Nie chcemy Kościoła, który, jak to piszą gazety, zmienia się wraz ze światem. Chcemy Kościoła, który zmieni świat.
Gilbert Keith Chesterton (1874-1936) – mistrz demaskowania zideologizowanego kłamstwa, niszczyciel obłudy mediów i mizernych polityków, miłośnik prawdziwej demokracji, tradycji, wartości chrześcijańskich, normalnej rodziny, przyjaciel Polski, wreszcie obrońca wiary i Kościoła, i to ostatnie powtarzam za Ojcem Świętym Piusem XI, który nazwał go tymi wzniosłymi słowami.
Kiedy obserwuję rozpad normalności, rozmywanie Prawdy, dezawuowanie tradycyjnej rodziny, powszechne ataki na Polskę, nie tylko wrogów zewnętrznych, ale nierzadko częściej nieprzyjaciół naszej Ojczyzny mieniących się Polakami, zastanawiam się nieraz, co by napisał na ten temat Chesterton.
Na przykład o nihilizmie polityków XXI wieku, którzy dążą do władzy jako takiej, będąc przy tym wyłącznie skutecznymi i sprawnymi dyktatorkami.
Wówczas przypominam sobie jedną z moich ulubionych książek „Heretycy”. I już wiem. Oto cytat: „Nowocześni politycy roszczą sobie prawa do bezgranicznej władzy, władzy Cezara i Nadczłowieka, twierdząc zarazem, że są zbyt praktyczni, by mogli być nieskazitelni, i zbyt kochają swój kraj, by mogli trzymać się wskazań moralności; efekt zaś jest taki, że byle miernota zostaje mianowana ministrem skarbu”. Czyż nie wspaniała i trafna wypowiedź definiująca w kilku słowach aktualny stan władz Polski?
Gigant intelektu
A co by ten inteligentny londyńczyk powiedział o naszej współczesnej „demokracji”, zamienianej sukcesywnie w dyktaturę mniejszości? Proszę bardzo: „Tylko mniejszość wierzy dziś w większość. Większość wierzy w mniejszości, przy czym każdy ma swoją własną mniejszość, pieszczoną i hołubioną. A mimo to, wszelkie publiczne mowy, wszelkie artykuły wstępne przelewają się od demokracji; gdzie by się człowiek nie obrócił, nie zdoła przed nią uciec. Kiedy jedno i to samo brzęczy ciągle na ustach wszystkich partii, oznacza to, że przestało ono znaczyć cokolwiek i obróciło się w pusty dźwięk”.
Albo jak skomentowałby marsz neopogan i barbarzyńców w kolorach pseudotęczy? Oto i on: „Nowoczesne państwo nagle, po cichu, kompletnie oszalało. Plecie bzdury – i nie umie przestać. Świat nowoczesny jest umysłowo chory, nawet nie dlatego, że godzi się na nienormalność, ale dlatego, że nie potrafi wrócić do normalności”.
Co pomyślałby o ideologii gender i tak zwanej równości płci? „Ludzkość zaczęła się od podziału na kobietę i mężczyznę. Lecz umysły płaskie i po brzegi wypełnione truizmami nie są w stanie dostrzec różnicy między twórczym rozłamem, dzielącym Adama i Ewę, a niszczącym rozłamem, dzielącym Kaina i Abla”.
Obserwując zaś populizm Donalda Tuska i poczynania Jana Klaty w Krakowie, Chesterton na pewno stwierdziłby: „I tak jak odtrącenie wielkich słów i wielkich wizji wylansowało małych ludzi w polityce, tak też wylansowało małych ludzi w sztuce”. Polityka ciepłej wody w kranie PO, nihilizm i dekadentyzm na scenie Starego Teatru w Krakowie są dobitnymi ilustracjami tej sentencji (a panu Klacie z tej okazji dedykuję w całości artykuł Chestertona pt. „Prawdziwe elity”).
I mógłbym właściwie prezentować kolejne cytaty tego niezwykłego erudyty i może nawet byłoby to najwłaściwsze, bo kiedy przeglądałem opisy biograficzne w różnych książkach, omijając szerokim łukiem Wikipedię, te wzmianki jawiły mi się mizernie w konfrontacji z siłą umysłu Chestertona, tego giganta utrwalonego w druku.
Gdyby tylko poprzestać na notkach biograficznych, brzmiałoby to mniej więcej tak: G.K. Chesterton, angielski pisarz katolicki urodzony w Anglii, głoszący w swej twórczości optymizm moralny, afirmację życia. Twórca liryków, powieści metaforycznych, opowiadań detektywistycznych, esejów literacko-społecznych oraz religijno-filozoficznych. Przeciwnik kapitalizmu, brytyjskiego imperializmu, socjalizmu i komunizmu. Zwolennik indywidualistycznie pojętej wolności, który oddziaływał polemicznym temperamentem, błyskotliwym dowcipem, paradoksem, posługując się ironią i satyrą.
Jakże to syntetycznie upraszczające. Myślę, że ten okrąglutki dowcipniś w binoklach nie obraziłby się jednak, znając minimalistyczne zacięcie współczesnych narratorów historii literatury. Machnąłby ręką i zapytał: „Umiesz lepiej?”.
Czytać, czytać, czytać Chestertona
W rzeczy samej Chestertona trzeba dzisiaj czytać, aby móc wyrobić sobie własne zdanie o jego błyskotliwości. Kto go poznał, potwierdzi, że warto.
Czytać go trzeba jak najwięcej z tego powodu, aby móc bronić się przed ofensywą barbarzyństwa intelektualnego, systematycznie dozować jako odtrutkę na opary złowrogiego czadu wydobywającego się z mediów głównego nurtu, a także dlatego, że jego uniwersalne teksty, apologetyczne rozprawy, pełne humoru powieści, wyostrzone i cięte polemiki są cały czas świeże i przydają mocy na drodze w obronie zdrowego rozsądku i ortodoksji rozumianej nie tylko jako życie prawdą wiary, ale jako mądrość życiowa.
Ponadto uzbrajają w oręż do zwalczania rzeszy ignorantów, małych nikczemników, populistów, dewiantów, rozhisteryzowanych dyktatorków, redaktorów naczelnych robiących karierę na kłamstwie, pseudoartystów szczycących się obrażaniem wartości i depczących godność ludzką w produkcji swego kiczu i tandety.
Wiara i Kościół
Jego światopogląd z ateistycznego, następnie agnostycznego, liberalnego przeszedł długą drogę ewolucji, docierając do chrześcijaństwa zanurzonego w tradycji anglikańskiej, aby pewnego dnia swoje ziemskie życie oddać w objęcia katolickiego Kościoła Świętego.
Wywołuje przy tym skandal i szok, zarówno wśród konserwatystów, jak i liberałów, gdy decyduje się wybrać ostatecznie Rzym. Zostaje katolikiem, ponieważ chciał podróżować ku wieczności pierwszą klasą. Odnalazł w nim Odpowiedź. Kościół katolicki jest znienawidzony jak nic innego na świecie po prostu dlatego, że sam „jest jak nic innego na świecie”.
Najprawdopodobniej wkrótce rozpocznie się proces beatyfikacyjny autora „Człowieka, który był Czwartkiem”.
Polska
Chesterton lubił, szanował i doceniał Polskę. Miał szczęście być gościem w naszej Ojczyźnie. Chciał nawet o niej napisać więcej, ale nie udało się, ponieważ nieoczekiwanie zmarł w wieku 62 lat. Kierował do nas wiele ciepłych słów w swojej publicystyce, a jak wiemy, niekoniecznie są one standardem w ustach obcokrajowców (a dziś i rodaków).
Chesterton odpiera ataki na Polaków, szczególnie zarzut, że sami byliśmy winni rozbiorom. Argument twierdzący, że Polacy popełniali błędy i dlatego zostali poćwiartowani, uważa za pretekst do ohydnej napaści i kontrolowanej grabieży dokonanych przez zaborców. Natomiast stereotypy o szlachcie i arystokracji, które były winne upadku, są kolejną potwarzą, ponieważ te warstwy były złączone silnie z Narodem, upadły wraz z nim i wraz z nim się odrodziły. Współczesny ideolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, którego nonsensy rzuciła nam w twarz „Wyborcza” w przeddzień Święta Niepodległości, powielający komunistyczne banialuki rodem z PRL, został wyśmiany już kilka dekad temu przez Chestertona.
Chesterton był, jak wspomniałem, orędownikiem zdrowego rozsądku, przeciwnikiem grzęźnięcia w bagno obłudy i demagogii, wojownikiem o normalność, której nam tak dzisiaj potrzeba, gdy widzimy wrogów Kościoła ziejących aroganckim kłamstwem, wyrzucających lawę deprawacji, która zalewa młode pokolenie. Apelował do mężczyzn, aby się wreszcie pokazali, ruszyli do bitwy, stanęli odważnie na stanowisku tradycji i ortodoksji.
Zachęta nadal aktualna w epoce metroseksualnych dziwolągów, o udach cieńszych niż mój nadgarstek, czy ekshibicjonistycznych homoseksualistów obnażających się wulgarnie na ulicach lub chłoptasiów chowających się za spódnice kobiet, matek i żon, wreszcie dysfunkcyjnych ojców. Jakże aktualne w epoce hałaśliwych feministek-aktywistek, znarowionych przodownic tęczowej międzynarodówki.
I chociaż bardzo dzisiaj Chestertona brakuje, to posiadamy ogromny zbiór jego dzieł, złotych myśli, genialnych spostrzeżeń, które przetrwają głupotę różnej maści demiurgów postmodernistycznej ery zagłady. Czerpmy więc wiedzę z szeregu błyskotliwych zdań, które demaskują fałsz inżynierów nowego człowieka. Dziś tylu głupców wypowiada się publicznie, psując dobre obyczaje, podważając autorytety, okłamując młodych, by ich sprowadzić na manowce. Przy masowym ostrzale ich „erudycyjnych” wykwitów trudno nadążyć za repliką, by punktować bezprzykładną głupotę. Zresztą, nie jest to żadna strata, bo lepiej osła poganiać, niż wchodzić w dysputę z głupcem. Najlepiej zaś poczytać Chestertona.
napisz pierwszy komentarz