Chwała Litwie! Niech Bóg błogosławi Polskę!”

PAP/EPA

Przemówienie Viktora Orbána w dniu święta narodowego Powstania i Walk o Wolność 1848-49.

Budapeszt, Pl. Kossutha 15 marca 2012

Szanowni Uczestnicy uroczystości! Współobywatele! Węgrzy!

Witam Państwa [dosł. Bóg przyprowadził Państwa] na Placu Lajosza
Kossutha! Pozdrawiam również tych, którzy na obszarze całego Basenu
Karpackiego, będąc w swoich domach, duchowo są z nami: od Koszyc, przez
Székelyudvarhely [rum. Odorheiu Secuiesc, w Siedmiogrodzie] i Munkács [pol. Mukaczewo, na Zakarpaciu], aż po Szabadkę [serb. Subotica,
w Wojwodinie]. Ten dzień jest dniem bojowników o wolność. Ten plac
jest placem walczących o wolność. I dlatego dziś właśnie tu się
zabraliśmy, ponieważ my, Węgrzy jesteśmy narodem walk o wolność. Nie
zebraliśmy się po to, by - zacnym zwyczajem naszych przodków -
wspominać tylko chwalebną przeszłość. Zgromadziliśmy się, aby ożywić w
sobie odwagę marcowych młodzieńców. Moimi słowami nie chcę im teraz
wznosić jakiegoś muzeum, lecz Państwu pragnę przypomnieć, iż my, dziś
żyjący Węgrzy jesteśmy spadkobiercami roku 1848. Tak, my, którzy tu
stoimy i Węgrzy rozsiani po świecie, jesteśmy politycznymi i duchowymi
spadkobiercami roku 1848. Polityczny i duchowy program tamtego roku
brzmiał następująco: nie będziemy kolonią! Program i pragnienie
Węgrów w roku 2012 brzmi: nie będziemy kolonią! Ze szczególnym
szacunkiem pozdrawiam tych wszystkich, którzy w styczniowym Marszu
Pokoju stanęli w obronie wolności i niezależności Węgier, a w ten
sposób również w obronie siebie nawzajem. Węgry nie zdołałyby podjąć
rękawicy rzuconej im zimą, na przełomie 2011/12, będąc pod presją
międzynarodowych nacisków i dyktatów, gdyby do pojedynku nie stanęły
setki tysięcy tych, którzy wszystkim chcieli uświadomić, że Węgrzy nie
będą żyli pod dyktatami obcych, nie poddadzą ani swej niezależności,
ani wolności. Dlatego też nie poddadzą stworzonej wreszcie, po
dwudziestu latach, swojej Konstytucji. Składam podziękowania wszystkim,
którzy stanęli do obrony!

Mamy więc słuszny powód do tego, by nawet po 164 latach, iść za
przykładem Bohaterów roku 1848. Tak, ale za którym? Człowiek w młodości
jest radykalny, tak jak Petőfi, który chciał wieszać królów. W wieku
dojrzałym człowiek staje się raczej gotowy do rozsądnego czynu, tak jak
Kossuth. Z wiekiem zaś bardziej skłania się ku mądrości i przemyślanemu
rozwojowi, tak jak Széchenyi. Mikszáth, 60 lat po wolnościowym
Powstaniu, tak pisał o marcowych młodzieńcach: „nad niczym nie
dywagowali, stanęli do dzieła i stworzyli dzień 15 marca, z pomocą
jednego wiersza i brzęku kilku dekoracyjnych szabel prawników. A my dziś
dzięki temu żyjemy”
. Tak mógłby napisać również o pesztańskich
młodzieńcach roku 1956. Zaczęli, wykonali i prawdziwie my teraz dzięki
temu żyjemy. I mógł w ten sposób napisać o masowych demonstracjach
przewracających ustrój państwa w 1989 roku, dzięki którym jednocześnie
odepchnęliśmy komunistów od władzy i wypchnęliśmy radzieckie wojska z
kraju. Rzeczywiście, my teraz też dzięki temu żyjemy. To prawda,
począwszy od 1848 roku żyjemy dzięki jednemu wierszowi, żyjemy wierszem
wolności Węgrów: „Na Boga Węgrów przysięgamy, przysięgamy, że już więcej nie będziemy niewolnikami!” [S. Petőfi, Nemzeti dal: Talpra magyar, hí a haza! - Pieśń narodu: Powstań, Węgrze, Ojczyzna woła!].
Cóż jednak moglibyśmy powiedzieć my, dzisiejsi Węgrzy naszym rodakom
roku 1848? Czy jesteśmy jeszcze wierni tamtej przysiędze? Czy Węgrzy są
dziś wolni? Czy wolnym jest ten Węgier, który tonie w długach? Czy
wolnym jest ten Węgier, dla którego własny dom pozostaje tylko
marzeniem? Czy wolnym jest ten Węgier, który po trzykroć zastanowi się
czy ma przyjąć nowe dziecko? Czy wolnym jest ten Węgier, który od lat
nie znajduje pracy? Czy wolnym jest ten Węgier, którego dziecko chodzi
głodne? Czy wolnym jest ten kraj, gdzie ze 100 forintów podatku, 90
idzie do wierzycieli? Czy wolnym jest ten kraj, który zamiast stać na
twardym gruncie, grzęźnie w długach? Mimo to, od czasów wielkiego marca,
nigdy nie byliśmy tak blisko wolności, jak teraz. Gdyż jeszcze nigdy
nie byliśmy tak zjednoczeni, jak dziś. Nie dajcie się Państwo zwieść,
jeśli jutro w światowych gazetach przeczytacie, że tu, na tym placu było
tylko kilkaset osób, a i te protestowały przeciwko rządowi. Rzecz w
tym, że przez dziesiątki lat nie byliśmy tak silni, jak jesteśmy
dzisiaj. Rzecz w tym, że jeszcze nigdy nie mieliśmy do dyspozycji tak
wielu politycznych, konstytucyjnych i gospodarczych środków, byśmy mogli
wyrwać się ze stanu bycia zdanym na czyjąś łaskę. Rzecz w tym, że dziś
jest nas wystarczająco wielu i wystarczająco zdecydowanych na to, by
po wywalczeniu naszych wolnościowych praw, wywalczyć również pełną
wolność życia Węgrów.

Szanowni Uczestnicy uroczystości! Tisztelt Ünneplők!

Wolność oznacza dla nas to, iż nie jesteśmy gorsi od innych. Oznacza
też to, że i nam należy się szacunek. Oznacza, że pracujemy dla siebie i
za siebie, i nie spędzimy naszego życia jak niewolnicy zadłużenia.
Oznacza również i to, że nie można odbierać nam dachu
nad głową, naszych domostw. Wolność oznacza, że i my mamy prawo do
otrzymania szansy, byśmy sami mogli zapracować na swój rozwój. Ani
rozwoju, ani dobrobytu, ani sukcesu nie prosiliśmy od nikogo w
prezencie. Na rzecz tych wartości zawsze pracowaliśmy i dzisiaj
pracujemy. Pragniemy tylko szansy na sensowną pracę. Zabiegamy tylko o
rozsądną i sprawiedliwą możliwość wyjścia z zadłużenia. Wolność oznacza
to, że sami ustanawiamy prawa rządzące naszym życiem, że my sami decydujemy, co jest dla nas ważne, a co nie – według oglądu węgierskiego oka,
według węgierskiego sposobu myślenia, idąc za rytmem węgierskiego
serca. Dlatego to my sami piszemy naszą Konstytucję. Nie potrzebujemy
kogoś, kto by prowadził nas jak osła. Nie potrzebujemy też niechcianej
pomocy obcych, którzy prowadząc nas za rękę, chcą sterować naszymi
poczynaniami. Dobrze znamy naturę nieproszonej pomocy towarzyszy.
Umiemy ją rozpoznać nawet wtedy, gdy skrywa się ona nie za postawnym
mundurem, ale dobrze skrojonym garniturem. Pragniemy, by Węgry mogły
same zająć się sobą. Dlatego też obronimy naszą Konstytucję, która
stanowi rękojmię naszej przyszłości. Jesteśmy świadomi ciężaru wyzwania
oraz zadania, i z tego powodu wiemy, iż tu i teraz potrzeba nam 
jednocześnie zarówno radykalnego Petőfiego, gotowego do czynu Kossutha
jak i mądrego Széchenyiego.

Szanowni Uczestnicy uroczystości!

W świetle płomieni niszczących zamek Krasna Horka, wśród huku
dochodzącego z międzynarodowego systemu finansowego, w samym centrum
nawałnic europejskiego kryzysu gospodarczego musimy postawić
najważniejsze pytanie, ale też musimy dać na nie odpowiedź. Czy
zaakceptujemy stan bycia na czyjejś łasce, uzależnienie, które sięga już
po uszy, czy też postawimy na te cnoty, które Węgra czynią Węgrem,
suwerenność suwerennością a historię historią? Czy przyjmiemy los
kolonii, czy też wybierzemy życie węgierskie, zbudowane i
zagospodarowane zgodnie z najszlachetniejszą stroną naszej tożsamości.

Szanowne Panie, Szanowni Panowie!

Właściwym jest znać nie tylko nasze cnoty, ale i nasze słabości.
Mikszáth kiedyś napisał i to, że Węgrzy mają tak dobre serce, że nie są w
stanie kiedykolwiek posiadać dobrej administracji. Nie wstydzimy się
tego, że mamy wielkie serce, które nie może długo znosić
niesprawiedliwości; serce, które czasem ściąga na siebie fałszywe osądy
losu. Również to jest prawdą, że i my nie zawsze przedstawiamy światu
lepszą stronę naszego oblicza. Nieskazitelne narody nie istnieją.
Dlatego przyjmujemy za coś naturalnego fakt, iż Węgrów można kochać i że
można ich nie kochać. Jednej jednak rzeczy nikt nie może poddawać w
wątpliwość: nasi bojownicy o wolność świat pchali zawsze do przodu. Do
przodu, gdyż racja była po ich stronie. Nawet wtedy mieli rację, gdy
wszyscy to negowali. W roku 48 mówiliśmy, że trzeba zburzyć mury
feudalizmu i okazało się, iż mieliśmy rację. W roku 56 mówiliśmy, że
trzeba roztrzaskać, zerwać kajdany komunizmu i okazało się, iż to my
mieliśmy rację. Dziś również wielu nieufnie nam się przygląda. Dokładnie
tak patrzono na nas w roku 48/49, gdy Europa zamilkła, na nowo
ucichła, lecz później feudalny świat w całej Europie runął w pył, a na
jego miejscu wyrosły silne narody. Podobnie patrzono na nas w 56,
jednak komunistyczna tyrania, w którą to my wbiliśmy pierwszy klin, w
końcu rozpadła się, a Europa mogła się jednoczyć. Europejscy biurokraci
dziś również nieufnie patrzą na nas, albowiem mówimy: potrzeba nowych
szlaków. Mówimy: trzeba się wydrzeć z więzienia długów/ z lochów
zadłużenia. Mówimy też, że tylko silne narody mogą na nowo uczynić
Europę wielką. I zobaczycie, Drodzy Przyjaciele, znów będziemy mieli
rację. Feudalizmu nie zniszczyli lennicy, a komunizmu zaś nie zburzyli
sekretarze. Podobnie panowania [finansowych] spekulantów nie wyeliminują
spekulanci lub biurokraci i to nie oni wyciągną później z rowu
wykolejony wóz pogruchotanej Europy. Nie oni, lecz ci europejscy
obywatele, którzy żyją z własnej pracy, z własnych wysiłków, gdyż teraz
jest czas, by nadszedł ich świat. Jeśli tak się nie stanie, oznaczać to
będzie koniec Europy. Już marcowa młodzież dostrzegała to, czego dziś w
Europie wielu nie chce zauważyć, że finansowa niezależność jest
warunkiem wolności. Dlatego wśród 12 Punktów [z 15 marca 1848r.] musiał
się znaleźć niemożliwy do pominięcia postulat dotyczący banku
narodowego. I choć marcowi młodzieńcy nie byli członkami rad nadzorczych
ani bankierami, znali ciężar sprawy banku narodowego. Wiedzieli, że
nie jest niezależnym ten narodowy bank, który jest niezależny od
narodu. Bank narodowy wtedy jest prawdziwie niezależny, gdy broni
gospodarkę narodu wobec obcych interesów. I oni wiedzieli, i my wiemy,
że człowiek o trzeźwym umyśle nie powierza sąsiadowi klucza do
swej spiżarni

Szanowni Uczestnicy uroczystości!

Często wydaje się, że Węgrzy w swych walkach o wolność pozostają
sami. My jednak wiemy, że nie jesteśmy osamotnieni. Dziś też są polscy
Bemowie, francuscy Richárdzi Guyonowie, serbscy Jánosze Damjaniche,
niemiecko-austryjaccy Karolowie Leiningenowie. Stają przy nas czescy,
łotewscy, słoweńscy i rumuńscy przyjaciele. Nie tylko występują w naszej
obronie, ale też są tu teraz z nami. Przybyli, by razem z nami
świętować, litewscy i polscy przyjaciele. Chwała Litwie! Niech Bóg
błogosławi Polskę!
[dosł. niech darzy życiem]. Za wolność naszą i waszą! [wypowiedziane
po polsku i po węgiersku]. To było zawołanie Polskiego Legionu, które i
dziś uznajemy za aktualne. Z nami jest również wiele dziesiątków
milionów w ciszy cierpliwej, ukrytej Europy, która żywi przywiązanie do
narodowej suwerenności i wciąż wierzy w chrześcijańskie cnoty, które
kiedyś wynosiły nasz kontynent na światowe szczyty. Oni wierzą w
odwagę/ męstwo, w uczciwość, w wierność i w miłosierdzie. Są, jest ich
wielu, którzy pamiętają Powstanie 56 roku i uznają: Węgrzy, mieliście
rację! Oni wiedzą, iż jesteśmy zdolni przeciwstawić się
niesprawiedliwościom miażdżących potęg. Dlatego właśnie szanują nas ci,
co nas szanują i dlatego też atakują ci, co nas atakują.

W ciągu minionych 150 lat ogrom niesprawiedliwości dotknął Węgrów i
wobec wielu stajemy i dziś. A przecież nigdy nie pożądaliśmy własności
drugich, ani nie chcieliśmy mówić innym, jak mają żyć i co mają myśleć.
Mimo to wielekroć stawaliśmy się ofiarami zmiennych wiatrów światowej
polityki. Nie ulegliśmy jednak pokusie, by okręt Węgier manewrować w
stronę portu wód bezwietrznych i letnich, jakim jest tanie użalanie się
nad sobą. Użalanie się nad sobą i oburzanie się ofiary należą do
zwyczajów ludzi przegranych, którzy starają się usprawiedliwiać swoje
niepowodzenia i bezsilność. Nie ma to nic wspólnego z odwagą ludzi roku
48, ani roku 56, nic wspólnego z odwagą bojowników o wolność, ani z ich
pełnym zapału do działania instynktem życia. Jeśli wszyscy będą czuli
się tylko ofiarami, jak zdołamy wyjść z kłopotów? Jeśli każdy będzie
się uważał za ofiarę, kto będzie tu pracował? Użalanie się nad sobą
osłabia, rozmiękcza kości, zasusza charakter, czyniąc go lękliwym. Do
zwycięstwa, do sukcesu, do wywalczenia sprawiedliwego traktowania
potrzeba odwagi i siły. Współcześni kolonizatorzy cierpliwie tropią
swoje cele, usypiają i powoli trawią życiowy instynkt oraz odporność
wypatrzonych narodów. Dokładnie tak, jak się gotuje naiwną, głupią żabę,
powoli, stopniowo podnosząc temperaturę wody. I choć żabka miejsca ma
mało, dobrze się czuje, przyjemnie jej, nawet do głowy jej nie
przyjdzie, żeby się czegoś obawiać. Zupełnie nie rozumie, a później już
nawet nie chce rozumieć, co się z nią wyprawia – zanim otrzeźwieje, już
jest ugotowana. Tak wpadają w służalczy stan bycia na czyjejś łasce
nawet te narody, które dawniej były dumne i mocne. W ten sposób na szyje
milionów rodzin
trafia jarzmo, a w ich usta wędzidło. W ten sposób dochodzą do tego,
że zamiast zapracowanych i zasłużonych owoców swojej pracy, swoim
dzieciom przekazują napęczniałe aż do niespłacalności kredyty, a z nimi
skurczone horyzonty swego własnego losu. Tak stało się też z nami po
roku 2002. Ludzie nawet nie spostrzegli, że wygodnymi kredytami miło i
powoli a zostaniemy ugotowani. W ostatnim momencie wyskoczyliśmy z
tego gara.

Szanowni Uczestnicy uroczystego wspomnienia!

Są być może tacy, w których zrodzi się myśl: czy rozsądną rzeczą jest
walczyć o wolność w tak trudnych, kryzysowych czasach? Czy możemy
sobie na to pozwolić? Czy nie lepiej by było jakoś cicho przeczekać w
bezwietrznym miejscu? Lecz właśnie tego typu mędrkowanie utrwala
podległość i barykaduje drogę udanego wybicia się. Wolność nie jest
luksusem tylko tych, którzy żyją w dobrobycie, tak jak godność nie jest
przywilejem bogatych. Jeden z największych mistrzów dokładnego i
trafnego węgierskiego języka tak nas uczył: „przybądź, wolności, ty stwórz mi porządek!”.
Wszystko, czego pragniemy, wyrastać może tylko i wyłącznie z wolności.
Taka jest zasada rzeczy. Wszystko inne jest mirażem/ mamidłem, iluzją,
mrzonką i zwodzeniem samego siebie. To właśnie uzależnienie finansowe
jest przyczyną trudności naszego codziennego życia. Bez wolności nasze
życie nigdy nie będzie lepsze.

Szanowne Panie, Szanowni Panowie!

Sensem walki o wolność nie jest walka sama w sobie, lecz to, co po
niej ma nadejść. Nie wystarczy złego wyrzucić, trzeba go przezwyciężyć.
Ale nie wystarczy przezwyciężyć, trzeba też stworzyć dobro, tak, by zły
nie miał dokąd powrócić. Wiele uczyniliśmy w tym względzie w ostatnich
dwóch latach. Uwolniliśmy setki tysięcy rodzin z pułapki kredytowej.
Wprowadziliśmy banki i koncerny w trud dźwigania kosztów publicznych.
Mamy wreszcie gotową do przetrwania próby czasu Konstytucję.
Rozebraliśmy też ostatnie zapory stojące przed ponownym zjednoczeniem
narodu ponad granicami. Odnowiliśmy i zreorganizowaliśmy państwo.
Zahamowaliśmy wzrost bezrobocia. Dużo uczyniliśmy, bardzo dużo, ale
wciąż nie wystarczająco dużo. Moi świętujący Przyjaciele, my jeszcze
pamiętamy o nauce, która mówi, że prawda czyni wolnym. Ojczyzna nasza
potrzebuje gospodarczego sukcesu, lepszego systemu edukacji, służby
zdrowia i wyższych pensji. Lecz najbardziej potrzebuje ona prawdy, gdyż
zbyt wiele kłamano jej i o niej. Owocami kłamstwa są niezgoda,
nienawiść i oszustwo, dlatego właśnie nie możemy też okłamywać samych
siebie. Gdy będąc w opozycji spotykaliśmy się po raz ostatni 15 marca,
grubo do przodu przestrzegaliśmy siebie: jeśli chcemy przezwyciężyć
nasze problemy, jeśli chcemy odnieść zdecydowane zwycięstwo nad naszym
złym położeniem i jego żołdakami, to w pierwszym rzędzie każdy Węgier w
sobie samym powinien pohamować prowadzące do samozniszczenia żądze, w
sobie samym powinien przeprowadzić dogłębną przemianę, z którą w sposób
trwały odniesie się do uczciwości, obowiązkowości i pracy, a z nimi
stanie u boku ojczyzny. Tylko tak można osiągnąć prawdziwe, dogłębne,
podniosłe zwycięstwo. Węgry mocno zmieniły się w ciągu ostatnich dwóch
lat i sami Węgrzy zmienili się bardzo. Jednak do tego, abyśmy
wyruszyli, musimy najpierw powstać. Na tym etapie znajdujemy się teraz.
To, co już się wydarzyło jest ważne, ma swoją powagę i jest głębokie,
ale nie jest wystarczające. Jeszcze nie jest wystarczające.

Szanowni Zgromadzeni!

Doskonale rozumiemy, że Europa ma wiele problemów. Tryby trzeszczą,
ścięgna się napinają. Jednak jako europejski naród o tysiącletniej
tradycji mamy jedno żądanie. Żądamy dla Węgrów równości. Jako europejski
naród żądamy równego traktowania. Nie będziemy europejskimi
obywatelami drugiej kategorii. Uprawnione jest nasze żądanie, by wobec
nas stosować tą samą miarę, którą stosuje się wobec innych krajów.
Historia uczy nas, że rozwój Europy i Węgier są nierozerwalne. Zawsze
gdy Europa przeżywała trudności, pogarszał się też los Węgier. Nie
cieszy nas, ale rozumiemy, że europejskie stowarzyszenie nie jest
stowarzyszeniem świętych. Z drugiej strony nie możemy bezczynnie
patrzeć, gdy jakikolwiek polityczny czy duchowy kierunek próbuje
Europie narzucać siłą jakiś świętokradczy alians. Europa nie może się
poddawać i rezygnować z siebie samej. Poczucie wzajemnej przynależności
nie może być dalej osłabiane. To prowadziłoby do przegranej i do
upadku Europy. Dlatego Europa nie może porzucać całych krajów. Jeśli
nie przebudzimy się na czas, w efekcie końcowym sama Europa też stanie
się kolonią nowoczesnego światowego systemu finansowego.

Szanowne Panie, Szanowni Panowie!

Na wolność narodu składa się osobista wolność wielu milionów ludzi.
Każdy ma swoje osobiste zmagania, każdy walczy o osiągnięcie swoich
celów, marzeń, walczy dla dobra tych, których kocha i którzy są dla
niego ważni. Siły ich wszystkich sumują się i ta połączona siła posuwa
do celu wolnościowe walki narodów. Ludzie zalęknieni nigdy nie będą
odważnym narodem. Odwagą naszego narodu jest suma osobistej odwagi
Węgrów. To właśnie o nich wszystkich myślimy, gdy oddajemy cześć
odważnym. Myślimy o tych, którzy wytrwale staczają potyczki swej
codzienności: wcześnie wstają, pracują, walczą o swe rodziny, są
przedsiębiorczy, planują, szukają nowych dróg i przedzierają się, gdy
brak wydeptanych ścieżek. Cokolwiek się zdarzy, ktokolwiek próbuje ich
zniechęcić, namówić do kapitulacji, oni nie dają się zachwiać, oni
wiedzą, że odejście stąd gdzieś daleko nie przyniosłoby żadnej
odpowiedzi. To ci, którzy nie akceptują dryfowania, lecz podejmują
decyzje i działają. Nie czekają, aż ktoś zdecyduje za nich. Mają swój
pogląd na świat i swoje w nim miejsce, na swoje życie, i stają w ich
obronie. Bronią siebie, swoich rodzin, swojego narodu. To ci, którzy od
świata nie oczekują niczego innego, tylko prawdy. Prawdy dla Węgier! To
oni zwyciężają bitwy na rzecz całego narodu. Tak było w roku 48, tak
jest i dziś. Chwała odważnym!

Naprzód, Węgry! Naprzód, Węgrzy!

Hajrá, Magyarország, hajrá magyarok!

(Tłum. Paweł Cebula - dziękujemy!)

http://wpolityce.pl/polityka/128924-przybyli-by-razem-z-nami-swietowac-litewscy-i-polscy-przyjaciele-chwala-litwie-niech-bog-blogoslawi-polske

***

Z duuużym opóźnieniem... ale... pozwoliłam sobie w tym wpisie TO przemówienie zamieścić... Z duuuużym opóźnieniem... ale może też tak być miało... aby TO przemówienie teraz przypomniane zostało...?