EKSPERCI OD BEZPIECZEŃSTWA (Aleksander Ścios )

avatar użytkownika Redakcja BM24

Dla ludzi decydujących o Polsce - mądrość polityczna jest zawsze, a nawet z konieczności, „mądrością etapu”. Ta norma uknuta przez wszelkiej maści konformistów i tchórzy dawno już zastąpiła anachroniczne pojęcia patriotyzmu, niepodległości, czy racji stanu. Praktykowana w szeregach partii komunistycznej, została wraz z dobrodziejstwem inwentarza przyjęta przez cały establishment III RP.

Sztandarową postacią tego nurtu „etyki sytuacyjnej” jest bez wątpienia Bronisław Komorowski – ulokowany w życiu politycznym od dwóch dziesięcioleci. Gdy warto – „opozycjonista”, gdy trzeba – „zwolennik NATO”, gdy już można – „miłośnik putinowskiej Rosji”. Postępowa ewolucja Bronisława Komorowskiego – od przeciwnika okrągłego stołu, poprzez rzecznika wojskowej bezpieki, do piewcy „zbliżenia” z Kremlem – ma w sobie wymiar symbolu degrengolady całej tzw. elity III RP, rezygnującej z uniwersalnej etyki na rzecz normy wymuszonej własną słabością. Jeśli po wyborze tego człowieka na stanowisko głowy państwa odczuwamy zgorszenie, zdumienie lub nieznośne uczucie upokorzenia, powinniśmy pamiętać, że mamy do czynienia ze szczytowym wytworem na drodze „mądrości etapu”.

Dziś, gdy jesteśmy świadkami niebywałego przyspieszenia w procesie spychania Polski w rosyjską strefę wpływów, „mądrość etapu” wymaga powrotu do sprawdzonych metod i niezawodnych kadr. Tą koniecznością można uzasadnić obecność Jaruzelskiego na posiedzeniu RBN czy zgromadzenie wokół Pałacu Prezydenckiego grona zdezelowanych „autorytetów” z Unii Wolności.   

I choć widok tych postaci oraz rozliczne gafy lokatora Belwederu zasłużenie skłaniają do drwin, powinniśmy z powagą potraktować zagrożenia związane z ewolucją Bronisława Komorowskiego. Szczególnie, gdy dotyczą obszaru bezpieczeństwa państwa i mają związek z obronnością. Tu bowiem najłatwiej dostrzec kierunek, w jakim chce nas prowadzić ulubieniec rosyjskich mediów.

Zaproszenie na obchody dwudziestolecia prezydenckiego BBN-u takich person, jak sekretarza Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Raisy Bohatyriowej, czy byłego szefa FSB, a obecnie sekretarza Rady Bezpieczeństwa FR Nikołaja Patruszewa - musiało wywołać szczerą konsternację wśród tych, którzy pamiętają jeszcze, że Polska nadal jest członkiem NATO. Rządowe media niespecjalnie chwaliły się faktem podpisania z Patruszewem tzw.„Planu współpracy między Biurem Bezpieczeństwa Narodowego i Aparatem Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej na lata 2011-2012”, a jeszcze mniej mówiono o spotkaniu generała KGB-FSB z ministrem ON Klichem, podczas którego omawiano współpracę przygranicznych jednostek wojskowych i Marynarki Wojennej obu państw w przypadku – jak to określono „wystąpienia różnego rodzaju sytuacji kryzysowych”. Tego rodzaju współpraca, zdaje się dobrze rokować intencjom budowy Układu Warszawskiego- bis.

Kilka tygodni wcześnie Bronisław Komorowski ogłosił rozpoczęcie Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego. Zadaniem Przeglądu – jak głosi oficjalny dokument - jest „całościowa ocena stanu bezpieczeństwa Rzeczypospolitej Polskiej oraz sformułowanie wniosków dotyczących strategicznych celów i sposobów działania państwa w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego, a także wniosków dotyczących przygotowania systemu bezpieczeństwa narodowego”. Z tej bełkotliwej nowomowy można wywnioskować, że chodzi o sporządzenie raportu zawierającego „analizy i rekomendacje w zakresie bezpieczeństwa narodowego RP”, którego opracowaniem zajmie się szereg komisji, sztabów i grono tzw. ekspertów. Pomysł ten będzie kosztował podatników blisko pół miliona złotych, a jego efektem ma być opracowanie „Białej Księgi Bezpieczeństwa Narodowego i poinformowanie społeczeństwa o proponowanych kierunkach działań w tym zakresie”.

Do prac nad projektem Bronisław Komorowski zaprosił m.in. członków Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego. Trudno pozbyć się wrażenia, iż głównym powodem zaproszenia był fakt, że Komorowski przez wiele lat pełni funkcję prezesa tego stowarzyszenia. Nominacje do komisji Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego otrzymali m.in. Adam Rotfeld, Dariusz Rosati, Krzysztof Kozłowski, Janusz Onyszkiewicz, Leon Kieres, Roman Kuźniar, Aleksander Smolar, Paweł Świeboda, Janusz Reiter, Maria Wągrowska, Jerzy Nowak, Marek Goliszewski, Tadeusz Chabiera, Piotr Gulczyński, Andrzej Karkoszka.

Zestaw nazwisk ludzi, którzy pod egidą Komorowskiego mają decydować o kształcie polskiej polityki bezpieczeństwa narodowego - winien wzbudzić ogromne obawy. Nie tylko z powodu ich zasług w konserwacji szkodliwych dla Polski układów i posiadania aż nadto przewidywalnych poglądów. Są bowiem wśród nich osoby, które z uwagi na stwierdzoną lub domniemaną współpracę z komunistyczną bezpieką, nigdy nie powinny zajmować się sprawami bezpieczeństwa narodowego. Jeśli nawet urzędujący prezydent nie widzi nic niewłaściwego w nominowaniu i nagradzaniu agentury, powoływanie takich postaci do gremium decydującego o strategii bezpieczeństwa świadczy, że zmierzamy wprost w satelicką orbitę Rosji, a obecność ludowego generała - agenta sowieckiego podczas obrad Rady Bezpieczeństwa Narodowego, nie była żadnym incydentem lecz kolejnym aktem „mądrości etapu”.

Choć każdej z wymienionych osób można byłoby poświęcić obszerną notę, wskaże jedynie trzy postaci, mocno charakterystyczne dla towarzystwa mającego opracować polską strategię bezpieczeństwa.

Janusza Reitera, byłego dziennikarza „Gazety Wyborczej”, a następnie ambasadora w Niemczech działacze opozycji z lat 70. pamiętają zapewne jako młodego publicystę, który na łamach "Życia Warszawy" wychwalał politykę zagraniczną PRL, a zwłaszcza sojusz ze Związkiem Sowieckim. W 1977 roku ówczesny redaktor Reiter pisał, że większość Polaków opowiada się za sojuszem z ZSRR, a w 1980 roku jako korespondent w Iraku wychwalał Saddama Husseina i jego iracki eksperyment demokratyczny. Znany z proniemieckiej postawy i odporności na polski punkt widzenia Reiter, jest również szefem sponsorowanego przez Fundację Boscha Centrum Stosunków Międzynarodowych (CSM), zajmującego się m.in. polityką bezpieczeństwa i relacjami Polski z Rosją oraz członkiem Rady Programowej Fundacji im. R. Schumana. Sławomir Sieradzki w artykule „Zawodowi propagandyści” zamieszczonym w tygodniku „Wprost” (nr. 37/2003) opisuje tego rodzaju instytuty, jako „fundacje wpływów”. CSM ( w którego Radzie Programowej zasiadają m.in. Ronald Asmus, Henryka Bochniarz, Hanna Gronkiewicz-Waltz, Wojciech Sadurski czy Hanna Suchocka) stale współpracuje z fundacjami Adenauera, Eberta oraz z Deutsche Gesellschaft für Auswärtige Politik (Niemieckie Stowarzyszenie na rzecz Polityki Zagranicznej). Sponsorami CSM są m.in. fundacje Adenauera, Boscha, Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej oraz Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA (z kapitałem niemieckim). Sieradzki zwracał uwagę, że tylko pozornie działające w Polsce fundacje i organizacje lobbingu politycznego nie są bezpośrednio finansowane z budżetu Niemiec, bowiem środki z budżetu najpierw trafiają do fundacji w RFN, te zaś przekazują je niemieckim uniwersytetom, a stamtąd pieniądze - w postaci grantów - płyną do organizacji działających w Polsce. Na początku lipca 2008 roku Janusz Reiter został mianowany przez ministra Sikorskiego na mocno zagadkową funkcję Ambasadora Klimatu przy polskim rządzie. 

Kolejną, znaną postacią jest Dariusz Rosati – wieloletni członek PZPR, członek rady nadzorczej FOZZ, były minister spraw zagranicznych. W listopadzie 2007 roku IPN poinformował, że Rosati został w roku 1968 zarejestrowany przez Departament I SB MSW (tzw. wywiad cywilny PRL) jako kandydat na tajnego współpracownika (kryptonim "Kajtek"), w roku 1976 zarejestrowano go w kategorii "zabezpieczenie", a w 1978 jako kontakt operacyjny ps. "Buyer". Z kolei w 1985 roku został zarejestrowany w Departamencie II SB MSW (tzw. cywilny kontrwywiad) w kategorii "kandydat", zaś w listopadzie 1989 w kategorii "zabezpieczenie”. Z archiwów IPN wynikało, że bezpieka zleciła mu prowadzenie wywiadu ekonomicznego, rozpracowywanie spotkanych w USA osób ze sfer biznesu i polityki, a także tropienie współpracowników amerykańskich służb specjalnych. "Buyer” – pozyskany wg. notatek SB „na bazie patriotycznej, nie realizował powierzonych mu zadań. Wykorzystane zostały przy tym jego niezrealizowane ambicje działania na odcinku zagranicznym” - zanotował prowadzący Rosatiego esbek.

Na koniec, warto wskazać na postać, którą można zaliczyć do kręgu dobrych znajomych Bronisława Komorowskiego. Zapewne niewiele osób już pamięta, że na początku rządów obecnego układu miały miejsce cztery spektakularne dymisje. Nastąpiły tuż po deklaracji Donalda Tuska ze stycznia 2008 roku, w której premier poinformował, że zgodnie z ustaleniami poczynionymi z koalicjantem „urzędnik rządowy który zataił problem lustracyjny, będzie musiał odejść z funkcji”. Kilka dni później „z powodów osobistych” odeszli z rządu nowo mianowani urzędnicy: Paweł Graś – odpowiedzialny za służby specjalne, Tadeusz Nalewajk (z MSWiA), Grażyna Leja (z Ministerstwa Sportu i Turystyki) oraz Maria Wągrowska – wiceminister obrony narodowej. Media spekulowały wówczas, że powodem wymuszonych dymisji stały się dokumenty IPN nt. urzędników i podejrzenia współpracy ze służbami specjalnymi. W przypadku Grasia wymieniano współpracę z WSI. Choć oficjalnie zaprzeczano tym informacjom, 20 stycznia 2008 roku pojawiła się wypowiedź wiceszefa klubu PO Jarosława Gowina, iż powodem dymisji wiceministrów w większości przypadków są względy lustracyjne”.

Maria Wągrowska miała odpowiadać w MON za sprawy społeczne resortu, za profesjonalizację armii oraz za promocję obronności narodowej. Twierdzono wówczas, że do odejścia zmusił ją sam Donald Tusk, w związku z materiałami, które miały się znaleźć w IPN. Jedyną znaną decyzją pani wiceminister był wydany na dzień przed uroczystościami 16-lecia Radia Maryja zakaz uczestniczenia w koncercie z tej okazji artystycznemu zespołowi Reprezentacyjnej Orkiestry Wojska Polskiego.

Maria Wągrowska w latach 80. i 90. pracowała w „Rzeczpospolitej” m.in. jako korespondentka w Brukseli. Później została redaktor naczelną pisma "Polska Zbrojna", wcześniej znanego jako „Żołnierz Wolności”. W czasie gdy Komorowski pełnił funkcję prezesa Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego oraz Ligi Morskiej i Rzecznej, wydawnictwo "Rytm" wydało książkę „Prawą Stroną – życie, polityka, anegdota”. Był to wywiad-rzeka, który z Komorowskim przeprowadziła Maria Wągrowska. Nie wiadomo kiedy i w jaki sposób była dziennikarka uzsyskała dość wiedzy i doświadczenia, by zostać „ekspertem bezpieczeństwa międzynarodowego”. Takim mianem jest określana przez Krajowe Stowarzyszenie Ochrony Informacji Niejawnych (KSOIN) – organizację założoną przez płk Mieczysława Koczkowskiego z Zarządu III WSI (uczestnika kursu KGB z marca 1982 r), z którą współpracują m.in. byli szefowie WSI gen. dyw. Bolesław Izydorczyk i kadm. Kazimierz Głowacki. Maria Wągrowska należy do grona „ekspertów i wykładowców” KSOIN, jest również wiceprezesem Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego oraz jedną z fundatorek założonej w sierpniu 2007 roku fundacji Promilitaria. Jej twórcami są m.in. płk Bogdan Rosa oraz płk Ryszard Choroszy – wieloletni publicyści „Żołnierza Wolności” – wojskowego dziennika reprezentującego linię komunistycznego „betonu”.

Myliłby się, kto sądziłby, że Maria Wągrowska na stałe rozstała się z rządem Donalda Tuska. Dymisja z funkcji wiceministra, w atmosferze wskazującej na zarzuty natury lustracyjnej nie przeszkodziła w kontynuacji współpracy z „ekspertem bezpieczeństwa”. Obecnie bowiem znajdziemy Wągrowską w Rządowym Centrum Bezpieczeństwa, na stanowisku doradcy Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego. W maju ubiegłego roku z ramienia rządu wzięła udział w posiedzeniu plenarnym Komitetu NATO ds. Planowania Cywilnego w Sytuacjach Zagrożeń, które odbyło się ono w Baku, stolicy Azerbejdżanu.

Ludzie, których Bronisław Komorowski powołał do tworzenia narodowej strategii bezpieczeństwa wykazują wspólną z obecnym prezydentem cechę: są praktykami „mądrości etapu”, potrafiąc adaptować swoje poglądy do aktualnych potrzeb grupy rządzącej. Doskonale odnajdywali się w systemie komunistycznego zniewolenia, bez problemu głosili konieczność integracji z NATO, z równą łatwością przychodzi im akceptacja kremlowskich pomysłów bezpieczeństwa europejskiego i niczym nie uzasadnione „pojednanie” z reżimem Putina.

Czy znając postawę Bronisława Komorowskiego wobec Rosji i normę etyczną, dominującą wśród „ekspertów” Belwederu, można wątpić, jaki kierunek wyznaczą polskiej racji stanu?

 

Artykuł zamieszczony w Warszawskiej Gazecie.

 

http://bezdekretu.blogspot.com/2011/02/eksperci-od-bezpieczenstwa.html

Etykietowanie:

3 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. "Czy znając postawę

"Czy znając postawę Bronisława Komorowskiego wobec Rosji i normę etyczną, dominującą wśród „ekspertów” Belwederu, można wątpić, jaki kierunek wyznaczą polskiej racji stanu?"

raczej trudno to będzie nazwać " polską racją stanu". Jakie okreslenie znaleźć dla tej grupy interesu ? Bo nie jest to interes jednego narodu, tylko grupy finansowej.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika michael

2. Niebezpieczni eksperci od groźngo dla Polski bezpieczeństwa

100% komuniści. I co za głupstwa opowiadał Radosław Sikorski, czym się chwalił?
Jaka strefa zdekomunizowana?
To przecież strefa zupełnie zakomunizowana!

Ostatnio zmieniony przez michael o pt., 11/02/2011 - 22:56.
avatar użytkownika Maryla

3. Sowiecki kurs generała Kozieja

Sowiecki kurs generała Kozieja (foto. koziej.pl)

Szef BBN gen. Stanisław Koziej w sierpniu 1987 r. był
na zabezpieczanym przez GRU kursie Sztabu Generalnego ZSRR. Gen. Koziej
był w tym czasie również członkiem egzekutywy PZPR. Jako żołnierz I
Zarządu Sztabu Generalnego w latach 1978-81 brał udział w opracowaniach
planu ataku wojsk UW na państwa Europy Zachodniej. Jako szef BBN
zaprosił na XX-lecie Biura generała KGB Nikołaja Patruszewa, sekretarza
Rady Bezpieczeństwa prezydenta Rosji i przyjaciela Władimira Putina.




Informacje na temat gen. Stanisława Kozieja opracowane m.in. przez
Wojskową Służbę Wewnętrzną znajdują się w Instytucie Pamięci Narodowej. W
czerwcu 1987 r. Stanisław Koziej pracował w Śląskim Okręgu Wojskowym, a
dwa miesiące później wyjechał na zabezpieczany przez GRU kurs do
Moskwy. Szefem Wojskowej Służby Wewnętrznej Śląskiego Okręgu Wojskowego,
który pozytywnie opiniował Stanisława Kozieja, był wówczas płk
Stanisław Torebko, po 1990 r. polski attache wojskowy w Rosji.



- To był rutynowy w tamtych warunkach, coroczny wyższy kurs
operacyjno-strategiczny (tak chyba się nazywał) dla wyższej kadry
dowódczej Wojska Polskiego. Odpowiednik dzisiejszych analogicznych
kursów w akademii dowodzenia NATO w Rzymie (który, nawiasem mówiąc, też
ukończyłem). Było nas w tej grupie kilkunastu, może ok. 20, w większości
generałowie (w tym kilku pułkowników, tak jak ja, ale z etatów
generalskich). Byli to oficerowie ze stanowisk dowódczych i sztabowych
wszystkich rodzajów sił zbrojnych i ważniejszych instytucji centralnych
MON – zajmujących bądź przewidywanych do zajęcia kluczowych stanowisk
operacyjno-strategicznych w WP. Nie czuję się upoważniony do publicznego
mówienia o personaliach uczestników kursu
– stwierdził obecny szef BBN.



Informacje WSW na temat kursu gen. Kozieja w ZSRR różnią się od tych, które przekazał nam gen. Koziej.



Według WSW kurs był organizowany przez ASG SZ ZSRR, czyli Akademię
Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR, tzw. „woroszyłówkę” (według gen.
Kozieja kurs był organizowany przez Akademię Sił Zbrojnych ZSRR). Tego
typu kursy były zabezpieczane (a część z nich była też organizowana)
przez GRU. Polegało to m.in. na tym, że obecny na takich kursach
żołnierz z państwa Układu Warszawskiego był wszechstronnie sprawdzany,
czy nadaje się do służby w wojsku pod kątem politycznym i czy może
zajmować stanowiska dowódcze. Żołnierze po kursach w ZSRR z reguły
obejmowali stanowiska dowódcze w armiach swoich państw.



Gen. Stanisław Koziej w latach 1978-1981 pracował jako podwładny płk.
Ryszarda Kuklińskiego w I Zarządzie sztabu Generalnego Ludowego Wojska
Polskiego. Obecny szef BBN brał udział w opracowaniach planu ataku na
północną Europę, w którym miało wziąć udział 450 tys. polskich
żołnierzy. Plan podpisał w 1970 r. gen. Jaruzelski. LWP miało dojść do
Belgii. Na zajęcie Danii polscy planiści dali sobie trzy dni. Atak miał
być prowadzony z użyciem ok. 200 ładunków jądrowych. Mapy tego ataku
trafiły w 2006 r. do IPN, mimo protestów z MON, którym wówczas kierował
Radosław Sikorski, a jego zastępcą był Stanisław Koziej.



Pytany przez nas o ocenę ucieczki płk. Kuklińskiego obecny szef BBN stwierdził:



- To sprawa bardzo kontrowersyjna. Osobiście pamiętam i oceniam płk.
Kuklińskiego jako wspaniałego człowieka i doskonałego szefa
(najlepszemu szefowi z szefów – tak zadedykowałem mu swoją książkę).
Wierzę, że to co zrobił, zrobił z przekonania, że to jest właściwe i
korzystne dla Polski. Z drugiej jednak strony - współpraca z obcym
wywiadem jest czymś nie do zaakceptowania. Sprawa płk. Kuklińskiego
przez następne pokolenia nie będzie możliwa do jednoznacznej oceny.
Będzie ciągle rozpięta między bohaterstwem i zdradą.



Tekst na temat gen. Stanisława Kozieja ukaże się w następnym wydaniu „Gazety Polskiej” , dostępnej od 16 lutego 2011.


http://niezalezna.pl/5701-sowiecki-kurs-generala-kozieja

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl