Sedzia SN, gen. dyw. Janusz Godyn - II

avatar użytkownika Tymczasowy

  Poznym wieczorem w lutym 1982 r. do mojego mieszkania zapukalo dwoch oficerow LWP w mundurach. Byl stan wojenny i nie moglem sie po tym spodziewac niczego dobrego. Jednym z nich byl sedzia mjr. Janusz Godyn. Zaczal od zyczliwego: "Niech sie pan nie obawia". Panowie z sadu wojskowego przyniesli ze soba dwa duze pliki, na jakies tysiac kartek, akt przygotowanych na zblizajacy sie proces  uwiezionych i sadzonych hutnikow, z "Baildonu" (zmilitaryzowana jednostka gospodarki narodowej), ktorych strajk brutalnie rozbito w grudniu 1981 r. 

Oficerowie zaproponowali mi bym bieglym na procesie. Pewnie, ze pojawilo sie kilka pytan. Dlaczego nie zwrocono sie do mnie droga urzedowa i nie wezwano mnie do sadu? Dlaczego wybrano mnie, a nie jakiegos profesora, docenta czy doktora z Uniwersytetu Slaskiego, ktorych przeciez pod reka nie brakowalo?

Zgodzilem sie na propozycje i zapytalem czy nie moglbym wybrac sobie ze dwie kolezanki z wydzialu psychologii i pedagogiki, ktore moglyby wzmocnic sile ekspertyzy. Wojskowi przystali na to i zabralem sie do zmudnego czytania (dzien i noc bo czasu nie bylo) zeznan ujetych przez ZOMO hutnikow. jednoczesnie pracowaly dwie kolezanki - psycholozki, ktore przygotowywaly argumentacje na swoja modle. Wspolnie stawilismy sie na rozprawe sadowa Sadu Slaskiego Okregu Wojskowego we Wroclawiu. Atmosfera, wbrew oczekiwaniom, byla niezwykle przyjazna. Mjr. Godyn pytal czy mamy jeszcze cos na obrone hutnikow. Wojskowi jakby grali w tej samej druzynie co my. Bylismy jak jedna druzyna. Esbectwo licznie zasiadajace w lawach dla widzow (moze uda sie cos wywachac, moze nawet zlapac) wytrzeszalo galy ze zdumienia. Jakze inna byla to atmosfera niz w innych procesach. Przykladowo, na procesie Ewy Kubasiewicz z Wyzszej Szkoly Morskiej w Gdyni prowadzonym przez komandora Andrzeja Grzbowskiego, on i dwaj inni sedziowie: "[...] zdawalo sie, nic sobie nie robili z argumentow obrony. Nie sluchali ich, rozmawiali miedzy soba, smiali sie, zdawalo sie, ze w ogole nie byli tym zainteresowani. Mialam nawet wrazenie, ze opowiadaja sobie dowcipy [...] Taka byla atmosfera tego procesu". 

Ja skonstruowalem sobie model podejmowania decyzji, z ktorego wynikalo, ze oskarzeni mieli ograniczona zdolnosc rozumienia swoich dzialan. oczywiscie, ze wciskalem sie w paragraf zarezerwowany dla osob umyslowo chorych. No i udalo sie, nawet ktorys z panow sedziow napisal artykul w jakims czasopismie prawniczym na temat tego przelomu. Oto lista wyrokow, ktore zapadly 29 III 1982 r.: Adam Andruszkiewicz - poltora roku, Zbigniew Malinowski i Jerzy Rojek - po 1 roku i 3 miesiacach, cztery osoby - po 10 miesiecy, Jan Burzynski - 6 miesiecy w zawieszeniu na 3 lata, a Zbigniew Rogowicz zostal uniewinniony. Jeden ze skazanych wyszedl z aresztu nastepnego na mozy decyzji sedziego; motywem byla trudna sytuacja rodzinna skazanego. Niewatpliwie, byly to lagodne wyroki. Prasa pisala, ze ekspertyza byala wzorowana na slawnej ekspertyzie socjologa, prof. Chalasinskiego w czasie procesow w Poznaniu w 1956 r. Nic dalszego od prawdy. Profesor, w duchu owczesnej  naukowosci, pisal w opinii z 15 X 1956 r.  o moralnosci i poczuciu krzywdy sadzonych robotnikow Zakladow Cegielskiego.  Dzialanie sadzonych mialo byc efektem "impulsu moralnego". W Grudniu 1981 r. to esbectwo czulo sie pkrzywdzone. Pulkownik i pisarz grzmial w Sejmie, ze "Solidaronosc" chciala wyrzynac komunistow wlacznie z dziecmi ("o wysokosci do poziomu oski kola"), a na przyklad, w takim Szczecinku w kolejkach pojawialy sie kobiety, ktore informowaly wspolstojacych, ze w domach miejscowych  dzialaczy "S" znaleziono listy ludzi, ktorych zamierzano powiesic.

Jakie byly wyroki w innych sadach? Na wspomnianym procesie WSM, E.Kubasiewicz dostala wyrok 10 lat, choc prokurator, komandor Henryk Wojcieszak zadal 9 lat. Do tego, J. Kowalczyk i W. Trzcicnski skazano na 9 lat wiezienia, a pozostali po 3-6 lat. No, ale WSM byla uczelnia o charakterze paramilitarnym. Jednego  z gornikow z ROW-u  skazano na 8 lat wiezienia, zas innego - 7 lat. Z kolei pracownicy Huty "Lenina" z Krakowa dostali: M. Gil - 4 lata i E.Nowak - 3.5 roku. Podobnie bylo w procesie gornikow z KWK "Wujek", choc przeciez tam bylo bardzo krwawo, zabito 9 gornikow i 23 raniono, zas nasi ranili 43 milicjantow i zolnierzy, w tym 11 ciezko. W sumie, w czasie trwania stanu wojennego sady wojskowe skazaly 10 191 osob, w tym 5681 za przestepstwa z dekretu o stanie wojennym. Wszystkie sady, te wojskowe i te cywilne skazaly za organizowanie kierowanie strajkami: 32 osoby na powyzej 3 lat, 50 osob na 3 lata i 85 osob- do 3 lat wiezienia.

Dalsza karira sedziego J.Godynia wygladala nastepujaco: 1982 r. - szef szef Wojskowego Sadu Garnizonowego w Katowicach, od 1987 r. - szef  Sadu Warszawskiego Okregu Wojskowego w Warszawie, w latach 1990 - 2016 sprawowal funkcje Prezesa Izby Wojskowej Sadu Najwyzszego. J. Godyn awansowal tez w hierarchii wojskowej, w 1993 r. mianowano go na stopien generala brygady, zas w 1997 r. - generala dywizji. Ponadto, zostal nagrodzony "Buzdyganem" i w 2017 r. KRS przyznal mu Medal "Zasluzony dla Wymiaru Sprawiedliwosci" - Bene Merentibus Justitiae.

 

2 komentarze

avatar użytkownika UPARTY

1. Przypomina mi się historia kolektywizacji w Polsce

Otóż bodajże w 1954 roku komuniści chcieli zlikwidować prywatne rolnictwo. Mieli to zamiar zrobić przy pomocy tzw. dostaw obowiązkowych. Ustalono też termin ich wykonania na bodajże dwa tygodnie przed żniwami. Rolnicy, którzy w terminie nie dostarczyli by swoich płodów mieli być pozbawiani gospodarstw jako sabotażyści. Mieli mieć alternatywę, albo proces za sabotaż albo przystąpienie do spółdzielni produkcyjnej.
Jednak niejaki Paszkowiak, wice wojewoda śląski któremu podlegało rolnictwo zmienił termin dostaw na po żniwach argumentując to obawą o przeniesienie się napięć społecznych ze wsi do kopalń w których pracowało dużo chłoporobotników. Jak taka zmiana została dokonana w jednym województwie to wiadomo było, że musi być dokonana i gdzie indziej.
I co ciekawe, ani nie był przez nikogo prześladowany, ani nie został zdjęty z funkcji wice wojewody.
Został on bowiem wicewojewodą z mianowania Bułganina. Odbyło się to tak, że po jakimś zebraniu, zaraz po wkroczeniu wojsk sowieckich była oczywiście popijawa. W jej trakcie Bułganin spojrzał na Paszkowiaka i powiedział, że ty będziesz wicewojewodą. Ot, spodobał mu się młody dzielny działacz.
Tyle, że ten młody dzielny działacz już przed wybuchem wojny był w tzw. wojskówce, co sam mi powiedział, gdy rozmawiałem z nim o kulisach strajku w 1980 roku w Lublinie. Był on bowiem członkiem delegacji rządowej na rozmowy ze strajkującymi, czyli był zarówno w 1954 roku jak i w 1980 po prostu żołnierzem Armii Czerwonej.
I teraz ciekawostka. Rozmontowanie planu kolektywizacji nie zaszkodziło jego karierze a rozmowy w Lublinie tak. Miał on bowiem za zadanie spowodowanie powstania niezależnego związku zawodowego i mu się to nie udało. Złożoną przez niego, w czasie przerwy w obradach , propozycję postawienia postulatu powołania związku zawodowego reprezentujący komitet strajkowy Janiszowski uznał za prowokację, co sam mi powiedział, i postulatu takiego nie postawił. Po tych negocjacjach Paszkowiak, jak sam to przyznał, został odsunięty na całkiem boczny tor.
Historia sędziego Godyna wydaje się być podobna.

uparty

avatar użytkownika Tymczasowy

2. UPARTY

Ciekawa sprawa.