REKOLEKCJE AKO 2013- ks. prof. Paweł Bortkiewicz, duszpasterz AKO

avatar użytkownika Redakcja BM24

 

Szanowni Państwo,

Zwyczajem minionych lat, ks. prof. Paweł Bortkiewicz, duszpasterz AKO,
nadesłał nam pierwszy tekst rekolekcji 2013. Dzielimy się nim z Państwem,
a ponieważ zawiera rozważania głębokie i piękne, prosimy o ich ewentualne
upowszechnienie na portalu.
Pozdrawiam serdecznie
Stanisław Mikołajczak - przewodniczący AKO Poznań

Obraz w treści 1

 

 

REKOLEKCJE AKO – 2013

 

 

I.                  NIEDZIELA MĘKI PAŃSKIEJ

 

 

Kolejna niedziela palmowa – niedziela męki Pańskiej

 

Znów – jak w pigułce – zamknięty, ale i odsłonięty zostaje dramat ludzkiego życia. Jest w nim zdrada wbrew wierności, intryga wbrew dobru, podłość i zawiść wbrew miłości – to wszystko z jednej strony. A z drugiej strony – jest miłość Boga – cierpliwa i wybaczająca, miłość wierna mimo naszych niewierności, miłość odradzająca się w naszym Kościele, miłość, która zwycięży nawet śmierć.

 

Stajemy w tych otwartych drzwiach paschalnych, stajemy w progach bramy wiary – by pytać Boga o sprawy najważniejsze, by spoglądać na nasze życie, by wędrować z Nim naszymi ścieżkami.

 

Papież Franciszek na początku swego pontyfikatu zachęcił do wspólnej drogi, do wspólnego szlaku:

Zaczynamy tę drogę biskup – lud. To jest Kościół Rzymu, który przewodzi w miłości wszystkim Kościołom. Jest to droga braterstwa miłości i wzajemnego zaufania między nami. […] Życzę wam, aby ta droga Kościoła, którą dzisiaj rozpoczynamy, była owocna dla ewangelizacji, dla tego pięknego miasta.

 

Te słowa wprowadzają nas w atmosferę tego tygodnia, także tych naszych rekolekcji

 

W dzisiejszej tak bogatej Ewangelii – Pasji, Męce naszego Pana – chciałbym zwrócić nasza uwagę na trzy elementy:

 

Piłat więc oświadczył arcykapłanom i tłumom: "Nie znajduję żadnej winy w tym człowieku". Lecz oni nastawali […] gdy się upewnił, że jest spod władzy Heroda, odesłał Go do Heroda, który w tych dniach również przebywał w Jerozolimie.

 Na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył, zasypał Go też wieloma pytaniami, lecz Jezus nic mu nie odpowiedział.   Wówczas wzgardził Nim Herod, na pośmiewisko kazał ubrać Go w lśniący płaszcz i odesłał do Piłata.  W tym dniu Herod i Piłat stali się przyjaciółmi. Przedtem bowiem żyli z sobą w nieprzyjaźni.

 

Istnieją przyjaźnie i sojusze budowane kosztem Chrystusa. Istnieją relacje, które wydają Boga na śmierć i cieszą się wzajemnością przyjaźni. Dlaczego tak się dzieje? Za jaką cenę tak się dzieje? Jak zdławione są ludzkie sumienia,  które tworzą sojusz wbrew Bogu?

 

Pytanie o sumienie pogłębia się, gdy uświadomimy sobie kolejne wydarzenie:

 

Uwolnił im tego, którego się domagali, a który za rozruch i zabójstwo był wtrącony do więzienia; Jezusa zaś zdał na ich wolę.

 

Lud wybrał Barabasza. Wybrał go w referendum, w systemie woli większości, w głosowaniu. W systemie, który dla wielu jest synonimem demokracji.

 

Dziś bardzo wielu z nas chrześcijan, uważa demokrację za boga, jej wyroki za nieomylne, dziś wielu sądzi, że to, co uchybia demokracji – jest złem.

 

Czy demokracja jest faktycznie bogiem, czy też jest systemem służącym człowiekowi? Dlaczego demokracja zawodzi? Dlaczego kusi nas i schlebia prowadząc do tragicznych wyborów?

 

Jaka jest anatomia pokusy?

 

I trzecia scena, jakby konsekwencje owego styku demokracji i wiary, opinii większości i wyboru Prawdy, konsensusu społecznego i samotności wyboru Boga –

 

Jeden ze złoczyńców, których [tam] powieszono, urągał Mu: "Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas". Lecz drugi, karcąc go, rzekł: "Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz?  My przecież - sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił". I dodał: "Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa".  Jezus mu odpowiedział: "Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju".

 

Wybór Piłata, Heroda, starszyzny i tłumu, wybór złego łotra – to straszliwy dramat złego, zawinionego wyboru.

 

Ale jest też wybór dobrego łotra – wybór ocalający, wybór na miarę życia z Bogiem.

 

To wybór prawego sumienia, sumienia mniejszościowego, sumienia wręcz w osamotnieniu, ale …

 

Tylko ten człowiek usłyszał wprost od Boga:

           

„Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju". 

 

 

ks. prof. Paweł Bortkiewicz – duszpasterz AKO Poznań

 

 

REKOLEKCJE AKO 2013 – II. WIELKI PONIEDZIAŁEK

 

 

WIELKI PONIEDZIAŁEK

 

Judasz szuka usprawiedliwienia dla decyzji, która w nim dojrzewa. Jest to decyzja zdrady.

Jest to wybór sumienia.

 

Dziś, bardzo mocno akcentujemy sumienie i bardzo mocno wykazujemy ignorancję w jego rozumieniu.

 

Sumienie jest dla nas wyrocznią. A raczej staje się narkotykiem, środkiem opioidalnym, który ma pokryć ból istnienia, a jeszcze bardziej ból związany z odpowiedzialnym wyborem dobra.

Sumienie mówi ustami polityków – jestem katolikiem, przystępuję do komunii, ale zarazem nie widzę nic złego w aborcji, wspieram i będę wspierał in vitro

 

Przed wyborami prezydenckimi w Polsce:

 

Konsekwentnie jestem za życiem – odpowiadał "Gościowi Niedzielnemu" głośno deklarujący swój katolicyzm Bronisław Komorowski. I dodawał, że z tego powodu popiera sztuczne zapłodnienie tą metodą. Jednak mimo to Komorowskiego jako katolika zachwalał Władysław Bartoszewski.

 

To oczywiście nie jest domena polskich polityków i polskiej sceny politycznej

Protestancka kanclerz, publicznie żądała od Benedykta XVI wyjaśnienia pobudek, które skłoniły go do zrehabilitowania lefebrystycznego biskupa Richarda Williamsona. Bliski CDU publicysta Alexander Gauland przyrównał zachowanie kanclerz do Kulturkampfu Bismarcka. „Tego nam jeszcze brakowało! [...] To co najbardziej irytuje w państwowej napaści na wewnętrzne sprawy Kościoła, to nieprzyjemna mieszanka niemieckiego moralizatorstwa i taniego efekciarstwa” – pisał Gauland w dzienniku „Tagesspiegel” (09.02.2009).

 

To nie był zresztą jedyny i może nie najważniejszy problem w chrześcijańskości CDU…

 

Judasz usprawiedliwiający swój wybór zdrady Boga – usprawiedliwiający w typowo przewrotny i lewacki sposób: "Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim?"

 

Kandydat na prezydenta i prezydent Polski, który opowiada się za procedurą manipulacji człowiekiem w początku jego zaistnienia - bo konsekwentnie jest za życiem

Kanclerz Niemiec, która krytykuje papieża za jego gest pojednania w stronę człowieka, ale gest niepoprawny politycznie.

 

A przecież poprawność polityczna jest dla wielu najważniejszą religią w zlaicyzowanym świecie.

 

Judasz, kanclerz, prezydent… wielu z nas, kieruje się po prostu sumieniem. Mam swoje sumienie, według sumienia, kierując się sumieniem …

 

Warto zatem i trzeba pytać o rolę, o miejsce sumienia w naszym życiu.

 

Czy sumienie samo w sobie i samo z siebie wydaje decydujący głos w sprawach moralnych? Czy jest ono absolutnym kryterium rozstrzygania? Czy wystarczy przywołać głos sumienia dla usprawiedliwienia wszystkiego?

 

Średniowieczna tradycja – wskazywała, że sumienie obejmuje dwa poziomy – sumienia, które jest sądem, rozeznaniem i sumienia, które jest aktem, decyzją podejmowaną w konkretnej sytuacji.

 

Wiele fałszywych twierdzeń na temat sumienia wywodzi się stąd, że zapominano o tym rozróżnieniu, ale i zapominano o ścisłym i wzajemnym odniesieniu i powiązaniu tych poziomów.

 

Pierwszy poziom sumienia – owo rozeznanie, stan wiedzy moralnej tradycja filozoficzna i teologiczna określała mianem „synderesis".  

Druga warstwa nosiła nazwę - „conscientia".

 

Greckie słowo „synderesis"  było przejęte ze stoickiej nauki o kosmosie, a jego dokładne znaczenie nie jest jasne. Może dlatego kard. Ratzinger zaproponował kiedyś, by nazwać tę warstwę  - anamnesis (przypomnienie). To słowo pozwala dostrzec, że ten pierwszy  poziom fenomenu sumienia  wskazuje, że  dane nam jest coś w rodzaju źródłowej wiedzy o dobru i prawdzie. Ten poziom przypomina, że człowiek z natury skierowany jest ku swemu Stwórcy.

 

Anamneza [przypomnienie] początku jest wewnętrznym sensem, zdolnością przypomnienia, tak że człowiek zagadnięty o swój początek odkrywa w sobie jakby jego echo. Na tej anamnezie Stworzyciela, przypomnieniu spraw najważniejszych - buduje się możliwość i prawo do prowadzenia życia, działania.

 

Wyodrębnienie tych poziomów sumienia jest ważne.

 

Po pierwsze dlatego, że pokazuje, iż sumienie nie jest tak skrajnie indywidualistyczne, jak niekiedy się to wmawia. Nie wystarczy powiedzieć: wedle mojego sumienia aborcja winna być dopuszczalna i nie widzieć w tym problemu z nauką Kościoła.

 

Kościół nie wymaga posłuszeństwa normom moralnym tylko dlatego, że uważa to z jakichś względów za pożyteczne – nie czyni tego ze względu na swój własny autorytet. To druga ważna kwestia związana z owymi poziomami sumienia.

 

Autorytet Kościoła (papież) wymaga posłuszeństwa normom moralnym dlatego, że sumienie-anamneza potrzebuje pomocy z zewnątrz, by dojść do pełniejszej świadomości siebie.

 

Pomoc taka nie stoi w opozycji sumienia, lecz jest mu podporządkowana: pełni funkcję majeutyczną, to znaczy akuszerską (tak jak Sokrates nie zmuszał do swych poglądów, lecz dopomagał w „porodzie” właściwej oceny, decyzji, w „porodzie” prawdy).

 

Taka pomoc nie narzuca niczego.

Wychodzi naprzeciw właściwej sumieniu otwartości na prawdę.

 

Kiedy dokonywano wyboru nowego papieża, pojawiały się liczne głosy, że po konserwatywnym Janie Pawle II, wiernym do bólu prawdzie, po „pancernym kardynale”, co stał się papieżem Benedyktem, przyjdzie czas na postępowego przywódcę Kościoła. Media snuły oczekiwanie na temat stosunku papieża do aborcjonistek i homoseksualistów, do zwolenników eutanazji…

 

Istota nauczycielskiego urzędu papieża wyraża się w tym, że jest on adwokatem chrześcijańskiej anamnezy, a nie rzecznikiem utraty pamięci i dziedzictwa Kościoła.

Papież nie narzuca niczego wiernym, lecz rozważa chrześcijańską pamięć i broni jej.

 

Taka jest owa pierwsza warstwa sumienia.

 

Druga warstwa sumienia – poziom sądów i decyzji, to ten poziom, na którym  sumienie" oznacza  conscientia". Dziś zacieśnia się pojęcia sumienia do tego tylko poziomu, a to prowadzi do tragicznych pomyłek, do samotności sumienia. Samotności, bo jest ono pozbawione pomocy, przewodnika, skazane na samowystarczalność.

 

A w tej samotności łatwo o zagubienie anamnezy, a przyjęcie, dotyk – amnezji.

Zamiast pamięci o dobru – niepamięć o możliwości czynienia dobra, popełniania zła.

 

[Takie były doświadczenia związane z próbą lustracji – wielu lustrowanych mówiło nie pamiętam, nie przypominam sobie, nie znam… To postawa tragiczna, ale dziś dla wielu bardzo wygodna, zwalniająca z realnej odpowiedzialności sumienia.]

 

Judasz, gdybyśmy mogli odtworzyć dramat jego sumienia stawał w obliczu kuszenia:

- nie ten Mesjasz, nie taki Mesjasz, jak wyobraźnia podpowiadała

- nie taki związek z Mesjaszem, który dawałby władzę…

- nie takie oczekiwania

- ktoś żąda informacji, zapłaci  za nią – wystarczy donieść, to tylko sprzedaż informacji – wielu z czegoś żyje

- powiem tylko – gdzie jest, kiedy będzie w określonym miejscu – to przecież sprawa neutralna

 

Ale miał w tym wszystkim szansę przypomnienie – anamnezy:

 

- dobro należy czynić, zła unikać

- zdrada jest złem, wierność jest dobrem

- nie będziesz donosił, nie będziesz zdradzał,

 

Judasz zagłusza jednak w sobie głos sumienia, idzie za sumieniem, które jest impulsem, naznaczonym emocjami.

 

W tym rozdarciu sumienia, a dokładniej w tym zakłamaniu sumienia - wychodzi na jaw tragedia człowieka. Tragedia, która kończy się bardzo konsekwentnie – samozagładą i samounicestwieniem.

 

Niekiedy jest ono tak spektakularne, jak w przypadku Judasza. Niekiedy jest śmiercią człowieczeństwa przy zachowaniu gry na scenie życia politycznego czy społecznego, czy małżeńskiego. Ale samozagłada się dokonuje.

 

Judasz do końca mógł się powstrzymać, mógł zmienić decyzję.

Nawet po zdradzie mógł podjąć dzieło pojednania – a pokuta odmienia oblicze świata, mogłaby odmienić i jego oblicze.

 

Ale Judasz tego nie uczynił

 

Pozostał i pozostaje dla nas przestrogą.

 

 

 

 

Etykietowanie:

5 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. REKOLEKCJE AKO 2013 – III.

REKOLEKCJE AKO 2013 – III. WIELKI
WTOREK

 

WIELKI WTOREK

 

Jezus w czasie wieczerzy z uczniami swoimi
doznał głębokiego wzruszenia i tak oświadczył: "Zaprawdę, zaprawdę
powiadam wam: Jeden z was Mnie zdradzi". Spoglądali uczniowie jeden na
drugiego niepewni, o kim mówi.

 

 

Skąd bierze się w nas
skłonność do zdrady? Skąd uleganie wielorakim pokusom? Dlaczego gubimy się
wciąż w  labiryntach kłamstwa? Dlaczego nie opieramy się złu? Skąd problem
z odróżnianiem prawdy od tego, co jest zakłamywaniem obrazu rzeczywistości?

Dlaczego siła i pragnienie
wierności wystawiane jest wciąż na ciężkie próby, a czasem na próby lekkie,
dlaczego jednym i drugim - ulegamy?

Dlaczego tak trudno wyznać
wstydliwą prawdę, dlaczego tak niełatwo przyjąć gorzką prawdę o nas samych
i o innych, wspólnie uwikłanych w dramaty kuszenia?

Dlaczego zamiast Chrystusa, który
nas nigdy nie zawiódł wybieramy miałki spokój za cenę 30 srebrników? 30
srebrników, to była cena niewolnika. Dlaczego zamiast Chrystusa wybieramy  niewolnika?

 

To odwieczne pytania
o naturę człowieka, o dobro, o zło.

To pytania o naszą podatność na
uleganie mu, pytanie fascynujące i zarazem przerażające.

 

Judasz i Piotr. Jeden zdradza z
powodu rozczarowania takim Mesjaszem. Widział go potężnym przywódcą, co więcej
widział siebie robiącego przy nim karierę. Rozczarowany zdradza za pieniądze.

Drugi zaprze się ze strachu. Ze
strachu przed kobietą, służącym, grupą żołnierzy zajętych nie śledztwem w
sprawie wyznawców Jezusa, ale zajętych grzaniem się przy ogniu.

 

Może jest tak dlatego, że obaj
przez te trzy lata bycia z Jezusem bardziej uwierzyli w siebie i sobie, niż
Jezusowi. Obaj schlebiali sobie, każdy na swój sposób.

 

W przypadku kuszenia przez schlebianie,
kusiciel nie odwołuje się do poczucia zagrożenia. Odwołuje się do poczucia
wartości kuszonego. Groźba łatwo skutkuje wobec ludzi lękliwych. Zarówno Judasz,
jak i Piotr nie wydają się być ludźmi podszytymi strachem. Takich ludzi - odważnych
i pewnych siebie łatwo skusić schlebianiem. Józef Tischner w „Złu
w dialogu kuszenia” pisał:  Schlebiać
znaczy: budzić przekonanie, iż człowiek jest godny większego uznania
i szacunku, niż uznanie i szacunek, jakie mu ofiarowują jego bliscy.
Pochlebstwo zmierza do przemiany aksjologicznych przeświadczeń kuszonego,
związanych z dotychczasowym systemem uznań. [...] Trafić do
przekonania kuszonego znaczy, nadać znaczącą nazwę temu, co pozostaje nie
określone, na pograniczu wysłowienia. Przyznanie nazwy jest umocnieniem treści.
Ale to nie ja sam „trafiłem sobie do przekonania” – to drugi mnie umocnił
i określił. Kimkolwiek byłby ten drugi, muszę przyznać, że w tym
przynajmniej przypadku nie minął się z prawdą. Muszę go nazwać „moim
odkrywcą”. I tak zaczyna się wzajemność. Ja wiem dzięki niemu, kim jestem,
a on dzięki mnie wie, iż jest odkrywcą mojej prawdy. Jak ja nie jestem
byle kim, tak on w tej samej mierze nie jest byle kim?
” (s.
250-251).

 

Judasz. Może poczuł się
szczególnie ważny wtedy, gdy zrozumiał, że Mesjasz nie jest tym oczekiwanym.
Nie chce wszczynać powstania, nie konstruuje planów politycznych, nie ustala
gabinetów cieni. Nie pożąda władzy.

Rozpoznał to napięcie, czy też
rozdarcie w Jezusie – między głoszonym orędziem Mesjasza, a brakiem
zaangażowania w wyzwolenie polityczne. Podzielił się tą wiedzą ze starszyzną.
Ci może powiedzieli: widzisz, jesteś
wyjątkowo inteligentny, inni tego nie zauważyli, ocalisz naród, przejdziesz do
historii

 

Piotr może poczuł dotyk pychy już
pod Cezareą Filipową, gdy usłyszał:
Błogosławiony jesteś Szymonie, synu Jony…
Nie zwrócił uwagi na dalsze słowa
Pana: …bo ciało i krew nie objawiły ci
tego..
 

Może poczuł się wybrany,
wyjątkowy, najbliżej Syna Bożego, ale… Ale dlaczego miałby być aż tak blisko
krzyża i cierpienia? Czy taka jest wartość bycia wyjątkowym? Czy on na to
zasłużył?

 

Pycha polega na poczuciu
wyjątkowości, na wrażeniu, że jest się lepszym od innych i że tego tytułu należy
mi się więcej niż innym. Te skryte przeświadczenia potwierdza kusiciel, przedstawiając
się w roli sprzymierzeńca, zawiązując z kuszonym fałszywe przymierze. To nowe
przymierze zostaje zawiązane przeciwko tym, którzy do tej pory mojej prawdziwej
wartości nie doceniali, nie dostrzegali.

 

Gdy kuszony zawierza kusicielowi
– przyjmuje jego obietnice, propozycje, jego ogląd świata. I ulega pokusie.

 

Kuszenie jest  dramatem, który rozgrywa się pomiędzy
kusicielem a kuszonym, pomiędzy jakimś Ja i Ty. Kusiciel jawi się
jako ten, kto zna prawdę, jest o niej przekonany i jej wierny.
Natomiast człowiek wprowadzany w kuszenie nie zna prawdy, nie jest o niej w pełni
przekonany, nie zna jej autentycznej wartości. Potrzebuje przewodnika, który do
niej doprowadzi, objawi jej wartość, przekona o znaczeniu.

Kusiciel staje się przewodnikiem
kuszonego na drodze poznania prawdy. On pokazuje drogę, odsłania meandry
powikłań i tajemnic. Wprowadza w swój świat, pokazuje jego bogactwa
i możliwości. Jednocześnie daje subtelnie do zrozumienia kuszonemu, że to
on, jest kimś wyjątkowym, wybranym uprzywilejowanym, jedynie świadomym pośród
całego motłochu bezrozumnych istot. Tylko on jest kimś tak ważnym i cennym,
że  może posiąść bogactwa tego świata,
którymi kusiciel chce się z nim podzielić.

Kusicie zakłamuje drastycznie
prawdę, ale nie o prawdzie prowadzi z kuszonym dialog. Rozmawia z nim o jego,
kuszonego wartości, o jego wyjątkowości, a w zamian domaga się uznania.

 

To nie jest formalnie spór o
prawdę, to jest spór o przeświadczenie o wartości i uznanie.

Jednak w samej swojej istocie,
mechanizmem tego sporu jest zakłamanie prawdy o rzeczywistości.

 

W dialogu kuszenia idzie o to,
żeby kuszony przejął obietnice kusiciela, uznał jego racje, jego sposób
myślenia, żeby docenił wartość i znaczenie punktu widzenia, z jakiego
kusiciel przedstawia mu swoje propozycje. Kłamliwa
mowa staje się mową szczególnego nacisku, która może przechodzić od lęku aż po
najwyższe stopnie oczarowania. Ile w tej mowie wiedzy o człowieku!
O jego słabościach i marzeniach tym, od czego człowiek ucieka
i ku czemu dąży. Niekiedy wydaje się, że trzeba więcej wiedzieć, by móc
kłamać, niż by mówić prawdę
(Filozofia
dramatu,
s. 142).

 

Dziś obserwujemy te scenariusze
kuszenia w różnych płaszczyznach. Te obszary kuszenia stają się bolesnymi
obszarami zdrady.

 

Wspomnę tylko o dwóch takich
obszarach kuszenia i zdrady.

 

W skali globalnej – widzimy
kuszenie, które staje się  zdradą życia i
zdradą rodziny…

Kusiciel starszy, budzi lęk, ale
i uwodzi. Zagraża nam przeludnienie, wisi
nad nami bomba demograficzna, grozi globalne ocieplenie, a winę za to ponosi
człowiek, który wydycha dwutlenek węgla, czyha klęska ekologiczna, a winny jest
główny drapieżnik i pasożyt – człowiek…

 

Jak temu zapobiec? Przez wyludnienie, przez szerzenie
kultury śmierci, przez dewastację małżeństwa i rodziny…

 

Jest dzisiaj też bardzo druga
bolesna płaszczyzna kuszenia – zdrady w sferze dotyczącej naszej polskiej
tożsamości.

 

Jej tragicznym symbolem jest
katastrofa smoleńska – zamach smoleński.

Jak wiele zrobiono tutaj, by
postraszyć kuszonych i uwodzonych. Straszono naruszeniem dobrych stosunków z
wielkim sąsiadem, a to zawsze oznacza naruszenie polskiej racji stanu.

Jak wiele zrobiono, by uwieść
nas, kuszonych prostym podziałem – że kto za winą polskiego prezydenta i
polskich pilotów – ten światły, mądry, roztropny. Kto sądzi inaczej, kto snuje
inne teorie – ten jest oszołomem, ideologiem, wyznawcą absurdalnych poglądów.

Kto jest po stronie władzy, ten
jest patriotą. Kto staje po stronie prawdy, lub choćby po stronie jej szukania –
ten pieniaczem, warchołem, a może i zdrajcą…

 

Wielu ulega dziś pokusie. Czy to
z racji lęku, czy może częściej dzisiaj z racji schlebiania. Bo kto nie chce
czuć siły większości, splendoru salonu, wsłuchiwać się w fanfary nagradzanych?

 

Kościół, któremu zarzuca się
nieraz politykowanie, był, jest i musi być po stronie tych, co szukają prawdy,
co cenią wierność prawdzie i dobru, co mają odwagę myśleć pod prąd.

 

 

Nie wstydźmy się przypadkiem, że
należymy do tego Kościoła…

 

 

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. REKOLEKCJE AKO 2013 –

REKOLEKCJE AKO 2013 – IV.
WIELKA ŚRODA


 



Obraz w treści 3


 


 


WIELKA ŚRODA


 


Jeden z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota,
udał się do arcykapłanów i rzekł: "Co chcecie mi dać, a ja wam Go
wydam". A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał
sposobności, żeby Go wydać.


 


[…] "Ten, który ze Mną rękę zanurza w
misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest
napisane; lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie
wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził". Wtedy
Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: "Czy nie ja, Rabbi?" Mówi mu:
"Tak jest, ty".


 


Dialog o zdradzie, ale i mowa o
bliskości, lojalności...


Dialog o bardzo wąskiej granicy
między wiernością z zdradą.


Zdrada może zaistnieć
tylko wtedy  kiedy najpierw zaistnieje
wierność. Wierność zaś budowana jest poprzez swego rodzaju zadomowienie - pozwalamy
na to, by ten drugi zamieszkał w nas; czynimy go niejako naszym „domownikiem”.


W ten sposób godzimy
się na to, by drugi stał się dla nas wyjątkową wartością, my przyjmując go - ofiarujemy
to, co dla nas stanowi wartość najwyższą, a więc samych siebie.


Zadomowienie oznacza
wzajemność: oto zyskuję prawo, by posiadać tego drugiego, ale zarazem, w sposób
niezbywalny - daję siebie drugiemu, powierzam mu siebie, pozwalam mu zawładnąć
sobą, ale zarazem.


To dlatego małżonkowie
ślubują sobie w tych niezwykłych słowach przysięgi miłości – ową szczególną
wzajemność. To jest jedyny moment godny, prawy, gdy człowiek może powiedzieć, i
mówi drugiemu człowiekowi: biorę ciebie
za żonę… biorę ciebie za męża…


Brać, wziąć człowieka….
Na ogół protestujemy przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Bo takie wzięcie oznacza
jakąś instrumentalizację, uprzedmiotowienie. Tu jednak, w czasie tej przysięgi,
 tak nie jest. Nie sprzeciwiamy się, bo
ten, kto bierze, jednocześnie, zarazem siebie oddaje. Pozwala na to, by druga
osoba, ta, która została wzięta powiedziała równie mocno: biorę ciebie za męża… biorę ciebie za żonę…


W tym wzajemnym
obdarowaniu zawiera się swoiste powiernictwo nadziei. Warto w tym miejscu
przywołać refleksje ks. Tischnera. Powiernictwo nadziei pojawia się w sytuacji,
gdy jest ktoś, którego wybrałem i który wybrał mnie spośród wszystkich;  to właśnie jemu ofiarowałem siebie i w
nim położyłem całą swoją nadzieję. „ Ważną
rzeczą jest relacja powierzenia nadziei. Jeśli to powiernictwo załamie się,
cios idzie bardzo głęboko. Wtedy to aksjologiczne „ ja” człowieka staje pod
znakiem zapytania. „ Jesteś dla mnie nikim...” Jeżeli dla ciebie jestem nikim,
to dla kogo będę kimś
?” (Por. Przekonać
Pana Boga,
Kraków 1999, s. 166)


Powiernictwo nadziei
oznacza budowanie wzajemności, która jest wartością, jest zadomowieniem kogoś u
mnie i mnie u tego kogoś. Jest doświadczeniem wartości. Musimy wiedzieć, że
jesteśmy „coś warci”, że nasze życie jest naprawdę wartościowe. Ale przecież
prosta refleksja nad życiem uczy nas niewystarczalności, uczy tego, że
potrzebujemy kogoś drugiego. Tylko inny może nadać pełny sens naszemu
istnieniu. Dzieje się tak właśnie, gdy drugi obdarza nas miłością, kiedy
przygarnia nas – i to wszystko co mamy własnego – i czyni to również swoim.


W pięknym i mądrym
dramacie Karola Wojtyły „Przed sklepem jubilera” pada wyznanie:


Od kilku lat szła obok mnie, a nie wiedziałem,


że to właśnie ona idzie i dojrzewa.


[…]


Po kilku latach widzę to wyraźnie,


że drogi, które powinny się rozbiec,


zbliżyły nas właśnie do siebie.


[…]


Tak trzeba.


Dziś widzę, że mój kraj jest także jej krajem,


a przecież marzyłem, by przerzucić pomost”


Intersujące i ważne jest to, że zakochany bohater dramatu
opisuje swoje drogi do ukochanej kobiety jako przerzucanie pomostu między dwoma
krajami. Jakby wskazywał na analogię, że to, co dotyczy wierności i miłości,
rozgrywa się nie tylko w przestrzeni życia małżeńskiej. Dotyczy też wspólnoty
narodu, wspólnoty zadomowionej w swoim kraju.


Istotnie, zadomowienie, wierność, poczucie wartości,
relacja dawania siebie i brania, dotyczy nie tylko życia małżeńskiego. Choć na
pewno w tym obszarze życia dokonuje się najpełniej najbardziej dosłownie. Jest
to jednak prawo, prawidło, które rządzi zasadą wierności, lojalności, bycia u
siebie w domu – w odniesieniu do spraw społecznych, narodowych, państwowych,
także międzynarodowych.


Wierność jest zadomowieniem osób. Jest wyznaniem,
wzajemnym, że stanowią one dla siebie wartość, że mogą na sobie polegać. Dlatego
powierzają się sobie nawzajem, owym szczególnym powiernictwem nadziei.
Osoby niejako (mniej lub bardziej dosłownie) wyznają sobie:
Ja tobie obiecuję, że nigdy Ciebie nie
opuszczę, że jesteś dla mnie najważniejszy, że jesteś dla mnie wartością.


Najbardziej dosłownie
wyznają to sobie małżonkowie, ale w jakiejś innej formie wyznają to sobie inni
ludzie składający sobie powiernictwo nadziei: tak wyznaje to uczeń mistrzowi,
zakładając wierność wyuczonym wartościom, tak wyznaje dziecko rodzicom, pamiętając
później o naukach wyniesionych z domu, tak zarazem wyznaje to obywatel swojemu
państwu, któremu chce służyć, którego dobrobyt chce współbudować.


Odpowiedzią na taką
obietnicę jest, jak pisze Tischner „ powierzenie
własnej nadziei temu, kto obiecuje. Człowiek żyje z powiernictwa nadziei, jak
żyje z ziemi i z deszczu. A wzajemne powierzenie nadziei to nic innego jak
miłość.
(Por. Przekonać Pana Boga... s.195). Co ciekawe, Tischner ilustruje
tę wzajemność powiernictwa nadziei poprzez relację wychowawcy do wychowanka: „ Relacja powiernictwa jest bardzo
złożona. Najpierw powiernikiem jest ktoś, na kim można się oprzeć. Ale z
drugiej strony, wychowanek, który powierza swoją nadzieję, musi mieć
świadomość, że w oczach wychowawcy jest „kimś”, ma jakąś wartość, w tej relacji
tkwi głęboka aksjologia. Można powiedzieć, że krystalizuje się w niej
aksjologiczne ja wychowanka, który zostaje w czymś doceniony – często w tym,
czego sam w sobie 
 nie
docenia – oraz „ja” wychowawcy, który jest gotów narazić się za wychowanka i
stanąć w jego obronie, gdy zajdzie taka potrzeba”
(Por. Przekonać Pana Boga... s.195).   Powiernictwo nadziei jest więc
relacją wzajemności.


Dlatego wychowawca,
mistrz wyznaje to uczniowi, zapewniając pamięć o nim, deklarując swoją pomoc w
razie potrzeby. Tak w sposób zupełnie naturalny i bez wielkich słów, wyznają to
rodzice dziecku, dlatego, że  w ich
relacjach nic się nie zmienia, pomimo upływu lat. Taką deklarację składa też
państwo, jego władze, obywatelom, gwarantując im  poszanowanie praw, zabezpieczenie
suwerenności, bezpieczeństwa…


Jeśli owo powiernictwo nadziei zostaje zniszczone, jeśli
wzajemność jest zniszczona, a z zadomowienia ktoś zostaje przegnany – mamy do
czynienia ze zdradą. Ten, kto zdradza odrzuca cały ten piękny i wytrwały proces
budowania zadomowienia i wartości, ten, kto zdradza
niejako neguje naszą wartość. Przestajemy być dla niego wartością,
a zarazem próbuje nas przekonać, że nie jesteśmy już wartością dla samych
siebie.


Pisał Tischner: „Zdrada,
(...) jest zerwaniem pierwotnych więzi ufności – ufności naturalnej, jaką ma
dziecko do rodziców, i ufności wybranej, jaką mają do siebie małżonkowie, uczeń
i mistrz, przyjaciele”
(
Tischner, Filozofia
dramatu, s. 349).  


Spoglądamy w tych
dniach na największą zdradę, jaka dokonała się w dziejach – zdradę Nauczyciela
i Pana przez ucznia, zdradę Jezusa przez Judasza, zdradę Boga przez człowieka.


Próbujemy niekiedy tę
zdradę zrozumieć, próbujemy ją usprawiedliwiać – swoistą racją stanu, dobrymi
intencjami Judasza, niezrozumieniem. Im bardziej podejmujemy te próby, tym
bardziej doświadczamy dramatycznej różnicy między ludzkim przekreśleniem
wartości, wypędzeniem Boga z ludzkiego domostwa, a – wiernością Boga.


Spoglądamy na ten
dramat, który się nie kończy, który trwa. Spoglądamy i pytamy o stan naszego
życia społecznego, naszego życia publicznego. Pytamy o wierność wartości jaką
jest Polska, nasz dom, o wierność człowiekowi, który jest bliźnim w szczególnej
wspólnocie – narodu, o wierność i lojalność władzy względem tych, którym ma
służyć…


Przekonujemy się
zarazem, że ta największa zdrada w dziejach dokonała się w sferze odrzucenia
Boga, przekreślenia wartości, jaką jest Bóg, który dla nas stał się człowiekiem, który nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem…


Bł. Jan Paweł II pisał
kiedyś, że kto odrzuca Boga, jako Boga ten sprzeciwia się najgłębszej koncepcji
osoby ludzkiej… W chwili, gdy doświadczamy w Polsce, w Europie poniżenia
godności człowieka, gdy media bardziej zainteresowane są kryzysem bankowym niż
kryzysem małżeństwa i rodziny, gdy w naszym kraju znów potrzeba strajku i
protestu, aby przypomnieć o hierarchii wartości życia społecznego… W tej
właśnie chwili – czy nie warto, czy nie trzeba bezwzględnie przypomnieć sobie
słowa Piotra. Nie te z Wieczernika, zadufane we własne siły, ale te spod
Kafarnaum, słowa zawierzenia Bogu: Panie,
do kogóż pójdziemy?

Ty masz słowa życia wiecznego.





Obraz w treści 5

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

3. REKOLEKCJE AKO 2013 –

REKOLEKCJE AKO 2013 – V.
WIELKI CZWARTEK


 Obraz w treści 2

 

WIELKI
CZWARTEK

 

Msza
święta Wieczerzy Pańskiej przenosi nas do Wieczernika. Każe zatrzymać się wokół
tajemnicy Eucharystii i tajemnicy kapłaństwa.

 

Ale
wówczas, gdy trwamy w tej zadumie i dziękczynieniu nie wolno nam pominąć ważnej
treści dzisiejszej liturgii słowa. Oto dane jest nam na początku słowo
wyzwolenia.

 

I wezmą krew
baranka, i pokropią nią odrzwia i progi domu, w którym będą go spożywać.[…]

Tak zaś
spożywać go będziecie: Biodra wasze będą przepasane, sandały na waszych nogach
i laska w waszym ręku. Spożywać będziecie pospiesznie, gdyż jest to Pascha na
cześć Pana. Tej nocy Ja przejdę przez Egipt, zabiję wszystko pierworodne w
ziemi egipskiej od człowieka aż do bydła i odbędę sąd nad wszystkimi bogami
Egiptu. Ja, Pan.

 

To
słowa ustanawiające paschę. Pascha, hebr.
pesah,
to przejście. Owym pra-pierwotnym przejściem było przejście z ziemi
niewoli do ziemi obiecanej, z krainy śmierci do krainy życia. To wydarzenia
fundowało nadzieję, której nie mogły zniwelować żadne inne wydarzenia
traumatyczne. Dlatego każdego roku centralne święto Izraela – Pascha
rozpoczynało się od wspomnienia tamtej najważniejszej w dziejach nocy – nocy
przejścia i nocy wyzwolenia.

 

Noc
wyzwolenia i słowo wyzwolenia… Te tematy wciąż pozostały i pozostają aktualne,
niezależnie od upływu dziejów, od kontekstu zdarzeń. Ta noc i to słowo było
mocą w czasach niewoli, wygnania, okupacji…

 

Ta
noc i to słowo – wciąż dzisiaj przemawiają. Bo wciąż jest sytuacja zniewolenia,
bo wciąż jest doświadczenie wyzysku, przemocy, niesprawiedliwości. Do tego
słowa i do tych tekstów z Księgi Wyjścia odwołała się w latach 70 minionego
wieku tzw. teologia wyzwolenia. Warto o niej wspomnieć, gdyż obecny Ojciec
Święty Franciszek pochodzi z kontynentu i regionu, w którym teologia wyzwolenia
szerzyła się bardzo intensywnie.

 

By
zrozumieć istotę tej teologii trzeba zrozumieć nędzę i wyzysk. Trzeba by wejść
w dzielnice nędzy miast brazylijskich, czy argentyńskich, kolumbijskich czy
wenezuelskich. Trzeba by zamieszkać w brazylijskich favelach, w argentyńskich
villa banana,  jeść wraz z ludźmi tam
mieszkającymi maniok zmieszany z papierem gazet i pieczony jako placki, trzeba
zatęsknić za wodą pitną, zapomnieć o wielu sferach cywilizacji…

 

Teologia
wyzwolenia uznała taki stan ze niedopuszczalny. Przypomniała, że w Kościele, w
Ewangelii, jest bardzo wyraźna opcja preferencyjna na rzecz ubogich, że Kościół
jest Kościołem ubogich. Księża porzucali parafie, szli do faveli, do slumsów,
dzielili los z ich mieszkańcami. Czytali słowo Boże, a dokładniej odczytywali
dzieje paschy i dzieje wyjścia z niewoli, komentowali, snuli wizje i
propozycje, spożywali posiłek we wspólnocie biednych i wykluczonych… Traktowali
to jako Eucharystię…

 

Celebrowali
codzienność zamiast Eucharystii…

 

W
ich słowach było coraz więcej analiz marksistowskiej walki klas, coraz więcej
lewackiego nastawienia i wiary w komunizm jako raj na ziemi… Niektórzy z nich,
w tym najwięksi myśliciele tego ruchu, jak Leonardo Boff, porzucili kapłaństwo,
życie zakonne, ostatecznie Kościół…

 

Z  teologią  wyzwolenia  musiał zmierzyć się Paweł VI,  a jeszcze  bardziej  konkretnie  Jan Paweł II. Papież, którego wezwano z
dalekiego kraju, nie mógł mieć złudzeń, że mariaż Ewangelii z Manifestem
komunistycznym, wiara w Chrystusa z karabinem na ramieniu – to złowroga iluzja,
to opium dla ludu…

 

Warto
i trzeba przywoływać ten kontekst, gdy dziś formułuje się zarzuty wobec
obecnego papieża, nie dostrzegając złożoności tamtych czasów. Kościół
latynoamerykański w wielu wypadkach stawał wtedy na rozdrożu – wielu jego
księży faktycznie bardziej było ideologami i rewolucjonistami, niż kapłanami
Chrystusa.

 

W
tym kontekście warto wczytać się w dzisiejszą Ewangelię. W ten niezwykły gest
pokory Boga – Człowieka.

 

          On,
który nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem…

On, który
ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi…

 

W czasie
wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty, syna Szymona, aby
Go wydać, wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i
do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim
się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i
ocierać prześcieradłem, którym był przepasany.

 

Gest
umycia nóg przez Chrystusa Pana, gest, który szokował i szokuje. To gest
wpisany w miejscową kulturę, gdzie niewolnik, służący obmywał strudzone i
zbrudzone nogi. To gest łamiący wszelkie reguły – Mistrz myje nogi uczniom. Bóg
pochyla się do nóg człowieka.


To
gest pokory, uniżenia, służby… Sam w sobie szokujący…

Ale
Chrystus wyjaśnia, że jest to gest o wiele większy…

 

Podszedł więc
do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: "Panie, Ty chcesz mi umyć
nogi?" Jezus mu odpowiedział: "Tego, co Ja czynię, ty teraz nie
rozumiesz, ale później to będziesz wiedział". […]"Jeśli cię nie
umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną".

 

Obmycie
nóg  jest symbolem, który wskazuje na o
wiele bardziej dogłębne oczyszczenie, uwolnienie. Chrystus proponuje
człowiekowi, proponuje każdemu i wszystkim – zbawienie.

 

Ostateczne
wyzwolenie.

Jego
ideą, mocą napędową nie jest walka klas, rewolucja eskalująca nienawiść i
przemoc. Mocą tego zbawienia – jest miłość. Miłość do końca, miłość
zapominająca o sobie, miłość, która każe pamiętać o innych, miłość, która jest
darem i która jest ofiarą. Taka miłość zapewnia udział z Chrystusem.

 

Kiedy
odczytujemy integralnie tekst Księgi Wyjścia, i kiedy odczytujemy Paschalną
Wieczerzę Chrystusa Pana – jest w tych opisach konsekwencja. Wyjście z Egiptu,
z domu niewoli – nie jest wyjściem dla samej zmiany statusu, dla samego
wyzwolenia. Nie chodzi  tylko i wyłącznie
o suwerenność narodu, czy jeszcze wtedy ludu. Nie jest to wyjście w imię
wolności dla samej wolności.

 

Kardynał
Ratzinger w swoim komentarzu do Instrukcji o niektórych aspektach teologii
wyzwolenia pisał:

 

"Celem wyjścia jest więc przede wszystkim i ponad wszystko Synaj,
tzn. zawarcie przymierza z Bogiem, przymierza, z którego wyniknie całe prawo
dla Izraela. Celem jest zatem znalezienie prawa zaprowadzającego
sprawiedliwość, a tym  samym budującego
właściwe odniesienia ludzi między sobą i z całym stworzeniem. Te odniesienia są
dla ludzi sprawiedliwością, a tym samym wolnością, ale zależą od przymierza, co
więcej są przymierzem, tzn. ludzie nie są w stanie sami ich wymyśleć, ani sobie
wyobrazić. Opierają się ona na zasadniczym odniesieniu porządkującym wszystkie
inne relacje: na odniesieniu do Boga. Można stąd powiedzieć, że celem wyjścia
była wolność; trzeba jednak natychmiast dodać, iż obliczem wolności jest
przymierze, a formą realizowania wolności ‑ ukazana w prawie przymierza
właściwa relacja ludzi do siebie, oparta na ich właściwym odniesieniu do Boga.
(...)”
(J. Ratzinger. Wolność i wyzwolenie. W: Kościół
‑ ekumenizm ‑ polityka. „Kolekcja Communio " 5 Poznań‑Warszawa 1990 s. 297).

 

To, co stanowi kontynuację
Paschy, a zarazem ją zdecydowanie przewyższa to Pascha Chrystusa, to
Eucharystia, która jest pamiątką uobecniającą tamtych zdarzeń.



Pascha Chrystusa – Jego przejście ze śmierci do życia, życia z Bogiem,
pokazuje, że horyzontem ludzkiego wyzwolenia jest przymierze wieczne z Bogiem.
Trwałe i niezniszczalne. Przymierze naznaczone szczęściem i spełnieniem. Eucharystia
jest pamiątką tego przymierza. Pamiątką uobecniającą, co znaczy że wyzwolenie i
przymierze dokonuje się tu i teraz. Także dziś, także w naszym trudnym dziś.

 

Warto
spojrzeć na dzisiejszy wieczór także i w tej perspektywie. Wciąż żyjemy w
sytuacji jakiegoś niespełnienia. Może dziś bardziej niż wczoraj...

 

Znów
wracają w naszych kościołach śpiewy „Ojczyznę wolną, racz nam wrócić Panie”,
choć od lat cieszymy się odzyskanym darem wolności…  Znów rośnie w nas tęsknota za słowem i
znakiem, który nas wyprowadzi…

 

Ale
jakby zatracała się w nas wierna pamięć o tym, że dane nam wyzwolenie jest dla
przymierza z Bogiem. Że innej wolności nie będzie, że żadna inna nie da nam
poczucia bezpieczeństwa.

 

Warto
spojrzeć na dzisiejszą Eucharystię i dojrzeć w niej źródło wolności i przymierza,
tego narodowego, społecznego, wręcz globalnego  (wszak  mówi się, że Eucharystia ma wymiar kosmiczny),
ale nie tylko…

 

To
znak naszego osobistego wyzwolenia i znak wolności, która daje nam poczucie
bycia sobą u siebie.

 

Bycia
w domu.



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. REKOLEKCJE AKO 2013 –

REKOLEKCJE AKO 2013 – VI.
WIELKI PIĄTEK

 

Obraz w treści 2 

 

WIELKI PIĄTEK


 


Jest w nas, w naszym Kościele
niezwykły bezruch, niedziałanie…

Nie jest sprawowana dzisiaj Eucharystia –
źródło i szczyt życia Kościoła.


 


Ale dzisiaj jest dzień śmierci.
Wobec tej śmierci właściwie pozostaje milczenie. Każde słowo jest tutaj
bezradne. Ogołocona liturgia Kościoła nie podejmuje działania, nie sprawuje
pamiątki Ofiary Pańskiej. Kontempluje tę Ofiarę.


 


Ale mimo tego milczenia i
niedziałania, mimo tej ciszy – Kościół coś nam daje. Daje słowo, krzyż i
wspólnotę.


 


Jest zatem słowo. Słowo o Męce,
ale zarazem o Zwycięstwie. Bo Pasja według św. Jana ukazuje Chrystusa jako
Króla. Począwszy od przesłuchania przed Piłatem, Chrystus objawia swoją
królewskość.


 


Piłat zatem powiedział do Niego: "A
więc jesteś królem?" Odpowiedział Jezus: "Tak, jestem królem. Ja się
na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie.
Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu". 


 


Chrystus nie wyrzeka się swojej
królewskości, ani nie rezygnuje z niej w żaden sposób w czasie drogi kalwaryjskiej.
 W Janowej relacji Jezus idzie na Golgotę
sam, nie korzysta z pomocy, nie zdarto też z Niego płaszcza.


 


Zabrali zatem Jezusa.  A On sam
dźwigając krzyż wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku
nazywa się Golgota.  Tam Go ukrzyżowano, a z Nim dwóch innych, z jednej i
drugiej strony, pośrodku zaś Jezusa


 


Redakcja wydarzeń dokonana przez
Jana po latach, po wcześniejszych bardziej kronikarskich zapisach pozostałych
Ewangelistów nie powiela znanych już faktów. Ona raczej interpretuje
wydarzenia, służy umocnieniu wiary.


 


Taka jest rola słowa Bożego, taka
jest rola Dobrej Nowiny, Ewangelii. Ale taka jest też rola słowa prawdziwie
ludzkiego, słowa, które jest słowem prawdy, z której wyrasta nadzieja. Dzieje
Męki Chrystusa to dzieje intryg, fałszywego oskarżenia, to dzieje słowa zdrady,
milczenia ze strachu, to dzieje przekupionej straży spod grobu, to dzieje
władzy, która dobrze znała stan faktyczny, ale wolała oszukać społeczeństwo…
Zamiast prawdy słów: Nie ma Go tu,
zmartwychwstał
, rozpowszechniano: Uczniowie
Jego przyszli w nocy, gdyśmy spali i wykradli ciało...


 


Dlatego tak ważne jest słowo  prawdziwe, i ci, którzy je głoszą. Składamy im
dzisiaj hołd, szacunek, wdzięczność…


 


Jest dzisiaj też krzyż. Krzyż,
który był z zamierzenia znakiem hańby i upodlenia. Publiczna szubienica,
publiczna, ale za murami miasta, na marginesie. 
Szubienica, na której skazaniec się dusił, niekiedy długimi godzinami.
Ciężarem ciała zwisał na rękach i na gwoździach, stopami, przebitymi gwoździem
próbował wspierać się, szukać oparcia. Każda sekunda ulgi dla ramion była
jednak za cenę niewyobrażalnego  bólu
stóp. Więc się podciągał i opadał… Coraz mniej siły i coraz mniej powietrza w
płucach… A wokół szyderstwa…


Ten krzyż miał być takim właśnie
spektaklem, unicestwienia w pogardzie, bezsilności, pohańbieniu....


 


Ale Jezus zmienił radykalnie sens
tego krzyża. On go przyjął i uczynił znakiem zwycięstwa. Nie dał sobie uczynić
z niego znaku pogardy, On okazał na nim swoją godność. Nie dał sobie zabrać na
nim wolności, On ukazał, co znaczy być prawdziwie, wewnętrznie wolnym. Nie
pozwolił na to, by zamknięto Go w klatce lęku i samotności, On rozdał siebie,
wszystko co miał i samego siebie. Dał szatę żołnierzom, Matkę – uczniowi, ducha
– Ojcu…


 


Odtąd: W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie… Kto krzyż odgadnie, ten nie
upadnie, w boleści sercu zadanej…


 


Dlatego tak ważny był i jest
krzyż w naszym życiu. Także tym publicznym. Krzyż w naszych domach, w urzędach,
krzyż górujący nad pejzażami naszych miast. Obecność krzyża zaznacza
chrześcijaństwo, ale zaznacza też godność, wolność, miłość…


Dlatego brońmy krzyża, brońmy
prawdy naszego życia…


 


Jest też wspólnota. To jakby
naturalna konsekwencja tego, co już się zdarzyło: słowa, krzyż. Słowa pozwoliły
zinterpretować to, co wydaje się porażką czy klęską. Krzyż pozwolił odnaleźć
godność i miłość. Pozwolił rozpoznać się jako osobę wolną. Słowo i krzyż –
zostały przyjęte przeze mnie, przez drugiego, i jeszcze jednego… Ludzi, którzy
wierzą słowu i którzy szanują krzyż jest wielu. Może nie zawsze są oni w
świetle jupiterów. Może nie zawsze daje im się możliwość wypowiedzi. Może
nieraz zagłuszy się ich stereotypami, zbombarduje obelgami. Ale popatrzmy – ci
ludzie są! My nimi jesteśmy...


 


Jesteśmy wspólnotą tych, co nie
dali się uwieść narracjom propagandowym, tych, którzy nie zastąpili krzyża
tabliczką pamiątkową i upamiętniającym koncertem… Jesteśmy wspólnotą wierzących
w słowo i znaczących się krzyżem. Jesteśmy chrześcijanami. Może wydaje się, że
jest nas mało. Ale przecież Chrystus powiedział: Wy jesteście solą tej ziemi, światłem tego świata…


 


Chrześcijaństwo, to nie jest
kwestia ilości, to jakość.


 


Światło w ciemności świeci.


 


Zróbmy wszystko, aby nie zgasło,
aby go nie zduszono…

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

5. REKOLEKCJE AKO 2013

REKOLEKCJE AKO 2013 -
NIEDZIELA ZMARTWYCHWSTANIA PAŃSKIEGO




Obraz w treści 1 


 


       

W ciągu kilku dni przeszliśmy
długą drogę. Może nawet najdłuższą – w głąb dramatu ludzkiego życia.


 


Doświadczyliśmy w tych dniach dramatu
uległości wobec zła, zdrady, obojętności… Doświadczyliśmy bardzo cienkiej
granicy, jaka dzieli entuzjastyczne Hosanna
od fanatycznego Ukrzyżuj!


 


Co więcej doświadczamy tego, że
ta granica nie jest tylko wspomnieniem historii… Kiedy dziś spoglądamy na
Pokolenie JPII, pytamy o jego istnienie? Wegetację? O to, co się stało z naszą
dumą, nas, którzy tak entuzjastycznie wołaliśmy Zostań z nami,  a dziś
wybieramy w życiu osobistym, ale i publicznym dokładne zaprzeczenie Jego nauk.


 


W ciągu kilku dni przeszliśmy
długą drogę. Od ulic Jerozolimy, poprzez Wieczernik, aż po Golgotę i Krzyż. W
pewnym sensie jest to droga typowa dla naszego życia, dla naszych ludzkich
dramatów. Jak bardzo często doświadczyliśmy w życiu entuzjastycznych uniesień i
rozczarowań? Jak często wydano na nas wyrok? Jak często przegrywaliśmy ranking
popularności z tym, co jest pospolitym złem, zagrożeniem dla innych? Jak często
doświadczaliśmy zdrady kogoś, komu ufaliśmy? Jak wiele razy w chwili, gdy
potrzebowaliśmy wsparcia usłyszeliśmy z boku, za plecami Nie znam tego człowieka, nie wiem o kim mówisz…


 


Wędrujemy taką drogą
niejednokrotnie, zapewne zbyt często… Zbyt często zostajemy wyrzuceni poza mury
społeczności, by  zostać pozbawionym
udziału w jej życiu, ale zarazem, by stać się przedmiotem szyderstw, kpiny…
Obcy, niedostosowani, osamotnieni…


 


A potem, co najwyżej zdjęcie z
krzyża. I grób… Cisza, zapomnienie…


 


Drodzy w Chrystusie Panu! Taki
jest opis ludzkiego życia, naznaczonego ciężarem losu, naznaczonego
samotnością, dotkniętego pokusą rozpaczy…


 


Grób stanowi pieczęć braku
przyszłości.


Taką wizję dziejów, taką wizję
człowieka obserwujemy wciąż na nowo. Współczesne kryzysy ekonomiczne,
bezrobocie, strach przed zawarciem małżeństwa, strach przed przyjęciem daru
dziecka, niechęć pytania o sens życia, o jego spełnienie… Niechęć do stawiania
pytań ważnych, rezygnacja z poszukiwania odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Zamiast tego pytania z zakresu
poradnika, krótkiej, uproszczonej instrukcji obsługi: jak? w jaki sposób?


 


Dziś jednak głosimy, my, w Kościele, jedyne orędzie zmieniające tę
wizje dziejów. Jest to orędzie krótkie i proste: Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie z martwych powstał!


To orędzie burzy całkowicie to, co nieodwracalne, to, co przewidywalne,
to, co pozbawione nadziei…


 


Prawdę o zmartwychwstaniu odkrywa
najpierw ta, która bardzo umiłowała. Trzeba
Chrystusa pokochać, trzeba do Niego przylgnąć… Trzeba być z Nim pod krzyżem,
trzeba stawać tam, wtedy, a może zwłaszcza wtedy, gdy zawodzi wszelkie
myślenie, przewidywanie…


Człowieka nie można zrozumieć 
bez Chrystusa…
To jedno z najlepiej zapamiętanych zdań Jana Pawła
II. Zrozumieć z Chrystusem oznacza wziąć krzyż, nieść krzyż, dać się przybić do
krzyża, choćby tak, jak dali się ukrzyżować ci, co stali pod krzyżem Jezusa…


 


Prawdę o zmartwychwstaniu odkrywa
najpierw ta, która bardzo umiłowała. Trzeba
Chrystusa pokochać, trzeba do Niego przylgnąć… To jest dzisiaj wielkie zadanie
dla tych z nas, którzy są dotknięci cierpieniem, bezradnością, samotnością.
Zamiast buntu – przylgnięcie do krzyża. Zamiast próby zrzucenia krzyża –
podjęcie go z nadzieją.


 


Prawdę o zmartwychwstaniu
odkrywają też Apostołowie – ten, którego Jezus miłował i ten, któremu Jezus
powierzył klucze królestwa niebieskiego. Odkrywanie prawdy o zmartwychwstaniu
jest najbardziej czytelne w Kościele, w którym wciąż przenika się na nowo
charyzmat i instytucja. Ostatnie lata przynoszą nam doświadczenie trzech
papieży, trzech portretów Kościoła Chrystusowego. Jan Paweł II Wielki,
człowiek, który wstrząsnął światem i otworzył go dla Chrystusa, Benedykt XVI,
który odsłaniał wewnętrzne piękno i mądrość Kościoła, i teraz Franciszek, który
wychodzi na obrzeża ludzkiej biedy w pokorze i milczeniu… W Kościele –
wyzwalającym z lęku, w Kościele – pięknym i strzegącym prawdy, w Kościele prostym
i ubogim – jest Chrystus zmartwychwstały. Chrystus, który żyje!


Odkrycie prawdy o
zmartwychwstaniu Chrystusa jest zarazem odkryciem Kościoła.


 


Historia Marii Magdaleny, Piotra
i Jana uczy nas czegoś niezwykle ważnego. Uczy, że to, co po ludzku wydało się
skończone, co zdało się być klęską – przekracza próg rozpaczy, przekracza próg
nadziei i staje się przyszłością.


 


Jakże nie wspomnieć w tym miejscu
fundamentalnie ważnego zdania Benedykta XVI z jego pielgrzymki do Niemiec: tam,
gdzie jest Bóg, tam jest przyszłość…


 


 Chrześcijaństwo radykalnie formatuje wizję
dziejów, historii, zmienia propozycję ludzkiego życia. Zamiast życia na kredyt,
życia w zagrożeniu i lęku przed kryzysem finansowym i jego skutkami, życiem w
lęku przed ograniczeniami związanymi z trwaniem w układach, spiskach,
intrygach, w tym, że coś wyjdzie na jaw…, że coś się ujawni…, chrześcijaństwo
proponuje przyszłość. Proponuje nadzieję.


 


Jesteśmy dziedzicami tej nadziei,


Bądźmy jej świadkami.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl