Coraz więcej wiem...(8)

avatar użytkownika guantanamera

 

Niedługo po naszym powrocie ze Szwecji rozpoczęły się dni grozy i przerażenia. Wieczorem 20 października 1984 roku jak to często robiłam, w drodze do domu wstąpiłam na chwilę do Wandy. Drzwi otworzyła jej Mama: - Porwano i uprowadzono księdza z kościoła na Żoliborzu! Na pewno zrobili to ludzie z MSW. Być może On już nie żyje! - mówiła bardzo przejęta. Odrzuciłam wtedy tę możliwość. Nie mogłam po prostu uwierzyć, że coś takiego mogło się wydarzyć! - Musieliby oszaleć... - powiedziałam.

          Ale przecież oni naprawdę oszaleli. To szaleństwo wisiało w powietrzu, a świadczyła o nim wypowiedź Jerzego Urbana, który kazania księdza Jerzego nazwał seansami nienawiści. Trzeba powiedzieć, że nienawiść z ich strony dawało się odczuć niemal fizycznie. Była jak wiszące w powietrzu trujące opary. Ich nienawiść budziły kazania księdza Jerzego, będące, to oczywiste, straszliwym oskarżeniem. Zaiste, musiały budzić nienawiść. Tę samą, o której czytamy w Ewangelii: „Powiedział więc do nich Jezus: > Dla Mnie stosowny czas jeszcze nie nadszedł, ale dla was - zawsze jest do rozporządzenia. Was świat nie może nienawidzić, ale Mnie nienawidzi, bo Ja o nim świadczę, że złe są jego uczynki. (J. 7, 6-7). Tak. Każde kazanie wywoływało seanse nienawiści. Jerzego Urbana, przedstawicieli IV wydziału MSW, generałów, ich podwładnych i wielu innych ludzi, których nazwisk nigdy nie poznamy. Słowa księdza Jerzego wywoływały w nich śmiertelną nienawiść tak, jak dla faryzeuszy powodem nienawiści i żądzy zemsty były słowa Jezusa. W ilu miejscach Nowego Testamentu jest o tym mowa: „Potem Jezus obchodził Galileję. Nie chciał bowiem chodzić po Judei, bo Żydzi mieli zamiar Go zabić” (J. 7,1...) „Niektórzy z mieszkańców Jerozolimy mówili: >Czyż to nie jest Ten, którego usiłują zabić?< (J,7 ,25) „I nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie.” (Łk.19,47 „Wówczas to zebrali się arcykapłani i starsi ludu w pałacu najwyższego kapłana, imieniem Kajfasz, i odbyli naradę, żeby Jezusa podstępnie pochwycić i zabić” Mt. 26, 3-4).

         Jak podobnie... Czyhać na życie, a potem podstępnie pochwycić i zabić! Ileż osób mówiło o nim: - Czy to ten ksiądz, którego usiłują zabić? Czyniono przecież przygotowania, by wysłać Go za granicę, by nie chodził po Warszawie, bo ludzie wydziału IV mieli zamiar go zabić...Odbywano narady...

Przez kilka pierwszych dni po porwaniu czekaliśmy - przynajmniej ja oczekiwałam - na uwolnienie księdza Jerzego. Jakby odrętwiali, jakby przyczajeni, oczekujący na jakiś sygnał do działania. Ale nie było jak działać. Należało się modlić. W kościele świętego Stanisława Kostki od razu po porwaniu podjęli nieustanne czuwania i modlitwy wierni - najpierw parafianie, później przedstawicieli różnych środowisk. Wreszcie dołączyli i dziennikarze. Sądziłam, że to pozwoli naszej grupie zawodowej zjednoczyć się z wiernymi parafii, w której pracował ksiądz Jerzy. Tak się nie stało. Swoje grupowe wejście zaznaczyli dziennikarze bardzo głośnymi krokami, powiedzmy po prostu - tupotem - jakby to był desant, a nie udział w modlitewnych błaganiach. A potem usiedli osobno – w bocznej kaplicy...

Co robią dzisiaj uczestnicy tych czuwań? Wielu z nich jawnie albo skrycie walczy z Kościołem ... ale dajmy sobie spokój z nazwiskami.

Któregoś dnia, dołączyła do nas Wanda i pozostała z nami przez długi czas. Wkrótce wiele osób opuściło kościół, więc postanowiłam, że ja zostanę tak długo, jak tylko będę w stanie - żeby ta przeznaczona dla dziennikarzy kaplica nie opustoszała całkowicie. Jest to zresztą moja zasada - być nie tam, gdzie tłum, ale tam, gdzie ludzi brakuje...

Wanda zdecydowała pojechać do domu, ale zapowiedziała, że będzie czuwać „ - Zadzwoń, jeżeli będziesz chciała, żeby po ciebie przyjechać - obudzę się i przyjadę.” Wspominam to zdanie, ponieważ doskonale wiedziała, że raczej nie mam skąd telefonować... Ale że nie chciałam jej zrywać, więc nie telefonowałam nawet myślami.

Aż nadszedł ten wieczór, kiedy dowiedzieliśmy się o śmierci księdza Jerzego. Po obwieszczeniu strasznej wiadomości wśród tłumu zgromadzonego w kościele św. Stanisława Kostki i na placu przed kościołem gdzie byłam, zapanował niezwykły nastrój - poczucie wielkiej godności tej śmierci i takiej samej godności osób, które przyszły na wieczorną Mszę Świętą. Patrzyłam, jak zgromadzonym prostowały się plecy, jak rośli w górę, zjednoczeni poczuciem wspólnoty. Stanęliśmy wyprostowani i wyniośli, wielcy Jego wielkością i Jego ofiarą. Rozumieliśmy tę ofiarę jako dopełnienie ofiary Jezusa. Bo czy mógł ten kapłan „Solidarności” nie ofiarować swojego życia za przyjaciół?!

 

Słowa Modlitwy Pańskiej: „ ... i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” ksiądz celebrans nakazał nam powtarzać wielokrotnie. A że nasze głosy brzmiały wciąż zbyt zdecydowanie, zbyt mocno, powtarzaliśmy te słowa jeszcze raz i jeszcze. I wreszcie, po którymś z rzędu, kolejnym powtórzeniu zaczęliśmy się garbić. I opadać. Czy naprawdę ktokolwiek myślał wówczas o odwecie? Nie sądzę. Prawda, nie wolno było zapominać o prowokatorach i o tych zapalczywych ludziach, których prowokatorzy mogliby zbyt łatwo podjudzić do działania. Pojęliśmy przesłanie – ale chyba opuściliśmy głowy...

Gdy podano do publicznej wiadomości nazwiska porywaczy opanowało mnie dojmujące, trudne do zniesienia poczucie wstydu. Niewiarygodny wydał mi się fakt, że Grzegorz Piotrowski jest Polakiem! Niewiarygodne zdawało mi się, że tu, na polskiej ziemi, wśród polskiego narodu wychowali się ludzie zdolni do popełnienia podobnego czynu. Przecież uczęszczali do polskiej szkoły, mieli polskich kolegów. Gdzie było polskie społeczeństwo kiedy wyrastali wśród nas mordercy głoszącego prawdę księdza ?! Gdzie byliśmy, kiedy dorastali wszyscy współuczestnicy tego mordu?

Wiele godzin modlitwy ofiarowałam wtedy za tego człowieka i podobnych mu, prosząc Boga o ich nawrócenie. Przez chwilę wydało się to możliwe. A dzisiaj?

Co zrobiliśmy z ofiarą księdza Jerzego?

 

****

 

         Zbliżał się czas wyjazdu Wandy na najwyższy szczyt Andów - Aconcaguę. To jej pierwsza wyprawa na szczyt o własnych siłach po kolejnych operacjach, próba generalna przed powrotem w Himalaje. Jedzie tam z wyprawą szwajcarskiego himalaisty Stephane Schaffetera, który dla celów zarobkowych organizuje wjazdy w Andy dla turystów. Wanda będzie podczas wyprawy pełnić rolę instruktora wysokogórskiego, a przy okazji wypróbuje swoją kondycję przed wyprawami na szczyty ośmiotysięczne.

 

         Z przygotowań do wyjazdu - prócz zwyczajnego zamętu i zamieszania - zapamiętałam rozmowę którą prowadziłyśmy w samochodzie zaparkowanym na chodniku przy Rakowieckiej. Ja mam tu wysiąść, a Wanda jedzie dalej, albo odwrotnie, bo w tym czasie Wandy samochód był remontowany i jeździłyśmy na zmianę moim małym fiatem. Siedzimy w milczeniu, przytłoczone smutkiem z powodu niedawnych strasznych przeżyć - znajdujemy się w okolicy aresztu śledczego, gdzie przebywa zabójca księdza Jerzego Popiełuszki. - Tym razem ubezpieczam się od wypadku w górach - mówi Wanda. - i to na wielką sumę.

 

           Drętwieję. Jest mi smutno z powodu tego, co dzieje się w Polsce i jej wyjazdu, a tu jeszcze rozmowa o ubezpieczeniu. Wanda nie mówi przecież o ubezpieczeniu obowiązkowym, ale o specjalnym - na wypadek swojej śmierci. Z zakamarków pamięci wypływają jakieś strzępy wspomnień przygody jednego z pilotów, opisane w którejś z książek Antoine’a de Saint Exupery. Przyjaciel pisarza, pilot, wylądował przymusowo, albo rozbił się gdzieś na jakimś pustkowiu - zdawało mi się, że była to pustynia. Do podjęcia wysiłku by iść i dojść do bardziej uczęszczanych rejonów zmusiła go tylko jedna myśl - że warunkiem wypłaty rodzinie ubezpieczenia jest odnalezienie ciała. Ze względu na to przemagał się by postawić jeszcze jeden krok - a potem następny i tak szedł wiele dni i nocy... i został uratowany. Ta historia akurat zakończyła się szczęśliwie, ale mam do Wandy pretensję: - Dlaczego mnie straszysz? - myślę. Na głos mówię spokojnym głosem: - Wiesz, możesz się z tego wycofać. To niepotrzebne, nic Ci się nie stanie. Wanda chętnie zgadza się z moim zdaniem. - Tak sądzisz? - pyta z wyraźną ulgą. - Wiesz, chyba rzeczywiście zrezygnuję.

 

Teraz, kiedy sprawa ubezpieczenia została omówiona myślę już tylko o tym, co widzę za szybą samochodu. O szarych smutnych ludziach, którzy snują się po Rakowieckiej wiedząc, że to tu, za murami jednego z budynków osadzono zbrodniarzy, którzy zamordowali polskiego katolickiego księdza..

 

    - I pamiętaj - przerywa nagle milczenie Wanda. Mówi cichym i bardzo poważnym głosem, jakby chciała mi powierzyć swoje największe odkrycie albo największą tajemnicę. Z niepokojem czekam na zakończenie zdania.

 

      I pamiętaj – powtarza – że wszystko, co złe – mija...

 

Siedzimy wsłuchane w prawdę i w niezwykłą moc tych słów. Tak. Zło z całą pewnością kiedyś przeminie. To jest właściwa odpowiedź na nasze zmartwienia. Zło musi minąć, ponieważ jest czymś obcym wobec Bożego planu: „Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie oszukuj.”

        Zaparkowany przy Rakowieckiej samochód staje się teraz enklawą, do której nie dociera z zewnątrz żadne zło. Staje się warownią. Cytadelą, którą wzniosła w s p ó l n a myśl dwu – tylko dwu - osób...

        Jak dobrze mieć w złych chwilach kogoś, kto potrafi zmienić świat taką myślą, takimi słowami...

 

W kwietniu roku dwutysięcznego wybuchł skandal wywołany wywiadem, którego dla łódzkiej telewizji udzielił zabójca księdza Jerzego Popiełuszki, a potem kolejne skandale z udziałem Grzegorza Piotrowskiego. A więc ten człowiek jednak się nie zmienił! Nie ma mowy o żadnym nawróceniu, o refleksji nad czynami, które popełniał! A więc zło nie minęło?!

Ależ mija. Spójrz na jego zdjęcia. Mężczyzna, który w1984r. był młody, butny i bezwzględny dzisiaj jest starszym panem i - jak wszyscy - zmierza ku tamtemu brzegowi. Ile zostało mu lat? Pięć? Dziesięć? Dwadzieścia? Zwykłą koleją rzeczy odejdzie tam, gdzie - na szczęście - odchodzi w końcu każdy z nas. Czas biegnie nieubłaganie. Już o dwadzieścia osiem lat przybliżyło się następne spotkanie Grzegorza Piotrowskiego z błogosławionym księdzem Jerzym Popiełuszką.

 

            Nie powiększaj puli zła! Nie powiększaj puli zła! Zło, ten jedyny kapitał, jedyny obszar działania upadłych aniołów – i tak musi minąć, zmaleć, skurczyć się i zniknąć, mimo że na razie jeszcze karmi się sobą rodząc dalsze zło, coraz większe i większe. Pula zła, której początek zawdzięcza ludzkość słabości Adama i Ewy, a którą wkrótce po tym powiększył Kain, rosła nieustannie - aż do krzyżowej ofiary, którą złożył z Siebie Bóg - Człowiek. Bo rozgrywka zła z dobrem nie jest rozgrywką między Panem Bogiem, a szatanem - w tym przypadku szatan jest przecież zawsze na przegranej pozycji! Tu, na Ziemi, w rozgrywce uczestniczą ci, którzy ją kiedyś rozpoczęli: szatan i człowiek. Bóg wziął udział w starciu jako Człowiek: nie powiększając zła, dał się ukrzyżować, a Jego pozorna słabość okazała się jedyną skuteczną metodą. Bo gdy każda odpowiedź złem na zło powiększa pulę zła, to każde świadomie przyjęte męczeństwo ją rozbraja. Każde wyciągnięcie ręki do zgody przerywa łańcuch zła, ale także decyzja rezygnacji z walki i

o d e j ś c i e      uszczupla duchowe terytorium szatana.

 

***

Z wyprawy na Aconcaguę Wanda wróciła cała i zdrowa, ubezpieczenie okazało się niepotrzebne. Kiedy zapytałam ją o wrażenia, powiedziała z wyrzutem, jakbym to ja była winna: - - O mało co, a zmiotła by mnie lawina.... Co byś chciała wiedzieć jeszcze?

 -  Ale nie zmiotła, powiedziałam z satysfakcją i wycofałam z dalszych pytań. Po kilku dniach - z własnej inicjatywy - opowiedziała mi jedno z ciekawszych wydarzeń. Otóż w drodze powrotnej do Polski zatrzymała się w Ameryce Łacińskiej u przedstawiciela Polonii, którego nazwiska ani funkcji, zdaje się, że nawet bardzo ważnej, dzisiaj nie pamiętam. Wieczorem, razem z jego rodziną, zasiedli do rozmowy. Polak - emigrant wspominał Ojczyznę, a Wanda mu o niej opowiadała.

- Wreszcie zaczęli nucić polskie piosenki. I gdy w pewnej chwili zaintonowali starą, piękną pieśń harcerską: - „O Panie Boże, Ojcze nasz, w opiece swej nas miej...” - to dokładnie w tym momencie z półek zaczęły spadać książki i bibeloty, zgasło światło, zatrzęsły się ściany i zadygotała podłoga.  Zaczęło się - opisywane wówczas szeroko w światowej prasie - trzęsienie ziemi. - Jak sądzisz - zapytała moja koleżanka - czy Pan Bóg zesłał trzęsienie ziemi w odpowiedzi na to, że ja, taka grzeszna osoba, odważyłam się śpiewać tę pieśń, czy też odwrotnie - nic się nikomu nie stało i nawet dom się nie rozleciał, dlatego, że śpiewając prosiliśmy Pana Boga o opiekę? Zapewniłam ją, że w grę wchodzi drugie wyjaśnienie. Po rozmowie o przemijaniu zła chyba nie mogło być inaczej. Tyle tylko opowiedziała mi Wanda o wyprawie na Aconcaguę. Resztę mogłam przecież zobaczyć na filmach, które tam nakręciła.

 

Konieczne jest tu jeszcze wyjaśnienie: opowiadanie Antoine’a de Saint Exupery to „Ziemia, ojczyzna ludzi.” A to pustkowie, po którym mozolnie wędrował Guillaumet, myśląc o tym, że ktoś musi odnaleźć jego ciało, by ubezpieczenie zostało rodzinie wypłacone, to były... Andy. I również w Andy jechała Wanda, chcąca ubezpieczyć się na wielką sumę, tak, jak kiedyś ubezpieczył się pilot. Ale to konstatuję dopiero w 2001 roku...

Gdy kiedyś powiedziałam Wandzie, że przypomina mi Antoine de Saint Exupery'ego żachnęła się zdenerwowana - „Nie cierpię Exuperiego! - warknęła. - Przecież jesteś do niego tak podobna - odparłam - mając na myśli Wandy powroty w góry równie uporczywe jak francuskiego pilota powroty do walki w powietrzu. Na to nie odpowiedziała już nic, ale wiele lat później, w którejś z książek albo w jakimś wywiadzie przeczytałam, że sama porównywała się do tego pilota, twierdząc na dodatek, że jest do niego bardzo podobna. Muszę przyznać, że dość często mówiła i działała na przekór. Na przekór sobie samej, innym, Bogu.

Są ludzie, którzy mówią:„ - Dobrze, zrobię to” - i nie robią. I tacy, którzy mówią: „- Nie!” - a potem - jak w Ewangelii wg św. Mateusza - wykonują zadanie. Wanda należała do tych drugich.

***

Kiedy w maju 1992 roku Wanda zaginęła - gdy tak jak Antoine de Saint Exupery nie wróciła ze swojej kolejnej wyprawy - zrozumiałam, że podobieństwo ich postaw było daleko głębsze niż tylko to uparte wyzywanie śmierci. Chodzi o pieczołowitość z jaką Wanda - podobnie jak de Saint Exupery - traktowała słowa. To, co napisał w swej książce „La Citadelle” odnoszę dzisiaj do Wandy:

Jeżeli się określisz nie przez pragnienie umysłu czy serca, ale przez racje wyrażalne i bez reszty zawierające w tym, co wyrażone, wtenczas wyprę się ciebie. (...)

Jeżeli więc język którym przekazujesz mi powody swego postępowania, nie jest poezją, która niesie mi jakąś głęboką nutę mówiącą o tobie, jeżeli nie zawiera nic niewyrażalnego, co jednak chcesz mi przekazać, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.

I jeśli twoje postępowanie wyznacza nie ujrzane oblicze, które zrodziło w tobie nową miłość, ale słabe fale powietrzne, niosące ze sobą jałową i nieważką logikę, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.

Albowiem nie umiera się za jakiś znak, ale za to, co leży w głębi jako gwarancja znaku. (…) Gdyż sam musisz iść, aby pojąć czym jest góra, o której mówię w moim poemacie. A ile słów i ile lat trzeba, aby przenieść górę w twoje wnętrze, jeżeli nigdy nie opuściłeś brzegu morskiego?

Albo wodę tryskającą ze źródła, jeżeliś nigdy nie był spragniony i nigdy nie składałeś, w geście zarazem ofiarnym i przyjmującym, dwu dłoni, aby pić. Ja oczywiście mogę śpiewać o źródłach: ale gdzie jest przeżycie, które ma powrócić, i wysiłek mięśni, który obudzą wspomnienia?.

Wiem, że nie o źródłach miała być tu mowa, lecz o Bogu. Ale żeby mój język przemówił do ciebie i mógł stać się i dla mnie, i dla ciebie - działaniem, musi się w tobie o coś zahaczyć. I dlatego, jeżeli chcę cię nauczać o Bogu, wyślę cię najpierw w góry, ażebyś pnąc się usłyszał nieodparte wołanie gwiaździstego grzbietu. Wyślę cię na pustynię, ażebyś umierając z pragnienia odczuł czarodziejstwo źródeł. A potem na pół roku wyślę cię do kamieniołomu, żeby przypaliło cię do unicestwienia południowe słońce. A potem dopiero powiem: ten, z kogo życie wypiło słońce południa, gdy nadejdzie tajemnica i noc, i gdy wstąpi na gwiaździsty grzbiet, pić będzie ciszę boskich źródeł.

I wtedy uwierzysz w Boga.

Wiem, że chodziła w góry, by usłyszeć wołanie gwiaździstego grzbietu. I abyś Ty - czytając tę historię - uwierzył w Boga. Jeżeli jeszcze nie wierzysz...

 

 

16 komentarzy

avatar użytkownika Jacek Mruk

1. Cisza jakby makiem zasiał,czy może lęki?

Że nie potrafią ludzie podać , potrzebnej ręki?
Wielu nic nie ma chyba ,do powiedzenia
A inni boją się być celem oskarżenia
Temat Wiary jest nadal jakby tematem tabu
Czy to wynik ciągle tego samego sztabu?
Który kierował zbrodniami na pasterzach Polskiego Narodu?
Bo pragnął ukryć ,że Naród dostępuje głodu?
Także na wybranych, nie dających się skorumpować
Byle stołek, czy jakiś awans kariery ratować
Cykliczne powroty zła, widzą ci co pragną
A papkę medialną wchłaniają ci co łakną
Znowu ciemnota nie dostrzega manipulacji szytej topornie
Że wejdzie ustawa o mowie nienawiści ,pogodnie
Tak jak Popiełuszko Dobro złem zwyciężaj prawił
Oni zamienili, że Prawdę jako zło rozsławił
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika guantanamera

2. @Jacek Mruk

Drogi Jacku! Myślę, że to nie był temat na koniec tygodnia czyli "weekend"... Ale tak było. To wydarzyło się niedługo po powrocie z tej Szwecji.
I powiem Ci coś jeszcze. Otóż w którymś momencie, kilka lat temu, zrozumiałam, że oni nie dlatego zabili Go, że wtedy przeszkadzał. Nie! Jeżeli już w połowie lat 80-tych przygotowywano "transfomację", to było wiadomo, że będą jej towarzyszyć zgniłe kompromisy i powszechne zakłamanie. Jeżeli od początku planowano, że orężem do walki z Dekalogiem będzie "poprawność polityczna", to ktoś taki jak ksiądz Jerzy byłby najgorszym możliwym zagrożeniem! Wyobrażasz Go sobe dzisiaj? Jak oceniałby nieuczciwe prywatyzacje w wyniku których tracili pracę Jego przyjaciele? Ilu osobom powtórzyłby - "Wiary i ideałów nie wolno sprzedawać za przysłowiową miskę soczewicy - za stanowisko, większą pensję..." On, który mówił nauczycielom, że "mają pamiętać, że wychowują młodzież dla Ojczyzny, która korzeniami sięga w daleką przeszłość, a nie dla takich czy innych ustrojów, które się zmieniają". Co On powiedziałby na t e reformy edukacji?!
Tamta rzeczywistość była jednowymiarowa, wróg rozpoznawalny, a jego metody - czytelne. Na tamtą rzeczywistość wystarczała jedna Msza za Ojczyznę w miesiącu. Dzisiaj ksiądz Jerzy musiałby odprawiać Msze za Ojczynę codziennnie.
I On by je odprawiał !

Gdyby żył....

avatar użytkownika gość z drogi

3. "i ON by je odprawiał !"

"Gdyby żył"
Pamietam tamten straszny CZAS ,czas Jego Smierci i Pogrzebu,do dalekiej Warszawy przyjechali przedstawiciele Zawodów,byli Górnicy,Hutnicy...byli
Polki i Polacy...
patrzą z perspektywy lat ,myslę sobie,ze każdy TAKI jak TAMTEN CZAS ma swojego Bohatera,Bohatera na miarę OWEGO Czasu...
Tamten miał Kapelana Solidarności i pomordowanych Księży,za przekonania...A
dzisiejszy CZAS ?
też ma swoich Kapłanów,TEZ wyszydzanych,opluwanych przez reżim
i ma swoje Ofiary,W Smolenskim Dramacie ,polegli tez Księża, obok Urzędującego Prezydenta ,Generalicji i Polskiej Elity
Tamtym znakiem był Bł KS.Jerzy i pomordowani skrycie Kapłani,Dzisiejszym....SMOLEŃSK...
i co miesięczne Msze za Ojczyznę i ku pamięci Poległych pod Smoleńskiem
Lubię Cię czytać,bo wspominam TAMTEN CZAS
tyle tylko,ze w innym miejscu,w innej scenerii
i z innymi Bohaterami,ale zawsze
w jednym Jedynym Miejscu na Ziemi,w Polsce:)
serd pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

4. @Jacek Mruk

jak Pana czytam w takich wypowiedziach, to przysięgam, muszę się mocno powstrzymywać.

Bardzo mocno, bo granice mojej tolerancji nie są jak z gumy.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

5. To jest testament bł. ks. Jerzego Popiełuszki dla nas

"Módlmy się abyśmy byli wolni od lęku, zastraszania a przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy." (Ks. Jerzy Popiełuszko)

"Prawdziwa wolność jest pierwszą cechą człowieczeństwa. Ona jest szczególnym znakiem obrazu Bożego w człowieku. Ona zos... Więcej »

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Jacek Mruk

6. Quantanamera

Masz rację ks. Popiełuszko to Kapłan ponad czasowy
Dzisiaj nie byłoby żadnej tzw. Polski odnowy
On by mówił Prawdę wprost ,każdej miernocie
Bo nie lubował się w materializmie , złocie
Podobny jemu jest ks. Małkowski lecz prześladowany
Przez zwierzchników łasych na Judaszowe POpaprane peany
Wiarę miejmy i uczestniczmy w Krucjacie Różańcowej
Ona jest sednem Drogi do Polski odnowionej
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika Jacek Mruk

7. Szanowna Pani Marylu

Przepraszam ,że narażam Panią na takie stresy
Lecz czasami nieokrzesane myśli są jak kresy
Dzikie raptowne spadające na klawiaturę siejąc zgorszenie
To jest silniejsze niż dla portalu zauroczenie
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika Maryla

8. @Jacek Mruk

to wątek @guantanamery o ludziach, którzy wywarli na Jej życie i wybory wpływ.
Nie będę sie odnosiła do tego, co pan tu wypisuje, bo.... jak wyżej.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Jacek Mruk

9. Szanowna Pani Marylu

Pani Tu rządzi mnie pokora tylko przystaje
Jeśli będzie taka decyzja pójdę na rozstaje
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika guantanamera

10. @ Do Wszystkich...

Najważniejsze zdanie w tym wpisie, najgłębsze przesłanie skierowane do każdego jest takie:
Pamiętaj, że wszystko co złe - mija...

avatar użytkownika guantanamera

11. Przepraszam

Równie ważne jest to, że zjednoczone myśli nawet dwu osób, tylko dwu osób, ale nie zakłócone żadnym złem, są wielką siłą...

avatar użytkownika intix

12. Ks. Jerzy Popiełuszko, Msza Św. za Ojczyznę 25 września 1983 r.

Homilia

***
Guantanamero...
"...kilka lat temu, zrozumiałam, że oni nie dlatego zabili Go, że wtedy przeszkadzał. Nie! ..."

Jesteś o tym przekonana...?
Jak bardzo aktualne... i jak bardzo potrzebne dzisiaj są wszystkie Jego słowa ... Jego Obecność...
Jak bardzo potrzebna była przez cały ten okres, od dnia, kiedy Go zabrakło... aż do dnia dzisiejszego...
To są tylko moje odczucia i dziękuję, że mogłam się nimi podzielić... nic nie narzucam... każdy ma prawo do własnego zdania...
Pozdrawiam...

avatar użytkownika guantanamera

13. @intix

Mam takie podejrzenie. Takie przekonanie. Wyobrażasz sobie Jego charyzmat i moc duchową przeciwstawione powiedzeniu Wałęsy, juz na początku, że "Kościół powinien znać swoje miejsce w szeregu?" Powiedziałby od razu - To jest pierwsze miejsce w szeregu!!!! Przeciwstawione
atakom na Kościół - już od pierwszego objawu? Ale przede wszystkim - odbieraniu miejsc pracy robotnikom przez nieuczciwe prywatyzacje. A co by powiedział o powoływaniu takich czasopism jak NIE?
Moje podejrzenie jest logiczne. Jak 2 + 2 = 4. Chociaż to, co ONI wtedy myśleli nie ma już dzisiaj znaczenia. Zostały nam słowa i wstawiennictwo błogosławionego ks. Jerzego. Ale jedno wiem - On by dzisiaj Msze za Ojczyznę odprawiał codziennie. Pozdrawiam serdecznie.

avatar użytkownika guantanamera

14. Jest jeszcze ten aspekt sprawy:

ONI nie myśleli o Księdzu Jerzym nigdy jako o kapłanie - to jest przecież poza ICH percepcją. Dla NICH to był tylko bardzo wpływowy, bardzo znany, opiniotwórczy p r o p a g a n d y s t a. Wyłącznie. ONI wiedzieli, że zawsze będzie zagrażał ICH interesom, ICH wpływom, ICH ustaleniom, ICH propagandzie, ICH narracji. Był dla NICH przeciwnikiem - do tego nie przekupnym...

A przecież - wszystko, co złe - mija. ICH zlo też przeminie.

avatar użytkownika intix

15. @guantanamera

... Chociaż to, co ONI wtedy myśleli nie ma już dzisiaj znaczenia...
***
Wybacz... ale mam inne spojrzenie...
Z mojego punktu widzenia... swój sposób myślenia ONI zachowali do dnia dzisiejszego... i TO moim zdaniem ma ogromne znaczenie... wtedy miało znaczenie i ma znaczenie dla Nas także DZISIAJ... powinno mieć... tak myślę...

***
Wrócę na chwilę do wcześniejszej Twojej wypowiedzi, do której się odniosłam w komentarzu, w którym podpięłam fragment z Mszy Św.

...Otóż w którymś momencie, kilka lat temu, zrozumiałam, że oni nie dlatego zabili Go, że wtedy przeszkadzał. Nie! ...

Teraz piszesz:

...ONI wiedzieli, że zawsze będzie zagrażał ICH interesom, ICH wpływom, ICH ustaleniom, ICH propagandzie, ICH narracji. Był dla NICH przeciwnikiem - do tego nie przekupnym...

Przepraszam bardzo... ale jak to w końcu jest?
Przeszkadzał IM czy nie...?

avatar użytkownika guantanamera

16. @intix

"zawsze będzie zagrażał". Akcent na z a w s z e, w przyszłości też.
"To, co Oni myśleli wtedy, nie ma już dzisiaj znaczenia" - chodzi o to, że my już ICH nie osądzimy za plany i pawdziwe powody zamordowania ks. Jerzego. Oczywiście, że dla nas ich sposób myślenia ma ogromne znaczenie, wiemy kim oni sa, ale ja, pisząc, myślałam tylko o księdzu Jerzym, O tym, że najważniejsze jest to, że go ZABILI.