Agnieszka Kołakowska "Polityczna poprawność a mentalność totalitarna"
*
Tekst z 2004 roku
Sporo można zwalić na Rousseau. Winą można też obarczyć francuskich utopistów, w szczególności Saint-Simona i Comte'a; ideę powszechnych praw człowieka (których najnowszym zatrutym owocem jest konstytucja europejska); i, rzecz jasna, Oświecenie - zawsze występujące w roli głównego podejrzanego, gdy jest mowa o źródłach totalitaryzmu (i wielu innych plag). Wielu mniema, że tam właśnie się one znajdują. Jednak nowa totalitarna mentalność, mentalność politycznej poprawności, więcej zawdzięcza Rousseau, i być może francuskim utopistom, niż duchowi Oświecenia. Nie odznacza się wiarą w Rozum ani w potęgę wiedzy; jest dogłębnie antyracjonalistyczna, wroga nauce, niechętna wobec badań empirycznych.Owszem, występują w niej pewne cechy oświeceniowe lub "gnostyczne" (związane z tym, co Eric Voegelin, a także Alain Besançon, w swych Les origines intellectuelles du léninisme, określili mianem gnostycyzmu): uniwersalizm, utopijne wizje, wiara w człowieka - ale tylko do pewnego stopnia, i tylko w człowieka ideologicznie poprawnego - i przekonanie, że świat można zmienić, oczyścić ze zła i stworzyć świat nowy, doskonały. Ale racjonalizmu już nie ma. W tej nowej totalitarnej mentalności występują też cechy, których wcześniej nie było, lub które na pierwszy rzut oka zdają się różne od poprzednich. Rdzeń jest jednak ten sam i wyrasta z tych samych korzeni.
Trafnie ujął to Benjamin Constant w swoich Principes de politique. Po Rousseau i jego "absurdalnej i pełnej elokwencji teorii", według której społeczeństwo może sprawować nieograniczoną władzę nad jednostką, przez długi czas wierzono, iż "aby lud był wszystkim, jednostka musi być niczym"(ks.XVII, r.1) - z czego wynika, zauważył Constant, że "wolność jest niczym innym, jak nową formą despotyzmu." Constant zauważył też, że rządzący, lub ci, co władzę sobie uzurpują, "mogą posługiwać się słowem 'wolność', by swoje nadużycia usprawiedliwić, ponieważ jest ono, niestety, nieskończenie usłużne." (ibid.) Ci, co przejęli władzę podczas Rewolucji Francuskiej, osiągnęli to przez "ukrywanie prawdziwych interesów, które nimi kierowały, i przywłaszczanie sobie bezinteresownych na pozór zasad i opinii, które posłużyły im za sztandar." (ks.I, r.3) Idea Rousseau - która zdaniem Constanta wyrosła z pomieszania zasady władzy z zasadą wolności - jest odpowiedzialna "za większość przeszkód, z jakimi ustanawianie wolności się spotykało (...), za gros nadużyć, jakie wkradają się do wszelkich rządów (...) i za większość zbrodni, jakie następują po społecznych konfliktach i politycznych wstrząsach." (ibid.)
Ulegam pokusie zacytowania Constanta nie tylko dlatego, że warto go odkurzyć, i nie tylko dla odmiany - żeby nie cytować wiecznie Tocqueville'a - lecz także dlatego, że przestrzega on nie tyle przed tyranią większości, co przed tyranią, która bezprawnie przywłaszcza sobie imię większości i wykorzystuje demokratyczną retorykę dla własnych celów; przed tyranią, która nie tylko ludzi uciska, lecz głosi, iż są wolni, zmusza ich, by to przyznawali i utrzymuje, że jej działania wyrażają ich wolę. Wszystko to wydaje się nam niepokojąco znajome. I niepokojące jest nie dlatego, że jest znajome z czasów Związku Sowieckiego, lecz dlatego, że dostrzegamy to samo we współczesnej Europie. Pokusie zacytowania Constanta trudno mi się oprzeć także przez to, że znaczną częścią winy obarcza Rousseau. Nie twierdzę, że "pełna elokwencji i absurdalna" teoria Rousseau jest źródłem wszelkiego zła, a w szczególności totalitaryzmu, który miał różne źródła. Jednak Rousseau był pośrednim źródłem inspiracji i dla utopijnych elementów myśli totalitarnej, i dla politycznie poprawnej myśli pokolenia lat 1960., z których wywodzi się wiele aspektów współczesnej totalitarnej mentalności. Wiele jest tu wspólnych korzeni, i jednym z nich jest teoria Rousseau.
Minęło piętnaście lat od upadku muru berlińskiego. Jeśli jako istotne cechy totalitaryzmu - wszystkie konieczne, choć być może żadna z nich nie jest sama w sobie wystarczająca - przyjmujemy zasadę jak największej kontroli państwa nad każdym aspektem życia, publicznego i prywatnego, nieograniczoną władzę państwa i wszechogarniającą ideologię, to wydaje się, iż jedynym prawdziwie totalitarnym państwem we współczesnym świecie jest teraz Korea Północna. (Jest rzeczą dyskusyjną, czy islamskie teokracje lub środkowowschodnie dyktatury, jak Irak pod panowaniem Saddama Husajna, można słusznie nazwać państwami totalitarnymi. Można chyba znaleźć argumenty, by tak twierdzić.) Wydawać by się mogło, że teraz niewiele zostało już do powiedzenia. Trudno rzeczywiście w nowy sposób opisać sam ustrój totalitarny i jego historyczne źródła, i nie mam tu niczego oryginalnego do dodania. Niestety jednak sporo zostało do powiedzenia o ciągle istniejącej pokusie totalitarnej: o zdumiewającym rozkwicie totalitarnej mentalności na Zachodzie. Tam bowiem totalitarna mentalność, zamiast zanikać, jak spodziewaliśmy się po upadku komunizmu w Związku Sowieckim i we Wschodniej Europie, zdaje się, przeciwnie, rozpowszechniać i utrwalać. W czasach sowieckiego imperium jej wpływy były ograniczone do kręgów lewicowych intelektualistów i hipisów. Paradoksalnie, po obaleniu komunistycznych reżimów wpływy te się rozszerzyły i pogłębiły: prócz zachodnich intelektualistów, zawsze podatnych na totalitarne idee, i środowisk akademickich, gdzie mentalność ta zawsze się pleniła (i gdzie znajduje wyraz nie tylko w osobistych poglądach politycznych i społecznych, lecz także na uczelni, w najróżniejszych dziedzinach humanistycznych), jej macki spętały wielką liczbę wykształconych ludzi, a co ważniejsze, politycznych przywódców, którzy jakby wessali ją z otoczenia przez rodzaj osmozy.
Obalenie komunizmu okazało się dla intelektualistów wyzwoleniem. Wielu z nich szybko zapomniało, że w ogóle było coś takiego, jak komunizm; z ulgą usunęli go ze świadomości i radośnie powrócili do swoich marksistowskich przekonań, rozkoszując się znów miłym poczuciem moralnej wyższości. Imperium sowieckie się zawaliło, komunizm upadł, komunistyczna ideologia się skompromitowała - a jednak na każdym kroku napotykamy apologie komunizmu i kazania na temat zła, jakie niesie ze sobą kapitalizm i "dziki", "niepohamowany" liberalizm ekonomiczny. Co więcej, w każdej sferze życia i na każdym poziomie - nie tylko w dominujących postawach lecz także, w sposób coraz bardziej jaskrawy, w polityce rządów państw europejskich, a w szczególności Unii Europejskiej - widać tryumf ducha dogłębnie antyliberalnego, który mianem liberalnego się określa. Widać też niektóre z tendencji, jakimi odznaczały się dwudziestowieczne reżimy totalitarne: wprowadzanie w życie polityki opartej na ideologii, prowadzącej do skutków odwrotnych od rzekomo zamierzonych, przy jednoczesnym wzmocnieniu państwowego interwencjonizmu i rozrastającej się biurokracji. Jest jedna istotna różnica: nowa totalitarna mentalność jest głęboko antynaukowa; nie głosi nawet wiary w naukę lub w wiedzę. Opiera się na obskurantyzmie i na ignorancji; lansuje ją i pławi się w niej; pragnie "postępu" bez nauki.
Imagine all the people" - głosi tekst koszmarnej piosenki. Tak właśnie zrobił Rousseau; tak robili wszyscy polityczni myśliciele o orientacji kontraktualistycznej. Robiły tak "dzieci-kwiaty" w latach sześćdziesiątych; i zawsze było to ulubionym zajęciem intelektualistów. A teraz, jak się wydaje, stało się to ulubionym zajęciem rządów państw europejskich. Ta utopijna wizja, infantylna i niszczycielska, jest kluczowa dla totalitarnej mentalności. To ona leży u źródeł największych zbrodni dwudziestego wieku; to ona jest odpowiedzialna, pośrednio lub bezpośrednio, za erozję demokratycznych swobód na Zachodzie, i być może w końcu będzie też odpowiedzialna za ostateczną utratę naszej wolności. Wyrażenie "the people" - to połączenie rodzajnika określonego ze słowem "ludzie", dające "lud" - jest jednym z najbardziej złowrogich wyrażeń w języku angielskim. Gdy tylko ktoś mówi o "ludzie", należy zachować ostrożność. W ciągu ostatnich kilku lat niektórzy europejscy politycy zaczęli wypowiadać się o "ludzie" w taki sposób, że ciarki przechodzą po plecach. Wprawdzie w wyrażeniu "all the people" nie chodzi o lud, lecz o "wszystkich ludzi" (i ich - jak się później okazuje - braterstwo, co już samo w sobie wystarczy, by wywołać ciarki); ale określony rodzajnik traci tu tylko część swej złowrogiej mocy. Cały ten zwrot, ta mieszanka idei "wszystkich ludzi " z ideą braterstwa i z obecną jednak w tym rodzajniku ideą ludu, a przynajmniej jakiejś zwartej całości - sugestia, której nie ma w normalnym słowie "wszyscy" - wzbudza niepokój.
Sama idea "ludu" jest głęboko i wymownie antyliberalna. A wyobrażanie sobie "wszystkich ludzi" na raz zakłada ujmowanie ich jako całości, a więc z konieczności myślenie o nich w sposób abstrakcyjny, co samo już pociąga ze sobą pewne ideologiczne konsekwencje. Zaś wyobrażanie sobie wszystkich ludzi na raz żyjących w braterstwie, w utopijnym świecie tej piosenki, jest perspektywą koszmarną. A jednak wizja ta zdaje się być powszechnie uznawanym przedmiotem dążeń XXI wieku, szczególnie, gdy idzie o przyszłą, "nową Europę".
Wśród charakterystycznych cech reżimów totalitarnych można jeszcze wymienić, poza wszechogarniającą ideologią i próbą poddania każdej sfery życia państwowej kontroli, kilka innych. Do najbardziej istotnych należały: manipulacja języka, fałszowanie historii, odmowa traktowania ludzi jako istoty racjonalne i odpowiedzialne za swoje czyny, i wprowadzanie w życie polityki w imię ideologicznych zasad bez względu na to, że jej skutki były całkowicie przeciwne do rzekomo zamierzonych. Jednocześnie towarzyszyły temu przynajmniej pozory wiary w wiedzę, wykształcenie i naukę; były to przecież ważne hasła marksizmu-leninizmu.
Wszystkie te cechy, z wyjątkiem ostatniej, są również charakterystyczne dla współczesnej totalitarnej, politycznie poprawnej mentalności. I właśnie nieobecność ostatniej z tych cech, w połączeniu ze wspomnianym podporządkowaniem programów politycznych ideologii, nadaje tej mentalności szczególny rys. Jej cechą wyróżniającą jest niechęć do racjonalnej argumentacji czy analizy, lekceważenie faktów, które nie odpowiadają politycznie poprawnym teoriom i całkowity brak zainteresowania skutkami, jakie mogą z zastosowania tych teorii wyniknąć. Współcześni zwolennicy panaceów i utopijnych rozwiązań problemów tego świata nie widzą potrzeby konfrontowania swoich przekonań z faktami, z dostępną wiedzą, z wynikami nauki ani z doświadczeniem, ponieważ uważają, że mają rację z definicji: uznają się za moralnie wyższych, bo hołdują utopijnym ideałom - z czego z kolei wnioskują, że racja musi być po ich stronie. Tych zaś, którzy w to wątpią, uważają za uosobienie zła. Cechuje ich bolszewickie poczucie wyższości moralnej.
Liberalne sumienie chełpi się, że jest wyjątkowo wrażliwe na ludzkie nieszczęścia. To przekonanie o unikalnej wrażliwości liberalnego sumienia z kolei wzmacnia wśród poprawnie politycznych liberałów skłonność do ignorowania niepożądanych - i nieliberalnych - skutków propagowanej przez nich polityki. Ich rozwiązania problemów świata muszą być słuszne mimo, iż przeczą im nauka i doświadczenie - tak samo, jak marksizm-leninizm musiał był uznawany za słuszny przez wiernych tej ideologii. Z tym - trzeba to podkreślić - że polityczni liberałowie nie twierdzą, że ich teorie są "naukowe". Naukę można zignorować. (Nie jest to bez związku - skoro polityczna poprawność, jak mentalność totalitarna w ogóle, jest ideologią wszechobejmującą - ze skrajnymi odmianami politycznej poprawności w środowiskach akademickich i z niektórymi atakami na naukę ze strony bardziej radykalnych postmodernistów i feministek.)
Jednym z przykładów tego antyempirycznego, antyracjonalnego i antynaukowego podejścia jest kwestia "globalizacji". "Globalizacja", tak jak "kapitalizm", jest "słowem-straszakiem", sloganem łączącym poprawnie politycznych wszystkich krajów przeciwko niej. Globalizacja, podobnie jak kapitalizm, nie jest ani ideologią, ani złowrogim spiskiem bogatych przeciwko biednym; nie jest nawet ludzkim wynalazkiem. Jest naturalnym procesem. Potępia się ją jednak jako ideologię, "system", który - powtarza się to bezustannie - "zwiększa nierówności" i gnębi biednych; jako złowieszczy plan narzucony przez szatańskie imperium w celu uzyskania kontroli nad Trzecim Światem i wyzyskiwania żyjących w nim ludzi pracy. Twierdzi się tak bez względu na liczne dowody, że globalizacja ułatwia osiągnięcie tych właśnie celów, do jakich rzekomo dążą jej przeciwnicy, a więc eliminację nędzy, demokratyzację i rozwój Trzeciego Świata. Nasuwa to przypuszczenie, że deklarowane cele przeciwników tego procesu nie są ich rzeczywistymi celami; przynajmniej z całą pewnością można stwierdzić, że podstawy ich poglądów mają niewiele wspólnego z danymi empirycznymi. Wielu z nich wykazuje skłonność do pomijania pewnych istotnych faktów. Na przykład, w żadnym z argumentów krytykujących globalizację za to, iż prowadzi do nierówności, nie spotkałam się nigdy ze wzmianką o prostym fakcie, iż to wolność dążenia do dobrobytu prowadzi do nierówności. Nierówności pojawiają się, gdy ludziom wolno zdobywać i pomnażać pieniądze. Dzieje się tak na przykład w Trzecim Świecie, gdy ludzie biedni mogą, pracując dla (złowrogich i wyzyskujących ich) międzynarodowych korporacji, zarabiać stawki, które - choć mizerne w porównaniu z zachodnimi - o niebo przewyższają to, co mogliby oni zarobić w inny sposób. Przeciwnicy "systemu" wolnorynkowego i globalizacji najwyraźniej chcieliby pozbawić mieszkańców Trzeciego Świata tych możliwości: lepiej bowiem, żeby pozostali biedni, ale równi, niż żeby powstawały nierówności dzięki bogaceniu się tylko niektórych. Zakłada się widocznie, iż brak równości jest sam w sobie czymś gorszym od biedy. Przeciwnicy globalizacji zakładają też, wbrew wszelkim dowodom, że muszą mieć rację ponieważ są szlachetniejsi - altruistyczni i hojni, "troszczący się" o biednych i uczestniczący w moralnej walce przeciwko (złym z definicji) międzynarodowym korporacjom; nie dlatego, że ich hasła mają jakikolwiek związek z rzeczywistością. Organizowane przez nich polowania na czarownice przeciwko tym, którzy odważają się kwestionować przyjętą linię działania, przypominają Stalinowskie kampanie przeciwko wrogom postępu i prawicowym odchyleńcom.
Kolejnym przykładem jest modne hasło "zrównoważonego rozwoju", które w praktyce oznacza coś zupełnie przeciwnego. (Zrozumienie go wymaga zapewne szkolenia w marksistowskiej dialektyce.) "Zrównoważony rozwój" to w istocie protekcjonizm, utrzymywanie barier handlowych zamiast ich znoszenia, utrzymywanie subsydiów zamiast ich zmniejszania, uzależnianie ludzi od jałmużny, pozbawianie ich odpowiedzialności i możliwości samodzielnego wydobycia się z biedy - co by istotnie było rozwojem "zrównoważonym" - i wsparcie dla skorumpowanych i niekompetentnych rządów. Ale to też jest czymś, czego nie wolno kwestionować.
Częstym podkładem tego wszystkiego jest żywiołowa niechęć do rynku - uczucie żywione przez wielu liberałów, wszystkich antyglobalistów i zwolenników starych i nowych totalitarnych utopii. Niechęć ta wiąże się z kolei z odmową przyznania co najmniej trzech elementarnych prawd o człowieku: że własna korzyść jest jednym z naturalnych i niedających się wykorzenić motywów ludzkiego działania; że działanie dla własnej korzyści jest działaniem racjonalnym; i że dążenie do osiągnięcia osobistej korzyści raczej wspiera, niż pomniejsza dobro powszechne i ogólny rozwój. Prawdy te nie są jedynie sprawą teorii ekonomicznej: mają zakorzenienie w doświadczeniu i w obserwacji (a także w grach o sumie niezerowej typu "dylemat więźnia", które ukazują ogólne korzyści płynące z działań ukierunkowanych na racjonalną korzyść własną). Procesy rynkowe wpajają poczucie odpowiedzialności, uczą dotrzymywania obietnic oraz honorowania umów (ponieważ leży to w ich interesie; ale końcowy efekt leży w interesie każdego) i otwierają przed wszystkimi, zarówno bogatymi, jak biednymi, te same możliwości. Wolny rynek w państwach ubogich wspiera rozwój i wzrost dobrobytu, a także samą demokrację. Jednak liberalne i politycznie poprawne myślenie, podobnie jak dawne myślenie totalitarne, cechuje przekonanie, że skoro procesami rynkowymi kieruje wzgląd na korzyść własną i chciwość, a obie te rzeczy (na ogół utożsamiane) uważane są za zło, to same te procesy muszą być złe. Twierdzi się przy tym, wbrew doświadczeniu, iż pogłębiają one nierówności, zamykają możliwości, są źródłem ucisku i wyzysku biednych przez bogatych. I skoro procesy rynkowe są złem, nie mogą prowadzić do niczego dobrego; muszą zatem być poddane ograniczeniom i państwowej regulacji, podobnie jak ludzka skłonność do zabiegania o własną korzyść.
Aksjomatem jest dla tej mentalności założenie, że świat dzieli się na panujących i podporządkowanych, prześladowców i prześladowanych; a zatem że, skoro brak naturalnych sposobów zniesienia tych podziałów, gdyż są nieodłącznym elementem naszego świata, trzeba je likwidować siłą. Mentalność ta zakłada też, że ludzie biedni nie umieją działać racjonalnie dla własnej korzyści, ani wziąć za siebie odpowiedzialności, i że nie można tego od nich wymagać; trzeba ich traktować jako bezradnych, a wszelkie przeszkody, jakie stoją na drodze do polepszenia ich bytu - jako nieprzezwyciężalne bez pomocy państwa. Nie można zatem przyjąć, że otwarcie dla nich rynków i zapewnienie im możliwości swobodnego zabiegania o własne interesy byłoby dla nich korzystne (zwłaszcza, że pozbawiłoby to pracy antyglobalistów, zwolenników pomocy dla Trzeciego Świata i wielu pracowników organizacji pozarządowych. Nie mówiąc już o tym, że kłóciłoby się z interesami zwolenników protekcjonizmu - bo tak naprawdę o obronę partykularnych interesów tu chodzi, niezależnie od marksistowsko-leninowskich wyobrażeń o rynku i naturze człowieka). Pogarda, jaka się za tym kryje, i związana z nią skłonność do infantylizacji ludzi i pozbawiania ich odpowiedzialności, są charakterystyczne zarówno dla starej jak i dla współczesnej mentalności totalitarnej. Charakterystyczne jest też przekonanie, że jedynym prawdziwym autorytetem jest państwo, i że ono powinno prawnie regulować wszystkie sfery życia, zarówno prywatną jak i publiczną.
Inne wspólne dla starej i współczesnej mentalności totalitarnej przekonanie, związane z potępieniem rynków i kapitalizmu jako zła, to przekonanie, że dobrobyt j e s t grą o sumie zerowej: że bogaci wzbogacają się kosztem biednych, i że gdyby tylko udało się ich skłonić (lub zmusić) do oddania części majątku, los biednych by się poprawił. Logika redystrybucji, zrodzona z ideologii i zawiści, zawsze leżała w sercu mętnego myślenia lewicy; teraz stała się również, wbrew zdrowemu rozsądkowi i doświadczeniu, milczącym założeniem polityki europejskich przywódców, zarówno lewicy, jak centroprawicy. I kwestionowanie tej logiki stało się tematem tabu.
Niektóre z cech nowej totalitarnej mentalności, które na pierwszy rzut oka wcześniej nie występowały, mają jednak te same źródła. Jedną z nich jest pojęcie tożsamości grupowej: przekonanie, że określa nas w sposób podstawowy przynależność do jakiejś grupy - seksualnej, społecznej, religijnej lub etnicznej. Doprowadziło to do "ugettowienia" pewnych grup etnicznych w imię ich wolności i godności. Pogląd, iż to, co robimy i to, kim jesteśmy, zależy od naszej płci, rasy, orientacji seksualnej lub przynależności do danej grupy etnicznej, jest nie tylko absurdalny i wyjątkowo obraźliwy, lecz nadto niszczy tę właśnie wizję społecznej harmonii i wspólnego dobra, która rzekomo leży u podstaw ideologii politycznej poprawności. Zamiast jednoczyć, dzieli i segreguje; wytwarza ogromną liczbę sprzecznych i wrogich indywidualnych interesów i poszerza przepaść między nimi, zamiast ją niwelować. Zawalają się wtedy podstawy tego "różnorodnego" i "wielokulturowego" społeczeństwa, które jest rzekomym celem, ponieważ znika wszelka płaszczyzna wzajemnego porozumienia, a wraz z nią możliwość osiągnięcia głoszonych ideałów otwartości i tolerancji. Pozostają wyłącznie poszczególne grupy interesu z ich niekończącą się listą "uprawnień". Podobne są skutki założenia, o którym była już mowa - założenia, wspólnego starej i nowej mentalności totalitarnej, że świat dzieli się na "prześladowanych" (różne mniejszości) i prześladowców.
Okazuje się - co z łatwością i bez zaskoczenia stwierdzamy - że i tu, jak w przypadku antyglobalistów, znaczącą rolę odgrywają partykularne interesy. Jest to szczególnie widoczne na uniwersytetach, gdzie narzucanie politycznej poprawności i postmodernistycznej teorii oraz tworzenie nowych dyscyplin podkopujących racjonalne myślenie i akademickie wartości w imię wielokulturowości, feminizmu i wolności, owocuje pozycją naukową, władzą i statusem. Osiąga się to dokładnie tak, jak to opisał Constant, mówiąc o rewolucjonistach francuskich: przez "ukrywanie prawdziwych motywacji, które nimi kierowały, i przywłaszczanie sobie bezinteresownych na pozór zasad i opinii, które posłużyły im za sztandar." Zakusy władzy są tak samo silne, odgrywają tę samą rolę, w nowej totalitarnej mentalności, co w starej.
Podział świata na dwie klasy - prześladowców i prześladowanych - nie jest czymś nowym; jest nam dobrze znany, tylko klasy nieco się zmieniły. Polityka oparta na tożsamości grupowej także nie wzięła się znikąd: ma źródło w wizji "wszystkich ludzi" jako abstrakcji, którą następnie dzielimy na segmenty o ściśle określonych rolach, zaopatrzone w różne etykietki. Jednostki są do tych ról sprowadzane i definiowane przez nie. Każdy członek jakiejś "mniejszości" jest co do swej istoty zdefiniowany jako taki. W "starym" totalitaryzmie było dokładnie to samo, zmieniła się tylko podstawa tożsamości: klasę zastąpiła rasa lub płeć. Robotników, chłopów, kułaków i burżuazję zastąpiły kobiety, czarni i homoseksualiści.
Jest pewna ironia w tym, że u podstaw ideału Rousseau leżała wizja wręcz przeciwna: wizja autonomii jednostki, odmowa jej determinacji przez klasę lub rasę. Celem było właśnie obalenie (nieliberalnej) koncepcji tożsamości grupowej. A jednak koncepcja ta zakorzeniła się w mentalności wielu spośród tych, dla których utopijna wizja Rousseau była źródłem inspiracji. Może nie należy się tym zbytnio dziwić: fakt, że koncepcja tożsamości grupowej, choć w trochę innej formie, była znaczącą częścią starej mentalności totalitarnej, podsuwa podejrzenie, iż ta wizja utopii nieuchronnie ulega takiemu zniekształceniu.
Skojarzenia, jakie nasuwa nowy podział na klasy i nowa koncepcja tożsamości zbiorowej, nie ograniczają się do komunistycznego wariantu totalitaryzmu. Dotyczą także faszyzmu: przypominają nazistowskie poglądy na rasę. Z obiema wariantami totalitaryzmu kojarzy się też charakterystyczne dla politycznej poprawności umiłowanie teorii spiskowych oraz "nowy" antysemityzm, wyrażający się w przekonaniu, że Izrael odpowiedzialny jest za całe zło tego świata, i że wszystko byłoby w porządku - nie byłoby terroryzmu (zrodzonego, według tego poglądu, wyłącznie z biedy, ucisku i niesprawiedliwości), amerykańskiego imperializmu ani chciwości Zachodu - gdyby tylko Żydom odebrać władzę, jaką mają nad światem.
Tę samą mentalność, i ten sam "nowy" antysemityzm, widać u tych, którzy posługują się modnym już od dawna hasłem "antyrasizmu". To w imię "antyrasizmu" obrońcy dążeń Palestyńczyków wznoszą okrzyki "śmierć Żydom", trzymając transparenty głoszące "Sprawiedliwość" i "Pokój". Także w imię antyrasizmu pozbawia się czasem przedstawicieli pewnych grup etnicznych możliwości wykształcenia. Uważa się za niestosowne uczenie imigrantów, a szczególnie ich dzieci, języka (nie mówiąc już o wartościach i o kulturze) kraju, w którym mieszkają, ponieważ byłoby to gwałceniem ich godności i negacją ich tożsamości. Ale tylko pewne grupy etniczne tak się traktuje: nie dotyczy to, na przykład, Finów, Litwinów czy Greków. A zatem jest to nie antyrasizm, lecz po prostu rasizm: pogarda dla pewnych grup etnicznych. Podobna pogarda kryje się za hasłem "antyelitaryzmu", za pomocą którego piętnuje się szkoły, które osiągają dobre wyniki dzięki dyscyplinie, utrzymaniu autorytetu nauczycieli i tradycyjnym metodom kształcenia.
Ograniczanie swobód i możliwości w imię wolności, równości i "uprawnień", też jest czymś, co dobrze znamy ze starej, totalitarnej mentalności. Mnożące się "uprawnienia", jakie polityczna poprawność wymusza, w końcu naruszają najbardziej podstawową zasadę: równości wobec prawa. A zatem raz jeszcze skutki okazały się odwrotne od rzekomo zamierzonych.
Jaskrawa jest manipulacja językiem, jaka się przy tym wszystkim odbywa. To też jest znaną cechą starego totalitaryzmu, lecz dziś coraz częściej występuje wśród europejskich przywódców politycznych, z których wielu wydaje się nie tyle kłamać, co raczej ujawnić zupełny brak kontaktu z rzeczywistością. Ich wypowiedzi, coraz bardziej przypominające Orwellowską nowomowę, nie służą informowaniu, lecz mistyfikacji i zwodzeniu. Słuchając ich, nie spodziewamy się już, że powiedzą coś istotnego: wypływa z nich czysta retoryka, nie poruszająca żadnych problemów, będąca jedynie reklamą mówiącego. Słowa i wyrażenia, jakimi się posługują, czerpią wprost z piosenek dzieci-kwiatów, uzupełniając je hasłami takimi, jak "dostęp", "wykluczenie" i "włączenie" (używane zazwyczaj w celu wspierania określonych grup w ramach inżynierii społecznej, głównie na uniwersytetach, i posiadające dowolne znaczenie,), "tolerancja" (oznaczająca nietolerancję i przywileje dla pewnych grup) i "wielokulturowość" albo "różnorodność" (które oznaczają potępienie zachodniej kultury i wspieranie innych). "Uprawnienia" wyparły sprawiedliwość, równość szans i równość wobec prawa. Wszechobecne jest też hasło "demokracji", prawie zupełnie już pozbawione znaczenia i powszechnie mylone z prawami człowieka, z prawami obywatelskimi lub z rządami prawa; najczęściej jest używane w znaczeniu indywidualnych "uprawnień" i niczego więcej, a szczególnie uprawnień jednostek należących do określonych "mniejszości". Moim ulubionym wyrażeniem jest "podnoszenie poziomu", które - jak "zrównoważony rozwój" - znaczy coś wręcz przeciwnego, niż głosi: podnoszenie poziomu zawsze oznacza jego obniżenie, zwłaszcza w edukacji. Jaskrawe kłamstwa są wygłaszane bez najmniejszego wstydu, z pogardą dla inteligencji wyborców. Wiemy przecież, że dzisiejsze młode pokolenie nie jest o 100% mądrzejsze, niż młode pokolenie 30 lat temu; ale mamy wierzyć, że ogromny wzrost dobrych ocen na egzaminach świadczy o tym, iż poziom niebywale wprost się podniósł. Wciąż słyszymy, że stajemy się coraz bardziej wolni, podczas gdy nasze swobody są stopniowo ograniczane. Upadek komunizmu nie umniejszył znacząco okazji dostrzeżenia, jak nieskończenie usłużne jest słowo "wolność", jak można manipulować retoryką demokracji, i jak elastyczne jest znaczenie niektórych innych słów, których sens wydawał nam się jasny, takich jak: "prawda", "równość", "sprawiedliwość" i "zło". (Kilka lat temu obserwowałam konferencję o złem. Prawie wszyscy jej uczestnicy utożsamiali zło z biedą w Trzecim Świecie, globalizacją, wielkimi korporacjami, globalnym ociepleniem i zanieczyszczeniem środowiska. Większość też uważała, że wszystko to są skutki imperialistycznego ucisku i bezwzględnej chciwości kapitalistycznego Zachodu, a w szczególności Stanów Zjednoczonych; i że zło po prostu zniknie, jeśli tylko uda nam się te dolegliwości wyleczyć.)
Prócz manipulacji językiem widzimy też manipulację historii i skłonność do fałszowania jej, też dobrze nam znaną z komunistycznego i nazistowskiego totalitaryzmu. Widać ją w niechęci, z jaką politycznie poprawna lewica przyznaje istnienie pewnych niewygodnych aspektów sowieckiego komunizmu, i w tabu, które zabrania równoczesnego omawiania ich wraz z zbrodniami hitlerowskimi, nie mówiąc o już o ich porównywaniu. Hitlerowskie okrucieństwa wolno zestawiać jedynie ze zbrodniami izraelskimi lub amerykańskimi - i czyni się to, istotnie, coraz częściej. To jednak nic nowego; na lewicy zawsze tak było. Antyzachodnia propaganda, według której należy potępić zachodnią cywilizację w imię "wielokulturowości", "anty-rasizmu", itp., też nie jest już taką nowością; od wielu lat obserwujemy ją w szkołach i na uniwersytetach, europejskich i amerykańskich. Nowością jest natomiast negacja całej judeochrześcijańskiej przeszłości Europy, jej kultury i historii; tudzież fakt, że negacja ta stała się (po części wskutek nacisków ze strony wzrastającej populacji muzułmańskiej, zwłaszcza w Anglii i we Francji) częścią polityki rządów. Prezydent Chirac oznajmił niedawno, że Europa i jej wartości są w równej mierze (a może nawet bardziej) zakorzenione w kulturze islamu, jak w kulturze judeochrześcijańskiej. Wypowiedź ta - jeśli zakładamy, wspaniałomyślnie, że nie postradał on jeszcze wszystkich zmysłów - była prawdopodobnie w dużym stopniu podyktowana tchórzostwem. Podobnie można by tłumaczyć ogłuszającą ciszę na temat judeochrześcijańskiego dziedzictwa Europy w ostatnim projekcie preambuły Europejskiej Konstytucji. Tendencja jest jednak wyraźna: celowe manipulowanie historią. I wszystko wskazuje na to, że twórcy nowej Europy i jej konstytucji kierują się nie tylko strachem, lecz także ideologią, w której na historię i tradycję nie ma miejsca. Chcą oni naprawdę "nowej" Europy, stworzenia nowego świata, zbudowanego na nowoczesnych, postępowych fundamentach, nieskrępowanych więzami historii. To również jest ideą znaną z komunistycznej utopii.
Wszystkie te aspekty politycznej poprawności - manipulacja języka, fałszowanie czy wręcz odrzucenie historii, cyniczne pozory troski o interesy mniejszości kosztem demokracji, pogarda, ograniczanie swobód w imię wolności, podporządkowanie polityki mętnym zasadom ideologicznym - pojawiają się w konstytucji Unii Europejskiej. Jest to tekst spektakularnie bełkotliwy i niespójny. Jego język jest celowo mętny, a sformułowane w nim cele są - o ile można je w ogóle zrozumieć - wzajemnie sprzeczne. Artykuł 3. o "celach Unii", na przykład, oświadcza z całą powagą, że celem Unii jest "zrównoważony rozwój" Europy na podstawie "społecznej gospodarki rynkowej" o "wysokiej konkurencyjności", zmierzającej do "pełnego zatrudnienia" i "postępu społecznego." Jest to po prostu bełkot. Już samo wyrażenie "zrównoważony rozwój" jest niejasne. Czym jest "społeczna gospodarka rynkowa" - nikt nie wie, nawet ci, co popierali umieszczenie tego sformułowania w tekście. Nie wiedzą tego pewnie nawet sami twórcy tego tajemniczego zwrotu. Nawet, gdyby to mętne i - jak podejrzewam - sprzeczne wewnętrznie pojęcie miało jakieś zastosowanie w rzeczywistości, to na pewno nie da się pogodzić z "wysoką konkurencyjnością" - która z kolei nie da się pogodzić z gwarancją "pełnego zatrudnienia". Co więcej, gospodarka z definicji do niczego nie "zmierza". Być może potrafi to robić "społeczna gospodarka rynkowa", ale - skoro nikt nie wie, czym jest - trudno to stwierdzić. "Postęp społeczny" ma pewnie znaczyć z grubsza to samo, co "sprawiedliwość społeczna", i też, tak jak ona, pozwala na dowolne interpretacje - choć wolno sądzić, że dużą rolę będzie w niej odgrywać redystrybucja. Proponowany projekt konstytucji europejskiej pragnie też "wysokiego poziomu ochrony środowiska", ale jednocześnie chce wspierać "postęp naukowo-techniczny." Innymi słowy, konstytucja europejska "wyobraża sobie wszystkich ludzi", wymyśla sobie, jacy mają być i w jaki sposób mogliby stworzyć idealny świat, po czym wszystkie te wyobrażenia spisuje. Skoro konstytucja ogromnie poszerza unijne uprawnienia ustawodawcze we wszystkich sferach, od polityki zagranicznej do społecznej i gospodarczej, i skoro decyzje Unii, zastępujące decyzje parlamentów narodowych, będą wiążące, ta mętność, bełkotliwość i niespójność są groźne: sprawią bowiem, że Unia Europejska będzie mogła narzucić swoim członkom co tylko zechce i kiedy zechce. Wiemy zaś, iż jej zachcianki mogą przybierać skalę wręcz olimpijską.
Zaskakującą różnicą między starą a nową totalitarną mentalnością jest sukces tej nowej: niewiarygodna ilość ludzi okazała się podatna na pranie mózgu, uwierzyła w ideologię i obłudę. Polityczna poprawność, podobnie jak stara totalitarna mentalność, dostarcza wygodnych, uprzednio przyrządzonych, upieczonych już opinii, które - podobnie, jak w starej - obejmują prawie wszystko. Na tym polega wygoda: gotowa utopia, którą wystarczy podgrzać i podać na talerzu z dodatkiem płytkich, atrakcyjnych haseł: demokracja, tolerancja, pokój, różnorodność. Hasła też znamy; tylko "różnorodność" jest stosunkowo nowa. Ale zamąciło to normalnym ludziom w mózgach o wiele skuteczniej niż stara, komunistyczna indoktrynacja. I nie tylko normalnym ludziom: także rządom. Mamy teraz rządy, które mówiąc o "ludzie", dostosowują prawo do interesów grup nacisku. Teraz wyręczy ich w tym Unia Europejska. Czy umiejętność rządzenia pójdzie w zapomnienie? Czy zapomnimy, czym jest niezawisłość osoby lub państwa i do czego służy? Czy zbliżamy się do utopii Saint-Simona, w której władza zostaje zastąpiona "administracją rzeczy"... i ludzi?
Tłumaczył Tomasz Kuniński
* * *
_______________________________________________________
następny - poprzedni
- michael - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
21 komentarzy
1. Dzisiekszy wpis jest formą uzupełnienia cytowanego przez INTIX
fragmentu książki ks.prof. dr hab. ANDRZEJA ZWOLIŃSKIEGO "Tajemne niemoce".
(New Age - ks.prof. dr hab. ANDRZEJ ZWOLIŃSKI - http://blogmedia24.pl/node/61869 )
Sięgam po to uzupełnienie, ponieważ uważam, że New Age występuje na podobieństwo szatana w wielu postaciach jednocześnie, ukazując wiele twarzy i zwodząc na wiele sposobów, przywdziewając a to naukowe, a to religijne, a nawet satanistyczne przebrania.
Zwracam więc uwagę na wielopostaciowość tego nieludzkiego i antyhumanistycznego zjawiska.
Niżej kopiuję komentarz opublikowany już w blogu intix
michael
2. New Age to jeszcze jedna odmiana komunizmu, maska bolszewii...
Jak zwykle w XXI wieku, każde zjawisko jest na tyle skomplikowane i obrosłe grubą łuską historii, a jego wyobrażenie może być bardzo zmienne, albo nawet całkowicie różne, w zależności od osoby i metody obserwatora. Fizycy wprowadzili nawet do matematyki pojęcie "obserwabla" czyli "operatora obserwacji", który nie jest już biernym szkiełkiem i okiem uczonego, ale aktywnym narzędziem, silnie oddziałujacym z badaną materią, nawet najbardziej ezoteryczną.
To samo dotyczy pojęcia New Age.
Zwracam także uwagę na to, że przykład instrukcji Garibaldiego [15] wyraźnie pokazuje, że "obserwowane" przez nas wyobrażenie jest maską, jest z rozmysłem preparowaną zasłoną dymną, propagandową iluzją, jest całą rodziną nieprawdziwych scenariuszy, starannie dobranych do charakterystyki odbiorców.
Ważne jest także to, że oszukiwane są nie tylko osoby obce, ale także zwolennicy, a nawet rzekomo wtajemniczeni uczestnicy i organizatorzy ruchu New Age.
Inny jest obraz i scenariusz propagandowy New Age przedstawiany intelektualistom, inny naukowcom, inny środowiskom religijnym, a wszystko jak w kalejdoskopie, według najgorszych wzorów propagandy i nieuczciwego marketingu politycznego.
Dlatego trzeba na to zjawisko spojrzeć, odzierając je z grubej łuski fałszujących rzeczywistość masek i propagandowych scenariuszy, szukając wspólnego mianownika.
A tym wspólnym mianownikiem jest komunizm.
Komunizm i szatan.
Przypis:
[15] - komentarz ciociababcia "15. Temat jest niezwykle trudny, choćby z powodu tajności masonerii" (link)
michael
3. New Age pojawił się w końcu XVIII wieku jako emanacja Iluminacji
Rzekome Oświecenie zrealizowane w formacji New Age było absolutną i totalitarną negacją całego ludzkiego dorobku, całej kultury materialnej i duchowej cywilizacji człowieka myślącego. Totalitarna pogarda iluminacji zamanifestowała wszystkie nieludzkie i antyhumanitarne objawy już w patologicznym zrywie rewolucji francuskiej. Bolszewicka rewolucja w Rosji była jej wierną kopią w najgorszym jakobińskim i totalitarnym wariancie, udekorowanym tylko marksistowską frazeologią, jako jedną z wielu ideologicznych masek.
Marksizm był wtedy i dzisiaj jest jedną z grubych łusek, ukrywającą zasadniczą treść tego zbrodniczego zjawiska, którego animatorem nie jest szatan, ale ludzie bez duszy.
Gilotyna i Gułag,
Ukraina i Wandea,
Zbrodnia i Władza
michael
4. @michaelu
trzeba mówić, pisać, pokazywać. Dzisiaj neomarksiści z SEJMIE DALI PIĘKNY POKAZ tej ideologii neomarksistów GENDER.
"Współcześni zwolennicy panaceów i utopijnych rozwiązań problemów tego świata nie widzą potrzeby konfrontowania swoich przekonań z faktami, z dostępną wiedzą, z wynikami nauki ani z doświadczeniem, ponieważ uważają, że mają rację z definicji: uznają się za moralnie wyższych, bo hołdują utopijnym ideałom - z czego z kolei wnioskują, że racja musi być po ich stronie. Tych zaś, którzy w to wątpią, uważają za uosobienie zła. Cechuje ich bolszewickie poczucie wyższości moralnej. "
Po wystąpieniach posłów od Palikota, które były nawet zabawne, gdyby nie temat "debaty" wystapiła moja ulubienica - pełnynocnik od spraw równości w rządzie - Kozłowska -Rajewicz.
Zeby nie zostawić widzów w rozbawieniu i odparciu ich roszczeń, pani pełnynocnik wystapiła ze wsparciem lobby feministek z pytaniem o "model rodziny".
Tak, Grodzka z Biedroniem ustalą nam w konstytucji zapis "modelu rodziny". Genderowski - czyli nijaki.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. pełnynocnik tworzy nowe definicje
Konstytucja nic nie mówi o żadnym modelu rodziny - stwierdziła Agnieszka Kozłowska-Rajewicz. - Konstytucyjny model rodziny to stwierdzenie, które nie jest merytorycznie uzasadnione jeżeli chodzi o treść konstytucji - kontynuowała.
- Jest nauka, która mówi o szczęściu, Felicytologia. Zachęcam, szczególnie prawą stronę, do poczytania o filozofii - mówił Kalisz.
----
a poseł z PSL Sawicki stwierdził, że dzisiaj się dowiedział, że całe życie żył w patologicznej rodzinie :)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. Marylu. Genderowski - czyli szatański i nieludzki.
Dlatego wchodzę w słowo intix, cytującej książkę ks. prof. Andrzeja Zwolińskiego "Tajemne niemoce". Różne i różniste Grodzkie i Biedronie są tylko taborami, są jedynie furmankami dowożącymi starą bolszewicką amunicję do walki z cywilizacją człowieka myślącego. Oni niszczą wszystko, co składa sie na naszą osobowość, tożsamość i kulturę.
To jest prawdziwe "plasmodium falciparum" niszczące człowieczą krew i duszę.
michael
7. Kalisz jak zwykle wyszczekany, na chuligańskim poziomie.
Proponuję temu Kaliszowi, aby zawalczył o konstytucyjne prawo do dawanie w mordę, jeśli komuś sprawi to przyjemność. Jest nauka, która mówi o przyjemności. Hedonizm cyrenejski.
Niech se lewa strona Kalisza poczyta o tym hedonizmie.
Będzie taki gender, w którym On da dla niego w mordę i będzie mu przyjemnie.
Niechlujstwo językowe i merytoryczne tego Kalisza jest okropne. Nie znam tego człowieka, ale to co widzę i słyszę jest tak prymitywne, że aż niestrawne
michael
8. Jarosław Marek Rymkiewicz w
Jarosław Marek Rymkiewicz w "Gazecie Polskiej": Nie możemy pozwolić wewnętrznym Moskalom, żeby zawładnęli naszymi umysłami
"Przeszłość, nasza przeszłość narodowa, mówi, że jeśli chce się
godnie istnieć, to trzeba coś, od czasu do czasu, tu, w naszych
warunkach, między Moskalami a Prusakami – trzeba coś zaryzykować" -
przekonuje poeta.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. Michael
...Zwracam także uwagę na to, że przykład instrukcji Garibaldiego [15] wyraźnie pokazuje, że "obserwowane" przez nas wyobrażenie jest maską, jest z rozmysłem preparowaną zasłoną dymną, propagandową iluzją, jest całą rodziną nieprawdziwych scenariuszy, starannie dobranych do charakterystyki odbiorców.
Ważne jest także to, że oszukiwane są nie tylko osoby obce, ale także zwolennicy, a nawet rzekomo wtajemniczeni uczestnicy i organizatorzy ruchu New Age...
***
Pozwól proszę, że podkreślę TO, o czym mówisz, co widnieje w "instrukcji Garibaldiego":
...w naszym Zakonie żaden stopień nie objawia Prawdy całkowicie; czyni jedynie mniej gęstą zasłonę, która kryje ją przed wzrokiem ciekawskich.
Dla nas, obdarzonych najwyższą władzą, dla nas jedynych usuwa ją zupełnie i, zależnie od naszej inteligencji, naszego ducha i naszego serca...
***
New Age... wielka MANIPULACJA... labirynt, z którego nie ma wyjścia dla CZŁOWIEKA... jeżeli do niego wejdzie... a coraz trudniej go ominąć... bo tak, jak piszesz... obejmuje absolutnie WSZYSTKIE dziedziny, WSZYSTKIE płaszczyzny naszego życia...
***
...Dlatego trzeba na to zjawisko spojrzeć, odzierając je z grubej łuski fałszujących rzeczywistość masek i propagandowych scenariuszy, szukając wspólnego mianownika...
Tu zgadzam się z Tobą... ale w poniższym fragmencie Twojej wypowiedzi będę polemizowała:
...A tym wspólnym mianownikiem jest komunizm.
Komunizm i szatan...
Otóż ja stawiam w mianowniku... Szatana... uważam, że komunizm to także dzeło szatana...
***
Michael... bardzo Ci dziękuję za to, że podjąłeś TEN , tak bardzo ważny temat...
Pozdrawiam serdecznie
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
10. W odniesieniu...
do fragmentu artykułu w temacie wpisu:
...Niektóre z cech nowej totalitarnej mentalności, które na pierwszy rzut oka wcześniej nie występowały, mają jednak te same źródła.
Jedną z nich jest pojęcie tożsamości grupowej: przekonanie, że określa nas w sposób podstawowy przynależność do jakiejś grupy - seksualnej, społecznej, religijnej lub etnicznej.
Doprowadziło to do "ugettowienia" pewnych grup etnicznych w imię ich wolności i godności.
Pogląd, iż to, co robimy i to, kim jesteśmy, zależy od naszej płci, rasy, orientacji seksualnej lub przynależności do danej grupy etnicznej, jest nie tylko absurdalny i wyjątkowo obraźliwy, lecz nadto niszczy tę właśnie wizję społecznej harmonii i wspólnego dobra, która rzekomo leży u podstaw ideologii politycznej poprawności. Zamiast jednoczyć, dzieli i segreguje; wytwarza ogromną liczbę sprzecznych i wrogich indywidualnych interesów i poszerza przepaść między nimi, zamiast ją niwelować...
Pozwolę sobie, polecić Zainteresowanym:
>>>Prof. Jacek Bartyzel: Konserwatyzm wobec pedalskiej tyranii
P.S. Zły... musi być baaardzo zły... trzeci raz usiłuję wstawić ten komentarz, wyrzuca mnie z sieci... może tym razem uda się...
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
11. New Age to nie bolszewia.
Interesuje mnie jedynie informacyjna rola forów patriotycznych, a nie przyjemność jaką daje dyskusja obrastająca w cytaty ,rozgałęzienia ,gałązki ,listeczki, listeniunki. Nikogo nie namawiam do przyjęcia mojej postawy.
Każdy rasowy bolszewik wie, że istnieje tylko świat doczesny i da się wszystko zmierzyć ludzkim rozumem. New Age wprowadza gusła do tego uporządkowanego świata materializmu.
12. Michaelu.
Szukałam pretekstu,żeby odnieść się do Pańskiego wpisu pod artykułem o Susan Sontag . Niech tym naciąganym pretekstem będzie, umieszczony powyżej, wpis Maryli o Rymkiewiczu.
Pod wspomnianym artykułem wspomniał Pan o Rymkiewiczu, nawet nie zauważając, że swoją obecnością uwiarygodnia tekst, który uważam za skandaliczny. Ten bardzo emocjonalny, nie poparty wiedzą, tekst przemknął się , bo wszyscy przyznają się,że nie czytali Sontag. Wydanie ,,Dzienników", a nie np.eseju z dziedziny teorii literatury ( które rozsławiły Sontag) nie jest przypadkowe. To element rozbijania porządku obyczajowego.
No proszę , i okazało się ,że jednak piszę na temat.
13. @ Beta. W sprawie uwiarygadniania. Słusznie. Mea Culpa.
Powinienem o tym pomyśleć.
michael
14. @ intix & Beta.
Czy to jest, czy nie jest bolszewia, czy to może bardziej szatan?
Naprawdę nie chodzi o "przyjemność jaką daje dyskusja obrastająca w cytaty, rozgałęzienia, gałązki, listeczki, listeniuńki." Interesuje nas dotarcie do samego jądra istoty rzeczy, chodzi o zrozumienie tego, co jest. Istota rzeczy nie jedno ma imię.
Zwracam uwagę na rozmaitość istoty tego zła. Nie mamy przecież watpliwości, że to jest ZŁO, które bardzo chętnie przybiera rozmaite postaci, osłania się i maskuje, chowając za kostiumem kłamstwa i iluzji, przemyślnie dobierając fałszywe scenariusze zwodniczych prezentacji. Można by o tym mówić, powołując się na starą grę przyrody, która w nadziei gatunków na przetrwanie stroi się i przybiera różne kształty i kolory, chowając sie jak kameleon albo skradając jak tygrys.
Nie przesądzałbym więc o tym, że New Age nie jest bolszewią. Gdy patrzymy na to zjawisko wprost, wydaje się, że widzimy coś innego.
Stawiam tezę, że to tylko maska, bolszewia, małżonka szatana wykorzystuje kostium New Age do osiągania własnych celów.
Dokładniejsza analiza może wykazać, że tak właśnie jest. Na tym polega zdzieranie "grubej łuski", o której wspominam. Intix podaje przykład "indywidualnościowej" cechy cywilizacyjnej. Jest to interpretacja nawiązująca do gromadnościowego kryterium Feliksa Konecznego (link) przeciwstawiającego personalistyczne indywidualnościowemu formowaniu zachowań społecznych. Bolszewia wpycha nas w pojęcie mas, chce abyśmy po azjatycku identyfikowali się z grupami, klasami społecznymi gubiąc własną tożsamość. Agnieszka Kołakowska pisze o koszmarnej piosence "Imagine all the people". To są różne obrazy tego samego aksjologicznego ataku.
Zło dobiera się nam do skóry na wiele sposobów
Śmieszy, tumani, przestrasza.
michael
15. @michaelu
warto odnotować debatę
„Oblicza tolerancji – od prawdy do zakłamania” sympozjum naukowe w WSKSiM
Wcześniejsze materiały audio na ten temat:
http://www.radiomaryja.pl/multimedia/sympozjum-naukowe-w-wsksim-oblicza-...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
16. Ta przyjemność nie była broń
Ta przyjemność nie była broń Boże zarzutem. Dyskusja z ludźmi ,którym nie trzeba wszystkiego tłumaczyć ab ovo jest przyjemnością .
To ja obsesyjnie wyczekuję przypadkowych czytelników, którym chciałabym uporządkować
świat. Dlatego proponowałam nie utożsamiać bolszewika z Kronsztadu z wyznawcą New Age. Liczą się również hasła i intencje. Programowa gloryfikacja zła ,to jednak coś nowego w historii
Ten wstęp o relacjach między społeczeństwem, a jednostką, grupą rządzącą,jednostką a iluzorycznymi rządami większości w powiązaniu z doświadczeniami z historii, świadczy o tym,że demokracja to utopia. Mogła tylko istnieć tam ,gdzie powstała , na odległość widoczną z agory. Teraz to proces; prowadzący nieuchronnie od wolności do przemocy .
Ten tekst Agnieszki Kołakowskiej jest kluczem, wszystko tłumaczy. Ale nie zmniejsza zdziwienia,że dopuściliśmy do paradoksu - władza jest bowiem potrzebna, by czyniła ład
w przestrzeni publicznej. Od wiary ludzkość miała Olimp lub Niebo.
17. @ Beta. Wiem, że TA przyjemność nie była zarzutem.
Nie sprzeczam sie, a podzielam pogląd, że nam nie chodzi o przyjemność czerpaną z dzielenia włosa na czworo. Nie przeciwstawiam się, a wspieram.
michael
18. Wyobraź sobie, że nie
Wyobraź sobie, że nie istnieje Niebo,*
To nie jest trudne, jeśli spróbujesz
Pod nami nie ma piekła
Nad nami tylko niebo*
Wyobraź sobie, że wszyscy ludzie
Żyją dzisiejszym dniem
Wyobraź sobie, że nie ma państw
To naprawdę proste.
Nic ma po co zabijać ani umierać,
Nie ma też żadnej religii
Wyobraź sobie ze wszyscy ludzie
Żyją w pokoju
Możesz mnie nazwać marzycielem
Ale nie jestem jedyny
Mam nadzieje, że któregoś dnia dołączysz się do nas
A świat będzie żył w jedności
Wyobraź sobie, że nie ma własności,
Ciekawe, czy potrafisz.
Nie ma chciwości ani głodu
A wszyscy są sobie braćmi
Wyobraź sobie, że wszyscy ludzie
Dzielą ze sobą świat
Możesz mnie nazwać marzycielem
Ale nie jestem jedyny
Mam nadzieje że któregoś dnia dołączysz się do nas
A świat będzie żył w jedności
Artykuł Agnieszki Kołakowskiej stwarza pewne niebezpieczeństwa przy interpretacji. Nie jest, jak zwykle -autorka nie stawia tezy, którą w tekście udowadnia.
Z dwóch przeciwieństw nie zawsze jest tak, że jedno jest dobre, a drugie złe.
Może się również okazać , że z jednym fragmentem entuzjastycznie się zgadzasz, a drugi budzi twój sprzeciw.
Artykuł był napisany ok.9 lat temu. Od chwili, gdy pierwszy raz go czytałam, pewne opinie zweryfikował czas. Tak, jak ostatnie 20 lat zdjęło Polakom różowe okulary w postrzeganiu Zachodu. Czy zgadzacie się Państwo z opinią Kołakowskiej o globalizacji? szczególnie chodzi mi o passus dotyczący jej roli w Afryce? Przy korporacjach autorka pisze, o
niesłusznych zarzutach dotyczących ich roli w Trzecim Świecie. Od tego czasu korporacje hodujące soję zniszczyły w Argentynie do cna tradycyjne, rodzinne farmy wypasające bydło.
Natomiast autorka już wtedy zauważyła ,jak propagandzie totalitarnej służy sianie zamętu semantycznego, zamienianie nazwom ich pierwotnych znaczeń i desygnatów. Socjalizm skompromitował hasła i ideały, którymi się posłużył, czy to jednak oznacza,że ktoś inny nie może posłużyć się nimi dobrze? Czy to np. znaczy, że każdemu dziecku niezależnie od statusu rodziców, nie należą się bezpłatne studia, a ograniczenia mają dotyczyć pracowitości i uzdolnień?
Wypunktowałam wątpliwości, w sytuacji, gdy gorąco podziwiam autorkę za zdiagnozowanie wszystkich tych procesów, które przyniosły nam rozczarowanie , obietnic dla których wstąpiono do Unii ( passus o wolnym rynku) oraz naszej bezradności wobec
pochodu totalitaryzmu.
19. O FAŁSZYWYCH PROROKACH I ZŁUDNYCH NADZIEJACH
Aleksander Ścios http://blogmedia24.pl/node/62008
michael
20. 10 pytań
http://niezalezna.pl/38209-10-pytan-zespolu-macierewicza-do-macieja-laska
michael
21. Szaleństwo politycznej
Szaleństwo politycznej poprawności. Nagrodzony ośmioma Oskarami jeden z najsłynniejszych filmów świata zdjęty z ekranu za rasizm
„Przeminęło z Wiatrem” przeminęło też z ekranów kin
amerykańskiego Memphis. Szefowie The Orpheum Theatre Group zdecydowali,
że film nie będzie pokazywany w ich kinach gdyż jest „niestosowny” –
informuje Entertaiment Weekly.
Nagrodzone ośmioma Oscarami słynne dzieło Victora Fleminga znika z
ekranów kin w Memphis w Tennessee zdecydowali właściciele sieci The
Orpheum Theatre Group. Z wydanego przez nich mętnego oświadczenia
wynika, iż film może razić uczucia widzów.
Po seansie 11 sierpnia zarząd kin otrzymał wiele komentarzy
oburzonych widzów. We wpisach które pojawiły się m.in na facebookowym
koncie firmy można przeczytać, iż film jest rasistowski i umacnia na
południu Stanów Zjednoczonych „białą supremację
– Po ostatnim seansie „Przeminęło z Wiatrem” otrzymaliśmy wiele komentarzy– czytamy w oświadczeniu wydanym przez zarząd kin. – Zapoznaliśmy
się z nimi bardzo dokładnie. Jako organizacja, której misją jest
dostarczać rozrywkę, edukować i oświecać społeczność, której służy nie
możemy wyświetlać filmu, który jest uznawany za niestosowny przez dużą
część lokalnej społeczności.”
To tylko jeden z przejawów lewackiej paranoi w USA i cenzury, która jej towarzyszy.
Przez Stany Zjednoczone przelewa się fala szaleństwa
politpoprawności. W całym kraju niszczone i usuwane są pomniki i symbole
nawiązujące do Wojny Secesyjnej i Konfederatów z południa.
Zagrożone są nawet pomniki prezydentów Waszyngtona, czy Jeffersona,
gdyż byli właścicielami niewolników. Pojawiają się nawet głosy o zmianie
nazwy stolicy USA.
Zobacz też: W odmętach lewackiego szaleństwa. Barbarzyńcy niszczący pomniki w USA mogą liczyć na stypendia (WIDEO)
W akcji usuwania pomników biorą udział nie tylko lewaccy wandale, ale
też władze miast czy stanów, rządzonych przez Partię Demokratyczną.
Katalizatorem, który uruchomił ten obłęd były wydarzenia w mieście
Charllotesville, którego władze postanowiły usunąć pomnik generała
Roberta Lee, bohatera Konfederatów z czasów Wojny Secesyjnej. W obronie
pomnika stanęli mieszkańcy, ale też rasistowska organizacja Ku Klux
Klan, która nota bene została założona przez Partię Demokratyczną.
Doszło do starć z faszystowskimi bojówkami antify, w których zginęła
jedna osoba, a ponad 20 zostało rannych po tym, jak oskarżany o sympatię
do nazizmu kierowca wjechał samochodem w tłum ludzi.
Wydaje się, iż rekord paranoi jak do tej pory pobili właściciele
największej stacji sportowej USA CSPAN. Po wydarzeniach w
Charlottesville zdjęli z anteny komentatora sportowego z pochodzenia
Chińczyka Roberta Lee, gdyż nazywa się tak samo jak generał Lee dowódca
Konfederatów w Wojnie Secesyjnej, która zakończyła się ponad 150 lat
temu.
Władze stacji w oświadczeniu przyznały, iż powodem ich decyzji było
właśnie nazwisko komentatora, które może rodzić niebezpieczne
skojarzenia.
Zobacz też: W odmętach lewackiego szaleństwa. Szef Starbucksa apeluje: nie kupuj u nas kawy, jeśli nie popierasz homoseksualnych małżeństw
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl