AFERA MARSZAŁKOWA. PROTOKOŁY NIEZGODNOŚCI

avatar użytkownika Aleksander Ścios

 Sprawa afery marszałkowej - „matki” wszystkich późniejszych afer za czasów rządów PO-PSL, zdaje się nie zaprzątać dziś uwagi publicznej. Zgodnie z zasadą przemilczania własnych draństw, rządowe media nie poświęcają uwagi procesowi, który niedawno rozpoczął się przed warszawskim Sądem Rejonowym na Bemowie. Proces ma zostać przemilczany, chociaż na liście świadków znajdują się m.in. Bronisław Komorowski, szef ABW Krzysztof Bondaryk, rzecznik rządu Paweł Graś, Antoni Macierewicz, a także znani dziennikarze oraz wysocy rangą byli oficerowie WSI.

Przypomnę, że chodzi o kombinację operacyjną z udziałem ludzi WSW/WSI, szefostwa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, rozgrywaną w latach 2007-2008. Celem kombinacji było uzyskanie dostępu do tajnego aneksu z Raportu z Weryfikacji WSI, a gdy okazało się to niemożliwe – podjęcie działań zmierzających do oskarżenia członków Komisji Weryfikacyjnej WSI oraz dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego. Chodziło przy tym o zdezawuowanie treści zawartych w aneksie oraz uprzedzenie ewentualnych zarzutów dotyczących powiązań polityków Platformy ze środowiskiem byłych WSI. Priorytetem kombinacji pozostawała osłona politycznego „patrona” wojskowych służb - Bronisława Komorowskiego.

W toku kombinacji korzystano z silnego wsparcia medialnego, a sygnałem do rozpoczęcia akcji pod fałszywą nazwą „afera aneksowa” był artykuł Anny Marszałek opublikowany w „Dzienniku” w dn. 19 listopada 2007r. zatytułowany - „Aneks do raportu o WSI na sprzedaż” i opatrzony nagłówkiem – „Każdy może kupić tajne dokumenty”. Żadne z kłamstw rozpowszechnianych przez rządowe media nie znalazły potwierdzenia. Nigdy nie było żadnej „afery z aneksem”, nigdy nie wykazano, by nastąpił jakikolwiek przeciek treści z tego dokumentu. Wszelkie oskarżenia i rzekome dowody, o których miesiącami zapewniali nas żurnaliści i „specjaliści” od służb okazały się fałszywe, a intensywnie prowadzone czynności śledcze nie przyniosły rezultatów.  To z tego powodu trwa dziś tchórzliwe milczenie „wiodących mediów”.

Oskarżenie przeciwko Wojciechowi Sumlińskiemu o „płatną protekcję” oparto zatem na doniesieniu złożonym przez byłego pułkownika WSW/WSI Leszka Tobiasza z Oddziału 33. Zarządu III WSI. Tobiasz - absolwent moskiewskich kursów GRU, pracował w charakterze oficera operacyjnego ataszatu w Moskwie, a  w okresie rządów SLD - UP był odpowiedzialny za działania wobec hierarchów Kościoła katolickiego, a następnie - do chwili rozwiązana WSI - za inwigilację i pozyskiwanie dziennikarzy. W sprawie Tobiasza prokuratury wojskowe prowadziły od 2006 r. dwa śledztwa: z doniesienia podwładnych o fałszowanie dokumentów i z doniesienia Komisji Weryfikacyjnej WSI o złożenie nieprawdziwego oświadczenia weryfikacyjnego. W lipcu br. Leszek Tobiasz został prawomocnie skazany na pół roku więzienia w zawieszeniu za przekroczenie uprawnień. Sądy uznały za przestępstwo wezwanie przezeń do WSI pewnego oficera – po to, by uniemożliwić mu udział w ważnym głosowaniu.

Nie przeszkadzało to prokuraturze traktować Tobiasza jako w pełni wiarygodnego świadka oskarżenia i na podstawie jego donosu  przez wiele miesięcy podejmować działania wobec członków Komisji Weryfikacyjnej WSI.

Przed kilkoma dniami portal niezależna.pl opublikował kopie dokumentów dotyczących afery marszałkowej. Są to  m.in. zawiadomienie Krzysztofa Bondaryka do prokuratury, protokół jego przesłuchania oraz postanowienie o przeszukaniu domu Piotra Bączka.

Treść tych dokumentów winna wywołać polityczne „trzęsienie ziemi” w każdym praworządnym państwie. Lektura protokołu przesłuchania szefa ABW oraz złożonego przezeń zawiadomienia, pozwala na postawienie tezy, że mamy do czynienia z rażącą niezgodnością między zeznaniami Komorowskiego, a oświadczeniem Bondaryka.

Przypomnę, że 30 października 2008 roku Wojciech Sumliński złożył w warszawskiej prokuraturze doniesienie, w którym wskazał, że stał się ofiarą fałszywego pomówienia i podkreślił, iż prowokację przeprowadzili wspólnie i w porozumieniu marszałek Sejmu Bronisław Komorowski i szef ABW Krzysztof Bondaryk. Doniesienie dotyczyło możliwości zorganizowanych działań, które miały na celu skompromitowanie Komisji Weryfikacyjnej WSI, a sam Sumliński jako dziennikarz, który sprawę WSI badał, niejako "przy okazji" stał się jednym z celów prowokacji. Miesiąc wcześniej, ówczesny szef klubu PiS Przemysław Gosiewski, zwrócił się do prokuratury z wnioskiem o zbadanie, czy Bronisław Komorowski miał obowiązek zawiadomić prokuraturę, po tym jak oficer WSW/WSI Aleksander L. złożył mu propozycję korupcyjną, a Leszek Tobiasz poinformował go o rzekomej korupcji. Klub PiS złożył zawiadomienie po ujawnieniu przez media na początku września 2008 roku treści zeznań Komorowskiego złożonych przed prokuraturą.

W przypadku obu zawiadomień, prokuratura nie dopatrzyła się ze strony marszałka Sejmu żadnego naruszenia prawa i odmówiła wszczęcia śledztwa.

Warto zatem zwrócić uwagę, że w zeznaniach Komorowskiego oraz w ujawnionych obecnie zeznaniach Bondaryka, występują oczywiste, rażące niezgodności.

Ówczesny marszałek Sejmu zeznał bowiem, że jego pierwsze spotkanie z Tobiaszem miało miejsce 21 listopada 2007r.. Co więcej podkreślił: „tej daty jestem pewien, w kalendarzu niestety nie zapisano dnia spotkania z Lichockim, ale mogło to być około dzień lub dwa przed rozmową z Tobiaszem.” Dalej Komorowski oświadczył: „Tobiasz chciał mi okazać zdobyte dowody w postaci nagrań i na kolejne spotkanie, 3 grudnia 2007 r. – przyniósł je. Widziałem kamerę, dyktafon, kasetę video i kasety do dyktafonu.”

O ile pamiętam – oświadczył Komorowski prokuratorowi -  następnego dnia przekazałem powyższą informację Ministrowi Koordynatorowi Pawłowi Grasiowi oraz szefowi SKW płk. Reszce. Minister Graś następnie powiedział mi , że jest to sprawa, którą powinno zająć się ABW z uwagi nie tylko na korupcję, ale również na zagrożenie państwa. Po kilku dniach przeprowadziłem rozmowę z szefem ABW panem Bondarykiem. Po pewnym czasie, myślę że po około dwóch tygodniach, Tobiasz stawił się w umówionym miejscu i czasie do dyspozycji ABW, która zajęła się tą sprawą.”

Całkowicie inny przebieg zdarzeń wynika z ujawnionego przez niezależna.pl protokołu przesłuchania Krzysztofa Bondaryka. Szef ABW zeznał, że „około tygodnia po powierzeniu mi przez Premiera funkcji p.o obowiązki szefa ABW w dniu 16 listopada 2008 w godzinach popołudniowych  minister Graś poinformował mnie telefonicznie o potrzebie spotkania” na terenie Sejmu i zawiadomił, „w skrócie, że istnieje potrzeba-prośba ze strony Marszałka Komorowskiego, abym się udał do jego biura poselskiego, ponieważ jest u niego w tym memencie ktoś, kto ma informacje ważne dla bezpieczeństwa kraju”. Z treści dalszych zeznań Bondaryka wynika, że spotkanie z Tobiaszem odbyło się w Sejmie tego samego dnia, a Tobiasz miał mieć przy sobie dowody na rzekomą korupcję w Komisji Weryfikacyjnej WSI. W tym samym dniu, Bondaryk swoim samochodem przewiózł Tobiasza do siedziby ABW na Rakowiecką, zaprowadził do pokoju, po czym wezwał „funkcjonariusza pionu śledczego panią Fetke”. Tobiasz został przesłuchany i przyjęto od niego zawiadomienie o przestępstwie.

Z zeznań Bondaryka wynika zatem, że Komorowski wezwał szefa ABW 23 listopada 2007 roku, a nie, jak twierdził marszałek Sejmu dopiero w grudniu.  Bondaryk przewiózł Tobiasza swoim samochodem do siedziby ABW, a nie Tobiasz „stawił się w umówionym miejscu i czasie do dyspozycji ABW”.  Tobiasz miał przy sobie „dowody” rzekomej korupcji już w dniu spotkania z Bondarykiem, a nie 3 grudnia, jak twierdzi Komorowski.

Najciekawsze jednak, że w zawiadomieniu złożonym do prokuratury w dniu 27 listopada 2007 roku Bondaryk przedstawia jeszcze inny scenariusz i w ogóle przemilcza rolę Komorowskiego.  Szef ABW zawiadamia bowiem Prokuraturę Okręgową w Warszawie, że „w dniu 23 listopada do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zgłosił się ob. RP Leszek Tobiasz”. Nie ma słowa o roli Komorowskiego, o osobistej eskorcie Bondaryka ani o zdarzeniach, które doprowadziły Tobiasza do siedziby ABW. 

Te i wiele innych niezgodności w zeznaniach najważniejszych aktorów afery marszałkowej powinny zainteresować każdy niezależny organ ścigania oraz wzbudzić podejrzenia odnośnie intencji owych świadków. Z umorzeń dokonanych przez prokuraturę wynika, że takich niezgodności nie stwierdzono, choć dysponowała ona tymi samymi materiałami. 

To zaledwie jeden przykład z szeregu nieprawidłowości, jakie można dostrzec w sprawie sprzed trzech lat. O jej prawdziwym przebiegu Polacy nigdy nie zostali poinformowani. Obowiązująca do dziś zmowa milczenia sprawiła, że została ona ukryta przed opinią publiczną i żadne z jej elementów nie pojawiły się w trakcie prezydenckiej kampanii Bronisława Komorowskiego. Wybór tej postaci na prezydenta Polski, to ceną, jaką już zapłaciliśmy za zaniechanie wyjaśnienia afery marszałkowej.

 

 

Artykuł opublikowany w „Warszawskiej Gazecie”  

11 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Szanowny Panie Aleksandrze

"Zgodnie z zasadą przemilczania własnych draństw, rządowe media nie poświęcają uwagi procesowi, który niedawno rozpoczął się przed warszawskim Sądem Rejonowym na Bemowie. Proces ma zostać przemilczany, chociaż na liście świadków znajdują się m.in. Bronisław Komorowski, szef ABW Krzysztof Bondaryk, rzecznik rządu Paweł Graś, Antoni Macierewicz​, a także znani dziennikarze oraz wysocy rangą byli oficerowie WSI."

jedni siedzą na bankomacie okrakiem, inni zaprzedali się właścicielom mediów, w których pracują. Od kilku lat obserwujemy schodzenie na poziom rynsztoka (może już niżej?) ludzi, którzy pretendują do miana dziennikarzy.

Państwo totalitarne to takie, w którym zanika prawda i honor.
Czytając i słuchając funkcjonariuszy mediów można odnieść wrażenie, że już żyjemy w państwie totalitarnym.

Ale to na razie pozory, to tylko śmierdzące tchórzostwo i zaprzaństwo.

Dzisiaj internet słuzy nam do informowania poza płatnymi funkcjonariuszami, nie są nam do niczego potrzebni. Dlatego idzie atak na wolnośc w internecie i już pokazano nam, jak mamy się bać ABW o 6 rano.

Zapominają tchórze, że Polak im bardziej ciemiężony, tym większa w nim odwaga i wola walki. Potrafimy się bronić, mamy doświadczenia z lat PRL-u - własne i naszych Ojców.
Tego nam nikt nie odbierze.

Pozdrawiam

ps. przepraszam za zmiane imienia :) już poprawiłam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

2. Marylu

zmien imie z Michala na Aleksandra.
Pozdrawiam.

avatar użytkownika kazef

3. @Tymczasowy

Maryli chodziło o Szanownego Pana Michała Stanisława de Zieleśkiewicza. Nie trzeba poprawiac - wszyscy wiedza o co chodzi :)

avatar użytkownika Aleksander Ścios

4. Szanowna Pani Marylo,

Od dawna proszę i namawiam, by w całości odrzucić przekaz ośrodków propagandy III RP i ich sługusów. Nie dyskutować, nie wdawać się w polemikę, nie nagłaśniać.
Traktować tak, jak robiliśmy w przypadku propagandy komunistycznej. To nieodzowny warunek, by uwolnić się od przekleństwa propagandy i zbudować własny przekaz.
Niestety, nadal wiele osób i środowisk zdaje się nie rozumieć tej prostej zasady.
Ataki na wolną sferę internetu będą się nasilały. Sądzę, że tragedia w Norwegii zostanie wykorzystana w kierunku ograniczenia wolności portali społecznościowych i blogerskich.

Pozdrawiam Panią

avatar użytkownika Maryla

5. Panie Aleksandrze

nie tylko będzie wykorzystana, ale już to sie dzieje. List Sikorskiego do prok.Seremeta z kopią do ABW i Bondaryka , nowelizacja ustawy o stanie wojennym i zapis z komisji sejmowej pracującej nad zmianami prawa :

http://orka.sejm.gov.pl/Biuletyn.nsf/wgskrnr6/ASW-297

Warto zwrócić uwagę na fragmenty:

"Poseł Jan Rzymełka (PO): (...) W projekcie nie odróżniamy ataku w cyberprzestrzeni od ataku na instytucje publiczne, takie jak Sejm, polegającego na tym, że blogerzy albo internauci wysyłają maile w tysiącach egzemplarzy na poselską pocztę sejmową i blokują na kilka dni sprawność tej instytucji. Mamy z tym do czynienia. Czy stanowi to zagrożenie dla państwa, jeśli zablokowane są skrytki pocztowe czy serwery sejmowe? To jest bardzo aktualny temat. Chciałbym, żeby przedstawiciele rządu wypowiedzieli się w tej sprawie. Czy przed tym też powinniśmy się chronić, czy tylko przed świadomym manipulowaniem w cyberprzestrzeni z zagranicy?"

Poseł Maciej Orzechowski (PO): "Wprowadziliśmy już ustawę regulującą kwestię kar m.in. za nękanie osób wiadomościami SMS czy notorycznymi telefonami, czyli tzw. stalking. Zapewne dotyczy to również blokowania skrzynek mailowych."

Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Aleksander Ścios

6. Pani Marylo,

Wiemy, że w kwestii bezpieczeństwa (rozumianego jako nadzór nad społeczeństwem) rząd Tuska poszukuje inspiracji w rozwiązaniach putinowskich.
Ta wyraźna fascynacja dzisiejszych „elit” wzorcem putinowskiej Rosji znajdowała odbicie nie tylko w najbardziej idiotycznych, werbalnych deklaracjach, ale również w wielu, szczegółowych regulacjach prawnych przyjętych przez grupę rządzącą, choćby w ramach „Programu ochrony cyberprzestrzeni RP na lata 2009-2011" czy w ustawach związanych ze sferą bezpieczeństwa. W tym samym czasie, gdy rząd Tuska opracowywał program ochrony cyberprzestrzeni, w Rosji wydawano kolejne akty prawne w ramach oficjalnego, rządowego „programu bezpieczeństwa antykryzysowego” i „publicznej kampanii przeciwko terroryzmowi”.
Wszyscy pamiętamy zakusy Tuska na wprowadzenie cenzury Internetu. Dziś to zadanie będzie ułatwione. Po zamachu w Norwegii następuje proces zacieśnienia współpracy służb specjalnych UE i Rosji w walce ze "wspólnym wrogiem". To wielki sukces Rosji na arenie międzynarodowej. Kto zechce poznać kierunki priorytetów w "walce z terroryzmem" powinien zapoznać się z tezami niejakiego Igora Korotczenko, redaktora naczelnego czasopisma „Nacionalnaja oborona” , w którym autor zwraca uwagę, że wobec nowego zagrożenia Europa musi podjąć zdecydowane działania:

"Zrewidowane będzie ustawodawstwo dotyczące radykalnych osób i organizacji, wyrażających ekstremistyczne myśli i poglądy. Odpowiednio zaktywizowana zostanie praca związana ze skrajnie prawicowymi organizacjami. Wszystko to, jak można zakładać, uzyska kształty zmiany priorytetów w działalności służb specjalnych szeregu państw europejskich. Można zakładać, że na porządku dziennym znajdzie się kwestia ewentualnego utworzenia jednolitego europejskiego banku danych dotyczących organizacji ekstremistycznych oraz osób, mogących być uznanymi za nosicieli poglądów ekstremistycznych. Ponadto, w znacznie większym stopniu, niż dotychczas, będzie sprawdzany Internet i poczta elektroniczna. W sumie, system bezpieczeństwa w Europie - przy pozornym zachowaniu praw i swobód obywateli - zostanie usztywniony.”
http://polish.ruvr.ru/2011/07/26/53743360.html

Pozdrawiam

avatar użytkownika kazef

7. @Aleksander Ścios

"przy pozornym zachowaniu praw i swobód obywateli..."

Dziekuję za ten cytat. Wyłożone kawa na ławę.

avatar użytkownika Maryla

8. a propos pozorów - bo mnie sie wszystko kojarzy :)

jak to władza dba o to, żeby przyszli głusi rozumieli wyroki sądu:

"Policja i inne służby będą miały możliwość szerokiego stosowania
środków powodujących dysfunkcję niektórych zmysłów, o właściwościach
obezwładniających, łzawiących, ogłuszających. Taką zmianę przewidują
założenia do nowej ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni
palnej. Przygotował je resort spraw wewnętrzynych i administracji.

Polska policja zakupiła  urządzenia LRAD, które służą
do precyzyjnego ogłuszania.Obecnie prawo nie pozwala na stosowanie ich
jako środków przymusu bezpośredniego. Policja tłumaczy więc, że będą
one wykorzystywane do przekazywania komunikatów. Sam zakup tego typu
urządzeń jest niebezpiecznym precedensem.W proponowanej przez MSWiA
ustawie brakuje jasnych wskazówek, kiedy służby będą mogły użyć
urządzeń ogłuszających i na jakich zasadach.  – ocenia dyrektorka
Amnesty International Polska.Resort chce także upowszechnić stosowanie
paralizatorów. Dziś mogą je używać m.in. policjanci, strażnicy miejscy,
a nawet ochroniarze. Zasady ich stosowania są rozproszone w różnych
ustawach i rozporządzeniach."

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna





1 dzień temu ... Sejm uchwalił ustawę o języku migowymZapewnienie osobom głuchym tłumacza języka
migowego w kontaktach z organami administracji publicznej ...

http://www.onsi.pl/info,2709.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

9. dr Leszek Pietrzak - WSI a prezydent Komorowski

Afera Marszałkowa

http://vod.gazetapolska.pl/323-dr-leszek-pietrzak-wsi-prezydent-komorowski

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

10. Aneks z weryfikacji WSI – prawda o III RP Dorota Kania

1 czerwca 2015. W studiu Radia Zet gościem Moniki Olejnik jest Tomasz Siemoniak, wicepremier i minister obrony narodowej. Pytany o aneks do raportu z weryfikacji WSI Siemoniak – który nie zna jego zawartości – odradza prezydentowi Andrzejowi Dudzie publikację dokumentu. Ta sytuacja pokazuje, jak rządzący boją się ujawnienia działalności WSI.

Tajny aneks dotyczący Wojskowych Służb Informacyjnych jest najbardziej pożądanym dokumentem ostatnich lat. Chcieli go zdobyć dziennikarze, chciał go w 2007 r. zdobyć poseł Bronisław Komorowski, nawet za cenę złamania prawa. Gdy już jako prezydent poznał zawartość aneksu, w ciągu całego okres prezydentury nie zdecydował się na jego publikację.

W czasie kampanii prezydenckiej sprawa zarówno aneksu, jak i związków Komorowskiego z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi nie była poruszana ani przez prezydenta, ani jego sztab, ani polityków PO czy sprzyjające rządzącym media. Komorowski nigdy nie odpowiedział na pytanie, dlaczego nie zdecydował się na ogłoszenie treści aneksu – niewykluczone, że odpowiedź poznamy, kiedy ten dokument zostanie odtajniony.

Raport i tajny aneks

Raport z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych został ujawniony przez prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego 21 lutego 2007 r. Dokument został opracowany przez komisję weryfikacyjną pracującą pod kierownictwem Antoniego Macierewicza, ówczesnego wiceministra obrony narodowej, i zawierał opis nieprawidłowości i patologii, do których doszło w czasie działalności WSI, czyli od 1991 r. do 2006 r., kiedy to nastąpiło ich rozwiązanie.

WSI powstały z połączenia wojskowych służb specjalnych komunistycznej bezpieki: Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (wywiad wojskowy PRL) oraz Wojskowej Służby Wewnętrznej (kontrwywiad wojskowy PRL). Żołnierze WSI nigdy nie przeszli weryfikacji, a „nową” służbę wojskową – jak zauważyła „Gazeta Wyborcza” – „tworzyła już solidarnościowa ekipa – minister Janusz Onyszkiewicz i wiceminister Bronisław Komorowski”. Szefami WSI zostali ludzie szkoleni przez KGB lub GRU – związki z Moskwą były zaletą, a nie wadą.

Opublikowanie raportu z weryfikacji WSI wywołało wściekłość w wielu środowiskach, które – jak wynikało z dokumentu – były pośrednio bądź bezpośrednio związane z WSI, a wcześniej z komunistyczną bezpieką wojskową. Największe fortuny wyrosły właśnie na bazie tych związków, a wiele karier w mediach czy polityce nie mogłoby się rozwinąć, gdyby nie zaplecze wojskowej bezpieki.

Mimo nieustannych ataków medialnych komisja weryfikacyjna pracowała nadal, a zwieńczeniem jej prac był tajny aneks do raportu z weryfikacji WSI. Prezydent Kaczyński otrzymał go na początku listopada 2007 r., tuż po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych, a w czasie, gdy urzędującym premierem był Jarosław Kaczyński, który zapoznał się z tajnym dokumentem.

Aneks można opublikować

– Jako przewodniczący komisji weryfikacyjnej doprowadziłem prace nad aneksem do końca. Oddałem gotowy dokument w takim kształcie, jak wymagało tego orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego – mówi „Gazecie Polskiej” Antoni Macierewicz, wiceprezes PiS.

Orzeczenie, o którym mowa, zapadło w czerwcu 2008 r. Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego orzekli, że prezydent miał prawo opublikować raport z weryfikacji WSI, jednak z publikacją aneksu prezydent musi się wstrzymać do czasu nowelizacji ustawy, na mocy której rozwiązano WSI, a powołano nowe służby, czyli Służbę Wywiadu Wojskowego i Służbę Kontrwywiadu Wojskowego. Chodziło o to, by ta ustawa była uzupełniona o „gwarancję praw człowieka”.

W rzeczywistości Trybunał Konstytucyjny skutecznie zablokował publikację tajnego aneksu na wiele miesięcy – w tym czasie członkowie komisji weryfikacyjnej musieli tak opracować dokument, by można go było opublikować.

– W związku z orzeczeniem TK przesuwał się termin publikacji, aż do czasu tragicznej śmierci śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku. Warunkiem trybunału było zanonimizowanie części nazwisk pojawiających się w aneksie i ten warunek został spełniony. Nie widzę więc przeszkód, by ten dokument został opublikowany – mówi w rozmowie z nami Antoni Macierewicz.

Poseł podkreśla, że dokument znajdował się w prezydenckim sejfie 10 kwietnia 2010 r. – Gdyby okazało się, że tajny dokument zniknął, mielibyśmy do czynienia z przestępstwem – dodaje.

Blokowanie publikacji

Zanim doszło do sporządzenia ostatecznej wersji aneksu, zgodnej z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, członkowie komisji weryfikacyjnej mieli problemy, które zaczęły się jeszcze przed decyzją Trybunału.

W listopadzie 2007 r. Bronisław Komorowski zaraz po tym, jak został nominowany na stanowisko marszałka sejmu, zmusił posła Antoniego Macierewicza do ustąpienia z funkcji przewodniczącego komisji weryfikacyjnej – został nim b. premier Jan Olszewski.

Kilka miesięcy później, w marcu 2008 r., kilku członkom komisji weryfikacyjnej odebrano dostęp do tajnych dokumentów – było to w czasie, gdy szefem ABW był już Krzysztof Bondaryk. Cofnięcie certyfikatów poprzedziły publikacje Agnieszki Kublik i Wojciecha Czuchnowskiego w „Gazecie Wyborczej” o rzekomym nielegalnym kopiowaniu dokumentów; wspomniany duet opublikował także nazwiska członków komisji weryfikacyjnej.

Kolejną próbą zablokowania publikacji aneksu były doniesienia prasowe o tym, że tajny dokument można rzekomo „kupić na bazarze”. Pisała o tym Anna Marszałek w „Dzienniku”.

W maju 2008 r. wybuchła afera marszałkowa – szybko okazało się, że jest to operacja byłych żołnierzy Wojskowych Służb Informacyjnych, która miała na celu skompromitowanie członków komisji weryfikacyjnej WSI. Jak pisała „Gazeta Polska”, nowe światło na kulisy tej prowokacji rzuca proces dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego oraz emerytowanego żołnierza WSW Aleksandra L. Jeszcze przed wyborami w 2007 r., w czasie gdy Paweł Graś był szefem komisji ds. służb specjalnych, skontaktował się z nim Bronisław Komorowski. Stwierdził on, że posiada jakieś ważne informacje dotyczące bezpieczeństwa państwa. Doszło do spotkania, w którym wzięli udział Paweł Graś, Bronisław Komorowski oraz płk Leszek Tobiasz, który twierdził, że ma jakieś dowody i nagrania dotyczące korupcji w komisji weryfikacyjnej WSI. Bronisława Komorowskiego z płk. Tobiaszem skontaktowała Jadwiga Zakrzewska, posłanka Platformy Obywatelskiej, bardzo dobra znajoma zarówno Komorowskiego, jak i Tobiasza. Pułkownik b. WSI mówił o rzekomej korupcji w komisji weryfikacyjnej ‒ chodziło o pozytywną weryfikację żołnierzy WSI w zamian za łapówkę. Z Komorowskim w tym czasie skontaktował się także Aleksander L. Miał on zasugerować, że ma możliwość dotarcia do tajnego aneksu do raportu z weryfikacji WSI, w którym miały znajdować się informacje dotyczące m.in. Komorowskiego. Ten otwarcie przyznał, że jest zainteresowany ofertą.

Kolejne spotkanie miało miejsce jesienią 2007 r., gdy Bronisław Komorowski był marszałkiem sejmu. W grudniu 2007 r. Prokuratura Apelacyjna w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie… ujawnienia pracownikom spółki akcyjnej Agora w bliżej nieustalonym miejscu i czasie, nie później niż w dniu 20 listopada 2007 r., informacji stanowiących tajemnicę państwową w postaci treści aneksu do raportu komisji weryfikacyjnej WSI oraz w sprawie powoływania się na wpływy w komisji weryfikacyjnej ds. WSI w okresie od stycznia 2007 r. do 21 listopada 2007 r. i podjęcia się pośrednictwa w pozytywnej weryfikacji płk. Leszka Tobiasza w zamian za korzyść majątkową w wysokości 200 tys. zł.

W związku z pierwszym wątkiem zawiadomienia prokuratura przeszukała w maju 2008 r. mieszkania Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka, członków komisji weryfikacyjnej WSI.

W lutym 2012 r. Leszek Tobiasz zmarł nagle podczas zabawy tanecznej tydzień przed konfrontacją z Bronisławem Komorowskim. Afera marszałkowa zakończyła się oskarżeniem dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego i Aleksandra L. – wyrok w tej sprawie jeszcze nie zapadł.

Bronisław Komorowski nigdy nie odpowiedział prawnie za próbę nielegalnego zdobycia aneksu do raportu z weryfikacji WSI. We wrześniu 2009 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie uznała: „Bronisław Komorowski swoim zachowaniem nie wyczerpał znamion czynu zabronionego, bo uzyskane przez niego informacje miały charakter ogólny i nie były poparte dowodami”.

Cały tekst w najnowszym numerze tygodnika "Gazeta Polska"

http://niezalezna.pl/67991-aneks-z-weryfikacji-wsi-prawda-o-iii-rp

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

11. AFERA MARSZAŁKOWA, ANEKS – NIERÓWNA GRA

https://bezdekretu.blogspot.com/2017/06/afera-marszakowa-aneks-nierowna-...


„Gdyby afera
marszałkowa została rzetelnie wyjaśniona, a jej mechanizmy ujawnione
społeczeństwu, zablokowałoby to karierę Bronisława Komorowskiego, udaremniało
jego udział w wyborach prezydenckich i oszczędziło Polakom wielu bolesnych
doświadczeń i upokorzeń.
Odsłonięcie
patologicznych relacji już w roku 2008 uchroniłoby nas od niebezpieczeństw
wywołanych wpływem Rosji na polskie życie polityczne, zapobiegło obcym
knowaniom w ramach konfliktu rząd-prezydent, a w rezultacie – o czym jestem
przeświadczony, udaremniło pułapkę smoleńską i zamach z 10 kwietnia.
Nie trzeba
tworzyć alternatywnej historii, by zrozumieć, że do dziś płacimy cenę za
zignorowanie tego największego zagrożenia
.”

Cytowany fragment pochodzi z jednego z moich
tekstów z roku 2013. Przyznaję, że w tamtym czasie do głowy mi nie przyszło, że
po wygranych wyborach parlamentarnych partia pana Kaczyńskiego nie powróci do
wyjaśnienia okoliczności afery
marszałkowej
i nie pokaże Polakom, kim był człowiek sprawujący najwyższy
urząd w III RP.
Choć osiem lat rządów reżimu PO-PSL obfitowało w
setki najpoważniejszych występków, nie było w tym czasie sprawy równie ważnej,
a zarazem symbolicznej niż afera
marszałkowa
– „matka” wszystkich afer.  Powstały wówczas układ, oparty na patologicznych
relacjach służby-politycy-media stworzył fundament dla kolejnych szalbierstw i gier
operacyjnych i do dnia dzisiejszego decyduje o kondycji tego państwa i logice wielu
procesów publicznych.
Nie ma potrzeby wracać do szczegółowego opisu
sprawy. Na moim blogu, pod hasłami „Komorowski” i „afera marszałkowa” widnieje
kilkadziesiąt tekstów poświęconych tematowi.
Przypomnę jedynie, że afera marszałkowa  była
wielowątkową kombinacją operacyjną z udziałem ludzi WSW/WSI, Bronisława Komorowskiego,
ABW, prokuratury i ośrodków propagandy, zmierzającą do uzyskania dostępu do
tajnego uzupełnienia (Aneksu) z Raportu z Weryfikacji WSI. Gdy okazało się to
niemożliwe, podjęto działania służące skompromitowaniu członków Komisji
Weryfikacyjnej i sparaliżowaniu prac Komisji oraz akcję odwetową wobec dziennikarza
Wojciecha Sumlińskiego. Działania te mogły mieć również na celu uprzedzenie
ewentualnych zarzutów dotyczących powiązań polityków PO ze środowiskiem byłych
WSI i były rodzajem „uderzenia wyprzedzającego”. Chodziło o zdezawuowanie
treści zawartych w Aneksie i wytworzenie wokół Komisji Weryfikacyjnej atmosfery
podejrzeń o nielegalne działania. Priorytetem kombinacji pozostawała ochrona
politycznego „patrona” wojskowych służb - Bronisława Komorowskiego.
Są w tej sprawie skandaliczne akcje prokuratury i
ludzi ABW, jest wątek funkcjonariuszy ośrodków propagandy, są próby stosowania aresztów
wydobywczych, rewizje, zastraszanie i nękanie świadków, są niewyjaśnione zgony.
Logikę kombinacji wytyczały słowa B. Komorowskiego
ze stycznia 2008 roku – „Muszę zobaczyć
aneks przed publikacją
”. Padły one w reakcji na wiadomość, że prezydent
Lech Kaczyński rozważa publikację Aneksu i ma wątpliwości, czy przed ujawnieniem
dokumentu powinien skierować go do marszałków Sejmu i Senatu.
Komorowski, o czym w grudniu 2014 roku przypomniał
Antonii Macierewicz – „robił wszystko,
działał legalnie i nielegalnie, by zapoznać się z tym dokumentem i uniemożliwić
jego opublikowanie, bądź go za wszelką cenę zdyskredytować.”
Można przyjąć za pewnik, że wobec tak silnego
imperatywu i wewnętrznego przymusu, lektura Aneksu była pierwszą czynnością,
jakiej oddał się B. Komorowski po przeprowadzeniu operacji zajęcia Kancelarii
prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zaś oświadczenie lokatora Belwederu, złożone
podczas sądowych zeznań  w sprawie afery marszałkowej – „aneks jest wymierzony we mnie”, opiera
się na bezpośredniej wiedzy Komorowskiego i znajduje potwierdzenie w treści
dokumentu.
Wszystko, co wiemy na temat tej ponurej postaci
oraz niezwykle dramatyczne okoliczności towarzyszące aferze marszałkowej, muszą prowadzić do konkluzji, że sam
zainteresowany, jak i bliskie mu środowisko b. WSI, uważało publikację Aneksu
za rzecz wyjątkowo niepożądaną i wręcz groźną dla swoich interesów. W tzw. stanowisku
stowarzyszenia „Sowa” do projektu  nowelizacji
ustawy o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu Wojskowego, z 28
listopada 2012 roku, można znaleźć opinię ludzi b. WSI na temat „rozwiązania problemu Aneksu”. „Sowa”
doradzała dwa scenariusze :
Niejawny
dokument Aneks o klauzuli „ściśle tajne” otrzymuje kategorię archiwalną „A” i
zostaje przekazany do archiwum centralnego, np. Archiwum Akt Nowych z
zastrzeżeniem, że może być udostępniony po 50 latach, tj. po 2056 roku. Drugie:
Niejawny dokument Aneks o klauzuli „ściśle tajne” otrzymuje kategorię
archiwalną „Bc”, co oznacza, że dokumentacja ma krótkotrwałe znaczenie
praktyczne i po pełnym jej wykorzystaniu (co już nastąpiło), jest przekazywana
na makulaturę – Aneks zostaje zniszczony”.
Na podstawie wiedzy o aferze marszałkowej i wydarzeniach
prowadzących do 10 kwietnia 2010 roku, warto postawić pytanie: jeśli po to, by
nie doszło do ujawnienia Aneksu, w latach 2007-2008 prowadzono brutalną i
bezprawną grę wymierzoną w ustawowy organ państwa – Komisję Weryfikacyjną,
podczas której dopuszczono się szeregu poważnych przestępstw, jeśli B.
Komorowski nie cofnął się przed atakami na prezydenta Lecha Kaczyńskiego i usilnie
zabiegał o dostęp do tajnego dokumentu, zaś środowisko b. WSI tak wielką wagę
przywiązywało do jego zablokowania, a nawet doradzało całkowite zniszczenie,
jak należy interpretować stanowisko prezydenta Andrzeja Dudy wyrażone w słowach
– „to nie jest najważniejsza sprawa dla
Polaków, mam znacznie poważniejsze sprawy do załatwienia
” oraz znamienne
słowa prezydenckiego ministra K. Szczerskiego z 2015 roku – „to temat, którego nie ma”?
Jest w tym wyraz nonszalancji, niewiedzy i niezrozumienia
wagi tematu, czy objaw koniunkturalizmu i zakulisowych ustaleń ze środowiskiem
Komorowskiego? Nie wiemy nawet, czy opinia pana Dudy powstała po uważnej
lekturze Aneksu, czy też pan prezydent, nie czytając tego dokumentu, wie lepiej,
co jest lub nie jest ważne dla Polaków?
A skoro pan Duda uważa sprawę Aneksu za mało ważną
– dlaczego jego Kancelaria odmawia nawet odpowiedzi na pytanie: czy dokument
nadal istnieje i znajduje się w prezydenckim sejfie? Skąd wyborcy pana
prezydenta mają wiedzieć, czy jego poprzednik nie „rozwiązał problemu”, w
sposób, jaki doradzali mu ludzie b. WSI? 
Zdaję sobie sprawę, że nie ma dziś tak szokujących
ani doniosłych informacji, które mogłyby wstrząsnąć opinią publiczną lub
postawić polityków PO przed poważnymi zarzutami.
Już publikacja Raportu z Weryfikacji WSI dowiodła,
że sprawność aparatu propagandy znacząco przewyższa dążenie do prawdy i
potrzebę wiedzy na temat otaczającej nas rzeczywistości. Następnego dnia po
opublikowaniu 374 stronicowego Raportu, opatrzonego obszernymi aneksami, podano
opinii publicznej wyniki tzw. „sondażu”, z którego miało wynikać, że 44,9 proc.
Polaków ocenia dokument jako niewiarygodny, 31,2 proc. - za wiarygodny, zaś
18,7 proc.-nie ma zdania na temat dokumentu.
Jeśli Bronisław Komorowski, którego nazwisko
pojawia się blisko 60 razy na kartach Raportu, nadal był uważany za solidnego
polityka, a nawet został wybrany prezydentem III RP, jest w tym dowód skrajnej
ignorancji Polaków, ale też prymatu propagandy nad faktami.
Niewykluczone, że również publikacja Aneksu do
Raportu z Weryfikacji WSI nie wywołałaby większego zainteresowania, niż różne
„newsy’ i „sensacje dnia”, jakimi karmi się naszych rodaków. Ujawnienie Aneksu,
mogłoby zatem spowodować  chwilowe
„wzmożenie” uwagi elektoratu i podwyższenie emocji społecznych, ale nie
wiązałbym z tym wydarzeniem szczególnych nadziei. Brak woli politycznej wyklucza
możliwość wykorzystania takiej okazji do likwidacji wpływów Onych i rozprawy z
patologiami magdalenkowego tworu, zaś deficyt wolnych mediów i fatalna kondycja
intelektualna środowiska dziennikarskiego, skutecznie blokowałyby próby przekazania
Polakom tej wiedzy.
Z drugiej strony, działania ludzi WSI i ewidentny
lęk B. Komorowskiego przed publikacją tajnego dokumentu, pozwalają
przypuszczać, że znajdują się w nim treści, które poważnie mogłyby naruszyć
interesy triumwiratu III RP lub wywołać polityczne „trzęsienie ziemi”. W taki
kontekście interpretowałbym również zachowania obecnego prezydenta oraz wyjątkowo
gorliwe unikanie tematu przez ludzi „dobrej zmiany” i ich media.
Byłoby więc rozsądne nie brać pod uwagę
potencjalnych reakcji społecznych, a tym bardziej, wrzasku propagandystów, lecz
skoncentrować się na rzeczywistym znaczeniu Aneksu w kontekście bezpieczeństwa
wewnętrznego. Zakładam, że każdy, kto rozumie znaczenie wpływów „peryskopu, za pomocą którego Rosjanie
pozyskiwali wiedzę o mechanizmach funkcjonowania naszego państwa
”(jak
onegdaj prof. Zybertowicz określił rolę WSI), będzie też zainteresowany
publikacją uzupełnienia do Raportu z Weryfikacji WSI.
Gdy w latach 2008-2009
opisywałem na blogu aferę marszałkową
(ówczesne „niezależne media” używały szalbierczego terminu „afera
aneksowa”) i przez kolejne miesiące zadawałem B. Komorowskiemu szereg pytań,
publikacje te były "profilaktycznie" cenzurowane na „niezależnym forum
blogerskim” - Salon24. Doświadczałem też szczególnych form
zainteresowania służb III RP, o których – z oczywistych powodów, nie mogę otwarcie
dywagować.
W całej przestrzeni publicznej nie było wówczas
przyzwolenia na niepokojenie polityka PO, ani większego zainteresowania
wyjaśnieniem roli Komorowskiego w aferze marszałkowej.  Wygrana „necandusa
w tzw. wyborach prezydenckich 2010 roku sprawiła, że nad Komorowskim roztoczono
szczelny parasol medialny, temat wyciszono i skazano na zapomnienie. O tej
sprawie, podobnie jak o Aneksie i działaniach p.o. prezydenta, nie wolno było
głośno mówić ani o nie pytać.
Choć B. Komorowski jest dziś (niesłusznie) traktowany
niczym niegroźny „emeryt polityczny”, a od dwóch lat doznajemy dobrodziejstw i
swobód „dobrej zmiany”, mam nieodparte wrażenie, że nad bohaterem afery marszałkowej i jego sprawkami nadal roztacza się polityczny
parasol ochronny, zaś temat Aneksu należy do ścisłego tabu. Jeśli wtedy i dziś
nie można pytać o  tę aferę ani domagać
się publikacji Aneksu, jeśli Pałac Prezydencki nadal ignoruje kwestie
niewygodne dla Andrzeja Dudy – gdzie przebiega granica owej „dobrej zmiany” i
na czym w istocie polega?
Nie tylko nie dopuszcza się do publicznej dyskusji
nad kluczowym dla naszego bezpieczeństwa dokumentem, ale nikt nie odważy się
pytać pana prezydenta o powody ukrywania Aneksu, bądź nalegać na polityków
partii rządzącej w sprawie wyjaśnienia afery
marszałkowej
i prześwietlenia działań Komorowskiego w latach 2008 -2015.
Partyjni cmokierzy i pospolici głupcy, mogą
wzruszać ramionami na wagę takiej tematyki, ale już próba postawienia
rzeczowych pytań obnaża absurdalność tak nierozumnej postawy.
Można bowiem zapytać:  kto i jakimi metodami zbadał, czy afera marszałkowa
i zawiązany wówczas
sojusz rosyjskiej agentury ze służbami III RP, miał, czy też nie miał
wpływu na działania zmierzające do zastawienia pułapki smoleńskiej i
doprowadzeniem do śmierci 96 Polaków, w tym prezydenta Lecha
Kaczyńskiego?
Czy w latach poprzedzających Smoleńsk, mogło dojść
do równie spektakularnej aktywności ludzi b.WSI (w tym powołania jawnej
reprezentacji ) oraz reaktywacji ich wpływów, gdyby B. Komorowski poniósł
odpowiedzialność za udział w aferze marszałkowej i nie mógł kandydować na
stanowisko prezydenta?
Czy bez przeprowadzenia śledztwa w sprawie układu
ludzi WSI z politykami PO-PSL oraz ustalenia, jakie konsekwencje wynikały z tych patologicznych
relacji, możliwa  jest rozprawa z ową
„obcą agenturą”, o której Jarosław Kaczyński informował Polaków podczas
ostatniej miesięcznicy smoleńskiej?
Jak to możliwe, że ten arcyważny temat, w którym
ogniskują się interesy rosyjskiej agentury i ponure tajemnice następcy Lecha
Kaczyńskiego, nie jest dziś przedmiotem zainteresowania polityków Prawa i
Sprawiedliwości, nie znajduje miejsca w publikacjach „wolnych mediów” i został
skazany na kolejną kadencję milczenia?   
Dlaczego właśnie B. Komorowski i środowisko b. WSI
wyjęci są spod jakichkolwiek działań organów tego państwa, nie toczą się w ich
sprawach żadne postępowania, zaś inicjatywy ustawowe związane z tym środowiskiem
zostały wycofane przez prezesa PiS?   

Powstała dziś sytuacja, należy do wyjątkowo
groźnych.
Można zakładać, że życzenie Komorowskiego – „muszę zobaczyć aneks przed publikacją”,
zostało spełnione. Wbrew woli prezydenta Lecha Kaczyńskiego i na przekór
intencjom, z jakimi został sporządzony Aneks.
Uważam za wielce prawdopodobne, że były lokator
Belwederu oraz ludzie z bliskiego mu środowiska WSI posiadają nie tylko
informacje na temat zawartości tajnego dokumentu, ale wiedzą, co naprawdę
wydarzyło się w dniu 10 kwietnia 2010 roku.
Tej wiedzy nie mają Polacy, a dzięki postawie
prezydenta Dudy, nie mają też szans poznania treści Aneksu do Raportu WSI ani
zrozumienia – czego tak bardzo bał się Komorowski i jego przyjaciele?
Tworzy to niebezpieczną dysproporcję, w której
tylko jedna strona dysponuje cenną wiedzą, ale też, dostatecznym materiałem,
dla prowadzenia dowolnych gier i kombinacji operacyjnych. W kontekście obecnej
sytuacji geopolitycznej oraz aktywności wewnętrznej agentury, nie mamy żadnej
pewności, czy właśnie ta wiedza nie buduje uprzywilejowanej pozycji naszych
największych wrogów. 
Kolejna odsłona gry „taśmami Sowy”, za którą
najprawdopodobniej stoi środowisko byłej wojskówki, jest wyraźnym sygnałem, że
nie zakończono jeszcze procesu „formatowania” układu rządzącego, ale też
dowodzi dużej swobody działania środowiska b. WSI.
Utrzymywanie stanu tak poważnej dysproporcji,
zawsze będzie korzystne dla tych, którzy więcej wiedzą i mogą. Dlatego na
ukrywaniu Aneksu i milczeniu wokół afery
marszałkowej
, wygrywa tylko Komorowski i ludzie w brązowych butach.   

Jeśli wyborcy PiS godzą się na grę o tak
nierównych szansach i nie mają odwagi upomnieć o swoje bezpieczeństwo, wynik
tej rozgrywki został już rozstrzygnięty.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl