Co o tym sądzicie?

avatar użytkownika Selka

Znalazłam cos takiego w komentarzach u A.Ściosa:

Zdaje się, że wiedza o prawdziwym filmie z amerykańskiego satelity szpiegowskiego, na którym wprost widać, jak potężny wybuch wprost rozrywa kadłub polskiego Tu-154M na strzępy (jest to seria zdjęć, a nie pojedyncza klatka), jak i o tym, że film ten jest już w Warszawie – zatacza coraz szersze kręgi…
(wypowiedź blogera Jokita pod tekstem FYM „W punkcie wyjścia” - z 11.01.2011)

???

 

Etykietowanie:

6 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Selka

wiedza? czy plotka?

Na razie nie mamy od amerykanów żadnych oficjalnych materiałów. Zreszta, nie tylko od nich.
Nasi "sojusznicy" nabrali wody w usta , nic nie widzieli, nic nie słyszeli.
A może stuknąć do Chińczyków? Na pewno mają satelity szpiegowskie i rejestrację.

Na dzis nikt nam nie chce pomóc.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Selka

2. Otóż to...

"Na dzis nikt nam nie chce pomóc."

Czy to "tylko" zaczajenie (bo nie można wystąpić wprost i jawnie), czy DOWÓD na...spisek elit światowych (reset)?

Selka

avatar użytkownika Maryla

3. RESET

zresetowano oporne , walczące o niepodległość, byłe satelity ZSRR.
NWO zna historię , dobrze wiedzą, skąd wychodzi iskra . Lech Kaczyński zbudował koalicję wspólnych interesów. W Gruzji pokazał , że jest w stanie zmobilizować cała Europę Wschodnią, wspólne projekty energetyczne...

RESET .

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Unicorn

4. Jeśli ma wycieknąć-

Jeśli ma wycieknąć- wycieknie.

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika kazef

5. @Selka

Trzeba poczekać na rozwój wydarzeń. Tusk z ekipą nie zwrócił się oficjalnie o żadną pomoc do USA. Z kolei nigdy nie padło słowo ze strony amerykańskiej, że nie mają żadnych zdjęć. Ja przynajmniej sobie żadnego takiego stwierdzenia nie przypominam.
W róznych miejscach mozna było za to przeczytać, że Amerykanie muszą dysponowac szerszą wiedzą o tragicznym locie i jego szczegółach.

Pozdrawiam.

avatar użytkownika Maryla

6. Rosja ante portas

Rosja stanowi realne zagrożenie dla pozycji interesów Rzeczypospolitej, jak i całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej, w którym próba powrotu przez Moskwę do pierwszoplanowej roli nieuchronnie zderza się z uzasadnionymi ambicjami Polski do bycia liderem tej części Starego Kontynentu. Jasną wizję Polski jako głównego rozgrywającego między południowym Kaukazem a Bałkanami miał śp. prezydent Lech Kaczyński. Tej wizji, tego wyczucia kompletnie pozbawieni są Bronisław Komorowski i Donald Tusk. W ten sposób obecne władze RP ułatwiają rosyjską ekspansję na obszarze, który powinien być, nie bójmy się tych słów, strefą polskich wpływów.

Ważnym obszarem rosyjskiej ekspansji i promocji interesów Moskwy jest polityka historyczna, konsekwentnie "wybielająca" lub umniejszająca rosyjskie (w tym sowieckie) zbrodnie, czystki etniczne oraz tłumacząca odwieczny brak demokracji w tym państwie, specyficznymi okolicznościami i zagrożeniem zewnętrznym (Tatarzy, Mongołowie, Polacy itd.). Ewidentnie elementem tej "wojny o pamięć" w jej współczesnym wydaniu jest uporczywe matactwo rosyjskich władz w sprawie "śledztwa smoleńskiego". Obowiązuje i ma obowiązywać - co pokazuje raport MAK - dogmat, że Rosja jest niewinna i od śniegu bielsza, a odpowiedzialność za katastrofę smoleńską ponoszą rzekomo polscy piloci. Tę wersję od razu od pierwszych minut po katastrofie wylansowała rosyjska propaganda, w wymiarze zewnętrznym raport MAK jest tylko jej formalnoprawnym ukoronowaniem.

Mamy problem z Rosją
Rosja jest państwem paradoksów. Z jednej strony w ostatnich latach ewidentnie rośnie w siłę (także dzięki uprawianiu terroryzmu państwowego czy szantażu), z drugiej słabnie demograficznie i gospodarczo. Z jednej strony wyraźnie odbudowuje strefę wpływów (w oficjalnym języku dyplomacji powiedzielibyśmy raczej: "sferę zainteresowań") na terenie dawnego Związku Sowieckiego oraz, niestety, bo to już nas dotyczy bezpośrednio - w Europie Środkowo-Wschodniej. Z drugiej, kurczy się strefa wpływów Moskwy w Azji. Wreszcie, Federacja Rosyjska stała się atrakcyjnym partnerem politycznym dla USA czy UE (ze szczególnym uwzględnieniem Niemiec i Francji), jednocześnie ma poważne problemy wewnętrzne, grożące w przyszłości nawet dezintegracją terytorialną tego kraju. Rosja, będąc krajem wielkich sprzeczności, w najbliższym czasie będzie miała istotny wpływ na politykę europejską, a także globalną. Prawdopodobnie ten wpływ będzie z powodów obiektywnych słabł z biegiem lat. Wydaje się, że za parę dekad pozycja państwa rosyjskiego będzie bez porównania słabsza niż obecnie. Ale na razie Polska, Europa (i nie tylko) mają problem.

Pakt Moskwy z Waszyngtonem, czyli Poncjusz Piłat
Kolejnym paradoksem jest fakt, że Kreml w polityce międzynarodowej zdobywa kolejne przyczółki, podczas gdy światowy kryzys gospodarczy uderzył w gospodarkę rosyjską szczególnie mocno. Do tego doszła gwałtowna obniżka cen ropy, co dla jednego z jej głównych producentów, jakim jest Rosja, było szczególnie dotkliwe, tym bardziej że długotrwałe. Jednak tej słabości gospodarczej Rosji ani Ameryka, ani Europa nie wykorzystały, bo uczynić tego nie chciały. Ameryka nie zdecydowała się na to, gdyż Moskwa w swojej polityce zewnętrznej dyskontuje swój dotychczasowy antyamerykanizm. Przez lata, na arenie międzynarodowej np. konsekwentnie wspierała Iran czy Autonomię Palestyńską, choćby głosując przeciwko sankcjom dla Teheranu na forum stałej Rady Bezpieczeństwa ONZ, sprzedając Iranowi w dużych ilościach broń, czy uwiarygodniając radykałów palestyńskich z Hamasu poprzez zapraszanie ich na oficjalne spotkania do Moskwy (skądinąd Rosja była jedynym krajem niearabskim, który to czynił).
Władze rosyjskie potrafiły umiejętnie "sprzedać" Zachodowi, a zwłaszcza Waszyngtonowi siebie jako klucz do rozwiązania najważniejszych problemów amerykańskich polityki zagranicznej: bliskowschodniego i irańskiego. Dodatkowo Moskwa wmówiła Amerykanom, że z ich pomocą i korzystając z ich doświadczeń, łatwiej będzie Białemu Domowi rozsupłać worek kłopotów z napisem: Afganistan. W sposób oczywisty dobito targu: w zamian za uczynienie z Moskwy politycznego Poncjusza Piłata, umywającego ręce w kontekście izraelsko-palestyńskim oraz ambicji nuklearnych Teheranu, USA w sposób znaczący wycofały się z południowego Kaukazu i w dużym stopniu z innych dawnych republik sowieckich, ale też z regionu Europy Środkowo-Wschodniej. To ostatnie było zresztą elementem szerszego planu, czyli uznania zmniejszającej się roli Europy jako takiej (w tym Unii Europejskiej w szczególności) i wycofywania się z aktywnej polityki na Starym Kontynencie. Zostawiając Moskwie wolną rękę w zakresie odbudowy jej wpływów jeszcze z czasu ZSRS, administracja Baracka Husseina Obamy kupiła rosyjskie "désintéressement", czyli neutralność tam, gdzie stronie amerykańskiej najbardziej zależało.

Jak Rosja korumpuje Europę
Natura nie znosi próżni, zwłaszcza w polityce międzynarodowej: od zwycięstwa Demokratów w wyborach prezydenckich w USA Moskwa wraca, albo usiłuje wrócić, jako "rozgrywający" w naszym regionie Europy. Wykorzystuje do tego tradycyjny instrument swojej polityki zewnętrznej, czyli gospodarkę. Wykupienie ostatnio sporej części przemysłu energetycznego w Serbii, a wcześniej w Bułgarii nie ma tylko charakteru czysto biznesowego, ale jest demonstracją uzyskania rosyjskich wpływów w kraju już należącym do Unii Europejskiej (Bułgaria od 1.01.2007 r.) lub w kraju starającym się o członkostwo w UE (Serbia). Jednocześnie są to kraje w jakiejś mierze bliskie kulturowo i historycznie Rosji, bo prawosławne. A przecież już w państwach, które weszły do eurostruktur wcześniej (2004) jak Węgry i Słowacja, Rosja włożyła nogę w drzwi gospodarki tych państw (Węgry - przemysł energetyczny, Słowacja - przemysł zbrojeniowy). Zapewne łatwiej jest kupować sobie wpływy polityczne poprzez gospodarkę w krajach tzw. nowej Unii, ale Rosja czyni to również tam, gdzie jest to trudniejsze i kosztowniejsze: w starej Unii. Stąd neutralizacja Niemiec (w gruncie rzeczy pozorna, bo Republika Federalna od kilku lat świadomie odbudowuje swoją tożsamość i globalną pozycję), która z czasem przerodziła się w bliskie relacje polityczno-gospodarcze między Berlinem a Moskwą - poprzez Gazociąg Północny oraz otwarcie na niemieckie inwestycje w Federacji Rosyjskiej. Stąd kupienie życzliwości władz Italii i osobiście premiera Silvio Berlusconiego za olbrzymie kontrakty wykonawcze dla włoskich firm przy projektowaniu i wykonaniu South Streamu. Stąd też holenderska firma Gasunie związana z rządem Królestwa Holandii jest posiadaczem ponad 8 proc. akcji Gazociągu Północnego (od kiedy to się stało, tradycyjnie aktywna w walce o prawa człowieka w różnych krajach Holandia bardzo powściągliwie i dyskretnie wypowiada się na temat praw człowieka w Rosji).
Słowem, Kreml politycznie korumpuje kraje członkowskie Unii, także te najbogatsze, jak też dosłownie korumpuje znanych polityków zachodnioeuropejskich (byli premierzy RFN i Finlandii mają gigantyczne pensje jako członkowie Rady Nadzorczej Nord Streamu). Dotyczy to jednak również krajów nowej Unii. Czy wyraźne ożywienie gospodarcze między Moskwą a Wilnem nie jest bezpośrednim następstwem "odpuszczenia" przez nową prezydent Litwy polityki wspierania Ukrainy i Gruzji? Oczywiście jest.
Federacja Rosyjska staje się więc "playmakerem" - rozgrywającym w Europie. A jednocześnie - powiedzmy sobie wprost - jest pod względem militarnym, gospodarczym i demograficznym kolosem na glinianych nogach. Gospodarka rosyjska jest specyficzną mieszaniną systemu silnej kontroli państwa z systemem oligarchów, którzy "sprywatyzowali" postsowiecki przemysł w okresie anarchizmu polityczno-ekonomicznego za czasów Jelcyna, a następnie, wyzbywszy się politycznych ambicji i opodatkowawszy na rzecz ekipy Putina, czerpią profity także dziś (ci, którzy nie przyjęli takich reguł gry, albo trafili do więzienia tak jak Michaił Chodorkowski, albo uciekli za granicę jak szef związku rosyjskich Żydów Borys Bierezowski). Korupcja i bardzo uznaniowe prawo odstraszają inwestorów zagranicznych, którzy zresztą czasem dla przykładu dostają po łapach, gdy naiwnie domagają się przestrzegania reguł wolnego rynku - tak było z British Petroleum (BP) - brytyjskim koncernem paliwowym, który został praktycznie obrobiony przez władze rosyjskie, i to w majestacie prawa.
Z powodu kryzysu nie zostaną na pewno zrealizowane ambitne plany Putina modernizacji rosyjskiej armii, przygotowywane na lata 2009-2013. To jasne, że Rosja, tak jak kiedyś ZSRS, nie wytrzymuje wyścigu zbrojeń, stąd też wszelkie nowe układy zbrojeniowe, jak choćby START II, są bardziej na rękę Moskwie niż Waszyngtonowi.

Demograficzna katastrofa
Efekt kolosa na glinianych nogach zwiększa głęboki kryzys demograficzny Rosji. Faktycznie jest to kontynuacja procesów demograficznych, które miały miejsce u schyłku Związku Sowieckiego, gdy przyrost demograficzny w tym państwie był najmniejszy w słowiańskich republikach związkowych (Rosyjska SRS, Ukraińska SRS, Białoruska SRS), a największy w azjatyckich, gdzie muzułmanie mieli bardzo wysoki przyrost demograficzny. O ile jeszcze u schyłku ZSRS i w pierwszych latach po jego rozpadzie Rosja rozwijała się demograficznie (w 1989 r. liczyła 147 mln 2 tys. mieszkańców, w 1990 r. - 147 mln 665 tys., w 1991 r. - 148 mln 274 tys., w 1992 r. - 148 mln 515 tys., w 1993 r. - 148 mln 562 tys.), o tyle od lat 1994-1995 notujemy systematyczny spadek ludności Rosji od 200 do 800 tysięcy rocznie! W efekcie w 2009 r. liczba ludności Federacji Rosyjskiej zmniejszyła się do niespełna 142 mln (141,9 mln). Oznacza to, że w ciągu 20 lat ubyło ponad 5 mln Rosjan... Cztery główne powody wysokiej śmiertelności (średnia wieku Rosjanina to zaledwie 55 lat!) i relatywnie niskiej liczby ludności to: bardzo duża liczba aborcji, alkoholizm, złe warunki ekonomiczne, emigracja. Doprawdy niewielkim pocieszeniem dla Rosji jest fakt, że kryzys demograficzny na sąsiedniej Ukrainie jest jeszcze bardziej katastrofalny. Liczba ludności spadła tam w ciągu dwóch dekad o niemal 6 mln osób (od 51,7 mln w 1989 r. do 45,9 mln w 2009 r.). W tym samym czasie postsowieckie republiki islamskie demograficznie rozkwitły: Uzbekistan ma o połowę (!) więcej mieszkańców niż 20 lat temu (1989 r. - 19,9 mln; 2009 - 27,5 mln), podobnie - o połowę - w przypadku Tadżykistanu (1989 r. - 5,1 mln, 2009 r. - 7,4 mln), a niewiele mniejszy przyrost mają Turkmenistan (z 3,5 mln do 4,9 mln), Kirgistan (z 4,2 mln do 5,3 mln) i Azerbejdżan (z 7 mln do 8,9 mln).
Do tego należy jeszcze dodać niebywałą co do skali legalną, a zwłaszcza nielegalną imigrację chińską na Syberię. Szacuje się, że przez rzekę Amur co roku nielegalnie przemieszcza się około miliona obywateli Chińskiej Republiki Ludowej, którzy zasiedlają Syberię i w niemałym stopniu żenią się z Rosjankami (!). Jeżeli ta tendencja się utrzyma, oznaczać to może w przyszłości wręcz dezintegrację terytorialną w Rosji i być może, z czasem, uczynienie z niej nie tyle prowincji rosyjskiej, ile... chińskiej. Ale to dopiero dalsza, jeśli w ogóle, przyszłość. Na razie, na pewno w najbliższych kilku, a prawdopodobnie kilkunastu latach, Rosja będzie istotną polityczną siłą nie tylko w europejskim rozdaniu polityczno-gospodarczo wojskowych kart.
O sytuacji przechodzenia przez Rosję od fazy ZSRS i państwowości postsowieckiej do fazy relatywnie nowoczesnego, choć specyficznego mocarstwa regionalnego, można powiedzieć słowami rosyjskiego pisarza Mikołaja Gogola, że "stare jeszcze nie umarło, nowe jeszcze się nie urodziło, ale jedno i drugie zagraża żyjącym"... Jak dotąd Rosja jest atrakcyjnym - przynajmniej do wyborów prezydenckich AD 2012 - partnerem dla USA oraz dla słabnącej Unii Europejskiej, a może zwłaszcza dla umacniających się ewidentnie kosztem UE Niemiec czy Francji.

http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=109642

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl