Zbrodnia żydokomuny a propaganda "Obóz Pracy Świętochłowice Eintrachthűtte - Zgoda". John Sack „Oko za oko”.
Instytut Pamięci Narodowej - najbardziej znienawidzona przez postkomunistów instytucja III RP.
Nie służy jedynie ujawnianiu agentury ubeckiej, zajmuje sie również ściganiem zbrodni na narodzie polskim. Jednym z opracowań historyków IPN jest ciemna historia obozu w Świetochłowicach.
Przez kilkadziesiąt powojennych lat w oficjalnym obiegu funkcjonowała teza, że dramat mieszkańców Górnego Śląska skończył się wraz z wyzwoleniem przez Armię Czerwoną. Dla historyków otwartym tematem były jedynie wojenne dzieje obozu.
Dopiero opublikowanie w latach 90. książki Johna Sacka „Oko za oko” przerwało swoistą „zmowę milczenia” wokół świętochłowickiego obozu pracy zwanego „Zgodą”.
http://patrz.pl/filmy/john-sack-oko-za-oko-przemilczana-historiazydow-ktorzy-w-1945-r-mscili-sie-na-niemcachtlumaczyl-roman-palewicz
Zmowa milczenia obejmowała wiele zbrodni popełnionych przez władzę ustanowioną przez Armie Czerwoną w 1944 roku.
IPN prowadzi szereg śledztw, a wielu byłych funkcjonariuszy PRL postawiono już w stan oskarżenia
http://www.ipn.gov.pl/wai.php?serwis=pl&dzial=szukaj&search=105388&sort=3&order=1&ile=20
Wśród byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa był Salomon Morel, były komendant obozu w świetochłowicach-Zgoda.
Do 1992 r. Salomon Morel mieszkał w Katowicach. W lutym 1990 roku Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie Oddział w Katowicach rozpoczęła badanie tematu Obozu Pracy w Świętochłowicach - Zgodzie, a 10 lipca 1992 roku wszczęła śledztwo w tej sprawie. W tym samym roku Salomon Morel wyemigrował do Izraela. Śledztwo było prowadzone przez Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu O/Katowice, a w jego toku badane są także i inne wątki związane z tematem.
Obóz Pracy Świętochłowice-Zgoda
KALENDARIUM
II 1945
Uruchomienie obozu w Świętochłowicach-Zgodzie, jako obozu pracy przymusowej, podległego Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego. Stan obozu przewidzianego na 1500 więźniów, wynosił 2500-2700 osób - napisał we wrześniu 1945 r. naczelnik obozu Salomon Morel, tłumacząc przyczyny wybuchu epidemii tyfusu. Z niespełna 6000 osób w ciągu ok. 300 dni istnienia obozu zmarło co najmniej 1855.
6 V 1945
Ustawa o wyłączeniu ze społeczeństwa wrogich elementów. Artykuł 20. ustawy mówi wprost, że "KTO NIE ZGŁOSIŁ WNIOSKU O REHABILITACJĘ, ALBO CZYJ WNIOSEK O REHABILITACJĘ ZOSTAŁ ODRZUCONY, PODLEGA UMIESZCZENIU NA CZAS NIEOZNACZONY W MIEJSCU ODOSOBNIENIA (W OBOZIE) I PODDANIU PRZYMUSOWEJ PRACY, TUDZIEŻ TRACI NA ZAWSZE PRAWA PUBLICZNE ORAZ OBYWATELSKIE PRAWA HONOROWE I CAŁE MIENIE".
16 V i 27 VIII 1945
Umowa między Centralnym Zarządem Przemysłu Węglowego a Centralnym Obozem Pracy w Jaworznie o warunkach zatrudniania więźniów. W myśl umowy COP zobowiązał się dostarczyć 10 tysięcy więźniów do pracy w kopalniach.
XI 1945
Likwidacja obozu w Świętochłowicach-Zgodzie. W protokole zdawczo-odbiorczym odnotowano przekazanie ze Zgody do Jaworzna m. in.: 18 t mąki żytniej, 8,5 t płatków ziemniaczanych, 1,1 t cukru, 1,2 t smalcu, 1,5 t kaszy.
10 XII 1948
Trzecia Sesja Zgromadzenia Ogólnego ONZ, obradująca w Paryżu uchwaliła Powszechną Deklarację Praw Człowieka. Artykuł 4. głosi: "NIE WOLNO NIKOGO CZYNIĆ NIEWOLNIKIEM ANI NAKŁADAĆ NA NIEGO SŁUŻEBNOŚCI...".
1954
Ostateczna likwidacja obozów pracy przymusowej w Polsce.
16 XII 1966
Praca niewolnicza i przymusowa została zakazana z dniem uchwalenia przez Zgromadzenie Ogólne ONZ Paktu Praw Człowieka. Polska podpisała pakt 2 marca 1967 r.
Plan obozu
Początki obozu „Zgoda”
Po wywiezieniu więźniów były podobóz KL Auschwitz opustoszał zaledwie na kilka tygodni. Dobrze zachowana infrastruktura obozu (ogrodzony teren, wieże strażnicze, baraki dla więźniów, budynek dla personelu), a także jego dogodna lokalizacja zostały szybko wykorzystane przez władze komunistyczne. Obóz położony na terenie gęsto zaludnionego okręgu przemysłowego, zaledwie kilkanaście kilometrów od centrum Katowic, stwarzał możliwość łatwego transportu więźniów. Zatrzymanych w Katowicach i okolicach prowadzono do obozu w „Zgodzie” w pieszych kolumnach. Niektórzy byli tam dowożeni tramwajami, a ci z dalszych zakątków Śląska, np. z Bielska czy Nysy, koleją. Umieszczeni w obozie więźniowie mogli być wykorzystywani do pracy w licznych w okolicy zakładach przemysłowych. Nie bez znaczenia był z pewnością fakt, że Świętochłowice były siedzibą Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach. Siedziba UB mieściła się niedaleko Hali Targowej, do której w końcu lutego 1945 r. skierowano kilkuset zatrzymanych przed umieszczeniem w obozie „Zgoda”. Już w Hali Targowej więźniowie byli katowani przez funkcjonariuszy UB. Przed przetransportowaniem więźniów do obozu przeprowadzono tam prace porządkowe oraz dezynfekcję. Część zatrzymanych oczekiwała na zakończenie prac w pobliskim podobozie przy kopalni „Polska”[8].
Historia Obozu Pracy w Świętochłowicach - Adam Dziurok (fragmenty)
"Na powojennych losach rdzennej ludności Górnego Śląska zaważyła w dużym stopniu polityka narodowościowa władz niemieckich prowadzona podczas II wojny światowej. Pierwszą próbę weryfikacji narodowości mieszkańców tych ziem podjęli Niemcy w grudniu 1939 r. podczas akcji rejestracji ludności, zwanej od konieczności złożenia odcisku palca na formularzu - "palcówką". Okazało się, że m.in. ze strachu przed deportacją, represjami, po wezwaniach biskupa śląskiego Stanisława Adamskiego do "maskowania się" ponad 90% mieszkańców Górnego Śląska zadeklarowało swą narodowość i język jako niemieckie. Wiosną 1941 r. podjęto kolejną próbę weryfikacji narodowościowej podjęta została podczas akcji wpisu na niemiecką listę narodowościową (DVL - Deutsche Volksliste). Mieszkańcy Górnego Śląska, podobnie jak innych terenów wcielonych do Niemiec, mogli się ubiegać o wpis do jednej z czterech grup volkslisty, w zależności od stopnia świadomości oraz aktywności narodowej. Praktyka była jednak taka, że Ślązaków, uznawanych za ludzi pochodzenia niemieckiego częściowo spolonizowanych w okresie międzywojennym, masowo nakłaniano, a często nawet zmuszano do składania wniosków o wpis na volkslistę. Wynikało to m.in. z chęci pozyskania poborowych do Wehrmachtu. Blisko 2/3 mieszkańców przedwojennego województwa śląskiego (bez Śląska Cieszyńskiego) otrzymało III grupę volkslisty. Grupa II liczyła ponad 200 tys. osób w całym byłym województwie śląskim. Oznaczało to, że niemal w każdej rodzinie śląskiej znaleźli się tzw. "dwójkarze". Dylematy związane z volkslistą dobrze oddaje funkcjonujący wówczas na Śląsku wierszyk: "Jeśli się nie podpiszesz/ twoja wina, zaraz cię wezmą do Oświęcimia, a gdy się podpiszesz ty stary ośle/ zaraz cię Hitler na Ostfront pośle". Władze niemieckie musiały uznać, że akcja volkslisty nie spełniła swojego zadania, czyli nie podzieliła jednoznacznie mieszkańców Górnego Śląska na Niemców i Polaków.
Władze komunistyczne rozpoczęły porządkowanie kwestii narodowościowych na Górnym Śląsku, opierając się na wynikach akcji volkslisty. Nie dostrzegając specyficznej sytuacji tych ziem wychodzono z założenia, że osoby zaliczone do grupy I i II to Niemcy lub co najmniej zdrajcy narodu. Wynikało to z nieznajomości stosunków narodowościowych oraz chęci szybkiego i surowego rozprawienia się z wszystkimi, którzy zaparli się polskości. Patrzenie na zagadnienie niemieckiej listy narodowościowej na Górnym Śląsku poprzez doświadczenia z volksdeutschami w Generalnym Gubernatorstwie doprowadziło do powstania wypaczonego wizerunku "Ślązaka - zaprzańca", a ocenę volksdeutscha-zdrajcy przenoszono także na Śląsk, gdzie niemal cała ludność została wpisana na volkslistę. Przekonana o tym była także kadra napływowych urzędników oraz funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa zupełnie niezorientowanych w strukturze narodowościowej Górnego Śląska.
Zerwanie z zasadą, że stopień winy zależy od kategorii niemieckiej listy narodowościowej, nastąpiło w ustawie z 28 VI 1946 r. o odpowiedzialności karnej za odstępstwo od narodowości w latach 1939-1945. Od tego momentu do obozu nie trafiały już osoby z uwagi na grupę volkslisty, ale z względu na konkretne czyny, wskazujące, że dopuściły się zdrady narodu.
Po przejściu frontu przez Górny Śląsk władze sowieckie i polskie wykorzystały zachowane poniemieckie obozy do umieszczania w nich osób narodowości niemieckiej, volksdeutschów oraz podejrzanych o wrogi stosunek do nowego ustroju. Na przykład oświęcimski obóz koncentracyjny stał się miejscem osadzenia wielu Górnoślązaków przed wywiezieniem do ZSRR. Do dużych obozów - dawnych filii Oświęcimia - w Jaworznie i Mysłowicach kierowano setki zatrzymanych mieszkańców Górnego Śląska, których "winą" często było jedynie posiadanie II grupy DVL. Najważniejszym obozem na tym terenie był Centralny Obóz Pracy (COP) w Jaworznie, któremu podlegały mniejsze obozy. Cały system więziennictwa i obozów podlegał Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego, stąd cały personel obozowy stanowili funkcjonariusze UB.
Leżący naprzeciwko zakładów "Zgoda" w Świętochłowicach obóz, noszący oficjalną nazwę "Obóz Pracy w Świętochłowicach" byłą filią obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Po Niemcach pozostało podwójne ogrodzenie z drutu kolczastego pod napięciem, wieże strażnicze, baraki dla więźniów oraz budynek dla personelu. Jeszcze w lutym 1945 r. skierowano do obozu pierwsze osoby zatrzymane przez funkcjonariuszy urzędów bezpieczeństwa, milicji oraz NKWD.
W początkowym okresie obozem kierowały dwie osoby przybyłe na Górny Śląsk z województwa lubelskiego: Aleksy Krut oraz Salomon Morel. Od czerwca 1945 r. obozem kierował już samodzielnie Salomon Morel.
Wśród więźniów obozu przytłaczającą większość stanowili Ślązacy oraz obywatele III Rzeszy (tzw. Reichsdeutsche), ale znaleźli się tam również Polacy z tzw. "Centralnej Polski" oraz co najmniej 38 obcokrajowców (Austriacy, Belg, Rumuni, Czesi, Francuzi, Jugosłowianie). Wraz z rodzicami do obozu trafiły nawet dzieci. Do obozu kierowano osoby bez żadnych sankcji prokuratorskich, jedynie na podstawie decyzji władz bezpieczeństwa. Jak ocenia jeden z przebywających w obozie, więźniowie "w większości byli prostymi, solidnymi Górnoślązakami, którzy uczciwie pracowali i troszczyli się o swoje rodziny". Starano się jednak przekonać mieszkańców Śląska, że do obozu trafiają wyłącznie Niemcy oraz znienawidzeni aktywiści ruchu nazistowskiego. Gdy na początku marca 1945 r. osoby zatrzymane na terenie Katowic uformowano w kolumny i popędzono w kierunku Świętochłowic, na czele każdej kolumny postawiono człowieka z flagą nazistowską.
W obozie panował straszny głód. Całodzienne wyżywienie stanowiła czarna kawa zbożowa oraz około 125 gramów chleba wydawanych rano i wieczorem, natomiast obiad stanowiła zupa z buraków pastewnych. Dochodziło do tego, że więźniowie żywili się trawą. Ratunkiem dla niektórych były paczki przysyłane do obozu przez rodziny. Były one jednak często konfiskowane przez strażników. Warunki sanitarno-bytowe również były katastrofalne. Więźniowie spali po trzy osoby na jednej pryczy, bez sienników i koców, we własnych ubraniach, w których zostali doprowadzeni do obozu. W krótkim czasie plagą obozu stały się wszy, pluskwy i szczury. Wkrótce pojawiły się także groźne choroby epidemiczne: czerwonka i tyfus.
Najtragiczniejszym okresem w dziejach obozu w Świętochłowicach-Zgodzie był sierpień 1945 r., kiedy szalała epidemia tyfusu. Brak podstawowych warunków sanitarnych oraz właściwej opieki medycznej, a także to, że nie przeprowadzono odwszawienia i nie izolowano chorych spowodował masowe zgony więźniów. W okresie największego nasilenia epidemii odnotowywano kilkadziesiąt zgonów dziennie. Kierując się liczbą dokumentów zmarłych więźniów, należy przyjąć, że oficjalna liczba zmarłych w obozie wynosi 1855. Zwłoki wywożono z obozu nocami wozem drabiniastym i grzebano w grobach masowych na dwóch cmentarzach katolickich oraz na cmentarzu ewangelickim w Świętochłowicach. Pierwsze kroki zmierzające do powstrzymania zarazy podjęto dopiero wtedy, gdy objęła ona cały obóz. Przyjechała komisja lekarska i wszyscy żyjący jeszcze więźniowie zostali zaszczepieni, a baraki zdezynfekowano.
Tyfus i inne choroby nie były jedyną przyczyną śmierci więźniów. Kilka osób zostało zastrzelonych przez strażników podczas próby ucieczki z obozu. Nieustalona liczba więźniów została zakatowana przez funkcjonariuszy obozu. Najdotkliwsze represje dotknęły osadzonych w baraku nr 7 (zwanym "brunatnym barakiem") przeznaczonym dla podejrzanych o przynależność do NSDAP i innych organizacji nazistowskich. Więźniowie byli zmuszani wołać "Heil Hitler" i śpiewać nazistowską pieśń. Co noc dobiegały stamtąd krzyki i jęki maltretowanych mężczyzn oraz młodzieńców. Ofiarami najcięższych tortur byli chłopcy podejrzani o przynależność do Hitlerjugend oraz dziewczęta z BDM. W katowaniu uczestniczył sam naczelnik Morel, który bił więźniów pięściami lub gumową pałką. Znęcał się również w ten sposób, że przy pomocy swej obstawy rzucał więźniów jednego na drugiego, tworząc pięć, sześć warstw złożonych z ludzi. Była to tzw. "piramida", po zakończeniu której leżący najniżej musieli być wynoszeni do ambulatorium z powodu ciężkich obrażeń. Jeszcze większe przerażenie wśród więźniów wywoływało bicie ciężkim taboretem. W noc kapitulacji Niemiec przegoniono więźniów pod prysznice, a następnie na plac obozowy, gdzie po leżących na ziemi i zziębniętych więźniach przebiegała cała grupa strażników.
Skrajnie trudne warunki obozowe, głód i tortury powodowały załamanie psychiczne osadzonych w "Zgodzie". Więźniowie wielokrotnie wspominali o przypadkach rzucania się uwięzionych na druty pod napięciem. Kilka osób popełniło samobójstwo przez powieszenie.
Na przełomie października i listopada 1945 r. wizytowała obóz komisja, która zwolniła prawie wszystkich więźniów. Musieli przedtem podpisać zobowiązanie, że pod groźbą kary więzienia nie będą się z nikim rozmawiać o tym, co się działo w obozie.
Ostatecznie świętochłowicki obóz przestał funkcjonować w listopadzie 1945 r., gdyż, jak wspomina Morel, przestał już być potrzebny. Przez ten obóz przeszło blisko 6 tys. osób, z których niemal 1/3 nie przeżyła pobytu. Przez wiele lat dzieje obozu pracy w Świętochłowicach-Zgodzie żyły jedynie w pamięci więzionych tam osób oraz ich rodzin, skrzętnie skrywane z obawy przed represjami za ujawnienie prawdy o tym, jak traktowano rdzennych mieszkańców Górnego Śląska w pierwszych latach Polski Ludowej. "
Adam Dziurok
1945 październik 22, Gaszowice - Prośba Anny Dongi do gen. Zawadzkiego o zwolnienie Augustyna Dongi
Zdecydowaną większość osadzonych stanowili mieszkańcy Śląska Górnego i Opolskiego. Poza nimi w obozie znaleźli się także mieszkańcy np. Lwowa, Drohobycza, Tomaszowa, Poznania, Nowego Sącza, nieliczna grupa osób z Zagłębia Dąbrowskiego (zmarło w sumie 10 z nich), Niemcy z głębi Rzeszy, oraz co najmniej 38 obywateli innych państw (19 obywateli austriackich, jeden Belg, siedmiu obywateli rumuńskich, siedmiu czeskich, dwóch jugosłowiańskich oraz dwóch francuskich). Ustalono to na podstawie wykazów obywateli różnych narodowości przebywających w obozach i więzieniach[15]. Wykaz ten jest jednak niepełny. Nie obejmuje między innymi Wandy Lagler - obywatelki Stanów Zjednoczonych, Litwina Franciszka Godesa oraz Szwajcarki, o której wspomina w swoich zeznaniach Dorota Boreczek[16]. W wykazie nie znalazł się również najbardziej znany cudzoziemiec w świętochłowickim obozie - Holender Eric van Calsteren. Podczas przesłuchania w komendzie milicji w Gliwicach próbował wyjaśnić, że urodził się w Hadze i jest obywatelem holenderskim. Usłyszał wówczas: „Masz niebieskie oczy i jasne włosy, jesteś stuprocentowym Niemcem, bo Holendrzy mają wszyscy czarne włosy i mówią po francusku”. Wkrótce został przewieziony do obozu „Zgoda” w Świętochłowicach[17]. W sumie więc więźniami „Zgody” były osoby 13 narodowości (wliczając w to jeszcze Ukraińców odnotowanych w innych wykazach więźniów). Wśród obywateli austriackich w Obozie Pracy w Świętochłowicach przeważali jeńcy wojenni, ale więziono tam również Austriaczkę, która przyjechała do swojego męża pracującego w Polsce. Kilku innych obcokrajowców (mieszkaniec Wiednia, Czech oraz jeden z obywateli jugosłowiańskich) trafili do obozu za brak dowodów osobistych. Część cudzoziemców zatrzymały wojska radzieckie i przekazały polskim organom ścigania, bądź bezpośrednio do obozu „Zgoda”.
Inne zachowane dokumenty Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego zawierają wykazy zaludnienia obozu z podziałem więźniów na następujące kategorie: Polacy, Żydzi, Ukraińcy, Niemcy, volksdeutsche, współpraca z Niemcami oraz inni. Do Polaków zaliczano przede wszystkim członków organizacji niepodległościowych: Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. W statystykach odnotowano, że w świętochłowickim obozie przebywało zaledwie kilka takich osób. W obozie więziono kilku Ukraińców, a liczną grupę stanowili Niemcy (najwięcej w sierpniu 1945 r. kiedy było ich w obozie 1733 – co stanowiło 1/3 wszystkich więźniów). Za Niemców uważano również wszystkich Górnoślązaków zamieszkałych na terenie Rzeszy. W początkowym okresie funkcjonowania obozu trafiali tam również jeńcy wojenni (w kwietniu było ich 25) oraz osoby pozostające do dyspozycji władz sowieckich[18].Więźniami „Zgody” były w zdecydowanej większości osoby po 40. roku życia. Dużą grupę, liczącą kilkuset więźniów, stanowiły osoby liczące powyżej 60. roku życia[19]. W obozie przebywały również dzieci; oficjalne statystyki obozowe podają, że w „Zgodzie” trzymano kilkoro dzieci w wieku do lat 13[20]. Dzieci doprowadzane były do obozu z matkami, które nie chciały zastawiać ich bez opieki. Władze obozowe godziły się na przebywanie dzieci w obozie, choć musiały sobie zdawać sprawę, w jakich warunkach będą przebywać i co im grozi. W obozie zmarł np. syn mieszkanki Świętochłowic, który prawdopodobnie urodził się w obozie (w chwili śmierci – 9 września 1945 r. miał 4 tygodnie)[21]. W czerwcu 1945 r. w obozie było aż 716 kobiet (co stanowiło blisko 17% wszystkich osadzonych). W lipcu grupę kobiet przetransportowano do Libiąża - filii COP Jaworzno. We wrześniu liczba kobiet w obozie zmniejszyła się do ponad 300[22]. Kobiety mieszkały w osobnym baraku i również były wykorzystywane do pracy poza terenem obozu.
Władze obozowe oceniały, że obóz jest w stanie pomieścić 1400-1500 osób. Już w końcu marca 1945 r. w świętochłowickim obozie, przebywało 1062 więźniów. Obóz bardzo szybko się zaludniał. Morel stwierdził, że początkowo przyjmowano dziennie nawet po 300-500 więźniów[23]. W maju statystyki obozowe informowały już o ponad 2 tys. więźniów. Obóz był niemal od samego początku funkcjonowania przepełniony. W lipcu 1945 r.(co przyznał sam Morel) w obozie przebywało 1-1,2 tys. więźniów więcej, niż przewidywała jego pojemność[24]. Jak pokazuje poniższe zestawienie najwięcej osób figurowało w ewidencji obozowej właśnie w miesiącach letnich 1945 r. Później, w związku z tyfusem liczba więźniów znacząco spadła.
http://www.ipn.gov.pl/wai.php?serwis=pl&dzial=2&id=812&search=105398
1. Salomon Morel - zdjęcie z lat czterdziestych
2. Zdjęcie paszportowe Salomona Morela z 1993 r.
Salomon Morel
Urodził się 15 XI 1919 r. we wsi Garbów w pow. Lublin. Pochodził z żydowskiej rodziny. Wraz z trzema braćmi pomagał prowadzić ojcu niewielką piekarnię, jednak ze względu na złe warunki materialne już rok później Salomon Morel wyjechał do ciotki, do Łodzi w poszukiwaniu pracy. Tam podjął pracę w firmie konfekcyjnej i pracował jako ekspedient. Po wybuchu wojny wrócił do rodziców do Garbowa. Chcąc uniknąć pobytu w getcie, rodzina Morelów musiała się ukrywać. Z początkiem 1942 r. Salomon wraz z bratem Izaakiem i innymi kolegami założył grupę, która okradała pobliskie wioski. W czasie jednego z napadów grupa została ujęta przez partyzantów AL. Salomon cała winę zrzucił na starszego brata, unikając w ten sposób ukarania. W 1943 r. Salomon wstąpił do parczewskiej partyzantki gdzie służył w batalionie im. Hołody, w którym wykonywał głównie prace gospodarcze.
Jeszcze w tym samym roku zginął brat - Izaak. Ostatni z braci - Józef zaginął w czasie okupacji przeprawiając się do ZSRR. Morel pomagał przeprowadzać przedstawicieli Krajowej Rady Narodowej z Lasów Parczewskich za Bug, latem 1944 roku organizował w Lublinie Milicję Obywatelską. Następnie został przydzielony do służby w charakterze naczelnika więzienia na Zamku w Lublinie, gdzie więziono żołnierzy AK, później pracował w Tarnobrzegu. 15 III 1945 r. Morel został naczelnikiem Obozu P10:22 2001-10-16racy w Świętochłowicach. Był znany z nieludzkiego traktowania więźniów. Po likwidacji obozu w Świętochłowicach Morel pełnił funkcję naczelnika w więzieniach w Opolu, Katowicach, Raciborzu i Jaworznie. Pracę w więziennictwie zakończył w maju 1968 r. na stanowisku komendanta więzienia w Katowicach. Służbę ukończył w stopniu pułkownika. W czasie pracy kształcił się w Katowickim Gimnazjum Z.M.P., w którym w 1949 r. zdał maturę. W 1958 r. rozpoczął naukę na studiach zaocznych Wydziału Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego. W końcu 1964 r. obronił pracę magisterską pt. "PRACA WIĘŹNIÓW I JEJ ZNACZENIE." Salomom Morel został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a także Złotym Krzyżem Zasługi.
Salomon Morel (ur. 15 listopada 1919 w Garbowie)
pochodził z rodziny żydowskiej, funkcjonariusz aparatu bezpieczeństwa w PRL, od lutego 1945 był komendantem Obozu Zgoda w Świętochłowicach gdzie, w całym okresie istnienia obozu zginęło 1855 osób. W lutym 1949 r. Morelowi powierzono stanowisko komendanta Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie, który po zakończeniu Akcji "Wisła" został przekształcony w Więzienie Progresywne dla Młodocianych Przestępców.
Za swoje zbrodnie przeciwko narodowi polskiemu nie poniósł żadnej kary. Mało, że nie odpowiedział za swoje czyny to jeszcze w 1946 r. władze PRL odznaczyły go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski w 1954 r. ponownie odznaczony – Złotym Krzyżem Zasługi. W 1960 otrzymał odznakę Wzorowego Funkcjonariusza Służby Więziennej.
Jak wiemy dzisiaj, obóz w Jaworznie miał spełniać dwa podstawowe zadania.Najbardziej upartych, a więc tych o niezachwianym patriotyzmie, trzeba było zlikwidować fizycznie zaś resztę złamać, wydrzeć duszę i wpoić zwierzęcy strach przed batem. Jak wyznał raz jeden z byłych oficerów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego zaangażowany w pracę w Jaworznie:
"Mieli być naszymi poddanymi, donosicielami, gotowymi pod wpływem strachu sprzedawać najbliższych i przyjaciół. Po latach "ćwiczeń"w obozie, rozesłani do miast, mieli tworzyć legiony kapusiów,wzmacniając w ten sposób urzędy bezpieczeństwa." I to właśnie takie szatańskie zadanie wykonywał Salomon Morel. Często wzywał dzieci na przesłuchania i osobiście je bił kiedy na pytanie : kto ty jesteś? odpowiadały: więzień polityczny. Darł się przy tym, że polityczni więźniowie to byli przed wojną a tu,w Jaworznie, są tylko bandyci.
Dziś wiadomo, że przez obóz koncentracyjny w Jaworznie przeszło około 10 tysięcy polskich dzieci.
30 września 1996 Salomonowi Morelowi postawiono dziewięć zarzutów, w tym ludobójstwa – pobicia, znęcania się fizycznego i moralnego, sprowadzenia niebezpieczeństwa powszechnego dla życia i zdrowia więźniów. Oskarżony m.in. o stosowanie wyszukanej metody tortur tzw. "piramidy", na polecenie Morela wg świadków strażnicy mieli rzucać więźniów jednego na drugiego, tworząc pięć, sześć warstw złożonych z ludzi. Zarzuty wobec Morela oparto przede wszystkim na zeznaniach ponad 100 świadków, spośród których pięćdziesięciu ośmiu było więźniami obozu w Świętochłowicach Zgodzie. Morel po latach swoje zachowanie uzasadniał wcześniejszymi przeżyciami z obozu Auschwitz-Birkenau, gdzie miał przebywać jako więzień, co jednak nie znajduje oparcia w faktach.
19 grudnia 2003 Sąd Rejonowy w Katowicach wydał w sprawie Morela postanowienie o tymczasowym aresztowaniu na okres 7 dni od daty zatrzymania. Nastąpiło to na wniosek Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach. W postanowieniu mówi się o tym, że w okresie od lutego do listopada 1945 roku w Świętochłowicach, będąc funkcjonariuszem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (ok. 40proc. pracowników stanowili żydzi z czego większość zajmowała stanowiska kierownicze a był to główny aparat ucisku polskich patriotów i bohaterów) – Departamentu Więziennictwa, jako Naczelnik Obozu Zgoda, dopuścił się zbrodni przeciwko ludzkości, stanowiącej zbrodnię komunistyczną na umieszczonych w tym obozie (ze względów narodowościowych i politycznych) więźniach. Niektóre tortury :
- umieszczanie na wiele godzin w tak zwanym karcerze, gdzie więźniowie musieli stać w wodzie sięgającej do piersi, co w niektórych przypadkach prowadziło do śmierci więźnia przez utopienie;
- zmuszanie do zlizywania z podłogi miału węglowego,
W lipcu 2005 Izrael odmówił wydania Morela polskim władzom, gdyż prawo izraelskie nie przewiduje ekstradycji swoich obywateli, zgodnie z kodeksem karnym Izraela, za ludobójcę może być uznany tylko ten, który zabijał Żydów . Poniżej zdjęcie decyzji odmowy wydania Morela.
Ówczesny minister sprawiedliwości Andrzej Kalwas zapowiedział wtedy, że nie będzie kolejnych starań o jego wydanie. Za Salomonem Morelem wystosowano list gończy.
W lutym 2006 na kilka miesięcy zawieszono wypłacanie mu emerytury (2,5 tys. zł) z Biura Emerytalnego Służby Więziennej – podstawą do tego był brak kilku dokumentów, które jednak Morel dosłał pocztą.
14 lutego 2007 Salomon Morel zmarł w Tel Awiwie.
Mało tego,że Izrael odmówił wydania Morela to jeszcze wyraził zdziwienie, że Polska zwróciła się z taką prośbą ! Bezczelność bez granic. Można samemu przeczytać odpowiedź na wniosek o ekstradycje, gdzie odwrócono kota ogonem i winnych zrobiono polskich faszystów, znajduje się na stronie IPN, link poniżej:
Odpowiedź Państwa Izrael na wniosek o ekstradycję Salomona Morela
Można poznać na tej stronie pełniejszą historię tego żydowskiego kata.
Długa ręka sprawiedliwości niestety nie sięga do Izraela.
Tak się broni swoich obywateli.
Szkoda tylko, iż za mordowanie najlepszych patriotów polskich, naszej prawdziwej elity narodu nikt nie zapłacił nawet złamanym centem. A do tego kaci byli i są na utrzymaniu Polski.
Prawdziwe stają się słowa Cypriana Kamila Norwida
"Gorzki to chleb jest Polskość"
http://tytan-przelomu.blog.onet.pl/Zydowski-kat-Salomon-Morel,2,ID423222199,n
źRÓDŁO:
[http://www.ipn.gov.pl]
- Maryla - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
58 komentarzy
1. gdyby ktoś miał zamiar sie wybrać
86. Polskie obozy koncentracyjne
Portal wPolityce informuje
Sprawę obozu opisywał IPN.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. http://www.naszawitryna.pl/ksiazki_103.html
"Oko za oko" to wstrząsająca
relacja o wypadkach mających miejsce po zakończeniu drugiej wojny światowej
na Śląsku. Autor opisuje historię życia Loli, Żydówki - więźniarki obozu
w Oświęcimiu, która po wyzwoleniu zostaje komendantem więzienia w Gliwicach,
Pinka - jej towarzysza dzieciństwa, który został naczelnikiem UB na obszar Śląska,
oraz Szlomo - komendanta obozu dla Niemców w Świętochłowicach. Autor
stara się odpowiedzieć na pytanie co popychało ludzi, którzy przeszli tak
niewyobrażalne cierpienia do dokonania zwrotu i zadawania takich samych cierpień
innym. Sprawa żydowskiego udziału w tych wydarzeniach jest kontrowersyjna, ale
jest to pierwsza publikacja na ten temat. Aby opisać tę historię John Sack poświęcił
siedem lat na zbieranie materiałów w Polsce, Niemczech, Izraelu i Stanach
Zjednoczonych.
OD TŁUMACZA
Książka, którą macie państwo przed
sobą, została napisana przez Amerykanina, a opowiada o wydarzeniach rozgrywających
się na Śląsku (głównie, choć nie tylko) pod koniec Drugiej Wojny Światowej
i krótko po niej. Występują w niej Żydzi, Polacy, Niemcy, Rosjanie oraz
przedstawiciele paru jeszcze innych narodowości, zaś status miejsc, których
dotyczy, nie był jeszcze w opisywanym czasie wyraźnie określony. Nie można
więc było uniknąć zamieszania, zwłaszcza jeżeli chodzi o imiona własne i
nazwy geograficzne, nie dało się też ustrzec przed pewnymi uogólnieniami.
Tłumacząc "Oko za oko ",
starałem się zachować przyjęty przez Johna Sacka system nazewnictwa (objaśniony
w Przypisach). Uznałem jednak, że ciągłe natykanie się na niemieckie nazwy
miast, które od pół wieku wchodzą w skład naszego państwa (Gleiwitz,
Kattowitz, Breslau) może być dla polskiego czytelnika irytujące, a czasem
utrudniać lekturę, dlatego (po uzgodnieniu z autorem) podaję je w polskim
brzmieniu. Spolszczam również pisownię niektórych żydowskich imion (piszę
np Ryfka, a nie Rivka). Pozostawiam
natomiast niemieckie nazwy ulic. Co prawda w Katowicach natychmiast po
wyzwoleniu przywrócono nazwy polskie, ale w Gliwicach jeszcze dość długo
funkcjonowały dawne, niemieckie (widziałem dokument z września 1945 r.,
dotyczący głównej bohaterki, w którym wspomina się jeszcze o "jej
mieszkaniu na Lange Reiche"). Niemal we wszystkich przypadkach ich obecne
nazwy podane są. w Przypisach. Nie przeliczam także angielskich miar na obowiązujące
u nas, ponieważ uważam, że ucierpiałby na tym amerykański charakter książki.
Tym, spośród co bardziej dociekliwych czytelników, którzy nie maj ą akurat
pod ręką stosownych tabel, przypominam jedynie że: l cal to 2,54 cm, l stopa
to 3 0,48 cm, l jard to 91,44 cm, l mila ma 1609,344 m, l akr jest równy 0,4047
ha, l uncja waży 28,35 grama, l funt to 0,4536 kg, zaś l pinta, czyli półkwarta
ma 0,568 litra; temperatury podawane są w skali Fahrenheita, O °F to -17,8 °C,
a l °F =- 5/9 °C. Rzecz jasna,
kiedy mowa w książce o "Żydach" i "katolikach", mamy do
czynienia z uproszczeniem i chodzi o przeciwstawienie Polaków pochodzenia żydowskiego
wszystkim pozostałym. Zapewne część spośród nazwanych
"katolikami" bohaterów książki poczułaby się takim określeniem
dotknięta, a wielu wymienionych tu "Żydów" nie miało nic przeciwko
jedzeniu szynki. W książce
cytowanych jest wiele polskich dokumentów, listów i piosenek. Usiłowałem
dotrzeć do oryginalnych wersji i zamieścić je w niniejszym przekładzie. W
tych kilku przypadkach kiedy mi się to nie udało, musiałem niestety dokonywać
re-tłumaczenia z angielskiego przekładu.
(...)
Roman Palewicz
PRZEDMOWA
Matka mojej matki [1] pochodziła
z Krakowa, trzydzieści mil od Oświęcimia. Muszę przyjąć, że gdyby ona (a
także pozostali moi dziadkowie) w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego
wieku nie wyjechała do Ameryki, na początku lat czterdziestych bieżącego
stulecia ja zostałbym wysłany do Oświęcimia. Miałbym mniej więcej dwanaście
lat. Podobnie jak inni chłopcy z tamtych czasów nosiłbym szare, wełniane
ubranko i płaską, szarą czapkę z daszkiem. Wraz z matką, ojcem i piegowatą
siostrą wysiadłbym z pociągu na betonową rampę w obrębie drutów obozu.
Stało się jednak tak, że pojechałem do Oświęcimia dopiero przed czterema
laty, gdy miałem bez mała sześćdziesiąt wiosen i można to było zrobić
bezpiecznie. Stanąłem na szerokiej, betonowej płycie i wpatrzyłem się w
tory, na których stałby pociąg, ale nie potrafiłem sobie wyobrazić, że z
niego wysiadam. Próbowałem, jednak wszelkie "co, gdzie i kiedy" tyczące
Oświęcimia, były tak odległe od świata, który pamiętałem, że poczułem,
iż usiłuję zobaczyć jak wyglądałem ja sam, czy raczej moje atomy, tuż
przed Wielkim Wybuchem. Czytałem
na temat Oświęcimia i wiedziałem, że owego dnia na rampie musiałby być
Mengele, więc podszedłem do miejsca, w którym zapewne by stał. Wiedziałem,
że powiedziałby mój ej matce i mojemu ojcu: -Naprawo - zaś mojej siostrze i
mnie: -Na lewo - ale wciąż nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Przeszedłem
do ruin przebieralni -a raczej rozbieralni - następnie do komory gazowej,
obecnie bez dachu, pełnej resztek
starej konstrukcji, kurzu, trawy i mleczy, a także (kiedy przyjrzałem się dokładniej)
maleńkich, białych okruchów kości, które w latach czterdziestych spadły
tam z nieba. Znowu spróbowałem sobie wyobrazić swoją siostrę i siebie
samego w tej komorze, jak rozebrani tulimy się do siebie, otoczeni przez tysiąc
ludzi (wszyscy krzyczą, spływa na nas gaz), i po prostu nie byłem w stanie
tego zobaczyć, w moim umyśle nie było haczyka, na którym mógłby zawisnąć
taki obraz. Z równym powodzeniem mógłbym dociekać dlaczego istnieje wszechświat
i co by było gdyby go nie było. Wyjechałem nie robiąc żadnych notatek, ale
pamiętam, że poczułem trochę sympatii do mężczyzn i kobiet twierdzących
że Holocaust się nie zdarzył. Ludzie, którzy tak mówią to głupcy, częstokroć
nawet gorzej, ale potrafię ich zrozumieć. Myśl, że Holocaust naprawdę miał
miejsce, jest zbyt nieogarniona dla maleńkiego, nie większego od piłki do
siatkówki, mózgu.
Przyjechałem do Oświęcimia, a także
w ten rejon Polski, aby zbierać materiały do tej książki. Usłyszałem o
pewnej żydowskiej dziewczynie, Loli, która po półtorarocznym pobycie w Oświęcimiu
odwróciła Holocaust do góry nogami, zostając komendantką dużego więzienia
dla Niemców w Gliwicach, o trzydzieści mil od swego obozu, tudzież naśladując
w pewien sposób SS-manki z Oświęcimia i zapragnąłem o niej napisać. Lola
nie przebywała już w Polsce, lecz rozmawiając o niej z Żydami, Polakami i
Niemcami, studiując dokumenty w pełnej pajęczyn piwnicy w Polsce, jak również
w betonowym zamku nad Renem, stopniowo zdałem sobie sprawę z tego, że prawda
jest dużo, dużo obszerniejsza niż sprawa Loli. Dowiedziałem się, że setki
Żydów, którzy we wczesnych latach czterdziestych przeszli przez rampę w
Oświęcimiu (bądź licznych podobnych
miejscach) umiały wyobrazić sobie to, czego Janie potrafiłem i, w rzeczywistości,
dokonywały rzeczy, których w latach trzydziestych nie mogłyby sobie nawet
wyobrazić. Kiedy Holocaust dobiegł końca, jak stwierdziłem, pewna liczba Żydów
została, podobnie jak Lola, komendantami więzień. Zorientowałem się, że Żydzi
ci byli czasem równie okrutni, jak ich odpowiednicy w Oświęcimiu, a nawet założyli
organizację, która kierowała tymi więzieniami, oraz - o czym także się
przekonałem - obozami koncentracyjnymi dla niemieckich cywilów w Polsce i
administrowanej przez Polskę części Niemiec. Raz jeszcze poczułem, że staję
wobec czegoś zbyt wielkiego dla jednego, małego, trzyfuntowego mózgu,
albowiem pojąłem, że istotnie, Holocaust miał miejsce. Niemcy zabijali Żydów,
lecz zdarzyła się także druga okropność, ukryta przez tych, którzy jej
dokonali: kiedy to Żydzi zabijali Niemców. Bóg wie, że mieli do tego powody,
ale ja dowiedziałem się, że w roku 1945 zgładzili oni ogromną, liczbę
Niemców - nie nazistów, nie żołnierzy Hitlera, tylko niemieckich cywilów -
mężczyzn, kobiety, dzieci, niemowlęta, których jedyną, zbrodnią było to,
że byli Niemcami. Na skutek gniewu Żydów, jak by on nie był zrozumiały,
Niemcy utracili więcej cywilów niż w Dreźnie, więcej, lub tyle samo co Japończycy
w Hiroszimie, Amerykanie w Pearl Harbour, Brytyjczycy w Bitwie o Anglię, czy
wreszcie sami Żydzi we wszystkich pogromach w Polsce - tego właśnie się
dowiedziałem, i byłem porażony tą. wiedzą. To nie był Holocaust, ani
moralny ekwiwalent Holocaustu, lecz byłem świadom, że jeśli o tym opowiem,
zostanie to uznane za, hm, nazwijmy to chucpą, ponieważ mogłem się domyślić
co powie świat. Mimo to czułem, że zrobię rzecz słuszną,
zarówno jako reporter, jak i człowiek będący Żydem. Nie
jestem znawcą. Biblii, lecz uczęszczałem do szkółki sobotniej (uznawano
mnie za "nad wyraz religijnego") i wiem, że Tora każe nam dawać świadectwo
prawdzie, w istocie mówi nam Ona, iż jeśli ktoś grzeszy, zaś my wiemy o tym
i nie mówimy, także ponosimy winę. Owi mężczyźni (a także kobieta, jak
powiada uczony), którzy napisali Torę, nie ukrywali żydowskich występków.
Nawet kiedy Abraham, ojciec narodu żydowskiego, popełnił grzech - Bóg kazał
mu iść do Izraela, a on miast tego udał się do Egiptu-Tora o tym opowiedziała.
Doniosła też, że Juda, którego imię jest źródłem słowa "Żyd",
współżył z nierządnicą, i że Mojżesz, nawet sam Mojżesz, zgrzeszył
przeciw Panu, który potem nie pozwolił mu wejść do Ziemi Obiecanej. Ludzie,
którzy napisali Torę (czy też, jak chcą. ortodoksyjni Żydzi, Bóg, który ją
napisał) uważali, że my. Żydzi, nie możemy obwieszczać "Nie pożądaj",
"Nie kradnij", "Nie zabijaj", jeżeli sami to robimy, a
potem ukrywamy, toteż zbierając materiały w Europie poczułem, że muszę zdać
relację z tego, co czynili żydowscy komendanci, o ile nasz naród ma zachować
jakikolwiek autorytet moralny. Spodziewałem się, że część Żydów zapyta
mnie; - Jak Żyd mógł napisać tę książkę? - i wiedziałem, że moja
odpowiedź musi brzmieć: -Nie Jak Żyd mógłby jej nie napisać?
(...)
John Sack
sierpień 1993
Fragmenty książki
Po wyzwoleniu został przydzielony do Urzędu Bezpieczeństwa
Publicznego i powierzono mu stanowisko komendanta obozu w Świętochłowicach.
obóz ten był a czasie wojny prowadzony przez SS i w każdym z jego siedmiu
baraków, na każdej z trzypiętrowych prycz tkwiła
kartka z napisem ABRAMOWICZ, GOLDSTEIN i tak dalej. Szlomo celowo pozostawił te
kartki i Niemcy, którzy zaczęli przybywać już w lutym, mówili: - Och, to było
zbudowane dla Żydów! - Choć ci Niemcy to byli głównie kolaboranci,
domniemani, mniej więcej stu z nich przyznało się już Wydziałowi Śledczemu:
- Byłem w SS - albo -Byłem w Sekcji Szturmowej - albo - Byłem w Hitlerjugend
- albo -Byłem w Partii - i tych Szlomo umieścił w najłatwiej dostępnym
baraku - brunatnym baraku, jak go nazywał, ponieważ brunatny był kolorem
nazistów - i tego samego wieczoru o godzinie dziesiątej złożył im wizytę.
Sierżant z trzaskiem otworzył drzwi, zawołał po polsku: - Baczność! -a
kiedy Niemcy zeszli ze swych prycz, do wnętrza wkroczył Szlomo i z tuzin strażników,
częściowo katolików, częściowo Żydów. W butach, Szlomo miał sześć stóp
wzrostu, w swym brązowym skórzanym płaszczu wyglądał jak atleta, na jego
ramionach połyskiwały trzy srebrne, kapitańskie gwiazdki, a jego szczęki
wyglądały tak jakby był w stanie przegryzać deski. Przez całą wojnę śpiewał
o zemście: Za ból, za krew,
za lata łez Już zemsty nadszedł czas, czuł,
że zemsta, zemsta, jest jego obowiązkiem, a dziś wieczorek najwyraźniej mógł
się mścić. Patrzył na Niemców surowo, ale tak naprawdę zastanawiał się: Kim
oni są? Na kim ja się mszczę? -
Nazywam się kapitan Morel - rozpoczął Szlomo. Na jego kwadratowych brwiach można
by postawić cegłę. - Mam dwadzieścia sześć lat i jestem Żydem - ciągnął
dalej, rozgłaszając to, czego żaden z pracujących w Urzędzie "Stanisławów"
nigdy nie mówił głośno. - Mój ojciec, moja matka i bracia, wszyscy zostali
zabici, jestem jedynym, który przeżył. Ja... Przerwał.
Te smutne wory, stojące wokół niego na spocznij, bez wątpienia
nie wybiły klanu Morelów, ale Szlomo zastanawiał się czy któryś z nich nie
pracował w Majdanku, najbliższym Grabowa obozie. Pewnego dnia, kiedy był w
oddziale żydowskich partyzantów, Szlomo usłyszał o "dożynkach",
jakie urządziło tam SS, zabijając osiemnaście tysięcy Żydów, i obiecał
sobie: Pomszczę ich. W rok później patrzył w Majdanku jak pięciu byłych
strażników stoi na pięciu samochodach ze stryczkami na szyjach i jak
katoliccy oraz żydowscy kierowcy zapalają silniki i odjeżdżają. A teraz
Szlomo myślał: Może ci Niemcy też działali w Majdanku. Może działali w
Oświęcimiu, o trzydzieści mil stąd. Może... -
Byłem w Oświęcimiu - oświadczył Szlomo, okłamując więźniów, lecz
jeszcze bardziej samego siebie, podbudowując się psychicznie, jak bokser przed
walką o mistrzostwo, napełniając się nienawiścią do otaczających go Niemców.
- Byłem w Oświęcimiu przez sześć długich lat i przysiągłem sobie, że jeśli
stamtąd wyjdę, zapłacę wam, nazistom, za wszystko. - Jego oczy ciskały
skry, ale ci "naziści" odpowiadali mu spojrzeniami pełnymi
dezorientacji, więc Szlomo, aby zobaczyć ich prawdziwe
oblicza, powiedział: - Dalej, śpiewać
Pieśń Horsta Wessela (Horst Wessel Lied) - Ponieważ nikt nie otwarł
ust, Szlomo twardą, gumową pałką, którą miał przy sobie, walnął o pryczę,
niczym sędzia swym młotkiem. - Śpiewać, powiedziałem!
- Do góry flagi... - zaczęło kilku
Niemców.
- Wszyscy! - zawołał Szlomo.
- Zewrzeć szeregi...
- Powiedziałem wszyscy!
- Sekcja Szturmowa maszeruje... -Ta pieśń
skomponowana w latach dwudziestych przez podporucznika Horsta Wessela, była
hymnem hitlerowskich zbirów. Sekcji Szturmowej, i nie wszyscy w barakach ją,
znali. - Miarowym, pewnym krokiem...
- Blondyn! - wrzasnął Szlomo do osoby
z najjaśniejszymi włosami i najbardziej
niebieskimi oczyma.- Powiedziałem śpiewać! - Machnął swą gumową pałką,
i walnął nią w złocistą głowę. Mężczyzna zatoczył się do tyłu.
- Duchy naszych towarzyszy zabitych
przez Czerwonych i Reakcjonistów...
- Sukinsynu! - ryknął Szlomo, wściekły
że Niemiec uchyla się przed nim zamiast śpiewać. Znowu go uderzył. - Śpiewaj!
- Maszerują wraz z nami...
- Głośniej!
- Dajcie drogę Brunatnym Batalionom...
- Jeszcze głośniej! - krzyknął
Szlomo, uderzając innego mężczyznę.
- Dajcie drogę ludziom z Sekcji
Szturmowej... Teraz SS, Sekcja
Szturmowa, Hitlerjugend i podejrzani o przynależność do Partii ryczeli niczym
tłum zgromadzony na hitlerowskim apelu. Ich usta tworzyły rządek czerwonych
kręgów, jak końcówki megafonów. Na pierwszy rzut oka można było pomyśleć
że ci ludzie śpiewają! maszerują, tratując leżące na ziemi szczątki
ojca, matki i braci Szlomo, unosząc ręce w hitlerowskim pozdrowieniu. Teraz
Szlomo czuł do nich nienawiść. - Świnie! - wrzasnął.
- Miliony pełnych nadziei ludzi...
- Nazistowskie świnie!
- Spoglądają na swastykę...
- Schweine! - krzyczał Szlomo. Odrzucił
swą gumową pałkę, złapał za nogę drewniany taboret i ściskając jaw pięści
jął walić Niemca po głowie. Ten bez zastanowienia uniósł ręce, a Szlomo,
wściekły że więzień próbuje uniknąć jego słusznej kary, ryknął:
- Skurwysynu! - i walnął mężczyznę
taboretem w pierś. Więzień opuścił ramiona i Szlomo znowu jął grzmocić
jego nieosłoniętą głowę, gdy nagle trach! noga taboretu rozleciała się w
drzazgi. Klnąc na niemieckie brzozy, Szlomo złapał następny taboret i powrócił
do bicia Niemca. Teraz nikt już
nie śpiewał, lecz rozkrzyczany komendant nie zauważył tego. Pozostali strażnicy
wykrzykiwali: - Blondyn! - Czarny!
- Mały! - Duży! - a kiedy każdy z wywołanych mężczyzn podchodził z przerażeniem,
spuszczali nań swe pałki. Ta rozróba trwała do jedenastej. Wreszcie ociekający
potem najeźdźcy zawołali:
- Świnie! My was załatwimy! - i opuścili
Niemców. Niektórzy już byli całkiem załatwieni. Kilku więźniów leżało
na betonowej posadzce, bowiem Szlomo zrobił to, czego Lola we wszystkich swych
dzikich snach o zaciskaniu palców, szalika, paska, na gardle jakiegoś Niemca,
ciągle jeszcze nie dokonała, choć bardzo tego pragnęła. Szlomo i jego podwładni
pozabijali ich. Następnego
wieczoru sierżant krzyknął: - Baczność - i Szlomo wraz ze swymi
gwardzistami wszedł ponownie do baraku. Niemcy szybko zeskoczyli z prycz,
Szlomo rozkazał: - Śpiewać - i więźniowie rozpoczęli Pieśń Horsta
Wessela. Teraz dźwięki były dwa razy głośniejsze, ponieważ chór powiększył
się dwukrotnie. Licząca dziesięciu ludzi brygada "wniebowstąpienia"
złożyła zmarłych na noszach, zaniosła ich do drewnianej kostnicy i aby
uniknąć fetoru, posypała zwłoki chlorkiem wapniowym, ale do Świętochłowic
przyjechał pełen Niemców wagon tramwajowy i ci spośród jego pasażerów, którzy
byli podejrzani o przynależność do SS, Sekcji Szturmowej, Hitlerjugend i
partii nazistowskiej, znaleźli się teraz w brunatnym baraku. Kiedy śpiewali,
nienawiść w gardle Szlomo wzbierała niczym lawa w dawno uśpionym wulkanie. -
Głośniej! Jeszcze głośniej! - krzyczał. - Świnie! - gdy znalazł godny
siebie cel, złapał nowy taboret (ten, który rozwalił, był teraz u obozowego
stolarza, czekając w stolarskim zacisku aż gorący klej stwardnieje) i walnął
nim Niemca w głowę. Wokół niego strażnicy usiłowali nauczyć więźniów
by zachowywali się jak mężczyźni. - Ile razy
chcesz? - pytali.
-Wcale nie chcę!
- Tchórz! Dostaniesz pięćdziesiąt!
- Gdy gumowy miecz spadał na Niemca, strażnik kazał mu liczyć.
- Eins! - rozpoczynał więzień.
- Licz po polsku! Zaczynam od nowa!
- Raz! - rozpoczynał Niemiec. Wkrótce
następni Niemcy byli martwi, i o świcie brygada wniebowstąpienia przeniosła
ich do cuchnącej kostnicy, a potem wywiozła konnymi wozami do masowego grobu,
na pobliskim cmentarzu nad rzeką Rawą. Każdego
wieczoru, przez cały marzec, przez cały kwiecień, Szlomo spadał na brunatny
barak, lecz, w miarę jak przybywały pełne Niemców tramwaje i ciężarówki,
głównie z Gliwic, jego zaludnienie nadal rosło Prycze zapełniły się i wkrótce
na każdą z nich przypadało dwóch, trzech, albo i czterech lokatorów. Leżeli
"na waleta" pod każdym ABRAMOWICZEM, GOLDSTEINEM i tak dalej. W każdej
ramie tkwiły trzy prycze, w każdej sali dwadzieścia jeden ram, w baraku były
dwie ciasno upakowane sale, a jeszcze na podłogach spały nadwyżki, więc
teraz w brunatnym baraku przebywało nie mniej niż sześciuset ludzi.
(...)
Wszyscy utracili podczas
wojny tych, których kochali i choć więźniowie brunatnego baraku byli
podejrzani o przynależność do SS, Sekcji Szturmowej, Hitlerjugend i partii
nazistowskiej, gościom Szlomo w zupełności wystarczało to, że byli oni
Niemcami. Z radością zastrzeliliby ich wszystkich, ale pałka dawała znacznie
więcej emocjonalnej satysfakcji, więc maszerując na ciemny, brunatny barak,
wywijali pałkami. W Oświęcimiu załogę SS obowiązywał zakaz bicia Żydów
dla osobistej uciechy i SS-mani, którzy to robili mogli być, a czasem nawet
bywali, karani za to więzieniem, lecz goście Szlomo nie obawiali się, że Urząd
ukara ich. Oni, w przeciwieństwie do SS, mieli swoje powody. Z
hukiem otworzyli drzwi brunatnego baraku. Zapalili światła i Niemcy poderwali
się tak ostro, że niejedna deska w pryczy trzasnęła, ci z górnych pięter
skakali na tych z dolnych, ci z dolnych zaczęli krzyczeć, i wieczór się
rozpoczął. - Śpiewać Hymn Narodowy! rozkazał Szlomo dla odmiany. - Śpiewać!
-Niemcy, Niemcy nade wszystko...
-Głośniej...
- Nade wszystko na świecie...
- Jeszcze głośniej!
- Stańmy razem po bratersku...
-Świnie!
- Ku obronie i wyzwaniom...
- Ty, duży! - krzyknął Szlomo do
wysokiego blondyna. - Kładź się tutaj! Długi! - do innego wysokiego Niemca.
- Kładź się obok niego! Drągal! - do jeszcze innego - Kładź się przy nim!
- Kiedy już wszyscy | trzej leżeli w rządku, Szlomo wrzasnął: - Ty! Kładź
się na nich w poprzek! Nie! - ryknął, waląc go pałką. - Powiedziałem
w poprzek! Ty! - ciągnął dalej, układając Niemców w stos, trzech w tę
stronę, trzech w tamtą do czasu aż powstała wysoka na wyciągnięcie ręki
kostka z ludzi. - W porządku! - oświadczył Szlomo i jego goście zaczęli
wywijać pałkami, waląc nimi w
ten sześcian, niczym myśliwi w stado kanadyjskich fok. Powietrze stało się gęste
od pochrząkiwania gości i dźwięków łup! wydawanych przez drewno uderzające
o kości. Niemcy leżący w wyższych warstwach wołali: - Bitte! Proszę
- w środkowych, jęczeli, ale ci z warstw dolnych byli niemi, bo ciężar dwóch
tuzinów ciał leżących na nich, zmiażdżył ich trzewia i ci Niemcy
umierali.- Świnie! -krzyknęli uczestnicy przyjęcia, odchodząc z hukiem, ale
Szlomo wsparł się tylko o pryczę i patrzył na to śmiejąc się jak myszugene
(jak pomyleniec). To słowo było jego pseudonimem u żydowskich
partyzantów. W końcu zmęczeni goście
wyjechali, lecz Szlomo nadal nie był zadowolony. Wydawał następne juble, w piątki,
w soboty i w poniedziałek, 7 maja, w dniu kiedy Niemcy się poddali - gdy jego
goście przeszli przez druty, zaczęli strzelać w niebo co miało zastąpić
fajerwerki. W inne wieczory Szlomo i jego strażnicy sami napadali na brunatny
barak, pytali Niemców: - Ile razy chcesz? - Chcę dwadzieścia - Dobrze, służymy
uprzejmie - a po wymierzeniu zamówionej porcji mówili: -Jeszcze jeden. Nie
powiedziałeś "Dziękuję!" - Chłopcy robili to przez cały maj,
czerwiec i lipiec, aż gdy ostrzyżony najeża, ale uprzejmy ksiądz, ten który
dyskutował z Adamem, przybył do Świętochłowic, te wieczory zamieniły się
w obrzędy typu "Pan będzie łaskaw". Mniej więcej o dziesiątej
sierżant krzyczał: - Baczność! - i Niemcy wyskakiwali z łóżek niczym
ochotnicy, unosili w górę prawe ręce, wołali: - Heil Hitler! - śpiewali
Pieśń Horsta Wessela - a w odpowiedzi na "Ile razy?" mówili
"Piętnaście", bo jeśli któryś powiedział "Dziesięć",
strażnicy nazywali go tchórzem i dostawał pięćdziesiąt. Aby wymierzyć
Niemcowi jego piętnaście razy, strażnicy korzystali z pałek, desek z prycz,
łomów a czasem własnych kuł karanego. Czasami zacierali różnicę pomiędzy
karą cielesną, a główną, łapiąc Niemca za ręce i nogi i waląc jego głową
w ścianę jak łbem szlachtowanego tryka. W centralnym kręgu, Szlomo korzystał
ze swych ulubionych brzozowych taboretów, lecz wciąż nic był zadowolony, więc
jego strażnicy wciąż na nowo odprawiali te niekończące się wieczory.
Martwe ciała wędrowały każdego ranka
do kostnicy. Taborety wędrowały do stolarza, który siedział roztapiając
sztabki kleju i mruczał: - Józefie
i Mario! Następne stołki! - natomiast nazwiska zmarłych wędrowały do Szlomo.
Ten zaś sprawdzał je - miał ich dwadzieścia, czasami, z brunatnego baraku i
dwadzieścia z pozostałych - a potem wysyłał "ZAWIADOMIENIA" do żon
wszystkich zmarłych:
ZAWIADOMIENIE .......... lipca
1945, więzień ...........
zmarł na atak serca.
Liczba ciał była ogromna, ale Szlomo
nie zapominał o tym, że wciąż j jeszcze żyje sześciuset mężczyzn z
brunatnego baraku, oraz tysiąc ośmiuset "kolaborantów" i sześćset
"kolaborantek". On sam nie tknął ich jeszcze (osobiście zajmował
się tylko mieszkańcami z brunatnego baraku), ale strażnicy zaczęli bić
wszystkich: jeżeli nie salutowali, jeżeli nie mówili po polsku "Tak,
proszę pana", jeżeli nie pozbierali swoich włosów w zakładzie
fryzjerskim, jeżeli nie zlizywali własnej krwi. Zapędzali Niemców do psich
bud i bili ich, jeśli ci nie chcieli szczekać. Zmuszali Niemców do bicia
siebie nawzajem: do skakania sobie na plecy, do walenia się po nosach, a jeśli
jakiś więzień markował swoje ciosy, strażnicy mówili: - Pokażę ci jak się
to robi - i walili tak mocno, że kiedyś jednemu uderzonemu wyleciało szklane
oko. Gwałcili Niemki -jedna trzynastolatka zaszła w ciążę - i szkolili swe
psy w ten sposób, że na komendę "Sic!" gryzły Niemców w
genitalia. A i tak pozostało jeszcze trzy tysiące więźniów, i Szlomo
nienawidził ich bardziej niż w lutym, nienawidził ich za to że nie chcieli
usłużnie umierać. Wyglądało to tak, jakby nienawiść była jakimś mięśniem,
który tym stawał się większy,
im dłużej go ćwiczono - jakby każdego dnia wyciskał dwieście funtów i
teraz, daleki od wyczerpania, był w stanie wycisnąć 220. Wreszcie
w sierpniu na pomoc Szlomo przybyły wszy. Jakiś człowiek zachorował na
tyfus, jego towarzysz z pryczy również i 104-stopniowa gorączka lotem błyskawicy
rozprzestrzeniła się po obozie. W swoich barakach Niemcy leżeli rozwaleni na
pryczach, wzdrygali się gdy kapała na nich z góry jakaś uryna, bełkotali: -
Josef! - albo - Jacob! - albo -Mamusiu! pomóż mi, proszę! - sale przypominały
oddziały szpitalne po bombardowaniu, liczba zgonów wzrosła do stu dziennie -
jednego dnia 138 - a zapracowani chłopcy z brygady wniebowstąpienia biegali
niczym listonosze, od baraku do baraku, od łóżka do łóżka. Każde martwe
ciało czterech chłopaków chwytało za ręce i nogi, po czym, wołając: -
Hej... Raz! - wrzucali je na nosze, choć raz jednemu z nieboszczyków urwała
się ręka i pokazał się legion białych robaków, półcalowej długości.
Potem chłopcy nieśli te nosze (w jednym przypadku, pozostawiając za sobą ślad
z białych robaków) do kostnicy, wyrzucali zwłoki, posypywali je chlorkiem
wapniowym i najwcześniej jak mogli, zasłaniając usta chusteczkami, wznosząc
najmocarniejszy rodzaj "Hej... Raz!", ciskali je na wóz z wysokimi
burtami. Potem wrzucali następne zwłoki i koń ciągnął ładunek w stronę
grobu nad Kawą.
Z czasem zmarło trzy czwarte więźniów
i Szlomo obwieścił:- Tego, czego Niemcy w Oświęcimiu nie potrafili zrobić w
sześć lat, ja dokonałem w Świętochłowicach w sześć miesięcy. - W
rzeczywistości taką liczbę ludzi Niemcy zabijali w Oświęcimiu w ciągu pięciu
krótkich godzin, a Szlomo wciąż nie był zadowolony ze swego świętochłowickiego
wyniku. Podczas przyjęć dla katowickich chłopaków nadal opowiadał dowcipy w
jidysz, ale myślami był gdzie indziej.
(...)
Po całych dniach i nocach mieszkający
w Świętochłowicach cywil słyszeli krzyki Niemców. Jeden z katolickich księży
spróbował powiedzieć o tym światu. Ten starszy już, cicho mówiący człowiek
gołębiego serca, pojechał pociągiem do
Berlina, aby spotkać się pewnym brytyjskim oficerem i zrzucić przed nim swe
brzemię, a te kolei przekazał "przygnębiającą notatkę" w poczcie
do Londynu:
Pewien mieszkający na Śląsku ksiądz
przybył do Berlina. Jest [on] znany od wielu lat i uważam go za człowieka, który
zasługuje całkowite zaufanie. Zawsze, dniem i nocą, był gotów nieść pomoc
ofiarom nazistowsiego reżimu.
Oficer ów przekazał co Urząd
wyprawia z Niemcami:
Polskie władze [stwierdziły]
"Dlaczego nie mieliby oni umrzeć?" Obozy koncentracyjne nie zostały
zlikwidowane, tylko przejęli je nów, właściciele. W Świętochłowicach więźniowie,
którzy nie zostali zatłuczeni na śmierć, muszą każdej nocy stać po szyję
w lodowata wodzie, dopóki nie umrą...
co było prawdą, bowiem karcerem była
u Szlomo cysterna z wodą. Wypełniwszy swą. misję, ksiądz powrócił na Śląsk,
ale do Berlina przybywali inni posłańcy z alarmującymi wieściami i
opowiadali Brytyjczykom oraz Amerykanom o innych obozach prowadzonych przez Urząd
Bezpieczeństwa Publicznego. Największy
z nich był nie w Świętochłowicach, lecz w Potulicach, w Polsce, bliżej
Morza Bałtyckiego. Zbudowany dla Żydów [2], teraz mieścił trzydzieści tysięcy
podejrzanych o gnębienie tego narodu. Każdego wieczoru jego komendant szedł
do tamtejszych baraków, wołał:
- Baczność! Śpiewać Wszystko
przemija! - i Niemcy śpiewali:
Wszystko przemija już Wszystko
oddala się Mój mąż gdzieś w Rosji jest A ja znów sama śpię
-
Wy świnie! - krzyczał potem komendant i walił Niemców taboretami, częstokroć
ich zabijając. Nieraz o świcie żydowski strażnik, skandując: - Eins!
Zwei! Drei! Vier! - wyprowadzał więźniów do lasu poza obozem.-Stać! Brać
łopaty! Kopać!- wołał, a kiedy już Niemcy wykopali ogromny grób, wrzucał
do niego portret Hitlera. - A teraz płaczcie! -rozkazywał strażnik, -I śpiewajcie
Wszystkie mopsy warczą! -I
Niemcy zaczynali zawodzić:
Wszystkie mopsy warczą, Wszystkie
mopsy warczą, Tylko małe rolmopsy Cicho są.
Potem strażnik wołał: - Rozbierać
się! - a gdy już Niemcy byli nadzy, bil ich, oblewał gnojówką, albo złapawszy
ropuchę wpychał to tłuste stworzenie do gardła jakiegoś Niemca, który wkrótce
potem umierał. W Potulicach straciło
życie więcej Niemców, niż zginęło tam podczas wojny Żydów. W obozie
koncentracyjnym w Mysłowicach, niedaleko Katowic,
ocaleni z Oświęcimia Żydzi powiedzieli Niemcom: - Śpiewać!
- Co mamy śpiewać? - Cokolwiek! Śpiewać, bo kula w łeb! - więc więźniowie
rozpoczęli piosenkę, której wszyscy nauczyli się w przedszkolu:
Wszystkie ptaszki już tu są!
Wszystkie ptaszki, wszystkie! Kos i drozd, zięba i szpak, I calutki ptasi świat!
-
Wy świnie! - wrzeszczeli Żydzi, chłostając Niemców, których każdego dnia
w Mysłowicach umierało około stu. W Grottkau (Grodkowie) Niemcy byli grzebani
w workach na ziemniaki, ale w Hohensalzy (Inowrocławiu) wchodzili wprost do
trumien, a tamtejszy komendant pozostawiał ich tam. W Blechhammer (Blachowni)
żydowski komendant nie chciał nawet patrzeć na Niemców, więc
umierali zapomnieni. Status "podejrzanego" to było za mało aby
jakikolwiek Niemiec w Polsce i administrowanej przez Polskę części Niemiec był
traktowany łaskawie. Na tym ogromnym obszarze Urząd Bezpieczeństwa
Publicznego prowadził 1255 obozów dla Niemców i dosłownie w każdym z nich
zmarło od dwudziestu do pięćdziesięciu procent więźniów.
(...)
Szlomo opowiedział mi, że był w Urzędzie
przez dwadzieścia cztery lata, najpierw jako komendant Świętochłowic, potem
w więzieniu w Opolu, a jeszcze później w Katowicach, gdzie jednym z jego
nieszczęsnych więźniów był Chaim, następnie kierował obóz dla Polaków -
który stał się, jak przyznał z nutka, niepokoju, temat niedawnych doniesień
prasowych - potem został szefem Więziennictwa w Katowicach, a wreszcie, w 1968
roku sekretarz Partii Gomułka, który sam spędził trzy lata w więzieniu Urzędu
wylał wszystkich Żydów z instytucji. Szlomo wciąż myślał o wyjeździe do
Izraela, ale, uśmiecha się szeroko powiedział mi: - Pewnego razu jeden Żyd
jechał do Izraela a inny stamtąd wracał. Spotkali się na Kanale Suezkim i
obaj pokaz sobie tak - Szlomo przyłożył palec do skroni i pokręcił nim
gestem który oznacza "Masz fioła". - Nie pisz o Świętochłowicach
- powiedział mi któregoś dnia w
Klubie Żydowskim, ale odparłem, że może napiszę, a
wtedy twarz Szlomo pociemniała jak niebo przed burzą. Radosne iskierki w jego
oczach zgasły, a w ich miejsce pojawiła się czarna chmura strachu. Poprosił
mnie o mój adres w Kalifornii i adres mojej matki Nowym Jorku po czym powiedział:
- Jeżeli o tym napiszesz, poruszę przeciwko tobie niebo i ziemię, -Ze
smutkiem zmieniłem temat. Spotkałem
w Katowicach wielu ludzi, ale osobą, które nie udało mi się spotkać
był Czesław, eks-komendant Łambinowic obozu, w którym strażnicy mówili: -
Przytulcie ich. - Pocałujcie, Kochajcie się z nimi. - W roku 1965 jak się
dowiedziałem, pewna grupa Niemców zażądała aby Polacy osądzili Czesława
za masowe morderstwo, ale Polacy odpowiedzieli, że Czesław - major policji
Katowicach - nigdy nikogo nie zabił. Obecnie był w Katowicach nic nie znaczącym
człowiekiem. Dowiedziałem się też, że nikt, ani Żyd, ani katolik, nie był
nigdy sądzony w Polsce za zbrodnie przeciwko Niemcom chociaż zastępca
komendanta pewnego obozu dla Niemców Czechosłowacji został pewnego razu
skazany na osiem lat przez amerykańskiego
sędziego w amerykańskiej strefie okupacyjnej. Hoss, gwoli ścisłości, został
powieszony w Oświęcimiu, Hosslera powieszono w Hameln, w Niemczech, w
garnizonie pstrokato ubranych kobziarzy, zaś Mengele, który w lipcu i sierpniu
1945 przebywał w amerykańskim obozie dla jeńców wojennych, zdołał na
skutek nieuwagi strażników zbiec do Brazylii i, podobnie jak ów niecny człowiek
z opowieści Hillela, utonął, najpierw w oceanie samotności, a potem w
Atlantyku. Któregoś dnia pojechałem
do Warszawy, ale dowiedziałem się, że Jakub nie żyje. Przez dwanaście
lat kierował Urzędem zajadając w Warszawie łososie i homary, w Moskwie zaś
pałaszując pieczonego i brunatnego niedźwiedzia, a nawet tańcząc walca z Mołotowem
(który chciał mu coś szepnąć na ucho), podczas gdy Stalin nakręcał
patefon i puszczał na nim płyty na 78 obrotów z gruzińską muzyką. Potem
Jakub został wylany z pracy, wyrzucony z partii i usunięty z Wielkiej
Encyklopedii -tę serię nieszczęść Berman, ubrany w stary, szary sweter, sącząc
herbatę i z wdziękiem obierając pomarańczę z Izraela, przypisał w czasie
pogawędki, którą odbył w 1983 z należącą do Solidarności i polską
pisarką, polskiemu antysemityzmowi. - ...społeczeństwo polskie powiedział
Jakub, sącząc herbatę i obierając wychudłymi palcami pomarańczę -jest w
swojej konsystencji bardzo antysemickie. -
Pan to mówi? Pan? - obruszyła się kobieta z Solidarności. -
Bo taka jest, niestety, prawda. Moją córkę wielokrotnie przezywano w
szkole śledziarą. - I nie
rozumie... - mówiła pisarka, która całymi godzinami musiała przypominać mu
jak Urząd torturował Polaków, jak wyrywał im paznokcie, wycinał języki,
wypalał oczy, nie mówiąc już o tym, jak ich zabijał, po czym słuchała,
jak Jakub z uporem powtarza, że "Rewolucja to rewolucja." - I nie
rozumie pan dlaczego? - Nie... -
odpowiedział Jakub [3] . Zmarł na raka jąder w roku 1984.
(...)
Poleciałem z powrotem do Ameryki.
Pewnego dnia na żydowskim cmentarzu w Woodbridge, New Jersey, odbywało się
nabożeństwo wspomnieniowe poświęcone wszystkim Żydom, którzy zginęli w
trakcie Holocaustu. Uczestniczyło w nim dwustu żałobników oraz ja. Dzień był
upalny i ci z nas, którzy nie spacerowali pomiędzy nagrobkami popłakując z
wyrazem zagubienia, siedzieli na krzesłach pod czarnymi parasolami. Rabin modlił
się za Żydów, którzy zostali zabici, spaleni, zaszlachtowani, lub zakopani
żywcem przez Niemców, a przewodniczący oświadczył; "Nigdy więcej".
Przemawiający stali przy bloku z czarnego marmuru, z napisem:
NASZYM UKOCHANYM BRACIOM
KTÓRZY PADLI OFIARĄ BRUTALNYCH PRZEŚLADOWAŃ
1939-1945
NIECH ICH DUSZE ODPOCZYWAJĄ W
WIEKUISTYM SPOKOJU
Ten kamień był (i bez wątpienia
powinien był być) znacznie większy od tego, który widziałem w Świętochłowicach,
nad rzeką Rawą:
OFIAROM OBOZU W ŚWIĘTOCHŁOWICACH
Podczas tego nabożeństwa rozejrzałem
się i zobaczyłem z pół tuzina ludzi, którzy po Holocauście pozostali na
jakiś czas w Polsce, aby pracować dla Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.
Jedna kobieta była strażniczką w Mysłowicach, a inna, z Gliwic, powiedziała
mi: - Nigdy nie byłam w Gliwicach! - zaś nieco później oświadczyła: - Byłam
w Gliwicach, ale nigdy o tym nie opowiem! - a jeszcze później rozmawiała ze
mną przez godzinę, powtarzając: - Nie wiem nic! Nic! Nic! Nic! Nic! Nic! - O
jednym mężczyźnie powiedziano mi kiedyś, że pracował w Urzędzie w
Reichenbach, ale on rzekł mi: - Ja nie byłem, to mój kuzyn był komendantem w
Mysłowicach - wszelako ów kuzyn stwierdził: - Nic o tym nie wiem. - Jednym z
uczestników był Pinek, Sekretarz Bezpieczeństwa Publicznego na cały obszar
Śląska, który powiedział mi, że często tłumaczył Żydom z Urzędu: - Mówię
wam! Ci Niemcy są w dziewięćdziesięciu procentach niewinni - lecz zarazem
wyznał, że Żydzi nie chcieli go słuchać. Pewien
człowiek, który pracował w Urzędzie, stwierdził, że był na kilku przyjęciach
- kilku jublach - w obozie Szlomo, i zabijał tam Niemców. - Zasługiwali na to
- oświadczył mi. Kiedy nabożeństwo dobiegło końca odszukałem go.
Pierwotnie nosił imię Mosze, albo Mojżesz. Właśnie położył bukiecik
pomarańczowych i żółtych nagietków na szarej, granitowej płycie, poświęconej
jego ojcu (który, jak obwieszczał napis, zmarł w maju 1944) i zamierzał odejść,
kiedy przywitałem się z nim i powiedziałem, że Polacy mogą postawić przed
sądem jego towarzysza ze Świętochłowic, Szlomo Morela. Mosze po prostu
mi nie dowierzał.
- Za zabicie kilku Niemców? Za to? -
dopytywał się. - Za to powinien dostać
medal! - Ten człowiek miał z gruba ciosaną twarz Spencera Trący, nosił
niebieską koszulę i rozsunięty krawat takiegoż koloru, a na jego gęstych, kędzierzawych
włosach tkwiła niebieska mycka.
- Ależ Mosze - powiedziałem, tyle, że
użyłem jego amerykańskiego imienia. - Czy wiesz na pewno, że Niemcy w Świętochłowicach
byli nazistami? Czy też...
- Skąd mam to wiedzieć?
- Czy też byli to po prostu Niemcy, którzy
dali się złapać?
- To mieli pecha.
- Ale część z tych Niemców...
-I za to chcą kogoś stawiać przed sądem?
- Przecież niektórzy z nich mieli po
czternaście, piętnaście lat.
- Moglibyśmy o tym porozmawiać -
powiedział Mosze. - Te czternaste i piętnastolatki chadzały kiedyś z
wielkimi psami, nauczonymi rozdzierać ludzi na strzępy, więc to żadne
usprawiedliwienie mieć czternaście, czy piętnaście lat. Trzeba było ich
zabić. Powinniśmy zrzucić na Niemcy bombę atomową! zabić wszystkich,
niewinnych i winnych. założę się, że dziewięćdziesiąt dziewięć procent
tutejszych ludzi tak właśnie czuje. Jego zapytaj - poradził mi Mosze i odwrócił
się w stronę człowieka, który pierwotnie nazywał się Mendel, i który był
w obozie koncentracyjnym w Płaszowie. - Czy Niemcy powinni przeżyć? - zapytał
go Mosze.
- Absolutnie nie! - oświadczył
Mendel. Podziękowałem Mosze i Mendlowi, po czym odszedłem, czując ogromny
smutek. To, co Niemcy - niektórzy Niemcy - zrobili Żydom, było potworne, ale
pierwszymi ludźmi, którzy mieli to powtórzyć, byli ci, którzy mówili mi
"Nigdy więcej".
(...)
Przypisy
[1] "Matka mojej
matki..."
Moją babką z Krakowa była Bessie
Krawecki Levy, natomiast ja byłem w Oświęcimiu 4 maja 1989 r.
Te setki Żydów wstąpiły do Urzędu
Bezpieczeństwa Publicznego, organizacji kierującej więzieniami i obozami dla
niemieckich cywilów w Polsce i administrowanej przez Polskę części Niemiec.
Według Pinka Mąki, który był Sekretarzem Bezpieczeństwa Publicznego na
obszar Śląska, tylko w podległym mu rejonie liczba żydowskich oficerów
wynosiła od 150 do 225, a dowiedziałem się także o innych, w Krakowie,
Kielcach, Lublinie, Warszawie i innych miastach Polski oraz administrowanej
przez Polskę części Niemiec. 21 listopada 1945, kiedy już niemal wszyscy
pracujący w Urzędzie Żydzi wyjechali, instytucja ta przekazała Bolesławowi
Bierutowi, Prezydentowi Polski, że pracuje w niej 438 Żydów. Jako iż osoby
te rzadko przyznawały się do swego żydowskiego pochodzenia odnoszę się
sceptycznie do tej statystyki, ale jeśli jest ona prawdziwa, to we wcześniejszym
okresie tego roku w Urzędzie musiało by pracować tysiące Żydów. Ukrywanie
tego faktu trwa nadal: w sześć miesięcy po opublikowaniu Oko za oko (w
USA - przyp. tłum.) ani jedna amerykańska gazeta nie napisała nic na temat Żydów
w Urzędzie, ani tego co zrobili Niemcom. Amerykanie ustalili, że w lutym 1945
w Dreźnie zginęło 35 tysięcy niemieckich cywilów, zaś w sierpniu tegoż
roku Japończycy utracili w Hiroszimie 66 000 do 78 000. W Pearl Harbour
Amerykanie stracili 2400 wojskowych
i cywilów, zaś w Bitwie o Anglię straciło życie 70 000 brytyjskich cywilów.
Nikt nie wie ile ofiar pochłonęły pogromy w Polsce ale liczba ta była
znacznie mniejsza od 60 000. "Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu
twemu kłamstwa jako świadek" to oczywiście jedno z Dziesięciu Przykazań,
z Księgi Wyjścia 20:16, zaś słowa: "Jeżeli kto zgrzeszy przez to, że
(...) mogąc zaświadczyć o przestępstwie, które widział lub znał, nie
uczyni tego, i w ten sposób zawini" znajdują, się w Księdze Kapłańskiej
5:1. Historia Abrahama opisana jest w Księdze Rodzaju 12:1-10, zaś Nachmanides,
bardzo czczony rabbi żyjący dwunastym wieku w Hiszpanii, powiedział wyraźnie,
że Abraham zgrzeszył. Opowieść o Judzie można znaleźć w Księdze Rodzaju
38:15- 26, natomiast o Mojżeszu w Księdze Powtórzonego Prawa 32:48-52. Owo
trzytomowe dzieło to Die VertreibungderDentschen Bevolker i ans den Gebieten
Ostlich der Oder Neisse, wydane przez The Schiedera. Słowa "oko za
oko" znajdują się w Księdze Wyjścia ale Talmudzie odrzuca i nigdy nie
były one częścią żydowskiego prawa.
Źródła.
Na temat Drezna, Hiroszimy i Pearl Harbour: The Simon and Schuster
Encyclopedia of WorId War II. Na temat bitwy o Anglię: The World Almanac.
Na temat pogromów w Polsce: Aaron Brightbart.
[2] Obóz w Potulicach nie został
zbudowany dla Żydów, ale dla Polaków z Pomorza. Żydzi stanowili w nim
mniejszość - przyp. tłum.
[3] Wypowiedzi Bermana i pisarki
wg. książki T. Torańskiej "Oni"
http://www.naszawitryna.pl/ksiazki_103.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. John Sack: Oko za oko.
- Podobne strony
roku mścili się na Niemcach, cena: 32.00 zł - księgarnia ...
- Podobne strony
Polsce, Niemczech, Izraelu i Stanach Zjednoczonych. OD TŁUMACZA. Książka ...
- Podobne strony
roku, kiedy przyjechał do Gliwic zbierać materiały do książki.
- Podobne strony
roku mścili się na Niemcach, cena: 32.00 zł - księgarnia ...
- Podobne strony
żydowskiej rodzinie, 24 marca 1930 r. w Nowym Jorku . Jego prace pojawiły się
w ...
- Podobne strony
Niemcach - John Sack. Książki wysyłamy nawet w ciągu 24h, sprawdź opcje
najtańszej ...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
Myśmy o obozie NKWD i UB w Świętochłowicach "Zgoda" wcześniej Eintrachthütte, jego szefach;Aleksym Krutcie i Morelu, pisaliśmy lat temu 4 może 5. W większości więźniami byli Polacy, Ślązacy. przeciwnicy ustroju komunistycznego.Więziono tam Belgów, Rumunów, Czechów, Francuzów , Jugosłowian dzieci
IPN rychło w czas się obudził, czy dlatego, ze Morel jak wielu innych zbrodniarzy stalinowskich wyjechała do Izraela i tam pobierała pułkownikowskie, oficerskie emerytury.
Wyrazy Szacunku
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
5. Szanowny Panie Michale
zanim IPN się obudził, zbrodniarze wyjechali z Polski . Do dzisiaj nie wiemy ilu z nich jeszcze żyje i pobiera wysokie, resortowe emerytury.
Jakby mało było tych zbrodni, to propaganda atakuje ze źródeł zagranicznych, światowych "polskimi obozami śmierci". A "nasze" władze nie robią nic, zeby temu stawić odpór.
Pozdrawiam serdecznie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. @Maryla
Witam.
Bardzo dziękuję za tę wstrząsającą dokumentację...
No i ...kolejny raz "polskie obozy"... a właaadza nic w tym kierunku nie robi.
Gdyby władza była polska, o "polskich obozach" byśmy już dawno nie czytali...
Nikt by nawet nie pomyślał , aby w oszczerczy sposób o Nas napisać...
Czyli mogę odważyć się i powiedzieć, że taka jest ta władza polska jak i "polskie obozy"...
***
Dziękuję...
Wyrazy Szacunku.
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
7. @intix
Witam,
obecne waaadze robią wszystko, aby zlikwidować IPN. Chcą zlikwidowac pion śledczy, który zajmuje się zbrodniami na narodzie polskim, teraz chcą zabrać budynek IPN, co wiąże się z koniecznością rozproszenia archiwum.
Obcięli w budżecie 2012 środki na IPN, po kawałku likwidują wszystko.
A owce milczą...
Pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. @Maryla
Tak bardzo nie chcę się denerwować, ale jednak nie mogę ze spokojem patrzeć na te ICH POczynania...
Pocóż IM pion śledczy, dokonanych na Polakach zbrodni...?
On IM przeszkadza, utrudnia w zacieraniu śladów...
Robią wszystko, aby mogli dalej DZIAŁAĆ swobodnie...
***
Serdecznie Pozdrawiam.
3-majmy się! ...mocno...
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
9. IPN im solą w oku
Ich czyny haniebne są zamaskowane
Dlatego chcą zainstalować stałą firanę
Że nic się przez nią nie wydostanie
Oni nadal będą się obżerać jak piranie
My musimy wciąż stać na IPN-u straży
By żaden zdrajca, sprzedawczyk się nie odważył
Wyciągać łapy, by dostęp do Prawdy zagrodzić
By tych wielu, przestępczej działalności nie odsłonić
Pozdrawiam
10. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
Rząd, koalicjanci z PSL, komuny i kochający inaczej zlikwidują IPN . Potrzebny jest pretekst, jak w bajce Kryłowa "Wilk i Jagnie"
Ukłony moje najnizsze
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
11. Piotr Pietrasz RAŚ
Piotr Pietrasz
RAŚ przyłącza się do środowisk ekstremalnej lewicy czyniącej ze zwalczania poczucia dumy narodowej posłannictwo
Oświadczenie Katowickiego Klubu "Gazety Polskiej" w sprawie pokazu filmowego RAŚ w Katowicach.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
12. Szanowna Pani Marylu,dziekuje za TEN Wątek w Polskiej Historii
Tylko TAK możemy obnażać Prawdę,długo skrywaną
i wrócę tu do sztucznie wywołanego konfliktu przez rezim po sowiecki,zwany na naszych terenach, podziałem na goroli i ślonzaków
mnie nie dotknął nigdy,bo mimo,ze byłam zza miedzy to od samego początku zaprzyjazniłam się ze Śląskimi Kobietami,były ciut starsze ,ale dzieliły sie doświadczeniami i po jakimś czasie "domowymi historiami"ale tylko w zaciszu ich czyściutkich domów,gdzie byłam zapraszana.W zamian za moje opowieści o Powstaniu Warszawskim,odwzajemniali się historiami Dziadków Powstańców,ufali mi,mimo,ze było to w czasach tzw trudnych ,dla nich i dla nas
więc ,w moim przypadku nie udał się eksperyment... za to rodziła sie prawdziwa przyjażń i zaufanie....
Jestem bardzo wdzięczna Pani za TĄ książkę i temat,TEMAT powracający wciąż i bardzo boleśnie.
serd pozdrawiam
gość z drogi
13. Wróce jeszcze do RASIU
właśnie TU,u Państwa,
na stronach Blogmedia24.pl
dzieliłam sie moimi przeżyciami z dnia,w którym w Sejmiku Śląskim,w Katowicach gościliśmy Pana Jarosława Kaczyńskiego
i wspominałam o "zadymie" rasiowców,jaka chcieli przygotować na moment składania wieńca pod Pomnikiem Marszałka,
nie udało im się ,ale nie zapomne nigdy DWU Pań Ślązaczek,które dzielnie
pewnemu 'kamerujacemu" opowiadały o Ojcach więzionych przez Niemców,
jeden z nich
właśnie TU, na Budynku Urzędu Wojewódzkiego odnawiał z pozostałymi więżniami
stiuki,i gdy ONI prosili by nie przykładać się mistrzowsko do pracy,bo budynek służy Niemcom,
ÓW Polak,więzień,dawny powstaniec odpowiadał,
dzisiaj wrogom,ale jutro będzie TU POLSKA,wiec róbmy TO dla Naszej POLSKI.
Prowokator,kamerzysta
dalej plótł swoje koszałki ,opałki,ale wojna słowna jaką z nim stoczyłyśmy,wyeliminowała go z gry,bo słuchali jej
ci z szeregu po przeciwnej stronie w koszulkach RAS
i było nie którym głupio
serdecznie pozdrawiam
gość z drogi
14. @gość z drogi
likwidacja IPN trwa w najlepsze, nie będziemy ścigać zbrodniarzy, ani opisywac prawdy historycznej. Zrobią to RAŚ lub inni niemieccy i rosyjscy narratorzy.
Nie będzie już śledztw przeciw Himmlerowi ani spektakularnych ekshumacji jak ta gen. Sikorskiego? Prezes IPN proponuje zmiany w ustawie o Instytucie - pisze "Gazeta Wyborcza"
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,102433,11081278,Prezes_IPN_chce_ciec_w_Insty...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
15. Jadwiga Chmielowska
Jadwiga Chmielowska
Pomieszałam szyki RAŚ-owi
2 lutego, 2012 - 23:29
Dziś (czwartek 2 lutego) miała być wielka RAŚ-owa (Ruch Autonomii Śląska) feta pt. "Polskie obozy koncentracyjne".
Najpierw film pod tym tytułem, a potem wielce naukowa dyskusja,
Profesory i towarzystwo młodzieży akademickiej - studenci Gorzelika i
profesora Kaczmarka. Gorzelik, członek Zarządu Województwa, postanowił
dokopać Polakom - wszak Polska to nie jego Ojczyzna, jak sam głosi.
Poszłam na to spotkanie w kinie "Rialto". Organizatorem było Muzeum
Śląskie w Katowicach. Instytucja samorządowa podległa (kasa)
Marszałkowi - czyli Gorzelikowi. Gorzelik odpowiada w województwie
śląskim za kulturę i edukację.
Powiadomiłam przyjaciół w całej Polsce. Niestety, widać, że można
liczyć tylko na Stowarzyszenie SOLIDARNI 2010. Przyszło kilka osób.
Dzięki publikacji na portalu wpolityce.pl, w ktorym przeprowadzono
rozmowę z Maciejem Odorkiewiczem - przedstawicielem środowiska ŚZŻAK. Wysłał od razu, gdy go powiadomiłam o imprezie RAŚ-u, list do MSZ-tu.
RAŚ-owcy nie czuli się pewnie. Wyemitowano film bez napisów.
Nie pokazano tytułu "POLSKIE OBOZY KONCENTRACYJNE". Potem prof Ryszard
Kaczmarek z uniwersytetu Ślaskiego mówił bardzo ogólnie i zupełnie
inaczej niż w artykukle, ktory ukazał się w gazecie RAŚ. Prof. Norbert
Honka (Uniwersytet w Opolu), też bardzo łagodnie mówił o łagrze w
Łambinowicach. Dr Dziurok z IPN nie pojawił się w ogóle. Gorzelik
plótł o tym, że to były polskie obozy bo przecież po 1945 r. była
Polska. I polityka polska chciała jednolitego narodu... Miało się to
odbyć grzecznie i bez głosów z sali. Jeszcze wczoraj taki był
scenariusz. Ale wiedziano, że moja emisja głosu przebije wszystkie
głośniki.
Zabrałam głos i w skrócie mówiłam o tym, że Polska od 1944-45 roku byla
sowiecką strefą okupacyjną. Działał Rząd w Londynie a polscy
partyzanci - Żołnierze Wyklęci - strzelali do tych, co te łagry
tworzyli. Powinno się nazywać te obozy Komunistycznymi Łagrami na
Śląsku i tak nazywałam je, robiąc 17 lat temu programy dokumentalne na
antenie TVP Katowice. Komendant najkoszmarniejszego Łagru ZGODA zmarł
w 2007 r w Izraelu. Swoje wystąpienie, ktore jest już w internecie,
zakończyłam tym, że mnie jako Polce jest wstyd, że Gorzelik
wypowiadajacy takie tezy jest członkiem Zarządu Województwa
Śląskiego!
http://w195.wrzuta.pl/audio/aWYlerdsPjj/spor_o_tragedie_gornoslaska_1945...
nielicznej grupy Ślązaków - polskich patriotów.
Do końca już się RAŚowcom nie kleiło. Wszystko zobaczycie Państwo w internecie.
Szkoda, że nie było nikogo z katowickiego Klubu Gazety Polskiej.
Wydali jednak fajne Oświadczenie.
Mała grupka awanturników z RAŚ jest w stanie trzymać w szachu
województwo, bo naszym się nie chce wyjść z domu.......
POSŁUCHAJCIE SAMI CAŁOŚCI:
http://w789.wrzuta.pl/audio/akTNJpFvO09/120202_s...
http://niepoprawni.pl/blog/208/pomieszalam-szyki-ras-owi
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
16. Ukłony dla Pani Jadwigi ,legendy lat wojny Jaruzela z Narodem
serd pozdr
gość z drogi
17. Szanowna Pani Marylu,to kolejny etap likwidowania IPNu
w ostatnich latach,było ich kilka
wyobrażam sobie z jakim utęsknieniem na zniszczenie IPNu,czeka Stefan Michnik,stalinowski sędzia
wydający wyroki na polskich bohaterów,polskich Patriotów
Nie zapomnę starań śp Pana Janusza Kurtyki
o przygotowanie listu ścigającego go na swiecie a nie tylko w Polsce,był TUZ,tuż
gdy
wydarzył sie Polski Dramat,Czyli SMOLEŃSK 10 kwietnia 2010
przez moment pomyślałąm ,ze w tym zamachu,bo tak nazywam ,zginęli CI,ktorzy deptali po pietach mordercom,draniom i wszelkiej masci dawnym ubekom
Jestem dumna z Naszego Katowickiego Oddziału,nie zapomnę jak w ciemnym holu pełno było palących się zniczy,a my w milczeniu ,złamani BÓLEM ,składaliśmy wieńce biało czerwone przepasane czarnymi wstęgami...
Zamach na Prawdę,zamach na IPN to wciąż walka o Wolność......Wolność Naszej Polski
Na kłamstwie nic nie da sie zbudować,nic
serdecznie pozdrawiam
gość z drogi
18. @Maryla
Witam.
Bardzo dziękuję za relację Pani Jadwigi Chmielowskiej.
Składam swoje z głębi serca płynące Podziękowanie dla Pani Jadwigi,
która odważnie i skutecznie pomieszała OBCYM szyki...
Wyrazy Szacunku.
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
19. a tymczasem... Niemcy nie będą płacić za zbrodnie III Rzeszy
Niemcy nie będą płacić za zbrodnie III Rzeszy
Włochy i Grecja nie mogą żądać od Berlina odszkodowań za masakry cywilów, których podczas wojny dopuszczali się żołnierze Wehrmachtu i esesmani - orzekł Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze.
Włoscy sędziowie, opierając się na prawie unijnym, które pozwala ściągać należności z dłużników z ich majątku w innych krajach UE, zgodzili się, by odszkodowanie potrącić z majątku państwa niemieckiego we Włoszech. Nad tamtejszymi siedzibami Instytutu Goethego zawisła groźba licytacji.
Berlin odwołał się do Hagi chcąc uniknąć odszkodowań, których wartość wkrótce mogła zacząć iść w miliardy.
Trybunał przyznał Berlinowi rację i potwierdził, że nawet w przypadku zbrodni wojennych ofiary nie mogą pozywać do sądu państw o odszkodowania.
Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,11087170,Niemcy_nie_beda_placic_za_zbrodnie_I...
Za chwilę okaże się, że to Polacy mają płacić za "polskie obozy".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
20. a propaganda polskojęzyczna już robi podgotowkę
http://nowagazetaslaska.eu/okadka/531-polskie-obozy-koncentracyjne
Polskie obozy koncentracyjne - istniały czy nie?
Wpisany przez Radosław Marczyński
"Polska Rzeczpospolita Ludowa była, jakby nie patrzeć, państwem polskim, dlatego w wyrażeniu „polskie obozy koncentracyjne” nie ma, w tym przypadku, przekłamania ani manipulacji - uważa historyk. Podobnego zdania jest prof. Kaczmarek. - Obecne państwo polskie utrzymało ciągłość konstytucyjną z PRL. Sama Polska Ludowa była powszechnie uznawanym podmiotem prawa międzynarodowego. Dlatego nie ma nadużycia w stwierdzeniu, że było to państwo polskie, choć o ograniczonym poziomie suwerenności. Dodaje przy tym, że sam termin „polskie obozy koncentracyjne” jest, w tym przypadku, nieco mylący. - Takie pojęcie sugeruje, że mieliśmy do czynienia z pewną specyfiką tych obozów. O wiele bardziej trafną nazwą jest nazwa „obozy koncentracyjne w Polsce”. System obozów, które funkcjonowały po 1945 roku na obszarze ziem polskich, był częścią szerszego systemu, który był zjawiskiem ogólnoeuropejskim
i nie posiadał elementów specyficznych, które odróżniałyby go od innych tego typu instytucji.
Dlaczego tematyka powojennych obozów przez wiele lat była przemilczana? Prof. Kaczmarek przyznaje, że główną przyczyną był wstydliwy charakter tego fragmentu historii Polski. - Trudno było przyznać, że państwo polskie stosowało metody represji podobne do tych stosowanych w narodowo-socjalistycznych Niemczech.
Trudna prawda
Wiele osób i środowisk nie chce przyjąć do wiadomości, że Polska, która w powszechnej opinii, powstała na gruncie walki z nazizmem, stosowała podobne metody represji wobec własnych obywateli. Przez to tematyka powojennych obozów stała się swego rodzaju tematem tabu, podobnie jak wiele innych części historii, które nie pasują do heroicznego mitu państwa polskiego i jego obywateli.
Kropkę nad „i” stawia dr Dziurok, który przyznaje - Nadrzędną wartością jest prawda historyczna. W tym przypadku liczy się przede wszystkim pamięć o ofiarach. Z tego względu tematykę powojennych obozów należy badać i upowszechniać."
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
21. @Maryla
Witam.
TO się w głowie nie mieści... Wszystkie dążenia w kierunku, aby zrobić z Nas "faszystów", aby funkcjonowały w nazewnictwie "polskie obozy"...
Nic nierobienie waaadzy w kierunku aby zapobiec temu, daje na TO POzwolenie a także pozwala domniemywać, że kieruje TYM...
W efekcie ...Za chwilę okaże się, że to Polacy mają płacić za "polskie obozy"...
***
W odniesieniu do a tymczasem... Niemcy nie będą płacić za zbrodnie III Rzeszy pozwolę sobie wstawić artykuł, który pominęłam wraz z poruszeniem tego właśnie wątku, czy właśnie m.in. nie dlatego robi się z Nas "faszystów", pisząc w 2010r. notkę ANALIZA WARTOŚCI NAJWYŻSZEJ...
Dzisiaj artykuł ten znalazłam w wykopie...
Wstawiam dla porównania, co na przestrzeni 2,5 lat...
Serdecznie Pozdrawiam.
***
"29.06.2009
Sąd w Rzymie nakazał Republice Federalnej zapłacenie 1,25 mln euro odszkodowania za masakry popełnione w 1944 r. To może być początek nowej fali pozwów pod adresem Berlina.
To kolejny epizod włosko-niemieckiego sporu prawnego o historię. Choć toczy się on z dala od politycznych salonów, a głównymi rozgrywającymi są sędziowie, to ma wielkie znaczenie. Chodzi w nim o to, czy 64 lata po II wojnie światowej Niemcy mają płacić swoim ofiarom i ich krewnym. Włoscy sędziowie twierdzą, że tak i że są w stanie zmusić Niemców do płacenia.
Tak jak w przypadku zbrodni popełnionych przez żołnierzy 16. Dywizji Grenadierów Pancernych SS w pobliżu toskańskiego miasteczka Fivizzano pod koniec sierpnia 1944 r. Niemcy wzięli tam krwawy odwet za ataki partyzantów. 18 sierpnia esesmani splądrowali wioskę Bardine di Sant Terrenzo. Dzień później powiesili tam 53 zakładników pojmanych w okolicy.
Tego samego dnia SS ruszyło do wioski Valla sul Bardine, gdzie Niemcy wymordowali ukrywających 115 cywilów, głównie kobiety i dzieci. Tydzień później SS wkroczyło do Vinca, gdzie dokonało rzezi mieszkańców. Według świadków dochodziło tam do wyjątkowych okropieństw - esesmani strzelali do każdego, kto im się nawinął. Starców palono żywcem w domach, ciężarnym kobietom rozcinano brzuchy. Miejscowość splądrowano i spalono. W sumie wokół Fivizzano zginęło 350 osób.
Gdy w piątkowe popołudnie włoski sąd wojskowy w Rzymie wydawał w tej sprawie wyrok, sprawców zbrodni, których Włochom udało się po latach zidentyfikować, nie było na sali. Dziewięciu oskarżonych weteranów SS (Paul Albers, Josef Baumann, Hubert Bichler, Ernst Kusterer, Arnold Rosler, Adolfa i Maxa Schneiderowie, Heinz Fritz Trager oraz Helmut Wulf) dożywa starości w spokoju w Niemczech. Najstarszy ma 90 lat, najmłodszy - 84. Sami też nie chcieli ich sądzić, twierdząc, że nie ma przeciwko nim przekonujących dowodów. Włosi od zeszłego roku sądzili ich więc zaocznie.
Sędzia Augustine Quistello,który przez rok prowadził ich proces, był innego zdania. - Z pełną premedytacją popełnili okrutne zbrodnie - orzekł, wymierzając wszystkim dożywocie. Skazani mają też zapłacić władzom gminy Fivizzano po 40 tys. euro odszkodowania.
Jednocześnie sędzia nakazał rządowi RFN wypłatę rodzinom ofiar 1,25 miliona euro. To właśnie ta cześć wyroku budzi największe kontrowersje.
Rząd Niemiec od lat utrzymuje, że państwo chroni immunitet i dlatego nie można go stawiać przed sądami. Z tego powodu np. w Polsce odrzucano pozwy składane przeciwko Niemcom przez byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Ale rok temu włoski sąd najwyższy orzekł, że żadne państwo nie ma immunitetu w sprawach dotyczących zbrodni przeciwko ludzkości. A pod tę kategorię podciąga się egzekucje cywilów dokonywane przez żołnierzy Wehrmachtu i esesmanów. Berlin złożył wówczas skargę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze.
Włosi zaś sądzili zbrodnie dalej. Szacuje się, że na włoskie wokandy w najbliższych latach może trafić 10 tys. pozwów o odszkodowania. Jeśli doliczyć odszkodowania na rzecz Włochów (i ich spadkobierców) wywożonych do obozów koncentracyjnych, liczba wniosków może sięgnąć ponad 100 tys. Kwota odszkodowań może urosnąć do miliardów euro. A za Włochami prawo mogą zmienić inne kraje, które padły ofiarą III Rzeszy.
- Można się oburzać, że procesy odbywają się w atmosferze skandalu i że chodzi o tak wysokie sumy. Ale to Niemcy popełnili zbrodnie i muszą się z tym problemem uporać . Może rząd powinien się odważyć na kolejne odszkodowania. Byłby to symbol, że nie chowamy się przed problemem - zastanawia się Gunter Hoffman, publicysta "Die Zeit".
Wiadomo już, że Berlin nie będzie płacił odszkodowań, Włochom nie pozostanie nic innego, jak zlicytować niemieckie nieruchomości w kraju, m.in. przepiękne siedziby Instytutu Goethego. Berlin kanałami dyplomatycznymi grozi Rzymowi, że gdyby tak się stało, stosunki między krajami drastycznie się pogorszą."
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,6766121,Wlosi_skazuja_esesmanow_i_Niemcy.html
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
22. Czytalem niegdys ta ksiazke
bardzo szybko, bo mialem pozyczona na chwile i odnioslem wrazenie, ze zostala napisana przez Zyda, ale na niemieckie zamowienie i w calej sprawie chodzi glownie o sprawy roszczeniowe Niemiec.
Naturalnie ksiazka jest cenna, ze wzgledu na ukazany ogrom i mechanizm zbrodni zydokomuny w powojennej Polsce, niemniej jest rowniez pozyteczna dla niemieckich rewanzystow, skupionych wokol Eryki Steinbach.
Czasami ta ksiazke wspominal prof. R. Nowak i dziwilem sie, ze tych minusow jej nie podnosil. Naturalnie zbrodnie Morela sa oczywiste, jak tez i to, ze pozwolono mu wyjechac bezkarnie z Polski przed rozpoczeciem polskiego fikcyjnego dochodzenia w sprawie jego mordow i trzeba powiedziec, ze odnosnie mordow na Niemcach, obowiazywaly by w stosunku do niego okolicznosci lagodzace...
Wojciech Kozlowski
23. mniejszośc niemiecka chce uchwały potępiającej zbrodnie AC i UB
Naradziliśmy się, że jednak usiądziemy do rozmów. Ale jeśli mamy dojść do porozumienia, to chcemy debatować o naszej treści uchwały. Albo będzie w całości zachowana, albo nie będzie rozmów - twardo stawia sprawę Rasch. - Nie godzimy się na relatywizowanie tych wydarzeń, nie godzimy się na te wstępy o pakcie Ribbentrop-Mołotow, o wywoływaniu przez Niemcy wojny. Chcemy wrócić do sedna sprawy, do pomordowanych, gwałconych, ciemiężonych przez Armię Czerwoną i służbę bezpieczeństwa cywilnych mieszkańców naszego regionu - zaznacza.
Dziś o tym, na jaką treść uchwały zgodzą się przystać radni Platformy, będzie mowa na Radzie Regionalnej PO.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11131292,Niemcy_stanowcz...
http://opole.gazeta.pl/opole/1,35114,11001232,Tresc_uchwaly_upamietniaja...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
24. @Maryla
Witam.
Dziękuję...
Ta ostatnia wiadomość... TO przechodzi wszelkie granice...
...Albo będzie w całości zachowana, albo nie będzie rozmów - twardo stawia sprawę Rasch. - Nie godzimy się na relatywizowanie tych wydarzeń, nie godzimy się na te wstępy o pakcie Ribbentrop-Mołotow, o wywoływaniu przez Niemcy wojny...
Mniejszość... ze stanowczością
Usiłuje robić co chce... z Większością...
Od odpowiedzialności Niemców za wojnę, uciekają...
***
3-majmy się!
Serdecznie Pozdrawiam.
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
25. Pytanie
"A przepraszam, dlaczego tylko o cywilów się upominają. A o żołnierzy po bestialsku rozwalanych z karabinów i armat pod Stalingradem, Moskwą i Kurskiem to nie łaska??? A o biednego Dirlewangera którego Polacy zatłukli pięściami to się nie upomną? I tylu biednych zabitych i zamrożonych, w Rosji szczególnie. Tysiące kilometrów od swojej hitlerowskiej Ojczyzny... " - napisał na gazeta.pl komentantor podpisany "47 procent kretynów".
26. Komunistyczny gułag na
Komunistyczny gułag na Śląsku
Kiedyś odkryłem, że całe ulice w centrum Katowic trafiały do obozów
pracy. Tacy ludzie tam zazwyczaj umierali - mówi Zygmunt Woźniczka,
historyk Profesor Uniwersytetu Śląskiego
[...]
Kazimierz Kutz twierdzi, że odpowiedzialność za terror spada na Polaków.
Przesada.
To były obozy komunistyczne, a nie obozy polskie. Totalitarny system w
perfidny sposób wykorzystywał antagonizmy polsko-śląsko-niemieckie.
Głównymi zbrodniarzami nie byli strażnicy i kapo, którzy bili i głodzili
więźniów, tylko decydenci: sekretarze partii, prokuratorzy, sędziowie,
wysokiej rangi urzędnicy w Katowicach, w Warszawie i w Moskwie, którzy
wydawali decyzje i zachęcali do terroru. Uczepiliśmy się Salomona
Morela, który zabił 2 tys. ludzi. Ale przecież to był tylko prosty,
niewykształcony, żydowski chłopak. A nad nim był szef UB w Katowicach,
szef całego UB itd.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
27. spadkobiercy idei KPP z Czerskiej ze stalinizmem w swoich fundam
http://wpolityce.pl/artykuly/23728-wyborcza-forsuje-termin-polskie-obozy...
Wojciechowski wpycha nam do narodowego dziedzictwa stalinizm. Wiemy od zawsze, że reprezentuje obóz zwalczający poważne próby rozliczenia komunizmu i komunistów, pełnego odrzucenia komunistycznej tradycji. Do tej pory słyszeliśmy, że to z miłosierdzia wobec rzekomo "pokonanych" komunistów. Dziś dowiadujemy się, że źródła postawy są inne - uznanie, że stalinizm był prawomocną wersją państwa polskiego. Przynajmniej szczerze.
Twierdzenie, że staliniści to ludzie "utożsamiający się z Polską, mający polskie dokumenty, nazwiska, mówiący po polsku", jest tak żenującym argumentem, że aż nie chce się polemizować. Tak uważali przecież wyłączeni staliniści. I dziś mogą tak uważać wyłącznie ludzie uznający ich za swoich antenatów.
Logicznie - 1 marca "Wyborcza" nie powinna świętować (pewnie zresztą nie będzie) Dnia Żołnierzy Wyklętych. Powinna świętować dzień ofiar żołnierzy wyklętych - sowieckich komunistów i tutejszych najmitów "utożsamiających się z Polską, mających polskie dokumenty, nazwiska, mówiących po polsku". Po akcji upamiętniania żołnierzy sowieckich 9 maja nikt zaskoczony nie będzie.
Wojciechowski zaznacza, że "trzeba walczyć z taką ["polskie obozy koncentracyjne"] zbitką w odniesieniu do hitlerowskich obozów koncentracyjnych podczas wojny i obozów zagłady na ziemiach polskich jak choćby Auschwitz". Przy jednoczesnym forsowaniu tego terminu na gruncie polskim można walczyć do woli. Skutku żadnego nie będzie.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
28. Salomon Morel, komendant obozu w Zgodzie
[..]
Przeszłość jednak go doganiała. Już w 1989 roku odwiedziłam Morela w jego mieszkaniu, pisząc reportaż o więźniach Jaworzna. Okazało się, że nikomu więcej taka rozmowa się nie udała. Morel nie mógł uwierzyć, że ktoś wie o obozach. Był pewny, że prawda o nich nigdy nie ujrzy światła dziennego. Tak przecież zapewnili go jego mocodawcy. A poza tym wiedza o obozach, dowodził, tylko skłóci ludzi.
A jednak w 1996 roku Salomonowi Morelowi postawiono dziewięć zarzutów, w tym ludobójstwa. Oskarżono go o pobicia, znęcanie się fizyczne i moralne, sprowadzanie zagrożenia powszechnego dla życia i zdrowia więźniów. Świadkowie twierdzili, że chętnie stosował metodę tortur zwaną "piramidą": kazał strażnikom rzucać więźniów jednego na drugiego warstwami. Ci na dole umierali. Sam bił na śmierć odwróconym taboretem. Przeciwko Morelowi zeznawało ponad stu świadków.
Salomon Morel nie czekał na proces, wyjechał do Izraela. Gdyby pozostał, mógłby odpowiadać za śmierć ponad 1500 więźniów. Tłumaczył, że takie były czasy, że wszyscy mścili się za wszystkich, a on stracił rodzinę w Auschwitz. Jego bliscy jednak nie zginęli w tym obozie, a poza tym w Jaworznie Morel znęcał się także nad młodymi Polakami, którzy w czasie wojny często byli dziećmi. Informacje o jego postępkach docierały do władzy, ale Morel został ukarany tylko trzydniowym aresztem domowym.
Morel napisał haniebne dzieło o tym, że gospodarka socjalistyczna powinna opierać się na obozach pracy, bo więźniowie mogą bez przerwy i za darmo pracować. Ekstradycja Morela się nie udała. Zmarł w 2007 roku w Izraelu w wieku 88 lat. Ale mylił się, uważając, że i o nim, i o obozach na terenie Polski nikt już wkrótce nie będzie pamiętał. Ustawił się w rzędzie niezapomnianych ludobójców.
http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/517127,salomon-morel-komendant-ob...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
29. prymitywna propaganda Gajzety w 1941 roku miało się dziać
Polacy zabili pałkami 20 Żydówek w Bzurach. IPN prowadzi śledztwo
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11290059,Polacy_zabili_p...
Najbardziej zależy nam na tym, by ustalić wszystkich sprawców tamtych wydarzeń. I zweryfikować, kto za zbrodnię został już osądzony, a kto nie. Niektórzy bowiem stanęli przed wymiarem sprawiedliwości, a inni nie - mówi prokurator Radosław Ignatiew z białostockiego oddziału IPN.
To on przez długi czas prowadził śledztwo w sprawie mordu w Jedwabnem - dochodzenie zakończyło się w 2003 r.
Potwierdzają to zeznania Stanisława Zalewskiego pochodzące ze śledztwa w 1950 r. Zeznanie jest jednym z wielu złożonych w czasie procesów sądowych, tzw. sierpniówek (nazwa pochodzi od wydanego w sierpniu 1944 r. dekretu PKWN).
"Podjechaliśmy tam na rowerach. Wcześniej poszliśmy do majątkowej kuźni i okuliśmy pałki na końcu żelazem, aby lepiej było zabijać. Po godzinie czasu przyjechały z majątku Bzury dwie furmanki drabiniaste, na jednej furmance jechał Krygiel, a na drugiej Modzelewski Henryk. Gdy furmanki przyjechały pod dom, wypędziliśmy Żydówki z piwnicy i kazaliśmy im powsiadać na wóz. Zawieźliśmy je do boczkowskiego lasu, gdzie był wykopany okop. Tam kazaliśmy wszystkim Żydówkom porozbierać się do koszul i majtek. Zaczęliśmy prowadzać po jednej nad okop i tam zabijaliśmy pałkami. Tkacz zabił cztery Żydówki. Jeszcze przed zabiciem pięciu zgwałcili jedną Żydówkę. Po zgwałceniu Żydówki ja wziąłem pałkę drewnianą od Tkacza i sam osobiście zabiłem Żydówkę, uderzając ją pałką trzy razy w głowę, i wpadła do okopu. Z pomordowanych Żydówek otrzymałem pantofle i jedną sukienkę. Trzy dni później do sołtysa przyjechała niemiecka żandarmeria i na jej polecenie pokazałem miejsce mordu. Jeden żandarm zapytał mnie, czym my ich zabijali, ja powiedziałem, że pałkami. Po wypowiedzeniu moich słów zostałem uderzony przez żandarma niemieckiego gumą i powiedział mi, czemu z powrotem nie przyprowadziliście ich do getta. Następnie kazali lepiej zasypać... Myśmy wszyscy należeli do endecji".
Czy to wiarygodne zeznanie? Może złożone pod przymusem? Engelking: - Nie jestem w stanie tego ocenić. Przez większość procesu Zalewski się nie przyznawał. Ale obciążyły go zeznania świadków.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
30. Kontrowersyjna wystawa w
W 1946 roku region ówczesnego województwa śląskiego zamieszkiwało 25 587
Zydów. Większość z osiedleńców stanowili Zydzi, którzy przbyli tutaj z
ZSRR. Masowa fala wyjazdów nastąpiła po pogromie kieleckim w lipcu 1946
roku. W grudniu 1946 roku na tym obszarze mieszkało 10 284 Zydów, pod
koniec 1948 roku już tylko 7566, a w połowie 1949 roku 6346. Ostatecznie
ich nadzieje na trwały związek z Polską pogrzebały wydarzenia związane z
marcem 1968 roku. Z Polski wyjechało wtedy 13 300 obywateli pochodzenia
żydowskiego, w tym półtora tysiąca z województwa katowickiego.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
31. W niedzielę Dzień Pamięci o
W niedzielę Dzień Pamięci o Tragedii Górnośląskiej 1945 roku. W sobotę Marsz na Zgodę [PROGRAM]
Śledztwo w sprawie deportacji
Ślązaków do ZSRR w 1945 r. prowadził IPN. Zostało umorzone w 2006 r.
m.in. z uwagi na śmierć odpowiedzialnych radzieckich przywódców z
tamtego okresu. IPN uznał, że deportacje były zbrodnią komunistyczną
i zbrodnią przeciw ludzkości, dokonaną na podstawie decyzji władz ZSRR
przez żołnierzy NKWD, których tożsamości nie da się dziś ustalić.
Z chwilą wkroczenia Armii
Czerwonej na ziemie należące przed wojną do Niemiec - Górny Śląsk i
Prusy Wschodnie - postanowiono o wywózce stamtąd mężczyzn zdolnych do
pracy i noszenia broni. Autochtoni zostali przez władze radzieckie
uznani za "element germański".
Dzień Pamięci o Tragedii Górnośląskiej 1945 r. po raz trzeci
obchodzony będzie w niedzielę na Górnym Śląsku. Dzień wcześniej przez
Katowice, Chorzów i Świętochłowice przejdzie piąty Marsz na Zgodę - do
miejsca dawnego obozu w Świętochłowicach-Zgodzie.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
32. Tragedia Górnośląska: Wystawa
Tragedia Górnośląska: Wystawa IPN [ZDJĘCIA]
›
Powstał film o obozie dla Ślązaków w Lasowicach. Nakręcił go polsko-niemiecki zespół [WIDEO]
W czasie II wojny światowej w tarnogórskich Lasowicach utworzono
najpierw obóz pracy, w którym internowano Żydów. Z czasem dołączyli do
nich radzieccy i brytyjscy jeńcy wojenni Stalagu 344 Lamsdorf, którzy
zatrudniani byli w komandach pracy na terenie miasta i w okolicznych
zakładach przemysłowych. Po zakończeniu wojny w tym samym miejscu
utworzono obóz pracy dla ludności górnośląskiej, która w oparciu o
postanowienia konferencji poczdamskiej miała zostać wysiedlona z terenu
Śląska.
Oczywiście że Ślązacy cierpieli z rąk osób różnej narodowości, w tym także z rąk osób narodowości polskiej, ale tak samo cierpieli mieszkańcy innych części Polski brutalnie zwalczani,internowani,mordowani przez swoich rodaków. NKWD przecież w całkiem sporej części składał się z osób pochodzenia żydowskiego. Według raportu Nikołaja Sieliwanowskiego napisanego dla Berii w 1945r w polskich służbach bezpieczeństwa było 19% Żydów, i jednocześnie stanowili oni 50% kadry oficerskiej. Wielu oficerów SB zmieniło stanowiska a wraz z nimi dokonało (czasami powtórnej) zmiany nazwisk w celu zatarcia przeszłości. Tworzenie obrazu jakoby Polacy zwalczali Ślązaków to po prostu zwykły zabieg propagandowy dla zdecydowanej większości mieszkańców którzy nie oszukujmy się są historycznymi analfabetami. RAŚ,ZLNŚ itd. zręcznie wykorzystują fakt że Ślązacy w zdecydowanej większości są kompletnie nieobeznani w historii swojego regionu czy kraju. Oczywiście fakt pozostaje faktem, że wkroczenie wojsk rosyjskich na teren Górnego Śląska to była największa tragedia w historii tego regionu. Wiele miast które kompletnie nie ucierpiały podczas dwóch wojen, zostały doszczętnie zdewastowane w okresie od 1945-1948. Krystalicznym tego przykładem jest Bytom.
www.myslslaska.blog.pl
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
33. Niewolnicy Stalina Carat
Niewolnicy Stalina
po powstaniu styczniowym wywiózł na Sybir ok. 30 tys. ludzi z terenu
całego zaboru rosyjskiego. Zimą 1945 r. Sowieci zaledwie z kilku
powiatów wywieźli do niewolniczej pracy co najmniej tyle samo Ślązaków. »
IPN KATOWICE
Dokumenty o uznaniu deportowanych za zmarłych są ważnym świadectwem tamtej tragedii
Do dzisiaj nie znamy pełnego wymiaru skali deportacji mieszkańców
Górnego Śląska, którzy od stycznia do maja 1945 r. byli wyłapywani przez
jednostki NKWD i transportowani w głąb Związku Sowieckiego. Na
podstawie archiwów zgromadzonych w Ośrodku Przechowywania Zbiorów
Historyczno-Dokumentalnych Federacji Rosyjskiej w Moskwie, niektórzy
historycy szacują liczbę wywiezionych z Górnego Śląska na ok. 90 tys.
Prokuratorzy IPN, którzy od lat zajmują się tą sprawą, twierdzą,
że ostateczna liczba deportowanych z pewnością nie będzie mniejsza niż
40 tys. Ciągle pojawiają się nowe
nazwiska oraz nowe źródła, zarówno polskie, niemieckie, jak
i rosyjskie. Trwają także w IPN w Katowicach prace nad utworzeniem bazy
danych o osobach, które bez żadnego wyroku, często zupełnie przypadkowo,
stały się ofiarami największych deportacji, jakie miały miejsce
na terytorium państwa polskiego po 1945 r.
Byli częścią reparacji wojennych
Czasem wyglądało to w taki sposób, jak w swoich zeznaniach przedstawiła
Anna Klak, której ojciec Teodor Woschinski pracował w kopalni
„Sośnica”. W styczniu 1945 r. udał się do centrum Zabrza, gdzie miał
usuwać zniszczenia wojenne. Gdy zebrała się dość liczna grupa, została
otoczona przez żołnierzy sowieckich i odprowadzona w kierunku Gliwic.
Pani Anna już więcej
ojca nie widziała. W 1947 r. do Zabrza wrócił jeden z deportowanych,
spisując nazwiska tych, którzy byli razem z nim i tam zmarli. Na liście
było także nazwisko jej ojca. Pracował w kopalni węgla na Zaporożu
i zmarł w obozie w Dniepropietrowsku w lutym 1947 r. Miał wtedy 48 lat.
Więcej szczęścia miał Leopold Warwas, górnik z Miechowic. W jego domu nawet
w czasie okupacji mówiło się po polsku. W lutym 1945 r. został wezwany
na zbiórkę do kopalni „Dymitrow”, skąd zabrano go wraz z kolegami
i wywieziono do Związku Sowieckiego. Powrócił po półtora roku.
Opowiadał, że wielu nie przeżyło transportu w bydlęcych wagonach.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
34. Szulc: To nie państwo polskie
Szulc: To nie państwo polskie jest winne Tragedii Górnośląskiej, a komuniści...
W latach 1945-1953, a nawet 1956, zarówno tak zwana Polska Ludowa, jak i
inne kraje znajdowały się pod jawną okupacja sowiecką. Funkcjonariusze
NKWD i UB często słabo lub w ogóle nie mówiący po polsku sprawowali
nieograniczoną władze na zdobytych terenach de nomine "niepodległego
państwa". Budzi
mój sprzeciw pisanie w tym kontekście o "polskich obozach
koncentracyjnych" z powodów które wyżej wskazałem, nie mogły one być
"polskie" były komunistyczne, sowieckie, ubeckie, NKWD-owskie, ale nie
były polskie. To duże nadużycie. To fakt, po prześladowaniach
niemieckich, Ślązacy czy to opcji polskiej czy niemieckiej zostali
wrzuceni do jednego worka i byli równo prześladowani jako Niemcy. Pewnie
gdyby mój dziadek powstaniec nie zmarł w 1942 to też poszedłby do
Komunistycznego obozu eksterminacyjnego, ale nie byłby to obóz polski.
To fakt nie było Ślązaków komunistów, dlatego NKWD nie mogło jak to
zwykle robiło wykorzystać Ślązaków przeciwko Ślązakom, nas prześladowali
zaimportowani komuniści wszystko jedno czy mówili po rosyjsku czy po
polsku nie działali w interesie i w imieniu Państwa Polskiego, a w
imieniu Józefa Stalina i jego kliki. Prześladowany w tym czasie był też
mój ojciec i mama (ojciec wywieziony do obozu w Mielcu ) mamie
uniemożliwiono naukę, ale ja uważam, że to były Komunistyczne i
Sowieckie prześladowania i ten system i marionetkowe Państwo za nie
obciążam.
Dostatecznym dowodem na to są powszechnie znane fakty, ze w tych
Komunistycznych obozach "Zgoda", w Mysłowicach, Łabędach wielu innych
wspólnie mordowano Niemców Ślązaków, Polaków, a nawet obywateli innych
narodowości. Przypomnę tutaj historię Kazimierza Moczarskiego ( bohater
AK, wspaniały Polak), którego UB i NKWD osadziło w jednej celi z
Jurgenem Stroppem katem Warszawy w czasie okupacji i Powstania.
Naszym śląskim ofiarom komunistycznego reżymu należy się uznanie i
pamięć o martyrologii jakiej Ślązacy doznali od komunistów w latach po
II wojnie należy pisać upamiętniać na wszelkie sposoby ale nie powinno
się tej tragedii wykorzystywać przeciwko jej ofiarom.
Zapewne Komunistycznym katom zarówno funkcjonariuszom UB jak
spadkobiercą NKWD zależy na tym, aby nie byli kojarzeni z tamtymi
zbrodniami i chętnie słuchają o tym, że odpowiedzialni za to są Polacy,
ale czy my Ślązacy musimy dać się na to nabrać?
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
35. “Po wojnie, w Oświęcimiu
“Po wojnie, w Oświęcimiu dalej mordowano Polaków” – rozmowa z Mateuszem Wyrwichem, dziennikarzem i autorem książek reportażowych
– Po wojnie w Oświęcimiu dalej mordowano Polaków –
z Mateuszem Wyrwichem, dziennikarzem i autorem książek reportażowych
rozmawia Mateusz Rawicz.
Czemu zdecydował się Pan na napisanie „W celi śmierci”?
Kiedy pisałem książkę „Łagier Jaworzno”, o obozie w Jaworznie, czyli o
filii Auschwitz – wykorzystywanym po 1945 roku przez komunistów do
więzienia Niemców, Ukraińców i Polaków – poznałem wielu ludzi skazanych
na karę śmierci przez komunistyczne sądy, którym Bóg pozwolił dalej żyć.
Uważałem, że to, co przeżyli trzeba przekazać innym. To, co działo się
po 1945 r. było przecież straszliwą eksterminacją narodu polskiego. O
tym mnóstwo ludzi nie wie albo… nie chce wiedzieć, bo musieliby coś z tą trudną historią zrobić.
Działalność obozu oświęcimskiego nie skończyła się w 1945 r.?
Po wojnie Oświęcim był obozem kierowanym przez NKWD. Później przez
MBP. Do początku 1948 r. siedziało tam ponad 40 tysięcy ludzi. Wśród
nich żołnierze AK oraz NSZ, których komuniści szczególnie nienawidzili.
Skazani za działalność antykomunistyczną – mimo, że uchylono im wyroki śmierci – byli do końca PRL prześladowani…
Bez względu na to czy wyszli z więzienia w latach pięćdziesiątych,
czy sześćdziesiątych nie mogli znaleźć pracy, iść na studia, zrobić
prawa jazdy czy dostać mieszkania. Ci ludzie byli zmuszeni do zatajania w
życiorysie swojej działalności czy pobytu w więzieniu, co później SB
wykorzystywało do szantażu i ewentualnego werbunku. Prześladowano dzieci
tych ludzi, uniemożliwiano zdawanie na studia, otrzymanie mieszkania,
blokowano awans. W książce przedstawiłem historię Józefa Dziemiry,
skazanego w 1963 r., któremu zabrano mieszkanie. Przepadek całego mienia
był zresztą dla skazanych za działalność antykomunistyczną
codziennością.
Co było najbardziej bolesne dla tych ludzi?
Jeden z moich rozmówców powiedział, że katowanie przez Niemców było
dla niego zrozumiałe, bo to był najeźdźca. Lecz ból nie do zniesienia
sprawiała mu świadomość, że katował i ubliżał mu od faszystów człowiek w
polskim mundurze. Dużym poniżeniem dla więźniów było przebieranie ich w
niemieckie mundury, trzymanie w celi razem z niemieckimi zbrodniarzami
wojennymi czy skazywanie za „faszyzację” kraju.
Tych ludzi nie uhonorowano w III RP…
Pierwszą z osób, która zajęła się tym był prezydent Lech Kaczyński.
Wcześniej były pojedyncze próby. Dziwna była polityka orderowa
Kwaśniewskiego, nagradzał Suproniuka - zbrodniarza,
który mordował ludzi podziemia, a jednocześnie chciał nagradzać
prześladowanych przez niego… Ludzie podziemia antykomunistycznego mają
uprawnienia kombatanckie, ale są one niewielkie. Prześladowcy zaś mają
się do dzisiejszego dnia znakomicie lepiej. Najgorsze, że III RP nie
wykształciła etosu tych ludzi, ani szacunku, jakim byli w II RP otaczani
żołnierze Powstania Styczniowego.
Najbardziej wstrząsającym fragmentem książki „W celi śmierci”
jest wywiad ze Schleyenem. Jak Panu udało się dotrzeć do tej osoby i
skłonić go do rozmowy?
Nie mogę ujawnić osób, dzięki którym do niego dotarłem. Spotkałem się z nim w 1995 r.
W tym spotkaniu uczestniczyli młodzi członkowie stowarzyszenia opieki
nad ofiarami II wojny światowej. Najprawdziwsi naziści. Zresztą,
działali w tym stowarzyszeniu również ludzie z terenu Opolszczyzny. Dla
wielu z nich to była świetna przepustka do zdobycia dobrej pracy czy
mieszkania w Niemczech. Natomiast jeśli chodzi o Schleyena, to
prawdopodobnie do dziś uwikłany jest w działalność służb specjalnych.
Miał kontakty z funkcjonariuszami obozów koncentracyjnych, nazistami i
komunistami. W obozie w Jaworznie był gladiatorem.
Kim?
W latach 1945-46 Jaworzno było obozem zarządzanym przez NKWD, później
przeszło pod władzę Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
Wojewódzkim szefem UB na terenie, gdzie leżało Jaworzno był Jurkowski,
człowiek o ogromnych uprawnieniach, wyjątkowo mocno osadzony w
strukturach NKWD. Jurkowski, jak i inni funkcjonariusze MBP, a czasem
nawet ubecy z Warszawy, urządzał w obozie w Jaworznie popijawy i orgie
seksualne z funkcjonariuszkami. Aby „urozmaicić” libacje, wymyślali
różne „zabawy”. Jedną z nich były walki więźniów z więźniami. Najpierw
były to walki zapaśnicze i bokserskie. Później dla „uatrakcyjnienia”
nakazano walczącym używać kijów, kilofów, siekier. Były to walki na
śmierć i życie. Jednym ze zwycięskich gladiatorów był Schleyen, który
dzięki temu nawiązał liczne kontakty z funkcjonariuszami MBP.
SSman, który do Polski trafił przed wojną…
Zamieszkał w województwie śląskim w 1937 r., miał legendę
prześladowanego przez hitlerowców. Do wybuchu wojny zajmował się
inwigilacją środowisk żydowskich. Jakbyśmy to dziś powiedzieli: pracował dla niemieckiego wywiadu „pod przykryciem”.
Nawet ożenił się z Żydówką…
Tak… a później wysłał ją do Oświęcimia do doktora Mengele. Tłumaczył, że nie wiedział, czym Mengele się zajmował, ale to nieprawda. Przez dwa lata był na uniwersytecie jego słuchaczem.
Dlaczego w 1945 r. nie wyjechał do Niemiec?
Niemcy zostawiali po wojnie na terenie Śląska i tzw. Ziemiach
Odzyskanych swoich ludzi związanych ze służbami specjalnymi. Schleyen
pracował w Szpitalu Wojewódzkim w Katowicach, ale został szybko
rozpoznany, aresztowany przez NKWD i skazany na karę śmierci. Uratował
go od stryczka wspomniany Jurkowski, który zrobił ze Schleyena mordercę
zabijającego więźniów politycznych w ich celach. Zabijał zresztą nie
tylko ludzi skazanych na karę śmierci, lecz również wykonywał wyroki na
ludziach wskazanych przez Jurkowskiego czy innych ubeków. Nie wiem, ile
osób zamordował; być może kilka, a może nawet kilkanaście osób.
W jakich obozach, oprócz Jaworzna, mordował ludzi?
W Mysłowicach, prawdopodobnie też we Wronkach i Rawiczu.
Najprawdopodobniej był obwożony po kilku więzieniach i zakładach karnych
na terenie Śląska i Śląska Opolskiego, np. w Strzelcach Opolskich.
Był kiedyś za to ścigany przez polski wymiar sprawiedliwości?
Polska prokuratura wie kim on jest, ale nigdy go nie ścigała.
Podobnie, zresztą, jak wielu innych nazistów. Warto też przypomnieć, że
ściganie Szlomo Morela nie odbyło się z inicjatywy polskiej prokuratury,
ale pod presją Niemców, którzy chcieli, żeby Morel odpowiedział za to,
co robił w obozie w Mysłowicach. A przecież takich „Morelów” w III RP
żyło jeszcze wielu. Nie wszyscy wyjechali w 1968 roku.
W 1992 r. Morel poprosił Schleyena o pomoc. Skąd się znali i czego miała dotyczyć pomoc?
Scheleyen początkowo wypierał się znajomości z Morelem. Udawał, że
nie wie o kogo chodzi. Później, kiedy przypomniałem mu fakty, przyznał,
że mogli się znać. Znali się z Mysłowic, albo z Jaworzna. Morel uratował
Schleyena przed zastrzeleniem przez ubeka. Spotykali się, kiedy Morel
pracował w katowickim więzieniu. Później, już w latach PRL utrzymywali
kontakty z ludźmi zajmującymi się handlem złotem i walutami. Nie wiem
czy to była ich inicjatywa, czy komunistycznych służb. W 1992 r. Morel
zorientował się, że może być z nim krucho, zaczął więc pisać listy do
ludzi, którzy siedzieli w jego obozach. Chciał, żeby bronili go przed
sądem, napisał m.in. do Schleyena.
Skąd się brały dobre kontakty funkcjonariuszy polskich i niemieckich służb komunistycznych?
W latach 1940-45 r. niektórzy późniejsi pracownicy STASI byli w
Polsce funkcjonariuszami niemieckich obozów koncentracyjnych. Część z
nich skazano, część wyjechała do Niemiec. Służby sowieckie i niemieckie
współpracowały ze sobą w likwidowaniu polskich elit od początku wojny.
Przed operacją AB i mordami w Katyniu doszło do wspólnych narad obu
służb, w listopadzie 1939 r. pod Królewcem i na początku 1940 r. w
Zakopanem. Akcja AB i akcja Katyń były akcjami powiązanymi ze sobą, ich
celem była likwidacja polskich elit. I o paradoksie, mimo niemiecko –
sowieckiej wojny, Polacy byli przez obu imperialistów likwidowani przez
cały czas wojny. Co straszne, ale nawet po wojnie. Podczas wojny w
Gestapo czy w Wehrmachcie były „wtyczki” NKWD. Wielu z nich pracowało
później w peerelowskich służbach. Bardzo aktywnym współpracownikiem
niemieckich i sowieckich służb był na przykład PRL – owski premier Józef
Cyrankiewicz. Bardzo intrygujące jest, że tak „barwna” postać
opisywana mniej lub bardziej anegdotycznie, nie doczekała się jeszcze
porządnej biografii. Tymczasem przypuszczam, iż był to klasyczny
„morderca zza biurka”. Niewiele też wiemy, jaką rolę tak naprawdę
odgrywał w Auschwitz. Mam nadzieję, że zostaną kiedyś ujawnione na ten
temat sowieckie, czy niemieckie archiwa. Jeden z oświęcimskich kapo –
Starosta, który został po wojnie stracony – mówił, że nie rozumie
dlaczego został skazany na karę śmierci, skoro „wykonywał tę samą
robotę”, co Cyrankiewicz.
Czy to prawda, że przez donos Cyrankiewicza zginął jeden z twórców obozowej konspiracji, Jan Mosdorf?
Nie można tego wykluczyć. Jak bardzo Cyrankiewicz był postacią
niezwykle umocowaną w sowieckich strukturach, wskazuje na to choćby
fakt, że przez blisko dwadzieścia lat sprawował funkcję premiera. A
zatem z bardzo dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że był najwyżej
uplasowanym przedstawicielem sowieckich służb w Polsce. Prawdopodobnie
Cyrankiewicz został zwerbowany przez NKWD już w latach trzydziestych,
być może jeszcze zanim został szefem PPS w Krakowie. W obozie dopuścił
się rzeczy okrutnych. I być może dlatego Pilecki musiał
zginąć, w raportach dostarczanych przez rotmistrza są informacje o
siatce KPP w Oświęcimiu i działalności Cyrankiewicza.
Pana ostatnia książką „Ogłoszono mnie szaleńcem” można nazwać historią PRL „w pigułce reportażu”…
Poprzednie moje książki mówią o prześladowaniach ludzi stawiających
opór komunistom. W tej książce pokazuję tych, którzy w jakikolwiek
sposób starali się przeciwstawić komunistom. Oczywiście, ich również
dotknęły represje. Przypomnę może Mariana Pawełczaka, żołnierza AK oraz
WiN; wieś Okół, która przeciwstawiała się kolektywizacji; Przemysława
Górnego: lidera Związku Młodych Demokratów. Opisuję zazwyczaj jedną
osobę, jej życie, rozmaite przygody, które przeżyła, rzadziej opisuję
całe grupy. Ale przecież to wszystko były symbole oporu, który trwał w
różnych miejscach Polski. Kończę swoją książkę opowieścią o powstaniu
Wolnych Związków Zawodowych, bo to one w sposób zasadniczy przyczyniły
się do powstania Solidarności i upadku komunizmu.
Dziękuję za rozmowę.
Mateusz Wyrwich, politolog, dziennikarz,
autor wielu książek m.in.: Łagier Jaworzno, Kapelani Solidarności, W
celi śmierci, Ogłoszono mnie szaleńcem.
Tygodnik Nasza Polska, nr 1 (896) z 2 stycznia 2013 r.
http://www.bibula.com/?p=66285
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
36. Marsz na Zgodę 2014: Z
Marsz na Zgodę 2014: Z Katowic pod bramę obozu w Świętochłowicach [NOWE ZDJĘCIA]
Marsz na Zgodę 2014: Marsz na Zgodę – upamiętniający
Ślązaków dotkniętych sowieckimi represjami w latach 1945-48 – wyruszył w
sobotnie południe z centrum Katowic. Dziesiątki jego uczestników
przejdą 10-kilometrową trasę do bramy dawnego obozu w
świętochłowickiej...
Tragedia Górnośląska przez lata była ukrywana, a jej symbolem stał się obóz koncentracyjny
w Świętochłowicach-Zgodzie, który podczas II wojny światowej stanowił
filię KL Auchwitz - od 1945 r. podlegał Ministerstwu Bezpieczeństwa
Publicznego. Z niemal 6 tys. osób, które do niego trafiły, w ciągu
niespełna roku zmarło co najmniej 1855.
Dziś nikt nie ma wątpliwości, że obóz na Zgodzie był elementem
szerszych działań o charakterze zbrodniczym wobec cywilnych mieszkańców
regionu, zaplanowanych przez komunistów. Tysiące górników, hutników i
innych specjalistów wysłano do katorżniczej pracy w przemyśle Związku
Sowieckiego. Większość z nich nigdy nie wróciła, a komuniści starali się
w czasach PRL wymazać te wydarzenia z pamięci i historii. Z różnych
źródeł wynika, że za śląskość zapłaciło życiem lub cierpieniem od 20 do
nawet 90 tys. ludzi.
Obchody pamięci Tragedii Górnośląskiej to nie tylko Marsz na Zgodę.
W wielu śląskich miastach zaplanowano uroczystości, wystawy i msze w
kościołach.
Szulc: To nie państwo polskie jest winne Tragedii...
To nie państwo polskie ponosi odpowiedzialność za Tragedię Górnośląską,
ale komuniści, którzy wtedy zostali postawieni u władzy - twierdzi
Krystian Szulc, Prezes Stowarzyszenia Powstania Śląskie 90.
W latach 1945-1953, a nawet 1956, zarówno tak zwana Polska Ludowa, jak i
inne kraje znajdowały się pod jawną okupacja sowiecką. Funkcjonariusze
NKWD i UB często słabo lub w ogóle nie mówiący po polsku sprawowali
nieograniczoną władze na zdobytych terenach de nomine "niepodległego
państwa".Budzi mój sprzeciw pisanie w tym kontekście o "polskich obozach
koncentracyjnych" z powodów które wyżej wskazałem, nie mogły one być
"polskie" były komunistyczne, sowieckie, ubeckie, NKWD-owskie, ale nie
były polskie. To duże nadużycie. To fakt, po prześladowaniach
niemieckich, Ślązacy czy to opcji polskiej czy niemieckiej zostali
wrzuceni do jednego worka i byli równo prześladowani jako Niemcy. Pewnie
gdyby mój dziadek powstaniec nie zmarł w 1942 to też poszedłby do
Komunistycznego obozu eksterminacyjnego, ale nie byłby to obóz polski.
To fakt nie było Ślązaków komunistów, dlatego NKWD nie mogło jak to
zwykle robiło wykorzystać Ślązaków przeciwko Ślązakom, nas prześladowali
zaimportowani komuniści wszystko jedno czy mówili po rosyjsku czy po
polsku nie działali w interesie i w imieniu Państwa Polskiego, a w
imieniu Józefa Stalina i jego kliki. Prześladowany w tym czasie był też
mój ojciec i mama (ojciec wywieziony do obozu w Mielcu ) mamie
uniemożliwiono naukę, ale ja uważam, że to były Komunistyczne i
Sowieckie prześladowania i ten system i marionetkowe Państwo za nie
obciążam.
Dostatecznym dowodem na to są powszechnie znane fakty, ze w tych
Komunistycznych obozach "Zgoda", w Mysłowicach, Łabędach wielu innych
wspólnie mordowano Niemców Ślązaków, Polaków, a nawet obywateli innych
narodowości. Przypomnę tutaj historię Kazimierza Moczarskiego ( bohater
AK, wspaniały Polak), którego UB i NKWD osadziło w jednej celi z
Jurgenem Stroppem katem Warszawy w czasie okupacji i Powstania.
Naszym śląskim ofiarom komunistycznego reżymu należy się uznanie i
pamięć o martyrologii jakiej Ślązacy doznali od komunistów w latach po
II wojnie należy pisać upamiętniać na wszelkie sposoby ale nie powinno
się tej tragedii wykorzystywać przeciwko jej ofiarom.
Zapewne Komunistycznym katom zarówno funkcjonariuszom UB jak
spadkobiercą NKWD zależy na tym, aby nie byli kojarzeni z tamtymi
zbrodniami i chętnie słuchają o tym, że odpowiedzialni za to są Polacy,
ale czy my Ślązacy musimy dać się na to nabrać?
" Devide et impera" pamiętajmy o tej zasadzie i my Ślązacy i władze.
Wiele naszych problemów wynika z nieracjonalnych działań Polskich władz
, nie uczą o tym w szkołach brak publicznej debaty, dlatego łatwo nami
manipulować i wmawiać półprawdy wykorzystując nas po raz kolejny w
interesie obcych.
Dlatego apeluję do władz III Rzeczypospolitej, odtajnijmy tamten
okres budujmy pomniki uczmy w szkołach o naszej Ślaskiej Tragedii tego
żądajmy z całą siłą i determinacją, gdzie są Śląscy posłowie i
senatorowie, bez względu na partyjność?
Pamiętamy o ofiarach pomordowanych w latach stalinowskich i oddajemy im hołd a wierzący modlą się za ich dusze.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
37. propaganda zydokomuny promowana w Polsce
Nowy dokument o ocalałych z Holokaustu. "Trudny film dla prawdziwych Polaków"
- Chcę pokazać to, co zostało przemilczane albo raczej nie
zostało jeszcze powiedziane. O historii Żydów na Dolnym Śląsku po II...
czytaj dalej »
Premiera "W poszukiwaniu utraconego krajobrazu" odbędzie
się w najbliższy piątek w Warszawie podczas Festiwalu Żydowskie Motywy.
Dokument zakwalifikował się także na Krakowski Festiwal Filmowy.
Urodził się na Syberii, osiadł w Szwecji
Leszek Leo Kantor urodził się w 1940 roku na Syberii. Jego ojciec rok później zginął z rąk Niemców.
W
1945 roku młody Leo został adoptowany przez Grzegorza Kantora,
ocalałego z Holokaustu podoficera Wojska Polskiego. Z matką i ojczymem
przyjechał do Strzegomia na Dolnym Śląsku. Po 1968 roku osiadł w
Szwecji.
Leo Kantor zasiada w jury wielu festiwali filmowych.
Organizuje międzynarodowe seminaria, spotkania i sesje naukowe na temat
Holokaustu, tolerancji oraz praw człowieka i obywatela.
W 1946 roku region ówczesnego województwa śląskiego zamieszkiwało 25 587
Zydów. Większość z osiedleńców stanowili Zydzi, którzy przbyli tutaj z
ZSRR. Masowa fala wyjazdów nastąpiła po pogromie kieleckim w lipcu 1946
roku. W grudniu 1946 roku na tym obszarze mieszkało 10 284 Zydów, pod
koniec 1948 roku już tylko 7566, a w połowie 1949 roku 6346. Ostatecznie
ich nadzieje na trwały związek z Polską pogrzebały wydarzenia związane z
marcem 1968 roku. Z Polski wyjechało wtedy 13 300 obywateli pochodzenia
żydowskiego, w tym półtora tysiąca z województwa katowickiego.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
38. aż dziw bierze że nie zna
niejakiego Jerzego Gorzelika,który tyż pewnie aktywnie Śląsk wyzwalał.Czas na konfrontację Gorzelik!,G.Kantor.Widziałem kiedyś w TV niejakie Kantora = Łabędzi śpiew!
ps.http://leokantor.com/
a ten gostek to kto?,dziadek?,ojciec?,syn? czy wnuk? ;)
39. „Obóz dwóch totalitaryzmów”
30
października 2014 roku w siedzibie Muzeum Miasta
Jaworzna otwarta została nowa wystawa stała Obóz dwóch totalitaryzmów. Jaworzno 1943–1956.
Honorowy patronat nad wystawą objęli Prezes Instytutu Pamięci Narodowej dr
Łukasz Kamiński oraz Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa dr hab.
Andrzej Krzysztof Kunert. Projekt został dofinansowany ze środków Ministra
Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Scenografia wystawy silnie oddziałuje na emocje widza. Prezentowane są
oryginalne i unikatowe eksponaty związane z historią obozu: więzienny pasiak z
okresu niemieckiego, różaniec więźnia COP. Zwiedzający będą wchodzić na wystawę
przez zrekonstruowaną bramę wejściową do obozu. Przestrzeń ekspozycyjną
wyznacza ogrodzenie z oryginalnych betonowych słupów i drutu kolczastego z
podobozu Neu-Dachs. Ponadto odtworzono fragmenty konstrukcji baraków i pryczę z
siennikami. Eksponatom będą towarzyszyć makiety, animacje komputerowe i
prezentacje multimedialne.
Wystawa przedstawia w rzetelny i atrakcyjny sposób
dzieje obozu – miejsca symbolicznego spotkania nazizmu i komunizmu. W
latach 1943–1945 działał w Jaworznie podobóz KL Auschwitz: Neu-Dachs. W
1945 roku władze komunistyczne przejęły poniemiecką infrastrukturę, tworząc
Centralny Obóz Pracy Jaworzno. W 1949 roku zlikwidowano obozy pracy w całym
kraju, a w Jaworznie rozpoczęto przebudowę COP pod przyszłe eksperymentalne
więzienie dla młodocianych, funkcjonujące w latach 1951–1955. 1 stycznia
1956 roku przekształcono je na Centralne Więzienie Jaworzno, które ostatecznie
zlikwidowano w sierpniu tegoż roku. Wówczas dobiegła kresu trzynastoletnia historia jaworznickiego obozu, który
był najdłużej funkcjonującym obozem na ziemiach polskich. – Historia obozu dwóch
totalitaryzmów jest jednym z głównych zainteresowań badawczych Muzeum – mówi
dyrektor Przemysław Dudzik – wiedza na jego temat nie powinna być hermetyczna
i dostępna dla garstki specjalistów, ale jak najszerzej upowszechniana i
popularyzowana oraz powinna wchodzić w obręb szeroko rozumianej pamięci
społecznej.
Jednym z pierwotnych założeń wystawy jest włączenie widza w narrację o
więźniach jaworznickiego obozu. W zdarzeniu muzealnym znajduje się przestrzeń
na emocje, a eksponaty muzealne są źródłem poznania, które równocześnie
informuje i angażuje. Odczytywanie treści wystawy można porównać do
odczytywania ilustrowanej książki, gdzie w roli ilustracji występują eksponaty.
Wystawę powinno się odczytywać następującymi po sobie rozdziałami, ponieważ
mamy tu do czynienia z opowiadaniem pewnej historii, która ma swój początek i
koniec.
– W przypadku
tworzenia narracji wystawy o obozie dwóch totalitaryzmów zdecydowano się na
połączenie dwóch perspektyw – mówi Adrian Rams, kurator wystawy – perspektywa
ofiar obejmuje upamiętnienie i pielęgnowanie pamięci o ludziach uwięzionych
i zamordowanych w jaworznickim obozie. Badanie i prezentowanie biografii
poszczególnych ofiar i konkretnych grup narodowościowych stanowi próbę
przywrócenia ofiarom tożsamości i godności, których próbowano je pozbawić.
Jednakże wyciągnięcie właściwych wniosków jest niemożliwe bez przedstawienia
czynników determinujących postawy sprawców. Wobec tego należy przedstawić
okoliczności poprzedzające popełnienie zbrodni oraz ich motywy, co będzie
działaniem profilaktycznym.
Autor scenariusza i
kurator wystawy: Adrian Rams
Projekt
aranżacji: Przemysław Dudzik,
Marek Żak
Opracowanie
graficzne: Sławomir Śląski
Animacje
komputerowe: Adrian Kramarczyk,
Jacek Szołtysek
Prezentacje
multimedialne: Marcin Jania
Realizacja
filmu: Wojciech Głąb,
Krzysztof Stasiak, Dariusz Wiktorowicz
Makiety i
rekonstrukcje: Paweł Ogarek,
Stanisław Rams
Współpraca: prof. dr hab. Ryszard Kaczmarek, dr hab. Adam Dziurok, dr hab. Kazimierz Miroszewski, dr hab. Krzysztof
Szwagrzyk, dr Piotr Setkiewicz, Wincenty Bogusław Pyka, Jerzy Pruszyński, Szymon Kowalski
Koordynacja
techniczna: Przemysław
Dudzik, Zbigniew Ciepły
Źródło:
Muzeum Miasta Jaworzna
Makieta baraku mieszkalnego więźniów niemieckiego
podobozu Neu-Dachs. W tych samych barakach do 1949 roku mieszkali
więźniowie Centralnego Obozu Pracy.
Rekonstrukcja trzypiętrowej pryczy, która była standardowym wyposażeniem baraków dla więźniów
Rekonstrukacja bramy wewnętrznej obozu, w tle oryginalny betonowy słup ogrodzenia z izolatorami i drutem kolczastym
http://ipn.gov.pl/aktualnosci/2014/katowice/oboz-dwoch-totalitaryzmow-no...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
40. Dlaczego Urząd Marszałkowski w Katowicach wsparł produkcję zakła
Dlaczego Urząd Marszałkowski w Katowicach wsparł produkcję zakłamanego, pełnego nienawiści do polskości filmu?
http://gosc.pl/doc/2231587.Zaklamany-film
Na lekcjach historii w województwie śląskim prezentowany może być film pt. „Po roku 1939 - trudne czasy dla Śląska”. Powstał m.in. dzięki unijnej dotacji przyznanej przez Urząd Marszałkowski w ramach projektu „W regionie o regionie”. Film stara się uzasadnić jedną tezę: najnowsza historia Śląska jest przede wszystkim czasem prześladowań, jakich miejscowa ludność doznała od Polaków.
Okazuje się, że wkrótce po tym, jak zaczęliśmy zapisywać „białe plamy” w najnowszej historii Górnego Śląska, mamy do czynienia z osobliwym rewizjonizmem, który tworzy nowe tematy tabu, kwestionując rzeczy, wydawałoby się, oczywiste. Przykładem jest zamieszczony w tym filmie opis września 1939 r. Tamte wydarzenia skwitowane w filmie są zdaniem, że obrona Śląska, której symbolem jest Wieża Spadochronowa w Katowicach była mitem, nie mającym nic wspólnego z rzeczywistością. Świadczyć o tym mają, zdaniem autorów filmu, badania IPN. To oczywiste kłamstwo. Postanowienie o umorzeniu śledztwa IPN w sprawie zabójstw na ludności cywilnej i jeńcach wojennych popełnionych we wrześniu 1939 r. w Katowicach przez żołnierzy Wehrmachtu i członków Freikorpsu dokumentuje zarówno skalę obrony miasta, także Wieży Spadochronowej, jak i liczne przypadki zbrodni, popełnionych przez Niemców w tym czasie. (Postanowienie o umorzeniu śledztwa sygn. akt S 56/03/Zn).
Książka Kazimierza Gołby „Wieża Spadochronowa”, choć nie jest źródłem historycznym, stara się w oparciu o relacje świadków wiernie rekonstruować warstwę zdarzeniową opisywanej rzeczywistości. Jej „zasobność informacyjna”, nawet w konfrontacji z niemieckimi źródłami wojskowymi jest godna uwagi, chociaż oczywiście jest to zarazem wizja literacka, nadająca opisywanym wydarzeniom wymiar symboliczny.
Nawet nie wspomniano w filmie, że w przeciągu dwóch pierwszych miesięcy okupacji na Śląsku, zabito ok. 1500 osób w 58 egzekucjach. Tylko w Katowicach zginęło ich we wrześniu 750! We wrześniu 1939 r., poza Bydgoszczą, żadne inne polskie miasto nie doświadczyło takich represji, będących częścią zaplanowanej eksterminacji „polskiej warstwy przywódczej” w ramach Operacji Tannenberg.
To, jak rozumiem, w ujęciu autorów filmu nie było „tragedią śląską”. Ślązak zabijany za to, że czuje się Polakiem, nie jest godny tego, aby o nim pamiętać. To główne założenie nowej „śląskiej” polityki historycznej. Konsekwentnie więc milczy się w filmie o polityce eksterminacji realizowanej na Śląsku przez niemieckich okupantów. Uczeń nie ma prawa wiedzieć o tysiącach mieszkańców Górnego Śląska, których wygnano z ich ojczyzny na przełomie 1939/40. Nie dowie się o działalności niemieckich wojskowych sądów doraźnych oraz gestapo, których ofiarami byli przedstawicieli śląskiej inteligencji – nauczyciele, duchowni, działacze społeczni, aresztowani i zamęczeni w niemieckich obozach koncentracyjnych oraz w miejscowych katowniach gestapo. Nie usłyszy o Ślązakach zamordowanych w ramach Zbrodni Katyńskiej przez NKWD. Określenia obóz zagłady pada jedynie w stosunku do obozu „Zgoda”, określanego jako polski, choć założonego przez władze komunistyczne w 1945 r. Obok ludzi niewinnych siedzieli tam także przedstawiciele administracji III Rzeszy oraz ludzie odpowiedzialni za zbrodnie wojenne. Faktem jest przymusowa służba dziesiątków tysięcy Ślązaków w siłach zbrojnych III Rzeszy. Nie było to jednak sytuacja wyjątkowa. Podobny był los wielu Pomorzan oraz Wielkopolan na terenach wcielonych do III Rzeszy. W filmie nie ma już jednak mowy o tym, że wielu z nich zdezerterowało, albo po wzięciu do niewoli zgłosiło się do służby w wojsku polskim. Napływ ochotników z jeńców Wehrmachtu, nie tylko Ślązaków, przerósł wszystkie oczekiwania i wyniósł ponad 50. tys. Stanowili oni na przełomie 1944/45 największą część uzupełnień (ponad 40 proc.) w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie.
Wyjątkowo haniebnie przedstawiony jest okres powojennych rozliczeń. Nie słyszymy nic o tym, że Polska po 1945 r. nie była krajem wolnym, ale sowieckim satelitą, rządzonym przez ekipę lojalną wobec Moskwy. Ekipę, dodajmy, w której nie brakowało także miejscowych. Słyszymy dramatyczną opowieść o polskich „palcorzach”, którzy mieli wskazywać NKWD ludzi do deportacji. Z pewnością takie przypadki miały miejsce. Były jednak odpowiedzią na praktyki z czasów okupacji. Dlaczego więc film milczy o „palcorzach”, którzy przez całą okupację denuncjowali polskich sąsiadów na gestapo?
Przemilczane są wystąpienia bpa Stanisława Adamskiego oraz Kurii Biskupiej w Katowicach, apelujących o zakończenie procesów weryfikacji narodowościowej na Śląsku. „Gość Niedzielny” wielokrotnie wówczas o tym pisał, przyczyniając się do tego, że część tych praktyk zaniechano.
Co ciekawe film niewiele mówi o wywózce dziesiątków tysięcy Ślązaków do niewolniczej pracy w Związku Sowieckim. Jest to zrozumiałe jedynie w tym kontekście, że zmuszałoby to autorów filmu do odniesienia się do kwestii komunizmu i sowieckich rządów na Śląsku, a tego najwidoczniej chcieli uniknąć, aby nie zacierać zasadniczego przesłania. Teza filmu zaś jest prosta, jak konstrukcja cepa: całe zło, którego od 1939 r. doświadczyli mieszkańcy Górnego Śląska, nie pochodzi od Niemców, czy Sowietów, ale od Polaków.
Jest rzeczą haniebną, że film tak zakłamany, manipulujący faktami i komentarzami, otrzymał wsparcie Urzędu Marszałkowskiego i został przeznaczony do prezentacji na lekcjach historii. Swe główne pretensje kieruję jednak nie do autorów filmu, historycznych dyletantów i manipulatorów, ale tych, którzy w Urzędzie Marszałkowskim przyznali unijne środki na jego powstanie. Mam nadzieję, że podczas najbliższych wyborów samorządowych wyborcy odeślą na oślą ławkę życia publicznego zarówno autorów filmu, jak i jego sponsorów.
Po roku 1939 - trudne czasy dla Śląska
----------------------------------------------------------
Cień Gęborskiego
68 lat temu został zlikwidowany Obóz Pracy w Łambinowicach koło
Nysy, w którym po wojnie zginęło ponad 1,5 tysięcy wysiedlanych ze
Śląska Niemców. Jego komendantem...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
41. Mija 70 lat od Tragedii
Mija 70 lat od Tragedii Górnośląskiej
W tym roku przypada 70. rocznica Tragedii Górnośląskiej.
Fali represji wobec ludności cywilnej na tych terenach po wkroczeniu
Armii Czerwonej towarzyszyły morderstwa, gwałty, kradzieże, niszczenie
mienia, a także deportacja ok. 50 tys. mieszkańców na roboty przymusowe
do Związku Sowieckiego.
Wywózka tysięcy mężczyzn – głównie górników i hutników – do
wyniszczającej pracy w ZSRR oznaczała rozbicie i masowe zubożenie wielu
śląskich rodzin; zdecydowaną większość deportowanych stanowili ojcowie
rodzin.
Spora część nigdy nie wróciła do domu. Większość umiera z powodu
ciężkiej pracy, trudnych warunków życia oraz chorób – mówi Marek Lasota,
publicysta, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie.
- Tragedia ta miała wymiar nie tylko ekonomiczny (bo
zniszczenia Górnego Śląska dokonane przez tzw. „wyzwolicieli” były
ogromne), ale miała także wymiar ludzki. Ofiar śmiertelnych były być
może setki, a nawet tysiące, ponadto wiele osób trwale utraciło zdrowie,
zostało kalekami, wiele z nich trafiło także do licznych obozów
koncentracyjnych, zakładanych zaraz po okupacji niemieckiej na Górnym
Śląsku. Ślązaków potraktowano jako czynnik obcy. Dokonano na nich
krwawego odwetu za zbrodnie niemieckie popełniane w czasie wojny – wyjaśnia Marek Lasota.
Jutro w wielu miejscowościach w województwach śląskim i opolskim będą
odbywać się marsze, okolicznościowe spotkania oraz Msze św. w intencji
ofiar tragedii.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
42. Niemieckie flagi, „Piłsudski
Niemieckie flagi, „Piłsudski niczym Hitler” i walka o śląską
„tożsamość”. Korwin-Mikke ramię w ramię z Gorzelikiem na Marszu Zgody
„Warto zamanifestować poparcie dla ludzi,
którzy byli tępieni najpierw przez narodowych socjalistów spod znaku
Piłsudskiego, potem spod znaku Hitlera, a potem Bieruta. Ślązacy zawsze
byli bici”.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
43. Marsz na Zgodę 2015 [ZDJĘCIA
Marsz na Zgodę 2015 [ZDJĘCIA + WIDEO] Gorzelik i Korwin-Mikke upamiętnili...
Świętochłowicach. Wzięło w nim udział kilkaset osób. Byli nieoczekiwani
goście. Oprócz organizatora europosła Marka Plury i lidera RAŚ Jerzego
Gorzelika pojawił sie europoseł Janusz Korwin-Mikke
Górnośląskiej, wyruszył dziś o godz. 12.00 po raz siódmy z placu
Wolności w Katowicach. Przejdzie 12-kilometrową trasą, którą prowadzono
więźniów pod bramę byłego obozu koncentracyjnego zarządzanego przez
Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego w Świętochłowicach Zgodzie.
Jedyną winą aresztowanych było śląskie albo niemieckie pochodzenie.
wkroczyła na Górny Śląsk. Niedługo potem otwarto też obóz w Mysłowicach
przy Promenadzie, będący wcześniej filią hitlerowskiego obozu.
W Mysłowicach ofiary komunistycznego obozu pracy spoczywają na dwóch
cmentarzach: przy ul. Mikołowskiej i Oświęcimskiej.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
44. Sejm upamiętnił Tragedię Górnośląską w jej 70. rocznicę.
Uchwałę w sprawie „zbrodni Armii Czerwonej i komunistycznego aparatu bezpieczeństwa” w pierwszych miesiącach 1945 roku na Górnym Śląsku przyjął 15 maja Sejm RP.
W 70. rocznicę Tragedii Górnośląskiej Sejm złożył hołd ofiarom tych zbrodni - „zamordowanym, poszkodowanym, deportowanym do ZSRR, osadzonym w więzieniach i obozach. Pamięć o tej trudnej przeszłości powinna być nieustanną przestrogą przed złem, jakie niosą totalitarne systemy, szowinistyczne ruchy i wojny” - głosi dokument.
Za przyjęciem uchwały było 404 posłów, 14 wstrzymało się, dwóch było przeciw - posłowie klubu SLD Jan Cedzyński i Bogusław Wontor.
Poniżej pełna treść sejmowej uchwały wraz z uzasadnieniem:
Uchwała
Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 15 maja 2015 roku w 70. rocznicę Tragedii Górnośląskiej 1945 roku:
„70 lat temu Armia Czerwona wkroczyła na Górny Śląsk. Dla wielu jego mieszkańców był to czas nowej okupacji i terroru. Dopuszczono się wielu zbrodni i okrucieństw na niewinnych cywilach.
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej składa hołd wszystkim niewinnym ofiarom zbrodni Armii Czerwonej i komunistycznego aparatu bezpieczeństwa – zamordowanym, poszkodowanym, deportowanym do ZSRR, osadzonym w więzieniach i obozach. Pamięć tej trudnej przeszłości powinna być nieustanną przestrogą przed złem, jakie niosą totalitarne systemy, szowinistyczne ruchy i wojny.”
Uzasadnienie
„Tragedią Górnośląską” określa się wydarzenia, które miały miejsce na Górnym Śląsku bezpośrednio po wkroczeniu na te tereny Armii Czerwonej w styczniu 1945 roku. Obejmuje czyny o zbrodniczym i represyjnym charakterze, których dopuścili się żołnierze Armii Czerwonej oraz funkcjonariusze NKWD wobec ludności cywilnej: gwałty, morderstwa, masakry, niesprawiedliwe i nieuzasadnione zamykanie w więzieniach i obozach oraz deportacje do ZSRR. Ofiarami byli mieszkańcy tego pogranicznego regionu, bez względu na ich przynależność narodową. Straty dotyczyły także infrastruktury przemysłowej (wywózka sprzętu) oraz substancji architektonicznej miast górnośląskich.
Szczególną gehennę przeżyli wywiezieni mieszkańcy Górnego Śląska, których Sowieci zmusili do pracy w kopalniach, hutach i fabrykach na terenie ZSRR (głównie w Zagłębiu Donieckim i okolicach Mińska, Kazachstanie i na Syberii). Deportowano co najmniej 30 tysięcy mieszkańców regionu (najwięcej z tej części Górnego Śląska, która przed 1939 rokiem leżała w granicach Niemiec), z których ok. 1/3 zmarła w sowieckich obozach.
Hołd niewinnym ofiarom Armii Czerwonej
Reprodukcja: Przemysław Kucharczak /Foto Gość Oddział Armii Czerwonej maszeruje przez Bytom latem 1945 roku. Fotografia ze zbiorów Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 r.
Tragedię ludności Górnego Śląska pogłębiała działalność polskiego, komunistycznego aparatu represji i administracji, dokonujących rozliczeń narodowościowych, u podstaw których leżały często nieuzasadnione uprzedzenia narodowe, dążenie do zemsty lub uzyskania korzyści majątkowych. Symbolem tego zjawiska stały się obozy w Świętochłowicach i Łambinowicach, administrowane przez Urząd Bezpieczeństwa, gdzie zmarło blisko 3 tysiące osób (co najmniej 1855 w Świętochłowicach i 1140 w Łambinowicach), w zdecydowanej większości pochodzących z Górnego Śląska.
Przez długie lata mieszkańcy Górnego Śląska, podobnie jak inne ofiary zbrodni komunistycznych w Polsce, nie mogli doczekać się sprawiedliwości. W PRL zbrodnie komunistyczne nie mogły być podejmowane w dyskursie publicznym. Po 1989 roku kwestia zbrodni o podłożu narodowościowym popełnionych przez funkcjonariuszy polskiego aparatu bezpieczeństwa długo była pomijana lub marginalizowana. Od tego czasu ustalenia naukowe, przede wszystkim historyków i prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej, potwierdziły skalę i charakter zbrodni popełnionych na Górnym Śląsku.
Nadal żyje wiele ofiar przemocy, które nie doczekały się aktu sprawiedliwości i uznania swej krzywdy przez państwo polskie. Dlatego wnioskodawcy uznają, że przyjęcie uchwały przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej będzie nie tylko aktem sprawiedliwości, ale także sygnałem dla nauczycieli, naukowców, działaczy społecznych i politycznych, aby spotęgować wysiłki na rzecz rzetelnego opisania przeszłości i pojednania narodowego.
http://katowice.gosc.pl/doc/2484094.Hold-niewinnym-ofiarom-Armii-Czerwon...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
45. Bronisław Komorowski jest
Bronisław Komorowski jest dziś na Śląsku. W Świętochłowicach i Katowicach. Bronisław Komorowski przed bramą obozu na Zgodzie w Świętochłowicach ma oddać hołd ofiarom Tragedii Górnośląskiej, Ślązakom zamordowanym w czasie pierwszych lat po zakończeniu II wojny światowej.
Czytaj więcej: http://www.polskatimes.pl/artykul/3865943,gdzie-jest-prezydent-komorowsk...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
46. Komorowski: Polska musi
Komorowski: Polska musi szanować różnorodność Śląska
Wizyta prezydenta Komorowskiego pod bramą obozową na Zgodzie ograniczyła
się do złożenia wieńca. Delegacja RAŚ, z wiceprzewodniczącą Moniką
Kassner na czele, przekazała Bronisławowi Komorowskiemu list w sprawie
obywatelskiego projektu ustawy o uznaniu śląskiej mniejszości etnicznej.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
47. i znów to samo
RAŚ czyli ukryta opcja niemiecka szczuje na Polaków za zbrodnie zydokomuny
Ruch Autonomii Śląska postanowił znowu „podrasować”
historię. Na plakacie informującym o obchodach kolejnej rocznicy
Tragedii Górnoślaskiej (w każdą ostatnią sobotę stycznia) widzimy
polskie barwy wplecione w symboliczną bramę obozu w Świętochłowicach
Zgodzie, gdzie po wojnie komuniści trzymali swe ofiary.
http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/277568-autonomisci-z-ras-znowu-prowokuja-w-symbol-obozu-prowadzonego-przez-komunistow-po-wojnie-wpletli-polskie-barwy
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
48. Marsz na Zgodę w hołdzie
Marsz na Zgodę w hołdzie ofiarom Tragedii Górnośląskiej
marszu mieszkańcy naszego regionu, aby upamiętnić ofiary Tragedii
Górnośląskiej.
12 z placu Wolności w Katowicach. Jak co roku, uczestnicy przejdą
12-kilometrową trasą, którą w 1945 roku prowadzono więźniów pod bramę
byłego obozu koncentracyjnego, zarządzanego przez Ministerstwo
Bezpieczeństwa Publicznego w Świętochłowicach.
- Wiadomo, że nikt nie zadośćuczyni ofiarom, ale musimy pamiętać, że
drugim wyrokiem na mieszkańców Górnego Śląska było kilkudziesięcioletnie
milczenie na temat tych wydarzeń. Skoro dziś mamy możliwość i okazję o
tym mówić, to skorzystajmy z tego - apeluje Jerzy Gorzelik,
przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska, organizacji, która organizuje
marsz.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
49. Trwa Marsz na Zgodę:
Trwa Marsz na Zgodę: Przypominają o Tragedii...
czyli zbrodniach popełnionych na ludności Górnego Śląska po wkroczeniu
Armii Czerwonej. Komunistyczne władze i sowieci dopuszczali się wówczas
masowych aresztowań, internowań, deportacji w głąb ZSRR oraz zesłań do
obozów. Jeden z nich znajdował się w Świętochłowicach-Zgodzie. Dlatego
też marsz prowadzi z Katowic właśnie pod bramę dawnego obozu. Uczestnicy
idą tą samą 10-kilometrową trasą, którą pędzeni byli w 1945
Górnoślązacy.
(...)
Zgadzamy się co do tego, że pamięć o tej tragedii należy czcić i stanąć powinien w tym miejscu pomnik. Sprzeciwiamy się jednak zakłamywaniu historii przez RAŚ, a takim jest twierdzenie, że to polskie państwo odpowiada za tragedię i że to w polskich obozach byli przetrzymywani Ślązacy. Te obozy organizowały i odpowiedzialność za te zbrodnie ponoszą NKWD i UB. Jeśli ktoś uważa, że PRL była Polską, to mu współczuję – mówi Adam Słomka, organizator kontrmanifestacji(...)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
50. Upamiętniono ofiary obozu Zgoda w Świętochłowicach
Ofiary niemieckiego nazistowskiego, a później
komunistycznego obozu w świętochłowickiej dzielnicy Zgoda, uczczono w
sobotę pod zachowaną obozową bramą. Od ponad 20 lat 17 czerwca
obchodzony jest na Górnym Śląsku jako dzień pamięci ofiar Zgody.
Od
lutego do listopada 1945 r. w dawnej filii niemieckiego obozu
koncentracyjnego Auschwitz w Świętochłowicach-Zgodzie mieścił się obóz
służący komunistycznemu Urzędowi Bezpieczeństwa Publicznego. Przeszło
przez niego wówczas ok. 6 tys. osób; liczba ofiar śmiertelnych szacowana
jest na ok. 2 tys.
W sobotę przed obozową bramą – jedynym elementem obozu Zgoda
zachowanym do dzisiaj – m.in. złożono kwiaty i zapalono znicze.
Wcześniej w kościele św. Pawła Apostoła w Rudzie Śląskiej – Nowym
Bytomiu odprawiono nabożeństwo w języku niemieckim i oddano cześć
ofiarom pod pomnikiem ich pamięci na tamtejszym cmentarzu. Ostatnia
część uroczystości odbyła się przy ścianie pamięci na cmentarzu
ewangelickim w Świętochłowicach.
W obchodach dnia ofiar Zgody co roku biorą udział rodziny ofiar i
ostatni żyjący więźniowie, którzy trafili do obozu jako dzieci.
Przyjeżdżają z całego Górnego Śląska, czasem również z Niemiec.
Uroczystości organizowane są przez Towarzystwo Społeczno-Kulturalne
Niemców Woj. Śląskiego (DFK).
http://dzieje.pl/aktualnosci/upamietniono-ofiary-obozu-zgoda-w-swietochl...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
51. RAŚ używał określenia
RAŚ używał określenia "polskie obozy śmierci"? Adam Słomka złożył do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie
Prokuratura skierowała tę sprawę do IPN, ale Instytut stwierdził, że powinna być ona zbadana przez prokuraturę.Katowicki IPN nie zajmie się doniesieniem Adama Słomki, który zarzuca działaczom Ruchu Autonomii Śląska (RAŚ) używanie sformułowania „polskie obozy śmierci”, w odniesieniu do obozów zarządzanych po II wojnie światowej przez komunistyczne władze.
Zdaniem IPN, sprawę powinna zbadać prokuratura powszechna, która wcześniej odesłała ją Instytutowi.
— argumentują przedstawiciele Instytutu. Przedstawiciele RAŚ zaprzeczają, by używali takich określeń, jakie przypisuje im Słomka.
W środę do katowickiego IPN
wpłynęło pismo z Prokuratury Okręgowej w Katowicach wraz z materiałami
z katowickiej prokuratury rejonowej, zawierające m.in. nadesłane drogą
elektroniczną zawiadomienie o przestępstwie z Biura Prasowego KPN-Niezłomni - organizacji Słomki. Działacze KPN zarzucają w nim RAŚ, że lansuje określenie „polskie obozy śmierci”.
Pismo z prokuratury zawiera sugestię, że w tej sprawie może chodzić o przestępstwo opisane w ustawie o IPN.
Chodzi o art. 55, który stanowi - kto publicznie i wbrew faktom
zaprzecza zbrodniom nazistowskim, komunistycznym, wojennym, czy
przeciwko ludzkości, podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności
do lat 3 i że wyrok podawany jest do publicznej wiadomości.
Ewa Koj, naczelniczka pionu śledczego w katowickim IPN, powiedziała w piątek PAP, że po zapoznaniu się z przesłanymi materiałami ustaliła, że całą sprawę zainicjował e-mail KPN-Niezłomni,
wysłany w czerwcu do MSWiA. Pismo stanowiło skargę na katowicką
policję, która 30 stycznia 2016 r. podjęła interwencję wobec Słomki
i innych protestujących podczas Marszu Pamięci Ofiar Tragedii
Górnośląskiej, zorganizowanego przez RAŚ pod bramą dawnego obozu w Świętochłowicach-Zgodzie.
— wskazała Koj.
Pismo
Słomki trafiło z Komendy Głównej Policji do komendy wojewódzkiej
w Katowicach, a stamtąd do miejskiej, a następnie do Prokuratury
Rejonowej Katowice-Północ. Na polecenie prokuratora policjanci
trzykrotnie próbowali przyjąć zawiadomienie o przestępstwie od Słomki.
Ten jednak, trzykrotnie wezwany, nie stawił się. W swoim e-mailu Słomka
zarzuca RAŚ, że podczas organizowanej przez
siebie cyklicznej imprezy przypisuje Polsce i Polakom prowadzenie „obozu
śmierci” w Świętochłowicach-Zgodzie, podczas gdy było to miejsce
stworzone przez nazistów, a po wojnie prowadzone przez komunistów.
— wyjaśniła Koj.
Naczelniczka wskazała, że rządowy projekt nowelizacji ustawy o IPN,
a także m.in. ustawy o grobach i cmentarzach wojennych, ustawy
o muzeach oraz ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego
ustroju totalitarnego penalizuje publiczne i sprzeczne z faktami
przypisywanie narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialności lub
współodpowiedzialności za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne.
— zaznaczyła Koj.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
52. Oburzające! RAŚ krytykuje
Oburzające! RAŚ krytykuje wyrok nakazujący sprostowanie tekstu
portalu Newsweek.pl o "polskich obozach": "To próba zamknięcia ust"
"Orzeczenie sądu jest kolejnym wyrazem patologii, toczącej polski wymiar sprawiedliwości" - grzmiał Jerzy Gorzelik.
W piątek PAP poinformowała o wyroku sądu,
który nakazał portalowi Newsweek.pl opublikowanie sprostowania artykułu
ze stycznia 2017 r., w którym - zdaniem założyciela Reduty Dobrego
Imienia (RDI) Macieja Świrskiego - znalazły się nieprawdziwe informacje o istnieniu polskich obozów koncentracyjnych. Według RDI to ważny i pierwszy tego typu wyrok w Polsce.
Chodzi o podległe Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego obozy, w których tuż po zakończeniu II
wojny światowej przetrzymywano osoby uznawane za „zbrodniarzy
faszystowsko-hitlerowskich”, podejrzewane o wrogi stosunek do władzy.
Więźniowie byli przetrzymywani na terenie byłych niemieckich obozów
koncentracyjnych, działających np. w Jaworznie
czy Świętochłowicach-Zgodzie.
Spór sądowy dotyczył artykułu Pauli
Szewczyk o książce „Mała Zbrodnia” Marka Łuszczyny. Zdaniem założyciela
Reduty Dobrego Imienia Macieja Świrskiego w treści artykułu pojawiły
się „błędy historyczne”. Świrski wskazał wówczas m.in., że nieprawdziwa
jest informacja o znajdujących się w Polsce i utworzonych przez Polaków
obozach koncentracyjnych. Newsweek.pl odmówił publikacji sprostowania,
przez co sprawa trafiła do sądu.
Stanowisko wobec wyroku zajął w przesłanym w sobotę PAP oświadczeniu lider Ruchu Autonomii Śląska Jerzy Gorzelik.
— oświadczył Jerzy Gorzelik.
Jego
zdaniem sąd postawił się „w roli ostatecznego autorytetu w dziedzinie
historii, dekretując jedną narrację historyczną
i wykluczając pozostałe”.
— dodał Gorzelik.
Jego
zdaniem, wyrzekając się swego prawa do opowiadania własnej historii
własnymi słowami, wspólnota skazuje się na utratę tożsamości,
a zatem na niebyt.
— zapewnił Jerzy Gorzelik.
Obóz
w Świętochłowicach-Zgodzie, będący początkowo filią niemieckiego obozu
koncentracyjnego Auschwitz, potem służył Urzędowi Bezpieczeństwa
Publicznego. Trafiali tam m.in. Ślązacy podejrzewani o wrogi stosunek
do władzy i żołnierze AK. Osadzane tam
po wojnie osoby nazywano „zbrodniarzami faszystowsko-hitlerowskimi”.
Liczba śmiertelnych ofiar tego obozu szacowana jest na blisko 2 tys.
Ginęli z powodu tragicznych warunków sanitarnych, chorób, niewolniczej
pracy i nieludzkiego traktowania. RAŚ organizuje co roku w styczniu marsz upamiętniający ofiary obozu.
Reduta
Dobrego Imienia to niejedyne środowisko, które sprzeciwia się
stosowaniu określenia „polskie obozy koncentracyjne” na działające po II wojnie światowej na terenie Polski obozy odosobnienia dla osób uznawanych za wrogie władzy. KPN-Niezłomni chcieli, by promowaniem przez RAŚ tego określenia zajęła się prokuratura. Lider KPN-Niezłomni Adam Słomka poinformował w sobotę PAP,
że złożył właśnie zażalenie na otrzymane 2 stycznia postanowienie
prokuratury o odmowie wszczęcia śledztwa w tej sprawie wobec „braku
danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu”.
Gdy
w styczniu 1945 r. na Górny Śląsk wkroczyła wypierająca oddziały
niemieckie Armia Czerwona, mieszkańcy tych ziem traktowani byli jako
Niemcy; doświadczali licznych represji, w tym gwałtów i mordów.
Rozpoczęła się też akcja masowych zatrzymań i deportacji do pracy
przymusowej, co - jak mówią historycy - miało być swoistą formą
reparacji wojennych. Pierwsze transporty na Wschód ruszyły w marcu 1945
r. Podróż w bydlęcych wagonach trwała nawet kilkadziesiąt dni. Część
deportowanych nie przeżyło transportu. W obozach na Wschodzie Ślązacy
więzieni byli w bardzo trudnych warunkach: w barakach, z głodowymi
racjami żywnościowymi, ograniczonym dostępem do wody pitnej i bez
opieki medycznej.
Według różnych szacunków, z Górnego Śląska
wywieziono ok. 40-60 tys. ludzi - górników, kolejarzy, hutników. Wśród
deportowanych byli powstańcy śląscy, żołnierze kampanii wrześniowej,
a także członkowie konspiracji antyhitlerowskiej. Według ostrożnych
szacunków, jedna trzecia deportowanych pozostała na Wschodzie na zawsze.
Pierwsi Górnoślązacy wrócili do domów latem 1945 r. Wielu z nich
w krótkim czasie zmarło. IPN od kilkunastu lat
prowadzi badania naukowe, poświęcone wywózkom, publikuje wspomnienia
i organizuje wystawy, wciąż tworzy też imienną listę deportowanych.
Do 1989 r. wydarzenia określane mianem Tragedii Górnośląskiej były
ze względów politycznych tematem zakazanym; w ostatnich latach powstaje
coraz więcej inicjatyw związanych z ich badaniem i upowszechnianiem
wiedzy na ten temat.
gah/PAP
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
53. 2 lutego, o godz. 17.00, w
2 lutego, o godz. 17.00, w Przystanku Historia IPN
w Katowicach spotkanie z dr. Dariuszem Węgrzynem pt.„Wkroczenie i
obecność Armii Czerwonej na Górnym Śląsku w 1945 roku. Nowe ustalenia"
W tym roku przypada 73. rocznica
fali sowieckich represji w latach 1945-1948, które pochłonęły
kilkadziesiąt tysięcy ofiar, deportację tysięcy na roboty przymusowe do
Związku Sowieckiego i pociągnęły za sobą dramaty wielu rodzin. Trwają
obchody rocznicowe Tragedii Górnośląskiej z udziałem IPN.
Ludność Górnego Śląska podlegała represji
nie tylko przez Armię Czerwoną, także przez rodzimy komunistyczny aparat
represji. Symbolem tych represji są zbrodnicze obozy karne w
Świętochłowicach-Zgodzie, Mysłowicach czy Łambinowicach. W czasach
Polski Ludowej zbrodnie Armii Czerwonej i władz komunistycznych na
Górnym Śląsku w 1945 r. były tematem tabu. Dopiero po przełomie 1989 r.
tematyka ta pojawiła się w przestrzeni publicznej, zyskując określenie
Tragedii Górnośląskiej.
W 2010 r. Sejmik Województwa Śląskiego, a w
2012 r. Sejmik Województwa Opolskiego, przyjęły uchwałę o corocznym
upamiętnianiu Tragedii Górnośląskiej, jako termin wyznaczając koniec
stycznia.
Instytut Pamięci Narodowej, zwłaszcza jego
katowicki oddział, włączył się w wyjaśnienie Tragedii, opisywanie jej, a
także organizowanie okolicznościowych imprez, projektów edukacyjnych i
wydawniczych. Instytut pracuje nad projektem stworzenia bazy mieszkańców Górnego Śląska deportowanych do ZSRS.
Jego autorem jest dr Dariusz Węgrzyn z Oddziałowego Biura Badań
Historycznych IPN w Katowicach. Budowa bazy jest realizowana od kilku
lat i liczy już 45 tysięcy 100 nazwisk.
10 listopada 2017 r. w Katowicach rozstrzygnięto konkurs na opracowanie projektu pomnika Ofiar Deportacji Mieszkańców Górnego Śląska do Związku Sowieckiego w 1945 r.
Inicjatorem wzniesienia pomnika był dyrektor Oddziału Instytutu Pamięci
Narodowej w Katowicach – dr Andrzej Sznajder, a poparcie dla
przedsięwzięcia wyraził Arcybiskup Wiktor Skworc - Metropolita
Katowicki. Pomnik zostanie wzniesiony na działce przy katowickiej
Strefie Kultury – przy Parku Boguckim.
Kalendarium wydarzeń
zorganizowanych dla uczczenia 73. rocznicy Tragedii Górnośląskiej przez
Oddział Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach:
Muzeum w Tarnowskich Górach wykład Zbigniewa Gołasza (IPN Katowice)
„Tragedia Górnośląska w 1945 r.“
historią“ w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Zabrzu, pl. Dworcowy 6,
godz. 10.00, „Historia obozu NKWD w Toszku". O sowieckim systemie
obozowym na terenie okupowanych Niemiec, obozie specjalnym w Toszku,
kategoriach osadzonych tam osób i warunkach bytowych - z dr. Sebastianem
Rosenbaumem, dr. Bogusławem Traczem i dr. Dariuszem Węgrzynem, autorami
najnowszej publikacji na ten temat rozmawiać będzie Zbigniew Gołasz
(IPN Katowice).
Centrum Edukacyjnym IPN Przystanek Historia w Katowicach im. H. Sławika,
przy ul. św. Jana 10 (3 piętro) – Warsztaty dla studentów „Obóz
specjalny NKWD w Toszku“, spotkanie z dr. Sebastianem Rosenbaumem, dr.
Bogusławem Traczem i dr. Dariuszem Węgrzynem, autorami najnowszej
publikacji dotyczącej obozu - „Tiurma-łagier Tost - Historia obozu NKWD w Toszku w 1945 roku“. Prowadzenie: Zbigniew Gołasz (IPN Katowice).
Edukacyjnym IPN Przystanek Historia w Katowicach im. H. Sławika, przy
ul. św. Jana 10 (3 piętro) – Spotkanie z dr. Dariuszem Węgrzynem (OBBH
IPN Katowice) – „Wkroczenie i obecność Armii Czerwonej na Górnym Śląsku w
1945 roku. Nowe ustalenia". Moderacja Zbigniew Gołasz (IPN Katowice).
Prowadzenie badań naukowych nad kwestią
wkroczenia Armii Czerwonej w 1945 r. na Górny Śląsk skutkuje nowymi
ustaleniami. Wśród nowych istotnych informacji jakie pojawiły się
ostatnio w obiegu naukowym niezwykle ważna okazuje się historia
powołania i funkcjonowania obozu NKWD w Toszku, jednego z najkrwawszych
łagrów jakie funkcjonowały na Górnym Śląsku w 1945 roku. W wyniku
kwerend archiwalnych udało się pozyskać niezwykle ciekawą kolekcję zdjęć
obrazujących walki prowadzone na omawianym terenie przez jednostki
Armii Czerwonej (kilkadziesiąt niepublikowanych dotychczas fotografii).
Także znaczny postęp nastąpił w kwestii opisu zjawiska deportacji w 1945
roku mieszkańców regionu do pracy przymusowej w ZSRR (analiza
dokumentów sowieckich). Te i inne zagadnienia będą przedmiotem referatu.
Rok 1945 na Górnym Śląsku” w Centrum Edukacyjnym IPN Przystanek Historia
w Katowicach im. H. Sławika, przy ul. św. Jana 10 (3 piętro), od 16
stycznia do 28 lutego 2018 r. (od poniedziałku do piątku w godz.
9.00-17.00).
Wystawa, przygotowana przez Oddział IPN w
Katowicach, składa się z 20 paneli, które w przystępnej formie
przybliżają realia 1945 r. na Górnym Śląsku. Na poszczególnych planszach
zaprezentowano zagadnienia związane m.in. z okupacją niemiecką,
zakończeniem działań wojennych oraz wkroczeniem Armii Sowieckiej na
Górny Śląsk, deportacjami mieszkańców tego regionu do ZSRS, tworzeniem
się polskiej administracji, polityką narodowościową (weryfikacja i
rehabilitacja), wysiedleniem ludności niemieckiej, funkcjonowaniem
systemu obozowego i odbudową życia społeczno-gospodarczego. Powyższe
tematy zostały zilustrowane fotografiami, dokumentami, afiszami i
wycinkami prasowymi. Zebrany materiał ikonograficzny pochodzi z placówek
muzealnych (Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, Muzeum w Gliwicach, Muzeum
Historii Katowic, Muzeum w Rybniku, Muzeum w Wodzisławiu Śląskim,
Muzeum Miejskiego w Zabrzu), Archiwum Państwowego w Katowicach, Archiwum
Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach, Bundesarchiv w Koblencji,
Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych w Łambinowicach-Opolu oraz z
kolekcji osób prywatnych. Autor scenariusza wystawy – Tomasz Gonet.
Współpraca – Monika Bortlik-Dźwierzyńska. Konsultant merytoryczny – dr
hab. Adam Dziurok. Projekt graficzny – Barbara Lepacka.
Wstęp wolny!
https://www.ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/46161,Katowicki-IPN-opowie-o-Tragedii-Gornoslaskiej.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
54. Czyj był obóz Zgoda? W
Czyj był obóz Zgoda? W odpowiedzi Gazecie Wyborczej!
Zareagowałem
na antypolskie oszczerstwo „Gazety Wyborczej”, która w numerze z 20
listopada 2017 r. nazwała obóz Zgoda, założony w 1945 r. w
Świętochłowicach na Śląsku, „polskim obozem koncentracyjnym”. Czy można
nazwać „polskim” obóz koncentracyjny założony przez komunistyczną
bezpiekę dla Polaków i Niemców? Czy można nazwać „polskim” obóz, którym
kierował sadystyczny...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
55. Wreszcie sprawiedliwość! Sąd
Warszawie zapadł prawomocny wyrok przeciwko Redaktorowi Naczelnemu
Newsweek.pl. Portal ma sprostować artykuł o tzw. „po ...
Artykuł pt. Po wyzwoleniu nazistowskich obozów Polacy ponownie je otworzyli? „Mała zbrodnia” Marka Łuszczyny, opublikowany został 17 stycznia 2017 r w wersji internetowej czasopisma, tj. na portalu newsweek.pl pod adresem: http://www.newsweek.pl/wiedza/historia/-mala-zbrodnia-polskie-obozy-koncentracyjne-ksiazka-marka-luszczyny,artykuly,403834,1.html Tekst
dotyczył książki opowiadającej o komunistycznych obozach pracy
założonych po II wojnie światowej na terenie Polski przez Sowietów,
twierdząc że są one dowodem na to, że jednak istniały „polskie obozy”. W
odniesieniu do tych komunistycznych miejsc kaźni i męczeństwa, często
znajdujących się na terenach byłych obozów niemieckich, zarówno w
cytowanej książce, jak i w samym tekście Newsweeka użyto (wielokrotnie)
terminu „polskie obozy koncentracyjne”. Z kolei w odniesieniu do
niemieckich obozów koncentracyjnych posługiwano się skrótem nazistowski
obóz koncentracyjny.
O sprostowanie informacji w
tym tekście prasowym, na drodze sądowej wnioskował ówczesny prezes
Reduty Dobrego Imienia i jeden z fundatorów – Maciej Świrski.
Sąd
I instancji uwzględnił jego roszczenie i nakazał publikację
sprostowania. Redaktor Naczelny Newsweek.pl wniósł o oddalenie powództwa
w całości. Sąd Apelacyjny na posiedzeniu 24.05.2018 r. orzeczenie to
jednak utrzymał w mocy. Tym samym wyrok stał się prawomocny i
Newsweek.pl musi opublikować sprostowanie.
Wobec
takiego orzeczenia sądu, każdy Polak, którego dotyka nieprawdziwa
publikacja prasowa o tzw. „polskich obozach koncentracyjnych”,
szczególnie funkcjonujących po 1945 r. ma prawo żądać jej
sprostowania.
- Dla RDI ma to ogromne znaczenie,
ponieważ od lat podejmujemy walkę o prawdę historyczną. Tym razem nawet
Sąd Apelacyjny podzielił naszą argumentację. Tym wyrokiem sąd uznał, że
manipulacja językowa i historyczna o rzekomych polskich obozach
koncentracyjnych może byś skutecznie prostowana na drodze sądowej. Jest
to wielki sukces na drodze walki o prawdę historyczną i niewątpliwie
będziemy z tego wyroku korzystać przy innych, tego typu procesach –
podkreśla Mira Wszelaka, prezes Reduty Dobrego Imienia.
Jest
to pierwszy – i jak dotąd – jedyny wyrok Sądu Apelacyjnego, który
otwiera nową drogę w sprawach sądowych z mediami, które posługują się
tym fałszywym i krzywdzącym nas, Polaków skrótem myślowym.
-
W moim przekonaniu była to jak dotąd najtrudniejsza sprawa z zakresu
prawa prasowego, ponieważ musieliśmy przekonać sąd, że takie
nieprawdziwe sformułowanie w odniesieniu do obozu może dotknąć każdego
Polaka i każdy Polak, jako osoba zainteresowana, może prostować
nieprawdę w mediach. Niewątpliwie jest to wyrok o charakterze
precedensowym, dotychczas niespotykany w orzecznictwie a nawet w
doktrynie, stąd jako pionierzy musieliśmy użyć szeregu argumentów, które
szczęśliwie zostały podzielone przez sąd - podkreśla Monika Brzozowska –
Pasieka, reprezentująca fundatora Reduty Dobrego Imienia.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
56. Jak Izrael ochronił zbrodniarza
Za
jego kadencji w obozie koncentracyjnym w Świętochłowicach-Zgodzie
zginęło więcej osób niż podczas niemieckiej okupacji. W latach 90.
ubiegłego wieku zbrodniarz wojenny schronił się w Tel Awiwie, a władze
Izraela nigdy nie zgodziły się na jego ekstradycję
Chodzi o Salomona Morela, polskiego obywatela pochodzenia
żydowskiego, który przeżył okres okupacji dzięki Polakowi Józefowi
Tkaczykowi. W 1983 r. Tkaczyk został za to nagrodzony medalem
Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Historia Morela, który w świetle polskiego prawa dopuścił się zbrodni
przeciwko ludzkości, nie jest potwierdzeniem tezy, że komuniści Żydzi
byli gorsi od nazistów Niemców, ale raczej pokazuje, jak bardzo
wybiórczo do prawdy historycznej podchodzą przedstawiciele Izraela. –
Nie można się zgodzić z ocenami, według których Salomon Morel był do
1968 r. komunistą, a potem nagle się okazało, że jest jednak Żydem. To
jest problem samoidentyfikacji jednostki, ale i odpowiedzialności narodu
za jednostki tego narodu – powiedział podczas dyskusji o antysemityzmie
prof. Jan Żaryn. – To samo dotyczy Polski. Feliks Dzierżyński jest
nasz, choćbyśmy nie wiem jak długo się tłumaczyli, że on został
bolszewikiem. Jako naród polski dorobiliśmy się takiego syna i
wyeksportowaliśmy go do Rosji. On nie jest Rosjaninem.
Zbrodnia bez kary
Salomon Morel od końca lutego do listopada 1945 r. był komendantem
poniemieckiego obozu koncentracyjnego Eintrachthütte. W czasach okupacji
obozem kierował najpierw SS-Hauptscharführer Josef Remmele, a później
Wilhelm Gerhard Gehring. Obaj niemieccy zbrodniarze zostali skazani na
karę śmierci przez amerykański Trybunał Wojskowy w Dachau Morel
natomiast do 1968 r. szybko się wspinał po szczeblach komunistycznej
kariery i praktycznie do swojej śmierci w 2007 r. dostawał polską
emeryturę w wysokości prawie 5 tys. zł.
Może trudno sobie to wyobrazić, ale w komunistycznym obozie pracy
„Zgoda” panowały o wiele gorsze warunki niż w czasach niemieckiej
okupacji. Również przeciętna śmiertelność w latach 1943-45 była znacznie
wyższa, bo wynosiła kilkanaście ofiar tygodniowo. Według IPN, w ciągu
niespełna dziewięciu miesięcy władzy komendanta Morela przez obóz
przewinęły się 5764 osoby, a co trzecia nie przeżyła pobytu. Tragiczny
obraz ukazuje zestawienie dokumentów z likwidacji obozu. Udało się
zwolnić 1341 osób, zmarło zaś 1855. Według danych IPN, zabito lub
zakatowano ok. 300 osób, a resztę istnień pochłonęły epidemie. – Z tego,
jak się zachowywał Morel podczas epidemii, można wywnioskować, że
choroby i wysoka śmiertelność pomogły mu w wygodnym, bo „naturalnym”,
sposobie eliminacji więźniów – uważa historyk dr Marek Klecel.
W obozie „Zgoda” oprócz Niemców przebywali Górnoślązacy, weterani
powstań śląskich oraz członkowie Armii Krajowej. Byli też Polacy z
Polski centralnej, dzieci oraz obywatele innych państw.
Zdziwienie Izraela
W latach 90. ubiegłego wieku Morel już od dawna pobierał wysoką
emeryturę. Był przekonany, że jego działalność w obozie „Zgoda”
pozostanie tajemnicą na zawsze. Zaczęło o nim być głośno, gdy
amerykański dziennikarz żydowskiego pochodzenia John Sack opublikował
książkę o zbrodniach komunistycznych pt. „Oko za oko”. Salomon Morel nie
czekał na proces, wyjechał do Izraela. Gdyby pozostał w Polsce, mógłby
odpowiadać za śmierć ponad 1500 więźniów.
Z historii zbrodniarza Salomona Morela płynie ważna lekcja na temat
stosunków polsko-izraelskich. Gdy w 1998 r. Komisja Badań Zbrodni
Przeciwko Narodowi Polskiemu zwróciła się do Izraela o ekstradycję
zbrodniarza, w odpowiedzi przysłano odmowę, bo zarzucane mu czyny
przedawniły się w świetle tamtejszego prawa.
Dzięki wsparciu IPN i przesłuchaniu ponad 100 świadków udało się w
2004 r. postawić Morelowi zarzut, który się nie przedawnia, czyli
zbrodni przeciwko ludzkości. Polskie władze wysłały więc kolejny wniosek
o ekstradycję zbrodniarza. „Chcielibyśmy przekazać postanowienie
Ministra Sprawiedliwości w tej sprawie, mówiące o tym, iż nie ma żadnych
podstaw do ekstradycji Morela” – czytamy w odpowiedzi z 2005 r. Co
więcej, władze Izraela były zbulwersowane tym, że Polska kolejny raz
upomina się o ich obywatela. W piśmie czytamy, że sprawa „wywołuje
zdziwienie, iż Polska w ogóle zwróciła się z taką prośbą”. „W świetle
faktów uważamy, iż nie ma żadnych podstaw do przedstawienia Morelowi
zarzutów popełniania poważnych przestępstw, nie mówiąc już o
ludobójstwie czy zbrodniach przeciwko narodowi polskiemu”.
Historia Morela nie jest wcale usprawiedliwieniem dla Polaków, którzy
kolaborowali z Niemcami, wydając Żydów. Pokazuje jednak, że na
przykładzie pojedynczych osób nie można oskarżać Polaków jako naród o
zbrodnię Holokaustu, bo w ten sam sposób naród żydowski byłby winien
zbrodni komunizmu. Przede wszystkim jednak obnaża skalę dyplomatycznej
hipokryzji państwa Izrael, który jednych zbrodniarzy ściga po całym
świecie, a innych ukrywa.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
57. Newsweek.pl pisał o "polskich
Newsweek.pl pisał o "polskich obozach", teraz musi przeprosić. Sąd Najwyższy nakazał opublikowanie sprostowania
informacji o tym, że w Polsce znajdowały się polskie obozy
koncentracyjne utworzone przez Polaków – orzekł Sąd Najwyższy. Taka
informacja znajdowała się w artykule ze stycznia 2017 r. pt.
„Po wyzwoleniu nazistowskich obozów Polacy ponownie je otworzyli? »Mała
zbrodnia« Marka Łuszczyny” autorstwa Pauli Szewczyk.
Łuszczyny, zatytułowany „Po wyzwoleniu nazistowskich obozów Polacy
ponownie je otworzyli? ‘Mała zbrodnia’ Marka Łuszczyny”. Autorka
stwierdziła w tekście, że po 1945 r. Polacy na miejscu filii obozu
w Auschwitz-Birkenau ponownie otworzyli obóz Świętochłowice-Zgoda.
Orzeczenie
w tej sprawie sąd wydał już na początku 2018 r., nakazując sprostowanie
nieprawdziwej informacji. Newsweek apelował od wyroku, jednak w maju
2018 r. Sąd Apelacyjny orzekł, że redaktor naczelny Newsweek.pl złożył
skargę kasacyjną. Sąd Najwyższy podzielił pogląd Macieja Świrskiego,
prezesa Fundacji Reduta Dobrego Imienia, i odmówił przyjęcia skargi
kasacyjnej do rozpoznania.
Jak podkreśliła Reduta Dobrego Imienia, sądy wszystkich instancji
uznały, że Maciej Świrski może wytaczać procesy o sprostowania
nieprawdziwych informacji z uwagi na swoją przynależność do narodu
polskiego, ale również z uwagi na „działalność Fundacji Reduta Dobrego
Imienia – Polska Liga Przeciw Zniesławieniom”.
— dodała dr Monika Brzozowska-Pasieka, pełnomocniczka Macieja Świrskiego.
wkt/rdi.org.pl//Twitter
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
58. Obchody rocznicowe pierwszego
Obchody rocznicowe pierwszego transportu powstańców warszawskich do Lamsdorfu
Na
terenie byłego Stalagu 344 Lamsdorf w Łambinowicach w niedzielę odbyły
się uroczystości upamiętniające 75. rocznicę przybycia pierwszego
transportu powstańców warszawskich po upadku powstania.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl