Wariant łotewski… (Kurier z Munster)
5 grudnia 2007 roku, premier Łotwy Aigars Kalvītis podał swój gabinet rządowy do dymisji. Przyczyną takiego zachowania była fala krytyki, jaka dosięgła go po odwołaniu z pełnionej funkcji szefa tamtejszego urzędu antykorupcyjnego KNAB - Alekseja Loskutovsa. W Polsce premier Donald Tusk odwołał Mariusza Kamińskiego, w sposób niezgodny z prawem, a mimo to nadal jest premierem, w dodatku jeszcze mocno gloryfikowanym za taką decyzję przez niektóre wpływowe środowiska opiniotwórcze.
Zestawienie przekładów Polski oraz Łotwy doskonale pokazuje, jakie standardy rządzenia u nas obowiązują i jak jest realizowany polityczny obyczaj. Niestety nie wypadamy w tym porównaniu najlepiej. Aleksej Loskutovs, nie wykrył na Łotwie tak spektakularnych afer z udziałem przedstawicieli władzy, jak w Polsce szef CBA Mariusz Kamiński, a jednak premier Aigars Kalvītis nie mógł sobie pozwolić na arbitralne oraz dowolne odwołanie go z funkcji. Nie pozwoliła na to łotewska opinia publiczna. Tymczasem premier Donald Tusk robi co chce… Najwyraźniej w odwecie za ujawnienie afer z udziałem jego ministrów, dymisjonuje Kamińskiego przed upływem kadencji, w sposób poważny naruszając przy tym prawo, nie wspominając już o dobrych obyczajach, a opinia publiczna milczy, albo – co widać w wielu przypadkach – bije mu brawo. Taka sytuacja w ogóle nie służy regułom państwa prawa oraz demokracji.
Jeżeli ktoś w Polsce, w obliczu ujawnionych ostatnio afer nie zdał egzaminu z przyzwoitości, to przede wszystkim opinia publiczna. Największym, bowiem zadaniem środowisk opiniotwórczych jest wypełnianie funkcji społecznej kontroli. Bez społecznej kontroli demokracja zamienia się po prostu, w jedną wielką farsę. Niestety, zdecydowana większość dziennikarzy przyjęła tonację narzuconą im przez Platformę Obywatelską i pozwoliła wciskać sobie tak zwane „kity”. Przy okazji sama sobie uwłaczając! Wszędzie w cywilizowanym świecie, premier usiłujący odwołać szefa instytucji analogicznej do CBA, za ujawnione afery z udziałem najważniejszych funkcjonariuszy publicznych, spotkałby się natychmiast z falą gwałtownej krytyki i prawdopodobnie utracił swoje stanowisko. W Polsce Donald Tusk zrobił dokładnie to samo, co premier Łotwy w 2007 roku, tyle tylko, że jeszcze dodatkowo z pogwałceniem prawa i złamaniem zasady kadencyjności. Niestety nie spotkała go z tego tytułu żadna poważniejsza krytyka ze strony najbardziej wpływowych mediów, a jedyną osobą, na której dokonano publicznego linczu jest Mariusz Kamiński. Widać u nas obowiązują inne standardy, niż na przykład na Łotwie.
Romano Manka-Wlodarczyk
http://romano-manka-wlodarczyk.salon24.pl/133971,wariant-lotewski- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz