Smoleńsk - Donald Tusk (Stefan Hambura)

avatar użytkownika Redakcja BM24

Wojskowa Prokuratura Okręgowa

w Warszawie

ul. Nowowiejska 26B

 

00-911 Warszawa

Polen

 

 

 

 

 

2924/10/Ha/Se                                                                    Berlin, 30.06.2010 r.

 

Sygn. akt: Po. Śl. 54/10

Katastrofa w ruchu powietrznym w dniu 10.04.2010

 

 

W N I O S E K  D O W O D O W Y

 

Na podstawie art. 167 k.p.k. w związku z art. 169 k.p.k. i art. 52 § 1 k.p.k. wnoszę o przeprowadzenie dowodu z zeznań:

 

Premiera RP Pana Donalda Tuska, adres: Al. Ujazdowskie 1/3, 00-583 Warszawa

 

na okoliczności:  

 

1. rozmowy telefonicznej, która miała miejsce w styczniu lub lutym 2010 r. miedzy premierem Władimirem Putinem a premierem Donaldem Tuskiem, w której premier Putin zaproponował odbycie osobnych uroczystości w Katyniu bez obecności prezydenta RP Lecha Kaczyńskiewgo,

 

 

 

2. uczestnictwa w uroczystościach upamiętniających ofiary Zbrodni Katyńskiej premiera Donald Tusk razem z premierem Federacji Rosyjskiej Władimirem Putinem w dniu 7 kwietnia 2010r. Wtedy to szefowie obu rządów oddali hołd polskim oficerom zamordowanym przez NKWD w 1940 r. w Lesie Katyńskim oraz rosyjskim ofiarom stalinowskich represji w latach 30. Premierzy złożyli wieńce w obu częściach Memoriału Katyń: polskiej i rosyjskiej,

 

3. rozmowy premiera Donalda Tuska w dniu 7 kwietnia 2010 r w Smoleńsku z premierem Federacji Rosyjskiej Władimirem Putinem oraz wcześniejszego spotkania szefów rządów Polski i Rosji z przewodniczącymi polsko-rosyjskiej Grupy ds. Trudnych Adamem Rotfeldem i Anatolijem Torkunowem,

 

4. odbycia się rozmowy/rozmów premiera Donalda Tuska z premierem Władimirem Putinem i/lub innymi członkami rzadu Rosji w dniu 7 kwietnia 2010 r. lub w innym czasie, a dotyczyło to składu polskiej delegacji na centralne uroczystości w dniu 10 kwietnia 2010 r. upamiętniające 70. rocznicę mordu na polskich oficerach, na której czele miał stać prezydent Lech Kaczyński,

 

5. odbycia się wgodzinach wczesnopopołudniowych w dniu 10 kwietnia 2010 r nadzwyczajnego posiedzenie rządu RP w związku z tragiczną katastrofą prezydenckiego samolotu Tu-154 pod Smoleńskiem,

 

6. odbycia się rozmowy telefonicznej premiera Tuska z premierem Władimirem Putinem i prezydentem Dimitrijem Miedwiediewem w dniu 10 kwietnia 2010 r., podczas której między innymi premier Władimir Putin poinformował premiera Tuska, że udaje się na miejsce katastrofy samolotu TU-154. Szefowie rządów Polski i Rosji ustalili także, że spotkają się na miejscu tragedii, a prezydent Miedwiediew zapewnił, że śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy w Smoleńsku będzie prowadzone wspólnie przez prokuratorów polskich i rosyjskich,

 

7. pobytu premier Donald Tusk na miejscu katastrofy samolotu TU-154M, podczas którego szef polskiego rządu i premier Rosji złożyli wieńce na miejscu tragedii. Natomiast wicepremier Waldemar Pawlak i minister obrony narodowej Bogdan Klich zapalili znicze. Po uczczeniu ofiar katastrofy premier Donald Tusk rozmawiał z premierem Rosji Władimirem Putinem.W czasie tej rozmowy premier Rosji przekazał szefowi polskiego rządu informacje na temat działań podjętych w celu wyjaśnienia okoliczności katastrofy. Premierzy poruszyli wtedy także kwestię identyfikacji zwłok,

 

8. odbycia się rozmowy/rozmów premiera Tuska z premierem Władimirem Putinem i/lub prezydentem Dimitrijem Miedwiediewem w innym czasie aniżeli zostało to podane powyżej w punktach 6. – 7., a dotyczyło to śledztwa w sprawie przyczyn katastrofy w Smoleńsku,

 

9. odbycia się rozmowy/rozmów premiera Tuska z premierem Władimirem Putinem i/lub prezydentem Dimitrijem Miedwiediewem w czasie podanym powyżej w punktach 6. – 7. lub w innym czasie, a dotyczyło to możliwości dopuszczenia na miejscu katastrofy do samolotu TU-154M wyłącznie polskich śledczych, aby zabezpieczyć wszelkie nośniki informacji dotyczące bezpieczeństwa państwa, a w szczególności Sił Zbrojnych RP oraz państw sprzymierzonych będące w posiadaniu Prezydenta, Szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Kancelarii Prezydenta oraz oficerów WP jak również urządzenia i nośniki informacji znajdujące się na wyposażeniu wojskowego statku powietrznego. Z dostępnych informacji wynika, że dotyczy to m.in. laptopów, telefonów komórkowych, telefonu satelitarnego, a także ewentualnie dokumentów papierowych posiadanych przez ofiary katastrofy.

 

U Z A S A D N I E N I E

 

Z racjiuczestnictwa w uroczystościach upamiętniających ofiary Zbrodni Katyńskiej premiera Donalda Tuska razem z premierem Federacji Rosyjskiej Władimirem Putinem w dniu 7 kwietnia 2010r. premier Donald Tusk winien mieć wiedzę, czy premier Władimir Putin lub inny członek jego rządu chciał znaćlistę polskiej delegacji na centralne uroczystości w dniu 10 kwietnia 2010 r. upamiętniające 70. rocznicę mordu na polskich oficerach, na której czele miał stać prezydent Lech Kaczyński.

 

Strona internetowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – Centrum Prasowe – podaje w dniu 10 kwietnia 2010 r. (zobacz załącznik – oraz adres strony internetowej:http://www.kprm.gov.pl/centrum_prasowe/wydarzenia/id:4471/),że odbyła się rozmowa telefoniczna premiera Donalda Tuska z premierem Władimirem Putinem i prezydentem Dimitrijem Miedwiediewem. Cytat fragmentu tej informacji jest następujący: „(...) Prezydent Miedwiediew zapewnił, że śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy w Smoleńsku będzie prowadzone wspólnie przez prokuratorów polskich i rosyjskich.”Rozmowa ta miała miejsce jeszcze przed odlotem premiera Donalda Tuska na miejsce tragedii, gdzie się spotkał z premierem Władimirem Putinem.

 

Jednak ze stenogramupodkomisji stałej do spraw transportu lotniczego i gospodarki morskiej Komisji Infrastruktury, obradującej w dniu 6 maja 2010 r. pod przewodnictwem posła Krzysztofa Tchórzewskiegowynika, że tylko przez pierwsze trzy dni po katastrofie w Smoleńskuśledztwo było prowadzone wspólnie przez prokuratorów polskich i rosyjskich. Podkomisja ta przesłuchała pełnomocnika Polski, akredytowanego przy Komisji Badania Wypadków Federacji Rosyjskiej, płk dr Edmunda Klicha.

 

Edmund Klich relacjonuje podczas obrad podkomisji swój konflikt z Naczelnym Prokuratorem Wojskowym, pułkownikem Krzysztofem Parulskim:„I wchodzę do tego pomieszczenia, jest pan minister Paruluski i od razu no, powiedziałbym dosyć ostro, powiedział mi, że ja w ogóle nie potrafię działać, ja utrudniam pracę prokuraturze, a w ogóle ja ustawiłem…, przyjąłem jako załącznik 13 do procedowania i działam na szkodę Polski.To były bardzo mocne słowa i ja sobie je zapisałem zaraz wieczorem. Więc w tej sytuacji nie wiem, o co chodzi. Ja mówię, ja muszę procedować według załącznika 13 i wymaga tego ode mnie pan Morozow.”

Pełnomocnik Polski, akredytowanego przy Komisji Badania Wypadków Federacji Rosyjskiej, Edmund Klich stwierdził dalej podczas obrad podkomisji: „Z drugiej strony, jak premier Putin na tej telekonferencji zwracał się dwukrotnie do mnie bezpośrednio, to ja też sądziłem, że tu już jakieś ustalenia były międzynarodowe, bo skąd w ogóle premier Putin znał tam małego Klicha z Polski, prawda? I wzrostem, i funkcją?”

Edmund Klich konkludował wręcz, że były jakieś ustalenia, że to tylko taka telekonferencja była wynikiem pewnych ustaleń na poziomie międzyrządowym.

Premier Donald Tusk winien mieć wiedzę, czy i przez kogo zostały poczynione międzyrządowe ustalenia wten sposób, że odstąpiono od zapewnienia prezydenta Miedwiediewa, że śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy w Smoleńsku będzie prowadzone wspólnie przez prokuratorów polskich i rosyjskich. Taką samą procedurę przewiduje polsko-rosyjskie Porozumienie w sprawie zasad wzajemnego ruchu lotniczego wojskowych statków powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej i Federacji Rosyjskiej w przestrzeni powietrznej obu państw z dnia 14 grudnia 1993 r.

 

 

 

Stefan Hambura

Rechtsanwalt

 

http://hambura.salon24.pl/205652,smolensk-donald-tusk

Etykietowanie:

34 komentarzy

avatar użytkownika bedetta2010

1. Jest...

...NADZIEJA...

avatar użytkownika Marco

2. Trzymam kciuki zy Pana Mecenasa...

Tusk łże jak bura suka!

avatar użytkownika bedetta2010

3. Tu

...jedynie może się "rozsypać łańcuszek"...

"Kto podcina Orłom skrzydła..."

avatar użytkownika Maryla

4. na Fecbooku odbył się wywiad na zywo z E,Staniewicz

1. Samuel Pereira: "Witam serdecznie.
Pytanie pierwsze ze strony znanego na salonie blogera - rosemann'a,
odnośnie listu, który otrzymał od Olega Zakirova (KGBisty, który Polsce
przekazywał dokumenty katyńskie). Czy ...


http://www.facebook.com/?ref=home#!/pages/Solidarni2010pl/125552854137541


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

5. Rosjanie nie oddali telefonu satelitarnego Lecha Kaczyńskiego

Nie dysponujemy telefonem satelitarnym prezydenta Lecha Kaczyńskiego - powiedział w TVN24 prokurator generalny Andrzej Seremet, dodając, że także broń oficerów BOR jest w rękach Rosjan. Gość "Kropki nad i" powiedział, że strona polska dysponuje jedynie dokumentacją sekcji zwłok Lecha Kaczyńskiego. - Lekarze polscy byli obecni, ale nie we wszystkich czynnościach uczestniczyli - dodał Seremet, który poinformował, że nie dysponuje dokumentacją sekcji zwłok pozostałych ciał ofiar katastrofy.
- Dzisiaj można wykluczyć zamach terrorystyczny o charakterze konwencjonalnym. Ten wątek został wykluczony. Wątek przy użyciu innych niekonwencjonalnych metod jest nadal badany - powiedział prokurator generalny.

- Strona polska zwróciła się o możliwość przesłuchania osób przez prokuratora rosyjskiego przy obecności Polaków - powiedział o ewentualnym przesłuchaniu załogi samolotu Ił-76, który lądował na smoleńskim lotnisku przed katastrofą prezydenckiego Tu-154.

- Nie dopatruję się szczególnie złej woli prokuratury rosyjskiej - powiedział Seremet, dodając, że "takie śledztwa toczą się długo i nie da się tego zrobić szybko". - Wykorzystujemy wszelkie możliwości wpływania na stronę rosyjską - zaznaczył.

Prokurator generalny skupił się na wraku samolotu, który wciąż jest w rękach Rosjan. - Już w pierwszym wniosku mieliśmy sformułowaną prośbę o zabezpieczenie - powiedział.

- Jeśli chodzi o film wykonany przez obywatela Białorusi, prokuratorzy zwrócili się z prośbą o dokonanie szczegółowego przesłuchania tej osoby. Czekamy na wykonanie tego wniosku - powiedział o przesłuchaniu autora amatorskiego filmu nagranego tuż po katastrofie, na którym słychać dźwięki podobne do wystrzałów z broni palnej.

http://wiadomosci.onet.pl/2195526,11,rosjanie_nie_oddali_telefonu_sateli...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Polon210

6. brawo mec Hambura, ale obserwuje taki niebezpieczny proceder

Wezwani wielokrotnie do wyjaśnień dygnitarze PO (oraz szere eminencje) po prostu ignorują, ustawiaja się ponad prawem Rzeczypospolitej!! Jest znanych i publikowanych w mediach a szczególnie w internecie mnóstwo materiałów na temat podejrzanej działalności B. Komorowskiego pod egidą WSI (z raportem o WSI na czele) i co? ten pan po prostu ignoruje wszelkie próby ustawienia go w krzyżowym ogniu pytań. To samo Tusk. Ostatnio padł wniosek przepytania w kwestii katastrofy T. Arabskiego (jako szef kancelarii Tuska MUSI wiedzieć o wielu sprawach i BEZ WATPIENIA wie) i również ten figurant stoi ponad prawem. Skoro w RP dygnitarze i ich zausznicy lekceważą prawo RP to co należy zrobić??

"Ludzie, którzy próbują uczynić ten świat gorszym, nie biorą sobie wolnego dnia"
Bob Marley

avatar użytkownika Unicorn

7. http://www.dziennik.pl/katast

http://www.dziennik.pl/katastrofa-smolensk/article641623/Nagrali_rozmowe...
NSA jest bardzo tajemniczą agencją, dba o swój wizerunek albo raczej o jego brak i jak na pracowników specsłużb, gdzie sporo jest różnych niebieskich ptaków, szlachetnie urodzonych i liberałów- czytaj: powiązanych z paraorganizacjami, także masońskimi a zatem stanowią oni źródło do współpracy czy szantażu dla obcych służb- np. izraelskich czy rosyjskich, są radykalni :)
Śmiem twierdzić, że w rozmowie padło coś, co stawia Rosję w bardzo złym świetle. Co?
...
Gdyby było coś odnośnie nacisków, przycisków itd. poszedłby "przeciek" do prasy.

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika Mara

8. Były zaniedbania, mogą być zarzuty

Mecenas Rafał Rogalski zapowiada wnioski dowodowe w sprawie niedostatecznego zabezpieczenia przez BOR i MSZ wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu
Były zaniedbania, mogą być zarzuty

Prokuratura wojskowa intensywnie bada prawidłowość zabezpieczenia wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Jak ustalił "Nasz Dziennik", chodzi o "poważne zaniedbania dotyczące niedostatecznej liczby funkcjonariuszy, nieodpowiednie uformowanie kolumny samochodowej oraz brak zabezpieczenia zapasowych lotnisk". Śledczy przesłuchali już wszystkich oficerów Biura Ochrony Rządu zaangażowanych przy wyjeździe do Rosji.

- Jedna z wersji śledczych przewid uje konieczność zbadania prawidłowości zabezpieczenia tej wizyty przez BOR - mówi "Naszemu Dziennikowi" płk Jerzy Artymiak z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. - Przesłuchano wszystkich funkcjonariuszy BOR, którzy zabezpieczali tę wizytę w Polsce i na miejscu w Rosji, zgromadzono stosowne dokumenty - dodaje.
Według nieoficjalnych informacji mogło dojść do poważnych nieprawidłowości w kwestii zabezpieczenia wizyty polskiej delegacji na czele z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Chodzi m.in. o niedostateczną kwestię liczby funkcjonariuszy, nieodpowiednie uformowanie kolumny samochodowej oraz brak zabezpieczenia przez stronę polską zapasowych lotnisk. Wizytę w Katyniu zabezpieczały dwie grupy borowców, z których jedna znajdowała się w samolocie razem z prezydentem, a druga - licząca od pięciu do siedmiu funkcjonariuszy - na miejscu w Smoleńsku. Z tej drugiej grupy kilku funkcjonariuszy znajdowało się w Katyniu, a kilku oczekiwało na przylot delegacji bezpośrednio na lotnisku. Natomiast według wcześniejszych ustaleń BOR, w ogóle nie zapewniali ochrony lotnisk zapasowych, czym miały się zająć służby rosyjskie.
O niedostatecznych zabezpieczeniach wizyty prezydenta w Rosji jest przekonany Bogdan Święczkowski, były szef ABW i prokurator Prokuratury Krajowej. - Uważam, że zabezpieczenie niedoszłej wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu było dalece niewystarczające - ocenia. - Z tego co wiem, zostały wyznaczone dwa lotniska zapasowe, a Biuro Ochrony Rządu tłumaczy się, że nie wiedziało o tym. Nie skierowało tam żadnych funkcjonariuszy, nie zapewniło zapasowego transportu lądowego ani obecności polskich funkcjonariuszy w wieży kontroli lotów - dodaje. - Gdy patrzymy na to, w jaki sposób była zabezpieczona wizyta głowy państwa i osób mu towarzyszących w Katyniu, od razu widać amatorszczyznę. Dlatego przedmiotem śledztwa prowadzonego przez prokuraturę musi być ocena, czy BOR w tej sytuacji zachowało wszelkie standardy bezpieczeństwa należne głowie państwa podczas wizyty zagranicznej - podkreśla prokurator. Były dowódca jednostki specjalnej GROM gen. Roman Polko również podkreśla, że prawidłowość zabezpieczenia powinna być zbadana przez prokuraturę. Zwraca uwagę, że lotniska zapasowe powinny być zabezpieczone przez polskie służby.
"Nasz Dziennik" został poinformowany przez prokuratora Artymiaka, że na razie jest za wcześnie, aby wydawać wiążące opinie w kwestii zabezpieczenia wizyty. Prokurator dodał, że w przypadku stwierdzenia ewentualnych nieprawidłowości ten wątek sprawy zostanie przekazany prokuraturze powszechnej.
Komentarzy nie chce udzielać rzecznik prasowy BOR mjr Dariusz Aleksandrowicz. - Funkcjonariusze stawiają się na każde wezwanie prokuratury; w pozostałych kwestiach nie będę się wypowiadał - mówi.
Reprezentujący rodziny ofiar mecenas Rafał Roglaski zapowiada, że, że będzie składał wnioski dowodowe. Podkreślił, że sprawa musi być szczegółowo zbadana, podobnie jak rola Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Zenon Baranowski
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100709&typ=po&id=po01.txt

avatar użytkownika Mara

9. BOR mógł zaniedbać procedury

Z Bogdanem Święczkowskim, byłym szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i prokuratorem Prokuratury Krajowej w stanie spoczynku, rozmawia Mariusz Bober
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100709&typ=po&id=po51.txt

avatar użytkownika Mara

10. Plan lotu

http://www.youtube.com/watch?v=7b0_L8pvZ2c

Nie rozumiem dlaczego wciąż są wątpliwości dotyczące tego,czy lot był "prywatny" czy też miał status wizyty państwowej.
Z powyższego planu lotu jasno wynika,że operatorem lotu było wojsko polskie.Lot military o statusie HEAD jasno też wskazuje,że był to lot wojskowy z ważną osobą na pokładzie.Wyznaczone były także dwa lotniska zapasowe:Mińsk i Witebsk-zgodnie z procedurami.

Wobec powyższego uzasadnione wątpliwości budzi wybrana przez str.rosyjską konwencja chicagowska,która ma zastosowanie do lotnictwa cywilnego.Z wypowiedzi E.Klicha przed komisją infrastruktury wynika,że na wybór tej właśnie konwencji nalegała strona rosyjska,żeby nie powiedzieć,iż wręcz ją narzuciła.
A nie powinna,gdyż do tej sprawy te procedury nie powinny mieć zastosowania.

avatar użytkownika Maryla

11. Smoleńsk: same zagadki

Śledztwo w sprawie katastrofy Tu-154, w której 10 kwietnia zginął pod Smoleńskiem prezydent Lech Kaczyński i 95 innych osób, toczy się w Rosji i Polsce. Ostatnio osłabła jednak werwa, z jaką zajmowano się sprawą w kwietniu i maju. W Rosji nie ma ani jednego polskiego prokuratora, a działania polskich i rosyjskich śledczych sprawiają wrażenie nieskoordynowanych.

Tymczasem zagadek do wyjaśnienia nie brakuje. Po trzech miesiącach, które mijają od tragedii, „Rz” przedstawia alfabet smoleńskich niewiadomych.

Piloci

Zachowanie kapitana Arkadiusza Protasiuka i reszty załogi tupolewa to największa zagadka smoleńskiej katastrofy. Dlaczego podchodził do lądowania, mimo że panowała gęsta mgła i pogoda była drastycznie poniżej minimów – jego, lotniska i maszyny, którą pilotował? Minima w uproszczeniu zabraniały lądować Tu-154M na lotnisku wyposażonym tak jak Siewiernyj, jeśli widoczność była mniejsza niż 1000 metrów.

"W dyspozytorni była trzecia osoba o nazwisku Krasnokutski. Nie wyjaśniono, kto to "

Dlaczego więc pilot zszedł poniżej 100 metrów, choć nie widział pasa? Czy załoga popełniła błąd polegający na kierowaniu się wskazaniami radiowysokościomierza (pokazuje wysokość samolotu względem ziemi) przy minimalnej widoczności i pofałdowanym terenie przed

lotniskiem? Dlaczego nie reagowała, choć urządzenia pokładowe alarmowały o niebezpieczeństwie? To ciągle tajemnica.

Być może się wyjaśni, gdy zapisy z innych czarnych skrzynek (rejestrujących parametry lotu) zostaną nałożone na stenogram z kokpitu. Będziemy wiedzieli, na jakiej wysokości, z jaką szybkością, w której sekundzie była maszyna i co kto wtedy mówił. Symulacja zrobiona na specjalnym programie komputerowym jest już od kilku tygodni w rosyjskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK) badającym przyczyny katastrofy. Nie została przekazana Polsce.

Co ciekawe, nasi eksperci mogliby zrobić podobną – w Polsce jest tzw. rejestrator eksploatacyjny Tu-154M (także na nim zapisywane są wszystkie ważne parametry lotu). Informacje z tego rejestratora, który Rosjanie przekazali nam niedługo po katastrofie, nie zostały ujawnione opinii publicznej.

Na razie trwają prace nad odszyfrowaniem nieczytelnych głosów nagranych w kokpicie. Z przecieków, które docierają do dziennikarzy, wynika, że polscy specjaliści są na najlepszej drodze do sukcesu. Jest to istotne – być może tam znajdzie się dowód na to, że ktoś naciskał na załogę, zmuszał ją do lądowania. Na podstawie dotąd upublicznionego materiału takiej tezy nie sposób dowieść.

Rozszyfrowanie kolejnych wypowiedzi może też dać odpowiedź na pytanie – co w kabinie w decydujących chwilach robił gen. Andrzej Błasik, dowódca Sił Powietrznych? W prasie znalazły się informacje, że aby wejść do kokpitu, musiał przejść przez przedział, w którym podróżował Lech Kaczyński. Wcale nie musiało tak być. Po przeróbkach w tym konkretnym tupolewie przy prawej burcie było przejście do kabiny pilotów, z pominięciem prezydenckiej salonki.

Kontrolerzy

Rosyjscy kontrolerzy lotu Paweł Waleriewicz Plusnin i Wiktor Anatoliewicz Ryżenko to jedni z głównych bohaterów dramatu. Ich postępowanie w kluczowych momentach budzi wątpliwości i prowokuje pytania.

Plusnin w zeznaniach złożonych tuż po katastrofie przyznał, że świadomie podawał załodze Tu-154 nieprawdziwe dane o pogodzie. Kilkanaście minut przed wypadkiem zaniżał widoczność. Mówił lotnikom, że wynosi 400 metrów, podczas gdy widać było na 800 metrów. Pytanie, dlaczego pozwolił sobie na to fałszerstwo? Chciał zniechęcić Protasiuka do lądowania?

Gdy maszyna nadlatywała do Smoleńska, Plusnin nawiązał kontakt z Moskwą, z dyżurnym „Logiki”. Co oznacza ten kryptonim? Nie wiadomo. Kontroler, jak wynika z jego zeznań, prosił o uzgodnienie lądowania prezydenckiego samolotu na innym lotnisku niż Siewiernyj. Jakie dyspozycje dostał ze stolicy? Na razie to tajemnica.

Zaraz po tragedii Plusnin udzielił wywiadu portalowi LifeNews. ru. Twierdził, że proponował załodze, by leciała na lotnisko zapasowe, ale Polacy mieli odmówić. Śladu takiej propozycji i ewentualnej odmowy nie ma w opublikowanych stenogramach.

Wątpliwości budzą też działania Ryżenki, który sprowadzał tupolewa na pas. Posługując się wskazaniami radaru, podawał kpt. Protasiukowi informacje, że samolot jest na właściwej wysokości. Pytanie dlaczego, skoro maszyna w kilku momentach miała inną wysokość niż wymagana. Na przykład 4 km od pasa samolot powinien być 200 metrów nad ziemią. Tymczasem z meldunków nawigatora wynika, że był na 300 metrach. Mimo tego Ryżenko mówił, że są na kursie i ścieżce podejścia.

Trzeba wyjaśnić, czy Ryżenko tuż przed katastrofą nie popełnił kolejnego błędu. Podał załodze, że są 2 km od pasa i dopiero 13 sekund później wezwał Protasiuka do wyrównania lotu. Wtedy wypadek był już nieunikniony. Ryżenko powinien zareagować szybciej. Dlaczego tak długo czekał z wydaniem komendy „Horyzont”?

Ryżenko zeznał, że prócz niego i Plusnina w dyspozytorni była trzecia osoba o nazwisku Krasnokutski. Wciąż nie wyjaśniono, kto to. Przedstawiciel służb specjalnych, technik lotniskowy, meteorolog?

Lotnisko

Zbadania wymaga też stan techniczny urządzeń na Siewiernym. Smoleńskie lotnisko nie było wykorzystywane na co dzień. Do jesieni 2009 r. stacjonował tam pułk lotnictwa transportowego. 16 października został rozformowany. Samoloty poszły do innych pułków, wojskowych przeniesiono lub odprawiono do rezerwy. Na miejscu pozostała jedynie komendantura, która miała pilnować tego, co zostało po pułku. Według rosyjskiego tygodnika „Profil” urządzenia były w coraz gorszym stanie, a Siewiernyj przyjmował samoloty sporadycznie.

Trzeba wyjaśnić np. działanie radaru RSP-10MN, za pomocą którego Plusnin i Ryżenko sprowadzali tupolewa na ziemię. W kluczowych momentach Rosjanie nie korygowali wysokości samolotu, który był ponad ścieżką podejścia. To niefrasobliwość czy problem z radarem? Pytanie, czy sprzęt był dobrze skalibrowany, oblatany, czy stał tam na co dzień, czy też przywieziono go na przylot VIP?

"Według technika z jaka-40 kontroler wydał pozwolenie na zejście do wysokości 50 m"

Ryżenko zeznał, że na 2 km przed lądowiskiem kreska oznaczająca Tu-154 mrugnęła mu na monitorze radaru, choć samolot był wtedy na prawidłowej wysokości. Skąd więc to mignięcie? Zakłócenia, przerwanie sygnału spowodowane fatalną pogodą, defekt radaru?

W wyjaśnieniu tej zagadki pomogłyby ujęcia z aparatu fotograficznego lub kamery cyfrowej. Standardowo radar RSP-10MN jest wyposażony w jedno z tych urządzeń. Fotografuje ono wskaźniki na monitorze radaru. To standardowa procedura, gdy warunki są bardzo trudne lub gdy sprowadza się ważny samolot. Pytanie, czy aparat lub kamera były zamontowane w dyspozytorni?

Ważnym dowodem z Siewiernego są taśmy dokumentujące pracę kontrolerów. Co na nich będzie? Nie znajdziemy tam rozmów, które prowadzili w dyspozytorni Plusnin z Ryżenką. Zarejestrowana jest komunikacja kontrolerów z nadlatującym samolotem. Nagrane powinny być też rozmowy Plusnina z moskiewską „Logiką”, której radził się, co ma począć z nadlatującym samolotem.

Kolejna rzecz to radiolatarnie, które naprowadzają maszynę na pas lądowiska. Z fragmentów zeznań Artura Wosztyla (dowódcy jaka-40 lądującego przed tupolewem), które przeciekły do mediów, wynika, że sygnał bliższej radiolatarni przerywał.

Czy tak było? Wosztyl, co wynika ze stenogramów, nie ostrzega o tym nadlatujących kolegów. W zapisie nie ma też słów świadczących o tym, że załoga Protasiuka zgłasza tego typu problem.

Z kolei z zamieszczonej w „Rz” relacji jednego z lotników jaka-40 wynika, że odległość między lotniskowymi radiolatarniami była inna, niż oznaczono to w dokumentacji, którą dysponowały załogi polskich samolotów. Według rosyjskich danych z 2006 r. ta odległość wynosiła 5,15 km. Lotnik twierdzi, że w rzeczywistości była o 650 metrów mniejsza. Jeśli ma rację, to uzasadnione jest pytanie, czy mogło to zdezorientować kapitana Protasiuka pilotującego tupolewa w gęstej mgle?

Jest jeszcze jedna przesłanka, by sprzęt nawigacyjny na Siewiernym dokładnie przebadać. 10 kwietnia były cztery podejścia do lądowania: jak-40, rosyjski ił-76 (dwukrotnie), Tu-154M, żaden z samolotów nie wyszedł idealnie na pas. Wszystkie wychodziły z jego lewej strony. Dlaczego? Czy źle działał sprzęt nawigacyjny na lotnisku, czy też załogi miały złe dane lotniska?

Oblot, czyli kontrolę działania urządzeń nawigacyjnych na lotnisku, robili Rosjanie niedługo po tragedii. Wyniki tej ekspertyzy nie dotarły jeszcze do Polski.

Jak-40

Chorąży Remigiusz Muś, technik pokładowy jaka-40, udzielił TVN 24 ważnego wywiadu. Twierdził, że jego samolot miał od wieży w Smoleńsku zgodę na lądowanie. Przeczy to wcześniejszym informacjom, które 8 czerwca podała TVN 24 (powołując się na zeznania rosyjskich kontrolerów), że załoga wylądowała, bez zgody kontrolerów. Ktoś mija się z prawdą: albo załoga jaka-40 to powietrzni chuligani, którzy posadzili maszynę wbrew kontrolerom, albo kontrolerzy wydali zgodę i okłamali prokuratora.

Kolejna sprawa, którą poruszył chorąży, jest jeszcze istotniejsza. Według jego relacji kontroler lotów ze Smoleńska wydawał podchodzącym do lądowania samolotom pozwolenie na zejście do wysokości 50 metrów. Najpierw jakowi-40 z polskimi dziennikarzami, potem rosyjskiemu iłowi-76 z oficerami Federalnej Służby Ochrony, a w końcu prezydenckiemu tupolewowi.

Dlaczego to ważne? Bo tzw. minimum lotniska wynosi 100 metrów. Oznacza to, że pilot może zejść tylko do tej wysokości. Niżej jedynie wtedy, gdy widzi pas i dostanie zgodę na to, by lądować. Jeśli kontroler lotów zezwalał na zejście do 50 metrów, to godził się na to, by piloci kolejnych maszyn łamali procedury. Za trzecim razem zdarzyła się tragedia – czyli kontroler byłby współwinny katastrofy.

Czy są dowody, które potwierdzą, że chorąży Muś mówi prawdę? Komunikacja wieży z samolotem ił-76 została nagrana na magnetofon w jaku-40. Taśmę ma prokuratura. Jeśli kontroler mówił o 50 metrach, musi to być na nagraniu. Możliwe, że na nagraniu jest także komenda 50 metrów wydana załodze jaka-40.

Są też świadkowie: polecenie musieli słyszeć pierwszy i drugi pilot jaka – powinni to potwierdzić w prokuraturze (cała załoga była przesłuchiwana dwa razy – przyznał w rozmowie z „Rz” płk Jerzy Artymiuk z Naczelnej Prokuratury Wojskowej).

Największy kłopot jest z poleceniem 50 metrów, które wieża miała wydać Tu-154. Inni członkowie załogi jaka jej nie słyszeli (byli daleko od radiostacji), a magnetofon był wyłączony, ponieważ załoga oszczędzała akumulatory. Komenda powinna nagrać się na czarnej skrzynce tupolewa – jednak jej tam nie ma.

Sprawę może wyjaśnić nagranie z magnetofonu, który był w wieży (niezależnie zapisywał komunikację kontrolerów z samolotami), ale tego materiału Rosjanie do tej pory nie przesłali do Polski.

Stenogramy

Zapis rozmów pilotów Tu-154 z wieżą w Smoleńsku (tzw. czarna skrzynka) to jeden z ważnych dowodów. Rosjanie dostarczyli Polsce stenogramy (opracowywali je wraz z polskimi konsultantami, m.in. oficerami z 36. pułku) i kopię nagrania. Natychmiast rozgorzała dyskusja: dlaczego Rosjanie przysłali kopię, a nie oryginał? Przekazali nam pierwszą wersję stenogramów (sporządzoną już dawno, bo 2 maja), ale kiedy dostaniemy kolejne wersje i co na nich jest? Czy mogli zmanipulować zapis?

Oliwy do ognia dolał chorąży Muś, który jako pierwszy ze świadków pod nazwiskiem, publicznie podważył wiarygodność stenogramów. Według niego nigdy nie padła komenda o pozwoleniu na zejście na

100 metrów zapisana w stenogramach („Polski 101, i od 100 metrów być gotowym do odejścia na drugi krąg”). Według Musia w tym czasie kontroler miał wydać zupełnie inne polecenie. – Słyszałem 50 metrów. Tak mówiłem kolegom tuż po katastrofie i nadal tak twierdzę – podkreślał chorąży. I pytał: – Czy nasze słowa są bardziej wiarygodne czy stenogram?

Żeby być ścisłym, nie „nasze”, ale „moje”, bo tylko on oprócz kontrolerów i nieżyjącej załogi tupolewa słyszał tę rozmowę (chyba że są jeszcze jakieś inne nagrania rozmów z wieżą – spekulowano, że mogą je mieć np. Amerykanie).

Jedna okoliczność podważa relację Musia. Chorąży przyznaje, że miał kłopoty ze zrozumieniem rosyjskiego kontrolera, gdy komunikował się z kapitanem samolotu Ił-76: „To byli dwaj Rosjanie i często mówili niezrozumiale dla mnie”. Z drugiej strony Muś uważa, że dobrze zna rosyjski (m. in. dlatego został wzięty do załogi lecącej do Smoleńska) i jest pewien komendy 50 metrów.

Edmund Klich, polski akredytowany przy prowadzącym badanie Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym, mówi, że nie ma potwierdzenia słów Musia w żadnych dokumentach.

Przygotowanie do lotu

Niedługo po katastrofie rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych informował na konferencji prasowej: – My ze swojej strony dopełniliśmy wszelkich formalności, składając wymagane dokumenty w odpowiednim terminie, i załoga była przygotowana do tego lotu.

Jednak i w tej sprawie jest coraz więcej wątpliwości. Okazuje się, że 18 marca 36. pułk poprosił stronę rosyjską o przydzielenie im nawigatora, który miał odpowiadać za komunikację po rosyjsku z wieżą. Następnie prośbę wycofał. Dlaczego?

Co ważniejsze, załoga – choć pułk o to prosił – nie dostała nowych kart podejścia, schematów lotniska i łączności na Siewiernym! Poleciano według starych danych z 2009 r., które nadeszły z polskich ataszatów faksem! Informację od Rosjan o tym, że procedury nie zmieniły się od zeszłego roku, pułk dostał za pośrednictwem naszych dyplomatów, którzy przekazali ją telefonicznie! Ile razy nasi dyplomaci, do kogo, kiedy występowali o potrzebne do lotu dane? Czy naciskali Rosjan? Dlaczego ważne informacje przekazywano telefonicznie, a mapy wysyłano faksem?

Załoga nie miała też aktualnej pogody na lotnisku Siewiernyj. Otrzymana prognoza pochodziła ze stacji meteorologicznej odległej od lotniska o ok. 10 km.

Dlaczego mimo braku rosyjskiego nawigatora, nowych danych nawigacyjnych, aktualnej prognozy pogody samolot z prezydentem poleciał na wojskowe lotnisko w Smoleńsku? Dlaczego nie wybrano od razu któregoś z lotnisk zapasowych w Mińsku lub Witebsku (oba są lotniskami międzynarodowymi): z kontrolerami mówiącymi po angielsku, z nowoczesnym systemem lądowania ILS, z jasnymi schematami podejścia i danymi nawigacyjnymi dostępnymi na bieżąco, z mapami, które są wprowadzone do systemu TAWS, z aktualną prognozą pogody?

Pułk

36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego odpowiedzialny za wożenie najważniejszych osób w państwie powinien być elitarny. Dziś wiadomo, że tak nie było. Załogi miały niewiele wylatanych godzin, były słabo zgrane. W całym pułku było zaledwie trzech pierwszych pilotów Tu-154M i dwóch drugich (czyli dwie i pół załogi). Dowódcy załogi latali często jako drudzy piloci, nie było szkoleń na symulatorach. Piloci 36. pułku latali z otwartymi drzwiami do kokpitu – do kabiny często wchodzili pasażerowie.

Lekceważono też zasady bezpieczeństwa – niedawno jak-40 należący do pułku lądował na lotnisku w Bydgoszczy, gdzie nie było kontrolerów – nazwano to „przygodnym lądowaniem”.

Czy znajdą się odpowiedzialni za opłakany stan jednostki, która woziła prezydenta, premiera, ministrów i generałów?

Śledztwo

Rosjanie przekazali nam 1300 kart śledztwa – ciągle są w tłumaczeniu. Polska prokuratura wciąż nie ma wielu istotnych dla sprawy materiałów: nie wie, jakie dokładnie urządzenia nawigacyjne były na lotnisku, nie ma zapisów rozmów kontrolerów ani oryginałów czarnych skrzynek.

Tymczasem rosyjski wicepremier Siergiej Iwanow oświadczył, że wszystkie materiały zostały już przekazane. Nie bardzo wiadomo, jak to tłumaczyć – polscy prokuratorzy przypuszczają, że zostały posłane, ale jeszcze nie dotarły.

Jak się ma samo śledztwo? W tej chwili w Rosji nie ma ani jednego polskiego prokuratora! Decyzja, czy i kiedy zostanie tam posłany, zapadnie po 20 lipca, po przetłumaczeniu wszystkich dokumentów, jakie w ramach pomocy prawnej przyszły z Federacji Rosyjskiej.
Rzeczpospolita

http://www.rp.pl/artykul/137244,506143.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

12. Wnioski mec. Hambury o przesłuchanie Tuska i Gajowego odrzucone!

Ani premier, ani prezydent-elekt nie będą przesłuchani w śledztwie dotyczącym katastrofy 10 kwietnia - dowiedziało się RMF FM. Z wnioskiem o przesłuchanie Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego wystąpił Stefan Hambura, pełnomocnik prawny m.in. syna Anny Walentynowicz, która zginęła w Smoleńsku.

Jak podaje RMF FM, wniosek został odrzucony, ponieważ prokuratorzy wojskowi nie widzą powodu do przesłuchania na tym etapie śledztwa ani premiera, ani byłego marszałka sejmu.

Z informacji RMF FM wynika, że śledczy oddalając wniosek powołali się na przepis mówiący o tym, że "okoliczność, która ma być udowodniona nie ma znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy albo jest już dawno udowodniona".

Pełnomocnik dwóch rodzin ofiar katastrofy, chciał przesłuchań Tuska i Komorowskiego, by ustalić, jak wyglądały rozmowy polskich władz z rosyjskim rządem zaraz po katastrofie - w jaki sposób ustalono procedurę wyjaśniania przyczyn tragedii i czy była szansa na prowadzenie śledztwa nie na podstawie konwencji chicagowskiej, a umowy dwustronnej.
(RMF FM)

http://trzyskowronki.salon24.pl/206920,wnioski-mec-hambury-o-przesluchan...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika bedetta2010

13. Znów cic nie rozumiem - "ciemność widzę"

..."Jak podaje RMF FM, wniosek został odrzucony, ponieważ prokuratorzy wojskowi nie widzą powodu do przesłuchania na tym etapie śledztwa ani premiera, ani byłego marszałka sejmu..."

Jak to rozumieć? Czy będzie jeszcze jakiś etap...?
A może zaniedbano jakiś etap...?
Bardzo proszę o pomoc w zrozumieniu powyższego cytatu.

Pozostaję w wierze,  że mec Hambura nie powiedział ostatniego słowa...

Serd.Pzdr.

avatar użytkownika natenczas

14. Tusk i Komorowski nie zostaną przesłuchani

http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/296000,tusk-i-komorows...
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie oddaliła wnioski o przesłuchanie w sprawie katastrofy smoleńskiej prezydenta elekta Bronisława Komorowskiego oraz premiera Donalda Tuska - wynika z informacji prokuratury.
[...] Wnioski te zostały już merytorycznie rozstrzygnięte, ale informując o tym rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Jerzy Artymiak nie podał we wtorek szczegółów - do czasu zapoznania się z decyzją przez pokrzywdzonych i ich pełnomocnika. Zarazem Artymiak przyznał w rozmowie z PAP, że podstawą prawną tej decyzji był artykuł kodeksu postępowania karnego, który stanowi, że "oddala się wniosek dowodowy, jeżeli okoliczność, która ma być udowodniona, nie ma znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy albo jest już udowodniona zgodnie z twierdzeniem wnioskodawcy".[...]

Ostatnio zmieniony przez natenczas o wt., 13/07/2010 - 13:54.
avatar użytkownika Maryla

15. Ktoś jest zainteresowany ostatecznym rozwiązaniem kwestii smoleń

Ze Stefanem Hamburą, berlińskim adwokatem, pełnomocnikiem Janusza Walentynowicza, syna Anny Walentynowicz, i Andrzeja Melaka, brata Stefana Melaka, rozmawia Waldemar Maszewski

Jak Pan ocenia postępy w śledztwie smoleńskim prowadzonym przez prokuratury polską i rosyjską?
- Obecny stan rzeczy nie napawa optymizmem. Moim zdaniem, zostały popełnione błędy w postaci decyzji, żeby śledztwo oddać w ręce Rosjan. A przecież jeszcze 10 kwietnia, już po katastrofie, ale jeszcze przed odlotem poskiego premiera, na miejscu katastrofy odbyła się rozmowa telefoniczna między premierem Donaldem Tuskiem a premierem Władimirem Putinem, a także rosyjskim prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem, co jest udokumentowane notatką umieszczoną na stronie internetowej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Wynika z niej, że prezydent Miedwiediew zapewnił polskiego premiera, iż śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej będzie prowadzone wspólnie przez prokuratorów polskich i rosyjskich. I w tym kontekście jest dla mnie niezrozumiałe, dlaczego po takim zapewnieniu śledztwo po kilku dniach i tak zostało oddane Rosjanom, czego dowiedzieliśmy się po przesłuchaniu Edmunda Klicha. Jak wynika z jego zeznań, przez pierwsze trzy dni śledztwo było prowadzone wspólnie, ale później zostało przekazane Rosjanom. Dlatego dla mnie ciągle kluczowe jest pytanie, kto oddał śledztwo Rosjanom. Należałoby sprawdzić, kto tak zadecydował i z jakiego powodu. Czy zostało to zrobione pod jakimś naciskiem, czy też z dobrej woli? Tego właśnie musimy się dowiedzieć.

Złożył Pan już taki wniosek, ale został on odrzucony.
- Chociaż prokuratura wojskowa odrzuciła mój wniosek, to dla mnie nadal jest to niezrozumiałe, ponieważ jestem przekonany, że do wyjaśnienia wszelkich okoliczności katastrofy również ta wiedza jest nam bardzo potrzebna. Złożyłem ten wniosek, gdyż moim zdaniem jest to niezbędne, aby dowiedzieć się o okolicznościach oddania śledztwa w ręce rosyjskie, co automatycznie znacznie umniejszyło polską rolę w kwestii możliwości prowadzenia śledztwa i sprowadziło polskich prokuratorów do roli zwykłych petentów proszących Rosjan o pomoc, a to z kolei znacznie utrudnia dojście do prawdy.

Jak Pan ocenia współpracę rodzin i ich adwokatów z polską prokuraturą?
- Różnie, ale muszę przyznać, że do tej pory wgląd w akta przebiegał bez trudności. Jesteśmy jako pełnomocnicy zaproszeni na spotkanie 28 lipca w sali konferencyjnej Centralnej Biblioteki Wojskowej w Warszawie z polskimi prokuratorami zajmującymi się śledztwem, czyli przedstawicielami Prokuratury Generalnej, Naczelnej Prokuratury Wojskowej, Wojskowej Prokuratury Okręgowej i Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej w Warszawie. Spotkanie ma się odbywać w godzinach 12.00-13.30.

Czego Pan się spodziewa po tym spotkaniu?
- Dobrze, że w ogóle dochodzi do takich spotkań. Rodziny ofiar katastrofy prosiły o takie spotkanie już od dłuższego czasu i dobrze, że wreszcie do niego dojdzie.

Planowane są kolejne spotkania tego typu?
- Nie wiem. Na początku sierpnia będę miał następną możliwość dokonania wglądu w akta sprawy. Odbywa się on bez problemu, chociaż uważam, że ciągle mamy na ten temat zbyt mało materiału, który napłynął z Rosji, co jest konsekwencją oddania jej śledztwa. Takie rozwiązanie prowadzi do tak kuriozalnych zdarzeń jak dwukrotna podróż polskiego ministra spraw wewnętrznych po kopie zapisów z czarnej skrzynki do Rosji, a przecież chyba pan minister powinien mieć coś innego na głowie niż bycie kurierem pomiędzy Warszawą a Moskwą.

Co sądzi Pan o sposobie informowania opinii publicznej o wynikach śledztwa?
- Moim zdaniem, praktyka informacyjna polskiej prokuratury zostawia wiele do życzenia. Istnieje zbyt dużo tajemnic i niedomówień, a śledczy zbyt często posługują się regułką tajemnicy śledztwa. Według mnie, polscy prokuratorzy powinni informować opinię publiczną na bieżąco, wręcz co tydzień. Rozmawiałem z niemieckimi ekspertami, którzy twierdzili, że w takim śledztwie informacyjne konferencje prasowe powinny się odbywać co tydzień. Przynajmniej tak by było w Niemczech.

Strona polska dysponuje jakimiś instrumentami, by zdynamizować śledztwo?
- Tak, zdecydowanie jeszcze można działać w tym kierunku. To śledztwo, już raz oddane, może jeszcze być prowadzone wspólnie, gdyż w tej sytuacji poruszamy się na terenie prawa międzynarodowego. Jeżeli będzie wola Polski i Rosji, aby powrócić do wspólnego prowadzenia tej sprawy, to ciągle jest to możliwe. I na to powinni naciskać zarówno polscy politycy, jak i polskie społeczeństwo. Obecnie współpraca z Rosjanami wygląda moim zdaniem źle i sprowadza się do bycia petentem rosyjskiej strony, co w efekcie doprowadza do tego, że wszelkie polskie wnioski są bardzo opieszale załatwiane przez Rosjan.

Istnieje duża grupa polskich polityków sprawiająca wrażenie zainteresowanej ostatecznym rozwiązaniem kwestii smoleńskiej, czyli innymi słowy wyciszenia jej?
- Do tej pory mieliśmy do czynienia raczej z działaniem oddolnym, czyli z przejawami działalności obywatelskiej. Obywatele wychodzą na ulicę, organizują się i właśnie na politykach powinien ciążyć obowiązek, aby ta oddolna inicjatywa nie została zignorowana. Za chwilę będą wybory samorządowe, później wybory do parlamentu i myślę, że to jest okres, kiedy podczas setek spotkań przedwyborczych obywatele powinni pytać swoich kandydatów także o ich osobisty stosunek do śledztwa i do ujawnienia prawdy o tragedii z 10 kwietnia 2010 roku. W ten sposób dotarłoby do polityków, że jest to temat, który bardzo żywo interesuje całą opinię publiczną.

Dziękuję za rozmowę.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100724&typ=po&id=po44.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

16. NIEUCHRONNA KATASTROFA SMOLEŃSKA

Czy do katastrofy samolotu TU
154M w Smoleńsku doszło w wyniku zaniedbań i złośliwości polskiej
strony? W każdym razie było szereg zaniedbań, celowych złośliwości i
podchodów, które mogły mieć istotny wpływ w tym zdarzeniu.

OBCHODY KATYŃSKIE W KWIETNIU

Jak co roku w grudniu 2009 r. rozpoczęły się przygotowania
Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa do organizacji uroczystości w
Katyniu w kwietniu roku następnego. Ze względu na wyjątkowy charakter
planowanych obchodów, w związku z 70 rocznicą ludobójstwa, o wszczętych
przygotowaniach Andrzej Przewoźnik informował Kancelarię Prezydenta,
Kancelarię Premiera oraz szereg instytucji i organizacji pozarządowych.
27 stycznia 2010 roku Kancelaria Prezydenta wyraziła gotowość udziału
prezydenta w piśmie do Andrzeja Przewoźnika, do Ministerstwa Spraw
Zagranicznych oraz do Ambasadora Federacji Rosyjskiej.

DWA TERMINY

3 lutego br Donald Tusk ogłasza fakt otrzymania zaproszenia do
wspólnego uczczenia pamięci ofiar Katynia. W rzeczywistości przypomnieć
należy, że już 5 grudnia 2009 r. Dimitrij Polianski Radca Ambasady
Rosyjskiej ogłosił planowane spotkanie Władimira Putina i Donalda Tuska w
kwietniu. Nikt nie mówił jeszcze o 2 terminach. Zaniepokojenie zbudziły
jedynie oświadczenia ambasadora rosyjskiego Władimira Grinina jakoby
ambasada nic nie wiedziała o planowanej wizycie prezydenta Kaczyńskiego w
Katyniu. Rzecznik rządu apelował o wstrzemięźliwość.
W
tym samym czasie tj. 23 lutego wiceminister MSZ Andrzej Kremer kieruje
do Kancelarii Prezydenta pismo gdzie pada pierwszy raz data 10 kwietnia i
wnosi o potwierdzenie ze względów organizacyjnych tej daty wylotu
Andrzej Przewoźnik – sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa,
niezależnie potwierdza, iż uroczystości w Katyniu, które on organizuje
odbędą się 10 kwietnia. Na tej podstawie wydana zostaje dyspozycja
udostępnienia samolotu prezydentowi 10 kwietnia br. Wiedząc że
postawiono Lecha Kaczyńskiego pod ścianą, szef kancelarii prezesa rady
ministrów minister Arabski ogłasza wówczas spotkanie w Katyniu premiera
Donalda Tuska z Władimirem Putinem – 7 kwietnia br.
zob. http://www.wykop.pl/ramka/403223/smolensk-kto-dokonal-zamachu.

PR-OWSKA WOJNA

Jak pamiętamy obchody katyńskie z 7 kwietnia próbowano
przedstawić w mediach jako wielki sukces premiera Tuska, przełom w
polsko-rosyjskich relacjach. Jednak drugie obchody w Katyniu 10 kwietnia
z udziałem rodzin, generałów, wielu osobistości przyniosłaby punkty
prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i mogła przyćmić medialny sukces
premiera. Stąd też próby jej pomniejszenia i stwarzane utrudnienia.
Wprawdzie wizytę organizował MSZ, samolot był wojskowy, a w skład
delegacji był prezydent, parlamentarzyści, wyższa generalizacja,
ministrowie prezydenccy i wiceministrowie z polskiego rządu, a
uroczystości były zaplanowane przez organa państwowe – jednak przelot
KPRM zakwalifikowała jako wyjazd jako cywilny, quasi-prywatny, co
oczywiście spowodowało, iż nikt nie zadbał o zabezpieczenie przelotu i
przebiegu uroczystości.

E-MAILOWY ALARM
W tym kontekście
wpisuje się sprawa e-maili. Otóż jak ujawnia Rzeczpospolita po południu 8
kwietnia Dariusz Górczyński, naczelnik wydziału MSZ odpowiedzialnego za
sprawy rosyjskie, alarmował, że: „Lotnisko w Smoleńsku nic nie wie o
zgodzie na lądowanie samolotu z prezydentem. Będę wdzięczny za
przekazanie e-mailem numeru zgody na przelot i lądowanie”. Na tą
wiadomość zareagował wiceminister Andrzej Kremer (zginął w katastrofie)
następnego dnia po 18.00. Czyżby urzędnicy przygotowując wizytę z 7
kwietnia równocześnie nie zadbali o przygotowanie tej z 10 kwietnia br.,
jeśli tak to dlaczego?
Faktem, iż w dniu 10 kwietnia
br. lotnisko w Smoleńsku było nieprzygotowane do wizyty, latarnie były
niesprawne, brakowało świateł, nie było systemu ILS. Resztę już znamy:
wieża kontrolna podawała złe informacje pogodowe załodze TU-154 M (co
przyznał w jednym z wywiadów rosyjski płk Paweł Plusnin – kontroler
odpowiedzialny za bezpieczeństwo lotów) oraz złe komendy przy lądowaniu
utwierdzając pilotów, iż są na właściwej ścieżce, wysokości i
odległości, a przecież było całkiem inaczej.


Celowe złośliwości i zaniedbania spowodowały brak należytego
przygotowania wizyty, a w konsekwencji pośrednio przyczyniły się do
katastrofy i śmierci 96 osób. Czy te działania i zaniedbania miały na
celu spowodowanie wypadku? Nawet jeśli nie było takiej intencji, i tak
nie umniejsza to odpowiedzialności polskich władz. I właśnie z ww.
powodów, niekompetencji, złej woli i zaniedbań, polski rząd tak chętnie
zgodził się na pozostawienie dochodzenia w rękach rosyjskich, tym samym
utrudniając pracę polskiej prokuratury, która teraz jest zdana na łaskę i
niełaskę informacyjną strony rosyjskiej. Dzięki temu poznanie całej
prawdy o katastrofie może okazać się niemożliwe.


Dr
Daniel Alain Korona

http://pe2012-sis.blogspot.com/2010/08/nieuchronna-katastrofa-smolenska....

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

17. Pełnomocnik syna Anny

Pełnomocnik syna Anny Walentynowicz oraz brata Stefana Melaka,
którzy zginęli w katastrofie rządowego tupolewa pod Smoleńskiem, złożył
wniosek do instytucji unijnych z prośbą o informację, jaki organ Unii
Europejskiej wyraził chęć uczestnictwa w pracach rosyjskiej Komisji
Technicznej MAK

Kto chciał badać?

Hambura wysłał jednocześnie trzy wnioski: do przewodniczącego
Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka, szefa Komisji Europejskiej José
Manuela Baroso i przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya.
Adwokat twierdzi, że informacje, o jakie wnioskuje, mogą okazać się
bardzo przydatne w wyjaśnianiu przyczyn tragicznej katastrofy rządowego
tupolewa w kwietniu 2010 roku.

> Więcej <

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

18. słowa uznania dla mecenasa

dobrze,ze sie nie poddaje
ciekawe co odpisze Buzek,który dosyć "ciekawie " zachowuje sie w tej sprawie
w przypadku pewnego głosowania dot sp generała Nila,tez nie był POrywający
serd pozdrawiam

Ostatnio zmieniony przez gość z drogi o pt., 02/12/2011 - 10:17.

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

19. Smoleńsk: samobójcy ratują kontrolerów

Przed Bożym Narodzeniem ub.r. prokuratura ogłosiła, że śmierć Remigiusza Musia, którego zeznania obciążały kontrolerów ze Smoleńska, była, jak wykazało śledztwo, samobójstwem. Wcześniej zginął, także śmiercią uznaną za samobójczą, naczelnik FSB z Tweru, gen. Konstantin Moriew, który tych kontrolerów przesłuchiwał. Kluczowi świadkowie, których zeznania mogły dowieść, że kontrolerzy są współwinni katastrofy, nie żyją.

19 grudnia 2012 r. prokuratura podała, że sekcja zwłok Remigiusza Musia, technika pokładowego Jaka-40, który w październiku ub.r. zmarł tragicznie (żona znalazła go powieszonego w piwnicy), wykazała we krwi obecność alkoholu (według nieoficjalnych informacji – jeden promil). Biegli stwierdzili w ekspertyzie, że przyczyną śmierci był ucisk liny. Prokuratura poinformowała, że na ciele zmarłego nie znaleziono śladów obrażeń, które mogłyby wskazywać na walkę z napastnikiem bądź obronę przed ewentualnym mordercą. Eksperci stwierdzili więc, że chorąży Remigiusz Muś sam się powiesił.

Śmierć Musia może uniemożliwić w przyszłości udowodnienie przed sądem, że kontrolerzy złamali minima lotniska – 100 m, polecając zejść Tu-154 do 50 m. A ponieważ wcześniej też zmarł tragicznie szef kontrolerów, krąg osób, których zeznania mogły obarczyć winą za udział w doprowadzeniu do katastrofy pracowników rosyjskiej wieży kontroli lotów, dramatycznie się zawęził. 53-letni naczelnik Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) w obwodzie twerskim gen. Konstantin Moriew zginął w końcu sierpnia 2011 r. Ciało znaleziono w jego gabinecie. Jak uznano, zastrzelił się z broni służbowej. Choć nie pozostawił listu pożegnalnego (podobnie jak Remigiusz Muś), śledczy przyjęli od razu wersję samobójstwa (podobnie było w przypadku Musia). To właśnie Moriew przesłuchiwał smoleńskich kontrolerów po katastrofie. Moriew został przydzielony do Tweru, któremu podlega lotnisko Siewiernyj w Smoleńsku, w 2007 r. Na jego terenie służyli oficerowie, którzy 10 kwietnia 2010 r. znajdowali się w wieży lotniska w Smoleńsku – mjr Wiktor Ryżenko i płk Nikołaj Krasnokutski.

Kontrolerzy wykonali polecenie Moskwy

Podczas wyjazdu do Rosji we wrześniu 2012 r. polscy prokuratorzy oprócz pobrania próbek, na których detektory wykryły ślady trotylu, przesłuchiwali też świadków, m.in. obsługę lotniska Siewiernyj, z częścią których spotkali się już w kwietniu 2010 r. Przesłuchanie kontrolerów miało duże znaczenie po unieważnieniu przez prokuraturę rosyjską, a następnie polską, ich pierwszych zeznań złożonych w kwietniu 2010 r. Rosja unieważniła te zeznania z powodu „nieprawidłowości w procedurze przesłuchania świadków” i przesłała polskiej prokuraturze nowe protokoły z przesłuchań, z lipca 2010 r.

Trzeba pamiętać, że to Moskwa wydała kontrolerom lotu w Smoleńsku polecenie, by polski tupolew mimo nienaturalnie gęstej mgły lądował na lotnisku Siewiernyj. Z protokołów zeznań Plusnina i Ryżenki sporządzonych przez rosyjskich śledczych wynika, że na 20–30 min przed planowanym lądowaniem Tu-154 Plusnin nawiązał kontakt z dyżurnym „Logiki” w Moskwie, prosząc, aby m.in. z powodu pogarszającej się pogody uzgodnić możliwość lądowania tego samolotu na lotnisku zapasowym. Taka decyzja jednak nie zapadła, a kontrolerzy lotu do chwili rozbicia samolotu utrzymywali załogę w przeświadczeniu, że jest na właściwym kursie. To oznacza, że kontrolerzy wykonali polecenie Moskwy.

Zniknął z czujników, ale był na ścieżce

Dotąd nie wiemy, dlaczego kontrolerzy, mimo gęstniejącej mgły, złamali minima lotniska – 100 m – wydając komendę zejścia
Tu-154 do 50 m, jak stwierdził Remigiusz Muś. Nie wiemy, kto dopuścił na stanowisko kontrolera strefy lądowania Wiktora Ryżenkę – młodego człowieka bez doświadczenia, choć wiadomo było, że będzie sprowadzał lot HEAD. Nie wiemy, kto dopuścił do braku obecności lekarza na lotnisku – kontrolerzy kłamali, że przed dyżurem poddali się badaniom. Nie wiemy również, kto dopuścił na wojskowe lotnisko w Smoleńsku meteorologa bez uprawnień wojskowych. Nazwiska Rosjan odpowiedzialnych za te działania znają jednak – jak potwierdziliśmy w polskiej prokuraturze – wojskowi śledczy.

Członkowie załogi Jaka-40 opowiadali, że zaraz po tragedii widzieli roztrzęsionego, czerwonego na twarzy mężczyznę wybiegającego z wieży kontroli lotów. Zanim wzięli go w ustronne miejsce funkcjonariusze służb specjalnych, rozmawiał z nim Remigiusz Muś, który, podkreślmy, władał doskonale językiem rosyjskim. Czy dowiedział się o czymś, co mogło być ważne dla śledztwa? Dziś już nie da się tego ustalić.

Z pierwszego przesłuchania kontrolerów w kwietniu 2010 r. wynika, że po tym, jak Tu-154 zniknął z ekranów monitora, Plusnin wydał załodze Tu-154 komendę »Horyzont, Horyzont«”. To świadczy, że tupolew zniknął z czujników wieży, choć kontroler lotu wydawał mu komendę, że… leci „po kursie i na ścieżce”. Przesłuchania te miały miejsce, zanim jeszcze zaczęły obowiązywać przepisy konwencji chicagowskiej i pracowała jeszcze polsko-rosyjska komisja wojskowa. Polscy prokuratorzy uczestniczyli w jednym z przesłuchań kontrolerów, 12 kwietnia 2010 r. W ręce polskich śledczych dostały się oryginalne wersje rosyjskich protokołów. Zapisy zeznań były przeprawiane, a ich treść zmieniana. Zmiany dotyczyły m.in. faktu wizyty u lekarza (której nie było) oraz odległości, w jakiej KSL stracił z ekranu radiolokatora echo radarowe polskiego tupolewa.

W lipcu 2010 r. strona rosyjska zwróciła się do strony polskiej o anulowanie zeznań z kwietnia 2010 r., na co polska prokuratura wyraziła zgodę. Anulowanie zeznań Rosjanie motywowali błędem w zapisie godziny przesłuchania kontrolerów. Podważenie godziny przesłuchania stanowiło podstawę do... całkowitej zmiany treści zeznań.

Kwestią zasadniczą jest, na podstawie jakich przepisów polskiego prawa polska prokuratura anulowała zeznania rosyjskich kontrolerów złożone w kwietniu 2010 r., zastępując je przysłanymi latem 2010 r. przez Rosjan. Okazało się, że na podstawie przepisów... rosyjskich, choć rzecznik prokuratury wojskowej zapewnia nas, że pierwotne zeznania smoleńskich kontrolerów także pozostały dowodami w postępowaniu.

– Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie dysponuje zarówno protokołami przesłuchania kontrolerów lotu z wieży lotniska Smoleńsk „Siewiernyj” z 10 kwietnia 2010 r., jak i postanowieniem Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej z 21 lipca 2010 r. „o uznaniu niedopuszczalności środków dowodowych”, które dotyczy tych zeznań – mówi nam płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prokuratury wojskowej. – Postanowienie Rosjan oparte jest na przepisach kodeksu postępowania karnego Federacji Rosyjskiej i dotyczy nieprawidłowości w procedurze przesłuchania wskazanych powyżej świadków. Polska procedura karna nie zna instytucji unieważnienia złożonych zeznań. Jak panowie zapewne pamiętają, po ujawnieniu uzyskania przez prokuraturę ww. postanowienia, pojawiły się różne poglądy prawne dotyczące tego, czy zeznania te można uznać za pełnowartościowy dowód w polskim śledztwie, czy też nie. Pragnę zauważyć, że żaden z tych poglądów nie jest wiążący dla prokuratora dokonującego oceny materiału dowodowego śledztwa. Protokoły przesłuchania kontrolerów lotu z wieży lotniska Smoleńsk „Siewiernyj” z 10 kwietnia 2010 r. są włączone w poczet materiału dowodowego śledztwa i będą podlegały stosownej ocenie przez prokuratora – referenta śledztwa – dodaje płk Rzepa.

Cały tekst dostępny w "Gazecie Polskiej"
Autor: Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski
Żródło: Gazeta Polska

http://niezalezna.pl/37168-smolensk-samobojcy-ratuja-kontrolerow

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

20. 5 lat po katastrofie NPW opublikowała stenogramy

Stenogramy z zapisami nagrania z wieży smoleńskiego lotniska
oraz nagrania z samolotu Jak-40, lądującego w Smoleńsku przed katastrofą
Tu-154, zostały opublikowane na stronie internetowej Naczelnej
Prokuratury Wojskowej.

Pierwszy z tych stenogramów – odnoszący się do grupy kierowania
lotami – liczy 279 stron, zaś drugi – dotyczący Jaka-40 – 64 strony.
Wypowiedzi w językach angielskim i rosyjskim zostały przetłumaczone na
język polski przez biegłego. Wraz ze stenogramami zostaną opublikowane
suplementy, w których wyjaśnione są skróty i oznaczenia zawarte w tych
stenogramach.

Oba stenogramy zostały przygotowane w ramach opinii fonoskopijnych
odnoszących się do tych nagrań i sporządzonych przez krakowski Instytut
Ekspertyz Sądowych. Te dwie opinie prokuratura otrzymała tydzień temu.
Mają one duże znaczenie zarówno w śledztwie dotyczącym katastrofy
smoleńskiej, jak i w prowadzonym odrębnie od marca 2011 r. przez
wojskową prokuraturę postępowaniu dotyczącym lądowania Jaka-40 z
kilkunastoma pasażerami – m.in. dziennikarzami, którzy mieli obsługiwać
uroczystości w Katyniu. Jak-40 wylądował kilkadziesiąt minut przed
katastrofą Tu-154M, a w chwili jego lądowania warunki na lotnisku były
już bardzo trudne.



NPW opublikowała również niezapowiadane wcześniej protokoły z
przesłuchania członków załogi Jaka-40. Tu znajdziesz wszystkie
materiały:

Stenogram z rejestratora samolotu JAK-40 >>>

Stenogram z wieży lotniska Smoleńsk Północny >>>

Protokoły z przesłuchania świadka Adama Wosztyla >>>

Protokoły z przesłuchania świadka Remigiusza Musia >>>


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

21. fot: wPolityce.pl

fot: wPolityce.pl

fot: wPolityce.pl

Stenogramy z zapisami nagrania z wieży smoleńskiego
lotniska oraz nagrania z samolotu Jak-40, lądującego w Smoleńsku przed
katastrofą Tu-154, zostały opublikowane na stronie internetowej Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

Pierwszy z tych stenogramów - odnoszący się do grupy kierowania
lotami - liczy 279 stron, zaś drugi - dotyczący Jaka-40 - 64 strony.

Wypowiedzi w językach angielskim i rosyjskim zostały
przetłumaczone na język polski przez biegłego. Wraz ze stenogramami
zostaną opublikowane suplementy, w których wyjaśnione są skróty i
oznaczenia zawarte w tych stenogramach.

Oba stenogramy zostały przygotowane w ramach opinii fonoskopijnych
odnoszących się do tych nagrań i sporządzonych przez krakowski Instytut
Ekspertyz Sądowych. Te dwie opinie prokuratura otrzymała tydzień temu.
Mają one duże znaczenie zarówno w śledztwie dotyczącym katastrofy
smoleńskiej, jak i w prowadzonym odrębnie od marca 2011 r. przez
wojskową prokuraturę postępowaniu dotyczącym lądowania Jaka-40 z
kilkunastoma pasażerami - m.in. dziennikarzami, którzy mieli obsługiwać
uroczystości w Katyniu. Jak-40 wylądował kilkadziesiąt minut przed
katastrofą Tu-154M, a w chwili jego lądowania warunki na lotnisku były
już bardzo trudne.

Biegli podczas swoich wielomiesięcznych prac nad tymi opiniami i stenogramami najpierw analizowali nagranie z wieży. NPW wyjaśniała, że kolejność badań wynikała z faktu, że aby móc precyzyjnie określić czas
wypowiedzi zapisanych na rejestratorze Jaka-40, konieczne było
uprzednie odtworzenie wypowiedzi z wieży lotniska w Smoleńsku.
Rejestrator Jaka-40 zapisywał jedynie rozmowy wykonywane przez radio.

O zapisach kontrolerów lotu ze smoleńskiego lotniska głośno było cztery lata temu.
18 stycznia 2011 r. kierowana przez ówczesnego szefa MSWiA polska
komisja badająca katastrofę ujawniła część nagrań z wieży w Smoleńsku.

Gdybyśmy mieli nagranie laboratoryjne, to prawdopodobnie moglibyśmy
być już dalej, ale nie dostaliśmy zgody na ponowne nagranie w lepszych
warunkach tego zapisu.

– mówił wtedy Miller.

Polska komisja wskazywała, że rosyjscy kontrolerzy lotu
popełnili 10 kwietnia 2010 r. liczne błędy, działali pod presją i nie
byli wystarczającym wsparciem dla załogi Tu-154M.

Wówczas w odpowiedzi, jeszcze tego samego dnia, Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) opublikował zapisy rozmów kontrolerów lotów. Zamieszczone przed czterema laty na stronie MAK
materiały obejmowały: zapisy tzw. otwartego magnetofonu, zapisy rozmów
telefonicznych i zapisy rozmów radiowych. Dokumenty te liczyły -
odpowiednio - 40, 18 i 25 stron.

Szczególnie dramatyczna była końcówka zapisu rozmów radiowych, z
której wynikało, że kontrolerzy nie zdawali sobie sprawy z powagi
sytuacji, a gdy zorientowali się, że samolot runął na ziemie, wpadli w
panikę i porozumiewali się między sobą już tylko za
pomocą niecenzuralnej leksyki.

Z kolei prokuratura wojskowa - w styczniu 2012 r. - ujawniła
wnioski oraz zamieściła na stronie internetowej stenogram z opinii
dotyczącej nagrania z kokpitu Tu-154M.
Opinię i stenogram z „czarnej skrzynki” Tu-154M przygotował również krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych.

Z analizy opinii krakowskiego instytutu wynika, że biegli nie
zidentyfikowali części zarejestrowanych na nagraniu wypowiedzi. Powodem
takiego stanu rzeczy jest stosunkowo niska jakość dowodowego nagrania.

— przyznawała prokuratura.

Dlatego w lutym zeszłego roku prokuratorzy wojskowi i biegli
dokonali w Rosji ponownego skopiowania nagrania z kokpitu. Biegli liczą,
że przy użyciu nowej metodologii i sprzętu uda się dokonać
„skuteczniejszego odsłuchu” tego zapisu. Efekty tych prac mają znaleźć
się w całościowym opracowaniu dotyczącym tragicznego lotu z 10 kwietnia
2010 r., które dla prokuratury przygotowuje od lata
2011 r. zespół biegłych.


http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/230598-po-prawie-pieciu-latach-prokura...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

22. Artur Wosztyl, pilot Jaka-40

Fot. Andrzej Hrechorowicz, kadr z filmu Anity Gargas "Anatomia Upadku"

Fot. Andrzej Hrechorowicz, kadr z filmu Anity Gargas "Anatomia Upadku"

Prokuratura wojskowa opublikuje dziś stenogramy z Jaka-40, który 10 kwietnia 2010 roku lądował w Smoleńsku przed tupolewem. Z nieoficjalnych informacji, o których donosi Radio Zet, wynika, że prokuratorzy nie odnotowali w nich komendy Rosjan o zejściu tupolewa do 50 metrów.

Artur Wosztyl, pilot Jaka-40 przekonuje, że było inaczej:

Na pewno słyszałem komendę Rosjan, żeby tupolew schodził do 50 metrów

— mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.

I dodaje:

Wiem, co powinno być nagrane. Słyszałem komendę Rosjan, żeby
tupolew schodził do 50 metrów. Nie ma możliwości, żebym źle zapamiętał
.
(…) To co najmniej dziwne, że nie ma tego w stenogramie, ale już
wszystko może się wydarzyć w tym śledztwie i mnie nie zdziwi.
Ja wiem, co słyszałem

— czytamy.

Wcześniej w ten sam sposób wypowiadał się śp. Remigiusz Muś, inny
członek załogi Jaka-40. Muś został znaleziony martwy,
prokuratura orzekła samobójstwo.

CZYTAJ WIĘCEJ: UJAWNIAMY! Co mówił Remigiusz Muś w smoleńskim śledztwie. Obszerne fragmenty zeznań. Opis miejsca katastrofy godzinę po zdarzeniu

lw, wp.pl

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

24. Macierewicz i Wosztyl



smolenskzespol.sejm.gov.pl


Macierewicz i Wosztyl odpowiadają prokuratorom: NPW manipuluje.
"Nie ma mowy o pomyłce ws. rosyjskiej komendy zejścia na 50 metrów"

"Ta sprawa z punktu widzenia przyczyn
katastrofy nie ma większego znaczenia. Tupolew nigdy nie zszedł na
wysokość 50 metrów. On zaczął spadać po decyzji odejścia na drugi krąg".


Podtrzymuję to, że usłyszałem komendę zejścia do 50 metrów

mówił kpt. Artur Wosztyl, odpowiadając na konferencję prokuratury wojskowej, która wykluczyła tę możliwość.

WIĘCEJ:
Prokuratura Wojskowa: Nie było komendy zejścia na 50 metrów, nie ma
mowy o fałszerstwie. A zeznania pilotów? Ponoć niewiarygodne…

Obecny razem z Wosztylem Macierewicz zwracał uwagę, że stenogramy
ujawniono ponad 4,5 roku czekania na dokument, który od początku
był w polskich rękach.

Przed prokuraturą polską żadni obcy funkcjonariusze nie mieli tego
sprzętu w dyspozycji. Nagranie z tego magnetofonu miało być opublikowane
- pierwszy komunikat mówił o tym, że będzie to opublikowane dwa lata
temu. Jesteśmy przez ostatnie dwa lata trzymani w napięciu - ale ten
dokument wciąż nie został opublikowany. Nie przekazano
nagrania z magnetofonu z Jaka-40

— zwracał uwagę.

I dodawał:

To, co wam przedstawiono to nagrania z wieży, a nie z magnetofonu
Jaka-40. Najważniejszy i nietknięty, niepodejrzewany o manipulację ze
strony rosyjskiej dokument nie został przekazany. (…) Dysponujemy
materiałem, który stwierdza, a w drugim przypadku uprawdopodabnia, że
taka komenda zejścia miała miejsce

— mówił polityk PiS.

Artur Wosztyl podkreślał, że komenda zejścia do 50 metrów
padła - tyle że wcześniej niż okres nagrania, na który
powoływali się prokuratorzy.

Podtrzymuję to, że usłyszałem komendę zejścia do 50 metrów.
Odpowiadając prokuratorom: od samego początku mówię i potwierdzam, że
taka informacja padła. Informacja o 50 metrach padła w miejscu, gdzie
załoga tupolewa była dopytywana o lotniska zapasowe i pozostałości
paliwa. (…) Nie mogłem pomylić 50 i 100 metrów, ponieważ w
momencie, w którym załoga tupolewa dostała zgodę na kurs lądowania,
ruszyłem na zewnątrz samolotu. Nie bylibyśmy tych „100
metrów” fizycznie usłyszeć

— mówił.

CZYTAJ TAKŻE: Artur Wosztyl, pilot Jaka-40: Jestem pewny, że ze strony Rosjan padła komenda o zejściu poniżej 50 metrów

Wosztyl powoływał się przy tym na śp. zeznania Remigiusza Musia,
który jako jedyny w Smoleńsku był w kokpicie, gdy
Ił podchodził do lądowania.

Jako jedyny po lądowaniu w Warszawie przesłuchał nagranie z Jaka-40. Jako jedyny był czynnym uczestnikiem tych zdarzeń

— podkreślał Wosztyl.

WIĘCEJ: UJAWNIAMY! Co mówił Remigiusz Muś w smoleńskim śledztwie. Obszerne fragmenty zeznań. Opis miejsca katastrofy godzinę po zdarzeniu

A Macierewicz dodawał:

Ta sprawa z punktu widzenia przyczyn katastrofy nie ma większego
znaczenia. Tupolew nigdy nie zszedł na wysokość 50 metrów. On zaczął
spadać po decyzji odejścia na drugi krąg. To ma znaczenie, jeśli
chodzi o manipulację prokuratury

— mówił.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

25. Pełnomocnik rodzin

Pełnomocnik rodzin smoleńskich chce dodatkowej opinii ws. stenogramów
Będę się
domagał dodatkowej opinii fonoskopijnej nagrań z korespondencji wieży
kontroli lotów lotniska w Smoleńsku z załogami polskich maszyn
- powiedział w RMF FM mecenas Piotr Pszczółkowski pełnomocnik części
rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej.
 

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

26. jak walnęło, to sie urwało, Laska

Fot. wpolityce.pl

Fot. wpolityce.pl

„To w zasadzie potwierdza to, co wiemy od 2011 r. po
opublikowaniu raportu komisji Jerzego Millera i jest spójne” - tak szef
zespołu smoleńskiego przy kancelarii premiera Maciej Lasek komentuje
nowe odczyty nagrań z wieży lotniska ze Smoleńska.

Dziś Naczelna Prokuratura Wojskowa (NPW)
ujawniła stenogramy z nowymi odczytami nagrań z wieży smoleńskiego
lotniska oraz jej rozmów z załogą samolotu Jak-40, lądującego w
Smoleńsku przed katastrofą Tu-154. Dodano do tego zeznania członków
załogi Jaka-40: technika pokładowego Remigiusza Musia oraz
pilota Artura Wosztyla.

Nie zmienia to obrazu całości. To w zasadzie potwierdzenie tego, co wiemy od 2011 r. po opublikowaniu raportu komisji Millera

—powiedział PAP
Lasek, który przypomniał, że komisja ta przedstawiła wtedy stenogramy
rozmów z wieży. Dodał, że przy tak znacznym stopniu zaszumienia nagrań
mogą się znaleźć drobne różnice w obu odczytach, ale dotyczy to
„najczęściej bardzo mało istotnych słów padających w tle”.

Wszystkie najważniejsze informacje, korespondencja radiowa, wydawane
zgody czy polecenia, wszystko się potwierdza, i co
najważniejsze jest spójne

—ocenił Lasek. Przyznał, że były wypowiedzi, których nie udało się odczytać ani komisji Millera, ani teraz biegłym.

Mamy do czynienia z zeznaniem, czyli z czymś, co człowiek mówi,
nawet nie zakładając złej woli, że jemu się wydaje, że coś słyszał

—powiedział Lasek o sprawie zeznań Musia, technika pokładowego
Jaka-40. Utrzymywał on, że wieża zezwoliła załodze Tu-154 na zejście do
wysokości 50 m. Z obecnej opinii wynika, że kontrolerzy nie zezwolili
załodze Tu-154 na zejście do tej wysokości - podał dziś mjr Marcin
Maksjan z NPW.

Lasek wyraził przypuszczenie, że Muś mógł słabo znać jęz. rosyjski, tak jak i reszta załogi Jaka-40.

To ludzie, których w szkole nie uczono jęz. Rosyjskiego

—zwrócił uwagę. Podkreślił, że załoga Jaka-40 przy
lądowaniu w Smoleńsku nie rozumiała niektórych słów padających z wieży -
dlatego m.in. po wylądowaniu pojechali w prawo, choć dostali komendę:
„Rulaj priamo („kołuj prosto”).

Już pod koniec 2012 r. Lasek mówił, że analiza nagrań nie potwierdza wersji o sprowadzaniu Tu-154M do wysokości 50 m.

http://wpolityce.pl/smolensk/230632-lasek-oskarza-niezyjacego-remigiusza...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

27. Braki w stenogramach Według

Braki w stenogramach

Według opublikowanych przez NPW
stenogramów piloci Tu-154 nie dostali polecenia zejścia na wysokość 50
m. Przeczą temu zeznania świadków

Piloci Tu-154M nie otrzymali zgody na
zejście na wysokość 50 metrów - podała Naczelna Prokuratura Wojskowa.
Pilot Jaka-40 nie krył zaskoczenia stwierdzeniami śledczych.

Naczelna Prokuratura Wojskowa opublikowała dziś stenogramy z nagrań z
wieży lotniska w Smoleńsku, a także nagrania z samolotu Jak-40,
lądującego w Smoleńsku przed katastrofą Tu-154.

Według zeznań nieżyjącego już Remigiusza Musia, byłego technika
pokładowego Jaka-40, piloci prezydenckiego Tu-154 otrzymali zgodę na
zejście na wysokość 50 metrów. Jego zeznania potwierdził pilot Jaka-40
Artur Wosztyl.

Mjr Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej komentujący na
konferencji prasowej opublikowane stenogramy stwierdził, że kontrolerzy
nie wyrazili zgody na obniżenie wysokości. – Fakt taki nie miał
miejsca. Tak wynika ze stenogramów i opinii, które otrzymaliśmy –
powiedział major.

Śledczy skupił się na wykazaniu rozbieżność w zeznaniach Musia i
Wosztyla. – Kwestia zezwolenia na zejście na 50 m pojawiła się w
zeznaniach dwóch członków załogi samolotu Jak-40 – wyjaśnił mjr Maksjan.

Poseł Antoni Macierewicz (PiS), przewodniczący Parlamentarnego Zespołu
Parlamentarnego do spraw Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10
kwietnia 2010 roku, odnosząc się do informacji ujawnionych przez
prokuraturę, podkreślił, że istnieją dowody zaprzeczające tezie
śledczych.

– Dysponujemy materiałem dowodowym, który stwierdza i uprawdopodabnia,
że taki rozkaz został wydany – oświadczył poseł Macierewicz. Polityk
Prawa i Sprawiedliwości podkreślił, że dla wyjaśnienia kwestii roli
kontrolerów w wydarzeniach z 10 kwietnia 2010 r. kluczowe jest
ujawnienie nagrania magnetofonu drutowego Jak-40.

– Jesteśmy przez ostatnie dwa lata trzymani w napięciu, kiedy będzie
opublikowany ten materiał. Dziś państwa postawiono w takiej sytuacji, że
to zostało opublikowane. Otóż nie. Nie przekazano wam nagrania
magnetofonu drutowego Jak-40. Nietknięty i niepodejrzewany o manipulację
dokument i urządzenie nie zostało przekazane – podkreślił poseł Antoni
Macierewicz.

Stwierdzeniom majora Maksjana zaprzeczył Artur Wosztyl. Według niego,
piloci rządowego tupolewa usłyszeli komendę z wysokością 50 metrów.

– Słuchałem korespondencji Tu-154M i wieży w Smoleńsku. Były tam
informacje, o których wielokrotnie wspominałem, że padła komenda, iż
mają być gotowi do zejścia do wysokości 50 metrów – stwierdził Wolsztyn i
dodaje, że pilot zawsze potwierdza tę informację.

Pilot Jaka-40 dodał: natomiast informacja o 100 m padła, gdy samolot
znajdował się na prostej, a informacja o 50 m padła, gdy samolot był
dalej od lotniska.

- Nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego nie ma tej informacji,
dlaczego nie ma tego w stenogramach – stwierdził Wosztyl.

Sam mjr Maksjan przyznał, że „są pewne wypowiedzi, których nie
zidentyfikowano, albo nie odczytano”.

O komentarz w sprawie dzisiejszych informacji NPW poprosiliśmy Andrzeja
Mekala, którego brat – Stefan – zginął 10 kwietnia 2010 roku w drodze do
Katynia.

– Rewelacjom prokuratury nie można wierzyć. Otóż z informacji, które
uzyskałem od dwóch świadków katastrofy, czyli nieżyjącego już Remigiusza
Musia i Artura Wosztyla, wynika jasno, że piloci Tu-154M takie
polecenie otrzymali. W tym momencie mamy informacje od naocznych
świadków przeciwko stenogramom, które ukazano dopiero po pięciu latach –
stwierdził Andrzej Melak.

Jednocześnie przypomniał, że „dotychczas mieliśmy do czynienia z
szeregiem błędów śledczych m.in. przy materiałach z czarnych skrzynek,
wieży kontrolnej”. Dlatego – jak zaznacza – i w tym przypadku należy
wziąć dużą dozę ostrożności.

Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/124711,braki-w-stenogramach.html


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

28. Nagrania z Jaka - okiem blogera

Czego dowiedzieliśmy się z opublikowanych dziś stenogramów z Jaka z
10.04.2010 r.? W zasadzie niczego o czym byśmy już nie wiedzieli, gdyż
opublikowane fragmenty nagrania dotyczą jedynie samego lądowania Jak-a
do godziny 7:45 czasu polskiego + dwóch krótkich fragmentów trochę
później. W czasie, kiedy kontrolerzy lotu mieli wydać pilotom Tu-154
komendę o zejściu do wysokości 50 metrów (ok godziny 8:24 - 29?),
magnetofon Jak-a był wyłączony, co zresztą zeznał sam Artur Wosztyl
podczas swoich zeznań w kwietniu 2010 r.:





Czego dowiedzieliśmy się z opublikowanych dziś nagrań z wieży w
Smoleńsku z 10.04.2010 r.? W odróżnieniu od wyłączonego magnetofonu
JAK-a, powinna się w nich była nagrać brakująca komenda z 50 metrami,
jednak jej tam nie ma. Dlaczego? Wytłumaczenia mogą być dwa:



- zarówno śp. Muś jak i Wosztyl jednocześnie coś źle usłyszeli i później
tak samo zeznali, a późniejsze samobójstwo Musia i przecięcie przewodów
hamulcowych w samochodzie Wosztyla to jakiś absolutny przypadek, gdyż
cytując pewnego blogera "skąd wiadomo, że ktoś celowo przeciął przewody
hamulcowe"?

- nagrania z wieży zostały zmanipulowane,a nie pasujące do "kontekstu" fragmenty wypowiedzi wyparowały



Tego drugiego nie można wykluczyć, gdyż polska strona otrzymała z
rąk Rosjan tylko kopie nagrań w wersji cyfrowej. Sposób "weryfikacji"
nagrań ze strony Instytutu Sehna, ze względu na brak dostępu do
oryginałów, ograniczył się do sprawdzenia jedynie tego, czy została
zachowana ciągłość kopiowania podczas przegrywania kaset w dniach 19-21
kwiecień 2010, sierpień 2011 r. i grudzień 2012 r.





I nic ponad to. Ciągłość kopiowana nie jest równoznaczna z tym, że nie
doszło do manipulacji na taśmie wcześniej,a poddana kopiowaniu taśma
jest np tą samą, która 10.04.2010 r. znajdowała się w baraku kontrolerów
lotu.



Dlaczego odczytywanie wszystkich ujawnionych nagrań zajęło ponad 4 lata?
Dlaczego doszło do zerwania nośnika z Jaka tj. drutu magnetycznego
podczas jego kopiowania, co potwierdza opinia IES*? Dlaczego
śp. chorążego Remigiusza Musia odwiedził seryjny samobójca, a
porucznikowi Wosztylowi przecięto przewody hamulcowe? Czy Wosztyl i Muś
mylili się, a może o to by w nagraniach nie pojawiły się niewygodne
zwroty zadbali już fachowcy z państwa, które potrafi napadać na
sąsiadujące kraje i wysadzać w powietrze bloki z własnymi obywatalami,
byle tylko mieć do tego pretekst. Państwa, które potrafi mordować
opozycjonistów, a dziwne katastrofy lotnicze ,w których giną niewygodni
ludzie, są w nim na porządku dziennym.





Screeny:



http://www.npw.gov.pl/491-Prezentacjanewsa-61428-p_1.htm



* : 




http://naszeblogi.pl/52271-nagrania-z-jaka-okiem-blogera

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

29. SMOLEŃSK Nie ujawniono dziś kluczowego fragmentu taśm z JAKa

http://ghanima.salon24.pl/627538,smolensk-nie-ujawniono-dzis-kluczowego-...

Ujawniony dziś przez Naczelną Prokuraturę Wojskową stenogram z nagrań magnetofonu z JAKa kończy się tuż przed kluczowymi poleceniami z wieży kontroli lotów o sposobie podejścia do lądowania dla IŁa i Tupolewa. Ponadto w zaprezentowanym stenogramie fragmenty nagrań z JAKa przeplatają się z zapisami z wieży kontroli lotów. Czyli jest to stenogram nieintegralny i niekompletny (zawiera ok 30% całego nagrania od wylądowania JAKa do tragedii Tupolewa. Remigiusz Muś był członkiem załogi JAKa, który słyszał rozmowy "na żywo" i odsłuchiwał taśmę jeszcze dwukrotnie. Zeznał, że słyszał komendę dla tupolewa nakazującą zejście do 50m trzykrotnie. Dziś już nie żyje, zginął z ręki "seryjnego samobójcy". Kapitan Wosztyl w trakcie odsłuchiwania taśmy też słyszał komendę zejścia do 50m. W ubiegłym roku ktoś przeciął mu przewody hamulcowe w samochodzie.

Uprzedzając komentarze zrzucające winę na pilotów (że komenda z wieży nie obligowała niczego pilotów i że przecież nie musieli lądować), faktem jest, że oni NIE lądowali. Według stenogramów z czarnych skrzynek tupolewa, komenda "odchodzimy" pada na wysokości 100m. To właśnie wtedy, kiedy polska delegacja miała się wymknąć z pułapki przeprowadzono plan B.

Komenda zejścia do 50m miała więc znaczenie drugorzędne, nie wiązała się bezpośrednio z przyczyną fragmentacji tupolewa na 60 tys. części (według raportu polskich archeologów). Ale komenda ta odsłania intencje strony rosyjskiej. Ponadto fakt, że Naczelna Prokuratura Wojskowa nie chce dopuścić do jej ujawnienia świadczy też o jej mataczeniu.

linki:

http://telewizjarepublika.pl/macierewicz-prokuratura-broni-interesow-ros...

szczególnie akapit Opublikowano jakąś "mieszankę"

http://telewizjarepublika.pl/wosztyl-wieza-wydala-komende-zejscia-do-50-...

http://wpolityce.pl/polityka/143375-ujawniamy-co-mowil-remigiusz-mus-w-s...

http://niezalezna.pl/51239-ujawniamy-ktos-przecial-przewody-hamulcowe-w-...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

30. Foto: RIA

W Polsce opublikowano transkrypcje rozmów dyspozytorów w Smoleńsku

Prokuratura postanowiła opublikować te dane, aby
odpowiedzieć na pytanie społeczeństwa, czy rosyjscy dyspozytorzy
pozwolili samolotowi Kaczyńskiego na obniżenie wysokości lotu do 50
metrów.

Jak oznajmił na konferencji prasowej rzecznik
prokuratury, nikt takiego pozwolenia polskiemu samolotowi nie dał.
Zgodnie z transkrypcją, dyspozytorzy udzielili załodze wskazówki, aby
powtórnie podeszła do lądowania.
Czytaj dalej: http://polish.ruvr.ru/news/2015_01_21/W-Polsce-opublikowano-transkrypcje-rozmow-dyspozytorow-w-Smolensku-8486/



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

31. Ujawnione nagrania, „spalone”


Ujawnione nagrania, „spalone” dowody

Dlaczego prokuratura ujawniła
nagrania z wieży przed przesłuchaniem kontrolerów, pyta w najnowszym
wpisie na blogAiD Janusz Wojciechowski

W co się bawi prokuratura? Dlaczego
ujawniła nagrania z wieży przed przesłuchaniem kontrolerów?

Rawa Mazowiecka

Pan Andrzej Seremet

Prokurator Generalny

Szanowny panie Prokuratorze Generalny,

Chciałem Pana zapytać o politykę informacyjną prokuratury w sprawie
śledztwa smoleńskiego?
Śledztwo to wciąż trwa, prokuratura czeka na kluczową opinię zespołu
biegłych, w dalszym ciągu są podane wszystkie możliwe wersje przyczyn
katastrofy.
Tymczasem, od czasu do czasu prokuratura zaskakuje nas ujawnianiem
informacji, które chyba jednak powinny zostać w tajemnicy do czasu
zakończenia śledztwa Ostatnio prokuratura ujawniła nagrania z wieży
lotniska w Smoleńsku, z rozmów personelu lotniska z załogami samolotów
Jak-40 i Tu-154, tego, który uległ katastrofie.
Panie Prokuratorze Generalny! Z tego co wiem z pańskich odpowiedzi na
pytania senatorów, w ramach śledztwa analizowana jest również
odpowiedzialność personelu lotniska w Smoleńsku, który to personel
nieprawidłowo informował załogę tupolewa, że są na kursie i na ścieżce.
Być może dojdzie do postawienia zarzutów członkom tego personelu, trudno
bowiem sobie wyobrazić, aby tak jawnie błędne naprowadzanie samolotu
pozostało bez odpowiedzialności.

Tym bardziej więc zaskakuje, że nagrania z wieży kontrolnej zostały
ujawnione przed postawieniem zarzutów załodze lotniska w Smoleńsku.
Znając treść zapisu rozmów, osoby te będą mogły skuteczniej się bronić.
Uważam to za rażący błąd w sztuce prokuratorskiej, błąd przedwczesnego
ujawnienia materiałów śledczych i ułatwienia przez to obrony
potencjalnych podejrzanych.

Mam w związku z tym następujące pytania:

1. Czy nie widzi Pan zagrożenia dla śledztwa, że treści zapisu rozmów są
obecnie ujawniane, przed wyjaśnieniem kwestii odpowiedzialności
członków personelu? Czy nie jest to „palenie” dowodów przed ich
procesowym wykorzystaniem?

2. Jakie były powody ujawnienia właśnie teraz zapisu rozmów z wieży w
Smoleńsku oraz z kabiny samolotu Jak-40? Ktoś się tego ujawnienia
domagał, nalegał na prokuraturę, czy też to była własna inicjatywa
prokuratury. A jeśli własna, to czym powodowana?

3. Czy prokuratura przewiduje w najbliższym czasie publikację kolejnych
dowodów ze śledztwa smoleńskiego, a jeśli tak, to jakich?

4. Czy polityka informacyjna dotycząca śledztwa smoleńskiego podlega
jakiemuś reżimowi, czy jest ona jakoś zaprogramowana i kontrolowana, czy
też pozostawiona jest ona całkowicie wolnej woli i „widzimisię”
prowadzących śledztwo prokuratorów?

Stawiam Panu Prokuratorowi Generalnemu te pytania w trosce o
prawidłowość śledztwa, bo odnoszę wrażenie (oby okazało się ono błędne),
że prokuratura włącza się niepotrzebnie w akcję dyskredytowania osób
zgłaszających wątpliwości co do wiarygodności badań katastrofy,
przeprowadzonych przez rosyjski MAK oraz Komisję Millera.

Z wyrazami poważania

Janusz Wojciechowski

Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/124863,ujawnione-nagrania-spalone-dowody.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

32. Dziury w stenogramach

Dziury w stenogramach

Niezgodności w stenogramie zapisu rozmów z wieży w Smoleńsku z zeznaniami świadków wylicza „Nasz Dziennik”

Nie było komendy zejścia na 50 m dla
tupolewa w Smoleńsku –stwierdza prokuratura wojskowa. –Te słowa padły,
nie wiem, dlaczego ich nie ma w stenogramie –stwierdza członek załogi
Jaka-40. Niezgodności w stenogramie z zeznaniami świadków wylicza „Nasz
Dziennik”.

Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie ujawniła kilkaset stron
stenogramów zapisów rozmów kontrolerów lotów z lotniska w Smoleńsku.
Treść stenogramów różni się od zeznań świadków katastrofy.

– Nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego nie ma tej informacji,
dlaczego nie ma tego w stenogramach – powiedział Artur Wosztyl, pilot
Jaka-40.

Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/124745,dziury-w-stenogramach.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

33. Pytania o skalę smoleńskiego kłamstwa aktualne

http://wpolityce.pl/smolensk/230820-uderzenie-i-trzy-wybuchy-a-potem-juz...

Fot. Andrzej Hrechorowicz/wSieci/MON.gov.pl

Fot. Andrzej Hrechorowicz/wSieci/MON.gov.pl

Wydarzenia ze środy, gdy prokuratura wojskowa ujawniła materiał dowodowy związany z wieżą kontroli lotów w Smoleńsku,
trudno interpretować inaczej niż jako atak na wiarygodność śp.
chorążego Remigiusza Musia oraz kapitana Artura Wosztyla. Wydaje się, że
prokuratura wojskowa chciała zamknąć wątek
dotyczący śledztwa smoleńskiego.

Muś i Wosztyl są bardzo ważnymi i niewygodnymi świadkami,
których zeznania każą pytać o skalę kłamstwa
rosyjskiego w sprawie 10/04.

Nieżyjący już Remigiusz Muś mówił w śledztwie m.in.:

W końcowej fazie lotu kontroler zapytał się czy chcą lądować
(załoga Tu-154M – red.). Załoga odpowiedziała, że warunkowo podejdziemy.
Kontroler wyraził zgodę na podejście. Ja nie słyszałem, aby kontroler zabronił im lądowania i odejście na zapasowe. Wydaje mi się, że kontroler powiedział TU-154M, że mają być gotowi do odejścia na drugi krąg z wysokości nie mniejszej niż 50 metrów.
(…)
Usłyszeliśmy charakterystyczne gwiżdżące brzmienie silników tupolewa, typowe dla zmniejszanych obrotów przy zniżaniu.
Nagle
obroty wzrosły do maksymalnych, po dwóch sekundach uderzenie i trzy
wybuchy i krótko trwający dźwięk zatrzymującego się jednego silnika a
potem już cisza
.

CZYTAJ TAKŻE: UJAWNIAMY! Co mówił Remigiusz Muś w smoleńskim śledztwie. Obszerne fragmenty zeznań. Opis miejsca katastrofy godzinę po zdarzeniu

Te fragmenty zadają kłam oficjalnej wersji wydarzeń. Po pierwsze
wskazują, że w sprawie smoleńskiej możemy mieć do czynienia z bardzo
poważną operacją rosyjskich służb. Bowiem słowa Remigiusza Musia
stoją w sprzeczności z treścią stenogramów i nagrań, jakie Polska bada,
jako nagrania z Tupolewa. Jeśli w stenogramach z rządowej maszyny
roztrzaskanej w Smoleńsku nie ma słów, o których mówił Muś, oznacza to,
że albo chorąży się pomylił, albo przekazane nam materiały są
nierzetelne.
Są zwykłym fałszerstwem. Być może już na poziomie zapisu w rejestratorze dźwięku Tu-154M.

Śp. Remigiusz Muś wskazywał, że tego, co słyszał, jest pewien,
potwierdza to obecnie Artur Wosztyl. Czy taką samą pewność można
mieć ws. nagrań z rejestratorów? Marek Pyza w październiku 2014 roku
pisał w tygodniku wSieci, że takiej pewności mieć nie można.

Czy czarne skrzynki z Tu-154M zostały sfałszowane? Istnieje
kilkanaście kopii zapisu głosowej czarnej skrzynki ze Smoleńska.
Znacząco różnią się między sobą. Dodatkowo od początku pełną
kontrolę nad rejestratorem mają Rosjanie

— wskazywał.

CZYTAJ TAKŻE: Potwierdzają się ustalenia ekspertów opisane we „wSieci”! Czarne skrzynki zmanipulowano, by ukryć komendy wydawane przez załogę

Przytaczał szokujące ustalenia prof. Gruszczyńskiej-Ziółkowskiej z Akademii Muzycznej, która stwierdziła,
że nagrania z rządowego samolotu były poddawane obróbce tak, by ukryć
część komend polskiej załogi Tupolewa. Naukowiec dodawała, że do
dziś nie wiadomo, jak miałby brzmieć odgłos uderzenia brzozy w skrzydło,
choć taki dźwięk został zidentyfikowany przez MAK oraz komisję Millera.
Na jakiej podstawie?

Ustalenia prof. Gruszczyńskiej są spójne z wnioskami, które płynął z
zeznań Remigiusza Musia. One poddają w wątpliwość zaufanie do materiału
dowodowego, jaki Rosja przekazała Polsce. Trudno zrozumieć zatem pewność
prokuratury wojskowej, która w tej sprawie podaje jednoznaczny
komunikat, wskazując, że komendy dotyczącej zejścia na 50 metrów nie
było. Pamiętając, że zapisy z rejestratorów tupolewa były
kopiowane wielokrotnie, że są różne wersje tych nagrań takiej pewności
mieć nie można.
Nie dają jej również nagrania z wieży kontroli
lotów, które także zostały opublikowane. Niestety przy tej okazji
prokuratura wojskowa nie przekazała opinii publicznej tła związanego z
tymi materiałami. A ono jest więcej niż znaczące.

Do dziś nie wiadomo bowiem co stało się z nagraniem wideo z wieży smoleńskiej. Wiadomo, że w baraku na smoleńskim lotnisku znajdowała się kamera rejestrująca wszystko, co się działo w czasie
obsługi lotów. W filmie Anatomia Upadku 2 Anity Gargas pokazana
została z kolei rozmowa z pracownikiem lotniska, który wskazywał, że
magnetowid chodzi zawsze, a zaraz po wypadku w Smoleńsku zjawia się
odpowiednia ekipa i zabezpiecza nagranie wideo. Pytany, co jeśli takiej
kasety nie ma, odpowiada bez wątpliwości: „wtedy ten, który powinien zapewnić nagranie, idzie do więzienia”. Tymczasem w sprawie smoleńskiej nie mamy żadnych pewnych wiadomości dotyczących tego nagrania. Rosjanie
podają oficjalnie, że kaseta się nie nagrała z racji awarii, ale
nikt nie słyszał, by kontrolerzy z Rosji zostali aresztowani. Czy
zatem nie mamy do czynienia z ukryciem ważnego dowodu?
W
grę w tej sprawie również wchodzi ujawnienie skali kłamstw rosyjskich.
Nagranie wideo stanowi bowiem ważną dokumentację wskazującą co działo
się w wieży. Dokumentację znacznie trudniejszą do manipulacji, bowiem
ingerencję w obraz łatwiej wychwycić niż w dźwięk czy tekst pisany. Czy
zatem zniknięcie kasety wideo nie jest przypadkiem zabiegiem mającym
umożliwić rosyjskie matactwa, akcję fałszowania
zapisów dotyczących Smoleńska?

Dziś nie można tego wykluczyć. A na pewno nie powinna tego robić
prokuratura wojskowa. Jednak wydając swoje orzeczenie dotyczące komendy
wieży kontroli lotów nie tylko oskarża polskich pilotów wożących
najważniejsze osoby w Polsce o kłamstwo, ale również przyznaje, że
rosyjska dokumentacja jest dla niej wiarygodna. Argumenty na rzecz
takiego zaufania do Rosji trudno jednak znaleźć. Prokuratura
działając w ostatnich dniach przykłada ręki do dezinformacji oraz
podsyca niepewność związaną z 10/04, a także szczuje na polskich
pilotów.
Jest natomiast zupełnie bierna w innych szalenie
ważnych obszarach działania – jak choćby w sprawie materiałów
wybuchowych, ekshumacji ciał ofiar tragedii, wymuszeniu na Rosji
przekazania materiałów ze śledztwa, w tym wraku, czy choćby takich
spraw, jak nagrania z kamery, jaką tupolew miał zamontowaną na
dziobie. Ten ostatni materiał mógłby być bardziej niż pomocny, ale nie
słychać, by ktoś się o niego upominał albo go ujawniał czy
wykorzystywał. Nie wiadomo w ogóle co się z nim dzieje.
Zamiast rzetelnej pracy NPW prowadzi raczej chochole tańce.

Na skandal zakrawa natomiast sposób działania dotyczący stenogramów z
JAKa-40. Prokuratura wojskowa publikuje je przy okazji oświadczenia ws.
słów Musia, jakby miały potwierdzić, że komenda dotycząca 50 metrów nie
pada. Rzeczywiście w zapisach jej nie ma, ale dlatego, że NPW
dopuściła się w tej sprawie skandalicznej manipulacji. Upubliczniono
jedynie fragment, który kończy się z chwilą „zaparkowania” JAKa na
lotnisku.
Nagranej przez załogę Jaka rozmowy wieży z rosyjskim
Iłem nie ujawniono, choć to wtedy miała paść komenda związana z zejściem
tego samolotu na 50 metrów. Jak mówił Antoni Macierewicz w rozmowie z portalem wPolityce.pl na to, że taka komenda padła wobec Iła wskazuje również ekspertyza ABW
dotycząca korespondencji radiowej z Iłem. Dlaczego zatem prokuratura
wojskowa nie ujawniła tej części nagrania? Czy rację ma Marek Dąbrowski,
który mówił w TV
Republika, że nagranie to zostało zniszczone przez komisję Millera
(jeśli tak, co z odpowiedzialnością karną winnych tego skandalu)? Czy
też śledczy kolejny raz mącą opinii publicznej w głowach? Faktem
jest, że jeśli taka komenda padła wobec Iła jest bardziej niż
prawdopodobne, że padła również w czasie naprowadzania rządowego
tupolewa. Czy to leży u podstaw braku ważnej części nagrań z JAK-a?

Słowa Remigiusza Musia to również bardzo niewygodny dowód dla
ekspertów rządowych, zajmujących się sprawą smoleńską. Te zeznania
pokazują wprost, że Maciej Lasek jest zwykłym kłamcą, gdy
twierdzi, że żadni świadkowie nie słyszeli w Smoleńsku wybuchów. Takich,
którzy słyszeli, było wielu – zespół smoleński wskazał na kilkaset
relacji, zaś śp. Muś był jednym z tych, którzy tę sprawę stawiali
jednoznacznie.
Co ważne, te słowa padały z ust oficera Wojska
Polskiego, który cieszył się ogromnym zaufaniem publicznym. Atak na
wiarygodność Musia jest więc na rękę zarówno komisji Millera i zespołowi
Laska, jak i prokuraturze wojskowej, która jak ognia boi się choćby
rzetelnego badania tego, czy w Smoleńsku mogło dojść do zamachu.
Zniszczenie wiarygodności Musia być może pozwoli uniknąć bolesnych
decyzji i zadawania trudnych pytań. Czy na to liczy NPW?

A takie pytania to również wynik kolejnego wątku z zeznań śp. Musia.

Na miejsce katastrofy udaliśmy się po około 1 godzinie od jej
zaistnienia. Kiedy przybyliśmy na miejsce, to pracowały już tam służby
ratownicze. Ja widziałem dużo nagich ciał. Leżały one pomiędzy częściami
samolotu. Jedno ciało ludzkie było całe. Pozostałe, to były części
ludzkich ciał, ręce, nogi. Kiedy my tam byliśmy, to nikt się nimi nie
interesował, tzn. nie przykrywał ich, nie zbierał. Byliśmy tam około 15
minut. W trakcie pobytu tam zauważyłem, że do poszczególnych
stanowisk, utworzonych przez służby znoszono części samolotu. Tych
stanowisk było tam już wtedy kilka. Stanowiska te wyglądały w ten
sposób, ze był to stolik, na nim dokumentacja, laptop itp. Przy stanowiskach znajdowali się ludzie

— mówił chorąży.

Jego słowa pokazują nie tylko na obrażenia typowe dla wybuchu, ale
również skalę nieprofesjonalnych działań Rosji, która już na godzinę po
tragedii zaczęła niszczenie materiału dowodowego oraz mataczenie. Muś
pokazał również zaskakujący stopień zorganizowania rosyjskich służb na
lotnisku w Smoleńsku. Natychmiast po tragedii Rosja była w
stanie zorganizować system maskowania prawdziwego obrazu miejsca
katastrofy smoleńskiej. Jak to możliwe, skoro ponoć takiej tragedii nikt
się nie spodziewał?
Okazuje się, że Rosja natychmiast po
śmierci polskiego prezydenta i 95 innych ofiar tragedii była gotowa do
mataczenia i łamania podstawowych standardów w tej sprawie. Przemysł
kłamstwa rosyjskiego właśnie się rozpędzał.

I ten przemysł punktuje i opisuje śp. Remigiusz Muś oraz Artur
Wosztyl w swoich zeznaniach. Nieudolna obrona rosyjskiej wiarygodności w
wykonaniu prokuratury wojskowej nic tu nie zmienia. Z jak wielką
operacją dezinformacji mamy do czynienia? Czy u jej podstaw leży chęć
ukrycia zamachu? Czego Polska może być pewna ws. 10/04? Pytania o skalę
kłamstwa aktualne. Po niemal pięciu latach niewiele się zmieniło…

CZYTAJ TAKŻE: Macierewicz i Wosztyl odpowiadają prokuratorom: NPW manipuluje. „Nie ma mowy o pomyłce ws. rosyjskiej komendy zejścia na 50 metrów”

CZYTAJ TAKŻE: Marek Dąbrowski: Działania prokuratury wojskowej są kompletnie nieczytelne. NASZ WYWIAD

CZYTAJ TAKŻE: Mec. Pszczółkowski o działaniach NPW: Stanowisko prokuratury jest nieuprawnione i wysoce krzywdzące. NASZ WYWIAD

CZYTAJ TAKŻE: Ujawnione nagrania, „spalone” dowody. W co się bawi prokuratura?

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

34. Gargas: „Jedyny zapis, w

Gargas: „Jedyny zapis, w którym nie maczali paluchów Rosjanie został uszkodzony przez tych, którzy robili kopię”
http://wpolityce.pl/smolensk/230873-gargas-jedyny-zapis-w-ktorym-nie-mac...
nita Gargas odniosła się do ujawnienia przez prokuraturę wojskową stenogramów z wieży lotniska w Smoleńsku. Dziennikarka śledcza podkreśliła, że wciąż nie śledczy wciąż nie oddali pełnego obrazu tego, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku.

Anita Gargas podkreśliła, że prokuratura wojskowa nie zaprezentowała nam tak naprawdę stenogramów z samego pokładu Jaka-40.

Spodziewaliśmy się, że prokuratura po prawie 5 latach od katastrofy smoleńskiej w końcu przedstawi opinii publicznej zapis z magnetofonu, który znajduje się w kokpicie w kabinie Jaka. Tymczasem otrzymaliśmy dziwny miks nagrań z korespondencji radiowej poprowadzonej przez pilotów z wieżą kontroli lotów i nagrań z samej wieży. Zaskakujące jest to, że prokuratura zleciła badania Instytutowi Ekspertyz Sądowych w Krakowie, ale zleciła badanie kopii nagrania. Kopii, którą przygotowała komisja Jerzego Millera, komisja p. Laska. Mówiąc krótko: biegli krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych nie mieli dostępu do oryginału, jakim był nagranie z tzw. magnetofonu drutowego

— powiedziała autorka filmu „Anatomia upadku”, która była gościem Poranka Radia Wnet.

Dziennikarka śledcza zwróciła również uwagę na to, co znalazła na str. 20 stenogramów.

Dowiadujemy się z wykresu określonego jako schemat chronologii zapisu trzech kolejnych nagrań utrwalonych przez pokładowy rejestrator samolotu Jak-40, że tylko mniej więcej 40 proc. z tego, co zostało przedstawione do badania zostało przebadane. Do godz. 9:15 rosyjskiego czasu, czyli 7;15 naszego czasu - tylko ten okres biegli z Instytutu Sehna wzięli do badania na polecenie prokuratury, czyli nie interesowali się nagraniem, które wykracza poza tą godzinę. Dlaczego jest to zaskakujące? Bo na tym nagranie się nie zakończyło i to, co było zarejestrowane później jest bardzo istotne dla sprawy, bo możemy dowiedzieć się, w jakich warunkach lądował Ił, jakie komendy dostał z wieży kontroli lotów, a także inne zapisy korespondencji radiowej prowadzonej przez wieżę na lotnisku Siewiernyj. Dziwnym trafem, badanie nagrania kończy się na 7:15

— stwierdziła Gargas.

Dziennikarka zwróciła uwagę na komendy, jakie padały z wieży lotniska.

Jedną z najważniejszych okoliczności jaka wynika z nagrań jest to, czy wieża kontroli lotów wydawała polecenia zejścia do poziomu 50 czy 100 metrów. Według pilotów Jaka-40 por. Artura Wosztyla i nieżyjącego Remigiusza Musia wieża wydawała polecenia zejścia do 50 metrów. (…) Obaj mieli możliwości słuchania wymiany zdań między Tupolewem a wieżą, która również naszemu Tupolewowi wydała komendę zejścia do 50 metrów

— podkreśliła publicystka.

Odnosząc się do śledztwa, Gargas zaznaczyła, że biegli nie zainteresowali się tym, co wydarzyło się po wylądowaniu Jaka.

Zakończyli badanie tych nagrań, nie wiadomo dlaczego, w związku z czym nadal nie mamy stenogramów z tych nagrań. Chciałabym podkreślić, że nagrań wymiany zdań a wieżą dokonanych przez magnetofon znajdujący się kabinie pilotów Jaka-40 nie ma. Dlatego, że Rosjanie, kiedy Jak-40 wylądował, nie pozwolili mu podjechać do miejsca, gdzie samoloty tankują paliwo, gdzie uzyskują tzw. gotowość bojową. Skierowali Jaka na takie miejsce, gdzie musiał pokonać kilkaset metrów do miejsca tankowania. Żeby się przetoczyć przez płytę lotniska, musiał mieć energię w akumulatorach, która była przez Artura Wosztyla oszczędzana. W jej ramach pilot musiał również wyłączyć magnetofon, który pracował czerpiąc energię z akumulatora. I tylko dlatego w pewnym momencie nagrania się kończą. Nie mamy kluczowego fragmentu na tym nośniku, jakim jest magnetofon drutowy.

Dziennikarka śledcza podkreśliła również, że kopia, którą dostarczyła komisja Jerzego Millera do badań składa się z dwóch części.

Jedyny zapis, w którym nie maczali paluchów Rosjanie został uszkodzony przez tych, którzy robili kopię. Nie wiadomo, czy jakakolwiek kopia została wykonana w całości. Być może zanim został zerwany nośnik, czyli ten drut magnetyczny w czasie czynności kopiowania czy też zdążono to skopiować czy też w ogóle go nie skończono. Pozostaje też pytanie, w którym to miejscy ten nośnik został zerwany

— zakończyła Gargas.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl