Smutno mi Boże... (Ks. Rafał Sorkowicz SChr)

avatar użytkownika Maryla

To, co wydarzyło się dzisiaj w naszej stolicy, przed Pałacem Prezydenckim, jest porażające. Warszawa na chwilę stała się areną przejmującej walki o prawdę. Nie tylko o drewniany krzyż, ale o Prawdę, przez wielkie „P”. Staram się zrozumieć obydwie strony. I może gdyby te strony nie były rozdzielone sprytnym fortelem PO(lityków), zrozumiałbym szybciej, a tak mam problem. Bolesny problem, plus kilka znaków zapytania, równie bolesnych…

 

Gdybym dzisiaj był w Warszawie, z pewnością stanąłbym wśród tysięcznego tłumu. Nie wiem, może owe skandowania, krzyki, przepychanki były niepotrzebne. Może bardziej wymowna byłaby cisza, albo odmawiany różaniec z rozważaniem tajemnic bolesnych. Bo sprawa krzyża zawsze jest „bolesna”. Ale z drugiej strony… Ile to można?… Zmusza się ciągle nas – chrześcijan, do błędnie pojętej „tolerancji” wobec co rusz to nowych pomysłów ateistycznej propagandy. Mamy tolerować wszystko, co wyprodukują laickie gremia, media, polityczne salony. A może lud chrześcijański już nie wytrzymuje i mówi „dość”. I daje ( jak najbardziej słusznie) w gębę wszystkim fałszywym prorokom, poubieranym również (i niestety) w sutanny, habity czy  dobrze skrojone garnitury.

 

Przyszli ludzie. Całe mnóstwo wierzących ludzi. O. Maciej Zięba, dominikanin, nazwał tych ludzi „fanatykami religijnymi”. Chciałem się powstrzymać od komentarza, ale nie potrafię. Ojcu Ziębie chyba się coś już porządnie pod kopułą poprzewracało. Jaki „fanatyzm”?… Na litość Boską, ci ludzie przybyli pod krzyż „dać świadectwo Prawdzie”. Jesteśmy świadkami niewyobrażalnie subtelnych, ciągłych ataków na wszystko, co chrześcijańskie. Koloseum, gdzie ginęli chrześcijanie, zamieniło się w „medialny amfiteatr”. A tam nieustannie rzuca się na pożarcie katolickie wartości, prawdy, konkretnych ludzi Kościoła, wszystko oczywiście w sposób taktowny, pokojowy, elegancki. Zmienia się taktyka ataku, zmienia się taktyka obrony. Cierpliwość też ma swoje granice…

 

Bolesnym znakiem zapytania pozostaje także postawa abpa Nycza. „Political correctness” warszawskiego hierarchy szokuje i boli. Abp Nycz zaznacza oczywiście, że nie włącza się w pośrednictwo w tej sprawie, bowiem „na razie nie jest o to proszony”. A od kiedy to trzeba prosić, a może błagać – biskupa, pasterza o obronę krzyża?… O zajęcie stanowisko w tak fundamentalnej sprawie?… Krótko rzecz ujmując: totalna kompromitacja biskupiego urzędu.

 

Krzyż pozostał. A razem z nim „niesmak”, bolesny jak nigdy. Platformie udało się skłócić ludzi, skompromitować Kościół. Spór o krzyż zamienił się w „bitwę”. A może nawet „wojnę”. Wciąż widzę księży, ubranych w komże i stuły. Z grobowymi minami. A naprzeciw nich setki ludzi, broniących krzyża. Koszmar. Słyszę wciąż telewizyjne komentarze całej tej sprawy w wykonaniu ks. Sowy, o. Zięby, Hołowni. Kolejny koszmar. Dzień bolesny, dzień koszmarny. Równie mocno, jak ten sprzed dwóch tysięcy lat. Tam też był zgiełk, były przepychanki, była wierność i była zdrada. Już taki los krzyża, że kumuluje w sobie wszystko, co nasze, co ludzkie.

 

A Jezus?… Jak Jezus. Był dzisiaj na Placu Prezydenckim. Może płakał, jak wtedy, nad Jerozolimą…

 

Co zaś do pytania, które mi zadał ktoś „Anonimowy”: „jak by się ksiądz czuł, będąc na miejscu warszawskich kapłanów”? odpowiadam: podle. Gdybym stał, tam gdzie oni stali, poczułbym się podle. Ich miejsce było wśród ludzi. Wśród owiec… Tam jest miejsce pasterza… Wśród owiec i przy krzyżu…

 

http://fronda.pl/fronda_pl_sorkovitz/blog/smutno_mi_boze

Etykietowanie:

11 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Platformie udało się skłócić ludzi, skompromitować Kościół.

w tej chwili w TVN24 Schejfeld kłamie, kłamie, kłamie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Ksiundz Stryj

2. Takie sytuacje oddzielają ziarna od plew

"Co zaś do pytania, które mi zadał ktoś „Anonimowy”: „jak by się ksiądz czuł, będąc na miejscu warszawskich kapłanów”? odpowiadam: podle. Gdybym stał, tam gdzie oni stali, poczułbym się podle. Ich miejsce było wśród ludzi. Wśród owiec… Tam jest miejsce pasterza… Wśród owiec i przy krzyżu…"

Więc nie ma tego złego..., że wiemy już kto ziarnem.

avatar użytkownika Ksiundz Stryj

3. @Maryla

"Schejfeld kłamie, kłamie, kłamie"

na jakiś szczególny temat, czy jak zwykle - rytualnie.

avatar użytkownika Maryla

4. Ksiundz Stryj

KŁAMIE TEŻ I W TYM TEMACIE - WG NIEGO WCZORAJ BYŁO KILKADZISIAT OSÓB w obronie Krzyza podsycanych przez posłankę Szcypińską, a dalej-widadmo - nasza partja jest zwycięska, lud nas kocha i wypełniamy obietnice.

Jest tez o komisji hazardowej, w której był negatywnym bohaterem, stracił stanowisko

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Ksiundz Stryj

5. @Maryla

"WG NIEGO WCZORAJ BYŁO KILKADZISIAT OSÓB"

Cóż znaczą słowa "ślepych kapłanów łgarzy" wobec obrazów? Nic, mają znaczenie tylko dla ślepców:)

avatar użytkownika Deżawi

6. Krzyż jest bardzo ważną sprawą, ale...

nie jedyną.

A Fronda (i nie tylko) jakoś nie kwapi się do oceny poczynań miłościwie panujących...

Tak na marginesie i nieśmiało pragnę zaznaczyć.

"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika Maryla

7. @Deżawi

ja tez niesmiało, bo korzystamy z gościnności FRONDA, pragne to zauważyć, ale po reprymendzie otrzymanej od TW Filozofa, przycichli i ocen tam bardzo mało...

Gdyby nie blogi, to mozna by powiedzieć - prawie całkiem zamilkli.

Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Deżawi

8. @Maryla

Ten TW Filozof ma jakąś podejrzanie zbyt sporawą władzę realną :/

"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika Maryla

9. jest coś ! Dostrzec bliźniego (Fronda)

Nikt nie miał czasu, by spotkać się i na poważnie porozmawiać z ludźmi, którzy czuwali pod krzyżem. Zamiast rozmowy proponowano im zaś inwektywy i oskarżenia o brak posłuszeństwa hierarchii.
Polskie elity (niestety, coraz częściej także kościelne) doskonale wiedzą, kogo w naszym kraju można obrażać. I dlatego na głowy protestujących w obronie krzyża już posypały się gromy (i to takie, które gdyby wypowiedziano je na przykład pod adresem organizatorów wcześniejszej o kilkanaście dni homo-parady, zakończyłyby się nie tylko procesami, ale prawdopodobnie i wyrokami). Piotr Śmiłowicz o ludziach broniących krzyża pisze wprost, jako o „grupie psycholi”. Jan Turnau określa ich delikatniej mianem „fanatyków”. Niezawodny w takich sytuacjach Szymon Hołownia oskarża ich zaś o to, że dali się zmanipulować szatanowi, którego naturą jest dzielić. I dalej nie bawi się już w żadne subtelności, ale wprost uznaje obronę krzyża za „starcze chuligaństwo” i „fanatyzm”.

Księża wcale nie są zaś łagodniejsi. Biskup Tadeusz Pieronek określił ludzi stojących pod krzyżem „fanatyczną sektą”, „małymi”, „karłowatymi ludźmi”. A psycholog ojciec Jacek Prusak nie cofnął się nawet przed diagnozami psychiatrycznymi. „Opętanie” krzyżem, jakie obserwujemy wśród pikietujących, ma znamiona grupowej paranoi” – napisał na portalu jezuickim Deon.pl.... Więcej cytatów sobie daruję. Ale można je mnożyć, i nie ulega wątpliwości, że będzie ich przybywać.

A wszystkie te wypowiedzi słychać w sytuacji, gdy przez wiele tygodni nikt (ani politycy, ani intelektualiści, ani duchowni) nie miał czasu, by spotkać się i na poważnie porozmawiać z ludźmi, którzy dniami i nocami czuwali pod krzyżem. Zamiast rozmowy proponowano im zaś inwektywy (takie mniej więcej, jak powyżej) i oskarżenia o brak posłuszeństwa hierarchii (ciekawe, że takich oskarżeń nie formułuje się wobec Bronisława Komorowskiego, który zupełnie otwarcie odrzuca Magisterium Kościoła w sprawie in vitro). Na koniec zaś wystawiono przeciw nim kordony Straży Miejskiej i policji, jak również zatroskano się, iż zadziałała klasyczna psychologia tłumu, i że wśród setek zwyczajnych ludzi, którzy przyszli bronić krzyża, znalazły się osoby (i przypadkowo tak się złożyło, że to je uchwyciły kamery), które miały pewne problemy z równowagą. I przejechano się po nich, nawet nie zauważając, że konflikt wywołał prezydent-elekt, a rozkręcili go – do spółki – jego partyjni koledzy, bliskie PO autorytety i specjalista od zabytków (dziwnym trafem zależny od platformerskiej prezydent), który uznał, że nic już w okolicach Pałacu zmienić nie można.

Wszystko to niestety pokazuje, że nie ma w Polsce miejsca na poważną rozmowę i dialog. Ci, których stygmatyzuje się jako „nierozsądnych”, „nieroztropnych”, są pozbawieni możliwości wypowiedzi, a ich argumenty są natychmiast odrzucane (doskonale widać to w tej chwili, gdy postulat, by w miejsce krzyża postawić tablicę, jest lekceważony prychnięciem: „A skąd wiadomo, że nie będą chcieli większej tablicy”). Takie wykluczenie zaś rodzi agresję, frustracje, niekiedy przemoc. I zaskakuje mnie, że medialne autorytety nie są w stanie tego dostrzec, nie rozumieją, że to ich postawa radykalizuje część opinii publicznej i skłania je do bardzo ostrych zachowań. Zachowań, których można było uniknąć, gdyby ktoś – od razu – zajął się zamiast potępieniem – rozmową (tak, czasem trudną) i włączył „wykluczonych” w przestrzeń debaty. To jednak przekracza możliwości naszych dialogistów, którzy pod terminem dialog rozumieją wyłącznie rozmowę z kolegami, a nie z rzeczywistym światem.

Smutkiem napełnia też postawa części ludzi Kościoła. Ich także zabrakło w miejscu, gdzie były nie tylko realne emocje, ale także wierni, którzy poddani są ich duszpasterskiej opiece. Zamiast pojawić się przed Pałacem Prezydenckim, zamiast spotkać się z ludźmi (tak, czasem przesadnie emocjonalnymi czy wręcz głoszącymi nieroztropne poglądy), porozmawiać z nimi, postarać się zrozumieć ich emocje i argumenty – wybrano wyniosły sposób kontaktowania się z nimi za pomocą mediów i oświadczeń. A część duchownych (vide biskup Tadeusz Pieronek) poszła jeszcze dalej i zaczęła obrzucać ich inwektywami. Wszystko po to zaś, by usłyszeć kilka ciepłych słów od postępowych komentatorów, którzy uznali, że Kościół wreszcie zachował się tak, jak powinien. Tyle, że tak nie uprawia się duszpasterstwa, tak nie walczy się o dusze wiernych, a co najwyżej uprawia się kiepską (bo pod dyktando mediów) politykę.

A jest to tym bardziej smutne, że w ten sposób część – i tak wykluczonych z debaty – ludzi dostrzegło, że wspólnota, która zawsze powinna być z wykluczonymi, pozbawionymi prawa do głosu, opowiada się po stronie mediów i wyklucza wykluczonych ze swoich szeregów (trudno inaczej rozumieć wypowiedzi biskupa Pieronka). Takie wypowiedzi mają konsekwencje. Ludzie, którzy kochają Kościół (może nie zawsze dobrze to wyrażają), zapamiętają te słowa. I będą jeszcze bardziej sfrustrowani i rozgoryczeni. A jedynym zyskiem będzie to, że jakaś część duchownych będzie mogła sobie pofunkcjonować w medialno-politycznym mainstreamie. Tylko, czy naprawdę o to chodzi w byciu pasterzem?

Tego, co się stało, nie da się już odwrócić. Ale wciąż można próbować naprawić to, co zostało zepsute. A droga jest bardzo prosta. Ojciec Jacek Prusak zamiast formułować swoje oceny zza krakowskiego biurka powinien zacząć rozmawiać z realnymi katolikami (a oni są różni, nie wszyscy czytają „Tygodnik Powszechny”), biskupi i księża powinni być tam na placu, nie tylko pod ochroną kordonów policyjnych, ale również wśród wiernych. Rozmawiając z nimi, próbując ich zrozumieć, i modląc się z nimi. Wtedy zupełnie inaczej brzmiałyby oceny. A i wydarzenia prawdopodobnie przebiegałyby w inny sposób. Władze państwowe zaś zamiast uciekać od rozmowy i grozić (jak premier Tusk rozwiązaniami siłowymi), mogłyby spokojnie ustalić termin zawieszenia tablicy pamiątkowej, a później przygotować ją, zawiesić i spokojnie przenieść krzyż.

Ale żeby tak zrobić, trzeba w tamtych ludziach dostrzec nie tyle tłum paranoików, fanatyków, małych, karłowatych ludzi, a obywateli, którzy mają prawo do głosu; ludzi, których zdanie (nawet jeśli się z nim nie zgadzamy) też się liczy; i wreszcie bliźnich, którzy są powierzeni. To bywa trudne, ale jeśli ktoś nie odważy się tego zrobić, to skutki będą dramatyczne. Emocje (a wraz z nimi agresja) będą się zaostrzać, wykluczenie będzie się pogłębiać. I choć media będą miały wciąż nowy materiał, a autorytety argumenty na potwierdzenie swoich przemyśleń, to podział w Polsce będzie się pogłębiał. A Kościół (jako całość) będzie tracił autorytet obrońcy wykluczonych. Czy naprawdę tak musi być? Czy tak bardzo brak nam odważnych, otwartych (rzeczywiście, a nie medialnie) pasterzy? Czy nie ma wiernych świeckich, którzy potrafiliby opowiedzieć się (także oceniając i kiedy trzeba - krytykując) po stronie tych, którym odbiera się inwektywami głos? Oby tak nie było. Oby tacy pasterze, politycy, intelektualiści się znaleźli.
Tomasz P. Terlikowski

http://www.fronda.pl/news/czytaj/dostrzec_blizniego_1

komentarz

Obrońcom Krzyża zaproponowano nie tylko inwektywy i oskarżenia, ale kordony mundurowych i gaz. Pamiętacie te czasy? Komorowski bardzo chce mieć swoje ZOMO. Mógł zostawić Krzyż, postawić pomnik. Zyskałby uznanie i poparcie. Dlaczego tego nie zrobił?

Bo to hiena WSI. Doszedł do władzy po trupach. Zaraz po katastrofie jego ludzie rewidowali mieszkania poległych. Rzucił się na IPN, BBN, NBP, KRRiTV. Pazerność władzy totalna. Jego ludzie i pismaki szydzą z ofiar i ich rodzin. Gdy z Moskwy wracały trumny Polaków, on świętował zwycięstwo ZSRR z Jaruzelskim.

W telewizji kłamstwa, na ulicach kordony, ceny rosną. To kontynuacja PRL. Chcieliście Platformy, durni wyborcy? No to ją macie.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

10. Po której stronie barierek stałby ks.Popiełuszko? (ks.Isakowicz

Po której stronie barierek stałby ks.Popiełuszko? 2010-08-04

Vox populi, vox Dei - ta stara rzymska zasada zwyciężyła po raz kolejny, tym razem na ulicach Warszawy. Przykro mi to pisać, ale stołeczny Kościół niestety nie popisał się. Arcybiskupa Kazimierza Nycza, którego cenię za wiele spraw, wyraźnie zawiódł zmysł duszpasterski. Z jednej bowiem strony słusznie ustawicznie powtarzał, że archidiecezja warszawska nie jest stroną sporu. Z drugiej zaś strony dał się uwikłać w procedurę przenosin Krzyża Smoleńskiego. Wysyłanie młodych księży ubranych w sutanny, komże i stuły, w asyście straży miejskiej rozpylającej gaz łzawiący, było fatalnym posunięciem.

Honor duchownych warszawskich uratował ks. Stanisław Małkowski, kapelan „Solidarności” i przyjaciel ks. Jerzego Popiełuszki. Dobra i wyważona była też homilia ks. prałata Henryka Małeckiego.

Na pewno od dzisiejszego poranka drzwi kurii warszawskiej będą szturmowane przez przedstawicieli prezydenta-elekta, premiera i prezydent stolicy, domagających się, aby wysłać kolejnych duchownych, tym razem w asyście armatek wodnych i wozów bojowych. Oby arcybiskup, który niedawno przygotowywał beatyfikację ks. Popiełuszki, nie uległ tej presji i był konsekwentny, iż Kościół nie jest dla władzy świeckiej „chłopcem na posyłki”.

Inna sprawa, aby duchowni warszawscy, którzy tak tłumnie wzięli udział we wspomnianej beatyfikacji, mieli odwagę odpowiedzieć sobie na pytanie: po której stronie barierek na Krakowskim Przedmieściu stałby dziś błogosławiony Ksiądz Jerzy?

http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=3266&PHPSESSID=c82...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tamka

11. ks. Stanisław Małkowski

wykazal sie wspaniala postawa! Wczoraj w godzinach popoludniowych poszedl tam pod krzyz, poswiecil go i wsparl modlitwa zebranych przy nim. Reporterzy tvn24 "zlapali" ksiedza i pytali- dlaczego tam poszedl? I ks. Stanislaw Małkowski odpowiedzial, ze poszedl wesprzec tych ludzi, bo mysli podobnie.
Takich duchownych brak! Zwlaszcza wsrod hierachow! Wstydze sie za lubelskiego bisqpa! Cenialam natomiast bisqpa Pylaka, bo choc nie byl spektaqlarny w swoich pogladach, to nie dzielil swoich wiernych na tych dobrych [poprawnych politycznie i nie tylko] oraz fanatykow!

"Martwe dźwigi portowe nigdy nie będą Statuą Wolności".J.Ś.

LUBLIN moje miasto.