Brak wyboru - polemika z Mazurkiem
Redaktor Mazurek w tekście zamieszczonym na wPolityce.pl przekonuje nas, że nie głosował, bo tak naprawdę nie miał na kogo. HGW mu nie pasuje na prezydenta Stolicy, bo jest po prostu kiepska, a CzB mu nie pasuje, bo jego legendarna inteligencja jest wprost proporcjonalna do miłości własnej, która sprawia, że kandydat na każdym kroku pokazuje, że robi wyborcom łaskę wystawiając swoją kandydaturę. Nie mam zamiaru polemizować z powodami braku głosu redaktora Mazurka, bo jest on jednostką autonomiczną i są one dla niego wystarczające, by podjąć taką a nie inna decyzję. Chciałbym tylko odnieść się do metody okazania tego niezadowolenia polityczną ofertą.
Tak jak rozprawia się o kontrskuteczności pewnego rodzaju działań różnych polityków, tak samo powinniśmy się zastanowić nad skutecznością komunikowania określonych postaw przez wyborców. Czy określone działania rzeczywiście przynoszą zamierzony efekt? Absencja wyborcza w przypadku redaktora Mazurka podyktowana jest pewna motywacją, którą podziela dość liczna grupa wyborców. Tą motywacją jest brak zgody na aktualną ofertę polityczną. Brak zgody na jakość aktualnych polityków. Oraz niechęć do wybierania tzw. mniejszego zła.
Pytanie, czy brak udziału w czynności głosowania podyktowany powyższymi motywacjami jest jedynie zaspokojeniem wewnętrznej potrzeby zgody z własnymi przekonaniami? Po co w takim razie redaktor dzieli się swoimi przemyśleniami na łamach prasy? W jakim celu tłumaczy swoje odczucia i motywacje na temat aktualnej sytuacji, która popycha go takiego, a nie innego wyboru? Czyż nie po to, aby dać wyraz tej swojej, wcale przecież nie obojętnej, postawie? Aby pokazać, że jego absencja nie jest podyktowana brakiem zainteresowania sprawami publicznymi, ale własnie głębokim przejęciem sprawami publicznymi? Czy gdyby nie miał dostępu do mediów, miałby jakąkolwiek szansę osiągnąć ten komunikacyjny cel? Nie sądzę.
Komentatorzy polityczni i sami politycy dużo częściej skłaniają się do innej interpretacji wyborczej absencji. Wkładają niegłosujących wyborców do pojęciowego worka ludzi niezainteresowanych polityką i sprawami publicznymi. Ponad połowa niegłosujących wyborców jest przyczynkiem do dyskusji o braku obywatelskich postaw, o niedorozwoju społeczeństwa obywatelskiego, o niedojrzałości polskiej demokracji itd. Połowa wyborców pozostających w domach jest podstawą do spokojnego snu polityków, którzy przekonali do siebie, skupionych w neoplemiennych wspólnotach, zwolenników, których mieli przekonać; a tych niegłosujących nie ma sensu przekonywać, bo oni i tak z domu przecież nie wyjdą, bo maja politykę i wszystko inne w głębokim poważaniu. Komentatorzy i politycy nie widzą różnicy między niegłosującymi z powodów ideologicznych (brak zgody na status quo), a niegłosującymi z powodu braku zainteresowania.
Instytucja nieważnego głosu daje nam możliwość dość jednoznacznego pokazania tej różnicy. Nieważny głos umożliwiłby odróżnienie mazurkowego braku zgody i zmierzenie popularności tej postawy. Jednak będzie to sposób skuteczny pod dwoma warunkami: po pierwsze frekwencja będzie znacząco wyższa, po drugie odsetek nieważnych głosów będzie zauważalny. Żeby osiągnąć taki rezultat, trzeba uświadomić tych niegłosujących wyborców o wartości informacyjnej nieważnego głosu.
Czy warto wprowadzać w ogóle takie rozróżnienie? Potrzeba wytłumaczenia swojej decyzji przez redaktora Mazurka i setki innych wyborców w różnych okolicznościach udowadnia, że warto. Zastanówmy się przez chwilę, jak by to wyglądało, gdyby frekwencja wyborcza wynosiła nie 40% ale np. 70% i odsetek nieważnych głosów wyniósł by 30%? Czy ktokolwiek mógłby wtedy powiedzieć na głos, że społeczeństwo jest bierne, że ludzi nic nie obchodzi? Czy ktokolwiek mógłby zarzucić redaktorowi Mazurkowi, że opowiada bajki, a tak naprawdę to nie poszedł na wybory, bo zasiedział się na działce i wolał dopalić grilla? Zastanówmy się, jakie argumenty mielibyśmy komunikując w ten sposób politykom brak zgody na obecną formę uprawiania polityki. Czy Tusk dalej bez żenady perorowałby o sukcesie polityki miłości? Czy Kaczyński dalej byłby tak pewny skuteczności konfrontacyjnej polityki kadrowej? A sensowni kandydaci dalej nie chcieliby, jak obecnie, kandydować nie wierząc w wyborczy sukces lub nie chcąc się ośmieszyć wyborczą porażką?
Ja w każdych wyborach głosuję "na kogoś" (w odróżnieniu od głosowania "przeciwko komuś"), jednak uważam, że warto, by nieobojętni na sprawy publiczne, lecz niegłosujący wyborcy zdawali sobie sprawę, że brak głosu o niczym nie informuje, jest kompletnie nieczytelnym komunikatem. Głosując zaś nieważnym głosem są w stanie przekazać informację, która komunikuje motywacje opisane przez redaktora Mazurka.
Więcej informacji na temat nieważnego głosu można przeczytać na stronie: http://brakwyboru.blogspot.com
- igorczajka - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
5 komentarzy
1. @igorczajka
Witam,
zawsze idę do wyborów, nawet, jak mam duże wątpliwości co do kandydatów. Może dlatego nie rozumiem ludzi, którzy nie tylko, że sami nie chodzą, ale zniechęcają innych.
Mamy ustrój, jaki mamy, pozbawianie sie świadomie wyrażenia opinii jest dla mnie dziwne.
"Po co w takim razie redaktor dzieli się swoimi przemyśleniami na łamach prasy? W jakim celu tłumaczy swoje odczucia i motywacje na temat aktualnej sytuacji, która popycha go takiego, a nie innego wyboru? Czyż nie po to, aby dać wyraz tej swojej, wcale przecież nie obojętnej, postawie?"
Widać taka nastała moda.
Dokładnie takie same pytania zadałam sobie po informacji na Facebooku z profilu Kataryny, który widziałam na swojej tablicy :
Blogerka Kataryna
Przespałam tę
kampanię, nawet nie wiem kto u mnie kandyduje i z czym. Nie jestem w
stanie odpowiedzialnie zagłosować, a od rana walczę z irracjonalnym
poczuciem, że mimo wszystko powinnam. Ale chyba lepiej pozwolić wybrać
tym, którzy wiedzą kogo i czego chcą.
Blogerka Kataryna
Wyprawa
do lokalu wyborczego była zbędna, dobrze poinformowane wiewiórki
donoszą mi, że mój głos - jedyny oddany z przekonaniem - nie pomoże
nawet w doprowadzeniu do drugiej tury. Wszystko rozstrzygnie się w
pierwszej.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Panie Igorze,...
...a jakież to informacje niesie za sobą głos nieważny? Takie same jak nieoddanie głosu, a może i mniejsze. Bo larum się podnosi tylko przy niskiej frekwencji a mlaska ozorami gdy ciut większa od połowy.
Żaden "polityk" głosami nieważnymi się nie przejmuje, bo, tak na prawdę, nie o "zrobienie czegoś" dla społeczności tu chodzi a o diety. Proszę sprawdzić zarobki prezydentów miast, wójtów, starostów, radnych. W "mojej" gminie (ok 5000 dusz) radny dostaje ponad 1000 zł. bez odzywania się, a jak obrotny to i do 2000 wyciągnąć może.
Jakież to wybory, kiedy kandydaci - egzotyczni często w gminach/wsiurach - bez żadnego zajęcia a nawet bez zasiłku. Może, jak Bóg da, dodatkowy tysiączek za nicnierobienie wpadnie.
Ordynacja jest taka, jaka jest i teoretycznie wójt może sam siebie wybrać jeśli nawet te 4999 wyborców odda głos nieważny. Nikt się nimi przejmować nie będzie, bo ważna jest kasa z nie wyborca, który po oddaniu głosu już tego głosu nie ma.
Niechlubny udział każdy ma: ten, który milczy, ten, który klaszcze...
3. @Morsik
Jak widzę, nie przeczytałeś nie tylko zamieszczonego na końcu linka, ale nawet komentowanego przez Ciebie tekstu. Ja jednak objawię swoja naiwność po praz kolejny i zamieszczę fragment strony, do której linkowałem:
Przed każdymi wyborami słyszymy w różnych okolicznościach, w różnych miejscach, od różnych znajomych, od członków rodziny ciągle powracające zdania w rodzaju:
“Nie idę na wybory, bo nie mam na kogo głosować. Zostając w domu też głosuję. Pokazuję, że nie wierzę żadnemu politykowi. Pokazuję, że żadna partia nie ma programu, pod którym mógłbym się podpisać. Pokazuję, że mam dosyć polityków, którzy bez odrobiny zażenowania kłamią prosto w oczy.”
Warto się zastanowić: czy rzeczywiście taka wiadomość do kogoś dociera? Czy też raczej jest tak, że nieobecność na wyborach staje się dla polityków pretekstem do usprawiedliwiania swoich własnych wad oraz do oskarżania społeczeństwa o tumiwisizm?
Co słyszą i widzą politycy, dziennikarze, komentatorzy?
“Ludzie nie chodzą na wybory, bo sprawy kraju ich nie obchodzą. Ludzie zostają w domach, bo wolą zrobić grilla, niż przejść się na 10-minutowy spacer do lokalu wyborczego. Ludzie też nie głosują, bo nie wierzą, że są w stanie cokolwiek zmienić.”
Obywatele nie głosują z bardzo wielu różnych powodów. Są tacy, których polityka po prostu nie obchodzi. Są też tacy, którzy brakiem głosu chcą coś pokazać. Jak odróżnić jednych od drugich? Jest bardzo prosty sposób:
Jeśli nie masz na kogo głosować -
- idź na wybory i POKAŻ TO!
Możesz oddać nieważny głos. Możesz skreślić wszystkich albo oddać pustą kartkę - będzie to nieważny głos. Nieważne głosy nie decydują o wyniku wyborów. Ale muszą być ujęte w statystykach. Nieważne głosy są jasnym komunikatem: nikt mi się nie podoba!
Zastanów się przez chwilę, jak by to wyglądało, gdyby frekwencja wyborcza wynosiła nie 40% ale np. 70% i odsetek nieważnych głosów wyniósł by 30%? Czy ktokolwiek mógłby wtedy powiedzieć na głos, że społeczeństwo jest bierne, że ludzi nic nie obchodzi?
Czy też byłby to dowód dla wszystkich, także dla Ciebie, że ludzie przejmują się losem Polski, tylko po prostu nie mają na kogo głosować? Niski odsetek (1%-2%) głosów nieważnych jest tłumaczony jako pomyłki wyborców. Gdyby zaś głosów nieważnych było 15%-20% - nikt nie mógłby powiedzieć, że to przypadkowe pomyłki. Dlatego tak ważne jest uświadomienie tym zniechęconym do polityki, że mogą to swoje niezadowolenie okazać w bardziej jednoznaczny sposób, niż jałowe informacyjnie zbojkotowanie wyborów.
Pozdrawiam.
4. Panie Igorze,...
...czytałem i nie komentowałem co napisane, tylko poddałem w wątpliwość wagę tak nie pójścia na głosowania (bo przecież to żadne wybory nie są), jak i oddania głosu nieważnego. Jedno i drugie nic nie daje, ale bardziej "głośne" są bojkoty. I mnie marzy się taki totalny bojkot. Niechby tylko kandydaci i ich totumfaccy głosowali. To dopiero byłby wydźwięk!
Proszę zwrócić uwagę na media - nikt tam się nie roztkliwia nad głosami nieważnymi, mało - traktuje się je raczej z przymrużeniem oka. Jestem za tym, żeby frekwencja była na poziomie 20% - bo tego medialnie ukryć się nie da.
Niechlubny udział każdy ma: ten, który milczy, ten, który klaszcze...
5. Oddanie pustej kartki to błąd
Usłużni zainteresują się nią i skreślą właściwą dla nich pozycję.
Brak zdecydowania w braniu spraw w swoje ręce jest konsekwencją upadku Państwa , bo bandyci biorą swoje mając wsparcie im podobnych.
Pozdrawiam