Domagamy się szacunku dla wiary-biskup Henryk Tomasik

avatar użytkownika Maryla

"Mamy prawo domagać się, aby uszanowano nas, wiarę, Kościół, Pismo Święte i krzyż!" - wołał biskup Henryk Tomasik, który celebrował Mszę świętą przed kościołem garnizonowym w Radomiu.

Domagamy się szacunku dla wiary   Jakub Szymczuk/GN Biskup Henryk Tomasik

Liturgię sprawowano w 66. rocznicę uwolnienia blisko trzystu żołnierzy AK z okręgu radomsko-kieleckiego z więzienia UB w Radomiu.

W homilii bp Tomasik mówił, że każda epoka ma swoje problemy. "Dzisiaj także jesteśmy zatroskani o polską kulturę, także polityczną, polską szkołę i sytuacją dzieci i młodzieży, także w rodzinach. Jesteśmy zatroskani o to, co się dzieje w życiu publicznym" – powiedział biskup.

"Szkoda, że Polacy wciąż nie potrafią się szanować nawzajem. Bolejmy nad tym, że to co święte dla Polaków, krzyż i Pismo Święte bywa profanowane i okazuje się, że to nie jest niezgodne z prawem. Szkoda, że w naszej ojczyźnie są takie sytuacje. Nikt z nas nie ma prawa do nienawiści, chcemy szanować każdego człowieka, ale w pewnych sytuacjach chcemy powiedzieć non possumus - tak nie można! Świętość zawsze będzie świętością. Nigdy nie wolno chrześcijaninowi lekceważyć człowieka innej religii i wyznania. Mamy prawo domagać się, aby uszanowano nas, wiarę, Kościół, Pismo Święte i krzyż!" - wołał biskup radomski.

W dalszej części homilii nawiązał do wydarzeń sprzed 66 lat, kiedy to żołnierze AK z okręgu radomsko-kieleckiego odbili ok. 300 osób z ubeckiego więzienia w Radomiu. "Dziękujemy za ludzi mocnych miłością ojczyzny i drugiego człowieka, dziękujemy za te wzory. Od tych ludzi uczymy się takiej postawy, zakorzenia w polskiej historii i tradycji. Mocni w wierze i mocni w miłości do ojczyzny, to kierunek, drogowskaz, który staje przed każdym z nas" - powiedział bp Tomasik.

Po Mszy świętej uroczystości przeniosły się na ulicę Malczewskiego, gdzie na murze dawnego więzienia, a obecnie Kurii Diecezjalnej znajduje się pamiątkowa tablica ku czci żołnierzy Armii Krajowej, którzy uczestniczyli w akcji rozbicia więzienia Urzędu Bezpieczeństwa w Radomiu.

W opinii wielu historyków akcja w radomskim więzieniu była jedną z najpiękniejszych kart działalności podziemia niepodległościowego w Polsce. Akcją dowodził nieżyjący już porucznik Stefan Bembiński ps. "Harnaś". Zginęło wówczas siedem osób: dwaj milicjanci i dwaj żołnierze Armii Radzieckiej, funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego i dwaj cywile.

 

Etykietowanie:

4 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Udana akcja zbrojna oddziału

Udana akcja zbrojna oddziału Stefana Bembińskiego "Harnasia" 9 września 19545 r.
Na pół godziny AK-owcy opanowali Radom, zdobyli więzienie i uwolnili aresztowanych - Tadeusz M. Płużański
Wysłane sobota, 16, września 2006 przez Krzysztof Pawlak

Latem
1945 r. zbrojne poakowskie podziemie postanowiło rozbić dwie ubeckie
katownie: w Kielcach i Radomiu. Kielecka akcja, którą dowodził Antoni
Heda "Szary", była już wielokrotnie opisywana. Mniej znane jest
brawurowe uderzenie na Radom. 9 września 1945 r. oddziały pod dowództwem
Stefana Bembińskiego "Harnasia" na pół godziny opanowały miasto,
zdobyły więzienie i uwolniły aresztowanych, w większości swoich
organizacyjnych kolegów.


Stefan Bembiński "Harnaś" w wydanych
w 1996 r. wspomnieniach "Te pokolenia z bohaterstwa znane" pisał, że
latem 1945 r. w radomskim więzieniu "wczesnym rankiem wykonywano
codziennie wyroki śmierci. (...) Kat, Wacław Ziółek, występujący przy
wykonywaniu tej czynności w polskim mundurze porucznika, zjawiał się w
więzieniu po południu. (...) Kazał oddziałowemu otwierać cele ze
skazańcami i z korytarza przyglądał się im. Taksował każdego. Był dobrym
rzemieślnikiem. Za każdy wyczyn otrzymywał 600 do 700 ówczesnych zł.
Potem wychodził na zewnętrzne podwórko, sprawdzał, czy na drodze
przemarszu ze skazanym nie ma zanieczyszczeń, kamieni, kawałków żelaza
czy drewna. Z kolei kierował się do garażu. Sprawdzał, czy pętla dobrze
się zaciska, czy urządzenie uruchamiające zapadnię działa cicho i
sprawnie. Potem wychodził z więzienia i zjawiał się rano".

PLAN PRZYJĘTY
BEZ ZASTRZEŻEŃ


Przebywający
na wolności żołnierze antykomunistycznego podziemia długo się nie
zastanawiali - postanowili odbić swoich kolegów z rąk ubowskich
oprawców. Decyzja nie wzbudzała żadnych wątpliwości, trzeba było ją
tylko dobrze przygotować i wybrać odpowiedni moment (już wcześniej
podejmowano próby zdobycia więzienia w Radomiu, ale akcje skończyły się
niepowodzeniem). Nie można było przy tym zbytnio zwlekać, aby od tortur i
śmierci ocalić jak najwięcej AK-owców.
Stefan Bembiński "Harnaś"
wspominał: "Tak zginął mój żołnierz z wywiadu Sławiński z Brodu, kaleka.
Nigdy nie zrozumiałem, jakie zarzuty mogli mu postawić ubowcy. Tak
mężnie zginął Kazimierz Markwat, bardzo dobrze zapowiadający się
artysta-grafik. (...) Należało więc, o ile się da, przyspieszyć nasze
działanie na więzienie w Radomiu. Przekazałem ppłk. Zygmuntowi
Żywockiemu »Wujkowi« [oficer AK, wówczas inspektor Delegatury Sił
Zbrojnych na Kraj - TMP], że jestem gotów, proszę tylko o dokładne dane
wywiadowcze co do służb łubowskich, enkawudowskich oraz wojsk
przeciwnika. (...) Oddział mój wzmocniony 30-osobowym oddziałem NOW
Adama Gomuły »Beja«, podporządkowanym mi od maja 1945 r., liczył razem
około 110 żołnierzy; do tego należy dodać około 25 żołnierzy z podobwodu
Szydłowiec pod dowództwem Henryka Podkowińskiego »Ostrolota« (...) Ppłk
Zygmunt Żywocki »Wujek« przyjął mój plan bez zastrzeżeń".
Akcja
wyznaczona została na 9 września 1945 r., około godz. 20.00. Podzielono
się na kilka grup: grupa szturmowa i grupy ubezpieczające, które
obstawiły budynek Urzędu Bezpieczeństwa, komisariatu MO oraz pilnowały
skrzyżowań ulic i głównych dróg dojazdowych do miasta. Dodatkowym
wsparciem było około 15 żołnierzy z radomskiej konspiracji, których
zadaniem było dokonywanie w różnych częściach miasta działań
dywersyjnych.
Stefan Bembiński "Harnaś": "Ppłk Zygmunt Żywocki
»Wujek« z całym naciskiem podkreślił żądanie, aby oszczędzać w walce
życie, o ile się da, nie tylko własnych żołnierzy, ale także
przeciwnika. Nie wolno w czasie akcji atakować siedzib milicji, ubowców,
enkawudowców i wojska. Zadaniem jest zdobyć więzienie i uwolnić
więźniów".

"BĘDZIEMY WOLNI!"

Wyznaczonego dnia, 9
września, żołnierze dowodzeni przez "Harnasia" wjechali czterema
wojskowymi samochodami do centrum Radomia. Po otrzymaniu informacji od
wywiadowcy, że w mieście nie ma dodatkowych sił ubowskich, przystąpiono
do akcji.
Jeden z żołnierzy "Harnasia", Jan Pająk "Sęp" (po akcji na
więzienie aresztowany i sądzony, na wolność wyszedł w 1947 r.)
wspominał: "Wóz naszej grupy szturmowej przejechał powoli obok więzienia
i minął bramę oraz skwerek, na którym dojrzeliśmy grupę umundurowanych
ludzi. Po przejechaniu jeszcze około dwudziestu metrów, wóz zatrzymał
się. Wyskoczyliśmy wszyscy przez otworzoną wcześniej tylną klapę i
pobiegliśmy. Ostrzelani przez nas mundurowi rozbiegli się w popłochu, a
my znaleźliśmy się pod bramą".
Stefan Bembiński "Harnaś": "Grupa
uderzeniowa doskoczyła w pobliże drzwi wejściowych więzienia. Andrzej
Szymański podał gamona kapr. »Żandarmowi«, ten uzbroił gamona, przylepił
do stalowych drzwi. Odskoczyli. Nastąpił wybuch. Wtargnęli do środka.
Obsługa więzienna oddała klucze".
Żołnierz "Harnasia", Henryk
Skurkiewicz "Olszak", w lutym 1945 r. aresztowany przez UB, sądzony
razem z 44 innymi AK-owcami, skazany na dwa lata więzienia i osadzony w
radomskiej katowni (po uwolnieniu 9 września ukrywał się), opowiadał o
sytuacji wewnątrz zdobywanego więzienia: "Już po zapadnięciu zmroku
usłyszeliśmy strzały w pobliżu więzienia. Było nas w celi siedmiu.
Porwaliśmy się wszyscy na równe nogi. Nie wiem, jak inni, ale ja od razu
wiedziałem, co to oznacza. Usłyszeliśmy okrzyki »hurra, hurra« i -
potężny wybuch, który wstrząsnął budynkiem. Właśnie wysadzono bramę. Idą
po nas! Będziemy wolni! Radość, radość nie do opisania!".

Z WIĘŹNIÓW ZNOWU ŻOŁNIERZE

Jan
Pająk "Sęp" opisywał dalszy przebieg akcji: "Po wywaleniu bramy
wpadliśmy hurmem do środka i przez podwórze przedostaliśmy się na
więzienne korytarze. Strażników znaleźliśmy w dyżurnym pokoju. Nie
stawiali oporu, zachowywali się spokojnie. Klucze oddali od razu. Jeden z
nich otwierał nam cele, w których siedzieli AK-owcy".
Stefan
Bembiński "Harnaś": "Strażnik więzienny Franciszek Małecki z własnej
woli pomagał otwierać cele. Potem dostał za to wyrok: kilka lat
więzienia. Obsada niektórych cel uwolniła się sama, wyważając drzwi przy
pomocy desek z rozbitych prycz. Uspokojony faktem, że szturmujący
partyzanci są już w środku więzienia, przeszedłem ulicę i zająłem
stanowisko dowodzenia, mając przy sobie część drużyny osłonowej i poczet
dowódcy. Co chwila dobiegali gońcy z ubezpieczeń meldując, że wszystko
przebiega według planu".
Jan Pająk "Sęp" mówił dalej: "Cel z
kryminalistami nie otwieraliśmy, ale oni - widząc co się dzieje - sami
wyważali drzwi ławami i uciekali. Strażnik pokazał nam wtedy jednego volksdeutscha,
skazanego na śmierć, radząc zabrać go ze sobą, gdyż w przeciwnym
wypadku może uniknąć zasłużonej kary. Zrobiliśmy według jego rady i
później, za miastem, wykonaliśmy na zdrajcy wyrok".
Henryk
Skurkiewicz "Olszak": "Nie czekając na pomoc z zewnątrz - wywaliliśmy
drzwi ciężką, olbrzymią ławą i wybiegliśmy na korytarz. Usłyszałem wtedy
wołanie »Olchy«, kolegi z oddziału: - Gdzie »Olszak«? Odezwij się! -
Słyszałem, jak wypytywał o mnie, zawiedziony, że nie znalazł mnie w celi
nr 1, z której przed kilkoma dniami przeniesiony zostałem do celi numer
23 na drugim piętrze. Kiedy mnie szukał - już zbiegłem po schodach.
Przywitanie nasze było radosne i serdeczne. Nie było jednak czasu na
rozmowy! Dostałem bergmana i włączyłem się do akcji. Byłem znowu
żołnierzem, nie więźniem".

BRAWO ARMIA KRAJOWA!
NIECH ŻYJE WOLNA POLSKA!


Tymczasem
w mieście żołnierze "Harnasia" obstawiali ustalone wcześniej punkty,
aby zabezpieczyć ewakuację uwolnionych więźniów i ochronić akcję przed
ewentualnym kontruderzeniem przeciwnika.
Tak o sytuacji w opanowanym
przez żołnierzy podziemia Radomiu opowiadał uczestnik akcji, Stefan
Jabłoński "Żubr" z oddziału Henryka Podkowińskiego "Ostrolota" ("Żubr"
brał wcześniej udział w rozbijaniu więzienia w Kielcach, potem
aresztowany i więziony, zmarł w 1989 r.): "Idąc Rwańską w stronę ulic,
które mieliśmy blokować (Bernardyńska, Lekarska, Bóżnicza) - natknęliśmy
się na tłum ludzi. Nie wiem, czy dlatego, że był to niedzielny wieczór,
czy też z powodu gęstej strzelaniny, ale na uliczkach Starego Miasta
zgromadziło się bardzo dużo ludzi. Walili Rwańską jak wezbrana rzeka.
Żeby szybko przejść - musieliśmy wołać do nich: - Padnij, padnij! - i
strzelaliśmy w powietrze. Padali rzeczywiście, a my, prawie po ich
plecach, przebiegaliśmy dalej".
Zbigniew Cichoń "Skromny" (po akcji
na więzienie aresztowany, sądzony, w więzieniu doprowadzony do załamania
nerwowego, na wolność wyszedł w 1947 r.) zapamiętał jeszcze inne
wydarzenie: "Obserwowaliśmy z kolegami reakcję przypadkowych
przechodniów, a potem publiczności, wychodzącej po przedstawieniu z
cyrku. Na placu Jagiellońskim (Zwycięstwa) była ustawiona buda i w tym
właśnie dniu, z jakiegoś powodu - może awarii światła - przedstawienie
rozpoczęło się z opóźnieniem i ludzie wyszli na zewnątrz w czasie
trwania akcji w więzieniu. Zaciekawieni i jednocześnie zatrwożeni
strzelaniną - tłoczyli się i pchali w niepożądanym przez nas kierunku.
Trzeba było nimi pokierować, żeby nie dostali się w pole ostrzału. Z
kilkoma kolegami otrzymaliśmy polecenie zejścia z posterunku i
zawracania ludzi w kierunku przeciwnym. Mówiliśmy im: - To jest akcja
żołnierzy Armii Krajowej na więzienie, uwalniamy naszych kolegów. Cały
Radom jest w naszych rękach. Idźcie do domu, bo kule nie wybierają. -
Niektórzy niechętnie, inni skwapliwie, wyraźnie przestraszeni,
odchodzili w kierunku ulic Kelles-Krauza i Focha, które im
wskazywaliśmy. Wielu z nich głośno wyrażało radość i uznanie: - Brawo
Armia Krajowa! Niech żyje wolna Polska! - Kiedy uporaliśmy się z
maruderami, wróciliśmy na swoje stanowiska".
Władysław Radulski
"Renoma" (wcześniej żołnierz Brygady Wileńskiej Zygmunta Szendzielarza
"Łupaszki", od 1944 r. członek oddziału Henryka Podkowińskiego
"Ostrolota", a po akcji na radomskie więzienie podkomendny oddziału WiN
Franciszka Jaskólskiego "Zagończyka", w 1949 r. aresztowany , skazany na
karę śmierci, zamienioną na 10 lat, w więzieniu traktowany wyjątkowo
brutalnie, na wolność wyszedł w 1956 r.) opowiadał o kolegach, rannych w
walce pod więzieniem w Radomiu: "Zobaczyłem, jak »Piorun« odprowadzał
rannego »Sokoła«, a dwaj inni koledzy - »Andrzeja«. Odeszli do przodu, a
pod moją opieką pozostali ciężko ranni - »Józio« z przestrzelonym
kręgosłupem i »Słowik« z poharatanym brzuchem. Z początku w transporcie
rannych pomagali uwolnieni więźniowie, ale zanim dotarliśmy do ulicy
Mlecznej (Świerczewskiego), większa ich część rozbiegła się. Ranni,
niesieni przez nas na razie na rękach, jęczeli i broczyli krwią. Nie bez
wysiłku dotarliśmy do dzielnicy Kaptur i tam ułożyliśmy ich na
wymoszczonym wozie, zarekwirowanym chwilowo piekarzowi. Jakiś
sanitariusz pobiegł i z grubsza opatrzył rannych. Zostaliśmy trochę w
tyle, obawiałem się nawet, żeby nas znienacka nie zaatakowano".

"DZIĘKUJĘ I ŻYCZĘ SZCZĘŚCIA"

Dowódca
Stefan Bembiński "Harnaś", od początku kierujący akcją z budynku
naprzeciw więzienia, pisał o wyprowadzaniu ludzi z murów katowni:
"Ustawienie w czwórki oswobodzonych, zaprowadzenie jakiegokolwiek
porządku trwało długo. Z okien nad nami oklaskami i okrzykami dziękowali
nam Radomianie. Z więzienia wybiegł pchor. Wacław Biernacki »Zawój«,
meldując, że akcja zakończona. Poleciłem trębaczowi dać sygnał o
zakończeniu akcji. Wystrzelono pociski z rakietnicy. Bardzo wzruszony
ruszyłem, prowadząc kolumnę przez plac Jagielloński na ukos do ul.
Struga. (...) Dochodzimy wreszcie do Sportowej. Mówimy uwolnionym
kolegom, że ci, którzy mogą dojść do swoich znajomych, do wsi, byle nie
do swoich domów, są wolni. Zostaną ze mną tylko oficerowie, z którymi w
najbliższych dniach pragnie mówić ppłk Zygmunt Żywocki »Wujek«.
Przypominam im, że UB zrobi wszystko, aby ich odnaleźć. Dziękuję i życzę
szczęścia".
Akcja zakończyła się sukcesem. Więzienie rozbito,
więźniowie zostali uwolnieni, a przeciwnik nie zdążył przyjść z pomocą
zaskoczonym radomskim ubekom, milicjantom i enkawudzistom.
Stefan
Bembiński "Harnaś" podsumowuje: "Nie znam dokładnej liczby uwolnionych
więźniów. Jerzy Ślaski w swym wspaniałym dziele pt. »Polska Walcząca«
przytacza liczbę około 300 osób. Myślę, że tylu uwolniliśmy. (...)
Według oceny naszego wywiadu, siły przeciwnika w Radomiu łącznie
wynosiły około 3000 ludzi. Nie jest to liczba zawyżona. Biorąc pod uwagę
niewspółmierność sił obu stron, taktyka zastosowana przez nas w tej
akcji, to jest bezwzględna blokada wszystkich potencjalnych ognisk
zapalnych przeciwnika poza więzieniem, była taktyką jedynie słuszną".
A straty własne? W akcji na radomskie więzienie zginęło trzech żołnierzy Armii Krajowej.

SKAZANI ZA ARMIĘ KRAJOWĄ

Władysław
Radulski "Renoma": "Zastanawiałem się nieraz, dlaczego nikt nas nie
zaatakował w chwili odwrotu. Widocznie bardzo skutecznie
spacyfikowaliśmy przeciwnika. A przecież był wtedy w Radomiu w rezerwie 2
pułk artylerii. Jego dowódcą był Paskiewicz, brat generała, który
zyskał ponurą sławę pacyfikując Białostocczyznę i Olsztyńskie w latach
1947 - 1950. Pułk w ogóle nie ruszył się z miejsca. Dopiero po tygodniu
miała miejsce wielka obława, przeprowadzona przez jednostki radzieckie i
KBW".
Wkrótce Stefan Bembiński "Harnaś" i Zygmunt Żywocki "Wujek"
zostali aresztowani przez bezpiekę i ostatecznie trafili do więzienia na
Rakowieckiej w Warszawie. Przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie
sądził ich znany kat AK-owców, żyjący do dziś stalinowski sędzia
Mieczysław Widaj. Głównym zarzutem, jaki im przedstawiono, był udział "w
związku Armii Krajowej mającym na celu obalenie demokratycznego ustroju
Państwa Polskiego".
Stefan Bembiński "Harnaś" opowiadał o procesie:
"Dwudziestego szóstego lutego 1946 roku, około godziny 9 wywołano mnie z
celi. Oddziałowy w pasie i w czapce wyprowadził mnie z X Pawilonu do
pomieszczenia, które okazało się być jadalnią dla służby więziennej.
(...) Wyrok był już przed rozprawą postanowiony, bo wysoki sąd w czasie
rozprawy ignorował mnie zupełnie, jakbym już nie istniał. (...) Około
godz. 20 oddziałowy w pasie i w czapce zabrał mnie do innego tym razem
pomieszczenia, w tym samym skrzydle więzienia. Był to jakiś pokój
biurowy. Przewodniczący sądu monotonnym głosem czytał wyrok i
uzasadnienie. Przełożony mój, ppłk Zygmunt Żywocki »Wujek« otrzymał
łącznie 10 lat więzienia, ja łącznie - karę śmierci i pozbawienie
wszelkich praw na zawsze. Trochę zawirowało mi w głowie, jak po
uderzeniu obuchem, ale stałem". W akcie oskarżenia nie mogło zabraknąć
"gwałtownego zamachu na więzienie w Radomiu": "obaj oni zorganizowali i
wzięli udział w uwolnieniu w dniu 9 września 1945 r. z więzienia w
Radomiu więźniów przy czym działały partyzantki: »Beja«, »Ostrolota« i
»Sokoła«, a ofiarami akcji padło 5 osób: trzy osoby cywilne i 2-ch
milicjantów. Oskarżeni wyjaśniali tę akcję chęcią oswobodzenia kolegów,
musieli się jednak liczyć z następstwami takich przedsięwzięć i te ich
obciążają".
Inni żołnierze "Harnasia" też ponieśli surowe
konsekwencje. Mieczysława Brewczyńskiego komunistyczne sądy (aż dwa)
skazały w 1946 r. na łączną karę dożywotniego więzienia (zmienioną
następnie w drodze amnestii na karę 15 lat więzienia) za to, że "był
członkiem nielegalnej organizacji AK, mającej na celu przemocą zmienić
ustrój Państwa Polskiego", a wśród wielu zarzutów wymieniono akcje na
więzienie w Kielcach i Radomiu. W 1993 r. sąd III RP uznał wyroki
stalinowskich sądów na Brewczyńskiego za nieważne, gdyż "wnioskodawca
został skazany za samą przynależność do organizacji AK, która - jak
wiadomo - była organizacją walczącą o niepodległą i suwerenną Polskę".

POTĘPIĆ STALINIZM

Stefanowi
Bembińskiemu "Harnasiowi" komuniści złagodzili wyrok, kolejno - na
dożywocie i na 10 lat więzienia. Przetrzymywany w Rawiczu i we Wronkach,
na wolność wyszedł w 1952 r., ale przez lata był szykanowany, nie mógł
znaleźć pracy. Po Październiku 1956 r. organizował w Radomiu oddział
ZBoWiD-u i pełnił funkcję jego prezesa. W latach 80. zaczął działać w
"Solidarności", m.in. jako przewodniczący Sekcji Żołnierskiej przy
Zarządzie Regionu Ziemia Radomska.
Pozostali uczestnicy radomskiej
akcji po wyjściu z więzienia też byli represjonowani i mieli kłopoty ze
znalezieniem pracy. Wielu - tak jak "Harnaś" - włączyło się następnie w
ruch "Solidarności" i za działalność niepodległościową byli internowani w
stanie wojennym.
W pierwszych wolnych wyborach do Senatu Stefan
Bembiński został wybrany senatorem ziemi radomskiej, z ramienia Komitetu
Obywatelskiego.30 sierpnia 1989 r. na uroczystym posiedzeniu z okazji
50. rocznicy wybuchu II wojny światowej powiedział m.in.: "Ofiara krwi
żołnierzy Września, walka i ogromne straty poniesione przez Naród Polski
w okresie okupacji niemieckiej są tak wielkie, że możemy stwierdzić:
nikt nam wolności nie darował. Myśmy ją sami wywalczyli, a stwierdzenie
to tym bardziej podkreśla tragiczną sytuację naszego społeczeństwa, w
jakiej znalazło się ono od połowy 1945 do mniej więcej 1956 roku. Okres
ten, okres zbrodni i pogardy dla społeczeństwa polskiego, musi trwać w
pamięci narodu po to, aby nigdy więcej nie powtórzyły się podobne
zbrodnie dokonane przez Polaków na Polakach. Dlatego proszę, aby właśnie
teraz dostojny Senat, najwyższe gremium Rzeczypospolitej, wybrane w
pierwszych wolnych wyborach, uchwałą swoją potępił ów hańbiący okres i
ludzi, którzy go tworzyli. Czas najwyższy skończyć z anonimowością,
przemilczeniami i fałszerstwami".

TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKI

W
artykule wykorzystałem wspomnienia Stefana Bembińskiego "Harnasia": "Te
pokolenia z bohaterstwa znane", wyd. przez Społeczny Komitet przy
Światowym Związku Żołnierzy Armii Krajowej, Okręg Radom, 1996 r., i
innych uczestników akcji, zawarte w książce Danuty Suchorowskiej "Rozbić
więzienie UB! Akcje zbrojne AK i WiN 1945-1946", wyd. Agencja
Omnipress, 1999 r.

Tekst pierwotnie (w okrojonej formie) ukazał się w tygodniku "Najwyższy CZAS!"

Publicystyka Tadeusza M. Płużańskiego na ASME.

http://www.asme.pl/115842748228339.shtml

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. 752-10_Miejsca

Fotografie archiwalne pochodzą z wystawy „Radom i okolice w latach wojny ...
Tablice pamięci w kościołach .... starcia z żołnierzami Armii Krajowej na sta- ...
Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. ... odsłonięto tablicę pamiątkową
poświęconą ... kara 10 lat więzienia i konfiskata mająt- ku. W Radomiu istniały
dwa obozy ...

http://www.radom.pl/data/other/radom_miejsca_pamieci.pdf


Żołnierz polski walczył i umierał ... z nich jest to, co miało miejsce na Westerlatte,
z którymi musi się zmierzyć każde ... W Eucharysti uczestniczył były marszałek
sej- mu Maciej Płażyński oraz kierownik Urzędu ds. ..... skup Polowy poświęcił
tablicę pamiątkową .... w Radomiu. ..... poświęcenia i odsłonięcia obelisku ku czci ...

http://www.ordynariat.wp.mil.pl/plik/file/NS/386.pdf

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

3. Wykluczanie katolików Ks.

Wykluczanie katolików

Ks. prof. Czesław S. Bartnik

teolog, filozof

W świecie zachodnim występuje groźna
sekwencja antyreligijna: humanizm, oświecenie, rewolucja francuska,
rewolucja rosyjska i dziś rewolucja liberalno-postmodernistyczna,
niszcząca już prawie wszystko. Trzeba zauważyć, że ostrze tych rewolucji
jest zwrócone przeciwko chrześcijaństwu, a szczególnie przeciwko
katolikom. Stąd poszerza się ich wykluczanie z życia publicznego,
społecznego, politycznego, kulturalnego, artystycznego i w ogóle z życia
państwa i narodu.

Wykluczanie polityczne
Najbardziej
rzuca się dziś w oczy wykluczanie Kościoła i katolików z życia
politycznego, i co dziwne - zdecydowana większość katolików, świeckich i
duchownych, uważa to za normalne i słuszne. Uznają, że to dla dobra
religii. Nie mają orientacji społeczno-politycznej. Wykluczanie
katolików dziś legitymizowane jest ideą i praktyką sekularyzacji, czyli
"wyrzuceniem Boga ze świata" (saecularis - należący do tego świata bez
odniesienia do Boga).
Sekularyzacja ta nie jest jeszcze wszędzie jednakowo zaawansowana, ale ogólnie ma ona trzy zakresy:
W zakresie najszerszym jest to w ogóle negacja Boga i etyki religijnej, czyli ogólnoludzkiej.
Drugi zakres to prywatyzacja religii i moralności w sensie wyrzucenia ich z forum publicznego, państwowego i światowego.
Sekularyzacja
w najwęższym zakresie to "odpolitycznienie" religii i moralności, czyli
wyrzucenie ich z dziedziny polityki, z możliwością pozostawienia ich w
innych dziedzinach (prof. Zdzisław Krasnodębski).
Te różne zakresy
wykluczania, głównie katolików i Kościoła katolickiego, dokonują się
przede wszystkim we Francji, w Hiszpanii, Anglii, Belgii, Niemczech,
Austrii i w USA. Towarzyszy temu odrzucanie katolickiej koncepcji Boga,
człowieka, społeczności, rodziny, narodu i Dekalogu. W dziedzinie
moralnej zatem uprawomocnia się panseksualizm, aborcjonizm,
eksperymentowanie na embrionach, in vitro, środki poronne, eutanazja,
ustalanie limitów populacyjnych narodów i państw, odrzucenie instytucji
małżeństwa i rodziny, w tym także konieczności więzi między rodzicami a
dziećmi, układy homoseksualne, negacja wychowania duchowego i inne, a w
ogóle to negacja grzechu: nie ma grzechu, są tylko przestępstwa prawne w
społeczeństwie. Człowiek bez Boga ma uzyskać absolutną wolność. Kiedy w
roku 1992 głosiłem w Kraśniku Fabrycznym kazanie prymicyjne w obecności
niemieckich katolików i mówiłem o potrzebie włączania się Kościoła,
duchowieństwa i katolików świeckich w budowanie nowego państwa
polskiego, to goście byli bardzo poruszeni i twierdzili, że u nich taki
głos byłby nie do pomyślenia. Istotnie, kiedy ks. kard. Joseph Ratzinger
został w 2005 r. wybrany na Papieża, to pewien dziennik niemiecki
wynajął sześciu dziennikarzy, żeby szukali haków na niego w jego
życiorysie.
W Ameryce z kolei katolicy są coraz wyraźniej obywatelami
drugiej kategorii. Przede wszystkim nie są dopuszczani do wyższych
stanowisk i urzędów, a jeśli komuś się to uda, to jest bardzo śledzony,
kontrolowany i krytykowany przez liberałów, socjalistów, protestantów i
masonerię żydowską. Nastawienie ogólne tych sił dobrze obrazuje napis na
obelisku na najwyższym wzgórzu k. Elbert w stanie Georgia, zredagowany w
1980 r. w duchu masońskim z 10 "przykazaniami" dla ludzkości: "1.
Utrzymujcie populację poniżej 500 mln w trwałej równowadze z przyrodą.
2. Kierujcie mądrze reprodukcją, wzmacniając sprawność i zróżnicowanie.
(...) 10. Nie bądźcie rakiem na Ziemi - pozostawcie miejsce dla natury"
(A. Pilote, "Michael" nr 62, 2011).
W Australii z kolei Partia
Zielonych wyraźnie dąży od 1992 r. do usunięcia z państwa religii,
Kościołów i Dekalogu, by na ich miejsce wprowadzić kult przyrody. Taka
jest zresztą ogólnie idea ekologów na świecie.
W Hiszpanii, gdzie
ostatnio liczba katolików spadła z 90 do 73 proc., tworzy się przeciwko
katolicyzmowi związek złożony z homoseksualistów, feministek, masonów,
socjaldemokratów, Zielonych i obecnego rządu. Państwo i polityka są
tylko dla niekatolików, czyli dla publicznych ateistów, w rządzie zaś
jest tylko jeden katolik, i to niepraktykujący. Coś to i nam przypomina.
Podobnie
zaczyna się dziać i w innych krajach chrześcijańskich. Ciekawe, że i do
naszych czasów doskonale odnosi się charakterystyka społeczeństwa
angielskiego i indyjskiego z czasów Mahatmy Gandhiego (zm. 1948),
słynnego hinduskiego moralisty, który wymienił siedem grzechów głównych
owych społeczeństw. Są to:
1. Bogactwo bez pracy.
2. Przyjemności bez sumienia.
3. Wiedza bez charakteru.
4. Biznes bez moralności.
5. Nauka bez człowieczeństwa.
6. Religia bez gotowości do ofiary.
7. Polityka bez zasad.
Ale dziś jest jeszcze gorzej.
A w Polsce?
Katolicy
polscy, nazywani już pogardliwie "katolami", na podobieństwo do
"kiboli" jako złych kibiców piłki nożnej, zostali wykluczeni z budowy
nowego państwa polskiego już przy Okrągłym Stole, choć długo trzymano to
w tajemnicy i realizowano powoli i ostrożnie, żeby "idiotów" nie
spłoszyć. Dziś zaś owi zdobywcy Polski bardzo się obawiają, żeby nagle
polskość i katolickość nie odżyły w polityce na kanwie PiS i dlatego PO,
SLD, PSL i różni ateiści publiczni wyraźnie w tym celu zaczęli
współpracować. Z naszego punktu widzenia chciałoby się przytoczyć słowa
Pisma Świętego: "Powstali królowie ziemi i książęta zeszli się razem
przeciw Panu i przeciw Jego Pomazańcowi, Herod i Poncjusz Piłat z
poganami i pokoleniami Izraela" (Dz 4, 26). I oto niektóre przypadki
takiego czy innego wykluczania katolików polskich z życia politycznego i
państwowego.
Już od paru lat różni polityczni prominenci głoszą, że
do wolności Polski przyczynili się wszyscy: reformatorzy partii
komunistycznej, sami komuniści, Michaił Gorbaczow, Żydzi polscy,
robotnicy... ale nie katolicy i nie Kościół; nawet trochę Jan Paweł II,
ale bez Kościoła polskiego. Jest to bezczelne plucie katolikom w twarz.
Coraz
częściej katolików prawowiernych i przestrzegających etyki
ewangelicznej różne media przedstawiają z tego powodu jako "ciemnych i
zacofanych", jako obywateli "niegodnych dzisiejszej Polski". W ogóle
jeśli ktoś manifestuje swoją katolickość w życiu publicznym, a zwłaszcza
przynależność do opozycji, to często nie jest dopuszczany do wyższych
stanowisk, nie jest nagradzany, nie przyjmuje się jego wypowiedzi w
oficjalnych mediach, a nawet wyrzuca się go z pracy lub grozi się
wyrzuceniem. I często wykorzystuje się przeciwko Kościołowi, jak za
komuny, apostatów z Kościoła lub kapłaństwa. Jakże słusznie pisze też
ks. abp Stanisław Gądecki, że "w naszej prezydencji nie ma żadnej
obecności religii i Kościoła". Ponadto przed wyborami niektórzy ludzie z
PO i SLD nie mogą się powstrzymać, żeby nie grozić katolikom, że po ich
zwycięstwie w wyborach katolików i cały Kościół bardzo "przycisną". Są
też karceni przez prezydenta biskupi patriotyczni za kazania
patriotyczne i są wywierane naciski, żeby byli wybierani liberalni.
Wiadomo, że złe nominacje bardzo osłabiają każdą społeczność. Ale póki
co wszyscy udają wielce tolerancyjnych wobec nas, a niemal wszyscy udają
bardzo katolickich prywatnie. Nawet wrogi Kościołowi SLD podkpiwa sobie
z nas, że uzyska duże poparcie "idiotów" katolickich.
Wielkim
obrazem ohydy antykatolików są szerzące się różnego rodzaju bluźnierstwa
przeciwko Bogu, Chrystusowi, Matce Bożej - z wulgaryzmami żołdaków
bolszewickich, przeciwko Janowi Pawłowi II, ks. Jerzemu Popiełuszce i
innym naszym świętościom. Aż nie sposób tych rzeczy wyliczyć, bo i
zresztą media nie wszystkie podają. Jan Paweł II przygnieciony kamieniem
słabości kościelnej. Genitalia na Krzyżu Chrystusa, plugawe
bluźnierstwa pod krzyżem smoleńskim i sikanie na jego czcicieli,
niewątpliwie za przyzwoleniem, przynajmniej domyślnym, władz państwowych
i samorządowych, atak na uczestników Liturgii w Częstochowie, odwrotnie
zinterpretowany przez czynnik państwowy. Krytyka budowania kościołów i
pomników religijnych. Szyderstwa z Kościoła i zakonów, że chcą odzyskać
mienie zrabowane przez komunistów. Stałe pomawianie duchownych bez
dowodów na grzechy i ogłaszanie imion i nazwisk wraz z podejrzeniem, i
to w sytuacji, gdy nie czyni się tego wobec niewątpliwych zabójców.
"Kapelanka" pewnego dziennika prawie codziennie lży Kościół,
duchowieństwo i gorliwych katolików. A "kapelan" tegoż dziennika
"objawił", że ks. Popiełuszko nie miał atutów do beatyfikacji, bo był
nietolerancyjny, laicka etyka marksistowska i ateizm były dla niego
zaprzeczeniem prawdy i wolności, a ratowało go tylko to, że ateiści
marksistowscy nie szanowali wówczas cudzej wolności. Było w radiu
parodiowanie słów: "Boże, coś Polskę". I często pojawiają się kpiny z
tych, którzy publicznie wzywają Boga. Na Kongres Kultury z racji
polskiej prezydencji w UE są przygotowywane m.in. pewne wystąpienia
umyślnie ośmieszające czy nawet poniżające Polskę. Przeciwnicy
katolicyzmu polskiego za tej koalicji wprost szaleją - i wszystko im
wolno.
Ostatnio jest na wokandzie lider satanistycznego zespołu
muzycznego Behemoth, który wygrał proces z oskarżenia katolików po tym,
jak w roku 2007 darł na scenie Pismo Święte, nazywając je "zbiorem
kłamstw" i rzucając strzępy widzom z wulgarnymi słowami o Biblii.
Behemoth to po hebrajsku hipopotam lub koń nilowy, ale w literaturze
religijnej był symbolem szatana (np. Hi 40, 15-24). Teraz sąd uznał, że
zachowanie to było zgodne "z formą sztuki i poetyką grupy Behemoth".
Kosztami rozprawy zostali obarczeni katolicy. Z kraju robi się istny dom
wariatów. Lider zespołu został nagrodzony przez KRRiT występem w TV
publicznej. Wolno bluźnić przeciwko Bogu, nie wolno natomiast "bluźnić"
przeciwko szatanowi. I ta idea może pójść na eksport. Nasz rząd ma w
ramach UE wesprzeć Libię tylko milionem złotych, ale przede wszystkim ma
Libijczyków uczyć "demokracji". Ma więc speców. Taki ktoś będzie rwał
Koran na występach, obrzucał wulgaryzmami Mahometa, a może i Allaha - i
tak będzie Libijczyków uczył demokracji, tolerancji i samokrytycyzmu. A
gdyby Libijczycy zaskarżyli go do naszego sądu, wprzód go nie zabiwszy,
to otrzymaliby wyrok, że wszystko odbyło się zgodnie "z poetyką
liberalnej twórczości", która już "zło uważa za dobro", a oni są
zakutymi łbami. Gdyby zaś Libijczycy starali się o telewizję cyfrową, to
nasza KRRiT odpowiedziałaby, że przyzna ją, ale Izraelitom na terenie
Libii, a nie muzułmanom, bo religia nie ma nic do życia publicznego. No,
chyba że Libijczycy wyrzekliby się islamu i poparli PO. Taka już u nas
poetyka i logika.
Właśnie, u nas według tej "poetyki" KRRiT od wiosny
nie chce przyznać Telewizji Trwam miejsca na multipleksie cyfrowym,
choć niektórym innym przydzielono już po kilka. "Przeszkody" są
zmyślone. Głównym powodem jest to, że Telewizja Trwam jest katolicka i
patriotyczna, no i nie popiera wprost PO. Jest to, oczywiście, szantaż
przedwyborczy w naszej "demokracji" w kraju, gdzie jest ok. 90 proc.
katolików. Tyle że katolicy społecznie i politycznie śpią i czekają jak
"rycerze w Tatrach". Tymczasem Polska robi się gettem dla katolików.
Zresztą wiele społecznych instytucji katolickich jest ciągle
lekceważonych, kontrolowanych, a nawet straszonych, jak np. dzieła o.
dr. Tadeusza Rydzyka, który jest ostentacyjnie wykluczany od lat przez
czynniki państwowe, i nie tylko, za opieranie się pseudoliberalizmowi,
za utrzymywanie katolicyzmu na forum publicznym i za budzenie miłości do
Polski, co dla obłędnych nurtów dzisiejszych jest nie do zniesienia. Za
o. Tadeuszem Rydzykiem są wykluczane bodajże miliony najlepszych
Polaków. Przy tym władze państwowe nieraz twierdzą, że i Episkopat jest
za nimi. Słabo natomiast ściga się faktyczne i groźne afery państwowe,
których w 2010 roku było 400, a nie słychać, żeby choć parę z nich
wyjaśniono.
Członkowie naszego rządu i PO palą się do uczenia
Libijczyków demokracji. Tymczasem u nas, kiedy dziesiątki, a nawet setki
profesorów uniwersyteckich i tysiące inteligencji katolickiej ślą listy
protestacyjne przeciwko nadużyciom czy nawet aferom różnych figur,
urzędy milczą zapewne z pogardy wobec katolików otwartych. A że pogarda,
to widać z tego, że jeśli list taki wyśle tylko jeden Żyd, to reakcja
jest natychmiastowa. Widocznie mamy taką "demokrację izraelską".
PO i
SLD odrzuciły ostatnio w Sejmie katolicki i w imieniu wszystkich ludzi
sumienia projekt ustawy o całkowitej ochronie życia. Przy czym swoim
posłom narzuciły dyscyplinę w głosowaniu, a kiedy 15 posłów PO
zagłosowało za życiem, to mają być ukarani. To premier Donald Tusk jest
panem życia i sumień ludzkich jako liberał i demokrata? Jest to coś
potwornego. Jak katolicy mogą to znosić? Tylko patrzeć, jak PO i SLD
uchwalą, że "polskość to nienormalność", i to pod dyscypliną, a
"normalność" to porzucenie polskości. Te same partie przyjęły w Sejmie
uchwałę na setną rocznicę harcerstwa polskiego, ale już bez odniesienia
do Boga i z pominięciem udziału harcerzy w wojnie bolszewicko-polskiej,
żeby nie drażnić "pani" Rosji.
Na 13 osób nowej Rady Etyki Mediów nie
ma ani jednej związanej ze środowiskami katolickimi. A przecież etyka
pozachrześcijańska czy antychrześcijańska nie ma charakteru powszechnego
i obiektywnego. W ogóle, jakbyśmy byli pod jakąś okupacją antykatolików
publicznych. Za rządów SLD nie wolno było przyjmować katolików do służb
specjalnych, co znaczy, że kraj jest pod obcą mu władzą. W całym
świecie kultury tworzona jest atmosfera antykatolicka.
Wypierana jest
religijność z serc Polaków, zwłaszcza młodzieży, przez niemoralną
literaturę, filmy, sztukę, poezję, teatr, kabarety; np. kabaret Jana
Pietrzaka, autentycznie katolicki i patriotyczny jest wyraźnie
dyskryminowany. Także różne opracowania historyczne o wielkich Polakach
muszą zawsze zamieszczać jakiś szczegół degradujący bohaterską postać.
Rozpowszechnia się najrozmaitsze pomówienia i plotki, czy wyśmiewa się
Polaków katolików, jakby na podobieństwo tzw. polish jokes opowiadanych
przez Żydów amerykańskich. Nawet plotki, ustawicznie powtarzane, mogą
mieć bardzo złe skutki. W XIX w. w Chinach konfucjaniści, wściekli, że
katolicyzm szybko się rozwija, zwłaszcza z powodu działalności
charytatywnej, rozprzestrzeniali plotki i oskarżenia, jakoby zakonnice
opiekujące się sierotami głodziły je, często mordowały, wyrzynały im
serca do magii i wydłubywały oczy do produkcji soczewek do aparatów
fotograficznych. I dochodziło, niestety, do zbrojnych napadów na
sierocińce i mordowania zakonnic. W ogóle zła atmosfera w państwie,
zwłaszcza tolerowana lub nawet wspierana przez władze i czynniki
opiniotwórcze, jest nie do przezwyciężenia na drodze prywatnej. Na
przykład na grobowcach zbrodniarzy ubeckich we Włocławku są napisy:
"Zginął w obronie ojczyzny" (czytaj: oddanej pod okupację sowiecką), a
akowcy, prawdziwi patrioci i obrońcy Ojczyzny, zamordowani przez
tamtych, leżą w mogile zbiorowej bezimiennie. I ogół ludzi już na to nie
reaguje.
Nie brak poglądów, zwłaszcza pośród postkomunistów i
znieprawionych liberałów, że Powstanie Warszawskie było samo w sobie
"głupotą polską". Ale są to poglądy już tragiczne, traktujące człowieka
jako zwierzę, które nie potrzebuje wolności, i uważające, że liczy się
tylko korzyść materialna oraz że wielkimi wydarzeniami narodowymi i
historycznymi da się kierować i dysponować tak jak produkcją gwoździ. W
konsekwencji trzeba by uważać, że byliśmy głupi, kiedy broniliśmy się
przed Niemcami w r. 1939, przed Rosją sowiecką, kiedy później
tworzyliśmy zbrojny ruch oporu, że głupotą było powstanie poznańskie w
roku 1956, a także wszelkie strajki, co do których nie było wiadomo, czy
się udadzą czy nie, a wreszcie ogromną głupotą byłoby też heroiczne
powstanie w getcie warszawskim. No i żeby "bezrozumie" nie ginąć,
należało się poddać całkowicie gestapo czy NKWD. Tacy ludzie z rządu
zdają się wyznawać materialistyczną zasadę filozofa chińskiego z IV w.
przed Chrystusem Zhuanga (Chuang Tzu): "Rząd powinien napełniać ludziom
brzuchy, a opróżniać umysły".
Przeraża w ogóle ta skuteczność
liberalizmu niszczącego wszystko, co wielkie, dobre, ludzkie i święte.
Już nowe kierownictwo samej wielbionej przez nas "Solidarności"
odżegnało się od swojej pierwotnej misji integralnej, a ograniczyło się
tylko do wysokości płac. Przypomina to trochę żądanie podwyżki przez
marynarzy tonącego okrętu. PO ma jednak wielkie zdolności ujarzmiania
wolności polskiej.

Katolik jako obywatel
Rodzi się
pytanie, dlaczego polscy katolicy dają się tak łatwo spychać z
ogólnopaństwowej i kierowniczej sceny politycznej. Nasi przeciwnicy
odpowiadają krótko: że jesteśmy nieudacznikami i ciemniakami. Ale
spróbujmy znaleźć parę prawdziwych przyczyn. Wydaje się, że są nimi:
-
Utrwalające się poglądy, że polityka państwowa jest czymś brudnym, a
nawet niemoralnym; z tego też powodu na początku katolicy nie zajmowali
się np. handlem.
- Poglądy, że walka o władzę nie jest do pogodzenia z
pokorą, skromnością i miłością bliźniego; w ogóle zarzucono dziś ideał
polityka i świętego.
- Upadła idea, że człowiek religijny ma urządzać
świat doczesny i gospodarować nim, gdyż ma on rzekomo zajmować się
tylko niebem.
- Nierozważna nauka wielu teologów, jakoby trzeba było
tylko się modlić i liczyć na Opatrzność z góry. Zapominają oni, że
"samopatrzność" człowieka rozumnego, wolnego i twórczego, jest elementem
składowym Opatrzności Bożej. Modlić się i dawać świadectwo trzeba
zawsze i wszędzie, ale w szczególny sposób przez urządzanie życia
społecznego i całego świata według zamysłu Bożego. Chyba dlatego
jesteśmy tak zdecydowanie i gwałtownie zwalczani w życiu społecznym
przez ateistów publicznych, gdyż oni lepiej pojęli niż my, że człowiek
prawdziwie religijny, pełny katolik jest niejako z natury rywalem tego
człowieka, który siebie uważa za jedynego rządcę świata.
Pod względem
osobowościowym polscy katolicy (i pod ich wpływem także inni) są w
głębi religijni, mądrzy, ideowi, inteligentni, łagodni, szlachetni,
lubią obcych, jeśli na nas nie plują bez przerwy, obiektywni,
samokrytyczni, ofiarni, społeczni, aktywni, patriotyczni, pogodni,
gościnni, sympatyczni i z tą przeuroczą fantazją, poetyckością i
optymizmem. W dużej mierze ukształtował nas tak katolicyzm, który
wzmocnił jakieś nasze światło duchowe, godność osobistą, honor i dumę
szlachecką. A że zdarzają się wyjątki, to tylko idiota stawia wyżej
"jeden" niż tysiące lub miliony. Niestety, nie brakuje ludzi, którzy
chcą nas zniszczyć, bo kusi ich do tego nasza łagodność, cierpliwość i
ufność do człowieka, co jest brane za bezbronność.

Okaż swoją godność
Niestety,
obraz Polski maluje się w ciemnych barwach, zwłaszcza w czasie
wyborczym. PO zaangażowała wszelkie siły swoje i nieswoje i nie
przebiera w środkach, żeby tylko wygrać wybory, i to na niekorzyść
Polski i Kościoła. I kiedy tak nienawistnie i obłudnie niszczy PiS, to
nie tyle jako jakąś partię rywalizującą o kadencję władzy, lecz raczej
jako partię zdecydowanie patriotyczną, wiążącą się z Kościołem i z całą
duchową i kulturalną przyszłością Polski. Najstraszniejsze przy tym jest
niemal powszechne zakłamanie polityczne. Dzień i noc śpiewa jakiś
jednogłosowy chór i czyni to wszystko, jak się mówi: "...jak z nut". Kto
im napisał taką partyturę? W każdym razie nie katolicy i nie Polacy,
lecz jakieś liberalne internacjonały. Aż nie można tego po prostu
wytrzymać. Owszem, kłamstwo na małą skalę jest w życiu na każdym kroku.
Człowiek lubi kłamać, a nawet trochę lubi być okłamywany. Oto pewne
małżeństwo przychodzi w gości do innego małżeństwa. "Jakie to wszystko
wspaniałe i smaczne" - mówi gość - ona. "Czy ty sama to przyrządzasz?
Powinnaś podawać na królewskie stoły". Potem ucałowawszy się serdecznie,
wyszli. Wsiadają do wozu. Ona powiada: "Coś mnie mdli. Ona nie umie
tego przyrządzać". "A to dlaczego tak ją wychwalałaś?". "Ano, żeby było
jej przyjemnie. Ona taka biedna. Męża ma takiego niezaradnego i
głupiego". Ale w sprawach wielkiej polityki musi być powaga, prawda,
odpowiedzialność i godność.
Katolik nie może się dawać nabierać tym,
którzy to mówią "z nut", a nie z serca, sumienia i z miłości do Polski i
do Boga. Mówi się: wybierać ludzi dobrych i mądrych. Tyle że w tym
haśle jest błąd. Bo najlepszy człowiek jako poseł będzie musiał
zachowywać się tak, jak mu nakaże program partii i jej przewodniczący.
Jak widzimy, faktycznie głosują prawie zawsze wbrew sumieniu, gdy
program polityczny i społeczny musi być realizowany, choć jest zły, a
nawet nieraz niemoralny, co w liberalizmie zdarza się bardzo często.
Trzeba zatem głosować tylko na partię i na jej program, na dobrą partię,
i to najsilniejszą, bo słabe przepadną, a wartość człowieka jest w
polityce czymś wtórnym. Głosowanie na małe ugrupowania, choćby bardzo
szlachetne, jest nierozumne. Na posła można by było głosować według jego
wartości dopiero wtedy, gdyby nie było partii. A tak to partie już
sobie wybrały, a my tylko to aprobujemy. Takie wybory nie różnią się
wiele od wyborów z czasów PRL.
W każdym razie katolicy muszą się
czynnie włączyć w całość życia politycznego i brać sprawy także w swoje
ręce. Tak każe Bóg: "Zaludniajcie ziemię i czyńcie ją sobie poddaną,
abyście panowali" (Rdz 1, 28). Abyście zapanowali nad swoją Polską! Nie
bądźmy małoduszni! "Chociaż Polska jest coraz bardziej zagrożona
religijnie, to katolicy jednak ocalą Polskę" (prof. Z. Krasnodębski). A
zło trzeba "zwyciężać dobrem" (Rz 12, 21) - dobrem religijnym, duchowym,
moralnym, ale także dobrem gospodarczym, narodowym, państwowym i
politycznym, dobrem myśli, serca i wielkiego czynu. Musimy zmienić
sytuację, w której katolików otwartych uważa się za "nieobywateli", za
wykluczonych z życia społecznego i państwowego. Według obecnych
decydentów, katolicy będą "obywatelami" pełnoprawnymi dopiero wtedy,
kiedy w życiu publicznym będą się zachowywali jak ateiści, liberałowie i
odrzucający klasyczny patriotyzm. W tym jest cała niszcząca perfidia
niemoralnego systemu liberalistycznego. l


Katolicy muszą
się czynnie włączyć w całość życia politycznego i brać sprawy w swoje
ręce. Tak każe Bóg: "Zaludniajcie ziemię i czyńcie ją sobie poddaną,
abyście panowali" (Rdz 1, 28)

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110910&typ=my&id=my06.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. Milczenie oznaczałoby

Milczenie oznaczałoby zgodę
Nasz Dziennik, 2011-09-11

Z JE ks. bp. Wiesławem Meringiem, ordynariuszem włocławskim, rozmawia
Sławomir Jagodziński




Jak Ksiądz Biskup ocenia reakcję na odezwę wystosowaną w sprawie udziału
Adama Darskiego "Nergala" w programie telewizji publicznej?


- Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony, że tak liczne są e-maile, telefony,
listy, które do mnie przychodzą. Słowa poparcia ślą najrozmaitsze osoby: uczeni,
pracownicy uniwersytetów, ludzie prości, młodzi, starsi, księża i świeccy. Nie
przypuszczałem, że będzie taki duży odzew na mój protest. Świadczy to o tym, że
chyba rzeczywiście był najwyższy czas, aby pewne sprawy nazwać po imieniu.
Odezwę wydałem przede wszystkim dlatego, że gdybym milczał, to po prostu
popierałbym to, co się dzieje. To tak, jak w tym starym łacińskim przysłowiu:
"qui tacet, consentire vide tur" - kto milczy, to znaczy, że się zgadza. Nie
wolno siedzieć cicho, kiedy chrześcijan, ich tradycję, religię, kulturę poniża
się, i to w tak obrzydliwy sposób, gdy próbuje się promować satanizm w TVP.



Spotkał się Ksiądz Biskup z jakąś agresją po swoim oświadczeniu?

- Tak. Ale tego typu głosy są bardzo nieliczne. Na przykład w jednym z e-maili
ktoś nazywa mnie ,,opętanym wariatem", ktoś inny przestrzega, że może się to źle
skończyć, a jeszcze ktoś po prostu mówi, że "Kościół zajmuje się głupstwami - bo
"Nergal" to jest zjawisko marginesowe". Nie przejmuję się tym.



A czy Księdza Biskupa nie rozczarowuje zwlekanie zarządu TVP z reakcją na tak
liczne protesty w sprawie "Nergala"? Ze słów rzecznika TVP wynika, że nic się
właściwie nie stało, bo Adam Darski to rzekomo bardzo szanowany muzyk i może być
autorytetem dla młodzieży...


- To się chyba bierze z kolejnej próby namieszania ludziom w głowach. "Nergal"
nie ma wykształcenia muzycznego, a to, co towarzyszy jego koncertom -
choreografia i satanistyczna charakteryzacja - ukazuje dobitnie, z kim mamy do
czynienia. A co do telewizji publicznej: do błędu zawsze trudno się przyznać.
Powiedzmy to otwarcie: drugi program TVP nie spodziewał się, że opór wobec
udziału Adama Darskiego w programie będzie tak powszechny. Nie przypuszczał, że
protest społeczny może przynieść bardzo określone szkody. Ja sam mówię to
wyraźnie: jeżeli nie nastąpi zmiana decyzji zarządu TVP, przestanę płacić
abonament i jestem pewien - bo piszą o tym do mnie ludzie - że postąpi tak samo
bardzo wielu katolików. Wierzący w Chrystusa nie mogą pozwolić na to, aby ich
pieniądze były przeznaczane na honoraria dla człowieka, który rani to, co dla
nich jest najświętsze.



Dzięki odezwie Księdza Biskupa do szerszej opinii publicznej dotarło to, na
co osoby zajmujące się takimi zjawiskami jak: sekty, ezoteryzm, okultyzm,
zwracały uwagę już od dłuższego czasu. Chodzi o jakieś przyzwolenie na obecność
satanizmu, kultu demonów szczególnie w muzyce...


- W interesującym filmie pt. ,,Rytuał" możemy usłyszeć zdanie wypowiadane przez
starszego księdza do młodego, który nie bardzo chce wierzyć w rzeczywistość
związaną z realnym istnieniem szatana. Mówi: z tego, że nie wierzysz w złego
ducha, nie wynika, że przestanie cię atakować, że się przestanie tobą zajmować.
Można sobie żartować z szatana, wyobrażać go sobie jako jakiegoś kozła z
kopytami, ale dla kogoś znającego odrobinę Pismo Święte, teologię, rzecz jest
zupełnie oczywista - szatan jest bytem inteligentnym. Jest to - choć upadły -
anioł, czyli ktoś posługujący się intelektem, planujący swoje działania,
umiejący wyciągać wnioski, znający słabości człowieka.

Przez jakieś "lekkie" traktowanie złego ducha, bagatelizowanie obecności
satanistycznych nurtów w kulturze, zwłaszcza w muzyce, łatwo można poddać się
jego wpływowi. Z przerażeniem patrzę na występy satanistów na scenie, z
przerażeniem, że tylu młodych Polaków na tych koncertach czuje się dobrze,
podoba im się to, bawią się. Oni nie zdają sobie sprawy z tego, czym to grozi,
jak bolesne jest wychodzenie z uzależnień, opętań, jak zło wpływa na życie...
Egzorcyści mogliby o tym powiedzieć najwięcej...

Trzeba nam zatem trzymać się pouczenia Jezusa: wasza mowa niech będzie "tak -
tak, nie - nie", a co nadto jest, od złego pochodzi. Nie możemy rozmywać prawdy.
To nic, że liberalna strona dzisiejszej kultury każdego człowieka traktującego
niebezpieczeństwo satanizmu poważnie będzie oskarżała o ciemnogród, o
konserwatyzm, o moherowe berety... Jestem gotów to wszystko na siebie wziąć.
Najistotniejsze jest, że protest spowodował, iż wielu ludzi zaczęło bardzo
poważnie myśleć o zagrożeniu, jakim jest obecność złego ducha w kulturze.



Takie zjawiska jak satanizm w muzyce funkcjonowały do tej pory na jakimś
marginesie kultury. "Rozgrzeszenie" przez sąd "Nergala" z profanacji Biblii, a
teraz udział tego człowieka w programie TVP świadczą o tym, że ta obrzydliwa
subkultura zyskuje szerszą prezentację w społeczeństwie. Czemu tak się dzieje?


- Z ponurej niewoli komunizmu popadliśmy w niewolę liberalizmu, tego, który
wolność rozumie jako swawolę. Główny nurt liberalizmu kulturowego znajduje swój
wyraz w haśle: ,,Róbta, co chceta". Czy widział pan redaktor sceny z festiwalu
Woodstock? To okropne, ale wydawało się, że największą frajdę młodym ludziom,
którzy tam byli, sprawiało taplanie się w błocie. Na Boga, 20-, 30-letnie osoby
powinny się jakoś rozwijać, a nie odnajdywać zadowolenie w prymitywnych
zachowaniach. Otóż nurt liberalny już zbiera okropne żniwo.

Dlatego potrzeba nam dziś mobilizacji uwagi społecznej, mobilizacji środków
społecznego przekazu, umiejętności nazywania rzeczy po imieniu. Musimy odrzucić
tę polityczną poprawność i na próby promowania zła, satanizmu, na obrażanie
naszej wiary zdecydowanie umieć powiedzieć: "Nie zgadzam się!". "Nie zgadzam
się!", bo to rani moje poczucie przyzwoitości, to rani moje człowieczeństwo i
religię, w której Chrystus jest kimś niesłychanie mi bliskim.



Dziękuję za rozmowę.



 


Nie wolno siedzieć cicho, kiedy chrześcijan, ich tradycję, religię, kulturę
poniża się, i to w tak obrzydliwy sposób ks. bp Wiesław Mering

http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=1138839

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl