Aluminiowy pierścionek za dar na Fundusz Daru Narodowego. Andrzej Wajda, Tadeusz Mazowiecki i co z tymi darami?
Pisząc poprzedni post o zbiórkach narodowych Polaków i ich darach serca, tak hojnie zawsze czynionych dla Ojczyzny, liczyłam że ktoś sobie przypomni tamtą zbiórkę organizowaną na potrzeby kultury polskiej po 1989 roku. Dostałam mailem namiary do kolejnych informacji. Bardzo dziękuję za pomoc w próbie rozwikłania tej tajemnicy III RP. Tajemnicy, bo nigdzie nie można znaleźć informacji ile udało się zebrać i na jaki cel i kto przeznaczył zebrane dary.
Tak więc, sprawa wciąż otwarta i chyba trzeba będzie zapytać ministra KiDN i finansów, czy są w resorcie ślady tamtych operacji.
Dar Serca Narodu 1936 r. i aluminiowy pierścionek z napisem "DAR NARODOWY 1990". Andrzej Wajda?
Mam problem i proszę o pomoc wszystkich, którzy mogą pamiętać "czas transformacji" i szukanie sposobów na finansowanie kultury w 1990 r. W mojej pamięci zostało tylko , że w 1990 r. próbowano ratować kulturę poprzez zbiórkę publiczną, wzorowaną na inicjatywach II RP i nawiązując do przedwojennych funduszy, zbierano złoto i pieniądze. Sprawa potem się rozmyła, a jedną z osób w to zaangażowanych był Andrzej Wajda.
Znalazłam tylko taki ślad :
Dwa komentarze w stylu: "Z uporem maniaka pytam Pana Wajdę i proszę o odpowiedź: co zostało zrobione z ogromną sumą pieniędzy i kilogramami kosztowności, które my, Polacy przekazywaliśmy jako DAR NARODOWY w 1990 roku, a Pan z wdzięcznością autoryzował własnym podpisem, listy dziękczynne. Proszę wskazać miejsce, gdzie dowiem się co dalej? To już tyle lat minęło."
Fundusz Daru Narodowego
Akt prawny.
http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19890670406
Dz.U. 1989 nr 67 poz. 406 | |
Ustawa z dnia 30 listopada 1989 r. o Funduszu Daru Narodowego. |
18 grudnia – Artyści dla Rzeczypospolitej – to pierwszy z cyklu koncertów, jakimi twórcy chcieli wspomóc Fundusz Daru Narodowego, wspierający rząd Tadeusza Mazowieckiego.
http://pl.wikipedia.org/wiki/1989
Dopiero w 1989 r. podpisali się w niej m.in. prymas Polski Józef Glemp, Jan Nowak Jeziorański, Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki i Andrzej Wajda. Zacni goście uczestniczyli w inauguracyjnym posiedzeniu Rady Nadzorczej Funduszu Daru Narodowego, które odbyło się w Warszawie.
pierwsze wpisy po odnalezieniu: w Warszawie podczas inauguracyjnego posiedzenia Rady Nadzorczej Funduszu Daru Narodowego - prymas Polski Józef Glemp, Jan Nowak Jeziorański, Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, Andrzej Wajda - 30 grudnia 1989
20.01.1990 godz. 21.30 Filharmonia Narodowa, Warszawa
http://www.gdynia.pl/wszystko/o/gdyni/historia/81_38725.html
http://www.gdynia.pl/g2/2007_08/11611_fileot.jpg
http://www.gdynia.pl/g2/2007_08/11612_fileot.jpg
Koncert Galowy na rzecz Funduszu Daru Narodowego premiera Mazowieckiego
http://www.sinfoniavarsovia.org/sv.php?ref=%2Fcontent.php%3FidNode%3D63
1990
20.01.1990 godz. 21.30 Filharmonia Narodowa, Warszawa
Koncert Galowy na rzecz Funduszu Daru Narodowego premiera Mazowieckiego
Maria Wollenberg-Kluza brała udział w licznych aukcjach charytatywnych m. in. w:
- aukcji organizowanej przez Kongres Polonii Amerykańskiej w Nowym Jorku na rzecz Funduszu Daru Narodowego - 1992 r.
http://www.dlaczegopolska.eu/index.php?p=ws1
1989–1991 Fundusz Daru Narodowego, członek Zarządu, członek Rady Nadzorczej
http://www.mamprawowiedziec.pl/polityk/2357_Jan_Rzymelka/biografia
- Komplet Duże Srebrne Róże - Najnowszy Krzyk Mody!
(2010-04-17)befana Więcej o recenzencie
gdzie tzw. garnitur stanowiła szpilka (teraz przypinam ją do przytrzymania kapelusza), pierścionek (zamiast kamyka, to z oksydowanego srebra wystylizowany kwiat) z kółeczkiem ("obrączką") w formie plecionki (w latach dziewięćdziesiątych ub. wieku przekazałam go (znaczy pierścionek, zresztą nigdy przeze mnie nienoszony) z innymi biżuteryjnymi drobiazgami na Fundusz Daru Narodowego) wreszcie broszka - cudownie wygięta, zaopatrzona w dwa srebrne listki, z łodyżką zakończoną lekko rozchylonym różanym pączkiem.
http://merlin.pl/Komplet-Duze-Srebrne-Roze-Najnowszy-Krzyk-Mody/hb/product/219,708561.html
Złotówki za złoto, szkło i porcelanę
Tego we wrocławskim Muzeum Narodowym Jeszcze nie było. Po raz pierwszy w historii swego
istnienia przeprowadziło aukcję zabytkowych przedmiotów.
Wszystkie pochodziły z kolekcji utworzonej z darowizn na Fundusz Daru Narodowego. Muzeum
przyjmowało eksponaty od stycznia do połowy listopada 1990 r. Ostatniej niedzieli zamieniało Je na
złotówki.
Aukcja w reprezentacyjnej, muzealnej sali zgromadziła około stu osób. Wśród nich zaledwie kilku
koneserów. Przeważali amatorzy -niedrogich świątecznych prezentów t handlarze. Pod młotek
poszły obrazy, grafiki, szkło, ceramika, porcelana, medale, monety, biżuteria. Cenę wywoławczą
każdego eksponatu ustaliła komisja powołana wspólnie przez „Desę" 1 Muzeum, przyjmując zaledwie Jedną trzecią wartości handlowej. Sprzedaż zaczęła się od obrazów.
Organizatorzy spodziewali się, że płótna znanych malarzy oferowane za niewielkie pieniądze
wywołają emocje potencjalnych nabywców 1 wysokie przebicia ustalonych pierwotnie cen. Zawiedli się.
Kupców na ten towar było niewielu. Podobnie było z grafiką i medalami.
Temperatura na sali wzrosła, gdy zaczęto licytować wyroby rzemiosła artystycznego. Najwyższą
cenę uzyskała XIX-wleczna posrebrzana cukiernica, srebrna sosjerka 1 złota bransoleta. Kilku
młodych ludzi walczyło o przedwojenną, srebrną monetę z wizerunkiem Józefa Piłsudskiego.
Najniższą cenę uzyskały reprodukcje, a poniżej swojej wartości sprzedane zostały dwie złote monety:
dziesięciorublówka z podobizną cara Mikołaja II oraz dukat austriacki z Franciszkiem Józefem.
- Nie mam duszy kolekcjonera
- mówi Anna Fedorowicz z Muzeum Narodowego - i wyniki aukcji były dla mnie zaskoczeniem.
Wzięciem cieszyły się przedmioty o niewielkiej wartości historycznej 1 artystycznej. Natomiast te, które uważam za cenne, sprzedaliśmy z trudem.
Część eksponatów nawet po cenie wywoławczej nie znalazła amatorów. Organizatorzy szybko
przecenili to co pozostałej 1 licytacja ruszyła ponownie. Dochody z aukcji wyniósł 15 mil 596 tys.' zł. Pieniądze trafią na konto FDN.
Pracownicy Muzeum zapewniają, że ponownej wyprzedaży Już nie będzie.
GM
http://jbc.jelenia-gora.pl/dlibra/plain-content?id=4557FL"'IDlTSZ
Oddział Okręgowy NBP w Bielsku Białej przy ul. Marksa 15 otworzył rachunek pod nazwą
..Fundusz Daru Narodowego" o numerze 7025-601555-180. na który będą przyjmowane wpła.
ty w złotych. Dla wplat w walu tach obcych zostaly otwarte ra-chunki w Głoy. nymn Oddziale
Walutowo-Dewizowym w War- szaw;e o numeracJI 1111.601555.-150.787 dla v. piat w wa1utach wym.enialn)-ch oraz 111.
http://www.sbc.org.pl/dlibra/plain-content?id=17490
2010-09-05 19:13
A kto wyjaśni tzw. Fundusz Wałęsy i Fundusz Mazowieckiego, na który w latach osiemdziesiątych w Brukseli zebrano pokaźne sumy, przez co ludzie nie chcieli potem dawać na Fundusz Daru Narodowego (w Belgii zebrano = 16, 500$
Gdzie ukryto skarb Solidarności? Właśnie kręcą! / Inne
Fabuła filmu oparta jest na autentycznych wydarzeniach, które rozegrały się 10 dni przed wprowadzeniem 13 grudnia 1981 r. stanu wojennego. Wówczas trójka młodych działaczy dolnośląskiej Solidarności wypłaciła z wrocławskiego banku związkowe pieniądze - 80 mln zł. Zrobili to w ostatnim momencie, ponieważ 13 grudnia 1981 r. konto zostało zablokowane przez władze.
Pieniądze zostały ukryte u ks. kard. Henryka Gulbinowicza, ówczesnego metropolity wrocławskiego, w prywatnych pokojach Pałacu Biskupiego. Gotówka po wprowadzeniu stanu wojennego pomogła m.in. w budowaniu wrocławskiego podziemia.
- Maryla - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
21 komentarzy
1. w temacie
Dar Serca Narodu 1936 r. i aluminiowy pierścionek z napisem "DAR NARODOWY 1990". Andrzej Wajda?
Tajemnicze losy polskiego złota
Niemcy zagrabiły Polsce prawie 139 ton złota. Zasadność tych roszczeń
potwierdziła powołana 27 września 1946 roku przez rządy USA, Wielkiej
Brytanii i Francji Komisja Trójstronna dla Restytucji Złota Monetarnego z
siedzibą w Brukseli. Zgodnie z prawem międzynarodowym złoto powinno
wrócić do Polski, jednak od 1948 roku stanowi depozyt USA, Wielkiej
Brytanii i Francji w Bank of England w Londynie
- Gdy złoto
wywiezione z Polski do Niemiec zostało odzyskane, decyzją rządów trzech
koalicjantów: USA, Wielkiej Brytanii i Francji zdeponowano je, czyli
złożono na przechowanie w banku w Londynie. Jego wartość wynosi obecnie
około 14,3 mld zł, nie licząc wielokrotnie wyższych od jego wartości
odsetek i zysków z operacji finansowych, w których było wykorzystywane.
Polacy mają prawo wiedzieć, co dzieje się z ich narodową własnością o
ogromnej wartości. Dlaczego ta sprawa do dziś stanowi temat tabu? – pyta
Wiesław Serwach z Kołobrzegu, który od czterech lat próbuje
bezskutecznie zainteresować nią polskie władze.
Zagrabione przez Niemców,
zawłaszczone przez aliantów
Jak wyliczyli historycy, tylko na obszarze Generalnego
Gubernatorstwa do początku 1940 r. Niemcy zabrali z polskich sejfów
bankowych dewizy i różne kosztowności (także biżuterię) o wartości 2 238
149 ówczesnych marek niemieckich. Samych metali szlachetnych wywieziono
do Niemiec 28 ton. Przez następne pięć lat wojny - do 1945 r. zagrabili
wielokrotnie więcej.
Zgodnie z prawem międzynarodowym, restytucja
tego złota jest nieuregulowaną dotychczas sprawą związaną z
odszkodowaniami wojennymi. Niemcy już kilka lat po wojnie wywiązały się
całkowicie z zobowiązań wobec wszystkich państw zachodnioeuropejskich i
Izraela (kompensaty finansowe i reparacje) oraz ich obywateli w zakresie
roszczeń cywilnoprawnych. Tymczasem wobec strony polskiej – państwa i
obywateli – mają poważne zaległości. W myśl prawa międzynarodowego
roszczenia państwa poszkodowanego o odszkodowania wojenne nie ulegają –
podobnie jak zbrodnie wojenne – przedawnieniu. Zasadność polskich
roszczeń potwierdziła powołana 27 września 1946 r. przez rządy USA,
Wielkiej Brytanii i Francji specjalna komisja pod nazwą: Komisja
Trójstronna dla Restytucji Złota Monetarnego z siedzibą w Brukseli,
będąca efektem odbytej na przełomie listopada i grudnia 1945 r. w Paryżu
konferencji reparacyjnej poświęconej problemowi odszkodowań od Niemiec.
Zgodnie z jej postanowieniami powstał wspólny fundusz (pula), z którego
miał nastąpić przydział złota proporcjonalnie do strat poniesionych
przez państwa poszkodowane przez Niemcy z powodu dokonanych przez nie
grabieży i zaboru mienia.
- Komisja Trójstronna przesłała do wypełnienia wszystkim
zainteresowanym państwom opracowany przez siebie kwestionariusz.
Dysponują nimi rządy USA, Wielkiej Brytanii, Francji i oczywiście
Polski. Premier Donald Tusk powinien go bezzwłocznie publicznie ujawnić,
biorąc pod uwagę wagę sprawy. Tymczasem premier Tusk i jego rząd od
dwóch lat nabrali w tej sprawie wody w usta - mówi „GP” Wiesław Serwach,
który wysłał dwa pisma w tej sprawie do premiera Tuska. Napisał także
do prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Jego pismo Kancelaria Prezydenta
przekazała 26 lutego 2008 r. ministrowi finansów z prośbą o „dokonanie
analizy problemu i poinformowanie o zajętym stanowisku Kancelarii
Prezydenta RP oraz autora listu”.
Po prawie siedmiu miesiącach
milczenia ze strony ministra finansów Jana-Vincenta Rostowskiego Wiesław
Serwach 12 października 2008 r. pisze w tej sprawie do prezydenta RP,
Lecha Kaczyńskiego.
3 grudnia 2008 r. Kancelaria Prezydenta
ponownie występuje do ministra Rostowskiego. - Mimo upływu roku minister
nie reaguje, dając tym dowód swojej arogancji wobec polskich obywateli i
lekceważenia głowy państwa polskiego – mówi Serwach.
Zagrabione przez Niemców złoto to tylko część złotej epopei
dotyczącej wojennych losów polskiego złota. Bulwersujące są losy złotego
FON-u, czyli Funduszu Obrony Narodowej, który powstał przed wybuchem II
wojny światowej w wyniku wielkiej ofiarności całego narodu polskiego.
Polacy oddawali najcenniejsze rodowe kosztowności, by pomóc ojczyźnie w
obliczu zbliżającej się napaści Niemiec hitlerowskich. Po wojnie
zwrócony komunistycznym władzom przez jego administratorów, Polaków na
uchodźstwie, został przez włodarzy PRL rozkradziony.
Jedna z
wersji mówi, że powodem mordu na małżeństwie Jaroszewiczów 1 września
1992 r. była jego wiedza o pozostałym z rabunku złocie FON. To właśnie
Piotr Jaroszewicz w 1977 r., jako premier rządu, powołał zespół, który
miał zająć się selekcją i zagospodarowaniem skarbu. Dobrowolne ofiary
społeczeństwa na dozbrojenie armii - były precedensem na skalę światową.
Społeczeństwo na apel władz zareagowało spontanicznie i w olbrzymiej
skali.
Gdy wybuchła II wojna światowa skarb przewieziono
Marsylii, gdzie został przekazany władzom RP, które rezydowały pod
Paryżem. Po upadku Francji część majątku zdołano ewakuować na Wyspy
Brytyjskie. Podczas II wojny światowej rząd polski na uchodźstwie
kontynuował zbiórkę na FON, głównie wśród Polonii amerykańskiej i
kanadyjskiej.
W 1945 r. władze RP przeznaczyły FON na pomoc
dla byłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych, AK i innych formacji
podziemia w kraju oraz pozostałych po nich rodzin. W 1975 r. skarbem we
Francji zainteresowały się władze PRL. Edward Gierek, ówczesny I
sekretarz PZPR, wykorzystując prywatne znajomości z premierem Francji
Valerym Giscard d’Estaing uzyskał zgodę na zwrot polskiego depozytu.
Złoto zaś, które w grudniu1944 r. dotarło do Londynu, w maju1945 r.
przekazane zostało VI Oddziałowi (Specjalnemu) i przejęte przez
pułkowników Mariana Utnika, Stanisława Nowickiego oraz Ignacego
Chwiałkowskiego. Ów „Komitet Trzech” postanowił przekazać w tajemnicy i
wbrew rządowi emigracyjnemu zasoby złote FON władzom komunistycznym w
kraju.
W 1949 r. Sejm podjął uchwałę o likwidacji Funduszu Obrony
Narodowej jako instytucji. Tymczasem w skarbcu NBP leżały depozyty
FON-u. Ci, którzy przekazali złoto FON do kraju, zostali podstępnie
aresztowani pod zarzutem szpiegostwa, działania na rzecz imperialistów i
próby obalenia ustroju siłą. Stanęli przed komunistycznym sądem w tzw.
procesie Tatara. Skazano ich na kary od 15 lat więzienia do dożywocia.
Przeżyli w więzieniach prawie 7 lat.
Roztrwonione rezerwy przedwojennego złota
Podobny los jak złoto FON spotkał rezerwy złota zgromadzone
przed wojną przez Bank Polski. Według danych z sierpnia 1939 r., Bank
Polski posiadał złoto w sztabach w ilości blisko 38 ton i wiele złotych
monet. 1 września 1939 r. zasoby złota Banku Polskiego były warte 463,6
mln złotych. W obliczu nadciągającej wojny część złota postanowiono
wywieźć do oddziałów terenowych we wschodniej części kraju. Sztaby
wartości 170 mln zł przechowywano w Brześciu nad Bugiem, Lublinie,
Siedlcach i Zamościu, a złoto wartości ponad 100 mln zł znajdowało się w
depozytach Banku Polskiego ulokowanych od dawna za granicą, głównie w
Banku Francji, Banku Anglii oraz bankach amerykańskich i szwajcarskich.
Los rezerw polskiego złota opisał szczegółowo Janusz Wróbel w
publikacji łódzkiego IPN. Transport złota dotarł kolejno do Rumunii,
Turcji, Syrii, Bejrutu i Tulonu, gdzie je wyładowano. W maju 1940 r.,
kiedy Niemcy najechały na Francję, polskie złoto wywieziono do Maroka. W
Londynie, gdzie działał polski rząd na uchodźstwie, starano się złoto z
Afryki odzyskać i przetransportować do Ameryki. Polscy urzędnicy
bankowi dotarli do Afryki w styczniu 1944 r. Złoto przewieziono do fortu
w Dakarze. Rząd polski na uchodźstwie zdecydował, by jego część
zdeponować w Anglii, a resztę w Ameryce. W Polsce powstał komunistyczny
Rząd Tymczasowy. Komuniści nabrali apetytu na złoto Banku Polskiego. W
1946 r. władze PRL weszły w jego posiadanie, pozostawiając je w
depozytach w tamtejszych bankach. Jak pisze historyk Jan Wróbel,
urzędnicy z Banku Polskiego i rząd na uchodźstwie nie zrobili w zasadzie
nic, aby przeszkodzić komunistom w przejęciu złota.
W 1952
r. zlikwidowano Bank Polski. Jego funkcję przejął utworzony przez
komunistów Narodowy Bank Polski. Rolę głównego dysponenta polskiego
złotego skarbu odgrywał odtąd Hilary Minc, jeden z najbliższych
współpracowników Bolesława Bieruta. Gdy trzeba było za granicą zrobić
poważniejsze zakupy, Minc spieniężał kolejne partie polskiego złota. W
ten sposób bardzo szybko złoto roztrwoniono, nie informując o tym nawet
społeczeństwa.
http://www.gazetadobryznak.pl/index.php?art=522
8 rzeczy, które powinieneś wiedzieć o polskich rezerwach złota
przetrzymuje w Banku Anglii ponad 3 tys. uncji złota, które jest
częścią aktywów rezerwowych. Jak trafiło ono do Anglii, dlaczego nie ma
go w kraju i czy będziemy zwiększać jego zasoby? Oto najważniejsze fakty
o polskich rezerwach tego drogocennego metalu.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Fundusz Daru Narodowego
Pojęcie stosowane w statystyce publicznej
Fundusz
Fund
Definicja :
Instytucja rozporządzająca zasobem środków
finansowych bądź majątkowych przeznaczonych na z góry oznaczony cel,
tworzona w drodze ustawy i działająca w zorganizowanej formie funduszu.
Dodatkowe wyjaśnienia metodologiczne:
1. Przepisy prawa przewidują kilka rodzajów funduszy:
- fundusze celowe,
- fundusze emerytalne,
- fundusze inwestycyjne.
2. Fundusz celowy:
- powołany ustawowo, którego przychody pochodzą ze środków publicznych, a
wydatki są przeznaczone na realizację wyodrębnionych celów, z
zastrzeżeniem, że ustawa budżetowa może określić inne, niż ustawa
tworząca fundusz, przeznaczenie środków funduszu celowego, o ile nie
otrzymuje on dotacji z budżetu państwa,
- jest osobą prawną lub stanowi wyodrębniony rachunek bankowy, którym dysponuje organ wskazany w ustawie tworzącej fundusz,
- wyróżniamy: państwowe, wojewódzkie, powiatowe i gminne fundusze celowe.
3. Fundusz emerytalny:
- przedmiotem jego działania jest gromadzenie środków pieniężnych i ich
lokowanie z przeznaczeniem na wypłatę członkom funduszu po osiągnięciu
przez nich wieku emerytalnego,
- jest osobą prawną,
- organem funduszu jest towarzystwo emerytalne.
4. Fundusz inwestycyjny:
- forma zbiorowego lokowania środków pieniężnych wpłacanych przez osoby fizyczne, osoby prawne, przedsiębiorstwa czy gminy,
- tworzony z wpłaty członków kapitał jest korzystnie inwestowany w celu
osiągnięcia wyższych zysków, niż tradycyjna lokata bankowa,
- majątek funduszu lokowany jest na zasadzie dywersyfikacji ryzyka,
- dzielimy na otwarte (fundusze oparte na jednostkach uczestnictwa) i
zamknięte (fundusze oparte na certyfikatach inwestycyjnych).
5. Przykładowymi funduszami są:
- Bankowy Fundusz Gwarancyjny,
- Fundusz Daru Narodowego,
- Fundusz im. Komisji Edukacji Narodowej,
- Fundusz Kościelny,
- Fundusz Ochrony Gruntów Rolnych,
- i inne.
Źródło definicji:
Ustawa z dnia 28 sierpnia 1997 r. o organizacji i funkcjonowaniu funduszy emerytalnych
Miejsce publikacji: Dz. U. 2004 r. Nr 159 poz. 1667
Ustawa z dnia 27 maja 2004 r. o funduszach inwestycyjnych
Miejsce publikacji: Dz. U. Nr 146 poz. 1546
Ustawa z dnia 27 sierpnia 2009 r. o finansach publicznych,
Miejsce publikacji: Dz. U. Nr 157 poz. 1240
Miejsce publikacji: Dz. U. 2009 r. Nr 157 poz. 1240
Dziedzina pojęcia:
Gospodarka społeczna
Źródła danych, na których występuje pojęcie
RG-1 Wniosek o wpis do krajowego rejestru urzędowego podmiotów gospodarki narodowej lub o zmianę cech objętych wpisem
RG-2 Wniosek o skreślenie podmiotu z krajowego rejestru urzędowego podmiotów gospodarki narodowej
Osoba udzielająca wyjaśnień metodologicznych
Ewa Wojciechowska
e-mail: E.Wojciechowska@stat.gov.pl
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Entuzjazm wyczerpał się i fundusz zlikwidowano w roku 1992.
Newsweek POLSKA - numer 02/2003
Wojciech Maziarski, Michał Karnowski
Polityka sięgnęła bruku
Nie ma jasnej definicji patologii. Ale to, co zrobiliśmy z naszym życiem
publicznym, na pewno przekroczyło już próg normalności.
Jeden z najpotężniejszych ludzi w polskim biznesie filmowym, człowiek będący
gwiazdą salonów towarzyskich i politycznych III Rzeczypospolitej, w biały
dzień przychodzi do redaktora największej polskiej gazety i proponuje:
"Kup pan ustawę". Próbuje negocjować warunki, wyznacza cenę,
podaje konto. Mówi, że przychodzi w imieniu "grupy trzymającej władzę".
Wybucha skandal, bo Adam Michnik propozycję Lwa Rywina nagrywa i po sześciu
miesiącach - ale właściwie dlaczego dopiero po sześciu? - publikuje w
"Gazecie Wyborczej".
To już nie przypadek, to kolejny sygnał, że patologia
zawładnęła Polską. Dotarła do najwyższych szczebli struktury społecznej i
państwowej. Elity polityczne, które w założeniu miały reprezentować wyborców
i podlegać społecznej kontroli, wyemancypowały się i zaczęły pasożytować
na organizmie RP. Traktują państwo jak łup do podziału po kolejnych
wyborach. Dobro publiczne zostało podporządkowane interesom grupowym poszczególnych
koterii partyjnych, które rywalizują ze sobą o wpływy. Do tych środowisk
lgnie biznes, potrzebujący wsparcia politycznego dla swoich interesów. Do
polityków garną się szefowie potężnych grup przestępczych, traktujący
dostęp do władzy jako gwarancję bezkarności. I wreszcie wokół tych znaczących
graczy wiruje chmara podrzędnych cwaniaczków, awanturników i snobów. A nad
wszystkimi unosi się zapach pieniędzy. Czy dowiemy się, kto przysłał Rywina
i dokąd miały trafić pieniądze? Prokuratura na polecenie ministra Grzegorza
Kurczuka rozpoczęła śledztwo w tej sprawie. Przesłuchane mają być osoby,
których nazwiska padły w tekście "Wyborczej". Czy jednak
prokuratura zdoła dojść prawdy? Czy będzie jak w Watergate, czy raczej, jak
to u nas zwykle bywa, wszystko rozmyje się - patrz sprawy Polisy, inwigilacji
partii politycznych za rządów Suchockiej czy rzekomego zbierania kwitów na
Kwaśniewskiego przez AWS. Mechanizm umierania takich spraw jest podobny i
prosty - śledztwo zwykle trwa miesiącami, temat schodzi z czołówek dzienników,
w końcu prokuratura z braku dowodów po cichu umarza postępowanie. Nie ma
winnych. A za kilka miesięcy ci sami ludzie wystąpią w kolejnej farsie
politycznej na pierwszych stronach gazet.
Amerykańscy neokonserwatyści, jak Irving Kristol,
poszukujący ratunku dla degenerujących się demokracji, twierdzą, że grupy
wpływów zawłaszczyły dla siebie całe państwa. Coraz wyższe koszty
prowadzenia kampanii wyborczych spowodowały, że politycy stają się zakładnikami
pieniędzy i koncentrują się na ich zdobywaniu - albo od wielkiego biznesu, którego
w Polsce wciąż mało, albo poprzez próbę budowania własnych zapleczy
finansowych. Poszczególne firmy polityczne, jak nazywa takie partie Kristol,
zaczynają konkurować między sobą nie o wyborców, ale o pieniądze. Coraz więcej
czasu poświęcają własnym interesom i coraz mocniej są odizolowane od realiów
i potrzeb społecznych. Bezrobocie oraz bezpieczeństwo to największe polskie
problemy społeczne - zobaczmy, ile czasu i uwagi poświęcił im Sejm w
ostatnim roku w porównaniu z innymi zagadnieniami - np. ustawie o radiofonii
albo reformie służb specjalnych, polegającej na wymianie dawnych agentów na
"swoich". Ile czasu politycy strawili na powoływanie spółki Cukier
Polski, tworzenie nowych zapisów w ustawie lustracyjnej czy dziwaczne
inicjatywy ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego. Nie wiemy, o co chodzi w większości
tych projektów, ale wiemy, że dla polityków są ważniejsze od naszych
problemów.
Wyborcy stają się klasą zapomnianych. Obok niej na naszych oczach rodzi się
natomiast nowa kasta społeczna. Nietykalni. Uważają się za właścicieli
Rzeczypospolitej. Przekonani są, że stoją ponad prawem obowiązującym zwykłych
obywateli. I rzeczywiście, coraz częściej pozostają bezkarni - niczego nie
można im udowodnić i niczego zarzucić.
Gdy w połowie 2001 roku liderzy PO ujawnili oświadczenia
majątkowe, okazało się, że były prezydent Warszawy Paweł Piskorski, który
nie ma nawet czterdziestu lat, posiada ponad 300 tys. zł, działkę o
powierzchni 2,4 ha (własność żony i jej matki), kilka mieszkań, akcje i
kolekcję antyków. Media wyceniły jego majątek na pół miliona dolarów.
Pytany przez dziennikarzy, jak zgromadził taki majątek, działając przez cały
czas tylko w polityce, Piskorski odpowiedział: grałem na giełdzie i handlowałem
antykami. Urząd skarbowy to potwierdził, ale polityk nie ujawnił opinii
publicznej żadnych dokumentów. Kilka miesięcy później Piskorski zbiedniał:
właścicielką części jego dóbr została żona Aleksandra.
Podobnie było, gdy dziennikarze wytropili, że minister
obrony narodowej Jerzy Szmajdziński ma 300 tysięcy złotych pożyczki
niewiadomego pochodzenia. - Pożyczyłem od przyjaciół - odpowiedział
minister i odmówił ujawnienia ich nazwisk.
Nietykalnych, jak sama nazwa wskazuje, tykać i pytać nie
wolno. Oni sami natomiast mówią bez ogródek, żądają i sięgają po
publiczne jak po swoje. Ich język jest prosty i wulgarny, jak słowa zabitego
ministra sportu Jacka Dębskiego, który w wywiadzie prasowym cytował rzekomych
szantażystów, mających się domagać: "Znajdź kwity na Kwaśniewskiego,
bo jak nie, to my znajdziemy kwity na ciebie".
Ci ludzie nie boją się kompromitacji i społecznego potępienia.
I słusznie - bo jak wykazała praktyka, od sankcji społecznej groźniejsza
jest dla nich zemsta ze strony partnerów ze świata przestępczego. W końcu to
nie społeczny ostracyzm przerwał polityczno-finansową karierę Jacka Dębskiego,
lecz strzały oddane przez wynajętego bandziora. Opinia publiczna nie była
nawet specjalnie zdziwiona, że w chwili zabójstwa były minister i biznesowy
partner gangsterów jadł kolację w knajpie z luksusową dziwką i znanym
dziennikarzem. To w końcu normalne. Taki jest skład społeczny elit III
Rzeczypospolitej.
Nie tak miało być. Nie takie były plany i nadzieje. Czy
pamiętają Państwo tamten entuzjazm i zaangażowanie? Tłumy walące w 1989
roku drzwiami i oknami do siedzib Solidarności i komitetów obywatelskich. Te
kolejki licealistów, studentów, ludzi w średnim wieku i emerytów, domagających
się, by dać im coś do roboty, cokolwiek - mogą rozklejać plakaty, roznosić
ulotki, parzyć herbatę dla działaczy. Oczywiście wszystko za darmo, dla
sprawy. Taki był klimat tamtej epoki i wielu osobom wydawało się, że te
standardy moralne będą obowiązywać w III RP.
Jeszcze w czasach rządu Tadeusza Mazowieckiego powszechne
było przekonanie, że uda się stworzyć państwo obywatelskie. Nie przypadkiem
do terminu "gospodarka rynkowa" dodawano wówczas określenie
"społeczna". Powstał wtedy nawet specjalny fundusz Mazowieckiego -
przekształcony później w Fundusz Daru Narodowego - na który obywatele wpłacali
dobrowolne datki. To miała być wspólna, obywatelska kasa III RP, służąca
zaspokajaniu potrzeb tych, którzy wymagają pilnego wsparcia. Entuzjazm
wyczerpał się i fundusz zlikwidowano w roku 1992. Dziś słowo
"kasa" budzi całkiem inne skojarzenia - przywodzi na myśl raczej wspólne
interesy Dębskiego i gangstera "Baraniny" niż szczytne plany z czasów
tamtego premiera.
Jeszcze w czasach rządu Tadeusza Mazowieckiego powszechne
było przekonanie, że uda się stworzyć państwo obywatelskie. Nie przypadkiem
do terminu "gospodarka rynkowa" dodawano wówczas określenie
"społeczna". Powstał wtedy nawet specjalny fundusz Mazowieckiego -
przekształcony później w Fundusz Daru Narodowego - na który obywatele wpłacali
dobrowolne datki. To miała być wspólna, obywatelska kasa III RP, służąca
zaspokajaniu potrzeb tych, którzy wymagają pilnego wsparcia. Entuzjazm
wyczerpał się i fundusz zlikwidowano w roku 1992. Dziś słowo
"kasa" budzi całkiem inne skojarzenia - przywodzi na myśl raczej wspólne
interesy Dębskiego i gangstera "Baraniny" niż szczytne plany z czasów
tamtego premiera.
Program polityczny, z jakim Polska wchodziła w epokę III
RP, dawał nadzieję na stworzenie państwa, które będzie służyło wszystkim
obywatelom, a nie tylko wąskiej grupie władców. W większości europejskich
demokracji powstała klasa urzędnicza, nie tylko przekładająca i stemplująca
papiery, ale będąca też swoistym bezpiecznikiem, buforem między klasą
polityczną a resztą społeczeństwa.
I u nas aparat państwowy poniżej szczebla ministrów miał
być odpolityczniony i wyłaniany z szeregów korpusu cywilnego, kształconego w
Krajowej Szkole Administracji Publicznej. Odpolitycznione miały być media
publiczne. Pamiętają Państwo prezesa Radiokomitetu Andrzeja Drawicza, który
mawiał, że dziennikarze wchodzący do gmachu TV powinni zostawiać legitymacje
partyjne w portierni? Prywatyzacja miała odebrać politykom dostęp do
"kasy" i doprowadzić do wyłonienia się klasy średniej, będącej
depozytariuszem etosu obywatelskiego. Budowa samorządu miała doprowadzić do
narodzin obywatelskich społeczności lokalnych, które będą się rządzić
same, bez ingerencji ze strony partii i warszawskich elit. Właśnie tak miało
być.
Jednak stopniowo, pod presją różnych grup interesu,
cele i ideały z początków III RP poszły w niepamięć. Dziś państwo jest
traktowane przez pazerne elity jak łup polityczny. I znów, jak w zamierzchłych
czasach PRL, nabiera aktualności wiersz Wisławy Szymborskiej, która tak pisała
o relacjach między elitą władzy a społeczeństwem: Między nimi i ludem miały
być tylko drzewa, to tylko, co się w liściach przemilczy i prześpiewa.
Między nimi i ludem. A tu mosty zwodzone, a tu wąwóz z
kamienia (...) Kristol przekłada słowa poetki na język politologów, mówiąc
o demokratycznym kryzysie autorytetu. Obala popularne twierdzenie, że brak
zaufania społecznego i niechęć do uczestniczenia w życiu publicznym to wytwór
popkultury. Nie, to produkt uboczny umacniania klasy nietykalnych. We współczesnym
świecie każdy indywidualnie podejmuje decyzje, gdzie i w jakim stopniu chce być
aktywnym obywatelem, i każdy uzależnia to od tego, czy czuje, że jego działania
przynoszą efekty. Jeżeli widzi, że każde działanie natychmiast staje się
łupem klasy politycznej, ingerującej we wszystkie dziedziny życia, od samorządów
po kulturę, to szybko się wycofuje. Polacy w coraz mniejszym stopniu wierzą,
że w tym kraju można coś jeszcze załatwić bez płacenia okupu nietykalnym.
Według sondażu CBOS (z sierpnia 2001 roku) aż 68 procent ankietowanych
twierdzi, że korupcja jest w Polsce wielkim problemem. Dziesięć lat wcześniej
opinię tę podzielało 33 procent pytanych. Polska spada w międzynarodowych
rankingach, które oceniają przejrzystość prawa i życia polityczno-
gospodarczego. W 1997 roku "antykorupcyjny" ranking organizacji
Transparency International dawał nam dość wysoką 29. pozycję (im wyższa
pozycja, tym mniejsza skala korupcji), w roku 2000 już 43. (na 91 miejsc).
Zdaniem wielu organizacji monitorujących walkę z patologiami skala korupcji w
Polsce jest zastraszająca. Taką opinię zawiera m.in. ubiegłoroczny raport węgierskiego
Open Society Institute (Instytutu Społeczeństwa Otwartego) omawiający
zjawisko korupcji w dziesięciu państwach kandydujących do UE.
Dwa lata temu wstrząs wywołała informacja zawarta w
raporcie Banku Światowego, że ustawę w Polsce można kupić. Podano nawet cenę
- 3 miliony dolarów za zmiany w prawie dotyczącym gier losowych. Jak mówi Grażyna
Kopińska, dyrektor programu Przeciw Korupcji Fundacji im. Stefana Batorego,
coraz wyraźniej widać, że nasila się opisane w tamtym raporcie zjawisko tzw.
state capture, czyli zawłaszczanie państwa i prywatyzowanie jego struktur.
- Prawo tworzone przez Sejm i inne urzędy państwowe
coraz częściej powstaje na zamówienie silnych grup interesu - mówi Kopińska.
Dziś argument "dobra publicznego" w ogóle
przestał się pojawiać w publicznej debacie. Dla nowej epoki charakterystyczna
jest postawa Jarosława i Lecha Kaczyńskich, którzy w pełni podzielają
przekonanie, że wejście do Unii Europejskiej ma fundamentalne znaczenie dla
przyszłości Polski, lecz dla doraźnych korzyści politycznych gotowi są
zaryzykować los kraju, puszczając oko do eurosceptyków. W dzisiejszej Polsce
ton nadają osoby pokroju Andrzeja Leppera, pomstującego na Wojciecha
Mojzesowicza, który zrezygnował z członkostwa w klubie Samoobrony, a przecież
przydzielono mu najlepszy pokój w hotelu sejmowym.
Równie typowa dla dzisiejszej rzeczywistości jest
argumentacja szefa Klubu Parlamentarnego PSL Zbigniewa Kuźmiuka, który w
czerwcu powiedział "Rzeczpospolitej", że kłopoty z wyborem prezesa
radia naruszają prawa PSL, bo "dotąd prezesa telewizji publicznej
rekomendował SLD, a prezesa radia - PSL". Nikt nie przyznał jaśniej niż
Kuźmiuk, że nowa kasta właścicieli rozparcelowała kraj i poszczególne działki
oddała we władanie różnym ekipom partyjnym, czyli dokładniej - firmom
partyjnym.
Po każdych wyborach przez Polskę przejeżdża polityczna
miotła, która zwalnia stanowiska dla swoich. Mianowania polityczne zeszły już
grubo poniżej poziomu wojewodów, a rok temu do ustawy o służbie cywilnej
wpisano artykuł pozwalający powoływać dyrektorów z pominięciem procedury
konkursowej. - Przepis stał się furtką do omijania konkursu - mówił
"Rzeczpospolitej" szef służby cywilnej Jan Pastwa. Wprowadzono go na
rok i 1 stycznia 2003 r. przestał obowiązywać, jednak nadal można obsadzać
p.o. dyrektorów departamentu albo wydziału w urzędzie wojewódzkim i ich zastępców.
W ubiegłym roku pierwszy raz nie wszyscy absolwenci Krajowej Szkoły
Administracji Państwowej otrzymali oferty pracy. Tak jakby ich apolityczność
była wręcz przeszkodą.
Po każdych wyborach przez Polskę przejeżdża polityczna miotła, która
zwalnia stanowiska dla swoich. Mianowania polityczne zeszły już grubo poniżej
poziomu wojewodów, a rok temu do ustawy o służbie cywilnej wpisano artykuł
pozwalający powoływać dyrektorów z pominięciem procedury konkursowej. -
Przepis stał się furtką do omijania konkursu - mówił
"Rzeczpospolitej" szef służby cywilnej Jan Pastwa. Wprowadzono go na
rok i 1 stycznia 2003 r. przestał obowiązywać, jednak nadal można obsadzać
p.o. dyrektorów departamentu albo wydziału w urzędzie wojewódzkim i ich zastępców.
W ubiegłym roku pierwszy raz nie wszyscy absolwenci Krajowej Szkoły
Administracji Państwowej otrzymali oferty pracy. Tak jakby ich apolityczność
była wręcz przeszkodą.
O najbardziej intratne posady, na przykład w oddziałach
terenowych Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, toczy się zacięty
bój między poszczególnymi koteriami partyjnymi. Tak zacięty, że w niektórych
powiatach umowy o podziale stanowisk między SLD i PSL zawarto na piśmie. Nieważne,
że formalnie powinny decydować konkursy i fachowość. Wprawdzie politycy
koalicji rządzącej zaprzeczają istnieniu takich dokumentów, ale faktem jest,
że większość stołków objęli ludzie z partyjno-towarzyskiego nadania.
Agencja buduje właśnie potężne struktury do obsługi systemu IACS, czyli
Zintegrowanego Systemu Zarządzania i Kontroli, który ma zinwentaryzować
polskie rolnictwo i określać nadziały unijnych pieniędzy. Kiedy prasa
informuje o kolejnej kuzynce czy koledze prominentów zatrudnianych na podstawie
międzypartyjnej umowy, szef rządu i szef agencji powtarzają: "To
pojedyncze przypadki". W Świętokrzyskiem tych "pojedynczych przypadków"
wystarczyło, by ludźmi SLD i PSL obsadzić wszystkie kierownicze stanowiska 12
powiatowych oddziałów Agencji. W spółkach skarbu państwa roi się od takich
menedżerów. Choćby prezes Zakładów Chemicznych Police Krzysztof Żyndul, który
ma za sobą karierę PRL-owskiego milicjanta oraz szefa ochrony szczecińskiego
hotelu Radisson.
Nietykalni nawet nie ukrywają, do czego służy im władza.
Andrzej Piłat, wiceminister infrastruktury i szef mazowieckiego SLD,
zapowiedział, że nie pozwoli skrzywdzić "naszych ludzi" - czyli
działaczy SLD - którzy zostaną zwolnieni z pracy w samorządzie, gdy PSL
stworzył w Sejmiku Samorządowym koalicję z prawicą. "Ponieważ pieniędzy
na nowe miejsca pracy nie ma, wykorzystamy te, które są i na które mamy wpływ
- w instytucjach podległych wojewodzie, w Mazowieckiej Kasie Chorych, w
instytucjach, które podlegają rządowi. Panowie z PSL będą musieli tu ustąpić
miejsca naszym ludziom" - stwierdził Piłat w "Trybunie".
Prosto, szczerze, bezpośrednio.
To przykłady z ostatniego okresu, kiedy u władzy
znajduje się koalicja SLD-PSL. Jednak prawica - dziś w opozycji - sprawując władzę,
postępowała podobnie. Wszyscy mamy w pamięci chociażby skandal z angażowaniem
pieniędzy spółek skarbu państwa - a więc de facto funduszy publicznych - w
TV Familijną, czyli w partyjną telewizję prawicy, stanowiącą zagłębie
stanowisk do obsadzenia przez prawicowych krewnych.
Pamiętają Państwo Stanisława Alota, zwykłego nauczyciela z prowincji, który
nie miał żadnego doświadczenia w kierowaniu wielkimi firmami, aż nagle został
szefem ZUS-u? Albo Władysława Jamrożego, zwykłego lekarza z prowincji, który
najpierw został szefem PZU, a potem Totalizatora? Akurat Jamroży siedzi teraz
w areszcie pod zarzutem przekrętów, co każe przypuszczać, że osiągnęły
skalę daleko wykraczającą poza to, co dziś w Polsce uznaje się za
dopuszczalną normę. Albo - co równie prawdopodobne - że nie dzielił się łupami.
Nowa kasta, kiedy przypomina się jej o społecznych
potrzebach, coraz częściej daje wyraz irytacji. Minister Łapiński czy
minister finansów Kołodko obrażają się na media. Odmawiają komentarzy czy
nawet tłumaczenia się przed opozycją w parlamencie. Nasz zapomniany świat
przestaje dla nich istnieć. A kiedy zbyt natrętnie daje o sobie znać,
politycy ograniczają ostatnie bastiony niezależności. Jednym z nich miała być
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Miała chronić media publiczne przed
naciskami ze strony polityków. Przy jej powstawaniu powoływano się na
chwalebny przykład angielskiej Independent Television Commission. Dziś Rada
stała się narzędziem, za pomocą którego członkowie nowej kasty sprawują
kontrolę nad światem mediów elektronicznych, kontrolę cyniczną i ostatnio
nawet już nieskrywaną.
Włos z głowy nie spadł sekretarzowi rady Włodzimierzowi
Czarzastemu po ujawnieniu, że sugerował nadawcom, by wybrali inwestora, którego
im wskaże. Od tego może zależeć przedłużenie koncesji - miał sugerować.
- Powiedział, że to niedobrze, gdy na inwestora wybraliśmy Agorę.
Zapowiedział problemy i oto są - mówił Maciej Strzelecki, szef Twojego Radia
Wałbrzych. Problemy to dość poważne: Twoje Radio Wałbrzych musiało zamilknąć,
bo Rada nie przedłużyła mu koncesji. Szef krakowskiego Radia Blue FM Andrzej
Lenart, które spotkał ten sam los, mówi wprost: - Krajowa Rada jest dla mnie
złodziejem i paserem.
Podobny rak toczy telewizję publiczną. - Jest pod
kontrolą pewnego układu politycznego - przyznał kilka miesięcy temu rzecznik
praw obywatelskich Andrzej Zoll. Janusz Rolicki, b. naczelny
"Trybuny", ujawnił, że w pierwszej połowie 1998 r. co wtorek w
gabinecie Leszka Millera spotykali się wysocy rangą przedstawiciele władz TVP
i PR oraz szefowie lewicowej prasy, by wspólnie ustalać strategię propagandową.
- Miller mówił, co ważnego zdarzy się w nadchodzącym tygodniu, a reszta to
notowała - ujawnił Rolicki.
Gdyby ktoś nam opisał dzisiejszą Polskę w roku 1989 -
nie uwierzylibyśmy. Uznalibyśmy, że to opowieść o życiu skorumpowanej
republiki bananowej gdzieś w Trzecim Świecie. Od tamtej pory jednak zdążyliśmy
się już tak przyzwyczaić do tego, co nas otacza, że nie czujemy się szczególnie
zbulwersowani. W ciągu dekady nasze normy się rozmyły.
Ostatni przykład to ustawa o biopaliwach. Obie strony:
zarówno lobby przemysłu naftowego, jak i właściciele wielkich przetwórni
zaangażowali wyspecjalizowane firmy pracujące na ich rzecz, próbowały też
wykorzystać dziennikarzy. W efekcie Sejm uchwalił ustawę, która zmusza
klientów - chcą tego czy nie - do kupowania produktu grupy producentów, właścicieli
gorzelni związanych z politykami albo wręcz będących członkami rządzących
partii. Na kilometr pachnie to manipulacją i przekrętem oraz ogranicza wolność
wyboru, jaka w systemie rynkowym przysługuje obywatelom. Niewątpliwie sprawa
kwalifikuje się do Trybunału Konstytucyjnego, podobnie jak niedawny skandal z
deklaracjami majątkowymi.
Jak mówi Grażyna Kopińska, w dziedzinie lobbingu w Sejmie panuje kompletny
brak reguł. Nie wiadomo, kto jest lobbystą, a kto ekspertem, kto przemawia w
czyim imieniu i występuje w czyim interesie. - Jak słyszę, na posiedzeniach
komisji zasiadają osoby, przyprowadzane przez posłów, przedstawiane jako
eksperci, choć później okazuje się, że to osoby pracujące na zlecenie
jakiejś firmy - mówi szefowa programu przeciw korupcji.
Jeden z takich przypadków "Newsweek" opisał w
grudniu ubiegłego roku. Profesor Witold Modzelewski wymyślił poprawkę do
ustawy o nieuczciwej konkurencji, która odebrała hipermarketom prawo do
wydawania bonów. Najwięcej zyskała na tym firma Sodexho, która zajmuje się
dystrybucją bonów towarowych - można je wymieniać na towar w 11 tysiącach
sklepów. Profesor Modzelewski w Sejmie występował jako niezależny ekspert.
Śledztwo "Newsweeka" wykazało jednak, że jednocześnie pracował na
rzecz firmy Sodexho.
Podobnie postąpił poseł poprzedniej kadencji Karol Działoszyński
z Unii Wolności. Na jego wniosek Sejm w 1998 roku uchwalił nakaz korzystania z
zestawu głośno-mówiącego podczas rozmów przez telefon komórkowy w trakcie
prowadzenia samochodu. Wkrótce potem okazało się, że Działoszyński jest właścicielem
firmy zajmującej się m.in. handlem tego typu urządzeniami.
- Wspólnym elementem tych wszystkich spraw jest powiązanie
tych, którzy uchwalają ustawy, z tymi, którzy z nich korzystają; tych, którzy
mają ścigać przestępców, z tymi, którzy mają być ścigani. To wszystko
się coraz bardziej zamazuje - mówi "Newsweekowi" Julia Pitera,
szefowa polskiego oddziału Transparency International.
W kraju, gdzie sukces i zawarcie transakcji jest
wszystkim, metody, jakimi się do tego dochodzi, są drugorzędne. Poseł nie
musi się liczyć ani z językiem, ani z powszechnie obowiązującą moralnością.
Może kłamać, jeździć po pijanemu, defraudować. Na naszych oczach kasta
polityczna tworzy swój własny kod niemoralności, w którym bezkarny znaczy
"lepszy". Amerykański politolog Daniel Bell w latach 80. ostrzegał,
że produktem ubocznym nietykalności klasy politycznej musi być rosnąca
przestępczość.
Politycy tworzą swoistą modę na bezkarność - szybko
zaciera się nam różnica między Lwem Rywinem grającym mafioso czy mafioso
grającym polityka. Bagsik pojawiający się w hotelu sejmowym w towarzystwie
polityków nikogo tam nie dziwił. Coraz częściej okazuje się, że są to
ludzie z tego samego towarzystwa - znają się, spędzają ze sobą czas, są ze
sobą na ty, bywają w tych samych miejscach, knajpach, klubach, prowadzą ze
sobą jakieś mętne interesy, co wyszło na jaw przy okazji śmierci b.
ministra Dębskiego.
Czasem wręcz status polityka czy urzędnika państwowego
i status przestępcy harmonijnie łączą się w jednej i tej samej osobie. Były
poseł AWS Marek Kolasiński siedzi w areszcie podejrzany o wyłudzenie, we współpracy
z mafią pruszkowską, kilkudziesięciu milionów złotych podatku VAT i
kolejnych kilkudziesięciu milionów kredytów bankowych. W ostatnim dniu
kadencji poprzedniego Sejmu poseł zbiegł za granicę, wykorzystując paszport
dyplomatyczny. Został zatrzymany na Słowacji i przekazany Polsce. W tej samej
sprawie aresztowany jest były senator Aleksander Gawronik. Podejrzany o łapówkarstwo
Zbigniew Farmus, asystent AWS-owskiego wiceministra obrony, został w 2001 r.
zatrzymany przez UOP na promie do Szwecji w czasie ucieczki z kraju. Afery, które
wszędzie na świecie skończyłyby się dymisją rządu, u nas załatwiane są
jednym pokazowym procesem. Inni pozostają wśród nietykalnych - w lepszej
klasie.
Czasem wręcz status polityka czy urzędnika państwowego i status przestępcy
harmonijnie łączą się w jednej i tej samej osobie. Były poseł AWS Marek
Kolasiński siedzi w areszcie podejrzany o wyłudzenie, we współpracy z mafią
pruszkowską, kilkudziesięciu milionów złotych podatku VAT i kolejnych
kilkudziesięciu milionów kredytów bankowych. W ostatnim dniu kadencji
poprzedniego Sejmu poseł zbiegł za granicę, wykorzystując paszport
dyplomatyczny. Został zatrzymany na Słowacji i przekazany Polsce. W tej samej
sprawie aresztowany jest były senator Aleksander Gawronik. Podejrzany o łapówkarstwo
Zbigniew Farmus, asystent AWS-owskiego wiceministra obrony, został w 2001 r.
zatrzymany przez UOP na promie do Szwecji w czasie ucieczki z kraju. Afery, które
wszędzie na świecie skończyłyby się dymisją rządu, u nas załatwiane są
jednym pokazowym procesem. Inni pozostają wśród nietykalnych - w lepszej
klasie.
Do lepszej klasy chciał wkraść się trener z Malborka,
który 13-letnią Justynę zmuszał do stosunków płciowych. Prokuratura
zamiast zająć się zażaleniem rodziców, gubiła dokumenty i nie chciała
przesłuchiwać świadków. Przyjęła za to kilkadziesiąt zeznań świadków
trenera. Sprawa przeciwko trenerowi Justyny trafiła w grudniu do sądu tylko
dlatego, że w końcu tą aferą zainteresowała się TVP i "Gazeta
Wyborcza". Wszystko inne zawodzi, a przede wszystkim wymiar sprawiedliwości.
Jeżeli coś jeszcze różni Polskę od całkowicie
skundlonej sceny politycznej Ukrainy czy Rosji, to właśnie chyba tylko wolne
media. W opisywanych aferach nie tylko wskazywały na anomalie, ale też od
czasu do czasu dobiły się o sprawiedliwość, jak to było w przypadku
prokuratora Hopa.
Ale i tu pojawia się coraz więcej zagrożeń.
Niewybredne próby ograniczenia siły mediów poprzez nowelę ustawy o
radiofonii i TV. Naciski polityczne na słabsze media. Jak choćby przypadek
"Nowin Nyskich", gdzie na polecenie Prokuratury Rejonowej w Prudniku
policja dokonała przeszukania w redakcji tygodnika. Zdaniem dziennikarzy był
to odwet i próba zastraszenia dziennikarzy za opisywanie afer osób rządzących
miastem. Prokuratura oskarżyła także redakcję "Kuriera Porannego",
który rzekomo miał odmawiać drukowania sprostowań podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Sąd szczęśliwie przyznał jednak rację dziennikarzom - pisma urzędu miały
charakter publicystyczny, a nie sprostowań faktów.
Siła prasy zależała od jej niezależności i społecznego
zaufania, wynikającego z nieprowadzenia przez redakcje własnej polityki. Kiedy
radia i telewizje stają się zakładnikami polityków albo kiedy słyszymy, że
"Gazeta Wyborcza" wstrzymuje się z opublikowaniem jako pierwsza
rewelacji o arcybiskupie Paetzu molestującym księży, bo to niepolityczne, czy
pół roku czeka ze sprawą Rywina, bo to zaszkodzi Unii Europejskiej, zaczynamy
zadawać sobie pytanie, z czym jeszcze czekają gazety. I z jakich powodów? I
czy aby same redakcje gazet nie stają się częścią nowej klasy nietykalnych,
podejmując taką grę.
AFERA RYWINA
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. im dalej w las, tym ciemniej
ciekawostka :
Ustawa z dnia 30 listopada 1989 r. o Funduszu Daru Narodowego.
podpisano: Prezydent Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej W.Jaruzelski
Nadal sladu ni popiołu o tym, gdzie jest kasa i zebrane dary.
W ustawie jest zapisane, ze darey mozna zbierać do do dnia 11 listopada 1990 r.
Na jakiej podstawie więc obyła sie aukcja w 1992 r?
Maria Wollenberg-Kluza brała udział w licznych aukcjach charytatywnych m. in. w:
http://www.dlaczegopolska.eu/index.php?p=ws1
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. Co z darami ?
Ja mysle, ze one poszly na edukacje Wojciecha Mazowieckiego. Wystarczy sobie wyobrazic, ze ta kara Boska - za tatusia plugawiacego bp. Karczmarka - zaczela raptem wystepowac w publicystycznych programach telewizyjnych (sic). Myslicie Panstwo, ze to samo zmadrzalo?
Wojciech Kozlowski
6. Panie Wojciechu
szukam i szukam, ale nigdzie tych pieniędzy nie widzę. JESZCZE POSZUKAM TROCHĘ, A POTEM SPYTAM - kancelarię sejmu i kancelarię senatu - to dwa ciała odpowiedzialne za powstanie i likwidację Funduszu.
Liczę, że ktoś jeszcze sobie przypomni, lub znajdzie jakieś dokumenty w związku ze zbiórką.
NBP nie będe pytać, bo sie zasłonia tajemnicą bankowa.
Pozdrawiam serdecznie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. Szanowna Marylu,pamiętam tamtą akcję.........
ale zapomniałam o niej Zupełnie przez te wszystkie ostatnie lata.......aż dziwne,ze
straciiliśmy sprawę z oczu.......my,
czyli społeczeństwo....,
tyle sie działo,że
zapomnielismy na śmierc...i nikt nie zapytał,gdzie są te pieniądze.......
a może zabrakło następcy śp Michała Falzmanna.....?
może Jego śmierć i śmierć sp Waleriana Panki....."umorzyła " naszą czujność.".......?
gość z drogi
8. Stowarzyszenie
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
Olsztyn , 5 maja 2011 r.
11-041 Olsztyn
ul. Rzędziana 32
Szef Kancelarii Senatu
Ewa Polkowska
ul. Wiejska 6,
00-902 Warszawa
secretary.general@nw.senat.gov.pl
Wniosek o udzielenie
informacji publicznej
Działając w imieniu Stowarzyszenia Blogmedia24.pl z
siedzibą w Olsztynie, na podstawie art. 2 ust. 1 ustawy o dostępie
do informacji publicznej z dnia 6 września 2001 r. (Dz. U. Nr 112,
poz. 1198) zwracam się z prośbą o udostępnienie informacji
publicznej w sprawie Fundusz Daru Narodowego, powołanego na
mocy Ustawy z dnia 30
listopada 1989 r. o Funduszu Daru Narodowego.http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19890670406
Dz.U. 1989 nr 67 poz. 406.
Na podstawie zapisu Art.13.1. ustawy : Obsługę administracyjną i
techniczno-organizacyjną Funduszu zapewniają Kancelaria Sejmu i
Kancelaria Senatu.
Z informacji dostępnych w mediach udało się nam odnaleźć
informacje o powołaniu Funduszu Daru Narodowego, przeprowadzonych
zbiórkach i licytacjach zgromadzonych darów, natomiast nie ma żadnych informacji o dacie likwidacji Funduszu, poza
informacjami o roku 1992, ilości środków zgromadzonych z
licytacji darów i wpłaconych na konta złotowe i dewizowe w O/O NBP w Bielsku Białej przy ul. Marksa 15 na rachunku
pod nazwą ..Fundusz Daru Narodowego" o numerze
7025-601555-180.dla wpłat w walutach obcych w Głównym Oddziale
Walutowo-Dewizowym w Warszawie 1111.601555.-150.787 dla wpłat
wa1utach wymienialnych oraz 111.
Zwracamy się z wnioskiem o udzielenie informacji publicznej:
1. Kto i kiedy podjął decyzję o likwidacji Funduszu Daru Narodowego,
na jakiej podstawie prawnej.
2. Ile środków zgromadzono na kontach złotowych i dewizowych w NBP z
darowizn i licytacji darów (z licytacji tylko we
wrocławskim Muzeum Narodowym zebrano kwotę
15 mil 596 tys.' zł.)
3. Co się stało z darami, których nie udało się sprzedać na
licytacjach w kraju i za granicą, z mocy Art. 12.1 i 12.2 miały być
przechowywane w formie depozytu w NBP oraz muzeach i bibliotekach
zgodnie z wykazem ministrów Kultury i Sztuki i Edukacji Narodowej ( np.aukcji
organizowanej przez Kongres Polonii Amerykańskiej w Nowym Jorku na
rzecz Funduszu Daru Narodowego - 1992 r.)
4. Kto podjął decyzję o przeznaczeniu zgromadzonych na Fundusz
Daru Narodowego środków i gdzie zostały przekazane.
5. Gdzie jest zdeponowana Księga Darów .
Oczekujemy wyczerpującej
informacji na zawarte we wniosku pytanie.
Z poważaniem
Prezes Zarządu
Elżbieta Szmidt
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl Olsztyn , 5 maja 2011 r.
11-041 Olsztyn
ul. Rzędziana 32
Szef Kancelarii Sejmu
Lech Czapla
ul. Wiejska 4/6/8
00-902 Warszawa
listy@sejm.gov.pl
Wniosek o udzielenie informacji publicznej
Działając w imieniu Stowarzyszenia Blogmedia24.pl z siedzibą w Olsztynie, na podstawie art. 2 ust. 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej z dnia 6 września 2001 r. (Dz. U. Nr 112, poz. 1198) zwracam się z prośbą o udostępnienie informacji publicznej w sprawie Fundusz Daru Narodowego, powołanego na mocy Ustawy z dnia 30 listopada 1989 r. o Funduszu Daru Narodowego.http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19890670406 Dz.U. 1989 nr 67 poz. 406.
Na podstawie zapisu Art.13.1. ustawy : Obsługę administracyjną i techniczno-organizacyjną Funduszu zapewniają Kancelaria Sejmu i Kancelaria Senatu.
Z informacji dostępnych w mediach udało się nam odnaleźć informacje o powołaniu Funduszu Daru Narodowego, przeprowadzonych zbiórkach i licytacjach zgromadzonych darów, natomiast
nie ma żadnych informacji o dacie likwidacji Funduszu, poza informacjami o roku 1992, ilości środków zgromadzonych z licytacji darów i wpłaconych na konta złotowe i dewizowe
w O/O NBP w Bielsku Białej przy ul. Marksa 15 na rachunku pod nazwą ..Fundusz Daru Narodowego" o numerze 7025-601555-180.dla wpłat w walutach obcych w Głównym Oddziale
Walutowo-Dewizowym w Warszawie 1111.601555.-150.787 dla wpłat wa1utach wymienialnych oraz 111.
Zwracamy się z wnioskiem o udzielenie informacji publicznej:
1. Kto i kiedy podjął decyzję o likwidacji Funduszu Daru Narodowego, na jakiej podstawie prawnej.
2. Ile środków zgromadzono na kontach złotowych i dewizowych w NBP z darowizn i licytacji darów (z licytacji tylko we wrocławskim Muzeum Narodowym zebrano kwotę 15 mil 596 tys.' zł.)
3. Co się stało z darami, których nie udało się sprzedać na licytacjach w kraju i za granicą, z mocy Art. 12.1 i 12.2 miały być przechowywane w formie depozytu w NBP oraz muzeach i bibliotekach zgodnie z wykazem
ministrów Kultury i Sztuki i Edukacji Narodowej ( np.aukcji organizowanej przez Kongres Polonii Amerykańskiej w Nowym Jorku na rzecz Funduszu Daru
Narodowego - 1992 r.)
4. Kto podjął decyzję o przeznaczeniu zgromadzonych na Fundusz Daru Narodowego środków i gdzie zostały przekazane.
5. Gdzie jest zdeponowana Księga Darów .
Oczekujemy wyczerpującej informacji na zawarte we wniosku pytanie.
Z poważaniem
Prezes Zarządu
Elżbieta Szmidt
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
10. Odpowiedź z sejmu
Warszawa, 9 maja 2011 r.
Kancelaria Sejmu
Biuro Korespondencji i Informacji
ul. Wiejska 4/6/8
00-902 Warszawa
BKI-141-18175/11
Pani
Elżbieta Szmidt
Szanowna Pani,
w związku z Pani wnioskiem o udostępnienie informacji publicznej z dnia 5 maja 2011 r., uprzejmie wyjaśniamy, że Kancelaria Sejmu nie jest w stanie odpowiedzieć na pytania stawiane przez Panią we wniosku. Nie posiadamy bowiem informacji umożliwiających nam sformułowanie odpowiedzi.
Jednocześnie informujemy, że zgodnie z naszymi ustaleniami materiały dotyczące Funduszu Daru Narodowego znajdują się w Archiwum Senatu. Dane kontaktowe do Archiwum znajdzie Pani pod elektronicznym adresem www.senat.gov.pl w dziale „Kancelaria Senatu”, zakładka „Struktura organizacyjna – Biuro Analiz i Dokumentacji”.
Z poważaniem
/-/Jakub Majewski
specjalista
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
11. Pani Marylu,Pani Prezes
kiedyś mawiało się, odpowiedz na okrętkę,
serd pozdr
i współczuję,to walka z wiatrakami,
ale nie zapominajmy Tematu,warto go Ludziom przypominać
gość z drogi
12. @gość z drogi
Kancelaria sejmu wskazała miejsce przechowywania dokumentacji.
To nie jest NIC, to klucz do odpowiedzi.
Czekamy na odpowiedź Kancelarii Senatu. Mają 30 dni na odpowiedź, a sprawa w archiwum dobrze przykryta kurzem.
Pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
13. odpowiedź z senatu
Szanowni Państwo,
w związku z otrzymaniem od Państwa wniosku o udzielenie informacji
publicznej w sprawie Fundusz Daru Narodowego, w załączeniu przesyłam
odpowiedz na ww. wniosek.
Z poważaniem,
Sylwia Sochacz
Biuro Analiz i Dokumentacji
Kancelarii Senatu
Warszawa, 25.05.2011
Pani
Elżbieta Szmidt
Prezes Zarządu
Stowarzyszenia Blogmedia24.pl
Szanowna Pani.
Według wykładni Biura Komunikacji Społecznej Kancelarii Senatu, tryb udostępniania dokumentacji Funduszu Daru Narodowego przechowywanego w Archiwum Senatu podlega wyłącznie przepisom archiwalnym, zawartym w ustawie o narodowym zasobie archiwalnym i archiwach oraz rozporządzeniu Rady Ministrów w sprawie sposobu i trybu udostępniania materiałów archiwalnych znajdujących się w archiwach wyodrębnionych.
W związku z obowiązującymi nas przepisami zawartymi w rozporządzeniu Rady Ministrów, § 3, ust.1 prosimy o przedstawienie pisemnego zgłoszenia chęci skorzystania z zasobu Archiwum Senatu, nazwę i siedzibę osoby prawnej lub jednostki organizacyjnej nieposiadającej osobowości prawnej oraz imię i nazwisko, rodzaj i numer dokumentu tożsamości osoby upoważnionej, której mają być udostępnione materiały archiwalne - jeżeli zgłoszenie składa osoba prawna lub jednostka organizacyjna (§ 3, ust. 2 pkt 2), wskazanie materiałów archiwalnych lub określenie tematu, którego one dotyczą (§ 3, ust. 2 pkt 3), określenie celu udostępnienia materiałów archiwalnych (§ 3, ust. 2 pkt 4), proponowany sposób udostępnienia materiałów archiwalnych (§ 3, ust. 2 pkt 5). Przypominamy również, że do zgłoszenia załącza się upoważnienie dla osoby, o której mowa w § 3 ust. 2 pkt 2 (§ 3, ust. 3).
Jednocześnie zwracam uwagę, że od wytworzenia dokumentacji Funduszu Daru Narodowego nie upłynęło 30 lat. Według postanowień rozporządzenia Rady Ministrów (§ 9) organ, któremu podporządkowane jest archiwum może wyrazić pisemną zgodę na udostępnienie materiałów archiwalny, od których wytworzenia nie upłynęło 30 lat do celów badań naukowych, na potrzeby tworzenia materiałów prasowych przez czasopisma (w rozumienia art. 7 ust. 2 pkt 3 ustawy prawo prasowe), programów radiowych i telewizyjnych, na potrzeby produkcji filmów dokumentalnych oraz do celów własnych osób fizycznych, jeżeli udostępnienie materiałów archiwalnych dotyczących tych osób nie narusza prawnie chronionych interesów państwa, jednostek organizacyjnych i obywateli, danych osobowych zawartych w tych materiałach lub innych informacji podlegających ograniczonemu dostępowi.
Robert Kubaś
Kierownik Archiwum Senatu
Redakcja Blogmedia24.pl
14. Jeżeli udostępnienie materiałów nie narusza...
Pan Kubaś powiedział, pocałujta wójta...
Jak będą chcieli humor mieli. Z odpowiedzi wynika że przed upływem 30 lat nie ma szansy by sie dowiedzieć gdzie i na co poszły dary i pieniądze... a najważniejsze nie udostępnią danych czyli kto za co ponosi odpowiedzialność. Mam nadzieję że się mylę. Ale to tylko nadzieja.
Goethe..."Nikt nie jest tak bardzo zniewolony jak ktoś, kto czuje się wolnym, podczas gdy w rzeczywistości nim nie jest...",JVG
15. Goethe
piszę wniosek o udostępnienie i poprosze o podanie warunków kopiowania dokumentów.
Wkrótce się okaże, czy mamy dostęp, czy nie. Te materiały nie naruszą niczyjego dobrego imienia, wszak to nie teczki IPN. Nie ma w tych dokumentach "danych wrazliwych" ani drazliwych :) To zapisy bardziej księgowe.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
16. @Maryla
materiałów archiwalnych dotyczących tych osób nie narusza prawnie chronionych interesów państwa, jednostek organizacyjnych i obywateli, danych osobowych zawartych w tych materiałach lub innych informacji podlegających ograniczonemu dostępowi.
Tu nie ma nic o dobrym imieniu, ale jest o interesie... a jednak gro osób związanych ze zbiórką to URZĘDASY i to z opcji...
Goethe..."Nikt nie jest tak bardzo zniewolony jak ktoś, kto czuje się wolnym, podczas gdy w rzeczywistości nim nie jest...",JVG
17. PRL po czersku? - w temacie znów Wajda w tle
Mało kto zauważył lokalną krakowską awanturę - o Muzeum PRL.
A warto się jej przyjrzeć, bo jak w soczewce można w niej zobaczyć
metody, jakimi zasłużone, ale też przekonane o własnym bezdyskusyjnym
monopolu, postaci z krakowsko-warszawskiego Salonu uzależniają od siebie
kolejne instytucje.
Majchrowski skierował do Rady Miasta Krakowa uchwałę tworzącą Muzeum
PRL. Jest to wniosek zaskakujący, zważywszy na to, że muzeum takie już
na terenie Krakowa istnieje - w Nowej Hucie, w dawnym kinie "Światowid".
Ale ta uchwała to w praktyce recepta na odebranie tego muzeum osobom
"niewłaściwym" i przekazanie ich osobom "właściwym". W uzasadnieniu
prezydenta Majchrowskiego wprost mówi się o zasługach Krystyny
Zachwatowicz i Andrzeja Wajdy. I to oni mają być profitentami tej zmiany.
oddziałem warszawskiego Muzeum Historii Polski. Placówki, która
skądinąd czeka od lat na większe budżetowe pieniądze, żeby mogła
wreszcie zacząć normalnie funkcjonować. Dyrektorem Muzeum Historii
Polski jest Robert Kostro, człowiek wyznaczony jeszcze przez
PiS-owskiego ministra Kazimierza Ujazdowskiego. Zaś podlegającą mu
szefową placówki w Nowej Hucie jest Jadwiga Emilewicz, członek PO, ale z
konserwatywnej frakcji Jarosława Gowina.
powoła nowe Muzeum, a minister kultury Bogdan Zdrojewski wygasi stare.
Andrzej Wajda powiedział kiedyś o ludziach którzy dziś kierują tą
placówką: "Wiadomo kogo oni reprezentują". Reżyser i jego żona Krystyna
Zachwatowicz byli pomysłodawcami Muzeum PRL i co więcej
mieli na niego i tak znaczny wpływ. Zachwatowicz przewodniczyła jego
Radzie Programowej i rekomendowała niektórych jej członków. A jednak to
jej nie wystarczyło. Od roku 2010 już nie zwoływała Rady w praktyce
blokując jej prace. Bo uznała, że Muzeum wpadło w ręce lustracyjnej
prawicy.
"Wojna Polsko-Jaruzelska" dotycząca stanu wojennego, zwłaszcza tekst
historyka z IPN Jarosława Szarka w katalogu wystawy. Tekst jako nazbyt
antykomunistyczny na ich żądanie wycofano, ale i to nie wystarczyło.
Zażądali odebrania Jadwidze Emilewicz pełnomocnictw do organizowania
podobnych imprez. Kwestionowali też treść samej wystawy, łącznie z jej
nazwą. Mieli pretensje o zaproszenie na jej otwarcie "niewłaściwych"
historyków, na przykład Antoniego Dudka.
współpracy z różnymi ludźmi i organizacjami, o tyle Wajdowie chcą aby
Muzeum reprezentowało racje środowiska Gazety Wyborczej w sporze o
historię z innymi środowiskami, zwłaszcza IPN. Uzgodnienia SLD-owskiego
prezydenta Majchrowskiego z platformerskim ministrem Zdrojewskim mogą
wreszcie spełnić ich marzenia. O ile tylko decyzję poprze większość
krakowskich radnych. Ale kontrolujący Radę, bardzo skądinąd podzielony,
klub PO, choć skonfliktowany w innych sprawach z Majchrowskim (odmówił
mu nawet absolutorium), skłania się aby to uczynić. Tak wynika w
każdym razie z kilkugodzinnej debaty w Radzie. Do głosowania dojdzie
prawdopodobnie we wrześniu.
które prawie nie ma własnych zbiorów, a zatrudnia dwie osoby (w tym
dyrektorkę). Choć teraz jego gospodarzem ma być miasto, minister
kultury obiecuje, że będzie je nadal współfinansował. ma nawet dać nieco
więcej niż do tej pory. To kolejny, po podporządkowaniu Muzeum
Powstania Warszawskiego zdominowanemu przez PO stołecznemu samorządowi,
przykład rządowej polityki ograniczania wpływu środowisk konserwatywnych
na muzea. Przy czym, o ile te środowiska są jedynie rzecznikami
otwarcia na różne strony ideowych sporów, o tyle kompromis rządu i
miasta Krakowa z Wajdami oznacza kurs na pełną jednostronność. Tak aby
redaktorzy z Czerskiej czuli się w nowohuckim kinie jak u siebie w domu,
ale inni już niekoniecznie.
poz
http://www.stefczyk.info/wiadomosci/polska/prl-po-czersku
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
18. Porwane złoto II RP Wojciech Surmacz, Forbes
http://www.forbes.pl/porwane-zloto-ii-rp-co-sie-stalo-z-polskim-zlotem-,...
W 1939 r. majątek Banku Polskiego został wywieziony z okupowanego kraju. Na zawsze. Do dziś nie wiadomo, w czyje ręce trafiło 1208 drewnianych skrzynek wypełnionych po brzegi sztabkami i workami monet ze złota
(..)
W Banku Polskim były sztaby rozmaitego pochodzenia i rozmaitych prób. Wśród nich także sztaby ze skarbca dawnych Austro-Węgier. Posiadały próbę 1000, a więc złoto zupełnie czyste, bez domieszki – relacjonował w 1966 r. na antenie Radia Wolna Europa (RWE) Władysław Bojarski z eskorty złotego transportu.
Zygmunt Karpiński, który zakładał w 1924 r. Bank Polski, a potem zasiadał w jego zarządzie aż do jego likwidacji, w książce „Losy złota polskiego podczas II wojny światowej” bardzo szczegółowo opisał bankowe zasoby w dniu wybuchu wojny. Polskie złoto było wtedy ogółem warte 463,6 mln zł (ok. 95 ton), czyli około 87 mln ówczesnych dolarów amerykańskich. Złoto wartości nieco ponad 100 mln zł (ok. 20 ton) było zdeponowane za granicą, głównie we Francji, Anglii, Szwajcarii i USA. Większość znajdowała się jednak w Polsce. Złoto wartości 193 mln zł (ok. 38 ton) przechowywano w skarbcu w Warszawie, zaś sztaby warte 170 mln złotych (37 ton) spoczywały w oddziałach w Brześciu, Lublinie, Siedlcach i Zamościu.
Pierwszy transport złota z Warszawy wysłano do Brześcia 4 września 1939 r. autobusami Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Z publikacji „Wojenne losy polskiego złota” dr. hab. Janusza Wróbla z łódzkiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej wynika, że tego dnia u premiera Felicjana Sławoja-Składkowskiego zjawiło się trzech pułkowników: Ignacy Matuszewski i Adam Koc oraz były minister handlu Henryk Floyar-Rajchman. Oficerowie odpowiedzialni za nadzór i koordynowanie akcji otrzymali zgodę na wywiezienie z Polski całego bankowego złota.
13 września w Śniatyniu przy granicy z Rumunią zebrano całość złota „w sumie ok. 75 ton kruszcu” – pisze dr Janusz Wróbel. „Z wyjątkiem 3,8 ton złota wartości ponad 22 milionów złotych, które pozostawiono w Dubnie do dyspozycji rządu polskiego” – wylicza historyk IPN.
W nocy z 13 na 14 września złoto załadowano do 9 wagonów towarowych, pociąg przekroczył granicę i ruszył w kierunku Konstancy. Wtedy doszło do pierwszej sytuacji kryzysowej. Na miejscu okazało się, że Niemcy wpadli na trop polskiego złota i chcą je natychmiast przejąć.
(...)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
19. W 1939 r. Bank Polski
W 1939 r. Bank Polski posiadał 77 ton złota. Co się z nim stało?
z walczącej Warszawy przez Rumunię i Bliski Wschód do Francji, potem
przez Casablancę i Dakar w głąb Sahary i wreszcie do Londynu, Nowego
Jorku i Ottawy, żeby nigdy fizycznie nie powrócić do kraju – epopeja
złota ze skarbców Banku Polskiego mówi o bankowości centralnej i
Polakach w czasie II wojny światowej więcej niż niejeden podręcznik.
(...)
W sierpniu 1939 r. całe zasoby złota Banku Polskiego były warte 463–464 mln ówczesnych złotych (około 87 mln ówczesnych dolarów, czyli około 77 ton). Z tego około 102 mln zł ulokowane były za granicą, w Londynie
i Nowym Jorku, w mniejszych częściach w Paryżu i Szwajcarii. Większość
(około 360 mln zł) przechowywano w kraju, głównie w skarbcu głównym
Banku Polskiego przy ul. Bielańskiej w Warszawie, lecz również w
Brześciu nad Bugiem, Siedlcach i Zamościu.
Pierwsze dni wojny
Gdy 1 września 1939 r. Niemcy rozpoczęli ataki lotnicze na Warszawę,
zapadła decyzja o ewakuacji złota znajdującego się w skarbcu przy ul.
Bielańskiej. Część miała trafić do Brześcia nad Bugiem, a część do
oddziału Banku Polskiego w Siedlcach. 5–6 września punkt docelowy
przesunięto dalej – złoto miało na dobre spocząć w Łucku na Wołyniu,
choć nie było tam skarbca z prawdziwego zdarzenia.
12
września z łuckich zasobów wyłączono około 4 t złota. Rząd wciąż
wyobrażał sobie, że można będzie nim płacić za dostawy dla armii
polskiej, a zwłaszcza, że ZSRR wywiąże się z wcześniejszych ogólnikowych
zobowiązań i udzieli Polsce pomocy w materiałach wojennych i paliwie.
Ewakuacja przez Rumunię
Reszta skarbu miała być ewakuowana przez Rumunię. W nocy z 13 na 14
września przewieziono ją na polsko-rumuńską granicę, do stacji kolejowej
Śniatyń-Załucze.
Strona polska była świadoma, że Niemcy wywierają na Rumunię presję.
Rumuni okazali się jednak bardzo pomocni. Władze w Bukareszcie postawiły
jeden warunek: polskie złoto musi opuścić ich terytorium w ciągu 48
godz. Rumuński rząd odgrywał przed opinią publiczną theatrum
ceremoniale: udawał, że jest przeciw transportowi i formalnie mnożył
trudności, ale kolejne etapy podróży koleją do portu w Konstancy i
załadunek złota przebiegały bez problemów.
W Konstancy Polakom pomocy udzielił brytyjski konsul, który
zarekwirował jeden ze statków pływających pod brytyjską banderą i
polecił przyjąć ładunek. Tankowiec Eocene wyszedł z Konstancy i
skierował się ku Turcji. 16 września wszedł do Złotego Rogu w pobliżu
Stambułu.
Życzliwa Turcja
Polacy nie wiedzieli, jakie będzie stanowisko Turcji, więc okręt stał
na redzie. Sytuacja dodatkowo skomplikowała się 17 września, kiedy do
Polski wkroczyła Armia Czerwona. Ja się okazało, Turcy wykazywali
olbrzymią życzliwość. Zaoferowali możliwość zdeponowania złota w jednym z
banków w Stambule, na co Polska ostatecznie nie przystała. Cenny
ładunek otrzymał gwarancje nienaruszalności i koleją przez terytorium
Turcji, a potem przez dwa terytoria mandatowe Francji – Syrię i Liban –
trafił do Bejrutu.
Tam na złoto oczekiwał na francuski krążownik. Kierujący transportem
od granicy polsko-rumuńskiej płk Ignacy Matuszewski nie zgodził się, aby
ryzykować i przewozić całe złoto w jednym transporcie. W rezultacie
część odpłynęła pod pokładem krążownika w ostatnich dniach września, a
dwa inne francuskie niszczyciele zabrały resztę złota 4 i 5
października.
Sytuacja była o tyle korzystna, że już 1 września 1939 r. Włosi
wprowadzili do stosunków międzynarodowych nowy termin: non belligeranza,
czyli nieprowadzenie wojny. Mimo że na mocy paktu stalowego z maja 1939
r. byli faktycznym sojusznikiem Niemiec, to jednak wojny postanowili
nie prowadzić. Dzięki temu okręty ze złotem były bezpieczne.
Polskie złoto we Francji
Poprzez francuski port w Tulonie złoto trafiło do oddziału Banku
Francji w Nevers. Nie zostało tam zdeponowane, tylko złożone w wynajętym
przez Polaków skarbcu. Pozostawało więc formalnie w polskich rękach.
Francja uchodziła wówczas za czołowe mocarstwo militarne. Wydawało
się więc, że złoto jest bezpieczne. Z letargu Polacy ocknęli się,
dopiero w maju 1940 r., kiedy Niemcy dokonali agresji na Francję.
Nalegaliśmy, by wywieść polskie złoto do Stanów Zjednoczonych, tym
bardziej że także Bank Francji miał tam przewieźć swój skarbiec.
Francuzi podnosili kwestię 500 mln franków, które pożyczyli Polsce
jeszcze we wrześniu 1939 r. i od ich zwrotu uzależnili umożliwienie
ewakuacji polskiego złota. Ostatecznie udało się te pretensje oddalić.
Wbrew nadziejom strony polskiej złota nie wysłano do Stanów
Zjednoczonych czy na francuskie Antyle, tylko do Afryki – do Dakaru. Gdy
francuska Afryka Zachodnia uznała reżim marszałka Phillipe’a Pétaina,
pojawiły się obawy, że to terytorium może stać się celem inwazji
brytyjskiej. Polskie złoto zostało więc wywiezione 800 km w głąb Sahary,
do francuskiego fortu Kayes.
Zabiegi dyplomatyczne i proces
Rząd Rzeczypospolitej na uchodźctwie prowadził w sprawie złota
negocjacje z Brytyjczykami. Przekonywał, że gdyby Royal Navy zatrzymała
francuski okręt z polskim złotem lub złoto weszło w posiadanie Londynu w
wyniku brytyjskiej operacji wojskowej w Afryce Francuskiej, to należy
je oddać Polakom.
Polski rząd negocjował też zarówno z marszałkiem Pétainem, jak i z
generałem Charles’em de Gaulle’em. Negocjacje z władzami Vichy spełzły
na niczym. W październiku 1941 r. udało się natomiast zawrzeć z de
Gaulle’em tajny protokół, który przewidywał, że jeśli Wolna Francja
wejdzie w posiadanie naszego złota, to je nam zwróci.
Tymczasem fiasko rokowań z władzami Vichy sprawiło, że strona polska
postanowiła wystąpić przeciwko Bankowi Francji na drogę prawną. Nie
udało się jednak znaleźć w Londynie kancelarii, która podjęłaby się
takiego procesu. Trzeba było wynająć jedną z kancelarii z Nowego Jorku.
Przed sądem amerykańskim nie mógł wystąpić ani Bank Polski, ani
władze Rzeczypospolitej. Złoto należało formalnie przekazać powiernikom,
osobom fizycznym będącym rezydentami stanu Nowy Jork. To one mogły
pozwać Bank Francji. Ostatecznie pozew taki został złożony we wrześniu
1941 roku.
Amerykański sędzia, nie bawiąc się w nadmierne formalności, na
pierwszej rozprawie nałożył areszt na stosowną ilość złota Banku
Francji, które znajdowało się w skarbcach Fed. To, czy złoto zostanie
wydane stronie polskiej, było kwestią bardzo skomplikowaną. Bank Francji
kwestionował bowiem prawomocność sądów amerykańskich w tej sprawie.
Afryka Północna w rękach aliantów
Sytuacja uległa zasadniczej zmianie późną jesienią 1942 r., kiedy
Amerykanie i Brytyjczycy rozpoczęli operację Torch i wylądowali w Afryce
Północnej i Zachodniej. Terytoria Algierii, Maroka i Senegalu znalazły
się w rękach aliantów. W tym stanie rzeczy, korzystając z pomocy
Amerykanów, do Algieru udał się jeden z dyrektorów Banku Polskiego
Stefan Michalski. Zaczął rozmowy z władzami amerykańskimi, brytyjskimi i
francuskimi.
Francuzi z wszystkich obozów politycznych początkowo twierdzili, że
żadnego polskiego złota w Afryce nie ma, że zniknęło. Wydawało się to o
tyle wiarygodne, że wcześniej rząd Vichy wydał Niemicom złoto banku
belgijskiego, które także trafiło do Dakaru. Na wyraźne naleganie
Niemiec o wydanie także złota banku polskiego Francuzi zasłonili się
sytuacją formalnoprawną: Niemcy władają całą Belgią, więc złoto Banku
Belgii należy wydać, natomiast terytoria Rzeczypospolitej są podzielone
między Niemcy i ZSRR, nie ma traktatu pokojowego, stan prawny nie został
uregulowany. W związku z tym należy poczekać do traktatu pokojowego,
żeby Rosjanie nie zgłosili pretensji do części złota. Niemcy postanowili
tej kwestii nie drążyć.
W połowie 1943 r. Francuzi ostatecznie przyznali, że złoto znajduje
się w Kayes. Zaczęły się rokowania. Ustalono, że Francuzi wydadzą skarb,
a Polacy doprowadzą do przerwania procesu, który toczył się w Stanach
Zjednoczonych. W grudniu 1943 r. zawarto stosowną umowę między Bankiem
Polskim a Francuskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego, a w styczniu 1944
r. między adwokatami obydwu stron.
Na drugą stronę Atlantyku
Rada Ministrów zasugerowała Bankowi Polskiemu, by złoto rozlokować w
skarbcach trzech banków centralnych: w nowojorskim oddziale Fed, w Banku
Anglii w Londynie oraz Banku Kanady w Ottawie.
Transport złota do Stanów Zjednoczonych przebiegł bez problemów.
Resztę przewieziono do Londynu. Nie używano jednak w tym celu
specjalnych okrętów. Partie złota były zabierane dość przypadkowo z
obawy, że niemieckiemu wywiadowi uda się ustalić, kiedy złoto jest
transportowane. U wybrzeży Wysp Brytyjskich wciąż działały niemieckie
okręty podwodne, które mogłyby próbować torpedować okręty z cennym
ładunkiem.
Ostatecznie w październiku 1944 r. złoto (partie o wartości około 150
mln zł) znalazło się w Nowym Jorku i Londynie, natomiast niespełna 70
mln zł trafiło do Banku Kanady w Ottawie.
Po wojnie
Kwestia losów złota stała się znowu aktualna dopiero po zakończeniu
działań wojennych w Europie. Pojawił się problem polityczny, dlatego że
krajem władały już tzw. władze lubelskie. W Banku Polskim nastąpił
podział. Część dyrekcji z Zygmuntem Karpińskim postanowiła wrócić do
kraju, a część została na Zachodzie, m.in. naczelny dyrektor Banku
Polskiego Leon Barański. Warszawa usilnie zabiegała o powrót złota.
Rząd USA uznał w lipcu 1945 r. władze w Warszawie. Trudności pojawiły
się natomiast ze strony brytyjskiej i dotyczyły spłaty kredytu z
września 1939 r. Dług doszedł do 150 mln ówczesnych funtów (dom w
Londynie kosztował wówczas 1 tys. funtów). 75 mln funtów umorzono.
Brytyjczycy zażądali od Warszawy przynajmniej częściowej spłaty
pozostałych 75 mln.
Prezesem istniejącego już NBP i Banku Polskiego był wtedy Edward
Drożniak. Wespół z polskimi dyplomatami akredytowanymi w Londynie
doszedł ostatecznie w czerwcu 1946 r. do rozwiązania: Brytyjczycy
otrzymali 3 mln funtów w złocie oraz 10 mln funtów w gotówce. Sprawa
była zamknięta. Odtąd polskie złoto było do dyspozycji władz w
Warszawie.
Złoto fizycznie nigdy nie wróciło do kraju. Cenny kruszec, ratowany z
wojennej pożogi przez pracowników Banku Polskiego z pomocą rządów i
instytucji bankowych krajów alianckich, został w całości wykorzystany
przez władze Polski Ludowej. Był sprzedawany na rynkach finansowych albo
zaciągano pożyczki pod jego zastaw. Gdy pożyczki nie były spłacane,
zastaw przepadał.
Prof. Wojciech Rojek wykłada historię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Artykuł jest skróconą wersją wykładu wygłoszonego w Narodowym Banku Polskim.
wysłuchał i spisał Krzysztof Nędzyński
http://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/bankowosc/wojenne-losy-polskiego-zlota/
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
20. MKiDN: powstaje Narodowy
MKiDN: powstaje Narodowy Fundusz Ochrony Zabytków
Powołanie
Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz zwiększenie wpływu
Generalnego Konserwatora Zabytków na działalność służb konserwatorskich
zakłada podpisana 2 sierpnia 2017 r. przez prezydenta Andrzeja Dudę
nowelizacja ustawy o ochronie zabytków. Przepisy dotyczące nowego źródła
finansującego ratowanie zabytków wejdą w życie od 1 stycznia 2018
r.NFOZ to państwowy fundusz celowy, którego dysponentem będzie
minister kultury i dziedzictwa narodowego. Zgromadzone środki będą
przeznaczone na ratowanie zniszczonych lub uszkodzonych zabytków, np. w
wyniku powodzi lub pożarów.Wpływy Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków
to administracyjne kary
pieniężne nakładane w wypadkach, które dotychczas stanowiły wykroczenia,
oraz nawiązki orzekane za przestępstwa zniszczenia lub uszkodzenia
zabytku. Do NFOZ rocznie będzie wpływać około 20 mln zł.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
21. Pieniądze z kar na pałace i
Pieniądze z kar na pałace i obrazy. Do Narodowego Funduszu Zabytków może trafić nawet 20 mln zł rocznie
Nawet 20 mln zł może trafić rocznie do Narodowego Funduszu
Zabytków - wynika z szacunków Ministerstwa Kultury. Pieniądze te mają
pochodzić z kar i oraz nawiązki orzekane za przestępstwa zniszczenia lub
uszkodzenia zabytku.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl