Agnieszko Kublik ! Larum grają ! Wołaj Prof. Marka Żylicza! Obalcie pseudodowody naukowców z Konferencji Smoleńskiej!
Agnieszko Kublik ! Larum grają ! A ty nie wzywasz Prof. Marka Żylicza, eksperta prawa lotniczego, członka polskiej komisji Jerzego Millera badającej katastrofę Tu-154!
Obalcie teorie I Konferencji Smoleńskiej!
11.09.2012 ukazał się wywiad Agnieszki Kublik :
Prof. Żylicz: Obalmy pseudodowody Macierewicza w sprawie katastrofy smoleńskiej
Prof. Marek Żylicz :" Ja nigdy nie uważałem za możliwe i celowe powołanie komisji międzynarodowej. Byłoby to niemożliwe bez zgody Rosji, a Rosja z pewnością by się na to nie zgodziła.
Więc choć ustalenia zespołu Macierewicza uważam za absurd, to należy je potraktować jako nowy fakt i go zweryfikować, by ostatecznie go obalić. Raz na zawsze. To by tylko uwiarygodniło ustalenia naszej komisji. W przeciwnym wypadku będzie rosła liczba Polaków wierzących w zdradę polskiego rządu."
Agnieszko Kublik!
wiemy, że Gazeta Wyborcza ma problemy finansowo-kadrowe, więc po koleżeńsku pomożemy!
Zebrałam w czynie społecznym, z obywatelskiego obowiązku materiały dla najlepszej dziennikarki śledczej ( zaraz po Czuchnowskim) i do boju !
Chyba Adam Michnik nie zredukował Pani etatu w ramach zmniejszania kosztów?
22 października KONFERENCJA SMOLEŃSKA.
- Zaloguj się, by odpowiadać
91 komentarzy
1. Rząd nie będzie prostować
Rząd nie będzie prostować kłamstw smoleńskich
Tusk nie wznowi prac komisji badającej katastrofę smoleńską. To
odpowiedź premiera na apel prof. Marka Żylicza, by rząd dał odpór
kłamstwom smoleńskim, które dzień w dzień powtarza Antoni Macierewicz i
prawicowe media
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Naukowcy wyręczają władze.
Naukowcy wyręczają władze. Chcą badać katastrofę smoleńską. Umożliwcie im to!
Choćby wszyscy atleci barbarzyńskiej retoryki obozu rządzącego nie
wiem jak się wytężali, by zdeprecjonować tych ludzi, nie uda im się
udźwignąć tego ciężaru.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Druga część konferencji
Druga część konferencji transmitowana jest od godz.12 w TV TRWAM
http://www.tv-trwam.pl/index.php?section=live
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. MINISTER SPRAWIDLIWOŚCI NIE MA DOSTĘPU NAWET DO ZDJĘĆ NATO
Minister
odpowiada na tezy naukowców, którzy na konferencji prasowej
przekonywali, że w samolocie prezydenckim doszło do wybuchu."Zapoznałem się z wszystkimi dokumentami na temat katastrofy
smoleńskiej, do których ma dostęp minister sprawiedliwości. Nie
znalazłem żadnego potwierdzenia tezy o zamachu" - mówi minister
sprawiedliwości.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. My o zupie GW i Gowin o d...
KŁAMIECIE GAZETO WYBIÓRCZA!!!!! TO MA BYĆ INFORMACJA?????--------
AGNIESZKO KUBLIKOWA, DO BOJU !!!!!
" Goście zaproszeni przez Macierewicza na konferencję na warszawskim UKSW poświęconą katastrofie smoleńskiej podtrzymują tezy o wybuchu na pokładzie prezydenckiego tupolewa. Wspiera ich córka jednej z ofiar Małgorzata Wassermann. - Zapoznałem się z dokumentami, nie znalazłem żadnego potwierdzenia tezy o zamachu - przekonuje minister sprawiedliwości Jarosław Gowin
Od poniedziałku na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie trwa konferencja na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej. Goście, którzy przyjęli zaproszenie Antoniego Macierewicza (PiS), wydali oświadczenie o tym, że istnieje "racjonalne, inne od wersji oficjalnej" wytłumaczenie tego, co zdarzyło się w Smoleńsku. Wszyscy spośród zaproszonych nie mają wątpliwości - do tragedii doszło z powodu wybuchów. Tym samym nie zgadzają się z ustaleniami komisji Jerzego Millera (były minister spraw wewnętrznych oraz szef komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej) Jednak na konferencji nie ma żadnego z przedstawicieli tej komisji.
- Raport pana ministra Millera jest dokumentem poświadczającym nieprawdę. Nie trzyma się praw fizyki - oceniała Małgorzata Wassermann, córka jednej z ofiar katastrof smoleńskiej posła PiS Zbigniewa Wassermanna. Podkreśliła, że jest to zdanie ponad setki osób z tytułem profesora, którzy analizowali zdjęcia i zapisy czarnych skrzynek.
Wassermann nie chce, żeby zamiast komisji Macierewicza sprawą zajęła się komisja rządowa. - My na rząd w ogóle nie liczymy - mówiła. Jej zdaniem "zatarł on większość dowodów i dopuścił do tego, że cały świat się z nas śmieje". - Uważam, że jest zmowa milczenia po stronie rządu. Premier z pełną świadomością zostawił Rosjanom wyjaśnienie tej katastrofy. Myślał, że oni to ładnie posprzątają, pozbierają, podadzą nam gotową wersję, a my ją tutaj tylko ogłosimy. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że jeśli ktoś nie szanuje swojego narodu, nie zachowuje się jak człowiek, który ma honor i siłę walczyć o swojego prezydenta, to jego też nie będą szanowali. I Rosjanie to regularnie panu premierowi pokazują - mówiła.
Gowin: Nie ma żadnych dowodów na zamach
Do rewelacji wygłaszanych na UKSW odniósł się również Jarosław Gowin. - Zapoznałem się z wszystkimi dokumentami na temat katastrofy smoleńskiej, do których ma dostęp minister sprawiedliwości. Nie znalazłem żadnego potwierdzenia tezy o zamachu - powiedział w Radiu ZET. - Nie widzę żadnych podstaw do formułowania tezy, że ta katastrofa była efektem zamachu. Prawda jest boleśniejsza dla nas, Polaków. Katastrofa była konsekwencją długiego pasma błędów i po stronie rosyjskiej i po stronie polskiej.
http://wyborcza.pl/1,75248,12722095,Konferencja_Macierewicza_o_Smolensku...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. Wildstein: Widać złą wolę
O reakcji na konferencję naukowców o katastrofie smoleńskiej
oraz możliwych zmianach narracji portal Stefczyk.info rozmawia z
Brosnisławem Wildsteinem, publicystą i dziennikarzem, byłym prezesem
TVP.
Stefczyk.info: W
poniedziałek odbyła się wielka konferencja naukowa dotycząca katastrofy
smoleńskiej. Eksperci wskazywali, że na pokładzie tupolewa doszło do
wybuchów. Na spotkaniu zaprezentowano wiele ważnych wystąpień, jednak
próżno szukać o nich wiadomości w mediach. Żaden wieczorny serwis
informacyjny w telewizji nie informował o tym wydarzeniu, niemal żadna z
gazet tej sprawy nie eksponuje. Czy Pana to dziwi? Jak Pan to ocenia?
Bronisław Wildstein: Muszę powiedzieć, że niestety mnie
to nie dziwi. To milczenie mediów jest poniekąd dowodem winy. Normalnie
w takiej sytuacji powinna nastąpić odpowiedź ze strony mediów, które
lansują odmienną wersję wydarzeń w Smoleńsku. Jeśli mamy do czynienia z
obywatelską inicjatywą, ponad 100 naukowców zbiera się i dochodzi do
pewnych wniosków i to w sprawie tragedii narodowej, największej tragedii
III RP, to musi nastąpić reakcja. Można dyskutować, można przedstawiać
swoich ekspertów. Można reagować na różne sposoby. Jednak, jeśli się nie
reaguje, to znaczy, że sprawę się chce zamilczeć. To jest poniekąd
odpowiedź. Milczą ci, którzy mają nieczyste sumienie.
Czy coś może zmienić postawę tych mediów?
Może do tego dojść jedynie na skutek presji społecznej. Presja może
zmusić do rewizji tych tez, które się podaje. Warto jednak zaznaczyć, że
same fakty nie powodują zmiany nastawienia dominujących mediów. Nawet
jeśli są udowodnione. Przypomnijmy chociaż kłamstwo o przygotowywanym
zamachu stanu przez rząd Jana Olszewskiego w 1992 roku. Wiadomo, że to
jest pomówienie. Tymczasem do dziś w "Gazecie Wyborczej" jest to
powtarzane. To pokazuje, że w tej sprawie widać złą wolę. W sprawie
smoleńskiej będziemy mieli zapewne to samo, ponieważ ci, którzy
zainwestowali w kłamstwo, w mistyfikację prawdy o katastrofie
smoleńskiej, wiedzą, że prawda ich narazi na odpowiedzialność, choćby
moralną.
Mariusz Max Kolonko mówił ostatnio, że Amerykanie mało wiedzą o
Smoleńsku. Głównie powtarzają rosyjskie kłamstwa. Narracja o katastrofie
może ulec zmianie?
W świat poszła jedna wersja katastrofy smoleńskiej. Jednak może przecież
pójść inna. Jest wiele przykładów takich zmian narracji. Najpierw idzie
w świat jedna opowieść, a potem zupełnie odmienna. Nie ma powodu, by ta
sprawa nie uległa rewizji. To jest możliwe.
Rozmawiał TK
http://www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/wildstein-widac-zla-wole
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. Nie walnęło i nie urwało,
Nie walnęło i nie urwało, tylko wybuchło i rozerwało. Co zrobią z tymi naukowcami? Też orzekną, że oszołomy?
Coraz mizerniej naprzeciw coraz dłuższej listy naukowców wygląda klub
wyznawców pancernej brzozy, ze swoimi świętymi księgami Millera i
Anodiny, którego naukowa podbudowa sprowadza się do krótkiej ekspertyzy
pułkownika Klicha – jak walnęło, to się urwało...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. Był wybuch - Bogumił Łoziński
Według naukowców rozrzut szczątków prezydenckiego samolotu, a także charakter ich zniszczeń wskazują, że doszło do wybuchu przed zderzeniem z ziemią.
W poniedziałek w Warszawie odbyła się niezwykle interesująca konferencja naukowa poświęcona katastrofie smoleńskiej. Naukowcy z wielu polskich, a także zagranicznych, uczelni technicznych dzielili się swoimi badaniami na temat katastrofy smoleńskiej. Wbrew niektórym opiniom nie szły one w tym samym kierunku, cześć referatów podważała tezy innych, nie formułowano ostatecznych hipotez, a raczej stawiano cały szereg pytań i wskazywano na braki w dotychczasowym śledztwie. Profesorowie wystrzegali się ocen politycznych, nie padła teza o zamachu, ale jednocześnie analiza fragmentów samolotu prowadziła niektórych z nich do tezy, że jeszcze przed zderzeniem z ziemią doszło w samolocie do wybuchu, który był powodem destrukcji maszyny i katastrofy. Jednocześnie jeden z naukowców pokazał, że mogło być co najmniej kilka przyczyn wybuchu związanych z awarią systemu elektrycznego.
Z konferencji płynie kilka wniosków: konieczne są dalsze badania, gdyż ustalenia MAK i Komisji Millera są niewystarczające, nie da się ich wiarygodnie prowadzić bez dostępu do wraku i innych dowodów, metoda analizy katastrofy przez niezależnych naukowców, stosowana przy tego typu zdarzeniach na świecie, jest dobrym sposobem dochodzenia prawdy.
http://gosc.pl/doc/1336609.Byl-wybuch
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. AGNIESZKA KUBLIK NIE PODJĘŁA RĘKAWICY
nawet super ekspert p.Hypki się nie zgłosił?
A tu proszę, reakcja człowieka myślącego. A Czerska i okolice stać tylko na to :
Skwieciński: Zmieniam zdanie. To był błąd, że nie wierzyłem w zamach
częściowej rewizji poglądów. Muszę stwierdzić, że - nadal nie
przechodząc do obozu zwolenników teorii zamachowej - uważam ją już za
równie prawdopodobną, co wersja oficjalna. I z pewnością popełniłem
błąd, negując ją niegdyś w bardzo zdecydowanej formie" - pisze w
serwisie "Rzeczpospolitej" Piotr Skwieciński. Zdanie zmienił po
konferencji PiS-owskich ekspertów na UKSW.
Publicysta "Rzeczpospolitej" ogłasza w komentarzu "zmianę zdania"
i "przyznaje do błędu", ale do końca nie wiadomo, o co mu chodzi: nie
dołącza do "obozu zwolenników teorii zamachu", ale - z drugiej strony -
uważa, że jest to wersja równie prawdopodobna, co oficjalne wyniki
śledztw polskiego i rosyjskiego.
Skwieciński przede
wszystkim wyraża swoje uznanie dla ekspertów Antoniego Macierewicza,
których konferencja na UKSW zrobiła na nim duże wrażenie, większe niż
wcześniejsze ustalenia zawodowych śledczych: "Przedstawiono na niej
najbardziej kompleksowy, jak dotąd, obraz smoleńskiej katastrofy jako
zamachu. Uczeni, których kompetencji nie można zakwestionować, z
przedstawili szereg poszlak, ich zdaniem wskazujących, iż polski samolot
został celowo zniszczony".
Eksplozja - tak, ale co z tą brzozą? Czytaj relację z konferencji na Wyborczej.pl >>>
Prof. Binienda i inni eksperci PiS-u mają - wg publicysty - tę
przewagę nad śledczymi z komisji Jerzego Millera, iż nie skompromitowali
się stwierdzeniem, że w kokpicie był gen. Błasik. Skwiecińskiemu wydaje
się zatem podejrzane, że śledczy z komisji nie chcą polemizować w
mediach z PiS-owskimi ekspertami: "Bardzo konsekwentnie odmawiają
komentowania kolejnych twierdzeń naukowców, uważających, że samolot był
celem zamachu. Również konferencja, odbyta na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego nie doczekała się reakcji ze strony członków komisji Millera".
Brak polemiki zawodowych śledczych z Biniendą wywołał u
publicysty "Rzeczpospolitej" wątpliwości, czy katastrofa smoleńska
jednak nie była zamachem.
"Otwiera pole do domniemywania,
że milczą po prostu dlatego, że nie potrafią przekonywująco
zakwestionować tez profesorów. I każe w narastający sposób wątpić w
oficjalną wersję wydarzeń. (...) Do tej pory trudno mi w zamach
uwierzyć. Nadal uważam bowiem, że zbyt rażąca była dysproporcja pomiędzy
politycznym zyskiem z usunięcia śp. prezydenta i jego otoczenia a
ryzykiem, związanym z podjęciem takiej próby dla najbardziej
prawdopodobnych sprawców zamachu - Rosjan. Nad tą dysproporcją dalej nie
potrafię przejść do porządku dziennego. Nadal uważam też, że istnieją
również inne przesłanki, świadczące przeciw wersji o zamachu. Ale rozwój
sytuacji skłania mnie do częściowej rewizji poglądów" - pisze
Skwieciński.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
10. widac jednak Kublik obcieli funusze, bo Wroński robi za 10-ciu :
oczywiście nie pisze, że był DRUGIM DNIU OTWARTYM
Katastrofa smoleńska. Eksplozja - tak, ale co z tą brzozą? Paweł Wroński
http://wyborcza.pl/1,75478,12727255,Katastrofa_smolenska__Eksplozja___ta...
i co za głupoty wypisuje :)
Naukowców od samolotów zaprosiło koło doktorantów historii, ci z zagranicy wypowiadali się przez Skype'a. Witający gości w imieniu uniwersytetu prof. ks. Waldemar Gliński mówił, że - podobnie jak rektor tej uczelni ks. prof. Ryszard Rumianek - "96 pasażerów Tu-154 złożyło ofiarę z życia i krwi".
O tym, że udział w międzynarodowej konferencji w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej ma dla naukowców wymiar heroiczny, upewniał zebranych przewodniczący zespołu Antoni Macierewicz. - Na naukowców w Polsce wywierana jest gigantyczna presja mająca na celu uniemożliwienie im zbadanie prawdy - mówił. Prof. Jan Obrębski z Politechniki Warszawskiej ostrzegał, że w czasie poprzedniej konferencji "na sali byli agenci".
...(...)
SZKODA CZASU NA WROŃSKIEGO - niewydolny intelektualnie zeby zmierzyć się z pracą akademików.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
11. Dr Przybylska-Wendt: komisja
Dr Przybylska-Wendt: komisja Millera oraz MAK to jeden wielki skandal. Wyniki ich prac można jedynie wrzucić do śmieci
"Widząc zniszczenia tupolewa, czytając opis zniszczenia ciał, wydaje
mi się mało prawdopodobne, by w Smoleńsku doszło jedynie do uderzenia
samolotu w ziemię."
Organizatorzy
Konferencji Smoleńskiej: Część ludzi nauki wie, czego oczekuje władza i
jak się zachować w trosce o byt. Nawet kosztem honoru
"W PRL mieliśmy podobną sytuację. Władza też głosiła tezy w każdej
dziedzinie życia. Nie było mile widziane występowanie z niezależnymi
opiniami, wbrew stanowisku rządzących. Nie było więc otwartości w
formułowaniu poglądów. Dzisiejsza rzeczywistość niewiele od tego modelu
odbiega."
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
12. twórcy teorii "maskirowki" atakują lepiej od Wrońskiego z GW
ojciec i matka "maskirowki" FYM i prof. Dakowski.
(tak, tak FYM wrócił na saloon :))) nie boi sie juz porwania !:)
http://freeyourmind.salon24.pl/457593,wokol-konferencji-smolenskiej-1
prof. Dakowski też powrócił na saloon w tej samej sprawie
http://dakowski.salon24.pl/457640,katastrofa-smolenskcrash-i-wnioski
"Całości wystąpień na Konferencji nie mogłem wysłuchać, bo jesienna, coraz bardziej mglista pogoda zmusiła mnie do wyjścia do ogródka, by piłować karpy i zwozić do piwnicy. Karpy to pnie i pieńki, wyciągnięte mechanicznie z ziemi po zrębie drewna w lesie, które leśnicy oddają za darmo, a którymi ja – po ich umyciu i wysezonowaniu – ogrzewam dom. A pozatem – w naszych laskach opieńki obrodziły. Trzeba się śpieszyć.
Nie usłyszałem więc paru referatów. Przepraszam, Marku, może przy innej okazji. Są przecież w internecie."
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
13. Wojskowa Prokuratura Okręgowa
Wojskowa Prokuratura Okręgowa ujawniła że w ciele śp. Teresy Walewskiej Przyjałkowskiej znaleziono cztery nity z poszycia samolotu. Informacje te prokuratura ujawnia na swojej stronie internetowej.
Informacja ta znalazła się w oświadczeniu dotyczącym przebiegu sekcji zwłok śp. Anny Walentynowicz oraz Teresy Walewskiej Przyjałkowskiej, opublikowanym na stronie Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
- WPO w Warszawie stwierdza że w toku badania zwłok zabezpieczono m.in. jako ślady: 4 twarde elementy o wymiarach od 0,2 do 1,2 cm. W trakcie opisywania jednego z nich przez technika kryminalistyki z Żandarmerii Wojskowej, bezpośrednio po wyjęciu z ciała przez lekarza, ppłk Robert Pyra powiedział do tegoż funkcjonariusza, że jest to prawdopodobnie nit z poszycia samolotu - czytamy w oświadczeniu.
To kolejny dowód, który każe zweryfikować tezy o przyczynach katastrofy Smoleńskiej – mówi mecenas Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik jednej z rodzin ofiar katastrofy.
- Okazuje się, że po dwóch i pół roku od katastrofy mimo pierwotnych wkluczeń pewnego rodzaju tez i wersji, prokuratura coraz bliżej jest reaktywacji badania wersji zamachu czy też wybuchu jako przyczyny katastrofy rządowego tupolewa. Warta jest podkreślenia wersja taka, że jeden z ekspertów już wcześniej powiedział, że ewentualne tego rodzaju znalezienie śladów podczas badań sekcyjnych jest bardzo silnie związane z tezą o tym, że przyczyną katastrofy tupolewa był wybuch- mówi mec. Piotr Pszczółkowski.
Tymczasem Okręgowa Rada Adwokacka w Warszawie wszczęła postępowanie dyscyplinarne po skardze, jaką na mecenasa Rafała Rogalskiego złożył były naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski.
Zarzuca on pełnomocnikowi rodzin ofiar smoleńskich “uporczywe epatowanie opinii publicznej nieuprawnionymi ocenami oraz wnioskami związanymi z postępowaniem smoleńskim” a także wybiórcze podejście do sprawy smoleńskiej.
Mecenas Rafał Rogalski liczy na umorzenie tego postępowania. Podobnego zakończenia sprawy spodziewa się też mec. Piotr Pszczółkowski.
- Przy tak szerokiej tezie jaką stawia składający to zawiadomienie, najprawdopodobniej nie dało się tego postępowania rozstrzygnąć już w fazie odmowy wszczęcia; i niezbędne jest wysłuchanie zarówno mec. Rogalskiego jak i byłego Naczelnego Prokuratora Wojskowego. Myślę, że jest to formalny powód wszczęcia tego postępowania.
Co do merytorycznych jego podstaw, gdyby w śledztwie smoleńskim można było zapytać włodarzy prokuratury jakie czynności wykonali, jakich czynności nie wykonali i dla czego, to wydaje się, że nie byłyby potrzebne tak liczne komentarze zarówno mediów jak i pełnomocników- dodaje mec. Pszczółkowski.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
14. Rada nad Rogalskim
Rada nad Rogalskim
Okręgowa Rada Adwokacka w Warszawie wszczęła postępowanie
dyscyplinarne po skardze, jaką na mecenasa Rafała Rogalskiego złożył
były naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski – dowiedział
się “Nasz Dziennik”
Postępowanie w ORA prowadzi zastępca rzecznika dyscyplinarnego mec.
Katarzyna Węgorek. Samo postanowienie o jego wszczęciu zatwierdza
rzecznik, czyli mecenas Jacek Brydak.
Jak ustalił “Nasz Dziennik”, decyzja o wszczęciu postępowania
dyscyplinarnego została zatwierdzona wczoraj. Formalnie może ono
zakończyć się umorzeniem bądź postawieniem adwokatowi zarzutów i
skierowaniem wniosku o wszczęcie postępowania przed sądem
dyscyplinarnym. Ale jak podkreśla mec. Brydak, jest za wcześnie, by o
tym przesądzać. – Sprawa rozstrzygnie się w ciągu kilku najbliższych
tygodni. Najpierw trzeba sprecyzować to, co obie strony twierdzą.
Zarzuty są tak poważne, że zachodzi obawa naruszenia zasad etyki –
stwierdza Brydak. Nie wyklucza jednocześnie, że dojdzie do przesłuchania
obydwu stron.
Przypomnijmy, że mec. Jacek Brydak to jeden z dwóch byłych
pełnomocników Janiny Chim, jednej z oskarżonych w procesie FOZZ. To
także jeden z prawników, który wystąpił w 2005 r. z prywatnym aktem
oskarżenia wobec rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego –
chodziło o wypowiedź, w której nazwał Brydaka i drugiego z obrońców Chim
– mec. Marcina Ziembińskiego “czarnymi owcami palestry”, zarzucając im
przeciąganie sprawy. Kiedy proces w sprawie FOZZ był już bliski finału,
Chim wypowiedziała Brydakowi pełnomocnictwo, twierdząc, że straciła do
niego zaufanie. Sędzia Andrzej Kryże uznał to wówczas za ukartowaną grę
mającą przewlec sprawę (słowa Kochanowskiego dotyczyły właśnie tej
sytuacji, a postępowanie zakończyło się umorzeniem).
Krytyka nie w smak
Postępowanie dyscyplinarne, które właśnie się rozpoczęło w ORA,
dotyczy skargi, jaką Parulski złożył na Rogalskiego. – Skarga pana
generała Parulskiego na mnie jest całkowicie bezzasadna z punktu
widzenia faktycznego oraz dowodowego. Złożę w tej sprawie wyczerpujące
wyjaśnienia. Liczę na rzetelne rozpoznanie sprawy i jej zakończenie
poprzez umorzenie postępowania – zapowiada mec. Rafał Rogalski. – To są
bardzo nerwowe reakcje bardzo wysoko postawionych urzędników
państwowych, którzy z założenia powinni być odporni na krytykę, także na
krytykę w mediach. A jeśli się popatrzy na całokształt działania
organów państwa polskiego w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej,
to trudno, żeby taka krytyka się nie pojawiała – komentuje sprawę mec.
Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego w śledztwie
smoleńskim.
Były naczelny prokurator wojskowy zarzuca pełnomocnikowi rodzin ofiar
smoleńskich Rafałowi Rogalskiemu “uporczywe epatowanie opinii
publicznej nieuprawnionymi ocenami oraz wnioskami związanymi z
postępowaniem smoleńskim” oraz wybiórcze podejście do sprawy
smoleńskiej. Chodzi o medialne wypowiedzi pełnomocnika rodzin
smoleńskich odnoszące się do działań prokuratora 10 kwietnia 2010 roku
na Siewiernym, a także do działań późniejszych związanych już z
prowadzeniem śledztwa w sprawie katastrofy. Rogalski krytycznie ocenia
działalność samego Parulskiego i prokuratury wojskowej. Do konkretnych
zaniechań i zaniedbań z ich strony należą według adwokata: brak
precyzyjnych oględzin szczątków samolotu, miejsca zdarzenia, wieży lotów
i znajdującej się w niej aparatury, brak udziału polskich śledczych i
lekarzy w sekcjach zwłok w Moskwie, a także brak decyzji o otwarciu
trumien w Polsce i sekcji zwłok w kraju.
Rogalski: Wiem, co mówię
W dniu tragedii rządowego tupolewa naczelny prokurator wojskowy
Krzysztof Parulski, wtedy jeszcze w stopniu pułkownika, przybył
wieczorem do Smoleńska. Na miejscu zdarzenia przebywała grupa siedmiu
prokuratorów wojskowych. Polscy śledczy byli obecni podczas
przesłuchania przez Rosjan kontrolerów lotu, meteorologa lotniska oraz
naocznego świadka zdarzenia, uczestniczyli w identyfikacji ciał,
oględzinach przedmiotów należących do pasażerów Tu-154M. W sumie, jak
wylicza Parulski, od 11 do 16 kwietnia 2010 roku przy udziale polskich
prokuratorów, żołnierzy Żandarmerii Wojskowej i funkcjonariuszy Agencji
Bezpieczeństwa Wewnętrznego na terenie Federacji Rosyjskiej
przeprowadzono kilkadziesiąt czynności procesowych.
Sam Parulski osobiście brał udział w sekcji zwłok prezydenta Lecha
Kaczyńskiego. Generał do dziś jest przekonany, że zrobił wszystko, co w
świetle polskiego prawa i panujących w Smoleńsku warunków mógł zrobić. A
wszelkie sugestie ze strony Rogalskiego, że tak nie było, mijają się
jego zdaniem z prawdą. Tym samym, jak stwierdza były szef NPW, mecenas
wykazuje “autentyczny brak umiaru i taktu” i “narusza godność zawodu
adwokata, publicznie nadużywając swego statusu”.
“Prezentowane przeze mnie opinie nie miały charakteru manipulacji
oraz nie były formułowane w sposób nieuprawniony lub tendencyjny. Wprost
przeciwnie, znajdowały one oparcie w wiedzy uzyskanej przeze mnie jako
pełnomocnika wykonujących prawa zmarłych pokrzywdzonych w śledztwie
prowadzonym przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie” – ripostuje
adwokat w pięciostronicowej odpowiedzi na pismo Parulskiego. Jak
dodaje, “rolą profesjonalnego pełnomocnika stron postępowania karnego
jest obrona i reprezentacja ich interesów, co realizuje się również w
drodze kontroli oraz oceny, w tym również – w uzasadnionych zakresie –
krytyki pracy organów ścigania”. – Jestem w stanie napisać taki elaborat
jak pan Parulski, ale potrzebowałbym na to sporo czasu, starałem się
zmieścić w pewnych ramach – wyjaśnia adwokat.
Jeden aparat to za mało
Jak zauważa prawnik, rolą Parulskiego było zadbanie o to, by polscy
śledczy mogli uczestniczyć w podstawowych czynnościach procesowych,
takich jak sekcje zwłok ofiar. Zwłaszcza że Wojskowa Prokuratura
Okręgowa w Warszawie jeszcze w dniu katastrofy wystosowała wniosek o
dopuszczenie w drodze pomocy prawnej do udziału m.in. w tej czynności
polskich prokuratorów, biegłych z zakresu medycyny sądowej oraz członków
Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. W ocenie prawnika,
zaniedbaniem ze strony Parulskiego było też i to, że polscy śledczy nie
brali udziału w identyfikacji zwłok ofiar katastrofy, nie mieli
zapewnionego zaplecza technicznego, nie dysponowali nawet sprzętem
fotograficznym. – W dyspozycji Żandarmerii Wojskowej znajdował się tylko
jeden aparat fotograficzny, co w świetle rozmiarów katastrofy, w której
badaniu mieli uczestniczyć, bez wątpienia nie stanowi dostatecznego
zaplecza technicznego. Co więcej, większość zdjęć i filmów została
wykonana przy użyciu telefonów komórkowych – zauważa Rogalski.
Parulski jako najwyższy rangą prokurator wojskowy obecny na miejscu
katastrofy nie zadbał też, zdaniem adwokata, o właściwy nadzór nad
czynnościami prowadzonymi przez stronę rosyjską – na potwierdzenie tego
wystarczy przykład odnajdywanych wiele miesięcy po katastrofie szczątków
ciał ofiar katastrofy oraz fragmentów samolotu, błędy i zaniedbania w
czynnościach sekcyjnych oraz identyfikacyjnych, długotrwały brak
zabezpieczenia wraku samolotu, rozbieżności w protokołach z zeznań
kontrolerów lotów z wieży, niezabezpieczone nagrania z rozmów między
kontrolerami lotów w wieży, brak badań lekarskich kontrolerów lotów po
katastrofie (w tym ich trzeźwości), wybrakowana kopia nagrań dźwięku z
kabiny pilotów na tzw. czarnych skrzynkach (brak kilkunastu sekund
nagrania). “Są to okoliczności powszechnie znane. (…) Biorąc pod uwagę
powyższe fakty, zarzuty prok. gen. Krzysztofa Parulskiego nie znajdują
uzasadnienia” – puentuje mec. Rafał Rogalski.
Anna Ambroziak
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
15. Agnieszka Kublik zajęła się bezpiecznym seksiszmem
za to jej kolega cyngiel Czuchnowski dał głos. Wroński nie wydolił intelektualnie, Czuchnowski mataczy powiela propagandę pancernej brzozy Anodiny. Nie przebił Paradowskiej, wg której smieci w głowie Anny Walentynowicz ruscy umieścili, aby pomóc w identyfikacji zwłok, ale nie odbiega od linii i bazy Czerskiej.
Po katastrofie smoleńskiej przegrywa prawda-Wojciech Czuchnowski
http://wyborcza.pl/1,75248,12749268,Po_katastrofie_smolenskiej_przegrywa...
Przypadki zamiany ciał w grobach ofiar katastrofy smoleńskiej nakręcają oskarżenia o "poniżanie Polski" i "zagładę naszych elit". W tym krzyku ginie rozsądek i nie ma miejsca na tłumaczenia. Jest prawie pewne, że w Świątyni Opatrzności Bożej nie pochowano ciała prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego. To kolejny przypadek zamiany zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r.
Do podobnej pomyłki doszło z ciałem Anny Walentynowicz, współzałożycielki "Solidarności".
Przypadek prezydenta Kaczorowskiego wskazuje, gdzie mógł nastąpić błąd: na miejscu katastrofy jego zwłoki zidentyfikowano jako jedne z pierwszych. Do pomyłki musiało dojść przy składaniu ciał do trumien w Moskwie, przed wysłaniem ich do Polski.
Ekshumacje Anny Walentynowicz i Ryszarda Kaczorowskiego odbyły się z inicjatywy polskiej prokuratury wojskowej, która - co ważne - wcześniej została poinformowana o możliwości pomyłki przez stronę rosyjską. Teraz będą nowe pogrzeby. Pozostanie niesmak i pytanie: jak mogło do tego dojść?
Były też inne ekshumacje kilka miesięcy temu przeprowadzone na prośbę rodzin trzech ofiar katastrofy. Ale okazało się, że w grobach złożono "właściwe" zwłoki.
O czym to świadczy? Że prokuratura działa sprawnie i tam, gdzie dochodzi do błędów, przyznaje się do tego otwarcie. Ekshumacje śledczy próbują przeprowadzać dyskretnie, mając na względzie szacunek dla zmarłych i wrażliwości ich rodzin.
Nie zawsze się to udaje, bo pracom na cmentarzach towarzyszą demonstracje polityków PiS i Klubów "Gazety Polskiej".
Bardzo trudno stwierdzić, czy pomyłki w identyfikacji zwłok są w takich sytuacjach nieuniknione. Teoretycznie nie powinno do nich dojść. Współczesna nauka potrafi na podstawie śladów DNA przypisać najmniejszy kawałek ciała odpowiedniej osobie. Ale w kwietniu 2010 r. na szczegółowe badania nie było czasu. Chodziło przede wszystkim o to, by jak najszybciej zorganizować uroczyste pogrzeby i zadbać o osierocone rodziny.
W dodatku ta katastrofa nie ma precedensu w historii. W żadnym wypadku samolotowym w dziejach nie zginęło tyle ważnych osób, z prezydentem dużego kraju na czele. Nie ma więc punktu odniesienia. Brakuje danych, czy po "zwykłych" tragediach lotniczych, w których ciała były tak mocno zmasakrowane jak w Smoleńsku, za tak ważne uważano dokładne określenie ich tożsamości.
W przypadku Smoleńska jest inaczej. Bo tragedia, i tak straszna sama w sobie, obrasta w polityczny kontekst. Zginęli politycy nie tylko ważni, ale w dodatku związani z opozycją. I stało się to w Rosji.
Dlatego Smoleńsk budzi takie emocje i kusi, by używać go w walce politycznej. Im więcej mija czasu, tym ta walka jest ostrzejsza.
Atakującymi są politycy PiS. W katastrofie oprócz działaczy tej partii i "jej" prezydenta zginęli przedstawiciele lewicy, Platformy, dostojnicy Kościoła, generalicja, kombatanci i funkcjonariusze państwowi. Ale to PiS wziął ją na sztandar, redukując pozostałe ofiary do "innych".
Wizyta z 10 kwietnia 2010 r. była pomyślana jako początek kampanii, w której Lech Kaczyński miał się ubiegać o drugą kadencję. Dlatego zabrał ze sobą ludzi, którzy mieli być tej kampanii wsparciem - prezesów IPN i NBP, elitę Prawa i Sprawiedliwości, Annę Walentynowicz.
Pozostali byli rzeczywiście "dodatkiem". Ale zginęli tak jak wszyscy inni. Śmierć nie zna różnic politycznych.
Atakowani to przede wszystkim rząd Platformy Obywatelskiej oraz Rosjanie, którzy ręka w rękę z PO "zamordowali polskiego prezydenta", a potem "znieważyli jego zwłoki".
Kwintesencją tych zarzutów są dzisiejsze komentarze w propisowskich mediach - "Gazecie Polskiej Codziennie" i "Naszym Dzienniku". Czytamy tam o "hańbie i poniżeniu", "Moskiewskiej dziczy", "znieważeniu przez Tuska ciała prezydenta", "bezczeszczeniu zwłok". Towarzyszą temu stwierdzenia o pewnym już zamachu i "dwóch wybuchach", jakie nastąpiły przed uderzeniem samolotu w ziemię. "Miejsce Tuska i jego szajki jest w więzieniu"- konkluduje "GPC".
W zapomnienie poszedł wyważony ton raportu komisji MSWiA, która badała katastrofę. Wykazała jej złożony charakter, wykluczając zamach. Określiła, jak w wyniku zbiegu wielu okoliczności i ludzkich błędów doszło do tragedii.
Nikt nie słucha też spokojnych - chociaż sztywnych w tonie - oświadczeń prokuratury.
Prawda i rozsądek giną we wrzawie coraz bardziej szaleńczych oskarżeń.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
16. Polskie pieczątki pod
Polskie pieczątki pod rosyjskim kłamstwem
Już nawet Monika Olejnik się dziwi,
dlaczego po konferencji naukowców, gdzie była mowa o wybuchu na
pokładzie Tupolewa, komisja rządowa nie organizuje własnej.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
17. Odarliby Monikę Olejnik z
Odarliby
Monikę Olejnik z resztki złudzeń. "Przystawili polskie pieczątki do
rosyjskich kłamstw – ot i całe śledztwo, ot i wyjaśnienie katastrofy"
Nie zrobią konferencji, bo nie mają z czym na nią przyjść. Nie
zbadali wraku, nie zbadali oryginałów czarnych skrzynek, nie widzieli na
oczy brzozy, nie było ich przy sekcjach zwłok ani przy wkładaniu ciał
do trumien.
Wildstein:
Gdybyśmy polegali wyłącznie na przekazie głównych mediów i ich
autorytetów, to do tej pory tkwilibyśmy przy wersji Anodiny
Salon Dziennikarski Floriańska 3. Sułek-Kowalska, Wildstein, Skwieciński, Warzecha, Karnowski.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
18. Kalisz: komisja Millera
Kalisz: komisja Millera powinna dać odpór bzdurom o wybuchu
- Członkowie komisji Millera powinni dać odpór tym wszystkim bzdurom
o wybuchach. Ja się na tym nie znam, ale nie wydaje mi się, że tam były
wybuchy, coś mi się to nie klei. Ale odpór powinien być dany –
stwierdził na antenie Radia ZET poseł SLD Ryszard Kalisz.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
19. AGNIESZKO KUBLIK, WOŁAJ Z LISEM!
Oto dylematy mainstreamowych dziennikarzy: jak rząd powinien dać odpór ludziom, którzy szukają prawdy o Smoleńsku
"Ja widzę takie niebezpieczeństwo, że z jednej strony mamy zwarty
front. Mamy profesora Biniendę, który nie chce pokazać swego modelu, nie
chce rozmawiać z prokuraturą, ale jeździ od miasta do miasta i
upowszechnia swoją teorię".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
20. prosił, prosił, az się doprosił :) cyngluwa ruszyła
Kłamstwa smoleńskie a milczenie Tuska-Agnieszka Kublik
http://wyborcza.pl/1,86116,12763212,Klamstwa_smolenskie_a_milczenie_Tusk...
Uporczywą ciszą kłamstw smoleńskich sprostować nie można. Samobójcza śmierć technika pokładowego Jaka-40, który 10 kwietnia 2010 r. wylądował na lotnisku Sewiernyj tuż przed katastrofą prezydenckiego Tu-154 na nowo rozgrzeje spiskową teorię o zamachu pod Smoleńskiem.
Bo w wywiadach dla mediów opowiadał, że rosyjski kontroler dał zgodę i załodze jaka, i tupolewa na zejście do wysokości 50 m - absolutnie poniżej poziomu bezpieczeństwa. Z odczytu czarnych skrzynek wynika, że było to - zgodnie z procedurą - 100 m. W dodatku technik nie znał języka rosyjskiego. Ale co tam, ... być może będzie nowa teoria.
W sprawie tragicznego wypadku tupolewa słyszeliśmy już o sztucznej mgle, helu rozpylonym nad lotniskiem, paraliżującym gazie we wnętrzu samolotu, bombie paliwowej, wreszcie dwóch wybuchach na pokładzie na wysokości 15 m. No i brzmiące jak jedyna możliwa prawda przekonywanie, że samolot nie uderzył w brzozę - a nawet gdyby, to jego skrzydło i tak by się nie złamało.
Dla rządu Donalda Tuska propagandowo najgorsze są weekendy, kiedy PiS bryluje w radiu i w telewizji. Zarzuty te same, preteksty nowe. A rząd milczy. Uparte to milczenie i zawzięte, ale przede wszystkim głupie i nieskuteczne.
Rząd ma moc instrumentów, by po wielokroć powtarzane kłamstwa smoleńskie po wielokroć prostować. To zadanie dla premiera, dla jego rzecznika, dla szefa MSWiA (bo tu działała rządowa komisja Jerzego Millera, która wyjaśniała przyczyny wypadku), jego rzecznika, szefa Komisji Badania Wypadków Lotniczych (zasiadał w komisji rządowej), prokuratora generalnego i jego rzecznika, szefa prokuratury wojskowej i jego rzecznika.
Oni wszyscy powinni organizować konferencje prasowe, udzielać wywiadów, wydawać oświadczenia czy choćby chodzić na spotkania ze studentami. Mogliby, ale nie robią nic. Kłamstwa smoleńskie mają się więc coraz lepiej.
Wiosenny sondaż "Gazety" pokazał, że w tezę, iż Lech Kaczyński padł ofiarą zamachu, wierzy 18 proc. Polaków - aż o 10 pkt proc. więcej niż w podobnym sondażu "Polityki" sprzed roku. Raport rządowej komisji wyjaśnił przyczyny katastrofy dla ledwie 16 proc. Polaków (nie przekonał nawet większości wyborców PO). Aż co trzeci badany (w tym 61 proc. wyborców PiS) żyje w przekonaniu, że Polska i Rosja ukrywają prawdę o katastrofie.
W maju tego roku CBOS zapytał, prezydent Kaczyński zginął w wyniku zamachu? 25 odparło, że tak, 63 - że nie. 12 proc. - nie ma zdania.
Prof. Marek Żylicz, ekspert międzynarodowego prawa lotniczego i wiceszef komisji Millera, już kilka razy na łamach "Gazety" sygnalizował ten problem. Proponował nawet, by premier wznowił prace komisji Millera, by ta mogła naukowo rozprawić się z bzdurami serwowanymi przez parlamentarny zespół PiS Antoniego Macierewicza i współpracujących z nim naukowców, z których prawie żaden nie ma nawet bladego pojęcia o wyjaśnianiu katastrof lotniczych.
Premier Tusk zupełnie zlekceważył rady profesora, choć to właśnie jemu powinno najbardziej zależeć, by smoleńskie kłamstwa prostować aż do skutku. Na transparentach noszonych podczas marszy ludu smoleńskiego to jego nazwisko pojawia się najczęściej jako tego, który ma "krew na rękach" albo "spiskuje z Putinem".
A nie chodzi tu przecież tylko o obronę dobrego imienia Tuska. Chodzi o polską rację stanu.
Dlatego za każdym razem, gdy PiS odgrzewa kłamstwa smoleńskie albo produkuje nowe, trzeba przypominać ustalenia komisji Millera. Zgadzają się z nimi prawie wszyscy specjaliści od wypadków lotniczych, potwierdzają je nagrania rozmów z kokpitu oraz zapis czarnych skrzynek gromadzących dane o tym, co dzieje się z samolotem (jedna z nich, najbardziej szczegółowa, została zabrana z miejsca katastrofy tuż po rozbiciu się samolotu i była badana jedynie przez polskich specjalistów).
Przypomnijmy najważniejsze tezy:
- że przyczyną wypadku było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg;
- że była presja sytuacji oraz czasu i pewnie dlatego dowódca tupolewa postanowił spróbować podejścia do lotniska, zszedł zbyt nisko, leciał zbyt szybko i uderzył w brzozę;
- że były wieloletnie zaniedbania w szkoleniu załóg latających z VIP-ami;
- że samolot był w pełni sprawny.
Rząd powinien też przypominać, że prowadząca swoje odrębne śledztwo prokuratura wojskowa wykluczyła teorię zamachu i wybuchu. Biegli prokuratury wojskowej i prokuratorzy bardzo szczegółowo przebadali wrak i szczątki zabrane z miejsca katastrofy:
- 12-13 kwietnia 2010 r. w Zakładzie Ekspertyz Kryminalistycznych Departamentu Spraw Wewnętrznych Obwodu Smoleńskiego przeprowadzono ekspertyzę na obecność śladów materiałów wybuchowych w próbkach pobranych z wraku. Nie stwierdzono trotylu, heksogenu, oktogenu, TEHa, okfolu, tetrylu - typowych składników materiałów wybuchowych; - 18 czerwca 2010 r. (dwa miesiące po katastrofie) biegli z Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii w Warszawie stwierdzili, iż w próbkach szczątków pobranych z miejsca katastrofy (które w pierwszych dniach po katastrofie trafiły do Polski) nie ujawniono obecności bojowych środków trujących oraz produktów ich rozkładu. Biegli nie stwierdzili także obecności materiałów wybuchowych takich jak dinitrotoluen, nitroglikol, nitrogliceryna, trinitrotoluen, heksogen, oktogen oraz pentryt. W ludzkich szczątkach nie było też celowo wprowadzonych substancji promieniotwórczych. Nie stwierdzono obecność węglowodorów alifatycznych, naftenowych i aromatycznych, które są typowymi pozostałościami po paliwie lotniczym; - we wrześniu 2011 r. czterech biegłych i dwóch prokuratorów miało w Smoleńsku nieograniczony dostęp do wraku samolotu. Dokonali jego szczegółowych oględzin: zbadali silniki samolotu, stan instalacji paliwowych i hydraulicznych, pobrali do badań próbki płynów z tych instalacji. Chodziło o ustalenie przyczyn i procesu uszkodzeń samolotu zarówno pierwotnych, jak i wtórnych; - oprócz wraku biegli z Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii w Warszawie oraz Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii przebadali także szczegółowo rzeczy należące do ofiar katastrofy, zdjęte z ciał w trakcie prowadzonych badań sądowo-medycznych w Moskwie. Wnioski: nie wykryli obecności bojowych środków trujących oraz produktów ich rozkładu. Nie stwierdzili też obecności substancji promieniotwórczych na tych rzeczach ani substancji chemicznych, promieniotwórczych lub biologicznych mogących stwarzać zagrożenie dla zdrowia lub życia osób. Czyli żadnego dowodu, żadnej choćby poszlaki, że to był zamach.
Tuskowi mogło się na początku wydawać, że jedna konferencja Millera, na której zaprezentował wyniki prac swojej komisji, przetnie spiskowe teorie dotyczące katastrofy tupolewa. To była płonna nadzieja.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
21. Co czwarty Polak uważa, że
Co czwarty Polak uważa, że katastrofa w Smoleńsku była zamachem
Według prawie połowy respondentów (49 proc.) zamiana ciał podważa
wcześniejsza ustalenia dotyczące ofiar katastrofy smoleńskiej i
właściwie teraz nie wiadomo, które szczątki gdzie są pochowane. Ponad
jedna trzecia badanych (35 proc.) uważa jednak, że wcześniejsze
ustalenia dotyczące ofiar katastrofy nie zostały obalone. Co szósty
pytany (16 proc.) nie miał zdania.
Według ponad dwóch trzecich
respondentów (68 proc.) nie da się powiedzieć, która ze stron - polska
czy rosyjska - bardziej odpowiada za błędne rozpoznanie zwłok. Pozostali
częściej wskazują na Rosjan (12 proc.) niż na Polaków (8 proc.).
Niezdecydowany był co ósmy ankietowany (12 proc.).
Ponad jedna czwarta ankietowanych (26 proc.) uważa, że prezydent
Lech Kaczyński mógł zginąć w wyniku zamachu - 8 proc. badanych jest
pewnych, że tak się stało, 18 proc. wybrało odpowiedź "raczej tak". Z
drugiej strony, niemal dwie trzecie uczestników sondażu (62 proc.)
uważa, że do zamachu nie doszło - 34 proc. ankietowanych wybrało
odpowiedź "zdecydowanie nie", a 28 proc. - "raczej nie". Zdania nie miał
co ósmy badany (12 proc.).
W porównaniu z sondażem, jaki CBOS
przeprowadził w maju, opinie Polaków w tej kwestii prawie się nie
zmieniły (grupa zwolenników hipotezy o zamachu wzrosła o 1 pkt. proc.,
grypa przeciwników spadła o tyle samo); jak zauważa CBOS, o 4 pkt proc.
zmniejszył się odsetek osób odrzucających możliwość zamachu w sposób
zdecydowany.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
22. Prof. Żylicz: Komisja Millera
Prof. Żylicz: Komisja Millera powinna wznowić prace
wznowić prace, albo należy powołać nową komisję - uważa ekspert prawa...
czytaj dalej »
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
23. Tłumaczyć śledztwo smoleńskie do skutku - Dominika Wielowieyska
http://wyborcza.pl/1,75968,12769473,Tlumaczyc_sledztwo_smolenskie_do_sku...
Panie prokuratorze, niech pan odpowiada na pytania smoleńskie do skutku! Inaczej liczba omamionych tezami Antoniego Macierewicza będzie rosła.
I wszystko runęło: okazało się, że póki co nikt trotylu na wraku Tu-154M nie znalazł i nie ma podstaw do głoszenia tezy o zamachu pod Smoleńskiem.
Jak podaje portal dziennik.pl na stronach PiS już widniał wielki nagłówek "To już pewne: zginęli w zamachu". A potem gdy prokuratura wojskowa ogłosiła, że głoszone historie z trotylem to bajki, nagłówek zniknął.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński jeszcze przed konferencją prokuratorów ogłosił, że to "niesłychana zbrodnia". Potem, gdy cała zamachowa konstrukcja runęła, mówił coś o "socjotechnice" i nie do końca można było zrozumieć, o co mu chodzi.
Ale niezależnie od liczby bzdurnych i groteskowych opinii ze strony polityków, nieprawdziwych artykułów o Smoleńsku nie wolno lekceważyć tych doniesień i wątpliwości. Prokurator pułkownik Ireneusz Szeląg, który we wtorek na konferencji prasowej zdementował doniesienia "Rzeczpospolitej" o znalezionym trotylu na wraku, powinien siedzieć i odpowiadać na pytania tak długo, jak długo dziennikarze chcieli je zadawać. Choćby to miało trwać kilka godzin, choćby pewna wybitna dziennikarka zadała kolejne dziesięć pytań w stylu "Jak pan skomentuje informację, że kości jednej z ofiar są niebieskie". Nawet gdyby pan pułkownik miał po raz setny odpowiadać na te same pytania.
Owszem, niektórzy dziennikarze nie zrozumieli odpowiedzi prokuratora, mylili fakty. Trudno. Trzeba było siedzieć do skutku i odpowiadać aż do skutku. To śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej jest trudne, każdy szczegół może być interpretowany na opak, dlatego tak ważne jest, aby najważniejsze źródło - prokuratura - udzielała jak najszerszych i jak najbardziej szczegółowych informacji. Jeśli prokuratorzy nie zrobią tego wysiłku, liczba ludzi omamionych tezami Antoniego Macierewicza będzie rosła.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
24. niewydolni intelektualnie koledzy Kublikowej z Czerskiej
Dziękuję "Rzepie", wyciągnęła zawleczkę z Kaczyńskiego
Paweł Wroński
http://wyborcza.pl/1,75968,12771791,Dziekuje__Rzepie___wyciagnela_zawlec...
Wszyscy naśmiewają się z red. Cezarego Gmyza i "Rzeczpospolitej", że umieścili kuriozalny tekst o trotylu i nitroglicerynie odnalezionych we wraku Tu-154. Są złośliwcy, którzy emocjonują się wygibasami, które redakcja czyni, pisząc kolejne wersje sprostowań.
Ja chciałbym im podziękować. To prawda, nie odpalili "bomby" w sprawie katastrofy smoleńskiej. Jednak udało im się wyciągnąć zawleczkę z Jarosława Kaczyńskiego.
Dzisiaj po tekście "Rz" prezes PiS eksplodował jak granat. Już nie było pytania, czy 10 kwietnia w Smoleńsku był zamach. Był zamach, była zbrodnia, były oskarżenia, były wezwania do dymisji rządu, premiera, zapowiedzi pociągnięcia od odpowiedzialności wszystkich, którzy byli wspólnikami lub mataczyli.
Budowany misternie od wiosny przez świetnych specjalistów od pisowskiego PR wizerunek Jarosława Kaczyńskiego, który z dobrotliwym uśmiechem przysłuchuje się debacie naukowców o przyszłości Polski, wyleciał w powietrze niczym dom wysadzony gmyzowym trotylem. Sytuacja przypomina tę z 2010 roku, gdy w kampanii prezydenckiej słał podziękowania do braci Rosjan, mizdrzył się do komunistów, ale gdy wybory przegrał, stwierdził, że wszystko to robił na proszkach.
Warto zapamiętać prezesa Jarosława Kaczyńskiego takim, jakim po prostu jest i pomyśleć: "Co on takiego zrobi, jeśli przypadkiem wygra wybory i zostanie premierem?" A "Rzeczpospolitą" trzeba prosić o jeszcze.
Czy "Rz" wie, o czym pisze? To "pseudonaukowy bełkot"
Piotr Cieśliński
http://wyborcza.pl/1,75968,12771263,Czy__Rz__wie__o_czym_pisze__To__pseu...
Jeśli ktoś dziś rano zastanawiał się poważnie nad tym, czy artykuł w "Rzeczpospolitej" o odkryciu trotylu i nitrogliceryny we wraku tupolewa był pisany i redagowany przez kompetentnych dziennikarzy, to po przeczytaniu popołudniowego oświadczenia redakcji, już nie powinien mieć żadnych wątpliwości.
To jest rodzaj tekstu, który zwykle określam mianem "pseudonaukowego bełkotu". Nie sądziłem, że znajdę go na tych łamach.
W oświadczeniu czytamy: "[prokuratura] nie może jednak wykluczyć obecności materiałów wybuchowych na pokładzie z uwagi na obecność wysokoenergetycznych zjonizowanych składników. Analogiczne do tych, które występują w materiałach wysokoenergetycznych, w tym materiałach wybuchowych. Pomyliliśmy się pisząc dziś o trotylu i nitroglicerynie. To mogły być te składniki, ale nie musiały".
Nic się nie klei w tym sformułowaniu, nie ma ono większego sensu bez podania, co to za składniki i czego składniki, jak zostały wykryte. Jeśli to ma być wytłumaczenie od redakcji, to znaczy, że ona wciąż nie wie, o czym pisze. A jeszcze dobitniej świadczy o tym początek jednego z następnych zdań: "Skoro to tylko cząstki zjonizowane...".
Z tego wszystkiego wynika, że redakcja "Rzeczpospolitej" zdaje się wierzyć w magiczną moc trzech słów: "zjonizowane", "wysokoenergetyczne" oraz "składniki".
Podrzucę może redaktorom jeszcze jeden trop, którym mogą podążyć: proszę sprawdzić, czy czasem na miejscu katastrofy nie wykryto wysokoenergetycznych i zjonizowanych składników związku chemicznego oksydan*.
Brzmi strasznie, prawda? A to całkiem możliwy scenariusz.
* chemiczna nazwa wody, czyli H2O
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
25. wszyscy nie na temat, nic o komisjo do boju!
Trucizna Kaczyńskiego-Piotr Stasiński
http://wyborcza.pl/1,86116,12772121,Trucizna_Kaczynskiego.html
To żaden obłęd, to cyniczna taktyka niszczenia naszego państwa. Słów Jarosława Kaczyńskiego o "zamordowaniu 96 osób" nie da się odwołać. Człowiek, który ze zmiennym szczęściem od 20 lat trzęsie Polską, dowiódł, że dla niego granic nienawiści politycznej nie ma. Postanowił polską demokrację wywrócić.
Do tego sprowadza się nazwanie "zbrodniarzami" rządu, komisji Millera, prokuratury i jej ekspertów; wszystkich, którzy katastrofę smoleńską wyjaśniali i próbowali kryzys przez nią wywołany zażegnać. Koniec polityki; dla zbrodniarzy jest wszak tylko więzienie lub stryczek.
Prezes PiS sprawuje zadziwiająco skuteczną dyktaturę nad umysłami wielu ludzi. I zadziwiająco wielu mu w tym pomaga. Wystarczył kłamliwy "news" w gazecie niegdyś poważnej, by rozpętać stugębną kanonadę najdzikszych oskarżeń. Gdy przeczą im fakty - tym gorzej dla faktów. Skoro w czarnych skrzynkach tupolewa nie ma śladu reakcji na wybuch - to znaczy, że czarne skrzynki zostały sfałszowane. Jest jedna prawda - prawda prezesa. I innej prawdy nie ma.
PiS chce zebrać żniwo podsycanej od lat nienawiści. Za chwilę Polacy pójdą na groby, będzie okazja znów ich emocje rozwibrować, urządzać sabaty nad ofiarami tragedii smoleńskiej. Za chwilę przejdzie po Warszawie "marsz niepodległości", będzie znów okazja, by w towarzystwie skrajnych nacjonalistów i kiboli lżyć wolną Polskę jako "okupację", "kolonię", "kondominium rosyjsko-niemieckie".
Wyznawcy religii smoleńskiej nie uważają dzisiejszej Polski za własne państwo, choć chcą w nim przejąć władzę. Jeśli do tego dopuścimy, to my wszyscy, rozsądni Polacy, znajdziemy się we władaniu trujących wizji PiS.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
26. im bardziej zaglądam do GW, tym bardziej nie ma profesorów
są kolejne głupoty, powielane od 2005 roku , memla i memlą, to głód w GW , czy cóś?
Cały PiS śpiewa za prezesem: Wiem, nie powiem
Agata Kondzińska
http://wyborcza.pl/1,75968,12774468,Caly_PiS_spiewa_za_prezesem__Wiem__n...
Wiem coś strasznego o nich, ale nie mogę powiedzieć - to od lat refren wielu politycznych wystąpień Jarosława Kaczyńskiego. Jego ulubiony.
Można rzucić podejrzenie, oskarżyć, ale nie powiedzieć całej prawdy, choć prezes oczywiście, bardzo by chciał, no ale nie może. Usta zamyka tajemnica, dostępna tylko wybranym, której jeszcze zdradzić nie można. Ale ostrzec Polaków trzeba. To dlatego Jarosław Kaczyński uprawia tę akrobatykę słowną, budzi naszą czujność.
Kiedy w 2010 roku PO organizowała prawybory kandydata na prezydenta, prezes PiS ostrzegał Polaków przed Radosławem Sikorskim, mówiąc, że on i jego brat, znają fakty, które mogą skompromitować szefa MSZ. Ale nie może powiedzieć o co chodzi - tajemnica państwowa.
Podobnie po samobójczej śmierci generała Sławomira Petelickiego, gdy oświadczył, że osoba powszechnie znana, której nazwiska nie może jednak podać, wymieniła twórcę GROM "na krótkiej liście osób, które bardzo dużo mówią i w związku z tym są zagrożone". Potem okazało się, że to Jadwiga Staniszkis coś powiedziała w luźnej rozmowie z prezesem i nie miała na "myśli likwidacji fizycznej, tylko podważanie ich wiarygodności przez stawianie im zarzutów".
Dziś na tę melodię Jarosława Kaczyńskiego nucił rzecznik PiS Adam Hofman: - Mamy dostęp do pewnego źródła, które dokładnie potwierdza to, co jest w artykule w "Rzeczpospolitej" [że biegli prokuratury wojskowej stwierdzili ślady trotylu we wraku Tu 154 M. Prokuratura stanowczo zaprzeczyła]. W sytuacji, w której mamy dziwne samobójstwa ludzi, którzy mają wiedzę na temat katastrofy smoleńskiej, nie ujawnimy nazwiska człowieka ani szczegółów tego, co się dowiedzieliśmy. Wszystkie próbki które były zbierane, ta wariująca skala przyrządów, którymi to jest badane - to wszystko potwierdzamy, mając swoje źródło. To bardzo poważne źródło - mówił w TVN24.
Co nam mówi wtajemniczony Hofman? Ktoś wybija świadków katastrofy smoleńskiej, ktoś dokonał zamachu w Smoleńsku, ktoś o tym wie, ale boi się powiedzieć. Melodia zgrana, ale widać PiS-owi jeszcze się nie znudziła. Czekamy na następne zwrotki.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
27. kolejna niewydolna intelektualnie , a Agnieszka nie woła...
Olejnik: Kaczyński nie może uwierzyć, że jego brat zginął w zwykłej katastrofie
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,12783809,Olejnik__Kaczyn...
"Jarosław Kaczyński nie może uwierzyć w to, że jego brat zginął w zwykłej katastrofie. Takiego wielkiego prezydenta można było tylko zamordować" - pisze Monika Olejnik w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej".
"'Rzeczpospolita' chciała wysadzić Rzeczpospolitą" - pisze dziennikarka i zastanawia się, jak można być tak bezmyślnym jak Wróblewski, będąc redaktorem naczelnym. "W imię czego? Sensacji, prawdy, chęci zaistnienia?!" - pyta Olejnik. Jak dodaje, autor artykułu o trotylu zapewne uniknie konsekwencji, ale Wróblewskiego z pewnością spotka kara.
"Takiego wielkiego prezydenta można było tylko zamordować"
Dziennikarka przypomina, jakie reakcje w PiS i wśród rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej wywołała publikacja "Rz", i stwierdza: "Jarosław Kaczyński nie może uwierzyć w to, że jego brat zginął w zwykłej katastrofie. Takiego wielkiego prezydenta można było tylko zamordować". Olejnik dodaje, że sensownym wyjściem byłoby powołanie międzynarodowej komisji, która zbadałaby katastrofę smoleńską. "Być może ci, którzy po wtorku zaczęli wierzyć w zamach, zmieniliby zdanie" - pisze.
Trotyl pozostał w głowach Polaków
Dziennikarka przypomina, że Kaczyński groził w środę, że osoby, które pomagają w matactwach albo mataczą, poniosą konsekwencje. "Już widzę po wygranych wyborach PiS sznur osób idących do więzienia" - stwierdza.
"Trotylu nie ma, ale pozostał w głowach Polaków. Co z tego, że redaktor naczelny być może zostanie wyrzucony ze stanowiska? I tak część osób uzna, że poległ za prawdę" - zaznacza Olejnik
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
28. kolejny niewydolny intelektualnie kolega Kublikowej
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103454,12783768,Zakowski_do_Olejnik__Monika_...
Monika, Monika, ja cię proszę - mówił Jacek Żakowski w Poranku Radia TOK FM. - Skąd przekonanie, że międzynarodowa komisja ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej raz na zawsze skończy spekulacje o zamachu? - pytał dziennikarz koleżankę po fachu.
Monika Olejnik pisze w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" - Jedynym sensownym wyjściem jest powołanie międzynarodowej komisji, która zbadałaby katastrofę smoleńską. Być może ci, którzy po wtorku zaczęli wierzyć w zamach, zmieniliby zdanie - napisała dziennikarka, odnosząc się do wtorkowych rewelacji "Rzeczpospolitej" o śladach trotylu i nitrogliceryny we wraku TU-154. Doniesienia, choć zdementowane, wywołały burzę i lawinę oskarżeń.
Komisja potwierdzi zamach. Albo utwierdzi przekonanie o spisku
- Monika, Monika, ja cię proszę - mówił Jacek Żakowski w Poranku Radia TOK FM. Skąd to przekonanie? - zastanawiał się publicysta podczas przeglądu prasy. - Albo komisja będzie składała się z wariatów i odkryje trotyl, gaz, mgłę, albo się domyśli, że one tam były i ogłosi coś takiego. I wtedy zwolennicy zamachu w niego uwierzą. Albo też komisja nie potwierdzi teorii zamachu i zostanie uznana za grupę mataczącą podobnie jak wszyscy inni, którzy tej teorii nie potwierdzają - mówił Żakowski.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
29. Kublikowa, do roboty, a nie głupoty wypisywać!
Wielki Nauczyciel ludu PiS-wskiego-Agnieszka Kublik
http://wyborcza.pl/1,75968,12787005,Wielki_Nauczyciel_ludu_PiS_wskiego.html
Jarosław Kaczyński ma olbrzymią, ba, największą w Polsce, sprawność w wychowywaniu swoich wyborców: czyli przekonywaniu do swojej wizji świata, do swoich racji, wartości i smoleńskich hipotez.
Rośnie popularność hipotezy o zamachu w kwietniu 2010 r. pod Smoleńskiem: w środowym sondażu przeprowadzonym przez MillwardBrown SMG/KRC dla TVN 24 możliwość zamachu dopuszcza aż 36 proc. Jednocześnie 33 proc. w ewentualnych wyborach parlamentarnych poparłoby PO, PiS - 29 proc. A jeszcze pół roku temu, w wersję zamachu wierzyło ... 25 proc.
To dowodzi, że partia Jarosława Kaczyńskiego ma olbrzymią, ba, największą w Polsce, sprawność w wychowywaniu swoich wyborców: czyli przekonywaniu do swojej wizji świata, do swoich racji, wartości i smoleńskich hipotez. Charyzma Kaczyńskiego jest tu nie do przecenienia.
Norman Davies nazywa to związkiem "typu sektowego". Chodzi tu nie tyle o wyrażanie tych samych poglądów, co o bezkrytyczną wiarę w te same prawdy. Fakty i dowody nie są tu zbyt lubiane.
Ta strategia okazuje się skuteczna, bo dotyczy ludzi najczęściej słabo wykształconych, a więc z trudem odnajdujących się w skomplikowanych sprawach lotniczych katastrof: procedurach, minimach, wysokościomierzach. Kaczyńskiemu coraz lepiej wychodzi przekonywanie nas wszystkich, że prawicowy wyborca - czytaj: wierzący w jego wersję najnowszej historii Polski - głosuje tylko na PiS.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
30. Kublikowa, nie psycholozkę, naukowców! Prof. Krystyna Skarżyńska
Narcyzm polski a sprawa smoleńska
Kłamstwa smoleńskie są przyswajane, bo to
proste wyjaśnienie, zaspokaja potrzebę rozumienia świata, zgodnie ze
schematem niewinnie cierpiącej, wspaniałej i bezbłędnej Polski, wiecznie
zagrożonej ze strony sąsiadów
więcej »
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
31. Jarosław Gugała z Polsatu - samoktytyka
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,102433,12788846,Gugala___Z_upadlajacej_checi...
Mówienie prawdy na ten temat stało się bardzo trudne, ale nie powinniśmy z tego rezygnować - kontynuował dziennikarz. - Tu nie ma prawdy politycznej i nie polega ona na tym, żeby wypośrodkować ją między zdaniem Jarosława Kaczyńskiego a Donalda Tuska. A prawda jest jedna i niezależna od tego, co na ten temat sądzą politycy. W polskim bałaganie, po błędach wielu osób, po fatalnej organizacji, za co odpowiadamy wszyscy razem, doprowadziliśmy wspólnie katastrofy z 10 kwietnia. I nie zwalajmy tego na "ruskich", bo akurat tej krzywdy nam nie zrobili.
"Podtykaliśmy mikrofon każdemu idiocie..."
- Ta sprawa przez nasz cały dziennikarski stan od początku była relacjonowana koszmarnie - uważa Gugała. - Emocjonalnie i nieprawdziwie. Nie robiliśmy swojej podstawowej dziennikarskiej roboty, która powinna polegać na tym, że przy pomocy racjonalnych metod i instrumentów dochodzimy do prawdy i tę prawdę przedstawiamy.
- Myśmy przez ponad dwa lata podtykali mikrofon każdemu idiocie, który się chciał na ten temat wypróżniać. Nie weryfikowaliśmy tych wszystkich wypowiedzi. Tworzyliśmy gigantyczny chaos. Dlaczego to czyniliśmy? Z upadlającej chęci zysku i z głupoty. Bezrefleksyjnie - przyznał dziennikarz. - Doprowadziliśmy do sytuacji, że mamy nad nami chmurę kompletnie zdezorientowanych ludzi, których myśmy zdezorientowali. Oni w nic już nie wierzą, a nas nienawidzą. Jak polityków. Uważają, że bawimy się między sobą w jakąś dziwną gierkę.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
32. Agnieszko Kublik, nie udawaj, do roboty! Dowody!
I wybuch i rzekome polecenie zejścia na 50 m - to wszystko są kłamstwa smoleńskie
Agnieszka Kublik, Roman Imielski
http://wyborcza.pl/1,75478,12788658,Ekspert_o_katastrofie_smolenskiej___...
Specjaliści wojskowi nie znaleźli w Smoleńsku żadnego dowodu na punktowy wybuch, czyli coś połączonego z falą ciśnieniową i nadtopieniami. Na zdjęciu jest odcięte przez brzozę skrzydło, końcówka...Gdzie tu są wywinięte części, które mogłyby wskazywać na wybuch - mówi dr Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, członek komisji Jerzego Millera
Agnieszka Kublik, Roman Imielski: W mediach związanych z PiS krąży informacja, że komisja Jerzego Millera nie miała własnych badań, że opierała się wyłącznie na badaniach przeprowadzonych przez Rosjan. Kiedy polscy eksperci przybyli do Smoleńska?
Dr Maciej Lasek: Pierwsi członkowie komisji byli na miejscu już 10 kwietnia. Koledzy, którzy przeprowadzali badania - następnego dnia.
Pan był wtedy pod Smoleńskiem?
- Nie, choć niewiele brakowało. Jechałem wtedy do Częstochowy, gdzie miałem prowadzić szkolenie z bezpieczeństwa lotów dla instruktorów z firm lotniczych. Otrzymałem telefon z Ministerstwa Transportu, chyba tuż przed 11 naszego czasu [godzina katastrofy to 8.41], że tupolew rozbił się w Smoleńsku. Zadzwoniłem do przełożonego [płk. Edmunda Klicha, później akredytowanego przy rosyjskiej Międzypaństwowej Komisji Lotniczej]. I poleciałbym do Smoleńska, ale wracając, spóźniłem się na samolot. Bo wykład mimo wszystko musiał się odbyć. Był to najtrudniejszy wykład w moim życiu. Kilkudziesięciu instruktorów, niektórzy z doświadczeniem i wojskowym, i cywilnym, z kamiennymi twarzami, a w tle wciąż napływające informacje.
Po powrocie do Warszawy stwierdziliśmy, że ktoś musi zostać w kraju. Drugi kolega, specjalista od ruchu lotniczego, poleciał do Smoleńska następnego dnia rano z wojskowymi, bo koledzy z wojska potrzebowali wsparcia.
Przewodniczącym komisji, do której zostałem włączony 5 maja, był najpierw Edmund Klich, a zastępcą płk Mirosław Grochowski. Potem szefem został minister Miller, a Edmund Klich pozostał akredytowanym. W końcu rozszerzono jej skład do 34 osób: 17 wojskowych, 17 cywilów z organizacji takich jak LOT, Państwowe Porty Lotnicze, Politechnika Gdańska, Uniwersytet Warszawski, Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. W większości specjaliści od badania zdarzeń lotniczych.
Nasi eksperci dokonali oględzin wraku?
- Tak, i to sami, a nie jako osoby towarzyszące Rosjanom. Rosjanie przeprowadzali swoje prace, a nasi eksperci dokumentowali i robili swoje pomiary. W raporcie kończącym pracę komisji są m.in. zdjęcia, na których widać, jak koledzy dokonują pomiaru wysunięcia trzonów układów sterowniczych. Pobierali też różne próbki. Cały materiał, który tam zebrali, stanowił bardzo ważny element naszych badań.
Pobrali próbki wraku?
- Też. Są opisane w jednym z załączników do raportu: m.in. fragmenty ubrań, parasolka, banknot, nadpalona książka. To wszystko są materiały chłonne, które mają największe szanse na absorbowanie obcego materiału, który mógłby być naniesiony w trakcie wybuchu.
Fotografowaliście brzozę?
- Tak, dzień po wypadku i w dniach następnych. Tak jak i szczątki samolotu przed ich przeniesieniem w miejsce, gdzie nastąpiła tzw. obrysówka, czyli złożenie wraku w obrysie samolotu. Wszystkie zabezpieczone próbki zostały przywiezione do Polski i poddane badaniom w Wojskowym Instytucie Chemii i Radiometrii.
Jakie hipotezy przyjęliście na początku?
- Niesprawność samolotu, niesprawność systemów naprowadzających lotniska, niewłaściwe paliwo, błąd załogi, eksplozja... Hipotez było co najmniej kilkanaście.
A zamach?
- Badaliśmy, czy miała miejsce eksplozja materiałów, które nie miały prawa znaleźć się na pokładzie samolotu. Dopiero stwierdzenie takiego faktu stanowi podstawę do podjęcia działania przez inne, wyspecjalizowane służby. To zadanie dla prokuratury. My mamy przeprowadzić badanie techniczne, stwierdzić, czy przyczyny leżą w działaniu załogi, w niesprawności sprzętu, czy w czynniku niezależnym od sprzętu i załogi, np. wybuchu.
Jak szybko hipoteza wybuchu została odrzucona?
- W ciągu kilku miesięcy od początku pracy komisji Jerzego Millera. Jednym z dowodów była ekspertyza Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii, w której nie stwierdzono żadnych śladów materiałów wybuchowych. Kolejnym dowodem była analiza czarnych skrzynek z kokpitu. Gdy otrzymaliśmy kopie ich zapisu, przesłuchaliśmy je, ale jednocześnie przekazaliśmy do ABW i policyjnego Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego, żeby zrobić dwie ekspertyzy.
Miały potwierdzić, że w materiał nikt nie ingerował?
- Oczywiście. I potwierdziły, że nikt nie ingerował.
(,,,,)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
33. AGNIESZKA KUBLIK NIE PODJĘŁA RĘKAWICY
Bujnowski
dla wPolityce.pl o smoleńskiej konferencji: cel został osiągnięty.
"Istnieją inne wyjaśnienia katastrofy niż oficjalna"
„Jedna ze scen pokazała, że brzoza mogła zostać złamana bez uderzenia
jej skrzydłem, a tylko wskutek silnych turbulencji i zawirowań
powietrza spowodowanych niskim przelotem dużego samolotu”.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
34. JAKIMI DETEKTORAMI
JAKIMI
DETEKTORAMI POSŁUGIWALI SIĘ POLSCY BIEGLI? Bo jeżeli takimi, jak wynika
to z opisu prokuratury, to MUSIELI poznać nazwy substancji
"Nie ma zatem możliwości, aby przy pomocy tej techniki nie rozróżnić TNT (1.4-1.8) od PVC (2.35-2.80)."
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
35. Agnieszko Kublik, kolega cyngiel też niedysponowany :)
"Rzeczpospolita" - o jeden most za daleko-Wojciech Czuchnowski
http://wyborcza.pl/1,75968,12790317,_Rzeczpospolita____o_jeden_most_za_d...
Myślę o wpadce "Rzeczpospolitej" z tekstem "Trotyl na pokładzie tupolewa" i próbuję zrozumieć jej mechanizm. Odpowiedzieć na pytanie, w którym miejscu redakcja, autor i redaktor naczelny przekroczyli granicę dopuszczalnych hipotez.
1. Przypominam sobie sprawę publikacji "Gazety Wyborczej" o wątpliwościach w sprawie śmierci Barbary Blidy. Chociaż skala dramatu jest tu nieporównywalna, to jednak analogia wydaje się właściwa.
Od kwietnia 2007 r. w serii artykułów pokazaliśmy, że była posłanka SLD stała się w czasach rządów PiS obiektem śledztwa, które miało zdemaskować rządzący III RP mityczny "układ".
Elementy tego śledztwa to: specjalna grupa prokuratorów działających pod naciskiem przełożonych i ABW, areszt wydobywczy, publikacje medialne. Potem skupiliśmy się na błędach związanych z samą śmiercią Blidy. Wykazaliśmy, że w łazience, gdzie zginęła zacierano ślady, że podmieniona została kurtka funkcjonariuszki będącej w pobliżu Blidy w chwili jej śmierci, że z broni zniknęły odciski, a dowody świadczące o tym, że rewolwer mógł zostać wytarty, prokuratura zlekceważyła.
W jednym z tekstów o zacieraniu śladów policjant z dużym doświadczeniem kryminalistycznym mówił: "jeśli broń była trzymana w dłoni bez rękawiczki, a potem nie ma na niej odcisków, to znaczy, że zostały wyczyszczone. Trzeciego wyjścia nie ma".
Pisaliśmy też, że zadaniem funkcjonariuszki ABW, która poszła z Blidą do łazienki, mogło być wywarcie na zatrzymanej psychicznej presji, by odpowiednio przygotować ją (złamać?) do przesłuchania. Przed domem Blidy czekała kamera ABW by sfilmować materiał, który miał trafić do mediów.
Nigdy jednak nie wyciągnęliśmy z tego wniosków, że Barbara Blida została zastrzelona przez służby specjalne, które nad ranem wpadły do jej domu. Najbardziej prawdopodobny scenariusz był taki, że widząc rewolwer w ręku Blidy funkcjonariuszka zaczęła się z nią szamotać. Strzał padł właśnie wtedy. A ślady zatarto w panice, by nie powiększać rozmiarów skandalu, jakim była decyzja o "specjalnym postępowaniu" z Blidą.
I właśnie to, czyli obsesyjne ściganie "układu", "śledztwa trałowe" i "areszty wydobywcze" było w tej sprawie główną patologią, o której piszemy do dzisiaj.
Śmierć - nie wiadomo samobójcza czy w szamotaninie - była nieszczęśliwym wypadkiem, który uświadomił opinii publicznej do czego może doprowadzić polowanie na ludzi.
2. Na pozór z publikacją "Rzeczpospolitej" jest podobnie. We wtorkowym artykule dziennik nigdzie przecież wprost nie napisał, że doszło do zamachu. Przeciwnie, redaktor naczelny "Rz" w komentarzu próbował nawet podać inne, "niezamachowe" wytłumaczenia obecności śladów trotylu i nitrogliceryny we wraku.
Mimo to - moim zdaniem - przekroczono granicę. I to kilka razy.
Redakcja powołała się na ekspertyzę, która nie istnieje. Na potwierdzenie przywołała autorytet prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta, który niczego takiego nie powiedział. Nie napisała też, że polscy eksperci wcześniej wykonywali niezależne badania wykluczające wybuch.
Przeciwnie, podgrzała atmosferę sensacji informując, że sprawa trzymana jest w największej tajemnicy, a między rządem a prokuraturą trwają negocjacje jak i kiedy ujawnić to opinii publicznej.
"Rzeczpospolita" podważyła też swoje wcześniejsze ustalenia dotyczące rzeczywistych wątpliwości, jakie można mieć w sprawie katastrofy smoleńskiej. Chodzi o sprzeczne zeznania rosyjskich kontrolerów i zakres ich współodpowiedzialności za tragedię.
Podważyła, bo skoro w samolocie był trotyl i nitrogliceryna, to nie ma znaczenia, czy kontrolerzy dobrze czy źle naprowadzali maszynę, ani to czy odpowiednio dobitnie informowali załogę, że nie ma warunków do lądowania.
Tysiące słów, które na ten temat napisano - również na łamach "Rz" - straciły znaczenie. Bo po co kontrolerzy mieli wprowadzać w błąd pilotów, skoro na pokładzie była bomba?
Ważne stały się tylko dwa słowa: trotyl i nitrogliceryna. Kolejne: "zamach, mord i zbrodnia" dopowiedzieli już politycy PiS od dawna lansujący tezę, że w Smoleńsku Rosjanie wzięli odwet na niepokornym polskim prezydencie.
3. Autora feralnej publikacji, Cezarego Gmyza znam, pracowaliśmy kiedyś razem. I chyba - mimo różnic poglądów - trochę się lubimy. Wiem, że ma rozległa wiedzę na temat religii, teologii, kultury i historii. Napisał wiele wybitnych tekstów, nie tylko "śledczych".
Jeżeli coś mnie dziwiło, to zmiana jaka zaszła w nim w okresie rządów PiS, gdy - tak to przynajmniej odebrałem - uległ wpływowi Zbigniewa Ziobry. O tyle było to dziwne, że moim zdaniem Gmyz Ziobrę przerasta o kilka długości pod względem intelektu i wykształcenia. Jego fascynacja Ziobrą miała dla mnie jakiś wymiar nieestetyczny, naruszała poczucie dobrego smaku.
W ostatnich latach, nawet biorąc już pod uwagę, że Gmyz coraz bardziej angażuje się po jednej stronie sceny politycznej, nigdy nie lekceważyłem jego tekstów. Wiedziałem się, że nawet jeżeli czegoś nie dopowiada, to opiera się na mocnych źródłach - relacjach czy dokumentach. Tak było też z artykułem "Trotyl w tupolewie". Czytałem go z przejęciem, bo autor posługiwał się jasnym i jednoznacznym komunikatem: jest ekspertyza, według której we wraku znaleziono ślady materiałów wybuchowych. Padały daty i nazwiska badaczy. Istnienie ekspertyzy potwierdzać miał autorytet Prokuratora Generalnego. Tekst napisany był wiarygodnie i nie można było przejść nad nim do porządku dziennego, jak np. nad przedwyborczą czołówką "Gazety Polskiej Codziennie" o zamordowaniu Lecha Kaczyńskiego, czy artykułami "Naszego Dziennika".
Tym mocniejsze było dementi prokuratury: że nie ma jeszcze żadnej ekspertyzy, nie stwierdzono śladów trotylu i nitrogliceryny a Seremet niczego takiego nie potwierdził.
Dla dziennikarza takie dementi to katastrofa. Na lata pozostanie tym, który znalazł bombę, której nie było. Do tego właśnie zredukuje się jego dorobek.
Gmyz i tak nie ma najgorzej. Większość dziennikarzy po tak gigantycznej wpadce musiałaby odejść z zawodu. Autor "Trotylu w tupolewie" nie musi mieć takich obaw. Ma grono fanów z bardzo szerokiego kręgu "spisku smoleńskiego". Nie pozwolą mu zginąć prawicowe media zasilane środkami SKOK-ów. Tylko czy to jest naprawdę to co sobie wymarzył?
4. Warto się zatrzymać nad sprawą rozmowy Prokuratora Generalnego Seremeta z redaktorem naczelnym "Rzeczpospolitej". W standardach demokratycznych całkowicie mieści się sytuacja, w której szef dużej, poważnej gazety, prosi o spotkanie z Prokuratorem Generalnym "w nadzwyczajnym trybie". Może mieć informacje o sprawach wagi państwowej: planowanym zamachu terrorystycznym, porwaniu czy innym zagrożeniu, które wykracza poza sam fakt, że trzeba je ujawnić lub opisać.
Seremet dobrze zrobił, że spotkał się z Wróblewskim. Z relacji jego rzecznika, który był obecny przy rozmowie, wynika, że próbował ostudzić emocje redaktora. Tłumaczył, że na wnioski jest jeszcze za wcześnie, prosił żeby poczekać.
Niestety naczelny "Rzeczpospolitej" potraktował tę rozmowę jako potwierdzenie rewelacji, które chciał opublikować. Wykorzystał Seremeta jako źródło - trzecie czy czwarte - informacji. W tekście podano przecież nazwisko prokuratora. Prośbę Seremeta o zwłokę potraktował jako próbę opóźnienia, niemal nacisk.
Pytanie czy, kiedyś jeszcze w podobnej sytuacji Prokurator Generalny zaufa naczelnemu dowolnej gazety, który będzie chciał podzielić się z nim swoimi wątpliwościami.
Obawiam się, że nie.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
36. a na stronie GW taki kwiatek
Nie znaleziono strony o podanym adresie
Przepraszamy. Strona, której szukasz nie została odnaleziona.
Prawdopodobnie została skasowana, zmieniono jej nazwę albo została czasowo usunięta.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
37. Sewek pier..li nie rodzi
W cytowalności zwycięża ... "Rzeczpospolita"-Seweryn Blumsztajn
http://wyborcza.pl/1,75968,12788445,W_cytowalnosci_zwycieza______Rzeczpo...
Ten tydzień trwał tylko jeden dzień. Wszystko, co ważne, wydarzyło się we wtorek.
Rano - jak pewnie wielu moich współobywateli - gapiłem się osłupiały w tytuł "Rzeczpospolitej" o trotylu na wraku tupolewa. W stanie stuporu wracam do moich przemyśleń na temat możliwości zamachu.
Po pierwsze, nikt nie miał powodu zabijać Lecha Kaczyńskiego. Po drugie, zamach to upór, konsekwencja, wielomiesięczne przygotowania. Jakież to niepolskie! Nasze szaleństwa kończą się zawsze na gadaniu.
No, ale co zrobić z tym trotylem?
Oglądam Palikota i Millera, przywódców opozycji szydzących dotąd ze smoleńskiej sztucznej mgły, a teraz rzucających się do gardła Tuskowi. Ani jednemu, ani drugiemu nie starczyło odwagi, by powiedzieć: poczekajmy na wyjaśnienia prokuratury. Powoływanie się na opinię organu państwa polskiego, choćby i niezależnego od rządu, nie przychodzi im do głowy. Palikot bredzi coś nawet o międzynarodowej komisji. Przeszedł na drugą stronę, PiS też uważa, że dopiero takie ciało byłoby wiarygodne. Oczywiście bez Niemców, o Rosjanach nie wspominając. Tak właśnie zwycięża partia Kaczyńskiego - latami uporczywie odmawiając legitymizacji demokratycznemu państwu.
Siedzę dalej przed telewizorem, zaczyna się czarna msza Macierewiczowskiej komisji. Marsowe miny polityków PiS podkreślają powagę chwili, mają wreszcie bat na Tuska, biorą Polskę. Kaczyński pluje obelgami i oskarżeniami, rodziny ofiar mówią w tym samym tonie. Gdzie się podział dobroduszny starszy pan słuchający uważnie dyskutujących ekonomistów czy lekarzy? I gdzie premier Gliński? Dokąd teraz zmierza PiS, gdy już oficjalnie, ustami prezesa oskarżył polski rząd o udział w zamachu? Może chyba tylko z powrotem zawędrować pod namiot Ewy Stankiewicz na Krakowskim Przedmieściu.
Gdy "trotyl" okazał się już tylko "jonami wysokoenergetycznych cząsteczek", zapytano, jak "Rzeczpospolita" mogła napisać coś takiego bez całkowitej pewności, że to prawda. Wiedzieli przecież, że podpalają Polskę. W historii mediów III RP nigdy, żadna gazeta - nie piszę o zjawiskach okołogazetowych takich jak "Gazeta Polska Codziennie" i niecodziennie czy "Nasz Dziennik", w których materiały wybuchowe hulają od dawna - nie zrobiła czegoś takiego.
Nie warto chyba dyskutować w tym miejscu o standardach dziennikarskich, rzetelności i wiarygodności. Wszystko zagłusza ideologiczne zacietrzewienie. Napisali, bo bardzo chcieli, żeby tak było.
A swoją drogą, w rankingu cytowalności w listopadzie na pewno wygra "Rzeczpospolita".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
38. Komunikat Ministerstwa Prawdy nr 205: Pancerna brzoza
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
39. Agnieszko Kublik, nie udawaj, do roboty! Dowody!
Dzisiejszym gościem w
programie ''Rozmowy Agnieszki Kublik'' jest mecenas Rafał Rogalski,
pełnomocnik kilku rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym Jarosława
Kaczyńskiego
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
40. nie miałoby znaczenia, ale by uspokoili
Kwaśniewski i Kleiber: sprawę Smoleńska trzeba dalej badać
należy badać sprawę smoleńskiej katastrofy i mogłaby to robić specjalna
komisja. Zdaniem Kwaśniewskiego jej organizacją mógłby się zająć
marszałek Sejmu lub Senatu albo sam Kleiber. - Któreś z nich, a może
zrobiliby to wspólnie, zaprasza ekspertów obu stron, którzy następnie ze
sobą dyskutują. Takie swoiste wysłuchanie publiczne, które oczywiście
nie miałoby znaczenia w sensie prawnym - mówił b. prezydent
- Zamach w
Smoleńsku? Dziś nie ma żadnych przesłanek, by odpowiedzieć twierdząco,
ale istnieje ileś faktów, które nakazują rozszerzenie myślenia o całej
sprawie. Brak dalszych wyjaśnień katastrofy Tu-154 skazuje nas na dekady
niepokoju - mówił dziś Michał Kleiber, szef PAN w Kontrwywiadzie RMF
FM.
- Chciałbym uspokoić nastroje. Katastrofę smoleńską
mógłby zbadać powołany przez prokuraturę zespół oparty o ekspertów z
PAN, akademii technicznych i politechnik. W zespole takim widziałbym
także specjalistów zagranicznych - proponował.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
41. Agnieszko Kublik, nie udawaj, do roboty! hłe hłe, aleś wymysliła
Prezydent - pierwsza ofiara polsko-polskiej wojny-Agnieszka Kublik
http://wyborcza.pl/1,75968,12797694,Prezydent___pierwsza_ofiara_polsko_p...
Jeśli to prawda, że prezydent Bronisław Komorowski nie uczestniczył w drugim pogrzebie ostatniego prezydenta na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego, bo obawiał się, że będzie wybuczany, znaczy to, że jest pierwszą ofiarą wojny polsko-polskiej. Tej, którą w zeszły wtorek na nowo odpalił Jarosław Kaczyński słowami: "zamordowanie 96 osób, w tym prezydenta RP i innych wybitnych przedstawicieli życia publicznego, to niesłychana zbrodnia"
Sam prezydent tłumaczy, że nie było go na pogrzebie, bo tak umówił się z rodziną prezydenta Kaczorowskiego.. Ale wcześniej jego urzędnicy i politycy PO sugerowali, że Komorowski zrezygnował, bo chciał rodzinie oszczędzić zamieszania i politycznych demonstracji.
Buczenie w kościele czy gwizdy na cmentarzu to ostatnio popularny w kręgach PiS-owskich sposób bywania na uroczystościach. Na ponownym pogrzebie Anny Walentynowicz demonstranci w kościele rozłożyli biało-czerwony transparent z hasłem "To był zamach". Na pogrzebie Józefa Szaniawskiego wygwizdali Jana Lityńskiego z Kancelarii Prezydenta. Wcześniej, 1 sierpnia, w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego buczeli i gwizdali na premiera Donalda Tuska, a żegnali go okrzykiem "faryzeusz". Nie posłuchali nawet próśb prezesa Związku Powstańców Warszawskich gen. Zbigniewa Ścibor-Rylskiego.
Na wypowiedzenie wojny przez byłego premiera obecny premier zareagował słowami: "Trudno wyobrazić sobie życie publiczne w Polsce, gdy lider opozycji formułuje wnioski o zbrodni rządu wobec własnego państwa".
Rzeczywiście, trudno żyć z piętnem "mordercy", ale wyjścia nie ma. Premier musi sam sobie postawić pytanie "jak żyć?".
Jak żyć w państwie, w którym niemała wcale grupa obywateli (ok. jednej trzeciej), omotana spiskową wizją świata, podejrzliwa wobec obcych, traktuje premiera jak mordercę? Jak żyć w państwie, w którym tak wielu, tak bezkrytycznie i tak szybko przyjmuje za prawdę kłamstwa smoleńskie?
Rząd ze swoimi wyborcami o kłamstwach smoleńskich nie rozmawia w ogóle. Kaczyński przeciwnie - z tego dialogu uczynił sedno swojej polityki. Lud smoleński nie tylko słyszy, rozumie, ale się go słucha!
A czy ktoś słucha Tuska? Prokuratora generalnego? Może by i posłuchał, gdyby było czego. Ale, niestety, nie ma. Rząd i prokuratura nie wyciągają nawet lekcji z własnych błędów. Najlepszy przykład to reakcja na publikację "Rzeczpospolitej", że na wraku tupolewa rzekomo wykryto ślady trotylu i nitrogliceryny.
Prokurator generalny Andrzej Seremet wiedział o niej dzień wcześniej. Czy powiadomił premiera, że następnego dnia wybuchnie wojna polsko-polska? Z komentarzy rzecznika rządu Pawła Grasia wnoszę, że nie.
Lud niesmoleński też potrzebuje dialogu. Serii konferencji prasowych, na których eksperci będą wyjaśniać, dlaczego nie można mówić o wybuchu, zamachu, sztucznej mgle, helu itp.
Rząd musi wreszcie zacząć wielkie nauczanie o tym, co się stało 10 kwietnia 2010 r. Bo jak nie, buczenie i gwizdy będą coraz częstsze i głośniejsze.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
42. Powołać niezależną komisję
Powołać niezależną komisję ws. Smoleńska? "To byłaby kompromitacja Polski i koniec rządu" ocenia zaś dr Kazimierz Kik, politolog.
Zdaniem politologa Kazimierza Kika, powołanie komisji międzynarodowej
bądź komisji ekspertów, którzy zbadaliby katastrofę smoleńską, byłoby
fatalne w skutkach dla rządu i Polski.
- Premier Donald Tusk
absolutnie nie powinien się na to decydować. Po pierwsze, byłoby to
ostateczne zdeprecjonowanie polskiej komisji, polskiej administracji i
polskich władz. Premier zrobiłby to, czego chce opozycja, czyli
stworzyłby wrażenie niewiarygodności rządu. Po drugie, byłaby to
kompromitacja Polski na arenie międzynarodowej. Pokazalibyśmy, że nie
jesteśmy w stanie sami wyjaśnić tej sprawy. Po trzecie, byłoby to na
rękę Rosji. Wiemy, jaki jest stosunek Rosji do Polski. Byłoby dla nich
dobrze, gdybyśmy pokazali się w Europie jako kraj tworzący problemy,
irracjonalny, niepotrafiący dogadać się z sąsiadami - ocenia Kik.
"To byłby koniec rządu Donalda Tuska"
Zdaniem
politologa, PiS naciska na powołanie międzynarodowej komisji, bo widzi w
niej swoją polityczną szansę. - Gdyby Tusk szedł dalej w tej polityce
ustępstw wobec PiS-u, jaka teraz ma miejsce, byłoby to bardzo złe. Gdyby
zgodził się na kolejne żądania PiS-u, tym ustępstwom nie byłoby już
granic. To byłby koniec rządu Donalda Tuska. Rząd stałby się podsądnym w
oczach opinii międzynarodowej. Bo by zanegował raport Millera, a tym
samym własne ustalenia, bo to był raport rządowy - zaznacza Kik.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
43. Agnieszko Kublik, ujawnij swoich! Do dzieła !
Gmyz mógł ujawnić informatorów-Agnieszka Kublik
http://wyborcza.pl/1,75968,12802444,Gmyz_mogl_ujawnic_informatorow.html
nie pozwala dziennikarzowi na ujawnienie anonimowych źródeł. To
dziennikarz, a nie wydawca, jest zobowiązany do ochrony ich danych.
Dlatego redakcja ''Rzeczpospolitej'' nie mogła żądać od Cezarego Gmyza,
by je ujawnił. A Gmyz nie mógł tego zrobić". Nie zgadzam się. Mógł i
powinien. To kwestia zaufania między dziennikarzem, naczelnym a wydawcą.
Przeczytaj też komentarz Wojciecha Czuchnowskiego
Prawo prasowe w art. 16 ust 3 powiada: "Redaktor naczelny
powinien być w niezbędnych granicach poinformowany o sprawach związanych
z tajemnicą zawodową dziennikarza; powierzoną mu informację albo inny
materiał może ujawnić jedynie w wypadkach określonych w ust. 1" (czyli
kiedy chodzi o przestępstwo).
Kodeks dobrych praktyk wydawców prasy (podpisany przez
Rzeczpospolitą"), stanowi: "Dziennikarz nie może ukrywać przed
redaktorem naczelnym lub przełożonym informacji uzyskanych w trakcie
wykonywania swoich obowiązków, chyba że są to informacje niejawne,
chronione na podstawie odrębnych przepisów lub objęte tajemnicą
dziennikarską. Dziennikarz na żądanie redaktora naczelnego powinien
powiadomić go o źródłach informacji i sposobie ich pozyskania".
Z komunikatu wydawcy "Rz" wynika, że Gmyz miał przekazać
przełożonym (wydawcy, naczelnemu) materiały, które zebrał pisząc tekst o
śladach trotylu na wraku tuplewa. Chodziło m.in. o nagrania rozmów z
anonimowymi źródłami i ich pisemne oświadczenia, potwierdzające, to co
mówili dziennikarzowi. Gmyz niczego wydawcy nie pokazał. Oznacza to, że
przed publikacją wydawca (może i naczelny?) nie znał źródeł Gmyza.
Najprawdopodobniej ufał swojemu dziennikarzowi, nie miał potrzeby
sprawdzania wiarygodności jego informatorów. Jego prawo.
Ale po dementi wojskowej prokuratury nabrał uzasadnionych wątpliwości.
Trudno go winić, że w sytuacji, gdy dziennik z dnia na dzień stracił na
wiarygodności, chciał się dowiedzieć, jak do tego doszło. No i kto ma
rację: jego dziennikarz czy prokurator.
Jeśli Gmyz miał
informatorów, co do których rzetelności i prawdomówności nie miał
zastrzeżeń, to mógłby uspokoić swojego naczelnego mówiąc mu, o jakie
źródła chodzi. Gdyby ten uznał, że źródło jest wiarygodne, stanąłby
murem za swoim dziennikarzem.
Prawo prasowe mówi, że
naczelny powinien być poinformowany o źródłach w "niezbędnych
granicach". W tak ważkiej sprawie niezbędna granica to rodzaj źródeł, a
nawet nazwisko informatora.
Bo jak ma wydawca i naczelny
zaufać swojemu dziennikarzowi, skoro on nie ufa im? Powinien im zaufać,
że nazwisko informatora zachowają w tajemnicy (co nawet nakazuje im
prawo prasowe). W końcu wspólnie odpowiadają za tę publikację.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
44. Agnieszko Kublik, nie udawaj, do roboty! ZAJMIJ SIĘ GRASIEM
Prof. Staniszkis i alibi Kaczyńskiego-Agnieszka Kublik
http://wyborcza.pl/1,75968,12818262,Prof__Staniszkis_i_alibi_Kaczynskieg...
Prof. Jadwiga Staniszkis konstruuje karkołomne alibi dla Jarosława Kaczyńskiego za jego słowa: " Zamordowanie 96 osób, w tym prezydenta i ważnych przedstawicieli życia publicznego, to niesłychana zbrodnia i każdy, kto miał z tym coś wspólnego, również choćby uczestnicząc w matactwie i dezinformacji, musi ponieść tego konsekwencje i w tym kierunku będziemy działali".
I jeszcze za te: "Nie może być tak, żeby rządzili ci, którzy mataczyli w sprawie tak straszliwej zbrodni". Jeśli były premier mówi tak o obecnym szefie rządu, musi mieć istotny powód. Według prof. Staniszkis miał: został sprowokowany. To alibi karkołomne, bo prowokatorami mają być i autor tekstu w "Rzeczpospolitej" o trotylu we wraku tupolewa Cezary Gmyz, i prokuratura wojskowa.
Pani profesor tłumaczy to tak: "nie byłoby tej całej sytuacji, gdyby ten przeciek o materiałach wybuchowych był podany z innym rozłożeniem akcentów i gdyby nie odwlekano tak konferencji prokuratury, która powinna się odbyć rano, a nie już po spotkaniu zespołu Macierewicza Ale świadomie budowano napięcie. I zapalniki zadziałały".
Zadziałały i Kaczyński wybuchł w sprawie rzekomego wybuchu. Znaczy: niewinny. Pani profesor tak bardzo chce teraz usprawiedliwić prezesa, że nie zauważa, iż w żadnej rzeczywistości nie byłby możliwy spisek redaktora Gmyza z wojskowymi śledczymi przeciwko Kaczyńskiemu.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
45. Agnieszko Kublik, nie udawaj, do roboty! Dowody!
Kaczyński ugodzony rykoszetem-Agnieszka Kublik
http://wyborcza.pl/1,75968,12826832,Kaczynski_ugodzony_rykoszetem.html
Na wojnie polsko-polskiej padają kolejne strzały. Teraz w kierunku Jarosława Kaczyńskiego. No, ale jeśli się wypowiada wojnę, to jasne, że będzie się celem.
Strzał pierwszy: Wałęsa o katastrofę obwinia Jarosława Kaczyńskiego (nie mówi wprost o nim, bo "nie wchodzę w nazwiska", ale to oczywiste, kogo ma na myśli). Twierdzi, że Kaczyński musi mówić o zamachu, bo w ten sposób zagłusza wyrzuty sumienia, gdyż to on wymyślił lot do Katynia z wieloma generałami na pokładzie jako imponujący początek kampanii prezydenckiej.
Strzał drugi: Palikot o katastrofę obwinia Lecha Kaczyńskiego. Lot do Katynia nazywa "pijacką wyprawą" i "hucpą propagandową Lecha i Jarosława Kaczyńskiego".
O ile w słowach Wałęsa czuć empatię i zrozumienie natury ludzkiej, o tyle Palikot cynicznie używa języka agresywno-zaczepnego. Znów robi show, bo wojna smoleńska między PO i PiS wyrzuca go poza główną scenę polityczną. Teraz niemal błaga prokuraturę, by ścigała go za oskarżenia wobec braci Kaczyńskich. Dla polityka, z ledwie widocznym sondażowym poparciem (ok. 3-4 proc). zainteresowanie ze strony prokuratury byłoby bezcennym prezentem.
I Wałęsę, i Palikota sprowokował sam Kaczyński, gdy ponad tydzień temu, w dniu "trotylowej" publikacji "Rzeczpospolitej" oskarżył rząd o "straszliwą zbrodnię" "zamordowania 96 osób".
Ale insynuowanie, że to Kaczyńscy są winni katastrofie i to tak brutalnym językiem, to przejmowanie retoryki, którą cynicznie od lat posługuje się PiS. To legitymizowanie mowy nienawiści jako jedynego sposobu opisywania politycznej rzeczywistości. Politycy, dorośli w końcu ludzie, muszą się wreszcie nauczyć, że choć eter cierpliwy, nie wszystko warto mówić. Bo za chwilę w ogóle nie da się poważnie rozmawiać. O katastrofie smoleńskiej też.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
46. Agnieszko Kublik, nie udawaj, do roboty! Dowody!
Miesięcznica PiS: Mord i PO-garda na transparentach-Wojciech Czuchnowski
http://wyborcza.pl/1,75248,12831866,Miesiecznica_PiS__Mord_i_PO_garda_na...
Żadne krzyki i żadne wrzaski nie zagłuszą prawdy- mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński na sobotniej wieczornej demonstracji w kolejną "miesięcznicę" katastrofy smoleńskiej. W przeddzień święta narodowego prezes tłumaczył też kto jest polskim patriotą.
Urządzany 10-go dnia każdego miesiąca marsz pamięci katastrofy smoleńskiej, zaczął się jak zawsze od Mszy Świętej w Katedrze św. Jana. Przed godzina 21 z kościoła tłum ponad dwóch tysięcy osób na czele z prezesem i działaczami PiS przeszedł pod Pałac Prezydencki na Krakowskim Przedmieściu. Tam od rana grupa kilkunastu osób czuwała pod krzyżami, zapałała znicze i układała kwiaty.
Pochód pilnowany przez ludzi w żółtych kamizelkach służby porządkowej PiS szedł powiewając flagami w barwach narodowych, czasem z nazwami poszczególnych miast - siedzib Klubów "Gazety Polskiej". Szli bez pochodni. Transparentów było niewiele, ale wymowne. Na największym można było przeczytać: "Mord katyński 1940. Mord Smoleński 2010". Na innym "Smoleńsk 2010. Chwała bohaterom, PO- garda zdrajcom". Na samym końcu powiewał wielki napis: "Boże mój, gdzie jest moja duma?"
Sobotni marsz był preludium przed niedzielnym dniem niepodległości. Kaczyńskiego przywitano zwyczajowym skandowaniem "Jarosław, Jarosław!". - Dziękuję, że tu jesteście, że po raz kolejny bronicie prawdy, polskiej prawdy, prawdy tak ważnej byśmy mogli żyć jako naród - odpowiadał prezes PiS. - Polski patriota może mieć różne poglądy polityczne, filozoficzne, ale to człowiek, który wie, że Polska musi trwać. Musi trwać polskie suwerenne państwo. Podkreślam: polskie suwerenne państwo. Nie jest tak, że wszystko jest na sprzedaż. Suwerenność i polska wolność nie są na sprzedaż. Naszym obowiązkiem jest chronić polskie interesy moralne, które są zagrożone. Polska i Polacy są opluwani, w tym najwspanialsze pokolenie polskiego narodu, pokolenie II Wojny Światowej
Nie stwierdził tego wprost (choć od kilku tygodni powtarza publicznie, że katastrofa smoleńska była zamachem), ale stanowczo powiedział: - Zbliżamy się dziś do już naprawdę blisko do tej prawdy, i żadne krzyki i wrzaski, żadne ściąganie posiłków nawet z zagranicy [prawdopodobnie miał na myśli niedawne głośne wystąpienie Zbigniewa Brzezińskiego, który w niezwykle mocnych słowach skrytykował "szkodliwe bzdury o zamachu" ] nic już tutaj nie zmieni. Prawda jest bardzo blisko i, choćby była najstraszniejsza, musimy do niej dotrzeć. To jest nasz obowiązek - mówił, a tłum krzyczał "Chcemy prawdy" i "Zamach, zamach".
Potem Kaczyński wspominał o nadchodzącym Świecie Niepodległości: - Nie można suwerennością narodu handlować. Nie jest tak, że wszystko jest na sprzedaż. Polska wolność i suwerenność na sprzedaż nie jest. Trzeba chronić polskie interesy, bo Polska jest opluwana, musimy jej bronić. Według prezesa, "nie są patriotami ci, którzy szastają polskimi pieniędzmi, którzy wydają wszystko, by płynąć w głównym nurcie" - tu Kaczyński odnosił się do piątkowego wystąpienia premiera Tuska, który przedstawił polskie stanowisko przed szczytem budżetowym UE i odrzucił pomysł samotnego weta, gdyby Polska miała dostać z UE mniej pieniędzy. Zdaniem prezesa PiS "polskiemu narodowi te środki się należą". - To jest nasze prawo wynikające choćby z polskiej historii - stwierdził.
O 11 listopada powiedział, że "będą liczne manifestacje i pochody, ale patriotyzm jest jeden". - Ci, którzy w czynach nie przestrzegają zasad, polskimi patriotami nie są. Są to ludzie, którzy być może robią to od czasu do czasu, kiedy to się opłaca - tłumaczył. Na koniec wezwał: - Polska musi trwać, prawda musi zwyciężyć, dlatego będziemy tu za miesiąc, za wiele miesięcy a jak będzie trzeba to i za kilka lat. Tłum, żegnał go długimi oklaskami.
W pochodzie z Katedry pod Pałac Prezydencki szła też grupa Węgrów. Po wystapieniu Kaczyńskiego przedstawiał ich redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz. Przywitał ich także prezes PiS: - Dziękuję przedstawicielom bratniego narodu węgierskiego, którzy przybyli dzisiaj do nas. Wielokrotnie było tak, że Budapeszt wzorował się na Warszawie. Dziś Warszawa musi wzorować się na Budapeszcie. Tłum owacjami przywitał Węgrów i krzyczał "Polak-Węgier - dwa bratanki". I "Viktor Orban". Jeden z Węgró odpowiedział: - Ani Polska, ani Węgry nie będą kolonią. Kiedyś wjeżdżały do nas czołgi, teraz robią to banki.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
47. Członek Komisji Millera prof.
Członek Komisji Millera prof. Żylicz: doradzam wznowienie prac Komisji. I zaproszenie ekspertów zewnętrznych
"Prawdą jest, że Komisja działała pod niebywałym naciskiem na przyspieszenie prac. Niebywałym!"
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
48. Agnieszko Kublik, nie tylko Kaczyński nie nabrał sie na
grupę "Brunona K" załozoną przez dwóch agentów abw!
Strona Agnieszki Kublik
http://wyborcza.pl/autorzy/1,129154,12599685,Strona_Agnieszki_Kublik,,,3...
Jarosław Kaczyński milczy już ponad dobę. Nie rozumiem
54-letni Brunon K., naukowiec z Krakowa, planował wysadzić w powietrze gmach Sejmu, najlepiej za jednym zamachem prezydenta, premiera i posłów. Wszystko, co Brunon K. pisał, mówił i robił wygląda naprawdę groźnie.
A prezes PiS jeszcze tej próby zamachu na wszystkie władze RP nie skomentował. To zupełnie nie w jego stylu. Czyżby prezesa interesował tylko jeden zamach?
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
49. Znana dziennikarka "Gazety
Znana dziennikarka "Gazety Wyborczej" próbowała wyśmiać zajmujących się katastrofą smoleńską. Coś jej nie wyszło
Czy Agnieszka Kublik dorówna Maciejowi Stuhrowi w konkursie na
największą popularność w internecie? Ma na to wielkie szanse. Oczywiście
trzymamy kciuki.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
50. Agnieszko Kublik, miałas wołac profesorów, nie wdowca Deresza!
http://wyborcza.pl/1,75478,12979886,Slowa_Pawla_Deresza_o_odpowiedzialno...
Wcześniej, czy później zostanie ujawnione nagranie amerykańskich i rosyjskich służb wywiadowczych, które - o czym jestem przekonany - potwierdzi, że w czasie rozmowy Jarosława Kaczyńskiego z Lechem Kaczyńskim padło sformułowanie "Lądujcie koniecznie w Smoleńsku" - te słowa Pawła Deresza, męża Jolanty Szymanek-Deresz, posłanki SLD, która zginęła w katastrofie smoleńskiej cytuje dzisiejszy ''Fakt'' i szeroko cytują je internetowe portale. W rozmowie z "Gazetą" Deresz wyjaśnia, dlaczego zdecydował się na tak ostrą wypowiedź
Agnieszka Kublik: Ze zdumieniem przeczytałam dziś pański wywiad w "Fakcie". Ze zdumieniem, bo z dużym przekonaniem twierdzi Pan tam, że "w czasie rozmowy Jarosława Kaczyńskiego z Lechem Kaczyńskim padło sformułowanie 'lądujcie koniecznie w Smoleńsku'".
Paweł Deresz, mąż Jolanty Szymanek-Deresz, posłanki SLD, która zginęła w katastrofie smoleńskiej: - Przekonany jestem, że służby wywiadowcze amerykańskie lub rosyjskie prędzej czy później ujawnią tę rozmowę. Będzie przeciek kontrolowany.
Jarosław Kaczyński twierdzi, że ta rozmowa na ok. 15 minut przed lądowaniem dotyczyła stanu zdrowia matki. A prokuratura po przesłuchaniu Kaczyńskiego ujawniła, że zeznał on, iż nie rozmawiał z bratem o "warunkach lotu ani kwestii lądowania".
- Ja wychodzę z założenia, że prezydent Lech Kaczyński był całkowicie uzależniony od Jarosława Kaczyńskiego. A moje przypuszczenie wywodzę z oświadczenia pana Lecha Kaczyńskiego po wyborze na prezydenta w 2005 r. kiedy mówił "Panie prezesie, melduję wykonanie zadania".
Dlatego stawiam hipotezę, że w czasie lotu na uroczystości katyńskie, pan prezydent kontaktując się z bratem, zadał mu pytanie, lądować czy nie lądować?
Przecież nie ma pan na to żadnych dowodów, to są tylko domysły!
- Tak, to prawda. Podobnie jak działalność zespołu pana Macierewicza. Po prostu snuję sobie takie domysły.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
51. Agnieszko Kublik, nie Deresz, nie tęczowy Rychu, tylko naukowcy!
Rozmowy Agnieszki Kublik. Ryszard Kalisz: PO abdykowała w sprawie Smoleńska
gościem w programie ''Rozmowy Agnieszki Kublik'' był Ryszard Kalisz
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
52. Agnieszko Kublik, nie udawaj, nie o to pytaj, to wiemy bez pytan
Prof. Żylicz: Rosja może trzymać wrak tupolewa, ile chce-Agnieszka Kublik
http://wyborcza.pl/1,75248,13033872,Prof__Zylicz__Rosja_moze_trzymac_wra...
Nie wiem, czy w ogóle Unia Europejska się w tę sprawę zaangażuje. Jeśli postawi to pytanie oficjalnie, Rosjanie będą musieli zareagować. Albo powiedzą, że czegoś w zamian żądają albo, że to sprawa prokuratury.
Agnieszka Kublik: Radosław Sikorski prosi UE, by pomogła Polsce odzyskać wrak Tu-154 od Rosji. To dobra droga?
Prof. Marek Żylicz, ekspert międzynarodowego prawa lotniczego, członek komisji Jerzego Millera, która badała katastrofę Tu-154: - Na pewno droga niezwykła, bo nie przewiduje jej międzynarodowe prawo. Nie używa się aparatu międzynarodowego do żądania od jakiegoś państwa odstąpienia od jego wewnętrznych przepisów. Być może do Rosjan przemówiłby argument, że przecież ich samoloty częściej przelatują nad Polską, niż polskie nad Rosją. Gdyby, nie daj Boże, ich samolot rozbił się w Polsce, to chyba też chcieliby odzyskać dowody rzeczowe w rozsądnym czasie.
Rosjanie mogą trzymać wrak dopóki trwa śledztwo ich prokuratury?
- Niestety tak, zwłaszcza, że nie widzą powodów, by pójść Polsce na rękę. Nie wiem, czy w ogóle Unia Europejska się w tę sprawę zaangażuje. Jeśli postawi to pytanie oficjalnie, Rosjanie będą musieli zareagować. Albo powiedzą, że czegoś w zamian żądają albo, że to sprawa prokuratury.
Czy Unia Europejska może nam jakoś inaczej pomóc?
- Na pewno żadna międzynarodowa komisja, która miałaby korygować akty suwerennego państwa, nie wchodzi w grę. O tym świadczy też stanowisko amerykańskiego departamentu stanu.
Ale tak, pomoc Unii może być bardzo cenna. Prawo unijne daje możliwość skorzystania przez polską komisję z pomocy ekspertów w ramach europejskiej "sieci" (Europejska Sieć Badania Wypadków Lotniczych). Ale musi zostać spełniony jeden warunek: muszą zostać wznowione prace komisji Jerzego Millera, która zbadała i ustaliła przyczyny katastrofy. A to może nastąpić, kiedy komisja otrzyma dowody podważając jej ustalenia. Unijni eksperci mogliby rozstrzygnąć spory między polskimi ekspertami - tymi, pracującymi dla komisji Millera, i tymi, którzy współpracują np. z zespołem Antoniego Macierewicza.
Kto może wznowić prace komisji Millera?
- Premier Donald Tusk. Premier i minister Miller zapowiedzieli już zresztą, że jeżeli pojawią się nowe dowody, to komisja je zbada. Dotąd takie dowody się nie pojawiły.
A ekspertyza krakowskich biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna? Oni nieco inaczej odczytali stenogram niż warszawscy eksperci z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego przy KGP. Krakowska ekspertyza powstała już po zakończeniu prac komisji Millera.
- To prawda, ale odczyt krakowskich biegłych nie miał żadnego znaczenia dla ustalenia przyczyn katastrofy. Krakowscy biegli, inaczej niż warszawscy, nie mieli pewności, czy głos przez nas rozpoznany jako głos. gen Błasika, jest jego głosem. Ale to nie była przyczyna katastrofy.
A dowody prezentowane przez ekspertów Macierewicza? Choćby model prof. Wiesława Biniendy, według którego brzoza nie mogła odciąć skrzydła, a przyczyną katastrofy były dwa wybuchy, jeszcze nad ziemią.
- Nie mamy tych dowodów. Prof. Binienda nie zgodził się pokazać ich wojskowej prokuraturze, która bada przyczyny katastrofy. Może należałoby do niego - i do innych autorów "wybuchowych teorii" - zaapelować, by wszystkie dowody przekazali naszej komisji? I wtedy je skonfrontować z naszymi ustaleniami. Ale to dosyć niezwykła procedura. To kwestia decyzji rządu, czy chce coś z tymi kłamstwami smoleńskimi zrobić czy nie.
Bo w sytuacji, w której opozycja rozpowszechnia wiadomości o posiadaniu dowodów kwestionujących ustalenia komisji Millera, a blisko jedna trzecia Polaków wierzy w możliwość wybuchu i zdradzieckiego, zbrodniczego spisku, i coraz więcej osób twierdzi, że nie wiadomo, jak było, nie wystarczy już samo powoływanie się na raport Millera. Wypowiedzi kompetentnych ekspertów są zagłuszane ciągłą, codzienną i intensywną promocją tez o zamachu.
I dlatego uważam, że rząd z pewnością wznowi prace komisji Millera. Przy tak dużym nasileniu macierewiczowskiej propagandy i stosunkowo słabym odpowiedziom, nie ma innego wyjścia.
Moim zdaniem takim nowym dowodem, uzasadniającym wznowienie prac komisji, mogą być ustalenia biegłych w sprawie obecności trotylu na wraku tupolewa. Komisja Millera to jedyny prawny sposób ostatecznego zamknięcia dyskusji o przyczynach katastrofy.
A śledztwo prokuratorskie?
- Ma zupełnie inny charakter. W żadnym cywilizowanym systemie prawnym ustalenie przyczyn katastrofy lotniczej nie odbywa się w trybie prokuratorsko-sądowym, który służy poszukiwaniu przestępstw, posługuje się innymi metodami, przewiduje zaskarżanie decyzji itd. Prokuratura nie orzeka o przyczynach wypadku.
I dlatego tylko komisja Millera może to zrobić. Nie ma innego sposobu.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
53. Prawa wlasnosci
w kapitalistycznej przeciez Unii juz nie obowiazuja? "Machniom ?".
54. Tymczasowy
w Rosji Putina jak w Rosji Breżniewa. Każdy mużik chce żyć, więc nie sądzę, aby był problem z "machniom". To tylko kwestia ceny. Na wschodzie bez zmian.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
55. Jest nawet gorzej niz myslisz Duszko
Na Zachodzie, takze bez zmian.Troche trudno jest ruszyc z posad bryle swiata, co nie?
56. Tymczasowy
poczekamy na przecenę. Na wschodzie i na zachodzie. Wtedy zrobimy "machniom" z Ruskimi.
W końcu cena wraku i czarnych skrzynek to cena za Tuska i jego kamandę - a jego akcje spadają. Kto wie, co nam przyszłość przyniesie?
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
57. Zylicz wyznacza, kto naukowcem, a kto nie?
Prof. Żylicz: Debata z ekspertami Macierewicza? On chce pyskówki, nie debaty!
Agnieszka Kublik
http://wyborcza.pl/1,75248,13056485,Prof__Zylicz__Debata_z_ekspertami_Ma...
Chodzi o pyskówkę, nie o debatę - prof. Marek Żylicz tak odpowiada na propozycję Antoniego Macierewicza, by jego eksperci i eksperci rządowi wspólnie podebatowali, jak doszło do katastrofy tupolewa
Antoni Macierewicz wyobraża sobie to tak: wszyscy pod koniec stycznia spotykają się na jednym z uniwersytetów warszawskich i w obecności mediów "podejmują otwartą, uczciwą, obiektywną i profesjonalną dyskusję".
Dyskusja ma dotyczyć trzech kwestii: przygotowań do wylotu, zwłaszcza gwarancji zabezpieczenia kwestii technicznych, kwestii bezpieczeństwa fizycznego i dyplomatycznego, samego przebiegu katastrofy oraz norm i sposobów analizowania, używania narzędzi prawnych dla wyjaśnienia tragedii.
Macierewicz do debaty chce wystawić czterech swoich ekspertów: prof. Wiesława Biniendę, prof. Kazimierza Nowaczyka, dr. Grzegorza Szuladzińskiego, dr. Wacława Berczyńskiego. Bo to oni - jak przekonuje poseł PiS - "sformułowali najprawdopodobniejszą, najpełniejszą, najbardziej kompetentną i naukowo zweryfikowaną hipotezę tego, co naprawdę się zdarzyło nad Smoleńskiem". Prof. Marek Żylicz, ekspert prawa międzynarodowego, członek rządowej komisji, która badała przyczyny katastrofy tupolewa, tzw. komisji Jerzego Millera, odrzuca propozycję Macierewicza. - Bo chodzi o pyskówkę, nie o żadną debatę - mówi "Gazecie". - Może by i udzielono głosu prawdziwym ekspertom, ale zostaliby zakrzyczani przez PiS-owskich polityków i ich ekspertów. Próbkę debaty ekspertów zespołu Macierewicza mieliśmy na Uniwersytecie kardynała Wyszyńskiego, kiedy padały bezsensowne wypowiedzi ekspertów, formułowane na podstawie znalezionych w internecie zdjęć z miejsca katastrofy, ekspertów, którzy nie mają bladego pojęcia o badaniu katastrof lotniczych - ocenia.
Prof. Żylicz zwraca uwagę, że po takiej debacie, w oczach opinii publicznej polonijni naukowcy współpracujący z Macierewiczem mogliby uchodzić za specjalistów od badania katastrof, takich jakimi naprawdę są ci, którzy zasiadali w komisji Millera.
- Taka debata prowadziłaby do nikąd, do zamętu - przekonuje profesor.
I przypomina, że jedyną legalną drogą do wyjaśniania katastrofy jest komisja Millera.
Prof. Żylicz od miesięcy namawia premiera Donalda Tuska, by wznowił prace komisji, bo tylko ona może skutecznie obalić wszystkie kłamstwa smoleńskie powtarzane przez PiS i jego ekspertów.
- Jestem za konfrontacją rzekomych dowodów PiS-owskich ekspertów, ale w ramach prac komisji Millera. Nasi eksperci dadzą sobie znakomicie radę z naukowcami od Macierewicza. Ale gdyby nie byli w stanie ich przekonać, moglibyśmy doprosić ekspertów z Unii Europejskiej - radzi.
Premier na razie jest przeciwko wznawianiu prac komisji Millera. Twierdzi, że to zrobi, gdy pojawia się nowe dowody.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
58. Agnieszko Kublik, nie udawaj, do roboty! Dowody!
Jak demaskować kłamstwa smoleńskie-rozmawiała Agnieszka Kublik
http://wyborcza.pl/1,75248,13068467,Jak_demaskowac_klamstwa_smolenskie.html
dr Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, b. wiceszef komisji Jerzego Millera,
Agnieszka Kublik: Nie miałby pan ochoty na polemikę z prof. Biniendą? Tym od dwóch wybuchów w powietrzu, które doprowadziły do katastrofy. Antoni Macierewicz z PiS proponuje taką publiczną debatę.
Dr Maciej Lasek: Badań katastrof lotniczych nie prowadzi się w debacie publicznej. Robią to, zgodnie z przepisami prawa międzynarodowego i krajowego, komisje złożone z ekspertów. Taką komisją była powołana przez szefa MON komisja, której przewodniczył minister Jerzy Miller. Składała się z osób o dużym doświadczeniu w badaniu katastrof lotniczych, uznanych w środowisku lotniczym.
Na podstawie zebranych dowodów opublikowała raport o przyczynach katastrofy oraz wskazała działania profilaktyczne, by w przyszłości nie doszło do podobnego wypadku, szef MON wdrożył je w lotnictwie Sił Zbrojnych RP. Nasz raport nie jest kwestionowany przez specjalistów od wypadków lotniczych, cenią go piloci. Spełnił wszystkie wymagania stawiane takim dokumentom.
Macierewicz za pretekst podaje wykrycie śladów trotylu na tupolewie.
Żadna z ekspertyz nie wskazuje, by przyczyna wypadku była inna niż ustalona przez komisję. Zapisy rejestratorów parametrów lotu i głosów w kabinie, ślady na ziemi i wraku, ekspertyzy fizykochemiczne - to są twarde dowody. Te fakty są skrzętnie ignorowane przez kwestionujących nasze ustalenia. Jesteśmy za to raczeni hipotezami budowanymi na wyrwanych z kontekstu zdaniach i świadomym lub nieświadomym manipulowaniu faktami. Należy więc kilka faktów przypomnieć:
Lotnisko w Smoleńsku było wyposażone jedynie w podstawowe pomoce nawigacyjne, pozwalające załodze wykonać lądowanie przy widzialności nie mniejszej niż 1000 m, a minimalna wysokość, do której samolot mógł się zniżyć, wynosiła 100 m nad poziom lotniska. Załoga samolotu znała minima lotniska i była świadoma wynikających z nich ograniczeń.
Warunki atmosferyczne były dużo gorsze niż te minima. W trakcie podejścia do lądowania widzialność wynosiła 200 m, czyli była pięciokrotnie niższa niż wskazane minimum, a podstawy chmur były "grubo poniżej 50 m". Informacje o złej pogodzie były przekazane w czasie lotu wielokrotnie, zarówno przez kontrolerów ze Smoleńska, jak i załogę samolotu Jak-40. Załoga była świadoma panujących warunków atmosferycznych.
Kontroler ze Smoleńska wyraźnie wskazał minimum wysokości, do której samolot może się zniżyć (100 m względem poziomu pasa), i nie wydał pozwolenia na lądowanie.
W trakcie podejścia do lądowania urządzenie TAWS wielokrotnie podawało ostrzeżenia i komendy natychmiastowego odejścia na drugi krąg. Mimo to dowódca samolotu dopiero po 7 sekundach wydał komendę odchodzimy. Niestety, pierwsze działanie załogi, tj. odłączenie autopilota i rozpoczęcie odejścia, nastąpiło po kolejnych 5 sekundach. Razem daje to 12 sekund! Załogi samolotów pasażerskich wykonują to zadanie w 0,5 sekundy.
Samolot, zanim zderzył się z brzozą, znalazł się na wysokości poniżej poziomu pasa. Gdyby nie obniżenie terenu, do zderzenia z ziemią doszłoby około 1250 m przed lotniskiem (brzoza znajdowała się około 850 m przed początkiem pasa). Dowody na zejście samolotu na tak małą wysokość są niezbite - przycięcia drzew, uszkodzenia konstrukcji skrzydła, elementy samolotu wbite w brzozę, zapisy rejestratorów...
Żadna z głoszonych przez zwolenników teorii zamachowej hipotez nie wytrzymuje konfrontacji z tymi faktami, ale - jak widać - każdą hipotezę można spróbować uwiarygodnić jeżeli odrzuci się fakty, co raczej przypomina udowadnianie prawd objawionych.
W tych warunkach nie ma płaszczyzny do dyskusji, a proponowana debata miałaby charakter wiecu, gdzie rację ma ten, co głośniej krzyczy, nieważne, czy z sensem.
Jeżeli nie taką debatą zbijać kłamstwa smoleńskie, to jak? Profesor Marek Żylicz apeluje o wznowienie prac komisji Millera.
- Wznowienie może nastąpić w ściśle określonych warunkach - muszą zostać ujawnione nowe fakty, które zmienią przyczynę lub zalecenia profilaktyczne. Razem z prof. Żyliczem jesteśmy zdania, że nic takiego nie nastąpiło, nie ma więc podstaw do wznowienia badania.
Jednakże po zakończeniu prac komisji nie ma instytucji, która mogłaby zbijać kłamstwa smoleńskie. Z czego skrzętnie korzystają kontestujący nasze ustalenia i promujący własne teorie. I co - jak widać w sondażach opinii publicznej - przynosi efekty: po jednej stronie permanentna, zaplanowana akcja propagandowa, po drugiej milczenie z rzadka przerywane pojedynczymi wypowiedziami ekspertów.
Ale proszę pamiętać, że po zakończeniu pracy w komisji Millera przekazaliśmy materiał dowodowy do archiwum Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów i powróciliśmy do naszych miejsc pracy. Nie mamy dostępu do dowodów, przez co nie możemy odpowiadać z powołaniem się na źródła.
Z kłamstwami smoleńskimi należy walczyć. Jesteśmy to winni zdezorientowanej części społeczeństwa, które już nie wie, gdzie leży prawda. Ale należy to robić nie na zasadzie akcja - reakcja, ale planowo i w sposób zinstytucjonalizowany.
Jednym z możliwych rozwiązań może być powołanie zespołu złożonego z byłych członków komisji Millera, którego zadaniem byłaby weryfikacja hipotez w celu oceny, czy stanowią wystarczającą podstawę do wznowienia badania. Zespół ten byłby otwarty na współpracę z różnymi środowiskami, mógłby prowadzić debaty z ekspertami mającymi inne zdanie, bez kamer i politycznej otoczki.
Z żalem stwierdzam, że powinniśmy coś takiego stworzyć zaraz po zakończeniu prac naszej komisji - być może dzięki temu dyskusja publiczna na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej nie podzieliłaby tak społeczeństwa. Może jeszcze nie jest za późno?
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
59. Dość kłamstw smoleńskich Agnieszka Kublik
Kublikowa nie napisała tylko, na jakiej podstawie prawnej to "ciało" ma działać
Eksperci (w końcu) się wkurzyli: Dość kłamstw smoleńskich. Powstaje specjalny zespół
Pomogę organizacyjnie, aby powstał zespół
ekspertów, którzy się zajmą prostowaniem kłamstw smoleńskich - mówi
Jerzy Miller, b. szef komisji, która zbadała katastrofę Tu-154
Pomysł powołania takiego zespołu przedstawił
we wczorajszym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" dr Maciej Lasek, szef
Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, członek komisji
millerowskiej.
Chęć pracy
w zespole zadeklarowało wielu członków komisji Millera, która ponad rok
temu przedstawiła raport o przyczynach katastrofy pod Smoleńskiem.
Zgłaszają się także naukowcy z uczelni cywilnych i wojskowych, m.in.
Politechniki Warszawskiej, Wrocławskiej, z Wojskowej Akademii
Technicznej, Wyższej Szkoły Oficerskiej w Dęblinie oraz Instytutu
Technicznego Wojsk Lotniczych.
- Ta sprawa leży nam wszystkim na sercu - mówi Lasek "Gazecie". -
Rozmawiamy o tym od jakiegoś czasu. Zależy nam na odwróceniu tendencji,
że coraz więcej Polaków wątpi w nasze ustalenia. A przecież celem
naszej komisji było określenie przyczyn katastrofy, by w przyszłości
unikać błędów i poprawić bezpieczeństwo lotów. Gdy komisja traci
zaufanie, to i jej ustalenia są deprecjonowane, także nasze zalecenia
dla lotnictwa wojskowego. Nie możemy do tego dopuścić. Ale jesteśmy w
klinczu: chcielibyśmy coś zrobić, a niewiele możemy.
Rzeczywiście, komisji Millera nie ma od ponad roku. Wszystkie materiały komisji są w archiwum MON,
w inspektoracie ds. bezpieczeństwa lotów, ma je także prokuratura
wojskowa, która prowadzi śledztwo smoleńskie. Żaden z byłych członków
komisji nie ma dziś do nich dostępu. A prostowanie kłamstw smoleńskich -
mówi Lasek - bez dostępu do danych nie ma sensu.
Byli
członkowie komisji Millera wypowiadają się więc niechętnie i oszczędnie.
Kolejne zapewnienia, że w "katastrofie smoleńskiej nie ma nic
zagadkowego" nie przemawiają do wyobraźni opinii publicznej.
Przemawiają natomiast - jak się okazuje - rewelacje Antoniego
Macierewicza i jego rozmaitych ekspertów o sztucznej mgle, helu
rozpylonym nad lotniskiem, paraliżującym gazie
we wnętrzu samolotu, bombie paliwowej, pancernej brzozie i dwóch
wybuchach nad ziemią, jak najbardziej. Żaden z nich nie był na miejscu
katastrofy, nie badał szczątków samolotu, nie miał dostępu do dowodów
zebranych przez komisję. Jednak to ich spiskowa wizja robi karierę.
- I dlatego jesteśmy gotowi pomóc - mówi dr Lasek. - Za darmo ? -
pytam. - To kwestia drugorzędna. My rzuciliśmy pomysł, musi nam ktoś
pomóc w kwestiach organizacyjnych, np. gdzie moglibyśmy się spotykać.
- A dostęp do zebranych przez komisję dowodów? - W skład zespołu
weszliby koledzy z inspektoratu MON ds. bezpieczeństwa lotów, więc z
dostępem do przechowywanych w ich archiwum materiałów nie powinno być
problemu.
Jest jednak zasadniczy problem formalny: kto miałby powołać taki zespół?
W MON słyszymy, że taki "informacyjno-propagandowy" zespół jest
bardzo potrzebny, ale to nie jest sprawa wojska. MSW też formalnie nie
jest związany z badaniem katastrofy.
Zdaniem prof.
Żylicza taki zespół może powołać premier na podstawie ustawy o Radzie
Ministrów. Szef kancelarii Tomasz Arabski nie znalazł czasu na rozmowę w
tej sprawie.
Jerzy Miller deklaruje pomoc. Zapowiada
wniosek do premiera o udostępnienie zespołowi dowodów zebranych przez
jego komisję.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Jerzy Miller w tarapatach. Śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków i niewłaściwego nadzoru nad BOR w 2010 r. rusza od nowa.
O wznowienie śledztwa w sprawie działań Biura Ochrony Rządu zabiegała
rodzina prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów
rozpoznał zażalenia Marty Kaczyńskiej i pełnomocnika Jarosława
Kaczyńskiego mec. Piotra Pszczółkowskiego na umorzenie we wrześniu przez
Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga wyłączonego z głównego postępowania
smoleńskiego wątku dotyczącego byłego szefa MSWiA Jerzego Millera.
Wczoraj sąd wytknął śledczym, że pominęli zapisy ustawy o działach
administracji rządowej, mówiące o tym, że jeżeli istnieje jakiekolwiek
podejrzenie dotyczące bezpieczeństwa konstytucyjnych organów państwa,
minister spraw wewnętrznych ma obowiązek informowania o tym premiera i
prezydenta.
– Stąd konkluzja, że o sprawach istotnych dla bezpieczeństwa państwa
minister spraw wewnętrznych musi mieć wiedzę – komentuje mec.
Pszczółkowski.
Sędziowie uwzględnili oba złożone zażalenia i nakazali prokuraturze
kontynuację śledztwa, które – zdaniem sędziego Konrada Mielcarka –
umorzono przedwcześnie, bez wyjaśnienia całokształtu okoliczności
sprawy.
Sąd nakazał przesłuchanie we wznowionym śledztwie Jerzego Millera i
byłego wiceszefa MSWiA gen. Adama Rapackiego, któremu podlegało BOR,
oraz ministrów spraw wewnętrznych z lat 2004-2010, tak by przeprowadzić
szeroką analizę prawną zagadnienia nadzoru nad BOR.
Dopiero wtedy – mówił sędzia – prokuratura będzie mogła zbadać, czy
doszło do niedopełnienia obowiązków i czy miało to charakter umyślny (co
jest konieczne, by zarzucić przestępstwo tego typu). Tym samym sąd
uwzględnił wytyczne, jakie wskazał w zażaleniu mec. Pszczółkowski.
Postanowienie sądu jest prawomocne.
Prokuratura ma teraz obowiązek wznowić śledztwa w sprawie
domniemanego niedopełnienia obowiązków i niewłaściwego nadzoru nad
Biurem Ochrony Rządu w 2010 r. przez ówczesnego szefa MSWiA Jerzego
Millera. Musi też uwzględnić zalecenia wskazane przez sąd, także te
dotyczące przesłuchań. O tym, kogo należy przesłuchać, decyduje jednak
nie sąd, ale prokurator. Może on też podjąć decyzję o ponownym umorzeniu
postępowania. Wtedy pokrzywdzonemu przysługuje prawo złożenia
subsydiarnego aktu oskarżenia – sporządza go wówczas nie prokurator, ale
strona pokrzywdzona.
– Decyzja sądu jest wiążąca, powoduje uchylenie decyzji o umorzeniu
postępowania. Postępowanie pozostaje w toku – mówi Renata Mazur,
rzecznik praskiej prokuratury. Nie wiadomo, kiedy zostaną podjęte
decyzje co do przesłuchań. – Najpierw musimy odzyskać akta, które są w
sądzie – dodaje prokurator.
W ocenie Pszczółkowskiego, rozstrzygnięcie prokuratury, która nie
dopatrzyła się znamion przestępstwa w działaniach byłego szefa MSWiA
Jerzego Millera, uznając, że mógł podjąć jedynie decyzje personalne, nie
wyczerpywało kwestii nadzoru nad BOR.
– Nadzór to nie tylko obserwacja i spostrzeżenia, ale też współkierowanie i kontrola – argumentował prawnik.
– Po polskiej stronie BOR jest źródłem lwiej części zaniedbań. Gdyby w
Polsce 10 kwietnia 2010 r. doszło do zamachu stanu, prezydent
dowiedziałby się o tym dopiero po wylądowaniu, bo funkcjonariusze BOR
nie znali numeru telefonu satelitarnego na pokładzie tupolewa. Pilotom
nie przekazano nawet, że Ił-76 z kolumną samochodową nie wylądował w
Smoleńsku. Swoją drogą, ciekawe, co by BOR wymyśliło po wylądowaniu –
jak prezydent dojechałby do Smoleńska – wyliczał mecenas, apelując do
sądu o nakazanie prokuraturze „ukończenie postępowania”.
W zażaleniu na decyzję prokuratury mec. Pszczółkowski powoływał się
na przepisy polskiego prawa, w tym m.in. na przepisy ustawy o Radzie
Ministrów, która określa obowiązki i kompetencje ministra spraw
wewnętrznych, mówiące o tym, że to minister kierujący okresowym działem
administracji publicznej ustala w drodze obwieszczenia wykaz jednostek
organizacyjnych jemu podległych.
– Na podstawie tych przepisów wskazano, że jednostką podległą
ministrowi spraw wewnętrznych i administracji jest BOR. I że nadzór ze
strony MSWiA nie może ograniczać się tylko do działań nadzorczych w
stosunku do BOR, ale należy ten nadzór de facto sprawować – mówi
prawnik.
Pszczółkowski przywołał też ustawę o BOR, konkretnie art. 2 ust. 3
mówiący o tym, że to minister spraw wewnętrznych i administracji
podejmuje decyzje w zakresie działań związanych z ochroną
konstytucyjnych organów państwa, w szczególności prezydenta RP.
– Prokuratura przyjęła argumentację, że w zasadzie minister spraw
wewnętrznych i administracji nic nie może. W BOR działo się bardzo źle,
biegli wytknęli aż 20 uchybień, jeśli chodzi o operację ochrony śp.
prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Można powiedzieć, że prezydent w zasadzie
w ogóle nie był chroniony. Należało więc zapytać, jak to się stało, że
organ nadzorujący BOR, czyli minister spraw wewnętrznych i
administracji, nie podjął żadnych działań, aby temu zapobiec, oraz
dlaczego zaniechał wszelkich działań, które by tę kwestię wyjaśniały.
Sąd podzielił tę argumentację, stwierdzając, że wyjaśnienia prokuratury,
jakoby nic nie można było w tym kierunku zrobić, są nieuprawnione. Sąd
stwierdził, że BOR to ważna służba dotycząca ochrony porządku
publicznego i funkcjonowania państwa. Nadzór nad nią powinien wymagać
szczególnej uwagi ze strony ministra spraw wewnętrznych i administracji.
Świadczą o tym poszczególne przepisy polskiego prawa – mówi w rozmowie z
„Naszym Dziennikiem” mec. Piotr Pszczółkowski. – Mam nadzieję, że
prokuratura podejmie stosowną decyzję i że w przyszłości zostaną
postawione zarzuty – dodaje prawnik.
Anna Ambroziak
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
60. wiara sekty pancernej brzozy - wyznanie wiary Kublikowej
Strona Agnieszki Kublik- Prawda nas wyzwoli. Prawda smoleńska
http://wyborcza.pl/autorzy/1,129154,12599685,Strona_Agnieszki_Kublik,,,3...
A prawda o katastrofie jest taka, że tupolew w ostatnich sekundach leciał za nisko, za szybko i za późno padła komenda o odejściu na drugi krąg. Piloci łamali procedury, byli niedoszkoleni, a może i pod presją, by za wszelką cenę zdążyć na uroczystości katyńskie.
Nie było sztucznej mgły, nikt nie rozpylił nad lotniskiem helu, we wnętrzu samolotu nie była gazu paraliżującego, nikt na pokład nie wniósł bomby paliwowej, nie było pancernej brzozy, nie było dwóch wybuchów nad ziemią ...
Można by powiedzieć, kto chce, niech wierzy w te bzdury. Błąd. I ten błąd ma na sumieniu premier i PO. Uznali, że walka o świadomość społeczną to nie ich sprawa. I dziś co trzeci Polak nie wyklucza zamachu i podejrzewa, że Polacy i Rosjanie mataczą przy dowodach.
Może rząd się wreszcie obudzi i pomoże prawdzie smoleńskiej się przebić? Bo bez wsparcia w starciu z kłamstwami smoleńskimi nie ma po prostu szans.
„Może jeszcze nie jest za późno”, mówi dr Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i członek komisji Jerzego Millera.
Może Kancelaria Premiera pomoże lotniczym ekspertom, którzy są gotowi tłumaczyć Polakom, jakie prawa fizyki zadziałały, gdy tupolew skrzydłem zawadził o brzozę? Oni sporo ryzykują, wychodząc ze świata nauki wkraczają w niebezpieczny świat polityki. Bo dziś - dla niektórych - fizyka to sprawa polityczna.
Jeśli rząd nie pomoże, to jakby powiedział Jarosław Kaczyński, państwo się nie sprawdzi.
Bo przecież prawda nas wyzwoli. Prawda smoleńska na pewno.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
61. na Czerskiej wścieklizna narasta. Czego tak się boją?
Zespół ds. kłamstw smoleńskich? ''Macierewicz zawsze wyciągnie jakiegoś hochsztaplera z USA''
Macierewicz zawsze wyciągnie jakiegoś
hochsztaplera z Australii czy USA i powie, że ci nasi eksperci są do
niczego. To nietrafiony pomysł - tak socjolog, prof. Jacek Wasilewski,
ocenia ideę powołania zespołu ds. prostowania kłamstw smoleńskich.
Innego zdania jest prof. Radosław Markowski: - Dobre i to, ale
przydałyby się radykalne środki.
Dr Maciej Lasek, były członek komisji Jerzego
Millera, ogłosił pomysł na powołanie specjalnego zespołu ds. walki z
kłamstwem smoleńskim. Chęć pomocy przy organizacji takiej grupy
fachowców zadeklarował także Jerzy Miller. Nowy zespół miałby w sposób
merytoryczny prostować kłamstwa smoleńskie.
Czy nie jest
na to za późno? - Źle, że tak późno się za to zabrano, ale nigdy nie
jest za późno, żeby docierać do prawdy - powiedział portalowi Gazeta.pl
politolog prof. Radosław Markowski.
Brakuje nam paragrafu za rozpowszechnianie kłamstwa
W jego ocenie wysiłki takiego zespołu mogą być jednak
niewystarczające. - Dobre i to, ale przydałyby się radykalne środki -
twierdzi i przekonuje, że lepszym wyjściem byłoby prawne rozliczenie
osób głoszących "insynuacje" o przyczynach katastrofy smoleńskiej.
- Ta słynna komisja Macierewicza, która sukcesywnie produkuje
rzeczy absurdalne, przedstawiane jako prawda objawiona, ta lawina
insynuacji zasługiwała od początku na to, żeby się tym zająć. To jest
szczucie - twierdzi ekspert. - Część tych argumentów podpada pod
paragrafy. W naszej konstytucji czy w Kodeksie karnym jest zapis, że
nienawiść między narodami (a do tego prowadzi ta komisja Macierewicza)
jest karana - dodaje.
Zespół Laska kontra zespół Macierewicza
Rząd wesprze walkę ze smoleńską propagandą PiS-u. Od obalania hipotez "zamachowych" zacznie pracę zespół ekspertów dr. Laska
Pomysł powołania zespołu demaskującego kłamstwa smoleńskie zaprezentował
kilka dni temu na łamach "Gazety" dr Maciej Lasek, szef Państwowej
Komisji Badania Wypadków Lotniczych i były członek komisji Millera. -
Jesteśmy to winni zdezorientowanej części społeczeństwa, które już nie
wie, gdzie leży prawda. Należy to robić planowo i w sposób
zinstytucjonalizowany.
- Jeśli będą potrzebowali
jakiejkolwiek pomocy, to my jej udzielimy - deklaruje w rozmowie z
"Gazetą" szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski. Jerzy Miller, szef
państwowej komisji badającej katastrofę z 10 kwietnia 2010 r., obecnie
wojewoda małopolski, już zapowiedział, że wystąpi do premiera o
umożliwienie członkom zespołu Laska dostępu do dowodów zebranych przez
komisję. Są w archiwach MON. Arabski twierdzi, że wniosek Millera
zostanie rozpatrzony, jak tylko wpłynie do kancelarii.
Lasek i Miller są optymistami - zespół mógłby się spotkać już w
styczniu i ustalić strategię. Po pierwsze, zająłby się hipotezami o
zamachu rozpowszechnianymi przez Antoniego Macierewicza. Po drugie,
jeśliby się pojawiły nowe poważne dowody w sprawie przyczyn katastrofy,
zespół mógłby je zbadać i orzec, czy wymaga to wznowienia prac komisji
Millera. Zgodnie z prawem jest ona jedynym ciałem, które może oficjalnie
orzekać o przyczynach katastrofy.
Zespół Laska obradowałby w swoim gronie, po czym prezentował ustalenia opinii publicznej. Gotowość do pracy w zespole zadeklarowała blisko połowa z ponad 30 członków komisji Millera, cywilów i - co ważne - także wojskowych.
Hipotezy "zamachowe"
Weryfikować wersje rozmaitych "ekspertów" Macierewicza są też
gotowi uczeni zajmujący się lotnictwem, m.in. z Politechniki
Warszawskiej i Wrocławskiej, z Wojskowej Akademii Technicznej, Wyższej
Szkoły Oficerskiej w Dęblinie i Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych.
Antoni Macierewicz domaga się publicznej konfrontacji z
ekspertami z komisji Millera przed kamerami. Chce wystawić profesorów
Wiesława Biniendę i Kazimierza Nowaczyka, dr. Grzegorza Szuladzińskiego,
dr. Wacława Berczyńskiego. Poseł PiS twierdzi, że "sformułowali oni
najprawdopodobniejszą, najpełniejszą, najbardziej kompetentną i naukowo
zweryfikowaną hipotezę tego, co naprawdę się zdarzyło nad Smoleńskiem".
Żaden z wymienionych nie był na miejscu katastrofy, nie badał
wraku ani czarnych skrzynek, nie miał dostępu do dowodów zebranych przez
komisję Millera.
Przypomnijmy ich hipotezy:
- prof. Binienda kwestionuje fakty, np. że skrzydło samolotu zostało
zniszczone w zderzeniu z brzozą, bo jego zdaniem skrzydło powinno
przeciąć drzewo;
- prof. Nowaczyk po analizie ułożenia
szczątków Tu-154, które widział na fotografiach, jest przekonany, że
kadłub tupolewa został rozpruty;
- dr Szuladziński twierdzi, że przyczyną katastrofy były wybuchy 2 do 5 kg dynamitu;
- dr Berczyński twierdzi na podstawie zdjęć, że to eksplozja
musiała oderwać elementy samolotu, np. gródź ciśnieniową, do której
zostały wepchnięte elementy wyposażenia (to też dostrzegł na
fotografii).
Komisja do walki z Macierewiczem
Środowiska związane z PiS ochrzcili zespół Laska jako "komisję
do walki z Macierewiczem". Ojciec jednego z pilotów mówi "Gazecie
Polskiej Codziennie", że "jej celem będzie oskarżanie zmarłych, a oni
nie mogą się bronić". Ewa Błasik, wdowa po gen. Błasiku, atakuje: "Znów
nic nie wyjaśnią. To karierowicze, nierzetelni eksperci".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
62. Agnieszko Kublik, 5 LUTEGO 2013 R.
5 lutego debata o Smoleńsku. Macierewicz zaprasza ekspertów:
katastrofę smoleńską Antoni Macierewicz (PiS) zaprosił ekspertów strony
rządowej na wspólną debatę nt. katastrofy smoleńskiej. Debata miałaby
się odbyć się 5 lutego.
- Ta debata odbędzie się 5 lutego. Serdecznie
zapraszamy ekspertów premiera Donalda Tuska - powiedział Macierewicz na
konferencji prasowej w Sejmie.
Jak poinformował, spośród
ekspertów współpracujących z zespołem gotowość do udziału w debacie
potwierdzili m.in.: prof. Wiesław Binienda i prof. Kazimierz Nowaczyk. -
Liczę na to, że eksperci strony rządowej stawią się, przedstawią swoje
założenia i opinie - powiedział Macierewicz.
-
Gdyby zrezygnowali i nie zdecydowali się stawiać czoła (...), tezy
komisji ministra Jerzego Millera zostaną odczytane przez lektora.
Zostaną przedstawione tak czy inaczej, by opinia publiczna mogła się z
nimi zapoznać .
Jak
zauważył, jest to tekst mało znany i jego zespół jest gotów go
upowszechnić, "by w debacie, w której eksperci zespołu przedstawią swoje
badania, była obecna także druga strona". - Liczymy na to, że się
stawią i będą przedstawiali swoje racje zgodnie z podstawowymi zasadami
nauki - dodał Macierewicz.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
63. Agnieszko Kublik, miałas wołac profesorów,a nie martwic się wrak
Strona Agnieszki Kublik- A gdy już nam zwrócą wrak ...
http://wyborcza.pl/autorzy/1,129154,12599685,Strona_Agnieszki_Kublik,,,3...
„Konsekwentnie działamy i zauważamy nowy ton w wypowiedziach władz rosyjskich, ale ucieszymy się dopiero, gdy nasz wrak Tu-154 M trafi do Polski" - napisał dziś Radek Sikorski na Twitterze.
Tak skomentował słowa prezydenta Rosji Władimira Putina, który oświadczył, że o przekazaniu Polsce wraku powinni zdecydować śledczy. Putin twierdzi, że do śledztwa się nie miesza. I „nie sądzi, byśmy powinni trzymać się wiecznie tego wraku, chociaż stanowisko Komitetu Śledczego nie jest mi znane w szczegółach”. Ma o tym porozmawiać z władzami komitetu.
Sądzę, że już czas rozpocząć ogólnopolską debatę, co poczniemy z wrakiem, gdy wreszcie do nas trafi, gdy przebada go wojskowa prokuratura i być może nawet polonijni naukowcy zespołu Macierewicza? Czy będzie pomnikiem? Albo elementem pomnika? Kto go zaprojektuje? Gdzie stanie? A jak nie pomnik, to jak go wykorzystać i do czego?
Bo jak szybko tego władza, po konsultacjach społecznych rzecz jasna, nie zdecyduje, to grozi nam powtórka z Krakowskiego Przedmieścia: krzyże, znicze, kwiaty, pieśni, modlitwy. Będą powstawały komitety obrony wraku, komitety budowy pomnika. Komitety dzielące i wykluczające. Słowem: polsko-polska wojna o wrak.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
64. Prof. Kleiber: Wyjaśnić
Prof.
Kleiber: Wyjaśnić wątpliwości ws. Smoleńska. „To jest zasadnicza sprawa
dla spokoju publicznego w Polsce na bardzo wiele lat, nawet dekad”
"I jeśli eksperci z drugiej strony przedstawiają pewne wyniki, to po
stronie komisji rządowej, powinny być odpowiedniki tych wyników, bo
inaczej będzie to rozmowa w próżni."
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
65. Prof. Wiesław Binienda
Prof.
Wiesław Binienda ponownie potwierdził, że Tu-154M nie uderzył skrzydłem
w brzozę. Pokazał sprzęt, dzięki któremu mógł dojść do takich wniosków
"Problem uderzeń wysokiej energii nie jest łatwy i ja przestrzegam
przed intuicyjnym opisem tych zjawisk. Właśnie to, że eksperci MAK i
komisji Millera nie zrobili żadnych symulacji, a więc polegali wyłącznie
na intuicji, to właśnie spowodowało, że poszli w złym kierunku i teraz
jest im najwyraźniej wstyd wycofać się ze swoich błędnych ocen."
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
66. bo brzozy pancernej nie było?
Katastrofa Tu-204 w Moskwie; 3 zabitych, 9 rannych
rosyjskiego samolotu pasażerskiego Tu-204 na lotnisku Wnukowo w Moskwie.
Należąca do linii lotniczych Red Wings maszyna rozbiła się podczas
lądowania.
Podczas ostrego lądowania Tu-204 na moskiewskim lotnisku
Wnukowo co najmniej 5 osób zostało rannych, stan trzech z nich został
oceniany jako ciężki – informuje agencja RIA Novosti powołując się na
MSW Rosji.
Pasażerski samolot odbywał lot na trasie
Pardubice (Czechy)-Moskwa i podczas lądowania wyjechał poza pas
startowy. Z tego powodu zapaliło się skrzydło i został zniszczony prawy
silnik. Na pokładzie samolotu znajdowało się 12 osób, w tym 4 członków
załogi.
Tu-204 jest młodszą siostrą TU-154
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
67. Moskwa: Tu-204 rozpadł się na
Moskwa: Tu-204 rozpadł się na 3 części. 'Pilot krążył nad lotniskiem, szukał innego'
Rzeczniczka portu lotniczego Wnukowo Jelena Kryłowa poinformowała, że
samolot Tu-204 przyleciał z Pardubic w Czechach, dokąd wcześniej zawiózł
grupę turystów z Rosji. W czasie lądowania wypadł z pasa, staranował
ogrodzenie i wbił się w nasyp oddzielający lotnisko od Szosy Kijowskiej,
jednej z głównych dróg dojazdowych do Moskwy.
Wypadek miał miejsce w czasie zamieci śnieżnej. Rosyjska państwowa telewizja podała, że samolot krążył nad lotniskiem, szukał też możliwości lądowania w innym porcie lotniczym.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
68. W styczniu komisja
W styczniu komisja weryfikująca tezy o katastrofie smoleńskiej. "Każdą hipotezę można powiedzieć, nawet bez danych"-
"Czekamy na opinię prawników, którzy mają zatwierdzić tryb działania
komisji oraz zezwolić na dostęp do dokumentów. Mam nadzieję, że
zaczniemy działać w połowie stycznia" - powiedział Lasek w TVP Info.
Podkreślił, że z punktu widzenia komisji, która badała wypadek w
Smoleńsku, zderzenie z brzozą było ewidentne. - Wszystkie materiały na
to wskazywały. Wszystkie ślady zostały zebrane na miejscu przez naszych
kolegów - to nie byli Rosjanie, których można by podejrzewać o
fałszerstwo. Polscy eksperci byli na miejscu i robili zdjęcia 11
kwietnia. Na fotografiach doskonale widać szczątki samolotu wbite w
brzozę oraz leżące pod drzewami - tłumaczył Lasek.
O
krążących hipotezach ws. katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. powiedział: -
Każdą hipotezę można zaprezentować opinii publicznej, nawet jeśli nie ma
się odpowiedniej ilości danych. Nasze badania opierały się na pomiarach
trzech urządzeń - rejestratora parametrów lotu, rejestratora głosów w
kabinie i urządzenia, które ostrzegało przed zbliżaniem się do ziemi.
Dzięki nim mogliśmy dokładnie opisać trajektorię lotu. Ślady - nie tylko
na brzozie, ale i innych drzewach - odpowiadały naszym wyliczeniom -
mówił Lasek w rozmowie cytowanej przez TVP Info.
Odniósł
się także do hipotezy o możliwym wybuchu na pokładzie Tu-154.
Powiedział: - Konstrukcja lotnicza nie jest konstrukcją masywną, więc
nawet przy dużej prędkości nie wbija się całkiem w ziemię. Jeśli samolot
uderzył w przeszkodę i obrócił się o 180 stopni, to rozpad konstrukcji
na wiele elementów jest normalnym zjawiskiem i nie oznacza wybuchu.
Dodał, że "niewykluczone, że jeżeli zespół w styczniu rozpocznie pracę,
to komisje parlamentarne zostaną zaproszone do dyskusji i poproszone o
dokładne wyjaśnienie, na jakiej podstawie wyciągały podobne wnioski.
Niestety, często wśród parlamentarnych "ekspertyz" mamy do czynienia z
brakiem podstawowej wiedzy".
Lasek dodał też, że trotyl i
nitrogliceryna, których ślady rzekomo znalazły się na wraku tupolewa,
to "prymitywne" środki wybuchowe. Jego zdaniem przy próbie uszkodzenia
samolotu można było użyć dużo mniejszej ilości środków pirotechnicznych.
- Ponadto żaden z obiektywnych ośrodków kontroli, do których
miała dostęp komisja Millera, nie wykazał, że mogło dojść do wybuchu.
Żaden rejestrator nie wskazywał, że powstała fala ciśnieniowa, fala
dźwiękowa, osmalenia czy nadtopienia. Również żadna z ekspertyz
chemicznych ani oględziny samolotu nie wskazują, że doszło do eksplozji -
przypomniał Lasek.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
69. mgła, snieżyca, trzy części i tysiące części
Dr Kazimierz Nowaczyk współpracujący z zespołem parlamentarnym badającym przyczyny katastrofy smoleńskiej na swoim blogu przedstawił nowe spojrzenie na rozmieszczenie szczątków TU-154M w Smoleńsku.
Za pomocą przyciemnienia zdjęcia pochodzącego z raportu MAK sugestywnie wskazał zadziwiającą jak na oficjalne przyczyny tragedii ilość odłamków i ich bardzo duży rozrzut.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
70. parakomisja czyli cyrk
To już pewne: w najbliższych dniach powstanie nowa komisja rządowa, która ma zająć się "weryfikowaniem tez" o przyczynach katastrofy smoleńskiej. Politycy Platformy przyznają jednak, że chodzi o to, by skończyć z oddawaniem pola Prawu i Sprawiedliwości.
Musimy w końcu podnieść tę rękawicę i pokazać, że rzuca ją cherlawy rycerzyk, a nie orędownicy prawdy – mówi nam współpracownik premiera. Przyznaje, że reaktywacja komisji Jerzego Millera wyjaśniającej przyczyny katastrofy smoleńskiej byłaby przyznaniem się do błędów, których – jego zdaniem – nie popełniono, stąd zespół. – To propaganda pisowska sprawia, że ludzie wierzą, że jest inaczej – przekonuje.
Stąd sprytny pomysł parakomisji. Na jej czele stanie Maciej Lasek, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych oraz wiceszef komisji rządowej, którą kierował Jerzy Miller.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
71. Zagłuszarka faktów.
Komisja tworzona aby formułować morze pustych w swej istocie słów, lanych potem strumieniami z wielkim szumem dezinformacyjnym, z ekranów telewizyjnych i głośników radiowych, oraz publikowanych w maintreasonowej prasie. Zagłuszarka faktów niewątpliwych. Na samą myśl o tym zalewie kłamstw robi się słabo.
72. @guantanamera
to na razie fakt medialny, ta parakomisja. Czekam na podstawy prawne, opinie prawników, co do udzielenia tej zagłuszarce, sędziom we własnej sprawie, pełnomocnictw rządowych.
To dopiero bedzie cyrk i ciekawe, kto da swoje nazwisko pod tę błazenadę.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
73. @Maryla
"...cyrk i ciekawe, kto da swoje nazwisko pod tę błazenadę." To zdanie należy możliwie szeroko upowszechnić jako szczepionkę. I stworzyć jeszcze kilka podobnych - krótkich a celnych sformułowań... Trzeba przyznać, że masz do tego wybitny talent! :)
74. Donald Tusk popiera pomysł
Donald
Tusk popiera pomysł stworzenia zespołu, który będzie reagował na
"absurdalność niektórych zarzutów czy fantasmagorii" w sprawie
katastrofy smoleńskiej
"W sprawie Smoleńska prawie każdy uznał się już za fachowca, który
wyraża niby kompetentne opinie. I dlatego z punktu widzenia dobrej,
rzetelnej informacji dla opinii publicznej, takie działanie byłoby
wskazane."
Wassermann dla Naszego Dziennika: "Nie ma obecnie innego wytłumaczenia skutków tej katastrofy, jak eksplozja"
Istotną kwestią był też przejaw pewnej odwagi prokuratury, która
zdecydowała się na ekshumacje, przyznając się tym samym do ogromnego
zaniedbania i błędów. W obliczu tego, co dzieje się w kraju, czyli
przyjęciu przez rząd polityki pójścia w zaparte, był to dobry syndrom.
Maszynka Laska ruszy
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
75. Premier Donald Tusk uważa, że
Premier Donald Tusk uważa, że powołanie zespołu ekspertów ds. wyjaśniania katastrofy smoleńskiej to bardzo dobra inicjatywa. Jego zdaniem należy tłumaczyć opinii publicznej "jak bałamutne czasami tezy są formułowane w oparciu o kompletnie fałszywą interpretację faktów albo zupełnie bez związku z faktami".
O pomyśle stworzenia takiego zespołu mówił już w ubiegłym miesiącu Maciej Lasek, były członek kierowanej przez Jerzego Millera komisji badającej katastrofę smoleńską, a obecnie przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (bada katastrofy cywilnych statków powietrznych). Zespół miałby analizować i weryfikować pojawiające się hipotezy na temat przyczyn katastrofy Tu-154 pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r.
- Uważam, że to jest bardzo dobra inicjatywa, aby ludzie kompetentni, nie tylko członkowie komisji, tworzyli taki zespół permanentnego reagowania po to, żeby wyjaśniać - powiedział premier na konferencji prasowej. Dodał, że chodzi o tłumaczenie opinii publicznej, "jak bałamutne czasami tezy są formułowane w oparciu o kompletnie fałszywą interpretację faktów albo zupełnie bez związku z faktami".
Tusk: Komisja Millera była obrażana każdego dnia
Szef rządu zadeklarował, że w sensie organizacyjnym taki zespół będzie mógł liczyć na jego pomoc. - Tych kilkunastu niezwykle zaangażowanych, zupełnie poza polityką ludzi, specjalistów, byłych pilotów, którzy pracowali w komisji Millera i którzy z najlepszą wolą i najlepszą wiedzą - to są najlepsi fachowcy w Polsce - ustalali przyczyny katastrofy smoleńskiej, byli każdego dnia właściwie obrażani, a ich kwalifikacja, ich ustalenia były kwestionowane w sposób czasami przekraczający wszystkie granice - powiedział Tusk.
Ocenił, że eksperci mają nie tylko prawo, jak i obowiązek, "aby Polakom cierpliwie każdego dnia tłumaczyć, szczególnie w tych najbardziej radykalnych przypadkach, absurdalność niektórych zarzutów czy fantasmagorii".
Tusk zastrzegł, że zadaniem zespołu nie byłoby kontynuowanie pracy komisji Millera. - Oczywiście nie ma mowy o powołaniu jakiejś rządowej komisji - zaznaczył.
Lasek: Najwyższy czas zakończyć tę całą debatę
Pod koniec grudnia Lasek mówił, że eksperci oczekują na ekspertyzy prawne. - Czekamy na opinię prawników, którzy mają zatwierdzić tryb działania komisji oraz zezwolić na dostęp do dokumentów. Mam nadzieję, że zaczniemy działać w połowie stycznia - zadeklarował.
Wczoraj wyjaśniał, że analizy prowadzą prawnicy z kancelarii premiera. Zaznaczył, że członkowie komisji Millera zostawili temat katastrofy smoleńskiej na niemal półtora roku - tyle minęło od publikacji raportu końcowego (nastąpiło to pod koniec lipca 2011 r.). - Najwyższy czas zakończyć tę całą debatę i ocenić te wszystkie hipotezy, które wyrosły w zasadzie w dużej mierze na naszym milczeniu - powiedział Lasek.
Tłumaczył, że zgodnie z przepisami komisja badająca katastrofę smoleńską została rozwiązana zaraz po zakończeniu badania, a jej materiały trafiły do archiwum. - Dlatego wypowiedzi członków komisji Millera opierają się tylko na raporcie, ale nie są oni w stanie przygotować szerszej odpowiedzi na pojawiające się pytania lub hipotezy, gdyż nie mają dostępu do materiałów - mówił Lasek.
Lasek - zastrzegając, że nie jest prawnikiem - mówił, że wśród rozważanych pomysłów są takie, by zespół mógł działać przy KPRM, MON, Senacie lub pod patronatem prezydenta. Dodał, że o pomyśle powołania takiego zespołu rozmawiał z kilkunastoma członkami komisji Millera, zarówno cywilami, jak i wojskowymi.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13138910,Tusk__Zespol_ek...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
76. Posłowie zdecydowali Bez
złożonej z ekspertów wysokiej komisji obywatelskiej do wyjaśnienia
przebiegu katastrofy smoleńskiej.
Za odrzuceniem projektu opowiedzieli się posłowie: PO, RP, SLD,
większość PSL i jeden niezrzeszony. Przeciw były kluby PiS i SP oraz
Eugeniusz Kłopotek (PSL) i dwóch posłów niezrzeszonych. Wstrzymało się
czterech posłów PSL.
Zgodnie z projektem uchwały komisja miałaby dysponować wszystkimi
uprawnieniami komisji śledczej, a także uprawnieniem do zwracania się do
państw trzecich, organizacji i instytucji międzynarodowych o współpracę
w zakresie swojego działania oraz powoływania biegłych, w tym obywateli
państw trzecich.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
77. Kolejna kompromitacja
Kolejna
kompromitacja członków komisji Millera. Lasek i jego współpracownicy
przyznają, że nie badano miejsca katastrofy, ani wraku, a "lotnisk się
nie zamyka"
W czasie konferencji okazało się, że członkowie Komisji "uznają, że
przy wielu zapisanych parametrach, zawsze znajdzie się jakiś, który
jest bez sensu. W tym przypadku odczyt wysokościomierza nie pasował do
reszty informacji, więc go po prostu zignorowali".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
78. "Co wolno wojewodzie..." -
"Co
wolno wojewodzie..." - jak Rosjanie traktują katastrofę samolotu
rosyjskich linii lotniczych. Dzień po katastrofie wrak trafił do hangaru
Porównanie stosunku do tych dwóch katastrof pokazuje, jak niepoważne
jest podejście strony rosyjskiej do badania sprawy tragedii smoleńskiej.
"Nazajutrz po katastrofie odczytano zapisy czarnych skrzynek maszyny.
Tego samego dnia wrak i szczątki samolotu zostały przeniesione do
hangaru, gdzie są poddawane oględzinom".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
79. Marek Pyza Nowa komisja
Marek Pyza
Nowa komisja Laska ma wsparcie Tuska – to dopiero będą fantasmagorie. Pięć pytań do premiera
"Maciej Lasek dostał nowe zadanie, bo nie uwierzę, że to autorska
inicjatywa jego i jego kolegów z komisji. Musi zrobić wszystko, by
skompromitować kilku naukowców współpracujących z zespołem
parlamentarnym."
- Dlaczego w swej bohaterskiej walce o prawdę zamiast atakować rodaków z tytułami profesorskimi od dwóch lat lęka się skorzystania z zaakceptowanego przez siebie reżimu prawnego i nie domaga się respektowania konwencji, według której Rosjanie dawno temu powinni byli zwrócić podstawowy dowód w sprawie?
- Dlaczego nie dotrzymał słowa i nie wystąpił o międzynarodowy arbitraż ws. oficjalnego raportu po katastrofie skonstruowanego przez komando Tatiany Anodiny?
- Czy również teraz skorzysta z pomocy Moskwy? Jak w
kwietniu 2010 r., gdy rosyjskie papiery zastąpiły zbadanie wraku przez
polskich specjalistów. Albo w kolejnych miesiącach, gdy oczekując na
sfałszowane dokumenty sekcyjne, prokuratorzy wypełniali zobowiązanie
ministrów złożone w Moskwie o nieotwieraniu trumien na polskiej ziemi?
- Jakie badania naukowe ma zamiar zaproponować/sfinansować/odgrzać? Czy
wspierana przez niego ekipa zwróci się do prokuratury, by dostarczyła
ona masę materiału dowodowego, o który nie postarali się członkowie
rządowej komisji przed arcyboleśnie prostym obarczeniem winą pilotów?
- Czy naprawdę wierzy, że kolejna odsłony boju o podtrzymanie
oficjalnej wersji na zawsze wymaże z naszej pamięci udowodnione w
dokumentach gry z kremlowską administracją na umniejszenie rangi
katyńskiej wizyty prezydenta oraz wydaną pamiętnej nocy na smoleńskim
lotnisku potulną zgodę na mataczenie przez Rosjan w sprawie przyczyn
tragedii?
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
80. Zaproszenie na debatę Jeszcze
Zaproszenie na debatę
Jeszcze w tym tygodniu zaproszenia na debatę smoleńską otrzymają wszyscy członkowie komisji Millera
Debata dotycząca przyczyn katastrofy smoleńskiej i przyjętej przez
rząd drogi jej badania odbędzie się 5 lutego na jednym z uniwersytetów
warszawskich. Na którym? Tego Antoni Macierewicz, przewodniczący zespołu
parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy rządowego Tu-154M,
jeszcze nie ujawnia.
– Jeżeli pan pozwoli, to zatrzymamy jeszcze w dyskrecji nazwę tego
uniwersytetu, by nie doprowadzać do ataku nieprzychylnych mediów. Jak
widać, już strona rządowa ucieka od tej debaty, boi się jej, rozpętuje
propagandę powołania komisji pana Laska – mówi.
Swój udział w debacie potwierdził już prof. Wiesław Binienda i prof. Kazimierz Nowaczyk.
– Czekamy na ostateczne potwierdzenie z Australii od pana dr. inż.
Grzegorza Szuladzińskiego i pana dr. inż. Wacława Berczyńskiego. Zapewne
będą, ale w razie niemożności przybycia któregokolwiek z nich będziemy z
nimi łączyć się poprzez telemost – zapewnia Macierewicz.
– Jeżeli chodzi o ekspertów krajowych, ich nazwiska podamy do
wiadomości publicznej w ostatnim momencie, żeby nie byli narażeni na
ataki ze strony mediów. Oczywiście ci z nich, którzy zdecydują się
wystąpić podczas debaty, będą to czynili pod własnym nazwiskiem –
dodaje.
Jak zapowiada, jeszcze w tym tygodniu zostaną skierowane imienne zaproszenia na debatę do wszystkich ekspertów strony rządowej.
– Oczywiście decydujące stanowisko w tej sprawie ma pan premier
Donald Tusk, bo to są jego eksperci. On za nich odpowiadał, decydował o
kształcie komisji Jerzego Millera i sposobie jej funkcjonowania.
Przecież pracowała ona pod najwyższym patronatem pana premiera. Brał za
nią pełną odpowiedzialność, więc niech przyśle na debatę swoich
ekspertów. My przyjmiemy każdą osobę, którą wskaże – zaznacza
Macierewicz.
Bez względu na to, czy strona rządowa przyśle swoich ekspertów, czy
nie, w sposób bezstronny mają zostać odczytane tezy raportu Millera.
Macierewicz wskazuje, że zależy mu na klarownej prezentacji stanowiska ekspertów rządowych.
Debata będzie dotyczyć trzech grup problemów: przygotowania wizyty,
przebiegu katastrofy i wyboru drogi prawnej do jej badania. Zespół
Macierewicza chce po prawie trzech latach od katastrofy dowiedzieć się,
kto i dlaczego zdecydował o przyjęciu załącznika 13 do konwencji
chicagowskiej, nie bazując na porozumieniu z 1993 roku.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
81. ale Lasek wie lepiej
To od Rosjan zależy, kiedy polscy eksperci zakończą prace nad odczytami zapisów rozmów z kokpitu Jaka-40, który lądował przed prezydenckim Tupolewem w Smoleńsku - informuje RMF FM. Zapisy te pomogą zweryfikować zeznania technika pokładowego, który twierdził, że kontrolerzy pozwolili im zejść poniżej dopuszczalnego minimum.
Według informacji radia prace polskich biegłych dobiegają końca. Jednak dopóki Rosjanie nie uzupełnią braków w dokumentacji, ta opinia ekspertów nie będzie mogła się stać materiałem dowodowym. Rosjanie nie nadesłali jeszcze wszystkich danych, o które prosiła strona polska.
Polscy eksperci chcą poznać parametry napięcia elektrycznego w Moskwie z dnia, w którym kopiowano nagrania z wieży kontroli lotów. Dane te są niezbędne do wydania kompleksowej opinii na temat nagrań zarówno z rejestratora Jaka-40, jak i tego, który znajdował się na wieży w Smoleńsku.
Parametry napięcia w moskiewskiej sieci mają posłużyć właśnie weryfikacji tego, czy była ingerencja w to nagranie - informuje RMF FM.
Technik pokładowy Jaka-40 Remigiusz M. zmarł pod koniec października. Zwłoki 42-letniego byłego podoficera znalazła żona w piwnicy w bloku w Piasecznie, w którym mieszkali.
W śledztwie w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu Tu-154 M. był przesłuchiwany jako świadek. W wypowiedziach dla mediów utrzymywał, że kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił załodze prezydenckiego samolotu na zejście do wysokości 50 m. Z opublikowanego stenogramu wynika, że kontroler miał zezwolić na zejście do 100 metrów.
Chorąży twierdził, że już po wylądowaniu Jaka-40, pozostając w kabinie, słyszał przez radio rozmowę między załogą Tu-154 a kontrolą lotów. Według niego również załoga Jaka dostała zgodę na zejście do 50 m. Jak-40 wylądował w trudnych warunkach, około godziny przed katastrofą prezydenckiego samolotu. Na jego pokładzie było kilkunastu dziennikarzy mających relacjonować uroczystości rocznicowe w Katyniu.
http://wiadomosci.onet.pl/temat/katastrofa-smolenska/kiedy-poznamy-zapis...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
82. :Rosja przekazała Polsce
:Rosja przekazała Polsce kolejne akta smoleńskie
W dokumentach tych znajdują się dane o lotniskach, trasach lotniczych i obowiązujących procedurach.
Pułkownik Rzepa poinformował też, że trzeciego stycznia Wojskowa Prokuratura Okręgowa otrzymała kolejne dwa tomy akt z Rosji. Ze wstępnych oględzin wynika, że zawierają one informacje z pobytu w Smoleńsku na przełomie września i października grupy polskich biegłych oraz prokuratora.
Pułkownik Rzepa dodał, że materiały te po przetłumaczeniu zostaną włączone do akt śledztwa, a następnie poddane analizie i ocenie.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
83. Jerzy Kubrak Rząd
Jerzy Kubrak
Rząd "sprowadza" wrak: czterej żołnierze sprawdzą drogi, mosty i tunele w Rosji. Nie wiadomo - śmiać się czy płakać
Jeśli inicjatywa Sikorskiego trąciła kabaretem, to pomysł z wysłaniem
do Rosji przez Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych czteroosobowej „grupy
rekonesansowej” jest godzien scenarzystów Monty Pythona.
Amerykańscy
naukowcy zbadali próbki "pancernej brzozy" ze Smoleńska. Te
przechowywane przez rosyjską prokuraturę nie nadają się do analiz
Jedyne jak na razie badania słynnej smoleńskiej brzozy dały tysiące
(dokładnie: 10 500) pomiarów dotyczących najrozmaitszych parametrów
pochodzącego z niej drewna. Z badań wynikło, że
„pancerne” drzewo ze Smoleńska nie różni się istotnie od innych brzóz.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
84. hłe hłe, no tak Lasek, nie jesteście ekspertem NASA
przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Maciej
Lasek i zapowiada, że nie weźmie udziału w spotkaniu z zespołem
Antoniego Macierewicza nt. katastrofy smoleńskiej.
zasadach. - To my zbadaliśmy ten wypadek, my zebraliśmy cały materiał
dowodowy i faktograficzny, który pozwolił na opisanie tej katastrofy
(..) i teraz ktoś mówi: było inaczej, udowodnijcie to, bo ja jestem
pewien, że było inaczej. To jest odwrócenie ról. Jeśli ktoś ma inne
zdanie, proszę bardzo - ekspertyza na stół i konfrontujemy to z faktami,
a z faktami nie można dyskutować - zaznaczył.
Pytany o
wniosek o udostępnienie wyników badań komisji, skierowany przez
Macierewicza w poniedziałek do ministra obrony i Wojskowego Sądu
Okręgowego w Poznaniu,
Lasek przypomniał, że wyniki prac komisji zostały upublicznione. -
Wynikiem prac komisji jest raport wraz z załącznikami oraz protokół,
który był miesiąc później - powiedział. Podkreślił, że w prawie
lotniczym jest określone nie tylko, do jakich materiałów można lub nie
można mieć dostępu w szczególnych przypadkach, ale również, - do jakich
celów. To są: postępowanie sądowe, sądowo-administracyjne,
administracyjne. - Po raz pierwszy spotykam się z sytuacją, kiedy
komisja poselska miałaby przejąć uprawnienia administracji państwowej -
dodał.
Zespół zacznie działać już w styczniu?
Nie wykluczył, że zespół, którego powołanie zaproponował pod koniec zeszłego roku,
zacznie prace jeszcze w styczniu. - Ale to nie jest tak, że my nie
pracujemy. Koledzy, którzy pracowali ze mną w komisji, analizują
informacje pojawiające się w mediach, na stronie zespołu
parlamentarnego. Przygotowani jesteśmy do takiej rozmowy. Ale to musi
być rozmowa z ekspertami - podkreślił.
Według niego
ewentualne sprowadzenie wraku nie zmieni oceny katastrofy. - Gdybyśmy
jako komisja uznali, że nie możemy zakończyć pracy bez dostępu do wraku, to byśmy jej nie zakończyli - powiedział.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
85. Antoni Macierewicz: w tym
Antoni Macierewicz: w tym tygodniu wyślę zaproszenie do rządowych ekspertów na wspólną debatę ws. Smoleńska
"To jest szczególne wynaturzenie systemu prawnego w Polsce, jeżeli
osoba odpowiedzialna za tworzenie fałszywego raportu, wprowadzenie w
błąd opinii publicznej i organów państwa rości sobie prawo do tego, żeby
przesłuchiwać tych, którzy wykazują jego błędy".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
86. 27 stycznia o godzinie 21:00.
Znamy
datę premiery filmu National Geographic o katastrofie smoleńskiej. Jak
sprawę 10/04 ujęli twórcy serialu "Katastrofy w przestworzach"?
Jak dowiedzieliśmy się w siedzibie stacji National Geographic
Channel, premiera odcinka poświęconego katastrofie smoleńskiej odbędzie
się 27 stycznia o godzinie 21:00.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
87. Żylicz krytykuje LaskaOpinie
Żylicz krytykuje Laska
Opinie zespołu Macieja Laska nie wykroczą poza ramy statusu czysto prywatnych
Zespół Macieja Laska nie będzie miał żadnych podstaw
prawnych, a opinie tego gremium nie wykroczą poza ramy statusu czysto
prywatnych.
– Jedynym organem właściwym zgodnie z prawem międzynarodowym i
polskim do ustalania przyczyn katastrofy jest właściwa komisja badania
wypadków lotniczych. Natomiast to, co chce zrobić Lasek, tylko opóźni
wyjaśnienie sprawy – ocenia prof. Marek Żylicz, ekspert międzynarodowego
prawa lotniczego, były członek komisji Jerzego Millera.
W jego ocenie, nie ma żadnych podstaw prawnych ani by zespół, którego
powołanie proponuje Lasek, mógł działać, ani by miał dostęp do
materiałów komisji, które obecnie znajdują się w archiwum Inspektoratu
MON ds. Bezpieczeństwa Lotów.
– Jedynym prawnie przewidzianym organem ustalającym przyczyny
katastrof i wypadków lotniczych jest komisja, która skonfrontowałaby
zarzuty stawiane komisji Jerzego Millera. Jeżeli eksperci z tej komisji
nie byliby w stanie ustalić stanowiska, prawo przewiduje (ale tylko w
przypadku wznowienia prac komisji) możliwość udziału w badaniach
niezależnych ekspertów z Unii Europejskiej, którzy mogliby pomóc w
rozstrzygnięciu kwestii spornych – twierdził Żylicz.
O pomoc z UE formalnie musiałaby się ubiegać strona rządowa. Ekspert
powiedział, że proponowałby powołanie zespołu ekspertów, ale takiego,
który miałby jedynie zebrać ekspertyzy powstałe poza komisją Millera,
uporządkować je i przygotować plan prac komisji, której działanie –
zdaniem Żylicza – należy wznowić z udziałem zarówno ekspertów
wojskowych, jak i cywilnych.
– Znowelizowana ustawa Prawo lotnicze przewiduje powołanie takiej
komisji, jeśli zajdą nowe okoliczności albo dowody mające istotne
znaczenie dla sprawy. Moim zdaniem, jeśli są ekspertyzy stwierdzające,
że było inaczej, niż stwierdziła komisja Millera, to są nowe
okoliczności, które powinny uzasadnić wznowienie działania komisji –
mówi ekspert.
Z argumentacją prof. Żylicza zgadza się inny specjalista prawa międzynarodowego prof. Karol Karski.
– Zgadzam się z prof. Żyliczem – nie ma żadnych podstaw prawnych, by
taki zespół powstał. Byłoby to grono osób prywatnych. Można natomiast
wznowić pracę komisji Millera, gdyby dostrzeżono uchybienia w jej
dotychczasowych ustaleniach. Musiałaby to być w całości Państwowa
Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Nie mówię o
składzie osobowym, ale o organie państwa – zaznacza Karski.
I dodaje, że skład nowo powołanej komisji może, a nawet powinien być
inny od gremium, któremu przewodniczył Miller. Profesor Karski zauważa
też, że nie ma podstaw do tego, by zespołowi miały zostać wydane
materiały, na których pracowała komisja Millera. Maciej Lasek uznał, że
być może zespół, którego powołanie zaproponował pod koniec zeszłego
roku, zacznie prace jeszcze w styczniu.
– To nie jest tak, że my nie pracujemy. Koledzy, którzy pracowali ze
mną w komisji, analizują informacje pojawiające się w mediach, na
stronie zespołu parlamentarnego. Przygotowani jesteśmy do takiej
rozmowy. Ale to musi być rozmowa z ekspertami – podkreślił.
– Prywatny zespół to nie jest komisja państwowa. Na jakiej podstawie
zespół, który nie ma umocowania państwa, miałby otrzymać te materiały, a
na przykład nie miałby ich otrzymać zespół Macierewicza? Moim zdaniem,
parlamentarzyści mają większe prawo dostępu do tych materiałów – ustawa o
wykonywaniu mandatu posła i senatora upoważnia ich do zapoznania się ze
wszystkimi dokumentami państwowymi, o ile nie narusza to dóbr
osobistych innych osób. Poseł jest też z mocy ustawy o ochronie
informacji niejawnych osobą upoważnioną do dostępu do nich do poziomu
„tajne” bez przechodzenia postępowania sprawdzającego – podnosi prof.
Karski.
– Poseł z racji mandatu, który pełni, jest osobą kompetentną we
wszystkich sprawach państwowych – dodaje. Zdaniem prof. Karskiego, gdyby
doszło do ich wydania zespołowi Laska, byłoby to jednoznaczne z tym, że
należy im nadać charakter jawny. A ubieganie się o nie świadczy o tym,
że byłym ekspertom PKBWLLP zależy na tym, aby nikt inny poza nimi nie
miał do nich dostępu.
– W ogóle nie widzę formuły prawnej do powołania takiego zespołu. Sam
pan Lasek zdradza, jaką to ciało miałoby odgrywać rolę – rolę
propagandową – ocenia krótko Stanisław Piotrowicz, poseł PiS, z zawodu
prokurator. Zgodnie ze znowelizowaną w ubiegłym roku ustawą Prawo
lotnicze badania mogą być przekazane „wyłącznie na potrzeby postępowania
przygotowawczego, sądowego lub sądowo-administracyjnego za zgodą sądu”.
To – kwitują prawnicy – może w znacznym stopniu utrudnić zdobycie
materiałów przez zespół konstytuujący się wokół obecnego szefa PKBWL.
Debata bez Laska
Lasek zaznaczył, że nie ma zamiaru wziąć udziału w spotkaniu z
zespołem Macierewicza – w grudniu szef zespołu parlamentarnego
badającego katastrofę smoleńską zaprosił ekspertów strony rządowej na
wspólną debatę na temat katastrofy. Ma się ona odbyć 5 lutego br. Lasek
stwierdził jednak, że „debatę eksperci mogą prowadzić z ekspertami, a
nie z politykami”, i zapowiedział, że w debacie nie weźmie udziału.
– Panowie posłowie są ekspertami od polityki, ja od badania wypadków
lotniczych, dla nich nie jestem żadnym partnerem, gdybyśmy mieli mówić o
polityce, i tak samo jest w drugą stronę – powiedział szef PKBWL.
Zaznaczył, że może dyskutować jedynie z ekspertami zespołu
smoleńskiego, ale na jego zasadach. Zdaniem Piotrowicza, do deklaracji
Laska należy podchodzić z pewną dozą sceptycyzmu.
– Zapraszaliśmy już przedstawicieli komisji Millera do
skonfrontowania własnych badań z ustaleniami ekspertów zespołu
parlamentarnego. Zapraszaliśmy ich też na konferencję naukową na temat
katastrofy smoleńskiej. Oczekiwaliśmy merytorycznej dyskusji. Tak się
nie stało. Widać, że przedstawiciele komisji Millera boją się takiej
konfrontacji. Wygląda na to, że poza propagandą w zasadzie nie mają nic
do powiedzenia – konkluduje Piotrowicz.
– Raport Millera jest tylko powieleniem tez raportu MAK. Nie wyjaśnił
niczego i nie wniósł niczego nowego, jeśli chodzi o treść. Przecież już
wiadomo, że twierdzenia ujawnione w obu dokumentach były formułowane na
nieuprawnionych i nie do końca sprawdzonych tezach. Przykładem jest
choćby kwestia rzekomej obecności gen. Błasika w kabinie – kwituje por.
rez. Artur Wosztyl, były dowódca załogi Jaka-40.
Czy powstanie zespół Laska?
Prof. Marek Żylicz – ekspert międzynarodowego prawa
lotniczego, były członek komisji Jerzego Millera mówi, że nie ma
prawnych podstaw ku temu by powstał zespół Macieja Laska –
przewodniczącego Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych badający
przyczyny katastrofy smoleńskiej.
Poseł Jarosław Zieliński zwraca uwagę, że eksperci z komisji Jerzego
Milera obciążeni są już wypowiedziami, co poddaje pod wątpliwość
powstanie kolejnego zespołu z ich udziałem.
- Nie wierze w sens i skuteczność działań, a nawet w intencje – tych
ludzi, którzy już coś mówili na ten temat, brali udział w zespołach. To
doprowadziło do podania nieprawdziwych okolicznych i tworzenia
fałszywego obrazu. Dlatego byłbym bardzo sceptyczny wobec udziału w
takich inicjatywach jakichkolwiek ekspertów z komisji Jerzego Millera.
Oni są obciążeni tym co powiedzieli. Dlatego wydaje mi się, że większy
sens miałaby taka dyskusja jaką proponujemy jako zespół parlamentarny
badający przyczyny katastrofy smoleńskiej, a mianowicie żeby nasi
eksperci, którzy badają sprawę w sposób niezależny, otwarty, szczery,
dążący do prawdy mogli skonfrontować swoje wyniki badań z tymi
ekspertami, którzy wcześniej ogłosili swoja wersję – powiedział pos. Jarosław Zieliński.
Maciej Lasek proponuje, by zamiast wspólnej debaty eksperci zespołu
parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej indywidualnie rozmawiali z
ekspertami rządowej komisji.Poseł Antoni Macierewicz szef
parlamentarnego zespołu podtrzymuje swoje stanowisko i ponawia
zaproszenie do udziału w debacie naukowej zaplanowanej na 5 lutego.
- W systemach totalitarnych ustalenia naukowe były podejmowane na
rozkaz władzy politycznej i pan Lasek chciałby taki system kontynuować.
On jako przewodniczący komisji badania wypadków lotniczych będzie
przesłuchiwał i wydawał orzeczenia. Tymczasem jak wiemy to on w ramach
komisji Millera podpisał nieprawdziwe tezy i dokonał zafałszowań
materiału faktograficznego. My stwarzamy szansę na naukową, otwartą,
transparentną, obiektywna debatę – powiedział pos. Antoni Macierewicz.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
88. Katastrofa smoleńska.
Katastrofa smoleńska. Powołają specjalny zespół
Pomysł powołania zespołu skrytykował ekspert międzynarodowego prawa lotniczego prof. Marek Żylicz.
Wkrótce poznamy szczegóły pracy zespołu, który ma analizować
i weryfikować pojawiające się hipotezy nt. przyczyn katastrofy Tu-154
pod Smoleńskiem - powiedział przewodniczący Państwowej Komisji Badania
Wypadków Lotniczych i członek komisji Millera Maciej Lasek (na zdj.).
Lasek ma kierować pracą zespołu, który będzie analizował i
weryfikował pojawiające się hipotezy na temat przyczyn katastrofy Tu-154
pod Smoleńskiem. Celem działania takiego zespołu jest przypominanie
ustaleń komisji, ale nie samych ustaleń, tylko całego procesu, który
doprowadził do tego, że takie, a nie inne, ustalenia komisja poczyniła - mówił Lasek w radiu Tok FM.
Zapowiedział, że wkrótce można spodziewać się szczegółów na temat działania tego zespołu. Myślę,
że w przyszłym tygodniu będziemy mogli powiedzieć coś więcej na ten
temat. Chciałbym bardzo, żeby ta aktywność z naszej strony rozszerzyła
się. To jest działalność, można powiedzieć, na wielu platformach.
Chcieliśmy uruchomić coś w rodzaju strony internetowej, na której
pojawiałyby się odpowiedzi na pytanie osób, które mają wątpliwości do
naszego raportu, ponieważ sam raport jest bardzo trudny w odbiorze. To
jest udział w konferencjach naukowych, to jest udział w konferencjach
prasowych - podkreślił Lasek.
Jak zaznaczył, osoby z
zespołu reagować będą na wszystkie sygnały i relacje świadków dotyczące
katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. Każdy
materiał jest poddawany analizie. Pytania, które się zadaje świadkowi,
muszą być pytaniami konkretnymi, niesugerującymi odpowiedzi, to jest
podstawowa rzecz, której są uczone osoby badające wypadki lotnicze, jak
również policjanci. Świadek musi zrelacjonować to własnymi słowami, nie
być sugerowany, nie być naprowadzany na odpowiedź, a to bardzo trudne
zadanie - mówił Lasek.
Pytany o plan działań zespołu Lasek zaznaczył, że wszystko zależy od formy, w jakiej zespół będzie pracował. Jeżeli
będzie to forma zinstytucjonalizowana, czyli będziemy mogli zaplanować
pewną strategię działań, to liczymy, że to będzie strona internetowa, to
będą organizacje konferencji i udział w konferencjach naukowych
również, publikacje, co pewien czas przypominające ustalenia raportu - powiedział.
Pomysł powołania zespołu skrytykował ekspert międzynarodowego prawa lotniczego prof. Marek Żylicz. Jedynym
organem właściwym zgodnie z prawem międzynarodowym i polskim do
ustalania przyczyn katastrofy jest właściwa komisja badania wypadków
lotniczych. Natomiast to, co chce zrobić Lasek, tylko opóźni wyjaśnienie
sprawy - ocenił Żylicz, który także był członkiem komisji, która badała katastrofę smoleńską.
Żylicz powiedział, że proponował powołanie zespołu ekspertów, ale
takiego, który miałby jedynie zebrać ekspertyzy, powstałe poza komisją
Millera, uporządkować je i przygotować plan prac komisji, której
działanie - zdaniem Żylicza - należy wznowić z udziałem zarówno
ekspertów wojskowych, jak i cywilnych.
W jego opinii nie ma podstaw prawnych, ani by zespół, którego
powołanie proponuje Lasek, mógł działać, ani by miał dostęp do
materiałów komisji Millera, które obecnie znajdują się w archiwum. Prawo
określa, że jedynym organem ustalającym przyczyny katastrof i wypadków
lotniczych jest komisja - albo lotnictwa państwowego, albo cywilnego.
Nie szukajmy innych sposobów, sposobów obejścia prawa tylko dlatego, że
ktoś nie uznaje tego rządu, tylko dlatego, że ktoś chce rozwalić to
państwo - zaapelował Żylicz.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
89. ad. koment 72
72. @guantanamera
to na razie fakt medialny, ta parakomisja. Czekam na
podstawy prawne, opinie prawników, co do udzielenia tej zagłuszarce,
sędziom we własnej sprawie, pełnomocnictw rządowych.
To dopiero bedzie cyrk i ciekawe, kto da swoje nazwisko pod tę błazenadę.
Wstydliwa współpraca
Nie wiadomo, kto poza Maciejem Laskiem wejdzie do
tworzonego przez niego zespołu. „Nasz Dziennik” rozmawiał wczoraj z
kilkunastoma byłymi członkami komisji Jerzego Millera. Na pytanie o
ewentualną pracę w grupie Laska najczęściej odpowiadali: „Nie wiem”.
Grupa byłych członków komisji Jerzego Millera zamierzająca bronić jej
raportu rozpocznie działalność w przyszłym tygodniu – zapowiada Maciej
Lasek.
W Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lasek pełnił funkcję
wiceszefa podkomisji lotniczej. Teraz jest najczęściej wypowiadającym
się publicznie obrońcą raportu z lipca 2011 roku. Posiada wyraźne
poparcie premiera Donalda Tuska, który obiecał zespołowi „pomoc
organizacyjną”.
Według szefa rządu, konieczne jest „wyjaśnianie i prezentowanie
opinii publicznej fałszów i zakłamania, czasami zwykłych kłamstw, a
czasami fałszywych tez wynikających z braku kompetencji”. W ten sposób
określił wyniki badań podważające ustalenia komisji Millera, które uważa
za całkowicie wiarygodne i wyczerpujące.
– Uważam, że to jest bardzo dobra inicjatywa, aby ludzie kompetentni,
nie tylko członkowie komisji, tworzyli taki zespół permanentnego
reagowania, po to, żeby wyjaśniać opinii publicznej, jak bałamutne
czasami tezy są formułowane w oparciu o kompletnie fałszywą
interpretację faktów, a nawet bez związku z faktami – uznał premier.
Najpoważniejszym gremium kwestionującym wersję przyczyn katastrofy
zaprezentowaną przez oficjalną komisję jest zespół parlamentarny
kierowany przez Antoniego Macierewicza (PiS). Poza kilkudziesięcioma
parlamentarzystami działa w nim grupa ekspertów pod kierunkiem
Kazimierza Nowaczyka z Baltimore.
Wśród zagranicznych specjalistów współpracujących z zespołem jest też
autor symulacji zderzenia skrzydła samolotu z brzozą w Smoleńsku prof.
Wiesław Binienda oraz specjalista od inżynierii wybuchów dr inż.
Grzegorz Szuladziński z Australii. Systematycznie ogłaszają podczas
posiedzeń zespołu wyniki swoich analiz z wnioskami radykalnie odmiennymi
od tez komisji Millera.
Cały szereg sprzeczności i manipulacji faktami w oficjalnym raporcie
odkryły też media i osoby działające zupełnie niezależnie, jak blogerzy
internetowi i pasjonaci lotnictwa. Z dużym dystansem do dokumentu
komisji odniosła się też większość referentów podczas konferencji
smoleńskiej w październiku ubiegłego roku.
Zdaniem Macieja Laska, cała ta dyskusja nie wnosi niczego nowego i
nie ma podstaw do wznowienia prac komisji badającej katastrofę, a
dotychczasowe ustalenia nie zostały w żaden sposób podważone. Natomiast
za celową uznał on ich aktywną publiczną obronę raportu Millera, o czym
wspomina od około miesiąca.
Od tego czasu Lasek jest też bardzo aktywny w mediach, z których
można się dowiedzieć więcej szczegółów o zamierzeniach grupy. Jej
działalność ma być odpowiedzią na ataki wymierzone w oficjalne ustalenia
przyczyn katastrofy.
– Do tej pory byliśmy zbyt mało aktywni. W takich sytuacjach wymagane
jest od nas działanie poprzez konferencje prasowe, wystąpienia w
mediach – stwierdził wczoraj Lasek. Jego grupa ma mieć stronę
internetową, zapowiada uczestnictwo, a nawet organizowanie konferencji
naukowych i wydawanie publikacji przypominających i wyjaśniających tezy
komisji Millera.
Lasek nie wie jeszcze, czy rządowego wsparcia wystarczy na etatowe
działanie grupy, czy też będzie ona miała charakter społeczny. Z
pewnością nie będzie formalną kontynuacją komisji Millera, do czego nie
ma podstaw prawnych. Oznacza to, że nawet jeżeli w jakimś zakresie
będzie korzystała z dotacji z budżetu państwa, i tak nie będzie miała
żadnego statusu oficjalnego.
Prokuratura nie chce Artymowicza
Nie wiadomo, kto poza Maciejem Laskiem wejdzie do tworzonego przez
niego zespołu. „Nasz Dziennik” rozmawiał wczoraj z kilkunastoma byłymi
członkami komisji Millera. Większość w ogóle nie chce rozmawiać na temat
okresu pracy w komisji. Obecni członkowie PKBWL, a więc podwładni
Laska, deklarują, że podtrzymują opinie wyrażone w raporcie, gotowi są
ich bronić, ale co do ewentualnej pracy w zespole polemizującym z jego
krytykami nie chcą się wypowiadać.
„Nie wiem”, „zastanowię się” – słyszeliśmy najczęściej. Wojskowi
członkowie komisji są jeszcze bardziej zdystansowani. Ewentualna
współpraca z grupą Laska wchodzi w grę raczej tylko na polecenie czy też
za wyraźną zgodą przełożonych. Pułkownik Mirosław Grochowski, szef
Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów i wiceprzewodniczący komisji
Millera, zastrzega się, że w ogóle nie zna szczegółów inicjatywy Laska. W
wypowiedziach publicznych negatywnie o tym pomyśle wypowiadał się inny
członek komisji Millera, prof. Marek Żylicz.
Maciej Lasek wspomina o osobach spoza grona członków komisji Millera,
z którymi również mógłby współpracować. Tu także nie ma żadnych
nazwisk. Ale od pewnego czasu razem z przewodniczącym PKBWL pojawia się
prof. Paweł Artymowicz, astrofizyk z Toronto i pilot amator. Jest on
znanym krytykiem prof. Wiesława Biniendy i autorem własnej symulacji
komputerowej ostatniej fazy lotu tupolewa. Jego wyniki są dość zbliżone
do raportu KBWLLP. Artymowicz chciał zostać biegłym prowadzącej śledztwo
w sprawie katastrofy prokuratury, ale ta nie wyraziła zainteresowania.
– Prokuratura wojskowa przyjęła zasadę, że nie zasięga opinii
ekspertów, naukowców, którzy publicznie prezentują swoje wnioski,
poglądy na temat przyczyn, okoliczności i przebiegu katastrofy –
powiedział nam wczoraj kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury
Wojskowej.
Najwięcej wiadomo o zamierzonym trybie pracy i swoistej metodologii
działania grupy Laska. Jak oświadczył, za najbardziej wiarygodne uważa
zapisy rejestratorów lotu, które jako jedyne są zapisem obiektywnym.
Wszelkie sprzeczne z nimi hipotezy, w tym oparte na zeznaniach świadków i
obliczeniach komputerowych, należy według Laska uznać za niewiarygodne.
Wyklucza on również jakiekolwiek publiczne debaty na przykład z
ekspertami zespołu Macierewicza.
Poseł PiS organizuje 5 lutego konferencję, na którą zaprosił
wszystkich członków komisji Millera. Będą na niej też jego
współpracownicy z zagranicy. Jednak Lasek wyraźnie oświadczył, że
preferuje „własne zasady” dialogu polegające na spotkaniach
indywidualnych „eksperta z ekspertem”, podczas których – jak deklaruje –
jest w stanie każdego oponenta przekonać, że się myli.
Piotr Falkowski
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
90. Komitet Śledczy FR: Piloci
Komitet Śledczy FR: Piloci Tu-154m mogą zostać uznani za winnych. Sprawa skończy się w sądzie?
Komitet
Śledczy Federacji Rosyjskiej dał do zrozumienia, że za winnych
katastrofy polskiego Tu-154m w Smoleńsku może uznać jego pilotów.
Przekazał też, że jeśli tak się stanie, ich rodziny będą mogły wyrazić
swój sprzeciw, a wówczas sprawa trafi do sądu.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
91. Falstart z aktem zgonu Z
Falstart z aktem zgonu
Z Krzysztofem Protasiukiem, bratem mjr. Arkadiusza Protasiuka, dowódcy lotu PLF 101 do Smoleńska, rozmawia Marta Ziarnik
Pamięta Pan poranek 10 kwietnia 2010 roku?
– O katastrofie dowiedziałem się od znajomego. Tamtego ranka nagle
zadzwonił do mnie i kazał mi włączyć telewizor. Nie mogłem uwierzyć w
to, co podawały wtedy media, w to, co się wydarzyło.
Poleciał Pan do Moskwy identyfikować brata. Co szczególnie utkwiło Panu w pamięci z tego czasu?
– Chaos, dezorganizacja i zakłamanie. Pamiętam też, że jak tylko
przyjechaliśmy na miejsce, w hotelu, w którym nocowaliśmy, już
znajdowała się prasa wydawana m.in. w języku angielskim, w której tak
szybko po tragedii powielano fałsz o kilkakrotnej próbie podejścia i
winie pilotów.
W rozmowie z „Naszym Dziennikiem” rodziny ofiar przyznawały
wielokrotnie, że usiłowano je odwieść od wyjazdu do Moskwy. Pana też?
– Nie, mnie nikt bezpośrednio nie namawiał do rezygnacji z wyjazdu.
Ale już później – na miejscu w Moskwie – piloci wojskowi odradzali
członkom rodzin identyfikację ciał po własnych przykrych doświadczeniach
po wypadku CASY.
Zrezygnował Pan?
– Nie. Pojechałem do Moskwy zidentyfikować Arka i nikt i nic nie było w stanie mnie od tego odwieść.
Miał Pan możliwość zidentyfikowania ciała brata?
– Nie. Od początku do końca karmiono nas kłamliwą wersją wydarzeń: że
kabina pilotów wbiła się głęboko pod ziemię z uwagi na bagnisty teren i
że potrzeba specjalistycznego sprzętu i kilku dni na jej wyciągnięcie.
Rosjanie zachęcali nas, żebyśmy wrócili do domu i tam czekali na dalsze
informacje. Jednak rzekome dalsze poszukiwania ciał załogi nie
przeszkadzały prokuratorowi rosyjskiemu w przedłożeniu do podpisu, jak
się później okazało, aktu zgonu mojego brata. Oczywiście odmówiłem.
Zapewniono Panu optymalną pomoc, w tym również prawną, w Moskwie?
– Co do pomocy to moim zdaniem nie była ona pełna. Przynajmniej w
moim przypadku. Weźmy chociażby tłumaczy, którzy nie byli w stanie pomóc
przy wyjaśnieniu konsekwencji podpisania podkładanych nam pod nos
dokumentów w języku rosyjskim. Poza tym brakowało doradztwa prawnego
podczas przesłuchań ze strony prokuratury rosyjskiej. Nikt też nie
poinformował mnie o możliwości uczestnictwa w sekcji brata.
Jakie dokumenty przedkładane rodzinom ma Pan na myśli?
– Chociażby o statusie osoby pokrzywdzonej czy akt zgonu brata.
Przesłuchiwali Pana rosyjscy prokuratorzy?
– Tylko raz, za to przez wiele godzin, było to w trakcie mojego
pobytu w Moskwie. Przesłuchiwał mnie młody rosyjski prokurator,
sprawiający wrażenie niedoświadczonego. Pamiętam, że co chwilę wychodził
i wszystko konsultował przez telefon. Sprawiał wrażenie marionetki,
która tak naprawdę nie wie, co robi.
Zadawano Panu dziwne i nie na temat pytania?
– Raczej nie… Nie przypominam sobie takich.
Rodzina odzyskała telefon komórkowy i rzeczy osobiste?
– Rzeczy osobiste zostały zwrócone żonie Arka. Nie wiem, w jakim były stanie.
Czy brat przed wylotem skarżył się na jakieś braki,
niedociągnięcia w związku z przygotowaniem wizyty w Katyniu? Może mówił o
kłopotach z uzyskaniem od strony rosyjskiej dokumentów itp.?
– Nie rozmawialiśmy o tym. Nie wiedziałem nawet, że leci do Smoleńska. Niechętnie mówił o pracy i swoich wylotach.
Podłożem tej niechęci mogły być jakieś problemy w 36. SPLT?
– Arek zawsze podkreślał, że kocha latać, ale instytucja wojska od
dawna go denerwowała. Załogę często traktowano przedmiotowo i – nikogo
nie obrażając – jak „taksówkarzy”. Czas wypoczynku regeneracyjnego
pomiędzy wylotami pozostawiał często wiele do życzenia.
Jak Pan ocenia zachowanie, postawę przełożonych brata po katastrofie?
– Do dziś brakuje mi ich stanowiska i opinii. Schowali się pod
ziemię, a w telewizji mieliśmy za to cały repertuar samozwańczych tak
zwanych ekspertów, którzy epatowali wszystkich własnymi i
niepotwierdzonymi tezami. Szkoda też, że nie mieliśmy okazji usłyszeć
publicznie fachowych opinii kolegów Arka z pułku, bo to przecież oni na
co dzień latali na tupolewie, znali tę maszynę i przez to mogli fachowo
ocenić ewentualne możliwości tego, co tam się wydarzyło.
Ma Pan do nich żal?
– Nie mam. I nie mogę mieć do nikogo z tych chłopaków żalu. Każdy z
nich miał rodzinę i wiem, że byli po katastrofie stawiani w sytuacji bez
wyjścia. Wdzięczny jestem natomiast za pomoc z pułku po tragedii. W
szczególności podziękowania należą się kolegom brata, którzy pomagali,
jak tylko potrafili, a z pewnością był to dla nich – zarówno prywatnie,
jak i zawodowo – bardzo trudny okres.
Jak odebrał Pan decyzję o rozwiązaniu specpułku?
– W moim odczuciu, rozwiązanie pułku to był zły pomysł, który
skrzywdził wiele rzetelnie pracujących tam osób, ludzi oddanych swojej
pracy i znających się na niej. Pod publiczkę potraktowano jedną miotłą
wszystkich, a powinno się rozliczyć zapewne tylko nielicznych. Osoby
odpowiedzialne jednak ominęły jakiekolwiek konsekwencje.
Nie czuje Pan niedosytu, jeśli chodzi o informowanie rodzin w sprawie postępów w śledztwie?
– Gdyby nie media i co pewien czas wizyta Żandarmerii Wojskowej
wręczającej mi dokumenty o przedłużeniu śledztwa, to nie wiedziałbym, że
w ogóle coś się w tej sprawie dzieje.
Ale przyznano Panu status osoby pokrzywdzonej?
– Tak.
Jak dziś, po trzech latach od katastrofy, ocenia Pan pracę prokuratorów?
– Na razie to zwykła farsa i tragikomedia, prawie jak w teatrzyku
marionetek. Wystarczy wspomnieć o prokuraturze wojskowej i kwestii
trotylu.
Jak Pan reagował, kiedy media wysuwały wobec brata kolejne, wyssane z palca zarzuty, gdy – mówiąc wprost – linczowano go?
– Czułem przede wszystkim ból, żal i bezradność, czasem wręcz
wściekłość. Niestety, mainstreamowe media chóralnie powtarzają papkę
dezinformacji. Cieszę się jednak, że rodacy nie tak łatwo dają się na to
wszystko nabrać. Niezmiennie wszyscy, którzy stanęli na mojej drodze,
byli i są zainteresowani prawdą, bo to głównie o nią chodzi, nawet gdyby
miała być bolesna.
Ma Pan żal do prokuratorów noszących – tak jak Pański brat –
mundur polskiego żołnierza, że nie ucinali od razu i zdecydowanie
dziennikarskich spekulacji, które tak raniły Pańską rodzinę?
– Zastanawiam się, jak niektórzy z nich są w stanie spojrzeć sobie w oczy przed lustrem.
Pamięta Pan pracę i postawę – zarówno w Moskwie, jak i później, w kraju – przedstawicieli polskiego rządu? Jak ją Pan ocenia?
– Tam, w Moskwie, pani Ewa Kopacz sprawiała wrażenie osoby
najbardziej odpowiedzialnej w tym całym bałaganie. Niemniej jednak gdy
zestawić to, co mówiła o rzekomo świetnej współpracy polsko-rosyjskiej, z
faktami, których osobiście doświadczyłem jeszcze w Moskwie, to sama
wystawiła sobie świadectwo i nie za bardzo jest co komentować. Do
dzisiaj bolą mnie jednak słowa, które powiedziała przy stoliku w hotelu z
papierosem w ręku, że jeśli ta tragedia miała się gdzieś wydarzyć, to
dobrze, że wydarzyła się u Rosjan, a nie u nas, bo w Polsce – jak dodała
– byłby jeszcze większy bałagan i chaos. Postawę towarzyszącego jej
pana Tomasza Arabskiego najlepiej zobrazuje spuszczona głowa, wzrok
wbity w ziemię i wymowne milczenie po moim zapytaniu, czy kiedykolwiek
mamy szansę dowiedzieć się prawdy. Odnośnie zaś do postępowania
premiera, to wolę się z grzeczności nie wypowiadać, bo byłyby to
wyłącznie słowa niecenzuralne. Do dziś nie mogę uwierzyć, że to premier
Polski, a nie minister spraw zagranicznych Rosji. I wreszcie najwyższy
urzędnik państwa – prezydent. Cieszy się ponoć – jak dowodzą media –
dużym zaufaniem publicznym, więc pewnie moje odczucie, że mamy bierną
głowę państwa nie tylko w kwestii smoleńskiej, ale i w innych sprawach
istotnych dla Polski, może być odosobnione. Szkoda, że nie mamy już
silnych i mocnych liderów, jak np. Józef Piłsudski. Puentując, obecny
aparat państwa polskiego kompletnie nie zdał egzaminu. Szkoda, że w
związku z tym tak wielu musiało i musi nadal się wstydzić za to, co
robią osoby reprezentujące nas na arenie międzynarodowej.
Widział Pan film produkcji National Geographic pt. „Śmierć prezydenta”, forsujący tezę o winie załogi?
– Niestety, widziałem. Po pierwszych zapowiedziach miałem nadzieję na
rzetelny dokument, tymczasem bardzo się zawiodłem. Nawet zagraniczne
media nie były w tym względzie obiektywne. Moim zdaniem, ten film nie
powinien powstać w takiej wersji, dopóki nie zakończy się śledztwo. A
tak powstała wątpliwej jakości produkcja oparta na fałszywych
przesłankach, promująca wersję wydarzeń raportu MAK i nie mniej
podważanego raportu Millera. Szkoda. Tym samym wzrosła nie tylko lista
gazet, których nie czytam, ale i programów, których nie oglądam.
Czy ktokolwiek z ekipy tworzącej ten materiał usiłował kontaktować się z Pana rodziną, żeby chociaż poznać Państwa zdanie?
– Znowu muszę powiedzieć, że niestety nie. Domyślam się, że przy
produkcji tego paradokumentu konsultowano się głównie z bohaterami,
których tam mogliśmy zobaczyć.
Dręczy Pana pytanie, co rzeczywiście stało się na Siewiernym? Jak Pan próbuje sobie to wszystko tłumaczyć?
– Nie ma dnia, żebym nie myślał o bracie i o tym, co się stało.
Pomimo informacji z wielu bezpośrednich źródeł, innych niż media, wciąż
ciężko – z uwagi na metodyczne działania dezinformacyjne i utrudniające
prawdziwe śledztwo – stwierdzić, co się stało. Właściwie ciężko
wyobrazić sobie, co jeszcze można było zrobić, żeby zatuszować to, co
realnie się wydarzyło. Pluje nam się w twarz, a w głównych mediach
słychać, że deszcz pada. Na szczęście Polacy nie są tacy, jak nam się
wmawia, i wbrew usilnym działaniom manipulacyjnym będą dążyli do
poznania prawdy. Wierzę, że dzięki temu ona prędzej czy później wyjdzie
na jaw. Niemniej jednak na bazie dostępnych dowodów i informacji z całą
stanowczością można stwierdzić, że raporty MAK i Millera rozmijają się
znacznie z prawdą.
Dziękuję za rozmowę.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl