Nieśmy z Jezusem Krzyż...

avatar użytkownika intix

.

 

 

***

 

Modlitewne rozważanie serca mego...

Pozwolę sobie przedłożyć do ew. rozważań Serca drugiego...

 

Dzięki Łasce Pana Boga

Z Bożej Woli...

Z wolnej... dobrej woli Przodków Naszych

Jesteśmy Narodem

Przed ponad tysiącem lal ochrzczonym...

Przyjęliśmy Wiarę...

Przyjęliśmy Krzyż Chrystusa...

Przez wiele wieków

Nieśliśmy Nasz Polski Krzyż

Wraz z Chrystusem

Idąc z Nim i za Nim

Z głęboką Wiarą Nadzieją Miłością

Z wiarą w zmartwychwstanie...

Minęło wiele dziejowych burz...

Dzięki Panu Bogu

Jeszcze jako Naród trwamy...

 

Dziś także...przyjmujemy...

Wyznajemy  Wiarę...

Przyjmujemy Krzyż Chrystusa...

Przyjmujemy...

Wyznajemy...

To wiele... bardzo wiele...

Czy to jednak nie za mało...?

 

Czy nie w tym tkwi przyczyna

Naszej dzisiejszej słabości...

Że zamiast

Podźwignąć Nasz Polski Krzyż

I nieść wraz Chrystusem

My...

Na Krzyżu Chrystusa się opieramy...?

 

Opieramy się na Nim...

To wiele... bardzo wiele...

Czy to jednak nie za mało...?

 

Czy jesteśmy Cyrenejczykami...?

Czy nas trzeba zmuszać...?

Podźwignijmy Nasz Polski Krzyż

Z miłości... i z własnej... wolnej woli

Od Pana Boga nam danej...

 

Nie dodawajmy Chrystusowi Cierpienia...

Podźwignijmy... każdy swój...

I wspólnie... Nasz Polski Krzyż

Siłą Miłości…

Siłą Nadziei…

Siłą Wiary...

Mocą Miłości Chrystusa…

I nieśmy GO wraz z Chrystusem

Jak Przodkowie nasi...

 

Jak św. Jan Paweł II...

Dźwigał Swój Krzyż...

Krzyż Polski...

Krzyż świata...

I niósł  wraz z Chrystusem...

Pomagał nieść Krzyż Jezusowi...

 

Chrześcijanin...

Z Miłością Wiarą i Nadzieją...

Niesie z Jezusem Krzyż...

Nie tylko

Opiera się na Nim...

 

 

***

 

 

********************************************************

/"Nieśmy z Jezusem Krzyż..." - J.B.K. - 18.05.2014r./

 

***

Inspiracją do tych modlitewnych rozważań

była myśl wyrażona w odniesieniu do św. Jana Pawła II :

 

...Przyjąłeś Krzyż Chrystusa

Oparłeś się na Nim

 

***

@guantanamera

Tobie także... dziękuję...

 

 

***

 

 

37 komentarzy

avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

1. Naturalnie na rózne sposoby może być niesiony

ale najprzyjemniejszą formą dzwigania jego jest dzisiaj patriotyzm narodowy. Oparty o nierozerwalny polski tradycyjny model: "Bogu i Ojczyźnie" - tak bardzo dzisiaj znienawidzony przez tak zwane media.

Św. Jan Paweł II naucza, przytaczając słowa św. Jerzego Popiełuszki: "Dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa symbol hańby i poniżenia stał się symbolem odwagi, męstwa, pomocy i braterstwa. W znaku krzyża ujmujemy dziś to, co najbardziej piękne i wartościowe w człowieku. Przez krzyż idzie się do zmartwychwstania. Innej drogi nie ma. I dlatego krzyże naszej Ojczyzny, krzyże nasze osobiste, naszych rodzin muszą doprowadzić do zwycięstwa, do zmartwychwstania, jeżeli łączymy je z Chrystusem"

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

2. Pani Intix

Szanowna Pani Joanno,

Tak się składa, że Krzyż Jezusa Chrystusa, tylko My Polacy dźwigamy.

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Pelargonia

3. Zbawienie przyszło przez Krzyż

I tylko pod Krzyżem, tylko pod tym znakiem...!!!

Pozdrawiam serdecznie

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika guantanamera

4. @intix

Zanim - wywołana - napiszę o niesieniu Krzyża, to wcześniej zapytam:
A jak konkretnie?

Pozdrawiam...

avatar użytkownika intix

5. @Wojciech Kozłowski

Dziękuję za wspomnienie nauczania Jana Pawła II i słowa św. Jerzego Popiełuszki...

Ja... pozwolę sobie dodać, przypomnę kolejny raz słowa Jana Pawła II, fragment Homilii wygłoszonej w Skoczowie w 1995r.
(...)
Bądź pozdrowiony, Krzyżu Chrystusa!

Krzyż Chrystusowy to znak naszego zbawienia - znak naszej wiary i
znak naszej nadziei. Pisze św. Paweł: "My głosimy Chrystusa
ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan,
dla tych zaś, którzy są powołani, (...) mocą Bożą i mądrością Bożą" (1 Kor 1,23-24).

Krzyż przypomina nam cenę naszego zbawienia. Mówi o tym, jak wielką
wartość ma w oczach Bożych człowiek - każdy człowiek! - skoro Bóg
umiłował go aż po krzyż: "Umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich
umiłował" (J 13,1). Jak wiele mówi nam to "do końca"! Tak miłuje
Bóg - On miłuje człowieka "do końca", czego dowodem jest właśnie
Chrystusowy krzyż. Czy można pozostać obojętnym wobec takiego dowodu
miłości?
Drodzy Bracia i Siostry!

Na naszej polskiej ziemi krzyż ma długą, już ponad tysiącletnią
historię. Jest to historia zbawienia, która wpisuje się w historię tej
wielkiej wspólnoty ludzkiej, jaką jest naród. W okresach najcięższych
dziejowych prób naród szukał i znajdował siłę do przetrwania i do
powstania z dziejowych klęsk właśnie w nim - w Chrystusowym Krzyżu! I
nigdy się nie zawiódł. Był mocny mocą i mądrością Krzyża! Czy można o
tym nie pamiętać?!
Na tym wielkim wirażu ojczystej historii, kiedy decyduje się przyszły
kształt Rzeczypospolitej, papież - wasz rodak, nie przestaje was
prosić, abyście to dziedzictwo Chrystusowego krzyża na nowo z wiarą i
miłością przyjęli. Abyście krzyż Chrystusa na nowo, w sposób wolny i
dojrzały wybrali, tak jak wybrał go kiedyś św. Jan Sarkander i tylu
innych świętych i męczenników. Abyście podjęli odpowiedzialność za
obecność krzyża w życiu każdego i każdej z was, w życiu waszych rodzin i
w życiu tej wielkiej wspólnoty, jaką jest Polska. Brońcie go! Mówi
bowiem Apostoł: "Przechowujemy (...) ten skarb w naczyniach glinianych" (2 Kor 4,7).

Chrystus czeka na naszą odpowiedź...
Jaką odpowiedź da Chrystusowi Polska dzisiaj.
..

***
Jeszcze... pozwolę sobie odnieść się do tych  słów:

...Naturalnie na różne sposoby może być niesiony...

To prawda... na różne sposoby...
Może też być niesiony z Panem Bogiem...
Z Jego pomocą,  prosimy Go o to... mamy też tę świadomość, że nie jesteśmy sami...
Wtedy każde nasze cierpienie jest do uniesienia...
Może być niesiony bez Pana Boga, bez naszej prośby o pomoc...
Ale także wtedy Pan Bóg nam pomaga... tyle, że wtedy my doświadczenie cierpienia znosimy inaczej...

Pozdrawiam serdecznie...


http://youtu.be/TP__lgyDJFM

avatar użytkownika intix

6. Szanowny Panie Michale

Tak się składa, że Krzyż Jezusa Chrystusa, tylko My Polacy dźwigamy.

Drogi Panie Michale...
Pan doskonale wie, że w większości Pana wypowiedzi podzielam Pana zdanie...
Tym razem... proszę mi wybaczyć... ja jestem daleka od takiego sposobu myślenia...
Przyznam też, że nie do końca może rozumiem, co Pan chciał wyrazić...
Z mojego punktu widzenia, w tym jednym zdaniu można odczytać myśli połączone... to, że TYLKO Polacy podejmują Krzyż Jezusa Chrystusa...
Tu, chyba rozumie mnie Pan, dlaczego daleka jestem od takiej myśli...

Owszem, w Polsce katolicyzm był najsilniejszy ale też i największa walka  z nim, a zatem i kryzys, który sprawił, że np. takie małe Węgry, a jednak nas w katolicyzmie wyprzedziły. 
No, ale tam gdzie jest największa szatańska  walka, tam również jest najbardziej stroma droga krzyżowa, a więc i tego niesienia Krzyża jest najwięcej...
O wielkości naszej drogi krzyżowej świadczy największa ilość Męczenników wynoszona przez Jana Pawła II na Ołtarze...

Kolejna myśl, jaka mi się nasuwa, którą mógł Pan w tym zdaniu wyrazić, to to, że w wyjątkowy sposób jesteśmy doświadczani...
Tu też byłabym ostrożna... a jeżeli tak miałoby być... to znaczyłoby, że Pan Bóg nas, jako Naród...  Umiłował... (pamiętam też o tym, że Pan Bóg kocha każdego człowieka)
Na TO dowodów mamy wiele... od Chrztu Polski... poprzez bitwy z najeźdźcami, zwycięskie dla nas, wtedy gdy Naród wierny Panu Bogu swe losy Jemu zawierzał...
Poprzez Matkę Bożą, Którą jako Królową Polski nam przysłał... poprzez wieeeelu Męczenników i Świętych.... na św. Janie Pawle II kończąc... gdzie wcześniej była św. Siostra Faustyna... a także Sł. Rozalia Celakówna... którym Pan Jezus przekazał Przesłania...

W poprzednim swoim wpisie pisałam:
Bóg... Miłość Swoją do nas... objawia
we wszystkim... co zsyła na nas...


Jeżeli jesteśmy doświadczani jako Naród cierpieniem, to nie możemy o tym zapominać, że w przyczynach tego są też skutki naszych codziennych wyborów, owoców naszej wolnej woli danej od Pana Boga...
Przyczyn naszego cierpienia jest wiele... kiedyś o tym >rozważałam...

Cierpienie... jeżeli znosimy je w zawierzeniu Panu Bogu... jeżeli niesiemy je wraz z Chrystusem... to Mocą Miłości Bożej uniesiemy je...
Każde  też nasze cierpienie uczy nas pokory... prowadzi też do duchowej odnowy...
W tym także objawia się Niezmierzona Miłość Boża...

I ostatnia myśl... czy My Polacy... rzeczywiście Wszyscy... Krzyż Chrystusowi nieść pomagamy...?
Co jest tematem  rozważań w temacie tego wpisu...

Panie Michale... pięknie dziękuję...
Pozdrawiam serdecznie

avatar użytkownika intix

7. Droga Pelargonio

Tak...
tylko pod Krzyżem, tylko pod tym znakiem...!!!
Polska jest Polską, a Polak Polakiem!

Dziękuuuję Ci...
Pozdrawiam serdecznie...


http://youtu.be/24MAXyjXzSI

avatar użytkownika intix

8. @guantanamera

Istotą jest to, że Ty o niesieniu Krzyża nie napisałaś...
O czymś, CO w moim odczuciu jest ważne...
Najważniejsze...

W moim odczuciu
opierać się na Krzyżu...
a
nieść Krzyż...
to dwa, w pewnym sensie połączone, ale jednak odrębne znaczenia...
Oba też... wypływają z naszej świadomości...
Oba też... kodują się w świadomości innych... kiedy podane są dalej...
Między innymi dlatego co powyżej wymieniłam moje serce zwróciło uwagę na to, co napisałaś...

Opierać się na Krzyżu Chrystusa...
To wiele... bardzo wiele...
Ale to kojarzy mi się z biernym poddaniem się losowi i oczekiwaniem na CUD... jedynie czerpiąc z Bożej Miłości...

Natomiast . nieść Krzyż...
Chyba nie ma nic piękniejszego... wyrzec się siebie, własnego "ego" dla Chrystusa... ofiarować Mu siebie...
Nieść Krzyż z miłości na jaką tylko mnie stać, jako człowieka...
Nieść swój... i tym samym pomagać dźwigać Krzyż Chrystusowi...
Nieść swój... i jednocześnie pomagać Innym w dźwiganiu Ich krzyża... pomagać Bliźnim... tym samym pomagać Chrystusowi...
Nieść... w moim odczuciu to też współodczuwać...
Pomagać nieść Chrystusowi... z miłości... ja rozumiem też jako czynną współpracę z Nim... wypełnianie Jego Woli... o czym m.in. >tu pisałam w naszej rozmowie...
Służyć też dla Niego aby Chrystusowy Krzyż nie stawał się cięższy, a przeciwnie... czyli walczyć ze złem, tym w nas tkwiącym i wokół nas...
Tak w przybliżeniu rozumiem niesienie...

***
A jak konkretnie?

Guantanamero... fakt, że zadajesz mi to pytanie... w moim odczuciu wskazuje na to, że rozważania w temacie wpisu nie są bezpodstawne... i chyba bardzo potrzebne...
Poza tym... czy na zadane przez Ciebie pytanie naprawdę nie znajdujesz odpowiedzi w rozważaniach w temacie... a także we wcześniejszych, o głębokiej wierze, do których podałam link w treści tematycznego wpisu?
Nie chciałabym też zostać posądzona o złe intencje...
Kiedyś napisałam już, że piszę z miłości i ... dla miłości...
Tymi rozważaniami zachęcam tylko kolejny raz do wspólnego zatrzymania...
Do ewentualnego. ...każdy nad sobą... i wspólnie nad naszą Ojczyzną... rozważania...
Wszystko dla naszego dobra... a wyrażona przez Ciebie myśl, która spowodowała te rozważania, stała się w tym bardzo pomocna, za co wyraziłam swoją wdzięczność...
To tylko tyle...

Dziękuję Ci...
Pozdrawiam serdecznie

avatar użytkownika guantanamera

9. @intix

Najpierw o tym:
„rozważania w temacie wpisu nie są bezpodstawne... i chyba bardzo potrzebne...”
Każda rozmowa o Bogu prowadzona z potrzeby serca jest bardzo potrzebna, bo wnosi coś nowego w nasze życie. Mnie zwyczajne rozmowy o Bogu są potrzebne jak powietrze...

Teraz o moich odczuciach... Otóż jestem przekonana, że po to, by nieść, trzeba jednak najpierw Krzyż Chrystusa świadomie przyjąć...
I ja napisałam o Janie Pawle II: Przyjął Krzyż Chrystusa...” W tych słowach zawiera się – moim zdaniem – wszystko. Śmierć bliskich w młodości. Wojna... Ciężar odpowiedzialności za Kościół ... I ta krew przelana 13 maja na placu Św. Piotra... Wreszcie - wybaczenie okazane Ali Agcy...
Tak, mogłam to opisać expressis verbis... Ale założyłam, że fakty są znane, oczywiste...
I dalej myślę, że nie da się nieść Krzyża jeżeli się go nie przyjmie w akcie wolnej woli.
Ja przecież też o tym pisałam:
tutaj: http://blogmedia24.pl/node/67358
I tu: Jak Jan Paweł II przytulić się do Krzyża blogmedia24.pl/node/67284

Tak różne są nasze krzyże. Ludzie niosą krzyż biedy albo i nędzy. Krzyż bezrobocia... Krzyż poszukiwania pracy z dala od domu i rodziny - żony, dzieci... Krzyż bezdomności... Ciężkiej choroby... Krzyże zgotowane przez innych...
Uczyli nas katecheci o dopełnianiu męki Chrystusa... Dopełnianiu na naszą miarę... Są o tym przypowieści, opowiadania...

Chrystus przecież przyjął Krzyż z własnej woli. Przyjąć krzyż, to zgodzić się na cierpienie razem z Chrystusem… Różnego rodzaju cierpienie... Przyjąć Krzyż, to obiecać sobie, że nie będę się się miotać i złorzeczyć gdy przyjdzie w postaci choroby czy nieprzewidzianych zdarzeń.... A gdy przyjdzie od innych ludzi – że nie odpowiem tym samym...
A teraz zdradzę Ci tajemnicę... Otóż moim zdaniem nie da się przyjąć, a później nieść Krzyża jeżeli się wcześniej do niego nie przytuli, nie oprze na Nim... Bez zawierzenia Zbawicielowi na Krzyżu człowiek nie uniesie własnego krzyża, tego na ludzką miarę... Będzie się irytować, buntować, rozpaczać, albo złorzeczyć...
Bo przytulenie do Krzyża, to akt zrozumienia Miłości. Zrozumienia bezgranicznej Miłości i Miłosierdzia... O tym pisałam przecież tutaj: http://blogmedia24.pl/node/64783
Chcę jeszcze dodać, że oczywiście odróżniam świadome przyjęcie i niesienie Krzyża od biernego godzenia się na zło. Ale to jest już jakby inny temat...
Pozdrawiam.

avatar użytkownika guantanamera

10. Przepraszam...

Zanim poprawiłam minął czas... O zrozumieniu bezgranicznej Miłości i Miłosierdzia pisałam przede wszystkim tutaj: http://blogmedia24.pl/node/58000

avatar użytkownika intix

11. @guantanamera

Dziękuję Ci za Twój komentarz...
Pozwolę sobie wybrać fragment:

...Tak różne są nasze krzyże. Ludzie niosą krzyż biedy albo i nędzy. Krzyż bezrobocia... Krzyż poszukiwania pracy z dala od domu i rodziny - żony, dzieci... Krzyż bezdomności... Ciężkiej choroby... Krzyże zgotowane przez innych...

Tak... różne są nasze krzyże... ale to też nie oznacza, że je akceptujemy...
i z Miłości... z Miłością... NIESIEMY...

Dla lepszego zrozumienia NIESIENIA KRZYŻA i... naśladowania Pana Jezusa... pozwolę sobie przywołać kilka wypowiedzi na ten temat...

Również... Pozdrawiam...

avatar użytkownika intix

12. Orędzie Ojca Świętego Jana Pawła II na XVI Światowy Dzień Młodzi

Orędzie Ojca Świętego Jana Pawła II
na XVI Światowy Dzień Młodzieży 2001 r.

"Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie,
niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje
" (Łk 9,23)

Droga Młodzieży!

1. Kiedy z radością i szczerym uczuciem zwracam się do
was z okazji naszego dorocznego spotkania, w oczach i w sercu zachowuję
ciągle wspaniały obraz wielkiej "Bramy" na polach Tor Vergata w Rzymie.
Wieczorem 19 sierpnia ubiegłego roku, rozpoczynając XV Światowy Dzień
Młodzieży, w blasku spojrzenia Chrystusa ukrzyżowanego i
zmartwychwstałego, idąc ręka w rękę z pięcioma młodymi z pięciu
kontynentów, przekroczyłem ten próg, niemalże wchodząc symbolicznie z
wami wszystkimi w trzecie tysiąclecie. Z głębi serca chcę tu wyrazić
serdeczną wdzięczność Bogu za dar młodości, który poprzez was trwa w
Kościele i świecie (por. Homilia na Tor Vergata, 20 sierpnia 2000).

Pragnę Mu także podziękować ze wzruszeniem za to, że
pozwolił mi towarzyszyć młodzieży świata w dwóch ostatnich
dziesięcioleciach minionego stulecia, wskazując im drogę prowadzącą do
Chrystusa, "tego samego wczoraj, dziś i na wieki" (Hbr 13,8). Jednocześnie
składam Mu dziękczynienie, że również młodzi ludzie towarzyszyli i
niemalże wspierali Papieża na szlaku jego apostolskiego pielgrzymowania
przez kraje całej ziemi.

Czym był XV Światowy Dzień Młodzieży, jeśli nie
intensywnym czasem kontemplacji misterium Słowa, które dla naszego
zbawienia stało się ciałem? Czy nie była to nadzwyczajna okazja, by
celebrować i wyznawać wiarę Kościoła oraz zastanawiać się nad projektem
nowego chrześcijańskiego zaangażowania, kierując wspólnie wzrok ku
światu oczekującemu głoszenia Słowa, które zbawia? Prawdziwych owoców
Jubileuszu Młodych nie można liczyć w statystykach, lecz wyłącznie w
dziełach miłości i sprawiedliwości oraz w codziennej wierności, jakże cennej
choć tak często mało widocznej. Wam, droga młodzieży, a zwłaszcza tym
wszystkim, którzy wzięli udział w tamtym niezapomnianym spotkaniu,
powierzyłem zadanie ukazania światu spójnego ewangelicznego
świadectwa.

2. Wzbogaceni przeżytym doświadczeniem, powróciliście
do waszych domów i zwyczajnych trosk, i zbliżacie się teraz do świętowania
w wymiarze diecezjalnym, razem z waszymi Pasterzami, XVI Światowego
Dnia Młodzieży.

Z tej okazji chciałbym zaprosić was do refleksji nad
warunkami, jakie Jezus proponuje temu, kto decyduje się być Jego uczniem:
"Jeśli ktoś chce iść za Mną - mówi - niech się zaprze samego siebie, niech
co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Łk 9,23). Jezus nie jest
Mesjaszem tryumfu i siły. Rzeczywiście, nie wyzwolił On Izraela spod
panowania rzymskiego i nie zapewnił mu chwały politycznej. Jako prawdziwy
Sługa Pański, wypełnił swoją mesjańską misję w solidarności, w posłudze i
uniżeniu aż do śmierci. Jest On Mesjaszem przekraczającym wszelkie
schematy i wszelki rozgłos, którego nie da się zrozumieć przy pomocy logiki
sukcesu i władzy, często używanych w świecie jako kryteria skuteczności
własnych projektów i działań.

Przyszedłszy, aby pełnić wolę Ojca, Jezus pozostaje jej
wierny aż do końca i w ten właśnie sposób wypełnia swoją zbawczą misję
wobec tych, którzy w Niego wierzą i kochają Go nie tyle słowami, co w
praktyce. Jeśli miłość jest warunkiem naśladowania Chrystusa, to
sprawdzianem prawdziwości tejże miłości jest ofiara (por. List Apostolski
Salvifici doloris, 17-18).

3. "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego
siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Łk 9,23).
Słowa te wyrażają pewien radykalizm wyboru, który nie dopuszcza zwłoki i
odwrotów. To twardy wymóg, który zrobił wrażenie nawet na samych
uczniach, a w ciągu stuleci powstrzymał wielu mężczyzn i kobiet od
naśladowania Chrystusa. Lecz właśnie ten radykalizm przyniósł również
cudowne owoce świętości i męczeństwa, które umacniają na przestrzeni
czasu drogę Kościoła. I dzisiaj słowa te wydają się być jeszcze skandalem i
szaleństwem (por. 1 Kor 1,22-25). A jednak to z nimi należy się
skonfrontować, skoro droga, którą wyznaczył Bóg dla swojego Syna, jest tą
samą, którą winien przebyć uczeń decydujący się Go naśladować. Nie ma
dwóch dróg, ale tylko jedna: ta przebyta przez Mistrza. Uczniowi nie wolno
wyszukiwać innej.

Jezus kroczy na czele i żąda od każdego, aby czynił
dokładnie to, czego On dokonał. Mówi: ja nie przyszedłem, aby mi służono,
lecz aby służyć; tak więc kto chce być taki jak ja, niech się stanie sługą
wszystkich. Ja przyszedłem do was nie posiadając niczego; tak więc mogę
żądać od was pozostawienia wszelkiego typu bogactwa, które utrudnia
wejście do Królestwa niebieskiego. Ja przyjmuję niezrozumienie, odrzucenie
przez większość mego ludu; mogę więc żądać i od was, abyście przyjmowali
niezrozumienia i odrzucenia, z którejkolwiek strony by przychodziły.

W innych słowach, Jezus domaga się odważnego wyboru
Jego własnej drogi, wyboru dokonanego przede wszystkim "w sercu", gdyż
znalezienie się w takiej czy innej sytuacji zewnętrznej nie zależy od nas. Od
nas zależy wola bycia, na ile to możliwe, posłusznymi jak On Ojcu, i
gotowymi zaakceptować aż do końca Jego plan, który ma dla każdego.

4. "Niech się zaprze samego siebie". Zaprzeć się samego
siebie oznacza wyrzec się swoich planów, często ograniczonych i
małostkowych, aby przyjąć ten Boży: to droga nawrócenia, nieodzowna dla
życia chrześcijańskiego, która apostoła Pawła doprowadziła do
stwierdzenia: "Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus" (Ga 2,20).

Jezus nie żąda wyrzeczenia się życia, ale przyjęcia go w
takiej nowości i pełni, którą tylko On dać może. Człowiek w głębi swojego
jestestwa zakorzenił tendencję do "myślenia o sobie samym", umieszczania
własnej osoby w centrum spraw jako miary wszystkiego. Kto naśladuje
Chrystusa odrzuca jednak to koncentrowanie się na sobie samym i nie
ocenia rzeczy w oparciu o własne korzyści. Przeżywa swoje życie w
kategoriach daru i bezinteresowności, a nie zdobyczy i posiadania. Życie
prawdziwe wyraża się bowiem w darze z siebie, co jest owocem łaski
Chrystusa: życie wolne, we wspólnocie z Bogiem i z braćmi (por. Gaudium et
spes, 24).

Jeśli życie w gronie uczniów Chrystusa staje się
najwyższą wartością, wówczas wszystkie inne sprawy znajdują w
zależności od tego swoje należne miejsce i znaczenie. Kto zaś opiera się
jedynie na dobrach ziemskich, okaże się przegranym, pomimo pozorów
sukcesu: śmierć porwie go z całym stosem rzeczy, ale z życiem zupełnie
nieudanym (por. Łk 12,13-21). Wybór jest więc pomiędzy być i mieć,
pomiędzy życiem w pełni i istnieniem pustym, pomiędzy prawdą i
kłamstwem.

5. "Niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie
naśladuje". Tak jak krzyż może być zredukowany do ozdobnego przedmiotu,
tak również sformułowanie "wziąć krzyż" może być rozumiane w sposób
dosłowny.

W nauczaniu Jezusa wyrażenie to nie kładzie jednak w
pierwszym znaczeniu nacisku na umartwienie i wyrzeczenie. Nie odnosi się
głównie do obowiązku znoszenia z cierpliwością małych czy większych trosk
codziennych, ani tym bardziej, nie oznacza wychwalania bólu jako sposobu
podobania się Bogu. Chrześcijanin nie poszukuje cierpienia dla cierpienia,
ale miłości. Przyjęcie krzyża jest znakiem miłości i całkowitego oddania.
Niesienie go za Chrystusem oznacza zjednoczenie się z Nim w ofiarowaniu
największego dowodu miłości.

Nie można, mówiąc o krzyżu, nie uwzględniać miłości
Boga do nas, skoro Bóg chce nas napełnić swoimi dobrami. Razem z
zaproszeniem: naśladuj Mnie - Jezus nie mówi swoim uczniom wyłącznie:
weź Mnie jako wzorzec, ale również: uczestnicz w moim życiu i moich
wyborach, poświęć razem ze Mną swoje życie dla miłości Boga i braci. W ten
sposób Chrystus otwiera przed nami drogę życia, która niestety nieustannie
jest zagrożona przez drogę śmierci. Grzechem jest ta droga, która oddziela
człowieka od Boga i od bliźniego, stwarzając podziały i osłabiając
społeczeństwo od wewnątrz.

Droga życia, która podejmuje i odnawia postawy Jezusa,
staje się drogą wiary i nawrócenia; drogą krzyża - właśnie. Jest to droga,
która prowadzi do zaufania Chrystusowi i Jego zbawczemu planowi, do
uwierzenia, że On umarł, aby objawić miłość Boga do każdego człowieka; to
droga, która nie lęka się niepowodzeń, trudności, wyobcowania i
samotności, gdyż wypełnia serce człowieka obecnością Jezusa; to droga
pokoju, panowania nad sobą, głębokiej radości serca.

6. Droga młodzieży, niech nie wydaje się wam dziwnym,
że na początku trzeciego tysiąclecia, Papież wskazuje wam raz jeszcze
krzyż jako drogę życia i prawdziwego szczęścia. Kościół od początku wierzy
i wyznaje, że tylko w krzyżu Chrystusa jest zbawienie.

Rozpowszechniona kultura rzeczy ulotnych, która
wartościuje to, co się podoba i wydaje piękne chciałaby, abyście uwierzyli, że
aby być szczęśliwym należy usunąć krzyż. Jako ideał przedstawiony bywa
łatwy sukces, szybka kariera, płciowość oderwana od poczucia
odpowiedzialności, wreszcie egzystencja nastawiona na własną afirmację,
częstokroć bez poszanowania
innych.

Otwórzcie więc szeroko oczy, drodzy młodzi: to nie jest
droga, która prowadzi do życia, lecz ścieżka, która grzęźnie w śmierci. Jezus
mówi: "Kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z
mego powodu, ten je zachowa". On nas nie łudzi: "Cóż za korzyść ma
człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?" (Łk
9,24-25). Prawdą swych słów, które brzmią twardo, lecz napełniają serce
pokojem, Jezus odkrywa przed nami tajemnicę prawdziwego życia (por.
Przemówienie do młodzieży rzymskiej, 2 kwietnia 1998).

Nie lękajcie się przeto pójść drogą, którą Jezus przebył
jako pierwszy. Waszą młodością wyciśnijcie w rozpoczynającym się trzecim
tysiącleciu znak nadziei i entuzjazmu właściwego waszemu pokoleniu. Jeśli
pozwolicie, aby działała w was łaska Boża, jeśli nie zaniechacie wobec
społeczeństwa waszego codziennego zaangażowania, uczynicie nowe
stulecie czasem lepszym dla wszystkich.

Razem z wami kroczy Maryja, Matka Jezusa, pierwsza
uczennica, która pozostała wierna pod krzyżem, gdzie Chrystus powierzył
nas Jej jako swoje dzieci. Niech wam towarzyszy również Apostolskie
Błogosławieństwo, którego z całego serca wam udzielam.

Watykan, 14 lutego 2001 r.

Jan Paweł II

http://ekai.pl/biblioteka/dokumenty/x219/oredzie-ojca-swietego-jana-pawla-ii-na-xvi-swiatowy-dzien-mlodziezy/?print=1

avatar użytkownika intix

13. Jak rozumieć słowa...

Jak rozumieć słowa: ,,Kto chce iść za mną, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje"?

Jan Paweł II w Orędziu na XVI Światowy Dzień Młodzieży, w 2001 roku, napisał: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,23). Słowa te wyrażają pewien radykalizm wyboru, który nie dopuszcza zwłoki i odwrotów. To twardy wymóg, który zrobił wrażenie nawet na samych uczniach, a w ciągu stuleci powstrzymał wielu mężczyzn i kobiet od naśladowania Chrystusa. Lecz właśnie ten radykalizm przyniósł również cudowne owoce świętości i męczeństwa, które umacniają na przestrzeni czasu drogę Kościoła. I dzisiaj słowa te wydają się być jeszcze skandalem i szaleństwem (por. 1Kor 1,22-25). A jednak to z nimi należy się skonfrontować, skoro droga, którą wyznaczył Bóg dla swojego Syna, jest tą samą, którą winien przebyć uczeń decydujący się Go naśladować. Nie ma dwóch dróg, ale tylko jedna: ta przebyta przez Mistrza. Uczniowi nie wolno wyszukiwać innej.

Jezus kroczy na czele i żąda od każdego, aby czynił dokładnie to, czego On dokonał. Mówi: ja nie przyszedłem, aby mi służono, lecz aby służyć; tak więc kto chce być taki jak ja, niech się stanie sługą wszystkich. Ja przyszedłem do was nie posiadając niczego; tak więc mogę żądać od was pozostawienia wszelkiego typu bogactwa, które utrudnia wejście do Królestwa niebieskiego. Ja przyjmuję niezrozumienie, odrzucenie przez większość mego ludu; mogę więc żądać i od was, abyście przyjmowali niezrozumienia i odrzucenia, z którejkolwiek strony by przychodziły.

W innych słowach, Jezus domaga się odważnego wyboru Jego własnej drogi, wyboru dokonanego przede wszystkim „w sercu”, gdyż znalezienie się w takiej czy innej sytuacji zewnętrznej nie zależy od nas. Od nas zależy wola bycia, na ile to możliwe, posłusznymi jak On Ojcu, i gotowymi zaakceptować aż do końca Jego plan, który ma dla każdego.

4. „Niech się zaprze samego siebie”. Zaprzeć się samego siebie oznacza wyrzec się swoich planów, często ograniczonych i małostkowych, aby przyjąć ten Boży: to droga nawrócenia, nieodzowna dla życia chrześcijańskiego, która apostoła Pawła doprowadziła do stwierdzenia: „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20).

Jezus nie żąda wyrzeczenia się życia, ale przyjęcia go w takiej nowości i pełni, którą tylko On dać może. Człowiek w głębi swojego jestestwa zakorzenił tendencję do „myślenia o sobie samym”, umieszczania własnej osoby w centrum spraw jako miary wszystkiego. Kto naśladuje Chrystusa odrzuca jednak to koncentrowanie się na sobie samym i nie ocenia rzeczy w oparciu o własne korzyści. Przeżywa swoje życie w kategoriach daru i bezinteresowności, a nie zdobyczy i posiadania. Życie prawdziwe wyraża się bowiem w darze z siebie, co jest owocem łaski Chrystusa: życie wolne, we wspólnocie z Bogiem i z braćmi (por. Gaudium et spes, 24).

Jeśli życie w gronie uczniów Chrystusa staje się najwyższą wartością, wówczas wszystkie inne sprawy znajdują w zależności od tego swoje należne miejsce i znaczenie. Kto zaś opiera się jedynie na dobrach ziemskich, okaże się przegranym, pomimo pozorów sukcesu: śmierć porwie go z całym stosem rzeczy, ale z życiem zupełnie nieudanym (por. Łk 12,13-21). Wybór jest więc pomiędzy być i mieć, pomiędzy życiem w pełni i istnieniem pustym, pomiędzy prawdą i kłamstwem.

„Niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. Tak jak krzyż może być zredukowany do ozdobnego przedmiotu, tak również sformułowanie „wziąć krzyż” może być rozumiane w sposób dosłowny. W nauczaniu Jezusa wyrażenie to nie kładzie jednak w pierwszym znaczeniu nacisku na umartwienie i wyrzeczenie. Nie odnosi się głównie do obowiązku znoszenia z cierpliwością małych czy większych trosk codziennych, ani tym bardziej, nie oznacza wychwalania bólu jako sposobu podobania się Bogu. Chrześcijanin nie poszukuje cierpienia dla cierpienia, ale miłości. Przyjęcie krzyża jest znakiem miłości i całkowitego oddania. Niesienie go za Chrystusem oznacza zjednoczenie się z Nim w ofiarowaniu największego dowodu miłości.

Nie można, mówiąc o krzyżu, nie uwzględniać miłości Boga do nas, skoro Bóg chce nas napełnić swoimi dobrami. Razem z zaproszeniem: naśladuj Mnie - Jezus nie mówi swoim uczniom wyłącznie: weź Mnie jako wzorzec, ale również: uczestnicz w moim życiu i moich wyborach, poświęć razem ze Mną swoje życie dla miłości Boga i braci. W ten sposób Chrystus otwiera przed nami drogę życia, która niestety nieustannie jest zagrożona przez drogę śmierci. Grzechem jest ta droga, która oddziela człowieka od Boga i od bliźniego, stwarzając podziały i osłabiając społeczeństwo od wewnątrz.

Droga życia, która podejmuje i odnawia postawy Jezusa, staje się drogą wiary i nawrócenia; drogą krzyża - właśnie. Jest to droga, która prowadzi do zaufania Chrystusowi i Jego zbawczemu planowi, do uwierzenia, że On umarł, aby objawić miłość Boga do każdego człowieka; to droga, która nie lęka się niepowodzeń, trudności, wyobcowania i samotności, gdyż wypełnia serce człowieka obecnością Jezusa; to droga pokoju, panowania nad sobą, głębokiej radości serca” .

Na stronie „Mateusza” znalazłem tekst: „Nie można być chrześcijaninem bez akceptowania krzyża. Kontrast ze światem jest tu szczególnie wyrazisty. Normalnie bowiem wszyscy ludzie niczego się bardziej nie boją, przed niczym dalej nie uciekają, jak przed krzyżem, czyli przed cierpieniem w najrozmaitszych jego formach. Prawie wszystkie nasze przemyśliwania nad tym, jak sobie życie ułożyć, nasze projekty na przyszłość, nasze marzenia mają w tym swój wspólny mianownik, że zawsze chodzi w nich o to, by nie mieć problemów, by przeżywać same tylko sukcesy, by żyć wygodnie, mieć dużo pieniędzy, by wszystko nam się dobrze układało, słowem — by wyeliminować z naszego życia krzyż. I odwrotnie, nasze wewnętrzne niezadowolenie, szamotanie się, bunty i rozpacze płyną z obecności krzyża w naszym życiu i z faktu, że tego absolutnie nie akceptujemy.

Chrześcijanin, który nie jest nim tylko z imienia, patrzy na krzyż zupełnie inaczej. Przede wszystkim wie on, że jego codzienny krzyż polega nie tyle na zadawaniu sobie najrozmaitszych umartwień czy na jakimś sadystycznym pozbawianiu się wszelkich możliwych przyjemności; właściwym krzyżem jest dla niego jego własna historia, czyli samo życie z tymi wszystkimi nieprzyjemnościami, które nieuchronnie mu towarzyszą. Krzyżem może być dla kogoś niski wzrost, fakt, że nie jest wystarczająco przystojny, że pochodzi z rozbitej rodziny, że nie zdołał ukończyć studiów, że ma żonę o trudnym i zamkniętym charakterze, że nie udało mu się wychowanie dzieci itd., itd. A po drugie, chrześcijanin patrzy na te swoje życiowe, przymusowe krzyże przez pryzmat krzyża Chrystusa. Dla Niego krzyż nie był zniszczeniem, ale uwielbieniem, oślepiającym objawieniem miłości Boga do nas, zwycięstwem nad złem i grzechem; krzyż Jezusa był drogą do zmartwychwstania i do życia w nowym, bardziej pełnym wymiarze. Prawdziwi wyznawcy Chrystusa nie uważają swoich cierpień za złośliwe zrządzenia losu; oni wiedzą, że jeżeli Bóg dopuścił w ich życiu krzyże, to pragnie im w ten sposób coś bardzo ważnego powiedzieć, coś bardzo wspaniałego dać, z jakichś większych i gorszych nieszczęść wyrwać. Jakżeż bowiem Bóg, który nas kocha, może chcieć naszego nieszczęścia lub tego, by nasze życie upływało w rozgoryczeniu i smutku?

Całe nieporozumienie leży w tym, że my patrzymy na świat i nasze życie przez inne okulary niż Bóg. Nam się wydaje — i w tym błądzimy — że szczęście leży w powodzeniu, w wygodach, w bogactwie; Bóg natomiast wie, że prawdziwym sensem, pełnią i szczęściem naszego życia jest tylko On sam. Poprzez krzyż Bóg pragnie udaremnić niszczenie naszego życia naszymi własnymi rękoma i chce nam umożliwić odkrycie tego, co jest istotne i co naprawdę syci, a jest tym On sam — nasz Stwórca. Dlatego chrześcijanin nie będzie się gorszył krzyżem swego życia ani nie będzie go uważał za głupotę, którą należy z pogardą odrzucić; on będzie w nim dostrzegał — jak mówi św. Paweł — mądrość Bożą i moc Bożą (zob. 1 Kor 1,24). Krzyż jest dla niego miejscem spotkania z Bogiem, wąskim przejściem prowadzącym do zmartwychwstania, by już żyć na tej ziemi życiem nowym, w miłości i szczęściu; krótko mówiąc, krzyż jest dla chrześcijanina chwalebny. Za św. Pawłem woła on: Niech mnie Bóg uchowa, abym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa (por. Ga 6,14).

Wejście w chrześcijańską logikę krzyża wprowadza prawdziwego ucznia Jezusa w styl życia zupełnie odmienny od potocznego: patrzenie na cierpienie oczyma Chrystusa powoduje, że stajemy się zdolni do tej miłości bliźniego, o której mówiliśmy poprzednim razem; kochamy drugiego człowieka jeszcze i wtedy, gdy zamienia się on nam we wroga niszczącego nasze szczęście. Kto nie akceptuje krzyża, nigdy nie zniesie obok siebie kogoś takiego, nigdy nie będzie go mógł kochać.

Miłość do krzyża i chlubienie się nim sprawia, że wywraca nam się skala praktycznych wartości. Pożądania godnymi stają się nagle upokorzenia (w miejscu pracy ktoś szpetnie mi przygadał), ostatnie miejsca (ominął mnie należny mi awans), ubóstwo (nie mogę sobie pozwolić na wiele rzeczy, na które innych stać), niewygody (muszę się gnieździć w małym mieszkaniu z liczną rodziną). To już nas nie załamuje ani nie wywołujemy o to awantur. Nie znaczy to, że do tych rzeczy musimy za wszelką cenę dążyć lub że nie wolno nam podejmować starań o uczynienie swego życia znośniejszym; chrześcijańskie podejście do krzyża oznacza, że od tych rzeczy nie zależy już nasze szczęście, że ich brak nas nie załamuje, że nie zazdrościmy ich innym i nie wywołujemy o nie awantur, że umiemy z pogodą poprzestać na tym, co jest, że jesteśmy zadowoleni z tego życia, jakie mamy, gdyż wiemy, że Bóg jest nad wydarzeniami i rządzi naszą historią, i że nas kocha, i że wobec tego to, co nas spotyka z Jego ręki, jest najlepsze.

” Kto chce iść za Mną, niech przekreśli siebie, niech weźmie swój krzyż na każdy dzień i niech Mnie naśladuje (por. Łk 9,23)”. Jezus w tych słowach podkreśla, że Jego prawdziwi uczniowie, którzy za Nim podążą, muszą być gotowi na szyderstwa, a nawet na męczeństwo, muszą iść bowiem za Nim na krzyż. Przyjąwszy wiarę, chrześcijanie muszą uznać swoje życie za stracone dla królestwa.

Kiedy mamy brać krzyż i iść za Panem, nie oznacza to męczeńskiej śmierci Jego wyznawców, lecz chodzi o codzienną, wytrwałą wierność Jezusowi. Kiedy jest mowa o braniu krzyża, to nie chodzi o ból głowy czy podobne życiowe uciążliwości, lecz o oddanie się Jezusowi i uczestniczenie w głoszeniu królestwa Bożego słowem i czynem.. Tylko głębokie oddanie się Jezusowi może być podstawą „stracenia” życia.

Nie można być chrześcijaninem bez akceptowania krzyża. Kontrast ze światem jest tu szczególnie wyrazisty. Normalnie bowiem wszyscy ludzie niczego się bardziej nie boją, przed niczym dalej nie uciekają, jak przed krzyżem, czyli przed cierpieniem w najrozmaitszych jego formach. Prawie wszystkie nasze przemyśliwania nad tym, jak sobie życie ułożyć, nasze projekty na przyszłość, nasze marzenia mają w tym swój wspólny mianownik, że zawsze chodzi w nich o to, by nie mieć problemów, by przeżywać same tylko sukcesy, by żyć wygodnie, mieć dużo pieniędzy, by wszystko nam się dobrze układało, słowem — by wyeliminować z naszego życia krzyż. I odwrotnie, nasze wewnętrzne niezadowolenie, szamotanie się, bunty i rozpacze płyną z obecności krzyża w naszym życiu i z faktu, że tego absolutnie nie akceptujemy.

Całe nieporozumienie leży w tym, że my patrzymy na świat i nasze życie przez inne okulary niż Bóg. Nam się wydaje — i w tym błądzimy — że szczęście leży w powodzeniu, w wygodach, w bogactwie; Bóg natomiast wie, że prawdziwym sensem, pełnią i szczęściem naszego życia jest tylko On sam. Poprzez krzyż Bóg pragnie udaremnić niszczenie naszego życia naszymi własnymi rękoma i chce nam umożliwić odkrycie tego, co jest istotne i co naprawdę syci, a jest tym On sam — nasz Stwórca. Dlatego chrześcijanin nie będzie się gorszył krzyżem swego życia ani nie będzie go uważał za głupotę, którą należy z pogardą odrzucić; on będzie w nim dostrzegał — jak mówi św. Paweł — mądrość Bożą i moc Bożą (zob. 1 Kor 1,24). Krzyż jest dla niego miejscem spotkania z Bogiem, wąskim przejściem prowadzącym do zmartwychwstania, by już żyć na tej ziemi życiem nowym, w miłości i szczęściu; krótko mówiąc, krzyż jest dla chrześcijanina chwalebny. Za św. Pawłem woła on: Niech mnie Bóg uchowa, abym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa (por. Ga 6,14).

Wejście w chrześcijańską logikę krzyża wprowadza prawdziwego ucznia Jezusa w styl życia zupełnie odmienny od potocznego: patrzenie na cierpienie oczyma Chrystusa powoduje, że stajemy się zdolni do tej miłości bliźniego, o której mówiliśmy poprzednim razem; kochamy drugiego człowieka jeszcze i wtedy, gdy zamienia się on nam we wroga niszczącego nasze szczęście. Kto nie akceptuje krzyża, nigdy nie zniesie obok siebie kogoś takiego, nigdy nie będzie go mógł kochać.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika intix

14. „Za kogo Mnie uważasz?”

Dziś nasze ostatnie wakacyjne rozważanie nad Ewangelią. A temat nasuwa się sam: KRZYŻ. Jezus mówi nam o Krzyżu. Prawdę powiedziawszy jest to albo jedyny temat niektórych kaznodziejów albo skrzętnie przemilczywany, bo trudny.

Czy jesteś gotowy na Krzyż? Może od razu budzi się w Tobie sprzeciw — dlaczego zaraz Krzyż? Po co Krzyż? Czy nie można by tak bez Krzyża? Co to właściwie znaczy „weź” Krzyż? O co tak naprawdę chodzi dziś Jezusowi? Czy nie dziwi nas ta gwałtowna reakcja na słowa Piotra, który bądź co bądź, wyrażał jedynie swoje zatroskanie o Mistrza? Co dla nas dziś znaczą słowa Jezusa o dźwiganiu Krzyża? Dlaczego mamy nosić Krzyż? Oto pytania, na które chcemy dziś znaleźć odpowiedź.

Krzyż od początku był problemem. Jak słyszymy w dzisiejszej Ewangelii już w chwili ujawnienia krzyża rozlega się „nie!” — i to ze strony, z której zdawałoby się nie powinno się ono rozlec. Potem, gdy doszło do wydarzeń Wielkiego Czwartku i Piątku również Krzyż został odrzucony i niezrozumiany. I tak było przez wieki.

Filozofowie się śmiali, Żydzi gorszyli, niektórzy chrześcijanie zaprzeczali Jego realności. Dokeci, np. odrzucali prawdziwość cierpień Jezusa na Krzyżu i tłumaczyli, że Chrystus miał pozorne ciało oraz że Jego cierpienia też były pozorne. Wszyscy jednak zgodnie odrzucali Krzyż. Tymczasem św. Paweł wołał: Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego (1Koryntian 2,2). Nie ma prawdziwego chrześcijaństwa bez Krzyża i bez cierpienia. To co teraz mówię być może nie jest łatwe, ale jest prawdą. Ta prawda może w nas wzbudzać sprzeciw, tak jak obudziła w Piotrze, ale nie wolno nam o niej milczeć.

Spotykamy się czasem z fałszywymi wizjami chrześcijaństwa. Są to wizje przyjemne i dlatego chętnie dajemy im posłuch. Przedstawiają one chrześcijaństwo jako życie wielką miłością do Chrystusa, kładą nacisk na życie zgodne z Ewangelią, modlitwę, doznania religijne i zapewniają o opiece Bożej pojmowanej jako zabezpieczenie życiowe. Tylko jednej rzeczy nie nam w tych wizjach: cierpienia dla Chrystusa, nie ma Krzyża. I właśnie dlatego te wizje, choć czasem piękne, są nieprawdziwe. Są nieprawdziwe, ponieważ sam Chrystus uczy nas, że być Jego uczniem to znaczy wziąć Krzyż i naśladować Go.

Jeśli pytasz czy nie można by tak bez Krzyża — odpowiedź brzmi: NIE. Prawdziwa wizja chrześcijaństwa to życie, które jest składaniem ofiary z samego siebie. O tym mówi dziś do nas św. Paweł. Takie życie pociąga za sobą niezawinione cierpienie i dlatego musimy się z tym liczyć. Krzyż jest symbolem niewinnego, niezasłużonego cierpienia. My nie chcemy cierpieć. Nie chcemy, ponieważ cierpienie jest nieprzyjemne, sprawia nam ból i smutek. Wobec cierpienia czujemy się bezradni. Cierpiąc jesteśmy samotni. W cierpieniu czujemy się nie kochani. Zdecydowanie odrzucamy cierpienie, wzdragamy się przed nim i nic dziwnego.

Trzeba jednak wyjaśnić, że Chrystus nakazując nam brać swój Krzyż nie oczekuje od nas cierpiętnictwa, nie żąda, żebyśmy nieustannie szukali okazji do cierpienia. Taka wizja chrześcijaństwa nadaje się być może dla sado-masochistów, ale nie ma nic wspólnego z Chrystusem. Zauważmy, że Jezus wyraźnie nawiązuje dziś do Siebie. Owszem wzywa do dźwigania Krzyża, ale mamy go dźwigać tak jak On. A wiemy przecież, że życie Jezusa nie było tylko jednym, wielkim pasmem udręk, ale było normalnym, ludzkim życiem. Jezus nie każe nam szukać cierpienia, ale przyjmować je i znosić z miłością oraz poddaniem się Bogu. To właśnie znaczą słowa: „Weź swój Krzyż i naśladuj Mnie.” Jeżeli kochamy Boga i chcemy być Mu wierni musimy zaakceptować tę trudną prawdę, że spotka nas cierpienie. Jeśli myślimy, że wierność Bogu ustrzeże nas przed cierpieniem — żyjemy iluzjami. Jeżeli chcemy trwać przy Bogu musimy zgodzić się na to, że spotka nas niezawinione cierpienie.

Jest kilka źródeł cierpienia. Najpierw wypływa ono z faktu, że na świecie jest zło. Kochając Boga cierpimy, że wokół nas ludzie popełniają grzechy, nie słuchają Boga i lekceważą Go. Bardzo często wiemy, że to się dla nich źle skończy, lecz słowa naszych upomnień nie trafiają do ich serc i umysłów. A kiedy w końcu zrobią sobie krzywdę, nie chcą uznać, że przyczyną zła było ich grzeszne postępowanie. Powoduje to wielkie cierpienie ludzi oddanych Bogu. Pragną oni dobra dla innych i cierpią widząc, że tamci sami ściągają na siebie nieszczęście, szczególnie, że zazwyczaj chodzi tu o ich bliskich.

Po drugie cierpimy z powodu własnych grzechów. Kochając Boga nie chcemy grzeszyć, jednak często popełniamy te same przewinienia. Nasze upadki upokarzają nas, jesteśmy często bezradni wobec własnej słabości. Pragniemy przemiany, próbujemy czynić dobro, modlimy się o łaski i ciągle ( i to najczęściej w głupi sposób) znów wpadamy w te same grzechy. Stając w obliczu własnej grzeszności, czujemy wielką niewdzięczność wobec dobrego Boga, a nasze wnętrze ogarnia żar cierpienia.

Trzecim źródłem naszego cierpienia są bliźni. Ludzie gorliwi i szczerze wierzący są często prześladowani z powodu wiary począwszy od drobnych, kąśliwych uwag poprzez obelgi wyzwiska, szykany, rozliczanie za innych aż do poniżania, bicia i mordowania.

Także obowiązki naszego życia mogą się stać źródłem cierpienia. Dobra, uczciwa praca, solidne wykonywanie swoich obowiązków staranne wychowanie dzieci — ile w tym trudu, ile zawodów, ile nie raz niezawinionego cierpienia?

Wreszcie ostatnim źródłem cierpienia jest nasze ciało, które starzeje się i słabnie. Z wiekiem zapadamy na rozmaite choroby, często przecież z niewiadomych przyczyn.

Jak więc łatwo stwierdzić Krzyż jest dla nas przygotowany i jakkolwiek byśmy nie próbowali nie da się od niego uciec.

Cóż zatem czynić? Jezus chce nam po prostu powiedzieć, że nie można uciec przed cierpieniem, a skoro nie można uciec od Krzyża trzeba go wziąć na siebie. Wziąć, ale tak jak Jezus, czyli z miłością. W życiu nie można szukać tylko swojej przyjemności trzeba szukać dobra: swojego i innych. Człowiek zawsze będzie uciekał przed Krzyżem, ponieważ przeraża go cierpienie. Jezus objawia nam jednak ważną tajemnicę: my dźwigamy nasz Krzyż z Nim, a nie sami. Człowiek ucieka przed Krzyżem ponieważ o własnych siłach nie jest w stanie go unieść. Jeśli jednak przyjdzie do Chrystusa, to on Mu pomoże. Kiedy spada na nas cierpienie musimy zwrócić się do Pana i powiedzieć: „Panie, mój Krzyż jest udziałem w Twoim Krzyżu, a Twój Krzyż jest dźwiganiem mojego Krzyża. Proszę, pomóż mi nieść mój Krzyż tak, jak Ty niosłeś swój”. Jeśli tak modlimy się, to Pan pomaga nam zobaczyć sens naszego Krzyża, pomnaża moc duszy i czyni nas zdolnymi do rzeczy niemożliwych. Krzyż jest nam potrzebny, ćwiczy nas w pokorze, odziera ze złudzeń, pozwala zrozumieć wielkość miłości Jezusa, który dla nas cierpiał. Krzyż Jezusa jest jednym wielkim dowodem miłości Boga. Bóg w człowieczym ciele wdarł się w cierpienie istot cielesnych, które jako Bogu było Mu nie znane. Bóg wszedł w nie po to, aby być z każdym z nas w chwili cierpienia oraz by przestało ono być dla nas tylko źródłem zwątpienia i rozpaczy. Dlatego Jezus tak gwałtownie reaguje na słowa Piotra. W tej trosce pobrzmiewa pokusa szatana, by Jezus zdradził człowieka, porzucił zamiar zbawienia go w każdym calu ludzkiego losu, także w cierpieniu.

Nie wiem na ile to rozważanie pomoże wam zaakceptować Krzyż. Na koniec pragnę was tylko prosić, abyście, gdy on na was spadnie, nie próbowali go nieść samemu, ale ufnie zwrócili się do Jezusa. ON nie sprawi, że Krzyż zostanie wam zabrany, ale da wam siłę do jego dźwigania i światło serca do Jego zrozumienia.

Ks. Tomasz Stroynowski

avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

15. Wszyscy jesteśmy dobrymi łotrami

Zastanawiając się co znaczy nieść krzyż z Jezusem Chrystusem dochodzę do wniosku, że chodzi właściwie o to, abyśmy naszym cierpieniom - krzyżom - nadali wyższą rangę. A jak to można uczynić? Poprzez naśladostwo Mistrza. A więc poprzez pogodzenie się – akceptacje i nadanie celu naszym cierpieniom – intencję. Naturalnie z intecjami nie dogonimy Mistrza ale na ludzki sposób możemy się wznieść bardzo wysoko, lub nawet podarować je Jemu.

I teraz proszę sobie wyobrazić jak przeistacza się owo ludzkie cierpienie, kiedy zaczynamy czuć jego wartość i siłę i kiedy widzimy na krańcu tunelu cierpienia malutkie światełko zmartwychwstania - albo takiego niedużego – osobistego, większego ojczyźnianego, lub nawet na wieki wieków...

* * *

Można też podpatrzeć i łotra dobrego, który konając obok Chrystusa - poprzez bicie się w piersi – przemienił swój krzyż przeklęty w krzyż zmartwycwstańczy: “Zaprawdę, powiadam ci: Dziś będziesz ze Mną w raju”

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika intix

16. @Wojciech Kozłowski

Dziękuuuję... za piękne myśli i podzielenie sie nimi z Nami...

Cóż ja mogę dodać... w nawiązaniu... pozwolę sobie zapisać tu
Sentencje z:

>CODZIENNIK... SENTENCJE ZE SKARBCA KARMELU

Które... gdy tylko na swojej drodze napotkałam, zapisałam dla Nas w komentarzu pod wpisem o św. Teresie od Jezusa...
Dwie, z wcześniejszych dni, pozwolę sobie pod tym wpisem przytoczyć:

17 maja:
Dusza doskonała cieszy się z tego, z czego się smuci niedoskonała.
(święty Jan od Krzyża)

Niektórzy ludzie patrzą na cierpienia codzienności jak na rozrzucone po całej okolicy kamienie.
Leżąc tak, utrudniają swobodne poruszanie się w świecie, są niewygodne dla stóp.
Nie ma z nich żadnego pożytku i dlatego są wystarczającym powodem do ciągłych narzekań i obwiniania wszystkich wokół, od Boga począwszy,
na bliźnich skończywszy. Leżący obok kamień można kopnąć, jeśli nie jest zbyt wielki, i pozbyć się go ze swego otoczenia.
Gdy jest duży, można nad nim ponarzekać, dając upust swemu zgorszeniu i złości. Cierpienia ludzi o takim nastawieniu są tragedią.
One nigdy nie wyzwolą w nich miłości, pięknego daru z własnego ''ja'' na rzecz różnych ludzi.
Możliwe są jednak inne historie rozsypanych w życiu kamieni cierpienia.
Można je zaakceptować i pozwolić, by Chrystus wzniósł z nich solidną budowlę, której trwałość i piękno mają wymiary wieczności.
Takiego pałacu nic nie zrujnuje, ponieważ spoiwem budulca jest miłość wyzwolona w sercu przez cierpienie.

***
21 maja:
Im bardziej cierpienie jest wewnętrzne i mniej widoczne dla oczu stworzeń, tym większą sprawia Ci radość, mój Boże.
(święta Teresa od Dzieciątka Jezus)

Cierpienie nie jest pociągające, ponieważ wszystko, co go stanowi, jest na pierwszy rzut oka sprzeczne z ludzkim szczęściem i pełnią.
Ci jednak, którzy posiadają Ducha Świętego, zdolni są zobaczyć i ukochać wieczne piękno. Cierpienie skrywa je w sobie, zanim przybierze ono realne kształty.
W ewangelicznym spojrzeniu na cierpienie rodzi się coś, co święci pielęgnowali z niebywałą starannością - sekret ofiarowania się.
Dążyli do tego, aby tam, gdzie to było możliwe, ich cierpienie pozostawało nieznane postronnym obserwatorom.
Ojciec Pio napisał w jednym z listów:
''Pan Jezus jest moim świadkiem i Jemu samemu ofiarowałem i ofiaruję moją krańcową nędzę. Zanoszę do Boga dziękczynienie za to, że z tego mojego stanu nic nie ujawnia się na zewnątrz''.
Cierpienia przeżywane przez nas w ukryciu mają szczególną wartość w oczach Boga i należy za nie dziękować.


***
Jeszcze...
>Jan Paweł II a Jan od Krzyża...

***
Pozdrawiam serdecznie... także Wszystkich...

avatar użytkownika intix

18. Słowo Boże na dziś: Nie jesteście ze świata

Sobota, 24 maja 2014 roku
> NMP Wspomożycielki Wiernych

Jan 15,18-21

Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: "Sługa nie jest większy od swego pana". Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał.

Świat nas nienawidzi, gdyż nie jesteśmy własnością świata, nie bierzemy wzoru z niego, nie pozwalamy się prowadzić duchowi tego świata. Miłość świata wskazuje na "bycie za świata". Zabranie człowieka przez Jezusa z tego świata, budzi w świecie emocje negatywne.

Czym jest świat? Pod czyim jest panowaniem? Jest pod rządami zła i potrzebuje wyzwolenia przez Boga. "Przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem" (Jk 4,4). Stąd ważne jest zachowanie siebie samego "nieskalanym od wpływów świata" (Jk 1,27).

Jeśli człowiek jest prześladowany ze względu na Jezusa, wskazuje to przede wszystkim, na jego związek z Nim. Co więcej? Ten związek oceniany jest jako niebezpieczny dla sił zła, działających w świecie. Prześladowania są nieodłączne od życia ludzi sprawiedliwych. One mogą spowodować ich duchowy i moralny rozwój. Ujawniają one wierność człowieka, odpowiadanie na wezwanie, gdyż bez Niego nic nie możemy uczynić.

Przyjęcie prześladowania jest służbą Jezusowi. Tak objawia się moje bycie uczniem. Na takiej drodze postępowania słowa i czyny Pana stają się znane tym, którzy prześladują Boga w człowieku. Prześladowania upodabniają życie człowieka do życia Jezusa. "Mnie prześladowali, to i was będą prześladować".
Cierpienie, odrzucenie przez świat wyrażone w prześladowaniu jest znakiem mocy, z jaką Bóg działa w tym świecie.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także
> Będą was prześladować

***
podaję też link:
> slowopana.com  - codzienne Słowo Boże głoszone przez Ks. Michała Olszewskiego SCJ
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

19. Słowo Boże na dziś: Ja żyję i wy żyć będziecie

Niedziela, 25 maja 2014 roku
VI Niedziela Wielkanocna
Jan 14,15-21

Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was. Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie».


Przykazania Boga są dla tych, którzy Jemu wierzą, a tym samym Go kochają. Nie można wierzyć nie kochając, a kochając nie wierzyć. Miłość Boga jest siłą umożliwiającą chcenie tego, co On chce, zdążanie tym szlakiem, którym On idzie. Bez miłości nie ma wierności. To miłość jest jedyną siłą wypełniania przez człowieka pragnień Boga. W taki sposób można oddawać życie. Kochać to powierzyć swoje życie w ręce drugiego. Ten, którego kochamy ma pomysł na nasze życie, a są nim przykazania. Ten, którego kochamy posiada plan, który nas doprowadzi do spełnienia wszystkich naszych tęsknot i marzeń. Plan Boga prowadzi człowieka do nieba. Wszyscy bez wyjątku tam idziemy, nie do końca będąc tego świadomymi.

Dlaczego niezbędny jest w naszym życiu Pocieszyciel? Kto nas pociesza jest naszym światłem, męstwem, odwagą, roztropnością, prawdą. Pociesza nas Prawda; najpierw oczyszcza, a następnie pociesza. We wszystkim co nas prawdziwie pociesza jest prawda. Kłamstwo pozbawia radości, grzech pozbawia radości życia. Stąd Duch Święty przyjdzie, aby nas pouczyć o grzechu. Gdy Bóg nas pociesza doświadczamy bólu niewierności, a tym samym skruchy serca. Im więcej pozwalamy pocieszać się Bogu tym większa jest w nas zdolność życia według prawdy. Człowiek dla prawidłowego rozwoju potrzebuje pocieszenia. To zasadnicze z jakim się spotykamy to: pocieszenie duchowe, zmysłowe, cielesne. Duch Święty prowadzi człowieka o ile on na to się godzi, od pocieszenia zmysłowego i cielesnego w stronę pocieszenia duchowego. Bez tego ostatniego nie wiemy czym jest miłość.

Bóg przez pocieszenie jakiego nam udziela dopuszcza nas do tajemnic swojego Serca. W taki sposób doświadczamy Ojca, który jest w niebie. Dziecko nie pocieszane przez matkę i ojca źle się rozwija, a nawet ta sytuacja może doprowadzić do jego śmierci. Człowiek nie pocieszany przez Boga, "nie wie skąd przychodzi i dokąd zdąża". Bez pocieszenia nie mamy domu, nie ma w nas identyfikacji z rodziną, wspólnotą zakonną, sąsiadami. Bez miłości nie widzimy przed sobą przyszłości. Bez zauważania w swoim życiu znaków miłości Boga nie dostrzegamy wieczności, iż ona również jest dla nas. To Duch Święty pozwala nam oglądać, dotykać Jezusa Chrystusa przez wiarę i miłość. Otrzymujemy życie od tego, któremu wierzymy. Jego życie przenika nasze i w ten sposób miłowanie Boga wyraża się w tym nieustannym przebywaniu z Nim, w Jego bliskości. Nie może człowiek wierzący żyć bez bliskości Boga, która jest miłością.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także

> W oczekiwaniu na Pocieszyciela - Lectio Divina

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

20. Krzyż - Kard. Stefan Wyszyński

Dziś przypada
> 33. rocznica śmierci ks. kard. Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia

***



---
Dziękuję za krzyż

Kocham krzyż .
Nieść krzyż to zasługa .
Przez krzyż się oczyszczasz ,
choć jest droga długa .

Pan Jezus umarł za nas na Krzyżu .
Krzyż to Odkupienie .
Czy wiesz jak Matka cierpiała pod Krzyżem
prosząc dla nas o zbawienie .

Chcę podziękować Tobie , mój Boże ,
za krzyże w moim życiu ,
choć nieraz myślałam , że nie poradzę ,
popłakiwałam w ukryciu .

Lecz Ty mnie , Boże zawsze pocieszałeś ,
że krótka jest droga ziemska ,
a jeśli wytrwale będę krzyż niosła ,
to będzie wieczność zwycięska .

http://youtu.be/NiDBwCDURas

avatar użytkownika intix

21. Słowo Boże na dziś: Smutek wasz zamieni się w radość

Czwartek, 29 maja 2014 roku
> Św. Urszuli Ledóchowskiej

Jan 16,16-20

Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie. Wówczas niektórzy z Jego uczniów mówili między sobą: Co to znaczy, co nam mówi: "Chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie"; oraz: "Idę do Ojca?" Powiedzieli więc: Co znaczy ta chwila, o której mówi? Nie rozumiemy tego, co mówi. Jezus poznał, że chcieli Go pytać, i rzekł do nich: Pytacie się jeden drugiego o to, że powiedziałem: "Chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie?" Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość.

Chwila jest ważna, ponieważ w niej mówi Bóg, objawia się temu, który Go szuka, słuchając. Są chwile, w których nie dostrzegamy działania Jezusa. To napełnia nas bólem i smutkiem. Potrafimy odczuwać smutek i samotność. Lecz przychodzą również takie chwile, w których Jezus objawia się. Są one dla umocnienia uczniów w wierze, w miłości. „Chwile” są po to, abyśmy umocnili się Panem. One przychodząc, zaskakują nas, budzą radość i tęsknotę.

„Chwile” są szczególnym czasem wezwania dla tego, kto słucha i wierzy, dla serca, które kocha i oczekuje umocnienia. W nich odżywa pamięć na obecność Bożą. Każda chwila ludzkiego życia wypełniona jest wchodzeniem Boga, Jego cichą i czułą obecnością. To w niej dokonuje się nasza przemiana, często niezauważalna.

Nasze ludzkie i chrześcijańskie dojrzewanie jest wypełnione płaczem, smutkiem i radością. „Chwile” są przestrzenią wychodzenia ze smutku w stronę radości; odchodzeniem od płaczu do odczuwania łagodności i pokoju serca. Jezus nie udziela daru „chwil” trudnych, które nie stałyby się naszym błogosławieństwem.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

22. Brać swój krzyż

Mój kuzyn miał dużego, pięknego psa eskimoskiego. Wabił się Sybil i był jednyn z najbardziej łagodnych psów, które znałem. Ale miał jedną wadę - nie znosił kotów, zagryzał je. Zawsze, kiedy zobaczył kota, konflikt był nieuchronny - walka na śmierć i życie. Klasyczne potwierdzenie porzekadła: „Jak pies z kotem”. W domu mojej cioci był pewien stary, mądry, doświadczony i twardy kot, co potwierdzały liczne blizny na jego ciele. Nazywał się April. Pewnego dnia zobaczył go Sybil. Pewnie pomyślał: „Jeszcze jeden kot - coś na ząb”. Ale nagle April skoczył na niego i wpił mu się pazurami w kark. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy Sybil zaatakował April!

Każdy wierzący doświadcza walki wewnątrz siebie. Biblia mówi, że nasza stara natura, nasz „stary człowiek” (Rz 6,6), walczy przeciwko naszemu duchowi i naszemu pragnieniu podobania się Bogu.

Nasza stara natura  - co to jest? To ludzki intelekt, ludzka wola i ludzkie uczucia,  nasza skłonność, aby żyć niezależnie od Boga. Zanim postanowiliśmy naśladować Jezusa, nasz intelekt, nasza wola i nasze uczucia kierowały nami. Chodziliśmy swoją drogą i żyliśmy niezależnie od Boga. Kiedy jednak podjęliśmy decyzję, aby odwrócić się od naszych grzechów i naśladować Jezusa, zaufać Jemu i oddać Mu kierownictwo w naszym życiu, Duch Święty przyszedł do naszego życia. Od tej chwili Duch Święty mieszka w nas, ale ludzki intelekt jeszcze istnieje w nas. Jeszcze mamy ludzką wolę. Nasze ludzkie uczucia jeszcze działają w nas. Apostoł Paweł określił to tak: „... stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu...” (Rz 7,21-23 wg BT).

Jak zwyciężać w tej walce, aby „nasz stary człowiek został wespół z Nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi” (Rz 6,6). W jaki sposób mamy rozprawić się z naszym „starym człowiekiem”?

Codzienne branie swojego krzyża

Jezus powiedział: „Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie” (Łk 9,23). Ludzie w Palestynie mieli jasny obraz tego, co miał na myśli. W tamtym czasie skazaniec brał belkę poprzeczną krzyża i niósł ją na miejsce, gdzie był krzyżowany. To właśnie jest istota wyrażenia „wziąć krzyż swój na siebie”. To oznacza ukrzyżować siebie. Jezus wzywa nas, żebyśmy wzięli nasz krzyż i poszli za Nim na miejsce ukrzyżowania. Na miejsce, gdzie nasz stary człowiek, nasza skłonność do grzechu są ukrzyżowane. Tam, gdzie pragnienie, aby żyć niezależnie od Boga, jest ukrzyżowane i uśmiercone. To oznacza ukrzyżowanie siebie. Dlatego Paweł mógł napisać: „Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Gal 2,20).

Kiedy Jezus mówi o niesieniu naszego krzyża, nie chodzi mu o krzyż, na którym On umarł. Jezus mówi o krzyżu, na którym jest nasze imię. Kiedy wzywa, abyśmy brali swój krzyż, wzywa, żebyśmy przychodzili i umierali. To właśnie Jezus miał na myśli, kiedy mówił o codziennym braniu na siebie swojego krzyża, zapieraniu się siebie i naśladowaniu Go.

Naśladować Jezusa oznacza iść Jego śladami, czyli wzorować się na Nim, postępować tak jak On. Mamy iść śladami Jezusa aż do ukrzyżowania. Dlatego właśnie czytamy w Biblii, że nasza skłonność do grzechu, nasze „ja” musi być ukrzyżowane z Chrystusem.

Ukrzyżowanie

Chciałbym zwrócić uwagę na dwa podobieństwa pomiędzy naszym ukrzyżowaniem siebie a ukrzyżowaniem Jezusa.

Po pierwsze - Jezus dobrowolnie zdecydował się na ukrzyżowanie. Zgodził się nieść swój krzyż, choć była to trudna decyzja. Kiedy upadł na oblicze swoje przed Bogiem, zmagając się z przyjęciem cierpienia i śmierci za grzechy całego świata, modlił się: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty” (Mt 26,39). Gdy Piotr dobył miecza, by bronić Jezusa, On powiedział: „Włóż miecz swój do pochwy...Czy myślisz, że nie mógłbym prosić Ojca mego, a On wystawiłby mi teraz więcej niż dwanaście legionów aniołów? (Mt 26,53). Legion składał się z 6 tys. rzymskich żołnierzy, a więc Jezus mógł więc prosić o więcej niż 72 tys. aniołów, którzy uratowaliby Go od śmierci na krzyżu. Ale nie zrobił tego. Jezus postanowił nieść swój krzyż, wypełnić wolę Ojca.

Codziennie mamy wybór, czy będziemy nieść swój krzyż, czy nie. Pytanie brzmi: Czy decydujemy się brać swój krzyż każdego dnia? Czy chcemy codziennie umierać, składać „ciała swoje jako ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu” (Rz 12,1). Mamy dobrowolnie brać na siebie swój krzyż codziennie - czasem wiele razy w ciągu dnia. Dobrowolnie mamy godzić się na umieranie naszego starego człowieka, naszych pragnień, aby żyć niezależnie od Boga.  Na tym polega noszenie krzyża. Apostoł Paweł twierdził: „Ja codziennie umieram”(1 Kor 15,31).

„To samo słońce, które topi masło, utwardza glinę” – głosi stare amerykańskie powiedzenie. Dwoje ludzi może doświadczać takich samych trudności w życiu i w służbie.  Jeden z nich stanie się bardziej podobny do Chrystusa, a drugi bardziej zgorzkniały.  Identyczne trudności, a różne rezultaty. Dlaczego? Ponieważ jeden z nich podjął decyzję, aby zgodzić się na krzyż, a drugi nie. Nie możemy zacząć umierać dla siebie, dopóki nie zdecydujemy się na wzięcie swojego krzyża.

Po drugie -  Jezus nie ukrzyżował się własnoręcznie. To niemożliwe, aby ktoś sam się ukrzyżował. Można by przybić swoje nogi, nawet przybić jedną rękę. Ale nie da się  ukrzyżować samego siebie do końca. Nie możemy sami ukrzyżować siebie. Nie mogę sam ukrzyżować i uśmiercić swojego „starego człowieka”. To oznacza, że - skoro wybraliśmy ukrzyżowanie, skoro zdecydowaliśmy się nieść swój krzyż - potrzebujemy pomocy. Nie możemy wykonać tego sami. Bóg zatem używa dwóch sposobów, byśmy mogli ukrzyżować swojego „starego człowieka”: daje nam Ducha Świętego i używa innych ludzi.

Apostoł Paweł stwierdza, że przez Ducha Świętego uśmiercamy „sprawy ciała” (Rz 8,13).  Bóg daje nam Ducha Świętego, by nas pouczał i wspomagał w umieraniu dla siebie, aby Chrystus mógł w nas wzrastać. Kiedy modlimy się: „Duchu Święty, napełnij mnie”, On przede wszystkim chce uczyć nas, jak mamy nieść nasz krzyż, daje nam moc do tego.

Bóg używa również ludzi, w Kościele i poza nim, aby kształtować nas na Swoje podobieństwo. Jedyny sposób, w jaki możemy się uświęcać, to dużo kontaktów z trudnymi ludźmi. Tylko przez nich możemy skutecznie uśmiercić nasze ja. Bóg stawia na naszej drodze ludzi - może to być mąż, żona, kolega, teściowa, szef, współpracownik, brat lub siostra w Chrystusie lub misjonarz - którzy uzewnętrzniają naszego „starego człowieka”.

Staramy się unikać trudnych ludzi, ale Duch Święty chce prowadzić nas do nich, aby pomóc nam nieść krzyż, by pomóc nam umrzeć dla siebie samych.

Boży charakter

Bóg troszczy się bardziej o nasz charakter niż o naszą wygodę, naszą przyjemność, nasz komfort psychiczny i fizyczny. Im bardziej pozwalamy Bogu kształtować nasz charakter przez upadki, trudności, przeciwności, problemy, tym bardziej On będzie używać nas w budowaniu swego Królestwa.

Biblia mówi, że „dziełem Boga jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków” (Ef. 2,10). Jeżeli chcemy, by Bóg używał nas, byśmy byli owocnymi w budowaniu Bożego Królestwa, musimy pozwolić Bogu, aby kształtował w nas Boży charakter. Taki, w którym widać owoce Ducha Świętego: „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość” (Gal 5,22-23). To charakter przesycony miłością, która „jest cierpliwa, miłość jest dobrotliwa, nie zazdrości, miłość nie jest chełpliwa, nie nadyma się, nie postępuje nieprzystojnie, nie szuka swego, nie unosi się, nie myśli nic złego” (1 Kor 13,4-5). Boży charakter jest wypróbowany w piecu trudnych relacji i bolesnych doświadczeń. Sposób, w jaki Bóg może cię użyć, zależy bezpośrednio od jakości twojego charakteru. Jeżeli hodujemy w sobie korzeń goryczy, jeśli w swoim sercu odmawiamy przebaczenia komuś, kto nas zranił, jeśli nie jesteśmy uczciwi, jeśli jesteśmy dumni i uważamy innych za gorszych od siebie, jeśli flirtujemy za plecami współmałżonka lub tkwimy po uszy w moralnej nieczystości - Bóg nie użyje nas do budowania Jego Królestwa.   

Owocność w służbie to kwestia rozwoju charakteru. Wpływ Kościoła ma niewiele wspólnego z jego wielkością. Ma za to wiele wspólnego z pobożnością i jakością charakterów ludzi w tym Kościele. 60-osobowa wspólnota ludzi, którzy mają Boży charakter, będzie oddziaływać ze znacznie większą siłą niż sześćset osób, wśród których większość stanowić będą ludzie o słabych charakterach. Kościół może się szczycić najlepszym nauczaniem i najwspanialszym uwielbieniem.  Może być największy i najlepszy. Jeżeli jednak jego członkowie nie będą się rozwijać i kształtować na podobieństwo Jezusa, nie będą niczym więcej jak niewiele znacząca „miedź brzęcząca lub cymbał brzmiący” (1 Kor 13,1).

Bóg wciąż czeka na mężczyzn i kobiety, chłopców i dziewczyny, którzy zdecydują się nieść swój krzyż i z własnej, nieprzymuszonej woli poddadzą się Bogu i pozwolą Mu kształtować ich charakter. Poprzez intensywny kontakt z innymi ludźmi, szczególnie przez trudnych ludzi, Bóg chce budować i rozwijać nasz charakter. Ta właśnie prawda może nam pomóc zmienić radykalnie nasze relacje, zwłaszcza z ludźmi trudnymi. Nie musimy wtedy koncentrować się na trudnościach i przeciwnościach, ale traktować je raczej jako kolejny etap w prowadzeniu Ducha Świętego przez proces umierania dla naszego ja, rozwoju naszego charakteru.

Wydobyć piękno

Mój brat miał kiedyś maszynę do szlifowania kamieni. Wkładaliśmy do jej bębna stare, brzydkie, ostre, brudne kamienie, wlewaliśmy specjalny płyn i włączaliśmy silnik. Wychodziliśmy sobie, a maszyna pracowała. Bęben kręcił się godzinami. Przez cały ten czas te ostre, matowe, brudne kamienie ścierały się ze sobą, tarły i szlifowały. Jednocześnie swoją pracę wykonywał także ten płyn. Ostre krawędzie, zamiast się nawzajem niszczyć, w wyniku wzajemnego na siebie oddziaływania robiły się gładkie. Znikał stary brud i uwidaczniał się od dawna ukryty piękny kolor. Na koniec, gdy wyłączaliśmy maszynę i otwieraliśmy bęben, wyjmowaliśmy zupełnie inne kamienie: okrągłe, gładkie i piękne. Teraz dopiero można było ich użyć do wyrobu biżuterii.

Lubię właśnie w ten sposób myśleć o Kościele. On działa tak samo. Tak samo działa służba i małżeństwo. Tak samo działa rodzina. Bóg wrzuca nas wszystkich razem do jednego bębna. Jesteśmy - jak tamte kamienie - pełni cech starego człowieka: skłonności do złego, niewłaściwych postaw, złych reakcji. Bóg posyła Ducha Świętego, by działał w naszych kontaktach z ludźmi.

Dla tych, którzy postanowili nieść swój krzyż, „ostre krawędzie” innych ludzi to po prostu okazje, aby wygładzać własne kanty. Zamiast gorzknieć, obrażać się i nadymać, pozwalają się szlifować i z czasem stają się cennymi kamieniami, „ozdobą nauki Zbawiciela naszego, Boga” (Tt 2,10). Kiedy bierzemy swój krzyż, bolesne kontakty z innymi ludźmi zaczynamy postrzegać jako odpowiedź na swoją modlitwę: „Panie, ucz mnie, jak umrzeć dla siebie”.

Czy warto?

Czy warto nieść swój krzyż? Czy warto iść śladami Jezusa aż do ukrzyżowania? Czy warto umrzeć dla siebie, dla naszego ego?

Jezus powiedział: „Kto bowiem chce zachować duszę swoją, straci ją, kto zaś straci duszę swoją dla mnie, ten ją zachowa. Bo cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, jeśli siebie samego zatraci lub szkodę poniesie?” (Łk 9,25).

Czy warto? Jezus mówi, że tak. Bo ten, kto chce zachować swoją duszę (swoje ego),  ostatecznie ją straci. Ale ten, kto teraz straci swoją duszę dla Jezusa i codziennie umiera dla siebie, by żyć dla Jezusa, tak naprawdę zachowuje i swoją duszę, i daleko więcej. A więc, naprawdę warto.

Jeżeli jeszcze nie podjąłeś decyzji, aby iść za Jezusem, możesz zrobić to dzisiaj.

Jeśli oddałeś już swoje życie Jezusowi, ale straciłeś pragnienie naśladowania Go, wyraź w modlitwie swoje pragnienie niesienia własnego krzyża codziennie.

Panie Boże, prosimy, abyś nauczył nas, jak umierać dla siebie codziennie, byśmy mogli zwyciężyć swojego „starego człowieka”, byśmy mogli powiedzieć wraz z apostołem Pawłem: „Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”. Amen.  

Ken Dunkerley
---
Kazanie wygłoszone w „Chrześcijańskiej Społeczności”  w Warszawie w marcu 2003.
Oprac. N.H.

Autor jest Amerykaninem, mieszkającym w Polsce od 7 lat, dyrektorem polskiego oddziału Christian and Missionary Alliance - misji wspomagającej zakładanie nowych wspólnot wierzących.
http://www.slowoizycie.pl/03-2/krzyz.htm

avatar użytkownika intix

23. Słowo Boże na dziś: Aby moją radość mieli w sobie

Środa, 4 czerwca 2014 roku
Jan 17,11b-19

W czasie ostatniej wieczerzy Jezus podniósłszy oczy ku niebu, modlił się tymi słowami: "Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno. Dopóki z nimi byłem, zachowywałem ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął z wyjątkiem syna zatracenia, aby się spełniło Pismo. Ale teraz idę do Ciebie i tak mówię, będąc jeszcze na świecie, aby moją radość mieli w sobie w całej pełni. Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Nie pragnę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie".

Uczniowie Jezusa mają być jednością. Od początku bowiem istniały między nimi spory i konflikty. Ciągle dochodziło do rozłamów, jak to zwykle bywa w człowieku i między ludźmi. Jedność Kościoła jest dla Jezusa ważna, ponieważ wtedy objawia się Jego miłość w świecie. Jedność między ludźmi wyraża się w ich współistnieniu. Dążąc do "bycia jedno" niezbędne jest odrzucenie nieuporządkowanych, chorych ambicji. Gdzie jest zachowana jedność, tam jest i rozwój poszczególnych osób wspólnoty. Można uniknąć niepotrzebnych napięć, które odbierają człowiekowi tę moc ducha, którą mógłby skierować na rozwój i współpracę.

Jezus poświęca siebie w ofierze, dla naszego uświęcenia. "Duch Święty przyjdzie, o ile Chrystus odejdzie przez Krzyż" (Jan Paweł II). Do prawdy dochodzimy przez krzyż. Ducha Świętego przyjmujemy, gdy wcześniej zgodzimy się na krzyż. To jest droga odkrywania prawdy a zarazem uświęcania się w niej i przez nią. Trzeba było, oddania życia przez Jezusa, aby człowiek zrozumiał prawdę o bezinteresownej miłości Boga. Bez uświęcenia w prawdzie niczego nie rozumiemy w życiu naszym i naszych bliskich. Wydarzenia w których uczestniczymy są dla nas niejasne, a tym samym denerwujące, a niekiedy prowadzące do osłabienia wiary.

Słowo Jezusa i nienawiść świata nieustannie pracują w człowieku. Stąd prośba Pana, by Ojciec ustrzegł nas od złego, czyli od nienawiści będącej znakiem braku uświęcania się człowieka w prawdzie. Trzeba poświęcić własne życie, by zrozumieć życie, które otrzymujemy od Boga. Światło prawdy przychodzi w chwili przyjęcia Krzyża, który traktujemy jako nawiedzenie nas przez Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

24. Pozwolę sobie dołączyć do tego wpisu...


>Słowo Boże na dziś: Pobudzać innych do dojrzałości

***
i  jeszcze
Sentencje... spisane z: CODZIENNIK... SENTENCJE ZE SKARBCA KARMELU:

28 maja:
Każdy człowiek musi cierpieć i umierać, lecz jeśli jest żywą częścią Mistycznego Ciała, jego cierpienie i śmierć nabierają odkupieńczej mocy dzięki Boskości Tego, który jest jego głową. Oto istotny powód, dla którego każdy święty tak pragnął cierpienia.
(święta Teresa Benedykta od Krzyża)

Dzięki śmierci Jezusa na Krzyżu cierpienie otrzymało nadprzyrodzony sens, to znaczy stało się sposobem wynagrodzenia za grzechy, drogą duchowego wzrostu i uświęcenia.
Słowem, stało się wielką, bezcenną wartością, kształtującą ludzkie życie.
Wołanie świętej Teresy od Jezusa: ''Umrzeć albo cierpieć!'', świętego Jana od Krzyża: ''Cierpieć i być wzgardzonym!'', czy świętej Marii Magdaleny de Pazzi: ''Cierpieć i nie umierać!'' nie są górnolotnymi powiedzeniami ludzi znajdujących przyjemność w cierpieniu.
Święci różnią się od nas między innymi tym, że zdobywali się na odwagę, by wejść głęboko w tajemnicę cierpienia i jego sensu.
Rozumieli coś, co nam jest często trudno przyjąć: że cierpienie może iść w parze z poczuciem szczęścia i wdzięczności względem Boga, że może być powodem chwały i dostojeństwa.
Dlatego kręcimy nieraz głową, gdy słyszymy tak dziwne ich wypowiedzi.

***
16 czerwca:
Mnie oczyszcza jedna tylko rzecz; ogień miłości Bożej.
(święta Teresa od Dzieciątka Jezus)

Trudy, kłopoty, lęki, cierpienia - to ogień wypełniający życie. Zapaliła go Boża miłość. Często przez niego przechodzimy, bo ma do spełnienia ważną misję.
Jej celem jest pokora serca, postawa pokornego pochylenia głowy przed tajemnicą działającego Boga.
Psalmista w obliczu ognia życiowych doświadczeń zdobywa się na niełatwe wyznanie: ''Dobrze to dla mnie, że mnie poniżyłeś'' (Ps 119, 71).
I, jakby obawiając się pozostawienia odbiorcy swych modlitewnych przemyśleń w zakłopotaniu nad tym, co powiedział, zaraz dodaje wyjaśnienie:
''Bym się nauczył Twych ustaw''.
Rozumie, chociaż i dla niego nie jest to łatwe do przyjęcia, wychowawczą rolę trudnych doświadczeń. Wtóruje mu tutaj inny biblijny mędrzec, zachęcając:
''Uznaj w sercu, że jak wychowuje człowiek swego syna, tak twój Bóg wychowuje ciebie'' (Pwt 8, 5).

***
Publikuję za zgodą...  dzięki uprzejmości i dobroci Wielebnych Adminów Strony karmel.pl
Serdeczne Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

25. Krew cierpienia

zdjecie

11 lipca

Najdroższa Krew została nam dana wśród najokrutniejszych cierpień. Prorok nazwał Jezusa mężem boleści. I nie bez racji napisano, że każda karta Ewangelii jest kartą o cierpieniach i krwi. Jezus poraniony, cierniem ukoronowany, przebity gwoździami i włócznią jest uosobieniem największego cierpienia. Któż cierpiał bardziej od Niego? Ani jeden punkt na Jego Ciele nie pozostał zdrowy! Niektórzy heretycy twierdzili, że Męka Jezusa była czysto symboliczna, ponieważ On jako Bóg nie mógł ani cierpieć, ani umrzeć. Ale zapomnieli, że Jezus nie był tylko Bogiem, lecz także Człowiekiem i dlatego Jego Krew była prawdziwa, ból, który wycierpiał, był naprawdę ostry, a Jego śmierć była rzeczywista tak jak śmierć wszystkich ludzi. Dowód na Jego człowieczeństwo mamy w Ogrodzie Oliwnym, gdy Jego Ciało buntuje się przeciw bólowi i gdy Jezus woła „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich!”.

W rozważaniu cierpień Jezusa nie powinniśmy zatrzymywać się nad bólem Jego Ciała. Spróbujmy wniknąć do Jego umęczonego Serca, ponieważ ból Jego Serca jest straszniejszy od bólu Ciała: „Smutna jest moja dusza aż do śmierci”. Jaka jest najważniejsza przyczyna takiego smutku? Z pewnością ludzka niewdzięczność. Jednak w sposób szczególny Jezus pogrąża się w smutku z powodu grzechów tych dusz, które były najbliżej Niego i które powinny były Go kochać i pocieszać zamiast obrażać. Pocieszajmy Jezusa w Jego bólu nie tylko słowami, ale sercem, prosząc Go o przebaczenie naszych win i czyniąc mocne postanowienie nieobrażania Go już nigdy.

PRZYKŁAD: W roku 1903 w Lukce zmarła św. Gemma Galgani. Żywiła bardzo głęboką miłość do Najdroższej Krwi. Programem jej życia było hasło: „Jezus, Jezus, tylko Ten Ukrzyżowany”. Od wczesnego dzieciństwa doświadczała gorzkiego kielicha cierpienia, ale zawsze go akceptowała z heroicznym poddaniem się woli Bożej. Jezus powiedział jej: „Dam Ci w życiu wiele okazji do zdobywania zasług na Niebo, o ile będziesz potrafiła znosić cierpienie”. Całe życie Gemmy było Kalwarią. Mimo to nazywała najstraszniejsze bóle „darami Pana” i ofiarowywała się Mu jako żertwa ekspiacyjna za grzeszników. Cierpieniom, które zsyłał na nią Pan, towarzyszyły dręczenia ze strony szatana. Dręczenia te sprawiały, że cierpiała jeszcze bardziej. Tak więc całe życie Gemmy było wyrzeczeniem, modlitwą, męczeństwem, ofiarą! Wielokrotnie ta uprzywilejowana dusza była umacniana ekstazami, podczas których kontemplowała Jezusa Ukrzyżowanego. Jakże piękne jest życie świętych! Odczytanie tego życia napełnia nas entuzjazmem, jednak najczęściej nasz entuzjazm okazuje się słomianym zapałem, który stygnie przy pierwszej przeciwności. Starajmy się naśladować świętych w ich sile i wytrwałości, jeżeli chcemy iść za nimi drogą chwały.

POSTANOWIENIE: Będę przyjmował dobrowolnie z rąk Boga wszelkie cierpienia w przekonaniu, że są one konieczne do uzyskania przebaczenia grzechów i osiągnięcia zbawienia.

AKT STRZELISTY: O Boska Krwi, rozpal mnie miłością do Ciebie i oczyść duszę moją Twoim płomieniem.

+++
>Lipiec - miesiąc adoracji Najdroższej Krwi Chrystusa
+++

avatar użytkownika intix

27. Słowo Boże na dziś: Naśladuj Mnie

Piątek, 8 sierpnia 2014 roku
Św. Dominika

Mateusz 16,24-28

Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim.


Zapieranie się samego siebie często interpretuje się jako negowanie, uniżanie, pomniejszanie własnej osoby. Jezus nie bierze w ogóle pod uwagę takiego myślenia. Kto naśladuje Jezusa, powinien mówić "nie" swym egoistycznym dążeniom, w które chciałby również włączyć Boga. Piotr najchętniej usunąłby cierpienie. Jezus zaś chce, abyśmy przyjęli życie takim, jakie ono jest. Nie wolno nam zagarniać Boga, podporządkowywać Go sobie i domagać się od Niego, by nam zawsze było dobrze, by nas zawsze spotykało szczęście. Doświadczając Boga musimy się zdystansować do własnego egoizmu.

Kto usiłuje Boga sobie podporządkować, aby Ten wypełniał jego oczekiwania, ten rozmija się z Bogiem rzeczywistym, czyli takim, jaki On jest w Ewangelii. Samozaparcie się nie oznacza, że jak wielcy asceci powinniśmy niszczyć nasze namiętności. Trzeba natomiast mieć dystans do tego wszystkiego, co chciałbym, czego oczekuję, co jest mi potrzebne, do czego mam prawo, czego się słusznie spodziewam. Człowiek nie tylko rzeczy, ale i osoby, a przede wszystkim Boga, chciałby mieć do własnej dyspozycji, ukierunkować Go na realizację subiektywnych celów. Człowiekowi usiłującemu Boga ściągnąć w dół, do realizacji własnych zamiarów zależy przede wszystkim na pełnym lęku strzeżeniu samego siebie i to, co wiąże się z życiem osobistym.

Człowiek naśladujący Jezusa ma wielkie serce, które objawia się w tym, że to, co on chce, zanosi przed oblicze Boga. Autentyczne doświadczenie Boga ma miejsce wtedy, gdy rezygnujemy z naszych oczekiwań. Jeśli jednak z nich nie zrezygnujemy, stajemy się ludźmi ślepymi. Zatem, zaparcie się samego siebie posiada nie tyle brzmienie ascetyczne w ustach Jezusa, lecz znaczenie mistyczne. Jezus prowadzi nas do duchowości, która nie chce zapanować nad Bogiem, ani nad rzeczywistością, jaką ona jest, lecz pozwala Bogu być Bogiem, a rzeczywistość widzieć taką, jaka jest i uczy nas w niej żyć.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także
> Warunki

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

28. Słowo Boże na dziś: Bóg dał Syna, aby każdy miał życie wieczne

Niedziela, 14 września 2014 roku

Podwyższenia Krzyża Świętego


Jan 3,13-17






Bóg zstąpił z nieba, dla wywyższenia poniżonego człowieka. Człowiek nie jest zdolny do wywyższenia siebie. Może uczynić to jedynie Ten, który go kocha i którego on miłuje. Miłość wywyższa, pycha poniża. Jezus wywyższony na Krzyżu jest znakiem Miłości, jaką Bóg ma ku nam. On na Krzyżu jest naszym zdrowiem i życiem. To jest Miłość.

Bez kontemplacji Ukrzyżowanego Chrystusa, człowiek nie może być zdrowy, nie jest zdolny przejść przez ziemię dobrze czyniąc. Kontemplacja wywyższonego, wywyższa. Krzyż jest miejscem dla Boga i dla człowieka. Są to dwie strony tej samej rzeczywistości. Krzyż bez obecności na nim człowieka obok Jezusa, czyni człowieka istotą, która jest niezdolna poradzić sobie z ukąszeniami tego świata.

Wiara jest tajemnicą, w której udzielane jest nam życie. Wiara jest tajemnicą krzyżowania człowieka razem z Chrystusem i tajemnicą zmartwychwstania człowieka, razem z Chrystusem. Bóg dopuszczając krzyżowanie człowieka, pozwala najpierw ukrzyżować samego siebie. Naśladowanie Chrystusa, to pójście za Nim na mękę, na Krzyż, w stronę zmartwychwstania. Niepojęta Miłość. Ojciec dał nam Syna, a Syn dzieli się z nami Swoim Krzyżem. Na Krzyżu spotykamy się z Miłością Ojca i Syna i Ducha Świętego. To, co w chrześcijaństwie daje człowiekowi zdrowie i życie, to Krzyż i Zmartwychwstanie naszego Pana.

Krzyż jest bramą do życia. Jedynie taki, na którym cierpiał i umarł Syn Boży. Wszyscy jesteśmy powołani do zbawienia, ale trzeba przejść przez bramę Krzyża. Całe życie Syn Człowieczy przeznaczył na to, aby uchronić każdą bez wyjątku osobę, od potępienia. To jest Miłość.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
+++
a także:

>Miłość Ojca ukazana w Chrystusie... Lectio Divina na Podwyższenie Krzyża Św.

>Historia Krzyża

>Podwyższenia Krzyża Świętego
+++
Bóg zapłać...

Podłączam też:
> PODWYŻSZENIE KRZYŻA ŚWIĘTEGO - I Nieszpory

avatar użytkownika intix

29. Świat pobłogosławiony Krzyżem

„Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z Krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata” – pisał św. Paweł w Liście do Galatów.

Dla człowieka wierzącego słowa te są dziś oczywiste. W czasach, gdy pisał je apostoł, były totalnie niezrozumiałe – wręcz szokujące. W starożytności Krzyż był znakiem hańby i odrzucenia. Jako narzędzie egzekucji stosowano go tylko wobec największych zbrodniarzy, którzy dopuścili się odrażających zbrodni. Taką śmierć dobrowolnie przyjął Jezus.

Święto Podwyższenia Krzyża prowokuje wiele ważnych pytań. W sensie ścisłym jego nazwa oznacza uniesienie do góry, wyeksponowanie, ukazanie innym. Rozumując tylko według tego klucza, można by powiedzieć, że w naszej Ojczyźnie, gdzie jest tyle przydrożnych krzyży, umieszczanych na wieżach kościołów, w domach, szkołach i urzędach, uroczysta Intronizacja Chrystusa to permanentny proces, dokonujący się na tej ziemi od wieków. Skąd zatem tyle zła, nienawiści, kłótni, zawiści? Dlaczego Krzyż jest znakiem przezroczystym nie tylko dla ateistów i agnostyków, ale także dla chrześcijan? Odpowiedź nie jest trudna: kształt skrzyżowanych dwóch belek z umieszczonym na nich wizerunkiem Ukrzyżowanego o tyle staje się komunikatem, o ile potrafimy odczytać szczególną logikę życia. Czy – tak jak On – potrafimy i chcemy służyć, kochać, tracić, rezygnować ze swojej woli, czyniąc wolę Ojca?

Pod Krzyżem rozum, wola, nadzieja, trzymające się kurczowo wyobrażeń o Bogu uczynionym na „ludzki obraz i podobieństwo”, wkraczają w ślepą uliczkę. Dochodzą do granic możliwości poznawczych. Mistrz Eckhard podpowiada, że aby zrozumieć ten moment, trzeba zatrzymać się w postawie bezradności: nagi człowiek musi spotkać się z Chrystusem obnażonym, odartym z godności, sponiewieranym i umęczonym.

Wywyższenie Krzyża nie oznacza li tylko Jego akceptacji jako dziejowej konieczności, wypełnienia się Bożych obietnic. To za mało. Trzeba wejść w wydarzenie Golgoty i przyjąć jego logikę jako klucz do zrozumienia siebie, własnego losu. Konieczna jest afirmacja prawdy, że opowieść o życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa z Nazaretu i wydarzenia z mojego życia wzajemnie się dopełniają i interpretują.

 „Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa” – uczył św. Jan Paweł II.

Bo Bóg pobłogosławił świat Krzyżem!

I ta prawda dziś do nas dociera ze zdwojoną mocą.

„Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony”.

Czasem zapętleni w źle rozumiany rygoryzm, redukujący wyobrażenia o Nim do moralizmu, rytmu codziennych pacierzy i samej tylko poprawności religijnej, zapominamy o Miłości Boga. Miłości Ukrzyżowanej i Zmartwychwstałej.
I o tym, że jesteśmy Nią otuleni szczelnie od pierwszego do ostatniego dnia życia.

ks. Paweł Siedlanowski

http://www.naszdziennik.pl/wp/97077,swiat-poblogoslawiony-krzyzem.html

avatar użytkownika intix

31. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO


***
a także:

Kto nie nosi swego krzyża, nie może być moim uczniem

Środa, 5 listopada 2014 roku
Łukasz 14,25-33



A szły z Nim wielkie tłumy. On odwrócił się i rzekł do nich: Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: "Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć". Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.

„Kto nie ma w nienawiści”. Nienawiść jest przeciwieństwem miłości. Odnosi się ona do tego, czego nie obejmuje miłość. Jest nie tylko dezaprobatą i wrogością, ale również brakiem otwarcia się i wyjścia naprzeciw, brakiem akceptacji i zrozumienia, niepełnym oddaniem się czy zawierzeniem. Skutkiem nienawiści jest zamknięcie w sobie dostępu do wszystkiego, co niesie Słowo Boże. Dobrowolnie odrzucam proponowaną przez Jezusa jedność z innymi. Może być i tak, że czasem nienawiść staje się znakiem zmiany orientacji i wyborów dokonywanych przeze mnie.

Jezus przypomina, że nasza miłość do Niego powinna być większa od miłości „ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, a także własnego życia”. Miłość Boga powinna mieć pierwszeństwo i być aktem rozstrzygającym we wszystkich relacjach z ludźmi, w podejmowanych decyzjach i dokonywanych wyborach.

„Kto nie dźwiga swojego krzyża i nie idzie za Mną, nie może być moim uczniem”. Nie idziemy naprzód, jeśli nie podejmujemy się niesienia rzeczywistości, która każdego dnia staje przed nami. Naszym krzyżem jest to wszystko, co odnosi się do nas i naszych relacji z innymi. Krzyżem są nasze bolesne wspomnienia, pamiętanie o doznanych krzywdach, żal przeobrażający się w niechęć, urazy, nie przebaczenie, trwanie w gniewie. Wszystko to, co nie jest jeszcze we mnie przemienione, trzeba nosić, aby iść za Jezusem.

Naszym krzyżem są relacje z ludźmi. Lęk przed nimi, brak szczerości i prawdomówności, obawa przed tym, co o nas myślą, co zamierzają, jak nas oceniają. Nieść własny krzyż to również wyrażać swoją zgodę na życie z ludźmi, których zmienić nie możemy, którzy zmienić się nie chcą lub nie potrafią, a równocześnie nie pozwalają sobie pomóc. Niesiemy własny krzyż przez akceptację siebie i innych, współczucie, okazane miłosierdzie osobom trudnym. Krzyżem jest zachowanie spokoju i cierpliwości w powolnej przemianie siebie samych. Uznanie, że Bóg ma swój czas, w którym uczyni nas „nowymi ludźmi”.

Podjęcie i niesienie swojego krzyża umożliwia pójście za Panem i chodzenie z Nim. Każdy człowiek powinien nieść swój własny krzyż. Życie bywa za trudne i nie do zniesienia, kiedy usiłujemy nieść krzyże innych ludzi. Żaden człowiek nie może mnie wyręczyć, choćby bardzo mnie kochał, w niesieniu mojego krzyża. Nie można przejąć na siebie trudu przeżywania życia za kogoś innego.

„Żaden z was nie może być moim uczniem, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada”. Wyrzeczenie się nie ma wyłącznie charakteru rezygnacji z czegoś, lecz jest dokonaniem świadomego i dobrowolnego wyboru. Wyrzekam się, mając przed sobą określoną perspektywę, konkretne dobro wyrażające się w jakości, w głębi życia, jego pięknie. Dokonuję wyboru rezygnując z mniejszego dobra na rzecz większego. Chrześcijanin nie wybiera między tym, co złe a dobre, lecz między tym, co dobre a lepsze. Oddając wszystko, kim jestem i co posiadam, odnajduję się w rękach Boga, mogę pójść za Nim. Oddaję, powierzam i składam w ofierze zarówno dobro jak i zło, które w sobie poznaję. Powierzam wszystko to, co nazywam moją przegraną, moim sukcesem, moją wielkością i małością, grzesznością i życiem w łasce. Jezus chce wszystkiego, co określa moją osobę i moje życie, aby wszystko przemienić.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

>Angaż na całego
>Planowanie

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

33. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie

Poniedziałek, 13 lipca 2015 roku
Św. Andrzeja Świerada i Benedykta
pustelników


Mateusz 10,34-11,1

Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je. a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto przyjmuje proroka, jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego, jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma. Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody». Gdy Jezus skończył dawać te wskazania dwunastu swoim uczniom, odszedł stamtąd, aby nauczać i głosić [Ewangelię] w ich miastach.


Czy Chrystusowe wezwanie do niesienia krzyża własnego jest wymogiem skierowanym przeciwko nam i świadczy o złośliwej woli Boga? Jezus mówi: "Weź swój krzyż i nieś go". "Bierz", czyli podnoś siebie każdego dnia, bądź cierpliwy wobec siebie, znoś siebie, zgódź się na siebie.

W tolerancji niektórzy widzą obojętność wobec współistnienia zła i dobra. A przecież tolerancja, to pełna wyrozumiałości postawa wobec siebie samego, dzięki której człowiek z pokorą zgadza się na to, że jeszcze nie jest ukończonym szóstego dnia stworzenia i odkrywa w sobie każdego dnia omylność i słabość oraz brak rozeznania. Zgodzić się na to, że jest się grzesznym to wcale nie oznacza zgodzić się z grzechem. Tolerancyjny chrześcijanin przyjmuje siebie jako kogoś grzesznego, tolerancyjny Polak odwiedzający z nabożeństwem w niedzielne popołudnie supermarket, to ktoś, kto przyjmuje grzech. Pierwszy przyjmuje grzech w dobry sposób, drugi przyjmuje grzech, jako dobro.

Kiedy Jezus mówi: "Bierz swój krzyż, co dnia", to również pragnie nas zachęcić do zgody na to, że są rzeczywistości, które nas przygniatają i przybijają. Brać krzyż swój, to także zgodzić się na ukrzyżowany kształt swojego istnienia. Pogodzić się ze sobą. Czyż nie jest łatwiej żyć, kiedy się jest pogodzonym ze sobą?

Jezus nie jest złośliwym Bogiem, tylko realistą Niezgoda na siebie, niebywale szybko doprowadza człowieka do aroganckiego, idealnego wyobrażenia o sobie, to zaś z kolei tworzy demoniczne obrazy Boga. Gdy zaś się ma demoniczny obraz Boga, cały wiat staje się w odbiorze piekłem. Czy to jest do zniesienia? Albo czy wtedy jeszcze stać nas będzie na postawę tolerancyjną wobec rzeczywistości?

Znosić siebie możemy, przyjmując krzyż. Znosić siebie, to żyć prosto i prościej. O wiele trudniej jest nie znosić siebie, nie tolerować siebie, obdarzać siebie nienawiścią za upadki i potępiać siebie za pokrzyżowane ambicje i plany idealnej ścieżki życiowej. Tylko z pozoru słowa Jezusa są nie do przyjęcia. Tak naprawdę bez nich, nie możemy przyjąć siebie. Tak to już jest w naturze Słowa Bożego, że przyjmując je, przyjmujemy siebie. Przyjmując Boga, niemożliwe jest nie przyjmować siebie.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

***
a także:

> Książę Pokoju
> Ślepota
> Nie ma obiecanek

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika guantanamera

34. Prypomnijmy sobie

te rozważania o Krzyżu...
Podwyższenie Krzyża Świętego - http://blogmedia24.pl/node/67699#comment-324685

avatar użytkownika Maryla

35. Krzyż Pana naszego Jezusa Chrystusa

Św. Jan Damasceński napisał: "Krzyż Pana naszego Jezusa Chrystusa, a nie cokolwiek innego, zwyciężył śmierć, zgładził grzech praojca, pokonał piekło, darował nam zmartwychwstanie, udzielił siły do wzniesienia się ponad doczesność i ponad samą śmierć, zgotował powrót do dawnej szczęśliwości, otworzył bramy raju, umieścił naturę naszą po prawicy Boga, uczynił nas Jego dziećmi i dziedzicami".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

36. Słowo Boże na dziś...


SŁOWO

a także:

Uczniowie Jezusa niosą krzyż

Środa, 4 listopada 2015 roku
Św. Karola Boromeusza

Łukasz 14,25-33


A szły z Nim wielkie tłumy. On odwrócił się i rzekł do nich: Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: "Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć". Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.


„Kto nie ma w nienawiści”. Nienawiść jest przeciwieństwem miłości. Odnosi się ona do tego, czego nie obejmuje miłość. Jest nie tylko dezaprobatą i wrogością, ale również brakiem otwarcia się i wyjścia naprzeciw, brakiem akceptacji i zrozumienia, niepełnym oddaniem się czy zawierzeniem. Skutkiem nienawiści jest zamknięcie w sobie dostępu do wszystkiego, co niesie Słowo Boże. Dobrowolnie odrzucam proponowaną przez Jezusa jedność z innymi. Może być i tak, że czasem nienawiść staje się znakiem zmiany orientacji i wyborów dokonywanych przeze mnie.

Jezus przypomina, że nasza miłość do Niego powinna być większa od miłości „ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, a także własnego życia”. Miłość Boga powinna mieć pierwszeństwo i być aktem rozstrzygającym we wszystkich relacjach z ludźmi, w podejmowanych decyzjach i dokonywanych wyborach.

„Kto nie dźwiga swojego krzyża i nie idzie za Mną, nie może być moim uczniem”. Nie idziemy naprzód, jeśli nie podejmujemy się niesienia rzeczywistości, która każdego dnia staje przed nami. Naszym krzyżem jest to wszystko, co odnosi się do nas i naszych relacji z innymi. Krzyżem są nasze bolesne wspomnienia, pamiętanie o doznanych krzywdach, żal przeobrażający się w niechęć, urazy, nie przebaczenie, trwanie w gniewie. Wszystko to, co nie jest jeszcze we mnie przemienione, trzeba nosić, aby iść za Jezusem.

Naszym krzyżem są relacje z ludźmi. Lęk przed nimi, brak szczerości i prawdomówności, obawa przed tym, co o nas myślą, co zamierzają, jak nas oceniają. Nieść własny krzyż to również wyrażać swoją zgodę na życie z ludźmi, których zmienić nie możemy, którzy zmienić się nie chcą lub nie potrafią, a równocześnie nie pozwalają sobie pomóc. Niesiemy własny krzyż przez akceptację siebie i innych, współczucie, okazane miłosierdzie osobom trudnym. Krzyżem jest zachowanie spokoju i cierpliwości w powolnej przemianie siebie samych. Uznanie, że Bóg ma swój czas, w którym uczyni nas „nowymi ludźmi”.

Podjęcie i niesienie swojego krzyża umożliwia pójście za Panem i chodzenie z Nim. Każdy człowiek powinien nieść swój własny krzyż. Życie bywa za trudne i nie do zniesienia, kiedy usiłujemy nieść krzyże innych ludzi. Żaden człowiek nie może mnie wyręczyć, choćby bardzo mnie kochał, w niesieniu mojego krzyża. Nie można przejąć na siebie trudu przeżywania życia za kogoś innego.

„Żaden z was nie może być moim uczniem, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada”. Wyrzeczenie się nie ma wyłącznie charakteru rezygnacji z czegoś, lecz jest dokonaniem świadomego i dobrowolnego wyboru. Wyrzekam się, mając przed sobą określoną perspektywę, konkretne dobro wyrażające się w jakości, w głębi życia, jego pięknie. Dokonuję wyboru rezygnując z mniejszego dobra na rzecz większego. Chrześcijanin nie wybiera między tym, co złe a dobre, lecz między tym, co dobre a lepsze. Oddając wszystko, kim jestem i co posiadam, odnajduję się w rękach Boga, mogę pójść za Nim. Oddaję, powierzam i składam w ofierze zarówno dobro jak i zło, które w sobie poznaję. Powierzam wszystko to, co nazywam moją przegraną, moim sukcesem, moją wielkością i małością, grzesznością i życiem w łasce. Jezus chce wszystkiego, co określa moją osobę i moje życie, aby wszystko przemienić.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

37. ZE SKARBCA KARMELU

LEKTORIUM - TEKSTY DO OSOBISTEGO STUDIUM
W szkole cierpienia. Trudne drogi do ważnych odkryć

Wprowadzenie do rozważań


Przed cierpieniem, jedną z największych tajemnic ludzkości, pochyla się głowa każdego człowieka. U jednych z pokorą, u innych z nieukrywaną hardością i buntem. Trudne doświadczenia przychodzą w niespodziewanych formach i okolicznościach jak niechciany gość, burzą spokojny bieg codzienności, przypominając, że nikt z nas nie jest absolutnym właścicielem środowiska, w którym żyje, ani tym bardziej własnej osoby. Wielcy i mali, grzesznicy i święci, bogaci i ubodzy, młodzi i starcy, żyjący samotnie i we wspólnocie - wszyscy w obliczu cierpienia zadają naznaczone niepokojem i podobne do siebie pytania, pośród których najtrudniejsze brzmi: Dlaczego Bóg dopuścił cierpienie?

Dla uczniów Chrystusa podobnie jak dla pozostałych mieszkańców ziemi cierpienie jest dramatem. W świetle wiary dramat urasta jednak do wydarzenia świętego, szczególnej łaski, której historia rozpoczyna się w ogrodzie Getsemani i na górze Kalwarii. Tam, dzięki krzyżowej męce Bożego Syna, cierpienie zyskało sens i otrzymało nieprzemijalną wartość. Chociaż w tym życiu nie dane mam będzie pojąć, dlaczego Bóg je dopuścił, to przecież On sam odsłania przed nami wiele z jego tajemnic.

Rozważania rekolekcyjne o cierpieniu zawarte w tej książce mogą pomóc ci odnaleźć Bożą perspektywę dla trudnych doświadczeń, które nazywasz cierpieniem. Chociaż mają różne źródła: fizyczne (ból ludzkiego ciała), moralne (zmagania natury duchowej) i mistyczne (gdy Bóg oczyszcza człowieka przez trudy, kłopoty, lęki i jednoczy go z sobą), wszystkie stwarzają wielkie szanse dla duchowego rozwoju. Dostrzec je i zrozumieć może jednak tylko ten, kto ma w sercu wiarę, kto życie swoje układa i realizuje w łączności z Jezusem.

        1. Najtrudniejsze pytania
        2. Przyśpieszone dojrzewanie
        3. Myśląc o innych
        4. Poczucie opuszczenia
        5. Odkrywcze umieranie
        6. Ku pokorze serca
        7. Trud codzienności
        8. Święta rezygnacja
        9. Wypróbowana przyjaźń
       10. Spojrzenie z nieba
       11. Siła wytrwałości
       12. Sekret cierpienia

http://www.karmel.pl/lektorium/index.php

***
Szczęść Boże...