Cezary Gmyz został wyrzucony z "Rzeczpospolitej". Wiedział Seremet, Szeląg i Tusk.

avatar użytkownika Maryla

Zwolnienie Gmyza to efekt spotkania dziennikarza z Zarządem i Radą Nadzorczą spółki Pressbublika - wydawcy dziennika. Spotkanie odbyło się o godzinie 16. Informacja pojawiła się też na Twitterze.

Miałem wrażenie, że decyzja została podjęta jeszcze przed posiedzeniem Rady Nadzorczej, dlatego jeszcze w zeszłym tygodniu złożyłem rezygnację. Nie została ona jednak przyjęta, ale dzisiaj zwolniono mnie dyscyplinarnie. Rozmawiając z Radą Nadzorczą wydawnictwa wiedziałam, ze decyzja została podjęta znacznie wcześniej   - powiedział nam Cezary Gmyz.

To po spotkaniu Seremeta z Wróblewskim "Rzeczpospolita" zdecydowała się na opublikowanie słynnego tekstu "Trotyl na wraku tupolewa".

Seremet wypowiada się publicznie po raz pierwszy od wybuchu afery. W rozmowie z rozgłośnią mówi, że do pewnego stopnia "czuje się zmanipulowany" przez redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej", w przyszłości będzie podchodził do swoich rozmówców z większą dozą nieufności. - Powiedziałem, że mogę potwierdzić, że podczas oględzin i badań wraku Tu-154M narzędzia pomiarowe wykorzystywane przez biegłych wykazały obecność materiałów wysokoenergetycznych podobnych do materiałów wybuchowych - przyznał.

Wiedziałem już przed północą, że ten tekst się ukaże i obawiałem się właśnie, że wywoła takie skutki - przyznał Seremet.

- Dzień przed publikacją "Rz" byłem w kontakcie z pułkownikiem Szelągiem i poleciłem mu przygotowanie rano komunikatu. I właśnie rano prokuratorzy przystąpili do pracy z udziałem biegłych. Bez nich nie byliby w stanie wygenerować komunikatu, który opierałby się o wiedzę specjalistyczną - mówi Seremet, odpierając spekulację, że specjalnie przez kilka godzin prokuratura milczała w tej sprawie.

- Naciskałem, żeby to zrobić jak najszybciej. To była tylko kwestia techniczna - zaznaczył.

Spotkanie Tusk - Seremet

- Tak, informowałem o tej sprawie premiera Tuska - przyznaje Seremet. - Już 2 października mieliśmy spotkanie z premierem, na którym przedstawiłem właśnie to, o czym mówię. Chciałem zapobiec skutkom, z jakimi mieliśmy do czynienia. (...) O tym wiedziało kilkanaście osób. Niestety, jest pewną przypadłością naszego życia publicznego, że pewne rzeczy w dyskrecji nie pozostają zbyt długo - utyskuje Seremet.

Skąd to zaskoczenie Kancelarii Premiera publikacją? - Ani ja, ani pan premier nie mieliśmy pojęcia o publikacji. Uprzedzałem o tych właśnie faktach, mając na uwadze relacje międzynarodowe. Nie znam źródeł przecieku - powiedział.

 

Etykietowanie:

107 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Pułkownik Zbigniew Rzepa

Pułkownik Zbigniew Rzepa potwierdził informacje "Gazety Polskiej
Codziennie" o sprzęcie jakiego użyli polscy biegli podczas badań w
Smoleńsku. Rzecznika Naczelnej Prokuratury Wojskowej zapytaliśmy m.in. o
konkretne marki detektorów.




Z informacji "Codziennej" wynikało, że polscy biegli w Smoleńsku
posługiwali się m.in. spektrometrami Ramana: detektorem marki Raytech FD
6643, detektorem marki RaytechFT 2407, przenośnym systemem
rentgenowskim Scansil 4336R, wykrywaczami metalu, m.in. marki Fischer
1280X aquanaut, detektorami IMS-mMO-2M, Hardend Mobile Trace, Pilot M,
monitorem skażeń radioaktywnych EKO C, urządzeniami GPS marki Colorado
oraz przenośnym komputerem do opracowania wyników pomiarów.



Pułkownika Zbigniewa Rzepę zapytaliśmy, czy potwierdza podane nasze
informacje. Mailowa odpowiedź rzecznika Naczelnej Prokuratury Wojskowej
była bardzo krótka, ale nie pozostawiająca wątpliwości.



"Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie potwierdza, że polscy biegli w Smoleńsku posługiwali się wymienionym sprzętem" - napisał płk Rzepa.

http://niezalezna.pl/34491-prokuratura-potwierdza-informacje-gpc

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

2. Mam nadzieję,

że Cezary Gmyz już dzisiaj nie może się opędzić od propozycji pracy w naprawdę dobrych naprawdę prawicowych czasopismach... Czego mu życzę.

avatar użytkownika Maryla

3. O skutkach publikacji i

O skutkach publikacji i poleceniach przygotowania komunikatu


Seremet wiedział w poniedziałek przed północą, że tekst się ukaże, a po spotkaniu z Tomaszem Wróblewskim poprosił Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, o przygotowanie komunikatu w sprawie śladów cząstek wysokoenergetycznych, jakie znaleziono we wraku.

Seremet: "Jakiekolwiek przypuszczenia, które mają wskazywać na to, że prokuratura wydając wtedy [we wtorkowe południe] stosowny komunikat, a nie np. wcześniej, była powodowana innymi racjami, niż te które rzeczywiście legły u podstaw działań prokuratury są niezasadne. Odrzucam takie przypuszczenia, dlatego że jeszcze poprzedniego dnia byłem w kontakcie z pułkownikiem Szelągiem [szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie] i poleciłem mu od rana przygotowanie właśnie takiego komunikatu, który odpowiada rzeczywistości. Prokuratorzy przystąpili do pracy rano przede wszystkim z udziałem biegłych, bo sami nie byli by w stanie wygenerować takiego komunikatu, który odpierałby się o wiedzę specjalistyczną".

Prokurator generalny zapewnia, że wyłącznie "kwestie techniczne" były powodem ogłoszenia komunikatu o tej porze, a nie np. przed konferencją prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza. "Nalegałem na to, żeby jak najszybciej taki komunikat został ogłoszony. Po to, żeby uspokoić nastroje" - stwierdzi Seremet.

"Rz" napisała także, że prokuratura dysponuje dowodami o znalezieniu śladów materiałów wybuchowych we wraku. Seremet zaprzecza: "Prokuratorzy nie dysponowali i do dziś nie dysponują ekspertyzami w pojęciu procesowym. A jedynie wskazaniami narzędzi pomiarowych, o których była mowa".

Zdaniem Seremeta, prokuratura prawidłowo zareagowała na tekst "Rz": "Zrobiliśmy wszystko, co można było zrobić, w sposób maksymalnie sprawny, szybki i w moim przekonaniu merytorycznie uzasadniony".

O rozmowie z premierem o śladach we wraku

Andrzej Seremet potwierdza, że 2 października rozmawiał z premierem Donaldem Tuskiem o śladach, jakie biegli zabezpieczyli we wraku tupolewa: "Uważałem, że trzeba wcześniej poinformować premiera, żeby nie powstało przekonanie o tym albo nie powstało takie wrażenie, jakie zostało zdominowane przez przekaz "dopołudniowy" [30 października]. Mianowicie, że użyto materiałów wybuchowych i że to był zamach, i że to był wybuch. Uważałem, że dopóty nie zostanie opracowana stosowna opinia, stosowne stanowisko - nie ma potrzeby, żeby taka informacja przenikała do publicznej wiadomości, bo ona nie byłaby informacją rzetelną i pełną. Spotykam się z zarzutami, że całe zło wzięło się stąd, że prokuratura nie ujawniła tych informacji. Nie zgadzam się z tym w zupełności, ponieważ taka właśnie informacja, niedopowiedziana, nieopatrzona i nieuzasadniona w kompleksową, ostateczną, kategoryczną opinię biegłych mogłaby spowodować skutek właśnie taki, z jakim mieliśmy do czynienia".

O terminie sprowadzenia próbek do Polki

Kiedy próbki pobrane w Smoleńsku trafią do Polski i będą przebadane? Seremet: "Chcielibyśmy, żeby to nastąpiło jak najszybciej. Sądzę, że jutro [we wtorek] uda mi się rozmawiać z przewodniczącym Komitetu Śledczego. Będę miał także okazję rozmawiać z zastępcą Prokuratora Generalnego, jeśli chodzi o inne materiały, bo także na nie oczekujemy. Oczekujemy zatem, że w sposób maksymalnie szybki i taki, który umożliwi wejście w posiadanie tych dokumentów przez prokuratorów polskich i przez polskich biegłych, ten materiał zostanie dostarczony i poddany stosownym badaniom. One zostały zaplombowane i zabezpieczone. Gdzie są w tej chwili przechowywane, dokładnie fizycznie - tego nie wiem, no ale na pewno są w dyspozycji Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej.

Według prokuratury dopiero badania laboratoryjne będą mogły być
podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów
wybuchowych.

Pytany o swą rozmowę z naczelnym Rz przed jej publikacją, Seremet powiedział, że Tomasz Wróblewski prosił o spotkanie, twierdząc, że ma ważną wiadomość o wadze właściwie równej z racją stanu. Powiedziałem
wtedy, że mogę potwierdzić, że podczas oględzin i badań wraku w
Smoleńsku narzędzia pomiarowe używane przez biegłych wykazały istnienie
jakichś materiałów wysokoenergetycznych, podobnych do materiałów
wybuchowych, ale żeby z tego powodu nie wyciągać żadnych, a szczególnie
takich wniosków, które byłyby równoznaczne z tym, że użyto takich
materiałów przeciwko czy wobec tego samolotu
- relacjonował Seremet.

Z dalszej relacji Seremeta wynika, że gdy Wróblewski powiedział mu, że chce by wiedział, że Rz taki tekst przygotowuje - on odparł, żeby
powstrzymali się z publikacją tego tekstu do czasu umożliwienia
prokuraturze odniesienia się do tego w sposób merytoryczny, by uniknąć
tego, czego w istocie nie uniknęliśmy we wtorek
.

- Odniosłem wrażenie, że redaktor, wychodząc z mojego pomieszczenia, przyjął moją propozycję - relacjonował Seremet. Domyślam się, że redaktor po rozmowie ze mną uznał, że ma potwierdzenie (informacji ) - dodał Seremet.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. Oprócz Cezarego Gmyza pracę

Oprócz Cezarego Gmyza pracę stracili naczelny "Rzeczpospolitej", jeden jego zastępca i szef działu krajowego

Tylko u nas

Dramatyczne chwile przeżywają dziennikarze "Rzeczpospolitej".
Redakcja kolejny raz w ciągu kilku lat zatrzęsła się w posadach z powodu
czystek personalnych.

W
takiej sytuacji nikt nigdy nie może zostać sam! Dlatego zespół
wPolityce.pl deklaruje: Cezary Gmyz, jeśli zechce, może do nas dołączyć i
z nami pracować

To zasada, która zawsze nam przyświecała, która jest podstawową ideą tworzonych przez nas mediów. I będzie zawsze.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

5. Jest juz oswiadczenie

ma sg rp.pl

avatar użytkownika guantanamera

6. Przestańmy

kupować Rzeczpospolitą.
Jeżeli ktoś kupuje, oczywiście....

avatar użytkownika kazef

7. Myślę, że R pociagnie jeszcze z rok

potem będzie fuzja z Czerską - jedna gadzinówka wystarczy. Towarzysze sie dogadają.

avatar użytkownika Maryla

8. @kazef

ciekawe, w świetle oświdczenia Seremeta, który potwierdził konsultacje, swoje potwierdzenie faktów i to, że został uprzedzony i na pewno zaznajomiony z tekstem publikacji. Gmyz nie mógł ujawnić źródeł, bo by wydał wyrok śmierci na tych ludzi.


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

9. Tekst z lipca 2011 - dla przypomnienia

Jak informuje "Nasz Dziennik", współpracownikiem biznesowym Grzegorza Hajdarowicza, który ma przejąć większościowy pakiet udziałów spółki wydającej dziennik "Rzeczpospolita", jest Kazimierz Mochol, były szef kontrwywiadu i zastępca szefa Wojskowych Służb Informacyjnych.



Mochol jest prezesem zarządu giełdowej spółki KCI SA, w której przewodniczącym rady nadzorczej jest właśnie krakowski biznesmen Grzegorz Hajdarowicz, właściciel Gremi Media, spółki, która podpisała umowę kupna Mecom Poland Holdings SA. (...) KCI, która realizuje "projekty nieruchomościowe", jest "związana ściśle z Grupą Gremi" - pisze "Nasz Dziennik".


Jak dodaje gazeta, oficjalny życiorys Mochola jest "dosyć enigmatyczny".



W latach 1981- -1989 pełnił on "służbę" na "różnych stanowiskach w MON". Następnie do 1993 r. pracował w MSW, by potem zostać dyrektorem biura "Centralnego Urzędu Administracji Państwowej". W latach 1998-2001, kiedy był zastępcą szefa Wojskowych Służb Informacyjnych, widnieje informacja "służba w MON, Zastępca Dowódcy J.W. 3362 Warszawa". Pod tym oznaczeniem kryła się centrala inspektoratu WSI przy al. Niepodległości 243 w Warszawie.


Co ciekawe, według "ND", pełniąc tę funkcję, Mochol nadzorował aresztowanie Zbigniewa Farmusa, asystenta wiceministra obrony Romualda Szeremietiewa w rządzie Jerzego Buzka.


Kilka lat temu w wywiadzie dla "ND" Szeremietiew tak mówił o sprawie:



Pan pułkownik był zastępcą szefa WSI i rzeczywiście to właśnie on nadzorował postępowanie wymierzone w moją osobę. Kiedy zatrzymano Zbigniewa Farmusa, to wtedy ówczesny minister obrony pan Bronisław Komorowski wystąpił z wnioskiem do prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego o awansowanie Kazimierza Mochola na stanowisko generała brygady Wojska Polskiego.


Były wiceszef MON przyznał, że Mochol miał zostać, jak chciał tego ówczesny szef MON Komorowski, nowym szefem WSI.



Prezydent Kwaśniewski nie zgodził się na taką nominację. Z informacji, jakie uzyskałem od moich znajomych, wynika, że Kwaśniewski miał inne plany co do tego, kto po zwycięstwie wyborczym SLD obejmie szefostwo WSI - powiedział. Po odejściu z WSI Mochol przeszedł do pracy w biznesie, pełniąc m.in. funkcję wiceprezesa spółek Energoinvest Sp. z o.o. oraz Poprad Sp. z o.o.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/11688-nasz-dziennik-wspolpracownikiem-biznesowym-grzegorza-hajdarowicza-jest-kazimierz-mochol-byly-zastepca-szefa-wsi

avatar użytkownika kazef

10. I jeszcze anonimowy komentarz:

Po pierwsze KPN, którego radnym 1. kadencji w Krakowie był Hajdarowicz, była
na wskroś zinwigilowana przez bezpiekę.

Wszystkie akcje organizowane w Krakowie kończyły się wpadką.

Pamiętam Hajdarowicza, jak kierował marszami protestacyjnymi, które tworzyły
się w stanie wojennym.

Jego charakterystyczna sylwetka zawsze była na czele marszu.

Ale nigdy nie słyszałem, żeby był zatrzymany po takich wydarzeniach.
A bezpieka filmowała wszystko i potem analizowała ze zdjęć, kto uczestniczył w
manifestacji.

Zostałem niedawno uznany przez IPN za pokrzywdzonego - i jedynym powodem,
chęci zaglądnięcia do mojej teczki jest Grzegorz Hajdarowicz.

Syn komunistycznego dyrektora PKS, zawsze prymus, zawsze pierwszy. Ale to
koledzy siedzieli w poprawczakach za ulotki KPNu, kolportowane na mieście...
Ciekawe, co znajdę w papierach bezpieki. Podobno są interesujące..

http://www.grupy.banzaj.pl/Zwiazek,Hajdarowicza,z,WSI,tylko,pozornie,jes...

avatar użytkownika kazef

11. Cezary Gmyz na twiterze 5 min. temu

Bardzo łagodnie rzecz ujmując wydawca Rzeczpospolitej w oświadczeniu mija się z prawdą

http://twitter.com/cezarygmyz

avatar użytkownika Figa

12. Zotała już tylko Rzopa

i o to chodziło doprowadzić do upadku ten tytuł i Uważam Rze, cel osiagnięto, nie wyobrażam sobie ,żeby teraz Polak patriota kupwał Rzopę, a Cezary Gmyz ma juz propozycję od red wpolityce, bezrobotny nie będzie , tylko na miłość pańską niech szerokim łukiem unika strychów , piwnic i garaży

Figa

avatar użytkownika Maryla

13. nie chodzić na spotkania do garaży i piwnic

Zdjęcie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

14. Jeszcze stwierdzenie Stanisława Janeckiego na twitterze

na wieść o ruchach personalnych Hajdarowicza:



Czyli teraz dowiedzieliśmy się czyja naprawdę była ta kasa załatwiona na zakup Presspubliki. No to dobre i to.

http://twitter.com/St_Janecki/status/265553905453244416

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

15. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

 Kowal zawinił, cygana na pal nawłóczyli.

 Pozostanie tylko Scheiße z pijanym panem Scheiße

 Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

16. własnie leci Szkło Kontaktowe

ojciec Miecugow i obrzydek "za niebanalne pieniądze" Daukszewicz.

Dzwoni jakiś palant i mówi, że po co komisja międzynarodowa, jak jestesmy niezlazni i sami wyjasniamy! Zaopomniał dziad, że wyjasnia, ale Anodina i prokuratura MAK, a próbki pobrane przez tych "niepodległych prokuratorów" znajdują się w Komisji Federacji Rosyjskiej.
Dauszkewicz by podawał do sądu Kaczyńskiego i Macierewicza.

Typowy ściek propagandowy. Czekam na telefon od pani Barbary z Warszawy i Renaty z Krakowa :)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

17. @Maryla

Tu tam patrzysz na chorego Miecugowa, a nasz ulubieneic Igorek z salonu24 drepcze z nogi na noge i czeka na awanse od Hajdarowicza. "Prawicowcy" z salonu będą zadowoleni

avatar użytkownika Maryla

18. 'prawicowcy z salonu" budują kolejne gniazdko dla Igora

czyli kolejną protezę. Ale za zasługi może awansować i u Hajdarowicza. I nikogo nie obchodzi, co mówi Seremet, który to wszystko rozpętał.


Prokuratura potwierdza jakim sprzętem badano wrak tupolewa. Seremet: próbki jak najszybciej z Rosji do Polski

"Sądzę, że jutro uda mi się porozmawiać z przewodniczącym Komitetu
Śledczego. Będę miał także okazję porozmawiać z zastępcą prokuratora
generalnego, jeśli chodzi o inne materiały, a także na nie oczekujemy"

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

19. @kazef

:) został namaszczony, jak Tusk szaloną Renatęz Krakowa  zacytuje, znaczy Naczelny! :)


Igor Janke powinien zostać naczelnym „Rzeczpospolitej”

RENATA RUDECKA-KALINOWSKA
 | 21:14

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

20. (...)CEZARY GMYZ: To

(...)CEZARY GMYZ: To oświadczenie zawiera szereg co najmniej nieścisłości, używając języka prokuratury z ostatniej konferencji, a po ludzku rzecz ujmując kłamstw, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Jak to przeczytałem byłem zdumiony, choć już nawet nie zdruzgotany.

Dlaczego?

Bo przez dwie i pół godziny rozmawiałem z tymi ludźmi i miałem poczucie, iż biorę udział nie w żadnym dialogu, tylko kolejnych monologach nie mających nic wspólnego z szukaniem prawdy. Miałem silne wrażenie, że decyzja została podjęta znacznie wcześniej, zanim jeszcze wystąpiłem przed tym gremium. Z tego co wiem o komisjach weryfikacyjnych wyrzucających dziennikarzy z pracy w stanie wojennym, to właśnie tak to pewnie wyglądało. Czułem się jak na komisji weryfikacyjnej.

Jak to konkretnie wyglądało? W oświadczeniu władz Presspubliki jest mowa, że przedstawił pan wyjaśnienia, że je oceniono i nie uznano za wiarygodne.

To są po prostu ostatnie kłamstwa, jako żywo przypomina to niedawną konferencję prokuratury, w której starano się o to, żeby nie skłamać ale i prawdy nie powiedzieć. Dokładnie taki charakter ma to oświadczenie podpisane przez tych ludzi, z których zaledwie jeden otarł się o dziennikarstwo. Ocenianie przez nich mojego warsztatu dziennikarskiego uważam za rzecz dla mnie poniżającą.

Miał pan możliwość przedstawienia swojego stanowiska?

Tak, dokładnie tak samo jak mieli możliwość wypowiedzenia się dziennikarze stawiani przed komisjami weryfikacyjnymi po 13 grudnia 1981 roku. Zostałem wezwany na godzinę 14, potem co piętnaście minut odwlekano spotkanie. Wreszcie wszedłem gdzieś ok. godz. 16, mówiłem przez dwie i pół godziny, a na koniec po prostu wręczono mi wypowiedzenie z pracy. Było ono najwyraźniej wcześniej przygotowane. Co ciekawe, teraz w oświadczeniu Rady Nadzorczej czytam, iż będzie ona rekomendowała moje zwolnienie, a ja mam w ręku dokument z którego wynika, że już zostałem zwolniony.

Będzie pan dalej walczył prawnie?

Tak, bo chciałem rozstać się z "Rzeczpospolitą" po dżentelmeńsku, natomiast to, co zrobiono publikując to oświadczenie, zmusza mnie do obrony mojego dobrego imienia.

To oświadczenie wygląda jak próba szaleńczego dorzucenia, za wszelką cenę, kolejnych argumentów obozowi rządowemu.

Powtarzam - to co jest w tym oświadczeniu, to stek bzdur. To także próba zdruzgotania mojej wiarygodności. Ale tak nieudolna, że otrzymuję nawet wyrazy wsparcia od dziennikarzy w innych sprawach dalekich od moich poglądów, choćby z TVN czy TOK FM.

Szkoda, że to wsparcie nie pojawia się na ich antenach...

Trudno. Jestem protestantem, ale jest miła memu serca myśl ks. Jerzego Popiełuszki, który mówił, że prawda i odwaga, które nic nie kosztują, nie są nic warte. Nie płaczę nad sobą. Podobnego losu doświadczyło wcześniej więcej dziennikarzy, w tym Bronisław Wildstein czy Marek Król.

To jest domykanie systemu?

W mojej opinii sięgnęliśmy właśnie poziomu Białorusi. Tam też istnieją media, które wychodzą w sposób niezależny. Formalnie tam też nie ma cenzury. Ale nałożone obostrzenia, kagańce, odpowiedzialność za opublikowane teksty sprawiają, iż dziennikarze mogący coś publikować bardzo, bardzo ostrożnie podają informacje o władzy.

Gdyby jeszcze raz miał pan dziś napisać ten tekst - podtrzymałby pan swoje ustalenia?

Oczywiście tak, podtrzymuję wszystkie swoje ustalenia. Źródła informacji na których się oparłem były bardzo wiarygodne, sprawdzone wielokrotnie. Poza tym podkreślam to, o czym pisaliście na łamach wPolityce.pl: prokuratura pozornie odrzucając mój tekst, de facto go potwierdziła. Choć jasne, dziś wiem o wiele więcej, dziś pewne rzeczy bym uzupełnił. Ale tekst się broni i będzie się bronił. (..)

http://wpolityce.pl/wydarzenia/39993-nasz-wywiad-red-cezary-gmyz-to-bylo...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

21. POWYCIĄGALI JAKIEŚ TRUCHŁA POSTKOMUSZE

na okoliczność i jadą jeden za drugim :)) jaki to piekny i szlachetny postepek Hajdarowicza.
Tylko z polskatimes

Medioznawca prof. Wiesław Godzic ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej

Medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego i Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej prof. Maciej Mrozowski

Naprawdę mają ludzi za debili?

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

22. jaki cyngiel teraz sprawiedliwy... boi się o swoich informatorów

Gmyz nie mógł ujawnić informatorów-Wojciech Czuchnowski
http://wyborcza.pl/1,75968,12801326,Gmyz_nie_mogl_ujawnic_informatorow.html
Prawo nie pozwala dziennikarzowi na ujawnienie anonimowych źródeł. To dziennikarz, a nie wydawca, jest zobowiązany do ochrony ich danych. Dlatego redakcja "Rzeczpospolitej" nie mogła żądać od Cezarego Gmyza, by je ujawnił. A Gmyz nie mógł tego zrobić.
Komunikat spółki Presspublica - wydawcy "Rzeczpospolitej" - na pierwszy rzut oka jest klarowny: wydawca po przeanalizowaniu okoliczności powstania artykułu "Trotyl na wraku Tupolewa", który w ubiegłym tygodniu wstrząsnął polską sceną polityczną, uznał, że tekst był nierzetelny i nie powinien się ukazać. Winnych: autora, redaktorów i redaktora naczelnego należy ukarać zwolnieniem.

Niepokój budzi jednak początkowy fragment komunikatu. Mowa tam o tym, że 31 października (dzień po ukazaniu się tekstu) jego autor, Cezary Gmyz, zobowiązany został dostarczyć dane pokazujące, w jaki sposób zbierał materiał. Miał je przekazać zespołowi badającemu, czy w artykule dochowano należytej staranności. Te dane - to według komunikatu - nagrania rozmów z informatorami, którzy wcześniej zastrzegli sobie anonimowość, oraz ich pisemne oświadczenia, potwierdzające, to co mówili dziennikarzowi.

Gmyz miał to dostarczyć do 4 listopada. Wydawca zapewnia, że dane podlegałyby pełnej ochronie, m.in. miały zostać zdeponowane w kancelarii adwokackiej. Dziennikarz żądanych materiałów nie przyniósł, uznano więc, że nie jest w stanie udowodnić swoich racji.

Pomijam samą kwestię rzetelności artykułu "Trotyl na wraku tupolewa". Jego twierdzenia zdementowała prokuratura wojskowa, eksperci, w końcu sam Prokurator Generalny Andrzej Seremet, który w tekście "Rzeczpospolitej" miał te rewelacje potwierdzać.

Już na tej podstawie redakcja mogła wyciągnąć odpowiednie wnioski. Nakłaniając Gmyza do ujawnienia informatorów, wydawca przekroczył granicę. Nie rozmawiałem z Gmyzem, ale dopuszczam, że mógł się on wstępnie zgodzić na przekazanie nagrań rozmów i oświadczeń informatorów. Kiedy jednak zwrócił się do nich w tej sprawie - ci odmówili. A bez ich zgody nie mógł zrobić nic.

Prawo prasowe jest w zakresie ochrony tożsamości źródła informacji proszącego o zachowanie anonimowości niezwykle stanowcze. Dziennikarza z tajemnicy zawodowej (poza sprawami dotyczącymi zabójstw) może zwolnić tylko sam informator. A ten ma prawo nie ufać ani wydawcy, ani najbardziej tajnej kancelarii, w której zdeponowane byłyby jego dane i nagrania rozmów. Gdy informator odmawia, dziennikarz nie ma wyjścia. Ujawniając - nawet swojemu szefowi - tożsamość źródła, łamie prawo. Podobnie jak jego przełożony, gdy próbuje na dziennikarzu wymusić te dane.

Według ortodoksyjnej interpretacji tej zasady wydawca "Rzeczpospolitej" nie ma nawet prawa stawiać takich żądań. W wersji łagodniejszej, może złożyć podobną propozycję i pomysł zdeponowania materiałów w bezpiecznym miejscu był dopuszczalny.

Nadal jednak o wszystkim decyduje informator. Gdy mimo zapewnienia środków bezpieczeństwa, upiera się pozostać w ukryciu, dziennikarz ma związane ręce. Gdyby - wbrew woli źródła - zdradził kierownictwu jego dane, złamałby nie tylko obowiązujące prawo, ale i zasadę bezwzględnej ochrony tajemnicy, będącej prawem i obowiązkiem dziennikarza. Nie mógł tego zrobić, nawet za cenę przegrania procesu lub utraty pracy.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika nadzieja13

23. Za jednym zamachem udało im się upiec kilka pieczeni..

A tak wielu wciąż jeszcze ślepych i głuchych. Ostatnie lata manipulacji doprowadziły do całkowitego już znieczulenia. Nawet tych, którzy wydawali się myślący..
Sprawdziłam - czytając - nie widzą. Nie rozumieją. Nawet słowa Seremeta nie budzą w nich nic..
Aż strach pomyśleć o kolejnych, bliższych i dalszych weekendach..

avatar użytkownika natenczas

24. Redaktor Cezary Gmyz będzie

Redaktor Cezary Gmyz będzie gościem sobotnich Rozmów Niedokończonych w Radiu Maryja i TV Trwam.

Wypowiedź red. Cezarego Gmyza

Pobierz

http://www.radiomaryja.pl/informacje/cezary-gmyz-zwolniony-z-rzeczpospol...

avatar użytkownika Maryla

25. Zwolnienie red. Gmyza to

Zwolnienie red. Gmyza to zemsta władzy

Radio Maryja -
9 min. 5 sek. temu

„Zwolnienie dyscyplinarne z „Rzeczpospolitej”
dziennikarza Cezarego Gmyza – to kolejny przykład ograniczania przez
władzę wolności słowa w Polsce”
– powiedział red. Wojciech Reszczyński.

Ta sytuacja powinna jasno wskazać, że w Polsce na niewygodnych
dziennikarzy stosuje się zemstę polityczną – mówi Redaktor Wojciech
Reszczyński, członek Zarządu Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia
Dziennikarzy Polskich.

- To wygląda na odruch zemsty władzy na niezależnym dziennikarzu
śledczym, który funkcjonował do tej pory w bardzo trudnych warunkach i
wielokrotnie pisał o nadużyciach władzy. Sprawdził się, był wiarygodny
dla swoich czytelników. Dziś zostaje pozbawiony pracy i to wygląda na
typowy odruch zemsty władzy na niezależnym dziennikarzu, a równocześnie
pogrożenie palcem innym dziennikarzom, którzy chcieliby iść tą drogą, a
więc drogą niezależnego, uczciwego, obiektywnego, prawdziwego
dziennikarstwa. Decyzja jest dla mnie szokująca, bo głęboko
niesprawiedliwa  –
powiedział red. Wojciech Reszczyński.

Kara za artykuł, który podał pewne fakty, może odnieść odwrotny skutek.

Większość osób miała możliwość wysłuchania konferencji, prok. Ireneusza Szeląga i porównania wypowiedzi do artykułu red. Gmyza.

 - Większość z nas słuchała konferencji prasowej prok. Szeląga,
który użył gry językowej mówiąc, że nie stwierdzono na poszyciu i
wewnątrz Tupolewa materiałów wybuchowych, co jednak nie znaczy, że ich
nie było. Tym samym więc potwierdził jakby warunkowo obecność tych
materiałów. To samo zrobił Cezary Gmyz, a może nawet więcej dlatego, że
potwierdził z czterech niezależnych źródeł obecność materiałów
wybuchowych, które przyczyniły się do eksplozji Tupolewa. Zaklinanie
prawdy według mnie jest metodą na krótką metę. Sądzę, że to wywoła
większe reakcje przeciwne –
dodał  red. Wojciech Reszczyński.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

26. Barbara

Dzisiaj, jeśli chcemy poznać prawdę, musimy wrócić do czytania między wierszami. Tak jak to robiliśmy w PRL

Tylko u nas

"Bowiem na twarzach tych, którzy kłamią widać z trudem skrywany
strach, a na twarzach innych - determinację i odwagę, by mimo
uzasadnionego lęku mówić prawdę".

NASZ WYWIAD. Prof. Zdzisław Krasnodębski: "Zwolnienie Cezarego Gmyza to typowe dorzynanie watahy"

Tylko u nas

"Niezależność dziennikarska powinna się sprawdzać w sytuacjach
trudnych, a nie kiedy jest dobrze i wszyscy się ze sobą zgadzają. Nie
wtedy, kiedy władza jest zadowolona, tylko kiedy ukazuje się publikacja,
która jest dla władzy bardzo niewygodna."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

27. Pozwolicie państwo,ze dodam coś od siebie....nie znam sie na tym

wszystkim,ba ktos moze powie,ze konfabuluję....a ja i tak zdania nie zmienie...ze RZE i Rzepa
zostały "przejęty w stary doobrze sprawdzony sposób...wedle instrukcji NFI Jupiter SA,wczesniej zwącego się III NFI
Ci sami ludzie,te same metody i skutki ,też te same
a "Krokodyle,tylko czekają i czajączekając
na tłusty kąsek
dla siebie,dla swych rodzin i Dworów...bo UNE nie chodzą POjedyńczo,o nie
WSI sPOkojna ,WSI wesoła i rodzinnie,po następne żarełko,
najlepiej by było gdyby
mozna było BYT przejąc
za pieniadze ,"Przejetego POdmiotu..."
Ta sama metoda,te same sposoby i ci sami ludzie....KALKA

ja ich nazywałam i nazywam SZARAŃCZAĄ....spadają całą bandą i tak długo obżerają
aż zeżrą do ostatniego listka,a pózniej dalej....na nastepne "byty"
w zasadzie można by to ująć w kilku punktach....

1. !
wchodzi do spółki,czy "bytu przejetego " nowy właściciel,,z dobrym życiorysem,najlepiej "solidarnościowym"i z reguły
nie za swoje pieniądze....
wymienia zarząd, a rada nadzorcza składająca sie z rodziny i królików przejmuje akta personalne i księgowe wraz z kontami....
2.
Zwalnia się najlepszego i najbardziej niezaleznego /albo się z nim wcześniej z nim dogaduje,ale ten nie jest już NIEZALEZNY/
3.
tworzy się wokół "przejetego bytu" aureolę Niepokoju i Skandalu,czesto wkraczają służby i to nie te od sprzątania...ale w kominiarkach....
tym samym
niszczy się NAJWAZNIEJSZY atut "bytu przejetego"czyli zaufanie...Kapitał najwyższej wartości....
4.
teRAZ,gdy oczyszczono przedpole,wkracza Rodzinka,a po niej Dwór i zajmują z góry upatrzone STANOWISKA,wszak KREDYT trzeba spłacić i jeszcze zarobić....
5.
kolej na dalsze kroki,czyli audyt i inne formy kontrolne zlecane za ogromne pieniadze BYTU przejetego,znajomym królika....
6 ,
Jeśli Byt nie jest na Giełdzie,no to Fucha,nad

 fuchami...audyty,kontrole,czesanie do dna,by CZYSTY wszedł na Giełde...POco ?
wszak potrzebne rady nadzorcze,spółki spóŁeczki- CÓRECZKI NO I TE PIENIĄCHY ZA SPRAWOWANE URZEDY .
zony ,dzieci i znajome i znajomki juz wydzwaniają na prezowksi telefon....
itd i tp....
ale ja sie na tym nie znam i tak sobie konfabuluję...
tylko DLACZEGO ta historia powtarza się w kółko....?
od BIG Banku,PO[przez NFI Jupiter SA....
od bojówek na Kuronia PO polowanie na Gmyza i Rzepę....
a na zakończenie mych dywagacji ,pytanie ,
czy ktoś zna choć JEDNO przesiebiorstwo,które miało nieszczęscie znależć się w POblizu Jupiter SA,by przetrwało,rozwinęło sie....?

Rzepo,czarno widzę Twój LOS....
wyssane zostanie WSI-O
a pózniej pustą wydmuszkę wyrzuci sie na śmietnik
PIERWSZY krok ku śmietnikowi ,zrobiono 

ZNISZCZONO KAPITAŁ PODSTAWOWY,czyli Wiarygodność i SZACUNEK dla LOGO firmy "przejętej"za nie swoje pieniądze...przepraszam za pózniej wziety KREDYT

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

28. Panu Cezaremu Gmyzowi,najwyższy szacunek,zrobił coś niesamowiteg

Cała Polska dzięki Niemu dowiedział sie,że badania na OBECNOŚĆ....
zrobiono
po prawie Trzech latach,PO SMOLEŃSKU....i za TO wielkie dzieki....
a TERAZ własciciel stawia Dziennikarza w fatalnej sytuacji,łamiac wszelkie prawa etyki i oczekuje,by ten
ujawnił ZRÓDŁO....stary numer,
wyrzucić,ośmieszyć i jeszcze odebrac HONOR
A jakby było za mało ,to właściciel stawia na szali....swój życiorys kombatancki....
śmiesznie i straszno...a kiedy kominiarki wkroczą do akcji ?

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

29. Stowarzyszenie Dziennikarzy

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich o sytuacji w "Rzeczpospolitej"

Po decyzjach, jakie Grzegorz Hajdarowicz podjął 5 listopada br. oraz
zapoznaniu się z argumentacją, jakiej użył, by je uzasadnić, uważamy, że
niezależność redakcji została skrajnie zagrożona.

List
dziennikarzy Presspubliki: "Wyrażamy głębokie zaniepokojenie tą
sytuacją. Stawia ona pod znakiem zapytania sens całej naszej pracy"

"Naszym obowiązkiem jest patrzenie władzy na ręce, kontrolowanie
jej działań, zadawanie niewygodnych pytań, a także publikowanie nawet
najbardziej kontrowersyjnych tekstów. Dlatego zasadne jest pytanie czy
będzie to obecnie możliwe w "Rzeczpospolitej"."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

30. na Czerskiej popłoch -PODZIELILI SIE !

jedni za, drudzy przeciw. Kolejny dzień i kolejny dwugłos, po cynglach Czuchnowskim i Kublik.

Casus Gmyza - komu służy tajemnica dziennikarska

Paweł Wroński
http://wyborcza.pl/1,75968,12806871,Casus_Gmyza___komu_sluzy_tajemnica_d...
Tajemnica dziennikarska ma służyć dziennikarzowi i bezpieczeństwu jego źródeł, ale nie może służyć ochronie dziennikarskiej nieodpowiedzialności
Pytanie o to, czy Cezary Gmyz na prośbę władz swojego wydawnictwa mógł ujawnić informatorów, nie jest pytaniem o przestrzeganie etyki dziennikarskiej przez Gmyza, ale o odpowiedzialność i wiarygodność dziennikarzy jako takich. To różni dziennikarzy poważnych mediów od tabloidów, w których informacje niekoniecznie muszą być prawdziwe. Nikt nie domaga się przecież ujawnienia źródła informacji, że wieloryb pływa w Wiśle.

Autorzy tekstów o aferze Watergate Bob Woodward i Carl Bernstein korzystali z informacji "głębokiego gardła" (po latach okazał się nim wysoki funkcjonariusz FBI Mark Felt) i nigdy nie ujawnili jego tożsamości. Ale każda informacja "głębokiego gardła" znalazła potwierdzenie w oficjalnych informacjach Białego Domu. To administracja prezydenta Richarda Nixona musiała ujawnić, że nagrywano spotkania w Gabinecie Owalnym. To Biały Dom oficjalnie przyznał, że kluczowe nagrania zostały "wykasowane" przez niezręczną sekretarkę.

Ta sama zasada obowiązuje szanujące się media chyba pod każdą szerokością geograficzną. Jednoźródłowa informacja musi mieć potwierdzenie mniej lub bardziej oficjalne. W przypadku informacji "Rz" takiego jednoznacznego potwierdzenia nie było. Było tylko wrażenie redaktora naczelnego Tomasza Wróblewskiego po rozmowie z prokuratorem generalnym, że coś jest na rzeczy. Nie oznaczało ono jednak potwierdzenia kluczowej informacji, że na wraku Tu-154 znaleziono trotyl i nitroglicerynę.(..) i dalej p..nie kotka za pomoca młotka.

Ci, którzy nam, dziennikarzom, zaufali, mogą czuć się niepewnie

Marek Górlikowski
http://wyborcza.pl/1,75968,12804957,Ci__ktorzy_nam__dziennikarzom__zaufa...
Spór między Agnieszka Kublik a Wojciechem Czuchnowskim o to, czy Cezary Gmyz mógł ujawnić swoich informatorów, łatwo sprawdzić. Każdy, kto pisał tekst śledczy, wie, że ludzie się boją mówić nam, dziennikarzom, rzeczy, które mogłyby zagrozić ich karierze, a w ekstremalnych przypadkach życiu.
Łatwo to sprawdzić, prosząc kogokolwiek o informacje niejawne z zastrzeżeniem, że „Prawo prasowe mówi, że naczelny powinien być poinformowany o źródłach w »niezbędnych granicach «. W tak ważkiej sprawie niezbędna granica to rodzaj źródeł, a nawet nazwisko informatora”.

Stawiam kasztany przeciwko dolarom, że będzie to ostatnie spotkanie z ta osobą i niczego się już od niej nie dowiemy. A ci, którzy nam zaufali, po komentarzu Agnieszki Kublik mogą czuć się co najmniej niepewnie. Tak jak pewien śledczy, który niby żartem zapytał mnie, czy ktoś wie o jego istnieniu w jednym z artykułów, który ukazał się w "Gazecie Wyborczej". To nie jest tylko spór branżowy. Ludzie nas czytają.

Dlatego dla każdego szanującego się dziennikarza bezpieczeństwo informatora powinno być najważniejsze. Co nie znaczy, że można wprowadzać wydawcę czy redaktora w błąd, nie sprawdzać informacji u źródeł, nie pytać ekspertów. To wszystko prawdopodobnie przydarzyło się dziennikarzowi i redaktorom "Rzeczpospolitej". Można też w końcu zrezygnować z publikacji artykułu; taka rezygnacja jest często miarą profesjonalizmu, a nie tylko liczba czołówek.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

31. Głos Rosji pyta Urbana

Medialne „tsunami”, wywołane opublikowanym w polskiej gazecie „Rzeczpospolita” artykułem „Trotyl na szczątkach samolotu Tu-154”, nadal trwa. W internecie blogerzy i internauci, nazywając rzeczy po imieniu, dyskutują o tym, co się zdarzyło. Korespondent „Głosu Rosji” rozmawiał na ten temat ze znanym i dość kontrowersyjnym dziennikarzem – redaktorem naczelnym tygodnika „NIE” Jerzym Urbanem.

Zapraszamy do słuchania wersji dzwiekowej

http://polish.ruvr.ru/2012_11_06/93664355/

i

Korespondent radia "Głos Rosji" zatelefonował do Warszawy, do Europejskiego Centrum Analizy Geopolitycznej, aby zadać kilka pytań politologu Marcinowi Domagale.

W publikacjach pod krzykliwymi tytułami polskie mass media informują dziś o wydarzeniach, będących konsekwencjami publikacji w gazecie „Rzeczpospolita”, która narobiła w Polsce dużo hałasu.

http://polish.ruvr.ru/2012_11_06/93693012/

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika amica

32. skutki artykulu Gmyza

Nie da się ukryć, że wyglada to na prowokację i skutki sa zgodne z marzeniem władzy. Gmyz i Wróblewski wylecieli, Rzepa staje sie nie do lektury tak bezbarwna, wlaściwie spacyfikowana, Kaczyński przedstawiany jako zbyt emocjonalny, nie skupiający na konkretach a emocjach.

avatar użytkownika natenczas

33. Tajemnicze spotkanie przed

Tajemnicze spotkanie przed "aferą trotylową": Graś, Seremet, Hajdarowicz i Wróblewski

Przed publikacją Rzeczpospolitej o śladach trotylu odnalezionych we wraku tupolewa, doszło do spotkania nie tylko Andrzeja Seremeta z redaktorem naczelnym Tomaszem Wróblewskim, ale także właściciela gazety z rzecznikiem rządu Pawłem Grasiem - powiedział na antenie RMF FM poseł PiS Mariusz Kamiński.

Staniszkis: Ktoś chciał wsadzić na minę Kaczyńskiego!

 [...]
Według mnie mamy tu do czynienia albo ze skrajną nieodpowiedzialnością dziennikarską w wydaniu Gmyza i Wróblewskiego, albo ktoś uległ i z nieznanych mi powodów świadome naciągnął tę informację, żeby wsadzić Kaczyńskiego na minę. Dlatego teraz prezes PiS powinien nawoływać do powołania niezależnej komisji. Przy okazji tego całego manewru wyszło, że 65 proc. Polaków chce komisji międzynarodowej – a to pokazuje przede wszystkim brak zaufania do Tuska, że on nie jest w stanie wyegzekwować pomocy prawnej od Rosji, że jest za słaby, że przy tej ścieżce śledztwa, którą wybrał, nie dojdzie się do prawdy o Smoleńsku. Ale jest też drugi wynik – 37 proc. Polaków wierzy w zamach.

avatar użytkownika Maryla

34. Gmyz w "Fakcie": niczego nie

Gmyz
w "Fakcie": niczego nie wycofuję. Napisałbym jeszcze więcej, bo dziś
też więcej wiem. Oświadczenie prokuratury potwierdza to, co napisałem

"Pan Hajdarowicz jest wybitnym specjalistą w dziedzinie hodowli palm
kokosowych w Ameryce Południowej i w tej materii nie kwestionuję jego
kompetencji. Natomiast w dziennikarstwie stawia pierwsze kroki".

Mariusz Kamiński: opinia publiczna ma obowiązek dowiedzieć się o przebiegu tajemniczego spotkania Hajdarowicza z Grasiem

"Świadczy również o tym, że rząd był uprzedzony o tej publikacji,
prokuratura była uprzedzona o tej publikacji i przez szereg, szereg
godzin nie zrobiono nic".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

35. 19:40 Graś przyznaje -

19:40

Graś przyznaje - Hajdarowicz uprzedzał go o publikacji "Rzeczpospolitej"

Graś przyznaje - Hajdarowicz uprzedzał go o publikacji "Rzeczpospolitej"

Około 1.30 w nocy, zaledwie kilka godzin przed
publikacją w "Rzeczpospolitej" artykułu o trotylu we wraku Tu-154M nr
101...
czytaj dalej »

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

36. O 22.30

Cezary Gmyz będzie u Pospieszalskiego Jana. Przypomniam tak na wszelki wypadek...

avatar użytkownika Maryla

37. Złożono wniosek o

Złożono wniosek o przeniesienie śledztwa smoleńskiego

Pełnomocnik prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, wystąpił
do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta o przekazanie do innej
prokuratury śledztwa  ws. katastrofy smoleńskiej

Śledztwo prowadzi obecnie Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie.

Mecenas Piotr Pszczółkowski poinformował w komunikacie, że śledztwem
ws. katastrofy smoleńskiej nie powinna zajmować się Wojskowa Prokuratura
Okręgowa w Warszawie. Pełnomocnik wykazuje szereg nieprofesjonalnych
działań wojskowych śledczych. Zwraca uwagę m.in. na zbyt długi czas
oczekiwania na wyniki badań na obecność materiałów wybuchowych na
pokładzie Tu-154M.

Przypomnijmy: prokuratorzy oznajmili, że rezultaty badań poznamy dopiero za pół roku.

- Wniosek został złożony na skutek oceny śledztwa Prokuratury
Wojskowej i na skutek analizy szeregu zaniechań jakie niegdyś miały
miejsca od samego jego początku. W szczególności nieuczestniczenie w
procesie badania sekcji zwłok na terenie Federacji Rosyjskiej,
niedokonanie tych sekcji po sprowadzeniu zwłok ofiar do Polski. Bardzo
długie i nieskuteczne pozyskiwanie materiału dowodowego oraz długotrwały
proces badania tego materiału
– podkreślał mec. Piotr Pszczółkowski.

Kuriozalna – w ocenie pełnomocnika prezesa PiS – jest deklaracja
prokuratury o “konieczności sześciomiesięcznego oczekiwania na wykonanie
badań w przedmiocie wykluczenia lub potwierdzenia występowania
materiałów wybuchowych na próbkach zabezpieczonych na lotnisku w
Smoleńsku i wraku TU-154M”.

Zdaniem mec. Piotra Pszczółkowskiego, za zmianą prokuratury, która
bada katastrofę smoleńską przemawia m.in. “publiczne dezawuowanie przez
WPO w Warszawie znaczenia dowodowego wskazań detektorów materiałów
wybuchowych podczas badań w Smoleńsku, w sytuacji pozostawiania
zabezpieczonych próbek na terenie państwa obcego”.

Mec. Piotr Pszczółkowski zaznaczył ponadto, że do chwili obecnej nie
zlecono Centralnemu Laboratorium Kryminalistycznemu w Warszawie
“rozpoczęcia prac nad badaniem posiadanych w Polsce próbek pobranych z
ekshumowanych ciał ofiar”.

Argumentem na rzecz zmiany prokuratury jest – według Pszczółkowskiego
– także fakt, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu prowadzi
postępowania “w kierunku niedopełnienia obowiązków – zaniechania
obecności polskich prokuratorów przy oględzinach i sekcjach zwłok ofiar
katastrofy w Moskwie oraz niewykonania tych czynności w kwietniu 2010
roku w Polsce”. – Sprawa ta dotyczy właśnie oceny postępowania
prokuratorów Naczelnej Prokuratury Wojskowej i Wojskowej Prokuratury
Okręgowej w Warszawie – podkreślał mec. Piotr Pszczółkowski.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

38. Rosjanie skasowali zdjęcia z pokładu tupolewa

http://wiadomosci.wp.pl/kat,38126,title,Rosjanie-skasowali-zdjecia-z-pok...

Polscy eksperci z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego odkryli, że w elektronicznym sprzęcie ofiar smoleńskiej katastrofy Rosjanie usuwali dane – z co najmniej jednej karty pamięci skasowano kilka zdjęć, wykonanych już na pokładzie lecącego tupolewa.

To kolejny dowód na nielegalną ingerencję Rosjan w materiał dowodowy – wcześniej nasze specsłużby ujawniły, że ktoś z terenu Rosji tuż po katastrofie włamał się i odsłuchiwał pocztę głosową komórki prezydenta Lecha Kaczyńskiego (†61 l.)

(.....)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

39. Guantanamero :)

wysłuchane i "obejrzane " :)

gość z drogi

avatar użytkownika guantanamera

40. @gość z drogi

We wszystkich (no, prawie wszystkich) pozostałych programach na żywo zawsze sześciu ONYCH napada i zakrzykuje jednego z naszych... Tutaj proporcje inne, więc można się było po prostu czegoś dowiedzieć.
Jak straszliwie są nam potrzebne uczciwe media. Jak straszliwie jest nam potrzebna prawda... Po prostu - prawda.
Pozdrawiam.

avatar użytkownika Maryla

41. Graś na Twitterze przyznaje,

Graś na Twitterze przyznaje, że jednak spotkał się z Hajdarowiczem


Wpisy Pawła Grasia na Twitterze

Wpisy Pawła Grasia na Twitterze

Rzecznik Paweł Graś
nie tylko rozmawiał, ale i spotkał się o 1.30 w noc poprzedzającą
publikację "Rzeczpospolitej" o trotylu w tupolewie z wydawcą "Rz"
Grzegorzem Hajdarowiczem. Tę zdumiewającą informację potwierdził sam
Graś na swoistej konferencji prasowej, która odbyła się późnym wieczorem
na Twitterze.

Rzecznik rządu,
dość powściągliwie reagujący zwykle na zaczepki dziennikarzy na
Twitterze, tym razem był zaskakująco komunikatywny.

Na
pytanie Michała Majewskigo z "Wprost", czy Hajdarowcz przyniósł mu na
Wiejską (bo tam mieszka Graś i tam miało dojść do spotkania) kolumny z
tekstem z "Rz" do obejrzenia stwierdził, że "żadnych kolumn nie
widział", a artykuł przeczytał dopiero rano. Dodał też, że Hajdarowicz
przedstawił mu tylko główne tezy artykułu. Na pytania dziennikarzy
dociekających, czy nie wystarczyła wobec tego rozmowa telefoniczna i o
po co takie spotkanie w środku nocy, nie odpowiedział. Wyznał za to, że
są z Hajdarowiczem dobrymi znajomymi jeszcze z lat 80-tych: "Znamy się z
czasów studiów i z podziemia".

"Informację przyjąłem do wiadomości"


Przypomnijmy, pogłoskę o tajemniczym spotkaniu Grasia i
Hajdarowicza podał w czwartek rano w RMF FM wiceszef PiS Mariusz
Kamiński (szef CBA za czasów rządu PiS). Skąd wiedział o tym spotkaniu -
nie wiadomo.

Później, ok. godz 17 rzecznik rządu Paweł
Graś tłumaczył sprawę dziennikarzom na konferencji prasowej. - W nocy
pan Grzegorz Hajdarowicz poinformował mnie, że rano w "Rzeczpospolitej"
będzie artykuł, w którym jest teza, że na miejscu katastrofy znaleziono
ślady materiałów wybuchowych. Informację przyjąłem do wiadomości.
Powiedziałem, że rano po zapoznaniu się ze stanowiskiem prokuratury
będziemy się do tej sprawy odnosić - oświadczył Graś. Z kontekstu jego
wypowiedzi wynikało jednak, że Hajdarowicz do niego dzwonił i się nie
widzieli.

Jednak wieczorem, po godz. 20., Radio Zet
podało, że rzecznik rządu i właściciel "Rzeczpospolitej" nie tylko
rozmawiali telefonicznie, ale i spotkali się na przed domem rzecznika na
ul. Wiejskiej: "Hajdarowicz najpierw zadzwonił, a potem pojechał do
Grasia o 1.30. Spotkanie było przed domem rzecznika rządu. "

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

42. "O tym, że piszemy o trotylu

"O tym, że piszemy o trotylu i nitroglicerynie, zadecydował Talaga" - Gmyz w TOK FM

- O tym, że skoro dwa z moich źródeł
mówią o trotylu i nitroglicerynie, to musi się to znaleźć w tekście,
zadecydował jeden z zastępców red. naczelnego "Rzeczpospolitej". Nie
ten, który został wyrzucony - przyznał w TOK FM Cezary Gmyz. A my
odkryliśmy, że wideokomentarz, w którym zastępca red. nacz. Andrzej
Talaga mówi o wzroście prawdopodobieństwa zamachu w Smoleńsku, został
usunięty ze stron internetowych "Rz".

- Kto wymyślił tytuł
"Trotyl we wraku tupolewa"? - zapytał Cezarego Gmyza w Popołudniu Radia
TOK FM Grzegorz Chlasta. - Tytuły są domeną redakcji, zwłaszcza na
pierwszej stronie - usłyszał w odpowiedzi.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

43. Karnowski u Pospieszalskiego:

Karnowski u Pospieszalskiego: "Próbują sprowadzić sprawę trotylu do poziomu helu"

Gdyby detektory użyte w Smoleńsku, a takich samych używa ochrona
lotniska w Tel Avivie piszczały po wykryciu kosmetyków, jak twierdzi
prokuratura, to to lotnisko piszczałoby non stop – argumentuje Cezary
Gmyz.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

44. Jak wyglądało spotkanie

Jak
wyglądało spotkanie rzecznika rządu z właścicielem "Rzeczpospolitej"?
Tomasz Wróblewski: spotkali się bezpośrednio, w środku nocy

Wróblewski informuje, że sam w spotkaniu nie brał udziału.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

45. ot i mamy prawde PO cieciowemu

tak szyte grubymi nićmi,że aż wstyd i jak im wierzyć ?

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

46. ROZMOWY CHIŃSKO-RADZIECKIE TRWAJĄ - JAK W DOWCIPIE Z PRL

Seremet rozmawiał z Rosjanami o przesłaniu próbek z wraku


Rosyjski wiceprokurator generalny zapewnił szefa polskiej prokuratury
o przyśpieszeniu realizacji wniosku w sprawie przekazania próbekTu-154.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

47. Tomasz Wroblewski Mniejsza o trotyl 07_11_2012

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

48. Sikorski bez żenady odkrywa karty


Sikorski o naczelnym "Rz": Skończyło się tak, jak się skończyło. Czasami warto słuchać dobrych rad

Prokurator Seremet apelował do redaktora naczelnego "Rz", żeby się
wstrzymał z publikacją. Tak samo jak wcześniej rzecznik MSZ apelował ws.
tekstu o fakturach dla białoruskich opozycjonistów. Naczelny w obydwu
wypadkach nie posłuchał. I skończyło się tak, jak się skończyło - mówi w
rozmowie z Jackiem Żakowskim minister spraw zagranicznych Radosław
Sikorski. - Czasami warto słuchać dobrych rad - dodaje.

Nie dziwi pana, że minęło kilkanaście
godzin od tego, jak prokurator Seremet dowiedział się o publikacji do
czasu, jak prokuratura zareagowała?


Zawsze reakcja
zajmuje trochę czasu, jeśli ma być poważna. Jedno mogę stwierdzić - dla
mnie dla rządu publikacja była zaskoczeniem.

Dowiedział się pan dopiero, gdy zajrzał rano do "Rzeczpospolitej"?

Tak.

To co ABW w tym kraju robi?

- Na pewno nie śledzi gazet...

Rzecznik rządu o 1.30 na ulicy Wiejskiej spotyka się z wydawcą gazety i ta informacja do pana nie dociera?

-
Nie miałem i nie mam informacji na ten temat. Myślę, że ważniejsze jest
meritum sprawy. Mamy w Polsce opozycję, która po to, by dojść do
władzy, jest gotowa zdezawuować nie tylko rząd, ale i kolejne instytucje
państwa polskiego - komisję badania wypadków lotniczych, niezależną
prokuraturę... To jest groźne.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Figa

50. Rzopa wzięła ślub z GWnem

...............tymczasem weekend, mam nadzieje ,że porządni ludzie mają tego świadomość, ostatnio nawet prokgen Seremet dorzucił zastrzezenie, "jak dozyję" myslę ze dożyje pożyteczny idiota na usługach rzadu

Figa

avatar użytkownika gość z drogi

51. "jak dożyję "Figa,masz rację :)

w tym niby żarcie jest sygnał....i to bardzo czytelny

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

52. Płk Szeląg groził biegłym w


Płk Szeląg groził biegłym w Smoleńsku


Biegli z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego
oraz Centralnego Biura Śledczego, którzy byli w Smoleńsku otrzymali
zakaz informowania, w tym swoich przełożonych, na temat ustaleń
poczynionych w Smoleńsku.

Według informacji „Gazety Polskiej Codziennie” w dniu, kiedy
"Rzeczpospolita" opublikowała artykuł na temat znalezienia śladów
materiałów wybuchowych na wraku Tu-154M, ok. godz. 6 rano, płk Ireneusz Szeląg zadzwonił
do funkcjonariuszy Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz
Centralnego Biura Śledczego, którzy byli w Smoleńsku. Miał im
powiedzieć, że nie wolno im informować nikogo, w tym przełożonych, o
ustaleniach poczynionych w Smoleńsku. Prokurator Szeląg miał przy tym
straszyć, że gdyby doszło do przekazania tych danych, funkcjonariuszom
grozi odpowiedzialność karna.



GPC dodaje, że według jej ustaleń, policjanci sporządzili z tej rozmowy notatkę, która znajduje się w Komendzie Głównej Policji.

Funkcjonariusze, którzy byli w Smoleńsku, mieli
również przywieźć do Polski zapisy badań, które znajdują się także w
pamięci urządzeń użytych przez biegłych. Pełny opis czynności i pomiarów
miał być sporządzany na bieżąco w Smoleńsku, podczas wykonywanych badań
- biegli mieli bowiem ze sobą przenośny komputer z oprogramowaniem do opracowania wyników tych pomiarów.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

53. Najważniejsze TO

ze biegli przywieżli zapisy badań,mam nadzieję,ze dysk nie jest w rękach Szeląga...
i ze na wszelkij słuczaj,zabezpieczyli się odpowiednio..oj brzydko pachnie w tej szelonga złej grze....

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

54. Sytuacja zmieniła się po

Sytuacja zmieniła się po powołaniu zespołu biegłych pomagających nam w śledztwie. Uznali oni, że należy przeprowadzić bardziej szczegółowe badania wraku, w tym na obecność materiałów wybuchowych. I to jest cała tajemnica - mówi "Wprost" Andrzej Seremet. Prokurator Generalny wyjaśnia też okoliczności publikacji "Rz" o trotylu w Tu-154M.

Seremet w rozmowie z tygodnikiem przekonuje, że nie ma żadnych dowodów potwierdzających zamach, a badania, których wyniki podano już w ubiegłym roku, nie potwierdziły wybuchu na pokładzie samolotu. Wyjaśnia też, że zdecydowano, by zbadać ten wątek jeszcze raz "po powołaniu biegłych" pomagających prokuraturze w śledztwie.

Jak podkreśla, jego poprzednie deklaracje o wykluczeniu zamachu były poparte badaniami fizykochemicznymi i odczytami rejestratorów lotu. - Nie dysponowałem wówczas wspomnianym stanowiskiem biegłych. A informacje prokuratorów uprawniały mnie do składania takich deklaracji - przekonuje Seremet w rozmowie z "Wprost".

- Słyszałem już wielokrotnie, że to za późno, że Rosjanie umyli wrak, że coś ukrywają. Ale to, co odkryto - przy odpowiedniej interpretacji - zadaje kłam tym zarzutom - dodaje. Zaznacza również, że podczas ostatnich badań strona rosyjska nie utrudniała prac biegłym.

W rozmowie z dziennikarzami tygodnika Seremet odnosi się też do publikacji "Rzeczpospolitej", która kilkanaście dni temu podała informację o rzekomych śladach trotylu na wraku Tu-154m.

- Nadużyto mojego zaufania. Zakładam, że jeśli redaktor naczelny chce potwierdzić informacje, to przychodzi z pytaniem. Tymczasem pan Tomasz Wróblewski nie przyszedł do mnie z pytaniem - podkreśla Seremet.

Jak przekonuje, ówczesny redaktor naczelny "Rz" oznajmił mu, że jego informatorzy potwierdzili wyniki badań, które wskazują obecność materiału wybuchowego C4 i trotylu.

- Odpowiedziałem: "Podczas badań istotnie na wraku wykryto materiały wysokoenergetyczne, podobne do materiałów wybuchowych. Ale to nie oznacza obecności materiałów wybuchowych" - zaznacza.

Dodaje również, że przestrzegł naczelnego "Rz", by "odroczył publikację w imię racji stanu". - Jeśli puścicie materiał w takim kształcie, będziemy mieć wojnę - cytuje swoje słowa Seremet.

Prokurator Generalny zdradza też kulisy swojej rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim i podkreśla, że jeśli PiS ma inne dowody na znalezienie trotylu we wraku samolotu, to powinno przekazać je prokuratorom. Jak dodaje, przy ekshumacjach nie znaleziono żadnych śladów materiałów wybuchowych, które mogłyby skłonić ekspertów do zbadania wraku.

Cały wywiad we "Wprost".

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/seremet-wyjasnia-sprawe-trotylu-w-tu-154m...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

55. Hajdarowicz przed publikacją

Hajdarowicz przed publikacją "odruchowo" zadzwonił do Grasia

Hajdarowicz przed publikacją "odruchowo" zadzwonił do Grasia
- Uznałem, że informacja jest tak ważna, że mam taki obowiązek - mówi. Jak dodaje, Grasia zna od wielu lat.

czytaj dalej »

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

56. WPROST

Dzień po publikacji do redakcji "Rz" zgłosił się ekspert z Michigan, który podważał słowa wojskowej prokuratury. Redakcja tego nie wykorzystała. Dlaczego?
W gabinecie naczelnego odbywa się narada. Wnioski? Ma powstać tekst o wątpliwościach, które pozostają, lita pytań. – Zgłosił się jeszcze ekspert z USA od detektorów wykrywających materiały wybuchowe i przekonywał, że Szeląg mijał się z prawdą mówiąc, że one reagują na wszystko od plastiku po pestycydy – opowiada nam tamten dzień jeden z pracowników gazety.

http://www.wprost.pl/ar/356040/Trotyl-na-wraku-Rzeczpospolita-mogla-sie-...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Figa

57. Odruch warunkowy

zwieracze POpuściły

Figa

avatar użytkownika Maryla

58. Bronek rakiem z obietnic Ziobrze

Prezydent spotka się z Seremetem w przyszłym tygodniu

Prezydent spotka się z Seremetem w przyszłym tygodniu
Jeśli nie będzie miał nowej wiedzy ws. smoleńskiego śledztwa
albo "nie będzie mógł jej przekazać", posiedzenia RBN z jego udziałem
nie będzie - zdeklarował Komorowski w "Fakatch po Faktach".
zobacz więcej »

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

59. adwokat we własnej sprawie

 

Prezydent w TVN 24 o debacie ws. katastrofy smoleńskiej

Prezydent Bronisław Komorowski powiedział w TVN 24, że można
znacznie poprawić publiczną debatę wokół kwestii katastrofy smoleńskiej,
i że jest to zadanie sfery politycznej, ale też mediów.

 

Podkreślił, że Prezydent RP nie ma narzędzi działania związanych z
rozstrzyganiem wątpliwości w sprawach katastrofy smoleńskiej i uważa, że
trzeba z całym spokojem poczekać na werdykt prokuratury polskiej.

 

- Mam zaufanie do państwa polskiego i uważam, że nie wolno w takim
momencie chwiać tym zaufaniem. Musimy się trochę uzbroić w cierpliwość
i nie dać uwodzić szaleńcom, którzy uważają, że posiedli wiedzę, której
nie ma nawet prokuratura -
powiedział prezydent w rozmowie z Justyną
Pochanke w programie "Fakty po Faktach" w TVN 24

Apelował też o uspokojenie nastrojów oraz o to, aby nie rozbudzać
oczekiwań, że znajdzie się ktoś, kto w sposób cudowny znajdzie
odpowiedzi na wszystkie pytania. - Wszystkich mądrali, którzy bez
fachowej wiedzy są skłonni ferować wyroki trzeba wyganiać z własnej
głowy, z własnego serca - podkreślił.

 

Prezydent przyznał jednocześnie, że rzeczywiście zbrakło twardej
obrony werdyktu, który wydała komisja Jerzego Millera przez samych
członków tej komisji. - Komisja zakończyła pracę, ale oczekiwałbym, że
osoby, które wydały taką opinię, będą jej aktywniej broniły w oczach
opinii publicznej
- powiedział.

 

Prezydent powtórzył też, że spotka się z Prokuratorem Generalnym
Andrzejem Seremetem, a później podejmie decyzję, czy prokurator zostanie
zaproszony na posiedzenie RBN.
To zdaniem prezydenta zależy od tego,
czy będzie miał do przekazania dodatkową wiedzę. Przypomniał, że to jest
efekt wniosku przedstawiciela opozycji - Zbigniewa Ziobry.

 

Bronisław Komorowski podkreślił także, że nie ma żadnych sygnałów
świadczących tym, że mamy do czynienia z jakimiś poważnymi zarzutami o
celowym działaniu czynnika zewnętrznego w sprawach katastrofy
smoleńskiej.
- Ale wiem również, że na całym świecie są stosowane
techniki, które mają na celu czasami pogłębienie chaosu w jakimś kraju. I
warto zapytać, czy są jakiekolwiek ślady potwierdzające ten sposób
myślenia - powiedział. Zaznaczył, że jeżeli taki projekt zgłasza
przedstawiciel opozycji, tak zaangażowanej w sprawę, to musi to
traktować jako sygnał skłaniający do zastanowienia.

 

Pytany, czy wierzy w raport komisji Jerzego Millera, odpowiedział, że
tak; że w zasadniczym wyrazie nie sądzi, aby został on zachwiany, jeśli
chodzi o ocenę przyczyn katastrofy.


 

Komentując niedawne wypowiedzi Zbigniew Brzezińskiego, prezydent
powiedział, że zgadza się ze słowami profesora. Zaznaczył też, że
wypowiedź prof. Brzezińskiego jest bardzo cenna, bo on mówi z pozycji
życzliwości, sympatii, ale też trochę z zewnątrz. - Wypowiedź prof.
Brzezińskiego powinna być głęboko przemyślana przez polityków, którzy
nieodpowiedzialnie uwalniają złe moce złych słów, skojarzeń, podejrzeń, a
potem nad nimi nie panują - ocenił.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

60. Seremet szantazuje Tuska? złapał kozak tatrzyna, a tatarzyn...

20:00

"Chyba padały informacje, że cząstki mogą być składnikiem materiałów wybuchowych"

"Chyba padały informacje, że cząstki mogą być składnikiem materiałów wybuchowych"

- Chyba padały informacje ze strony płk. Ireneusza
Szeląga, że te cząstki (wysokoenergetyczne - red.) mogą być
składnikiem...
czytaj dalej »

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

62. NPW: Zbadaliśmy bliźniaczego

NPW: Zbadaliśmy bliźniaczego tupolewa tak jak wrak Tu-154 M. Urządzenia znów wskazały obecność materiałów wysokoenergetycznych

Prokuratorzy wojskowi wykazują się wielkim zaangażowaniem, by
uspokoić nastroje Polaków i zapewnić, że w Smoleńsku nic niepokojącego
się nie stało. Zdaje się, że gdyby to od nich zależało wykryliby
materiały wysokoenergetyczne w każdym samolocie pasażerskim, lądującym w
Polsce. Szczególnie w Dreamlinerze...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

63. Dowody za granicą

Dowody za granicą

Prokuratura rozważa skierowanie wniosku o pomoc prawną do Rosji w
sprawie kradzieży informacji z telefonu prezydenta



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

64. Pobieżna kontrola BOR


Pobieżna kontrola BOR


Jedynie półtorej godziny Biuro Ochrony Rządu
poświęciło na kontrolę tupolewa, którym polska delegacja wyleciała 10
kwietnia do Smoleńska. „Gazeta Polska Codziennie” rozmawia z ekspertem,
który wskazuje, że w takim czasie nie można przeprowadzić rzetelnej
kontroli.

Z dokumentów, do jakich dotarła „Gazeta Polska Codziennie”, wynika, że kontrola BOR odbyła
się 10 kwietnia w godzinach 3.30-5.00. Sprawdzeniem TU-154M zajmowała
się kilkuosobowa grupa funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu.

Zdaniem byłego oficera BOR, który
rozmawiał z gazetą, jest mało prawdopodobne, by w tym czasie można było
przeprowadzić rzetelną kontrolę maszyny. „Półtorej
godziny to zdecydowanie za krótko na szczegółową kontrolę.
Funkcjonariusze sprawdzili samolot, jak to określamy, organoleptycznie,
przeszli się z psem, który jest wyszkolony do wykrywania materiałów
wybuchowych. Nie są jednak w stanie zbadać wszystkiego” - tłumaczy.

Specjalista zaznacza, że szczegółowa
kontrola może zająć nawet trzy dni. „Zakładam, że samolot został
właściwie sprawdzony, ale jedynie zakładam” – kwituje.

„GPC” opisuje również, że na pokładzie tupolewa
9 kwietnia znalazła się ogromna ilość sprzętu. Do samolotu wniesiono
niem tonę różnego rodzaju wyposażenia. „GPC” informuje, że opis apteczki
technicznej zajmuje cztery strony A4.

Zważywszy na ilość sprzętu tak krótka kontrola pokładu tym bardziej dziwi...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

65. Na wice naczelnego do Rzepy

idzie prosto z Wiertniczej Węglarczyk Bartosz. Terminował przez lata u Michnika, teraz udaje luzaka u Waltera. Doswiadczenie ma do szefowania Rzepa idealne. A kto naczelnym? Żakowski? Najsztub? A moze Holownia by się nadał?




Węglarczyk wicenaczelnym „Rzeczpospolitej”


Węglarczyk wicenaczelnym „Rzeczpospolitej” - niezalezna.pl(foto. Tomasz Hamrat)
Już raczej wiadomo w jakim kierunku Grzegorz Hajdarowicz, wydawca „Rzeczpospolitej”, chce zmieniać gazetę. Zatrudnienie jako wicenaczelnego gwiazdy TVN-u Bartosza Węglarczyka, który niedawno prowadził konferansjerkę na imprezie u Bronisława Komorowskiego, jest aż nadto wymowne.

Na razie nieznane jest nazwisko redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej". Na to stanowisko zostanie ogłoszony konkurs – zdecydowała Rada Nadzorcza Presspubliki. Do jego rozstrzygnięcia pracami redakcji będzie kierował Andrzej Talaga. Dzisiaj również ogłoszono, że jego zastępcą będzie Bartosz Węglarczyk.

Redaktor naczelny miesięcznika "Sukces", gwiazda porannego programu TVN, ale również mające niedoceniane (na razie?!) umiejętności konferansjera. Dotychczas poznał się na nich jedynie prezydent Bronisław Komorowski. Węglarczyk prowadził bowiem w sobotę 10 listopada "Wspólne przygotowanie kokard narodowych".
http://niezalezna.pl/34963-weglarczyk-wicenaczelnym-rzeczpospolitej

avatar użytkownika kazef

66. Na tweeterze nowy

wiceszef Rzepy zbiera gratulacje. Jako jeden z pierwszych zameldowal się z gratulacjami ucieszony ks. Krzysztof Mądel, kaznodzieja od Jankego z salonu24.
Weglarczyk dał też tweeta pokazującego jakie newsy go rajcują i o czym będzie teraz pisac Rzepa. Oto i ów news:

Bartosz Węglarczyk ‏@b_weglarczyk
Nevada ma pierwszego w historii właściciela legalnego burdelu wybranego na stanowisko starosty.

avatar użytkownika Maryla

68. To pokazuje jak koronkową

To pokazuje jak koronkową robotą był kamuflarz

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

69. Helsińska Fundacja Praw

Helsińska
Fundacja Praw Człowieka: "niedopuszczalne jest żądanie przez
właściciela by dziennikarz ujawnił mu informacje objęte tajemnicą
dziennikarską"

„Ochrona dziennikarskich źródeł informacji jest nie tylko przywilejem
przedstawicieli mediów, ale przede wszystkim obowiązkiem".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

71. Wojskowi śledczy przechodzą

Wojskowi
śledczy przechodzą samych siebie. Płk Rzepa: Sprowadzenie wraku nie
jest konieczne do zakończenia śledztwa w sprawie katastrofy

Płk Rzepa zastrzegł jednocześnie, że obecnie nie można określić, jak
długo potrwa jeszcze polskie śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej -
aktualnie jest ono przedłużone do 10 kwietnia 2013 r.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

72. Gmyz: Wiedziałem, że

Gmyz: Wiedziałem, że napisałem prawdę. Pisanie prawdy jest luksusem

"Ilość matactw, które w tym śledztwie popełniono - podmienienie
zeznań kontrolerów, które były ze sobą niespójne, zaginięcie taśmy z
wieży, (...) fałszywe identyfikacje ofiar i zamienienie ciał - wszystko
to powoduje, że ktoś ma coś do ukrycia".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

73. Grzybowska: "Nasz

Grzybowska: "Nasz establishment trzęsie portkami ze strachu przed katastrofami, które zafundował narodowi"

"Nasze elity rządzące i ich sługi mają naród polski za zbiorowisko
idiotów. Trudno więc się dziwić, że zamiast rzeczowych argumentów
smarują mózgi obywateli pastą do butów, ale inaczej nie potrafią, bo
sami są wymóżdżeni, a ich głowy są dokładnie wypastowane".

Jarosław
Gowin: Dziś już wiemy, że cząstki trotylu były na wraku. Ale od tego
stwierdzenia do sugerowania zamachu droga jest bardzo daleka

"Mnie niepokoi, że duża grupa wybitnych i wpływowych dziennikarzy
znajduje się poza głównym nurtem mediów. To strata dla nich i dla całej
debaty publicznej" - mówił Jarosław Gowin.

Premier tłumaczy prokuratorów wojskowych: nie przeszli szkoleń, muszą się dostosować do standardów medialnych

PREMIER PRZYZNAJE: "PROKURATURA PRACUJE POD NIEZWYKŁĄ PRESJĄ, ZWŁASZCZA OPOZYCJI, W SPRAWIE ZAMACHU SMOLEŃSKIEGO".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

76. ściagani sa ci, którzy chcą dojść do prawdy, dziennikarz, adwoka

Zarzut braku umiaru i współmierności w wypowiedziach odnośnie sposobu wypełniania obowiązków służbowych przez generała Krzysztofa Parulskiego usłyszał pełnomocnik kilku rodzin smoleńskich mecenas Rafał Rogalski.
Adwokat został przesłuchany w Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie. Odmówił składania dodatkowych wyjaśnień. W jego sprawie trwa dochodzenie dyscyplinarne - poinformował IAR rzecznik dyscyplinarny adwokat Jacek Brydak. - Ta sytuacja będzie dokładnie przeanalizowana a później oceniona. Zbieramy materiały dowodowe - powiedział Brydak.

Chodzi o wypowiedzi mecenasa Rogalskiego dotyczące działań prokuratora Parulskiego 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku i późniejszych, związanych już z prowadzeniem śledztwa. Mecenas wytykał generałowi i prokuraturze wojskowej konkretne zaniedbania, m.in. brak oględzin szczątków samolotu, miejsca zdarzenia, wieży kontroli lotów i znajdującej się w niej aparatury, a także rezygnację z udziału w sekcjach zwłok. W odpowiedzi na te zarzuty Parulski doniósł do rady adwokackiej. Zarzucił Rogalskiemu uporczywe epatowanie opinii publicznej nieprawdziwymi ocenami.

Mecenas Rogalski nie czuje się winnym. - Nie uważam, aby w jakikolwiek sposób doszło do naruszenia kodeksu etyki adwokackiej. Cała sytuacja jest absurdalna. Liczę na umorzenie postępowania - powiedział IAR mecenas Rogalski.

Druga część zarzutu dla mecenasa Rogalskiego dotyczy braku umiarkowania poprzez złożenie zawiadomienia do prokuratora generalnego o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Krzysztofa Parulskiego. Chodzi o przekazanie informacji ówczesnemu ministrowi sprawiedliwości Krzysztofowi Kwiatkowskiemu, dotyczących szczegółów sekcji zwłok prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. To zdaniem mecenasa było naruszeniem tajemnicy służbowej.

Pełnomocnikiem mecenasa Rogalskiego będzie mec. Stefan Hambura. Rogalski nie wyklucza złożenia wniosków dowodowych dotyczących przesłuchania kilku prokuratorów w tym prokuratora Krzysztofa Parulskiego oraz prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta.

http://wiadomosci.onet.pl/temat/katastrofa-smolenska/mecenas-rogalski-us...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

77. "Moja wiedza może być

"Moja
wiedza może być niebezpieczna dla ludzi, którzy nie chcą dotrzeć do
prawdy o katastrofie smoleńskiej". PIĘĆ PYTAŃ do mec. Rogalskiego

Tylko u nas

"Wszelkie moje wypowiedzi były powściągliwe i umiarkowane, mimo iż
wiele wydarzeń z tego śledztwa wymagało użycia znacznie ostrzejszych
słów i określeń. Mimo wszystko starałem się używać sformułowań
eufemistycznych".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

78. Rejs z wyłączoną kontrolą

Dzień przed katastrofą pod Smoleńskiem w bazie wojskowej na Okęciu został wyłączony system bezpieczeństwa. Dowództwo Sił Powietrznych tłumaczy to wymianą serwera.

Dowództwo Sił Powietrznych mówi o wymianie serwera. Świadkowie o usterce i problemie z zapisem zdarzeń.

Z informacji, do jakich dotarł "Nasz Dziennik", wynika, że system kontroli dostępu w bazie wojskowej na Okęciu, gdzie funkcjonował 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego, nie działał. I to zarówno 9, jak i 10 kwietnia 2010 roku.

Jak ustaliliśmy, system akceptował uprawnienia dostępu nadane elektronicznym przepustkom, ale nie rejestrował zdarzeń. Oznacza to, że na dysku nie zostały zapisane dane dotyczące tego, kiedy i za pomocą czyjej przepustki uzyskano dostęp do stref chronionych.

Informacje te potwierdzały się także w relacjach jednego z pracowników odpowiadających w bazie na Okęciu za ochronę informacji niejawnych. Mężczyzna mówił śledczym o "problemie" z systemem kontroli dostępu. Ale tylko w dniu katastrofy.

Pytane o sprawę Dowództwo Sił Powietrznych zapewnia, że awarii systemu kontroli dostępu (SKD) w dniach poprzedzających lot do Smoleńska nie było. Ale potwierdza, że system 9 i 10 kwietnia nie działał.

- W 1. Bazie Lotniczej oraz 36. SPLT były prowadzone bieżące prace konserwacyjne związane z wymianą wyeksploatowanego kontrolera sieciowego na nowy. Odbywały się w weekend, gdyż wtedy system przepustowy jest znacznie mniej obciążony niż w dni powszednie. Prace rozpoczęto 9 kwietnia w godzinach popołudniowych, około godziny 16.00. SKD został wyłączony i nie był prowadzony zapis w elektronicznym rejestrze wejścia/wyjścia na teren ochranianego obiektu - tłumaczy ppłk Artur Goławski, rzecznik prasowy DSP.

Elektroniczny SKD na wojskowej części Okęcia, funkcjonujący w specpułku, oparty był na imiennych kartach magnetycznych, które personel "odbijał" na czytniku przy wejściu. Równocześnie wartownicy nie zawsze sprawdzali - jak ustaliliśmy - wszystkie osoby pod kątem tego, czy posługują się one swoją przepustką. W specpułku obowiązywały dwie strefy bezpieczeństwa. Pierwsza z nich obejmowała teren samej jednostki. Druga, wymagająca dodatkowych uprawnień, obejmowała płytę.

W ocenie pilotów, z którymi rozmawiał "Nasz Dziennik", nieaktywny system stwarzał duże ryzyko sytuacji, w której na teren jednostki mogła wejść osoba nieuprawniona, posługując się choćby cudzą przepustką.

Awarie systemu kontroli dostępu na wojskowym Okęciu zdarzały się, ale nie były częste. Dowództwo Sił Powietrznych określa je mianem "sporadycznych", wynikających z intensywnej eksploatacji SKD.

W takim przypadku zwykle nie funkcjonował cały system (bramki były "zacięte"), a wartownicy musieli każdego członka personelu jednostki indywidualnie sprawdzać. Tak miało być także w dniach konserwacji SKD. Jak zapewnia Dowództwo, o wyłączeniu SKD powiadomiono Odział Wart Cywilnych. - Wartownicy wnikliwiej niż zwykle kontrolowali osoby uprawnione do wejścia (wyjścia) poprzez sprawdzanie ich przepustek. Porównywali zdjęcie umieszczone na przepustce z okazicielem - zapewnia ppłk Goławski.

Tyle że takiej awaryjnej sytuacji 10 kwietnia 2010 r. lotnicy, którzy wjeżdżali na teren bazy, nie odnotowali w pamięci. W ich ocenie, anomalie w zakresie funkcjonowania SKD nie były w ogóle zauważalne, podobnie zresztą jak rzekoma nadmierna czujność wartowników, a przejście przez bramki odbywało się tak jak zazwyczaj, przy sprawnym SKD.

- Na pewno komisja Jerzego Millera sprawdzała, o której godzinie załogi, które leciały do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r., przybyły na Okęcie. Czasy ustalono z dość dużą dokładnością. Na pewno wartownik tych godzin nie zapisywał. Zatem musiał być jakiś ślad elektroniczny - mówi jeden z lotników rozformowanego 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.

Rzeczywiście w raporcie Millera widnieją takie informacje. Ale dane dotyczące czasu przybycia załogi czy personelu technicznego nie pochodzą z SKD, ale z zapisu kamer monitoringu na Okęciu.

Zatem mogło dojść do sytuacji, w której wartownicy przeoczyli osobę nieuprawnioną, posługującą się cudzą przepustką, a równocześnie z powodu prac konserwacyjnych niezarejestrowany zostałby czas tegoż wejścia i personalia prawowitego właściciela przepustki.

Jak usłyszeliśmy od byłego pilota specpułku, tego typu prace powinny być realizowane w czasie, gdy w jednostce panuje mniejszy ruch. Są to zwykle weekendy lub godziny nocne. Jednak prac konserwatorskich zdecydowanie nie należało prowadzić w czasie, gdy zaplanowane były loty VIP-owskie, gdyż jak usłyszeliśmy, tego rodzaju wyłączenia funkcjonalności SKD mają wpływ na poziom ochrony.

- Jeśli wyłączenie nie miało tu znaczenia, to powstaje pytanie o to, po co ten system jest i jaką rolę spełnia. Zastanawia też to, w jaki zastępczy sposób kontrolowany był przepływ osób. Przecież jeżeli SKD był niesprawny, to powinien działać jakiś inny system, np. ręczny, na papierze. Bo taki minutowo-osobowy wykaz wejść i wyjść powinien zostać w jakiejś formie utrwalony - mówi pilot.
Co się działo z samolotem?

Dzień po wizycie premiera w Katyniu z 7 kwietnia 2010 r. Tu-154M odbył lot do Pragi. To wtedy doszło do uszkodzenia osłony radaru, która została zreperowana na Okęciu. 9 kwietnia ok. godz. 14.00 samolot został przekazany dyżurnemu hangaru. Następnego dnia rano maszyna była przygotowywana do lotu. Na podstawie zapisu kamer komisja Jerzego Millera ustaliła czas przybycia techników specpułku (od ok. 2.30 do 4.00). Około godz. 4.00 personel przejął samolot z hangaru i rozpoczął obsługę. Godzinę później maszynę wystawiono przed hangar i przeprowadzono próby silników. O godz. 5.40 starszy technik dopuścił Tu-154M "101" do lotu.

W tym czasie samolot został sprawdzony przez pirotechników BOR. Załoga w komplecie na pokładzie samolotu była o 6.21 (na Okęciu lotnicy zgłaszali się między godz. 4.00 a 5.25). Start był zaplanowany na godz. 7.00. O godzinie 6.30 rozpoczęto załadunek bagaży i cateringu. Przed zaplanowaną godziną startu na pokładzie był już komplet pasażerów. Delegacja oczekiwała na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Z niespełna półgodzinnym opóźnieniem samolot wystartował z Okęcia.

Rzecznik DSP pytany o to, czy i jak kontrolowano, kto w dniach poprzedzających lot do Smoleńska miał dostęp do znajdującego się w hangarze samolotu Tu-154M, zaznacza jedynie, że "w dniach 7-10 kwietnia 2010 roku dostęp do maszyny miały tylko osoby uprawnione (piloci, technicy, funkcjonariusze BOR oraz pasażerowie)".

- Przygotowanie Tu-154M przed wylotem do Smoleńska 10 kwietnia odbyło się według takich samych procedur jak przy wszystkich lotach o statusie HEAD (oblot i czynności obsługowe - przeglądy, sprawdzenie działania systemów pokładowych oraz próba silników - nadzorowane przez przewodniczącego Komisji Oblotów Samolotów i Śmigłowców). Przed lotem samolot został sprawdzony przez funkcjonariuszy BOR. Po powrocie z Pragi 9 kwietnia wprowadzono go do hangaru, a po naprawie osłony radaru zaplombowano - dodaje.
Zadanie dla służb

W ocenie płk. rez. Andrzeja Pawlikowskiego, szefa BOR w latach 2006-2007, tego rodzaju wyłączenie SKD powinno zostać zgłoszone do Biura.

- Wszystkie kwestie związane z bezpieczeństwem najważniejszych osób w państwie powinny być analizowane przez BOR. Jeśli dochodzi na lotnisku do tego rodzaju zdarzenia (ale też w innym miejscu, w którym mają przebywać lub przebywają osoby ochraniane), właściciel obiektu powinien natychmiast poinformować o tym fakcie BOR, by formacja ta w sposób zgodny z procedurami podjęła działania mające na celu ulepszenie, wsparcie, poprawę systemu bezpieczeństwa i wyeliminowanie ewentualnych nieprawidłowości, które mogłyby skutkować zagrożeniem bezpieczeństwa ochranianych osób - podkreśla Pawlikowski.

Jak zaznacza, BOR powinno dokonać analizy sytuacji i w razie potrzeby wzmocnić działania ochronne oraz udostępnić swoje środki i potencjał ludzki, aż do momentu naprawienia usterki.

- Taka informacja powinna znaleźć się w posiadaniu Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ponieważ kwestie ochrony lotnisk, także wojskowych, leżą w zainteresowaniu tej służby - wskazuje Bogdan Święczkowski, szef ABW w latach 2006-2007. Jednak rolą Agencji byłaby diagnoza przyczyn i okoliczności wyłączenia systemu bezpieczeństwa.

Jak zauważa Święczkowski, kiedy patrzy się na problem szerzej, nie ulega wątpliwości, że system ochrony polskich lotnisk odbiega od standardów amerykańskich, a nawet europejskich. To dlatego, że zasady działania tych systemów nie odpowiadają w wystarczającym stopniu na wyzwania, jakie stawia przed nimi potrzeba przeciwdziałania zagrożeniom terrorystycznym.

- Brakuje też wizji całościowej sposobu zabezpieczania istotnych budynków czy obiektów państwowych - uzupełnia.

Nieco inaczej problem postrzega BOR, które podkreśliło, że kontrola dostępu realizowana przez tę służbę na WPL Warszawa Okęcie "jest systemem niezależnym od wszelkich masowych systemów kontroli dostępu i ich awarie nie wpływają na poziom bezpieczeństwa, którego zapewnienie leży w kompetencjach Biura Ochrony Rządu". BOR, pytane o kwestie zabezpieczenia samolotu, jako stronę odpowiedzialną wskazuje wojsko.

- Codzienną ochroną i opieką techniczną samolotu Tu-154M zajmował się 36. SPLT. Biuro Ochrony Rządu rozpoczyna działania mające na celu uniemożliwienie dostępu osób niepowołanych do statku powietrznego od momentu rozpoczęcia w nim sprawdzeń pirotechnicznych do momentu odlotu - informuje mjr Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik prasowy BOR. Jak dodaje, w tym czasie "zagrożenie dostępem osób nieupoważnionych do samolotu specjalnego nie istniało".

Z pytaniem o sprawę wyłączenia SKD, związanych z nią procedur, ich realizacji oraz konsekwencji w kontekście bezpieczeństwa ochranianych osób "Nasz Dziennik" zwrócił się pod koniec listopada do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. ABW dotąd nie udzieliła odpowiedzi.

Marcin Austyn

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/17836,rejs-z-wylaczona-kontrola.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

79. wot skorost

Kto dzwonił z telefonu prezydenta i gdzie? Śledczy chcą billingów

Polska
prokuratura domaga się od Rosjan billingów z telefonu prezydenta Lecha
Kaczyńskiego. Chodzi o połączenia wykonane z komórki po katastrofie
samolotu.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

80. Zegarek prezesa NBP mógł w

Zegarek prezesa NBP mógł w Smoleńsku zaginąć
Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo o kradzież zegarka i spinek Sławomira Skrzypka b. prezesa NBP,...
To jedno z tzw. śledztw "okołosmoleńskich", prowadzonych przez cywilną, a
nie wojskową prokuraturę. W czerwcu 2010 pełnomocnik wdowy po Skrzypku -
Bartosz Kownacki złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia
przestępstwa okradzenia zwłok prezesa NBP po katastrofie 10 kwietnia.


- Zdaniem pełnomocnika stan ciała i odzieży prezesa wskazywał,
że zegarek i spinki powinny się zachować - informuje prok. Dariusz
Ślepokura, rzecznik stołecznej prokuratury.


Chodziło o stalowe spinki wartości ok. 300 zł i ekskluzywny
zegarek marki tourneau wart 8,5 tys. zł. - Ustaliliśmy, że po
katastrofie odnaleziona została koperta tego zegarka i zwrócona pani
Skrzypek. Nie ma żadnych dowodów, że reszta zegarka i spinki nie
zaginęły, albo nie zostały zniszczone w trakcie katastrofy, dlatego
prokurator podjął decyzję o umorzeniu - wyjaśnia prok. Ślepokura.


Główne śledztwo dotyczące okradania zwłok ofiar smoleńskich -
m.in. sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja
Przewoźnika - jest od dawna zawieszone. Rosjanie szybko zatrzymali i
postawili zarzuty żołnierzom, którzy po katastrofie posłużyli się
skradzionymi kartami kredytowymi. - Ale do dziś czekamy o informację o zakończeniu śledztwa przez stronę rosyjską - informuje prok. Ślepokura.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

81. MSZ Rosji "skrajnie zdumione"

MSZ Rosji "skrajnie zdumione" propozycją Sikorskiego ws. wraku



ministerstwo Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej jest
zdumione propozycją szefa polskiego MSZ Radosława Sikorskiego, aby...
czytaj dalej »

Nasi polscy partnerzy bardzo dobrze znają stanowisko Rosji, które
wielokrotnie przekazywano im na różnych szczeblach - oświadczył rzecznik
prasowy MSZ FR Aleksandr Łukaszewicz.

Przypomniał, że "sprowadza
się ono do tego, iż sprawa zwrotu szczątków (samolotu), mających status
dowodów rzeczowych, zgodnie z rosyjskim prawem, może być rozpatrywana
tylko po zakończeniu wszystkich procedur śledczych związanych z
katastrofą".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

82. Tusk nie ma zdania

Premier umywa ręce

Premier Donald Tusk nie będzie rozmawiał z szefową dyplomacji UE Catherine Ashton nt. zwrotu przez Rosjan wraku Tu-154M. Dodał, że nie ma zdania, czy temat zwrotu polskiego samolotu powinien formalnie być podniesiony podczas najbliższego szczytu UE-Rosja.

Szef polskiego rządu powiedział polskim dziennikarzom po zakończeniu pierwszego dniu szczytu UE ws. zacieśniania integracji Eurolandu, że nie rozmawiał z szefową dyplomacji UE i nie zamierza podejmować w rozmowach z nią tematu zwrotu wraku Tu-154M przez Rosjan, który rozbił się 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem.

- Powiem szczerze: tu minister Sikorski się wyspecjalizował w tych rozmowach, tak, że każdy ma swoje zadania - powiedział Tusk. Pytany, czy Sikorski został upoważniony przez niego do rozmów z szefową unijnej dyplomacji odparł: Nie jest moją pracą błogosławić kogoś.

Dopytywany, czy kwestia zwrotu polskiego wraku powinna zostać formalnie podniesiona podczas grudniowego szczytu UE-Rosja, o co zabiegał u Ashton szef MSZ Radosław Sikorski odparł: nie mam zdania w tej sprawie.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

83. Marek Pyza Operacja

Operacja
„walczymy o zwrot wraku” niemal zakończona. Radosław Sikorski może
udawać triumf, ale za tydzień nie będzie już tak wesoło

Tylko u nas

Czy wytrawny rosyjski gracz zechce jeszcze bardziej upokorzyć szefa
polskiej dyplomacji? Tu karty rozdaje Kreml. 10 kwietnia i w kolejnych
dniach po katastrofie polski rząd, na czele z premierem i szefem
dyplomacji zgodzili się tylko na statystowanie.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

84. Próbki wróciły, protokoły -

Próbki
wróciły, protokoły - nie. Dokumenty, w których biegli opisali odkrycie
śladów trotylu na szczątkach tupolewa nadal są w Rosji

Nie wiadomo, dlaczego Rosjanie nie oddali nam protokołów, które
aktualnie znajdują się w Komitecie Śledczym Federacji Rosyjskiej.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

85. Prokuratura wiedziała o

Prokuratura wiedziała o wybuchu – sfałszowano ekspertyzę?

Parlamentarny zespół wyjaśniający przyczyny i okoliczność katastrofy Smoleńskiej złoży zawiadomienie do prokuratury w sprawie możliwości sfałszowania raportu komisji Jerzego Millera.

Chodzi o zamieszczoną w raporcie ekspertyzę
miejsca katastrofy, której dokonała na zamówienie Prokuratury Wojskowej
w Warszawie amerykańska firma. Jak mówi poseł Antonii Macierewicz
kierujący pracami zespołu, ekspertyza została sfałszowana.

- Ekspertyza, którą dostarczyła Prokuratura Wojskowa, pokazywała
w istocie dwa wybuchy i ten dokument, który dostała komisja Millera
został zamieszczony w raporcie opublikowanym jako dwa miejsca pożarów.
To jest oczywiste fałszerstwo, podmiana a tym samym wprowadzenie w błąd
zarówno organów państwa Polskiego jak i opinii publicznej, opinii
międzynarodowej. Dlatego też złożymy zawiadomienie o możliwości
popełnienia przestępstwa przez pana Jerzego  Millera
– powiedział poseł Antonii Macierewicz. 

Podczas posiedzenia parlamentarnego zespołu Jan Bokszczanin producent
urządzenia do wykrywania materiałów wybuchowych, zaprezentował jego
działanie. Do czujnika urządzenia przybliżono trotyl, perfumy, kartkę
papieru oraz kiełbasę.

- Tak oświadczono – powiedział pan Szelą, – że to urządzenie tak
samo reaguje na perfumy, na pastę do zębów, pastę do butów czy na
wędlinę. Więc zostało to zrobione i okazuje się, że akcja czujnika
dźwiękowego a także wizualna i napisu występuje tylko wtedy gdy do
czujnika tego urządzenia zbliżany jest materiał nasączony materiałem
wybuchowym
– poinformował poseł.

Poseł Antoni Macierewicz zaapelował też do ekspertów rządowych o
podjęcie debaty z ekspertami zespołu smoleńskiego. Debata miałaby
dotyczyć trzech tematów: przygotowania do wylotu pod względem
zabezpieczenia technicznego, fizycznego i dyplomatycznego, przebiegu
lotu oraz użycia narzędzi prawnych do wyjaśnienia tragedii.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

86. Europejscy Konserwatyści w

Europejscy
Konserwatyści w obronie wolnych mediów w Polsce. "Ostatnie wydarzenia
to niepokojący przykład ograniczania wolności słowa"

"Wyrzucenie z pracy dziennikarza śledczego za dochodzenie do prawdy
to sytuacja niespotykana w Europie" - komentuje Tomasz Poręba, europoseł
Prawa i Sprawiedliwości.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

87. MIEJSCA WYBUCHÓW

Prokuratura wojskowa uzyskała od amerykańskiej firmy w połowie sierpnia 2010 r. zdjęcia satelitarne lotniska w Smoleńsku z naniesionymi na nich - jak napisano w ekspertyzie - dwoma "prawdopodobnymi miejscami wybuchu". Dokument został opublikowany jako załącznik do raportu komisji Jerzego Millera, ale podpisano go jako "prawdopodobne strefy pożarów".

Firma Small-Giss zajmuje się m.in. przygotowaniem zdjęć satelitarnych o wysokiej rozdzielczości (0,5 piksela) uzyskiwanych z trzech satelitów. - Na zdjęciach ze Smoleńska widać promienie wybuchu oraz dwa miejsca, w których mogło dojść do eksplozji. A doszło do tego, zanim samolot uderzył w ziemię. Wygląda na to, że doszło do jakichś anomalii podczas lotu, powiedział "GPC" płk Andrzej Pawlikowski, były szef BOR.

http://fakty.interia.pl/raport/lech-kaczynski-nie-zyje/news/miejsca-wybu...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

88. Bronek wie, co wykażą badania - ciekawe skąd?

Osobiście mam nadzieję, że próbki pobrane z wraku Tupolewa
rozwieją wątpliwości nawet najbardziej szalonych głów, które są skłonne
do ulegania spiskowym teoriom
- mówi prezydent Bronisław Komorowski.

Prezydent zaznaczył, że wszystkie teorie o zamachu w Smoleńsku uważa
za błędne i szkodliwe. Jego zdaniem, w rozwianiu wszelkich wątpliwości
co do katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku, kluczową rolę powinna
odegrać prokuratura. - To wymaga jednoznaczności w zachowaniach prokuratury. A tego, jak na razie, nie widać – dodał w rozmowie z Onetem.

- Myślę, że ogromna większość opinii publicznej została dodatkowo
zdezinformowana, a nie poinformowana. Ja również. Oczekuję od
prokuratury jednoznaczności w kwestii trotylu w Tupolewie, bo brak
jednoznaczności uruchamia wszystkie demony złego myślenia i podejrzeń
- przekonuje dalej.

Zdaniem prezydenta tekst w Rzeczpospolitej był nieszczęsny i powinien być przestrogą oraz sygnałem ostrzegawczym dla polityków i dziennikarzy. - Pokazał
on bowiem, jak wiele można zrobić złego jednym tekstem nieopartym o
żadne poważniejsze przesłanki. Dodatkowy efekt w postaci fali języka
nienawiści po tej publikacji też jest wart głębokiej refleksji o tym,
jak łatwo jest eskalować złe emocje
- tłumaczy Bronisław Komorowski w rozmowie z Onetem.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

89. naprawdę ?


"Nie ma dowodów, że ktoś manipuluje śledztwem"

"Nie ma dowodów, że ktoś manipuluje śledztwem"

Po niemal 2,5 godz. zakończyło się posiedzenie Rady
Bezpieczeństwa Narodowego, poświęcone katastrofie smoleńskiej. Wziął w
nim...
czytaj dalej »

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

90. przedruki z Czerskiej jako "niemieckie media"

Niemieckie media: Co zrobić, żeby w Polsce był zamęt? Dziennikarz, "materiał wybuchowy..."


Tygodnik "Die Zeit" analizuje w swoim
najnowszym wydaniu aferę wokół artykułu Cezarego Gmyza o śladach trotylu
na wraku Tupolewa oraz konsekwencje tego dla wydawcy Grzegorza
Hajdarowicza i opinii publicznej w Polsce.

Pod tytułem "Wszyscy są podejrzani. Co trzeba, żeby wprowadzić zamęt w takim kraju jak Polska?
Dziennikarza, wydawcę i rzekomy materiał wybuchowy" autorka artykułu w
hamburskim tygodniku "Die Zeit" Alice Bota przedstawia na wstępie
wydawcę "Rzeczpospolitej" Grzegorza Hajdarowicza i jego niewzruszone
przekonanie, że tak, jak udało mu się zarobić miliony na słodyczach,
alkoholu i nieruchomościach, tak uda mu się też zarobić na gazetach.
"Ale gazety żyją z różnych historyjek. A czasami, jeśli taka historia
przyprawiona jest sensacją, zaczyna się usamodzielniać i wymyka się spod
kontroli. Katastrofa lotnicza w drodze do Rosji, 96 ofiar, a wśród nich
para prezydencka, niechlujne dochodzenie, upór rosyjskich władz - to są
te przyprawy.
W kraju, który w przeszłości w skutek tajnych układów został pozbawiony
państwowości, stają się one groźną mieszanką" - stwierdza autorka
artykułu.

Wrak samolotu dalej w Rosji


Alice Bota przypomina w swoim artykule, że minęły dwa lata od
tragedii, a nie został jeszcze opublikowany raport końcowy. Stąd rośnie
podejrzliwość.

„Komu
ufać? Co polski rząd wie o katastrofie? A co opozycja? Czy podejrzliwość
może się tak spotęgować, aby wprowadzić zamęt w kraju? Wrak samolotu i
rejestrator lotu znajdują się jeszcze w Rosji. Szef polskiej dyplomacji
jak agent ubezpieczeniowy
pukał do drzwi rosyjskiego ministra sprawiedliwości. Prezydenta.
Premiera. Nic. Teraz poprosił o pomoc Unię Europejską. Kilka tygodni
temu dziennikarze »Rzeczpospolitej « dorzucili do historii smoleńskiej
jeszcze jedną przyprawę” - pisze. Bota opisuje artykuł Cezarego Gmyza o
trotylu na wraku prezydenckiego tupolewa i zaznacza, że „słowo zamach
nie pojawiło się w tekście. Lecz dla wielu czytelników znajduje się ono
już od dawna między wierszami. 70 procent wszystkich Polaków życzy
sobie, aby dochodzeniem nad przyczynami katastrofy zajęła się
międzynarodowa komisja, gdyż nie dowierzają oni swemu rządowi”.

"To nie był zwykły tekst"


Autorka artykułu pisze też o reakcji wydawcy, Grzegorza
Hajdarowicza, na ukazanie się artykułu Cezarego Gmyza i jego nocnym
spotkaniu z rzecznikiem rządu RP Pawłem Grasiem. "To nie był zwykły
tekst o pogodzie czy wypadku samochodowym" - cytuje Hajdarowicza "Die
Zeit" - "wystarczy choć odrobinę fantazji, żeby sobie wyobrazić
społeczne i polityczne skutki". "(...)To, że wydawca spotyka się w nocy z
rzecznikiem rządu, że w ciągu 48 godzin zwalnia całe kierownictwo
dziennika, rozpala podejrzliwość u tych, którzy już nie wierzyli w
niezależność wydawców (...)". Alicja Bota opisuje też zwolnienie
redaktora naczelnego tygodnika "Uważam Rze" w reakcji na krytykę pod
adresem wydawcy. [Hajdarowicz] "twierdzi, że walczy o swoją własną
wiarygodność. Lecz wydaje się, jakby ją zaprzepaszczał".

W Polsce rośnie podejrzliwość


"Grzegorz Hajdarowicz, który myślał, że można zarobić pieniądze
na gazetach jak w aptece, stracił kontrolę. Załamują się nakłady jego
tytułów, spada ilość reklam i na jego oczach burzą się autorzy magazynu,
który miał się rozwijać i przynosić dochody... Po artykule Gmyza Polska
otrzymała z Rosji zaplombowane próbki z wraku Tupolewa, próbki do
zbadania w Warszawie
- po dwóch i pół roku. Prokurator, który uprzednio zdementował, że
cokolwiek znaleziono, przedstawił niedawno wyniki badań komisji
parlamentarnej. Czy pan teraz coś znalazł? Tak znalazł. I to ślady
trotylu. To jednak nie oznacza, powiedział prokurator, że chodzi o ślady
materiałów wybuchowych. Teraz brakuje rejestratora lotu i wraku. Ani
jednego, ani drugiego Rosjanie nie chcą wydać. A w Polsce rośnie
podejrzliwość: Właściwie, dlaczego nie?" - tak kończy artykuł Alice
Bota.

Artykuł pochodzi z serwisu ''Deutsche Welle''

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

91. Prokuratura ujawniła, co

Prokuratura ujawniła, co Seremet powiedział członkom RBN

Prokuratura ujawniła, co Seremet powiedział członkom RBN
Zdanie biegłych było i pozostaje jednoznaczne: w czasie pobytu w
Rosji biegli nie stwierdzili trotylu na szczątkach samolotu.
czytaj dalej »

Prokurator generalny po raz kolejny powtórzył wcześniejsze informacje
prokuratury wojskowej mówiące, że podczas prac w Smoleńsku na
przełomie września i października biegli nie stwierdzili na elementach
wraku jakichkolwiek materiałów wybuchowych, w tym trotylu i
nitrogliceryny.

Większość pisemnej części wystąpienia Seremeta
dotyczyła kwestii badań odnoszących się do ewentualnej obecności śladów
materiałów wybuchowych na wraku samolotu. - Biegli, mówiąc wprost, nie
mieli nawet narzędzi badawczych, aby takie okoliczności stwierdzić.
Czynności biegłych i specjalistów służyły zabezpieczeniu materiału
dowodowego, nie wyciąganiu zaś jakichkolwiek konkluzji i wniosków -
mówił Seremet.

O próbkach z wraku i trotylu

- Faktem jest,
że w toku czynności na miejscu zdarzenia oraz na wraku urządzenia
wielokrotnie sygnalizowały możliwość wystąpienia związków chemicznych o
podobnej budowie do materiałów wybuchowych. Sygnalizacja taka w
niektórych rodzajach detektorów, w tym i użytych w Smoleńsku, objawia
się wyświetleniem nazwy materiału wybuchowego - zaznaczył prokurator
generalny.

Podkreślił jednocześnie, że "biegli stanowczo
twierdzą, że takiej okoliczności nie można utożsamiać z wykryciem
materiałów wybuchowych, do tego potrzebne są badania laboratoryjne".
Ponad 250 pobranych przez biegłych próbek z wraku na początku grudnia
trafiło już do Polski.

Prokurator generalny odniósł się także do
dyskusji sprzed ponad dwóch tygodni na temat sposobu działania
detektorów używanych przez biegłych w Smoleńsku, do której doszło
podczas posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka.

Sejmowa komisja zajęła się sprawą

Na
początku grudnia prokuratorzy wojskowi przedstawili posłom z komisji
informację dotyczącą badań wraku Tu-154M. Obecny wtedy na posiedzeniu
komisji Jan Bokszczanin - producent urządzeń używanych do wykrywania
śladów ewentualnych materiałów wybuchowych - mówił m.in., że "nie może
zgodzić się ze stwierdzeniem", że jeśli takie urządzenie wskazuje na
jony trotylu, to "mogą to być także jony innych substancji". - W
warunkach naturalnych (...) jeśli takie urządzenie wskazuje, że był to
trotyl, to prawdopodobieństwo, iż nie był to trotyl, jest równe zeru -
zaznaczał Bokszczanin.

Prokuratorzy mówili zaś posłom, iż
wskazanie przez detektor na czytniku cząsteczek trotylu nie oznacza, że
mamy do czynienia z całą pewnością z materiałami wybuchowymi. -
Prokuratura podtrzymuje tę tezę niezależnie od medialnych wystąpień i
pokazów przedstawiciela firmy produkującego tego typu urządzenia. Nie
posuwam się do stwierdzenia, że jego działanie miało charakter stricte
marketingowy, ale nie należy tracić z pola widzenia faktu, że
przedstawiona przez biegłych prokuratury ocena możliwości zastosowanych
detektorów może wpływać na wyniki ekonomiczne jego firmy - zaznaczył
Seremet na posiedzeniu RBN.

"Badania nie wykazały śladów materiałów wybuchowych"


Seremet przypomniał też, że rosyjskie badania z kwietnia 2010 r. nie
wykazały śladów materiałów wybuchowych na wraku.
Także polscy eksperci
wojskowi - chemicy ich nie stwierdzili. Również inne ekspertyzy nie
wykazały możliwości wybuchu na pokładzie, takich śladów nie ma m.in. na
ciałach ofiar.

- Zdaję sobie sprawę, że mój przekaz jest w
znacznej części powtórzeniem informacji już przekazywanych (...), uważam
jednak, że waga sprawy rodzi konieczność przypomnienia najważniejszych
ustaleń śledztwa. Tym bardziej, że w przestrzeni publicznej przeważa
nieprawdziwy przekaz dotyczący wyników prowadzonego postępowania,
wypaczający również znacznie intencje prokuratorów zajmujących się
sprawą - powiedział szef prokuratury.



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

92. wyznanie prokuratora, nic nie mamy, nic nie wiemy,ale nie było

"Trotyl na wraku? Mówiąc wprost, biegli nie mieli nawet narzędzi, by to zbadać"
Biegli, mówiąc wprost, nie mieli nawet narzędzi badawczych, aby takie
okoliczności stwierdzić. Czynności biegłych i specjalistów służyły
zabezpieczeniu materiału dowodowego, nie wyciąganiu zaś jakichkolwiek
konkluzji i wniosków - mówił Seremet.


- Faktem jest, że w toku czynności na miejscu zdarzenia oraz na
wraku urządzenia wielokrotnie sygnalizowały możliwość wystąpienia
związków chemicznych o podobnej budowie do materiałów wybuchowych.
Sygnalizacja taka w niektórych rodzajach detektorów, w tym i użytych w
Smoleńsku, objawia się wyświetleniem nazwy materiału wybuchowego -
zaznaczył prokurator generalny.

Podkreślił jednocześnie,
że "biegli stanowczo twierdzą, że takiej okoliczności nie można
utożsamiać z wykryciem materiałów wybuchowych, do tego potrzebne są
badania laboratoryjne". Ponad 250 pobranych przez biegłych próbek z
wraku na początku grudnia trafiło już do Polski.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

93. kolejny "ekspert" - ten najważniejszy dla Tuska

Klich: przy rozbiciu samolotu dochodzi do mikrowybuchów. To skutek, a nie przyczyna katastrofy

Klich: przy rozbiciu samolotu dochodzi do mikrowybuchów. To skutek, a nie przyczyna katastrofy

- Za późno na prostowanie kłamstw ws. Smoleńska - powiedział w
"Piaskiem po oczach" Edmund Klich. Według niego, już pierwszego...
czytaj dalej »


Edmund Klich, były akredytowany przy MAK i były przewodniczący Państwowej Komisji Badania

Wypadków Lotniczych, nie kryje, że polityka informacyjna powinna być
lepiej prowadzona. - Gdy rok temu rozmawiałem z Maciejem Laskiem
(członkiem komisji Millera i obecny szef PKBWL - red.), gdy powstawały
teorie Macierewicza mówił, że to wszystko ucichnie. Dziś za późno na
prostowanie, ludzie wierzą w zamach. Ale problem zaczął się 10 kwietnia,
już pierwszego dnia można było zdementować, choćby to, że piloci robili
cztery zejścia do lądowania - mówił.

Jak przyznał, w sprawie
katastrofy nie było polityki informacyjnej. - Przejąłem to na siebie,
nie najlepiej na tym wyszedłem. Sam premier Tusk mi odradzał kontakty z
mediami. Dziś rezultat jest taki, że nie jestem przewodniczącym
(Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych - red.) i mam sprawę w
sądzie z tego powodu - dodał. Jednak, jak zauważył, gdyby się nie
wypowiadał, to nie byłoby wcale informacji. - Komisja Millera zamknęła
się, rzecznik rządu się nie wypowiadał - mówił.
"Przy rozbiciu dochodzi do mikrowybuchów"

Klich
zaznaczył, że samolot w ogóle nie powinien wystartować z Warszawy, a
kontrolerzy w Smoleńsku powinni zamknąć lotnisko. Dodał, że nie ma
żadnych wątpliwości, iż katastrofa nie była zamachem. - Jak pojechałem
do Smoleńska, do głowy mi nie przyszło, że ktoś będzie wątpił, że
samolot zderzył się z brzozą. Były ślady na brzozie i na skrzydle, są na
dowód tego zdjęcia - zaznaczył. - Nikt się nie spodziewał, że brzoza
urośnie do takiego problemu. Zresztą gdyby nie było brzozy, tupolew też
by się rozbił, bo leciał za szybko, by odejść na drugi krąg - tłumaczy.
Dodał, że w momencie rozbicia się samolotu dochodzi do mikrowybuchów,
bo  rozszczelniają się instalacje, a nity poszycia rozchodzą. Podkreślił
jednak, że to następstwo katastrofy, a nie jej skutek.

"Sam musiałem zamawiać ekspertyzę"

Klich
uznał też, że błędem Rosjan było oczyszczenie kontrolerów. Wspomniał
także, że naruszali załącznik 13. do konwencji chicagowskiej, na
podstawie którego prowadzono śledztwo ws. katastrofy. - Nie było
wsparcia, by to na nich wymusić. Można było informować, że najpierw sami
się na załącznik 13. zgodzili, a potem nie postępowali zgodnie z jego
zapisami - powiedział Klich. Dodał również, ze zabrakło wsparcia dla
jego pracy w Smoleńsku, m.in. nie zapewniono doradców czy tłumaczy. - Ja
sam zamawiałem ekspertyzę czy załącznik 13.  jest dobrą podstawą, za
własne pieniądze. Czy tak powinno być? - pytał.

Pytany o sprawę
zwrotu wraku były przewodniczący PKBWL powiedział, że Rosjanie
przebadali już wszystko, co musieli i "przeciągają sprawę".  - Powinni
zwrócić wrak Polsce - przyznał. Zgodził się, że trzeba było jak
najwięcej danych zbierać w pierwszych dniach po katastrofie, a nie
teraz. - Ale wiem, że polscy prokuratorzy byli na miejscu wielokrotnie i
badali wrak szczegółowo - dodał.

Jak to z Klichem Edmundem było ? (tech44)


Komisja Infrastruktury

06 maja 2010 r.

 

Rozpocznę 
od pierwszej informacji, o której – jak większość pewnie z państwa
– dowiedziałem się o katastrofie z mediów. Nawet dzwonił jeszcze syn.
Mówi: tato czy wiesz, co się dzieje? Włączyłem TVN 24, widzę, co się dzieje, w związku z tym natychmiast zacząłem się pakować i jadę do Warszawy,
bo wiedziałem, że już może być problem prawny. Dlaczego? Dlatego, że
samolot jest samolotem – był – samolotem lotnictwa państwowego. Załoga
była wojskowa. W związku z tym dotyczy to lotnictwa państwowego,
którego nie obejmuje załącznik 13 do konwencji o międzynarodowym
lotnictwie cywilnym.

Tak
gdzieś  w połowie drogi, chyba w rejonie Garwolina, bo ja mieszkam w
Dęblinie i na weekendy jeżdżę do Dęblina, w tygodniu czy jak potrzeba
to mieszkam w Warszawie, także nie ma jakiegoś problemu tutaj dojazdu,
szybkości na miejsce wypadku czy coś. W połowie drogi dostałem telefon
od pana Aleksieja Morozowa, to jest obecnie przewodniczący Komisji
Federacji Rosyjskiej, zastępca pani Anodiny – szefowej Mieżnonarodnej
Awiacionnej Komisji… Komitetu, to znaczy Międzynarodowego Komitetu
Lotniczego. Dlatego, że ten Komitet ma większe zadanie niźli badanie, a
badanie prowadzi w dwunastu krajach byłego Związku Radzieckiego, to
znaczy wszystkich oprócz Państw Bałtyckich.

On
zadzwonił  i powiadomił mnie, że jest katastrofa w Smoleńsku i
traktuje to jako telefoniczne powiadomienie, natomiast formalne będzie
później. I było od razu pytanie o procedury, według jakich będzie ten
wypadek badany. On zaproponował załącznik 13 do konwencji, bo myślę, że
i według jego wiedzy, i ówczesnej mojej wiedzy, to jest jedyny
dokument, który podpisała i strona polska, i Federacja Rosyjska jako
konwencję chicagowską tak zwaną z ’44 roku.

Ja
oczywiście, który na początku kierowałem całością, bo czułem
się odpowiedzialny, że ktoś musi tutaj objąć i te sprawy organizacyjne
załatwiałem, tam dużo ich nie było, przekazałem całość spraw panu
Mirosławowi Grochowskiemu

pułkownikowi, szefowi tego Inspektoratu i on zaczął przygotowywać się
do działań. Wtedy jeszcze nie było żadnego spotkania. Spotkanie z
komisją rosyjską, to znaczy można powiedzieć tak: z czapką – z
kierownictwem komisji rosyjskiej – było kolejnego dnia to znaczy już w
poniedziałek. I układ był na tym spotkaniu taki: szefem komisji
rosyjskiej był pan generał – już zapomniałem, bo później on przestał
pełnić tę funkcję, więc nie chciałbym nazwiska przekręcić, mam
wizytówkę, mam tę informację zapisaną, jego zastępcą był Morozow.
I identycznie z naszej strony szefem był Grochowski, ja byłem jego zastępcą.Bo
ja mu powiedziałem, jeśli chcesz, ty nie znasz, jeśli to będzie
procedowane do tego aneksu 13 ja znam ten aneks dobrze. Ponieważ wojsko
nie działa według tego załącznika, więc on przystał na to, że ja będę
jego zastępcą, wsparciem. I tam od razu wyszła sprawa liczby
akredytowanych. Pan płk Grochowski poprosił, żeby akredytowano ze
strony polskiej siedmiu przedstawicieli. No to jest oczywiste niezgodne
z załącznikiem, bo załącznik 13 jasno mówi, że – przepraszam, bo to tak
się nie powinno mówić, załącznik nie mówi, ale tak kolokwialnie
trochę, żeby…, wiadomo o co chodzi, prawda – że może być jeden
pełnomocny akredytowany i w tym załączniku jest również napisane, że
doradców – tam jest opisane, że to są doradcy, ale często używa się
formy eksperci, bo w zasadzie to są eksperci, którzy doradzają temu
akredytowanemu, bo on przecież nie może się znać na silnikach,
płatowcach, rejestratorach i innych urządzeniach więc ma tych doradców
swoich. Często mówi się eksperci.   
W
kolejny dzień  – to był poniedziałek – a i kolejny dzień  godzina
13.00, tj. wtorek, trzynastego – przepraszam – o godzinie 12.00
podchodzi do mnie pan Morozow i mówi: pan premier Putin zaprasza, no
nie mówi się pan w języku rosyjskim tylko jest wy czy ciebie, no jest
to taka forma, jak w angielskim, mówi zaprasza ciebie na konferencję
prasową do Moskwy na trzecią. Ja mówię, jak na trzecią? Przecież jest
dwunasta. Chyba że jakiś samolot, może przelecę się jakimś Tu-22 albo
coś i to wtedy można, prawda? Wszystko możliwe jest, szczególnie w tak
mocnym państwie. No i od razu zadzwoniłem do pana ministra Grabarczyka,
bo coś tutaj ja za wysoko zaczynam gdzieś być postrzegany, prawda? No i
w rozmowie, ja nie wiem czy była taka jasna akceptacja, ale wyczułem,
że mogę się na to spotkanie udać do… Aha, bo później było tak: nie będę
musiał lecieć do Moskwy, ale będzie telekonferencja i mam być w
budynku w jakimś jednym z gubernatorów. Udałem się na tę konferencję.
Pierwszy głos zabrał pan premier Putin, później jego zastępca pan
Iwanow i jako trzecia pani Anodina – szefowa MAK-u, która jasno
powiedziała, że będzie procedowanie według załącznika 13.     

„W związku z tym zorientowałem się…Aha i Morozow mi mówi od teraz ja jestem szefem. Więc
już został wycofany ten przedstawiciel wojskowy. Ja identycznie sądząc
zebrałem całą grupę i mówię: panowie myślę, że jeśli z tamtej strony
jest taka zmiana to tutaj też będzie i ja na razie czekam na decyzję,
ale myślę, że musimy się przygotować, żebyśmy wiedzieli, jakie mamy
prawa, obowiązki zgodnie z załącznikiem 13. I odczytałem przy
wszystkich. Skład był grupy około ponad 20 wojskowych, z mojej komisji
był tylko pan Fydrych. I mówię: ten załącznik jest do dyspozycji,
proszę się zapoznać, kto chce jeszcze więcej. Ja odczytałem te ważne
punkty. Nasze uprawnienia, do czego mamy dostęp, czego możemy żądać i
jak możemy procedować.”

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

94. Prokurator Olejnik: Smoleńsk

Prokurator Olejnik: Smoleńsk skompromitował państwo
http://www.wprost.pl/ar/381245/Prokurator-Olejnik-Smolensk-skompromitowa...
W sytuacji największego dramatu w historii Polski, organa państwa powinny zrobić wszystko, a nawet dwa razy więcej, żeby każdy element tego zdarzenia został wyjaśniony w sposób nie budzący wątpliwości. A tak się nie stało i dlatego uważam, że państwo na tym odcinku się skompromitowało - mówi w rozmowie z Wprost.pl Kazimierz Olejnik, prokurator w stanie spoczynku wobec którego Prokuratura Generalna wszczęła postępowanie w związku z krytyką prowadzenia śledztwa w sprawie Smoleńska.

Amelia Panuszko, Wprost.pl: Jak pan zareagował na wszczęcie przeciwko panu postępowania w związku z pańskimi krytycznymi wypowiedziami na temat śledztwa ds. Smoleńska.

Kazimierz Olejnik: Mam siwe włosy i zjadłem zęby w tej firmie. Znam życie i wiem co może się zdarzyć w określonych sytuacjach. Takie sytuacje traktuję normalnie.

A co panu grozi?

Wszystkie kary dyscyplinarne, które są przewidziane w ustawie o prokuraturze - czyli upomnienie, nagana aż po wydalenie ze służby. Nie jestem na emeryturze - jestem prokuratorem Prokuratury Generalnej w stanie spoczynku, czyli obowiązują mnie takie same reguły jak każdego innego prokuratora. Innymi słowy: mam się porządnie prowadzić.

Prokuratura próbuje panu zamknąć usta?

Mojej oceny sytuacji związanej z pomyłkami w identyfikacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej nic nie zmieni. Uważam, że odpowiedzialnością za zamianę ciał, pochowanie tych ofiar w nie swoich grobach, nie można obciążać rodzin ofiar, ducha świętego, dyplomatów - tylko organy, które ponoszą za to odpowiedzialność. I postępowanie nie zmieni mojej oceny - ta cała zamiana ciał i trumien kompromituje państwo i jego organy.

Miał pan świadomość, że za te słowa może grozić kara?

Miałem świadomość jakie te wypowiedzi mogą nieść konsekwencje. Wiem co powiedziałem - i się z tego nie wycofam. Jestem prokuratorem, tyle że w stanie spoczynku - i sercem jestem związany z tą firmą. Przez całe życie robiłem wszystko, żeby budować autorytet i wiarygodność prokuratury. Jestem jak najdalszy od tego, żeby szkodzić prokuraturze - natomiast myślę, że wątki związane z zamianą ciał nie są jedynym błędem, który pojawił się w tym śledztwie. Wiem, jakie są procedury i wiem, że przyjdzie kiedyś czas w którym akta tej sprawy ujrzą światło dzienne. I wtedy każdy rozsądny człowiek będzie mógł to przeczytać i samodzielnie ocenić.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

96. ciekawostka

nie mogłam znaleźć w wyszukiwarce tego postu, a kiedy znalazłam wreszcie, nie mogłam otworzyć tego linka - wyskoczyło ostrzeżenie, że to niebezpieczne połączenie, ta witryna "się podszywa" .... hmmmmm

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

97. Tygodnik Lisickiego

Cezary Gmyz składa ważne oświadczenie



Zgodnie
z zapowiedzią publikuję wniosek prokuratora o uznanie mojego
oświadczenia lustracyjnego za prawdziwe. Zwracam uwagę, że kwerendowana
na mój temat została dokonana we wszystkich zasobach IPN w tym również
tzw. zbiorze wyodrębnionym czy też zastrzeżonym. Jednocześnie informuję,
że występują na drogę sądową przeciw oszczercom rozgłaszającym
pomówienia, że dokumenty na mój temat znajdują się właśnie w zbiorze
zastrzeżonym

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

98. Prokuratura nie potwierdzi

Prokuratura nie potwierdzi wybuchu

Biegli nie potwierdzili wybuchu na pokładzie rządowego Tu-154M – dowiedział się "Nasz Dziennik"

Wyniki badań potwierdzające inne niż eksplozyjne pochodzenie śladów
substancji wybuchowych przedstawią prokuratorzy najpóźniej w piątek na
specjalnej konferencji prasowej. W konkluzjach z analizy przesłanej
prokuratorom biegli szczegółowo wyjaśniają, co i w jaki sposób mogło znaleźć się na szczątkach Tu-154M.  

Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie już otrzymała opinię
Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji dotyczącą próbek
pobranych z samolotu między 17 września a 12 października 2012 roku.

Przenośne urządzenia do detekcji materiałów wybuchowych zastosowane
przez biegłych na miejscu katastrofy, w rejonie końcowego toru lotu
samolotu oraz we wraku wykryły ślady substancji pokrewnych do
popularnych materiałów wybuchowych: trotylu i nitrogliceryny. Lecz jak
stwierdziła prokuratura, wyniki te służyły wyłącznie wytypowaniu próbek
do dalszych badań bez wskazania, czy rzeczywiście materiał wybuchowy był
obecny i czy miał związek z katastrofą.

Prokuratura wciąż czeka na pełne wyniki badań sekcyjnych ofiar, w tym pod kątem obecności substancji wybuchowych.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

99. Robert Sobkowicz/Nasz

zdjecie

Robert Sobkowicz/Nasz Dziennik

Prokuratura nie potwierdza wybuchu

„Nasz Dziennik” ujawnia

Większość wytypowanych do badania próbek pobranych z Tu-154M
zawiera substancje chemicznie pokrewne trotylowi i nitroglicerynie –
estry azotanowe

Na zaplanowanej na dziś konferencji prasowej w sądzie garnizonowym
prokuratorzy nie potwierdzą, że na pokładzie Tu-154M doszło do wybuchu.
Taki jest werdykt biegłych. Prokuratura odniesie się też do opinii
psychologów, którzy odtworzyli sylwetki psychologiczne członków załogi.
Biegli nie potwierdzili zaburzeń czynności psychicznych u pilotów, co
sugerowali Rosjanie.

Jak dowiedział się „Nasz Dziennik”, wykrytych na wraku tupolewa
śladów materiałów wybuchowych czy też substancji o podobnej do nich
budowie chemicznej nie można, zdaniem biegłych, uznać za efekty
gwałtownego spalania, czyli eksplozji.

Przenośne urządzenia do detekcji materiałów wybuchowych zastosowane
przez powołanych przez prokuraturę ekspertów na miejscu katastrofy, w
rejonie końcowego toru lotu samolotu oraz we wraku wykryły ślady
substancji pokrewnych popularnym materiałom wybuchowym: trotylowi i
nitroglicerynie. Lecz, jak stwierdziła prokuratura, wyniki te miały
charakter wstępny i służyły wyłącznie wytypowaniu próbek do dalszych
badań bez wskazania, czy rzeczywiście materiał wybuchowy był obecny i
czy miał związek z katastrofą.

Prokuratura zdecydowała się ujawnić sprawozdanie z pracy specjalistów
jeszcze przed sporządzeniem formalnej opinii według wymagań kodeksu
postępowania karnego, co jest krokiem w zasadzie bezprecedensowym.

To zapewne pokłosie krytyki działań prokuratury, oskarżeń o brak
jednoznacznego stanowiska i celową zwłokę w ujawnieniu faktów ze względu
na ich dramatyczną wymowę. Wszystko jednak wskazuje na to, że tyle
właśnie trwało wykonanie chemicznych i fizycznych analiz potrzebnych do
zajęcia stanowiska.

W Smoleńsku biegli i specjaliści pobrali ok. 250 próbek. Wówczas
jednak zatrzymali je Rosjanie ze względu na formalne wymogi związane z
prowadzeniem czynności za granicą. Polscy prokuratorzy odebrali próbki w
listopadzie ubiegłego roku. Wtedy też ruszyły badania w Centralnym
Laboratorium Kryminalistycznym Policji. W styczniu prokuratura szacowała
czas potrzebny biegłym na mniej więcej 6 miesięcy.

Wynik badań jest negatywny. Nie znaleziono śladów, które
potwierdziłyby wybuch w ostatniej fazie lotu tupolewa. W ramach jednego
postanowienia policyjni biegli mieli przeprowadzić analizę zarówno
próbek pobranych ze zwłok ofiar katastrofy, jak i w Smoleńsku „pod kątem
ujawnienia śladów wskazujących na poddanie działaniu materiałów
wybuchowych, a w przypadku stwierdzenia takich śladów – określenie
rodzaju materiału, miejsca jego oddziaływania i siły wybuchu oraz
zakresu zniszczeń”.

Obu badań nie można było jednak prowadzić jednocześnie. Biegli po
wstępnej ocenie materiału dowodowego wybrali metodę, zgodnie z którą
najpierw należy zakończyć analizę materiału z wraku i miejsca
katastrofy, aby można było przystąpić do badania próbek z ciał ofiar.

Przeprowadzili także uzupełniające oględziny okolic lotniska w
Smoleńsku. Pełna opinia biegłych będzie oparta na obu częściach, ale to
potrwa i stąd decyzja o upublicznieniu wyników bez formalnego
zakończenia opinii CLK.

O wykryciu na wraku tupolewa trotylu i nitrogliceryny napisała w
październiku ubiegłego roku „Rzeczpospolita”. Jeszcze tego samego dnia
prokuratura zdementowała te doniesienia. Tłumaczono, że w Smoleńsku
użyto urządzeń do przesiewowego badania pod kątem obecności związków
określanych jako wysokoenergetyczne, czyli potencjalnie wydzielających
dużą energię podczas odpowiedniej reakcji chemicznej.

Należą do nich oczywiście także materiały wybuchowe oraz wiele innych, również spotykanych w życiu codziennym.

– Dopiero badania laboratoryjne będą mogły być podstawą do
twierdzenia o istnieniu bądź nie śladów materiałów wybuchowych. Zawartą w
publikacji prasowej konkluzję o stwierdzeniu w toku prowadzonych
czynności obecności materiałów wybuchowych wyciągnąć może jedynie laik,
osoba niemająca elementarnej wiedzy na temat tego rodzaju czynności i
badań. Podkreślamy, że fałszywie pozytywne alarmy są typowym zjawiskiem
przy pracy tego typu aparatów. Ich wykorzystanie daje natomiast
możliwość wytypowania próbek do badań laboratoryjnych. Podkreślamy, że
nie można wyłącznie w oparciu o sygnały tych urządzeń wnioskować o
wystąpieniu śladów materiałów wybuchowych. Jest to całkowicie
nieuprawnione – mówił wtedy płk Ireneusz Szeląg, szef Wojskowej
Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Burza medialna zakończyła się m.in. zmianą kierownictwa i odejściem
sporej części zespołu gazety; podobnie było w drugim tytule tego samego
wydawcy – tygodniku „Uważam Rze”. Pozostały też wątpliwości.

Oświadczenie prokuratury nie wykluczyło przecież, że materiał
wybuchowy był, a jedynie że jest za wcześnie, żeby to potwierdzić. W
grudniu naczelny prokurator wojskowy płk Jerzy Artymiak przyznał na
posiedzeniu sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, że na
ekranach detektorów pojawił się napis „TNT” odpowiadający trotylowi. Ale
taki sam napis dotyczy całej grupy podobnych substancji (nitrozwiązków
aromatycznych).

Taki właśnie jest werdykt biegłych. Według informacji „Naszego
Dziennika”, większość wytypowanych próbek zawierała jedynie substancje
chemicznie pokrewne trotylowi oraz nitroglicerynie (estry azotanowe).

Pojawiały się też hipotezy wyjaśniające na różne sposoby takie, a nie
inne wskazania przyrządów do wykrywania materiałów wybuchowych. Jedna z
nich sugeruje, że w Smoleńsku mogły być obecne ślady wybuchów
pozostałych po drugiej wojnie światowej (w rejonie lotniska trwały walki
w 1941 i 1943 roku).

Druga zwraca uwagę na fakt, że rządowy Tu-154M używany był nie tylko
do przewożenia delegacji państwowych, ale także żołnierzy udających się
na misje zagraniczne i z nich wracających, a ci mogli mieć na mundurach
ślady substancji wybuchowych. Jak się dowiedzieliśmy, biegli
potwierdzili, że w pewnych przypadkach mamy do czynienia z tą drugą
możliwością.

Chodziłoby zatem o śladowe ilości prawdziwych materiałów wybuchowych,
ale pozostałych po operacjach polskich kontyngentów wojskowych,
niemających nic wspólnego z lotem do Smoleńska. W celach porównawczych
przeprowadzono analogiczne czynności w drugim polskim tupolewie o
numerze burtowym 102. Wynik odczytu był identyczny.

Przyczyna nieporozumień wynika, według sprawozdania biegłych, z
przyjętej metodologii. Detektory użyte do wstępnej analizy były
ustawione – odmiennie niż zazwyczaj – na wysoką czułość i szerokie
spektrum materiałów. To dlatego często sygnalizowały, że coś wykrywają, i
wyświetlały się kody różnych podejrzanych grup substancji chemicznych.
Biegli posługiwali się tymi sygnałami, by dobrze wyselekcjonować
materiał do dalszych badań.

„Tunelowania” nie było

Na dzisiejszej konferencji prasowej pułkownik Ireneusz Szeląg ma
poruszyć także temat opinii biegłych psychologów, którym postawiono
zadanie odtworzenia sylwetek psychologicznych nieżyjących członków
załogi samolotu oraz oceny, czy mogły wystąpić u nich zakłócenia
czynności psychicznych mające wpływ na zachowanie podczas wykonywania
czynności służbowych.

Opinia ta jest już gotowa i zapoznają się z nią rodziny
zainteresowanych (członków załogi) oraz ich pełnomocnicy. Jak
ustaliliśmy, nie ma w niej mowy o zaburzeniach czynności psychicznych u
pilotów.

Szczegółowo omówiono wszelkie czynniki stresogenne wpływające na
zachowania przede wszystkim dowódcy załogi, w tym czynniki związane z
jego życiem osobistym i przebiegiem kariery zawodowej. Zdaniem biegłych,
wzmacniały one motywację do wykonania zadania (wylądowania na lotnisku
docelowym), ale w stopniu niezakłócającym zdolności do podejmowania
racjonalnych decyzji.

Biegli przypominają, że z powodu tzw. afery fakturowej w specpułku w
latach 1997-2002 i sądowego wyroku (w zawieszeniu) ścieżka awansu mjr.
Arkadiusza Protasiuka została zatrzymana. Nie mógł też zostać dowódcą
klucza, chociaż miał do tego odpowiednie kwalifikacje i doświadczenie.

Nic więc dziwnego, że starał się pokazać dowództwu z jak najlepszej
strony i wykonać postawione zadanie. Od tego jednak – twierdzą biegli –
bardzo daleka droga do tezy o presji czy też lęku, a tym bardziej o
wpływie „głównego pasażera” lub dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja
Błasika, na których koncentrował się MAK.

Polscy specjaliści nie poszli też tropem Rosjan, którzy
niemiłosiernie przeskalowali znaczenie tzw. incydentu gruzińskiego,
czyli sporu o miejsce lądowania między prezydentem a dowódcą załogi
(Protasiuk był wtedy drugim pilotem) podczas lotu Lecha Kaczyńskiego do
Tbilisi podczas wojny rosyjsko-gruzińskiej w 2008 roku.

Piotr Falkowski

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/40007,prokuratura-nie-potwierdza-...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

100. Tygodnik Lisickiego

Prokuratura ujawnia, że nic nie ujawni...
To sprawozdanie nie jest opinią na temat tego czy w tupolewie doszło do
wybuchu czy nie - powiedział płk Ireneusz Szeląg, szef Wojskowej
Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Szeląg powiedział, że wyniki badań
próbek to tylko element badań nt. katastrofy tupolewa. - Przeprowadzenie
badań laboratoryjnych jest tylko jednym z elementów, który śledczy będą
brali pod uwagę w śledztwie. Inne dowody to próbki brzozy zabezpieczone
w pobliżu lotniska w Smoleńsku oraz dane z sekcji zwłok ofiar -
powtórzył Szeląg. Zapowiedział, że biegli udadzą się jeszcze raz na
miejsce katastrofy smoleńskiej na przełomie lipca i sierpnia.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

101. Dlaczego Hajdarowicz

Dlaczego Hajdarowicz przeprasza Bondaryka?

Wydawca „Rzeczpospolitej” przeprasza byłego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka za procesy, które Bondaryk przegrał z tą gazetą – dowiedział się tygodnik „Do Rzeczy”.

Piotr Gursztyn

- Jeszcze nigdy nie spotkałem się z sytuacją, aby wydawca prasowy przepraszał za proces, który wygrał – dziwi się Paweł Lisicki, który był stroną w procesie, jako były redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”.

Sprawa dotyczy dwóch artykułów z „Rzeczpospolitej, których autorem był Cezary Gmyz – „Szef ABW i kłopoty jego brata” oraz „Sprawa Bondaryka umorzona”. Gmyz opisał w nich interesy Marka B., który został zatrzymany w związku z podejrzeniami o udział w przemycie złota. Według „Rz” Bondaryk musiał wiedzieć o interesach swojego brata. Po publikacji wytoczył procesy o ochronę dóbr osobistych. Obie sprawy przegrał prawomocnie.

Mimo tego, że sąd przyznał rację autorowi artykułu obecny właściciel „Rz” przeprasza Bondaryka. Według informacji tygodnika „Do Rzeczy” spółka Gremi Media oświadcza w swym piśmie, że postępowanie sądowe wykazało, iż oba artykuły zawierały nieprawdziwe i nieścisłe informacje. W związku z tym spółka przeprasza Bondaryka za sprawione mu przykrości i oświadcza, że nie miała wpływu na treść obu artykułów.

- To zaskakujące, bo wydawca wygrał proces – mówi reprezentująca Gmyza mecenas Barbara Kondracka. Zwraca ona uwagę, że sformułowanie o „nieprawdziwych i nieścisłych” informacjach może być podstawą do wytoczenia sprawy przeciw autorom listu: – Formalnie nie jest to poświadczenie nieprawdy, ale panowie Gmyz i Lisicki mogą wystąpić o ochronę dóbr osobistych – mówi tygodnikowi „Do Rzeczy”.

- Podam Gremi do sądu – zapowiada Cezary Gmyz. – Ten list traktuję z jednej strony jako osobistą zemstę ze strony Grzegorza Hajdarowicza. Z drugiej Krzysztof Bondaryk potrzebuje takiej podkładki, aby nikt się go nie czepiał za przegrany proces, gdy zostanie szefem Narodowego Centrum Kryptologii w Ministerstwie Obrony Narodowej – dodaje Gmyz.

Zdaniem Pawła Lisickiego przeprosiny ze strony Gremi Media wskazują na to, że obecny wydawca „Rz” może być poddany naciskom w tej sprawie. – Lub prowadzi inne interesy, które wymagają tak wysoce niekonwencjonalnych zachowań – mówi Lisicki.

Tekst „Szef ABW i kłopoty jego brata”, oraz drugi artykuł, nie są już dostępne w archiwum internetowym „Rz”. – Zostałem upoważniony do przekazania komunikatu, że nie udzielamy komentarzy tygodnikowi „Do Rzeczy” – powiedział rzecznik Gremi Media Eryk Kłopotowski. Jak dodał, jego spółka uznaje nasz tygodnik za niewiarygodny. Odmówił też odpowiedzi na pytanie, czy usunięcie obu artykułów z archiwum internetowego nie jest częścią umowy między Gremi Media a Krzysztofem Bondarykiem.

http://dorzeczy.pl/dlaczego-hajdarowicz-przeprasza-bondaryka/

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

102. Polscy biegli jadą do


Polscy biegli jadą do Smoleńska. Pobiorą próbki z foteli wraku Tu-154M


Od poniedziałku 22 lipca przez około dwa tygodnie w Smoleńsku będzie
przebywał polski prokurator oraz czterech biegłych; podczas ich pobytu
zostaną pobrane próbki z foteli wraku samolotu Tu-154M - poinformowała w
piątek Naczelna Prokuratura Wojskowa.

Jak powiedział kpt. Marcin Maksjan z NPW, do Smoleńska
pojedzie prokurator prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy Wojskowej
Prokuratury Okręgowej w Warszawie oraz eksperci od badań
fizykochemicznych i kryminalistyki. Wyjazd biegłych na przełomie lipca i
sierpnia prokuratura zapowiadała już w końcu czerwca.



"Wyjazd ten został poprzedzony skierowaniem w maju do strony
rosyjskiej wniosku o pomoc prawną, w którym postulowano umożliwienie
ponownego przebadania przy użyciu przenośnych detektorów elementów
foteli samolotu oraz pobranie próbek w postaci wycinków i ekstraktów w
celu przeprowadzenia dalszych badań laboratoryjnych w Polsce" -
zaznaczył kpt.Prokurator dodał, że jesienią zeszłego roku, podczas wcześniejszego
pobytu prokuratora oraz biegłych w Rosji, uznano, że z uwagi na panujące
w Smoleńsku na przełomie września i października warunki atmosferyczne
nie ma możliwości pobrania próbek z foteli wraku samolotu.



W końcu czerwca NPW informowała, że biegli nie stwierdzili
pozostałości materiałów wybuchowych na elementach wraku Tu-154M. Próbki
pobrane jesienią 2012 r. z wraku tupolewa trafiły do kraju w grudniu,
ich badanie prowadziło Centralne Laboratorium
Kryminalistyczne Policji w Warszawie. Zbadano wtedy łącznie 258 próbek -
124 próbki gleby z miejsca katastrofy i 134 próbki z wraku.



Prokurator generalny Andrzej Seremet
zaznaczał z kolei w czerwcu, że latem biegli pojadą na teren
katastrofy, gdzie pobiorą kolejne próbki do badań pod kątem obecności
materiałów wybuchowych. "W momencie, gdy pobierali wcześniej te próbki, z
niektórych elementów, a konkretnie foteli, nie dało się w sposób
właściwy ich zabezpieczyć, ponieważ była zbyt niska temperatura" -
wyjaśnił. "Teraz temperatura jest odpowiednia, biegli zbiorą te próbki,
przebadają je i wtedy wątek badań dotyczący samego wraku zostanie
zakończony" - mówił.



Pod koniec czerwca wojskowa prokuratura otrzymała także z Rosji
materiał dowodowy i próbki pobrane i zabezpieczone podczas dokonanych na
przełomie lutego i marca oględzin fragmentów brzozy, w którą uderzył
Tu-154M.



"Pobrane w trakcie zaplanowanej od poniedziałku wizyty próbki oraz
przeprowadzone następnie szczegółowe badania laboratoryjne tych próbek w
Polsce stanowić będą jeden z elementów opinii biegłych z Zakładu
Fizykochemii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji" -
zaznaczył kpt. Maksjan.



Przypomniał, że opinia ta sporządzona będzie dodatkowo m.in. w
oparciu o wyniki przeprowadzonych badań laboratoryjnych próbek
zabezpieczonych z ekshumowanych dotychczas zwłok ofiar katastrofy,
wyniki badań próbek z brzozy, wyniki badań próbek z wraku
zabezpieczonych jesienią zeszłego roku oraz wnioski wynikające z
oględzin wraku i miejsca katastrofy.

Komunikat Naczelnej Prokuratury Wojskowej w sprawie ponownego pobytu prokuratora oraz biegłych i ekspertów w Smoleńsku

Informujemy, że od dnia 22 lipca 2013 r. w Smoleńsku przebywał będzie prokurator Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie oraz czterech biegłych i ekspertów z zakresu badań fizykochemicznych i kryminalistyki.

Pobyt w Smoleńsku zaplanowano na około 14 dni.

Wyjazd ten poprzedzony został skierowaniem do strony rosyjskiej uzupełniającego wniosku o pomoc prawną z dnia 21 maja 2013 r., w którym postulowano o umożliwienie ponownego przebadania przy użyciu przenośnych detektorów IMS (spektrometrów ruchliwości jonów) elementów foteli samolotu Tu-154M nr 101 oraz pobrania próbek w postaci wycinków i ekstraktów w celu przeprowadzenia dalszych badań laboratoryjnych w Polsce.

Przypominamy, że jesienią ubiegłego roku, podczas pobytu prokuratora wojskowego oraz biegłych w Federacji Rosyjskiej, biegli uznali wówczas, że z uwagi na panujące w Smoleńsku na przełomie września i października warunki atmosferyczne brak jest możliwości pobrania próbek ze wskazanych powyżej elementów wraku samolotu.

Pobrane w trakcie bieżącej wizyty próbki oraz przeprowadzone następnie szczegółowe badania laboratoryjne tych próbek w Polsce stanowić będą jeden z elementów opinii biegłych z Zakładu Fizykochemii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji.

Po raz kolejny informujemy, że opinia ta sporządzona będzie dodatkowo m.in. w oparciu o wyniki przeprowadzonych badań laboratoryjnych próbek zabezpieczonych z ekshumowanych dotychczas zwłok ofiar katastrofy, wyniki badań próbek (elementów metalu i powłok lakierowych tkwiących w brzozie) pobranych w Smoleńsku na przełomie lutego i marca 2013 r., wyniki badań próbek pobranych i zabezpieczonych w Smoleńsku na przełomie września i października 2012 r., wnioski wynikające z oględzin wraku i miejsca katastrofy, jak również o zebrany w toku śledztwa materiał procesowy.

Rzecznik prasowy NPW
wz. kpt. Marcin Maksjan

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

103. Prokurator Generalny

Prokurator Generalny wprowadzony w błąd ws. próbek z wraku Tu-154M? Będzie zawiadomienie do Prokuratury

Parlamentarny Zespół ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy
Smoleńskiej złoży zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa
przez wprowadzenie w błąd Prokuratora Generalnego, co do rzeczywistego
występowania śladów materiałów wybuchowych na wraku Tu-154M.

W najbliższy poniedziałek polscy śledczy po raz jedenasty udadzą się
do Smoleńska. Naczelna Prokuratura Wojskowa podała, że podczas pobytu
Polaków, ponad trzy lata po katastrofie, zostaną pobrane próbki z foteli
wraku samolotu Tu-154M. Do Smoleńska pojedzie prokurator – prowadzący
śledztwo w sprawie katastrofy – Wojskowej Prokuratury Okręgowej w
Warszawie oraz eksperci od badań fizykochemicznych i kryminalistyki.

Tymczasem pod koniec czerwca NPW arbitralnie stwierdziła, że biegli
nie stwierdzili pozostałości materiałów wybuchowych na elementach wraku
Tu-154M. Próbki pobrane jesienią 2012 r. z wraku tupolewa trafiły do
kraju w grudniu, ich badanie prowadziło Centralne Laboratorium
Kryminalistyczne Policji w Warszawie. Zbadano wtedy łącznie 258 próbek,
124 próbki gleby z miejsca katastrofy i 134 próbki z wraku.

Prokurator Generalny Andrzej Seremet zaznaczał z kolei w czerwcu, że
latem biegli pojadą na teren katastrofy, gdzie pobiorą kolejne próbki do
badań pod kątem obecności materiałów wybuchowych.

„Istnieją bardzo poważne przesłanki, że Prokurator Generalny Andrzej
Seremet został wprowadzony w błąd” – akcentuje przewodniczący
parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej poseł Antoni
Macierewicz.

 – Chcę przypomnieć, że po 30 października ub.r. prokuratorzy
wielokrotnie (dysponujemy 6 wypowiedziami) zapewniali, że zostały
zabezpieczone próbki na terytorium, gdzie leży wrak i jego części.
Wszystkie znaczące części zostały zabezpieczone, pobrane i przywiezione w
stanie nienaruszonym do Polski, gdzie spektrometry wskazały możliwość
występowania m.in. materiałów wybuchowych. Teraz dowiadujemy się, że z
foteli takich śladów nie pobrano i będzie trzeba je pobrać raz jeszcze
– powiedział poseł Antoni Macierewicz.

Ta sprawa ma szczególnych charakter dlatego składamy zawiadomienie o
możliwości popełnienia przestępstwa przez wprowadzenie w błąd
Prokuratora Generalnego.

Andrzej Seremet powinien w trybie natychmiastowym podjąć działania,
upewniając się czy nie mamy do czynienia z matactwem – podkreśla poseł
Antoni Macierewicz.

Istnieje domniemanie i duże prawdopodobieństwo, iż prokurator
został wprowadzony w błąd. A te próbki są rzeczywiście w Polsce i
przygotowywane jest oszustwo, które ma zastąpić materiał wykazujący
ślady materiału wybuchowego. Przez ponad 8 miesięcy pozostawiono
wskazane miejsca, gdzie występują ślady materiału wybuchowego Rosjanom.
Trudno przypuszczać, że po 8 miesiącach można było jeszcze tam cokolwiek
znaleźć. Przygotowano usprawiedliwienie dla przedstawienia fali pseudo
dowodu, gdzie nic nie zostało znalezione
– zaznaczył poseł Antoni Macierewicz.

Stefan HamburaDwanaście pytań do Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta w sprawie wyjazdu śledczych do Smoleńska

"Mając na uwadze fakt, iż odpowiedź na wszystkie powyższe pytania
ma charakter techniczny oraz dotyczy kwestii na bieżąco komentowanych
publicznie zarówno przez Pana Prokuratora Generalnego jak i prokuratorów
prowadzących przedmiotowe postępowanie, ich ujawnienie nie będzie miało
negatywnego wpływu na toczące się postępowanie, a służyć będzie
wyłącznie transparentności działań podjętych przez wojskowych śledczych z
trzyletnim opóźnieniem."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

104. Fotele do ekspertyzy W

Fotele do ekspertyzy
W Smoleńsku trwają badania foteli z rozbitego Tu-154M. Ich konstrukcje są połamane, co zdarza się bardzo rzadko podczas katastrof lotniczych

Piotr Falkowski, Smoleńsk

W Smoleńsku od 22 lipca ponownie przebywa prokurator wojskowy, dwóch biegłych specjalistów w zakresie fizykochemii oraz dwóch techników kryminalistycznych. Mają oni dokończyć pobieranie próbek z pozostałości samolotu. – Trwają oględziny elementów foteli, które były zabezpieczone w ubiegłym roku. W czasie poprzedniego wyjazdu wszystkie te elementy były wyjęte, spakowane do worków foliowych, oznaczone i odłożone. Dysponujemy dokumentacją fotograficzną z tamtego wyjazdu i każdy worek, który teraz bierzemy, porównujemy ze zdjęciami z jesieni – mówi prokurator wojskowy ppłk Karol Kopczyk, kierujący pracami ze strony polskiej i jednocześnie główny referent śledztwa smoleńskiego. W ramach badania foteli uwzględnia się też ich oddzielne części, takie jak pasy bezpieczeństwa, zestawy ratunkowe itp.

Okazuje się, że o ile sam wrak jest osłonięty wiatą, to fotele znajdują się w otwartych garażach tuż obok i jesienią nie było warunków do wykonywania czynności śledczych w sposób wystarczająco dokładny. W Smoleńsku dość wczesną jesienią zaczyna mocno wiać, robi się zimno i często pada deszcz. Jak mówi ppłk Kopczyk, nie dało się wówczas nawet filmować czynności śledczych – prokuratura posiada tylko fotografie. W garażu są zresztą nie tylko fotele, ale dużo innych drobnych przedmiotów z samolotu. Wszystko rozrzucone przez Rosjan podczas pospiesznego sprzątania miejsca katastrofy w kwietniu 2010 roku. Zwracają uwagę taśmy filmowe na dużych starych szpulach. Okazuje się, że są tam polskie filmy edukacyjne i historyczne, które delegacja miała przekazać smoleńskiej organizacji polonijnej. Jesienią polska ekipa nie pobrała próbek, ale przynajmniej wszystkie te przedmioty wyciągnięto, posegregowano i ułożono.

To dokończenie prac z jesieni ubiegłego roku. Wówczas prokurator i grupa ekspertów przebywała w Smoleńsku prawie miesiąc: od 15 września do 13 października przeprowadzono większość czynności związanych z przygotowaniem przez biegłych opinii dotyczącej obecności we wraku śladów materiałów wybuchowych. Jej część została zaprezentowana 27 czerwca. Po dokładnych badaniach okazało się, że w próbkach nie ma ani materiałów wybuchowych używanych przez terrorystów, ani chemicznych produktów ich spalania (pozostałych po domniemanej eksplozji). Wówczas także został ścięty duży fragment brzozy, z którą według Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) i raportu komisji Millera miał zderzyć się samolot. Na przełomie lutego i marca dokonano w Moskwie szczegółowych oględzin miejsca ścięcia (lub złamania) brzozy, pobrano próbki i powstały silikonowe kopie tych dowodów. Wtedy też pobrano z wraku dodatkowe próbki metalu i lakieru potrzebne biegłym jako materiał porównawczy.

Obecnie prowadzone badania kończą pozyskiwanie materiału dowodowego do opinii w sprawie materiałów wybuchowych. Dla jej ostatecznego sformułowania, poza zbadaniem wszystkich próbek ze Smoleńska, policyjne laboratorium musi zakończyć także analizę materiału biologicznego uzyskanego podczas ekshumacji ciał ofiar katastrofy (przeprowadzono ich osiem). Jak poinformował „Nasz Dziennik” prokurator Kopczyk, w najbliższym czasie nie są planowane żadne nowe wyjazdy do Rosji.

Teraz każdy kolejny fotel z polskiego tupolewa najpierw jest dokładnie oglądany, potem sprawdza się go tymi samymi przenośnymi detektorami (spektrometrami ruchliwości jonów) MO2M i PILOT. Na podstawie ich wskazań biegli określają miejsca, z których pobierane są próbki i wycinki. Wymienione urządzenia to dokładnie te same, których używano w ubiegłym roku. Wówczas doniesienia o ich wskazaniach „TNT” lub „NITRO” sugerowały wykrycie popularnych materiałów wybuchowych trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura tłumaczyła, że sugestywne napisy na wyświetlaczach oznaczają w rzeczywistości całą grupę podobnych substancji chemicznych, a czujniki są tak ustawione, żeby przede wszystkim typować materiał do dalszych badań. Jednak nie wszystkich te wyjaśnienia przekonały i zamieszanie wokół przebiegu wyników tych badań trwa do dziś – wpływa na rozpowszechnienie hipotez o wybuchu w samolocie jako przyczynie katastrofy.

– Wszystkie fotele tupolewa są połamane – mówi prokurator Karol Kopczyk. Ich oględziny są fotografowane i filmowane. Stan foteli może dużo powiedzieć biegłym o mechanizmie zniszczenia samolotu. Montowane w samolotach pasażerskich siedzenia są bardzo wytrzymałe i powinny przetrwać ogromne przeciążenia, większe niż organizm ludzki jest w stanie przeżyć. Złamanie konstrukcji foteli zdarza się bardzo rzadko podczas katastrof lotniczych.

Długotrwałe procedury

Prace w Smoleńsku się przeciągają. Mimo że polska ekipa pracuje 10-12 godzin dziennie, prawdopodobnie nie uda się zrobić wszystkiego w ciągu dwóch tygodni. Karol Kopczyk przewiduje, że potrwają do 5-6 sierpnia. Wszystkie czynności na bieżąco protokołuje dwóch oficerów rosyjskiego Komitetu Śledczego, którzy oficjalnie realizują polski wniosek o pomoc prawną z 21 maja. Jest też z nimi operator filmujący czynności.

Wszystkie próbki pobiera się w dwóch egzemplarzach. Jeden zabierają Rosjanie i mogą użyć m.in. ich do celów związanych z własnym śledztwem, a drugi po przejściu całej procedury, w którą zaangażowanych jest kilka instytucji rosyjskich i polskich, trafi do Zakładu Fizykochemii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie. Nie wiadomo, ile to potrwa. Dostarczenie próbek pobranych w październiku trwało prawie 2 miesiące, a pobranych w marcu – 3 miesiące.

Biegli pracują w zamienionym na laboratorium pomieszczeniu wydzielonym w budynku w pobliżu wiaty z wrakiem. Mają na mundurach białe kombinezony i specjalne ochraniacze na buty. W jednym z pomieszczeń, z oknem wychodzącym na plac z wiatą, dyżur pełni policjant pilnujący resztek tupolewa. Poza tym obiekt jest nieużywany. W ogóle teren Siewiernego zdaje się trochę zamierać. Częściej można spotkać na nim miejscowych skracających sobie drogę na działkę przez wojskowe lotnisko niż żołnierzy. W poniedziałek pewną odmianą w tym sennym krajobrazie były zawody sportowe zorganizowane na placu między wrakiem a pasem startowym. Kiedyś kołowały tam pewnie jakieś samoloty, a teraz dwie drużyny rywalizowały w biegach na czas. A może to był jakiś sprawdzian kondycyjny? Na wrak się nie oglądali.
http://www.naszdziennik.pl/wp/49596,fotele-do-ekspertyzy.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

105. Detektory biegłych w

Detektory biegłych w Smoleńsku znów wskazały na materiały wybuchowe

Na wyświetlaczach spektrometrów używanych przez polskich biegłych w Smoleńsku znów pojawiły się nazwy materiałów wybuchowych – o czym poinformowała Naczelna Prokuratura Wojskowa.
Polscy biegli pracują w pobliżu miejsca katastrofy Tu-154M od 22 lipca. Do tej pory zabezpieczyli ponad 250 próbek. Prokurator Generalny Andrzej Seremet zapowiadając wyjazd biegłych mówił, że w momencie, gdy wcześniej pobierali próbki z foteli, nie dało się w sposób właściwy ich zabezpieczyć, ponieważ była zbyt niska temperatura.

Naczelna Prokuratura Wojskowa podkreśliła, że istnieje prawdopodobieństwo, iż prokurator i biegli przywiozą próbki z chwilą powrotu do kraju, który ma nastąpić w czwartek.
- Nawet gdyby to miało oznaczać, że przedstawiciele prokuratury rosyjskiej mają im towarzyszyć to każda formuła jest do przyjęcia pod warunkiem, że próbki te nie będą do dyspozycji rosyjskiej tylko, że będą przez cały czas nadzorowane przez polskich prokuratorów. Tak, żeby nie było żadnych wątpliwości. Tak, jak to miało miejsce po 30 października, gdy po 8 miesiącach prokuratura zorientowała się – jak twierdzi - że nie pobrała tego co pobrała i nie zbadała tego co zbadała – mówił podczas konferencji poseł Antoni Macierewicz, przewodniczący Parlamentarnego Zespołu Wyjaśniającego Okoliczności Katastrofy Tu-154M.
http://www.radiomaryja.pl/informacje/detektory-bieglych-w-smolensku-znow...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

106. Próbki z tupolewa w drodze do

Próbki z tupolewa w drodze do Polski

Ponad 300 próbek, pobranych m.in. z foteli rządowego tupolewa, przywiozą jutro do kraju prokurator i biegli

To zupełna nowość. Dotąd wszystkie materiały pobrane w Rosji, próbki,
fotografie, nagrania, wyniki badań, protokoły przesłuchań itd. najpierw
zabierał Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej, potem przekazywał je
rosyjskiej Prokuraturze Generalnej (zajmującej się sprawami
międzynarodowej współpracy prawnej).

Ten dopiero wysyłał wszystko do polskiej Prokuratury Generalnej, a ta
do prowadzącej sprawę katastrofy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w
Warszawie, która dopiero wtedy mogła zebrany materiał wykorzystywać w
śledztwie, w szczególności przekazać go biegłym do dalszych badań.

Pobrany materiał trafi do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

107. Próbki Tu-154M trafiły do

Próbki Tu-154M trafiły do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego

Żandarmeria Wojskowa przetransportowała ponad 300 próbek
zabezpieczonych ostatnio w Smoleńsku do Centralnego Laboratorium
Kryminalistycznego Policji – poinformował ppłk Janusz Wójcik, p.o.
rzecznik prasowy Naczelnego Prokuratora Wojskowego.

– Próbki zostaną poddane badaniom laboratoryjnym. Wyniki badań mamy
nadzieję poznać do końca roku – dodał ppłk Wójcik. Jak podkreślił,
właśnie wczesnym popołudniem specjalny patrol Żandarmerii Wojskowej
przetransportował próbki do CLK.

8 sierpnia prokuratura ujawniła, że biegli zakończyli trwające od 22
lipca prace w Smoleńsku, gdzie zabezpieczono ponad 300 próbek, które
polski prokurator oraz czterech biegłych przewieźli następnie do kraju.

Próbki pobierano z elementów foteli samolotu Tu-154M, a także z
pojedynczych elementów z wraku maszyny znajdujących się w workach
zabezpieczających fotele. Oprócz próbek z Rosji przewieziono też
dokumentację fotograficzną i zapis wideo obrazujący prace biegłych.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl