O pożytkach z gdybania w historii - Prof. Grzegorz Kucharczyk (szef Pracowni Historii Niemiec i Stosunków Polsko-Niemieckich)
"Gdybanie"- albo jak to dziś uczenie określa się "historia alternatywna" - zawsze pozostawało na marginesie zainteresowania historyków. Traktowane było i jest jako rzecz ryzykowna, w najlepszym razie intelektualna zabawa. A jednak obecnie obserwujemy dość wyraźny wzrost zainteresowania historią alternatywną. Piszący te słowa nie należy do entuzjastów tego typu rozrywki intelektualnej, chociaż nie sposób - jak sądzę - nie dostrzec pewnych pożytków płynących z gdybania.
Po pierwsze, zajmowanie się nim zakłada konieczność elementarnej znajomości historii. Aby ułożyć historyczne puzzle w innej konfiguracji aniżeli realnie zaistniała, trzeba jednak te puzzle mieć. Należy więc znać historię, a z tym - jak dowodzą wszystkie badania (np. w kwestii znajomości podstawowych faktów o zbrodni katyńskiej przez młode pokolenie Polaków) - jest krucho. Z pewnością tzw. historia alternatywna może okazać się dobrym sposobem zaciekawienia przeszłością uczniów w szkołach i studentów na wyższych uczelniach. Zastanawianie się na przykład nad kwestią - co by było, gdyby Piłsudski zrealizował swój plan wojny prewencyjnej z Niemcami, pozwoli przypomnieć fakty dotyczące zarówno polityki hitlerowskiej, jak i natury władzy w Polsce po 1926 roku. Postawienie pytania, jak potoczyłyby się nasze dzieje, gdyby Polska jednak "dobiła" Albrechta Hohenzollerna w 1525 r., albo gdyby Władysław IV utrzymał się na tronie carskim - to nie tylko przypomnienie potęgi dawnej Rzeczypospolitej, ale - przede wszystkim - zwrócenie uwagi, że nic nie jest dane raz na zawsze. Potężne na początku XVII w. państwo już kilkadziesiąt lat później stało się igraszką w ręku swoich sąsiadów.
I odwrotnie - mocarstwo takie jak Prusy, które należało do głównych pomysłodawców rozbiorów Polski, nie tylko zawdzięczało swój mocarstwowy wzrost świetnej organizacji państwowej (zwłaszcza armii oraz skarbowości), ale także szczęśliwym zbiegom wydarzeń. W pruskiej historiografii pisano nawet o "cudzie Domu Brandenburskiego", w nawiązaniu do wojny siedmioletniej (1756-1763). Prusy w końcowej jej fazie stanęły u progu klęski; Berlin był zajęty przez wojska austriackie i rosyjskie. Sytuacja odwróciła się diametralnie, gdy zmarła caryca Elżbieta nienawidząca Fryderyka II, a jej następcą został Piotr III, do tego stopnia uwielbiający pruskiego króla, że kładł się nawet spać w mundurze pruskiego grenadiera. Jedną z pierwszych decyzji nowego cara było wycofanie armii rosyjskiej z wojny przeciw państwu Hohenzollernów. A gdyby caryca Elżbieta żyła rok dłużej?
Osobiście bardzo frapowało mnie zagadnienie, które można nazwać "błogosławieństwem wczesnej śmierci" i "przekleństwem śmierci za późno". Ten pierwszy przywilej dany był np. Józefowi Piłsudskiemu. A gdyby żył cztery lata dłużej i dożył klęski II Rzeczypospolitej? Czy udałby się na wygnanie, czy zginąłby z bronią w ręku lub dołączył do oficerów w Katyniu? Podobnie zmarły na początku 1939 r. Roman Dmowski. Gdyby pożył rok dłużej? Frapujące pytania, dotykające przecież rzeczy ostatecznych. Podobnie jak odwrotne sytuacje. Marszałek Francji Philippe Petain - gdyby zmarł w 1939 roku, byłby z pewnością prominentną postacią we francuskim panteonie narodowym. Zostałby zapamiętany przede wszystkim jako człowiek, który pod Verdun "zatrzymał Niemców". Dożył jednak wieku bardzo sędziwego i stanął na czele kolaborującego z Niemcami Państwa Francuskiego (tzw. państwo Vichy) i dzisiaj jest symbolem nie zwycięskiego oporu wobec Niemców, ale odwrotnie - haniebnej z nimi kolaboracji.
Bez dziejowego determinizmu
Historia alternatywna może ponadto przypomnieć, że nie ma czegoś takiego jak historyczny determinizm. Możliwe są różne scenariusze, a najważniejszym aktorem historii jest wyposażony w wolną wolę człowiek. Zajmowanie się gdybaniem przypomina również o roli wydarzeń niespodziewanych w dziejach (jak wiadomo, dla Pana Boga nie ma przypadków). Co by było, gdyby królowa Bona nie towarzyszyła pewnego dnia swojemu królewskiemu małżonkowi na polowaniu w Niepołomicach, które skończyło się dla niej bolesnym upadkiem z konia i poronieniem dziecka płci męskiej, brata późniejszego władcy Zygmunta Augusta? Co by było, gdyby ostatni Jagiellon, który zmarł bez pozostawienia następcy, miał jednak brata?
Powracając do wolnej woli ludzi tworzących historię, warto zatrzymać się na chwilę nad tematem, o którym niedawno pisałem na tych łamach. III Republika Francuska - państwo prowadzące na przełomie XIX i XX w. szczególnie brutalną i systematyczną politykę laicyzacyjną. O takim kształcie republiki zdecydowało głosowanie w 1875 r., wygrane przez zwolenników laicyzacji większością jednego głosu. Stało się tak podobno tylko dlatego, że jeden z posłów prawicowych obraził się na drugiego, który wziął go za lokaja i kazał mu przytrzymać na chwilę parasol. A gdyby się nie obraził? A gdyby ten inny poseł lepiej umiał odróżniać kamerdynera od deputowanego (choć, przyznajmy, nie tylko w XIX wieku może być to trudne zadanie)? A gdyby pretendent do tronu francuskiego hr. Chambord (dla legitymistów Henryk V) jednak zechciał zgodzić się zaakceptować trójkolorowy sztandar Francji, co było jednym z warunków ofiarowanej mu wcześniej przez Zgromadzenie Narodowe francuskiej korony?
Tego typu pytania "warsztatowo" należące do historii alternatywnej przypominają, że odgórna laicyzacja społeczeństwa francuskiego nie była wynikiem "obiektywnego procesu dziejowego", tylko że stały za nią całkiem konkretne decyzje poszczególnych ludzi. Człowiek naprawdę liczy się w historii.
Kruchość ludzkich planów i potęga wyobraźni
Z drugiej jednak strony historia alternatywna uczy pokory. Przypomina w pośredni sposób o kruchości naszych ludzkich dążeń i zamierzeń. Jakże ważne były słowa, które zawsze przytaczał Jan Paweł II przed swoimi pielgrzymkami: "Jeśli Bóg pozwoli". Zawsze trzeba brać pod uwagę, że może zostać zrealizowany inny scenariusz. Po 10 kwietnia 2010 r. ta lekcja została nam wszystkim raz jeszcze bardzo dobitnie przypomniana.
Niekiedy historia alternatywna jest spojrzeniem w przyszłość, projekcją życzeń, programową wizją. Marzenia mają swoją wagę w historii. Wiedzą o tym dobrze np. Amerykanie, dla których słowa "I have a dream" ("Miałem sen") ze słynnego przemówienia pastora Martina Luthera Kinga należą dziś do kanonu kultury politycznej za oceanem.
W ten sposób dochodzimy do kolejnego pożytku z zajmowania się historią alternatywną - czyli do pobudzania wyobraźni. A przecież wyobraźnia rządzi światem - jak mawiał cesarz Francuzów. Historia bez wyobraźni jest nudnym żargonem albo przybiera postać tak absurdalnych tez jak ta głosząca jej koniec (F. Fukuyama). Polityk bez wyobraźni (a przecież historia to laboratorium polityki) - może być dla swojego kraju śmiertelnym zagrożeniem.
Dzieje III RP obfitują w wydarzenia, które wręcz proszą się o ogląd przez pryzmat historii alternatywnej (ostatnio uczynił to na kartach swojej najnowszej powieści Marcin Wolski). Mamy przecież do czynienia z ważnymi rozstrzygnięciami, które zapadały większością jednego głosu (wybór Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta PRL w lipcu 1990 r. czy głosowanie nad wotum zaufania dla rządu Hanny Suchockiej w maju 1993 r.). Doświadczaliśmy decyzji konkretnych osób, które pociągały za sobą cały ciąg dalszych, niezmiernie ważnych wydarzeń (rozwiązanie Sejmu przez prezydenta Lecha Wałęsę w 1993 r. i niepodjęcie podobnej decyzji przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego na początku 2006 r.). Dotyczy to nie tylko sfery ściśle politycznej. A gdyby Lech Wałęsa zdecydował się powierzyć stanowisko redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" innej osobie? A gdyby władzy w większości redakcji PZPR-owskiego koncernu RSW "Prasa - Książka - Ruch" nie przejęły po 1990 r. tzw. spółdzielnie redaktorskie?
Konkretnej odpowiedzi na tego typu pytania nigdy nie poznamy. Ale ich postawienie pozwala przypomnieć sobie o prawdzie, że "tak być nie musiało"; o tym, że historia jest o wiele ciekawsza od propagowanej tezy o "jedynie słusznej drodze polskiej transformacji po 1989 roku". Uczy doceniać wolność - nam daną i zadaną.
Prof. Grzegorz Kucharczyk
Autor jest kierownikiem Pracowni Historii Niemiec i Stosunków Polsko-Niemieckich Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, autorem m.in. książek: "Czerwone karty Kościoła", "Pierwszy holocaust XX wieku", "Kielnią i cyrklem. Laicyzacja Francji w latach 1870-1914".
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=108667
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. "Traktowane było i jest jako
"Traktowane było i jest jako rzecz ryzykowna, w najlepszym razie intelektualna zabawa." To druga z moich ulubionych zabaw :)
Historycy czy bardziej politolodzy nie lubią bawić się w alternatywy bo nie mają wiedzy i wyobraźni (a wyobraźnia ta bazuje na potencjale z innych nauk).
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'