Syf, kiła i mogiła, czyli dr. Marek Kamiński z Łomży do Fall Creek i z powrotem, o Piłsudskim co miał kiłę
W 30 numerze Glaukopisu lato 2014 zamieszczony jest artykuł dr Marka Kamińskiego „Professor locutus est” w którym autor twierdzi, na podstawie zasłyszanej anegdoty, że Józef Piłsudski zmarł na kiłę.
Marek Kamiński, Professoribus locutus est. Próba weryfikacji świadectwa prof. dr. Karola Bulukana temat wizyty prof. dr. Karela Frederika Wenckebacha u umierającego Marszałka Józefa Piłsudskiego.
Artykuł zapowiadany jest jako sensacja, którego rozwinięciem ma być książka , poświęcona tejże sensacji, że Piłsudski miał kiłę i spowodowane tym schorzeniem skretynienie doprowadziło Polskę sanacyjną do upadku.
http://capitalbook.pl/pl/p/Glaukopis-nr-30/984
Właśnie nadeszła ta wiekopomna chwila i ukazała się zapowiadana szumnie publikacja.
http://ksiegarnia.bellona.pl/index.php?c=fut&bid=7973&page=1
Publikacja odsłania nieznane fakty i tajemnice związane z chorobą i śmiercią Józefa Piłsudskiego. Ze względu na różnorodność tematu została podzielona na dwie odrębne, choć ściśle powiązane części. W części pierwszej, noszącej tytuł: Między Matką a Synem, zgodnie z wymogami sztuki lekarskiej autor przytoczył i rozpatrzył dotychczas praktycznie nieznane bądź też niezauważone świadectwa na temat zdrowia rodziców przyszłego marszałka, jak i jego samego, zanim zaczął chorować. Omówił zmitologizowany do pomnikowych rozmiarów jego związek z matką. Ponieważ, jak sam Piłsudski zauważył, dużo o nim napisano fałszu i bredni, stara się przynajmniej niektóre z nich sprostować.
Część druga stanowi analizę rozpoznania wiedeńskiego specjalisty prof. Weckenbacha.
pokaż okładkę
Ostatnia tajemnica marszałka Piłsudskiego
Marek Kamiński
Ponieważ nic nie wiemy o autorze tych "sensacji" , zaczynam szukać w sieci informacji. Znajduję informacje o autorze, które wprawiają mnie w osłupienie. Oto nasz doktor Marek Kamiński.
http://www.lomza.org/found/main.htm
Lomza Jewish Cemetery Foundation, Inc.
Background
|
Tak, to na pewno ten pan doktor internista, sprawdziłam dokładnie w sieci.
Autor artykułu - Marek Kamiński stwierdza,że w latach 1974- 1980 był asystentem w Zakładzie Patofizjologii Ogólnej i Doświadczalnej .Szefem jego był prof. Karol Buluk "ogólnopolska,jeśli nie światowa znakomitość w tamtych czasach ...".
Otóż w czasie spotkania w jego gabinecie z udziałem : profesora ,dr Aleksandra Zucha i Marka Kamińskiego profesor miał powiedzieć : " Do umierającego Marszałka wezwano z Wiednia Wenckebacha. Wenckebach zbadał Marszałka ,po czym zdumiony oświadczył Polskim lekarzom : - Panowie , o co tu chodzi? Przecież to jest ewidentna kiła trzeciorzędowa. Na to jeden z Polaków /gen, dr Stanisław Rouppert, zwany przez Piłsudskiego Stachurkiem lub płk dr Stefan Mozołowski/ odpowiedział : Ależ my to wiemy ,tylko w odróżnieniu od pana my nie możemy im/jemu tego powiedzieć". Autor stwierdza, że oficjalnie podano ,iż Piłsudski zmarł na pierwotnego raka wątroby, po czym na kilku stronach podaje rozważania na temat tego twierdzenia Wenckebacha.
http://statures.rssing.com/chan-2180224/all_p2897.html
http://www.zoominfo.com/p/Marek-Kaminski/62913100
Dr. Marek Kaminski (Member)
Dr. Marek Kaminski, of Fall Creek, Wisconsin, grew up in Lomza. He graduated form Bialystok Medical School in 1974, and continued there as a faculty at the Department of Physiopathology. In 1975, Dr. Kaminski was appointed an editor of the school's monthly magazine. For his persistence in the preservation of editorial independence under the Communist regime, he was assigned to three years of military service, an equivalent of a low-security imprisonment. He fled to the United States in 1980 and continued his research in blood clotting at University of North Carolina and Harvard Medical School.
He is a board-certified internist, and has been practicing emergency medicine since 1990, currently at Mayo Clinc, Menomonie, Wisconsin. He also has served as a consultant for Poland's Ministry of Heath on the Emergency Medical System Reform.
Polecam bardzo ciekawą dyskusję na forum DWS.
dws.org.pl • Zobacz temat - "Glaukopis" 2014, nr 30
Sprawa jest rozwojowa, bo w wątku zalogował się autor książki pod nickiem rtmk22 So 19 lip, 2014 22:52
Jestem autorem. Zainteresownym chętnie wyślę artykuł w PDF (rtmk22@gmail.com). Jest to jednak tylko zajawka kończonej właśnie obszernej medyczno-historycznej analizy, która ukaże się nakłdem Bellony na początku 2015.
Niniejszym pragnę podkreślić, że wbrew rozpowszechnianemu w sieci streszczeniu , artykuł tylko kwestionuje i to pobieżnie oficjaną diagnozę raka wątroby i pośrednio, i też „tylko”, sugeruje późną kiłę.
Jako internista , naukowiec i (nota bene –amerykański miedzy innymi Harvard Medical School) ) i historyk amator jestem świadom potencjalnej kontrowersyjności tego tematu. Daltego nigdy bym się na tę publikację nie odważył gdyby nie była on częścią większego, skrupulatnie naukowego, choć publicystycznie napisanego opracownia, które właśnie kończę, i które zapalnowane jest przez Bellonę początek 2015.
Opracowanie to, uwzględniając niespodziewanie bogaty, dotychczas wyłącznie przez historyków - którym dla lekarza oczywiste fakty nic nie mówią - studiowany, materiał źródłowy, jednoznacznie wskazuje na późną kiłę. Niestety, jest tego zbyt dużo by ryzykować streszczenie. Jest tam odpowiedź na wszystkie już postawione pytania i dużo wiecej.
A zatem proszę o cierpliwość.
Pozdrawiam,
M. Kaminski
ps
Publikowanie fragmentów książki przed jej wydaniem jest częścią przyjętej procedury wydawiczej. Gdyby sie na tym miało skończyć bulwarowy zarzut byłby uzasadniony. Ale tak nie jest.
Ofierskie słowo honru.
m.k.
http://www.dws.org.pl/viewtopic.php?f=98&t=134493
Re: "Glaukopis" 2014, nr 30
rtmk22 napisał(a):Zapewniam, że rozwieje wiele z Waszych wątpliwości.
Czekam na pytania.
Może ujmę to tak: książka jest bardzo interesująca i bardzo dobrze się ją czyta, ale obawiam się, że żeby móc zadawać jakiekolwiek pytania dotyczące sedna tematu, trzeba mieć ukończone studia medyczne + kilka specjalizacji, a takich osób na tym forum ze świecą szukać
Dlatego spróbuję z nieco innej strony:
Nie rozumiem dlaczego znaczna część przytoczonych cytatów dot. ‘nieszablonowych’ zachowań Marszałka nie pochodzi bezpośrednio od autorów wspomnień i pamiętników, ale jest przytaczana za Garlickim, Nałęczami, Koprem, etc.
Rozumiem problemy z dotarciem do Hrynkiewicza, ale (pozostając w zakresie przywołanych w książce źródeł) Beck, Lepecki i Zamorski są dostępni w publikacjach książkowych, więc można było pokusić się o analizę pełnych relacji zamiast bazowania na wybranych (= wyselekcjonowanych) fragmentach pierwowzorów.
Baaardzo irytuje mnie tytuł książki: „Ostatnia tajemnica marszałka Piłsudskiego”, bo – wracając do jednego z moich wcześniejszych wpisów – jest w tym tytule posmak taniej sensacji. Tymczasem lektura książki pokazuje, że umierający/chorujący Marszałek raczej nie miał świadomości zmian zachodzących w jego psyche, a przez to nie miał/nie powinien mieć świadomości źródła przyczynowego tychże zmian. Tym samym to nie była Jego tajemnica
Chyba, że zamiarem Autora było takie ustawienie konstrukcji książki, że (choć to nie zostało dopowiedziane) czytelnik miał dojść do wniosku, że egocentryk/egotyk Piłsudski miał świadomość własnej choroby (w końcu głupi nie był) i do pewnego momentu/do końca wiedział, jak ta choroba może/musi się rozwinąć, a mimo to, do ostatniej chwili nie wypuścił z rąk sterów II RP - chociaż powinien to zrobić ze względu na dobro państwa
I wreszcie pytanie konkretne (chociaż – z racji specjalizacji Autora– nie wiem czy nie retoryczne ): co Autor miał na myśli, pisząc na str. 108:
Ta odziedziczona po obojgu rodzicach skłonność [chodzi o depresję - przyp. mój] była głównym powodem załamania latem 1920 roku, z którego [Piłsudski - przyp. mój] otrząsnął się w momencie, gdy powstał konkretny plan działania.
Czy w tym wypadku chory (bo chyba tak kwalifikuje się osobę zapadłą na depresję ) jest w stanie wydobyć się z depresji, tworząc (świadomie, podświadomie, itp.) „konkretny plan działania”, czy też praktyka kliniczna wskazuje, ze taki plan powstaje 'na zewnątrz', a chory jedynie mu się poddaje (w szczególnych przypadkach - nawet w pewnym momencie, już po 'wyleczeniu' - potrafi uważać go za swój)
rtmk22 napisał(a):Dziękuję za pierwszą niezależną recenzję.
Recenzją bym tego nie nazwał, ale proszę bardzo
rtmk22 napisał(a):Wychodziłem z siebie by rozumowanie czysto medyczne stanowiące stosunkowo niewielką część książki było zrozumiałe dla laików. Wiedza fachowa pomaga ale nie jest konieczna nawet do polemiki. Zwłaszcza nieformalnej. Natomiast do zadawania pytań zupełnie nie, co Pan sam demonstruje pod koniec swojej wypowiedzi. Fakt, że oczekuję od czytelników dozy zaufania (tak jak się ufa lekarzowi) a od siebie umiejętności przedstawienia medycznego myślenie w sposób dla nich zrozumiały – stąd ta korespondencja.
Moim zdaniem książka jest napisana językiem zrozumiałym – przynajmniej dla przeciętnego mgr inż. starej daty . Dla mnie problem polega na czym innym: ja oczywiście mogę przyjmować (i przyjmuję) cały tok Pańskiej analizy z odpowiednią „dozą zaufania”, ale odnoszę wrażenie, że żeby zadawać pytania dot. jakiejkolwiek dziedziny, trzeba mieć o tej dziedzinie choćby minimalne pojęcie.
Liznąwszy co nieco wiedzy medycznej na poziomie internetu, mogę z miejsca wytoczyć trzy zarzuty pod adresem książki:
1) generalnie brakuje mi jakiejkolwiek, choćby przykładowej, analizy porównawczej dot. sugerowanych przypadków chorobowych,
2) jako że jestem umysł prosty, brakuje mi prostego zestawienia – np. tabelarycznego z rubrykami: okres (liczony od domniemanej daty zarażenia) – objawy kliniczne wg stanu wiedzy z 1935 r. – objawy kliniczne wg współczesnego stanu wiedzy – domniemane (?) objawy chorobowe JP,
3) w książce brakuje mi podstawowych informacji n.t. kiły: dróg zarażenia, zaraźliwości w poszczególnych fazach, itp.
Konkretnie:
ad 1) Jeżeli w książce pada sugestia, że związek Józefa Wincentego i Marii mógł mieć cechy związku kazirodczego, to brakuje mi informacji, że ówcześnie związki tego typu może nie były na porządku dziennym, ale zdarzały się często. A że nikomu to nie przeszkadzało, może świadczyć przykład Kadenacego, który – bądź co bądź dr medycyny – nie wahał się przed związaniem się z owocem takiego związku.
Jeżeli w książce pada sugestia, że choroba psychiczna AD 1900 nie musiała być 100%-ową symulacją, ale że JP mógł tu wykorzystywać pewne wrodzone ‘predyspozycje’, to w tym momencie oczekiwałbym opisów 2-3 przypadków podobnych ‘symulantów’ zaczerpniętych z historii psychiatrii z informacją, czy ich skuteczność wynikała wyłącznie z umiejętności aktorskich, czy też wchodziły w grę ‘predyspozycje’, czy opuszczali więzienie jako ludzie zdrowi, czy jako chorzy psychicznie, itp.
Brak analizy porównawczej dotyczy też samego Piłsudskiego. Zgadzam się, że „Dno oka” jest nie jest publicystyką najwyższych lotów i kultura języka pozostawia tu wiele do życzenia, jednak JP słynął z ciętego języka. Dlatego wypadałoby – choćby w ograniczonym stopniu - porównać język publicznych wypowiedzi i tekstów JP przed i po 1929 r.
ad 2) W znacznej mierze te informacje można znaleźć w książce, ale są rozrzucone na przestrzeni prawie 400 stron. Dlatego brakuje mi prostego ich zestawienia (i uzupełnienia – o czym poniżej).
ad 3) Być może czegoś nie doczytałem, ale brakuje mi informacji n.t.:
- możliwości zarażenia kiłą (podobno wystarcza pocałunek),
- możliwości zarażenia innych, w tym dzieci (nie wiem, czy nie balansujemy tu na granicy etyki?),
- przedstawienia pełnej listy objawów (kilaki, tabes, wysypka w miejscach widocznych, itd.)
rtmk22 napisał(a):Proszę sprawdzić odnośniki: Zachowania cytowane są za oryginalnymi: Lepeckim, Hrykiewiczem i Sławojem a tylko uzupełnione Gralickim, Jędrzejewiczm i innymi.
Być może, niemniej wydaje mi się, że kwerenda mogłaby być bogatsza. Ja niestety mam sklerozę, a w tej chwili jestem nieco oddalony od mojej półki z książkami, ponadto nigdy nie interesowałem się aspektem zdrowia Marszałka. Niemniej, z jednej strony kojarzy mi się opis przyjmowania interesantów przez ‘późnego’ Marszałka w kalesonach (chyba u Sławoja?), z drugiej – przedstawienie powodów niełaski i eksmisji Woyczyńskich (tu nadgorliwy Sławoj miał źle zrozumieć niewyraźnie wypowiedziane słowo przez Piłsudskiego). Poza tym wystąpienia JP przed kadrą oficerską wg pamiętników Zamorskiego...
rtmk22 napisał(a):Bo to jest sensacja.
Z całym szacunkiem, ale moim zdaniem książka byłaby sensacją, gdyby ukazała się pomiędzy majem’35 a wrześniem’39
Dziś obniżenie sprawności intelektualnej JP po 1926 r. nie jest żadną tajemnicą, a czy jej przyczyną była kiła czy demencja nie stanowi dziś sensacji obyczajowej. Oczywiście potwierdzona kiła JP rzuciłaby nowe światło na funkcjonowanie ówczesnego aparatu władzy, ale jakąś wielką sensacją bym tego nie nazwał.
rtmk22 napisał(a):Inni natomiast sobie z tego zdawali sprawę utrzymując to w tajemnicy co nie zmienia faktu, że w istocie była to ostatnia tajemnica dotycząca nie ich ale wyłącznie Marszałka.
No właśnie: inni. Jednak JP pokazywał się publicznie i znany był z pieszych przechadzek między Belwederem a GISZ-em. Skoro tabes był tak rozpoznawalny, to czemu nikt z osób postronnych wcześniej tego nie zauważył? Może przy tej okazji warto by spróbować ustalić, kiedy JP zaprzestał tych spacerów (bo taki moment musiał nastąpić)?
rtmk22 napisał(a): Lekarstwem, konkretne działanie, manewr znad Wieprz, bitwa Warszawska i Lida.
Ale nadal nie wiem, czy chory sam może wpaść na taki plan, czy rozwiązanie problemu musi przyjść z zewnątrz?
krzysiek65 napisał(a):O ile mamy do czynienia z depresją, a nie manewrem politycznym i późniejszą próbą deprecjacji przez przeciwników politycznych. Bo obiektywne opisy wydarzeń na depresję wcale nie wskazują.
Niby tak, ale z drugiej strony takie ‘momenty zawahania’ Piłsudski miał i przed zajęciem Kijowa i w maju’26 – po drugiej stronie mostu, a zwłaszcza tego drugiego nie można podciągnąć pod jakieś polityczne kalkulacje (o tym trzeba było pomyśleć przed wejściem na most).
- Maryla - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
13 komentarzy
1. Na szczęście tej "sensacji" nie dożyła Córka Marszałka
Kustosze historii odchodzą ...dzisiaj zmarła Pani Jadwiga ...
Piłsudska-Jaraczewska, młodsza córka marszałka Józefa Piłsudskiego. Zmarła dziś, miała 94 lata.
Była pilotem m.in. szybowców, a w czasie II wojny światowej służyła w
brytyjskim Air Transport Auxiliary (ATA).
O śmierci Jadwigi Piłsudskiej-Jaraczewskiej poinformowali przedstawiciele Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku w przesłanym komunikacie.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. No proszę...
Cytuję: "Dziś obniżenie sprawności intelektualnej JP po 1926 r. nie jest żadną tajemnicą, a czy jej przyczyną była kiła czy demencja nie stanowi dziś sensacji obyczajowej."
A 7 sierpnia 1927 roku, czyli na pewno po 1926 roku Józef Piłsudski wygłosił w Kaliszu na zjeździe Legionistów swoje słynne przemówienie o agenturach...
Przypomnijmy jego zakończenie:
"Moi panowie, gdym wziął za temat tę prawdę, wybrałem ją rozmyślnie i nie dla czego innego, jak dlatego, aby kropkę nad "i" postawić, aby nie było powiedziane, że my musimy menażować prawdy agentury.
Polskę, być może, czekają i ciężkie przeżycia.
Podczas kryzysów - powtarzam - strzeżcie się agentur.
Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym. "
Genialne i do dzisiaj aktualne...
3. pan doktor internista bardzo pracowity w niszczeniu Piłsudskiego
prosze bardzo, jaki zapracowany :) Może ktoś mu odpowie? Najlepiej ktoś z Muzeum Piłsudskiego.
Kontrowersyjna tablica Piłsudskiego?
Jestem łomżyniakiem, zamieszkałym w Wisconsin (USA), prezesem Fundacji na Rzecz Żydowskiego Cmentarza w Łomży (http://www.lomza.org). Mój ojciec założył Foto WRZOS. Wspominam o tym dla podkreślenia, że mimo odległości sprawy naszego miasta i regionu są mi bardzo bliskie – pisze Marek Kamiński przesyłając „list otwarty” w sprawie lokalizacji i treści tablicy upamiętniającej pobyt w Łomży Marszałka Józefa Piłsudskiego. Kamiński inicjatorom wmurowania tablicy w Domek Pastora zarzuca „kłamanie prawdą”.
Pan Jerzy Wronowski
Przewodniczący Społecznego Komitetu Budowy Tablicy Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łomży
Wielce Szanowny Panie Przewodniczący,
Niniejszym zwracam się do Pana z prośbą o ponowne rozpatrzenie lokalizacji tablicy Marszałka Piłsudskiego i jej treści. Według portalu http://historialomzy.pl/wesprzyj-i-tyspoleczna-zbiorke-na-tablice-pilsud... tablica ma stwierdzać:
Marszałek Józef Piłsudski
1876 – 1935
Twórca i Obrońca Niepodległości Polski
w tym domu przebywał
Społeczność Łomżyńska 2015
Przypominam Panu, że w portalu zbiórek publicznych (2015/20/KS) cel akcji opisano jako „sfinansowanie wykonania i wbudowania tablicy pamiątkowej marszałka Józefa Piłsudskiego” co implikuje uczczenie Marszałka jako męża stanu, czyli „w hołdzie”.
Skoro odsłonięcie ma się odbyć 12 maja, w opisie tym mieściłoby się umieszczenie w honorowym, jednocześnie neutralnym miejscu tablicy z napisem w rodzaju:
Pierwszemu Marszałkowi Polski
Józefowi Piłsudskiemu
W 80-tą rocznicę śmierci
Społeczność Łomżyńska 2015
W tym momencie chciałby zwrócić Pańską uwagę, że mianowanie Józefa Piłsudskiego „twórcą niepodległości Polski” jest historycznym nadużyciem. Współtwórcą - zdecydowanie tak. Niepodległość, uzyskały także Czechosłowacja, Litwa, Łotwa, Estonia, Węgry, Rumunia i Jugosławia. Stało się to nie dzięki nagłemu urodzajowi na „twórców niepodległości”, ale jako bezpośredni rezultat niemalże jednoczesnego rozpadu trzech dominujących monarchii.
Ponadto, Pańskie stwierdzanie krzywdzi pokolenia Polaków, którzy przez poprzedzające stulecie walczyli o tę samą niepodległość na różnych polach w tym: oświatowych, wychowawczych, organizacyjnych, gospodarczych, politycznych, dyplomatycznych i bitewnych. Przypisanie wszystkich zasług Józefowi Piłsudskiemu nie reprezentuje historii ale wyraża wyłącznie frakcyjny pogląd polityczny, z którym duża część łomżan ma się prawo nie zgadzać co sprawia, że podpis „Społeczność Łomżyńska” stanowi bezpodstawną uzurpację.
Gdyby jednak tylko o „Twórcę Niepodległości” chodziło, rzecz całą można by ewentualnie przemilczeć. Niestety nie da się przemilczeć nieprzypadkowej lokalizacji tablicy na konkretnym domu, wtedy Ewangelicko-Augsburskiej plebanii, a zwłaszcza pozornie niewinnego stwierdzenia: „w tym domu przebywał”.
Pomijając ponadczasowe tablice „w hołdzie”, w ten sposób upamiętnia się wyłącznie historycznie znaczące fakty w rodzaju. „W tym domu, w latach takich a takich ukrywał się, mieszkał i tworzył, był więziony. Albo: w dniu takim to a takim urodził się, zmarł, podpisał, zredagował, był aresztowany itp. itd. Faktom tym zawsze towarzyszy data (przykłady poniżej). Bo tablice to nie tylko pamięć, ale także obliczony na pokolenia, unikalnie inspirujący do poszerzenia wiedzy, historyczny przekaz. Mam więc nadzieję, że się Pan zgodzi, iż upamiętnianie „przebywania jako takiego w tym domu” nie dość, że nic nie wnosi to jeszcze marnuje cenną okazję historycznej edukacji.
Dlatego też, pozwolę sobie przypomnieć, że Piłsudski w maju 1899 r. przebywał nie tylko w domu pastora ale także w pobliskim kościele Ewangelicko-Augsburskiej i to w szczegółowo udokumentowanym celu.
1899 Nr.4 Łapy
Działo się w mieście Łomży dwunastego (dwudziestego czwartego) maja tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego dziewiątego roku o godzinie dziesiątej rano. Ogłaszamy, że w obecności świadków Tytusa Mikulskiego, dwudziestu jeden lat, technika, i Fryderyka Szymańskiego, lat trzydziestu sześciu, zakrystianina, obu zamieszkałych w Łomży, po dostatecznym przygotowaniu i pełnym wewnętrznym przekonaniu przeszedł z wyznania Rzymsko-Katolickiego na wyznanie Ewangelicko-Augsburskie w tutejszym Ewangelicko-Augsburskim kościele Józef Klemens Piłsudski lat trzydziestu [podkreślenie –m.k.] jeden, kawaler, zamieszkały w Łapach, urodzony w majątku Zułowie, syn szlachcica Józefa i zmarłej Marii z domu Billewicz małżonków Piłsudskich.
Przy tym uzupełnia się, że Józef Klemens Piłsudski tejże daty był konfirmowany, odbył spowiedź i przyjął komunię świętą. Akt ten ogłaszanemu i świadkom przeczytany przez nich i przez nas podpisany został.
Józef Klemens Piłsudski (po polsku)
Tytus Mikulski (po polsku)
Fridrich Szimanski (po rosyjsku)
Pastor G. Nikulski (po rosyjsku)
Tablicę upamiętniającą ten akt podpisano „społeczność łomżyńska”, mimo że większości łomżan, w tym zapewne i ofiarodawców, stanowią członkowie Kościoła Rzymskokatolickiego.
W tym momencie należy przypomnieć, że porzucenie wyznania Rzymsko-Katolickiego na rzecz Ewangelicko-Augsburskiego stanowi nie tylko jako grzech ciężki ale i przestępstwo. Według prawa kanonicznego jest to herezja, jedno z trzech (apostazja, herezja, schizma) najcięższych przestępstw przeciw Wierze i jedności Kościoła (De Delictus contra Religionem et Ecclesiae Unitatem) podlegających automatycznej ekskomunice (Can. 1364). Dlatego, niepoinformowanie w witrynie wzywającej do finansowego wsparcia o potencjalnie sprzecznym z sumieniem ofiarodawców celu upamiętnianego pobytu stanowi niedopuszczalne nadużycie społecznego zaufania.
Mam również nadzieję, że jeśli planował Pan uroczyste poświęcenia tej tablicy to wyłącznie przez ewangelickiego pastora. Dokonanie tego aktu przez katolickiego kapłana, nie mówiąc o biskupie, miałoby posmak skandalu i dałoby wdzięczny temat nieprzyjaznej Kościołowi części mediów.
Jeśli nie chce się czegoś upamiętniać, to należy to całkowicie pominąć. A jeśli się coś upamiętnia to trzeba to zrobić uczciwie i otwarcie. To co Pan proponuje kwalifikuje się jako „kłamanie prawdą”. Jest to szczególnie przewrotne, jako że zwarty tu element prawdy nie tylko nie umniejsza nieprawdy, ale ją uwiarygodnia. Mistrzostwo w tym względzie osiągnęli komuniści, z tym, że oni mogli to podeprzeć zasadą: „głupi przeoczy, mądry przemilczy a odważnego wsadzimy do więzienia”. Ponieważ zasada ta już dosyć dawno przestała w Polsce obowiązywać, przeto wnoszę o rezygnację z obecnie przewidywanej treści i lokalizacji tablicy na rzecz parametrów zgodnych z zarejestrowanym celem.
Z poważaniem,
Marek Kamiński
Fall Creek, Wisconsin USA
13 kwietnia 2015
http://4lomza.pl/index.php?wiad=38777
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. doktor internista sie spóźnił ze swoimi połajankami, bo tablica
juz odsłonieta bez pytania o jego zgodę.
Tablica Pamięci „Komendanta” Piłsudskiego
Środowiska patriotyczne w Łomży w
wyjątkowy sposób uczciły 80. rocznicę śmierci Marszałka Józefa
Piłsudskiego. Na froncie budynku historycznej „Pastorówki” przy ul.
Krzywe Koło, gdzie przez kilka dni jako gość Kacpra Mikulskiego pastora
kościoła ewangelicko-augsburskiego przebywał Marszałek, odsłonięta
została pamiątkowa Tablica poświęcona Jego Pamięci.
12.
maj 2015r upamiętnił się w historii Łomży uczczeniem 80. rocznicy
śmierci Marszałka Józefa Piłsudskiego. Inicjatorem upamiętnienia i
szefem społecznego komitetu, który zorganizował na ten cel zbiórkę
publiczną był znany łomżyński działacz patrotyczny i niepodległościowy
Jerzy Wnorowski. Stanął on na czele innych łomżyńskich społeczników oraz
ludzi łomżyńskiej oświaty, kultury, samorządu i wojska. W skład
Komitetu weszli m. innymi: Jerzy Wnorowski, przedstawiciel Prezydenta
Miasta Łomży Józef Babiel i Starosty Łomżyńskiego Elżbieta Gosk, Andrzej
Wszeborowski, Zdzisław Kalinko, działacze Łomżyńskiego Bractwa
Historycznego: Czesław Rybicki, Henryk Sierzputowski i Wojciech Winko,
płk Ludwik Zalewski, ppłk Ryszard Matuszewski, mjr Krzysztof Rabek,
Henryk Łupiński, Jan Szumski, Sławomir Zgrzywa i dyrektorzy: Małgorzata
Arnista – Szkoła Podstawowa im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w
Wygodzie, Agnieszka Zduńczyk – Publiczne Gimnazjum im. Marszałka Józefa
Piłsudskiego w Miastkowie, Małgorzata Pietrusewicz – Szkoła Podstawowa
nr 5 im. Stanisława Staszica w Łomży, a także Jacek Kocoń – Zespół Szkół
Mechanicznych i Ogólnokształcących nr 5 im. Marszałka Józefa
Piłsudskiego w Łomży.
Zainicjowana przez nich wspólna akcja rozprowadzania pamiątkowych
cegiełek, pozwoliła na sfinansowanie okazałej Tablicy poświęconej
legendarnemu „Dziadkowi”, na której pod wizerunkiem Piłsudskiego
wybrzmiał napis:
Marszałek Józef Piłsudski
1876 – 1935
Twórca i Obrońca Niepodległości Polski
w tym domu przebywał
Społeczność Łomżyńska 2015
Uroczyste odsłonięcie
W
uroczystości, która została przeprowadzona według ceremoniału
wojskowego z asystą kompanii honorowej Wojska Polskiego, uczestniczyli
licznie przybyli przedstawiciele władz samorządowych miasta Łomży oraz
Starostwa Łomżyńskiego, parlamentu, samorządu województwa podlaskiego,
wojska, poczty sztandarowe łomżyńskich szkół, młodzież szkolna i grupa
mieszkańców miasta.
Poświęcenia tablicy dokonali kapelani wojskowi wyznania
rzymsko-katolickiego i ewangelicko-augsburskiego: ks. Zbigniew Chećko –
kapelan ordynariatu WP z Białegostoku, oraz ks. Dawid Banach – kapelan
Ewangelickiego Duszpasterstwa Wojskowego z Suwałk. Życiorys Marszałka
odczytały uczennice z Zespołu Szkół Mechanicznych i Ogólnokształcących
im. Józefa Piłsudskiego, a mowy wspomnieniowe wygłosili m. innymi:
Prezydent Łomży Mariusz Chrzanowski, Starosta Łomżyńska Elżbieta Parzych
i poseł RP Lech Antoni Kołakowski.
Odsłonięcia Tablicy, którą zaprojektował i wmurował inż. Andrzej
Wszeborowski, dokonali wspólnie inicjator upamiętnienia Jerzy Wnorowski,
poseł Lech A. Kołakowski, prezydent Łomży Mariusz Chrzanowski i
wicestarosta łomżyński Lech Marek Szabłowski. W chwilę później zebrani
odśpiewali wspólnie tradycyjną pieśń legionową: „My, Pierwsza Brygada”.
http://historialomzy.pl/tablica-pamieci-komendanta-pilsudskiego/
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. Lewactwo atakuje pamięć o Marszałku
"Mundur marszałka sprofanowany". Lubelska prokuratura zajmie się artystami?
Związek Piłsudczyków oburza się na artystów, którzy "prześwietlili" pomnik marszałka Józefa Piłsudskiego podczas Nocy Kultury.
Kolektywu kilku.com. W ramach Nocy Kultury oświetlili oni pomnik
Marszałka Józefa Piłsudskiego na Kasztance stojący na placu Litewskim
tak, że obie postaci przypominały szkielety.
Jednak Piłsudczycy uważają, że taka iluminacja to nic innego jak
profanacja pomnika. - Zwłaszcza że nie jest zwykły pomnik. W nim złożone
są urny z ziemią z pól bitewnych, na których walczyli i ginęli
legioniści. Chociażby z Wilna. Sprofanowane zostało także umundurowanie
marszałka - dodaje Dyzma.
Na pytanie, w jaki sposób
dokonano tej profanacji, prezes związku mówi: - To jest mundur
marszałkowski i czapka z orzełkiem. Nie powinno być tego typu instalacji
na takich symbolach. Poza tym nie możemy pozwolić na trywializowanie
pewnych rzeczy. Bo w przyszłości może ktoś zechce obłożyć pomnik
ekskrementami i też powie, że to sztuka.
Decyzja o
skierowaniu zawiadomienia do prokuratury zapadnie w ciągu najbliższych
dni. W piątek stanowisko w tej sprawie ma zająć Wojewódzka Rada Ochrony
Pamięci Walk i Męczeństwa. Piłsudczycy złożyli też oficjalną skargę w
ratuszu.
Cały tekst: http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,48724,18103735,Prokuratura_zajmie_sie_artystami___Mundur_marszalka.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. smutno się to czyta...szczególnie,ze
w takich chwilach,człowiek czuje się bezsilny,bo co można zrobić...napisać,że jest to wszystko PASKUDNE? przecież to nic nie da a więc..? a może zebrać się w sobie i pisać ,gdzie się da ,,,co o tym myślimy?
..chwilami ręce opadają...
Dobrej Nocy
Marszałku,
Dobrej Nocy droga Blogmedio24.pl :)
gość z drogi
7. komuchowo atakuje na całej linii
http://wpolityce.pl/historia/255839-iwinski-dyktatura-postanowila-rozliczyc-sie-z-politycznymi-oponentami-ale-to-nie-o-jaruzelskim-tylko-o-pilsudskim
Kluby PO i PiS podczas
debaty w Sejmie opowiedziały się przeciw projektom uchwał ws. uczczenia
ofiar przewrotu majowego z 1926 roku. „Za” były kluby PSL i SLD; posłowie Zjednoczonej Prawicy zagłosują według własnego sumienia, a Ruch Palikota nie podjął jeszcze decyzji.
W dniach 12-15 maja 1926 r. w Warszawie
doszło do walk między wojskami rządowymi a oddziałami piłsudczyków i
Związku Strzeleckiego. Taką metodą Józef Piłsudski postanowił rozwiązać
kolejny kryzys polityczny w II RP związany z powołaniem gabinetu
Wincentego Witosa, szesnastego już rządu polskiego po odzyskaniu
niepodległości. Po trzydniowych walkach rząd Witosa nie chcąc spowodować
wojny domowej podał się do dymisji, a prezydent Stanisław Wojciechowski
złożył urząd na ręce marszałka Sejmu Macieja Rataja.
W czasie trzydniowych walk zginęło 379 osób (w tym 164 cywilów), a 920 zostało rannych.
— głosi uzasadnienie projektu uchwały autorstwa PSL.
W projekcie przygotowanym przez SLD podkreślono, że „w wyniku przewrotu majowego Polska znalazła się na krawędzi wojny domowej”.
— podkreślono.
Jerzy Fedorowicz (PO) podkreślił, że
komisja kultury często zajmuje się uchwałami historycznymi. Jak
dodał, tym razem dyskusja dotyczyła „jednego z najbardziej tragicznych
momentów w historii Polski, czyli przewrotu majowego i jego ofiar -
żołnierzy i osób cywilnych”.
— dodał Fedorowicz, sprawozdawca komisji kultury.
Negatywne stanowisko wobec projektów wyraził również w imieniu klubu PO.
— powiedział.
Przeciwko projektom opowiedział się także Piotr Babinetz
(PiS). Poseł przychylił się do propozycji, aby uchwałami zająć się w
okrągłą rocznicę przewrotu.
Równocześnie dodał, że klub PiS „oddaje hołd i czci pamięć wszystkich żołnierzy i osób cywilnych, które poległy i zginęły podczas przewrotu majowego”.
Franciszek Stefaniuk (PSL) przypomniał, że podczas przewrotu zginęło 379 osób, w tym 164 cywilów, a 920 zostało rannych.
— zaznaczył.
Jak dodał, w imieniu PSL składa im hołd i popiera uchwały.
Tadeusz Iwiński (SLD) ubolewał, że żaden Sejm dotąd nie przyjął uchwały upamiętniającej ofiary przewrotu.
Próba odrzucenia tych projektów jest farsą i nieuznawaniem
rzeczywistości. Nie można tłumaczyć łamania demokracji tym, iż zmieniały
się rządy, a w następstwie zamachu dyktatura Piłsudskiego postanowiła
rozliczyć się z politycznymi oponentami, hańbą II RP stał się proces brzeski. W tej izbie szczególnie powinniśmy przeciwstawiać się łamaniu demokracji
— podkreślił poseł Sojuszu wyrażając poparcie dla projektów.
Posłowie Zjednoczonej Prawicy będą głosować zgodnie z własnym sumieniem - zapowiedział Andrzej Dąbrowski (ZP). Według Piotra Baucia z Ruchu Palikota wszyscy generalnie się zgadzają, że „tamte wydarzenia nie przynoszą nam chluby”.
— mówił poseł RP zapowiadając, że jego koło nie zajęło jeszcze stanowiska w sprawie uchwał.
Głosowanie nad projektami odbędzie się na następnym posiedzeniu Sejmu.
Ofiary dramatycznych wydarzeń z maja 1926 r. z pewnością wymagają upamiętnienia, bez względu na to, jak oceniamy przewrót dokonany przez marszałka Józefa Piłsudskiego. Ale akurat działacze SLD, którzy hołdowali Wojciechowi Jaruzelskiemu, a często brali czynny udział w aparacie
komunistycznej władzy, nie mają moralnego prawa do podejmowania tego
tematu. Panowie, dawni towarzysze, najpierw rozliczcie się sami!
CZYTAJ WIĘCEJ: Iwiński w szoku, bo Sejm może zmienić komusze nazwy ulic: ”Kolejny raz posłowie zajmują się takimi rzeczami!”
Ex-towarzysz
Iwiński planuje oddać Moskwie kawał Europy, na razie w „ochronie
mogił i pomników”. Do interesu chce wciągnąć Sikorskiego
Postkomunista Iwiński w rosyjskim chórze wściekłych za usuwanie pomników zbrodniarzy sowieckich. Pisze list protestacyjny
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. towarzyszowi Iwińskiemu i pozostałym
Warto by przypomnieć , kto groby zniszczył.
http://orka2.sejm.gov.pl/IZ4.nsf/main/5B24DFC5
Polegli w Zamachu Majowym zostali pochowani w kwaterach B18 i B20 Cmentarza Wojskowego na Powązkach. Groby ziemne zostały zlikwidowane w 1971 r.
Zostało tylko kilka grobów murowanych. W północno-wschodnim rogu kwatery B18 znajdowała się tablica zbiorowa upamiętniająca 169 żołnierzy i 8 cywilów zabitych w czasie walk w dniach 12-14 maja 1926 r., czyli w Zamachu Majowym (Hanna Odrowąż-Szukiewicz, ˝Mogiły Żołnierzy Polskich na Powązkach Wojskowych˝, Warszawa 1991 r., wyd. Mikromax).
Dzisiaj jest tam nowa tablica z napisem: ˝Żołnierzom Wojska Polskiego poległym w walkach w dniach 12-14 maja 1926 r. W jedną ziemię wsiąkła krew nasza, ziemię jednym i drugim jednakowo drogą, przez obie strony jednakowo umiłowaną˝.
Inna sprawa, że ani PO ani PiS się nie odcięło, tylko chce w przyszłym roku upamiętniać.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. Syf, kiła i mogiła, czyli dr. Marek Kamiński
Szanowana Pani Marylo,
Dziękuję za zainteresowanie moją książka i moją osobą choć prawdę powiedziawszy, gdyby
sobie Pani to drugie darowała nie
czułbym się szczególnie urażony. W końcu nieważnie kim jestem ale czy to co
piszę ma sens. Nawet durniom, zaprzańcom, doktorom internistom, nie mówiąc o opiekunach żydowskich cmentarzy mogą
się zdarzyć trafne a nawet odkrywcze obserwacje.
Właśnie nadeszła ta wiekopomna chwila i ukazała się zapowiadana szumnie
publikacja. [...]
Jeśli wiekopomność jest odzwierciedleniem Pani opinii o książce,
miło mi. Chyba, że jest ot taka, to niczym nie uzasadniona, zgryźliwość, o co
jako damę, nie wypada mi Panią podejrzewać. Ten szum to jedno zdanie w Glaukopisie.
Oto nasz doktor Marek Kamiński.
Dziękuję z uznanie mnie za "swego".
doktor internista się spóźnił ze swoimi połajankami, bo tablica
juz odsłonięta bez pytania o jego zgodę.
Przyznam, że trudno mi sobie wyobrazić by napisała to
Pani po przeczytaniu mego listu, opublikowanego na miesiąc przed odsłonięciem,
kiedy to tablica była już niestety odlana. Byłem w tym czasie w Łomży. Przyznali rację ale inercji bezsensu nie udało
się powstrzymać.
Czy naprawdę uważa Pani, że poświecenie przez
katolickiego kapelana tablicy upamiętniającej nie tylko jako grzech ciężki ale i przestępstwo jakim jest porzucenie
wyznania Rzymsko-Katolickiego na rzecz Ewangelicko-Augsburskiego ma choćby
minimalny sens. Przecież według prawa kanonicznego jest to herezja, jedno z
trzech (apostazja, herezja, schizma) najcięższych przestępstw przeciw Wierze i
jedności Kościoła (De Delictus contra Religionem et Ecclesiae Unitatem)
podlegających automatycznej ekskomunice (Can. 1364).
Nawet dla ateisty jest to oczywisty absurd, nie mówiąc o
katoliku, choćby marginalnie świadomym zasad swojej wiary.
Oryginalnie miał tam być biskup ale po moim liście Kuria łomżyńska
odpuściła, więc zaciągnęli z Białegostoku niczego nie świadomego kapelana ks. Chećkę.
Miłość oślepia, fanatyzm otumania.
Pozdrawiam,
Marek Kamiński
doktor internista
A propos tego ostatniego, zapewniam Panią, że jeśli przeczyta Pani książkę to nie będzie miała Pani nic przeciwko temu, by tak Panią jak i kimś bliskim, w chwili
zdrowotnego kryzysu opiekował się lekarz o mojej wiedzy, doświadczeniu nie
mówiąc o umiejętności wyjaśnienia skomplikowanych zagadnień medycznych.
M. Kamiński
10. Szanowny Panie Marku
"Miłość oślepia, fanatyzm otumania. "
Dokładnie tak. Dlatego pozwolił Pan sobie na taki oto atak na patriotyczną inicjatywę społeczną:
"W tym momencie chciałby zwrócić Pańską uwagę, że mianowanie Józefa Piłsudskiego „twórcą niepodległości Polski” jest historycznym nadużyciem. Współtwórcą - zdecydowanie tak. Niepodległość, uzyskały także Czechosłowacja, Litwa, Łotwa, Estonia, Węgry, Rumunia i Jugosławia. Stało się to nie dzięki nagłemu urodzajowi na „twórców niepodległości”, ale jako bezpośredni rezultat niemalże jednoczesnego rozpadu trzech dominujących monarchii.
Ponadto, Pańskie stwierdzanie krzywdzi pokolenia Polaków, którzy przez poprzedzające stulecie walczyli o tę samą niepodległość na różnych polach w tym: oświatowych, wychowawczych, organizacyjnych, gospodarczych, politycznych, dyplomatycznych i bitewnych. Przypisanie wszystkich zasług Józefowi Piłsudskiemu nie reprezentuje historii ale wyraża wyłącznie frakcyjny pogląd polityczny, z którym duża część łomżan ma się prawo nie zgadzać co sprawia, że podpis „Społeczność Łomżyńska” stanowi bezpodstawną uzurpację."
"Oryginalnie miał tam być biskup ale po moim liście Kuria łomżyńska
odpuściła, więc zaciągnęli z Białegostoku niczego nie świadomego kapelana ks. Chećkę."
To Pan uzurpuje sobie prawo do odmawiania środowiskom patriotycznym w Łomży
uczczenia 80. rocznicy śmierci Marszałka Józefa Piłsudskiego w sposób, jaki uznały za stosowny.
Tak samo, jak uzurpuje sobie Pan prawo do oceny relacji pomiędzy Synem i Matką.
Stąd moja uwaga w komentarzu nr 1., że Wielka Córka Wielkiego Ojca nie dożyła tego i nie musi reagować.
Nie oceniam Pana fachowości jako lekarza internisty, nigdzie tego Pan nie wyczyta, więc proszę niczego nie insynuować.
Notka odnosi się do wydawnictwa o Józefie Piłsudskim i poszukiwania informacji o Autorze, który nie jest znany z publikacji pozycji historycznych.
Pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
11. "Miłość oślepia, fanatyzm otumania. "
Pani Marylo,
Pariotyczną czy idiotyczną? Niestety możliwości te sie wzjaminie nie wykluczają.
Proszę, niech sie Pani nat tym zastanowi albo spyta swego spowiednika, jesłi takigo Pani ma.
O Matce is Sercu chętnie podyskutuje jak przeczyta Pani książkę na co nie liczę.
Miłość oślepia, fanatyzm otumania, ignorancja zacietrzewia.
Życzę zdrowia.
m.
M. Kamiński
12. Szanowny Panie Marku
pozwolę sobie po raz kolejny skorzystać z cytatu z Pana, bo nie mogę się po prostu oprzeć.
"Miłość oślepia, fanatyzm otumania, ignorancja zacietrzewia."
Odwzajemniam życzenia zdrowia z pozytywną informacją o kolejnym upamiętnieniu, tym razem na Ukrainie. Pozytywne postawy i działania dają moc satysfakcji .
Odsłonięcie Pomnika Bitwy pod Rokitną
Komitet Budowy Pomnika Bitwy pod Rokitną KOMUNIKAT SPECJALNY1.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
13. ukazała się recenzja książki Napisane przez Piotr Gorzelańczyk
http://jpilsudski.org/recenzje-ksiazek-historycznych/item/2388-marek-kam...
Marek Kamiński „Ostatnia tajemnica marszałka Piłsudskiego” czyli czekając na doktora House’a
Podobno nie ma ludzi zdrowych – są tylko źle zdiagnozowani.
Dr med. Marek Kamiński poszedł tym
tropem i postanowił wypełnić istotną lukę w polskiej historiografii,
próbując opisać rzeczywisty stan zdrowia Józefa Piłsudskiego i jego
rodziców.
Takiej inicjatywie należałoby tylko
przyklasnąć, bo o Piłsudskim pisali już chyba prawie wszyscy: historycy
dziejów najnowszych, historycy wojskowości, historycy obyczaju,
politycy, dziennikarze, pisarze, itd. więc najwyższy czas, żeby osobą
Marszałka zajął się lekarz z prawdziwego zdarzenia.
Z zamieszczonej na odwrocie okładki
krótkiej notki biograficznej wynika, że autor ten wymóg spełnia:
absolwent Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Białymstoku,
dyplomowany specjalista chorób wewnętrznych, wieloletni pracownik
naukowy swojej macierzystej uczelni, jak też University of North
Carolina, Harvard Medical School i University of Winconsin. Do tego - co
wynika z treści książki - doświadczony praktyk. Można by rzec: właściwy
człowiek na właściwym miejscu.
Książka została podzielona na dwie
części: pierwszą, zatytułowaną „Między Matką a Synem”, w której - wg
informacji od wydawcy - „zgodnie z wymogami sztuki lekarskiej autor
przytoczył i rozpatrzył praktycznie nieznane bądź też niezauważone
świadectwa na temat zdrowia rodziców przyszłego marszałka, jak i jego
samego, zanim zaczął chorować” i „omówił zmitologizowany do pomnikowych rozmiarów jego związek z matką” oraz część drugą, noszącą tytuł „Weryfikacja wyroku Weckenbacha”, która: „stanowi
analizę rozpoznania medycznego wiedeńskiego specjalisty prof.
Weckenbacha [dot. rzekomego stwierdzenia u Piłsudskiego „ewidentnej kiły
trzeciorzędowej”– przyp. PG]”. Oczywiście są to marketingowe chwyty wydawcy, o co mniejsza (chociaż sformułowanie: „zanim zaczął chorować”
jest mylące, bo w rzeczywistości autor próbuje doszukać się chorób,
kiedy Piłsudski pozostawał jeszcze w stanie embrionalnym). Grunt, że
książka zapowiada się ciekawie. I tak też jest.
Przede wszystkim książkę bardzo dobrze
się czyta. Autor unika lekarskiej nowomowy i trudnych do przełknięcia
sformułowań rodem z podręczników medycyny oraz nie stroni od
gawędziarstwa , co jest niewątpliwym atutem książki. Niestety, znacznie
gorzej przedstawia się jej zawartość merytoryczna.
Teoretycznie rzecz biorąc - zgodnie z wymogami sztuki lekarskiej - rozpoznanie
kliniczne buduje się na podstawie znajomości techniki badania,
symptomatologii i nozologii, a także umiejętności logicznego
wnioskowania.[i]
Rozumiem, że w sytuacji gdy rozpoznanie kliniczne jest dokonywane po upływie 80-ciu czy nawet 130-tu lat od śmierci pacjenta, można przymknąć oko na brak pełnego badania podmiotowego tudzież na brak wyników laboratoryjnych i obrazowych pacjenta.
Jednak w takim wypadku warunkiem rzetelnego rozpoznania jest uzyskanie
możliwie najpełniejszego obrazu klinicznego choroby, co z kolei
sprowadza się do sporządzenie bogatej kwerendy – przede wszystkim w
zachowanej literaturze wspomnieniowej i pamiętnikarskiej, bo raczej nie
można liczyć by gdzieś, w jakiejś zakurzonej teczce archiwalnej, udało
się odnaleźć zapomniane karty chorobowe pacjenta.
Z przykrością trzeba skonstatować, że taka kwerenda nie została przeprowadzona w sposób należyty. W przypadku pacjenta
Józefa Piłsudskiego autorowi udało się stosunkowo dobrze rozpoznać
jedynie ostatni okres życia Marszałka – głównie za sprawą pamiętników:
Lepeckiego i Hrynkiewicza, natomiast cały okres poprzedzający nastanie
Lepeckiego w belwederskiej adiutanturze pozostawia wiele do życzenia
(może za wyjątkiem lat 1900-1901, o czym niżej).
W przypadku pacjentki Marii z
Billewiczów sprawa przedstawia się jeszcze gorzej, bo całą „kwerendę”
stanowi dziurawy jak sito dziennik Bronisława Piłsudskiego, obejmujący
jedynie ostatnie dwa lata życia matki oraz bliżej nieznana publikacja
internetowa Witolda Kowalskiego (podobno przodka Piłsudskich), która
także opiera się na dzienniku Bronisława.
Niestaranna kwerenda skutkuje niepełną znajomością tematu, o którym się pisze. Autor nie zauważa
niektórych momentów w życiorysie Piłsudskiego, które wydają się istotne
zarówno dla dokonania obiektywnego rozpoznania klinicznego, jak i do
snucia różnych demaskatorskich teorii. Wystarczy wspomnieć o tajemniczej
chorobie, na którą zapadł Piłsudski wkrótce po objęciu sterów władzy w
Polsce i która była na tyle poważna, że poskutkowała sporządzeniem
testamentu, bądź o poświęceniu Belwederu przez ks. Kaczyńskiego latem
1932 roku, które rzekomo miało stanowić remedium na dręczące Marszałka
widzenia i omamy. Powyższe mankamenty byłyby mniej istotne w wypadku,
gdyby autor starał się zachować w swojej książce pozory obiektywizmu,
jednak stają się wyjątkowo rażące w sytuacji, kiedy autor za wszelką
cenę próbuje podważać powszechnie przyjęte ustalenia. Mając niepełne
bądź niedostateczne źródła informacji, autor radzi sobie jak może,
niestety często uciekając się do mniej lub bardziej świadomego
manipulowania czytelnikiem.
Owa manipulacja jest dokonywana na dwa sposoby:
1. poprzez wyrywkowe i wybiórcze traktowanie materiałów źródłowych,
2. poprzez udostępnianie czytelnikowi bardzo skromnych informacji na temat poszczególnych chorób.
W pierwszym wypadku autor przytacza
wyłącznie te cytaty, które pasują do jego układanki, pomijając fragmenty
niewygodne - przy czym jest to działanie o tyle niezrozumiałe, że
teksty, które autor podaje takim albo są powszechnie znane (dla znawców
tematu) albo są ogólnie dostępne w sieci, więc rzetelność i wiarygodność
autora można tu łatwo zweryfikować.
Druga metoda manipulacji jest bardziej
wyrafinowana, gdyż autor ogranicza do minimum nozologię omawianych
jednostek chorobowych , nie wdając się przy tym w jakąkolwiek
diagnostykę różnicową. Tym samym czytelnik, który przystępuje do lektury
nie mając żadnego przygotowania medycznego (a takich jest zapewne
zdecydowana większość), zmuszony jest traktować hipotetyczne rozpoznania
autora jako „prawdy objawione”, nie mając świadomości, że medycyna od
dawna zna jednostki chorobowe o podobnej symptomatologii, ale o
zdecydowanie innej etiologii niż ta przypisywana im przez autora.
W tym miejscu należy podkreślić, że
znaczną część książki zajmują rozważania autora na tematy medyczne i
okołomedyczne, przy czym jest to medycyna przez duże „M”, gdyż
rozważania nie dotyczą niewinnego kataru, tylko skomplikowanych
procesów chorobowych o objawach wielonarządowych, których interpretacja
może być wieloznaczna nawet dla lekarza specjalisty.
W efekcie powstała książka, która jest
bardzo nierówna. Rozdziały dotyczące: symulacji choroby psychicznej
przez Piłsudskiego w latach 1900-1901 oraz historii badania mózgu
Marszałka zostały napisane na dosyć przyzwoitym poziomie, chociaż nie
jestem pewien, jaka w tym jest rzeczywista zasługa autora, gdyż – sądząc
po przypisach i bogatej bibliografii – te tematy były badane już
wcześniej. Znacznie gorzej prezentują się rozdziały, w których autor
trafia na dziewiczy grunt i musi zaczynać badania praktycznie od zera.
Paradoksalnie jest to ta część książki, w której autor – jako
specjalista chorób wewnętrznych – powinien mieć najwięcej do
powiedzenia. Nietrudno zgadnąć, że jest to część, w której autor zmaga
się z plotką na temat rzekomej „ewidentnej kiły trzeciorzędowej”, którą
miał zdiagnozować u Piłsudskiego prof. Weckenbach, a w której to części
autor poszedł po najmniejszej linii oporu zarówno na etapie kwerendy,
jak i na etapie prowadzenia rozpoznania.
Z niezrozumiałych dla mnie powodów
został tu zignorowany cały postęp naukowy, jaki osiągnęła medycyna po
1935 r. – mam tu na myśli nie tyle osiągnięcia w szeroko pojętej
diagnostyce (co akurat w przypadku tej książki może nie mieć
zastosowania), ale przede wszystkim fakt wyodrębnienia i zdefiniowania
nowych jednostek chorobowych, szczególnie tych o symptomatologii
zbliżonej do chorób sugerowanych(?) przez autora w książce.
Za to absolutnie kuriozalne i wołające o
pomstę do nieba są rozdziały poświęcone rodzicom przyszłego Marszałka,
gdzie autor przywdziawszy maskę demaskatora i pogromcy mitów, nie tylko
pominął cały historyczny kontekst związany z obecnością Piłsudskich na
Litwie, ale nawet nie zadał sobie trudu, by sięgnąć do „Beniowskiego” –
choćby dla poznania literackiego kontekstu słynnego cytatu umieszczonego
na wileńskim nagrobku.
W rezultacie czytelnik otrzymuje bardzo
niespójny, wręcz karykaturalny obraz Marszalka. Ponieważ praktycznie na
każdym etapie życia Piłsudskiego autor dostrzega u niego jakieś symptomy
choroby psychicznej, w ostatecznym efekcie Marszałek jawi się jako pacjent
z wrodzoną skłonnością do zaburzeń psychicznych (jako że pochodził ze
związku prawie kazirodczego), z wrodzonymi skłonnościami do depresji (po
matce – symulantce, alkoholiczce i narkomance),
z zaburzeniami psychicznymi nabytymi (?) wskutek długotrwałej
konspiracji bądź symulacji choroby psychicznej w carskim więzieniu,
któremu w dodatku wydaje się, że jest Napoleonem. Do tego dochodzą zaburzenia osobowości z tytułu rzekomej kiły trzeciorzędowej. Czyli wariat do potęgi: raz, dwa, trzy, … piątej albo szóstej (?)
Nie wiem, czy wariat może
zachorować na „porażający rozpad osobowości”? Skoro taka sugestia
wychodzi spod ręki doktora medycyny, to chyba może. Jednak w pewnym
momencie lektury zapala się lampka ostrzegawcza, że autor chyba jednak przesadza, że tych wariactw jest tu stanowczo za dużo…
Ale przejdźmy do konkretów.
Na początek autor bierze się za rodziców
Piłsudskiego. Oficjalnie robi to pod pretekstem przeprowadzenia
„wywiadu rodzinnego”, jednak szybko zdradza się (choćby tytułami
rozdziałów), że jego prawdziwe intencje są zgoła odmienne, a jego
wnioski będą … nazwijmy to: mało obiektywne. Otóż swego czasu Piłsudski
nieopatrznie wypowiedział znamienne słowa: „Po ojcu odziedziczyłem zdolności, po matce – charakter.”
„Zdolności” i „charakter” nie są elementami, które należy brać pod
uwagę podczas wywiadu chorobowego, czy wywiadu rodzinnego, więc żeby
pociągnąć ten wątek autor musi chwilowo zapomnieć o swojej lekarskiej
specjalizacji i zająć się sprawami, które wykraczają poza obszar
medycyny. A czyni to tylko po to, żeby wykazać, że … ojciec Marszałka
nie miał żadnych zdolności, zaś Maria nie miała żadnego charakteru(!).
Zdemaskowanie nieudolności ojca przebiega szybko. Wprawdzie nie znamy źródeł takich rewelacji,
jak informacja ze str. 53, jakoby ojciec Piłsudskiego uruchomił w
Zułowie gorzelnię bez uprzedniego zabezpieczenia beczek do
konfekcjonowania spirytusu, tudzież innych przykładów złej działalności
inwestycyjnej, ale w tym wywodzie nie chodzi o to, żeby cokolwiek
udowadniać i nie ma w nim miejsca na takie świadectwa, jak to poniższe –
wystawione przez syna jednego z zarządców Zułowa (wytłuszczenie PG):
„Ojciec Marszałka znalazł Zułów nie zagospodarowanym i zadłużonym. Przez pierwsze 12 lat, będąc dobrym gospodarzem — podniósł stan gospodarki i część długów spłacił.
(…) Po zbudowaniu szeregu budowli, Piłsudski przystąpił do przerobienia
browaru na drożdżownię. W tym celu po kosztownym przebudowaniu fabryki
niedawno wybudowanej i sprowadzeniu całej aparatury, zamówił kocioł
parowy. W lipcu 1875 r., w dniu tym, gdy kocioł był sprowadzany ze
stacji Podbrodzie, odległej o 14 km, należało przeciągnąć go przez
głęboki parów, w którym płynie rzeka Mera. Do przeciągnięcia owego kotła
przez parów Piłsudski wezwał do pomocy wszystkich mężczyzn z folwarku.
Tymczasem z powodów niewiadomych, może z zaprószenia ognia z papierosa,
wybuchł we dworze pożar. Odległość od parowu wynosiła około 4
kilometrów. Do ratunku dworu nie pozostał nikt dorosły, bo wszystko
znalazło się przy przeciąganiu kotła przez parów. Zanim przybył
ktokolwiek, celem niesienia ratunku, spalił się odnowiony dwór i prawie
wszystkie bliskie zabudowania, nawet stodoła i młyn, odległe o 250
metrów od dworu.” Mniejsza o przyczyny i okoliczności spalenia
zabudowań, ale ciekawe jest, że według tej wersji wydarzeń gorzelnia
(drożdżownia) w Zułowie w ogóle nie została uruchomiona (?)
Jak już zostało wspomniane, praktycznie
jedynym źródłem autora służącym do omówienia stanu zdrowia Marii z
Billewiczów Piłsudskiej, prób przedstawienia jej ogólnej charakterystyki
oraz stosunku do Józefa jest „Dziennik” Bronisława Piłsudskiego z lat
1882 – 1885.
Dziennik ten ma dwie podstawowe wady:
1. był prowadzony przez nastoletniego młodzieńca, o jeszcze niedojrzałej psychice,
2. zawiera liczne luki, szczególnie w momentach newralgicznych dla
rodziny Piłsudskich – a takim była np. śmierć Marii w dniu 1 września
1884 roku (20 sierpnia wg starego porządku).
Dlatego też, o ile dziennik może
stanowić pewną podstawę do opisu przebiegu choroby Marii (pomiędzy lutym
1883 a wrześniem 1884 roku), o tyle w żadnym wypadku nie może być źródłem do formułowania jakichkolwiek wniosków i opinii dotyczących okoliczności śmierci matki Marszałka.
Tymczasem autor postąpił dokładnie
odwrotnie. Zamiast przyjąć za punkt wyjścia objawy choroby opisane przez
Bronisława (ból nogi, gorączka, wrzody, niegojąca się rana, itp.) i
spróbować znaleźć jednostkę chorobową o zbliżonej symptomatologii, autor
skoncentrował się na poszukiwaniu między wierszami dziennika śladów
rzekomej depresji, symulacji i histerii, by na koniec – z pozornie
niezrozumiałych powodów – bezrefleksyjnie powtórzyć za wspomnianym
Witoldem Kowalskim hipotezę o rzekomej samobójczej śmierci Marii. W
żadnym miejscu autor – nawet pobieżnie – nie odnosi się do schorzenia,
którego nazwa pada i we wspomnieniach Aleksandry Piłsudskiej (które
podobno autor zna), i dalekiego kuzyna Piłsudskich, Stanisława Giedgowda
i – last but not least – prof. dr Odo Bujwida - przyjaciela
rodziny Billewiczów. Wszyscy oni odnotowali, że przyczyną śmierci Marii
był nawrót gruźlicy kości biodrowej, na którą chorowała w młodości (vide
operacja w Berlinie, którą autor odnotował, lecz nie zauważył związku
przyczynowo – skutkowego z przebiegiem ostatniej ciąży). Oczywiście
rozpatrując ogólny stan psychofizyczny Marii pod koniec jej życia,
należałoby też wziąć pod uwagę możliwość wystąpienia depresji – bo która
matka nie wpadłaby w rozpacz i przygnębienie po śmierci półtorarocznych
bliźniąt (zmarły na pokokluszowe zapalenie płuc wiosną 1884 roku –
kilka miesięcy przed śmiercią Marii), ale póki co, nic nie wskazuje na
istnienie jakichkolwiek przesłanek, żeby w tym przypadku nie tylko
zakładać, ale nawet dopuszczać możliwość samobójstwa. W każdym razie cel
autora został osiągnięty – Maria otrzymała etykietkę kobiety bez charakteru:
„Gdyby [Maria – przyp. PG]
rzeczywiście była kobietą silną i zdecydowaną, jak to hagiografowie
Marszałka przedstawiają, widząc, że mąż prowadzi siebie i systematycznie
powiększającą się rodzinę do nieuchronnej finansowej ruiny, tym
bardziej powinna interweniować. Ona jednak pozostała bierna, po czym
uciekła w chorobę, morfinę, alkohol i bezwład” (str. 56).
Niestety dla autora, z pierwszych
zapisków dziennika pochodzących ze stycznia i lutego 1882 roku wynika,
że Maria – dopóki jeszcze czuła się na siłach (chociaż była wówczas w
zaawansowanej ciąży lub była tuż po połogu) - nie tylko miała wiele do
powiedzenia w kwestii zarządzania majątkiem Piłsudskich (np. skutecznie
przeforsowała osobę zarządzającego w Zułowie), ale i starała się odsunąć
nieudolnego(?) męża od spraw administrowania majątkiem.
Dziennik Bronisława Piłsudskiego ma lukę
pomiędzy 5 sierpnia a 27 grudnia 1884 roku (gwoli ścisłości: istnieje
tam jeszcze pojedynczy, niedatowany zapis, w którym Bronisław wspomina
matkę w czasie przeszłym), więc nie znajdziemy w nim zapisków z dni bezpośrednio poprzedzających śmierć Marii, ale autora to nie zraża (wytłuszczenie PG):
„(…) przez ostatnie trzy lata jej
[Marii – przyp. PG] główną, wręcz obezwładniającą troską, była
niemożność powstrzymania nieuchronnie nadciągającej ruiny finansowej
rodziny, powodująca pogłębiającą się depresję, przed którą szukała ulgi w
alkoholu i morfinie, i nic nie wskazuje na to, by w tym czasie w
jej udręczonej duszy jawiły się jakieś górnolotne niepodległościowe
wizje z jej Ziukiem na kasztance z marszałkowską buławą w roli głównej,
nie mówiąc o „chowaniu go do roli, jaka mu wypadła” (str. 159).
Zgoda, pomnikowe opisy relacji między
Marią a Ziukiem w wydaniu Pobóg-Malinowskiego i innych zapewne były
przesadzone, ale czy zamiast „nic nie wskazuje”, nie lepiej – zgodnie z
prawdą – napisać „nie ma dowodów”? Dlatego nie widzę żadnego powodu,
żeby bazując wyłącznie na podstawie zapisków Bronisława, podważać takie
wspomnienia o Marii jak to, które wyszło spod ręki samego Ziuka w 1903
roku (czyli na długo przed ustanowieniem kultu Matki Marszałka): „Matka,
nieprzejednana patriotka, nie starała się nawet ukrywać przed nami bólu
i zawodów z powodu upadku powstania, owszem, wychowywała nas, robiąc
właśnie nacisk na konieczność dalszej walki z wrogiem ojczyzny. Od
najwcześniejszego dzieciństwa zaznajamiano nas z utworami naszych
wieszczów, ze specjalnym uwzględnieniem utworów zakazanych, uczono
historii polskiej, kupowano książki wyłącznie polskie. Ten patriotyzm
rewolucyjny nie miał określonego kierunku społecznego. Matka z naszych
wieszczów najbardziej lubiła Krasińskiego, mnie zaś od dzieciństwa
zachwycał zawsze Słowacki, który też był dla mnie pierwszym nauczycielem
zasad demokratycznych. (…) Zaznaczyć jeszcze dla ścisłości muszę, że
matka od najwcześniejszych lat starała się rozwinąć w nas samodzielność
myśli i podniecała uczucie godności osobistej, które w moim umyśle
formułowało się w sposób następujący: Tylko ten człowiek wart nazwy
człowieka, który ma pewne przekonania i potrafi je bez względu na skutki
wyznawać czynem.” Lub świadectwa Stanisława Giewdowda, który znał Marię osobiście: „Maria
z rodu Billewiczów, jedynaczka z Tenień i Adamowa, z Sugint i Zułowa,
niepospolitą postacią swoją wywierała na wszystkich przemożny urok.
Stała się jakby odgłosem sienkiewiczowskiej bohaterki powieściowej. Była
nadmiernie uczciwą , o szlachetnym charakterze, dobrym sercu i
podniosłych ideałach . Ubóstwiali ja krewni, znajomi i służba.
Zachwycała się dziełami wieszczów. Nienawidziła moskali i doznawała bólu
z powodu upadku powstania. Zawsze mówiła dzieciom o konieczności
dalszej walki o oswobodzenie ojczyzny.”
Kolejny temat poruszany przez autora to sprawa wyboru Sugint jako miejsca spoczynku bliźniaków i Marii. Zdaniem autora „wybór Sugint musiał być wyrazem jej [Marii] woli”
(str. 52) – swoją drogą ciekawe sformułowanie, bo według innych opinii
autora w tym okresie Marię cechowały wyłącznie „bezsilność” i „bezwład” –
oraz częścią jakiegoś bliżej nieokreślonego planu, z którego
sprecyzowaniem autor ma wyraźny kłopot. Wprawdzie pojawia się sugestia,
że „zadecydowała raczej niechęć do Wilna, miasta kojarzącego się wyłącznie z chorobą i udręką finansowej ruiny” (str. 161), jednak ostatecznie zwycięża inna wersja wydarzeń: „Jak żyła, tak odeszła, miejscem pochówku wyrażając swą ostatnią wolę, by ją wreszcie pozostawiono w spokoju” (str. 164). A wszystko po to, żeby dowieść, że przenosząc ciało matki do Wilna Piłsudski nie tylko postąpił wbrew jej woli - „(…) woli tej jej rzekomo oddany syn w przypływie nekronarcyzmu najzwyczajniej się sprzeniewierzył” (str. 164), ale nawet poskąpił jej tabliczki z imieniem i nazwiskiem: „Bo co to znaczy >> Matka i Serce Syna<<?” (str. 162), „A tak leży bezimiennie w grobie syna” (j/w).
W tym miejscu wypadałoby zaznaczyć, że z
całego majątku Piłsudskich, Suginty zostały sprzedane w pierwszej
kolejności i, z tego co mi wiadomo, Józef Wincenty nie próbował ratować
ich za wszelką cenę, nawet uciekając się do łamania prawa – jak to miało
miejsce w przypadku sprzedaży Zułowa. Czyli stosunek rodziny
Piłsudskich do tego miejsca był (relatywnie) dość obojętny, zaś Maria i
bliźniaki zostały tam pochowane w sposób nie tyle przypadkowy, co raczej wynikowy
– wynikający z jakiejś konkretnej sytuacji . Można by podać co najmniej
kilka powodów, które mogły zadecydować o wyborze Sugint zamiast Wilna:
poczynając od powodów natury religijnej (w miastach Kraju
Północno-Zachodniego procesje mogły odbywać się wyłącznie na terenie
kościołów, natomiast we wsiach – na terenie cmentarzy), poprzez
patriotyczne (za rządów abp. Żylińskiego w kościołach diecezji
wileńskiej obowiązywał nakaz odprawiania nabożeństw w języku rosyjskim,
przy czym mógł on być surowiej respektowany w miastach – szczególnie w
Wilnie - niż na wsiach) i pragmatyczne (ówczesny stan wileńskich
cmentarzy katolickich) po czysto prozaiczne (porównanie: ceny grobu oraz
kosztów pogrzebu w Wilnie oraz kosztu pogrzebu w gotowym grobowcu
Michałowskich w Sugintach). Można też podać jeden powód na rzecz wyboru
Sugint zamiast bliższego Zułowa: w Sugintach był kościół i cmentarz, zaś
w Zułowie – tylko niewielka kaplica Michałowskich. Ale można też
poprzestać na stwierdzeniu, że – po raz kolejny – autor nie ma żadnych
podstaw, żeby wysnuwać swoje demitologizujące teorie.
Oskarżenia o „bezimienność” Marii w
mogile na Rossie są po prostu śmieszne i chyba nie trzeba specjalnie
rozwodzić się nad faktem, że nie tylko „Matka”, ale i „Syn” leżą tam
„bezimiennie”. Natomiast warto przytoczyć tu fragment relacji Tadeusza
Katelbacha – prawdziwego odkrywcy grobu w Sugintach – dotyczący stanu, w
jakim mogiła Piłsudskich znajdowała się w połowie lat 30-tych: „Kiedy
zaszliśmy na plebanię X. Bielskis [miejscowy proboszcz – przyp. PG]
powiedział: >>Zaraz pokażę panom czworobok ziemi ogrodzony
żelaznymi sztachetami, tuż przy kościele. Nie ma żadnego znaku. Ziemię
porosła trawa. Od czasu gdy zostałem tu proboszczem, a było to bardzo
dawno, wiedziałem że leży ktoś w tym miejscu z rodziny waszego Marszalka
(…)<<”, czyli bardziej „bezimienna” niż w Sugintach Maria chyba być nie mogła.
Takich wpadek jest w książce znacznie więcej i analizowanie każdej z nich nie ma większego sensu, gdyż in gremio
potwierdzają podejście autora, które przypomina przypisywany Heglowi
sposób podejścia do faktów. Lepiej od razu przejść do głównego rozpoznania klinicznego
autora, czyli do „Weryfikacji wyroku Weckenbacha”, która sprowadza się
do wyszukiwania schorzeń wywołanych przez niewyleczoną kiłę w jej
trzeciorzędowej formie rozwoju.
W tym miejscu wypada mi zaznaczyć, że
osobiście nie mam nic przeciwko hipotezie, że Piłsudski na kiłę
zachorował i zmarł na skutek niewyleczenia tej choroby. W tym względzie
nie mam żadnych uprzedzeń natury obyczajowej, dogmatycznej, czy innej –
np. płynącej z przekonań politycznych lub z fałszywie rozumianego
patriotyzmu. Stawiam tu tylko jeden warunek: że taka hipoteza będzie
należycie udowodniona lub przynajmniej – ze względu na okoliczności -
wysoce prawdopodobna.
W tej części książki autor ma szerokie
pole do popisu, aby zrobić użytek ze swojej wiedzy medycznej. Niestety,
idzie tu po najmniejszej linii oporu, bo skoro plotka przypisała prof.
Weckenbachowi rozpoznanie „ewidentnej kiły trzeciorzędowej”, to autor
szuka wyłącznie kiły, nie zważając uwagi na możliwość wystąpienia innych
schorzeń wielonarządowych. A – jak wiadomo – kto szuka, te znajduje.
Najpierw jednak autor musi rozprawić się z oficjalną przyczyną śmierci Marszałka czyli nowotworem wątroby.
Autor serwuje czytelnikowi następujące informacje na temat raka wątroby:
Po pierwsze, nie wiem na jakiej podstawie autor uważa raka wątroby za chorobę „rzadką”, skoro – wg Wikipedii – dzisiaj „jest
to trzeci nowotwór pod względem umieralności. Na świecie co roku jest
przyczyną śmierci 500 000 osób przy zapadalności 600 000 osób rocznie”,
ale być może przedwojenne statystyki były inne w tym zakresie (?). Po
drugie, agresywność raka została wspomniana w kontekście dolegliwości
bólowych w prawym boku, jakie Marszałek miał odczuwać w sierpniu 1933
roku. Autor wysnuł stąd wniosek, że gdyby przyczyną tych dolegliwości
był rak wątroby, Marszałek nie dożyłby maja 1935 roku. Wreszcie po
trzecie, podczas badania przeprowadzonego przez dr Mozołowskiego w dniu 5
kwietnia 1935 roku wątroba Marszałka miała być gładka, natomiast według
prywatnych notatek rtm. Hrynkiewicza z sekcji zwłok Marszałka:
„Wątroba - powiększona, zajmująca 2/3 jamy brzusznej, jest tak wielka, że przykrywa cały żołądek, jakby przyrośnięty do niej, z licznymi sinymi wrzodami guzowatymi. Guzy raka większe i mniejsze pokrywają całą powłokę wątroby, której waga wynosi 4050 gr.”
Tę rozbieżność autor kwituje następująco: „na
20 dni przed jednoznacznym stwierdzeniem choroby nowotworowej wątroby
[chodzi o datę rozpoznania raka przez prof. Weckenbacha – przyp. PG],
brzeg i powierzchnia tego bardzo powiększonego narządu były idealnie
gładkie” (str. 232), nie zauważając, że pomiędzy badaniem z 5
kwietnia a sekcją z 14 maja upłynęło nie „20 dni”, ale ponad miesiąc.
Czy to wystarczający czas, żeby na początkowo gładkiej powierzchni
wątroby pojawiły się guzy nowotworu, który jest „bardzo agresywny”? Tego
się nie dowiemy, bo autorowi (który od 5 kwietnia odliczył 20, a nie –
jak powinien – co najmniej 37 dni) łatwiej jest podważyć relację
Hrynkiewicza.
W tym celu autorowi potrzeby jest spisek dla ukrycia prawdziwej przyczyny śmierci Piłsudskiego, czyli kiły trzeciorzędowej . Ponieważ spiskowcy
są na tyle nieudolni, że nie udaje im się (sic!) wyprosić rtm.
Hrynkiewicza z pomieszczenia, w którym odbywa się sekcja zwłok
Marszałka, autor zakłada, że rotmistrz „pewnie siedział gdzieś z
boku, jako że po konflikcie z gen. Rouppertem było raczej mało
prawdopodobne, by ten kawalerzysta patrzył lekarzom na ręce i sprawdzał
zgodność opisu z obrazem” (str. 287). Wprawdzie przeprowadzający sekcję spiskowcy
mają świadomość, że rotmistrz sporządza swoje prywatne notatki z
sekcji, ale dzięki autorowi, który posadził Hrynkiewicza „gdzieś z
boku”, mogą śmiało pleść androny na temat rzekomych guzów raka na wątrobie, wiedząc że nadgorliwy rotmistrz i tak nie widzi opisywanego organu.
Wystarczy jednak zajrzeć do pełnego
tekstu notatek Hrynkiewicza, żeby kilka linijek poniżej wspomnianego
opisu wątroby odnaleźć taki opis serca Marszałka: „Serce - normalne, tylko aorta ongiś owrzodzona ma nieliczne zwapnienia. Kształtem i wyglądem podobne do podobnych oznak spotykanych u drzew niektórych, jak wierzba , łozina , lipa. Waga serca 520 g [podkr. PG].”
To nie jest stenogram z sekcji, gdyż trudno przypuszczać by takie słowa padły z ust któregoś z patologów. Żeby pleść takie banialuki
na temat podobieństwa do drzew, rotmistrz jednak musiał „patrzeć
lekarzom na ręce”. A skoro tak, to i opis wyglądu wątroby mógł być
relacją z tego, co wierny adiutant widział,
a nie z tego co - zdaniem autora – miał jedynie usłyszeć. Czyli
istnieje duże prawdopodobieństwo, że w dniu przeprowadzania sekcji
wątroba Marszałka istotnie miała zmiany o charakterze nowotworowym. W
takim przypadku bóle wątroby, na które Piłsudski cierpiał w lecie 1933
roku nie byłyby objawem raka (bo na to było jeszcze za wcześnie), ale
objawem innego schorzenia tego organu - np. niealkoholowego
stłuszczeniowego zapalenia wątroby (NASH), które - według Wikipedii -
może doprowadzić do zmian o charakterze nowotworowym.
Jednak wątroba to za mało, bo autor
widzi „ewidentną kiłę trzeciorzędową” w innych organach Marszałka. Na
pierwszy rzut idzie mózg, który – zaatakowany przez kiłę – dałby
charakterystyczne objawy: „porażającego rozpadu osobowości” oraz
trudności w chodzeniu.
O tym, że Piłsudski miał trudności w
chodzeniu autor wspomina dwukrotnie. Na str. 190 zestawia ze sobą
przykład zachowania Marszałka w czasie defilady w dniu 11 listopada 1934
r. (za Lepeckim) oraz podczas pogrzebu Zofii Kadenacowej w lutym 1935
roku (za zdjęciem z tygodnika „Światowid”). Dla podkreślenia wagi
swojego odkrycia wraca do tematu na str. 282, ponownie zestawiając
powyższe daty (tym razem wyłącznie za Lepeckim). Fakt podtrzymywania
Marszałka podczas pogrzebu można by skomentować krótko, że nie trzeba
mieć kiły trzeciorzędowej, by mieć kłopoty z chodzeniem podczas pogrzebu
rodzonej siostry, ale nie o to chodzi. Rzecz w tym, że dzięki takiemu
doborowi świadectw historycznych nieświadomy czytelnik mógłby dojść do
wniosku, że Marszałek jak przestał chodzić w listopadzie 1934 roku, tak
nie chodził do lutego, a być może nawet do śmierci w maju 1935 roku (?).
Tymczasem z lektury zapisków rtm.
Hrynkiewicza wynika, że 7 lutego 1935 roku – w dniu przyjazdu do Wilna
na pogrzeb siostry - Piłsudski samodzielnie przemaszerował ok. 300 m na
dworcu kolejowym oraz – pomimo możliwości skorzystania z windy – wszedł
po schodach na pierwsze piętro Pałacu Biskupiego.
4 marca podobnie: Hrynkiewicz odnotował
10-minutowy spacer Piłsudskiego po parku belwederskim i samodzielne
wejście po schodach do apartamentu mieszczącego się na piętrze gmachu
GISZ (tym razem na skutek zepsutej windy), zaś 20 marca (w dniu powrotu z
kolejnej podróży do Wilna) „komendant po wyjściu z wagonu szedł do auta tak szybko, że pani Marszałkowa nie mogła dotrzymać kroku”.
Czyli mamy świadectwa mówiące o tym, że kłopoty z chodzeniem nie miały
charakteru ciągłego, ale okresowy. Tym samym przyczyną tej przypadłości
wcale nie musiał być uwiąd rdzenia kręgowego spowodowany najpóźniejszą
fazą kiły, ale często spotykana niewydolność układu krążenia ,
uzewnętrzniająca się opuchlizną nóg, którą zresztą u Marszałka
stwierdzono (str. 240-241). Lecz czym innym jest stwierdzenie
występowania obu przypadłości: niewydolności układu krążenia i trudności
w chodzeniu, a czym innym – połączenie ich w jeden związek przyczynowo
-skutkowy. W książce nie pada ani jedno słowo na temat możliwości
wystąpienia takiej relacji, bo z pewnych, znanych tylko samemu autorowi
powodów – łatwiej jest przypisać dolegliwości krążeniowe kile układu
sercowo-naczyniowego (str. 226), a kłopoty z chodzeniem – kile
ośrodkowego układu nerwowego (str. 282 i 283). Tymczasem…
Obiektywnie trzeba przyznać, że autor
sam sobie tej kiły ośrodkowego układu nerwowego nie wymyślił. Na trop
naprowadził go dr Piestrzyński, który podczas sekcji zwłok Marszałka
miał zauważyć ślady rzekomego „zapalenia mózgu”, co skwapliwie podchwycił autor, widząc w tym kolejny dowód na kiłę ośrodkowego układu nerwowego – charakterystyczną dla „ewidentnej kiły trzeciorzędowej”.
Ponieważ próżno szukać takich informacji
w książce, w kwestii przebiegu kiły z zajęciem ośrodkowego układu
nerwowego (tzw. kiły oun) musiałem posiłkować się tekstem znalezionym w
internecie:
„W zależności od okresu wystąpienia objawów kiła oun przybiera najczęściej postać :
· kilka miesięcy do 1 roku – kiły oponowej w postaci ostrego kiłowego zapalenia opon mózgowych (meningitis luetica acuta)
· średnio około 7 lat – kiły oponowo-naczyniowej mózgu i rdzenia (lues meningovascularis cerebri et
medullae spinalis)
· średnio około 20 lat – porażenia postępującego (paralysis progressiva)
· średnio około 25 lat – wiądu rdzenia (tabes dorsalis)” [ii]
Ponieważ atak apoplektyczny Piłsudskiego
z kwietnia 1928 r. autor postanowił przypisać kile oun, w poszukiwaniu
momentu zakażenia pierwotnego przyjął nieco inny model klasyfikacji –
taki, który rozkłada wystąpienie objawów kiły oun na okres 5-12 lat
(str. 268). Dzięki temu zabiegowi autorowi udało się przesunąć
hipotetyczny moment wystąpienia zakażenia pierwotnego z (1928 – 7 =)
1921 roku (widocznie ta data wydala się autorowi przesadną z punktu
widzenia poprawności historycznej) na (1928 – 12 =) 1915 rok, który
łatwiej wmówić niezorientowanemu czytelnikowi (wiadomo: wojna, okopy, za
wojskiem ciągną markietantki, itd.) Pech chciał, że w obu wariantach
przybocznym lekarzem Piłsudskiego był ten sam dr Piestrzyński. Toteż
jest bez znaczenia, czy przyjmiemy wariant (1915 + 1 =) 1916 roku, czy
(1921 + 1 =) 1922 roku – w każdym wypadku dr Piestrzyński powinien być
świadkiem zachorowania Piłsudskiego na ostre zapalenie opon mózgowych.
Nie będę tu przytaczał objawów tego zapalenia – zaręczam, że są one
charakterystyczne. Wystarczy konstatacja, że jeżeli autor szuka daty
zakażenia pierwotnego w latach 1914-1922, to dr Piestrzyński nie mógł
dziwić się widokiem mózgu swojego Komendanta podczas sekcji. A skoro
takie zdziwienie nastąpiło, to znaczy, że w inkryminowanym okresie
Piłsudski nie mógł przejść ostrego zapalenia opon mózgowych, więc nie mógł mieć kiły oun.
Cóż zatem – jak nie kiła – mogło być
przyczyną zarówno fizycznych zmian w mózgu Piłsudskiego, jak i
„porażającego rozpadu osobowości”? Współczesna medycyna dysponuje długą
listą jednostek chorobowych, które mogą powodować zespoły otępienne,
zaburzenia osobowości, trudności w chodzeniu, itp. objawy. Ich przyczyny
mogą być różne: bakterie (niekoniecznie krętka bladego), wirusy, czy
nawet mechaniczne uszkodzenia mózgu (np. w skutek uderzenia). Wystarczy
tu wspomnieć o chorobie Niemanna-Picka, niekiłowych infekcjach
ośrodkowego układu nerwowego, postępującym porażeniu nadjądrowym (PSP),
czy zaburzeniach metabolicznych na skutek chorób tarczycy lub
niewydolności (sic!) wątroby. Możliwości jest sporo, trzeba tylko choć
na chwilę zdjąć maskę demaskatora i pogromcy mitów i spróbować spojrzeć
na zagadnienie w sposób obiektywny.
Na koniec dochodzimy do punktu, od
którego wszystko powinno się zacząć, to jest do poszukiwania momentu
zakażenia pierwotnego domniemanej kiły. Autor bardzo oszczędnie dzieli
się swoją wiedzą na temat kiły i powodowanych przez nią powikłań,
niemniej na str. 260 została zamieszczona krótka notatka na temat faz
przebiegu kiły i jej objawów w poszczególnych fazach wraz z informacją,
iż „do dwóch lat [od zakażenia – przyp. PG] chory może jeszcze zarazić innych”
(w tym momencie nie jest ważne, czy owe dwa lata wzięły się z wiedzy
ówczesnych, czy współczesnych lekarzy, gdyż trudno przypuszczać, iż
przed stu laty nieleczona choroba mogła mieć inny przebieg niż obecnie).
Na str. 260-269 autor podał dwie
przypuszczalne daty zarażenia: jesień 1908 r. (w okresie przypadającym
na akcję pod Bezdanami) oraz koniec 1915 r. Pierwsza data wzięła się z
udokumentowanego zachorowania Piłsudskiego na grypę na początku 1909 r. ,
która – wg autora – mogła być objawem kiły drugorzędowej oraz z
błędnego przekonania autora, że przez „pierwsze dni czy tygodnie po akcji”
Piłsudski nie spotykał się z Aleksandrą (wówczas jeszcze Szczerbińską).
Kryterium wyboru drugiej daty zostało opisane powyżej, Tu można jedynie
dodać, że koniec 1915 r. odpowiadał autorowi także ze względu na inną
udokumentowaną grypę, którą Piłsudski miał przebyć na początku 1916
roku.
Niestety, nawet pobieżna analiza
życiorysów: Aleksandry i Józefa Piłsudskich stawia pod znakiem zapytania
obie hipotezy autora. Para spędziła ze sobą nie tylko „miodowe miesiące”
w Wilnie przed rozpoczęciem akcji pod Bezdanami, ale i najbliższe dni
po jej zakończeniu – kiedy oboje udali się do Kijowa. Wprawdzie później
ich drogi rozeszły się, ale nie na długo, gdyż w okresie, kiedy
Piłsudski rzekomo miał być chory, więc mógł zarazić innych (czyli w
przybliżeniu do początku 1911 r.) kochankowie spotykali się i w
Zakopanem (od listopada 1908 do marca 1909), i w Krakowie (na rocznicy
grunwaldzkiej w lipcu 1910), i we Lwowie, nie mówiąc już o wspólnym
mieszkaniu w Hrebennem. A nie mówimy tu o parze kochanków rodem z
XIX-wiecznych romansideł, gdzie kawaler przez dwa lata uderzał w
konkury, nawet nie śmiąc myśleć o skonsumowaniu związku przed
zaręczynami, oświadczynami, ślubem, itd., ale o romansie dwojga czynnych
rewolucjonistów, którzy na co dzień balansowali na granicy życia i
śmierci, więc trudno przypuszczać, że w inkryminowanym okresie para nie
współżyła ze sobą, bo Ziuk akurat miał jakąś wysypkę(!) Drugi
zaproponowany przez autora termin jest jeszcze gorszy, bo chociaż
przypada na aresztowanie i początek internowania Aleksandry, to proste
działanie arytmetyczne związane z przyjściem na świat starszej córki
Piłsudskiego: (luty 1918 – 9 miesięcy) przenosi nas do maja 1917 roku,
czyli w sam środek kolejnego hipotetycznego okresu zarażania.
Wnioski (i konsekwencje) chyba nasuwają się same.
Podsumowując, bardzo mi przykro, że z
dobrze zapowiadającej się książki wyszło to, co wyszło. Widocznie musimy
jeszcze poczekać na pojawienie się jakiegoś doktora House’a,
który w sposób wiarygodny i przekonywujący wyjaśni wszelkie wątpliwości
związane z ogólnym stanem zdrowia Józefa Piłsudskiego (bo – obiektywnie
rzecz biorąc – trochę by się ich znalazło).
Na zakończenie proponuję dłuższy fragment „Beniowskiego” (tego z Rossy) – moim zdaniem jeden z lepszych kawałków, jakie można zadedykować matce. Na pohybel doktorom.
„Do ciebie, M[atko] moja, twarz
obrócę…/ Do ciebie znowu tak jak anioł biały,/ Z obłędnych krajów…
położyć się wrócę/ U twoich biednych stóp — bez szczęścia — chwały,/
Lecz bez łzy próżnej. — Obojętnie zrzucę/ Resztę nadziei — zwiedzionych
przez losy…/ Jak liść — co we śnie mi upadł na włosy…/ Odbiegłem ciebie —
w szaleństwa godzinie…/ Lecz ileż razy — z fal — i mórz i burzy/
Patrzałem… na twój cichy dom — w
dolinie,/ Jak człowiek, który myśląc — oczy mruży, —/ Myśląc — że
myślisz o mnie… o tym… [synie],/ Który Nieszczęścia Bogu… wiernie
służy,/ Lecz bez nadziei… łzami twemi żywy,/ Jak — Chrystusowe w ogrójcu
oliwy. —/ Z błogosławieństwa twego — miałem blaski,/ Gwiazdom podobne… i
cień w puszczach Gazy…/ Nieraz ćwiek rdzawy — u podróżnej laski/ Rył
imię twoje, tam… gdzie same głazy,/ I słychać tylko fal libijskich
wrzaski —/ Eschylowskiemi budzone wyrazy,/ Echa słyszały twoje święte
imię/ I słyszał je ten laurów las, co drzymie./ Ponad potokiem Elektry…
tyś była/ Ze mną… na każdym miejscu — gdzie z przeszłości/ Dolata płaczu
głos… o moja miła…/ Wszędzie, gdzie w polach się bieleją kości/I woła —
głosem rycerskim mogiła/ O zemstę — wszędzie, gdzie człowiek zazdrości/
Umarłym… i chęć śmierci duszą pije…/ Tyś była ze mną… jam cię czuł — i
żyję./ W Ramie — podobny głos twemu głosowi/ Słyszałem — anioł życia
zadrżał we mnie —/ Aniołowie mi ciebie nadpalmowi/ Pokazywali świecącą
przyjemnie/W gwiazdach… tam gdzie był żłobek Chrystusowi…/ I anioł życia
smętny wyszedł ze mnie,/ Chcąc ręką dotknąć o twe serce krwawe/ I ból
twój stłumić pozdrowieniem… Ave…/ Wszędzie… miłośne twoje oddychanie/
Liczyło mi czas… co upływał w ciszy;/ W tych strofach jeszcze… kiedy rym
ustanie —/ Niechaj czytelnik — na końcu usłyszy/ Moje twych biednych
stóp — pocałowanie,/ Bo łez nie słyszał…/”[iii]
Warszawa, czerwiec 2015 r.
Piotr Gorzelańczyk
[i] Feliks Bolechowski „Podstawy ogólnej diagnostyki klinicznej. Podręcznik dla studentów medycyny”.
[ii]
Sambor Grygorczuk, Sławomir A. Pancewicz, Anna Moniuszko, Piotr
Czupryna, Joanna Zajkowska, Maciej Kondrusik „Porażenie postępujące w
przebiegu początkowo nierozpoznanej kiły ośrodkowego układu nerwowego –
opis przypadku”.
[iii] wolnelektury.pl/media/book/pdf/beniowski-dalsze-piesni.pdf
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl