DUCH… ale KTÓRY…?

avatar użytkownika intix

 

         3 Niech was w żaden sposób nikt nie zwodzi, bo [dzień ten nie nadejdzie], dopóki nie przyjdzie najpierw odstępstwo i nie objawi się człowiek grzechu, syn zatracenia, 4 który się sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa się Bogiem lub tym, co odbiera cześć, tak że zasiądzie w świątyni Boga dowodząc, że sam jest Bogiem....
       7 Albowiem już działa tajemnica bezbożności. Niech tylko ten, co teraz powstrzymuje, ustąpi miejsca, 8 wówczas ukaże się Niegodziwiec, którego Pan Jezus zgładzi tchnieniem swoich ust i wniwecz obróci [samym] objawieniem swego przyjścia. 9 Pojawieniu się jego towarzyszyć będzie działanie szatana, z całą mocą, wśród znaków i fałszywych cudów, 10 [działanie] z wszelkim zwodzeniem ku nieprawości tych, którzy giną, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, aby dostąpić zbawienia. 11 Dlatego Bóg dopuszcza działanie na nich oszustwa, tak  iż uwierzą kłamstwu, 12 aby byli osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, ale upodobali sobie nieprawość...
       (II Tes. 2,)

       A cała ziemia w podziwie powiodła wzrokiem za Bestią,
       (Apok. 13, 3)
       i dano jej władzę nad każdym szczepem, ludem, językiem i narodem. Wszyscy mieszkańcy ziemi będą oddawać pokłon władcy, każdy, którego imię nie jest zapisane od założenia świata w księdze życia zabitego Baranka
       (Apok. 13, 7-8).


       ***

       Świat zmanipulowany
       duchem zniewolenia
       zdalnie sterowany…

       i roznosi się wokół
       chichot szatana
       bo
       powszechny grzech
       bunt przeciw Bogu
       w Trójcy Świętej Jedynemu…
       wszechobecna  apostazja…

       duch zniewolenia
       mistrz MANIPULACJI
       Zło z Dobrem
       Dobro ze Złem
       przestawia
       buduje kłamstwo
       na Prawdzie
       by wiarygodnym się stało..
       by człowiek
       nim wiedziony
       uwierzył
       że Prawda jest kłamstwem
       a kłamstwo - Prawdą…

       duch zniewolenia
       omamia i zwodzi
       duch
       księcia tego świata
       pełen pychy…
       on nie zna
       pokory…

       sieje niepokój
       chaos
       zwątpienie…

       zagłusza SUMIENIE

       duch zniewolenia
       duch zwodzenia…

       WALKA O DUSZE…

       za  głosem
       którego  DUCHA
       pójdziesz…?

 


       ***
      

 

       ***


       10 W końcu bądźcie mocni w Panu - siłą Jego potęgi. 11 Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. 12 Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. 13 Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko.
       14 Stańcie więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, 15 a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. 16 W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. 17 Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże - 18 wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie z całą usilnością i proście za wszystkich świętych…
       (Ef. 2, )

 

       ***
       ...Więc mówię za Chrystusem samym: „Weźmijcie Ducha Świętego!” (J 20, 22).

       I mówię za Apostołem: „Ducha nie gaście!” (1 Tes 5, 29).

       I mówię za Apostołem: „Ducha Świętego nie zasmucajcie!” (por. Ef 4, 30).

       Musicie być mocni, drodzy bracia i siostry! Musicie być mocni tą mocą, którą daje wiara! Musicie być mocni mocą wiary! Musicie być wierni! Dziś tej mocy bardziej wam potrzeba niż w jakiejkolwiek epoce dziejów. Musicie być mocni mocą nadziei, która przynosi pełną radość życia i nie dozwala zasmucać Ducha Świętego!

       Musicie być mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć, jak to objawił św. Stanisław i błogosławiony Maksymilian Maria Kolbe. Musicie być mocni miłością, która „cierpliwa jest, łaskawa jest... nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą... nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz wpółweseli się z prawdą”. Która „wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma”, tej miłości, która „nigdy nie ustaje” (1 Kor 13, 4-8).

       Musicie być mocni, drodzy bracia i siostry, mocą tej wiary, nadziei i miłości świadomej, dojrzałej, odpowiedzialnej, która pomaga nam podejmować ów wielki dialog z człowiekiem i światem na naszym etapie dziejów — dialog z człowiekiem i światem, zakorzeniony w dialogu z Bogiem samym: z Ojcem przez Syna w Duchu Świętym — dialog zbawienia…
       (św. Jan Paweł II)

 

       ***

 

      
       *********************************************
       /”DUCH… ale KTÓRY…?” – J.B.K. – 14.06. i 12.10.2015r./

       ***
       DOŁĄCZ krucjatarozancowazaojczyzne.pl

 

***
WIARA NADZIEJA MIŁOŚĆ… Wszystkim…
Serdecznie Pozdrawiam
intix
 

62 komentarzy

avatar użytkownika intix

1. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha

Sobota, 24 października 2015 roku
Rz 8,1-11

Teraz jednak dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie ma już potępienia. Albowiem prawo Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, wyzwoliło cię spod prawa grzechu i śmierci. Co bowiem było niemożliwe dla Prawa, ponieważ ciało czyniło je bezsilnym, [tego dokonał Bóg]. On to zesłał Syna swego w ciele podobnym do ciała grzesznego i dla [usunięcia] grzechu wydał w tym ciele wyrok potępiający grzech, aby to, co nakazuje Prawo, wypełniło się w nas, o ile postępujemy nie według ciała, ale według Ducha. Ci bowiem, którzy żyją według ciała, dążą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy żyją według Ducha - do tego, czego chce Duch. Dążność bowiem ciała prowadzi do śmierci, dążność zaś Ducha - do życia i pokoju. A to dlatego, że dążność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu, ani nawet nie jest do tego zdolna. A ci, którzy żyją według ciała, Bogu podobać się nie mogą. Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. Jeżeli natomiast Chrystus w was mieszka, ciało wprawdzie podlega śmierci ze względu na [skutki] grzechu duch jednak posiada życie na skutek usprawiedliwienia. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha.


Cała odpowiedź na naszą udrękę spowodowaną grzechem zawiera się w jednym imieniu: Jezus Chrystus. Przez nasze wejście w Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa, Duch Święty bierze nas w posiadanie. Doświadczając upokorzenia, osłabienia świadomością własnej nędzy duchowej i moralnej, oczekujemy wyjścia z sytuacji śmierci, którą sprowadza grzech, tylko dzięki interwencji przychodzącej od Boga.

Będąc wszczepionymi w Chrystusa przez Chrzest Święty, już nie lękamy się żadnego rodzaju potępienia. Nasze ograniczenia, nasza nędza wynika z bycia stworzeniem.
Z naszymi ograniczeniami, z naszą nędzą należymy do Chrystusa. On zanurzył się w nas, żyje w naszym ciele. My, którzy czujemy się przygniecionymi naszą słabością, naszą kruchością, niezdolnością wyjścia spod ciężaru grzechu, możemy odzyskać pogodę ducha, ponieważ Chrystus rozerwał nasze kajdany.

To, co było niemożliwe dla Prawa, dokonał Chrystus przez Swoją Śmierć i Zmartwychwstanie. Stąd nasza zdolność do wypełniania Prawa dzięki Duchowi Świętemu, którego otrzymaliśmy. Otrzymaliśmy dla naszego ciała energię samego Boga. Stajemy się świadkami rzeczy niemożliwych dla nas, które stały się możliwe, dzięki żyjącemu w nas Duchowi Świętemu. Obecność Ducha Świętego oznacza równocześnie obecność prawa Ducha w naszym ciele. Będąc w głębokiej więzi z Jezusem Chrystusem doświadczamy mocy Ducha w naszym ciele. W czym się ona wyraża? W wolności od ciała, wolności od grzechu, wolności od śmierci.

Ten sam Duch, który prowadził Chrystusa aż do Ofiary na Krzyżu, prowadzi również Pawła. Prowadząc go, niesie go na sobie i pozwala mu wypełnić Prawo. Na tym polega cud, który wzbudza w Pawle tak wielki entuzjazm wiary.

„Dążność ciała prowadzi do śmierci”. Do jakiej śmierci? Śmierci moralnej. Grzech jest śmiercią. Pragnienia ciała prowadzą do przemocy. Podążając za pożądliwością ciała Rzymianie zniszczyli Jerozolimę i zabili setki tysięcy Żydów. Stąd Paweł mówi jasno, że kto w swoim życiu ogranicza się jedynie do pragnień ciała, ten zmierza ku śmierci. Drastycznie brzmią te słowa: „dążność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu”; oraz „ci, którzy żyją według ciała, Bogu podobać się nie mogą”. Kto potrafi kontrolować swoje pragnienia, obejmujące również myśli, ten jest w stanie poruszać się w przestrzeni własnej duszy. Jest różnica między tymi, którzy korzystają z pragnień w granicach swojej cielesności, a tymi, którzy pozwalają Duchowi Świętemu kierować swoimi pragnieniami. Ci pierwsi zdążają ku śmierci, drudzy zaś wchodzą w doświadczenie życia duchowego i pokoju serca. W pierwszych rodzi się niewola, natomiast w drugich – radość wolności.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
oraz rozważania:

Czy rozpoznajemy Jezusa w obecnym czasie?
oraz:
Miłujący Bóg UPOMINA…(mp3)

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

2. 18 maja 2013

Wigilia Uroczystości Zesłania Ducha Świętego
 _____________________________________________
Wiara w prywatne orędzia nie jest obowiązkiem, a publikujący je nie zamierza uprzedzać osądu kompetentnych władz kościelnych.
Opublikowano po uzyskaniu pozytywnej opinii księdza doktora teologii dogmatycznej
____________________________________________


Poruszy się niebo i ziemia w blasku objawiającej się Chwały i Majestatu Mojego Boskiego Syna. Duch Święty, który jest Duchem Prawdy, pozwala wam poznać Mojego Syna i zbliżyć się do Niego…w chwili objawienia się Chwały mojego Boskiego Syna – większość będzie szukać schronienia, ale go nie znajdzie.
Ci zaś, którzy wytrwają do końca i pozostaną wierni, doznają pocieszenia i doświadczą spełnienia obietnicy mojego Syna, który przyszedł na ziemię, by niewidomym dać przejrzenie, a uciśnionych uczynić wolnymi


MATKA BOŻA: «Dziękuję wam, moje kochane dzieci, że zebrałyście się dzisiaj na modlitwie w wieczerniku mojego Niepokalanego Serca, by czuwać wraz ze mną na modlitwie. Przyjmij moje słowa, człowiecze.

Moje kochane dzieci, przychodzę dzisiaj do was w wigilię [uroczystości] Zesłania Ducha Świętego, by udzielić wam wszystkim łaski wytrwałości i światła od Ducha Świętego, który mieszka w moim Sercu.

Nabierzcie do swych serc ducha odwagi i męstwa! Obecny czas wymaga od was poświęcenia, ofiar, jak też szczególnego zaangażowania w dawanie świadectwa wiary. Wasza postawa, jako moich szczególnie umiłowanych i poświęconych mojemu Sercu dzieci, wymaga od was zdecydowania. Musicie z odwagą przeciwstawiać się szerzącemu się złu. Musicie stać się autentycznymi rycerzami Prawdy.

Wy, moje kochane dzieci, jesteście wśród waszych bezbożnych społeczeństw jak owce pośród stada wilków. Dlatego właśnie teraz potrzebujecie światła i wsparcia Ducha Świętego, który już wkrótce z całą mocą i konsekwencją objawi światu jego grzechy. Jest to czas łaski, który ujawni się z całą łaską Bożego Miłosierdzia oraz Bożej Sprawiedliwości. Poruszy się niebo i ziemia w blasku objawiającej się Chwały i Majestatu Mojego Boskiego Syna. Duch Święty, który jest Duchem Prawdy, pozwala wam poznać Mojego Syna i zbliżyć się do Niego. Jeśli otworzycie się na Jego działania, wtedy On z całą mocą wleje w was nowe życie – życie w łasce. Taki jest właśnie plan Boży odnowienia ludzkości, aby upadła ona na kolana przed Majestatem Bożym. To wydarzenie przypomina historię w ogrodzie rajskim po upadku Adama i Ewy, gdy zawstydzeni grzechem poczuli że są nadzy i ukryli się. Tak i teraz – w chwili objawienia się Chwały mojego Boskiego Syna – większość będzie szukać schronienia, ale go nie znajdzie. Ci zaś, którzy wytrwają do końca i pozostaną wierni, doznają pocieszenia i doświadczą spełnienia obietnicy mojego Syna, który przyszedł na ziemię, by niewidomym dać przejrzenie, a uciśnionych uczynić wolnymi [1]. Dla nich i dla wszystkich, którzy skruszą swe serca, nastanie czas łaski, czas przemiany i czas apostolstwa.

Duch Święty, który mieszka w moim Niepokalanym Sercu, działa i rozlewa miłość Boga w waszych sercach i sprawia, że otrzymujecie łaskę przemiany, mądrości i wiedzy. Musicie zatem otwierać się na Jego działanie, gdyż właśnie Duch Święty sprawia, że rośnie w was i przez was Królestwo Boże. Objawienie Chwały mojego Boskiego Syna prowadzi całą ludzkość i całe stworzenie do pełni zjednoczenia z moim Synem. Dokonuje się ono w ogniu i prawdzie, gdyż Duch Święty oczyszcza i przemienia oblicze ziemi.

Moje kochane dzieci, zrozumcie, że oczyszczenie oraz sąd Ducha Świętego nad światem dokonuje się przez cały czas. Im bardziej jednak ludzkość odchodzi od Boga, im bardziej poddaje się duchowi antychrysta, tym wyraźniej Duch Święty ją napomina i nakłania do porzucenia grzechu poprzez znaki w przyrodzie i w całym świecie. Duch i Oblubienica powtarzają z wielkim utęsknieniem zawołanie: „Marana tha!”, które jest modlitwą tęsknoty za objawieniem Chwały i Majestatu Bożego. Stworzenie tęskni za Moim Boskim Synem. Wiem, że i wy tęsknicie, moje kochane dzieci!

Pragnę dzisiaj zwrócić uwagę na dwie rzeczy, dla zwiększenia waszej roztropności w waszym przygotowaniu i w walce. Szczególnym znakiem Królestwa Bożego, o którym mówił mój Syn, jest wypędzanie złych duchów. Dziś sami widzicie i często jesteście świadkami, jak diabeł doświadcza i prześladuje moje wierne dzieci; jak wiele z nich znalazło się pod jego wpływem! Wielu przywódców państw jest opętanych, ponieważ oddają cześć Bestii i służą duchowi antychrysta. Jego działanie przedostało się nawet do Kościoła mojego Syna. Chcę was ostrzec, że będziecie świadkami jeszcze bardziej nasilonej mocy działania złego ducha. To jest zapowiedziany znak, że bliskie jest królestwo niebieskie [2]. Zwodzenie, kłamstwo oraz brutalność grzechu przeciwko Duchowi Świętemu ukazują prawdę o upadku ludzkości, którą może podźwignąć tylko działanie łaski Ducha Świętego. Królestwo Boże przychodzi wraz z moim Synem. Uzdrowienia i wypędzanie złych duchów są znakami tego Królestwa. Potrzeba jednak trwałych owoców duchowej przemiany w zwycięskiej walce z szatanem, w wypędzaniu złych duchów. Dlatego wystrzegajcie się zła – wszystkiego, co oddziela was od Boga, a skłania ku księciu tego świata. Niewiele czasu mu pozostało.

Bądźcie czujni, gdyż nie wszędzie tam, gdzie wierni wzywają Ducha Świętego, [właśnie] On przychodzi. Zamiast Niego może przyjść duch zwodzenia – ze wszystkimi znakami, cudami, a nawet uzdrowieniami. Pamiętajcie, że Duch Święty jest suwerenny i działa tam, gdzie On sam chce. Z pewnością nie ma Go tam, gdzie panuje chaos i sensacja. Jeśli chcecie, aby wzrastało i umacniało się w was Królestwo Boże, musicie poszukiwać Woli Bożej i posiąść sprawiedliwość [2]. Bądźcie czujni i proście Ducha Świętego, aby udzielił wam mocy i światła, abyście wzrastali w świadomości walki duchowej. Chwalcie Boga i starajcie się wypełniać Wolę Bożą.

Kocham was bardzo i proszę, abyście rozważali moje słowa. Trwajcie na modlitwie w moim Niepokalanym Sercu. Przyjmijcie moje matczyne błogosławieństwo w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego».
––––––––––––––––––––––––––––
[1] Por. Łk 4,18‑19.

[2] „Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 5,20). W zakończeniu Kazania Jezus poucza: „Nie każdy, który mi mówi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7,21).
http://adam-czlowiek.blogspot.com/2013/05/244-18-maja-2013_20.html

***
Modlitwa do Ducha Świętego przekazana przez Matkę Bożą:

«Przyjdź, Duchu Święty, przyjdź, dzięki potężnemu wstawiennictwu Niepokalanego Serca Maryi, Twojej umiłowanej Oblubienicy.»
Amen.




avatar użytkownika intix

4. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Ulituj się nade mną!

Niedziela, 25 października 2015 roku
XXX Niedziela Zwykła

Marek 10,46-52



Tak przyszli do Jerycha. Gdy wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!" Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: "Synu Dawida, ulituj się nade mną!" Jezus przystanął i rzekł: "Zawołajcie go!" I przywołali niewidomego, mówiąc mu: "Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię". On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: "Co chcesz, abym ci uczynił?" Powiedział Mu niewidomy: "Rabbuni, żebym przejrzał". Jezus mu rzekł: "Idź, twoja wiara cię uzdrowiła". Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.


Bartymeusz stracił wzrok. Wszyscy znali go w Jerychu jako niewidomego żebraka. Często można było go spotkać w pobliżu drogi, siedzącego w rowie, oczekującego na pomoc przechodzących. Uczył się żyć z niemożnością widzenia. Rozróżniał dźwięki jak nikt inny. Był mistrzem dotyku trafnie rozpoznając to, czego dotykały wrażliwe palce. Nie odseparował się od własnego cierpienia. Ciemność, która przenikała aż do bólu rzeźbiła w nim pragnienie widzenia, potrzebę światła, dostrzeżenia tych, których słyszał i dotykał. Poszukiwanie Boga jest poszukiwaniem w ciemności, mówiła św. Teresa od Dzieciątka Jezus.

Łączy nas z Bogiem Jego i nasze cierpienie, które może zostać przemienione w miłość. Przypomina ona, że jesteśmy odpowiedzialni za to, co widzimy i co chcemy zobaczyć. Rzeczy będące dla nas przedmiotem kontemplacji kształtują naszą osobowość, naszego ducha, wrażliwość, a także to, co chcemy, a czego nie chcemy. Patrzenie na kogoś lub na coś wpływa na głębię lub płyciznę ludzkich pragnień.

Cierpienie może drażnić, być postrzegane jako niemające żadnego sensu. Bartymeusz mimo cierpienia był człowiekiem aktywnym. Nie był to sposób ucieczki od braku, ale konieczność wynikająca z potrzeby samodzielnego utrzymywania się. Przejmował się tym, co z nim będzie dalej, gdy się zestarzeje. Czasem będąc w rowie przy drodze, nie słysząc odgłosu przechodniów, płakał. Przeżywał swoje niewidzenie, jako brak pełnej obecności w świecie, o którym słyszał, że jest piękny.

Wydaje się, że trzeba być zranionym przez świat, w którym żyjemy, aby odkryć, że piękno, prawda i dobro nie są ze świata. Owo zranienie jest doświadczeniem brudu, upadku przed złem, błąkaniem się w ciemności bez celu i nadziei na przemianę życia. Odkrywamy i otrzymujemy dar prawdy, dobra i piękna przez patrzenie z miłością na Boga i człowieka. Konieczne jest patrzenie z miłością na siebie, bez względu na jakość własnego życia duchowego i moralnego.

Bartymeusz wykształcił swoje słuchanie i mówienie. To była rekompensata za niewidzenie. Jego wzrokiem były uszy. Chciał wiele wiedzieć; prosił, aby opisywano mu to, czego nie może zobaczyć. Przyzwyczaił się do tego. Stało się to czymś powszednim. Czasem zapominał o tym, że nie widzi. Nauczył się trwać w rowie słuchając odgłosów drogi. Z czasem rozróżniał, kto przechodzi, jakie problemy w sobie nosi. Słyszał kłócących się i złorzeczących. Docierały do niego głosy radośnie roześmianych i szczęśliwych. Pośród wielu głosów usłyszał Jezusa z Nazaretu. Ten głos przemawiał inaczej. Zabolał go. Odczuł w sobie jakby rozpalone żelazo dotykało serca, czyniąc głęboką ranę. Patrzył w przed siebie tam, skąd dochodził ów głos. Odczuł, że coś ważne dokona się z jego życiem. Miał już dosyć tego, które przeżywał. Z dnia na dzień doświadczał osaczenia przez myśli i uczucia, które mówiły "do końca pozostaniesz ślepym człowiekiem". Wśród tych myśli pojawiała się jedna bardzo cicha, stanowcza, dająca odpoczniecie wśród wrzasku innych. To była myśl o nadziei. To był ten sam głos, jaki usłyszał wśród wielu głosów ludzi przechodzących drogą. Drogę i jej odgłosy od dawna nosił w sobie. Usiłował zrozumieć, co to oznacza?

Gdy nie uznajmy naszej ślepoty, nie prosimy o uzdrowienie. Życie w świecie rzeczy bawi, sprawia przyjemność. Przyjemność może prowadzić do zapomnienia o świecie ducha, o najgłębszych potrzebach człowieka. Tracimy wzrok, aby uświadomić sobie inny wymiar życia, ten niewidzialny, duchowy. Taki jest również sens wewnętrznej ciemności. Rzeczywistość z wymiaru duchowego nie rzuca się nam w oczy. Musimy oślepnąć, żeby być zdolnymi ją dostrzec. Musimy wejść w ciemność wewnętrzną, aby uzyskać nową wrażliwość postrzegania świata zewnętrznego. Naszym dążeniem jest "nauczyć się być ślepymi na to, co widzialne, aby móc wejrzeć głębiej w to, co niewidzialne w nas i wokół nas w to, co przenika wszystkie rzeczy swą obecnością" (A. Bloom). Dlaczego stajemy się niewidomymi w wymiarze ducha? Jesteśmy oślepieni zbyt wielkim światłem. Św. Symeon mówiąc o Bożej ciemności powiada, że "jest nadmiarem światła tak, że ktokolwiek w nią wkroczył, stał się niewidomym od jej blasku".

Jesteśmy odpowiedzialni za to, co widzimy i czego nie chcemy zobaczyć. Jesteśmy odpowiedzialni na to jak patrzymy i dlaczego. W codzienności powinniśmy unikać stania się "ofiarą" naszego patrzenia. Wiele filmów, plakatów, programów telewizyjnych, wielu ludzi z różnych przyczyn przyciąga nasz wzrok. Możemy i powinniśmy wybierać to, na co chcemy i na co nie chcemy patrzeć. Żyjąc w świecie jesteśmy pozbawiani duchowej energii przez brak krytycznego odniesienia do naszego patrzenia. Ta sytuacja wymaga od nas podjęcia świadomych kroków dla zabezpieczenia tej wewnętrznej przestrzeni, dzięki której możemy wpatrywać się w piękno Boga.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

***
oraz rozważania:

Niewidomy żebrak Bartymeusz, Łk 18,35-43

***
Bóg zapłać...


avatar użytkownika intix

5. Klucz do radości duchowej.

Krótkie wprowadzenie w rozeznawanie duchów


Radość wydaje się dziś najbardziej poszukiwanym towarem, zaraz po chlebie. Najlepiej widać to we wszędobylskich reklamach. Najczęstszym uwiarygodnieniem wartości jakiegokolwiek towaru jest uśmiechnięta i szczęśliwa twarz konsumenta. Specjaliści od marketingu i reklamy często mawiają wprost, że proponując droższe towary, tak naprawdę nie sprzedają ich, ale… dobre samopoczucie. Jednak gdybyśmy chcieli temat radości sprowadzić tylko do konsumpcji, bardzo byśmy go spłycili…
 
Temat radości jest nieodłącznie związany z chrześcijaństwem, którego główne księgi nieprzypadkowo zostały nazwane Dobrą Nowiną. Nie znaczy to jednak, że każdy chrześcijanin wchodzący na drogę życia wewnętrznego od razu dostaje się do krainy wiecznego uśmiechu, jak z młodzieżowych pism, w których wszystko jest „super”, „cool” i „ekstra”. Zaglądając do Ewangelii, od razu natrafiamy na swoistą dychotomię: z jednej strony Jezus obiecuje swoim uczniom życie w obfitości (a więc i radość), a z drugiej cierpienie i krzyż. W życiu wielu świętych, mistrzów życia duchowego, łatwo odnajdziemy tę prawidłowość, że radość i smutek są jak dwie strony medalu.
 
Pocieszenie i strapienie duchowe
 
Św. Ignacy Loyola wniósł wielki wkład w zbudowanie systemowego podejścia wobec tych dwóch stanów ducha. W swoich „Ćwiczeniach duchowych” (=ĆD) mówi on o tym, że człowiek podążający drogą rozwoju duchowego znajduje się albo w stanie pocieszenia duchowego, albo w stanie strapienia.
 
Pierwszy z tych stanów charakteryzuje się spontanicznym wzrostem wiary, nadziei i miłości. Człowiek pragnie wówczas żyć w bliskości z Bogiem, chce Mu służyć, a doświadczanie Bożej miłości sprawia, że żaden grzech nie wydaje się mu już atrakcyjny. Pocieszenie jest czystym darem łaski. Zwykle pojawia się po otrzymaniu rozgrzeszenia, gdy pojednani z Bogiem odchodzimy od kratek konfesjonału, ale też wiąże się z głębokim przeżywaniem modlitwy czy sakramentów. Nie muszą to być od razu jakieś nadprzyrodzone, wielkie uniesienia mistyczne, ale zwykłe codzienne radości z doświadczenia przez człowieka bliskiej relacji ze swoim Stwórcą. Św. Ignacy zachęca osoby przeżywające ten stan do realizmu duchowego, ponieważ wówczas pojawia się świadomość słabości człowieka, gdy nie doświadcza Bożej pomocy.
 
W stanie strapienia człowiek przeżywa wiele niepokojów i poruszeń ku „rzeczom niskim”, a jego dusza pozostaje „leniwa, letnia, smutna i jakby odłączona od swego Stwórcy i Pana” (ĆD, 317). Św. Ignacy ukazuje trzy powody występowania tego stanu. Pierwszy to zaniedbanie dyscypliny modlitewnej i ascetycznej. Jest oczywiste, że jeśli człowiek przestaje pielęgnować swoją relację z Bogiem, zaistniałą pustkę bardzo łatwo zagospodarowują różne destrukcyjne myśli i pokusy. Stan strapienia może jednak pojawiać się także bez winy danego człowieka. Wtedy stanowi próbę wierności Bogu, a chrześcijanin ma okazję przekonać się, na ile potrafi postąpić w rozwoju duchowym bez pomocy łask odczuwalnych. Doświadczenie trudu i oschłości może go umocnić w pokorze. Kiedy bowiem pozostaje w stanie pocieszenia, często może mu się wydawać, że nad wszystkim w swym życiu panuje, a nawet, że to on sam jest autorem swego życia duchowego.
 
Jak nie poddać się strapieniu
 
Autor „Ćwiczeń duchowych” formułuje wiele rad dla osób znajdujących się w stanie strapienia. Przede wszystkim wskazuje, by nie ulegać zniechęceniu, lecz przełamywać swoją niechęć do modlitwy i podejmować różne praktyki duchowe. To oczywiście nie jest łatwe, ale cóż znaczyłoby nasze chrześcijaństwo, gdybyśmy wszystkie związane z nim praktyki podejmowali w sposób lekki, łatwy i przyjemny… Zdolność do podejmowania trudu jest najlepszym probierzem dojrzałości duchowej chrześcijanina.
 
Osobom znajdującym się w stanie strapienia św. Ignacy radzi również, aby ożywiali w sobie ufność w Bożą opiekę. To ważne, bo w takich momentach łatwo ulec myśli, że pomimo braku ewidentnej winy w postaci grzechu jest się jednak opuszczonym przez Boga.
 
Św. Ignacy mówi ponadto, aby nie zmieniać decyzji, które powzięło się wcześniej, w stanie pocieszenia. W przeciwnym razie ryzykujemy, że każda napotkana trudność będzie odwodzić nas od podjętych zobowiązań.
 
Walka duchowa
 
Dla św. Ignacego strapienie i pocieszenie nie są tylko stanami psychologicznymi, ale terenem prawdziwej walki duchowej. Zgodnie z wcześniejszą tradycją wyróżnia on dwie podstawowe siły oddziałujące na człowieka: poruszenia złego ducha oraz poruszenia dobrego ducha.
 
Szatan niejednokrotnie posługuje się zranioną (przez grzech pierworodny, jak i przez grzechy cudze) naturą człowieka. Bywa, że podsycając różne lęki i niepokoje, a także rozpalając ludzką pychę i pożądliwość, próbuje popchnąć człowieka do grzechu. Poznając zatem swoje namiętności i niedoskonałości, poznajemy również sposób, w jaki „ojciec kłamstwa” próbuje nami manipulować.
 
Z kolei poruszenia dobrego ducha prowadzą nas zawsze ku dobru. Mogą być one dobrą myślą, natchnieniem czy wyobrażeniem. Bóg może także działać w duszy poprzez różne łaski bezpośrednio w sposób mistyczny (w przeciwieństwie do złego ducha, który może na duszę oddziaływać tylko za pośrednictwem wywołanych w nas uczuć bądź wyobrażeń). Dobry duch pozostawia zawsze człowiekowi wolność; jego działanie jest tylko pewnym zaproszeniem do współdziałania z łaską.
 
Podszepty duchów dobra i zła
 
Człowiek jest nieustannie terenem oddziaływania wspomnianych dwóch sił duchowych. Św. Ignacy w „Ćwiczeniach duchowych” ukazuje, w jaki sposób duchy: dobry i zły oddziałują na człowieka w zależności od jego sytuacji duchowej. Osobę, która żyje w grzechu, zły duch próbuje uwikłać w różne namiętności, ukazując jej „zwodnicze przyjemności”, aby coraz bardziej pogrążała się w swoich wadach i grzechach. Takiej osobie grzech w pierwszej odsłonie często jawi się jako rzeczywistość bardzo atrakcyjna i pociągająca. Szybko jednak ujawnia swoje śmiercionośne działanie, kiedy mu się ulegnie. Natomiast duch dobry na człowieka uwikłanego w grzech działa poprzez wyrzuty sumienia, które mają skłonić go do odwrócenia się od nieprawości. To szczególny przypadek, ponieważ pocieszenie przybiera charakter uczuć, wydawałoby się, negatywnych. Jednak, gdy się za nimi pójdzie, szybko okaże się, że przemieniają się w duchową radość.
 
Nieco inaczej działają duchy w przypadku ludzi, którzy „usilnie postępują w oczyszczeniu się ze swoich grzechów” (ĆD, 315). W tym przypadku zły duch próbuje człowieka powstrzymać w rozwoju. Wzbudza w jego sercu fałszywe niepokoje co do stopnia trudności drogi, którą wybrał, albo poczucie „chełpliwości i próżnej chwały”. Wreszcie stara się też nadmiernie koncentrować uwagę człowieka na jego słabościach i wpędzić go w ten sposób w skrupuły. Dobry duch w takim przypadku dodaje człowiekowi odwagi, aby mężnie kroczył drogą rozwoju duchowego, nie oglądając się na zastawiane przez Złego pułapki.
 
Odpowiedź człowieka
 
Tak więc człowiekowi idącemu drogą rozwoju duchowego dobry duch zawsze przynosi pokój i radość, zaś zły stara się go złamać, dostarczając niepokoju i smutku. Św. Ignacy nie próbuje rozstrzygać, czy każda negatywna myśl, która pojawia się w naszej głowie, pochodzi od Szatana. Nie jest bowiem aż tak bardzo istotne, czy w danym przypadku odzywa się nasza pożądliwość, czy chodzi o podszept Złego. Ważniejsze jest, aby w każdej sytuacji umieć rozeznać, jakie dana myśl rodzi w nas owoce: czy zbliża nas do Boga, czy też oddala? Inaczej mówiąc, czy rodzi w nas duchowe pocieszenie, czy strapienie? Jeśli jakaś myśl jest destrukcyjna, należałoby ją odrzucić, bez względu na jej pochodzenie.
 
Św. Ignacy demaskuje taktykę, jaką zły duch przyjmuje wobec osób początkujących na drodze życia duchowego. Po pierwsze, atak Złego się wzmaga, gdy człowiek niezbyt zdecydowanie sprzeciwia się pokusie, natomiast jego siła szybko niknie, gdy człowiek pozostaje niewzruszony w swych zasadach. Po drugie, w interesie złego ducha jest, by jego pokusy i sugestie nie zostały wyjawione spowiednikowi ani kierownikowi duchowemu. Trzecim rysem taktyki diabelskiej jest atakowanie człowieka od jego najsłabszej strony. Stąd wynika potrzeba gruntownego poznania siebie, aby móc właściwie się zabezpieczyć.
 
Z podniesionym czołem
 
Warto się zastanowić, czy nasze smutki i strapienia nie wynikają aby z ulegania destrukcyjnym podszeptom. Oczywiście życie niejednokrotnie przynosi nam różnego rodzaju przykrości. Choroba, śmierć bliskiej osoby, niekorzystna dla nas zmiana okoliczności, utrata pracy czy choćby czyjaś złośliwość – wszystko to może stanowić obiektywną przyczynę strapienia. Od nas jednak zależy, czy do takiej sytuacji podejdziemy przygotowani duchowo, czy też bezkrytycznie jej ulegniemy, osuwając się w bierność, smutek i zniechęcenie.
 
Cezary Sękalski
„Głos Ojca Pio” (36/2005)
http://www.katolik.pl/klucz-do-radosci-duchowej--krotkie-wprowadzenie-w-rozeznawanie-duchow,25086,416,cz.html
***
Załączam też:

Pomoc...


avatar użytkownika intix

6. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Jesteś wolna od swej niemocy

Poniedziałek, 26 października 2015 roku
Łukasz 13,10-17

Nauczał raz w szabat w jednej z synagog. A była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować. Gdy Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: Niewiasto, jesteś wolna od swej niemocy. Włożył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga. Lecz przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus w szabat uzdrowił, rzekł do ludu: Jest sześć dni, w których należy pracować. W te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w dzień szabatu! Pan mu odpowiedział: Obłudnicy, czyż każdy z was nie odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu i nie prowadzi, by go napoić? A tej córki Abrahama, którą szatan osiemnaście lat trzymał na uwięzi, nie należało uwolnić od tych więzów w dzień szabatu? Na te słowa wstyd ogarnął wszystkich Jego przeciwników, a lud cały cieszył się ze wszystkich wspaniałych czynów, dokonywanych przez Niego.


Człowiek cierpi z powodu określonej niemocy, jaką w sobie nosi. Niemoc może w człowieku stać się źródłem zniechęcenia i załamania, ale także błędnego odczytania swojego powołania życiowego. Niemoc u kobiety była widoczna przez innych ludzi, gdyż była ona pochylona i nie mogła się wyprostować. Niemoc upokarza. Może ona skłaniać człowieka do obrzydzenia wobec siebie, niechęci, bezsilności, złości na samego siebie. W tej niemożności wyprostowania się zechciejmy zobaczyć problem dotyczący nieakceptacji siebie, problem związany z kompleksem niższości, pogardy dla siebie, dla tego, kim się jest. (Jaką jest moja niemoc z powodu, której cierpię, która mnie upokarza?).

Trzeba pozwolić Jezusowi znaleźć się. Kobieta zapewne często przychodziła do synagogi. Może to już trwało osiemnaście lat. Nie zdziwilibyśmy się gdyby narastało w niej zgorzknienie i niechęć wobec Boga, który jej nie wysłuchuje. W jaki sposób pozwoliła się Bogu znaleźć i uzdrowić? Pozwoliła się zobaczyć ("zobaczył ją"), pozwoliła się przywołać ("przywołał ją"), pozwoliła do siebie mówić ("rzekł do niej"), pozwoliła włożyć na siebie ręce ("włożył na nią ręce"). W jaki sposób pozwalam Bogu znaleźć się, zbliżyć się Jemu do mnie i mnie uzdrowić?.

Można być świadkiem cudu, a równocześnie zamknąć się na jego przesłanie. Można być oburzonym za łamanie litery prawa, a nie dostrzegać faktu, że to, co się dokonuje, jest pod wpływem Bożego Ducha. Ten, kto jest przeciwny Jezusowi, dochodzi z czasem do poczucia wstydu. Gdy człowiek wstydzi się swoich błędów, grzechów, niewrażliwości popełnionej, nie jest człowiekiem zdeprawowanym. Jednym cudem jest uzdrowienie kobiety, a drugim: reakcja wstydu tych, którzy byli przeciwnikami Jezusa

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
oraz rozważania:

Wolni od niemocy – dar Jezusa

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

7. Dobra Dnia droga @ Intix :)

Dobrego Dnia Blogmedio.pl :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

8. Dziękuję Ci, Zosieńko...:)

Pozdrawiam serdecznie Ciebie...:)  i Wszystkich, do których dotrą te słowa...:)

Szczęść Boże...

i... "zanućmy Szczęścia Pieśń"...

avatar użytkownika intix

10. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Oczekujemy z wytrwałością

Wtorek, 27 października 2015 roku
Rz 8,18-25

Bracia: Sądzę, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z Chwałą, która ma się w nas objawić. Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności nie z własnej chęci, ale ze względu na tego, który je poddał, w nadziei że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy oczekując przybrania za synów, odkupienia naszego ciała. W nadziei bowiem już jesteśmy zbawieni. Nadzieja zaś, której spełnienie już się ogląda, nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze spodziewać tego, co się już ogląda? Jeżeli jednak, nie oglądając, spodziewamy się czegoś, to z wytrwałością tego oczekujemy.


Jaki sens ma cierpienie, udręka, śmierć fizyczna? Zostaliśmy powołani do pełni życia, więc po co ten ból, po co śmierć? Niewiele znaczą cierpienia, które są etapem prowadzącym do osiągnięcia celu, którym jest zbawienie, którym jest chwała. Człowiek, który kocha, nie czuje ciężaru ofiary, ponieważ jego celem jest wypełnienie miłości. Jeśli wiemy, wierzymy, że jesteśmy ogarnięci uściskiem Boga Ojca, staramy się nie zwracać nadmiernie uwagi na cierpienia, które nas teraz spotykają.

Tak ważne jest teraz przeżywanie na nowo powołania otrzymanego od Boga i celu. Jeśli doświadczamy wolności w Duchu, wówczas większą jest w nas radość z Ducha, niż cierpienie, którego doznajemy. Niebo, do którego zdążamy, dajemy nam już teraz tak wiele radości, pogody ducha, że pozwala odczuć wolność od lęku. Zatem, nie powinniśmy przejmować się nadmiernie cierpieniami, których doświadczamy, ani też przywiązywać do nich zbytniej wagi.

Tam, gdzie jest przemijalność, tam jest też cierpienie. Przemijalność, wg. św. Pawła, jest marnością. Możemy przeżywać swoje cierpienie tak, jak Jezus przeżył Swoją Mękę, to znaczy, jako przedsmak nowego życia. Naszemu życiu towarzyszy jęk i oczekiwanie. Tego rodzaju doświadczenia wskazują na obecną w nas nadzieję odkupienia. Oczekiwanie jest ciężarem. Potrzebujemy cierpliwości, żeby wytrwać. Wytrwać, to nic innego, jak zaufać Bogu, kierzyć miarą Boga, dać Mu czas. Oczekujemy z wytrwałością na przyjście Pana.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

12. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Przyszli, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie

Środa, 28 października 2015 roku
ŚWIĘTYCH APOSTOŁÓW SZYMONA I JUDY TADEUSZA

Łukasz 6,12-19



W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy; Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą. Zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich.


Ważne jest to, aby zmaganie, które w sobie prowadzimy wiodło nas do życia z Jezusem. Aby się modlić trzeba wchodzić w trud, w to, co wymaga decyzji a nie jej unikania. Modlitwa nie jest celem naszego życia. Najważniejsze jest silne pragnienie spotykania Boga. Wówczas każdą "górę" można zdobyć, każdą "noc" można przejść. Spotkanie Ojca wyzwala w Jego Synu potrzebę modlitwy.

Życie chrześcijańskie, to nie na pierwszym miejscu powołaniem do modlenia się, ale do szukania, znajdowania Jezusa i przebywania z Nim. Rzecz w tym, by dążyć do spotkania z Osobą Jezusa, nawiązania z Nim mocnej i serdecznej więzi. Spotykam Go, gdy usłyszę i zrozumiem, co mówi. Ci spotykają Jezusa, którzy rozumieją to, co On do nich mówi. Człowiek spotyka Boga sercem. Co czynić, aby Go spotkać? Patrzeć na Niego, przyglądać się Jego zachowaniu w różnych sytuacjach. Wpatrywać się w Jego reakcje, gesty, wyraz twarzy. Chłonąć atmosferę, klimat, który nam przekazuje w wypowiadanych przez siebie słowach. Jak spotkać? Stawiać pytania, które inspiruje w nas Ewangelia. Czekać na Jego odpowiedź. Powtarzać wielokrotnie Słowa, przez które On mnie zatrzymał na sobie. Nie iść dalej w rozważaniu tekstu, lecz pozwolić się zatrzymać Duchowi Świętemu na tym słowie, które wzbudziło we mnie: radość, smutek lub obojętność.

Bez względu na stan ducha, na samopoczucie wewnętrzne – czekam na światło prowadzące do jasności słowa. Wraz ze zrozumieniem, dokonuje się spotkanie z Jezusem: "Słuchajcie Mnie wszyscy i zrozumiejcie". Zrozumienie słowa, jest znakiem mówiącym o tym, że słuchamy. Gdy słucham Jezusa, to jest to akt serca. A skoro tak się rzeczy mają, to znaczy, że Go spotkałem w słuchaniu i zrozumieniu. O tyle można mówić, że człowiek się modli, o ile jest przede wszystkim nastawiony na silne pragnienie szukania i znalezienia Osoby Jezusa, a nie na sam formalny akt modlitwy, który może być jedynie czynnością warg. Jeśli modlitwa człowieka nie jest spotkaniem z Osobą Jezusa, czy jest ona wówczas prawdziwą modlitwą, przez którą Bóg na nowo stwarza mnie na "obraz i podobieństwo swoje"?

Przedziwne jest to, że Jezus spędza noc na spotkaniu z Ojcem. Noc jest przeżywana, jako szczególny czas dla Ojca, a dzień, jako szczególny czas dla człowieka, w którym wypełnia Jezus to, co usłyszał od Ojca i co się Ojcu podoba. Życie człowieka, to w pewnym sensie wchodzenie na jakąś górę i schodzenie z niej. Życie, to także spotkania z ludźmi, którzy wpływają korzystnie na spotkanie Jezusa, lub uniemożliwiają zaistnienie tego spotkania. Aby spotkać Jezusa, ważne jest to, jak spotykam człowieka, jaka jest kultura tego spotkania: jego wymiar emocjonalny i duchowy.

Gdzie Jezus wybiera swoich uczniów? Na górze. Nasuwa się myśl, że nasze wybory winny mieć określony poziom, szczyt. Wybory nasze winny być dokonywane po spotkaniu Ojca, po przejściu przez "ciemność nocy". Ojciec, oraz przejście, przeżywanie nocy, a nie uciekanie przed nią – umożliwiają wybór "za dnia". Uczniów było wielu, lecz Jezus wybrał spośród nich tych, którym osobno wiele wyjaśniał, a także ich nazwał. Wybrał mnie, nazwał mnie, osobno mi wyjaśnia. Jednym z najpiękniejszych doświadczeń człowieka jest to, że pozwoli on Jezusowi: wybrać się, nazwać się, określić misję, oraz wyjaśniać sobie to, czego nie rozumie, jak również to, "co mu się wydaje, że wie".

Wielkie tłumy szły za Jezusem, dlaczego? "Aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swoich chorób". Zanim człowiek będzie wiedział co mówić do Boga, winien słuchać, co On mówi do niego. Modlitwa pojawia się tam, gdzie człowiek słucha Jezusa. Modlitwa rodzi się z uzdrowienia człowieka. Wymaga ona przyjścia do Pana, ze względu na Niego samego. "Przyszli oni, aby Go słuchać". Nie przyszli, aby mówić, opowiadać. Ze słuchania rodzi się zrozumienie. Gdy rozumiem, co mówi Jezus, odpowiadam na to, co zrozumiałem, ale też mówię o tym, co jest dla mnie niejasne.

Słuchanie Jezusa umożliwia znajdywanie uzdrowienia ze swoich chorób. Słuchanie Boga jest Jego dotykaniem, a moc, która z Niego wychodzi, czyni człowieka zdrowym. Modlitwa jest przede wszystkim spotkaniem, które umożliwia słuchanie. W słuchaniu otrzymujemy dar zrozumienia. A ono jest wejściem w zmianę myślenia i odczuwania. Ta zmiana jest uzdrowieniem.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

13. Szczęść Boże droga @Intix :)

i Jezu,ufam Tobie ...to bardzo ważne słowa na dzisiejsze czasy :)

poranne pozdrowienia :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

14. Szczęść Boże...

Tobie Zofio... i Wszystkim, do których dotrze to Pozdrowienie...:)

Jezu,ufam Tobie ...to bardzo ważne słowa na dzisiejsze czasy...
Tak... Zaufałem Panu...


avatar użytkownika intix

16. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Nic nas nie odłączy od miłości Boga

Czwartek, 29 października 2015 roku
Rz 8,31b-39


Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i nam wszystkiego nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł za nas śmierć, co więcej, zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i wstawia się za nami? Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Jak to jest napisane: "Z powodu ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce przeznaczone na rzeź". Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani potęgi, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.


Prawdą jest to, jak wcześniej zaaznacza św. Paweł, że „wszystko przyczynia się do dobra tych, którzy miłują Boga”. Inaczej możemy ująć tę myśl, że „ Bóg współdziała we wszystkim z tymi, którzy Go miłują”. Bóg sprawia, że wszystkie rzeczy przyczyniają się do dobra tych, którzy Go miłują. Bóg napełnił nas swoją miłością dlatego teraz jesteśmy nią przepełnieni.

Jaki jest plan Boga wobec nas? Nasze przejście przez określone cierpienia, prześladowania i niepokoje. To zrozumiałe, że będziemy doświadczali utrapień, ucisku, głodu, niebezpieczeństw. Plan Boga zmierza do uczynienia nas, wierzących, na obraz Jego Syna Ukrzyżowanego. Plan Boga jest Jego wizją miłości wobec Syna i wobec nas. Dlatego wiele razy przechodzimy przez doświadczenie udręki. To jest wymiar krzyżowania naszego życia. W Bożym planie nasze upokorzenie, utrapienie, prześladowanie i krzyż są elementami składowymi wybrania nas przez Niego. Czy nie jest to dla nas szokujące, że tak wygląda plan Miłości Boga do człowieka?

Gdy taki plan wobec naszego życia odczytamy, możliwy jest pokój serca i doświadczenie umocnienia. Doświadczenia, o których mówi Paweł, są przyczyną naszego dobra. Przez nie poznaje się umiłowanych przez Boga. Te, wydawałoby się antywartości, stają się nosicielami miłości Bożej.

Sędzia, który miał nas sądzić i potępić, stał się naszym obrońcą, naszym adwokatem. Przecież umarł za nas i powstał z martwych, aby dać nam życie. Jezus z sędziego, stał się naszym obrońcą. Jezus nadal wstawia się za nami, znając nasze słabości. I to jest źródłem naszego zwycięstwa. Nigdy śmierć i porażka nie mogą się równać z miłością.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

17. Sędzia, który miał nas sądzić i potępić, stał się naszym obrońcą

Piękne słowa,...słowa Nadziei
droga @Intix
serd pozdr nocne

gość z drogi

avatar użytkownika intix

18. Droga Zofio...:)

Sędzia, który miał nas sądzić i potępić, stał się naszym obrońcą
Piękne słowa,... słowa Nadziei


Tak... to prawda, że to piękne słowa... pełne Nadziei... pełne Miłości...
Bo Bóg jest Miłością... w każdej chwili na nas czeka...
W każdej chwili naszego życia mamy szansę na powrót do Boga... na nawrócenie...
Nieskończone jest Miłosierdzie Boże...  ale trzeba nam też pamiętać o Sprawiedliwości Bożej...

Z „Dzienniczka” św. Siostry Faustyny:

Napisz to: nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, przychodzę wpierw jako Król miłosierdzia. Nim nadejdzie dzień sprawiedliwy, będzie dany ludziom znak na niebie taki:

Zgaśnie wszelkie światło na niebie i będzie wielka ciemność po całej ziemi. Wtenczas ukaże się znak Krzyża na niebie, a z otworów gdzie były ręce i nogi przebite Zbawiciela, będą wychodziły wielkie światła, które jakiś czas będą oświecać ziemię. Będzie to na krotki czas przed dniem ostatecznym. (Dz. 83)

***
17/11.37. Dziś rano widziałam w czasie Mszy św. Jezusa cierpiącego. Męka Jego odbiła się w ciele moim, choć w sposób niewidzialny, ale niemniej bolesny. Jezus spojrzał się na mnie i rzekł: - dusze giną mimo Mojej gorzkiej męki. Daję im ostatnią deskę ratunku. to jest święto miłosierdzia Mojego. Jeżeli nie uwielbią miłosierdzia Mojego, zginą na wieki,­ Sekretarko Mojego miłosierdzia. pisz, mów duszom o tym wielkim miłosierdziu Moim, bo blisko jest dzień straszliwy dzień Mojej sprawiedliwości. (Dz. 964-965)

***
[Niech pokładają] nadzieję w miłosierdziu Moim najwięksi grzesznicy. Oni mają prawo przed innymi do ufności w przepaść miłosierdzia Mojego. Córko Moja, pisz o Moim miłosierdziu dla dusz znękanych. Rozkosz mi sprawiają dusze, które się odwołują do Mojego miłosierdzia. Takim duszom udzielam, łask ponad ich życzenia. Nie mogę karać, choćby ktoś był największym grzesznikiem, jeżeli on się odwołuje do Mej litości, ale usprawiedliwiam go w niezgłębionym i niezbadanym miłosierdziu Swoim. Napisz: nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, otwieram wpierw na oścież drzwi miłosierdzia Mojego. Kto nie chce przejść przez drzwi miłosierdzia, ten musi przejść przez drzwi sprawiedliwości Mojej... (Dz. 1146)

***
Jeszcze raz pozwolę sobie przenieść tu rozważania:

Miłujący Bóg UPOMINA…

a także:

Dar bojaźni Bożej

***
Uciekajmy sę do Miłosierdzia Bożego...
Módlmy się za nas... i za naszego bliźniego...

***
Dziękuję Ci, Zosieńko za Twoją obecność... za wspólne modlitwy, za wspólne rozważania...
Dziękuję także Wszystkim, którzy niewidoczni...
Pozdrawiam serdecznie...:)
Szczęść Boże...

avatar użytkownika intix

20. Pojednać się z Miłością


Błogosławionym owocem dojrzałej wiary jest pojednanie w potrójnym wymiarze: z Bogiem, z samym sobą i z drugim człowiekiem. Pojednanie w tym pierwszym znaczeniu jest decydujące, gdyż bez pojednania z Bogiem nie jest możliwe pojednanie z człowiekiem.

…z Bogiem

Pojednać się z Bogiem to coś więcej niż uznać przed Nim własne winy i żałować za popełnione grzechy. Pojednać się z Bogiem to uznać, że On ma rację i że wszystkie Jego przykazania są słuszne. To stać się pewnym, że zasady Ewangelii są mądrością, chlubą i radością, że są drogą do szczęścia doczesnego i wiecznego. Ludzie naiwni myślą, że nie Bóg, lecz oni mają rację, że rację ma demokratyczna większość, moda, środki masowego przekazu, alkohol, pieniądze czy ten, kto sprawuje władzę. Myśląc w ten sposób, błądzą i cierpią.

Kto pojednał się z Bogiem, słucha Go bardziej niż ludzi i samego siebie. Także wtedy, gdy wiąże się to ze stawianiem sobie ogromnych wymagań, a nawet z męczeństwem. Pojednać się z Bogiem to uczynić Go jedynym Panem własnego życia i postępowania. To upewnić się, że Jego przykazania nie są ciężarem i ograniczeniem wolności, lecz przeciwnie – zaszczytem, wyróżnieniem i gwarancją życia w wolności.

Człowiek pojednany z Bogiem to ktoś, kto kocha Boga nade wszystko, czyli zajmuje wobec Niego postawę wdzięczności i zaufania, podobną do postawy dziecka, które czuje się bezwarunkowo i nieodwołalnie kochane przez swoich rodziców. Pojednać się z Bogiem to pojednać się z Jego miłością. To uznać, że nie jest łatwo kochać nas – ludzi grzesznych, którzy często nie umiemy kochać nawet samych siebie.

Nawrócić się to zrozumieć, że Bóg nie jest ani okrutny, ani naiwny. To odkryć, że każdy z nas jest marnotrawnym synem lub córką, bo odchodzi od kochającego Ojca, ulegając iluzji, że poradzi sobie z życiem własną mocą. To zrozumieć, że Bóg nigdy nie wycofa swojej miłości, ale też – w swej mądrości – nie będzie nam przeszkadzał ponosić konsekwencji naszych grzechów, abyśmy, cierpiąc, mogli zastanowić się nad podejmowanymi decyzjami i do Niego wrócić.

…z samym sobą

Pojednanie ze sobą to nie to samo, co pojednanie z Panem Bogiem. Nie oznacza zatem przyznania sobie racji. Przeciwnie, człowiek o pogłębionej wierze jest świadomy tego, że wielokrotnie krzywdził siebie i że – z naiwności czy słabości – okazał się swoim własnym nieprzyjacielem.

Pojednać się z samym sobą to przebaczyć sobie błędy przeszłości, wyciągając z nich wnioski, aby już nigdy do tych błędów nie wracać. Zagrożeniem jest przyjmowanie skrajnych postaw. Jedną skrajnością jest sytuacja, w której dany człowiek nie przebacza sobie popełnionych błędów – jest wtedy okrutny wobec samego siebie, pozostaje niewolnikiem przeszłości i odbiera sobie szansę na nową przyszłość. Drugą skrajnością jest postawa naiwności, czyli przebaczanie sobie błędów bez wyciągania z nich wniosków i zmiany swojego postępowania. W konsekwencji taki człowiek nadal krzywdzi siebie i innych oraz zadaje cierpienie Bogu.

Pojednać się z samym sobą to także przebaczyć innym ludziom krzywdy, które mi kiedykolwiek wyrządzili. To zrozumieć, że zło, którego od nich doznałem, jest już przeszłością, bólem, który już przeżyłem. Jeśli nadal w moim sercu podtrzymuję żal do bliźnich i nie przebaczam im, mimo że niektórzy już nie żyją, a inni przestali mieć wpływ na moje życie lub zmienili swoje postępowanie, to sam siebie krzywdzę.

Jednak, by pojednać się z samym sobą do końca, trzeba pogodzić się z faktem, że w ogóle istnieję, że zostałem "wrzucony" w ten świat bez mojej zgody, że urodziłem się i wychowałem właśnie w tej rodzinie, w tym czasie, w tym kraju, że chodziłem do tych właśnie szkół i miałem takich, a nie innych nauczycieli i rówieśników. Że otrzymałem takie ciało, zdrowie, taką płeć, takie możliwości intelektualne i wrażliwość psychiczną, takie potrzeby i taki świat duchowy, że stworzyłem takie właśnie więzi z innymi ludźmi. Pojednać się ze sobą w pełni to przestać się buntować w obliczu swojej przeszłości, bo tylko wtedy mam szansę tworzyć dobrą teraźniejszość.

…z drugim człowiekiem

Dojrzała wiara prowadzi do pojednania z drugim człowiekiem. Ten, kto uświadomił sobie własną słabość, kto doświadczył miłosiernej miłości Boga i przebaczył sobie błędy z przeszłości, jest uzdolniony do tego, by w nowy sposób popatrzeć na innych ludzi. Zyskuje świadomość, że inni – podobnie jak on – są słabi i grzeszni, że często sami nie wiedzą, co czynią i że oni także potrzebują przebaczenia. Kto nie potrafi z serca przebaczyć bliźniemu, ten nie uwierzył do końca w to, że Bóg mu przebaczył i nie pojednał się jeszcze z samym sobą.

Pojednanie z drugim człowiekiem oznacza przebaczenie mu krzywd, które nam wyrządził. Takie zamknięcie przeszłości stwarza winowajcy szansę na nową teraźniejszość i przyszłość. Jeśli błądzący uznał swoją winę i zmienił postępowanie wobec mnie, to pojednanie z nim oznacza również obdarowanie go na nowo zaufaniem. Także i w tym przypadku trzeba wystrzegać się wszelkich skrajności. Jedną z nich jest odmowa wybaczenia i pragnienie zemsty za zło doznane w przeszłości, a drugą – jest naiwność, czyli komunikowanie przebaczenia komuś, kto o nie wcale nie prosi, kto nie uznał swoich błędów i nadal usiłuje mnie krzywdzić.

Pojednanie z bliźnim jest tym bardziej potrzebne wtedy, gdy to ja okazałem się krzywdzicielem. W takiej sytuacji moim obowiązkiem jest uczynić pierwszy krok, który jednak nie może polegać na tym, bym od razu prosił o przebaczenie, lecz bym najpierw poszedł do tego, kogo skrzywdziłem, przyznał się do popełnionych błędów i wynagrodził wyrządzoną krzywdę, a także przeprosił za zadany ból. Dopiero wtedy otrzymuję prawo, by prosić o przebaczenie. Jeśli spełniam wszystkie powyższe warunki, a drugi człowiek mimo to nie chce mi przebaczyć, to nie powinienem reagować złością czy agresją, lecz modlić się o uzdrowienie naszej relacji. Modlitwa o gotowość przebaczenia i o wyciszenie bolesnych wspomnień jest pierwszym krokiem do pojednania.

ks. Marek Dziewiecki
http://www.katolik.pl/pojednac-sie-z-miloscia,23425,416,cz.html

avatar użytkownika intix

21. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Dotknął go, uzdrowił i odprawił

Piątek, 30 października 2015 roku
Łukasz 14,1-6

Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. A oto zjawił się przed Nim pewien człowiek chory na wodną puchlinę. Wtedy Jezus zapytał uczonych w Prawie i faryzeuszów: Czy wolno w szabat uzdrawiać, czy też nie? Lecz oni milczeli. On zaś dotknął go, uzdrowił i odprawił. A do nich rzekł: Któż z was, jeśli jego syn albo wół wpadnie do studni, nie wyciągnie go zaraz, nawet w dzień szabatu? I nie mogli mu na to odpowiedzieć.


Jezus spotyka się ze wszystkimi ludźmi. Nie czyni względu na osobę. Idzie na posiłek do przywódcy faryzeuszów. Wiedział, że są nieprzychylni Jemu, szukający podstaw, aby Go oskarżyć. Jezus żyje swoim rytmem. Nie pozwala się zastraszyć, wprowadzić w atmosferę lęku wokół własnej osoby. Zna ich zamiary.

Stawia im pytania, na które oni nie dają odpowiedzi. Musieliby odpowiedzieć jednoznacznie. Byliby wówczas w konflikcie z prawem szabatu. Pytaniem, Jezus pragnie poruszyć wrażliwość ich serca. Oni w swoim sercu nie dostrzegają człowieka pragnącego być zdrowym, lecz literę prawa. Inaczej można postawić owo pytanie: "Czy człowiek jest ważny, czy zachowanie prawa szabatu?"

Spotkanie to demaskuje bezduszność ich serca. Słowo Pana nie przebudziło ich wewnętrznie. Ludzka "formacja" ujawnia swoją pozorną wyższość nad mocą Bożego słowa. Tak byli ukształtowani. Odczuwali lęk w sercu, gdy pojawiała się myśl o naruszeniu szabatu. Jezus ich prowokuje do myślenia o naruszeniu prawa spoczynku w szabat.

Pytania mogą prowokować, pokazywać inne rozwiązania, niepokoić, aby człowiek mógł pójść dalej w rozumieniu tego, w czym dotychczas żył. W Nauczycielu nie ma postawy lekceważenia szabatu. Jego świadomość, serce, odczuwanie jest inne. On dostrzega wielkie pragnienie chorego człowieka do bycia zdrowym. Jego słuszne, uzasadnione pragnienie jest ważniejsze od przestrzegania w konkretnej chwili przepisu o szabacie.

Faryzeusze nie podążali za pragnieniami serca. Stąd ich serca były niewrażliwe na ludzką biedę, zarówno moralną jak i duchową. Nie współodczuwali z płaczącymi, nie czuli się upokorzeni i prześladowani z nieczystymi. Odnajdujemy w ich postawie rys odczłowieczenia. Rygorystyczne przestrzeganie prawa, może człowieka odczłowieczyć, czyli pozbawić tej wrażliwości, głębi serca, czułości, która opisuje najpełniej jego człowieczeństwo. Znakiem odczłowieczenia jest milczenie wówczas, kiedy powinni mówić. Milczenie opisuje ich stan serca. Nie byli w sercu, lecz umysłem oceniali rzeczywistość. Postrzegali swoją misję pośród innych w tym, aby oceniać, sądzić, odczuwając tym samym wyższość nad innymi.

Jezus szedł za tym, co odczuwał w sercu, które kocha.


Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

22. NAWRÓCIĆ SIĘ TO NAUCZYĆ SIĘ KOCHAĆ

1. Czy potrzebujemy nawrócenia?

Każdy człowiek pragnie być szczęśliwym i czuć się bezpiecznie. Chce być radosnym i mieć spokojne sumienie. Mimo to nikt z nas nie jest w pełni szczęśliwy. Nikt z nas nie jest całkowicie usatysfakcjonowany swoją sytuacją życiową ani własnym postępowaniem. Przeciwnie, wielu ludzi przeżywa bolesne niepokoje i wyrzuty sumienia. Wiele osób doświadcza dramatycznych konfliktów z drugim człowiekiem, z samym sobą a nawet z Bogiem. Człowiek jest jedyną istotą na tej ziemi, która potrafi wyrządzić krzywdę nie tylko innym ale także samemu sobie. Potrafi doprowadzić samego siebie do uzależnień, do zaburzeń psychicznych, do stanów samobójczych. Potrafi postępować wbrew sumieniu. Potrafi czynić zło, którego nie chce, zamiast dobra, za którym tęskni. Potrafi samego siebie wprowadzić w błąd, oszukać, unieszczęśliwić. Żyjemy w świecie, który porównać można do podłogi, przechylonej w kierunku zła. Albo do sytuacji pasażerów na tonącym “Titanicu”, którego burta na tyle się już przechyliła, że łatwo jest z niej spaść i utonąć w lodowatej wodzie a trudno utrzymać się na pokładzie i uratować własne życie i własną przyszłość.

Ta bolesna sytuacja egzystencjalna towarzyszy człowiekowi w całej jego historii i jest związana z tajemnicą grzechu pierworodnego. Pismo Święte wyjaśnia, że istotą tego pierwszego grzechu było zerwanie owocu z drzewa poznania dobra i zła (por. Rdz 2,17). Grzech pierworodny polegał na uwierzeniu, że człowiek potrafi własną mocą odróżnić dobro od zła, że nie musi ani słuchać Boga ani obserwować życia, aby określić to, co jest dla niego dobre. Okazało się jednak, że własną mocą człowiek potrafi czynić zło, zamiast odróżniać to, co go rozwija i uszczęśliwia, od tego, co go niszczy i co odbiera mu radość życia. Grzech pierworodny to pierwsza ucieczka człowieka od rzeczywistości w świat miłych złudzeń i subiektywnych przekonań. Skutkiem grzechu pierworodnego był lęk człowieka wobec Boga i ukrywanie się przed Nim a także zerwanie przyjaźni z samym sobą i z innymi ludźmi.

Kolejne pokolenia ludzi nie ponoszą winy związanej z grzechem pierworodnym. Ponoszą jednak konsekwencje tego grzechu. Człowiek jest bowiem istotą społeczną i postawa jednych ludzi - zarówno pozytywna jak i negatywna - wpływa na sytuację życiową innych, zwłaszcza w najbliższym otoczeniu. Każde dziecko, które przychodzi na ten świat, znajduje się w sytuacji zagrożenia, gdyż boryka się z bolesnymi konsekwencjami grzechu pierworodnego a także z konsekwencjami grzechów kolejnych pokoleń. To dziedzictwo grzechu powoduje aż takie zranienie ludzkiej wolności i świadomości, że łatwiej czynimy zło, którego nie chcemy, niż dobro, którego pragniemy. Do sumy zła, obecnego na tym świecie bez naszej winy, dodajemy nasze osobiste grzechy i słabości. Czasami powtarzamy wręcz dramat grzechu pierworodnego. Dzieje się tak za każdym razem, gdy - popełniając jakiś grzech - próbujemy przekonać samych siebie, że nie czynimy nic złego. W takiej sytuacji raz jeszcze sięgamy po zatruty owoc z drzewa poznania dobra i zła. Odbieramy sobie wtedy szansę na nawrócenie i na nową przyszłość. Żyjemy w czasach, w których tego typu postawa charakteryzuje wiele osób a nawet całych środowisk. Typowym przejawem powtarzania błędu pierworodnego jest przekonanie, że wszystko należy tolerować, że każdy rodzaj postępowania jest równie dobrą alternatywą, że człowiek powinien kierować się swoimi subiektywnymi poglądami i ocenami.

Naturalną konsekwencją każdego zła i grzechu jest cierpienie. Im częściej przekraczamy przykazania Boże i zacieramy różnicę między dobrem a złem, tym większą krzywdę wyrządzamy sobie i innym, tym boleśniejsze są nasze myśli i przeżycia. Natomiast radość i nadzieja jest owocem świętości, jest owocem życia w przyjaźni z Bogiem, z samym sobą i z drugim człowiekiem. Chrystus wzywa nas do nawrócenia właśnie dlatego, aby Jego radość była w nas i aby nasza radość mogła być pełna (por. J 15, 11).

2. Typowe trudności w nawróceniu

Istnieje kilka typowych postaw, które utrudniają czy wręcz uniemożliwiają proces nawrócenia. Pierwszą z takich postaw jest lekceważenie własnych grzechów i słabości. Człowiek ma z reguły tendencję do wyolbrzymiania cudzych słabości i do pomniejszania swoich własnych. Widzimy drzazgę w oku brata a nie widzimy belki w naszym własnym oku. Lekceważymy grzechy i słabości, które rzeczywiście mogą nie być bardzo wielkie, ale które mogą skutecznie zaburzyć nasze więzi z innymi ludźmi oraz mogą stać się źródłem konfliktów, napięć i cierpienia. Przykładem takich - zdawałoby się - drobnych grzechów i słabości może być plotkowanie, stałe narzekanie na kogoś lub na coś, przesadna podejrzliwość, agresywność w słowach i zachowaniach, wygodnictwo, patrzenie na życie i świat wyłącznie z własnej perspektywy, itp. Dopóki nie uznamy faktu, że jakość życia zależy głównie od naszych codziennych postaw w drobnych sprawach i że nie możemy lekceważyć naszych “małych” słabości i grzechów, dopóty blokujemy sobie szansę na nawrócenie i na większą radość w naszym życiu.

Drugą typową przeszkodą w nawróceniu jest porównywanie samego siebie z innymi ludźmi. Porównywanie siebie z innymi ma bowiem z reguły na celu ucieczkę od prawdy o sobie albo usprawiedliwianie własnych grzechów i słabości. W kontekście rachunku sumienia i potrzeby nawrócenia porównujemy się najczęściej z ludźmi, których uznajemy za gorszych od siebie. Wpadamy wtedy w kilka pułapek. Po pierwsze, osądzamy moralnie innych ludzi. Osądzamy nie tylko ich zachowania zewnętrzne ale także ich wewnętrzne motywy działania, ich stopień świadomości i wolności, ich sumienia. A takiej oceny może dokonywać jedynie Bóg, bo tylko On zna serce człowieka. Po drugie, robiąc sobie rachunek sumienia nie porównujemy się zwykle z Chrystusem czy z tymi ludźmi, którzy potrafią Go naśladować w sposób wierny i ofiarny. Nie porównujemy się na ogół z postawą Ojca Świętego czy Matki Teresy z Kalkuty, aby się mobilizować i zmieniać, lecz raczej z postawą tych, których uznamy za gorszych od nas, aby unikać stawiania sobie wymagań i aby “uspokoić” nasze sumienie. Ale przecież znalezienie choćby jednego człowieka, który wydaje się nam gorszy od nas samych, nie sprawi, że nasze postępowanie jest właściwe. Szczęście nie płynie z tego, że ktoś - w mojej opinii - jest gorszy ode mnie, lecz z tego, że ja naśladuję Chrystusa, że kieruję się Jego miłością i prawdą. Po trzecie, porównując się z innymi zaczynamy przemianę i naprawę świata od żądania, by inni ludzie się nawrócili. Tymczasem każdy z nas jest odpowiedzialny najpierw za siebie a nie za postawę innych ludzi. Każdy chrześcijanin jest zobowiązany do podjęcia wysiłku osobistego nawrócenia zanim będzie próbował pomagać innym, by się nawrócili. Tylko przemieniając samego siebie według wskazań Ewangelii, można przyczynić się do przemiany oblicza tej ziemi.

Ostatnią z typowych przeszkód w nawróceniu jest przekonanie danego człowieka, że nie może on już się zmienić. Taki człowiek nie neguje i nie lekceważy zwykle swoich grzechów i słabości. Nie porównuje się z innymi ludźmi, aby szukać gorszych od siebie i aby usprawiedliwiać własne słabości. Ale - uznając własne grzechy - mówi sobie i innym, że już “taki jest” i że nic na to nie poradzi. Wbrew pozorom nie jest to postawa pokory lecz przejaw wygodnictwa i egoizmu. Taki człowiek deklaruje bowiem pośrednio, że nie podejmie żadnego wysiłku przemiany i że nie zrobi nic, aby zerwać z dotychczasową postawą. Tymczasem nie jest prawdą to, że w określonej sytuacji człowiek nie może się już zmienić i że nie może mieć nowej przyszłości. Tylko w świecie rzeczy bywają procesy nieodwracalne. Nie można np. odzyskać stłuczonego kryształu czy spalonego przedmiotu. W świecie ludzkim natomiast - poza zupełnie skrajnymi przypadkami - nie ma sytuacji nieodwracalnych. Od dziesięciu lat pracuję z ludźmi uzależnionymi i wiem, że współpracując z łaską Bożą i stawiając sobie twarde wymagania, część z tych ludzi całkowicie zmieniła swoje życie. Nierzadko po kilkudziesięciu latach wyrządzania ogromnych krzywd sobie i bliskim. Prawdą jest, że niemal każdy z nas może powiedzieć, iż trudno jest mu zmienić określone postawy i zachowania. Ale nikt z nas nie powinien twierdzić, że już nie potrafi się zmienić i że nie może mieć nowej przyszłości.

3. Kryteria nawrócenia

Gdy uda się nam uniknąć wyżej opisanych pułapek, które blokują nawrócenie, to każdy z nas ma szansę uznać oczywisty fakt, że jest człowiekiem grzesznym i że potrzebuje nawrócenia. Pojawia się wtedy pytanie o to, z czego mamy się rozliczać oraz jakie są kryteria nawrócenia. Tradycyjnie przyjmuje się, że nawrócić się to zrobić sobie szczery rachunek sumienia, to żałować za popełnione grzechy, aby się od nich uwolnić i aby więcej do nich nie powracać. Tymczasem prawdziwe nawrócenie to coś znacznie więcej niż tylko odwrócenie się od zła. Chrystus w sposób zupełnie jednoznaczny wyjaśnia nam, że na końcu czasów sądzeni będziemy z miłości. Przypomnijmy sobie słowa Jezusa, które powinny stać się dla nas ostatecznym kryterium nawrócenia. Do ludzi potępionych Chrystus mówi: “Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny” (Mt 25, 41). Ale nie mówi im: idźcie precz, bo jesteście grzesznikami. Ci, którzy idą do nieba - poza Matką Bożą - są przecież także grzesznikami. Chrystus wyjaśnia potępionym, że są skazani na ogień wieczny, “bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie” (Mt 25, 42-3). Los potępionych jest zatem konsekwencją faktu, że nie nauczyli się kochać. I to tak kochać, jak Chrystus nas pierwszy pokochał: miłością bezwarunkową i ofiarną, miłością skierowaną do tych, którzy nie mogli nam odpłacić za naszą miłość, bo byli biedni, obcy, uwięzieni czy chorzy.

Do ludzi po prawej stronie Chrystus nie mówi, iż idą do nieba, gdyż są bez grzechu. Wtedy bowiem w niebie byłaby tylko Maryja - jedyna osoba w historii ludzkości wolna od wszelkiego grzechu. Ludziom zbawionym Chrystus wyjaśnia, że idą do nieba dlatego, że nauczyli się kochać (por. Mt 25, 35-40). Można sobie wyobrazić, że w czasie sądu ostatecznego ktoś z ludzi po lewej stronie krzyknie: Panie Boże, to chyba jakaś pomyłka, bo wśród ludzi idących do nieba widzę mojego sąsiada, który był publicznym grzesznikiem! Wtedy Bóg odpowie mu: masz rację, człowieku. Twój sąsiad miał na sumieniu poważne grzechy. Ale on potrafił się nawrócić i w którymś momencie swojej historii nauczył się kochać. Idzie zatem do nieba. A ty rzeczywiście nie masz na sumieniu tak wielkich grzechów jak on, ale do końca życia nie nauczyłeś się kochać. Nie możesz więc wejść do nieba, bo niebo jest wspólnotą osób, które nauczyły się kochać.

Chrystus nie pozostawia nam wątpliwości, że przy końcu życia będziemy sądzeni z miłości. Być może ktoś powie, że stawia On nam zbyt wysokie wymagania. Czyż do zbawienia nie powinno wystarczyć to, iż powstrzymujemy się od czynienia zła i od popełniania grzechów? Otóż Chrystus ma rację, gdy wymaga od nas miłości, gdyż wie On, iż jedynym sposobem, by nie czynić zła, jest czynienie dobra. Jedyny sposób na to, by nie grzeszyć, to nauczyć się kochać. Oczywiście nawrócenie wymaga rozrachunku z grzeszną przeszłością. Wymaga żalu i odwrócenia się od zła. Ale jest to jedynie punkt wyjścia a nie punkt dojścia. Jest to środek a nie ostateczny cel pracy nad sobą. Człowiek, który się nawraca, powinien najpierw zapytać samego siebie, czy powstrzymywał się od czynienia zła: czy nie ubóstwiał jakichś rzeczy czy osób, czy nie stawiał ich w miejsce Boga, czy nie zabijał, nie cudzołożył, nie kłamał, nie kradł, czy nie wyrządzał krzywdy rodzicom i innym ludziom. Od tych pytań trzeba zacząć proces nawrócenia. Ale na tego typu pytaniach nie można poprzestać.

Człowiek, który nawraca się według kryteriów i wymagań Ewangelii, musi postawić sobie jeszcze trudniejsze pytania: czy czyniłem innym to, co chciałem, by oni mi czynili; czy nad moim gniewem nie zachodziło słońce; czy przebaczałem cierpliwie; czy kochałem nawet nieprzyjaciół; czy naśladowałem słowa i czyny Jezusa; czy ludzie, którzy obserwowali moje życie, mogli dziękować za nie Bogu, który jest w niebie?

4. Jakie postanowienie poprawy?

W świetle opisu sądu ostatecznego jest oczywiste, że nasze postanowienie poprawy nie może ograniczać się do żalu za grzechy i do odwrócenia się od zła. To byłoby jedynie postanowienie negatywne, a więc zbyt małe, byśmy rzeczywiście mogli przemienić nasze życie i znaleźć się po stronie zbawionych. Skoro zło zwycięża się jedynie dobrem i skoro sądzeni będziemy z miłości, to nawrócenie oznacza czynienie dobra oraz uczenie się miłości. Nawrócić się to naśladować Chrystusa, to nauczyć się kochać w sposób odpowiedzialny, dojrzały i ofiarny - tak, jak On pierwszy nas pokochał. Sprawdzianem nawrócenia trwałego i zgodnego z duchem Ewangelii jest podjęcie postanowień pozytywnych i konkretnych. Popatrzmy na kilka typowych przykładów w tym względzie.

Jeśli ktoś postanawia, że nie będzie już odtąd plotkował, to takiego postanowienia nie uda się mu prawdopodobnie zrealizować. Postanowił bowiem, że nie będzie czynił zła, a to jest stanowczo zbyt mało, aby się nawrócić. Jedynym sposobem, by nie mówić źle o innych ludziach i by nie plotkować, jest nauczyć się mówić o nich z życzliwością i przyjaźnią. Jeśli się tego nie nauczymy, to znowu będziemy krzywdzić bliźnich naszą mową i naszymi osądami. Jeśli zatem ktoś krzywdził innych obmową, podejrzeniami czy oszczerstwami, to powinien postanowić, że będzie się posługiwał mową w sposób odpowiedzialny i z miłością. Nie oznacza to, że mamy być naiwni i widzieć wszędzie jedynie dobro. Znaczy to natomiast, że gdy dostrzegamy błędy w zachowaniu danej osoby, to nie mówimy o tym do innych, lecz w cztery oczy mówimy o tym samemu zainteresowanemu. I czynimy to z przyjaźnią, szacunkiem i cierpliwością, aby dać mu szansę na przyjęcie naszej uwagi.

A oto przykład osoby, która nadużywa alkoholu. W takiej sytuacji człowiek, który pragnie zmienić swoje życie, postanawia najczęściej, że już nie będzie nadużywał alkoholu. Zwykle nie dochowa wierności takiemu postanowieniu, bo zdecydował się na zbyt mało. Nadużywanie alkoholu przez dorosłych czy sięganie po alkohol w wieku rozwojowym nie jest bowiem zjawiskiem przypadkowym. Jest jedną z konsekwencji kryzysu życia i kryzysu więzi z samym sobą, z Bogiem i z drugim człowiekiem. Często jest też przejawem choroby alkoholowej. Człowiek nadużywający alkoholu powinien postanowić, że już nigdy nie będzie sięgał po alkohol, skoro dotąd nie umiał posługiwać się nim w sposób odpowiedzialny, a więc w symbolicznych jedynie ilościach. Ale i takie postanowienie byłoby niewystarczające. Skoro sięganie po alkohol jest jednym ze skutków i przejawów kryzysu życia, to w takiej sytuacji człowiek powinien postanowić, że gruntownie zmieni swoje postępowanie w życiu osobistym, rodzinnym, zawodowym, towarzyskim w taki sposób, aby doświadczyć prawdziwej radości i pokoju sumienia, aby odzyskać przyjaźń z Bogiem i ludźmi, aby rozwiązywać swoje trudności własną mocą, bez sięgania po substancje chemiczne, które zniekształcają myślenie i emocje. Jedynym sposobem, by nie żyć w pijaństwie czy alkoholizmie, jest uczenie się radosnego i szlachetnego życia na trzeźwo.

Kolejny przykład to sytuacja człowieka, który kłamie. Nawrócenie w takiej sytuacji nie może ograniczać się do postanowienia, by już więcej nie kłamać. Jedynym bowiem sposobem, by nie kłamać, jest mówienie prawdy. Skłonność do kłamstwa - podobnie jak nadużywanie alkoholu - nie jest zachowaniem przypadkowym. Jest konsekwencją nieuczciwego postępowania, które dany człowiek chce ukryć lub “usprawiedliwić”. Rzeczywiste uwolnienie się od kłamstw jest możliwe tylko wtedy, gdy dana osoba postanowi postępować tak szlachetnie we wszystkich sferach swojego życia, by nie mieć potrzeby ukrywania czy usprawiedliwiania własnych błędów.

Ostatni przykład dotyczy osoby, która boryka się z grzechami w dziedzinie seksualności. W takiej sytuacji nie wystarczy postanowić, że nie będzie się już do tych grzechów wracało. To byłoby zbyt małe postanowienie. Trudności z własną seksualnością są bowiem jedną z konsekwencji zaburzonych więzi z samym sobą lub z innymi ludźmi. Tam, gdzie brakuje dojrzałej miłości i pogłębionej radości, tam seksualność staje się dla człowieka chorobliwie atrakcyjna, a to prowadzi do zachowań moralnie zaburzonych oraz do uzależnień seksualnych. Podobnie więc jak w poprzednich przykładach, uwolnienie się od trudności seksualnych wymaga decyzji o zmianie życia nie tylko w sferze seksualnej. W szczególności wymaga decyzji o budowaniu dojrzałych więzi z samym sobą i z innymi ludźmi tak, aby żyć w miłości i w większej satysfakcji. Tylko wtedy mamy szansę, by dojrzale kierować własną seksualnością i by wyzwolić się z szukania doraźnej przyjemności kosztem naszego sumienia i naszych więzi międzyosobowych.

Dokonując rachunku sumienia, nie wystarczy zatem zapytać samego siebie o poszczególne grzechy i postanowić walkę z nimi. Trzeba także zastanowić się nad ich ostatecznym źródłem, aby mieć szansę na wyeliminowanie przyczyn popełnianego przez nas zła. Każdy grzech bowiem, zwłaszcza grzech ciężki, to nie przypadkowy epizod lecz termometr naszej sytuacji egzystencjalnej. To rodzaj alarmu, wskazującego na kryzys życia. Nawrócić się to zmienić coś istotnego w całej sytuacji życiowej, w której zrodził się jakiś grzech.

5. Odzyskanie pragnień warunkiem trwałego nawrócenia

Szczery rozrachunek z przeszłością oraz podjęcie pozytywnych postanowień, by zło zwyciężać dobrem i by uczyć się miłości, nie daje jeszcze gwarancji, że proces nawrócenia będzie skuteczny i trwały. Kolejnym warunkiem jest odzyskanie pragnień i aspiracji na miarę godności i powołania człowieka. Grzech wdziera się w życie człowieka tam, gdzie człowiek rezygnuje z podstawowych aspiracji, by żyć w miłości, prawdzie i świętości. To właśnie zawężenie pragnień sprawia, że zło jawi się człowiekowi jako dobro i że grzech staje się w ogóle możliwy. Także grzech pierworodny był konsekwencją zawężenia pragnień. W którymś momencie pierwsi ludzie zapomnieli o Bogu i o świecie, przestali się interesować sobą nawzajem i nadawać imiona zwierzętom a zaczęli się skupiać na drzewie poznania dobra i zła. Wtedy właśnie Ewa “spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy” (Rdz 3, 6).

Naiwność i grzech to bolesne konsekwencje zawężenia pragnień. W takiej bowiem sytuacji nieliczne pragnienia, które jeszcze pozostają, stają się subiektywnie niezwykle atrakcyjne i zniewalają człowieka. Także wtedy, gdy są to pragnienia powierzchowne, grzeszne i niszczące. Jeśli ktoś zawęzi swe pragnienia już tylko do łatwego zarobku, dobrego nastroju czy doraźnej przyjemności, to nie oprze się nieuczciwości, alkoholizmowi czy uzależnieniom seksualnym. Lęk przed karą za grzechy czy niepokój o własną przyszłość to za mało, aby człowiek mógł zmienić własne życie. Nawrócić się to odzyskać pragnienia. To pragnąć już nie tylko tego, by uwolnić się od grzechów i cierpienia lecz by kochać i być kochanym, by żyć w uczciwości i wewnętrznej wolności, by żyć w przyjaźni z Bogiem i człowiekiem, by doświadczać pokoju i radości, jakiej ten świat dać nie może.

6. Pójść z własnym grzechem do Jezusa

Kto może być dla nas wzorem w procesie nawrócenia? Bardzo pomocny może być w tym względzie przykład każdego ze świętych, zwłaszcza tych, którzy - jak choćby św. Augustyn - radykalnie zmienili własne życie. Sądzę, że wyjątkowo czytelną pomocą w tym względzie może być przyjrzenie się postawie św. Piotra i zestawienie jego postawy z postępowaniem Judasza. Ten ostatni też uznał swój grzech. Nie usprawiedliwiał się. Nie mówił sobie, że przecież inni apostołowie zachowali się niewiele lepiej od niego mimo, że byli bliżej Chrystusa. Judasz zdobył się na bardzo szczery rachunek sumienia: “zdradziłem niewinnego”. A potem poszedł i powiesił się. Tymczasem Piotr zupełnie inaczej zareagował na swoją słabość. On również musiał być bardzo rozgoryczony własną postawą. Może bardziej nawet niż Judasz. Zaparł się bowiem trzy razy swojego ukochanego Mistrza. Tego, któremu przyrzekał, że nigdy Go nie opuści, choćby inni Go opuścili.

Jednak - w przeciwieństwie do Judasza - Piotr nie pozostaje sam ze swoim grzechem. Zawstydzony i zalękniony, idzie dalej za Jezusem. Ogromnie się boi, że znowu ktoś rozpozna w nim ucznia Jezusa i że zostanie zabity. A jeszcze bardziej lęka się chyba spojrzenia w oczy swojemu Mistrzowi. A mimo to idzie dalej za Jezusem. Gdy ich spojrzenia się spotykają, wtedy Piotr wychodzi, aby gorzko zapłakać. Ale nie ulega rozpaczy lecz zmienia się w mocarza. Odtąd można go będzie zabić, ale nie można go będzie zastraszyć i zmusić do ponownego zaparcia się Chrystusa. Widząc przemianę Piotra, możemy domyślać się tego, co wyczytał on w spojrzeniu Zbawiciela: “czego się spodziewasz, Piotrze? Jeśli myślisz, że cię potępię i przekreślę, to jeszcze Mnie nie znasz. Oto właśnie idę oddać za ciebie życie, bo do końca cię pokochałem”.

Pójście za Jezusem z naszym grzechem to zatem kolejny warunek trwałego nawrócenia. Gdy stajemy samotnie twarzą w twarz z bolesną prawdą o nas samych, to grozi nam - tak, jak Judaszowi - rozpacz i zniechęcenie. Gdy natomiast - zalęknieni i zawstydzeni - idziemy z naszym grzechem do Jezusa, wtedy dzieje się coś niezwykłego. Mocą Jego miłości i przebaczenia stajemy się więksi od naszej słabości i otwiera się przed nami nowa przyszłość. Trwałe nawrócenie wymaga podejścia do kratek konfesjonału, by spojrzeć w oczy Jezusowi i by raz jeszcze - a może po raz pierwszy - przekonać się i upewnić, że Jego miłość większa jest niż nasza słabość i że wszystko możemy w Tym, który nas umacnia.

7. Pojednanie - pierwszy owoc nawrócenia

Jeśli uda nam się dokonać szczerego rozliczenia z przeszłością, jeśli podejmiemy postanowienie, by zło zwyciężać dobrem, jeśli odzyskamy szlachetne pragnienia i aspiracje, jeśli w Chrystusie będziemy szukali nowej przyszłości, to wtedy mamy szansę, aby nasze nawrócenie było trwałe i owocne. A pierwszym owocem nawrócenia jest pojednanie. Pojednanie z Bogiem, z samym sobą i z drugim człowiekiem. Pojednanie, za którym wszyscy tęsknimy. Przypatrzmy się bliżej, na czym ono polega.

Człowiek nawrócony to najpierw ten, który pojednał się z Bogiem. Prawdziwe pojednanie z Bogiem, to coś znacznie więcej niż tylko uznanie przed Nim własnej grzeszności i przeproszenie Go za popełnione zło. Pojednać się z Bogiem, to uznać z całego serca: Ty, Boże, masz rację! Ty, Boże, masz rację także w moim życiu. Twoje przykazania są słuszne. Są moją mądrością, chlubą i radością. Są moją drogą do szczęścia ziemskiego i wiecznego. Czasem myślałem, że ja mam rację, że demokratyczna większość ma rację, że rację ma moda, środki przekazu albo dominujące obyczaje. Myślałem, że rację ma alkohol, pieniądze czy popęd; że rację mają moje emocje czy moje subiektywne przekonania. Tak myślałem i błądziłem. Rozczarowywałem się i cierpiałem. A teraz już wiem, że tylko Ty, Boże, masz rację. Także wtedy, gdy Twoja racja jest trudna, gdy jej nie rozumiem albo gdy stawia mi wysokie wymagania. Człowiek pojednany z Bogiem to ktoś, kto kocha Boga nade wszystko. A kochać Boga nade wszystko to znaczy ufać Mu nade wszystko. To zająć wobec Niego postawę dziecięcej wdzięczności i zaufania, podobną do postawy dziecka, które czuje się bezwarunkowo i dojrzale kochane przez swoich rodziców.

Pojednać się z Bogiem to pojednać się z Jego miłością, bo Bóg jest miłością. Nawrócić się to zrozumieć tę Bożą miłość. To uznać, że nie jest łatwo kochać nas, grzesznych ludzi tej ziemi. Nas, którzy nie umiemy kochać nawet samych siebie. Nas, którzy czasami obarczamy Boga odpowiedzialnością za nasze własne złe czyny i za ich bolesne konsekwencje. Nie jest łatwo kochać nas, którzy wytwarzamy sobie karykaturalny obraz Boga, strasząc się nim albo naiwnie się nim pocieszając. Nawrócić się to zrozumieć, że Bóg nie jest ani okrutny, ani naiwny. To odkryć, że każdy z nas jest marnotrawnym synem lub córką, którzy odeszli od kochającego Ojca, ulegając iluzji łatwego szczęścia i których On nadal kocha: nieodwołalnie i mądrze. On nigdy nie wycofa swojej miłości, ale też nie przeszkadza nam ponosić konsekwencje naszych własnych grzechów i grzechów innych ludzi, abyśmy - cierpiąc - zastanowili się i do Niego wrócili.

Pojednanie z Bogiem owocuje dojrzałym pojednaniem z samym sobą. Pojednanie ze sobą nie polega na tym samym, co pojednanie z Bogiem. Nie oznacza przyznania sobie racji. Przeciwnie, człowiek nawrócony jest świadomy, że wielokrotnie krzywdził siebie i że był nieprzyjacielem wobec samego siebie. Pojednać się z samym sobą to znaczy przebaczyć sobie błędy przeszłości, wyciągając z nich wnioski, aby więcej do tych błędów nie powracać.

Zagrożeniem dla pojednania z samym sobą są postawy skrajne. Jedną skrajnością jest sytuacja, w której dany człowiek nie przebacza sobie błędów z przeszłości. Jest wtedy okrutny wobec samego siebie, pozostaje niewolnikiem przeszłości i odbiera sobie szansę na nową przyszłość. Drugą skrajnością jest naiwność, czyli sytuacja, w której dany człowiek przebacza sobie błędy z przeszłości ale nadal siebie krzywdzi, popełniając te same grzechy. Dojrzałość natomiast polega na przyjęciu samego siebie z Bożą miłością: nieodwołalną i mądrą, dostosowaną do naszej sytuacji i naszego postępowania. Pojednać się z samym sobą to uczyć się na błędach z przeszłości oraz stawiać sobie nowe wymagania na dziś i jutro. To wymagać od siebie, by odtąd kierować się miłością, prawdą i odpowiedzialnością. Człowiek, który dojrzale przebaczył sobie, pamięta wprawdzie o swojej przeszłości ale nie po to, by się zadręczać czy rozpaczać lecz po to, by wyciągać wnioski i nie powtarzać już więcej minionych błędów. Pozostaje mu wtedy już tylko pamięć intelektualna o przeszłych wydarzeniach. Staje się ona częścią jego życiowej mądrości i doświadczenia. Znika natomiast pamięć emocjonalna, czyli intensywny ból i rozżalenie emocjonalne, które dotąd towarzyszyło wspomnieniom błędów z przeszłości.

Pojednać się z samym sobą to jednak coś więcej niż tylko przebaczyć sobie błędy z przeszłości po to, by już więcej do nich nie wracać. Pojednać się ze sobą to także przebaczyć innym ludziom krzywdy czy zło, które mi kiedykolwiek wyrządzili. Przecież zło, którego doznałem od innych, jest już przeszłością. Jest bólem, który już przeżyłem. Jeśli natomiast nadal w moim sercu podtrzymuję żal do innych i nie przebaczam im, mimo że niektórzy już nie żyją, a inni przestali mieć wpływ na moje życie czy zmienili swoje postępowanie wobec mnie, to teraz ja sam siebie krzywdę, ja sam podtrzymuję ból z przeszłości i sprawiam, że zatruwa on psychicznie moją teraźniejszość. Dopóki nie przebaczę tym, którzy mnie w przeszłości skrzywdzili, dopóty przedłużam trwanie tej krzywdy. I w tym sensie ja sam teraz krzywdzę i niepokoję samego siebie. Przebaczenie innym ludziom leży więc w moim interesie i daje mi szansę na pogodniejszą teraźniejszość i przyszłość.

Pojednanie z samym sobą to jeszcze coś więcej niż tylko przebaczenie krzywd, które ja sam sobie wyrządziłem, czy których doznałem od innych ludzi. Pojednać się ze sobą, to pogodzić się z faktem, że w ogóle istnieję, że zostałem "wrzucony" w ten świat bez mojej zgody, że urodziłem się i wychowałem w tej właśnie rodzinie, w tym czasie, w tym kraju, że chodziłem do tych właśnie szkół, że miałem takich nauczycieli, rówieśników, że otrzymałem takie właśnie ciało, zdrowie, taką płeć, takie możliwości intelektualne, taką wrażliwość psychiczną, takie potrzeby, taki właśnie świat duchowy i takie więzi z innymi. Pojednać się ze sobą w całej pełni znaczy ostatecznie pojednać się z całym swoim życiem i całą swoją historią, to pogodzić się z całą dotychczasową przeszłością, by mieć siłę i nadzieję potrzebną do budowania lepszej teraźniejszości.

Człowiek, który dokonał dojrzałego rozrachunku z przeszłością, potrafi żyć w teraźniejszości, potrafi skupić się na obecnym życiu. Przeszłość i przyszłość nie jest dla niego ucieczką od teraźniejszości czy zastępowaniem teraźniejszości, lecz służy lepszemu przeżywaniu teraźniejszości. Patrzenie w przeszłość staje się dla takiego człowieka źródłem wiedzy i mądrości życiowej, potrzebnej dzisiaj. Z kolei patrzenie w przyszłość pomaga mobilizować nadzieję i we właściwej perspektywie widzieć obecne życie oraz podejmowane wysiłki. Zaprzeczeniem dojrzałości w tym względzie jest uwięzienie się w przeszłości lub przyszłości. Może ono przejawiać się np. w nieustannym wspominaniu przeszłych cierpień i krzywd. Odbiera to radość życia dzisiaj. Ale uzależnienie się od przeszłości może polegać także na nieustannym wspominaniu wydarzeń pozytywnych, np. szczęśliwego dzieciństwa. To także umniejsza obecną radość życia, stawia ją w cieniu przeszłości, widzianej wtedy zwykle poprzez różowe okulary. Z kolei uzależnienie się od przyszłości przejawia się najczęściej w uleganiu lękom i niepokojom o to, co przyniesie dzień jutrzejszy. Może to zupełnie paraliżować życie w teraźniejszości. Zniewolenie się przyszłością może też prowadzić do całkowitej koncentracji na nadziejach i pozytywnych oczekiwaniach wobec przyszłości. To także osłabia zaangażowanie się w obecne życie. Tymczasem człowiek dojrzały rozumie, że głównym jego zadaniem jest odpowiedzialne życie w teraźniejszości. Przeszłości nie może przecież już zmienić. Może jednak z jej pomocą dzisiaj żyć lepiej. Z kolei największą szansę na dobrą przyszłość tworzy się przez dobrze przeżywaną teraźniejszość. Nie ma bowiem dobrej przyszłości bez dojrzałej i mądrej teraźniejszości.

Pojednanie z Bogiem i samym sobą prowadzi do pojednania z drugim człowiekiem. Ten, kto szczerze uświadomił sobie własną słabość, kto doświadczył miłosiernej miłości Boga i kto przebaczył sobie błędy z przeszłości, jest skłonny, by w nowy sposób popatrzeć na innych ludzi, poczynając od najbliższych sobie osób z kręgu rodzinnego. Taki człowiek uświadamia sobie, że inni - podobnie jak on - są słabi i grzeszni, że często sami nie wiedzą, co czynią, że - podobnie jak on - potrzebują Bożego miłosierdzia i ludzkiego przebaczenia. Gdy ktoś nie potrafi z serca przebaczyć bratu czy siostrze, to znaczy, że sam jeszcze nie uwierzył w Boże miłosierdzie i że nadal jeszcze nie potrafi przebaczyć samemu sobie.

Pojednanie się z drugim człowiekiem oznacza wybaczenie mu krzywd i win, które wyrządził on nam w przeszłości. Oznacza zamknięcie tej przeszłości, aby dać bliźniemu szansę na nową teraźniejszość i przyszłość. Czy oznacza coś więcej, to już zależy od obecnej postawy drugiego człowieka. Jeśli uznał on swój błąd i zmienił swoje postępowanie, to pojednanie się z nim oznacza nie tylko przebaczenie mu dawnych win ale także obdarowanie go zaufaniem i wdzięcznością na dziś. Jeśli natomiast z jakichś względów - ze złej woli czy z powodu jakichś zaburzeniem, np. choroby alkoholowej - drugi człowiek dalej próbuje mnie krzywdzić, to przebaczam mu przeszłość ale uczę się takiej postawy, by uniemożliwić mu wyrządzanie mi krzywd na dziś i jutro. Podobnie jak w postawie wobec samego siebie, trzeba się zatem strzec skrajności także w postawie wobec bliźniego. Jedną skrajnością jest odmowa przebaczenia i szukanie zemsty za doznane zło, a drugą skrajnością jest naiwne przebaczenie i bierność wobec krzywd, nadal wyrządzanych przez drugą osobę.

8. Żyć w obecności Boga

Po grzechu pierworodnym wszyscy jesteśmy wezwani do czujności i wytrwałości w dobru. Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Najszlachetniejsze nawet nawrócenie nie gwarantuje nam tego, że w przyszłości nie pojawią się nowe trudności, słabości i pokusy. Nawrócenie oznacza uznanie własnych granic i własnej bezradności, gdy przychodzi nam mierzyć się z własną rzeczywistością i ze światem zewnętrznym w samotności, bez Boga. Oznacza też wyciągnięcie wniosków z tej prawdy, czyli postanowienie, że odtąd będziemy żyli w obecności Boga. Jeśli ktoś podejmie szczery wysiłek głębokiego nawrócenia, ale nie postanowi, że w każdą niedzielę będzie uczestniczył w Eucharystii, że będzie się codziennie modlił, że będzie regularnie korzystał z sakramentu pojednania i przyjmował Komunię Świętą, że będzie czytał Pismo Święte i troszczył się o wrażliwe sumienie, to któregoś dnia zabraknie mu sił i powtórzy znowu doświadczenie pierwszych ludzi, którzy łudzili się, że poradzą sobie z życiem i z samymi sobą bez Boga, bez Jego prawdy i miłości.

Ważnym sprawdzianem życia w obecności Boga jest praktykowanie codziennego rachunku sumienia. Rachunek sumienia to podstawowa modlitwa człowieka nawróconego. Tylko wtedy, gdy stajemy w obliczu Boga, mamy szansę odkryć całą prawdę o nas: o naszych zewnętrznych zachowaniach a także o naszych najgłębszych motywacjach oraz o naszym ostatecznym powołaniu. Dzieje się tak nie tylko dlatego, że Bóg zna nas lepiej niż my możemy poznać i zrozumieć samych siebie, ale także dlatego, że Bóg kocha nas w sposób nieodwołalny i wierny. A człowiek jest zdolny odkryć i uznać prawdę o sobie - zwłaszcza tę bolesną - jedynie w kontekście miłości i poczucia bezpieczeństwa. W kontakcie z samym sobą czy z innymi ludźmi człowiek może odkryć tylko jakąś część prawdy o sobie i nigdy nie dokonuje się to w klimacie całkowitego poczucia bezpieczeństwa i nieodwołalnej miłości. Czasami jakieś bolesne prawdy o sobie odkrywamy w kontekście rozgoryczenia, nieżyczliwości a nawet w kontekście cynizmu czy wrogości. W takim kontekście prawda nie jest osiągalna albo nie wyzwala. W obliczu bolesnej prawdy o sobie, odkrywanej poza kontekstem miłości, człowiek ma tendencję, by uciekać od prawdy o sobie lub by poddawać się rozpaczy. W cywilizacji, w której jest coraz mniej miłości i poczucia bezpieczeństwa, coraz więcej ludzi ucieka od świata faktów w świat miłych iluzji albo w świat beznadziejnej rozpaczy. Tacy ludzie odbierają sobie szansę na wewnętrzną przemianę i na nową przyszłość.

Człowiek nawrócony to ktoś, kto odkrywa, że jest dzieckiem Bożym, że ma szansę na życie w świętości, radości i pokoju tylko wtedy, gdy żyje w obecności Boga. W obecności Tego, który otacza nas miłością macierzyńską i ojcowską, miłością odwieczną a jednocześnie miłością mądrą, dostosowaną do naszej niepowtarzalnej sytuacji oraz do naszego sposobu postępowania.

Ks. Marek Dziewiecki
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/nawrocic_kochac.html

***
Pozwolę sobie załączyć też:

"Pod wieczór życia będą cię sądzić z miłości".



avatar użytkownika intix

24. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Przyjacielu, przesiądź się wyżej!

Sobota, 31 października 2015 roku
Łukasz 14,1.7-11


Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. Potem opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich: Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: "Ustąp temu miejsca!"; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: "Przyjacielu, przesiądź się wyżej!"; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony.


Jezus pragnie wspólnie spożywać posiłek z innymi. Jest to okazja do pogłębiania więzi międzyludzkich. Nie spotykają się jedynie po to, aby jeść, lecz po to, aby się spotkać, poznać, zbliżyć do siebie, a tym samym uczynić kogoś ważnym dla siebie. Postawa faryzeuszy wobec Jezus podczas posiłku może budzić odrazę. Obserwowali go, jak mówi jedno z tłumaczeń. Inne zaś wyjaśnia, że "pilnowano go".

Jezus wie, że jest osaczony, podglądany, Jego słowa są przepuszczane przez sito poprawności faryzejskiej. Postawa taka może jedynie oddalić ich od Jezusa, a przecież celem zasadniczym wspólnego posiłku jest wzajemne zbliżenie się. Ustają wówczas gniewy i spory, ponieważ pośrodku nas jest Chrystus.

Stół, który nie łączy, lecz dzieli jest tworzony przez osoby nieufne, nieujawniające swoich zamiarów, podstępne, szukające w wypowiedziach i gestach Jezusa tego, co byłoby podstawą do oskarżenia go i nazwania niepoprawnym, nieczystym, wręcz bluźniercą. Bycie razem na tym samym miejscu, przy stole, nie nosi, w opisanej scenie, znamion spotkania. Dokonuje się ono jedynie wtedy, gdy jest otwartość, szczerość, życzliwość każdej z osób obecnych. Spotkanie to nie obecność fizyczna, lecz potraktowanie sercem drugiego. Rozumienie i akceptacja drugiego takim, jaki jest, jest spotkaniem w sercu.

Ludzie często się nie spotykają. Mówią do siebie, ale się nie słyszą, patrzą i nie widzą tych, którzy do nich mówią i do których oni kierują słowo. Można, będąc z innymi, celebrować siebie, swoją prawdę, własne, niepodważalne poglądy, własną wielkość i wyjątkowość. Można z zamiłowaniem wypowiadać słowa i cieszyć się, we własnym mniemaniu ich pięknem, nie zwracając uwagi na to, co mówi drugi. Faryzeusze interesowali się słowami Jezusa wyłącznie w tym celu, aby znaleźć podstawę do oskarżenia Go i skazania na śmierć.

Słuchając, możemy nie chcieć usłyszeć i patrząc, możemy nie chcieć zobaczyć, tego, co prawdziwe, dobre i piękne. To jest zatwardziałość serca. Spotkanie to jest szczególne z tego względu, że Jezus spożywa paschę z faryzeuszami. Wiedział, w jaki sposób go potraktują, a jednak spotkał się z nimi. Człowiekowi należy dawać szansę kolejny i kolejny raz, także i sobie należy dawać szansę prowadzącą do odzyskania serca z ciała.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

25. ad postu nr 18,droga @Intix

o godz 15 każdego dnia staram się mówić te słowa...Jezu,ufam Tobie i wiem wtedy ,ze wymawiamy je wspólnie..z Nadzieją :)
serdeczności :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

26. Zofio Droga...

Tak... wspólnie...:)

Myśląc o Miłosierdziu Bożym... zawsze pamiętam też SKĄD Ono wypływa...
Dlatego też w naszej rozmowie pozwoliłam sobie przypomnieć o Sprawiedliwości Bożej... nie dlatego żeby straszyć, ale żeby zachęcić kolejny raz do zatrzymania... i zastanowienia się nad naszymi codziennymi wyborami, których dokonujemy wielokrotnie dnia każdego...
bo trwa walka o nasze Dusze...
za KIM się opowiem
za KIM pójdę...

***
W naszej rozmowie pozwolę sobie podłączyć do tego wpisu:
Ks. Marian Rajchel - egzorcysta - Strumienie Miłosierdzia (pod linkiem znajdziemy 3 części )

Gorąco polecam też:
Ks. Marian Rajchel - egzorcysta - Rozeznawanie Duchowe 

Pozwolę sobie podłączyć też:
"Katecheza” szatana

***
Zosieńko... Pozdrawiam Cię serdecznie...:)
Szczęść Boże...


avatar użytkownika intix

28. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Wasza nagroda wielka jest w niebie

Niedziela, 1 listopada 2015 roku
UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH

Mateusz 5,1-12a


Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami: "Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.


Bycie błogosławionym jest wartością etyczną i religijną, wyrażaną w postawie człowieka. Wśród wielu wartości Ewangelia wymienia następujące: ubóstwo w duchu, zasmucenie, cichość, miłosierdzie, czystość serca, łaknienie i pragnienie sprawiedliwości. Takie wartości składają się na szczęście człowieka. To jest sposób bycia uczniów Jezusa.

Słowa Jezusa można zrozumieć w sposób następujący: „Synu, cokolwiek spotka cię w życiu, czy odniesiesz sukces czy nie, będziesz kimś ważnym czy nie, czy będziesz zdrowy czy chory, zawsze pamiętaj, że matka i ja bardzo cię kochamy”. Będąc ludźmi bardzo bojaźliwymi, pełnymi niepokoju, niedowierzającymi własnym możliwościom otrzymanym od Boga, potrzebujemy błogosławieństwa. Błogosławieństwo jest najbardziej znaczącą aprobatą, jakiej możemy komuś udzielić. Bóg mnie aprobuje, cieszy się mną. Bez tego odczuwania Bożej aprobaty wyrażonej w Jego błogosławieństwie trudno jest dobrze żyć.

Bardzo ważne jest w moim życiu udzielanie i otrzymywanie błogosławieństwa. Wtedy odczuwam czyjąś miłość. Dzięki temu, że ktoś na ziemi mnie błogosławi poznaję prawdziwość słów i czynów Bożego błogosławieństwa. Odkrywam kochającego Boga w taki właśnie sposób. Błogosławieństwo jest znakiem tego, że jestem prowadzony przez Miłość. Błogosławieństwo to prowadzenie, troska, czułość, czuwanie, informowanie o życzliwej obecności, pamięci. Łatwiej jest wtedy cierpieć, wierzyć, wszystko znosić, we wszystkim pokładać nadzieję, wszystko przetrzymać.

Błogosławieństwo może nas podtrzymywać w czasie wszystkich pochwał i oskarżeń, podziwu i potępiania, które nas będą spotykać. Wszyscy ulegamy zmiennym nastrojom. Łatwo zapominamy, że Jezus nazwał nas błogosławionymi, to znaczy: naznaczył nas na zawsze swoim błogosławieństwem mocy, mądrości i miłości. Gdy zapominamy o tym, że jesteśmy „błogosławieni”, stajemy się łatwymi ofiarami manipulacyjnego oddziaływania świata. Przecież wielu z nas czuje się niekiedy bardziej przeklętym niż błogosławionym. I bardzo z tego powodu cierpimy. Słyszymy wiele oskarżeń i żalów wygłaszanych w duchu biernej rezygnacji. Poczucie bycia przeklętym przychodzi często łatwiej niż poczucie bycia błogosławionym. Przekleństwa nie mówią prawdy o nas. Są one gwałtowne, hałaśliwe, krzykliwe.
W kłamstwa łatwo uwierzyć. Być może łatwiej niż w słowa prawdy. Co zrobić?

Przede wszystkim wierna dyscyplina odnośnie do modlitwy odkrywa przed człowiekiem to, że jest błogosławiony. To zaś uzdalnia go do błogosławienia innych. Trzeba pozwolić słowom Jezusa przepływać z umysłu do serca. Można doświadczyć pokoju i miłości, które powoli wypowiadamy w słowach modlitwy, o które w niej prosimy. Po drugie, trzeba otwierać się na błogosławieństwa, które spotykają nas codziennie. Odkrywać je i mówić o swoich odkryciach Bogu. Okazywać wdzięczność za nie. Często ludzie mówią o nas dobre słowa. To też jest błogosławieństwo. Chcielibyśmy takie słowa usłyszeć od kogoś innego, nie zaś od tej osoby. W taki sposób możemy rozmijać się z błogosławieństwem Pana. Bronimy się przed niektórymi słowami, które wskazują na nasze duchowe i moralne wartości. Wskazuje to na fakt, że nie jesteśmy obecni, przeżycia nasze krążą po innej orbicie spraw. Trzeba przyjmować to, co jest nam z życzliwością ofiarowane „tu i teraz”. Problemem naszego życia jest to, że jesteśmy zbyt zajęci, by zauważyć, że właśnie ktoś nas błogosławi.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

29. Dobrego Dnia ,droga @Intix :)

a migoczące cmentarne światełka będą dzisiaj latarnią dla naszych drogich Nieobecnych...
Piękna jest Polska tego Dnia i tej Nocy...
Szczęść Boże Wszystkim:)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

30. Dziękuję Ci, Zofio...:)

migoczące cmentarne światełka będą dzisiaj latarnią dla naszych drogich Nieobecnych...

Tak, Zosieńko... i poszłam myślą dalej, że:
Latarnią też dla nas...
Oświetlającą CEL...
Do Którego podążamy...

Szczęść Boże... i pomódlmy się jeszcze,  także pod tym wpisem,  za Tych... którzy przeszli już na Tamtą Stronę...

Ojcze nasz...
Zdrowaś Maryjo...
Chwała Ojcu...

Dobry Jezu, a nasz Panie...daj im wieczne spoczywanie... Światłość Wieczna niech im świeci, gdzie królują wszyscy Święci...
Gdzie królują z Tobą, Panem... aż na wieki wieków... Amen.

Pieśń o zmartwychwstaniu umarłych

avatar użytkownika intix

32. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego

Poniedziałek, 2 listopada 2015 roku
WSZYSTKICH WIERNYCH ZMARŁYCH

Łukasz 23,44-46.50.52-53;24,1-6a

Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha. Był tam człowiek dobry i sprawiedliwy, imieniem Józef, członek Wysokiej Rady. On to udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Zdjął je z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie, wykutym w skale, w którym nikt jeszcze nie był pochowany. W pierwszy dzień tygodnia poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: "Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał.


Rozdarcie zasłony jest jak oddzielenie się życia od śmierci. Życie jest wchodzeniem w mrok, aby odkryć nowe. Jezus wchodzi w śmierć, aby zbliżyć się do Ojca. Tej śmierci towarzyszą znaki takie, jak ciemność, rozdarcie, ból wewnętrzny. Niezwykłe jest to, że Jezus rozmawia z Ojcem w ciemności, w bólu, w rozdarciu. Oddaje ducha w ręce tego, którego kocha.

Życie składamy w ręce osoby, która obdarowuje nas ciepłem, czułością, miłością. Umieranie jest dobre, gdy otacza nas miłość. Na Golgocie Jezus jest otoczony czułą, wspierającą miłością Ojca. W ciemności oddaje życie Ojcu. Z ciemności, którą przeżywa z Ojcem, która wypełniona jest miłością Ojca. Ciemności potrzeba przeżywać z Bogiem, aby mogły one zaowocować światłością.

W ciemności nie widzimy światła; to czas, stan nieobecności światła. Czas bólu, zmagań, odczuwania osamotnienia i samotności, a nawet doświadczanie bycia porzuconym przez Boga. W ciemności, będącej świątynią rozdziera się w nas serce, to, co najbardziej wrażliwe, czułe i piękne. Ciemność uderza w serce, raniąc je. I z tego zderzenia, poranienia, gdy serce woła "Ojcze", wyłania się światłość.

Nie może Jezus przeżywać ciemności bez Ojca, bez wypowiadania Jego Imienia. Wzywanie imienia Ojca sprowadza światłość. To Imię pozwala Jezusowi na oddanie życia. Trzeba wiedzieć komu należy oddawać nieustannie własne życie. To, komu je oddajemy ma wpływ na to, jak żyjemy, jak piękne jest ono. Kiedy wypowiadamy Imię "Ojciec", jest w nas życie Jego. To życie pozwala nam nie zniechęcić się, ani nie załamać.

Wszystko, co dał nam Ojciec, powróci do Niego. Bóg jest naszym życiem. "W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy". Nie ma życia poza Bogiem. Jezus oddał życie. Oddał życie ziemskie, aby żyć w Nim. Wzruszająca jest postawa Józefa, członka Sanhedrynu. "Poprosił o ciało Jezusa". Naraża się swoich ziomkom, Żydom. Jako członek Sanhedrynu wchodzi w otwarty konflikt z Najwyższą Radą Żydowską, kapłanami, uczonymi w Piśmie. Można i trzeba prosić o ciało Pana.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

33. Dobrego Dnia :)

i
wraz z Tobą :)"Dobry Jezu, a nasz Panie...daj im wieczne spoczywanie... Światłość Wieczna niech im świeci, gdzie królują wszyscy Święci...
Gdzie królują z Tobą, Panem... aż na wieki wieków... Amen."

gość z drogi

avatar użytkownika intix

34. Módlmy się dnia każdego za Dusze czyśćcowe...

One bardzo naszych modlitw potrzebują...
Módlmy się, szczególnie teraz w Dniach Oktawy Zaduszkowej.

Dziękuję Ci, Zosieńko... za wspólne modlitwy... także Wszystkim, którzy wraz z nami...
Szczęść Boże...

avatar użytkownika intix

35. Recepta na życie wieczne

Czy moment śmierci jest całkowitym unicestwieniem ludzkiej osoby czy też przejściem w nowy, nigdy niekończący się wymiar istnienia? Ucieczka od osobistej odpowiedzi na pytanie o sens mojej nieuniknionej śmierci sprawia, że życie traci swój autentyzm i okrywa się płaszczem hipokryzji. Trzeba otwierać się na tajemnicę człowieka i szukać ukrytej obecności Jezusa Chrystusa, który daje jedyną odpowiedź na pytanie o sens mojego cierpienia i śmierci.
 
Należy szukać – pisze Pascal – Jeśli ci mówię, że musisz poszukiwać, to czynię to nie z powodu świętej gorliwości człowieka pobożnego (...) Mówię, że musimy poszukiwać nie ze względu na duchową pobożność lub zwykłą ciekawość, ale z powodu naszej osobistej korzyści. Zadziwia mnie i przeraża obojętność wobec następującej kwestii: wieczność, którą przynosi ze sobą śmierć, jest rzeczą tak bardzo wzniosłą, tak głęboko nas dotyczącą, że trzeba być pozbawionym wszelkiego poczucia logiki, aby pozostać obojętnym wobec takiego problemu (...) Nie ma dla człowieka nic ważniejszego jak jego przeznaczenie; nic nie jest bardziej niepokojące od wieczności, która go wszakże oczekuje. Natomiast wobec innych rzeczy człowiek zachowuje się zupełnie inaczej: boi się, ufa, zapobiega, informuje się. I właśnie tenże człowiek, który spędza wiele dni i nocy w zagniewaniu i desperacji z powodu niepowodzenia w karierze, zdąża bezmyślnie ku śmierci, która jest stawką o wszystko lub nic. Jest dla mnie rzeczą straszną widzieć, jak prosty człowiek z wielką wrażliwością zabiega o małe i przemijające rzeczy, a z ogromną obojętnością podchodzi do tego, co wielkie i wieczne.
 
Jest to niepojęte zaciemnienie umysłu i serca, spowodowane tym, że jak mówi Jezus: ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki (J 3,19). Aby obudzić ludzi z letargu myślenia o swojej śmierci, Pascal używa ostatecznego argumentu: Jeżeli wierzący myli się i skoro naprawdę poza progiem śmierci są tylko milczenie i ciemności, on się nigdy o tym nie dowie. Jeżeli natomiast niedowiarek się myli, jeżeli coś jest, to przez całą wieczność będzie ponosić konsekwencje swego błędu.
 
Jedyną rozsądną postawą człowieka w obliczu śmierci jest więc przylgnięcie do osoby Chrystusa. Może to się dokonać tylko w „ciemnościach wiary”, o których pisze św. Jan od Krzyża. Nie ma tu pewności empirycznej, trzeba po prostu podjąć osobistą decyzję poznania i przyjęcia Radosnej Nowiny o Zbawieniu, którą przekazali nam apostołowie. To właśnie dla mnie i dla mojego zbawienia, Bóg stał się prawdziwym człowiekiem w konkretnym miejscu i czasie. Wziął na siebie grzechy moje i wszystkich ludzi, został skazany na Śmierć Krzyżową w Jerozolimie przez prokuratora Palestyny, Poncjusza Piłata. Po Śmierci na Krzyżu został pochowany w grobie. Trzeciego dnia Zmartwychwstał, jak sam zapowiedział i ukazał się wielokrotnie apostołom i swoim uczniom. W Swojej Śmierci i Zmartwychwstaniu odniósł ostateczne zwycięstwo nad grzechem i śmiercią i zaprasza mnie i każdego człowieka, abyśmy uczestniczyli w Jego zwycięstwie. Jezus mówi: Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki (J 11,25-26).
 
Aby wydostać się z beznadziejnej i bezsensownej niewoli grzechu i śmierci trzeba oprzeć się na nadziei wbrew nadziei, że Bóg do końca mnie umiłował (por. J 13,1). Stając się prawdziwym człowiekiem, zjednoczył się i pozostaje ze mną przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (por. Mt 28,20) w Tajemnicy Eucharystii, aby dawać mi udział w swoim zmartwychwstałym życiu. Wielu słuchaczy gorszyło się słuchając tego, co Jezus mówił na temat Eucharystii: Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata… Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem (J 6,51.53-55).

Tylko wtedy będę wyrwany z piekielnej beznadziei grzechu i śmierci, jeżeli z całą swoją grzesznością, tak jak marnotrawny syn, rzucę się w ramiona Jezusa, który czeka na mnie w sakramencie pokuty, a po wyznaniu grzechów, przyjmę Go do swego serca w darze Eucharystii. Eucharystia to Zmartwychwstały Chrystus w swoim uwielbionym człowieczeństwie i dlatego jest największym skarbem i szczytem całego wszechświata.
 
André Frossard, znany francuski dziennikarz i pisarz, odkrył tajemniczą rzeczywistość obecności Boga w Eucharystii, dzięki przypadkowemu spotkaniu z Najświętszym Sakramentem wystawionym do adoracji w jednym z paryskich kościołów. Tak opisuje historię swojego nawrócenia w książce Bóg i ludzkie pytania („Jedność”, Kielce 1991): "Wszedłem do kaplicy jako ateista, a w kilka minut później wyszedłem z niej jako chrześcijanin i byłem świadkiem mojego własnego nawrócenia, pełen zdumienia, które ciągle trwa...
 
Mój ojciec chciał mnie widzieć w szkole przy ulicy Ulm. Poszedłem tam w wieku dwudziestu lat, ale pomyliłem stronę ulicy i zamiast wstąpić do Wyższej Szkoły Nauczycielskiej, wszedłem do sióstr od Adoracji po kolegę, z którym miałem iść na obiad. To, co zamierzam wam opowiedzieć, to nie historia jakiegoś odkrycia intelektualnego. Jest to relacja o doświadczeniu fizycznym, o doświadczeniu prawie laboratoryjnym. Otwierając żelazne drzwi klasztoru byłem ateistą. Ateizm przybiera wiele form. Jest ateizm filozoficzny, który wcielając Boga w przyrodę odmawia Mu odrębnej osobowości i umieszcza wszystkie rzeczy w zasięgu ludzkiej inteligencji; nic nie jest Bogiem, wszystko jest boskie. Ten ateizm prowadzi do panteizmu pod postacią jakiejś ideologii. Ateizm naukowy odrzuca hipotezę Boga jako nieodpowiednią w badaniach i usiłuje wyjaśnić istnienie świata tylko poprzez właściwości materii, nie pytając, skąd ona sama pochodzi. Jeszcze bardziej radykalny ateizm marksistowski nie tylko neguje Boga, ale posłałby Go na urlop, nawet gdyby istniał. Jego natrętna obecność przeszkadzałaby w wolnej grze woli człowieka. Istnieje również ateizm najbardziej rozpowszechniony, który dobrze znam, to ateizm idiotyczny. Taki był mój ateizm. Ateizm idiotyczny nie stawia sobie pytań. Uważa za naturalne przebywanie człowieka na ognistej kuli pokrytej cienką warstwą suchego błota i obracającej się wokół swojej osi z prędkością ponaddźwiękową dookoła słońca — czegoś w rodzaju bomby wodorowej, unoszonej przez miliardy lampionów (gwiazd) o zagadkowym pochodzeniu i nieznanym przeznaczeniu. Byłem jeszcze takim ateistą, kiedy przechodziłem przez drzwi kaplicy i pozostawałem nim nadal w jej wnętrzu. Obecni tam ludzie, widziani pod światło, rzucali tylko cienie, między którymi nie mogłem odróżnić mojego przyjaciela i coś w rodzaju słońca promieniowało w głębi kaplicy. Nie wiedziałem, że był to Najświętszy Sakrament.
 
Nie doznałem nigdy zmartwień miłosnych ani niepokoju, ani ciekawości. Religia była starą chimerą, a chrześcijanie, gatunkiem opóźnionym na drodze historycznej ewolucji. Historia opowiedziała się za nami — za lewicą, a problem Boga był rozwiązany przez negację, co najmniej od dwóch do trzech stuleci.
W moim środowisku religia wydawała się tak niemodna, że nie było się już nawet antyklerykałem, chyba tylko w dniach wyborów... Jeszcze dzisiaj widzę tego dwudziestoletniego chłopca, którym wtedy byłem. Nie zapomniałem jego osłupienia, kiedy nagle wyłaniał się przed nim z głębi tej skromnej kaplicy świat,
inny świat — o blasku nie do zniesienia, o szalonej spoistości, którego światło objawiało i jednocześnie zakrywało obecność Boga, tego samego Boga, o którym jeszcze przed chwilą przysięgałby, że istnieje tylko w ludzkiej wyobraźni. Jednocześnie spływała na niego fala słodyczy zmieszanej z radością o mocy, która może skruszyć serce, i której wspomnienie nigdy nie zaniknie, nawet w najgorszych chwilach życia, niejednokrotnie przenikniętych lękiem i nieszczęściem. Odtąd nie stawia sobie innego zadania, jak tylko świadczyć o tej słodyczy i o tej rozdzierającej czystości Boga, który mu pokazał owego dnia przez kontrast, z jakiego błota został ulepiony... Owym światłem, którego nie ujrzałem cielesnymi oczyma, nie było to, jakie nas oświeca lub powoduje opalanie. To było światło duchowe, tzn. światło pouczające — jakby żar prawdy. Odwróciło ono definitywnie porządek rzeczy. Od chwili, kiedy je ujrzałem, mógłbym powiedzieć, że dla mnie tylko Bóg istnieje, a wszystko inne jest jedynie hipotezą...
 
Jeśli chodzi o moją wolną wolę, to posługiwałem się nią naprawdę dopiero po moim nawróceniu, kiedy zrozumiałem, że tylko Bóg może nas uratować ze wszystkich zależności, w jakie nieuchronnie popadlibyśmy bez Niego. Podkreślam. To było obiektywne doświadczenie, prawie z dziedziny fizyki, i nie mam nic cenniejszego do przekazania, jak tylko to: poza tym światem, który nas otacza i którego cząstką jesteśmy, odsłania się inna rzeczywistość, nieskończenie bardziej konkretna niż ta, w której na ogół pokładamy ufność. Jest ona ostateczną rzeczywistością, wobec której nie ma już pytań"
(s. 21-24).
 
Wiele lat później już jako światowej sławy pisarz i dziennikarz mówił: Co ja mogę uczynić na wieść, że chrześcijaństwo jest prawdziwe? Co na to poradzę, że istnieje Prawda i że Prawda ta jest Osobą? Chrześcijaństwo nie jest ani rzeczą, ani ideą, ale to Osoba Jezusa Chrystusa, który zwyciężył śmierć przez swoje zmartwychwstanie i pozostał z nami w sakramentach pokuty i Eucharystii, aby nas prowadzić do życia wiecznego w niebie. Jego Boską Miłość i życie wieczne, każdy człowiek może otrzymać za darmo, musi spełnić tylko jeden warunek: w ciemnościach wiary całkowicie zaufać i zawierzyć Jezusowi całe swoje życie. To jest jedyna recepta na pełnię szczęścia i osiągnięcie życia wiecznego w niebie. Zmarnować taką szanse byłoby szczytem bezmyślności i głupoty.
 
oprac. ks. Mieczysław Piotrowski TChr
http://www.katolik.pl/recepta-na-zycie-wieczne,1079,416,cz.html
***
Załączam też:
Uniżenie przed Bogiem centralną kwestią kultury - ks. Jacek Bałemba SDB



avatar użytkownika intix

36. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe

Wtorek, 3 listopada 2015 roku
Łukasz 14,15-24


Gdy Jezus siedział przy stole, jeden ze współbiesiadników rzekł do Niego: "Szczęśliwy ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym". Jezus mu odpowiedział: "Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: «Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe». Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: «Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Drugi rzekł: «Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Jeszcze inny rzekł: «Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść». Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: «Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych». Sługa oznajmił: «Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce». Na to pan rzekł do sługi: «Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony». Albowiem powiadam wam: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty".


Bóg zaprasza, a człowiek odmawia przyjścia na spotkanie. Odmowy człowieka są obraźliwe, wskazujące na zbytnią troskę o sprawy mniejszej wartości, którymi można zająć się w innym czasie. Gospodarz wszystko przygotował na przyjęcie gości, i nie spodziewał się odmowy zaproszonych. Zaproszeni zignorowali zapraszającego, a nawet nim wzgardzili. Gospodarz, którym jest Bóg, nie rezygnuje z wyjścia w stronę innych osób.

Słowa Gospodarza są stanowcze: „Wyjdź na drogi i opłotki i zmuszaj (uporczywie namawiaj) do wejścia”. Jest w tej zachęcie niezwykła żarliwość i przynaglenie ze strony Boga. Bóg nie chce, aby ludzi zmuszano do akceptowania Jego miłości i dobroci. Chce jednak, abyśmy innych przekonywali, jak czytamy w Ewangelii Marka: „Odwróćcie się od swych grzechów do Boga i uwierzcie Dobrą Nowinę” (1,15).

Nie jest możliwe aby kogokolwiek przymusić do nawrócenia i wiary. Stąd próby przymuszenia do nawrócenia nie są wyrazem woli Bożej. Przymus i okrucieństwo
z tym związane są wyrazem działania sprzecznego z wolą Boga. Natomiast uporczywe przekonywanie, szanujące godność słuchacza, jest nakazem, powinnością moralną człowieka wierzącego.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika Jagna

39. @intix

Witaj, tak wczesnym rankiem , dziś przejrzałam Twój cały wpis ............,
by wszystko co piszesz dotarło do adresatów , jest to proces , ale coś tam w powodzi uciekającego na bzdury , czasu jakiś ''promyk'' dochodzi ............
Niewidzialni , jak widzisz czytają....... pozdrowienia z Poznania Jagna.

avatar użytkownika gość z drogi

40. pozdrowienia z ziemi sląsko-dąbrowskiej

Szczęść Boże jak widzisz,czytamy i modlimy się :)

gość z drogi

avatar użytkownika Jagna

41. @Gościu

Dzięki za pozdrowienia !!!

avatar użytkownika intix

42. Pozdrawiam Cię, Droga Jagno z Poznania...:)

Dziękuję, że jesteś...
Na Twoje słowa  mam tylko jedną odpowiedź:

Chwała Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu...
W Nim też Nadzieja... i w Matce Bożej, Oblubienicy Ducha Świętego...
Która nieustannie prowadzi nas do Syna Swego... Króla i Pana Naszego...

Módlmy się... także modlitwami, które nam Matka Boża przekazała:

Potężna Niebios Królowo i Pani Aniołów,
Ty, która otrzymałaś od Boga posłannictwo i władzę, by zetrzeć głowę szatana, prosimy Cię pokornie rozkaż Hufcom Anielskim, aby ścigały szatanów, stłumiły ich zuchwałość, a zwalczając ich wszędzie, strąciły do piekła.

Święci Aniołowie i Archaniołowie - brońcie nas i strzeżcie nas. Amen. 
 
Modlitwa do Ducha Świętego

Przyjdź, Duchu Święty, przyjdź, dzięki potężnemu wstawiennictwu Niepokalanego Serca Maryi, Twojej umiłowanej Oblubienicy.
Amen.

***
Szczęść Boże... Jagno Droga...
Szczęść Boże... i Tobie, Zofio Droga... i Wszystkim, do których dotrą te słowa...

avatar użytkownika intix

44. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Cieszcie się ze mną, znalazłem

Czwartek, 5 listopada 2015 roku
Łukasz 15,1-10


Zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: "Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi". Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: "Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła". Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam". Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca".


Bóg jest niezwykły; podąża za jednym człowiekiem, który pomylił drogi życia. Zostawia innych, którzy nie potrzebują wsparcia. To szukanie człowieka będzie do końca. Zarówno na ziemi, jak i po śmierci, nie może zginąć żaden z tych, których Ojciec dał Synowi. Przerażają mnie faryzeusze i uczeni w Piśmie. Byli tak blisko Ksiąg świętych, a ich nie rozumieli. Utworzyli sobie pogląd, że Bóg nie może przystawać z ludźmi grzesznymi. Bóg jest dla czystych, a wszyscy ci, którzy nie są doskonali, niech idą na zatracenie. U faryzeuszy i uczonych w Piśmie nie dostrzegam walki o człowieka, jego zbawienie. Jest rozdzielenie: my i ci, którzy z nami trzymają (zachowując przepisy Prawa), idą na zbawienie, a celnicy i różnej maści grzesznicy – na potępienie.

Bóg jest wytrwały w poszukiwaniu człowieka. Szukanie człowieka jest wyrazem miłości Boga. Nie zraża się On tym, co powiedzą ludzie, jak Go ocenią, czy uznają takie postępowanie za słuszne czy też nie. Przerażająca jest postawa faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Samych siebie uznają za godnych zbawienia, innych zaś spisują na straty. Zarozumiali przekreślają słabych, pyszni nie dostrzegają cierpiących.

Bóg cieszy się człowiekiem, który do niego powraca. To nie człowiek odnajduje Boga, ale Bóg znajduje człowieka. Nie możemy sami się odnaleźć w tym świecie, również w wymiarze życia religijnego, w pragnieniu świętości. Wszystko jest nam dane: siła ducha, moc ciała do zachowania wierności, pragnienie pobożności, troska o życie w prawdzie. Bóg mnie odnajduje. Niczego nie zawdzięczam samemu sobie, lecz tylko i wyłącznie Jemu. To Jezus otwiera mnie na modlitwę. To Jego duch we mnie modli się. Czy nie jest nieporozumieniem mówieni, iż należy uczyć się modlitwy, uczyć się miłości? Duch Święty modli się we mnie. On daje myśli, uczucia, pragnienia, wyobrażenia, tęsknoty jakie współtworzą życie modlitwy. Nie tyle mam się uczyć modlić, ile po prostu modlić. Nie tyle uczyć się kochać, ile kochać.

W nas jest modlitwa, miłość, pokuta, przemiana. W nas jest wszystko to, czym Jezus pragnie byśmy żyli. Zagubienie się owcy jest spowodowane tym, że nie karmiła się samym Pasterzem, który był najbliżej. Problem w tym, że ona stawała się dla Niego z dnia na dzień coraz bardziej odległa.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

46. Krucjata Różańcowa za Ojczyznę

07.11.15 Wawel i Gniezno – Pierwsze Soboty miesiąca – Pokutna Modlitwa Różańcowa przy relikwiach Głównych Patronów Polski

http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl/wp-content/uploads/2015/03/W02_m.jpg http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl/wp-content/uploads/2014/10/krucjata_plakat-gniezno3.jpg

Wynagradzajmy Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski!

GNIEZNO – Różaniec Święty za Ojczyznę 11.30, Msza Święta za Ojczyznę o godz. 12.00. Po Mszy Świętej dalsza modlitwa różańcowa.

KRAKÓW – Różaniec Święty za
Ojczyznę o godz. 16.30 w Kaplicy Batorego, o godz. 17.30 Msza Święta za
Ojczyznę przy konfesji św. Stanisława.

08.11.15 Warszawa – Msza Święta za Ojczyznę i Pokutny Marsz Różańcowy

http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl/wp-content/uploads/2015/11/11%E2%80%A2listopad_m.jpg

avatar użytkownika intix

47. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Synowie tego świata roztropniejsi są niż synowie światłości

Piątek, 6 listopada 2015 roku
Łukasz 16,1-8

Powiedział też do uczniów: Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. Przywołał go do siebie i rzekł mu: "Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządu, bo już nie będziesz mógł być rządcą". Na to rządca rzekł sam do siebie: Co ja pocznę, skoro mój pan pozbawia mię zarządu? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. Wiem, co uczynię, żeby mię ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę usunięty z zarządu. Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: "Ile jesteś winien mojemu panu?" Ten odpowiedział: "Sto beczek oliwy". On mu rzekł: "Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt". Następnie pytał drugiego: "A ty ile jesteś winien?" Ten odrzekł: "Sto korcy pszenicy". Mówi mu: "Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt". Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości.


Trwonienie jest stratą powodowaną bezmyślnością, albo słabością. Rządca tracąc to, co należało do Pana, zdążał do własnych strat. Tracąc to, co otrzymaliśmy od Boga, tracimy własne. Nie znajdujemy wówczas tego, co służy naszemu życiu. Wszystko jest darem Pana. Bez Jego łaski nie można żyć. Rządca, kiedy przyszło realne zagrożenie, niepokój spowodowany przyszłością, lęk o własne możliwości utrzymania się, uświadamia sobie własne problemy.

Zrozumiał, że potrzebuje przede wszystkim miejsca w sercu innych ludzi. Nie był jednak w stanie znaleźć to miejsce przez coś, co mógłby im ofiarować ze swojego. Nie miał nic, co mógłby im dać. Odkrywa jednak, że dysponuje jeszcze, na krótki czas tym, co należy do Pana. Okazuje dobroć dłużnikom Pana, zyskując przychylność w ich oczach.

Rządca doświadczył w związku ze zmianami w jego życiu, z utratą przychylności Pana, z utratą pracy, że jest człowiekiem słabym. Nie mógł kopać w ziemi, pracując w ten sposób na swoje utrzymanie, ponieważ był człowiekiem słabym, nie miał sił fizycznych. Odkrył również, że jest w nim tak silny wstyd, iż nie jest zdolny do żebrania. Odkrycie słabości i wstydu było zejściem w głąb własnego serca. Być może po raz pierwszy spotkał się ze sobą, czyli z tym, jaki naprawdę jest, z prawdą o sobie.

Sytuacje trudne, wypełnione lękiem, startami coś ważnego pozwalają odkryć, zobaczyć, odczuć to, co odnosi się tak bardzo głęboko do nas samych. Kiedy wszystko układa się pomyślnie, nie zastanawiamy się nad jakością własnego życia, nad tym, do czego prowadzą nas nasze czyny.

Sytuacje trudne, w których odczuwamy nasze ogołocenie, utratę poczucia bezpieczeństwa mogą sprawić, że zbliżymy się do odczuwania trudów życia innych ludzi. Rządca odczuł nie tyle trud życia dłużników Pana. Nie chodziło jemu o spłatę ich długów, lecz pragnął być przez nich życzliwie potraktowany. Stąd nieuczciwe zachowanie. Jezus nie pochwala nieuczciwości, lecz spryt, przebiegłość, szukanie rozwiązań takich, które umożliwiają życie. Nie ma pochwały dla krętactwa rządcy. Wartością w jego postawie jest przewidywanie i zapobieganie trudom, a nawet własnym dramatom wcześniej, zanim one nadejdą, wydarzą się.

Jezus pragnie takiego właśnie sprytu, przebiegłości, przewidywania, rozwagi z naszej strony w sprawach odnoszących się do naszego zbawienia, do relacji z Nim. Uczciwe zaangażowanie rządcy nie spowodowałoby wyrzucenia go z pracy. Troska o sprawy Pana, jak o własne, umożliwiłaby jego przychylność i pragnienie dalszej współpracy.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

> Spryt
> Boska logika wybaczania

oraz rozważania:

Jaka wolność? Prowokująca roztropność synów tego świata

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

48. Dobrego Dnia

droga @Intix :)

gość z drogi

avatar użytkownika Jagna

49. @intix

Jak ważna jest zrozumiała KOMUNIKACJA , jest to KLUCZ by cokolwiek docierało do tych , co Tu czytają.Kiedyś słuchałam w TVP w panelu religijnym prof. Ksiedza Chrostkowskiego. Zaczął od tego ,że Poznaniacy dostrzegają dobrego i złego zarządcę , bo , ........i tu przykład: najpierw obwieszcza się w mediach ,że w tym dniu nie będzie trzeba odbijać biletów MPK , a tu raptem napuszczono na pasażerów ,, kanarów,, , tak u nas w Poznaniu na nich mówi się Dał przykład , i przytoczył tekst aktualnej Ęwangelii . Bardzo lubię tego księdza słuchać . Nie fruwa 0n w niebiosach .... lecz stąpa twardo po ziemi , i zna przyczyny gnębienia już i tak zgnębionych i wynędzniałych zagubionych swoich braci i sióstr. Dobra komunikacja i przykłady nasze z życia to chyba jest ,, ta furtka,,. Przepraszam za te moje przemyślenia .Pozdrawiam Jagna z Poznania.

avatar użytkownika gość z drogi

50. Droga Jagno ,za co przepraszasz ?

właśnie o to chodzi bysmy dzielili się naszymi przemyśleniami :)
serdeczności z bardzo pracowitej sląsko-dąbrowskiej ziemi:)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

51. Jagno... Droga Jagno...:)

Ja też powiem, że nie masz za co przepraszać.
Przeciwnie - wdzięczna jestem Tobie za Twoje refleksje, za troskę...
Komunikacja, o której piszesz... tak, to jest bardzo ważne, ale też wiele zależy od Czytelnika, od Jego Wolnej Woli,  danej od Boga każdemu człowiekowi.
Czy zechce zatrzymać się i przemyśleć to, co jest zapisane, to co polecone do wysłuchania, gdzie są podane też przykłady z życia, o czym piszesz.
Wiele zależy od Dobrej Woli... i tu wszystko zaczyna się łączyć, ponieważ wszelkie Dobro pochodzi od Boga. Dlatego - rozumiejąc, co chciałaś mi przekazać już w pierwszym Twoim komentarzu - odpowiedziałam Tobie, że cała Nadzieja w Panu Bogu... i w Matce Bożej...
Siejmy... i nośmy wodę... jak w Kanie... i wspierajmy się w TYM wzajemnie...
z Wiarą Miłością Nadzieją... i z pokorą... wierząc, że gdzieś, kiedyś... TO, co siejemy... z Bożą Pomocą... wyda owoce...

Bardzo Ci dziękuję...:)
Pozdrawiam serdecznie Ciebie... i Zofię... i Wszystkich czytających te słowa...
Szczęść Boże...

avatar użytkownika intix

52. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Bóg czy Mamona?

Sobota, 7 listopada 2015 roku
Łukasz 16,9-15


Ja też wam powiadam: Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków. Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze? Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie". Słuchali tego wszystkiego chciwi na grosz faryzeusze i podrwiwali sobie z Niego. Powiedział więc do nich: "To wy właśnie wobec ludzi udajecie sprawiedliwych, ale Bóg zna wasze serca. To bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych.


Umiejętność troski jest jedną z podstawowych wartości określających ludzkie życie. Troska o człowieka, o wypełnienie zadań jakie nam powierzono, jest wyrazem wierności wobec Boga. Troska jest tworzeniem warunków, które nam oraz innym umożliwiają całościowy rozwój, pamiętaniem, jakie jest nasze ostateczne przeznaczenie. "Wszystko, co działacie słowem lub uczynkiem, wszystko na chwałę Bożą czyńcie". To jest definicja troski wyrażająca ludzką wrażliwość na Boga.

Wierny jest uczciwy. Jemu zależy na tym co dobre. To człowiek odpowiedzialny za coś, co zostało mu powierzone. Lojalny wobec tego, który obdarzył go zaufaniem. W naszej wierności rozpoczynamy od tego co małe, wydawać by się mogło nie warte troski i starania. Jezus zachęca, byśmy byli uważni zarówno naprawy małe jak i wielkie. Tych pierwszych nie należy bagatelizować, ponieważ one pokazują innym nasze wnętrze. Człowiek jest taki, jaki jest w realizacji spraw małych. Lekceważenie, brak solidności sprawia, że inni obawiają się zaufać nam w sprawach, których brak realizacji narazić ich może na znaczne koszty.

Tym, co nas szczególnie pociąga, są pieniądze. Człowiek potrafi uzależnić się od nich. Ci, którzy mają, chcą jeszcze więcej, nie zwracając uwagi na to, czy nie stanie się to dramatem dla nich samych i rodziny. Ci, którzy nie mają pieniędzy zazdroszczą tym, którzy posiadają je w nadmiarze. Zazdrość, złość, nienawiść, zawiść niszczą również tych, którzy nie mając pieniędzy, są przez nie duchowo i moralnie niszczeni.

Służba Bogu wymaga dystansu wobec tego, co materialne. Pieniądz gdy staje się bożkiem prowadzi do zdrady Boga. On manipuluje człowiekiem wskazując mu to, czym warto się zająć, ponieważ będzie to korzystne ze względu na finanse, a w jaką sprawę nie należy się angażować. Z punktu widzenia interesów jest to myślenie właściwe, lecz z czasem możemy nad tym stracić kontrolę. Nieodpowiedni stosunek do pieniądza niszczy człowieka, jego świat wartości duchowych, zasad, uczciwość, wierność ideałom.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
oraz rozważania:

Zagrożony skarb wiary

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

53. serdeczne Dobrego Wieczoru droga @Intix i Jagno

i Blogmedio :)
Dobra Komunikacja a nieraz wręcz telepatia :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

54. Błogosławionej Niedzieli...:)

Tobie Zofio... Tobie Jagno... i Wszystkim, do których dotrą te słowa...
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich...:)
Szczęść Boże...

avatar użytkownika intix

55. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Niedziela, 8 listopada 2015 roku

XXXII NIEDZIELA ZWYKŁA

Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym



Marek 12,38-44



I nauczając dalej mówił: Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok. Potem usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz. Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie.


To przykre, że trzeba się strzec ludzi, którzy czytają Biblię i ją znają, lecz nią nie żyją. Ich pobożność jest zewnętrzna, obfitująca w gesty, znaki, namaszczone poruszanie się i wypowiedzi, które nie płyną z serca oddanego Bogu, lecz z zapatrzenia w samego siebie. Ważny jest dla nich przede wszystkim wygląd, bycie przez innych zauważonym i noblilitacja w środowisku. Brak wyróżnień traktują jak potwarz, poniżenie. Ich modlitwa nie jest dla Boga, ale własnej chwały.

Dlaczego kobieta z Ewangelii daje wszystko, co posiada? Czyż takim gestem nie wskazuje na swój brak rozsądku? Czy nie jest to zachowanie ryzykowne? Gdybyśmy w życiu kierowali się w każdej sytuacji rozsądkiem, może nigdy nie otarlibyśmy się o heroizm. Tak naprawdę dają innym Boga ci, którzy są ubodzy duchem. Nauczyli się w życiu tracić i godzić się z tym, że nie mają. Spójrzmy na tę scenę w taki sposób: kobieta ufa Bogu.

Jezus jest wyraźnie wzruszony tą kobietą. Dała z serca, nie z tego, co jej zbywało. Gdy człowiek z serca daje, zawsze daje najwięcej. To jest najcenniejszy dar – serce, które kocha, które jest hojne. Była dyskretna we wrzucaniu pieniędzy do skarbony. Zauważano wielkich tego świata, pięknie ubranych, wykształconych, szanowanych. Jezus zobaczył jej dar. Jego pociągają ludzie wrażliwi, o pięknym sercu, którzy dają wszystko. Ważne jest wykształcenie, posiadanie cennych przedmiotów, znajomości, pieniądze ułatwiające życie, lecz najważniejsze jest piękne, wrażliwe, czułe, dobre serce. To jest największym bogactwem człowieka.

Pocieszające jak to, jak Jezus patrzy na człowieka. W tym, czego po ludzku bardzo mało w człowieku, on dostrzega pełnię. W prostocie gestu widzi pełnię. W małym darze jest to, na co przede wszystkim oczekuje, gdy dającego wiele to kosztuje.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
a także:

> Fascynacja samym sobą
> Zanim
> Ostatnia kropla oliwy

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

56. szczęść Boże droga@ Intix :)

Szczęść Boże Blogmedio24.pl :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

57. Szczęść Boże...:)

Dzisiaj... pozwolę sobie podłączyć do tego wpisu:
DUCH WOLNOŚCI...

Szczęść Boże... Zofio Droga...:)
Szczęść Boże... Blogmedia24...
Szczęść Boże... Polsko!

Świątecznie... Pozdrawiam Wszystkich  serdecznie...:)

avatar użytkownika intix

58. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!

Środa, 11 listopada 2015 roku

ŚW. MARCINA Z TOURS
Narodowe Święto Niepodległości

Łukasz 17,11-19


Zmierzając do Jerozolimy przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami! Na ich widok rzekł do nich: Idźcie, pokażcie się kapłanom! A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec. Do niego zaś rzekł: Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła.


Oczyszczenie trędowatych w drodze, aby pokazać się kapłanom, było niepełne. Szli do przedstawicieli świątyni posłani przez Jezusa. Wypełnianie słów Pana jest uzdrawiające, pokazujące kierunek zdążania, udzielające siły. Nasze działanie powinno być „chodzeniem” w słowie Bożym, które zawsze zmierza do wpatrywania się w Pana.

Kiedy trędowaci poznali swoje oczyszczenie, powrócił do Jezusa tylko jeden. Odkrycie wolności, smakowanie w niej, pobudziło jego serce do wdzięczności. Nie można nie być wdzięcznym, będąc pocieszanym przez Boga, stając się wolnym przez Niego i w Nim. Smakowanie w pocieszeniu przez Pana znajduje swoją głębię w uwielbianiu Go. Ten jeden człowiek mógł dalej podążać razem z dziesięcioma, aby pokazać się kapłanom. Przecież Jezus nie powiedział, żeby powrócili i pokazali się Jemu.

„Wtedy jeden z nich, widząc, że został uzdrowiony, wrócił….” Powrót oznacza radykalną zmianę tego człowieka. Jego zewnętrzna postawa wskazuje na to, co dokonuje się w jego wnętrzu, co skłania go do powrotu, co „niesie” go do Jezusa. Ten człowiek zaczął myśleć w nowy sposób, a co za tym idzie – reagować inaczej, niż do tej pory. Posłany powinien nieustannie powracać do tego, który Go posyła. Oczyszczenie jest wezwaniem do świętowania z tym, który mnie oczyścił, uczynił wolnym, podobnym do siebie. Uzdrowienie jest przywróceniem człowiekowi podobieństwa do Boga. Trzeba patrzeć na tego, który uzdrawia, trzeba Go wielbić, aby dokonało się, aby życie zostało przeniknięte wiarą.

Żydzi traktowali Samarytan jako osoby nieczyste rytualnie. Gardzili nimi. Doznawanie upokorzeń, odrzucenia może ukształtować w człowieku głębszą wrażliwość, a tym samym zdolność do wdzięczności tam, gdzie inni o tym nie pomyślą. Poniżony odkrywa, że wszystko jest darem. Będąc poniżonym, jako Samarytanin, a ponadto doświadczając bólu nieczystości przez trąd, ceni sobie wolność, a przede wszystkim tego, któremu ją zawdzięcza. Wdzięczny jest Samarytanin źle traktowany przez Żydów. Istotne jest to, w jaki sposób patrzy na nas Bóg oraz, w jaki sposób my patrzymy na Niego. Nie ulega żadnej wątpliwości, że On zawsze patrzy z miłością.

„Głośno chwaląc Boga”. Głośne wołanie, chwalenie jest znakiem mocy wewnętrznej człowieka. Uzdrowienie przez Chrystusa jest równoznaczne z przywróceniem człowiekowi duchowej mocy. Najpełniejszą i najgłębszą formą świętowania wolności, a przez to i wdzięczności jest wielbienie Boga. Taka postawa jest wyrazem rzeczywistej czystości ludzkiego serca i potwierdzeniem tego, że stał się wolnym, czyli będącym na dystans do tego, co czyniło mnie niewolnikiem zła.

„Upadł na twarz do Jego stóp i dziękował Mu”. Samarytanin ujawnia swoją małość, słabość wobec Jezusa. Twarz wyraża to, kim człowiek jest i co się w nim dokonuje. Przez taki upadek wyraża on swoją wiarę i ma dostęp do „jasności Pana”, do Jego darów. Upaść na twarz mówi o byciu blisko Boga i napełnianiu się tym, co Boże.

Jezus czekał na przyjście uzdrowionych: „Gdzie jest dziewięciu?”. Dziewięciu, którzy zostali oczyszczeni w drodze, nie weszli w pełnię oczyszczenia. Zobaczyli wolność ciała od trądu. Tymczasem jest jeszcze ludzki duch, jest serce, które żyje, gdy oddycha czystością, pięknem, prawdą, dobrocią. Oczyszczony pamięta, że powinien pokazać się kapłanom. Zapewne nie był świadomy tego, że wracając do Jezusa, staje przed Najwyższym, Wiecznym Kapłanem. Samarytanin wszedł w pełnię oczyszczenia przez powrót do Jezusa, wielbienie Go i oddanie pokłonu. W ten sposób wyraził swoją wiarę, w której Bóg uzdrawia człowieka.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
oraz rozważania:

Uzdrowieni z trądu – dzięki wierze !

***
Bóg zapłać...

avatar użytkownika gość z drogi

59. Szczęść Boże Polsko 11.11 2015 :)

Droga @Intix,oglądam defiladę Zwycięstwa,patrzę na Tą Naszą Polskę i Bogu serdecznie dziękuję,ze dożyłam takiego DNIA :)Dnia w którym kolejny RAZ odzyskaliśmy Naszą Polskę...czy na długo? któż to wie,najważniejsze jest na razie Dzisiaj...i te Maluchy na ramionach Ojców machające Biało-czerwonymi :)
Bóg Honor Ojczyzna

gość z drogi

avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

60. Duszek Wolności

W PISie nie ma Ducha Wolności tylko jest duszek. Wskazuje na to skandal z Maltą. PIS planuje wypełnić uległość w stosunku do Niemiec w zakresie muślimskich migrantów obciążając winą Platformę. A przecież Duch Wolności nakazywałby przejęcie inicjatywy w swoje ręce w wyniku nadarzającej się okazji w łonie POgorzelców.

Okazja spadła jak z nieba. Prezydent powinien pojechać na Maltę walnąć pięścią w stół i powiedzieć, że Polska przyjmie 3333 syryjskich katolików i ani jednego więcej - dopuki są w Polsce polskie dzieci głodujące, a polska młodzież musi wyjeżdzać za chlebem.

Polski Duch Wolności nie powinien się chować za węgierskiego, czeskiego etc. Akurat historia stworzyła znowu znakomitą okazję dla Polski i wszyscy na to czekają...

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika intix

61. Myślę, że nie należy zapominać o tym,

KTO jest ojcem SZCZYTU...
Tusk... dla którego Polskość to nienormalność... doskonale wiedział o tym, że w Polsce jest uroczyście obchodzone Narodowe Święto Niepodległości...
Doskonale też wiedział o zmianach powyborczych...
Czy to nie Tusk jest mistrzem manipulacji w temacie Szczytu na Malcie... żeby było o Nas bez Nas...?

***
Serdeczne Bóg zapłać... Wszystkim... za wspólne rozważania... wspólne modlitwy...
Jeszcze... gorąco polecam Blog:

http://verbumcatholicum.com/

***
Pozdrawiam serdecznie...
Szczęść Boże...
I jeszcze pod tym wpisem... za chwilę Słowo Boże na dziś...

avatar użytkownika intix

62. Słowo Boże na dziś...

SŁOWO

a także:

Sodoma i Gomora

Piątek, 13 listopada 2015 roku
Św. BENEDYKTA, JANA, MATEUSZA, IZAAKA I KRYSTYNA
PIERWSZYCH MĘCZENNIKÓW POLSKI


Łukasz 17,26-37


Jezus powiedział do swoich uczniów: "Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich. Podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali, lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich: tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi. W owym dniu kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do siebie. Przypomnijcie sobie żonę Lota. Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je. Powiadam wam: Tej nocy dwóch będzie na jednym posłaniu: jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć razem: jedna będzie wzięta, a druga zostawiona". Pytali Go: "Gdzie, Panie?" On im odpowiedział: "Gdzie jest padlina, tam się zgromadzą i sępy".


Człowiek wystawia na próbę dobroć i cierpliwość Boga. Tekst o potopie winien budzić w nas poczucie niepokoju, ponieważ – "o tyle możemy być spokojni, o ile jesteśmy niespokojni". Istnieje bowiem pewien rodzaj niepokoju sumienia, który jest wrażliwością, życiem, duchowością i wiarą. Pewien zatem rodzaj niepokoju obecny we mnie, może wskazywać na głębię życia duchowego. Podobnie istnieje również pewien spokój, który jest powierzchownością, obojętnością.

Noe jest człowiekiem niespokojnym, a jego historia jest przygotowaniem na sąd Boży; reszta ludzkości zachowuje postawę obojętności, ślepoty, zadowolenia i egoizmu, jednym słowem – trwa w duchowej pustce. Trudno jednak przebudzić się z zatopienia we śnie obojętności.

"Kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich". U korzeni Bożego sądu znajduje się odrzucenie prawdziwego Boga i zastąpienie Go jakimś przedmiotem lub własną pychą. W życiu człowieka realizowane są wybory, które wynikają z wiary lub niedowiarstwa. Bóg poprzez swą wymagającą sprawiedliwość, objawia przede wszystkim to, że jest moralny, a nie jakimś ślepym i despotycznym sędzią. Jego gniew wydawać się może czymś bezlitosnym, nieracjonalnym i przeciwnym wszelkiemu ludzkiemu działaniu.

Żona Lota, która oglądając się za siebie stała się słupem soli, w tradycji chrześcijańskiej jest symbolem nostalgii za przeszłością. Ona zaś – jest przyczyną odejścia od wiary, będącej ryzykiem, rozwojem, podążaniem ku przyszłości. Orygenes o tym wydarzeniu tak pisał: "Lot, który nie oglądał się wstecz, reprezentuje dzielną duszę, natomiast jego żona – ciało. Albowiem to ciało właśnie spogląda ciągle w stronę słabości. Ciało jest skierowane w stronę słabości i szuka jedynie przyjemności".

Idealizuje się niekiedy przeszłość, przekształcając ją w czas nadzwyczajny. Niekiedy człowiek posuwa się naprzód z głową zwróconą wstecz, do przeszłości. Wspomnienia upiększają przeszłość, zachwycają się nią i ukazują ją jako wzór i w ten sposób ograniczają pragnienie zmiany, podcinają skrzydła nadziei, uniemożliwiają jakiekolwiek nawrócenie i odrzucają wszystko, co nowe.

Do czego zatem warto i należy odwoływać się z naszej przeszłości? Do tego co budziło i nadal przyczynia się do budzenia we mnie wiary; do tego co radowało i nadal raduje; kiedyś dawało i teraz daje nadzieję.

Ks. Józef Pierzchalski SAC
***
oraz rozważania:

Ocalenie człowieka i świata – jedynie w Bogu!, Łk 17, 26-30

***
Załączam też do wpisu wczorajsze Słowo Boże:

Królestwo Boże przyjdzie niedostrzegalnie

oraz rozważania:

Reguły o rozeznawaniu duchów w codziennym życiu

***
Bóg zapłać...