Kończy się kolejny styczeń mataczenia w śledztwie smoleńskim, zbliża się kolejna , czwarta już rocznica tragicznej śmierci 96 przedstawicieli elity polskiej w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. Zakładam kolejny wątek tej nie kończącej się kompromitacji organów państwa i rządowych mediów.
W przeddzień trzeciej rocznicy katastrofy smoleńskiej, 9 kwietnia 2013 r. Donald Tusk powołał przy Kancelarii Premiera zespół „do spraw wyjaśniania opinii publicznej treści informacji i materiałów dotyczących przyczyn i okoliczności katastrofy lotniczej z dnia 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem”, potocznie zwany zespołem Laska, od nazwiska jego przewodniczącego.
Zespół nie prowadzi żadnych prac, badań, które miałyby wyjaśnić przyczyny katastrofy smoleńskiej. Zajmuje się jedynie propagowaniem kłamstw z raportu Millera, który jest de facto plagiatem rosyjskiego raportu generał Anodiny, szefowej MAK (Moskiewskiej Agencji Kłamstw).
Działania podejmowane przez zespół Laska skoncentrowane są także na atakowaniu i deprecjonowaniu w oczach opinii publicznej prac Zespołu Parlamentarnego kierowanego przez posła Antoniego Macierewicza.
Według Zarządzenia powołującego zespół, wydatki związane z działalnością Zespołu są pokrywane z budżetu państwa z części, której dysponentem jest Kancelaria Prezesa Rady Ministrów.
Sekta pancernej brzozy atakuje. Cyrk Kublik i Laska od stycznia do września „jak walnęło, to się urwało”.
30 stycznia 2013 r. w siedzibie Gazety Wyborczej odbyło się spotkanie z rządowymi ekspertami od badania wypadków lotniczych przygotowane przez p.Kublik. W sprawie Smoleńska mówić muszą eksperci, pisał naczelny GW Jarosław Kurski i zaprosił tylko członków komisji Jerzego Millera pod kierownictwem Laska. Gdyby doszło do zamachu, raport komisji badającej katastrofę smoleńską liczyłby najwyżej jedną stronę - mówił na spotkaniu członek tej komisji Maciej Lasek.
Dlaczego państwo stchórzyli i nie wzięli udziału w debacie, gdzie było stu naukowców? Czy wezmą panowie udział w debacie 5 lutego? Co się stało z rejestratorem K3 63? Czemu nie badacie wraku? - między innymi takie pytania padły na Czerskiej pod adresem członków komisji Millera.
Wassermann o śledztwie ws. Smoleńska: Jakby się premier nie tłumaczył odpowiedzialność karna zawsze go czeka
Córka zmarłego w katastrofie smoleńskiej polityka Zbigniewa Wassermanna powiedziała, iż skierowała już wniosek, aby próbki materiałów pobranych z miejsca zdarzenia zostały przebadane przez inny organ niż Centralne Laboratorium Kryminalistyczne. – Myślę, że prokuratura coraz poważniej bierze to pod uwagę – stwierdziła.
– Obserwując to, jak zachowuje się CLKP i jak wygląda ten proces badania, dochodzę do wniosku, że moje zaufanie do tych badań jest bardzo niewielkie – powiedziała. – Mam nadzieję, że organ procesowy podzieli to stanowisko i również dojdzie do przekonania, że konieczne jest powołanie innej instytucji, do tego, aby zbadała te próbki – dodała.
Pytana, dlaczego CLKP w ten sposób postępuje z materiałem dowodowym stwierdziła, że, jeżeli zajmują się tym kompetentne osoby, to może być to kwestia „woli politycznej, aby tych próbek nie badać, albo badać je w określony sposób”. Małgorzata Wassermann uwzględnia również możliwość braku odpowiedniego przygotowania ludzi, którzy wykonują te badania. Małgorzata Wassermann wypowiedziała się również w kwestii opóźniania badań próbek pobranych ze Smoleńska.
– Pierwszy raz w życiu spotkam się z sytuacją, aby materiał do takiego badania, z jakim tu mamy do czynienia, był pobrany po dwóch i trzech latach. Myślę, że w żadnej innej sprawie, żaden organ procesowy by się na coś takiego nie zdecydował, z prostej przyczyny – wiedziałby, że zostanie wyśmiany w sądzie – stwierdziła prawniczka. Powiedziała przy tym, że pierwsze kroki do zbadania próbek z katastrofy w Smoleńsku podjęto dopiero w 2012 roku, w związku z tym nie pobrano materiału dowodowego podczas ekshumacji Zbigniewa Wassermanna w 2011 roku – Wtedy jeszcze nikt nie planował takich badań – wspomniała.
Pochwaliła również działania komisji Antoniego Macierewicza, dzięki której nie udało się umorzyć sprawy. Zapewniła, że po tej drugiej stronie, nierządowej, również są specjaliści, fachowcy, toczy się osobne śledztwo poparte dowodami.
– Co do tego, jaki był plan nie mam cienia wątpliwości. Założenie pierwotne było takie, że przyjmujemy raport pana ministra Millera, jako ustalenia własne, kończymy wydaniem postanowienia o umorzeniu postępowania (...) ale nagle okazało się, że Polacy nie zgadzają się na to – powiedziała.
Mówiła również o utworzeniu specjalnej komisji w Polsce, która zajmie się m.in. weryfikacją, kto podejmował, jakie decyzje, również sprawdzającą działania prokuratury na miejscu zdarzenia.
– Nie ma dzisiaj w Polsce takiego ciała, które byłoby w stanie udźwignąć ciężar związany z tą katastrofą. Część działań prokuratury wojskowej oceniam skrajnie źle, część myślę, że skoczy się odpowiedzialnością karną. Jednak rzeczą, którą trzeba im zaliczyć „na plus” jest fakt, że nie poddali się presji, aby zakończyć postępowanie – stwierdziła Małgorzata Wassermann.
Wyraziła również przekonanie, że ręka sprawiedliwości dosięgnie osoby, które zawiniły na wszystkich etapach śledztwa smoleńskiego, również samego premiera. – Obojętnie, której wersji byśmy nie przyjęli pan premier złamał wszystkie przepisy, złamał konstytucję. Odpowiedzialność karna, jakby się nie tłumaczył, zawsze go czeka – powiedziała.
– Nie uwierzyłby mi mój świętej pamięci tata, że w 2010, 2011, 2012 i 2013 roku można prowadzić postępowanie karne w taki sposób, jak jest prowadzone postępowanie karne w przypadku ich śmierci. Tu są złamane wszystkie możliwe standardy i procedury – powiedziała.
Wyraziła również ubolewanie nad brakiem komentarza w tej sprawie ekspertów w dziedzinie prawa karnego. Zarzuciła wielkim autorytetom prawniczym milczenie.
„To, co udokumentowali archeolodzy, jest kropką nad i. Tych szczątków było dużo, dużo więcej niż potrzeba, by upewnić się, że nastąpił wybuch.”
Jerzy Jachowicz Pytamy zespół Laska i prokuraturę - dlaczego pominięto raport archeologów?
Gdyby nie gigantyczny kawał fachowej, by nie rzec eksperckiej roboty, jaką wykonali archeolodzy, świat, nie dowiedziałby by się o pasjonującym fragmencie, który stanowi niezbędny element potrzebny do zbudowania całościowego obrazu tego, co wydarzyło się pod Smoleńskiem.
Po długich naciskach rodzin premier przyznał, że nie występował do Federacji Rosyjskiej z wnioskiem o wspólne śledztwo. Nie miał nawet takiego pomysłu. Na stwierdzenie z sali, że tego wymagała polska racja stanu, miał odpowiedzieć: „To ja decyduję, co jest polską racją stanu".
Kolejne 600 tys. złotych z KPRM dla zespołu Laska. W sumie - prawie milion!
3 września 2014
"Nasza praca przynosi rezultaty i w Polsce, i poza jej granicami".
Pierwszy e-mail przyszedł na moją skrzynkę na początku wakacji 2010 roku. Potem były jeszcze trzy. Wszystkie w języku polskim. Ich autor podpisywał się jako „były oficer rosyjskich służb specjalnych”
— ujawnia Małgorzata Wassermann w książce „Zamach na prawdę” – rozmowie rzece z Bogdanem Rymanowskim.
Anonim pisał, że ma ważne informacje o Smoleńsku i że był to zamach. Chciałby się ze mną spotkać i przekazać całą wiedzę, jaką posiada. Twierdził, że próbował się podzielić tajnymi informacjami z polskimi służbami, lecz one nie wykazały żadnego zainteresowania. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Podejrzewałam, że to jakaś prowokacja. Ktoś poradził mi, żebym zgłosiła się do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego
— dodaje córka śp. Zbigniewa Wassermanna.
*
Poniżej fragment książki:
Jak zareagowali w ABW?
Nie mogę mówić o szczegółach. Powiem tylko, że funkcjonariusze zasugerowali mi, bym nie odpowiadała na e-maile, i obiecali, że zajmą się sprawą. Tak zrobiłam. Maile już się nie powtórzyły. Nie było też żadnej informacji zwrotnej od ABW. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie był to ruch naszych służb, by pod pretekstem ochrony uzyskać dostęp do mojej skrzynki e-mailowej i by polskie służby mogły inwigilować moje rozmowy telefoniczne.
Rozmawiała pani o tym z Donaldem Tuskiem.
Tak, w przerwie pierwszego spotkania z rodzinami podeszłam do niego. „Czy mogę zapytać o jedną rzecz?” „Proszę, ale musi mnie pani odprowadzić, bo muszę wykonać ważny telefon”. Powiedziałam mu, że mam podstawy sądzić, iż jestem podsłuchiwana. Tusk przystanął i stwierdził: „Odpowiedź dostanie pani w poniedziałek. Chyba że Bondaryk mnie okłamie”.
To była ironia?
Nie. Wyczułam w jego głosie pełną powagę.
Był miły?
Na sali wobec rodzin bardzo się starał. Gdy podeszłam do niego później, nie wyczułam wielkiej życzliwości. Nie był to ten sam premier, którego widziałam w telewizji.
Kiedy nadeszła oficjalna odpowiedź w sprawie podsłuchu?
W ogóle jej nie dostałam. Od tamtej pory nikt mnie o niczym nie informował ani nie przekazał żadnej odpowiedzi.
Czuje się pani inwigilowana?
Dzisiaj już o tym nie myślę. Przy obecnych technologiach żaden człowiek nie jest w stanie obronić się przed podsłuchem. Na temat Smoleńska publicznie mówię to samo, co przez telefon.
Grożono pani?
Raczej dostawałam sygnały, że lepiej, byśmy jako rodziny odpuściły, bo stanie nam się krzywda.
Od kogo?
Nie mogę na razie o tym mówić. Wiem, że Rosjanie śledzą moje wystąpienia w sprawie Smoleńska. Jeden z polskich urzędników opowiadał mi, że podczas rozmowy w Moskwie pokazali mu, że mają na mnie całą teczkę. Wysypali na biurko wycinki prasowe z moimi wywiadami. Nie mam złudzeń – wszyscy, którzy szukają prawdy o 10 kwietnia, są pod stałą obserwacją rosyjską, a każda wypowiedź jest archiwizowana i dokładnie analizowana.<
204 komentarzy
1. niektóre wątki mataczenia w sledztwie z archiwum
Pozostałe materiały archiwalne pod linkami
Agnieszko Kublik ! Larum grają ! Wołaj Prof. Marka Żylicza! Obalcie pseudodowody naukowców z Konferencji Smoleńskiej!
Agnieszka Kublik z dr Laskiem, bez profesora Żylicza prezentuje :) Nie wiadomo co i po co? Cyrk Laska i Kublik.
Pierwszy efekt publikacji Białej Księgi smoleńskiej - Tomasz Arabski został wyciągnięty z cienia
Parlamentowi Europejskiemu ani Warszawie nie jest potrzebne ciało Anny Walentynowicz
TW ZNAK czyli szara eminencja rządu Tuska nagle wypchnięta z cienia
Komorowski awansował szefa BOR za "perfekcyjnie przygotowaną wizytę 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku"
Rząd Tuska po liftingu, czyli z PAX-u do ŚMAX-u. Jak się nie uda, to się zrobi kolejne cuda.
Lista trumniarzy III RP - hieny cmentarne polityczne i medialne.
Odpowiedź Kancelarii Tuska na petycję Ruchu 10 kwietnia
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Macierewicz prosi o ochronę.
Macierewicz prosi o ochronę. Co grozi pilotowi ze Smoleńska?
Jest ostatnim świadkiem, który może potwierdzić, że Rosjanie z wieży
kontrolnej ze Smoleńska nakazali pilotom tupolewa zejść poniżej 50
metrów nad poziomem pasa. Kilka dni temu ktoś przeciął przewody
hamulcowe w jego aucie. Dlatego Antoni Macierewicz prosi Prokuratora
Generalnego o ochronę dla porucznika Artura Wosztyla, pilota samolotu
Jak-40, który lądował w Smoleńsku przed Tu-154M.
Porucznik Artur Wosztyl
10 kwietnia 2010 roku przyleciał do Smoleńska rządowym Jakiem-40. Na
pokładzie samolotu przywiózł dziennikarzy. Mimo niesprzyjających
warunków atmosferycznych lądował na lotnisku Sewiernyj - tuż przed
tupolewem. Przez radio rozmawiał z pilotami Tu-154M, słyszał również ich
rozmowy z rosyjskimi kontrolerami lotu.
Jest wniosek o ochronę dla por. Wosztyla. Prokurator generalny podejmie decyzję w przyszłym tygodniu
"Dziś wiemy już ponad wszelką wątpliwość, iż życie pana por. Artura Wosztyla jest zagrożone."
"Nikomu nie można narzucić ochrony". Wniosek Macierewicza ws. dowódcy Jaka-40 odrzucony
Artur Wosztyl, dowódca załogi samolotu Jak-40, nie chce
ochrony policji - poinformowała Renata Mazur z Prokuratury Okręgowej...
czytaj dalej »
Debata ze ścianą
Podważył smoleńskie tezy inż. Jørgensena, ale odwagi na debatę nie starczyło? Prof. Kowaleczko uchyla się od rozmowy
To już kolejna propozycja rzetelnej naukowej debaty o przyczynach
tragedii smoleńskiej. I znów rządowy ekspert uchyla się od rozmowy i
konfrontacji ze specjalistami współpracującymi z zespołem smoleńskim.
Jak rosyjska prokuratura tłumaczyła się z rozbijania wraku? „Wydobywali zwłoki”. UJAWNIAMY skandaliczne pismo!
Kpina i pogarda na trumnach ofiar smoleńskiej tragedii.
23 maja 2011 r. w rosyjskim Komitecie Śledczym powstało pismo
przewodnie adresowane do departamentu spraw międzynarodowych Prokuratury
Generalnej w Polsce, dotyczące przekazywanych materiałów, m.in. nowych
protokołów z oględzin miejsca katastrofy.
Do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie dokument ten wpłynął 27 lipca 2010 r.
Zawiera m.in. taki akapit [pisownia jak w oryginale tłumaczenia]:
Pod słowami tymi podpisał się Kierownik Grupy Śledczej – starszy
śledczy ds. szczególnej wagi przy Przewodniczącym Komitetu Śledczego
Federacji Rosyjskiej płk nauk prawnych M. G. Gurewicz.
Najłagodniej można powiedzieć, że powyższe pismo to kpina. Doskonale
bowiem pamiętamy sceny niszczenia wraku - przecinania przewodów, cięcia
piłami blach, a zwłaszcza wybijania łomem szyb w oknach samolotu,
widoczne na powyższym zdjęciu. Doskonale dokumentuje to poniższy film:
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. akcja i reakcja
Eksperci
zespołu parlamentarnego potwierdzają doniesienia "wSieci"! Prof.
Binienda: "Ilość wielu małych odłamków nie może być wytłumaczona
kruchością poszycia samolotu"
"Gdyby nie było wybuchu, to tylna część kadłuba oraz prawe skrzydło
powinno być w całości, większość pasażerów środowej i tylnej części
samolotu powinna przeżyć, a głęboki krater (…) powinien być widoczny na
wrakowisku."Wszystkie badania doprowadziły do wniosku, że
Joergensen stwierdził, że
Na koniec swojej prezentacji Joergensen sformułował następujące wnioski:
Podczas posiedzenia zespołu ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154M wnioski ze swoich badań zaprezentował też prof. Binienda:
Uczestniczący w komisji połączyli się też z dr Nowaczykiem, który w skrócie podsumował:
- stwierdził ekspert.
NPW zapowiada nowe informacje ws. Smoleńska
otrzymać opinię dotyczącą zapisów rozmów z wieży smoleńskiego lotniska -
poinformowała Naczelna Prokuratura Wojskowa. W tym samym terminie ma
być gotowa opinia ws. nagrania z samolotu Jak-40.
pierwszego kwartału bieżącego roku - powiedział prok. Marcin Maksjan z
NPW. Jednocześnie - jak informuje NPW - do Rosji trafił kolejny polski
wniosek o pomoc prawną.
Opinie fonoskopijne dotyczące zapisów rozmów z
wieży smoleńskiego lotniska oraz nagrania z samolotu Jak-40, który
lądował w Smoleńsku krótko przed katastrofą Tu-154M, są jednymi z kilku,
na które oczekuje prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Pierwotnie zapowiadano, że
opinia odnosząca się do nagrań z wieży powinna wpłynąć do prokuratury
wojskowej do końca 2013 r.
W lutym zeszłego roku prokuratura wojskowa
otrzymała z Rosji dane konieczne do wydania przez polskich biegłych z
Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie opinii dotyczącej nagrań z
wieży. Były to dane o częstotliwości prądu w rosyjskiej sieci podczas
kopiowania nagrania na potrzeby polskiego śledztwa.
W marcu 2013 r. NPW informowała, że jako pierwsze
analizowane będzie nagranie z wieży, a dopiero później, po wykonaniu tej
ekspertyzy, nastąpi opiniowanie dotyczące nagrania z samolotu Jak-40.
Kolejność tych badań wynika z faktu, że aby móc precyzyjnie określić
czas wypowiedzi zapisanych na rejestratorze samolotu Jak-40, konieczne
jest uprzednie odtworzenie wypowiedzi z wieży lotniska w Smoleńsku.
Prok. Maksjan poinformował też, że jeszcze w
grudniu zeszłego roku polscy prokuratorzy wysłali do Rosji kolejny
wniosek o pomoc prawną. - Dotyczy on uzupełniających oględzin nośnika
magnetycznego oraz ponownego skopiowania jego zapisu; ma być użyta nowa
metodologia oraz sprzęt, oczywiście z udziałem polskiego prokuratora
oraz biegłych - zaznaczył prokurator, odmawiając podania dokładniejszych
szczegółów na temat treści wniosku.
Obecnie polskie śledztwo w sprawie katastrofy
smoleńskiej przedłużone jest do 10 kwietnia 2014 r. Do innych państw -
przede wszystkim Rosji - od początku śledztwa skierowano 30 wniosków o
pomoc prawną.
Oprócz opinii fonoskopijnych - do końca marca tego
roku - prokuratura ma otrzymać także od biegłych z Centralnego
Laboratorium Kryminalistycznego Policji uzupełniającą opinię
fizykochemiczną dotyczącą ewentualnych śladów pozostałości materiałów
wybuchowych w próbkach z wraku Tu-154M i z miejsca katastrofy. W opinii
biegłych z CLKP, którą prokuratura otrzymała w końcu zeszłego roku,
podkreślono, że nie ujawniono śladów pozostałości materiałów wybuchowych
w próbkach. Po wnikliwej analizie tej opinii prokuratorzy prowadzący
śledztwo w połowie stycznia zwrócili się z dodatkowymi pytaniami do
biegłych.
Ponadto strona polska oczekuje na przekazanie
znajdujących się w Rosji szczątków samolotu wraz z pochodzącymi z niego
rejestratorami. Prokuratura rosyjska wielokrotnie informowała, że będzie
to możliwe dopiero po zakończeniu prowadzonego przez nią postępowania w
sprawie katastrofy w Smoleńsku.
otrzymać opinię dotyczącą zapisów rozmów z wieży smoleńskiego lotniska –
informuje Naczelna Prokuratura Wojskowa.W lutym zeszłego roku prokuratura wojskowa otrzymała z Rosji dane
konieczne
do wydania przez polskich biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych w
Krakowie opinii dotyczącej nagrań z wieży. Były to dane o częstotliwości
prądu w rosyjskiej sieci podczas kopiowania nagrania na potrzeby
polskiego śledztwa.
W marcu 2013 r. NPW informowała, że jako pierwsze analizowane będzie
nagranie z wieży, a dopiero później, po wykonaniu tej ekspertyzy,
nastąpi opiniowanie dotyczące nagrania z samolotu Jak-40. Kolejność tych
badań wynika z faktu, że aby móc precyzyjnie określić czas wypowiedzi
zapisanych na rejestratorze samolotu Jak-40, konieczne jest uprzednie
odtworzenie wypowiedzi z wieży lotniska w Smoleńsku.
Jednocześnie - jak informuje NPW - do Rosji trafił kolejny polski wniosek o
pomoc prawną.
Debata nt. symulacji ostatnich sekund lotu Tu-154M
W Sejmie trwa posiedzenie parlamentarnego zespołu wyjaśniającego przyczyny katastrofy Smoleńskiej. Zaplanowano też debatę dwóch autorów symulacji ostatnich sekund lotu Tu-154M: inż. Glenna Jørgensena z Danii i prof. Grzegorza Kowaleczki. Do bezpośredniego spotkania jednak nie dojdzie.
Kowaleczko w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” zaznaczał kilkakrotnie,
że nie zamierza wypowiadać się za pośrednictwem mediów i unika polityki. Poseł Antoni Macierewicz, przewodniczący parlamentarnego zespołu,
wyjaśniającego przyczyny katastrofy rządowego Tupolewa mówił wcześniej,
że „analizy prof. Kowaleczki potwierdzają fakt, iż samolot przeleciał
nad miejscem gdzie rosła brzoza i na pewno o nią się nie rozbił”.
Prof. Jorgensen dokonał m.in. oszacowania różnicy siły nośnej między prawym a lewym skrzydłem samolotu.
- Na podstawie czujnika mierzącego przyspieszenie możemy w punkcie
brzozy odnotować przyspieszenie 1,3G. To oznacza, że samolot się wznosi.
Mój model jest oparty na momencie obracania się samolotu, różnicy siły
nośnej między prawym, a lewym skrzydłem w odpowiednich ramionach tych
skrzydeł. Starałem się postępować bardzo prosto i dokonałem oszacowania
utraconej siły nośnej zakładając że siła nośna rozkładała się równo na
całej powierzchni samolotu, na skrzydłach samolotu – powiedział prof. Jorgensen
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. po cztrech latach śledztwa
Potrzebna nowa kopia
Śledczy chcą wykonać nową kopię zapisu czarnej skrzynki Tu-154M, który uległ katastrofie w Smoleńsku. Wniosek w tej sprawie trafił do Rosji w grudniu.
– Wniosek o udzielenie międzynarodowej pomocy prawnej obejmuje postulat uzupełniających oględzin nośnika magnetycznego oraz ponownego skopiowania jego zapisu, przy użyciu zaproponowanej nowej metodologii oraz sprzętu, przy udziale polskiego prokuratora oraz grupy biegłych – członków zespołu powołanego postanowieniem z dnia 3 sierpnia 2011 r. – tłumaczy prok. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Dopytywany, czy chodzi konkretnie o zapisy czarnej skrzynki tupolewa, odmawia odpowiedzi.
– To wszystko, co na obecnym etapie możemy przekazać w tej sprawie opinii publicznej – zaznacza prokurator. – Zakres udzielonej odpowiedzi został uzgodniony z prokuratorem prowadzącym postępowanie – dodaje.
Wniosek o pomoc prawną w tej sprawie trafił do Rosji na początku grudnia ubiegłego roku. To już 23. wniosek tego typu wysłany do strony rosyjskiej.
Prokuratura jednocześnie zapowiedziała, że do końca marca spodziewa się otrzymania od biegłych dwóch opinii fonoskopijnych, dotyczących zapisów rozmów z wieży smoleńskiego lotniska, a także drugiej ekspertyzy w sprawie nagrań z samolotu Jak-40, który lądował w Smoleńsku krótko przed katastrofą Tu-154M.
– Mamy zapewnienie biegłych, że opinie te będą gotowe do końca pierwszego kwartału bieżącego roku – powiedział prok. Maksjan.
Przygotowanie ekspertyz opóźnia się. Pierwotnie pierwsza z nich sporządzana przez biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie miała być gotowa do końca 2013 roku. Prokuratorzy tłumaczyli, że brakuje im pewnych istotnych parametrów, ale te strona rosyjska przesłała w lutym ubiegłego roku. Chodziło o częstotliwości prądu w rosyjskiej sieci podczas kopiowania nagrania na potrzeby polskiego śledztwa.
Później prokuratura poinformowała, że biegli najpierw dokonają analizy nagrania z punktu kierowania lotami w Smoleńsku, a następnie nagrania z samolotu Jak-40. Było to tłumaczone tym, że aby precyzyjnie określić czas wypowiedzi zapisanych na rejestratorze samolotu Jak-40, należy wcześniej odtworzyć wypowiedzi z wieży lotniska w Smoleńsku.
Obok opinii fonoskopijnych również do końca marca ma trafić do prokuratury uzupełniająca ekspertyza biegłych z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji dotycząca kwestii ewentualnych śladów materiałów wybuchowych w próbkach z wraku Tu-154M i z miejsca katastrofy.
http://www.naszdziennik.pl/wp/66965,potrzebna-nowa-kopia.html
Kompromitacja rządzących jest wielka. Dziś za ich wersją tragedii smoleńskiej nie stoi nic. Oni są wyznawcami spiskowych teorii
Rządowa propaganda legła w gruzach. Niemal cztery lata po
smoleńskiej tragedii z prokuratury płynie jasny sygnał: nic nie jest
wiarygodne, niczego nie możemy być pewni.
Wraz z zakwestionowaniem kopii odczytów czarnych skrzynek polska
prokuratura podważyła wszystko, co do tej pory zrobiono w oficjalnym
śledztwie. Postawiła również kropkę nad i nad zakwestionowaniem
wiarygodności rządowej wersji wydarzeń. Bowiem to właśnie
odczyty rejestratorów mają być kluczowym dowodem na rządową wersję
tragedii smoleńskiej, a skoro śledczy właśnie informują, że
dotychczasowe odczyty są niewiarygodne wszystko legło w gruzach.
Za przekazem millerowsko-MAKowskim nie stoi obecnie nic. Nie ma
żadnych pewnych danych i akt, które świadczyłyby, że rządowa wersja
wydarzeń jest prawdziwa. Wszystko jest bowiem tak samo
wiarygodne, jak wcześniejsze odczyty czarnych skrzynek. Decyzja polskiej
prokuratury, by raz jeszcze dokonać kopii ich zapisów jest dowodem na
kpiny, jakie w sprawie smoleńskiej widać od dawna. Jednak jest również dowodem na ostateczny upadek rządzących, którzy starają się utrzymać Polaków w fałszywym obrazie Smoleńska.
Janecki we „wSieci”: Ukryta prawda smoleńska. Dlaczego USA, skoro są naszymi sojusznikami, nie publikują tego, co wiedzą?
"Amerykanie prawie na pewno dysponują materiałami przełomowymi dla
wyjaśnienia katastrofy z 10 kwietnia 2010 r., ale jest bardzo mało
prawdopodobne, że je ujawnią."pyta w nowym wydaniu tygodnika „wSieci” Stanisław Janecki.
Przypomina trzy hipotezy wymienione niedawno przez prof. Zdzisława Krasnodębskiego:
Janecki przypomina też słowa śp. gen. Sławomira Petelickiego, który
mówił, że „Amerykanie mają klatkę po klatce to, co się stało. Mają
wszystkie rozmowy i znają prawdę”.
Publicysta zauważa, że jest to możliwe dzięki systemowi Echelon i sieci satelitów.
- czytamy we „wSieci”. Janecki podkreśla, że ujawnienie przez
Waszyngton SA interesujących nas informacji „odsłaniałoby możliwości i
aktywa wywiadowcze USA. A tajne służby bardzo dbają o to, by te
możliwości nie były jawne”.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. Oto dlaczego lemingi "rzygają już Smoleńskiem"
---------------------------
Rodziny smoleńskie chcą nowych badań dot. materiałów wybuchowych.
Wnioskują o niezależną ekspertyzę zagranicznej instytucji
Dotychczasowe działania instytucji prowadzących śledztwo
smoleńskie w kontekście badań na obecność materiałów wybuchowych nie
budzą zaufania części rodzin.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. J
Jacek Cichocki przyznaje: premier nie interesuje się śledztwem smoleńskim. KPRM strofuje mecenasa Hamburę
Pełnomocnik pytał również premiera o zdjęcie ze Smoleńska, na
którym widać uśmiechniętego Donalda Tuska i Władimira Putina. KPRM
zamiast przekazać wyjaśnienia w tej sprawie napiętnował postawę
mecenasa.
Premier Donald Tusk nie interesuje się śledztwem dotyczącym przyczyn
katastrofy smoleńskiej, a w sprawie najważniejszego w Polsce śledztwa
nie spotyka się z Prokuratorem Generalnym – takie zaskakujące wnioski
płynął z pisma, jakie KPRM wysłała do mec. Stefana Hambury. Portal
wPolityce.pl dotarł do dokumentu, pod którym podpisał się Jacek
Cichocki.
Pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej w piśmie do Kancelarii Premiera zadał trzy pytania:
W swoim zapytaniu przywołał ustawę z dnia 20 czerwca 1985 roku o
prokuraturze (z późniejszymi zmianami), która stanowi w art. 8. 1.:
Odnosząc się do pytań mec. Hambury Jacek Cichocki wskazał, że premier
nie wie o ustaleniach śledztwa i nie odbywa w tej sprawie żadnych
spotkań.
- tłumaczy KPRM.
Zarzuca również mecenasowi niewiedzę dotyczącą działalności prokuratury.
- pisze Cichocki.
W ten sposób odniósł się do uwagi adwokata, który w swoim piśmie przytoczył słowa premiera Donalda Tuska. Szef rządu mówił:
Zdaniem mec. Hambury mamy do czynienia z naciskami na prokuraturę:
Adwokat wskazał również na sprawę zdjęcia ujawnionego przez tygodnik „wSieci”, które pokazuje śmiejących się Donalda Tuska i Władimira Putina 10 kwietnia w Smoleńsku.
- wskazuje mecenas.
Tą uwagą zasłużył sobie na ostrzejszy ton Jacka Cichockiego. Urzędnik zamiast przekazać wyjaśnienia dot. ujawnionego przez tygodnik „wSieci” zdjęcia, napiętnował postawę adwokata.
- napisał Cichocki.
Jak widać w KPRM sprawa smoleńska nie wydaje się
interesująca. Jedynie zastanawiające zdjęcie ze Smoleńska interesuje
urzędników rządu...
Stanisław Żaryn
Mec.
Hambura odpowiada szefowi KPRM: "Chciałbym, żeby Jacek Cichocki zamiast
tracić czas na złośliwości, wziął się do rzetelnej pracy w tej
sprawie".
"Mam nadzieję, że te ostatnie podróże po Europie pana premiera
wpłyną na świadomość Donalda Tuska, że w Unii Europejskiej obowiązują
inne standardy niż to, co do tej pory sam implementował w Polsce."
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. Prof. Kleiber: „Debata o
Prof.
Kleiber: „Debata o tragedii smoleńskiej odbędzie się, bowiem jest
nieunikniona. Jednak to już nie ja będę jej promotorem”.
„Strona rządowa nie przedstawiła odpowiednich analiz, a z drugiej
strony zarzuty, które padały, nie były dostatecznie udokumentowane. To
był jeden z tematów, który wierzyłem mógłby się stać tematem dodatkowych
analiz w wyniku organizacji takiej debaty”.
Prokuratura przyjrzy się silnikom Tupolewa? Jest nowy biegły. Czy zespół smoleński znów miał rację?
„ND” przypomina, że strona rosyjska od maja 2010 uznaje, że
silniki rządowego tupolewa pracowały normalnie do samego uderzenia w
ziemię. Rosjanie nie stwierdzili również ich uszkodzenia.
Kownacki
o powołaniu płk. Latkowskiego na biegłego: "To budzi moje zdumienie,
nie mogę tego zrozumieć. On przesądzał o przebiegu tragedii”.
„Zawsze mówił w sposób negatywny o określonych ofiarach tej
katastrofy. Rodzi się pytanie, czy ten człowiek będzie obiektywny, skoro
od dawna – nie znając dokumentacji – wypowiada się w sposób
rozstrzygający”.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. Co naprawdę widzieli
Co naprawdę widzieli archeolodzy
„Nasz Dziennik” ujawnia:
W jaki sposób archeolodzy pracujący w Smoleńsku tłumaczą stopień rozdrobnienia szczątków maszyny i osmalenia elementów kadłuba.
„Nasz Dziennik” publikuje w całości załączony do prokuratorskich akt
dokument o skomplikowanym tytule „Prospekcja terenowa miejsca katastrofy
Tu-154M pod Smoleńskiem z użyciem metod stosowanych w archeologii”.
Autorzy materiału, pracujący pod kierunkiem prof. Andrzeja Buki,
szefa Instytutu Archeologii i Etnologii PAN, diagnozują, skąd wzięły się
osmalenia na znalezionych szczątkach: powstały w wyniku zasysania
fragmentów konstrukcji samolotu przez gorące wirniki turbin łopatek
pracujących silników.
Opatrzone pokaźnym pakietem map i schematów kilkusetstronicowe
końcowe sprawozdanie to efekt dwutygodniowej pracy grupy archeologów i
dwóch geodetów, do której w razie potrzeby dołączano patologa lub
technika kryminalistycznego.
Prokuratura zastrzega, że to zaledwie jeden z materiałów włączonych w
sposób procesowy do akt śledztwa smoleńskiego, na podstawie którego nie
można formułować rozstrzygających wniosków. I ordynuje ostrożność w
ocenie.
Od 13 do 27 października 2010 r. ekipa specjalistów przeszukiwała
półtorahektarowy teren na przedmieściach Smoleńska, gdzie pół roku
wcześniej rozbił się polski Tu-154M z 96 osobami na pokładzie.
Pierwotnie obszar prospekcji miał objąć powierzchnię 6 hektarów.
Okazało się jednak, że teren wymagający badań jest mniejszy, niż
wcześniej zakładano. Ale i trudniejszy. Prace utrudniały bujna
roślinność i ślady intensywnych prac ziemnych w postaci nitki betonowej
drogi dojazdowej ciągniętej do wrakowiska i przesunięcia dużych mas
ziemi.
Koniec końców obszar podzielono na dwie strefy. Pierwsza z nich,
oznaczona jako sektor A, to półhektarowa strefa centralna, czyli miejsce
bezpośredniego zderzenia samolotu z ziemią. Druga, czyli sektor B, to
niemal hektarowa zewnętrzna strefa rozrzutu przedmiotów związanych z
katastrofą. To teren otaczający ze wszystkich stron sektor A,
rozciągający się wzdłuż trajektorii końcowego odcinka lotu maszyny.
Raport archeologów drobiazgowo opisuje charakterystykę postępowania
badawczego, narzędzia pomiarowe, a nawet warunki pogodowe towarzyszące
prowadzonym obserwacjom.
Sektor A – miejsce zderzenia samolotu z ziemią – został ujęty w
siatkę kwadratów o wielkości 10 na 10 metrów. W strefie B przyjęto
siatkę 10 na 10 metrów i 20 na 20 metrów (na obrzeżach po stronie
wschodniej). Grupa 3-6 archeologów prowadziła prospekcję przede
wszystkim w obrębie strefy A i w mniejszym stopniu – strefy B. Ekipa ta
rozpoczęła pracę w środkowej części sektora A.
Badacze przyznają, że mieli „mocno ograniczone” możliwości
zastosowania metod geofizycznych w badaniu terenu katastrofy. Powód?
Zmiany w warstwach powierzchniowych podejmowanych przez Rosjan
bezpośrednio po katastrofie. „Czynniki te powodują, że odróżnienie
skutków procesów zachodzących w tym miejscu wcześniej od tych będących
bezpośrednim skutkiem samej katastrofy za pomocą większości metod
geofizycznych jest praktycznie niemożliwe” –piszą autorzy raportu.
Badanie z użyciem detektorów prowadziły w Smoleńsku dwie dwuosobowe
ekipy, stosujące dwie różne metody pracy i posługujące się dwoma typami
detektorów metali (statyczny w strefie A i dynamiczny w B). W strefie A
do rozpoznania morfologii gruntu wykorzystano też ręczną sondę
geologiczną. Za jej pomocą archeolodzy próbowali ustalić głębokość
warstw przekształconych na skutek katastrofy i właściwości chemiczne
ziemi, chcąc uchwycić dolną granicę zalegania materialnych pozostałości
tragedii.
Wszystkie znaleziska podzielono na pięć kategorii: szczątki kostne,
rzeczy pasażerów i załogi, samolot, nieokreślone, związane z katastrofą i
niezwiązane z katastrofą. Przedmioty „wyróżnione” numerowano,
namierzano i pakowano indywidualnie. Odmienny sposób postępowania obrano
wobec szczątków kostnych. Wszystkie były fotografowane in situ i
metrykowane. Każdą metryczkę z opisem sygnował polski prokurator (ppłk
Tomasz Mackiewicz) i jeden z rosyjskich śledczych.
Dokumentację elementów metalowych prowadził, równolegle do prac
terenowych, ten sam dwu- lub trzyosobowy zespół, z udziałem rosyjskiego
inżyniera, specjalisty w zakresie konstrukcji samolotów. Wynikiem tych
prac jest pełny, w większości przypadków bardzo szczegółowy opis
wszystkich znalezisk, w tym przedmiotów o charakterze osobistym i
elementów wyposażenia ruchomego samolotu. Odrębne katalogi stworzono dla
szczątków ludzkich i rzeczy ofiar.
30 tysięcy znalezisk
Na miejscu katastrofy odnaleziono w sumie 38 szczątków kostnych, ich
ekspertyz za każdym razem dokonywał wzywany ze Smoleńska rosyjski
anatomopatolog, który odsyłał je do rosyjskiego laboratorium, gdzie
miały być identyfikowane metodą DNA. Z analizy ich rozprzestrzenienia
wynika, wbrew temu, co napisała „Gazeta Polska”, że fragmenty tkanek
ludzkich odnaleziono w strefie zderzenia samolotu z ziemią, a rejony
dwóch głównych skupisk pokrywały się z miejscem bliższym tylnej części
kadłuba tupolewa oraz kokpitu. Archeolodzy zwracają uwagę na znaczące
różnice w stanie ich zachowania w zależności od tego, czy były
rozproszone, czy w dużej odległości od siebie.
Najliczniejszą grupę rzeczy podjętych przez ekipę polskich
archeologów w trakcie dwutygodniowych prac na miejscu katastrofy
stanowią jednak elementy stałe samolotu oraz kategoria znalezisk
zdefiniowanych jako „nieokreślone”, ale będące najprawdopodobniej
elementami maszyny i jej wyposażenia – 84,9 proc. wszystkich znalezisk.
W sumie na wrakowisku zlokalizowano ok. 30 tys. znalezisk, z czego 10
tys. zebrano, 20 tys. to sygnały z detekcji w strefie A. Średnia
liczebność rzeczy odnajdywanych w kwadracie 1 ara to 85. Rejony ich
najsilniejszych koncentracji leżą w strefie zderzenia samolotu z ziemią,
strefie A. Dotyczy to zarówno fragmentów samolotu, jak i rzeczy
należących do ofiar. Elementy stałe maszyny to dominująca pod względem
liczebności grupa 6334 znalezisk, rozrzuconych na obszarze 106 arów,
zarówno w obszarze strefy A, jak i B.
Szczątki pod betonem
Autorzy raportu zastrzegają jednak, że część rzeczy mogła zostać
rozrzucona w wyniku znacznych przekształceń terenu po 10 kwietnia 2010
r., dlatego spostrzeżenia na temat ich dyspersji należy traktować z dużą
dozą ostrożności. Nie mają wszak wątpliwości, że obszar największej
koncentracji fragmentów rozbitej maszyny odpowiada miejscu jej upadku, a
mniejsze zagęszczenie, ale o czytelnym zarysie, pokrywa się z trasą
ostatniego odcinka lotu tupolewa.
Badacze, co ciekawe, wskazują też na zjawisko nienaturalnej,
sztucznej południowej granicy badanego obszaru, poza którą nie ma
żadnych znalezisk. Wiążą to z przykryciem tej części terenu drogą z
betonowych płyt, który stał się przez to niedostępny dla jakichkolwiek
badań.
W bezpośrednim sąsiedztwie nasypu i drogi betonowej namierzono
„wyjątkową koncentrację sygnałów detektora”. Na tej podstawie – twierdzą
archeolodzy – można uznać, że pod drogą oraz warstwą piasku i żwiru
usypaną przez rosyjskie służby wokół brzozy, o którą miał zawadzić
Tu-154M, znajduje się wiele elementów metalowych.
„Wydaje się, że koncentracja ta może być skutkiem uderzenia samolotu w
tę właśnie brzozę, w wyniku czego nastąpiło dodatkowe rozdrobnienie
jego elementów i rozrzut w kierunku południowo-zachodnim”, piszą
badacze.
Detekcja w strefie B, czyli zewnętrznej strefie rozrzutu (między
szosą Kutuzowa a miejscem upadku), ujawniła trasę ostatnich sekund lotu.
W ocenie ekipy badawczej, na podstawie zniszczeń w drzewostanie i
analizy rozrzutu szczątków poszycia tupolewa można wnioskować, że
maszyna „musiała lecieć po lekkim łuku”. W tym miejscu nie odnajdywano
prawie żadnych przedmiotów mogących być fragmentami wyposażenia samolotu
czy rzeczy osobistych załogi i pasażerów. Spoczywające tu elementy
konstrukcyjne odrzutowca były silnie rozdrobnione, a niektóre z nich
pogięte i osmolone. Większość rzeczy odnalezionych we wschodniej części
tego sektora leżała bezpośrednio na powierzchni ziemi lub na głębokości 5
centymetrów. Większość elementów duraluminiowej konstrukcji zalegała w
nienaruszonej pozycji, natomiast te odnalezione w sektorach bliskich
miejscu uderzenia maszyny w ziemię były wbite skośnie w grunt na
głębokości około 5 centymetrów. Fragmenty odnajdywane między miejscem
uderzenia w ziemię a szosą do Smoleńska mają krawędzie obrobione, farba
na nich jest nieregularnie porysowana. W innych sektorach miejsca
katastrofy duraluminiowe części nie noszą takich cech.
Efekt zaorania
Wydaje się, że archeolodzy w racjonalny sposób tłumaczą stopień
rozdrobnienia szczątków maszyny i osmaleń elementów kadłuba. W ich
ocenie, duży promień rozrzutu i fragmentacji maszyny to efekt m.in. prac
ciężkiego sprzętu gąsienicowego na miejscu katastrofy. „Istotny wpływ
na układ warstwy przemieszanej i rozprzestrzenienie znajdujących się w
niej depozytów wywarły też prace związane z usuwaniem pozostałości wraku
oraz porządkowaniem terenu”, piszą uczestnicy ekspedycji. Te same
czynności miały, ich zdaniem, wpływ na znaczący stopień rozdrobnienia
przedmiotów i stan ich zachowania, a raczej zniszczenia – ciężki sprzęt
rozjeżdżał elementy lub wpychał je głęboko w ziemię.
Gorące wirniki turbin łopatek pracujących silników zasysały fragmenty konstrukcji – stąd osmalenia.
Diagnoza archeologów jest pesymistyczna: pierwotny układ powierzchni
terenu i układ szczątków samolotu mógł się zachować jedynie pod
betonowymi płytami drogi dojazdowej i usypaną warstwą żwiru.
Załączony do prokuratorskich akt dokument można pobrać tu:
Prospekcja terenowa miejsca katastrofy Tu-154M
Katarzyna Orłowska-Popławska
Smoleński raport archeologów
PRZECZYTAJ raport „Prospekcja terenowa miejsca katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem z użyciem metod stosowanych w archeologii”
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9.
Prokuratura ponownie skopiuje zapis czarnych skrzynek Tu-154M
dotyczące katastrofy smoleńskiej, skierowała 3 grudnia 2013 do Federacji
Rosyjskiej kolejny wniosek o udzielenie międzynarodowej pomocy prawnej.
We wniosku postulowano ponowne skopiowanie zapisu z czarnych skrzynek
Tu-154M.Prokuratura zaapelowała o umożliwienie ponownych oględzin nośnika
magnetycznego pochodzącego z rejestratora MARS-BM samolotu Tu 154 M nr
101 oraz skopiowania jego zapisu.
Czynności te zaplanowano w okresie pomiędzy 17 a 28 lutego 2014 r.
Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie, w oparciu m.in. o sporządzone
dotychczas cyfrowe kopie zapisu dźwięku z nośnika magnetycznego
pochodzącego z rejestratora MARS-BM samolotu Tu 154 M nr 101, wydał
opinię z dnia 21 grudnia 2011 r. z zakresu fonoskopii i analizy dźwięku,
obejmującą w szczególności odsłuch zapisu dźwiękowego, spisanie
odsłuchanych treści oraz identyfikację indywidualną mówców
zarejestrowanych na nagraniu wypowiedzi. Z analizy opinii Instytutu
Ekspertyz Sądowych w Krakowie wynika, że biegli nie zidentyfikowali
części zarejestrowanych na nagraniu wypowiedzi. Powodem takiego stanu
rzeczy jest stosunkowo niska jakość dowodowego nagrania.
Czarna skrzynka Tu-154M będzie ponownie kopiowana
Polscy biegli, którzy od dzisiaj przebywają w Rosji, mają nadzieję,
że przy użyciu nowej metodologii i sprzętu uda się dokonać
skuteczniejszego odsłuchu zapisu.
Pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, mec. Bartosz
Kownacki mówi, że skandaliczne jest to, że badania są wykonywane po
czterech latach od tragedii, co więcej w Rosji.
- Od czterech lat nagrania powinny znajdować się w Polsce. Gdyby one
były zgodne z zasadą bezpośredniości i badane na oryginalnych nośnikach
(tutaj w Polsce), przez polskich biegłych, to nie byłoby takich
wątpliwości. To jest poważne zaniedbanie państwa polskiego m.in. oddanie
zarówno wraku jak i czarnych skrzynek stronie rosyjskiej, która ich nie
wykorzystuje w żaden sposób. Wręcz przeciwnie – możemy podejrzewać, że
robi wszystko, żeby uległy zniszczeniu. Polscy biegli w Warszawie czy w
Krakowie powinni na tych dowodach pracować – zwraca uwagę mec. Bartosz Kownacki.
Mec. Bartosz Kownacki dodał, że ponowne skopiowanie rejestratora
Tu-154M i analiza jego zapisu nie zamknie sprawy, dopóki do Polski nie
wróci wrak i czarne skrzynki.
Cztery
lata po katastrofie doszli do wniosku, że dowód jest... niskiej
jakości. Biegli prokuratury znów kopiują nagrania z czarnych skrzynek
"Zaplanowane w Rosji czynności prokuratora wojskowego i biegłych
'przyczynić się mogą do przeprowadzenia skuteczniejszego odsłuchu zapisu
dźwiękowego z rejestratora MARS-BM samolotu Tu-154M'".
Caveant tuscules!
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3031
18 lutego 2014
No proszę! Czyż nieprawdą jest, że kto słucha pana premiera Tuska, jego
byłego ministra, pana Jerzego Millera, a zwłaszcza kto słucha pana
doktora Macieja Laska, zwanego również „Laskiem Smoleńskim” - ten
sam sobie szkodzi? Jest to prawdą i to w dodatku - prawdą do kwadratu.
Możemy przekonać się o tym w dniach ostatnich, kiedy to niezależne media
głównego nurtu podały wiadomość, że do Rosji ma się udać „ekipa specjalistów” by dokonać tam „skuteczniejszego odsłuchania” kolejnej kopii zapisów z czarnych skrzynek tupolewa, co to wziął się i rozbił w pobliżu wojskowego lotniska „Siewiernoje”
w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. Warto odnotować, że niezależne media
głównego nurtu informują o tym z miedzianym czołem, które - jak sądzę -
chirurdzy powinni na koszt Rzeczypospolitej przeszczepić panu posłowi
Stefanowi Niesiołowskiemu. Nie możemy mieć do nich o to pretensji, bo
wiadomo, że zatrudnieni tam funkcjonariusze poprzebierani za
dziennikarzy, muszą mówić i pisać wszystko, co przez czerwony telefon
przekazują im oficerowie prowadzący. Ale mniejsza już o tych wszystkich
panów redaktorów Fuksów („zdrastwujtie fuks!”), wszystkie resortowe „Stokrotki” i całą swołocz drobniejszego płazu, bo znacznie ciekawie będzie rozebrać sobie ten cały komunikat z uwagą.
Oto okazuje się, że ruscy szachiści bądź to z inicjatywy własnej, bądź
na obstalunek tubylczej razwiedki, sporządzili, albo właśnie
sporządzając kolejną kopię nagrania z czarnych skrzynek. Ta nowa kopia z
pewnością będzie w jakichś istotnych szczegółach różnić się od kopii
dotychczasowych, to chyba jasne, bo na czym w przeciwnym razie miałaby
polegać jej „nowość”? Jakie to będą szczegóły - tego ma się
rozumieć nie wiem, ale wydaje mi się, że może to zależeć od tego, czy
kopia ta została sporządzona z inicjatywy ruskich szachistów, czy
tubylczej razwiedki. Jeśli z inicjatywy szachistów, to może ona pogrążać
polityków, którzy szachistom z jakiegoś powodu podpadli, na przykład,
szlajając się po Europie w celu namówienia tamtejszych Umiłowanych
Przywódców do bardziej stanowczych kroków w sprawie Ukrainy. W takim
razie - caveant tuscules! Jeśli natomiast przez tubylczą razwiedkę, to
nietrudno się domyślić, że nowa kopia będzie nieubłaganie wskazywała na
błędy i wypaczenia złowrogiego Antoniego Macierewicza, na którego
bezpieczniacy poszczuli nie tylko dziwnie osobliwa sforę posła Palikota,
ale nawet podejrzewanego o ciche wspólnictwo w sprawie tajnych więzień w
Kiejkutach Leszka Millera.
Tedy w zależności od tego, od kogo wyszła inicjatywa, „ekipa specjalistów” będzie dobierana pod odpowiednim kątem. Nawet nie śmiem się domyślać, jacy „specjaliści”
wejdą w skład delegacji w przypadku, gdy z inicjatywą kolejnej kopii
wystąpili ruscy szachiści - no bo jeśli inicjatywa kolejnej kopii wyszła
od tubylczej razwiedki, to nietrudno się domyślić, że będą to
pierwszorzędni fachowcy, „asowie polskiego wywiadu”, co to
potrafią wykryć, a zwłaszcza - udowodnić wszystko - oczywiście przez
niezawisłymi sądami, zwłaszcza w znanym z niezawisłości gdańskim okręgu
sądowym. No i wreszcie zagadkowy zamiar „skuteczniejszego odsłuchania”.
Jak wiadomo, zespół pana ministra Jerzego Millera dokonał
najskuteczniejszego odsłuchania wszystkich kopii nagrań czarnych
skrzynek - o czym zapewniał nas wszak zespół pana doktora Macieja Laska,
który zdaje się też niejednego skuteczniejszego odsłuchania dokonał. W
tej sytuacji skuteczniejsze odsłuchanie może obejmować różne głosy,
między innymi - z zaświatów. A wiadomo, że z głosami z zaświatów nigdy
nic nie wiadomo - i właśnie dlatego kto słucha pana premiera Tuska, kto
słucha pana Jerzego Millera, a zwłaszcza - kto słucha pana doktora
Macieja Laska, zwanego Laskiem Smoleńskim - ten sam sobie szkodzi.
Stanisław Michalkiewicz
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
10. kublikacje Czerskiej i "ktoś"
Żakowski Po kongresie pis:
Tajemniczy starszy pan bolączki opisuje celnie. Sęk w tym, że nie mówi, czy prezydenta zamordowano
Elegancki Starszy Pan. Porządny garnitur. Bardzo biała koszula. Dobry czarny krawat. Wygląda sympatycznie. Mówi ze swadą, z pewnością siebie. I do rzeczy. Publiczność chłonie jak zaczarowana. Czasem reaguje entuzjazmem.
Starszy Pan dość trafnie analizuje wyzwania. Celnie wskazuje bolączki. Ma różne pomysły, co należy zrobić. To zwykle nie są złe pomysły
"Kto to jest ten Macierewicz?"
Dramat prawdziwego patrioty: obojętnieje Polakom. Ego Antoniego Macierewicza musi cierpieć [KUBLIK]
Joachim Brudziński w wywiadzie w tygodniku "DoRzeczy" przekonuje, że "coraz większa grupa ludzi uważa, że Macierewicz jest prawdziwym patriotą i że wykonuje dobrą robotę dla Polski". Sprawdziłam dane: "coraz większa grupa ludzi" jest tak naprawdę coraz mniejsza.
"Jarosław genderysta", "Antoni niezły agent". Ktoś uderza w PiS billboardami
Ktoś rozwiesił nocą billboardy z twarzami polityków PiS. Jarosław Kaczyński jest na nich "genderystą" a Antoni Macierewicz to "niezły agent".
O billboardach w Lublinie pisze blog Pis Off. To żenująca próba ze strony kogoś, kto nie ma argumentów i ucieka się do chwytów wizerunkowych – mówi Lech Sprawka, lubelski poseł PiS. Plakaty z ul. 3 Maja, te z podobizną Antoniego Macierewicza i Krystyny Pawłowicz już zniknęły. Ten z prezesem Kaczyńskim wisi wciąż na ul. Zana. Zawieszenie billboardów było prawdopodobnie nielegalne.
- Nie widziałem na oczy takich projektów, a wszystkie przechodzą przez moje ręce – mówi nam jeden z pracowników firmy Advercity, do której należały dwa z trzech billboardów. – Wisiał tam billboard, ale o zupełnie innej treści i prawdopodobnie został zaklejony „na dziko”.
Prawo na sprawiedliwość
PiS przedstawił swój "Program 2014". Gdyby został
zrealizowany, śledztwo smoleńskie skończyłoby się w ciągu pół roku
aktami oskarżenia dla rządu...
Ewa Siedlecka
Media publiczne według Kaczyńskiego, czyli jak odzyskać telewizję dla swojej partii
W programie PiS jest rozdzialik "media". Piszę
"rozdzialik", bo to nawet nie półtorej strony tekstu. A i tak odnalazłam
tam ocean hipokryzji.
Agnieszka Kublik
od pancernych brzóz znów się kompromituje. Lasek wymienia, czego
komisja nie badała i co jej nie interesowało. Rosjanie dyktowali?
„Komisja po zakończeniu badania wypadku samolotu Tu-154M nie
zlecała wykonania dodatkowych ekspertyz, gdyż nie pojawiły się żadne
nowe informacje mogące mieć wpływ na określoną przyczynę wypadku”.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
11. idą na śmierć i życie
bo wiedza,ze jeśli przegrają,to w najlepszym razie czekają ich więzienia...a w najgorszym..gniew Ludu
gość z drogi
12. Ból głowy
Ból głowy śledczych
Prokuratura wytyka biegłym niechlujstwo przy badaniach wymazów z wraku i nieuzasadnioną zmianę metodologii prac
Pytania prokuratora referenta śledztwa
smoleńskiego do ekspertów Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego
Policji pozwolą wyjaśnić wiele wątpliwości niepokojących opinię
publiczną w związku z doniesieniami o domniemanej obecności śladów
materiałów wybuchowych we wraku Tu-154M.
„Nasz Dziennik” dotarł do treści postanowienia o zasięgnięciu opinii
uzupełniającej wydanego 16 stycznia. Większość pytań sformułowanych
przez głównego referenta śledztwa smoleńskiego prok. ppłk. Karola
Kopczyka ma charakter metodologiczny, ale dotyka kwestii wywołujących
największe kontrowersje. Przypomnijmy, że chodzi o próbki pobrane ze
szczątków samolotu we wrześniu i październiku 2012 roku. Miesiąc później
jedna z gazet podała informację o wykryciu w trakcie pracy specjalistów
śladów materiałów wybuchowych (nitrogliceryny i trotylu). Okazało się
jednak, że chodziło o wskazania przyrządów pomiarowych służących
wyłącznie do selekcji materiału do pobrania. Prokuratorzy tłumaczyli, że
takie samo zachowanie aparatury może mieć miejsce także w przypadku
obecności wielu innych substancji, a ostateczne rozstrzygnięcie da
dopiero badanie laboratoryjne. W czerwcu ub.r. zaprezentowano wyniki
ekspertyz niepotwierdzające obecności materiałów wybuchowych lub
produktów ich spalania czy rozkładu. Z drugiej strony nie wyjaśniono
przyczyny konkretnych alarmów urządzeń przesiewowych w Smoleńsku.
Później do tej opinii dodano zakończone identyczną konkluzją
ekspertyzy próbek pobranych w trakcie ekshumacji ofiar katastrofy oraz z
foteli samolotu (zbadano je latem 2013 r.). „Nie ujawniono śladów
pozostałości materiałów wybuchowych w próbkach pobranych podczas sekcji
zwłok, z miejsca katastrofy i elementów szczątków Tu-154 w Smoleńsku” –
brzmi ostateczny komunikat prokuratury. Okazało się, że prokuratur
Kopczyk wciąż ma wątpliwości. Zadane przez niego dodatkowe pytania mają
najprawdopodobniej na celu uniknięcie prób podważenia opinii biegłych,
gdyż tego rodzaju próby miały już miejsce ze strony niektórych
pełnomocników rodzin ofiar. Mecenas Piotr Pszczółkowski chciał na
przykład osobiście uczestniczyć w pracach policyjnych ekspertów, na co
prokurator nie wyraził zgody. W wielu wypowiedziach polityków
kwestionowano rzetelność badań CLK, przede wszystkim powołując się na
wskazania przyrządów w Smoleńsku jesienią 2012 roku.
W związku z tym śledczy chce, żeby biegli bardzo dokładnie wyjaśnili
metodologię pracy na miejscu przechowywania wraku, selekcji i pobierania
próbek oraz dalszego postępowania. Opinia ma być uzupełniona o
szczegółowe wskazanie miejsca pochodzenia poszczególnych próbek,
precyzyjny opis działania stosowanych w Smoleńsku urządzeń,
spektrometrów ruchliwości jonów. W opinii pierwotnej zamiennie używa się
wyrażeń „przesiewowe wykrywanie par materiałów wybuchowych” oraz
wykrywania „obecności par związków organicznych”, „obecności związków
NITRO” i „obecności materiałów wybuchowych”. Piszący opinie ekspert
używał więc żargonu zawodowego i skrótów myślowych mogących łatwo
wypaczyć wyniki badań.
Prokurator oczekuje odpowiedzi na pytanie, dlaczego właściwie
spektrometry wyświetlały napisy „NITRO” lub „TNT” (trotyl), skoro w
znacznie dokładniejszych badaniach laboratoryjnych nie stwierdzono ani
nitrogliceryny, ani trotylu. Trochę winy za nieporozumienia w tym
zakresie ponosi sama prokuratura, której przedstawiciele pod presją
mediów udzielali wypowiedzi tak zawiłych, że trudno je było przekazać
opinii publicznej, a próby bardziej popularnego ujęcia wypadały niemal
komicznie. Teraz to samo będzie musiał napisać jednocześnie rzeczowo,
dogłębnie i zrozumiale ktoś, kto rzeczywiście zajmuje się badaniami
obecności materiałów wybuchowych w różnych miejscach.
W przesłanej śledczym opinii pojawia się bardzo poważna sprzeczność. W
jednym miejscu jest mowa o ujawnieniu w próbkach (pobranych z foteli)
fragmentów metalowych pochodzących z samolotu, a w innym, że takich „w
trakcie oględzin nie stwierdzono”. Tę sprzeczność trzeba wyjaśnić.
Jeszcze większy niepokój może budzić stwierdzenie obecności „drobin w
kształcie sferycznym”, czyli po prostu kulek, w badanym materiale, na
czym biegli nie skupili się wystarczająco.
Biegli będą musieli odnieść się do wielu tez w konkluzjach ich opinii
wykluczającej wybuch podczas ostatniej fazy lotu Tu-154M. Prokurator
oczekuje „wypowiedzenia się co do obecności śladów wybuchu
przestrzennego, mogącego mieć miejsce w elementach płatowca innych niż
kadłub bądź poza płatowcem” oraz uwzględnienia materiału dowodowego
pochodzącego z pierwszych dni po katastrofie obrazujących
„umiejscowienie szczątków samolotu i ślady jego niszczenia”. Biegli
muszą też podać, jak oszacowali prędkość samolotu w chwili uderzenia w
ziemię, która jest używana w ich opinii.
Inne zastrzeżenia dotyczą dokładności badań próbek z gleby,
niejasnych zmian zastosowanych metod badawczych, niedokładnego opisu
czynności biegłych w laboratorium. W sprawozdaniu (opinii) nie ma
wyjaśnień wszystkich dołączonych fotografii, tablic, rysunków itd. Nie
wyjaśniono specjalistycznych pojęć jak „strefa kruszenia”, „strefa
bliskiego oddziaływania”, „strefa burząca”, „strefa kruszności”, „fala
uderzeniowa propagująca”.
Na udzielenie wyjaśnień policyjni specjaliści mają czas do końca
marca. Tymczasem prokuratorzy zapoznają się z nadesłaną 17 stycznia
opinią dotyczącą próbek ze smoleńskiej brzozy pobranych w Moskwie rok
temu. Ich części zawierające miejsce złamania (ścięcia) zostały odcięte i
przewiezione do laboratorium Komitetu Śledczego, gdzie wykonano w
obecności polskich specjalistów ich oględziny i silikonowe kopie.
Okazało się wówczas, że w pniu jest wiele części metalowych oraz lakieru
koloru białego i czerwonego. Śledczy pojechali wówczas do Smoleńska po
materiał porównawczy ze skrzydła Tu-154M nr 101. Biegli mają stwierdzić,
czy metal znaleziony w brzozie na działce mieszkańca Smoleńska Nikołaja
Bodina pochodzi z polskiego samolotu. Wyniki mamy poznać w kwietniu,
gdyż prokuratura łączy sprawę brzozy z badaniami na obecność materiałów
wybuchowych.
Ostateczna opinia w tej sprawie mogłaby rozwiązać jeden z
największych sporów dotyczących przebiegu katastrofy, mianowicie fakt
zderzenia samolotu z drzewem. Jeżeli opiłki pochodzą z samolotu
(konkretnie lewego skrzydła), to coraz bardziej pewna staje się wersja o
uderzeniu skrzydła w brzozę. Jeśli są to części znajdujące się we
wnętrzu skrzydła, to uprawdopodabniałoby to tezę o złamaniu go podczas
zderzenia.
Piotr Falkowski
Biegli na półmetku
Polscy biegli zgrali w Moskwie połowę zawartości czarnej skrzynki tupolewa. Kopii będzie kilka – DOWIEDZIAŁ SIĘ „NASZ DZIENNIK”
Kopiowanie czarnej skrzynki odbywa się w
pomieszczeniach Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej. – Na
odpowiednim sprzęcie następuje odczyt analogowy taśmy z samolotu nr 101,
a potem – zapis cyfrowy. Ten zapis, zdaniem biegłych, będzie bardziej
czytelny – tłumaczy Kopczyk.
Na podstawie cyfrowej kopii nagrań zostanie sporządzona nowa
transkrypcja zapisu dźwiękowego z rejestratora MARS-BM, materiał
zostanie dołączony do akt śledztwa smoleńskiego. Czynności biegłych mają
się zakończyć 28lutego br. Ich powrót do kraju jest przewidziany na 1
marca. Prokuratura dysponuje już opinią fonoskopijną Instytutu Ekspertyz
Sądowych im. prof. dr. Jana Sehna w Krakowie „w zakresie odczytania
cyfrowej kopii zapisu z rejestratora fonicznego CVR”, śledczy otrzymali
ją w grudniu 2011 roku. Na taśmie biegli wyodrębnili wtedy 17 głosów,
jednak nie wszystkie zostały zidentyfikowane. Wśród tych, które
zidentyfikowano, nie było głosu ówczesnego dowódcy Sił Powietrznych gen.
Andrzeja Błasika. Okazało się jednak, że wykonana w maju 2011 r. kopia
czarnej skrzynki jest słabej jakości, co nie pozwoliło odczytać całości
zapisu –nie zidentyfikowano autorów wszystkich wypowiedzi z kokpitu
Tu-154M lecącego do Smoleńska. Było to niemożliwe z powodu wysokiego
poziomu szumów, tła i zakłóceń, a także zbierania dźwięków przez trzy
mikrofony. – analizy opinii Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie
wynika, że biegli nie zidentyfikowali części zarejestrowanych na
nagraniu wypowiedzi.
Powodem takiego stanu rzeczy jest stosunkowo niska jakość dowodowego
nagrania –wskazuje prokuratura. Teraz śledczy liczą, że przy użyciu
lepszego sprzętu uda się uzyskać lepszą kopię nagrań. Z wnioskiem do
strony rosyjskiej o możliwość uzupełniających oględzin nośnika
magnetycznego oraz ponownego skopiowania jego zapisu prokuratura
wystąpiła na początku grudnia ubiegłego roku. Wcześniej, bo w lipcu 2013
r., do prokuratorskiego zespołu biegłych dołączył Andrzej Artymowicz,
biegły z zakresu przetwarzania dźwięku. Na jego rolę w grupie ekspertów
może wskazywać uzasadnienie jego nominacji na wniosek szefa zespołu,
któremu chodziło o uzupełnienie składu o „specjalistę posiadającego
wiadomości specjalne z zakresu przetwarzania zapisu dźwięku z
analogowego na cyfrowy”.
Sceptycznie do działań prokuratury podchodzą pełnomocnicy rodzin ofiar.
– Polscy biegli powinni pracować na oryginałach, a nie na materiałach
kopiowanych w Rosji. Tylko to rozwiałoby wszelkie wątpliwości. Nie
wyobrażam sobie, by mogło być inaczej, by biegli poprzestali tylko na
badaniu kopii. Moim zdaniem, przekreśla to możliwość zamknięcia śledztwa
– podkreśla mec. Bartosz Kownacki. Ułatwieniem w takim wypadku byłoby,
gdyby czarne skrzynki znalazły się w kraju. Pytanie tylko, kiedy i czy w
ogóle tak się stanie. Z dotychczasowych deklaracji strony rosyjskiej
wynika, że na pewno nie można na to liczyć przed zamknięciem rosyjskiego
śledztwa w sprawie katastrofy. Polskie dochodzenie przedłużono do 10
kwietnia tego roku.
Anna Ambroziak
Kukułcze jajo w zespole
Włączenie do grupy biegłych płk. rez. Roberta Latkowskiego może skutkować podważeniem całej opinii zespołu
Przemysł
pogardy za setki tysięcy złotych z państwowych pieniędzy. Poznań
dofinansowuje skandaliczny spektakl Raczaka "Spisek smoleński"
Trudno mi było znieść ten moment, gdy klęska i tragedia zaczęły się
przeradzać w polowanie z nagonką, a słowa zaczęły przypominać
szczekanie gończych psów. (...) Kiedy zobaczyłem w sejmie Antoniego
Macierewicza z puszką i pękającą parówką, włączyłem komputer - mówi
reżyser.
Duńska prasa: brzoza nie mogła być przyczyną katastrofy smoleńskiej
Duńskie czasopismo "Ingeniøren"
opublikowało dziś artykuł autorstwa inż. Glenna Jørgensena,
który dowodzi, że brzoza nie mogła być przyczyną katastrofy w
Smoleńsku. O sprawie napisał portal niezalezna.pl, a pełną treść
tekstu na swojej stronie internetowej zamieścił zespół
parlamentarny ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Za sprawą dzisiejszej publikacji w
"Ingeniøren", temat wraca. "Jego praca spowodowała wielkie poruszenie,
gdyż wyniki popierają hipotezę, że katastrofa nie była zwykłym
wypadkiem, ale zamachem" – czytamy w artykule.
Naukowiec sam nie wyjaśnia przyczyn katastrofy,
przekonuje jedynie, że te podawane dotychczas nie są prawdziwe. Zamachu
nie wyklucza.
- Jeżeli ja miałbym za zadanie dokonać ataku na
samolot tak, aby wyglądał jak najzwyklejszy wypadek, to użyłbym ładunków
wybuchowych na niskiej wysokości – mówi w rozmowie z "Ingeniøren"
Jørgensen.
"Wielu Polaków podejrzewa, że odpowiedzialność
Rosji za ten wypadek jest znacznie większa. Takie spojrzenie jest
również podzielane przez prof. Wiesława Biniendę z Uniwersytetu w Akron
USA, który jest redaktorem naczelnym lotniczego pisma naukowego »Journal
of Aerospace Engineering«. Jego obliczenia pokazały, że gdyby doszło do
kontaktu lewego skrzydła z brzozą, to skrzydło przecięłoby brzozę jak
nóż, a uszkodzenie skrzydła byłoby nieznaczne. Jego obliczenia pokazały
również, że gdyby nawet końcówka skrzydła urwała się na wysokości 5
metrów, to musiałaby ona uderzyć w ziemię 12 metrów dalej. W
rzeczywistości końcówka skrzydła została znaleziona 111 metrów za
brzozą" – czytamy w artykule.
Mimo uzyskanej odpowiedzi, rozczarowania nie
krył prof. Kowaleczko. Jak przekonywał, nowa praca Duńczyka również
"rodziła szereg dodatkowych pytań", a nowe obliczenia nie skłoniły
autora do refleksji nad poprawnością pierwotnie wyciągniętych wniosków.
Tym razem role, jak informuje niezalezna.pl, się
odwróciły. To duńska gazeta "Ingeniøren" wysłała pytania do prof.
Kowaleczki; polski naukowiec jeszcze nie odniósł się do najnowszych
ustaleń Jørgensena.
Operacja DOSŁUCH
Biegli jeszcze raz odsłuchają nagrania z czarnej skrzynki rządowego Tu-154M
Wielokanałowy konwerter analogowo-cyfrowy,
studyjny interfejs firmy Roland – to urządzenie użyte przez biegłych do
skopiowania zapisu nośnika magnetycznego z rejestratora głosowego
Tu-154M – ustalił „Nasz Dziennik”.
Każdy z czterech kanałów skrzynki ma zostać odsłuchany odrębnie.
Konwerter biegli przywieźli ze sobą do Moskwy. Śledczy liczą, że przy
jego użyciu uda się uzyskać lepszą kopię nagrań. Jak tłumaczy ppłk
Karol Kopczyk, główny referent śledztwa smoleńskiego, czynności, które
od ponad tygodnia wykonują polscy biegli, polegają na wykonaniu kopii
cyfrowej z zapisu analogowego. Kopiowanie czarnej skrzynki odbywa się za
pomocą metody „polegającej na wykorzystaniu profesjonalnych procedur
kalibracji i optymalizacji zapisu studyjnego wielośladowego sprzętu
nagraniowego wykorzystującego bardzo wysokie parametry konwersji
analogowo-cyfrowej, koniecznej do uzyskania możliwie najlepszej jakości
dowodowego nagrania”.
Konwerter jest podłączony do magnetofonu typu MARS-NW. To urządzenie
produkcji rosyjskiej. Za jego pomocą biegli odtwarzają oryginalny zapis z
taśmy, który w tym samy czasie jest digitalizowany przez konwerter
analogowo-cyfrowy. Nagranie jest zapisywane na dysku komputerowym.
Prokurator Kopczyk zapewnia, że sprzęt został sprawdzony pod kątem
technicznym, a z czynności sporządzono odrębny protokół. Tak samo jak z
przygotowania taśmy do odtwarzania i nagrywania.
Przed rozpoczęciem kopiowania biegli użyli przywiezionej ze sobą tzw.
taśmy testowej (zawiera sygnały, które diagnozują stan techniczny
magnetofonu). Magnetofon MARS-NW był już wcześniej używany przez
polskich specjalistów podczas badania rejestratorów pokładowych w
Moskwie w czerwcu 2011 roku. W badaniu uczestniczyli wtedy prokurator
wojskowy, biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie i z zakresu
badania pokładowych rejestratorów parametrycznych. Wykonana w 2011 r.
kopia czarnej skrzynki okazała się jednak słabej jakości, co nie
pozwoliło odczytać całości. Było to niemożliwe z powodu wysokiego
poziomu szumów, tła i zakłóceń, a także zbierania dźwięków przez 3
mikrofony. Śledczy liczą, że przy użyciu lepszego sprzętu uda się
uzyskać lepszą kopię.
– Konwerter analogowo-cyfrowy, studyjny interfejs firmy Roland to
sprzęt z tzw. wyższej półki. Nie ma bowiem czegoś takiego jak stricte
sprzęt fonoskopijny, jeśli chodzi o rejestrację czy odsłuch, to
korzystamy zwykle właśnie ze sprzętu pierwotnie przeznaczonego i
wykorzystywanego w muzyce – mówi Bogdan Rozborski, ekspert z zakresu
fonoskopii. – Pytanie tylko, dlaczego tego typu sprzętu nie zastosowano
wcześniej przy kopiowaniu nagrań z czarnej skrzynki? Czyżby w tak
krótkim czasie technika poszła aż tak bardzo do przodu? – zastanawia się
mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik części rodzin ofiar.
Pytany o to ppłk Karol Kopczyk odpowiada, że na konieczność wykonania
kolejnej kopii wskazał biegły. A konkretnie – jak ustalił „Nasz
Dziennik” – Andrzej Artymowicz, biegły z zakresu przetwarzania dźwięku z
zapisu analogowego na cyfrowy, brat Pawła Artymowicza, znanego oponenta
parlamentarnego zespołu smoleńskiego. To on zasugerował zastosowanie
określonego typu konwertera.
– Biegli poszukiwali możliwości wykonania lepszej kopii. Ustalili, że
takie możliwości są, i chcieli je wykorzystać – podkreśla Kopczyk.
Tyle że wielokanałowe konwertery (szesnastokanałowe i więcej) są
dostępne na rynku od co najmniej 20 lat, stosuje się je do
digitalizowania wielościeżkowych taśm studyjnych. Była więc możliwość
skorzystania z tego sprzętu i przed trzema laty. Nasuwa się więc
automatycznie pytanie o kwalifikacje ekspertów IES, którzy wcześniej
kopiowali skrzynkę. Czy nowa kopia zniweluje braki poprzedniej, pozwoli
na odczytanie dotąd niejasnych fraz i przypisanie ich konkretnym osobom?
Zdaniem prokuratora, jest jeszcze za wcześnie, by o tym mówić, sprawa
wyjaśni się, kiedy biegli odsłuchają nagrania.
– W chwili obecnej podawanie jakichkolwiek informacji byłoby czystą
spekulacją – ucina ppłk Karol Kopczyk. Tak więc na opinie biegłych
trzeba będzie zaczekać. Jak długo? Jeszcze nie wiadomo. Opinia
fonoskopijna IES w zakresie odczytu cyfrowej kopii zapisu z rejestratora
fonicznego CVR (ang. cocpit voice recorder) MARS-BM trafiła do
prokuratury w grudniu 2011 r., pół roku po skopiowaniu nagrań.
Rosjanie nagrywają
Kopiowanie nagrań odbywa się w pomieszczeniach Komitetu Śledczego
Federacji Rosyjskiej, ale nie w pomieszczeniu dźwiękoszczelnym. Biegli
uznali, że nie wpłynie to na jakość nagrania. Docelowo ma zostać
wykonanych siedem kopii zapisu. W czynnościach uczestniczą Rosjanie.
Wszystko jest nagrywane przy użyciu 3 kamer cyfrowych. Zapis z tych
nośników, jak również kopie nagrań będą dostępne dla obu stron, polskiej
i rosyjskiej. Polska grupa przebywa w Moskwie od ponad tygodnia.
Biegli mają zakończyć prace dzisiaj. W sobotę wracają do kraju.
Nośniki z nagraniem najpierw zostaną przekazane Prokuraturze Generalnej
Federacji Rosyjskiej, stamtąd – polskiej Prokuraturze Generalnej, by w
końcu trafić do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Wtedy zajmą
się nimi biegli. To typowa ścieżka przekazywania materiałów zebranych
przez polskich biegłych na terenie Federacji Rosyjskiej – wyjątek
stanowiło przekazanie próbek z wraku tupolewa: te zostały przekazane
bezpośrednio polskim śledczym. Na podstawie nowych kopii zostanie
sporządzona całkiem nowa transkrypcja zapisu dźwiękowego z rejestratora
MARS-BM, sporządzą ją ci sami biegli, którzy uczestniczą w procesie
kopiowania nagrań, materiał zostanie dołączony do akt śledztwa
smoleńskiego.
Cztery kanały osobno
Rosyjski katastroficzny rejestrator głosu MARS-BM składa się z dwóch
szpul na taśmę, modułu głowic kasująco-nagrywających i obudowy
spełniającej wymagania ICAO dotyczące czarnych skrzynek, a więc dużej
odporności na wodę, ogień, temperaturę, przeciążenia i zgniatanie. Do
tego dochodzi blok sterujący ze wzmacniaczami sygnałów. Do pomarańczowej
kapsuły podłącza się przewody z sygnałem pokładowych radiostacji UKF
oraz z 3 zamontowanych w kabinie mikrofonów. Jeszcze inny przewód łączy
rejestrator głosowy z parametrycznym, który co pół minuty dostarcza
zakodowane informacje o upływie czasu.
Taśma w MARS-BM ma 8 ścieżek, równocześnie dokonuje się zapis na
czterech z nich. Na czterech ścieżkach zapisuje się dźwięk z czterech
przetwarzanych przez MARS-BM kanałów dźwiękowych. Pierwsze dwa to obie
radiostacje, trzeci gromadzi sygnał z mikrofonów w kabinie, a czwarty –
taktowanie przez zegar rejestratora FDR. Biegli pracujący w Moskwie
kopiują wszystkie cztery kanały.
– Tak by każdą ścieżkę można było odsłuchiwać osobno – wyjaśnia ppłk
Kopczyk. Zdaniem Rozborskiego, to bardzo istotna kwestia. – Ścieżki nie
mogą się na siebie nakładać. Musi być możliwość ich śledzenia każdej z
osobna. Dopiero wtedy, kiedy dokładnie się je pozna, każdą oddzielnie,
można je synchronizować – ocenia ekspert.
Z tekstu transkrypcji sporządzonej przez ekspertów krakowskiego
Instytutu Ekspertyz Sądowych wynika, że wyseparowano ścieżkę radiową od
nagrania rozmów w kokpicie. Jednak nie oddzielono od siebie wypowiedzi z
kabiny od tła akustycznego, czyli od wszelkich innych odgłosów, jak np.
przełączanie pewnych urządzeń samolotu (m.in. przełącznika włączania i
wyłączania reflektorów). Tego, zdaniem ekspertów, być nie powinno.
– A czasami wszystkie te niuanse akustyczne są bardziej wymowne niż
słowa, jednoznacznie opisują sytuację, jaka ma miejsce w kabinie.
Tymczasem akustykę potraktowano w tej transkrypcji po macoszemu,
szczególnie jeśli chodzi o ostatnie sekundy nagrania – zaznacza
Rozborski.
Anna Ambroziak
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
13. Ból głowy
ależ oni mają szczęscie...
kolejny raz Historia przykrywa chwilowo ich "niechlujstwo"UKRAINA
Ukraina...i nieszczęscia jakie tam się dzieją...a ja zaczynam nabierać pewności,ze to nie nieNiechlujstwo śledczych,lecz cały ciąg działań wcześniejszych na skutek których ,nad Smoleńskiem
poległ Urzędujący Prezydent Polski i 95 Polek i Polaków...tych najważniejszych dla Kraju...
gość z drogi
14. Ukłony dla Naszego Dziennika,ktory od samego początku Polskiego
Dramatu,jest Obecny w tej sprawie...bez względu na szykany i nagonkę na Niego
gość z drogi
15. PISF odrzucił wniosek o
PISF odrzucił wniosek o dofinansowanie produkcji filmu "Smoleńsk"
Za odrzuceniem wniosku opowiedzieli się Anna Kazejak-Dawid,
Sławomir Fabicki, Jerzy Skolimowski, Jerzy Stuhr oraz Grzegorz Łoszewski
(reprezentujący Roberta Glińskiego). Za dofinansowaniem produkcji filmu
"Smoleńsk" opowiedział się Sylwester Chęciński.
"Czy Raczak oszalał?" "Smoleńskie rytuały" na deskach teatru
spektaklu "Spisek smoleński". Jego autorem jest Lech Raczak,
współtwórca...
czytaj dalej ». Jego autorem jest
Lech Raczak, współtwórca Teatru Ósmego Dnia i były dyrektor artystyczny
Malta Festiwal. - Kiedy zobaczyłem, jak wokół teorii wybuchu Antoni
Macierewicz w Sejmie zgniata puszki i gotuje parówki, pomyślałem, że
trzeba na to odpowiedzieć - wyjaśnia reżyser.
W spektaklu zaprezentowano kilka teorii
na temat przyczyn katastrofy samolotu TU-154 M pod Smoleńskiem 10
kwietnia 2010 roku. Spektakl jest współfinansowany przez miasto Poznań,
które przekazało Fundacji Orbis Tertius grant na przygotowanie sześciu
przedstawień w okresie trzech lat. "Spisek smoleński" jest pierwszym z
nich.
"O,
zobacz, ten, taki mały, jak stare dziecko, karzeł albo mu nogi ucięło
czy co" – jak za publiczne pieniądze kpi się z ofiar 10/04
„Trwający półtorej godziny zbiór kłamstw, ohydnego szyderstwa z
ofiar, prostackiego wykorzystywania emocji związanych z katastrofą
smoleńską. Żenujące przedstawienie z udziałem klakierów" - pisze "GPC" o
spektaklu Lecha Raczaka.
"Smoleńsk" Krauzego bez dofinansowania PISF. Powód: wady warsztatowe
prezydenckiego samolotu z 2010 r. złożyli wniosek o państwową dotację w
Polskim...
czytaj dalej »
się w sposób bardzo przewidywalny” – napisano w oświadczeniu, które
tłumaczy odmowę przyznania dotacji dla filmu o katastrofie smoleńskiej
przez Państwowy Instytut Sztuki Filmowej. Negatywną opinie wydała
komisja ekspertów – informuje Polskie Radio.
W skład komisji weszli: Jerzy Stuhr, Jerzy Skolimowski, Grzegorz
Łoszewski, Anna Kazejak, Sławomir Fabicki. Swoją decyzję uzasadniają
w następujący sposób: „Przez cały czas jest to fabularyzowana
publicystyka, która tonie w dialogach i monologach. Przeciwstawne racje
nie ścierają się, tylko są ilustrowane kolejnymi tezami. To nie pozwala
na rozwój postaci, które są jednowymiarowe. W samej historii brakuje
wyraźnych zwrotów akcji i dramaturgicznej kulminacji.” Komisja zgłosiła też zastrzeżenia do postaci głównej bohaterki, którą
jest dziennikarka. Członkowie zespołu określili ją mianem „postaci
papierowej”.
Dalej w opinii można przeczytać: „Rażą patetyczne
dialogi i deklaratywne monologi wygłaszane ex cathedra. Szkoda, że nie
mamy do czynienia z filmem o katastrofie smoleńskiej, tylko z apologią
jednej postawy wobec tej katastrofy. Ta jednowymiarowość opowiadania
ma wiele przejawów - w scenariuszu racji nie ma tylko jedna strona.
Dobre postacie są nieskazitelne i można je skojarzyć z żyjącymi osobami
- rodzinami ofiar katastrofy, a zło pozostaje anonimowe”.
Na koniec członkowie komisji stwierdzili, że to początek drogi
do realizacji filmu o katastrofie smoleńskiej, „a przed autorami jeszcze
wiele pracy nad scenariuszem”.
Kuriozalne
uzasadnienie decyzji PISF ws. filmu "Smoleńsk". Dotacji nie będzie, bo
"historia jest przewidywalna" i nie ma "zwrotów akcji"
"Zupełnie niezrozumiałą dla liderów komisji" okazała się końcowa
scena, w której w Lesie Katyńskim spotykają się duchy pomordowanych
oficerów Wojska Polskiego i śp. Prezydenta oraz ofiar katastrofy z 10
kwietnia 2010 roku.
"Eksperci" PISF w kuriozalnym oświadczeniu zaznaczają, że film na
"tak ważny i bolesny temat dla wszystkich Polaków powinien powstać", ale
w ich opinii scenariusz filmu Krauzego "ma wiele warsztatowych wad".
Zastanawiające. O jakie wady chodzi?
- ubolewają eksperci.
Nie wiemy, czy to oznacza, że oczekiwano happy endu, bo eksperci PISF piszą też o "braku zwrotów akcji". Komisji instytutu nie podoba się również styl zasłużonego i cenionego reżysera.
- czytamy w uzasadnieniu.
Oczywiście moglibyśmy się pastwić: wymieniać filmy, które PISF
zaakceptował bez mrugnięcia okiem. Z "Pokłosiem", "Wyjazdem
integracyjnym" i całą stertą szrotu. Ale idźmy dalej.
"Zupełnie niezrozumiałą dla liderów komisji" okazała się
końcowa scena, w której w Lesie Katyńskim spotykają się duchy
pomordowanych oficerów Wojska Polskiego i śp. Prezydenta oraz ofiar
katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. Jakoś nie dziwi ten "brak zrozumienia". Komisja przekonuje, że to niedopuszczalny zabieg artystyczny.
- czytamy.
Na koniec eksperci wyrażają nadzieję, że "to nie koniec prac nad scenariuszem", jednak autorów czeka "wiele pracy". Kuriozalne oświadczenie, nazwane "uzasadnieniem" nie dziwi. Mogliście
jednak, drodzy panie i panowie, z Jerzym Stuhrem na czele, od razu
powiedzieć jasno i otwarcie: pieniędzy na "Smoleńsk" nie będzie, bo to
temat niebezpieczny. Reżyser niebezpieczny. Bohater filmu niebezpieczny.
Redbad
Klijnstra: Odmowa finansowania filmu "Smoleńsk" to decyzja polityczna.
To się wpisuje w szerszą perspektywę zacierania przeszłości...
"W tej chwili, tak jak w PRL-u, trzeba mówić że się jest przeciw
Smoleńskowi i to tak głośno, żeby władza usłyszała, żeby zapewnić sobie
prasę".
Koteria
Stuhra i Machulskiego, PISF na sznurku ITI?! Kilka spiskowych pytań o
działalność Instytutu. Decyzja ws. "Smoleńska" wskazuje, że nie jesteśmy
do końca u siebie
Czy spółki jak ITI, dysponujące tak dużymi pieniędzmi i de facto
pozwalające żyć PISF, mogły wpłynąć, choćby biernie, na decyzję komisji
eksperckiej ws. "Smoleńska"? Spiskowe pytanie..
Prokuratura
zajmie się skandalicznym spektaklem "Spisek smoleński". Do śledczych
trafiło pismo z zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa.
"Zadaniem prezydenta Ryszarda Grobelnego jest między innymi
promocja sztuki oraz tworzenie i upowszechnianie dóbr kultury na terenie
miasta Poznania. Zamiast tego prezydent Grobelny z publicznej kasy
przeznaczył wieloletnie dofinansowanie na pseudoartystyczne oraz
antypolskie projekty reżysera Lecha Raczka - 220 tys. zł rocznie".
"Smoleńsk"
bez dotacji PISF. Bromski: "Przecież się nie pali, film może powstać
później". Wolski: "Nie wyobrażam sobie, żeby Wajda przedstawił projekt
nieprzyjęty przez PISF"
"Osoba Antoniego Krauzego jako reżysera wystarczająco uwiarygadnia
ten projekt. (...) Poza tym zarzuty, które pan przytoczył, można
postawić np. filmowi "Pokłosie" - to absolutnie czarno-biały świat".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
16. Prokuratura wojskowa: Biegli
Prokuratura wojskowa: Biegli zakończyli kopiowanie nagrań z Tu-154M
Grupa złożona z prokuratora i trzech biegłych pojechała do Moskwy,
aby ponownie skopiować nagrania z rejestratora rozmów w kokpicie
Tu-154M.Grupa złożona z prokuratora i trzech
biegłych pojechała do Moskwy, aby ponownie skopiować nagrania z
rejestratora rozmów w kokpicie Tu-154M. Swoje prace rozpoczęła 17
lutego. Jak informowała w połowie lutego Naczelna Prokuratura Wojskowa, biegli liczą, że przy użyciu nowej metodologii i sprzętu uda się dokonać skuteczniejszego odsłuchu zapisu tzw. czarnej skrzynki.Cel naszego wyjazdu został zrealizowany
- powiedział prok. Kopczyk. Dodał, że uzyskany materiał dowodowy trafi
do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie drogą oficjalną za
pośrednictwem prokuratur generalnych obu krajów. Biegli mają wrócić do
kraju w sobotę.Prokuratura wojskowa dysponuje już opinią
dotyczącą zapisu czarnej skrzynki Tu-154M rozbitego pod Smoleńskiem,
która została wydana w grudniu 2011 r. przez Instytut Ekspertyz Sądowych
w Krakowie (IES). Z analizy opinii krakowskiego instytutu wynika,
że biegli nie zidentyfikowali części zarejestrowanych na nagraniu
wypowiedzi. Powodem takiego stanu rzeczy jest stosunkowo niska jakość
dowodowego nagrania - wskazywała prokuratura.Dlatego ostatnie czynności prokuratora wojskowego i biegłych w Moskwie - jak wyjaśniała NPW - przyczynić się mogą do przeprowadzenia skuteczniejszego odsłuchu zapisu dźwiękowego z rejestratora MARS-BM samolotu Tu-154M.Wniosek w sprawie ponownego skopiowania
zapisu czarnej skrzynki WPO w Warszawie, prowadząca śledztwo dotyczące
katastrofy smoleńskiej, wysłała do Rosji na początku grudnia zeszłego
roku. Czynności w Rosji wykonywane były na potrzeby zespołu biegłych
przygotowującego zlecone jeszcze latem 2011 r. całościowe opracowanie
dotyczące tragicznego lotu z 10 kwietnia 2010 r.NPW zastrzegała równocześnie, że sporządzenie nowej kopii nie zmienia faktu, iż opinia wykonana przez IES w 2011 r. jest w aktach śledztwa i jest materiałem dowodowym.
Stenogram odczytanych wtedy przez krakowski instytut wypowiedzi z
kokpitu Tu-154M został ujawniony na początku 2012 r. przez prokuraturę
wojskową i znajduje się na stronie internetowej NPW.Śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej
obecnie jest przedłużone do 10 kwietnia tego roku. Prokuratura
informowała niedawno, że do końca marca ma otrzymać m.in. opinię
dotyczącą zapisów rozmów z wieży smoleńskiego lotniska. W tym samym
terminie ma być gotowa inna opinia w sprawie nagrania z samolotu Jak-40,
który lądował w Smoleńsku krótko przed katastrofą Tu-154M.Polska prokuratura wciąż czeka na
przekazanie znajdujących się w Rosji szczątków samolotu i pochodzących z
niego rejestratorów, w tym tego z zapisem rozmów w kokpicie.
Prokuratura rosyjska wielokrotnie informowała, że przekazanie takie
będzie możliwe dopiero po zakończeniu rosyjskiego postępowania w sprawie
katastrofy w Smoleńsku.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
17. Smoleńsk nie dostał dotacji,bo ma wady warsztatowe,ale Gliński
dostał,mimo "konfabulowania " na temat książki'Kamienie na szaniec"
pokrętne to myślenie...
gość z drogi
18. Prof. Nowaczyk: "nie jestem
Prof.
Nowaczyk: "nie jestem już pracownikiem Uniwersytetu w Maryland. Nagonka
trwała od pierwszego wystąpienia przed zespołem smoleńskim”.
„W wojnie wytoczonej przez media środowisku nauk technicznych
każdy chwyt jest dozwolony. Ze strony dużej części naukowców w Polsce, a
szczególnie ich oficjalnych przedstawicieli, taki stan rzeczy jest
najczęściej milcząco aprobowany”.
Sprawą zaniedbań śledczych po tragedii smoleńskiej zajmie się Sąd Najwyższy. Prokuratorzy odpowiedzą za swoje błędy?
Sprawę skierował do SN płk Rafał Korkus, zastępca prezesa Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie. Decyzja zapadła 19 lutego.
Sąd nad Parulskim
NASZ DZIENNIK ujawnia: Sąd Najwyższy zbada zażalenie na umorzenie sprawy prokuratorów, którzy pracowali w Rosji
Operacja DOMIAR
Ekipa specjalistów pracuje w Smoleńsku nad dokładnym pomiarem położenia brzozy
Ekipa złożona z dwóch polskich fizyków i geodety pracuje w Smoleńsku nad dokładnym pomiarem położenia brzozy, która miała spowodować oderwanie części lewego skrzydła tupolewa.
Ustalenia rosyjskiego MAK i komisji Jerzego Millera od początku
kwestionują eksperci zespołu parlamentarnego. Według ich obliczeń,
opartych głównie na zapisach komputerów pokładowych wyprodukowanych w
USA (FMS i TAWS), trajektoria lotu wyglądała inaczej.
Profesor Wiesław Binienda wykonał symulacje kwestionujące możliwość
złamania skrzydła przy uderzeniu w brzozę. Zespół parlamentarny
twierdzi, że samolot przeleciał nawet 20 metrów nad brzozą, a urwanie
fragmentu skrzydła nastąpiło z innego powodu (powiedzmy eksplozji).
Mocnym argumentem za tymi hipotezami byłoby potwierdzenie analizy
zaprezentowanej w październiku ub.r. na konferencji smoleńskiej przez
prof. Chrisa Cieszewskiego z Uniwersytetu Georgii (USA). Według niego,
na zdjęciu satelitarnym rejonu podejścia do lądowania wykonanego przez
firmę Digital Globe 5 kwietnia 2010 r. brzoza była już złamana.
Przemawiające za tym wywody są dość skomplikowane, ciężko je przyjąć
inaczej, niż ufając profesjonalizmowi Cieszewskiego, który naukowo
zajmuje się badaniami lasów metodami satelitarnymi.
Jednak zarówno przedstawiciele byłej komisji Millera (tzw. zespołu
Laska), jak i wiele osób, które były w Smoleńsku i pamiętają położenie
brzozy, kwestionowało jej pozycję podaną przez amerykańskiego naukowca.
Miał on za brzozę wziąć stertę śmieci – twierdził Lasek – albo fragmenty
ogrodzenia działki właściciela terenu Nikołaja Bodina.
Cieszewski poza zdjęciami satelitarnymi posługiwał się fotografiami
brzozy i okolicznego terenu oraz filmem pokazującym teren z lotu ptaka
(nagranym z lotni). Jego błąd mógł polegać na nieuwzględnieniu
deformacji obrazu spowodowanej tym, że film pokazuje teren w
perspektywie, a nie rzucie prostokątnym, jak na mapie.
Wśród autorów analiz korygujących wyniki Cieszewskiego jest prof.
Marek Czachor, fizyk z Politechniki Gdańskiej. Czachor jest autorem
wniosku o grant naukowy na projekt badawczy kompleksowej komputerowej
symulacji lądowania Tu-154M.
W środowisku naukowców związanych z konferencją smoleńską powstał
spór. Część przekonywał Cieszewski, inni przyjmowali argumenty jego
oponentów. Sytuacja stała się tak napięta, że prof. Czachor zrezygnował z
udziału w komitetach konferencji. Ale wątpliwości pozostały.
Część zainteresowanych, głównie fizycy, uznała, że jedynym sposobem
na ustalenie prawdy jest wyjazd do Smoleńska i obliczenie położenia
brzozy przez profesjonalnego geodetę.
– To zupełnie normalny odruch każdego fizyka, że jeśli słyszy o
jakimś zaskakującym wyniku, to chce, żeby został niezależnie
potwierdzony przez inną grupę. Niewątpliwie wynik analizy prof.
Cieszewskiego był jednym z najbardziej zaskakujących wyników
IIKonferencji Smoleńskiej – tłumaczy prof. Andrzej Wiśniewski z
Instytutu Fizyki PAN, jeden ze współorganizatorów konferencji. Tym
bardziej że tylko pozornie chodzi o drobny szczegół na zdjęciu.
Potwierdzenie tezy Cieszewskiego oznaczałoby wywrócenie oficjalnej
wersji przebiegu katastrofy: oderwania skrzydła i wykonania przez
maszynę półbeczki kończącej się uderzeniem w ziemię w pozycji na
grzbiecie.
– Ten wynik można dość łatwo zweryfikować doświadczalnie. O ile nie
mamy dostępu do wraku czy oryginałów czarnych skrzynek, o tyle brzoza
jest łatwo dostępna. Zamiast analizować zdjęcia, można przyjechać i przy
pomocy stosunkowo prostych pomiarów ustalić jej położenie – dodaje
naukowiec.
– Wciąż nie znamy prawdy o tym, co się stało w Smoleńsku, ale jeśli
chcemy ją poznać, to musimy przede wszystkim wyeliminować błędne tropy, a
skupić się np. na dziwnym zachowaniu samolotu po komendzie „odchodzimy”
– mówi prof. Czachor.
Pomiary geodezyjne prowadzili już na miejscu katastrofy i w rejonie
brzozy w grudniu 2011 r. biegli powołani przez prokuraturę wojskową
prowadzącą śledztwo. Ale są one niedostępne.
Czachor i Wiśniewski postanowili sami pojechać do Smoleńska razem z
wynajętym geodetą. Naukowcy zaprosili „Nasz Dziennik”, by ktoś z
zewnątrz obserwował przebieg pomiarów.
Kilkugodzinne prace terenowe rozpoczęły się w sobotę.
Wykonano kilkadziesiąt bezpośrednich pomiarów, często tę samą
odległość sprawdzano kilkoma metodami. Warunki były trudne, bo po
zimowych roztopach wszystko pokryło się błotem. Niekiedy, z miarką,
trzeba się było przedzierać przez gęste krzewy, w których nie dało się
zastosować dalmierza laserowego, bo jego promień załamywał się na
gałęziach.
W trakcie prac naukowcy wchodzili nawet na dach altanki Bodina. Sam
lekarz smoleńskiego pogotowia przez jakiś czas przyglądał się pracom.
Po powrocie do Polski geodeta będzie musiał opracować wyniki
pomiarów, nanieść je na zdjęcie satelitarne, którego używał Cieszewski, i
napisać raport. Wszystkie pojedyncze wyniki pomiarów zostaną
upublicznione.
Polska ekipa wyznaczyła zarówno odległości między brzozą a różnymi
obiektami w okolicy, jak i wiele innych, co jest potrzebne do ustalenia
skali i deformacji zdjęć satelitarnych. Zmierzono też kilka wysokości
obiektów. Ponieważ satelita podczas wykonywania zdjęć nie znajdował się
dokładnie nad terenem przy Siewiernym, niektóre wyższe obiekty widoczne
są także nieco z boku. Mierząc ich wysokość, można stwierdzić, pod jakim
kątem zrobiono zdjęcie.
Okolice brzozy dziś znacznie różnią się od sytuacji z 10 kwietnia
2010 roku. Na wysokości drzewa, dokładnie w osi pasa startowego,
wybudowano duży, strzeżony, parking.
Rosjanie usunęli większość świateł podejścia dla samolotów. Pomiędzy
progiem pasa a bliższą radiolatarnią pozostał tylko jeden rząd,
najbliższy lotniska. Widać, że planowane są nowe inwestycje – wielka
dziura w ziemi m.in. przy trajektorii samolotu, w rejonie punktu TAWS nr
38, który zespół parlamentarny uważa za kluczowy dla analizy przyczyn
katastrofy.
Pomiary w Smoleńsku były także okazją do odwiedzenia miejsca
katastrofy i poczynienia różnych spostrzeżeń. Ani Czachor, ani
Wiśniewski nigdy tu wcześniej nie byli.
– Dopiero na miejscu widać to, czego nie ma na żadnym zdjęciu czy
zdjęciu satelitarnym. Na przykład, jak wielkie są różnice wysokości w
tym rejonie. Chciałem się też na własne oczy przekonać, jak wyglądał
las, który został wycięty przez tupolewa tuż przed uderzeniem w ziemię.
Według zdjęć satelitarnych samolot zrobił przecinkę w największym
skupisku drzew w okolicy. Na zdjęciach i filmach z miejsca katastrofy
wydaje się, że nie ma drzew. Zawsze słyszeliśmy o tym, że samolot
uderzył w miękki, podmokły grunt. To nieprawda, uderzył w gęsty las, w
którym było bardzo dużo grubych drzew. Na zdjęciu sprzed katastrofy
widać, że tak samo gęsta jest sąsiednia część lasu, ta koło betonowej
drogi, która nie została wycięta, dlatego tak chciałem ją zobaczyć –
mówi Czachor. Fizyk zauważa, że to uderzenie nie było nigdy analizowane.
Samolot uderzył (lecąc na grzbiecie) w ścianę lasu, gdy kadłub był
jeszcze w powietrzu, według Czachora tą częścią, gdzie było napisane
„Rzeczpospolita Polska”.
– Dopiero potem znalazł się na praktycznie otwartej przestrzeni.
Wygląda na to, że samolot zanim uderzył w ziemię, wyciął około setki
drzew, z tego co dziesiąte jest porównywalne z brzozą smoleńską –
zauważa.
Czachor sądzi, że już wtedy pnie mogły rozpruć kadłub.
W tym miejscu po katastrofie było wiele fragmentów poszycia samolotu.
Piotr Falkowski, Smoleńsk
Oto jak państwo zdało egzamin, a zwłaszcza prokuratura
Pierwsze oględziny już półtora roku po katastrofie, pierwsze próbki do badań na trotyl – zaledwie w trzy i pół roku. No brawo…
Dwa miesiące temu zadałem prokuratorowi generalnemu 10 pytań w sprawie śledztwa smoleńskiego.
Odpowiedział mi naczelny prokurator wojskowy Jerzy Artymiak, ale tylko
na niektóre pytania, co do pozostałych zasłonił się tajemnicą śledztwa.
A oto, co mi naczelny prokurator wojskowy odpowiedział na kluczowe pytania, które mu zadałem:
Kiedy zostały przeprowadzone pierwsze procesowe, protokołowane
oględziny miejsca katastrofy, sporządzone przez polskich prokuratorów?
Podkreślam – sporządzone przez polskich prokuratorów, nie chodzi mi o
czynności wykonane w ramach pomocy prawnej przez prokuraturę rosyjską.
Jaką datę nosi protokół tych pierwszych oględzin, przeprowadzonych przez
polskich prokuratorów?
Kiedy zostały przeprowadzone pierwsze procesowe, protokołowane oględziny
wraku samolotu, przeprowadzone przez polskich (podkreślam – polskich)
prokuratorów? Jaka datę nosi protokół tych oględzin? Czy w oględzinach
tych brali udział polscy biegli, a jeśli tak, to jacy?
Kiedy polscy (podkreślam – polscy) prokuratorzy przeprowadzili oględziny
złamanej brzozy, od której wg komisji Millera miała się rozpocząć
destrukcja samolotu? Z jakiej daty jest pierwszy procesowy protokół,
opisujący tę brzozę?
Z odpowiedzi naczelnego prokuratora wojskowego: Oględziny miejsca
zdarzenia, w tym brzozy oraz elementów wraku samolotu Tu-154M nr boczny
101, z udziałem polskich biegłych oraz polskich prokuratorów były
prowadzone wielokrotnie. Pierwsze takie oględziny odbyły się na
przełomie września i października 2011 roku…
Kiedy została przeprowadzona pierwsza sekcja zwłok, wykonywana przez
polskich (podkreślam – polskich) lekarzy, przeprowadzona z udziałem
polskich (podkreślam – polskich) prokuratorów?
Odpowiedź NPW: Pierwsza sekcja zwłok, przeprowadzona przez polskich
lekarzy – po uprzedniej ekshumacji zwłok – z udziałem polskich
prokuratorów, odbyła się w dniu 30 sierpnia 2011 roku…
Czy są już wyniki badań próbek pobranych z foteli samolotu na
ewentualną obecność śladów materiałów wybuchowych? Chodzi tu o próbki, o
których pobraniu prokuratura informowała w październiku 2012 roku,
zabezpieczone w Moskwie, które miały być badane przez polskich
specjalistów, a wyniki badania miały być znane za pół roku. Minęło już
14 miesięcy – co z tymi próbkami i badaniami, Panie Prokuratorze
Generalny? Zostały zbadane, czy nie zostały? I jakie są wyniki tych
badań?
Odpowiedź NPW: W 2012 roku w Moskwie polscy biegli nie zabezpieczali
żadnego materiału na obecność śladów materiałów wybuchowych. Natomiast
materiał z elementów foteli wspomnianego statku powietrznego był
pobierany przez polskich biegłych na przełomie lipca i sierpnia 2013
roku…
Pierwsze oględziny miejsca katastrofy, brzozy i wraku, pierwsza sekcja zwłok – półtora roku po katastrofie.
Próbki na trotyl z foteli – trzy i pół roku po katastrofie… swoją drogą,
o co był w takim razie w 2012 roku cały ten zgiełk po publikacji Gmyza,
że trotylu nie było, a właściwie może był, a może nie był, albo go nie
stwierdzono.
Czego wtedy nie stwierdzono, skoro próbki pobierano dopiero w połowie 2013 roku?
Czepiam się – przecież państwo polskie zdało egzamin, a prokuratura w szczególności…
mec. Janusz Wojciechowski
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
19. Mierzymy, co się da
Mierzymy, co się da
Rozmowa z inż. Dariuszem Szymanowskim, geodetą, odpowiedzialnym za pomiary położenia smoleńskiej brzozy
M.Marek/Nasz Dziennik
Mierzymy, co się da
Z inż. Dariuszem Szymanowskim, geodetą, odpowiedzialnym za pomiary położenia smoleńskiej brzozy, rozmawia Piotr Falkowski
Od jak dawna wykonuje Pan pomiary terenowe?
– Od dwudziestu lat pracuję w zawodzie,
posiadam uprawnienia geodezyjne. Wykonuję pomiary sytuacyjne i
wysokościowe, prowadzę firmę świadczącą usługi geodezyjne. Elementem
pracy geodezyjnej jest również umiejętność uczytelniania zdjęć
lotniczych i satelitarnych. Przez kilka lat uczyłem także w technikum
geodezyjnym.
Wykonywał Pan już kiedyś pomiary związane z takimi szczególnymi miejscami?
– Tak, miałem okazję być z ekipą
Stowarzyszenia Weteranów Polskich Formacji Granicznych w Tynnem na
Ukrainie. Brałem udział w poszukiwaniu mogił żołnierzy Korpusu Ochrony
Pogranicza zamordowanych tam we wrześniu 1939 roku.
Zlecono Panu wykonanie pomiarów w
Smoleńsku, w rejonie lądowania Tu-154M 10 kwietnia 2010 roku. Przywiózł
Pan ze sobą jakieś przyrządy?
– Mam bardzo proste wyposażenie. To
dalmierz laserowy i zwykła taśma miernicza. Po przedstawieniu mi
problemu uznałem, że to wystarczy. Miałem dokonać identyfikacji na
zdjęciu satelitarnym obiektu terenowego – wskazanego przez
zleceniodawców drzewa. Zdecydowałem, że sprzęt podstawowy będzie
zupełnie wystarczający. Gdybym przywiózł i używał ciężkiego sprzętu
specjalistycznego, mogłyby się pojawić trudności prawne. Prace
geodezyjne trzeba zgłaszać w odpowiednim urzędzie, a czasem uzyskać
zezwolenie, tak jest w Polsce i zapewne też w Rosji. W Smoleńsku mogłyby
się pojawić w związku z tym problemy, my zaś chcieliśmy tego uniknąć.
Co było największą trudnością w wykonaniu zlecenia?
– Teren ten jest trudny, mocno zakrzaczony,
zabłocony, z dużymi deniwelacjami. Musieliśmy chodzić po stertach
śmieci. To wszystko sprawiło, że trudno się było tu poruszać. Żeby w
ogóle dało się to wykonać, przyjechaliśmy właśnie wiosną, gdy nie ma już
śniegu, a jeszcze nie wyrosły liście. Oczywiście wykonywaliśmy pomiary
tam, gdzie się dało, to jest przede wszystkim z południowej strony
brzozy, z północnej jest ogrodzona działka, a następnie nowy obiekt,
którego nie ma na zdjęciach satelitarnych z 2010 roku. Te trudności
wpływają na precyzję pomiarów, ale podstawową barierą nie są dane
terenowe, ale ograniczona dokładność zdjęć satelitarnych. Tym niemniej
udało się znaleźć kilka obiektów, które łatwo jest bez wątpliwości
zidentyfikować na zdjęciu satelitarnym i zmierzyć odległość między nimi a
brzozą oraz wykonać szereg pomiarów kontrolnych pozwalających na
wyznaczenie skali zdjęć satelitarnych i jeszcze innych. Dzięki temu
można odłożyć wyznaczone miary na zdjęciu, pełniącym rolę mapy, i
wskazać brzozę.
Widziałem, że wchodził Pan nawet na dach altanki na daczy właściciela tego terenu, Nikołaja Bodina.
– No tak, chciałem wykonać na miejscu jak
najwięcej pomiarów, nawet jeśli nie wszystkie zostaną wykorzystane. Ta
altanka jest widoczna na zdjęciach satelitarnych, postanowiłem więc ją
zmierzyć oraz wyznaczyć odległość od jej charakterystycznych punków do
brzozy. Najprościej było wejść na dach. Na szczęście był akurat
właściciel i nie miał nic przeciwko naszej pracy na jego działce.
Z jaką dokładnością jest Pan w stanie wyznaczyć w oparciu o te pomiary położenie brzozy na zdjęciu satelitarnym?
– Błędy związane z trudną dostępnością
terenu i jego dużą deniwelacją są na tyle nieistotne, że pozwalają na
jednoznaczną identyfikację brzozy na dostarczonym zdjęciu satelitarnym
według mojej oceny z dokładnością do 1,5 metra, co w zupełności
wystarczy do rozstrzygnięcia problemu postawionego przez zleceniodawców.
Mogę powiedzieć, że po przyjechaniu tutaj i zorientowaniu się w terenie
w zasadzie mogłem wskazać brzozę na zdjęciu satelitarnym bez żadnych
pomiarów. A pomiary tylko to wskazanie potwierdziły.
Czy to miejsce ma dla Pana jakieś znaczenie pozaprofesjonalne?
– Kiedy poproszono mnie o przyjazd do
Smoleńska, zgodziłem się chętnie, bo uważam, że kiedy ktoś stara się coś
wyjaśnić w tej sprawie, to trzeba pomóc. Drugim ważnym powodem jest to,
że tu zginął nasz prezydent i elita Narodu. Chciałem tu przyjechać,
uczcić ich pamięć i zapalić znicz. Ponadto traktuję ten wyjazd także
jako pielgrzymkę do Katynia, bo jest okazja, żeby także tam się pojawić,
oddać hołd zamordowanym oficerom, pomodlić się i zapalić lampkę. To
jest miejsce, gdzie, jak sądzę, każdy Polak powinien choć raz być.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Falkowski
Brzoza smoleńska zidentyfikowana. Pomiary geodezyjne potwierdzają lokalizację drzewa na zdjęciu satelitarnym
"Błędy związane z trudną dostępnością terenu i jego dużą
deniwelacją są na tyle nieistotne, że pozwalają na jednoznaczną
identyfikację brzozy na dostarczonym zdjęciu satelitarnym według mojej
oceny z dokładnością do 1,5 metra" - mówi geodeta inż. Dariusz
Szymanowski.
Funkcjonariuszka Kublik i klasa?
Prawo i Sasin, czyli PiS bez klasy
Przeprosi, ale mówił prawdę. Tak Jacek Sasin, poseł PiS i
b. szef Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wywiązuje się z
prawomocnego wyroku...
Agnieszka Kublik
Jak myśli PiS? Interwencja Putina na Ukrainie dowodem na zamach w Smoleńsku
Prezes PiS Jarosław Kaczyński jest zdania, że atak
Putina na Ukrainę może przyczynić się do ujawnienia prawdy o katastrofie
smoleńskiej.
Agnieszka Kublik
Wędrujące
akta 10/04: zażalenie na umorzenie śledztwa ws. niedopełnienia
obowiązków przez prokuratorów po tragedii smoleńskiej rozpatrzy sąd w
Poznaniu
Mec. Pszczółkowski: „Nie mam takiego wrażenia, by skierowanie tej
sprawy do Poznania dawało jakieś nadzwyczajne gwarancje obiektywizmu”
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
20. Współorganizator I i II
Współorganizator I i II Konferencji Smoleńskiej, wykładający na Akademii Górniczo-Hutniczej prof. Piotr Witakowski stracił pracę. Oficjalnym powodem podawanym przez władze uczelni jest osiągnięcie przez naukowca wieku emerytalnego - ujawniła dziś w programie „Zadanie Specjalne” Anita Gargas w TV Republika.
- Profesor Piotr Witakowski właśnie pożegnał się z pracą na Akademii Grórniczo-Hutniczej w Krakowie. Podobno jest w wieku emerytalnym. Co ciekawe przez ostatnie 10 lat nie korzystał on ani razu ze zwolnienia lekarskiego. Najwyraźniej jego doświadczenie nie jest przydatne na uczelni przy kształceniu młodych fizyków – mówiła prowadząca program „Zadanie Specjalne” Anita Gargas.Piotr Witakowski jest profesorem nadzwyczajnym, który do niedawna był pracownikiem naukowym w Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie. Ponadto jest autorem patentów z dziedziny miernictwa, budownictwa i kolejnictwa, publikacji naukowych z zakresu matematyki, fizyki, budownictwa, informatyki i miernictwa.
W 2012 roku został przewodniczącym komitetu organizacyjnego i członkiem prezydium „Komitetu naukowego konferencji poświęconej badaniom katastrofy polskiego Tu-154 w Smoleńsku metodami nauk ścisłych”. Był organizatorem Pierwszej i Drugiej Konferencji Smoleńskiej.
http://niezalezna.pl/53074-dlaczego-prof-piotr-witakowski-wspolorganizat...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
21. 4 lata minęły
Powstanie instytucja nadzorująca całe lotnictwo państwowe
państwowe - było jednym z tematów 56. Konferencji Bezpieczeństwa Lotów.
Doroczna konferencja wojskowego lotnictwa po raz pierwszy odbyła się w
Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych.
Krew Generała się broni
„NASZ DZIENNIK" UJAWNIA: Biegli: We krwi generała Andrzeja Błasika nie było alkoholu
Badania przeprowadzili, a później ekspertyzę z
nich sporządzili biegli krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych.
Analizy toksykologiczne materiału genetycznego pobranego od 21 ofiar
katastrofy przeprowadzono na zlecenie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w
Warszawie, która prowadzi śledztwo smoleńskie.
Opinia biegłych wpłynęła do prokuratury 5 marca. Śledczy nie
ujawniają szczegółów dokumentu. – Tak, dysponujemy tą opinią – przyznaje
kpt. Marcin Maksjan z Biura Prasowego Naczelnego Prokuratora
Wojskowego. – Wypowiemy się w tej sprawie po zapoznaniu się z tym
dokumentem ze strony pełnomocnika pani generałowej – dodaje.
Analizy dotyczyły określenia zawartości alkoholu etylowego i
wyznaczenia zażyciowego stężenia alkoholu etylowego we krwi w chwili
śmierci, stwierdzenia obecności śladów środków odurzających oraz
ustalenia zawartości hemoglobiny tlenkowęglowej. Próbki materiału
biologicznego pobrane z ciał ofiar katastrofy w Moskwie w kwietniu 2010
r., pozostałe po przeprowadzeniu przez Rosjan badań
molekularno-genetycznych, toksykologicznych, gazowo-chromatograficznych i
biologicznych, w sierpniu 2012 r. przekazał polskim prokuratorom
Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej. Materiał został odesłany do
krakowskiego IES. A ten po badaniach wykluczył jakąkolwiek obecność
alkoholu we krwi generała Andrzeja Błasika.
– Tym samym upada rosyjska wersja o pijanym generale Błasiku, która
była ze strony Rosjan zagraniem czysto PR-owskim, chodziło tylko i
wyłącznie o upokorzenie Polaków – komentuje wyniki prac biegłych mecenas
Bartosz Kownacki, pełnomocnik rodziny dowódcy Sił Powietrznych.
Scenariusz o pijanym generale Andrzeju Błasiku i wywieranej przez niego
presji na załogę był podstawą raportu rosyjskiego Międzypaństwowego
Komitetu Lotniczego sporządzonego po katastrofie Tu-154M. W raporcie
Tatiany Anodiny znalazł się zapis, jakoby we krwi generała stwierdzono
obecność 0,6 promila alkoholu etylowego. Drastyczną ekspertyzę
sądowo-lekarską obrażeń dowódcy Sił Powietrznych RP z werystycznym
opisem urazów MAK opublikował na swoich stronach internetowych, w
załączniku do raportu. Dokument ma nazwę „Ekspertyza nr 37 z oględzin
zwłok”. Badanie na zawartość alkoholu we krwi generała Błasika
znajdowało się właśnie w tym dokumencie. Pod nim podpisał się
ekspert-chemik A. Lawreszin. Badanie krwi przeprowadzono 11 kwietnia
2010 r. w Departamencie Ochrony Zdrowia, Biurze Ekspertyz
Medyczno-Sądowych w Moskwie. W dokumencie brakowało informacji, o której
godzinie przeprowadzono badanie. Strona rosyjska nie podała też źródeł
wydanej opinii. Brak także było zapisów wyników metody, którą jakoby
prowadzono badanie krwi, co pozwoliłoby stwierdzić, czy poziom alkoholu
był wysoki, czy niski. Ponadto próbka nie była właściwie zabezpieczona
(nieopieczętowana), co zupełnie podważa jej wiarygodność jako materiału
dowodowego. Brak zabezpieczenia implikował sytuację, że mogłoby dojść do
zamiany próbek – a zważywszy na bałagan, jaki panował choćby przy
identyfikacji ciał ofiar tej katastrofy, wątpliwości te byłyby
całkowicie uzasadnione.
Kwestię domniemanych nacisków ze strony gen. Andrzeja Błasika
podnieśli też polscy eksperci z tzw. komisji Jerzego Millera, tyle że
mówiono tam już nie o presji bezpośredniej, ale o presji pośredniej na
pilotów. Ostrożnie natomiast strona polska odniosła się do kwestii
zawartości alkoholu we krwi generała.
W „Uwagach Rzeczypospolitej Polskiej do projektu Raportu końcowego
MAK z badania wypadku samolotu Tu-154M nr boczny 101” stwierdzono, że o
wynikach badań stężenia alkoholu etylowego we krwi dowódcy Sił
Powietrznych przeprowadzonych przez stronę rosyjską nie można się
wypowiedzieć ze względu na brak dokumentacji źródłowej: nie ma
autoryzowanych wyników badań toksykologicznych oraz informacji, kiedy i
jak zabezpieczono materiał do badania. Eksperci stwierdzili przy tym, że
nie można jednak wykluczyć, iż alkohol wykazany podczas autopsji mógł
mieć pochodzenie endogenne, na skutek wewnętrznych reakcji zachodzących w
organizmie. Warto zaznaczyć, że powstawanie alkoholu w zwłokach in
corpore może być efektem niesterylnych metod pobierania materiału.
Istnieje bowiem wówczas możliwość zanieczyszczenia – kontaminacji próbki
krwi szczepem bakteryjnym o różnym charakterze z rodzaju tlenowców i
beztlenowców, które mogą generować z glukozy zawartej we krwi alkohol
endogenny.
Wątpliwości pozostają?
W świetle ustaleń krakowskich biegłych rodzą się jednak pewne
dodatkowe pytania. A mianowicie, dlaczego próbki, na których prowadzone
były badania m.in. na obecność alkoholu we krwi, zostały przekazane
stronie polskiej dopiero dwa lata po katastrofie? Dlaczego strona
rosyjska zwlekała z ich przekazaniem? Czy materiał był właściwie
zabezpieczony, tak by później można go było poddać podobnym badaniom? No
i wreszcie, dlaczego polska prokuratura zleciła wykonanie badań
ekspertom z Krakowa – chociaż na to najbardziej logiczna odpowiedź
nasuwa się sama – a mianowicie śledczy stwierdzili niewątpliwie, że
badania rosyjskie okazały się po prostu niewiarygodne? I dlatego uznali,
że należy wykonać własne badania.
– Oczywiście zawsze pewne wątpliwości mogą być. Ale w mojej ocenie
bardziej wiarygodne są badania przeprowadzone przez polskich biegłych
niż badania zrobione przez Rosjan, którzy od początku w sprawie
smoleńskiej mataczyli. Wystarczy też przypomnieć sobie całą nagonkę na
generała Błasika po ogłoszeniu raportu MAK, sprawę zamiany ciał ofiar.
Przykłady można by mnożyć. W świetle badań przeprowadzonych w Polsce i
doświadczenia związanego z dotychczasowym działaniem strony rosyjskiej
konkluzja nasuwa się sama: rosyjskie badania krwi generała Błasika były
sfałszowane – wskazuje mec. Bartosz Kownacki.
Anna Ambroziak
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
22. bezdennie durna funkcjonariuszka Kublikowa dała głos
Po ekspertyzie z Instytutu Ekspertyz Sądowych
Macierewicz, Wielki Śledczy Smoleński, w pułapce. Sam ją na siebie zastawił, czyli mu się należało
Chodzi o najnowszą ekspertyzę Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Dotąd Macierewicz ten instytut szanował, kwestionował zaś analizy biegłych z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego przy Komendzie Głównej Policji.
------------------------------
Kublikowa, odszczekaj ze swoimi kolegami funkcjonariuszami z Czerskiej wszystkie kalumie i wiadra pomyj wylewane przez Czerską na gen. Błasika.
O wstydzie nie mówie, bo funkcjonariusz wstydu nie ma.
----------------------
Nawet
"polskie" media pisały: "Czarna owca Tu-154M"... Kto przeprosi Ewę
Błasik, kto oczyści honor polskiego generała? Krótkie przypomnienie
zamętu, jaki zasiała rosyjska propaganda
Co raz już poszło w świat bardzo trudno jest odkręcić po tak
długim czasie. Przez to, że nasz rząd nie zareagował szybko i stanowczo
na kłamstwa wypowiadane przez Anodinę mogliśmy oglądać w prasie
zagranicznej takie nagłówki.
Przykro stwierdzić, ale imię polskiego generała szkalowały
też nasze rodzime gazety. Czy teraz staną na wysokości zadania,
zachowają się z honorem i przyznają do błędu?
Niestety wątpię, że i teraz - gdy czarno na białym są ustalenia
biegłych - znajdą się teraz chętni aby to sprostować. Donald Tusk, który
przecież mówił o "oburzeniu" w związku z rosyjskimi informacjami o
"pijanym Błasiku" nie odniósł się do ustaleń Naczelnej Prokuratury
Wojskowej. Przemilczenie tych to wpisanie się w niszczenie dobrego
imienia nie tylko generała Błasika, ale polskiego wojskowego munduru
zostało przywrócone.
Ewa Błasik dla wPolityce.pl: To dla mnie dobry dzień. Jestem szczęśliwa, ale to jest szczęście przez łzy
„Za nami wiele lat cierpień i upokorzeń, jakich doznawał mój mąż
oraz moja rodzina. Moje dzieci bardzo cierpiały. Ja również, nie
wiedziałam, jak bronić męża przed oskarżeniami”.
WARTO
ZAPAMIĘTAĆ. Kto forsował kłamliwe tezy nt. ś.p. gen. Andrzeja Błasika?
ZOBACZ FILM demaskujący haniebne ataki na szefa Sił Powietrznych
Podczas uroczystości pogrzebowej minister Bogdan Klich obiecał gen.
Andrzejowi Błasikowi, że osobiście będzie bronił jego honoru, jeżeli
ktoś będzie próbował zbrukać jego dobre imię.
Niewiele ponad miesiąc później wobec Dowódcy Sił Zbrojnych rozpętała się medialna kampania oszczerstw. Minister nie zareagował.
Edmund Klich, akredytowany przy MAK jako pierwszy w programie Teraz My w TVN powiedział, że gen. Błasik do końca był w kokpicie i miał wpływ na przebieg zdarzeń, które doprowadziły do katastrofy smoleńskiej.
Po tej wypowiedzi wywiązała się medialna burza.
Szeroko komentował to np. Radosław Sikorski w TOK FM.
Edmund Klich mówił o tym, że jeżeli ktoś staje za nami, kiedy piszemy na komputerze, to może nas to rozpraszać
- cytował Klicha Sikorski.
Jakie są materialne dowody na to, że generał Błasik był w kokpicie?
- pytała Klicha Monika Olejnik w TVN24
Nie widziałem tych materialnych dowodów, ale nie sądzę, aby Rosjanie we wszystkim kłamali
- odpowiedział niewzruszony „ekspert”.
--------------
---------------
Zespół Macierewicza żąda przeprosin dla Ewy Błasik i sprostowania raportu Anodiny
Członkowie zespołu chcą też zaapelować do ministra spraw
zagranicznych, by oficjalnie wystąpił do Rosji o usunięcie
nieprawdziwych informacji na temat polskiego dowódcy z raportu Anodiny.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
23. Tusk o Błasiku: nie musimy
Tusk o Błasiku: nie musimy niczego prostować
nietrzeźwości gen. Andrzeja Błasika, więc niczego po polskiej stronie
nie musimy prostować - powiedział premier Donald Tusk.
najlepszym przypadku niesolidne, jeśli nie coś gorszego - dodał szef
rządu.
Odnosząc się do raportu MAK Tusk przypomniał,
że strona polska w bardzo wielu miejscach nie zgodziła się z raportem
MAK, zaś - polska komisja wysłała w bardzo szybkim trybie dziesiątki
mniej lub bardziej szczegółowych uwag dotyczących niesolidności tego
raportu. - Mogę tylko podtrzymać informację, że nie tylko w tym miejscu,
ale też w wielu innych miejscach polskie ustalenia od samego początku
były inne niż ustalenia rosyjskie - dodał.
- Nie wykluczam, że informacje o nietrzeźwości,
podobnie jak tezy dotyczące stanu lotniska - na które polska strona od
samego początku nie wyrażała zgody i w naszym raporcie mamy inne oceny -
mogły wynikać ze złej woli strony rosyjskiej - ocenił Tusk.
W swym raporcie końcowym MAK wskazał w styczniu
2011 r., że we krwi gen. Błasika wykryto 0,6 promila alkoholu. Oficjalne
stanowisko strony polskiej z 2011 r. wobec raportu MAK głosiło, że nie
można się odnieść do informacji o obecności alkoholu we krwi gen.
Błasika ze względu na "brak dokumentacji źródłowej".
Wdowa po generale nie zgodziła się z ustaleniami
MAK; oceniała, że to "haniebna próba szkalowania pamięci męża". Jej
pełnomocnik mec. Bartosz Kownacki wniósł o weryfikację twierdzeń MAK i
zbadanie sprawy rzekomej zawartości alkoholu we krwi Błasika. Opinię
biegłych w tej sprawie wojskowi prokuratorzy otrzymali na początku
marca.
Tusk do Macierewicza: Strona polska nie musi niczego prostować ws. gen. Błasika
Polska komisja i polska prokuratura nigdy nie zgodziły się z tezą o nietrzeźwości gen. Andrzeja Błasika, więc niczego po polskiej stronie nie musimy prostować - powiedział dziś Donald Tusk. Wcześniej zespół Macierewicza zaapelował do szefa MSZ, aby ten zwrócił się do MSZ Rosji o "wycofanie z obiegu prawnego i sprostowanie fałszywych informacji" zawartych w raporcie MAK.
- Od początku zakładaliśmy, że niektóre fragmenty raportu MAK są w najlepszym przypadku niesolidne, jeśli nie coś gorszego - dodał premier.
Odnosząc się do raportu MAK Tusk przypomniał, że strona polska w bardzo wielu miejscach nie zgodziła się z raportem MAK, zaś "polska komisja wysłała w bardzo szybkim trybie dziesiątki mniej lub bardziej szczegółowych uwag dotyczących niesolidności tego raportu". - Mogę tylko podtrzymać informację, że nie tylko w tym miejscu, ale też w wielu innych miejscach polskie ustalenia od samego początku były inne niż ustalenia rosyjskie - dodał.
- Nie wykluczam, że informacje o nietrzeźwości, podobnie jak tezy dotyczące stanu lotniska - na które polska strona od samego początku nie wyrażała zgody i w naszym raporcie mamy inne oceny - mogły wynikać ze złej woli strony rosyjskiej - ocenił Tusk
Sikorski: Polska podważyła tezy raportu MAK ws. gen. Błasika
Z kolei szef MSZ Radosław Sikorski zwrócił uwagę, że dzięki oparciu procedury badania na konwencji chicagowskiej, która pozwalała na przesłanie uwag do projektu raportu, Polska podważyła twierdzenia raportu MAK o alkoholu u gen. Błasika.
Przypomniał, że na stronie 72. uwag strona polska podkreśliła, że brak jest autoryzowanych wyników badań toksykologicznych oraz informacji, kiedy i jak zabezpieczono materiał do badania. Z tego powodu nie można wykluczyć, że alkohol wykazany podczas autopsji mógł mieć pochodzenie endogenne - napisano w uwagach.
Posłowie PiS wystąpili również do prokuratury i ministra sprawiedliwości, aby przeciwdziałali możliwości przedawnienia m.in. postępowania dotyczącego organizacji lotu do Smoleńska. - Wystąpiliśmy z takimi wnioskami licząc na to, że kłamstwa będzie mniej, że dążenie do prawdy przeważy w sumieniach i praktyce mediów, jak i tych, którzy są odpowiedzialni za bezpieczeństwo państwa polskiego - powiedział Macierewicz.
Podczas posiedzenia został odczytany list Ewy Błasik, wdowy po gen. Błasiku. Jak zaznaczyła, jej mąż był fałszywie oskarżany o to, że był w kokpicie, że wydawał nieodpowiedzialne rozkazy pilotom.
-------------------------------------------------------------------------
Nikt nie stanął w Jego obronie
http://www.naszdziennik.pl/wp/72052,nikt-nie-stanal-w-jego-obronie.html
Ewa Błasik, wdowa po generale Andrzeju Błasiku, dowódcy Sił Powietrznych,
12 stycznia 2011 r. Tatiana Anodinia z satysfakcją i wyrazami współczucia dla naszej rodziny na oczach świata oczerniała mojego męża i swoimi kłamstwami zhańbiła mundur dumnych polskich lotników. W moim przekonaniu, najlepszych na świecie. Długo musieliśmy czekać, aby usłyszeć potwierdzenie prawdy, która dla nas i dla podwładnych żołnierzy mojego męża była oczywista. W środę dotarła do mnie bardzo dobra wiadomość potwierdzająca moje przekonania. Instytut Ekspertyz Sądowych wydał jednoznaczną opinię stwierdzającą, że we krwi mojego męża nie było żadnego alkoholu. Wszyscy, którzy znali mojego męża, wiedzieli, że był wzorowym oficerem i wspaniałym dowódcą, cudownym mężem i ojcem. Wiedzieliśmy, że to jest okrutne kłamstwo, ale nie mieliśmy jak tego udowodnić. Polakom należała się prawda, że nie mają się czego wstydzić. Natomiast polskie władze, polski premier, który na pewno miał informacje, bo ja już w grudniu 2010 r. na spotkaniu z panem premierem Donaldem Tuskiem usłyszałam informację z ust dziennikarzy, że następnym uderzeniem w mojego męża będzie alkohol. Nie wierzyłam w to, w ogóle nie brałam tego pod uwagę. Ale 12 stycznia 2011 r., kiedy to usłyszałam, byłam w szoku. Jak to możliwe, że mój mąż i cała nasza rodzina, która żyła pod dyktando jego służby dla Ojczyzny, że ja nie zostałam uprzedzona o tym przez polskie władze. Przecież służby specjalne na pewno o tym wiedziały, że Rosjanie szykują takie uderzenie. Zostałam zostawiona sama sobie. Byłam tym oszołomiona, ale zdołałam następnego dnia zorganizować konferencję prasową i na tyle, na ile miałam sił, starałam się bronić honoru. A tak naprawdę i Polski.
Nie stanął w mojej obronie ani premier, ani minister obrony narodowej, ani prezydent – zwierzchnik Sił Zbrojnych. Przecież pan Bronisław Komorowski chyba zna swoich podwładnych i generałów? Był przecież wcześniej ministrem obrony narodowej i wiedział, jacy ludzie pracują w polskich Siłach Powietrznych. Jest mi bardzo przykro, że polskie władze pozostawiły mnie samą, ale dzięki kilku wspaniałym ludziom, dziennikarzom, parlamentarzystom, którzy nie dali się omamić, Polacy, z którymi się spotykałam, zawsze przyjmowali mnie z wielką życzliwością. Moją siłą jest to, że ludzie są ze mną i uważam, że warto było czekać na to tyle lat. Szkoda tylko, że moje dzieci musiały tak potwornie cierpieć.
To nie brzoza, tylko płot
Zdjęcia satelitarne z 5 kwietnia 2010 r. nie dowodzą, że brzoza w Smoleńsku była już wtedy złamana
Zdjęcia satelitarne z 5 kwietnia 2010 r. nie dowodzą, że brzoza w Smoleńsku była już wtedy złamana.
Są już wyniki pomiarów położenia brzozy w Smoleńsku. Jej pozycję na
zdjęciu satelitarnym udało się ustalić z dokładnością do pół metra.
Mówiąc w skrócie, to, co Chris Cieszewski uznał za brzozę, jest w
rzeczywistości stertą desek, pozostałością płotu.
Dwóch fizyków związanych ze środowiskiem organizatorów konferencji
smoleńskiej oraz zawodowy geodeta wykonywali pomiary 8 i 9 marca.
Profesor Marek Czachor z Politechniki Gdańskiej i prof. Andrzej
Wiśniewski z Instytutu Fizyki PAN pojechali specjalnie po to, żeby
zweryfikować rewelacyjną tezę prof. Chrisa Cieszewskiego wygłoszoną na
II Konferencji Smoleńskiej 21 października ubiegłego roku. Cieszewski
twierdził, że brzoza, o którą miało uderzyć lewe skrzydło samolotu i tam
utracić ok. 6 metrów końcówki, była złamana co najmniej pięć dni przed
katastrofą.
To oczywiście wywracałoby do góry nogami oficjalną wersję przebiegu
ostatniej fazy lotu. Zarówno MAK, jak i komisja Jerzego Millera
zakładają, że brak części skrzydła spowodował przechylanie się samolotu w
lewo, którego nie dało się powstrzymać przy pomocy sterów. W efekcie
maszyna miała wykonać półbeczkę i uderzyć w ziemię grzbietem. Zatem,
gdyby nie brzoza, samolot mógłby się być może uratować. Potwierdzenie
wyniku Cieszewskiego oznaczałoby, że oderwanie końcówki skrzydła
należałoby wytłumaczyć jakoś inaczej. Na przykład smoleński zespół
parlamentarny twierdzi, że samolot przeleciał wysoko nad brzozą, a
powodem uszkodzenia skrzydła były bliżej nieokreślone eksplozje.
Problem w tym, czy białe plamki na zdjęciu satelitarnym, które
Cieszewski uważa za brzozę, to rzeczywiście ona. Gdyby rzeczywiście
układały się one w kształt leżącego pnia, nie byłoby wątpliwości – część
brzozy leżała już 5 kwietnia 2010 roku. Przeciwko temu przemawia jednak
świadectwo wielu osób, które były w Smoleńsku i łatwo mogą
zidentyfikować położenie drzewa. Właściciel działki, rosyjski lekarz
Nikołaj Bodin także nie ma wątpliwości – widział, jak nisko lecący
samolot ściął drzewo, chociaż niejednoznacznie wypowiada się na temat
tego, czy wtedy także odpadła końcówka skrzydła.
Na zdjęciach satelitarnych zamieszczonych w raportach MAK i komisji
Millera brzozę zaznaczono dużymi plamami, znacznie większymi niż jej
prawdziwy rozmiar. Ale i tak zawsze leży wyraźnie na prawo od miejsca
pokazanego przez Cieszewskiego. Takie mniej więcej położenie wynika też z
analizy licznych dostępnych od dawna zdjęć tego miejsca.
Białe plamki, czyli deski
Doświadczony geodeta inż. Dariusz Szymanowski zaproponował bardzo
prostą i całkowicie rozstrzygającą metodę ostatecznej weryfikacji
kwestii położenia brzozy. Otóż zmierzył on (zwykłą miarką budowlaną i
dalmierzem laserowym) odległość od brzozy do kilku punktów dobrze
widocznych na zdjęciu satelitarnym i dających się bez żadnych
wątpliwości zidentyfikować w terenie. Są to przy tym obiekty, które nie
zmieniły się od 2010 r. – przede wszystkim narożniki garaży (w
większości murowanych). Do tego zmierzono kilka innych odległości w
pobliskim terenie (wymiary budynków), by ustalić skalę zdjęcia
satelitarnego.
W ramach analizy wyznaczono odległości na mapie (zdjęciu). Dla
każdego z sześciu obiektów (oznaczonych literami od A do F) rysuje się
okrąg, którego środkiem jest obiekt, a promieniem jego odległość od
brzozy. Z dużą dokładnością przecinają się one w jednym punkcie. To
właśnie położenie brzozy na mapie.
Punkt ten leży przynajmniej 6 m od białej kreski Cieszewskiego. Można
uznać, że całkiem precyzyjnie pokazał go MAK i nieco mniej komisja
Millera. Natomiast białe plamki to sterta jasnych desek, coś w rodzaju
płotu na działce Bodina. Ten wynik potwierdza też położenie drzewa
względem altanki (zbitą z desek szopę wśród śmieci właściciel nazywa
jednak dumnie „daczą”) bardzo wyraźnie widoczne i na zdjęciu
satelitarnym, i w oglądzie bezpośrednim w terenie.
„Przeprowadzona analiza pokazuje, że nawet przy uwzględnieniu
możliwych błędów związanych zarówno z samymi pomiarami, jak i procesem
nakładania szablonu na zdjęcie satelitarne pień brzozy nie znajduje się w
miejscu wskazanym w analizie prof. Cieszewskiego, a fragmenty zdjęcia
zinterpretowane jako złamana korona drzewa są innymi obiektami” – piszą
naukowcy w swoim raporcie.
Dodatkowo po względnie precyzyjnym wyznaczeniu położenia pnia brzozy
można zauważyć, że na zdjęciu widać krótki odcinek, a nie punkt. Otóż
robiący zdjęcia satelita nie znajdował się dokładnie nad terenem obok
lotniska, ale nieco na wschód, stąd na zdjęciu wszystkie wyższe obiekty
są pokazane nieco z boku, z widocznymi wschodnimi ścianami. Dlatego
zmierzono w terenie kilka takich ścian, co pozwala wyznaczyć dokładnie
kąt, pod jakim znajdował się satelita. Także pień brzozy to nie punkt,
ale kreska. Obok niej można zobaczyć plamę, prawdopodobnie złamaną część
drzewa z jego koroną.
Pytania o mechanizm zniszczenia samolotu zatem pozostają. Wciąż nie
ma dostępu do wielu danych, dotychczasowe próby wykonania symulacji
komputerowych prowadzą do sprzecznych wniosków, nie dochodzi do żadnego
konstruktywnego dialogu silnie uprzedzonych wobec siebie obozów
zwolenników różnych wyjaśnień.
„Prowadzone przez nas w Smoleńsku badania nie dają nam podstaw do
wypowiadania się na temat możliwego mechanizmu złamania drzewa. Mamy
nadzieję, iż trud, który podjęliśmy, przyczyni się choć trochę do
zmniejszenia szumu informacyjnego i ułatwi innym osobom badanie zdjęć
satelitarnych rejonu katastrofy. Nasz pobyt w Smoleńsku nie wnosi
niczego istotnie nowego do zrozumienia samego mechanizmu i przyczyny
katastrofy, choć niewątpliwie możliwość bezpośredniego obejrzenia i
dosłownie dotknięcia niektórych śladów, wciąż wyraźnie widocznych, jest
nie do przecenienia” – czytamy w raporcie.
Cały raport można przeczytać tutaj.
Chris
Cieszewski odpowiada na publikację "ND": "Brzoza była złamana już przed
5 kwietnia 2010 r. Detale tychże badań będą wkrótce opisane w
materiałach"
"Moje analizy były zapoczątkowane szukaniem korony brzozy w
lokalizacjach podanych przez oficjalne raporty rosyjski i Polski, które
niestety sobie nawzajem zaprzeczają i które nie wskazują jednoznacznych
lokalizacji drzew, jako że nie posiadają one nawiązań do lokalnej osnowy
terenowej".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
24. Cztery lata upokorzeńEwa
Cztery lata upokorzeń
Ewa Błasik: Nigdy nie miałam cienia wątpliwości, że mąż podczas tego lotu był trzeźwy
Z Ewą Błasik, żoną gen. Andrzeja Błasika, dowódcy Sił
Powietrznych, który zginął pod Smoleńskiem, rozmawia Piotr
Czartoryski-Sziler
Opinia biegłych nie pozostawia wątpliwości – w organizmie generała
nie było alkoholu. Pani rodzina czekała na tę wiadomość cztery lata.
Czuje Pani ulgę?
– To prawda. To były dla nas cztery długie lata upokorzeń. IES wydał
jednoznaczną opinię. Długo musieliśmy czekać, by usłyszeć potwierdzenie
prawdy, która dla nas i dla podwładnych żołnierzy mojego męża była
oczywista. Nigdy nie miałam cienia wątpliwości, że mąż podczas tego lotu
był trzeźwy. Bardzo dobrze go znałam i wiedziałam, że nie pozwoliłby
sobie nigdy na zhańbienie polskiego munduru. Jestem szczęśliwa, że
zostały ujawnione wyniki ekspertyz polskich biegłych, które podważają
rosyjską opinię medyczną dotyczącą męża.
Teza o pijanym generale obiegła jednak cały świat, przy kompletnej bierności polskich władz.
– Niestety, to przykra prawda. 12 stycznia 2011 r. pani Tatiana
Anodina z satysfakcją oczerniała na oczach świata mojego męża i swoimi
kłamstwami zhańbiła mundur wybitnych polskich lotników. Jeszcze wówczas
nie uświadomiliśmy sobie, co właściwe wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r.
pod Smoleńskiem, a już rozpowszechniano okrutne oszczerstwa na temat
naszych bliskich, którzy zginęli w tragicznych okolicznościach. Kłamstwa
Anodiny wywołały lawinę okrutnych insynuacji pod adresem mojego męża,
który niestety nie mógł już sam się bronić. Na całym świecie kłamano o
rzekomych naciskach polskiego prezydenta na załogę, rozpowszechniano
oszczerstwa o winie dowódcy polskich Sił Powietrznych. Pragnę
przypomnieć, że mąż nie tylko był fałszywie oskarżany o to, że w
kokpicie wydawał nieodpowiedzialne rozkazy pilotom, ale nawet o to, że
osobiście – mimo braku uprawnień na ten typ statku powietrznego –
przejął stery i sam lądował.
Pamiętam łzy w oczach Pani córki Joanny i smutek na twarzy syna
Michała, gdy bezradni, niemal każdego dnia musieli przyjmować kolejne
dawki kłamstw.
– Te straszliwe upokorzenia i szykany musieliśmy znosić w świetle
kamer, na oczach całego świata. W wielu krajach media powtarzały
rosyjskie fałsze, a nieodpowiedzialni politycy w Polsce mówili o locie
tupolewa, że to była „pijacka wyprawa”. W tym samym czasie ci, którzy
byli zobowiązani do obrony dobrego imienia Polski, wymownie milczeli,
choć przez szereg długich miesięcy szkalowano prezydenta, załogę i
mojego męża oraz deptano dobre imię Polski na arenie międzynarodowej.
Niestety, władze Rzeczypospolitej biernie się temu przyglądały. Co
więcej, wielu przedstawicieli państwa polskiego i polskich mediów dalej
powtarzało rosyjskie kłamstwa. Szczególnie aktywne w bezkrytycznym
powtarzaniu rosyjskich fałszerstw były polskie prorządowe media.
Pamiętam pierwszą rozmowę z Panią, tuż po katastrofie, była Pani przekonana, że Rosjanie wymyślili historię z alkoholem.
– Zawsze powtarzałam, że prawda jest inna, niż chciałaby tego Tatiana
Anodina i jej MAK. W walce o honor męża i jego dobre imię nie byłam
osamotniona. Wspierało mnie wiele rodzin smoleńskich, choć bez poparcia
rządu nasze działania lekceważono. Na szczęście dziś wiemy coraz więcej o
skandalicznych kulisach organizacyjnych tej uroczystości, o grze
dyplomatycznej rządów Polski i Rosji, o karygodnym obniżeniu standardów
bezpieczeństwa podczas wizyty prezydenta w Katyniu i w końcu o ostatnich
sekundach tego tragicznego lotu, który stał się złowieszczym sygnałem
dla naszej części Europy.
Dziękuję naukowcom z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych. Nie
można tu zapomnieć również o adwokatach, którzy w ramach przyjętej
logiki procesowej obrali trudną drogę dochodzenia do prawdy. Doniosłą
rolę odgrywają też niezależne media, takie jak „Nasz Dziennik”, Radio
Maryja, Telewizja Trwam i wiele innych, którym dziękuję z całego serca.
Moją siłą jest to, że ludzie są ze mną. Uważam, że warto było czekać
na prawdę tak wiele lat. Wszędzie, gdzie się przez te cztery lata
spotykałam z naszymi rodakami, czy to w kraju, czy za granicą,
przyjmowana byłam z wielką życzliwością i solidarnością. Dziś, zwłaszcza
w kontekście ostatnich wydarzeń na Krymie, warto przypomnieć, że mój
mąż zawsze podkreślał, iż polską racją stanu jest wzmacnianie znaczenia
armii, a zwłaszcza polskiego lotnictwa w strukturach NATO. W tych
dniach, kiedy Rosja ponownie dąży do odbudowy imperium, po raz kolejny
potwierdziło się, że jego wiedza, umiejętności oraz konsekwentne
działanie przyczyniały się do zwiększenia gwarancji bezpieczeństwa
naszego kraju. To mój mąż wdrażał do polskich Sił Powietrznych
najnowocześniejsze, wielozadaniowe, amerykańskie myśliwce F-16. Imoże
właśnie dlatego pohańbiono i skompromitowano na arenie międzynarodowej
jego żołnierski honor i dobre imię. Dziękuję wszystkim Polakom,
niezłomnym patriotom, za modlitwę, pomoc, wiarę, dobre słowa i nadzieję.
"MUSIMY SIĘ NA NOWO POLICZYĆ".
--------------------------------------------------
Kublikowej wycie z Czerskiej
Macierewicz znokautowany smoleńską brzozą
Smoleńscy eksperci od Macierewicza stwierdzili: to, co prof. Cieszewski uznał za brzozę, to sterta desek.
Antoni Macierewicz, Wielki Smoleński Śledczy, dostał solidny cios między oczy.
Agnieszka Kublik
Zgodnie z prośba prof. Czachora publikuję następującą odpowiedź:
"Dużo kontrowersji wzbudziła moja
wypowiedź dla ND na temat drzew wyciętych przez tupolewa. Muszę
przyznać, że chodząc po tym terenie skoncentrowałem się na części lasu
na południe od nowej betonowej drogi przy wrakowisku. Natomiast później,
gdy jeszcze raz przeglądałem zdjęcia z 5,04.2010, 12.04.2010 i ostanie z
Google Earth z 2013, gdzie widać już tę betonową drogę, zdałem sobie
sprawę, że niestety nie zaszedłem w miejsce najważniejsze, czyli jedyną
kępkę drzew, która została z tej częśći wykoszonej przez tupolewa. Czyli muszę bardzo osłabić swoją wypowiedź z ND: Rzeczywiście,
tupolew trafił w jeden z najgęściej zalesionych obszarów w okolicy, ale
nie było to "100 drzew, z których co 10 jest jak brzoza smoleńska".Ta
część lasu wydaje się mniej gęsta niż część, którą oglądałem i
obfotografowałem. Pewną miarą gęstości lasu może być, jak sądzę, ilość
śniegu, widoczna w różnych miejscach na zdjęciu z 5.04.2010 - im większe
zacienienie, tym więcej drzew i tym więcej śniegu. Tam nawet podczas
naszych pomiarów 8.03.2014 było dużo śniegu, podczas gdy na działce
Bodina było błoto: Mówiać obrazowo, na działce Bodina chodziliśmy po
kostki w błocie, a przy wrakowisku po kostki w śniegu. To taka lokalna
anomalia, której jedynym wytłumaczeniem może chyba być zacienienie od
lasu, rosnącego z południa i wschodu. Jak gęsty był las tuż przed
wrakowiskiem i jakiego typu drzewa wykosił samolot można, moim zdaniem
ustalić precyzyjnie jeszcze dziś, skanując teren sonarem. Pnie powinny
wciąż być lokalizowalne, bo chyba nie karczowano terenu z korzeniami
tylko wycinano pozostałości po pniach wystające nad ziemię. Takie
skanowanie należałoby zrobić zanim zrobi się solidną symulację zderzenia
tupolewa z ziemią.
Pozdrawiam
MC"
http://bbudowniczy.salon24.pl/575610,prof-czachor-musze-bardzo-oslabic-swoja-wypowiedz-z-nd
Baniocha pod Warszawą szykuje obchody Tomasz Urzykowski
Na rocznicę katastrofy smoleńskiej: odwołane lekcje, przemarsz i msza. "To wychowanie patriotyczne"
Taki scenariusz na 10 kwietnia przygotowano dla uczniów z podwarszawskiej Baniochy. - To wychowanie patriotyczne - tłumaczą władze gminy. - Przecież od tego są lekcje historii - mówią rodzice, którym nie podoba się udział ich syna w takich polityczno-religijnych uroczystościach.
Na ostatniej wywiadówce rodzice dowiedzieli się, że 10 kwietnia nie będzie części lekcji, a uczniowie wezmą udział w obchodach czwartej rocznicy katastrofy smoleńskiej. "Rzecz jasna odbywają się one w kościele, do którego dzieci zostaną całą grupą przeprowadzone ze szkoły. Z doświadczenia wiemy, że tego dnia już żadne lekcje się nie odbędą. Czemu dzieci są zmuszane do udziału w takich dwuznacznych praktykach? Czemu rocznica budząca ogromne spory polityczne jest obchodzona w taki sposób?
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75248,15679249,Baniocha_na_rocznice_katastrofy_smolenskiej__odwolane.html
się. Rocznica katastrofy smoleńskiej uaktywnia przemysł pogardy.
„Wyborcza” rozkręca nagonkę na czczących pamięć o ofiarach
Docenić można jedynie naprawdę fascynującą determinację czerskiego
komanda. Nie spocznie, brnąć będzie, zadanie wypełniać do samego końca.
Swojego.Sygnał idzie jasny - jeśli ktokolwiek ośmieli się za dużo pamiętać, za głośno oddawać cześć - musi się liczyć z dotknięciem czarodziejskiej pałki z "Wyborczej".
Takich niesmacznych pseudo-społecznych reportaży w najbliższym czasie pojawi się zapewne więcej. Na nic jednak wszystkie kublikacje, wypociny Czółen i ich młodszych towarzyszy. Prawdy nie zakopią, choć próbowali ze wszystkich sił. Zawsze wreszcie przychodzi moment – jak w przypadku kłamstwa o pijanym gen. Błasiku – że pozostają ze swoimi artykulikami jak ten organ z anegdotki o Himilsbachu i nauce angielskiego.
Macierewicz
o nowych badaniach: "brzoza, którą zmierzyli, leży tak daleko na
południe od toru samolotu, że on najprawdopodobniej nie mógłby do tej
brzozy skrzydłem dosięgnąć"
Żyjemy w takim czasie, w którym ten agresywny ton, ta nieustanna
zaczepność, ta próba szukania konfliktów powinna z redaktorów -
zwłaszcza publicznej telewizji - troszeczkę zejść.
"Wszystkie teorie zgłaszane przez zespół Macierewicza upadły"
Jednocześnie uznał też, że raport rosyjskiej
komisji jest nierzetelny i oparto go na nieprawdziwych przesłankach.Ekspert Państwowej Komisji Badania Wypadków lotniczych uchylił się od
odpowiedzi na pytanie, czy cztery lata to odpowiedni czas na
przeprowadzenie takich badań. - Procedury związane z badaniem próbek są poza obszarem działania komisji. Nie mogę oceniać, czy to jest długo, czy nie - stwierdził ekspert komisji Jerzego Millera.Dlaczego MAK i Tatiana Anodina to zrobili? Żeby skompromitować polskich pilotów? – zapytała Monika Olejnik.
Przypomniał, że wśród ekspertów
Macierewicza byli ludzie, którzy "ewidentnie kłamali" oraz twórcy
"fantastycznych teorii, które w weryfikacji rozbiły się w puch". - Ja
bym oczekiwał, żeby ktoś z otoczenia pana posła podjął się
retrospektywy i ocenił na ile ich kategoryczne sądy mówiące o tym, że
należy odrzucić raport, a nas wręcz skazać za to, co żeśmy zrobili, mają
jakiekolwiek podstawy - zaproponował ekspert PKBWL.
Widać,
że te lata, które spędzili na tym, aby tłumaczyć opinii publicznej,
wtłaczać tę wiedzę, że są ciemne siły w Polsce, które chcą ukryć
przyczyny wypadku i skierować śledztwo na fałszywe tory, są zupełnie
pozbawione podstaw - dodał rozmówca Moniki Olejnik.
Zerwać współpracę z FSB
Marek Opioła: Chcemy, by służby specjalne dokonały całościowego przeglądu swoich działań po zbrodni smoleńskiej
Wydawca "Naszego Dziennika" żąda przeprosin od Jana Filipa Libickiego
SPES sp. z o.o., czyli wydawca związanego z o. Tadeuszem Rydzykiem "Naszego Dziennika", grozi senatorowi Janowi Filipowi Libickiemu (PO) pozwem. Poszło o wpis na blogu. Polityk zanim odpowie, chce się skonsultować z mec. Romanem Giertychem.Gazeta pisała - powołując się na raport profesorów Marka Czachora i Andrzeja Wiśniewskiego - że brzoza smoleńska - o którą według MAK i komisji Millera zawadził Tu-154M - wcale nie była złamana przed katastrofą. A to przeczy twierdzeniom dr. Chrisa Cieszewskiego.
Następnie senator Jan Filip Libicki (PO) na swoim blogu uznał, że za pomocą tej publikacji w istocie to o. Tadeusz Rydzyk (podważając sensacyjną tezę nt. katastrofy) mści się na PiS. Powodem zemsty miałby być wedle polityka fakt, że żaden radiomaryjny kandydat nie dostał „jedynki” w wyborach do Parlamentu Europejskiego. A publikację "NDz" godzącą w tezę Cieszewskiego Libicki radził czytać nie wprost, ale tak jak kiedyś "Trybunę Ludu" - "między wierszami".
Stwierdzenia Libickiego wydawca "NDz" (SPES) uznał za naruszające dobra osobiste. W piśmie do Libickiego wydawnictwo stwierdziło, że wpis na blogu "deprecjonuje merytoryczną wartość artykułu" i "podważa wiarygodność dziennika".
- Należy (…) zwrócić uwagę, na jakże krzywdzące porównanie dziennika "Nasz Dziennik", wydawanego w Wolnej Polsce, do czasopisma propagandowego wydawanego w czasach PRL-u, jakim była "Trybuna Ludu" - formalny i faktyczny organ PZPR. Takie porównanie jest tym bardziej obraźliwe przez wzgląd na całkowitą rozbieżność ideową i światopoglądową prezentowaną przez oba tytuły prasowe - czytamy w piśmie sygnowanym przez prezesa SPES. Nest nim Marcin Nowina Konopka.
A odnosząc się do tezy Libickiego, iż publikacja nt. raportu obalającego tezę Cieszewskiego to zemsta o. Rydzyka, w piśmie stwierdzono, że to "krzywdząca" próba "upartyjnienia artykułu".
W konkluzji wydawca gazety żąda usunięcia fragmentów wpisów na blogach oraz opublikowanie przeprosin. Termin na wykonanie: 7 dni. W innym razie sprawa może trafić do sądu.
Libicki jeszcze nie zdecydował, jak odpowiedzieć na żądania.
- Pismo (od SPES) uważam za niezwykle interesujące. Jeśli redakcja czuje się obrażona i uważa tę tezę za nieprawdziwą, nie będę miał problemu z przeprosinami. Na razie jednak wydaje mi się, że diagnoza polityczna przedstawiona przeze mnie w tekście nie jest fałszywa. Na stosowną reakcję mam czas, który wykorzystam m.in. na konsultacje z mec. Romanem Giertychem - mówi w rozmowie z Onetowi senator PO.
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/wydawca-naszego-dziennika-zada-...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
25. Marylko ja się nie czepiam!
Merkel to baba,rozporka mieć nie musi.Ale Cameron,Obama,Peres,chyba takowy w portkach mają? ;)!
26. Prof. Nowaczyk
Zaskakujący wynik badań prof. Czachora
| Written by KaNo | 0
W raporcie ze swoich badań przeprowadzonych w Smoleńsku prof. Czachor
zamieścił fragment zdjęcia satelitarnego z 12.04.20101, na którym
zlokalizował położenie pnia pancernej brzozy (Rys.4c).
Rys.
4c Podsumowanie wyników na scenie z 12.04.2010. [...] Zwalona korona
rzeczywistej brzozy znajduje się w czerwonym obrysie. Stojący kikut pnia
został zaznaczony czerwonym odcinkiem, przy czym wierzchołek pnia
odpowiada lewemu punktowi odcinka. [Rys. 4c z raportu prof. Czachora]
Na tym samym zdjęciu możemy w oparciu o dane zapisane w zdarzeniach TAWS #36, 37, 38 wykreślić trajektorię samolotu.
Fig. 1. Trajektoria samolotu wyznaczona w oparciu o trzy ostatnie zapisy TAWS (współczynnik determinacji R2=1).
Fig. 2. Wyskalowane zdjęcie satelitarne z naniesioną trajektorią
samolotu i pozycją brzozy wyznaczoną przez prof. Czachora. Bok
pojedynczego kwadratu = 10 m.
Do wyznaczenia odległości pomiędzy pniem brzozy a trajektorią samolotu
użyłem zortorektyfikowanego i wyskalowanego zdjęcia satelitarnego z
12.04.2010 r.
Długość skrzydła = 18.775 m
Odległość brzozy od trajektorii = 18.5 m
Można samemu to sprawdzić w programie Google Earth, przy czym dokładność
będzie mniejsza niż na zortorektyfikowanym zdjęciu satelitarnym. Można
się o tym przekonać, gdy po wykreśleniu trajektorii w Google Earth
będziemy zmieniać w tle zdjęcia wykonane w różnym czasie. Poniżej
prezentowana jest trajektoria na zdjęciu z 12.04.2010.
Fig. 3. 17 m to również zbyt duża odległość, żeby brzoza mogła odciąć 6.5 metra końcówki skrzydła.
Wyznaczona odległość pomiędzy pniem brzozy, zlokalizowanym przez prof.
Czachora, a trajektorią samolotu, jest w bardzo dobrej zgodności z
podaną przez niego odległością podczas Debaty Smoleńskiej na UKSW w
Warszawie w dniu 5 lutego 2013 roku.
Niejednokrotnie bywa tak, że w czasie weryfikacji pomiarów otrzymujemy nowy i zaskakujący wynik.
Należy podziękować prof. M. Czachorowi za jego wyprawę do Smoleńska i
empiryczne potwierdzenie swojej wcześniejszej hipotezy, że skrzydło
(jeżeli przyjmiemy, iż samolot zszedł na wysokość około 6 m) mogło się
jedynie otrzeć o pień brzozy.
Jeden prosty pomiar na miejscu katastrofy i główna teza obu raportów, MAK i KBWL LP, została podważona.
http://www.blog-n-roll.pl/en/zaskakuj%C4%85cy-wynik-bada%C5%84-prof-czac...
Zespół wPolityce.pl |
Komentarzy: 5
Prof. Cieszewski: O złamaniu brzozy świadczył brak soków brzozowych. Zdjęcia tylko potwierdzają to, co jest już oczywiste
"Wniosek, że brzoza była złamana już przed 5 kwietnia 2010 r., nie
opiera się na wyznaczeniu pozycji pnia drzewa. Określenie tej pozycji
było wtórnym rezultatem przeprowadzonych analiz".
Wędrująca korona
Chris Cieszewski nie kwestionuje wyników
pracy profesorów Marka Czachora i Andrzeja Wiśniewskiego, którzy z
pomocą zawodowego geodety prowadzili pomiary w Smoleńsku.
Profesor Chris Cieszewski zamierza jednak udowodnić, że smoleńska
brzoza była złamana przed 5 kwietnia 2010 r., a więc nie mogła
spowodować oderwania części skrzydła samolotu.
Po raz pierwszy naukowiec z Uniwersytetu Georgii zaprezentował tę
tezę podczas II Konferencji Smoleńskiej w październiku ubiegłego roku.
Sensacyjny rezultat spotkał się jednak z szeregiem sprzeciwów. Zwracano
uwagę, że punkty, które Cieszewski uznał za pień i koronę drzewa, to
zupełnie inne obiekty, położone na zachód od osławionego drzewa.
Sugerowano m.in., że są to śmieci. Badacz analizował jedynie zdjęcie
satelitarne okolic (specjalnie je zakupił) oraz dostępne fotografie
okolic brzozy, wykorzystywał także film pokazujący rejon z lotu ptaka
(wykonany z lotni). Jednak nigdy nie był na miejscu.
Spór o położenie brzozy wywołał konflikt w środowisku konferencji
smoleńskiej. Profesor Marek Czachor, fizyk kwantowy z Politechniki
Gdańskiej, zrezygnował nawet z zasiadania w komitetach konferencji.
Wcześniej Czachor najbardziej aktywnie krytykował wystąpienie
Cieszewskiego. Dowodził, że położenie brzozy jest zupełnie inne niż
wskazuje amerykański uczony, opierając się głównie na zdjęciach jej
okolic, w tym znajdującej się obok szopy (altanki) właściciela terenu
Nikołaja Bodina. W końcu Czachor razem z innym fizykiem i
współorganizatorem konferencji prof. Andrzejem Wiśniewskim oraz
profesjonalnym geodetą pojechali do Smoleńska i zmierzyli dokładnie całą
okolicę.
W efekcie ustalono położenie brzozy na zdjęciu satelitarnym, którego
używał Cieszewski, i okazało się, że leży ona co najmniej 6 metrów na
wschód (czyli na prawo) od obiektów, na które wskazywał profesor z
Georgii. Na miejscu łatwo było stwierdzić, że białe punkty, które uważał
on za pień powalonego drzewa, to drewniany płot zbudowany przez Bodina.
Po publikacji tego wyniku przez „Nasz Dziennik” Cieszewski wydał
oświadczenie, w którym zapewnia, że ustalenia geodety Dariusza
Szymanowskiego oraz Czachora i Wiśniewskiego nie wpływają na główną tezę
jego badań. Stwierdził, że weryfikacja położenia brzozy w żaden sposób
nie wpływa na argumenty świadczące za jej złamaniem na długo przed
katastrofą. Nie ma nic wspólnego z analizą zdjęć satelitarnych.
„Przesłanki motywujące mnie do przeprowadzenia badań nad brzozą były
natury naukowej, związanej z fizjologią drzew i nauką o drewnie i jego
mechanicznych właściwościach. Brak soków brzozowych w czasie, gdy inne
brzozy je wydzielały, i oczywista forma złamania pnia zamiast ścięcia go
z pęknięciami śledzącymi zakrzywienia włókien drzewnych na sękach oraz
obecność szczap w złamaniu. Wszystkie te fakty stanowią dowody na dużo
wcześniejsze statyczne złamanie tego pnia. Jest to złamanie drzewa typu
wiatrołomów” – napisał. Dodał, że szukał nie pnia, a korony brzozy.
Cieszewski przyznał, że popełnił błąd, identyfikując białe obiekty z
drzewem, i nie kwestionuje najnowszych pomiarów. „Wykazali empirycznie,
że metoda ta była obarczona błędem wyznaczenia lokalizacji brzozy i
należy się im podziękowanie za podjętą inicjatywę i wysiłek. Te
najnowsze pomiary dokonane w sposób profesjonalny to duży przyczynek do
badania tego tematu” – zauważył. Przyczyną, jak sądzi, nieporozumienia
było zaprezentowanie na konferencji tylko jednej zastosowanej przez
niego metody, mianowicie z użyciem nagrania z lecącej nad terenem lotni
(jest ono fragmentem filmu „Anatomia upadku”). Źró- dłem błędu było
najprawdopodobniej nieuwzględnienie, że kamera nie patrzyła na brzozę
prostopadle z góry, ale pod pewnym kątem, w efekcie obraz jest
zniekształcony perspektywicznie.
Naukowiec wyraźnie unika antagonizmu, nie krytykuje Czachora i
Wiśniewskiego, ale pozostaje przy swoim. Zamierza zaprezentować pełną
argumentację swojego wyniku w artykule opublikowanym w ramach materiałów
z konferencji. Do tego czasu ma unikać polemik. Autor raportu z badań w
Smoleńsku, prof. Marek Czachor, również nie chce komentować stanowiska
Cieszewskiego. Wcześniej wraz z Wiśniewskim wyraźnie oświadczyli, że ich
ustalenia nie przesądzają w żaden sposób, kiedy i jak została złamana
brzoza.
Piotr Falkowski
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
27. Czuchnowski z Kondzią! oglądać TV TRWAM !
co za głupoty wypisuje cyngiel Czuchnowski z funkcjonariuszką od ataków na Kościół Kondzińską :))) A jakby dzisiaj oglądali TV TRWAM, to by mogli zobaczyć, co na antenie tej stacji mówił dzisiaj poseł Macierewicz.
W dodatku nie ma żadnego sporu pomiędzy naukowcami, pracuja dalej na materiale przywiezionym ze Smoleńska !
Oj, cyngle i cyngielki z Czerskiej, kiepsko wam idzie, kiepściuchno ! uDAJĄ, ŻE NIE CZYTAJĄ WYMIANY INFORMACJI, którą mozna przeczytać wyżej w tym wątku.
Spór na prawicy. Chodzi o eurowybory?
O. Rydzyka zamach na Macierewicza. Przestał wierzyć w spiskowe teorie smoleńskie?
O. Rydzyka zamach na Macierewicza. Przestał wierzyć w spiskowe teorie smoleńskie?
Wojciech Czuchnowski, Agata Kondzińska
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,15706732,O__Rydzyka_zamach_na_Macierewicza__P...
"Nasz Dziennik" podważa ustalenia zespołu Macierewicza w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu. Czy to efekt sporu o listy PiS na eurowybory?
W ostatnich miesiącach "Nasz Dziennik", gazeta medialnego koncernu o. Tadeusza Rydzyka, zadał trzy poważne ciosy ustaleniom zespołu Macierewicza podtrzymywanym przez sprzyjające PiS "Gazetę Polską" i "wSieci".
Ważne słowo "naprawdę"
Zaczęło się 28 grudnia 2013 r. od artykułu "Wybuch wykluczony" na pierwszej stronie "ND". Omówiono w nim wynik analizy 300 próbek pobranych z wraku tupolewa przez polskich specjalistów i przebadanych w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym..(...)
Ekspert w "Do Rzeczy" o nowej teorii ws. Tu-154. Lasek na to: Dawno sprawdzone. Nieprawda
donosi tygodnik "Do Rzeczy" na krótko przed czwartą rocznicą katastrofy w
Smoleńsku. Prof. Marek Czachor z Politechniki Gdańskiej wysnuwa
hipotezę, że na 8,5 sekundy przed zderzeniem z brzozą w samolocie
wyłączył się mechanizm trymerowania. - To nieprawda. Wszystko zostało
zbadane, a urządzenia były sprawne - dementuje sensacyjne doniesienia dr
Maciej Lasek.
Profesor Marek Czachor to pracownik Katedry
-
- Wojciech Czuchnowski, Rafał Romanowski
Fizyki Teoretycznej i Informatyki Kwantowej Politechniki Gdańskiej. Co
zdaniem naukowca było przyczyną katastrofy w Smoleńsku? Tego nie wie,
ale jak zaznacza, po kilku latach zajmowania się nią doszedł do pewnej
hipotezy. Tą podzielił się z przeprowadzającym z nim wywiad Cezarym Gmyzem .
Co się stało 8,5 sekundy przed zderzeniem z brzozą?
- Moim zdaniem kluczowy moment miał miejsce 8,5 sekundy przed
brzozą - mówi. - Niektórzy piloci latający na tupolewach zwrócili uwagę
na wykres, który jest w raportach MAK i Millera oraz ekspertyzie ATM
- producenta tzw. polskiej skrzynki. Gdy samolot znajdował się 8,5
sekundy przed brzozą, wyłączył się mechanizm trymerowania - przekonuje
profesor. - Jest to odpowiednik wspomagania kierownicy w samochodzie, w
przypadku samolotu chodzi o wolant - wyjaśnia. Jeśli zajrzy się do ekspertyzy Instytutu Ekspertyz Sądowych, w miejsce
znajdujące się 8,5 sekundy przed "dźwiękiem przemieszczających się
przedmiotów", to pokrywa się to z komendą: "Odchodzimy!", zarejestrowaną
na nagraniu z kokpitu. Również według raportu MAK komenda "Odchodzimy"
padła 8,5 sekundy przed brzozą. Jednak ani w raporcie MAK, ani w
raporcie Millera ten moment nie jest analizowany - zapewnia naukowiec z
Politechniki Gdańskiej. Przywołuje również przykład podobnej awarii,
która doprowadziła do katastrofy boeinga 707 w 1962 roku na lotnisku
Orly w Paryżu. - Dokładnie na skutek tego typu awarii pilotom nie udało
się podnieść samolotu i się rozbili - dodaje. Według Cezarego Gmyza zaś z
sekcji zwłok pilota wynika, że miał tak mocno walczyć, aby podnieść
samolot, że ściągając wolant, połamał palce.
- Coś się
stało z samolotem, gdy był 100 metrów nad ziemią. Szczerze
powiedziawszy, jeśli nastąpił zamach - co według mnie jest prawdopodobne
- to 8,5 sekundy przed brzozą widać coś, co powinno być analizowane,
ale w obu raportach najwyraźniej próbuje się to ukryć - podsumowuje
prof. Czachor.
"Wszystkie urządzenia sprawne przed uderzeniem w brzozę"
Problem w tym, że przesłanki, na których oparł swoją hipotezę,
zdają się nie mieć oparcia w faktach. O sprawę zapytaliśmy dr. Macieja
Laska, przewodniczącego Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. -
To wszystko nieprawda - mówi nam. - Badaliśmy te kwestie w formie
cyfrowej i nie stwierdzono żadnych usterek. Samolot do momentu zderzenia
z brzozą był całkowicie sprawny - podkreśla Lasek. - Te hipotezy
wynikają po prostu z niezrozumienia logiki działania systemu autopilota.
I to wszystko, co można o nich powiedzieć - zapewnia.
Polityczne represje?
Smoleński profesor idzie na emeryturę. Prawica: bo działał w zespole Macierewicza
Prawicowe media sugerują, że odejście na emeryturę prof. Piotra Witakowskiego z AGH to polityczna represja za jego aktywność w zespole Macierewicza. Uczelnia zaprzecza.
Jesienią 2013 r. prof. Witakowski miał wykład na II Konferencji Smoleńskiej, w której uczestniczyła grupa naukowców sympatyzujących z teoriami zamachowymi Antoniego Macierewicza. Podczas wystąpienia prezentował planszę z kolorowym rysunkiem prezydenckiego tupolewa wybuchającego podczas lotu. Witakowski nie miał wątpliwości, że "fragmentacja samolotu nastąpiła w powietrzu"...
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,15713563,Smolenski_profesor_idzie_na_emerytur...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
28. W lipcu opinia w sprawie
W lipcu opinia w sprawie nagrań z wieży smoleńskiego lotniska
http://www.naszdziennik.pl/polska/73085,w-lipcu-opinia-w-sprawie-nagran-...
Na koniec lipca został przesunięty termin przekazania prokuraturze opinii dotyczącej zapisów rozmów z wieży smoleńskiego lotniska - poinformowała Naczelna Prokuratura Wojskowa. W tym samym terminie ma być gotowa opinia w sprawie nagrania z samolotu Jak-40.
Opinie fonoskopijne dotyczące zapisów rozmów z wieży smoleńskiego lotniska oraz nagrania z samolotu Jak-40, który lądował w Smoleńsku krótko przed katastrofą Tu-154M, są jednymi z kilku, na które oczekuje prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Ostatnio - w styczniu - zapowiadano, że opinie fonoskopijne odnoszące się do nagrań z wieży i samolotu Jak-40 powinny wpłynąć do prokuratury wojskowej do końca marca.
- Z dokładnych informacji uzyskanych ostatnio od biegłych wynika, że opinie te mają wpłynąć do końca lipca tego roku - powiedział prok. Marcin Maksjan z NPW. Prokuratorzy nie informują o przyczynach przedłużenia się prac nad tymi opiniami.
W lutym ubiegłego roku prokuratura wojskowa otrzymała z Rosji dane konieczne do wydania przez polskich biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie opinii dotyczącej nagrań z wieży. Były to dane o częstotliwości prądu w rosyjskiej sieci podczas kopiowania nagrania na potrzeby polskiego śledztwa.
W marcu 2013 r. NPW informowała, że jako pierwsze analizowane będzie nagranie z wieży, a dopiero później, po wykonaniu tej ekspertyzy, nastąpi opiniowanie dotyczące nagrania z samolotu Jak-40. Kolejność tych badań wynika z faktu, że aby móc precyzyjnie określić czas wypowiedzi zapisanych na rejestratorze samolotu Jak-40, konieczne jest uprzednie odtworzenie wypowiedzi z wieży lotniska w Smoleńsku.
Obecnie polskie śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej przedłużone jest do 10 kwietnia 2014 r.
--------------------------------------------------------------
Śledczych raptem olśniło. Nie mogą zakończyć prac, bo nie mają wraku i skrzynek. Słowa Tuska już im nie wystarczają
http://wpolityce.pl/smolensk/189359-sledczych-raptem-olsnilo-nie-moga-za...
No to raptem wszystko diabli wzięli. A miało być tak fachowo, przy ścisłej i jakże przyjaznej współpracy z rosyjskimi specjalistami.
Już pierwsze godziny po katastrofie przyniosły przecież jasny przekaz jej przebiegu – winni piloci. Potem przetoczył się Polakach walec rosyjskich kłamstw, pchany jednak ochoczo i z wielkim zaparciem się przynależności do polskości przez całą, prawie bez wyjątku, ekipę Tuska. I co teraz? Polscy śledczy odmawiają zakończenia prac, ponieważ bez wraku i bez stałego dostępu do czarnych skrzynek rzecz jest niemożliwa.
Czyli stało się to, o czym mówili od początku wszyscy mający coś w głowie – prowadzenie śledztwa w oparciu o rosyjskie dokumenty (czytaj spreparowane brednie) nie ma żadnego sensu, ponieważ kremlowscy oszuści i podległe im służby przysłali nam papiery tak samo wiarygodne, jak wcześniejsze zaklęcia sowieckich służb o Katyniu. Już dziś więc można sporządzić listę najobrzydliwszych sługusów Moskwy - polityków, prokuratorów, dziennikarzy, aktorów, którzy nie patrząc na nic, trzymali z łobuzami z Rosji i z miejscowymi także. Przy okazji obrażali każdego, kto śmiał mieć inne zdanie.
Te wszystkie zastępy Tusków, Niesiołowskich, Kutzów, Olbrychskich, Karolaków, Lisów, Lisowych, Kraśków, rozmaitych Olejnik, Kuźniarów, Morozowskich i podobnych im typów spod ciemnej gwiazdy chciały kłamliwym wrzaskiem ustalić prawdę. Na ich widok chce się tylko… Nie, nie będę kończył.
I teraz wiadomo, dlaczego Putin nie chce nam oddać ani wraku, ani czarnych skrzynek, ani niczego innego pochodzącego z fatalnego tupolewa. Nie chce oddać, pomimo czteroletnich już fałszerstw nagrań, skrzynek, nie chce oddać wraku, choć zapewne preparowano szczątki samolotu z niezwykłą determinacją. Jednak Putin nie jest wciąż pewien, czy nie został tam najdrobniejszy ślad mogący doprowadzić do ustalenia prawdy.
Śledczy wreszcie powiedzieli to, co powinni ogłosić na samym początku. Jednak lepiej późno niż nigdy. Mieliby pewnie więcej odwagi, gdyby Putin napadł wcześniej na Ukrainę.
Taki jest dziś obraz państwa. Prowadzonego przez karierowiczów i oszustów.
Tomasz Domalewski
Wybuch znów wykluczony
niepełnej ekspertyzy fizykochemicznej nie potwierdza wybuchów na
pokładzie tupolewa
Opinia uzupełniająca do niejasnej i
niepełnej ekspertyzy fizykochemicznej przygotowanej przez Centralne
Laboratorium Kryminalistyczne Policji nie potwierdza wybuchów na
pokładzie tupolewa.
Opinia wpłynęła dzisiaj do prokuratury wojskowej. Z informacji
„Naszego Dziennika” wynika, że policyjni biegli poprawili wszystkie
mankamenty wcześniej wydanego dokumentu.
Zasadnicza opinia fizykochemiczna wpłynęła do prokuratury wojskowej
jeszcze pod koniec ubiegłego roku. Miała ona wyjaśnić wszelkie kwestie
związane z ewentualnym wybuchem na pokładzie samolotu Tu-154M. Jednak
już w połowie stycznia br. śledczy uznali, że opinia jest niepełna, w
pewnych fragmentach niejasna i wymaga wydania przez Centralne
Laboratorium Kryminalistyczne Policji opinii uzupełniającej. Termin jej
nadesłania został zakreślony do 31 marca. I został dochowany.
Prokuratura otrzymała dokument dzisiaj w godzinach przedpołudniowych.
– Opinia wpłynęła do prokuratury. Teraz w pierwszej kolejności trafi
do prokuratorów referentów, którzy się z nią zapoznają – powiedział nam
kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Pytany o
szczegóły uzupełnienia zadeklarował, że prokuratura poinformuje o tym
szerzej w ciągu kilku najbliższych dni. Maksjan nie wykluczył, że na tę
okoliczność zwołana zostanie konferencja prasowa.
W pierwszej, uznanej przez śledczych za niepełną, opinii biegli
przedstawili swoje konkluzje w oparciu o wyniki badań laboratoryjnych
próbek pobranych ze zwłok w toku przeprowadzonych czynności sekcyjnych
ekshumowanych ciał ofiar katastrofy, wyniki badań laboratoryjnych próbek
zabezpieczonych w Smoleńsku na przełomie września i października 2012
r. oraz lipca i sierpnia 2013 r., wyniki badań próbek pobranych w
Smoleńsku na przełomie lutego i marca 2013 r., wnioski wynikające z
oględzin wraku samolotu i miejsca katastrofy, jak również o zebrany w
toku śledztwa materiał dowodowy.
Jak podała NPW – mimo niejasności i braków w otrzymanej opinii –
biegli ustalili, iż w poddanych analizie próbkach pobranych podczas
sekcji ekshumowanych zwłok oraz z powierzchni wytypowanych miejsc i
elementów szczątków samolotu nie ujawniono śladów pozostałości
materiałów wybuchowych oraz substancji będących produktami ich
degradacji.
Kolejne opóźnienie
Do końca marca miały być gotowe także opinie fonoskopijne odnoszące
się do nagrań ze smoleńskiej wieży i samolotu Jak-40, który 10 kwietnia
2010 roku lądował na lotnisku Siewiernyj przed Tu-154M. Ekspertyz na
razie nie będzie, a termin przekazania ich prokuraturze został
przesunięty aż na koniec lipca br. Naczelna Prokuratura Wojskowa nie
poinformowała o przyczynach tak dużej zwłoki. Badania prowadzi Instytut
Ekspertyz Sądowych w Krakowie.
Prace nad tymi opiniami mogły de facto ruszyć dopiero w lutym ub.r.,
gdy prokuratura wojskowa otrzymała z Rosji niezbędne do przygotowania
ekspertyzy dane. Były to informacje o częstotliwości prądu w rosyjskiej
sieci elektroenergetycznej podczas kopiowania nagrania na potrzeby
polskiego śledztwa. Miesiąc później NPW poinformowała, że jako pierwsza
wydana zostanie opinia dotycząca nagrania z wieży, a w następnej
kolejności dokonana zostanie analiza rozmów pilotów. Jak tłumaczyła
prokuratura, taka kolejność jest konieczna, by móc precyzyjnie określić
czas wypowiedzi zapisanych na rejestratorze samolotu Jak-40.
Zapowiedzi prokuratury dotyczące terminów wydania kolejnych opinii
oznaczają, że śledztwo smoleńskie, którego termin zakończenia wyznaczony
został na 10 kwietnia 2014 roku, z pewnością zostanie przedłużone o
kolejne pół roku. Szczególnie że powołany przez śledczych zespół
biegłych, który ma wypowiedzieć się o przyczynach katastrofy, uczyni to
dopiero po uzyskaniu wszystkich niezbędnych ekspertyz.
Marcin Austyn
Materiały wybuchowe na wraku tupolewa? Prokuratura dostała uzupełniającą opinię
czytaj dalej »
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
29. Prawo i Sprawiedliwość chce,
Prawo i Sprawiedliwość chce, żeby Sejm przyjął uchwałę ws. uczczenia pamięci gen. Andrzeja Błasika, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Według PiS, który przygotował projekt uchwały, jest to konieczne, ponieważ Błasik był jednym z najwybitniejszych dowódców, a pamięć o nim została „brutalnie zbezczeszczona”.
Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak poinformował w poniedziałek na konferencji prasowej w Sejmie, że projekt uchwały został złożony do marszałek Sejmu; wyraził nadzieję, że Sejm zajmie się projektem na najbliższym posiedzeniu, rozpoczynającym się w środę.
Sejm oddaje hołd generałowi Andrzejowi Błasikowi, dowódcy Sił Powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej, wzorowemu oficerowi Wojska Polskiego, do końca wiernemu przysiędze wojskowej i honorowi żołnierskiemu”
— napisano w projekcie uchwały.
W projekcie podkreślono również, że
Sejm wyraża głębokie ubolewanie z powodu oczerniającej kampanii, szargającej mundur polskiego żołnierza, wymierzonej w śp. generała Andrzeja Błasika.
Nieprawdziwe i urągające zarzuty kierowane przez lata wobec śp. generała Błasika są bezprecedensową próbą okrycia hańbą oficera Wojska Polskiego
— napisali posłowie PiS w projekcie.
Sejm zwraca się do Prezydenta Rzeczypospolitej, Zwierzchnika Sił Zbrojnych, o podjęcie niezbędnych działań, które pozwolą na przezwyciężenie kłamstwa utrwalonego w opinii światowej i przywrócenie honoru byłego dowódcy Sił Powietrznych RP
— czytamy w projekcie.
Błaszczak przypomniał, że 10 kwietnia przypada czwarta rocznica katastrofy smoleńskiej.
Generał Błasik przez lata był szkalowany, uderzono w jego godność osobistą, było to kłamstwo smoleńskie, sformułowane przez Rosjan, to kłamstwo wciąż jest obecne w przestrzeni publicznej, przestrzeni międzynarodowej
— zaznaczył.
Jego zdaniem, prezydent powinien zadziałać tak na arenie międzynarodowej, aby „generałowi Błasikowi - jednemu z najwybitniejszych polskich dowódców, człowiekowi, który w brutalny sposób był atakowany, którego pamięć była bezczeszczona - została oddana część”.
Obowiązkiem prezydenta jest stanie na straży czci i godności dowódców i żołnierzy Wojska Polskiego
— podkreślił Błaszczak.
Poseł PiS Ryszard Terlecki przekonywał, że honor żołnierski zawsze był wysoko ceniony w Polsce.
Pamięć generała Błasika została w sposób brutalny, ordynarny upokorzona, państwo polskie nie stanęło w obronie pamięci generała - wtedy, kiedy był kłamliwie oskarżany
— mówił poseł PiS.
Kłamstwa, które dotknęły pamięć generała muszą zostać sprostowane w przestrzeni publicznej, także międzynarodowej
— podkreślił Terlecki.
MAK w styczniu 2011 roku w raporcie końcowym wskazał, że we krwi gen. Błasika wykryto 0,6 promila alkoholu. Oficjalne stanowisko strony polskiej z 2011 roku, wobec raportu MAK głosiło, że nie można się odnieść do informacji o obecności alkoholu we krwi gen. Błasika ze względu na „brak dokumentacji źródłowej”.
Wdowa po generale nie zgodziła się z ustaleniami MAK; oceniała, że to „haniebna próba szkalowania pamięci męża”. Jej pełnomocnik mec. Bartosz Kownacki wniósł o weryfikację twierdzeń MAK i zbadanie sprawy rzekomej zawartości alkoholu we krwi Błasika.
20 marca Naczelna Prokuratura Wojskowa ujawniła opinię biegłych, zgodnie z którą zarówno gen. Błasik, jak i załoga Tu-154M, personel pokładowy i funkcjonariusze BOR byli trzeźwi w momencie katastrofy smoleńskiej. Dzień później premier Donald Tusk mówił, że polska komisja i prokuratura
nigdy nie zgodziły się z tezą o nietrzeźwości gen. Błasika. Jak dodał, strona polska w bardzo wielu miejscach nie zgodziła się z raportem MAK, zaś „polska komisja wysłała w bardzo szybkim trybie dziesiątki mniej lub bardziej szczegółowych uwag dotyczących niesolidności tego raportu”.
http://wpolityce.pl/polityka/189387-klamstwa-ktore-dotknely-pamiec-gen-b...
Kochanowska: śledztwo smoleńskie należy zacząć od początku!
Jerzy Miller podpisał zobowiązanie, że wrak tupolewa do zakończenia śledztwa pozostanie w Rosji. Niewątpliwie więc, sytuacja jest trudna, a wszystkie apele o zwrot wraku są z tej perspektywy bez sensu - mówi Ewa Kochanowska, wdowa po śp. Januszu Kochanowskim, w wywiadzie dla portalu Stefczyk.info.
Stefczyk.info: Dzisiejsza "Rzeczpospolita" poinformowała, że biegli, którzy pracują na zlecenie prokuratury nie są w stanie wydać kompleksowej opinii na temat katastrofy smoleńskiej bez dostępu do kluczowych dowodów - tj. do czarnych skrzynek i wraku samolotu. Co to oznacza dla śledztwa?
Ewa Kochanowska: Jestem w szoku, że prokuraturze zajęło 4 lata przyznanie się do tak ewidentnych zaniedbań. Przecież dobijaliśmy się o dostęp do tych dowodów od samego początku, od momentu katastrofy. I tłumaczono nam, że te dowody nie są potrzebne, choć takie twierdzenie było absurdem. Jestem wstrząśnięta tym, że dopiero po 4 latach dochodzi się do tak absolutnie ewidentnych stwierdzeń. Ale to wielka rzecz, że biegli nie poddali się tej fali kłamstw i oszustw, które serwowano nam po katastrofie.
To jak teraz powinna postępować prokuratura? Zawiesić śledztwo? Koncentrować się na polskich wątkach? Czy udawać, że nic się nie zmieniło i działać tak jak do tej pory?
Dramatyczne niekompetencje prokuratury wojskowej i prześladowanie tych, którzy starali się działać dla dobra śledztwa, zaciążyły nad badaniem katastrofy. Należałoby więc całe śledztwo zacząć od początku - zgodnie z zasadami sztuki prowadzenia tego rodzaju postępowań. Dla mnie od początku było ewidentne, że raport MAK był wyprodukowany w odpowiedzi na pierwsze ustalenia prokuratury wojskowej kilkadziesiąt godzin po katastrofie. Przecież prokuratura wojskowa ustaliła - i zostały z tego sporządzone dokumenty, że kontrolerzy lotu nie mieli badań lekarskich, że byli po alkoholu, że wieża kontrolna nie była sterylna i znajdowały się tam osoby postronne. Że na podejmowanie decyzji na wieży miała wpływ jednostka moskiewska. Wszystko to było ewidentnym obciążeniem strony rosyjskiej. Ale Rosjanie szybko odwrócili sytuację, wycofali zeznania Plusnina złożone zaraz po katastrofie i oskarżyli o wszystko, co właśnie im należało zarzucić, polskich pilotów i generała Błasika. To, że polska strona zgodziła się na takie postępowanie, na przejęcie śledztwa przez MAK, a potem wykazywała absolutną bezradność powoduje, że Rosjanie przeprowadzili co chcieli, jak chcieli i skompromitowali Polskę na arenie międzynarodowej przy całkowitej aprobacie polskiego rządu!
Ale wracam do pytania - jak powinni zachowywać się teraz polscy śledczy? Siłą wraku, ani czarnych skrzynek raczej nie odbiorą...
Niestety Jerzy Miller podpisał zobowiązanie, że wrak do zakończenia śledztwa pozostanie w Rosji. Niewątpliwie więc, sytuacja jest trudna, a wszystkie apele o zwrot wraku są z tej perspektywy bez sensu, bo wcześniejsze zobowiązanie Polski było takie, że my ten wrak im zostawiamy do zakończenia śledztwa. Czyli zapewne trzeba będzie trzeba czekać do zakończenia śledztwa rosyjskiego albo rozpocząć poważne negocjacje. Sytuacja naprawdę jest patowa, ale wszyscy ją przewidywaliśmy.
Czytaj oryginalny artykuł na: http://www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/kochanowska-sledztwo-smolen...
Cztery zażalenia na umorzenie śledztwa smoleńskiego
Jeszcze w tym tygodniu do stołecznego sądu mają trafić
cztery zażalenia na umorzenie we wrześniu zeszłego roku śledztwa w...
Składający zażalenia uważają m.in., że zaniechania urzędników
ocenione przez prokuraturę jako uchybienia służbowe lub dyscyplinarne,
należało zakwalifikować jako przestępstwa.
Prokurator wyjaśniła,
że cała procedura trwała długo ze względu na liczbę pokrzywdzonych oraz
konieczność przetłumaczenia liczącej blisko 350 stron decyzji
prokuratury na język angielski. Przypomniała, że śledztwo dotyczyło
także m.in. organizacji lotu Jaka-40 z dziennikarzami mającymi
obsługiwać wizytę. - W Jaku-40 był na przykład japoński dziennikarz, on
zadeklarował język angielski i w tym języku doręczono mu decyzję -
dodała prokurator.
Zażalenie bliskich prezydenta Kaczyńskiego
Autor
jednego z zażaleń, pełnomocnik bliskich prezydenta Lecha Kaczyńskiego,
mec. Piotr Pszczółkowski powiedział, że jego zdaniem "w realiach tej
tragedii (...) zaniechania mają znamiona przestępstwa". - Kwestionuję
dokonaną ocenę prawno-karną i uważam, że zebrany w sprawie materiał
dowodowy pozwala na przedstawienie zarzutów osobom związanym ze
śledztwem - zaznaczył.
Zażaleniami zajmie się teraz stołeczny sąd.
Przyczółkowski ma nadzieję, że termin ich rozpoznania uda się wyznaczyć
w ciągu kilku tygodni.
Prokuratura badała sprawę ewentualnego niedopełnienia obowiązków lub
przekroczenia uprawnień przez urzędników i funkcjonariuszy publicznych
kancelarii prezydenta, premiera, MSZ, MON, polskiej ambasady w Moskwie w
związku z przygotowaniami w 2010 r. lotów do Smoleńska - premiera z 7
kwietnia i prezydenta z 10 kwietnia. Chodziło o przygotowania w okresie
od września 2009 r. do 10 kwietnia 2010 r.
Śledztwo - po raz
pierwszy zakończone w czerwcu 2012 r. - już raz, w marcu zeszłego roku,
nakazał wznowić sąd. Prokuratura uznała pierwotnie, że nie ma nikogo,
kto mógłby tę decyzję zaskarżyć, bo nikt w tej sprawie nie ma statusu
pokrzywdzonego. Sąd - po rozpatrzeniu zażalenia bliskich prezydenta
Kaczyńskiego - nakazał jednak wznowić postępowanie. Sąd wskazał wtedy,
że podjęcie przez prokuraturę prawidłowej decyzji będzie możliwe dopiero
po dopuszczeniu do udziału w postępowaniu wszystkich pokrzywdzonych i
rozpatrzeniu ewentualnych wniosków dowodowych, które oni złożą.
382 pokrzywdzonych
Prokuratura
podkreślała wówczas, że sąd nie zakwestionował merytorycznej treści
rozstrzygnięcia, a jedynie kwestię pokrzywdzonych. Po wznowieniu
śledztwa prokuratorzy ustalili 382 pokrzywdzonych. Prawa pokrzywdzonych
uzyskali pasażerowie sześciu samolotów. W związku z pierwszą wizytą 7
kwietnia leciały cztery samoloty: Tu-154M, Jak-40 i dwie Casy z oprawą
uroczystości, m.in. z orkiestrą. Z kolei 10 kwietnia leciały dwa
samoloty: Tu-154M i Jak-40 z dziennikarzami.
Prokuratura
informowała też, że po wznowieniu śledztwa od pokrzywdzonych wpłynął
jeden wniosek dowodowy, który został zrealizowany. W wrześniu 2013 r.
prokuratura ponownie umorzyła sprawę.
Uzasadnienie umorzenia zawarto w 343-stronnicowym postanowieniu - ze
względu na nieprawomocność decyzji nie ujawniono jego szczegółów. Jednak
już przy okazji umorzenia z czerwca 2012 r. prokuratura informowała, że
dopatrzono się niedociągnięć, ale nie uznano ich za przestępstwo.
Śledczy tłumaczyli wówczas, że "zabrakło wszystkich elementów, które
muszą być", aby stwierdzono popełnienie przestępstwa niedopełnienia
obowiązków. W tym przypadku - godzenia w dobro powszechne i dobro
instytucji państwowych.
Wyjaśniając w 2012 r. powody pierwszego
umorzenia, Mazur wskazywała m.in., że w żadnym z urzędów objętych
śledztwem prokuratorzy nie dopatrzyli się przekroczenia uprawnień lub
niedopełnienia obowiązków przez urzędników i funkcjonariuszy - najlepiej
pod tym kątem wypadła Kancelaria Prezydenta RP, która w toku
przygotowań działała prawidłowo.
Donald Tusk o pomyśle PiS: wysoce niestosowne
byłaby gotowa poprzeć przygotowany przez PiS projekt uchwały ws.
uczczenia pamięci gen. Andrzeja Błasika, który zginął w katastrofie
smoleńskiej oraz czy premier sądzi, że kwestia tej tragedii powróci w
obecnej kampanii wyborczej, zdominowanej, jak dotąd, przez sprawę
Ukrainy.
W jakimś sensie pytając o inicjatywę w
sprawie gen. Błasika sam sobie pan odpowiedział na drugie pytanie, czy
ktoś znowu będzie wykorzystywał katastrofę smoleńską w kampanii
wyborczej, bo jesteśmy tego znowu świadkami - odpowiedział Tusk.
Dodał, że nigdy nie wykorzystywał i nie będzie
wykorzystywał tragedii smoleńskiej i jej ofiar do robienia kampanii
politycznej. - Czasami muszę odpowiadać na fałszywe, oszczercze
sformułowania czy na państwa pytania, tak jak to jest w tej chwili. Ale
sam nie będę ani moi współpracownicy, wykorzystywał żadnej rocznicy
katastrofy smoleńskiej, ani żadnych aspektów śledztwa smoleńskiego do
prowadzenia kampanii wyborczej - powiedział premier.
Podkreślił, że ma "bardzo niską etyczną ocenę tych
polityków, którzy konsekwentnie wykorzystują katastrofę smoleńską do
takiej trywialnej, codziennej czy kampanijnej politycznej gry".
- Wszystkie ofiary katastrofy mają prawo do tego
samego szacunku, tej samej czci i myślę, że w Polsce, poza jakimiś
absolutnymi marginesami, myślimy wszyscy tak samo i wszyscy z taką samą
czcią wspominamy wszystkie bez wyjątku ofiary tej strasznej katastrofy -
powiedział Tusk.
Jego zdaniem "tak naprawdę wyróżnianie kogoś na
użytek politycznej potrzeby nie jest sposobem czczenia takiej ofiary
tylko wręcz przeciwnie". - Wykorzystywanie w tym przypadku generała
Błasika, jest czymś wysoce niestosownym wobec pamięci także o tej
konkretnej ofierze. Tak uważam - powiedział premier.
Marek Pyza
Ten człowiek nie ma wstydu. A pokłady buty w nim niewyczerpane. O gen. Błasiku Tusk powinien milczeć albo się kajać
Jego słowa przypomną się, gdy w przyszłym tygodniu – jak zapowiedział – będzie „rano na Powązkach składał kwiaty i się modlił”.
Nie, on nie gra katastrofą. Wcale… I nie grał przed katastrofą. Przeciw prezydentowi. Z przywódcą wrogiego (nawet według strategii obronnej jego własnego rządu) wobec Polski państwa. Nie grał też później. Tak, jak mu Putin nakazał.
Po czterech latach, gdy krwawy Władimir nie pozostawił złudzeń co do
swoich intencji, nasz gracz próbuje przeobrazić się w twardego męża
stanu, dzielnie gromiącego szefa mocarstwa grożącego światu.
Ale wyjaśnianie katastrofy leży. Jedyne, co obserwujemy, to opadające
kurtyny kłamstw, jak w przypadku gen. Błasika. Na więcej
podporządkowane Tuskowi instytucje
państwa nie pozwoliły. Sam Donald Tusk, który powinien być pierwszym
sypiącym głowę popiołem – a za nim państwo Kopacz, Miller, Sikorski,
Klich i wielu innych – pytany o symboliczne oddanie czci pomówionemu
żołnierzowi Wojska Polskiego zaciska zęby i kieruje ostrze w
kierunku politycznych przeciwników.
Jego słowa przypomną się, gdy w przyszłym tygodniu – jak zapowiedział – będzie „rano na Powązkach składał kwiaty i się modlił”.
Cztery zażalenia do sądu
Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia zadecyduje, czy
wznowione zostanie śledztwo w sprawie organizacji lotów prezydenta i
premiera do Smoleńska w 2010 r.
Zlot przy sowieckich grobach
Rosyjscy motocykliści już grzeją silniki przed zaplanowanym na 4 maja capstrzykiem na cmentarzu sowieckich żołnierzy w Braniewie
Odpowiedź Seremeta - nic jeszcze nie jest wyjaśnione...
wpis mec. Janusza Wojciechowskiego
Raport Millera nie wyjaśnił niczego, dał jedynie podstawę do powołania biegłych
4 lutego zamieściłem wpis pt.
„Macierewicz i szczękościsk Seremeta”, a w nim zwróciłem się do
Prokuratora Generalnego między innymi z zarzutem, że prokuratura zbyt
późno, bo dopiero w sierpniu 2011 roku, powołała zespół biegłych do
wydania kompleksowej opinii, w półtora roku po katastrofie!
Prokurator Seremet odpowiedział mi (dziękuję!) 18 marca br. i tak tłumaczył zwłokę w zleceniu opinii: „...Przed
zasięgnięciem opinii biegłych konieczne było bowiem uprzednie
zgromadzenie wystarczającego materiału dowodowego umożliwiającego
wydanie rzetelnej opinii. W szczególności zasięgnięcie opinii zespołu
biegłych, obejmującej kwestie najistotniejsze z punktu widzenia
przedmiotu postępowania, to jest między innymi rekonstrukcje przebiegu
lotu, weryfikacje sprawności technicznej statku powietrznego, jego
wyposażenia, weryfikacje prawidłowości wyznaczenia załogi do lotu,
weryfikacji przebiegu szkolenia lotniczego członków załogi, posiadanych
uprawnień i dopuszczeń, prawidłowości czynności załogi w trakcie lotu,
prawidłowości pracy służb i urządzeń naziemnego zabezpieczenia lotów,
wymagało uprzedniego zgromadzenia materiału dowodowego, pozwalającego na
ocenę wskazanych wyżej kwestii. W ocenie prokuratorów prowadzących
postępowanie, zgromadzony materiał dowodowy uznany mógł być za
wystarczający do powołania zespołu biegłych dopiero po uzyskaniu Raportu
Końcowego Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, co
nastąpiło w lipcu 2011 roku. Niezwłocznie po analizie wymienionego
raportu prokuratura wojskowa w dniu 3 sierpnia 2011 roku wydała
postanowienie o zasięgnięciu opinii zespołu biegłych...”.
Prokuratura czekała na raport Komisji – jasne. Dostała raport i wtedy
się dopiero okazało, że potrzebni są biegli, bo nic jeszcze nie
wiadomo. Biegli mają dokonać rekonstrukcji przebiegu lotu, weryfikacji
sprawności technicznej, prawidłowości pracy służb naziemnych.
Jak wiadomo, biegli nie wydali jeszcze
opinii, a teraz słyszymy, że nie wydadzą jej bez oryginałów czarnych
skrzynek i wraku. Skądinąd logiczny wniosek po czterech latach śledztwa i
dwóch i pół roku badań biegłych. Bez wraku i czarnych skrzynek żadnej
katastrofy wyjaśnić się nie da.
Niech sekta brzozowa łaskawie przyjmie do
swojej pancernej świadomości – nie ma jeszcze opinii co do
rekonstrukcji lotu, nie ma oceny służb naziemnych, nie ma oceny
sprawności samolotu – czyli nie ma niczego, co można by uznać za
chociażby częściowe wyjaśnienie katastrofy.
Raport Millera nie wyjaśnił niczego, to jedynie podstawa do powołania biegłych.
A wy, niczym Hartman na placu Zamkowym, głowę dajecie sobie uciąć za ten raport...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
30. Czerska się zapluwa przed 4 rocznicą katastrofy
"Zamordowanie 96 osób to zbrodnia niesłychana" [POSMOLEŃSKIE DZIECI, CZ. II]
Po aferze trotylowej rozkwitają kolejne pisma: "Do Rzeczy" oraz "wSieci". [CYKL GW]
Sprawa jest jasna: "Gdyby nie było zamachu, trzeba by go było wymyślić" [CZ. I]
A nos się wydłużał... Donald Tusk: "Nie wykorzystywałem i nigdy
nie będę wykorzystywał tragedii 10/04 i ofiar do robienia kampanii"
"Mam niską ocenę tych polityków, etyczną ocenę, którzy konsekwentnie wykorzystują katastrofę do codziennej i trywialnej gry".
cykl "Posmoleńskie dzieci" [cz. 2]
"Hajdabomber" zwalnia z pracy. A "niepokorni" ostrzegają: chcą nas przekupić grubymi pieniędzmi
"To zagłuszanie nowego filmu Gargas!"
Spisek, podłość, biegunka. "Posmoleńskie dzieci" wściekłe na "Wyborczą" za cykl o "niepokornych"
Cykl "Wyborczej": Posmoleńskie dzieci (cz. 3)
Sakiewicz,
Rydzyk, Hipster Prawica, orkiestra smoleńska zmienia ton. Powód?
Prosty. Gdy nadchodzi odpływ, widać, kto był bez majtek
Nadchodzi smuta, panuje nerwowość. Ci, którzy zainwestowali w jakość - jak bracia Karnowscy - wygrywają. Z innymi gorzej.
"Nasz Dziennik" gazetą "zniewoloną"? "Rozumiem, że błądził przez cztery lata?"
zobacz więcej »
"Nasz Dziennik" zmienił nurt?
- Teza, którą sformułował "Nasz
Dziennik" jest potwierdzeniem tezy, które formułowały od czterech lat
gazety, które nazywa pan "gazetami zniewolonymi" - stwierdziła Pitera.
-
Czy "Nasz Dziennik" już wszedł do tego nurtu i też stał się "gazetą
zniewoloną"? Rozumiem, że błądził przez cztery lata? - pytała
retorycznie posłanka PO.
- Interesuje mnie jaki jest powód i jakie są przesłanki, bo nie słyszałam o żadnych nowych dowodach w tej sprawie - dodała.
Poseł Jaworski nie zgodził się z opinią, że zmiana retoryki "Naszego
Dziennika" wiąże się z faktem, że na listach PiS do Parlamentu
Europejskiego nie znalazły się osoby związane z Radiem Maryja lub
dostały słabe miejsca.
- Dziennikarze działają na swój własny rachunek i piszą na te tematy, które ich interesują - skwitował.
--------------------------------------------------
Antoni Macierewicz leci do amerykańskiej Częstochowy
Poseł Antoni Macierewicz (PiS) poleci na obchody (13 kwietnia) czwartej rocznicy katastrofy smoleńskiej do amerykańskiej Częstochowy, czyli Narodowego Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Doylestown (stan Pensylwania). Kampania? - Wiadomo, że tylko o to chodzi - ocenia poseł Wojciech Ziemniak (PO) z Komisji Łączności z Polakami za Granicą.W Doylestown po mszy i koncercie ma się odbyć spotkanie z szefem parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej. Uczestniczyć w nim mają też rodziny ofiar - Zuzanna Kurtyka, Piotr i Janusz Walentynowicz - oraz eksperci związani z zespołem Macierewicza: m.in. małżeństwo Biniendów (Maria Szonert-Binienda i prof. Wiesław Binienda) oraz prof. Kazimierz Nowaczyk (zwolniony z Uniwersytetu w Maryland). Organizatorem obok Klubu "Gazety Polskiej" są też paulini z maryjnego sanktuarium.
Przed uroczystościami rocznicowymi komitet organizacyjny opublikował odezwę do rodaków. - Wydaje się, że cywilizacja śmierci, bunt przeciw Bogu oraz bezpardonowa walka z tradycyjnymi wartościami są wystarczającym powodem, abyśmy zapragnęli bezinteresownie współdziałać na rzecz wspólnego dobra nas samych, jak i naszych dzieci oraz wnuków - czytamy w niej.
Ów komitet zawiązał się tuż po zeszłorocznej wizycie Macierewicza w amerykańskiej Częstochowie. Jak czytamy na www organizatorów, polityk Prawa i Sprawiedliwości spotkał się wtedy z przeorem klasztoru o. Rafałem Walczykiem - w spotkaniu w wąskim gronie udział brało jeszcze kilka osób m.in. szef Klubu "Gazety Polskiej" w Filadelfii Wiktor Kowalczyk.
I paść wtedy - ze strony tej ostatniej osoby - miała propozycja zorganizowania w amerykańskiej Częstochowie obchodów czwartej rocznicy katastrofy smoleńskiej. A w przeddzień ma się też odbyć panel dyskusyjny pt. "Budujmy wspólny front patriotyczny".
Wyjazd Antoniego Macierewicza do amerykańskiej Częstochowy potwierdził w rozmowie z Onetem współpracownik polityka PiS Bartłomiej Misiewicz.
Ten wyjazd to element łączności z Polakami na emigracji? - Jako Komisja Łączności z Polakami za Granicą nie utożsamiamy się z działaniami Macierewicza - mówi o eskapadzie szefa zespołu ds. Smoleńska za Ocean poseł Wojciech Ziemniak. A jednocześnie chwali szefa komisji posła Adama Lipińskiego (PiS): "Zachowuje się, jak przystało na przewodniczącego komisji".
Według Ziemniaka wyjazd Macierewicza to kampania wyborcza. - Wiadomo, że tylko o to chodzi - ocenia. I dodaje: "Rozpoczęła się gra polityczna, emisje spotów - ostra rywalizacja o jak najlepszy wynik w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Teraz w polityce nie ma sentymentów".
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/antoni-macierewicz-leci-do-amerykanskiej-czestochowy/10lg0
SMS od Macierewicza. Wielkiego Śledczego znokautowali biegli [AGNIESZKA KUBLIK]
Wielkiego Śledczego Smoleńskiego znokautowali biegli prokuratury wojskowej. Stoi więc teraz przed nim trudne zadanie: jak zaprzeczenie przerobić na potwierdzenie.
Kaczyński: Potrzebna jest ustawa dot. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej
potrzebna jest ustawa dotycząca wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej z 10
kwietnia 2010 r. Według niego ustawa miałaby doprowadzić do
"zdecydowanego, intensywnego śledztwa" w sprawie katastrofy.
Kaczyński podkreślił na konferencji prasowej, że ustawa miałaby zawierać "zdecydowane metody dojścia do prawdy".
- Potrzebna jest ustawa o wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej,
która by przewidywała pewne, nawet bardzo daleko idące możliwości.
Sprawa jest całkowicie porównywalna z atakiem w Nowym Jorku i
Waszyngtonie, z tym słynnym atakiem (z września 2001 roku). Oni wtedy
zastosowali pewne nadzwyczajne metody i te nadzwyczajne metody powinny
także tutaj być zastosowane - oświadczył lider PiS.
W co gra Biernacki? „Śledztwo smoleńskie toczy się za długo, a działania prokuratorów są zbyt mało transparentne”
—zaznaczył Biernacki. Na pytanie jak prokuratura może tę sprawę
zakończyć skoro uważa, że potrzebny jej wrak, odparł, że prokuratorzy
powinni dać czytelny sygnał do społeczeństwa, że pewne elementy tej
sprawy sprawdzili, by zostały przedstawione pewne wyniki opinii publicznej i sprawa została zamknięta.
—twierdzi minister sprawiedliwości. Według niego mogli wykonywać
czynności procesowe i inne działania badawcze. Za półtora miesiąca
Biernacki zamierza przedstawić swoją do sprawozdania prokuratora generalnego za 2013 rok.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
31. publiczna
Finał polskiego śledztwa możliwy bez wraku tupolewa
Prokuratura Generalna nadal uważa, że możliwe jest
zakończenie śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej bez przekazania
Polsce wraku Tu-154M i rejestratorów samolotu. PG zaznaczyła
jednocześnie, że „konsekwentnie podejmowane są działania zmierzające do
sprowadzenia ich na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”.
Oddamy wrak Tu-154 po zakończeniu śledztwa
Siergiej Ławrow
– Jednocześnie Prokuratura Generalna informuje, że aktualne pozostaje
stanowisko o możliwości ewentualnego zakończenia śledztwa w sprawie
katastrofy smoleńskiej bez obecności tych dowodów na terytorium RP. Może
to nastąpić tylko wówczas, gdy biegli przeprowadzą wszystkie badania w
odniesieniu do tych dowodów - zastrzegł rzecznik prasowy PG prok.
Mateusz
Martyniuk. Dodał, że jest to stanowisko prokuratorów prowadzących
śledztwo.
Oświadczenie PG w tej sprawie zostało wydane po medialnych
doniesieniach, iż śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej ulega
przedłużeniu m.in. z powodu pozostawania w Rosji wraku samolotu i
rejestratorów.
Ostatnio - z końca marca na koniec lipca - biegli przełożyli termin
przekazania prokuraturze opinii fonoskopijnej dotyczącej zapisów rozmów z
wieży smoleńskiego lotniska. W tym samym terminie ma być gotowa opinia
ws. nagrania z samolotu Jak-40.
Brak dowodów na potężną eksplozję
Zespół M. Laska
Wybuchu nie było
W poniedziałek prowadząca śledztwo Wojskowa Prokuratura Okręgowa w
Warszawie informowała natomiast, że otrzymała uzupełniającą opinię
odnoszącą się do ewentualnych pozostałości materiałów wybuchowych w
próbkach pobranych m.in. z wraku Tu-154M oraz z miejsca katastrofy.
Okazuje się, że opinia uzupełniająca potwierdziła wcześniejszą opinię,
wykluczającą eksplozję na pokładzie Tu-154M.
Naczelna Prokuratura Wojskowa, która nie ujawniła w poniedziałek
szczegółów opinii, zapowiedziała, że m.in. te kwestie zostaną omówione
podczas konferencji prasowej. Jak powiedział kpt. Marcin Maksjan z NPW,
taka konferencja - dotycząca aktualnego stanu śledztwa smoleńskiego -
zostanie zorganizowana w przyszłym tygodniu.
Brak materiałów wybuchowych
Wcześniej prokuratura wojskowa ujawniła wnioski otrzymanej w grudniu
zeszłego roku końcowej opinii fizykochemicznej Centralnego Laboratorium
Kryminalistycznego Policji, z której wynikało, że nie ujawniono śladów
pozostałości materiałów wybuchowych w próbkach pobranych z miejsca
katastrofy, z elementów szczątków Tu-154M oraz podczas sekcji zwłok
ofiar
tragedii. Prokuratorzy w związku z grudniową opinią zadali biegłym
pytania uzupełniające i uzupełnienie to - zgodnie z wcześniejszymi
zapowiedziami biegłych - wpłynęło z końcem marca.
Gargas o swoim najnowszym filmie: „Artur Wosztyl, dowódca Jaka-40,
który lądował w Smoleńsku, zdecydował się na obszerną rozmowę”
„Ujawnił to, co słyszał i widział w dniu
katastrofy. Bardzo ciekawe są jego spostrzeżenia dotyczące dźwięków
rozpadającego się samolotu, jakie było słychać tuż przed uderzeniem
tupolewa w ziemię”
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
32. i gdzie jest prokurator?kiedy ktos zapłaci za ten cyrk?
Namawiali do lądowania? Po wejściu generałów: "Siadajcie" [NOWE INTERPRETACJE ODCZYTÓW]
-
W lotnictwie to często znaczy "lądujcie" - mówi dr Maciej Lasek, szef
rządowego zespołu objaśniającego przyczyny katastrofy smoleńskiej. Ktoś
namawiał załogę do lądowania?
Ktoś namawiał załogę TU-154M do lądowania? "Poczekajmy na odczyt"
Czy
ktoś namawiał pilotów prezydenckiego tupolewa do lądowania? Dr Maciej
Lasek przyznaje, że pewne słowa z rejestratora można zinterpretować,
jako zachętę do posadzenia maszyny.Z ekspertyzy zapisu lotu krakowskich biegłych wynika, że na pięć minut przed katastrofą słychać anonimowy głos mówiący generałowie, a potem inni członkowie załogi mówią witam" i "dzień dobry - co oznacza, że ktoś obcy wszedł do kokpitu. Po minucie słychać kolejny głos wzywający siadajcie, siadajcie, a potem Tadek, proszę - pisze "Gazeta Wyborcza". Nie
sądzę, aby załoga tak zwracała się do starszego stopniem oficera. Te
cytaty pochodzą z krakowskiej ekspertyzy, nasza analiza nie zawiera tych
fraz. Trudno się więc do tego odnieść bez dodatkowych badań - tłumaczy ekspertyzy dr Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
To niebywałe! Lasek znów atakuje generałów. Sugeruje presję na pilotów TU-154M
Lasek wie, co mówi. I wie, jaki przyniesie
to efekt. Zamieszać, rzucić kompletnie nieusprawiedliwione oskarżenia.
On dowodów nie potrzebuje. Jest dobry (podobnie jak jego rozmówczyni) w
taniej propagandzie.
Prorządowa gazeta znów oczernia pilotów TU-154M
Prorządowa „Gazeta Wyborcza” powraca z tematem rzekomych nacisków na pilotów TU-154M, który rozbił się w Smoleńsku.
Dziennikarka Agnieszka Kublik w wywiadzie z Maciejem Laskiem
informuje o tym, że krakowscy biegli odczytali nowe słowa z nagrania z
kokpitu pilotów. Jednym z nich jest słowo „siadajcie”, które miał
wypowiedzieć niezidentyfikowany mężczyzna.
Szef rządowego zespołu objaśniającego przyczyny katastrofy
smoleńskiej w rozmowie z dziennikarką stwierdził, że w lotnictwie
„siadajcie” często jest rozumiane jako „lądujcie”. Zaleca jednak, aby
poczekać, ponieważ nagranie jest zaszumione. Kolejny odczyt – według
niego – ma wyjaśnić czy ktoś namawiał załogę do lądowania, czy też nie.
Poseł Stanisław Piotrowicz, wiceprzewodniczący parlamentarnego
zespołu ds. katastrofy smoleńskiej czeka na opinię Instytutu Ekspertyz
Sądowych. Stwierdza, że minęły cztery lata, a my nie wiemy precyzyjnie,
jak przebiegały rozmowy w kabinie pilotów.
- Znowu zaczyna się nas karmić jakimiś wyrwanymi fragmentami nie wiem
z jakiego dokumentu. To budzi niepokój. Zresztą nie dziwi, że tego
rodzaju materiały pokazują się akurat w okresie przed czwartą rocznicą.
Myślę, że powinny się ukazywać zupełnie inne artykuły, mianowicie tego
rodzaju, że już 4 lata mija od katastrofy smoleńskiej, a śledztwo nie
wyjaśniło najistotniejszych okoliczności i przyczyn katastrofy – podkreślił poseł Stanisław Piotrowicz.
Warto przypomnieć też, że prokuratura wojskowa stwierdziła, że nie ma
dowodów na to, by dowódca polskiego lotnictwa gen. Andrzej Błasik, w
czasie lotu wchodził do kokpitu. Wykluczono także, że pił on alkohol, co
ogłosili Rosjanie w raporcie MAK.
Zdjęcie Tuska i Putina? "To paranoja i próba stworzenia własnego scenariusza"
To jest jakaś paranoja - powiedziała na
antenie Radia Zet Małgorzata Kidawa-Błońska. Rzeczniczka rządu oceniła w
ten sposób wczorajszy występ Adama Hofmana w "Kropce nad i". Rzecznik
PiS prezentował tam zdjęcie Władimira Putina i Donalda Tuska z lekkim
uśmiechem i zaciśniętymi pięściami.
Zdaniem Małgorzaty Kidawy-Błońskiej
wykorzystywanie kadru, który prawica ocenia jako dowód na zamach w
Smoleńsku, jest próbą stworzenia nowego scenariusza i opisania od nowa
katastrofy smoleńskiej. - Zdjęcia robi się setkami. Jeśli ktoś ma
oryginalny film, widzi sekwencję ruchów danej osoby - powiedziała.
- Nie sądzę, żeby dla racjonalnie myślącej osoby to był dowód w
jakiejkolwiek sprawie. To jest tylko zdjęcie, zapis ułamka sekundy -
dodała rzeczniczka rządu. Podkreśliła, że "ludzie rozmawiają i każdego
można złapać na chwili rozprężenia i takiej mimiki".Rzeczniczka dodała, że "co roku, koło 10 kwietnia to zdjęcie się
pojawia, ponieważ na siłę niektóre partie polityczne próbują stworzyć
własne scenariusz tego, co się działo w Smoleńsku po katastrofie". -
Sami chcą opisać, stworzyć nowy scenariusz, a takiego scenariusza po
prostu nie było. Było tam bardzo dramatycznie przeżycie wszystkich
stron, wszyscy reagowali, bo trudno wobec takiej katastrofy przejść
obojętnie - stwierdziła.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
33. Wrak – dowód niezgody
Wrak – dowód niezgody
Rozbieżne komunikaty w sprawie zakończenia śledztwa smoleńskiego sprawiają wrażenie, że ktoś próbuje sprawą sterować ręcznie.
Prokuratura bierze pod uwagę zakończenie
śledztwa smoleńskiego bez sprowadzania do kraju wraku Tu-154M i czarnych
skrzynek. Warunkiem niezbędnym ma być wykonanie na nich kompletu
niezbędnych badań. Takie stanowisko przedstawił Mateusz Martyniuk,
rzecznik prasowy Prokuratury Generalnej, zaznaczając, że wyraża on
opinię prokuratorów prowadzących śledztwo w sprawie katastrofy samolotu
Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku.
– Aktualne pozostaje stanowisko o możliwości ewentualnego zakończenia
śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej bez obecności tych dowodów na
terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Może to nastąpić tylko wówczas,
gdy biegli przeprowadzą wszystkie badania w odniesieniu do tych dowodów –
zaznacza Martyniuk.
Czekamy na wraki skrzynki
To jednak nie oznacza, że śledczy rezygnują z pozyskania wraku i
oryginałów czarnych skrzynek. Martyniuk tłumaczy, że zarówno prokurator
generalny Andrzej Seremet, jak i prokuratorzy wojskowi „konsekwentnie
podejmują działania zmierzające do sprowadzenia na terytorium
Rzeczypospolitej Polskiej wraku samolotu Tu-154M i rejestratorów”.
Stanowisko Prokuratury Generalnej miało rozwiać wszelkie wątpliwości
dotyczące problemu sposobu zakończenia śledztwa. Tymczasem w zestawieniu
z poniedziałkową wypowiedzią ppłk. Janusza Wójcika, rzecznika
naczelnego prokuratora wojskowego płk. Jerzego Artymiaka, dla
„Rzeczpospolitej” jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Wójcik uznał, a
wszystkie odpowiedzi rzecznika są konsultowane z prokuratorami
referentami śledztwa smoleńskiego, że do czasu zgromadzenia pełnego
materiału dowodowego wydanie kompleksowej opinii biegłych w sprawie
katastrofy nie będzie możliwe i zaznaczył, że „istotą sprawy, jeśli
chodzi o uzyskanie wraku i rejestratorów, jest możliwość nieskrępowanego
do nich dostępu i czynienia stosownych badań”.
To w świetle wczorajszego oświadczenia instytucji, której szefuje
Andrzej Seremet, oznaczałoby, że pozostawanie wraku w Smoleńsku
musiałoby się mieścić się w formule „nieskrępowanego dostępu”. Przy
całej mozolnie działającej machinie pomocy prawnej, w ramach której
wykonywane są badania na wraku przez polskich biegłych, trudno sobie to
wyobrazić.
Wyjaśnienia na konferencji
Naczelna Prokuratura Wojskowa pytana o oczywisty dysonans między
stanowiskiem wojskowych śledczych a Prokuraturą Generalną nie chciała
wczoraj komentować sprawy. Kapitan Marcin Maksjan odesłał nas do
stanowiska PG jako obowiązującego i zaznaczył, że prokuratura wojskowa w
tej kwestii nie ma na obecną chwilę nic do dodania. Proszony o
wyjaśnienie powstałej nieścisłości zaznaczył tylko, że tego rodzaju
pytanie będzie można zadać samym zainteresowanym na konferencji prasowej
prokuratury wojskowej w przyszłym tygodniu.
W ocenie mec. Bartosza Kownackiego, pełnomocnika kilku rodzin ofiar
katastrofy smoleńskiej, zakończenie śledztwa bez pozyskania wraku i
rejestratorów, wbrew deklaracjom prokuratury, nie jest możliwe. – W
mojej ocenie, nie ma takiej możliwości. Liczę, że prokuratura tak nie
zakończy śledztwa, gdyż będzie to podstawą do zaskarżenia takiej decyzji
– dodał.
Jak zauważył pełnomocnik, z pewnością rozbieżne komunikaty, jakie w
tej kwestii są wysyłane przez PG i NPW, sprawiają wrażenie, że ktoś
próbuje sprawą ręcznie sterować.
– W związku z tą różnorodnością wypowiedzi prokuratur, z jaką
mieliśmy do tej pory do czynienia, nie koncentrowałbym się na kolejnym
komunikacie, ale na tym, co jest ważne dla dobra śledztwa – dodał. A tu –
jak zauważył – priorytetem jest pozyskanie dowodów.
W sprawie śledztwa głos zabrał też minister sprawiedliwości Marek
Biernacki, który w rozmowie z RMF FM ocenił, że postępowanie toczy się
za długo i to jest niezrozumiałe. – Cała ta sytuacja z konfliktem między
prokuraturą wojskową a Prokuraturą Generalną, mam nadzieję, wkrótce się
skończy, jak dojdzie do uchwalenia nowej ustawy o prokuraturze. Ustawa
ta likwiduje prokuraturę wojskową i wciela ją w szeregi prokuratury
cywilnej – powiedział Biernacki.
Pytany o wrak minister dodał, że prokuratorzy powinni dać
społeczeństwu czytelny sygnał, że pewne elementy w tej kwestii
sprawdzili, winni przedstawić wyniki prac opinii publicznej i zamknąć
sprawę. – Później mogą podejmować decyzję, czy śledztwo zostaje
umorzone, czy zawieszone. Nie może być tak, że śledztwo się toczy cały
czas, a opinia publiczna o tym nic nie wie – dodał. Biernacki dołączył
też do oceny PG, że prokuratorzy mogli wykonać wszystkie czynności na
miejscu w Smoleńsku. – Nie mieli, z tego co wiem, żadnych utrudnień ze
strony rosyjskiej – dodał.
Marcin Austyn
Macierewicz: Platforma zostawia wszystkie dowody w troskliwych rękach pułkownika KGB
"Pierwsze skojarzenie, które mieli wszyscy,
z którymi się wtedy spotkałem w Smoleńsku były jeszcze straszliwsze. To
było skojarzenie z Katyniem".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
34. Śledztwo smoleńskie
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie przedłużyła w czwartek o
kolejne pół roku śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej.
Kapitan Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej wyjaśnił w
rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową, że wynika to między innymi z
braku części opinii biegłych. Jak powiedział, do prokuratury nadal nie
dotarło około 30 opinii.
Prokuratura czeka też na realizację pomocy
prawnej ze strony Rosji, w tym na zwrot wraku samolotu Tu-154M i
oryginalnych rejestratorów lotu. Śledztwo, według nowego terminu,
powinno zakończyć się 10 października.
„Gazeta” dratwą zszywana
„Gazeta Wyborcza” zaliczyła żenującą kompromitację na polu warsztatu dziennikarskiego - WSKAZUJE Radosław Brzóska
W poniedziałek otrzymaliśmy istotną
informację na ważny i budzący emocje temat. „Nasz Dziennik” ujawnił, że
opinia uzupełniająca do ekspertyzy Centralnego Laboratorium
Kryminalistycznego Policji nie potwierdza wybuchów na pokładzie
rządowego tupolewa 10 kwietnia 2010 r.
Przy tej okazji „Gazeta Wyborcza” zaliczyła żenującą kompromitację na
polu warsztatu dziennikarskiego. Jego wymogiem jest m.in. precyzyjne i
szybkie przekazanie informacji. W interesującej nas sprawie „Wyborcza”
zabierała się do tematu od 31 marca do 2 kwietnia. W tym czasie można
przejechać zamojską dorożką do stolicy i z powrotem (często zmieniając
konie). Takie tempo pracy redakcji daje mocny argument, że wiadomości
nie są przez nią po prostu publikowane, lecz najpierw przesiewane przez
ideologiczne sito.
Efekt działania sita (a może przyczyna tak długiego „przesiewania”
newsa?) ujawnił się w warstwie warsztatowej tekstu, umieszczonego
wczoraj na trzeciej stronie „Gazety Wyborczej”, która jest miejscem dla
ważnych autorskich ustaleń każdego dziennika. Nie uznano za stosowne
wskazania i powołania się na „Nasz Dziennik”, który jako pierwszy
ujawnił istotne informacje zawarte w artykule. W ten sposób „Wyborcza”
niebezpieczne zbliżyła się do praktyk internetowego „dziennikarstwa”
korzystającego z treści wytworzonych przez inne poważne podmioty i
lokującego je w swoich publikatorach bez podania źródła. Takie
postępowanie jest uznawane nie tylko za uchybienie warsztatowe, ale też
pospolitą nieuczciwość.
Sytuacja ta tym bardziej obciąża redakcję z Czerskiej, że w numerach,
w których na próżno szukamy newralgicznej informacji, w tym samym
dziale „Wydarzenia” bez zahamowań odmalowuje się wizerunek medialnej
konkurencji, nie ukrywając odwetowego charakteru przedsięwzięcia. Chodzi
o „Nasz Cykl. Posmoleńskie dzieci. Media”. Wskazuje na to absurdalna
ikonografia. Zaczerpnięty z książki „Resortowe dzieci. Media” motyw
został przetworzony tak, że patrzą na nas z niego osoby związane z
mediami, które bardzo nie podobają się „Wyborczej”. Nielogiczne (czysto
złośliwe) umieszczenie krytyków lewicowej ideologii na rewolucyjnej
czerwieni i w pachnących totalitaryzmem uniformach pokazuje, jak grubą
dratwą fastrygowana jest „Gazetowa” robota. Czyżby rzetelna informacja o
smoleńskim śledztwie psuła koncept teatrzyku o strasznych „prawicowych”
mediach?
Autor kieruje wydziału edukacji w Starostwie Powiatowym w Świdniku.
Radosław Brzózka
Smoleńskie żale
GN 14/2014 | 2014-04-03 00:15
o jej okolicznościach, mam olbrzymi żal do rządu, że przez jego postawę
poznanie pełnej prawdy o tej tragedii jest już praktycznie niemożliwe.
W momencie katastrofy, jak miliony Polaków, przeżyłem szok i głęboki
smutek. Jednak pierwsze chwile żałoby minęły i zaczęło się „polskie
piekło” zrzucania winy na innych, kwestionowania zasług zmarłych,
oskarżeń o zamach, czy wykorzystywania tragedii do politycznych harców.
Jako dziennikarz starałem się bez emocji relacjonować wydarzenia
związane z katastrofą, uznając, że czytelnik na podstawie przekazanej
wiedzy sam wyrobi sobie zdanie. Jednak trudno, abym nie miał własnych
sądów, aby nie narastały we mnie coraz większe wątpliwości,
nie rodziły się pytania.
Z obcym przeciwko swoim
Nie mogę pojąć, jak premier Polski mógł przy pomocy premiera Rosji
prowadzić walkę polityczną z własnym prezydentem. Spór polityczny między
przedstawicielami różnych partii jest rzeczą normalną,
ale wykorzystywanie do tego przywódcy obcego państwa
jest niedopuszczalne. To klimaty z Targowicy. Dokumenty z przygotowań
do wizyty jednoznacznie pokazują, że Donald Tusk i Władimir Putin
doprowadzili do rozdzielenia wizyt. Nie chcieli, aby Lech Kaczyński
przeszkadzał im w budowaniu „przyjaźni”. Raport NIK stwierdza, że lot
prezydenta był znacznie słabiej zabezpieczony niż premiera.
Nie twierdzę, że D. Tusk spiskował z W. Putinem, aby zabić polskiego
prezydenta. Myślę, że taka teza jest nieprawdziwa, ale w stosunku
do D. Tuska. Przez jakiś czas za spiskowe uważałem też teorie,
że to zemsta Putina za politykę wschodnią Lecha Kaczyńskiego, m.in.
obronę Gruzji przed Rosją. (..)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
35. tvn24 podtrzymuje wiarę sekty pancernej brzozy Lasek u Olejnik
"PiS wysyła sygnał do wyznawców religii smoleńskiej"
- Wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się przy
niewielkiej frekwencji. Dlatego PiS mobilizuje twardy elektorat. Nie...
czytaj dalej »
Nie ma w żadnym polskim raporcie niczego, co uchybiałoby czci gen.
Andrzeja Błasika - powiedział Leszek Miller. Według szefa SLD, jeśli
chodzi o specustawę, to "nie ma żadnego powodu, żeby w stosunku do tej
tragicznej katastrofy lotniczej stosować oddzielne prawo".
Według
Millera wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się przy niewielkiej
frekwencji, około 20 proc., dlatego PiS znowu wraca do tej tragedii i
mobilizuje twardy elektorat. Chce przypomnieć, że "nie zapomnieliśmy".
-
Im nie chodzi o szukanie nowych wyborców, ale wysłanie sygnału do
wyznawców religii smoleńskiej - powiedział gość "Faktów po Faktach"
dodając, że twarzą tej kampanii jest twarz Antoniego Macierewicza.
'Uchwała ws. gen. Błasika? To może też ws. żołnierzy WSI, których spotwarzył Macierewicz'
Nie ma żadnego powodu, żeby w stosunku do tragicznej oczywiście, ale
katastrofy lotniczej stosować oddzielne prawo. Jeśli chodzi o generała
Błasika, to w żadnym polskim raporcie nie ma niczego, co uchybiałoby
jego czci, więc to jest postulat dobry, ale nie do polskich polityków i
polskich instytucji - stwierdził Leszek Miller w TVN24, komentując propozycję Prawa i Sprawiedliwości.
Oferta dla wyznawców
- Jeśli już mamy naprawiać rozmaite nieścisłości czy oskarżenia,
to Sejm może też przyjąć uchwałę o zadośćuczynieniu dla oficerów i
żołnierzy WSI, których spotwarzył Antoni Macierewicz
- stwierdził Miller. Jego zdaniem jest to kolejny przypadek, gdy PiS
wykorzystuje sprawę katastrofy smoleńskiej w kampanii wyborczej.
Dlaczego PiS chce smoleńskiej specustawy?
- Musimy utworzyć specjalną grupę niezależnych
prokuratorów, która się tą sprawą zajmie - tłumaczył Jacek Sasin z PIS.
-...
czytaj dalej »
Giertych: O. Rydzyk poniósł spektakularną klęskę i stosuje smoleński rewanż. PiS go wykorzystał
Dzisiaj jesteśmy świadkami spektakularnej
klęski politycznej o. Tadeusza Rydzyka. I być może nadszedł czas, żeby
Kościół w Polsce wyciągnął wnioski, przejmując kontrolę nad największą
rozgłośnią katolicką w kraju. Bo dalej nie może być tak, że prawda jest
cyzelowana i głosi się ją w zależności od układów - mówi mecenas Roman
Giertych w rozmowie z Jakubem Szczepańskim.
Dlaczego na listach partii Jarosława Kaczyńskiego ostatecznie prawie nie ma ludzi związanych z o. Tadeuszem Rydzykiem?
Można brutalnie powiedzieć: Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść.
Co ma Pan na myśli?
Krótko mówiąc: PiS wykorzystał o. Rydzyka do zdobycia poparcia
elektoratu katolickiego. Z badań zleconych przez partię Kaczyńskiego
wynika, że nawet w twardym, radiomaryjnym elektoracie lider PiS ma
większą popularność niż o. Tadeusz Rydzyk. Dlatego nad swoim ostatnim
ruchem partia nawet nie musiała się zastanawiać.
"Nie wydaje mi się, żeby ustawa była potrzeba tylko po to, by wyjaśnić coś, czego ktoś nie rozumie"
to, by wyjaśnić coś, czego ktoś nie rozumie - stwierdził w "Kropce
nad...
czytaj dalej »
Maciej Lasek, przewodniczący powołanego przy KPRM zespołu ekspertów
lotniczych, stwierdził w "Kropce nad i", że porównywanie zamachu na
World Trade Center i katastrofy w Smoleńsku jest "mocno niewłaściwe".
-
Tam (na WTC - red.) był zamach terrorystyczny i celowe działanie
pilotów, żeby zderzając samolot z budynkami dokonać jak najwięcej szkód.
Nie zgadzam się z tezą, którą ktoś mógłby wyciągnąć, że wypadek w
Smoleńsku jest zbliżony do tego działania. Myślę, że panu prezesowi
chodziło o coś innego, ale wyszło bardzo niewłaściwie - stwierdził w
TVN24 Maciej Lasek.
Macierewicz powinien "ważyć słowa", ustawa niepotrzebna
Jego
zdaniem, ustawa, o której mówił Jarosław Kaczyński, nie jest potrzebna. -
Mamy ustawę prawo lotnicze, mamy ustawę o prokuraturze. Obydwie te
ustawy zapewniają pełną niezależność prowadzonych postępowań. Zarówno
komisja wojskowa, która jest powołana ustawą prawo lotnicze (...) jest
komisją niezależną. Nikt na nią nie wywiera nacisków. W lotnictwie
cywilnym mamy komisję cywilną - mówił Lasek w "Kropce nad i". - Nie
wydaje mi się, żeby była potrzeba ustawa, tylko po to, by wyjaśnić coś,
czego ktoś nie rozumie - dodał.
Pytany o słowa Antoniego
Macierewicz, który "zbrodnię" w Smoleńsku porównał do Katynia,
stwierdził że "pan poseł Macierewicz powinien mocniej ważyć słowa". - I
nie porównywać tej wielkiej tragedii, jaka była w Katyniu do
tragicznego, ale jednak wypadku komunikacyjnego - powiedział Lasek.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
36. "Nie obraziliśmy generała
"Nie
obraziliśmy generała Błasika. Nie będziemy przepraszać" - mówi Maciej
Lasek, upierając się jednocześnie, że generał był w kokpicie
3 April 2014, 21:45
"W naszym raporcie nie była wskazywana
sprawa trzeźwości pana generała, a w uwagach do raportu MAK napisaliśmy,
że materiał który przedstawili Rosjanie jest po naszych analizach
niewiarygodny" -powiedział szef PKBWL
"Bliżej": Gorąca debata wokół śledztwa dot. 10/04. Marek Pyza: "Prokuratura gra z rodzinami ofiar w absurdalną i haniebną grę"
"Jak mogliśmy oddać inicjatywę Rosjanom,
którzy mogliby być zainteresowani ukryciem pewnych faktów, jak na
przykład remontu tupolewa w Samarze..."
Rozpoczęła Anita Gargas, która stwierdziła, że
prokuratorzy krok po kroku przygotowują opinię publiczną, by zamknąć
smoleńskie śledztwo bez sprowadzenia wraku i oryginałów
czarnych skrzynek do Polski.
Andrzej Stankiewicz z kontynuował ten wątek:
— przyznał dziennikarz „Rzeczpospolitej”.
Następnie głos zabrał Marek Pyza. Jak ocenił, nie
jest możliwe, by smoleńskie śledztwo zakończyło się bez zbadania
oryginalnych dowodów w sprawie. Zwrócił też uwagę na skandaliczny sposób
prowadzenia postępowania przez śledczych, którzy utrudniają dostęp do
materiałów śledztwa rodzinom ofiar.
I dodawał:
— mówił Pyza.
Z kolei Paweł Lisicki zwracał uwagę na to, w jaki sposób po katastrofie działały polskie instytucje państwowe:
— przekonywał.
Lisicki mówił jednak, że w 2010 roku rząd Donalda Tuska nie mógł
przewidzieć zachowania Władimira Putina ws. agresji na Ukrainę:
— dodał.
W trakcie programu zaprezentowano również fragment „Anatomii upadku 2”, na którym widoczny był fragment rozmowy z
byłym gubernatorem obwodu smoleńskiego. Wywiad dotyczył atmosfery w
wieży kontroli lotów na Smoleńsku i nerwach wśród kontrolerów i
dyspozytorów, którzy meldowali rosyjskim władzom, co się dzieje.
Anita Gargas przekonywała, dlaczego to istotna rozmowa:
— mówiła autorka „Anatomii Upadku 2”.
Dodała też, że ze słów byłego gubernatora wynika, że łączność z rządowym tupolewem zerwała się, zanim uderzył w ziemię.
Andrzej Stankiewicz ripostował:
— mówił Stankiewicz.
Z kolei Lisicki zwrócił uwagę, że dotrzeć do niego powinny instytucje państwa, a nie dziennikarze.
— ocenił.
Następnie pokazano kolejny fragment filmu – część obszernego wywiadu z Arturem Wosztylem.
Marek Pyza podkreślał, że na zeznania i wersje rosyjskich milicjantów i funkcjonariuszy należy uważać:
— przypomniał dziennikarz „wSieci”.
Podkreślił też, że ważne w sprawie jest nagranie z JAK-a., ponieważ z zeznań śp. Remigiusza Musia wynika, że mógł dostać z wieży kontroli podobną komendę co piloci tupolewa.
http://wpolityce.pl/polityka/143375-ujawniamy-co-mowil-remigiusz-mus-w-smolenskim-sledztwie-obszerne-fragmenty-zeznan-opis-miejsca-katastrofy-godzine-po-zdarzeniu
Lisicki zwrócił też uwagę, że „nie wszyscy niezależni naukowcy
twierdzą o wybuchu”. Gdy Jan Pospieszalski pokazał kolejny fragment
„Anatomii upadku”, w którym przypomniano o nieznanych losach
statecznika, który został przeniesiony w pierwszych godzinach po
katastrofie, Marek Pyza przypomniał, że za całą sprawą stała komisja MAK.
— mówił.
Stankiewicz dodawał:
— mówił dziennikarz, zwracając uwagę na wysokość brzozy i nieścisłości w pomiarach.
Po zaprezentowaniu kolejnego fragmentu filmu - tym razem dotyczącego
Andrzeja Seremeta, który bezradnie przyznaje Janinie Paradowskiej,
że nie wie, co mieli zrobić śledczy, gdy okazało się, że sekcje zwłok
zostały wcześniej przeprowadzone przez Rosjan,
rozgorzała ciekawa dyskusja.
Andrzej Stankiewicz mówił o postępowaniu śledczych.:
— tłumaczył.
A Anita Gargas dodała:
— zakończyła.
svl, TVP Info
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
37. Niewygodna uchwała
Niewygodna uchwała
Sejmowa komisja kultury nie będzie rozpatrywać projektu uchwały w sprawie uczczenia pamięci gen. Andrzeja Błasika
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
38. Słowo "Wybuch" pada tylko
Słowo "Wybuch" pada tylko raz
Oglądamy "Anatomię Upadku 2" i nie wierzymy własnym oczom. Anita Gargas przestała wierzyć w zamach?
Cały tekst: http://wyborcza.pl/0,0.html#TRNavPoz#ixzz2xupb9xo1
Smoleńsk Patriot Act. Kaczyński chce totalnej inwigilacji. Dobrze, że nie będzie tortur. Chyba
Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiada, że po dojściu
do władzy stworzy specjalną ustawę do wyjaśnienia katastrofy
smoleńskiej. - Sprawa jest...
Agnieszka Kublik
Monika Olejnik o smoleńskiej specustawie liderów PiS
Szef PiS chce "podtapiać" Tuska i Sikorskiego? Może nie. Ale czemu ich nie zamknąć na nieokreślony czas?
Prezes w sieci Macierewicza
Choć Centralne Laboratorium Kryminalistyczne wykluczyło wybuch w TU-154, prezes Kaczyński nie daje temu wiary.
Monika Olejnik
Gosiewska:
Maciej Lasek, szef zespołu smoleńskiego przy KPRM
powinien być niezależnym ekspertem, a wszedł w rolę polityka,
i krytykuje innych, co jest niedopuszczalne - powiedziała w TVN24 Beata
Gosiewska, senator PiS.
Nie wykluczam, że w Smoleńsku mogło dojść do zbrodni - dodała Gosiewska.
Senator odniosła się do słów Laska o tym, iż w jego opinii specjalna
ustawa smoleńska jest niepotrzebna, bo przyczyny tragedii są już znane,
a teorie o wybuchu - obalone. - Powinien być niezależnym ekspertem,
a wszedł w rolę polityka i krytykuje innych, co jest niedopuszczalne
- oceniła Gosiewska. odała, że Lasek przyjął rolę "rzecznika rządu ds. objaśniania przyczyn
katastrofy smoleńskiej". - To człowiek zupełnie niewiarygodny, opłacany
przez premiera, odpowiedzialnego za organizację tej wizyty (w Smoleńsku
10 kwietnia - red.) i śmierć naszych bliskich - stwierdziła.
- Jestem przekonana, że przez cztery lata mogliśmy szybko i uczciwie
wyjaśnić przyczyny tej katastrofy. Badania niezależnych ekspertów
wskazują, że na pokładzie samolotu do wybuchu bądź wybuchów doszło.
Nie wykluczam, że mogło dojść do zbrodni. - powiedziała Gosiewska.
Gosiewska nie przejęła się faktem, iż wojskowa prokuratura wykluczyła
obecność jakichkolwiek materiałów wybuchowych na pokładzie samolotu.
- Przez cztery lata słyszeliśmy wiele różnych kłamstw, półprawd
i zupełnej nieprawdy. (...) Wiele krętactw prokuratury spowodowało,
że straciliśmy do niej zaufanie - stwierdziła.
20 marca
ujawniono opinię biegłych, zgodnie z którą generał Błasik i cały
personel pokładowy, a także członkowie BOR byli trzeźwi. Opinia ta
została również wydana przez wojskową prokuraturę, ale akurat ten fakt
Gosiewska uznaje za wiarygodny. Dlaczego więc wykluczenie zamachu już
wiarygodne nie jest? - Staramy się myśleć logicznie, słuchać tego, co
mówią niezależni eksperci. - Mówiła.
Prezes PiS Jarosław
Kaczyński twierdzi, że ustawa miałaby doprowadzić do "zdecydowanego,
intensywnego śledztwa" w sprawie katastrofy.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
39. Nowe ekspertyzy śledczych:
Nowe ekspertyzy śledczych: Tupolew na pewno uderzył w brzozę
Prokuratura
wojskowa ma nowe ekspertyzy, które zdaniem śledczych obalają teorie
Antoniego Macierewicza. Z dokumentu wynika, że tupolew na pewno uderzył w
brzozę.Wojskowi śledczy mają nową ekspertyzę Centralnego Laboratorium
Kryminalistycznego Policji. Wynika z niej, że fragmenty blachy
wyciągnięte z brzozy w smoleńsku na pewno pochodzą z prezydenckiego
tupolewa - informuje portal tvn24.pl.
Analiza wpłynęła już w grudniu, ale prokuratorzy chcieli ją dokładnie
sprawdzić. Zdaniem portalu wnioski z tej analizy są kluczowe dla
potwierdzenia tego, co działo się w ostatnich chwilach lotu tupolewa.
Eksperci, na podstawie odlewów cięć i złamań brzozy odtworzyli też
zniszczenia samolotu. Więcej szczegółów śledczy ujawnią na konferencji
prasowej. Mogę powiedzieć, że poruszymy wszystkie zagadnienia ważne
dla śledztwa. Jednym z nich będą także ustalenia biegłych dotyczące
brzozy i części metalowych wraku - mówi tvn24.pl kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Dr Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych uważa, że wnioski śledczych w całości potwierdzają raport Millera i obalają tezy zespołu Macierewicza. Nie mam wątpliwości, że fragmenty blachy, które znalazły się w tej
brzozie pochodzą z prezydenckiego Tu-154. Dla komisji Jerzego Millera
dowody świadczące o tym były niepodważalne. Wnioski prokuratury w
całości potwierdzają więc wcześniejsze ustalenia i ostatecznie kończą
temat tego, czy samolot uderzył w drzewo, czy nie - mówi.
Skrzydło Tu-154 w brzozie. Dowody, które mają wywrócić tezy Macierewicza
że fragmenty blachy, które zachowały się na smoleńskiej brzozie...
czytaj dalej »
Macierewicz: Obserwujemy festiwal przecieków do mediów ze strony prokuratury
mówił Antoni Macierewicz podczas posiedzenia zespołu ds. katastrofy
smoleńskiej, który zebrał się w związku ze skandalicznym lekceważeniem
praw rodzin ofiar.
To, co robi prokuratura badająca przyczyny katastrofy
smoleńskiej to jakieś niebywałe chamstwo. Zachowanie prokuratury
sprawia wrażenie personalnej niechęci do bliskich ofiar. Jestem tym
zbulwersowany - mówił oburzony poseł PiS.
Rodziny ofiar są traktowane w Polsce jak rodziny ofiar na placu Tiananmen. Jak winni - mówił poseł Marek Suski, i zaproponował pełnomocnikowi rodzin ofiar katastrofy by poskarżyły się międzynarodowym trybunałom.
Zespół
przedstawia fakty mające świadczyć o tym, że prokuratura i rząd przez
dwa lata nie badali dowodów z katastrofy smoleńskiej.
Śledczy pod sąd? Naimski: należy spersonalizować kwestie
odpowiedzialności za przedłużanie śledztwa, zaniechania, mataczenie.
„Należałoby w najpełniejszym zakresie
powiadomić o stanie śledztwa smoleńskiego opinię publiczną. Jej
stanowisko może mieć znaczenie”.
Prokuratura chroni rząd przed kompromitacją? Seremet odmawia odpowiedzi na pytanie o śledztwa dot. urzędników
Prokurator Generalny sprawę postawił jasno:
jeśli senator Klima chce podtrzymać pytanie o skalę działań organów
ścigania wobec urzędników państwowych musi wziąć na siebie
odpowiedzialność za brak płynności pracy prokuratury.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
40. Wiceszef NATO: Śledztwo smoleńskie? Nie rozumiem stanowiska Rosj
Naprawdę ciężko mi zrozumieć rosyjskie stanowisko w tej sprawie. Ale całkowicie rozumiem jak wzburzeni są Polacy, nie mogąc zapoznać się ze wszystkimi faktami i dotrzeć bliżej do przyczyn tej strasznej tragedii - mówił w rozmowie z RMF FM wiceszef NATO Alexander Vershbow mówiąc o katastrofie w Smoleńsku i przetrzymywaniu dowodów rzeczowych przez Rosję. Pytany o działania Rosji ws. katastrofy smoleńskiej powiedział, że ciężko mu zrozumieć stanowisko Moskwy. - Całkowicie rozumiem jak wzburzeni są Polacy, nie mogąc zapoznać się ze wszystkimi faktami i dotrzeć bliżej do przyczyn tej strasznej tragedii. Przyjaźniłem się z kilkoma osobami, które były na pokładzie. Moim kolegą był wiceminister obrony narodowej Stanisław Komorowski. Tak więc, jeśli Rosja chce naprawić relacje z Zachodem, ma ku temu okazję w przypadku Polski, aby rozwiązać ten problem w pozytywny sposób - mówił.
Na pytanie, czy NATO mogłoby pomóc Polsce w tej sprawie odparł, że nie powinno się "unatowić" dwustronnych polsko-rosyjskich. - Jednak oczywiście przypuszczam, że Rosjanie usłyszą te moje słowa. Dowiedzą się, że wszyscy członkowie Sojuszu współczują Polakom, że solidaryzują się z Polską w tej sprawie - dodał.
http://www.wprost.pl/ar/442953/Wiceszef-NATO-Sledztwo-smolenskie-Nie-roz...
Macierewicz: Mamy dowody, że czarne skrzynki sfałszowano
Za kilka dni (10 kwietnia, w 4. rocznicę
katastrofy) zostanie opublikowany raport zespołu parlamentarnego, który
przedstawi dowody na to, że czarne skrzynki były sfałszowane. Że ten
odczyt czarnych skrzynek, który był w Polsce, został przez Rosjan
zmieniony - powiedział w TVP Info Antoni Macierewicz. Wiceprezes PiS w
programie "Dziś wieczorem" przyznał, że dysponuje rosyjskimi
materiałami, które mają być dowodem na fałszerstwa Rosjan.
Antoni Macierewicz dopytywany o dokumenty wskazujące na to fałszerstwo nie chciał jednak zdradzać żadnych szczegółów.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
41. Wyjaśnienie przyczyn
Wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej nie jest materią ustawową
Prezydent jest zdania, że wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej
nie da się uregulować w specjalnej ustawie. - Na moje wyczucie - byłego
marszałka Sejmu - nie widzę tutaj materii ustawowej. Uchwała, jakieś
inne akty, mogą mieć miejsce, ale co tu ustawą regulować? - ocenił. -
Ustawa to jest prawo. Co tu można prawnie nakazać, zakazać? - dodał.
Bronisław Komorowski uważa, że w sprawie przyczyn katastrofy
smoleńskiej dla jednych wszystko jest jasne, dla innych wszystko jest
bardzo zagmatwane.
- To trochę zależy od stanu głów, wyobraźni i poglądów politycznych - ocenił.
- W normalnym, cywilizowanym kraju do rozwiania wszystkich
wątpliwości służą werdykty komisji badającej wypadki lotnicze i werdykt
prokuratury- podkreślił.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
42. TVP odmawia emisji spotu
TVP odmawia emisji spotu zapraszającego na obchody 10 kwietnia czwartej rocznicy katastrofy smoleńskiej. Twierdzi, że byłaby to ukryta kampania wyborcza.
30-sekundowy film "Elegia "Puste miejsce"" miał być pokazywany od poniedziałku do środy...
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,15746148,Spor_TVP___PiS_o_spot_smolenski.html
Matka Polka Niewidzialna
Polski feminizm zajmuje się obyczajami. Pora, by zajął się polityką społeczną. Dla dobra matek, których nikt nie dostrzega
Dlaczego Bóg nam zesłał katastrofę smoleńską
Bardzo trudno jest przyjąć, że 96 znaczących osób w państwie ginie przypadkowo w znaczącym dniu ot tak, przypadkiem
Coś, co intelektualiści warszawsko-krakowscy wiele lat temu odesłali do lamusa jako umarły paradygmat romantyczny, wróciło bardzo żywym, drapieżnym upiorem. Z prof. Dariuszem Kosińskim rozmawia Dorota Wodecka
Dorota Wodecka: ''Teatra polskie. Rok katastrofy'' to książka, w której przygląda się pan, teatrolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, tragedii w Smoleńsku i jej konsekwencjom z perspektywy teatralnej. Uczestniczyliśmy w przedstawieniu?
Prof. Dariusz Kosiński: Krótka odpowiedź brzmi: tak. Ale żeby nie popaść w fałszywe uproszczenie i nieporozumienia, trzeba od razu powtórzyć coś, czego powtarzanie trochę mnie już męczy: przedstawienie nie jest tylko terminem teatralnym, a już na pewno nie wiąże się z tym, z czym wiązane jest najczęściej - z fikcją, iluzją, udawaniem. Ja na najprostszym poziomie proponuję rozumieć przedstawienie jako ''stawianie przed'', czyli występ, występowanie przed innymi, a nie da się nie występować w jakiejś roli. Z takiej...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
43. fot.
Wdowa po śp. generale Andrzeju Błasiku, Ewa
Błasik, nie kryje rozgoryczenia, że tak długo polskie władze
pozwalały na szerzenie oszczerstw o jej mężu, jakoby na pokładzie
tupolewa był pod wpływem alkoholu.
– w wywiadzie dla RMF FM
odniosła się do ekspertyzy kategorycznie wykluczającej, by w ciele
generała, a także w ciałach członków załogi tupolewa była
choć kropla alkoholu.
– stwierdziła Ewa Błasik.
Wdowa po dowódcy polskiego lotnictwa wojskowego podkreśla ogromne rozczarowanie postawą dowództwa armii oraz b. szefa MON Bogdana Klicha, którzy – jak zaznaczyła - nie zareagowali odpowiednio na oszczerstwa Rosjan.
– podkreśliła Ewa Błasik.
*Wdowa po generale Błasiku zauważyła, iż do dziennikarzy
docierały przecieki „że następnym uderzeniem w mojego męża przez stronę
rosyjską będzie alkohol.”
– mówiła.
Odniosła się do inicjatywy, by Sejm w specjalnej uchwale uczcił pamięć jej męża. Propozycję taką zgłosiło PiS.
– apelowała.
Ostro odniosła się do insynuacji Macieja Laska - szefa
rządowego zespołu ds. „objaśniania” tragedii smoleńskiej - że słowo
„siadajcie”, które miał ktoś wypowiedzieć w tupolewie przy wejściu do
kokpitu, tuż przed tragedią, mogło być rozkazem, żeby lądować.
– powiedziała Ewa Błasik.
http://wpolityce.pl/smolensk/190124-ewa-blasik-o-insynuacjach-laska-niec...
nr 15.: rodzice kłamstwa smoleńskiego
Po
10 kwietnia Adam Michnik, Tomasz Lis, Jacek Żakowski i inni wyrzekli
się swoich zawodowych obowiązków. Zamiast dociekać prawdy o przyczynach
i skutkach katastrofy, stali się propagandzistami władzy, którą
ta tragedia skompromitowała. Oni przestali udawać, że ich zawód polega
na kontrolowaniu władzy i zadawaniu jej trudnych pytań. Stanęli z tą
władzą w jednym szeregu i zupełnie otwarcie stali się jej
propagandzistami. Nawet nie próbowali rozliczać rządu z zaniedbań, które
pośrednio lub bezpośrednio doprowadziły do tragedii – piszą w „Do
Rzeczy” Cezary Gmyz i Mariusz Staniszewski. Podkreślają, że im bardziej
kompromitowała się oficjalna, czyli zawarta w raportach MAK i komisji
Jerzego Millera, wersja wydarzeń, tym ataki na osoby dążące do prawdy
były coraz bardziej zaciekłe. Adam Michnik, Jacek Żakowski, Tomasz Lis
czy Janina Paradowska połączyli w jedno polityków PiS i dziennikarzy,
którzy nie zawsze sympatyzując z Jarosławem Kaczyńskim, dostrzegają
kompromitację i degenerację organów państwa przed katastrofą oraz
po niej. Nie pytali o polską rację stanu i przyczyny obniżenia znaczenia
Polski w naszym regionie. Nie chcieli wyjaśnienia ani przyczyn, ani
skutków katastrofy. Postanowili atakować tych, którzy do prawdy o tym,
co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r., próbowali dążyć. Ich rolą stało
się utrwalanie kłamstw suflowanych im przez rosyjskich manipulatorów –
piszą publicyści „Do Rzeczy”. O rodzicach smoleńskiego kłamstwa –
na łamach tygodnika.
Na łamach „Do Rzeczy” także Piotr Semka, który komentuje publikacje
„Gazety Wyborczej” na temat tzw. posmoleńskich dzieci. Bóg wybacza, ale
„Wyborcza” nigdy. Dlatego nie zdziwiło mnie, że dziennik z Czerskiej
przygotował rozpisaną na trzy dni odpowiedź na „Resortowe dzieci” –
pisze Semka. I dodaje, że jeśli ktoś serio brał słowa Adama Michnika,
deklarującego w ostatnich wywiadach chrześcijańskie miłosierdzie
i sprzeciw wobec logiki politycznej zemsty, to czas, by wreszcie pozbył
się złudzeń. Zwraca przy tym uwagą na to, kto się pod ową publikacją
podpisał. Teoretycznie o „niepokornych” powinni pisać ci, którzy z nimi
stykają się najczęściej. Choćby Dominika Wielowieyska, zapraszająca
prawicowych publicystów do TOK FM czy uczestniczący w tych słownych
potyczkach Paweł Wroński i Agata Nowakowska – zauważa. Tymczasem
wykonania takiej publicystycznej mokrej roboty powierzono duetowi
z Torunia – Piotrowi Głuchowskiemu i Jackowi Hołubowi. Dziennikarzom,
którzy – jak twierdzi Semka - Ziemkiewicza, Lisickiego czy Zarembę znają
jedynie ze słyszenia. Autorzy wiedzą, że gdzieś dzwoni, ale mylą im się
kościoły. Tak jest choćby z dramatyczną opowieścią, że po akcesie
Piotra Zaremby do pisma braci Karnowskich miałem rzekomo ogłosić Piotra
zdrajcą. Każdy, kto choć trochę zna nasze środowisko, wie,
że to kompletny absurd - pisze w „Do Rzeczy” Semka. „Zemsta z ulicy
Czerskiej” – w nowym „Do Rzeczy”.
W „Do Rzeczy” także o tym, że prezydent Bronisław Komorowski nazwał
idiotą każdego, kto jest zaskoczony wejściem rosyjskich żołnierzy
na Krym. Problem w tym, że najbardziej zaskoczony był szef MON, Tomasz
Siemoniak. 28 lutego podczas rozmowy w TVP Info wykluczył możliwość
zbrojnej interwencji Rosji na Krymie. W wywiadzie stwierdził wręcz,
że prawdopodobieństwo takiej inwazji jest „bliskie zera”. Trzeba
przyznać, że minister jest konsekwentny w swojej naiwnej propagandzie,
ponieważ jeszcze do niedawna również mówił, że stawia na nowoczesne
i sprawne siły zbrojne, które będą zawsze w stanie ochronić suwerenność
naszego kraju – zauważa w „do Rzeczy” Artur Bilski. I dodaje,
że minister jednak mijał się z prawdą, o czym świadczą zabiegi premiera
i szefa MSZ o amerykańskich żołnierzy. W obecnej sytuacji pozostaje nam
zatem pospolite ruszenie, ponieważ przez ostatnie lata zredukowano
wojska lądowe z 15 dywizji do trzech. Po odsianiu PR-owskich plew prawda
jest taka, że w wyniku zaniedbań prawie siedmioletnich rządów PO w MON
mamy ciągle przestarzałe uzbrojenie i dysfunkcjonalną strukturę
dowodzenia , która – co gorsza – nie dowodzi niczym, co miałoby wartość
bojową i mogłoby przeciwstawić się Rosjanom – zauważa autor „Do Rzeczy”.
Całą prawda o polskiej armii – w tygodniku.
http://dorzeczy.pl/id,2883/nr-15-rodzice-klamstwa-smolenskiego.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
44. Tusk: Od katastrofy tworzony
Tusk: Od katastrofy tworzony jest scenariusz kłamstwa smoleńskiego
Problem polega na tym, że niezależnie od tego,
jakiego typu absurdy pan Macierewicz publikuje, to one zyskują rangę
raportu, stanowiska – powiedział premier Donald Tusk komentując
zapowiedzi Antoniego Macierewicza, że 10 kwietnia ma ukazać się raport
zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej.
W dokumencie ma zostać zawarta teza dotycząca wybuchu na pokładzie
tupolewa. I informacje dotyczące fałszowania nagrań z czarnych skrzynek.
W ocenie Tuska, dane jakie ma zaprezentować prokuratura
nie pozostawią wątpliwości „kto w tej sprawie kłamie”. - Ja protestuję
przeciw sformułowaniu „raport Antoniego Macierewicza”. Od samego
początku, od katastrofy tworzony jest scenariusz kłamstwa smoleńskiego,
którego reżyserem i autorem jest wiceprezes PiS pan Antoni Macierewicz
- mówił Tusk. - Udaje się, że to jest jakaś komisja sejmowa, że to ma
coś wspólnego z prawdą - dodał premier.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
45. DYZURNY WDOWIEC CZERSKIEJ, co nie został senatorem
Deresz: Macierewicz przyprawia mnie o ból żołądka
- Staram się nie słuchać [Antoniego Macierewicza - red.], bo
przyprawia mnie to o ból co najmniej żołądka. Nie można tak się...
czytaj dalej »
Deresz: Mój rozum jest zupełnie na odległej pozycji od rozumu pana Macierewicza
-
Jak słyszę o zamachu i morderstwie, to jest to obraza mojego rozumu,
który uruchamiam od czasu do czasu i wydaje mi się, że jest on zupełnie
na odległej pozycji od rozumu pana Macierewicza - mówił w TVN24 Deresz.
Stwierdził, że po porównaniu ustaleń komisji Antoniego Macierewicza i
komisji Jerzego Millera nie ma wątpliwości, po której stronie się
opowiedzieć.
"Podział istnieje i będzie istniał"
W poniedziałek Naczelna
Prokuratura Wojskowa ma poinformować na konferencji prasowej o aktualnym
stanie śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej. - Myślę, że prokuratura
powie, że nie najprawdopodobniej, tylko że na pewno nie było żadnego
wybuchu, a myślę, że rozsądni politycy, którzy mają już dosyć tej
tragifarsy, poprą to stwierdzenie - ocenił Deresz.
Pytany o
podział wśród rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej w kwestii przyczyn
wypadku powiedział, że do rozłamu doszło już w miesiąc po katastrofie. -
Podział istnieje i będzie istniał nawet jeśli zostanie powołana
jakakolwiek inna międzynarodowa komisja, która uzna, że nie było
zamachu, żadnej zbrodni. Po prostu ci ludzie, ciężko poszkodowani,
podobnie jak ja, myślą zupełnie inaczej i mają prawo tak myśleć -
powiedział Deresz.
"O pieskach i kotkach?". Ostatnia rozmowa Kaczyńskich wg Wałęsy
Były
prezydent obciąża szefa PiS odpowiedzialnością za katastrofę smoleńską.
Lech Wałęsa uważa, że Lech i Jarosław Kaczyńscy wspólnie podjęli
decyzję o lądowaniu.
rozmowa tygodnia: oto Błędy Biniendy
Obliczenia z pracy studenta, brzoza jak makaron i pancerne skrzydło tupolewa
Dla zdemaskowania większości smoleńskich oszustw nie trzeba prowadzić złożonych obliczeń. Wystarczy przytoczyć fakty, które każdy może sam zweryfikować - teorie eksperta zespołu Macierewicza komentuje wicenaczelny "Przeglądu Lotniczego".
Agnieszka Kublik: Przeanalizował pan model prof. Wiesława Biniendy. W jaki sposób? Przecież on nie opublikował danych wejściowych.
Michał Setlak, wicenaczelny "Przeglądu Lotniczego": Istotnie, profesor nie opublikował danych umożliwiających weryfikację symulacji zderzenia skrzydła tupolewa z brzozą, którą pokazuje na swych prelekcjach.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,15753132,Bledy_Biniendy__Obliczenia_z_pracy_s...
Kidawa - Błońska: Śledztwo smoleńskie niedługo się skończy
Śledztwo
w sprawie katastrofy smoleńskiej można zakończyć, mimo że Polska nie
odzyskała od Rosjan wraku samolotu - uważa rzeczniczka rządu Małgorzata
Kidawa - Błońska.
Kidawa - Błońska: To Macierewicz jest winny, że śledztwo smoleńskie trwa tak długo
Ciągle pojawiają się nowe fakty i hipotezy - to na pewno wydłuża postępowanie - irytowała się rzeczniczka rządu.
Bezwstydna głupota rządzących, arogancja i buta funkcjonariuszy
powoduje, że w Polsce, tak jak w Rosji, kłamstwo stało się fundamentem
systemu
Skąd Donald T., na pięć dni przed
konferencją, znał ustalenia Prokuratury Wojskowej, niech to wyjaśnią
śledczy. Pełnomocnicy rodzin ofiar katastrofy nie mieli dostępu do
nowych ustaleń prokuratury. Mam pytanie do generalnego Seremeta, jak to
jest z niezależnością prokuratury?Wolny od poczucia wstydu nazywa kłamstwem smoleńskim stwierdzenie
A.Macierewicza o sfałszowaniu zapisów rejestratorów lotów. Musiało to
bardzo rozsierdzić Donalda, bo w tej samej wypowiedzi zapewnił, że w
poniedziałek prokuratura ostatecznie wyjaśni sprawę zamachu.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
46. Nie znamy prawdy o
Nie znamy prawdy o Smoleńsku
Blisko co drugi Polak uważa, że przyczyny tragedii z
10 kwietnia 2010 r. nie zostały wyjaśnione wynika z sondażu Homo Homini
dla "Rzeczpospolitej". Na pytanie sondażowni o to, jak Polacy oceniają postępowanie
wyjaśniające tę tragedię, aż 48 proc. jest zdania, że przyczyny
tragedii nie zostały wyjaśnione. Spośród nich blisko 30 proc. uważa, że
przyczyny tragedii nie zostały wyjaśnione i nigdy ich nie poznamy.
Prawie 18 proc. respondentów wierzy w dojście do prawdy w przyszłości.
Zaledwie 38 proc. respondentów odpowiedziało, że przyczyny tragedii zostały już wyjaśnione (z tego ponad 22 proc. twierdzi, że wyjaśniono je w pełni, zaś 15 proc. – że częściowo).
Co trzeci Polak o katastrofie smoleńskiej: „Nigdy nie dowiemy się prawdy”.
Niemal co trzeci Polak uważa, że nigdy nie dowiemy się
prawdy o katastrofie smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r. – wynika z
sondażu Homo Homini. Jego tematem była ocena postępowania wyjaśniającego
tragedię. Prawie połowa (48 proc.) respondentów uważa, że przyczyn
katastrofy do tej pory nie wyjaśniono.
Z kolei blisko 30 proc. z nich twierdzi, że przyczyny tragedii nie
zostały wyjaśnione i nigdy ich nie poznamy. Przeciwnego zdania jest
niemal 38 proc. respondentów – ponad 22 proc. twierdzi, że wyjaśniono je
w pełni, 15 proc. zaś – że częściowo. Prawie 18 proc. respondentów
wierzy w dojście do prawdy w przyszłości.
Poseł mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik części rodzin ofiar
katastrofy smoleńskiej mówi, że Polacy wyciągają prawidłowe wnioski z
kompromitującego postępowania polskiej władzy i prokuratury.
– Dzisiaj szanse na to, żeby dojść do prawdy (niestety pracował nad
tym polski rząd) są minimalne. Liczba zaniedbań, błędów popełnionych od
samego początku, od pierwszych minut po katastrofie do dnia
dzisiejszego, jest tak duża, że trudno spodziewać się, iż wszelkie
okoliczności będą wyjaśnione, i że nie pozostanie wiele białych plam.
Nie może być tak, że polscy prokuratorzy nie uczestniczyli w
czynnościach śledztwa rosyjskiego i że przyjmowało się na wiarę to, co
mówili Rosjanie, oraz że nie przeprowadziło się szeregu kluczowych
badań. Badania pirotechniczne czy badania brzozy – przeprowadzono w
kilka lat po katastrofie. To kompromituje polskie organa. Daje też
podstawę dla wielu do tego, żeby słusznie sądzić, że do tej prawdy nigdy
nie dojdziemy – powiedział poseł Bartosz Kownacki.
Racje ma także druga grupa, czyli tych którzy wierzą w dojście do
prawdy w przyszłości – stwierdził poseł. Dodał, że do tego potrzebne
jest inne podejście rządu.
Dziś rzecznik rządu Małgorzata Kidawa – Błońska stwierdziła, że
śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej można zakończyć, mimo że
Polska nie odzyskała od Rosjan wraku samolotu.
Za 3 dni będziemy obchodzić 4 rocznicę katastrofy, w której zginął
ówczesny prezydent Lech Kaczyński i 95 towarzyszących mu osób, w tym
ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski,
wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, grupa parlamentarzystów, dowódcy
wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych RP. Polska delegacja udawała się na
uroczystości związane z obchodami 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.
Lech Wałęsa oskarża Jarosława Kaczyńskiego o katastrofę smoleńską
- Są spóźnieni, pogoda straszna, a oni mówią o mamie? Nie wierzę. Rozmowa była krótka i na temat.. Spowodowała to, co się później stało - ocenił b. prezydent Lech
Wałęsa. Jego zdaniem to Lech i Jarosław Kaczyńscy podjęli decyzję o
lądowaniu prezydenckiego tupolewa w 2010 r.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,15754208,Walesa_oskarza_Jaroslawa_Kaczynskiego_o_katastrofe.html#ixzz2yD6RJjnZ
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
47. prawdopodobnie, nie ustalono, oczekujemy, ale wiemy
Katastrofa smoleńska: na wraku Tu-154 nie znaleziono śladów po wybuchu [ZDJĘCIA, VIDEO]
Wnioski, które decyzją prokuratora prowadzącego śledztwo będą opublikowane na stronach internetowych WPO, głoszą, że zarówno na ciałach, jak i częściach samolotu oraz pozostałych przedmiotach, nie ujawniono śladów materiałów wybuchowych, ani substancji powstałych w wyniku degradacji tych materiałów.
Na podstawie oględzin uszkodzeń mechanicznych wraku (i kadłuba i innych części) biegli doszli też do wniosku, że nie ma na nich śladów po tzw. wybuchu punktowym, zaś na podstawie oględzin miejsca upadku samolotu stwierdzono, że nie noszą one cech jak po wybuchu przestrzennym - ogłosił płk Szeląg.
Trzy fragmenty metali ujawnione w pniu brzozy najprawdopodobniej pochodzą z elementów konstrukcyjnych skrzydła samolotu Tu-154M - poinformowała w poniedziałek Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie informując o badaniach biegłych.
Szef warszawskiej WPO płk Ireneusz Szelag poinformował o wnioskach opinii biegłych z badań fragmentów brzozy oraz znalezionych w niej fragmentów metalowych. "Biegli stwierdzili w opinii, że przedmiot, który spowodował rozdzielenie pnia brzozy miał podłużny, w przybliżeniu płaski kształt i przemieszczał się pod niewielkim kątem w stosunku do poziomu" - zaznaczył.
- W trakcie działania przedmiotu na pień nastąpiło jego owijanie się wokół pnia, a następnie jego rozdzielenie - powiedział płk Szeląg.
Relacjonując analizę biegłych mówił, że uszkodzenia drzewa "mogły być spowodowane przez skrzydło samolotu Tu-154M". Zaznaczył, że trzy fragmenty metali w pniu brzozy "najprawdopodobniej pochodzą z elementów konstrukcyjnych skrzydła samolotu", zaś "co do kolejnych siedmiu fragmentów metali biegli nie mogą wykluczyć, że one mogą pochodzić z tego samolotu".
- Aktualnie prokuratorzy rozważają kwestię dalszych szczegółowych badań w celu ewentualnego doprecyzowania charakteru pozostałych fragmentów metalowych - zaznaczył prokurator.
Prokuratorzy: Śledztwo smoleńskie może zostać zamknięte, nawet gdy wrak do Polski nie wróci
http://wyborcza.pl/1,75478,15755549,Prokuratorzy__Sledztwo_smolenskie_mo...
Prokuratura: nie było wybuchu na pokładzie Tu-154M
Na pokładzie Tu-154M nie doszło do wybuchu - przekazała w
poniedziałek Naczelna Prokuratura Wojskowa. Jak poinformował szef...
"Na zwłokach pasażerów nie stwierdzono obrażeń innych niż typowe dla katastrofy komunikacyjnej"
Konferencja prokuratury wojskowej ws. katastrofy smoleńskiej: Mat. wybuchowych nie było.
Biegli po przebadaniu 700 próbek nie znaleźli śladów po wybuchu na pokładzie samolotu Tu-154 - poinformowano na specjalnej konferencji Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Bliscy ofiar obecni na konferencji zarzucali prokuraturze dezinformację. - Jesteśmy zażenowani! - krzyczeli.
- To jest chamstwo, co wyprawia prokuratura. Rodziny dowiadują się z konferencji nieprawdziwych informacji. Jestem zażenowany - tak Stanisław Zagrodzki, kuzyn zmarłej w katastrofie Ewy Bąkowskiej zareagował na podane podczas konferencji informacje nt. stężenia tlenku węgla we krwi ofiar. Jego zdaniem, podwyższony poziom CO stwierdzono u kilku osób, a nie - jak twierdzi prokuratura - tylko u jednej.
- Nie jest prawdą, że tak wysokie stężenia tlenku węgla we krwi mogło być wynikiem dyfuzji, tak jak podała prokuratura - krzyczał Zagrodzki.Z kolei Ewa Kochanowska, wdowa po Januszu Kochanowskim zarzucała przedstawicielowi prokuratury płk Ireneuszowi Szelągowi, że mówiąc o fragmentach skrzydła tupolewa, które utkwiły w brzozie, często używał wyrażeń "podobne" i "zbliżone do".
Szeląg powiedział wcześniej, że z badań powłok lakierowych pobranych podczas oględzin brzozy wynika, że "lakier ten jest podobny pod względem kolorystyki, układu warstw i składu chemicznego z materiałem porównawczym zabezpieczonym z lewego skrzydła Tu-154M i może pochodzić z tego samolotu".
Szeląg dodał, że biegli porównywali też próbki referencyjne pobierane z drugiego polskiego tupolewa i doszli do analogicznych wniosków.
"Nie ma wątpliwości - wrak musi wrócić do Polski"
Ostatnio śledztwo prowadzone przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie zostało przedłużone o kolejne pół roku - do 10 października.
- Stan sprawy nie pozwala na jej zamknięcie. Prokuratorzy
czekają na realizację wniosków o międzynarodową pomoc prawną, głównie z
Rosji. Choć większość z przedstawionych Rosji 24 wniosków została
zrealizowana, wciąż czekamy przede wszystkim na zwrot szczątków
samolotu, dokumentacji nt. wyposażenia i prawników lotniska w Smoleńsku
oraz aktów prawnych regulujących działanie tego lotniska - tłumaczył płk
Szeląg.
- Wrak musi wrócić do Polski, co do tego nie ma
wątpliwości. Trzeba sobie uzmysłowić, dlaczego jest on potrzebny do
prowadzenia postępowania. Otóż wrak nie jest po to, żeby zalegać na
podwórku lub w hangarze, ale po to, by biegli mogli przeprowadzić na nim
badania - mówił płk Szeląg.
Dodał jednak, że do tej pory biegli nie mieli utrudnionego dostępu do wraku na terenie Rosji.
Prokuratura
czeka także na inne zlecone opinie. Chodzi m.in. o opinie fonoskopijne
dotyczące zapisów rozmów z wieży smoleńskiego lotniska oraz nagrania z
samolotu Jak-40, który lądował w Smoleńsku krótko przed katastrofą
Tu-154M. Mają być one gotowe pod koniec lipca. Ponadto dla prokuratury
przygotowywane jest całościowe opracowanie dotyczące okoliczności
tragicznego lotu z 10 kwietnia 2010 r.
Prokuratura: w Smoleńsku nie doszło do wybuchu. Do dziś nie wiadomo, dlaczego detektory mówią co innego...
„Biegli w opinii nie określili, jakie
substancje dawały sygnał analogiczny do materiałów wybuchowych. Z
naszego punktu widzenia nie było to ważne”.
Opinia biegłych w sprawie Smoleńska
ZAPOZNAJ SIĘ z opinią fizykochemiczną Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji
Naczelna Prokuratura Wojskowa opublikowała
opinię fizykochemiczną Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego
Policji po anonimizacji danych osobowych ofiar katastrofy.
Wojskowa Prokuratura Okręgowa poinformowała m.in., że biegli po
przebadaniu 700 próbek nie znaleźli śladów po wybuchu na pokładzie
samolotu Tu-154M, zaś fragmenty metali ujawnione w pniu brzozy
prawdopodobnie pochodzą z elementów konstrukcyjnych skrzydła samolotu.
Śledczy stwierdzili także, że stan śledztwa w sprawie katastrofy
smoleńskiej nie pozwala na jego merytoryczne zakończenie, zaś
prokuratura oczekuje na realizację wniosków o pomoc prawną z Rosji oraz
ok. 30 innych opinii.
Opublikowana przez NPW opinia nie zawiera opisu materiału biologicznego pobranego do badań w trakcie otwarcia i oględzin zwłok.
Cała opinia fizykochemiczna Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji dostępna jest tutaj.
http://www.npw.internetdsl.pl/Dokumenty/01.pdf
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
48. Rosyjscy inspektorzy odbędą lot obserwacyjny nad Polską
Rosyjscy inspektorzy lotniczy odbędą siódmy lot obserwacyjny w 2014 roku
nad terytorium Polski – poinformował dziennikarzy szef narodowego
Centrum Zmniejszenia Zagrożenia Atomowego Siergiej Ryżkow. „W ramach
realizacji międzynarodowego Traktatu o otwartych przestworzach grupa
państw sygnatariuszy Republika Białorusi i Federacja Rosyjska planują
odbyć lot obserwacyjny na pokładzie rosyjskiego samolotu An-30B nad
terytorium Polski” – powiedział Ryżkow. Starty będą się odbywać z
lotniska otwartego nieba „Warszawa” w okresie 7-11 kwietnia 2014 roku.
Maksymalny zasięg lotu wyniesie 1400 km. Samolot An-30B należy do klasy
samolotów, nie przeznaczonych do użycia jakiejkolwiek broni. Maszyna
przeszła międzynarodową kontrolę, co wyklucza wykorzystywanie środków
technicznych, nie przywidzianych w Traktacie o otwartych przestworzach.
Lot ma na celu większenie otwartości i transparentności w działalności
wojskowej państw sygnatariuszy układu.
Czytaj dalej: http://polish.ruvr.ru/news/2014_04_07/Rosyjscy-inspektorzy-odbeda-lot-obserwacyjny-nad-Polska-5858/
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
49. W śledztwie bez
W śledztwie bez przełomu
Biegli po przebadaniu 700 próbek nie znaleźli
śladów po wybuchu na pokładzie samolotu Tu-154 – poinformowano na
specjalnej konferencji Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Jak poinformował płk Ireneusz Szeląg, trzy fragmenty metali ujawnione
w pniu brzozy najprawdopodobniej pochodzą z elementów konstrukcyjnych
skrzydła samolotu Tu-154M.
Szef warszawskiej WPO płk Ireneusz Szeląg poinformował o wnioskach
opinii biegłych z badań fragmentów brzozy oraz znalezionych w niej
fragmentów metalowych. – Biegli stwierdzili w opinii, że przedmiot,
który spowodował rozdzielenie pnia brzozy, miał podłużny, w przybliżeniu
płaski kształt i przemieszczał się pod niewielkim kątem w stosunku do
poziomu – zaznaczył.
– W trakcie działania przedmiotu na pień nastąpiło jego owijanie się
wokół pnia, a następnie jego rozdzielenie – powiedział płk Szeląg.
Relacjonując analizę biegłych, mówił, że uszkodzenia drzewa „mogły
być spowodowane przez skrzydło samolotu Tu-154M”. Zaznaczył, że trzy
fragmenty metali w pniu brzozy „najprawdopodobniej pochodzą z elementów
konstrukcyjnych skrzydła samolotu”, zaś „co do kolejnych siedmiu
fragmentów metali biegli nie mogą wykluczyć, że one mogą pochodzić z
tego samolotu”.
– Aktualnie prokuratorzy rozważają kwestię dalszych szczegółowych
badań w celu ewentualnego doprecyzowania charakteru pozostałych
fragmentów metalowych – zaznaczył prokurator.
Na podstawie oględzin uszkodzeń mechanicznych wraku (i kadłuba, i
innych części) biegli z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego
Komendy Głównej Policji doszli też do wniosku, że nie ma na nich śladów
po tzw. wybuchu punktowym, zaś na podstawie oględzin miejsca upadku
samolotu stwierdzono, że nie noszą one cech jak po wybuchu przestrzennym
– ogłosił płk Szeląg.
Pełnomocnik rodzin: prokuratura wpisuje się w scenariusz polityczny
czytaj dalej »
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
50. Kublikowa nakazuje !
Prokuratorzy powinni mówić ludzkim językiem: był zamach czy nie
Antoni Macierewicz może cytować płk. Szelaga jako dowód,
że to on ma rację, że mogło dojść do zamachu na prezydenta Lecha
Kaczyńskiego
Agnieszka Kublik
Komentarz Agnieszki Kublik
Macierewicz wkręca prokuraturę w smoleńskie kłamstwa. Sami dają mu amunicję, bo nie mówią po ludzku
Katastrofa Smoleńska
Prokuratura: Wybuchu nie było. A Macierewicz swoje: "Matactwa". I pokazuje nowe zdjęcia
Pułkownik Grochowski obrał znacznie bezpieczniejszą linię obrony – okopy niewiedzy
Pułkownik Mirosław Grochowski, szef Inspektoratu MON ds.
Bezpieczeństwa Lotów, a w polskiej komisji badającej katastrofę
smoleńską zastępca przewodniczącego Jerzego Millera, stwierdził w
wywiadzie opublikowanym wczoraj przez Polską Agencję Prasową, że nie
wie, kto z komisji na nagraniach z czarnej skrzynki Tu-154M „rozpoznał”
głos gen. Andrzeja Błasika.
Pułkownik nie wie, bo jak wytłumaczył, nie był przy tym obecny.
Trzeba przyznać, że to dość kompromitujące wyznanie jak na osobę numer
dwa w komisji Millera. Pół biedy, gdyby głos zidentyfikował jakiś tam
cywil, którego pułkownik może by nawet nie znał. Ale nie, tu główne role
odegrali wojskowi. Przypomnę, że w październiku 2012 roku „Nasz
Dziennik” ujawnił tropy, jakie w tej sprawie podjęła wojskowa
prokuratura. Wynikało z nich, że istotną rolę w procesie identyfikacji
głosu gen. Błasika odegrał płk rez. Wiesław Kędzierski, który przyleciał
do Moskwy 27 kwietnia 2010 roku. Nad nagraniami pracował zaś zespół
złożony z dwóch członków komisji Millera: ppłk. rez. Waldemara
Targalskiego, ppłk. Sławomira Michalaka, a także prokuratora wojskowego
płk. Zbigniewa Rzepy.
I wszelkie ślady wskazywały na Kędzierskiego, który miał porównywać
brzmienie głosu gen. Błasika na nagraniu dostarczonym przez Dowództwo
Sił Powietrznych z nagraniem czarnej skrzynki. Tymczasem okazuje się, że
pan pułkownik o tym nic nie wie. A może wiedzieć nie chce? Albo wykręca
się od ujawnienia faktów? Odpowiedź nasuwa się sama, bo członkowie
komisji niejednokrotnie pytani o tę kwestię zarzekali się, że kolegów
nie wydadzą. „Ja osobiście nie rozpoznałem głosu gen. Błasika. Natomiast
on został rozpoznany” – mówił „Naszemu Dziennikowi” Targalski w
styczniu 2012 roku. Zapytany, kto miał tego dokonać, zastrzegł, że tego
ujawnić nie może.
Pułkownik Grochowski obecnie wpisał się właśnie w ten ton narracji,
ale obrał znacznie bezpieczniejszą linię obrony – okopy niewiedzy. Bo
mało prawdopodobne jest, by „numer dwa” nie miał pojęcia, po co płk
Kędzierski jeździł do Rosji aż 11 razy i co przywoził z wizyt w Moskwie.
Grochowski postanowił brnąć na całego. Uznał, że komisja w żaden sposób
nie nadszarpnęła dobrego imienia gen. Błasika, a na to, że MAK nie
uwzględnił polskich uwag do rosyjskiego raportu, choćby tych dotyczących
braku dowodów na obecność alkoholu we krwi generała, komisja wpływu już
nie miała. „Oczywiście tak samo jak w każdym obywatelu Polski, tym
bardziej w żołnierzu, wzburzyła się we mnie krew, gdy usłyszałem, w jaki
sposób MAK potraktował polskiego generała.
Znałem gen. Błasika dość dobrze” – rozwodził się płk Grochowski. Co
zrodziło się z tego wzburzenia, tak pieczołowicie ukrywanego przez 4
lata? Ano wielkie nic. „W polskiej komisji nie myśleliśmy, że musimy dać
kontrę, po prostu na podstawie materiałów i stenogramu, które mieliśmy,
odtwarzaliśmy przebieg katastrofy” – dodał pułkownik. To o czym panowie
myśleli? Bo stenogram wam jakoś nie wyszedł.
Biedny pułkownik Grochowski… Gdyby nie prokuratura wojskowa, musiałby
ukrywać swoje wzburzenie do końca życia. Doprawdy, ma wielki dług
wdzięczności u ppłk. Karola Kopczyka. Teraz może ze spokojem wrócić do
heblowania desek w szopie. Taką czynnością wykręcił się w sobotę od
rozmowy z „Naszym Dziennikiem”.
Marcin Austyn
Kochanowska: rodziny traktuje się jak wrogów
„W Polsce nie sprawdzono próbek sprzętem użytym w Smoleńsku. To podważa ekspertyzę”.
Ewa Kochanowska: W
tej sprawie należy zacząć od początku i spytać, w jaki sposób zostały
pobrane próbki, jak były przechowywane, jak zostały przekazane CL KP. Ta
sprawa to jest bardzo poważna luka w tym dowodzie. Pobrano próbki,
które wykazywały się pewną aktywnością. Próbki zostały zaplombowane,
złożone w Rosji, a potem po pół roku przyjechały do Polski. Wydawałoby
się logiczne, by te próbki zbadać raz jeszcze tym samym sprzętem,
jakiego używano w Smoleńsku.
Nie zrobiono tego?
CL KP zamiast to zrobić zakupiło drogi
sprzęt, a próbki nie były badane tym samym detektorem co wcześniej.
Materiał został natychmiast przekazany do badań w laboratorium, które
nie ma certyfikatów, ani osób przygotowanych do robienia tego typu
analiz. Tu jest bardzo poważna luka.
To rzutuje na główną tezę prokuratury?
To podważa całość
ekspertyzy u źródła. Logika nakazuje, by próbki, które pobrano w
Smoleńsku, zostały przebadane w ten sam sposób, w jaki badano je
wcześniej. To jest moje podstawowe zapytanie.
Prokurator Szeląg poświęcił sporo czasu wynikowi badań dotyczących tlenku węgla. Jak pani ocenia wiarygodność tej analizy?
Ta ekspertyza była
kuriozalna. Nigdy nie twierdziliśmy, że ofiary zmarły na skutek
zaczadzenia w samolocie. Mówiliśmy, że ofiary były narażone na
krótkotrwały kontakt z tlenkiem węgla. Większość dokumentacji
medycznych, które widziałam, wskazuje na taką okoliczność. Nie znalazłam
wytłumaczenia dla tej sprawy.
Biegli przebadali również brzozę przytaczając opinię, że części, które w niej znaleziono, mogą pochodzić z samolotu.
Tu prokuratorzy byli
bardzo ostrożni, analiza też była ostrożna. Zarówno lakier, jak i
odłamki metali pochodzą „prawdopodobnie”, czy mogą pochodzić z rządowego
samolotu. Używano trybu warunkowego. Wydawałoby się natomiast, że można
sprawdzić, czy mamy do czynienia z identycznym materiałem, który był
użyty do budowy tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku. Stop metalu,
który został wydobyty powinien mieć również dość charakterystyczny skład
chemiczny. Dziwi, że nie można stwierdzić, czy mamy do czynienia z
kawałkami pochodzącymi z tu-154M.
Na ostatnim
posiedzeniu parlamentarnego zespołu zajmującego się Smoleńskiem mec.
Pszczółkowski mówił o problemach, jakie pełnomocnicy i rodziny mieli z zapoznaniem się z materiałami śledczych. Jak pani ocenia podejście prokuratury do rodzin w tej sytuacji?
Nie wiem, co było w
tej konferencji takiego, że nie można było wcześniej spotkać się z
rodzinami i zapoznać ich z tymi wiadomościami. Mamy jednak już długi i
trudny rekord spotkań z prokuraturą, więc oni już nie chcą mieć do
czynienia z rodzinami. Oni rodziny traktują jak wrogów, a nie jako
sojuszników. Pozornie mogłoby się jednak wydawać, że mamy ten sam
interes, czyli rozwikłanie zagadki katastrofy.
Wiele razy
wspominała pani w ostatnich latach o niechlubnej roli mediów w sprawie
smoleńskiej. Czego pani się spodziewa po tej konferencji?
Każdy zostanie przy
swoim. Kiedyś prokurator Jerzy Artymiak przyznał, że głównym zadaniem
prokuratury jest uspokojenie opinii publicznej. Jak widać prokuratura
przejęła się rolą uspokajania. Część opinii publicznej, która będzie
uspokojona, zaufa temu, co prokuratura powiedziała. Mnie to jednak nie
zadowala. Wszyscy zostanie więc przy swoim. My będziemy widzieć dziury,
które chce przykryć prokuratura. Inni wezmą to za dobrą monetę. To
będzie powtórka z tego, co już znamy.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
51. "Sfałszowana ekspertyza".
"Sfałszowana ekspertyza". Macierewicz wylicza matactwa prokuratury wojskowej
http://niezalezna.pl/53860-sfalszowana-ekspertyza-macierewicz-wylicza-ma...
W jaki sposób to samolot mógł zniszczyć brzozę, skoro jak
stwierdzili biegli, została ona zniszczona uderzeniem z góry w dół, a
samolot leciał z dołu w górę? - pytał na konferencji
prasowej przewodniczący sejmowego zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy
smoleńskiej, Antoni Macierewicz. W swoim wystąpieniu odniósł się do
dzisiejszej konferencji wojskowych prokuratorów, którzy stwierdzili,
że „powierzchnie rozdzieleń obu części pnia biegną (mają kierunek) od
góry w dół".
"Byliśmy pod wrażeniem spektakularnej kompromitacji prokuratury wojskowej, która
po czterech latach od tragedii smoleńskiej wreszcie przedstawiła swoje
stanowisko w sprawie zbadania materiału wybuchowego, który został
znaleziony tam na miejscu, uzasadniając tezę, którą propagandowo
powtarza poszczególnym mediom od dłuższego czasu" - powiedział Macierewicz w poniedziałek na konferencji prasowej w Sejmie.
Poseł odniósł się do słów płk. Ireneusza Szeląga o "małym rozrzucie
szczątków samolotu", który miałby według prokuratorów wojskowych
przeczyć tezie o wybuchu. - Nie było takiej katastrofy, która doprowadziłaby do takiego zniszczenia. Śledczy mówią o wąskim obszarze miejsca upadku TU-154M, a tupolew rozpadł się na 60 tysięcy części - powiedział poseł Macierewicz.
- Polscy prokuratorzy byli na miejscu zdarzenia, a niestety
nie dokonali oględzin, mimo że byli wtedy w Smoleńsku. Nie poszli
zobaczyć jak wyglądają zwłoki, nie poszli zobaczyć jak wygląda samolot - dodał Macierewicz, odnosząc się do zapewnień śledczych, że mieli "nieskrępowany" dostęp do badań wraku. - Niewielkie ilości paliwa, które były w skrzydle nie mogłyby doprowadzić do takiej skali zniszczeń - podkreślił.
Istnieje domniemanie, że mogło dojść do sfałszowania materiału dowodowego ws. Smoleńska. - Nie było takiej katastrofy, która doprowadziłaby do takiego zniszczenia samolotu - mówił.
- Wyjaśnienie przyczyn katastrofy, w której zginął prezydent RP,
jest absolutnie konieczne. Mamy do czynienia z systematycznym ukrywaniem
sprawców, którzy doprowadzili do śmierci przedstawicieli elit - podkreślił Antoni Macierewicz.
Macierewicz: Wybuchu nie było? To kompromitacja. Tu-154 rozpadł się na 60 tys. ...
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15757280,Macierewicz__Jestesmy_swiadkami_spektakularnej_kompromitacji.html
Jesteśmy pod wrażeniem spektakularnej
kompromitacji prokuratury wojskowej, która po czterech latach od
katastrofy smoleńskiej wreszcie przedstawiła swoje stanowisko. Była to
teza, którą od dłuższego czasu powtarza się propagandowo mediom: że nie
znaleziono na miejscu materiałów wybuchowych - mówił Antoni Macierewicz,
komentując konferencję NPW.
- Biegli mieli stwierdzić też, że mały rozrzut
szczątków miał dowodzić, że żadnego wybuchu nie było. Ale tupolew
rozpadł się na co najmniej 60 tysięcy fragmentów. Nie było dotąd
katastrofy, która spowodowałaby taki rozpad - mówił Macierewicz.
Pokazywał też zdjęcia burty salonki prezydenta sfotografowanej
od wewnątrz. Jego zdaniem zwęglone i stopione części samolotu miały
potwierdzać hipotezę wybuchu."Opis rosyjskich biegłych wskazuje na wybuch"
Kolejnym materiałem przytoczonym przez Macierewicza był opis
skrzydła samolotu autorstwa rosyjskich biegłych. Polityk podkreślał, że w
oględzinach, po których powstała notatka, nie brali udziału polscy
prokuratorzy.
Fragment opisu brzmiał: "Część kesonowa
skrzydła zniszczona wskutek hydraulicznego uderzenia paliwa znajdującego
się w zbiorniku. Wyrwane jest główne poszycie, całkowicie zniszczone są
żebra. Zerwana jest belka mocująca klapę, część klapy rozszczepiona na
maleńkie fragmenty".
- Ten opis to opis skrzydła
rozerwanego przez wybuch. Biegli rosyjscy próbują ratować sytuację,
mówiąc o "hydraulicznym uderzeniu paliwa". To jakiś żart. Mała ilość
paliwa znajdująca się wtedy w skrzydle na pewno nie mogła wytworzyć
takiego ciśnienia, żeby rozerwać mocną konstrukcję skrzydła -
skomentował materiał Macierewicz.
- Na miejscu katastrofy
polscy biegli znaleźli kilkaset próbek wskazujących na użycie trotylu
czy nitrogliceryny. Po tym, jak przez pół roku te próbki były w
troskliwych rękach funkcjonariuszy rosyjskich, przewieziono je do
Polski. I okazało się, że na żadnej nie ma śladu po materiałach
wybuchowych. Wtedy prokuratorzy zażądali od biegłych wyjaśnień. I dziś
na konferencji usłyszeliśmy, że biegli nie wyjaśnili, jaki to składnik
dał takie wyniki badań spektrometrem jak materiał wybuchowy - mówił
Macierewicz.
"Ktoś okłamał Seremeta. To niebywałe"
- Ta ekspertyza jest do niczego. Ale problem jest głębszy.
Istnieje domniemanie, że mogło dojść do fałszerstwa materiału
dowodowego. Otóż przypominam, że w czerwcu 2013 r. pan prokurator
Seremet stwierdził, że trzeba jeszcze raz pojechać do Smoleńska, bo nie
pobrano próbek z foteli. Czy na pewno? - pytał poseł.
Macierewicz oświadczył, że zespół parlamentarny jest w posiadaniu zapisu
rozmowy, w którym jedna z osób uczestniczących w badaniach referuje, że
we wrześniu i październiku 2012 r. znaleziono materiały wybuchowe. -
Proszę zwrócić uwagę, że rozmówca mówi "zbadano fotele". A podobno nie
można było ich wówczas pobrać. Wygląda na to, że wprowadzono Seremeta w
błąd. To sytuacja niebywała - zaznaczył Macierewicz.
Poseł zwrócił uwagę też na to, że biegli zbadali tylko 11 części
tupolewa, które były wbite w brzozę, choć wcześniej mówiono o 40
znalezionych fragmentach.
- Ostatnia sprawa: jak doszło
do złamania brzozy? Samolot miał według raportów MAC i Millera wznosić
się do góry podczas uderzenia w brzozę. Więc proszę przeczytać, jak
zdaniem biegłych został złamany pień. Z dołu do góry? Nie, biegli piszą
jednoznacznie: brzoza została złamana z góry do dołu. Gdyby samolot tak
leciał, zaryłby w ziemię. Drzewo mogła złamać jednak część tupolewa,
która odpadła od niego po wcześniejszym rozpadzie - podkreślał
Macierewicz.
Dziennikarka: "Dlaczego sam pan wyjechał ze Smoleńska 10 kwietnia?"
Po przedstawieniu swoich materiałów, Macierewicz odpowiadał na
pytania dziennikarzy. Szczególnie dociekliwa była dziennikarka TVP
Info Karolina Lewicka. Wymogła na nim jednoznaczne oświadczenie, że do
wybuchów doszło w salonce prezydenta i na skrzydle samolotu.
- Wskazuje pan, że prokuratura mówi o małym obszarze rozrzutu, a sam
pan powiedział "była bardzo duża liczba fragmentów". Przecież to są
dwie zupełnie różne kategorie - zauważyła. - Ależ są one ściśle
powiązane - bronił się Macierewicz.
Lewicka dopytywała
też o tożsamość uczestnika rozmowy nt. próbek pobranych z foteli, którą
przedstawił Macierewicz. - Jego nazwisko poznacie państwo w swoim czasie
- odpowiedział poseł.
- Jeszcze jedno pytanie. Mówił pan
szyderczo o prokuratorach, którzy nie pofatygowali się na oględziny
samolotu. Nie żałuj pan, że sam się pan nie pofatygował i wyjechał ze
Smoleńska 10 kwietnia? - spytała Lewicka. - Cały czas żałowałem, ale
taka była konieczność - odparł Macierewicz.
- Ale
dlaczego? Bo był pociąg powrotny? - dociekała dziennikarka - Nie, nie
dlatego - uciął zdenerwowany Macierewicz. Powodu wyjazdu jednak nie
podał.
Antoni Macierewicz: Kompromitacja prokuratury wojskowej
Spektakularna kompromitacja - tak szef zespołu
parlamentarnego ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej Antoni
Macierewicz (PiS) ocenił informacje przedstawione na konferencji
Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Prokuratura podała, że biegli nie znaleźli śladów po
wybuchu na pokładzie samolotu Tu-154M; uznali też, że fragmenty metali
brzozie w Smoleńsku najprawdopodobniej pochodzą ze skrzydła tego
samolotu.
Według Macierewicza doszło do wybuchu, o czym świadczą m.in. zdjęcia samolotu.
"Byliśmy pod wrażeniem spektakularnej kompromitacji prokuratury
wojskowej, która po czterech latach od tragedii smoleńskiej wreszcie
przedstawiła swoje stanowisko w sprawie zbadania materiału wybuchowego,
który został znaleziony tam na miejscu, uzasadniając tezę, którą
propagandowo powtarza poszczególnym mediom od dłuższego czasu" -
powiedział Macierewicz w poniedziałek na konferencji prasowej w Sejmie.Jego zdaniem twierdzenie, że w samolocie nie było żadnego materiału
wybuchowego i był to tragiczny wypadek jest elementem tej propagandy.
Odnosząc się do twierdzenia WPO, że mały rozrzut szczątków samolotu
przeczy tezie o wybuchu, Macierewicz argumentował, że samolot rozpadł
się na przynajmniej 60 tys. fragmentów. "Nie było takiej katastrofy,
która doprowadziłaby do takiego zniszczenia" - przekonywał poseł.
Także wygląd szczątków prezydenckiej salonki i zwęglone części
samolotu - twierdzi Macierewicz - wskazują na to, że doszło do wybuchu.
Posła PiS nie przekonuje ponadto stwierdzenie WPO, że skrzydło samolotu
zostało złamane wskutek zderzenia z brzozą.
Premier o ustaleniach ws. tupolewa: Dobrze się stało, że mamy ten rozstrzygający komunikat
- Spekulacje wokół ewentualnego wybuchu na pokładzie
tupolewa dawały paliwo do ostrych wewnętrznych konfliktów - mówił w...
czytaj dalej »
"Prokuratura rozstrzygnęła sprawę domniemanego wybuchu na pokładzie
prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem" - tak mówił Donald Tusk podczas
spotkania z wojewodami w kancelarii premiera. Szef rządu odniósł się do
oświadczenia prokuratury, która stwierdziła, że na pokładzie samolotu
nie doszło do wybuchu.
Donald Tusk powiedział, że spekulacje dotyczące możliwej eksplozji - jak to określił - "dawały paliwo do bardzo ostrych wewnętrznych konfliktów". Ocenił też, że "te emocje mogły być rujnujące dla polskiego państwa".
Donald
Tusk dodał, że "przyszedł właściwy moment", by ci, którzy - jak
powiedział - "na tych spekulacjach, a czasami insynuacjach, budowali
różne projekty polityczne, Polaków przeprosili". Premier argumentował,
że "psychospołeczne szkody jakie z tego tytułu ponieśli (Polacy) będą
bardzo trudne do odrobienia". Ocenił, że "przez lata pewnie będziemy
leczyli te rany, które spowodowane były nie tylko katastrofą, ale także
tymi ostrymi, bardzo zdecydowanymi i zupełnie niezgodnymi z prawdziwym
biegiem zdarzeń opiniami".
Spotkanie z Tuskiem - obrażenie Ewy Kochanowskiej, co spotka Rodziny Smoleńskie u Komorowskiego?
Buta rośnie geometrycznie. Tusk domaga się od polityków przeprosin ws. Smoleńska
"Takie psychospołeczne szkody, jakie z tego
tytułu Polacy ponieśli będą bardzo trudne do odrobienia i przez lata
pewnie będziemy leczyli te rany."
Macierewicz o konferencji prokuratury: Indolencja, niekompetencja, kompromitacja
Prokuratura wykazała się indolencją i niekompetencją. To
spektakularna kompromitacja - oświadczył Antoni Macierewicz (PiS),...
czytaj dalej »
Konferencja Antoniego Macierewicza na stronie Sejmu - zablokowana
Na oficjalnej stronie internetowej
polskiego sejmu nie działa plik z konferencją prasową. Spotkanie z
dziennikarzami, które odbyło się o godzinie 14:30 nie było dostępne na
żywo, a do teraz wciąż nie jest możliwe jego odtworzenie.
"Konferencja prasowa po konferencji Naczelnej Prokuratury Wojskowej" pod
takim hasłem na stronie Sejmu pojawia się rzekomy zapis z wystąpienia
Antoniego Macierewicza, jednak po włączeniu filmu
- ten się nie wyświetla. Tym samym konferencja prasowa przewodniczącego
parlamentarnego zespołu ds. zbadania katastrofy smoleńskiej jest
niemożliwa do odtworzenia.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
52. Hanna Lis odtwarza
Hanna Lis odtwarza eksperyment jednego z ekspertów Macierewicza. "Biorę dwie zapałki..."
wskazujący i tylko jedna z nich pęka - mówi Hanna Lis w programie "Po
przecinku" w TVP Info, cytując słowa prof. Szuladzińskiego, jednego z
ekspertów komisji Antoniego Macierewicza. Eksperyment ten ma wg niego
dowodzić, że brzoza nie byłaby w stanie złamać skrzydła prezydenckiego
tupolewa. Po swojej wypowiedzi Lis odtwarza ów eksperyment.
Gościem Hanny Lis w programie "Po przecinku"
był Maciej Lasek, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków
Lotniczych. Tematem rozmowy było dzisiejsze oświadczenie prokuratury o
tym, że na pokładzie prezydenckiego tupolewa 11 kwietnia 2010 r. nie
doszło do wybuchu oraz reakcje na te słowa Antoniego Macierewicza.
Lis w studiu łamie zapałkę
- Podczas jednej z konferencji smoleńskich, gdzie nie mają
wstępu media takie jak TVP, prof. Szuladziński demonstruje eksperyment z
zapałkami - mówi Hanna Lis, odtwarzając doświadczenie jednego z
ekspertów zespołu Macierewicza. Jedna z zapałek trzymanych między
palcami przez Lis łamie się, druga pozostaje cała. Według
Szuladzińskiego miałoby to oznaczać, że brzoza nie byłaby w stanie
złamać skrzydła prezydenckiego samolotu.
Tak całą sytuację obrazuje kadrem z programu na swoim Twitterze Łukasz Mężyk, dziennikarz portalu 300polityka.pl:
Lasek: Badanie wypadków lotniczych nie polega na badaniu puszek, parówek i zapałek
- Prokuratura pokazała mechanizm niszczenia zarówno skrzydła,
jak i drzewa. Myślę, że badanie wypadków lotniczych nie polega na
badaniu puszek, parówek i zapałek - komentuje ów eksperyment Lasek,
nawiązując do wcześniejszych badań ekspertów Macierewicza.
Lis prosi też Laska o komentarz do słów wiceprzewodniczącego PiS,
który powiedział, że blisko 700 próbek badanych przez prokuraturę "mogło
być sfałszowane". To na ich podstawie ustalono, że na pokładzie
samolotu nie doszło do wybuchu. - To jest jeden z najważniejszych
argumentów Macierewicza, odrzucać wszystkie fakty - mówi Lasek.
Przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych
odnosi się też do słów Macierewicza, w których został nazwany "polskim
ekspertem, który kłamie, by pogrążyć Polskę". - Trudno mi się odnieść do
słów osoby, która czasem, jak mi się wydaje, nie wie, o czym mówi -
mówi Lasek. - Macierewicz nie należy do grupy osób, które są w stanie
mnie obrazić - dodaje.
- Społeczeństwo już powoli
przejrzało na oczy. Pół roku temu jeszcze 28 proc. Polaków wierzyło, że
do katastrofy smoleńskiej doszło w wyniku zamachu, dziś jest to 14 proc.
W USA
11 proc. społeczeństwa wciąż wierzy, że za zamachami z 11 września 2001
r. stał amerykański rząd. My chyba zbliżamy się więc do zwykłego
poziomu braku zaufania w takich sytuacjach - podsumowuje rozmowę Lasek.
"Nie po raz pierwszy Macierewicz spontanicznie reaguje na informacje, które usłyszy lub przeczyta"
- Nie po raz pierwszy pan poseł Antoni Macierewicz dość
spontanicznie reaguje na informacje, które usłyszy lub przeczyta -...
czytaj dalej »
W opinii Jedynaka, członka zespołu ekspertów lotniczych, powołanego przy
Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, możemy teraz ponownie zaobserwować
rozgrywki polityczne wokół katastrofy smoleńskiej.
Nie zgodził się z Macierewiczem, by to, że samolot rozpadł się na
przynajmniej 60 tys. fragmentów - co stwierdzają badania archeologów
obecnych w Smoleńsku - świadczyło o wybuchu na pokładzie tupolewa.
-
Wypadek w Smoleńsku był tragiczny, ale nie był to wypadek, który był
wyjątkowy, bądź też jego przebieg był niepowtarzalny - powiedział
Jedynak.
Zwrócił przy tym uwagę, że historia wypadków lotniczych zna przypadki, kiedy samoloty rozpadały się na tysiące części.
-
Maszyny, olbrzymie tylko z zewnątrz, nie są przygotowane do tego, aby
przejmować punktowe obciążenia. Cała struktura samolotu jest budowana w
taki sposób, aby była wytrzymała, ale nie w zderzeniu z przeszkodami.
Jest wytrzymała w stosunku do mas powietrza, ale w zderzeniu z
przeszkodami nawet taka duża maszyna jest bezbronna i na skutek wypadku
rozpada się na wiele drobnych elementów - wyjaśnił Jedynak.
Dodał,
że jest bardzo dużo wypadków, które można porównać do katastrofy
smoleńskiej - zarówno pod względem sposobu, w jaki rozpadła się maszyna,
jak i rozrzutu jej fragmentów. Przypomniał, że w przypadku choćby
tragicznych wypadków Iłów-62 pod Warszawą (chodzi o samoloty "Kopernik" i
"Kościuszko" - red.), maszyny te także rozpadły się na tysiące
kawałków.
Dla pana posła (Macierewicza - red.) i zespołu, którym kieruje nie
tylko rozbicie samolotu na tak dużą liczbę fragmentów jest
kontrowersyjne, ale także to, że po zderzeniu z brzozą może stracić
część skrzydła - powiedział Jedynak.
"Należy się zapoznać z opinią biegłych"
Wyjaśnił
też, dlaczego według niego Macierewicz nie ma racji, podważając ocenę
biegłych, cytowaną przez prokuraturę, iż przedmiot, który spowodował
rozdzielenie pnia brzozy, miał "podłużny, w przybliżeniu płaski kształt i
przemieszczał się pod niewielkim kątem w stosunku do poziomu".
W
opinii Macierewicza, "drzewo zostało zniszczone przez spadającą wąską
część czegoś, z góry uderzając na dół. Możliwe, że była to część
związana z rozpadem samolotu, ale na pewno nie było to skrzydło będące
częścią samolotu".
- To, że samolot leci poziomo, nie znaczy, że
jest poziomy. Samolot lecący poziomo jest skierowany trochę do góry -
argumentował Jedynak.
W jego opinii, najpierw należy szczegółowo zapoznać się z opinią
biegłych, a nie tylko jej fragmentami, a dopiero potem się do niej
odnosić.
- Nie po raz pierwszy pan poseł dość spontanicznie reaguje na informacje, które usłyszy lub przeczyta - powiedział Jedynak.
Macierewicz,
dowodząc wybuchu na pokładzie tupolewa, przedstawił zdjęcia, które -
jak opisał - przedstawiają fragmenty burty salonki Tu-154M
fotografowanej od wewnątrz na wysokości barków pasażerów, a także ich
stóp. Wskazał, że części są "zwęglone i stopione od wewnątrz", mimo że
na obszarze, na którym je znaleziono po katastrofie nie było
widocznych śladów ognia.
- Z drugiej strony mamy opinię biegłych
prokuratury (wykluczającą wybuch - red.), którym ufam, ponieważ są to
fachowcy. Uważam, że powinniśmy traktować poważnie ludzi, którzy
pracują dla organizacji badających tego typu zdarzenia - powiedział
Jedynak.
Dodał, że naliczył grubo ponad 100 teorii rozbicia samolotu w Smoleńsku i wszystkie nie przetrwały zderzenia z dowodami.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
53. Świat: Śledztwo Smoleńskie to
Świat: Śledztwo Smoleńskie to kpina.
Komorowski: Przerabiamy to kilka lat
- Na razie jesteśmy w lesie, bo nie wiemy w zasadzie nic. Raport
Millera jest dziurawy jak szwajcarski ser - stwierdził w...
czytaj dalej »
Według Jacka Świata, męża zmarłej w Smoleńsku Aleksandry Natalii- Świat,
wszystko odbyło się zgodnie ze scenariuszem, jaki "można było
przewidzieć". - Prokuratura zrobiła konferencję, ogłosiła swoje
rewelacje jako niepodważalne fakty. Tymczasem my, poszkodowani,
zostaliśmy postawieni w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ nie mieliśmy
wcześniej wglądu w tę dokumentację - powiedział poseł PiS w "Kropce nad
i".
"Jesteśmy w lesie, bo nie wiemy nic"
Dodał, że pełnomocnik
części rodzin dostał wgląd do materiałów na 10 minut przed konferencją.
Podkreślił, że trudno jest mu ustosunkowywać się do raportu, bo go
praktycznie nie zna. - Wiem tylko to, co usłyszeliśmy od prokuratorów, a
pytań jest bardzo wiele. Choćby takie: jakim cudem detektory (służące
do wykrywania śladów materiałów wybuchowych - red.) działały tam, w
Smoleńsku. Próbki były pół roku w Rosji, przyjechały tutaj, a detektory
milczą. Są pytania o materiały wybuchowe - wyliczał poseł PiS.Zapytany o to, czy nie wierzy, że to była zwykła katastrofa lotnicza,
odpowiedział, że to nie kwestia wiary, a dowodów. - Na razie jesteśmy w
lesie, bo nie wiemy w zasadzie nic - stwierdził. Zaznaczył, że pytanie o
ewentualne wybuchy jest ciągle pytaniem istotnym.
Według Jacka
Świata raport komisji Jerzego Millera jest "dziurawy jak szwajcarski
ser". - Jest tam mnóstwo ewidentnych bzdur. Nie wyjaśniono, co się stało
- powiedział.
"Nie możemy cały czas podważać działań prokuratury"
Maciej
Komorowski, syn zmarłego Stanisława Komorowskiego nie zgodził się z
wypowiedziami posła PiS. Jego zdaniem, konferencja prokuratury nie
wyczerpuje i nie zamyka tematu badania okoliczności katastrofy, ale "nie
możemy cały czas podważać działań prokuratury, bo komuś coś się nie
podobają".
Podkreślił, że nie czuje potrzeby, żeby zapoznawać się z
ustaleniami prokuratury cztery dni przed ich prezentacją, bo to nie
zmienia ustaleń śledczych. - To trochę szukanie dziury w całym i próba
zdewaluowania wyników, pokazanych podczas konferencji - odpowiadał
Komorowski Jackowi Światowi.
"Rzuca się kłody pod nogi"
Świat stwierdził natomiast, że obecna sytuacja na Krymie rzuca nowe
światło na katastrofę smoleńską. - Skoro Rosja zajęła Krym, to może to
świadczyć, że Rosja jest zdolna do działań gwałtownych - argumentował. -
Przez cztery lata widzę, że to śledztwo to jedna wielka kpina. Nam
poszkodowanym rzuca się kłody pod nogi. Widzę masę złej woli, wiec
trudno, żebym miał chociaż elementarne zaufanie do prokuratury -
zaznaczył.
Dodał, że jako męża ofiary katastrofy interesuje go
to co się wydarzyło w Smoleńsku, a czteroletnie śledztwo i raport
Millera na to nie odpowiadają.
Brakuje działań rządu by uczcić ofiaryWedług Komorowskiego z kolei, sytuacja na Krymie pokazuje, że Rosja jest
tak mocna, że nie musiała robić "spisku przeciwko prezydentowi
Kaczyńskiemu". - Oni nie mieli żadnego interesu - stwierdził.
-
Może poza jakimiś detalami, znamy przyczyny katastrofy Tu-145M. Piloci
schodzili we mgle, podjęli nieracjonalną decyzję. Kokpit nie był
sterylny. Przerabiamy to kilka lat - dodał.
Podkreślił, że minęły
cztery lata i brakuje mu działań rządu w sprawach uczczenia ofiar
katastrofy. Zaapelował o to do ekipy Donalda Tuska.
Manipulacje Kancelarii Prezydenta przy obchodach pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej.
"Zostawimy tam płonący krzyż"
EWA KOMOROWSKA O ROCZNICY KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ
- Boję się tych emocji, bo myślę, że niekoniecznie będą to dobre emocje - powiedziała w "Piaskiem po oczach" w TVN24 Ewa...czytaj dalej »
Maciej Komorowski: Rosjanie łączyli się z nami w bólu
Zdarzyło się wtedy coś, o czym będziemy pamiętać. Tysiące i miliony
Rosjan łączyły się z nami w bólu. Czynili to spontanicznie, w serdecznym
odruchu. Okazywali solidarność, którą byliśmy głęboko poruszeni.
Uświadomiliśmy sobie też, że w Katyniu spoczywają obok polskich oficerów
prochy tysięcy bezimiennych ofiar wielu narodów byłego Związku
Radzieckiego, zamordowanych przez tych samych oprawców stalinowskiego
systemu masowych zbrodni - dodał.
Przemówienie Macieja Komorowskiego podobnie jak prezydentowej Anny
Komorowskiej podczas sobotnich uroczystości w Smoleńsku było tłumaczone
na rosyjski.
Komorowski wspomniał także, że jakiś czas temu premier Donald Tusk powiedział o jego ojcu: dobry człowiek, wybitny dyplomata.
- Wiem, że gdyby w tym miejscu stał mój tata, apelowałby, abyśmy
postarali się o więcej dyplomacji w naszych wzajemnych relacjach -
mówił. - Ale mój ojciec, tak jak wasi bliscy, zginął tragicznie na tej
ziemi - dodał.
Komorowski przytoczył wiersz Wisławy Szymborskiej.
"Dobrze, że przyszłaś - mówi. Słyszałaś, że we czwartek rozbił się samolot?
No więc właśnie w tej sprawie przyjechali po mnie. Podobno był na liście pasażerów.
No i co z tego, może się rozmyślił. Dali mi jakiś proszek, żebym nie upadła.
Potem mi pokazali kogoś, nie wiem kogo. Cały czarny, spalony oprócz jednej ręki.
Strzępek koszuli, zegarek, obrączka. Wpadłam w gniew, bo to na pewno nie on.
Nie zrobiłby mi tego, żeby tak wyglądać. A takich koszul pełno jest po sklepach.
A ten zegarek to zwykły zegarek. A te nasze imiona na jego obrączce
to są imiona bardzo pospolite. Dobrze, że przyszłaś. Usiądź tu koło mnie.
On rzeczywiście miał wrócić we czwartek. Ale ile tych czwartków mamy jeszcze w roku.
Zaraz nastawię czajnik na herbatę. Umyję głowę, a potem, co potem,
spróbuję zbudzić się z tego wszystkiego. Dobrze, że przyszłaś, bo tam było zimno,
a on tylko w tym takim gumowym śpiworze, on, to znaczy ten tamten nieszczęśliwy człowiek.
Zaraz nastawię czwartek, umyję herbatę, bo te nasze imiona przecież pospolite".
- Pamięci 96 Polaków na czele z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim, którzy 10... czytaj więcej »
Tajemnicza zamiana
Na krótko przed uroczystościami pierwszej rocznicy katastrofy
smoleńskiej odkryto, że doszło do zamiany tablicy na kamieniu
upamiętniającym miejsce katastrofy.
Na nowej dwujęzycznej (polsko-rosyjskiej) tablicy znajduje się napis:
"Pamięci 96 Polaków na czele z prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej
Lechem Kaczyńskim, którzy zginęli w katastrofie lotniczej pod
Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku".
"Sądziliśmy, że Rosja odstąpi od zamiaru usunięcia tablicy"
WICESZEF MSZ: OD DAWNA ZGŁASZANO ZASTRZEŻENIA
-
Od dłuższego czasu strona rosyjska zgłaszała fundamentalne zastrzeżenia
ws. tablicy, ale mieliśmy dane, że odstąpi od zamiaru...czytaj dalej »
Od dłuższego czasu strona rosyjska zgłaszała
fundamentalne zastrzeżenia ws. tablicy, ale mieliśmy dane, że odstąpi od
zamiaru jej usunięcia - mówił w "Faktach po Faktach" wiceszef MSZ
Henryk Litwin. Zapowiedział też, że MSZ w sprawie tablicy nie będzie
oficjalnie interweniować.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
54. Walka o Prawdę o Katastrofie Smoleńskiej (05.04.2014)
Małgorzata Wasserman w "Aktualnościach Dnia"
Radio Maryja
---------------------------------
Najważniejsze
Mec. Wassermann: mam zerowe zaufanie do pobranego trzy lata po
zdarzeniu materiału. Zaufanie spada poniżej zera, gdy jest on
przechowywany w Rosji.
http://wpolityce.pl/smolensk/190531-mec-wassermann-mam-zerowe-zaufanie-d...
„Słyszeliśmy, że badano szczątki
ekshumowanych ofiar na okoliczność obecności materiałów wybuchowych. To
nie jest prawda. Nie pobrano materiału ze zwłok mojego ojca. Powiedziano
mi wprost, że na tamtym etapie nikt nie brał pod uwagę, że takie
ekspertyzy będą wykonywane”.
Bezradna prokuratura
ROZMOWA z Dorotą Skrzypek, żoną Sławomira Skrzypka, prezesa NBP, który zginął pod Smoleńskiem
Mijają cztery lata od katastrofy samolotu
Tu-154M, tymczasem prokuratura wojskowa informuje, że czeka na prawie 30
ekspertyz, w tym od lekarzy sądowych. Jak Pani ocenia to tempo
procedowania?
– Jest ono dla mnie niezrozumiałe i muszę przyznać, że nie sposób
oprzeć się wrażeniu, że prokuratura jest w tym śledztwie bezradna. Z
jednej strony wyliczane są rzeczy, które prokuratorzy chcieliby, aby
były zrobione – i to jest oczywiste i logiczne – a z drugiej strony
słyszymy, że wciąż czekają na realizację wnioski o pomoc prawną
skierowane do Federacji Rosyjskiej, w tym także te podstawowe dotyczące
danych meteorologicznych, wyposażenia czy obsługi lotniska. Po czterech
latach prokuratura nie dysponuje podstawowymi informacjami.
Można powiedzieć, że wątek obejmujący działania strony rosyjskiej w ogóle nie został przebadany?
– Tak, i to mnie bardzo niepokoi. Poraziło mnie też stwierdzenie płk.
Ireneusza Szeląga, który przyznał, że na każdym spotkaniu ze stroną
rosyjską poruszany jest wątek zwrotu wraku samolotu, a mimo to polscy
śledczy nie mają żadnych informacji, kiedy to nastąpi. Jesteśmy
zwyczajnie ignorowani. To potwierdziły też słowa pana pułkownika, który
przyznał, że strona rosyjska nie informuje nas również o postępach w
prowadzonym przez Komitet Śledczy FR śledztwie. Dodam tylko, że
konferencja prokuratorów, która się odbyła, szczegółowo poinformowała
stronę rosyjską, na jakim etapie jesteśmy. Pocieszające było to, że
prokuratura mocno zaznaczyła, że wrak, rejestratory są własnością
Polski, dowodem w sprawie, a nie – jak twierdzą niektórzy – szczątkami o
wartości sentymentalnej, które nie są nam potrzebne. Uważam, że te
dowody muszą wrócić do kraju. Nie ma innej możliwości. I nikt przy
zdrowych zmysłach nie powinien brać pod uwagę innego scenariusza.
Większość informacji przekazanych przez śledczych była znana opinii publicznej. Był element, który Panią zaskoczył?
– Wstrząsnęło mną to, że prokuratura nie zleciła badań kamizelek
kuloodpornych funkcjonariuszy BOR, którzy zginęli w katastrofie. Może
nie znam się na tym, jak prowadzi się śledztwo, ale jeśli badano ich
broń, to oczywiste wydaje się, że podobnie powinno postąpić się wobec
całego wyposażenia, jakie BOR zabrało ze sobą na pokład samolotu.
Zaniepokoiła mnie też informacja, że prokuratura nie jest w stanie
jednoznacznie wskazać, że przedmioty, które utkwiły w brzozie,
pochodziły z Tu-154M. Sugerowanie, że śledczy są przyzwyczajeni do tego
typu opiniowania, pozostawiającego „furtkę”, jest dla mnie
niezrozumiałe. Jak można twierdzić, że być może są to elementy tego
samolotu, a być może nie? Przecież znamy katastrofy lotnicze, po których
badacze dokonywali rekonstrukcji samolotów, i to pozwalało na
jednoznaczne stwierdzenie, które elementy pochodzą z danego samolotu, a
które nie.
To znaczy, że jesteśmy na początku badań?
– Tak to wygląda. Szczególnie że prokuratorzy na podstawowe pytania
nie byli w stanie udzielić jednoznacznych odpowiedzi. Zobaczyłam
bezradną prokuraturę. Wystarczyły dwa dodatkowe pytania dziennikarzy, by
śledczy stwierdzili, że nie wiedzą chociażby, jaki lakier był na
skrzydle samolotu, a jaki na drzewie, że można to zweryfikować na
zdjęciach w internecie. Proszę wybaczyć, ale po takiej konferencji można
wysnuć naprawdę porażające wnioski – cztery lata po katastrofie, a
prokuratura jest na początku śledztwa. Jak się domyślam, wynika to też z
ograniczonego dostępu do dowodów, które są na terenie Rosji.
Prokuratorzy nie chcieli tego przyznać wprost, ale przecież wiemy o tym,
że wszystkie próbki pobierane przez biegłych były odsyłane do Moskwy,
tam „leżakowały” przez kilka tygodni, miesięcy, a potem były odsyłane do
Polski. Ja bym tej procedury nie nazwała „nieskrępowanym dostępem” do
dowodów. Co więcej, każde kolejne badanie oznacza rozpoczynanie
procedury międzynarodowej pomocy prawnej. Taki jest ów dostęp.
Śledczy uspokajali jednak, że eksperci przeprowadzili wszystkie badania, na jakie zgłaszali zapotrzebowanie.
– To bardzo ogólnikowe stwierdzenie, a ja oczekuję precyzyjnych
odpowiedzi. Mówienie, że wszystko, co było potrzebne, zostało
przebadane, może i jest uspokajające, ale kiedy wejdziemy w szczegóły,
okazuje się, że za tymi słowami nie stoi nic. W mojej ocenie,
prokuratura na wiele podstawowych pytań nie jest w stanie udzielić
odpowiedzi albo odpowiedź jest taka jak w przypadku kamizelek
kuloodpornych BOR. Szczególnie zaniepokoił mnie sposób narracji w
odniesieniu do dokumentacji medycznej wszystkich ofiar katastrofy.
Poszkodowane rodziny mogły mieć dostęp zarówno do dokumentacji
rosyjskiej, jak i tej wykonanej w kraju (w dziewięciu ekshumowanych
przypadkach) i wiemy, że w dokumentach przekazanych z Rosji nie było
drobnych niejasności, czy – jak twierdzi prokuratura – nie były one
„nieprecyzyjne”. Nie można nazwać opisywania w sekcji zwłok organów,
które nie istnieją, inaczej jak fałszerstwem dokumentów. Do tego, jeśli
wszystkie sekcje wykonane w Polsce udowodniły, że dokumenty rosyjskie
były fałszowane czy – jak chce prokuratura – były one nieprecyzyjne, to
nie jest to wystarczająca podstawa do wysnucia wniosku, że cała
dokumentacja była nieprawdziwa? Logika każe mieć takie wątpliwości.
Przywołane przez śledczych wnioski z opinii fizykochemicznej CLKP wyczerpały wątek wybuchu?
– Przyznam, że nawet prokuratura uniknęła tu jednoznacznej
odpowiedzi, odsyłając zainteresowanych do materiałów z konferencji. Nie
wiemy np., dlaczego w Smoleńsku spektrometry w tak wielkiej ilości
wskazywały na obecność materiałów wybuchowych. Nie mówimy tu o kilku
wskazaniach, bo przecież przebadano – bagatela – 700 próbek. Czy zatem
prokuratura bierze pod uwagę, że użyty sprzęt był niewłaściwy? Nie wiemy
też, jakie związki wywołały takie reakcje tych urządzeń. To oczywiste,
że nie chciałabym, aby stwierdzono obecność materiałów wybuchowych. Ale
oczekuję, że ta sprawa będzie do końca wyjaśniona. Tymczasem nie wiem,
dlaczego spektrometry dawały takie, a nie inne odczyty, nie wiem,
dlaczego podczas drugiego wyjazdu biegłych zrezygnowano z jednego z
urządzeń, które jako jedyne zapisywało dane w swojej pamięci. Nie każdy
jest ekspertem. Trzeba było wszystko wyjaśnić tak, by zrozumiałe stało
się to, dlaczego najwyższej jakości sprzęt pomylił się tyle razy i co
było tego przyczyną. Ja tego w dalszym ciągu nie wiem. Podobno
odpowiedzi można poszukać w opublikowanych materiałach. Cieszę się, że
dziennikarze są tak dobrze traktowani przez prokuraturę wojskową, ale
osoby pokrzywdzone w tym śledztwie zostały tu pominięte i my, członkowie
rodzin, nie mieliśmy szans zadać żadnych dodatkowych pytań.
Mówiąc o śledztwie, zajmujemy się małymi szczegółami, ale wiarygodnego, całościowego obrazu przebiegu katastrofy wciąż brakuje.
– Zespół biegłych pracujący dla prokuratury pełny obraz będzie
układał właśnie z tych małych szczegółów i niepokojące jest, że wiele z
niezbędnych badań wykonywanych jest dopiero po czterech latach. Dlaczego
dzieje się to tak późno? Szczególnie, że podobno mamy nieograniczony
dostęp do dowodów. Mamy wiele do zrobienia i – co zresztą zaznaczyła
prokuratura – w dalszym ciągu nie jest wykluczony żaden z wątków
śledztwa. Szkoda tylko, że Polska jest u Rosjan petentem w tym
śledztwie. Widać to dosłownie na każdym kroku, choć nasi śledczy nie
chcą tego powiedzieć wprost.
Dziękuję za rozmowę.
Marcin Austyn
Dowodu na wybuch nie ma
Biegli wykluczają wybuch na pokładzie Tu-154M, ale prokuratura nie zamyka wątku „udziału osób trzecich”
Z opinii biegłych Centralnego Laboratorium
Kryminalistycznego Policji wynika, że na pokładzie tupolewa nie doszło
do wybuchu. Opinię fizykochemiczną eksperci z CLKP wydali po zbadaniu
ponad 700 próbek. – Były to próbki pobrane ze szczątków samolotu Tu-154
nr 101, próbki gleby zabezpieczone z miejsca katastrofy i z miejsc do
niej przyległych, próbki pobrane z pnia brzozy i tkwiących w niej
fragmentów metalowych, próbki z foteli samolotów – wyliczał wczoraj płk
Ireneusz Szeląg, szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Zbadano także próbki pobrane z ciał ofiar ekshumowanych w Polsce. Biegli
mieli również dostęp do przedmiotów z miejsca katastrofy znajdują- cych
się w Centrum Szkolenia Żandarmerii Wojskowej w Mińsku Mazowieckim.
– W przekazanych do analizy próbkach z ciał nie ujawniono śladów
materiałów wybuchowych – zaznaczył płk Szeląg, wyliczając trotyl,
heksogen, nitroglicerynę, pentryt i „substancje będące produktami ich
degradacji”. – Szczątki samolotu Tu-154 nr 101 zlokalizowane w budynku
laboratorium, na placu pod namiotem i w trójkomorowej szopie na lotnisku
wojskowym Smoleńsk Północny nie noszą śladów wskazujących na działanie
wybuchu punktowego pochodzącego od skondensowanych materiałów
wybuchowych w strefach kruszącej i bliskiego oddziaływania – powiedział
szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej. Nie można jednak ocenić uszkodzeń
mechanicznych ze względu „na zbyt duże podobieństwo wywołane uderzeniem
samolotu o ziemię”.
Rozłożenie szczątków samolotu i ułożenie ciał ofiar „nie noszą cech
charakterystycznych dla wybuchu przestrzennego”, czyli „działań
paliwo-powietrznych lub pyłowo-powietrznych” mogących mieć miejsce w
kadłubie samolotu.
Biegli odnieśli się również do wskazań używanego w badaniach w
Smoleńsku spektrometru ruchliwości jonów. Szeląg, przytaczając opinie
ekspertów, stwierdził, że działają one tak, że „każdy związek chemiczny,
z którego w procesie jonizacji powstają jony zbliżone do ruchliwości
jonów wygenerowanej z cząstek materiałów wybuchowych, może być źródłem
fałszywie pozytywnego alarmu”. Jeżeli w danym miejscu znajduje się dużo
związków chemicznych, to „wzrasta prawdopodobieństwo takiego zdarzenia”.
Szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej dodał, że prokuratorzy wykonali
wszystkie zaplanowane czynności w zakresie tego wątku. Jednak gdyby
pojawiło się coś nowego, mogą wrócić do dalszych badań.
Zenon Baranowski
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
55. JAK OBRAZIĆ NAJMITĘ ZA KASĘ?
Maciej Lasek: "Macierewicz nie jest w stanie mnie obrazić"
Widziałem już ekspertyzy budowane na puszkach i na parówkach. Myślę, że nie na tym polega badanie wypadków lotniczych. My swoje ustalenia przedstawialiśmy również na forach międzynarodowych ekspertów związanych z badaniem wypadków lotniczych i nigdy nie było opinii, że ten wypadek został źle zbadany. Wręcz przeciwnie wskazywano, że został zbadany wyjątkowo drobiazgowo – przekonywał Maciej Lasek, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, gość programu „Po przecinku” w TVP Info, komentując najnowsze ustalenia prokuratury i eksperymenty ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza.Naczelna Prokuratura Wojskowa poinformowała dziś, że według ustaleń biegłych, na pokładzie prezydenckiego samolotu Tu-154 M, który rozbił się 10 kwietnia 2010 roku, nie doszło do wybuchu materiałów wybuchowych. Antoni Macierewicz ripostował kilka godzin później, że próbki mogły zostać sfałszowane, a według niego w samolocie doszło do dwóch wybuchów: w salonce i na skrzydle
– To jest jeden z najważniejszych argumentów pana posła Macierewicza, odrzucać wszystkie fakty. Chciałem zaznaczyć, że prokuratura zasięgnęła opinii biegłych, czyli specjalistów. W zespole posła Macierewicza nie ma żadnych specjalistów, którzy mogliby się odnieść do tych materiałów – mówił Maciej Lasek. – Zadałbym pytanie Macierewiczowi, ile wypadków lotniczych zbadali ci wybitni specjaliści? Przypominam, że badania wypadków nie prowadzi się w formie publicystyki, czyli artykułów nawet uznanych dzienników, tylko badanie prowadzą specjaliści – dodał.
Przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych wskazywał, że rozpad prezydenckiego samolotu był typowy dla katastrof lotniczych, w których samolot z dużą prędkością zderza się. – To naprawdę nie wymaga dużo czasu i energii, aby obejrzeć zdjęcia z innych takich wypadków, bo tylko do tego poseł Macierewicz miał dostęp. Wymaga to jedynie dobrej woli. W przeciwieństwie do posła Macierewicza i jego grupy, członkowie komisji Millera byli na miejscu wypadku i badali ten wrak. Niezależność według posła Macierewicza to jest powtarzanie jego zdania. Ja się z tym nie zgadzam. Niezależność to prowadzenie badań zgodnie z zasadami – podkreślał Lasek.
„Ekspertyzy na parówkach? Nie na tym polega badanie wypadków”
– Widziałem już ekspertyzy budowane na puszkach i na parówkach. Myślę, że nie na tym polega badanie...
„Nie zostałem wynajęty, aby kłamać”
– Bardzo żałuję współpracy z PiS. Gdybym wiedział, że ta sprawa będzie miała przede wszystkim...
Rogalski pyta o zdrowie psychiczne Macierewicza
Mecenas Rafał Rogalski w Radiu ZET powiedział, że jego zdaniem są "realne i uzasadnione" podejrzenia co do zdrowia psychicznego Antoniego Macierewicza. Były pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego przedstawił procedurę, która umożliwiłaby prokuraturze powołanie biegłego do zbadania stanu zdrowia psychicznego wiceprezesa Prawa i Sprawiedliwości.
Gdy prowadząca program Monika Olejnik zapytała, czy "Rogalski sugeruje, że Antoni Macierewicz ma kłopoty z głową", ten odpowiedział: "niczego nie sugeruję, ale zajmuję się naukowo kwestią opiniowania psychologicznego i psychiatrycznego w procesie karnym". - Uważam, że są wątpliwości. Realne i uzasadnione – dodał Rogalski.
"Wybuchu na pewno nie było"
Mecenas podkreślił, że nie zgadza się z tezami przedstawionymi wczoraj na konferencji prasowej. – Materiał zgromadzony przez Wojskową Prokuraturę Okręgową jednoznacznie wskazuje, że zamachu nie było. Nie było wybuchu bomby na pokładzie ani zestrzelenia tego samolotu. Nie stwierdzono odkształceń, które są charakterystyczne dla wybuchu – tłumaczył Rogalski.
Mecenas przypomniał, że profesor Jan Obrębski, który dostarczył Antoniemu Macierewiczowi argumentów na rzecz wybuchu, "skompromitował się w prokuraturze".
– Powiedział, że jeżeli chodzi o lotnictwo, to sklejał modele w dzieciństwie, obserwował jak się zachowują w czasie lotu skrzydła i silnik, a jeśli chodzi o materiały wybuchowe, to po drugiej wojnie światowej widział wybuchające stodoły. Trudno traktować tego człowieka poważnie – stwierdził Rogalski.
Prokuratura może zbadać psychikę Macierewicza? "Jest paragraf..."
Są
uzasadnione podejrzenia co do zdrowia psychicznego Macierewicza - uważa
były pełnomocnik prezesa PiS. Jego zdaniem prokuratura powinna powołać
biegłego.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
56. CYNGLE CZERSKIE REZONUJĄ :)) kUBLIKACJĄ
Spiskowcy w odwrocie
To dobrze, że wojskowa prokuratura badająca katastrofę smoleńską
zdecydowała się wreszcie wystąpić z jasnym komunikatem obalającym
"wybuchy" Antoniego Macierewicza, które napędzają polityczny wehikuł
PiS.
Agnieszka Kublik, Wojciech Czuchnowski
Seremet: Koniec hipotezy wybuchu. Co do zamachu prokuratura się wstrzymuje
Koniec hipotezy
o wybuchu, co do zamachu prokuratura wstrzymuje się przed ostatecznym
rozstrzygnięciem, dlatego że przedmiotem zamachu nie musiało być użycie
tych metod, które byłyby właściwe dla wybuchu - powiedział na antenie
RMF FM prokurator...
Trzy z czterdziestu
Tylko trzy kawałki metali, które utkwiły w
pniu brzozy, „najprawdopodobniej pochodzą z elementów konstrukcyjnych
skrzydła samolotu”. Biegli zabezpieczyli ok. 40 takich fragmentów.
– Biegli stwierdzili w opinii, że przedmiot, który spowodował
rozdzielenie pnia brzozy, miał podłużny, w przybliżeniu płaski kształt i
przemieszczał się pod niewielkim kątem w stosunku do poziomu –
zaznaczył płk Ireneusz Szeląg. – W trakcie działania przedmiotu na pień
nastąpiło jego owijanie wokół pnia, a następnie jego rozdzielenie. Na
powierzchnię fragmentów drewna działały siły tnące, zginające oraz
zgniatające, które doprowadziły do powstania charakterystycznych śladów.
W wyniku takiego działania mechanicznego nastąpiło rozdzielenie tych
fragmentów drewna – dodał. Według biegłych, fragmenty metalu znalezione w
brzozie mogą pochodzić z tupolewa, który uległ katastrofie w Smoleńsku.
– Na podstawie analizy uszkodzeń fragmentów drewna oraz
przeprowadzonych badań dowodowych fragmentów metali ujawnionych i
zabezpieczonych z pnia biegli stwierdzili, że uszkodzenia te mogły być
spowodowane przez uszkodzenia samolotu Tu-154M nr 101. Z pnia brzozy
wydobyto drobne metalowe elementy, których struktura i skład
pierwiastkowy odpowiadają stopom aluminium stosowanym m.in. w lotnictwie
do części konstrukcyjnych – podkreślił Szeląg. Dodał, że trzy fragmenty
metali w pniu brzozy „najprawdopodobniej pochodzą z elementów
konstrukcyjnych skrzydła samolotu”, zaś „co do kolejnych siedmiu
fragmentów metali biegli nie mogą wykluczyć, że one mogą pochodzić z
tego samolotu”.
– Aktualnie prokuratorzy rozważają kwestię dalszych szczegółowych
badań w celu ewentualnego doprecyzowania charakteru pozostałych
fragmentów metalowych – zaznaczył prokurator. Na pochodzenie tych
fragmentów z polskiego tupolewa mogą również wskazywać wyniki badań z
powłoki lakierowej.
Badania toksykologiczne
Prokuratorzy przypomnieli opinię toksykologiczną mówiącą, że zarówno
gen. Andrzej Błasik, załoga, personel pokładowy, jak i funkcjonariusze
BOR byli trzeźwi w momencie katastrofy.
Szeląg przypomniał również, iż według zespołu biegłych medyków
sądowych ciała ekshumowanych ofiar miały typowe obrażenia wypadku
lotniczego. – Przeprowadzone badania pośmiertne zwłok nie wykazały
zmian, których mechanizm powstania mógłby być inny niż charakterystyczny
dla przebiegu katastrofy komunikacyjnej – powiedział Szeląg.
Biegli wykluczyli także długotrwałe przebywanie badanych osób w
atmosferze zawierającej znaczne stężenie tlenku węgla. Dopytywani przez
dziennikarzy prokuratorzy stwierdzili, że stopień wysycenia hemoglobiny
tlenkowęglowej waha się między 1 a 10 proc., a tylko w jednym przypadku
jest 19 proc., co jest jednak tłumaczone tym, że u osób palących jest
dopuszczalne wyższe stężenie, do 15 proc. hemoglobiny tlenkowęglowej.
Wrak musi wrócić
– Wrak, to, co się znajdowało na jego pokładzie, musi wrócić na teren
Polski, to jest rzecz jasna – podkreślił prokurator Szeląg, dopytywany o
możliwość zakończenia śledztwa bez obecności wraku i czarnych skrzynek
na terenie Polski. – Podejmujemy wszelkie starania, aby wrak powrócił do
Polski – dodał. – Oczywiste jest, że biegli nie skończyli swojej pracy.
Jeżeli powstanie sytuacja, że będzie potrzeba zbadania wraku, a wrak
nie będzie się znajdował na terenie Polski, to przygotujemy kolejny
wniosek – zapewnił prokurator.
Jednak, jak zaznaczył, jest możliwość zakończenia śledztwa bez
obecności wraku na terenie Polski. Dodał jednak, że taka odpowiedź jest
przedwczesna, ponieważ strona rosyjska nigdy nie powiedziała, że go nie
odda. Prokuratura rozważa też inny wariant. – Jakby się okazało, że
zachodzą przesłanki do zakończenia śledztwa, a wraku nie ma na
terytorium RP, a przeprowadzono wszystkie konieczne czynności, to
śledztwo może się zakończyć – zaznaczył prokurator.
Szeląg podkreślił, że „na dziś” nie widzi groźby przedawnienia karalności ścigania w śledztwie w sprawie katastrofy.
Prokuratura nie chce także rozstrzygać o odpowiedzialności rosyjskich
kontrolerów lotu. – Oczekujemy na realizację pomocy prawnej. W tej
chwili wypowiadanie się, czy prokurator rozstrzygnie o odpowiedzialności
rosyjskiego personelu naziemnego, jest przedwczesne, bo nie mamy tych
dokumentów – stwierdził Ryszard Filipowicz, zastępca szefa WPO.
Prokuratura podkreśliła, że obecny stan śledztwa nie pozwala na jego
merytoryczne zakończenie, ponieważ śledczy nadal czekają na realizację
wniosków o pomoc prawną z Rosji oraz blisko 30 innych opinii. – Chociaż
większość z 24 wniosków została zrealizowana, to nadal oczekujemy w
szczególności na nadesłanie i zwrot szczątków samolotu Tu-154M nr 101
wraz z rejestratorami parametrów lotu oraz pochodzącymi z niego innymi
agregatami i urządzeniami, dokumentacji dotyczącej lotniska w Smoleńsku,
jego wyposażenia, osób pracujących na lotnisku 7 i 10 kwietnia 2010 r.,
w szczególności grupy kierowania lotami, oraz aktów normatywnych,
regulujących system sprawowania kontroli ruchu lotniczego na lotnisku w
Smoleńsku – wyliczał prokurator.
Poza tym jest przeprowadzanych blisko 30 opinii biegłych, m.in.
cztery opinie fonoskopijne przygotowywane przez Instytut Ekspertyz
Sądowych w Krakowie, dotyczące m.in. nagrań audio z wieży w Smoleńsku i
samolotu Jak-40, a także określenia stanu emocjonalnego osób, których
wypowiedzi zarejestrowano w nagraniu z kokpitu tupolewa, który uległ
katastrofie.
Żale prokuratury
Szeląg, naciskany przez dziennikarzy, przyznał, że śledztwo
prowadzone jest w trudnej sytuacji, bo „z jednej strony nas likwidują”,
pojawiają się także „groźby” posłanki, że będą objęci specustawą, a z
innej strony są „obiektem wyzwisk”.
Prokurator powiedział jednak, że prokuratorzy nie odbierają jako
nacisku wypowiedzi ministra sprawiedliwości Marka Biernackiego, który
uznał, że śledztwo należy już zakończyć, jak również wypowiedzi innych
polityków. – To powinno być przyczynkiem do dyskusji, czy zasadne jest
oddzielenie prokuratury od ministerstwa – ocenił szef WPO i dodał, że
prokuratura będzie nadal prowadzić śledztwo w oparciu o kodeks
postępowania karnego, „który nie przewiduje żadnego udziału w tym
postępowaniu ministra sprawiedliwości”. Szeląg emocjonalnie zareagował
na zarzuty o działania prokuratorów w pierwszych dniach po katastrofie. –
Byłem w Smoleńsku jako jeden z pierwszych funkcjonariuszy państwa
polskiego, który próbował cokolwiek tam robić – podkreślił Szeląg.
Zenon Baranowski
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
57. Interes rządu ważniejszy od
Interes rządu ważniejszy od polskiej racji stanu
Z posłem Prawa i
Sprawiedliwości Stanisławem Piotrowiczem, wiceprzewodniczącym
parlamentarnego zespołu badającego okoliczności katastrofy smoleńskiej,
rozmawia Mariusz Kamieniecki
Zbliżamy się do czwartej rocznicy
katastrofy smoleńskiej. Pan był 10 kwietnia 2010 r. w Katyniu, oczekując
na prezydenta Lecha Kaczyńskiego i całą polską delegację. Jak z
perspektywy kilku lat wspomina Pan tamte wydarzenia?
– To były bardzo dramatyczne chwile. W
pierwszym momencie to, co do nas docierało, wydawało się niemożliwe.
Każdy z nas, oczekujących na prezydenta Kaczyńskiego, miał świadomość,
że samoloty przewożące najważniejsze osoby w państwie są
najbezpieczniejsze na świecie. Najbezpieczniejsze m.in. dlatego, że są
strzeżone przez służby specjalne danego państwa, które ma obowiązek
chronić swych najważniejszych przedstawicieli. Swojego prezydenta
pilnuje się jak oka w głowie.
Wśród tych, którzy lecieli tym samolotem,
byli też i tacy, którzy nigdy nie zdecydowaliby się na podróż samolotem.
Uczynili wyjątek, bo mieli pewność, ufali, że samolot, którym lecą,
jest bezpieczny. Jako prokurator, prawnik, uświadomiłem sobie, że
musiało się wydarzyć coś dramatycznego, że nie była to zwykła
katastrofa. Przez głowę przewinęła się także myśl o zamachu, co w
przypadku katastrof z udziałem najważniejszych osób w państwie musi być
brane pod uwagę jako pierwsza wersja.
Nie mając jednak żadnych dowodów, starałem
się zwalczyć w sobie tę myśl, żeby kogoś niesłusznie nie ocenić, nie
skrzywdzić swoimi podejrzeniami. Potem był powrót do Polski i
rozważania, jak do tego mogło dojść, żałoba, pogrzeby i pożegnania wielu
osób, które przecież dobrze znałem. Z wieloma jeszcze w przeddzień
rozmawiałem, jak chociażby z Januszem Kochanowskim, Zbigniewem
Wassermanem, prezesem Januszem Kurtyką czy z Przemysławem Gosiewskim, i
chyba nie był to przypadek, ale pożegnanie, o którym wówczas jeszcze nie
wiedziałem.
Jak Pan ocenia postawę polskiego rządu i oddanie śledztwa smoleńskiego w ręce Rosjan?
– To było coś niezrozumiałego. Przecież
wszyscy mieliśmy żywo w pamięci głosy krytyki pod adresem Rosjan,
prokuratury rosyjskiej odnośnie do prowadzonych śledztw, także śledztw
ważnych dla samej Rosji. Mam tu na myśli chociażby śledztwo w sprawie
tragedii w szkole w Biesłanie, w sprawie zabójstw Litwinienki i
Politkowskiej czy śledztwo w sprawie zatonięcia okrętu „Kursk” i rozpacz
rodzin, które zginęły na tym statku.
Pamiętamy przecież sprzeciwy i szukanie
pomocy w wyjaśnieniu tych spraw na Zachodzie, bo Rosja nie stanęła na
wysokości zadania. W tej atmosferze, ku mojemu zdumieniu, polski rząd
postanowił oddać całość dochodzenia w sprawie katastrofy w Smoleńsku w
ręce Rosjan. Oczywiście zaraz potem zmieniła się narracja ze strony
większości mediów w Polsce, które zaczęły przytakiwać takiej decyzji,
wskazując Rosję jako kraj, który zadeklarował rzetelne zbadanie sprawy,
który nie ma żadnego interesu w ukrywaniu prawdy itp.
Do dziś nie mogę zrozumieć, jak w jednym
momencie można było przestawić swoje myślenie o 180 stopni. Za tym
poszły deklaracje rządu o pozostawieniu w Rosji do zakończenia
postępowania sądowego wraku samolotu czy czarnych skrzynek. Z kolei z
drugiej strony padło stwierdzenie, że Rosja nie wyobraża sobie, żeby
polscy śledczy doszli do innych konkluzji niż śledczy rosyjscy.
Jak Pan to wówczas odebrał?
– Przyznam, że byłem tym zszokowany, ale
jeszcze bardziej zszokował mnie brak reakcji na takie stwierdzenie po
polskiej stronie. Dzisiaj szczególnie mam to na uwadze, kiedy widzę, jak
polscy śledczy „sprężają się”, żeby nie uczynić niczego, co
doprowadziłoby do innych ustaleń niż ustalenia rosyjskie. Można odnieść
wrażenie, że czują się tamtymi słowami związani czy zobligowani i, poza
mało istotnymi sprawami, w kwestiach zasadniczych ich oceny nie różnią
się od ustaleń MAK czy Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej.
A zabezpieczenie dowodów...
– Przez wiele lat robiłem to i zasada jest
taka, że należy postępować tak, żeby niczego nie zniszczyć, niczego nie
uszkodzić czy przypadkiem nie zatrzeć śladów, które w toku postępowania
mogą mieć decydujące znaczenie. Oględziny statyczne, a więc pierwsza
faza, która polega na tym, żeby niczego nie ruszać na miejscu zdarzenia,
mówiąc obrazowo, obejrzeć daną rzecz, tak jak ona leży, i tak to
udokumentować.
Później przychodzi czas na oględziny
dynamiczne, a więc odwrócenie i obejrzenie danego przedmiotu z różnych
stron, sfotografowanie i opisanie czy też zarejestrowanie na taśmie
filmowej. To wszystko jest szalenie ważne. Biorąc pod uwagę zarówno
rangę katastrofy, jak i rozległość miejsca, na jakim do niej doszło,
było jasne, że oględziny i zebranie dowodów będzie wymagało całego
sztabu prokuratorów, oficerów śledczych, techników kryminalistyki, a
więc sporej armii ludzi.
Kiedy na miejsce udał się ówczesny
pułkownik Parulski ze swoimi ludźmi, miałem nadzieję, że tak też się
stanie. Szybko się jednak rozczarowałem. Okazało się bowiem, że polscy
prokuratorzy w sposób marginalny bądź wcale nie uczestniczyli w
czynnościach procesowych. Zważając na rangę tego śledztwa, takie
działania urągały zwykłej przyzwoitości.
Społeczeństwu się wydaje, że polska prokuratura wykonuje suwerennie czynności śledcze...
– Prawda jest zgoła inna, bo polscy prokuratorzy jedynie przetwarzają materiały, jakie strona rosyjska im dostarczy.
Nie do wszystkich dotarło również to, że polscy prokuratorzy zbyt późno
pojechali zabezpieczać na wraku samolotu ślady na obecność materiałów
wybuchowych. Tymczasem trzeba było zrobić to od razu, bo wersję o
wybuchu należało założyć jako pierwszą. Nie oznacza to oczywiście, że miała to być jedyna wersja śledcza.
Czego w tym momencie zabrakło?
– Przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę,
że stroną w tych relacjach nie były prokuratury. Prokuratura nie uprawia
polityki, tym bardziej międzynarodowej. Cały ton sprawie narzucił
premier Donald Tusk, którego zdanie w rządzie jest najważniejsze i
decydujące.
To, jak już mówiłem, premier Tusk
zdecydował o pozostawieniu w Rosji wraku tupolewa i czarnych skrzynek.
Przypomnę, że na początku mówiono o wspólnym śledztwie, dlatego decyzja
Donalda Tuska zaskoczyła nawet samych Rosjan. To musiało dziwić, bo tak
się nie zachowują przedstawiciele suwerennego państwa.
Nie znam przypadku, żeby oddano dobrowolnie
i bezwarunkowo śledztwo w obce ręce. Inna sytuacja byłaby, gdyby polski
rząd zabiegał o wydanie dowodów rzeczowych, a strona rosyjska się na to
nie godziła. Tymczasem rząd nie zrobił nic, nie okazał nawet dobrej
woli. Nie uczynił nic, żeby uczestniczyć w tym śledztwie na równych
prawach z Rosjanami, i nie uczynił nic, żeby pozyskać dowody rzeczowe,
przeciwnie – oddał je stronie rosyjskiej.
Owszem, są pozorowane działania, które mają
na społeczeństwie zrobić wrażenie, że rząd jest aktywny. Tymczasem
należy powiedzieć wyraźnie, że rząd Donalda Tuska zdecydował o
pozostawieniu wraku w Rosji. Nie było żadnej oficjalnej noty do Rosji w
sprawie zwrotu dowodów. Gdyby była, świadczyłoby to o dobrej woli ze
strony ekipy Donalda Tuska. To wszystko sprawia, że nie mamy własnego
śledztwa w oparciu o bezpośredni dostęp do wraku samolotu.
Jednak trzeba powiedzieć, że polscy eksperci badali wrak tupolewa?
– Owszem, byli, zbadali wrak na miejscu w
Rosji. Pobrali próbki, których badanie wykazało obecność śladów
materiałów wybuchowych, tyle tylko, że nie mogli tych próbek przywieźć
do Polski. Próbki zostały w Rosji, a do Polski przywieziono protokoły i
dokumenty.
Dzisiaj zaś płk Szeląg wykluczył wybuch na
pokładzie rządowego samolotu Tu-154M, twierdząc, że na zbadanych
próbkach nie ma śladów materiałów wybuchowych.
Czy po tak długim czasie takie wyniki mogą być w ogóle wiarygodne?
– Pamiętam opinię, jaką podczas jednego z
posiedzeń sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka z udziałem
wojskowych prokuratorów wyraził przedstawiciel producenta urządzeń
wykrywających obecność materiałów wybuchowych, który powiedział
wyraźnie, że jeżeli urządzenie pokazuje obecność trotylu, to on tam
rzeczywiście jest i nie ma innej możliwości.
Teraz, po badaniach laboratoryjnych, pada
opinia prokuratorów, że materiału wybuchowego na badanych próbkach nie
stwierdzono. Należy zatem zadać pytanie, co się z tymi próbkami działo
od momentu zbadania ich w Rosji przez naszych specjalistów. Dlaczego i
po co musiały tam zostać.
Przypomnę, że polscy eksperci wrócili
stamtąd z pustymi rękami i dopiero po jakimś czasie próbki te dotarły do
Polski. Mam poważne wątpliwości, czy do Polski dotarły te same próbki,
które nasi eksperci badali i zabezpieczyli w Rosji, czy może zostały
podmienione. Pamiętamy, jak było z taśmami z czarnych skrzynek, które
rzekomo tak dobrze zostały skopiowane i zabezpieczone, po czym trzeba
było jeździć i uzupełniać nagrania. W rezultacie taśmy dostarczone przez
Rosjan różnią się długością i zakresem nagrania. Czy to jest możliwe…?
Po co Rosjanom potrzebny jest wrak tupolewa?
– Rosjanie od czterech lat robią z
najważniejszym dowodem rzeczowym, co im się tylko podoba, łącznie z
myciem, cięciem poszczególnych elementów, wybijaniem szyb itp.
Nie jest to dziełem przypadku, bo szyby są
fantastycznymi nośnikami śladów do badań kryminalistycznych. O tym, że
miejsce katastrofy nie zostało zabezpieczone we właściwy sposób,
świadczy fakt, że kolejne grupy Polaków, którzy byli w Smoleńsku,
przywoziły stamtąd mniejsze bądź większe elementy samolotu.
Nie było rekonstrukcji samolotu, nie było
inwentaryzacji znalezionych części wraku. Nie wiemy zatem, ile jest tych
części, wiemy tylko ze zdjęć satelitarnych, jak potężny był ich
rozrzut. Nie było też i nie ma wnikliwego i drobiazgowego śledztwa w tak
ważnej sprawie. Skoro Polska skutecznie od początku nie zadbała o zwrot
dowodów, to w miarę upływu czasu będzie to coraz trudniejsze. Zresztą
sam sposób postępowanie Rosjan i rządu polskiego musi prowadzić i
prowadzi do daleko idących wątpliwości i podejrzeń, że nie była to
katastrofa. Tak nie postępują ludzie, którzy nie mają nic na sumieniu.
Chciałem jeszcze zapytać o gen.
Andrzeja Błasika. Dlaczego po kampanii kłamstw i oszczerstw dotyczących
polskiego generała, dowódcy, nikt nie ma odwagi, żeby powiedzieć
„przepraszam”?
– Wydaje się, że na początku taka sytuacja
polskiemu rządowi była na rękę. Nikt się nie oburzał, nikt nie
protestował, przeciwnie – bezkrytycznie powielano to kłamstwo, co
widocznie pasowało do z góry założonego scenariusza. O tym przecież
mówiły już SMS-y, jakie politycy wysokiego szczebla PO otrzymywali tuż
po katastrofie.
Było tam wyraźne wskazanie, że przyczyną
katastrofy był błąd pilotów, którzy postanowili lądować we mgle, i do
wyjaśnienia pozostaje jedynie kwestia, kto ich do tego nakłonił. To
pokazuje, że choć nie wykonano jeszcze żadnych czynności, to już było
jasne, kto zawinił. W tym samym tonie wypowiada się także prezydent
Komorowski, który mówi, że przyczyna katastrofy jest do bólu prosta. To
pokazuje, jakie od początku było nastawienie do całej tej sprawy, zanim
jeszcze wykonano jakiekolwiek czynności procesowe.
Tymczasem o tym, że nie należy ujawniać
swojego nastawienia do sprawy i żadnych opinii, zanim nie zostaną
przeprowadzone badania, wiedzą nawet podrzędni funkcjonariusze, którzy
dokonują oględzin na miejscach wypadków drogowych. Tu natomiast mieliśmy
do czynienia z oceną i wydaniem werdyktu niemal od razu.
A słowo „przepraszam”?...
– Łatwiejsze było powielanie kłamstw
Anodiny. Natomiast kiedy okazuje się, że prawda jest inna, żeby
przeprosić, trzeba mieć jeszcze odpowiedni poziom i klasę. Widać zarówno
politycy, jak i media, które powielały te kłamstwa, nie dorośli do
takiego poziomu. Nie chcę tu już mówić o moralnym obowiązku i
naprawieniu krzywdy. Przecież to kłamstwo obiegło cały świat, a kiedy
Anodina przedstawiała raport MAK, rząd polski nawet nie protestował.
Dlaczego na wyjaśnienie tej sprawy musieliśmy czekać tak długo?
– To kolejny dowód na to, jak prowadzone
jest śledztwo. Jeżeli dopiero po czterech latach przedstawia się wyniki
badań, które przecież długo nie trwają, to dowodzi, jak polskim władzom
zależało na zdementowaniu rosyjskich kłamstw.
Podobnie było z sekcjami zwłok, których
rodziny we wniosku domagały się już na początku. Pytałem o to w Senacie,
ale zarówno Jerzy Miller, jak i płk Parulski odpowiadali zdawkowo, że
decyzja w tej sprawie nie zapadnie, dopóki z Rosji nie napłyną ostanie
materiały w tej sprawie. Tymczasem wszyscy wiemy, że z ekshumacją nie
należy zwlekać, bo działanie czynnika biologicznego jest nieubłagane.
Okazuje się, że czekano na materiały, które są niewiele warte,
nierzetelne, nieprawdziwe, jak w przypadku badania krwi gen. Błasika.
Trudno też oczekiwać na szybkie zakończenie śledztwa przez Rosjan,
których, jak wiemy, żadne terminy nie obowiązują.
Wierzy Pan w wyjaśnienie przyczyn tragedii smoleńskiej?
– Na pewno żadnego interesu w tym nie mają
Rosjanie, takiej woli nie ma też po stronie obecnie rządzących Polską.
Skoro brak woli, trudno spodziewać się sukcesu. Zresztą po tym, co
mieliśmy okazję obserwować przez cztery lata, widać wyraźnie, że te
podmioty straciły zaufanie, jeżeli ktokolwiek wcześniej je do nich miał.
Sposób prowadzenie śledztwa smoleńskiego pokazuje, że tak nie postępują
ludzie, którzy nie mają nic na sumieniu.
Dziękuję za rozmowę.
Mariusz Kamieniecki
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
58. Kublikowa :)) dostała premię na IV rocznicę?
CZTERY LATA SPISKÓW I FOBII
Patriotyzm smoleński. Narodził się z rozpaczy i smutku. Teraz wyklucza i oskarża o zdradę [KUBLIK]
Narodził się 4 lata temu. Rozpacz i smutek po śmierci 96 osób przekształciły się w szczególne myślenie o Polsce - że wspaniała, o narodzie - że wyjątkowy, o historii - że pełna cierpień, - o spiskach - że nas otaczają, - o wrogach - że ich pełno wszędzie i o zdrajcach - że są podli.
Patriotyzm smoleński to nasza wersja patriotyzmu narcystycznego i nacjonalistycznego.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,15763754,Patriotyzm_smolenski__Narodzil_sie_z...
PiS przed obchodami rocznicy katastrofy pisze historię najnowszą:...
Tegoroczne organizowane przez PiS obchody 4. rocznicy
katastrofy smoleńskiej będą nie tylko wspomnieniem ofiar katastrofy, ale
i wyrazem "sprzeciwu wobec rosyjskiego imperializmu". "Wojna Putina
zaczęła się 10 kwietnia" - czytamy w okolicznościowej gazetce
przygotowanej przez Prawo i Sprawiedliwość. Czytamy też, że "gdyby nie
śmierć Lecha Kaczyńskiego, dzisiaj świat nie stałby na progu wojny"
Obchody w Warszawie odbędą się na Krakowskim Przedmieściu pod Pałacem Prezydenckim - tam, gdzie od czterech lat odbywają się wszystkie miesięcznice katastrofy.
W programie przewidziano m.in. 25-minutowe przemówienie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i pokazy filmów "Prezydent"..
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,15761859,PiS_przed_obchodami_rocznicy_katastr...
Co ustaliła prokuratura, a na co czeka ws. katastrofy smoleńskiej?
Opinia fizyko-chemiczna, opublikowana w poniedziałek
przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie, to jeden z...
czytaj dalej »
Na pokładzie Tupolewa 154M nie doszło do żadnego wybuchu - taką informację przekazała Naczelna Prokuratura Wojskowa, potwierdzając tym samym dobrze znane ustalenia uczonych radzieckich. Oględziny umytego wraku samolotu zaprzeczyły jasno i wyraźnie plotkom rozpuszczanym przez kaczystowskich podżegaczy wojennych. Nie było wybuchu, nie było trotylu, nic nie było. Tylko pancerna brzoza i piloci rodem z Siczy Zaporoskiej.
Prawda ta została przyjęta z pełnym poparciem i zrozumieniem przez Premiera Rządu Ludowego, Niegasnące Słońce Peru, Donalda Tuska, który oświadczył, że "dobrze się stało, że mamy ten rozstrzygający komunikat". Tak, teraz lud pracujący miast i WSI nareszcie może spać spokojnie. By żyło się lepiej! By żyło sie lepiej wszystkim!
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
59. Opinia CLKP - nowe fakty i pytania w sprawie katastrofy smoleńsk
http://wpolityce.pl/smolensk/190605-tylko-u-nas-opinia-clkp-nowe-fakty-i...
Nie jest prawdą, że biegli Prokuratury w całości wykluczyli wybuchy. O braku eksplozji paliwowo-powietrznej w kadłubie wnioskowali między innymi na podstawie badań ciał ekshumowanych Ofiar katastrofy oraz analizie rozrzutu szczątków maszyny. Ten ostatni fakt sam w sobie jest znaczący, jeśli przypomnimy sobie wykonany dla Prokuratury Wojskowej raport archeologów, w którym pokazano, że poddany prospekcji za pomocą wykrywaczy metalu obszar wrakowiska był niewiele szerszy od samego samolotu.
Wskutek ustaleń ze stroną rosyjską nie zbadano w ogóle, czy na północ i południe od głównego pola szczątków znajdują się jakieś odłamki pochodzące z polskiego samolotu. Dlatego odniesienie się we wnioskowaniu biegłych z CLKP do niewielkiego rozrzutu szczątków jako argumentu za brakiem wybuchu wydaje się być działaniem, delikatnie mówiąc, nieuzasadnionym.
Natomiast, wbrew medialnemu jazgotowi, biegli w ogóle nie odnieśli się do możliwości wybuchów w skrzydle samolotu, chociaż stwierdzenie tego faktu wymaga przebicia się przez typową dla materiałów Prokuratury nowomowę:
Biegli analizując możliwość wystąpienia wybuchu przestrzennego brali pod uwagę nie tylko kadłub samolotu, ale również inne możliwe miejsca. Wnioskowanie w tym zakresie opiera się na analizie obszaru rozrzutu elementów samolotu, zaś informacje zawarte w zgromadzonym materiale dowodowym nie dają podstaw do wypowiedzenie się o możliwości wybuchu przestrzennego w innej części samolotu niż kadłub.
Biegli przeprowadzili badania „miejsca katastrofy samolotu Tu-154M nr 101 oraz ścieżki podejścia do lądowania od miejsca, w którym znajduje się bliższa radiolatarnia BPRM”.
W opinii pojawia się sensacyjna wiadomość: otóż znaleziono część należącą do samolotu Tu-154M przed brzozą- zgodnie z analizą blogera Tiger65 leżała ona kilkadziesiąt metrów na wschód od drzewa. Mamy zatem oficjalne potwierdzenie znalezienia odłamka samolotu najdalej przed brzozą ze wszystkich znanych odłamków- i to w materiale Prokuratury! Powstaje pytanie: co prokuratorzy zrobili z tą wiedzą, i jak w świetle tego faktu wypada jak zawsze kompletnie niezorientowany w sprawie śledztwa smoleńskiego Andrzej Seremet, który dziś rano zarzekał się, że wątek wybuchowy został wyczerpany?
Fakt znalezienia daleko przed brzozą fragmentu samolotu nie zdziwi tych z Czytelników, którzy pamiętają, że według hipotezy ekspertów Zespołu Parlamentarnego między bliższą radiolatarnią a brzozą miały miejsce pierwsze, niewielkie eksplozje w lewym skrzydle, a samo skrzydło zaczęło się rozpadać.
Obrońcy oficjalnych scenariuszy będą zaś musieli dokonać nie lada słownej ekwilibrystyki, aby udowodnić, że odłamek samolotu odbił się od drzew i wrócił około 40 metrów do tyłu.
W czasie prospekcji między BNDB a brzozą, „nie stwierdzono obecności fragmentów metalowych, których budowa wskazywałaby jednoznacznie na pochodzenie z samolotu lub które nosiłyby ślady działania wybuchu, z wyjątkiem kilku pokrytych głęboką korozją fragmentów pochodzących z okresu wojennego”.
W Opinii nie znajdziemy jednak informacji, czy i jak zabezpieczono te elementy, dla których identyfikacja nie była jednoznaczna- a zatem nie można było wykluczyć, że jednak mogą pochodzić z Tu-154M „101”. Nie wiadomo także, czy zostały przebadane, i jakie były wyniki tychże badań.
Jak napisano w Opinii, w celu pobrania próbek na miejscu składowania wraku:
Biegli wyselekcjonowali miejsca na szczątkach wraku i drobnych jego elementach noszące przede wszystkim ślady osmalenia i napylenia, aczkolwiek nie miały one znamion wskazujących na ich dynamiczne naniesienie. (…) badania szczątków samolotu Tu-154M nr 101 polegały na dokładnym obejrzeniu każdego zabezpieczonego elementu samolotu pod kątem ujawnienia śladów charakterystycznych dla działania wybuchu. Biegli w tym względzie kierowali się własnym doświadczeniem i wiedzą związaną z efektami niszczącego oddziaływania wybuchu.
Niestety, biegli- eksperci z zakresu badań chemicznych ze specjalności badania materiałów i urządzeń wybuchowych- z niewiadomych dla mnie powodów nie skupili się nad nieprzystającym do ich tezy o braku eksplozji wyglądem części samolotu, które pokazali na Fot. 16 i 75 w swojej Opinii.
Odłamki te noszą ślady sadzy, rozdzielone pasami czystej (nieosmolonej) blachy w miejscach, gdzie były przynitowane inne elementy. Wytłumaczenie ich wyglądu jest proste, jeśli przyjmiemy, że elementy te rozerwała eksplozja, np. paliwowo-powietrzna. Natomiast opisany przez biegłych mechanizm powstania wymienionych uszkodzeń w czasie pożarów na wrakowisku jest z oczywistych względów niemożliwy- najpierw bowiem odłamki zostały omyte falą ognia, zostawiającego sadzę, i prawie równocześnie rozerwane- ale nie na odwrót. Wydaje się, że zleceniodawcy z Prokuratury powinni zażądać przynajmniej doszczegółowienia opisu niszczenia opisanych odłamków samolotu, ponieważ jest on na bakier z elementarną logiką.
Nieustająca próba niezauważania śladów jakiejkolwiek formy wybuchu, którą podejmują śledczy z Prokuratury Wojskowej, wbrew ich szczerym chęciom wygląda coraz bardziej groteskowo. Wydaje się, że sami nie zapoznali się z dokumentem, który odtajnili, a którego zawartość zaprzecza tezie o braku eksplozji. Tezie, którą wysnuwają z Opinii ci, którzy z jakichś względów tych eksplozji po prostu śmiertelnie się boją.
Marek Dąbrowski
Całość opinii, powielona z niniejszym tekstem: [http://www.npw.internetdsl.pl/Dokumenty/01.pdf](
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
60. Kublikowa z Setlakiem motają :)
Wybuch był, ale to paliwo lotnicze eksplodowało - nie trotyl. Setlak u Kublik
Celem prof. Biniendy nie było ukazanie, jak zostało uszkodzone skrzydło rządowego Tupolewa, tylko udowodnienie pewnej tezy. Niektóre fragmenty wraku noszą ślady osmalenia, ale jest to zrozumiałe. To była eksplozja paliwa wynikająca ze zderzenia Tu-154 z ziemią. Jest kwestią czasu, kiedy wszystkie hipotezy spiskowe upadną - mówi Michał Setlak, zastępca redaktora naczelnego ''Przeglądu Lotniczego'', w rozmowie z Agnieszka Kublik, dziennikarką ''Wyborczej''.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/10,126968,15764215,Setlak_u_Kublik__Wybuch_byl__ale_e...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
61. w TVN24 "24 na dobę" nadają swoją (rządową) wersję
niejaka Agata Adamek znów na pierwszej linii frontu ! Dawkują w pigułkach, co pół godziny wersję rządową z własną interpretacją ustaleń komisji sejmowej ds badania skutków katastrofy.
Wyciek z silnika ukryty przed pilotami, "przejęcie lotu
Od wycieków z silnika i strzałów w Smoleńsku po dwa wybuchy. Tak zmieniały się teorie Macierewicza
przez centrale w Moskwie", brzoza, którą ominął samolot, albo, której
wcale nie było, w końcu - dwa wybuchy w powietrzu. Teorii było wiele.
zobacz więcej »
Prezydent złożył kwiaty przy
grobie Lecha i Marii Kaczyńskich
Prezydent Bronisław Komorowski wraz z małżonką Anną złożył rano
kwiaty przy grobie Lecha i Marii Kaczyńskich w krypcie na Wawelu.
czytaj dalej »
Hofman: Putin mógł fałszować dowody. Piasecki: Tak to wy nie wygracie tych wyborów
Piasecki nie odpuszczał: - Mówmy o faktach. Jak to się dzieje, że
samolot, który rozerwał się przed brzozą, przeleciał kolejne 400 metrów?
- Zapraszam jutro na konferencję zespołu parlamentarnego
Antoniego Macierewicza - odpowiedział Hofman. Na kolejne pytania
kwestionujące teorie prezentowane przez wiceprezesa PiS i jego zespół
rzecznik Prawa i Sprawiedliwości odpowiadał podobnie. I sam zapytał: -
Dlaczego ścięcie brzozy nie jest od dołu, tylko od góry, skoro samolot
ponoć się "odrywał" od ziemi? Zaprosił też słuchaczy na jutro pod Pałac
Prezydencki. - Bądźmy razem - dodał. Prowadzący "Kontrwywiad" pytał też
Hofmana o proponowaną przez PiS specustawę smoleńską. Partia Jarosława
Kaczyńskiego chce ją wprowadzić, by - według samego prezesa partii -
doprowadzić do "zdecydowanego, intensywnego śledztwa" w sprawie
katastrofy, a także - według Antoniego Macierewicza - zapobiec
przedawnieniu spraw dotyczących odpowiedzialności funkcjonariuszy
publicznych za katastrofę.
- Tak to wy nie wygracie tych
wyborów - stwierdził pod koniec Piasecki. - Pomimo pana niepewności i
tego strachu polskich elit i dziennikarzy, że katastrofy smoleńskiej nie
należy wyjaśniać, bo Putin
się zdenerwuje - wygramy - skontrował Hofman. - Wiem, że jeśli
dojdziecie do władzy, to nic więcej nie wyjaśnicie - kontynuował
prowadzący "Kontrwywiad". - Zapraszam, żeby pan na nas zagłosował -
odciął się Hofman
Zamach w Smoleńsku jak mit Kublik
"Szanse, że Macierewicz smoleńską wiarą w zamach zarazi więcej niż 25 proc. dorosłych Polaków, są zerowe" [SONDAŻ "WYBORCZEJ"]
Przytłaczająca większość Polaków - i jest ich coraz więcej - uważa katastrofę smoleńską za zwykły wypadek lotniczy. Ale rośnie też grupa osób wierzących w zamach na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Prof. Janusz Czapiński: - Szanse, że Macierewicz smoleńską wiarą w zamach zarazi więcej niż 25 proc. dorosłych Polaków, są zerowe.
Na początku kwietnia ankieterzy zadali pytanie: "Która z przyczyn katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r. jest Pana/Pani zdaniem najbardziej prawdopodobna?". Badani mieli do wyboru: błąd pilotów lub kontrolerów lotu; zamach, spisek przeciwko prezydentowi; naciski na pilotów, aby lądowali bez względu na trudne warunki; ogólny bałagan w...
Badania wskazują tendencję schyłkową alternatywnych teorii. Zbliżamy się
do pułapu tzw. twardego elektoratu, którego prawdopodobnie żadne fakty
nie będą w stanie przekonać - uważa dr Maciej Lasek, przewodniczący
zespołu ds. wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,15766307,Maciej_Lasek_o_Smolenskim_sondazu__Wyborczej___Najwazniejsze.html#ixzz2yNiOl94B
Zamach? Przytłaczająca większość Polaków uważa katastrofę w Smoleńsku za zwykły wypadek lotniczy
- Szanse, że Macierewicz smoleńską wiarą w zamach zarazi
więcej niż 25 proc. dorosłych Polaków, są zerowe - mówi prof. Janusz
Czapiński.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/0,0.html#TRNavPoz#ixzz2yOH0y5pX
Patriotym smoleński. Była rozpacz, są oskarżenia
Niezachwiana wiara smoleńskich patriotów w zamach to opisany w
psychologii społecznej mechanizm, który nakazuje szukać ekstrawyjaśnień
dla ważnych wydarzeń.
Agnieszka Kublik
Przybyło wierzących w zamach. Wzrost o ponad 100 procent!
Powinno
być raczej odwrotnie. A tymczasem im dalej od katastrofy smoleńskiej,
tym bardziej wzrasta liczba Polaków wierzących, iż był to zamach lub
spisek.Pracownia Millward Brown przeprowadziła specjalny SONDAŻ na zlecenie "Gazety Wyborczej". Badani mogli wskazać dwie odpowiedzi, a do wyboru mieli: błąd pilotów lub kontrolerów lotu, zamach, spisek przeciwko prezydentowi,
naciski na pilotów, aby lądowali bez względu na trudne warunki, ogólny
bałagan w instytucjach odpowiedzialnych za lot, inna przyczyna, nie
wiem, trudno powiedzieć.
Okazało się, że zamach lub spisek wierzy 23 proc. badanych. To więcej
niż przed rokiem (17 proc.) i dwa lata temu (12 proc.). "GW" podkreśla
jednak, że w tym przypadku ankietowani wykazali się brakiem
konsekwencji. Ci, którzy wybrali opcję zamachu, wskazali też na inne,
sprzeczne z zamachem przyczyny.
15 proc. - naciski na pilotów, 14 proc. - ogólny bałagan, a 4 proc. - błąd pilotów lub kontrolerów.
„Wyborcza” zadowolona z efektów swej propagandy. Jej smoleński sondaż jednak mówi niewiele
Gdy się wczyta w tę "kublikację", okaże się, że badanie wybite przez redakcję nie jest funta kłaków warte.
Czy faktycznie badani wierzą w „zwykły wypadek”? Abstrahując od tego, że trudno zdefiniować to określenie, zerknijmy do tekstu:
Oto wyniki:
— naciski na pilotów: 32 proc
— błąd pilotów lub kontrolerów: 30 proc.
— ogólny bałagan: 29 proc.
— zamach lub spisek: 23 proc.
11 proc. pytanych nie wskazało żadnej z powyższych odpowiedzi.
Nie ma sensu wdawać się w niuanse i analizować, czy ewentualny błąd
kontrolerów mógł być przypadkowy czy celowy, czy nie może jednocześnie
oznaczać elementu zamachowego, czy można do jednej kategorii wrzucić ew.
błędy pilotów i kontrolerów itd. W ogóle nie należy przywiązywać
specjalnej wagi do wyników, które we wszystkich podobnych badaniach są
zbliżone. Taki sondaż niewiele nam powie i niewiele do wyjaśnienia narodowej tragedii wnosi. Spełnia wyłącznie propagandową funkcję. I tylko to jest w tej „kublikacji” ważne.
Wyborcza zagłębia się w karkołomne szczegóły:
Prawda, że ładna konkluzja? 1/3 wierzących w zamach wierzy w raport
Millera – snuje wywód Kublik. Gratulacje! Czerska
logika na najwyższym poziomie.
Dalej omawiana „kublikacja” skupia się już tylko na manipulacji:
I ciągnie:
Jakie dane? Jakie teorie spiskowe? Kublikowej zapewne chodzi o jedną
szufladę aberracji – od Smoleńska, poprzez spisek amerykańskich
generałów 11/09 po porwania krów przez UFO, o czym co jakiś czas lubią donieść tabloidy.
Kolejny naukowiec, po jakiego sięgnęła Agnieszka K. to prof. Krystyna Skarżyńska, psycholog
społeczna. Jej zdaniem coraz większa wiara Polaków w wyjaśnienia
komisji Millera, to m.in. zasługa pracującego od roku
zespołu dr. Macieja Laska.
Pytanie, czy w ogóle taka tendencja (o rosnącej wierze w raport Millera) istnieje, skoro parę zdań wcześniej czytamy u Kublik:
Czy do wzrostu tych wskaźników też przyczynił się doktor Lasek i jego pomagierzy? Pani Agnieszko, niech pani wyjaśni.
Zwłaszcza, że sam pan doktor komentuje sondaż na portalu „Wyborczej”:
Tak, to jest najważniejsze. Ten człowiek doskonale wie, do czego
przykładać wagę, a co z marszu ignorować. Przecież hipotezę zamachową
komisja, której był ważnym członkiem z gruntu odrzuciła i nie
przeprowadziła ŻADNYCH poważnych badań ją weryfikujących.
Ale wróćmy do omawianej „kublikacji”. Dopiero na samym jej końcu
pojawia się coś, co zbliża nas do rzetelnej analizy rzeczywistości::
Tym zaskakującym akcentem słowami kończy się okładkowa „kublikacja”.
To jak, pani Agnieszko, warto wierzyć w ten wasz sondaż czy nie za bardzo?
znp
http://wpolityce.pl/smolensk/190711-wyborcza-zadowolona-z-efektow-swej-p...
Prezydencki doradca: Moskwa trzyma kciuki za Macierewicza
"Gdyby
nagle zniknął Macierewicz, to trzeba by wymyślić Macierewicza w Polsce"
- mówi Tomasz Nałęcz. Jego zdaniem za posła PiS i jego działania kciuki
trzyma... Moskwa.
"Do tej pory milczeli, teraz pękła bariera". Rozmowy z rodzinami ofiar w "Czarno na Białym"
opowiedzą historie, które w natłoku politycznych oskarżeń zostały
zapomniane.
zobacz więcej »
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
62. Prawda się obroniMainstream
Prawda się obroni
Mainstream skutecznie blokuje prawdę o Smoleńsku – ROZMOWA z Andrzejem Melakiem
Z Andrzejem Melakiem, prezesem Komitetu
Katyńskiego, bratem Stefana Melaka, tragicznie zmarłego w katastrofie
smoleńskiej, rozmawia Sylwia Rejmentowska
Niebawem będziemy obchodzili
czwartą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Jakie refleksje i przemyślenia w
związku z tą datą Panu towarzyszą?
– Mijają cztery lata od tej tragedii
narodowej, a mimo upływu tylu miesięcy niestety nic nie zmieniło się w
postępowaniu i nastawieniu rządu Donalda Tuska oraz prezydenta
Bronisława Komorowskiego względem katastrofy smoleńskiej. To wywołuje
ogromny smutek. Teraz mamy jeszcze więcej informacji, docierają do nas
nowe fakty i dowody. To za mało, żeby Smoleńsk przestano relacjonować
jako niesubordynację polskich pilotów, którzy niejako dopuścili się
zbiorowego samobójstwa. W mediach głównego nurtu nie przebije się żadna
inna informacja. Jest tylko jedna, jedyna propagowana narracja
pochodząca od rosyjskiego MAK, a potem od komisji Leszka Millera.
Ogromnym smutkiem napawa mnie także to, co wyczynia prokuratura.
Śledczy, twierdząc, że bez pierwszorzędnych dokumentów w postaci wraku
samolotu, czarnych skrzynek itd. można zamknąć śledztwo bez szkody dla
jego wyników.
Polacy jednak wzięli sprawy w swoje ręce i równocześnie prowadzone jest tzw. śledztwo społeczne...
– To nasza ogromna radość i nadzieja. To
społeczne dochodzenie do prawdy nadzorowane jest przez Zespół
Parlamentarny do spraw Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10
kwietnia 2010 r. prowadzony przez posła Antoniego Macierewicza. Uważam,
że jest to niezwykłe wprost oddanie naukowców polskich, tych w kraju i
tych za granicą. Członkowie zespołu wykazują niezbite, udokumentowane
dowody na to, że był to zamach. Był to wybuch na wysokości
kilkudziesięciu metrów. Fakty z trudem przebijają się do opinii
publicznej. Dzięki nim coraz więcej ludzi jest uświadomionych. Chcący
śledzić prace społeczne zmieniają swoją optykę na temat katastrofy
smoleńskiej. Prawda się obroni i wyjdzie na jaw.
10 kwietnia 2010 roku to dla Pana rodziny szczególny dzień...
– Oczywiście. W tej
katastrofie zginął mój kochany brat. Zginął na służbie, jadąc uczcić
bestialsko pomordowanych naszych rodaków. Tych, których szczątki i
historię chowa katyńska ziemia. Mój brat Stefan leciał z prezydentem
Kaczyńskim w imieniu nas wszystkich, by oddać hołd naszym bohaterom.
Poniósł śmierć, reprezentując cały polski Naród. Dlatego też wraz z
bliskimi będziemy uczestniczyli we Mszy św. i weźmiemy udział w
uroczystościach społecznych. Wyraz tego, że Polacy pamiętają także
Stefana ofiarę, jest dla nas bardzo ważny.
Pana brat całe swoje życie poświęcił odkrywaniu prawdy o zbrodni katyńskiej...
– Stefan
walczył o tę prawdę. Chciał, aby ona została ujawniona. Dążył do jej
odkrycia. To prawda, z którą pomimo wielkich prześladowań, represji i
przeciwności Stefan potrafił przebić się do społeczeństwa. Pamięć o
oficerach uczciliśmy ze Stefanem wieloma kaplicami i pomnikami, które
przerywały obowiązującą zmowę milczenia w Polsce przez kilkadziesiąt
lat, przez cały okres PRL.
Rodziny i bliscy nie mogli w PRL uczcić
ofiar katyńskich. Pierwszy pomnik, postawiony właśnie przez Stefana i
jego braci na Powązkach Wojskowych, powstał 31 lipca 1981 roku. Po
kilkunastu godzinach został zagrabiony przez Służbę Bezpieczeństwa i
aresztowany na 14 lat. Na swoje miejsce powrócił dopiero 5 września 1995
roku.
Rodziny smoleńskie ofiary zbrodni nad
Smoleńskiem uczciły, zawożąc do Smoleńska tablicę i montując ją na
głazie, którzy postawili mieszkańcy tego miasta. Po pół roku obecności
na tym głazie tablica mówiąca o przyczynach wizyty prezydenta wraz z
delegacją w Katyniu i o mordzie katyńskim została w podobny sposób jak
pomnik katyński w Warszawie zbeszczeszczona. Rosjanie usunęli ją i
umieścili własną, nic niemówiącą o Katyniu, zbrodni ludobójstwa ani o
ofiarach tragedii smoleńskiej. Tym samym popełnili straszny błąd.
Dzisiaj takich tablic na całym świecie jest ponad 4 tysiące.
Wrak rządowego samolotu Tu-154M nadal pozostaje w rosyjskich rękach. Nie wiadomo, kiedy zostanie sprowadzony do kraju...
– Winny tej sytuacji jest polski rząd i nie
mam żadnych wątpliwości. Jest to działanie na szkodę Rzeczypospolitej i
interesów polskich. Hańbiące i kompromitujące dla gabinetu Donalda
Tuska. W świetle nowych wydarzeń związanych z Ukrainą, Krymem widzimy,
jakie są metody działania przyjęte w Rosji. Już chyba nikt nie ma
wątpliwości, ile racji miał prezydent Lech Kaczyński, który odważnie w
Gruzji powiedział: „Najpierw Gruzja, potem Ukraina, a potem być może i
Polska...”. W mojej ocenie, Polska została zagrabiona tego tragicznego
dnia 10 kwietnia 2010 roku, Ukraina jest zagrabiana dopiero teraz.
Myślę, że tu potwierdza się teoria budowy imperium postsowieckiego.
Władimir Putin jest współczesnym Adolfem Hitlerem – groźnym
imperialistą, przed którym niejako ustępuje Zachód.
Dziękuję za rozmowę.
Merta: "Smoleńsk obudził wielu Polaków"
"Chodzi o tych, którzy zginęli i o tych, którzy po śmierci tych osób widzą, jak bardzo spsiała ich Polska."
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
63. Czerska szczuje dalej
Większość badanych nie wierzy w zamach w Smoleńsku
zobacz więcej »
"Fakty" TVN zapytały Polaków, czyich zdaniem katastrofa smoleńska była
wynikiem zamachu. Ludzie odpowiadali na to pytanie tuż po tym jak
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała, że nie
znaleziono śladów po wybuchu na pokładzie samolotu Tu-154M.
37 proc. ankietowanych zdecydowanie w teorię o zamachu nie wierzy. 24 proc. uważa, że raczej nie niego nie doszło.
Co 10 Polak wierzy w zamach
Zdaniem
10 proc. ankietowanych cztery lata temu w Smoleńsku zdecydowanie doszło
do zamachu, a 15 proc. uważa, że katastrofa raczej była wynikiem
zamachu. 14 proc. badanych odpowiedziało na pytanie: "nie wiem".
Sondaż zrealizowany został przez Millward Brown SA 8 kwietnia 2014 na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie dorosłych Polaków.
Zespół Laska o pracy Macierewicza: Absurdalne eksperymenty, zgniecione puszki, pękające parówki
- Grupa posła Antoniego Macierewicza nie przedstawiła żadnych
dowodów na swoje liczne, często wykluczające się ze sobą,...
czytaj dalej »
Kowal apeluje do ludzi Lecha Kaczyńskiego, "szczególnie tych z PO", ws. pomnika dla prezydenta
eurodeputowany Paweł Kowal wraca do pomysłu budowy pomnika Lechowi...
czytaj dalej »
Eurodeputowany, sam niegdyś bliski współpracownik Kaczyńskiego, zwraca
się ws. budowy pomnika, m.in. do Joanny Kluzik-Rostkowskiej, obecnej
minister edukacji w rządzie PO-PSL, a także Michała Kamińskiego,
kandydata PO w wyborach do Parlamentu Europejskiego, Adama Bielana,
kandydata Polski Razem do PE, oraz posłów PiS: Anny Fotygi i Jacka
Sasina."Apeluję, abyśmy w dniach rocznicy katastrofy, niezależnie od
politycznych kalkulacji, publicznie wsparli budowę w Warszawie pomnika
Lecha Kaczyńskiego. Niech wreszcie powstanie" - pisze w liście otwartym,
Kowal.
W jego opinii, najlepszym miejscem byłyby okolice Centrum Nauki
Kopernik, którego budowę zainicjował, jak przypomina Kowal, były
prezydent.
Zaznacza, że "upamiętnienie prezydenta Polski, który
zginął w katastrofie, było oczywiste dla sąsiadów Polski: jego ulice i
pamiątki po parze prezydenckiej znajdują się m.in. w Wilnie, Odessie,
Tbilisi czy Kiszyniowie. Podobnie postąpiło już też kilka polskich
miast".
"Jego współpracownicy Lecha Kaczyńskiego tym bardziej nie
powinniśmy milczeć. W sposób szczególny mam na myśli tych, którzy są
dzisiaj znaczącymi politykami PO" - podkreśla Kowal.
"(..) Dla
wielu polityków i działaczy, z którymi współpracował i których
kształtował Lech Kaczyński to oczywiście także osobiste zobowiązanie.
Dlatego proszę, przypomnijcie sobie te noce i dnie, gdy pracowaliśmy
wspólnie w Ratuszu czy Belwederze, i innych miejscach zastanawiając się,
jak zmienić nasz kraj na lepsze. Wierzę, że wszystkich nas na to stać i
że jesteśmy do tego dojrzali" - dodał.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
64. noweGugała: Walnijmy się w
noweGugała: Walnijmy się w pierś - to my, media, robiliśmy ludziom wodę z mózgu!
temu w Smoleńsku doszło do zamachu - wynika z badania opublikowanego
przez "GW". Jarosław Gugała z Polsatu nie ma wątpliwości, że ta grupa
byłaby mniejsza, gdyby nie zachowanie mediów. - Cała grupa mediów
zrobiła ogromne pieniądze na szukaniu sensacji. Robili to z upadlającej
chęci zysku - powiedział w TOK FM.
Większość Polaków uważa, że katastrofa
smoleńska to zwykły wypadek lotniczy - wynika z sondażu przeprowadzonego
dla "Gazety Wyborczej". Wskazują, że do katastrofy doprowadziły naciski
na pilotów (32 proc.), błędy pilotów lub kontrolerów lotów (30 proc.),
ogólny bałagan (29 proc.). Ale dla aż 23 proc. pytanych wydarzenia
sprzed czterech lat to wynik zamachu lub spisku.
Zdaniem
Jarosława Gugały z telewizji Polsat wpływ na to, że tak wiele osób
wierzy w zamach, ma m.in. postawa dziennikarzy. - Media w sprawie
katastrofy smoleńskiej pracowały fatalnie: szukając sensacji, łapiąc się
każdego szczegółu, z którego można zrobić sensację. Jest cała grupa
mediów, które zarobiły na tym ogromne pieniądze. Robiły to z upadlającej
chęci zysku. Walnijmy się w pierś - my, media, robiliśmy ludziom wodę z
mózgu! - apelował w "Poranku Radia TOK FM"."Rzeczpospolita" i trotyl
Choć według Gugały wszyscy dziennikarze powinni posypać głowy
popiołem, to są media, które zrobiły szczególnie dużo złego. Do grupy
tych, którzy zarobili na katastrofie smoleńskiej, zaliczył "Gazetę
Polską", która "trzykrotnie zwiększyła nakład". Dostało się nawet
gazecie, którą - jak przyznał dziennikarz Polsatu - cenił najbardziej.
Poszło oczywiście o słynny artykuł na temat śladów trotylu odnalezionych we wraku prezydenckiego samolotu,
z października 2012 roku. - "Rzeczpospolita" wysnuła z tego wniosek, że
doszło do zamachu. A nie miała do tego prawa - ocenił dziennikarz.
Oskarżenia oburzyły Tomasza Wróblewskiego, który w czasie
publikacji tekstu był redaktorem naczelnym "Rzeczpospolitej". - Nikt nie
wysnuł wniosku, że doszło do zamachu! - ripostował. - W swoim
komentarzu nie wezwałem do weryfikacji wszystkich ustaleń. Napisałem, że
trzeba informować o ustaleniach. A przecież ekspertyza dotycząca
detektorów, to była informacja, która od miesięcy była w prokuraturze.
Ale nie była podana do publicznej wiadomości.
Nie na pierwszą stronę
Według byłego szefa "Rzeczpospolitej", jeśli media faktycznie
robiły ludziom wodę z mózgu, "to także dlatego, że same były
dezinformowane, podawały informacje np. otrzymywane od strony rządowej".
- Media mają obowiązek weryfikowania, sprawdzania informacji, a nie
publikowania każdej plotki, którą usłyszą - nie przerywał ataku Jarosław
Gugała. Jego zdaniem informacja o znalezieniu śladów materiałów
wybuchowych zasługiwała na mały tekst w głębi numeru "Rz". A nie na
"wywalanie na pierwszą stronę" z sugestią, "że to był zamach". -
Zrobiliście wielką awanturę i ponieśliście tego konsekwencje.
Przypomnijmy, że publikacja "Rz" wywołała prawdziwe trzęsienie
ziemi. Posady stracili nie tylko autor tekstu Cezary Gmyz i redaktor
naczelny Tomasz Wróblewski. Zwolnieni zostali też szef działu krajowego
Mariusz Staniszewski i zastępca redaktora Bartosz Marczuk.
"Morderstwo"
Powściągliwy w krytykowaniu "Rzeczpospolitej" był Paweł Lisicki.
Nie tylko dlatego, że sam kierował dziennikiem. Dziś pracuje z Tomaszem
Wróblewskim w jednej redakcji. Ale mimo to przyznał, że słynny tekst
Cezarego Gmyza mógł być odczytany tylko w jeden sposób. - Świadczy o tym
choćby wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, z konferencji zorganizowanej w
dniu publikacji artykułu. Prezes PiS mówił o zbrodni, morderstwie 96
osób. Czyli taki odbiór był zamierzony. Pewnie trzeba było ostrożniej
konstruować tekst. Wystarczyłoby więcej wątpliwości i znak zapytania -
oceniał w "Poranku Radia TOK FM".
Komentarz Jarosława Kurskiego, I wicenaczelnego "Wyborczej"
Jestem ofiarą obsesji smoleńskiej. I sprawcą jednocześnie, bo wciągam czytelników w ten temat jak w bagno
Tkwię w niej jak my wszyscy, jak w jakiejś klatce. Jestem i ofiarą, i
sprawcą jednocześnie, bo choć obmierzł mi temat, to wciągam weń
czytelników jak w bagno, z którego wyjść nie sposób. Tym bardziej mi
wstyd.
przebadana jak żadna w historii Polski katastrofa komunikacyjna. Nie
mówimy więc o wypadku, ale o jego recepcji. Tu dotykamy jakiejś
społecznej neurozy, jakichś ciemnych zakamarków polskiej zbiorowej
duszy.
Media, społeczeństwo, część klasy politycznej -
wszyscy staliśmy się zakładnikami. Smoleńsk nas wciąga i oblepia. Im
bardziej go nie chcemy, tym bardziej jest, bo to nie my piszemy agendę.
Pisze ją PiS i Antoni Macierewicz.
Tylko dlatego, że ludzie chcą to oglądać, media nadają rozgłos byle jakiej wierutnej bredni...
Po sondażu "Wyborczej": Ataki wzmacniają smoleńską wiarę w spisek
Nasz sondaż z pytaniem o przyczyny katastrofy
smoleńskiej pokazał, że w ostatnim roku szybciej przybywało tych, którzy
wierzą w rządowy raport...
Agnieszka Kublik
TVN, Polsat i TVP „na kursie i na ścieżce”. Jak zmanipulowano konferencję Macierewicza
prasowej Antoniego Macierewicza, na której podano nowe fakty ws.
katastrofy smoleńskiej - żadna z podanych informacji nie przebiła się do
mainstreamu? Postanowiliśmy przeanalizować jak TVN, Polsat i TVP
"zmontowały" konferencję przewodniczącego parlamentarnego zespołu ds.
zbadania przyczyn katastrofy TU-154 M z 10 kwietnia 2010 r.
Po konferencji prasowej naczelnej prokuratury wojskowej i Antoniego Macierewicza [CAŁOŚĆ], wszystkie główne stacje telewizyjne: TVN, Polsat, TVP i Telewizja Republika odnotowały te fakty. Trzy pierwsze media, po tym co 7 kwietnia w Sejmie przedstawił Macierewicz, postanowiły tak wyciąć jego wypowiedzi, by dwie konferencje przedstawić według schematu: fakty prokuratury, kontra opinie posła PiS.
Przeanalizowaliśmy serwisy informacyjne głównych stacji TV. Oto rezultaty:
TVN. W "Faktach" swój materiał w tej sprawie zaprezentował Jakub Sobieniowski
Z 30-minutowej konferencji Antoniego Macierewicza, wybrał jedno zdanie. - Byliśmy dzisiaj i w jakimś sensie jesteśmy ciągle pod wrażeniem spektakularnej kompromitacji prokuratury
- cytuje Macierewicza reporter TVN, nie prezentując jednak ani jednej
wypowiedzi, w której merytorycznie, na podstawie konkretnych materiałów
poseł Prawa i Sprawiedliwości uzasadnia swoją tezę. Zamiast tego
stwierdza, że polityk tylko "insynuuje matactwo prokuratury".
Warto dodać przy tym, że materiał TVN otwiera manipulacja z użyciem zdjęć z Jarosławem Kaczyńskim. - Taką
scenę zarejestrowała dzisiaj kamera "Faktów" w Sejmie, w dniu gdy
prokuratura ostatecznie ogłosiła, że nie było wybuchu w tupolewie, że
nie ma śladów materiałów wybuchowych - mówi Sobieniowski, dodając, że Jarosław Kaczyński "nie skomentował ustaleń ekspertów". Jednak
pokazuje przy tym ujęcia wykonane po godz. 11, czyli prezesa
PiS wychodzącego z Sejmu... jeszcze przed konferencją prokuratury
wojskowej.
Jak Jarosław Kaczyński miał wtedy komentować tezy wojskowych,
skoro ich jeszcze nie ogłosili? O tym Sobieniowski widzom nie mówi.
TVP. Materiał pt. "Smoleński spór" przygotował Kamil Dziubka
I w telewizji publicznej reporter cytuje słowa Antoniego Macierewicza o "spektakularnej kompromitacji prokuratury", po czym konferencja zostaje ucięta. Poseł z powrotem jest cytowany, tylko przy słowach: "stajemy
wobec obawy, że doszło do matactwa i ukrycia prawdziwego materiału
dowodowego, wykazującego obecność materiałów wybuchowych"
Oczywiście TVP również nie prezentuje ani jednego ujęcia, w
którym Macierewicz na podstawie konkretnych dowodów uzasadnia swoją
opinię.
Polsat News. Tutaj konferencję Macierewicza relacjonował Dariusz Ociepa
- Ta ekspertyza jest po prostu do niczego. Istnieje domniemanie, że mogło dojść do fałszerstwa materiału dowodowego -
ta wypowiedź Antoniego Macierewicza została zacytowana. Znowu jednak
zabrakło miejsca, by zaprezentować widzom uzasadnienie tej tezy. Zamiast
tego w dalszej części doszło do manipulacji słów Stanisława
Zagrodzkiego (kuzyna śp. Ewy Bąkowskiej, jednej z ofiar katastrofy
smoleńskiej) na konferencji prokuratury wojskowej.
Po tym, jak śledczy stwierdzili, że tylko u jednej z ofiar wykryto
stężenie tlenku węgla na poziomie 19%, czyli powyżej dopuszczalnej skali
15% i - jak twierdzili prokuratorzy - stało się to z powodu palenia
papierosów, Zagrodzki (chemik z zawodu) zaprotestował. - To jest chamstwo co prokuratura wyprawia. Rodziny z konferencji musza dowiadywać się nieprawdziwych informacji - oburzył się. Przypomniał, że nie tylko u jednej ofiary wykazano tak wysoki poziom tlenku węgla. - Była również ofiara, która miała 15%, inna ofiara też. Był cały cykl - stwierdził. Przytoczył przy tym opinię Lubelskiego Zakładu Medycyny Sądowej. - Nie jest prawdą, że można nabawić się tak wysokich stężeń, powyżej 5% w wyniku dyfuzji tlenku węgla do organizmów - informował Zagrodzki.
Co z tą wypowiedzią zrobił Polsat? Zasugerował, że krewny jednej z ofiar mówił o... brzozie. - Chodziło m. in. o kawałki metalu znalezionych w brzozie - podsumował wypowiedź Zagrodzkiego reporter Polsat News, Dariusz Ociepa.
Na tle pozostałych stacji najlepiej wypadła Telewizja Republika, która
rzetelnie zrelacjonowała zarówno konferencję prasową prokuratury
wojskowe, jak i konferencję przewodniczącego parlamentarnego zespołu ds.
zbadania przyczyn katastrofy TU-154 M z 10 kwietnia 2010 r.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
65. resortowa Olejnik, wścieklica Niesiołowski i mec. Hambura
"Za komisją Macierewicza idzie fanatyzm, nienawiść i kłamstwo"
- To, co się działo w dniu katastrofy smoleńskiej
oznacza, że Rosja bardzo sprawnie działa propagandowo - mówił w "Kropce
nad...
czytaj dalej »
Mecenas Stefan Hambura jest pełnomocnikiem części rodzin ofiar
katastrofy smoleńskiej. Jest także "jedynką" na pomorskiej liście Polski
Razem do Parlamentu Europejskiego.
Hambura był też autorem
wniosków do prokuratury, w których domagał się, by w sprawie katastrofy
smoleńskiej przesłuchano m.in. prezydenta i premiera Polski. W "Kropce
nad i" przekonywał, że takie przesłuchania to rzecz "normalna w każdej
funkcjonującej demokracji". Nie zgodził się z nim Stefan Niesiołowski
(PO), który uznał, że taki pomysł to "kompletny nonsens". Zdaniem
Niesiołowskiego, Hambura swoimi wnioskami, działaniami i popieraniem
"smoleńskiej sekty", "niezwykle zaszkodził" Polsce. Skrytykował też po
raz kolejny komisję Macierewicza.
- Komisja Macierewicza to taka
współczesna wersja sowieckiej komisji Burdenki (miała udowodnić, że
zbrodni katyńskiej dokonali Niemcy-red.) Tyle, że za tamtą szła przemoc,
a za komisją Macierewicza idzie fanatyzm, nienawiść i kłamstwo.
Przykładanie do tego ręki - co niestety robi pan mecenas - szkodzi
Polsce i chluby mu nie przynosi - mówił Niesiołowski.
"Rosja bardzo sprawnie działa propagandowo"
Hambura
podkreślał natomiast, że śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej jeszcze
się nie zakończyło. - Nie wiemy, jakie były przyczyny katastrofy.
Poczekajmy na dalsze śledztwo, składajmy dalsze wnioski i wtedy
zobaczymy co było - mówił. - To, co się działo w dniu katastrofy oraz
później - przekaz Anodiny - oznacza, że Rosja bardzo sprawnie działa
tutaj propagandowo - dodał. Polemizował z nim Niesiołowski mówiąc: - Pan
nie potrafi wskazać cienia czegoś, co można by nazwać wątkiem spisku,
zamachu.
Nie masz jak się bronić, atakuj! Sikorski: w piersi powinni się
uderzyć ci, którzy przez 4 lata karmili naród bzdurnymi teoriami
"Okazuje się po czterech latach, że raport
Millera jest rzetelny, że nie było zamachu, nie było sztucznej mgły, nie
było bomby termobarycznej, nie było trzech ocalałych. Mógłbym długo
cytować te wszystkie bzdury…"
Radosław Sikorski zapytany przez Krzysztofa Ziemca w TVP, czy nie zechciałby uderzyć się w piersi po czterech latach od katastrofy smoleńskiej, odpowiedział:
Minister Sikorski jak widać rządową mantrę powtarza każdego dnia. Brzmi jakby uczył się jej na pamięć. Gdyby
było inaczej powtarzać tez o tym, że raport Millera jest rzetelny, a w
sprawie smoleńskiej wszystko wiadomo, zapewne nie dałby rady.
Jak wiadomo ego ministra Sikorskiego widoczne jest na długo przed tym, gdy pojawi się on sam. Dał temu wyraz mówiąc o raporcie MAK, który jak się okazuje został sprostowany przez polski rząd.
— tłumaczył Sikorski.
Niestety nie zauważył zdaje się, że polskich uwag do raportu MAK
nikt nie wziął pod uwagę, a wybór konwencji chicagowskiej okazał się
być pułapką dla Polski, która w obecnej sytuacji nie ma żadnych narzędzi
nacisku na MAK.
Szef MSZ
dopytywany, czy gdyby w 2010 r. rząd Tuska wiedział to wszystko, co dziś
wiemy o Putinie (inna sprawa, że tylko przedstawiciele i propagandyści
rządu tego nie wiedzieli), podjąłby inne decyzje, szef polskiej dyplomacji stwierdził:
I wszystko jasne, prokuratorsko—polityczna ustawka była jasna od
początku, ale słowa Sikorskiego obnażają ją w całej rozciągłości. Szef
polskiego MSZ dzięki
słowom Andrzeja Seremeta wskazuje przystąpił do jawnego nacisku na
śledczych: czas kończyć, co mieliście ustalić to już ustalone.
Cel tej ustawki zresztą jest jasny od samego początku: szeroko pojęte władze mają wyjść czyste ze śledztwa prokuratury. O prace komisji badania wypadków rząd sam zadbał…
CZYTAJ TAKŻE: Śledztwo smoleńskie do umorzenia. Andrzeja Seremeta kpiny i wyraźne naciski na wojskowych prokuratorów
Ziemiec wskazał, że część biegłych nie chce podpisać się pod ostatecznymi opiniami bez sprowadzenia wraku. Sikorski ripostował:
Zapewne pewność polskiej strony, że wrak nie był „modyfikowany”
już po tragedii smoleńskiej dla szefa polskiej
dyplomacji nie jest istotna.
A czy minister wierzy, że wrak (nasza własność!) może w końcu zostać Polsce zwrócony?
— tłumaczył Sikorski, sugerując, że sprawa wraku w
kontaktach z Rosją zeszła już na dalszy plan. Trudno się dziwić, skoro
minister za pomocą portalu społecznościowego, swojego podstawowego
narzędzia pracy, już dawał jasno znać, że Rosjanie nie oddają, ani wraku
Polsce, ani Krymu Ukrainie, do czego wszyscy muszą się przyzwyczaić.
Minister Sikorski mówił również o pomniku na miejscu katastrofy,
który –- według ministra Zdrojewskiego może nie powstać nawet na piąta
rocznice katastrofy. Sikorski stwierdził:
No ale jak to? W sprawie wyjaśniania katastrofy smoleńskiej wszystko
jest ok, rosyjska dominacja nie psuje nastrojów ministra Sikorskiego. Na
śledztwie fakt, że jesteśmy uzależnieni od Rosji nie odciska swojego
piętna? Jedynie na pomniku? Zastanawiający brak konsekwencji…
Minister był też pytany o sondaż, według którego niemal co czwarty Polak wierzy, że 10 kwietnia doszło do zamachu.
— mówił Sikorski.
Oczywiście zabrakło mu odwagi na refleksję nad tym, na ile
polskie państwo zapracowało sobie na wyniki tych sondaży. Jeśli w
Smoleńsku nie doszło do zamachu to do czego? Państwo do dziś nie daje
jasnej i wiarygodnej odpowiedzi.
Szef MSZ podkreślał w rozmowie znakomitą pracę prokuratury:
Zapewne Sikorski nie wie o czym mówi i do tych 1300 stron nawet nie
zajrzał. A szkoda. Być może wtedy przekonałby się ile są warte badania i
odrzucanie przez śledczych tez o wybuchu. No ale, z tym głowa ministra
mogłaby sobie nie poradzić…
W ocenie
ministra spraw zagranicznych w sprawie smoleńskiej podobnie jak przy
okazji katastrofy gibraltarskiej wiele osób nie może przyjąć do
wiadomości, że tragedie lotnicze mogą być wywołane błahymi powodami.
— tłumaczy Sikorski.
Czyli przyczyny Smoleńska były arcyboleśnie proste?
— zaznacza Sikorski.
W odpowiedzi na słowa szefa MSZ, ponoć polskiego MSZ, warto przytoczyć refleksję Glena Jorgensena, duńskiego eksperta lotniczego, który mówił:
Raport komisji Millera, a także ustalenia polskiej prokuratury dot.
Smoleńska trudno ocenić inaczej. Jednak wątpliwe, by minister Sikorski
umiał do sprawy podejść racjonalnie. On musi podchodzić do tego inaczej…
http://wpolityce.pl/smolensk/190784-nie-masz-jak-sie-bronic-atakuj-sikor...
Rodziny smoleńskie ze wsparciem. Jak pomogło im państwo?
270 osób dostało po katastrofie smoleńskiej
zadośćuczynienia za śmierć najbliższych. Państwo wypłaciło im 68 mln zł.
To dużo, choć znacznie mniej niż przy wypadkach cywilnych samolotów.
Tylko rodziny pięciu ofiar walczą o większe pieniądze.
Samolot Tu-154, który rozbił się 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem,
należał do armii i tak jak wszystkie maszyny wojskowe nie był
ubezpieczony od katastrofy. Niewiele z 96 ofiar miało prywatne
ubezpieczenia od następstw nieszczęśliwych wypadków...
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,15772124,Rodziny_smolenskie_ze_wsparciem__Jak_pomoglo_im_panstwo_.html#ixzz2yRD72HPH
"Pamiętam to lotnisko, ten przeraźliwy chłód". Bliscy ofiar smoleńskich wspominają tamte dni
Z bliskimi ofiar oraz tymi, którzy polecieli razem z
nimi do Moskwy nieść wsparcie w najtrudniejszych chwilach o
pierwszych...
czytaj dalej »
W niedzielę o poranku na lotnisku w Warszawie zbierały się rodziny.
Wśród nich byli m.in. Jolanta Wiktoruk, siostra funkcjonariuszki BOR
Agnieszki Pogródki-Węcławek, Paweł Deresz, wdowiec po posłance Jolancie
Szymanek-Deresz i Maciej Komorowski, syn Stanisława Komorowskiego,
byłego wiceszefa MON i MSZ.
Deresz skarżył się, że odlot z
Warszawy opóźnił się o kilka godzin. - O godzinie 8 powiedziano nam, że
odlot będzie dopiero koło godziny 12. O godzinie 12 powiedziano nam, że
odlot będzie znacznie, znacznie później. Rzeczywiście odlecieliśmy w
okolicach godziny 3 po południu - wspominał.Jak wyjaśnił Maciej
Komorowski, odlot opóźniał się przez to, że bardzo dużo ludzi nie
dojechało na czas. I dodał: - Byliśmy od początku przygotowywani na to,
że to, co zobaczymy na miejscu, będzie szokujące. I żeby każdy zdawał
sobie sprawę z tego, że to są najprawdopodobniej rzeczy, które będziemy
nosili ze sobą już do końca życia - powiedział.
Waldemar Kuczyński
@DziadekWaldemar
Obserwuj
25% wierzących w zamach to nie dramat.
Dramat będzie, jak 75% przez bierność da tej ćwiartce zabrać Polskę dla
ich fobii i majaczeń.
Lasek: Przyczyną katastrofy smoleńskiej była seria błędów
Czwartek, 10 kwietnia 2014
To
seria błędów była przyczyną katastrofy smoleńskiej - powtarza Maciej
Lasek. Szef zespołu smoleńskiego przy Kancelarii Premiera mówił w
radiowej Jedynce, że wszystkie okoliczności...
Szef powołanego przez premiera zespołu do wyjaśnienia opinii publicznej okoliczności tej katastrofy mówił, że - jak często w takich przypadkach bywa - przyczyny są złożone. Maciej Lasek obalał między innymi tezę, jakoby to rosyjscy kontrolerzy lotów naprowadzili załogę tupolewa na pewną śmierć. Wręcz przeciwnie, wyraźnie wskazywali załodze polskiego samolotu, że nie ma warunków do lądowania. Załoga polskiego Jaka, który lądował wcześniej, powiedziała, że widoczność jest słaba, ale tupolew może podejść do lądowania. I piloci Tu-154 to zrobili, nikt ich do tego nie zmuszał - mówił Maciej Lasek.
Gość Jedynki po raz kolejny odrzucił propozycję spotkania z zespołem parlamentarnym Antoniego Macierewicza. Jego zdaniem, tamto gremium składa się głównie z polityków jednej opcji. Dyskusja z nimi byłaby bezcelowa - mówił Lasek.
Szef zespołu smoleńskiego przy Kancelarii Premiera był oburzony brakiem reakcji na niektóre słowa Macierewicza. Zwłaszcza na te z ubiegłego tygodnia, gdy wiceprezes PiS stwierdził, że wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku to zbrodnia.
Ci ludzie zginęli, ponieważ samolot wybuchł w powietrzu. Uważam, że było to działanie osób trzecich - mówił wtedy Macierewicz. Zdaniem Laska, w tym przypadku granica została przekroczona, a media powinny reagować na takie słowa.
----------------------------------------
~tak myślę2014-04-10 10:35
Za 11 tyś miesięcznie ,mógł by się bardziej wysilić.
nowe"Premier-zdrajca, prezydent Komoruski. Takiego prania mózgów nie odrobimy nigdy"
niecichnąca awantura wokół katastrofy smoleńskiej, najbardziej odbije
się na młodych Polakach. - Któryś rok z rzędu dokonuje się pranie
mózgów, pod hasłami "premier-zdrajca, prezydent "Komoruski" przyczynili
się do mordowania". Ten poziom agresji, braku zaufania do państwa...
Tego nie odrobimy nigdy - stwierdził socjolog w TOK FM.
Socjologa prof. Radosława Markowskiego nie
zaskakuje, że jak pokazują sondaże, ponad 20 proc. Polaków wierzy w
zamach smoleński. Bo jak wyjaśnił w TOK FM, "zawsze jest 20 proc.
społeczeństwa, które może uwierzyć w każdą dobrze sprzedaną zbiorową
iluzję". To właśnie do nich trafiają argumenty przedstawiane przede
wszystkim przez polityków Prawa i Sprawiedliwości - z Antonim
Macierewiczem na czele.
Mimo że według prof. Markowskiego "to, co mówi Macierewicz, obraża inteligencję ludzką na podstawowym poziomie".
- Poza tym wszystkim jedna rzecz jest destrukcyjna. Któryś rok z
rzędu dokonuje się pranie mózgów młodych ludzi, w narracji, że zdrajca
premier, prezydent "Komoruski" przyczynili się, z pobudek politycznych,
do mordowania własnych ludzi - ocenił w "Poranku Radia TOK FM".
Nie do odrobienia
Zdaniem prof. Markowskiego już widać, jak negatywne skutki dla
życia społecznego przyniosły takie działania. - Ten poziom agresji, brak
zaufania... Nie odrobimy tego nigdy.
Ale nie tylko o
stratach społecznych możemy dziś mówić. Negatywne skutki niekończących
się przepychanek wokół katastrofy smoleńskiej widać też w życiu
politycznym. - Jeśli główna partia opozycyjna zajmuje się iluzją, to nie
zajmuje się ważnymi problemami. A wiadomo, że jakość opozycji
determinuje w pewnym stopniu jakość rządzenia. Nasz rząd pewnie wielu
rzeczy ważnych nie zrobił, bo nie było dopingu opozycji. Bo opozycja
zajmuje się szaleństwami.
Wszyscy korzystają
Dziennikarz "Gazety Wyborczej" Paweł Wroński uważa, że
"politycznie katastrofa smoleńska służy wszystkim ugrupowaniom", które
liczą się na polskiej scenie politycznej.
- Zastanawiam się, czy Platforma Obywatelska
miałaby równie mocne notowania, gdyby nie wydarzenia sprzed czterech
lat. Bo część wyborców, w których drzemią patriotyczne instynkty,
głosuje na PO, by przeciwdziałać eksplozji szaleństwa, którą przy okazji
kolejnej rocznicy katastrofy prezentuje PiS - mówił Wroński w "Poranku
Radia TOK FM".
opublikował białą księgę dotyczącą wydarzeń związanych z katastrofą
smoleńską. - Wszystko jest udokumentowane - rozmowy, jak wyglądała
pomoc, jak zapadały decyzje - mówiła publicystka w "Poranku Radia TOK
FM". Jej zdaniem bez takiej publikacji "pozostaną tylko bzdury
Macierewicza".
Zdaniem Janiny Paradowskiej wiele wątpliwości i
mitów narosłych wokół katastrofy smoleńskiej rozwiać by mogła
publikacja specjalnej białej księgi. - Zapis, co działo się godzina po
godzinie. Wszystko jest udokumentowane - rozmowy, jak wyglądała pomoc,
sprowadzanie ciał, jak zapadały decyzje... Bo inaczej pozostaną bzdury Antoniego Macierewicza o wybuchu w salonce.
Gospodyni "Poranka Radia TOK FM", wyjaśniła, że o pełnej
dokumentacji dotyczącej wydarzeń sprzed czterech lat zapewnia Michał
Boni, który wtedy odpowiadał m.in. za kontakty z rodzinami, wsparcie,
organizacje pogrzebów.
To nie jest trwały podział, jest
sztucznie przedłużony - mówi w rozmowie z TOKFM.pl prof. Jacek
Wasilewski, socjolog. W 4. rocznicę katastrofy smoleńskiej pytamy: czy
spór o katastrofę smoleńską może wytworzyć stały podział między
Polakami? - Jest pytanie, czy podział może być podstawą radykalnego
podzielenia sceny politycznej. Moim zdaniem - nie - zaznacza dr Maciej
Gdula.
Cztery lata po katastrofie smoleńskiej Polacy
są podzieleni jak nigdy. A przynajmniej taka opinia bardzo często
pojawia się w dyskusjach. Tylko czy rzeczywiście ten konkretny wypadek
może być osią nowego podziału społecznego? - Koncentracja opinii
publicznej na jednostkowym wydarzeniu w tym wypadku jest podtrzymywana
celowymi działaniami o charakterze politycznym. I to skutecznie -
tłumaczy prof. Jacek Wasilewski, socjolog z SWPS.
Jego
zdaniem, gdyby nie polityka - np. wszelkiego rodzaju "miesięcznice"
katastrofy - kwestia wypadku jedynie przez krótki czas byłaby
przedmiotem prawdziwych sporów na poziomie rodzinnych, przyjacielskich
dyskusji. - Ale po kilku miesiącach, najdalej po roku, w naturalny
sposób by to wygasło. Tutaj jest to podtrzymywane celowo - podkreśla
Wasilewski.
"Sprostować nieprawdziwe informacje". Lasek o "wędrujących wybuchach"
zobacz więcej »
RELACJA CZERSKIEJ Z IV OBCHODÓW
na żywo"Hańba! Oddaliśmy wszystko co ważne w sprawie tej katastrofy obcemu państwu. Hańba!"
Jest nowy krzyż i tłumy przed Pałacem Prezydenckim. J. Kaczyński przemówił do zebranych.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
66. Jeden na jeden "Trzaski,
Jeden na jeden
"Trzaski, huki, detonacja, fala uderzeniowa". Lądował tuż przed Tu-154M. Był kilkaset metrów od miejsca katastrofy
- Zaczęły dochodzić do nas bardzo niepokojące
dźwięki. Trzaski, huki, one były od siebie odseparowane. Później te
trzaski,...
czytaj dalej »
Zaczęły dochodzić do
nas bardzo niepokojące dźwięki. Trzaski, huki, one były od siebie
odseparowane. Później te trzaski, huki, dudnięcia zaczęły nakładać się
jeden na drugi. W pewnym momencie doszedł dźwięk niszczonej konstrukcji i
detonacja - wspominał w "Jeden na jeden" moment lądowania
prezydenckiego tupolewa na lotnisku Siewiernyj por. Artur Wosztyl, pilot
Jaka-40, który lądował bezpośrednio przed Tu-154M. Dodał jednak, że nie
jest w stanie jednoznacznie odpowiedzieć, czy w Smoleńsku doszło do
zamachu. - Nie mam wiedzy, która by potwierdzała tę teorię – powiedział
pilot Jaka-40.
"Trzaski, huki, detonacja, fala uderzeniowa". Był kilkaset metrów od miejsca katastrofy
zobacz więcej »
Pilot Jaka-40: Nie jestem w stanie odpowiedzieć, czy był zamach
"Nie
jestem w stanie jednoznacznie odpowiedzieć, czy w Smoleńsku doszło do
zamachu. Nie mam wiedzy, która by potwierdzała tę teorię" - powiedział
por. Artur Wosztyl.
Wosztyl podtrzymał również swoje słowa o tym, że wieża wydała załodze
tupolewa zgodę na zejście na "wysokość decyzji" czyli na 50 metrów.
Podobne komendy dostał zarówno Jak-40, jak i Ił-76. - Wielokrotnie zarzucano mi pomylenie 50 metrów ze 100 metrami, aczkolwiek
z tego co pamiętam, informacja o 100 metrach padła dopiero, kiedy samolot znajdował się na prostej do lądowania - wspominał.
Pilot Jaka-40 relacjonował również dźwięki, jakie dochodziły do niego, gdy wraz z innymi oczekiwał na lotnisku na lądowanie rządowego tupolewa.
Najpierw był to odgłos jednostajnej pracy silników, które w pewnej
chwili przeszły na wyższe obroty. Por. Wosztyl pamięta, że tłumaczył to
sobie próbą odejścia na drugi krąg. Jednak odgłosy pracy silników
zmieniły się w trzaski i huki. - Zaczęły dochodzić do nas bardzo niepokojące dźwięki. Trzaski, huki, one
były od siebie odseparowane. Później te trzaski, huki, dudnięcia zaczęły
nakładać się jeden na drugi. W pewnym momencie doszedł dźwięk
niszczonej konstrukcji i detonacja - opowiadał. Przyznał, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie słyszał.
Córka Wassermanna: Nie mówiłam o tym, ale nadszedł ten moment
"Nigdy
o tym nie mówiłam, ale nadszedł ten moment. Niektóre rodziny aktywnie
walczące o prawdę, mają kłopoty" - mówi Małgorzata Wassermann. Odkąd zaczęliśmy zadawać kluczowe pytania dotyczące
tragedii, byliśmy przez nich napadani i zwalczani. Nazywali nas
oszołomami.
Wassermann przyznaje, że niektóre rodziny aktywnie walczące o prawdę, mają kłopoty w pracy. -Dostają
sygnały, że jeśli nie przestaną się publicznie udzielać, wiele stracą.
Przeżyłam to na własnej skórze, dostawałam różne "propozycje", mniej lub
bardziej oficjalne. Z drugiej strony, są tacy, którzy pod wpływem
nacisków, reakcji otoczenia, bo nie chcą słuchać, że są wariatami,
przestają walczyć - mówi w wywiadzie.
Nie zamierza się poddawać, choć przyznaje że czas działa na niekorzyść tych, którzy chcą do końca wyjaśnić przyczyny katastrofy.
-
Wydawało mi się, że większość dowodów została utracona bezpowrotnie.
Jednak wiedza i postęp technologiczny, dostęp do nagrań w internecie,
dają szansę na wyjaśnienie okoliczności katastrofy. Myślę, że
stuprocentową odpowiedź może dać nam jednak ktoś, kto kiedyś otworzy
jakieś archiwum, udzieli wskazówek, gdzie szukać nieznanych materiałów.
(...) Po czterech latach nie możemy ustalić obiektywnej rzeczywistości - mówi Wassermann w wywiadzie dla WP.pl
Małgorzata Wassermann popiera opinię Jarosława Kaczyńskiego, który porównał Smoleńsk do ataku na WTC.
Zarzuty dla kontrolerów
„NASZ DZIENNIK” ujawnia: Prokuratura wyłączy do odrębnego postępowania wątek rosyjskich kontrolerów lotu.Prokuratorzy prowadzący śledztwo smoleńskie już od roku mają pomysł na
jego zakończenie. Osoby, które mogą zasiąść na ławie oskarżonych, to
dwóch rosyjskich kontrolerów. Jak dowiedział się „Nasz Dziennik”,
śledczy w postanowieniu końcowym stwierdzą, że do spowodowania
katastrofy przyczynili się członkowie grupy kierowania lotami, obywatele
rosyjscy. Ich sprawa zostanie wyłączona do oddzielnego postępowania.Według informacji „Naszego Dziennika”, konieczne będzie jeszcze
przynajmniej jedno przedłużenie śledztwa (do 10 kwietnia 2015 r.).
Prokuratorzy spodziewają się zebrać wszystkie opinie i ekspertyzy w
ciągu najbliższych kilku miesięcy, od pół roku do ośmiu miesięcy zajmie
grupie biegłych sporządzenie najważniejszej opinii – o przyczynach
katastrofy. Wreszcie trzeba zarezerwować kilka miesięcy na przygotowanie
końcowego postanowienia uwzględniającego ogrom materiału dowodowego i
złożoność sprawy.
„PLF 101, czy widzisz ziemię?”. Komenda, której zabrakło
ROZMOWA z Olegiem Korszunowem, nawigatorem doświadczalnym z 38-letnim stażem
Zwodzenie załogi
To też nie nasz przypadek.
– Owszem. Grupa kierowania lotami robiła wszystko, żeby załogę Tu-154
zbić z tropu, tak jak i poprzednie samoloty. Ale o ile Ił-76 zdołał
uciec, o tyle Tu-154 niestety nie zdążył. Ale naprawdę i Ił-76 był
blisko katastrofy i mało brakowało, a cała ta historia byłaby zupełnie
inna. Ale jemu jeszcze się udało. Tupolew także otrzymywał cały czas
komunikat „na kursie, na ścieżce”.
Niemoc państwa
Choć wrak tupolewa jest naszą
własnością, to Polska – na własne życzenie – ma ograniczone możliwości
wpłynięcia na Rosję, aby jak najszybciej ją zwróciła
Stan prawnomiędzynarodowy jest taki, że jest to polska własność
państwowa, i to w dodatku polskich Sił Zbrojnych, których jednostka
powietrzna, w pełni objęta immunitetem i przywilejami, znalazła się na
terytorium innego państwa za jego pozwoleniem, i jej wrak należałoby
wydać na każde żądanie – podkreśla dr hab. Karol Karski, specjalista
prawa międzynarodowego i europejskiego z Uniwersytetu Warszawskiego.
Prowadząca polskie śledztwo smoleńskie prokuratura wojskowa zajmuje w
tym względzie jednoznaczne stanowisko. – Wrak i to, co się znajdowało
na jego pokładzie, muszą wrócić na teren Polski, to jest rzecz jasna –
stwierdza prok. Ireneusz Szeląg, szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w
Warszawie.
Ani rząd, ani prezydent nie dopuszczają innej wersji przyczyn katastrofy niż tragiczny wypadek lotniczy
Zadanie, jakie wykonuje prokuratura wojskowa, jest zgodne z linią
polityczno-propagandową państwa Tuska, które od samego początku zwolniło
się z wszelkiej odpowiedzialności za dramat 10 kwietnia 2010 roku. Ani
rząd, ani prezydent nie dopuszczają innej wersji przyczyn katastrofy niż
tragiczny wypadek lotniczy i jego „banalnie prosta przyczyna”. Takie
też jest oczekiwanie Moskwy.
Nieprofesjonalne działania NPW demaskuje przekaz medialny z
konferencji prasowych, które cechuje coraz większy chaos, nerwowość i
bezradność, z jaką prokuratorzy odpowiadają na najprostsze pytania
dziennikarzy. Szef wojskowej prokuratury płk Ireneusz Szeląg (wcale
nieproszony o tę wypowiedź) skarży się na zamiar likwidacji prokuratury
wojskowej, pomysł powołania specjalnej ustawy regulującej zasady
dalszego prowadzenia śledztwa, a nawet na prześladowania w postaci
„wyzwisk” pod adresem prokuratorów. To fakt, działają pod coraz większą
społeczną presją, ale o dyskomforcie ich pracy decydują oni sami oraz
ich biegli z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji. Oby w
miarę upływu czasu dyskomfort ten się nie pogłębiał.
Ostatnia konferencja prokuratury, o której ustaleniach zapewne
„przypadkowo” wiedział wcześniej premier, bo od razu kazał przepraszać
za oskarżenia o zamach, jest jak strona NPW w internecie. Na próżno w
rubryce „historia” szukać, czym była prokuratura wojskowa za PRL i w III
RP i jacy ludzie ją współtworzyli. Jest za to dużo odniesień do
prokuratury z okresu II Rzeczypospolitej, widocznie, aby wymusić więcej
empatii.
Relacja archeologa ze Smoleńska: zrozumiałem, jak wiele osób kłamało nt. katastrofy
grupy archeologów, którzy w październiku 2010 roku przez dwa tygodnie
badali teren katastrofy smoleńskiej.
Podczas wstępnego rekonesansu miejsca upadku
samolotu znaleźliśmy ludzkie szczątki. Wtedy zrozumiałem jak wiele
zaniedbań jest w kwestii katastrofy, jak wiele osób kłamało na ten
temat, i jak trudno będzie cokolwiek wyjaśnić. To był jeden wielki
bałagan i zero odpowiedzialności urzędników po stronie polskiej, jak i
rosyjskiej - relacjonuje Poznański. - Odnajdując elementy aparatury
pokładowej, fragmenty elektroniki samolotu, zastanawiałem się jak
"eksperci" mogą cokolwiek rekonstruować, na jakiej podstawie? - dodał.
Poseł TR ocenia, że miejsce upadku Tu-154M powinno
być ponownie przebadane w całości, "jak najdokładniej, z zachowaniem
zachodnich standardów". Dzięki temu wyeksplorowane, namierzone i
odpowiednio zabezpieczone zostałyby wszystkie przedmioty, fragmenty
samolotu oraz fragmenty ciał pasażerów.
- Warto wspomnieć, iż jesienią 2010 roku mogliśmy
badać jedynie powierzchniowo miejsce katastrofy, bo wkopywanie się w
grunt było zabronione. Fragmenty samolotu powinny być ułożone w jakimś
hangarze, tak by móc zrekonstruować samolot w każdym szczególe. Warto
pamiętać, że w miejscu upadku znajduje się jeszcze znaczna część
samolotu i wiele fragmentów ciał, które z upływem czasu w skutek
przemarzania gruntu będą przenikać na powierzchnię - zaznaczył
Poznański.
Poznański stwierdził również, że na płycie lotniska
znajduje się jedynie część samolotu, jako że "znaczna" jego część m.in.
elementy szkieletu, wyposażenie, elektryka itd. znajduje się w dwóch
hangarach zlokalizowanych niedaleko wraku na płycie lotniska. - Wykonane
przeze mnie zdjęcia tego, co tam się znajduje, pokazują jak wiele jest
uchybień w kwestii badań i należytego zabezpieczania dowodów tej
katastrofy - dodał.
Pomimo upływu czterech lat od katastrofy, wrak
prezydenckiego Tu-154 nadal znajduje się w Rosji; zdaniem posła TR,
nieprzypadkowo. - Rosjanie nie zwrócą nam wraku, bo mają w tym interes.
Widzą jak Polacy gryzą się między sobą w kwestii Tu-154M i będą dalej
wykorzystywać kwestię katastrofy smoleńskiej, by nas rozgrywać - ocenił.
Zdaniem Poznańskiego, polski rząd powinien cały
czas domagać się oddania samolotu przez Rosjan, ponieważ jest on
własnością Polski, a sposób w jaki wrak został zabezpieczony i
przebadany "budzi wiele wątpliwości".
- Nie widziałem ani razu wyników badań archeologów z
jesieni 2010 roku, a wnoszą one bardzo dużo. To namierzone fragmenty
pomiędzy drogą dojazdową do Smoleńska, a bezpośrednim miejscem upadku
wnoszą wiele informacji do kwestii rekonstrukcji ostatnich sekund lotu
prezydenckiego samolotu - mówi poseł w rozmowie z Onetem.
- Nieprzemieszczone fragmenty poszycia Tu-154M z
różnymi śladami zniszczenia, ich rozmieszczenie, co jest interpretowane
przez Antoniego Macierewicza jako dowód wybuchu, nie zostały należycie
przebadane i wykorzystane w toku prowadzonego śledztwa - zaznaczył
Poznański.
- Dopóki wrak nie zostanie zwrócony stronie
polskiej, a na to się nie zanosi, kwestia wybuchu, zamachu i innych
dziwnych teorii będzie ciągle żywa - dodał w rozmowie z Onetem.
Łojek: Liczba szczątków Tu-154 - niewielka. Znaleźliśmy m.in. pepeszę
Edward Łojek z zespołu Laska ocenił, że w rozdrobnieniu (części)
Tu-154M nie ma nic dziwnego, a ilość szczątków - szacowana przez
archeologów na kilkadziesiąt tysięcy - jest niewielka, bo zdarzały się
przypadki katastrof, gdzie ta liczba sięgała ok. dwóch milionów.
Łojek zaznaczył, że "sugerowanie się rzekomo dużą ilością
szczątków samolotu do niczego nie prowadzi". - Poza tym, czy jest
pewność, że wszystkie szczątki, które archeolodzy odnaleźli, to były
szczątki tego samolotu? To było niestety śmietnisko w tym miejscu, tam
było wiele elementów metalowych. Rozmawialiśmy z archeologami, m.in.
pepeszę tam znaleźli z czasów II wojny światowej - dodał.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15777406,Zespol_Laska__Nie_bylo_zadnych_wybuchow__Musimy_prostowac.html?lokale=warszawa#BoxWiadTxt
Rosjanie odpowiedzą za Smoleńsk? Jest reakcja
przyjęcia przez polską prokuraturę "jakiegoś zakresu odpowiedzialności"
rosyjskich kontrolerów lotu Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r.
przyjęcia, że "może jakiś zakres odpowiedzialności kontrolerów jest w
tej sprawie istotny". Zarazem podkreślił, że można by o tym mówić
dopiero po skompletowaniu pełnej dokumentacji przez prokuraturę.
Ustosunkowując się w czwartek rano do
twierdzeń, że rosyjscy kontrolerzy "naprowadzili załogę na śmierć", szef
rządowego zespołu ds. katastrofy Maciej Lasek powiedział w radiowej
Jedynce, że zapisy rozmów z wieżą w Smoleńsku świadczą, iż kontrolerzy -
mimo że panował tam duży bałagan, co opisano w raporcie komisji Millera
- wyraźnie wskazywali załodze, że warunków do lądowania nie ma. - To
załoga Tu-154M podjęła decyzję o próbnym podejściu - dodał.
Dzisiejszy "Nasz Dziennik" twierdzi, że polska
prokuratura wojskowa wyłączy do odrębnego postępowania w prokuraturze
powszechnej wątek rosyjskich kontrolerów lotu Tu-154M ze Smoleńska jako
osób, które przyczyniły się do katastrofy. Według gazety to, że zarzuty
zostaną im postawione, jest pewne.
Gazeta spekuluje, że może to być zarzut
nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym, za co grozi do
8 lat więzienia. "NDz" podkreśla zarazem, że Federacja Rosyjska nie
wydaje swych obywateli.
Naczelna Prokuratura Wojskowa nie komentuje spekulacji prasowych – powiedział rzecznik prasowy NPW ppłk Janusz Wójcik.
„Rządowy TU 154M eksplodował w powietrzu”
Rządowy TU 154M eksplodował w powietrzu – wynika z
przedstawionego dziś raportu parlamentarnego zespołu badającego
katastrofę smoleńską. Świadczyć ma o tym układ szczątków salonki na obszarze o promieniu 30-50 metrów i ich stan, m.in. nadpalenia od wewnątrz.
Tezę o rozpadzie samolotu nad ziemią mają potwierdzać prezentowane w
dokumencie wyniki badań polskich archeologów, zgodnie z którymi pod
Smoleńskiem znaleziono ponad sześćdziesiąt tysięcy szczątków maszyny,
często o powierzchni kilku centymetrów kwadratowych.
Poseł Antoni Macierewicz, szef parlamentarnego zespołu, rozpoczynając posiedzenie, mówił że Smoleńsk to gorzej niż zbrodnia.
- Nie zdarzyło się dotąd w historii świata, by jakikolwiek
rząd i jakakolwiek prokuratura włożyły tyle wysiłku w to, by nie dojść
do prawdy. W jakimkolwiek kraju, w którym zginął prezydent i jego elita,
nie zdarzyło się by część mediów włożyło tyle wysiłku żeby atakować
rodziny tych, którzy polegli, tych którzy próbują dojść do prawdy.
Zbrodnia smoleńska woła o prawdę do nieba bez względu na słowa, jakich
my użyjemy – mówił poseł.
Antoni Macierewicz poinformował, że materiał dowodowy zebrany przez zespół jutro zostanie przekazany prokuraturze.
Pełnomocnik części rodzin ofiar mec. Piotr Pszczółkowski przedstawił
aktualny stan postępowań, które są prowadzone w celu ustalenia przyczyn
katastrofy sprzed czterech lat. Jak mówił adwokat, śledztwo prowadzone
przez NPW nie dało rodzinom i społeczeństwu odpowiedzi na podstawowe
pytanie – jak doszło do katastrofy?
Mecenas podkreślił także, że od kilku dni pojawiają sie informacje o
konieczności zamknięcia i zakończenia pewnych wątków i badań. Nie jest
to jednak prawdą – tłumaczył.
- Nie jest tak, że kwestia badania materiałów wybuchowych została
przez prokuraturę definitywnie zakończona i zamknięta. Prokuratura
nawet, gdyby chciała, nie może tego uczynić z prostego powodu: w dniu,
gdy ogłaszano opinii publicznej plon doświadczeń CLK w tym zakresie, to
był dzień, którym wydano pokrzywdzonym dostęp do kopii tej opinii. Już
pobieżna jej analiza wskazuje na to, że ta opinia jest niejasna i
niepełna, na pewno będzie uzupełniania – choćby z podstawowych powodów:
nie daje pewności co do tego, że w procesie badawczym mamy do czynienia z
tożsamością materiału pobranego i badanego – zaznaczył Mecenas.
Ewa Błasik, wdowa po generale Andrzeju Błasiku zwróciła się do wszystkich z apelem odnosząc się do ciągłych ataków na jej męża.
- Apeluję, abyśmy się wszyscy dowiedzieli, kto wydał rozkaz, aby nie
broniono naszych poległych oficerów i honoru Polski. Kto za tym stoi?
Będę bardzo wdzięczna jeżeli wszyscy w naszej ojczyźnie się tego dowiemy
– powiedziała Ewa Błasik.
Opinia CLKP do poprawki?
„Kwestia materiałów wybuchowych nie jest sprawą zamkniętą” - mówi mec. Pszczółkowski.
Jacek Świat: Moje państwo mnie zdradziło
Putin mógł być zainteresowany śmiercią Lecha Kaczyńskiego nie ze
względu na jego potęgę, ale z czystej zemsty za gruzińskie upokorzenie -
mówi wdowiec po posłance PiS.
Ewa Błasik w Sejmie: "Nie rozumiem Polaków, którzy z taką nienawiścią i satysfakcją obrażali naszych lotników..."
10 kwietnia 2014, 13:56
"Nieważne jak długo to potrwa – ważne, byśmy się dowiedzieli, co stało się w Smoleńsku!"
"Grono moich przyjaciół skurczyło się do minimum. Mój telefon
milczy". Katarzyna Łaniewska o przemyśle pogardy w Polsce po 10/04.
"Dziwię się osobom z mojego środowiska. Bo tych, którzy są tam u żłoba i boją się go stracić, to można jakoś zrozumieć."
Żyjemy wciąż pamięcią o naszych bliskich
Jest tylko jedna prawda i nikt nie ma prawa stawać na drodze do prawdy – ROZMOWA z senator Alicją Zając
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
67. Eskpert odpowiada
Eskpert odpowiada Macierewiczowi
Macierewicz ogłasza smoleński raport... Lasek: Bez dowodów mnoży miejsca wybuchu
O tym, że samolot z 96 osobami na pokładzie rozpadł się 10 kwietnia 2010 r. w powietrzu ma świadczyć układ szczątków salonki na obszarze o promieniu 30-50 metrów oraz ich stan - to główna teza raportu zespołu Antoniego Macierewicza, który dziś ogłosi. - Dotychczasowa historia "ostatecznych i niepodważalnych dowodów" prezentowanych przez posła Macierewicza wskazuje, że brak wiedzy i dowodów próbuje zastąpić mnożeniem kolejnych miejsc wybuchu - komentuje "Wyborczej" dr Maciej Lasek
Oficjalnie parlamentarny zespół badający przyczyny katastrofy smoleńskiej swój raport ma ogłosić na posiedzeniu w Sejmie. Jednak Polskiej Agencji Prasowej udało się dotrzeć do jego treści wcześniej. Raport o tytule "Cztery lata po Smoleńsku. Jak zginął prezydent RP" z załącznikami liczy ponad 200 stron. Tezę o rozpadzie samolotu nad ziemią mają potwierdzać prezentowane w dokumencie wyniki badań polskich archeologów, zgodnie z którymi pod Smoleńskiem znaleziono ponad sześćdziesiąt tysięcy szczątków maszyny, często o powierzchni kilku centymetrów kwadratowych.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,15774768,Co_jest_w_raporcie_Macierewicza___Tu...
Zebrał się zespół Antoniego Macierewicza. "Zbrodnia smoleńska woła o prawdę do nieba"
13:23
"Smoleńsk to gorzej niż zbrodnia"
jakikolwiek rząd czy prokuratura włożyły w to, żeby nie dojść do prawdy
-...
czytaj dalej »
Kraj
Kolejne rewelacje Macierewicza: Rozpad salonki dowodem na wybuch....
O tym, że samolot z 96 osobami na pokładzie rozpadł się
10 kwietnia 2010 r. w powietrzu, ma świadczyć układ szczątków salonki na
obszarze o promieniu 30-50 metrów oraz ich stan - to główna teza
raportu zespołu Antoniego Macierewicza, który dziś ogłosi. -
Dotychczasowa historia "ostatecznych i niepodważalnych dowodów"
prezentowanych przez posła Macierewicza wskazuje, że brak wiedzy i
dowodów próbuje zastąpić mnożeniem kolejnych miejsc wybuchu - komentuje
"Wyborczej" dr Maciej Lasek.
http://wyborcza.pl/1,75478,15774768,Kolejne_rewelacje_Macierewicza__Rozp...
Czy Polacy wierzą w "wybuch smoleński"?
O koncepcji wybuchu i nieufności Polaków zarówno wobec
zespołu Antoniego Macierewicza, jak i prokuratury rozmawiali...
czytaj dalej »
W czwartek wystąpią: Marek Jurek, Tomasz Nałęcz, prof. Krzysztof Wielecki, prof. Jacek Raciborski, Piotr Semka, Paweł Wroński
"Śmierć 96 osób Panie Kaczyński, to nie jest materiał wyborczy"
czytaj dalej »
Ojciec posła, który zginął w Smoleńsku, do Jarosława Kaczyńskiego: Niech pan wycofa haniebny spot
-
Chcę wierzyć, że ta sprawa jest pomyłką, że nie używa Pan trumny brata
do walki politycznej - to fragment emocjonalnego listu, jaki dziś do
prezesa PiS skierował Marek Karpiniuk.
"Tusk-zdrajca, prezydent Komoruski. Tego prania mózgu..."
niecichnąca awantura wokół katastrofy smoleńskiej, najbardziej odbije
się na młodych Polakach. - Któryś rok z rzędu dokonuje się pranie
mózgów, pod hasłami "premier-zdrajca, prezydent "Komoruski" przyczynili
się do mordowania". Ten poziom agresji, braku zaufania do państwa...
Tego nie odrobimy nigdy - stwierdził socjolog w TOK FM.
Socjologa prof. Radosława Markowskiego nie
zaskakuje, że jak pokazują sondaże, ponad 20 proc. Polaków wierzy w
zamach smoleński. Bo jak wyjaśnił w TOK FM, "zawsze jest 20 proc.
społeczeństwa, które może uwierzyć w każdą dobrze sprzedaną zbiorową
iluzję". To właśnie do nich trafiają argumenty przedstawiane przede
wszystkim przez polityków Prawa i Sprawiedliwości - z Antonim
Macierewiczem na czele.
Mimo że według prof. Markowskiego "to, co mówi Macierewicz, obraża inteligencję ludzką na podstawowym poziomie".Poza tym wszystkim jedna rzecz jest destrukcyjna. Któryś rok z rzędu
dokonuje się pranie mózgów młodych ludzi, w narracji, że zdrajca
premier, prezydent "Komoruski" przyczynili się, z pobudek politycznych,
do mordowania własnych ludzi - ocenił w "Poranku Radia TOK FM".
Nie do odrobienia
Zdaniem prof. Markowskiego już widać, jak negatywne skutki dla
życia społecznego przyniosły takie działania. - Ten poziom agresji, brak
zaufania... Nie odrobimy tego nigdy.
Ale nie tylko o
stratach społecznych możemy dziś mówić. Negatywne skutki niekończących
się przepychanek wokół katastrofy smoleńskiej widać też w życiu
politycznym. - Jeśli główna partia opozycyjna zajmuje się iluzją, to nie
zajmuje się ważnymi problemami. A wiadomo, że jakość opozycji
determinuje w pewnym stopniu jakość rządzenia. Nasz rząd pewnie wielu
rzeczy ważnych nie zrobił, bo nie było dopingu opozycji. Bo opozycja
zajmuje się szaleństwami.
Prof. Markowski: Premier-zdrajca, prezydent "Komoruski" - skutków prania mózgów młodych Polaków nie odrobimy nigdy
LASEK w "wyborczej" OBALA TEZY O ZAMACHU
Dzisiejsze rewelacje Macierewicza są nowe, ale fałszywe tak samo jak stare
Dotychczasowa historia "ostatecznych i niepodważalnych dowodów" prezentowanych przez posła Macierewicza wskazuje, że brak wiedzy i dowodów próbuje zastąpić mnożeniem kolejnych miejsc wybuchu - mówi dr Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Agnieszka Kublik: Są nowe rewelacje zespołu Antoniego Macierewicza. Podczas lotu do Smoleńska doszło do wybuchu w salonce Lecha Kaczyńskiego. Ogromna siła rozerwała jej prawą burtę, rozrzucając zwęglone elementy w promieniu kilkudziesięciu metrów. Według niego to prawdopodobnie ta eksplozja zabiła prezydenta i prezydentową.
Dr Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych: Nowe, ale fałszywe jak stare. Salonka to już kolejne miejsce wskazane przez posła Antoniego Macierewicza, w którym rzekomo nastąpił wybuch.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,15778541,Dzisiejsze_rewelacje_Macierewicza_sa...
"Teza o zamordowaniu Lecha Kaczyńskiego miesza w głowach wszystkim Polakom"
emocjach wszystkim Polakom - mówi Onetowi prof. Janusz Czapiński,
psycholog społeczny z Uniwersytetu Warszawskiego.
Prof. Janusz Czapiński: Łatwo
je ożywić. Są już bowiem zakorzenione tak głęboko, że uruchamiają całą
lawinę skojarzeń, wpisują się także w masę uprzedzeń, które Polacy żywią
wobec innych narodów, grup społecznych czy też opcji politycznych i ich
przedstawicieli.
Uruchomienie tych emocji za pomocą już bardzo
utrwalonej symboliki, która towarzyszy obchodom kolejnej rocznicy
katastrofy, jest teraz stosunkowo proste. I powoduje podgrzewanie
społecznej atmosfery. Ale to nie znaczy, że na co dzień żyjemy emocjami
związanymi z katastrofą.
Moim zdaniem okresy witalizacji tych emocji w okolicach 10 kwietnia będą coraz krótsze.
Zatem emocje fluktuują, ale z biegiem lat opadają?
- Tak. Ale oczywiście na wieki wieków pozostanie w głowach wielu Polaków pytanie: jak było naprawdę?
Dziś rocznica, więc siłą rzeczy emocje
społeczne odżywają. Do czego się one przyczyniają - odtwarzania traumy
czy może budowania wspólnoty?
- One budują, ale wspólnoty. Nie wspólnotę. I na
czym polega problem? One nie integrują Polaków. Bo integrują
poszczególne grupy Polaków. A głównie jedną: tą, która została zarażona
"wirusem zamachu". Wytwarzają zatem zamkniętą społeczność - strasznie
nastroszoną wobec innych.
Doskonale to widać na obrazkach z relacji obchodów
na Krakowskim Przedmieściu organizowanych przez PiS. Wyraźnie widzimy
grupę obrońców symboliki smoleńskiej i tragicznie zmarłego prezydenta
Lecha Kaczyńskiego. Ta grupa - ponieważ jest mniejszością - czuje się
zagrożona przez zazwyczaj milczącą i słabiej manifestującą swoje
przekonania większość.
Czy określenie "lud smoleński" dla tej wspólnoty jest obraźliwe, a może grupa ta integruje się wobec takiego i innych niepochlebnych określeń?
- Nie ma nic uwłaczającego w słowie "lud" Ale
zbitka "lud smoleński" ukuta przez przeciwników tej grupy nabrała już
pejoratywnego znaczenia. To tak jak z "moherowymi beretami" - ani
"moher", ani "beret" nie obraża, ale zbitka - owszem.
Oni są świadomi, że się im urąga, gdy określa się
ich "ludem smoleńskim". Jednak w kategoriach opisowych tworzą bardzo
osobną grupę. Wszystko jedno czy nazwiemy ich "ludem", czy "plemieniem",
to są odrębni i muszą się z tym pogodzić. Nie są większością i nigdy
nią nie będą.
Ale rosnącą grupą - już tak.
- Rosnącą, ale z wyraźnie zarysowaną granicą wzrostu. Nie ma szansy, aby narzucili swoją narrację - nie staną się mainstreamem.
Co czwarty-piąty Polak należy do tej grupy…
- … a ja sądzę, że jednak jest to mniej, niż wskazywałyby sondaże, które ma pan na myśli.
Bo?
- Spora część ludzi, którzy mówią o zamachu,
jedynie dopuszcza taką możliwość - pozostawia otwartą taką hipotezę. A
to nie znaczy, że oni doświadczają takich samych emocji, wzruszeń i są
tak samo najeżeni wobec ludzi o innych poglądach. Oni tylko dopuszczają
możliwość zamachu.
Sądzę, że "lud smoleński" to najwyżej 10-12 proc. Polaków.
Przytoczę ryzykowną tezę: gdyby PiS nie
lansowało teorii zamachowych, to odsetek Polaków wierzących w zamach
byłby absolutnie znikomy. Racja?
- Wszystko jedno, który z liderów PiS, ale
najlepiej, gdyby był to sam prezes Jarosław Kaczyński… Gdyby któregoś
dnia Jarosław Kaczyński powiedział - cytując na przykład "Nasz Dziennik"
- że wybuch jest wykluczony i jego zdaniem to był nieszczęśliwy
wypadek, to grupa "zainfekowana wirusem zamachowym" stopniałaby. Nie do
2-3 proc., ale do tych, którzy są bardzo twardo przekonani do zamachu -
czyli do ok. 10 proc.
"Lud smoleński" by pozostał, choć odwróciłby się od
Jarosława Kaczyńskiego. Zawsze by się znalazł inny polityk, który
podchwyciłby tezę zamachową.
Czy jest Pan w stanie doszukać się jakichś pozytywów, które wyrosły z katastrofy smoleńskiej i z jej rocznic?
- Nie widzę ani jednego, najmniejszego, jak mówił
Lech Wałęsa - "plusa dodatniego", który miałby być konsekwencją
głoszenia złowieszczych wizji tego, co miało się przydarzyć w Smoleńsku,
czyli poglądu, że prezydent Lech Kaczyński został zamordowany.
Takie przekonanie jest dla jednych wciąż świeżą
traumą, niesioną uczuciami patriotycznymi. Dla innych to niedopuszczalne
nadużycie. Zatem teza o zamordowaniu Lecha Kaczyńskiego i jednym, i
drugim - wszystkim Polakom - miesza w głowach i emocjach.
Jak długo Polacy będą się spierać o to, co stało się w 2010 r.?
- Spór nigdy nie będzie przecięty, bo wpisał się już w polską, narodową mitologię.
Tak jak w dalszym ciągu toczymy spory o zasadność
Powstania Warszawskiego - a nawet tych wcześniejszych: styczniowego i
listopadowego - tak i do katastrofy smoleńskiej nieustannie będziemy
wracać. Nie na co dzień, ale przy okazji kolejnych rocznic.
Za 200 lat Polacy będą namiętnie dyskutować:
dlaczego doszło do katastrofy w Smoleńsku? I dlaczego zginął prezydent
Lech Kaczyński?
Publiczna TVP
Ekspert zaskoczony zdjęciami A. Macierewicza
ma zdjęć, które pokazywał dzisiaj Antoni Macierewicz - mówił w TVP Info
Michał Setlak z "Przeglądu Lotniczego". To reakcja na dzisiejszą
konferencję zespołu parlamentarnego badającego katastrofę smoleńską i
materiały, które zostały zaprezentowane. - Nie wiem czy to są zdjęcia,
które zostały mu podrzucone przez Rosjan. Ale to nie są zdjęcia saloniku
prezydenckiego
"Przeglądu Lotniczego". - Bardzo mnie dziwią te zdjęcia. Widziałem
wszystkie zdjęcia, które polska komisja przywiozła ze sobą ze Smoleńska.
I wśród tych zdjęć nie ma żadnych podobnych do tych, które były
pokazywane przez pana Macierewicza
Paweł Wroński:
Macierewicz z Kaczyńskim wiosłują do wyborów na trumnach ofiar
PiS w tym roku przedstawia historiograficzną wizję, w której katastrofę smoleńską splata z aneksją Krymu. Teraz Jarosław Kaczyński chce po raz kolejny podjąć spuściznę brata - czy na trumnach uda mu się dowiosłować do wyborów europejskich? Wątpię.
Prawo i Sprawiedliwość urządziło obchody 4. rocznicy katastrofy smoleńskiej pod hasłem: "10 kwietnia rozpoczęła się wojna" - sugerując, że śmierć prezydenta Kaczyńskiego była uwerturą do późniejszych agresywnych działań prezydenta Władimira Putina - aneksji Krymu czy próby destabilizacji wschodu Ukrainy. Oprócz kolejnej teorii zamachu - którą snuje niezmordowany Antoni Macierewicz na...
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,15778326,Macierewicz_traci_wigor__ale_razem_z...
rocznica na żywo Bp Dydycz w swoim żywiole: Był jakiś świadek, który nagrał na komórkę wybuchy
- To noc kłamstwa, cynicznych drwin z Chrystusa. To samo
miało miejsce przy porządkowaniu terenu, rozpoznawaniu ciał. Nawet sam
czas katastrofy został jakoś dziwnie pogmatwany.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/0,0.html#ixzz2yVYFh6dN
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
68. "Wstrząsające, że PiS pod
"Wstrząsające, że PiS pod kadrami ze Smoleńska napisał - materiał wyborczy"
Wojciech Olejniczak i Michał Kamiński w
TVN 24: List ojca Sebastiana Karpiniuka nas poruszył. Jesteśmy
wstrząśnięci i zaskoczeni tym, że PiS było w stanie podpisać kadry ze
miejsca katastrofy smoleńskiej słowami "materiał wyborczy".
-
Kiedy doszło do katastrofy, byłem z żoną za granicą. Ludzie myśleli, że
ja też byłem na pokładzie. Potem pisali do mnie, że zacząłem nowe życie -
mówi Kamiński.
- W tym samolocie istniał podział polityczny, ale
wszyscy usiedli razem. Lecieli we wspólnej sprawie. Dziś się wydaje, że
uroczystości, które powinny być im poświęcone, nie są wspólne - mówi
Olejniczak.
Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Wojciech Olejniczak
Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
Michał Kamiński
Tuż po katastrofie smoleńskiej wydawało się,
że to zjednoczenie narodowe, które wtedy nastąpiło, jest prawdziwe. To
było bardzo podobne do sytuacji po śmierci Jana Pawła II i także jak
wtedy wydawało się, że może już tak zostanie – mówi Grzegorz Schetyna w programie „Po przecinku” w TVP Info.
-
Wydaje się, że wybory do Parlamentu Europejskiego i Smoleńsk to dwie
odległe od siebie rzeczy, ale nawiązywanie do katastrofy smoleńskiej
jest chyba metodą PiS, by wygrywać wybory - twierdzi Schetyna.
- Wrak tupolewa powinien wrócić do Polski, bo jest symbolem. Wrak jest używany w dyskursie politycznym między Polska a Rosją - uważa poseł PO.
- Staliśmy się zakładnikiem wszechobecnego kłamstwa, bo tylko tak można nazwać to, o czym mówi Macierewicz - ocenia Schetyna.
Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Grzegorz Schetyna
20:17
"Nie chcę wchodzić w ton narzucony przez PiS"
artykułowania bólu po stracie, ale gigantycznym szokiem jest dla
mnie...
czytaj dalej »
"Bóg, Honor, Lech, Jarosław" [Jak PiS obchodził rocznicę katastrofy...
W czwartą rocznicę katastrofy smoleńskiej Jarosław
Kaczyński nie złagodził retoryki, choć unikał personalnych oskarżeń.
Zwolenników wezwał, by "dokończyli rewolucję"Popołudniowe wystąpienie prezesa przed Pałacem Prezydenckim na
Krakowskim Przedmieściu było najważniejszym punktem rocznicowych
obchodów organizowanych przez PiS. W 2011 r. i 2012 r. Kaczyński
upodobał sobie herbertowski motyw o ofiarach katastrofy jako
"zdradzonych o świcie". Rok temu mówił do zgromadzonych: "Póki my
żyjemy, Polska nie umarła!!!".
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,15779139,_Bog__Honor__Lech__Jaroslaw___Jak_PiS_obchodzil_rocznice.html#ixzz2yWqazfDX
Modlitwa i milczenie [oficjalne, państwowe obchody 4. rocznicy katastrofy smoleńskiej]
Paweł Wroński
Na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim, w Smoleńsku, w kaplicy Pałacu Prezydenckiego przedstawiciele państwa i rodziny oddali hołd ofiarom katastrofy Tu-154. Przemówień polityków było niewiele.
W przeddzień katastrofy na Wawelu kwiaty na grobie Lecha i Marii Kaczyńskich złożyła para prezydencka Bronisław i Anna Komorowscy.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,15779146,Modlitwa_i_milczenie__oficjalne__pan...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
69. 21:19Kurski: Po Smoleńsku
Kurski: Po Smoleńsku rezygnację powinni złożyć Tusk, Sikorski i Arabski
co się wydarzyło, mimo że zginęło 96 osób - mówił w 4. rocznicę...
czytaj dalej »
W "Kropce nad i" o tym, czy katastrofa smoleńska jest wykorzystywana
jako element kampanii wyborczej, rozmawiali Jacek Kurski (SP) i Adam
Bielan (PR).
Reakcja "wydaje się przesadzona"
-
Katastrofa jest z całą pewnością tematem do debaty, bo jest to jedna z
największych tragedii w historii Polski - powiedział Adam Bielan. Dodał,
że PiS zgłosiło spot bez podpisu, a jego umieszczenie było wymogiem
telewizji, a krytyka PO w tej sprawie jest "obłudą. Ten podpis jest rzeczywiście niezręczny, ale ta rocznica przypada na
czas, kiedy zostało akurat pięć tygodni do wyborów do Parlamentu
Europejskiego - zaznaczył Bielan, dodając, że on sam spotu "pewnie by
nie wypuścił".
Jacek Kurski ocenił, że reakcja Marka Karpiniuka
"wydaje się przesadzona". - Ludzie mają prawo obchodzić rocznicę -
bronił PiS, również podkreślając, że podpis "materiał wyborczy" został
narzucony przez telewizję "jakoś tam przez PO kontrolowaną".
- To
miał być spot okolicznościowy, materiał informacyjny, a nie wyborczy. To
jest wina telewizji, że tak kazała go podpisać, w związku z tym to już
jest czepianie się PiS-u. PiS ma prawo organizować przy pomocy telewizji
tego rodzaju manifestacje - powiedział Kurski.
Gra dyplomatycznaPolitycy skomentowali również zdjęcie Donalda Tuska z Władimirem Putinem, które pojawiło się w spocie PiS .
-
Ja mam z tym zdjęciem pewien problem. Na początku myślałem, że to
fotomontaż, ale to nie jest fotomontaż - przyznał Jacek Kurski. - Nie
potrafię znaleźć w sobie wyjaśnienia, w jaki sposób mogło dojść nawet w
jednej milionowej sekundy w takiej pozie, bo to jest dziwna poza - dodał
europoseł SP.
Adam Bielan dodał, że on sam nie wykorzystałby
raczej zdjęcia w spocie. - Oczywiście można natomiast nawiązać do tego,
co działo się przed katastrofą - powiedział.
- To jest ślepa
uliczka. Nie brnąłbym w kwestię tego zdjęcia, bo to łatwo wyśmiać.
Mówiłbym o faktach, o pewnej grze dyplomatycznej, którą premier Tusk i
cały rząd, również minister spraw zagranicznych, prowadzili z ówczesnym
premierem, dzisiejszym prezydentem Władimirem Putinem przeciwko
przeciwko prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu - wyjaśnił Bielan.W jego opinii, gra ta doprowadziła do rozdzieleniu wizyt delegacji i
miała "doprowadzić do upokorzenia prezydenta Kaczyńskiego, żeby
umniejszyć rangę jego wizyty w Smoleńsku".
"Nikt nie poniósł odpowiedzialności politycznej"
Europosłowie
dyskutowali również na temat odpowiedzialności politycznej za
katastrofę, a właściwie za dopuszczenie do takiej, a nie innej
organizacji wylotu prezydenckiej delegacji.
W ocenie Jacka
Kurskiego rezygnację powinni złożyć Radosław Sikorski "za rozdzielenie
wizyt" i Tomasz Arabski "za przygotowanie". - Nie zawadziłoby, by
również zrobił to Donald Tusk, bo skala wojny z prezydentem była
podglebiem dla tej sprawy - wyjaśnił.
Adam Bielan podkreślił z kolei, że do tej pory "nikt nie poniósł odpowiedzialności politycznej za to, co się wydarzyło".
Karty aktualne? Niet!
Urzędnicy Radosława Sikorskiego nie byli w
stanie wyegzekwować od Rosjan nawet aktualnych kart podejścia dla załóg
polskich samolotów (FOT. M. BORAWSKI)
Karty aktualne? Niet!
Rosjanie przyznają, że polskim załogom lecącym do Smoleńska w 2010 roku przekazali nieaktualne karty podejścia
Przesłuchiwany przez polskich prokuratorów
pracownik rosyjskiego MSZ Jewgienij Martynienko zeznał, że nie jest mu
nic wiadome, jakoby w 2009 r. Rosjanie przekazali Ambasadzie RP w
Moskwie jakiekolwiek dokumenty dotyczące lotniska Smoleńsk Północny.
Świadek zaprzeczył – pisze prokurator – że „przekazał pracownikom
polskiej placówki dyplomatycznej informację, że mapy podejścia do
lotniska w Smoleńsku, które miała ambasada, nie uległy zmianie”.
To podważa przekaz uczestniczącej w pracach przygotowawczych do wizyt
w Katyniu 7 i 10 kwietnia 2010 r. Justyny Gładyś z wydziału
politycznego Ambasady RP w Moskwie. Z zeznań, jakie Gładyś złożyła w
cywilnym wątku śledztwa, dotyczących organizacji wizyt, wynika, że przez
jej ręce przechodziły karty podejścia lotniska Siewiernyj w Smoleńsku.
To ona miała przekazać mapy Emilii Surowskiej z Kancelarii Prezesa Rady
Ministrów, gdyż zgłosili się po nie piloci samolotów transportowych z
krakowskiej eskadry, którzy mieli wykonywać loty do Smoleńska 7 kwietnia
2010 roku. Wtedy Gładyś przesłała karty będą- ce w dyspozycji ambasady.
Wcześniej – jak zeznała – kwestię aktualności kart miała omówić właśnie
z Martynienką, który zajmował w tym czasie stanowisko III sekretarza
Wydziału Polskiego III Departamentu Europejskiego MSZ Federacji
Rosyjskiej. Martynienko miał zapewnić polską urzędniczkę, że karty
podejścia przesłane stronie polskiej we wrześniu 2009 r. nie uległy
zmianie. I są aktualne. Co istotne, Martynienko od czerwca 2009 r.
odpowiadał za przygotowywanie projektów dokumentów związanych z
uzgadnianiem jednorazowych lotów nieregularnych rejsów międzynarodowych z
polskimi przedstawicielami. W zakresie jego obowiązków było m.in.
ustalanie zakresów częstotliwości radiowych czy zezwoleń na wwóz broni
na terytorium FR dla ochrony polskich VIP-ów.
Jednak w trakcie śledztwa przesłuchiwany przez polskich śledczy
Martynienko zeznał, że nie tylko nic nie było mu wiadome o stanie
technicznym lotniska Siewiernyj, również o tym, że było nieczynne, ale
że nawet nie rozmawiał o tym z przedstawicielami strony polskiej.
Podobnie miał nie wspominać o kartach podejścia. Martynienko zaprzeczył,
że w rozmowie z Gładyś miał potwierdzić, że mapy nie uległy zmianie, bo
taka sprawa nie była przez niego z nikim omawiana. Zeznając przed
śledczym, mówił, że sprawa ta nie należy do jego kompetencji. Dlatego
nie zajmował się porównywaniem informacji aeronawigacyjnych lotniska
Smoleńsk Północny i nie ma w tym zakresie niezbędnego doświadczenia.
O wcześniej wysłanych mapach (wrzesień 2009) Martynienko też nie
wiedział, bo jak stwierdził, w tym czasie nie zajmował się sprawami
przelotów zagranicznych statków powietrznych.
Która relacja jest prawdziwa? W ocenie mec. Bartosza Kownackiego,
pełnomocnika kilku rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, trudno to
jednoznacznie ocenić. Ale nawet jeśli przyjąć zeznania Justyny Gładyś za
wiarygodne, to dziwi forma załatwienia sprawy.
– Przyjęcie ustnego zapewniania, że w kartach podejścia nic się nie
zmieniło, przy organizacji lotu z prezydentem nie jest właściwym
działaniem. Aktualne informacje na ten temat powinny zostać przekazane
na piśmie – ocenia pełnomocnik.
Według Kownackiego, można by jeszcze zgodzić się na przyjęcie
pisemnej informacji strony rosyjskiej o tym, że dane przekazane w
określonym dniu pozostają aktualne.
– Tej sprawy nie można było załatwić w rozmowie na zasadzie: nic się
nie zmieniło, możecie lecieć. Tak nie można działać. W końcu też po coś
są ci wszyscy urzędnicy. Dokumentacja kompletna i aktualna powinna
zostać przesłana stronie polskiej. Należało tego dopilnować – dodaje
prawnik. W ocenie mec. Kownackiego, ten przykład dobrze obrazuje to, w
jaki sposób urzędnicy podchodzili do swojej pracy.
– To są niby małe zaniedbania, ale one składają się na cały obraz
braku funkcjonowania państwa i za taki stan powinni odpowiadać nie tylko
poszczególni urzędnicy, ale i ich przełożeni, którzy pozwolili na
stosowanie takich praktyk – podkreślił.
W całej sprawie razi też sposób podejścia do oceny pracy lotników, co
do których uznano, że poszczególne małe niedociągnięcia złożyły się na
obraz katastrofy, a równocześnie w przypadku urzędników poszczególne
zaniedbania takiej kumulacji nie podlegają.
Świstek, nie karta
Kwestia aktualności map była przedmiotem zainteresowania tzw. komisji
Jerzego Millera. Jak ustalono, w czasie jednego ze spotkań roboczych
poświęconych organizacji wizyt strona rosyjska zapewniła, że wymagane
parametry lotniska przekaże notą do polskiego Ministerstwa Spraw
Zagranicznych. Mimo zmian w procedurach podejścia dla lotniska i
przeprowadzenia specjalnego oblotu środków radionawigacyjnych (5
kwietnia 2010) dane te nie zostały przekazane stronie polskiej.
„Strona rosyjska ograniczyła się jedynie do stwierdzenia, że
procedury podejścia nie zmieniły się od 2009 roku” – czytamy w raporcie.
W praktyce oznaczało to tyle, że załogi samolotów wykonujących rejsy 7
i 10 kwietnia korzystały z kart podejścia przekazanych przez Ambasadę
RP w Moskwie do Szefostwa Służby Ruchu Lotniczego w roku 2009, które nie
były zgodne ze stanem faktycznym – zawierały np. schemat i opis
podejścia na kierunku 079 wraz z pomocami nawigacyjnymi, które były
wyłączone z eksploatacji od października 2009 roku.(..)
„Gdy nastał prezydent Kaczyński, organizacja lotów legła w gruzach”
– Za czasów prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego moja siostra nie miała żadnych obaw, aby latać...
Siostra funkcjonariuszki BOR, która zginęła pod Smoleńskiem: Za...
- Za czasów prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego moja
siostra nie miała żadnych obaw, aby latać tymi samolotami. Jak nastał
Cały tekst: http://wyborcza.pl/0,0.html#ixzz2yZxpGPba
Paweł Deresz: Część rodzin smoleńskich uległa demagogii naszych polityków
Ale katastrofa smoleńska podzieliła także polskie społeczeństwo. Myśli Pan, że to wina polityków właśnie?
Sądzę, że tak, że część rodzin smoleńskich uległa demagogii naszych
polityków i stąd wzięły się te podziały. A poza tym część naszych
polityków, myślę tutaj o prawicy, zbija polityczny kapitał na
katastrofie smoleńskiej. Nie sądzę, aby pan Macierewicz mógł istnieć na
scenie politycznej po jego kompromitacji związanej z premierem
Olszewskim, z raportem WSI, a przede wszystkim z aneksem do tego
raportu, który Lech Kaczyński wyrzucił do kosza. Jak mówię, nie sądzę,
aby Macierewicz po tym wszystkim, czego "dokonał", mógł istnieć w
polityce bez Smoleńska.O Antonim Macierewiczu Paweł
Deresz mówi, że istnieje na polskiej scenie politycznej tylko i
wyłącznie dzięki katastrofie smoleńskiej
Myśli Pan, że Antoni Macierewicz cynicznie gra czy może rzeczywiście wierzy w ten zamach?
Nie zgadzam się z panem Millerem, który uważa, że Macierewicz wierzy
w zamach. Nie mam do pana Macierewicza zaufania od chwili, kiedy
dowiedziałem się, że uciekł jak tchórz ze Smoleńska, będąc właściwie w
odległości 15 czy 16 km od miejsca katastrofy. I zamiast biec tam,
zamiast ratować ewentualnych rannych, zamiast natychmiast działać,
uciekł w popłochu do Warszawy.
Co by się musiało zdarzyć, Pana zdaniem, żeby Antoni Macierewicz i inni politycy prawicy uwierzyli, że zamachu nie było?
Grzebanie w dramacie smoleńskim jest niejako motorem napędzającym
poczynania prawicy, w związku z tym to będzie trwało i trwało. Jestem
pewien, że kiedy wrak wróci do Polski, a mam nadzieję, że wróci, kiedy
szczątki tego wraku zostaną zbadane przez specjalistów i okaże się, że
wszystko jest zgodne z ustaleniami komisji Millera czy komisji
prokuratorów, to odezwą się natychmiast głosy, które już teraz się
odzywają, że Rosjanie już dawno usunęli wszystkie ślady, które by
potwierdzały przypuszczenia pana Macierewicza. Ten wrak, mówiąc
szczerze, nie ma już żadnego znaczenia.
„To nie są zdjęcia saloniku prezydenckiego”
–
Widziałem wszystkie zdjęcia, które polska komisja przywiozła ze sobą ze
Smoleńska. I wśród tych zdjęć nie ma żadnych podobnych do...
Kamizelka nie dla każdego
Nie wszyscy funkcjonariusze BOR lecący do Smoleńska mieli kamizelki kuloodporne
„Tajemnica” kamizelek oficerów BOR
rozwikłana. Według doniesień „Rzeczpospolitej”, Biuro Ochrony Rządu nie
odzyskało wszystkich kamizelek kuloodpornych należących do
funkcjonariuszy, którzy zginęli w katastrofie samolotu Tu-154M. Gazeta
uznała, że niejednoznaczny przekaz prokuratury wojskowej i BOR w tym
zakresie pozwala sądzić, iż znany jest los czterech kamizelek, które
odebrało Biuro, a kolejne cztery najprawdopodobniej zaginęły.
Tymczasem, jak zasugerował w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” mjr
Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR, pojawiająca się w mediach liczba
ośmiu kamizelek powoduje niejasny przekaz dotyczący losów tego elementu
wyposażenia Biura. Rzecznik wprawdzie uznał, że nie może ujawnić liczby
kamizelek, jakie były zabrane na pokład Tu-154M, gdyż wskazywałoby to na
metody działań Biura. Ale też przyznał, że nie wszyscy funkcjonariusze
lecący do Smoleńska takie kamizelki posiadali.
Fakty są takie, że 1 czerwca 2012 roku Żandarmeria Wojskowa
przekazała do depozytu BOR cztery kamizelki kuloodporne funkcjonariuszy
Biura, którzy zginęli w katastrofie rządowego samolotu Tu-154M. Na
potwierdzenie tego zostały sporządzone protokoły przyjęcia-przekazania, a
fakt ten został odpowiednio pokwitowany. W dokumentach z przekazania
rzeczywiście figuruje osiem pozycji opisanych „Nr… – kamizelka
kuloodporna koloru białego”. Tylko to – jak tłumaczył Piotr Stachańczyk,
sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych – wynika „z
numerowanej części przedniej oraz tylnej przedmiotowego sprzętu
uzbrojenia”. Takie stanowisko Stachańczyk przekazał poseł Jolancie
Szczypińskiej (PiS) pod koniec stycznia br. w odpowiedzi na jej
interpelację.
– Stosownie do informacji przekazanych przez Biuro Ochrony Rządu
obecnie dwie kamizelki znajdują się w depozycie BOR (nie zostały one
zniszczone ani zutylizowane), natomiast pozostałe kamizelki na prośbę
dwóch rodzin ww. funkcjonariuszy BOR zostały w dniu 9 listopada 2012
roku, zgodnie z dyspozycją szefa BOR, przekazane ww. rodzinom z depozytu
formacji – dodał wiceminister. Były zatem cztery odnalezione kamizelki i
cztery wróciły do BOR. I poza listą z przekazania kamizelek nie ma
przesłanek, by wskazywać na istnienie kolejnych czterech, rzekomo
zabranych na pokład Tu-154M.
Naczelna Prokuratura Wojskowa, pytana przez „Nasz Dziennik” jeszcze
rok temu o losy kamizelek BOR, wyjaśniała, że „kamizelki kuloodporne,
należące do funkcjonariuszy BOR, znalazły się wśród rzeczy, których stan
wywołał podejrzenie, iż mogą stwarzać niebezpieczeństwo dla życia lub
zdrowia osób”. To podobnie jak przedmioty zdjęte ze zwłok w trakcie
prowadzonych badań sądowo-medycznych w Moskwie. – Po przeprowadzeniu
stosownej procedury oczyszczającej te rzeczy z wykrytych i
zidentyfikowanych na nich substancji chemicznych i biologicznych (…)
zostały przekazane rodzinom ofiar, którym uprzednio okazano je celem
zidentyfikowania. Wymienione kamizelki kuloodporne Żandarmeria Wojskowa
przekazała przedstawicielom Biura Ochrony Rządu w dniu 1 czerwca 2012
roku – zaznaczyła NPW.
Przy okazji to stanowisko prokuratury po części wyjaśnia, dlaczego
kamizelki nie były poddawane – tak jak broń BOR – szczegółowym badaniom.
Po procesie dekontaminacji trudno było na nich szukać jakichś
chemicznych śladów. Tym bardziej dziwi, iż prokuratura wojskowa podczas
poniedziałkowej konferencji uznała tylko, że brak badań wynikał z takiej
decyzji biegłych.
Marcin Austyn
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
70. Kłamstwa o gen. Błasiku muszą
Kłamstwa o gen. Błasiku muszą zniknąć z raportu MAK
Z raportu MAK muszą zniknąć fałszywe informacje dotyczące obecności alkoholu we krwi generała Andrzeja Błasika – informuje „Nasz Dziennik”.
Z takim żądaniem do Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego wystąpił
mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik Ewy Błasik, żony tragicznie zmarłego w
katastrofie smoleńskiej dowódcy Sił Powietrznych.
- Sprawa jest tak oczywista, iż wydaje się, że materiał dowodowy
przedstawiony przez prokuraturę nie budzi wątpliwości. Nie ma
wątpliwości, że badania przeprowadzone w tym zakresie przez Rosjan,
urągały jakimkolwiek standardom. W związku z tym, w pierwszej kolejności
zwróciliśmy się do rządu Rzeczpospolitej z prośbą o interwencję w tej
sprawie, ponieważ brakuje jakichkolwiek reakcji. Widać, że pan premier
Tusk i pan minister Sikorski czują się dobrze, być może nigdy do tej
sprawy wagi nie przywiązywali, zajęci innymi rzeczami. W związku z tym
uznaliśmy, iż najlepszym sposobem reakcji jest wysłanie bezpośrednio
żądania o sprostowanie do MAK-u – tłumaczy Mecenas.
Ewa Błasik, wdowa po generale pilocie Andrzeju Błasiku, dowódcy sił
powietrznych, z ogromną determinacją broni honoru swojego śp. męża.
Wczoraj, podczas warszawskiego marszu pamięci w rocznicę katastrofy
smoleńskiej, pytała gdzie przez te cztery lata byli funkcjonariusze
państwa polskiego.
- Mam wrażenie, że ktoś z samej góry polskich władz daje przyzwolenie
na szerzenie inspirowanego z zagranicy kłamstwa. Gdzie jest
konstytucyjny Zwierzchnik Sił Zbrojnych? Wbrew składanym wielokrotnie
deklaracjom i zapewnieniom nie zdał egzaminu kiedy zapadło złowrogie
milczenie wobec kampanii zniesławienia Polski, dobrego imienia
prezydenta oraz dowódcy sił powietrznych – zaznaczyła Ewa Błasik.
Ewa Błasik wyraziła nadzieję, że prezydent Bronisław Komorowski przekaże prawdę o jej mężu.
Komorowski po słowach Błasik: Honor należy zwracać tym, którzy go stracili
Wiem, że są oczekiwania, by w jakiś szczególny sposób chronić pamięć
i honor polskich żołnierzy i lotników. Jestem jednak przekonany,
że najlepszą formą ochrony tych, którzy nigdy honoru nie stracili jest
po prostu wdzięczna pamięć - powiedział Bronisław Komorowski. Jestem przekonany, że najlepszą formą ochrony, okazania im szacunku,
jest po prostu wdzięczna pamięć zarówno żołnierzy sił powietrznych, jak
i polskiego społeczeństwa - mówił Komorowski pytany o słowa Błasik.
Prezydent zaznaczył też, że "honor należy zwracać tym, którzy go
stracili", a o tym w przypadku polskich lotników nie można mówić.
- Nie sądzę, aby można było skutecznie egzekwować od krajów nam
niechętnych bądź wprost wrogich, żeby chcieli okazywać szacunek
żołnierzowi polskiemu. To jest zadanie nasze, polskie, by pamiętać
o honorze polskich lotników - dodał Komorowski.
Komorowski o gen. Błasiku: Honor należy zwracać tym, którzy go stracili
zobacz więcej »
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
71. Kublikowa :))
Prof. Skarżyńska i prof. Raciborski u Kublik: Po katastrofie Tusk stracił radość życia i rządzenia
To przerażające, jak instrumentalnie politycy wykorzystują katastrofę smoleńską - mówią dzisiejsi goście programu ''Rozmowy Agnieszki Kublik''.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/10,82983,15775180,Prof__Skarzynska_i_prof__Raciborski...
Cały tekst: http://wyborcza.pl/10,82983,15775180,Prof__Skarzynska_i_prof__Raciborski...
Moskwa przejęła odłamki
Zaledwie 12 z 40 wyjętych ze smoleńskiej brzozy elementów trafiło do Polski
Zaledwie 12 z 40 wyjętych ze smoleńskiej
brzozy elementów trafiło do Polski. Reszta fragmentów została w Moskwie
jako niepodzielne.
Wydobyte w Smoleńsku z brzozy szczątki metalu trafiły do Polski i Rosji. Tyle że w nierównych proporcjach.
Biegli pracujący w Smoleńsku w ubiegłym roku na przełomie lutego i
marca zabezpieczyli ok. 40 fragmentów metalu o nieregularnym kształcie,
wyjętych z drzewa, o które miał zawadzić Tu-154M. Największy miał
długość około 11 centymetrów. Jak relacjonował wtedy „Naszemu
Dziennikowi” prokurator ppłk Karol Kopczyk, zdziwiła go tak duża ilość
elementów metalowych, które utkwiły w brzozie. Większość z nich była
koloru białego, część czerwonego. Mimo zabezpieczenia tak dużej ilości
próbek zaledwie 12 z nich trafiło do Polski. Dlaczego? Zdecydował o tym
przyjęty sposób podziału materiału dowodowego między stronę polską a
rosyjską.
– Ujawnione i zabezpieczone fragmenty metalu, których fizyczny
podział był możliwy (bez uszczerbku dla materiału dowodowego),
podzielono na dwie części, z których jedną przekazano stronie polskiej, a
drugą stronie rosyjskiej. Te fragmenty, które nie nadawały się do
podziału na dwie części (bez uszczerbku dla materiału dowodowego),
pozostały w dyspozycji Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej – mówi
ppłk Janusz Wójcik, p.o. rzecznik prasowy Naczelnego Prokuratora
Wojskowego. W ten sposób do Polski przekazano 12 fragmentów, które
biegli wykorzystali do opracowania opinii z przeprowadzonych badań
metaloznawczych i mechanoskopijnych. W toku badań dodatkowo okazało się,
że jedna z próbek nie nadaje się do analiz, bo nie jest fragmentem
metalu.
– Jeden z elementów był fragmentem powłoki lakierowej, a nie metalu,
dlatego do badań metaloznawczych wykorzystano 11 fragmentów metalu, a
nie 12 – wyjaśnia prokurator Wójcik.
Sposób podziału próbek zaskakuje mec. Bartosza Kownackiego,
pełnomocnika kilku rodzin poszkodowanych w katastrofie. W jego ocenie,
ta sprawa dobitnie pokazuje, że rosyjski partner nie ma ochoty na
współpracę. Szczególnie że przez trzy lata rosyjscy śledczy nie
przejawiali większego zainteresowania drzewem.
– Była to czynność dowodowa, którą przeprowadzono na wniosek strony
polskiej. To nie było tak, że Rosjanie prowadzili swoje badania, ale ich
zainteresowanie tym materiałem dowodowym wynikało z inicjatywy podjętej
przez polskich prokuratorów – mówi Kownacki.
W tym świetle przejęcie większości próbek jest dla niego
niezrozumiałe. Zdaniem adwokata, Rosjanie dali w tym przypadku pokaz
arogancji, dominacji i siły. Ta sprawa ukazuje też bezsilność polskich
śledczych wobec decyzji polskiego rządu podjętych na początku
smoleńskiego śledztwa, gdy zgodzono się na dominującą pozycję Rosji.
Jednak w ocenie mec. Kownackiego, nawet w takiej sytuacji polskie
badania na próbkach, które zostały w Moskwie, nie były wykluczone, bo
można było podjąć starania, by przeprowadzić je wspólnie z Rosjanami.
Podział próbek to jednak też wyraźny sygnał, że nasi wschodni
sąsiedzi wciąż mogą skutecznie wpływać na zakres polskich badań. –
Trzeba mieć świadomość, że Rosjanie, mając kontrolę nad wrakiem
samolotu, podobnie mogą postępować także w kwestiach z nim związanych –
dodaje Kownacki.
Wydana przez polskich biegłych opinia mechanoskopijna nie była
jednoznaczna, a na pochodzenie badanych elementów z Tu-154M wskazywały
mało precyzyjne poszlaki. To struktura i skład pierwiastkowy
odpowiadający stopom aluminium stosowanym m.in. w lotnictwie do części
konstrukcyjnych oraz lakier podobny do tego zastosowanego na polskich
tupolewach. Jak informował prok. Ireneusz Szeląg, szef Wojskowej
Prokuratury Okręgowej w Warszawie, według biegłych trzy wydobyte z pnia
fragmenty „najprawdopodobniej pochodzą z elementów konstrukcyjnych
skrzydła samolotu”, zaś „co do kolejnych siedmiu fragmentów metali
biegli nie mogą wykluczyć, że mogą pochodzić z tego samolotu”.
Prokuratorzy biorą pod uwagę dalsze szczegółowe badania w celu
ewentualnego doprecyzowania charakteru i pochodzenia pozostałych
fragmentów metalowych.
Marcin Austyn
Mec. Kownacki: Badania, które jednoznacznie wskazywałoby, że samolot zderzył się z brzozą, nie ma.
„Ta opinia jest wybiórcza, ponieważ nie
dotyczy całości materiału dowodowego, który mógłby być zbadany. To
zawsze będzie działało na niekorzyść jej wiarygodności. Ona nigdy nie
będzie kompleksową opinią i wiarygodnym wyjaśnieniem w tym zakresie”.
Rostowski: osoba, która mówi, że był zamach, może powinna trochę prochów wziąć
- Do Parlamentu Europejskiego chcemy wysłać drużynę świetnych
ludzi, bo w tym niebezpiecznym czasie musimy mieć silnych...
czytaj dalej »
Protest podczas odsłonięcia pomnika Lecha Kaczyńskiego w Dębicy
Były gwizdy i transparenty. Biskup tarnowski Andrzej Jeż
podkreślał, że katastrofa smoleńska to "konsekwencja" masakry polskich
żołnierzy w Katyniu 74 lata temu.
Oficjalnie protestu przeciwników pomnika miało nie być, bo w piątek
dębiccy urzędnicy zabronili legalnej manifestacji, którą planował
Komitet Poparcia Związku Sybiraków. Ale gdy po mszy świętej uczestnicy
uroczystości szli w kierunku placu Mikołajkowów, gdzie odsłonięto tzw.
Memoriał Smoleński, po drugiej stronie ulicy około 50-osobowa grupa
Sybiraków i działaczy SLD rozwinęła transparenty z napisami: "Lech
Kaczyński przyczynił się do likwidacji 34 000 miejsc pracy w Igloopolu",
"Stop polityce opartej na tragedii", "Plac Mikołajkowów dla Sybiraków i
ofiar Katynia"...
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75248,15789602,Protest_na_odslonieciu_pomnika_Lecha_Kaczynskiego.html#ixzz2yiTvIU5L
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
72. Tusk u Olejnik z językiem miłości
Tusk: Polityków PiS traktowaliśmy po Smoleńsku jak dzieci specjalnej troski. Koniec
Jarosław Kaczyński nie ma innych pomysłów
na politykę i brnie w te teorie trotylowo-bombowo-zamachowe - oceniał
dziś premier Donald Tusk w porannym programie na antenie Radia Zet.
Zapowiedział, że skończył się czas pobłażania politykom PiS, którzy
mnożą absurdalne zarzuty w sprawie Smoleńska. - Jeżeli można mówić o
zbrodni smoleńskiej, to jest to zbrodnia Antoniego Macierewicza i
Jarosława Kaczyńskiego na zdrowiu psychicznym polskiego narodu - oceniał
ostro.
Prowadząca w Radiu Zet program Monika Olejnik
dopytywała premiera m.in. o egzorcyzmy, które ksiądz Stanisław
Małkowski przeprowadzał podczas obchodów rocznicy katastrofy
smoleńskiej. - Czy z pana wygonił złego ducha? - dopytywała. - Nic
dowcipnego mi do głowy nie przychodzi, a trzeba by to skomentować z
talentem kabaretowym - odpowiadał żartobliwie Tusk.
"Nadzwyczajna ochrona PiS musi przestać paraliżować opinię publiczną"
Później rozmowa przeszła już jednak na poważniejsze tematy.
Dziennikarka dopytywała szefa rządu o kolejne zarzuty kierowane wobec
niego ze strony polityków PiS dotyczące katastrofy smoleńskiej. -
Jarosław Kaczyński nie ma innych pomysłów na politykę i brnie w te
teorie trotylowo-bombowo-zamachowe. Jeszcze dwa lata temu można było to
składać na karb ciężkiego doświadczenia, jakim jest śmierć brata -
tłumaczył Tusk. - Zauważyłem, że wszyscy w Polsce traktowali liderów PiS
trochę jak dzieci
specjalnej troski przez dłuższy czas. Powoli przychodzi ten moment,
żeby ta nadzwyczajna ochrona przestała paraliżować opinię publiczną -
oceniał. - Coraz bardziej otwarcie musimy mówić, że to obsesja, to
cyniczny plan i paskudne działanie - zapowiedział Tusk."Przybijanie żółwików z Putinem w świetle kamer? Nie jestem idiotą"
Premier odniósł się także do wypominanego mu od katastrofy
smoleńskiej zdjęcia z Władimirem Putinem, na którym obaj politycy tuż po
tragedii mieli się uśmiechać. - Insynuowanie, że ktoś tam miał uśmiech
na twarzy, jest tak obrzydliwe, że nie chcę komentować - mówił
początkowo Tusk. Potem jednak stwierdził, że ci wszyscy, którzy widzą w
nim uosobienie zła na polskiej scenie politycznej, nigdy przecież nie
zarzucali mu braku inteligencji. - Chyba nikt nie wierzy w to, że
przybijam żółwiki z Putinem w świetle kamer, bo nie uważa mnie za idiotę
- przekonywał szef rządu i lider PO.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
73. Matka stewardessy z tupolewa:
Matka stewardessy z tupolewa: Prokuratura nawet nie wiedziała, że byłam w Moskwie
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/raport-lech-kaczynski-nie-zyje-2/fakty/news-matka-st...
A czy po tych trzech latach pani przed sobą jest już w stanie powiedzieć: "wiem, dlaczego moja córka zginęła"?
To nie ma znaczenia, w co ja wierzę. Ja chcę wiedzieć. Matematyka, fizyka, medycyna to są nauki ścisłe. I tu nie ma pola do interpretacji - tak, jak się interpretuje wiersz poety.
Pytam o to, czy jak pani sama sobie stawia pytanie, dlaczego tak się stało, dlaczego doszło do tej straszliwej katastrofy, to pani ma już odpowiedź? Pani już po tych trzech latach wie? Czy ciągle mamy coraz więcej znaków zapytania i nie wiemy, i pani nie wie?
Coraz więcej mamy znaków zapytania. Przeczytałam raport pana Millera, jak tylko się pojawił. Śledziłam to, co robi prokuratura, zaczęłam śledzić również prace pana Macierewicza i mam wrażenie, że dzięki jego pracy i dzięki naukowcom, którzy przy tej komisji działają, pewne tezy komisji pana Millera zostały obalone i ośmieszone. W związku z tym moja czujność jest coraz większa i z coraz większą czujnością będę patrzeć na wszystko, co jest w tej sprawie robione.
Nie mówię o doniesieniach medialnych, tylko o tym, co jest w prokuraturze. Wystąpiłam o udostępnienie akt mojej córki, dlatego, że nie wiem, co będzie za rok, za półtora. Może te akta nagle zostaną zmienione, może te akta zaginą, nie wiem, nie wierzę już w tej chwili w działania prokuratury. Chcę mieć to u siebie i chcę tego pilnować. Poprosiłam w związku z tym pełnomocnika, żeby też to przeczytał.
Krzysztof Środa o plemionach smoleńskich: Nie mamy szans na...
- Coraz mniej ludzi myśli. Zamiast tego są dwa pakiety
poglądów. Jeśli ktoś był za lustracją, powinien wierzyć, że w Smoleńsku
był zamach.
Do Brukseli przez Smoleńsk
PiS urządził obchody czwartej rocznicy katastrofy
smoleńskiej pod hasłem: "10 kwietnia rozpoczęła się wojna", sugerując,
że śmierć prezydenta...
Paweł Wroński
Cały tekst: http://wyborcza.pl/0,0.html#ixzz2yt0Psuzo
Rocznica katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem 10.04.2014
------------------------------------------
Spot
wyborczy Platformy spod pomnika smoleńskiego na Powązkach:
„Sfinansowano ze środków Komitetu Wyborczego PO RP”. Co powiecie,
panowie Karpiniuk z Kamińskim?
15 kwietnia 2014, 14:15
- Tak to jest nasz filmik – uzyskaliśmy potwierdzenie w Komitecie Wyborczym PO.
NASZ NEWS. Po publikacji portalu wPolityce.pl Platforma usuwa spot z Tuskiem na Powązkach. Polecą głowy w sztabie?
15 kwietnia 2014, 18:25
„W związku z tym materiał oraz plansza zostały usunięte. Przepraszamy wszystkich za tę sytuację.”
M. Karpiniuk u Lisa: List napisałem sam. Nikt mnie nie inspirował. Dlaczego do prezesa?
Później Marzena Wróbel, Wojciech Fibak,
Tomasz Iwan i Radosław Majdan rozmawiali o tym, czy Tomasz Adamek nadaje
się na polityka.
Gościem pierwszej części programu "Tomasz Lis
na żywo" w TVP2 był Marek Karpiniuk, który mówił o swoim liście z 10
kwietnia br. do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Protestował w nim
przeciwko wykorzystywaniu obrazów związanych z katastrofą smoleńską w
spotach wyborczych partii. W katastrofie tej zginął jego syn, poseł PO,
Sebastian Karpiniuk
Sikorski u Olejnik: Putin się zmienił od czasu Smoleńska
- Trzy dni przed wypadkiem w Smoleńsku prezydent Putin
jako pierwszy przywódca Rosji przyjechał do Katynia. Dziś się zmienił -
powiedział szef MSZ
Trzy dni przed wypadkiem w Smoleńsku prezydent Putin jako pierwszy
przywódca Rosji przyjechał do Katynia, a wcześniej był w Gdańsku i uznał
europejską narrację w temacie rozpoczęcia II wojny światowej. Dziś
prezydent Putin się zmienił - powiedział minister spraw zagranicznych
Radosław Sikorski w programie Moniki Olejnik.
W ten sposób minister Sikorski odpowiedział na pytanie Moniki Olejnik,
czy w obliczu zachowania Putina w kryzysie ukraińsko-rosyjskim miałby
dziś inną diagnozę tego, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku w
Smoleńsku...
Cały tekst:
http://wyborcza.pl/1,75478,15807804,Sikorski_u_Olejnik__Putin_sie_zmieni...
WPROST-wywiad z człowiekiem który rozpoznałał ciała ofiar katastrofy smoleńskiej
----------------------------
Macierewicz - "czwarty bliźniak" Kaczyńskiego
W polityce wszystko jest możliwe. Jednak rozstanie
Jarosława Kaczyńskiego z Antonim Macierewiczem? To dzisiaj trudne do
wyobrażenia. Łączy ich...
Wojciech Czuchnowski
Cały tekst: http://wyborcza.pl/0,0.html#ixzz2z2qnH500
Endoskop by się pobrudził
Choć członkowie komisji Millera zabrali ze sobą do Smoleńska endoskopy, to ich nie użyli.
W przypadku katastrofy Tu-154M komisji Millera wystarczyło, że
specjaliści dokonali udokumentowania stanu wraku samolotu, rozrzutu jego
poszczególnych elementów – w tym także stanu silników, wykorzystując
aparaty cyfrowe oraz lokalizatory/mierniki GPS.
– Podczas oględzin silników określono ich położenia względem
pozostałych elementów wraku oraz względem siebie. Dokumentowano stan
agregatów, cięgieł sterowania silnikiem, korpusu silnika oraz widocznych
łopatek wentylatora i łopatek turbiny oraz stan rewerserów – zapewnił
nas zespół.
Specjaliści komisji mogli też uczestniczyć w pobieraniu próbek cieczy
roboczych (olej, paliwo) oraz kontroli korków magnetycznych i filtrów
na silnikach. Działania te były dokumentowane w formie fotograficznej.
– Już na tym etapie badań zdobyty materiał pozwolił na eliminowanie
pewnych hipotez i planowanie kolejnych niezbędnych do przeprowadzenia
badań. Wykonany materiał fotograficzny był również niezbędny do
identyfikacji zmian i uszkodzeń silników, które mogłyby ewentualnie
powstać w trakcie ich przemieszczania na specjalną płaszczyznę z obrysem
samolotu – tłumaczy zespół Laska.
Ciekawe jest to, że badanie, które komisja Millera uznała za zbędne i
niemożliwe do przeprowadzenia, wykonali eksperci pracujący dla
prokuratury wojskowej. Jak zapewnia ppłk Janusz Wójcik, p.o. rzecznik
prasowy NPW, w szczegółowych oględzinach silników i ich elementów brali
udział eksperci powołanego zespołu biegłych, w tym specjaliści od
napędów odrzutowych. Jak się okazało, nie widzieli oni przeciwwskazań do
tego, by podczas badań sięgnąć po specjalistyczny sprzęt, w tym
wideoendoskop.
Urządzenie umożliwia przebadanie traktu gazowego. Pozwala to zdobyć
dodatkowe informacje o stanie przestrzeni wewnętrznej silnika, tj.
sprężarki, komory spalania, aparatów kierujących, turbiny, komory
dopalacza. Tak można stwierdzić uszkodzenia mechaniczne, termiczne,
naloty, odbarwienia czy obecność ciał obcych. Taka metoda jest dość
elastyczna i umożliwia zbadanie silnika już na miejscu katastrofy, bez
konieczności przewożenia go do laboratorium.
Oczywiście szczegółowe badania elementów silnika, powiązane z jego
demontażem, to praca dla laborantów. Jednak również prokuratura na takie
analizy dotąd się nie zdecydowała. Jak podkreśla prok. Wójcik, nie są
też planowane dodatkowe czynności procesowe bądź badawcze dotyczące
silników, a konkluzje dotyczące tej kwestii zawarte będą w opinii
kompleksowej przygotowywanej przez zespół biegłych. Takie stwierdzenie
najwyraźniej zamyka temat silników, bo prokuratura pytana o plany badań
zwykła odpowiadać, że nie udziela informacji o zamiarach śledczych przed
ich realizacją.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
74. U KUBLIK Prof. Ćwiąkalski
U KUBLIK Prof. Ćwiąkalski ocenia przebieg śledztwa smoleńskiego
Błędem było to, że nie polemizowano z tezami które, zupełnie
nieprawdopodobne, pojawiały się ze strony opozycji - mówi prof. Zbigniew
Ćwiąkalski, karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz były minister
sprawiedliwości i prokurator generalny w pierwszym rządzie Donalda
Tuska, dzisiejszy gość programu ''Rozmowy Agnieszki Kublik''.
http://wyborcza.pl/10,82983,15803993,Cwiakalski_u_Kublik__Ocena_sledztwa...
„Przepraszamy”. PO tłumaczy się ze spotu z pomnikiem smoleńskim
Spot, na którym premier Donald Tusk składa kwiaty przed pomnikiem ofiar katastrofy w Smoleńsku nie...
Salonkowe kłamstwo. Macierewicz nie ma dowodów na wybuch
Antoni Macierewicz nie przekazał prokuraturze żadnych
dowodów na swoją nową hipotezę wybuchową - tym razem eksplozja miała
Agnieszka Kublik, Wojciech Czuchnowski
Andrzej Melak dla Stefczyk.info: "Dziś, po czterech latach od katastrofy, jesteśmy barbarzyńcami"
"Polskie piekło rozpoczął Bronisław Komorowski wypowiedzią, że trzeba usunąć krzyż z Krakowskiego Przedmieścia".
Stanisław Żaryn
Rządzący! Skoro prośba o pomoc i wsparcie USA to już nie "zdrada" i
paktowanie z "obcym mocarstwem", kiedy wniosek o pomoc ws. Smoleńska?
"To będzie prawdziwy test dla władz. Bez
rzetelnego zbadania czy w Smoleńsku nie doszło do zamachu na Prezydenta
RP przeprowadzonego przez Rosję, lub z jej udziałem, nie będziemy mogli
stwierdzić, jakie są rzeczywiste plany Rosji wobec naszego kraju."
Prof. Chodakiewicz w "Tygodniku Solidarność": Amerykanie z
instytucji rządowych, z think tanków, nie mogli uwierzyć w przedstawione
im fakty dotyczące Smoleńska
"Wiele zdumienia wywołała opowieść o
„brzozie pancernej”. Oraz o wewnętrznych sprzecznościach każdego z
oficjalnych raportów rządowych: rosyjskich i polskich, jak również ich
częściowej niekompatybilności".
"Odebrał telefon i powiedział,
że wraca ratować państwo"
czytaj dalej »
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
75. Tajemniczy element w brzozie.
Tajemniczy element w brzozie. "Nie pasuje do skrzydła"
Policyjni eksperci sprawdzili 12 elementów, znalezionych w brzozie. Jeden uznali za fragment lakieru tupolewa, trzy za najprawdopodobniej elementy konstrukcyjne skrzydła, nie można też wykluczyć, że siedem próbek to fragmenty samolotu, natomiast najbardziej zastanawiający był 12 fragment. To silumin, czyli stop aluminium z krzemem używany zarówno w konstrukcji silników lotniczych, jak też w celownikach karabinów snajperskich. Tego stopu nie powinno tam jednak być, bo w wyciętym fragmencie skrzydła, które badano, nie znaleziono żadnego elementu, który byłby wykonany z siluminu.
Tajemnicze znalezisko w smoleńskiej brzozie
Śledczy znaleźli w niej szczątki siluminu. Jest odpowiedź Macieja Laska z zespołu smoleńskiego przy KPRM.Tymczasem szef zespołu smoleńskiego przy kancelarii premiera Maciej Lasek wyjaśnia, że silumin to doskonały materiał odlewniczy. Jest to po duraluminium najbardziej rozpowszechniony materiał konstrukcyjny w lotnictwie - powiedział PAP Lasek.- Z tego stopu są wykonywane wszystkie
odlewane elementy konstrukcyjne tupolewa, np. konsole zawieszania klap,
wsporniki lotek i slotów - podkreślił. Lasek zaznaczył też, że
zdjęcie uszkodzonego siluminowego odlewu w przedniej części skrzydła
można zobaczyć na stronie jego zespołu (www.faktysmolensk.gov.pl) w
części, gdzie są fotografie końcówki skrzydła.Zespół został powołany 9 kwietnia ubr. przez premiera Donalda Tuska,
skupiając ekspertów, którzy wcześniej zasiadali w komisji Jerzego
Millera, badającej katastrofę Tu-154M. Ich zadaniem jest odnoszenie się w
mediach do alternatywnych - wobec raportu Millera - hipotez stawianych
głównie przez zespół parlamentarny ds. katastrofy smoleńskiej, którego
przewodniczącym jest Antoni Macierewicz (PiS).
Skąd pochodził stop?
Prokuratura wojskowa sprawdzi, czy wbity w brzozę fragment wykonany z siluminu pochodził z Tu-154M
Decyzja w sprawie dalszych badań ma zapaść w tym tygodniu. Ale o
możliwości poszerzenia opinii mechanoskopijnej w celu „doprecyzowania
charakteru pozostałych fragmentów metalowych” prokuratorzy mówili już na
początku kwietnia, podczas konferencji poświęconej śledztwu
smoleńskiemu. Wczoraj kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury
Wojskowej podkreślił, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie dotąd
nie wydała postanowienia dotyczącego zlecenia biegłym dodatkowych
analiz dotyczących znalezionych w brzozie elementów. –Kiedy będzie
wydane postanowienie o zasięgnięciu opinii biegłych, to poinformujemy o
tym szczegółowo – dodał.
W ocenie dr. Macieja Laska z rządowego zespołu do spraw wyjaśniania
opinii publicznej treści informacji i materiałów dotyczących przyczyn i
okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem, silumin to po duraluminium
najbardziej rozpowszechniony materiał konstrukcyjny w lotnictwie. – Z
tego stopu są wykonywane wszystkie odlewane elementy konstrukcyjne
tupolewa, np. konsole zawieszania klap, wsporniki lotek i slotów –ocenia
Lasek.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
76. kolejny z listy płac Tuska
Lasek przyznaje - „niezależny” ekspert jest współpracownikiem rządowego zespołu
Michał Setlak, występujący w mediach głównego nurtu jako
redaktor „Przeglądu Lotniczego”, przedstawiany jest jako niezależny
ekspert ds. lotnictwa. Jak jednak wielokrotnie pisał portal
niezalezna.pl, Setlak od miesięcy pracuje dla rządu. Teraz pojawiły się
nowe materiały, potwierdzające fakt współpracy „niezależnego” eksperta z
komisją opłacaną przez Donalda Tuska.
Magister inżynier Marek Dąbrowski – niezależny analityk, autor referatu na I Konferencji Smoleńskiej, zwrócił się do rządowego zespołu ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy Macieja Laska z prośbą o udostępnienie zdjęć z miejsca katastrofy Tu-154M. Wysłał maila, w którym napisał:
„W związku z wypowiedzią P. Michała Setlaka: „Widziałem wszystkie
zdjęcia, które polska komisja przywiozła ze sobą ze Smoleńska”, proszę o
udostępnienie mi wszystkich zdjęć, które udostępnili Państwo p.
Michałowi Setlakowi”.
Odpowiedź szefa zespołu Maciej Laska nas nie zaskoczyła... Ale ostatecznie demaskuje "niezależnego" eksperta.
„Szanowny Panie, Pan Michał Setlak jest współpracownikiem Zespołu i na tej podstawie ma dostęp do wszystkich zdjęć przekazanych Zespołowi.
Zdjęcia zostały przekazane Zespołowi w celu realizacji jego zadań i są
sukcesywnie publikowane z opisami ułatwiającymi zrozumienie zawartości w
miarę możliwości czasowych Zespołu” - napisano w mailu, podpisanym przez Macieja Laska.
Jak ujawniła w połowie kwietnia „Gazeta Polska Codziennie”, dzięki
portalowi Polonii w Wielkiej Brytanii, Nowypolskishow.co.uk, Michał
Setlak od września 2013 r. otrzymywał wynagrodzenie z Kancelarii Premiera Donalda Tuska.
http://niezalezna.pl/54657-lasek-przyznaje-niezalezny-ekspert-jest-wspol...
5 sierpnia - sąd zbada umorzenie śledztwa o organizacji przez rząd lotów do Smoleńska
Rosyjski protokół obala tezy Millera?
Protokół oględzin wraku wskazuje, że oba skrzydła zostały zniszczone w ten sam sposób.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
77. Zespół Laska nabiera wody w
Zespół Laska nabiera wody w usta
Zespół nie jest w stanie wyjaśnić: jak wznoszący się Tupolew mógł ściąć od góry brzozę?
Od miesiąca
zespół zajmujący się rządową propagandą nie jest w stanie udzielić
odpowiedzi na proste pytanie: jak wznoszący się Tupolew mógł ściąć od
góry słynną brzozę, rosnącą w Smoleńsku? Zespołowi Laska przyznaje zdaje się, że brakuje argumentów...
W czasie słynnej
konferencji prasowej prokuratury wojskowej, w czasie której prok.
Ireneusz Szeląg próbował przekonać opinię publiczną, że nie ma dowodów wybuch w rządowym Tupolewie w Smoleńsku, przedstawiono również opinię biegłych dotyczącą brzozy, która miała spowodować tragedię.
Ireneusz Szeląg
wskazywał: "Biegli stwierdzili w opinii, że przedmiot, który spowodował
rozdzielenie pnia brzozy miał podłużny, w przybliżeniu płaski kształt i
przemieszczał się pod niewielkim kątem w stosunku do poziomu. W trakcie
działania przedmiotu na pień nastąpiło jego owijanie wokół pnia, a
następnie jego rozdzielenie. Na powierzchnie fragmentów drewna działały
siły tnące, zginające oraz zgniatające, które doprowadziły do powstania
charakterystycznych drzazg” - tłumaczył Szeląg.
I dodawał: „W wyniku takiego działania mechanicznego nastąpiło rozdzielenie tych fragmentów drewna. Powierzchnie rozdzieleń obu części pnia mają kierunek od góry w dół, pod niewielkim kątem w odniesieniu do poziomu”.
Stwierdzenie
biegłych, które wskazuje, że „powierzchnie rozdzieleń obu części pnia
mają kierunek od góry w dół” stoi w sprzeczności wobec rządowej wersji
wydarzeń. Komisja Millera w swoim raporcie, a obecnie rządowy zespół propagandowy przekonują, że tupolew lecący do Smoleńska uległ katastrofie, gdy wznosząc się uderzył skrzydłem w brzozę.
Jak to możliwe, że wznoszący się samolot ściął drzewo „od góry w dół”?
Z pytaniem o
wyjaśnienia dotyczące zniszczeń brzozy próbowaliśmy zwrócić się do
zespołu Macieja Laska. Niestety przewodniczący nie był uchwytny, a
kolejni jego członkowie odmawiali rozmowy,
zasłaniając się brakiem czasu. Edward Łojek z kolei wskazał, że
najlepiej byłoby zwrócić się do zespołu na piśmie. Przekonywał, że w ten
sposób najłatwiej uzyskać wyjaśnienia w interesującej nas sprawie. W
związku z sugestią portal Stefczyk.info skierował do komisji pytanie.
„Stwierdzenie, że
"rozdzielenie obu części pnia mają kierunek od góry w dół, pod
niewielkim kątem w odniesieniu do poziomu" stoi w sprzeczności wobec
powtarzanej przez członków komisji tezy, że Tu-154M lecący do Smoleńska
uderzył skrzydłem w brzozę w czasie, gdy się wznosił. Proszę zatem o
wyjaśnienia i odpowiedź na pytanie: Jak wznoszący się tupolew mógł
zniszczyć brzozę uderzając ją od góry?” - pisaliśmy do zespołu Macieja
Laska.
Choć pismo zostało
wysłane 8 kwietnia, do dziś nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Zespół
Laska przyznaje zdaje się, że brakuje mu argumentów, żeby obronić się
przed kompromitującą sytuacją.
Sprawa mechanizmów zniszczenia brzozy to kolejny cios w rządową wersję wydarzeń, który pozostaje bez odpowiedzi. Brzozowy spisek jest coraz lepiej widoczny. Poza polityką nic za nim zdaje się nie stoi...
Stanisław Żaryn
Katastrofa smoleńska. Komisja kultury przeciw projektowi uchwały w sprawie uczczenia gen. Błasika
negatywnie zarekomendowała projekt uchwały ws. uczczenia gen. Andrzeja
Błasika.
Sejmowa komisja kultury i środków przekazu na dzisiejszym posiedzeniu negatywnie zarekomendowała projekt uchwały ws. uczczenia gen. Andrzeja Błasika, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Projekt przygotowali posłowie PiS.
Sejm oddaje hołd generałowi Andrzejowi
Błasikowi, dowódcy Sił Powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej, wzorowemu
oficerowi Wojska Polskiego, do końca wiernemu przysiędze wojskowej i
honorowi żołnierskiemu - napisano w projekcie uchwały.
Podkreślono również, że Sejm wyraża
głębokie ubolewanie z powodu oczerniającej kampanii, szargającej mundur
polskiego żołnierza, wymierzonej w śp. generała Andrzeja Błasika. Nieprawdziwe
i urągające godności zarzuty kierowane przez lata wobec śp. generała
Błasika są bezprecedensową próbą okrycia hańbą oficera Wojska Polskiego.
(...) Sejm zwraca się do Prezydenta Rzeczypospolitej, Zwierzchnika Sił
Zbrojnych, o podjęcie niezbędnych działań, które pozwolą na
przezwyciężenie kłamstwa utrwalonego w opinii światowej i przywrócenie honoru byłego dowódcy Sił Powietrznych RP - napisano w projekcie.
Rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy
(MAK) w styczniu 2011 r. w raporcie wskazał, że we krwi gen. Błasika
wykryto 0,6 promila alkoholu. Oficjalne stanowisko strony polskiej z
2011 roku, wobec raportu MAK głosiło, że nie można się odnieść do informacji o obecności alkoholu we krwi gen. Błasika ze względu na brak dokumentacji źródłowej.
Wdowa po generale oceniała, że jest to haniebna próba szkalowania pamięci męża.
Jej pełnomocnik mec. Bartosz Kownacki wniósł o weryfikację twierdzeń
MAK i zbadanie sprawy rzekomej zawartości alkoholu we krwi Błasika.
Przedstawiciel wnioskodawców, poseł PiS
Ryszard Terlecki argumentował na czwartkowym posiedzeniu komisji, że
uchwała ma przywrócić honor generała Błasika. Uchwałą Sejmu zwracamy
się do najwyższej instytucji państwa, aby przywrócić honor generała,
honor polskich sił powietrznych, honor polskiej armii i wreszcie honor
Rzeczpospolitej - mówił Terlecki.
Przewodnicząca komisji posłanka PO Iwona Śledzińska-Katarasińska zwróciła uwagę, że gen. Błasika oszkalowano w raporcie rosyjskim pani Anodiny. Nie
przypominam sobie - mówiła - aby ktokolwiek z władz publicznych
Rzeczpospolitej - ani Sejm, ani rząd, ani prezydent - szkalował pamięć
gen. Błasika.
Jak mówiła, ówczesny minister obrony Bogdan Klich oddawał hołd gen. Błasikowi. Było odcięcie się od tych sformułowań, od tych pomówień z raportu Anodiny - powiedziała Śledzińska-Katarasińska.
Terlecki podkreślił, że zabrakło sprostowania tez przedstawionych w raporcie MAK-u. Ani
rząd, ani inne instytucje polskiego państwa nie prostowały kłamstwa
zawartego w raporcie i zawartego następnie w szerokiej kampanii, która
również przetoczyła się przez Polskę, przez polskie media i wtedy nikt
nie stawał oficjalnie w obronie niesłusznie oskarżonego generała - powiedział Terlecki.
20 marca br. Naczelna Prokuratura Wojskowa
ujawniła opinię biegłych, zgodnie z którą zarówno gen. Błasik, jak i
załoga Tu-154M, personel pokładowy i funkcjonariusze BOR byli trzeźwi w
momencie katastrofy smoleńskiej. Dzień później premier Donald Tusk
mówił, że polska komisja i prokuratura nigdy nie zgodziły się z tezą o
nietrzeźwości gen. Błasika. Jak dodał, strona polska w bardzo wielu
miejscach nie zgodziła się z raportem MAK, zaś polska komisja
wysłała w bardzo szybkim trybie dziesiątki mniej lub bardziej
szczegółowych uwag dotyczących niesolidności tego raportu.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
78. PiS chce wyjaśnień ws. brzozy
PiS chce wyjaśnień ws. brzozy ze Smoleńska
Senatorowie PiS domagają się wyjaśnień od rządowego eksperta Macieja Laska w sprawie badań brzozy ze Smoleńska.
W specjalnym liście pytają oni m.in. czy
komisjarządowa badała brzozę, w którą miał, według jej raportu 10
kwietnia 2010 r. uderzyć Tu-154M? Chcą oni wiedzieć na podstawie jakich
badań komisja stwierdziła, że znalezione fragmenty metalowe pochodziły z
rozbitego samolotu. Pytania grupy senatorów PiS mają związek z
informacją o nowych badaniach brzozy ze Smoleńska, jakie chcą
przeprowadzić wojskowi prokuratorzy.
Senator Beata Gosiewska, powiedziała, że badania komisji Millera są
niewiarygodne, gdyż raport został napisany na podstawie raportu Anodiny.
Bez przeprowadzenia rzetelnych badań. Senator mówi, że rządowi eksperci
nie udzielają jasnych odpowiedzi co do elementów znalezionych w
brzozie.
- Czy komisja rządowa pod przewodnictwem Millera badała tą
brzozę? Ile było tych fragmentów i z jakich elementów konstrukcyjnych
samolotu te fragmenty pochodziły? Wiemy, że co do jednego fragmentu
prokuratura miała wątpliwości. Na podstawie jakich badań komisja
stwierdziła, że znalezione w brzozie metalowe fragmenty pochodziły z
rozbitego samolotu? Czy w świetle mechaniki katastrofy przedstawionej
przez komisję na symulacjach komputerowych było możliwe, by znalazł się w
niej odłamek innej niż skrzydło części samolotu, biorąc pod uwagę, że
według właśnie tychże symulacji, lewe skrzydło samolotu było jedyną
częścią, która mogła mieć kontakt z brzozą? – pytała senator Beata Gosiewska.
23 kwietnia pojawiły się informacje o nowych badaniach smoleńskiej
brzozy i elementów znalezionych w drzewie, zarządzonych przez wojskową
prokuraturę.
Prokuratorów zastanawiał jeden z elementów, znaleziony w drzewie,
który został wykonany ze stopu, na który nie natrafiono w skrzydle
prezydenckiego samolotu.Nadal nie są jednak znane wyniki z tych badań.
Wosztyl: „było słychać detonacje”
„Jesteśmy na początku wyjaśniania przyczyn tragedii smoleńskiej”.
Rondo im. gen. pil. Andrzeja Błasika
Wartkowice uhonorowały gen. pil. Andrzeja Błasika, nazywając jego
imieniem rondo w Starym Gostkowie, nieopodal rodzinnej miejscowości
dowódcy Sił Powietrznych. Nadanie imienia nastąpiło w czwartek, 8 maja
2014 r., i połączone było z obchodami setnej rocznicy powstania Legionów
Polskich.
Przy rondzie im. gen. pil. Andrzeja Błasika stanął również przeniesiony z
innego miejsca pomnik poświęcony legionistom.
http://www.naszdziennik.pl/galeria/76759,rondo-im-generala-andrzeja-blas...
Prokuratorzy od Smoleńska bez winy
Wojskowy Sąd Okręgowy w Poznaniu utrzymał w mocy
decyzję prokuratury o umorzeniu śledztwa w sprawie niedopełnienia
obowiązków przez polskich prokuratorów wojskowych w Smoleńsku w 2010
roku. Po ogłoszeniu wyroku większa część publiczności na znak protestu
wyszła z sali.
Zażalenie w tej sprawie złożył pełnomocnik części ofiar, mec. Piotr Pszczółkowski. Sąd uznał, że w trakcie pracy prokuratorów w Smoleńsku mogło dojść do uchybień, ale nie doszło do przestępstwa. Decyzje podejmowane przez prokuratorów nie były, w ocenie sądu, podejmowane w złej wierze.
Według pełnomocnika części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej wojskowi prokuratorzy, mieli nie dopełnić obowiązków, gdyż nie wnioskowali o udział i nie brali udziału w sekcjach zwłok, a także nie przeprowadzili tych sekcji po przetransportowaniu ciał ofiar do Polski.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
79. Prokuratorzy wystąpili o
Prokuratorzy wystąpili o opinię ws. metalu ze smoleńskiej brzozy
Prokuratorzy wojskowi badający katastrofę smoleńską wystąpili
do Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych w Warszawie o opinię dot.
fragmentów metalu znalezionych w smoleńskiej brzozie.
Kpt. Marcin Maksjan z NPW powiedział, że opinia ma dotyczyć badań
porównawczych “fragmentów metalu zabezpieczonych w Rosji w toku oględzin
dwóch fragmentów brzozy w lutym i marcu 2013 r. oraz wycinków metalu
pobranych jako materiał porównawczy z lewego skrzydła wraku Tu-154M”.
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, informowała w kwietniu, że
uszkodzenia drzewa “mogły być spowodowane przez skrzydło samolotu
Tu-154M”.
Trzy fragmenty metali w pniu brzozy – jak wtedy podawano –
“najprawdopodobniej pochodzą z elementów konstrukcyjnych skrzydła
samolotu”, natomiast “co do kolejnych siedmiu biegli nie mogą wykluczyć,
że one mogą pochodzić z tego samolotu”.
Katastrofa pod Rawą z powodu sztucznej mgły?
wpis mec. Janusza Wojciechowskiego
Jeśli to była ta mgła, o której mówią sadownicy, to
kobieta musiała się zatrzymać, bo nie widziała wycieraczek własnego
samochodu...
Ludzie mówią, słyszę to z paru
różnych źródeł, że katastrofa w Kowiesach, pod Rawą Mazowiecką, na
szosie S-8, w której zginęły 3 osoby, a 25 zostało rannych, katastrofa,
która obnażyła kompletną niesprawność państwowego systemu ratownictwa,
katastrofa, która dziś jest przedmiotem obrad nadzwyczajnego posiedzenia
sejmowej Komisji Zdrowia, nastąpiła z powodu sztucznej mgły.
Słyszę od znajomych sadowników, że niektórzy sprowadzili jakieś
rosyjskie agregaty rozpylające glicerynę i że jest to technologia
chroniąca sady przed przymrozkami. Mgła z tego rozpylania robi się ponoć
taka, że człowiek wyciąga przed siebie ręce i nie widzi własnych dłoni.
Po obu stronach szosy w Kowiesach są sady, a wieczorem przed katastrofą zapowiadane były przymrozki.
Z relacji o katastrofie w Kowiesach można było wyczytać, że kobieta,
obywatelka Czech, zrobiła błąd, bo zatrzymała się we mgle. Jeśli to była
taka mgła, o której mówią sadownicy, to kobieta musiała gwałtownie się
zatrzymać, bo nie widziała nawet wycieraczek własnego samochodu. To by
tłumaczyło dziwne zachowanie kierującej, która wylądowała na barierce
rozdzielającej przeciwległe pasy szosy katowickiej, a na nią zaczęły
wpadać kolejne samochody.
Dziś na Komisji Zdrowia poseł PiS Marcin
Witko ma pytać o tę sztuczną mgłę. Uznają go za oszołoma czy ktoś się
tym zainteresuje?
------------------------------------------------------------------
KUBLIKOWA W CAŁEJ OBRZYDLIWEJ OKAZAŁOŚCI, KOBIECINA NIE WIE, JAK ZAROBIĆ NA PREMIĘ U TUSKA. KOBIECINA Z AMNEZJĄ? SPYTAŁA, ILE WAJDA NAZBIERAŁ NA FILM O TW BOLKU? ZERO? NIEMOZLIWE !!!!!! KUBLIKOWO, ILE ZARABIACIE U LASKA? RZUĆTA CÓŚ DO CZAPKI, NIE BUJTA SIĘ :)))
pisf musi sfinansowć kolejne POgrossie czy inną szumowinę, jak europropagande waszej kuleżanki Hagaty, nie rznijta Kublikowata głupa, tak durna nie jesteśta przeca :))))
kublik
Tylko 200 tys. zł na film smoleński? To cios zadany przez Naród!
Ledwie 2 tys. osób wpłaciło łącznie 208 tys. zł na konto fundacji Antoniego Krauzego "Smoleńsk 2010". Reżyser chciał z tych wpłat sfinansować fabułę filmu "Smoleńsk". Dla twórców tego filmu to cios między oczy wymierzony przez naród.
Marcin Wolski, Maciej Pawlicki, Tomasz Łysiak oraz Krauze napisali scenariusz opowiadający o katastrofie prezydenckiego tupolewa 10 kwietnia 2010 r. A właściwie o zamachu, bo scenarzyści za ustalone fakty przyjęli bujdy opowiadane przez pseudoekspertów od Antoniego Macierewicza.
208 tys. na film oczywiście nie wystarczy (potrzeba ok. 11 mln zł) i pewnie ten film nie powstanie nigdy, choć fundacja "Smoleńsk 2010" zapowiada kolejną zbiórkę.Dla twórców tego filmu to cios między oczy. Tym boleśniejszy, że wymierzony przez naród. Tak, tak, przez naród, bo to właśnie na wsparcie narodu liczył Krauze i scenarzyści.
Przed rokiem Polkowski tłumaczył, że to będzie "pierwszy taki film, który jest filmem narodowym, który współtworzy narodowego ducha". A Pawlicki dorzucał: "To jest film, którego producentem jesteście państwo wszyscy. To jest film realizowany na bardzo głębokie zamówienie społeczne".
Jak widać, zamówienia (głębokiego ani w ogóle żadnego) społecznego nie ma, naród nie chce oglądać hipotez Macierewicza w wersji fabularnej.
Naród odmówił sfinansowania filmu Krauzego. A parę miesięcy wcześniej zrobił to Polski Instytut Sztuki Filmowej (Krauze wystąpił o 5,5 mln zł). Eksperci PISF, m.in. Sławomir Fabicki, Jerzy Skolimowski i Jerzy Stuhr scenariusz "Smoleńska" dosłownie zmiażdżyli: świat "Smoleńska" jest czarno-biały, a historia przewidywalna, postaci są jednowymiarowe, brakuje zwrotów akcji, główna bohaterka (dziennikarka, która szuka prawdy o katastrofie smoleńskiej) jest papierowa, rację ma tylko jedna strona, zło jest anonimowe, rażą patetyczne dialogi, a w ogóle to nie fabuła, ale fabularyzowana publicystyka.
Widać naród zgodził się z ekspertami. Tymi z PiSF, nie od Macierewicza.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Warszawski sąd okręgowy oddalił pozew prywatnej osoby wobec Jarosława Kaczyńskiego za jego słowa z 2012 r., że 10 kwietnia 2010 r. "zamordowano 96 osób, w tym prezydenta". Uzasadnienie? Każdy może mówić, co myśli o katastrofie smoleńskiej.
Powodem był 67-letni Edward O., z zawodu stroiciel fortepianów. Domagał się od prezesa PiS 300 tys. zł zadośćuczynienia za naruszenie swych dóbr osobistych. Twierdził, że jako osoba "zdrowo myśląca" poczuł się osobiście dotknięty słowami J. Kaczyńskiego.
Prezes PiS, komentując w październiku 2012 r. ówczesne twierdzenia "Rzeczpospolitej" o "trotylu na wraku tupolewa" (czemu prokuratura potem zaprzeczyła), oświadczył, że "zamordowanie 96 osób, w tym prezydenta RP, innych wybitnych przedstawicieli życia publicznego, to niesłychana zbrodnia". Podkreślił też, że każdy, kto choćby przez matactwo miał z nią cokolwiek wspólnego, musi ponieść konsekwencje.Strona pozwana wnosiła o oddalenie powództwa w całości jako bezpodstawnego. Sąd uznał, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda. - Każdy może mieć określone zdanie na temat tej katastrofy - mówiła sędzia Janina Dąbrowiecka w lakonicznym uzasadnieniu wyroku. Dodała, że ma do tego prawo zwłaszcza pozwany, który w Smoleńsku stracił brata i bratową i jest jednym z pokrzywdzonym w śledztwie ws. katastrofy. - Jeśli sąd zasądziłby w takiej sprawie przeprosiny lub zadośćuczynienie, byłoby to ograniczeniem wolności słowa - dodała sędzia.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15997983,Pozew_wobec_Kac...
e=warszawa#BoxWiadTxt
Prof. Binienda: "Od prokuratorów usłyszałem, że ich zadaniem jest
służenie grupie, która nie życzy sobie, aby prawda ujrzała światło
dzienne". WYWIAD
20 maja 2014, 17:31
"Osoby takie jak Lasek, Setlak i im podobni są sowicie opłacani za blokowanie prawdy o katastrofie smoleńskiej".
Wywiad pochodzi ze strony Blog-n-Roll.
Panie Profesorze, jest Pan osobą o ugruntowanej pozycji w
środowisku naukowym – choć media, te same media które jeszcze niedawno
przekonywały nas o wyjątkowo złowrogiej roli generała Błasika w locie
samolotu TU-154M,
wciąż wolą przedstawiać Pana jako naukowca nie znanego nikomu. Czy
przypomina Pan sobie moment, w którym dziekan Wydziału Inżynierii
Cywilnej uniwersytetu w Akron, redaktor naczelny kwartalnika naukowego
„Journal of Aerospace Engineering” wydawanego przez ASCE, laureat wielu nagród - w tym przyznawanych przez NASA – zaczął być przedstawiany w mediach nad Wisłą jako osoba kompletnie niewiarygodna, niemal człowiek znikąd?
Prof. Wiesław Binienda: Z chwilą przedstawienia
pierwszej symulacji uderzenia skrzydła w brzozę, media nad Wisłą
głównego nurtu z furią uderzyły we mnie kampanią nienawiści i
dyskredytacji mojej osoby. Nawet Prezydent Polski nie mógł powstrzymać
się od ataku, określając mnie jako „egzotycznego naukowca”. Liczne
szeregi płatnych sługusów władzy zaczęły zasypywać mnie, administrację
mojej uczelni, moich kolegów z NASA i ASCE, a nawet moich doktorantów i studentów emailami, których celem było zdyskredytowanie mnie w ich oczach, czyli zaszkodzenie mi w USA i
zniszczenie mnie w oczach opinii publicznej w Polsce. Dzięki Bogu,
okazało się, że pomimo ich wielkiego wysiłku, moja reputacja jest na
tyle dobrze ugruntowana, że nie byli w stanie zaszkodzić mi w moim
zawodowym środowisku. Polakom w Polsce pozostawiam decyzję, czy
ulegną neo-stalinowskiej propagandzie, czy będą w stanie wyrobić sobie własną
opinię na podstawie rzetelnych informacji, jakie mogą znaleźć na
stronie internetowej mojej uczelni odnośnie mojego dorobku naukowego
oraz badań jakie przeprowadziłem w sprawie katastrofy smoleńskiej.
—
Choć to sprawa na pewno dla Pana nieprzyjemna, to
chcielibyśmy poprosić o rozwinięcie. 2 lata przed katastrofą został pan
laureatem stowarzyszenia Polish Engineering Association, a więc został
Pan uznany przez Polonię za wybitnego naukowca amerykańskiego polskiego
pochodzenia. Kto i w jaki sposób zrobił wiele, by wszystkie Pana
osiągnięcia i wyróżnienia przedstawić w zupełnie innym świetle? Pojawił
się wszak cały zespół ludzi, którzy nagabywali przeciwko Panu
wszystkich w Pana środowisku, w tym Pana przełożonych, włącznie z
prezydentem Pana uczelni….
To jest ciekawe pytanie również dla mnie, kto tak naprawdę inspiruje
tę kampanię agresji i nienawiści przeciwko mnie, oraz przeciwko
wszystkim moim kolegom współpracującym z Zespołem Parlamentarnym
kierowanym przez Pana Ministra Macierewicza. Z analizy sytuacji widać,
że bierze w tym udział rząd za pośrednictwem propagandystów Pana Laska,
prokuratura wojskowa oraz główne media z GW na
czele. Wiemy już, że osoby takie jak Lasek, Setlak i im podobni są
sowicie opłacani za blokowanie prawdy o katastrofie smoleńskiej. Mam
jednak wrażenie, że istnieje pewne centrum dowodzenia, które
przygotowuje argumentację, jak najskuteczniej nas uderzyć, by ludzie
przestali nas słuchać oraz planuje strategię działania i czas uderzenia.
W tym samym czasie kiedy polskie środowiska broniące rosyjskiej
wersji katastrofy smoleńskiej nas niszczyły, środowiska polonijne
takie jak wspomniane przez Pana Polish Engineering Association czy
Kongres Polonii Amerykańskiej na stan Illinois, a ostatnio Fundacja
Kościuszkowska, wyrazili swoje uznanie dla mojego dorobku naukowego i
pracy społecznej dla Polski. Jestem im wdzięczny, że nie ulegli presji i
byli w stanie samodzielnie ocenić fakty.(..)
---------------------------------------------
Cztery lata, miesiąc, 12 dni i już są. Prokuratura ma nowe nagrania z kokpitu TU-154M. Będzie przełom?
http://wpolityce.pl/smolensk/196820-cztery-lata-miesiac-12-dni-i-juz-sa-...
W lutym polscy biegli w Moskwie po raz kolejny skopiowali nagrania z „czarnej skrzynki” TU-154M. Jak we wszystkich kwestiach związanych ze zbieraniem materiału dowodowego w Rosji, nie przywieźli ich od razu do Polski, ale zostawili w depozycie, by grzecznie poczekać, aż nasi wschodni „partnerzy” je prześlą.
Wreszcie są!
Czynności te polegały na oględzinach nośnika magnetycznego pochodzącego z rejestratora Tu-154M połączonych z ponownym skopiowaniem jego zapisu
— powiedział Polskiemu Radiu kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Wśród otrzymanych materiałów znalazły się m.in. kopie protokołów oględzin nośnika magnetycznego i nagrania oraz fotografie sporządzone podczas przeprowadzania tych oględzin.
Dokumenty trafiły do Polski 5 maja, ale śledczy poinformowali o tym dopiero dziś. Materiały zostały już przetłumaczone. Teraz trafią do analizy biegłych. Wojskowa prokuratura liczy, że przy użyciu nowej metodologii i sprzętu odsłuch zapisu tzw. czarnej skrzynki będzie „skuteczniejszy”. Śledczy mają nadzieję, że uda się rozszyfrować więcej wypowiedzi, a te uznawane dotychczas za anonimowe przypisać konkretnym osobom.
Protasiuk nie lądował na siłę
Biegli: Nie ma żadnych przesłanek pozwalających na formułowanie tezy o lądowaniu Tu-154M za wszelką cenę
Profile psychologiczne pilotów prokuratura
wojskowa otrzymała niemal po dwóch latach prac biegłych z Kliniki
Psychiatrii i Stresu Bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego w
Warszawie. Śledczy uznali początkowo, że dokument musi zostać
uzupełniony. Prokuratorzy nie informowali jednak, jakie elementy zawarte
w opinii biegłych miałyby być uzupełnione. Zaznaczali tylko, że po tym
ekspertyza zostanie ujawniona jedynie w nieznacznych fragmentach.
Zgodnie z art. 210 kodeksu postępowania karnego opinię uzupełnia się,
jeżeli jest niepełna lub niejasna albo gdy zachodzi sprzeczność w samej
opinii. – W ocenie prowadzącego śledztwo, pewne elementy opinii
wymagają uzupełnienia z tych właśnie przyczyn. O zakresie, w jakim
opinia będzie uzupełniana, nie informujemy – mówił „Naszemu Dziennikowi”
w lipcu ub.r. ppłk Janusz Wójcik, p.o. rzecznik Naczelnego Prokuratora
Wojskowego.
Jak jednak ustalił „Nasz Dziennik”, śledczy zrezygnowali z opinii
uzupełniającej. Uznali, że portret psychologiczny sporządzony przez
ekspertów z WIM jest miarodajny.
Opinia psychologiczna załogi powstała m.in. w oparciu o relacje
personelu rozformowanego 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego,
członków rodzin i dokumenty z okresowych badań.
Z ekspertyzy wynika jednoznacznie, że piloci cieszyli się dobrą
opinią wśród kolegów. Biegli stwierdzili przy tym, że nie ma żadnych
przesłanek pozwalających na formułowanie tezy, jakoby załoga tupolewa
chciała lądować za wszelką cenę. Biegli potwierdzili jednak opinię
raportu tzw. komisji Millera, że dowódca lotu do Smoleńska kpt.
Arkadiusz Protasiuk wykazywał pewną skłonność „tunelowania poznawczego”
oraz ukierunkowanie na wykonanie zadania przy biernej postawie załogi,
która podporządkowywała swe działania decyzjom dowódcy. Potwierdzono też
błędy w szkoleniu. Biegli nie przeceniają też tzw. incydentu
gruzińskiego. Ekspertyza polskich biegłych odbiega od treści opinii
rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego. MAK uznał, że dowódca
miał osobowość konformistyczną, a wpływ na jego stan psychiczny i
podejmowanie decyzji miały m.in. brak doświadczenia i umiejętności,
strach przed konsekwencjami w przypadku niewylądowania w Smoleńsku oraz
obecność w kabinie pilotów osoby trzeciej – co zresztą podważyli polscy
śledczy.
Opinia polskich biegłych dotycząca profilu psychologicznego załogi
zostanie dołączona do opinii kompleksowej na temat lotu Tu-154 M.
Prokuratura wojskowa otrzymała już wiele dokumentów i opinii
odnoszących się do okoliczności katastrofy. Prokuratorzy wykazali m.in. –
po przeprowadzonych ekshumacjach – złożenie ciał sześciu ofiar
katastrofy w niewłaściwych grobach. Śledczy wskazywali także na brak
przesłanek oraz dowodów na wybuch na pokładzie Tu-154M.
W ostatnich miesiącach biegli pracujący nad kompleksową opinią na
temat tragicznego lotu do Smoleńska postanowili po raz kolejny skopiować
zapis rozmów z kokpitu Tu-154M utrwalony na czarnej skrzynce samolotu.
Polscy specjaliści skopiowali to nagranie w lutym br. w Moskwie. Nową
kopię wykonano za pomocą doskonalszego sprzętu i metodologii badań;
biegli podczas prac w Moskwie tak wykonywali kopie nagrania, by można
było odsłuchać osobno każdą z czterech ścieżek. Zawierają one nagrania z
radiostacji (dwie ścieżki), sygnał z mikrofonów w kabinie i taktowanie
zegara rejestratora parametrycznego. Do odsłuchu nagrania posłużył
magnetofon typu MARS-NW, z którego poprzez wysokiej klasy konwerter
analogowo-cyfrowy sygnał był cyfrowo zapisywany na dysku komputera. Nowy
odczyt zapisu rozmów z kokpitu samolotu to nie jedyna ważna opinia
fonoskopijna oczekiwana przez prokuraturę.
Do końca lipca z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych mają
wpłynąć dwa kolejne opracowania biegłych dotyczące zapisów rozmów z
wieży smoleńskiego lotniska oraz nagrania z samolotu Jak-40, który
lądował w Smoleńsku krótko przed katastrofą Tu-154M. Według Rosjan,
działania personelu naziemnego nie miały wpływu na katastrofę. Komisja
Millera wytknęła z kolei kontrolerom chaotyczne działanie, małe
doświadczenie w sprowadzaniu samolotów o wielkości zbliżonej do Tu-154M.
Obsłudze wieży zarzucono „brak samodzielności w działaniu, unikanie
odpowiedzialności, brak jednoznacznych decyzji o konieczności zamknięcia
lotniska w związku z utrzymującymi się warunkami atmosferycznymi
poniżej minimum lotniska i błędy w precyzyjnym naprowadzaniu samolotu”
oraz „utratę świadomości sytuacyjnej”. Błędy Rosjan uznano za „mające
wpływ” na zdarzenie lotnicze.
Anna Ambroziak
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
80. Wysokość na chybił
Wysokość na chybił trafił
„Nasz Dziennik” ujawnia: Część zapisów czarnych skrzynek Tu-154M może prowadzić do fałszywych stwierdzeń
Zapisy z czarnych skrzynek Tu-154M niewiele mówią o położeniu i konfiguracji samolotu.
Dlatego wszystkie dane o parametrach lotu Tu-154M i jego trajektorii trzeba traktować z dużą ostrożnością.
Rejestratory zapisują parametry lotu, posługując się wspólnym
systemem wymiany danych, z którego korzysta także pilot automatyczny.
Rosyjskie czarne skrzynki zawierają dane o 42 parametrach analogowych i
55 dyskretnych. Polski rejestrator ATM-QAR pobierał też dodatkowo 6
parametrów analogowych i 2 dyskretne, dotyczące wibracji silników. Każdy
z parametrów dyskretnych ma tylko dwa stany „tak” i „nie”. Wystarczy,
że na taśmie magnetycznej odpowiadać temu będzie namagnesowanie lub
nienamagnesowanie odpowiedniego miejsca. To najprostszy zapis
najmniejszej ilości informacji, w informatyce nazywa się go bitem. Jako
bity zapisuje się sygnały z rozrzuconych po całym samolocie czujników,
głównie informujące o różnego rodzaju usterkach, ale także położeniu
niektórych przełączników, wciśnięciu wybranych przycisków, odbiorze
sygnałów, wypuszczeniu podwozia i wielu podobnych.
Problem pojawia się, gdy chcemy zapisać dane, których nie da się
przedstawić w postaci zero-jedynkowej. Jak na przykład zapisać wysokość
barometryczną, którą wysokościomierz mierzy w przedziale od -250 do 1,3
tys. metrów. Przyrząd tę liczbę przekazuje w postaci sygnału
elektrycznego do systemów sterowania. Im większe napięcie prądu, tym
wyżej (lub odwrotnie). Ten prąd służy do wychylenia wskazówki „zegara”,
który widzi załoga w kokpicie. Mamy zatem tu do czynienia z urządzeniem w
pełnym znaczeniu analogowym. Ale ta sama wysokość, gdy ma trafić do
czarnej skrzynki (czy innego rejestratora), zostaje zamieniona na
liczbę, którą daje się zapisać w 8 bitach. Osiem zer lub jedynek daje
256 możliwości (dwa do ósmej potęgi).
52 metry różnicy
W efekcie zapis parametru analogowego jest w czarnej skrzynce
naprawdę dyskretny. Skoro możemy zapisać tylko 256 różnych wysokości, to
siłą rzeczy pojawia się spora niedokładność. Gdyby zakres od -250 do
1,3 tys. podzielić po równo, wychodzi odstęp między możliwymi
wartościami ok. 52 metrów. Inne wartości pomiarów są po prostu
przybliżane do najbliższych z tych 256 możliwych. Do tego rejestrator
zapisuje pakiet parametrów co pół sekundy, więc nie odnotowuje zmian
parametrów lotu, które trwały bardzo krótko i akurat nie „trafiły” w
czas rejestracji.
Z pewną utratą dokładności mamy do czynienia zawsze, gdy dane
analogowe zamieniane są na cyfrowe (digitalizacja). Strata danych jest
mniejsza, jeśli zapisuje się częściej (wyższa częstotliwość próbkowania)
i więcej pamięci przeznaczono na rejestrowany parametr (większa
rozdzielczość danych). Z drugiej strony zapis cyfrowy jest powszechnie
stosowany, gdyż dzięki zamianie zjawisk fizycznych, takich jak napięcie
prądu czy ciśnienie, na liczby unikamy wielu zakłóceń, szumów. Możemy
dane poddawać obróbce w komputerze, a także szyfrować i rozszyfrowywać.
Jak tłumaczył inż. Piotr Lipiec, członek Państwowej Komisji Badania
Wypadków Lotniczych, podczas konferencji „Mechanika w lotnictwie” w
Kazimierzu Dolnym, nowoczesne systemy rejestracji parametrów lotów we
współczesnych samolotach przyjmują standard przynajmniej 12 bitów na
każdy parametr (4096 możliwości). Dla wartości takich jak wysokość
barometryczna jest nawet 20 bitów (ponad milion). W efekcie dokładność
zapisu wyniesie niecałe półtora centymetra – to o wiele mniej niż
precyzja pomiaru zainstalowanego przyrządu.
Ale w Tu-154M bitów było tylko osiem. Skutkiem tego na wykresach,
które można zobaczyć w raportach MAK i komisji Millera kolorowe krzywe
mają kształt schodów. Na wykresach często widać też „piki” – krótkie,
duże zmiany parametru, który za chwilę wraca do poprzedniej wartości.
Traktując bezkrytycznie te dane, można byłoby pomyśleć, że samolotem w
ciągu sekundy rzuca na przykład o 61 metrów w górę i z powrotem. – Tak
naprawdę jedynie wysokość samolotu zbliżyła się do granicy punktów na
skali –wyjaśnia Lipiec. Ekspert był też członkiem komisji Millera, w
której zajmował się zapisami rejestratorów. Był także przedstawicielem
polskiej komisji podczas otwierania i wstępnych badań w USA
amerykańskich systemów TAWS i FMS.
To samo dotyczy prędkości, przyspieszenia, położenia samolotu w
przestrzeni, stanu usterzenia itd. Gdy bezmyślnie interpretuje się
wykresy bez uwzględniania rozdzielczości pomiaru, łatwo dojść do
wniosku, że stało się coś nadzwyczajnego.
Problem w tym, że te gwałtowne zmiany różnych wskaźników nie są
jednoczesne. A gdyby z samolotem naprawdę stało się coś takiego, że
nagle „podskakuje” kilkadziesiąt metrów, mielibyśmy tego ślad nie tylko w
zmianie wysokości, ale i wykresie przyspieszenia, przeciążenia i
innych.
Świadomość sposobu zapisu danych pozwala uniknąć tego rodzaju błędu. Ale to niestety nie wszystko.
Bez współrzędnych GPS
Otóż podstawowym zadaniem komisji badającej przyczyny wypadku jest
odtworzenie trajektorii lotu. Jest to w przypadku samolotu takiego jak
Tu-154M zadanie dość trudne i skomplikowane. Czarna skrzynka nie
rejestruje położenia (np. współrzędnych z GPS). Mamy dane o wysokości,
prędkości i innych wskaźnikach w prawie dowolnym momencie. Ale nie
wiadomo, gdzie wtedy była maszyna. Jej położenie wylicza się na
podstawie prędkości, wysokości i danych o różnych punktach
charakterystycznych, jak np. przelot nad radiolatarnią, co odnotowuje
czarna skrzynka. Można też synchronizować rejestrator parametryczny z
dźwiękowym i wykorzystywać uzyskane w ten sposób informacje.
Najprostszy sposób odtworzenia trajektorii to wykorzystanie jakiegoś
punktu, dla którego znamy położenie samolotu i w czasie, i w
przestrzeni, na przykład przelotu nad radiolatarnią (dokładniej tzw.
markerem). Następnie rysuje się na mapie trajektorię w oparciu o
zapisaną prędkość samolotu. Ale takie podejście rodzi wiele
niedokładności. Stąd do korekty trajektorii używa się wysokości.
Ponieważ różnica między wysokością radiową (czyli rzeczywistą wysokością
nad ziemią pod samolotem) a barometryczną (tj. wysokością nad progiem
pasa) wynosi tyle, ile różnica wysokości gruntu pod samolotem i
wysokości progu pasa, można (znając profil terenu) znaleźć miejsce,
gdzie wszystkie te wysokości poprawnie się sumują. Odczyt wysokości
radiowej po zapisaniu w ośmiu bitach znany jest z dokładnością do ok. 3
metrów.
Jak jednak porównać te wartości z wysokością barometryczną znaną z
dokładnością do 61 metrów? Nie da się takich danych wykorzystać do
efektywnej korekty trajektorii.
Jest jeszcze jeden problem związany z zapisem parametrów w czarnych
skrzynkach. Otóż zakres każdego wskaźnika nie jest do celów
digitalizacji dzielony równo. Tak naprawdę w ogóle nie jest w żaden
sposób przemyślany „dzielony”. Robi się odwrotnie. Samolot podczas prób
po wyjściu z fabryki i po naprawie głównej wykonuje loty kontrolne, w
czasie których leci w różnych konfiguracjach, załoga je zapisuje, a
potem porównuje się to z zapisem rejestratora. W efekcie powstają tzw.
skale parametryczne. To po prostu tabele (lub wykresy) pozwalające
zamienić liczbę od 0 do 255 na wartość fizyczną (wysokość, prędkość,
kąt).
A zatem komisje badające katastrofę musiały zaufać skalom, które
przygotowali rosyjscy piloci doświadczalni, znajdującym się w
dokumentacji technicznej producenta, a potem naprawy głównej. W archiwum
specpułku powinny być cztery zestawy skal: z 1990 roku (z oblotów po
wyprodukowaniu maszyny), 1996 i 2003 roku (napraw głównych we
Wnukowskich Zakładach Remontów Lotniczych pod Moskwą) i 2009 (naprawy
głównej w Zakładzie Lotniczym Awiakor w Samarze).
– Komisja używała tylko najnowszego. Tak się zawsze robi, bo
wystarczy, że wymieniono jakiś przyrząd i już stara skala jest
nieaktualna – tłumaczy Piotr Lipiec. Okazuje się, że komisja w ogóle nie
porównała rosyjskich skal. Najnowsza zapewne rzeczywiście jest
najlepsza, ale przejrzenie pod kątem poważniejszych rozbieżności
pozwoliłyby upewnić się, że podczas skalowania nie doszło do błędu lub
manipulacji zaburzającej wyniki. Nikt tego jednak nie zrobił.
Piotr Falkowski
Gromosław Czempiński: Najczęstszą przyczyną katastrof lotniczych jest błąd ludzki
Wydaje się, że wystarczy przestrzegać bardzo dobrych
przepisów lotniczych, by do wypadków nie dochodziło. Technika rzadko
zawodzi. Najczęściej mamy do czynienia z błędem ludzkim - mówi gen.
Gromosław Czempiński.
Recenzja do opinii
wykluczającą obecność materiałów wybuchowych na Tu-154M
Na podstawie badań wykonanych przez Centralne Laboratorium
Kryminalistyczne Policji nie można było wykluczyć obecności materiałów
wybuchowych na pokładzie samolotu Tu-154M – twierdzą prof. Krystyna
Kamieńska-Trela i prof. Sławomir Szymański. Na zlecenie mec. Piotra
Pszczółkowskiego podjęli się oceny działań specjalistów CLKP.
W ocenie recenzentów, których tezy omówił tygodnik „w Sieci”, CLKP
popełniło błąd, przyjmując, że stwierdzenie obecności materiału
wybuchowego w danej próbce będzie możliwe jedynie, gdy pozytywny wynik
dadzą badania czterema metodami chromatograficznymi, jakim każda próbka
została poddana. Policyjni technicy mieli też błędnie podejść do badań
detektorem TEA, reagującym na obecność związków zawierających azot. CLKP
sygnały tego urządzenia zinterpretowało jako wskazanie obecności
ftalany, węglowodorów, terpentyny oraz kwasu fosforowego
(niezawierających azotu).
Dokumentacja została wysłana do prokuratury pocztą priorytetową w
piątek. To kilka stron zawierających najważniejsze wnioski, a także
obszerne załączniki o charakterze technicznym, dokumentujące błędy
znalezione w opinii CLKP.
Mecenas Pszczółkowski wnioski profesorów będące wynikiem
dwumiesięcznych analiz uważa za druzgocące. Jak wyjaśnił, przede
wszystkim metoda badań przyjęta przez CLKP jest metodologicznie zła, a
jedno z prowadzonych badań dających dokładniejsze wyniki zostało
przeprowadzone tylko w kierunku wykrycia trotylu. Nie wiadomo, jakiego
wzorca użyto w badaniach chromatograficznych, bo nie został on opisany.
Co więcej, ów wzorzec w czasie badań zmieniał się, a różnice sięgają od
35 do 23 znaków. Zaniechano także codziennej kalibracji wzorca, a
nieskalibrowany „rekordzista” funkcjonował przez 24 dni. Jak zaznaczył
pełnomocnik, recenzenci wskazali też, że część uzyskanych wykresów jest
niepełnych (są od góry obcięte).
Wniosek ws. działań polskich prokuratorów w Smoleńsku
Do prokuratora generalnego wpłynął wniosek o kasację postanowienia Wojskowego Sądu Okręgowego w Poznaniu – informuje Nasz Dziennik.
Chodzi o wyrok sądu w Poznaniu, który utrzymał decyzję prokuratury
ws. umorzenia śledztwa dotyczącego działań polskich prokuratorów
wojskowych po katastrofie w Smoleńsku. W imieniu części rodzin ofiar
katastrofy wniosek złożył mec. Piotr Pszczółkowski.
Dochodzenie w sprawie niedopełnienia obowiązków przez śledczych
wszczęto w listopadzie 2012 r. Mecenas wskazywał w nim, że prokuratorzy
nie brali udziału w sekcji zwłok, a także nie przeprowadzili ich po
przetransportowaniu ciał do Polski. Według mec. Pszczółkowskiego decyzja
o zaniechaniu przez polskich śledczych przeprowadzenia oględzin i
sekcji zwłok ofiar katastrofy narusza interes publiczny państwa oraz
prywatny bliskich ofiar.
Rozstrzygnięcie sprawy przez sąd nie spełnia wymogów kontroli instancyjnej – podkreśla pełnomocnik części rodzin ofiar tragedii.
– Sąd w Poznaniu także wbrew twierdzeniom zażalenia, które
uprzednio wywodziłem nie odniósł się do enumeratywnie wyliczonych
przepisów, które naruszyli prokuratorzy Wojskowej Prokuratury Okręgowej i
Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Moskwie i w Smoleńsku w dniach od
10-21 kwietnia. W szczególności mowa o przepisach tzw. regulaminu
urzędowania wojskowych jednostek prokuratury. Sąd określił całość
wyłącznie stwierdzeniem, że nie doszło do naruszenia przepisów. Nie do
przyjęcia jest rozumowanie sądu odnośnie stwierdzenia, że nie doszło
tutaj do naruszenia interesu publicznego, bądź prywatnego moich klientów
– powiedział Pszczółkowski.
W przypadku negatywnego rozpoznania skargi przez prokuratora
generalnego mecenas nie wyklucza skierowania skargi do Europejskiego
Trybunału Praw Człowieka.
-------------------------------------------------------------------
"Mówienie o Smoleńsku jak o zamachu to k...wstwo". Kuczyński ostro o "sekcie świętego wraka"
28.06.2014
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,16234758,_Mowienie_o_Smolensku_jak_o_zamachu_...
To jest znacznie gorsze niż to, co robił Urban! Rzuca się oskarżenia, że pan premier Tusk i pan prezydent Komorowski współuczestniczyli w zorganizowaniu mordu politycznego. Na to nie ma innego słowa niż k...wstwo, łajdactwo, sukinsyństwo! To jest k...wstwo spowodowane paranoiczną nienawiścią... - mówi w rozmowie z Robertem Mazurkiem Waldemar Kuczyński, ekonomista i publicysta
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
81. Malezyjski samolot Boeing 777
Malezyjski samolot Boeing 777 rozbił się na Ukrainie, w obwodzie donieckim.
©
Malezyjski boeing został zestrzelony
295 osób lecących Boeingiem 777 zginęło na terytorium Ukrainy.
Ukraina chce międzynarodowego śledztwa, które ustali
przyczyny katastrofy samolotu malezyjskich linii lotniczych. Wcześniej
ukraiński MSZ informował, że maszyna, która rozbiła się w obwodzie
donieckim na wschodzie Ukrainy, została zestrzelona z zestawu
rakietowego Buk.
„Rząd domaga się przeprowadzenia szerokiego międzynarodowego śledztwa
w sprawie zestrzelenia 14 lipca w obwodzie ługańskim samolotu An-26 sił
zbrojnych Ukrainy, 16 lipca samolotu Su-25 sił zbrojnych Ukrainy oraz
katastrofy malezyjskiego Boeinga 777 z udziałem Organizacji
Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO) i Europejskiej Organizacji
ds. Bezpieczeństwa Żeglugi Powietrznej (Eurocontrol)” – głosi komunikat
na stronie internetowej ukraińskiego rządu.
Wcześniej Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy
poinformowała, że walczący z siłami rządowymi prorosyjscy rebelianci
dysponują taką bronią.
„Otrzymaliśmy przed chwilą informację, że nad miastem Torez (w
obwodzie donieckim) z zestawu rakietowego Buk zestrzelono samolot
pasażerski. [...] Zginęło 280 pasażerów i 15 członków załogi” – napisał
Anton Heraszczenko na swoim profilu na Facebooku.
Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko uznał katastrofę samolotu
malezyjskich linii lotniczych w obwodzie donieckim na wschodzie Ukrainy
za akt terrorystyczny.
„Poroszenko o zestrzelonym samolocie: to nie jest incydent, nie
katastrofa, lecz akt terrorystyczny” – napisał na Twitterze Swiatosław
Cehołkona, rzecznik prezydenta.
Zorian Szkiriak, doradca szefa ukraińskiego MSW, poinformował, że
wśród ofiar tragedii są obywatele USA. „Zginęło ponad 300 niewinnych
ludzi. Wiadomo o 23 obywatelach USA” –napisał na Facebooku.
Kolejny wniosek do Rosji?
Prokuratorzy ponownie zwrócili się do Rosji o przekazanie dokumentów dotyczących kierowania ruchem lotniczym
Płyta lotniska w Smoleńsku Zdjęcie: Marek Borawski/
Nasz Dziennik
Prokuratorzy badający katastrofę smoleńską
ponownie zwrócili się do Rosji o przekazanie dokumentów dotyczących
kierowania ruchem lotniczym, w tym przepisów obowiązujących w rosyjskim
lotnictwie wojskowym – poinformowała Naczelna Prokuratura Wojskowa.
Wniosek o pomoc prawną w prowadzonym przez Wojskową Prokuraturę
Okręgową w Warszawie śledztwie dotyczącym katastrofy Tu-154M z 10
kwietnia 2010 r. został wysłany do Komitetu Śledczego Federacji
Rosyjskiej jeszcze w czerwcu. Polska prokuratura poinformowała o nim,
gdy dotarł on już do adresatów. Jest to 25. wniosek w tym śledztwie
skierowany do Rosji przez polskich prokuratorów.
– Chociaż większość z 24 wniosków została zrealizowana, to nadal
oczekujemy w szczególności na nadesłanie i zwrot szczątków samolotu
Tu-154M wraz z rejestratorami parametrów lotu oraz pochodzącymi z niego
innymi agregatami i urządzeniami, dokumentacji dotyczącej lotniska w
Smoleńsku, jego wyposażenia, osób pracujących na lotnisku 7 i 10
kwietnia (2010 r.), w szczególności grupy kierowania lotami, oraz aktów
normatywnych regulujących system sprawowania kontroli ruchu lotniczego
na lotnisku w Smoleńsku – mówił w kwietniu szef warszawskiej WPO płk
Ireneusz Szeląg.
Dziś kpt. Marcin Maksjan z NPW powiedział, że oprócz kwestii
dokumentacji lotniczej czerwcowy wniosek o pomoc prawną zawiera także
„szereg innych postulatów”. – Prokuratura zwróciła się m.in. o
przekazanie nośników z zapisem próbek głosu wskazanych świadków oraz
ustalenie tożsamości konkretnych świadków i przesłuchanie ich na
wskazane we wniosku okoliczności – poinformował. Prokuratura nie udziela
szczegółowych informacji na temat tych postulatów.
Prokuratura wojskowa cały czas oczekuje na opinie fonoskopijne
dotyczące zapisów rozmów z wieży smoleńskiego lotniska oraz nagrania z
samolotu Jak-40, który lądował w Smoleńsku krótko przed katastrofą
Tu-154M. Opinie są przygotowywane przez Instytut Ekspertyz Sądowych w
Krakowie. Według ostatnich zapowiedzi biegłych powinny one wpłynąć do
prokuratury jeszcze latem.
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli nie została wypowiedziana umowa, to MAK powinien badać tę katastrofę” - powiedział w TVP Info Maciej Lasek, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Przewodniczący rządowego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej przypomniał, że komisja MAK nie jest tylko ciałem rosyjskim, ale została zawiązana przez porozumienie wszystkich kiedyś wchodzących w skład Związku Radzieckiego republik, także Ukrainy, na terenie której doszło do katastrofy. W związku z tym MAK ma pełne prawo do jej badania.
— komentował szef PKBWL.
Lasek stwierdził, że incydent można nazwać aktem terroryzmu, bo „nawet przypadkowe zestrzelenie samolotu jest takim aktem”.
źródło: tvp.info/Wuj
http://wpolityce.pl/swiat/205502-maciej-lasek-w-tvp-info-rosyjska-komisj...
Płk Edmund Klich: MAK nie powinien wyjaśniać przyczyn katastrofy
Płk Edmund
Klich, były szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, ocenił
w rozmowie z Superstacją, że MAK to byłby zły scenariusz wyjaśniania
katastrofy.
"Najważniejszy będzie wrak, a nie czarne skrzynki"
uderzenia rakietą przeciwlotniczą to wrak będzie podstawowym
dowodem,...
czytaj dalej »
Brzoza mocna niczym „Buk”… Czy samolot po uderzeniu w drzewo wyglądałby
podobnie do maszyny roztrzaskanej przez rakietę? ZOBACZ ZDJĘCIA
http://wpolityce.pl/smolensk/205636-brzoza-mocna-niczym-buk-czy-samolot-...
Cały świat zamarł przerażony tym, do czego doprowadziła zgoda na agresywną politykę Kremla. Śmierć niemal 300 niewinnych ofiar jest kolejną ceną, jaką Zachód płaci za utrzymywanie przez lata przyjaznych stosunków z Putinem, łamiącym od dekady zasady cywilizowanego świata. Przywódcy całego świata mogą muszą mieć poczucie wstydu za brak stanowczej reakcji na to, co „car” z Kremla wyczynia w Europie.
Wielu z przywódców powinno szczególnie gorzko wspominać
moment, w którym przekreślono szanse na rzetelne sprawdzenie, co
zdarzyło się w Smoleńsku. Świat zachodni zdaje się przywiązuje większą wagę do śmierci przypadkowych cywilów niż do śmierci prezydenta kraju NATO oraz całej generalicji sojuszniczej armii. Dziś mało kto jest w stanie zrozumieć zachowanie światowych przywódców po 10/04.
Zaskakuje również obecna buta premiera Donalda Tuska. Jego wypowiedź jest tak wypruta z realiów działań polskiego rządu, że aż brzmi kabaretowo.
— mówił Donald Tusk, jakby zapomniał, że to on właśnie i jego rząd przez lata prowadzili promocję tych, którzy przyczynili się do tego zamachu, którzy mają krew ofiar z Ukrainy na rękach.
Szef rządu dalej ciągnął, apelując, że trzeba „przeprowadzić dochodzenie wyjaśniające wszystkie okoliczności tej zbrodni”. Niestety w sprawie smoleńskiej Tusk wiedział wszystko zawczasu… Zgodnie z wytycznymi, jakie Platforma Obywatelska rozsyłała już w dzień tragedii smoleńskiej „zawinili piloci, do ustalenia pozostało kto ich do tego zmusił”.
Tusk zdaje się uznaje, że sprawa tragedii smoleńskiej była znacznie mniej znacząca niż sprawa zamachu na malezyjski samolot…
— tłumaczył Tusk, choć w sprawie smoleńskiej do dziś wszelkie
próby umiędzynarodowienia śledztwa uważa za przejaw zdrady i
oskarżania rządu o morderstwo.
Tusk przekonuje, że „ta tragedia (na Ukrainie – red.) nie może
pozostać bez reakcji”. Jednak sam o odpowiedzialności politycznej za
sprawę tragedii smoleńskiej ani myśli. Sprawa odpowiedzialności
politycznej w Polsce jest w ogóle symboliczna.
Gdy Donald Tusk pełen przejęcia odnosił się do zamachu nad Ukrainą, na Twitterowym profilu Kancelarii Premiera pojawił się wpis:
Patrząc na to, co rząd robił i mówił ws. smoleńskiej, można odnieść
wrażenie, że w Polsce jest sytuacja, która daje takie usprawiedliwienie…
Jeśli na pokładzie samolotu,
który uległ katastrofie, znajduje się znienawidzony przez ludzi Tuska
polityk, nikt o prawdę o tragedii nie będzie kruszył kopii…
P.S.
Ci, którzy jeszcze mają cień wątpliwości, czy weryfikacją tezy o
zamachu w Smoleńsku warto zająć się na poważnie powinni obejrzeć
zestawienie zdjęć ze Smoleńska oraz z Ukrainy.
ZOBACZ ZDJĘCIA:
Jak widać na zdjęciach zobrazowane są podobnie wyglądające części.
Widać zupełną miazgę na miejscu upadku samolotów, widać podobnie
oderwane fragmenty poszycia, widać podobnie stopione i nadpalone
elementy. Zdjęcia szczątków ludzkich, które widoczne są na
fotografiach ze Smoleńska oraz z Ukrainy, również są podobne. Ich
jednak nie sposób pokazywać publicznie…
Po obejrzeniu fotografii oczywistym staje się pytanie:
Czy samolot po uderzeniu w brzozę wyglądałby podobnie do maszyny roztrzaskanej przez rakietę na pułapie 10 tys. metrów?
autor:
Stanisław Żaryn
Rozmowa pilotów z wieżą
zobacz więcej »
Samolot mógł spokojnie lecieć nad Ukrainą, jego trasa uznana była za
bezpieczną. Załoga nie wysyłała sygnału SOS, ani nie zgłaszała
jakichkolwiek problemów. Boeing runął w czwartek późnym popołudniem na
terytorium wschodniej Ukrainy. Wszyscy pasażerowie i członkowie załogi –
prawie 300 osób – zginęli. Władze kraju potwierdziły, że samolot został
zestrzelony rakietą ziemia-powietrze. Jaka rakieta mogła dosięgnąć
samolot na wysokości 10 kilometrów? Kto i jak mógł ją wystrzelić?
Kto dopisał generała
Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego
samodzielnie „uzupełniła” stenogramy Centralnego Laboratorium
Kryminalistycznego Policji, uznaniowo przyporządkowując niektóre
wypowiedzi gen. Andrzejowi Błasikowi
> Więcej <
Komorowski dopytywany, czy wszystko było w porządku z raportem komisji Jerzego Millera dotyczącym katastrofy smoleńskiej, jeśli teraz dowiadujemy się, że głos, który w tym raporcie przypisano dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzejowi Błasikowi, nie był jego głosem, prezydent ocenił, że "to są pytania do ekspertów". - Jedni eksperci odczytają tak, inni inaczej. Przecież tych taśm nie odczytuje minister spraw wewnętrznych i administracji. Problem polega na tym, że jedni tak to interpretują, inni inaczej - powiedział Komorowski.
Dodał, że oczywiście wolałby, żeby nic z raportu nie było podważane, bo społeczeństwo przede wszystkim oczekuje jednoznaczności.
- Ale potwierdza to moją opinię wygłoszoną bardzo wcześnie po katastrofie, że tak naprawdę do końca będziemy żyli z różnymi wątpliwościami, ale z jedną także pewnością.
Pewność jest taka, że źródłem katastrofy smoleńskiej była próba lądowania w nieodpowiednich warunkach pogodowych - powiedział prezydent.
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/katastrofa-smolenska/prezydent-o-konie...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
82. Katastrofa na Ukrainie. Tusk
Katastrofa na Ukrainie. Tusk chce naciskać na Rosję
- Mamy do czynienia z aktem terroru, nawet jeśli jego sprawcy będą tłumaczyli, że miała miejsce pomyłka - zaznaczył premier.
Konflikt na Ukrainie. Rosja musi zmienić politykę
Według Komorowskiego nie ma możliwości, by państwa NATO zdecydowały się na jakąś formę interwencji militarnej na Ukrainie.
Katastrofa samolotu na Ukrainie. Co z czarnymi skrzynkami?
- Na razie wszystko wskazuje, że był to akt terroru - powiedział Lasek.
Wszystko trzeba potwierdzić w badaniu.
Nie bada się wypadków na podstawie doniesień medialnych, lecz na
podstawie dostępu do danych - powiedział przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Maciej Lasek.Jego zdaniem najważniejszy jest obecnie
dostęp do miejsca katastrofy, rejestratorów parametrów lotu, czyli tzw.
czarnych skrzynek, zapisów radarowych, świadków i ewentualnie informacji
pochodzących z monitoringu strefy konfliktu prowadzonego przez różne
służby. - Dopiero na tej podstawie będzie można potwierdzić lub
wykluczyć którąś z hipotez. Na razie wszystko wskazuje, że był to akt
terroru - powiedział Lasek.Jego zdaniem katastrofa może doprowadzić do
wydania zaleceń profilaktycznych dotyczących szacowania ryzyka -
skierowanych zarówno do linii lotniczych, jak i do państw, gdzie
dochodzi do konfliktów takich jak na Ukrainie.
Lasek wyjaśnił też, że spośród danych z
czarnych skrzynek na hipotezę o zestrzeleniu samolotu rakietą mogą
wskazywać m.in.: zapis głosów w kabinie (zwłaszcza jeśli przed
trafieniem nie było żadnych negatywnych symptomów, a następnie wszystkie
sygnały się urywają) oraz parametrów ciśnienia (mogą wskazać na
gwałtowną dehermetyzację) i przeciążenia. Wskazówką może też być analiza
miejsca zdarzenia i szczątków, które - jak zauważył Lasek - według
pierwszych informacji zostały rozrzucone na obszarze 10 na 15 km. - To świadczy o tym, że samolot rozpadł się na dużej wysokości - ocenił.Szef PKBWL zgodził się z opinią, że zapis
czarnych skrzynek, o ile może potwierdzić, że samolot został zestrzelony
rakietą, to nie wskaże, kto ją wystrzelił. W szczątkach samolotu będzie
można natomiast szukać śladów wskazujące na konkretny rodzaj materiału
wybuchowego oraz resztek rakiety.Lasek zauważył, że czarne skrzynki Boeinga
777 rejestrują bardzo dużo parametrów. Z tego powodu zmanipulowanie
zapisów byłoby bardzo trudne, tym bardziej, że odczytanie pamięci
komputera pokładowego (Flight Management System, FMS) jest możliwe tylko
u producenta w USA (tak samo było w przypadku FMS z Tu-154M, który
rozbił się pod Smoleńskiem). Mam wątpliwość granicząca z pewnością,
że tak wielu zapisów nie da się zmanipulować. Jest możliwość skasowania
danych, ale wtedy prawdopodobnie można je odzyskać, jak z każdego dysku - ocenił.Zdaniem Laska trudno powiedzieć, kto będzie
badał katastrofę, choć Ukraina była i zapewne nadal jest członkiem
Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), który zajmuje się takimi
badaniami. Sceptycznie wypowiedział się też o postulacie władz
ukraińskich, by katastrofę zbadała komisja międzynarodowa. - Nie ma
ciała, które mogłoby badać wypadek i być niezależne, zewnętrzne. Badanie
może zostać przeprowadzone zgodnie ze standardami Międzynarodowej
Organizacji Lotnictwa Cywilnego (ICAO), ale nawet ona nie ma swojej
komisji badającej wypadki, tak samo jak Europejska Agencja
Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA) - powiedział Lasek.Dodał przy tym, że możliwa jest natomiast
komisja z udziałem międzynarodowych ekspertów, nie tylko z państw, które
- ze względu na śmierć swoich obywateli - mają prawo zgłosić swojego
akredytowanego przedstawiciela. Podkreślił, że państwo, które prowadzi
badanie, ma wolną rękę w zapraszaniu zagranicznych ekspertów.
Skutki zestrzelenia samolotu? NATO musi się umocnić
- Myślę, że będzie to dla Zachodu otrzeźwieniem, wyrwaniem z przekonania, że można ten kryzys przeczekać - powiedział szef BBN.
Katastrofa samolotu. Do kogo należała broń?
Według redaktora prowadzącego magazyn "Armia", malezyjski samolot
zestrzelono przez pomyłkę. I wcale nie była to broń pochodząca z Rosji.
"Zamach
na Putina", "Ile odszkodowań zapłacą Ukraińcy" i zmiany w Wikipedii.
Moskwa od razu przystąpiła do ofensywy propagandowej [RADZIWINOWICZ]
KOMENTARZ "WYBORCZEJ"
Zbrodnia Putina. 289 nieszczęsnych ofiar to rezultat jego polityki [ADAM MICHNIK]
Pisał Aleksander Hercen do cara Aleksandra II po krwawym stłumieniu demonstracji patriotycznej w Warszawie w 1861 r.: "Stał się Pan pospolitym mordercą, mordercą zza węgła". Pisał też o "pozbawionej skrupułów i bezwstydnej" prasie rosyjskiej. Powtórzyć dziś wypada te słowa wielkiego Rosjanina i odnieść je do Władimira Putina oraz wielkorosyjskich propagandystów, którzy łżą nieprzerwanie i bezczelnie.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,16348075,Zbrodnia_Putina.html
"Trudno będzie ukarać sprawców"
Prof. Żylicz: "Nie widzę analogii do katastrofy smoleńskiej. Tam była katastrofa, a tu..."
Bez dobrej woli państw tej sprawy się nie wyjaśni - mówi prof. Marek Żylicz, ekspert międzynarodowego prawa lotniczego, członek komisji państwowej badającej katastrofę smoleńską
Wojciech Czuchnowski: Jak powinno przebiegać badanie katastrofy pod Donieckiem?
Prof. Marek Żylicz: Są dwa obszary takiego postępowania. Jeden to badanie przyczyny katastrofy. To należy do kompetencji państwa, na którego terenie rzecz się stała, czyli ukrainy. Ukraina ma prawo przekazać swoje kompetencje innemu państwu i zrobiła to na...
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,16348046,Prof__Zylicz__Trudno_bedzie_ukarac_s...
Rządowy propagandysta wciąż wierzy w urok swoich opowieści i ustaleń poczynionych wraz z Moskwą
19 lipca 2014, 10:46
Lasek zniesmaczony porównaniem reakcji na
10 kwietnia i zamach nad Ukrainą. „Wczoraj mieliśmy do czynienia z aktem
terroru. Dlatego nie mylmy tego z tragicznym wypadkiem". Tym razem w rozmowie z „Super Expressem” powtarza, że sprawa zamachu nad Ukrainą powinna być badana przez MAK.
— przekonuje Lasek.
http://wpolityce.pl/polityka/205692-rzadowy-propagandysta-wciaz-wierzy-w-urok-swoich-opowiesci-i-ustalen-poczynionych-wraz-z-moskwa
Zbigniew Kuźmiuk
Nieodparcie nasuwają się porównania… Tupolew w Smoleńsku jak Boening w Torez
„W mediach niezależnych, głównie na
portalach internetowych, wręcz masowo pojawiają się wpisy, które
zwracają uwagę na wiele podobieństw tych dwóch dramatycznych wydarzeń”.
"Samolot odbywał kurs zgodnie z zasadami, reguły zostały złamane na ziemi"
zobowiązanie, by zapewnić, że wszystkie szczątki ludzie zostaną
odnalezione i odpowiednio zabezpieczone".
zobacz więcej »
Kijów: separatyści niszczą dowody, plądrują bagaże, kradną karty kredytowe
malezyjskiego samolotu ciała ofiar i nie zezwalają na rozpoczęcie
śledztwa.
zobacz więcej »
Pierwsze wnioski z katastrofy
Mamy znakomitą ilustrację, jak działają mądrości etapu. Na obecnym
etapie nie tylko nie ufamy MAK-owi, ale kwestionujemy jego kompetencje w
wyjaśnianiu przyczyn katastrof lotniczych. Tymczasem w kwietniu 2010
roku był inny etap, na którym obowiązywały inne mądrości - że mianowicie
MAK jest nie tylko kompetentny, ale i prawdomówny.
Wreszcie - co szczególnie przyda się poprzebieranym za dziennikarzy
konfidentom zatrudnionym w niezależnych mediach głównego nurtu - mamy
znakomitą ilustrację, jak działają mądrości etapu. Na obecnym etapie nie
tylko nie ufamy MAK-owi, ale kwestionujemy jego kompetencje w
wyjaśnianiu przyczyn katastrof lotniczych. Tymczasem w kwietniu 2010
roku był inny etap, na którym obowiązywały inne mądrości - że mianowicie
MAK jest nie tylko kompetentny, ale i prawdomówny. I w odniesieniu do
wydarzeń dzisiejszych obowiązują mądrości obecnego etapu, podczas gdy w
odniesieniu do wydarzeń z roku 2010 obowiązują mądrości etapu
ówczesnego. Na tym zawisła nie tylko reputacja prezydenta Komorowskiego i
rządu premiera Tuska, ale również - zespołu pana doktora Macieja Laska -
zwanego Laskiem Smoleńskim.
Stanisław Michalkiewicz
Lasek: trwa zacieranie śladów na miejscu katastrofy
zobacz więcej »
Maciej Lasek podkreślił, że wyjaśnienie przyczyn katastrofy
malezyjskiego boeinga powinno być priorytetem dla całej społeczności
międzynarodowej. W jego ocenie, wszystko wskazuje na to, że maszyna
"została strącona przez grupę bandytów".
- To był akt terroru,
zwyczajny bandytyzm - mówił. - W tej chwili okazuje się, z nieregularne
grupy prowadzące działania zbrojne mogą być wyposażone w najnowszą broń
- dodał.
Zacieranie śladów
Lasek zaznaczył też, że
Ukraina nie ma kontroli nad terenem, gdzie znajduje się wrak samolotu, a
to utrudnia przeprowadzenie rzetelnego śledztwa. Dodał, że miejsce
katastrofy powinno być zabezpieczone jak najszybciej, gdyż dostęp do
niego mają osoby nieuprawnione, które nie znają się na tego typu
dochodzeniu i mogą świadomie dokonywać zmian w położeniu szczątków
maszyny lub je wywozić. W jego ocenie, takie działanie to zacieranie
śladów.
Podkreślił, że najważniejsze jest, by odzyskać kontrolę
nad tym terenem, aby biegli mogli swobodnie pracować na miejscu
katastrofy. Jak mówił, ich oględziny są niezbędne, by uzyskać dowody i
potwierdzić to, "co nam wszystkim wydaje się pewne, że samolot został
zestrzelony". Zaznaczył, że dowody są niezbędne, by postawić winnym
zarzuty. - Co innego nasze przekonania, a co innego dowody na temat
przyczyn katastrofy - mówił.Dodał też, że istotne jest odnalezienie i odzyskanie danych z czarnych skrzynek.
-
Prawdopodobnie ich zapis urywa się bez żadnych symptomów tego, że coś
się dzieje. Wrak rozrzucony na tak dużej przestrzeni - mówi się o 15 na
10 km - wskazuje, że samolot rozpadł się na bardzo dużej wysokości. W
związku z tym prawdopodobnie bezpośrednio po trafieniu te rejestratory
przestały działać - mówił.
Wskazał, że ich odczyt nie będzie
łatwy. - Każda z linii w swoich samolotach ma specjalnie zakodowane dane
i żeby je odczytać trzeba mieć tzw. ramkę danych, a one różnią się od
siebie. Odczytanie tych danych dla innego samolotu będzie prowadziło do
błędnych wyników - zaznaczył.
Jak mówił, w związku z tym
Malezyjczycy powinni przysłać ramkę danych do odczytu i dopiero przy jej
użyciu można będzie odczytać parametry lotu - Nie można tego zrobić
chałupniczymi metodami - podkreślił Lasek.
"Prymitywne działanie propagandowe"
Lasek
komentował też słowa szefa prorosyjskich separatystów Igora Striełkowa,
który oświadczył, że na pokładzie zestrzelonego samolotu nie było
żywych ludzi, a zwłoki martwych od kilku dni osób.
- To jest bardzo prymitywne działanie propagandowe - mówił Lasek.
Gość
"Faktów po Faktach" dodał, że ważnym elementem jest też zapewnienie
bezpieczeństwa śledczym na miejscu, aby mogli rzetelnie wykonywać swoje
obowiązki. - Trudno powiedzieć ile potrwa to śledztwo, choć wydaje się,
że przyczyna jest ewidentna - stwierdził.
19 lipca 2014,
Porównania katastrofy malezyjskiego boeinga do
katastrofy smoleńskiej nasuwają się same. Zachowanie służb na miejscu,
traktowanie zwłok, kwestia przekazania śledztwa do Moskwy… Można wręcz
ułożyć z tego tabelę. Dlatego tak wielu Polaków dziwią słowa ekspertów pokroju Macieja Laska czy Edmunda Klicha o konieczności uzyskania wraku czy przejęcia kontroli nad miejscem katastrofy. Przeciwieństwo słów z 2010 r.
Porównanie tych dwóch tragedii najwyraźniej zauważył też Radosław Sikorski, który umieścił na twitterze następujący wpis:
— czytamy na profilu szefa MSZ.
Po czym odpowiadając na pytanie Krzysztofa Bosaka, tak tłumaczył przekazywanie zaraz po katastrofie 10/04 informacji o błędzie pilotów
Szybkie wnioski panie ministrze, szczególnie że ów „wierza” to rosyjski punkt kontrolny na rosyjskim lotnisku…
Warto zauważyć też wpis, który zaraz po zestrzeleniu samolotu lecącego do Kuala Lumpur pojawiła się na stronie polskiego MSZ:
(…)
Wzywamy strony konfliktu i wspólnotę międzynarodową do
przedsięwzięcia wszelkich działań służących obiektywnemu wyjaśnieniu
przyczyn katastrofy, zabezpieczeniu dowodów i miejsca katastrofy,
godnego traktowania ciał ofiar i należących do nich przedmiotów oraz
umożliwienia ekspertom i bliskim ofiar bezpiecznego dostępu do miejsca katastrofy.
Szkoda, że takich apeli nie słyszeliśmy po tym, jak w Smoleński zginął polski prezydent wraz z polityczną elitą…
mc,twitter.com,msz.gov.pl
http://wpolityce.pl/smolensk/205758-rece-opadaja-twitterowa-dyplomacja-sikorskiego-tak-jak-po-smolensku-przyczyna-katastrofy-jest-szybko-oczywista
Tomasz Hypki: Ukraińcy powinni wcześniej zamknąć niebo nad Donbasem
- Ukraina znajduje się w stanie chaosu, o czym
przekonuje tragedia zestrzelonego boeinga - mówi ekspert lotniczy Tomasz
Hypki w rozmowie z Tomaszem Rozwadowskim.
Dlaczego do chwili zestrzelenia samolotu Malaysia Airlines w okolicach
Doniecka nad Ukrainą latały inne linie?
Polskie linie nie latały nad Donbasem, ponieważ nie miały prowadzących
tam tras. Nie mają więc żadnego powodu do szczególnej dumy. A inne linie
korzystały z tych tras, ponieważ Ukraińcy nie zamknęli korytarzy
powietrznych nad swoim krajem. I to jest istota problemu: główna wina za
tragedię spada na władze Ukrainy, które powinny zamknąć niebo nad
Donbasem, a tego nie zrobiły.
Można to wyjaśniać tylko dysfunkcją państwa. Rebelianci mają od niedawna
nieautoryzowany dostęp do broni przeciwlotniczej średniego zasięgu,
którą zdobyli w zajętej bazie pod Donieckiem. Do zestrzelenia musiało
więc dojść wcześniej czy później, intencjonalnie lub przez pomyłkę.
Jeżeli jakiś kraj zamyka swoją przestrzeń powietrzną, wszyscy muszą się
stosować do zakazu lotów. Malezyjski boeing nie poleciałby nad pozycjami
separatystów, gdyby Ukraińcy wprowadzili odpowiedni zakaz.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
83. Janina Paradowska robi
Janina Paradowska robi przegląd prasy w Poranku TOK FM.
Malezyjski boeing jak Tu-154M w Smoleńsku? ''A winny Tusk...''
-------------------------------------
Prawica znów gra Smoleńskiem. Jak Tusk zestrzelił MH17?
"Od chwili zestrzelenia nad Donieckiem samolotu Malaysia Airlines
część naszej prawicy porównuje tę tragedię z katastrofą w Smoleńsku.
Wyciągają z tego wniosek, że obu winien jest Putin - ale przy okazji
winien jest także Tusk" - pisze ADAM LESZCZYŃSKI
Lasek: Dostęp do szczątków malezyjskiego samolotu jest kluczowy
Do zbadania katastrofy malezyjskiego
boeinga kluczowy jest dostęp do miejsca wypadku i zapewnienie
bezpieczeństwa ekspertom - uważa szef Państwowej Komisji Badania
Wypadków Lotniczych Maciej Lasek. Jego zdaniem niezbędny jest dostęp do
rejestratorów i szczątków maszyny.
Pytany o wpływ sytuacji na miejscu katastrofy
i panującego tam chaosu na badanie jej przyczyn, Lasek ocenił, że wiele
zależy od tego, czy szczątki maszyny są przenoszone bez żadnego planu
czy też pod kątem celowego zacierania śladów.
- To, że
zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku utrudni to postępowanie, jest
pewne. Natomiast większy skutek będzie miało świadome działanie mające
na celu ukrycie dowodów - ocenił przewodniczący polskiej komisji
badającej wypadki w lotnictwie cywilnym.Kluczowy jest dostęp do miejsca wypadku i zapewnienie bezpieczeństwa
osób, które miałyby go badać, co w tej chwili wydaje się trudne do
zrealizowania - powiedział Lasek.
Jego zdaniem w
przypadku katastrofy samolotu, który w czwartek na wschodniej Ukrainie
został najprawdopodobniej zestrzelony, "ciężar dowodowy będzie bardziej
spoczywał na analizie pola szczątków i poszczególnych elementów
samolotu, a także na wynikach sekcji zwłok ofiar, bo pasażerowie byli
narażeni na działanie rakiety". Jak dodał, zmiany na miejscu zdarzenia
będą bardzo utrudniały kompleksowe opisanie, jak doszło do katastrofy.
Niezbędny jest dostęp do rejestratorów
Według Laska niezbędny jest dostęp do szczątków samolotu i
terenu, gdzie spadły. Jak tłumaczył ekspert, jest niewykluczone, że
będzie można tam znaleźć elementy rakiety, która uderzyła w samolot, i
potwierdzić, czyja to była własność.
Lasek zauważył, że
jeżeli rzeczywiście była to rakieta systemu Buk, która ma zapalnik
zbliżeniowy, czyli eksploduje w pobliżu celu i razi go odłamkami, to we
wraku samolotu powinny być elementy pocisku, a na szczątkach samolotu -
uszkodzenia wskazujące na taki wybuch.
Lasek powiedział
też, że do zbadania katastrofy niezbędny jest dostęp do rejestratorów,
choć przyznał, że można wyobrazić sobie sytuację, gdy uda się określić
przyczyny tragedii bez danych z czarnych skrzynek. - Jeżeli byłby dostęp
do szczątków i znaleziono by dowody jednoznacznie wskazujące na
eksplozję, to na pewno można byłoby określić przyczynę katastrofy z
bardzo dużym prawdopodobieństwem, niemal pewnością - powiedział.
Kowal: Rząd Holandii do dymisji. Świat się boi, niewyobrażalny strach
- Zginęło tylu obywateli bogatego, europejskiego państwa. Ciała ofiar
sprofanowano. A holenderski rząd nie zrobił nic skutecznego, by zapobiec
zniszczeniu materiału dowodowego. Powinni..
Drugi Smoleńsk?
Po katastrofie malezyjskiego samolotu mnożą się wśród prawicowych
publicystów i polityków nawiązania do Smoleńska. - Mi się wydaje, że Polska
powinna podzielić się swoimi doświadczeniami prawnymi z Ukrainą w
kontakcie z instytucjami rosyjskimi, bo to był najsłabszy element
śledztwa po katastrofie smoleńskiej. To główna analogia, jaką widzę -
mówił w TOK FM Paweł Kowal, były europoseł.
A dlaczego strącili? Bo mogli!
Po katastrofie samolotu
malezyjskich linii lotniczych nad Ukrainą, jakimś dziwnym trafem,
odsetek naszych rodaków, którzy wierzą w dobre intencje Rosji zmalał do
niespotykanie małych rozmiarów. Rzecz niebywała w najnowszej historii
Polski. Przecież po katastrofie Smoleńskiej grubo ponad połowa Polaków
uwierzyła w wersję rządowo-anodinową i stanowczo odrzuciła możliwość
zamachu. Dziś w odniesieniu do ostatnich zdarzeń na wschodzie słyszymy
już zupełnie inny język. Nastąpiła jakaś dziwna metamorfoza w sposobie
myślenia i wypowiadania się mediów głównego nurtu.
Ktoś
nam mówi, że miejsce tragedii powinno zostać zabezpieczone, że czarne
skrzynki powinni zbadać niezależni eksperci, że nie wolno bezcześcić
zwłok, a wyjaśnieniem katastrofy powinna zająć się niezależna komisja.
Ponadto w mediach krajowych, które de facto kopiują informacje z
zagranicy, panuje powszechne przekonanie, że to rosyjscy terroryści
zestrzeli pasażerski samolot posługując się bronią dostarczoną przez
Moskwę.
Doprawdy
straszne. Jak to wpłynie na nasze sąsiedzkie relacje? Czy nie wywoła to
wojny z Rosją? Ile zapłacimy za ropę i gaz? Dlaczego dziś Donald Tusk
nie używa tych bałamutnych argumentów, z których czerpał pełnymi
garściami w 2010 roku? Odrzucając emocje i patrząc na to zimnym okiem
niezależnego obserwatora, widać hipokryzję i zakłamanie obozu
rządzącego. Widać całkowitą degrengoladę establishmentu.
Jeden
z głównych konstruktorów Boeinga, Wacław Berczyński, dowodził, że
Tupolew z prezydentem Kaczyńskim nie mógł rozpaść się na trzydzieści
tysięcy drobnych kawałków, jeśli uderzał w ziemię z prędkością styczną
270 km/h. Po prostu jego konstrukcja na to nie pozwala. Ekspert od
mechaniki wybuchów Grzegorz Szuladziński, kiedy usłyszał o dużej liczbie
metalowych odłamków w Smoleńsku, natychmiast wskazał na eksplozję jako
jedyną możliwą przyczynę zniszczenia samolotu z prezydentem na
pokładzie. Mainstream zbył te słowa milczeniem, względnie produkował
prześmiewcze, zmanipulowane przekazy z konferencji smoleńskiej (słynne
parówki i puszki od piwa).
Skoro
dziś potrzebny jest wrak i czarne skrzynki, aby w pełni wyjaśnić
przebieg katastrofy, dlaczego nie było to potrzebne cztery lata temu?
Skąd nagle ta zmiana sposobu wyjaśniania katastrof lotniczych. Skoro
dziś mówi się o tym, że obszar wschodniej Ukrainy był monitorowany przez
satelity i wywiady państw zachodnich, które posiadają obszerne
materiały z nasłuchu i dokumentację zdjęciową, dlaczego nie można
przedstawić opinii publicznej podobnych zdjęć ze Smoleńska? Pamiętamy
dymisję prokuratora, który zwrócił się z pomocą do Amerykanów z prośbą o
dostarczenie zdjęć lotniska w Siewiernym. Dwoistość standardów bije w
oczy każdego myślącego człowieka.
Bardzo
często pojawiało się tutaj pytanie: dlaczego Putin miałby likwidować
przeciwnika, który miał małe szanse na utrzymanie władzy w zbliżających
się wyborach. Rzecz w tym, że w całej sprawie polityka wewnętrzna Polski
jest kwestią zupełnie drugorzędną. Zabijając słabszego herszt bandy
wzmacnia władze nad swoją hordą. Z tego samego powodu Putin wchłonął
Krym i destabilizuje sytuację na wschodzie Ukrainy. To przecież proste
jak konstrukcja cepa.
W
odniesieniu do katastrofy Boeinga można ująć to w jeszcze prostszych
słowach. Dlaczego Rosjanie zestrzelili ten samolot? – bo mogli! Podobnie
jak mogli zamordować ponad dwadzieścia tysięcy polskich oficerów w
Katyniu czy zgwałcić kilkadziesiąt tysięcy kobiet podczas tak zwanego wyzwolenia w 1945 roku.
Paniał?
A może drogi polski inteligencie potrzebujesz jeszcze kilku innych
mocnych argumentów, które pozwolą Ci zrozumieć dzisiejszy świat? A może
Ty go po prostu nigdy nie zrozumiesz?
MAK chce wyjaśniać katastrofę Boeinga 777
Czarne skrzynki
rozbitego malezyjskiego boeinga nie są uszkodzone i są w Doniecku
- zapewniają separatyści. Teraz, informuje RMF FM, w badanie przyczyn
zeszłotygodniowej katastrofy chce włączyć się moskiewski Międzypaństwowy
Komitet Lotniczy.
Eksperci MAK gotowi są wziąć udział w pracach międzynarodowej komisji
- napisała szefowa MAK Tatiana Anodina w swoim liście do do ICAO
- Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego.
W opinii
Anodinej takie regionalne organizacje jak MAK powinny brać udział
w dochodzeniu, a w dodatku MAK posiada olbrzymie doświadczenie
w wyjaśnianiu katastrof. Pomysł ten popiera również prezydent Rosji
Władimir Putin. Ukrainy o zdanie Rosja jednak nie zapytała.
Komorowski: katastrofę samolotu powinna zbadać międzynarodowa komisja
spotkania w Warszawie, uważają, że katastrofę malezyjskiego samolotu
powinna wyjaśnić międzynarodowa komisja z udziałem wszystkich
zainteresowanych państw - poinformował prezydent Bronisław Komorowski.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
84. Który wrak uda się odzyskać szybciej
Pisałem już, że po katastrofie malezyjskiego boeinga
nasz krajowy mainstream, reprezentowany przez kilka tytułów prasowych,
niemal wszystkie stacje telewizyjne i większość radiowych, znalazł się w
przykrym dla siebie potrzasku. Z jednej strony musi informować o
przebiegu obecnego śledztwa i postawie polityków oraz mediów
europejskich, z drugiej – niemal każda taka informacja drastycznie
rozmija się z postawą prorządowych dziennikarzy i ich politycznych
włodarzy po katastrofie smoleńskiej.
Wystarczy garść dzisiejszych cytatów z mainstreamowych mediów zestawiona z porcją ich dawnych „odkryć”, fałszów i manipulacji z lat 2010-2014, dotyczących Smoleńska.
Gorzej, że i polskich polityków, zwłaszcza tych z partii rządzącej, obnaża dzisiejsza sytuacja związana z zestrzeleniem samolotu nad
Ukrainą w stopniu dyskwalifikującym. Cały świat zadaje sobie pytanie,
kiedy prorosyjscy separatyści (a mówiąc wprost: banda wynajętych idiotów
nieodróżniających boeinga z 300 osobami na pokładzie od wojskowego
antonowa), umożliwią ściągnięcie wraku samolotu na teren neutralny
(Ukraina, Malezja, Holandia?). A cóż o wraku tupolewa, w którym zginął
prezydent RP i 95 polskich pasażerów twierdzili ludzie partii rządzącej w Polsce, ich
nominaci czy typowani przez nich eksperci? Cytaty, które zamieszczam
poniżej, obejmują niespełna dwa lata po katastrofie. Wierzę, że wnioski
wyciągnięcie Państwo sami.
29 kwietnia 2010 r., Ewa Kopacz, minister zdrowia RP:
Tego samego dnia, Donald Tusk, premier RP:
3 maja 2010 r., Bronisław Komorowski, p.o. prezydenta RP:
2 sierpnia 2010 r., Naczelna Prokuratura Wojskowa RP:
2 września 2010 r., Edmund Klich, były przewodniczący Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP), akredytowany przedstawiciel RP w rosyjskiej komisji badającej przyczyny katastrofy:
11 września 2010 r., Tomasz Pietrzak (były szef lotniczego specpułku):
21 września 2010 r., Paweł Graś, rzecznik rządu:
30 września 2010 r., Andrzej Seremet, prokurator generalny:
Tego samego dnia, Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych RP:
4 listopada 2010 r., Edmund Klich:
7 grudnia 2010 r., Donald Tusk, premier RP:
9 kwietnia 2011 r., Krzysztof Kwiatkowski, minister sprawiedliwości:
10 maja 2011 r., Radosław Sikorski:
22 września 2011 r., Andrzej Seremet:
13 marca 2012 r., Piotr Guział, burmistrz Ursynowa po powrocie ze Smoleńska:
I tak dalej. Nie wiadomo, czy śmiać, czy płakać, kiedy człowiek sobie
uświadomi, że wielu spośród wyżej wymienionych dziś próbuje „podjąć
starania” o wrak malezyjskiego boeinga. Kończcie panowie, oszczędźcie
wstydu tym, którzy - w odróżnieniu od was – bez wraku nie
zakończą żadnego śledztwa.
CZYTAJ TAKŻE:
Sikorski informuje zagranicznych kolegów, jak trudno uzyskać od Rosji
czarne skrzynki i wrak. Czy przyznał się do własnych zaniechań?
autor:
Krzysztof Feusette
http://wpolityce.pl/smolensk/206177-krzysztof-feusette-ktory-wrak-uda-si...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
85. Sejm nie upamiętni generała
Sejm nie upamiętni generała Błasika
W ostatnim przed
wakacyjną przerwą czterodniowym posiedzeniu Sejmu posłowie zdecydowali,
że nie wprowadzą do porządku obrad projektu uchwały w sprawie uczczenia
zmarłego w katastrofie smoleńskiej gen. Andrzeja Błasika.
Za utrzymaniem tego punktu w porządku obrad zagłosowało we wtorek 272 posłów, przeciwko było 147, a 7 wstrzymało się od głosu.
Projekt uczczenia pamięci generała
Błasika został już wcześniej odrzucony. Sejmowa Komisja Kultury i
Środków Przekazu na początku maja negatywnie wypowiedziała się o
projekcie Prawa i Sprawiedliwości.
„Sejm oddaje hołd generałowi Andrzejowi
Błasikowi, dowódcy Sił Powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej, wzorowemu
oficerowi Wojska Polskiego, do końca wiernemu przysiędze wojskowej
i honorowi żołnierskiemu. Nieprawdziwe i urągające godności zarzuty
kierowane przez lata wobec śp. generała Błasika są bezprecedensową próbą
okrycia hańbą oficera Wojska Polskiego. Sejm zwraca się do Prezydenta
Rzeczypospolitej, Zwierzchnika Sił Zbrojnych, o podjęcie niezbędnych
działań, które pozwolą na przezwyciężenie kłamstwa utrwalonego w opinii
światowej i przywrócenie honoru byłego dowódcy Sił Powietrznych RP” –
napisali we wcześniej odrzuconym projekcie posłowie PiS.
Dr Nowaczyk: "W przypadku boeinga mamy do czynienia z tym samym modus operandi, jak w Smoleńsku." NASZ WYWIAD
22 lipca 2014, 16:44
"To my musimy być konsekwentni i cały czas o
tym przypominać. Ciągle uświadamiać dziennikarzy, polityków na
Zachodzie, przypominać im o Smoleńsku, mówić co się stało. Dla nich przy
ciszy ze strony polskiej obowiązujący jest raport MAK-u."
http://wpolityce.pl/smolensk/206153-dr-nowaczyk-w-przypadku-boeinga-mamy-do-czynienia-z-tym-samym-modus-operandi-jak-w-smolensku-nasz-wywiad
"Czarne skrzynki z boeinga ma cywilizowany świat. Nasze wciąż są w Rosji"
Jarosław Sellin
z Prawa i Sprawiedliwości w rozmowie z TOK FM odniósł się
do zestrzelenia malezyjskiego boeinga nad Ukrainą w kontekście
katastrofy w Smoleńsku.
© Foto: Ministerstwo Obrony FR
Prawdziwe przyczyny
katastrofy malezyjskiego Boeinga powinni ustalić specjaliści z
Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego (ICAO). Jak oświadczył
przewodniczący rady ICAO Olumuyiwa Benard Aliu, eksperci pomogą w
ustaleniu przyczyn tragedii.
Boeing 777 lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur rozbił
się na wschodzie Ukrainie 17 lipca. Na pokładzie samolotu było 298 osób,
wszyscy zginęli. Katastrofa miała miejsce w ukraińskiej przestrzeni
powietrznej. Ukraina, podobnie jak Rosja, jest założycielem
Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), wraz z wieloma krajami WNP.
MAK ma wyłączne uprawnienia do badania wszystkich wypadków i katastrof
lotniczych na terytorium państw sygnatariuszy tego porozumienia. Czyli
według jurysdykcji prawo do badania katastrofy należy do MAK.
Jednocześnie ze względu na wielki oddźwięk tego wydarzenia, to że
samolot jest malezyjski, a maszyna została wykonana przez amerykańską
firmę Boeing, można mówić o obecności stron, które mają prawo, wraz ze
specjalistami MAK, do wzięcia udziału w dochodzeniu w sprawie
katastrofy, zaznacza ekspert Komitetu Dumy Państwowej ds. Transportu
Roman Gusarow:
Ponieważ
wokół katastrofy jest tak dużo polityki będzie lepiej, jeśli jej
badaniem zajmą się niezależni eksperci ICAO. Jeśli Rosja będzie starała
się bronić swojego prawa do dochodzenia tragedii, to ryzykujemy
oskarżenia o to, że ukrywamy prawdziwe przyczyny katastrofy. Tak jak to
do tej pory ma miejsce z samolotem Lecha Kaczyńskiego, który rozbił się
pod Smoleńskiem w 2010 roku - strona polska kategorycznie nie chce
uwierzyć, że katastrofa została spowodowana przez polskich pilotów i
uważa, że MAK coś ukrył przed społecznością światową.
Z
drugiej strony, jeśli pójść drogą, którą proponuje strona ukraińska i
oddać prawo do dochodzenia europejskiej agencji, można stracić jakąś
rzetelną informację. A to może zrodzić nieufność ze strony Rosji co do
rezultatu, który będzie przedstawiony przez tą agencję. Dlatego lepiej,
jeśli katastrofę będą badać neutralni eksperci ICAO, do której wchodzą
między innymi rosyjscy przedstawiciele, uważa Roman Gusarow:
I
nie jest to precedens. Można przypomnieć sytuację z
południowokoreańskim Boeingiem, który został zestrzelony w 1983 roku nad
terytorium ZSRR nad Sachalinem. Wtedy akurat dochodzeniem tej
katastrofy zajmowali się eksperci ICAO. Ich wniosek był całkowicie
obiektywny i bezstronny.
Przy czym jest bardzo
ważne, aby wszyscy członkowie ICAO mieli równe prawa, dostęp do
informacji i do dochodzenia. W przeciwieństwie do wielu innych
organizacji międzynarodowych, w których może odgrywać rolę wielkość
kraju czy jego wpływy polityczne. Teraz jest bardzo pożądane, aby
eksperci ICAO jak najszybciej zostali dopuszczeni do miejsca upadku
fragmentów samolotu i przystąpili do pracy. Im szybciej to zrobią, tym
bardziej wiarygodną będą mieli informację, tym bardziej dokładne będą
mogli wyciągnąć wnioski na temat przyczyny katastrofy. Bardzo ważne są
informacje z rejestratorów - głosu i parametrów, zaznacza ekspert:
Dzięki
rejestratorowi głosu można będzie zrozumieć, czy u załogi były oznaki
niepokoju do momentu katastrofy. A dzięki rejestratorowi parametrów -
czy były jakieś odchylenia w locie samolotu i z niemal całkowitą
pewnością będzie można ustalić, czy nastąpiło nagłe rozhermetyzowanie na
dużej wysokości i samolot rozpadł się, czy przez jakiś czas szybował.
Dzięki wszystkim tym danym można z wiarygodnością 99 % odtworzyć cały obrazu tego, co się stało.
Czytaj dalej: http://polish.ruvr.ru/2014_07_23/Prawdziwe-przyczyny-katastrofy-Boeinga-powinni-ustalic-specjalisci-ICAO-9875/
Porównania tragedii smoleńskiej do katastrofy zestrzelonego samolotu na Ukrainie mają sens zwłaszcza, jeśli zestawić reakcje „funkcjonariuszy” na miejscu dramatu. Pogarda wobec ofiar, bezczeszczone zwłoki i niszczony wrak.
http://wpolityce.pl/polityka/206323-wymiana-doswiadczen-hieny-smolenskie...
W przyszłym roku w niemieckich księgarniach pojawi się książka na
temat katastrofy smoleńskiej autorstwa niemieckiego dziennikarza
śledczego - Jürgena Rotha. Nieznany jest jeszcze tytuł publikacji, ani
szczegóły informacji, do
których dotarł publicysta specjalizujący się w opisywaniu
przestępczości zorganizowanej. Jednak, jak opowiada, przeszedł on
drogę od przekonania, że był to zwykły wypadek, do przeświadczenia, że
mogło to być jednak coś zupełnie innego.
Rozmawiamy z nim o katastrofie smoleńskiej, także w kontekście ostatnich dramatycznych wydarzeń na Ukrainie.
wPolityce.pl: Niedawno napisał pan na Twitterze: „Jeśli czarne skrzynki zestrzelonego samolotu
rzeczywiście trafią do Moskwy, to można być pewnym, że –
podobnie jak to się stało przy katastrofie smoleńskiej – zostaną
zmanipulowane i zafałszowane”. Skąd ma pan przekonanie lub podejrzenia,
że skrzynki ze Smoleńska zostały zmanipulowane i zafałszowane?
Jürgen Roth: - Natrafiłem podczas moich intensywnych
poszukiwań na wskazówki, że polskie władze nie otrzymały wszystkich
informacji, które były zawarte w czarnych skrzynkach TU-154M. Bądź, że te informacje nie zostały odpowiednio przeanalizowane przez komisję Millera. Poszedłem tym tropem. Tylko tyle mogę na razie powiedzieć.
Co myślał pan o katastrofie smoleńskiej zaraz po niej? Jak tłumaczył sobie jej przyczyny?
Początkowo myślałem, że to był zwykły wypadek. Teraz mam co do tego poważne wątpliwości.
Pisze pan książkę o tragedii 10/04. Czy może pan zdradzić jakiego rodzaju informacje udało się Panu zebrać?
Niestety nie mogę zdradzić szczegółów na temat tego, czego się
dowiedziałem pracując nad książką o Smoleńsku. Uczynię to dopiero po
ukazaniu się książki.
A chociaż jaki będzie jej tytuł?
Nie został jeszcze ustalony, bo ma się ona ukazać dopiero na wiosnę przyszłego roku.
Gdzie zbierał pan materiały do publikacji?
Informacje do książki zbierałem w Polsce, Rosji, USA i Szwajcarii. W tych krajach jest wiele dostępnych źródeł.
http://wpolityce.pl/smolensk/206331-poczatkowo-myslalem-ze-to-zwykly-wyp...
I tak w koło Macieju! Niereformowalny propagandzista Lasek powtarza w GW te swoje brednie o Smoleńsku
24 lipca 2014, 19:58
opublikowano: 24 lipca 2014, 19:58
· aktualizacja: 24 lipca 2014, 20:02
Lasek Maciej, to nazwisko będzie pamiętał każdy student dziennikarstwa po przerobieniu lekcji o nachalnej propagandzie. Ów opłacany z publicznych pieniędzy „ekspert” nie ustaje w „wyjaśnianiu” czarnemu smoleńskiemu ludowi, co wydarzało się z samolotem, w którym zginął Prezydent RP i 95 innych osób. Tym razem czyni to wypytywany niby o różnice między Donieckiem a Smoleńskiem.
— idzie w zaparte „ekspert”.
Trudno określić co powoduje dr. Laskiem, że gada te swoje głupoty. Ale brak
reakcji ze strony dziennikarza wyjaśnia tylko jedno. Że tym
dziennikarzem jest Wojciech Czuchnowski, a rozmowa toczy się na
łamach Gazety Wyborczej.
— mówi Maciej Lasek. Nie precyzuje jednak co oznacza „badanie”
czarnych skrzynek przez polskich specjalistów tuz po katastrofie. Ale
wiele osób pamięta jak relacjonował to słynny już pułkownik Rzepa z
Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Lasek mówi także o innych
„szczegółach”, które według niego stanowią, że katastrofa na Ukrainie
różni się zasadniczo od tej w Smoleńsku.
— mówi Lasek. Nie mówi jednak jak przebiegały te „identyfikacje” i
dlaczego w Polsce nie otwarto już trumien. O pomyleniu ciał i innych
wątpliwościach też oczywiście ani słowa.
— mówi Lasek, podkreślając ważność ustaleń komisji Millera, których założenia skompromitowano już dawno.
Na koniec mówi jeszcze takie zdanie na temat katastrofy malezyjskiego Boeinga:
— to słowa Macieja Laska. Po Smoleńsku jakoś tak nie twierdził. Dobrze czasem przeczytać taki wywiad, można chociaż przekonać się, że kiedyś Laska oceniliśmy prawidłowo i nic w tej ocenie nie należy zmieniać.
http://wpolityce.pl/smolensk/206497-i-tak-w-kolo-macieju-niereformowalny-propagandzista-lasek-powtarza-w-gw-te-swoje-brednie-o-smolensku
Wesoły wdowiec i RESORTÓWKA na posterunku
Paweł Deresz: Świat nie boi się Rosji. Świat boi się o swoje interesy z Rosją
- Tragedia malezyjskiego boeinga i katastrofa smoleńska
to dwie różne sprawy. A że Macierewicz je porównuje? To chory człowiek -
mówi Paweł Deresz.
tego - jak Pan to określił - niedźwiedzia pomoże sytuacji?
Należy z Rosją współpracować, a nie bez przerwy straszyć ją sankcjami.
Sankcje polityczne na niewiele się zdają. Sankcje ekonomiczne także są
iluzoryczne. Przecież większość krajów liczących się w Europie prowadzi
interesy z Rosją. Nie sądzę, żeby te kraje poszły na to, żeby całkowicie
z Rosją zerwać współpracę.
Ale na wschodzie Ukrainy doszło do takiej tragedii, że wydaje się, iż
nawet idące w setki miliardów euro interesy powinny stać niżej. Bo co
się jeszcze musi wydarzyć, żeby Rosję ustawić do pionu, realnie ją
uderzyć? Nie tyle militarnie, ile finansowo właśnie.
Teoretycznie ma pan rację, ale praktyka okaże się zupełnie inna. Zbyt
silnie są powiązania gospodarcze krajów europejskich z Rosją, żeby mogło
dojść do realnego uderzenia po kieszeni tego państwa.
Olejnik o Kaczyńskim: Wykorzystuje cudze łzy do porachunków
Monika
Olejnik bije w prezesa PiS. "Kaczyński nie potrafi być mężem stanu" -
komentuje publicystka, odnosząc się do jego słów. "Po co tak przebierać
nóżkami, panie prezesie" - ironizuje.
Washington Times: „Inna katastrofa lotnicza, ten sam wynik. Fałsz,
brak prawnych standardów. Tak jak w Smoleńsku Rosjanie robią wszystko,
by ukryć dowody na swoją winę”
"Jest jednak coś, co różni tragedię lotu
MH17 od katastrofy w Smoleńsku. Tym razem Putinowi będzie ciężko zrzucić
winę na kogoś innego."
Zestrzelenie malezyjskiego samolotu
nasuwa naturalne skojarzenia z katastrofą smoleńską. Według
amerykańskiego dziennika „The Washington Times” tak jak w przypadku
katastrofy TU-154M śledczy badający okoliczności zestrzelenia lotu MH17 17 lipca nad wschodnią Ukrainą nie mogą liczyć na współpracę Rosji.
—pisze Lucja Swiatkowski Cannon na łamach gazety. Według niej
tego typu śledztwa są nadzorowane przez rosyjskie służby
specjalne, a ich celem nie jest bynajmniej „wykrycie prawdy”.
—uważa. I podkreśla, że najlepszym przykładem na rosyjskie matactwo jest śledztwo ws. katastrofy Smoleńskiej.
—dziwi się Cannon. Według niej złe światło na rosyjskie śledztwo rzuca też fakt, że przeprowadził je MAK, dowodzony przez byłą gen. KGB, żonę byłego wiceszefa KGB i bliskiego współpracownika Władimira Putina.
—dodaje. Jak utrzymuje, „w chwili, gdy TU-154 M usiłował wylądować w Smoleńsku samolot należący do KGB wyłonił się z mgły i zaczął krążyć nisko nad lotniskiem, tak jakby miał lądować
—twierdzi. I dodaje:
—podsumowuje Swiatkowski Cannon. Jest jednak, jej zdaniem, coś, co różni tragedię lotu MH17 od katastrofy w Smoleńsku.
—uważa publicystka „Washington Times”.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
86. Zadanie specjalne Odc. 41 (2013/2014) - TUPOLEW - BOEING - Rosyj
Zadanie specjalne Odc. 41 (2013/2014) - TUPOLEW - BOEING - Rosyjski schemat
http://telewizjarepublika.pl/Zadanie-specjalne-odc-41-20132014-tupolew-b...
Magdalena Merta, Antoni Macierewicz, prof. Kazimierz Nowaczyk i Rafał Dzięciołowski o analogiach pomiędzy Katastrofą TU-154M w Smoleńsku i Boeinga MH17 na Ukrainie i roli Rosji w obu katastrofach.
Magdalena Merta (wdowa po Tomaszu Mercie, ofierze Katastrofy Smoleńskiej), Antoni Macierewicz (poseł i wiceprzewodniczący PiS, przewodniczący Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku), prof. Kazimierz Nowaczyk (główny specjalista Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku) i Rafał Dzięciołowski (współautor filmów o Katastrofie Smoleńskiej, publicysta GPC).
---------------------------------------------
27 lipca 2014, 21:01
Radosław Sikorski uaktywnił się w niedzielne popołudnie na Twitterze i przez długi czas wymieniał się uwagami z pytającymi go dziennikarzami i mec. Hamburą. Duża część „rozmowy” dotyczyła rosyjskiej winy w sprawie katastrofy smoleńskiej.
— pisał Sikorski pytany przez Samuela Pereirę z „GPC”.
Szef polskiego MSZ przyznał, że nie obowiązuje już dokument zakładający ścisłą współpracę z Moskwą.
— przyznał Sikorski.
Były też „smoleńskie” twitty:
— kpił szef MSZ.
Na końcu Sikorski pozwolił sobie na bezczelną ripostę w
odpowiedzi na pytania mec. Hambury, co robi polski
rząd, by odzyskać wrak.
— drwił.
lw, Twitter
http://wpolityce.pl/smolensk/206854-twitterowa-bezczelnosc-sikorskiego-dopytalbym-czy-rodziny-wolalyby-wrak-czy-odszkodowania
Anne Applebaum:
Brzęk rosyjskich pieniędzy ogłusza Europę. I skutecznie dzieli Unię Europejską
Wola zrozpaczonych rodzin holenderskich ofiar z malezyjskiego
boeinga może mieć dla holenderskiego rządu mniejsze znaczenie niż
poglądy Royal Dutch Shell prowadzącego w Rosji wielkie inwestycje.
Brytyjski premier brytyjski David Cameron zaatakował: to nie do
wyobrażenia, żeby Brytyjczycy mieli sprzedać Rosjanom okręt wojenny.
Prezydent Francji François Hollande replikował niemal natychmiast,
potwierdzając, że właśnie to ma zamiar zrobić: zgodnie z zawartym
kontraktem dostarczy rosyjskiej marynarce okręt desantowy Mistral.
Następnie Paryż zrewanżował się Londynowi mocnym ciosem. Jeden z kolegów
partyjnych francuskiego prezydenta...
Cały tekst:
http://wyborcza.pl/1,75477,16386927,Brzek_rosyjskich_pieniedzy_oglusza_E...
Smoleńskie analogie
Katastrofa malezyjskiego boeinga przypomina światowej prasie katastrofę smoleńską sprzed ponad czterech lat
Kreml powinien wypożyczyć Millera i Laska...
Najnowszy wpis mec. Janusza Wojciechowskiego opublikowany na blogAID
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl