Uwolnić małpy z Cyrku !

avatar użytkownika jwp

...Ze wszystkich widowisk ludzie najbardziej lubią teatr i cyrk. Bo to są najwierniejsze zwierciadła ich życia, złożonego z udawania, zręczności i błazeństw… - Aleksander Świętochowski.

Jako dziecię bywałem w Cyrku, właściwie cyrkach. Były to dla nich lata prosperity. Wobec ubogiej oferty telewizji i kin takie „instytucje” jak Cyrk dostarczały zarówno rozrywki, jak i pełniły funkcję edukacyjną. Dość specyficzną. Mogliśmy ujrzeć z bliska egzotyczne zwierzęta uległe treserom. Igrce klaunów bawiły nas do łez, nie ma bowiem nic lepszego jak ryczeć z czyjegoś nieszczęścia. Bo szczęśliwi to oni nie byli. Zadziwiały nas wyczyny akrobatów, jak i zgrabne „cyrkówki” nie umykały naszej uwadze. To wszystko podlane sosem cyrkowych marszów i złowrogim warczeniem werbli w mrożących krew w żyłach momentach.

Plakaty cyrkowe, aż roiły się od pseudonimów artystycznych magików i pompatycznych nazw grup akrobatycznych. Wszystko to magiczne, tajemnicze i piękne. Wesołe małpki i śmieszne pudelki, nie znający strachu treserzy i potulne jak baranki tygrysy i lwy. Cukrowa wata, zdjęcia z treserką węża boa. Jednym słowem wielkie święto i ucieczka od szarości PRL-u. Taka była fasada, a jako, że zawsze byłem niesfornym i ciekawskim dzieckiem, gdy inni ustawiali się w kolejce po autografy, ja penetrowałem cyrkowe zaplecze. Nie raz mnie pogoniono w trakcie tych badań „naukowych”. Udało mi się jednak poczynić wiele ciekawych obserwacji, które wtedy nie były dla mnie w pełni zrozumiałe. Dzisiaj widzę to w innym świetle.

Kolorowy Świat Cyrku kończy się za linią oddzielającą gapiów od jego „kuchni”. Tam kolory szarzeją, a szerokie uśmiechy znikają z twarzy cyrkowców. Codzienna krzątanina nie jest już taka ciekawa. A może jednak tak. Zwierzęta po chwili „wolności” na arenie lądują w ciasnych klatkach z codzienną porcją karmy. Klauni zmywają makijaż i odsłaniają pobrużdżone twarze. Barakowozy z dymiącymi kominami nie świecą blaskiem sceny. Cyrkowe Dzieci bawią się w błocie w niczym nie przypominającym namiotu z czyściutkimi trocinami. Lew chodzi nerwowo po klatce, smutne małpy iskają się po kątach.

Wszyscy są zamknięci w kręgu, z którego trudno się wyzwolić. To zawód na kolejne pokolenia. Dziś tu, jutro gdzie manager poniesie. Wielkie miasta i prowincjonalne tourne. Bez domu, korzeni i własnego miejsca na świecie. Porwani z życia niczym dzikie zwierzęta, karmione namiastkę wolności, za cenę wyuczonych sztuczek. Młoda dziewczyna wystawiona na nie tak już pewny rzut Mistrza Noży, zalewającego wieczorami robaka. Robaka, który trawił jak sądzę większość lokatorów Cyrku.

A wokół Cyrku Cuda i Dziwy. Gadająca Głowa, która przepowiada i przybliża nam „Nieziemskie Tajemnice. Pomimo swej tajemnej wiedzy nie potrafiła odpowiedzieć na niecenzuralne pytania zakapiórów – „Jak Ty to robisz ?’. Bo oni odporni na magię i czary są trzeźwiącą solą tej ziemi. W Gabinecie Luster można było pęknąć ze śmiechu, jak i wystraszyć się własnego oblicza jakie nam ukazywały odpowiednio spreparowane lustra. Znikali ludzie. Jedne z moich kolegów zachęcony wabikiem zgrabnej asystentki Copperfielda z Pcimia poddał się temu zabiegowi i rzeczywiście zniknął. By za chwilę pojawić się na szczycie widowni. Zeznał nam potem, że został teleportowany na tyły namiotu gdzie dwóch niezbyt sympatycznych Cyganów grało w karty. I nie było tak owej asystentki, na co nasz kolega erotoman niewątpliwie w skrytości ducha liczył.

Cyrk zawsze był „otwarty”, ale tylko w środku. Zapraszano widzów do udziału w magicznych sztuczkach, do zbliżenia z małpką. Klauni pryskali z kwiatów w klapach wodą, a wy brane z tłumu dziecko odbywało rundę honorową na przystrojonym kokardami kucyku . Przy zachwycie jego rodzicieli. Nie mogło zabraknąć wesołych karzełków. Na małych ringach odgrywali zapaśnicze lub bokserskie pojedynki. Radosnym rechotom nie było końca, nawet jak odgrywali scenę miłosną pod balkonem Julii.

W trackie przerw oblężone były budki z lodami typu „Pingwin” lub inne „Bambino”. Nic się do dzisiaj nie zmieniło, anturaż tylko z deczka inny. Nadchodził moment długo wyczekiwany, przygasały światła, milkła muzyka. Pełnym napięcia, budującym atmosferę, wytrawny konferansjer zapowiadał „Salto Moratale”. Na Arenie pojawiał się pięknie zbudowany „Łapacz”, ten który miał ocalić od niechybnej śmierci młodziutką akrobatkę przecudnej urody. Teraz drobny wtręt. Gdy kończyła się Epoka Cyrku nierzadko na scenie pojawiały się postacie w wytartych trykotach, nie pierwszej młodości. Nie doczekawszy się spadkobierców atrakcji wieczoru musieli do końca grać swoje role.

Milkły werble, gawiedź powstrzymywała oddech, jakby od jej tchnienia zależało życie Gwiazdy Wieczoru. Silne ręce nasmarowane talkiem czekały na drobne rączęta wyrzuconego pod kopułę cyrku dziewczęcia. Zsiniałe w bezdechu twarze to raz spoglądały do góry, by potem szukać trupa wbitego w trociny. Gra wyobraźni bez siatki budowała napięcie. W głowach kłębiły się dziwne myśli, a matki zasłaniały oczy dzieciom. I nagle…,  w ułamku sekundy spotkały się ręce, naprężyły mięśnie. Ze ściśniętych trwogą gardeł wyrwał się oddech ulgi. Gromkim brawom nie było końca. Bohaterowie tego niepowtarzalnego wieczoru dumnie prężyli ciała w dziwacznych dygach. Powietrze zeszło z dętki, a tłum wychodzący z Cyrku jeszcze długo nie mógł dojść do siebie. A jak już doszedł to długie zimowe wieczory wypełniały opowieści o wielgaśnych słoniach z trąbami sięgającymi delikatnie po cukierka do małej rączki, konikami w strojnych pióropuszach. Dzieci miały swoje opowieści, a panowie mile wspominali widok zgrabnych pup obserwowanych przez teatralną lornetkę.

A Cyrk się zwijał i podążał dalej, by po raz kolejny uwieść szarych ludzi. W drodze bez końca i bez nadziei na wyzwolenie małp, dzikich bestii i Króla Zwierząt.

To historia bez początku i końca, jak nasze życie. Zastanawiam się tylko czy Cyrk nie trwa dalej i gdzie jest nasze w nim miejsce. Może na niezbyt wygodnych ławkach, ale jednak zawsze w roli widza karmionego ułudą, czy też między areną i klatkami po spektaklu.

A teraz z innej beczki.

5 komentarzy

avatar użytkownika gość z drogi

1. witam serdecznie ,ale nie w Cyrku ani nie w cyrku

Masz Rację,cyrk jest na okrągło a za drogie bilety do niego płacimy wciąż my,nawet jesli cyrku ani tamtego ani
dzisiejszego nie cierpimy,płacimy i TO okropnie drogo :)
re Tamtego Cyrku
muszę coś wyjaśnić,nie znosiłam go od Dziecka,coś mnie w nim odrzucało i mimo,ze Rodzice probowali przełamać ten wstręt,to załamali się gdy Ostentacyjnie opuściłam
Cyrk w momencie jakims bardzo mocnym :)
i wtedy Cyrk był
ale w DOMU, postawiłam jednak na swoim ,więcej mnie tam już nie zabrali,
inaczej było z Siostrą,ta uwielbiała.... Cyrk :)
re czasów bez telewizji i dzieciństwa wolnego od Ugniatania Umysłów,chyba nam TO wyszło na Dobre,przynajmniej TAK myślę
serdecznie pozdrawiam
z areny współczesnego cyrku
gdzie Krew miesza się z błote

gość z drogi

avatar użytkownika jwp

2. Gośc z Drogi

Witaj,
Cyrk nigdy nie był moją"Bajką". Jednak jako dziecko lubiłem tam bywać. teraz mi się jawi inny zgoła obraz. I jakoś tak przeszłość pozwala nam na ogląd rzeczywistości. Tu i teraz.
A Nasz Cyrk jest tak samo tragiczny i smutny.
Czas uwolnić małpy, a my nie powinniśmy uczestniczyć w tym spektaklu.

Serdeczne Pozdrowienia

JWP

avatar użytkownika gość z drogi

3. JWP domyślam się Twoich intencji

dodam tylko,ze za bilety do tego tak nielubianego dzisiejszego Cyrku
MY płacimy i TO piekielnie drogo,mimo,ze tych małp
nawet oglądać nie chcemy....
pozdrawiam serd.

gość z drogi

avatar użytkownika jwp

4. Gość z Drogi

Oszczędziłem czytelnikom tej gorzkiej refleksji na temat biletów.

Serdeczności

JWP

avatar użytkownika gość z drogi

5. JWP i za TO CI dzięki :)

wystarczą komunikaty ze szkła....
oj zaboli,zaboli...
serd pozdr

gość z drogi