Niebiańsko-rzymski i europejski rodowód — kontekst NMP Królowej Polski (ks. Ksawery Wilczyński)

avatar użytkownika intix

 .

 

400-lecie objawień Sługi Bożego o. Juliusza Mancinellego SJ w Neapolu

 

Obraz przedstawiający św. Stanisława Kostkę

Coś bardzo ważnego, w powyższym temacie, zaczęło się w Rzymie w nocy z 14 na 15 sierpnia 1568 r., kiedy Maryja Wniebowzięta brała do nieba swojego ulubieńca św. Stanisława Kostkę. Tamże bezpośrednim świadkiem jego życia i śmierci był również o. Juliusz Mancinelli SJ.

Juliusz Mancinelli

Dokładnie 40 lat później, tak samo wieczorem 14-VIII-1608 r. w Neapolu będzie Mancinelli widział Maryję przed którą klęczał w/w Święty reprezentujący naszą Ojczyznę. Pragnął on pozdrowić Ją takim tytułem, jakim jeszcze nikt Jej nie uczcił. Wtedy Maryja powiedziała: Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie. W krótkim czasie potem, za pozwoleniem swych przełożonych, którzy objawienie to zbadali, Mancinelii przekazał tę radosną wiadomość ks. Piotrowi Skardze i jezuitom w Polsce. Oni z kolei donieśli o tym królowi. Wkrótce wiele zwycięstw jakie odnieśliśmy nad naszymi wrogami, dokonało się za wstawiennictwem św. Stanisława Kostki, którego wprost o to proszono, zwłaszcza w związku z Chocimiem, czy Beresteczkiem.

O. Juliusz miał już 72 lata, kiedy objawiła mu się Matka Boża, lecz pomimo swego podeszłego wieku postanowił odwiedzić ten kraj, który Maryja szczególnie umiłowała. Wybrał się więc piechotą do Polski. 8 maja 1610 r. doszedł do Krakowa, gdzie był entuzjastycznie witany przez króla i wszystkie stany. Swoje pierwsze kroki skierował do Katedry Wawelskiej. Tutaj ponownie ukazała mu się Maryja w wielkim majestacie i powiedziała: Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką Tego Narodu, który jest mi bardzo drogi więc wstawiaj się do Mnie za nim i o pomyślność tej ziemi błagaj Mnie nieustannie, a Ja będę ci zawsze, tak jak teraz miłosierną. Na pamiątkę tego wydarzenia w 10-tą rocznicę śmierci Sługi Bożego Mancinellego w 1628 r. mieszkańcy Krakowa umieścili na wieży kościoła Mariackiego koronę.

Gasł dzień 15 SIERPNIA 1617 r. i kończyła się uroczystość ku czci Wniebowziętej. Zwolna słońce chyliło się ku zachodowi. Na falach morza i Zatoki Neapolitańskiej rozpostarła się olbrzymia smuga światła, rytmicznym ruchem wód idąca w dal ku słońcu. Neapol patrzył na morze i śpiewał. Dzwony we wszystkich świątyniach już umilkły. Nawet w kościele Gesu Nuovo, należącym do Towarzystwa Jezusowego, zakończyła się uroczysta procesja wśród dźwięku dzwonów i śpiewu litanii do Bogarodzicy.

Po ukończeniu procesji razem z braćmi zakonnymi powrócił do swej celi 80-letni starzec, jezuita, ks. Juliusz Mancinelli. Długoletni misjonarz na Wschodzie, szczególnie w Konstantynopolu, wsławiony świętością życia, od lat kilku mieszkał w Neapolu, oddany modlitwie po całych dniach i nocach. Nie pomijał jednak i publicznych procesji, które lubił. Dziś wprawdzie czuł się nieco słabszy, a procesja trwała dłużej, ale poszedł na nią.

Dzień Wniebowzięcia przypominał starcowi najpierw rocznicę śmierci św. Stanisława Kostki, którego kochał i starał się naśladować. Wśród cnót świętego „małego Polaka", jak go nazywano, jaśniała niezwykłym blaskiem jego miłość i cześć dla Królowej nieba. Nazywał Ją najmilszą Matką swoją, dla Niej starał się wynajdywać nowe, nieznane dotąd tytuły. Tę właśnie cnotę jego anielskiego życia upodobał sobie szczególnie ks. Juliusz Mancinelli i starał się ją usilnie naśladować. Zaraz po śmierci św. Stanisława powziął myśl szerzenia czci Królowej Wniebowziętej. Zwłaszcza spotęgował się w nim ów zamiar po chorobie, z której niemal cudem podźwignęła go Wniebowzięta.

Przyszła mu teraz do głowy myśl, że jednak tytuł „Królowa Wniebowzięta" wyraża bardziej wieczną chwałę Maryi w niebie niż na ziemi. A przecież i ta ostatnia jest wielka! „Dni moje ku zachodowi idą, o Pani, jak te zorze... Daj stojącemu nad grobem starcowi dorzucić do wieńca Twego różę jedną więcej"... Nagle zdało się patrzącemu, jakby jakaś niewidzialna dłoń wzięła z nieba połowę blasków zachodu, oderwała je od widnokręgu, zlała w jeden obłok, przecudnie świecący i natchnęła życiem. Ks. Mancinelli ujrzał wyraźnie, jak z tego gorejącego obłoku wyłoniła się słodka Dziewica z Dzieciątkiem na ramionach okrytych płaszczem purpury. U Jej stóp klęczał piękny młodzian w aureoli. — Wniebowzięta! - wyszeptał wzruszony zakonnik i osunął się na kolana. - Tymczasem Wniebowzięta znalazła się przy nim i pochylając się ku klęczącemu, mówiła: - Juliuszu! Za cześć, jaką masz do mnie, Wniebowziętej, ujrzysz mnie za rok w chwale niebios. Tymczasem nazywaj mnie tu, na ziemi, KRÓLOWĄ POLSKI. Umiłowałam to królestwo i do wielkich rzeczy je przeznaczyłam, ponieważ szczególnie wielbią mnie jego synowie - i wzrok Jej pełen słodyczy i miłości spoczął na młodzieńcu, który był z Nią — na św. Stanisławie Kostce. Raz jeszcze zwróciła się do ks. Mancinellego, mówiąc: - Jemu zawdzięczasz łaskę dnia dzisiejszego!

Cisza zapanowała w celi. Radość i szczęście zalewały duszę zakonnika. A on tulił się u stóp umiłowanej Królowej Wniebowziętej i okrywał je pocałunkami wdzięczności. Łkanie z nadmiaru szczęścia wstrząsnęło całą jego istotą, a wargi szeptały w uniesieniu: - Królowo Polski... módl się za nami! - Znikło widzenie. Ale w duszy starca zakonnika długo jeszcze świeciła cudna zorza. W miesiąc potem kurier z Neapolu przywiózł ks. Mikołajowi Łęczyckiemu w Wilnie list od ks. Mancinellego. „Ja rychło odejdę - kończył piszący - ale ufam, że przez ręce Wielebności sprawię, iż po moim zgonie w sercach i na ustach polskich mych współbraci żyć będzie w chwale Królowa Polski Wniebowzięta".

Pierwsze „wcielenia - bliźniacze”, znaki skutków objawień Sługi Bożego Mancinellego, obrazy: Matki Bożej Ostrobramskiej i Bledzewsko-Rokitniańskiej w wyrazie artystycznym i ideowym — NMP Królowej Rzeczpospolitej Obojga (wielu) Narodów.

1.Pocysterskie Koszuty Małe k/Słupcy obraz od roku 1737

2.Pocysterskie Łęgowo k/Pruszcza Gdańskiego

3.Obrzycko k/Szamotuł Archidiecezja Poznań

Kopie Rokitniańskie (po roku 1671)

W roku 1635 książę Albrecht Stanisław Radziwiłł, Kanclerz Wielki Księstwa Litewskiego ogłosił drukiem książeczkę pt.: „Dyskurs nabożny z kilku słów wzięty o wysławianiu Najświętszej Panny Bogurodzicy Mariey.”

Trzy fotografie w/w starodruku: 1. strona tytułowa, 2. aprobata biskupa wileńskiego, 3. fragment wprost mówiący, o osobistych rozmowach z Mancinellim, któremu Maryja kazała nazywać się „Królową Polską”.

Na 250 str. autor powołuje się na osobistą znajomość z o. Mancinellim SJ i potwierdza, że właśnie jemu Maryja kazała nazywać się Królową Polski. Przed oficjalnym Jej uznaniem za Królową wszyscy w Polsce tym tytułem Ją nazywali.

Ów starodruk wprost nawiązuje do objawień w Neapolu dn. 14-VIII-1608 i 15-VIII-1617 we Wniebowzięcie NMP, oraz w Krakowie 8-V-1610 r. a dotyczących Polski. Wtedy dosłownie mówiono: „KRÓLOWA POLSKI WNIEBOWZIĘTA”. Po Neapolu i Krakowie, Wilno było wtedy jezuicko-europejskim centrum rozgłaszania w/w godności. Obraz Matki Bożej Ostrobramskiej — 1620 r. jest pierwszym wcielonym skutkiem objawień.

Dla cystersów w Bledzewie stał się natchnieniem do wykonania mnóstwa obrazów Matki Bożej z polskim Godłem na Jej piersiach. W ich kronikach jest informacja, że na terenie całej Polski jest dużo właśnie bledzewskich kopii. Jednym z nich jest prezent jaki sprawili siostrom cysterkom z St. Marienstern w roku 1640,

W ich klasztornych kronikach jest informacja, że na terenie całej Polski jest dużo tych właśnie bledzewskich kopii. Identyczne kopie są dzisiaj na plebaniach: w pocysterkim Bledzewie i poaugustiańskim Wieluniu, wcześniej były w świątyniach oraz w Kalsku k/Rokitna. W tych obrazach wprost wyrażano akt oddania naszej Ojczyzny pod szczególną opiekę Maryi jako Wniebowziętej Królowej Polski.

  

Moje zdjęcie obrazów — kopii bledzewskich: z Bledzewa, Wielunia i Kalska

W Warszawie jest u jezuitów obraz MB Łaskawej z r. 1651 ufundowany przez pijarów, będący kopią obrazu w Faenzie. Po pijarach ten obraz przejęli jezuici i do dzisiaj są jego właścicielami. Dla mnie ten obraz kojarzy się z największymi historycznymi zwycięstwami Polski. Najpierw nad Szwedami w roku 1655. Ten obraz wprost przedstawia Maryję jako zwyciężczynię wszelkich naszych — Polski wrogów. Ideowym źródłem jego zaistnienia są objawienia, które miał o. Gullio Mancinelli SJ. Jezuici z Neapolu i Wilna, wraz ze św. Andrzejem Bobolą głosili wszem, że Maryja jest Królową Polski Wniebowziętą. Czy złamane strzały w rękach Maryi nie stały się zapowiedzią Jej zwycięstw nad wszelkimi wrogami katolickiej Polski? A zwłaszcza Cudu n/Wisłą 15-VIII-1920 r., też we WNIEBOWZIĘCIE? Czy nie czeka na jego pełniejsze ujawnienie, miejsce w tak długo budowanej świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie?

 

Fotografie: okładki włoskiej kroniki z Faenzy i obrazu MB Łaskawej w Warszawy

A oto dosłowny tekst włoskiej kroniki z Faenzy:

LA MADONNA DELLE GRAZIE IN POLONIA

Mentre il culto della Madonna delle Grazie si estendeva in tutta la diocesi faentina un nostro sacerdote ne diffondeva la devozione anche in Polonia e precisamente a Varsavia. Questo sacerdote era il Padre Giacinto Orselli di Brisighella.

Nato circa l'anno 1607, il l novembre 1633 indossava l'abito degli Scolopi a Roma, forse per le mani dello stesso S. Giuseppe Calasanzio: era entrato nella congregazione gia sacerdote: poco piu di un anno dopo (6 gennaio 1635) fece la professione religiosa.

Negli anni della grande peste (1629 - 31) era o seminarista a Faenza o giovane sacerdote a Brisighella e con molta probabilita assistette in S. Andrea in Vineis all'incoronazione della Madonna delle Grazie il 18 maggio 1631.

Giacinto Orselli nel 1642 fu inviato da S. Giuseppe Calasanzio a Varsavia alle dipendenze del Padre Onofrio Conti provinciale delia Germania, e apri la prima casa degli Scolopi presso la chiesa dei Ss. Primo e Feliciano, ne fu il primo superiore e vi rimase dieci anni. Nel 1651 in Varsavia scoppio una violenta pestilenza e l'Orselli, memore degli avve-nimenti di Faenza di venti anni prima, mise immediatamente la sua casa religiosa sub tutela B.M.V. de gratiis e introdusse il culto alla nostra Madonna delle Grazie.

Ricevuta un'immagine da Faenza o, come e piu probabile, fatta dipin-gere a Varsavia un'immagine simile a quella che lui stesso aveva venerato a Faenza in S. Andrea in Vineis, la mise in venerazione con grande solen-nita nella sua Chiesa dei Santi Primo e Feliciano: il 24 marzo 1651 il Nunzio Apostolico Giovanni de Torres incoronó I'Immagine e ne consa-cró I'altare alla presenza delio stesso re di Polonia Giovanni Casimiro.

 

Mój obraz ze Lwowa jest skanokopią z jakiejś książki. Identyczna jego kopia jest w konkatedrze Lwowa — w Lubaczowie. Oryginał jest zamknięty w skarbcu katedry, w Krakowie.

 

Czy to nie Królowa Polski Wniebowzięta skoro wprost przed tym obrazem we Lwowie — 1-IV-1656 — król Jan Kazimierz taką Ją ogłosił na pisemną prośbę samego papieża Aleksandra VII powołującego się właśnie na objawienia Sługi Bożego Giulio Mancinellego SJ?

W 1974 r. ten obraz ujawniono w konkatedrze Lwowa, w Lubaczowie. Dnia 18-VI-1983 r. Jan Paweł II koronował go na Jasnej Górze. Natychmiast po tej wielkiej uroczystości znalazł się w Krakowie, bardzo blisko miejsca, gdzie 8-V-1610 Sługa Boży Giulio Mancinelli SJ widział Maryję ze św. Stanisławem Kostką — potwierdzającą swoją godność Królowej Polski.

Kiedy w 1655 roku w granice Polski wdarli się Szwedzi, a opuszczony król musiał uciekać poza granice kraju, zrozpaczeni biskupi pisali do papieża: „Zginęliśmy, jeśli Bóg nie zlituje się nad nami". Wtedy Ojciec Święty Aleksander VII, powołując się na objawienie o. Juliusza Mancinelli odpowiedział: „Nie, Maryja was uratuje, to Polski Pani. Jej się poświęćcie. Jej oficjalnie ofiarujcie. Ją Królową ogłoście, przecież sama tego chciała". Król Jan Kazimierz, stosując się do rady papieża, 1 kwietnia 1656 r. złożył uroczysty ślub, ogłaszając Maryję Królową Polski.

Papież Aleksander VII

Nuncjusz Pignatelli — papież Innocenty XII

Od tej chwili Matka Boża wzięła losy naszego narodu w Swoje dłonie. Ocaliła Polskę nie tylko od potopu szwedzkiego, lecz wiele razy okazywała nam Swoją potęgę i miłosierdzie. Nuncjusz apostolski w Warszawie — Pignatelli przed naszym zwycięstwem nad Turkami pod Wiedniem, powiedział do hetmana Stanisława Jabłonowskiego: „Szczęśliwe narody, które mają taką historię, jak Polska, szczęśliwszego od was nie widzę państwa, gdyż wam jedynym zechciała być Królową Maryja, a to jest zaszczyt nad zaszczyty i szczęście niewymowne; obyście to tylko zrozumieli sami". Zaraz po tym zwycięstwie został papieżem Innocenty XII.

Pijar i założyciel marianów, bł. Stanisław Papczyński był spowiednikiem przyszłego króla Jana III Sobieskiego oraz w/w nuncjusza apostolskiego Antonio Pignatelliego (późniejszego papieża Innocentego XII).

Zastanawia mnie jeszcze następujący fakt. Dlaczego w Bledzewie, tak patriotycznie wsławiony oryginalny obraz Matki Bożej, jeszcze bez naszego Godła, jako „natchnienie” dla obrazu ostrobramskiego w Wilnie i wzór dla pierwszych patriotycznych kopii tzw. bledzewskich, w r. 1669 został „zesłany” do pobliskiego ROKITNA, filii ówczesnego cysterskiego opactwa Bledzew?

W III-1671 r. „rehabilitował” go król Michał Korybut-Wiśniowiecki zabierając na pół roku do swej kaplicy w nowym zamku królewskim w Warszawie.

Pod koniec X-1671 r. zabiera go do miejscowości Gołąb k/Dęblina, gdzie jest wielki rokosz - kłótnia w naszych najwyższych władzach tam zgromadzonych. Robi dla tego obrazu specjalną namiotową kaplicę. I wkrótce ten wielki, narodowy rozgardiasz, za sprawą NMP Królowej Polski Bledzewsko-Rokitniańskiej, kończy się wielkim narodowym pojednaniem w XI-1671 r.

Czy nie zastanawiający jest fakt, że dzisiaj nawet mieszkańcy Gołębia pamiętają tylko o wielkim rokoszu (kłótni), a zupełnie zapomnieli o tym, że zakończył się on u nich wspaniałym POJEDNANIEM NARODOWYM pod opieką NMP Wniebowziętej Królowej Polski z ROKITNA?

Z zamku królewskiego w W-wie, przez Gołąb wraca do Rokitna w uroczystej narodowej peregrynacji 22-XI-1671 jeszcze bardziej wsławiony dodatkowo jako znak POJEDNANIA NARODOWEGO. Odtąd ROKITNO po Bledzewie, staje się także stolicą NMP Królowej Polski WNIEBOWZIĘTEJ. Fakt ten jest dzisiaj zapomniany — oczywiście z woli dawniejszych naszych zaborców.

 

 

Opactwo cysterskie w Bledzewie 1842 — Fotografie z cysterskiej monografii 1843 tuż przed zrównaniem z ziemią

W dniu 15 sierpnia 1946 w Gorzowie Wlkp. administrator apostolski ks. Edmund Nowicki oddawał w opiekę Matce Bożej w obrazie rokitniańskim całą Administrację Apostolską Kamieńską, Lubuską i Prałaturę Pilską. W „Akcie poświęcenia” wierni powoli powtarzali za ks. Administratorem: (...) Pani i Królowo nasza! Pod Twoją obronę uciekamy się. Macierzyńską opieką otocz rodzinę polską i strzeż jej świętości. (...) Narodowi polskiemu uproś stałość w wierze i bratniej miłości. Daj tej polskiej ziemi, przesiąkniętej krwią i łzami, spokojny i chwalebny byt w prawdzie sprawiedliwości i wolności. Rzeczypospolitej Polskiej bądź Królową i Panią, natchnieniem i Patronką (...).

Prymas Polski Sługa Boży August Hlond dn. 19-III-1947 r. urzędowo ogłosił Maryję w rokitniańskim obrazie Królową Polski z nadaniem odpustów każdego 3 maja i 15 sierpnia. Dzisiaj są tego ślady w/w czci we mszale gdzie pod datą 15. sierpnia obok ogólnej uroczystości Wniebowzięcia NMP wspomniane jest tylko ROKITNO.

W Wojewódzkim Urzędzie Konserwacji Zabytków w Gorzowie Wlkp. znajdują się wkładki do Karty Ewidencyjnej, gdzie czytamy: Miejscowość Rokitno, Obiekt: Kościół Parafialny p.w. Matki Boskiej Królowej Polski. Niżej czytamy: Wkładkę założył: mgr Cezary Nowakowski, Szczecin, lipiec 1993 r. a także: Parafia Rzymsko-Katolicka pw. Matki Boskiej Królowej Polski, 66-341 Rokitno, gm. Przytoczna.

Zrównanie z ziemią cysterskiego wielkiego klasztoru w Bledzewie k/Rokitna w 1843 r. zupełnie zapomnianego dzisiaj jest symbolem całkowitego upadku kultu NMP Królowej Polski Wniebowziętej w czasie zaborów. Zastanawia mnie też fakt, dlaczego zwycięzcy powstańcy wielkopolscy zostali zatrzymani dosłownie kilka kilometrów przed Rokitnem, które wraz z Bledzewem pozostało w granicach Rzeszy do 1945 r. Czyżby Niemcy celowo, właśnie tamże stawiali największy opór, aby zatrzymać w swoich granicach miejsca tak wymownie w historii związane z Polską, i to z NMP Królową Polski Wniebowziętą?

Za czasów Bismarcka i Hitlera, nasze Godło na w/w oryginale bledzewsko-rokiniańskim było przesłonięte. Teraz tak nie jest. Czy dzisiaj jednak się go nie przesłania przez odwracanie od niego naszej uwagi, przez szczególne zauważanie wyłącznie ucha Maryi? Czy nasze Godło tam obecne, nie przypomina wspaniałej historii powiązanej z Wilnem, Neapolem a przede wszystkim ze o. Juliuszem Mancinellim SJ?

Koszuty Małe, dn. 13 maja 2008 r. ks. Ksawery Wilczyński

Koszuty Małe 5, 62-400 Słupca

tel. 063 277 25 35 lub 507 015 885


Streszczenie w/w objawień Sługi Bożego Giulio Mancinellego SJ

w aspekcie międzynarodowym, jaki wielokrotnie wybierała sama Maryja

  1. Rodowód w Stolicy Apostolskiej u grobu św. Stanisława Kostki dn. 14-VIII-1568 r.
  2. Najwięcej objawień we Włoszech i w języku włoskim: Neapol dn. 14-VIII-1608 i 15-VIII-1617 r.
  3. Kraków — stolica Polski, dn. 8-V-1610 r., polski król ale o szwedzkim pochodzeniu, wita Włocha — Mancinellego, i zaraz „powtórka objawień” z Neapolu.
  4. Litewskie Wilno po Neapolu, europejskim centrum rozgłaszania w/w objawień, i obraz Matki Bożej Ostrobramskiej pierwszym „wcieleniem” w/w objawień oraz Radziwiłłowy starodruk sławiący Maryję Królowę Polski i to trzykrotnie: w 1635 i 1636 oraz 1650 r.
  5. Cysterskie Opactwo Bledzew 1639 r. w przeciwnym — zachodnim krańcu ówczesnej Rzeczypospolitej, gości siostry cysterki — Serbołużyczanki z St. Marienstern k/Bautzen, z dzisiejszych Niemiec — pamiątką „patriotyczny” obraz, kroniki i dokumenty z 1640 r.
  6. Warszawa 1651 r. — pijarsko-jezuicki obraz Matki Bożej Łaskawej o włoskim rodowodzie zapowiedzią i symbolem wszystkich naszych zwycięstw: począwszy od Szwedów, ale najbardziej wobec bolszewików — Rosjan w 1920 r., którzy wtedy też widzieli Maryję.
  7. W czasie szwedzkiego potopu, w 1655 r. Matka Boża Ostrobramska wraz z cysterskim Jej obrazem w Bledzewie jest absolutnie pierwszym znakiem naszej czci w godności Wniebowziętej Królowej Polski objawionej Mancinellemu. W dzisiejszych granicach Polski, tym pierwszym znakiem pozostaje teraz Rokitno. Zaraz potem widziałbym obraz Matki Bożej Łaskawej w Warszawie.
  8. Rzym — Stolica Apostolska — 1656 r., papież Aleksander VII w swym liście do naszego króla Jan Kazimierza autoryzuje objawienia Sługi Bożego Giulio Mancinellego SJ i mamy maryjne zwycięstwo nad Szwedami.
  9. Lwów dn. 1-IV-1656 r. król Jan Kazimierz w asyście nuncjusza ogłasza Maryję naszą Królową — dzisiaj Ukraina.
  10. Warszawa — zamek królewski, marzec 1671 r. bledzewsko-rokitniański obraz Matki Bożej znajduje się tamże, a więc w symbolicznym miejscu dla naszej Ojczyzny. I wkrótce zaraz w listopadzie tego samego roku, staje się symbolem Pojednania Narodowego z inicjatywy króla Michała Korybuta-Wiśniowieckiego. Natychmiast następuje też oficjalna, ogólnonarodowa, symboliczna peregrynacja z Gołębia do Rokitna Wniebowziętej Królowej Polski.
  11. Wiedeń 1681 r., nasze zwycięstwo odbywa się tamże również w klimacie maryjnych objawień Mancinellego, na które wprost też powołuje się Pignatelli, ówczesny nuncjusz w Warszawie, który zaraz potem staje się papieżem Innocentym XII.
  12. Gietrzwałd 1877 r. Kapłani siedzą we więzieniach za modlitwę w polskim języku w otwartych kościołach. Maryja, w wolnej przestrzeni, obok kościoła mówi do dzieci w absolutnie i to urzędowo zabronionym polskim języku. Czy nie dała tam wtedy nadziei, nie tylko na powrót polskiego języka, ale i niepodległej Polski. A więc, czy w ten sposób nie ujawniła swej królewskiej godności nad naszą Ojczyną w tak tragicznych warunkach, chociaż tak się wprost nie nazwała.
  13. Warszawa 15-VIII-1920 r.. Czy nie za sprawą NMP Wniebowziętej Królowej Polski na oczach całego świata dokonał się „Cud n/Wisłą”, bez porównania większy od szwedzkiego potopu? Czy w ten sposób Maryja znowu osobiście nie potwierdziła w/w historii, począwszy od dnia śmierci św. Stanisława Kostki w Rzymie (obecny we wszystkich objawieniach Sługi Bożego Giulio Mancinellego) zawsze związanych z Jej Wniebowzięciem? Czy w/w cudzie Maryja nie potwierdziła swej królewskiej godności nad nami i to przede wszystkim w związku cudownym Jej wizerunkiem w Warszawie?
  14. Jasna Góra 1983 r. Po koronacji przez papieża Jana Pawła II obrazu Matki Bożej ze Lwowa, został on umieszczony w Krakowie, gdzie wcześniej, bo dn. 8-V-1610 r. tamże również objawiając się osobiście zainicjowała swą godność Królowej Polski.
  15. Gdańsk — Łęgowo, dn. 15-I-2008 r. Ks. abp Gocłowski rokitniańską kopię w Łęgowie swym dekretem ogłasza Królową Polski i Pojednania. Uważam, że identyczna godność przynależy także wizerunkom: w Rokitnie z naszym Godłem, i Gietrzwałdzie, gdzie Maryja w czasie najbardziej wrogim Polsce, mówiąc cały czas wyłącznie po polsku, w ten sposób nie dawała nadziei na jej odrodzenie? Czy nie objawiała się wtedy też praktycznie właśnie Polski Królową, i nie potwierdzała polskości tych Ziem?

 

Od Autora - dopowiedzenie

Źródłem informacji o objawieniach 1608 r. i nuncjuszu Pignatellim w Warszawie w 1681 r. jest Maria Chojnowska autorka artykułu zawartego w majowym miesięczniku „Mały Apostoł” w 1993 r. wydanym przez pallotynów w W-wie.

Ks. Stanisław Maciątek TJ jest źródłem informacji o objawieniach z 1617 r. zawartych miesięczniku „Kółko Różańcowe", redagowanym przez Sługę Bożego ks. Ignacego Kłopotowskiego, nr 8 (1923), s. 10-12, i tamże powtórzonym w następnym roku, chociaż jak się dowiedziałem od jezuitów, autor już był w „świecie”, bo niestety się sekularyzował.

Zastanawiająca jest sprawa oryginalnych starodruków wileńskich z r. 1635. Oryginał jest też Poznaniu, ale akurat od tego najważniejszego dla nas miejsca, do końca wszystko wyrwane. Wyjaśniono mi, że stało się to już w czasie zaborów. Kompletny znalazłem w Warszawie. Najpierw szukałem go w Krakowie, ale podobno go tam nie ma.

W Warszawie też osobiście odwiedziłem panią prof. historii sztuki Kałamajską-Saeed, autorkę książki „Ostra Brama” wydaną przez PWN w 1990 r. kompetentnie udowodniającej związek z obrazem rokitniańskim, który wtedy był w Bledzewie. Zachęcałem ją, aby podobnie kompetentną książkę napisała o Rokitnie, odmówiła. Przy okazji, z innych kościelnych źródeł, dowiedziałem się o nieformalnym, na bardzo wysokim szczeblu, zakazie dociekań historycznych właśnie odnośnie Rokitna. Więcej informacji może udzielić ks. dr Eugeniusz Marciniak, były kapelan śp. ks. bpa Romana Andrzejewskiego, chodzi o jego nieformalne spotkanie z Janem Pawłem II w pałacu biskupim przy mapie Polski we Włocławku.

Więcej jest w czwartym tomie wydanym w grudniu 2007 r. przez Bernardinum w Pelplinie pt. „Królowa Narodu”, którego autorem jest zawodowy publicysta Arno Giese — Niemiec, wspaniały katolik, mający żonę Barbarę, Polkę, i tymczasowo mieszkający w Pile, dzieci mieszkają w okolicach Kolonii.

Coś z tego, co wyżej, zwłaszcza o Mancinellim, jest w ostatnim katolickim tygodniku „Gość Niedzielny”, z datą 4 maja 2008 r., wraz z fotografią korony na iglicy kościoła w Krakowie.

Koszuty Małe, dn. 13 maja 2008 r. ks. Ksawery Wilczyński

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZP/xw_nmpkrolowa.html#wyslij

 

 

 

 

 

 

51 komentarzy

avatar użytkownika Jacek Mruk

1. Czyżby nie zależało niektórym na Polsce wolnej?

Tylko na takiej wobec zaborców całkowicie pokornej
Módlmy się przystępując do Krucjaty Różańcowej dobrowolnie
Oddając Królowej Polski swoje oddanie, choć powolnie
Gdy nasza ilość będzie wielka Wiarą Prawdziwą
Matka Boska będzie znowu dla nas litościwą
Oddanie dla Matki Syna Bożego to zaszczyt
Którym nas obdarzyła podnosząc Polskę na szczyt
Gdy Miłość w sercach naszych się zbiera
W modlitwie do Matki czystość samą zawiera
Miłe jest to Królowej Polski, budząc radość
A dla nas Wiernych uczynienie Wiary zadość
Pozdrawiam cieplutko:))

avatar użytkownika intix

2. Śluby Lwowskie Jana Kazimierza


Śluby lwowskie Jana Kazimierza, fragment obrazu Jana Matejki

***
"...Ostateczny kształt aktu ślubowania był niewątpliwie świadectwem zgodnej współpracy króla, nuncjusza i członków rady królewskiej: Andrzeja Trzebickiego - podkanclerza koronnego, biskupa przemyskiego, i Jana Tarnowskiego - arcybiskupa lwowskiego. Podniosła uroczystość odbyła się w sobotę, 1 kwietnia 1656 r., w oktawę Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Rano piechota łanowa i pułk węgierski księcia Jerzego Rakoczego utworzyły szpaler od rynku do katedry, którym szli rajcy, ławnicy, reprezentanci wszystkich stanów i narodowości miasta, przedstawiciele bractw cechów i zakonów, zapełniając katedrę, a za nimi lud, który klęczał na zewnątrz świątyni, przy kaplicy Domagaliczów, w której znajdował się obraz Matki Bożej Łaskawej, przeniesiony na czas uroczystości do ołtarza głównego katedry. Następnie zajechały karety z królem i towarzyszącymi mu dostojnikami kościelnymi i świeckimi. Przed cudownym obrazem Matki Bożej Łaskawej nuncjusz papieski odprawił Mszę św., a bezpośrednio przed "Agnus Dei" Jan Kazimierz zszedł z tronu, złożył koronę i berło. Po przyjęciu Komunii św. klęknął na najwyższym stopniu ołtarza i złożył ślubowanie. W ogromnej ciszy lwowskiej katedry padły słowa modlitwy: "Wielka Boga-Człowieka Rodzicielko i Panno Najświętsza! Ja, Jan Kazimierz, z łaski Syna Twego, Króla królów i Pana mego, i z Twego miłosierdzia król, padłszy do stóp Twoich najświętszych, Ciebie za Patronkę moją i za Królowę państw moich dzisiaj obieram. I siebie, i moje królestwo polskie, księstwo litewskie, ruskie, pruskie, mazowieckie, żmudzkie, inflanckie i czernichowskie, wojska obydwu narodów i ludy wszystkie Twej osobliwszej opiece i obronie polecam i o Twoją pomoc i miłosierdzie w tym nieszczęśliwym i przykrym królestwa mego stanie przeciw nieprzyjaciołom świętego rzymskiego Kościoła pokornie błagam. A że największymi dobrodziejstwy Twemi pobudzony pałam wraz z moim narodem nową i najszczerszą chęcią służenia Tobie, więc przyrzekam też i na przyszłość w moim i ludów moich imieniu Tobie, Najświętsza Panno, i Synowi Twojemu, Panu naszemu, Jezusowi Chrystusowi, że cześć Waszą i chwałę przenajświętszą zawsze po wszystkich krajach mego królestwa z wszelką usilnością pomnażać i utrzymywać będę. Obiecuję prócz tego i ślubuję: iż gdy za świętem Twym pośrednictwem i wielkiego Syna Twego miłosierdziem, nad nieprzyjaciółmi, a osobliwie Szwedami, Twoją i Syna Twego cześć i chwałę wszędzie po nieprzyjacielsku prześladującymi i zupełnie zniszczyć usiłującymi, zwycięstwo odniosę, u Stolicy Apostolskiej starać się będę, aby ten dzień na podziękowanie za tę łaskę Tobie i Synowi Twojemu corocznie jako uroczysty i święty na wieki obchodzono i polecę czuwać nad tym biskupom królestwa mego, aby to, co przyrzekam, od ludów moich dopełnione było. A ponieważ z wielkim bólem serca mego poznaję, że za łzy i krzywdy włościan w królestwie moim Syn Twój, sprawiedliwy Sędzia świata, od siedmiu już lat dopuszcza na nas kary powietrza, wojny i innych nieszczęść, przeto obiecuję i przyrzekam oprócz tego, iż ze wszystkiemi memi stanami po przywróceniu pokoju użyję troskliwie wszelkich środków dla odwrócenia tych nieszczęść i postaram się, aby lud królestwa mego od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków był uwolniony. Uczyń to, Najmiłosierniejsza Pani i Królowo, abyś tak samo, jakeś najszczerszą chęć we mnie, w moich urzędnikach i stanach do wyznania tego ślubu wzbudziła, także nam łaskę u Syna Twego dla wypełnienia tego ślubu uprosiła. Amen". Po ślubowaniu Jana Kazimierza tekst tej pięknej modlitwy powtórzył w imieniu stanów Najjaśniejszej Rzeczypospolitej podkanclerzy koronny biskup Andrzej Trzebicki. Nuncjusz papieski przesłał do Rzymu opis całej uroczystości i tekst królewskiego ślubowania, co Stolica Apostolska przyjęła z radością. Papież Aleksander VII odprawił też nabożeństwo dziękczynne. Znaczenie religijno-polityczne aktu ślubowania polegało na uświadomieniu obywatelom Rzeczypospolitej Obojga Narodów autentycznej wiary w potęgę modlitwy, jaką Jan Kazimierz wyznał przed cudownym obrazem, aby przez szerzenie kultu Matki Bożej wyjednać miłosierdzie i pomoc Jej Syna dla nieszczęśliwego, rozdartego przez najeźdźców państwa, i publicznym złożeniu obietnicy poprawienia losu uciskanego ludu wiejskiego..."
http://www.lwow.com.pl/sluby/sluby.html

Dla Zainteresowanych podaję też opis:
Henryk Sienkiewicz - "Potop" t.II. rozdział 30
http://www.lwow.com.pl/potop.html







avatar użytkownika Maryla

3. Matka Nadziei

We franciszkańskim kościele św. Antoniego w Gdyni, ustanowionym Sanktuarium Matki Bożej Królowej, Matki Nadziei i św. Maksymiliana, znajduje się obraz Matki Bożej, który jest codziennie odsłaniany przy dźwięku fanfar.
Więcej na http://www.franciszkanie.tv

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

4. Pani Intix,

Szanowna Pani Joanno,

Bardzo sie cieszę, ze Pani pisze o Matce Boga jako Królowej Polski w formie kalendarium

Ukłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

5. Maryjo Królowo Polski

módl się za nami

gość z drogi

avatar użytkownika intix

6. @Maryla

Witam.
Pięknie dziękuję...
Za wstawienie filmu 
Z Sanktuarium Matki Bożej, Królowej
Matki Nadziei i św. Maksymiliana...
Ze wzruszeniem...z modlitwą na ustach
Padam przed Nią na kolana...
Módlmy się Wszyscy...
Wiara Nadzieja i Miłość
Niech Nas nigdy nie opuszczają...
Prośmy, niech Opiekuńcze Ramiona
Matki Naszej, Królowej...
Zawsze Nas i Naszą Ojczyznę otulają...
***
+
Pod Twoją Obronę uciekamy się...
Amen.

***
Serdecznie Pozdrawiam.

avatar użytkownika intix

7. Szanowny Panie Michale

Witam.
Pięknie dziękuję... Ja tym razem tylko przenoszę w sieci zapisane...
Z nadzieją, że przez Naszych Czytelników na BM, będzie mile widziane...
Dziękuję też bardzo za wstawienie Obrazu Matki Bożej z Rokitna, Królowej Polski...
Na wielu obrazach
Matka Boża, Królowa Polski, Korony Polskiej
Przedstawiana była...
Nigdy Nas nie opuściła...
Zawsze jest z nami
Gdy Miłość dla Niej
I Jej Syna, Jezusa Chrystusa
W sercach mamy...
***
Módlmy się...
Maryjo, Królowo Polski
Módl się za nami...
Amen.

***
Dziekuję...
Wstawianie dalszych komentarzy w formie kalendarium kontynuować spróbuję...

Serdecznie Pozdrawiam.

avatar użytkownika intix

8. Gość z Drogi, Jacek Mruk

Witam.
Módlmy się...
Maryjo, Królowo Polski
Módl się za nami...
Amen.

Jednoczmy serca w Modlitwie
Różańca Świętego...
Wypełnijmy Polskę paciorkami Jego...

Krucjata Różańcowa za Ojczyznę.

***
Dziękuję...
Serdecznie Pozdrawiam.

avatar użytkownika intix

9. Najświętsza Maryja Panna Królowa Polski.. Główna Patronka Polski

"Tytuł Matki Bożej jako Królowej narodu polskiego sięga drugiej połowy XIV wieku: Grzegorz z Sambora nazywa Maryję Królową Polski i Polaków. Teologiczne uzasadnienie tytułu "Królowej" pojawi się w XVII wieku po zwycięstwie odniesionym nad Szwedami i cudownej obronie Jasnej Góry, które przypisywano wstawiennictwu Maryi. Wyrazicielem tego przekonania Polaków stał się król Jan Kazimierz, który 1 kwietnia 1656 roku w katedrze lwowskiej przed cudownym obrazem Matki Bożej Łaskawej obrał Maryję za Królową swoich państw, a Królestwo Polskie polecił jej szczególnej obronie (...)W czasie podniesienia król zszedł z tronu, złożył berło i koronę, i padł na kolana przed wielkim ołtarzem. Zaczynając od słów: "Wielka Boga-Człowieka Matko, Najświętsza Dziewico" ogłosił Matkę Bożą szczególną Patronką Królestwa Polskiego. Przyrzekł szerzyć Jej cześć, ślubował wystarać się u Stolicy Apostolskiej o pozwolenie na obchodzenie Jej święta jako Królowej Korony Polskiej, zająć się losem ciemiężonych pańszczyzną chłopów i zaprowadzić w kraju sprawiedliwość społeczną. Po Mszy świętej, w czasie której król przyjął również Komunię świętą z rąk nuncjusza papieskiego, przy wystawionym Najświętszym Sakramencie odśpiewano Litanię do Najświętszej Maryi Panny, a przedstawiciel papieża odśpiewał trzykroć, entuzjastycznie powtórzone przez wszystkich obecnych nowe wezwanie: "Królowo Korony Polskiej, módl się za nami".
Choć ślubowanie Jana Kazimierza odbyło się przed obrazem Matki Bożej Łaskawej we Lwowie, to jednak szybko przyjęło się przekonanie, że najlepszym typem obrazu Królowej Polski jest obraz Pani Częstochowskiej. Koronacja obrazu papieskimi koronami 8 września 1717 roku ugruntowała przekonanie o królewskości Maryi. Warto dodać, że Jan Kazimierz nie był pierwszym, który oddał swoje państwo w szczególną opiekę Bożej Matki. W roku 1512 gubernator hiszpański ogłosił Matkę Bożą szczególną Patronką Florydy. W roku 1638 król francuski, Ludwik XIII, osobiście i uroczyście ogłosił Matkę Bożą Niepokalanie Poczętą Patronką Francji.

Niestety śluby króla Jana Kazimierza nie zostały od razu spełnione. Dopiero po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. Episkopat Polski zwrócił się do Stolicy Apostolskiej o wprowadzenie święta dla Polski pod wezwaniem "Królowej Polski". Papież Benedykt XV chętnie do tej prośby się przychylił (1920). Biskupi umyślnie zaproponowali Ojcu świętemu dzień 3 maja, aby podkreślić łączność nierozerwalną tego święta z sejmem czteroletnim, a zwłaszcza z uchwaloną 3 maja 1791 roku pierwszą konstytucją polską.
Dnia 31 października 1943 roku papież papież Pius XII dokonał poświęcenia całej rodziny ludzkiej Niepokalanemu Sercu Maryi. Zachęcił równocześnie wielki papież, aby tegoż aktu oddania się dopełniły wszystkie chrześcijańskie narody. Episkopat Polski uchwalił, że dnia 7 lipca 1946 roku aktu poświęcenia dokonają wszystkie katolickie rodziny polskie; dnia 15 sierpnia - wszystkie diecezje, a dnia 8 września tegoż roku cały naród polski. Na Jasnej Górze zebrało się ok. miliona pątników z całej Polski. W imieniu całego narodu i Episkopatu Polski akt ślubów odczytał uroczyście kardynał August Hlond (...)
W przygotowaniu do tysięcznej rocznicy chrztu Polski (966-1966), w czasie uroczystej "Wielkiej Nowenny", na apel prymasa Polski, kardynała Stefana Wyszyńskiego, cała Polska ponownie oddała się pod opiekę Najświętszej Maryi, Dziewicy-Wspomożycielki. 26 sierpnia 1956 roku Episkopat Polski dokonał aktu odnowienia Ślubów Jasnogórskich, które przed trzystu laty złożył król Jan Kazimierz. Prymas Polski był wtedy w więzieniu. Symbolizował go pusty tron i wiązanka biało-czerwonych kwiatów. Po sumie pontyfikalnej odczytano przez prymasa ułożony akt odnowienia ślubów narodu. W odróżnieniu od ślubowań międzywojennych akt ślubowania dotykał bolączek narodu, które uznał za szczególnie niebezpieczne dla jego chrześcijańskiego życia. 5 maja 1957 r. wszystkie diecezje i parafie oddały się pod opiekę Maryi. Finałem Wielkiej Nowenny było oddanie się w święte niewolnictwo całego narodu polskiego, diecezji, parafii, rodzin i każdego z osobna (1965), tak aby Maryja mogła rozporządzać swoimi czcicielami dowolnie ku ich większemu uświęceniu, dla chwały Bożej i dla królestwa Chrystusowego na ziemi.
 
Dnia 3 maja 1966 roku Prymas Polski, kardynał Stefan Wyszyński, w obecności Episkopatu Polski i tysięcznych rzesz oddał w macierzyńską niewolę Maryi, za wolność Kościoła, rozpoczynające się nowe tysiąclecie Polski.
W 1962 r. Jan XXIII ogłosił Maryję Królowę Polski główną Patronką kraju i niebieską Opiekunką naszego narodu (...)
Także polscy święci uznawali Maryję za swą szczególną Opiekunkę. Św. Wojciech uratowany jako dziecko z ciężkiej choroby za przyczyną Matki Bożej został ofiarowany na służbę Panu Bogu. Znana jest legenda o św. Jacku (+ 1257), jak wynosząc z Kijowa Najśw. Sakrament przed Tatarami usłyszał głos z figury: "Jacku, zabierasz Syna, a zostawiasz Matkę?". Figurę tę pokazują dzisiaj w kościele dominikanów w Krakowie. Ze śpiewem na ustach Salve Regina zginęli od Tatarów bł. Sadok i jego 48 towarzyszy (1260). Bł. Władysław z Gielniowa napisał Godzinki o Niepokalanym Poczęciu i kilka pieśni ku czci Matki Bożej. Bł. Szymon z Lipnicy miał według podania umieścić w swojej celi napis: "Mieszkańcze tej celi, pamiętaj, byś zawsze był czcicielem Maryi". W grobie św. Kazimierza znaleziono kartkę z własnoręcznie przez niego napisanym hymnem nieznanego autora Omni die dic Mariae (Każdego dnia sław Maryję). Św. Stanisław Kostka, zapytany z nagła, czy kocha Matkę Bożą, zawołał: "Wszak to Matka moja!". Chętnie o Niej mówił, Ona to zjawiła mu się w Wiedniu, dała mu na ręce Dziecię Boże i uzdrowiła go cudownie. Śmierć jego poznano po tym, że się nie uśmiechnął, kiedy wetknięto mu w ręce obrazek Matki Bożej. Uprosił sobie u Matki Bożej, że przeszedł do nieba z ziemi w samą Jej uroczystość, podobnie jak św. Jacek...."
Więcej: http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/05-03.php3

avatar użytkownika intix

11. Ślubowanie i poświęcenie Narodu Polskiego ...

"Ślubowanie i poświęcenie Narodu Polskiego i wspólnot zakonnych Niepokalanemu Sercu Maryi.

(To dziś zapomniane ślubowanie podjęte przez Naród na samym początku niewoli komunistycznej. W słowach ślubowania pada jakże wielkie zobowiązanie do zadośćuczynienia Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny przede wszystkim poprzez nabożeństwo pierwszych sobót miesiąca. Ślubowanie dziś należałoby na nowo przypomnieć i wcielić w życie.)


„Kiedy ujrzycie noc oświetloną przez nieznane światło, wiedzcie, że to jest wielki znak, który wam Bóg daje, że ukarze świat za jego zbrodnie przez wojnę, głód i prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego. Żeby temu zapobiec, przyjdę, by żądać poświęcenia Rosji Memu Niepokalanemu Sercu i ofiarowania komunii św. w pierwsze soboty na zadośćuczynienie” – słowa Matki Boskiej w Fatimie.


8 września 1946 r. Kościół w Polsce, dokonując poświęcenia Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi w dniu Akt ten dokonał się w trzech etapach, najpierw w parafiach – 7 lipca, później w diecezjach – 15 sierpnia, a na koniec odbyły się centralne uroczystości na Jasnej Górze z udziałem całego Episkopatu Polski.


Akt poświęcenia Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi, Jasna Góra, 8 września 1946


Błogosławiona Dziewico, Matko Boga Przeczysta! Jak ongiś po szwedzkim najeździe król Jan Kazimierz Ciebie za Patronkę i Królowę państwa obrał i Rzeczpospolitą Twojej szczególnej opiece i obronie polecił, tak w tę dziejową chwilę, my, dzieci narodu polskiego, stajemy przed Twym tronem w hołdzie miłości, czci serdecznej i wdzięczności. Tobie i Twojemu Niepokalanemu Sercu poświęcamy siebie, cały naród i wskrzeszoną Rzeczpospolitą, obiecując Ci wierną służbę, oddanie zupełne oraz cześć dla Twych świątyń i ołtarzy. Synowi Twojemu, a naszemu Odkupicielowi ślubujemy dochowanie wierności Jego nauce i prawu, obronę Jego Ewangelii i Kościoła, szerzenie Jego królestwa.


Pani i Królowo nasza! Pod Twoją obronę uciekamy się; macierzyńską opieką otocz rodzinę polską i strzeż jej świętości. Natchnij duchem nadprzyrodzonym i pobożnością naszą parafię; ochraniaj jej lud od grzechów i nieszczęść, a pasterza umacniaj i uświęcaj swymi łaskami. Narodowi polskiemu uproś stałość w wierze, świętość życia, zrozumienie posłannictwa. Złącz go w zgodzie i bratniej miłości. Daj tej polskiej ziemi, przesiąkniętej krwią i łzami, spokojny i chwalebny byt w prawdzie, sprawiedliwości i wolności. Rzeczpospolitej Polskiej bądź Królową i Panią, natchnieniem i Patronką.


Potężna Wspomożycielko wiernych! Otocz płaszczem opieki Papieża oraz Kościół święty. Bądź mu puklerzem: wyjednaj mu świętość i żarliwość apostolską, swobodę i skuteczne działanie. Powstrzymaj zalew bezbożnictwa. Ludom od Kościoła odłączonym wskaż drogę powrotu do jedności Chrystusowej owczarni. Okaż niewierzącym słońce prawdy i podbij ich dusze czułością Twego Niepokalanego Serca.


Władna świata Królowo! Spojrzyj miłościwym okiem na troski i błędy rodzaju ludzkiego. Wyprowadź go z udręki i bezładu, z nieuczciwości i grzechów. Wyproś narodom pojednanie szczere i trwałe. Wskaż im drogę powrotu do Boga, by na Jego prawie budowały życie swoje. Daj wszystkim trwały pokój, oparty na sprawiedliwości, braterstwie, zaufaniu.


Przyjmij naszą ofiarę i nasze ślubowanie, Matko Boga i nasza. Przygarnij wszystkich do swego Niepokalanego Serca i złącz nas na zawsze z Chrystusem i Jego świętym królestwem. Amen...."
Więcej:
http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl/2011/08/slubowanie-i-poswiecenie-narodu-polskiego-i-wspolnot-zakonnych-niepokalanemu-sercu-maryi/

avatar użytkownika intix

13. "NIEPOKALANA KRÓLOWA POLSKI" -Józef Stanisław Pietrzak -wyd.1926

Wielbij Duszo Moja Pana!
Magnificat.
WSTĘP.
W chwili gdy spadek narodowego ducha w miljonach serc polskich sieje spustoszenie, a obyczaje nasze katolickie tak widocznie się obniżają, że aż Episkopat polski głośno na­wołuje i prosi i błaga, aby z tej drogi przepastnej zawróciły te masy polskie, a udały się na ubity gościniec, którym szły poważne przodków naszych szeregi — zdało się mi, że przypomnienie staropolskich cnót przesławnych Ojców naszych i zwyczajów ich świętych, a czci dla Maryi, Królowej Polski, zawsze z Krakowa szerzonej, będzie otuchą i zachętą do jej wzmożenia w zmartwychwstałej Ojczyźnie. Więc na uwielbienie Władczyni Polski Niepokalanej a upamiętnienie, choć maleńkie, roku w którym na tronie św. Stanisława Męczennika zasiadł


PIERWSZY METROPOLITA
KSIĄŻĘ ARCYBISKUP ADAM STEFAN SAPIEHA,
ARCYPASTERZ, mój DOBROTLIWY,


w którego Archikatedrze niegdyś Królowa Anielska, Królową Polski ogłosić się raczyła — tę pracę z miłości podjętą — N a j d o s t o j n i e j s z e m u METROPOLICIE KRAKOWSKIEMU w uczuciu synowskiego przywiązania i czci składam.
Józef Stanisław Pietrzak.(...)


Marya w dziejach Polski.
________


„Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś Panie”.


Szczęśliwe Narody, które taką mają historię, jak Polska, szczęśliwszego od Was nie widzę Państwa, gdyż Wam j e d y n y m zechciała być Królową. Marya, a to jest zaszczyt nad zaszczyty i szczęście niewymowne — obyście to tylko zrozumieli sami"1).
Słowa te, wypowiedział niegdyś do hetmana Stanisława Jabłonowskiego, nuncjusz apostolski w Polsce Pignatelli, późniejszy Innocenty XII Papież, który poznał dobrze i dzieje i ducha Narodu polskiego, a pokochał go tak szczerze i ser­decznie najbardziej za jego miłość ku Matce Bożej, za tę miłość i wierność, która się tak bardzo podobała Boga-Rodzicy, iż „weszła w dzieje Polski i zawładnęła każdem sercem Sarmatów”1) a w końcu, widząc zalewające nas fale złego z cudzo­ziemskich stron na nas idące i chwiania się Jej Narodu w surowych, staropolskich, zasadach Wiary i poczciwości, widząc też i błądzących królów i wodzów polskich — sama Pani nieba i ziemi raczyła ująć losy nasze w swe niepokalane dłonie, byśmy nie zginęli i nie zmarnieli, i Królową Polski sama się nazwała i mianowała, nim Ją kochający i wdzięczny Naród polski swą Panią, Władczynią i Monarchinią obwołał i wobec nieba i ziemi tytuł Królowej Polski w akcie państwowym ofiarował i na wieki wieków, przyznał.


Cześć Matki Bożej w Polsce jest tak starą i dawną, jak dzieje Narodu, a rozszerzona tak, jak granice olbrzymiego Państwa i wpływy sarmackie sięgały. Według starożytnych podań pierwszy kościół, jaki powstał na ziemiach lechickich, był poświęcony Niepokalanej i Wniebowziętej Boga - Rodzicy – Dziewicy. Pierwsze też pieśni polskie Jej musiały opiewać chwałę, bo najstarsza, jaka się dotąd zachowała pieśń— to nasz hymn narodowy:
Boga Rodzica Dziewica
Bogiem wsławiona Marya.
Pierwsi Apostołowie Polski wielkimi musieli być czcicielami Niepokalanej, skoro pierwsi nasi Pustelnicy, święci Pięciu Bracia Polacy, jak niesie stare podanie Matkę Bożą, szczególnie ukochali i tej czci, Naród jeszcze pogański uczyli i weń wpa­jali tak głęboko, że ta cześć Marji nawet na urobienie charakteru narodowego wpłynęła, a to tak decydująco, że jeszcze i w dzisiejszych czasach nawet zwyrodniały Polak, gdy usłyszy Imię Marji, z rozgniewanego cichszym się staje, z okrutnika łagodniejszym, z rozpustnika (bodaj na chwilę) zmitygowanym, a już na pewno nie bluźni imieniowi  Polskiej Królowej. Nawet protestanci polscy czczą jakoś Matkę Bożą i nie są wobec Niej tak chłodno lub wrogo usposobieni, jak inne Na­rody
1)
Nic dziwnego — wielkiej i świętych nauczycieli miał nasz Naród: św. Wojciech, św. Stanisław, św. Bogumił, św. Win­centy Kadłubek, bł. Iwo Odrowąż, bł. Jakób Strepa, W. Stanisław Hozyusz, Biskupi polscy — toż to pierwszorzędni i wielcy czciciele Niepokalanej, co przeszli tę ziemię naszą wzdłuż i wszerz ucząc nas Wiary świętej, miłości Boga i czci Marji i tej marjańskiej łagodności, jaką się Polacy odznaczali wobec wrogów nawet.
Po wielkich Biskupach polskich, których wielu świętych wspominają dzieje, idzie legjon Benedyktynów, Cystersów, Kanoników Regularnych i Norbertanów, co zrosili tę ziemię naszą swoim potem a nawet krwią własną użyźnili, lecz tej krwi nie wypuścili z żył ich Polacy, ale obcy okrutnicy: Prusowie, Jadzwingowie, Niemcy, Litwini, Tatarzy, Szwedzi, Rusy i Czesi - równie nienawidzący Polski potężnej, jak i głębokiej wiary Polaków i surowych ich obyczajów staroświeckich — wiedząc, że trwanie przy Wierze wierne Narodu — potęguje jego siły żywotne, równie, jak i polityczne Korony Polskiej wzmaga znaczenie.
Dziwnie spokojnie, łagodnie i cicho, chętnie nawet przyjęła Polska przed tysiącem lat Chrześcijaństwo. Lechici nie wie­szali na krzyżach swoich Apostołów i nie dręczyli ich mękami, jak to gdzieindziej bywało. Nie mówią, tego o nas nawet niechętni nam zawsze — Germanowie. Mały odruch pogaństwa w Polsce — po śmierci Bolesława Chrobrego — rychło był opanowany i krzyż już na stałe rozpościerał swe dobroczynne nad Polską ramiona, a Matka Boża umiłowaną była Panią Narodowi swemu. Doznali Jej łaski i pomocy starzy wojownicy polscy, zabezpieczający byt wolny Narodowi od zawistnych Niemców. Żywot bowiem Polaków był zawsze jednem bojowaniem z nieprzyjaciółmi Krzyża i Narodu, potem już i Bogarodzicy-Dziewicy. W tych bojach, w tych sprawiedliwych wojnach naszych królów walczących w obronie granic Państwa politycznej niezawisłości i wiary — zawsze, czasem nawet widocznie, wspomagała nas Ta, która z czasem, upodobawszy nas sobie nad innych, nazwała swoimi poddanymi i dziećmi „których wielce kocha dla osobliwszego ku Niej nabożeństwa”
1), Ileż trudów znojów, boleści i ofiar złożył Naród polski na ołtarzu Marji w ciągu dziejów, walcząc o swe istnienie i zachowanie wiary katolickiej! Jakichże prześlado­wań nie doświadczył, choćby za samo wyznawstwo swoje i apostolstwo śród Narodów bałwochwalczych, jak Prusowie, Jadzwingowie i Litwini, których pozyskiwał i pozyskał Bogu miłością i nadawaniem swych mądrych praw i przywilejów, lub przywodził do uznania oczywistej prawdy katolickiej, pseudo-chrześcijan: Rusinów, Białorusów, Rosjan, Tatarów, Szwedów, a i Niemców i ..."
***
Gorąco polecam, więcej :
 http://www.mariateresa.pl/ksiazki/62-niepokalana-krolowa-polski

avatar użytkownika intix

14. Sześćset lat, Maryjo (Matko, Tyś Naród Polski...)-impresja organ


1. Matko Tyś naród polski przed wiekami juz wybrała,
Matko Tyś naród polski całym sercem ukochała.
Wdzięczni za Twoja dobroć przemierzamy wiele dróg,
Wierząc, że pełną Prawdą, pełnym życiem jest sam Bóg.

Ref:
Sześćset lat Maryjo z nami jesteś,
Z Jasnej Góry wiernie trzymasz straż,
Sześćset lat juz bronisz nas od nieszczęść,
By nie zginął Polski naród nasz.
Chcemy prosić Cię Maryjo dzisiaj,
gdy wokoło czycha tyle burz,
zostań z nami Matko ukochana
Nie lat sześćset lecz na zawsze już.

2. Matko spójrz w nasze serca,
w których wielka wdzięczność bije,
Matko spójrz w nasze serca,
w których Chrystus, Syn Twój żyje.
Przyjmij podziękowanie młodych serc radosną pieśń.
Przyjmij o Matko droga,Od nas chwałę, Hołd i cześć.

3. Matko Ty nas poprowadź, Pomóż prawdy szukać dróg,
Pomóż by poprzez życie każdy z Bogiem kroczyć mógł.
Pomóż nam dziś Maryjo do serc ludzkich znaleźć klucz,
Prowadź nas i na codzień,życ w miłośći Matko ucz.

avatar użytkownika gość z drogi

15. "Matko,TY nas poprowadż"

Droga Intix
i prowadzi nas przez wieki całe,ochraniając swą miłością jak Dobra Matka
serd pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika intix

16. OBRONA JASNEJ GÓRY PRZED SZWEDAMI ...

"...XVII wiek, zwany nie baz racji wiekiem żelaza, przyniósł wielkie wojny religijne, a Rzeczpospolita Obojga Narodów (mimo blisko siedemdziesięciu lat wojen w XVII wieku) nie krzyżowała miecza z katolikami. Wielu historyków uważa połowę XVII wieku za przełom w dziejach Polski pod różnymi względami. Zadawnione wady wewnętrzne w postaci rządów oligarchii magnackiej dały o sobie znać jaskrawo, a symbol późniejszego upadku, czyli liberum veto wykorzystane zostało w 1652 roku przez posła Sicińskiego z podjuszczenia hetmana Janusza Radziwiłła. W ten sposób demokracja szlachecka i wolności osobiste, którymi mogliśmy się chlubić od dwustu lat przybrały karykaturalną postać. Narastający problem kozaczyzny ujawnił się z całą mocą w 1648 roku, a Rzeczpospolita okazała się niezdolną do uśmierzenia powstania pod dowództwem Bohdana Chmielnickiego. Ugoda perejasławska uczyniła z powstania problem międzynarodowy, a nieprzygotowani do wojny z Rosją nie wystawiliśmy armii, zdolnej do powstrzymania Chowańskiego w jego inwazji na Litwę. I tak jak niegdyś Rzym zrównał z ziemią Kartaginę na koniec ponad stuletnich zmagań, tak w 1655 roku Rosjanie palili i burzyli Wilno metodycznie przez ponad dwa tygodnie z zemsty za rywalizację w procesie tzw. „sabiranija ruskich zjemljej”. W takim stanie rzeczy wkroczyły na nasze ziemie wojska szwedzkie, których król Karol X Gustaw był do tego zachęcany przez zdrajców polskich z Hieronimem Radziejowskim na długo wcześniej. Szwecja miała z Rzeczpospolitą zadawnione spory o Dominium Maris Baltici i sukcesję szwedzką.
Tu wkraczamy w historię, znaną Polakom przede wszystkim z opisu Henryka Sienkiewicza w „Potopie”, który przez przeciwników Noblisty podważany, miałem okazję konfrontować z relacjami nuncjusza papieskiego Pietro Vidoniego. Spoczywają one w Archiwach Watykańskich i do większości – jak wynika z metryki źródeł – nikt przede mną nie sięgał. I tu zaskoczenie: literatura historyczna Henryka Sienkiewicza oparta w dużym stopniu na jego wyczuciu, znajduje potwierdzenie w relacjach bezsprzecznie najlepiej zorientowanego naówczas w sprawach Rzeczpospolitej dyplomaty, czyli nuncjusza Vidoniego. Oczywiście, że Sienkiewicz łączył w postaci literackiej dokonania kilku bohaterów i nadawał im inne nazwiska, ale nie naruszył – co jest z naszego punktu widzenia najważniejsze – nie odmienił znaczenia obrony Jasnej Góry i położył właściwe akcenty na postawach głównych bohaterów (...)

Rzeczywiście, cudem można nazwać zwrot w wojnie, jaki nastąpił w wyniku obrony Jasnej Góry. Czuli to i doceniali współcześni wydarzeniom, a ich przebieg wyglądał w skrócie następująco:

Twierdza Jasnogórska była modernizowana po holendersku w XVII wieku, miała cztery bastiony, fortyfikacje ziemne, suche fosy, kazamaty i dysponowała kilkunastoma armatami. Broniło jej ok. 150 żołnierzy, którym dopomagało ok. 70 zakonników i kilkudziesięciu żołnierzy z rozbitych wcześniej oddziałów. Klasztor i twierdza miały jeszcze jeden atut w osobie przeora Augustyna Kordeckiego, którego niezłomny charakter sprawił, że nigdy nie złożono broni. On też pozostawił bardzo cenny opis obrony Jasnej Góry w swoim dziele, które zatytułował „Nowa Gigantomachia” i które kilkakrotnie zacytuję.


1 listopada Karol X Gustaw rozkazał gen. Burchardowi Mullerowi obsadzić twierdze, odcinające komunikację ze Śląskiem. Przydzielił mu pod komendę hrabiego Wrzesowicza, a ten, zazdrosny o sukces swojego zwierzchnika, w nocy 8 listopada spróbował zająć klasztor. Pisze Kordecki: „dla postrachu niezwyczajnym odgłosem trąb przeraził sługi boże, a zarazem wysłał posłów dla oznajmienia zakonnikom, ażeby i oni, skoro już wszystka Rzeczpospolita poddała się królowi szwedzkiemu, klasztor pod jego władzę oddali, w przeciwnym zaś razie groził ostateczną zagładą, której opierający się jego woli doznać będą musieli od czterech tysięcy żołnierzy, wkrótce pod mury podstąpić mających.” (koniec cytatu). Wysłani na rozmowy ojcowie usłyszeli żądania, które równie dobrze można było potraktować jako postępowanie wroga w klasztorze już zdobytym. Nic nie uzyskawszy Szwedzi odeszli spod klasztoru i zemścili się na okolicznych folwarkach. Charakterystyczne jest to, że cudami słynący obraz Czarnej Madonny zdążyli paulini wywieźć poprzedniego dnia na Śląsk, spodziewając się ataku szwedzkiego.


18 listopada stanął pod klasztorem gen. Muller, dysponując ok. 3000 żołnierzy zdolnych do prowadzenia różnorakich działań oblężniczych i osłonowych. Wysłannik Mullera zagroził siłą, jeżeli zakonnicy nie otworzą podwojów klasztoru, ale odpowiedzią na to były salwy armatnie z Jasnej Góry, skierowane na spichlerze w pobliżu klasztoru. W ten sposób, niszcząc własne zapasy, nie chciano dać Szwedom okazji do skorzystania z zabudowań. Ponieważ zaś wielu Szwedów pokładło się tam spać, więc zgotowano im ognistą łaźnię. Mieszkańcy Jasnej Góry nabrali otuchy i utrudnili sobie dalsze rokowania. Niemniej jednak stale wysyłano do siebie posłów, wśród których znalazł się niejaki Andrzej Kuklinowski, którego uwiecznił Sienkiewicz, dodając nieco fabuły. W rzeczywistości, na żądanie wyjaśnienia, czy chodzi o zajęcie miasta Częstochowy czy również klasztoru, przyniósł on tylko list Karola Gustawa, potwierdzający, że Muller ma rozkaz zająć klasztor.


Oblężenie trwało do końca grudnia i miało wiele niepospolitych przypadków, które złożyły się na jego wyjątkowość w naszej historii. Zdarzyło się na przykład, że jeden z Polaków, którzy chcieli się przy Szwedach obłowić na plądrowaniu klasztoru, gdy właśnie o tym przekonywał swoich kompanów, rażony kulą jasnogórską w głowę, spadł martwy z konia. Innym razem, przybył do gen. Mullera jego siostrzeniec, by być świadkiem zdobycia tak trudnego punktu oporu i gdy Muller odstąpił mu gościnnie na noc swoje łóżko, to kula jasnogórska, przeszywszy ścianę namiotu raziła go prosto w brzuch i roztrzaskała do szczętu. Śmierć siostrzeńca nie przekonała gen. Mullera do odwrotu, ale Szwedzi zaczęli przebąkiwać o siłach nadprzyrodzonych. Gen. Muller nakazywał nasilanie ostrzału szczególniej w dni świąteczne Najśw. Maryi Panny. Widzieć też mogli Szwedzi jak murami ciągnie wtedy procesja z Najświętszym Sakramentem.


Innym razem, idąc pod osłoną mgły, którą na życzenie Mullera mieli wyczarować Finowie, Szwedzi podeszli pod sam klasztor, by brać go szturmem. Niektórzy zaczęli już wspinać się na mury. Atoli nagle zasłona mgły opadła i stanęli bezbronni wobec armat i muszkietów obrońców Jasnej Góry. Ponieśli wielkie straty i uznali, że odczyniania jasnogórskie silniejsze są od ich czarów.


Wśród spisanych już po odejściu Szwedów cudownych zdarzeń, związanych z obroną, znalazł się i ten o niejakim Dudziczu, któremu zdało się, że widzi na murach niewiastę, odzianą w niebieską szatę, którą wziąwszy na cel, chciał postrzelić ze swego muszkietu. Jednakże poczuł po chwili, że zimna kolba muszkietu przymarzła mu do policzka i dopiero chirurg uratował go, odcinając mu płat skóry. Nastawały coraz większe mrozy, a końca oblężenia nie było widać.


Muller sprowadził z Krakowa dodatkowe działa, ale jedno z nich uległo samorozsadzeniu i poczyniło spustoszenie wśród obsługi.


Nadeszły święta Bożego Narodzenia, które dały większą otuchę obrońcom, a gdy jeszcze Szwedzi usłyszeli jak szumnie obchodzi się z kapelą imieniny Stefana Zamoyskiego w fortecy 27 grudnia, zupełnie się załamali. Gen. Muller zarządził odwrót. Cisza zaległa wokół Jasnej Góry. Obrońcy wyszli nieśmiało i przekonali się naocznie, że okolica jest wolna. Jeszcze co najmniej dwukrotnie podczas potopu zapędzali się Szwedzi pod klasztor, ale ich podjazdy były przeganiane przez polskie roty z pomocą artylerii fortecznej.


Wiele napisano o heroicznej obronie Jasnej Góry. Już niebawem po swojej klęsce Szwedzi opublikowali w Amsterdamie kłamliwą książeczkę opisującą, jakoby broniona przez 20.000 Polaków Jasna Góra kapitulowała po szturmie szwedzkim. Takie i inne zdarzenia zachęciły przeora Kordeckiego do wydania w 1658 roku pamiętnika obrony, który może być dla współczesnych wydawców wzorem edycji tekstów źródłowych. Cytuje bowiem in extenso treść bodaj całej korespondencji pomiędzy Mullerem a Jasną Górą i odnotowuje punkt po punkcie szwedzkie propozycje kapitulacji. Zawiera też kilkanaście świadectw cudów, jakie zaświadczyli naoczni świadkowie zdarzeń i rozmówcy Szwedów.


Pamięć obrony Jasnej Góry tak w literaturze naukowej jak i w literaturze pięknej to jeden ze zworników naszej wspólnoty narodowej i religijnej. To obok takich zdarzeń jak chrzest Polski, bitwa pod Grunwaldem, odsiecz wiedeńska, cud nad Wisłą, obrona Westerplatte, zdobycie Monte Cassino czołowe zdarzenie w pamięci zbiorowej Polaków. Nie sposób jednak pominąć wiadomości, że tak w okresie stalinowskim jak i gierkowskim znaleźli się historycy, którzy chcieli umniejszyć znaczenie obrony Częstochowy. To smutne, bo po pierwsze fałszowali lub przemilczali zdarzenia, dając im fałszywą interpretację, a po drugie wpisali się w nurt atakowania naszego poczucia dumy narodowej, do której ze względu na Jasną Górę mamy szczególne prawo.


 


"W dramatycznych chwilach wojny naród szukał siły w głębokiej pobożności do Matki Pana, łącząc się wokół króla Jana Kazimierza. Własną determinacją zaświadczył, że chce bronić ziemi, na której żył, i tradycji, które go kształtowały w tożsamości chrześcijańskiej" - napisał Benedykt XVI w rocznicę ślubów lwowskich.

Bezpośrednim następstwem obrony Jasnej Góry były wiekopomne wydarzenia z 1656 roku, które warte są nie mniejszej uwagi. Obrona Jasnej Góry stała się bowiem momentem zwrotnym w dziejach wojny północnej. Jak pisał prof. Szujski o victorii jasnogórskiej: "Fakt ten miał niesłychany wpływ na umysły w Polsce, natchnął oręż ojczysty ufnością w opiekę Najświętszej Panny i podniósł cześć dla Niej do rzędu tych najwznioślejszych uczuć religijnych, z których nie człowiek pojedynczy tylko, ale naród cały czerpie siłę niezłomną w każdej klęsce i w każdem trudnem przedsięwzięciu." Naród uwierzył w zwycięstwo nad protestanckim najeźdźcą, a król powrócił z ucieczki na Śląsk, by objąć ponownie panowanie. Na każdym kroku triumfalnego powrotu podkreślał cudowną opiekę Opatrzności Bożej i Matki Jezusa. Jego pobyt we Lwowie opisany w dziennikach zakonnych odznaczał się naprawdę wielką pobożnością..."

Polecam więcej na stronie:
http://boronpiotr.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=31:obrona-jasnej-gory-przed-szwedami-i-luby-maryjne-&catid=14:moje&Itemid=40

avatar użytkownika intix

18. Gość z Drogi

Witaj ponownie Zofio Droga...

...prowadzi nas przez wieki całe,ochraniając swą miłością jak Dobra Matka...

***
Przez wieki nas prowadzi Królowa Polski
Chroni, by Naród Polski nie błądził...
Matka Najczulsza Jedyna
Trzyma nas w Objęciach
Tuląc do Siebie, jak tuli Bożego Syna...
Nieustannie o Miłość naszą i Modlitwy prosi...
Pokorne wołanie do Niej i nasze oddanie Jej zanośmy...
Pod Twoją obronę
uciekamy się,
Święta Boża
Rodzicielko,
naszymi prośbami
racz nie gardzić
w potrzebach
naszych,
ale od wszelakich
złych przygód
racz nas zawsze wybawiać,
Panno Chwalebna
i Błogosławiona.
O Pani nasza,
Orędowniczko nasza,
Pośredniczko nasza,
Pocieszycielko nasza.
Z Synem Swoim nas
pojednaj,
Synowi Swojemu nas
polecaj,
Swojemu Synowi nas
oddawaj.

Amen.

***
Dziękuję...
Serdecznie Pozdrawiam.

avatar użytkownika gość z drogi

19. Droga Initix,piękną masz duszę i serce

pięknie wiec piszesz i malujesz słowem Modlitwę...moja zawsze ta sama ,Ty wiesz jaka :)
niech Malenki Jezusek wreszcie jej wysłucha,a Matenka Jego
niech szepnie w malenkie uszko to,o CO prosimy....
Królowo Polski modl się za nami
a TY Jezusku lulaj,lulaj....jeszcze nie czas byś się martwił....
Intix,mnóstwo serdeczności :)
dziękuje :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

20. Zawierzenie opiece Pani Jasnogórskiej - Jan Paweł II

Zawierzam macierzyńskiej opiece Pani Jasnogórskiej siebie samego, Kościół, wszystkich moich rodaków, nie wyłączając nikogo.
Zawierzam Jej każde polskie serce, każdy dom i każdą rodzinę. Wszyscy jesteśmy Jej dziećmi.
Niech Maryja będzie przykładem i przewodniczką w naszej codziennej i szarej pracy.
Niech wszystkim pomaga wzrastać w miłości Boga i miłości ludzi, budować wspólne dobro Ojczyzny, wprowadzać i umacniać sprawiedliwy pokój w naszych sercach i środowiskach.
Proszę Cię, Pani Jasnogórska, Matko i Królowo Polski,
abyś cały mój naród ogarnęła Twoim macierzyńskim sercem.
Dodawaj mu odwagi i siły ducha, aby mógł sprostać wielkiej odpowiedzialności, jaka przed nim stoi.
Niech z wiarą, nadzieją i miłością przekroczy próg trzeciego tysiąclecia i jeszcze mocniej przylgnie do Twojego Syna Jezusa Chrystusa i do Jego Kościoła zbudowanego na fundamencie apostołów.

Matko Jasnogórska, módl się za nami i prowadź nas, abyśmy mogli dawać świadectwo Chrystusowi – Odkupicielowi człowieka.

/Jasna Góra, 17 czerwca 1999 r./

Modlitwa za Ojczyznę Jana Pawła II

avatar użytkownika intix

22. Marya ogłasza się Królową Polski...

...Panowanie Zygmunta III, sławne ze zwycięskich bojów, którym hetmanili Chodkiewicz i Żółkiewski, opromienione było nadzwyczajnemi zwycięstwami. Kircholm, Kłuszyn 1613 i Chocim znane każdemu zwycięstwa oręża polskiego - a to z jawną pomocą Bożą i na podziw całego świata Katolicki ten król i władca pobożny nie był lubiany jako człowiek.
Różnowiercy go prześladowali, ale i katolicy "nowinkujący" dali mu się we znaki, aż też i rokosz przeciw jego podnieśli panowaniu pod wodzą Mikołaja Zebrzydowskiego, którego biskupi polscy od wojny domowej i zguby ojczyzny odwieść nie zdołali. Nie znajdując ratunku przeciw rokoszaninowi ambitnemu, Zygmunt III udał się do Boga Rodzicy z ufną prośbą i nieustannie błagał Ją ze wszystkimi świątobliwymi ludźmi, aby się zlitowała nad Polską dla zasług świętych Patronów naszego królestwa, których tak licznych sarmacka ziemia do nieba przesłała.

I rzecz tak niezwykła się stała, o czem świadczy Albrecht książę Radziwiłł, że w tym czasie żył w Rzymie Bł. Bartłomiej Salutiusz, Reformat, darem prorockiego ducha i objawień od Boga wsławiony. Ten, gdy podczas rokoszu w Polsce dzień do bitwy był wyznaczony, mając Mszę św., wpadł w zachwyt, a długo w nim trwając (w czasie Memento za żywych) zawołał: O Polonia quantom habes Patronos! (Dyskurs nabożny o NMP 1635).


O Polsko! Jakże wielu masz Patronów! Przyszedłszy do siebie Mszy św. dokończył mąż Boży, a zapytany przez zakonników współbraci, co mówił i dlaczego? On święty Reformat pyta: czy jest jakie państwo nazywające się Królestwem Polskiem? Wielki ten sługa Boży, mniejszym był geografem i poza Bogiem i zbawieniem dusz ludzkich nic nie widział i o niczem musiał nie chcieć wiedzieć, co w owe czasy nie było tak straszne. Toż i dziś znajdują się Anglicy, co wielki wpływ wywierają nie tylko na swoje państwo i losy świata nawet, a nie wiedzieli dobrze, jakie położenie ma Polska i jakie miasta do niej należą, np. Cieszyn.
Dowiedziawszy się, że jest takie państwo chrześcijańskie, odpowiedział pytającym go Reformatom: „W tem królestwie źli poddani podnieśli bunt przeciw dobremu królowi swemu, dziś do bitwy przychodzi, i rzeczono mi, że wygrają, co będzie ostatnią i nieopisaną zgubą tego państwa. A gdym na to ubolewał w sercu – mówił dalej bł. Bartłomiej – widziałem aż oto Przenajświętsza Panna stanęła przed majestatem Boskim z nieprzeliczonem gronem świętych Patronów tego, który wraz z Nią, padając na twarze prosili Pana Boga za królem i królestwem jego. Więc na ich prośby zaszedł od Boga wyrok a zbuntowani przegrali, a król i z państwem ocalał”. Zanotowano tem dzień i doniesiono Papieżowi o tem. A gdy do Rzymu nadeszła ta nowina, iż w roku 1607 dnia 5 lipca zaszło ono pod Guzowem zwycięstwo, zmuszające pokonanych błagać przebaczenia u króla prawowiernego, chwalili wszyscy Boga i do większej czci Boga Rodzicy się zebrali, a za Polskę słali gorętsze, niż dawniej modlitwy. Osobliwie bł. Bartłomiej Salutiusz miał ją w swej, pamięci przed Bogiem. O tem wiele można czytać w jego życiorysie po włosku napisanym i wydanym 1641 roku.
Nie czynił żadnej zemsty nad pokonanymi rokoszanami król Zygmunt III, ale przebaczył i – pamiętny dobrodziejstw Bożych – nawet do godności państwowych przypuścił, niedawnych swoich wrogów i nieopatrznych sprawców rozlewu krwi bratniej. Mawiano też powszechnie, że „król Zygmunt orężem pokonał rokoszan, ale łaskawością i dobrocią – zwyciężył ich prawdziwie”.
W tymże samym czasie, co Bł. Bartłomiej, żył także we Włoszech wielkiej świętości zakonnik X. Juljusz Mancinelli, T.J. Sławny ten kapłan cudotwórca odznaczał się nie tylko świętością życia, wielką czcią dla Najświętszego Sakramentu, a politowaniem dla dusz w Czyścu cierpiących, których swemi modłami i pokutami wiele z Czyśca wybawił i do Nieba przesłał, ale w sposób niezwykle czuły kochał i wielbił Niepokalaną Boga-Rodzicę, przeróżne pochwały na Jej cześć głosząc. Ponadto odznaczał się O. Juljusz wielkim nabożeństwem do świętych Polaków, a osobliwie do św. Stanisława Biskupa krakowskiego i – swego umiłowanego współbrata w Zakonie Stanisława Kostki 1568 w Rzymie, zmarłego, którego świętością i posiadaniem cały zakon jezuicki uradowany, zaszczycony i wspomnieniami i Nim prawie przepełniony był. Że zaś w owe czasy wielu w tym Zakonie było świątobliwych i świętych Polaków, jak Piotr Skarga, Mikołaj Łęczycki i inni. Wielebny O. Jujusz, wielki miał dla Narodu polskiego respekt i miłość, i wdzięczność za to, że Polacy tylu znakomitych świętością i nauką dali jego Zakonowi członków, Zakonowi, który dobry ten zakonnik – jak swą Matkę, całem ukochał sercem. Uważając to, często zasyłał swe modły do „Wniebowziętej Królowej” przez przyczynę ukochanego współbrata w Zakonie „małego Polaka” Stanisława Kostki „za wspaniały i wielki Naród, co takiego nadzwyczajnego wydał z siebie świętego”, jak Stanisław Kostka.
Zapragnął też, O. Juljusz Mancinelli, ujrzeć i uczcić tę ziemię polską „Matkę Świętych”, nawiedzić grób chwalebny św. Stanisława Biskupa i Męczennika, patrona św. Stanisława Kostki, podziękować Bogu w Katedrze krakowskiej za łaski, jakie mu Wniebowzięta Królowa Maja w ciągu życia wyprosiła i udzieliła na rozlicznych Misjach w Konstantynopolu i w Azji śród niewiernych Turków i w polskiej Katedrze prosić o dalsze łaski dla uprzywilejowanej Polski. Jakby tę podróż do dalekiego kraju odprawić i świętą ziemię Męczenników, nawiedzić i uczcić, ziemię, o której Paweł V Papież powiedział, że gdyby ją ścisnąć w garści, toby się krew męczeńska polała z niej – tylu Polaków życie za wiarę w ciągu wieków dało, iż cała „jest jedną relikwią świętą”. Nie wiedział jednak Mąż Boży, jak tego dokonać? Już 70 lat na barkach swoich dźwigał, a spracowan w Winnicy Pańskiej był bardzo i właściwie w Neapolu w klasztorze Gesu Nuovo na przygotowanie się do śmierci, po znojnej na Misjach, śród niewiernych, pracy, umieścili go przełożeni. Tak o dalekiej Polsce przez siebie ukochanej, święty ten, zaiste jezuita myśląc – modlił się do Marji, by mu przyszła z pomocą, jak to wykonać, a również prosił Ją, by mu dopomogła wynaleźć jaki nowy tytuł, wyrażający nie tylko Jej chwałę w Niebie, ale i na ziemi w jakiś niezwykły sposób. Słowem, tytuł „Wniebowziętej Królowej” już mu nie wystarczał. Gdy się tak celi zakonnej starzec miły, nastrojony najuroczyściej wewnętrznie po przyjściu z Nieszporów i procesji w wigilię Wniebowzięcia Matki Bożej, a więc święta sobie najmilszego, 14 sierpnia 1608 roku, modli – spojrzał przez okno na firmament Niebieski i o dziwo! Ujrzał niby drugi Eljasz prorok wspaniały i dziwny obłok, wychodzący jakoby z morza, który płynął ku niemu. X. Mancinelli zobaczył wyraźnie, jak z owego obłoku powstała słodka postać Dziewicy Niepokalanej z Dzieciątkiem Jezus na ręku, okryta w królewską purpurę, pełną Majestatu, a u kolan Jej klęczał piękny młody jezuita, aureolą cudną okolony: - Wniebowzięta Królowa! – szepnął O. Juljusz – przywykły do odwiedzin niebieskich Marji i owładnięty niewypowiedzianą, ludzką mową nie dającą się określić, radością, osunął się na kolana, a Marja już przy nim w swoim Majestacie. Wielebny O. Juliusz zawoła: „O, Królowo Wniebowzięta – módl się za nami!’ A Matka Boża mile nań spoglądając rzecze:
A czemu mnie Królową Polski nie zowiesz? Ja to królestwo wielce kocham i wielkie rzeczy dlań zamierzam, ponieważ osobliwszą miłością ku mnie pałają jego synowie...”
Powiedziawszy to Boga-Rodzica, jakby czekała na odpowiedź Wielebnego Sługi Bożego, który też zawołał:
- Królowo Polski Wniebowzięta – módl się za Polską!
Po tych słowach nasza Królowa i Pani miłośnie spojrzała na klęczącego u Jej kolan, Stanisława Kostkę, a potem na O. Mancinellego i słodko rzekła:
- Jemu tę łaskę dzisiejszą zawdzięczasz, Juljuszu mój! Co się działo w sercu świętego zakonnika po tem widzeniu, któż to wyrazić zdoła – gdy on sam ledwie łkaniem radości pytającym go braciom zakonnym opowiadał, modląc się zarazem:
- Królowo Polski... módl się za nami. Matka Boża wielkie rzeczy dla Polaków zamierza:
W krótkim czasie potem za pozwoleniem swych przełożonych, którzy rzecz całą ściśle zbadali, O. Mancinelli doniósł O. Mikołajowi Łęczyckiemu T.J. w Polsce, swemu przyjacielowi o tem co zaszło, i aby Zygmuntowi III, jak wiadomo, wielkiemu przyjacielowi Towarzystwa Jezusowego, tę „dobrą nowinę” oznajmił, polecił serdecznie. Ucieszony i król i Skarga i cały Zakon Jezusowy w Polsce – rychło rzecz całą rozgłosili i że Sama Boga-Rodzica Dziewica Polski Królową nazwać się i ogłosić raczyła, opowiedzieli. Radość w naszej Ojczyźnie była niezmierna i niewypowiedziana na wieść, że mamy Panią, której królowanie nigdy nie ustanie i która czuwać nad nami będzie po wieki wieków, owszem, nawet „wielkie rzeczy dla nas zamierza” uczynić. Już to drugi kapłan włoski: reformat i jezuita w krótkim czasie o Polsce przychylnie od Matki Bożej słyszeli. Nie były to groźby jak w Le Salet lub w Lourdes we Francji, ale – słowa czułości macierzyńskiej Marji względem nas. Zdziwił się Neapol i Rzym i całe Włochy na te wieść; zainteresował się Papież tym faktem – rzecz była bowiem niesłychana i żadnemu innemu Narodowi chrześcijańskiemu łaska taka nie była ani przedtem, ani potem w tym stopniu przez Matkę Bożą okazana i udzielona. Wywyższyła nas Królowa Nieba, wejrzawszy na pokorę naszą, na męczeństwo przodków naszych, na świętość naszych świętych i na chęci nasze dobre, a zupełnie oddane sprawie Bożej; wejrzała i na przyszłość naszą, widziała błędy, które nas do upadku przywiodą, a przecie i wtedy – o dobroci Marji niezmierzona i nigdy dość nie wywdzięczona! – chciała nam być Królową i Pocieszycielką.
Że była – wiemy.
O. Juljusz Mancinelli wybrał się do Polski, by ujrzeć Królestwo Marji. Nie żałował on ani słonecznej swej Ojczyzny, ani pięknego Nieba Neapolu, ani cudownego Morza, ni cichego klasztoru Gesu Nuovo; nie wzdragał się dalekiej, pełnej niebezpieczeństw podróży miły starzec i – poszedł do Polski. Miłość ku Bogarodzicy, ku Królowej Polski Wniebowziętej, gnała go tych północnych, a wtedy z powodu wojen prowadzonych przez Zygmunta III i nie bardzo spokojnych krajów 1).
A brzmiało w on czas po Polsce echo kazań sejmowych Skargi, w których potężnej jeszcze wtedy Polsce, karami Bożymi surowo grozi prorok jezuita, i że „nas potłucze Pan jako ten garnek” przepowiada. Toż i inni kaznodzieje straszą nas nie na żarty. Nikt otuchy nie wlewa w Naród na przyszłość... W takiej to porze, w takim czasie zjawia się w dniu 8 maja 1610 roku w Katedrze wawelskiej staruszek zakonnik. Zakurzony, zmęczony, ledwo żyw, ale z oczu jego błyska ogień jakiś. Ujrzawszy trumnę Ojca Ojczyzny naszej, św. Stanisława, co niegdyś „spoił rozdartą Ojczyznę w jedną całość”, pada krzyżem i modli się za Polskę... Dziękuję Bogu, że ona jest taką urodzajną rodzicielką Świętych, skarbiąc sobie ten przywilej i chwałę, że Kościół cały 2) ją nazywa: „Polską Bożą, Winnicą i Królestwem Bożem” i woła do niej z uznaniem i miłością: „Ciesz się Matko, Polsko, żyzna w obfite błogosławionych potomstwo” – Gaude Mater Polonia, prole foccunda nobilis! – powtarza zachwycony święty nasz przyjaciel włoski; nasz pielgrzym ukochany, przez Królowę Polski Wniebowziętą umiłowany, a potem wychodzi ze Mszą świętą przed grobem świętego Biskupa Męczennika, by mu dziękować, że tak dobrze opiekował się św. Kostką, iż do takiej on doszedł w młodziuchnem wieku świętości. Gdy się tak modli pątnik z Neapolu w czasie Mszy świętej za pomyślność Królestwa naszego – ujrzy w wielkiej postaci Marję w królewskim olśniewającym Majestacie jak jeszcze nigdy Jej nie widział i rzecze mu Bogarodzica:
JAM JEST KRÓLOWA POLSKI, JESTEM MATKĄ TEGO NARODU, KTÓRY JEST MI BARDZO DROGI, WIĘC WSTAWIAJ SIĘ DO MNIE ZA NIM I O POMYSLNOŚĆ TEJ ZIEMI BŁAGAJ NIEUSTANNIE, A JA CI ZAWSZE BĘDĘ, JAKOM JEST TERAZ, MIŁOŚCIWĄ”. 1)
I znów mógł ten święty nasz Przyjaciel oznajmić, a to już osobiście X. Piotrowi Skardze, zakonnym swym współbraciom, królowi i temu wielkiemu biskupowi krakowskiemu, co „żył jak filozof, a umarł jak święty w 1616 r.”: Piotrowi Tylickiemu, o ciągłej i wielkiej łasce Niepokalanej i Wniebowziętej Królowej Polski – jak Ją przez wieki nazywają i czczą biali Marjanie z polskiego serca sprawcy wiedeńskiej Wiktorji W.O. Stanisława Papczyńskiego w 1670 r. wykwitli, aby Maryi Królowej Polski roznosić cześć, duszom poległych za Wiarę i Ojczyznę lub w nędzy zmarłych nieść skuteczny ratunek – a misjami ustawicznemi nawracać błądzących, uczyć kochać i siebie i drugich.
Namodliwszy się do syta w ziemi krwią Męczenników przesiąkniętej, Polsce, Wielebny Ojciec Juljusz i o Lwów zawadził o co jeno godnego było oglądać, gwoli podniesienia serca ku Bogu, obejrzał i do ojczystych Włoch ze swemi wspomnieniami drogą przez św. Kostkę, kiedyś odprawioną, poszedł. Błogosławiły go serca polskie i opłakały rozłąkę z tak zaiste niezwykłym człowiekiem, co „był jak nasz, nie cudzy”. Tak to Wiara św. zbliża ludzi, że choć innego narodu, są jakby jednej matki syny, jeśli świętością się odznaczają.
Po drodze powrotnej niemałymi łaskami darzył Bóg świętego starca – pielgrzyma, a on nucił i nucił, chwaląc po łacinie świętego Biskupa Polaka:
„Ciesz się Polsko, Rodzicielko,
Z tak wielkiego syna w niebie:
Niech Bóg za tę łaskę wielką
Wciąż będzie chwalon przez ciebie.
.  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .
Kto mu ufa tego broni,
Dar zbawienia tchnie obficie;
Z śmierci grzechu, z wiecznej toni
Wiedzie do portu – na życie”.
I znów znalazł się O. Juljusz w swoim Neapolitańskim klasztorze, spoglądał jak pięknem jest morze i to włoskie niebo, ale myślę w modlitwach, do umiłowanej przez Królowę Polski powracał północnej ziemi. Już lat 7 ubiegło, jak był wrócił z Polski. Nadszedł dzień Wniebowzięcia Niepokalanej Królowej Polski 1617. I znów, jak kiedyś, ujrzał O. Juljusz – 80-letni staruszek – Boga-Rodzicę mówiącą do niego:
Juljuszu, synu mój! Za cześć i miłość, jaką otaczasz tajemnicę mego Wniebowzięcia, ujrzysz mię za rok w mej chwale w niebiosach. Tu jednak, na ziemi, nazywaj mnie zawsze KRÓLOWĄ  POLSKI!”
Ciche łkanie Sługi Bożego – było jedyną odpowiedzią Marji. Niebo i widzenie Boga i Wniebowziętej Pani zapewnione, towarzystwo św. Stanisława Kostki pewne; radości niebieskie po wiek wieków niewątpliwe... Co za radość, co za szczęście!... Jak wielka za życie cnotliwe zapłata...
- Królowo Polski – módl się za nami!
Za rok O. Juljusz Mancinelli już nie żył. Zabrała go Niepokalana i Wniebowzięta Królowa Polski, zabrała do siebie.


O, Ojcze Juljuszu, spraw, by i nami nie gardziła. Niech i nas zabierze z sobą po życiu cnotliwem, które nam ułatwiaj z Nieba: Pomnij na nas Polaków!


Wieść o śmierci tego protektora naszego u Maryi – bolesnem echem odbiła się w Polsce. Posypały się do niego prośby do Nieba. Odpowiedział łaskami. Proszono o jego relikwie w 1625 roku – dano ich cząstkę z jego szlachetnej głowy i portret. Nie miało tego skarbu rodzinne miasto świętego męża Macerata, a dostali i mieli Polacy. Naród nasz też pierwszy o beatyfikację tego świętego Włocha kołatał. Dziś to ponowić trzeba 1), a wzmoże  się orędownictwo Jego do Królowej Polski, byśmy się teraz duchowo odrodzili i naprawdę spolaczeli: po dawnemu, po katolicku: święcie!
A więc o Ty Królowo nasza Niepokalana:
„Dodaj nam męstwa, zjednaj
Spólną miłość, zgodę,
I od Polskiej korony
Oddal wszelką szkodę.
Nie wypuszczajże nigdy
Nas z Twojej Opieki,
My Cię za to wychwalać
Będziemy na wieki”. 2)
***
Kolejny fragment z: http://www.mariateresa.pl/ksiazki/62-niepokalana-krolowa-polski


 

avatar użytkownika intix

24. Rebeliantka

Witam.
Zgodnie z tym co napisałam w Twoim Wpisie, zapraszam serdecznie Czytelnków do dalszej lektury

8 maja 1610 r. NMP ogłosiła się Królową Polski

***
Dziękuję...
Pozdrawiam serdecznie...

avatar użytkownika gość z drogi

25. Polska powierzona swej Królowej

niejedno już Zło pokonała...a Warszawska Bitwa ,jest tego przykładem
serd pozdr :)

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

26. Ave Maria Jasnogórska :)

serd pozdr :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

27. Zofio Droga...:)

Polska powierzona swej Królowej niejedno już Zło pokonała...a Warszawska Bitwa ,jest tego przykładem...

***
Dziękuję...
Nie ma przypadków... często nie zdajemy sobie sprawy, że myśli nasze łączą się...
Bardzo ważne to, co powiedziałaś...
Bitwa Warszawska...
W Bitwie Warszawskiej data 15.08.1920r.
Wyjątkowe znaczenie miała...

Wyjaśnie to o czym myślę, odrębnym  wpisem...
***
Dziękuję...
Serdecznie Pozdrawiam...:)

avatar użytkownika gość z drogi

28. Intix,15.o8.1920 roku

Ossowo,Warszawa...
serd pozdrawiam :)

gość z drogi

avatar użytkownika intix

31. Dziś... w Trzecim Dni Maja... Święto Matki Bożej Królowej Polski

Pozwolę sobie podłączyć tu wpis >>> 1 Maja...
...1 Maja… ta data… ten dzień…
Od wielu… wielu długich lat…
Jest pierwszym dniem miesiąca Maryjnego

avatar użytkownika intix

32. Bogarodzica

GŁOS
Nigdym ja ciebie, ludu, nie rzuciła,
Nigdym ci mego nie odjęła lica,
Ja — po dawnemu — moc twoja i siła!
LUD
Bogarodzica!...
GŁOS
Rzeszom ja twoim skroś zmierzchów hetmanię,
Jako w zaranie.


Przed tobą idę i przy tobie stoję
Z bojowym hasłem, z piór orlich szelestem,
A kiedy ducha bierzesz na pierś zbroję,
Tarczą ci jestem...
I w klęsce nawet w blask odziewam złoty
Poległe roty.


Sztandar ja niosę, ponad ziemię wzbity,
Iżby go oczy gasnące widziały,
A iżby znak mój powiewał w błękity,
Jak za dni chwały.
Sztandar ja niosę, a nie puszczam z ręki,
Mimo wiek męki.


A choć go dzisiaj wiatr nie żenię chyży,
Co orły białe porywał na boje,
Choć poczerniały u mogił, u krzyży
Proporce moje,
Lecz żołnierzowi sztandar, i zwinięty,
Drogi a święty.


Żołnierze sąście zawołania mego
I mej chorągwi towarzysze wierne,
A poprzez wieki rubieży mych strzegą
Duchy pancerne...
Żołnierze sąście, sąście kość orłowa
Rycerzy słowa!


A ja was wiodę i stawiam, gdzie trwoga,
Przez sioła, grody a przez ziemie rolne...
I tak sprawuję zdane mi przez Boga
Hetmaństwo polne...
Od mej buławy idzie rozkazanie
Szumem po łanie.


A ja was wiodę — niewiasty i męże,
Na mury fortec i za twierdzy bramy,
Bo choć dziś insże bronie i oręże,
Lecz bój — ten samy!
A przebojowali musi być i będzie
W mojej komendzie.


Ten tylko bowiem lud upada w cienie.
Który sam sobie nie dochował wiary,
Temu, co stracił sztandaru widzenie.
Na nic sztandary!
Mocnym i wiernym duchom ja przywodzę
W wolności drodze.


A wy się czujcie nie jak luza marna,
Co krzykiem trwogi przed bojem wybucha,
Lecz jako zwarta chorągiew i karna
Na żołdzie ducha.
I jak rycerstwo, któremu hetmani
Niebieska Pani.


Tak, odnowione jest zaprzysiężenie
Hetmaństwa mego i rycerskiej wiary,
A teraz — wznieście nad groby i cienie
Światła sztandary,
Scheda wy moja i moja dzielnica!
LUD
...Bogarodzica!...


(Maria Konopnicka)
Za Wiki

avatar użytkownika intix

34. „Bogarodzica”

Pokłon Ci w sercu i wierze,
Bogarodzico Dziewico,
Co jak ci barscy rycerze,
Szablą zorane masz lica!

W zwierciadle też ich pancerzy
Twarz Twoja śniada odbija,
Twe imię hasłem do boju,
Bogarodzica Maryja!

Czyż raz pod płaszcz Twój z purpury,
Chroniłaś sługi swe wierne?
Z bram Wilna i Jasnej Góry
Twe lico lśni miłosierne.

Tyś ziemi naszej Królowa,
Potężną Polski strażnicą;
W Tobie Wcielone jest Słowo!
Bogarodzico—Dziewico!

Zaledwie z dziejów potopu
Polska podniosła się nowa.
W tryumfie do niebios stropu
Biła, Maryjo, Twa sława.

Na skrzydłach wiatrów niesiona
Szła pieśń nad polską ziemicą:
Maryjo! Matko zwolona,
Bogarodzico-Dziewico!

Dziś z wyżyn Twoich ołtarzy
Spójrz, Matko, na nasze rany,
Na łzy tych licznych nędzarzy,
Na lud ten Tobie poddany!

Wszak chram Twój — to Polska cała,
Pierś ludu to Twa stolica,
Niepokalana i biała
Bogarodzica—Dziewica!

(Władysław Bełza)

***
Pozwolę sobie podłączyć tu:
>Idź i zwyciężaj, ocal chrześcijaństwo
>Matce Bożej Majowej...



***

avatar użytkownika intix

36. Maryjo, Królowo Polski


Maryjo, Królowo Polski

Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam – słowa Apelu Jasnogórskiego zawierają prawdę, coraz trudniejszą do przełknięcia także dla wielu współczesnych katolików, że Boża Rodzicielka jest naszą Monarchinią. To karygodne zawłaszczanie Matki Jezusa przez Polaków – dowodzą, nie wiedząc lub nie chcąc wiedzieć, że tytuł Królowej Polski został objawiony w… nadtyrreńskim Neapolu pewnemu włoskiemu jezuicie.

W połowie XVI wieku polsko‑łaciński poeta Grzegorz z Sambora pisał, używając literackiej przenośni, o Matce Bożej jako Królowej Polski i Polaków. Tytuł ten rozpowszechnił się w następnym stuleciu (po cudownej obronie Jasnej Góry, ściśle wiązanej ze wstawiennictwem Najświętszej Dziewicy) przede wszystkim za sprawą króla Jana Kazimierza, który 1 kwietnia 1656 roku przed cudownym obrazem Matki Bożej Łaskawej w katedrze lwowskiej na klęczkach oddał Rzeczpospolitą szczególnej opiece Maryi, nazywając ją Królową Polski. W istocie jednak odnoszący się do Matki Zbawiciela oficjalny tytuł Królowej Polski nie jest wymysłem Polaków, a tym mniej przejawem – tak obśmiewanej przez wielu „oświeconych polakosceptyków” – naszej rzekomej megalomanii. Nie zrodził się on bowiem w umyśle żadnego człowieka, lecz objawiony sędziwemu jezuicie z Neapolu padł z ust samej… Najświętszej Dziewicy. Sprawa to iście sensacyjna, bo ani wcześniej, ani nigdy potem, nie zdarzyło się, by jakiemukolwiek narodowi dana została taka łaska. Owszem, liczne królestwa, państwa i narody ogłaszały Maryję swą Królową, ale nigdy nie zostało to ogłoszone – expressis verbis – przez Nią samą. Sprawa była jeszcze o tyle bardziej intrygująca, że proklamacja Maryi jako Królowej Polski została ogłoszona światu nie przez naszego rodaka, ale przez Włocha. Stąd też ewentualny zarzut, że Polacy w swej pysze wymyślili całą historię, jest całkowicie chybiony.

Świadek życia i śmierci św. Stanisława Kostki

Juliusz (Gulio) Mancinelli urodził się 13 października 1537 roku w miejscowości Macerata, dwieście kilometrów na północny wschód od Rzymu. Choć był cenionym mistrzem nowicjatu rzymskich jezuitów – tego samego, w którym przebywał i zmarł św. Stanisław Kostka – dosyć pewnym wydaje się, że to nasz osiemnastoletni zaledwie rodak odgrywał rolę jego przewodnika duchowego, a nie na odwrót. Ojciec Mancinelli, świadek życia młodego Polaka, podobnie jak inni rzymscy jezuici pozostawał pod wielkim wrażeniem jego śmierci. Zatrzymajmy się na moment przy tym zdarzeniu…

1 sierpnia 1568 roku św. Piotr Kanizjusz głosił w Rzymie konferencję dla jezuickich nowicjuszy. Niemiecki prowincjał mówił o nagłej śmierci. Nauczał, że każdy miesiąc należy spędzić tak, jakby był ostatnim w życiu. Słuchający tych nauk młody, ale już słynny z wielkiej gorliwości, Stanisław Kostka odezwał się:

– Dla wszystkich ta nauka męża świętego jest przestrogą i zachętą, ale dla mnie jest ona wyraźnym głosem Bożym. Umrę bowiem jeszcze w tym miesiącu.

Zupełnie jeszcze zdrowy Stanisław przepowiedział tym samym swą rychłą śmierć – nie upłynęło bowiem trzydzieści dni, gdy oddał ducha o północy w wigilię święta Wniebowzięcia Matki Bożej. Umierał pogodnie, choć z ust sączyła mu się krew. Przed śmiercią mówił o ufności w Miłosierdzie Boże. W pewnym momencie jego twarz rozjaśniła się tajemniczym blaskiem. Kiedy współbracia zaczęli się dopytywać, czego sobie życzy, ten odpowiedział, że przyszła po niego Matka Boża. Współbracia dopiero wtedy zorientowali się, że już umarł, gdy nie zareagował na podsunięty mu obrazek Maryi.

Zobaczyć polską ziemię!

Ojciec Juliusz Mancinelli słynął z pobożnego, świątobliwego życia – miał opinię proroka i cudotwórcy. Zakładał wiele dzieł miłosierdzia, a wszędzie, gdzie się pojawiał jako misjonarz – w Dalmacji, Bośni, Konstantynopolu czy w Afryce – notowano ogromną ilość nawróceń.

W latach 1585-1586 przebywał w Polsce – w Kamieńcu Podolskim i Jarosławiu. Słynący bowiem z żarliwej czci dla Najświętszego Sakramentu oraz Najświętszej Maryi Panny włoski jezuita miał pewną duchową „przypadłość”, za którą my, Polacy, powinniśmy wznosić nieustanne modły o jego beatyfikację i kanonizację! Odznaczał się on bowiem ogromnym nabożeństwem do naszych świętych, zwłaszcza do dwóch świętych Stanisławów: Biskupa i Męczennika, a także wspomnianego już św. Stanisława Kostki. Gorąco modlił się za Polskę.

Powróciwszy do Neapolu, marzył, aby móc znów ujrzeć polską ziemię i oddać jej hołd jako Matce Świętych, aby nawiedzić grób świętego biskupa i męczennika Stanisława, patrona św. Stanisława Kostki.

Chciał też włoski jezuita podziękować w katedrze krakowskiej za liczne łaski, jakie mu wyświadczyła Maryja i prosić Ją o dalszą pomoc. Nie sądził jednak, by mogło się to stać – był już wszak w podeszłym wieku – niemniej często zanosił modły do Boga, prosząc, by mu jeszcze umożliwił taką wyprawę. I Pan go wysłuchał. Po dwudziestu pięciu latach ojciec Juliusz powrócił na nasze ziemie. Pieszo! A jakie okoliczności skłoniły go do tej podróży!

Jemu tę łaskę zawdzięczasz…

14 sierpnia 1608 roku niemal siedemdziesięciojednoletni zakonnik modlił się w swoim klasztorze przy jezuickim kościele Gesu Nuovo w Neapolu. Wspomniał, iż w uroczystość Wniebowzięcia minie czterdziesta rocznica śmierci polskiego współbrata, którego kochał i starał się naśladować. Wśród wielu cnót świętego małego Polaka – jak go nazywano – jaśniała niezwykłym blaskiem jego miłość i cześć dla Królowej Nieba, a tę właśnie cnotę ojciec Juliusz szczególnie sobie upodobał i starał się ją praktykować. Usilnie szerzył kult Królowej Wniebowziętej, zwłaszcza po choro­bie, z której cudem go podźwignęła.

Zatopiony w modlitwie starzec ujrzał nagle okrytą purpurowym płaszczem Dziewicę z Dzieciątkiem na ręku wyłaniającą się z obłoku. U Jej stóp klęczał piękny młodzieniec w aureoli. Poznał go natychmiast – to przecież ukochany współbrat, narodzony dla Nieba czterdzieści lat wcześniej.

Wniebowzięta! O Królowo Wniebowzięta módl się za nami! – wyszeptał wzruszony zakonnik i upadł na kolana.

Tymczasem Matka Boża zapytała:

Dlaczego nie nazywasz Mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie.

Usłyszawszy te słowa Najświętszej Dziewicy, Juliusz wykrzyknął:

Królowo Polski Wniebowzięta módl się za Polskę!

Matka Boża spojrzała z wielką miłością na klęczącego u Jej stóp Stanisława Kostkę, a następnie na starego zakonnika i rzekła:

Juliuszu, jemu tę łaskę zawdzięczasz!

Po skończonej wizji stary jezuita zwrócił się do swych współbraci następującymi słowy:

Matka Boża wielkie rzeczy dla Polaków zamierza, po czym dodał:

Królowo Polski, módl się za nami.

Niebawem, po zbadaniu sprawy i za pozwoleniem przełożonych ojciec Mancinelli poinformował o całym zdarzeniu swego polskiego przyjaciela, również jezuitę, Mikołaja Łęczyckiego. Poprosił go, by tę dobrą nowinę oznajmił królowi Zygmuntowi III Wazie. Stąd poznał ją ks. Piotr Skarga i cały zakon jezuitów, którzy wkrótce rozpowszechnili radosną wieść, że sama Bogarodzica kazała się nazywać Królową Polski.

Jestem Matką tego narodu

W roku 1610 ojciec Juliusz wiedziony wewnętrznym poruszeniem udał się w pieszą pielgrzymkę do Polski, chcąc nawiedzić grób św. Stanisława. Długą drogę z Neapolu do Krakowa podjął w wieku siedemdziesięciu trzech lat – wyczyn zaiste imponujący!

Pierwsze swe kroki w Krakowie skierował do katedry wawelskiej (niektóre źródła podają, że został powitany przez króla i jego dworzan). Konający niemal ze zmęczenia staruszek udał się do Konfesji św. Stanisława, przed którą, ujrzawszy trumnę naszego głównego patrona, padł krzyżem i modlił się za Królestwo Polskie, a potem odprawił tam Mszę Świętą w dziękczynieniu za świętość Stanisława Kostki.

Nagle podczas sprawowania Najświętszej Ofiary za pomyślność naszej ojczyzny włoski jezuita wpadł w ekstazę i ujrzał Maryję w królewskim majestacie. I znów usłyszał Jej głos:

Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką tego narodu, który jest Mi bardzo drogi, więc wstawiaj się do Mnie za nim i o pomyślność tej ziemi błagaj nieustannie, a Ja ci zawsze będę, jakom jest teraz, miłościwą.


ujrzysz mnie za rok w chwale Niebios

Siedem lat po powrocie z Polski, w dniu Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ojciec Juliusz Mancinelli patrzył z okna swej celi klasztornej na piękną Zatokę Neapolitańską. Modlił się, pragnąc ciągle oddawać jeszcze większą cześć Maryi.

I oto znowu z gorejącego obłoku, który pojawił się na niebie, wyłoniła się piękna postać Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus na rękach. U Jej stóp – tak jak poprzednio – klęczał młodzieniec w aureoli… Maryja zwróciła się do sędziwego jezuity:

Juliuszu, synu mój! Za cześć, jaką masz do Mnie Wniebowziętej, ujrzysz Mnie za rok w chwale niebios. Tu jednak, na ziemi, nazywaj Mnie zawsze Królową Polski.

Stary jezuita zdołał tylko wyszeptać:

Królowo Polski, módl się za nami.

Widzenie zakończyło się, ale w duszy zakonnika długo jeszcze panowała niebiańska radość.

Miesiąc potem kurier z Neapolu przywiózł ojcu Mikołajowi Łęczyckiemu do Wilna list od ojca Juliusza Mancinellego, w którym pisał: Ja rychło odejdę, ale ufam, że przez ręce Wielebności sprawię, iż po moim zgonie w sercach i na ustach polskich mych współbraci żyć będzie w chwale Królowa Polski Wniebowzięta.

Stało się wedle słów Królowej. Dokładnie rok po ostatnim objawieniu i pięćdziesiąt lat po śmierci św. Stanisława Kostki, w roku 1618, w uroczystość Wniebowzięcia Maryja wzięła do Nieba swego wiernego sługę.

Niemal natychmiast za sprawą Polaków rozpoczął się proces beatyfikacyjny ojca Juliusza. Do Polski dotarła relikwia – część głowy, oraz portret włoskiego jezuity.

Nie wszyscy jednak byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy i z czasem zebrane dokumenty „utknęły” gdzieś między Neapolem a Rzymem. Sprawa się odwlekła, a późniejsza kasata zakonu jezuitów w roku 1773 wstrzymała proces beatyfikacyjny. Taka sytuacja trwa do dnia dzisiejszego i niestety, podobnie jak w przypadku naszego wielkiego kaznodziei – ks. Piotra Skargi – na razie nie ma widoków na rychłe wznowienie procesu.

Czyżby współcześni jezuici nie byli już zainteresowani promocją obu wielkich synów duchowych św. Ignacego?

Polskie echa objawień

Na podstawie objawień danych włoskiemu jezuicie, 1 kwietnia 1656 roku, król Jan Kazimierz ogłosił w katedrze lwowskiej Najświętszą Maryję Pannę Królową Narodu i Państwa Polskiego. Monarcha, za panowania którego Rzeczpospolita zmagała się z Moskwą i Szwecją, nie wspominając nawet o wewnętrznej rebelii Chmielnickiego, napisał list do Ojca Świętego Aleksandra VII z błaganiem o pomoc. Papież odpowiedział, odwołując się do objawień ojca Mancinellego:

Dlaczego zwracasz się o pomoc do mnie, a nie zwracasz się do Tej, która sama chciała być Waszą królową? Maryja Was wyratuje, toć to Polski Pani. Jej się poświęćcie, Jej oficjalnie ofiarujcie, Ją Królową ogłoście, przecież sama tego chciała.

List ten uzmysłowił polskiemu królowi, że jedyna nadzieja w Maryi – Królowej Polski. Powziął więc Jan Kazimierz postanowienie, że gdy jakikolwiek skrawek Rzeczypospolitej wolny będzie od wrogów, uda się tam, by dokonać ślubów z ogłoszeniem publicznym, że Matka Boża jest Królową Polski. Kiedy w marcu 1656 roku Szwedzi wycofali się ze Lwowa, król w tamtejszej katedrze przed obrazem Matki Bożej Łaskawej złożył obiecane śluby i koronował wizerunek Matki Bożej, ogłaszając Ją oficjalnie Królową Polski.

Objawienia ojca Juliusza Mancinellego wywołały w naszym narodzie potężny odzew. Pod ich wpływem w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny roku 1628 Kraków uczcił swą Królową poprzez umieszczenie na wieży Kościoła Mariackiego pozłacanej korony (obecna korona pochodzi z roku 1666, zamontowano ją tam w dziesiątą rocznicę Ślubów Lwowskich). Podwawelski gród dał tym samym zewnętrzny wyraz wierze w królowanie Matki Bożej nad polskim narodem. Krakowianie uczcili też chwalebną śmierć ojca Juliusza.

Niedługo po jego odejściu do wieczności Królową Polski zaczęli nazywać Maryję paulini z Jasnej Góry. Już w roku 1642 ojciec Dionizy Łobżyński stwierdził, że Maryja jest Królową Polski, Patronką bitnego narodu, Patronką naszą, Królową Jasnogórską, Królową niebieską, Panią naszą dziedziczną.

W polskich kościołach zawisły wizerunki Matki Bożej z z Orłem Białym na piersiach – jest ich co najmniej kilkanaście. Na podstawie objawień ojca Mancinellego powstał też obraz Matki Bożej Ostrobramskiej, na którym Maryja ma dwie korony – jako Królowa Świata i Królowa Polski.

Bogusław Bajor

http://www.pch24.pl/maryjo--krolowo-polski,2138,i.html

avatar użytkownika intix

37. Polska jest monarchią!


Polska jest monarchią!

Polska jest Narodem Wybranym Najświętszej Maryi Panny – orzekł siedemdziesiąt lat temu prymas Polski, kardynał August Hlond. Od z górą trzech i pół stuleci nasza ojczyzna stanowi dominium Królowej Anielskiej. Nawet w dzisiejszych, potwornie zdemokratyzowanych czasach Polska jest monarchią – królestwem Maryi.

Od początku istnienia własnej państwowości naród polski czci Maryję jako swoją Królową. Daje temu wyraz już pierwotny nasz hymn narodowy Bogurodzica, który przez stulecia całe rozbrzmiewał w rozmaitych ważnych chwilach życia religijnego, społeczno-politycznego i rodzinnego Polaków, począwszy od koronacji królewskich, a skończywszy na chrzcinach, weselach czy pogrzebach. A w obliczu wroga – jak pod Grunwaldem i Wiedniem – kogóż, jak nie Bogurodzicy wzywano? I słusznie, któż bowiem, jak nie władca, wiedzie wojsko na bój?

Królowa potrafiła pogodzić i zjednoczyć zwaśniony naród. Gdy szwedzki potop zalał Rzeczpospolitą i wydawało się, że nie ma już dla niej ratunku, że z jednej strony Moskwa, z drugiej zaś protestancka koalicja Szwecji, Brandenburgii i Siedmiogrodu, przy wydatnej pomocy Anglii, dokonają rozbioru Polski, Panna Święta, co Jasnej broni Częstochowy obudziła sumienia Polaków.

Wówczas to, 1 kwietnia 1656 roku w katedrze lwowskiej król Jan Kazimierz Waza, legalna i oficjalna władza Rzeczypospolitej Obojga Narodów powierzył losy państwa w ręce Matki Boga jako Królowej po wszystkie czasy. Na klęczkach, złożywszy przed obrazem Bogurodzicy swoją koronę, tak oto ślubował:

Wielka Boga-Człowieka Matko, Najświętsza Dziewico! Ja, Jan Kazimierz, za zmiłowaniem Syna Twego, Króla królów, Pana mojego i z Twego miłosierdzia król, do przenajświętszych stóp Twoich upadłszy, Ciebie za Patronkę moją i za Królowę państw moich dzisiaj obieram i siebie, i Królestwo moje, i wszystek lud Twojej szczególniejszej opiece i  obronie polecam.


Jan Kazimierz był przekonany, że to Maryja uratowała Polskę od potopu szwedzkiego i  tylko Ona może ją obronić przed dalszymi najazdami. Zdawał sobie też sprawę, iż Polacy raz odmówiwszy mu posłuszeństwa, mogą uczynić to jeszcze po wielekroć, zarówno za panowania jego samego jak i jego następców. Jednakowoż dla Maryi, dla Jej obrony i dla Jej chwały ruszą zawsze i wszędzie – na śmierć! Niech więc Ona rządzi i  króluje, on zaś, i ci, którzy po nim przyjdą, będą pokornymi sługami i narzędziami w  Jej rękach.

Maryja sama nas wybrała

Le roi ne mourt pas — mówi stara a mądra zasada rządów monarchicznych – król nie umiera! Dlatego tworzy się szczegółowe procedury prawne oraz instytucje mające za zadanie zapobieżenie wszelkim negatywnym skutkom ewentualnego bezkrólewia. Polska kilka razy boleśnie doświadczyła takiego stanu, a za panowania ostatniego Wazy stała się rzecz jeszcze gorsza – naród gremialnie opuścił pomazańca, któremu przysiągł wierność. Opuszczony król znalazł więc najlepszy sposób na nieograniczone przedłużenie monarchii – na wieczność.

Warto jednak pamiętać, że w istocie to nie Polacy obrali sobie Maryję za Królową, lecz to Ona wybrała Polskę na swe królestwo umiłowane. 14 sierpnia 1608 roku w dalekim Neapolu objawiła to sędziwemu włoskiemu jezuicie – ojcu Giulio Mancinellemu.

Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski? – zadała mu w widzeniu nieoczekiwane pytanie Królowa Niebios, po czym wyjaśniła:

­Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie.

Kilkakrotnie jeszcze ujrzał ojciec Mancinelli Najświętszą Maryję Pannę, która za każdym razem przypominała mu: Nazywaj mnie zawsze Królową Polski.

To nie nadzwyczajny geniusz czy też jakaś niesamowita przenikliwość polityczna Jana Kazimierza Wazy stały za ogłoszeniem przezeń panowania Maryi nad Polską, a zwykłe posłuszeństwo dobrego katolika wobec najwyższej władzy Kościoła. Porzucony przez wszystkich zwrócił się polski władca o pomoc do papieża, na co ten, znając objawienia Giulia Mancinellego, odpisał mu: Dlaczego zwracasz się o pomoc do mnie, a nie do Tej, która sama chciała być waszą królową? Maryja was wyratuje, toć to Polski Pani. Jej się poświęćcie, Jej oficjalnie ofiarujcie, Ją Królową ogłoście, przecież sama tego chciała.
Uznając głęboką mądrość papieskiej porady król skwapliwie się do niej zastosował.

Podczas lwowskich ślubów Jana Kazimierza po raz pierwszy liturgicznie użyto wobec Maryi tytułu Królowej Polski – uczynił to nuncjusz papieski, biskup Piotr Vidoni. Śpiewając Litanię Loretańską zaintonował on trzykrotnie: Regina Regni Poloniae, ora pro nobis. Od owego dnia wezwanie Królowo Korony Polskiej zostało włączone do litanii.

Maryja wiedzie nas do zwycięstwa

Trzysta lat po lwowskich ślubach Jana Kazimierza, 26 sierpnia 1956 roku naród polski ponownie złożył hołd swej Królowej, uznając i potwierdzając Jej panowanie. Nieprzypadkowo śluby królewskie zostały odnowione przez prymasa – ten przecież, zgodnie z polską tradycją ustrojową, pełni funkcję interrexa, któremu przysługuje zaszczytny tytuł Pater regnis et regni primus, i to on w okresie bezkrólewia jest depozytariuszem Korony Polskiej. To on decyduje, kto ma objąć tron. Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński w pełni skorzystał ze swych uprawnień, za jedyną i wieczną Królową uznając Maryję.

Królowo Polski! – powtarzała milionowa rzesza Polaków zgromadzona w jasnogórskim sanktuarium słowa interrexa, który niestety osobiście nie mógł uczestniczyć w uroczystości, wciąż jeszcze więziony przez okupacyjne władze komunistyczne – odnawiamy dziś śluby przodków naszych i Ciebie za patronkę naszą i za Królową narodu polskiego uznajemy. W  Twoje dłonie składamy naszą przeszłość i przyszłość, całe nasze życie narodowe i społeczne, Kościół Syna Twego i wszystko, co miłujemy w Bogu.

Tak więc, nasza ojczyzna od z górą trzech i pół wieku stanowi dominium Królowej Anielskiej. Nawet w dzisiejszych, potwornie zdemokratyzowanych czasach Polska jest monarchią – królestwem Maryi. Jeżeli kiedyś zasiądzie na polskim tronie legalny król, będzie on de facto jedynie namiestnikiem Wiecznej Królowej. Będzie sprawował ziemską władzę w Jej imieniu, jako pokorny sługa i narzędzie Pani Jasnogórskiej. Tak jemu i nam dopomóż, Bóg!

A choćby do tego nie doszło, Polska i tak ma do spełnienia wiekopomną misję. Matka Najświętsza, nasza Królowa osobiście wszak zapowiedziała, iż zamierza dla nas wielkie rzeczy. Prymas August Hlond w proroczym natchnieniu zanotował: Polska ma stanąć na czele maryjnego zjednoczenia narodów. Polska będzie przewodniczką narodów. Polska będzie pierwsza, która dozna opieki Matki Bożej. Maryja obroni świat od zagłady zupełnej. Polska nie opuści sztandaru Królowej Nieba – spełni swe zadania, będzie znowu Matką świętych. Polska nie zwycięży bronią, ale modlitwą, pokutą, wielką miłością bliźniego i różańcem. Jedyną bronią, której Polska używając odniesie zwycięstwo – jest różaniec. On tylko uratuje Polskę od tych strasznych chwil, jakimi narody będą karane za swą niewierność względem Boga. Zachód oczyszczając się ze zgnilizny z podziwem na nas patrzeć będzie.

Królowo Polski, módl się za nami!

Jerzy Wolak

http://www.pch24.pl/polska-jest-monarchia-,14478,i.html

***
Pozwolę sobie załączyć:
>POLSKA JEST NARODEM WYBRANYM - Kardynał August Hlond

>Tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego

>CHRYSTUS I MARYJA CHCĄ KRÓLOWAĆ W POLSCE RAZEM - Ks. Stanisław Małkowski

avatar użytkownika intix

38. 26 Sierpnia...


26 Sierpnia... Święto Matki Bożej Częstochowskiej...

Pozwolę sobie załączyć też do tego wpisu:

Najświętsza Maryja Panna Królowa

***
Pod Twoją obronę uciekamy się, Święta Boża Rodzicielko.
Naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych, ale od wszelakich złych przygód racz nas zawsze wybawiać, Panno Chwalebna i Błogosławiona.
O Pani nasza, Orędowniczko nasza, Pośredniczko nasza, Pocieszycielko nasza.
Z Synem Swoim nas pojednaj, Synowi Swojemu nas polecaj, Swojemu Synowi nas oddawaj. Amen.

avatar użytkownika gość z drogi

39. Królowo Polski... módl się za nami. Matka Boża wielkie rzeczy d

" Królowo Polski... módl się za nami. Matka Boża wielkie rzeczy dla Polaków zamierza"

gość z drogi

avatar użytkownika intix

40. Obrona Jasnej Góry - Andrzej Solak



Obrona Jasnej Góry
fot.Reprodukcja FoKa/FORUM

Podczas „potopu szwedzkiego” najeźdźcy aż sześć razy próbowali zająć zbrojnie duchową stolicę Polski - klasztor na Jasnej Górze. Za każdym razem spotkało ich niepowodzenie. Szczególny rozgłos zyskało oblężenie klasztoru w dniach od 18 listopada do 27 grudnia 1655 roku.


Pogromcy mitów i zabójcy prawdy

Wokół obrony Jasnej Góry wyrosło u nas mnóstwo nieporozumień, czy wręcz przekłamań. Jest faktem, że dawne kroniki zawierały sporo informacji wyolbrzymionych i niesprawdzonych, które wymagały weryfikacji. To nic nadzwyczajnego w historiografii; arcyważne wydarzenia nader często obrastają w mitologie, a zadaniem historyków jest oddzielić prawdę od legendy.

Niestety, szczególnie w XX wieku nie zabrakło autorów tendencyjnych, którzy w gorączce „odbrązawiania bohaterów” popadli w drugą skrajność. Kierując się niekiedy żądzą rozgłosu, a najczęściej niechęcią do katolicyzmu, na miejsce dawnych mitów tworzyli nowe. W publicystyce, a nawet w dziełach niektórych „poważnych” dziejopisów zaczęły pojawiać się zadziwiające (by nie rzec: absurdalne) tezy. Mogliśmy przeczytać, że obrona Jasnej Góry nie miała żadnego znaczenia militarnego… Że przeszła bez jakiegokolwiek echa… Że oblegających było jakoby mniej niż obrońców… Że podczas oblężenia „prawie” nie walczono… A nawet, że obrońcy byli zdrajcami, którzy weszli w konszachty z nieprzyjacielem…

Wszystkie te rewelacje musiały wzbudzać uzasadnione wątpliwości u dociekliwych czytelników. Bo jeśli rzecz tak właśnie się miała – to właściwie po co Szwedzi utrzymywali przez długie tygodnie pod murami klasztoru jedno ze swych większych zgrupowań wojska w południowej Polsce? W jakim celu tracili właśnie tutaj swój czas, energię i ludzi?

Potop

Szwedzka inwazja na Rzeczpospolitą rozpoczęła się latem 1655 roku. Armie króla Karola X Gustawa bezlitośnie wykorzystały kryzys militarny i polityczny zaatakowanego kraju.
Ofiara najazdu - pokiereszowana w zeszłorocznej wojnie z Moskwą, osłabiona trwającą od siedmiu lat rebelią kozacką na Ukrainie, wyniszczana przez coroczne zagony tatarskie, dodatkowo rozdzierana przez wewnętrzne kłótnie polityczne, korupcję i prywatę - nie była w stanie stawić skutecznego oporu. Przedstawiciele elit politycznych i wojska masowo przechodzili do obozu wroga. Król Jan Kazimierz musiał ratować się ucieczką za granicę. Większość szlachty uznała zwierzchność szwedzkiego władcy.

Jeżeli ktokolwiek liczył na sielankę pod panowaniem przybyszów, to zawiódł się srogo. Na porządku dziennym były niezliczone akty przemocy dokonywane przez żołnierzy wojsk okupacyjnych. Szczególnie wzburzenie Sarmatów wzbudzały przypadki profanacji katolickich obiektów kultu oraz mordowania kleru przez protestanckich najeźdźców.

Tym niemniej powszechna wiara w niezwyciężoną moc zastępów Carolusa paraliżowała wolę oporu. Z początkiem listopada walkę ze Szwedami prowadziły już tylko niewielkie oddziałki partyzanckie. Wkrótce jednak wyrósł nowy punkt oporu. Stała się nią duchowa stolica Polski – Jasna Góra.

Twierdza Maryjna

Klasztor ojców paulinów, wzniesiony w 1382 roku, zaczęto fortyfikować jeszcze za panowania Zygmunta III Wazy. Prace te kontynuowano w okresie rządów Władysława IV, a ostatecznie ukończono za Jana Kazimierza, na kilka lat przed szwedzkim „potopem”. Potrzebę utrzymywania warowni uzasadniała bliskość granicy ze Śląskiem oraz ochrona tamtejszych szlaków komunikacyjnych.

Forteca (Fortalitium Marianum – Twierdza Maryjna) miała opinię nowoczesnej, choć niezbyt wielkiej. Umiejscowienie jej na skale utrudniało ewentualnym napastnikom prace minerskie, choć stosunkowo mała powierzchnia warowni stawiała pod znakiem zapytania jej odporność na skoncentrowany ogień artyleryjski.

W 1655 roku obowiązki komendanta pełnił przeor klasztoru, o. Augustyn Kordecki. Wspierali go w tym dziele między innymi miecznik sieradzki Stefan Zamojski oraz Piotr Czarniecki (brat Stefana). W fortecy stacjonował oddział piechoty i artylerzystów (od 160 do 210 żołnierzy). Uwzględniając jeszcze 70 zakonników oraz szlachtę wraz pocztami, która znalazła schronienie w sanktuarium, stan załogi wynosił ogółem od 250 do 300 ludzi. Były to nader skromne siły.

Przewidując najgorsze, w nocy z 7 na 8 listopada wywieziono w tajemnicy z sanktuarium Cudowny Obraz Matki Bożej. Trafił on na Śląsk, do Głogówka (gdzie w owym czasie przebywał na wygnaniu król Jan Kazimierz), bądź jak chcą inni, do klasztoru w Mochowie. Tam przeczekał bezpiecznie niepewny czas.

Zaprawa

Dosłownie nazajutrz, 8 listopada 1655 roku w godzinach wieczornych, u stóp klasztoru załomotały setki kopyt końskich.
Dwustu, a może trzystu rajtarów z oddziału hrabiego Jana Wejharda Wrzesowicza (właśc. Jana Vekarta z Vresovic), czeskiego awanturnika na szwedzkim żołdzie zażądało otwarcia bram, wydania im całego uzbrojenia i wyrażenia zgody na osadzenie w klasztorze garnizonu szwedzkiego.

Zakonnicy odmówili. Rajtarzy z zemsty podpalili zabudowania przy kościele św. Barbary, a na pożegnanie kilkakrotnie wypalili z dział w stronę klasztornych murów, nie czyniąc im większej szkody.

Cztery dni później żołnierze Wrzesowicza pojawili się znowu w okolicy. Tym razem zaatakowali posiadłości klasztorne, porwali z nich 400 sztuk bydła i trzody.

18 listopada przeor Kordecki odprawił Mszę św. dla załogi klasztornej, a następnie urządził procesję eucharystyczną po wałach, w trakcie której pobłogosławił armaty i pozostały oręż. Owa duchowa zaprawa odbyła się w samą porę. Jeszcze tego samego dnia nadciągnęła silna kolumna wojsk szwedzkich pod wodzą jenerała Burcharda Müllera.

Jenerał i jego zastępy

Generał porucznik Burchard Müller von der Lühnen z zabijania katolików uczynił swój zawód.
Był doświadczonym weteranem wojny trzydziestoletniej; zasłużył się między innymi w sławnych bojach pod Lützen i Nördlingen. Podczas inwazji na Polskę bił się pod Wojniczem. Teraz chciał zmusić do uległości niepokornych jasnogórców.

Oceny staropolskich kronikarzy szacujących liczebność korpusu oblężniczego na 9000 żołnierzy okazały się mocno przesadzone. Tym niemniej najeźdźcy przewyższali obrońców liczbą początkowo kilkakrotnie, potem zaś kilkanaście razy (nawet jeśli uznamy zmobilizowanych zakonników i służbę szlachecką za pełnoprawnych żołnierzy – co również może wzbudzać wątpliwości).

Szeregi zastępów Müllera stale rosły, by 10 grudnia osiągnąć stan 3200 żołnierzy (w tym 1800 jazdy oraz 1400 piechurów, dragonów i artylerzystów). Jak widać większość podkomendnych jenerała była kawalerzystami. Nie oznacza to wszakże, że podczas oblężenia twierdzy okazali się oni bezużyteczni. Formacje jazdy odegrały swoją rolę w blokadzie fortecy oraz zabezpieczeniu tyłów wojsk oblężniczych przed spodziewanymi atakami partyzantki. W razie szturmu generalnego (do którego na szczęście nie doszło) można było użyć spieszonych kawalerzystów jako wsparcia oddziałów piechoty.

Żołnierska międzynarodówka

Sporym nieporozumieniem jest nagłaśniane raz po raz „odkrycie”, że pod Jasną Górą nie było „prawdziwych” oddziałów szwedzkich.
Istotnie, większość żołnierzy Müllera, podobnie jak on sam, była Niemcami. Tyle, że germańscy podkomendni jenerała pochodzili przede wszystkim z okolic Szczecina i Bremy, to jest obszarów stanowiących wówczas prowincje szwedzkie.

Pod rozkazy Müllera trafiła również niemiecka piechota najemna z dawnego regimentu gwardii królewskiej Jana Kazimierza, znęcona obiecanym sutym żołdem. Nietuzinkową postacią był pułkownik Fryderyk Getkant, pochodzący z Nadrenii – dawny oficer wojsk Rzeczypospolitej, wybitny inżynier wojskowy, który zmienił front i pod Jasną Górą kierował działaniami oblężniczymi (co nie przeszkodziło mu po jakimś czasie powrócić na służbę polską). Getkant zastąpił pod Jasną Górą poległego pułkownika-inżyniera Almanna de Fossisa, pochodzącego z holenderskiej rodziny osiadłej we Włoszech.

Wśród oblegających znalazła się grupa co najmniej kilkuset Polaków. Wedle powszechnej opinii służyli oni niechętnie Szwedom, mieli wręcz odmówić udziału w atakowaniu twierdzy. Müller rzeczywiście nie ufał tym sojusznikom i używał ich przede wszystkim do wykonywania zadań pomocniczych. Z drugiej strony trudno tu generalizować – nie brakło bowiem Polaków służących z oddaniem najeźdźcy. Pewien rozgłos zdobyli górnicy („kamieniarze”) sprowadzeni z Olkusza, z uporem drążący chodnik minowy, aż do swego smutnego końca. Obecne pod Jasną Górą chorągwie jazdy pułkowników Jana Zbrożka i Seweryna Kalińskiego oddawały usługi Szwedom jeszcze przez długie miesiące, w tym czasie nieraz zbrojnie ścierając się z rodakami.

Wielonarodowy skład korpusu Müllera nie dziwił wówczas nikogo. Przecież w słynnej bitwie pod Kircholmem (1605) pod rozkazami hetmana Jana Karola Chodkiewicza stanęli, obok Polaków, Litwinów i Rusinów także Inflantczycy, Niemcy i Tatarzy - którzy za przeciwników mieli, poza Szwedami, również Finów, Estończyków, Inflantczyków, Niemców, Szkotów, Walonów, Węgrów i… Polaków (!).

Podobnie w morskiej batalii pod Oliwą (1627) autor polskiego zwycięstwa, admirał Arendt Dickman był z pochodzenia Holendrem. Załogi naszych okrętów tworzyli oczywiście Polacy, ale również i rodacy admirała, także Lubeczanie, Duńczycy, Anglicy i Szkoci; zaś we wrogiej flocie szwedzkiej służyli jako kadra oficerska i podoficerska liczni Szkoci, Duńczycy, Francuzi, Niemcy i Holendrzy.

W armii Karola Gustawa w okresie „potopu” udział cudzoziemców był olbrzymi. A nawet, gdy weźmiemy pod lupę „prawdziwych Szwedów pochodzących ze Skandynawii”, to okaże się, że znaczna część z nich była w istocie Finami. Nie zmienia to faktu, że uważali się oni za wierne sługi króla Szwecji, gotowe przelewać za niego krew. Dlatego nie mają większego sensu próby kwestionowania szwedzkiego charakteru korpusu oblężniczego pod Jasną Górą na podstawie jego składu etnicznego.

Wrogowie prawdziwej wiary

Starcie pod Jasną Górą nie było więc jedynie walką przedstawicieli dwóch skłóconych narodów, czy też poddanych dwóch zwaśnionych monarchów. Istotę nadchodzącej batalii najlepiej wyłożył przeor Augustyn Kordecki: „Przewrotny naród Szwedzki błędami obrzydłego kalwinizmu okryty, najzaciętszy nieprzyjaciel prawdziwej wiary, dzikim okiem spoglądając na rozchodzące się na wsze strony z Jasnej Góry światło, chciał takowe wszelkimi sposobami stłumić.”

Komendant twierdzy zapewne miał w pamięci postępowanie wojska szwedzkiego w niedawno zakończonej wojnie trzydziestoletniej, gdy odegrało ono rolę tarana Rewolucji Protestanckiej, krusząc katolickie królestwa i orząc ówczesny świat krwawymi bruzdami.

http://www.pch24.pl/obrona-jasnej-gory-,39490,i.html#ixzz3svZwKmsN

Piekielne kolubryny pod jasnogórskim szańcem

Wojska jenerała Müllera, które nastąpiły pod klasztor w dniu 18 listopada 1655 roku natychmiast rozświetliły okolice pożarami podpalonych wiosek. Obrońcy odpowiedzieli na to gwałtownym ogniem działowym. Stropieni najeźdźcy zaproponowali układy. Odtąd codziennością stały się przewlekłe pertraktacje, przerywane od czasu do czasu gwałtowną palbą artyleryjską.

Twarzą w twarz


Podczas oblężenia nie doszło do szturmu generalnego. Nie było Szwedów wdzierających się na szańce - wszakże wcale nie z powodu opieszałości.

Szturm miałby sens wówczas, gdyby wcześniej artylerzyści lub minerzy zdołali dokonać dużego wyłomu w murach, przez który mogłyby wedrzeć się oddziały piechoty. Tego jednak oblegającym nie udało się osiągnąć, mimo iż włożyli w swą pracę wiele wysiłku.

Wprawdzie Szwedzi czynili również przygotowania do tradycyjnego szturmu z wykorzystaniem drabin oraz „machin oblężniczych do murów” (zapewne wież na kołach lub może mobilnych taranów?). Jeżeli ostatecznie nie zdecydowali się na taką formę ataku, to zapewne z obawy przed jego niepewnym wynikiem, a za to pewnymi dużymi stratami własnymi. Przekonali się wcześniej na własnej skórze, że jasnogórscy dysponują dużą siłą ognia oraz wybitnymi umiejętnościami strzeleckimi. Gdy w zasięgu ognia obrońców pojawiła się machina oblężnicza ustawiona na kołach, została natychmiast zdruzgotana pociskami.

Kilka razy doszło natomiast do walki wręcz przy okazji „wycieczek”, to jest wypadów zbrojnych zorganizowanych przez obrońców. Między innymi w nocy z 24 na 25 listopada pan Piotr Czarniecki na czele 60 żołnierzy wyruszył przeciw bateriom wroga. Pod osłoną ciemności zlikwidowano straże nieprzyjaciela, a następnie zagwożdżono dwa działa i dokonano rzezi ich obsługi oraz piechoty; wśród zabitych znaleźli się kierujący pracami oblężniczymi pułkownicy Horn i de Fossis. Następnie jasnogórscy wycofali się bezpiecznie, poza jednym, w chaosie walki omyłkowo zastrzelonym przez towarzyszy.

Jeszcze donioślejsza w skutkach była wycieczka z 20 grudnia. Zaskakujący, dokonany w biały dzień atak 30 jasnogórców prowadzonych przez Stefana Zamojskiego doprowadził do przerwania wrogich prac minerskich. Wycięto w pień górników kopiących korytarz minowy (ocalało tylko dwóch), zniszczono ich narzędzia, rozproszono osłaniający ich oddział piechoty, a na koniec zajęto pobliską redutę szwedzką, gdzie zagwożdżono dwa działa. Straty obrońców znów ograniczyły się do jednego zabitego.

Groza murołomów

Poza „wycieczkami” główny ciężar batalii spadł po obu stronach na barki artylerzystów.
Müller przywiódł ze sobą początkowo 10 lekkich armat polowych i regimentarzowych, zdolnych wyrzucać kule o wagoniarze od 3 do 6 funtów. Poczyniły one pewne szkody w systemie umocnienień, ale ich główna rola sprowadziła się do nękania oblężonych.

Obrońcy posiadali tuzin ciężkich dział 12-funtowych, nie licząc kilkunastu (od ośmiu do osiemnastu) lżejszych armatek. Przewaga w sile ognia była po ich stronie, i nie zmieniło tego wzmocnienie artylerii szwedzkiej o kolejne działa polowe przybyłe wraz z nowymi oddziałami.

Całkowicie nowa sytuacja powstała w dniu 10 grudnia, po nadesłaniu z Krakowa sześciu ciężkich dział oblężniczych – owych słynnych sienkiewiczowskich „piekielnych kolubryn”. Wprawdzie cztery z nich były tylko 12-funtówkami (zatem jedynie dorównywały one największym armatom obrońców). Prawdziwy problem stanowiły dwa pozostałe działa.

W ostatnim stuleciu wylano morze atramentu udowadniając, że największa armata szwedzka wcale nie była kolubryną zdolną wyrzucać 26-funtowe pociski. Istotnie, najgroźniejsze  monstra w puszkarskim bestiariuszu Müllera strzelały nieco mniejszymi, bo 24-funtowymi pociskami – za to tych armat było aż dwie. Zaliczano je do klasy półkartaun, zaś o ich możliwościach świadczyła ich potoczna nazwa – murołomy.

Już nazajutrz po przybyciu „kolubryn” na klasztor spadła prawdziwa nawała ognia. Naliczono 340 większych i mniejszych kul armatnich, jakie w tym dniu uderzyły w sanktuarium. Jak na tamte czasy i jak na tak niewielki obiekt było to znaczne natężenie ostrzału. Klasztorne mury dzielnie zniosły zadane im ciosy, choć wyrządzone szkody były znaczne. Pojawiły się pierwsze znaczące wyłomy. Jeszcze gorszy był potężny wstrząs psychologiczny, jakiemu zostali poddani obrońcy. Szokujące wrażenie wywarła na nich zwłaszcza śmierć trzech towarzyszy, którym kula armatnia oderwała głowy.

Obrońcy odpowiedzieli na ostrzał całą mocą ognia, jakim dysponowali. W tym dniu udało im się rozbić jedno mniejsze działo szwedzkie i ubić sześciu wrogich puszkarzy.

„Piekielne kolubryny” i moc Bożego Narodzenia

Bombardowanie podjęto w następnych dniach. Obie strony nie żałowały prochu. Wyrwy w szańcach obrony powiększały się. Jasnogórcy strzelali z równą zawziętością i wreszcie, w dniu 14 grudnia odnieśli piękny sukces. Pocisk z 12-funtówki dosięgnął jednego z murołomów, strzaskał jego lawetę i uszkodził lufę.

Wymiana ognia trwała również w następnych dniach, choć możliwości oblegających znacząco obniżyły się. Ostatnie duże bombardowanie przeprowadzili w dniu Bożego Narodzenia. Obustronna kanonada trwała do godzin wieczornych, kiedy to półkartauna szwedzka eksplodowała z hukiem, „z taką siłą, iż kawałki drzewa na parę stajań rozrzuciło”. (Kordecki). Wbrew temu, co napisał Henryk Sienkiewicz, nie było w tym udziału jasnogórskiego sabotażysty. Wolno uznać owo zdarzenie za przypadek, choć obrońcy nie mieli wątpliwości, że był to kolejny cud - jakich wiele doświadczyli w owych trudnych tygodniach.

W tym momencie Szwedzi dysponowali jeszcze 17 armatami (wcześniej cztery zagwoździli im obrońcy, a kilka uległo zniszczeniu podczas pojedynków artyleryjskich bądź pękło w wyniku zużycia). Jednak po utracie obu ciężkich murołomów oraz po wybiciu zespołu minerskiego Müller nie mógł wiele zaszkodzić jasnogórskim szańcom.

W trakcie walk Szwedzi wystrzelili na klasztor setki pocisków, ale solidne mury i – jak powszechnie wierzono - opieka Boska pozwoliły na zminimalizowanie strat. Ogółem w wyniku ostrzału artyleryjskiego poległo tylko czterech obrońców. Kolejnych dwóch padło w trakcie „wycieczek”.

Zamach na polską duszę

27 grudnia Szwedzi zwinęli oblężenie. W pierwszym kwartale następnego roku jeszcze czterokrotnie zjawili się pod murami klasztoru, za każdym razem doznając sromotnej porażki.

Przez wiele dziesięcioleci nikt nie miał wątpliwości, że znaczenie skutecznej obrony jasnogórskiej fortecy wykracza daleko poza zwykły militarny sukces mierzony liczbą poległych nieprzyjaciół. Że jasnogórcy zburzyli mit niezwyciężoności Szwedów, a świętokradcza napaść na sanktuarium poderwała katolickie masy do walki z najeźdźcą.

W XX stuleciu pojawiła się teoria, wedle której obrona Jasnej Góry nie miała żadnego poważnego znaczenia w ówczesnej sytuacji. Rzekomo batalia miała być wydarzeniem lokalnym, nie dostrzeżonym przez niemal nikogo, a dopiero po latach rozdmuchanym przez polską propagandę. Owo zadziwiające twierdzenie było usilnie podtrzymywane w okresie PRL przez komunistyczne czynniki oficjalne, a i dziś znajduje ono swych wyznawców.

To nic, że hrabia Wrzesowicz za plecami Müllera pisał obłudne listy do szwedzkiego króla, ubolewając nad niewłaściwym sposobem prowadzenie oblężenia, będącego „porywaniem się na polską duszę”, skutkiem czego „rujnują się zupełnie pułki, kwatery, kraj”.

To nic, że sam Karol Gustaw nakazał Müllerowi przerwać akcję, argumentując to wzburzeniem Polaków.

To nic, że na wiadomość o oblężeniu starosta babimojski Krzysztof Żegocki poderwał do walki zbrojną partię w spacyfikowanej już Wielkopolsce i ruszył klasztorowi z odsieczą. Że to samo uczynili powstańcy z Podkarpacia pod wodzą księdza Stanisława Kaszkowica, rotmistrza Jana Karwackiego i Jana Grzegorza Torysińskiego, i jeszcze ich towarzysze broni z wieluńskiego, gdzie odsiecz zorganizował rotmistrz Stanisław Kulesza, i z księstwa siewierskiego, gdzie ludzi poderwał do czynu paulin Marceli Tomicki. Że już z początkiem stycznia 1656 roku pod Jasną Górą stanęło 6000 zbrojnego ludu, „Najświętszej Panience na ratunek”.

To nic, że uczestnicy zawiązanej w grudniu 1655 r. konfederacji tyszowieckiej jako powód wystąpienia przeciw Szwedowi wymieniali między innymi właśnie napaść na klasztor.

To nic, że polski król-wygnaniec, widząc poruszenie w kraju, postanowił wracać na ojczystą ziemię, a uczyniwszy to, złożył w lwowskiej katedrze uroczyste śluby, ogłaszając Matkę Bożą Częstochowską – Patronką i Królową Polski.

To nic wreszcie, że skuteczna obrona klasztoru stała się głośna w krajach Europy Zachodniej, że dostrzegła ją największa gazeta francuska „Gazette de France”. Jakimś niepojętym trafem – tak przynajmniej uważają malkontenci - jedynie ówcześni Polacy mieli nie zauważyć tego fenomenu

Tęsknota za piękną klęską

Podsumujmy: co najwyżej trzystu polskich katolików przez ponad miesiąc stawiało opór kilku tysiącom najeźdźców, w czasie kiedy niemal cały kraj oporu zaniechał. Przez kilka długich tygodni jedno z największych w tej części Polski zgrupowań wojsk nieprzyjaciela, dotąd kroczącego w aurze niezwyciężoności, teraz okazywało podbitemu narodowi swą bezradność.

Wydawać by się mogło, że to powód do dumy dla każdego Polaka. Tymczasem jakże często na obrońców Jasnej Góry wylewano kubły pomyj, pod pretekstem walki z prawdziwymi i rzekomymi mitami. Szczególnie intensywną nawałę „demitologizujących” ataków mieliśmy w czasach PRL, gdy „odbrązawianie” zasłużonych katolików stało się intratnym zajęciem wśród historyków, publicystów i pisarzy. Doszło nawet do kuriozalnych oskarżeń przeora Augustyna Kordeckiego o… zdradę.

Komendant twierdzy łączył militarny kunszt z umiejętnościami dyplomatycznymi. Swą misję ratowania cudownego sanktuarium wykonał wzorowo. Jeszcze przed oblężeniem, po ucieczce z kraju króla Jana Kazimierza, przeor Kordecki nie zrywając z nim kontaktów równocześnie oficjalnie uznał zwierzchność szwedzkiego monarchy (tak samo uczyniła większość polskiej szlachty), w zamian otrzymując gwarancję bezpieczeństwa („salwę gwardię”) od feldmarszałka Wittenberga. Nigdy jednak nie zgodził się na wpuszczenie w klasztorne mury załogi szwedzkiej, czego żądał najeźdźca. To zaś w efekcie doprowadziło do akcji korpusu Müllera.

Wówczas przeor zagrzewał do walki, zwalczał stronnictwo „pacyfistów”, z żelazną konsekwencją podtrzymywał wolę oporu. Miał jednak świadomość szczupłości własnych sił i kiedy tylko mógł, chętnie podejmował rokowania z wrogiem, zgadzając się na zawieszenia broni. Paktowanie przeciągał w nieskończoność, zyskując na czasie, którym wróg nie dysponował. Na koniec Müller, pragnąc odejść z twarzą zażądał jedynie zapłacenia kontrybucji  w wysokości 60 000 talarów. Nie uzyskał nawet tego. Przeor okazał się zarówno lwem, jak i lisem.

Taki pragmatyzm nie mieści się w głowach niektórym komentatorom, którzy wprawdzie nigdy nie powąchali prochu, ale chętnie żądają absolutnej niezłomności od tych, którzy stawali ze śmiercią twarzą w twarz. Trudno oprzeć się wrażeniu, że dla tych naszych rodaków zwycięski heros jest postacią… mniej ciekawą. Dla nich godne opiewania są tylko mogiły przegranych bohaterów. Zapewne woleliby oglądać ruiny i zgliszcza klasztoru, na których mogliby opłakiwać kolejną narodową klęskę, nazwaną dla potrzeb chwili „zwycięstwem moralnym”…

Tyrania heretyków

Nie brakło u nas autorów, którzy boleli również nad „obskurantyzmem” jasnogórskich zakonników, ponoć przeciwstawiających się „wielkiej, uniwersalnej idei protestanckiej”.


Być może tu właśnie znajduje się istota sporu. Chwała Jasnej Góry uwiera tych ludzi – i dobrze, że tak się dzieje. Niechaj ich uwiera. Gdy w trakcie oblężenia część obrońców jęła się wahać, kiedy pojawiły się nastroje paniki, wówczas ojciec Kordecki rzekł z prostotą;

 „Przeraża nas, nierycerskich ludzi, grożące niebezpieczeństwo, które chociaż bez wątpienia jest okropnym, nie jest przecież tak nadzwyczaj wielkim, ażeby miało zachwiać naszą stałość w obronie Wiary, Świętego Obrazu i własnego dobra. (…) My przynajmniej niektórzy mamy to stałe przedsięwzięcie unikać obcowania z heretyckim narodem, którego tyrańskim panowaniem wiecznie się brzydzimy.”

Andrzej Solak

http://www.pch24.pl/piekielne-kolubryny-pod-jasnogorskim-szancem,39675,i...

avatar użytkownika intix

41. 360. Rocznica Ślubów Lwowskich Króla Jana Kazimierza

01.04 g. 21.00 Rocznica Ślubów Lwowskich Króla Jana Kazimierza – Msza Święta za Ojczyznę Sanktuarium Matki Boskiej Łaskawej

360. rocznica Intronizacji Matki Boskiej na Królową Polski!

Zapraszamy w dniu 01.04 w piątek na godz. 21.00 do Sanktuarium Matki Boskiej Łaskawej w Warszawie na Mszę Świętą w 360. rocznicę Ślubów Lwowskich Króla Jana Kazimierza. Kazanie wygłosi Ks. Stanisław Małkowski.

Poprzez te śluby cała Rzeczypospolita oddana została Najświętszej Maryi Pannie we władanie, a Matka Najświętsza została intronizowana na Królową Polski.

Tekst ślubów ułożył św. Andrzej Bobola TJ. O intronizację zabiegał o. Juliusz Mancinnelli jezuita włoski, któremu w objawieniach wcześniej Bogurodzica powiedziała: Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie.

Cześć Matki Bożej w Polsce jest tak stara jak dzieje samego narodu. Pierwsza świątynia w Gnieźnie była zbudowana pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Pie­rwszy utwór napisany w języku ojczystym to pieśń „Bogarodzica". Pełne jednak upo­wszechnienie i unarodowienie kultu Matki Bo­żej przypada na epokę Wazów. Zanim jednak w katedrze lwowskiej padły uroczyste słowa Jana Kazimierza, oddającego koronę polską Maryi, Najświętsza Panna sama ogłosiła się Królową Polski.

Za czasów króla Zygmunta III Wazy żył w Neapolu sławny ze swej świętości jezuita, o. Juliusz Mancinelli. Odznaczał się szczególnym nabożeństwem do Niepokalanej i świętych po­lskich. 14 sierpnia 1608 r. w wigilię Wniebo­wzięcia Najświętszej Maryi Panny, ukazała mu się Maryja z Dzieciątkiem Jezus. U jej stóp klęczał św. Stanisław Kostka, O. Juliusz nigdy nie widział Matki Bożej w tak wielkim maje­stacie. Pragnął pozdrowić Ją takim tytułem, jakim jeszcze nikt Jej nie uczcił. Wtedy Maryja powiedziała: Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie. W krótkim czasie potem, za pozwoleniem swych przełożo­nych, którzy objawienie to zbadali, o. Mancinelii przekazał tę radosną wiadomość ks. Piot­rowi Skardze i jezuitom w Polsce. Oni z kolei donieśli o tym królowi.

O. Juliusz miał już 72 lata, kiedy objawiła mu się Matka Boża, lecz pomimo swego pode­szłego wieku postanowił odwiedzić ten kraj, który Maryja szczególnie umiłowała. Wybrał się więc piechotą do Polski. 8 maja 1610 r. doszedł do Krakowa, gdzie był entuzjastycznie witany przez króla i wszystkie stany. Swoje pierwsze kroki skierował do Katedry Wawelskiej. Tutaj ponownie ukazała mu się Maryja w wielkim majestacie i powiedziała: Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką Tego Narodu, który jest mi bardzo drogi więc wstawiaj się do Mnie za nim i o pomyślność tej ziemi błagaj Mnie nieustannie, a Ja będę ci zawsze, tak jak teraz miłosierną.

Na pamiątkę tego wydarzenia mieszkańcy Krakowa umieścili na wieży kościoła Mariac­kiego koronę. Kiedy w 1655 roku w granice Polski wdarli się Szwedzi, a opuszczony król musiał uciekać poza granice kraju, zrozpaczeni biskupi pisali do papieża: „Zginęliśmy, jeśli Bóg nie zlituje się nad nami". Wtedy Ojciec Święty Aleksander VII, powołując się na objawienie o. Juliusza Mancinelli odpowiedział: „Nie, Mary­ja was uratuje, to Polski Pani. Jej się poświęć­cie. Jej oficjalnie ofiarujcie. Ją Królową ogłoś­cie, przecież sama tego chciała". Król Jan Kazimierz, stosując się do rady papieża, 1 kwie­tnia 1656 r. złożył uroczysty ślub, ogłaszając Maryję Królową Polski.

Od tej chwili Matka Boża wzięła losy naszego narodu w Swoje dłonie. Ocaliła Polskę nie tylko od potopu szwedzkiego, lecz wiele razy okazy­wała nam Swoją potęgę i miłosierdzie. Nunc­jusz apostolski Pignatelli, późniejszy papież Innocenty XII powiedział do hetmana Stani­sława Jabłonowskiego: „Szczęśliwe narody, które mają taką historię, jak Polska, szczęśliw­szego od was nie widzę państwa, gdyż wam jedynym zechciała być Królową Maryja, a to jest zaszczyt nad zaszczyty i szczęście niewymow­ne; obyście to tylko zrozumieli sami".

 „Mały Apostoł” – maj – 1993 r. – Pallotyni - Maria Chojnowska

 Zwolna słońce chyliło się ku zachodowi. Na falach mo­rza i Zatoki Neapolitańskiej rozpostarła się olbrzymia smuga światła, rytmicznym ruchem wód idąca w dal ku słońcu. Neapol pa­trzył na morze i śpiewał. Właśnie gasł dzień 15 sierpnia 1617 r. i koń­czyła się uroczystość ku czci Wnie­bowziętej. Dzwony we wszystkich świątyniach już umilkły. Nawet w kościele Gesu Nuovo, należącym do Towarzystwa Jezusowego, za­kończyła się uroczysta procesja wśród dźwięku dzwonów i śpiewu li­tanii do Bogarodzicy.

Po ukończeniu procesji razem z braćmi zakonnymi powrócił do swej celi 80-letni starzec, jezuita, ks. Juliusz Mancinelli. Długoletni misjonarz na Wschodzie, szczegól­nie w Konstantynopolu, wsławiony świętością życia, od lat kilku miesz­kał w Neapolu, oddany modlitwie po całych dniach i nocach. Nie po­mijał jednak i publicznych procesji, które lubił. Dziś wprawdzie czuł się nieco słabszy, a procesja trwała dłużej, ale poszedł na nią.

Dzień Wniebowzięcia przypo­minał starcowi najpierw rocznicę śmierci św. Stanisława Kostki, któ­rego kochał i starał się naśladować. Wśród cnót świętego „małego Pola­ka", jak go nazywano, jaśniała niezwykłym blaskiem jego miłość i cześć dla Królowej nieba. Nazywał Ją najmilszą Matką swoją, dla Niej starał się wynajdywać nowe, niezna­ne dotąd tytuły. Tę właśnie cnotę je­go anielskiego życia upodobał sobie szczególnie ks. Juliusz Mancinelli i starał się ją usilnie naśladować. Za­raz po śmierci św. Stanisława po­wziął myśl szerzenia czci Królowej Wniebowziętej. Zwłaszcza spotęgo­wał się w nim ów zamiar po choro­bie, z której niemal cudem podźwignęła go Wniebowzięta.

Przyszła mu teraz do głowy myśl, że jednak tytuł „Królowa Wniebo­wzięta" wyraża bardziej wieczną chwałę Maryi w Niebie niż na ziemi. A przecież i ta ostatnia jest wielka! „Dni moje ku zachodowi idą, o Pa­ni, jak te zorze... Daj stojące­mu nad grobem starcowi dorzucić do wieńca Twego różę jedną więcej"... Nagle zdało się patrzącemu, jakby  jakaś niewidzial­na dłoń wzięła z nieba połowę blasków zachodu, oderwała je od widnokręgu, zlała w jeden obłok, przecudnie świecą­cy i natchnęła ży­ciem. Ks. Mancinelli ujrzał wyraźnie, jak z tego gorejącego obłoku wy­łoniła się słodka Dziewica z Dzieciątkiem na ramionach okry­tych płaszczem purpury. U Jej stóp klęczał piękny młodzian w aureoli.

- Wniebowzięta! - wyszeptał wzruszony zakonnik i osunął się na kolana. - Tymczasem Wniebowzięta znalazła się przy nim i pochylając się ku klęczącemu, mówiła: - Juliuszu! Za cześć, jaką masz do mnie, Wniebowziętej, ujrzysz mnie za rok w chwale niebios. Tym­czasem nazywaj mnie tu, na ziemi, KRÓLOWĄ POLSKI. Umiłowałam to królestwo i do wielkich rzeczy je przeznaczyłam, ponieważ szczególnie wielbią mnie jego synowie - i wzrok Jej pełen słodyczy i miłości spoczął na młodzieńcu, który był z Nią. Raz jeszcze zwróciła się do ks. Mancinellego, mówiąc: - Jemu zawdzięczasz łaskę dnia dzisiejszego!

Cisza zapanowała w celi. Radość i szczęście zalewały duszę zakonni­ka. A on tulił się u stóp umiłowanej Królowej Wniebowziętej i okrywał je pocałunkami wdzięczności. Łka­nie z nadmiaru szczęścia wstrząsnę­ło całą jego istotą, a wargi szeptały w uniesieniu: - Królowo Polski... módl się za nami! - Znikło wi­dzenie. Ale w duszy starca zakonnika dłu­go jeszcze świeciła cudna zorza. W mie­siąc potem kurier z Neapolu przy­wiózł ks. Mikoła­jowi Łęczyckie­mu w Wilnie list od ks. Mancinel­lego. „Ja rychło odejdę - kończył piszący - ale ufam, że przez ręce Wielebności sprawię, iż po moim zgonie w ser­cach i na ustach polskich mych współbraci żyć będzie w chwale Królowa Polski Wniebo­wzięta".


 Podstawą tekst ks. Stanisła­wa Maciątka TJ z „Kółka Różańco­wego", redagowanego przez Sługę Bożego ks. Ignacego Kłopotowskiego, nr 8 (1923), s. 10-12.


O szczególnym miejscu Maryi w naszej narodowej religijności ostatecznie zadecydowało następujące zdarzenie. W roku 1635 książę Albrecht Radziwiłł, Kanclerz Wielki Księstwa Litewskiego ogłosił drukiem książeczkę pt.: „Dyskurs nabożny z kilku słów wzięty o wysławianiu Najświętszej Panny Bogurodzicy Maryjnej.” Treścią jej jest objawienie jakie od Matki Bożej w Neapolu otrzymał włoski jezuita o. Juliusz Mancinelli. Kiedy ukazała mu się Maryja zapytał Ja: pod jakim imieniem jeszcze chciałaby być czczona? A Maryja poleciła mu by ją nazwano „Królową Polski”. Książeczka z wezwaniem Matki Bożej zrobiła na Polakach tak wielkie wrażenie, że już wtedy przed oficjalnym Jej uznaniem za Królową wszyscy w Polsce tym tytułem Ją nazywali.

Z kolei cystersi w Bledzewie wykonali mnóstwo obrazów Matki Bożej z polskim Godłem na Jej piersiach. Jednym z nich jest prezent jaki sprawili siostrom cysterkom z St. Marienstern w roku 1640. W ich klasztornych kronikach jest informacja, że na terenie całej Polski jest dużo tych właśnie bledzewskich kopii. Identyczne kopie są dzisiaj na plebaniach: w pocysterkim Bledzewie i poaugustiańskim Wieluniu, oraz w Kalsku k/Rokitna. W tych obrazach wyrażono akt oddania Polski pod szczególną opiekę Maryi jako Królowej. Bledzewskie kopie, stały się zapowiedzią zwycięstwa nad Szwedami na Jasnej Górze. A l kwietnia 1656 r. we Lwowie, ukląkł król Jan Kazimierz z narodem u stóp Naj­świętszej Dziewicy, by Ją po raz pierwszy publicznie nazwać wobec nieba i ziemi - Królową Polski.

Następnie król Michał Wiśniowiecki  na znak zgody narodowej w Gołębiu k/Puław i Dęblina, w 1671 r. umieścił godło naszej Ojczyzny na bledzewskim oryginale od dawna już cudownym wizerunku Matki Bożej przeniesionym teraz do Rokitna. Konsekwetnie powstają nowe kopie już rokitnińskie podobne do wcześniejszych bledzewskich. Dzisiaj znane są w następujących miejscowościach: Koszuty Małe k/ Słupcy, w ?ęgowie k/Pruszcza Gdańskiego, w Obrzycku k/Szamotuł, w Grodzisku Wlkp., i w najbardziej znanym Licheniu. Poza tym oryginalna kopia ale bez naszego Godła jest w Luszynie k/Żychlina.

Wszystko powyższe zebrał i jeszcze chętnie przyjmie więcej wiadomości na powyższy temat:


ks. Ksawery Wilczyński,

Koszuty Małe 5,
62-400 Słupca,
tel. 063 277 25 35 lub 507 015 885
koszuty.male@neostrada.pl
***
Załączam też:

NMP Królowa Polski




avatar użytkownika intix

43. Pani królestwa ruin



Pani królestwa ruin

Była to sobota,  pierwszy dzień kwietnia Roku Pańskiego 1656. Tłum wiernych, reprezentujących wszystkie stany, wypełnił katedrę Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny we Lwowie. Mszę świętą odprawiał nuncjusz papieski Pietro Vidoni. Przy ołtarzu głównym ustawiono obraz Matki Bożej Łaskawej, przyniesiony na tę okazję z kaplicy Domagaliczów.

We Mszy uczestniczył sam król, Jan II Kazimierz Waza. Po przyjęciu Komunii Świętej monarcha klęknął na najwyższym stopniu ołtarza, przed samym obrazem i złożył uroczyste ślubowanie. Władca przyrzekł szerzenie czci i chwały Maryi i Jej Syna. Uznając nieszczęścia trapiące ojczyznę za karę Bożą za popełnione grzechy, obiecał uwolnienie ludu od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków. Ogłosił wreszcie Matkę Bożą Patronką i Królową wszystkich swych ziem.


Potop


Niespełna rok wcześniej, latem 1655 roku, na Rzeczpospolitą Obojga Narodów, osłabioną wieloletnią rebelią kozacką, corocznymi atakami tatarskimi, wreszcie wojną z państwem moskiewskim, spadł najazd Szwedów.


Świetnie zorganizowana i dowodzona, zaprawiona w ogniu wojny trzydziestoletniej armia agresora dokonała sprawnego podboju. Był to czas nie tylko klęski, ale i hańby. Do obozu zwycięzców masowo przechodzili polscy magnaci i szlachta. Król Jan Kazimierz musiał ratować się ucieczką na Śląsk. Wojska szwedzkie niczym niepowstrzymane fale potopu zalały kraj.

Król-wygnaniec nie zrezygnował z walki. 18 listopada 1655 roku wydał uniwersał wzywający naród do walki z najeźdźcą. Trzeba trafu, że akurat w tym samym dniu Szwedzi rozpoczęli  oblężenie klasztoru na Jasnej Górze (zob.: Obrona Jasnej Góry http://www.pch24.pl/obrona-jasnej-gory-,39490,i.html; Piekielne kolubrynyhttp://www.pch24.pl/piekielne-kolubryny-pod-jasnogorskim-szancem,39675,i...). Bohaterska obrona sanktuarium przed protestanckim najeźdźcą rozpaliła serca polskich katolików i wlała w nie nadzieję. Tlące się tu i ówdzie iskry oporu teraz rozgorzały z mocą, szczególnie na południu kraju.

Pod Jasną Górą wciąż jeszcze grały działa, gdy król udał się w drogę powrotną do ojczyzny. Po długiej, niebezpiecznej wędrówce przez góry, 10 lutego przybył do Lwowa. Zawsze wierny, niezłomny gród, który dopiero co zwycięsko odparł ataki Kozaków i Moskwicinów, powitał go z entuzjazmem. Przez pewien czas Lwów miał pełnić rolę faktycznej stolicy kraju. Tutaj rezydował monarcha z dworem, tu przybywali obcy dyplomaci. Tu wreszcie podjęto decyzję o zawarciu duchowego przymierza państwa i narodu polskiego z Matką samego Boga.


Inspiracje


Króla Jana Kazimierza, człowieka głęboko wierzącego, nikt nie musiał przekonywać do konieczności złożenia ślubów.


Sam pomysł aktu ślubowania wyszedł najpewniej od prymasa Polski Andrzeja Leszczyńskiego, wiernego towarzysza monarchy na śląskim wygnaniu. Inicjatywę z pewnością wspierali również nuncjusz Pietro Vidoni oraz małżonka władcy Ludwika Maria Gonzaga. Jednak grunt pod oficjalne ogłoszenie Maryi Królową Polski przygotowywano od wielu lat. Już w XVI wieku poeta renesansowy Grzegorz z Sambora modlił się do Królowej Polski i Polaków. W następnym stuleciu wielkie poruszenie wywołały wizje włoskiego jezuity Juliusza Mancinellego. Podczas objawień w Neapolu i Krakowie (1608, 1610, 1617) ujrzał on Matkę Bożą i usłyszał Jej słowa: „Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką tego narodu, który jest mi bardzo drogi…”.

Sam obraz Matki Bożej Łaskawej – Śliczna Gwiazda Lwowa – przed którym miał paść na kolana ślubujący władca, również posiadał bogatą historię. Powstał w 1598 roku, kiedy to zmarła mała Kasia Domagaliczówna, ukochana córeczka szanowanego lwowskiego ławnika. Aby ukoić ból strapionych rodziców, dziadek zmarłej, Józef Szolc-Wolfowicz namalował obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem, zasiadającej na tronie unoszącym się wśród obłoków. U  stóp Maryi widniała dwójka modlących się dzieci.

Wizerunek początkowo umieszczono na murze cmentarza przykatedralnego, w pobliżu miejsca spoczynku zmarłej Katarzyny, potem wzniesiono dla niego kapliczkę. Z czasem zaczął słynąć licznymi cudami. Przez dziesiątki lat przed obrazem zanosili modły mieszczanie, szlachta i chłopi. Tutaj w roku 1651 modlił się również sam król Jan Kazimierz, dziękując za berestecką wiktorię. Tyle że wówczas przybył tu jako zwycięski wódz, na czele potężnych zastępów wojska. Teraz zaś miał ukorzyć się przed Gwiazdą Lwowa jako władca królestwa ruin, stojącego nad krawędzią przepaści.


Twej pomocy i zlitowania…


Zgromadzeni w katedrze lwowskiej z zapartym tchem słuchali słów swego władcy:

„Wielka Boga Człowieka Matko, Najświętsza Dziewico. Ja, Jan Ka­zimierz, za zmiłowaniem Syna Twojego, Króla królów, a Pana mojego i Twoim miłosierdziem król, do Najświętszych stóp Twoich przypadłszy, Ciebie dziś za Patronkę moją i za Królową państw moich obieram. Tak samego siebie, jak i moje Królestwo polskie, księstwo litewskie, ruskie, pru­skie, mazowieckie, żmudzkie, inflanckie, smoleńskie, czernichowskie oraz wojsko obu narodów i wszystkie moje ludy Twojej osobliwej opiece i obro­nie polecam, Twej pomocy i zlitowania w tym klęsk pełnym i opłakanym Królestwa mojego stanie przeciw nieprzyjaciołom Rzymskiego Kościoła po­kornie przyzywam…”

Kiedy król zakończył śluby, wystąpił podkanclerzy koronny Andrzej Trzebicki, biskup przemyski. Powtórzył on główne tezy ślubów w imieniu „rządców, dostojników i wszystkich ludów  królestwa tego”. Wierni odpowiedzieli potężnym: „Amen”.

Przejmujący był dramatyzm tej chwili. Oto władca pokonanego królestwa, monarcha-wygnaniec, zdradzony i opuszczony przez wielu swych poddanych, na powrót stawał do walki za swój kraj i za swój Kościół, gnębione przez heretyckich najeźdźców. W obliczu miażdżącej przewagi militarnej wroga sięgał po ostatnią rezerwę – duchowe siły narodu. Szwedzkim regimentom, przed którymi drżała cała Europa, przeciwstawiał wiarę w moc modlitwy.


***

Były to czasy, kiedy wiara przenosiła góry i druzgotała wrogie armie. Pochodnię rozpaloną przez obrońców Jasnej Góry śluby lwowskie przekształciły w prawdziwy pożar.

Zaledwie tydzień po zawarciu maryjnego przymierza, regimentarz Stefan Czarniecki odniósł świetne zwycięstwo nad Szwedami, gromiąc pod Warką korpus margrabiego Fryderyka Badeńskiego. Walka partyzancka z okupantem przybierała na sile, ogarniając wciąż nowe połacie kraju. Naród podnosił się z upadku.

Andrzej Solak
http://www.pch24.pl

avatar użytkownika intix

45. Dzień Wniebowzięcia...

"(...)
Dzień Wniebowzięcia przypominał starcowi najpierw rocznicę śmierci św. Stanisława Kostki, którego kochał i starał się naśladować. Wśród cnót świętego „małego Polaka", jak go nazywano, jaśniała niezwykłym blaskiem jego miłość i cześć dla Królowej nieba. Nazywał Ją najmilszą Matką swoją, dla Niej starał się wynajdywać nowe, nieznane dotąd tytuły. Tę właśnie cnotę jego anielskiego życia upodobał sobie szczególnie ks. Juliusz Mancinelli i starał się ją usilnie naśladować. Zaraz po śmierci św. Stanisława powziął myśl szerzenia czci Królowej Wniebowziętej.
(...)
Nagle zdało się patrzącemu, jakby jakaś niewidzialna dłoń wzięła z nieba połowę blasków zachodu, oderwała je od widnokręgu, zlała w jeden obłok, przecudnie świecący i natchnęła życiem. Ks. Mancinelli ujrzał wyraźnie, jak z tego gorejącego obłoku wyłoniła się słodka Dziewica z Dzieciątkiem na ramionach okrytych płaszczem purpury. U Jej stóp klęczał piękny młodzian w aureoli. — Wniebowzięta! - wyszeptał wzruszony zakonnik i osunął się na kolana. - Tymczasem Wniebowzięta znalazła się przy nim i pochylając się ku klęczącemu, mówiła: - Juliuszu! Za cześć, jaką masz do mnie, Wniebowziętej, ujrzysz mnie za rok w chwale niebios. Tymczasem nazywaj mnie tu, na ziemi, KRÓLOWĄ POLSKI. Umiłowałam to królestwo i do wielkich rzeczy je przeznaczyłam, ponieważ szczególnie wielbią mnie jego synowie - i wzrok Jej pełen słodyczy i miłości spoczął na młodzieńcu, który był z Nią — na św. Stanisławie Kostce. Raz jeszcze zwróciła się do ks. Mancinellego, mówiąc: - Jemu zawdzięczasz łaskę dnia dzisiejszego!
(...)"

Wniebowzięta Królowo Polski... módl się za nami...

Święty Stanisławie, miłością Boską zawsze pałający, módl się za nami
Święty Stanisławie, gorliwy czcicielu Najświętszego Sakramentu Ołtarza, módl się za nami
Święty Stanisławie, ukochany synu Najświętszej Maryi Panny, módl się za nami...

Święty Stanisław Kostka (1550-1568) - Patron Polski


avatar użytkownika gość z drogi

48. AVE Maryja

AVE Królowo Apostołow i Polski
"Królowa Apostołow" to była literatura przedwojenna,na której wychowywała się moja Mateńka a już po wojnie ,ja
korzystając z biblioteki Babci
Królowo Polski,miej nas w Swej Opiece

gość z drogi