Kto kontroluje przeszłość? Barbara Fedyszak-Radziejowska

avatar użytkownika Maryla

To obywatele „rządzą przeszłością” i nadają jej sens, bo to głównie w ich rękach spoczywa przyszłość Polski.

Rok 1984 mamy już za sobą, ale slogan partii opisanej przez G. Orwella: „Kto kontroluje przeszłość, ten ma władzę nad przyszłością, kto kontroluje teraźniejszość, w tego rękach jest przeszłość”, wciąż bywa aktualny. Budowanie wspólnotowego poczucia sensu dziejów i nadawanie znaczenia naszej przeszłości trwa w każdym kolejnym pokoleniu. Są wśród nas zwolennicy poglądu, że historię należy pozostawić wyłącznie historykom, wymiar sprawiedliwości prawnikom, a gospodarkę ekonomistom, bo tylko kompetentni i posiadający stosowne uprawnienia fachowcy prawidłowo zinterpretują naszą przeszłość i teraźniejszość.

Ten sposób myślenia dobrze przystaje zarówno do rzeczywistości III RP, jak i, paradoksalnie, do PRL. Niechaj zwyciężają profesjonalizm i naukowe gwarancje. Gdy jednak profesorom pozostawimy kontrolowanie przeszłości, to kto będzie władał przyszłością? Może ten, kto dzisiaj ustala mechanizmy awansu i wydawania pieniędzy w nauce? Dobrym przykładem nieco innego sposobu myślenia jest Nagroda Kustosza Pamięci Narodowej, ustanowiona w 2002 roku przez prezesa IPN, przyznawana za szczególnie aktywny udział w upamiętnianiu historii narodu polskiego w latach 1939 –1989.

Ma charakter honorowy, a jej celem jest przywrócenie szacunku narodowej przeszłości i chronienie wartości, dzięki którym Polska przetrwała. Nagrodzeni to postaci, stowarzyszenia i instytucje, które w bardzo trudnych czasach nadawały swoją aktywnością i postawą sens polskim dziejom. Wśród 53 laureatów są m.in.: Stowarzyszenie Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu, Stowarzyszenie Memoriał, Społeczny Komitet Pamięci Górników KWK Wujek poległych 16 XII 1981 roku czy Komitet Katyński. Są profesorowie: J. Kurtyka, T. Strzembosz, B. Otwinowska czy E. Zawacka „Zo”, chociaż nie z powodu profesury zostali nagrodzeni. Są także księża: W. Karłowicz, Cz. Wala, T. Isakowicz-Zaleski i liczne instytucje: Biblioteka Polska w Paryżu, Instytut J. Piłsudskiego w Londynie czy Studium Polski Podziemnej. Wszyscy – w czasach, gdy „Partia kontrolowała przeszłość”, czuli się odpowiedzialni za pamięć i nadawanie sensu minionym wydarzeniom. Budowali suwerenną i demokratyczną Polskę, w której nie tylko kontroluje się rządzących, lecz także aktywnie „współtworzy” pamięć o przeszłości.

Niech więc historycy ustalają, „jak to naprawdę było”, ale obywatelom pozostawmy władzę nad nadawaniem znaczenia naszym dziejom, w zgodzie z wartościami i naszą narodową tożsamością. By w miejsce jednego totalitaryzmu, zbudowanego na naukowym marksizmie, propagandzie i przemocy, nie pojawił się inny, „zakamuflowany, w który łatwo przemienia się demokracja pozbawiona wartości” (Jan Paweł II, IV pielgrzymka 1991r. i „Centesimus annus”). Bo temu, co wydarzyło się w przeszłości Polski, i temu, co dzieje się na naszych oczach, sami nadajemy znaczenie, nie zawsze słuchając autorytetów – wyroczni, bo te wielokrotnie nas zawodziły. Nie możemy też zgodzić się, by sens naszej historii ustalała „niewidzialna ręka rynku”, gdyż w miejsce trudnych odpowiedzi na trudne pytania pojawi się fascynacja paszkwilami i obrazoburczymi sensacjami. To na nich zarabia się największe pieniądze i zdobywa medialną popularność w kraju i za granicą.

A sierpień to miesiąc niezwykły. Zaczyna się wraz z rocznicą wybuchu powstania warszawskiego, w połowie miesiąca wraca pamięć o zwycięskiej, ważnej dla Polski i Europy Bitwie Warszawskiej 1920 roku, a zamyka go 31 sierpnia, dzień w którym komunistyczne władze ustąpiły pod presją strajków i solidarności obywateli. Każda z tych dat przypomina wydarzenia, wokół których w normalnym społeczeństwie toczą się dyskusje, ale gdy przychodzi święto – wspomina się bohaterów i ich ofiarę, wspólnie nadając sens i znaczenie minionym dniom. W zgodzie z narodową tożsamością i narodowymi interesami. Tak bywa w normalnym narodzie i w suwerennym państwie. Inaczej jest w podbitych prowincjach, w których lokalne, uległe wobec imperium elity zajmują się piętnowaniem wad i nieudolności własnego społeczeństwa, czyniąc je odpowiedzialnym za wszystkie narodowe klęski i niepowodzenia. Gęsto tam od emocji i alternatywnych scenariuszy, nierzadko pogardliwych wobec przodków i bohaterów.

Nasza historia pokazuje, że lepiej jest, gdy to obywatele nadają sens własnej przeszłości. Z dumą i bez lęku przed Rosją wspominają nieprawdopodobne zwycięstwo świeżo odrodzonej Polski nad bolszewikami, ceniąc talenty dowódców i odporność polskiego żołnierza na sowiecką propagandę. Nie dlatego, że nie popełniali błędów, lecz dlatego, że odważnie przyjęli na siebie odpowiedzialność za Polskę. W rocznicę powstania warszawskiego możemy z dumą wspominać społeczeństwo obywatelskie Warszawy, zorganizowane w warunkach zbrodniczej, niemieckiej okupacji, walkę i ofiarność powstańców oraz ich dowódców. I zrezygnować z dyskusji o obłędzie zdiagnozowanym na podstawie bardzo wątłych przesłanek. Mamy także wybór, czy 31 sierpnia wspominać jednego lidera i nieliczne, mianowane odgórnie autorytety, czy tysiące solidarnie strajkujących pracowników na Wybrzeżu, w Warszawie, Lublinie, na Górnym Śląsku, we Wrocławiu, Poznaniu, Krakowie, Nowej Hucie, Szczecinie oraz wielu innych miastach i miasteczkach. Wszak to obywatele „rządzą przeszłością” i nadają jej sens, bo to głównie w ich rękach spoczywa przyszłość Polski.

http://gosc.pl/doc/1663656.Kto-kontroluje-przeszlosc

Etykietowanie:

2 komentarze

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

1. Do Pani Maryli

Szanowna Pani Marylo,

Zawsze z przyjemnością słucham Pani profesor Barbary Fedyszak Radziejowskiej.
Dziś rano o niej myślałem.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

2. Szanowny Panie Michale

mamy wspólnych ulubieńców :)

Zabrakło prof. Szaniawskiego, świetnego komentatora, pałeczke przejął Jego syn.
Dobrze sobie radzi, warto też czytać . Publikuje w Naszym Dzienniku.

http://www.naszdziennik.pl/wp/51521,pocztowka-znad-morza.html

Pocztówka znad morza

Filip Frąckowiak

Polacy wypoczywający w Sopocie i okolicach mają niepowtarzalną okazję obejrzeć ponad sto arcydzieł malarstwa polskiego z przełomu XIX i XX wieku. W nadmorskim kurorcie przez wakacyjne miesiące do połowy września są eksponowane najwybitniejsze i ukradzione Polsce obrazy jej artystów. Pochodzą one z ukraińskiej Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki. Polecam wizytę w Państwowej Galerii Sztuki tuż przy molo. Jako syn wypędzonego w 1945 r. ze Lwowa Józefa Szaniawskiego, członek Towarzystwa Miłośników Lwowa i w ogóle jako zainteresowany sztuką nie mogłem tam nie wejść. Znalazłem tam prawdziwe skarby: Matejko, Siemiradzki, Fałat, Malczewski, Juliusz Kossak, Wojciech Kossak, Canaletto, Józef Mehoffer. Trudno zliczyć i opisać. Wśród obrazów takie dzieła jak „Jezus i Samarytanka” Wojciecha Siemiradzkiego, „Spotkanie Jana III Sobieskiego z cesarzem Leopoldem I pod Schwechat” Artura Grottgera. Chciałoby się o wszystkim opowiedzieć, ale nie ma na to miejsca. Jeśli są Państwo w innym mieście, to warto wydać pieniądze na bilet do Sopotu, bo później nie zobaczą Państwo tych dzieł w Polsce.

Budzi oburzenie fakt, że w żadnym z katalogów, plakatów czy informacji prasowych nie jest napisane, skąd te polskie nazwiska wzięły się w Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki. Już sama jej dzisiejsza nazwa wywołuje podejrzenia. Powstała 20 lat przed odzyskaniem niepodległości, w drugim co do wielkości polskim mieście, wspaniałym centrum kultury – Lwowie. Miejska Galeria Sztuki była ze wszech miar polska. Tworzyło ją malarstwo polskie, była pomysłem polskich mecenasów sztuki i z pieniędzy tychże mecenasów były finansowane jej najważniejsze zbiory aż do 1939 roku. Później ocalały dzięki ukrywaniu ich przez Polaków i polskich księży. Dziś polski prezydent dziękuje ukraińskiemu prezydentowi za pomoc w zorganizowaniu wystawy z Narodowej Lwowskiej Galerii Sztuki. Galeria lwowska w sowieckim albumie chwalona była tak: „Dział polski należy w niej do najważniejszych. Liczy około dwóch tysięcy płócien, co pozwala na poznanie wielu istotnych zjawisk zachodzących w sztuce polskiej w ciągu kilkuset lat”. II wojna światowa okazała się łaskawa dla tego zbioru. Po jej zakończeniu niewiele ze wspaniałych dzieł udało się wyrwać ukraińskim Sowietom. Przyjechała między innymi „Panorama Racławicka”. W ramach propagandowej akcji trafiła do Wrocławia, na tzw. Ziemie Odzyskane. Proszę jechać do Sopotu i zobaczyć wspaniałe dziedzictwo kultury polskiej, o które nikt już dla nas i naszych dzieci nie zawalczy.

Dzień wcześniej trafiłem do Gdańska na koncert z cyklu „Solidarity of Arts”. Sierpniowa data i solidarność w nazwie nie są przypadkowe. O ile dobrze pamiętam, gdzieś na plakatach majaczył też slogan: „Przestrzeń wolności”. Korzystając z okazji, że wstęp był wolny, poszedłem posłuchać i zobaczyć, jak hołd „Solidarności” oddają światowi artyści. Niestety, nie miało to nic wspólnego z ideałami polskiego Sierpnia. Nic wspólnego z prawami człowieka, o które walczyli bohaterowie „Solidarności”, także ci anonimowi. Władze miasta i organizator wykorzystali hasła kojarzone z tym pięknym polskim zrywem, ale impreza była zupełnie o czymś innym. Nawet jeśli chylę czoło przed kunsztem ekstrawaganckich twórców, to nie mogę nie zapytać, czemu to służy. Przecież nie pamięci o „Solidarności” i polskim wkładzie w upadek komunizmu. Przez takie rozwadnianie historii na świecie zapomina się o tym cennym polskim dziele wolnościowym. Jestem przekonany, że tak samo rozwodnione będzie promowane przez Platformę Obywatelską Europejskie Centrum Solidarności, budowane na terenie upadłej już Stoczni Gdańskiej.

O tę pamięć możemy jeszcze zawalczyć dla nas i naszych dzieci. Ponieważ brakuje w Polsce kulturalnych imprez na masową skalę, organizowanych przez polskich artystów i przedstawiających Polskę, warto skupić się na tym w przyszłości i dotrzeć do ludzi np. w wakacyjnych kurortach.

Autor jest dyrektorem Izby Pamięci Pułkownika Kuklińskiego.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl