Ofiary komunistycznych bandytów w PRL po 13 grudnia 1981

avatar użytkownika Andy-aandy

 

— Komunistyczny oprawca i morderca: "Nie obowiązują nas żadne przepisy prawne! Wcześniej czy później zostaniesz zastrzelony jak pies pod płotem"

 

Tak wyglądało życie w sowietyzowanym PRL. Powyżej, zdjęcie z fimu o komunistycznym mordzie na rotmistrzu Witoldzie Pileckim w więzieniu na Mokotowie.

 

Ofiary komunistycznych bandytów w PRL po 13 grudnia 1981

 

Gdyby w PRL-bis istniała jakakolwiek sprawiedliwość — to tow. Jaruzelski jako komunista, sowiecki agent i sowiecki generał, a jednocześnie nadzorca bandytów odpowiadający za zbrodnie dokonywane przez tajne służby w PRL — już dawno byłby skazany razem ze swoimi zbolszewizowanymi wspólnikami i podwładnymi bandytami z SB oraz innych tajnych sowieckich służ w PRL. Wszyscy ci zbrodniarze komunistyczni byliby skazani za swoje czyby kryminalne oraz komunistyczne zbrodnie przeciwko Narodowi Polskiemu…[i]

 

Poniżej tekst ze strony IPN

Wprowadzenie 13 grudnia 1981 r. stanu wojennego otworzyło nowy rozdział w dziejach komunistycznego terroru w powojennej Polsce. Tysiące osób internowano, aresztowano, z przyczyn politycznych zwolniono z pracy. W efekcie działań aparatu przemocy kilkadziesiąt osób straciło życie, setki zdrowie.

Przygotowując wprowadzenie stanu wojennego, komuniści od początku liczyli się z ofiarami śmiertelnymi. Zakładali, iż będzie ich znacznie więcej, niż było w rzeczywistości. W przeprowadzonej pod koniec września 1981 r. rozmowie z wysłannikiem kierownictwa NSPJ, Konradem Naumanem, jeden z liderów tak zwanych "zdrowych sił" w PZPR, Stanisław Kociołek stwierdził bez ogródek: "taka droga kosztować będzie być może tylko kilka tysięcy ofiar, podczas gdy kontynuacja dotychczasowego tak zwanego porozumienia prowadzić musi do rozlewu krwi, do morza krwi".

Tuż przed 13 grudnia w szpitalach przygotowano tysiące miejsc dla rannych. Dziesiątkom tysięcy aktywistów PZPR rozdano broń palną.

W momencie rozpoczęcia operacji wprowadzania stanu wojennego do komendantów wojewódzkich Milicji Obywatelskiej dzwonili wiceministrowie spraw wewnętrznych, przekazując hasło do rozpoczęcia działań, a także udzielając dodatkowych ustnych instrukcji. Do KW MO w Legnicy zadzwonił gen. Edward Tarała, którego zalecenia kończyło zdanie: "nie używać bezmyślnie broni, aby nie było zbędnych trupów". Wszelki dodatkowy komentarz do tych słów i zawartej w nich pogardy dla ludzkiego życia wydaje się zbędny.

 

Ofiary pacyfikacji [bandyci z ZOMO mówili, że "strzelali "na łeb i komorę", w efekcie "fik i ludzik znikał"]

W okresie obowiązywania stanu wojennego, a więc między 13 grudnia 1981 a 22 lipca 1983 r., zdecydowaną większość ofiar stanowiły osoby zamordowane lub zmarłe podczas tłumienia masowych protestów społecznych.

Pierwszą z nich był Tadeusz Kostecki, uczestnik strajku na Politechnice Wrocławskiej. Podczas brutalnej pacyfikacji uczelni, nad ranem 15 grudnia 1981 r., zmarł on na zawał serca.

W tym samym dniu po raz pierwszy na większą skalę przeciwko strajkującym użyto broni palnej. W czasie tłumienia protestu w kopalni "Manifest Lipcowy" w Jastrzębiu pluton specjalny katowickiego ZOMO ranił kilku górników.

Funkcjonariusze tej samej jednostki 16 grudnia 1981 r. otworzyli ogień z broni maszynowej do strajkujących górników w kopalni „Wujek” w Katowicach. W efekcie na miejscu zginęło siedem osób — Józef Czekalski, Józef Giza, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Andrzej Pełka, Zbigniew Wilk i Zenon Zając. Kilkunastu protestujących raniono, dwu z nich (Joachim Gnida i Jan Stawisiński) zmarło w styczniu 1982 r. w szpitalu. Prawie wszystkie rany postrzałowe umiejscowione były w górnych partiach ciała (głowa, klatka piersiowa, brzuch, ręce), co jednoznacznie świadczy o zamiarach zomowców. Jak przechwalali się kilka miesięcy później podczas szkolenia taterniczego, używając języka myśliwskiego, strzelali "na łeb i komorę", w efekcie "fik i ludzik znikał"...

Kolejne ofiary przyniosła pacyfikacja demonstracji 17 grudnia 1981 r. w Gdańsku. Od kuli zginął wówczas Antoni Browarczyk, kolejne dwie osoby otrzymały rany postrzałowe.

Drogę do użycia broni palnej w grudniu 1981 r. otworzył tajny szyfrogram ministra spraw wewnętrznych gen. Czesława Kiszczaka, który upoważnił dowódców pododdziałów MO do samodzielnego wydawania rozkazów w tym zakresie.

Pozbawione przywódców społeczeństwo po pacyfikacji grudniowych strajków zaprzestało na kilka miesięcy otwartych protestów. Gdy jednak dochodziło do spontanicznych manifestacji, były one brutalnie rozpędzane.

W trakcie rozpraszania demonstracji 13 lutego 1982 r. w Poznaniu został śmiertelnie pobity przypadkowy przechodzień — Wojciech Cieślewicz.

Kolejne ofiary przyniosła pacyfikacja masowych manifestacji, do jakich doszło 1 i 3 maja 1982 r. W Szczecinie zmarł zatruty gazami łzawiącymi Władysław Durda. W Warszawie podczas rozpraszania demonstracji trzeciomajowej zmarł Mieczysław Radomski.

Po kolejnych nieudanych próbach złożenia władzom oferty porozumienia narodowego, Tymczasowa Komisja Koordynacyjna „Solidarności” wezwała pod koniec lipca 1982 r. do masowych protestów w rocznicę podpisania Porozumień Gdańskich. Stanowisko władz przedstawił 25 sierpnia 1982 r. w telewizyjnym przemówieniu gen. Czesław Kiszczak: „Jeżeli za mało było dotychczasowych lekcji, prowokatorzy odbiorą następne”.

Słowa te 31 sierpnia wcielono w czyn. Areną najtragiczniejszych wydarzeń stał się Lubin. W wyniku użycia broni przez milicjantów na miejscu zginęli Mieczysław Poźniak i Andrzej Trajkowski, po kilku dniach zmarł śmiertelnie ranny Michał Adamowicz. Osiem dalszych osób raniono. Strzelanina na ulicach miasta trwała przez kilka godzin. Funkcjonariusze, zwłaszcza członkowie tak zwanych "grup rajdujących" krążących „Nysami” po ulicach, popadli w swoisty amok. Jak zeznawał jeden z nich: „Nie potrafię powiedzieć, jak długo to trwało. Nie potrafię powiedzieć, ile wystrzelałem ostrej amunicji i czy zakładałem do karabinu nowe magazynki. [...] To żadna przyjemność strzelać, gdy na ulicy znajdują się ludzie”.

Broni palnej użyto 31 sierpnia 1982 r. także w innych miastach. We Wrocławiu od kul zginął wracający z pracy Kazimierz Michalczyk. W Kielcach śmiertelnie pobito Stanisława Raka, zaś w Gdańsku zmarł zatruty gazami łzawiącymi Piotr Sadowski.

Kolejne ofiary pociągnęło za sobą tłumienie protestów związanych z delegalizacją NSZZ „Solidarność”. 12 października 1982 r. podczas manifestacji w Gdańsku petarda raniła w głowę Wacława Kamińskiego. Podczas transportu do szpitala został on dodatkowo pobity przez zomowców i po kilku tygodniach zmarł.

Dzień później funkcjonariusz SB zastrzelił w trakcie demonstracji w Nowej Hucie Bogdana Włosika.

10 listopada 1982 r. w Warszawie ZOMO śmiertelnie pobiło przypadkowego przechodnia — Stanisława Królika.

Podobnie jak rok wcześniej, ofiary śmiertelne pociągnęła za sobą pacyfikacja protestów pierwszo- i trzeciomajowych w 1983 r. We Wrocławiu zmarł Bernard Łyskawa, który po uderzeniu granatem gazowym w klatkę piersiową doznał zawału serca. Również po postrzeleniu petardą w szyję zginął w Krakowie Ryszard Smagur.

Ostatnią ofiarą pacyfikacji demonstracji była Janina Drabowska, zmarła w skutek zmasowanego użycia gazów łzawiących podczas manifestacji 31 sierpnia 1983 r. w Nowej Hucie.

 

Pobici na śmierć

W okresie stanu wojennego i po jego zniesieniu brutalną agresję funkcjonariuszy „sił porządkowych” wzbudzali nie tylko uczestnicy różnego rodzaju protestów. Śmierć ponosiły także osoby brutalnie przesłuchiwane, czy też młodzi ludzie, których jedyną „winą” były drobne oznaki sprzeciwu wobec systemu komunistycznego lub po prostu nonkonformistyczny wygląd lub zachowanie.

21 marca 1982 r. w Przemyślu aresztowano pod zarzutem kolportażu ulotek Mieczysława Rokitowskiego. Kilka dni później został on skatowany na śmierć w areszcie w Załężu. 2 kwietnia 1982 r. dwaj pijani żołnierze patrolujący ulice w Białej Podlaskiej zastrzelili bez powodu dziewiętnastoletniego Wojciecha Cieleckiego.

11 maja 1982 r. w Poznaniu został śmiertelnie pobity przez milicjantów uczeń Technikum Ogrodniczego Piotr Majchrzak. Najprawdopodobniej jego jedyną winą był wpięty w ubranie opornik, popularny symbol sprzeciwu wobec władz stanu wojennego.

1 marca 1983 r. w Poznaniu podczas przesłuchania został śmiertelnie pobity Jan Ziółkowski, współpracownik Komitetu Budowy Pomnika Ofiar Czerwca ’56. Zmarł 5 marca 1983 r.

Dwa dni później po kolejnym przesłuchaniu w KW MO w Katowicach, zmarł na zawał serca działacz pszczyńskiej „Solidarności”, Józef Larysz.

12 maja 1983 r. na Starym Mieście w Warszawie patrol MO zatrzymał maturzystę Grzegorza Przemyka. Został on brutalnie pobity i zmarł dwa dni później w wyniku poniesionych obrażeń.

7 stycznia 1985 r. na komisariacie kolejowym MO śmiertelnie pobito górnika jednej z gliwickich kopalni, Romana Franza.

19 października 1985 r. w Olsztynie funkcjonariusze ZOMO zatrzymali studenta Uniwersytetu Gdańskiego, Marcina Antonowicza. Został brutalnie pobity i wyrzucony z jadącej ciężarówki. Zmarł 2 listopada 1985 r. nie odzyskawszy przytomności.

29 sierpnia 1986 r. w Goleniowie został ciężko pobity Grzegorz Luks. Obrażenia wewnętrzne stały się przyczyną jego śmierci kilka miesięcy później.

 

Samobójstwa

Stan wojenny, po spadku liczby samobójstw w 1981 r., przyniósł gwałtowny ich wzrost, trwający systematycznie do 1989 r. Kilka z nich miało ewidentne tło polityczne. Już 13 grudnia 1981 r., na wieść o wprowadzeniu stanu wojennego, targnął się na swoje życie działacz opozycji przedsierpniowej i „Solidarności”, pierwszy redaktor „Tygodnika Mazowsze”, Jerzy Zieleński.

Śmiercią z własnej ręki zakończyła się dramatyczna historia działacza jeleniogórskiej „Solidarności”, Kazimierza Majewskiego. Zaszczuty przez funkcjonariuszy SB usiłujących nakłonić go do współpracy, 29 października 1982 r. popełnił samobójstwo. Przyczyny swej decyzji wyjawił w pozostawionym liście do rodziny.

Niektóre „samobójstwa” pozwalają na uzasadnione podejrzenie udziału funkcjonariuszy MSW. Tak było chociażby w przypadku wybitnego działacza gdańskiej opozycji, Jana Samsonowicza. 30 czerwca 1983 r. znaleziono jego ciało powieszone na ogrodzeniu stadionu RKS „Stoczniowiec” w Gdańsku.

Wątpliwości budzi także śmierć działacza białostockiej „Solidarności” i Komitetów Obrony Więzionych za Przekonania, Zbigniewa Simoniuka. W stanie wojennym został on internowany, a następnie skazany na dwa lata więzienia. Według oficjalnej wersji 8 stycznia 1983 r. popełnił samobójstwo w celi białostockiego więzienia.

W wątpliwość poddawano także samobójcze podłoże śmierci (upadek z 10. piętra) działacza podziemnej „Solidarności” Zbigniewa Wołoszyna, fizyka z Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej, zajmującego się sprawą skutków awarii w Czernobylu.

 

Mordy skrytobójcze

Po oficjalnym zniesieniu stanu wojennego 22 lipca 1983 r. wśród ofiar reżimu komunistycznego dominują osoby, które zginęły skrytobójczo zamordowane. Pierwsze ofiary „nieznanych sprawców” padły jednak wcześniej. 3 czerwca 1982 r. zginął, utopiony w Wiśle, uczeń jednego z warszawskich liceów, Emil Barchański. Jego „winą” było zdemaskowanie (w dodatku przed sądem) metod prowadzenia śledztwa przez SB.

31 stycznia 1983 r. w nigdy nie wyjaśnionych okolicznościach zmarł współzałożyciel radomskiej „Solidarności”, działacz KPN Jacek Jerz. Podobny los spotkał Ryszarda Kowalskiego, przewodniczącego Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Hucie Katowice. Zaginął on 7 lutego 1983 r., zaś jego zwłoki wyłowiono z Wisły 30 marca tego samego roku.

Również w rzece odnaleziono ciało Bogusława Podborączyńskiego, młodego działacza „Solidarności” z Nysy.

17 kwietnia 1983 r. w najprawdopodobniej zaplanowanym wypadku samochodowym został ciężko ranny znany poznański duszpasterz akademicki o. Honoriusz Kowalczyk, który następnie 8 maja 1983 r. zmarł.

7 września 1983 r. zaginął działacz małopolskiej „Solidarności”, Tadeusz Frąś. Wkrótce potem w Krakowie znaleziono jego ciało ze śladami ciężkiego pobicia. Kilka miesięcy później „zaginął” wybitny działacz rolniczej „Solidarności”, Piotr Bartoszcze. Po dwu dniach, 9 lutego 1984 r. odnaleziono jego ciało z licznymi obrażeniami wskazującymi na torturowanie przed śmiercią.

Nocą z 23 na 24 lutego 1984 r. w Stalowej Woli „nieznani sprawcy” zamordowali działacza NSZZ „Solidarność” i KPN, Zbigniewa Tokarczyka.

19 października 1984 r. funkcjonariusze Departamentu IV MSW porwali i zamordowali duszpasterza „Solidarności”, autora patriotycznych kazań, ks. Jerzego Popiełuszkę. Jego ciało, zatopione w zalewie na Wiśle w pobliżu Włocławka, zostało odnalezione tylko dzięki temu, iż władze wobec powszechnego oburzenia i groźby masowych protestów społecznych zdecydowały się na aresztowanie bezpośrednich sprawców zbrodni [do dziś są wątpliwości, czy rzeczywiście ci bandyci z SB byli „bezpośrednimi“ sprawcami tego bestialskiego mordu księdza — przyp. Andy].

11 stycznia 1985 r. z kładki nad torami kolejowymi we Wrocławiu „nieznani sprawcy” zrzucili działacza jawnej i podziemnej „Solidarności”, Lesława Martina. Zmarł on po dwunastu dniach nie odzyskawszy przytomności.

2 lutego 1986 r. brutalnie pobito działacza nowosądeckich struktur związku, Zbigniewa Szkarłata, który zmarł tydzień później.

Nigdy nie została również wyjaśniona sprawa śmierci wybitnego socjologa i działacza opozycji, prof. Jana Strzeleckiego, brutalnie zamordowanego nocą z 29 na 30 czerwca 1988 r.

Wśród ostatnich ofiar „nieznanych sprawców” było aż trzech księży katolickich, zamordowanych już w 1989 r. 20 stycznia tego roku w Warszawie zamordowano ks. Stefana Niedzielaka, od lat upamiętniającego zbrodnie dokonane na Polakach na Wschodzie.

30 stycznia zginął w Białymstoku ks. Stanisław Suchowolec, organizator duszpasterstwa ludzi pracy i nabożeństw patriotycznych.

11 lipca 1989 r., już po obradach Okrągłego Stołu i wyborach czerwcowych zamordowany został ks. Sylwester Zych, więziony w latach 1982–1986 kapelan młodzieżowej organizacji podziemnej, rozbrajającej żołnierzy i milicjantów.

W przeddzień wyborów, 3 czerwca 1989 r. w kętrzyńskim stawie znaleziono noszące ślady pobicia zwłoki Roberta Możejko, po raz ostatni widzianego kilka dni wcześniej w towarzystwie funkcjonariusza miejscowego Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych.

 

Zacieranie śladów

Po popełnieniu zbrodni niemal natychmiast przystępowano do zacierania śladów. W ukryciu prawdy uczestniczyły wszystkie struktury państwa komunistycznego na czele z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych, prokuraturą wojskową i powszechną oraz z aparatem propagandowym.

Pierwszy etap zacierania śladów miał dosłowne znaczenie — tynkowano budynki by ukryć ślady przestrzelin, „zabezpieczano” łuski i kule, niszczono inne potencjalne materiały dowodowe. W przypadku zabójstw dokonanych przy użyciu broni palnej utrudniano badania balistyczne, dbano o możliwość uzupełnienia amunicji przez funkcjonariuszy.

Przy użyciu wszystkich dostępnych środków kontrolowano i nadzorowano śledztwa prowadzone w poszczególnych przypadkach. Sprawców i świadków zbrodni wywodzących się z grona MO lub SB szkolono, jak mają zeznawać. W razie potrzeby SB dostarczała własnych „świadków”, którzy negowali wersje podawane przez rzeczywistych uczestników wydarzeń. Metodami operacyjnymi zbierano informacje o niewygodnych świadkach, by móc ich szantażować lub skompromitować.

Bezpośrednio ingerowano także w przebieg postępowań. Czyniły tak zarówno Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, Prokuratura Generalna, jak i Naczelna Prokuratura Wojskowa. W wielu przypadkach jednak ingerencje takie nie były nawet konieczne — prokuratorzy sami wiedzieli, jak doprowadzić do umorzenia sprawy ze względu na „niewykrycie sprawców” lub „niestwierdzenie znamion przestępstwa”.
Należy jednak przypomnieć, iż nawet w okresie stanu wojennego znaleźli się prokuratorzy, którzy próbowali sumiennie wypełnić swoje obowiązki.

Przykładem może być Miłan Senk prowadzący śledztwo w sprawie zbrodni lubińskiej. Początkowo sformułował on wniosek, iż użycie broni było niezasadne i rozważał możliwość postawienia zarzutów niektórym funkcjonariuszom. Ostatecznie został zmuszony do podpisania przygotowanego przez inne osoby postanowienia o umorzeniu śledztwa.

 

Działaniom MSW i prokuratur towarzyszyła komunistyczna propaganda

Służba Bezpieczeństwa zbierała dane o przeszłości ofiar i ich rodzin, które następnie wykorzystywano dla ich skompromitowania lub „udowodnienia” tezy, iż np. osoby ranne i zabite w toku protestów społecznych wywodziły się z kręgów marginesu społecznego, w momencie śmierci znajdowały się w stanie upojenia alkoholowego itp. Niekiedy posuwano się wręcz do rozpowszechniania wersji, iż za śmiercią poszczególnych osób w rzeczywistości stoją struktury podziemne lub państwa zachodnie.

Niewątpliwie największej manipulacji dopuszczono się w sprawie śmierci Grzegorza Przemyka. W oparciu o spreparowane przez MSW „dowody” o spowodowanie jego śmierci oskarżono załogę karetki pogotowia, która przewoziła go z komisariatu do szpitala. W sfingowanym procesie dwu niewinnych sanitariuszy skazano na kary 1,5 i 2 lat więzienia. Dopiero upadek systemu komunistycznego pozwolił na ich rehabilitację.

* * *

Przypadki ukarania sprawców zbrodni przed 1989 r. były bardzo nieliczne. Na kary 5 i 12 lat więzienia skazano zabójców Wojciecha Cieleckiego. Milicjant, morderca Grzegorza Luksa otrzymał co prawda wyrok dwu lat więzienia, jednakże nigdy nie stawił się do odbycia kary.
Pod naciskiem opinii publicznej władze zdecydowały się na ukaranie bezpośrednich sprawców morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki. W procesie, który rozpoczął się pod koniec grudnia 1984 r. w Toruniu nie osądzono jednak ich mocodawców. Grzegorz Piotrowski i Adam Pietruszka zostali skazani na 25, Leszek Pękala na 15, a Waldemar Chmielewski na 14 lat więzienia. Nawet jednak i ten proces władze starały się wykorzystać propagandowo przeciwko ofierze morderstwa.

 

Pamięć

Mimo wysiłków władz, nie udało się zatrzeć pamięci o ofiarach stanu wojennego i kolejnych lat. Już pogrzeby ofiar stawały się manifestacjami patriotycznymi. Najwięcej, bo blisko pół miliona ludzi zgromadził pogrzeb ks. Jerzego Popiełuszki.

Groby ofiar stawały się symbolicznymi miejscami pamięci i spotkań zwolenników opozycji. Starano się także upamiętnićmiejsca zbrodni, stawiając krzyże, składając kwiaty i zapalając znicze. Symbole te były nieustannie bezczeszczone przez „nieznanych sprawców”.

Nazwiska ofiar przypominano na łamach podziemnej prasy, stopniowo powstawały listy ofiar, liczące od kilkudziesięciu do 104 nazwisk. Starano się także publikować dostępne dokumenty, relacje świadków wydarzeń, powstawały pierwsze opracowania.

Poszczególne przypadki badały konspiracyjne struktury „Solidarności”, Komitet Helsiński, kościelne komitety pomocy represjonowanym.

Już w latach osiemdziesiątych okazało się, iż na sporządzanych listach ofiar znalazły się także osoby przypadkowe, zmarłe w sposób naturalny lub wręcz takie, które padły ofiarą przestępstw kryminalnych. Wyjaśnienie tych spraw nie było jednak możliwe w warunkach systemu komunistycznego.

W wyniku przemian 1989 r. możliwe stało się pełne upamiętnienie ofiar stanu wojennego i następnych lat. W 1991 r. odsłonięto pomnik na miejscu tragedii w kopalni „Wujek”, w następnym roku powstał pomnik poświęcony pamięci ofiar zbrodni lubińskiej. Kilku monumentów doczekał się ks. Jerzy Popiełuszko. Stopniowo przybywa także różnego rodzaju pamiątkowych tablic, obelisków, nazwiska ofiar noszą ulice czy szkoły. Dzięki badaniom historyków coraz dokładniej poznajemy kulisy poszczególnych zbrodni. Powstają filmy i przedstawienia teatralne poświęcone ofiarom stanu wojennego.

 

Próby wymierzenia sprawiedliwości

W znacznie mniejszym stopniu powiodły się próby sądowego ukarania sprawców. Już 2 sierpnia 1989 r. Sejm PRL powołał Komisję Nadzwyczajną do Zbadania Działalności MSW, od nazwiska jej przewodniczącego popularnie zwaną „Komisją Rokity”. Nie posiadała ona zbyt wielkich uprawnień, część jej członków otwarcie sabotowała prace, zaś MSW i prokuratura opieszale udostępniały akta, część ukrywając. Mimo to w 1991 r. Komisja przygotowała raport, powstały po przeanalizowaniu ponad stu przypadków niewyjaśnionych zgonów.

W efekcie w 88 przypadkach rekomendowano wszczęcie postępowań prokuratorskich, sformułowano także szereg wniosków personalnych pod adresem kilkudziesięciu prokuratorów, którzy uczestniczyli w zacieraniu śladów zbrodni. Raportu Komisji przez kilkanaście lat nie opublikowano, a jego fragmenty wręcz objęto klauzulą tajności!

W niektórych przypadkach na podstawie wniosków „Komisji Rokity” prokuratury rzeczywiście wszczęły śledztwo. Większość spraw umorzono, zaledwie kilka znalazło swój finał przed sądem. Już pod koniec 1991 r. zabójca Bogdana Włosika, kapitan SB Andrzej Augustyn, został skazany na 8 lat więzienia, którą to karę w wyniku apelacji podwyższono do 10 lat. Pozostałe procesy trwały przez wiele lat lub kończyły się niepowodzeniem.

Nie udało się doprowadzić do skazania generałów Władysława Ciastonia i Zenona Płatka, oskarżonych o podżeganie do zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki. Odpowiedzialności uniknął na razie również gen. Czesław Kiszczak, któremu zarzucono wydanie rozkazu umożliwiającego zabójstwo górników z kopalni „Wujek”, rozważano także postawienie mu zarzutów w innych sprawach. Kilkanaście lat trwają kolejne procesy milicjanta oskarżonego o śmiertelne pobicie Grzegorz Przemyka.

Dopiero po 15 latach długotrwałych postępowań przed kolejnymi instancjami i nieustannych apelacji zapadł wyrok w sprawie zbrodni lubińskiej. Ostatecznie prawomocnymi wyrokami skazano trzech z siedmiu oskarżonych: Bogdana Garusa i Tadeusza Jarockiego na 2,5 roku pozbawienia wolności, zaś Jana Maja na 3,5 roku.

Proces milicjantów z plutonu specjalnego ZOMO, oskarżonych o zabójstwo i ranienie górników z kopalni „Wujek” i „Manifest Lipcowy”, również trwał kilkanaście lat. W maju 2007 r. zapadły wyroki — dowódca plutonu Romuald Cieślak otrzymał karę 11 lat więzienia, zaś jego podwładni od 2,5 do 3 lat.

Wiele spraw badanych jest obecnie przez pion śledczy IPN. Niestety zatarcie śladów zbrodni już w latach osiemdziesiątych, następnie masowe niszczenie dokumentów SB w latach 1989—1990 oraz zmowa milczenia dawnych funkcjonariuszy bardzo utrudniają śledztwa. Instytut Pamięci Narodowej będzie jednak nadal podejmował starania, aby prawda o wszystkich przypadkach zabójstw z lat osiemdziesiątych została ujawniona, ich sprawcy ukarani, a ofiarom został oddany należny hołd. Celowi temu służy również wystawa, której katalog trzymają Państwo w rękach.

* * *

Wystawa "Ofiary stanu wojennego" prezentuje portrety i biogramy 56 osób, zmarłych i zamordowanych po 13 grudnia 1981 r.

Nie obejmuje ona przypadków osób, które co prawda padły ofiarą nadużycia władzy przez poszczególnych funkcjonariuszy, jednak nie miało to podtekstu politycznego: Mirosława Adamczyka, Edyty Hnat, Stanisława Kota, czy Franciszka Zdunka. Pozostają też przypadki dotąd niewyjaśnione, wymagające dalszych badań, na przykład sprawy śmierci: Mariana Bednarka, Jana Budnego, Mikołaja Czarnego, Antoniego Domeradzkiego, Aleksandra Hacia, Zdzisława Jurgiewicza, Jerzego Karwackiego, Jacka Krzywdy, Marka Kuchty, Doroty Saszkiewicz, Jacka Stefańskiego, Aleksandra Szustera czy Bogusława Walczaka.

Dlatego też w formie aneksu do niniejszego katalogu publikujemy pełną listę osób, których sprawy badane były przez sejmową Komisję Nadzwyczajną do Zbadania Działalności MSW. Nazwiska ofiar, których sylwetki zostały zaprezentowane na wystawie oddano drukiem pogrubionym.

Łukasz Kamiński

Cytat za stroną IPN: 13 grudnia 1981 roku,  http://13grudnia81.pl/portal/sw/wolnytekst/6813

 


Rewolucyjne, komunistyczne i bolszewickie — były bezwzględność i nienawiść wobec Polaków wykazywane przez komunistyczny aparat przemocy w PRL — zarządzany przez sowieckich bandytów i agentów od lat 40. XX wieku, czyli od utworzenia PRL. W zbrodniczej policji sowieckiej NKWD oraz bandyckiej, stalinowskiej Informacji Wojskowej w tzw. LWP, byli m.in. rządcy PRL z nadania zbrodniarzy z Kremla — tow. Jaruzelski i tow. Kiszczak…

 

Bandyta z UB: Zgodnie z rewolucyjną bezwzględnościa i nienawiścią możemy zrobić co chcemy

Dla przysłanych do Polski agentów NKWD i stalinowskiej Informacji Wojskowej, bolszewickich bandytów, a także zwykłych miejscowych zdrajców dążących do sowietyzacji Polski — istniało tylko jedno komunistyczne prawo "rewolucyjna bezwzględność i nienawiść".

Znaczenie tej wszechwładnej, sowiecko-komunistycznej nienawiści do Polaków — podkreślał także w 1954 roku dyrektor Departamentu Szkolenia [komunistycznych zbrodniarzy — przyp. Andy] MBP Józef Kratko: "Uznawaliśmy, że jeśli aresztowany jest wrogiem, to zgodnie z rewolucyjną bezwzględnościa i nienawiścią możemy z nim zrobić co chcemy."[vi]

 

Komunistyczny oprawca: Zostaniecie wyniszczeni bez reszty! Zostaniesz zastrzelony jak pies

Dlatego polscy patrioci przesłuchiwani przez tych bolszewickich i komunistycznych oprawców często mogli słyszeń i takie słowa: "Jesteś obwiniony o całe swoje przestępcze życie! Nie tylko ty – cała twoja rodzina, bliższa i dalsza! Z dziećmi włącznie! Zostaniecie wyniszczeni bez reszty!

W twojej sprawie nie obowiązują nas żadne przepisy prawne, przed nikim nie będę się musiał z ciebie rozliczyć! Wcześniej czy później zostaniesz zastrzelony jak pies pod płotem, ale w terminie przeze mnie ustalonym!

Pozostaje ci już tylko walczyć o jak najmniejsze cierpienie przed śmiercia, drogą wyznania prawdy! Zanim zdechniesz, sto razy przeklniesz chwilę, kiedy cię matka urodziła! Będziemy z ciebie żyły wypruwać, kości łamać, a potem składać cię na nowo, aż do skutku, tak długo jak zechcemy! Nie powołuj sie na konstytucje! Konstytucje pokaże ci jutro oficer śledczy!”

———————

Zob. notkę:  Rewolucyjne, komunistyczne i bolszewickie — bezwzględność i nienawiść wobec Polaków,  http://salski.nowyekran.pl/tag/6904,bolszewicka-bezwzglednosc-i-nienawisc

 

Witold Pilecki - fabularyzowana historia życia i śmierci/ film dokumentalny Opole,

http://www.youtube.com/watch?v=G5JhmKQNNMQ


[i] Pojęcie zbrodni komunistycznych sprecyzowała ustawa o Instytucie Pamięci Narodowej-Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (DzU z dnia 19 grudnia 1996 r.), obok zbrodni nazistowskich.

Według prawa międzynarodowego zbrodnie komunistyczne, stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne nie ulegają przedawnieniu.

Art. 43 Konstytucji RP także mówi, iż: "Zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości nie podlegają przedawnieniu."

 

2 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Centrum Szymona Wiesenthala

Centrum Szymona Wiesenthala ogłosiło dzisiaj nową akcję poszukiwania żyjących jeszcze nazistowskich zbrodniarzy. Za informacje, które naprowadzą na ich ślad, wyznaczono nagrody do 25 tys. euro - poinformował w Berlinie szef instytucji Efraim Zuroff.

"Operacja Ostatniej Szansy II" ma na celu wytropienie członków hitlerowskich grup operacyjnych (Einsatzgruppen) i SS oraz byłych strażników w obozach koncentracyjnych. - Należy zrobić wszystko, co możliwe, i to szybko, bo czas ucieka - powiedział Zuroff na konferencji prasowej w Berlinie.

Według niego być może żyje jeszcze około dwóch procent spośród 4 tysięcy byłych strażników w obozach zagłady czy członków Einsatzgruppen, odpowiedzialnych za masowe mordy. Najmłodsi z nich mają teraz ponad 80 lat. - Jednak wiek nie może być powodem, by zrezygnować z ich ścigania. Z wiekiem ich wina nie staje się mniejsza - ocenił Zuroff, cytowany przez agencję dpa.

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/centrum-wiesenthala-bedzie-scigac-ostatn...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. Morel, Brus-Wolińska, Szechter

mar, PAP
30.10.2007 , aktualizacja: 30.10.2007 13:53
A A A Drukuj
Pion śledczy IPN wystąpił do sądu wojskowego o wydanie Europejskiego Nakazu Aresztowania wobec mieszkającej w Wlk. Brytanii Heleny Wolińskiej, stalinowskiej prokurator wojskowej, podejrzanej o bezprawne aresztowanie 24 osób w latach 50. "

Morel podobno nie zyje, Brus-Wolińska przyjaciółka Leszka Kołako9wskiego, nie zyje.

Stefan Szechter zyje i śmieje się z Polaków.

Uczyć się od starszych i mądrzejszych, uczyć i scigać tak, jak Centrum Szymona Wiesenthala.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl