"Byłem gorszy od zwierzęcia. Byłem żołnierzem AK"- po "Przeciw nazistom, volksdeutschom i antysemickiej Armii Krajowej"
KONTROWERSJE WOKÓŁ SPOWIEDZI "EGZEKUTORA"
CZYTAJ CAŁĄ ROZMOWĘ Z KRAWCZYK
Ze zdjęcia patrzy na nas szelmowsko, od ucha do ucha uśmiechnięty chłopiec. Nazywa się Stefan Dąmbski, ma trzynaście lat i za trzy lata zabije pierwszego człowieka. Rówieśnika, kolegę. Ale na zdjęciu jest rok 1938, zdjęcie zostało zrobione w Rabce, świeci słońce, a o wojnie nikt nie myśli. W 1942 roku chłopak ze zdjęcia trafi do rzeszowskiego oddziału dywersyjnego AK, a jego wpisowym będzie zabicie znajomego podejrzanego o kontakty z Gestapo.
„Zobaczyłem natychmiast swoją wielką szansę. Powiedziałem „Stachowi”, że mam schowany u siebie pod łóżkiem polski kbk i poprosiłem, żeby mi pozwolił wykończyć Jurka. (…) Nie przyszło mi jakoś do głowy, że za parę godzin mam zastrzelić człowieka, że muszę pozbawić życia nie dość, że istotę ludzką, to w dodatku swojego kolegę, z którym niejedną flaszkę samogonu się wypiło”.
„Byłem na samym dnie bagna ludzkiego”
To była pierwsza egzekucja z bardzo długiej listy, jeśli wierzyć autorowi. Dywersanci regularnie likwidowali konfidentów, agentów, zdrajców. „W pewnym okresie byłem dumą całego oddziału. Ponieważ nie robiło mi różnicy, czy ja żyję, nie dbałem zupełnie o to, czy żyją inni. (...) Byłem na samym dnie bagna ludzkiego. A jednak byłem typowym żołnierzem AK. Byłem bohaterem, na którego piersi po wojnie spoczął Krzyż Walecznych”.
Życie w partyzanckim oddziale, choć bywało ciężkie, miało swoje plusy. Dąmbski pisze, że cenił sobie fakt, że nie musiał chodzić do szkoły ani pracować fizycznie, jedzenie było zapewnione, a do tego nie było mowy o nudzie. Jak nie akcja, to szło się „na dziewczynki”, a w ostateczności był jeszcze alkohol. „Na zakończenie wieczoru wytrąbiłem pół butelki samogonu bez zakąski i urżnięty jak świnia usnąłem w ubraniu, czekając na lepsze jutro” – pisze autor, dodając „nie mając pokończonych szkół, w życiu cywilnym byłem zerem, a tu w AK nosiłem za pasem wielką spluwę i odgrywałem ważniaka”.
W „wyzwolonej” Polsce
Gdy Niemców zastąpili Sowieci, dywersja wcale się nie zakończyła. Tym razem celem byli nowi okupanci. Jednego z nich znalazł śpiącego w rowie. „Zeskoczyłem lekko z roweru i na paluszkach podszedłem do niego. Przekonawszy się, że rzeczywiście śpi, wyciągnąłem z kieszeni najdłuższy gwóźdź, jaki miałem, i bez namysłu, pomagając sobie kolbą pistoletu, wpakowałem go na całą długość w głowę sierżanta. Sowiecik tylko westchnął lekko i wyprężył się w dziwnych drgawkach, które po chwili ustały. Bez żadnej emocji, bez skrupułów, wsiadłem na rower i ruszyłem w dalszą drogę”.
„Rzucał się na skamieniałych ze strachu Ukraińców i krajał ich na kawałki”
Najbardziej chyba szokujące relacje dotyczą mordów, bo trudno to nazwać inaczej, na Ukraińcach i bestialskiej polsko-ukraińskiej wojnie na wyniszczenie, która toczyła się na Rzeszowszczyźnie. „Napady Ukraińców na wioski polskie były straszne. [...] Rzadko kiedy używali pistoletu lub automatu, większość ofiar padała od ich noży albo strażackich toporków. [...] Kobiety i dzieci były szlachtowane na równi z mężczyznami. Polskie niemowlęta brali za nóżki i rąbali ich małymi główkami o ścianę” – pisze autor, ale polski odwet wcale nie był lepszy.
"Półprzytomny >>Twardy<<, stary nożownik z lwowskich Pasiek, rzucał się na skamieniałych ze strachu Ukraińców i krajał ich na kawałki. Z niesłychaną wprawą rozpruwał im brzuchy lub podrzynał gardła, aż krew tryskała po ścianach. Silny niesamowicie, często zamiast noża używał zwykłej ławy stołowej, którą gruchotał czaszki, jakby to były makówki”.
„Najlepszą karą za jej ukraińskie pochodzenie będzie gwałt”
Chłopcy – bo mało który, jak pisze autor, miał więcej niż 20 lat – nie stronili też od innych, choć także tradycyjnych metod etnicznej czystki. Gdy w jednym z polskich domów znaleźli Ukrainkę, długo się nie wahali. „Ponieważ była bardzo młoda i bardzo ładna, „Twardy” zadecydował, że najlepszą karą za jej ukraińskie pochodzenie będzie, gdy wszyscy trzej dopuścimy się na niej gwałtu. (…) Jednak na samym gwałcie się nie skończyło i choć „Twardy” rzeczywiście darował jej życie, to przedtem przyciągnął ją nagą do kuchni i rozgrzawszy do czerwoności pogrzebacz, na goły tyłeczek takie jej smary sprawił, że aż czerwone pręgi zaczęły się pokazywać. I w takim stanie, zupełnie nagą, wyrzucił biedną dziewczynę na dwór. Ratując ostatkiem sił swoje życie, w śniegu po kolana, w trzaskający mróz pobiegła do sąsiadów”.
Partyzancki etap życia Dąmbskiego skończył się w 1945 roku. Po jednej z akcji nowe władze poważniej zainteresowały się 19-letnim partyzantem i dowództwo zdecydowało przerzucić go na Zachód. Ostatecznie osiadł w Stanach Zjednoczonych. W 1993 roku, nieuleczalnie chory na raka, popełnił samobójstwo strzelając sobie w głowę.
Kontrowersje wśród żołnierzy AK
Wspomnienia Stefan Dąmbski zaczął pisać w latach 70-tych, a skończył tuż przed samobójczą śmiercią w 1993 roku. Fragmenty Ośrodek Karta (organizacja pozarządowa zajmująca się dokumentowaniem i upowszechnianiem historii najnowszej Polski i Europy Środkowo-Wschodniej) opublikował trzy lata temu. Teraz całość można przeczytać w „Egzekutorze”.
- Zdecydowaliśmy się na publikację wspomnień Dąmbskiego, bo to ważne i wiarygodne świadectwo ukazujące drugą stronę historii wojennych. Idealizujemy obraz AK, ale nie było tam samych bohaterów. Były też wyroki śmierci i ktoś to musiał robić. Nie można oczywiście pluć na pomniki i autorytety, ale nie wszystko było wtedy czarno-białe – mówi Artur Jóźwik, dyrektor zarządzający Ośrodka Karta.
Stek bzdur?
Już fragmenty wywołały ogromną burzę, zwłaszcza w środowisku byłych AK-owców. Mieczysław Skotnicki ze Światowego Związku Żołnierzy AK napisał, że "stwierdza stanowczo i jednoznacznie, że bohater wspomnień – Stefan Dąmbski w każdym niemal fragmencie mija się z prawdą historyczną", przypisuje sobie cudze "bohaterskie czyny", a całość jest "samochwalczą blagą". Na dowód przytacza kilka akcji opisanych w książce, w których - zdaniem Skotnickiego - Dąmbski nie brał udziału. "Przeprowadzona przeze mnie szybko kwerenda wśród ostatnich żołnierzy AK nie przynosi żadnych potwierdzeń dotyczących działań „Egzekutora” - podsumowuje.
Drugi z opublikowanych w książce listów napisała Irena Filipowicz, w której, jak zaznacza, rodzinnych stronach dzieje się akcja książki. "Nie ulega wątpliwości, że Stefan Dąmbski był w tak zwanej grupie dywersyjnej, że na pewno brał udział w różnych akcjach, jednakże jego wspomnienia budzą duże wątpliwości, a niektóre ich fragmenty są po prostu nieprawdziwe" - uważa Filipowicz.
- Proszę zauważyć, że te wspomnienia były pisane dużo lat po wojnie i to nie w Polsce, bo Stefan Dąmbski dość szybko emigrował, tylko w Stanach Zjednoczonych. Pamięć człowieka nie jest idealna, nie odtwarza wszystkiego - odpowiada Maria Krawczyk. I dodaje: - Opinia doktora Grzegorza Ostasza, historyka znającego bardzo dobrze problemy ruchu oporu na Rzeszowszczyźnie, pokazuje, że te zarzuty nie dyskwalifikują całej relacji Stefana Dąmbskiego. Wręcz ją w jakiś sposób uwierzytelniają.
Katarzyna Wężyk//mat/k
http://www.tvn24.pl/-1,1677326,0,1,bylem-gorszy-od-zwierzecia-bylem-zolnierzem-ak,wiadomosc.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. ale kogo to obchodzi?
Na dowód przytacza kilka akcji opisanych w książce, w których - zdaniem Skotnickiego - Dąmbski nie brał udziału. "Przeprowadzona przeze mnie szybko kwerenda wśród ostatnich żołnierzy AK nie przynosi żadnych potwierdzeń dotyczących działań „Egzekutora” - podsumowuje.
Bohater wspomnień – Stefan Dąmbski w każdym niemal fragmencie mija się z prawdą historyczną, przypisuje sobie cudze bohaterskie czyny, a całość jest samochwalczą blagą
Mieczysław Skotnicki ze Światowego Związku Żołnierzy AK
Drugi z opublikowanych w książce listów napisała Irena Filipowicz, w której, jak zaznacza, rodzinnych stronach dzieje się akcja książki. "Nie ulega wątpliwości, że Stefan Dąmbski był w tak zwanej grupie dywersyjnej, że na pewno brał udział w różnych akcjach, jednakże jego wspomnienia budzą duże wątpliwości, a niektóre ich fragmenty są po prostu nieprawdziwe" - uważa Filipowicz.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. SS-sqwsyny
zaczynaja szyc gruba nitka,
3. ...
"Bohater wspomnień – Stefan Dąmbski w każdym niemal fragmencie mija się z prawdą historyczną, przypisuje sobie cudze bohaterskie czyny, a całość jest samochwalczą blagą"
to akurat nie ma znaczenia czy on to zrobił, czy nie "morderstwo pozostaje morderstwem", to że ktoś udowodni, że pewnych rzeczy nie robił on, tylko inni akowcy, nie zepsuje nic salonowi - powiedzą: "co z tego, że to nie on mordował? - mordowali inni"
to nie jest dobra linia obrony
na wojnie zasadniczo zabijanie jest oparte o "obronę własną", nawet jeśli zabija się z zasadzki ludzi praktycznie bezbronnych to robi się to, by minimalizowac straty własne - ci ludzie (wrogowie) są potencjalnie groźni, dlatego się ich zabija
podobnie jest z linczem w czasie pokoju - jeśli odpowiednie organa nie reagują, a ktoś terroryzuje okolicę - dopadnięcie go, gdy jest bezbronny, nie jest wcale morderstwem, a właśnie obroną własną
jedyne co trzeba oddzielic to uzasadnione zabójstwa od niewytłumaczalnych gwałtów i innych bestialstw, których żaden akowiec się niedopuszczał - ta konfabulacja (czy nawet aluzja do takich czynów) jest karygodna
-------------
w Polsce niestety obywatele do dziś nie mają prawa do obrony własnej - wg mnie to jest pozostałośc po PRL, kiedy to przestępstw dokonywali "nieznani sprawcy" - zabicie takiego nieznanego sprawcy, to przecież byłoby zabicie funkcjonariusza władzy państwowej, a na to PRLowskie państwo nie mogło sobie pozwolic
4. Kat z Armii Krajowej – nowy serial „GW” (mezon1)
Byli już AK-owcy, którzy mordowali Żydów w Powstaniu Warszawskim, teraz są mordercy, kaci z AK. Właśnie o zabójcy z AK traktuje książka „Egzekutor” Stefana Dąmbskiego. „Przyjemność zabijania” - krzyczy tytuł z „GW”.
„Oto historia szesnastoletniego chłopca, który stał się zabójcą. Na rozkaz Armii Krajowej” - ekscytuje się autor Piotr Lipiński.
Ta książka niepochlebne recenzje zebrała już kilkanaście tygodni temu. Pisała o niej m.in obszernie „Rzeczpospolita”, wypowiadali się historycy. Okazało się , że autor najnormalniej w świecie zmyślał – nie zgadzały się fakty historyczne, miejsca, zdarzenia. Wydawało się, że wszystko na ten temat zostało napisane.
Jakże złudne przekonanie!
Jest przecież „Gazeta Wyborcza”. W tekście Lipiński zachwyca się kunsztem pisarskim Dąmbskiego a jego wątpliwe „dzieło” przyrównuje „malowanego ptaka” Jerzego Kosińskiego.
Pamiętacie państwo, jak Joanna Siedlecka zdemaskowała „rewelacje” Kosińskiego w świetnej książce „Czarny ptasior”? Aż się prosi, by Joanna Siedlecka poszła szlakiem Dąmbskiego i pokazała krok po kroku jego mistyfikację, o której częściowo już pisali historycy.
„GW” zawsze miała swoistego „hopla” na punkcie AK, WiN, NSZ. Jej autorzy wpadali w panikę, gdy „budziły się demony patriotyzmu”.
Te „demony” mogą się znowu obudzić, ledwo co uśpione ( i to w małej części), po tragedii smoleńskiej.
Więc łubudu „Egzekutorem”! Niech świat się dowie o zabójcach z AK. Co z tego, że to już było? Ale nie było w „GW”! Więc do dzieła. Wczoraj tekst, dziś wywiad z „Dużym Formacie”. A do pojutrza i popojutrza niezawodni autorzy „GW”na pewno coś wymyślą.
http://mezon1.salon24.pl/243561,kat-z-armii-krajowej-nowy-serial-gw
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl