Dlaczego nie kocham Michnika?
gw1990, śr., 03/12/2008 - 22:08
W gruncie rzeczy w ciągu ostatnich prawie 20 lat to nie Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Lecz Kaczyński czy Donald Tusk mieli ogromny wpływ na kształtowanie się życia politycznego w Polsce, po komunizmie. Prym wiódł Adam Michnik, który dowodził "dzieckiem" "Agory" - "Gazetą Wyborczą". Niestety, jak się okazało z opłakanym skutkiem.
Niniejsza notka na pewno nie jest biografią redaktora czy jej streszczeniem, prędzej częściową analizą dokonań w jego życiorysie. Adam Michnik jest synem przedwojennych działaczy komunistycznych - Ozjasza Szechtera ( działacz nielegalnej Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, prawdopodobnie skazany w procesie łuckim w 1934r. za udział w szpiegowskiej akcji NKWD przeciwko Polsce pk. Koń Trojański, później swoją działalność ocenił jako negatywną) i Heleny Michnik. Były dowódca wielkiej korporacji medialnej zapisał piękną historię w czasie PRL-u. Wielokrotnie więziony za działania opozycyjne, jeden z głównych uczestników Marca '68, działacz "KOR-u" oraz "Solidarności". Karta piękna, jak dotąd nieskazitelna, jeśli chodzi o tę część dokonań dla Polski. Po 1989r. swoje dokonania pomniejszył, spadły one do rangi drugorzędnej, a dlaczego - o tym zaraz.
Adam Michnik politykiem był miernym i fatalnym. Można powiedzieć, że wplątanie się w politykę to pierwszy i najpoważniejszy błąd bohatera notki w swoim życiorysie. Już w czasie obrad Okrągłego Stołu ustalono "mini" sojusz z komunistami, gdzie redaktor rzucił hasłem w GW z 3 VII " Nasz premier - Wasz prezydent". Prawdopodobnie już podczas tych negocjacji, Michnik zdecydował się na politykę tzw. grubej kreski w zamian za udział w rządzeniu. Został wkrótce posłem Koła Obywatelskiego z ramienia Lecha Wałęsy, którego pięć lat temu niemiłosiernie atakował, po kolejnych latach - znowu bronił. Po Okrągłym Stole otrzymał od legendy "Solidarności" misję zorganizowania dużej, ogólnopolskiej gazety codziennej, mającej być "organem" Komitetu Obywatelskiego przed zbliżającymi się wyborami. Nazwał ją " Gazetą Wyborczą ", o którą toczył potem boje z Lechem Wałęsą właśnie. Spór o pozycje redaktora, którą zdobył Michnik, stał się początkiem ogromnej awantury między gwiazdami opozycji. Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby w 1990r. prezydent zdołał usunąć byłego działacza ze stanowiska w rozbudzającej nadzieje wśród antykomunistycznego społeczeństwa gazecie, GW nie zdobyłaby monopolu na rynku medialnym, który - powiedzmy sobie szczerze - odsunął w Polsce idee jakiejkolwiek lustracji i dążenia do prawdy. Te dwa czynniki - wplątanie się w sitwy polityczne i zdobycie pozycji medialnej popchnęły Michnika w niesłychaną ilość błędów i przynajmniej częściowo zniszczyły piękną kartę działania w opozycji.
Michnikowi powierzono sprawdzanie wiarygodności teczek. Wraz z Andrzejem Ajnenkielem, Jerzym Holzerem i Bogdanem Krollem utworzył tzw. "Grupę Michnika". Ludzie Ci mieli pełny wgląd do akt komunistycznej bezpieki w archiwach MSW w dniach między 12 kwietnia a 27 czerwca 1990r. Oficjalnym wynikiem trzymiesięcznych prac był krótki raport, stwierdzający, że archiwa są niekompletne. Na temat działalności tej komisji, przynajmniej oficjalnie nic więcej nie wiemy. Natomiast można się tylko domyślać ile teczek mogli panowie wynieść i spalić. Przecież wielokrotnie redaktor "Gazety" podkreślał, że akta najczęściej to paszkwil, podrabiany, który najlepiej zniszczyć. Być może dlatego, że wielu jego kolegów miało dużo za uszami? I na mocy porozumień z komunistyczną władzą, pewne dokumenty należało zlikwidować?
Pomijam bulwersujący fakt, że Michnik był udziałowcem w "Agorze S.A." aż do 1998r., kiedy to jego wkłady w spółkę umorzono. W latach 90-tych, właśnie dzięki temu konsorcjum, "Gazeta Wyborcza" zdobyła praktycznie monopol na media. Stała się najbardziej opiniotwórczą gazetą, jednocześnie z czasem robiącą coraz większą wodę z mózgu Polakom. Michnik non stop w swoich wystąpieniach podkreślał politykę tzw. grubej kreski wobec zbrodniarzy komunistycznych, ludzi odpowiedzialnych za tamten system:
Wciąż się spieramy i długo jeszcze będziemy się spierać o stan wojenny. Jednak czas najwyższy zakończyć porachunki kryminalne. Niech prokuratorzy ścigają korupcję i napady bandyckie, a nie przeciwników politycznych sprzed ćwierćwiecza. Niech znakiem rozpoznawczym polskiej demokracji nie stanie się duch odwetu, lecz zmysł miłosierdzia. (...) Zważmy bowiem: czcimy w tym roku rocznicę pamiętnego orędzia biskupów polskich, którzy w 20 lat po wojnie wyciągnęli ręce ku niemieckim biskupom w geście przebaczenia i pojednania. Czy w ćwierć wieku po wprowadzeniu stanu wojennego nie jesteśmy zdolni - my, Polacy - do polsko-polskiego gestu przebaczenia i pojednania?
A. Michnik, GW - 17.12.2005r.,"Wściekłość i wstyd, smutek i duma"
Problem w tym, że aby przebaczyć należy oczekiwać najpierw żalu za własne winy i postanowienia poprawy. Absolutnie, ani w Kiszczaku, ani w Jaruzelskim czy jakimkolwiek innym aparatczyku, żyjącym do dzisiaj, tego zauważyć nie możemy. Interpretacja miłosierdzia wg. autora jest po prostu niejako daniną - oddaliście nam nieuchronnie władzę, to my Wam spokój i zapomnienie. Żaden akt miłości i przebaczenia, tylko wymiar politycznych korzyści. Wypowiedzi te zostały również skrytykowane przez hierarchów kościoła, m.in. przez abpa Życińskiego. W 2005r., w kolejną rocznicę wybuchu stanu wojennego, priorytetem dla Michnika nie byli niewinni, którzy przelali krew dla Ojczyzny w trakcie tego zbrodniczego aktu, tylko znowu polityka grubej kreski. Posunął się wówczas do próśb o abolicję dla sprawców pod adresem prezydenta Kaczyńskiego. Niesamowite, to taki fenomen jedyny w swoim rodzaju - 20 lat temu nękany przez władzę, robił wszystko, aby ją obalić - dziś jest jej ogromnym sprzymierzeńcem.
Mało tego - tak jak wtedy walczył w opozycji, tak dziś walczy z PiS i IPN-em. Polityków tej partii non stop próbował zniszczyć w niemal każdy dzień od wygranych wyborów w 2005r. Nie miała dla niego znaczenia żadna demokracja, wybór większości. Michnik wierzy , chyba do końca naiwnie, że sam wie najlepiej i ma we wszystkim rację. Jest niejako najwyższym suwerenem państwa, pozwalającym sobie z racji tego nazywać historyków z IPN - nie piszących peanów na cześć redaktora - matołami, histerykami, umoczonymi w szambo. Wiele mówi o podziale społeczeństwa, które ponoć robił Jarosław Kaczyński, kiedy on niemal codziennie sieje nienawiść. Nie potrafi merytorycznie odnieść się do pracy IPN, publikacji Wildsteina czy Ziemkiewicza, sprowadzając dyskusję do poziomu uwłaczającego.
Adam Michnik miał szansę zapisać piękną kartę w historii Polski. Jego działania być może w najważniejszym okresie w XX w. naszego narodu okazały się tak fatalne, że należy jego życiorys oddzielić grubą kreską. Tą przed i po Okrągłym Stole. Moim zdaniem, nie sposób wywalczyć władzę, ale się na niej utrzymać w sposób nieskazitelny. Tego Michnik nie potrafił - zarówno jako polityk i dziennikarz.
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
1 komentarz
1. Adam Michnik miał szansę zapisać piękną kartę w historii Polski.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl