Alert! Czy prezydent oddaje Polskę w zarząd Niemcom?
Profesor prawa Krystyna Pawłowicz, członkini Trybunału Stanu, alarmuje: w listopadzie ubiegłego roku Prezydent przedłożył Sejmowi RP projekt Ustawy o zmianie Konstytucji, który jest aktem samolikwidacji odrębności państwowej Rzeczypospolitej i jej inkorporacji do Unii - podmiotu o celach sprzecznych z systemem wartości, zasadami i przepisami obecnej polskiej Konstytucji.
Członkostwo Rzeczypospolitej Polskiej tylko w Unii Europejskiej
Projekt prezydencki wprowadza do Konstytucji nowy rozdział Xa pt.: "Członkostwo Rzeczypospolitej Polskiej w Unii Europejskiej".
Jednocześnie zostaje uchylony obecny art. 90 Konstytucji, który ogólnie zezwala na przekazanie nieoznaczonej imiennie organizacji międzynarodowej kompetencji polskich organów w niektórych sprawach.
Tym samym niejako skazuje Polskę na członkostwo tylko w jednym, konkretnie wskazanym z nazwy podmiocie, tj. w UE.
Zmierza do konstytucyjnego utrwalenia (czyli na bardzo długo) wyłącznie unijnych więzi Polski. Warto w tym miejscu podkreślić, że na rzecz organów UE przekazano już wiele polskich kompetencji np. w sprawach gospodarczych ok. 85 proc. spraw.
Przynależność Polski do UE trwałą cechą naszego ustroju
Projekt powagą Konstytucji chce zatwierdzić ten stan, czyniąc z przynależności Polski do UE w istocie trwałą cechę naszego ustroju.
Projekt poprzez liczne propozycje organizacyjno-prawne w pełni i bezpośrednio konstytucyjnie niejako "wciela" Polskę w obszar państwa unijnego.
Stwierdzenie na początku art. 227a projektu, że Polska "jest członkiem Unii Europejskiej", oznaczać może też w praktyce, iż każde działanie Sejmu podjęte na poziomie ustawowym lub przez inne organa na niższym poziomie lub działania społeczne zmierzające do podważenia zasadności tego członkostwa będą traktowane np. przez Trybunał Konstytucyjny (do czasu zmiany tak brzmiącej Konstytucji), przez sądy powszechne, administracyjne i aparat wykonawczy jako sprzeczne z Konstytucją i zmierzające nawet do obalenia konstytucyjnego ustroju RP.
Propozycja art. 227a projektu jest niezwykle groźna i w praktyce posłużyć może do pacyfikowania w majestacie prawa grup, partii i osób niechętnych uczynieniu z Polski na trwałe części państwa unijnego.
Podobny przepis w okresie PRL, konstytucyjnie nakazujący przyjaźń ze Związkiem Sowieckim, służył następnie do walki z przeciwnikami wiecznego sojuszu z tym imperium jako podważającymi ustrój PRL.
Likwidacja barier ustrojowych podporządkowywania polskiej waluty i finansów Niemcom i Francji
Celem projektu prezydenckiego jest według jego autora, "zmiana niektórych przepisów konstytucyjnych utrudniających wykonywanie zaciągniętych [traktatami o akcesji do Unii i lizbońskim] zobowiązań". Chodzi o taką zmianę obowiązujących przepisów, by możliwe stało się przyjęcie przez Polskę waluty euro i przystąpienie do unii gospodarczo-walutowej.
Projekt chce też stworzyć nowe procedury w polskiej Konstytucji, które umożliwiłyby włączenie najwyższych polskich organów w przewidziane w Lizbonie nowe tryby zmiany traktatów w postępowaniach uproszczonych oraz określiły konstytucyjne etapy wystąpienia z UE.
Do osiągnięcia tych celów projekt przewiduje zmiany, które ostatecznie zlikwidują "polskie bariery" ustrojowe dla pełnego podporządkowania polskiego systemu walutowo-finansowego de facto najsilniejszym krajom europejskim (Niemcom i Francji).
NBP przestaje być elementem realizacji interesów państwa polskiego
Projekt prezydencki dekretuje aż na poziomie konstytucyjnym, że "NBP należy do Europejskiego Systemu Banków Centralnych" i "realizuje zadania i wykonuje kompetencje określone w Traktatach stanowiących podstawę Unii Europejskiej oraz w ustawie".
Co więcej, projekt konstytucyjnie uniezależnia (!) NBP w jego działalności od innych organów państwowych ("NBP jest w swojej działalności niezależny od innych organów państwowych" - art. 227 ust. 1 projektu).
Tak więc prezydent, by spełnić unijne wymogi, które Polska wzięła na siebie wraz z traktatem o akcesji (m.in., że przyjmuje walutę euro), konstytucyjnie, z nadgorliwą przesadą, pozbawia NBP jego fundamentalnej, ustrojowej funkcji ustalania i realizacji polskiej polityki pieniężnej, wyłącznego prawa emisji pieniądza i odpowiedzialności za wartość polskiego pieniądza.
NBP w planach prezydenta dostosowującego naszą Konstytucję do traktatów unijnych przestaje być elementem realizacji interesów państwa polskiego, a staje się częścią organizacji walutowej państwa europejskiego. Ma działać i wykonywać zadania ustalone poza Polską przez struktury UE nierealizujące ani niechroniące interesów gospodarczych naszego kraju, lecz broniące interesów jej głównych decydentów (Niemiec i Francji).
Aby podległość i lojalność wobec Unii była pełna, projekt nakazuje, by NBP był "niezależny w swej działalności od innych [polskich] organów państwowych", także od rządu czy parlamentu.
Jedyną konstytucyjną, organizacyjną "nicią" wiążącą NBP z organami polskimi jest prawo prezydenta do złożenia wniosku o powołanie prezesa NBP przez Sejm. Na tym merytoryczna "polskość" NBP w zasadzie się skończy. Polska wyznaczy więc tylko osobę, która będzie działała i wykonywała w Polsce zadania wyznaczone bankowi przez UE i w jej interesie.
NBP będzie dbał głównie o stan waluty euro w Polsce, złotówka zostanie bowiem wyeliminowana.
Projekt nie przewiduje rozwiązań na wypadek, gdyby strefa euro i Unia się rozpadły
Powstaje jednak pytanie, na jakiej podstawie konstytucyjnej NBP będzie wykonywał funkcje dla Polski, gdy strefa euro i sama Unia się rozpadną? Trzeba będzie wtedy znowu zmieniać doraźnie Konstytucję, a do tego czasu NBP będzie w Polsce działał nielegalnie?
Likwidacja Rady Polityki Pieniężnej i niezależność NBP od polskiego NIK
Aby możliwie pełnie uniezależnić działalność NBP od polskich władz, projekt prezydencki proponuje też wyłączenie NBP spod kontroli polskiej NIK w zakresie, w jakim dotyczy to "realizowania zadań i wykonywania kompetencji określonych w traktatach stanowiących podstawę UE", oraz wyłączenie odpowiedzialności prezesa NBP przed polskim Trybunałem Stanu.
Ponieważ projekt prezydenta przekształca dotychczasowy polski bank centralny głównie w element unijnego systemu bankowego, odpowiednio modyfikuje też organizację NBP.
Projekt likwiduje obecny konstytucyjny organ NBP - Radę Polityki Pieniężnej, która obecnie ustala dla Polski corocznie założenia polityki pieniężnej. Odbiera też w konsekwencji prawo prezydenta do powoływania członków tej Rady (skoro Rady już nie będzie).
Zmiany dotyczące NBP mają wejść w życie po przyjęciu przez Polskę waluty euro – euroentuzjaści już teraz zabezpieczają samolikwidację państwa polskiego
Trzeba jednak podkreślić, iż konstytucyjne włączenie banku centralnego Polski na trwałe do zagranicznego systemu finansowo-walutowego jest niezwykle dotkliwym przejawem ograniczenia suwerenności gospodarczej naszego kraju na długie lata.
Co gorsza, czyni się z tego trwałą cechę ustroju RP! W obliczu takiej zmiany Konstytucji nasuwa się refleksja, iż projekt prezydencki jest w istocie aktem w znacznej części samolikwidacji odrębności państwowej Rzeczypospolitej, jej inkorporacji do struktur podmiotu o celach sprzecznych z systemem wartości, zasadami i przepisami obecnej polskiej Konstytucji. Wystarczy spojrzeć do tekstu preambuły naszej Ustawy Zasadniczej.
Jest też swego rodzaju lekceważeniem aktu rangi konstytucji planowanie wejścia w życie niektórych przepisów projektu, w zależności od spełnienia się pewnych przyszłych, lecz niepewnych warunków (gdy Polska wejdzie do strefy euro). Konstytucji nie można traktować jak aktu typu "wersja w oczekiwaniu", która w razie niespełnienia warunku, tj. przyjęcia przez Polskę euro - nigdy nie wejdzie w życie, ośmieszając nie tylko samą Konstytucję, ale i sprawców takiego jej traktowania.
Przygotowującym taką "przyszłościową", lecz niepewną w realizacji zmianę Konstytucji, chodziło być może o to, by już dziś, wykorzystując swą chwilową większość konstytucyjną, "wstawić" do Konstytucji przepisy, których wejście w życie w przyszłości chcą zagwarantować już dziś.
Będą one wtedy wiązały (krępowały) także następców obecnie rządzących, którzy być może takich celów nie chcieliby realizować, ale nie będą dysponować większością umożliwiającą zmianę Konstytucji.
Ułatwianie procedur przekazywania polskich kompetencji Unii i utrudnianie wystąpienia z niej
Poza sprawą podporządkowania NBP organom UE i jego reorganizacji w razie przyjęcia przez Polskę euro projekt prezydencki reguluje też zbiorczo niektóre procedury w sprawach unijnych.
Ich cechą wspólną jest utrwalanie statusu Polski jako państwa możliwie trwale związanego z państwem unijnym, ułatwianie procedur przekazywania polskich kompetencji Unii i utrudnianie wystąpienia z niej.
Na wstępie tej części przepisów projekt przedstawia subiektywną charakterystykę Unii Europejskiej, która zdaniem prezydenta, "szanuje suwerenność, tożsamość narodową, respektuje zasady pomocniczości, demokracji, państwa prawnego", szanuje godność człowieka, wolność i równość oraz "zapewnia ochronę wolności i praw człowieka porównywalną [?] z ochroną tych wolności i praw w [polskiej] Konstytucji". Ten ideologiczny i oczywiście nieprawdziwy opis UE nie ma charakteru prawnego, i w ogóle nie powinien się znaleźć jako "obiektywna zasada" w polskiej Konstytucji. Opinia własna prezydenta ma charakter życzeniowy, gdyż wiadomo, iż istotą budowanego państwa unijnego jest właśnie ograniczanie suwerenności państw członkowskich przez "bezzwrotne" przejmowanie ich strategicznych kompetencji, zamazywanie ich tożsamości na rzecz "europeizacji" czy przez "deficyt demokracji", który przyznawany jest przez samą Unię.
Zaś unijne standardy ochrony wolności i praw są podwójne. Stosowane są w ograniczony sposób wobec np. chrześcijan, instytucji rodziny, wspólnot narodowych, przedsiębiorców itp.
Dostosowanie konstytucyjnego ustroju państwa polskiego do interesów UE – obniżenie rangi Parlamentu, Prezydenta, obywateli
Projekt prezydencki dostosowuje konstytucyjny ustrój państwa polskiego do interesów UE. Tak jak projekt PO dotyczący zmiany Konstytucji w sprawach wewnątrzpolskich wzmacnia istotnie władzę wykonawczą, administracyjną, rząd, premiera kosztem parlamentu, prezydenta, obywateli, tak prezydencki projekt "unijny" wyraźnie osłabia możliwości i rolę polskich podmiotów wobec Unii, umacniając tym samym czynniki zagraniczne wobec Polski.
Projekt m.in. obniża większość senacką potrzebną do wyrażenia zgody na ratyfikację umowy międzynarodowej przekazującej kolejne kompetencje Polski na rzecz UE (z obecnych 2/3 na bezwzględną większość).
Znosi - jako warunek ważności wyniku referendum wyrażającego zgodę na przekazanie Unii polskich kompetencji - wymóg udziału w nim ponad 50 proc. uprawnionych do głosowania. Za zgodę Polaków na taką umowę prezydent chce uznać każdą większość głosujących, niezależnie od frekwencji. Bardzo obniża to rangę tak brzemiennego w narodowe skutki aktu, jak zrzeczenie się kolejnej partii suwerennych kompetencji służących przecież wszystkim polskim obywatelom, a nie dowolnie niskiej kosmopolitycznej mniejszości.
Tak samo niskie wymagania - w porównaniu ze stanem obecnym - stawia projekt w przypadku zgody na zmianę traktatów unijnych, skutkującą przejęciem przez Unię kolejnych kompetencji narodowych nie w drodze odpowiedniej umowy Unii z państwem członkowskim, lecz w uproszczonej procedurze tzw. kładki dokonanej przez same organa unijne.
Zagrożenie podstawowych praw i wolności chronionych przez polską Konstytucję (w zakresie małżeństwa, życia, rodziny, obyczajów)
Niejasne i mało precyzyjne prawnie jest postanowienie projektu stwierdzające, iż "obywatel UE korzysta na terytorium Polski z wolności i praw gwarantowanych w prawie UE w zakresie jej kompetencji". Przede wszystkim kompetencje Unii nie są stałe ani wyraźnie określone; co więcej, system wartości i liczne "prawa" unijne są częstokroć sprzeczne z podstawowymi prawami i wolnościami chronionymi przez polską Konstytucję, np. w zakresie małżeństwa, życia, rodziny, sfery obyczajowości itp.
Tak sformułowana propozycja prezydencka całkiem obala postanowienia ciągle obowiązującej polskiej Konstytucji i jest z nimi nie do pogodzenia. Polska nie przyjęła zresztą niektórych praw obowiązujących w państwie unijnym. Nadto nie powinna gwarantować "obywatelom UE" (czy też Polakom?) praw sprzecznych z polską Konstytucją, tym bardziej że propozycja przepisu ma charakter blankietowy i zmuszałaby do zapewnienia w Polsce korzystania "obywatelom Unii" z wszelkich, wymyślanych - też w przyszłości - najdziwaczniejszych przywilejów, które Unia masowo produkuje.
Tak blankietowo sformułowany projekt daje obcokrajowcom z obszaru UE prawo do roszczeń wobec polskich organów o uniemożliwienie im korzystania w naszym kraju z najróżniejszych swobód.
Inne bardzo niejasne postanowienie projektu przewiduje w art. 227g, iż RP "podejmuje działania niezbędne dla zapewnienia skuteczności prawa UE w krajowym porządku prawnym". Jest to przykład nieprawidłowo sformułowanego przepisu, który jest pusty normatywnie, tzn. nie ma w nim żadnego konkretnego elementu prawnego. W nauce prawa określenia typu "podejmuje niezbędne działania" (ale jakie konkretnie, prawnie?) traktowane są jako niedające podstaw prawnych do jakichkolwiek działań wobec kogokolwiek.
Zamieszczone jednak w Konstytucji mogłoby być w praktyce dowolnie interpretowane i z pewnością stanowiłoby furtkę do naruszeń Konstytucji lub działań sprzecznych z jej postanowieniami i wartościami, które ma w interesie Polski chronić. Nie jest też jasne, kto konkretnie i jakie precyzyjnie "niezbędne działania" oraz wobec kogo miałby w interesie Unii podejmować. Stwierdzenie, iż zobowiązana jest do tego "Rzeczpospolita", prawnie nie mówi nic, bo każda konstrukcja abstrakcyjna działa poprzez swe organa, a projekt żadnego organu Rzeczypospolitej nie wymienia.
Marginalizacja roli polskiego Parlamentu i Prezydenta w stosunkach z UE
Projekt marginalizuje bardzo poważnie rolę parlamentu w stosunkach z UE, pozostawiając Sejmowi i Senatowi w tych sprawach wykonywanie tylko "kompetencji powierzonych parlamentom narodowym w traktatach", a i to tylko "w zakresach i formach określonych w tych traktatach".
Takie podejście pozbawia Sejm i Senat realnego wpływu na decyzje podejmowane w UE wobec Polski. Projekt nie przewiduje wewnątrzpolskich procedur wpływu parlamentu na decyzje prezentowane przez rząd wobec UE na wzór procedur, które wprowadzili u siebie Niemcy wskutek sugestii niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego oceniającego traktat z Lizbony.
Projekt prezydencki odwraca konstytucyjne role organów państwa, naśladuje logikę obowiązującą w Unii. Sejm i Senat, mimo iż są emanacją Narodu, wykonywać mają, według prezydenta, tylko takie kompetencje "unijne", które przewidują dla nich traktaty.
Ale to przecież wyłącznie parlament, jako przedstawiciel Narodu, suwerena, może określać swe kompetencje wobec różnych, także zagranicznych struktur oraz ewentualnie powierzać je innym organom, również Unii, a nie odwrotnie.
Zresztą prezydent w swym projekcie marginalizuje także sam siebie, gdyż nie przewiduje żadnych własnych, samodzielnych kompetencji w sprawach unijnych (o co zabiegał śp. prezydent Lech Kaczyński), choćby proporcjonalnie do siły mandatu społecznego, który ma z bezpośrednich wyborów, i dla zapewnienia jakichś elementów równowagi władz w omawianym obszarze.
Marginalizowanie Sejmu w sprawach związanych z UE widać też w treści art. 227i ust. 1 projektu, który nie przewiduje dla tej Izby także inicjatywy ustawodawczej przy wykonywaniu prawa UE, zastrzegając ją wyłącznie dla Rady Ministrów.
Sejm został też ograniczony w prawach, gdy RM swobodnie uzna jakiś projekt ustawy wykonujący prawo UE za pilny. Obecna Konstytucja w art. 123 ust. 1 zezwala w takich sytuacjach na przyspieszony i uproszczony tryb uchwalania ustaw, jednak z wyjątkiem projektów ustaw podatkowych, dotyczących wyboru prezydenta RP, Sejmu, Senatu, organów samorządu terytorialnego, ustaw regulujących ustrój i właściwość władz publicznych oraz kodeksów. Projekt prezydencki takich wyjątków nie przewiduje i pozwala na tryb "pilny" zawsze, gdy RM uzna za natychmiastowe projekty ustaw wykonujących prawo UE, tzn. gdy wymagać będzie takich uproszczeń interes Unii.
Trzeba podkreślić, że tryb pilny ogranicza prawa posłów do rzetelnej kontroli i wpływu na treść prowspólnotowych przepisów na rzecz decydującej roli Rady Ministrów wobec UE.
Sejm nie będzie mógł zainicjować wystąpienia z Unii
Projekt prezydencki określa też procedurę podejmowania decyzji o wystąpieniu Polski z UE. Prawo podjęcia takiej decyzji prezydent przyznał tylko Radzie Ministrów, tj. administracji państwowej. Prawa tego nie przyznano Sejmowi.
Nie jest też jasne, po co w Konstytucji zapisuje się prawo wystąpienia z organizacji międzynarodowej, skoro jest to oczywiste w świetle publicznego prawa międzynarodowego, a co do Unii zapisane jest w traktacie akcesyjnym i lizbońskim. Konstytucja nie powinna tego powtarzać za aktem niższej rangi, tj. za umową międzynarodową, bo możliwość wystąpienia z jakiejś określonej organizacji nie jest w ogóle materią ustrojową. Pozbawienie Sejmu przez prezydenta inicjatywy wystąpienia z Unii jest sprzeczne z zasadą państwa demokratycznego, z nadrzędną rolą Narodu działającego przez swą reprezentację parlamentarną.
Projekt utrudnia wystąpienie z Unii - wymaga w tym celu 2/3 głosów zamiast większości zwykłej. W przypadkach nadzwyczajnych, gdy dochodzi do wystąpienia ze struktury, czyli gdy członkostwo staje się dla państwa szkodliwe, należałoby umożliwić państwu łatwiejszy tryb uwolnienia się od niej, a nie utrudniać takie konieczne procedury.
Unia Europejska nadrzędnym suwerenem w Polsce
Projekt prezydencki ogranicza kontrolę społeczną, nie przewiduje rzeczywistego wpływu Sejmu na decyzje podejmowane w UE wobec Polski ani na stanowiska formułowane przez Polskę w UE. Zaproponowany nowy rozdział Xa łamie jednolitą lojalność polskich struktur publicznych i obywateli wobec Rzeczypospolitej.
Projekt wprowadził bowiem równorzędnego Polsce, a właściwie nadrzędnego wobec niej suwerena - UE, która tylko "szanuje" suwerenność i tożsamość narodową Polski. Projekt nie bierze pod uwagę czasowego charakteru Unii, a wola Polski udziału w niej może w jakiejś perspektywie ulec zmianie. Wtedy znów trzeba będzie gruntownie zmieniać Konstytucję.
Trzeba podkreślić ponadto, że prezydent, poddając system finansowo-gospodarczy Unii, nie proponuje, by odpowiednio - w celu ochrony suwerenności RP - uzupełnić kompetencje Trybunału Konstytucyjnego o prawo badania zgodności z polską Konstytucją przepisów wydawanych przez różne organa unijne (tzw. prawa wtórnego). Pozostaje to jednak w zgodzie z przesłaniem prezydenckiego projektu i jego głównym celem.
Konkluzje końcowe
Ten projekt, gdyby wszedł w życie, realnie odbiera Polsce suwerenność.
Analiza prezydenckiego projektu zmiany obecnej polskiej Konstytucji dowodzi też i potwierdza pogląd, iż akcesja Polski do UE była już w chwili jej dokonywania w 2004 roku sprzeczna z Konstytucją, skoro - jak twierdzą autorzy w uzasadnieniu do obecnego projektu - trzeba teraz "dostosować" Konstytucję polską do naszego członkostwa, m.in. do przyjęcia euro.
To znaczy, że gdy Trybunał Konstytucyjny badał traktat akcesyjny, w którym Polska przecież zobowiązywała się do przyjęcia euro (i TK orzekł wówczas o jego zgodności z Konstytucją), to nie było w Konstytucji żadnych do tego podstaw.
I nie ma ich też dziś, bo dopiero teraz dąży się do ich stworzenia. Traktatem akcesyjnym zgodzono się na przyjęcie w Polsce euro i podporządkowanie NBP unijnej instytucji bankowej, i przekazanie Unii kierownictwa nad polską polityką walutową, chociaż Konstytucja RP wówczas na to nie zezwalała, tak samo nie zezwala dziś, przyznając na stałe tę kompetencję NBP i Radzie Polityki Pieniężnej.
Czy zezwolimy na to, by Polską rządzili eurobiurokraci?!!!
Tekst projektu prezydenckiego wraz z uzasadnieniem
Uwaga! Niniejsza notka jest wyłącznie zbiorem cytatów ze świetnej analizy dokonanej przez prof. Krystynę Pawłowicz. Tekst pani profesor podzieliłam na mniejsze fragmenty, którym nadałam podtytuły odzwierciedlające główne tezy.
Źródło
- Rebeliantka - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
21 komentarzy
1. Chyba milion razy cytowałem słowa Bronisława Komorowskiego,
mówiącego o tym, że celem Platformy Obywatelskiej jest zakopanie Polski w Unii Europejskiej po uszy, tak aby nigdy już nie mogła się odkopać. I teraz ten drań to po prostu realizuje.
Ciekawe jest coś innego.
Wtedy Bronisław Komorowski występował, jako poseł referent, który w wystąpieniu w imieniu Klubu Poselskiego Platformy Obywatelskiej wypowiadal się 27.04.2007 w sprawie polskiej polityki zagranicznej, prowadzonej przez rząd Jarosława Kaczyńskiego.
Po przemówieniu Bronisława Komorowskiego wystąpiła w imieniu Klubu Poselskiego posłanka Jolanta Szymanek-Deresz, a jej wystąpienie co do swojej tre`sci, idei orac celów politycznych było identyczne.
Były w tym jednym w dwóch mowach takie na przykład idee, jak uznanie działania w polskim interesie narodowym jako zła.
"Działanie w polskim interesie narodowym jest złem, powinniśmy się nauczyć myśleć wspólnotowo, a jedynym naszym interesem jest interes wspólnotowy"
Nie ma jaśniejszej deklaracji politycznej. Ta partia polityczna wtedy oficjalnie stwierdziła, że działanie w interesie polskiej racji stanu uznaje za zło. Jednym słowem, popiera wszystko co jest antypolskie.
I jest to jedyna obietnica, z której Platforma Obywatelska się wywiązuje.
Zakopuje Polskę po uszy w tej gnojówce.
________________________________________________________________________
Przypis:
Bronisław Komorowski w 4. dniu 40. posiedzenia Sejmu V kadencji 27.04.2007 r:
„I powiem państwu tak, powiem w ten sposób: że w polskim interesie leży, żeby w wyniku współdziałania różnych i bardzo różnych sił politycznych w tej Unii Europejskiej zakopać Polskę aż po sam czubek głowy, zakopać razem z tym czakiem ułańskim, razem z czapką krakuską, z - kiedyś, swego czasu padło takie stwierdzenie - jedwabnym kapeluszem, a nawet z tymi moherowymi beretami też - też, a może przede wszystkim. http://blogpress.pl/node/4370 Rzepka
http://bernardo.salon24.pl/188248,bronislaw-komorowski-i-polska-flaga-w-g-e
http://michael.salon24.pl/50782,metafory-i-znaki-szczegolne-ukladu
michael
2. @michael
Nie znałam tergo cytatu. Bardzo dziękuję za jego przypomnienie.
To ponure, że tą wizję prezydent próbuje wdrożyć w życie.
Mam nadzieję, że nie zdążą uchwalić tej ustawy w tej kadencji.
Tutaj info o zaawansowaniu procesu legislacyjnego:
http://orka.sejm.gov.pl/proc6.nsf/opisy/3598.htm
Czyli projekt jest przed 3. czytaniem na forum Sejmu, które nie jest przewidziane w porządku obrad na 15. września. Biorąc pod uwagę, że ewentualnie uchwaloną ustawą musiałby jeszcze zająć się Senat (a przedtem Komisje Senatu) przy normalnym terminie wyborów nie ma szans na uchwalenie.
Rebeliantka
3. @ Rebeliantko. Tę wypowiedź widziałem i słyszałem na własne uszy
Pamiętam ją wręcz dotkliwie. Patrzyłem wtedy na sprawozdanie telewizyjne z obrad Sejmu. Pamiętam drastyczną wymowę tej sceny, pamiętam dramatyczny wyraz tej obsesyjnej nienawiści mówcy, który dając się ponieść emocji, wyrzucał z siebie słowa, te czako, tę czapkę, ten moherowy beret, to piórko od krakuski.
I tę chęć takiego zakopania Polski, aby się już nigdy nie mogła odkopać.
On to wtedy także powiedział, ale publicystyczne cytaty już nie obejmują tej części nienawistnych życzeń dla naszej Ojczyzny.
Widać i słychać było zapach tej samej szechterowej pogardy. Czuć było energię płynącej od duszy i serca antypati. Słysząc ten gniew, wyobrażałem sobie wielopokoleniową tradycję starej komunistycznej rodziny, która siadając wieczorami w kuchni, przy domowej wiśnióweczce wspominała czasy Polrewkomu. Mogłem sobie wyobrazić domowe pogaduszki starych czekistów, którzy do dziś nie potrafią odżałować tragicznej pomyłki Stalina, który kazał wymordować najwierniejsze kadry Komunistycznej Partii Polski. Nie zdziwił mnie naturalny emocjonalnie pierwszy zryw uczczenia ich pamięci pomnikiem w Ossowie. Myślałem o takich, którzy z dziada pradziada byli wychowywani w przekonaniu, że Polska jest koszmarnym bękartem traktatu wersalskiego. Wiedziałem już wtedy, że przyszły Prezydent jest z krwi i kości taki jak GEBERTOWIE.
A po Bronisławie Komorowskim wystąpiła Jolanta Szymanek-Deresz w imieniu klubu poselskiego SLD, z identycznym posłaniem ideologicznym, piętnując wszelkie starania o interes polskiej racji stanu.
Polska racja stanu i polski interes narodowy - to zło.
Musimy nauczyć się myśleć wspólnotowo.
Żaden totalitaryzm nigdy nie ukrywał swojej nienawiści i pogardy.
Wystarczyłoby ich posłuchać, zanim zaczną montować kolejny holocaust.
michael
4. Czuć było energię płynącej od duszy i serca antypatii.
Jedno "i" uciekło z antypatii. Literówka. Przepraszam.
I tak sobie myślę. Gdyby ludzie naprawdę czytali Mein Kampf, najprawdopodobniej nie byłoby przemysłowego mordowania Polaków w niemieckich obozach.
Nie byłoby mordowania wielu europejskich narodów.
I we Francji i Belgii nie byłoby tysięcy rodzinnych albumów, ze zdięciami dziadków i umundurowanych pradziadków, z dumą pakujących francuskich i belgijskich Żydów, do pociągów. Do francuskich pociągów - wysyłanych do niemieckich obozów zagłady.
michael
5. A póki co, czas na spełnienie
czerwcowych obietnic Tusk: Kryzys w Grecji to także nasz problem na kwotę EUR250 mln
6. Czego się można spodziewać po zwykłych kacapach
Skoro są trzymani w rusko- niemieckich łapach
Trzeba ich izolować na wieczność w kamieniołomach
By idioci nie myśleli nigdy więcej o tronach
Ich miejsce jest tylko na dnie rynsztoka
Bo każdy z nich to sprzedajna wywłoka
Pozdrawiam
7. @ Poprawka do Konstytucji musi mieć 66% głosów
konstytucyjnej większości 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów - w celu uchwalenia ustawy o zmianie Konstytucji (art. 235 ust. 4)
Takiej większości antypolska koalicja w Sejmie chyba nie ma.
michael
8. @ Poprawka do Konstytucji musi mieć 66% głosów
konstytucyjnej większości 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów - w celu uchwalenia ustawy o zmianie Konstytucji (art. 235 ust. 4) Takiej większości antypolska koalicja w Sejmie chyba nie ma.
Dlaczego chyba?
Dodajmy liczbę posłów ewentualnej koalicji ANTYPIS:
PO 208 + SLD 43 + PSL 31 + 15 PJN + SDPL 3 + 14 niezrzeszonych czyli razem 314
314 posłów podzielone przez 460 wszystkich posłow razem, to = 68,26%
PiS musi więc zabiegać o ok 1,6 % głosów co najmniej 8 posłów, aby zablokować tę zdradziecką inicjatywę ustawodawczą. I to jest wymiar draństwa tych różnych fobii, które lokują ambicje takich ludzi jak Marek Jurek, cały PJN i wszystkich podobnych rzekomo czystych inicjatyw ortodoksyjnej niby prawicy. Jeszcze jedna dwie osoby w koalicji ANTYPIS i niepodległość Polski będzie przehandlowana.
Fakt jest prosty. Na głosowanie przeciwko likwidacji Polski można liczyć na 314 głosów PiS i może jeszcze Ludwika Dorna, z ugrupowania posłów niezależnych. Tylko na nich.
A wtedy, gdy czytam w "nowym ekranie" o koalicji PiS z SLD albo PO to śmiech pusty mnie ogarnia. A kocoboły o niezdolności koalicyjnej PiS traktuję jako polityczny debilizm.
Z kim koalicja?
Ze strażakami czy pożarem?
Tertium non datur.
Ale nie zadziwi mnie, gdy któryś z tych głupców sprzeda polską niepodległość, chcąc zablokować PiS.
michael
9. Michael, a ja myślałam,że tylko Tusk tak myśli i czuje
wiem,wiem,że nie moj pREZYDENT,miał kiełbie we łbie
ale ten fragment jego tfórczości jakoś mi umknął
Strach sie bac
wiec jedyne co mozemy zrobic,to kartkami wyborczymi odebrać im władze,bo sami jej nigdy nie oddadzą
gość z drogi
10. Witaj Rebeliantko,dzięki za przypomnienie
pędzą w tak szalenczym tempie w galopie niszczącym Polskę,że już nie nadążamy za ich draństwami
Niczym najazd Hunów,zniszczą wszystko,jak tamci,warunek jeden MUSIMY im przezkodzic
serdecznie pozdr
ps
ze to mało,o nie wsciekłość jaka ich ogarnia/vide sikorski/gdy nas czytają jest tego najlepszym dowodem,ze warto
deptać im PO pietach,obnażając ich niszczycielska działalność
pozdr
gość z drogi
11. @ gość z drogi. Gdyby to był tylko Tusk, nie byłoby problemu.
Ale w rzeczywistości jest to bardzo wielka rzesza ludzi, którzy kiedyś mieli wielką władzę, a którym na moment ta władza zaczęła wymykać się z rąk. To są funkcjionariusze, urzędnicy, beneficjenci systemu, a także ich rodziny, żony, matki i dzieci, którym wtedy było dobrze.
Doskonałym przykładem jest Monika Olejnik. Córeczka elitarnego oficera Służby Bezpieczeństwa nie kryje osobistej wręcz nienawiści i pogardy i chęci odpłaty. Było kiedyś wiele żon, matek i dorastających dzieci ludzi, którzy w pracy łamali kości i strzelali w tył czaszki. A ich rodzinom było wtedy dobrze, dla nich to są słodkie wspomnienia.
Podobnie żyje i działa wielu innych, mamy takich jak Kazimierz Kutz albo Tomasz Wołek, słynny z paranoicznej wręcz miłości do przyjaźni pomiędzy narodami Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, a narodami Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Tak, nie przejęzyczyłem się.
Ten właśnie Tomasz Wołek, wczoraj, w sobotę, komentując miałką niby debatę o polityce zagranicznej, piał z zachwytu opisując w politycznm orgaźmie "historyczną i doniosłą" wizytę Władimira Putina na Westerplatte Ten człowiek ma to wbite w łeb na sztywno, członki trwardnieją, a głos tu tężeje na samą myśl o moskiewskich salonach.
Odrabia straconą karierę lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy nie dane mu było pracować ani w redakcji "dziennika Telewizyjnego, ani w "Trybunie Ludu", ani chociaż w "Trybunie Robotniczej", musiał klepać wierszówki w "Piłce Nożnej".
Teraz gorliwie odrabia straty.
I jest takich tysiące.
Ale jest jeszcze więcej takich ludzi, którzy mają w tym coś więcej, mają w tym grube pieniądze na takich interesach jak niedawno pokazany "Skok na kolejowe światłowody"" albo "Malmę".
Tylko kilkudziesięcioletnia tradycja pazernego pasożytnictwa władzy zwana kleptokracją, tradycja ciągłego wykrzystywania władzy do bezczelnej grabieży i częst głupego i prymitywnego zawłaszczania wszystkiego jak leci przysparza Platformie Obywatelskiej setki i tysiące skorumpowanych karierowiczów i pospolitych złodziei, którzy jak ognia boją się, że będą musieli oddać co ukradli.
Ci boją się najbardziej, ci nienawidzą najnienawistniej.
Na złodzieju czapka gore.
michael
12. Michael,potwierdzam," na złodzieju czapka gore"
i wiem,ze ciężko będzie zrobić z tyo porządek,przeciez wiadomo,ze chłopca w krótkich majtasach
postawili na straży swoich interesów,ci od wiatra,kuny,czy wiedeńskich śniadań
wiem,jak wiele straciliśmy i jak trudno będzie TO odzyskać,czy naprawić
ale nie mozemy nie nie robić
przynajmniej psujmy im szyki,rozprawiajmy się z ich Kłamstwami,wiedząc,ze to syzyfowa praca
ale kropla wody
drąży Skały.......
pozdr
gość z drogi
13. NA ZŁODZIEJU CZAPKA PŁONIE
CHOĆ KARAKUŁOWA, ALE PŁONIE.
michael
14. Dobre i karakułowa i ten płomień
musimy cierpliwie stukać w klawiatury i ujawniać takie sprawy
Kłamcy merdialni tego tematu sie nie podejmą,my Musimy
TO też jedna z metod,często skuteczna
pozdr
gość z drogi
15. Nagłaśniając takie sprawy
pomagamy tym,ktorzy bedą je oprotestowywać w sejmie,dawno juz nie byłam na stronie PISu
dawno,bo od Kwietnia 2010
ale nie mogłam sie przełamać,wszak jeszcze ciepłe wisiały wtedy wpisy tych,ktorzy zginęli,ich zdjęcia
w poczcie miałam swieżą odpowiedz Biura Mojego Prezydenta,nie nie umiem tego przełamać do Dzisiaj
ale Ci,którzy tam piszą
mam nadzieję, że też nagłośniają sprawę,muszę zajrzeć do poczty,wszak codziennie przychodzi korespondencja w ramach" prenumeraty"
serdecznie pozdrawiam
gość z drogi
16. @michael @gość z drogi
Bardzo dziękuję za wzbogacające komentarze.
Jeszcze raz powtórzę, mam nadzieję, że nie mają szans na uchwalenie żadnej zmiany Konstytucji w tej kadencji.
A po wyborach mam nadzieję, że będą mieli jeszcze mniejsze szanse,
Rebeliantka
17. Celem działań Sejmu nie może
Celem działań Sejmu nie może być jakikolwiek "kompromis" konstytucyjny, lecz skuteczna ochrona suwerenności Polski w UE
Zmiana Konstytucji? Po wyborach!
Prof. Krystyna Pawłowicz, prawnik konstytucjonalista, Uniwersytet Warszawski, sędzia Trybunału Stanu
W
czasie wakacji, bez społecznych dyskusji, po cichu, przy - w zasadzie -
pełnej nieświadomości Polaków co do faktu i treści, odchodzący za kilka
tygodni Sejm przeprowadza szybkie, półtajne (też nocne) procedury
zmiany polskiej Konstytucji. Procedowany projekt nie został szerzej
upubliczniony, chociaż przebudowuje ustrój i status prawnomiędzynarodowy
Rzeczypospolitej Polskiej. Wszystko to za sprawą niewinnie brzmiących
(choć fałszywych i amatorsko nieprawniczych) sformułowań projektu,
szczególnie jego art. 227a.: "Rzeczpospolita Polska jest członkiem Unii
Europejskiej, która szanuje suwerenność i tożsamość państw
członkowskich. Członkostwo Rzeczypospolitej Polskiej w Unii Europejskiej
służy celom Konstytucji i nie narusza zasad, o których mowa w jej
preambule i rozdziale I, ani konstytucyjnych wolności, praw i obowiązków
człowieka i obywatela".
Inkorporacja do unijnego państwa
Fałszem
jest, że Unia Europejska "szanuje suwerenność i tożsamość państw
członkowskich", gdyż Unia "żywi się", przejmuje "bezzwrotnie"
kompetencje suwerennych państw członkowskich, a jej celem jest
rozmywanie tożsamości narodowej państw-członków. W Parlamencie
Europejskim nie reprezentuje się interesów narodowych, nie ma grup
narodowych, tylko nic niemówiące o tym określenia kierunków
politycznych, np. socjaldemokraci, konserwatyści, reformatorzy itp.
Nawet produktów spożywczych, towarów itp. nie można określać nazwami
narodowymi, a jedynie określeniami geograficznymi. Nie jest też prawdą,
że członkostwo RP w Unii służy celom Konstytucji i nie narusza jej
zasad. Jest odwrotnie, bo właśnie dostosowanie polskiej Konstytucji, jej
obecne zmiany mają służyć celom Unii. To Polska się "nagina" prawnie do
Unii, a nie Unia do interesów Polski. Dotychczasowa praktyka
członkostwa naszego kraju w UE pokazuje też, że członkostwo to stworzyło
szereg "kanałów" prawnych dla naruszania i unieważniania zasad i
postanowień polskiej Konstytucji, jej wyśmiewania i zwalczania przez
różne struktury unijne, np. instytucji małżeństwa, rodziny, życia
człowieka, patriotyzmu zwalczanego w Unii jako "szkodliwy nacjonalizm"
itp.
Odchodzący wkrótce Sejm chce przegłosować tzw. kompromisowy
projekt nowelizacji Konstytucji RP, przygotowany w komisji sejmowej
kierowanej przez posła PO Jarosława Gowina. Kompromis ten jest efektem
połączenia niektórych rozwiązań projektu zmiany Ustawy Zasadniczej
przedstawionego przez prezydenta Bronisława Komorowskiego oraz dwóch
projektów PiS. Projekt zmiany Konstytucji przedstawiła też PO, lecz
dotyczył on spraw wewnętrznych Polski i nie był brany pod uwagę. Sejm
chce załatwić tylko sprawy unijne i tylko takimi propozycjami się
zajmował.
Projekt prezydencki dodawał w Konstytucji nowy rozdział Xa
pt. "Członkostwo Rzeczypospolitej Polskiej w Unii Europejskiej". Projekt
ten zmierzał do konstytucyjnego utrwalenia i zacieśnienia więzi Polski z
jedną tylko, wskazaną z nazwy organizacją międzynarodową, tj. UE.
Wcielał on niejako Polskę w struktury państwa unijnego, marginalizując
Sejm i spychając na dalszy plan naszą Konstytucję.
Z kolei projekt
PiS zmierzał w przeciwnym kierunku, realizował inną wizję Polski jako
państwa członkowskiego organizacji, której można przekazywać suwerenne
kompetencje władz krajowych. Projekt ten przewidywał ogólną modelową
procedurę w tym zakresie, nie mówiąc o UE, lecz ogólnie o organizacjach
międzynarodowych. W ogóle nie używał określenia "Unia Europejska".
Projekt
PiS przewidywał zabezpieczenia prawne dla zachowania nadrzędności i
wpływu polskiego parlamentu na decyzje podejmowane przez organizację lub
organy międzynarodowe wobec Polski. Wzorował się w tym zakresie na
ustaleniach niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, który nakazywał
gwarantować i chronić suwerenność państwa i wpływ parlamentu
niemieckiego na decyzje organów unijnych rodzących skutki prawne dla
Niemiec.
PiS proponowało też, by tzw. prawo wtórne, tj. stanowione
przez organy unijne, było poddawane ocenie jego zgodności z polską
Konstytucją przez Trybunał Konstytucyjny. Miało to chronić nadrzędność
polskiej Ustawy Zasadniczej na terytorium Polski, która to, zgodnie z
jej art. 8, jest "najwyższym prawem" w RP.
Nowy suweren
Efektem
prac komisji posła Gowina jest projekt w swej treści, w większości
propozycji, niezwykle szkodliwy dla naszego kraju. Odrzucono
najistotniejsze, korzystne propozycje PiS, a przyjęto głównie
"poddańcze" sugestie projektu prezydenckiego, które istotnie pogarszają,
w porównaniu ze stanem obecnym w Konstytucji, status Polski jako
państwa suwerennego.
Nie wdając się z braku miejsca w szczegóły
(szerzej pisałam o nich w "Naszym Dzienniku" z 17 grudnia 2010 r. i 4
stycznia 2011 r.), należy mocno podkreślić, że tzw. kompromis
konstytucyjny nie jest żadnym merytorycznym kompromisem, lecz nieco
złagodzoną wersją projektu prezydenckiego, poddającego konstytucyjnie
Polskę Unii Europejskiej. Uchwalenie tego "kompromisu" doprowadzi do
zmiany obecnego ustroju naszego kraju, z czego mało kto zdaje sobie
sprawę. Posłowie chyba też. Otóż, bez odpowiedniego poinformowania
społeczeństwa, bez jego wiedzy, bez dyskusji i upubliczniania projektu,
ustanawia się dla Polski nowego, zwierzchniego suwerena, którym zostaje
Unia Europejska. Obecny suweren, tj. Naród Polski, staje się podmiotem
wtórnym, wykonawczym dla tego pierwszego. Stwierdzenie, że RP "jest
członkiem Unii Europejskiej", czyni z niego brzemienną w skutki prawne
nową zasadę ustroju państwa polskiego. Od tej pory każde działanie
społeczne czy indywidualne, wystąpienie czy twórczość naukowa, a nawet
oficjalne wystąpienie rządowe podważające potrzebę, celowość i sens
członkostwa Polski w UE, dowodzące jego szkodliwości, mogłyby być
interpretowane jako niekonstytucyjne, podważające konstytucyjny ustrój
Polski i mogłyby być też ścigane np. przez ABW jako burzące porządek
publiczny. Wstawienie do Konstytucji, iż Polska jest członkiem
konkretnie Unii Europejskiej, organizacji przecież czasowej, o nieznanym
zresztą kierunku ewolucji jej działań i charakteru, łamie podstawową
zasadę tworzenia prawa. Przepisy powszechnie obowiązujące (Konstytucja,
ustawy, rozporządzenia), a zwłaszcza Konstytucja, która ma obowiązywać
długi, nieokreślony czas, musi mieć charakter abstrakcyjny, przewidywać
ogólne mechanizmy i procedury, które będzie można wykorzystywać w
zmieniających się warunkach politycznych, gospodarczych i społecznych.
Konstytucja nie może mieć charakteru kazuistycznego, szczegółowego
(drobiazgowego). Nie może być pisana "pod" określoną osobę, organizację
czy aktualny, bieżący układ sił. Nie powinna utrwalać z nazwy żadnej
czasowej organizacji, takiej jak: ONZ, NATO, UE, Bank Światowy,
Europejski Bank Centralny, WHO itp. Przynależność do wszelkich
organizacji międzynarodowych ma charakter zmienny i wystarczająco
regulują to umowy międzynarodowe (uczestnictwo i warunki wystąpienia).
Konstytucja nie służy takim doraźnym sprawom polityki gospodarczej ani
żadnej innej.
Biorąc przy tym pod uwagę, iż w obecnym
"kompromisowym" projekcie stworzono dość łatwą procedurę przekazywania
suwerennych kompetencji Polski na rzecz organów UE oraz w praktyce
niezwykle trudną do skutecznego przeprowadzenia procedurę wystąpienia RP
z Unii, wystąpienie to stanie się niemożliwe. Bardzo prawdopodobne, iż
rozstrzygnie o tym bunt społeczny, ulica obalająca taką Konstytucję.
Uchwalenie
sejmowego "kompromisu" byłoby groźne dla Polski, gdyż obaliłby on
zasadę ustroju RP o nadrzędności polskiej Konstytucji na terytorium
Polski oraz nadrzędnej tu pozycji suwerena, którym jest Naród Polski, a
nie organy Unii Europejskiej. Artykuł 8 polskiej Konstytucji przewiduje
nadrzędność Ustawy Zasadniczej, podczas gdy UE w swej praktyce i
orzecznictwie twierdzi, iż jest odwrotnie: to każdy przepis każdego
organu unijnego ma pierwszeństwo przed każdym przepisem państwa
członkowskiego, z jego konstytucją włącznie. Projekt "kompromisu"
narzuca nam więc nowego zwierzchniego suwerena, który podobno "szanuje"
naszą suwerenność. Jak wspomniano wyżej, nie szanuje, bo jego byt opiera
się na pozbawieniu suwerenności państw członkowskich.
Poza tym nie ma podmiotu, który mógłby ocenić, czy UE "szanuje" czy nie cudzą suwerenność.
Nadrzędność Konstytucji
W
tej sytuacji, jako prawnik, bronię polskiej Konstytucji (mimo wszelkich
jej ułomności), bronię zasad ustrojowych o nadrzędności Konstytucji i
zwierzchnictwie Narodu Polskiego w swoich sprawach, w swoim własnym
kraju. Jako prawnik bronię ustalonych standardów tworzenia prawa, gdyż
zaplanowany "kompromis" komisji posła Jarosława Gowina je łamie.
Jako
prawnik, nauczyciel akademicki, naukowiec z 35-letnim doświadczeniem
wzywam posłów obecnej kadencji do nieuchwalania tej zmiany Konstytucji,
która będąc jedną z najważniejszych w skutkach decyzji, niweczy
konstytucyjną suwerenność Rzeczypospolitej. Po jej uchwaleniu będziemy
żyć już w innym państwie, w innej Polsce - nie Polsce, w zupełnie nowym
ustroju. Ta fundamentalna zmiana nie była, jak wspomniano, przedmiotem
dyskusji. Dokonywana jest poza świadomością Polaków, po cichu, właściwie
w tajemnicy. Poważnie narusza to standardy demokracji, na które Sejm
tak często się powołuje. Zmiany tworzące w Konstytucji procedury dla
relacji najwyższych organów państwa z UE są potrzebne, jednak winny być
one przeprowadzone w otwartej dyskusji, głęboko przemyślane i dokonane z
punktu widzenia interesów Polski, zgodnie z obowiązującymi wymogami
prawnymi i zasadami demokracji. Dokonywanie ich teraz, w obecnych
warunkach, uniemożliwi nowemu, aktualnie legitymowanemu w zbliżających
się wyborach Sejmowi podjęcie decyzji, która w istocie powinna należeć
już do niego.
To nowy Sejm za kilka tygodni powinien przyjrzeć się
zgłoszonym propozycjom i wrócić do chroniących Polskę projektów PiS,
które obecnie w większości zostały odrzucone.
Dla dobra Polski celem
działań Sejmu nie może być jakikolwiek "kompromis" konstytucyjny, bo nie
kompromis jest celem, lecz skuteczna ochrona suwerenności Polski w UE i
uprawnień Sejmu w tej organizacji.
Sejm nie ma prawa na ołtarzu
polskiej "prezydencji" złożyć samej Polski, poddając ją "wieczyście",
konstytucyjnie Unii. Byłoby to sprzeniewierzenie się przysiędze
poselskiej. Doprowadziłoby też Konstytucję do stanu wewnętrznej
sprzeczności. Nie byłoby już jednoznaczne, czy Konstytucja RP jest w
Polsce nadrzędnym prawem (art. 8), czy zgodnie z projektowanym art. 227a
- relacje unijne, skoro Polska "jest członkiem Unii", zaś organizacja
ta twierdzi, że nadrzędne na całym obszarze jest prawo Unii.
Zatem zmiany w Konstytucji tak, ale w oparciu o korzystne propozycje i po wyborach, po społecznej debacie na ten temat.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110912&typ=my&id=my12.txt
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
18. Dziękuję za przytoczenie dzisiejszego artkułu prof. Pawłowicz
Niestety, jak widać, istnieje realne niebezpieczeństwo przepychania Ustawy o zmianie Konstytucji jeszcze przed wyborami.
Zgodnie z regulaminem Sejmu i Senatu - wydaje mi się - że jest to niemożliwe.
Gdyby jednak Zgromadzenie Narodowe, łamiąc przepisy o procedowaniu Ustaw, zmierzało do przyspieszonego uchwalenia zmian w Konstytucji - uprzedzając wybory - kwalifikowałoby to posłów uczestniczących w takim akcie zdrady narodowej do pociągnięcia ich do odpowiedzialności konstytucyjnej.
Byłaby to najważniejsza sprawa dla Polaków po wyborach. Niezależnie od ich wyników.
Rebeliantka
19. Oni nie mogą wygrać. Zdradek w swojej pysze gadał...
Platforma przyznaje: politykę zagraniczną RP prowadzimy przez Brukselę
Biała flaga wetknięta w gałę, czyli o polityce zagranicznej w programie wyborczym PO. Dr hab. Krzysztof Szczerski rozprawia się z programem Radka Sikorskiego.
Wróćmy do spraw szokujących. Szczególnie o dwóch warto wspomnieć.
Po pierwsze – miejsce, w którym PO umieściła w swym programie kwestie polityki zagranicznej. Znajdują się one w jednym rozdziale m.in… ze sportem (oraz polityką rodzinną i zdrowiem). Polityka zagraniczna – stron 11, sport 8. Co mieli w głowie autorzy takiego zestawienia? Teza, że polityka zagraniczna wyrasta z problemów wewnętrznych jest prawdziwa, ale dlaczego jedną z najważniejszych przesłanek dla tej polityki ma być stan polskiego sportu? To już lepiej było połączyć te kwestie z infrastrukturą, gospodarką czy kulturą a nie z geostrategicznym wymiarem polskich lodowisk, orlików i wolontariuszy na imprezach sportowych. Chyba, że nie ma tematu ważniejszego niż piłka nożna…
Odpowiedź na tę wątpliwość może przynieść drugi element programu PO, który powoduje osłupienie. Otóż znalazły się w nim dwa zdania, które można uznać za definicję pojęcia „polityka białej flagi”: „większość naszej aktywności na polu polityki zagranicznej jest realizowana ZA POŚREDNICTWEM Unii Europejskiej. Skutecznie realizować naszą RACJĘ STANU można TYLKO POPRZEZ umiejętne WPISANIE NASZEGO INTERESU W SZERSZY INTERES EUROPEJSKI”.
http://www.portal.arcana.pl/Platforma-przyznaje-polityke-zagraniczna-rp-...
ciociababcia
20. Oni nie mogą wygrać
Nie może wygrać nikt, kto współpracuje na rzecz utraty suwerenności przez Polskę!
To podstawowe pytanie, które powinno się zadawać kandydatom - jakie kompetencje państwa polskiego na rzecz UE byłby skłonny przekazać? I jakie widzi do tego powody?
Trzeba skończyć z tolerancją dla posłów i senatorów, którzy bezmyślnie głosują za pozbawianiem Polski narzędzi prowadzenia własnej polityki wewnętrznej i zagranicznej.
Rebeliantka
21. Rebeliantko,jak mogło by być inaczej
przecież ta walka o Polskę trwa,a szczególnie TERAZ,
jeśli wygrają ci, co szkodza Polsce,to zrobią wszystko,to
czego nie zdążyli zrobić wcześniej,a może nie
Musimy im przeszkodzić i pamiętać,bo to sprytne bestie,na chwile uciszą się
by PO cichu zrobić kolejne draństwo
Upublicznienie sprawy,mocno im komplikuje ich niecne knowania
Co innego,po cichu,w Nocy,gdy Naród spi i nawet nie domyśla się,
a co innego w biały Dzień,przy otwartej kurtynie
Mimo,że Merdia sprzedane,to ci którzy by się dzisiaj odważyli zrobić TAKĄ Zmianę w Sejmie,nie będą anonimowi
i to ich może troszke przytrzymać....taką mam przynajmniej nadzieję
serdecznie pozdrawiam
gość z drogi