Protestanckie zniszczenie Mszy Świętej

avatar użytkownika intix

Konferencja z początku lat '70 przygotowana przez świeckich wiernych z Pittsburgha na temat tzw. "reform" i "zmian liturgicznych" we Mszy św. wprowadzonych po Soborze Watykańskim II.
Prelegent opisuje, w jaki sposób zniszczenie Mszy św. dokonane w XVI wieku rękami katolickich biskupów w Anglii pod wodzą abp Thomasa Cranmera oraz za sprawą augustianina Marcina Lutra w Niemczech doprowadziło ostatecznie do zaniku wiary katolickiej.
Polskie napisy dostępne po naciśnięciu w przycisk "Napisy".


https://youtu.be/v5YL9zQ2Euo

Etykietowanie:

26 komentarzy

avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

1. Mam do Pani szanownej pytanie merytoryczne

Jakie to przepisy mszalne dozwalają psu służenia do Mszy Św.?

Właśnie dotąd dotarłem: https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=v5YL9zQ2Euo#t=1925

Resztę obejrzę po wyjaśnieniu.

Na razie pozdrawiam.

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika gość z drogi

2. Dobrego Dnia ,droga @Intix :)

nie na temat jak wyżej ale ... :)
właśnie KTOS z Łodzi składa w Sejmie przysięgę słowami Roty a KTO to sama WIESZ :) Panie Antoni Macierewicz
"Dobro Ojczyzny i Jej Obywateli."..wierzę,ze dotrzymasz słów TEJ Przysięgi
wierzę i modle się o TO
Dobrego Dnia,dnia w którym ROTA wraca do NAS....
"Tak mi dopomóż Bóg"

gość z drogi

avatar użytkownika intix

3. Przykro mi, nie potrafię Panu odpowiedzieć...

... na tak sformułowane pytanie.

Bywa, że obraz jest nieraz pomocny w tym żeby lepiej zrozumieć przekaz słowny.
Szkoda, że skupił Pan całą swoją uwagę na obrazie,  nie słuchając słownego przekazu i że nie wysłuchał Pan do końca.
Temat jest poważny, ważny i... bolesny...
Jeżeli jest Pan nadal nim zainteresowany a obraz przeszkadza Panu w odebraniu przekazu zawartego w tej wypowiedzi, proszę może zjechać poniżej obrazu i funkcją "więcej" włączyć "listę dialogową" i po prostu tylko czytać.

Dziękuję... ja również pozdrawiam.

avatar użytkownika intix

4. Dziękuję Ci, Zofio Droga...

i nie do końca jest tak, że - jak piszesz - ...nie na temat...
W tym temacie też jest potrzebna ROTA...

Nie rzucim, Chryste, świątyń Twych, – nie damy pogrześć wiary!
Próżne zakusy duchów złych i próżne ich zamiary.
Bronić będziemy Twoich dróg.
Tak nam dopomóż Bóg! – Tak nam dopomóż Bóg!

Ze wszystkich świątyń, chat i pól, – popłynie hymn wspaniały:
Niech żyje Jezus Chrystus – Król – w koronie wiecznej chwały.
Niech żyje Maria, zagrzmi róg.
Tak nam dopomóż Bóg! – Tak nam dopomóż Bóg!

Sztandarem naszym będzie Krzyż, – co ojców wiódł do chwały,
I nas powiedzie także wzwyż, – gdzie buja Orzeł Biały.
Zwyciężym znój i stromość dróg.
Tak nam dopomóż Bóg! – Tak nam dopomóż Bóg!
(...)

Szczęść Boże...
Szczęść Boże... Polsko!

avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

5. Polecam przezorność i przestrzegam

przed anonimowymi wiernymi z piekła rodem - nie koniecznie katolikami, a jeśli to sektą. Tam właśnie w Ameryce ich nie brakuje, a papieży mieli już kilkunastu własnych i "ważnych".

Przekaz składa się z mowy i obrazu i niczego nie mozna pomijać analizując go. Elementy kłamstwa i manipulacji występują w obydwu. Stąd moje przekonanie o inspiracji pochodzącej od diabła.

Co nie znaczy, że problem protestantyzacji w naszym Kościele nie występuje, ale o tym lepiej się dowiadywać od katolickich zwolenników tradycji - takich jak nasz wspaniały kapłan i filozof ks. prof. Guz, czy ks. prałat Kneblewski. Nie chcę już polecać ks. Natanka, który nawet do Lefebrystów jakoś sie nie garnie - chociaż tam hulaj dusza i przyjęli by go z otwartymi rękami - tylko kurczowo trzyma się trzonu piotrowego Kościoła. Nie bez kłopotów - jak to bywało zreszto z szaleńcami Bożymi kroczącymi prosto do świętości.

W prezentowanym filmiku zaprzecza się ważności ofiary Mszy Św. nowego rytu i jest to paskudne nadużycie podważjące sens uczestnictwa w niej i rozbijające Kościół.

Obrazki z psami są mi znane, tylko nie pochodzą z kościoła katolickiego i wykorzystywane były przez różnych agentów do ośmieszania wiary jako takiej i rozbijania Kościoła.

A nadużycia w liturgii Mszy Św. zdarzały się w Kościele zawsze i dlatego już w XVI w. były precyzowane na Soborze Trydenckim. Naturalnie po II Soborze zdarzały się również i dlatego JPII przepisy uściślił: http://liturgia.wiara.pl/doc/420658.Wiernosc-przepisom-i-tworczosc-litur...

I proszę nie myśleć, że w Soborze II diabeł wziął góre nad Duchem Świętym. To nie możliwe bo "bramy piekielne go nie zwyciężą" - nawet gdyby Bóg dopuscił jego upokorzenie i Krzyż na Zmartwychwstanie.

Naturalnie proszę pamiętać, że ekspertem nie jestem - raczej już głupcem, który nie mógł jednak sprawy zostawić bez słowa.

Pozdrawiam serdecznie

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika intix

7. "...Co nie znaczy, że problem protestantyzacji...

 w naszym Kościele nie występuje, ale o tym lepiej się dowiadywać od katolickich zwolenników tradycji - takich jak nasz wspaniały kapłan i filozof ks. prof. Guz, czy ks. prałat Kneblewski. Nie chcę już polecać ks. Natanka, który nawet do Lefebrystów jakoś sie nie garnie..."

Dziękuję za radę... posłuchałam jej. Temat jest bardzo głęboki, na tę chwilę pozwolę sobie załączyć:

> Protestancka deformacja intelektu - ks. prof. Tadeusz Guz

> Protestantyzacja teologii katolickiej - Ks.prof. Tadeusz Guz .

> Ks. prof. Tadeusz Guz: trafność i aktualność krytyki modernizmu dokonanej przez Św. Piusa X

Ks. dr Roman Kneblewski: Św. Pius X wzorem miłosierdzia

avatar użytkownika intix

8. Ks. Roman Kneblewski. Jak przygotować się do Mszy Świętej?



Ks. prof. dr hab. Tadeusz Guz o postawie klęczącej przy przyjmowaniu Komunii Świętej. Parafia Św. Michała Archanioła Bridgeport, Stan Connecticut USA, 2.09.2014 r.


***

Uniżenie przed Bogiem centralną kwestią kultury - ks. Jacek Bałemba SDB


avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

10. Jak spółka to spółka

To ja dołoże ks. Natanka. To są nawet rekolekcje - 16 kazań o Mszy Świętej - głoszone przez 4 dni po 4 kazania dzienne: http://www.christusvincit-tv.pl/articles.php?article_id=158

Muszę jednak przestudiować, żeby się wypowiedzieć w temacie.

Pozdrawiam

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika intix

11. Zachować wiarę

W środę 18 listopada 2015 kolejne spotkanie Klubu "Polonia Christiana" w Łomży.

Prelegent ks. Jacek Bałemba SDB to kapłan rzymskokatolicki. Święcenia kapłańskie przyjął 12 czerwca 1990 roku z rąk Bp. Albina Małysiaka CM. Regularnie celebruje Mszę Świętą w tradycyjnym rycie rzymskim. Jest autorem kilku książek, m.in. "Elementarza katolika" oraz apologii postawy klęczącej zatytułowanej "Uniżenie przed Bogiem centralną kwestią kultury". Prowadzi także blogi "Sacerdos Hyacinthus" oraz "Verbum catholicum". W swoich publikacjach podkreśla konieczność troski o czystość doktryny katolickiej oraz czci Najświętszego Sakramentu. Ostatnio przetłumaczył na język polski książkę Biskupa Athanasiusa Schneidera "Corpus Christi. Komunia Święta i odnowa Kościoła".



avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

13. Sprawa jest poważna

Ks. Natanek w swoich rekolekcjach naliczył aż 173 eliminacje z mszy trydenckiej przeróżnych znaków - w tym uświęcających, takich jak przyklęknięcie, przezegnanie etc. Także intencje Pani były bardzo ważne, niemniej nie zakwestionował ważności nowej mszy, ani dokonywanej w niej Konsekracji co uczynili anonimowi "wierni" zarzucajac Kościołowi apostazję. Ciekawi mnie zatem do jakiego kościoła należą sami, zważywszy, że w Ameryce tych "ważnych" kościołów zrobiło się wiele wraz z własnymi "ważnymi" papieżami.

Pozdrawiam

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika intix

14. Modernizm - synteza wszystkich herezji


Modernizm - synteza wszystkich herezji
Święty Pius X, autor "Pascendi...

Sto osiem lat temu światło dzienne ujrzała encyklika św. Piusa X Pascendi dominici gregis - grom z jasnego nieba dla wszystkich miłośników nowinek i postępu. Encyklika o zasadach modernistów nie była owocem „ducha proroczego”, lecz stanowiła zbiór wniosków wyciągniętych z żelazną logiką. Niestety – wciąż aktualnych.

„Zwlekać nam dłużej nie wolno. Wymaga tego przede wszystkim ta okoliczność, iż zwolenników błędów należy dziś szukać już nie wśród otwartych wrogów Kościoła, ale w samym Kościele: ukrywają się oni – że tak powiemy – w samym wnętrzu Kościoła; stąd też mogą być bardziej szkodliwi, bo są mniej dostrzegalni” – pisał św. Pius X ostrzegając świat katolicki przed modernizmem, który określił mianem „zbioru wszystkich herezji”.

„Nie wstydzą się iść w ślady Lutra…”

W czasach, kiedy herezjarcha Marcin Luter nie był jeszcze nowoodkrytym „przyjacielem” Kościoła i katolików, takie słowa musiały brzmieć mocno. Święty papież odnosił je do osobliwej cechy modernistycznej formacji, którą była dwoistość poglądów. „Jeszcze więcej światła rzuca na doktryny modernistów ich postępowanie, które jest najzupełniej zgodne z ich zasadami. Słuchając ich lub czytając, wydaje się, jakoby byli sami z sobą sprzeczni, chwiejni i niepewni” – przenikliwie zwracał uwagę autor Pascendi.

Tak jak na gruncie wiedzy moderniści postulowali podporządkowanie wiary naukom świeckim, choćby w dziedzinie egzegezy biblijnej, tak w kwestii ustroju społecznego byli zgodni z liberalnymi katolikami co do rozdziału spraw świeckich i religijnych. Ich zapatrywaniom towarzyszyła iście protestancka schizofrenia. Wszak już hiper-herszt wszystkich nowożytnych heretyków, Marcin Luter, pisał: „Jesteś księciem czy sędzią (...), masz ludzi pod sobą i chcesz wiedzieć, co robić. To nie Chrystusa masz pytać o to, co się tyczy danej sprawy, ale praw twojego kraju (...). Między chrześcijaninem a panującym musi istnieć głęboki rozdział”.

Tak i moderniści, którzy, jak piętnował papież: „Gdy kreślą dzieje, nie wspominają nawet o bóstwie Jezusa Chrystusa, a z ambon w świątyniach podnoszą je głośno. Jako historycy gardzą Soborami i Ojcami Kościoła, a przy wykładzie katechizmu cytują ich ze czcią należną. W egzegezie znowu odróżniają egzegezę teologiczną i pasterską od egzegezy naukowej i historycznej. Podobnie wychodząc z założenia, że nauka wcale nie zależy od wiary, gdy rozprawiają o filozofii, historii, krytyce, w przeróżny sposób – nie wstydząc się pod tym względem iść w ślady Lutra, zdradzają swą pogardę dla nauki katolickiej, Ojców Kościoła, Soborów powszechnych, dla najwyższego urzędu nauczycielskiego w Kościele; upominani o to skarżą się, że się ich wolność krępuje”.

Modernistyczna „reforma” Kościoła

Rozdział „Modernista jako reformator” dostarcza spojrzenia nie tylko na teorię modernizmu, ale także na taktykę, jaka miała służyć modernistycznej „reformie” Kościoła. Pius X omówił cztery najważniejsze filary tej wewnątrzkościelnej rewolucji, którą najlepiej zobrazują jego własne słowa.

1. Filozofia i teologia: „Chcą więc reformować filozofię w seminariach duchownych w ten sposób, iż usunąwszy filozofię scholastyczną i złożywszy ją do historii filozofii między przestarzałe systemy, chcą wykładać młodzieży filozofię nowożytną, która jedynie odpowiada epoce, w której żyjemy. Co się tyczy reformy teologii, to teologia, którą zwiemy racjonalną, winna się opierać na filozofii nowożytnej; teologia zaś pozytywna - na historii dogmatów. Historia także winna być pisana i wykładana w myśli ich metod i żądań. Dogmaty i nauka ich rozwoju winny być zharmonizowane z nauką i historią. Co się tyczy katechizmu, to w nim winny być uwzględnione tylko te dogmaty, które zostały zreformowane i są dostępne dla przeciętnego człowieka.”

2. Liturgia i pobożność: „Co do ceremonii zewnętrznych, należy zmniejszyć liczbę praktyk pobożnych, albo przynajmniej wstrzymać ich rozrost”. Miało to związek z teorią symbolizmu, wedle której wszelkie zewnętrzne wyrazy kultu nie są w stanie oddać wewnętrznej rzeczywistości wiary i dlatego należało, wedle modernistów, zwracać na nie uwagę o tyle, o ile służą rozwojowi prywatnej pobożności, a nie ze względu na rangę zapoczątkowanego przez samego Chrystusa i Apostołów kultu publicznego.

3. Monarchiczna władza w Kościele: „Ale co się tyczy Kościoła rządzącego, ten, zdaniem ich, winien być zreformowany od góry do dołu, zwłaszcza władza dyscyplinarna i dogmatyczna. Duch jego i forma winny się zastosować do stanu świadomości nowoczesnej, która jest dziś całkiem demokratyczną: a zatem i kler niższy a nawet i laicy niech wezmą udział w rządach Kościoła, a cała władza w ten sposób niech zostanie zdecentralizowaną. Podobnie zreformować ich zdaniem należy Rzymskie Kongregacje do prowadzenia spraw kościelnych, przede wszystkim zaś urząd Świętego Oficjum i Indeksu”.

4. Moralność: „Co się tyczy moralności, winna tu panować zasada zapożyczona przez nich od amerykanistów: cnoty czynne mają mieć pierwszeństwo przed biernymi tak co do wartości jak i praktyki. Duchowieństwu, w takie instrukcje opatrzonemu, zalecają powrócić do pokory i ubóstwa pierwszych wieków, a swe poglądy i swą działalność zastosować do zasad modernistycznych. Wreszcie są tu i tacy, którzy, idąc w ślady swych mistrzów protestantów, żądają zniesienia celibatu”.

Trudno streścić czy nawet opisać ten złożony i łączący się w logiczną całość obraz modernizmu, jaki święty papież nakreślił w swoim dokumencie. Jedno natomiast można powiedzieć na pewno, że po jego lekturze to, co nas obecnie w Kościele niepokoi, nie będzie nas już dziwić. Wszystkie rozplenione współcześnie błędy zasygnalizował Pius X już ponad sto lat temu. W Pascendi dominici gregis odnajdziemy spójny obraz modernisty, który jak kalkę możemy przyłożyć do wielu współczesnych rzeczników postępu ubranych w sutanny czy garnitury. Co ważne, Ojciec Święty nie bazował w swojej analizie na jakimś „zmyśle proroczym”, nie otrzymał żadnych prywatnych objawień – po prostu wyciągnął logiczne konsekwencje z głoszonych przez modernistów nauk.

Bomba zegarowa

Kuriozalne, przeintelektualizowane konstrukty filozoficzne czy teologiczne modernistów nigdy nie zostały wprost przyjęte przez Kościół. Inspirowały jednak myślenie, otwierały nowe drogi, które doprowadziły do rozpowszechnienia dziś już nikogo nie dziwiących błędów jak ekumenizm, wolność religijna, kolegializm, czy też po prostu „otwarcie” na świat, które chce ożenić myśl katolicką z liberalizmem, demokratyzmem i postępem.

Stąd droga do kolejnego błędu, który każe przyznać wartość, a nawet swoistą „prawdziwość” fałszywym religiom. „Obecnie zauważyć zaraz można, że ona nauka o doświadczeniu w łączności z drugą o symbolizmie kładzie na każdej religii, nie wyłączając wcale pogańskiej, piętno religii prawdziwej” – pisał o tym zjawisku Pius X. „Twierdzą, jedni skrycie, drudzy zupełnie otwarcie, że wszystkie religie są prawdziwe” – dodawał.

Innym, burzącym samą podstawę porządku Kościoła, nadużyciem jest próba wprowadzenia do jego ustroju zasad demokratycznych. „Żyjemy przecież obecnie w czasach rozkwitu poczucia wolności. W państwie świeckim świadomość zbiorowa stworzyła demokrację. W człowieku nie ma dwoistej świadomości, jak i nie ma dwoistego życia. Jeżeli więc Kościół w sumieniach ludzkich nie chce rozbudzić i rozpromienić walki wewnętrznej, winien demokratyczny przybrać ustrój, tym więcej, że zagraża mu zguba, jeśli tego nie uczyni. Albowiem szaleństwem jest mniemanie, że poczucie wolności opuści raz zajęte placówki. Grozi ono straszliwym wybuchem. Gdy kto zechce je opanować i zakuć w łańcuchy, wybuch ten jest w stanie znieść i Kościół, i religię” – tak autor Pascendi streszczał argumentację modernistów.

Podważenie autorytarnej władzy papieża szeroko otworzyło podwoje zwyczajnego buntu, określanego dziś jako „kolegializm”. Przypisuje się mu znamiona wspaniałego osiągnięcia, dzięki któremu nawet niższe duchowieństwo i osoby świeckie zaczynają brać udział w rządach Królestwem Chrystusowym na ziemi. „Dostrzegacie, Czcigodni Bracia, to jądro owej zgubnej teorii, która żąda, aby ludzie świeccy byli czynnikami postępu w Kościele” – przestrzegał papież. I tłumaczył, iż wedle zwolenników tej nowej herezji, ludzie prywatni w swojej prywatnej duchowości „głębiej” i bardziej „życiowo” odczuwają rzeczywistość wiary, dlatego są warunkiem postępu w Kościele. Podważenie przewodniej roli Urzędu Nauczycielskiego Kościoła staje się w tym kontekście nader jaskrawe.

Meta-herezja

Pod koniec encykliki papież szeroko i konkretnie przedstawił środki zaradcze przeciwko panoszeniu się modernizmu, między innymi nakazując biskupom powołanie diecezjalnych rad cenzorskich, a także surowo zabraniając piastowania jakichkolwiek nauczycielskich urzędów przez zdradzających modernistyczne skłonności duchownych i świeckich w katolickich seminariach oraz na katolickich uniwersytetach.

Ojciec Święty zwrócił uwagę na szkodliwość wszelkich publikacji szerzących tę arcy-herezję. „Książki, gazety, miesięczniki tego rodzaju nie powinny się dostawać do rąk alumnów w seminariach czy uniwersytetach; są one nie mniej zgubne, jak druki pornograficzne, a nawet może gorsze od tych ostatnich, gdyż zatruwają życie chrześcijańskie u źródła”.

Porównanie pism modernistycznych do pornograficznych nie powinno wydawać się przesadzonym. I nie dlatego, iż w czasach Piusa X nikomu nie śniło się jeszcze o pornografii w dzisiejszej formie. Przede wszystkim dlatego, iż podobnie jak pornografia niszczy psychikę u jej podstaw, tak modernizm niszczy sam korzeń życia duchowego, którym jest zdrowa wiara, a tym samym wypacza w człowieku ten ośrodek, który ma go prowadzić prostą drogą do szczęśliwej wieczności, chroniąc od wiecznego potępienia.

Niemniej szkodliwy okazał się modernizm dla całego organizmu Kościoła Świętego. Ta „synteza wszelkich herezji” stała się bowiem najsilniejszą z broni, jakie nieprzyjaciel ludzkiego zbawienia wynalazł dotychczas dla oderwania człowieka od zbawiennego zdroju prawdziwej wiary, zdrowej duchowości i godnie sprawowanych sakramentów. Dlatego też uświadamiamy sobie, że poznając modernizm włożyliśmy rękę niejako w worek bez dna, gdyż nabieramy świadomości, iż stanowi on – idąc za myślą św. Piusa X – jakby „meta-herezję”, wciąż wywierającą swe zgubne skutki.

„Teraz, obejmując niejako jednym rzutem oka cały ten system, czyż zadziwimy kogokolwiek, jeśli ich zasady nazwiemy zbiorem wszelkich herezji. Gdyby ktoś zadał sobie trud zebrania wszystkich błędnych twierdzeń, wymierzonych przeciw wierze, i wyciśnięcia z nich niejako soków i krwi - zapewne nie mógłby tego dokładniej uczynić niż moderniści. Owszem oni dalej jeszcze poszli: nie tylko religii katolickiej grożą ruiną, lecz, jak to już zaznaczyliśmy, grożą ruiną wszelkiej religii” – mocno kwitował papież zwany „młotem na modernistów”.

Filip Obara
http://www.pch24.pl/modernizm---synteza-wszystkich-herezji,38148,i.html#...

avatar użytkownika intix

15. Zasady modernizmu - Bp Władysław Krynicki



Zasady modernizmu
fot. loleia / sxc.hu

„Nadmierny indywidualizm i opieranie się w wywodach na uczuciowości, zamiast na ścisłym rozumowaniu, doprowadziło modernistów do przeinaczania prawd chrześcijańskich, choć oni sami do tego się nie przyznają. Pomawiając Kościół o wsteczność, niepojmowanie ducha czasu i kultury nowożytnej, żądają odeń przystosowania się do pojęć i dążności dzisiejszych, jako warunku jego dalszej żywotności, rozwoju i pożądanego wpływu” – przestrzegał na początku wieku XX ks. biskup Władysław Krynicki, profesor, później rektor włocławskiego seminarium. Konsekwencją programu modernistów jest ateizm.

Główne ich zasady są następujące:

1. W dziedzinie filozofii:
a) Agnostycyzm, czyli teoria głosząca, że rozum ludzki jest całkowicie zamknięty w dziedzinie zjawisk, czyli że poznaje tylko to, co jest dla zmysłów dostępne, i w takiej postaci, w jakiej jest dostępne; nie ma nawet możliwości przekroczenia tych granic; stąd wniosek, że Bóg nie może być bezpośrednim przedmiotem ani nauki, ani historii.

b) Immanencja życiowa, czyli jakaś nieświadoma, wrodzona człowiekowi potrzeba czegoś Boskiego; uczucie religijne, wywołane ową potrzebą, jest jedynym źródłem wiary, objawienia, religii i pewnych zewnętrznych jej form, zwanych dogmatami albo symbolami. Stąd wynika, że nie było i nie ma żadnego objawienia zewnętrznego. Bóg objawia się ludziom tylko przez uczucie, gdy je sobie uświadamiają. Ono też jest najwyższą normą działania dla wszystkich, nawet dla Kościoła, ilekroć naucza lub wydaje przepisy. Owo uczucie religijne rozwija się powoli z postępem życia ludzkiego i cywilizacji, a rozwój ten wpływa rozstrzygająco na treść każdej religii. Religia katolicka nie stanowi tu wyjątku, ponieważ, jak twierdzą moderniści, powstała ona w samowiedzy Chrystusa, męża posiadającego pierwszorzędne przymioty, a powstała nie inaczej, jeno przez proces Jego życiowej immanencji.

2. W dziedzinie wiary:
a) Opieranie pewności istnienia Boga na pochodzącym z uczucia religijnego instynkcie, czyli na bezpośrednim osobistym doświadczeniu. To podmiotowe doświadczenie czyni człowieka wierzącym.

b) Stawianie na równi wszystkich religii na tej zasadzie, że źródłem wszystkich jest religijne uczucie i że we wszystkich formuły, czyli symbole, są zastosowane do religijnego uczucia wierzących.

c) Tradycją w mniemaniu modernistów jest udzielanie drugim pierwotnego doświadczenia religijnego za pomocą słowa lub książek. Jeżeli doświadczenie religijne, w ten sposób rozpowszechnione, żyje i trwa w ludziach, ma ono za sobą dowód prawdy, gdyż prawda a życie, to jedno.

d) Całkowite odgraniczenie wiary od nauki. Dla tych, którzy stanęli na podwójnej wyżynie filozofa i wierzącego, nie może być zatargu pomiędzy nauką i wiarą, gdyż obydwie są całkiem od siebie odgraniczone. Nauka obraca się w świecie zjawisk, wiara w sferze rzeczy Boskich, całkiem dla nauki niedostępnych. Co zatem może być dla uczonego fałszem, to może być prawdą dla wierzącego. Wiara atoli musi podlegać nauce, ponieważ formuły religijne (dogmaty), będące zjawiskami poznawalnymi, poddane są kontroli nauki, więc od niej zależą.

3. W dziedzinie teologii:
a) Immanencja teologiczna, rozumiana według niektórych jako działanie Boga w człowieku; według innych jako czysto przyrodzone współdziałanie przyczyny pierwszej (tj. Boga) z przyczyną drugorzędną (tj. naturą). Są prócz tego moderniści, tłumaczący immanencję jako utożsamienie Bóstwa z człowiekiem w znaczeniu panteistycznym.

b) Symbolizm teologiczny. Formuły, czyli dogmaty nie są niczym innym, jak tylko określeniem przez Kościół prymitywnych pojęć, wywoływanych w ludziach przez uczucia religijne. Muszą tedy owe formuły stosować się tak do wiary, jak do uczuć człowieka wierzącego; a ponieważ te ostatnie są zmienne, zależne od poziomu kultury, więc i formuły religijne muszą podlegać zmianom. Charakter ich zatem jest czysto symboliczny. Należy je atoli szanować, dopóki opinia publiczna uważa je za odpowiednie do sformułowania przekonań ogółu.

c) Permanencja Boża. Samowiedza religijna chrześcijanina jest dalszym rozwinięciem takiejże samowiedzy Chrystusa, jak roślina jest rozwinięciem nasienia; co zatem zrodziło się w samowiedzy Chrystusowej i z niej wyszło, to żyje, zachowuje się i rozwija w samowiedzach chrześcijan i w tym znaczeniu chrześcijanie żyją życiem Chrystusowym.

d) Dogmaty, sakramenty, Pismo Święte, Kościół, o tyle pochodzą od Chrystusa, o ile je z biegiem czasu wytworzyło życie chrześcijańskie, biorące początek od Chrystusa. Sakramenty, podobnie jak formuły dogmatyczne, są czystymi symbolami; ich zadaniem jest działać na zmysł religijny, wywoływać w nim odpowiednie uczucie religijne. Pismo Święte jest zbiorem niezwykłych doświadczeń religijnych, wyrażonych słowem, a natchnienie silnym, acz naturalnym popędem do wyrażenia swej wiary pismem. Jest więc ono według modernistów czymś w rodzaju natchnienia poetyckiego. Jak to ostatnie jest działaniem Boga, tak w tenże sam sposób można natchnienie ksiąg świętych przypisać Bogu.

e) Kościół jest wytworem zbiorowej samowiedzy i potrójna (dogmatyczna, dyscyplinarna i liturgiczna) władza Kościoła z tego samego źródła wypłynęła i od niego zależy. Jak w państwie świeckim samowiedza zbiorowa stworzyła demokrację, tak i władza kościelna powinna się nagiąć do form demokratycznych.

f) Kościół i państwo są sobie obce ze względu na cel swego istnienia, stąd koniecznością jest rozdział Kościoła od państwa i wyodrębnienie w każdym człowieku obywatela od katolika. Nadużyciem jest według modernistów wtrącanie się Kościoła w stosunki obywatela do kraju; natomiast jak wiara nauce, tak Kościół w tym wszystkim, co ma w sobie zewnętrznego, powinien podlegać państwu.

g) Rozwój (ewolucja) jest wynikiem ścierania się dwóch sił, z których jedna prze naprzód, druga ma w sobie charakter zachowawczy. Siła postępowa to ogół wiernych; siła zachowawcza – to tradycja, znajdująca swój wyraz we władzy. Czynnik pierwszy przez głębiej czujące jednostki wpływa na samowiedzę zbiorową, przekształca dogmaty stosownie do wymagań postępu i pobudza władzę Kościoła do uwzględniania owych wymagań.

4. W dziedzinie historii i krytyki: Staranne omijanie wszystkiego, co Boskie, ponieważ wszelka działalność nadprzyrodzona w sprawach ludzkich należy do zakresu wiary, nie zaś do historii. Co dotyczy faktów, w których nadprzyrodzoność pomieszana jest z przyrodzonym, historyk bierze tylko ludzką stronę rzeczy, oczyszczając ją od wszelkiej nadprzyrodzoności. Więc historyk modernista odmawia Chrystusowi i Jego dziełom wszelkiego charakteru Boskiego i rozpatruje go po ludzku, w przeciwieństwie do Chrystusa, o jakim uczy wiara; stąd Chrystus „historyczny” znacznie różni się od Chrystusa „wiary”. Podobnie modernista krytyk poddaje księgi święte prawu rozwoju życiowego, stosowanemu przez się do wszystkich zjawisk i powstanie dalszych ksiąg Pisma Świętego tłumaczy jedynie przez wyjaśnianie, przestawianie i rozszerzanie pierwotnego opowiadania, zawartego w Pięcioksięgu Mojżeszowym i trzech pierwszych ewangeliach.

5. Na powyższych zasadach oparty, apologeta modernista stawia sobie za cel dopomagać niewierzącym do obudzenia w nich przeświadczenia religijnego, jako jedynego fundamentu wiary, a następnie do uznania religii katolickiej, pomimo istniejących w niej błędów i sprzeczności (?!); w katolicyzmie bowiem, bardziej niż w innych religiach, tkwi i rozwija się siła niewiadoma, tryskająca życiem, więc tym samym zawierająca i prawdę.

6. Jako reformatorzy, żądają moderniści wyrugowania z seminariów filozofii scholastycznej i zastąpienia jej przez filozofię nowoczesną; zamiast teologii pozytywnej podstawiają po swojemu pojętą historię dogmatów. Wykład historii i katechizmu chcą mieć również dostosowany do swojej metody i swych zasad. Dalej, wołają o zmniejszenie ceremonii kościelnych i pobożnych praktyk, o zdemokratyzowanie rządów Kościoła, zreformowanie kongregacji rzymskich, zwłaszcza Świętego Oficjum, o zniesienie celibatu duchownych. Jednym słowem pragną całkowitej przemiany Kościoła, ponieważ według nich nie ma w nim niczego, co by nie wymagało reformy.

Zgubną doktrynę modernizmu potępił Ojciec Święty Pius X w encyklice Pascendi Dominici gregis (z 8 września 1907) i napiętnował ją jako stek wszelkich herezji i błędów, wygłaszanych kiedykolwiek przeciwko religii katolickiej, najwyraźniej sprzecznych z objawioną nauką Kościoła, usiłujących zniweczyć wszelką religię, prowadzących do panteizmu, a w ostatecznym wyniku do ateizmu.

„Modernizm potępiony przez papieży”, red. Marcin Karas, Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu 2010, ss. 312.

mat
http://www.pch24.pl/zasady-modernizmu,19420,i.html

avatar użytkownika intix

16. Modernizm jako system nowej religii


Modernizm jako system nowej religii
fot. porah / commons.wikimedia.org, licencja cc

"Moderniści chcieli pogodzić Kościół z cywilizacją współczesną, ale, niestety, nie w duchu Kościoła, lecz przeciwnie, z obaleniem wszystkich fundamentalnych podstaw katolicyzmu" - skutki modernizmu i charakter nowej religii, projektowanej przez modernisów, tłumaczy ks. Stanisław Miłkowski.

W programie modernistów, wystosowanym do Papieża Piusa X w odpowiedzi na encyklikę ich potępiającą, czytamy: „Ojcze, słuchaj nas, dajemy Ci sposób bardzo skuteczny, odzyskania w świecie siły moralnej, którą Kościół, niestety, utracił!”.
W innym znowu miejscu, w „rozważaniach nad aktualnymi kwestiami” jeden z najwybitniejszych modernistów ks. Loisy powiada: „Ja pracowałem nad sprowadzeniem doskonalszego światła na kraj nasz (Francję), a nawet powiem na ludzkość całą”.

Z tych słów i z innych roztrząsań modernistów widać, że oni rzeczywiście na początku szukali sposobów do pogodzenia Kościoła ze społeczeństwem współczesnym. Ale, niestety, zapomnieli o tym, że kto chciałby skutecznie pracować nad pojednaniem Kościoła ze społeczeństwem współczesnym, musiałby przede wszystkim szczerze i niezachwianie uznawać całą, niezmienną naukę Kościoła Katolickiego. Jest to warunek zasadniczy. Ani wiedza, ani zacność życia, ani gorliwość w pracy, nic jednym słowem nie zastąpi wiary niewzruszonej, w duchu Kościoła pojętej, bez której głos najmędrszego doktora będzie dźwiękiem przelotnym, który najmniejszy podmuch wiatru rozwieje.

Moderniści chcieli pogodzić Kościół z cywilizacją współczesną, ale, niestety, nie w duchu Kościoła, lecz przeciwnie, z obaleniem wszystkich fundamentalnych podstaw katolicyzmu. Co po wydaniu Encykliki, wbrew twierdzeniu modernistów włoskich, przyznał sam Loisy w słowach: „Modernizm, który istnieje rzeczywiście i który nie jest ani agnostycyzmem, ani filozofią immanencji, modernizm prawdziwy kwestionuje następujące zasady; mianowicie: ideę mitologiczną objawienia zewnętrznego i powagę absolutną Kościoła; wobec tego Encyklika Piusa X była nakazana okolicznościami i Leon XIII nie mógłby jej napisać inaczej, przynajmniej w części istotnej i teoretycznej”.

Podstawową zasadą modernizmu według p. Loisy, jak widać w dalszym ciągu jego enuncjacji, której tu nie przytaczam, jest zupełne przerobienie wierzenia i dobrowolne zrzeczenie się przez Kościół zasady, która daje mu boską powagę co do organizacji,
tj. zrzeczenie się zasady boskiej, na której się opiera i która jest jedyną racją bytu Kościoła. Kosztem tych ustępstw, według modernistów, mógłby nastąpić pokój między Kościołem i społeczeństwem współczesnym. Krytykując Encyklikę („Pascendi” – przyp. red.), powiadają oni, że Kościół nie zrozumiał tego, zawyrokował rozdział, i przez usta swego Zwierzchnika obwieścił to oficjalnie w encyklice „Pascendi”.

Moderniści, jak widzimy, domagają się istotnej zmiany religii chrześcijańskiej i katolickiej. Według nich religia chrześcijańska nowa, jako wytwór ewolucji dziejowej, musi być taką, by się mogła zastosować do duszy współczesnej, a taką jest religia chrześcijańska wzięta „jako czysty duch oczekiwania Królestwa Bożego, sprawiedliwości ostatecznie tryumfującej, zdolna przybrać wszystkie formy, pochodzące z postulatów idealistycznych”. Nic dziwnego, że wyławiając tego „ducha czystego chrześcijańskiego” z katolicyzmu, moderniści powoli ogołocili Kościół ze wszystkich jego dogmatów.

Oto główne zasady tej nowej sekty chrześcijańskiej:

1. Nie mamy środków do wyrozumowanego przeświadczenia się o istnieniu Boga, ani do naukowego stwierdzenia objawienia Bożego (wewnętrznego), Bóstwa Chrystusa, Jego cudów; Zmartwychwstania, Wniebowstąpienia i odkupienia ludzkości przez śmierć Jego. Ludzie w to wierzą, ale czy to w rzeczy samej poza ich wiarą istnieje, ani [nie] wiedzą, ani wiedzieć [nie] mogą, bo na zewnątrz nie masz nic, co by ich doprowadziło do Boga. (Oto bezpośredni wynik agnostycyzmu, filozoficznego założenia ich religii).

2. Cała zatem religia pochodzi jedynie z wewnątrz, z doświadczeń usposobienia wewnętrznego, które człowiek w sobie wyczuwa. W tym wyczuciu objawia się każdemu człowiekowi Bóg i innego objawienia nie ma i być nie może. To zaś poczucie religijne powstaje z wrodzonej skłonności do rzeczy boskich i niebieskich, która tkwi w sercu ludzkim. Jest to więc czysta immanencja religijna.

3. Gdy to poczucie religijne obudzi się w sercu człowieka, zaczyna się nad nim zastanawiać umysł. Z tych rozważań, uświadamiań tworzą się idee o Bogu i o sprawach Bożych, które człowiek rozważając, kształcąc, udoskonalając i w czyn zamieniając, tworzy kult, Sakramenty i zasady moralne.

4. To samo wyczucie religijne skłania do rozważania bacznego i starannego życia Chrystusa i dziejów Kościoła katolickiego. W mowach i czynach Jezusa, w założeniu Kościoła, w jego zachowaniu, rozszerzeniu, wpływie na ludy, w jego niespożytości wśród tylu prześladowań, w rozszerzaniu się – nie można nie spostrzec czegoś niezwykłego, czegoś tajemniczego. Tę tajemniczość chwyta człowiek swym poczuciem religijnym (które przede wszystkim dąży ku temu, co ukryte i niezwykłe), w sercu ją umacnia i wypadkom owym zewnętrznym przypisuje rysy Boże, niebieskie, których one w rzeczy samej nie posiadają. W ten sposób człowiek wierzący w pojęciu swoim je przeobraża, przekształca, przemienia. Stąd naukę, którą Chrystus opowiadał, bierze za naukę rzeczywiście Bożą, Jego niezwykłe czyny – za rzeczywiste cuda, Jego przeczucia i przewidywania za rzeczywiste proroctwa, Jego samego za Boga rzeczywistego, prawdziwego. Historia jednak na pewno świadczy, że Chrystus był tylko człowiekiem; a Jego słowa i czyny, choć dziwne i niezwykłe, nie przewyższały sił przyrody. Nadto, osobom bardzo świętym, przede wszystkim żyjącym w starożytności, przypisywać się zwykło takie słowa i czyny, których one ani nie mówiły, ani nie spełniały. W ten sam sposób wierni życie Chrystusa, Świętych, oraz Kościoła całego spaczyli, zepsuli. Gdy więc człowiek żywi takie myśli, gdy odczuwa takie uczucia i stosuje je do życia wewnętrznego i zewnętrznego, wtedy nazywa się, że żyje w Bogu. Na wyrobienie tego zmysłu religijnego wpływają też okoliczności i warunki zewnętrzne tak prywatne, jak społeczne, polityczne, przemysłowe, kulturalne. Stąd budzą się nowe dążenia, powstają nowe udoskonalenia w religii i to drogą ciągłego naturalnego rozwoju (teoria ewolucji).

5. Prawem więc ewolucji uczucia religijnego w Chrystusie tłumaczy się i Jego Mesjanizm i Jego Boskie posłannictwo. Filozofia bowiem i historia, według modernistów, widzą w Chrystusie tylko człowieka. Zasadami również immanencji, symbolizmu i ewolucjonizmu tłumaczy się powstanie, rozwój i zasady religii chrześcijańskiej i katolickiej.

6. Wszelkie religie, nie wyłączając i pogańskich, są prawdziwe. Prawdziwość ta, oczywiście jest względna tylko, do niej wystarcza, by twierdzenia religijne zadowalały i odpowiadały potrzebom i pobudkom religijnym, które człowiek czy dane społeczeństwa w sobie wyczuwa.

7. Dogmaty, symbole, Kościół, nauka wiary i moralności, Sakramenty są tylko formułami drugorzędnymi, za pomocą których umysł chrześcijański wyraża swe pojęcia religijne, o ile one są uświadomione i ukształtowane.

8. Podanie katolickie – Tradycja jest tylko zbiorem takich formuł, urobionych i wykształconych w wewnętrznej świadomości religijnej wiernych czasów ubiegłych i przekazanych potomstwu.

9. Jak świadomość religijna drogą naturalną się rozwija, tak w ten sam sposób kształtują się i dogmaty. Nabierają one udoskonalenia w miarę zmieniających się warunków życia, postępu nauki i polityki, kultury, wytwórczości, stosunków społecznych, wymagań i potrzeb religijnych, napotykanych wreszcie przeszkód, oraz wrogów życia religijnego itp. Wobec tego dogmaty mogą udoskonalać się, dopełniać i przeinaczać... Dogmaty więc Kościoła katolickiego z postępem kultury w rzeczy samej przedmiotowo nawet pomnażały się i rozwijały; zatem i obecnie do współczesnej cywilizacji przystosować się winny. Temu zaś stawa na przeszkodzie zbytni konserwatyzm urzędu kościelnego. Tego konserwatyzmu zupełnie wyzbywać się nie należy; potrzebny on jest do postępu religijnego; pożądanym jest tylko, by urząd kościelny umiał dostrajać się do świadomości postępujących w kulturze wiernych.

10. Jak dogmaty tak i zasady moralne, prawo kościelne, Sakramenty, obrządki, hierarchia, zwierzchnictwo Biskupa rzymskiego, sam wreszcie Kościół rozwijały się w sposób naturalny powoli w ciągu wieków tak z pobudki religijnej, jak i pod wpływem zewnętrznych warunków, którym ulegały owe epoki, miejsca, osoby... Zasady filozoficzne o immanencji religijnej i o ewolucji innego początku przyznać im nie mogą; a i historia potwierdza, że taki, a nie inny, istotnie był bieg wypadków.

11. Kościół katolicki powstał w ten sposób, że, gdy wielu ludzi uświadomiło sobie, iż wszyscy oni wytworzyli w sobie to samo życie religijne, te same w sobie wykształcili formuły i symbole, wtedy połączyli się w jeden związek, aby wspólnymi siłami ich bronić i szerzyć... Urząd kościelny otrzymał wszystkie swe prawa od wiernych, stąd stosować się winien we wszystkim do ich uświadomienia religijnego; na tej zasadzie obecnie powinien pozwolić, aby wszyscy należący do Kościoła, to co w duszy swojej o religii wyczuwają i rozumieją, mogli swobodnie na zewnątrz wyjawiać i głosić; – ma więc on być obecnie demokratycznym.

12. Jednakże przyznać należy, że Kościół, zwierzchnictwo i władza Stolicy Apostolskiej, hierarchia katolicka, sakramenty, dogmaty, kult, cała wreszcie religia katolicka – są Boże i od Boga pochodzą, chociaż tylko pośrednio, o ile mianowicie, wytworzyli je wierzący chrześcijanie – katolicy pod wpływem Boskiego doświadczenia religijnego.

13. Stosunek między wiedzą a wiarą, między przyrodzonym, a nadprzyrodzonym ma być taki: a) Nie ma i nie będzie żadnego zatargu między tymi dwiema dziedzinami, mówią moderniści, o ile każda z nich pozostanie w obrębie swych własnych granic. Wiedza bowiem bada tylko zjawiska zewnętrzne, dotyczące człowieka lub świata, podając za pewne tylko to, co może stwierdzić zmysłami. Inne zaś rzeczy, niepoznawalne zmysłami, które wiara uznaje za nadprzyrodzone, czy to w człowieku, czy w świecie lub Bogu – wiedza pozostawia na stronie. Wiara zaś bierze ze wszystkich zjawisk tylko to, co odpowiada potrzebom religijnym serca ludzkiego i służy do podsycania i udoskonalania zmysłu religijnego, doszukuje się w nich znamion Bożych; wybiera więc przede wszystkim z tych zjawisk to, co one mają w sobie niezwykłego, dziwnego, np. żywot nadzwyczaj świętego człowieka. b) Jednakże wiedzy, a przede wszystkim filozofii, historii, krytyce – powinna ulegać wiara, a więc i Kościół i teologia i dogmaty. Wiara bowiem swe postulaty i zasady ma rozwijać i kształtować według wyników i żądań wiedzy współczesnej.

14. Księgi św. Starego i Nowego Testamentu są Boże, to jest pod natchnieniem Bożym pisane, o ile ich autorzy: Mojżesz, Prorocy, Ewangeliści, Apostołowie, mężowie niezwykłej świętości, układali je z wewnętrznej pobudki zmysłu religijnego, w przekonaniu, że Bóg im to objawia. „Natchnienie więc to nie różni się wcale, chyba większą tylko siłą, od owego popędu, który zniewala wierzącego do wyjawiania swojej wiary w słowach, czy na piśmie. Podobne zjawisko napotkać można w natchnieniu poetyckim” (Encyklika „Pascendi”).

Ks. Stanisław Miłkowski, „O modernizmie. Doktryna modernistyczna jako system nowej religii”, „Dwutygodnik Diecezjalny”, Wilno 1911, pisownię nieznacznie uwspółcześniono.

mat
http://www.pch24.pl/modernizm-jako-system-nowej-religii,20218,i.html#ixz...
***
Zachęcam do wysłuchania:

Ks. Jacek Bałemba - Zachować wiarę


avatar użytkownika intix

17. Ks. Jacek Bałemba:

- dyskusja po wykładzie "Zachować wiarę" - Łomża 18.11.2015



https://youtu.be/i-pcznGxTCs


***

Słać wici!

O naglącej intencji koniecznie dołączanej do naszej codziennej modlitwy
przeczytajmy
TUTAJ→
Czas słać wici do Rodaków – w kraju i w środowiskach polonijnych!



 

avatar użytkownika gość z drogi

18. „Proście, a będzie wam dane” (Mt 7, 7)."

Prosimy i modlimy się

gość z drogi

avatar użytkownika intix

19. „Proście, a będzie wam dane” (Mt 7, 7)."

Prosimy i modlimy się...
i ślemy wici...

Modlitwa nagląca


Szczęść Boże...


avatar użytkownika intix

20. GORĄCO polecam...

Ks. Tomasz JOCHEMCZYK: Wybór Katolika pomiędzy modernizmem i Tradycją Katolicką
Nadawane na żywo 17.11.2015
(Uwaga: od 25.49 do 28.22 - przerwa, proszę nie zniechęcać się, tylko przesunąć licznik odczytu)

avatar użytkownika intix

21. Msza trydencka po raz pierwszy w rzeszowskiej katedrze

Msza trydencka po raz pierwszy w rzeszowskiej katedrze
Fot. Estera Kulawska

W wypełnionym kościele i z towarzyszeniem katedralnego chóru chłopięco–męskiego Pueri Cantores Resovienses sprawowana była pierwsza w historii rzeszowskiej katedry Msza św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Okazją do jej odprawienia był pierwszy piątek miesiąca i szczególny kult Najświętszego Serca Jezusowego w świątyni pod tym właśnie wezwaniem.

Uroczysta liturgia sprawowana była przez ks. Juliana Wybrańca, wikariusza parafii w ramach Duszpasterstwa Tradycji Łacińskiej. Katedra Rzeszowska powstawała w latach 1977 – 1991 i do tej pory liturgia w klasycznym rycie rzymskim nie była w niej sprawowana.

Duszpasterstwo Tradycji Łacińskiej w Diecezji Rzeszowskiej jest najstarszym duszpasterstwem w Polsce skupionym wokół liturgicznego dziedzictwa Kościoła. Zostało powołane w styczniu 2007 roku przez biskupa Kazimierza Górnego. Obecnie w jego ramach sprawowane są Msze św. w kościele św. Krzyża w Rzeszowie w każdą niedzielę i święto, a także w trzecią niedzielę miesiąca w Sanktuarium Matki Bożej Zawierzenia w Tarnowcu.

Duszpasterstwo wspiera kapłanów chcących zapoznać się ze starym rytem Mszy, formuje ministrantów, posiada własną scholę gregoriańską i organizuje pielgrzymki.

Zobacz zdjęcia!

sd, mat
http://www.pch24.pl/msza-trydencka-po-raz-pierwszy-w-rzeszowskiej-katedr...

avatar użytkownika intix

22. Mity o Mszy Trydenckiej

rozwiewa: ks. Grzegorz Śniadoch IBP
(publikacja: 1 - 8 lutego 2010)


Rozbija jedność Kościoła Katolickiego

Odprawianie tradycyjnej Mszy łacińskiej bynajmniej nie rozbija jedności w Kościele ale go jednoczy.

Spójrzmy najpierw na tę sprawę z punktu widzenia eschatologicznego. Kościół to także święci oraz dusze w czyśćcu cierpiące. Większość świętych Kościoła Katolickiego uczestniczyła w Mszy, która obecnie określana jest jako forma nadzwyczajna rytu rzymskiego. Uczestnicząc w tej Mszy uczestniczymy w Najświętszej Ofierze odprawianej w rycie naszych dziadków i przodków. Jednoczymy się z Kościołem poprzednich wieków.

Są też tacy, którzy mówią, że Kościół nie może mieć kilku rytów. W Kościele zawsze jednak istniało wiele rytów zarówno wschodnich jak i zachodnich. Nidy nie słyszano o przypadkach, aby problemem było to, że dominikanie odprawiają Msze w swoim własnym rycie. Kolejne unie włączały do Kościoła całe diecezje posługujące się obrządkami wschodnimi i zawsze było to odczytywane jako dowód na jedność Kościoła. Dlaczego zatem obecność rytu trydenckiego miałaby być odczytana jako element rozbijający Kościół?

Przejdźmy jednak do samego Kościoła łacińskiego. Czy obecnie istnieje jedność obrządku? Nowy ryt posiada tyle opcji w rubrykach, że Polacy wyjeżdżający za granicę często nie mogą uwierzyć, że Msza w której uczestniczą jest odprawiana według tego samego rytu co Msza znana z ich polskiej parafii. To właśnie starsza forma rytu rzymskiego jednoczy Kościół. Precyzyjne rubryki oraz łacina sprawiają, że Msza jest sprawowana dokładnie w taki sam sposób we wszystkich krajach świata. Zagraniczni księża mogą bez problemu samodzielnie odprawiać Msze trydenckie w Polsce, a jeśli Msza nie ma kazania to wierni nawet nie dostrzegną, że ksiądz nie jest Polakiem.

Przed wydaniem Summorum Pontificum były także obawy, że wprowadzenie starej Mszy spowoduje jakieś podziały wśród wiernych w samej parafii. Sam papież Benedykt XVI prosi biskupów o podsumowanie takich przypadków trzy lata po wejściu w życie tego motu proprio. Nie wiem co biskupi odpiszą papieżowi, ale do dzisiaj nie słyszałem o ani jednym przypadku, aby wprowadzenie Mszy trydenckiej w parafii powodowało jakiekolwiek napięcia wśród wiernych. Przeciwnie – napięcie wśród wiernych raczej malało – dzięki starej Mszy wielu parafian może bardziej jednoczyć się ze swoją parafią.
 
Ucieczka w rytualizm, tajemniczość, magię

We współczesnym świecie wartościami samymi w sobie stają się spontaniczność i kreatywność. W epoce informatyzacji konieczne jest zrobienie czegoś inaczej, zaoferowanie konkurencyjnego show, aby przyciągnąć czyjąś uwagę. Dlaczego zatem wierni uczestniczący we Mszy trydenckiej tak bardzo przywiązani są do pewnego konkretnego starożytnego rytuału, który chcą utrzymywać i przekazać kolejnym pokoleniom?

Perfekcyjnie na to pytanie odpowiada kardynał Ratzinger w książce Duch liturgii: „Istotną kwestią jest to, że formy wielkich obrządków obejmują wiele kultur, niosąc w sobie nie tylko element diachroniczny, lecz tworząc także wspólnotę różnych kultur i języków. Są one zabezpieczone przed interwencją jednostki, pojedynczej wspólnoty lub Kościoła; zasadą jest brak dowolności. W obrządkach wyraża się to, co mnie dotyczy, a czego ja sam nie czynie; oznacza to, że wkraczam w coś większego ode mnie, co ostatecznie pochodzi z objawienia”. Nie doświadczymy tego czegoś większego od nas samych, tego czegoś co pochodzi od objawienia na Mszach opartych o kreatywność i spontaniczność celebransa, który ignoruje ordo obrządku. W innym miejscu przytaczanej książki kardynał Ratzinger pisze „..."kreatywność" nie może być autentyczną kategorią liturgiczną (Nawiasem mówiąc, termin ten powstał na gruncie światopoglądu marksistowskiego). Zasada "kreatywności" zakłada, że w świecie, który sam w sobie jest bezsensowny i powstał w wyniku ślepej ewolucji, człowiek w sposób twórczy buduje dla siebie nowy, lepszy świat”.

W krajach, w których to właśnie kreatywność i spontaniczność były podstawą liturgii nadal pustoszeją kościoły. Taka kreatywna Msza nie okazała się dobrą konkurencją dla przemysłu rozrywkowego a jednocześnie wierni chyba intuicyjnie odczuli, że nie jest to już liturgia, która ostatecznie pochodzi od objawienia. Lex oranddi, lex credendi – to jak się modlimy ma bardzo istotny wpływ na naszą wiarę.

Na koniec, czy ktoś zarzuca liturgii w cerkwi "magię i rytualizm"? W porównaniu ze współczesnymi liturgiami wschodnimi Msza trydencka to przecież "surowy Rzym".

To Msza dla elit, inteligencji i liturgistów

Każda Msza święta jest zawsze publicznym kultem Kościoła i nigdy nie może być ograniczona do jakiejkolwiek grupy. Tak samo jest z Mszą w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego czyli Mszą trydencką. To prawda, że na tych Mszach jest pewna nadreprezentacja ludzi z wyższym wykształceniem. Wynika to jednak raczej z faktu małej dostępności Mszy trydenckiej. Zazwyczaj tę Mszę znajdują ci, którzy poszukują pewnej szerszej wiedzy teologicznej w internecie lub ludzie, którzy chcą świadomie rozwinąć swoje życie duchowe. Bynajmniej jednak nie można powiedzieć, że jest to Msza dla inteligencji czy elit. Wręcz przeciwnie. Przez kilkanaście wieków to właśnie z tym rytem Kościół rozszerzał Ewangelię na cały świat do najprostszych ludów na wszystkich kontynentach. To na tym rycie wychowali się nasi dziadkowie ze wszystkich warstw społecznych nigdy nie mając wątpliwości, że to właśnie ich Msza.

Msza trydencka nie jest także Mszą szczególnie ulubioną przez księży liturgistów. Stary ryt jest bardzo dokładnie skodyfikowany toteż nie ma w nim miejsca na żadną szczególną kreatywność liturgiczną. To raczej nowy ryt Mszy jest obszarem gdzie liturgiści mogą się wykazać poprzez wręcz zaprojektowanie celebracji wykorzystując różne dostępne opcje.

Kościół katolicki jest dla wszystkich, wspólnoty Tradycji katolickiej również. Jesteś studentem? Doskonale, przyjdź jest nas tu więcej; Młode małżeństwa? proszę bardzo; średni wiek, jak najbardziej; jesień życia, czemu nie. Dzieci? patrz „młode małżeństwa” etc... Msza trydencka jest otwarta dla wszystkich, którzy pragną pogłębić swoje życie duchowe.

Nie można aktywnie uczestniczyć

Kościół podczas II Soboru Watykańskiego wezwał do tzw. czynnego uczestnictwa wiernych w liturgii (participatio actuosa). Mało kto zdaje sobie sprawę, że owo "aktywne uczestnictwo" nie znaczy mechanicznego wstawania, siadania, klękania, odpowiadania, wertowania mszalika, „rozumienia wszystkiego” co ksiądz czyta z Mszału (jak wielu błednie sądzi), ale przede wszystkim oznacza głębokie zaangażowanie własnej duszy w liturgiczne misterium.

Kardynał Joseph Ratzinger poświęcił w swojej książce Duch liturgii cały podrozdział temu zagadnieniu. Konkluzją jest, że „Właściwa "akcja" liturgiczna, w której wszyscy powinniśmy brać udział, jest więc działaniem samego Boga”. Czy zatem można powiedzieć, że Msza w formie nadzwyczajnej nie pozwala na aktywne uczestnictwo? Wręcz przeciwnie. Dzięki orientacji kapłana, ciszy Kanonu oraz bogactwu gestów i znaków większość osób uczestnicząca w starej Mszy odkrywa, że to właśnie forma nadzwyczajna lepiej umożliwia pełniejsze duchowe zaangażowanie się w liturgiczne misterium.

Ponadto, widząc zaangażowanie wiernych, aby celebracje Mszy św. w klasycznym rycie mogły się w ogóle odbyć, mogę śmiało powiedzieć, że zaangażowanie to często przewyższa o głowę niejedną parafię. Nie wspomnę już o służbie liturgicznej, która wymaga znacznie więcej zaangażowania i jest prawdziwą sztuką - ars seviendi.

Na koniec trzeba pamiętać, że liturgia paradoksalnie nie jest skierowana do ludzi, ale do Boga. To Jemu oddajemy chwałę składając doskonałą i czystą ofiarę. My tylko w tym akcie kultu uczestniczymy. Nie musimy wszystkiego rozumieć, bo i tak rozumienie tych spraw przekracza naturalne zdolności ludzkiego rozumu.

Kapłan stoi tyłem do ludzi

Zacznijmy od tego, że kapłan na Mszy nie ustawia się tyłem do ludu, ale przede wszystkim ustawia się przodem do Krzyża i przodem do tabernakulum. Czyli nie "tyłem do ludzi" ale "przodem do Boga". Bynajmniej nie ma to nic wspólnego, jak niektórzy sądzą, z brakiem szacunku do Ludu Bożego. Na Mszy z ludem kapłan odwraca się w kierunku ludu wtedy gdy zwraca się do niego, np. przy wezwaniu Pan z Wami – Dominus Vobiscum. Zwracając się z modlitwą do Boga kapłan pozostaje razem z ludem zwrócony ku wschodowi lub ku tzw. liturgicznemu wschodowi, jeśli ołtarz kościoła nie jest skierowany na wschód.

Zwrot kapłana na wschód (ad orientem, versus Deum) nie jest wcale cechą charakterystyczną dla nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego. Wszystkie tradycyjne chrześcijańskie obrządki wschodnie i zachodnie do dzisiaj zachowały postawę kapłana ad orientem. Najciekawsze jest jednak, że nawet tzw. Nowa Msza nie musi być sprawowana w kierunku ludu (versus populum). W Katedrze Wawelskiej czy na Jasnej Górze kapłani odprawiają nowe Msze ad orientem. Kongregacje watykańskie wielokrotnie wyjaśniały, że odprawianie nowej Mszy versus populum jest jedynie opcją a nie obowiązkiem.

Zwolennicy sprawowania Mszy świętej w kierunku ludu często argumentują, że jest to powrót liturgii pierwszych wieków chrześcijaństwa. Nie ma jednak ku temu żadnych przekonujących dowodów archeologicznych. Nawet niestandardowe usytuowanie ołtarza w bazylice św. Piotra zostało już wyjaśnione ograniczeniami geograficznymi terenu. Udowodniono przy tym, że podczas Kanonu lud w bazylice św. Piotra zwracał się razem z kapłanem ku wschodowi czyli de facto stał tyłem do kapłana.

Należy także pamiętać, że nawet jeśli kapłan odprawia Mszę versus populum to i tak swoich słów nie adresuje do ludu. Duchowe nastawienie kapłana-ofiarnika, jako przedstawiciela całego Kościoła, winno zawsze być versus Deum per Iesum Christum (ku Bogu przez Jezusa Chrystusa). Ofiarę eucharystyczną składa się Bogu w Trójcy Jedynemu, najważniejszy jest Nasz Pan Jezus Chrystus, Najwyższy Kapłan, działający poprzez posługę kapłana, który na sposób widzialny jej przewodniczy będąc Jego narzędziem.

Nic nie można zrozumieć, trzeba znać łacinę

1. Zanim spróbuję udowodnić, że na starej Mszy jesteśmy w stanie zrozumieć więcej niż może nam się na początku wydawać, zacznijmy od tego czy dokładne rozumienie przez wiernego każdego słowa ze Mszy świętej jest rzeczywiście konieczne. Aby odpowiedzieć na to pytanie trzeba zdefiniować, czym jest Msza święta, jaki jest jej cel. Msza święta nie jest czymś w rodzaju teatru, gdzie poszczególni aktorzy muszą odgrywać swoje role, aby jak najlepiej zabawić publiczność, a ta musi mieć dobrą słyszalność i widoczność, aby wyjść z przedstawienia zadowolona. Jeśli uświadomimy sobie, że celem Mszy świętej jest przede wszystkim bezkrwawe powtórzenie przez kapłana Ofiary Jezusa Chrystusa, inaczej będziemy postrzegać konieczność rozumienia słów Mszy świętej. Jest to przecież tak wielka tajemnica, że nawet zmieniając język celebracji nie możemy powiedzieć, że przybliżyliśmy się do zrozumienia tej wielkiej Tajemnicy.

Udział we Mszy świętej to przede wszystkim wewnętrzne zjednoczenie z Ofiarą Jezusa Chrystusa. Rozumienie słów może pomóc, ale widząc jak dobrze Kościół radził sobie w historii używając tylko łaciny, dochodzimy do wniosku, że nie jest to kluczowym aspektem uczestnictwa we Mszy świętej.

2. Wertując mszalik z tekstami starej Mszy dostrzegamy mnóstwo niezrozumiałego tekstu i od razu nabieramy wrażenia, że nigdy nie uda nam się zrozumieć tego potoku łaciny. Okazuje się jednak, że większość tych tekstów nigdy nie usłyszymy na Mszy trydenckiej, gdyż są wypowiadane po cichu przez kapłana. Cała modlitwa eucharystyczna, duża część obrzędów Komunii św. a także w Mszach śpiewanych obrzędy wstępne (u stóp ołtarza) są zupełnie niesłyszalne przez wiernych. Łaciny, którą słyszy wierny jest mniej niż mogłoby się to wydawać z pobieżnego przejrzenia mszalika. Sprowadza się ona głównie do tzw. części stałych Mszy świętej. Osoba, która regularnie chodzi na Nową Mszę nie ma kłopotu z ich zrozumieniem. Wszak modlitwy i śpiewy z Nowej Mszy takie jak: Panie zmiłuj się nad nami, Chwała na wysokości Bogu, Wierzę w jednego Boga, Święty, Święty, Święty…, Ojcze nasz, Baranku Boży to dosłowne tłumaczenia tekstów łacińskich używanych na Mszy trydenckiej. Znając te polskie teksty rozumiemy przecież te same modlitwy uczestnicząc we Mszy w języku łacińskim.

3. Nie zawsze zupełnie cała Msza trydencka jest po łacinie. Kazanie jest głoszone w języku wiernych, a przed kazaniem kapłan zazwyczaj jeszcze raz odczytuje Lekcję i Ewangelię w języku narodowym. Papieski dokument Summorum Pontificum pozwala także na użycie języka narodowego do czytań mszalnych, z czego korzysta wielu księży w Polsce. Kazanie ma na celu objaśnienie wiernym przekazu czytań biblijnych, zatem nawet, jeśli czytania te są po łacinie to kapłan – kaznodzieja objaśnia wiernym ich znaczenie. Także pieśni śpiewane podczas Mszy trydenckiej są bardzo często śpiewane po polsku. Są to te same tradycyjne polskie pieśni, które są wykonywane na Nowej Mszy.

4. Oczywiście jest rzeczą chwalebną poznać dokładniej treść i znaczenie poszczególnych modlitw kapłana. Obecnie na rynku jest dostępnych mnóstwo różnego rodzaju mszalików, które zawierają tłumaczenia na polski łacińskich tekstów Mszy trydenckiej. Z doświadczenia wiem, że wierni, którzy używają mszalików, po kilku Mszach sami z nich rezygnują, gdyż za bardzo odciągają one uwagę od modlitwy. Zrozumienie każdego słowa Mszy świętej nie jest dla nich tak istotne jak skupienie modlitewne. Stali bywalcy Mszy trydenckich używają mszalików niezmiernie rzadko, zazwyczaj przed Mszą lub śledząc tzw. propria tj. zmienne części Mszy świętej.

5. Możemy wreszcie przejść do pozytywnych powodów używania łaciny w liturgii. Łacina wraz z greką i hebrajskim to święte języki chrześcijaństwa, w których wypisana była wina na Krzyżu naszego Pana Jezusa Chrystusa. Dzięki temu, że język ten jest już martwy i nie rozwija się, pozwala na zachowanie niezmiernie dużej precyzji słów, która jest niezwykle istotna w przekazywaniu prawd wiary. Odmawiając te same łacińskie modlitwy, które Kościół odmawiał przez kilkanaście wieków, czujemy jedność z całą historią Kościoła. Również dzięki łacinie podczas Mszy lepiej budujemy atmosferę sacrum i skupienia modlitewnego. Zgodnie z Konstytucją o Liturgii Świętej Sacrosanctum Cocncilium Soboru Watykańskiego II, łacina wciąż pozostaje oficjalnym językiem Kościoła, a jej niestosowanie w liturgii jest de facto nieposłuszeństwem wobec decyzji ojców Soboru. Dzisiaj łacina jako uniwersalny język Kościoła nabiera coraz większego znaczenia. Biorąc pod uwagę powszechność nauki języków obcych a także dostępność w internecie tekstów łacińskich, opanowanie łaciny stosowanej na Mszy nie jest żadnym problemem. Coraz łatwiejsze podróżowanie po świecie sprawia, że częściej uczestniczymy we Mszy świętej za granicą. Życzyłbym wszystkim, aby każdy będąc na Mszy świętej za granicą, czuł taką cząstkę domu i stabilność, jaką czuli polscy żołnierze walczący na frontach II wojny światowej, uczestniczący za granicą właśnie we Mszy łacińskiej.

Została dopuszczona, bo papież chce pojednania z lefebrystami

Często powtarza się, że jedynym (bądź głównym) motywem „uwolnienia” starej Mszy była dla papieża Benedykta XVI chęć przyciągnięcia do Kościoła Bractwa Kapłańskiego Piusa X. Konsekwencją tego rozumowania jest stwierdzenie, że Msza ta powinna pozostać jedynie jako ryt kilku wyspecjalizowanych zgromadzeń i w żadnym wypadku nie powinna być szerzej rozpowszechniana w Kościele powszechnym.

Co mówią na ten temat najbliżsi współpracownicy papieża? Kardynał Castrillon Hoys – przewodniczący papieskiej komisji Ecclesia Dei na konferencji prasowej w Londynie w 2008 roku powiedział jasno, że celem Benedykta XVI nie jest "tradycyjna Msza w wielu parafiach," ale "tradycyjna Msza łacińska w każdej parafii." Kardynał Antonio Cañizares Llovera, Prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów w wywiadzie z 9 stycznia 2010 roku mówił: "...motu proprio samo w sobie ma wielką wartość dla Kościoła i liturgii. I choć patrząc na reakcje na dokument (niektórzy ubolewają i nie przestają nadal ubolewać), należy słusznie i koniecznie stwierdzić, że motu proprio nie jest ani krokiem wstecz ani powrotem do przeszłości. Jest uznaniem i przyjęciem, w prostocie, w całej rozciągłości i historii, wielkich skarbów tradycji, które w liturgii znajdują swój najprawdziwszy i najgłębszy wyraz. Kościół nie może sobie pozwolić na lekceważenie czy porzucenie skarbów bogatej spuścizny tradycji obrządku łacińskiego."

Można by nie uwierzyć tym słowom kardynałów gdyby nie to, że znamy szereg faktów z życia kardynała Ratzingera, które jak najbardziej potwierdzają taką wolę papieża. We wstępie do książki ks. Klausa Gambera La Réforme Liturgique en question (Éditions Sainte–Madeleine 1992, s. 7–8) pisał: „To, co się stało po soborze, było czymś innym: w miejsce liturgii będącej owocem stałego rozwoju, wprowadzono liturgię sfabrykowaną. Zrezygnowano z życiowego procesu wzrostu i stawania się, aby przystąpić do fabrykowania. Nie chciano już kontynuować dokonującego sie przez wieki stawania się i dojrzewania żywego organizmu, a zastępowano to, w sposób właściwy produkcji technicznej, fabrykowaniem, czyli banalnym produktem chwili.”

Zamiłowanie kardynała Ratzingera do starszej formy rytu rzymskiego znane było już w latach dziewięćdziesiątych gdy odprawiał Msze pontyfikalne a także udzielał święceń kapłańskich w starym rycie. Nie można zatem w żadnym wypadku powiedzieć, że motywacją papieża było jedynie pojednanie z Bractwem Kapłańskim św. Piusa X. Papież widzi starą liturgię jako jedno z narzędzi walki z nadużyciami liturgicznymi a także jako wstęp do tzw. „reformy reformy”. Nie ma wątpliwości, że Ojciec Święty jest świadomy atrakcyjności i żywotności starego rytu. W przeciwnym razie nie pisałby do biskupów w liście załączonym do Summorum Pontificum następujących słów: „W międzyczasie jednak okazało się z całą oczywistością, że młodsze pokolenie też może odkryć tę formę liturgiczną, poczuć jej piękno i odnaleźć w niej ten sposób spotkania z Tajemnicą Najświętszej Eucharystii, który byłby najlepiej do niego dopasowany.”

To negacja nauczania Soboru Watykańskiego II

Aby rozwiać mit o negatywnym stosunku Soboru Watykańskiego II do Mszy trydenckiej trzeba wyróżnić dwa elementy. Pierwszy z nich to litera soboru, czyli wszystkie oficjalne dokumenty będące owocem Soboru, drugi z nich to tzw. duch soboru, czyli zespół wyobrażeń i przekonań na temat tego, co zalecał Sobór, nie zawartych jednak explicite w dokumentach soborowych.
Ten drugi aspekt powoływania się na Sobór należy całkowicie odrzucić, o czym mówił papież Benedykt XVI w słynnym przemówieniu do kurii rzymskiej 22 grudnia 2005:
„[Tę postawę można określić] mówiąc jednym zdaniem: Powinno się raczej podążać za "duchem Soboru", zamiast trzymać się jego nauczania w formie pisemnej. W ten sposób, co jest oczywiste, pozostawiono szeroki margines, co do późniejszych definicji tego "ducha" i wskutek tego utworzono swobodną przestrzeń dla wszelkich wynikających z tego zachcianek i kaprysów. Pojmowanie w ten sposób Soboru jest zasadniczym nieporozumieniem. W ten sposób traktuje się Sobór, jako rodzaj konstytuanty (zgromadzenia ustawodawczego), która uchyla dawne konstytucje i tworzy nowe. Zgromadzenie ustawodawcze jednakże wymaga istnienia suwerena, który udziela deputowanym mandatu uprawniającego do władania ustawodawczego, a następnie zatwierdza dokonane przez nich wybory. W przypadku konstytucji (świeckiej) jest to lud, któremu konstytucja ma służyć. Ojcowie Soborowi nie posiadali takiego mandatu i nikt im nigdy takowego nie udzielił. Mało tego - nikt im nigdy nie mógł takowego udzielić, gdyż zasadnicza "konstytucja Kościoła" pochodzi od Pana Boga i została przekazana nam, abyśmy mogli osiągnąć życie wieczne i - patrząc z tej perspektywy - aby oświecać nasze życie doczesne i samą teraźniejszość.” (tłumaczenie: Piotr Ochwał).

Spójrzmy, zatem na literę Soboru, czyli co sam Sobór uchwalił. Dwa największe zarzuty wobec Mszy trydenckiej stawiane w kontekście Soboru to:
1) zwrócenie kapłana „tyłem do wiernych”.
2) nieużywanie języków narodowych (Msza jest po łacinie)
Co do pierwszego, to nie każdy jest świadomy faktu, że Sobór w żadnym dokumencie nie nakazał zwrócenia się kapłana w kierunku wiernych i próżno szukać wzmianki na ten temat.
Co się zaś tyczy drugiego zarzutu, to rzeczywiście Sobór w Konstytucji o Liturgii Sacrosanctum Concilium (Przenajświętsze zgromadzenie) dopuszcza ich wyjątkowe użycie:
SC 36, § 1: „W obrzędach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego, poza wyjątkami określonymi przez prawo szczegółowe”.§ 2: „Ponieważ jednak i we Mszy Świętej, i przy sprawowaniu sakramentów, i w innych częściach liturgii użycie języka ojczystego nierzadko może być bardzo pożyteczne dla wiernych, można mu przyznać więcej miejsca, zwłaszcza w czytaniach i pouczeniach, w niektórych modlitwach i śpiewach…”
SC 54: „…można pozwolić we Mszach odprawianych z udziałem wiernych na stosowanie języka ojczystego w odpowiednim zakresie, zwłaszcza w czytaniach i „modlitwie powszechnej“, oraz jeżeli warunki miejscowe tego wymagają, w tych także częściach, które należą do wiernych”. Należy jednak dbać o to, aby wierni umieli wspólnie odmawiać lub śpiewać stałe teksty mszalne, dla nich przeznaczone, także w języku łacińskim”.


Jak widzimy, używanie łaciny jak i zwrócenie kapłana ad orientem (na wschód) nie jest żadnym aktem negacji nauczania Soboru. Czy sam Sobór mógłby mieć coś przeciwko rytowi, który rozpoczynał i zamykał każdą jego sesję? Wręcz przeciwnie. Wróćmy do cytowanej wyżej Sacrosanctum Concilium „Na koniec trzymając się wiernie tradycji, Sobór święty oświadcza, że święta Matka Kościół uważa za równe w prawach i godności, wszystkie prawnie uznane obrządki i że chce je na przyszłość zachować i zapewnić im wszelki rozwój, pragnie też, aby tam, gdzie zachodzi potrzeba, zostały one roztropnie i gruntownie rozpatrzone w duchu zdrowej tradycji, oraz aby im nadano nową żywotność, stosownie do współczesnych warunków i potrzeb..”

Powstała w XVI wieku na Soborze Trydenckim

Potoczne nazywanie nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego „Mszą trydencką” niestety błędnie wskazuje na genezę powstania tego rytu. Przed reformą Mszę nazywano po prostu Mszą rzymską i tyle. Po wprowadzeniu reformy liturgicznej, a wraz z nią nowego rytu Mszy św. pojawiła się nazwa "msza trydencka" na określenie rytu Mszy św. sprzed reformy. Niestety wraz z tym terminem pojawił się pewien nieszczęśliwy schemat myślowy.

Często wręcz mówi się to tym, że tak jak nowa Msza została zaprojektowana jako owoc Soboru Watykańskiego II, tak samo Msza trydencka była projektem Soboru Trydenckiego. Jest to jednak głębokie nieporozumienie.
Główna część Mszy „trydenckiej” czyli Kanon powstał na pewno przed IV wiekiem. Za czasów papieża Gelazego I (492 – 496) znamy już jego postać, którą zachował w zasadzie do dzisiaj. Papieże od V wieku kładli nacisk, aby jak najszerzej używano Kanon rzymski, argumentując to jego pochodzeniem od św. Piotra. W XVI wieku Sobór trydencki musiał rozwiązać problem licznych herezji jakie w wyniku reformacji przenikały do liturgii Kościoła. Uchwalono dekret o tym, co trzeba zachować, a czego unikać w sprawowaniu Mszy, który zarządzał m.in. ujednolicenie obrzędu Mszy dla całego Kościoła. Na ostatnim posiedzeniu Soboru powierzono to dzieło papieżowi. Czy jednak ułożono wtedy nowy ryt Mszy św.?

Kardynał Ratzinger tak opisuje co zrobił ówczesny papież: „Pius V kazał przerobić istniejący Mszał rzymski, tak jak to odbywało się już w długowiekowej historii. Wielu jego następców ponownie przerabiało ten mszał, nigdy nie przeciwstawiając jednego mszału drugiemu. Zawsze chodziło o pewien nieustannie kontynuowany proces zakładający rozwój i oczyszczanie, w którym jednak sama ciągłość nigdy nie została przerwana. Mszał Piusa V, jako stworzony przez niego, w rzeczywistości nie istnieje. Istnieje jedynie przeróbka nakazana przez Piusa V jako jedna z faz długiego procesu historycznego rozwoju. Nowość po Soborze w Trydencie była innej natury. Wtargnięcie reformacji odbiło się przede wszystkim na sposobach «reform» liturgicznych. Na początku nie istniał jeden Kościół katolicki i jeden Kościół protestancki obok siebie. Podział Kościoła zachodził prawie niedostrzegalnie i znalazł swoje najbardziej wyraziste z historycznego punktu widzenia najbardziej wpływowe odbicie w zmianach liturgii, która lokalnie wyglądała różnorako, tak że bardzo trudne było często wyznaczenie granicy między liturgią katolicką a już nie katolicką. W sytuacji tego zamieszania, z powodu braku zwięzłego liturgicznego ustawodawstwa i istniejącego liturgicznego pluralizmu odziedziczonego po średniowieczu, papież zdecydował, że Missale Romanum, czyli mszał miasta Rzymu, jako z pewnością katolicki, będzie obowiązywał wszędzie tam, gdzie używane formy liturgiczne nie mogły wykazać się przynajmniej dwustuletnią tradycją” (Moje życie, Częstochowa 1998, s. 131-132).

Gdy się porówna Mszał rzymski sprzed Soboru Trydenckiego i ten który nakazał wprowadzić św. Pius V, to zmiany były tak niewielkie, że laik mógł ich nie dostrzec. Obrzędy praktycznie się nie zmieniły. Uporządkowano teksty, ale największą nowością był fakt, że od tej pory Mszały drukowane w Rzymie miały być przyjęte na całym świecie.

Autor: ks. Grzegorz Śniadoch
http://mityomszytrydenckiej.blogspot.com/
---
Przeczytaj też:
Co to jest Reforma Reformy? .

Co to jest Nowy Ruch Liturgiczny?

***
a także:
Otwartość, powszechność i autonomia Tradycji



 

avatar użytkownika intix

24. Przewodnik po "trydenckim" Wielkim Tygodniu

Przewodnik po "trydenckim" Wielkim Tygodniu

Przy pomocy rytów i obrzędów przypominamy sobie i uobecniamy najważniejsze momenty z historii naszego zbawienia – mówi dla portalu PCh24.pl ks. Grzegorz Śniadoch z Instytutu Dobrego Pasterza, moderator Duszpasterstwa Tradycji Katolickiej w Białymstoku.

Zanim porozmawiamy o liturgii w Triduum Paschalne i znaczeniu tych dni dla katolików chciałbym zapytać o to, co w liturgii w nadzwyczajnej formie przeżywaliśmy od Wielkiego Poniedziałku do Wielkiej Środy.

Cały Wielki Tydzień to jedno wielkie przygotowanie do Świąt Paschalnych. W tradycyjnym rycie podczas Wielkiego Tygodnia począwszy od niedzieli palmowej czyta się wszystkie cztery ewangeliczne opisy Męki Pańskiej. W Wielki Poniedziałek czytamy w Ewangelii jak Chrystus sześć dni przed Paschą przybył do Betanii do domu Szymona, gdzie spożywał wieczerzę wraz z uczniami i Łazarzem. Marta im usługiwała a Maria Magdalena namaściła Jezusa na dzień pogrzebu. W Wielki Wtorek czyta się Pasję wg św. Marka a w Wielką Środę wg św. Łukasza. Czytania z proroctw Izajasza i Jeremiasza wprowadzają nas dodatkowo w podniosły nastrój pasyjny.

Chrystus ustanowił w Wielki Czwartek dwa sakramenty: Eucharystii i kapłaństwa. Czy można stwierdzić, że rozumienie tych dwóch sakramentów we współczesnych czasach jest mocno zagrożone?

Sam nastrój Wielkiego Tygodnia wprowadza nas do wydarzeń, które odbyły się w wielkoczwartkowy wieczór. Pan nasz ustanowił Eucharystię, której nie można oddzielić od nadchodzącej Męki, ponieważ jest to nierozerwalna całość. Często wesoły nastrój współczesnej liturgii Mszy, zupełnie obcy dla tradycji łacińskiej, bardzo utrudnia uświadomienie sobie, że oto przed nami rozgrywa się dramat i kaźń Męki Pańskiej. Kapłaństwo zaś zostało ustanowione właśnie w kontekście Eucharystii. Dlatego podstawowym obowiązkiem kapłańskim jest sprawowanie ofiary Nowego Przymierza. Odnoszę wrażenie, że kult Boży u wielu współczesnym kapłanów nie znajduje się na należnym pierwszym miejscu.

Czy spotkał się Ksiądz podczas swego kapłaństwa z niechęcią lub nawet nienawiścią skierowaną wobec Księdza ze względu na to, że jest Ksiądz kapłanem?

Paradoksalnie nie spotkałem się z agresją za granicą, natomiast w Polsce wielokrotnie byłem publicznie znieważany. Tylko raz przyjaciele stanęli w mojej obronie, w pozostałych przypadkach nikt. Zaraz po wejściu do Sejmu RP ugrupowania pana Palikota ilość agresywnych zachowań jakby się zwiększyła. Podejrzewam, że wrogowie chrześcijan, a przede wszystkim katolików, poczuli się silniejsi, ale oni „karmią” się naszą biernością.

W Wielki Czwartek w niektórych kościołach sprawowany jest obrzęd mandatum, czyli obmycie nóg dwunastu mężczyznom. Jak wygląda on w starszej formie rytu rzymskiego?

Obrzęd umycia nóg nazwany jest Mandatum. Wyraz ten pochodzi od słowa „rozkaz”, czyli przykazanie. Słowo to rozpoczyna antyfonę, śpiewaną podczas tego obrzędu: „Mandatum novum do vobis, ut diligatis invicem, sicut dilexi vos” – „daję wam przykazanie nowe, abyście tak się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem”. Zwyczaj umywania nóg praktykowany był także niekiedy poza liturgią, na przykład na dworze cesarza austriackiego czy króla hiszpańskiego. Tak było zresztą przed reformą obrzędów Wielkiego Tygodnia za pontyfikatu Piusa XII, gdzie obrzęd ów był wykonywany poza Mszą świętą i przede wszystkim w konwentach zakonnych, w których przełożony w ten sposób okazywał pokorę. Od 1955 r. obrzęd ten jest już ad libitum (według upodobania) elementem wielkoczwartkowej liturgii mszalnej i wygląda zupełnie tak samo, jak w nowym rycie Mszy. Przy czym zawsze podkreślało się jego związek z Eucharystią i sakramentem kapłaństwa.

Dlaczego Kościół nie sprawuje Najświętszej Ofiary w Wielki Piątek? Jaki przebieg ma dzisiejsza liturgia w nadzwyczajnej formie?

W Wielki Piątek na pamiątkę tej jednej jedynej Ofiary Chrystusa Kościół nie sprawuje ofiary Mszy. Przed rokiem 1955 tego dnia sprawowano starożytną formę tak zwanej Mszy z darów uprzednio konsekrowanych (w Wielki Czwartek), zupełnie podobnie jak to ma miejsce w rytach bizantyjskich. Po piusowej reformie liturgia Wielkiego Piątku jest bardzo podobna do nowego rytu z tą różnicą, że zachowano tradycyjne wezwania modlitwy powszechnej.

Chciałbym szczególnie zatrzymać się tutaj właśnie nad modlitwą powszechną. Za kogo kierowane są wezwania? Jaka była historia wezwania za wyznawców judaizmu?

Zaraz po motu proprio Summorum Pontificum rozgorzała dyskusja, w której poniekąd słusznie zarzucano, że stary mszał jest nieekumeniczny w posoborowym znaczeniu tego słowa. Powstał pewien paradoks, ponieważ papież Benedykt XVI powiedział, że stary mszał jest tym samym prawem wiary, co nowy. Przypomnijmy, że tradycyjna liturgia zachowuje tradycyjne dziewięć wezwań: 1) Za Kościół święty; 2) Za Ojca Świętego; 3) Za duchowieństwo i wiernych (wymieniając wszystkie stopnie wyższych i niższych święceń, co jest zupełnie logiczne, bo do tej pory ich się udziela w obrządku łacińskim i wschodnich); 4) Za rządzących państwami; 5) Za Katechumenów; 6) W potrzebach Wiernych; 7) O jedność Kościoła (aby heretycy i schizmatycy porzucili swoje błędy i wrócili do Kościoła Katolickiego); 8) O nawrócenie Żydów; 8) O nawrócenie pogan (aby porzucili swoje bałwany). Pod wpływem żydowskich nacisków papież Benedykt XVI zmienił treść starożytnej modlitwy o nawrócenie Żydów. Nie jest już ona tak precyzyjna przez swoje odniesienia do słów św. Pawła, ale nadal jest zachowana jej istotna intencja, że Żydzi mają się nawrócić do Chrystusa – jedynego Zbawiciela wszystkich ludzi.

W Wielki Piątek przed Krzyżem się przyklęka. W jaki sposób wizerunek Krzyża Świętego powinien być obecny w naszym życiu?

Dla chrześcijanina każdy wizerunek ukrzyżowanego Zbawiciela winien być otaczany należnym szacunkiem. Nie wyobrażam sobie domu katolickiego, w którym by nie było krzyża. To coś więcej, niż symbol naszego zbawienia. To nasz zwycięski sztandar! Sztandaru zaś każdy żołnierz ślubuje bronić nawet za cenę krwi.

W świętą noc, w czasie której Chrystus zmartwychwstał, Kościół wkracza w ciemności, którą rozświetla blask płonącego paschału. Śpiewa się przy nim wspaniały Exsultet. Jaka jest jego historia? O czym on mówi?

Znowu musimy się cofnąć do jego klasycznego umiejscowienia i znaczenia. Przed rokiem 1955 Exsultet, ten wspaniały hymn chwały i triumfu zmartwychwstania, był jednocześnie pieśnią poświęcenia paschału. Podczas jego śpiewania następowały obrzędy poświęcenia tej szczególnej świecy, która symbolizuje Zmartwychwstałego Chrystusa. Do kościoła zaś wnosiło się poświęcony ogień na tak zwanym triangule, który był bardzo podobny do trikirionu używanego we wschodniej liturgii. Właśnie podczas śpiewania Exsultetu paschał był uroczyście zapalany. Rozdzielenie poświęcenia od Exsultetu jest – moim zdaniem – dużym błędem, ale pamiętajmy, że reforma Wielkiego Tygodnia, aby posłużyć się słowami Pawła VI z Konstytucji ogłaszającej nowy mszał, „stanowiła pierwszy krok do zaadaptowania Mszału Rzymskiego do współczesnego sposobu myślenia”.

Warto podkreślać ustawicznie, że liturgia Wigilii Paschalnej rozpoczyna najdłuższe ze wszystkich świętowanie, ponieważ będzie ono trwało aż do niedzieli białej. To bardzo wyjątkowe święta. W wielkosobotnią noc paschalną świętujemy zstąpienie Chrystusa do otchłani, pokonanie śmierci i uwolnienie stamtąd wszystkich sprawiedliwych Starego Przymierza. W niedzielny ranek zaś będziemy świętować objawienie się Zmartwychwstałego Chrystusa niewiastom i Apostołom.

W Wigilię Paschalną odnawiamy swoje przyrzeczenia chrzcielne. Jaki jest tego sens?

To, co świętujemy w paschalną noc, to – jeśli można tak to ująć – narodziny sakramentu chrztu, który dla każdego chrześcijanina jest przejściem ze śmierci, w której się urodził, do życia w stanie łaski. Odnowienie przyrzeczeń nie ma być ich składaniem na nowo, ale raczej przypomnieniem co się ślubowało i o czym każdy chrześcijanin winien codziennie pamiętać.

W jaki sposób powinniśmy przeżywać liturgię Triduum Paschalnego? Jak w ogóle przeżyć te uroczyste dni, by przygotowania potraw i odpoczynek nie przesłoniły nam rzeczywistego wymiaru świąt?

Każda liturgia to pewnego rodzaju opowieść, która przenosi nas w inny wymiar. Przy pomocy rytów i obrzędów przypominamy sobie i uobecniamy najważniejsze momenty z historii naszego zbawienia. Tylko przy pomocy wiary i łaski możemy oczami duszy zobaczyć to, co się dzieje pod postacią obrzędów i symboli. Warto przeczytać wcześniej mszalik i przemyśleć i pomedytować nad tym, co się będzie się dziać w naszych kościołach w tę szczególną noc. Przyniesie to błogosławione owoce, gdy stojąc ze świecami będziemy otwierać naszą duszę na działanie łaski. Warto też odpowiedzieć samemu sobie na pytanie: czy liturgia jest dla ciebie tylko uciążliwym obowiązkiem, czy też czasem, który chętnie ofiarujesz dla Boga, aby On cię przemienił i ubogacił?

Bóg zapłać za rozmowę!
Rozmawiał Kajetan Rajski
www.pch24.pl/przewodnik-po--trydenckim--wielkim-tygodniu,22374,i.html#ixzz43qfyF8XZ

avatar użytkownika intix

26. WSPÓŁCZESNA JUDAIZACJA MSZY ŚWIĘTEJ

Ks. Prof. MICHAŁ PORADOWSKI: TALMUD czy BIBLIA ? - fragment

WSPÓŁCZESNA JUDAIZACJA MSZY ŚWIĘTEJ

Widzielismy juz poprzednio, ze za czasów apostolskich niektórzy zydzi ochrzczeni, byc moze, ze w dobrej wierze, usilowali judaizowac wiare chrzescijanska - o czym wspominaja teksty z Dziejów Apostolskich i z Listów Apostolów, a z biegiem czasów szerzyli najrozmaitsze herezje, z których najbardziej judaistycznymi byly arianizm i protestantyzm.

Otóz ostatnio, to jest po Drugim Soborze Watykanskim, byc moze na skutek zbliznia i wspólzycia przez ekumenizm z protestantami, niektóre dogmaty naszej wiary zostaly ponownie zaatakowane przez judaizm, a wsród nich przede wszystkim samo centrum calego naszego zycia religijnego, jakim jest Msza Swieta. Nie jest to herezja nowa, gdyz juz wielokrotnie w ciagu calej historii Kosciola do niej powracano, ale obecnie stala sie bardzo niebezpieczna, gdyz przenika nawet do hierarchii koscielnej, bedac jakby wskrzeszeniem bledów Lutra i Cranmera. Luter bowiem i arcybiskup anglikanski Cranmer oddawali sie szczególniej szerzeniu owej herezji, która, bez przesady, mozna i nalezy nazywac "herezja smiertelna", gdyz zabija ona najwazniejszy dogmat katolickiej wiary: rzeczywista obecnosc Chrystusa Pana w Eucharystii.

Msza Święta bowiem - wedlug tradycyjnej nauki Kosciola - jest ustanowiona przez samego Chrystusa Pana, podczas Ostatniej Wieczerzy, a na jej istotę skladaja sie rózne elementy, gdyz, bedac Niekrwawą Ofiarą Eucharystyczną i "wielką tajemnicą wiary", jest powtarzaniem Ofiary Krzyżowej, lacznie z Ofiarą Eucharystyczną Ostatniej Wieczerzy.

Chrystus Pan bowiem wybral dla swej Meki, przez która odkupil caly rodzaj ludzki i caly "swiat", dni, które, w historii Izraela, przypominaly jej najwazniejsze wydarzenie, a wiec tzw., Pasche, czyli ostatnia wieczerze-biesiade przed wyjsciem zydów z Egiptu, "ziemi niewoli".

To przez ten fakt, Ostatnia Wieczerza takze byla owa wieczerza-biesiada, zwlaszcza dla uczestniczacych w niej dwunastu Apostolów, stajac sie przez to jednym ze skladników pózniejszej Mszy Swietej, ale tylko jednym z wielu i to najmniej waznym w porównaniu z dwoma innymi, a mianowicie z Ofiarą Krwawą na Krzyżu i z Ofiarą Niekrwawą w wieczernikiu, czyli z ustanowieniem Eucharystii.

Otóz wspomniana judaizacja wspólczesna Mszy Swietej polega na tym, ze uwaza sie Msze Swieta tylko i jedynie za powtarzanie owej uczty-biesiady paschalnej z czasów Mojzesza, calkowicie pomijajac wszelkie wspomnienie Ofiary Krzyżowej i Ostatniej Wieczerzy, jako aktu ustanowienia Eucharystii przez Chrystusa Pana, czyli przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa Chrystusa.

I tak, na przyklad, w Chile, juz od wielu lat, jeden za znanych sedziów, czlonek sadu najwyzszego, z okazji Wielkiego Tygodnia, z uporem pisze w prasie, ze Ostatnia Wieczerza jest tylko i wylacznie spelnieniem obowiazku Jezusa i Jego uczniów celebrowania historycznej Paschy zydowskiej, czyli wydarzenia historycznego wyjscia zydów z niewoli egipskiej, argumentujac, ze wszystko inne - a wiec Przeistoczenie i Meka na Krzyzu, czyli akt Odkupienia i ustanowienia Eucharystii - nie ma zadnego znaczenia, ani uzasadnienia, gdyz sa to tylko wymysly autorów Ewangelii.

Ze takie stanowisko zajmuje ortodoksyjny zyd chilijski, jest czyms zrozumialym, ale ze takie samo stanowisko zajmuja niektórzy chrzescijanie, uwazajacy sie za katolików i to prawie we wszystkich krajach tradycyjnie katolickich, to juz zupelnie inna sprawa.

Taka judaistyczna postawe zajal Luter i jego zwolennik arycybiskup Cranmer. Bo to wlasnie Luter zniszczyl w protestantyzmie Msze Swieta, jako akt istotnie zwiazany razem z Ostatnia Wieczerza (a wiec z ustanowieniem Eucharystii przez Chrystusa Pana) i z Ofiarą na Krzyzu, uwazajac, ze Ostatnia Wieczerza, celebrowana przez Chrystusa Pana, byla tylko i wylacznie zwyklym i tradycyjnym spelnieniem starych zwyczajów obchodzenia Paschy z czasów Mojżesza i niczym wiecej.
Natomiast Cranmer, idac sladami Lutra i bedac konsekwentnym, ale jednoczesnie przebieglym, pozostawia caly ceremonial Kosciola katolickiego, aby przekonac swych zwolenników i utrzymac ich w zludzeniu,ze owe msze anglikanskie sa takie same jak katolickie, a wiec ze sie nic nie zmienilo.

Aby jednak podkreslic, ze owe msze anglikanskie nie sa ofiarami skladanymi Bogu, a tylko owym wspomnieniem Paschy Mojzesza, zniósl oltarze i zastapil je stolami.
Wywolalo to jednak protesty ze strony wiernych, wiec, po pewnym czasie, powrócono do oltarzy i dzisiejsze msze anglikanskie bardziej przypominaja dawne Msze katolickie, niz obecnie Msze Katolickie, gdyz, niestety, niedawne reformy liturgiczne w Kosciele katolickim, przyjely zwyczaj protestancki "stołu", a nie "ołtarza", co pozwala zwolennikom judaizmu podkreslac skladnik "wieczerzy-biesiady", bo dla biesiady i jedzenia wystarczy stól, ale dla "ofiary" potrzebny jest "oltarz", a fakt, ze ten dzisiejszy "stól-oltarz" zawiera relikwie swietych nie wplywa na mentalnosc uczestników, którzy, pod wplywem judaizmu sklonni sa uwazac Mszę Świętą tylko za "wieczerze-biesiade".

Stad tez logiczny nacisk, aby wszyscy uczestnicy przystepowali do Komunii Swietej, gdyz tylko w ten sposób moga brac udzial w "wieczerzy-biesiadzie", a skoro nie ma Przeistoczenia, to Eucharystia nabiera charakteru tylko polskiego opłatka, wypiekanego z okazji świąt Bożego Narodzenia.

To gromadne przyjmowanie Komunii Swietej, bez uprzedniej spowiedzi, stalo sie juz zwyczajem nagminnym w wielu krajach, który jeszcze bardziej podkresla charakter Mszy Swietej jako tylko "wieczerzy-biesiady", ale jednoczesnie wlasnie przez to przyczynia sie do judaizacji Mszy Swietej, czyli do urobienia pogladu, ze jest ona tylko i wylacznie wspomnieniem Ostatniej Wieczerzy juz pozbawionej swej istoty, a wiec juz bez lacznosci z Ofiarą na Krzyżu i bez Przeistoczenia, a wiec ta judaizacja Mszy  Świętej pozbawia ja de facto swej istoty, sprowadzajac ją wylacznie tylko do pamiątki Paschy z czasów Mojzesza.

Tak to, główny dogmat Wiary katolickiej, przez te judaizacje, został poważnie zagrożony.
Czy, wobec tego, nie nalezalo by powrócic do ołtarzy zamiast "stolów", jako iz te "stoly" nadaja Mszy Świętej charakter jakiegos swieckiego "zgromadzenia wiernych", podobnego do jakiegokolwiek zgromadzenia swieckich, gdyz wobec ołtarza ludzie zachowują postawę religijną, a wobec stolu calkiem swiecka, bezreligijna.

Zachowanie sie tych osób na owych zgromadzeniach wiernych wiecej przypomina synagoge niz swiatynie, bo wszyscy rozmawiaja, witaja sie swobodnie i zachowuja sie tak, jakby nie bylo w Tabernaculum Eucharystii, jako rzeczywistej obecnosci Chrystusa Pana, skoro Msza  Święta juz jest dla nich tylko wspomnieniem Paschy Mojzesza, a nie Ostatniej Wieczerzy.

Sama Msza Święta przestaje byc "swieta", skoro jest tylko wspomnieniem jakiegos wydarzenia z zycia Izraela, a nie z zycia Chrystusa Pana.  Juz sam fakt, ze Eucharystia materialnie przestala byc centrem swiatyni, gdyz ja przeniesiono w jakis kacik na boku, a jesli czasami jeszcze pozostala w centrum, to kaplan celebruje tylem do Tabernaculum, co takze sprawia wrazenie lekcewazenia rzeczywistej obecnosci Chrystusa Pana w Eucharystii.

Tylko wiec powrót do dawnych zwyczajów odprawiania Mszy  Świętej twarza do oltarza, w którym przebywa Chrystus Pan w Tabernaculum, może połozyc kres tej judaizacji Mszy Świętej.

Przeciez samo slowo "Pascha" ma zupelnie inne znaczenie w tradycjach zydowskich, a inne w chrzescijanskich. Dla zydów jest to tylko "wieczerza-biesiada" przed wyjsciem z Egiptu, w czasach Mojzesza, a dla chrzescijan jest to przede wszystkim Ofiara na Krzyżu, odkupiajaca cala ludzkosc i wspomnienie Ostatniej Wieczerzy, w czasie której Chrystus Pan ustanawia Eucharystie, a wiec Mszę  Świętą, a takze i wspomnienie Zmartwychwstania, a wspomnienie Paschy zydowskiej jest tylko marginesowe i posrednie, bo tylko poprzez Ostatnią Wieczerzę, a nie wprost jako wydarzenie historyczne w zyciu Izraela.

Zwalczajmy więc judaizację Mszy Świętej.

* * *
Załączam też: