Kraj bez elit dr Leszek Pietrzak
Przed Polską stoi zadanie zbudowania nowych elit. Dotychczasowe ukształtowały się w wyniku wielu patologicznych procesów i nie wypełniają one roli jaka w każdym państwie przypisana jest elitom.
Jak pamiętamy w kwietniu 2015r.. prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie tzw. kilometrówek, czyli ryczałtów, jakie posłowie otrzymują od Sejmu na opłacanie służbowej podróży własnym autem. W ramach śledztwa prokuratura sprawdzała wyjazdy służbowe 26 polskich parlamentarzystów w tym m.in. ówczesnego Marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego. Kwota jaką z tego tytułu pobrali objęci śledztwem parlamentarzyści wynosiła prawie 1 700 000 zł. Prokuratura nie dopatrzyła się jednak naruszenia przez nich przepisów ani działania na szkodę Kancelarii Sejmu. Uznała również że posłowie nie mają obowiązku wykazywać gdzie i w jakim celu jeżdżą, bo nie wymagają tego obowiązujące przepisy. Śledztwo prokuratury w tej sprawie zaczęło się jeszcze w ubiegłym roku, po kolejnych publikacjach medialnych dotyczących tej sprawy. Tak naprawdę już w listopadzie 2013r. dziennikarze stawiali pytania jak to możliwe że ministrowie rządu Donalda Tuska, mając do dyspozycji służbowe limuzyny i korzystając z nich praktycznie non stop, potrafią sami wyjeździć rocznie tysiące kilometrów i pobrać za to spore pieniądze z kasy Kancelarii Sejmu. Ale dziennikarze nie usłyszeli na ten temat żadnej odpowiedzi. Potem okazało się że problem podróży polityków nie dotyczy tylko osób z rządu ale tak naprawdę odnosi się on do parlamentarzystów wszystkich partii, jakie zasiadają w Sejmie. Tak czy inaczej afera kilometrówek pokazała jak faktycznie wygląda kondycja obecnej polskiej elita politycznej i jakimi zasadami etycznymi kieruje się ona co dzień. A nie jest to bynajmniej wyłącznie troska o państwo i los jego obywateli. To przede wszystkim posunięta do granic karykaturalnych dbałość o własne, i to te najbardziej przyziemne interesy. Ale to zjawisko nie jest tylko domeną naszej elity politycznej. Tak zachowują się również elity naukowe, intelektualne, gospodarcze i artystyczne współczesnej Polski.
Można postawić zasadnicze pytanie: jak to się stało, że współczesne polskie elity kierują się wyłącznie zasadą dbałości o własne interesy? Skąd tak naprawdę wzięło się takie ukierunkowanie naszych elit i gdzie należy szukać przyczyn tej sytuacji?
Odpowiedz na to pytanie tkwi swoimi korzeniami głęboko w przeszłości naszego kraju i dramatycznych doświadczeniach, jakie go spotkały w XX wieku.
Przerwany łańcuch
II wojna światowa była dla Polski najbardziej dramatycznym doświadczeniem w XX wieku. Straty, jakich wtedy doznały polskie elity były niewyobrażalnie wysokie. Szacuje się że tylko z rąk okupanta niemieckiego zginęła mniej więcej, co trzecia spośród 83 tys. osób, legitymujących się przed wojną w Polsce wyższym wykształceniem. Ale do tego należy doliczyć jeszcze straty jakich polskie elity doznały z rąk okupanta sowieckiego. Wielu historyków sugeruje nawet, że w przypadku polskich elit, straty liczbowe poniesione z rąk Sowietów mogą być większe od strat poniesionych z rąk Niemców. Warto jedynie zaznaczyć, że rozstrzelani wiosną 1940 r. polscy oficerowie z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku stanowili prawie połowę przedwojennego korpusu oficerów WP, a zarazem znaczna część polskiej przedwojennej inteligencji. Tak ogromne straty były równoznaczne z likwidacją całego pokolenia polskich elit doby II wojny światowej. To w kontekście ich ciągłości oznaczało po prostu brutalne przerwanie ich dziejowego łańcucha. Ale o ciągłości polskich elit po roku 1945 nie można mówić także z innego powodu. Komunistyczna Polska prawie natychmiast przystąpiła do budowy swoich elit i to w przyspieszonym trybie, spychając na margines resztki starych elit. Nowe elity były zresztą budowane w oparciu o negatywne kryteria doboru. Najważniejszymi z nich były pozytywny stosunek do komunizmu i Związku Sowieckiego. Ale nie tylko! Awans w strukturze zawodowej, politycznej, społecznej, czy kulturowej mógł nastąpić przy zgodzie na kłamstwo, milczeniu, gdy w grę wchodziła prawda, tchórzostwie, gdy sytuacja wymagała odwagi. Ów herbertowski brak sumienia i charakteru był wręcz warunkiem, jaki musiał spełniać każdy, kto chciał zostać zaliczony do elity komunistycznej Polski. A nawet gdy już do niej został zaliczany musiał dalej pogrążać się w kłamstwach, świństwach i zdradzie. W efekcie tego procesu „wyprodukowane” zostały w PRL elity, których najważniejszą cechą był relatywizm moralny i prywata, nakazujące zgodzić się na każdą formę współpracy z reżimem, tylko po to aby zachować atrybuty elity komunistycznego państwa. Z takimi właśnie elitami wkroczyliśmy do wolnej Polski, w której zaczęliśmy budować demokrację i wolny rynek. Już sam pomysł ich budowania w oparciu o elity komunistycznego państwa, które na naszych oczach odchodziło do lamusa było jakimś rechotem historii.
Degeneracja elit w czasach III RP
PRL- owskie elity w czasach III RP nigdy nie trafiły do politycznego czyśćca, gdzie mogłyby odpokutować swoje winy z przeszłosci, przynajmniej w wymiarze symbolicznym. Nie było nawet takiego pomysłu. Jeśli były nawet takie próby to były one natychmiast zabijane w zarodku. Nic zresztą dziwnego! III RP narodziła się przy Okrągłym Stole, przy którym komuniści zwarli rzekomo uczciwy i odpowiedzialny kompromis z liderami podziemnej „Solidarności”. Jednym z jego warunków była właśnie pełna abolicja dla elity komunistycznej PRL i jej wszystkich grzechów z przeszłości. Krotko mówiąc elitami III RP stały się elity komunistycznej PRL, wzmocnione jedynie w niewielkim stopniu elitami części „Solidarności”, tej akurat która w największym stopniu partycypowała w korzyściach jakie przyniosło zwarcie politycznego kompromisu przy Okrągłym Stole. Ale dla jakości elit III RP jedna cecha okazała się kluczowa. To wyniesiony z czasów PRL strach przed prawdą i odpowiedzialnością za nią. Widać ją było jak na dłoni przy kolejnych próbach przeprowadzenia w Polsce lustracji. Mogliśmy się o tym przekonać 4 czerwca 1992r. gdy ujawniono listę Macierewicza, a także kilka lat później, gdy powstał IPN i zaczął systematycznie odkrywać kolejne pokłady historycznej prawdy na temat czasów PRL. Polskie elity robiły wówczas wiele, aby nie poznano, jak faktycznie wyglądał proces ich tworzenia i rzeczywiste funkcjonowanie w komunistycznej Polsce. Stosunek do przeszłości był również tym czynnikiem który najmocniej cementował elity III RP. Przeszłość była w ogóle obszarem, gdzie szukano wzorców. Nic zresztą dziwnego, że elity III RP szybko recypowały zasadniczy model robienia karier w czasach PRL, polegający w zasadniczej mierze na wysługiwaniu się aktualnie rządzącym. Widać to było dobrze, gdy pełnię władzy w Polsce zdobyła postkomunistyczna SLD, a także w ostatnich latach, gdy PO miała swój rząd, prezydenta i stabilną większość w parlamencie. „Łaszenie się” do władzy stało się wówczas podstawową formą aktywności polskich elit. Granty, dofinansowania, czy lukratywne posady państwowe były wymierną zapłatą władzy za owo „łaszenie się” do władzy. Ale III RP jeszcze bardziej niż PRL obniżyła rangę swoich elit niszcząc istniejący system kształcenia. Uniwersytety przestały być jedynym miejscem, gdzie kształtuje się polska elita, gdyż zyskały potężna konkurencję w postaci całej gamy prywatnych szkół wyższych. Wspomniane szkoły stały się miejscem, gdzie można było uzyskać dyplom wyższej uczelni, w zamian za regularnie płacone czesne. Ów system prywatnego szkolnictwa wyższego degenerował uniwersytecki elitaryzm wykształcenia, co miało skutki o wiele bardziej dalekosiężne. Otóż wyprodukowane zostało w ten sposób całe pokolenie z dyplomami studiów wyższych, które następnie zaczęło robić karierę w polityce, administracji gospodarce i wielu innych segmentach polskiego państwa. To właśnie ono stało się grupą, która następnie zasiliła elity III RP. W rezultacie tego procesu doszło do wymieszania się wywodzących się jeszcze z PRL starych elit z elitami nowymi, uformowanymi już po roku 1989 i jeszcze większego obniżenia jej jakości.
O tym jak wygląda jakość obecnych polskich elit mogliśmy się w ostatnim czasie przekonać wiele razy. To nie tylko marna jakość moralna i etyczna o której mówiliśmy przywołując niedawną aferę kilometrówek. To także wspomniana marna jakość wykształcenia, skutkująca bardzo ubogą wiedzą, niekiedy wręcz w stopniu porażającym, pomimo formalnego legitymowania się dyplomami wyższych uczelni, a nawet tytułami naukowymi. Ale w przypadku obecnych polskich elit jeszcze bardziej może zatrważać ich stosunek do polskiego państwa i jego żywotnych interesów do których obrony nie są one w ogóle zdolne. Owe mankamenty polska elita usiłuje dzisiaj zasłonić swoją rzekomą nowoczesnością i otwartością na świat. Jest w tym jakaś ukryta potrzeba międzynarodowego uznania jej za elitę, taką samą jaka istniej w Europie, czy Ameryce. Tylko czy owo uznanie w jakimkolwiek stopniu wpłynie na jej jakość?
Potrzebny nowy typ elit
Jedno wydaje się być dzisiaj oczywiste! A mianowicie to, że proces sanacji polskiego państwa będzie wiązał się także z procesem tworzenia w Polsce nowych elit. A raczej powrotu w tym zakresie do klasycznego ich wzorca, o jakim przed laty pisali Vilfredo Pareto i Gaetano Mosca, którzy za elitę uznawali klasę wyższą, a nawet wybraną, złożona z osób pod różnymi względami „lepszych”, do której dostęp jest ograniczony. Jednym z tych ograniczeń jest na pewno wyższe wykształcenie określonego typu. To ono najbardziej powinno warunkować przynależność do elity. Ale o tym decyduje jakość kształcenia, która pozostawia w Polsce naprawdę wiele do życzenia. Szkolnictwo wyższe musi zatem stać się z powrotem takie jakie było w czasach II Rzeczypospolitej: elitarne a nie masowe jak jest to obecnie. Jak stwierdził to w jednym ze swoich ostatnich wywiadów prof. Andrzej Koźmiński powinno ono dawać społeczeństwu „nie to czego one chce tylko to czego ono potrzebuje”. A potrzebuje przede wszystkim wysokiej jakości kształcenia, dobrze wpisanego w pejzaż nauki światowej i opartego na inteligenckim kodeksie etycznym i etykiecie zaczerpniętej z kręgu „ludzi dobrze urodzonych”. Tylko wtedy będzie ono intelektualnie i kulturowo zdolne do kształtowania w Polsce elit nowego typu. Elity te muszą być zdolne do systematycznego zasilania potencjału kraju, a nie żerowania na nim, w imię zaspokojenia tylko własnych pragnień bycia elitą i dzierżenia jej atrybutów.
Czy tak się stanie tego dzisiaj nie wiemy! Ale to stojące przez nami zadanie jest głęboko uwarunkowane historycznymi doświadczeniami Polski i jej stanem obecnym!
Leszek Pietrzak
Były pracownik BBN, zajmował się rosyjską propagandą, jest m.in. współautorem raportu BBN o rosyjskiej propagandzie historycznej opublikowanego przed wizytą W. Putina w Polsce w dniu 1 września 2009r.
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Dobra,dobra.
Ilez to mozna sobie gaworzyc, ze trzeba wychowac nowe elity. Przeciez one sa. Zaczely sie ksztaltowac tuz po II wojnie swiatowej. Warszawa byla zburzona, wiec uczeni osiedlali sie w Lodzi. Na przyklad, socjolodzy, panstwo Ossowscy. Mogli publikowac, choc z pewnym duzym ALE. Na poczatku lat 70-ych, w czasie studiow, zdarzylo mi sie otrzymac zestaw kwartalnikow socjologicznych z konca lat 40-ych. Jakos, cos tam sobie o mnie myslano. Czasem tez ktos rzucil niewinnie uwage czy czytalem "Wyklad Profesora MMa" Stefana Themmersona. Takze dwie ksiazki Orwella pokazujace, ze komuch wreszcie dojrzal, bo w Holdzie dla Kataloni jeszcze sie mu to nie udalo. Takie "egzaminy" nieformalne zdawalem lekko, bo naleze do kultury druku. Do dzis. Zwykle kupuje kilkanacie ksiazek tygodniowo. Dzis nabylem ich trzydziesci, Tytulow nie wymienie, by slina komus nie ciekla. No, az takim dobrym chrzescijaninem to ja ie jestem. Tak na rybke rzucam: B.Tierney, S.Painter, "Western Europe In the Middle Ages, 300-1475". Co zdradza, ze skromnego plaskiego empirysty wspialem sie po darbinie na poziom wielkich syntez. O calych cywilizacjach mowa, hurtowo,a nie o detalu.
2. Pokolenia
Czasem pokolenia wyodrebnia sie mechanicznie, w oparciu o uplyw czasu. Czyli, powiedzmy, co dziesiec lat, jedno pokolenie. Tak kombinujac, od 1989 r. mamy dwa i pol pokolenia. Takze inteligencji, takze elit. Calkiem niezle.
Inny sposob rozumowania, pokolenia sa definiowane przez wazne wydarzenia spinajace w klamre doswiadczenie ludzi bioracych w nich udzial. mamy wie "Solidarnosc" - Ja, Ja! Oraz wielu innych, ktorych umysly nikt nie przeonaczyl. Mamy wiec 36 lat za soba i ludzi je wypelniajacych. Drugi punkt, to rok 1989.
Na jakiej zasadzie jakis Madrala ciagle poszukuje jakiegos mitycznego prawdziwego poczatku? Przeciez byly juz dwa, a biorac pod uwage indywidualne biografie, nawet wiecej. Ktoz niby bronil historykowi Sredniowiecza zajmowac sie porzadnie przedmiotem? Mam na mysli kolege, Macka Salamona, pewnie profesor UJ. Jako jedyny samodziely pracownik naukowy dolaczyl do kierowanego przeze mnie Kola NSZZ Solidarnosc Instytutow Filozofii, Historii i Socjologii na WNS US. Masy ludzi nie podjelo ryzyka i moglo sobie uprawiac nauke ile tylko chcialo.
Krotko mowiac, "Nie pieprz Pietrze pieprzem wieprza!" Po co usprawiedliwiac cale masy konformistow, ktorzy mogli przez ostatnie trzydziesci piec lat w miare sobodnie uprawiac nauke? Ktos ich mordowal? Na Boga! Czas przestac myslec jak kon dorozkarski.
3. Tych polskich...
...- no dobrze, nazwijmy ich eliciarzami - najbardziej skoorwiły apetyty na paszporty. Tym głównie komuszki dobiły kompozytorów, ambasadorów i innych łasuchów. Biskupów nawet!
Prasa podaje, że księgarnie upadają... Panie Tymczasowy, ma pan raję: rzygać się chce!
PS. Nie tylko ich. Przecież Polskę w łapy eurokomuny sami Polacy wepchnęli za możliwość podróżowania bez wiz i paszportów.
Niechlubny udział każdy ma: ten, który milczy, ten, który klaszcze...