Fieldorf dla widzów o mocnych nerwach (menda)
Co prawda wolność słowa wywalczyli dla nas dwadzieścia lat temu skruszeni generałowie Jaruzelski i Kiszczak w komitywie/walce (niepotrzebne skreślić) z Wałęsą i Michnikiem, ale myli się ten, kto uważa, że od tej chwili spod dyskretnej pokrywy cenzorów uwolniono wszystkie złudne idee, niewłaściwe poglądy i nieestetyczne obrazy.
Oto bowiem telewizja TVN odmówiła projekcji spotu reklamowego filmu o Fieldorfie "Nilu", tłumacząc, że zwiastun jest zbyt "drastyczny", jak na wysublimowany gust i wrażliwą duszyczkę przeciętnego widza tej stacji, który po obejrzeniu "Tańca z gwiazdami" mógłby z odrazą przełączyć na inny kanał, gdyby ktoś pokazał mu obitą twarz aktora grającego polskiego generała. Zwiastun można już obejrzeć na Youtubie, więc kto chce, ten może przekonać się na ile jest on brutalny. Sporo osób już to zrobiło i nijak zrozumieć nie mogą, że stacja która pokazuje filmy o wyjadaniu ludzkich mózgów, figlującą w dżakuzi Frytkę, a nawet programy pani Moniki Olejnik, wystraszyła się na widok bordowej farby, którą umazani byli aktorzy grający przesłuchiwanych żołnierzy i szczypców zbliżających się do ich dłoni. Jak widać gen. August Fieldorf jest niepoprawny także i dziś, kiedy Radiokomitet zastąpiony został Salonokomitetem, czuwającym aby przypadkiem widzowi nie utknął w głowie jakiś patriotyczny slajd. A od tego, jak słusznie twierdzi od kilkudziesięciu lat redaktor Michnik, do urn wyborczych wcale nie taka daleka droga.
Do takiego wniosku doszły połączone siły pełnego charyzmy premiera Tuska i jego przystawki w postaci Waldemara Pawlaka, które postanowiły wyświadczyć drobną przysługę w ramach targów nad podziałem skalpów po publicznych mediach bezpośrednim spadkobiercom zabójców Fieldorfa "Nila" - Sojuszowi Lewicy Demokratycznej. Otóż "obie strony historycznej barykady" po raz kolejny doszły do wniosku, że wartości chrześcijańskie nie są pożądanymi wartościami w polskich mediach i wyrzuciły ich gwarancję z nowej ustawy medialnej. Zamiast nich będziemy mieli "tolerancję i równość". Powiadają komuniści, że różnica między tymi wartościami jest taka, iż od tej pory media nie będą zmuszone do promowania religii, której nie wyznają wszyscy Polacy, ba, której żaden z Polaków dla swego dobra wyznawać nie powinien, zaś tolerancję i równość wyznawać powinien każdy. No dobrze, a co jeśli ja nie podzielam definicji tolerancji proponowanej przez panią Senyszyn i trzymam się twardo jej pierwotnego znaczenia (tolerare - łac. wytrzymywać, znosić), zaś marksistowsko - leninowskie pojęcie równości również jest mi obce?
I właśnie odpowiedzią na takie wątpliwości jest cenzura, ta sama która co prawda formalnie z innych przyczyn, niemniej jednak - wyrugowała z ekranów Fieldorfa "Nila". Otóż cenzura jest po to właśnie, by wolność słowa miała pewne racjonalne i konieczne ramy, by szła w określonym, nieubłaganym kierunku.
Ilustruje to okoliczność, że stacja telewizyjna, która odmówiła wstępu na swoje ekrany patriocie umierającemu w katuszach za Polskę i polską flagę, z upodobaniem pokazuje trefnisia wkładającego tą flagę w kupę gówna.
Czyż nie po to generałowie Kiszczak i Jaruzelskim wywalczyli nam dwadzieścia lat temu przy udziale/bez udziału (niepotrzebne skreślić) Wałęsy i Michnika, wolność słowa?
http://menda.salon24.pl/393451.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz