddaje się religijnym przez Boga zatwierdzonym praktykom, choć nie były ściśle nakazane (1). Nie boi się wmieszać między grzeszników i z nimi być ochrzczony.

Następnie idąc za natchnieniem Ducha Świętego, udaje się Chrystus na pustynię i przebywa tam czterdzieści dni na modlitwie i pokucie.

2. I z dalszego życia Chrystusa widać, że chodziło Mu tylko o Boga i o godne spełnienie swego posłannictwa. We wszystkich Jego stosunkach z krewnymi i przyjaciółmi widzimy, że myśl o Bogu zupełnie Nim owładnęła.

Nie pochlebiał swoim współziomkom (2). Nawet Matce Najświętszej okazywał pewnego rodzaju bezwzględność (3).

Marcie przygania, że była niezadowolona ze swej siostry (4). Kiedy zachorował Łazarz, nie przychyla się do prośby sióstr jego w ciągu trzech dni i pozwala przyjacielowi swemu umrzeć (5).

Kiedy matka dwóch Apostołów Jakuba i Jana prosi go, aby jej synom dał pierwsze miejsca w swoim królestwie, odmawia (6). I bogatej pogance, rodem z Fenicji, proszącej Go o uzdrowienie córki, daje surową odprawę (7). Nie szczędzi też nagany najlepszym swoim uczniom (8).

3. I ty za przykładem Chrystusa powinieneś zachować sobie tę niezależność, która ci jest konieczna do tego, abyś pod każdym względem był jedynie od Boga zależny. Swoboda ducha nie na tym polega, żebyś się wyłamywał spod zależności względem Boga, lecz na tym jedynie, żebyś się wyzwolił od wszystkich stworzeń.

Człowiek tak jest przeznaczony do woli Bożej, jak ryba do wody. A czymże jest trzepocąca się bez wody ryba?

Swoboda ducha jest to stan oderwania się od wszelkich przywiązań, które by nam mogły przeszkadzać w pełnieniu jedynie woli Bożej.

Wszelki niewłaściwy wzgląd na rzeczy ziemskie, wszelkie ziemskie przywiązanie mąci tylko twoją szczerość względem Boga, spokój i czystość sumienia. Nie uzyskasz przez nie szacunku u ludzi rozumnych, poniżasz się tylko i stajesz się godnym pogardy.

Przywiązując się do rzeczy ziemskich, wzmacniasz swoje nędzne samolubstwo, zaniedbujesz wielkich myśli, jakie przystoją dzieciom Bożym, a stajesz się mizernym, nierozumnym i wikłasz się w tysiączne sieci.

Przez przywiązanie do rzeczy ziemskich pozbawiasz się swobody wzroku, potykasz się o byle słomkę. Krępujesz sobie serce i dla niedorzecznych względów nie zdobędziesz się nigdy na stanowczy postęp.

Jakże szlachetną i piękną jest swoboda dzieci Bożych!

–––––––––––
O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. II. Wydanie drugie. Kraków 1931, ss. 147-149.

Przypisy:
(1) Mt. 3, 15.
(2) Mk 6, 4.
(3) Mt. 12, 48.
(4) Łk. 10, 41.
(5) Jan 11, 6 n.
(6) Mt. 20, 22.
(7) Mk 7, 27.
(8) Mt. 16, 23. Łk. 9, 50. 55.

avatar użytkownika gość z drogi

59. 1. Bądź życzliwym dla wszystkich. Mieć życz­liwość znaczy pragną

"1. Bądź życzliwym dla wszystkich. Mieć życz­liwość znaczy pragnąć szczęścia dla innych."
piękne i mądre :)
zasłuchana w dedykowaną Pieśń-Modlitwę serdecznie pozdrawiam :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

60. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:
Jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie

Wtorek, 18 listopada 2014 roku
>Bł. Karoliny Kózkówny

Łukasz 19,1-10


Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: "Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu". Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy widząc to, szemrali: "Do grzesznika poszedł w gościnę". Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: "Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie". Na to Jezus rzekł do niego: "Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło".

W jakim kierunku zmierza moje „chcę jeszcze, chcę koniecznie”? W pragnieniach trzeba się rozwijać. Człowiek jest taki, jakie są jego pragnienia.

W spotkaniu Jezusa mogą przeszkadzać inni ludzie. Zawsze może być jakiś powód wyjaśniający brak mojego zaangażowania się w poznawanie Jezusa, w szukanie Go.

Czy spodziewam się czegoś od Pana? To nieoczekiwanie niczego więcej poza zobaczeniem jak przechodzi, nie udzieliło się Zacheuszowi. Małe pragnienia przeszkadzają zobaczyć i doświadczyć więcej.

Biegnąc naprzód z tym wszystkim co mnie obciąża, zaczynam odczuwać dziwną lekkość, jakby wsparcie ze strony Tego, który również biegnie, biegnie naprzeciw na spotkanie ze mną. Biegnąc naprzód napotykam to, co pomoże wznieść się ponad ludzi przesłaniających mi Jezusa. Zacheusz znalazł drzewo.

Co poniósł Zacheusz na drzewo, na które się wdrapał? Na drzewie trzeba coś zostawić, stracić, żeby przyjąć odnowę myślenia, patrzenia, żeby zacząć rozumieć siebie, przyjąć nową wrażliwość, która zna współczucie, zrozumienie, uświadomienie tego, że ja kogoś skrzywdziłem.

Zaufać drzewu, jak Zacheusz. Gdzie biegł Zacheusz? Tam gdzie była siła, żywotność. Wydawało mu się, że już wszystko posiadł. Drzewo rośnie w nas. Jest nim Chrystus. Trzeba zdążać do tego co we mnie żyje, tchnie świeżością, nadzieją. Trzeba odkryć drzewo na które trzeba się wdrapać, aby spotkać Pana. Trzeba odkryć swój krzyż.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>Wezwanie do radykalizmu

oraz wspomnieniem:
>Bądź zimny albo gorący

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

61. Szkoła serca

1. Szkoła Ukrzyżowanego jest szkołą najszlachetniejszą wyrobienia dla serca.

Wykształcenie serca jest ważniejsze, niż wykształcenie rozumu. Rozum z natury swej jest czysty i jasny, ale burze, ciągnące z serca, zdolne są go zamącić. Łatwiej rozum da się przekonać sercu, niż serce rozumowi.

Wyciśnij przeto na życiu swoim Serce Zbawiciela, a wtedy umrzesz sobie, żyć będziesz Bogu na wieki.

Ucz się od Chrystusa cierpiącego przyjmować cierpienia i dolegliwości nie z musu, lecz z ochoty.

U cierpiącego Chrystusa widzimy na każdym kroku tę chętną gotowość. Dobrowolnie idzie do Getsemani, chociaż wie o zbrodniczej zasadzce wrogów. Dobrowolnie przyjmuje zdradziecki pocałunek i daje się poznać wrogom. Mógłby się w każdej chwili uwolnić od cierpień skuteczną modlitwą; nie uczynił jednak tego. Każe powstać Żydom, których Jego słowo powaliło na ziemię. Dobrowolnie poddaje się swywoli i okrucieństwu wrogów. Mógł użyć w każdej chwili swej wszechmocności, mógł swoją niewinność jasno wykazać, mógł swych oskarżycieli i wrogów odeprzeć i zawstydzić; nie uczynił tego, bo chciał dobrowolnie cierpieć z miłości ku Ojcu i ludziom.

Tę gotowość widzimy w całym zachowaniu się Chrystusa. Idzie za żołnierzami, posłuszny jest sędziom, oddaje się bez oporu na biczowanie, na ukoronowanie cierniem; na miejscu kaźni słucha oprawców i zdejmuje z siebie ubranie, podaje ręce i nogi do ukrzyżowania.

2. Ucz się od cierpiącego Chrystusa, jak we wszystkich przeciwnościach zachować uległość wobec wymagań, życzeń i dopuszczeń Ojca niebieskiego.

Możesz i powinieneś troszczyć się o dobrobyt i powodzenie, o swoje stanowisko na świecie, o swój honor, o dobrą sławę, to wszystko należy do przyrodzonego porządku; wszystko to jednak ma się dziać zgodnie z wolą Bożą. Spotka cię nieszczęście, strata, oszczerstwo, czujesz wtedy w duszy boleść; to uczucie nie jest bynajmniej ani grzechem, ani niedoskonałością, nawet gdyby ci się zdawało, że Bóg cię opuścił. Wszak Ojciec niebieski spoglądał z największym upodobaniem na Syna Swego, pogrążonego w otchłani cierpień.

We wszystkim, co cię spotka, trzymaj się mocno najświętszej woli Boga. "Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie!". Gdyby cię nawet największe przywaliło nieszczęście, gdyby cię zgniotło i starło, jeszcze nie będziesz przybitym do drzewa hańby niewolnikiem, jak był twój Pan i Zbawiciel; mów wtedy z Nim: "Ojcze, w ręce Twoje polecam ducha mojego!".

3. Ucz się od cierpiącego Chrystusa męstwa i wielkoduszności. Myśl co dzień o gorzkiej Męce Jego nie dlatego, żeby z niej czerpać słodką pociechę dla siebie, ale żeby się pobudzać do ofiarności i męstwa.

Kiedy widzimy, że wyżsi od nas cierpią tak, jak my, wtedy cierpienie staje się nam znośniejsze. Ale kiedy widzimy, że Najwyższy cierpi więcej, niż my, to cierpienie staje się nam nie tylko znośne, ale miłe i pożądane.

Męstwo jest to gotowość woli do podjęcia wszelkich trudów i niebezpieczeństw, o ile wola Boża je nakazuje, lub poleca. Wielkoduszność zaś jest to taki stopień męstwa, że z całą gotowością bierzemy się do praktykowania cnót wielkich i heroicznych.

Serce wielkoduszne wznosi się ponad nierówności i trudności na drodze cnoty; dodaje nam potrzebnej siły, by wytrwale choć z natężeniem iść drogą cnoty; dodaje nam energii, byśmy z męską odwagą szli naprzeciw większym trudnościom i ofiarom.

4. Ucz się od Chrystusa cierpiącego, jak nie skąpić świętej miłości. Dla zadośćuczynienia sprawiedliwości Bożej, obrażonej przez grzech, wystarczyłoby połączenie się Osoby Boskiej z naturą anielską. Ale Zbawiciel z miłości ku nam chciał stać się podobnym do nas człowiekiem. Stawszy się człowiekiem, mógł przecież obrać sobie życie pełne szczęścia i sławy, ale Jezus chciał przez liczne ofiary z siebie pokazać nam, jak bardzo Bóg nas umiłował. By Boga przebłagać wystarczyłaby jedna kropla krwi; ale objawienie miłości Bożej miało być doskonałe, a Chrystus Pan chciał nam dać doskonały wzór dobrowolnego i całkowitego oddania się Bogu.

Taka miłość zapala serca do wspaniałomyślnych poświęceń.

Ofiary i cierpienia niech ci będą pokutą za grzechy, nauką i pobudką do wyższej doskonałości, niech ci będą środkiem do okazania miłości Zbawicielowi.

Miłujący bowiem stara się upodobnić do umiłowanego.

Mnóstwo słabych serc ludzkich przez zjednoczenie z Ukrzyżowanym zapalało się do wspaniałomyślnej z siebie ofiary. Dusze te mówiły ze św. Pawłem: "Dzięki Bogu, który nam dał zwycięstwo przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. A tak, bracia moi mili, bądźcie stateczni, a nieporuszeni, obfitując w robocie Pańskiej zawsze: wiedząc, iż praca wasza nie jest próżna w Panu" (1).

–––––––––––
O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. II. Wydanie drugie. Kraków 1931, ss. 299-302.

Przypisy:
(1) 1 Kor. 15, 57-58.

avatar użytkownika intix

62. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Sługo dobry

Środa, 19 listopada 2014 roku
>Bł. Salomei

Łukasz 19,11-28

Gdy słuchali tych rzeczy, dodał jeszcze przypowieść, dlatego że był blisko Jerozolimy, a oni myśleli, że królestwo Boże zaraz się zjawi. Mówił więc: "Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się w kraj daleki, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić. Przywołał więc dziesięciu sług swoich, dał im dziesięć min i rzekł do nich: "Zarabiajcie nimi, aż wrócę". Ale jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: "Nie chcemy, żeby ten królował nad nami". Gdy po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do siebie te sługi, którym dał pieniądze, aby się dowiedzieć, co każdy zyskał. Stawił się więc pierwszy i rzekł: "Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min". Odpowiedział mu: "Dobrze, sługo dobry; ponieważ w drobnej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad dziesięciu miastami!" Także drugi przyszedł i rzekł: "Panie, twoja mina przyniosła pięć min". Temu też powiedział: "I ty miej władzę nad pięciu miastami!" Następny przyszedł i rzekł: "Panie, tu jest twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce. Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: chcesz brać, czegoś nie położył, i żąć, czegoś nie posiał". Odpowiedział mu: "Według słów twoich sądzę cię, zły sługo! Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: chcę brać, gdzie nie położyłem, i żąć, gdzie nie posiałem. Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym je z zyskiem odebrał". Do obecnych zaś rzekł: "Odbierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć min". Odpowiedzieli mu: "Panie, ma już dziesięć min". "Powiadam wam: Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach"". Po tych słowach ruszył na przedzie, zdążając do Jerozolimy.


Nienawiść jest przyczyną błędnych decyzji. Namiętności przyczyniają się do niemożności rozeznania tego, co jest prawdziwe, słuszne i sprawiedliwe, co Bogu się podoba. Kierowanie się tą namiętnością jest nachylaniem się w stronę dawania posłuchu złemu duchowi. Ewangelista mówi o człowieku szlachetnego rodu. Sam objawia swoją wielkość przez to, że przekazuje z zaufaniem część własnego majątku innym. Dzielenie się majątkiem, choćby tylko dla jego pomnożenia, ułatwia życie tym, którzy nim dysponują.

Z jednej strony mamy do czynienia z ludzką nienawiścią, z drugiej zaś, z postawą szlachetną, wyrażającą się z umiejętności zaufania innym, w odwadze, w zdolności podejmowania korzystnych dla innych decyzji. Skoro ten, który posiada wiele dóbr materialnych, potrafi dzielić się nimi ze swoimi poddanymi, należy przypuszczać, że wówczas, gdy osiągnie godność królewską, poddanym będzie się żyło dobrze i dostatnio, będą otoczeni szacunkiem, gdyż pan jest szlachetny. Nie takie jest myślenie ludzi kierujących się nienawiścią. Walczą o to, żeby nie posiadał tego, czego w swojej szlachetności pragnął. Nie dostrzegają, że bycie królem jest w większym stopniu służbą innym, niż przywilejem.

Pomnażanie przez sługi tego, co otrzymali od swojego pana, przyczyniło się do ich osobistego rozwoju, również materialnego. Zainwestowali w zaufanie, jakim obdarzył ich pan. Nie poszli drogą lęku, który w takich sytuacjach każe się niepokoić, a tym samym skłania do postawy zachowawczej, pozostawania przy tym, co się posiada, nie inwestowania ze względu na strach, że wszystko można stracić. Nie postrzegali pana jako człowieka surowego, lecz w tym co otrzymali potrafili zobaczyć jego łagodność i hojność. Mieli świadomość, że pan zna ich możliwości i nie będzie od nich oczekiwał tego, do czego nie są zdolni.

Dramatycznie kończy się opowieść Jezusa. Ten, który miał jedną minę, został jej pozbawiony. Przekazano ją temu, który już miał ich dziesięć. Czy to jest sprawiedliwe? Nie według tych kategorii należy rozpatrywać zachowanie pana. Człowiek ufający panu, przyjmujący jego dary z wdzięcznością, zabiegający o sprawy pana z równym zaangażowaniem, jak o własne jest tym, w którym wzrasta dobro, zaufanie pana do niego. Ten zaś, który podejrzewa pana, przypisuje mu cechy, jakich ten nie posiada, pomawia go o rygoryzm i niesprawiedliwość wobec innych, sam pozbawia się tego, co wcześniej otrzymał. A zatem: "Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma zabiorą nawet to, co ma".

Zastanawia sytuacja tych którzy sprzeciwiali się, aby ich pan został królem. Człowiek kierujący się nienawiścią powoli niszczy siebie, wykańcza, a w konsekwencji pozbawia siebie życia. Nienawiść jest z diabła. Jest on nosicielem śmierci. Odbiera nadzieję i chęć życia, wprowadzając w rozpacz tych, którzy jemu zaufali.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:
>Pan mój i Król mój!
***
Bóg zapłać...


avatar użytkownika intix

63. Miłość nieprzyjaciół

1. Chrystus powiedział na Krzyżu: "Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią". Takie też uczucie żywił w Sercu zawsze względem niewdzięcznego ludu.

Łatwo jest kochać przyjaciół, ale bardzo trudno miłować wrogów.

Przyjaźń wymaga pewnej równości usposobień i stanowiska życiowego, a polega na szczególniejszej życzliwości wzajemnej. Możemy posiadać przyjaciół i kochać ich więcej, niż innych ludzi; jest to nawet wielkie szczęście mieć prawdziwych przyjaciół. W pewnym znaczeniu wszyscy chrześcijanie powinni być przyjaciółmi w Jezusie Chrystusie.

Wrogiem jest ten, kto nienawidzi i stara się szkodzić. Chrystus nakazuje: "Kochajcie nieprzyjacioły wasze, dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści; a módlcie się za prześladujących i spotwarzających was" (1). O jakże Pan nasz kochał swych wrogów!

Nie jest zbyt trudno darować nieprzyjacielowi, którego się wprzód obraziło, lub który postępku swego żałuje, prosi o przebaczenie, albo jest potężniejszy od nas, lecz trudną bardzo jest rzeczą kochać wroga, którego się poprzednio dobrodziejstwami obsypało, który nas nie przestaje obrażać, chociaż moglibyśmy go słusznie uniżyć i zmiażdżyć.

2. Wróg twój jest stworzeniem, jest obrazem Boga. Czci się obraz królewski bez względu na to, czy jest w złocie, czy w ołowiu; podobnież i obraz Boga zasługuje na cześć bez względu na to, czy jest w złym, czy w dobrym człowieku.

Powinieneś nienawidzieć błędów, które są dziełem złego człowieka, lecz kochać człowieka, który jest dziełem Bożym. Nie zapominaj, że również źli są narzędziami w rękach Bożych, jak pijawki w ręku lekarza.

W tym się musi twoja miłość ku nieprzyjacielowi pokazać, że się na nim w żaden sposób mścił nie będziesz, że go w miarę możności będziesz uniewinniał, za niego będziesz się modlił i że mu przebaczysz z całego serca: "Jeśli nie odpuścicie ludziom, ani Ojciec wasz nie odpuści wam grzechów waszych" (2). Dlatego to modlimy się w Modlitwie Pańskiej: "Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". Przebaczenie nie może mieć żadnych granic (3).

Cesarz Marek Aureliusz rozmawiał z pewnym urzędnikiem o chrześcijanach i przedstawiał ich jako głupców. Urzędnik potakując, dodał: "Oni się modlą za swoich oprawców". "Tak! – zawołał cesarz – to ja odwołuję swój sąd; ich religia musi być świętą i boską".

–––––––––––
O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. II. Wydanie drugie. Kraków 1931, ss. 303-304.
Przypisy:
(1) Mt. 5, 44.
(2) Mt. 6, 15.
(3) Mt. 18, 22.

***
Upadanie i powstawanie

1. Gdy się w naśladowaniu Chrystusa potkniesz, nie zniechęcaj się, lecz żałuj i powstań.

Pod wielu względami Piotr był wyszczególniony przez Chrystusa, stał bliżej Niego niż inni. W zapale gorliwości chciał wiedzieć, co się też stanie z jego umiłowanym Mistrzem. Dobrowolnie i lekkomyślnie wdał się w niebezpieczeństwo; zaufał zbytnio w sobie, zdawało mu się, że jest niezdolny do zdrady. Prócz tego zaniedbał modlitwę, choć Zbawiciel tego wieczora kilka razy go do niej zachęcał. I cóż się stało!

Zaparł się swego Mistrza w najhaniebniejszy sposób. Z nędznego tchórzostwa skłamał i kłamstwo przysięgą potwierdził. Kogóż to on nie zna? Najlepszego przyjaciela swego i dobroczyńcę, swojego Mistrza, swojego Pana i Boga, którego Bóstwo tylekroć i tak uroczyście przed wszystkimi wyznawał. I przed kim się Go wyparł? Przed parobkami, służącemi, przed motłochem.

Któż wobec takiej niestałości ludzkiej natury bać się nie powinien?

Upadek Piotra sprawił Chrystusowi boleść niezmierną. Jeden z Apostołów zaprzedaje Go i zdradza, inni Go opuszczają, a teraz Piotr wypiera się Go i to pod przysięgą, że Go nigdy nie znał!

2. Piotr wiedział, co zrobił, a jednak Pan mu przebaczył! Pobudka do opamiętania się Piotra wyszła od Chrystusa. Pan Jezus bowiem, nie tracąc Boskiego spokoju, zwraca się ku Piotrowi i spogląda na niego. W jakim celu? Czy to było spojrzenie karcące, potępiające? Nie, było to spojrzenie bólu i miłości, łaski i miłosierdzia!

I cóż Piotr czyni? – Nikt łatwiej nie poddaje się rozpaczy niż chrześcijanin, który otrzymawszy wiele łask Bożych, dopuszcza się takiego występku.

Piotr jednak w pokorze swojej poddaje się zupełnie działaniu łaski. Ani słówkiem się nie uniewinnia, lecz odchodzi i płacze gorzko. Tak to łaska z największych grzeszników robi największych świętych.

Zbawiciel nie zachował żadnej niechęci względem upadłego Piotra. Piotr nie zapomniał nigdy o swym grzechu; wszystkie trudy i znoje apostolskie podejmował w duchu pokuty.

–––––––––––
O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. II. Wydanie drugie. Kraków 1931, ss. 305-306.

avatar użytkownika intix

64. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

***
a także:

Jezus płakał

Czwartek, 20 listopada 2014 roku
>Św. Rafała Kalinowskiego

Łukasz 19,41-44

Gdy był już blisko, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: "O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi! Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia".


Co odczuwał Jezus, gdy płakał? Co widział w ludzkich sercach, w mieszkańcach Jerozolimy? Do czego posunął się człowiek, że Bóg płacze? Patrzenie na miasto, jest równoznaczne z patrzeniem na człowieka, którego Jezus miłuje. Jezus był (jest) blisko. Owa bliskość umożliwia poznanie. Bolesna jest zawsze taka bliskość, w której nie odczuwamy wzajemności. Wzajemność jest postawą kochających.

Człowiek, którego On wybrał, dla którego przyszedł na ziemię, nie poznał Jego miłości. Miłość potrzeba odczytać, zobaczyć, zrozumieć, odczuć. Odrzucają ją ci, którzy nie pozwolą się jej przeniknąć i prowadzić. W słowach Pana niekiedy nie odczuwamy miłości, nie dostrzegamy serca, czułości, ciepła.

Serca pozostały zamknięte na Jego Słowo. Szukali w Nim tego, o co mogliby Go oskarżyć, a nie tego, co prowadziło do wolności w Nim. On źródłem wolności. On pokojem. Odrzucili pokój w Jezusie nie będąc świadomymi, że w taki sposób sprowadzają na siebie wojnę, ponieważ złość, nienawiść, zazdrość i inne namiętności ich zaślepiły.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

65. Zjednoczenie się z Chrystusem cierpiącym

1. Chrystus idzie przed nami drogą utrapień, upokorzeń i niedostatku i zaprasza nas z miłością, mówiąc: "Pójdźcie za mną!".

Prowadzić życie wygodne i zmysłowe, iść tylko za niskimi skłonnościami i mówić przy tym, że się jest chrześcijaninem – to kłamstwo. Aby się połączyć z Chrystusem cierpiącym, trzeba się umartwiać i modlić. Umartwienie bez modlitwy nic ci nie pomoże, podobnie jak i modlitwa bez umartwienia. Modlitwa i umartwienie to dwie nieodłączne siostry. Jeśli jedną opuścisz, opuści cię druga. Nie można żyć z Chrystusem, by ustawicznie sobie nie umierać.

Chcesz być chrześcijaninem i to chrześcijaninem doskonałym, a mimo to cierpieć tak mało, jak świat. Chcesz być ubogim z Chrystusem wzgardzonym, a masz serce przywiązane do pieniędzy. Chcesz być z Chrystusem wzgardzony, a ubiegasz się za honorami, które ci się nie należą, a rozgoryczasz się każdą obrazą. Chcesz cierpieć z Chrystusem, a czujesz się nieszczęśliwym, gdy nie ma tej lub innej wygody. Chcesz być pobożnym i pozostać nieprzyjacielem Krzyża.

Nie ma prawdziwego złączenia się z Chrystusem jak tylko przez zaparcie siebie. Wielu chętnie o nim myśli i mówi, ale kiedy przyjdzie jakieś upokorzenie, lub sposobność do cierpienia, wtedy mają tysiączne wymówki. Uciekają przed niedostatkiem, przed posłuszeństwem, przed ukryciem, przed wszelkim pozorem niższości lub zależności. Przy całej pobożności swej nadają sobie fałszywe pozory niezwykłej wiedzy, rozwoju, wpływu i innych zalet u osób wyżej stojących.

Na co się zda tynk pobożności, jeśli wnętrze duszy opanowane przez próżność i miłość własną.

Jak długo nie trzymamy w należytych granicach żądzy, by o nas ludzie wiedzieli, by nas kochali, szanowali, tak długo opieramy się temu, żeby nasze życie z Chrystusem było ukryte w Bogu (1).

Łatwiej jest dać sobie raz uciąć głowę dla Chrystusa, aniżeli przez całe życie zadawać sobie gwałt, skoro się tylko spostrzeże w sobie jakąś skłonność niezgodną z Chrystusem ukrzyżowanym.

2. Dusza prawdziwie chrześcijańska przyjmuje z prostotą to, co Bóg na nią dopuszcza, bez rozczulania się nad sobą i bez szukania pociechy doczesnej. Jest ona zadowolona, jeżeli się tylko wola Boża dzieje.

Nie poczujesz, jak słodkim jest Pan, dopóki nie zakosztujesz goryczy krzyża.

Łut krzyża więcej wart aniżeli milion modlitewników. Jeden dzień cierpieć z całkowitym poddaniem się woli Bożej jest lepiej, niż przez sto lat wykonywać dobre, świetne dzieła wbrew woli Bożej. Lepsza chwila na krzyżu, niż używanie pociech duchownych.

Cnota nie wymaga od ciebie, żebyś w krzyżu i cierpieniu odczuwał pociechy i słodkie łzy ze wzruszenia wylewał.

Naturalna niechęć do cierpienia, do trwania przy cierpiącym Zbawicielu nie jest jeszcze niedoskonałością. Zażywamy przecież gorzkich lekarstw, choć do ich goryczy czujemy niechęć. Poddajemy się również bolesnej operacji, choć przy tym z bólu krzyczymy.

A jeśli w czasie trwania przy Chrystusie, jesteś ze siebie z powodu niektórych swoich uchybień niezadowolony, nie upadaj na duchu. Bóg dopuszcza, że niedoskonałości zawsze się wkradają; bardzo by to była dla ciebie rzecz niebezpieczna, gdybyś z powodu należytego znoszenia cierpień sam sobie wydał się godnym pochwały.

–––––––––––

O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. II. Wydanie drugie. Kraków 1931, ss. 307-309.

Przypisy:
(1) Kol. 3, 3.

***
Matka Boska Bolesna

1. Wzorem najściślejszego zjednoczenia z cierpiącym Chrystusem jest Matka Boska.

Porwana świętym współczuciem poszła za Panem Jezusem aż pod krzyż (1). Chciała wziąć jak największy udział w męce i upokorzeniach swego najukochańszego Syna.

I któż pojmie, co Maryja wycierpiała? Nie było nigdy dziecka bardziej godnego miłości, niż Jezus, Syn Maryi! I nigdy nie było matki, której by serce bardziej i mocniej kochało, a tym samym silniej ból odczuwało, niż serce Maryi, Matki Jezusa.

Straszliwy dramat rozegrał się przed oczyma Jego Matki; widziała Ona wszystko: krzyż, gwoździe, rany. Słyszała straszne uderzenia młotów, przekleństwa i złorzeczenia przeciwko swemu niewinnemu Synowi, Jego wzdychania i skargi.

Jak boleśnie musiała zranić duszę Maryi skarga Jezusa, że Go Ojciec opuścił! Płacząc, ale nie rozpaczając, podeszła aż pod krzyż, mogła patrzeć w twarz umierającego Syna.

To wszystko Maryja cierpiała dobrowolnie; tylko miłość przynagliła Ją do tego, żeby być obecną przy śmierci Jezusa. Pomimo zniewag i szyderstw została aż do końca pod krzyżem, odważnie i bez trwogi. Chciała wziąć udział w męce i hańbie Syna i nie lepiej być traktowaną, niż Jej Boski Syn.

2. Jak Maryja cierpiała, tak i my powinniśmy cierpieć. Z wiary musimy czerpać żywe przeświadczenie o wielkim znaczeniu krzyża. – W prawdziwej pokorze umiejmy o sobie zapomnieć, gdy tego wymaga sprawa Chrystusowa.

Nigdy dla chęci podobania się lub z podłej bojaźni przed ludźmi nie powinniśmy zaniedbywać obrony spraw Ukrzyżowanego, albo też wypierać się Jego zasad. Widok prześladowanego Kościoła nie powinien nam nigdy odbierać odwagi, a pozorny triumf bezbożnych nie powinien nas przygnębiać. W każdej burzy stójmy wytrwale pod Krzyżem.

Jak Matka Najświętsza we wszystkim, cokolwiek się Jej przydarzyło, powtarzała sercem: "Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego" (2), tak i my we wszystkim, cokolwiek na nas przyjdzie, oglądajmy się na wolę Bożą.

3. Dopóki chrześcijanie, kochający Boga, będą patrzyli na krzyż, dopóty i nabożeństwo do Matki Bożej nie wygaśnie w ich sercach. Któż może kochać Jezusa serdecznie, a nie czcić Jego Matki? Czyż Ona, stojąc pod krzyżem, nie stała się ucieczką wszystkich strapionych? Ileż to serc pocieszyła, ile łez otarła!

–––––––––––
O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. II. Wydanie drugie. Kraków 1931, ss. 310-311.
Przypisy:
(1) Jan 19, 26.
(2) Łk. 1, 38.
***
Podłączam też do tego wpisu:
> Cud Miłości...

avatar użytkownika intix

66. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Słuchali Go z zapartym tchem

Piątek, 21 listopada 2014 roku
> Ofiarowanie NMP

Ofiarowanie Maryi w świątyni - Domenico Ghirlandaio

Łukasz 19,45-48
Potem wszedł do świątyni i zaczął wyrzucać sprzedających w niej. Mówił do nich: Napisane jest: Mój dom będzie domem modlitwy, a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców. I nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z zapartym tchem.


Świątynia jest nie tylko miejscem doświadczania wyciszenia, pokoju, modlitwy. Jest także miejscem wyrażania swojego gniewu, podejmowania walki, jej oczyszczenia. Wobec zła, które w niej widzimy, trzeba protestować, sprzeciwić się, wyrazić swój gniew, dezaprobatę.

Jezus podjął walkę w świątyni aby przywrócić jej pierwotny charakter, jako miejsca modlitwy, miejsca słuchania Boga. Zanim podejmiemy modlitwę powinniśmy dokonać oczyszczenia miejsca w którym będziemy się modlić. Dlaczego? Ponieważ w miejscu rozbrzmiewającym zamętem, chaosem, brakiem skupienia się na tym, co duchowe, brakiem myślenia o tym, co Boże, nie usłyszymy Boga, a tym samym nie będziemy w stanie oddać Jemu należnego uwielbienia.

Człowiek, który nie troszczy się o stan swojej świątyni, jako miejsca słuchania Boga, wielbienia Go, przyjmowania umocnienia Jego słowem, składania samego siebie Bogu w darze, może prowadzić Jezusa do słusznego gniewu. Czym jest gniew Pana? Jest on wyrazem Jego Miłości. Jezus karcąc człowieka, miłuje Go, przestrzega przed utratą tego, co najważniejsze, co przynosi zbawienie.

Obecni w świątyni utracili świadomość tego, gdzie są, a tym samym, dlaczego tak postępują. Utracili wrażliwość na to, co święte, ponieważ pozwolili zdominować się temu, co materialne, doczesne, przemijające.

Spotykamy równocześnie informację o tym, że byli inni, którzy słuchali Jezusa z zapartym tchem. Odpowiedzmy sobie na pytanie: dlaczego w moim sercu, sumieniu jest chaos, zamęt, zdominowanie przez namiętność? W jaki sposób reaguję na zło, które pojawia się we mnie, jako propozycja innego postępowania od tego, które jest zamiarem Boga? Co wymaga we mnie oczyszczenia: w myślach, uczuciach, patrzeniu, słuchaniu, wyobraźni, rozmowach, które prowadzę z innymi? W jakich sprawach odnoszących się do sacrum, utraciłem wrażliwość?

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>Pytanie
>W zachwycie

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

67. Zmartwychwstanie Chrystusa

1. Podczas bolesnej męki Chrystusa Bóstwo jakby się ukryło; nie opuściło jednak ciała; ono to nadawało cierpieniom wartość nieskończoną. W zmartwychwstaniu za to występuje z wielką mocą, żeby serca nasze napełnić radością świętą.

Chrystus powstał z martwych rzeczywiście. Wszystko nas o tym upewnia: przepowiednie Chrystusa (1), Pismo św. (2), Aniołowie, pobożne niewiasty, Apostołowie i inni naoczni świadkowie. Zmartwychwstanie Chrystusa według nauki Apostołów jest podstawą całego chrystianizmu (3).

"Bóg wzbudził Chrystusa z martwych i dał Mu chwałę, aby wiara i nadzieja wasza w Bogu była" (4).

Na Bogu powinno się opierać całe nasze życie; Bogu tylko możemy powierzyć siebie, naszą przyszłość, naszą śmierć i naszą wieczność.

2. Zmartwychwstanie Chrystusa jest zakończeniem i Boskim przypieczętowaniem Dzieła Odkupienia; ono to sprawia, że wiara nasza opiera się na Bogu.

Wskrzeszanie zmarłych jest wyłącznie dziełem Boskiej wszechmocy. Dlatego Chrystus wskazywał Żydom na Swoje zmartwychwstanie jako na główny cud i najbardziej bijący w oczy dowód Swojego Bóstwa. W dzień wielkanocny uczynił cud, który jest fundamentem i potwierdzeniem wszystkich innych cudów. Zmartwychwstanie jest dlatego ostatecznym i najwyższym dowodem na Bóstwo Chrystusa.

Ze Zmartwychwstaniem Chrystusa rozpoczęło się już w zasadzie nasze uwielbienie; ono to sprawia, że nasza nadzieja opiera się na Bogu.

Szukamy spokoju i szczęścia, tęsknimy za czymś trwałym, za czymś wielkim, za czymś niezwykle pięknym, za czymś, co by zupełnie zadowoliło nasze serce i naszą istotę, a tym jest tylko Bóg.

My chrześcijanie tęsknimy do spełnienia się tych wspaniałych obietnic, które nam podarował Chrystus, jako członkom Swoim. Otóż gdyby nasza nadzieja nie opierała się na Bogu, musielibyśmy na widok naszej ułomności i nędzy zwątpić o wszystkim.

A Zmartwychwstanie Chrystusa jest dowodem na to, że nasza nadzieja opiera się na Bogu.

Zmartwychwstanie Chrystusa nie czyni nas jeszcze uczestnikami oczekiwanej szczęśliwości, lecz ono rozpoczyna chwałę i uwielbienie Chrystusa, a uwielbienie i chwała Chrystusa są naszym wyniesieniem i naszą chwałą.

3. Uwielbiona dusza Chrystusa ożywia na nowo Jego ciało, lecz ożywia nie życiem naturalnym, ale nadprzyrodzonym. Pod działaniem wszechmocy Bożej otrzymuje ciało własności duchowe; są to nieśmiertelność, niezależność od zewnętrznych warunków, np. od pożywienia, snu, nadziemska piękność i świetność, subtelność i chyżość, przenikliwość i potęga; wobec tych przymiotów zanikają wszystkie zapory i granice materii, czasu i przestrzeni. Ciało uwielbione wyższe jest ponad to wszystko. – Zmartwychwstanie jest początkiem uwielbienia i nieustającej chwały Jezusa Chrystusa. I dlatego uroczystość wielkanocna jest uroczystością ponad wszystkie uroczystości i dlatego to Kościół rozbrzmiewa wtedy radosnym śpiewem Alleluja.

My naśladujący Chrystusa mamy udział w Jego chwale; na Chrystusie widzimy, co czeka tych, których Boska ręka doświadcza tutaj w ogniu cierpień. Uwielbione życie jest właściwie celem Boga-Człowieka; jest ono wzorem, zadatkiem i przyczyną chwalebnego życia, które nas czeka.

Nie tylko wiara i nadzieja, ale także i miłość nasza musi się wzmocnić w Zmartwychwstaniu Chrystusa; tu się jasno okazuje, kim był Ten, Który dla nas tak wiele uczynił i wycierpiał.

–––––––––––
O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. II. Wydanie drugie. Kraków 1931, ss. 329-331.
Przypisy:
(1) Mt. 17, 22; 20, 19; Mk 9, 30; 10, 34; Łk. 18, 33.
(2) Mk 16, 9.
(3) 1 Kor. 15, 14.
(4) 1 Piotr 1, 21.

avatar użytkownika intix

68. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Umarli zmartwychwstają

Sobota, 22 listopada 2014 roku
>Św. Cecylii



Łukasz 20,27-40

Wówczas podeszło do Niego kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: "Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat weźmie wdowę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu. Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie. Wziął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę". Jezus im odpowiedział: "Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa "O krzaku", gdy Pana nazywa Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją". Na to rzekli niektórzy z uczonych w Piśmie: "Nauczycielu, dobrze powiedziałeś", bo już o nic nie śmieli Go pytać.


Na pewno w niebie nie będzie miało miejsce zawieranie związków małżeńskich. Życie w niebie jest całkowicie różne od tego, które znamy na ziemi. Najważniejsze jest to, że po śmierci na ziemi, dalej żyć będziemy. U kresu naszego życia będącego celem wszystkich zmagań jest zmartwychwstanie. Wierząc w Jezusa Chrystusa, wierzymy w pełni w Jego nauczanie, a to oznacza, że wierzymy także w zmartwychwstanie ciał.

W naszej świadomości zmartwychwstanie umarłych okazuje się mało istotne. Nasze modlitwy odnoszą się do życia duszy po śmierci, a bardzo rzadko poruszają zagadnienie zmartwychwstania ciał. Wokół zmarłych krążą jedynie takie modlitwy jak: „Niech spoczywa w pokoju”, „Pokój jego duszy”. Tak jakbyśmy nie wierzyli w to, że człowiek, którego zwłoki złożyliśmy w grobie, zmartwychwstanie mocą Chrystusa. Czy jest we mnie nadzieja zmartwychwstania i życia wiecznego? Czy wierzę, że umierając, pójdę do Pana w nadziei zmartwychwstania?

Człowiek jest jednością cielesno-duchową. Nie może zatem cieszyć się życiem wiecznym bez ciała. Wierzymy w to, że będziemy żyli wiecznie, ale czy wierzymy, że będziemy żyli w naszym ciele. Kiedy modlimy się za naszego zmarłego, czy nie powinniśmy inaczej formułować modlitwę niż do tej pory. Bardzo często nasza modlitwa jest następująca: „Módlmy się za duszę śp. Krzysztofa”, gdy tymczasem ona powinna brzmieć zupełnie inaczej: „Módlmy się za śp. Krzysztofa”. Łatwiej myślimy i mówimy o nieśmiertelności duszy niż o zmartwychwstaniu ciał. Niezwykle trudne jest nam uzmysłowienie sobie wieczną cielesność, wieczne życie w ciele.

Przypomnijmy sobie słowa św. Pawła: "A jak zmartwychwstają umarli? W jakim ukazują się ciele? O, niemądry! Przecież to, co siejesz, nie ożyje, jeżeli wprzód nie obumrze. To, co zasiewasz, nie jest od razu ciałem, którym ma się stać potem, lecz zwykłym ziarnem, na przykład pszenicznym lub jakimś innym" (1 Kor 15, 35-37). Św. Paweł tłumaczy, iż "zasiewa się ciało zmysłowe - powstaje ciało duchowe. Jeżeli jest ciało zmysłowe, jest też ciało duchowe" (1 Kor 15, 44).

Człowiek zmartwychwstały posiada ciało duchowe. Jest ono ciałem przemienionym przez Ducha, który wskrzesza i ożywia umarłych. Życia przyszłego nie możemy w żaden sposób porównać z życiem ziemskim. Będziemy żyli w ciele przemienionym. Powstaje jednak pytanie, czy ciało po zmartwychwstaniu będzie naszym ziemskim ciałem? W niebie, będąc w nowym ciele będziemy odczuwali, że to jesteśmy my. Będziemy odczuwali to wszystko, czym żyliśmy będąc na ziemi. Przez śmierć i zmartwychwstanie nie dokonuje się zniszczenie dotychczas żyjącego człowieka, a powołanie do istnienia kogoś zupełnie nowego. W zmartwychwstaniu nie chodzi też o ożywienie zwłok, ale o odkupienie naszego ciała.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>Są równi aniołom i są dziećmi Bożymi

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

69. Kończąc ten wpis...

z całego serca dziękuję Wszystkim widocznym pod wpisem i niewidocznym... za wspólne rozważania, Modlitwy...

Pozwolę sobie podłączyć jeszcze do tego wpisu

> Słowo Boże na dziś...

***
a także:
>Wielkość...?
>WOKÓŁ KRZYŻA... Ostateczne Zwycięstwo...?
***
Zapraszam też do słuchania
>RADIO CHRYSTUSA KRÓLA PL 24H

Pozdrawiam serdecznie...  Wiara Nadzieja Miłość Wszystkim...
intix...:)

avatar użytkownika intix

70. Załączam...

avatar użytkownika intix

71. Załączam...