Historia genami pisana (menda)

avatar użytkownika Maryla
Wiesław Myśliwski w "Traktacie o łuskaniu fasoli" napisał, że "to my oszukujemy wciąż historię, w zależności czego od niej chcemy". Zaiste, nie sposób się z tą konstatacją nie zgodzić, zwłaszcza, gdy zwrócimy uwagę na fakt, że ukształtowana przez nas koślawa często teraźniejszość, jest wielokrotnie legitymowana wyciąganiem fałszywych wniosków z przeszłości.
 
Weźmy na ten przykład nieustannie ciągnące się procesy komunistycznych satrapów. Po 20 latach od odzyskania niepodległości, niezawisłe sądy niepodległego państwa nie potrafią rozliczyć się z ciemiężycielami, zdrajcami i łupieżcami władającymi jeszcze niedawno tym państwem. Polacy biadolą nad faktem, że Kiszczak zamiast gnić w więzieniu, jeździ na wczasy do Egiptu, a Jaruzelski odgrywa w mediach rolę obrońcy i wyzwoliciela narodu. A tymczasem wystarczy sięgnąć w przeszłość, by dojść do wniosku, że skazywanie zdrajców przez Polski wymiar sprawiedliwości odbywało się wielokrotnie w procesach - tak, tak - politycznych, bo i zdrada swojego państwa musi mieć wymiar polityczny, nawet jeśli motywowana jest innymi względami, na przykład przekupstwem.
 
Dzięki bowiem zaciekłości Adama Michnika w obronie dobrego imienia swojego ojca Ozjasza Szechtera, który - zdaniem redaktora naczelnego Gazety Wyborczej - był po prostu prześladowanym przez reżim więźniem politycznym, dowiedzieliśmy się, że Ozjasz Szechter został skazany przez sąd II RP na 8 lat więzienia za "zdradę stanu" polegającą, mówiąc w skrócie, na wysługiwaniu się Związkowi Radzieckiemu i antypolskich knowaniach. A przecież Ozjasz Szechter ani nie wyprowadził wojska przeciwko swoim rodakom, choć być może bardzo by chciał, ani nie zlecał i kontrolował zabójstw politycznych, ani nawet nie osłabiał polskiej gospodarki narodowej. On po prostu wszedł w porozumienie z wrogim, totalitarnym mocarstwem, celem - jak to określał ówczesny kodeks karny - "pozbawienia państwa polskiego niepodległego bytu lub oderwania części jego obszaru”. No więc, jak się okazuje, można skazać za zdradę polityczną, wystarczy tylko chcieć. 
 
W tym kontekście 20 ostatnich lat niemocy ustawodawcy polskiego, niezawisłych sądów i jeszcze niezawiślejszych prokuratur, wygląda na problem natury woluntatywnej, a nie proceduralnej, zwłaszcza, że - jak wspomniałem powyżej - wystarczy sięgnąć do historii, która przykładów karania zdrady zna mnóstwo, ot choćby, kazus ojca Adama Michnika. Tutaj przystańmy na moment by zastanowić się, dlaczego ta sprawa nie może posłużyć jako motyw przewodni w dyskusji o karaniu, czy choćby ujawnianiu przy pomocy lustracji zdrady w Polsce. Czyżby miało to związek z poglądami salonu III RP, którego - po tym jak Michnik wygra proces z IPN o ochronę dóbr osobistych swojej rodziny - patronem rychło stanie się oczyszczony w ten sposób Ozjasz Szechter?
 
Wolność, sprawiedliwość i demokracja, którą uosabia solidarnościowa strona okrągłego stołu zakiełkowała w tych lędźwiach, które zajmowały posłanie w zimnej celi sanacyjnego więzienia, toteż czy można winić III RP, że nie sprzeciwia się własnej - mówiąc w przenośni, ale jak się okazuje, także i dosłownie - genezie, od której nie tylko się nie odcina, ale - jak pokazuje postawa Michnika - ubiera ją w niepodległościową legendę? Jak można zarzucić władzom politycznym i medialnym niepodległego państwa, że dzisiaj nie wyciągają wniosków ze zdrady z 1934 roku, skoro jest ona dla nich powodem do obrony swojego, co ja gadam, jakiego tam swojego - naszego, obywateli III RP, dobrego imienia?
 
http://menda.salon24.pl/104969,index.html
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz