14 czerwca, na Litwie obchodzi się Dzień Żałoby i Nadziei. Hołd wszystkim tym, którzy zostali przemocą zesłani na Syberię
W tym roku po raz pierwszy uczczony akcją „Walizka”. Uczniowie z nauczycielami wileńskich szkół przybyli ze starymi walizkami, na których były nazwiska zesłanych na Syberię. To pomysł byłej repatriantki: „Całe nasze życie mieści się w walizce”. Dlatego też walizka została symbolem tamtych strasznych czasów.
W tym dniu wspomina się i składa hołd wszystkim tym, którzy zostali przemocą zesłani na Syberię przez sowieckie władze oraz tych, których tragiczny los spotkał na ziemi litewskiej.
— To jest ważne święto. Ten dzień dla wielu ludzi Litwy jest bardzo smutny, zwłaszcza dla tych, których to nieszczęście dotknęło osobiście. Dużo rodzin zostało rozdzielonych. To święto powinno jednoczyć narody, ponieważ nie tylko Litwini byli wywożeni, ale i 1 284 Polaków zostało zesłanych w głąb Rosji. Ogółem pod przymusem Litwę opuściło tysiące ludzi różnej narodowości — powiedział dla „Kuriera” dyrektor departamentu ds. badań ludobójstwa i rezystencji Arūnas Bubnys, zaznaczając, że jest to święto nie tylko żałoby, ale i nadziei.
— Naród litewski ufa, że taka tragedia już jego nie spotka — powiedział dyrektor Bubnys.
Pierwszy transport z terenów Litwy na Wschód ruszył 14 czerwca 1941 roku z podwileńskiej wówczas miejscowości Nowa Wilejka.
Już w pierwszym tygodniu w bydlęcych wagonach wywieziono około 30 tys. osób. Do dziś nie jest znana dokładna liczba zesłańców i tragicznie zmarłych w drodze.
— Wtedy byłam jeszcze dzieckiem. To była straszna noc, pamiętam wszystko, jakby to się wydarzyło wczoraj. Spaliśmy, gdy nagle usłyszeliśmy krzyki, płacze i strzały! Nie widzieliśmy co się dzieje, w domu zapanował strach… Mama kazała mi wejść pod łóżko i tam siedzieć — wspomina 82-letnia wilnianka (imię i nazwisko znane redakcji).
Szlochając mówiła, że wówczas do mieszkania wpadło dwóch żołnierzy, matkę rzucono na podłogę. Ojca z bratem zbito i zabrano w nieznane.
— Wszystko widziałam spod łóżka. Z tego strachu sparaliżowało mnie. Nie mogłam ani krzyczeć, ani płakać. Dopiero za jakiś czas matka wyciągnęła mnie spod łóżka. Zostałyśmy same. Brata i ojca tej nocy straciłam. Niestety, więcej nigdy nie spotkaliśmy się — powiedziała dla „Kuriera” była zesłanka.
Jeden z bydlęcych wagonów, którym wywożono ludzi na Syberię, można zobaczyć i dzisiaj. Niestety, jest w bardzo złym stanie. W poniedziałek mer Wilna Artūras Zuokas obejrzał memoriał, który znajduje się na dworcu kolejowym w Nowej Wilejce i zdecydował, że jeszcze w tym roku rozpoczną się prace restauracyjne. Mer zamierza zabezpieczyć wagon szklanym pawilonem, który będzie chronił go od deszczu i śniegu. Wagon ma być też oświetlony, a teren wokół niego uporządkowany.
Obchody
Ten tragiczny dzień był upamiętniony w Sejmie Litwy.
Z okazji Dnia Pamięci i Nadziei odbyło się uroczyste posiedzenie z udziałem prezydent Litwy, posłów do Parlamentu Europejskiego i sygnatariuszy Aktu Niepodległości.
Odbyła się także ceremonia wciągnięcia flagi państwowej na maszt na Placu Niepodległości.
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
Życzmy sukcesów naszym braciom mieszkającym na Litwie.
Nasi administratorzy, nie interesują się losem Polaków rozsianych po Świecie.
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
2. Szanowny Panie Michale
Litwa, Łotwa i Estonia zorganizaowała w Brukseli 14 czerwca dzień pamięci ofiar komunizmu, administratorzy z PO nawet się nie zainteresowali tym, aby wspólnie uczcić ofiary wywózek.
Podnożki Kremla.
Pozdrawiam serdecznie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Wspomnienia....
"Sybiracy powoli odchodzą. Na zebraniach jest ich coraz mniej. W koszalińskim Związku Sybiraków rządzą teraz najmłodsi - ci, których wywieziono, kiedy byli jeszcze dziećmi. Trzymają się razem - wspólny los i lata obcowania ze śmiercią wyrobiły w nich hart ducha i odporność na życiowe problemy. Przez długie lata kazano im zapomnieć - nie wolno było wspominać syberyjskich przeżyć, a w dowodach osobistych obok miejsc urodzenia - Wilno, Lwów, Słuck - dopisywano: ZSRR.
Atwieraj !
Niemal we wszystkich relacjach z aresztowania i wywózki powtarza się ten sam scenariusz. Jadwiga Lenarczyk, dzisiaj mieszkanka Koszalina: "Pamiętam walenie w drzwi i okrzyki NKWD: atwieraj! Była godzina 3.00 nad ranem...". Zwykle przychodziło kilku sołdatów z NKWD oraz kilku cywili, często z milicji, rekrutującej się z mniejszości narodowych. "Następnie dokonywali rewizji - przewrócili dom do góry nogami. Kazali mamie w ciągu pół godziny spakować osobiste rzeczy i ubrać dzieci" - wspomina J. L. Rodziny ładowano na wozy lub sanie i wieziono w asyście NKWD do najbliższej stacji kolejowej. Tutaj czekały już bydlęce wagony z zakratowanymi oknami i zaryglowanymi drzwiami. Niekiedy oczekiwano na skompletowanie transportu składającego się zwykle z 40-60 wagonów. Po kilku dniach pociąg ruszał w nieznane...
Przyjdę do Ciebie
Przyjdę do Ciebie, Ojczyzno, stanę u progu swych granic,
Klękne, jak pielgrzym strudzony, w jasnym obliczu świętości
I żem nareszcie wróciła z dróg dalekiego wygnania,
Tylko to jedno Ci powiem, powiem jak można najprościej.
Anna Rudawcewa, Powrót, Karaganda 1946
W bydlęcych wagonach
Warunki były okropne. Panował ogromny ścisk. Potrzeby załatwiano do otworu wybitego w podłodze wagonu. "Siostrze Heli przymarzły włosy do ściany, musiano jej odciąć czuprynę, bo nie mogła ruszyć głową i nie szło oderwać" - wspomina Irena G. w swojej relacji z podróży do Ałtajskiego Kraju. Co kilka dni wydawano zesłańcom "kipiatok", niekiedy wodnistą zupę lub czarny chleb. Mieszkająca obecnie w Koszalinie Halina G.-S. wspomina, że w jej wagonie zmarło podczas podróży czterech dorosłych oraz dwójka dzieci. Na początku pozostawała jeszcze nadzieja, że podróż będzie krótka. Kiedy jednak mijano dawną polską granicę, złudzenia prysły. Nieżyjący już Marian Miłkowski wspominał: "Wtedy był jeden płacz, żegnanie się z Ojczyzną i śpiew: Kto się w opiekę podda Panu swemu oraz Serdeczna Matko. Jeden szloch i rozpacz".
Wspomnienia jeszcze dzisiaj są bardzo bolesne.
Katorga
Byli niewolnikami. Mieszkali w barakach, ziemiankach, namiotach. Klimat był zabójczy - śnieżne huragany i temperatura 40 stopni poniżej zera w dzień oraz 60 stopni w nocy. Głód, tyfus, wszy i pluskwy, dziesiątkowały zesłańców. Brutalna rusyfikacja i ateizacja były na porządku dziennym. Pracowali często dosłownie za "pajkę", czyli kromkę chleba dziennie. Jedli nasiona drzew iglastych, cebulki i korzenie ziół, owoce krzewów, żurawiny, grzyby. W pamięci sybiraków często przywoływany jest obraz zbieranych ukradkiem na ściernisku kłosów zbóż, czy wykopywanych spod śniegu resztek ziemniaków. Katorżnicy pracowali przy wyrębie tajgi, budowie linii kolejowych, w kopalniach złota i uranu, na kołchozowych polach. Pracować musiały małe dzieci. Wiele z nich trafiało do sierocińców. H. G.-S: "Przez trzy lata mego pobytu w sierocińcu, z grupy 32 polskich dzieci zmarło z głodu jedenaścioro". Dzisiaj historycy są raczej zgodni - na "nieludzkiej ziemi" pozostało na zawsze około 30 proc. deportowanych. Większość z nich nie ma swoich mogił.
Pomagała modlitwa
"Wieczorami, po skończonej pracy, klękaliśmy z mamą modliliśmy się z nadzieją, że wytrwamy i wrócimy do domu, do Polski" - wspomina J. L. Marianna C, uczyła modlitwy syna polskiego zesłańca z czasów caratu: "Codziennie, późnym popołudniem, klękaliśmy przed obrazem i ja na głos odmawiałam pacierz, a Sasza przyswajał sobie słowa: Ojcze nasz, Zdrowaś Mario i Wierzę w Boga. Myślę, że gdzieś jeszcze żyje i pamięta słowa modlitwy polskiej". H. G.-S: "Polskie dzieci, które modliły się, były karane. Stale nam wmawiano, że nie ma Boga, bo gdyby Bóg był, to by spełnił nasze prośby... a tak to polskie świnie, możemy robić z wami co chcemy". (...)
http://www.komk.ovh.org/hist_sybir.html
Wilejka, Workuta... pamiętam ze wspomnień Najbliższych..