Polityka a moralność - Ks. prof. Czesław S. Bartnik

avatar użytkownika intix

 

W całej historii ludzkiej do dziś występuje bardzo istotny problem związku polityki z moralnością. Rozmaite są jednak, i często bardzo rozbieżne, ujęcia i polityki, i moralności. Żeby więc uniknąć chaosu, przez politykę trzeba rozumieć ekonomię władzy społecznej o typie państwowym, a przez moralność relację działań i czynów do norm etyki, indywidualnej i społecznej. Przy tym mam na uwadze głównie najdoskonalszą na świecie etykę chrześcijańską, a w niej katolicką. Temat zaś jest sprowokowany poglądami wielu polityków i politologów, jakoby moralność nie miała nic do dziedziny polityki.

Polityka dobra i zła

Polityka własnego kraju czy swojej partii ma w sobie coś z czaru czy narkotyku, według którego jawi się, zwłaszcza ludziom nierefleksyjnym, jako dobra, słuszna i bardzo moralna. Natomiast ogólny obraz polityki innych krajów lub/i partii wydaje się niesłuszny, błędny i zły. Jednak gdy przyjdzie czas dojrzałości sądów i ocen, problem bardzo się komplikuje. Okazuje się, że zwykle za dobrą uważamy politykę szczególnie skuteczną i o wielkiej owocności materialnej, a politykę nieskuteczną lub przynoszącą jakieś niedostatki materialne uważamy za złą. Szkopuł w tym, że ta polityka skuteczna może być niemoralna, a mało skuteczna lub nawet nieskuteczna, np. nieudane powstanie, może być dobra i wysoce moralna. I dziś bardzo często ludzie bez skrupułów moralnych sprawę sobie niesłusznie upraszczają: albo przyjmują, że żadna etyka, zwłaszcza katolicka, nie ma nic do polityki, bo by ją hamowała, albo na miejsce obiektywnej etyki stawia się czy to prawo państwowe, czy to wymyśloną etykę własną, która jest konwencjonalna lub czysto pozorna.

Wydaje się, że od tysiącleci przeważało pojmowanie polityki skutecznej za moralną i godną. Toteż cały kraj zazwyczaj się chlubił, gdy wojna napastnicza się udała. Zresztą wojny napastnicze i grabieżcze są jakąś konsekwencją biologicznego pędu walki o władzę, panowanie nad innymi i posiadanie. A religie pogańskie zwykle to sakralizowały. Dopiero chrześcijaństwo rozpoczęło proces, zresztą bardzo mozolny, powstrzymywania wojen niesprawiedliwych, grabieżczych i niemoralnych. Ale dziś wszelki wpływ religii na życie polityczne bardzo osłabł i życie to robi się coraz bardziej dzikie, choć są jeszcze kraje, gdzie wciąż trwają pewne tradycje chrześcijańskie. Do takich krajów należy Polska. Jednak i do nas przychodzi fala antymoralna. Kościół polski przeciwstawia się tej fali na dwu płaszczyznach: przez wzniosłe prawdy wiary i przez głoszenie moralności ewangelicznej. Wszakże jeśli chodzi o prawdy wiary, to w życiu społeczno-politycznym już przegrywamy. Politycy i władcy Polski przyjmują już coraz szerzej „prawo” zachodnie, że mianowicie „Bóg nie ma nic do polityki”, tym bardziej Kościół. Polityka ma być bez Boga, bez chrześcijańskiej wizji człowieka i społeczeństwa, musi być ona ateistyczna. W tej sytuacji wielu duchownych i katolików świeckich dowodzi, że państwo musi przyjąć przynajmniej zasady etyczne chrześcijańskie, które zresztą są i ogólnoludzkie, i najdoskonalsze na świecie. Jednak jest to nieskuteczne, bo jeśli państwo odrzuca Boga, to tym bardziej odrzuca i Jego prawo, etykę opartą na Bogu, etykę, która jest jeszcze trudniejsza do przyjęcia w praktyce niż wiara w Boga. I przeważnie ludzie głęboko niemoralni odrzucają wiarę w Boga.

U nas nie rozumie się dobrze tej sytuacji. Na przykład Polacy są bardzo oburzeni na Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, że – mówiąc krótko – umył ręce w sprawie Katynia. Tymczasem nasze oburzenie jest całkowicie słuszne, ale tylko na bazie moralności, a nie na bazie prawnej. Jeszcze raz powtórzę: polityka, zwłaszcza międzynarodowa, nie opiera się na etyce ogólnoludzkiej, etykę tę ma zastąpić prawo stanowione, a takiego prawa Związek Sowiecki nie przyjmował, w 1939 r. został wyrzucony z Ligi Narodów. Do Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności przystąpił dopiero jako Federacja Rosyjska w 1998 roku. Prawo międzynarodowe rodzi się bardzo wolno i w wielkich bólach. Toteż, zgorszę maluczkich: sam proces norymberski był słuszny moralnie, a ściśle prawnie był wówczas nielegalny. Alianci przeprowadzili ten proces na zasadzie zwycięzców, jak to bywało i w przeszłości. Nie uznawali ani moralności politycznej, ani prawa naturalnego. Dlatego też nie był sądzony Związek Sowiecki, równie zbrodniczy, ani dywanowe naloty aliantów na miasta niemieckie, niszczące ludność cywilną. W aspekcie ściśle prawnym mogły sądzić „swoich” zbrodniarzy tylko dwa państwa: niemieckie i sowieckie, które stanowiły zbrodnicze prawa. Tłumaczenia niemieckich zbrodniarzy, że „takie mieli rozkazy”, nie były wbrew opinii potocznej idiotyczne. Jeszcze raz powtórzę: po wyrzuceniu Boga z polityki moralność nie ma żadnego głosu. Dlatego są „legalnie” mordowani dezerterzy z brudnej wojny, żołnierze, którzy – jak Otto Schimek – nie chcą zabijać zakładników cywilnych, dlatego żołnierze i policjanci „muszą” strzelać do swoich braci, ojców i synów biorących udział w manifestacji, strajku lub buncie. I podobnych spraw jest bardzo dużo do dziś. Polityka czeka ciągle na humanizację, personalizację i żywą moralność, na umoralnienie.

Tak samo i UE nie tylko wyrzuca etykę z życia publicznego, lecz także łamie religijną i moralną klauzulę sumienia. Człowiek publicznie religijny nie może mieć znaczącego stanowiska w państwie, lekarz moralny musi zabijać dzieci upośledzone choćby na dzień przed urodzeniem, we Francji mer katolicki musi asystować przy zawieraniu „małżeństwa” homoseksualistów, ksiądz, nauczyciel, wychowawca musi uczyć niemoralności dzieci i młodzież, a także szerzyć ateizm. Już nawet do nas docierają obłąkane postulaty, by ksiądz łamał tajemnicę spowiedzi i donosił do prokuratury na spowiadającego się pedofila. Szał tych wszystkich pseudoliberałów jest potworny i wolno im niszczyć moralność bezkarnie. Tych, którzy nie słuchają takich dzisiejszych demonów, zaczyna się karać grzywnami, aresztem, więzieniem, utratą stanowisk i infamią „resocjalizacji do dzisiejszości”. W rezultacie oznacza to rozkład moralny państw.

 

Polityka zewnętrzna

Od początku funkcjonowały pewne normy etyczne, obyczajowe i prawne wewnątrz rodziny, rodu, plemienia, zespołu plemion, państw czy narodów. Długo natomiast nie było żadnych norm moralnych co do polityki na zewnątrz. Tutaj kształtowały się z czasem pewne zasady współistnienia, współpracy i współżycia pokojowego, stanowiące pewnego rodzaju małe kodeksy norm międzywspólnotowych. Ale przy tworzeniu się większych jednostek z reguły lała się krew, były podboje, wojny, grabieże, wyniszczenia. Stąd choć stosunkowo dawno pojawiły się idee wielkich, nawet uniwersalnych królestw zespalających różne państwa, jak królestwo Kisz za legendarnego Etany, królestwo Uruk za Lugalzagesiego (ok. 2340-2316 przed n.Chr.), Imperium Perskie, Imperium Aleksandra Wielkiego w IV w. przed n.Chr. czy iście światowe Imperium Romanum i inne, to jednak powstawały one i rozwijały się na zasadzie podboju i hegemonii ze strony jednego z królestwa, które narzucało swoje prawo i swój kodeks etyczny. Pomocniczymi normami prawnomoralnymi były traktaty pokojowe, pakty, umowy, dyktaty, choć przeważnie wszelkie takie ustanowienia nie trwały długo i znowu wybuchały wojny i bunty.

Ciekawą koncepcję polityki rzymskiej za Republiki miał Scypion Afrykański Starszy, który opowiadał się za budowaniem imperium przez wiązanie z Rzymem państw na drodze federacji (foederati) i stowarzyszeniowej (socii), a nie przez podbój. W tym duchu konsul Tytus Kwinkcjusz Flamininus (230-175 przed n.Chr.) wystąpił w roli oswobodziciela Grecji spod dominacji króla macedońskiego Filipa V, którego w drugiej wojnie macedońskiej pokonał pod Kynoskefalaj w 197 r. przed n.Chr., ale zawarł z nim pokój i nie okupował ani Macedonii, ani miast-państw greckich. Miał powiedzieć, że w zwyczajach rzymskich nie leży, żeby pastwić się nad pokonanymi, grabić ich ziemie i łamać traktaty pokojowe.

Jednak taka polityka Rzymu trwała tylko ok. 30 lat, do czasów Katona Starszego (zm. 149). W duchu jego koncepcji polityki wódz Emiliusz Paulus rozgromił wojska macedońskie w trzeciej wojnie macedońskiej pod Pydną w 168 r., ograbił Macedonię, upokorzył, narzucił ustrój rzymski, a pojmanego króla Perseusza zamęczył w więzieniu w Rzymie.

Typ polityki Katona Starszego był najczęściej naśladowany potem w Europie. W wieku XX politykę światową miała doskonalić Liga Narodów z siedzibą w Genewie (1920-1946). Miała ona zapewniać pokój, zapobiegać wojnom, dążyć do rozbrojenia i tworzyć prawo międzynarodowe. Lecz Liga Narodów nie była powszechna, nie przystąpiły do niej Stany Zjednoczone, była słaba i służyła przede wszystkim interesom Francji i Wielkiej Brytanii. Ogromnym osiągnięciem prawnym i moralnym jest Organizacja Narodów Zjednoczonych, zawiązana po II wojnie światowej, w 1945 r., już o charakterze uniwersalnym. Podjęła zadanie utrzymania pokoju na świecie, bezpieczeństwa, suwerenności i równości państw oraz przestrzegania międzynarodowych zobowiązań, jednak bez ingerencji w wewnętrzne sprawy członków. Ale dziś ONZ słabnie, często panuje niezgoda między pięcioma stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa (USA, Anglia, Francja, Rosja i Chiny) i ostatnio coraz bardziej odchodzą od ogólnoświatowych norm etycznych, zwłaszcza w swych różnych agendach, pozostających pod rosnącymi wpływami kierunków ateistycznych. Prawdziwą ziemią obiecaną miała stać się Unia Europejska, wyrosła z wielkich idei ludzkości i łącząca państwa i narody europejskie na zasadzie dobrowolności. Jednak doskonale zapoczątkowana, źle została zrekonstruowana w 1991 r. i pod względem gospodarczym, i politycznym, i ideologicznym: stłamszono narodowe podmioty gospodarcze, dąży się do utworzenia jednego organizmu z hegemonią Niemiec i Francji, przyjęto ideologię ateistyczną, którą szerzy się pod przymusem, daje się zbyt dużo pola nieodpowiedzialnym drapieżnikom i istotę wolności widzi przede wszystkim w amoralności. Jeśli UE jeszcze żyje, to dzięki niechcianej właśnie tradycji staroeuropejskiej i chrześcijańskiej.

Polityka wewnętrzna

Jeszcze bardziej subtelnej moralności potrzeba w polityce wewnętrznej. Święty Paweł Apostoł uczy, że władza społeczna i polityczna jest od Boga i „rządzący nie są postrachem dla uczynku dobrego, ale dla złego” i „jest narzędziem Boga prowadzącym ku dobremu” (Rz 13, 1-7), a więc ma charakter pedagogiczny i z gruntu moralny. Właśnie dziś w UE jest akurat odwrotnie: władze często tępią dobro, a wspierają zło. Być może św. Paweł miał na myśli rządzących wysoce moralnych, nie mógł bowiem mówić czegoś takiego o władzy cesarskiej Nerona, z którego wyroku poniósł śmierć w Rzymie w 63 lub 64 roku. Neron należał do potwornych cesarzy. Oto cesarz Klaudiusz pod naciskiem swej ostatniej żony Agrypiny Młodszej adoptował jej syna Nerona (54-68 po n.Chr.) na swego następcę, pomijając swego syna Brytannika. Żona „w nagrodę” otruła Klaudiusza, żeby przyspieszyć panowanie młodego Nerona, no i swoje. Syn z kolei, gdy tylko dorósł, zabił Brytannika, kazał zabić matkę, by nie wtrącała mu się do rządów, uśmiercił kolejno dwie swoje żony, mordował także senatorów i wielu innych, wybitnych ludzi, a jego nauczyciel, mędrzec Seneka, musiał w tej sytuacji popełnić samobójstwo. Neron na koniec ogłosił się bogiem, podpalił miasto i prześladował chrześcijan jako złoczyńców. Takich stalinów w historii było bardzo wielu. Gdy człowiek niemoralny dostanie się na tak wysokie stanowisko, to dostaje potwornej choroby.

Przyjęło się, że najbardziej sprawiedliwi i moralni są demokraci. Ale władza również w ich wykonaniu może być taka sama jak tyranów, co pokazuje historia demokratycznych Aten. Weźmy np. sprawę sławnego zwycięzcy spod Maratonu, wodza Miltiadesa. Jakiś czas po Maratonie Zgromadzenie Ludowe w Atenach wysłało go w 489 r. przed n.Chr. na podbój niektórych wysp cykladzkich, które uniezależniły się od Aten, żeby je opanował i ograbił. Demokraci pałali żądzą władzy, złota i krwi. Miltiades odnosił z początku pewne sukcesy, ale nie mógł przez miesiąc zdobyć wyspy Paros i nie uzyskał nawet 100 talentów okupu. Wtedy lud pod wodzą wielkich demokratów odbył nad nim, ciężko rannym i leżącym na noszach, sąd z żądaniem kary śmierci, że nie przywiózł nawet okupu. Obronili go przed śmiercią przyjaciele, ale nałożono na niego karę 50 talentów, tyle co 1300 kg złota. I gdy więziony szybko zmarł, złoto musiał dać za niego jego syn. Wartość ustroju politycznego nie zależy od jego techniki, lecz przede wszystkim od moralności i rządzących, i poddanych.

Innym złotym cielcem polityki stał się współczesny liberalizm, rzekomo świetlany wytwór ateistycznej współczesności. Tymczasem taki błędny liberalizm pojawiał się już od początku ery chrześcijańskiej jako różne dewiacje wielkiej chrześcijańskiej idei wolności od zła i wolności duchowego tworzenia dobra. Dewiacje te głosili na początku libertyni, antynomianie, nikolaici, manichejczycy, antytakci, potem liczne wspólnoty średniowieczne, jak bracia i siostry wolnego ducha, katarzy, bogomili, begardzi, adamici, a następnie arminianie, arnoldyści, familianie i liczni inni. Mówiąc zbiorczo, znieprawili oni ewangeliczne przesłanie wolności, a odrzucili prawo religijne, kościelne i moralne, łącznie z większością Dekalogu, i siebie uznawali za wolnych od obowiązków i za ludzi światłych, słuchanie dogmatów i prawa uważali za postawę niewolniczą. Odkupienie uznawali za uwolnienie od wszelkich rygorów prawnych, moralnych i społecznych. Niektórzy głosili, że po chrzcie są już bezgrzeszni, choćby popełniali te same czyny co dawniej. Prawdy wiary dobierali sobie według gustu, potępiali celibat jako nieprawość, no i wszyscy przyjmowali pełną swobodę seksualną jako najwyższą wolność, także dla młodzieży. Anglikańscy familianie z XVI w. głosili, że nie ma obiektywnych norm etycznych, lecz złem jest tylko to, co sam człowiek uzna za zło. Jak widzimy, również dzisiejszym skrajnym liberałom nie tyle chodzi o wolność gospodarczą czy społeczną, ile głównie o „wyzwolenie się” od obiektywnej moralności. I tacy ludzie mają coraz większy wpływ na życie polityczne. Jednak sekty szybko przemijają.

Liberałowie, zwłaszcza ateistyczni, fingują, że tworzą politykę prawa, a faktycznie odcinają się ostro od pradawnego nurtu życia prawa państwowego i moralnego tworzonego przez najwyższe kultury w dalekiej nawet przeszłości. Wielcy monarchowie potrafili przez kodyfikacje prawa zwyczajowego doskonalić życie społeczne, otwierać je szerzej na wolność prostego człowieka, na sprawiedliwość, na obronę słabszych, tępić korupcję i wprowadzać harmonię w życie państwowe. Są to: najstarszy pisany kodeks Urukaginy, króla sumeryjskiego Lagasz z 2378 r. przed n.Chr., potem słynny kodeks króla Urnammu (ok. 2112-2095), sumeryjskiego państwa Ur, kodeks Bilalamy z Esznuny (ok. 1980 przed n.Chr.) w języku akadyjskim, kodeks Lipit Isztara (1934-1924), króla Isin, a wreszcie kodeks Hammurabiego, króla babilońskiego (ok. 1792-1750 przed n.Chr.) i inne. Po wiekach łączyły prawo z pewną liberalizacją reformy Solona z Aten w 594 r. przed n.Chr., wzorowane na nich Prawo Dwunastu Tablic w Rzymie (451-449 przed n.Chr.), „Pięcioksiąg” moralno-prawny Konfucjusza (551-479 przed n.Chr.) w Chinach, dekrety indyjskiego cesarza Asioki (w. III przed n.Chr.), a nawet angielska Wielka Karta Wolności z r. 1215 po n.Chr. i wiele innych mądrości społeczno-politycznych, nie mówiąc już o Biblii Starego i Nowego Testamentu. Słowem, wielkie kultury ciągle organizują sobie życie indywidualne i społeczne w mądrości, harmonii, pokoju, moralności i godności, tylko „postępowa” UE stawia dziś na niszczenie, burzenie, gwałt i niepokój.

Moralność nowa, czyli niemoralna

Traktat lizboński i inne ustawodawstwa UE mają proklamować nowego ducha Europy i Prawa Podstawowe UE, jak godność, wolność, równość, solidarność, prawa obywatelskie, sprawiedliwość i postanowienia ogólne (zakres, gwarancje, ochrona i zakaz nadużywania tych praw). Wykładnia tych praw jest powierzona Europejskiemu Trybunałowi Sprawiedliwości w Luksemburgu. Jest tam też wiele praw szczegółowych, jak prawo do życia, prawo do strajku i inne. Jednak wszystkie prawa są sformułowane nieostro, tak żeby mogli je interpretować bliżej przywódcy unijni. W rezultacie, choć mają dużo z tradycji europejskiej i nawet chrześcijańskiej, to jednak są szeroko otwarte na interpretacje antytradycyjne, antychrześcijańskie i antynarodowe.

W rezultacie również w Polsce narasta coraz silniejszy konflikt między przemycaną po cichu „nową ideologią” i „nową moralnością” unijną a naszą umysłowością polską, religijnością i moralnością katolicką. Ze względów taktycznych „misjonarze” nowego nie atakują u nas całości doktryny i etyki Kościoła, bo straciliby na wyborach, lecz masońską metodą myśliwych polują dziś z nagonką medialną na wybrane, wyróżniające się bardziej obronnością, postacie, takie jak o. Tadeusz Rydzyk, ks. abp Józef Michalik, ks. abp Sławoj Leszek Głódź, ks. abp Henryk Hoser, ks. bp Kazimierz Ryczan, ks. bp Wiesław Mering i inni. I z całą wściekłością przedstawiają ich jako źle rozumiejących Kościół współczesny, bł. Jana Pawła II i Papieża Franciszka. Przy tym wiedzą, że dużo łatwiej jest zniesławić, ośmieszyć i zohydzić każdą jednostkę w oczach nieświadomych, a żądnych sensacji ludzi, niż w otwartym ataku na cały katolicyzm, jego doktrynę i dekalog. Ba! nawet chwalą – oczywiście fałszywie – Jana Pawła II, Prymasa Stefana Wyszyńskiego, bł. Jerzego Popiełuszkę. Ale w sumie jest to działanie ohydne i niemoralne. Osoby atakowane reprezentują czystą naukę katolicką. Człowiek boleje nad takimi umysłowościami. Ostatnio nawet jeden z członków KRRiT powiedział, że gdy Episkopat poparł starania – zresztą ciągle jeszcze wykpiwane – o. Rydzyka o miejsce na multipleksie dla Telewizji Trwam, to zrodził mu się problem wiary w Boga. To Episkopatowi w Polsce nie wolno starać się o jedno medium ogólnopolskie pośród kilkudziesięciu niechętnych lub nawet otwarcie wrogich katolikom, których jest w kraju ok. 90 procent? Taka mentalność to jest coś strasznego. Teraz po prostu boimy się, że za obronę katolicyzmu i patriotyzmu będziemy nie tylko opluwani, ale także karani za „mowę nienawiści” finansowo, zwalniani ze stanowisk, a nawet więzieni, co już się zaczyna w niektórych krajach UE.

I tak obawiamy się po prostu, że takie sprawy, jak ateizacja społeczeństwa, państwa, kultury i życia codziennego, jak ataki na religię, Kościół, duchowieństwo i co wybitniejszych świeckich katolików, jak niszczenie małżeństwa i rodziny, celowa deprawacja wychowania i nauczania, jak cała cywilizacja śmierci, jak ciągłe plucie na Polskę, jej kulturę i historię – to nie tylko jakieś poglądy czy rozważania wielu naszych polityków, rządców i „nowoczesnych” inteligentów, ale właśnie oszołomska „nowa moralność” niemoralna. Jest to nie tylko nierozumne, ale i niemoralne. Grzeszy również niewierzący w Boga. A Kościół Chrystusowy atakują najbardziej ludzie grzeszni i pyszni.

Obawiamy się, że takie sprawy, jak wyprzedaż Polski, ziemi, kopalin, banków, stoczni, hut, cukrowni, sanatoriów, kolei, fabryk, zakładów, firm, szpitali, szkół – ze zwalnianiem tysięcy pracowników, jak niszczenie prawie wszystkich gałęzi przemysłu i zarazem świata robotniczego i wiejskiego – to nie tylko jakieś błędy w obliczeniach czy koncepcjach lub w małpowaniu ideologii unijnej, lecz także jakaś niemoralna polityka gospodarcza, brak miłości Ojczyzny i zawiniona taktyka: „aby do nowych wyborów”.

W wielu pomysłach i działaniach parlamentu, rządu, zwłaszcza ministerstw: Zdrowia, Finansów, Edukacji Narodowej, Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Spraw Zagranicznych, Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, Pracy i Polityki Społecznej, Sportu i Turystyki – przy czym boli nas szczególnie uporczywe degradowanie uniwersytetów polskich, nauki niezależnej, myśli, wyższej kultury duchowej, postawa kompleksu niższości wobec wszelkiej zagranicy, ustawiczne godzenie w autorytet Polski, honor i dobre imię (przez zaniedbanie obrony), popieranie partyjnych miernot i graczy, a wreszcie arogancja władzy wszystkich szczebli wobec robotników, chłopów, związków zawodowych i w ogóle prostych obywateli, zwłaszcza ubogich – widać nie tylko błędy i brak doświadczenia, ale także, niestety, brak zmysłu społecznego, oderwanie od ludzi, arogancję, i nieodpowiedzialność także moralną.

W ogóle kontynuowanie postmarksizmu i niszczącej prawdę ideologii skrajnego liberalizmu przez przeważającą część goniącą za umysłową modą, inteligencji, przez anarchizujące grupy młodych adeptów życia społecznego, państwowego i kulturalnego i przez niektórych szalejących, ideologicznych lub rządowych dziennikarzy – tworzy już w Polsce życie relatywistyczne, subiektywistyczne, nieobiektywne, bez zasad, chaotyczne, bezideowe, no i coraz częściej naruszające podstawowe normy moralne. A pod względem religijnym sytuacja nasza przypomina coraz bardziej przestępcze, potworne ataki na katolików ze strony hitlerowców po potępiającej ich encyklice Papieża Piusa XI „Mit brennender Sorge” z 14 kwietnia 1937 r. oraz działania komunistów w czasach stalinowskich.

Słowem, wymiar religijno-moralny jest absolutnie konieczny dla trwania i rozwoju wszystkich dziedzin życia społecznego i państwowego. Przynajmniej polityka, zarówno zagraniczna, jak i przede wszystkim wewnętrzna, nie może się sprowadzać cała do ohydnego zakłamania, co niestety, wkrada się w coraz większej mierze i do nas.

http://www.naszdziennik.pl/wp/59148,polityka-a-moralnosc.html

Etykietowanie:

43 komentarzy

avatar użytkownika intix

2. Podłączam tu

jeszcze jedną wcześniejszą  wypowiedź Ks. prof. Czesława S. Bartnika:

>Nasze polskie "Dziady"


avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

3. Do Pani Intix

Szanowna Pani Joanno,

Problem w tym, że polityka III RP nie ma nic wspólnego z moralnością.
Wypowiedź księdza Ks. prof. Czesława Stanisława Bartnika pokazuje problem.
Wskazuje drogę do religijnego odrodzenia.
Takich księży potrzebujemy wielu.

Uklony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika intix

4. Szanowny Panie Michale

...Wypowiedź księdza Ks. prof. Czesława Stanisława Bartnika pokazuje problem.

Wskazuje drogę do religijnego odrodzenia...


Tak... Ks. prof. Czesław Bartnik widzi problem, wskazuje go, i pokazuje właściwą drogę...
Zadajmy  pytanie... ILU CHCE na TĘ drogę wstąpić...?
Tu jest kolejny problem...

Pozdrawiam serdecznie

avatar użytkownika intix

5. Wzrost antyklerykalizmu - Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Nasz Dziennik - Sobota-Niedziela, 15-16 czerwca 2013, Nr 138 (4677)

zdjecie
Uciszanie Kościoła to przede wszystkim uciszanie duchowieństwa. Wymowne jest zachowanie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która nie przyznaje Telewizji Trwam miejsca na multipleksie (FOT. R. SOBKOWICZ)

Wzrost antyklerykalizmu

Żywą obecność Kościoła katolickiego oraz duże
znaczenie duchowieństwa w życiu społecznym, państwowym i publicznym pod
koniec oświecenia zaczęto we Francji nazywać „klerykalizmem” (łac.
clericus – duchowny, clerus – duchowieństwo, kler), co miało oczywiście
charakter negatywny. W odpowiedzi przeciwne ruchy, stanowiska i
działania nazwano „antyklerykalizmem”, głównie w znaczeniu
przeciwstawiania się duchowieństwu i zwalczania go na różne sposoby.

Z historii

W najstarszych cywilizacjach walka z jakąś religią koncentrowała się
na zwalczaniu kapłanów tejże religii. Tak też głównie przeciwko kapłanom
i najbardziej aktywnym świeckim zwracały się od początku prześladowania
ze strony Żydów (na wielką skalę za Bar Kochby na początku II w.),
władz różnych krajów, a na większą skalę Rzymian. Potem akcje takie
kontynuowały odrywające się sekty, herezje i schizmy – przez całą
starożytność, średniowiecze, czasy nowożytne, aż po dzień obecny. Toteż i
u nas ostatnio znowu nasiliły się różne formy ataków na biskupów,
duchownych, zakony męskie i żeńskie oraz na wybitniejszych świeckich.

W średniowieczu rozwinął się na wielką skalę antyklerykalizm, można
powiedzieć wewnętrzny, tzn. prowadzony przez ludzi Kościoła, w tym także
duchownych, jak spirytuałowie, arnoldyści, wiklefici, husyci,
reformatorzy i liczni inni. Chcieli oni Kościoła czysto
charyzmatycznego, duchowego, bez środków materialnych, bez znaczenia w
życiu społecznym, politycznym, państwowym i w ogóle publicznym.
Chrześcijaństwo na nowo eksperymentowało swoją doczesną stronę. W
czasach tzw. reformacji doszło nie tylko do zanegowania doczesnego
wymiaru Kościoła, ale także samego kapłaństwa w sensie sakramentu
Chrystusowego oraz do odrzucenia pochodzenia całego Kościoła od
Chrystusa. Miałby on być jedynie tworem samych ludzi wierzących,
grupujących się wokół Pisma Świętego (sola scriptura). Wielką w tym rolę
odegrała tendencja „odmaterializowania” Kościoła, czyli pozbawienia go
własności materialnych i oddania ich państwu. Było to bardzo ponętne
szczególnie dla wyższych duchownych, gdyż zarządca wielkiego majątku
kościelnego po przejściu na „nową wiarę” stawał się jego właścicielem.
Tak np. wielki mistrz krzyżacki Albrecht Pruski (1490-1568) po przejściu
na luteranizm otrzymał całe Księstwo Pruskie jako jego lenno. A zatem
często nie była to pauperyzacja Kościoła, lecz zwyczajny rabunek, co i
potem stosowały tak chętnie różne rządy, zwłaszcza rewolucjoniści i
komuniści.

Antyklerykalizm postępował dalej. W czasach oświecenia odrzucano już
całe chrześcijaństwo, gdyż uważano, że nie ma religii objawionej, jest
tylko wyrozumowana. Kapłani zatem są tylko jakimiś szamanami. Po tej
linii w czasie rewolucji francuskiej Kościół upaństwowiono: zabrano mu
wszelkie majątki i dobra, hierarchię podporządkowano władzom świeckim, a
katolików broniących Kościoła i sprawiedliwego porządku często
mordowano tysiącami, jak w Wandei. W ramach chciwości działa jakiś duch
diabelski. W wieku XIX w innych państwach Europy zarzucano duchowieństwu
katolickiemu, że wspiera feudalizm, kapitalizm i absolutne rządy
monarchiczne, stąd jest wrogiem ludu miast i wsi oraz wszelkiego
postępu. W pierwszej połowie wieku XX doszło już nawet do fizycznej
likwidacji duchowieństwa na dużą skalę, jak w Rosji, Meksyku, Hiszpanii i
w pewnym zakresie także w Polsce pod rządami okupanta niemieckiego. W
drugiej połowie wieku XX – i do dziś – zamienia się likwidację fizyczną
na formy kulturowe, a mianowicie na sekularyzację, laicyzację i
ateizację powszechną, ale ostatecznie w celu wyeliminowania Kościoła,
zwłaszcza duchowieństwa, z całości życia publicznego na terenie państwa i
świata.

W Polsce dziś

W Polsce mieliśmy też kilka form antyklerykalizmu w przeszłości, ale w
całości chrześcijaństwo przyjęło się u nas doskonale, stało się duszą
Narodu, i duchowni mieli olbrzymi autorytet, a konflikty przybierały
charakter raczej bardzo łagodny. Dotyczyły one m.in.: dziesięciny,
zakusów majątkowych drobnej szlachty, pewnych sporów między „chłopem a
plebanem” czy formowania się odrębnego stanu duchownego, choć zawsze
ściśle związanego z Narodem. Polacy byli zawsze ludem względnie łagodnym
i rozwijali kulturę łagodną, przyjazną, emocjonalną. Krwawe wystąpienia
przeciwko duchowieństwu były dziełem jedynie najeźdźców i zaborców.
Było to coś całkowicie różnego od Rosji, gdzie w czasie rewolucji i
kiedy indziej mordowano masowo swoich duchownych. Rabacja galicyjska,
dowodzona przez chłopa Jakuba Szelę w roku 1846, w której zginęło około
tysiąca ludzi, była dziełem austriackiego rządu, który w ten sposób
chciał zapobiec naszemu powstaniu niepodległościowemu.

Ale, niestety, dziś wznoszą się nad nami niespodziewanie coraz
ciemniejsze chmury. Pewne znaczące grupy społeczne pod wpływem marksizmu
i liberalizmu głęboko się zdemoralizowały. Już na zjeździe
„Solidarności” w roku 1981, we wrześniu, tzw. doradcy zabiegali, by nie
dopuścić w Polsce do głosu ani orientacji katolickiej, ani narodowej.
Potem był taki paradoks, że kiedy montowano ekipę opozycyjną Okrągłego
Stołu i zgłosił swój akces Władysław Siła-Nowicki, chrześcijański
demokrata, kiedyś skazany na śmierć przez UB za patriotyzm, to strona
solidarnościowa go nie przyjęła – że zbyt katolicki i patriotyczny. I
rzeczywiście, uwidaczniały się z czasem coraz bardziej różne ośrodki
zdecydowanie antykatolickie, które podkopywały naukę Kościoła, kodeks
etyczny, patriotyzm, a przede wszystkim duchowieństwo, bo innej
inteligencji na dobrą sprawę było bardzo niewiele. Na razie czyniły to
dosyć ostrożnie, bo i był Papież Polak, i trzeba było poparcia wyborców.
Ale kiedy poznali, że polscy wyborcy niczego na dobre nie rozumieją, to
już występują wyraźnie nie tylko z antyklerykalizmem, ale wprost z
sekularyzmem, laicyzacją, ateizmem i próbami rozbicia Kościoła. Obecnie
czynią to: Ruch Palikota, SLD, polityczne lobby żydowskie, ośrodki
ateistyczne, antypolskie, niektóre ośrodki kulturalne oraz medialne i
nadal tzw. katolicy otwarci – z „Tygodnika Powszechnego”, Znaku,
„Więzi”, KAI, niektórych KiK-ów i inne. A mocno wspierają ich
ideologowie unijni Zachodu.

Ciekawe, że wszystkie te ośrodki chcą zamknąć usta polskiemu
Kościołowi, żeby nie zakłócał błogiej ciszy kościelnej na Zachodzie i w
całej UE. A uciszanie Kościoła to przede wszystkim uciszanie kleru.
Wymowne jest zachowywanie się ludzi z KRRiT. Oto nie przyznają oni
Telewizji Trwam miejsca na multipleksie cyfrowym przede wszystkim
dlatego, że zwracają się o to duchowni: o. Tadeusz Rydzyk, jego
współpracownicy i księża biskupi. Wydaje się natomiast, że gdyby o to
zabiegali świeccy, to już by dawno to otrzymali. Duchowni nie mogą
wygrać, bo bardzo wzmocnią głos Kościoła, poparcie natomiast świeckich
byłoby dobre dla rozbijania Kościoła, przede wszystkim dlatego, że nie
przestrzegaliby prawowierności. Wskazuje na to chyba i „Gazeta
Wyborcza”. Prawie codziennie atakuje ona o. Rydzyka, a nie atakuje lub
prawie nie atakuje ludzi z wpływowego pisma katolickiego dużo mniej
otwartego, tolerancyjnego i dialogicznego niż media ojca Rydzyka.
Niewątpliwie nie jest to przypadkowe.

W ogóle pewne aspekty antykatolickie występują bardzo często nawet
tam, gdzie rozważny człowiek wcale by się ich nie spodziewał. Oto np.
ministerstwo sportu pieniądze przeznaczone na rozwój siatkówki i innych
dziedzin sportu w wysokości 6 mln zł wydało na konto występu tzw.
Madonny na Stadionie Narodowym, niewątpliwie, żeby poprzeć całe to
zjawisko prowokacji antykatolickiej i antypolskiej. Albo jaką postawę
wobec Kościoła zajmuje MSZ, zdradza raport przedstawiony kandydatowi na
ambasadora przy Stolicy Apostolskiej, że największymi problemami
Kościoła katolickiego są: nepotyzm, karierowiczostwo, pogoń za
pieniądzem i pedofilia księży („Nasz Dziennik”, 11-12.05.2013). Kościół
nie ma problemów z ateizacją, mordowaniem chrześcijan na całym świecie i
próbami niszczenia chrześcijaństwa, także w Polsce, oraz obrony życia
przed cywilizacją śmierci? Skąd taka miałkość myślenia?

W głębi rzeczy władze i niektórzy inni politycy oraz działacze
rozwijają antyklerykalizm w celu obłędnej ideologizacji Polski w duchu
UE. A więc z racji: związku duchowieństwa z Narodem, tradycją,
patriotyzmem i dumą polską; z racji jego sceptycyzmu co do utopienia
Polski w UE; roli kleru w życiu społecznym, politycznym w dobrym
znaczeniu i światopoglądowym; wpływu duchowieństwa na młodzież;
bronienia przez nie życia – przeciwko aborcji, eutanazji, in vitro,
układom homoseksualnym i szalonemu panseksualizmowi w całym
społeczeństwie; z racji obrony najwyższych wartości duchowych i
etycznych, jak godność, wolność, moralność, odpowiedzialność, miłość
społeczna, praca, i w ogóle z racji prowadzenia przez kler różnych
ruchów odrodzeniowych, zwłaszcza młodzieżowych, i tworzenia ośrodków
wolności, prawdy, religijności oraz najwyższej kultury. Przy tym
wszystkim w rozważaniach i dyskusjach zagorzali antyklerykałowie bardzo
często prezentują brak jasnych, głębszych ujęć i nieraz zupełny bełkot
logiczny, jak np. liczni ludzie z Ruchu Palikota. Ateiści powiadają:
katolicy nie mogą narzucać nam w państwie swoich norm etycznych, np. w
in vitro. Ale to jest nierozumne i perfidne. Katolicy w sprawach „nie
zabijaj” nie głoszą tylko swoich norm, lecz ogólnoludzkie. „Nie zabijaj”
obowiązuje nie tylko katolików, lecz każdego rozumnego i
odpowiedzialnego człowieka. Etyka nie jest tylko dla katolików, jest ona
absolutnie dla każdego człowieka.

Źródła czyste i zatrute

Kiedy mówimy o właściwym antyklerykalizmie, nie chodzi o zwykłe,
obiegowe opinie, stereotypy czy przedstawienia anegdotyczne, które są
raczej nieuniknione i dotyczą wszystkich zawodów, grup i stanowisk:
chłopów, policjantów, nauczycieli, lekarzy, posłów, urzędników itd., a
także charakterystyk ludzi różnych regionów. Za takie na ogół nikt się
nie obraża, zwłaszcza gdy są choć trochę humorystyczne. Na przykład nie
obrażą się Galicjanie za następującą anegdotę, która krążyła w
początkach II Rzeczypospolitej. Pod koniec I wojny światowej
przedstawiciele ludności trzech zaborów umówili się, że po wojnie
wyprawią libację. Istotnie, po wojnie Poznaniak przyniósł duże pęto
kiełbasy, Królewiak – litr wódki, a Galicjanin przyprowadził szwagra.
Otóż w czasie zaborów tylko w zaborze austriackim wolno było uczyć się
po polsku, a po odzyskaniu niepodległości brakowało nauczycieli
polskiego w dwóch innych zaborach, więc ciągnęli do nich ludzie z
Galicji, zresztą na ogół z biednych stron. Nie jest nawet obraźliwa
następująca anegdota humorystyczna: Jak powstała blacha czy drut? Otóż
kiedy Poznaniak i Częstochowiak wyrywali sobie złotówkę. Ale mamy już
zastrzeżenia co do tzw. Polish jokes w Ameryce, które przedstawiają
Polaków jako kompletnych kretynów. Chodzi o to, że takie żarty wynikają z
nienawiści konkurujących grup ludnościowych.

Nie chodzi również o krytykę duchowieństwa, nawet mocną, ale
wypływającą z dobrej woli, z troski o Kościół, o udoskonalenie. Zresztą
sami polscy duchowni są autokrytyczni pod wieloma względami, także co do
zarzucanej im chciwości. Chodzi o odrzucenie anty-klerykalizmu
zatrutego nienawiścią do Boga, Kościoła, religii i kapłanów jako
posłańców Chrystusa. Tutaj to i zwykłe stereotypy mogą mieć jad
nienawiści. Takim ludziom, także niektórym Polakom, coś się porobiło w
głowach z nienawiści do Kościoła, a nawet do Boga. Są po prostu złymi
ludźmi.

Idąc coraz głębiej, zauważamy, że u podstaw zaciekłego
antyklerykalizmu leży prapierwotny konflikt między władzą a poddanym,
między prawem a swobodą, między autorytetem a wolnością i między
obiektywizmem a subiektywizmem. Stąd już w najstarszych wyższych
cywilizacjach i religiach były stałe zatargi między władzą monarszą a
religijną, inaczej mówiąc: między władcą a kapłanami. Konflikty były
zwykle rozwiązywane tak, że ostatecznie monarcha przyjmował funkcję
„najwyższego kapłana”, gdyż walczył o posiadanie pełnej i absolutnej
władzy powierzonej przede wszystkim jemu przez Boga. Ten spór rozgorzał
teraz i w naszej wolnej Polsce: rządzący chcą mieć koniecznie pełną
władzę nad Kościołem, a kapłani są do tego przeszkodą. Coś takiego
dzieje się i w różnych małych obszarach. Oto np. petent żąda czegoś od
kapłana, czego on spełnić nie może, bo to godzi w Ewangelię i Kościół,
ale ów petent twierdzi, że nie godzi, i uważa księdza za złego lub
głupiego. Dziwna rzecz, w religii każdy człowiek miewa tendencję do
uważania się za nieomylnego, a jeśli kapłan myśli inaczej, to jest
wrogiem. Na przykład mówi: nie chce mi zacofaniec „dać rozwodu”.
Podobnie bywa w zakresie wiedzy teologicznej. Bywa nieraz, że ktoś, kto
nie ma żadnej wiedzy religijnej, jednak uważa mnie za ciemniaka
teologicznego, choć ja na dociekaniach teologicznych spędziłem ponad 60
lat, i to na podstawie literatury światowej. Są to bardzo dziwne
przypadki pychy teologicznej właśnie ignorantów.

Ciekawe też, że prawie we wszystkich religiach kapłani bywają
oskarżani o skrajny materializm, chyba dlatego, że są gospodarni,
odpowiedzialni za siebie i innych. Na przykład w Chinach za dynastii
Tang podczas pogorszenia się sytuacji gospodarczej w roku 819 zabrano
mnichom buddyjskim klasztory i majątki, które sobie uciułali, i pół
miliona mnichów sprowadzono do życia świeckiego, żeby ich zrównać z
chłopami. A w czasie powstania bokserów pod koniec XIX w. chłopi z kolei
wymordowali tysiące chrześcijan, także Chińczyków, w tym księży i
zakonnice, i zrabowali im całe mienie tylko z tego powodu, że lepiej się
im powodziło. Podobnie w Polsce dobra kościelne są co jakiś czas
grabione przez władze, a i dziś popierają to ludzie z Ruchu Palikota i
niektórzy z SLD. W ogóle nienawiść do wszystkich duchownych zdaje się
być wszędzie z podszeptu diabła. Biskup Wincenty Urban, lwowiak, pisał,
że był przypadek w czasie rzezi wołyńskiej, iż dziewczyny
greckokatolickie strzelały do księdza łacińskiego, przywiązanego do
drzewa, i każda się bardzo radowała, gdy trafiła. W tych sprawach duże
spustoszenie sieje propaganda nienawiści do Kościoła, kapłanów i Polski.
Właśnie teraz obserwujemy wysoką falę nienawiści i propagandy
antyklerykalnej ze strony Ruchu Palikota, SLD, ugrupowań ateistycznych
oraz Antify, co będzie skutkowało wielkimi konfrontacjami i zamieszkami,
przed czym przestrzega nawet liberalny prezydent.
(przyp.:moje pogrubienie czcionki tekstu- *) Ale to wszystko
bardzo osłabia Polskę zarówno ideowo, jak duchowo, politycznie i
gospodarczo. Antyeklezjaliści służą wyraźnie ciemnym siłom.

Jest też bolesne, że nawet i liczni katolicy liberalni nie rozumieją
Kościoła ani jego posłannictwa, ani kapłanów. Dlaczego i oni w dużej
mierze podejmują antyklerykalizm? Po pierwsze, dlatego że w ich
koncepcji „Kościoła otwartego” nie ma miejsca na kapłanów, każdy wierny
jest sobie kapłanem i uobecnianiem zbawczej historii Jezusa na świecie.
Po drugie, dlatego że Chrystus nie wymaga wiary, tylko ją proponuje, bez
żadnych konsekwencji, gdy się ją świadomie, nawet z obelgą, odrzuci.
Takie jest myślenie dzisiejszego liberalizmu religijnego. Tymczasem
chrześcijaństwo ma taką konstrukcję, że nie my sami je sobie wytwarzamy,
czyniąc dowolnym i dowolnie przekształcając, lecz jest ono z woli
Bożej, ukształtowane przez Chrystusa, Syna Bożego, przynoszące zbawienie
od Boga i kontynuowane historycznie przez apostołów i ich następców
oraz współpracowników w sposób autorytatywny i autentyczny: „Kto was
słucha, Mnie słucha” (Łk 10, 16). „Idźcie – mówił Jezus do pierwszych
kapłanów – na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto
uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie
potępiony” (Mk 16, 15). Człowiek nie jest zniewolony przez Boga do wiary
ani nawet do prawdy lub czynienia dobra, ma bowiem daną w dużym
zakresie wolność osobistą. Może więc nie uwierzyć wbrew swemu sumieniu,
może błądzić i może grzeszyć, ale to nie jest bez istotnych konsekwencji
w postaci przekreślenia najwyższego sensu, celu i pełni przeznaczenia.
Liberałowie słusznie podkreślają wolność człowieka jako jego istotną
strukturę, ale rozumieją ją raczej jako „wolność do błędu i zła” i tak
operują karykaturą człowieka oraz Boga. Mają błędną i negatywną
filozofię rzeczywistości.

Zamysły Boże

Powiedzmy jeszcze raz: u podstaw dzisiejszego antyklerykalizmu, czy
to relatywnego, czy otwartego, leży publiczny ateizm sprzężony z
materialistycznym, a także irracjonalistycznym postmodernizmem. Nie chce
on zatem naprawiać duchowieństwa i ludzkiej strony Kościoła, lecz chce
zbezcześcić posłańców Bożych i rozbić Kościół, a przynajmniej usunąć go
całkowicie z życia publicznego. Tak zresztą wypowiadają się liczni
ludzie z Ruchu Palikota, SLD oraz innych ugrupowań antykatolickich. Sam
prezydent powiada, że katolicy nie mogą się powoływać na prawa Boże, bo
„prawa Boże są różne” (2.06.2013), czyli nie mogą być obiektywnie
poznane.

Smutna jest więc sytuacja, kiedy w Polsce dziś, rzekomo odzyskanej w
pełni i postępowej, mamy poziom moralny znacznie niższy niż w Chinach
pod rządami cesarza Kubilaja (1260-1294), wnuka dzikiego Czyngis-chana.
Przyjmował on bowiem chętnie kapłanów misjonarzy i prosił o przysłanie
jeszcze stu uczonych chrześcijańskich z Zachodu. Trzeba tu zauważyć
także, iż niektóre nasze władze „tolerancyjne i postępowe” nie chcą
uznawać za uczonych w pełni nawet profesorów uniwersyteckich, jeśli są
duchownymi albo i świeckimi, ale kształconymi na katolickich uczelniach.
Uczonymi bowiem są jedynie ateiści. A i niekatolicy niech się nie
cieszą z propagowanego przez czynnik decydujący antykatolicyzmu, gdyż
oni podzielą ten sam los, a w końcu stanie się to samo z moralnymi
ateistami, gdyż obłędne siły postmodernistyczne niszczą wszelką prawdę i
wartość, choćby nawet na początku nie zdawały sobie z tego sprawy. U
podstaw jest zła wola i nierozum.

Pismo Święte pyta, dlaczego Kain zabił brata swego Abla? „Ponieważ
czyny jego były złe, brata zaś sprawiedliwe” (1 J 3, 12). Istotą zła
jest niszczenie dobra bez powodu. I Chrystus wypowiada do kapłanów,
duchownych oraz wszystkich prawdziwych chrześcijan niejako dziewiąte
błogosławieństwo: „Błogosławieni jesteście, gdy z mojego powodu będą wam
ubliżać, prześladować was i mówić kłamliwie wszystko, co złe przeciwko
wam. Radujcie się i weselcie, gdyż wielka jest wasza nagroda w niebie”
(Mt 5, 11, przekład ekumeniczny). Źli ludzie nie zniweczą zamysłów
Bożych.

-----------------------

* - Tu pozwolę sobie przywołać wpisy:
>Przedłożono w Knesecie, pardon w sejmie projekt ustawy druk nr 1066 i 1932
>Ustawa o bratniej pomocy

***

Powyższa wypowiedź Ks. prof. Czesława S. Bartnika ("Wzrost antyklerykalizmu") wywołała sprzeciw w temacie:

>Ks. Bartnik "rozbija jedność wiernych"
>„Nasz Dziennik” uderza w Episkopat. Ostry spór o KAI

W odniesieniu do tego sporu... pozwolę sobie słowem komentarza... moim skromnym zdaniem... przypomnieć wpis:

>Interpretacja… ale czy prawdziwa...?




avatar użytkownika TW Petrus13

6. ...

ile można przekazać współczesnemu człowiekowi,do którego trzeba zwracać się przez,per "Pan,Pani"?. Gdyby w kontaktach międzyludzkich przyjęto proformę zwracania się do siebie (Ty,i Ja). Tak było ponad 2000 lat temu,a dziś?. Być może ja jestem w wyjątkiem parafii,mimo podeszłego wieku - nie pozwalam się zwracać do mnie per "PAN". Tytuł "PAN" jest dla mnie zastrzeżonym !. Jeśli w moim "KK" opuści się zwrot "pan,pani",dlaczego?. Jezus zabronił wysłanych z misją apostołom,pozdrawiać napotkanym po drodze,dlaczego ???
życzę miłego dnia
do usług
piotr :*


 

avatar użytkownika intix

7. ...

Pozwolę sobie i udzielę Ci odpowiedzi, ale chyba innej... niż się spodziewasz...
W moim rodzinnym domu był (jest) taki obyczaj... ilekroć ktoś wchodził i witał nas pozdrowieniem:
Pokój temu domowi!
Moja Mama, z radością i wdzięcznością w oczach, odpowiadała:
i temu, kto próg tego domu przestąpił...
***
...do usług
piotr :*

wzajemnie...
sługą nieużytecznym... jestem...

avatar użytkownika intix

8. W kontynuacji tego wpisu...

kolejne przypomnienie wcześniejszej wypowiedzi Ks. prof. Czesława S. Bartnika:

> Wykluczanie katolików


avatar użytkownika TW Petrus13

9. niż się spodziewasz

wśród narodów wschodu,panował zwyczaj,przy powitaniu wymieniano :
tytuły,funkcje który napotkany posiadał i piastował,oraz błogosławieństwa które od Boga miały go spotkać.Wnioski stąd:
no przecież witali by się wylewnie z godziną lub dwie :). Pieszo w w dwie godziny (idąc szybko) można przejść ze 20 km.Oszczędzając czas - a czas to........

Bóg Człowiek choć znał swoją moc i wiedział skąd ona pochodzi,był niezwykle bezpośredni.Wierzę w to że kiedyś tak na świecie będzie.Kochające się istoty będą pasować do siebie, jak puzzle w żywym obrazie na który,wciąż spogląda cierpliwy Bóg.
z pozdrowieniami :*


 

avatar użytkownika intix

10. "...Kochające się istoty będą pasować do siebie...

... jak puzzle w żywym obrazie na który,wciąż spogląda cierpliwy Bóg."

Nie rozumiem dlaczego użyłeś czasu przyszłego...
Przecież ludzie, którzy się kochają
Miłością od Pana Boga daną...
Pasują do siebie jak puzzle... wzajemnie się uzupełniają...
Mogę zrozumieć czas przyszły... to nadzieja na spełnienie rychłe...
Aby Płomień Bożej Miłości... całą ludzkość zajął...
Aby TYM Płomieniem... zapłonęła Ziemia cała...
***
...z pozdrowieniami :*

:) a jednak...
i wzajemnie...
P.S. Miło się rozmawia, ale przykro mi, jestem ograniczona... więc
Do Miłego... także Wszystkim... :)

avatar użytkownika TW Petrus13

11. jestem ograniczona

pamięć,sympatia,nie znają ograniczeń przestrzeni i czasu.
Ważne jest to że właściwie zrozumiałaś i przyjęłaś intencję.
Przecież obiecałem Ci silne wsparcie,nawet wtedy,kiedy nie będzie tu moich komentarzy :). A jednak Bóg wysłuchuje,i jeśli prośby są budulcem w Jego Żywym Modelu,wspiera nasze prośby Swoją Mocą.
Błogosławionego wieczoru życzę
Pokój i Dobro!


 

avatar użytkownika intix

12. "... A jednak ...

...Bóg wysłuchuje, i jeśli prośby są budulcem w Jego Żywym Modelu, wspiera nasze prośby Swoją Mocą."

>Święta Boża Rodzicielko… módl się za nami...
>Modlitwy...
>Czuwajmy...

Szczęść Boże...

avatar użytkownika UPARTY

13. Polityka a moralność- możliwy jest też inny

punkt widzenia. Otóż niektórzy sądzą, że nie można w dyskusjach o moralności zapominać przypowieści o drzewie figowym, że ta przypowieść ogranicza wolumen czynów moralnych tylko do tych, które przynoszą efekty. Czy to dotyczy polityki, czy innych dziedzin życia to nie ma znaczenia. Oczywiście drugim warunkiem moralności jakiegoś czynu jest jego inspiracja, ona musi wynikać z jakoś pojętego dobra wspólnego.
Stary Testament definiował dobro wspólne jako zgodny z Prawem i objawieniami prorockimi porządek wewnętrzny we wspólnocie narodowej. Nowy Testament wprowadził jeszcze kwestie powszechności wszelkich praw w ten sposób, że powinny one być wprowadzane od samego dołu hierarchii społecznej, od najbiedniejszych, od wykluczonych. Wszelkie inne prawa i zasady są zasadami łupieskimi, przynoszącymi szkodę "owczarni". "Kto wchodzi przez bramę jest pasterzem", a kto przez płot jest złodziejem. Czyli jeśli ktoś chce prawa szczegółowego, dotyczącego tylko wybranej grupy społecznej, to jest złodziejem.
Nasz system prawny opiera się zasadę odwrotną, tzn przepisy szczegółowe są ważniejsze od przepisów ogólnych i uchylają ich działanie w sprawach, których dotyczą.
Tyle jeśli chodzi o kwestie polityki wewnętrznej.
Jeśli chodzi o kwestie polityki zewnętrznej, międzypaństwowej, czy międzynarodowej i jej związku z polityką wewnętrzną.
Otóż z Objawienia wynika bardzo wyraźnie, że prawidłowy układ stosunków wewnętrznych jest zabezpieczeniem przed agresją. Odstępstwa od moralności stosunków prawnych wewnątrz społeczeństwa zawsze sprowadzają nieszczęście w postaci agresji zewnętrznej. W jaki sposób?
Tego Objawienie co prawda nie mówi wyraźnie ale można się domyśleć, że w taki, iż każda agresja jest również przedsięwzięciem ekonomicznym. Musi wzbogacić agresora, czyli że zysk z podbicia kraju musi być większy od kosztów podboju. Nikt nie będzie zainteresowany agresją, jeśli będzie ona dla niego stałym kosztem. Oznacza to że pożądanym łupem są tylko te społeczeństwa, na zdominowaniu których można łatwo zarobić. Jeśli wiec w jakimś społeczeństwie jest funkcjonujący system wyzysku, to wtedy wystarczy by agresor staną na miejscu elit i przeją gotowy system poboru dóbr. W ten sposób ofiary agresji z winy elit same finansują swój podbój i taka polityka jest nie moralna. Jak nie ma systemu wyzysku, to dochód z agresji staje się wątpliwy.
Czyli sprawiedliwy system społeczny nie pozwalający na bogacenie się jednego kosztem drugich jest warunkiem dobrych stosunków z sąsiadami! Jeśli tego nie ma, uruchamia się spirala przemocy.
Czy to działa? Tak.
Vide Szwecja i Szwajcaria. Dlaczego żaden pociot Napoleona nie chciał zostać księciem Genewy? Bo nie widział w tym dochodu . Dlaczego żaden karierowicz z NSDAP nie chciał być Gauleiterem Zurychu, bo miasto było tak skromnie zarządzane, że nie dawało się już nic z niego wycisnąć. Można było oczywiście złupić ludność cywilną, ale ludzie w obu krajach żyli tak skromnie, że nie było co kraść. Tak to działa.

uparty

avatar użytkownika TW Petrus13

14. ale ludzie w obu krajach żyli tak skromnie

zgadza się :). Jednak bogactwo ducha nie da się przeliczyć na "bitą monetę",masz odpowiedź.I pytanie,czym (lub kim) był Złoty Cielec.Mojżesz wyzwolił (z Bożą Pomocą) Naród Żydowski z niewoli egipskiej,dał im Dekalog!. Choć tak naprawdę Przykazań Bożych było tylko dziewięć - symboliczna dziewiątka!. Wtedy nikt wśród Izraelitów nie myślał o innym królestwie niż Bożym (Król był Bogiem,i Bóg był Królem). Pytanie drugie pomocnicze - Jaką uniwersalną Religią (Wiarę) wyznają zniewoleni ludzie w państwach posiadających (a jakże)
Prawo Oparte Na Dekalogu?
życzę dobrego dnia :)


 

avatar użytkownika UPARTY

15. @Petrus

Dekalog to 10 przykazań i nie mów, że pierwotnie było inaczej, bo nie było. Też tak myślałem, gdy zaczynałem się interesować Objawieniem. Tak jak Chrystus zmartwychwstał po trzech dniach a nie jak wynika z kalendarza po dwóch, tak jest 10 przykazań a nie 9. Pożądanie żony bliźniego swego jest innym rodzajem pożądania niż pożądanie jego mienia, choć w naszym języku opisywane jest przez to samo słowo.

uparty

avatar użytkownika TW Petrus13

16. każdy postrzega Boga i....

jak chce stąd mamy w naszej religii kilka milionów wyobrażeń Boga.Kiedyś dyskutowałem z spowiednikiem na ten temat,wyobrażenie to nie dogmat :)
a ja nie jestem biblistą,nie ma się o co rzucać!.


 

avatar użytkownika TW Petrus13

17. i jeszcze coś

o pożądaniu wspomina przykazanie szóste prawda?,jednak jak rzekłem nie stać mnie na przepychanki.I to Ci mogę obiecać!,że się nie spotkamy!
ps. i znalazłem piękną interpretację tu
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TM/zarys_wiary/boze_nakazy_dziesiec...

i to kończy wszelkie dyskusje na temat 6 i 9 przykazania
oraz 7 i 10.Łącznie 9 i 10 wynikają z pożądania czyli głupiej zazdrości,rodzącej się w sercu człowieka.Nowy Testament nie zmienił ani na jotę Przykazań danych Mojżeszowi!
koniec kropka!


 

avatar użytkownika intix

18. UPARTY

...Otóż z Objawienia wynika bardzo wyraźnie, że prawidłowy układ stosunków wewnętrznych jest zabezpieczeniem przed agresją. Odstępstwa od moralności stosunków prawnych wewnątrz społeczeństwa zawsze sprowadzają nieszczęście w postaci agresji zewnętrznej...(...)
sprawiedliwy system społeczny nie pozwalający na bogacenie się jednego
kosztem drugich jest warunkiem dobrych stosunków z sąsiadami! Jeśli tego
nie ma, uruchamia się spirala przemocy..
.

Podzielam to zdanie...

***
Mnie... na temat moralności ogólnie, nasuwa się refleksja
Im bardziej człowiek od Pana Boga się oddala
Tym większy upadek moralności się objawia...

a w odniesieniu do polityki
Jaka moralność danego człowieka
Takie postępowanie... taka i uprawiana przez niego polityka...

Jedyny ratunek... jedyna droga...
Polsko.... wracaj do Boga...

>Modlitwa o odnowę moralną narodu - Jan Paweł II
Amen.

***
UPARTY
Dziękuję...
Pozdrawiam serdecznie...

avatar użytkownika intix

19. Petrus

każdy postrzega Boga i.... jak chce stąd mamy w naszej religii kilka milionów wyobrażeń Boga...

No tak... ale Pan Bóg jest JEDEN
W Trójcy Przenajświętszej...

Poza tym... czy nasze postrzeganie
Nie zależy od "intensywności" naszej wiary...
Od poznawania Pana Boga... od chęci poznawania...
Od doświadczania Pana Boga...
Od zauważania w codziennym życiu pozytywnego Bożego działania...
?
***
Pozwolę sobie podłączyć tu wypowiedź
>Bóg: policjant czy przyjaciel - ks. Marek Dziewiecki

***
Jeszcze w  odniesieniu do Dekalogu...
...Kiedy Jezus mówi o największym przykazaniu, to – zanim powie: "Będziesz miłował" – najpierw mówi: "Słuchaj". Najważniejszą i pierwszą ze wszystkich rzeczą jest SŁUCHANIE...

Pozwolę sobie zapisać tu też
>Jezus pragnie być słuchany

Czyli... możemy powiedzieć, że mamy jeszcze jedno WAŻNE przykazanie...
Pozostaję z nadzieją, że nie "namieszałam"... że moje intencje zostaną pozytywnie odebrane...:)

Dziękuję za podany link do interpretacji Dekalogu...
Podłączę też Homilie Jana Pawła II... może ktoś zechce wysłuchać... przypomnieć sobie kierowane do nas słowa Jego...

Pozdrawiam serdecznie

avatar użytkownika intix

20. Oznaki upadku państwa - Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Nasz Dziennik: Piątek, 22 marca 2013, Nr 69 (4608)

zdjecie
Ludzie z KRRiT nie przyznają – z błogosławieństwem prezydenta, premiera i
rządzących ateistów społecznych, a także niewątpliwie i ośrodków
zagranicznych – miejsca na multipleksie Telewizji Trwam i to pod
perfidnym pretekstem, że jest to tylko sprawa o. Tadeusza Rydzyka, a nie
Kościoła polskiego i wszystkich polskich katolików (FOT. M. BORAWSKI)

Oznaki upadku państwa

W filozofii dziejów świata stwierdza się, że
państwa, imperia i kultury przechodzą przez te same fazy: narodziny,
rozwój, szczyt siły, słabnięcie, ciężkie choroby i upadek. Kontynuuje
się w dużej mierze jedynie dorobek techniczny i cywilizacyjny. Przez
jaką fazę przechodzi teraz państwo polskie? Niestety, wiele wskazuje na
to, że wchodzimy w fazę ciężkich chorób, głównie liberalnej „brukselki”.
Pomijam tu stan gospodarki, o której wszyscy mówią i piszą, chcę
zwrócić uwagę bardziej na sytuację umysłową, moralną i duchową.

1. Głębokie zaćmienie intelektualne

Długie tysiące lat liczne państwa kształtowały – mimo ustawicznych
walk, wojen i nieszczęść – także dorobek umysłowy, intelektualny i
tradycję wyższego poziomu. Wypracowano wielkie idee: Boga,
transcendencji, cudu osoby ludzkiej, poezji dziejów, nieskończoności,
piękna świata, nadziei idealnego królestwa… A dziś u nas i w Europie
wszelka wizja duchowa zanika, wyższe idee są negowane, a nawet
zwalczane, siła i godność czystego intelektu są wprost wyśmiewane.
Znaczna część elit czy pseudoelit nurza się w nierozumie,
namiętnościach, irracjonalizmie, w zaślepiałych emocjach, przy czym –
żeby było „oryginalnie” – głosi, że nadeszła epoka rozumu i jego czci.
Mało kto czyta coś, co wymaga wysiłku intelektualnego, wielu żyje tylko
manipulacjami myśli w obrazach TV i internetu, kwitnie pornografia,
nawet dla dzieci. Co drugi z „nowoczesnych” uważa się za nieomylnego i
wszechwiedzącego. Literatura jest przeważnie fikcyjna i nierealistyczna.
Często przypomina ową piosenkę z czasów PRL o wiejskim kosiarzu: „Choć
mu oczy pot zalewa, to on, kosząc, sobie śpiewa”, tak jakby przy tak
ciężkiej pracy fizycznej można było śpiewać o chwale ideologów. W życiu
umysłowym na potęgę szaleją ciemnota, oszustwo, obłuda, fałszowanie
języka (obscurando), pełnia ogłupiania (za prof. T. Gerstenkornem) i –
można dodać – bardzo urodzajne chamstwo. Co gorsza, dla niektórych
partii parlamentarnych postawy takie nie są żadną przeszkodą do
współpracy, jakby tego nie dostrzegają. I to jest symptom upadku.

Żywe państwa i kultury dawały zawsze następnym pokoleniom pewnego
rodzaju wiano w postaci samoświadomości, kultury, języka, logiki
wielkich idei, systemu praw, kodeksu etycznego, godności i w ogóle
gramatyki życia społecznego. Dziś państwa skrajno liberalne burzą całą
tradycję wyższą, wyrzucają ją na śmietnik historii, na jej miejsce
stawiają antywartości i nie troszczą się wcale o pokolenie następne, to
są ludzie tylko „dnia dzisiejszego”. U nas obrazuje to dobrze wyprzedaż
Polski za bezcen, byle dopiąć jednoroczny budżet. Nie operują kategorią
przyszłościowości. Jeśli coś przekazują, to jedynie – samoczynnie –
pewne dziedzictwo techniki. I to jest także oznaką upadku
humanistycznego.

Państwa najdawniejszej przeszłości – mimo wielkich trudności, walk i
nieszczęść – formowały zasady służby społecznej, ofiary, pracy,
twórczości, podtrzymywania życia i w ogóle budowania wyższego świata,
posiadającego duszę ludzką. Dziś natomiast jawi się już szeroko ucieczka
od twórczości całoludzkiej, pogarda wysiłku i pracy, zwłaszcza
fizycznej, nieodpowiedzialny świat burzenia, ubóstwianie przyjemności,
rozkoszy, a także rozrywki i zabawy, zrywanie głębszych więzi
społecznych na rzecz indywidualizmu i jakaś taka mitologizacja życia,
jakoby nic nie było ściśle rzeczywistego. Istotnie, życie się odrealnia
głównie przez odrzucenie Boga. Ludzkość więc jakby powtarza ową scenę
upadku z Edenu, ulega pokusie świata fałszywego i zwodniczego: „Owoce
tego drzewa (tego świata) pięknie wyglądają, są smaczne do jedzenia i do
zdobycia wiedzy (o wszystkim)” (Rdz 3, 6) – ale takie drzewo świata
jest w środku spróchniałe i puste.

Obecny stan intelektualny w Polsce oddaje, niestety, tekst Barbary
Kudryckiej, minister nauki i szkolnictwa wyższego, z 24 stycznia 2013
roku. Postuluje się w nim, żeby wykładowcy nie zdradzali swych poglądów
ani światopoglądowych, ani religijnych, ani historycznych, a właściwie
to i naukowych. Powinni jedynie referować poglądy innych, ale zawsze
zgodne z poprawnością polityczną. W sprawie katastrofy smoleńskiej – co
to ma do światopoglądu? – należy bezwzględnie przyjmować raporty MAK i
Millera. W ogóle jest wielkie materii pomieszanie. Tekst minister nie
wykazuje żadnej znajomości, co to jest metodologia naukowa, przede
wszystkim mieszana jest metodologia przyrodnicza z humanistyczną. W tej
drugiej istotną rolę odgrywają założenia systemowe i filozoficzne. I
mylnie jest rozumiany światopogląd, jest on mylony z systemem. Jeśli
wykładam problem istnienia Boga, to dla poprawności metodologicznej
muszę powiedzieć, że wychodzę z pozycji teistycznej. Jeśli mówi o tym
ateista, to musi też podać swoje stanowisko. Nie ma wiedzy
humanistycznej – a może i innych – bez założeń systemowych, tylko
powinno się te założenia wyłożyć i określić ich zakres i rolę.

Swoiste kuriozum stanowi zdanie, że „ojciec Rydzyk nie jest
fundamentem demokracji w Polsce”. To ministerstwo teraz ma określać
słuszność lub niesłuszność poglądów? Przecież to gorzej niż za Stalina,
który dawał wytyczne, jak tłumaczyć powstanie języka lub rolę jednostki w
historii. W tym przypadku wszystko zależy od rozumienia demokracji.
Jeśli demokrację rozumieć tak jak przewodniczący Krajowej Rady
Radiofonii i Telewizji Jan Dworak, tzn. że partnerami są tylko ateiści
publiczni w państwie, a nie wierzący katolicy, to o. Rydzyk nie jest
takim „demokratą”. Ale jeśli demokrację rozumieć jako równouprawnienie
wierzących i niewierzących, to właśnie o. Rydzyk jest demokratą i naucza
tej demokracji w przeciwieństwie do przewdoniczącego Dworaka. Czy już w
ministerstwie nauki nie ma kogoś po dobrych studiach uniwersyteckich?

2. Rewolucja samoniszcząca

Liberalizm niesie ze sobą ideologię samozniszczenia. Jej zaczątek
wystąpił już w marksizmie, choć sam Marks tego nie przewidział. Oznacza
ona, że ideologia prawdziwie postępowa musi ciągle niszczyć przeszłość,
aż zniszczy ją całkowicie. Pokazała to dobrze maoistowska tzw. rewolucja
kulturalna (1966-1976) w Chinach, kiedy to chciano zburzyć resztki
dawnej kultury i świadomości społeczno-politycznej, a także i swoją
pierwszą kulturę marksistowską. Po drogach i ulicach chodziły watahy
marksistów „prawdziwie postępowych” i wołały: precz z kulturą, precz z
religią, precz z przeszłością narodową, precz z miłością społeczną, a
zatem: niszcz, burz, bij, zabijaj, a stworzysz nowy, szczęśliwy świat
komunistyczny. I w imię postępu zostały zamordowane setki tysięcy
niewinnych ludzi. Podobnie było w Kambodży. Historia jest często
wstrząsana podobnymi rewolucjami, a nowożytne są jakby udoskonalonym
potomstwem rewolucji francuskiej.

Podobną rewolucję podjął teraz postmarksistowski liberalizm, któremu
też towarzyszy przelew krwi, choć nie na ulicach, a tylko w rzezi
nienarodzonych, w eutanazji, w niedowładzie służby zdrowia i w in vitro.
I tak różne grupy ludzi „postępowych” chcą zburzyć u nas cały
tysiącletni dorobek państwa polskiego, razem z Kościołem. Tyle wysiłków,
tyle prac, tyle walk o przetrwanie, tyle przelanej krwi w walkach o
wolność, tyle cierpień, tyle ofiar dla Narodu, tyle dzieł wychowania,
kultury, talentów, literatury, języka, ducha, tyle dzieł miłości i
piękna budowy domu naszego… I to wszystko ma być zburzone, odrzucone i
podeptane? Mamy się wyrzec naszej tożsamości, wolności i samorządności
na rzecz jakichś złych i pomylonych rzeczników bezdusznych ideologii?
Przecież skrajny liberalizm doprowadzi niechybnie przez kontrę do
totalitaryzmu.

Jest to już nie tylko żądza – rozwijająca się ciągle – zniszczenia,
Kościoła, jak mówią: „rzymskiego”, lecz także dążenie do zniszczenia
Polski. A co może znaczyć druk urzędowy z podpisem premiera nr 1066 z
dnia 18 stycznia 2013 r., będący projektem ustawy o możliwości wzywania
obcych sił do Polski, może tak jak kiedyś komuniści węgierscy i
czechosłowaccy, no i polscy wzywali Sowietów na pomoc w ciemiężeniu
swoich braci? „Dotyczy to – czytamy – sytuacji, w których Rzeczpospolita
będzie potrzebować międzynarodowej pomocy w postaci interwencji
odpowiednich służb w przypadkach ochrony porządku i bezpieczeństwa
publicznego” („Do Rzeczy”, 11-17.02.2013). Czy przypadkiem nie chodzi tu
o pacyfikacje marszów „Solidarności”, w obronie Telewizji Trwam i
niepodległościowych 11 listopada? Nasza bowiem policja i wojsko mogą
odmówić rozpędzania siłą takich demonstracji, a przede wszystkim mogą
nie chcieć używać broni palnej. A może PO nie zechce oddać władzy nawet
po przegranych wyborach, bo tak i jej może nakazać UE? Polacy bowiem
mogą chcieć utrzymać żywy i mocny Kościół katolicki, który jest solą w
oku ateistom unijnym i światowym. Wszystko jest możliwe, bo niektórzy
ludzie u nas wypowiadają się i piszą bardzo groźnie o Kościele i
pozostają bezkarni.

3. Społeczny odruch samobójczy

Dawne ludy i narody tętniły życiem, choć często walczyły między sobą.
Dziś trend walki i zabijania przybrał charakter społecznego samobójstwa
na kształt społecznej i państwowej eutanazji: broń masowej zagłady,
rzeź nienarodzonych, zabijanie niepełnosprawnych, eugenika, umyślne
zmniejszanie populacji, celowo nieskuteczne ratowanie chorych i starych i
szeroka eutanazja, słowem – państwa stają się niemal klinikami
antynatalistycznymi i eutanazyjnymi. Idzie się jeszcze dalej: likwiduje
się źródła życia – płciowość, małżeństwo, rodzinę, płodność, i szerzy
się bezżenność, małżeństwa homoseksualne, media uczą najrozmaitszych
sztuk zabijania, słowem – życie ludzkie traktuje się na równi ze
zwierzęcym albo jeszcze niżej, bo niektóre zwierzęta są pod ścisłą
ochroną i bywają płodzone dosyć naturalnie, przez inseminację, człowieka
natomiast coraz częściej produkuje się „na szkle” (in vitro). Przy czym
zwolennicy tych rzeczy są z reguły nielogiczni i perfidni. Oto Komitet
Praw Dziecka przy ONZ każe likwidować „okna życia”, bo „dzieci nie będą
znały swoich rodziców”, lepiej już wyrzucić je na śmietnik. A
jednocześnie Komitet ów popiera mocno in vitro, gdzie utajnione jest
ściśle pochodzenie nasienia – u nas przeważnie sprowadzanego z banków
skandynawskich – a i komórka jajowa bywa dla rodzącej obca. Kto jest
wtedy ojcem i matką? Jeden mężczyzna może być ojcem setek czy więcej
dzieci i pozostaje anonimowy. Trzeba też zwrócić uwagę, że ten typ
„produkcji” niszczy całkowicie osobowość dziecka, jego geneza jest
przestępcza, nie ma ono żadnych więzi z innymi, nie ma krewnych ani
prawdziwych rodziców i staje się absolutnie ksenofobiczne w stosunku do
wszystkich. A czy z kolei ono będzie miało swoje dzieci, czy in vitro
będzie musiało być kontynuowane? Aż do całkowitego szaleństwa?

I jeszcze dwie migawki z mentalności. Pierwsza to rozpusta młodych,
choćby mieszkanie studentki i studenta w jednym pokoju bez ślubu.
Rodzice boją się zwracać uwagę swoim dzieciom, bo w dzisiejszej
mentalności mogą je stracić. Druga migawka to sprawa perfidii liberałów,
jakże oni się chwalili, że są wielkimi ksenofilami (miłośnikami obcych)
wobec szlachetnego posła Johna Godsona, metodysty i Murzyna. Ale kiedy
on opowiedział się za nauką Biblii w sprawach seksu i rodziny, to ci
wielcy liberałowie zaczęli wołać, żeby go wyrzucić i z PO, i z Polski.
To też są oznaki zmierzchu normalnego państwa.

4. Duży spadek demograficzny

Ciekawe, że już wybitny historyk grecki i rzymski z II wieku przed
Chrystusem – Polibiusz (zm. ok. 118), zauważył, że Grecy i Rzymianie
mają coraz mniej dzieci w miastach nie z powodu ubóstwa, lecz z powodu
luksusu, chęci wygodnego życia i hedonizmu. W upadających bogatych
społeczeństwach upadły obyczaje przodków, pojawiły się: styl życia
bardzo wygodny, szukający samych przyjemności i bez ciężkiej pracy,
żądza zdobywania pieniędzy i ziemi, luksusowe urządzanie domów i
siedzib, wyrafinowane, także homoseksualne formy życia, nieustanne
ucztowanie i pasjonowanie się walkami zabijających się gladiatorów.
Masowo wyzwalano się z obowiązków rodzinnych, zwłaszcza wychowywania
dzieci, i kierowano się niechęcią do zawierania małżeństw, a zawarte
chętnie rozwiązywano. Taki Marek Antoniusz, jeden z triumwiratu, był w
ciągu 18 lat pięć razy żonaty, zupełnie jak dziś niektórzy prezydenci,
premierzy czy aktorzy. Jednocześnie rozwinął się pewnego rodzaju
feminizm. Wzrosła bardzo rola kobiet w życiu politycznym opierająca się
nie tyle na racjach państwowych, co raczej pełna intryg, rozgrywek,
nienawiści, złośliwości, osobistych animozji i podżegań do mordów
politycznych (por. M. Jaczynowska, Historia starożytnego Rzymu, Warszawa
1979, s. 190 nn).

Coś takiego właśnie dokonuje się dziś w Europie Zachodniej. Tym razem
jednak spadek demograficzny jest zamierzony przez inżynierów „nowego
życia”. Na przykład prof. Dennis L. Meadows powiedział w roku 1973:
„Jeżeli chodzi o Polskę, to sądzę, że macie zbyt duży przyrost ludności,
15 milionów gwarantowałoby równowagę” („Nasz Dziennik”, 17-18.11.2012).
Jeżeli chodzi o Grecję i Rzym, to tam ubytek ludności był wyrównywany
przez napływ ludów sąsiednich i nabór niewolników. U nas rolę tę
odgrywają również imigranci z krajów ubogich lub totalitarnych oraz
pracownicy okresowi, jednak z czasem wszyscy przybysze przekształcają
społeczeństwo autochtoniczne tak, że po dłuższym czasie staje się ono
już w całości inne. I to jest proces upadku.

Jest też charakterystyczne, że społeczeństwo żyjące w luksusach, a o
malejącej demografii, traci też silną armię, słabi są żołnierze i
brakuje wielkich wodzów. Rzym w takiej sytuacji musiał angażować w
wielkiej mierze barbarzyńców i brać na najwyższych dowódców Germanów,
takich jak Arbogast (IV w.) – Frank, Ardabur Aspar (V w.) – Alan,
Ricimer (V w.) – Sweb i inni. I tak przy zbyt niskiej populacji państwa
giną gospodarczo, politycznie, kulturowo i biologicznie.

5. Upadek religijności

Duszą konkretnych społeczeństw, siłą duchową, motywacją i bazą
moralności była i jest religia, choćby poszczególne większe społeczności
miały swoją religię. Wielu ludzi uważa, że dziś mimo wszystko
religijność się rozwija, ale obawiam się, że jest to rozumowanie
„bohaterskie”. Faktycznie jest źle i coraz gorzej. Religia i religijność
rozwijały się, ożywiały i personalizowały człowieka w czasach ciężkich,
w czasach kataklizmów, wojen, klęsk i nieszczęść, były natchnieniem dla
literatury i sztuki, a także mądrością życiową. Jednak w okresie
dekadencji moralnej społeczeństwa, zwłaszcza warstw wyższych, bardzo się
spłycają, stają się folklorem tradycji i przegrywają w starciu z
potężnymi dziś mediami ateizującymi, z wrogą kulturą, sztuką,
literaturą, propagandą i ogólną mentalnością. Dziś to, co religijne, w
życiu bieżącym jest odsuwane z góry na bok, nawet studenci teologii nie
chcą, żeby im mówić na tematy religijne, wolą takie tematy jak seks,
sport, technika, podróże, historia innych religii.

Przy tym jest wielka niekompetencja w omawianiu tematów religijnych.
Weźmy temat Kościoła. Samo zainteresowanie Kościołem bardzo cieszy. I
jego krytyka, nawet surowa, byłaby bardzo pożyteczna. Ale, niestety,
jest ona prowadzona w ogólności z zaciekłą nienawiścią, arbitralnością.
Tak wielu wypowiedzi i sądów głupich, niekompetentnych i bzdurnych nie
słyszałem na żaden inny temat społeczny, może z wyjątkiem skrajnego
feminizmu. Dziwne zatem, że liberalistycznym poglądom na Kościół ulega
coraz więcej duchownych, którzy chcą się popisywać w mediach
„postępowością”. Na przykład pewien znany dominikanin, mający przecież
wykształcenie filozoficzne i teologiczne, rozumie Kościół katolicki nie
jako ukształtowany autorytatywnie w swym rdzeniu przez Chrystusa,
Objawienie i Apostołów, lecz jako pewien klub dyskusyjny, gromadzący w
sobie wierzących, inaczej wierzących i niewierzących, a każdy z nich
miałby mieć taki sam autorytet jak Chrystus. Z dysputy nie ukształtuje
się żaden Kościół, nawet w sferze czysto ziemskiej. Poza tym dyskutuje
się twórczo tylko z ludźmi dobrej woli, choćby byli ateistami, według
ks. abp. Marka Jędraszewskiego „Z diabłem się nie dyskutuje” (Aspekt
Polski, nr 184). Niezły popis niekompetencji dali też K. Bem i J.
Markowski („Gazeta Wyborcza”, 16-17.02.2013), którzy proponują, by
biskupi napisali na Wielki Post taki list, w którym opisaliby swoje
rzekome błędy i grzechy, zrównali się z najgorszymi mętami społecznymi i
przeszli do posługiwania w domach opieki społecznej, wtedy byliby
„prawdziwymi biskupami”. Czy takie pisanie jest mądre?

Co do Kościoła, to z naszej strony trzeba powiedzieć jeszcze jedno.
Otóż zaznaczają się dwa stanowiska co do dyscypliny społecznej w
Kościele. Według jednych, Kościół ma być jak kosz na śmieci, gromadzący
wszystko w sobie bez wspólnego mianownika, a według drugich – Kościół ma
mieć silny odruch wymiotny, by wyrzucać z siebie natychmiast każdego
grzesznego lub błądzącego, zwłaszcza duchownych. Otóż Kościół – co
wspaniale określili św. s. Faustyna i bł. Jan Paweł II – jest przede
wszystkim Chrystusem Miłosiernym, który chce zbawiać każdego, przede
wszystkim grzeszników, ale przez ścisłą komunię miłości jednoczącej. W
rezultacie, kto u nas walczy nienawistnie z Kościołem, jak KRRiT, to
walczy w konsekwencji z całym społeczeństwem polskim.

6. Ogólny upadek moralności społecznej

Łamanie norm etycznych zawsze było i zapewne będzie, ale w
przeszłości, nawet w marksizmie, uważano to za zło i kryto się z tym.
Dziś natomiast w ideologii panującej i w sferach „wyższych” sytuację
odwrócono i albo zło uznaje się za dobro, albo w ogóle odrzuca się
wszelkie obiektywne normy etyczne. Podobnie przewartościowano po cichu
także kategorie prawne. Na przykład ogólnie przyjmowano pierwszeństwo
większości przed mniejszością w życiu społeczno-politycznym. I tak
wypowiedział się niedawno były prezydent Lech Wałęsa. Ale okazało się,
że on już nie chwyta zasad „dzisiejszej demokracji”, w której właśnie
mniejszość musi być chroniona i ma pierwszeństwo przed większością.
Musiał się zatem mocno zdziwić, gdy cały świat „postępowy” zawył, kiedy
powiedział, że heteromałżeństwa mają pierwszeństwo przed związkami
gejowskimi. Zresztą i ogół naszych polityków nie wie, że w „demokracji”
dzisiejszej to mniejszości i nawet „jednostki egzotyczne” mają
pierwszeństwo przed większością i całością.

Tymczasem łamanie norm etyki klasycznej dokonuje się dziś na ogólną
skalę i niemal we wszystkich dziedzinach: w gospodarce, w handlu, w
polityce, w bankowości, w kulturze, sporcie, nauce, budownictwie,
służbach społecznych, urzędach, samorządach itd. Ot, np. w pewnym
mieście na Śląsku – w Nysie, są trzy gimnazja. Samorząd SLD chce jedno
rozwiązać z powodów finansowych. Wybiera najlepsze. A dlaczego? Bo nosi
imię Armii Krajowej i wychowuje w duchu patriotycznym. I nie ma
odwołania. Państwo upadające już z niczym sobie nie radzi, a trochę i
nie chce sobie radzić, bo ma być liberalne, czyli „wszystko wolno”. Jak
mówi Jarosław Kaczyński, rząd nawet nie respektuje Konstytucji w kilku
punktach. I to jest właśnie jeszcze jeden symptom zmierzchu państwa
polskiego.

Odrodzenie społeczeństwa polskiego w całości będzie bardzo trudne.
Wprawdzie od pradawna były postacie, które potrafiły odrodzić swoje
państwa, jak Gudea, władca królewski Lagaszu w Sumerze (2144-2124 przed
Chr.), Ur-Nammu, król sumeryjskiego Ur (2113-2096 przed Chr.),
faraonowie egipscy Amenemhatowie (od 1976 do 1896) i Amenofis IV
Echnaton (1351-1335 przed Chr.), jak Solon (ok. 635-560 przed Chr.) i
Perykles (ok. 500-429 przed Chr.) w Atenach, jak cesarz indyjski Aśoka
(ok. 264 – ok. 227 przed Chr.), jak Shi Huangdi („Pierwszy Cesarz”,
259-210 przed Chr.) w Chinach, jak Gajusz Juliusz Cezar (100-44 przed
Chr.) i jego siostrzeniec Oktawian August (44 – przed Chr. – 14 po Chr.)
i wielu innych na świecie, ale byli to ludzie bardzo wybitni,
uzdolnieni, przy tym monarchowie, stratedzy i wodzowie, mający za sobą
silne zaplecze. U nas nawet geniusz nie będzie miał zaplecza, bo
wszystko jest rozbite i zbałamucone, a wybory to gra wielce bałamutna w
dzisiejszej sytuacji medialnej.

***

U nas w Polsce jest jeszcze jeden symptom słabości i niemocy
społecznej, a mianowicie rezygnacja katolików z kształtowania normalnego
i sprawiedliwego państwa. Zostawili oni państwo innym. I doszło do
tego, że czterej członkowie KRRiT mogą przeciwstawić się, postępując
niesprawiedliwie, ogółowi społeczeństwa katolickiego, kpiąc sobie z jego
praw obywatelskich. Z ich wypowiedzi, działań, złośliwości i pogróżek
wynika jasno, że nie przyznają oni – z błogosławieństwem prezydenta,
premiera i rządzących ateistów społecznych, a także niewątpliwie i
ośrodków zagranicznych – miejsca na multipleksie Telewizji Trwam i to
pod perfidnym pretekstem, że jest to tylko sprawa o. Tadeusza Rydzyka, a
nie Kościoła polskiego i wszystkich polskich katolików. Wiadomo, że
przecież ateistyczni stratedzy UE chcą, żeby Kościół w Polsce został
wyciszony, obezwładniony, a ostatecznie zniszczony, gdyż w nowoczesnym
państwie nie ma miejsca na żywy Kościół. Przy tym i nasze władze i różni
politycy uważają nas, katolików, za niemrawców i idiotów, którzy nie
rozumieją życia społecznego i politycznego i o nic się nie upomną w
sposób zorganizowany. Toteż wszyscy ateiści społeczni, liberałowie,
socjaliści kpią sobie z nas publicznie i ciągle bezkarnie nas opluwają, o
wszelkie zło oskarżają kłamliwie i odbierają nam coraz więcej
należących się nam uprawnień. Okazuje się, że dały się ogłupić
niewielkim grupom oszołomów nie tylko społeczeństwa Niemiec, Rosji,
Chin, Kambodży, ale czynią to samo i polscy katolicy.

Przychodzą na myśl słowa św. Pawła skierowane niewątpliwie i do nas:
„Znosicie to, że was ktoś bierze w niewolę, że was objada, wyzyskuje, że
was z góry traktuje, że was policzkuje”
(2 Kor 11, 20). Potrzeba nam
zatem działań także pozasłownych. Jeżeli dziś oddamy należącą się nam z
prawa naszą katolicką telewizję, to jutro będziemy musieli opuścić także
wszystkie szkoły i uczelnie, a pojutrze będziemy musieli zredukować
nasze media do minimum i w ogóle nie będzie nam wolno, właśnie jako
katolikom, brać żadnego udziału w całym życiu publicznym, bo do tego
ostatecznie wszystko zmierza.

avatar użytkownika TW Petrus13

21. intix

"i nie mów, że pierwotnie było inaczej, bo nie było"

odniosłem się tylko do tego :)..Jak wyglądały wykonane tablice i zapis przykazań wykonanych Palcem Bożym?. W sieci net można spotkać ich rysunki (przypuszczenia). Przekonałem się na temat wiary dyskusje są bezcelowe,dociekliwym polecam przy-parafialne Kręgi Biblijne.A ja zostanę pewnie już anonimowym czytelnikiem BM24
życzę wszystkiego dobrego :)


 

avatar użytkownika nadzieja13

22. @Droga Intix,

Będę się modlić o to również, by politycy w drodze do celu przestrzegali Bożych praw, które chronią dobro człowieka", jak zalecał ukochany Jan Paweł II,w encyklice Veritatis splendor z 6 sierpnia 1993 r., 72.

„Pierwsze pytanie zadane przez młodzieńca Jezusowi: „co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne” (Mt 19, 16) zwraca od razu uwagę na istotną więź między moralną wartością czynu a ostatecznym celem człowieka. Jezus w swojej odpowiedzi potwierdza to przeświadczenie rozmówcy: spełnianie dobrych czynów, nakazanych przez Tego, który „jeden tylko jest Dobry”, stanowi niezbędny warunek wiecznej szczęśliwości i drogę do niej: „jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania” (Mt 19, 17). Odpowiedź Jezusa i odwołanie się do przykazań oznacza też, że drogą do celu jest przestrzeganie Bożych praw, które chronią dobro człowieka. Tylko czyn zgodny z dobrem może być drogą wiodącą do życia” (ibidem)."

Pozdrawiam najserdeczniej.
Dziękuję za niezwykle cenne przemyślenia ks.prof. Cz. Bartnika.. nie tylko za nie...

Petrus ... nie znikaj, zaraz wszystko się wyjaśni.. Pozdrawiam serdecznie.

avatar użytkownika TW Petrus13

23. Petrus ... nie znikaj, zaraz wszystko się wyjaśni

wręcz przeciwnie,jeszcze bardziej się zagmatwa.Dzieje Apostolskie wiąż powtarzają się od nowa :). Lepiej i łatwiej jest dyskutować Parafialnych Kołach,nikt mi jeszcze kłamstwa tam nie zarzucił.Podtrzymuję moją (indywidualną!) interpretację zdarzeń,nikomu też nie każe wierzyć w to co napisałem. Sześciesiąt lat temu na lekcji religii katechetka pokazała nam zapis Dekalogu,i tam napisano (już wtedy) przykazanie 9-10,łącznie.Więc jak w końcu było?,katechetka też kłamała?. Ilu ludzi na świecie tyle wyobrażeń Boga,każdy zaś czyta Dekalog jak chce - co mi do tego?.
Pogodnego Dnia Pańskiego życzę :*


 

avatar użytkownika UPARTY

24. @Petrus

Sprawa jest dość prosta do wyjaśnienia. Pożądanie żony bliźniego swego sprowadza się do chęci współżycia z nią, jest jakby dookreśleniem zakazu cudzołóstwa, to z jednej strony lub skazywaniem się na niespełnienie, jeśli ktoś zdecyduje się być "cichym wielbicielem". Natomiast sprawa pożądania rzeczy materialnej, którą ma ktoś drugi nie musi wcale oznaczać chęci jej kradzieży a najczęściej oznacza ambicje posiadania identycznej. W tym przykazaniu chodzi o to , byśmy nie dążyli do posiadania rzeczy tylko dlatego, że takową ma ktoś inny. Chęć posiadania rzeczy ma wynikać z ich użyteczności dla nas a nie z tego, że jest ona użyteczna dla innych, lub inni ją używają. To przykazanie ma zapobiegać funkcjonowaniu w społeczeństwie tzw "przedmiotów statusowych".
Ponieważ kapłani troszczący się o Arkę mieli nosić ściśle określone stroje i używać ściśle określonych przedmiotów, to dotyczące ich przepisy wprowadzały do społeczności Izraela pojęcie ściśle określonego przedmiotu statusowego i przez analogię powodowało by funkcjonowanie związku między używanymi przez daną osobę przedmiotami a je statusem społecznym. W skrajnych przypadka może to prowadzić i prowadziło do zakazu posługiwania się np. konkretnymi narzędziami przez osoby nie mające odpowiedniego statusu społecznego. Ponieważ wszystkie normy społeczne działają zarówno wprost jak i a rebus ( nie czas tutaj na wyjaśnienie tego problemu, ale tak jest) to zakaz pożądania przedmiotów posiadanych przez innych musi w konsekwencji doprowadzać do zakazu posługiwania sie pewnymi przedmiotami i wykonywania nimi jakichkolwiek czynności przez osoby nie posiadające odpowiedniego statusu społecznego.
Jakie to ma znaczenie praktyczne. Najlepiej było to widać w latach 60-tych w Anglii, gdzie wybuchł strajk stoczniowców wywołany tym, że cieśle okrętowi nie zgadzali się by pracownicy nie będący członkami ich związku zawodowego instalowali na statkach meble drewniane. Swoje prawa wywodzi z monopolu na używanie narzędzi potrzebnych do ich instalacji. W rezultacie długotrwałego strajku stocznie brytyjskie, w zasadzie wszystkie splajtowały a produkcja statków przeniosła się do Korei. Gdyby związkowcy przestrzegali 10 przykazania i uważali,że to nie ich sprawa jakiego młotka używa kolego i czy użycie jego jest zgodne z jego statusem społecznym to żadnego strajku i wywołanego nim bezrobocia w ogóle by nie było.
To dotyczy zupełnie innych spraw niż chęci spotykania się z zamężną kobietą bez względu na oczekiwania związane z tymi spotkaniami.
Dlaczego nie uczono tego na katechezie?
To trochę inny problem.
Podstawową rolą Kościoła jest przekazywanie Objawienia takiego jakim ono było natomiast kwestii a jego rozumienia jest sprawą osobistą każdego z jednym zastrzeżeniem. Zastrzeżeniem są pewne dogmaty, które w trakcie tego przekazu mają być też podane do wiadomości, bo bez ich uznania nie będziemy "jednej myśli" do czego tak wzywał św.Paweł w Liście do Koryntian. Jednym z tych dogmatów jest właśnie kwestia Dekalogu. Ten dogmat ma zmuszać ludzi między innymi do "rozróżnienia rodzajów pożądań", na przykład do zastanowienia się dlaczego uznano, że przykazań jest 10 mimo, że jak czytam Dekalog widzę wyraźnie 9. Z tego dogmatu płynie wniosek, że po prostu źle czytam, w tym wypadku, że nie uwzględniam skutków poszczególnych dyspozycji.
Ale czy możemy wymagać od każdej katechetki, od każdego katechety tak dużej wiedzy by pozwalała ona dzieciom wytłumaczyć bardzo skomplikowane sprawy związane z przenikaniem się życia emocjonalnego z interesem finansowym? Jak wytłumaczyć dzieciom kwestie pożądań seksualnych i bogactwa ich form, jak wytłumaczyć dzieciom kwestie monopolu na zarabianie pieniędzy i sposobów wymuszania przez to świadczeń finansowych?
Kościół przekazuje depozyt wiary a filozowię w oparciu o niego każdy musi zbudować sobie sam.

uparty

avatar użytkownika TW Petrus13

25. Ale czy możemy wymagać od każdej katechetki

prowokując do dyskusji,chciałbyś jednak żeby przyjąć Twój punkt widzenia.Stawiając pytania,(znałem już z góry na nie,gotową odpowiedź). Nie wymagałem odpowiedzi na nie :). Dla mnie osobiście pierwszym edukatorem była MAMA!
"wytłumaczyć bardzo skomplikowane sprawy związane z przenikaniem się życia emocjonalnego z interesem finansowym? Jak wytłumaczyć dzieciom kwestie pożądań seksualnych i bogactwa ich form"

Jeśli "Sztuka Kochania" jest ukierunkowana na przekaz życia!. To potrzebna do zbliżenia (tych dwoje) Ars amandi! - VIAGRA - droga do spełnienia?. Mi nie trzeba się tłumaczyć ;). Wcześniej na ten drażliwy (wrażliwy temat) pisałem katechezy (dyskutując z wściekle młodymi paniami),bez idiotycznej polityki.Wzorem do... była Mama!,a później Maryja!. Nie mam żalu do Ciebie,zaiskrzyło,ale już iskrzyć nie będzie,(odezwę się tylko wtedy) kiedy będę miał coś do powiedzenia.
życzę wszystkiego dobrego :)


 

avatar użytkownika intix

26. Petrus

...A ja zostanę pewnie już anonimowym czytelnikiem BM24

Nie ukrywam, że jest mi przykro z tego powodu...
Zrobisz jak zechcesz, ponieważ Twoja Wola...
Przyznam, że ja też, kilka razy, (nie myślałam, że kiedyś to wyjawię), podczas mojego pobytu na BM, miałam podobne myśli...
Nigdy nie narzucam swojego sposobu myślenia, co często podkreślam w swoich refleksjach, które mi się nasuwają, którymi z Wami dzielę się... a byłam już Tu poniżana, ośmieszana... zdarzyło sie to wielokrotnie w różnych dyskusjach... czego NIE widzę tu w stosunku do Ciebie...
Zostałam jednak... i pokornie dziękuję za to Panu Bogu, że podjęłam taką a nie inną decyzję... ponieważ stwierdziłam, że każda dyskusja, może wnieść wiele dobrego... a przecież głównie o TO chodzi...
Może wnieść wiele dobrego... jeżeli uczestnicy dyskusji  chcą tego...
Ważne... bardzo ważne... aby wzajemnie siebie szanować... także wtedy, kiedy różnimy się zdaniami...
Po to dostaliśmy od Pana Boga... Rozum, Serce, Wolną Wolę... wszelkie środki do komunikowania się, abyśmy mogli dojść do porozumienia...

Pan Bóg wiernych MU łączy... a nie dzieli...
Przyznam też, że ja nie widzę też, aby ktokolwiek nazwał Ciebie kłamcą, co wyżej zasygnalizowałeś...
W dyskusji po prostu różne zdania...  to chyba normalne... nie byłoby dyskusji, gdyby było inaczej...:)
Czy zauważyłeś, że ja, właściwie,  nie wchodziłam w Waszą dyskusję...?
Nie wchodziłam, ponieważ jako wierząca w Pana Boga w Trójcy Świętej Jedynego... przyjmuję Słowo Boże i każdego dnia posilam się Jego Kromką...
Nie wchodziłam, ponieważ przyjmuję też Dekalog... jest dla mnie świętością... i nie dyskutuję nad Nim... ale też staram się rozumieć wszystkich, którzy szukają, analizują, chcą zgłębiać...
Pozwoliłam sobie  "wykorzystać"...:)  tę dyskusję, (za Którą i Tobie i Upartemu jestem baaardzo wdzięczna)... aby dodać tu mysl o ważnym,  co przytoczyłam powyżej, przykazaniu na temat SŁUCHANIA...
Ponieważ Wiara... rodzi się ze SŁUCHANIA... także... (przede wszystkim Słowa Bożego)...
Nie ma przypadków... może zostałeś przysłany, aby i ten wątek został tu poruszony... nie pomyślałeś o tym....?:)
Ja poszłam tylko tym śladem ( o ilości Przykazań) dalej... może tak właśnie miało być...?
Pozwolę sobie pójść jeszcze dalej, ponieważ tak podpowiada mi serce... aby ten wątek, wątek słuchania... jeszcze rozwinąć...
Dla ludzi chcących odnaleźć Pana Boga... można powiedzieć, że całe życie jest poszukiwaniem...
Przyznam, że ja, jak i zapewne wielu, wieeeelu z nas... dzięki Panu Bogu...  jestem na tym etapie, że staram się uważnie słuchać i bacznie przyglądać się wszystkiemu...
aby niczego nie przeoczyć, nie rozminąć się  z niczym w Pana Boga dalszym poszukiwaniu... w Jego doświadczaniu...
W tej dyskusji o Przykazaniach... nie przypadkiem przywołałam powyżej Słowo Boże i Jego interpretację ks. Józefa Pierzchalskiego SAC...

Jan Paweł II prosił:
... Nie lękajcie się! Otwórzcie, a nawet, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!
Jego zbawczej władzy.
..

I ja każdego dnia... z wielką pokorą...  staram się coraz bardziej Chrystusowi swoje serce otwierać... i jak napisałam już,  uważnie słucham i bacznie obserwuję... ponieważ:
...Słuchanie umożliwia poznanie, dlatego pierwszym, najważniejszym przykazaniem jest: słuchać. Dopiero potem Jezus mówi o miłowaniu.
Miłowanie bez poznania nie jest możliwe. Im bardziej poznajemy, wsłuchując się w Boga i człowieka (nie tylko w jego słowa, ale i uczucia, gesty, postawy, historię życia, radości i rany), tym głębiej wchodzimy w relację, w intymną, osobową więź. Jezus mówi, aby kochać Boga całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem, czyli – kochać całym swoim jestestwem. Co to znaczy? Kochać całym swoim jestestwem to nie tylko przyjmować w siebie życie drugiego (Boga i człowieka), ale także objawiać siebie. Kochać Boga całym sercem – to objawiać Bogu całą rzeczywistość serca, odkrywać przed Nim wszystkie obszary. Pragnieniem miłości jest być poznanym DO KOŃCA, totalnie...


Wiedząc też, doświadczając tego, że Zły z coraz większą mocą, broniąc się, kiedy sie z nim walczy, coraz silniej atakuje...  każdego dnia pokornie proszę
Jezu, ufam Tobie... prowadź mnie drogą przez Ciebie wyznaczoną, dla mnie przeznaczoną...
Uciekam się też do Matki Bożej... proszę też o pomoc św. Michała Archanioła... i innych moich Patronów... aby pomagali odnajdywać właściwą drogę...
Bo Szatan robi wszystko... wodzi nas... aby błądzić...

Nie wiem, jaką podejmiesz decyzję... ja ze swojej strony dziękuję Ci za wszystko, co wypowiedziałeś... ponieważ jak już napisałam, każda dyskusja może wnieść wiele dobrego...
Dziękuję Ci także za to, że wyraziłeś myśl o zaprzestaniu wyrażania własnych  refleksji... bo właśnie ona spowodowała tę moją wypowiedź, czego też nie spodziewałam się...
Proszę, abyś przemyślał jeszcze raz Swoją decyzję odejścia, a raczej zamilknięcia... pamiętając jednak, że Pan Bóg, wiernych MU łączy... nie dzieli...
Może już dość, chyba aż nadto podziałów, rozdziałów wszelkich... z czego najbardziej Zły się cieszy...
Jezus Chrystus niesie Pokój... więc pozwole sobie powtórzyć:
Pokój temu domowi!
i temu, kto próg tego domu przestąpił...


Z Panem Bogiem... i z Maryją...

avatar użytkownika intix

27. Nadziejo Droga

Będę się modlić o to również, by politycy w drodze do celu przestrzegali Bożych praw...

Módlmy się o to Wszyscy wierzący...

Pozwolę sobie przypomnieć o Krucjacie, i zachęcić tych, którzy jeszcze nie przystąpili:
>Krucjata Różańcowa za Ojczyznę

Nadziejo... ja Tobie również dziękuję... także za przytoczenie słów bł. Jana Pawła II... pozwolę sobie podać Zainteresowanym link prowadzący do całości:
> ENCYKLIKA VERITATIS SPLENDOR

Dziękujmy razem Ks. prof. Czesławowi S. Bartnikowi za Jego wszystkie analizy, refleksje...
Dziękując też wspólnie za wszystko... Panu Bogu... prośmy nieustająco o opiekę Bożą... i Matki Bożej nad naszymi Pasterzami...
***

Pozwolę sobie zakończyć ten komentarz modlitwą, którą bł. Jan Paweł II zakończył, wspomnianą przez Ciebie, Encyklikę:

O Maryjo,
Matko Miłosierdzia, czuwaj nad wszystkimi,
aby nie był daremny Krzyż Chrystusa,
aby człowiek nie zagubił drogi dobra,
nie utracił świadomości grzechu
i umiał głębiej ufać Bogu
„bogatemu w miłosierdzie” (Ef 2, 4),
by z własnej woli spełniał dobre czyny,
które Bóg z góry przygotował (por. Ef 2, 10)
i w ten sposób żył
„ku chwale Jego majestatu” (Ef 1, 12).


***
Z Panem Bogiem... i z Maryją...

avatar użytkownika TW Petrus13

28. odejścia, a raczej zamilknięcia

w zeszły piątek padł mi lapek,dostałem w prezencie od siostry.Piszę z drugiego który ma uszkodzoną matrycę (ekran). Koszt naprawy jednego lub drugiego,przekracza wartość ich samych.Siła wyższa,nic na to nie poradzę,na uszkodzonej matrycy nie da się pracować!.
zabawa skończona :)
z pozdrowieniami
TW "petrus"


 

avatar użytkownika intix

29. Potrzeba czynnej obrony Kościoła – ks. prof. Czesław S. Bartnik

Za: W obronie Wiary i Tradycji Katolickiej

Nasz Dziennik, 2012-02-02

Przemówienie z okazji ingresu ks. abp. dr. Wacława Depo do Kościoła częstochowskiego, 2 lutego br.


Sytuacja jest szczególna. Dawniej ks. abp Wacław Depo był moim
uczniem, a ja jego mistrzem, a dziś jako jeden z członków Urzędu
Nauczycielskiego Kościoła on jest w pewnym sensie moim mistrzem, a ja
jego uczniem. Ale z profesorskiego nawyku chcę jeszcze pewną rzecz
dopowiedzieć. Arcybiskup obronił w roku 1984 doktorat na temat “Chrystus
kerygmatyczny w nauce Martina Kählera” (wyd. w Studiach Sandomierskich
1988). Chodziło o to, żeby na podstawie nauki protestanta przezwyciężyć
tezę protestantów liberalnych, jakoby inny był “Jezus historii”, a inny
“Chrystus wiary”. Myślę właśnie, że było to prorocze, żeby szczególnie
aktywnie bronić Kościoła Chrystusowego z pozycji pasterza Kościoła
częstochowskiego.

Przechyły teologiczne

Chcę zwrócić uwagę, że wielu teologów po Soborze Watykańskim II
popełniło pewne błędy co do potrzeby obrony Kościoła i jego nauki, a
stało się to pod wpływem skrajnego liberalizmu. Otóż idąc za daleko z
transformacją Kościoła, chcieli go zbytnio dostosować do niszczącej
mentalności liberalistycznej w tym duchu, żeby porzucił poczucie prawdy i
szczególnej misji zbawczej, a zrównał się z innymi wyznaniami
chrześcijańskimi, a nawet częściowo i z niektórymi innymi wyższymi
religiami, i przyznał im wszystkim taką samą moc zbawczą (pluralizm
soteriologiczny). Ponadto mniej lub bardziej otwarcie sugerowali: żeby
Kościół katolicki wyrzekł się kultu Maryi jako Matki Boga, żeby porzucił
swoje misje i apostolstwo, które miałyby godzić w godność i wolność
człowieka, żeby usunął się z forum publicznego do prywatności, żeby
przyjął ustrój demokratyczny bez prymatu papieskiego i episkopatu i albo
żeby dopuścił kobiety do wszystkich stopni kapłaństwa, albo zgodził się
na to, by świeccy przejęli władzę w Kościele łącznie ze sprawowaniem
Eucharystii bez święceń, a tylko na podstawie chrztu i bierzmowania, i
wreszcie, żeby Kościół przestał dowodzić swojej wiarygodności,
porzucając m.in. taką dyscyplinę teologiczną, która nazywa się
“apologetyką” lub “teologią fundamentalną”, i żeby zamiast tej teologii
wprowadził szeroki samokrytycyzm za całą swoją przeszłość i za ustrój
obecny. Słowem, nie powinien się bronić przed atakami, nawet najbardziej
niedorzecznymi, bo jeśli będzie się bronił, to straci wszelką rozumną
wiarygodność. I wszystkie te postulaty wielu uznaje za “teologię
nowoczesną”. Przede wszystkim coraz częściej teologowie liberalni
przyjmują, że w ogóle Kościoła nie założył w żadnej mierze Jezus
Chrystus, a założyli go sami ludzie wyznający swą wiarę w Chrystusa i
grupujący się wokół Pisma Świętego.

Nawet bardzo wielu teologów prawomyślnych założyło, że po Soborze,
zbliżającym Kościół do współczesnego świata, wszyscy ludzie i spoza
Kościoła będą mu jak najbardziej życzliwi i pełni dobrej woli wobec
niego tak, iż nie potrzebuje już się bronić, polemizować i dochodzić
swoich praw. Słowem, dzisiejszy świat stał się doskonały: nastały pokój,
miłość, sprawiedliwość, współpraca wszystkich ze wszystkimi, nie ma też
już nienawiści, piekła, szatana, grzechu ani wrogów. W ślad za tym
przyszło też założenie, że wszyscy katolicy są szlachetni, miłujący
siebie nawzajem, rozsądni, mądrzy i nie będzie już ani herezji, ani
schizmy, ani buntu, ani odstępców, ani błądzących, ani wojujących
przeciwko sobie. Kościół będzie klubem dyskusyjnym, instytucją
charytatywną, ubezpieczalnią życiową i azylem dla grzeszników. A jeśli
np. przewodniczący KRRiT, sam z siebie czy z nakazu władzy wyższej,
przecież “liberalnej”, zaknebluje usta i zawiąże oczy o. Tadeuszowi
Rydzykowi, a wraz z nim większości katolików polskich, to czyni to tylko
dla dobra Kościoła polskiego, by zrozumiał wreszcie wielkość wolności i
demokracji, ideologii UE. W rezultacie “nowy świat” jest naprawdę
“wspaniały”, bo bez Boga.

Ale skąd te stare demony?

Przez utopię i naiwność przeziera stare zło. Sytuacja Kościoła jest
coraz cięższa. Do niedawna wrogość wobec chrześcijan, zwłaszcza wobec
katolików, bywała wściekła, ale raczej w poszczególnych państwach. Dziś
już kształtuje się wrogość całej cywilizacji euroatlantyckiej w stosunku
do życia biologicznego, duchowego i religijnego. Cywilizacja ta
przybiera coraz bardziej kształt “cywilizacji śmierci doczesnej i
religijnej”. Do tej cywilizacji należą nie tylko ateiści totalni, ale
także w pewnym sensie i niektórzy chrześcijanie, prywatnie może i
wierzący, ale publicznie, państwowo i politycznie przyjmujący ateizm.
Jedni i drudzy, ateiści totalni i ateiści publiczni, zabraniają
Kościołowi bronić się i rozwijać w dzisiejszym świecie. Ba! Ataki na nas
uważają, jak za marksizmu, za naukowe, postępowe i futurystycznie
twórcze, a naszą obronę za anachronizm, ksenofobię, antysemityzm i za
bezsensowną apologetykę.

Gdy się wniknie głębiej w te różnorodne akcje, to widać, jak owa
cywilizacja śmierci człowieka wyrzuca z życia i kultury coraz wyraźniej:
Boga, Chrystusa, Matkę Bożą, religię publiczną, Kościół, Boży dar
życia, duchowość człowieka i Dekalog, co jest mutacją antyjudaizmu czy
antysemityzmu, gdyż Dekalog jest wzięty ze Starego Testamentu, tylko że
owi ludzie tego nie wiedzą. Kwestionuje się: dogmaty, wyższe wartości,
duchową miłość, altruizm, prawo naturalne, instytucję małżeństwa i
rodziny, sens pracy, naród, ojczyznę, państwo, godność człowieka i
całego stworzenia, dobro wspólne społeczeństwa…

Grupy katolików, którzy dają się zwieść ateizującemu liberalizmowi,
chętnie tworzą sobie sami prywatny Kościół, oczywiście karykaturalny,
bez związku z Chrystusem, ze swoją liturgią, dogmatami, moralnością i
władzą. I “fałszują samo słowo Boże” (2 Kor 4, 2) na coraz większą
skalę. Kościół Chrystusowy chcą zaczynać dopiero od siebie i od swojego
czasu. Nie widzą potrzeby ani ciągłości Kościoła od czasów Chrystusa,
ani tradycji, ani sukcesji hierarchii. Przy tym obojętnie patrzą na
coraz częstsze mordowanie (tysiącami) chrześcijan, głównie katolików.
Protestują przeciwko zabijaniu byków na korridzie, zabijaniu fok czy
wielorybów, a nawet niszczeniu jakiejś rośliny, ale nie protestują
przeciwko zabijaniu chrześcijan. Jest to głęboka patologia intelektualna
i duchowa. Wprawdzie prześladowanie chrześcijan było od początku, ale
dawniej było to prześladowanie niejako tylko fizyczne, natomiast dziś ma
miejsce prześladowanie i fizyczne, a przede wszystkim duchowe, moralne,
intelektualne i ideologiczne, a tym groźniejsze, że zabija się umysły,
serca i dusze, głównie za pomocą mediów, pieniądza, techniki i całej
zateizowanej cywilizacji. Stąd sytuacja chrześcijan jest chyba dziś
najtrudniejsza. Tak ciężka chyba jeszcze nie była. Przeciwko
chrześcijanom jest stosowana cała potęga cywilizacyjna, która jest
narzędziem w rękach niemoralnych przestępczych i dzikich jednostek i
społeczności.

Konieczność obrony

W Kościół uderza z całą siłą cywilizacyjny anty-Kościół. Trzeba więc
się bronić, bo dla Kościoła jest to walka o życie. Każdy żywy organizm
musi mieć system obronny i wewnątrz, i na zewnątrz. Wprawdzie Kościół
się też oczyszcza i dalej rozwija, ale też ponosi coraz większe straty,
jeśli chodzi o moc wiary, o wolność, zwartość wewnętrzną i stan
publiczny. W ostatnich dziesięcioleciach powstało, głównie w Afryce i
Ameryce Łacińskiej, na skutek rozbicia doktrynalnego ok. 7 tysięcy
synkretyzmów chrześcijańskich, w tym także katolickich. Synkretyzm to
dowolna i niespójna mieszanina różnych wyznań i religii. Szczególnie pod
wpływem hasła wolności niektóre osoby i wspólnoty dobierają sobie
prawdy i zachowania według upodobania: jedne przyjmują, drugie
odrzucają. Każdy system ludzki, w tym i ludzka strona chrześcijaństwa,
ulega w czasie większym czy mniejszym zmianom. Ale takie systemy, jak
hitleryzm, marksizm, liberalizm ateizujący po krótkim względnie czasie
rozpadają się lub tracą tożsamość. Kościół katolicki natomiast podejmuje
z czasem pewne zmiany w sferze ludzkiej, przypadłościowej, ale w sferze
wewnętrznej zachowuje zawsze swoją istotę i tożsamość dzięki Duchowi
Świętemu, który działa przez papieża i episkopat, przez niższe
duchowieństwo, a także cały laikat musi zachować dogmatyczną
jednomyślność. W każdym razie Kościół musi się bronić przed czynnikami
rozbijającymi go od wewnątrz oraz przed atakami z zewnątrz. Nie może
pozostać bierny, bo człowiek nie osiąga prawdy, dobra i wartości
moralnych bez wysiłku i pracy.

Szczególna odpowiedzialność za tożsamość Kościoła, za jego rozwój,
piękno i ustawienie do bieżącego czasu spoczywa na biskupie. Winien on
bronić Kościoła Chrystusowego najpierw swoją osobą i swoim życiem,
następnie doskonałym sprawowaniem swego urzędu we wszystkich
dziedzinach, a wreszcie czynną ochroną przed wilkami, zewnętrznymi i
wewnętrznymi. Jezus piętnuje tych, którzy nie utożsamiają się w całości
ze swoim Kościołem: “Ja – mówi Jezus o sobie – przyszedłem, aby moje
owce miały życie, i to życie w pełni. Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry
pasterz poświęca swoje życie za owce. Najemnik zaś i ten, który nie jest
pasterzem ani właścicielem owiec, gdy zobaczy zbliżającego się wilka,
opuszcza je i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Jest bowiem
najemnikiem i nie troszczy się o owce” (J 10, 10-13). Jest jakaś
mistyczna i nierozerwalna więź między pasterzem a owczarnią: “Ten – mówi
Jezus – który wchodzi do owczarni, jest pasterzem owiec (…), a owce
słuchają jego głosu, woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je. A
kiedy wszystkie wyprowadzi, idzie przed nimi, a one idą za nim, gdyż
rozpoznają jego głos. Za kimś obcym nie pójdą wcale, lecz uciekną od
niego, bo nie znają głosu obcych” (J 10, 2-5). On zna ich imiona, a one
rozpoznają jego głos.

Wielobarwność świadectwa biskupiego

Kościół uobecnia Chrystusa Pasterza, jest Jego Ciałem mistycznym i
społecznym, a zatem jakby jest dotykalny dla nas w szczególny sposób i w
biskupie. Toteż trzeba o Chrystusie świadczyć z całą mocą, wiarą,
miłością i nadzieją: “Czuwaj, trwaj mocno w wierze, bądź mężny i
umacniaj się. Wszystkie twoje sprawy niech się doskonalą w miłości” (1
Kor 16, 13). Przy tym trzeba bronić Kościoła dziś: “Apollos dzielnie
uchylał twierdzenia Żydów, wykazując, że Jezus jest Mesjaszem” (Dz 18,
27).

Bądź tedy odblaskiem światła Chrystusowego, rozpraszającym ciemności
niewiary (J 1, 5; 2 Kor 4, 4), i świadkiem Chrystusa (J 1, 7).

Bądź ogniem rzucanym przez Chrystusa na ziemię, żeby zapłonął (Łk 12, 49).

Rozbudzaj Chrystusową nadzieję, która pokona wszelkie słabości,
przeciwności i cierpienia: “W Jego nauce narody będą pokładać nadzieję”
(Mt 12, 21; Iz 42, 4).

Realizuj moc sprawiedliwości mesjańskiej: “Nie zawaha się i nie
załamie, aż utrwali na ziemi sprawiedliwość” (Mt 12, 20; Iz 42, 4).

A jednak przy tym wszystkim zachowaj pokorę i łagodność Chrystusa,
“który jest łagodny i pokorny sercem” (Mt 11, 29), który “nie będzie
krzyczał ani podnosił głosu i trzciny nadłamanej nie złamie” (Iz 42, 2;
Mt 12, 20).

I tak Kościoła broni się także pokorą i cichością, ale nigdy bezczynnością.

avatar użytkownika intix

30. Państwo polskie jako żerowisko? – Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Nasz Dziennik: Wtorek, 24 grudnia 2013

zdjecie

Wielkie rewolucje, przełomy, przewroty
polityczne i historyczne mają z reguły dla państwa charakter
dialektyczny: z jednej strony mogą być bardzo twórcze, a z drugiej –
bardzo niszczące i patogenne.

Na czas mojego życia przypadły następujące: wielki światowy kryzys
gospodarczy – 1929-1933, barbarzyński najazd Niemców – 1939-1945, równie
barbarzyński najazd Rosjan – 1939-1941, 1944-1945, tworzenie wasalnej
Polski Ludowej – 1944 r., odzyskanie niepodległości – 1989-1991 oraz
wejście Polski do UE – 2004.

Nurty życia w państwie przełomu

W czasie samej zawieruchy, przewrotu czy przełomu państwo słabnie lub
nawet zamiera, burzy się porządek życia, a społeczeństwo segmentuje
się, mówiąc skrótowo, na trzy warstwy czy nurty: na nurt ratujący
państwo, jego suwerenność, gospodarkę, kulturę, ducha; na nurt ludzi
broniących samych siebie, swego życia, mienia, znaczenia, tradycji; i na
nurt, rozwinięty zwykle ponad miarę, ludzi wyzbytych moralności,
żerujących na nieszczęściu, grabiących, kradnących, nurt rozbójników,
bandytów, niszczycieli, walczących o władzę i stanowiska i często
głoszących, że tworzą „świat wyzwolony”.

Nurt patologiczny zwykle bywa po dwóch, trzech latach wyeliminowany,
tylko niekiedy trzyma się dłużej na płaszczyźnie mentalnej, duchowej,
moralnej i kulturalnej. Niestety u nas stało się coś bardzo złego.
Zniszczył nas bolszewizm. Wielki wybuch patologii, zwłaszcza
gospodarczej w okolicach roku 1989, po kilku latach trochę się uspokoił,
ale zaraz, kiedy tylko mocniej do postmarksizmu dołączył liberalizm,
okazało się, że rozwija się jak rak i na innych obszarach.

Od roku 2004 zaczęła się bardzo nasilać inwazja patologii
liberalistycznej, która nie tylko stwarzała pokusę częstej korupcji w
ramach dotacji z UE, ale objęła też dziedzinę światopoglądu, religii,
moralności, kultury, sztuki, nauki i sposobu życia. To wszystko przy
złych rządach partii rozlało się znów na całe życie społeczeństwa
polskiego. I tak państwo polskie ponownie stało się wielkim żerowiskiem
dla wielu jednostek i całych ugrupowań najróżniejszych drapieżników
materialnych i duchowych. Główną przyczyną tego jest porzucenie w życiu
publicznym wyższych wartości.

Żerowisko górne

Oto u nas najwyższe władze w pewnym sensie żerują na łatwowierności
niewyrobionych politycznie Polaków. Wygrały wybory dzięki obietnicom
programowym, zarówno gospodarczym, jak i politycznym oraz ideowym, ale
okazało się to tylko grą wyborczą, złożonych obietnic nawet nie miały
zamiaru realizować, bo chciały poddać się błędnej ideologii liberalnej.

Podobnie pewna część parlamentarzystów oszukała wyborców i nie mając
dalej mocnych osobowości, funkcjonuje tak, jak każe im przełożony, wbrew
obietnicom i często wbrew sumieniu i moralności, jak np. w sprawie
zabijania dzieci z zespołem Downa. Dla wielu innych notabli także
państwo nie jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli, lecz jedynie
żerowiskiem partii lub zwykłych spryciarzy, kombinatorów, drapieżników i
pospolitych oszustów. Żerują oni na haśle „nowa wolność” – wolność od
prawa, etyki, kultury.

Znaczna grupa, przypominająca hiszpańskich konkwistadorów w Ameryce
Łacińskiej, opanowała nielegalnie niektóre urzędy, firmy, kopalnie,
przedsiębiorstwa, zakłady, inwestycje i „świętomikołajowe” dotacje z UE.
Jest to kontynuacja bogacenia się rządzących, co już dawniej nazwano
„TKM”, czyli „teraz k… my”, kiedy to każda następna ekipa rządząca
chciała się „nachapać”.

Różnych takich korupcji nie da się ukarać, bo ani prokuratury, ani
sądy nie mają ku temu odpowiednich narzędzi prawnych, a czasami też
należnej chęci lub odwagi. I tak zapewne będzie także z ogromną aferą
łapówkarską 127 przetargów Centrum Projektów Informatycznych, MSWiA,
MSZ, GUS, Komendy Głównej Policji, MON i innych.

Odpowiedzialne czynniki nie dbają należycie ani o państwo, ani o
całość społeczeństwa. Lekceważone są miliony głosów obywateli w sprawie
wieku emerytalnego, w sprawie wieku szkolnego, w sprawie oszukiwanej
ciągle Telewizji Trwam. Zrujnowano rynek pracy, 2,5 mln ludzi,
kompetentnych i młodych, musiało wyjechać za chlebem jak za caratu,
kolejne 2 mln jest bezrobotnych, blisko 4 mln – skrajnie ubogich.

Lekceważeni są rolnicy i robotnicy. Miesiącami nie płaci się
robotnikom za pracę albo płaci się im tylko około 5 zł za godzinę, choć
nieraz i tego się nie płaci, tylko po miesiącu lub dwóch wyrzuca pod
sfingowanym zarzutem. Pod koniec roku często już nie przyjmuje się
chorych do szpitali, bo brak pieniędzy. Wyrzuca się ludzi na bruk,
poborcy i komornicy potrafią nawet starcom rekwirować emeryturę czy
kilkusetzłotową rentę. Dziczeją prawa i obyczaje, rozwija się natomiast
raj dla bogaczy.

Media publiczne często kłamią lub co najmniej manipulują. Prawdę
można znaleźć tylko w medium toruńskim, a Telewizja Trwam musi płacić
olbrzymie sumy za przyznanie miejsca na multipleksie, choć dotychczas
nie dopuszczono jej – i to za wiedzą prezydenta i premiera – do
faktycznego nadawania, bo ma programy katolickie. I w ogóle liczni
drapieżnicy szaleją swobodnie w walce z Kościołem, religią, kulturą
wyższą, z Dekalogiem, ze zwykłą przyzwoitością. Żerują sobie ochoczo,
swobodnie i radośnie, bo rzekomo jest „wolność”.

Przy tym nie są rozpatrywane żadne inicjatywy i projekty opozycji czy
zwykłych obywateli. W sumie położenie państwa polskiego przypomina taką
sytuację, w której gospodarz wielkich włości wynajmuje sobie
administratora i drużynę robotników, a oni przejmują całe gospodarstwo
na mocy wynajęcia, a gospodarza osadzają w domowym areszcie.

Żerowisko w dołach

Zazwyczaj historycy, politologowie i media krytykują patologię przede
wszystkim na górze. Ale zjawisko patologii występuje także bardzo
szeroko w dołach, na wielu obszarach życia i jest jeszcze trudniejsze do
szybkiego opanowania. Przybiera ono często formy bardzo brutalne w
czasach przełomów: kradzieże, napady, rozboje, zabójstwa, pijaństwo,
narkomania, zakłamanie, brutalizacja życia, naoczna prostytucja, gwałty,
wulgaryzacja. Nieustające, bardzo zacięte i egoistyczne walki w
samorządach, zresztą często między osobami mało kompetentnymi. Kiedy
chrześcijaństwo, patriotyzm i kultury były bardzo mocne, zjawiska te
były do opanowania w wielkim stopniu. Ale dziś, kiedy fundamenty te się
podważa, dając w zamian pustkę i zachętę do zła, a „państwo jest chore”
(bp A.P. Dydycz), sytuacja staje się coraz trudniejsza. Trzymają się
tylko silne oazy polskie i katolickie, zresztą dziś już poszerzające się
i odradzające.

W Polsce w roku 2012 było 5 tysięcy większych korupcji na dołach.
Więzienia nie mogą pomieścić wszystkich skazanych, nawet za wielkie
przestępstwa, tysiące odbywają karę w swoich domach pod kontrolą. To
samo jest w niektórych innych państwach na Zachodzie. Źle rozumiana
wolność zabagniła całe życie społeczne. I tak dumni i honorowi dawniej
Polacy uchodzą już na Zachodzie po prostu za złodziei i oszustów.

Niestety, liczni Polacy, uwolnieni spod obcych, bardzo nie lubią
przestrzegać praw, bądź to społecznych, bądź to państwowych, bądź to
kościelnych. Zresztą już w XVII wieku krążył na Zachodzie taki epitet o
nas, że „Polacy żyją bez prawa” (A. Brückner, Historia kultury polskiej,
II, s. 398). A państwo dzisiejsze ani myśli dbać o moralność obywateli.
Rośnie pieniactwo procesowe, dla którego nie starcza sądów w kraju, są
tysiące odwołań do Strasburga, tym razem oskarża się jeszcze nasze
wyroki za „zgodność z etyką” katolicką, jak w przypadkach odmowy
zabijania dzieci. Poza tym już teraz liberalizm tak poluzował prawo, że
nie załatwi się niczego ważniejszego bez znajomości i kumoterstwa lub
wprost łapówkarstwa.

Brutalność, wulgaryzm i chamstwo zastępują kulturę w rodzinie, w
spotkaniach, na ulicy, na stadionie, w podróży, w wojsku, na spotkaniach
partyjnych i w biznesie. Artyści, aktorzy, liczni literaci stają się
często szerzycielami demoralizacji, szpetoty, ohydy i terroryzmu
estetycznego. Jakby potracili rozumy. Coraz częściej wielu żeruje na
religijności, moralności, godności i szlachectwie ducha człowieka.

Ohydę i brzydotę stawiają za najwyższą kategorię rzekomego piękna i
artyzmu i chcą osiągnąć sławę i geniusz artystyczny przez sadystyczne
zabijanie ducha drugiego człowieka. Przecież to typowy satanizm. I nie
wolno się bronić, bo rzekomo taka jest dziś „wolność”. Jest bardzo
bolesne, że i min. Bogdan Zdrojewski usprawiedliwia ohydne bluźnierstwa
religijne przez zasadę „wolności wyrazu artystycznego”. Jeśli już i
państwo popiera takie żerowanie na religijności i moralności polskiej,
to jest to bez wątpienia civitas diaboli.

Przecież przy takim prawie, jeśli ktoś profanuje „seksualnie” figurę
Chrystusa albo przedstawia rzeźbę żołnierza gwałcącego ciężarną kobietę,
i jedno, i drugie jest uznawane przez sądy za „wyraz artystyczny”,
niegodzący w nikogo, to i gwałciciel kobiety na żywo i publicznie nie
może być osądzony, bo to w jego intencji „prawdziwy i żywy akt
artystyczny”, a że skarżąca tego nie rozumie, to dlatego, że jest
analfabetką artystyczną. Przecież to jest ciężka choroba i umysłowa, i
moralna. Sztuka przemawia mocniej niż zwykłe słowo i bardziej zabija. I
to ma być najwyższą sztuką XXI wieku? Jest to raczej satanizm sztuki.

Aż brakuje sił, by wspominać, jak szerzy się seksualizm, a nawet
prostytucja wśród dzieci i młodzieży, i to z winy atmosfery antymoralnej
tworzonej przez władze i nowe prądy. Ostatnio stają się modne seksczaty
czy wideoczaty. Otóż nastolatkowie i nastolatki zarabiają na erotycznym
obnażaniu się w internecie. Podobno już wśród 16-latek robi to aż 5
proc. („Gazeta Wyborcza”, 28.11.2013). Ludzie „postępowi” żerują dziś
najwięcej na seksualności człowieka.

Żerowanie na Kościele

Jednostki i całe grupy trzeciego nurtu upodobały sobie ostatnio
żerowanie na dobrach zgromadzonych przez naszych przodków w Kościele i w
kulturze duchowej. Jedne dobra łowią dla siebie, drugie ubierają na
swój sposób, a trzecie wyrzucają lub opluwają i zohydzają, żeby
chrześcijanie i Polacy sami się nimi brzydzili. Na Kościele żerują, bo
jest wzniosły, piękny, niezwykły i niepowtarzalny, i duchowo święty. To
najbardziej tych szalonych skandalistów, nie tylko ateistów, ale i
sekciarskich katolików, prowokuje do paskudzenia.

Filozof włoski Gianni Vattimo mówi, że Kościół katolicki mógłby sobie
istnieć i na forum państwowym, ale gdyby wyrzekł się dogmatów,
zwłaszcza dotyczących Chrystusa i Dekalogu, gdyby pewność wiary zamienił
na „rozumne” wątpliwości i gdyby wyrzekł się pychy posiadania
objawienia i pouczania dzisiejszego postępowego człowieka. Czegoś
podobnego chcą i nasi katolewacy. Jeden z nich żąda np., żeby Kościół
uznał wszystkie zboczenia seksualne za szlachetne i moralne, to wtedy
sam się ostoi. Na Kongresie Kobiet Polskich, gromadzącym cztery tysiące
uczestniczek, oświadczono, że kobietom najbardziej zagraża patriotyzm,
wartość dobra narodu oraz etyka katolicka.

I niestety, podobne modne „morowe powietrze” w poglądach na Kościół
nawiedziło i dalej nawiedza w Europie i u nas większość teologów
świeckich, którzy ujmują Kościół jedynie socjologicznie, nie
teologicznie, i tylko go krytykują z pozycji liberalizmu; i uznali się
za wyższych od biskupów i teologów duchownych. Brakuje im często
formacji duchowej i popadają w pychę sędziów Kościoła Chrystusowego,
choć zarzucają ją właśnie duchownym.

Parlament Europejski jeszcze 10 lutego 2010 r. przegłosował postulat
nacisku, by we wszystkich krajach członkowskich UE była zalegalizowana
pełna aborcja, bo „kobiety muszą mieć kontrolę nad swoimi prawami
seksualnymi i rozrodczymi”. I tak matkom parlament ułatwiać chce
zabijanie.

W tym samym duchu także dziś instytucje UE żądają od katolickich
lekarzy, by nie kierowali się „klauzulą sumienia”, lecz by dokonywali
eutanazji i aborcji na każde żądanie. W przeciwnym razie mają być
usuwani z placówek państwowych lub w ogóle z zawodu. Również u nas
opowiada się za tym Komitet Bioetyki PAN, niektóre partie oraz większość
sejmowa co do dzieci z zespołem Downa, choć tak wielu nazywa się
katolikami. Coraz częściej u nas prześladuje się oficjeli świeckich za
dokonywanie różnych publicznych aktów religijnych, jak np. burmistrza
Roberta Krupowicza. A Europejski Trybunał Praw Człowieka uzurpuje sobie
prawo nakazywania całym krajom zdejmowania krzyży z miejsc publicznych.

Jak niedawno min. Radosław Sikorski zabłysnął wirtuozerią
dyplomatyczną, zaskarżając o. Tadeusza Rydzyka do Watykanu za
powiedzenie prawdy w Brukseli o braku demokracji w Polsce dla mediów
katolickich, tak jeszcze większą inteligencją i troską o Kościół w
Polsce błysnęły nasze kochane feministki, śląc w listopadzie 2013 r.
list do Papieża Franciszka z żądaniem, by ukarał srogo biskupów i innych
duchownych polskich za wyznawanie przez nich ortodoksyjnej nauki w
sprawach kobiet, małżeństwa, rodziny, etyki seksualnej i gender, choć to
imputowało, że sam Papież odszedł już od nauki prawowiernej.

Takiej „dyplomacji” przychodzi w sukurs prof. Magdalena Środa, która
twierdzi dogmatycznie (np. TVP1, 27 XI 2013), że sam Chrystus był za
doktryną gender. Powołuje się ona na tekst św. Pawła: „już nie ma Greka
ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika,
wolnego, lecz wszystkim we wszystkich jest Chrystus” (Kol 3, 11).

Choćby już, to zwrócę uwagę, że o „mężczyźnie i kobiecie” jest inny
wyraźny tekst Pawłowy: „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już
niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety,
wszyscy bowiem jesteście jedno w Chrystusie Jezusie” (Ga 3, 28). Tylko
że i tutaj „nie ma mężczyzny ani kobiety” nie oznacza tożsamości
płciowej, organicznej, kształtowanej przez kulturę, lecz tożsamość
człowieczeństwa i członkostwa w Chrystusie. A tu kobiecość nie oznacza
nienawiści, wściekłości i niszczenia życia niewinnych, lecz świętość,
mądrość, miłość, godność, podążanie za Chrystusem i służenie życiu.

W ogóle zrodziło się jakieś mniemanie, że Papież Franciszek jest tak
postępowy, iż będzie popierał wszystkie błędy. Bo oto i Słowianie
polscy, czciciele Światowida na Ślęży (ok. 900 osób), również wysłali
list do Papieża ze skargą, że księża katolicy nie bronią pogańskiego
posągu Światowida w imię ekumenizmu.

W ogóle wciskana jest idiotyczna propaganda, że wszystkiemu w
Kościele są winni księża, a ateiści, skandaliści, wrogowie Boga i
Kościoła mają same zasługi. Taki antyklerykalizm panuje już od dawna.
Był on tak popularny, że także liczni księża robili się antyklerykałami,
żeby się przypodobać niszczycielom Kościoła jako „dzisiejsi i
postępowi”.

Pamiętamy słynne powiedzenie śp. ks. prof. Józefa Tischnera, że przez
marksizm nikt nie stracił wiary, a przez proboszcza niejeden. Nie
zwrócił on jednak uwagi, że przez marksizm w prawosławnej Rosji po 73
latach pozostało tylko ok. 13 proc. wierzących, a ochrzczonych jeszcze
mniej, a przez prostych popów wierzyła w Boga prawie cała Rosja. I w
Polsce marksizm poczynił wielkie szkody, zwłaszcza wśród inteligencji.

Nie można i u nas mówić, że każdy konflikt z proboszczem jest z winy
proboszcza, bo najczęściej z drugiej strony, która żąda i rozkazuje.
Przypomina się tu stare powiedzenie praktyków rzymskich: „Nie ma niczego
tak głupiego, czego by już jakiś filozof nie powiedział”. Istotnie
każdemu mędrcowi może się przytrafić powiedzenie zgoła niemądre. Na
przykład taki genialny filozof jak Pierre Teilhard de Chardin (zm.
1955), jezuita francuski, uważał, że Związek Sowiecki wiedzie ludzkość
ku świetlanej przyszłości.

Realność przechodzi w wirtualność

Zaistniał dziwny paradoks. Ogół sądzi, że przeminął niemiecki
idealizm (Fichte, Schelling, Hegel), według którego rzeczywistość ma
budowę myślową, a nastała epoka brutalnego materializmu. Tymczasem mamy
narodziny nowej mutacji idealizmu w postaci technicznego wirtualizmu, w
którym rzeczywistość jest owocem myśli, tyle że technicznej.

A nawet okazuje się, że i marksizm był płodem idealizmu Hegla, gdyż
uznał, iż bytem rządzi myśl, świadomość, ideologia, ot, po prostu
człowiekiem prawdziwym i twórczym jest tylko człowiek „uświadomiony”.
Stąd też takie wielkie znaczenie mają propaganda i ideologia.

Do dziś „prawdziwym” człowiekiem jest człowiek „uświadomiony”,
przyjmujący ideologię liberalną. I świat, społeczność, Kościół, życie –
są takimi, jakimi je przedstawia ideologia, która właśnie je tworzy. Są
to byty tylko wirtualne i może je kształtować każdy dowolnie przez swój
umysł i działanie techniczne. Dlatego i Kościół ma być taki, jak każdy
sobie wymyśli lub obmyśli. I człowiek, społeczność, płeć, organizm,
życie – nie mają swojej natury ani ścisłych praw, ani granic, bo
kształtuje je dowolnie ludzka myśl, wyobraźnia, wola i technika. W
rezultacie człowiek może sobie dowolnie zmieniać płeć, biologię,
konstytucję psychologiczną, niszę przyrodniczą, osobowość – odpowiednio
do wybranych wzorów kulturowych. A ponieważ nie ma obiektywnych praw
naturalnych, żaden zabieg myślowy nie jest błędny.

Wielki zwolennik ewolucji uniwersalnej Pierre Teilhard de Chardin
uczył, że w niedalekiej przyszłości człowiek będzie sam siebie
kształtował organicznie, psychicznie, sprawnościowo, neurologicznie, a
dzieci będą się rodziły według wybranych, optymalnych profilów. Zresztą
szedł po linii Francisa Galtona (1822-1911), który stworzył „eugenikę”
(1909), czyli naukę i technikę „ulepszania rasy ludzkiej”. Dziś obie te
idee podchwyciła bardzo rozbudowana genetyka, przy pomocy której
ateiści, liberałowie i feminiści chcą zniszczyć rodzinę, społeczność,
kulturę i etykę religijną.

Ale ciekawe jest to, że pewne, choć słabe jeszcze pierwotypy tych
poczynań wystąpiły już w starożytnej Grecji, gdzie uważano, że przez
myśl można kształtować całego człowieka, wraz z jego biologią i fizyką.

Na przykład w mieście-państwie Sparcie już od końca VII w. przed
n.Chr. państwo sterowało całym życiem obywateli, zaczynając od eugeniki
potomstwa i wychowania dzieci. Miały prawo żyć tylko dzieci zdrowe i
dorodne, chore zaś, kalekie i słabe zaraz po urodzeniu były wyrzucane na
doliny w górach Tajgetos lub po prostu zagładzane, bo dla państwa,
zwłaszcza militarnego, były nieużyteczne, a nawet stanowiły przeszkodę.
Chłopcy od 7. roku życia musieli iść do wspólnot zwanych andreion i
pozostawać w obozie aż do 50. roku życia, choć mogli się żenić między
20. a 30. rokiem życia, ale nawet po zaślubinach musieli pozostawać z
rówieśnikami w barakach. Dziewczynki były oddawane do wspólnot zwanych
agelami i pozostawały poza rodziną aż do 25. roku życia. Obie grupy,
choć głównie chłopcy, były wychowywane na ludzi państwowych, twardych,
dzielnych, głównie za sprawą ćwiczeń i prób wytrzymałościowych.

Dużo tych elementów przejął ateńczyk i idealista Platon (427-347
przed n.Chr.) w swej swoistej utopii idealnego państwa „Politeia”, gdzie
jednak wiele pomysłów przypomina dzisiejszą genetykę i pedagogikę. Otóż
w idealnym mieście-państwie wszystko miałoby być wspólne: kobiety,
rodziny, dzieci i mienie. Mężczyźni, kobiety i dzieci mieliby żyć
oddzielnie, a tylko do siebie dochodzić. Więzy rodzinne mają być
zerwane. Chłopcom należy odebrać pojęcia religijne, bo czynią ich one
„zniewieściałymi”. No i Platon był pierwszym feministą. Żądał
mianowicie, by kobiety miały te same prawa, co mężczyźni. Dziewczęta
miały być wychowywane tak samo jak chłopcy. Miały też uprawiać
rozbudowaną gimnastykę, nago, dla rozwoju ciała, potem brać udział w
życiu politycznym, kulturalnym, a także militarnym.

Klasa tzw. strażników, wyższa, ma wyeliminować stałe małżeństwa i
rodziny; rodziny mogą mieć tylko ludzie prości i niedoskonali. Zaślubiny
i posiadanie dzieci, zwłaszcza ich liczbę, ma regulować państwo. Dzieci
będą mogli mieć tylko ludzie zdrowi, zdolni i piękni, i to oni będą
zachęcani, by mieli dużo dzieci. Dzieci par gorszych fizycznie i
psychicznie będą zagładzane na śmierć. Eugenika ma być tajna. Łączenie w
pary rodzące bardziej „wartościowe fizycznie” ma być losowane, ale
faktycznie losowanie ma być potajemnie regulowane.

Dziecko ma być odbierane rodzicom zaraz po urodzeniu i nie może ono
znać swych rodziców, a nazwy „ojciec” i „matka” mogą stosować tylko do
swoich poprzedników. We wspólnocie wszyscy nazywają się braćmi i
siostrami. Mężczyźni mogą mieć dzieci tylko między 30. a 50. rokiem
swego życia, kobiety zaś między 20. a 40 rokiem. Dzieci urodzone poza
tymi latami rodziców muszą być porzucane, a przynajmniej niekarmione.

Oto fantazyjne prefigury wielu dzisiejszych poglądów liberałów,
feministów, genderowców i ateistów. Dlaczego takie różne koncepcje
wychowania i eugeniki nie weszły w życie? Bo były nierealistyczne i
godziły w całą naturę człowieka: cielesną, biologiczną, psychiczną i
duchową. Należały chyba tylko do poziomu fantastyki wirtualnej.

Można i powinno się prowadzić pełne badania nad światem, człowiekiem i
nad życiem, bo po to mamy rozum i popęd poznawczy, ale rozum jest
rozumny, gdy jest mądry i moralny. Przecież w każdej epoce pojawiają się
także nurty całkowicie błędne i niszczące. Filozof francuski Marcel
Gauchet powiedział, że „komunizm był dla szaleńców, neoliberalizm zaś
jest dla idiotów”. Są nurty bardzo pozytywne, ale też są i bardzo
negatywne. Człowiek rozumny musi być krytyczny, bo rzeczywistość, rozum i
poznanie mają swoje ostateczne granice.

***

Trudno wytłumaczyć, dlaczego w każdej epoce pojawia się tylu
szalbierzy i szamanów intelektualnych i dlaczego zdobywają liczny
posłuch. Dlaczego najwyższy ideał, Jezus Chrystus, i ludzie za Nim
postępujący w miarę swych możliwości – z miłością, mądrością i
moralnością, są nieustannie atakowani, prześladowani, uciskani, a często
też mordowani, i to na całym świecie. Co czy kto tu działa? Dlaczego
owe różne grupy nie dostrzegają żadnej różnicy między Chrystusem a
szatanem? Dlaczego zaciera się istotną różnicę między Kainem a Ablem?
Dlaczego i w Polsce ogół tworzy i pracuje, a tak mały nurt tylko żeruje
na wszystkim? I ci żerujący chcą nad całością zapanować.

Podobno jeszcze w grudniu 2013 powróci u nas próba uchwalenia ustawy,
by źli ludzie mogli wzywać na pomoc uzbrojone służby zagraniczne, także
dla ewentualnego tłumienia demonstracji patriotycznych i religijnych,
bo nasze służby albo mogą się okazać za słabe, albo mogą odmówić
atakowania swoich braci. W każdym razie nadszedł czas, żeby zorganizować
silną samoobronę (S. Markowski), i to nie tylko werbalną, bo świetlanej
Polsce grozi po prostu zagłada w tak ciężkich duchowo i moralnie
czasach.

avatar użytkownika intix

31. Polska dusza - Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Nasz Dziennik, Poniedziałek, 27 grudnia 2010, Nr 301 (3927)

Czy można mówić o duszy polskiej? Bardzo wielu dziś powiada,
że nie można. Ale są to umysły ciasne, nierozumiejące, że język ma
wiele poziomów: od matematycznego, przez analogiczność, aż do wielkiej,
także twórczej, metafory. Profesor Andrzej de Lazari wydał po polsku i
po rosyjsku antologię wypowiedzi Polaków i Rosjan pt. "Dusza polska i
rosyjska" (Warszawa 2004). Okazuje się, że są to tematy niezwykłe,
frapujące i bardzo aktualne.

Oto stanęliśmy w obliczu
jakiejś niesłychanej tragedii duchowej. Liczni postmarksiści,
socjaliści, liberałowie, ateiści, nihiliści dzisiejsi, wielu żydów, a
nawet katolików jednoczy się w próbach pomniejszenia czy też brutalnego
podeptania wszystkiego, co polskie, patriotyczne i katolickie. Od roku
1989 coraz głośniej zarzucają nam, że Polacy współpracowali z Niemcami
w mordowaniu Żydów w czasie wojny, że są nacjonalistyczni,
ksenofobiczni, nietolerancyjni, ciemni, leniwi, nieaktywni, prymitywni
kulturowo i niezdolni do posiadania swojego państwa. I co gorsza,
uważają, że główną winę za to ponosi Kościół katolicki przez swój
anachronizm i fundamentalizm. Obecnie ten atak na Kościół bardzo się
nasila.


Dla większości Polaków jest to coś strasznego i zupełnie
niespodziewanego. Skąd ten obłędny i nagły atak? Przeżyłem to bardzo,
kiedy miałem wystąpienie na temat wartości i znaczenia polskości na
Kongresie Kultury Polskiej w 2000 r. w Warszawie. Przemawiało nas
dziewięciu, ale w efekcie tylko ja i pewien Polonus z Kanady mówiliśmy o
polskości pozytywnie, siedmiu zaś pozostałych atakowało wszystko, co
polskie i ojczyźniane, a nawet język polski. Z inteligentnego zaś
audytorium dochodziły głosy, że nasze ujęcia pozytywne są czysto
emocjonalne i bez wartości intelektualnych. Byłem w szoku. Pytałem sam
siebie, czy jestem w Warszawie, czy też może w Berlinie albo w Moskwie.
Sądziłem, że "Solidarność" odrodziła ducha Polski...
Prześledźmy główne nasze historyczne idee społeczne, polityczne, kulturowe i duchowe.


Naród i patriotyzm
Kategorie te są przez
wspomnianych misjonarzy nihilizmu w czambuł potępiane, Polaków
oskarżają oni o skrajny nacjonalizm. Jest to jakiś szantaż, żeby nad
Polską całkowicie zapanować, nad jej ciałem i duszą. My natomiast
narodu ani nie ubóstwiamy, ani nie potępiamy. Polacy od dawna rozumieją
naród nie biologicznie czy mitologicznie, lecz po prostu po ludzku i
personalistycznie. Naród to przecież organiczna społeczność osób
ludzkich, względem nich rodzicielska, tworząca im łono życia, wiążąca je
wspólną świadomością, kulturą, tradycją, historią, językiem, kodeksem
moralnym i niekiedy też religią. Przy czym nie chodzi bynajmniej
koniecznie o wspólne pochodzenie biologiczne, jak u Żydów. Ojciec Józef
Maria Bocheński, dominikanin, wskazywał, że klasyczny właśnie
nacjonalizm wszech czasów to nacjonalizm żydowski, bo tam decyduje tylko
pochodzenie biologiczne. Według Polaków, do narodu może należeć każdy,
kto go świadomie afirmuje i przyjmuje za swoją społeczność życia, jak
to było np. z królem Władysławem Jagiełłą. Główną rolę odgrywa tu
czynnik duchowy, osobowy.
Naród jest stworzeniem Bożym i podlega prawom
życia duchowego i moralnego. Patriotyzm zaś to po prostu poszerzenie
żywej miłości do matki i ojca na całą społeczność narodową, która nas
też na różny sposób rodzi, w łonie której żyjemy, którą współtworzymy i
za którą ściśle odpowiadamy (por. Cz.S. Bartnik, Teologia narodu,
Częstochowa 1999; M. Kowalczyk, Naród w nauce chrześcijańskiej, Lublin
2002).


Królestwo i Rzeczpospolita
Wielkim
osiągnięciem człowieka było stworzenie organizacji państwowej. U nas
Księstwo Piastów pojawia się ok. 860-869 w Gieczu, a ok. 940 w Gnieźnie,
w roku 966 odrodziło się - jak pisał Adam Mickiewicz - z chrztu jako
silne państwo Mieszka I, w roku zaś 1000 jako Królestwo Polskie.
Królestwo Polskie było od początku natchnione ideą Królestwa Bożego w
rozumieniu chrześcijańskim oraz ideą Rei Publicae Romanae. Przyjmowało
kulturę i cywilizację rzymską i chrześcijańską. Z intencji cesarza
Ottona III miało szerzyć tę kulturę w środkowej i wschodniej Europie aż
po Morze Czarne. W Królestwie Polskim chrześcijaństwo otrzymało
interpretację subtelną, łagodną i duchową w przeciwieństwie do surowych i
niekiedy okrutnych interpretacji zachodnich, jak niemiecka,
hiszpańska, franko-galijska i inne.

Od ok. 1454 r. Korona Królestwa
Polskiego zaczęła się przetwarzać w Rzeczpospolitą, czyli państwo
wszystkim wspólne i w demokrację szlachecką (por. przywileje
nieszawskie na rzecz także drobnej szlachty). Szlachta w Polsce w XVI
w. stanowiła już ok. 10 proc. ludności i sprzeciwiała się zdecydowanie
wszelkim zakusom władzy dyktatorskiej i absolutnej, co Polskę bardzo
wyróżniało spośród innych wielkich państw Europy. Toteż już od XIV w.
ciągnęli do Polski liczni obcy: Żydzi, Niemcy, Prusowie, Litwini,
Rusini, Szwedzi, Czesi, Słowacy, Węgrzy, Ormianie, Tatarzy, Duńczycy,
Włosi, Grecy, Irlandczycy, Anglicy, Niderlandczycy, Hiszpanie i inni.
Polska jagiellońska była zatem państwem niezwykłym i wspaniałym.
Co
do Żydów, to przybywali oni sporadycznie jeszcze do kraju Wiślan i
Polan. W XII w. za Mieszka Starego bili nawet własną monetę z napisami
hebrajskimi. Wypędzani z krajów zachodnich za zdominowanie gospodarki w
XIII w. przybywali już masowo do Polski i osiedlali się głównie w
miastach, bo nie chciano im dawać ziemi na własność. Szybko jednak
uzyskali autonomię społeczną, polityczną, kulturalną i wyznaniową.
Posiedli swoje władze administracyjne, własne sejmy krajowe,
ustawodawstwo, szkolnictwo, obyczaje, sądownictwo, szczególne
uprawnienia finansowe i handlowe. Krakowski Żyd Lewko pożyczał królowi
Kazimierzowi Wielkiemu pieniądze m.in. na budowę dróg i mostów.
Niektórzy nie musieli znać języka polskiego do końca życia. Żydzi w I
Rzeczypospolitej stworzyli rodzaj "państwa Izrael" skupiającego trzy
czwarte wszystkich Żydów na świecie (T. Mazowiecki).
Szkoda jednak,
że olbrzymia większość nie kierowała się polską racją stanu, nie
sprzyjała Kościołowi katolickiemu, co wytykali im Papieże w XVIII w. i -
gdy ponosiliśmy potem wielkie klęski - to popierała naszych wrogów.


Ksiądz profesor Władysław Poplatek ze Lwowa opowiadał, że w tym mieście
Żydzi witali chlebem i solą nie tylko Sowietów w 1939 roku, ale i
Niemców. Pewien nieszczęsny Żyd chciał ucałować kroczącego na czele
oddziału oficera niemieckiego. A ten pokazał mu kulturę niemiecką,
"wyższą" od polskiej: wyciągnął pistolet i zastrzelił go na miejscu.
Jest nam bardzo przykro, że większość Żydów polskich nie wie, co to
wdzięczność wobec nie-Żydów.

Duch unijny
Królestwo
Polskie nie znało wojen grabieżczych i zaborczych, a tylko obronne i
pomocnicze. Toteż w czasach, gdy naokoło szalały walki i wojny
grabieżcze, z Królestwem Polskim łączyły się dobrowolnie różne narody,
księstwa i regiony. Oto niektóre: Księstwa Pomorskie (od 1122 do 1534),
Ruś Czerwona (od ok. 960, potem od 1340), Hospodarstwo Mołdawskie
(1387-1712), Związek Pruski (Prussia), czyli późniejsze Prusy
Królewskie (stany pruskie z miastami niemieckimi i szlachtą zwróciły
się w 1454 r. o przyjęcie ich do Korony Polskiej i obronę przed zakonem
krzyżackim - do 1772 r.), Prusy Książęce (od 1466 do 1701), Inflanty
(od 1561).
Największe znaczenie miała międzypaństwowa unia
polsko-litewska - od unii personalnej w Krewie, gdzie wielki książę
litewski Jagiełło zgodził się objąć tron polski, poprzez różne inne
formy, aż do unii realnej na Sejmie w Lublinie w 1569 roku. Stąd nazwa
Rzeczpospolita Obojga Narodów. Ponieważ jednak panowie ruscy woleli
przystąpić do Korony, gdzie mieli więcej wolności niż w Wielkim
Księstwie Litewskim, dlatego niektórzy mówili też o Rzeczypospolitej
Trojga Narodów. Chociaż Litwini dziś na ogół uważają, że unia z Polską
nie dała im odpowiednich możliwości rozwoju i mają dużą niechęć do
Polski, to jednak historycy stoją na stanowisku, że unia z Polską
uratowała Litwę przed zagładą bądź to przez zakon krzyżacki, bądź przez
Moskwę.
Oprócz unii politycznych w Polsce doszło też do ważnej,
trwającej do dziś unii Kościoła katolickiego z Cerkwią prawosławną na
ziemiach Rzeczypospolitej. Mowa o tzw. unii brzeskiej w roku 1596.
Ponadto w 1630 r. doszło także do unii z Kościołem ormiańskim na
ziemiach polskich i powstało arcybiskupstwo ormiańskie we Lwowie. Dziś
mamy w Polsce ponad 90 tys. Ormian i sądzę, że powinni mieć także swoje
biskupstwo.

Suwerenność i wolność
Każde
państwo na świecie walczy o uzyskanie suwerenności, kiedy się rodzi,
potem o to, aby ją utrzymać, a gdy ją straci, żeby ją odzyskać. Tak
było i z Polską. Wyróżniliśmy się od wielu innych chyba tylko potężną
wolą odzyskiwania suwerenności przez wylanie morza krwi, co zresztą
wielu wyrodnych synów Polski dziś uważa za fanatyzm, głupotę i
makabryczny kult krwi. Straciliśmy suwerenność pod koniec XVIII w. z
powodu upadku demokracji szlacheckiej. I rzecz charakterystyczna, że
oto te same symptomy wystąpiły i dziś: demokracja bez wartości, zdrada
ze strony wielu możnych polityków.

Niewątpliwie wolność, którą pomogła
nam wywalczyć "Solidarność", została oddana Unii Europejskiej w 2004
roku. Obcą zwierzchność przyjęliśmy przez ratyfikację traktatu
lizbońskiego 27 listopada 2007 roku. A kiedy uwyraźniły się różnice
między traktatem lizbońskim a naszą Konstytucją, to nasz Trybunał
Konstytucyjny orzekł w duchu logiki sprzeczności, że poddanie Polski
prawu obcemu nie narusza suwerenności, lecz raczej ją wzmacnia. Dla
dopełnienia tej nielogiczności prezydent obecnie przygotowuje zmianę
naszej Konstytucji, żeby ją dostosować do traktatu lizbońskiego.
Człowiek normalny już dziś nie rozumie, w jakim to świecie żyje.


Osoba wolna i obywatelska
Liczni
politycy zagraniczni, a także niektórzy nasi - bądź ignoranci, bądź
obłudnicy - zarzucają Polsce, że nie zna wolności obywatelskiej i
demokracji. Tymczasem Polska krzewiła je dużo wcześniej niż Zachód. Od
XV i XVI w. szlachta polska odrzucała absolutną władzę państwa i
rozwijała pewnego rodzaju parlamentaryzm (o cztery wieki wcześniej niż w
Anglii!). Przywilej czerwiński z 1422 r. zabraniał konfiskować lub
zajmować majątek bez wyroku sądowego i łączyć w jednym ręku stanowisko
starosty i sędziego. Na mocy przywileju jedlneńsko-krakowskiego z 1430
r. i 1433 r. szlachta zyskała nietykalność osobistą (neminem
captivabimus nisi iure victum - nikogo nie wolno więzić bez wyroku
sądowego). W 1791 r. przywilej ten rozciągnięto na mieszczaństwo.
Statut
nieszawski z 1454 r. postanowił, że ustawy ogólne oraz decyzje o
wojnie mogą być podjęte przez monarchę tylko za zgodą sejmików i sejmów
walnych. Według konstytucji radomskiej Nihil novi z 1505 roku król
nawet z Radą Koronną nie mógł podjąć żadnej uchwały ogólnokrajowej bez
zgody sejmu ogólnokrajowego, poza tym konstytucja gwarantowała
nietykalność jednostki, swobodę myśli i wolność zrzeszeń politycznych.
Na tej podstawie szlachta przeforsowała praktykę: nihil de nobis sine
nobis - nic o nas bez nas. To niestety przerodziło się w XVII w. w
zasadę liberum veto, które zniweczyło prace sejmów. W roku 1556 sejm
uchwalił ustawę o wolności sumienia pod względem religii, odrzucającą
niemiecką barbarzyńską normę: cuius regio eius religio - czyja władza,
tego religia. W 1573 r. sejm poparł po raz pierwszy w historii
równouprawnienie w państwie wyznań chrześcijańskich oraz poszanowanie
innych religii poza forum publicznym. W roku 1588 uchwalono nietykalność
ogniska domowego, m.in. nie wolno było robić rewizji w czyimś domu bez
zgody pana domu, choćby się tam ukrywał zbieg lub banita. Od XV w.
rozwijała się wolność słowa, a od XVI wolność druku, cenzurę stosował
tylko Kościół. Od XVII w. nadawano licznie prawa szlacheckie Żydom,
Ormianom, Rusinom, Litwinom i innym. Chłopi z sąsiednich państw
nierzadko uchodzili do Polski, gdzie odnajdywali więcej wolności (J.
Bańka, E. Walewander).

Tolerancja religijna
Wielu
nierozumnych ludzi u nas i na Zachodzie chce nas uczyć tolerancji
religijnej i społecznej. Tymczasem, gdy na świecie toczyły się - i toczą
do dziś - krwawe wojny religijne, to w Polsce wszystkie wyznania i
religie żyły w zasadzie w pokoju.

Kazimierz Wielki dał w roku 1341
gwarancję wolności obrządku i obyczajów prawosławiu w Polsce, podczas
gdy Rosjanie robią trudności katolikom jeszcze dziś, np. nie umieszczają
katolicyzmu wśród religii uznanych w Rosji. Władysław Jagiełło w 1430
r. zrównał duchownych katolickich i prawosławnych w prawach
społecznych. Władysław Warneńczyk rozciągnął to w 1444 r. i na
świeckich. W 1525 r. Polska zagwarantowała wolność luteranom w Prusach
Książęcych, a w roku 1559 we wszystkich miastach pruskich. W 1561 r.
zagwarantowano wolność kalwinistom w Inflantach. W 1555 r. sejm
zapewnił swobodne wyznawanie wiary protestantom w całej
Rzeczypospolitej. W 1573 r. sejm konwokacyjny uchwalił ustawę "De pace
inter dissidentes de religione", która gwarantowała pokój i wolność
religijną wszystkim protestantom - zarówno w życiu prywatnym, jak i
publicznym. Nieraz jedna i ta sama świątynia katolicka służyła różnym
wyznaniom chrześcijańskim.
Żadna religia nie była zakazana. W 1777
r. sejm surowo zabronił palenia heretyków na stosie oraz topienia
"czarownic", które na Zachodzie ginęły setkami ("Państwo bez stosów",
J. Tazbir).
W XVI w. Polska była nazywana na Zachodzie "azylem
heretyków", no i "rajem dla Żydów" (A. Brźckner). Innowiercy byli
dopuszczani do najwyższych stanowisk państwowych, jak np. hetman wielki
koronny. Królowie Sasi w XVIII w. sami przeszli z protestantyzmu na
katolicyzm, chociaż byłoby lepiej, gdyby tego nie zrobili. Za ich
czasów tolerancja obniżyła swoją temperaturę, być może dlatego, że
wnieśli klimat niemiecki. Jeszcze w 1414 r. ks. Paweł Włodkowic
dowodził na soborze w Konstancji, że istotą wiary chrześcijańskiej jest
dobrowolność, nie wolno nawracać na wiarę siłą, że ziemie pogan nie są
niczyje, lecz należą do pogan. I w Polsce nikt nie nawracał pod
przymusem Żydów, Tatarów, Turków czy innych. Wprawdzie w roku 1658
wygnano z Polski braci polskich (arian), dając im dwa lata na
opuszczenie kraju, ale robili to panowie protestanccy dla ratowania
swojego wyznania przed rozbojem i posłużyli się zarzutem, że w czasie
najazdu szwedzkiego, bardzo niszczącego kraj, arianie poparli Szwedów.
Trzeba dodać, że katolicy, nawet niektórzy biskupi, ukrywali arian przed
władzami (E. Walewander).
A jak jest tolerancyjny wobec katolików
nasz współczesny "światłogród"? Oto np. wicemarszałek Jerzy Wenderlich z
SLD zgłosił typowy dla podobnych ugrupowań wniosek, żeby wyrzucić
katolickich katechetów ze szkół, bo "są opłacani z podatków także
niekatolików". Pogratulować logiki. A może by tak całe społeczeństwo
katolickie nie płaciło właśnie na takich ludzi, jak pan wicemarszałek,
zwłaszcza na niekatolików. Niech oni sami się opłacają.

Ojczyzna w potrzebie
Każdy
naród broni swojej ojczyzny, choć dziś traktat lizboński wartość
ojczyzny bardzo pomniejszył. Jednak Polacy wyróżniali się bardzo wielką
ofiarnością dla Ojczyzny i wielką bezinteresowną pomocą dla innych
państw walczących o swoją wolność. Drwienie wyrodnych synów, że Polacy
kochają tylko swoje klęski i nieszczęścia, swoje nieudane zrywy i
powstania, jest perfidią spowodowaną zanikiem uczuć wyższych.

Polska
walczyła o życie wielokrotnie i z wieloma sąsiadami, ale też kiedy
mogła, broniła Europy przed Tatarami, przed Imperium Otomańskim (przez
250 lat), przed Krzyżakami, przed Moskwą. Toteż już w średniowieczu
zaczęła zyskiwać sobie takie przydomki, jak: Polska Wspomożycielka
(Polonia Auxiliatrice), Obronny Wał Polski (Vallus Polonorum),
Przedmurze Chrześcijaństwa (Antemurale), Polska Zawsze Wierna (Polonia
Semper Fidelis) i inne.

W 1920 r. Polska obroniła zachodnią Europę
przed dziczą bolszewicką. Podobnie i od 1939 do 1989 r. hamowała w
jakimś sensie inwazję bolszewizmu na Zachód. Przyczynili się do tego
m.in. "Solidarność" i polski Papież Jan Paweł II. Polska też stawiła
czoła samotnie bestii niemieckiej w 1939 roku i w czasie okupacji,
tworząc największe państwo podziemne, a wreszcie walcząc na wszystkich
frontach w II wojnie światowej. I oto dziś stoi przed Polską i polskim
Kościołem zadanie stawienia czoła szalejącemu i wszystko niszczącemu
liberalizmowi, związanemu z ateizmem, postmodernizmem i nihilizmem. Jak
ujawnił portal WikiLeaks, Papież liczy na to, że katolicy polscy
wzniecą iskrę odrodzeniową w UE. Ale sprawa jest niezwykle trudna,
bowiem chyba dlatego wszystkie złe moce krajowe i unijne rozwijają
iście diabelski atak na Kościół katolicki w Polsce. Może to i pod
pewnym względem dobrze, bo w ten sposób ożyje religijny problem u nas i
w Europie, czyli że szatan działa na własną szkodę. Ale trzeba się nam
modlić, żeby nasz nowy nuncjusz, Włoch, otrzymał charyzmat rozumienia
tej sprawy ewangelicznie (1 Kor 12, 8).


Posłannictwo
W
historiozoficznej świadomości Polski wystąpił mocno - już od ks.
Piotra Skargi (1536-1612) - motyw posłannictwa, nazywany czasami
biblijnie mesjanizmem. Zarzuca się nam często, że Polska miała się za
"mesjasza narodów", jak naród żydowski, że jest "Chrystusem Narodów", i
że jej cierpienia mają charakter zbawczy. Może ktoś z naszych
wieszczów z czasów niewoli przesadził, ale trzeba odróżnić język ścisły
i naukowy od języka poetyckiego, metaforycznego i artystycznego,
posługującego się motywami religijnymi dla uzyskania głębi i
dramatyzmu, ale o sensie tylko dalekiej analogii.
Przecież podobnego
języka używali: św. Maksymilian Kolbe, św. Faustyna, bł. Michał
Sopoćko, Rozalia Celakówna, Prymas Stefan Wyszyński, Jan Paweł II i
inni.

U podstaw pojęcia posłannictwa leży słuszna prawda, że Naród
Polski - i zresztą każdy człowiek - jak i każdy naród, zwłaszcza
chrześcijański, ma do odegrania swoją szczególną rolę zadaną mu przez
Opatrzność. Sumerowie sprzed tysięcy lat dali światu pojęcie prawa
(me), Egipcjanie - miłości i ładu społecznego (maat), Grecy - wielkości
myśli (logos), Rzymianie - godności osoby obywatelskiej, Hebrajczycy
dokonali odbóstwienia świata.

A co dawała - i daje - Polska? Wydaje
się, iż - mimo że wielu Polaków zaczyna dosięgać zwyrodnienie - mocne
związanie wiary w Boga i w Kościół z Narodem i życiem doczesnym,
patrzenie na życie i historię przez pryzmat Paschy Chrystusa, Krzyża i Zmartwychwstania, wiarę w Boży dar rodziny i głoszenie absolutnej
wartości każdej osoby ludzkiej od poczęcia do naturalnej śmierci. Do
tego dochodzi najbardziej pilna konieczność wydobywania współczesnego
człowieka z przepaści chaosu umysłowego, moralnego i duchowego.

Postawa "ludzka"
Trzeba
zauważyć, że pod warstwą - może nawet grubą - naszych grzechów, wad,
błędów, ograniczeń i jednostronności w człowieku polskim kryje się
jednak prawie zawsze głęboki humanizm i personalizm, co nas właśnie w
dużym stopniu wyróżnia. Stąd potocznie mówi się często o Polaku, że jest
to "człowiek ludzki". Biorąc szerzej, jest to człowiek otwarty,
serdeczny, dowcipny, z humorem, gościnny, towarzyski, lubiący zabawy,
altruistyczny, hojny, idealizujący, o żywej inteligencji, pomysłowy,
pobudliwy, emocjonalny, zawsze gotowy do poświęceń, honorowy, żywo
religijny, a wreszcie zawsze daleki od fanatyzmów i skrajności. Kobieta
polska odznaczała się zawsze urodą, subtelnością, kulturą, skromnością,
patriotyzmem na co dzień, zdolnością wychowywania dzieci, no i
mężczyzn, rozwijaniem działalności charytatywnej, wesołością,
śpiewnością, spontanicznością, osobowością poetyczną i żywą
religijnością emocjonalną. Kobiety polskie były i są zawsze
autentyczne, szlachetne, pełne dobroci i idealizmu. Nie muszą
przeobrażać się w mężczyzn, co robią skrajne feministki. Toteż nie bez
racji Francuzi powiadali czasami w XVI-XVII w.: Dulcis est sanguis
Polonorum - usposobienie Polaków jest słodkie, łagodne.

Na duchowej
osobowości Polaka katolika odbijało się coś z obrazu Jezusa
miłosiernego, frasobliwego, żyjącego w gęstych krzyżach przydrożnych,
ale i królewskiego, wypędzającego zbójców ze świątyni Pańskiej. A także
dawała coś lirycznego i mistycznego Matka Boża: Kwietna, Jagodna,
Żniwna, Siewna, Zielna, Gromniczna, Królewska oraz ta Katyńska,
Smoleńska, Oświęcimska i Płacząca. I nie stawialiśmy nigdy na piedestał
zdobywców, zbrodniarzy i głębokich psychopatów, co niestety dzieje się
w niejednym narodzie. Jednakże ostatnio pod wpływami ateizmu,
liberalizmu i nihilizmu, niszczących wszystkie wartości, obraz duchowy
Polaka mocno ciemnieje.

Chwała i honor
Typowy
Polak, idąc za wielkimi kulturami historycznymi, kieruje się
ostatecznie dwoma silnymi motywami: chwałą i honorem. Chwała to światło
duchowe osoby, życie dla dobra moralnego, własnego i społecznego,
życie prawdą, traktowanie historii jako drogi do światłości Boga i
człowieka, życie tak, żeby przyniosło prawdziwą sławę u Boga i ludzi.
Ale dziś, niestety, motyw chwały i sławy ustępuje coraz bardziej
chlubieniu się samoubóstwieniem, niszczeniem wartości i cynizmem. I
dziś już większość inteligencji oraz polityków za nic ma dobre imię ich
i narodu. Jest to odrzucenie wyższego sensu życia i historii ludzkiej.

Z
chwałą wiąże się honor: honor własny i honor Polski. Honor to poczucie
godności i wartości, szacunek w stosunku do własnej osoby, stanowcze
trzymanie się zasad etycznych, liczenie się z ludźmi prawymi i
nieupadlanie się przed złymi, kierowanie się prawdą, dobrem, czystą
miłością i sumieniem. W Polsce honor od stuleci był silnym lejtmotywem
życia indywidualnego i zbiorowego, zarówno u arystokraty, jak i
najbardziej prostego człowieka, gdyż u nas szlachcic stał się typem
każdego Polaka i każdej Polki.

W rezultacie jakże słusznie oddano
duszę polską owym trójmotywem: Bóg - Honor - Ojczyzna. Tylko że od
czasów okupacji niemieckiej i bolszewickiej wszystkie te trzy hasła
zostały odrzucone w życiu społeczno-politycznym, a teraz robią to samo,
niestety, coraz liczniejsze i coraz bardziej wyzywające ośrodki
liberalne, ateistyczne i nihilistyczne. Chcą one po prostu duszę polską
zabić.

Nie sposób zrozumieć, dlaczego to robią, jeszcze się chwalą, że
realizują "nowoczesność". Jaką? To jakaś tajemnica ciemności. Trzeba
za św. Pawłem powiedzieć: "Tajemnica nieprawości już działa". Jest
znowu bardzo potężne wyzwanie dla Kościoła Chrystusowego w Polsce.

(Źródło)

 

avatar użytkownika TW Petrus13

32. dziś się we mnie zagotowało

być może jakaś cząstka Polski wie że premier (oby żył wiecznie,za karę!) chce sprzedać szpital w Tychach.Przed poranną mszą nawiązała się dyskusja miedzy mną i szafarzem w mojej parafii.Na wzmiankę o tym co piemieru Tuscu chce z szpitalem zrobić,od adwersarza usłyszałem odpowiedź,że wszystko będzie w prządku bo szpital będzie prywatn.Ja na to no dobra ale kogo będzie stać na leczenie w tym szpitalu?.Ci co mają górnicze emerytury tak,jednak tych co pracują na umowach śmieciowych,nie!. Genialny Szafarz jak premier Tuscu,odrzekł,koszty leczenia pokryje ZUS!!!,ja na to ale ZUS ledwo zipie i ma kolosalny dług publiczny!,na to usłyszałem - to DEMAGOGIA!. Nie było czasu żeby zapytać niezwykle inteligentnego Szafarza z emeryturą (pewnie górniczą) na jaką ów partię głosował?. Kto w czasie "Komunii Św" podaje mi Pana Jezusa?,czy ów zrozumiał dzisiejszą Ewangelię i wyciągnął z niej właściwe wnioski?.Nie Liczę na to że ów "genialny Szafarz" zajrzy dziś na Twego bloga.A tak szczerze to ja chcę na Przylądek Dobrej Nadziei ,może tam Szafarze mają więcej oleju w głowie niż ów Szafarz w mojej parafii

ps.Nadal jest Ci smutno beze mnie :)


 

avatar użytkownika intix

33. Polska refleksja wielkopiątkowa - Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Nasz Dziennik, Sobota-Poniedziałek, 7-9 kwietnia 2007, Nr 83



Jest jakieś tragiczne prawo historii, że ludzie, którzy otrzymują wielką
władzę, często stają się nieludzcy, a w swoich oczach ponadludzcy.
Często najwyższą władzę zdobywają wilki społeczne i ludzie bez serca, a
nierzadko bywa, że wynoszą się ponad Boga lub przynajmniej ponad
Kościół. Dzisiaj zbyt często władze liczą się tylko z nielicznymi
ugrupowaniami partyjnymi i politycznymi, a nie liczą się dostatecznie -
poza czasem wyborów - z całością społeczeństwa, z ludem.



Obecnie utrwalił się przestępczy zwyczaj, że władze nie liczą się w
swych rządach z ludźmi wierzącymi w Boga. Toteż społeczeństwo katolickie
jest często w gorszej sytuacji niż grupy ateistyczne, masońskie i
awanturnicze. Jak jest w Polsce?



Ciąg uzurpacji władzy u nas

Polska z ogromnym trudem wydobywa się z grobu, w który wtrącili ją
Niemcy i bolszewicy, a także nierozumni słudzy tych drugich. Wprawdzie
każde społeczeństwo mniej czy więcej ugnie się pod naporem potężnego
najeźdźcy, krwawego i bezwzględnego, ratuje swoje życie, ale nie można
usprawiedliwić tych, którzy uwierzyli umysłem i sercem w nieludzką naukę
marksistowską, odrzucając naukę ewangeliczną.

"Solidarność" stała się wyraźnym prognostykiem, że zmartwychwstajemy.
Powstawaliśmy z klęczek i podnosiliśmy głowy. W Narodzie budził się duch
wolności i wzajemnej życzliwości. I zdawało się nam, że już została
odsunięta nasza płyta grobowa, jaką założyli nam bolszewicy. I w tej
euforii nie zauważyliśmy, że oto ukradkiem zakładają nam jakieś nowe
czapy obcej władzy. Właśnie po roku 1980 komunizm sowiecki, a za nim i
polski, postanowiły się powoli przeformować. Zaczęto więc przekształcać
utopijny komunizm w neoliberalizm. W ślad za tym w porozumieniu z
Sowietami komuniści polscy (czerwoni) i grupy komunistów "reformowanych"
(różowi) zaczęli przekształcanie kraju od zakładania firm
kapitalistycznych i od "prywatyzacji", tzn. od grabienia mienia
narodowego i państwowego przez nomenklaturę, różnych działaczy
społecznych i politycznych oraz przez zwykłych złodziei. I tak nową
płytę nagrobną nałożyli nam postkomuniści grabieżcy. Żebyśmy się nie
zorientowali, "sprywatyzowano" media, czyli poddano je ludziom
przeciwnym wyzwoleniu Polaków jako ogółu społeczeństwa. Zresztą media te
są narzędziem obcej władzy nad nami do dziś.

Ale media nie wystarczały, choć ogłupiły faktycznie ogół naiwnych
katolików. Na początku roku 1990 uchwalono w tajemnicy przed szerszym
społeczeństwem pakiet ustaw społecznych, administracyjnych i
gospodarczych, które dalej pozbawiały praw społeczność katolicką i
jednocześnie przygotowywały grunt pod naszą oraz zachodnią ideologię
antykościelną, antychrześcijańską, ateistyczną, choć w sformułowaniach
było to dobrze kamuflowane. Pojawiły się za nimi nieznane dotąd grupy
profesorów i działaczy z gruntu liberalistycznych. Ustawy Sejmu
kontraktowego pozwoliły na całkiem jawne grabienie majątku państwowego i
narodowego, rzekomo niczyjego, na zawłaszczanie sektora bankowego,
powstawanie pozorowanych firm "polonijnych" i pasożytniczych instytucji
finansowych i spekulacyjnych. I tak następowała likwidacja podstawowych
gałęzi gospodarki narodowej, przemysłu stoczniowego, maszynowego,
węglowego, hutniczego, zbrojeniowego, samochodowego, lotniczego,
przetwórczego i innych. Toteż szybko zaczęły tracić pracę miliony ludzi.


Przy tym rząd Mazowieckiego i Balcerowicza podniósł w 1990 roku odsetki
od pożyczek w bankach o 300 proc., co doprowadziło do upadku wielu
zakładów państwowych biorących kredyty i ograbiło miliony ludzi
prywatnych. Jednym z mądrzejszych Polaków był wtedy np. Andrzej Lepper,
który nie chciał się poddać temu zdzierstwu, czego jednak wrogowie wsi
do dziś nie mogą mu wybaczyć i uważają, że popełnił przestępstwo. Trzeba
też pamiętać, że zachowano prawo, iż Ziemie Odzyskane są własnością
państwa, a ludzie prywatni są tam jedynie dzierżawcami. Ustawę o
uwłaszczeniu tych ludzi zablokuje cyniczny Aleksander Kwaśniewski.
Chodziło niewątpliwie o to, żeby ewentualnie majątki te potraktować jako
przetarg polityczny z Niemcami lub przynajmniej żeby je sprzedać
nomenklaturze i kolonizatorom zachodnim. I tak znaleźliśmy się pod obcą
władzą ekonomiczną.

Władzę ekonomiczną w Polsce przejęło lobby żydowskie. Patronowali tym
procesom głównie George Soros, Jeffrey Sachs oraz Leszek Balcerowicz i
wielu innych. Chodziło zapewne o ponowne zrealizowanie czegoś takiego,
jak Judeopolonia. Wsparło ich mocno współpracujące z ośrodkami
kosmopolitycznymi ugrupowanie ROAD przekształcone w partię polityczną
Unia Demokratyczna, a wreszcie w Unię Wolności, a dziś w Lewicę i
Demokratów. Zdobyli wiele naczelnych stanowisk państwowych, społecznych i
gospodarczych. A z czasem uzyskali wielki wpływ na polską politykę
kościelną i na nominacje biskupie. Na przykład Ministerstwo Spraw
Zagranicznych jest do dziś pod ich dominacją. Oni też utworzyli
Katolicką Agencję Informacyjną. Polacy dopiero po dłuższym czasie
przejrzeli na oczy (A. Nowak, A. de Latour, D. Kosiur).

Niektóre afery gospodarcze nie zostały odkryte do dziś, ale niektóre
ujawniły się częściowo już wcześniej: afera FOZZ, rublowa, alkoholowa,
węglowa, Art-B, spółki nomenklaturowe, afera Rywina, afera paliwowa PKN
Orlen, afery bankowe, np. prywatyzacja Banku Śląskiego, sprzedanego za
bezcen holenderskiemu Żydowi, i nawet premier Waldemar Pawlak nie zdołał
temu przeszkodzić. Jednocześnie potworzyły się gangi, mafie, bandy
kradnące tysiącami samochody i napadające na tiry, na banki, i wszelcy
rozbójnicy. W ten sposób znaleźliśmy się pod władzą przestępców,
rozbójników, mafii i złodziei. Rozprzężenie to było bezpośrednio
spowodowane stanem przejściowym między ustrojem komunistycznym a
liberalnym, ale pośrednio - w głębi rzeczy - ateizmem i amoralizmem
publicznym epoki minionej. Mimo to nasze czynniki społeczne i państwowe
początkowo otwarły się na religię i Kościół, ale szybko zaczęły je
podkopywać i otwarcie zwalczać. Szedł jeszcze bardziej finezyjny ateizm
zachodni, który też zapowiadał nowe czasy i nowy rodzaj władzy nad
Polską. Przez Polskę, jak i przez Europę przechodzi szeroki i potężny
nurt demonicznej nienawiści do Boga, do sacrum i do etyki
ogólnoludzkiej. Nienawiść taką hodują i rozniecają szczególnie niektóre
ośrodki i ugrupowania, do gruntu zdegenerowane intelektualnie i
moralnie.

Pewne grupy polityków narodowych, zainspirowane nadzieją wolności całego
społeczeństwa i posiadania swojego państwa polskiego, długo
rzeczywistego stanu rzeczy nie rozumiały, tak jak i cały bierny ogół.
Nie wiedziały nawet, że partie narodowe, chrześcijańskie i wolnościowe
zostały przy Okrągłym Stole z góry wykluczone. Siłą rzeczy pewne partie
się przebiły, jak ZChN, Porozumienie Centrum i inne, ale zostały
spenetrowane przez agentów postkomunistycznych, pozbawione środków
finansowych i wreszcie manipulacyjnie rozbite. Instytucje
sprawiedliwości, jak sądy, prokuratury, NIK były często znieprawione, a
jeśli ktoś chciał być obiektywny, jak prezes NIK Walerian Pańko, to
ginął. Podobnie chyba było też z Filipem Adwentem i innymi. Został
zabity szef policji Marek Papała, a sprawców nie odkryto. Zresztą do
dziś nie odebrano ani złotówki żadnemu wielkiemu złodziejowi majątku
narodowego. Wybory do parlamentu bywały w znacznej mierze manipulowane.
Dobre ustawy były realizowane z wielkim trudem. Wszędzie szerzyła się
bezkarna korupcja. Jednocześnie, żeby nie obudził się zdrowy duch
polski, zaczęto nas atakować brutalnie zarzutami antysemityzmu,
ksenofobii i nacjonalizmu. Chodziło o to, żebyśmy nie buntowali się
przeciwko dominacji elementów niepolskich. Już w pierwszej Komisji
Finansów Sejmu jedno z ważnych posiedzeń zakonkludowano: "Ale daliśmy
gojom popalić".

Jeśli chodzi o Kościół, to Jan Paweł II był słabo informowany o sytuacji
w kraju, a przede wszystkim był ogromnie wychwalany przez wrogów
Kościoła, żeby Go przeciwstawić krytykowanemu w Polsce Kościołowi.
Prawdziwe intencje tych fałszywych czcicieli Papieża ujawniły się szybko
po Jego śmierci. Uwidoczniło się to we wzmożonej fali napływu
sekularyzmu, masonerii, amoralizmu, nihilizmu i negowania wyższych
wartości. Do zarzucania duchownym pedofilii doszła jeszcze bezprawna ich
lustracja, która Kościoła prawnie nie obejmowała. Sugerowano wręcz
tezę, że duchowieństwo zdradziło Kościół ewangeliczny, nie było
prześladowane przez komunizm, a tylko za pieniądze współpracowało i
ponosi wielką odpowiedzialność za korumpowanie społeczeństwa. Okazało
się, że duchowieństwo nie może się bronić, bo nie ma żadnych praw
publicznych. Media, choćby bandyckie, są bezkarne, a państwo, także za
koalicji PiS, Samoobrony i LPR, okazuje bierność prawną, a nawet radość,
że Kościół, zwłaszcza duchowni, są poniewierani. Jest to jeszcze pewien
atawizm po komunistycznej nienawiści do Kościoła. I tak społeczeństwo
katolickie znowu znalazło się pod jakąś dziwną władzą (A. Nowak, A. de
Latour, Anna T. Pietraszek, J.R. Nowak, D. Kosiur). Być może, że panowie
Kaczyńscy i PiS uginają się coraz bardziej pod zarzutami, iż są
klerykalni i nacjonalistyczni. Ale to drapieżców zachodnich nie
zadowoli, poprzestaną dopiero wtedy, kiedy całej Polski jako takiej nie
będzie, bo nimi kieruje demoniczna nienawiść do wyższych wartości
ludzkich.

W każdym razie wszystkie osobistości przed rokiem 1989, jak i po nim,
odpowiedzialne za stan dżungli polskiej, powinny być osądzone. Tymczasem
każda władza późniejsza kryje władzę poprzednią. Czy to ma być taka
solidarność władców?



Czyżby znowu katolików oszukano?

Wybory PiS i sukces koalicjantów o normalnym profilu polskim, bez
degeneracji marksistowskich i liberalistycznych, natchnęły nas nadzieją,
że będziemy mieli własny rząd i że jest to cud Jana Pawła II. Ale oto
katolicy polscy zaczynają znowu przeżywać jakieś rozczarowanie. Najpierw
tknęło nas, że PiS nie oczyszcza zakłamanych, antypolskich i
antychrześcijańskich mediów, mimo że one nie bardzo się nawet kamuflują.
A media są kluczem do całej sytuacji kraju. Czyż byśmy już musieli być
pod wrogą nam władzą mediów? Tutaj przypomniało się nam także, że Lech
Kaczyński jako minister sprawiedliwości przerwał ekshumację w Jedwabnem,
która mogła nas obronić przed kalumniami Jana Grossa. Dużym wstrząsem
był udział władz wraz z przedstawicielami Unii Wolności w nielegalnym
obaleniu ks. abp. Stanisława Wielgusa, niewątpliwie dlatego że był
antyliberałem i przeciwnikiem oddania Polski w niewolę UE. Ani państwo,
ani media nie mogą obsadzać stolic biskupich. Zabolało nas bardzo, że
premier skarcił publicznie wicepremiera Romana Giertycha za to, iż na
forum europejskim opowiedział się za wartościami ogólnoludzkimi, a
mianowicie przeciwko aborcji i homoseksualizmowi. Podobnych zgrzytów
zaczyna pojawiać się coraz więcej.

Aż wreszcie przyszła sprawa skorzystania z normalnej większości w
Sejmie, by dopełnić art. 38 Konstytucji o ochronie życia słowami "od
momentu poczęcia do naturalnej śmierci". Prezydent, premier i cały PiS w
czasie wyborów opowiadali się za pełną ochroną życia, więc katolicy
sądzili, że nie będzie problemu z dopełnieniem Konstytucji i w
konsekwencji może ulec likwidacji lub zawężeniu ustawa, która dopuszcza
trzy wyjątki.

Kiedy mówili oni o ustawie w jej dotychczasowym brzmieniu, to na
początku myśleliśmy, że mówią tylko o dopuszczalności prawnej owych
przypadków zabijania dziecka, czyli o niekaraniu prawnym za ten czyn.
Tymczasem z dalszych wypowiedzi wynikło, że mają oni na myśli także
dopuszczalność moralną, czyli aborcji w tych przypadkach nie uważają za
zło moralne. Premier powiada, że 13-latka nie może urodzić, że ciężko
chory nie może cierpieć, a nawet, że jakoby Jan Paweł II dokonał na
sobie eutanazji, bo odmówił na koniec hospitalizacji słowami: "Pozwólcie
mi odejść" (J.M. Jackowski).

I tak do zezwolenia prawnego i moralnego na aborcję zdaje się już
dochodzić zezwolenie i na eutanazję. Tymczasem co do Papieża, to
teologia moralna od dawna pozwala przerwać bardzo uporczywą i
beznadziejną terapię sztuczną, ale to nie jest eutanazja. Obawiamy się
tu masońskich i ateistycznych wpływów na Polskę. Myślę, że urząd
prezydenta i urząd premiera powinny mieć jakiegoś rzeczoznawcę
teologicznego lub kanonicznego, są bowiem głoszone błędy. Sam kapelan
prezydenta nie wystarczy, bo nie zna on teologii. Nie twierdzę, że nasze
władze muszą mieć poglądy katolickie, ale błędy nie mogą być uważane za
naukę Kościoła. Boimy się, że właśnie i eutanazja może się okazać
dozwolona moralnie. Parę lat temu wyprodukowano taką kartę pocztową:
"Kochana Mamusiu! Niech Mamusia na razie siedzi na tej Białorusi, bo tu
cały czas szaleje eutanazja, zwłaszcza że ubezpieczalnia już się o
Mamusię pytała". Premier nie może być premierem samych ateistów, a
raczej przestępców, bo i aborcja, i eutanazja to nie są sprawy tylko
religijne, lecz także godzące w naturalną i "świecką" godność człowieka.
Ludzie, którzy te rzeczy uprawiają, są albo chorzy, albo opętani.

Niektórzy w PiS powołują się na to, że i czterech naszych arcybiskupów
opowiada się za zachowaniem ustawy o życiu i niedodawaniem niczego do
art. 38. Jest to znowu brak wiedzy u tych ludzi. Owi arcybiskupi nie
uczą o dozwoloności moralnej aborcji, lecz tylko o ewentualnej
niekaralności prawnej za nią, żeby nie narazić się na zamieszanie
społeczne, gdyż nawet nawiązujące do katolicyzmu PiS ma tutaj poplątane
poglądy. Obawiamy się, że i ci ludzie, którzy niweczą podstawowe
przesłanie Jana Pawła II co do ochrony życia, pojadą pierwsi na Jego
beatyfikację. Żeby ich nie spotkała kara Boża. Żądzy zabijania nie może
zrozumieć nawet szlachetny ateista. Jest czyste diabelstwo w kobiecie,
która z zimną krwią i bez żalu zabija swoje dziecko i jeszcze chce
tysięcy euro "odszkodowania". Przypomina się tu znamienny tekst Pisma
Świętego: "Małe jest wszelkie zło wobec przewrotności kobiety" (Syr 25,
19). I podobnie ze zgrozą i z obrzydzeniem patrzymy na te wszystkie
ugrupowania, które są za moralną dozwolonością zabijania dzieci
poczętych i ludzi ciężko chorych.

Aborcja i eutanazja są tak potwornym złem, choć rozprzestrzenionym, że
Kościół wcześniej czy później będzie musiał odmówić sakramentów świętych
sprawcom tych zbrodni. Pobłażliwość czy milczenie w tych sprawach
prowadzi do zabicia sumień. Niech oprawcy nie robią Kościołowi łaski, że
należą do niego. Jeśli ktoś bardzo potem pokutuje, może być dopuszczony
do sakramentów, ale kto szerzy nauki o dozwoloności moralnej tych
zbrodni, nie może korzystać z łask Bożych w Kościele, o ile tych nauk
nie odwoła. Kościół Chrystusowy bowiem to nie wieża Babel ani panteon
wielobóstwa, ani śmietnik przy autostradzie życia. I biskupi godni swego
urzędu powinni się zachowywać wobec władz tak, jak kiedyś św. Ambroży z
Mediolanu (zm. 397), najpierw senator rzymski. Kiedy potężny cesarz
rzymski Teodozjusz I w roku 390 w Tesalonikach kazał zgładzić wielu
ludzi, to św. Ambroży wyklął go publicznie i zażądał publicznej pokuty. I
cesarz, który miał charakter, ugiął się i pokutował. Tak i dziś biskupi
katoliccy na całym świecie powinni publicznie wzywać zabójców dzieci i
chorych do publicznej pokuty, pod karą pozbawienia sakramentów i
pogrzebu kościelnego. W przeciwnym razie ogół katolików może sądzić, że
Kościół Chrystusowy zabójstwa te usprawiedliwia. Nie należy słuchać
ataków ludzi, którzy są opętani demonem zabijania.



I niektóre inne żale

Niepokoi nas bardzo niski poziom wielu parlamentarzystów, także PiS. Chyba "władza poszła im w smak".

O ileż bardziej godne i odpowiedzialne okazują się partie koalicyjne,
Samoobrona i LPR. Natomiast PiS, na które tak liczyliśmy - i liczymy
nadal mimo wszystko - w sprawach aborcji i eutanazji gromadzi wielu
ludzi, którzy mają pomieszanie z poplątaniem. A co obiecywali? Weźmy też
pod uwagę i inny fakt, mniej ważny, ale jakże obrazujący poziom
umysłowy. Oto 25 posłów z PiS zgłosiło projekt ustawy o zakazie
pornografii, zwłaszcza dziecięcej, ale po paru dniach 13 wycofało swoje
podpisy. Dlaczego? Ponieważ - jak powiedział jeden z nich - zmniejszą
się dochody. To dobre!

Premierowi z kolei władza tak "poszła w smak", że w polemice z biskupem
Tadeuszem Pieronkiem wygłosił tezę, iż nowa ustawa lustracyjna obejmuje
także wszystkich księży na parafiach i w zakonach, redagujących gazetki,
nawet chyba i ścienne. Dlaczego? "Bo księża są obywatelami". Nie widzi
się konkordatowej autonomii Kościoła. A więc już od jutra premier może
obsadzać biskupstwa, parafie, opactwa, wikariaty, seminaria duchowne,
klasztory, bo tam są "obywatele", a więc podlegają rządowi. Zapewne też
zechce teraz obsadzić i Radio Maryja po lustracji. Coś w tym duchu
powiedział ustępujący ksiądz Prymas, który zaproponował, by dyrektorem
Radia Maryja była osoba świecka. Mam pomysł, dyrektorem mógłby zostać
pan Tomasz Terlikowski albo pan Jerzy Urban, tylko że ten drugi to
"chłop" inteligentny i mógłby wstąpić do redemptorystów. Jednak wtedy
ksiądz Prymas musiałby wziąć Radio na swoje utrzymanie, bo ludzie nie
składaliby ofiar.

Wielu z nas niepokoi nieetyczne prowadzenie wojny z Irakiem,
Afganistanem, a tylko czekać, jak i z Iranem, z którym utrzymywaliśmy
doskonałe stosunki dyplomatyczne od XV wieku. Co gorsza, ten udział w
wojnach służy Izraelowi, a nie Polsce. Oszustwem jest, że tarcza
antyrakietowa ma nas chronić przed Iranem, kiedy każdy wie, że ma nas
chronić przed Rosją i Azją.

Boli nas bardzo niski poziom naszych parlamentarzystów, a zwłaszcza
kiedy patrzymy na awanturnicze i nieracjonalne zachowanie się opozycji,
choćby w sprawach o wielką korupcję posła. Przypomina mi się, mówiąc
krótko, studencka facecja z czasów Gomułki: "Dlaczego nasz Sejm jest
okrągły? A widziałeś kiedyś cyrk prostokątny?". Po co są w ogóle wybory
do parlamentu? Państwem powinna rządzić grupa wybitnych umysłów i
specjalistów.

Trzeba się mieć na baczności, bo wrogowie polskości i prawowiernego
katolicyzmu zwierają siły i rozwijają już nieopanowaną nienawiść.
Ostatnio SLD, PO, LiD i inne partie, w tym Aleksander Kwaśniewski,
Tadeusz Mazowiecki, Donald Tusk itd., wołają, żeby "ratować Konstytucję
oraz III Rzeczpospolitą". Tymczasem nie o Konstytucję tu chodzi, lecz by
oddać im znowu władzę nad całą Polską, którą by ponownie mogli gnoić.
Zbiera się na wielki, decydujący bój, a władze zajmują się fatałaszkami,
np. czy ktoś nie donosił na kolegę, że ma krzywy nos, lub czy ktoś nie
dał kwiatów lekarzowi, który go operował.

Dyplomacja musi umieć rozwiązywać sprzeczności. To prawda. Ale u nas
jest za dużo ruchów wahadłowych między zachodnim liberalizmem a
rzeczywistością polską, między idiotycznymi modami zachodnimi a
prawdziwymi potrzebami i problemami krajowymi. W rezultacie np. nie
wiemy, czy wylądujemy w uścisku Niemiec, czy jako obsługujący tarczę
amerykańską, czy w dziedzinie prawa i wychowania przyjmujemy nierozumną
"bezstresowość", czy realistyczną wizję człowieka itd. I to zgrzyta
niemal w każdej dziedzinie naszego życia. Podobnie nie można odradzać
życia społecznego przez ataki lub zezwolenie na nieudokumentowane ataki
na wszystkie po kolei społeczności, bo to przynosi skutki raczej
przeciwne. Trzeba tu większej subtelności, jak mówi stare przysłowie
łacińskie: "Suaviter in modo, fortiter in re" - "Łagodnie co do sposobu,
a mocno co do samej rzeczy".

Nie rozumiemy, dlaczego tuż po brutalnej nagonce na duchowieństwo
rozwija się coraz szerzej nagonka na świat lekarski. Podli ludzie
zaczynają wykorzystywać jakieś błędy w prawie i w praktyce służby
zdrowia. Nagle ożyła obsesja na punkcie nie tylko łapówek przyjmowanych
przez lekarzy, ale i atakowanie ich rzekomej niekompetencji zawodowej
lub błędów. Jeśli lekarz nie chce zrobić operacji bez łapówki, to jest
przestępstwo. Ale zdarzają się często zwykli szantażyści i ludzie
"szurnięci", jakich jest w dzisiejszej cywilizacji coraz więcej.
Zdarzają się idioci, którzy uważają, że danie kwiatów lekarzowi po
udanej operacji to łapówka, a cóż dopiero mówić o koniaku. Nawet gdy
zdarzają się inne podarunki, to nie można zakuwać lekarza publicznie w
kajdanki, bo to jest również przestępstwo władzy wobec społeczeństwa.
Lekarze przestają robić operacje lub w ogóle leczyć. Coraz więcej ich
ucieka za granicę. Szpitale pustoszeją. Coraz więcej ludzi nieleczonych
umiera. Jak tak może być? Czy władze nie wiedzą, co to jest szantaż dla
zysku, nieraz ogromnego? Szkoda, że nie pytają o doświadczenie nas,
księży, którzy bywamy często bez winy szantażowani przez jakąś idiotkę.
Wystarczy, że się ksiądz do niej uśmiechnął lub przy "Pan z wami"
popatrzył w jej stronę, i już "molestuje". Za dużo jest wśród decydentów
ludzi młodych, bez doświadczenia, a przekonanych, że są
wszystkowiedzący. Nasze społeczeństwo, rujnowane przez amoralny komunizm
i teraz przez nihilistyczny liberalizm, robi się coraz bardziej
zwilczałe i pieniackie. Wystarczy popatrzeć na SLD i na PO. Sama
nienawiść oraz żądza władzy i pieniędzy. A w Europejskim Trybunale Praw
Człowieka leży już prawie 2 tysiące spraw z powództwa Polaków w sumie na
6 miliardów złotych, które zapłaci Pol-ska. Liberalizm odbiera zmysł
moralny. Ja myślę, że np. taki pan Jan Kulczyk, gdyby był
hospitalizowany - daj mu, Boże, sto lat zdrowia! - to powinien dać 100
tys. zł na szpital i na personel.

Ponadto władze państwowe nie mogą wystawiać całego naszego życia
prywatnego i publicznego na żer dziennikarzy, którzy zarobkują na
ludzkim nieszczęściu i na sensacjach bez dowodu, we wszystkim wydają
wyroki, nieodwołalne i nieomylne. Tak nie może być. Robi się dżungla.
Tak dłużej nie można żyć w Polsce. Robi się jeden wspólny łagier, gdzie
dziennikarze, często nieobiektywni, są strażnikami i dozorcami. Praktyka
rządów dziennikarskich przyszła do nas z niskiej subkultury
amerykańskiej. Naszą tradycją są rozwaga, mądrość, życzliwość i prawda. W
najgorszej sytuacji są u nas katolicy, bo poza Medium Toruńskim, mocno
zwalczanym przez różne męty, nie mamy mediów ogólnopolskich i mocnych.
My nie pozwolilibyśmy na stwarzanie atmosfery szczucia, zastraszania,
mordowania medialnego, szerzenia nienawiści i niszczenia duchowego
Polski. Rzeczywiście, może być coś z prawdy w tym, że inżynierowie nowej
Europy chcą sprowadzić liczebność Polaków tylko do 16 milionów. Chyba i
służba zdrowia idzie po tej linii. W każdym razie musi przyjść silna,
porządkująca ingerencja władzy, gdyż dziś cała sytuacja niezadowolenia
idzie na konto panów Kaczyńskich oraz PiS, no i częściowo na całą
koalicję. A my postawiliśmy na ten rząd i na tę koalicję jako wyjątkową
szansę dla Polski.

Wydaje się, że władze na wszystkich szczeblach nie mają kadr. Dzieje się
tak zwłaszcza na szczeblu centralnym. Wszyscy wszystkiego się dopiero
uczą. W niektórych sprawach nie są wykorzystywani wybitni uczeni,
profesorowie i eksperci katoliccy (zdanie T. Gerstenkorna, A. de
Latoura, J.R. Nowaka). Bierze się często ludzi przypadkowych lub tylko
znajomych. Wprawdzie typowi profesorowie bywają nieżyciowi,
wąskoaspektowi, szkoda im czasu na praktykę, ale ogólnie są mądrzy,
etyczni i logiczni. Nie można zaś patrzeć na tak wielu nieudaczników lub
oszołomów występujących w telewizji. Telewizja lubi takich brać, bo oni
normalnego człowieka drażnią i jest atrakcja. Biorą takich dyżurnych,
co to na wszystkim się znają i wszystko wiedzą nieomylnie. I tacy
wywodzą się zwykle z tradycji marksistowskich, a dziś liberalnych.
Obawiam się, że i ośrodek prezydencki, i rządowy nie nawiązują kontaktów
z uczonymi katolickimi, naprawdę biegłymi w naukach społecznych,
prawnych, politycznych i gospodarczych. Nasza władza boi się ataków
rodzimych oszołomów antyreligijnych i wstydzi się tego przed
"demokracją" zachodnią, czyli przed propagandą zachodnią.

Zorientowałem się w tej chwili, że na Wielkanoc nie mówiłem o rzeczach
pozytywnych. Ale miało to być rozmyślanie wielkopiątkowe - o grzechach i
ich odkupieniu.
Zresztą, gdy się wydobędziemy z większego zła, wtedy
dopiero Polska naprawdę zmartwychwstanie.

avatar użytkownika intix

34. Nie zabijaj dziecka poczętego - Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 21-22 kwietnia 2007 .

W najstarszym modlitewniku chrześcijańskim z końca I wieku pt.
"Nauka Pańska, przekazana dla pogan przez dwunastu Apostołów", po grecku
"Didache", w najstarszym z kolei jego fragmencie pod tytułem: "Droga
życia" wśród przykazań Bożych zamieszczone jest przykazanie: "Nie
zabijaj płodu; nie odbieraj też życia dziecku nowonarodzonemu" (Didache,
I, 2,2). Jest to więc jedno z istotnych przykazań Bożych, bez
zachowania którego nie jest się chrześcijaninem we właściwym tego słowa
znaczeniu. Ta ochrona życia zasadniczo odróżniała pierwszych chrześcijan
od pogan. Dalej jest wyjaśnione: Do Królestwa Bożego nie wejdą "zabójcy
dziatek, niszczyciele tworu Bożego" (Didache, I, 5,2). I oto dziś po
dwóch tysiącach lat sytuacja się powtarza. Chrześcijanie to są ci,
którzy chronią życie dziecka poczętego, a ci, którzy ważą się je z
jakichkolwiek powodów zabijać, zwłaszcza ci, którzy rozwijają przemysł
zabijania dzieci i stanowią prawa zabijania, to są poganie, często gorsi
niż poganie tamtych czasów.




Co się u nas stało 13 kwietnia?

Wiele milionów Polaków 13 kwietnia przeżyło ból i szok. Dzwoniło do mnie
wielu ludzi, że nie mogą sobie z tym poradzić. Co się stało z PiS? Czy i
oni znowu nas, katolików, oszukali? Czyżby i oni przyjmowali zasadę, że
polityka to sztuka kłamstwa - ars mendacii? Przecież zaufaliśmy im w
wyborach, bo wydawali się największą siłą polityki polskiej, nie
bolszewickiej, nie nihilistyczno-libertyńskiej i nie masońskiej. I
uwierzyliśmy ich obietnicy w programie wyborczym, że będą za obroną
życia od momentu poczęcia do naturalnej śmierci. Byliśmy tylko niepewni
co do uzyskania 2/3 głosów w Sejmie. Tym bardziej że chodziło nie tylko o
silniejszą obronę poczętych, ale także o coś więcej, a mianowicie w
ogóle o ochronę przed eutanazją. Obawialiśmy się partii nieczujących ani
człowieka, ani Narodu, ani religii, bo weszło do nich dużo drapieżników
i nihilistów moralnych, jak do SLD, ale byliśmy pewni LPR, Samoobrony,
PSL, a także części PO, no i całego PiS. Tymczasem PiS, jak się okazało w
głosowaniu, zawiodło na całej linii i sprawa dopowiedzeń do Konstytucji
nie przeszła. Niektórzy mówią, że z niechęci do wicepremiera Romana
Giertycha i LPR, którzy ten projekt zainicjowali. Inni byli zdania, że
nie należało całej sprawy ruszać, bo w Polsce - rzekomo - i tak jest
dobrze. Jeszcze inni uważali, że rzecz nie została dobrze przygotowana,
choć pracowano nad nią od jesieni i to pod kierunkiem bardzo
szlachetnego człowieka, marszałka Sejmu, Marka Jurka, członka PiS.
Jednak nie pokazuje się, że powód jest dużo głębszy, a mianowicie zmiana
wartości moralnych przez PiS w tym względzie i odejście od obietnicy
wyborczej. Obecnie pan Marek Jurek mówi otwarcie, że przeszkadzali jego
akcji sejmowej prezydent i premier z jakichś nieznanych powodów.

Ogólnie PiS zdaje się powoli odchodzić od wartości narodowych,
patriotycznych i katolickich ku ideologii brukselskiej. Stąd właśnie nie
chciało ściślejszej obrony życia nienarodzonych, coraz wyraźniej partię
narodową i katolicką, czyli LPR, nazywając skrajną i radykalną, tak jak
mówi i Bruksela. A także Samoobrona krytykowana jest jako tradycyjnie
wiejska i przez to trochę "warcholska". Wiemy, że Bruksela właśnie
nienawidzi wsi, zwłaszcza katolickiej, chce tworzyć wielkie farmy
neokapitalistyczne. Ponadto w ślad za Brukselą zaczyna się pewna zmiana
aksjologii, np. co do życia ludzkiego i jego ochrony. Po pierwszych
głosowaniach w Sejmie premier powiedział, że od początku był przekonany,
iż poprawka LPR i Marka Jurka nie przejdzie, bo nie uzyska 2/3 głosów.
Ale znamienne, że sam nie głosował "za", a z nim całe przywództwo PiS.
Dziwna to logika: mówić, że coś nie przejdzie, choćby było chciane, a
jednocześnie głosować tak, żeby nie przeszło. Tymczasem gdyby owych 94
posłów PiS głosowało za poprawką, to by przeszła, z nawiązką. Być może,
że owych 94 czekało na głosowanie projektu prezydenckiego, ale przecież
wiedzieli, że to jest bubel prawny i merytoryczny i że może się w nim
kryć zamiar poszerzenia aborcji, pomijając to, że nie ma w nim mowy o
zakazie eutanazji. A miliony z nas, zwłaszcza pozostających w zasięgu
Radia Maryja, liczyły na PiS jak kiedyś na "Solidarność".



Mgła aksjologiczna

Błędne, a może nawet złe intencje PiS, raczej przywództwa PiS, obnażyły
się wyraźnie, gdy 12 kwietnia poseł Dariusz Kłeczek zainicjował list,
podpisany niemal przez 60 posłów, w tym wielu z PiS, z prośbą, by
prezydent wycofał swój nieudany projekt mający niewątpliwie zastopować
projekt LPR, Marka Jurka i komisji specjalnej. I tutaj wyszły na jaw
dalsze "zamysły serc wielu" (Łk 2, 35). Reakcje na ten list odkryły coś
groźnego. Oto przewodniczący klubu poselskiego PiS pan Marek Kuchciński
zażądał wycofania listu za życiem pod karą partyjną, a może nawet pod
groźbą usunięcia PiS-owców z partii. Niektórzy ludzie z PiS tracili już
zmysł samozachowawczy w obronie jakiejś złej idei. Przecież koalicja ma
przewagę nad opozycją co najwyżej tylko kilkunastoma głosami, a chce
usunąć z klubu kilkadziesiąt osób? Bardzo wymowne było też zachowanie
się posła od dyscypliny partyjnej, który jakby na czyjeś polecenie przed
głosowaniami zaczął zbierać z ław i drzeć w strzępy list ks. bp.
Kazimierza Górnego, przewodniczącego Rady Episkopatu ds. Rodziny.
Dlaczego to czynił? Niewątpliwie wyrażał jakąś atmosferę panującą w
pewnych kręgach PiS. Chodziło o to, żeby wyrugować głos Kościoła w
sprawie obrony nienarodzonych. Państwo PiS miało by być wolne, wolne od
Boga jak Francja. W każdym razie była to wrogość do Kościoła polskiego,
bo encyklika Jana Pawła II o obronie życia nie była darta. U zwycięzców i
rządzących zwykle jest źle nie tylko z pokorą, ale i z logiką.

Z kolei pan poseł Tomasz Markowski, skądinąd wstrzymujący się od głosu
za art. 38, za życiem, mówił jednak potem, że sprawa poprawki do
Konstytucji była trudna, bo to "była sprawa sumienia". Właśnie, jeśli
sprawa sumienia, to bardzo łatwa, bo jednoznaczna: głosuje się zgodnie z
sumieniem, bez deliberacji. Ponadto wielu posłów, jak i komentatorów
medialnych, mówi, że zwolennikom obrony życia chodziło o zdobycie sobie
wyborców na przyszłość, a marszałek Marek Jurek robił to z dewocji, na
którą nie ma miejsca w polityce. To jest też rozumowanie tragiczne.
Jeśli jakaś partia może mieć zysk polityczny, to niech PO, PiS i SLD
głosują za życiem. A co do szlachetnego polityka, jakim jest Marek
Jurek, to on pokazał właśnie, że i w PiS przewraca się system wartości i
zaczyna się odsuwać Boga od życia, jakby pod batutą masonerii. Tak,
zabijanie dziecka poczętego ma być apolityczne i postępowe, a ratowanie
dziecka poczętego - polityczne i wsteczne. Z kolei państwo ma być tylko
dla ateistów i dla ludzi wspierających zabijanie innych ludzi. W tym
duchu ktoś inny z PiS powiedział ostatnio, że LPR nie miała prawa
zgłaszać swojego projektu, bo jest "partią marginalną i skrajną, bo
trzyma z Kościołem".



"Aby wyszły na jaw zamysły"

Ważny jest rozwój gospodarki, wolności obywatelskich, kultury,
osiągnięcia w polityce międzynarodowej, ale zawsze życie obywateli,
choćby najsłabszych, jest najważniejsze i istotne. Toteż umyślne
niepoparcie projektu wzmacniającego ochronę życia, czy to
nienarodzonych, czy to kalekich, niepełnosprawnych, chorych i starych
odsłania jakieś głębsze zamysły. Ukazuje się mianowicie:

- dlaczego nie ma jasnej i pełnej polityki rodzinnej lub nawet powierzano ją zwolennikom cywilizacji śmierci;

- dlaczego rozwinięto nielegalną lustrację biskupów i księży, pomijając
dotąd wszystkich innych lub przeprowadzając lustracje pozorowane;

- dlaczego lekceważy się głos Episkopatu Polski;

- dlaczego trzymamy się prawie dosłownie komunistycznej ustawy
aborcyjnej z 27 kwietnia 1956 roku, z tym, że tam nie mówiono jeszcze o
eutanazji;

- dlaczego nie uzdrawia się niektórych mediów, które są ciągle przeciwne życiu i za eutanazją;

- dlaczego nie dopuszcza się na forum publiczne państwa wybitniejszych
postaci katolickich, związanych z naszą kulturą i tradycją, a kręci się
tam ciągle wiele postaci bądź to z dawnego systemu, bądź to bardzo
dziwnych, i niektóre z nich nie mają kwalifikacji ani intelektualnych,
ani moralnych, a mają być wzorcami dla Polski;

- dlaczego projekt prezydencki był skonstruowany przez takich prawników, którzy chcieli sprawę życia położyć;

- dlaczego premier ostro zganił wicepremiera Giertycha za obronę życia w Niemczech;

- dlaczego wyższe urzędy są często obsadzane ludźmi niskiego lotu i niechętnymi państwu polskiemu, jak za SLD;

- dlaczego nie stawia się zapory niszczącym prądom brukselskim i
masońskim, amoralnym, nihilistycznym, antychrześcijańskim,
dehumanizacyjnym.

I takich rzeczy można byłoby wyliczać więcej. Tymczasem ludzie coraz
bardziej podejrzewają, że przygotowuje się u nas grunt pod wszystkie
degeneracje nowej lewicy:

- pod eutanazję, i dlatego nasze najwyższe władze nie chciały zakazu eutanazji wprowadzić do Konstytucji,

- pod związki homoseksualne;

- pod pornografię;

- pod pełną seksualizację życia, poczynając od dzieci;

- pod skrajny feminizm, który dąży do zniszczenia także Kościoła;

- pod dalsze osłabienie Kościoła przez wielorakie kalumnie, jak to
robiła masoneria w Irlandii, Belgii, Austrii, Hiszpanii i w dużym
stopniu w Italii, i czynniki państwowe wszędzie wspierają masonerię i
ateistów we wszystkich ich działaniach;

- pod rozwój ateizmu i amoralizmu w całej kulturze, w szkolnictwie i we
wszystkich sztukach, które stały się zamknięte dla twórczości ludzi
wierzących w Boga;

- oraz pod wpływ Brukseli na całe prawo polskie; tu niektórzy nasi
poczciwi politycy powiadają, że trzeba nam szybko bronić życia w naszej
Konstytucji, to prawo brukselskie go nie przemoże; otóż nieprawda,
obecny projekt konstytucji europejskiej stawia ją ponad konstytucjami
krajowymi, przynajmniej w pewnych dziedzinach, a głównie w ideologii.



Może jeszcze nie wszystko stracone

Mimo wielkiego rozczarowania i zamętu trzeba jeszcze szukać jakiegoś
opamiętania i dróg naprawy, bo państwo nie jest własnością żadnej partii
i cały Naród ma coś do powiedzenia. W życiu politycznym panuje taka
antydemokracja, że kilkaset tysięcy polityków partyjnych rządzi 38
milionami obywateli, często i w wielu dziedzinach wbrew woli Narodu.
Jako kapłan wnioskuję, żeby ci, którzy nie zagłosowali za życiem, a są
katolikami, odbyli pokutę i poszli do spowiedzi. Jest w tym i powód
polityczny, bo inaczej ludzi tych następnym razem już nie wybierzemy.
Polscy katolicy nie pozwolą sobą pomiatać i oszukiwać się bezczelnie.
Nie wystarczy już w Polsce udawać, że się jest uczciwym i wierzącym czy
wierzącym prywatnie w ukryciu, a w życiu publicznym ateistą lub
nihilistą. Słusznie rząd chce odrodzić Polskę gospodarczo, społecznie,
politycznie i technologicznie, ale to wszystko na nic, jeśli nadal
będzie trwała ogólna degeneracja moralna, a państwo nie wesprze mocno
wychowawczej pracy Kościoła. Na nic się zda wygrywać materialnie, a
przegrywać polską duszę. A zatem po pewnym czasie trzeba będzie powrócić
do sprawy ochrony życia w całej rozciągłości, bo ataki nihilistów
brukselskich się potęgują.


Jednak bardzo trudno będzie odzyskać zaufanie katolików, którymi partie
polityczne, poza nielicznymi, pomiatają. Cierpliwość pomiatanych i
spychanych na margines ma swoje granice, szczególnie my, katolicy
polscy, mamy swoją dumę i swój honor. Nie pozwolimy na niszczenie
Narodu, nikomu. Może jeszcze nie wszyscy obudziliśmy się po nocy
bolszewickiej, ale się budzimy i powstaniemy. Nie będziemy niewolnikami
żadnej ideologii, zwłaszcza amoralnej i ateistycznej. Jeśli PiS nie
zwróci się zdecydowanie we właściwym kierunku ideowym i duchowym, to
będzie stworzona nowa wielka partia, a oni pójdą w niepamięć jak AWS.


Nie można w Polsce kształtować życia wbrew Ewangelii i Kościołowi.

Mamy
do spełnienia jeszcze jedną wielką misję, uznaną wyraźnie przez Jana
Pawła II,

a także przez Benedykta XVI. Jak kiedyś broniliśmy Europy przed
Tatarami, Turkami, bolszewikami, faszystowskimi Niemcami, tak dziś
przypada nam rola bronienia Europy przed jej ideologicznymi i moralnymi
szaleństwami.

avatar użytkownika intix

35. Zagrożenia liberalistyczne - Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 26-27 maja 2007,
fot. a. kulesza

W historii następują po sobie kolejno szczególne prądy
umysłowe, które w stosunku do chrześcijaństwa odgrywają zwykle podwójną
rolę: pozytywną, o ile odkrywają jakiś nowy aspekt życia ludzkiego
pomagający lepiej związać Ewangelie z epoką współczesną, i negatywny,
kiedy chcą chrześcijaństwo przetłumaczyć tylko na swój sposób lub je po
prostu osłabić czy wręcz zniszczyć. Tak jest i z dzisiejszym
liberalizmem, który wzmaga świadomość wolności i doniosłości praw każdej
jednostki, także w Kościele, ale stanowi również większe czy mniejsze
zagrożenie. I niestety ten drugi wpływ - destrukcyjny - dzisiaj
przeważa.




Szerzenie się liberalizmu w Polsce

Pojęcie liberalizmu jest bardzo nieostre, ma dłuższą historię i bardzo
różne odmiany (por. J. Bartyzel, W gąszczu liberalizmów, Lublin 2004). W
dodatku dziś staje się głównym korytem, którym płyną także
najrozmaitsze zdegenerowane nurty, jak postmarksizm, neolewica,
postmodernizm, idee masońskie, nihilizm, sekularyzm, neokapitalizm i
niezliczone strumienie sekt. W ogóle coś się we współczesnej kulturze
euroatlantyckiej zawaliło. Dlatego myślę, że istotną cechą liberalizmu,
jak i nurtów towarzyszących, stał się irracjonalizm, czyli walka z
rozumem na zasadzie woli i namiętności, które uważają za "wolność".
Toteż jednym z podstawowych skutków liberalizmu jest chaos. I ta
kategoria chaosu opanowała przede wszystkim nauki humanistyczne i w
ogóle myślenie ludzkie. A zawzięci i pyszałkowaci liberałowie głoszą, że
wszystkie te nauki odrodzili, łącznie z filozofią i teologią.

Ten różnoraki liberalizm przenika silniej lub słabiej różne dziedziny
życia także w Polsce. Dużo ludzi nierefleksyjnych nie zdaje sobie
sprawy, np. że nasza Konstytucja jest zbudowana na elementach
liberalizmu oraz że wykładnia Konstytucji przez Trybunał Konstytucyjny
również opiera się na liberalizmie, a nie na jurysprudencji. Przy tym,
jak za granicą, tak w Polsce termin "liberalizm" jest celowo zmyłkowy i
służy jako oręż w walce politycznej przeciwko Polsce tradycyjnej,
przeciwko Kościołowi i przeciwko naszej kulturze duchowej. W tym duchu
Ruch na rzecz Demokracji, jak i konferencja "Europejskie standardy
demokratyczne" z 17 maja 2007 r. mają na celu przywrócenie III
Rzeczypospolitej, rządzonej przez postkomunistów, liberałów, no i przez
układy, łącznie z mafiami, aby tylko zniszczyć elementy polskie,
narodowe, katolickie. Liberalizm zatem jest nową bronią przeciwko
klasycznemu ładowi i porządkowi życia na rzecz burzenia wszystkiego,
żeby zrobić miejsce dla nierozumu, namiętności i szału niszczenia. Jest w
tym niewątpliwie inspiracja diabelska o charakterze wielkospołecznym.



Jeden z celów głównych: osłabienie wiary

Liberałowie, także niestety i niektórzy katolicy czy uważający się za
katolików, świeccy i grupy duchownych, uważają, że wiara religijna,
chrześcijańska nie jest obowiązkiem wobec Boga, że Chrystus nie domaga
się wiary w Boga, a jedynie proponuje wziąć problem Boga pod rozwagę,
gdyż opiera się na wolności. Wiara też nie jest w żadnym sensie
darowaniem się nam Boga i naszą odpowiedzią na ten dar, lecz tylko
fakultatywnym wyborem człowieka.

Człowiek więc może sobie wierzyć w Boga, może sobie również nie wierzyć i
nie pociąga to za sobą żadnych skutków czy konsekwencji, ani w tym
życiu, ani w przyszłym. Bowiem wiara ma być wolna. Nie ma zbawienia za
wiarę ani odrzucenia za odrzucenie łaski wiary, czyli zdanie Jezusa:
"Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie
potępiony" (Mk l6, l6), jest tylko zachętą do przystąpienia do
Chrystusa. Człowiek, według skrajnych ujęć liberalnych, to tylko
wolność, samostanowienie, samodecyzja, bez czyjegokolwiek wpływu.

Zbawienie, jeśli dziś w ogóle można o nim mówić, nie może być
"zawłaszczone" przez Kościół katolicki, bowiem jest ono dane tak samo i w
takiej samej osiągalności także innym wyznaniom chrześcijańskim, innym
religiom, a także niewierzącym czy też wojującym z religią. Ci inni mogą
nawet prędzej się zbawić niż fundamentaliści katoliccy, utrzymujący
pysznie, że tylko oni mają jedyną prawdę. Zbawienie, czyli wieczna
komunia z Trójcą Świętą, nie zależy także ostatecznie od moralności, od
zachowania czy niezachowania Dekalogu jako jedynego ogólnoludzkiego
prawa moralnego. Każdy bowiem człowiek może mieć swój własny dekalog
odpowiadający jego sumieniu. W sumienie zaś nikt nie może ingerować,
nawet sam Pan Bóg.

Wiarę żywą, pewną i rzutującą na życie codzienne wielu liberałów uważa
za fanatyzm, oszołomstwo, nierozumność. Dobry współczesny katolik to nie
ten, który mocno i niezachwianie wierzy, lecz ten, kto powątpiewa, waha
się i ma rozterkę co do wiary w Boga, taki bowiem człowiek dopiero jest
rozważny, mądry, dojrzały i tolerancyjny. Dojrzały katolik to nie ten,
który wierzy tak po prostu, prostolinijnie i uczuciowo od dzieciństwa
bez osłabień tej wiary, lecz raczej właśnie grzesznik, tracący wiarę i
łajdaczący się aż do dna, a potem nawrócony i oświecony. Dopiero
człowiek głęboko upadający doznaje Boga, zna życie i docenia wartość
odkupienia przez Chrystusa. W tym duchu wysokie stanowiska w Kościele
winni zajmować przede wszystkim konwertyci. I po tej linii w niektórych
seminariach niemieckich zdarza się, że nie przyjmują młodzieńca
niewinnego, czystego i szlachetnego, lecz każą mu wpierw prowadzić życie
trochę rozpustne i seksualne, by w ten sposób mógł on rzekomo
doświadczyć właściwej egzystencji religijnej człowieka. Poza tym
niektórzy szaleni powiadają, że jak może kapłan spowiadać ludzi z
grzechów seksualnych, jeśli nie rozumie tych grzechów, bo ich nie
przeżył. Człowiek modlitwy to nie ten, kto modli się z wiarą, z uczuciem
i ukazuje swoją modlitewność w życiu albo przeżywa radość z modlitwy,
ale ten, który się modli jedynie w duszy, bez okazywania tego na
zewnątrz, bez uczestniczenia w wystawnej liturgii, a jeszcze bardziej
ten, kto nie może się modlić albo kogo modlitwa odpycha. W rezultacie
najlepsza ma być - jak mówią niektórzy liberałowie - wiara kenotyczna,
czyli taka, w której człowiek raczej cierpi i wyniszcza się, bo to
bardziej ma zbliżać do cierpiącego Chrystusa na krzyżu.



Dogmaty i etyka

Według wielu liberałów, nie ma dogmatów jako prawd obiektywnych i
obowiązujących, bo byłby to gwałt zadawany wolnemu umysłowi ludzkiemu.
Samo przyjmowanie istnienia Boga jest dowolne, a cóż dopiero mówić o
dogmacie Trójcy Świętej, Bóstwa Jezusa, boskiego pochodzenia Kościoła, a
wreszcie prymatu i nieomylności biskupa Rzymu. Tym bardziej nie ma
obowiązku przyjmowania wszystkich dogmatów wiary. "Dogmaty - jak
powiedział jeden z liberałów katolickich krakowskich - ja sam wybieram
sobie, jakie chcę, jakie mi odpowiadają". W ogóle nie ma jakiejś jedynej
prawdy, prawd o tej samej rzeczy jest wiele. Nie ma też absolutnej i
jedynej etyki. Etyka ewangeliczna, katolicka to tylko piękny zbiór
podniosłych rad. Każda religia i każdy system świecki może mieć swój
kodeks etyczny. W ogóle żadna etyka nie ma norm kategorycznych i
absolutnych, bo to gwałciłoby wolność człowieka. Człowiek winien
postępować tylko według własnego sumienia.

Stąd stawianie przez Kościół aborcji, eutanazji, małżeństw
homoseksualnych, bezrodzinności, poligamii, poliandrii itd. jako
bezdyskusyjnego zła jest zwyczajnym fundamentalizmem, wstecznością,
zniewoleniem człowieka, kobiety i mężczyzny. Poza tym etyka ewangeliczna
odnosi się tylko do jednostki, nie odnosi się do społeczności, do
rodziny, do gminy, do miejscowości, do państwa ani do narodu. Tym
bardziej nie obowiązuje w gospodarce, polityce, życiu socjalnym, w
kulturze, w nauce i sztuce.



Państwo i Kościół

Kościół dawny, przed Soborem Watykańskim II (1962-1965) był
tradycjonalistyczny, triumfalistyczny i teokratyczny, czyli chciał
rządzić życiem publicznym. Dziś Kościół ma być ludzkim stowarzyszeniem
prywatnym, rodzajem wspólnoty duchowej, dobrowolnej i demokratycznej.
Jeśli wspólnota demokratyczna, to bez hierarchii z władzą decydującą.
Papież, biskup, prezbiter to tylko liturgowie od odprawiania nabożeństw i
udzielania niektórych sakramentów. Najwyższą władzę powinien mieć lud,
czyli wspólnota świeckich. W Niemczech, istotnie, jest już wiele
parafii, którymi rządzą kobiety i trzymają wszystko żelazną ręką, choć
jeszcze nie mają świeceń i nie odprawiają Mszy Świętej.

Zresztą w wielu krajach Europy Zachodniej, choć są duchowni, to
decydujący głos w ich parafiach mają świeccy, którzy z kolei również nie
są demokratami kościelnymi, lecz dążą właśnie niekonsekwentnie do
stanowisk i władzy nad innymi. Przy tym przeważnie uznają się za
charyzmatyków, w których przebywa Duch Święty, Duch prawdy i wolności.
Wielu nawet duchownych katolickich chce rezygnacji Kościoła katolickiego
z prymatu rzymskiego. Zresztą ekumenizm sugeruje, że nie ma tylko
jednego Kościoła pełnego i autentycznego, ma być wiele Kościołów,
ostatecznie tyle Kościołów, ile jest wspólnot chrześcijańskich i sekt z
nich się wywodzących.

Właściwy Kościół to Kościół inteligencji poszukującej, nie
rzemieślników, urzędników, robotników, a tym bardziej chłopów. Chłopi
mają szczególnie obciążać Kościół polski swym tradycjonalizmem, ciemnotą
i magiczną religijnością. Biorą oni naukę Kościoła za dosłowną i pełną,
bezdyskusyjną prawdę. Jest trudna do wytłumaczenia ta wściekła
nienawiść liberałów do wsi, zwłaszcza do chłopów polskich. Udziela się
ona nagannie także naszej TV publicznej i komercyjnej, które zajadle
atakują nieustannie wicepremiera Andrzeja Leppera. Przecież to powinno
być karane sądownie. Przecież jest to medialne polowanie na chłopów.
Dlaczego najwyższe władze nie interweniują? Może też są liberalne?
Myślę, że te ataki na wieś zmierzają przede wszystkim do zniszczenia
naszego masowego katolicyzmu. U nas media profilują ciągle Sługę Bożego
Jana Pawła II jako przyjaciela inteligencji, literatów, salonów,
artystów, jakoby zapominał on o niższym klerze, o robotnikach i
chłopach, których nigdy nie zapraszano do niego na obiady. Dlaczego
wyższe czynniki kościelne nie demaskują tego kancerowania ze strony
mediów?

Według skrajnych liberałów, sakramenty Kościoła są jedynie symbolami
miłości Bożej. Bóg miłuje każdego człowieka takiego, jakim on jest,
grzeszny czy niegrzeszny, i niczego od siebie nie wymaga, bo człowiek
jest cały wolny. Bóg tylko wspiera naszą wolność. Sakramenty są sposobem
dialogu z Bogiem. Przez nie Bóg jest naszym partnerem, niemal
towarzyszem. I gdy odpowiadamy miłością z naszej strony, to dopuszczamy
Boga łaskawie do towarzystwa i do przyjaźni z nami. Ma to być
dowartościowanie człowieka, gdyż według klasycznej koncepcji Bóg
zniewalał człowieka, czynił go nicością, odbierał mu wszelką wolność.

Kościół jest wspólnotą duchową, charyzmatyczną i wolną, nie może mieć
struktur ściśle instytucjonalnych. Katolicyzm jest sprawą prywatną,
indywidualną i osobistą. Podmiotem religii jest więc tylko jednostka,
nie jest podmiotem małżeństwo, rodzina, gmina, naród. A zatem
wspólnotowe życie kościelne, jak i świeckie, można kształtować sobie
dowolnie. Można zmieniać same struktury małżeństwa, rodziny, narodu i to
nie koliduje z żadnymi zasadami, ani kościelnymi, ani naturalnymi.

Przede wszystkim społeczność, nazywana Kościołem, nie ma nic do państwa i
życia publicznego, jako prywatna pragnie jedynie wolności od państwa i
swojej wolności wewnętrznej. A zatem nie jest właściwa obecność czynnika
kościelnego w rodzinie, szkole, w więzieniu, szpitalu, wojsku ani w
żadnej innej instytucji publicznej. Instytucje państwowe muszą być
absolutnie świeckie. Na przykład pojawienie się biskupa obok prezydenta w
rocznicę odzyskania niepodległości państwa uważa się za oznakę
klerykalizacji państwa i złamanie prawa publicznego. Może dlatego u nas 3
maja 2007 r., w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja, nie było już
duchownych oficjalnie. Był tylko nuncjusz, który jednak jest
przewodniczącym korpusu dyplomatycznego i reprezentuje państwo
watykańskie. A cóż by dopiero mówić o przyjęciu intronizacji Chrystusa
Króla, zwłaszcza Króla Polski! Ten projekt koła liberalne, a także grupy
duchownych, biorą za aberrację, nie rozumiejąc, że słowo "król" w
sensie ewangelicznym dotyczy tylko sfery duchowej, moralnej i
religijnej. Niezauważenie jednak kształtuje się teza, że w
rzeczywistości władze państwowe mogą decydować o prawdach religijnych i o
moralności ewangelicznej. I faktycznie niektórzy przedstawiciele życia
publicznego chcą sami określać, co jest moralnie dobre, a co złe, i
prawo państwowe uważają za źródło prawa moralnego, np. w sprawie
aborcji, eutanazji, życia rodzinnego itp. Ba! Niektórzy członkowie
katolewicy uważają, że mają prawo i obowiązek kształtować Kościół na
podstawie swoich teorii świeckich. Z tego też wypłynął potężny nacisk,
poczynając od sprawy o. Konrada Hejmo, na lustrację kleru w imię
odrodzenia Kościoła polskiego z pominięciem hierarchii, tylko przez
świeckich i jednocześnie przy zaniechaniu właściwej lustracji świeckich.
Płynie to nie z miłości do Kościoła, lecz z chęci poddania go czynnikom
świeckim. W ogóle im gwałtowniej ktoś atakuje i depcze Kościół
Chrystusowy, tym uważany jest za lepszego katolika, za prawdziwego
intelektualistę i za otwartego uniwersalistę.

Coraz częściej mówi się, że Kościół polski, Kościół Kolbego, Hlonda,
Wyszyńskiego itd. to tylko błędny folklor polski. Podobnie terminy:
Naród, ojczyzna, kultura polska, dzieje Polski, rodzima tradycja wieków,
tak głęboko wnikające w język polski, to tylko przejawy polskiego
nacjonalizmu, mesjanizmu, szowinizmu, ksenofobii, zapadłej
parafiańszczyzny. Dziś, jeśli chcemy być partnerami krajów unijnych, to
musimy o tych terminach zapomnieć, wyprzeć się ich, uznać za dewiacje
katolickie, a za ojczyznę przyjąć Europę Zachodnią i rzucić się z
rozkoszą w wir globalnego liberalizmu.



Zamiast religii ideologia

Nową Radosną Nowiną nie jest już Ewangelia, lecz manifest wolności
ludzkiej. Oto nowi apostołowie zwiastują, że człowiek jest i ma być
absolutnie wolny - bez prawa, bez religii, bez dawnej etyki, bez
zewnętrznych więzi społecznych, bez wartości. Ma to być wolność bez
żadnych ograniczeń zewnętrznych i wewnętrznych. I ta "wolność" stała się
kluczem nowej ideologii i nowego życia. Człowiek to wolność. I nie
określa go ani rzeczywistość, ani żadne uwarunkowania. Człowieka stanowi
ideologia wolności, czyli przemienienie realnego życia w hasło, w idee,
w intencję. Jest to zatem potomstwo Hegla, idealisty filozoficznego,
który uczył, że rzeczywista jest tylko myśl, nic więcej, i że zmieniać
życie i świat to tyle, co zmieniać treść myśli. Stąd i marksizm, który
wyrósł z Hegla, uważał, że zmieni życie społeczne i cały świat przez
ideologię, przez zmianę myślenia, w tym i przez zamianę religijnych
treści myślenia na świeckie, ateistyczne. Tymczasem na tym polega
aberracja ideologiczna. Oto i liberalizm jest prawym dzieckiem Hegla:
człowiek zmienia rzeczywistość przez samo hasło "wolność", przez myśl o
wolności i przez uwolnienie myśli od rzeczywistości, czyli od prawdy.

Ponieważ wolność stanowi człowieka, dlatego dla radykalnego liberała,
kto nie jest za nieograniczoną wolnością, nie jest człowiekiem pełnym i
wartościowym. Kto nie jest liberałem, nie jest też pełnowartościowym
obywatelem, a także członkiem Kościoła. Nie może mieć pełnych praw
publicznych, nie może być politykiem, nie może piastować wysokich
stanowisk, nie może być autorytetem, ani naukowym, ani moralnym, nie
może być kulturotwórcą. Również w Kościele taki człowiek nie może być
księdzem, biskupem, teologiem. Tylko liberałowie kościelni są wybitni,
światli, genialni, reformatorscy. Tak jak kiedyś byli "księża patrioci",
co poszli na kompromis z marksizmem, tak dziś mają być "księża patrioci
europejscy" przyjmujący ideologię liberalną choć w części. I na tych
dopiero spływają ordery, nagrody, pieniądze z Niemiec, no i sława. Oni
zostali uznani za pojednawców Polski z Niemcami i z całą Europą. Z kolei
katolicy świeccy, nieprzeformowani przez liberalizm, nie mają równego
dostępu do wielkiej polityki, do stanowisk rządowych, wojskowych,
dyplomatycznych, do przedstawicielstw zagranicznych, do awansów w życiu
kulturalnym, artystycznym i naukowym. Na przykład tylko liberałowie,
przefarbowani najczęściej z postkomunistów, byli i są wielkimi figurami w
polityce międzynarodowej: w byłej Jugosławii, w Iraku, Anglii i gdzie
indziej.

Nawet i w naszym ogólnie dobrym rządzie preferuje się nieraz takich
ludzi, którzy są ulegli ideologii liberalnej. I dochodzi np. do takiego
paradoksu, że wiceminister Joanna Kluzik-Rostkowska, mając powierzoną
sobie politykę prorodzinną, faktycznie prowadzi politykę antyrodzinną, w
duchu liberalnym; i ostatnio zaatakowała wicepremiera Romana Giertycha
za to, że chce wyrzucić ze szkół propagandę homoseksualną. I premier
popiera ją na stanowisku. Boimy się Europy, co ona powie na katolicką
moralność w Polsce. Obawiamy się również, że ściele się powoli droga do
eutanazji legalnej. Mamy się upodobnić we wszystkim do Europy
Zachodniej. Nie są to sprawy błahe. Przed paroma miesiącami pewna moja
znajoma wróciła do Polski z Holandii, gdzie mieszkała z mężem,
Holendrem, 30 lat. Teraz mąż zmarł, a ona po prostu się boi, że przy
lada przeziębieniu mogą ją uśpić jako zbędnego obcokrajowca. A
przekroczyła już siedemdziesiątkę. Jaka tam w Holandii musi panować
atmosfera! Ano liberalna, czyli wolno zabijać. Skrajny liberalizm to
obłęd. Dlatego trafnie zauważa Jan Turnau ("Gazeta Wyborcza", 19-20 maja
2007), że Papież Benedykt XVI dużo bardziej obawia się liberalizmu niż
marksizmu. Istotnie, liberalizm jest chyba najbardziej wyrafinowanym
ateizmem lub do ateizmu prowadzi, a nawet prowadzi i do zanegowania
człowieka jako istoty wychodzącej ponad świat zwierzęcy.



Słaby opór katolików

Coraz szerzej rozlegają się głosy, że zarówno poszczególne ośrodki
katolickie, jak instytucje kościelne za słabo się bronią przed
liberalizmem. Raczej milczą na te tematy. Nie wiadomo, czy nie rozeznają
problemu, czy też nie mają środków do przeciwdziałań. Najlepiej jest w
parafiach, gdzie duchowni przestrzegają przed różnymi dewiacjami
liberalnymi. Ale konieczne jest działanie zorganizowane na skalę całej
Polski. Szkoda, że diecezje polskie są zautonomizowane: każda sobie
rzepkę skrobie. W konsekwencji mamy 43 diecezje obrządku łacińskiego i
właśnie 43 Kościoły partykularne. Nie ma jedności działania. Co więcej,
kilka diecezji zdaje się w dużym stopniu ulegać liberalizmowi w sposób
świadomy. Trudno dociec, z jakich powodów. Tymczasem zagrożenie całego
Kościoła polskiego jest pod pewnym względem większe niż za komunizmu w
późniejszej, łagodniejszej fazie. Zdaje się to potwierdzać Ojciec Święty
Benedykt XVI.

W każdym razie gdy porównamy programy niszczenia Kościoła, marksistowski
i liberalistyczny, to mają one bardzo dużo wspólnego, co pokazuje, że
liberalizm jest właściwie neomarksizmem w kapitalistycznej wersji. Weźmy
fragment książki: "Kierunki i formy laickiego i ateistycznego
wychowania w Polsce" (Warszawa 1962 r.), wydanej przez Zarząd Propagandy
Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego. Materiały do szkolenia
oficerów, nr 52). Zobaczymy, że w obu systemach jest ta sama obłuda w
stosunku do Kościoła.

"Partia - czytamy w propagandowej książce z 1962 roku - jako kierownicza
siła w naszym państwie z jednej strony zabezpiecza braterskie stosunki
przyjaźni pomiędzy ludźmi o różnych światopoglądach, a z drugiej
pozostawia pełną swobodę wyznania i kultu ludziom wierzącym (...). Ale
prowadzi walkę o całkowite wyrwanie spod wpływu reakcyjnego klerykalizmu
ludzi wierzących. Uczy ich ona odróżniać rzeczywiste swobody religijne,
od pseudo-religijnych żądań politycznych [chodziło katolikom o
niepodległość], którymi kryje się nienawiść do socjalizmu [i dziś
zarzuca się katolikom nienawiść do liberałów]. Zasada głosząca, iż
'księża nie powinni zajmować się polityką' [broniąc kościoła i Polski]
toruje sobie drogę do umysłów większości ludzi wierzących (...). Nie
mogą być członkami partii ludzie, którzy usiłują wnieść w jej szeregi
fanatyzm wyznaniowy i nietolerancję. Podobnie - nie mogą być członkami
partii ludzie dwulicowi, poplecznicy rozpolitykowanej plebanii,
aktywiści klerykalni. Dlatego partia w 1958 roku usunęła tych ludzi ze
swych szeregów. Partia uznaje przekonania religijne za sprawę prywatną w
stosunku do państwa. Nie oznacza to jednak, że partia robotnicza jest
neutralna wobec religii (...). Zarzucają nam dwulicowość, że partia
głosi wolność wyznaniową, a faktycznie zwalcza religię. Nie jest to
prawda. Partia bowiem nie zwalcza religii politycznie, uznając ją za
prywatną, ale odrzuca ją na płaszczyźnie ideologicznej" (s. 26-27).

I oto dzisiaj bardzo podobnie idzie potężny atak na Polskę suwerenną i
na Kościół ze strony jednoczących się ugrupowań różnych maści:
postkomunistów, liberałów, masonów, lobby żydowskiego i różnych innych,
którzy chcą zatopić tradycyjną Polskę w morzu europejskim. Trzeba
powiedzieć otwarcie, że ludzie ci tworzą front przestępczy. Echo
sformułowania "rozpolitykowana plebania" rozlega się dziwnie w ustach
postkomunisty, Aleksandra Kwaśniewskiego, który 17 maja br. w związku z
perfidnym Ruchem w Obronie Demokracji nazwał obecną Polskę względnie
wolną i normalną "parafią". Wiadomo, co to oznacza, a mianowicie, że
Polska Kaczyńskich, która nie niszczy Kościoła, jest klerykalna,
wsteczna i nietolerancyjna. Skąd taka buta i agresja ze strony tych
wszystkich społeczności ratujących się przed sprawiedliwością polską?
Oczywiście, SLD powinno być zdelegalizowane już dawno jako dziecko PZPR.
My, katolicy, po nocy bolszewizmu jesteśmy otępiali.

W tej sytuacji powinniśmy dać silne wsparcie koalicji rządzącej, PiS,
Samoobronie i LPR, bo jutro możemy się obudzić w łagrze
pseudoliberalnym. Boimy się, że PiS jest atakowane tak mocno, że zaczyna
iść trochę na kompromisy wobec masonerii, czego wymownym przykładem
jest niepoparcie ochrony życia, udział w nielegalnym obalaniu ks. abp.
Stanisława Wielgusa o postawie patriotycznej i niezdecydowanie w
polityce prorodzinnej, a także utrzymywanie telewizji publicznej w
postaci ośrodka liberalnego i pozostawienie w placówkach dyplomatycznych
na całym świecie ludzi niekierujących się racją prawdziwej Polski.
Chyba słabniemy wobec duchowego barbarzyństwa liberałów.

Ratowanie religii, moralności, świata duchowego i wyższych wartości jest
też zadaniem Kościoła. Nie może się on ograniczać tylko do liczenia
aniołów w Niebie lub do pocieszania konających. Kościół nie wchodzi w
instytucje polityczne, ale jego zadaniem jest głoszenie nawet samemu
państwu, że nad nim jest Bóg, tak nakazuje Sobór Watykański II
(Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym, nr 36 i
41). Jego zadaniem jest ratowanie dusz ludzkich i życia moralnego
wszystkich, nie tylko pobożnych katolików. Pismo Święte mówi, że
"Kościół jest właściwie kolumną i podporą prawdy" (l Tm 3, 15). Ale
tutaj boimy się, czy nie ma za dużo kompromisu wobec liberałów i różnych
układów świeckich. Nie wolno gasić tradycyjnej żywej religijności
polskiej. Nie może być tak, jak zdarza się np. we Francji, gdzie biskup
liberał usuwa z parafii księdza za to, że "za bardzo" rozwija życie
religijne i na jego miejsce daje umyślnie księdza zimnego religijnie lub
nie daje nikogo. Żywą i aktywną religijność, obecną w konkretnym życiu
uważa się nieraz za "niestosowną" dla postępowej, liberalnej Francji.
Trzeba nam, katolikom, pamiętać, że sąd Boży nad historią zacznie się
najpierw od Kościoła: "Czas bowiem, żeby sąd się rozpoczął od Domu
Bożego. Jeżeli zaś najpierw od nas, to jaki będzie koniec tych, którzy
nie są posłuszni Ewangelii Bożej" (1 P 4, 17).

Jeszcze raz powtórzę, że liberalizmy są różne, o różnym nasileniu w
życiu i często nie obejmują jeszcze wszystkich dziedzin życia. Ale w
swej istocie liberalizm, który zdradza prawdę, stanowi wielkie
zagrożenie przypominające żywo bolszewizm i komunizm azjatycki. Między
katolicyzmem a liberalizmem w jego formach radykalnie ukształtowanych
nie ma ani dialogu, ani pokoju. Może jest coś z dialogu jedynie w życiu
praktycznym i bieżącym, bo po prostu trzeba żyć realnie, ale radykalny
liberalizm ideologiczny nie dąży do obiektywnej prawdy w żadnym obszarze
ideowym i jest rodzajem buntu woli, uczucia i namiętności przeciwko
rozumowi i jego funkcjom. Toteż pojawiające się niekiedy ze strony
liberałów zapraszanie do dialogu i tzw. tolerancji przypomina raczej
zapraszanie na ucztę przez króla Popiela, który otruł biesiadników.

W sytuacji strajków w służbie zdrowia jeszcze raz nasuwa się poważna
obawa, czy zarówno aborcja, eutanazja i działania antyrodzinne, jak i
właśnie zła polityka medyczna ze strony czynników państwowych nie są po
prostu realizacją postulatu wyrażonego w związku z planami Wspólnoty
Europejskiej w Rzymie w 1972 roku, żeby w Polsce nie było więcej ludzi,
niż 16 milionów.



W tych sytuacjach trzeba nam dużo przezorności, bystrości, odwagi i
przedsiębiorczości. Bowiem szeroko rozlane tendencje i systemy w różnych
epokach historii nie przemijają szybko i wymagają wielkich
przeciwdziałań, gdyż pożerają wiele ofiar, które są bezkrytyczne i nie
trwają mocno w wierze w Boga i w dążeniu do naprawdę lepszego świata.


avatar użytkownika intix

36. Dwa miecze - Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 14-15 lipca 2007r.



Jezus przed swoją męką polecił Apostołom zebrać wszystkie siły
duchowe do walki o wypełnienie swej misji. "Lecz teraz - mówił Jezus -
kto nie ma sakiewki i torby, niech sprzeda swój płaszcz i kupi miecz
(...). A oni rzekli: Panie, tu są dwa miecze. Odpowiedział im:
Wystarczy" (Łk 22, 36-38). Ojcowie i teologowie tłumaczyli potem przez
wieki, że jeden miecz oznacza konieczność walki z wrogiem wewnętrznym, a
drugi z wrogiem zewnętrznym. I oto dziś każdy Polak musi wziąć dwa
miecze ewangeliczne.




Miecz pierwszy

W Polsce mimo większych zwycięstw gospodarczych, administracyjnych i
moralnych trzeba nam jednak dobywać miecza przeciwko piętrzącym się
nadal, czy nawet rozwijającym, przejawom zła wewnątrzludzkiego i
wewnątrzspołecznego.

Na marginesie każdego społeczeństwa państwowego ścielą się obszary zła,
przestępstw, zbrodni i wielkiego nierozumu. Spośród społeczeństwa
pokomunistycznego i liberalizującego ratują się tylko wybitniejsze
jednostki i wspólnoty wysoce moralne, mądre i odporne na różne infekcje
nowo propagandowe. Jednak warstwy inteligenckie są w dużej mierze
zagubione w chaosie duchowym, a nawet moralnie słabe, a one są głównym
czynnikiem kształtującym życie państwowe.

Tymczasem ogólna sytuacja, zwłaszcza właśnie na tej "górze", jest nadal
dosyć zła. Za dużo jest słabych moralnie ludzi i za dużo jest zła w
grupach rządzących, w urzędach, w policji, w sądownictwie, w szkołach,
mediach, uniwersytetach, w armii, w służbie zdrowia i innych służbach
publicznych, w procesach pracy, w handlu, a nawet w całej twórczości
kulturalnej, literackiej i artystycznej. Wszędzie wdziera się jakiś
bakcyl antyetyczny niszczący normalne zdrowie społeczne. Trwa walka,
tyle że nie o dobro, lecz o zło.

Informatory dezinformują, prawo jest znieprawiane, sądy nierozsądne.
Pracodawcy wyzyskują pracobiorców, a pracownicy oszukują pracodawców. W
naszym społeczeństwie jest wielu, którzy są przeciwni prawu, porządkowi,
dyscyplinie, wychowaniu, a nawet otwarcie zwalczają prawowierny Kościół
i ducha polskości (J. Gowin, T. Terlikowski, K. Michalski i prawie
wszyscy masoni). W niedzielę, 8 lipca, po wspaniałej i wzniosłej
uroczystości Radia Maryja w Częstochowie TVN przytoczyła wypowiedź
jakiegoś człowieka ze swojego kręgu, że uczestniczenie polityków
katolickich w tejże uroczystości "jest obrzydliwe". Takie i podobne
głosy są niestety nagłaśniane często przez wszystkie media, niekiedy
Trójka, a nawet TVP 1 są gorsze niż TVN. To jest jakaś groźna infekcja w
organizmie społeczeństwa polskiego.

Przy tym należy uznać za tragiczne, że wielu polityków opozycyjnych
atakuje władze i instytucje nawet za to, że zbyt surowo ścigają
pedofilów, złodziei, sprawców korupcji, zdrajców Ojczyzny, deprawatorów
młodzieży, przestępców w służbach prawnych, bandyckich chuliganów na
stadionach, pijanych kierowców itp. Nie boją się o życie obywatela, lecz
o to, by "nie została naruszona wolność osobista, także złoczyńcy". Tym
samym atakowane są wielkie tradycje polskie i katolickie. Niektórzy
pseudofilozofowie twierdzą wręcz, że religia katolicka ze swoją etyką i
aksjologią w ogóle szkodzi polityce, gospodarce i kulturze polskiej
(por. K. Michalski, Europa, 6 VI 2007). Tymczasem tuż po rozpoczęciu
przygotowań do futbolowego Euro 2012 dwaj ludzie z komitetu
przygotowawczego zaplanowali ukraść dwa miliardy złotych, a kilkaset
tysięcy już "zdobyli", po co ich karać, przecież jest wolność od
przykazania "Nie kradnij".

Ciągle utrzymuje się plaga kradzieży w pociągach, autobusach, na
lotniskach, w sklepach, okradanie i oszukiwanie turystów zagranicznych.
Wolność! Rozlała się szeroko rozpusta, nawet wśród młodzieży. Co trzeci
uczeń gimnazjalny upija się raz na miesiąc. Dziewczynki w wieku od 10 do
13 lat piją więcej niż chłopcy - to skutek propagandy feministycznej,
zgodnie z którą dziewczynka chce być chłopcem. Pojawiają się już
szpitale wytrzeźwień dla dzieci. Źle jest też w szkołach z powodu
narkotyków.

W ogóle rozwijają się w społeczeństwie tylko postawy zabawowe i
rekreacyjne, a upadają postawy prawdziwie społeczne i obywatelskie, a
także kultura bycia, roztropność, uprzejmość, pracowitość i poczucie
godności, szlachetność, życzliwość i inne. Hasło "wolności" oderwanej od
prawdy, dobra i prawa, a także od obowiązku przynosi robaczywe owoce.

Ale są też bardzo poważne problemy z ogólnymi postawami społecznymi.
Między innymi przeraża postawa strajkujących lekarzy i następnie
pielęgniarek. Z kolei pewne ośrodki z pomocą antypaństwowych mediów nie
tylko podsycają ten strajk, ale także chcą wzniecić wspólny strajk wielu
innych branż: nauczycieli, kolejarzy, górników i innych, a "Gazeta
Wyborcza" wzywa do buntu prokuratorów. Wśród podżegaczy nie brak ludzi,
którzy zarabiają po 60 tys. zł i więcej na miesiąc.

Ostatecznie bowiem w zamyśle jest nie tyle strajk ekonomiczny, co próba
nieposłuszeństwa obywatelskiego i obalenia rządu Kaczyńskich i całej
koalicji. Wszyscy przyznajemy i wiemy, że pielęgniarki i znaczna część
lekarzy stanowczo za mało zarabiają. Przyznaje to zresztą i rząd, który
niedawno dał 30-procentowe podwyżki. Ale zaskoczyła nas, wprost
zszokowała, postawa moralna przywódców strajku, brutalność, egoizm
branżowy i ziejąca nienawiść do rządu polskiego, tak jakby on był jakiś
okupacyjny, a nie wybrany przez społeczeństwo... Cała służba zdrowia
miała znacznie gorzej za rządów postkomunistów i nie buntowała się tak
strasznie. Teraz wyskoczyło żądanie stuprocentowej podwyżki pensji tylko
dla samych lekarzy z pominięciem wszystkich innych pracowników służby
zdrowia. Podwyżki zażądano nagle, jutro, bez względu na budżet państwa.
Przy tym uważa się, że "dialog" z rządem polega tylko na tym, żeby rząd
spełnił od razu wszystkie żądania bez dyskusji.

Strajk lekarzy objął ok. 250 szpitali, wielu porzuciło pracę, rozpoczęło
głodówkę, opuściło ciężko chorych, ewakuowano niektóre szpitale, a
nawet doszło do sytuacji, w których łóżka szpitalne zajęli głodujący
strajkowicze. To coś przerażającego. Tego w kulturze polskiej, nawet za
komunizmu, nie było. Nie można sobie tego wprost wytłumaczyć. Wśród
lekarzy jest duży odsetek niewierzących, widzą w człowieku tylko ciało
niejako z racji zawodowych, ale przecież znamy wszystkich lekarzy jako
wspaniałych ludzi, szlachetnych, przyjaznych, inteligentnych, a nade
wszystko społecznych. Nie da się wszystkiego wytłumaczyć odruchem
obronnym przeciwko demonstracyjnym aresztowaniom paru lekarzy, czego i
my nie pochwalamy, bronimy dobrego imienia i godności całego zawodu.
Powodem tym nie może być dla ludzi roztropnych także rozbudzona
nienawiść do braci Kaczyńskich, co czynią m.in. niektóre media, a także
znaczniejsi politycy, jak np. Hanna Gronkiewicz-Waltz. Obawiamy się
raczej, że taka duchowa postawa strajkujących wynika z jakiegoś
europeizmu, liberalizmu i osłabienia zmysłu społecznego i państwowego.
Jeśli jest to postawa tylko grupy przewodniczących związków zawodowych,
to nie powinna ona mieć tak dużego poparcia.

Przeraża nas również histeria medialna. Kiedy premier zacytował zdanie z
literatury, że "inni szatani są tam czynni", to oskarżono go o
niepoczytalność. A niektórzy w tej głupocie poszli do pewnego jezuity,
żeby im poświadczył w imię rzekomej teologii, że za buntownikami
przeciwko państwu nie mogą stać szatani, bo - jak orzekł ów mędrzec -
szatan jest niewidzialny. Ale nawet tutaj była mała próba skłócenia
premiera z katolikami.

Z postawami niespołecznymi trudno sobie poradzić, bo trzeba wymiany
pokolenia, a tu nadszedł już liberalizm, który popiera indywidualizm i
egoizm społeczny. W każdym razie potrzeba Polsce miecza wewnętrznego.



Miecz drugi

Architekci UE i ich czeladnicy nie ustają w dążeniach do obalenia rządu
PiS przez działania bezpośrednie i przez stanowienie odpowiedniego
prawodawstwa unijnego. Dążeniom tym odpowiada niemała grupa ludzi z
Polski, z SLD, UW, LiD, częściowo także z PO i inni. Der "Dziennik"
wyraźnie ubolewa, że ostatnie ustalenia w Brukseli jeszcze nie poddały
Polski Niemcom. W drugiej połowie czerwca 2007 r. odbył się w Brukseli
szczyt przywódców państw członkowskich UE na temat ostatecznej jej
struktury. Na szczycie tym chodziło o dwie główne kwestie: o liczbę
głosów w instytucjach decyzyjnych Unii i o konstytucję europejską. Walka
była bardzo zacięta, a wobec Polski nawet brutalna.



Siła głosu Polski

Dotychczas na mocy traktatu nicejskiego Polska miała 27 głosów, a Niemcy
tylko dwa więcej. Ale cztery główne państwa zachodnie: Niemcy, Francja,
Anglia i Włochy, chcą ustanowić "twarde jądro" Unii i umniejszyć głosy
nowych członków. Dlatego Niemcy forsują "system podwójnej większości" -
państw i ludności, co będzie znaczyło, że owe cztery państwa, jeśli będą
ze sobą zgodne, to zawsze wszystko wygrają, bo razem reprezentują ok.
65 proc. ludności Unii. W tym systemie Polska miałaby 6 głosów, a Niemcy
9. Dla osłody dla państw mniejszych jest jeszcze tzw. klauzula z
Joaniny, według której ok. 20 proc. może niekorzystną dla siebie uchwałę
większości trochę opóźnić w realizacji przez dyskusję. Polska delegacja
na czele z prezydentem Lechem Kaczyńskim zaproponowała system
pierwiastka kwadratowego z liczby ludności państw. Propozycji polskiej
jednak nikt inny nie poparł. Małe państwa boją się po prostu "gniewu"
wielkich. Co Polska wywalczyła? Otóż do roku 2014 będzie system
nicejski, potem do roku 2017 system przejściowy, w którym państwo może
zażądać systemu nicejskiego, a po roku 2017 będzie panował już system
podwójnej większości.

Po szczycie brukselskim powstaje pytanie: czy dla Polski jest to sukces,
czy porażka? Myślę, że dla zwolenników pełnej, materialnej i duchowej
integracji jest to pewien sukces, natomiast dla przeciwników pełnej Unii
jest to porażka. I tutaj Polacy muszą znowu brać do ręki miecz ducha.



Sprawa eurokonstytucji

Szczyt brukselski wznowił prace nad konstytucją europejską. Ma to być
stara konstytucja Valery'ego Giscarda d'Estaing, a zmieniona tylko chyba
w jakimś jednym procencie. Ma ona ustanowić "Państwo Europa", z jednym
przewodniczącym (prezydentem), jednym ministrem ("wysokim
przedstawicielem") spraw zagranicznych i bezpieczeństwa, z jedną wyższą
administracją i jednym prawem naczelnym. Szczyt zgodził się na szybkie,
do jesieni, negocjacje w sprawie traktatu konstytucyjnego (nazywanego na
razie traktatem reformującym) oraz traktatu ustanawiającego Wspólnotę
Europejską (pod nazwą Traktat o funkcjonowaniu Unii). Oba te traktaty
mają być ratyfikowane przez państwa członkowskie do czerwca 2009 roku.
Bodajże najgorsze jest to, że prawo Unii ma mieć pierwszeństwo przed
każdym prawem państwa członkowskiego, łącznie z konstytucją krajową.

Traktaty mają być ratyfikowane według prawa krajowego, czyli albo przez
parlament, albo przez referendum. Ale już wyczuwa się dążenie do tego,
żeby nie ratyfikowały ich narody przez referenda, lecz tylko przez
parlamenty, na które dużo łatwiej wywrzeć różne naciski. Według
europosłanki Urszuli Krupy, Bronisław Geremek chce w Polsce poprzestać
"na konsultacjach". Co do przyjęcia traktatu przez Polskę to już dawniej
wypowiadali się za tym w Brukseli: Józef Oleksy, Danuta Huebner, Marek
Belka, Bronisław Geremek i inni.

W Brukseli Anglia odmówiła przyjęcia Karty Praw Podstawowych jako
mętnych i nieodpowiadających kulturze brytyjskiej oraz nie przyjęła
orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu jako wiążącego Wyspy
Brytyjskie. Polska natomiast zgłosiła wyłączenia jedynie w zakresie
rodziny i obyczajów, czyli sprzeciwiła się prawu aborcji bez ograniczeń,
małżeństw homoseksualnych, adopcji dzieci przez homoseksualistów oraz
prowadzeniu bez ograniczeń badań, które niszczą życie ludzkie na
jakimkolwiek etapie.

Przebieg obrad w Brukseli był dla Polski dosyć dramatyczny. Propozycji
polskich nikt nie poparł. Negocjatorzy zachodni prezentują ciągły,
rosnący pęd do całkowitego podporządkowania sobie Polski i innych krajów
Europy Środkowej i Wschodniej oraz Południowej. Wyczuwa się też parcie
światopoglądowe i ideologiczne, także i w tym kierunku, żeby okiełznać
polskość, pełną suwerenność i religijność, a Kościół polski zepchnąć z
forum publicznego w jego funkcji społecznej i politycznej. W obradach na
niższym szczeblu ciągle obrażano Polskę i Polaków, Kaczyńskich i
koalicję w takim sensie, że jesteśmy nacjonalistami, ksenofobami
fundamentalistami, fanatykami religijnymi, megalomanami i mesjanistami,
przypisującymi Polsce szczególną rolę w Unii. Sama Angela Merkel, idąc
za niemiecką butą, chciała w pewnym momencie wykluczyć delegację polską z
obrad, bo delegacja ta miała w wielu sprawach swoje odrębne zdanie.
Jest to dobra zapowiedź, co będzie z Polską, gdy przyjmie planowaną
eurokonstytucję. Za Polską wstawiły się tylko Litwa i Słowacja.

W sytuacji takiej izolacji rząd polski nie mógł założyć w Brukseli weta,
bo zadziałałby na swoją szkodę. Nie jest wykluczone, że potem UE szybko
doprowadziłaby do upadku rządu, choćby środkami gospodarczymi i
finansowymi. Sytuacja duchowego miecza polskiego jest niezmiernie
trudna. Główne nieszczęście to błędna koncepcja UE.

Drogę do szczytu brukselskiego utorowała deklaracja berlińska w 50.
rocznicę traktatów rzymskich. Jej treść wykracza daleko poza materialne
dziedziny Unii, a przechodzi w mitologiczną ideologię, według której
Europa ma być świeckim mesjaszem dla siebie i dla całego świata. Europa
ma być jakby realizacją pradawnych marzeń o Królestwie Bożym na świecie.
Oto UE przyniosła wszelkie dobra: pokój, dobrobyt, wolność, demokrację,
tolerancję, bezpieczeństwo, sprawiedliwość, solidarność, wzajemny
szacunek, odpowiedzialność, rozwój, wyzwolenie z terroryzmu i inne. Nie
wspomina się jednak o miłości społecznej, bo to wartość chrześcijańska.
Unia to cud historii. Będzie ona hegemonem świata przyszłości. Będzie
kształtowała gospodarkę światową, politykę międzynarodową, postęp
cywilizacyjny. UE pokieruje nawet klimatem całej ziemi. I oto "wraz ze
zjednoczeniem Europy spełniło się marzenie naszych przodków" (p. III).
Deklarację tę skrytykował publicznie Papież Benedykt XVI. Istotnie jest
ona naiwna i fantazyjna. Opiera się na pogaństwie, gnozie i fantastyce
niechrześcijańskiej poezji niemieckiej, takiej jak np. Friedricha
Hoelderlina (1770-1843), który tworzył, będąc 40 lat chorym psychicznie.
Poziom intelektualny teoretyków UE jest bardzo niski.

Wydaje się, że na ogół zwyczajni ludzie niezajmujący się polityką nie
zdają sobie sprawy, jak ciężka jest i wprost tragiczna wewnętrzna i
zewnętrzna sytuacja Polski. Wydaje się, że "przy kompletnej
dezorientacji społeczeństwa tylko jakaś cudowna przemiana może nas
uratować. Ale cuda zdarzają się rzadko" (T. Gerstenkorn, Marek Wroński).
Toteż uciekamy się do Matki Bożej na podobieństwo 15-lecia Radia Maryja
w Częstochowie, co tak rozwściekliło rzesze wrogów wewnętrznych i
zewnętrznych.

Musimy modlić się, żeby nie dokonano aborcji na poczętej
po roku 1989 Polsce i by nie zdławiono polskiego wspólnego ducha.
Dlatego Polak winien dziś gotować owe dwa miecze: i przeciwko
degeneracji wewnętrznej, i przeciwko złym mocom zewnętrznym.

avatar użytkownika intix

37. Czy Pan Bóg jest politykiem? - Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 13-14 października 2007r.

Powraca ustawicznie problem, co ma dziś religia do polityki, co
ma instytucja Kościoła, co mają duchowni. W sytuacji tak ważnych wyborów
parlamentarnych jest to problem i ważny, i praktyczny.




"Słowo Księży Biskupów''

Trzeba nam zapoznać się ze "Słowem Biskupów Polskich przed wyborami
parlamentarnymi 2007 roku pt. >'Odpowiedzialność za dobro wspólne'.
Trzeba to "Słowo" przemyśleć, wziąć je do serca i wcielić w życie
polityczne. Jest to konieczne, tym bardziej że jest to dziś "Słowo"
przełomowe.

Przełomowość ta jawi się zaraz na początku, kiedy Episkopat wzywa do
udziału w wyborach nie tylko, żeby pobudzić katolików do aktywności
politycznej, ale także, żeby wyborcy katolicy podjęli kontrolę społeczną
rządzących i w razie potrzeby "wymienili grupy sprawujące władzę i
niektórych przedstawicieli elit politycznych źle sprawujących swe
funkcje". Można to rozumieć także i tak, żeby poskromić i tę opozycję,
która fatalnie i wściekle obciążała całe życie społeczno-polityczne w
Polsce.

Przede wszystkie widać od razu, że ten list księży biskupów nie jest
koniunkturalny. Jakże daleko odbiega od pewnego tekstu, jaki został
napisany na jesieni 1953 roku po aresztowaniu Prymasa Stefana
Wyszyńskiego. Przypomina mi się, jak wówczas ostro reagowaliśmy jako
studenci na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Powstała taka obiegowa
facecja: Słyszałeś? Episkopat ma wydać list, że Boga nie ma. Jak to?
Chodzi o to, żeby dla dobra Kościoła nie narażać się władzy
komunistycznej. Mutatis mutandis podobnie dziś zachowuje się katolewica,
która spycha Kościół do prywatnej piwnicy, żeby nie narażać się obcej
poprawności politycznej.

Następnie jeszcze większym przełomem jest to, że zdaniem biskupów,
trzeba głosować "na te osoby, których postawa i poglądy są bliskie [!], a
przynajmniej nie sprzeciwiają się wierze katolickiej i katolickim
wartościom oraz zasadom moralnym". Jest to więc otwarte i jasne
zalecenie, żeby głosować przede wszystkim na katolików i w konsekwencji
na partie, które nie walczą z katolicyzmem, a więc domyślnie nie
głosować na SLD, LiD, PO, UW i niektóre inne.

I wreszcie księża biskupi uczą, że Kościół nie jest żadną partią, co
jest jasne, jednak Episkopat idzie dalej: "Zauważamy jednak, że poglądy
niektórych ugrupowań politycznych i ich zaangażowanie polityczne są
bliższe chrześcijańskiej wizji człowieka i społeczeństwa, zaś programy
innych partii są odległe od nauczania Kościoła lub wręcz z nim
sprzeczne. Stąd odpowiedzialne oddanie głosu w wyborach wymaga
rzetelnego rozeznania zarówno kandydatów, jak i ich programów". W tych
słowach kryje się zapewne też przestroga dla PiS, które nie dotrzymało -
choć mogło - obietnicy ochrony życia. Zrodziło to wśród katolików różne
podejrzenia. W kampanii wyborczej ludzie PiS muszą się wytłumaczyć,
żeby konsekwentni katolicy mogli ich poprzeć. W każdym razie w tekście
Episkopatu jest wyrażony pogląd, że nie wszystkie partie są jednakowe:
są dobre, ale są i złe, wbrew temu, co mówią amoraliści
społeczno-polityczni.

I wreszcie pod koniec jest wyrażony postulat, że "duszpasterze i media
katolickie nie powinni angażować się w kampanii wyborczej po żadnej
stronie". Te słowa można rozumieć dwojako:

a) albo że duchowni i media kościelne nie powinni opowiadać się tylko za jakąś jedną partią dobrą spośród innych dobrych;

b) albo żeby nie drażnić złych partii, w których mogą się znaleźć i
katolicy słabej wiary, nie opowiadać się za żadną partią urzędowo w
imieniu całego Kościoła, co nie wyklucza jednak wypowiadania się
prywatnego poza urzędem. Jest jednak problem, bo z SLD i LiD Bóg został
wygnany, a w PO, UW i innych został zamilczany lub wysłany na emeryturę.



Pewien pogłos listu biskupów

Słyszy się pewne maksymy niektórych katolików, że "Pan Bóg jest
ponadpartyjny" i że "nie sposób bronić opinii, że poza Kościołem nie ma
ludzi uczciwych i kompetentnych". Są to wypowiedzi bardzo słuszne z
katolickiego punktu widzenia, byle jednak nie zostały osadzone w złym
kontekście, np. poglądów Unii Wolności, katolewicy czy liberalizmu. Jak
to rozumieć?

"Pan Bóg jest ponadpartyjny", tzn. że Bóg nie faworyzuje żadnej partii,
żadna z partii nie jest Jego partią i Bóg nie jest jednym z polityków
partii konkurujących. Ale trzeba tu zważać na konteksty. Nie można owego
zdania tłumaczyć w ten sposób, że Bóg nie ma nic do polityki i że jest
Mu obojętne, czy partie są złe, czy dobre, czy szlachetne, czy
przestępcze. Bóg bowiem odnosi się istotnie do polityki, do polityków,
do partii, do ich moralności, do ich wiary i poglądów. Kto tę relację
odrzuca, grzeszy. Kościół jako instytucja zbawcza nie może się mieszać z
instytucją państwa, ale Pana Boga to nie dotyczy. On ma istotną relację
i do Kościoła, i do państwa - do Kościoła zbawczą, do państwa stwórczą.
Podlega Mu w jakiś misteryjny sposób każda dziedzina ludzkiego życia, a
więc i polityka. Kto to neguje, jest deistą albo ateistą.

I drugie zdanie: "Nie sposób bronić opinii, że poza Kościołem nie ma
ludzi uczciwych i kompetentnych. Jest to również prawda, ale zależy od
kontekstu. Nikt z katolików nie kwestionuje, że i poza Kościołem są
ludzie uczciwi i kompetentni, jak zresztą i tego, że i w Kościele bywają
nieuczciwi i niekompetentni. Bo Kościół nie jest dla samych świętych:
"Bo nie przyszedłem - mówił Jezus - powołać sprawiedliwych, lecz
grzeszników" (Mt 9, 13). Ale nie można przemycać myśli, że w Kościele są
tylko dobrzy, a poza Kościołem tylko źli, a tym bardziej że w Kościele
są tylko źli i grzesznicy, a poza Kościołem tylko sami dobrzy.
Dzisiejsza perfidna propaganda sugeruje takie zdanie: politycy katoliccy
są źli i jakby pomyleni, a politycy niekatoliccy są dobrzy, bo wiara
ogłupia, a ateizm daje mądrość i rozwagę. Chodzi o to, że w Kościele
Bożym dużo łatwiej jest być dobrym i mądrym, bo są wielkie pomoce Boże i
szczególne środowisko życia, a poza Kościołem jest o wiele trudniej.
Trzeba też, żeby ludzie uczciwi, żyjący poza Kościołem, działali dobrze i
żeby nie niszczyli ludzi Kościoła za to, że są w Kościele i że są
katolikami. Trzeba również, żeby polityki i etyki nie sprowadzać do
nihilizmu, jak to często bywa.

Poza tym wśród katolików stało się niemal zasadą, żeby w wyborach nie
zważać na charakter partii ani na ich ideologię, a tylko wybierać ludzi
godnych, zacnych, uczciwych i doświadczonych. Jednak ta zasada zawiera
pewien błąd. Dlaczego? Po pierwsze, trudno poznać, kto jest taki godny,
wierny obietnicom i przestrzegający zasad społecznych i moralnych. Po
drugie, media, zwłaszcza jeśli są skoligacone jakoś pozytywnie lub
negatywnie z daną orientacją polityczną, bardzo często po prostu
wszystkich okłamują. Człowieka złego robią dobrym, a dobrego złym. Media
dziś, które się bardzo prawdziwościowo i moralnie zdegenerowały,
zachowują się wobec kandydatów, jak i wobec partii, jak staroegipski bóg
Ozyrys, który ludzi po śmierci sortuje: kto do nieba, a kto na
pożarcie. Po trzecie, parlamentarzysta odsłania się, jaki jest, dopiero
po wybraniu go, a wpierw tylko się zaleca. Tak zwana demokracja bardzo
dziś się zepsuła. I wreszcie po czwarte, każdy parlamentarzysta wybrany,
nawet najuczciwszy, wchodzi w tryby życia partyjnego i parlamentarnego i
nie może robić tego, co chce, lecz jest poddany szefom partii,
przewodniczącemu klubu, przewodniczącemu komisji i wpływom czynników
pozaparlamentarnych. Nie sposób się z tego wymotać. I tak uczciwy
kandydat staje się potem zwykłym członkiem partii - dobrze jeśli dobrej,
ale fatalnie, jeśli złej. Brak wolności parlamentarnej to znowu zła
reguła demokratyczna, pochodzenia amerykańskiego.



Partie dobre i złe

Księża biskupi piszą ze znajomością rzeczy, że nie wystarczy wybrać
człowieka mądrego, kompetentnego i doświadczonego, bardziej chyba trzeba
uważać, do jakiej partii on przynależy. A zatem najlepiej, gdy jest i
godny człowiek, i godna partia, z którą się on wiąże. Ważna jest
osobowość. Na przykład spośród senatorów PiS tylko jeden prof. Ryszard
Bender wziął w Senacie w obronę niesprawiedliwie atakowanego wielkiego
Polaka, Jana Kobylańskiego, przywódcę Polonii w Ameryce Południowej,
konsula honorowego w Urugwaju, notabene usuniętego swego czasu przez
ministra Władysława Bartoszewskiego, zwolennika UW. I właśnie media
antypatriotyczne ciągle atakują u nas kandydatów patriotycznych, jak
prof. Ryszard Bender, senator Adam Biela, kandydat na senatora Stanisław
Kwolek z okręgu wyborczego Gliwice i bardzo wielu innych. Przez media
liberalne najlepiej są przedstawiani liberałowie, ludzie nieczujący
dobrze polskości albo ci, którzy odchodzą ze swoich partii do PO, jak
marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, notabene zaraz atakujący wściekle
Radio Maryja, jak były premier Kazimierz Marcinkiewicz, Antoni Mężydło i
im podobni. Brak mocnego charakteru to jest bardzo negatywna cecha
kandydata.

W ogóle jest bardzo bolesne, kiedy media i niektóre partie kierują się
niemal zawsze kłamstwem w sprawach wyborów. Etykę zawieszają na kołku.
Zwróćmy choćby uwagę na bezsensowne i ciągłe atakowanie kandydatów z
rządzącej partii, że wszystko, co robią, to ma być rzekomo propagandą
wyborczą: urzędowanie, wypełnianie obowiązków, karanie przestępców,
łapanie złodziei, badanie korupcji, zaostrzanie sądownictwa, karanie
pedofilów, obecność na uroczystościach, a nawet pobyt na pogrzebie
żołnierza. Że może dochodzić do takiego zeszmacenia osobowości.

W tym kontekście uważam, że źle się stało, iż uroczystości katyńskie
przeniesiono na listopad. Bolał też nad tym, telefonując na dzień przed
swoją śmiercią, ksiądz prałat Zdzisław Peszkowski, sugerując mi, żebym
zabrał na ten temat głos. Stało się to jakby Jego testamentem. Dlaczego
idzie się na rękę kombinatorom? Dziwimy się też i Zarządom Rodzin
Katyńskich, że opowiedziały się tak żwawo za takim przeniesieniem.
Czyżby chciały, by wygrała PO? Czyżby chciały, żeby pomordowanych za
Polskę czcili ludzie, którzy nie uznają polskości w naszym znaczeniu?
Może zwolennicy przeniesienia uroczystości chcą, żeby ofiary walki o
wolność Polski były czczone przez zwolenników pójścia Polski w niewolę
niemiecką czy brukselską? Przecież Niemcy i Rosja w owym czasie byli
współwinnymi tej zbrodni. A jeśli nawet teraz uroczystości te wpłynęłyby
na wyniki wyborów, to właśnie trzeba walczyć o Polskę w duchu ofiar.
Przeciwnicy dzisiejszej Polski nie znają się na wspaniałomyślnych
gestach. Walka między partiami dobrymi i złymi to nie jest tylko
salonowiec, ale zmaganie się o Polskę.



Elementy sytuacji społeczno-politycznej

Ogólnie sytuacja społeczno-polityczna Polski jest nadal bardzo trudna.
Toczy się wciąż walka i o >duszę Polski, i o jej życie samodzielne, choć
są już coraz większe osiągnięcia w dziedzinie gospodarczej, turystycznej
i dyplomatycznej. Dwa lata rządów koalicji przyniosły dużo dobrego,
zwłaszcza w dziedzinie uzdrawiania życia państwowego. Ale ciągle
towarzyszy temu niezrozumiała wściekłość opozycji oraz pewnych ośrodków
światowych, które chcą zdławić u nas za wszelką cenę ducha polskiego i
katolickiego. Siły te, jedne i drugie, chcą teraz wygrać wybory, by
pogrążyć nasze marzenia o naprawdę samoistnej Polsce, kontynuującej
duchowe tradycje tysiąclecia. Przewrotni ludzie powiadają, że to teoria
spiskowa, żeby uśpić ludzi niezorientowanych politycznie. Tymczasem i
oligarchowie zachodni, jak np. George Soros, chcą rozdawać potajemnie
znaczone karty w grze o Polskę. Po złych wyborach możemy się bardzo
długo już nie podnieść, przytłoczeni ciemną ideologią Zachodu. Po latach
możemy ulec siłom niszczącym nas duchowo, a pewne ewentualne korzyści,
jeśli takie rzeczywiście są, służą, tamtym ludziom jako jeszcze jedno
narzędzie ataku na ducha polskiego. Żebyśmy więc nie ulegli owym wrażym
siłom na zawsze, jak kiedyś Sumerowie Akkadom, Drawidowie Ariom w
Indiach, Celtowie Germanom w Europie lub Słowianie Wschodni
skandynawskim Rusom. Historia to ciągłe zmaganie się ludów, narodów i
kultur, i zjawisko UE tego nie zlikwiduje, choć może zażegnywać
wewnętrzne wojny zbrojne.

Nadal też nie zostały przezwyciężone do końca układy przy Okrągłym
Stole, które ta i owa partia niezbyt polska chce nawet umacniać. Mówiąc
tak melancholijnie, nie otrzymaliśmy wtedy pełnej władzy ani pełnej
samodzielności. Duże grupy ludzi opanowały u nas szczyty władzy
państwowej, wiele mienia narodowego, media, finanse, prawodawstwo,
służby prawne, życie partyjne, naukę i oświatę, życie kulturalne. Ciężko
się wyzwolić z choroby bolszewickiej. Okazuje się, że już nasza
Konstytucja z roku 1997 została napisana pod kątem naszego poddania się
Europie Zachodniej, czego wtedy większość nie zrozumiała. Pamiętamy też,
jak chciano w ciągu kilku lat zabić polską wieś. Leszek Balcerowicz
mówił publicznie, że należy szybko zlikwidować półtora miliona
gospodarstw wiejskich, rodzinnych, żeby zrobić miejsce dla zachodnich
farm. To był nowy atak jakiejś nieludzkiej ideologii i utopii. Dziś już
większość ludzi nie rozumie, dlaczego Andrzej Lepper czynnie bronił wsi,
jego czyny biorą za przestępstwo. W ogóle w polityce zła jest też
bardzo dużo ciemności.

Trzeba jeszcze przypomnieć, że w Magdalence uchwalono, iż nie może
powstać żadna partia narodowa lub związana z Kościołem katolickim, np.
jakaś chadecja, i że żadna partia po komunie nie może powrócić nawet do
nazwy przedwojennej. Tam też uchwalono bezkarność dla wyższych figur
wojskowych i esbeckich, a także wysokie emerytury dla nich bez względu
na ich przeszłość. Zapewne też wtedy postanowiono nie uwłaszczać Polaków
na Ziemiach Odzyskanych w celu przetargów z Niemcami, dlatego uchwałę
Sejmu o uwłaszczeniu zawetował ówczesny prezydent Kwaśniewski.

Media są nadal przychylne politykom nieczującym serca Polski, nawet
gardzącym Polską, a zalecającym się do uszminkowanej Europy Zachodniej.
Ogólnie przy tym mówi się o "mediokracji", czyli że media rządzą krajem.
I wielu ludzi ma istotnie wrażenie, iż rządzą dziennikarze, bardziej
zdolni, mniej zdolni i młodsi. Tymczasem dziennikarze mają swoje źródło w
wielkich oligarchach finansowych i zarazem ideologicznych, którzy
rozciągają nad nimi horyzont intelektualny i moralny. Jeśli więc
nowoczesne państwo chce być normalne i żyć, musi odebrać media
ateistycznym oligarchom. Jest to konieczne na całym świecie, nie tylko w
Polsce. U nas poprawa w pierwszym kanale TVP jest doprawdy niewielka.
Nie można sobie wytłumaczyć, co się dzieje w umysłach tych ludzi, którzy
są przeciwni nieoligarchicznemu, niezależnemu i prawdziwościowemu
medium toruńskiemu, choć ono sprawom społeczno-politycznym poświęca może
tylko 1 procent czasu antenowego.

Bardzo niebezpieczne życiowo jest ewentualne wprowadzenie euro, za co
chcą umierać liberałowie, m.in. moja młodsza koleżanka z KUL prof. Zyta
Gilowska. Dziś ludność kilku państw zachodnich chciałaby powrócić do
swych dawnych walut, ciąży im zwłaszcza dyktat Banku Centralnego UE.
Mądry jest prezydent Francji, Nicolas Sarkozy, który chce, by bank
Francji był wolny w stosunku do Banku Centralnego UE. Bez swojego
pieniądza nie ma swojej gospodarki. Nasza opozycja aż śni o euro. Co by
było, widać już choćby na przykładzie budowy Świątyni Opatrzności Bożej.
Otóż zwolennicy służenia ideologii zachodniej zakwestionowali pomoc w
budowie owej świątyni w wysokości 40 mln zł, ale jednocześnie poparli
subsydium 80 mln zł na budowę cerkwi prawosławnej, wznoszonej w centrum
Warszawy, chyba na miejscu dawnej cerkwi, którą postawił zaborca car
jako znak swej stopy na polskim Kościele katolickim. A właśnie Świątynia
Opatrzności jest realizacją uchwały Konstytucji 3 Maja na znak
odrodzenia Polski, nie podległej Rosji (J. Szaniawski). Ciekawe, że
obywatele polscy, niechętni Polsce, są też za osłabianiem Kościoła
katolickiego.

W ogóle liberałowie polscy kuszą świat budżetowy i pracowniczy
niebotycznymi podwyżkami, co jest podłym oszustwem. A ogół nęcą
nastaniem ery wolności: wolności od etyki surowej, od dyscypliny, prawa,
od nakazów i zakazów. Młodzież wabi się obietnicą zezwolenia na
narkotyki miękkie, na pełną swobodę w szkole, niekaralność przestępstw,
na wolność seksualną, nawet nastolatków, no i dużo pieniędzy z nieba.
Starszym obiecują, wyraźnie lub domyślnie, niekaralność wielkich afer,
kradzieży, korupcji, pedofilii. Obiecują też zachowanie nienaruszonych
korporacji: adwokatów, prokuratorów, lekarzy, notariuszy, artystów i
innych. Taka demagogia to nie jest chwyt propagandowy przed wyborami,
powinna być karana, gdyż burzy życie społeczne.

Z kolei Trybunał Konstytucyjny czyni się superrządem i myśli chyba
decydować o najmniejszych sprawach, jak np. o religii na maturze. Przy
tym pracuje w duchu liberalnym.

Na Zachodzie powstaje Rada Spraw Zagranicznych w Europie, mająca
pracować pod egidą lobby żydowskiego dążącego do ujednolicenia polityki w
UE i zacierania różnic między narodami, państwami, kulturami,
religiami, językami. Wchodzi do tej Rady już kilku Polaków. Taką jednak
ideę trzeba uważać za siostrę idei Związku Sowieckiego.

Nie sposób też przyjąć nowe rozumienie inteligencji. Robert Krasowski,
Włodzimierz Bolecki, Kinga Dunin, Jerzy Sosnowski piszą w "Europie"
("Dziennik" 6.10.2007 r.), że Kaczyńscy zdradzili inteligencję i dlatego
i inteligencja ich odrzuca. Z treści wynika, że zdrada polega na tym,
iż Kaczyńscy nie są czystymi liberałami i nie odrzucili związków z
polskością i Kościołem. I dalej: gdyby Kaczyńscy zdradzili Polskę i
Kościół, to by nie zdradzili inteligencji. To kim jest ta nasza polska
inteligencja? Myślę, że takie poglądy są chorobą Zachodu. Tak, owi
ludzie zapewne poszerzają te swoje kryteria na wszystkich Polaków
wykształconych, a nie plujących na Naród, na jego historię i na Kościół
katolicki. Jest coś niewytłumaczalnego w psychice ludzkiej źle
wykształconej. Trochę podobnie trudno sobie wytłumaczyć, jak były
prezydent Wojciech Jaruzelski, człowiek bardzo inteligentny,
prześladowany razem z rodziną przez okrutnych komunistów w Rosji, może
być tak do końca miłośnikiem komunizmu. A jeszcze wcześniej: nie sposób
zrozumieć psychiki Konstantego Rokossowskiego, który urodził się na
terenie dzisiejszej Białorusi z ojca Polaka, a matki Rosjanki, miał
rodzeństwo w Polsce, jako wojskowy sowiecki był straszliwie torturowany
przez NKWD i cztery lata więziony jako rzekomo "szpieg polski", a czcił
to NKWD i ich ideologię, i choć trochę czuł się do końca Polakiem, jako
marszałek polski opowiadał się za użyciem broni przeciwko manifestującym
Polakom w październiku 1956 r. i niszczył w wojsku oficerów polskich. I
znowu podobnie nie sposób zrozumieć współczesnych Polaków oddanych całą
duszą amoralnej i niszczącej człowieczeństwo ideologii brukselskiej.
Może to po prostu robi ateistyczna pustka?

A tacy ludzie razem ze złymi partiami chcą urządzać całe życie katolikom
polskim, niemal 38 milionom. Widać z tego, jak ciężko jest i będzie
pracować władzom polskim, żeby osiągnąć choć podstawową normalność.



Niektóre wnioski

Także w wyborach mamy wszyscy miłować się po chrześcijańsku. Pan Jezus
mówi: "Tak będziecie dziećmi Ojca waszego, który jest w niebie, gdyż On
sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła
deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych" (Mt 5, 45, por. Dz 14,
17). Jednak miłując ludzi złych, także i w polityce, nie można
współpracować z nimi w złu ani samemu czynić zło, ani być wobec zła
neutralnym, czego chcą ateiści. Dlatego - za naszym Episkopatem - trzeba
wspierać kandydatów najlepszych fachowo i moralnie, ale jednocześnie
związanych z dobrymi i moralnymi partiami. Pan Bóg daje łaski wszystkim i
winniśmy Go naśladować, ale niektórzy odrzucają i Boga, i dobro, także w
życiu społeczno-politycznym.

Po stronie prawej są partie dobre, szlachetne i patriotyczne, jednak ich
większość popełnia grzech pierworodny politycznie, a mianowicie, że się
dzielą i nie jednoczą. Przywódcy tych partii i ugrupowań są raczej
marzycielami, a nie realistami. Najczęściej kierują się szlachetnymi
emocjami, ale nie rozumem politycznym i patriotycznym. Kiedyś ktoś
zakładał przed wyborami nowe ugrupowanie i chciał mi wmówić, że osiągną
40 proc. głosów w Polsce. Nic nie pomogło moje naleganie, żeby się
połączyli z jakimiś ugrupowaniami już istniejącymi, a przede wszystkim
zakorzenionymi w życiu politycznym. I po wyborach okazało się, że nie
zdobyli ani jednego posła. Był to więc ideowy i szlachetny idiotyzm
polityczny. Przykro to mówić, ale trzeba. Zresztą w normalnych warunkach
w tzw. demokracji bez pieniędzy, i to wielkich, nie ma ani silnej
partii, ani siły politycznej. W sytuacji spokoju może by uszło, ale w
sytuacji potężnych partii złych w Polsce trzeba dziś poprzeć możliwą do
przyjęcia partię silną. Mam na myśli Prawo i Sprawiedliwość. Ugrupowanie
to ma swoje przewinienia i słabości, ale także dokonało bardzo dużo
dobrego i w gospodarce, i w całym życiu polskim. Oczywiście, nie
wszystko jest możliwe. Przywódcy tej partii powinni katolików przeprosić
za niepodjęcie pełnej ochrony życia i zobowiązać się mocno do
naprawienia złego czynu. Zresztą nie wszyscy dotychczasowi politycy
muszą być ponownie wybrani. Mogą ich zastąpić inni. A jeśli w tej partii
będzie dużo wybitnych nowych posłów, to razem nie pozwolą na nowe błędy
przywództwa. W każdym razie nie wolno katolikowi wybierać ponownie tych
ze wszystkich partii, którzy głosowali przeciwko życiu. To było bardzo
ciężkie przewinienie. Moralnie nie są już godni jakiejkolwiek funkcji
społecznej. Wprawdzie w innych krajach Europy nie zważa się na to, ale
teraz partie robią się już zdegenerowane moralnie, jak partia
bolszewików.

Myślę, że duchowieństwo diecezjalne i zakonne, choć nie powinno
wypowiadać swych poglądów wyborczych w czasie sprawowania czynności
urzędowych, to jednak prywatnie powinno udzielać odpowiedzi ludziom,
którzy nie zajmują się polityką lub nie rozumieją zagrożenia Polski i
Kościoła ze strony złych polityków i mediów. Duchowieństwo powinno
spełniać taką rolę jak w czasach powstań, okupacji i innych
prześladowań. Kościoła, który ucieka od bieżących i palących problemów
ludzkich, nikt nie potrzebuje. Należy przywrócić żywe związki Kościoła z
Narodem. Duchowni niech się nie łudzą, że gdy nie będą bronili Polski i
prostego człowieka, to będą mieli autorytet u liberałów,
postkomunistów, katolewicy i masonów jako nowocześni i postępowi. Tamci
ludzie bowiem nie zaliczają nas ani do inteligencji, ani do
intelektualistów. Jerzy Turowicz z katolewicy nawet Prymasa Wyszyńskiego
publicznie nie zaliczał do intelektualistów. Uważają nas po prostu za
ciemnych i wstecznych chłopów. Musimy więc poprawić sytuację
społeczno-polityczną duchowieństwa, bo od niego zależy przede wszystkie
stan religijności i patriotyzmu. Gdzie duchowieństwo poszło za
liberalizmem, jak w niektórych krajach zachodnich, tam bardzo podupadła
religijność i moralność zarówno inteligencji, jak i całych społeczności.

I odpowiadam na pytanie postawione w tytule. Według nauki katolickiej,
Pan Bóg nie jest ani Bogiem nieobecnym w dziedzinie życia
społeczno-politycznego, ani nie jest Bogiem prywatnym lub tylko dla
jednostek.

Jest Bogiem także społecznym i politycznym. Jest Politykiem
nie w sensie walki z kimś lub w sensie wiązania się z jakąś tylko jedną
grupą. Ale nie jest Bogiem maskotką lub amuletem. Jest Bogiem Żywym,
który na swój sposób, przez swą Opatrzność, kieruje wszystkim i
wszystkim daje łaskę, żeby byli dobrzy i żeby tworzyli dobro, także
społeczno-polityczne. Jest Panem nie tylko samego Kościoła, ale i
państwa. Tyle że nie ingeruje w charakter działań ludzkich, lecz jest
jakby tlenem dla dobra, firmamentem i nieboskłonem nad życiem ludzi,
którym dał pewien wymiar wolności działania tak czy inaczej. Taka
wolność należy do największych darów Bożych, danych wszystkim. Ale to
nie oznacza, że wszystkie czyny ludzi są dobre, bo niektórzy odrzucają
duchową i naturalną łaskę, a nawet starają się Boga usuwać ze swego
świata. Przyjęcie Boga prowadzi do rozwoju życia, także
społeczno-politycznego, do jego doskonalenia i do jego prawdziwego
usensownienia. Ateizm społeczno-polityczny jest największym złem w tej
dziedzinie.

avatar użytkownika intix

38. O nawrócenie PO na Polskę - Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 10-11 listopada 2007,

fot. M. Borawski

Wszelkie reformy i zmiany rządów nic nie dają, bo "trzeba
najpierw Polskę odzyskać". Rzeczywiście, nie może ona ciągle wyrwać się
do końca z jakichś widzialnych i niewidzialnych okowów. Czy nowej władzy
będzie dostawało mądrości, wiedzy, kompetencji i sumienia, aby tego
dokonać? I tu mamy wielkie obawy. Dotychczas PO zachowuje się tak jak
ubogi chłop, który otrzymał w spadku wielki majątek dla siebie samego.
PO przystępuje do rządów, na razie, z nierozumną radością i zarazem z
duchem walki ze wszystkimi, którzy nie są liberałami, którzy są
patriotami, zachowują polską tradycję i historię i nie chcą być
wchłonięci przez narody Europy Zachodniej.




W związku z ostatnimi wyborami jeszcze częściej niż zwykle padało
sakramentalne niemal słowo "demokracja". W obecnym świecie zachodnim
istnieje nawet specjalny kult bogini demokracji. Ale ciekawe, że już dwa
i pół tysiąca lat temu mędrcy greccy mieli inne zdanie. Platon i
Arystoteles - najwybitniejsi filozofowie, i Polibiusz, największy
historyk starogrecki, uczyli, że demokracja jest ustrojem najniższym i
ostatnim. Najpierw jest patriarchat-monarchia, potem następuje
arystokracja, a na koniec demokracja, która szybko przeradza się w
ochlokrację, czyli rządy ciemnych mas i grup zbójeckich, i w rezultacie
państwo upada.



A nasza demokracja?

U nas demokracja ukazała się w pełnym swym blasku w czasie ostatnich
wyborów parlamentarnych. I mamy już prawie to samo, co i w Europie
Zachodniej. Zwykli ludzie poważnie i z drżeniem rąk wybierają, a władzę
zdobywają zawsze ci sami: bądź te same partie, bądź te same układy, bądź
ci sami oligarchowie, a przynajmniej ich ludzie, no i zwykle ci sami
ateiści polityczni, masoni i słudzy jakichś ciemnych i ukrytych układów.


Jak jest u nas? Połowa uprawnionych do głosowania nie idzie do wyborów,
bo ma słuszną intuicję, że i tak elit politycznych nie wymieni.
Istotnie, wybory mają właściwe znaczenie dopiero w jakichś węzłowych
momentach, jak np. wyzwalanie się kraju z niewoli.

Druga połowa tych wybierających wdaje się w walki między partiami i
oligarchami, ale niestety, znaczna ich część nie bardzo wie, o co toczy
się gra, a inna część z kolei zostaje po prostu oszukana przez
propagandę szulerów politycznych, co się odnosi szczególnie do
młodzieży. I przeważnie taki jest mechanizm wyborów w dzisiejszej
demokracji. Współczesna demokracja musi zostać zreformowana. Jej chorobę
widzieliśmy choćby w czasie kampanii wyborczej: kłótnie, miotanie
wyzwisk i obelg, wściekłość, oszustwa, podchody, szydzenie, łamanie
etyki, imputowanie przestępstw, no i ogólne chamstwo.

Kiedyś kolega napisał mi o znajomym mu polityku, a raczej
pseudopolityku: "Pojechał do Paryża dawać koncert chamstwa". Najgorszy
jest w przypadku ludzi zajmujących się polityką brak wiedzy, logiki,
zdrowego rozsądku, co często można obserwować w dysputach telewizyjnych.
Polityk nie musi mieć studiów, ale musi mieć zdrowy rozum, roztropność i
sumienie.

Nie można przejść do porządku dziennego nad tym, że Donald Tusk i
niektórzy inni peowcy oraz Władysław Bartoszewski lżyli, ile wlazło,
prezydenta, odnosząc zarówno do niego, jak i do premiera termin
"dyplomatołki", i zalecali, by się leczył, domyślnie: psychicznie. Kiedy
po wyborach prezydent wypomniał panu Tuskowi zniewagi swojej osoby, to
członkowie PO i liczni dziennikarze zaczęli wołać, że Tusk nie ma za co
przepraszać. Wynikałoby z tego, że to raczej prezydent powinien
przeprosić pana Tuska i jego towarzyszy za to, że wspomniał o jakiejś
urazie. Jest to perfidia. Uważa się, że w demokracji władza musi być
lżona i kto z polityków nie lży innych lub nie chce być lżony, kto się
obraża i strzeże swej godności, to nie jest demokratą. Mamy tu do
czynienia z dnem moralnym i charakterologicznym, będącym przejawem
neopogaństwa. W 10 dni po wyborach Donald Tusk w wywiadzie z Moniką
Olejnik powiedział: "Jeśli prezydentowi do nawiązania współpracy
potrzebne jest słowo 'przepraszam', to mówię przepraszam". W tej
wypowiedzi zawarty jest cały obraz nowej władzy. Wynika z tego, że pan
Tusk jeszcze tylko jako szef partii jest ważniejszy od prezydenta, który
powinien zabiegać o współpracę z Tuskiem i wykonać pierwszy krok ku
zgodzie, i to bez żądania przeproszenia. Tymczasem homo novu idzie
zawsze przedstawić się wyższej godności, a nie odwrotnie. Ale przede
wszystkim cała wypowiedź jest cyniczna i kpiąca z prezydenta. Donald
Tusk stawia sprawę tak, że nie ma za co przepraszać, a jeśli prezydent
chce przeprosin, to on wypowiada to słowo "przepraszam" na odczepne.
Tymczasem przeproszenie to nie tylko słowo, to raczej sprawa moralności i
kultury. Przepraszanemu nie ubliża się na nowo. Niestety, jest to
zapowiedź tego, jaka będzie nowa władza. Martwi ten niski poziom moralny
i polityczny.

Donald Tusk, dziękując swoim wyborcom w Anglii za poparcie, powiedział,
że "dali mu największy prezent w życiu". Jak to? To władza premiera ma
być prywatnym podarunkiem dla niego, nie dla Narodu, nie dla Polski? A
może i całe PO potraktowało wygraną jako podarunek dla nich? A może i
całą Polskę potraktują jako jeden wielki "podarunek"? Obawy takie
potwierdza dalej częściowo głupawa i histeryczna radość z wygranych
wyborów, tak jakby chłopiec otrzymał upragnioną kolorową zabawkę. Nie ma
w tym powagi ani troski o nas, o Polskę.

Na takiej mieliźnie umysłowej osiedli również liczni dziennikarze,
którzy między prezydentem a przyszłym premierem widzą tylko animozje
osobiste. Nie dostrzegają, że jest to ostatecznie walka o profil Polski i
o byt Polski. Jeden jest za restauracją Polski, drugi zaś w swej
ideologii jest za oddaniem Polski na służbę dziedziczce Merkel. To nie
są tylko animozje. To są sprawy zasadnicze, które muszą być rozwiązane.
Ten, kto zamierza oddać Polskę w całkowitą niewolę Unii, musi przełamać
się i ustąpić. To właśnie znaczy: "przepraszam"!


Aby nie popaść w pesymizm, trzeba się modlić za polityków PO. Żeby pan
Donald Tusk swój cyniczno-ironiczny uśmiech przemienił na spokój i
godność, na powagę i rzetelność. Żeby pani Hanna Gronkiewicz-Waltz
porzuciła słodko-żmijowatą postawę wobec innych na rzecz kobiecej
serdeczności i szlachetności. Czy pan Jarosław Gowin nie mógłby zstąpić z
wysokiego tronu sędziego Kościoła polskiego i wstąpić do grona członków
tego Kościoła? Może też pan senator Kazimierz Kutz uzna, że Śląsk leży w
granicach politycznych Polski? Może również cała PO, budując Polskę
oligarchiczną, dostrzeże choć grupkę spośród czterech milionów ludzi
żyjących poniżej minimum socjalnego?



Obawy

Kiedy analizuje się różne wypowiedzi i postępowanie polityków PO (którzy
zresztą ciągle nie mają programu, a tylko kalkują Zachód), to nachodzą
nas duże obawy w różnych dziedzinach.

Zachodzi obawa, że PO rozwali gospodarkę, materiałową i pieniężną, bo
chce na siłę wprowadzić nowy ustrój społeczno-gospodarczy i wejść do
strefy euro. Nie ma zrozumienia dla świata wiejskiego, robotniczego i
biedoty i może całą gospodarkę podporządkować oligarchom niemieckim.

Zachodzi obawa, że ruszy znowu złodziejska prywatyzacja, w której
zostanie sprywatyzowana nie tylko cała ziemia polska i w ogóle Polska,
ale także wody, rzeki, lasy i samo powietrze. Pocieszający ma być fakt,
że np. w Zakopanem będzie dwóch właścicieli powietrza: jeden Niemiec,
drugi Hiszpan, czyli powstanie konkurencja, dzięki której górale mniej
zapłacą za oddychanie.

Boimy się, że i pod względem politycznym, duchowym i kulturowym PO podda
Polskę w "macierzyńską opiekę" pani Merkel, podobnie jak pisał ostatni
król Polski Stanisław Poniatowski w akcie abdykacyjnym, powierzając I
Rzeczpospolitą carycy Katarzynie, też Niemce.

Obawiamy się, że ponownie po czasach komunizmu nastąpi zagubienie ducha
Polski, narodu, patriotyzmu, tradycji polskiej, historii, kultury,
języka.

Można postawić pytanie: czy będzie importowana bez granic ideologia
liberalna i ateistyczna, a w związku z tym będzie się luzować prawo
karne, dyscyplinę w szkolnictwie, będzie szerzona demoralizacja
młodzieży? Czy "zero tolerancji" Giertycha będzie w mig zniesione na
rzecz stałej zachęty do rozpusty, narkotyków "lekkich", pijaństwa,
bezkarnego łamania wszelkich praw?

Czy nowy rząd przyjmie europejską Kartę Praw Podstawowych, gdzie
wprawdzie prawa: godności, wolności, równości, solidarności, praw
obywatelskich i sprawiedliwości, brzmią wzniośle, ale kontekst
interpretacyjny zwraca je prawie wszystkie przeciwko religii oraz etyce
chrześcijańskiej i klasycznej? Czy będziemy poddani pod całą jurysdykcję
Trybunału w Strasburgu, który będzie ponad naszą Konstytucją, uczyni
martwymi nasze sądy i będzie ferował wyroki sprzeczne z Ewangelią i z
polską racją stanu? Mamy już tego początki w procesie pani Alicji
Tysiąc.

Czy podniosą znowu głowy obce wywiady, układy, dawni esbecy, ludzie
uwikłani w korupcję, sprzedawcy Polski, frustraci, drapieżnicy społeczni
i zdrajcy? Już teraz ludzie z PO zapowiadają, że nie będą ścigali
przestępstw, np. korupcji, a będą zapobiegali przyczynom tych
przestępstw, mianowicie przez odpowiednie ustawy.

Cóż to za głupota i utopia. Oni myślą, że wyeliminują grzech przez uchwałę przeciwko niemu!

Boimy się, że zostaną otwarte na oścież wrota dla aborcji, eutanazji,
małżeństw homoseksualnych, niwelowania instytucji małżeństwa i rodziny i
odrzucania wszystkich wyższych wartości.

Istnieje obawa, że nastąpi pogorszenie sytuacji Kościoła, choć Tusk
próbuje pozyskać kard. Stanisława Dziwisza, abp. Kazimierza Nycza, abp.
Tadeusza Gocłowskiego i wielu innych. Tymczasem papierkiem lakmusowym
jest stosunek PO do ogólnopolskiego i prawowiernego medium toruńskiego,
które wyraża ducha substancji polskiej i katolickiej. Czy PO będzie się
starała prześcignąć PiS w filosemityzmie bez względu na interes Polski?

Obawiamy się, że będzie niszczony rozmyślnie dorobek PiS z nienawiści i
że agresja opozycjonistów będzie trwała w czasie rządów. Już są tego
pierwsze oznaki w wypowiedziach ludzi PO i w ich zachowaniach, jak np. w
czasie wystąpienia posła PiS Marka Kuchcińskiego, przedstawiającego
kandydata na marszałka Sejmu. Robił on wprawdzie pewne aluzje, ale
zachowanie się posłów PO było bardzo niekulturalne.



Jaka atmosfera?

Po wyborach PO i większość mediów zachowują się tak, jakby po jakimś
więzieniu znaleźli się na pikniku. Wieje utopią: hulaj dusza! Niektórzy
powiadają, że jednak media zaczną przywoływać nową koalicję do porządku,
gdy tylko przeminie euforia. Ale nie jest to takie pewne. PO i
polskojęzyczne media zachodnie mają wspólne poglądy i ciągoty, zresztą
razem atakowali niekosmopolityczny rząd PiS. Media wspierały PO nawet w
ciszy wyborczej. Poza tym obecnie wszystkie wychwalają PO, atakują
pokonanych i rysują przyszłość w kolorach "Ody do radości" i w duchu
utopii liberalnej, wrogiej Polsce i chrześcijaństwu. W czasie wieczoru
wyborczego zaraz po godz. 20.00 można było wyczuć, że wygrała PO. Nie
czekając na godz. 23.00, w migawkach podawano klub PO na pierwszym
miejscu, uradowaną twarz Tuska i uśmiechnięte miny dziennikarzy
telewizyjnych.

Jeśli media zaczną krytykować nowy Sejm, to chyba zaczną od tego, że aż
400 posłów przy ślubowaniu dodało: "Tak mi dopomóż Bóg". Na razie, jeśli
się coś krytykuje, to tylko technikę propagandową wyborów, nie mówi się
absolutnie o programach partii dla społeczeństwa i Polski. Dla mediów
scenę polityczną, wypełniają przeważnie fatałaszki i elementy
estetyczne, tak po amerykańsku.

Ale krzyżują się różne wiatry polityczne. Weźmy pod uwagę choćby
nastroje LiD po wyborach. Marek Borowski, Wojciech Olejniczak,
Aleksander Kwaśniewski i wielu innych wyraźnie zapowiadali, że gdy
wygrają, to wezmą się za Kościół, czyli za katolików. A ci katolicy
poparli ich prawie w 14 proc., czyli w liczbie ponad dwóch milionów. I
powstał niezrozumiały paradoks: atakowani katolicy poparli swoich
wrogów, ci zaś posmutnieli, że tych popierających było tak mało.
Psychologia społeczna wyborów bywa czasami idiotyczna. Ciekawe, że w
całej niemal Europie katolicy wybierają do rządów swoich wrogów, gdyż są
to rządy przeważnie masonów, ateistów, liberałów, prześladowców
chrześcijaństwa. Co katolików tak opętało? Może jakaś demoniczna
hipnoza? Weźmy na przykład obecną Hiszpanię. Tam rządzi taka jakaś - jak
mówił ks. Prymas kard. Józef Glemp - hybryda, czyli socjaliści
kapitalistyczni, oligarchiczni, taka socjo-magnateria. I oto dziś chcą
znowu ekshumować rewolucję antykatolicką z lat 30. ubiegłego wieku.
Rządzący wściekają się, że Watykan beatyfikował 498 osób, zamordowanych
przez ateistycznych rewolucjonistów. Toteż jakby w odwecie chcą głosić
chwałę i stawiać pomniki mordercom owych świętych. Przy tym, możliwe, że
wystawią też pomnik i naszemu gen. Karolowi Świerczewskiemu, który
dowodził w czasie rewolucji pięcioma tysiącami wschodnich morderców, no i
sam strzelał do katolików.

Ponadto rząd hiszpański potępia generała Franco i innych obrońców
Kościoła. W tym świetle lepiej rozumiemy wyczyny Hiszpanów wśród Indian
amerykańskich, choć trzeba pamiętać, że protestanccy Anglosasi
wyniszczyli prawie wszystkich Indian w Ameryce Północnej. W historii są
jakieś ciemne epoki, których nie da się zrozumieć. Obawiamy się, żeby
coś z tych ciemności nie przyszło i do nas w jakimś znaczniejszym
stopniu. Jest to tym groźniejsze, że wielkie kraje Europy Zachodniej
sympatyzują z obecnym rządem hiszpańskim, który walczy z Kościołem.
Rządy tych krajów, choć głoszą demokrację i godność każdego człowieka,
to przecież godność tę przypisują tylko ateistom, liberałom i
niszczycielom tradycji chrześcijańskiej. Jest to obłuda demoniczna.
Obecnie formując imperium europejskie, nie liczą się już wcale ze swoimi
społeczeństwami. Jedyna Irlandia chce poddać traktat reformujący pod
referendum. W innych krajach - jak się zdaje - o powstaniu imperium
ponadpaństwowego będą decydowały tylko opisane wyżej rządy. Zwykli
obywatele to dla nich pariasi.



Co z Polską?

Mój przyjaciel, mgr inż. Jerzy Tatol powtarza ciągle, że wszelkie
reformy i zmiany rządów nic nie dają, bo "trzeba najpierw Polskę
odzyskać". Rzeczywiście, nie może ona ciągle wyrwać się do końca z
jakichś widzialnych i niewidzialnych okowów. Próbowało to zrobić PiS,
ale do końca nie dało rady. Teraz stajemy przed pytaniem, czy nowej
władzy będzie dostawało mądrości, wiedzy, kompetencji i sumienia, aby
tego dokonać. I tu mamy wielkie obawy. Dotychczas PO zachowuje się tak
jak ubogi chłop, który otrzymał w spadku wielki majątek dla siebie
samego. PO przystępuje do rządów, na razie, z nierozumną radością i
zarazem z duchem walki ze wszystkimi, którzy nie są liberałami, którzy
są patriotami, zachowują polską tradycję i historię i nie chcą być
wchłonięci przez narody Europy Zachodniej. Owszem, bywa tak, że człowiek
żądny władzy i znaczenia po zdobyciu tej władzy humanizuje się i
uspokaja, czuje się już spełniony i robi się nawet łaskawszy dla
przeciwników politycznych. Ale mimo wszystko przychodzi na myśl
porzekadło z czasów pańszczyźnianych: "Po złym panie jeszcze gorszy
nastanie".


W każdym razie tym, którzy byli i są mocno atakowani za polskość i za
miłość do całego społeczeństwa, niewyłączającą nikogo, zwłaszcza tych
najbiedniejszych i pokrzywdzonych, przytoczę dla żartu powiedzenie
profesorki KUL, Janiny Pliszczyńskiej, która swego czasu pisała do mnie
na Uniwersytet Katolicki w Lowanium: "Bóg nie poskąpił mi wrogów, ale
tym wrogom poskąpił rozumu".

Trzeba się więc nam modlić o rozum dla
polityków, a przede wszystkim o nawrócenie się Platformy Obywatelskiej
na Polskę.

avatar użytkownika intix

40. Benedykt XVI o ideologii liberalnej - Ks.prof.Czesław S. Bartnik

Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 24 listopada 2007

Papież Benedykt XVI jeszcze jako kardynał Joseph Ratzinger,
pracując długo w Rzymie, miał doskonały punkt obserwacyjny tego, co się
dzieje w całej Europie i na świecie. Przedmiotem jego obserwacji jako
stróża teologii katolickiej były - i są - prądy umysłowe, a szczególnie
ideologia liberalno-lewicowa w Unii Europejskiej i na całym świecie. Jak
zatem patrzy na tę ideologię?




Potrzeba rozpoznania

Nie można przejść do porządku nad płycizną poznawczą i intelektualną
tych wszystkich polityków, dziennikarzy, a nawet profesorów, którzy
zdają się nie rozpoznawać ideologii liberalno-lewicowej Zachodu i nie
dostrzegać sprawy jej importu do Polski. Mówią oni przykładowo, że
specjalna ideologia liberalno-lewicowa w ogóle nie istnieje, bo dochodzą
do głosu tylko sprawy pozaideowe, np. gospodarcze. Ci zaś, którzy taką
ideologię dostrzegają, często uważają ją za postępową, szlachetną i
przyszłościową. Ludzie tacy głoszą również, że ratyfikowanie traktatu
reformującego to jakby podpisanie zgody na przyjęcie ogromnej darowizny
materialnej i intelektualnej, niezagrażającej w niczym naszej
tożsamości, suwerenności i duchowości polskiej. Jakże słusznie pogląd
taki zwalczają: prof. Jerzy Robert Nowak, europosłowie - Urszula Krupa i
Witold Tomczak, oraz niezliczona liczba członków Samoobrony, LPR i
innych światłych Polaków.

Ciekawe, dlaczego tak wielu polityków i dziennikarzy twierdzi, że nie ma
różnicy ideowej między PO a PiS. Przecież PO jest liberalistyczna i
gospodarczo, i umysłowo, a PiS ma ideologię raczej solidarnościową -
patriotyczną, przy czym niektórzy z PO oszukują, że są też
spadkobiercami "Solidarności". Może ktoś chce powiedzieć, że ideologia
europejska do nas nie płynie, a tylko inne rzeczy. Ale to wygląda na
kpinę z rozumu. Mówi się też czasami, że polscy liberałowie nie będą
drapieżczy, jak zachodni, ale to też nieprawda, bo rząd wyłoniony z PO
nadal kieruje się nienawiścią w stosunku do dokonań byłej koalicji,
która miała charakter bardziej propolski. Już widzimy na przykładzie
relacji media - PO, co znaczy mieć media za sobą, czego nie rozumiał do
końca rząd poprzedni.

I wreszcie pewien były wiceminister MSZ dowodził w TV Trwam, że sprawa
Karty Praw Podstawowych nie istnieje, bo ona nie ma znaczenia
praktycznego. Też nie rozumiał, dlaczego o kartę tę biją się PO i UE z
PiS. Po naszym życiu społeczno-politycznym widać, jak komunizm bardzo
nas zniszczył, a teraz doprawia tego liberalizm.



Ideologia antyreligijna i antymoralna

Kardynał Joseph Ratzinger - Benedykt XVI przypomina, że europejska i
amerykańska ideologia liberalno-lewicowa wzięła swój początek z
neomarksistowskiej tzw. nowej lewicy szkoły frankfurckiej 1968 roku.
Opanowała ona stosunkowo szybko Niemcy, Francję, Anglię, Hiszpanię,
Italię i Stany Zjednoczone. Jej podstawowa zasada wyraziła się w tzw.
poprawności politycznej, mającej wyrugować wszelkie inne poglądy i
postawy, głównie chrześcijańskie i katolickie. Kardynał Ratzinger
zauważa, że właśnie zmodyfikowany nieco marksizm wypełnia dziś pustkę po
odrzuceniu chrześcijaństwa przez inteligencję Zachodu. W rezultacie
ideologia ta stała się nową wiarą i nową religią z kultem wolności,
ujmowanej nierozumnie jako dowolność burzenia wszystkiego, co było
dotychczas.

Zdaniem Ojca Świętego, ideologowie zachodni - idąc za marksizmem -
zapragnęli stworzyć świecki raj na ziemi już nie przez dyktaturę
proletariatu, lecz przy pomocy rewolucji ideologicznej, wolnościowej,
ale oczywiście bez Boga, bez Kościoła i bez moralności tradycyjnej.
Dlatego faktycznie człowieka kreuje się na Boga, a w miejsce etyki
chrześcijańskiej - za Fryderykiem Nietzschem - stawia się rzeczy uważane
dotychczas za antywartości, a mianowicie: zakłamanie, swawolę, przemoc
socjotechniczną, egoizm, kult pieniądza, hedonizm i ateizm.

Nastąpiło zatem duchowe i moralne wynaturzenie znacznej części
inteligencji i polityków. Etykę chrześcijańską i ogólnoludzką uznano za
obłudę, zakłamanie lub samooszustwo. Właśnie jednym z większych zadań
owych ludzi było i jest doszukiwanie się i piętnowanie publiczne
prawdziwych i rzekomych grzechów chrześcijan, zwłaszcza duchownych, żeby
wykazywać, że etyka chrześcijańska jest obłudna. I ta postawa stała się
obowiązująca we współczesnej kulturze, a społeczeństwa europejskie
coraz bardziej to akceptują, manipulowane przez propagandę i media. Przy
tym tego liberalizmu nie wolno publicznie krytykować, zwłaszcza nie
wolno wykazywać niemoralności inteligencji. Kto się waży krytykować
omawianą ideologię, uchodzi za wroga demokracji i wolności, za
obskuranta, wroga postępu, nietolerancyjnego, za homofoba,
fundamentalistę i fanatyka religijnego. I znów społeczeństwa europejskie
powoli - za mediami - przyjmują to za coś normalnego.

Od siebie zilustruję jeden z owoców owej niemoralnej ideologii na
przykładzie moralności małżeńskiej we Francji. Oto obecnie 54 proc.
małżeństw we Francji rozwodzi się, a 50 proc. dzieci jest nieślubnych.
Francuzi też z pełnym zrozumieniem przyjmują, że obecny prezydent
Nicolas Sarkozy miał dwoje dzieci z pierwszą żoną; gdy poznał Cecylię
Ciganer-Albeniz z Mołdawii, wziął rozwód i ożenił się z nią. Cecylia z
kolei miała dwoje dzieci z pierwszym małżonkiem, wzięła rozwód, by wyjść
za Nicolasa, mają syna, ale już się rozwodzą znowu, żeby swobodnie
wstąpić w nowe związki małżeńskie. Z kolei kontrkandydatka do fotela
prezydenta Francji Segolene Royal ma czworo dzieci nieślubnych (D.
Pszczółkowska). Tak wygląda liberalizm na Zachodzie, idący do Polski w
ślad za euro.

Kardynał Ratzinger uczy, że pustkę po odrzuceniu wiary w Boga i
moralności chrześcijańskiej lewica liberalna chce wypełnić przez
konsumpcjonizm, seks, środki odurzające, przepychanie się społeczne
wzwyż i wyraźny terror ideologiczny, a niekiedy i gospodarczy. Te rzeczy
zastępują też dawną kulturę i mają przynieść nowy, szczęśliwy świat.
Terroryzm ideologiczny i wszelkie uzależnienia stają się swoistą
"magiczną moralnością" i "magiczną religią". To ma odwieść wszystkich,
zwłaszcza młodzież, od chrześcijańskiej religii i moralności oraz od
rozumnego i rozsądnego życia. Przywołanie ducha marksizmu w myśleniu i
działaniu ma prowadzić do materializmu, ateizmu, sekularyzmu,
relatywizmu i liberalizmu. I na tych to absurdalnych i destrukcyjnych
wartościach liberałowie chcą - według J. Ratzingera - budować całą
przyszłość Zachodu i Wschodu, Północy i Południa.



Cywilizacja śmierci i nihilizmu

Ideologia liberalno-lewicowa, według Papieża, rozwija na szeroką skalę
cywilizację śmierci, głównie w postaci zabijania nienarodzonych,
eutanazji i natarczywej propagandy samobójstw. Mają to być "skuteczne"
sposoby poszerzania przestrzeni życiowej dla ludzi szczęśliwych,
ucieczka od cierpień i trudności życiowych i przezwyciężania losu.
Aniołowie śmierci odrzucają prawa natury, prawa rodziny i narodu oraz
prawa rozumu praktycznego, będące podstawą życia człowieka. I tak
odrzuca się logikę życia, obiektywną prawdę i chrześcijański optymizm,
wszystko sprowadza się do absurdu.

Liberałowie są zaślepieni nienawiścią do dotychczasowej,
chrześcijańskiej, głównie katolickiej, kultury życia i cywilizacji
chrześcijańsko-europejskiej. Najsilniejszy atak prowadzą na Kościół
katolicki. To wszystko zmierza do totalnej bezrozumności, do nihilizmu
społecznego, duchowego, a wreszcie do negacji wartości osoby ludzkiej.
Jeśli za liberalizmem idą jacyś chrześcijanie, to i oni zwykle pierwsze
prawdy o życiu, religii, moralności i wyższych wartościach sprowadzają
do subiektywizmu, prawdopodobieństwa i niepewności. Uważają oni zapewne
tak samo jak ateiści, że prawdy najwyższe nie wynikają z istoty stworzeń
i nie są wpisane w naturę przez Boga, lecz są wytworzone przez
człowieka, w każdej kulturze inne. I dlatego mogą być dowolnie zmieniane
i stanowione nowe przez ludzkie instytucje: przez państwo, partie,
parlamenty czy też przez wybitne jednostki.



O sytuacji politycznej

Według Papieża, ideologia liberalno-lewicowa rzutuje coraz mocniej na
cały świat i eksportuje dekadencję duchową i moralną. To wzmaga
rozbicie, konflikty, a także terroryzm i potężną opozycję ze strony
świata islamskiego. Często również mają miejsce ruchy wewnątrz
poszczególnych państw: polityczne, narodowo-wyzwoleńcze lub
separatystyczne, wszystko w imię nowej wolności. Często są to ruchy
bardzo krwawe i łączące się zazwyczaj z rozkładem władzy i państwa oraz
wszelkiego prawa. Między innymi towarzyszy temu na wielką skalę handel
bronią, kobietami, narkotyki, a także korupcja i prostytucja.

Często pewne grupy lub partie chcą zastąpić prawa ogólne swoimi i wtedy
rodzi się w państwie przemoc i panowanie jednych nad drugimi, i
faktyczną władzę przejmują nieraz mafie, układy i po prostu bandy. O
takich państwach bez prawa sprawiedliwego pisał proroczo św. Augustyn:
"Czymże są więc wykute ze sprawiedliwości państwa, jeśli nie wielkimi
bandami rozbójników? Bo czyż i rozbójnicze bandy są czymś innym niż
małymi państwami?" (De civitate Dei, IV, 4, tł. W. Kornatowski, t. I,
Warszawa 1977, s. 223). Istotnie, pisał kard. Ratzinger, mieliśmy takie
państwa zbójeckie, jak Rzesza hitlerowska, Związek Sowiecki, liczne inne
państwa komunistyczne. A nawet zdarzają się i kraje demokratyczne, w
których władzę zdobywają wrogowie religii i Kościoła, i gnębią
wierzących obywateli w imię "pluralizmu" i "postępu". Tutaj autor czyni
chyba ukrytą aluzję do przygotowywanego imperium europejskiego o
charakterze antychrześcijańskim, w tym i antykatolickim.



Absurdalny materializm

Kardynał Joseph Ratzinger - Papież Benedykt XVI pisał, że w roku 1945
poniósł klęskę zbrodniczy hitleryzm, którego Niemcy chcą się dziś
wyprzeć, a w latach 1989-1991 upadł marksizm państwowy. Jednak marksizm -
według autora - pozostał w mentalności współczesnych głównie na
płaszczyźnie obietnicy zdobycia mitycznej wolności i rajskiego dobrobytu
na ziemi. Największym jednak błędem marksizmu i neomarksizmu jest
sprowadzenie Boga, człowieka, ducha dziejów do samej materii. Samym
rdzeniem zła i nierozumności marksizmu, a następnie jego córki -
ideologii liberalno-lewicowej - jest uznanie materii za źródło wszelkiej
rzeczywistości. Wszystko więc miałoby być samoczynnym produktem
materii.

Taki absurdalny materializm jest głoszony i dziś w mało zmienionej
formie w szkołach, na uniwersytetach i w ideologiach państwowych jako
nowoczesne, naukowe i już ostateczne wyjaśnienie rzeczywistości, w tym i
człowieka. Materializm staje się więc nową religią. Wyznawcy tej
ideologii nie widzą, że taka nauka nie jest obiektywna, gdyż jest
niezgodna z szeroko rozumianym doświadczeniem całej ludzkości. I za te
poglądy dostaje się stanowiska, urzędy, stopnie i tytuły naukowe,
wysokie nagrody i sławę. W konsekwencji ateizacja społeczeństwa,
poczynając od przedszkola, ma się stać posłannictwem nowoczesnego
człowieka.

Bardzo absurdalne jest fałszywe rozumienie wolności. Oddziela się ją od
rzeczywistości, od prawdy i od wszelkich granic, jakie stanowi choćby
drugi człowiek. Taka wolność staje się antywolnością, przekreśla postęp
społeczny i kulturowy, a wreszcie cały świat człowieczy. Wynaturzona
wolność niesie ze sobą wszelkie zło i nierozum. Prowadzi do terroryzmu
prawno-politycznego, do ateistycznego światopoglądu i do odrzucenia
obiektywnych prawd i wyższych wartości. Tymczasem wolność musi się
łączyć z prawdą i z prawem. Prawdziwa wolność prowadzi do podstawowych
wartości ludzkich i pozwala tworzyć państwo o ludzkim obliczu, godną
Unię Europejską i lepszy świat.

Niewytłumaczalne jest wiązanie się większości inteligencji z marksizmem i
nową lewicą. Niemożliwe, żeby inteligencja nie dostrzegała całej nędzy
intelektualno-moralnej tejże ideologii. Często inteligencja jest
schizofreniczna: z jednej strony wstydzi się do tej ideologii wprost
przyznawać, a z drugiej strony posługuje się nią w życiu społecznym,
politycznym i kulturalnym.

Do propagowania złych i niemądrych ideologii wykorzystywane są media,
pozostające w rękach jednostek lub niewielkich grup posiadających
pieniądze lub/i władzę. Media są najbardziej powszechne, sugestywne i
skuteczne w kreowaniu i szerzeniu błędnych idei i poglądów. Nieraz stają
się bardzo nienawistne i wprost przestępcze. Popychają ludzi do
przyjmowania wszelkich błędów, kłamstw, relatywizmu i przekreślania
wyższych wartości, takich jak: obiektywna prawda, dobro, etyka, wiara w
Boga, miłość społeczna, cel i sens życia. W rezultacie całe masy ludzi
są przyzwyczajane do rzeczywistości fałszywych, do subiektywizmu
nadawców, do życia jedynie sensacją i do wszelkich nonsensów.
Przynajmniej takie są media służące ideologii liberalno-lewicowej.

W rezultacie w Europie wystąpił głęboki kryzys wiary, moralności i
kultury duchowej. Rozwija się jedynie rozum techniczny, który jednak
często zwraca się przeciwko człowiekowi w sytuacji upadku religijnego i
moralnego. I taki prymitywizm duchowy szerzy Europa na cały świat,
niszcząc wszelkie tradycje kulturowe, społeczne i religijne w różnych
krajach. Ten światowy eksport techniki bez należytego poziomu moralnego
już przynosi wiele gorzkich owoców. (J. Ratzinger, Raport o stanie
wiary, Warszawa 1986; Granice dialogu, Kraków 2000; Wiara i życie w
dzisiejszych czasach, Kraków 2001; Wiara, prawda, tolerancja, Kielce
2004; Czas przemian, Kraków 2005. Dziękuję ks. prof. Stanisławowi
Weleńcowi za współpracę).



Niektóre przerzuty na Polskę

W świetle poglądów kard. Josepha Ratzingera - Papieża Benedykta XVI
trzeba poczynić parę refleksji nad przerzutami ideologii liberalnej na
Polskę.

1. Gdy się śledzi historię duchową Polski, to budzi się nadzieja, że
mimo PO, LiD, UW wpływ ideologii liberalno-lewicowej na Polskę nie
będzie tak całkowity. Bowiem rozumni Polacy przyjmowali wpływy z Zachodu
zawsze w postaci złagodzonej i zracjonalizowanej. Tak było z
renesansem, oświeceniem, romantyzmem, idealizmem niemieckim,
psychologizmem, pozytywizmem i ewolucjonizmem, a chyba także i z
marksizmem, który też narodził się w Niemczech. Ale dziś umysłowość
Polaków jest bardzo osłabiona przez marksizm ateistyczny, a w takiej
sytuacji to i umiarkowane wpływy liberalizmu okazują się bardzo
toksyczne.

2. Komuniści "reformowani", liberałowie i różne mniejszości importują
coraz więcej ideologii liberalnej już od lat 80. Import ten poza
gospodarką neokapitalistyczną dotyczy głównie życia socjalnego,
prawodawstwa, sądownictwa, pedagogii, systemów szkolnictwa, kultury,
sztuk pięknych, moralności i w ogóle światopoglądu. Dziś już nawet coraz
więcej katolików uważa się za liberałów, bo to takie modne. Ale chyba
nie bardzo wiedzą, co mówią, zwłaszcza ludzie młodsi, których nęcą
miraże bliskiego raju materialnego. Gdyby jednak katolicy mieli być
liberałami, jak powiadają, to nie mogą być katolikami. Popełniają oni
błąd logiczny, biorąc pars pro toto, czyli część za całość, czyli
opowiadają się za ideologią liberalną w jakimś tylko jednym czy drugim
aspekcie życia, a uważają siebie całych za liberałów. Za wzorowych
liberałów byli przecież uważani: Bagsik, Gąsiorowski, Gawronik, Stokłosa
i cały szereg im podobnych.

Katolik jako prawdziwy liberał musiałby się wyprzeć wiary. Ilustruje to
dobrze np. liberałka, socjolożka Kinga Dunin ("Gazeta Wyborcza",
10-11.11.2007). Oto na wielką uroczystość odzyskania niepodległości na
11 listopada pisze nam ona, że powinniśmy usunąć krzyże z miejsc
publicznych, jak we Francji i Anglii, usunąć religię ze szkół i
przedszkoli, z uroczystości publicznych wyrzucić elementy i akcenty
religijne, urzędnikom i politykom zakazać udziału w Liturgii, zwiększyć
podatki Kościoła i wreszcie Kościół traktować na forum publicznym jako
partię polityczną, oczywiście wrogą nowej ideologii liberalno-lewicowej.

3. Najważniejsze, że różne elementy liberalne ciągną coraz mocniej
Polskę w niewolę w imperium europejskim, bez zachowania naszej
tożsamości, suwerenności i naszej państwowości wolnej. Nie widzą oni
ciągle, że euro ma nieoddzielną poświatę ideologiczną. Nie mają też
wiedzy historycznej i społecznej, że wolność jest najwyższą wartością
doczesną, a zresztą także i niebieską, bo miłość Boga musi też być
wolna. Zachód zdradził się ze swoimi zamiarami podbicia Polski także
duchowo podczas ostatnich wyborów parlamentarnych, wspierając na różne
sposoby ulubione swoje jednostki i Platformę Obywatelską jako bardziej
liberalną. Kolonizatorom ideologicznym pomagali też liczni ludzie spoza
partii. Okazuje się również, że związki zawodowe lekarzy rozwijały
okrutny strajk przeciwko koalicji solidarnościowej i patriotycznej, nie
chcąc czekać ani dnia na podwyżki zarobków z budżetu.

Ktoś powie, że przecież i skrajni liberałowie to są Polacy. Tak, ale
Polakami byli też targowiczanie, magnaci polscy sprzedający się Rosji i
Prusom. Polakami byli - zresztą jeszcze i dziś jest wielu takich -
ludzie mordujący w imię demokracji sowieckiej swoich braci, duchownych,
kobiety i dzieci, utrzymujący nowe obozy koncentracyjne, pomagający
wywozić patriotów na Sybir i na zagładę i niosący przemocą absurdalną
ideologię marksistowską. A i ze zwyczajnymi przyjaźniami politycznymi
wśród ludzi prymitywnych bywa bardzo różnie. Jeden z najwybitniejszych
filozofów Grecji, Platon (IV w. przed Chr.) zaprzyjaźnił się z tyranem
(władcą) w Syrakuzach na Sycylii, Dionizjosem. Wszystko układało się
pięknie, dopóki Platon nie spróbował tego prymitywnego człowieka czegoś
nauczyć. Wtedy Dionizjos oddał Platona w ręce jego wroga Spartanina, a
ten sprzedał go na targu jako niewolnika. Dużo za niego wziął, bo Platon
był barczysty i silny (platus). Jednak ktoś z innych przyjaciół wykupił
Platona.

4. Jest jeszcze inny wpływ ideologii liberalnej i neomarksistowskiej, a
mianowicie ciągłe oszukiwanie w mediach. Po prostu nie można wytrzymać,
jak w wystąpieniach telewizyjnych nasi liberałowie oszukują, niemal we
wszystkim. Jakiś fałsz jest właściwie w każdym zdaniu i to w
najprostszych sprawach. Wygląda to na podświadomy już nawyk. Oto jeden
drobny przykład: rząd PO nawołuje prezydenta do "współpracy". Słownie
przy tym mówi się "współpraca", a faktycznie chodzi PO o to, żeby
prezydent słuchał się we wszystkim premiera.

Nie mówię już o dysputach telewizyjnych, w których większość liberałów
łże w żywe oczy i niemal nieustannie. Jak mogą widzowie to znosić? No,
chyba że już są także liberałami.

5. Niewątpliwie o przerzucie do Polski ideologii
liberalno-neokomunistycznej świadczy i to, że do mediów, nawet
publicznych, nie mają wstępu stałego dziennikarze z mediów katolickich
ani politycy otwarcie katoliccy. I tak w 95 proc. katolickiej Polsce w
mediach publicznych występują stale tylko ateiści, postkomuniści i
liberałowie. Jak długo tak będzie? Owszem, bywają dopuszczani czasami do
głosu, ale tylko katolicy "inaczej" lub liberalni, którzy nie
reprezentują ogółu i faktycznie są znienawidzeni przez widzów i
słuchaczy za ich odmienne poglądy. Takie niedopuszczanie katolików jest
wyraźnym przestępstwem władz rządowych i medialnych. Być może, iż
czasami dyskutanci katoliccy nie chcą występować w mediach, ale to
dlatego, że bywają manipulowani, ośmieszani i deprymowani przez watahy
towarzyszące audycji, jak było to choćby w czasie dysputy Jarosława
Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem. I co rok jest z tym gorzej. Lepiej
trochę było tylko zaraz po roku 1989.

I taka sytuacja jest nazywana
bezczelnie "demokratyczną". Katolicy świeccy są bardzo
ubezwłasnowolnieni w swym kraju. Taki to jest ateistyczny liberalizm.

Po zapoznaniu się zatem z nauką Papieża o ideologii liberalnej widzimy, w
jakim świetle stają i duchowni polscy, którzy głoszą liberalizm, nie
tylko w państwie, ale i w Kościele. Albo nie wiedzą oni, co mówią, albo
mają złą wolę, jak i wielu duchownych na Zachodzie.

avatar użytkownika intix

41. Czy świeckość musi być diaboliczna?-Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 12-13 stycznia 2008

Ludziom wierzącym w Boga, miłującym ludzi i świat, wydawało się
przeważnie, że świeckość, czyli branie w nawias relacji doczesności do
Boga i religii, jest też humanistyczna, życzliwa drugiemu człowiekowi,
godna i spokojna. Tymczasem okazuje się, że świeckość współczesna jest
nie tyle areligijna, co antyreligijna. Schodzi ona coraz wyraźniej na
pozycje diaboliczne. "Szatan" po hebrajsku i "diabolus" po grecku
oznaczało po prostu "przeciwnika Boga", a w konsekwencji i przeciwnika
człowieka. I w tym sensie sam Chrystus nazywał go "panem tego świata" (J
12, 31; 14, 30), czyli panem tego świata, który sprzeciwia się Bogu.




Paradygmat ateistyczny

Obecna kultura sekularystyczna jest dla analityków religijnych podobna
do zepsutej pisanki wielkanocnej: na zewnątrz pięknie malowana w
przemyślne wzory, ale jej wnętrze bywa coraz wyraźniej zepsute, a co
najmniej puste, właśnie ateizujące. Smutne, że tak wielu badaczy i
myślicieli, także katolickich, satysfakcjonuje w zupełności zajmowanie
się samą skorupką rzeczywistości świata.

Chyba najlepiej widać to na zjawisku władzy społeczno-politycznej.
Posiadający władzę świecką i piastujący stanowiska społeczne nie
ograniczają się tylko do rozróżniania posłannictwa swojego i
posłannictwa religijnego, ale odrywają swoją władzę od źródła
rzeczywistości, jakoby była ona sama z siebie i dla siebie, a nawet
wojowniczo przeciwstawiają ją Bogu. Albo nie uważają Boga za Stwórcę
świata i w ten sposób źródło władzy, albo popełniają grzech aniołów
upadłych, czyniąc siebie samych źródłem wszelkiej rzeczywistości.

W rezultacie w świecie dzisiejszym staje się to jakąś regułą społeczną
tak, że na naszych oczach kształtuje się człowiek jako jednostka nie
tylko jako niezależna od Boga, ale także jako przeciwnik Boga. I tak
nadszedł czas "człowieka grzechu", o czym prorokował św. Paweł Apostoł:
"I objawi się człowiek grzechu i syn zatracenia, który się sprzeciwia i
wynosi ponad wszystko, co nazywa się Bogiem lub tym, co odbiera cześć,
tak że zasiądzie w świątyni Boga, dowodząc, że sam jest Bogiem" (2 Tes
2, 3-4). I popatrzmy, czy nie tak zachowują się dzisiejsi panowie tego
świata.

Podobnie, niestety, i wielu katolików, nawet uczonych, nie sięga do
głębi problemu, zajmują się kolorami skorupki. Idą często za błędnym
pluralizmem, który na wzór średniowiecznego filozofa arabskiego,
Awerroesa, przyjmuje dwie prawdy: prawdę Boga i prawdę świata. Przyjmuje
dwie niezależne od siebie rzeczywistości: rzeczywistość Bożą i
rzeczywistość świata. Inaczej mówiąc, przyjmuje dwóch Bogów; Boga
religii i Boga świata, gdzie świat jest także niejako drugim Bogiem. Oto
wielu katolików na Zachodzie i u nas, jak liberałowie i katolewica,
ulega tym niedorzecznym poglądom politeistycznym, czyli wielobóstwa, i
wypierają gwałtownie i z diabelską zawziętością Boga i religię z obszaru
"Boga-świata". Jest to skutek słabej, upadłej filozofii.

W rezultacie wyrzucanie i Kościoła całkowicie poza obszar państwa, poza
politykę, poza życie doczesne, poza kulturę, poza naukę i myśl
współczesną, poza działalność na tym świecie, jest właśnie realizowaniem
człowieka jako przeciwnika Boga i wyznawaniem tego świata jako Boga. A
to właśnie oglądamy i słyszymy na każdym kroku w naszych mediach, w
naszej polityce wewnętrznej, w sprawowaniu władzy publicznej w naszym
kraju. Dążą oni do jednego: chcą zrobić Polskę przeciwnikiem Boga i chcą
materialnie i duchowo nad nami totalnie zapanować. Rozgrywa się więc
zażarta walka z Bogiem, którą prowadzi przeciwnik Boga. Przeciwko Bogu
stają jednostki posiadające władzę i całe społeczności, wiążące się w
partie lub w inne stowarzyszenia i orientacje. Uważają oni, że mają
władzę absolutną nad innymi i nad światem z samych siebie, a jeśli z
woli ludu czy narodu, bo także przeciwnego Bogu lub zastępującego Boga.
Nie przeszkadza im to, że dziś już ludu nie traktują jako posiadającego
moc Bożą, lecz jako społeczność ciemniaków, w tym szczególnie katolików
uważają za ludzi drugiego rzędu lub nawet za oszołomów, jak za komuny
Czesi uważali katolików za chorych psychicznie. I tutaj właśnie widać
diabelstwo.

Wobec religii, czyli wobec Boga nie można być neutralnym, albo jest się
za Bogiem, albo przeciw Bogu. Nie ma ludzi neutralnych co do wartości
duchowych. Według Pisma Świętego, są tylko "dzieci Boże i dzieci diabła"
(1 J 3, 10; J 12, 36; Łk 16, 8; l Tes 5, 5). Co decyduje? Decyduje albo
przyjęcie Boga, albo nieprzyjęcie. I to odnosi się nie tylko do wiary
wewnętrznej, ale i do całości życia. Kto przyjmuje cokolwiek jako
rzekomo niepodlegające Bogu, nie jest dzieckiem Boga.

Do kogo przynależy dany człowiek czy dana społeczność, widać wyraźnie po
ich deklaracjach ateistycznych. Ale to jest zbyt proste. Ateiści
stosują bardzo często kamuflaż, choćby np. dziś w tym, że uchwalili
sobie, żeby nie podawać wyznania, a następnie wytworzyli już taką
skorupę życiową i kulturową, iż większość nierefleksyjnych ludzi nawet
nie dostrzega, że jakieś rzeczy są zbudowane na ateizmie lub do ateizmu
prowadzą, jak np. błędne religie.

Weźmy pod uwagę niektóre takie pozornie niewinne przypadki:
eurokonstytucja udaje bezstronność, obiektywizm, humanizm i wolność, a
faktycznie z ateizmu wyrasta i do ateizmu prowadzi. Bowiem przeciwstawia
się imieniu Bożemu, nie daje żadnych prawdziwych praw ludziom
wierzącym, sprzyja aborcji, eutanazji i zabijaniu embrionów. Na zasadzie
tej konstytucji wierzący i niewierzący mogą i powinni ze sobą we
wszystkim współpracować, ale według obecnych sformułowań traktatu,
ateizm jest panem świata i panem nad wszystkimi religiami, głównie nad
katolicką, w czym widać od razu, że ateista te normy układał.

Wiadomo, że inspiracji diabła trzeba przypisać wszystkie bratobójcze
walki i wojny od początku ludzkości, ale dziś ktoś może nie zdawać sobie
sprawy, że ta sama inspiracja działa i w UE pod różnymi postaciami.
Niewątpliwie tej inspiracji premierem Hiszpanii José Luis Zapatero,
wybrany przeważnie przez katolików, traktuje religię jako przestępstwo
społeczne, a biskupów jako szkodników narodowych. Tak samo świeckie
władze angielskie każą się tłumaczyć biskupom katolickim z tego, że
nauczają w szkołach wiary i moralności katolickiej. To ma być owa
wolność, o której marzy i nasza PO. Także religijna gmina protestancka w
Holandii poparła pastora Klausa Hendriksa w jego nauce, że Bóg nie
istnieje, a istnieje tylko człowiek społeczny. W takiej religijności
jest logika właśnie diabelska.

Na wielu płaszczyznach demokratyczna Ameryka zwalcza po diabelsku
wszelkie znaki religijne na scenie publicznej: modlitwy, Dekalog, nazwy,
krzyże. Ot, rzecz niby drobna: Biały Dom zmienił ostatnio nazwę
"choinka bożonarodzeniowa", na "drzewo świąteczne", a słowa światowej
kolędy "Cicha noc, święta noc" na "Zimno w nocy". Przecież to jest
psychiczna choroba państwa. Albo prawybory wygrywają kandydaci, którzy
są za nieskrępowaną aborcją i za małżeństwami gejów. Widać, że i
społeczeństwo nie widzi diabelskich kulis tych spraw. Im coś jest
głupsze, tym chętniej przyjmują to z Ameryki i nasi. I u nas Kancelaria
Sejmu wysyłała życzenia "Wesołych Świąt Grudniowych". Już nie mówię o
alergii na Chrystusa, ale po prostu takie sformułowanie nie ma sensu. Ma
ono ponoć nie urażać niekatolików, ale właśnie i ich uraża, i
katolików. Dla Kościoła wschodniego trzeba by mówić o "Świętach
Styczniowych", nie mają świąt grudniowych ani Żydzi, ani muzułmanie, a
zresztą jest to dla nich właśnie obraźliwe, bo są to życzenia w istocie
rzeczy chrześcijańskie, tylko w kamuflażu, w zafałszowaniu. A wreszcie
formuła ta razi i ateistów, bo oni nie chcą żadnych świąt
niepaństwowych.

Na tej samej podstawie ateistycznej, bynajmniej nie "neutralnej" -
Wojciech Olejniczak, Joanna Senyszyn, Henryk Domański i cała masa
inteligentów, pomalowanych na lewicowo, wzywają PO do walki religijnej w
Polsce, jednocześnie z diabelską logiką zarzucając, że to Kościół
wszczyna awanturę. Ostatnio Leszek Miller wezwał "Kościół, żeby stworzył
własną partię i stanął przed wyborcami". Nie zwrócił uwagi na to, że
mówi do członków swojej nowej frakcji lewicowej, którzy właśnie są
Kościołem, bo są w przewadze katolikami. Być może, że świadomie chce
wykorzystać idiotyzm polityczny katolików, którzy są Kościołem w
państwie, które i oni czynią ateistycznym.

Aż nie chce się jeszcze raz mówić o wszelkiego rodzaju mediach, które
brutalnie i po chamsku szerzą ateizm, antypolskość i antypersonalizm,
dysponując wiecznie tym samym sztabem ludzi antykatolickich, którzy
bardzo często plotą takie banialuki społeczne, polityczne i naukowe,
jakby do szkoły nie chodzili. Zapewne przeszkadza im w tym namiętne
uczucie nienawiści do religii i Boga. Podobnie człowieka żal bierze, jak
słucha lub czyta wywody teoretyczne na ogólne tematy, bujające w
obłokach, bez żadnego systemu logicznego, bez związku z rzeczywistością i
poprzestające jedynie na grze słów i zabaw pojęciowych. Zawiniło tu
zapewne wykształcenie marksistowskie, które jest nierealistyczne, idzie
za idealizmem niemieckim i buduje wszystko na sprzeciwie wobec Boga.

W sprawach spornych między rządem a Kościołem chodzi pozornie tylko o
sprawę prawną czy techniczną, a faktycznie też rozgrywa się walka między
religią a ateizmem. Widać to nawet w sporze o "religię na maturze". Już
sam przedmiot sporu jest źle sformułowany. Nie chodzi tu bowiem ani o
religię, ani o religijność na maturze, lecz o naukę religii, czyli
niejako teologię w szerokim znaczeniu. I jest to spór pochodny od nauki
religii w szkole. Nasi ateizujący nie chcieli dopuść też do nauki
religii w szkole pozornie z powodów gorszej percepcji uczniów niż w
punktach katechetycznych, bo np. ze szkół zawodowych do punktów
uczęszczało tylko 3 proc., ale faktycznie chodziło o powody ateistyczne.
W szkole miał mieć prawo obywatelskie tylko ateizm, a nie religia. I
przy braku orientacji kół katolickich, o co chodzi, tak by się stało,
gdyby nie osobista prośba Jana Pawła II do premiera Tadeusza
Mazowieckiego. Dzisiaj nawet niektórzy duchowni również nie rozumieją, w
czym rzecz, myślą zapewne, że chodzi tylko o troskę nad obiektywizmem
stopni na maturze. Tymczasem chodzi o to, że według naszych rządców,
małpujących ideologię zachodnią, wszystko co publiczne i państwowo musi
być ateistyczne. Przecież stopnie z nauki religii nie będą za pobożność,
lecz za wiedzę, tak jak i stopnie z pedagogiki nie są za wychowanie, a
stopnie z kulturologii nie są stopniami z kulturalnych manier. Dziś
wszystkie pojęcia wypaczają marksizm i liberalizm, które i z matematyki
nie stawiają stopni za wiedzę, lecz za sympatie ideologiczne.



Narzucanie ateizmu w moralności

Ideologia liberalno-lewicowa nosi jeszcze dużo szat moralności
chrześcijańskiej, ale w gruncie rzeczy dąży do budowania etyki
ateistycznej. Dobrym przykładem jest problem moralności młodzieży.
Bardzo wielu ludzi u nas myśli bardzo optymistycznie, że nasza młodzież
jest niemal w całości wrażliwa moralnie i doskonała. Prawda, że młodzież
jest wiecznie nadzieją starszych. Ale trzeba być realistą, bo młodzież
zawsze była nadzieją, a kiedy dorosła, stawała się taka sama, jak
starsi, albo jeszcze gorsza. Przede wszystkim jest ona bardzo plastyczna
i może być przez złe systemy degenerowana. W ten sposób i Hitlerjugend,
i sowieckie pioniery to też była nadzieja, ale w odwrotnym kierunku
wartości.

Sytuacja jest ciężka, bo o młodzież walczą też dziś siły ateistyczne,
które dysponują olbrzymimi środkami i przy tym programują w ostatecznym
sensie nihilizm. Widzimy, co się dzieje z milionami młodzieży na
Zachodzie i gdzie indziej. Ot, choćby w Nowy Rok 2008 kochana nadzieja
paryżan spaliła jednej nocy 400 aut i wiele domów "na wiwat". I widać,
co się dzieje w szkołach, w akademikach, na stadionach, na ulicach, na
zabawach, w pociągach. Seks, alkohol, narkotyki, nieróbstwo,
przestępczość, bezideowość, nihilizm, kradzieże, zatrata wyższych
wartości, patriotyzmu, wiary, uleganie niemoralnym ideologiom. Nawet
krytyczni studenci np. dają się przekonać terrorystycznym mediom o
rzekomych winach radia katolickiego i patriotycznego. Części młodzieży
boją się rodzice, nauczyciele, policja, kuratorzy, ludzie osiedla.
Czasem zła młodzież terroryzuje całe instytucje. Kiedy np. pewien
profesor matematyki na uniwersytecie zwracał uwagę słuchaczkom wykładu,
by nie wieszały się w tym czasie na studentach, to studenci wymogli na
rektorze pozbawienie go wykładów pod zarzutem niedostosowania i
nietolerancji. Albo taki drobiazg: niech propagator moralności
ateistycznej przejdzie chodnikiem obok grupy licealistek, a usłyszy
wulgaryzmy, jakich nie znają marynarze, co czwarte słowo zaczyna się od
"k". Do tego dochodzi jeszcze taki pomysł liberalistyczny rzecznika praw
dziecka, Krzysztofa Olędzkiego, żeby młodzieży nie zadawać prac
domowych, żeby się nie przemęczała, żeby wystarczyły im do zdobycia
wiedzy i sprawności same minuty uczenia się w zgiełku kilkadziesięcioro
koleżeństwa. Po odrzuceniu idei Boga świat dochodzi do szaleństwa i
największego irracjonalizmu.

Idiotyczna ideologia liberalna wdziera się do życia społecznego
wszelkimi szczelinami. W Kalifornii w USA w podręcznikach szkolnych
zakazano używać słów "mama" i "tata", żeby nie razić homoseksualistów. A
feministki nakazują nawet wierzącym, żeby nie mówić "Ojcze nasz", lecz
"Matko nasza". U nas ostatnio w Łomży sąd zmusza szpital i lekarzy do
przeprowadzania aborcji na żądanie kobiety, a jeśli nie, to żąda
wysokich odszkodowań na całe życie dziecka. To nie jest jakiś błąd, to
jest diabelstwo.

Minister zdrowia Ewa Kopacz, uznając etyczność zapładniania in vitro,
wiążącego się z zabijaniem wielu embrionów, dowodzi, że jest wzorową,
praktykującą katoliczką. Wynika z tego, że jest sama dla siebie
Kościołem i autorką etyki chrześcijańskiej. Tymczasem nauka ewangeliczna
jest prosta: "Ponieważ embrion powinien być uważany za osobę od chwili
poczęcia, powinno się bronić jego integralności i troszczyć się o niego i
leczyć go jak każdą inną istotę ludzką" (Katechizm Kościoła
Katolickiego, nr 2323). Trzeba powtórzyć: embrion ludzki jest już osobą
od początku. Inna nauka jest od przeciwnika Boga.

Zgłaszam też pretensję do tych dyskutantów katolickich, którzy w
dyskusjach o aborcji milczą, gdy druga strona mówi, że zabijanie
nienarodzonych to kwestia światopoglądu i religii, czy widzimisię
hierarchii. Absolutne prawo embrionu do życia to sprawa istoty ludzkiej,
sprawa rozumu i porządku bytu, nie potrzeba na to religii ani
objawienia. Kto jest za takim zabijaniem, jest za zabijaniem człowieka i
tym samym nie ma rozumności ani mądrości. Podobnie, gdy patrzę na twarz
człowieka, to widzę bez objawienia i bez religii, że nie wolno mi go
zabijać. Taka jest struktura człowieka. Inne poglądy mogą się wywodzić
jedynie z patologii intelektualnej i z braku myślenia prawdziwościowego.

Trzeba przypomnieć, że proces norymberski był z punktu widzenia
teoretyków państwa prawa nielegalny, bowiem według tychże teorii, dziś
też rozpanoszonych, jedynym źródłem prawa jest państwo czy parlament,
nie Bóg, nie Kościół, nie religia. A zarówno hitlerowcy, jak i ludobójcy
sowieccy działali dokładnie zgodnie z prawem, z prawem ich państw. Sąd
norymberski założył, jakby podświadomie, że istnieje uniwersalne prawo
natury, które jest wyrazem woli Bożej. Ale całość była prawnie
niekonsekwentna. Pokazuje to, że bez idei Boga nie ma moralności i
sprawiedliwości międzynarodowej. Dziś liberalizm taki chaos prawny
jeszcze dużo bardziej pogłębia, wychodząc z pozycji przeciwnika Boga.

Ateizm zrywa wszelkie regulacje etyczne w państwach i między państwami.
Etyka stanowiona przecz instytucje UE jest karykaturą moralności i nie
ma żadnej siły nawet w normach poprawnych. Dość wspomnieć, że po
wyborach wygranych przez liberałów doszło od razu do ożywienia
działalności mafii, a następnie do połączenia się mafii polskiej z mafią
rosyjską i do podporządkowania im mafii białoruskiej oraz ukraińskiej.
Mafie te wszędzie nie tylko osiągają dalsze zdobycze materialne, ale też
uzyskują coraz większy wpływ na życie polityczne, w tym nawet na
stosunki międzypaństwowe. Prawo zaś państwowe i etyka państwowa są tu
nieadekwatne, bo mafiom wolno na równi z ateistycznymi państwami
stanowić sobie własne prawo. Mafie mogą być pokonane nie prawem, lecz
tylko siłą fizyczną. Podobnie jest zresztą z partiami lewicowymi
ateistycznymi: one same sobie stanowią i prawo, i etykę i nie muszą
przestrzegać także konstytucji, ani unijnej, ani polskiej, chyba że dla
względów koniunkturalnych. Bez Boga nie ma prawa w ścisłym znaczeniu ani
nie ma obowiązku słuchania prawa ludzkiego. Teoretycy prawa i
moralności bez Boga popadli w czysty nihilizm, choć płytko myślący i
nierefleksyjni mogą sobie nawet nie zdawać z tego sprawy.



Familia "Anty-Rydzyków"

Gdy się wniknie jak najgłębiej, to widać, że ataki na Radio Maryja i TV
Trwam mają swe ostateczne źródło w ateizmie, choćby nawet chodziło i o
duchownych. Ataki na Radio Maryja są atakami na Kościół i na polskość
(prof. Bogusław Wolniewicz, prof. Jerzy Robert Nowak). Są one bronią i
sztandarem ideologii liberalno-lewicowej, unijnej i masońskiej. Trzeba
tu też otwarcie powiedzieć, że dziś poza sekularyzmem największym
problemem dla Kościoła katolickiego na świecie i w Polsce jest problem
ułożenia poprawnych stosunków między światem żydowskim a światem
katolickim. Co do Polski to obrazują to dobrze: publikacje Jana Grossa
"Sąsiedzi" i "Strach", kamuflowane ataki na Jana Pawła II, zgłaszanie
roszczeń odszkodowawczych, groźby medialne, układ stosunków
międzynarodowych, no i odrodzenie, przy aprobacie prezydenta Lecha
Kaczyńskiego, masonerii żydowskiej B'nai B'rith, mającej m.in. za cel
niszczenie Radia Maryja. W tej sytuacji i ojciec Rydzyk, i polski
Kościół, i polskość walczą o swoją tożsamość.

I oto rząd nowej koalicji porzuca niemal całkowicie wszelkie problemy
istotne dla Polski, jak: bezrobocie, cała służba zdrowia, problem
nauczycieli, górników, kolejarzy, rolnictwa, rybołówstwa, floty
morskiej, uzbrojenia, armii, autostrad, sportu i Euro 2012, zagadnienia
sprawiedliwości społecznej, równouprawnienia wsi i młodzieży wiejskiej,
Expo 2012, harmonizacja prawa polskiego i unijnego, likwidacja duszącej
biurokracji, ratowanie niektórych przedsiębiorstw i gałęzi przemysłu,
odbieranie majątków ukradzionych Polsce i antykorupcja, rozwój
szkolnictwa wyższego, badań naukowych i technicznych, zaradzanie nędzy
milionów bezrobotnych, bezdomnych, alkoholików i narkomanów, ochrona
Ziem Odzyskanych przed grabieżą niemiecką, osłona całej naszej
gospodarki przed wykupem zachodnich bogaczy, ułożenie dobrych stosunków z
Polonią, praca nad konstrukcją ideologii i koncepcji polskiej, programy
pedagogii narodowej, zasypywanie przepaści między oligarchami, wielkimi
grabieżcami Polski, a biedotą, żeby uniknąć wybuchów społecznych itd.,
itd. - tak, tymi wszystkimi problemami rząd się mało zajmuje, a
koncentruje się na atakach na Radio Maryja i TV Trwam za to, że nie są
liberalne. Jest to więc ciężka choroba rządowa, trochę podobna do
marksizmu, który wszystko opuszczał dla zdobycia władzy i niszczenia
przeciwników ideowych. Tak i u nas następuje redukcja całej polityki do
walki z klasyczną polskością, prawowierną katolickością i niezależnością
od obcych kapitałów. Czy to nie jest pod czyjeś dyktando, jakichś
nowych zaborców (B. Wolniewicz, C. Beddermann)? Nie chce się już
człowiekowi o tych wszystkich atakach mówić. To jakiś wielki obłęd, ale i
przykład, że władzę państwową przeciwstawia się Bogu. Toteż jak kiedyś
Gomułce, walczącemu ciągle z ks. kard. Wyszyńskim, nadano przydomek
"Kontrkardynał", w pewnej analogii do kontradmirał, tak historia nada
nowemu przywódcy koalicji przydomek: "Kontr-Rydzyk" czy "Anty-Rydzyk", a
"Gazeta Wyborcza" będzie się nazywała "Gazeta Anty-Rydzykowa" albo
"Gazeta Antyradiomaryjna". Czy już nikt nie może położyć kresu temu
rozbojowi?

I tak: czy świeckość musi być diaboliczna? Nie musi, byle tylko nie
zrezygnowała całkowicie z odniesienia do Boga, do władzy Boga. Jeśli to
czyni, staje się prawdziwie diaboliczna i głównym jej celem staje się
ciągłe występowanie przeciwko Bogu i Kościołowi. Ale my nie zgadzamy się
na budowanie życia Polski na podstawach nihilistycznego ateizmu,
będziemy wcześniej czy później walczyli.

Bowiem odrzucenie Boga w życiu
publicznym jest odrzuceniem najwyższego sensu i tego życia, i w ogóle
człowieka.

avatar użytkownika intix

42. Jakby znowu stan wojenny? - Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Nasz Dziennik, 2-3 lutego 2008
Po ostatnich wyborach 21 października 2007 r. znowu źle się
dzieje w Polsce, choć niektórzy ludzie stan taki sobie chwalą jak pijany
wygodę w rowie. Wejście koalicji PO i PSL na scenę polityczną
przyniosło niepokój, rozprzężenie i jakąś patologię władzy, która
zamiast rządzić merytorycznie, całą swą siłę kieruje do walk. Zaczyna
pachnieć jakby stanem wojennym. PO zachowuje się jak PZPR, która nie dba
o dobro wspólne Polski, lecz rozkoszuje się swoją władzą, którą
niekiedy zwraca z wściekłością przeciwko ugrupowaniom myślącym po polsku
i w duchu suwerenności. Na stanowiska bierze się wielu ludzi
skompromitowanych, z poprzedniego odrzutu i wszystko chce się
podporządkować neomarksizmowi zachodniemu. I tak zrodził się dla Polski
znowu bardzo poważny problem, tym cięższy, że połowa Polaków politycznie
smacznie sobie śpi.




Władza dla zemsty

Zdawało się, że PO, dysząca wściekłością w stosunku do zwycięzców z roku
2005, uspokoi się, gdy nasyci się władzą i podejmie ciężkie problemy
państwowe. Tymczasem Platforma ogranicza się jedynie do zwalczania
przeciwników politycznych, w tym do ciągłego ubliżania prezydentowi i
odbierania mu uprawnień. Jest w tym coś z owego ruskiego muzyka, który
zapytany, co by robił, gdyby został carem, odpowiedział: "Piłbym i
prałbym po mordach". I tak to wyjaśniło się, dlaczego PO w 2005 r. nie
chciała wejść do koalicji bez otrzymania wszystkich ministerstw
siłowych. Niestety, pojawiła się nam władza, o której śp. Stefan
Kisielewski, gdyby, nie daj Boże, wstał z grobu, to mógłby się ośmielić
znów powtórzyć swoją formułę z 1968 r., że jest to "dyktatura
ciemniaków". Oczywiście, ja tego nie powtarzam. Dodam tylko ogólniejsze
chyba zdanie, że do władzy doszli ludzie niekompetentni, ani
merytorycznie, ani osobowościowo, poza małymi wyjątkami. Na domiar złego
są usuwani ludzie kompetentni i fachowi z wielu stanowisk i urzędów,
którzy nie podzielają "poprawności peowskiej". Donald Tusk wyraził się w
pewnym momencie, że usuwa ludzi "niezrównoważonych politycznie" (TVP 1,
22.01.2008 r.). Wszystko wskazuje na to, że PO jest armią zaciężną,
służącą liberalno-ateistycznej Unii Zachodniej (por. B. Wolniewicz).

Owszem, PO na początku jakby się nawróciła. Wystąpiła nawet
liturgicznie. Ale historycy dobrze wiedzą, że tacy neofici, nawet jeśli
są szczerzy, są niebezpieczni. "Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a
wielcy dają im odczuć swą władzę" (Mt 20, 25). A właśnie neofitą z
judaizmu był - wpływający na władze hiszpańskie w XV wieku - o. Tomasz
Torquemada OP, wielki inkwizytor hiszpański, prześladujący i wypędzający
z kraju wszystkich inaczej myślących. Przyczynił się też bardzo do
wypędzenia z Hiszpanii w 1492 r. wielkiej liczby Żydów, z których
zresztą większość przybyła do Polski.

Na dodatek premier Donald Tusk, zamiast zająć się problemami Polski,
podjął na nowo akcję wyborczą na prezydenta w 2009 roku. Jednak trochę
źle mówię. Otóż, zajął się także czym innym, a mianowicie inspirowaniem
ataków na Kościół, zwłaszcza na dzieła o. Tadeusza Rydzyka. Jest to
znowu "szlachetna" zemsta za to, że Radio Maryja nie przyjęło go z
agitacją wyborczą. I zajął się jeszcze jednym. Kontynuując mianowicie
przedwyborcze obietnice podwyżki pensji wszystkim branżom, również w
exposé sejmowym obiecał pieniądze na stadiony, obwodnice, mosty,
autostrady itd. Tu jednak skompromitowali go szczególnie dwaj jego
posłowie: G. Schetyna i Z. Chlebowski. Otóż gdy w czasie debaty sejmowej
nad budżetem zgłaszano postulaty wsparcia finansowego owych rzeczy, to
ci posłowie uśmiechali się serdecznie jak urwisy, że premierowi udało
się w exposé nabrać tak wielu posłów. Normalny Polak łapie się za głowę:
czy to nie jakiś zamach na nasz kraj.



Zamiast wolności ogólne rozprzężenie

Na skutek fałszywych przedwyborczych obietnic premiera wzmogły się
ogromnie żądania radykalnej podwyżki uposażeń całej służby zdrowia,
nauczycieli, częściowo górników, sędziów, prokuratorów, kolejarzy.
Najcięższy jest protest celników. Są to problemy bardzo trudne. Trzeba
mieć wielkie kompetencje, rozeznanie spraw i roztropność. Dużą pomocą
byłyby idee patriotyczne i religijno-moralne, które jednak PO odsuwa na
bok.

A rzeczy wymagają wielkiej bystrości od rządu. Weźmy dla przykładu
pozornie prostą sprawę Schengen. Propagandyści wołali, jak to będzie
pięknie bez granicy z Niemcami. Tymczasem ruch gospodarczy jest nadal na
granicy przeważnie kontrolowany. Poza tym granica nie zniknęła, tylko
się bardzo szeroko rozlała. Kontrola przeszła w głąb Niemiec i Polski.
Człowiek nie może być spokojny po przekroczeniu granicy. Nie tylko
dzieci, od niemowlaków, i zwierzęta muszą mieć paszporty, ale i ty
musisz mieć paszport lub dowód, bo z zasady jesteś podejrzany i w każdej
chwili możesz być legitymowany. Musisz mieć dokument nie tylko np. w
hotelu, ale i na plaży, bo wszędzie możesz być nagle skontrolowany, a
bez dokumentu aresztowany. To Schengen jest raczej jednym z elementów
utopii zachodniej. Dla nas jest może o tyle na razie lepiej, że duże
grupy zwykłych złodziei wyruszyły na Zachód.

Ale ogromny problem powstał na granicy wschodniej. Już nie mówię o tej
żelaznej kurtynie w aspekcie całości życia międzynarodowego ani nawet o
nieszczęsnym strajku celników, którego rząd nie ma głowy ani woli
rozwiązać, choć cło przynosi nam ogromne dochody budżetowe, oczywiście, o
ile nie musimy wiele z niego wysyłać do Brukseli, ale ograniczę się do
zwykłej sprawy wizowej ze strony Ukrainy. Weźmy pod uwagę np. konsulat
lwowski. Ukrainiec musi zapłacić za wizę do UE 35 euro, plus
ubezpieczenie 3 hrywny za dzień. Studenci i udający się do pracy są
zwolnieni z opłat za wizę. Przed konsulatem tysiące interesantów.
Duchownych załatwia się tylko w czwartki, przyjmuje ich ktoś niechętny
religii i duchownym. Przy konsulacie jest quasi-konsulat, lewy. Pomaga
on w zdobywaniu wiz. Za pomoc w wypełnianiu formularza płaci się tam 20
hrywien, zaś za zaproszenie i wizy na trzy miesiące - 200 euro, i
otrzymuje się wizę w ciągu tygodnia. Żeby rozpocząć starania o wizę w
konsulacie, trzeba się zarejestrować trzy dni naprzód przez internet.
Tylko że internet bywa blokowany przez "lewych". Wtedy im trzeba
zapłacić 50 hrywien za rejestrację. Konsulat dużo wiz odmawia,
wyłożonych kwot nie zwraca. Ponadto arogancja urzędników polskich jest
niebywała. Jak może prosty człowiek z Ukrainy przyjechać do Polski? Ruch
graniczny wymaga błyskawicznie rozwiązania. A nasi decydenci wszystko
odkładają na całe lata. Nie mają czasu, bo są zajęci walką z PiS i
Radiem Maryja.

W kraju rządzący liberałowie myślą, jak wzbogacić bogatych, a nie
kłopoczą się tym, że 20 proc. ludności żyje poniżej stanu ubóstwa. I tym
ludziom tłumaczy się cynicznie, że będzie im tym lepiej, im bogacze
będą bogatsi. Tak jakby bezdomnemu miało być lepiej, gdy np. syn
bankiera zapala cygaro banknotem 100 euro. Albo jeśli p. Tomasz Lis,
który prowadzi audycje niechętne Polsce i Kościołowi, będzie w TVP
zarabiał 70 tys. zł miesięcznie za cztery programy półtoragodzinne, a
jego firma dostanie 76 tys. zł za tydzień, to moim potrzebującym w
Lublinie będzie się żyło "dostatnio". Są to takie cynizmy ideologii
neokapitalizmu, choć popierane nawet przez niektórych profesorów
liberalnych.

I tak nowa koalicja prowadzi do rozprzężenia życia niemal w każdej
dziedzinie. Ideowo są to czciciele chaosu (P. Jaroszyński) i dlatego
lubią żyć w chaosie, w wilczej walce człowieka z człowiekiem, w
sytuacjach bezrozumnych, ale odpowiadających żądzom bogaczy. Nie sposób
tu wszystkich dziedzin opisać.



Dalszy szantaż Narodu przez zarzut antysemityzmu

Nie tylko PO, ale także poprzednie rządy i cała nasza służba prawna
słodko milczą lub powiadają, że ozdrowieńczy deszczyk pada, gdy Żydzi
coraz obficiej plują na Polskę i na Kościół katolicki. Ostatnio zrobił
to jeszcze raz Jan Tomasz Gross w zarobkowej książce "Strach". Ale ten
nieodpowiedzialny człowiek - jak mówi prof. Bogusław Wolniewicz - nie
jest sam. Jest on członkiem dosyć licznego lobby żydowskiego, polskiego i
światowego. W Ameryce akcja ta trwa na większą skalę od roku 1914,
kiedy to nie udało się stworzyć państwa Izrael na wschodnich ziemiach
polskich pod nazwą "Judeopolonia". U nas akcja ta nasiliła się
szczególnie po roku 1989 w mediach, literaturze i w działaniach, kiedy
to znowu Polacy żydowskiego pochodzenia nie zdobyli pełni władzy i
zmalała bardzo szansa zdobycia wielkich miliardów za to, co właściwie
zabrali im lub zniszczyli Niemcy i Sowieci, a nie Polacy.

W obecnym żalu do Znaku za wydanie tego pamfletu jest duża
niekonsekwencja, po pierwsze dlatego, że Znak należy do tego samego
obozu, a po drugie, że wydaje on podobne rzeczy od dawna, np. książkę
rzekomego poety żydowskiego, Stanisława Barańczaka w 1993 r. pt. "Bóg,
trąba i Ojczyzna", w której autor parodiuje naszą poezję patriotyczną i
religijną, a szczególnie proroctwo Juliusza Słowackiego o "słowiańskim
papieżu", a na ilustracji jest przedstawiony Jan Paweł II z trąbą słonia
("Trąba"). Nie było na to od nas żadnej reakcji, nawet od ośrodka
papieskiego. Zostało to więc wzięte za przyznanie się Polaków do
rzekomej głupoty naszego patriotyzmu i katolicyzmu ludowego.

Widzimy w tym wszystkim szczególny wyraz wdzięczności dla Polaków i
ziemi polskiej za częściowe ratowanie Żydów przed zupełną zagładą przez
Niemców, no i za gościnne przyjmowanie Żydów wypędzanych w średniowieczu
z większości krajów Europy Zachodniej, tak że I Rzeczpospolita,
mieszcząca w sobie 3/4 Żydów świata, uratowała właściwie cały ich naród
(N. Davies, J.R. Nowak, T. Mazowiecki). Podobnie nie broni się
oficjalnie przed szkalowaniem Kościół polski, bo przeżywa "strach" przed
dalszymi atakami, tym bardziej teraz, kiedy tli się wyraźnie pomysł
"Judeo-Europy". Zresztą lobby żydowskie za Jana Pawła II miało znaczny
wpływ na nominacje biskupie.

Mamy żal do szlachetnej i mądrej większości Żydów, na świecie i w
Polsce, że nie powstrzymują oficjalnie i publicznie swoich
nieodpowiedzialnych rodaków. Nasze tu i ówdzie nieufności do Żydów nie
mają podłoża ani religijnego, ani rasowego, lecz przede wszystkim
polityczne. Rzeczy bardzo się nawarstwiały. W czasie I wojny światowej
Żydzi na wschodnich ziemiach Polski przeciwstawiali się powstaniu
niepodległej Polski i niekiedy w miastach przeciwdziałali wojsku
polskiemu. Zresztą sam Albert Einstein opowiadał się w Niemczech
przeciwko naszej niepodległości. W roku 1939 r., kiedy wkroczyli
Sowieci, młodzi Żydzi bardzo licznie przeobrazili się w milicję sowiecką
i rozbrajali pojedynczych żołnierzy oraz wydawali w ręce NKWD wybitnych
patriotów. Od roku 1944 dali się bardzo licznie użyć przez Stalina do
sowietyzacji Polski, represji Polaków, wywózek na Sybir i do mordowania
żołnierzy podziemia i innych patriotów polskich. Stalin wiedział, że
poza nielicznymi degeneratami polskimi, komuniści polscy nie zechcą
poddać całego Narodu na ofiarę Sowietom. Zaś w roku 1952 na 20
departamentów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego ośmioma kierowali
Żydzi sowieccy, ośmioma Żydzi polscy, a tylko czterema Polacy, ale i to
mieli Żydów za zastępców (W. Roszkowski). A i potem najsilniejszą grupę w
kierownictwie PZPR stanowili Żydzi w postaci tzw. Puławian, którzy byli
za reformą komunizmu sowieckiego, ale jednocześnie przeciwko
patriotyzmowi polskiemu. Wielka walka między Puławianami a
Natolińczykami rozegrała się w roku 1968. My, łącznie z Prymasem
Wyszyńskim, byliśmy po stronie orientacji żydowskiej, ale mimo wszystko
byli to dla nas komuniści, którzy ciemiężą Polskę. I za to wszystko
dzisiejsi Żydzi, łącznie z Grossem, powinni nas publicznie przeprosić.

Tymczasem ciągle są wysuwane zarzuty pod naszym adresem: nacjonalizmu,
antysemityzmu, ksenofobii, tylko po to, żeby nas przestraszyć i zdobyć
szersze pole wpływów na Polskę. Intencje te obnaża ostatnio nawet taka
drobna rzecz, jak przedstawianie w mediach i na billboardach jako
Polaków: Żyda, Roma, Araba, Murzyna, i każdy mówi o sobie: "Jestem
Polakiem". Istotnie każdy z nich może być czy jest Polakiem, ale o ile
żyje i wiąże się z wyboru z Narodem Polskim i pracuje dla wspólnego
dobra. Ale w tym haśle chodzi o co innego, a mianowicie o zamącenie w
głowach prostych Polaków i ukazanie, że nie ma czegoś takiego jak "naród
polski", jak polskość, jest tylko obywatelstwo polskie i kosmopolityzm.

Zastanawiające jest także łączenie ataków na ojczystą Polskę z atakiem
na Kościół katolicki. Czyżby katolicyzm był głównym motywem tych ataków?
Nawet Tomasz Wołek marzy o "alternatywnym Kościele", gdy obecny nie
akceptuje zabijania embrionów w procesie zapładniania in vitro (S.
Michalkiewicz). Ireneusz Krzemiński pisze, że katolicyzm i moralność
katolicka zagrażają polskiej demokracji ("Europa", 19.01.2008 r.). I tak
wszystkie te ataki mają ten sam cel: zniszczyć Kościół katolicki. A nam
nie wolno nawet publicznie się bronić, bo uchwalili sobie u nas, że
jest absolutna wolność wypowiedzi, choćby zabijającej człowieka, poza
jednym przypadkiem: poza wypowiedzią o Żydach, choćby obronną. Prawo to
występuje nawet w ONZ, gdzie wszelkie obrony są podciągane pod
"antysemityzm". Każdy rozumie, o czym to świadczy.

O całej umysłowości świadczy też taki fakt u nas, że ostatnio kilka
osób wystąpiło z zespołu "Tygodnika Powszechnego" w proteście przeciwko
temu, że tygodnik "przesuwa się na prawo", drukując m.in. artykuły
patriotyczne, nieponiżające polskości, artykuły profesorów: Zdzisława
Krasnodębskiego i Andrzeja Zybertowicza ("Gazeta Wyborcza", 16.01.2008
r.).

Bezpodstawne i uogólniane ataki na Polskę i na Kościół polski nie mogą
być niezauważone czy to przez państwo, czy to przez władze kościelne.
Toteż słuszna jest wypowiedź ks. kard. Stanisława Dziwisza o ostatniej
książce Grossa, choć ten i tak w polskim tekście zawarł mniej fałszów i
nienawiści niż w wydaniu angielskim za granicą. W postępowanie
prokuratury w ośrodku krakowskim nie wierzę.



Inwazja liberalizmu obniża moralność

W epoce liberalizmu zaznacza się coraz głębszy upadek moralności, nie
tylko na Zachodzie, ale już i w Polsce (ks. J. Bajda). Już nie poruszam
rzeczy tak drastycznych, jak bandyckie krzyżowanie człowieka ze
zwierzęciem w Anglii i wszystkie inne przestępstwa związane z życiem
ludzkim. Nie powtarzam już też przypadków choroby "brukselki", zarówno w
dziedzinie etycznej, jak i biurokratycznej, choć w tej ostatniej
wszelkie absurdy zostały dawno przekroczone, jak np. przepis o wyłażeniu
na drzewo. Dobrze, że nie było czegoś takiego w moim dzieciństwie,
żadnego owocu bym nie zerwał. Ale trzeba wspomnieć o zjawiskach bardziej
z dziedziny życia rodzinnego.

Otóż mimo wielkich wysiłków naszego dzielnego duchowieństwa w obronie
rodziny inwazja europejska, popierana przez nasz rząd, robi swoje.
Według statystyk, bodajże co druga para bierze u nas tylko ślub cywilny,
żeby było łatwiej się rozejść i żeby nie urządzać przyjęć weselnych.
Polacy w Anglii coraz więcej porzucają współmałżonków w kraju. Do
kościołów polskich zbyt dużo ludzi chodzi tylko z tradycji i dla
towarzyskiego spotkania się z innymi Polakami, w ślad za tym słabnie
dyscyplina moralna. Przy tym z powodu słabnącego funta coraz więcej
Polaków wyjeżdża już z Anglii do innych krajów. Do Polski nie wracają. W
ogóle emigranci robią się egoistyczni, mało społeczni, tracą żywe
uczucia patriotyczne, Ojczyzna staje się tylko przeszłością. Nie ma
wyższych idei kulturowych: jedynie mieszkanie, auto, telewizor i konto.

W Niemczech coraz więcej Polaków dokonuje apostazji od Kościoła, czyli
występuje z Kościoła, żeby nie płacić podatku kościelnego. Podatek ten
wynosi dodatkowo 8 proc. podatku państwowego, czyli jak ktoś ma zapłacić
podatku państwowego 1000 euro, to przyznający się do religii dopłaca
jeszcze 80 euro. Jako bezwyznaniowi deklaruje się wielu wyznawców
różnych religii, żeby nie dopłacać podatku religijnego. Kościół
katolicki podanie się za bezwyznaniowego traktuje jako wystąpienie z
Kościoła. Ale nasi biorą to sobie lekko. Gdy przyjeżdżają na urlop do
Polski, chodzą do kościoła, przyjmują sakramenty i kryją swoje
wystąpienie z Kościoła przed rodzicami czy innymi. Ale z Niemiec
przychodzą informacje o tym do parafii, gdzie robi się adnotację. Coraz
więcej Polaków przybiera postawę takich kombinatorów bez kręgosłupa
moralnego.

W Niemczech ludzie coraz częściej ulegają chorobie, którą można by
nazwać "brukselką". Kiedyś pewną grypę nazwano "hiszpanką", w Polsce
średniowiecznej chorobę weneryczną nazywano "chorobą galijską"
(francuską), w Gruzji zaś tę chorobę nazywa się "polską", tak na
Zachodzie pojawiła się choroba już nie fizyczna, lecz atakująca rozum,
wolę i zmysł realizmu. "Brukselką" można by nazywać całą postawę
skrajnie liberalną. Wspomnijmy drobny przykład. Otóż w Berlinie i w
Hamburgu zakłada się specjalne telefony, żeby dzieci mogły wezwać
policję "na pomoc", gdy któreś zostało upomniane przez rodzica, nie
mówiąc już o klapsie. Chorobliwość jawi się tu w tym, że dziecko poczęte
zabija się w glorii wolności matki, ale urodzonego upomnieć nie wolno,
bo dziecko jest wolne od wszystkiego. Różnych mutacji tej choroby jest
niezliczenie dużo.

Na jesieni oskarżono kilku żołnierzy polskich w Afganistanie, jakoby
świadomie i celowo zabili grupę cywilów, w tym i dzieci, w pewnej
afgańskiej wiosce. Gdyby to była prawda, to również byłoby świadectwo
zwyrodnienia moralnego Polaków. Tutaj jednak myślę - na podstawie analiz
dostępnych informacji - że mogła to być albo zwykła pomyłka w walce z
talibami, albo bezmyślny czy prowokacyjny rozkaz dowódcy amerykańskiego,
a następnie manipulacja mająca na celu usprawiedliwienie siebie przez
zrzucenie winy na Polaków. W każdym razie jest tu coś z prób zhańbienia
żołnierza polskiego. Stąd manifestacyjne aresztowanie naszych żołnierzy
było aktem nieprzemyślanej agresji.



O pokój i normalność

Prosty człowiek stawia sobie pytanie, czy w naszym życiu publicznym i
politycznym nie może być trochę pogody, normalności, pokoju i zgody. I w
nawie państwowej powinna się znaleźć życzliwość wzajemna, uczciwość,
prawda, dobroć, współpraca, harmonia. Przecież rządcy państwowi mogą
ograniczyć pychę, egoizm, arogancję, nieszczerość, stronniczość,
demagogię, gnębienie innych, no i żeby partie służyły narodowi i
państwu, a nie na odwrót. Ludzie władzy muszą zdobywać i rozwijać ową
"roztropność rządzenia" (prudentia gubernativa). Trzeba przeprowadzać
jakąś selekcję kandydatów na wysokie urzędy, rzadko kto bowiem się na
nie nadaje. W tak istotnych sprawach nie można cwaniaczyć. Przypominam
sobie, jak w 1943 r. we wsi Czarnystok przebywał w domu pewien znany
partyzant. Chłopcy donieśli mu, że we wsi są Niemcy, idą tutaj. On to
zlekceważył. Zagrał gieroja. Kiedy zobaczył Niemca już przed domem,
wyskoczył, chwycił visa, ale ten się zaciął i partyzant został
zastrzelony. Zgubiło go typowe polskie cwaniactwo. Być może, był pijany.

Władze poza tym powinny prowadzić - powiem może zaskakująco - mądrą i
głęboką pedagogię narodową względem całego społeczeństwa, nikogo nie
wyłączając. Powinny w tym korzystać z doświadczeń dwutysiącletniego
Kościoła i w tym go szeroko wspierać, nie idąc na smyczy ateizmu.
Kościół polski w II Rzeczypospolitej odegrał wybitną rolę dydaktyczną i
wychowawczą. W zakresie diecezjalnym można to poznać choćby z pracy ks.
prof. Edwarda Walewandra "Pedagogia katolicka w diecezji lubelskiej
1918-1939" (Lublin, KUL 2007). Dlaczego politycy dzisiejsi mają taką
silną alergię na mądrość wieków?

Pojawia się wreszcie pytanie, jak wyjść z dzisiejszego stanu
wyjątkowego. Najpierw nasuwa się jedna odpowiedź: nie na drodze walki z
Kościołem, czego chcą niektórzy ludzie nieprawi. Następnie katolicy
świeccy muszą się organizować od dołu, żeby odebrać łup diabłu (J.R.
Nowak, J. Tatol). Kto wmówił katolikom świeckim, że ich państwo nie
należy do nich, tylko do ateistów? Wobec różnych słabości obecnych
partii trzeba niewątpliwie myśleć o stworzeniu ruchu powszechnego,
zdrowego intelektualnie i moralnie. Ale przyznaję, że w tym jest sęk.
Doświadczyłem, jak nierzadko najszlachetniejsi katolicy i Polacy są
kompletnymi idiotami politycznymi. Przede wszystkim kłócą się, obrażają
na śmierć, i każdy jest "nieomylny", i każdy jest najważniejszy. Oni
jakoś źle rozumieją swoją religijność. Weźmy najdrobniejszy przykład.
Jakaś grupa kocha Chrystusa i Kościół, a także Ojczyznę, że gotowi oddać
życie, ale gdy w restauracji jeden chce niemieckiego sznycla, drugi
litewskie kołduny, a trzeci ruskie pierogi, to już tracą sympatię do
siebie nawzajem, a nawet się krytykują przed innymi. Co może więc
Polaków skleić? Żeby nie dopiero nowe nieszczęście i nowa okupacja,
brukselska! Może katolicy patriotyczni złączą się dopiero wtedy, kiedy
im Bruksela, a konkretnie Niemcy, określą, co mają myśleć, co miłować,
co jeść, co mówić, jak się ubierać, jak się bawić, jak wyrzucić polski
język i kulturę i jak służyć na łapkach wielkim panom i paniom
ateistycznym. A obawiam się, że ku temu idzie, bo rząd nie dopuści do
referendum na temat zrzeczenia się suwerenności na rzecz Niemców, a
zresztą jeśliby i dopuścił, to społeczeństwo jest już tak zmanipulowane,
że będzie głosowało tak, jak im każą obcojęzyczne media. Właśnie
dlatego i władze, i część hierarchii kościelnej zwalczają tak zajadle
wolne i polskie medium toruńskie.