Koniec wolności na uniwersytetach dr Leszek Pietrzak
Polskie uniwersytety od kilku lata przestały być oazą prawdziwej wolności w debacie publicznej. Otwartość i swoboda dyskusji oraz możliwość prezentacji różnych poglądów należą dzisiaj na polskich uczelniach do przeszłości. Nie znaczy to, że dzisiejsze uniwersytety są zamknięte na wszystkich. Przedstawiciele różnych nurtów lewicy mogą prawie zawsze liczyć na przychylność władz polskich uczelni.
Tak naprawdę to, co obecnie dzieje się na polskich uniwersytetach najlepiej mogliśmy zaobserwować w 2013r. na Uniwersytecie Śląskim, gdzie odbył się wykład Zygmunta Baumana – marksistowskiego socjologa i filozofa, a dzisiaj prawdziwego ideowego guru nowej lewicy. Jego wykład miał uczcić obchody 150 - lecia istnienia niemieckiej socjaldemokracji, której założycielem był rzekomo pochodzący z Wrocławia Ferdynand Lassalle. Formalnie Baumana zaprosiły władze wrocławskiego uniwersytetu. Na jego wykład przybył sam prezydent Wrocławia Pan Rafał Dutkiewicz, aby jako gospodarz miasta uroczyście powitać prelegenta. I gdy to robił w auli, w której miał się odbyć wykład zdarzyła się niecodzienna sytuacja. Grupa kilkudziesięciu młodych działaczy, w sporej części sympatyków Narodowego Odrodzenia Polski (NOP) wtargnęła na salę, skandując m.in. okrzyki : "raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę", "Precz z komuną", "Dutkiewicz kogo zapraszasz", "Norymberga dla komuny". Zachowanie intruzów najbardziej chyba zdenerwowało prezydenta Dutkiewicza. Na jego polecenie prawie natychmiast przybyła specjalna policyjna grupa, która siłą usunęła protestujących. Gdy zakończyła się interwencja policji, Dutkiewicz przepraszał za zaistniały incydent, podkreślając jednocześnie, że nie będzie tolerował w swoim mieście „nacjonalistycznej hołoty”. To co się stało w auli wrocławskiego uniwersytetu jest oczywiście naganne i takich zachowań nie powinniśmy obserwować na polskich uniwersytetach. Ale wrocławski incydent był jedynie skutkiem polityki uczelnianych władz w Polsce, z jaką od kilku lat spotykamy się na większości naszych uniwersytetów i szkół wyższych. Ujmując rzecz w sposób bardziej skondensowany, chodzi o to, że władze polskich uczelni od paru lat dają szansę prezentacji i dyskusji tylko jednej opcji politycznej i światopoglądowej, czyli szeroko rozumianej lewicy. Tylko ona i jej przedstawiciele zasługują na zaproszenie w uniwersyteckie progi i mogą swobodnie zabierać głos w toczącej się tam debacie. Wszystko co jest poza nurtem politycznej i światopoglądowej lewicy, nie ma szansy na swój głos i udział w dyskusjach, jakie toczą się w uniwersyteckich murach. Tak m.in. władze polskich uczelni podchodzą do wszelkich nurtów polskiej prawicy i ich reprezentantów. Na przykład przedstawiciele ruchów narodowych i ich młodzi sympatycy, rekrutujący się w znacznej mierze spośród studentów, domagając się swojego miejsca w uczelnianej debacie, prawie zawsze spotykają się z odmową władz uczelni. A gdy zechce im się przeciwko takiej dyskryminacji protestować, mogą zostać jeszcze mianowani „nacjonalistyczną hołotą”. Dzisiaj w murach polskiego uniwersytetu bez żadnych przeszkód można zorganizować uroczystości 150 – lecia niemieckiej socjaldemokracji, ale zorganizowanie podobnej uroczystości w rocznicę narodzin polskiego ruchu narodowego jest po prostu nie możliwe.
Władze uczelni odmawiają
O tym, że władze polskich uczelni odmawiały miejsca do debaty wszystkim spoza szeroko rozumianego nurtu lewicy, mogliśmy się w ostatnich latach przekonać wiele razy. W 2009r.władze Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie odwołały spotkanie i wykład Paula Camerona - znanego amerykańskiego uczonego, który miał mówić o możliwości leczenia gejów i lesbijek i o swoich doświadczeniach w tym zakresie. Wskutek odmowy władz uczelni Cameron swój wykład wygłosił w znajdującym się w pobliżu uczelni domu rekolekcyjnym. Decyzje władz uczelni publicznie wychwalała za to prof. Magdalena Środa – znana ze swoich skrajnie lewicowych i bardzo kontrowersyjnych poglądów. W 2010r. spotkania z Cameronem odwołały także władze Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, Uniwersytetu Szczecińskiego i Uniwersytetu Warszawskiego. Na Uniwersytecie Warszawskim nie pomógł nawet list protestacyjny studentów, którzy domagali się, by uczelnia respektowała prawo do akademickiej wolności słowa. Nie inaczej było na innych polskich uczelniach. W 2009r.. dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Rzeszowskiego prof. Stanisław Sagan, odwołał zaplanowaną w ramach spotkań ze kandydatami do Parlamentu Europejskiego dyskusję, w której miał uczestniczyć Przemysław Gosiewski -ówczesny szef Klubu Parlamentarnego PiS. Prof. Sagan zrobił tuż przed rozpoczęciem spotkania, nie podając nawet argumentów, które miały przemawiać za decyzją o odwołaniu spotkania. W lutym 2013r. w rektor UMCS w Lublinie prof. Stanisław Michałowski zaledwie kilkanaście minut przed rozpoczęciem, odwołał konferencję na temat pakietu klimatycznego, jaką zorganizowały studenckie koła naukowe. Rzeczywistym powodem odwołania konferencji był udział w niej posła Solidarnej Polski Ludwika Dorna, który miał wygłosić w referat pt. „Nie + dla pakietu klimatycznego”. Jak tłumaczył później mediom prof. Michałowski: „istniało zagrożenie, że konferencja, która miała mieć charakter naukowy, zmieni się w debatę polityczną, podczas której reprezentowana będzie tylko jedna opcja”. Organizatorzy zmuszeni byli przenieść debatę do sali konferencyjnej jednego z lubelskich hoteli. Ale w lutym 2013r. wydarzył się jeszcze jeden incydent, za to o wiele głośniejszy. Niezależne Zrzeszenie Studentów (NZS) Uniwersytetu Warszawskiego pod naciskiem władz tej uczelni musiało odwołać dyskusję pod tytułem: „Tradycja i miejsce Ruchu Narodowego w życiu publicznym”. O sprawie zrobiło się naprawdę głośno, gdy grupa kilkudziesięciu polskich naukowców wystosowała w tej sprawie list otwarty, w którym zarzuciła władzom uczelni łamanie swobody dyskusji akademickiej. W ostatnich latach w murach polskich uczelni wielokrotnie i bez najmniejszych przeszkód spotkania ze studentami odbywali przedstawiciele partii, organizacji i środowisk lewicowych, natomiast spotkania z przedstawicielami różnych nurtów polskiej prawicy były zazwyczaj przez uczelniane władze odwoływane. Bez najmniejszych przeszkód mogły się odbyć spotkania z udziałem Janusza Palikota, Marka Siwca, Ryszarda Kalisza, zaś spotkania z Jarosławem Kaczyńskim, Zbigniewem Ziobro, czy wieloma innymi politykami polskiej prawicy nie miały najmniejszych szans, aby zyskać aprobatę uczelnianych władz. Przypadków, gdy przedstawicielom polskiej prawicy odmówiono zgody na spotkania w murach polskich uczelni było w ostatnich latach naprawdę wiele.
Lewicowy terroryzm
Tak naprawdę władze uczelni znajdują się dzisiaj pod potężnym ostrzałem wielu lewicowych, a nawet radykalnie lewicowych organizacji, systematycznie monitorujących wszystko to, co się dzieje w murach uczelni i wywierających na nie brutalną presję. Tak było w przypadku wspomnianej wcześniej dyskusji „Tradycja i miejsce Ruchu Narodowego w życiu publicznym”, jaka miała odbyć się na terenie UW. W tym przypadku sprawę pilotowało Centrum Informacji Anarchistycznej, która to organizacja znana jest m.in. ze wspierania zorganizowanej przez Antifę blokady Marszu Niepodległości, jaki miał miejsce w Warszawie w 2012r. W związku z zaplanowana dyskusją na temat ruchu narodowego aktywiści Centrum zorganizowali specjalną akcję na Facebooku wzywając do pikietowania UW, jeśli doszłoby do odbycia się tej dyskusji. Na stronach internetowych wspomnianego Centrum można było przeczytać o sukcesach jego ludzi w blokowaniu wykładów na polskich uczelniach, w których mieli uczestniczyć politycy i naukowcy kojarzeni z szeroko pojętą prawicą. Ale tego typu działania podejmuje także wielu parlamentarzystów, reprezentujących ugrupowania polskiej lewicy. Poseł Ruchu Palikota Robert Biedroń należy do najaktywniejszych z nich w tym zakresie. W rezultacie władze uczelni ulegają takiej presji, odwołując na swoich uczelniach wszelkie spotkania z udziałem przedstawicieli polskiej prawicy lub osób przez nią zaproszonych do dyskusji. De facto zgadzają się one, aby definicja swobodnej debaty w murach uczelni ograniczała się jedynie do prezentacji poglądów i tylko jednej strony. Problem ten dotyczy dzisiaj w Polsce nawet uczelni katolickich. Sytuacja do jakiej doszło kilka miesięcy temu w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (KUL) dość dobrze pokazuje problem presji środowisk lewicowych z jaką spotykają się uczelnie i ich władze. Wszystko zaczęło się od skandalicznej wypowiedzi dyrektor Teatru Ośmego Dnia z Poznania – Pani Ewy Wójciak, która na swoim profilu na Facebooku wybór papieża Franiczka I skwitowała jednym stwierdzeniem „No i wybrali ch…!” W obroni Wójciak natychmiast stanął mur obrońców, którzy zwrócili się do prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego, aby nie odwoływał autorki tych słów z pełnionego stanowiska. Wśród sygnatariuszy listy znalazła się prof. Zofia Kolbuszewska – prodziekan Wydziału Nauk Humanistycznych KUL, a więc osoba zaliczana do grona władz uczelni. Gdy fakt ten został ujawniony swoje oburzenie wyraziło m.in. 12 organizacji studenckich na KUL, podkreślając, że jeśli pani profesor solidaryzuje się z Panią Wójciak to nie musi przecież pracować na katolickiej uczelni, a tym bardziej pełnić na niej funkcji prodziekana. Gdy sprawą Kolbuszewskiej miała zająć się rada wydziału, wiele lewicowych środowisk wzięło w obronę prof.. Kolbuszewską usiłując wywrzeć presję na władze KUL-u. W końcu sama Pani profesor po rozmowie z rektorem zrezygnowała z pełnionej funkcji. Ale nie była to na KUL pierwsza i ostatnia sytuacja, w której lewicowe środowiska usiłowały wywierać presję na tą uczelnię. Miesiąc temu okazało się, że władze KUL ulegając po raz kolejny takiej presji zaaprobowały nawet wykłady z genderowskiej filozofii, co wywołało kolejna burzę w środowiskach katolickich w Polsce, z których wiele odmówiło dalszego wspierania tej uczelni. Dzisiaj trwa wielka ofensywa środowisk lewicowych na polskie uczelnie, chcących je ideologicznie i światopoglądowo zdominować. Coraz częściej okazuje się, że przedstawiciele prawicy nie mają prawa wstępu do uniwersyteckich murów i nie mogą uczestniczyć w debacie, jaka od zawsze w nich się toczyła. Najbardziej jednak kuriozalne w tym wszystkim jest to, że to lewica zarzuca środowiskom prawicowym światopoglądowy terroryzm.
Frustracja i przemoc
Taka polityka władz polskich uczelni rodzi coraz większy niepokój wielu prawicowych środowisk, które nie maja szansy na zaprezentowanie się w murach polskich uniwersytetów. To, że jedna strona jest rugowana z murów uczelni, a druga systematycznie umacnia w nich swoją dominację jest na pewno dla tej pierwszej frustrujące. Frustracja ta coraz bardziej dotyczy młodzieżowych środowisk narodowych, dla których uczelnie i studenci zawsze były naturalnym środowiskiem prezentacji swoich idei. To właśnie dlatego na polskich uczelniach coraz częściej dochodzi do incydentów, jak ten, który miał miejsce na Uniwersytecie Wrocławskim. Ale tak było również w lutym b.r. na UW przy okazji wykładu wspomnianej prof. Magdaleny Środy, kiedy do Auditorium Maximum wkroczyła grupa młodych ludzi w maskach, wykrzykując to samo co we Wrocławiu. Tak było również w lutym b.r. w Wyższej Szkole Nauk Społecznych i Technicznych w Radomiu, gdzie podobna grupa usiłowała zakłócić wykład Adama Michnika – prawdziwego guru dzisiejszej polskiej lewicy. Ale to dopiero początek tej frustracji. Jeśli nic się nie zmieni, możemy jedynie mieć do czynienia z bardziej radykalnymi zachowaniami, do jakich będzie dochodziło na polskich uczelniach. Szkoda, ze tego problemu nie są w stanie zrozumieć same środowiska naukowe. Nie tak dawno na Wydziale Nauk Społecznych i Resocjalizacji UW zorganizowano debatę pod szumnie brzmiącym tytułem „Kesonofobia, Przemoc, Uniwersytet” w której biorący udział naukowcy wyrazili swoje zaniepokojenie incydentami do jakich doszło w ostatnim czasie na polskich uczelniach. Chodziło oczywiście o przypadki, w których doszło do zakłócenia i zdezorganizowania odbywających się na uczelniach wykładów i debat. Jak z reguły to bywa winy za ten stan rzeczy usiłowano szukać wyłącznie po stronie polskiej prawicy, z natury ksenofobicznej i agresywnej. Żaden z uczestników nie chciał zauważyć, że tego rodzaju incydenty, to jedynie skutki sytuacji jaka obecnie istnieje na polskich uczelniach, gdzie tylko jedna strona – lewica znajduje przestrzeń do debaty, zaś druga strona – prawica jest z niej rugowana. Ale pozorna „płytkość” wniosków w czasie przeprowadzonej na UW debaty nie mogła dziwić. W koncu jednym z patronów wspomnianej debaty (obok Rektorskiej Komisji ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji UW) było Stowarzyszenie „Nigdy więcej” – jedna lewackich grup, która m.in. przyznaje honorowe tytuły Antyfaszysty roku (otrzymali je m.in. Jerzy Owsiak i Simon Mol).
Pewne jest jedno, że polskie uczelnie muszą stać się na nowo miejscem debaty politycznej i światopoglądowej na wszystkie tematy i z udziałem wszystkich, którzy chcą w niej wziąć udział. To jedyna droga, aby mogły one normalnie funkcjonować.
Leszek Pietrzak
Były pracownik BBN, zajmował się rosyjską propagandą, jest m.in. współautorem raportu BBN o rosyjskiej propagandzie historycznej opublikowanego przed wizytą W. Putina w Polsce w dniu 1 września 2009r.
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Uniwersytet Śląski jest w Katowicach, a Wrocławski to ten od
Natomiast cała reszta jest szczerą prawdą. Prawdziwy koniec polskiej kultury i tradycji akademickiej nastąpił w czasie stanu wojennego w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Jednym z kluczowych momentów była reforma szkolnictwa wyższego, o której mawiano:
"Żegnaj Akademio, witaj Szkoło"
Ówczesna "reforma" inspirowana przez Tadeusza Porębskiego, była udoskonalona przez reformatorskie dzieło Pani Barbary Kudryckiej. Bezwzględne zniszczenie polskiej kultury akademickiej jako zjawisko i historyczny proces zostało rozpoczęte przez Niemców we wrześniu 1939 wymordowaniem krakowskiej, lwowskiej i warszawskiej profesury... później Katyń, ludobójstwo naszych elit... a jeszcze później nie matura lecz chęć szczera, z chama miała zrobić profesora...
Negatywna podmiana polskich elit intelektualnych jest zamianą najlepszej polskiej tradycji akademickiej na konsekwentnie degenerujący się paranaukowy folwark zwierzęcy.
Antypolski proceder eksterminacji polskiej kultury uruchomiony przez Niemców i później bezwzględnie kontynuowany przez rosyjskich i polskojęzycznych komunistów trwa nadal - na zgubę Polski i polskiej kultury.
michael
2. Jednym z komunistycznych draństw jest poplątanie języka, tak jak
to się stało z wieżą Babel.
I tak jedna z komunistycznych agentur, znana pod kryptonimem stowarzyszenia „Nigdy więcej” – wali na odlew słowem "faszyzm". Wszystko co się im nie podoba, jest łomotane tym epitetem - jak kijem baseballowym. Tak działa ich cenzura, tym bandyckim narzędziem posługuje się wszelkie lewactwo do niszczenia, do dyskryminacji i eksterminacji wszystkiego, co naprawdę dobre.
Tych poplątań ludzkich języków jest więcej, jest po prostu mnóstwo. Takie na przykład słowo "krytyka". Każde ich chamstwo, każde ich kłamstwo jest fałszywie osłaniane mianem krytyki. Mówią, mamy prawo do krytyki, więc krytykują rząd.
Guzik prawda, jest ogromna różnica pomiędzy ordynarną chamówą, pomiędzy wrednym kłamstwem, a krytyką. Nazywanie parszywego hejtu "krytyką" jest nieuczciwym nadużyciem.
Owszem, mamy prawo do krytyki, ale niech nikt nie waży się kłamstwa nazywać krytyką.
michael