From Russia with love

avatar użytkownika FreeYourMind


Komunistyczna „Trybuna” staje w obronie Orderu Lenina, pomstując na dwóch polskich historyków, którzy uznali odwoływanie się do tegoż „odznaczenia” w 2009 r. za swego rodzaju skandal. Chodzi o informowanie potencjalnych nabywców wydanego na DVD filmu sowieckiego reżysera S. Eisensteina, że obraz ten zdobył właśnie Order Lenina.

W swoim stylu „Trybuna” ujmuje sprawę tak:



„Oczywiście profesorowie Paweł Wieczorkiewicz i Andrzej Nowak w swej rusofobicznej gorliwości nie posiadali się z oburzenia. Ten ostatni uznał podanie informacji o Orderze Lenina za ,,prymitywną prowokację, relatywizowanie zbrodni popełnionych przez Lenina i zwykłą głupotę''.
Nawiasem mówiąc na nic wasza złość, panowie rusofobi, i tak nie zmienicie faktu, że w porównaniu z wielkością tradycji kultury rosyjskiej polska kultura jest – powiedzmy sobie szczerze – doprawdy karłowata. Nasi nacjonalistyczni, prowincjonalni rusofobi uważają zapewne, że ,,lepsze polskie gówno w polu niż fijołki w Neapolu''. A już w Moskwie szczególnie. ”


http://www.trybuna.com.pl/n_show.php?code=2009011405
http://www.rp.pl/artykul/2,247447.html


Wspominam o tym wszystkim nie po to, żeby się przekomarzać z jakimś starym sowieciarzem, że polska kultura nie jest karłowata, tylko dlatego, że wczoraj (a więc z dużym opóźnieniem, co przyznaję) znalazłem w końcu czas, by oglądnąć słynny film „1612” i dosłownie kulałem się na nim ze śmiechu. Uzmysłowiłem sobie, że kinematografia „braci Moskali” nie posunęła się ani o krok od czasów wczesnego kina sowieckiego z takimi klasycznymi jego wytworami, jak „Świat się śmieje”. Już nie chodzi o wierność jakimś historycznym realiom ((tego akurat od Rosjan nie oczekujemy :) – w filmie nie ma mowy, gdy rekonstruowany jest rok 1610, że w bitwie pod Kłuszynem Polacy roznieśli kilka razy większe siły Rosjan), o wprost komiczną scenografię (komputerowo wspomaganą, co widać na kilometr), nawet nie o grę aktorską wedle najlepszych socrealistycznych wzorców, ale o niezmienny, toporny, „staroleninowski” sposób podejścia do widza, czyli sposób pokazywania fabularyzowanej rzeczywistości.


Nie wchodząc w szczegóły, ponieważ filmu nie da się opowiedzieć, taki stanowi ciąg scen komicznych (zwłaszcza sceny batalistyczne polecam), to zwrócę uwagę na jedną rzecz: dzielny wojak Andriejka, chłop z chłopa, co ma carem zostać pod koniec filmu (i zakończyć w ten sposób okres wielkiej smuty), nie tylko jest wytrzymały na wszelkie tortury i za nic ma jakiekolwiek upokorzenia za strony Lachów, ale i opanowuje we śnie hiszpańską sztukę fechtunku, której uczy go duch zabitego w zasadzce najemnika z Hiszpanii (co wprawdzie służył wśród Lachów, ale był dzielny i nie taki jak oni zły). Poza tym, wiedziony nieustannie wizją białego jednorożca tułającego się po lesie (nie chcę rozwijać tu jakichś nasuwających się freudowskich skojarzeń (zwł. że swoje działania Andriejka podejmuje z miłości do krasawicy Kseni, którą w dzieciństwie podglądał, jak naga się kąpała z innymi młodymi kobietami), boć to ma być baśń noworosyjska :)), nie tylko jest w stanie zwycięsko wychodzić z wszelkich opresji (udaje Hiszpana i zaciąga się do polskiego wojska), ale i w swoim czasie zabłysnąć zdolnościami organizatorsko-militarnymi. Sama Ksenia (Godunowa), porwana swego czasu przez podłych Lachów (którzy omal jej nie zgwałcili – motyw gwałtu na Rosjankach pojawia się w filmie parokrotnie), pojona jakimiś truciznami ledwie się orientuje, co się wokoło dzieje i daje się w dodatku Lachom przekabacać na katolicyzm, a przede wszystkim ma zostać „polską carycą” u boku „polskiego hetmana” (granego z socrealistyczną swadą przez M. Żebrowskiego).


No ale o Anriejce miałem. Otóż jest w pewnym momencie scena taka, że „polska husaria” oblega jakąś rosyjską osadę otoczoną murem (osada, co ciekawsze, w środku składa się z dzwonnicy i paru drewnianych domów, no ale mniejsza z tym), zaś Andriejka (wykradłszy Ksenię z obozu Lachów), musi teraz obmyśleć sposób obrony osady. Polacy mają dziesiątki armat, dodatkowo jeszcze ta cholerna husaria, a jakby i tego było mało, to w osadzie nie ma ani jednej armaty – słowem, tragedia i to niemal antyczna – mieszkańcy trzęsą portkami, jak diabli i tylko niezawodny Andriejka główkuje. Wpada w niedługim czasie – tak jak pomysłowy Dobromir - na to, by skonstruować domowym (a raczej ludowym) sposobem jakąś armatę i jedną choćby do niej kulę. W ciągu paru godzin, gdy Lachy się już zabierają do ostrzału (słychać klasyczne polskie komendy z początku XVII w.: „Szybciej, k...!”) i odpadają kawałki muru osady, oczywiście, udaje się armatę zrobić, no i Andriejka dyryguje obroną. Lachy nacierają, a tu armata Adnriejki wypalić nie chce, jak na złość. Napięcie sięga zenitu i nagle: „dup!”, kula wylatuje i leci w stronę armii polskiej. Leci, leci, leci – widzowie wstają z pop cornem i piwem z miejsc, bo już nie mogą się doczekać, kiedy i gdzie spadnie – po czym kula trafia, rzecz jasna, w skład polskiej amunicji ulokowany w środku pola bitwnego i następuje eksplozja niczym wybuch bomby nuklearnej - i wylatują w powietrze armaty, konie oraz setki ciał, co reżyser pokazuje z godnym podziwy detalizmem :) Natarcie odparte, polski hetman na czworakach, brakuje tylko, by przez zęby cedził: „Nuuu, zajeeec, paaagaaadiii!”


No i tak to mniej więcej wygląda, toteż, jeśli ktokolwiek jeszcze nie miał okazji obejrzenia tego fantastycznego filmu, to szczerze polecam. Oczywiście, sprawa wcale nie jest taka zabawna, jeśliby wziąć pod uwagę, że staroleninowskie podejście do kina w Rosji jest elementem szerszej „polityki historycznej, o której swego czasu mówili (wspomniani przez „Trybunę” Wieczorkiewicz z Nowakiem):


„Rosyjski dziennik „Wremia Nowostiej” opisał pierwszy tom podręcznika „Historia Rosji 1900 – 1945”, w którym znaleźć można informacje o tym, że oficerowie polscy zostali zabici w Katyniu dlatego, że wcześniej, Polacy zamordowali w 1920 roku tysiące bolszewickich jeńców. Wojnę zaś wywołała nie bolszewicka Rosja ale Polska. Tak wiec anty – Katyń, wymyślony przez Gorbaczowa pod koniec istnienia ZSRS, po raz kolejny, mimo miażdżących faktów, zaprzeczających teoriom części rosyjskich historyków, staje się rosyjską obroną przez niechcianą prawdą. Obok tego typu „kwiatków”, w rosyjskim podręczniku możemy przeczytać, że na Ukrainie nie było czegoś takiego jak Wielki Głód, czy czystki w latach 30, a 17 wrzesień1939 roku to nic innego jak „oswobodzenie Ukrainy i Białorusi”. Józef Stalin ukazany jest zaś jako mąż opacznościowy ZSRS, racjonalista, który zbudował wielkie i liczące się na świecie imperium.” [pisownia oryg. – F.Y.M. – swoją drogą niezły musiał być specjalista od jęz. polskiego, który ten tekst tak wklepał :)]

„Zdaniem profesora Andrzeja Nowaka ukazywanie historii w taki sposób świadczy o tym, że są to zabiegi państwa, które posługując się historykami, samo chce tworzyć historię. – Do roku 1993 wydawało się, że państwo rosyjskie z Borysem Jelcynem na czele, sprzyjać będzie mentalnej i moralnej dekomunizacji. Mówiono wtedy o przygotowaniu procesu norymberskiego numer dwa. Do tego jednak nie doszło, gdyż Jelcyn zaczął się wycofywać z tej polityki. Całe tabuny „intelektualistów” sowieckich związanych ściśle z kadrami KGB opierały się próbie rozliczenia z przeszłością. Większa część mieszkańców centrum Moskwy to są ludzie związani z karierami zbrodniczymi. Na tym polega siedemdziesiąt lat zbrodniczego systemu, że do centrum ściągają najgorsi. – podkreśla prof. Nowak.

Kiedy państwo coraz mocniej zaczęło przyjmować retorykę imperialną, twierdzenia, że to Niemcy a nie Sowieci pomordowali Polaków w Katyniu, zostało zastąpione innym, przyznającym, że zrobili to Sowieci, ale dlatego, że taka była ich racja stanu. Historycy ci przekonują, że bez „pewnych” przygotowań Związek Sowiecki nie byłby w stanie wygrać wojnę, dlatego trzeba było najpierw usunąć zdrajców, tak usprawiedliwia się czystki na własnych obywatelach, później usunąć potencjalnych zdrajców spośród pogranicznych narodów, stąd np. ukraiński Wielki Głód i wielka, a zapomniana zbrodnia popełniona na Polakach mieszkających w ZSRS, gdy w latach 1934 – 38 i roku 1940 zamordowano ponad 100 tysięcy osób i w końcu nasz Katyń. - Był on z jednej strony wymierzeniem „zasłużonej kary” na Polakach za bolszewicką porażkę w 1920 roku, a poza tym te antysowieckie kadry nie dałyby się wprząc w sowiecką służbę. – twierdzi prof. Nowak.”


http://www.polskieradio.pl/historia/tags/artykul64029.html


Musimy zatem mieć pełną świadomość, że w tym szaleństwie jest metoda. Rosjanie deformują historię z nie mniejszym uporem niż Niemcy, choć robią to na swój staroleninowski sposób. Jakie będą skutki kulturowe tej całej propagandy, jeszcze się przekonamy. Sam jednak fakt, że pokazują Polaków w swoich „wielkich produkcjach” (jak „1612”) w taki sposób, że musieli ich pokonywać „nadludzkim wysiłkiem woli” i z pomocą najprzeróżniejszych sił nadprzyrodzonych powinien nas nastrajać optymistycznie. Gdzieś w rosyjskiej podświadomości wciąż drzemie strach przed Lachami :) I dobrze. Niech się boją. Wraz z wierną Moskwie aż po grób, redakcją komunistycznej „Trybuny”.

11 komentarzy

avatar użytkownika jerry

1. FYM-ie,

tak, chyba jednak się boją. To rzeczywiście dobrze...

jerry

avatar użytkownika Maryla

2. Rosjanie deformują historię z nie mniejszym uporem niż Niemcy

@FYM, "teoria spisku" jawi sie coraz bardziej, dopiero "Opór", a teraz atak od STRONY Ojropy -

 

Szantaż eurofilmowców

Szantaż eurofilmowców

Superprodukcja o odsieczy wiedeńskiej bez Jana III Sobieskiego - tak historię chcą pokazać filmowcy z Austrii i Niemiec.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika FreeYourMind

3. jerry

oby im to na trwałe pozostało, pozdr
avatar użytkownika FreeYourMind

4. Maryla

no to zobaczymy, co tym razem w superprodukcji zostanie przekłamane :) pozdr
avatar użytkownika Rekin

5. Czyli filmowa superprodukcja

jako uczta składkowa: ile kto wniesie, tyle jego racji pokażemy
avatar użytkownika FreeYourMind

6. Rekin

pewnie tak :)
avatar użytkownika hrabia Pim de Pim

7. Pamiętam

wzruszający film wojenny Łarisy Szepitko "Wniebowstąpienie" z 1976 roku (czarnobiały!). Może nie było tak źle z tą kinematografią, skoro były jakieś wyjątki od reguły? ;) Pozdrawiam -

hrabia Pim de Pim

avatar użytkownika FreeYourMind

8. hrabia Pim de Pim

a i "Spaleni słońcem" niezły film, pozdr
avatar użytkownika kontrrewolucjonista

9. Bitwa pod Wiedniem

Moim zdaniem wielkiej tragedii nie będzie jak nas w tym filmie nie będzie. Też mi szczęście - jak zapłacimy Niemcom to zrobią nam wielką łaskę i pozwolą gdzieś tam 5 minut wspomnieć o tym że uczestniczyliśmy w bitwie. I to ma być duży "akcent polski" że może wepchną gdzieś tam w epizodyczną rolę jedną polską aktoreczkę - ciekawe dlaczego akurat Bachledę-Curuś i co ona miałaby w tym filmie konkretnie grać. Zamiast się prosić w łaski (a właściwie płacić za ochłapy) powinniśmy byli zrobić sami film. Swojego czasu przecież Harasimowicz napisał scenariusz "Victoria" a nawet wydał go w formie książkowej - był nawet niezły choć taki nieco kiczowaty. To jak TVP może wyłożyć miliony na ochłapy które nam rzucą Niemcy to równie dobrze mogliśmy zrobić nasz film. Ale oczywiście to nikomu nie przyszło do głowy, żeby wesprzeć polską inicjatywę (no chyba że to jakiś Chochlew i "Tajemnice Westerplatte" - to wtey fundusze się ekspresowo znajdują)
avatar użytkownika FreeYourMind

10. kontrrewolucjonista

pewnie tak. W Polsce zresztą i tak trudno mówić, żeby istniała jakaś kinematografia zajmująca się historią, pozdr
avatar użytkownika geralt9

11. błagam