"Propaganda rosyjska wobec tragedii smoleńskiej" Dr Leszek Pietrzak

avatar użytkownika Redakcja BM24

Już w kilka godzin po tragedii polskiego samolotu z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim rozpoczęła się rosyjska kampania propagandowa, mająca stworzyć odpowiedni obraz przyczyn zaistniałej katastrofy. Te pozornie nie skoordynowane przekazy płynące z rosyjskich mediów były w rzeczywistości przemyślanym planem tworzenia spójnego obrazu przyczyn katastrofy, mówiącego, że winę za nią ponosi  całkowicie strona polska. Taki właśnie  propagandowy przekaz został skierowany nie tylko do rosyjskiego społeczeństwa, ale również do opinii publicznej w Polsce. Według kremlowskich speców od propagandy to właśnie ona miała w dalszej perspektywie miała zostać przekonana do rosyjskiej wersji zdarzeń.

Aby cel ten został osiągnięty, rosyjska propaganda została skoordynowana z politycznymi działaniami przywódców rosyjskiego państwa. Deklaracje i gesty Putina i Miedwiediewa były z góry założonym elementem  kreowania politycznego klimatu rzekomego polsko-rosyjskiego pojednania rozpoczętego już kilka godzin po katastrofie. Działania polityczne miały ułatwić osiągnięcie zasadniczego celu rosyjskiej propagandy, jakim było utrwalenie w Rosji i Polsce przekonania o polskiej odpowiedzialności za zaistniałą tragedię. Ten rosyjski scenariusz tworzenia propagandowego obrazu katastrofy nie różnił się w swojej zasadniczej konstrukcji od sowieckich działań propagandowych w przeszłości.


Sowiecka spuścizna w dzisiejszej Rosji
Współczesna Federacja Rosyjska jest nie tylko politycznym i prawnym sukcesorem Związku Sowieckiego, ale nim po prostu chce być. Widać to najlepiej w sposobie uprawiania polityki przez Kreml w ostatnich latach. W czasach Putina rosyjska polityka i propaganda zaczęła całymi garściami sięgać do bogatych doświadczeń sowieckich. Nic zresztą dziwnego skoro sam prezydent Władimir Putin zaraz po dojściu do władzy, za największe zło XX wieku uznał właśnie upadek Związku Sowieckiego. Do łask ponownie wróciła na Kremlu polityczna i propagandowa spuścizna Związku Sowieckiego. Już w początkach budowy sowieckiego państwa, bolszewicy doszli do wniosku, że do utrzymania władzy potrzebują dwóch zasadniczych narzędzi: policji politycznej, która mogłaby utrzymywać w posłuszeństwie społeczeństwo oraz monopolistycznej kontroli nad środkami kształtowania opinii publicznej.

W przypadku pierwszego czynnika współczesna Rosja w pełni przejęła i kultywuje tradycję sowieckiej bezpieki. Najdobitniejszym przejawem tego jest to, że obecna elita rosyjskiego państwa to w siedemdziesięciu procentach byli kadrowi czekiści. Obok policji politycznej jeszcze ważniejsza dla bolszewików była propaganda. To właśnie dlatego bolszewicy wbrew deklarowanym hasłom wolności,  zaprowadzili ścisłą kontrolę  przekazu informacji, doskonaląc sztukę własnej propagandy i manipulowania opinią publiczną. Do realizacji tego celu wykorzystali nowoczesne środki przekazu, jakimi były wówczas radio, telewizja i kino. To właśnie dzięki nim byli w stanie skutecznie tworzyć iluzje rzeczywistości, wywołując jednocześnie u odbiorcy wrażenie realnego uczestnictwa w świecie przez siebie kreowanym. Dzięki temu  możliwe było również oddziaływanie na emocje odbiorcy, który poprzez przeżywanie  treści informacyjnego przekazu, znacznie szybciej się z nim utożsamiał.

W ten właśnie sposób rosła akceptacja dla treści bolszewickiej propagandy. Za pomocą narzędzi propagandy, możliwe było kształtowanie homo sovieticus (człowieka sowieckiego), który stał się sednem sowieckiego systemu. Według wybitnego rosyjskiego pisarza i filozofa Aleksandra Zinowiewa homo sovieticus był w znacznej mierze produktem sowieckiej propagandy i odnosić go należy do systemu wartości, poglądów i postaw jednostki, kształtowanej przez totalitarne państwo. Jedną z jego kardynalnych cech było to, że bezrefleksyjnie przyjmował on treści propagandowe, szybko uznając je za cześć swojego własnego światopoglądu. W myśleniu homo sovieticus nie było nigdy miejsca na analizę sytuacji i napotykanych problemów, gdyż propaganda podawała mu od razu wielokrotnie powtarzane schematy rozwiązań. Inaczej myślący od homo sovieticus byli zawsze przedmiotem jego agresji. Agresja homo sowivieticus wobec inaczej myślących, była tym silniejsza im bardziej przeciwnik był słaby. Homo sovieticus  był modelowym wzorcem sowieckiego obywatela w sowieckim totalitarnym państwie.  Jednak ten wzorzec nie umarł całkowicie wraz z upadkiem Związku Sowieckiego. 


Z chwilą dojścia Putina do władzy rozpoczął się proces odbudowy rosyjskiego imperium, które miało odzyskać  utraconą mocarstwowość i pokazać całemu światu rosyjską drogę do sukcesu. Proces odbudowy imperium wymagał walki o rosyjskie interesy zawsze i wszędzie. Stąd też interesy rosyjskiego państwa w czasach Putina zaczęły być widziane  w każdym miejscu i w każdej przestrzeni. O rosyjskich interesach zaczęto coraz częściej mówić, że są poważnie zagrożone.  Krótko mówiąc,  Rosja Putina, tak jak dawne sowieckie imperium zaczęła być z powrotem w stanie zagrożenia. Kreowanie zagrożenia miało umożliwić realizację politycznego projektu Putina zbudowania silnej i nowoczesnej Rosji. Taki właśnie sposób myślenia zaowocował nową doktryną polityczna Kremla.

W jej realizacji coraz bardziej zaczęto posługiwać się narzędziami  propagandowymi, bogato sięgając do sprawdzonych wzorców sowieckich. Tak jak było to w przeszłości i tym razem propaganda miała pomóc w stworzeniu modelu nowego obywatela współczesnej Federacji Rosyjskiej. Tym razem  nowy rosyjski obywatel miał być już znacznie bardziej nowoczesny niż dawny homo sovieticus. Obywatel Federacji Rosyjskiej miał utożsamiać się ze swoim państwem bez względu na to, czy będzie ono demokratyczne, czy nie i czy prawa człowieka będą w nim respektowane. Miał bronić wielkości i potęgi rosyjskiego państwa zawsze i wszędzie, zarówno w kraju, jak i za granicą. Miał zgadzać się z jego polityką, decyzjami i jego kłamstwami. Przy czym państwo, w nowej – starej wykładni Kremla to władza, której oczywiście uosobieniem stał się prezydent Putin.

Nowy obywatel miał więc stać się sednem silnego i nowoczesnego rosyjskiego państwa. Ale aby tak się stało propaganda musiała z powrotem powrócić do swojej dawnej roli. To właśnie dlatego w okresie Putina  powrócono do  praktyki sterowania przez Kreml polityką informacyjną oraz oddziaływania na jej treść i formę. Zawładnięcie przez Putina siecią stacji telewizyjnych i radiowych oraz większością tytułów prasowych, pozwoliło na zapanowanie nad prawie całym rosyjskim rynkiem informacyjnym. Putin zreorganizował również cały odziedziczony po Jelcynie kremlowski aparat propagandowy, który przejął  bezpośrednia kontrolę nad całym systemem informacji i propagandy. Odtąd działalność wszystkich rosyjskich instytucji zarówno w kraju, jak i za granicą , zajmujących się w szerokim rozumieniu informacją, jest nadzorowana przez aparat propagandowy Kremla. Faktycznie oznacza to kontrolę przez Kreml całej rosyjskiej przestrzeni informacyjnej. Każda akcja propagandowa strony rosyjskiej  zaczyna się na Kremlu. W tej dziedzinie nie ma prawa pojawić się nic przypadkowego, zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z rosyjskimi działaniami, które dotyczą tak ważnego wydarzenia, jakim jest katastrofa polskiego samolotu z Prezydentem Polski na jego pokładzie  i to na terenie Federacji Rosyjskiej.


Rosyjska propaganda w sprawie katastrofy
Już w pierwszych godzinach jakie minęły od katastrofy polskiego samolotu rosyjskie media, na bieżąco inspirowane przez Kreml  przeprowadziły błyskawiczną akcję dezinformacyjną. Jej zasadniczym celem było doprowadzenie do kompletnego chaosu informacyjnego, utrudniającego poznanie faktycznego przebiegu katastrofy. Polegało to na serwowaniu doniesień sprzecznych ze sobą lub całkowicie się nawzajem wykluczających. Wystarczy zwrócić uwagę na podawany przez rosyjskie media czas katastrofy i parametry podchodzącego do lądowania w Smoleńsku samolotu, w pierwszych dniach po katastrofie. W rezultacie nie możliwe stało się wyrobienie jakiegokolwiek poglądu na temat przyczyn, jakie mogły spowodować katastrofę. Była to pierwsza faza rosyjskich działań propagandowych.

Dopiero po kilku dniach, rosyjskie doniesienia zaczęły mieć bardziej jednorodny charakter.  Coraz bardziej przekaz ten stawał się spójny i coraz bardziej wskazywał, że zasadniczą winę, za tragedię polskiego samolotu ponosi strona polska. Prawie we wszystkich rosyjskich przekazach, które dotyczyły możliwych przyczyn katastrofy pojawiły się argumenty błędów jakich miała dopuścić się załoga polskiego Tu-154, popełnionych podczas podejścia do lądowania na lotnisku w Smoleńsku. Nieco później błędy te zaczęły być łączone  z argumentami rzekomych wad w systemie szkolenia polskich pilotów wojskowych, niedostatecznego przygotowania wizyty prezydenta Kaczyńskiego przez jego kancelarię, wreszcie presji psychicznej wywieranej na załogę przez pasażerów feralnego lotu i samego Prezydenta Kaczyńskiego.


Wszystkie rosyjskie doniesienia, eksponujące wymienione argumenty, miały w dłuższej perspektywie stworzyć spójną i klarowną wykładnię przyczyn katastrofy, oczywiście wygodną dla strony rosyjskiej. Wykładnia ta w swojej wymowie, winą za katastrofę obarczała jedynie stronę polską, w tym przede wszystkim osoby, które poniosły w jej wyniku śmierć i siłą rzeczy nie mogły obronić się przed formułowanymi pod ich adresem zarzutami. Przekaz ten bez problemu trafił do rosyjskiego społeczeństwa, które zawsze funkcjonowało w warunkach jednolitego frontu propagandowego. Stronie rosyjskiej od początku chodziło jednak o to, aby ten propagandowy przekaz, znalazł jak największe „zrozumienie” w Polsce.

Kremlowscy propagandyści słusznie skalkulowali, że w atmosferze narodowej tragedii, okazywanie gestów rosyjskiego współczucia i deklarowanie polsko – rosyjskiego pojednania, zminimalizuje historyczną nieufność Polaków wobec Rosji. Polityczne deklaracje i gesty strony rosyjskiej, mówiące o pojednaniu, miały stworzyć z góry założony przez Kreml klimat ocieplenia w relacjach z Polską. Okazywane gesty współczucia i deklaracje przedstawicieli rosyjskiego państwa zostały z powodzeniem „kupione”  przez znaczną cześć opinii publicznej w Polsce. W ten właśnie sposób strona rosyjska wygenerowała rzekomo nowe polityczne otwarcie w polsko – rosyjskich stosunkach, które miało nakładać na obie strony „dobrą wolę” wobec partnera. W elementarzu zarówno sowieckiej, jak i współczesnej rosyjskiej propagandy  „dobra wola” oznacza rezygnację z trudnych politycznych kwestii i trudnych pytań wobec partnera, przy jednoczesnym bezkrytycznym przyjmowaniu argumentacji drugiej strony. W założeniu Kremla, doprowadzenie do sytuacji, w której polskie czynniki państwowe  zademonstrują „dobrą wolę”  wobec Rosji miało stworzyć korzystny klimat do skutecznego oddziaływania rosyjskiej propagandy na temat katastrofy.

Ale dla propagandystów Kremla nie tylko wygenerowanie odpowiedniego klimatu we wzajemnych stosunkach było warunkiem skuteczności prowadzonej propagandy. Niemniej ważne było dezawuowanie wszelkich inicjatyw wyjaśniania katastrofy jakie, mogły być podejmowane po stronie polskiej, czy przez gremia międzynarodowe. Gdy w końcu lipca 2010r. w polskim Sejmie z inicjatywy polityków PiS-u powołano Parlamentarny Zespół do Zbadania Katastrofy Smoleńskiej na czele którego stanął poseł Antoni Macierewicz, rosyjska prasa od razu przystąpiła do akcji propagandowej, mającej zdeprecjonować sens jego powołania.  Przodowały w tej akcji w szczególności rosyjskie dzienniki. Próbką brutalności tej akcji być stwierdzenie, jakie pojawiło się na łamach dziennika „Wriemia Nowiostiej”,  komunikujące:  „Opozycjoniści nawet stworzyli samodzielna komisję parlamentarna do zbadania przyczyn katastrofy. Przypomina ona raczej sektę”. Wszystkie rosyjskie publikacje wskazywały, że zadaniem parlamentarnego zespołu Antoniego Macierewicza jest wyłącznie kultywowanie teorii spiskowych. Rosyjskie media wzywały premiera Donalda Tuska, przedstawiając go przy tym, jako wzór zdrowego rozsądku do tego, aby dał odpór politykom PiS-u, tworzącym w ich ocenie „nieprawdopodobne teorie spiskowe na temat katastrofy”.


Dla Kremla docelowym zadaniem było maksymalnie szerokie dotarcie rosyjskiego propagandowego przekazu na temat katastrofy do zwykłego odbiorcy w Polsce. Konflikt pomiędzy polskim prezydentem a premierem i zantagonizowany podział polskiej sceny politycznej był czynnikiem, który wdawał się ułatwiać to zadanie. Zresztą Kreml od momentu  wizyty Putina na Westerplatte w dniu 1 września 2009r. wyraźnie grał na wzmocnienie tego konfliktu. Zintensyfikowane rozmowy z przedstawicielami polskiego rządu i doprowadzenie do odrębnych wizyt w Katyniu  premiera Donalda Tuska w dniu 7 kwietnia i Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w dniu 10 kwietnia było najbardziej czytelnym efektem praktycznego zrealizowania tego zamierzenia. Kremlowscy propagandyści zamierzali wykorzystać również fakt, ze polski premier cieszy się poparciem znacznej części polskich mediów, a prezydent Kaczyński nigdy nie był ich ulubieńcem. Czynniki te były niezwykle istotne w kreowaniu  propagandy Kremla, w związku z katastrofa smoleńską.

           
Polskie skutki rosyjskiej propagandy
W ten właśnie sposób rosyjski przekaz został natychmiast podjęty przez większość polskich mediów. To one przejęły dalej ster rozpowszechniania rosyjskiego propagandowego przekazu na temat katastrofy. Zamiast dociekania prawdy o największej katastrofie w powojennej historii Polski, media w Polsce od kilku miesięcy serwują wytworzony przez rosyjską propagandę kłamliwy interpretacyjno – informacyjny zlepek na temat katastrofy polskiego samolotu. W istocie stanowi to powtórzenie wszystkich argumentów, jakie znalazły się wcześniej w rosyjskich przekazach propagandowych. Przodują w tym w szczególności polskie media mainstreamowe i wielu znanych dziennikarzy telewizyjnych. 

Łączy je jedna wspólna cecha, którą jest nie skrywana sympatia do ekipy premiera Donalda Tuska i dokonywane w przeszłości ataki na nieżyjącego Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego brata Jarosława Kaczyńskiego – lidera największej partii opozycyjnej. Aktywność polskich mediów, lansujących rosyjski propagandowy przekaz na temat katastrofy nasiliła się w maju 2010r. , gdy okazało się, że w nowych wyborach prezydenckich wystartuje lider PiS Jarosław Kaczyński. Wtedy właśnie rosyjskie media zaczęły sugerować, że kampania wyborcza Kaczyńskiego będzie wykorzystywać katastrofę do poszerzania jego elektoratu wyborczego, aby odnieść sukces nad kandydatem rządzącej Platformy Obywatelskiej  – Bronisławem Komorowskim.

Rosyjskie komentarze przed wyborami wskazywały, że na Kremlu istnieją poważne obawy, co do właśnie takiego przebiegu kampanii wyborczej w Polsce. Stało się jednak odwrotnie. Kampania wyborcza była okresem swoistego zamrożenia tematu katastrofy smoleńskiej. W czasie jej trwania katastrofa  nie była tematem wiodącym także i w polskiej prasie.  Po zwycięstwie w wyborach Bronisława Komorowskiego większość polskich mediów  powróciła do tematu katastrofy i kanonu lansowania rosyjskiej wersji interpretacji jej przyczyn. W polskiej prasie ukazało się wiele artykułów, a polskie stacje telewizyjne wyemitowały wiele programów, w których ustami polskich dziennikarzy powielony został rosyjski przekaz propagandowy, obarczający winą za katastrofę stronę polską. Ale nie tylko polscy dziennikarze powielali tezy rosyjskiej propagandy. W wielu przypadkach mieliśmy do czynienia z bezpośrednią emisją rosyjskiego materiału propagandowego.

Tak było miedzy innymi z  rosyjskim filmem dokumentalnym „Syndrom katyński” autorstwa zaprzyjaźnionego z wieloma osobistościami na Kremlu Michaiła Jełkina. Film po raz pierwszy został wyemitowany w telewizji rosyjskiej w dniu 5 lipca 2007r. , a więc wówczas, gdy w Polsce trwała druga, decydująca  tura wyborów prezydenckich. W dniu 10 października 2010r.  film wyemitowała Telewizja Polska. „Syndrom katyński” jest typowym rosyjskim montażem propagandowym, w którym  zmieszano  elementy prawdziwe z ewidentnymi kłamstwami.

Kłamstwa te zostały umiejętnie wmontowane w całość materiału w taki sposób, aby były kluczowymi informacjami decydującymi o całościowym odbiorze filmu. I tak m. in. w części zawierającej opis wizyt w Katyniu polskiego prezydenta i premiera pada zdanie: „Prezydent Lech Kaczyński zaplanował osobne obchody”. Z kolei we fragmencie, opisującym stosunek prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Rosji pada zdanie: „Lech Kaczyński nigdy nie odwiedził Rosji”. Zdanie to nie jest opatrzone żadnym komentarzem, dlaczego w istocie tak było. W innym fragmencie filmu umiejętnie wmontowano wypowiedź Lecha Wałęsy, która sugeruje, że to prezes PiS Jarosław Kaczyński miał namówić swojego brata – Prezydenta do lądowania na lotnisku w Smoleńsku, mimo fatalnych warunków pogodowych.

Jest to na tyle sprytnie zmontowane, że odbiorca filmu po jego obejrzeniu pozostaje właśnie z takim przekonaniem. W filmie po raz kolejny powielono tezę, że winę za tragedię samolotu ponoszą polscy piloci, którzy po prostu „nie trafili we mgle w pas startowy”. Autorzy filmu „przy okazji” podkreślają „wdzięczność” za postawę Rosji po tragedii, jaka zapanowała w Polsce. Ale film nie tylko powiela zasadniczy przekaz rosyjskiej propagandy na temat katastrofy lecz atakuje również inne produkcje filmowe sprzeczne z jego przekazem na temat katsrofy.

W ten właśnie sposób rosyjski film atakuje twórców polskiego dokumentu „Solidarni 2010” Ewę Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego, zarzucając im manipulacje i szerzenie teorii spiskowych na temat katastrofy, ustami podstawionych przez autorów dokumentu  aktorów. Film jest absolutną kwintesencją rosyjskiej propagandy  na temat katastrofy smoleńskiej. Zastanawiające jest to, że rosyjski film bez przeszkód został wyemitowany w telewizji publicznej, która ma realizować w polskim państwie funkcje edukacyjne.


Spora część polskich mediów nie tylko skoncentrowała się na retransmisji rosyjskiej propagandy na temat katastrofy smoleńskiej, bezkrytycznie przyjmując jej wszystkie główne tezy, ale poszła dalej. Nie poprzestały na utrwalaniu fałszywego obrazu  katastrofy, ale aktywnie włączyły się w kreowanie równie fałszywej wizji polsko-rosyjskiego „pojednania” i akcję dalszego zohydzania zmarłego tragicznie prezydenta i jego politycznego zaplecza. Jednym z przykładów tego typu aktywności polskich mediów była zapoczątkowana w końcu lipca 2010r. kampania propagandowa wobec zespołu Antoniego Macierewicza.

Jej apogeum miało miejsce w  drugiej połowie listopada 2010r. gdy A. Macierewicz i była minister spraw zagranicznych w rzadzie  J. Kaczyńskiego – Anna Fotyga przebywali w USA, gdzie złożyli petycję popartą przez 300 tysięcy Polaków w sprawie powołania komisji międzynarodowej, która zajęłaby się w przyszłości wyjaśnieniem przyczyn katastrofy polskiego samolotu. W polskich mediach zorganizowano błyskawiczną akcję z gatunku tzw. greuelpropagandy, mającą zniesławić wymienionych polityków. Pod ich adresem padały oskarżenia Macierewicza o zdradę,  działanie na szkodę państwa polskiego, o brak zaufania do polskich ( i rosyjskich) instytucji badających katastrofę. Akcja ta natychmiast znalazła szeroki rezonans w mediach rosyjskich, które  wyostrzyły zarzuty formułowane pod adresem wymienionych polityków w polskich mediach.


Nowa ofensywa propagandowa Kremla

Mimo tego typu działań propagandy rosyjskiej, jesienią 2010r. zaufanie społeczne w Polsce do działań strony rosyjskiej w związku z wyjaśnianiem przyczyn katastrofy wyraźnie malało.  W Polsce coraz częściej pojawiały się głosy kwestionujące rzetelność rosyjskiego śledztwa. O tym zjawisku mówiły sondaże wykonane przez ośrodki badania opinii publicznej w Polsce. Sygnały te zostały natychmiast odebrane na Kremlu, gdzie uznano, że niezbędne są nowe polityczne posunięcia na linii Warszawa – Moskwa. Na Kremlu na chłodno skalkulowano, że mogą one mieć pozytywny wpływ na dalszą skuteczność rosyjskiego przekazu propagandowego w sprawie katastrofy.

W tych właśnie okolicznościach doszło do przyspieszenia terminu wizyty prezydenta Federacji Rosyjskiej w Polsce. Przyjazd Dmitrija Miedwiediewa do Warszawy w dniu 6 grudnia 2010r. był bardzo dokładnie wyreżyserowany przez stronę rosyjską. Poprzedziły go dwa ważne wydarzenia, nagłośnione, zarówno w prasie rosyjskiej, jak i polskiej. Jednym z nich było przekazanie stronie polskiej kolejnej porcji rzekomo odtajnionych akt rosyjskiego śledztwa katyńskiego, na których całość, od wielu lat czeka polska strona.

Drugim wydarzeniem była uchwała Dumy Rosyjskiej dotycząca uznania zbrodni katyńskiej za zbrodnię reżimu stalinowskiego. Rosyjskie media relacjonowały obficie oba te wydarzenia, w kontekście kolejnego  przejawu „dobrej woli” strony rosyjskiej. Taki rezonans propagandowy oba te wydarzenia wywołały także w Polsce.    

Wizyta Miediwiediewa w Warszawie była kolejnym, bardzo ważnym etapem polityczno – propagandowej gry Kremla. Gra ta od początku była prowadzona według sowieckiego schematu: propaganda – działanie polityczne i znowu propaganda. Jednak jeszcze ważniejszy był sam przekaz  Miedwiediewa w Warszawie. Z ust rosyjskiego prezydenta po raz kolejny padła zapowiedź otwarcia  „pełnowymiarowych stosunków pomiędzy obydwoma krajami”.  Miedwiediew na konferencji prasowej z udziałem polskiego prezydenta najpierw umiejętnie podkreślił, że duża część Polaków oczekuje poprawy stosunków między obydwoma krajami i że „nie mamy prawa ich zawieść”, by następnie po tej deklaracji przejść do tematu śledztwa smoleńskiego i stanowczo podkreślić, że w tej sprawie musi się odbyć pełne śledztwo i muszą być przeprowadzone wszystkie procedury śledcze. 

Jego stwierdzenie miało stworzyć wrażenie, że strona rosyjska działa rzetelnie i profesjonalnie, a całe rosyjskie śledztw w tej sprawie skończy się rzetelnymi ustaleniami.Miało to nieco uspokoić opinie publiczna w Polsce.  Miedwiediew do wątku rosyjskiego i śledztwa w sprawie katastrofy wrócił raz jeszcze, podczas udzielonego wywiadu dla TVP 2, który to wywiad realizował guru polskich mediów mainstreamowych Tomasz Lis. W wywiadzie tym Miedwiediew podkreślił, że nie wyobraża sobie, aby ustalenia polskiego i rosyjskiego śledztwa były różne.

To było najważniejsze stwierdzenie Miedwiediewa na temat katastrofy smoleńskiej podczas jego wizyty w Warszawie, będące zarazem sugestią, że właśnie takiego stanowiska Kreml oczekuje od polskich władz.
Ujawnienie raportu MAK w dniu 12 stycznia 2011r. było dobrze propagandowo przygotowanym działaniem strony rosyjskiej. Był to również najważniejszy krok w całokształcie procesu wyjaśniania przyczyn  katastrofy przez stronę rosyjską. Czas i sposób przedstawienia raportu były typowymi elementami, jakie można zaobserwować w rosyjskich działaniach polityczno – propagandowych. Brak polskiego przedstawiciela, akredytowanego przy MAK Edmunda Klicha na zorganizowanej konferencji prasowej prezentującej raport oraz będący całkowitym zaskoczeniem termin tej konferencji miały zabezpieczyć przedpole  akcji prezentowania raportu.

Przedstawiony przez MAK raport ostatecznie konstatuje, że żadne z wytkniętych w nim uchybień nie obciąża strony rosyjskiej. Wśród przyczyn katastrofy smoleńskiej wymienionych w raporcie MAK znalazły się tak jak można było się wcześniej tego spodziewać błędy w pilotażu, zły dobór załogi, złamanie przez nią przepisów, obecność osób postronnych w kabinie pilotów jako główny czynnik presji na pilotów, zlekceważenie ostrzeżeń, braki w wyszkoleniu załogi, brak zgrania jej członków i zła organizację lotu.

W raporcie MAK i podczas  prezentującej  go konferencji, całkowicie pominięto wniesione w grudniu 2010r. przez stronę polską  uwagi do raportu MAK a dotyczące m.in. rosyjskiej odpowiedzialności za katastrofę. Strona rosyjska uchyliła się również od odpowiedzi na jakiekolwiek pytania w tej sprawie. Ale poza zasadniczym przekazem, w rosyjskim raporcie znalazło się kilka bardzo istotnych elementów o antypolskim wydźwięku. Te  jednak elementy, wyraźnie wybijają się z ogólnej treści raportu. Rzucone światowej opinii publicznej mogą skutecznie wpływać na psucie wizerunku Polski na arenie międzynarodowej.  Jednym z takich elementów jest zwarta w raporcie informacja o zawartości alkoholu we krwi gen. Błasika – dowódcy sił powietrznych polskiego wojska. Informacja ta ma  „przy okazji” dać czytelny przekaz, że spożywanie alkoholu jest zasadniczym problem w polskiej armii.
Zaraz po konferencji prasowej rozpoczęła się kolejna faza rosyjskich działań propagandowych, tym razem skoncentrowana całkowicie na utrwaleniu głównych treści zaprezentowanego raportu. Rosyjscy politycy, rosyjskie dzienniki, i stacje telewizyjne oraz rosyjskie portale internetowe nieustannie powtarzają tezy raportu, dokonując ich dalszych uproszczeń i wyostrzeń w celu ich skuteczniejszego odbioru.

W ten sposób pojawiają się tezy w rodzaju: ”to Lech Kaczyński nakazał lądowanie” lub  „winę za katastrofę  ponoszą  załoga i pijany polski dowódca Siła Powietrznych”. Aby odbiór rosyjskiej wersji przyczyn katastrofy był bardziej „strawny” dla odbiorcy, w wielu  rosyjskich komentarzach podkreśla się, że  niezależnie od przyczyn, jakie ustalił MAK  i tak „polski samolot nie miał żadnych szans by uniknąć katastrofy”.
Jednak w tle powielających główne tezy raportu rosyjskich komentarzy i ocen, coraz bardziej zarysowuje się inny strategiczny aspekt rosyjskiego przekazu propagandowego wokół raportu MAK. Odnosi się on już bezpośrednio do polskich reakcji na raport, jakie obserwujemy od kilku dni po jego upublicznieniu. Wskazuje on przede wszystkim, że reakcje polskie na raport MAK są czysto polityczne, a nie merytoryczne i że jak mówi wspomniany wcześniej Siergiej Markow: ”Polacy powinni pozbyć się rusofobii i przekonania, że Polsce od Rosji zawsze się coś należy”.

Prezentacja tego typu wypowiedzi ma służyć demonstrowaniu politycznych oczekiwań Kremla do ostatecznego przyjęcia raportu przez stronę polską. Brak takiego stanowiska strony polskiej może spowodować w przyszłości  odejście Kremla od deklarowanej od kilku miesięcy „polityki pojednania”  i ponowne „schłodzenie” polsko - rosyjskich stosunków. Zapewne wówczas rosyjska propaganda będzie wskazywać, że raport MAK powstał przecież w warunkach zgodnej współpracy z polskim rządem i polska strona nie może go teraz  podważać, bo to jest nie tylko politycznie nie odpowiedzialne, ale jest kolejnym przejawem „polskiego awanturnictwa”.
Pewne jest jedno, że rząd Donalda Tuska znalazł się już wiele miesięcy temu w polityczno – propagandowej pułapce Kremla. Wszystko wskazuje na to, że dał się tam zwabić. Dzisiaj nie wiemy jeszcze czy zrobił to nieświadomie, czy był w pełni tego świadomy. Otwartym pytaniem jest to, czy z tej pułapki można jeszcze wyjść.

Dr Leszek Pietrzak  - były pracownik BBN, zajmował się rosyjską propagandą, jest  m.in. współautorem raportu BBN o rosyjskiej propagandzie historycznej opublikowanego przed wizytą W. Putina w Polsce w dniu 1 września 2009r. oraz opublikowanego w „Nowym Państwie” raportu o Zbrodni Katyńskiej dla Prezydenta Lecha Kaczyńskiego
 

Artykuł został opublikowany w

styczniowym numerze "Nowego Państwa"

Publikacja na Blogmedia24.pl za wiedzą i zgodą Autora.
Etykietowanie:

6 komentarzy

avatar użytkownika kazef

1. Szanowny Panie Doktorze,

Serdeczne podziękowania za ten artykuł.
Stanowić może załącznik i kontynuację do wyjątkowego tekstu, który powinien przeczytac każdy Polak. Mam tu na myśli opracowanie zatytułowane "LUDOBÓJSTWO KATYŃSKIE W POLITYCE WŁADZ SOWIECKICH I ROSYJSKICH (LATA 1943 – 2010)" - ostatni dokument, jaki został napisany dla Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w BBN.

Kto jeszcze nie czytał - niech bierze:

http://blogmedia24.pl/node/41230

avatar użytkownika natenczas

2. Znakomity tekst.

Warto przeczytać.

Pewne jest jedno, że rząd Donalda Tuska znalazł się już wiele miesięcy temu w polityczno – propagandowej pułapce Kremla. Wszystko wskazuje na to, że dał się tam zwabić. Dzisiaj nie wiemy jeszcze czy zrobił to nieświadomie, czy był w pełni tego świadomy. Otwartym pytaniem jest to, czy z tej pułapki można jeszcze wyjść.

Jak mówią: pożyjemy,zobaczymy.

Dziękuję i pozdrawiam.

ps: jak wpasowuje się ten artykuł 

Uczniowie powinni się rozwijać i poznawać różne punkty widzenia? Zdaniem "Gazety", powinni poznawać tylko jej punkt widzenia

w wPolityce.pl !

Ostatnio zmieniony przez natenczas o pt., 04/02/2011 - 10:30.
avatar użytkownika Nico031

3. @all

GW uważa, że najlepiej wpajać młodym ludziom lansowana przez rząd wersję wydarzeń wychowując potencjalny narybek dla po... dobrze że są w szkołach ludzie co uważają że "Uczniowie powinni się rozwijać i poznawać różne punkty widzenia" w tym ten punkt widzenia prawdziwy . Pozdr

"Na każdym kroku walczyć będziemy o to , aby Polska

Polską była, aby w Polsce po Polsku się myślało"/ kardynał Stefan Wyszyński- Prymas Polski/

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

4. Redakcja BM 24,

Szanowni Państwo,

Uzupełnienie Państwa eseju:

"-border="0" width="350"/>

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

5. Artur Bazak

"Po 10/04 nagonka na Kaczyńskiego zamieniła się w polowanie na czarownicę, przygotowując grunt pod anihilację lidera opozycji"

"Prezes PiS zawsze – niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z
wściekłym atakiem czy chłodnym opisem – pełni rolę winowajcy
odpowiedzialnego za wszystkie niedostatki polskiej demokracji."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

6. Rosjanie dezorientowali rodziny

http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=110028

Według raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) przednia część kadłuba, z kabiną załogi, została zniszczona. Tymczasem, jeszcze w kwietniu, podczas pobytu w Moskwie śledczy prezentowali rodzinom dwie różne wersje co do usytuowania kokpitu. Według pierwszej, wisiał na drzewie. A według innej, wrył się w ziemię na głębokość kilku metrów - ustalił "Nasz Dziennik". Rosjanie przeczą sami sobie - komentują pełnomocnicy rodzin. Ich zdaniem, kwestię usytuowania tej części samolotu oraz stopień zniszczenia, jakiemu uległ kokpit, wyjaśnią dopiero protokoły z oględzin miejsca zdarzenia. Jak dotąd polska prokuratura dysponuje tylko częścią z nich.

Z informacji, do których dotarł "Nasz Dziennik", wynika, że podczas pobytu rodzin załogi w Moskwie w trakcie procedury identyfikacyjnej prezentowano im dwie odmienne i sprzeczne wersje co do usytuowania kokpitu samolotu Tu-154. Informacje takie przedstawiono m.in. pani Agnieszce Grzywnie, żonie ppłk. Roberta Grzywny, drugiego pilota w Tu-154. Według pierwszej wersji kokpit rządowej maszyny wisiał na drzewie, innym razem - był wbity w ziemię na głębokość kilku metrów. Dezinformacja ta wprowadziła wśród członków rodzin załogi dużą dezorientację. Rodziny oceniają, że prawdopodobna wydaje się ta druga wersja, wnoszą to ze stanu ubrań, jakie zostały im wydane w Mińsku (notabene z mundurów należących do ich bliskich poznikała część odznaczeń). Zastrzegają też, że nie wyrażały zgody na upublicznienie zapisów dźwiękowych z czarnej skrzynki, a publikacja stenogramu rosyjskiego sprawiła im ogromny ból.

Świadkowie o kabinie

Pułkownik Antoni Milkiewicz, pilot i główny inżynier wojsk lotniczych oraz specjalista z zakresu badań wypadków lotniczych, który w pierwszych dniach po katastrofie pracował w Smoleńsku, przyznaje w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", że kokpit maszyny nie był ani wbity w ziemię, ani nie wisiał na żadnym drzewie, co sugerowali rodzinom pilotów Rosjanie. - Kokpit, czyli kabina samolotu, którą zajmują piloci, leżał zmiażdżony na powierzchni ziemi. Nie był w ogóle wbity w ziemię - opisuje płk Milkiewicz. - Jako jedna z części, na które rozpadł się samolot, kabina była w dużym stopniu zdeformowana - dodaje. Relacjonuje, że ta część samolotu została zabrana wraz z pozostałymi fragmentami na drugi dzień po katastrofie. Według jego relacji, kokpit nie był odwrócony, leżał w pobliżu centropłatu samolotu, czyli miejsca mocowania skrzydeł do kadłuba. Milkiewicz nie był w stanie powiedzieć, co właściwie stało się z kokpitem. Jego zdaniem, został on prawdopodobnie umieszczony wraz z pozostałymi szczątkami wraku. - Nie byłem świadkiem przenoszenia części, więc nie wiem dokładnie, co się z nimi stało - twierdzi.
Jak czytamy w raporcie MAK, "Przednia część kadłuba z kabiną załogi jest całkowicie zniszczona. Fragment nosowej części kadłuba z przednią golenią podwozia znajduje się w odległości 397 m od progu pasa startowego. Fragment nosowej części kadłuba z przednią golenią podwozia znajduje się w odległości 397 m od progu pasa startowego" (str. 90 raportu). W raporcie podano, że zderzenie samolotu z ziemią nastąpiło przy kącie przechylenia 200-201 stopni. Według polskich ekspertów z polskiej komisji badającej okoliczności katastrofy, kąt był mniejszy i wynosił 160 stopni. Polscy eksperci stwierdzili też, że pierwszymi elementami konstrukcji samolotu, które zderzyły się z ziemią, była m.in. właśnie kabina załogi.
Ale to nie jedyna sprzeczność między rosyjskim materiałem a stanem faktycznym, opisywanym przez polskich inżynierów, którzy pracowali w Smoleńsku.
"W wyniku przeprowadzonej analizy medyczno-traseologicznej można twierdzić, że dowódca statku powietrznego, w chwili zderzenia samolotu z powierzchnią ziemi, znajdował się w lewym fotelu pilota w odwróconym (głową w dół) położeniu, przypięty pasami, utrzymując aktywną pozycję roboczą. W lewej ręce trzymał 'róg' wolantu, prawa pozostawała swobodną i najprawdopodobniej znajdowała się na dźwigniach sterowania silnikami. Zwraca uwagę całkowicie wyciągnięta w przód prawa dolna kończyna (ze stopą włącznie) próbująca nacisnąć na prawy pedał, prawdopodobnie w celu skontrowania szybko narastającego przechylenia samolotu w lewo" - czytamy na s. 100 raportu MAK.
Tymczasem, jak relacjonuje płk Milkiewicz, kokpit tupolewa był wprawdzie zmiażdżony, ale nie odwrócony. Rosjanie opisali jednak odwróconą pozycję ciał pilotów.
Jak wynika z polskich uwag do raportu MAK, strona polska nie otrzymała pisemnej odpowiedzi na pytania, jak zostały zrealizowane badania techniczne szczątków samolotu, jakie sprawozdania z tego ma komisja rosyjska oraz jakie są dalsze plany MAK co do badania wraku. Warto też zauważyć, że dokumentacja fotograficzna z miejsca zdarzenia również znajduje się w dyspozycji komisji rosyjskiej. Strona polska nie otrzymała ani szkicu miejsca zdarzenia, ani też materiału filmowego dokumentującego wszystkie czynności tam podejmowane. Zdaniem pełnomocników rodzin, w kwestii ustalenia stanu i położenia kokpitu pomocny byłby protokół oględzin miejsca katastrofy. Dokument ten wskazuje szczegółowo przestrzenne położenie i stan każdej części wraku, co jest bardzo przydatne w ustalaniu przyczyn katastrofy. Jak poinformowała nas Naczelna Prokuratura Wojskowa, część tej dokumentacji jest już w rękach polskich śledczych. Czy na podstawie tego, czym dysponuje prokuratura, można określić położenie i stan kokpitu? Z pytaniem tym zwróciliśmy się do NPW. Czekamy na odpowiedź.

Co się stało z kokpitem

Zdaniem pełnomocników rodzin, kokpit został prawie kompletnie zmiażdżony, wskazują na to ogólnodostępne zdjęcia z miejsca katastrofy. Jak zaznaczają prawnicy, z sekwencji śladów z miejsca katastrofy i resztek samolotu można wywnioskować, że maszyna w trakcie lotu, przechodząc w lot odwrócony, zahaczyła o ziemię końcówką urwanego wcześniej skrzydła i przewróciła się na plecy i częścią grzbietową oraz kokpitem uderzyła o ziemię. - Przyjmując wielkie przeciążenie, jakie działało wtedy na maszynę, i to, że na znajdujących się w nim ludzi zwaliła się część centropłatu, plus ciężar bagażu i paliwa, właściwie niemożliwe byłoby, by kokpit się zachował - mówią prawnicy. Ich zdaniem, z kokpitu mógł zostać tylko zarys kabiny. Prawnicy nie są w stanie powiedzieć, czy wśród złożonych części wraku znalazły się wszystkie części kokpitu. Jak sugerują, część z tych elementów mogła pozostać na miejscu katastrofy, wbita w ziemię. Nie są też w stanie wytłumaczyć, dlaczego mundur ppłk. Roberta Grzywny ocalał. - Być może wpłynęło na to jakieś specyficzne złożenie się blach samolotu, nie umiem tego inaczej wytłumaczyć. Tak samo jak tego, że chociaż silniki się rozpadły, ocalały ich turbiny. Być może to tylko kwestia przypadku - twierdzą. Zdaniem mec. Bartosza Kownackiego, pełnomocnika części rodzin ofiar katastrofy, dezinformacja ze strony Rosjan była celowa. - Taka dezinformacja wpływa deprymująco na rodziny. Moim zdaniem, to próba ich zastraszenia, wzbudzenia w nich poczucia winy za to, co się stało, to element budowania odpowiedzialności pilotów. Wykluczam, że Rosjanie robili to, ponieważ sami nie wiedzieli, co się właściwie z kokpitem stało. Wiemy już, że był on przedmiotem szczegółowego zainteresowania Rosjan - ocenia Kownacki. Prawnicy negują też zasadność zamieszczenia w raporcie MAK oceny stanu psychoemocjonalnego dowódcy statku powietrznego mjr. Arkadiusza Protasiuka. - Takich badań nie należy upubliczniać, ujawniając nazwisko. To samo dotyczy kwestii upubliczniania szczegółów dotyczących stanu ciała gen. Andrzeja Błasika - oceniają. Pełnomocnicy liczą, iż pewne informacje dotyczące korespondencji załogi z wieżą w ostatnich chwilach lotu, czy też ponownego przesłuchania kontrolerów lotu, czy stanu wraku i wyników oględzin miejsca zdarzenia, zdobędą polscy prokuratorzy, którzy udali się do Moskwy. - Jeżeli wyjazd zakończy się tylko samym wyjazdem, to będzie to kompletna porażka - oceniają prawnicy. Jak wynika z komunikatu Naczelnej Prokuratury Wojskowej z 26 stycznia br., w kolejnym, tj. siódmym już wniosku o pomoc prawną "strona polska zwróciła się o przesłuchanie w charakterze świadków - kontrolerów lotu z lotniska "Siewiernyj", z udziałem polskich prokuratorów wojskowych, którzy będą mieli możliwość zadawania przesłuchiwanym szczegółowych pytań".

Anna Ambroziak

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl