OWOC KOMUNIZMU (Krystyna Grzybowska)
Unia Europejska, prawdopodobnie pod wpływem Polski, zamierza wpuścić dyktatora Białorusi Aleksandra Łukaszenkę na swoje salony.
Z niezrozumiałego powodu nasi politycy chcą doprowadzić do zniesienia sankcji wobec reżimu białoruskiego, stawiając jako warunek zezwolenie na przeprowadzenie zjazdu Związku Polaków. Do Grodna przyjechali delegaci i silna reprezentacja polskich parlamentarzystów, w tym europejskich. Stał się cud. Zostali przepuszczeni przez granicę, nikt ich nie zatrzymywał, a zjazd odbył się bez zakłóceń. To postęp – można powiedzieć. Być może postęp ale też i podstęp.
Dla Polaków był to zjazd legalny, dla reżimu nie. Dlaczego więc Łukaszenka nie zastosował sprawdzonych metod i nie zalecił aresztowania działaczy ZPB, aby uniemożliwić przeprowadzenie zjazdu? Łukaszenka to chytry lis. Wie, że ze strony Rosji pogrążonej w kryzysie finansowym i gospodarczym, nie może oczekiwać większej pomocy, z której i tak korzysta od dawna, liczy więc na Unię Europejską i na poprawę relacji z Zachodem. Na taką poprawę ma przyzwolenie Kremla, bez którego nie poważyłby się na modyfikacje swojej polityki. Jednocześnie trzeba pamiętać, że decyzja o tolerowaniu zjazdu ZPB miała tez inny cel – pokazanie własnemu społeczeństwu, że Łukaszenka to dobry pan, a nie jakiś tyran.
Jeśli Związek Polaków zostanie wreszcie zalegalizowany, a z więzienia zwolnieni będą jego dwaj działacze, Igor Bancer i Andrzej Poczobut, nie znaczy wcale, że Białoruś stała się liberalnym państwem demokratycznym. Istnieje jeszcze niepolonijna, białoruska opozycja, której mu Polacy, a za naszym pośrednictwem, jeśli jest prawdą, że w UE zawiadujemy polityką wschodnią wspólnoty , nie możemy pozostawić jej własnemu losowi. Z goryczą jeden z białoruskich opozycjonistów mówił w polskiej telewizji, że Warszawa, zabiegając o poprawę stosunków z reżimem, zapomniała o solidarności. I dodajmy o „Solidarności”.
Zastanawiają mnie te zabiegi o względy Łukaszenki, skoro z góry wiadomo, że jest on gotów na rozmaite gesty wyłącznie po to, by utrzymać się przy władzy. I będzie niszczył opozycję wszelkimi środkami, bo nie ZPB jest groźna opozycją, ale własne białoruskie ośrodki sprzeciwu wobec reżimu. Chciałabym się mylić, ale uważam, że represje będą trwały, zostaną jedynie zmodyfikowane – na to KGB ma swoje sposoby. I wieloletnie rosyjskie doświadczenie. Nie ma mowy o demokratyzacji Białorusi i trzeba się cieszyć chwilowym zaprzestaniem represji wobec tamtejszej mniejszości polskiej. Do czasu kolejnych represji.
Można zrozumieć, że dążenie do poprawy stosunków z Rosją zarówno Stanów Zjednoczonych jak i Europy ma uzasadnienie w interesach prowadzonych z tym państwem, bogatym w surowce i wpływy w takich krajach jak Iran i Korea Północna. Niezrozumiałe natomiast są polskie zabiegi wokół Białorusi, naiwna wiara, że uda się doprowadzić do zelżenia reżimu i otwarcia się tego satelity Rosji na Zachód. Czy nie lepiej byłoby jednak zadbać o Ukrainę i Gruzję, o integrację tych krajów z NATO i Unią, zamiast zostawiać je w niepewności, w stałym zagrożeniu ze strony Rosji. Żałosne są takie triumfy, jak rzekome ustępstwa Mińska na rzecz polskiej mniejszości w obliczu niedocenianych zakusów Rosji wobec dawnych republik.
Polska opinię publiczną w znacznym stopniu absorbował w ostatnich dniach nepotyzm czy coś podobnego polityków znajdujących się na szczytach władzy. Wicepremiera Waldemara Pawlaka i senatora Tomasza Misiaka. Otoczenie obu tych panów wyraża przekonanie, że nie łamią oni prawa, więc nie ma problemu. Można i tak. Nepotyzm i kolesiostwo na szczytach władzy to „małe piwo” w porównaniu z tym, co się dzieje ma niższych szczeblach. Wojewódzkich, powiatowych, gminnych. Na gminnych nepotyzm jest zjawiskiem nagminnym, uznawanym ogólnie za zjawisko normalne.
Nasze obyczaje, polegające na wspieraniu bliskich i dalekich krewnych oraz przyjaciół państwowymi czy publicznymi posadami, nie są tylko nasze. Są powszechnym zjawiskiem od Odry po Bałkany. To owoc komunizmu, w którym nie obowiązywały żadne normy moralne, obowiązywało poparcie. Poparcie ludzi dobrze ustawionych w powiecie albo w komitecie partyjnym. W sklepie towar się „dostawało” a pracę się „załatwiało”. Właściwie załatwiało się wszystko – talon na malucha, lodówkę i papier toaletowy. Kwitł handel wymienny. Ty mi to, ja ci to. Polacy są narodem przywiązanym do wartości rodzinnych – to wiadomo – więc wujki, ciotki i szwagrowie byli traktowani jako ludzie korzystający w pierwszej kolejności z dobrodziejstwa rozdawnictwa.
Społeczna kolejka stała dniami i nocami po towar, a z tyłu, na zapleczu, bez kolejki zaopatrywali się krewni i znajomi ekspedientki.
Czterdzieści lat demoralizacji zrobiło swoje. Ten kolesiowsko -rodzinny układ trwa dalej i jest przekazywany następnym pokoleniom. Jest to coś, czego w krajach z tradycjami demokratycznymi po prosty nie ma. Oczywiście są wyjątki, ale nie mamy do czynienia z obyczajem ocierającym się o korupcję.
Na Zachodzie różnych rzeczy się nie robi. U nas przeciwnie – co nie jest zakazane jest dozwolone. Z obrzydzeniem słucham wypowiedzi polityków chlubiących się opozycyjna przeszłością, którzy w imię partyjnego kolesiostwa bronią nieetycznych postaw członków swoich ugrupowań - tylko nieliczni podczas takich wypowiedzi nie patrzą dziennikarzom w oczy. Ale tych jest coraz mniej. Na Zachodzie, jeśli dochodzi do afer korupcyjnych, a są one na wielka skalę, korupcję i nepotyzm surowo się karze i piętnuje. U nas plenią się od dziesięcioleci takie małe, żałosne aferki, kiedy ludzie kompromitują się , polując na marne apanaże i profity. Jest to plaga, która opanowała cały kraj, i dlatego nie pomoże żadna ustawa, zakazy i nakazy. Pomoże jedynie moralna odnowa, ale na to nie można liczyć.
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/18366
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Pani Krystynie Grzybowskiej dedykuję
michael