Konserwatyzm dziś to obrona polskości
Z prof. Andrzejem Nowakiem, historykiem, rosjoznawcą i sowietologiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, redaktorem naczelnym dwumiesięcznika "Arcana", rozmawia Mariusz Bober
W rozkręcającej się kampanii wyborczej wielu polityków próbuje fajerwerkami zagłuszyć zatroskanie wielu Polaków o stan państwa. Nie niepokoi Pana, że także politycy prawicowi w kampanii wolą uciekać od najważniejszych tematów?
- W obecnej sytuacji zmienia się miejsce spraw ideowych w walce politycznej w okresie kampanii wyborczej. Bowiem Polska jest zagrożona utrwaleniem monopolu władzy partii, która wydaje się konsekwentnie rozmijać z interesem politycznym wspólnoty polskiej i elementarnymi zasadami obywatelskiej wolności. Jest to teraz największe niebezpieczeństwo dla Polski. Powinno to, moim zdaniem, zmobilizować wszystkie siły w społeczeństwie, które widzą tę groźbę, do wspólnej walki o zapobieżenie takiemu "latynoskiemu" scenariuszowi. Polsce grozi ustabilizowanie modelu, w którym z przyzwolenia wschodnich i zachodnich "wielkich braci" umacnia się jednolita struktura władzy wsparta przez niemal wszystkie media elektroniczne. Oczywiście wyjątkiem są tu Telewizja Trwam i Radio Maryja, ale to niestety nie zmienia zasadniczo niekorzystnego dla interesu wspólnoty polskiej układu sił w mediach. Tworzy on bezprecedensową sytuację całkowitej bezkarności obozu władzy.
Z czego ona wynika? Z interesów czy popieranej ideologii?
- Obecny obóz rządzący nie cechuje się żadną specyficzną ideologią, ale reprezentuje to, co historycznie nazwano "bagnem", tzn. skłonnością do "nicnierobienia" i folgowania wszelkim najgorszym instynktom. To jest swoiste "zapraszanie" społeczeństwa do degradacji, zarówno w sferze kulturalnej, obyczajowej, jak i politycznej. W tej ostatniej - choćby poprzez dehumanizację przeciwnika. Chodzi o doprowadzenie do tego, by traktować go jak "bydło" czy "watahę". Skutkiem tych zmian są takie sytuacje, jak powierzenie oprawy "kulturalnej" najważniejszej imprezy, która miała otwierać prezydencję Polski w UE, panu Jakubowi Wojewódzkiemu. A przecież to właśnie on jest symbolem ostatecznej barbaryzacji języka i obyczajów w Polsce. Dlatego najważniejszym obecnie celem naszej obywatelskiej, polskiej wspólnoty jest zahamowanie tego procesu. By osiągnąć ten podstawowy cel - musimy być gotowi do kompromisów.
Jakich kompromisów i z kim?
- W systemie demokratycznym musimy pogodzić się z tym, że jeśli chcemy osiągać polityczne cele, powinniśmy starać się przekonać do nich społeczeństwo. Dlatego należy zacząć od tego, co łatwiej trafi do wyobraźni, do codziennych doświadczeń wyborców. Należy więc pokazywać, że PO stworzyła rząd skrajnie - w większości ministerstw - niekompetentny, marny, rekordowo nieudolny, np. że to minister Cezary Grabarczyk odpowiada m.in. za totalny chaos na polskich drogach, kolejach, bezprecedensowy w całym okresie III RP, a może nawet w całej powojennej historii Polski. W takich miejscach, gdzie ewidentne doświadczenie milionów ludzi zderza się z zasłoną medialną, jaką cieszy się ten nieudolny rząd, można ową zasłonę stosunkowo łatwiej skruszyć - i od tego trzeba zacząć. Dlatego musimy szukać wszelkich argumentów i sposobów przekonania większości społeczeństwa do odsunięcia od władzy PO. Druga część zadania dla środowiska przeciwstawiającego się obecnemu obozowi władzy, który nazwałbym po prostu dyktaturą półcelebrytów, to konsekwentna praca nad powstrzymaniem postępu barbaryzacji społeczeństwa metodami demokratycznymi.
Jakie są najbardziej destrukcyjne przejawy tej barbaryzacji?
- Dla mnie najgorszym przykładem upadku obyczajów w tym rządzie jest szef MSZ Radosław Sikorski. Nie znam gorszego przykładu takiego upadku niż jego "ćwierkanie" [ang. twitter - ćwierkać]. W komunikatach prezentowanych w ministerialnym twitterze i SMS-ach nie widać żadnej myśli na odpowiednim do prowadzenia polityki poziomie intelektualnym. Pozostają tylko krótkie sygnały: "dorżnąć watahę", sponiewierać pamięć Powstania Warszawskiego, poszczuć na Radio Maryja. Taka "twitterowa" dyplomacja, którą minister Sikorski próbował sięgnąć nawet Watykanu, to rzeczywiście nowe dno polityki, kompromitujące Polskę już na międzynarodowej arenie (na której zresztą poziom politycznej debaty także obniża się stale, choć nie tak gwałtownie jak nad Wisłą). Należy zapewnić ochronę społeczeństwa przed skutkami tej choroby, której modelowymi objawami są także np. programy TVN, które redukują obraz polityki do szczucia wspomnianych politycznych półcelebrytów na "watahę", prezentują poziom dziennikarstwa niesłychanie prymitywnego językowo i duchowo.
Jaki to ma realny wpływ na sytuację Polski?
- Należy pokazać ludziom, że jest zależność między problemami gospodarczymi i finansowymi, chaosem na drogach, podnoszeniem cen podstawowych produktów i usług oraz upadkiem pozycji politycznej Polski na arenie międzynarodowej, czego przykładem są gorsze relacje z krajami Europy Wschodniej i służalczy stosunek wobec obecnych władz Rosji. W kontraście z tym upadkiem ujawnia się wartość zasad konserwatywnych. Jeśli chcemy odzyskać szacunek dla samych siebie, lepiej rządzić się sobą, musimy odbudować poczucie wartości naszej wspólnoty, jej godność, odpowiedni język, kulturę osobistą, także w polityce, oraz myśl polityczną i troskę o państwo. Musimy rozerwać medialną zasłonę nierzeczywistości, w której konstruowaniu obecna ekipa jest rzeczywiście najlepsza. Ta ekipa, ekipa Tuska - Tymochowicza, jest bardzo sprawna tylko w graniu na słabościach ludzkiego umysłu i charakteru za pomocą wyrafinowanych mechanizmów propagandy elektronicznej, przy zmonopolizowaniu jej środków. Przykładami tej zasłony nierzeczywistości są mity, takie jak: zielona wyspa, polityka miłości, sukcesy w budowaniu dróg i mostów, doskonałe stosunki z Rosją, rola Donalda Tuska jako "lidera Europy" itd., itp. Rozrywanie takich zasłon to również zadanie konserwatywne - bowiem sprowadza się ono do odsłaniania rzeczywistości, prawdy, do jej twardego gruntu, który liberalna postpolityka próbuje zastąpić wmawianym sloganem, że nie ma żadnego twardego gruntu, żadnej prawdy, tylko "płynna" zabawa w maski.
Historia upadku I Rzeczypospolitej chyba wszystkich Polaków powinna nauczyć, do czego prowadzi postawa bylejakości i niedbania o własne państwo...
- Niestety, w ludzką naturę wpisane są lenistwo i niecierpliwość. Dlatego gdy władza mówi ludziom: teraz możecie przejeść wszystko, spokojnie grillować, jesteśmy zieloną wyspą - to ludzie zapadają w leniwą drzemkę. Problem zacznie się wtedy, gdy Polacy zbudzą się z niej i zobaczą, że nie byli na żadnej zielonej wyspie, węgielki na grill się skończyły, mięso też, a sąsiedzi wcale nie chcą nam ich dać za darmo. W istocie przeżywamy głęboki kryzys spowodowany właśnie przez politykę zasłaniania rzeczywistości kolorowym parawanem nierzeczywistości...
Dlatego też trudna może być dla wielu Polaków prawda, że grillowali na kredyt?
- Pod tym względem nie różnimy się wiele od innych europejskich społeczeństw, a przebudzenie przychodzi tam również z trudem. Wyjątkowość polskiej sytuacji polega na tym, że mamy najbardziej zmonopolizowany rynek mediów elektronicznych i próbuje się przy ich pomocy zdelegalizować faktycznie jedyną rzeczywistą, patrzącą władzy na ręce, opozycję.
Konserwatyzm i patriotyzm musimy więc teraz przekuć w postawy, które pociągną ludzi do działań i sukcesów na miarę II RP...
- Rzeczywiście, problem w tym, jak dotrzeć do społeczeństwa przyzwyczajonego do kontaktu z rzeczywistością głównie za pośrednictwem telewizji. Ten problem, wydawałoby się techniczny, staje się kłopotem wręcz egzystencjalnym nie tyle polskiego konserwatyzmu, ile polskiego społeczeństwa. Jeśli nadal będzie ono miało utrwalony mechanizm odbierania rzeczywistości poprzez jednego nadawcę i jeden komunikat medialny, to skutki będą bardzo złe. Niestety, telewizji nie da się całkiem zastąpić w jej politycznej roli, bo np. rozkwit konserwatywnych portali w internecie jest przestrzenią komunikacji setek tysięcy ludzi, którzy w dodatku zwykle już są aktywni. Tymczasem o wynikach wyborów decydują miliony ich uczestników, którzy podejmują decyzje, kierując się opinią "gwiazd", "autorytetów" wykreowanych przez media elektroniczne, głównie przez telewizję. Warto się jednak zastanowić, czy można byłoby przeprowadzić obywatelską akcję podważania kłamstw telewizji np. pod hasłem: "Wielkie telewizje kłamią i ogłupiają - sprawdźcie to sami! Manifestujcie swoje oburzenie pod siedzibami tych koncernów kłamstwa!". Organizujcie rankingi najbardziej zuchwałych kłamców, a zarazem wskazujcie tych dziennikarzy, którzy nie sprzeniewierzają się posłannictwu INFORMOWANIA społeczeństwa. Wykorzystując wszystkie dostępne obecnie media (internet, radio, ostatnie niezależne, w szczególności katolickie tytuły prasowe), powinniśmy pokazywać związek między dobrem Polski a dobrem rodziny, poczuciem bezpieczeństwa będącego efektem sprawnie działającego państwa, które czuje się odpowiedzialne za zaspokojenie elementarnych potrzeb społecznych. Trzeba pokazywać m.in., do czego prowadzi polityka rządu, który na doraźne potrzeby rozbudowanej do monstrualnych rozmiarów administracji zabiera pieniądze odłożone dla przyszłych emerytów, co sprawi, że obecni 40-, 50-latkowie będą mieli nędzne świadczenia na starość albo wręcz żadne. Musimy pokazywać, do czego prowadzi taka polityka nieodpowiedzialności, która uderza w miliony ludzi, także tych, którzy głosowali i chcą nadal głosować na PO.
To właśnie robi także redakcja "Arcanów", których setny numer trafił właśnie do naszych rąk. Co udało się zrobić dzięki tym stu wydaniom?
- Wokół naszego pisma skupiło się w ciągu minionych 17 lat środowisko wielu znakomitych autorów broniących tradycji polskiego patriotyzmu i zasad cywilizacji łacińskiej. Publikacje Zbigniewa Herberta, Jarosława Marka Rymkiewicza, Jacka Bartyzela, Ryszarda Legutki, ojca Jacka Salija, księdza kardynała Stanisława Nagyego i tylu innych znakomitych twórców - są także zachętą dla naszych czytelników: by odważyli się być mądrzy, by pozostali wierni temu, co tradycja pozostawiła nam najlepszego, by pracowali w swoim kręgu nad poszerzeniem tego dziedzictwa. W ten sposób przełamujemy pogląd, który usiłowano nam narzucić, że jesteśmy izolowani, osamotnieni, że jesteśmy "ostatnimi szaleńcami", którzy jeszcze nie wsiedli na pokład "statku szczęścia", który ma nas zabrać do zupełnie innej Europy niż ta, którą pamiętamy, i jednocześnie odciągnąć od brzegu ze "złą" historią Polski. Bronimy nadziei na to, że Polacy odnajdą znowu swoją drogę w historii, a nie od historii; że zrozumieją, iż warto trwać przy swoich poglądach, wartościach, gdy one znajdują potwierdzenie u innych osób, z innych środowisk, myślących podobnie. W ten sposób nasyca się tkanka inicjatyw społecznych, politycznych i kulturalnych, która pomaga nam przetrwać czas, gdy nie mamy dostępu do instytucji państwowych. Dziś już widać, że naszej grupy nie da się zredukować poniżej 30 proc. społeczeństwa. "Arcana" są jedną z wielu inicjatyw, choć może szczególnie wytrwałą, które mają tę grupę zachęcać do dalszej pracy, dostarczać jej argumenty w ideowych sporach, pobudzać dyskusję nad najważniejszymi dla naszej wspólnoty tematami. Opowiadać o kilku tysiącach tekstów nie będę - zachęcam do lektury najnowszego, setnego numeru. To jest jakaś próbka tego, co robimy.
Dziękuję za rozmowę.
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=113878
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Arcana, Gratulacje
udaje mi się je nie raz kupić,naprawdę świetne pióra są TAM, i tematyka również
Zwróciłam na nie Uwagę po 10 Kwietnia 2010
dzięki internetowemu sprawozdaniu z wywiadu z ś. p Prezydentem Profesorem
Lechem Kaczyńskim,wywiadu,którego nigdy nie doczekał
jeszcze RAZ gratulacje dla Wydawnictwa
gość z drogi