JA, Davies (rekontra)
Maryla, pt., 01/10/2010 - 21:54
Czy nazywając największą partię opozycyjną sektą, używa swojego autorytetu (historyka?), czy może go raczej nadużywa? Gdy włącza się w polityczną bieżączkę i mówi w telewizji i słuchają go miliony widzów – podkreślam, funkcjonując w sferze publicznej, jako wybitny historyk: „ja w ogóle o Kaczyńskich nic nie słyszałem, w latach osiemdziesiątych” i kontynuuje myśl, że „ś.p. Lech Kaczyński miał odegrać jakąś rolę w stoczni dla mnie to jest kompletna nowość” - wzmacnia swój autorytet, czy raczej się ośmiesza?
Lubimy obcokrajowców. Taka jest nasza narodowa przypadłość i słabość. Jesteśmy „im” życzliwi, dla „nich” uczynni, a jeżeli jeszcze pochwalą Polskę, to przychylimy im nieba. A jeżeli taki obcokrajowiec poślubi Polkę, to nie tylko, że nie zżera nas zazdrość – jak to się dzieje w innych krajach, a jesteśmy dumni. I taki obcokrajowiec staje się nasz.
Zróbmy jeszcze jeden krok, a może kilka kroków. Wyobraźmy sobie, że tenże obcokrajowiec napisze książkę o Polsce? A jeżeli zatytułuje ją – „Boże igrzysko”? Polacy są wniebowzięci, gdyż obcokrajowiec dostrzegł, że Bóg zwrócił swą uwagę na Polskę i że, czyni to nieustannie. A jeżeli inną swą książkę o Polsce zatytułuje „Serce Europy”? To go po prostu pokochamy. I tak się stało.
A jeżeli się dowiemy, że pierwsza książka naszego obcokrajowca nosi tytuł „Orzeł biały, czerwona gwiazda”, to przecież nie tylko jest „nasz”, ale jest wtajemniczony. Nie tylko geopolitykę ma w małym palcu, ale wie prawie wszystko, porozumiewa się z nami bez słów. Takiego obcokrajowca Polacy noszą na rękach. I tak się stało. Właśnie to przytrafiło się profesorowi Normanowi Daviesowi, londyńskiemu Walijczykowi, który do swej polskiej żony zwraca się Myszko.
I w weekend wziąłem do ręki „Rzeczpospolitą” i jestem zmuszony rekontrować. Najpierw drobna uwaga. Agnieszka Rybak w artykule „Norman idzie na wojnę” pisze, że za przedstawioną w „Bożym igrzysku” wizję historii Polski Davies zapłacił wysoką cenę. I protestuję, i stwierdzam, że było i jest wręcz odwrotnie.
Norman Davies bez Polski byłby … mało komu znanym historykiem, jednym z wielu tysięcy. Złagodzę kategoryczność swojego sądu dodaniem słowa „zapewne”. Dlatego, Polska jest wdzięczna Daviesowi, ale wdzięczność winna być odwzajemnioną.
Bez „Bożego igrzyska”, którego angielskie wydanie miało premierę 12 grudnia 1981 roku, autor długo i ciężko pracowałby, by zdobyć swoją obecną popularność. Nazajutrz "God's Playground" było na ustach całego świata, gdyż był to pierwszy dzień stanu wojennego, wojny jaruzelsko-polskiej.
I dowiaduję się z „Rzeczpospolitej”, że Norman Davies zbrojnie włączył się w wojnę polsko-polską. I pytam - kiedy się włączył? A pytam czysto retorycznie, gdyż mam w pamięci wiele wypowiedzi Daviesa z ostatnich lat.
W 2007 roku w artykule zatytułowanym „Polska staje się krajem śmiesznym” skarżył się czytelnikom Wyborczej, że jego syn ma dość ciągłego tłumaczenia, że nie wszyscy w Polsce powariowali. Podobno dzień w dzień oxfordzcy koledzy jego syna śmiali się i opowiadali, co nowego wymyślili Kaczyńscy. Davies dzielił się marzeniami: „Mam nadzieję, że niedługo to się skończy”.
A czy ktoś pamięta - i w ogóle czy sobie zdaje sprawę - jak Norman Davies dołączył do nagonki na historyków Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka?
Podjęli oni trud badania archiwaliów z lat siedemdziesiątych, a Davies atakując historyków i dezawuując ich pracę mówił o … „bzikowatej wersji historii”. Jakby zapomniał, że gdy kandydował na stanowisko na uniwersytecie w Stanford, jego osoba została odrzucona z uzasadnieniem, że kwalifikacje historyczne „nie spełniają tamtejszych standardów akademickich”. Przecież sytuacja wypisz wymaluj dokładnie taka sama jak z historykami IPN, z tym, że on przełamywał stereotypy myślenia na Zachodzie o Polsce, a oni likwidują białe plamy, odkłamują przeszłość.
W otrzymanym liście przeczytał: „Historyk, który broni Polaków, nie jest do zaakceptowania w gronie wykładowców Uniwersytetu Stanforda”.
Davies glanując historyków podejmujących trudne tematy mówił jednocześnie, że „Lech Wałęsa w oczach wszystkich uczciwych jest człowiekiem pokoju i sprawiedliwości i nadziei i wolności.” Gdy się słuchało i słucha Lecha Wałęsy, czy można uznać, że jest człowiekiem pokoju? Gdy się widzi, jaki los jest udziałem jego kolegów stoczniowców i gdy się pamięta, że tenże Wałęsa troszczył się o wysokość esbeckich emerytur – to trudno powiedzieć, by wiele uczynił dla sprawiedliwości – również tej „dziejowej.” No, ale według Normana Daviesa, właśnie tak postrzega Wałęsę „każdy uczciwy człowiek”.
Macham przez chwilę na to wszystko ręką – szczegóły tamtych spraw na moim blogu we wpisie z 2008 roku – „Żywoty równoległe dwóch historyków: Davies – Cenckiewicz”, gdyż chcę zwrócić uwagę na jedno zdanie artykułu w „Rzeczpospolitej”, a brzmi ono: „Przez lata wypracował sobie w naszym kraju autorytet”.
Polacy są uczuleni na autorytety – mają złe doświadczenia, ale w tym przypadku tak właśnie jest – Davies dla wielu Polaków jest autorytetem, ale przecież powinien być - autorytetem w „pewnym” zakresie.
Czy nazywając największą partię opozycyjną sektą, używa swojego autorytetu (historyka?), czy może go raczej nadużywa? Gdy włącza się w polityczną bieżączkę i mówi w telewizji i słuchają go miliony widzów – podkreślam, funkcjonując w sferze publicznej, jako wybitny historyk: „ja w ogóle o Kaczyńskich nic nie słyszałem, w latach osiemdziesiątych” i kontynuuje myśl, że „ś.p. Lech Kaczyński miał odegrać jakąś rolę w stoczni dla mnie to jest kompletna nowość” - wzmacnia swój autorytet, czy raczej się ośmiesza?
Jeżeli zaakcentuję, że jest wybitnym popularyzatorem historii Polski, wielce dla Polski zasłużonym, to te słowa nic nie mówiąc o Lechu Kaczyńskim, wiele mówią o ich autorze i … zasmucają.
Złośliwie mogę odnotować, że przypomina naszą tubylczą Henrykę Krzywonos, ostatnio odkryty autorytet Wyborczej, której się powiedziało o Jarosławie Kaczyńskim w okresie strajków sierpniowych: „Nie wiem, co robił. Nie mam pojęcia, gdzie był. Może na rybach”.
Ale od Daviesa wymagać można więcej. Znacznie więcej niż od telewizyjnego autorytetu Frasyniuka, który nie tak dawno dzielił się swoimi przemyśleniami: "Jarek pie…sz, nie było cię tam".
Ojciec Maciej Zięba w wywiadzie dla Gazety Wyborczej (publikacja wywiadu została zablokowana) wspominał dwudziestosześcioletniego Frasyniuka, że tenże w listopadzie 1980 r. nie wierzył w opowieści o ubekach. Nie mieściło mu się w głowie, że jest jakieś SB, które podsłuchuje ludzi. „Ale jego świadomość błyskawicznie rosła” – zauważa o. Zięba. Tak błyskawicznie był uświadamiany przez Czerską, że został przewodniczącym Unii Wolności. Czy ktokolwiek w Polsce mógłby być bardziej uświadomiony politycznie niż pierwszy sekretarz UW? No może redaktor Michnik. I dzisiaj wybitny działacz Solidarności używając rynsztokowego języka daje świadectwo – „nie było ciebie tam”.
I żeby wątek odwzajemnionej miłości skończyć, zaglądam do pewnego tygodnika i dowiaduję się od samego Daviesa, że po katastrofie smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu przechodząc od kamery do kamery udzielał wywiadów – cytuję: ”to mój głos, moja twarz były dla licznych zagranicznych telewizji świadectwem autentycznego szoku, wstrząsu, żałoby Polaków. Byłem, więc częścią tego, co się zdarzyło …” i myślę sobie, że to krajowa woda sodowa uderzyła Normanowi do głowy. I, że jest nasz.
Tekst ukazał się w Warszawskiej Gazecie nr 39.
LINKI:
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
5 komentarzy
1. w temacie
Polska historiografia II-agentura wpływu .
Josef Goebbels - Historię piszą zwycięzcy.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. @Maryla
Dzięki za przypomnienie tamtej serii - gdzieś w końcówce sierpnia zupełnie mi umknęły.
Szczególnie ważne te informacje o...podpisywanych "jakichś" papierach i donoszeniu przez Davies'a !!!
A tekst rekontry - świetny.
Popatrzcie - jakie to w gruncie rzeczy smutne: stale TEN SAM MECHANIZM wywlekania z cienia kolejnych zaprzańców i wkładania im dziś w usta tego - co żąda UBecja, byśmy usłyszeli.
Czy taki Norman Davies nie zdaje sobie sprawy - jak SPSIAŁ ???
I to nie dopiero dziś - SPSIAŁ już dawno: WÓWCZAS gdy został TW.
Dziś sam pluje sobie w twarz.
Zastanawiam się, na ile została mu tego świadomość...
Selka
3. +
!
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
4. Gryciuk w IPN
" Środowisko osób represjonowanych wyraża swoje głębokie zaniepokojenie z powodu pełnienia obowiązków prezesa IPN przez p. dr. Franciszka Gryciuka z uwagi na jego dotychczasową bardzo szkodliwą "pracę" na terenie Wyższej Szkoły Rolniczo-Pedagogicznej, przemianowanej następnie na Akademię Podlaską w Siedlcach. W naszym przekonaniu, osoba ta, której działania na wymienionym terenie były i są sprzeczne z wartościami, jakie powinny przyświecać pełniącemu obowiązki na kierowniczym stanowisku w IPN.
Pan F.Gryciuk jest ściśle związany z komunistycznym establishmentem, zaangażowany był w promowanie tego środowiska, co przynosi nieodwracalne szkody w szczególności dla polskiej młodzieży.
Pan Gryciuk w latach 90-tych był inicjatorem i realizatorem na terenie siedleckiej uczelni, procesu skomunizowania uczelni, a szczególnie Wydziału Humanistycznego. Jego działania w tym kierunku były niezwykle szkodliwe, ponieważ uczelnia przygotowuje i kształci młodych ludzi na przyszłych nauczycieli.
W latach 90-tych, jako dziekan Wydziału Humanistycznego, p. Gryciuk wyszukiwał a następnie przedstawiał radzie wydziału i senatowi, osobiście, lub z pomocą swego zastępcy, kandydatury, a następnie składał wnioski o zatrudnienie na etatach profesorskich, byłych wykładowców zlikwidowanych "uczelni" : Akademii Nauk Społecznych przy KC PZPR, Wojskowej Akademii Politycznej im. F.Dzierżyńskiego i zwolnionych pracownikow z Wojskowego Instytutu Historycznego im. W.Wasilewskiej.
Skutkiem tych działań Wydział Humanistyczny, a następnie później utworzony Wydział Zarządzania, stały się filiami nieistniejących już uczelni propagandowych. Przyjęto w sumie, w ciągu kilku lat, kilkudziesięciu politruków, propagandzistów komunistycznych i fałszerzy historii.
Z inicjatywy Gryciuka przyjęto m.in. na stanowiska profesorskie, w charakterze nauczycieli akademickich dla podlaskiej młodzieży: Piotra Matusa z WIH im. W.Wasilewskiej - cenzora politycznego a zarazem znanego politruka w obozach dla kleryków, Mieczysława Jaworskiego- wcześniej na wysokim, dowódczym, stanowisku, w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Bardziej szczegółowe informacje są w posiadaniu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych z siedzibą w Siedlcach.
Janusz Olewiński "
http://www.pschp.pl/
www.powstanie-warszawskie-
5. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
"Norman Davies bez Polski byłby … mało komu znanym historykiem, jednym z wielu tysięcy. Złagodzę kategoryczność swojego sądu dodaniem słowa „zapewne”. Dlatego, Polska jest wdzięczna Daviesowi, ale wdzięczność winna być odwzajemnioną."
Święte słowa.
Ukłony Moje najniższe
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz