Niekończące się kłopoty Grzegorza Brauna cz. II
„Ręce wykręcone na plecy zostały skute kajdankami, które jeden z anonimowych napastników zacisnął jeszcze dodatkowo, by bardziej bolało. Owszem, bolało – ale nie to najbardziej. Bo zaraz potem któryś z dziarskich chłopców wyłamał mi palce”.
Niekończące się kłopoty Grzegorza Brauna cz. II
Grzegorz Braun, autor filmów wydobywających prawdę o naszej historii: "Plusy dodatnie, plusy ujemne", „Marsz wyzwolicieli” czy ostatnio (wspólnie z Robertem Kaczmarkiem) "Towarzysz generał", został oskarżony o... pobicie kilku policjantów.
Braun lubi pakować się w kłopoty. To nakręci film „Plusy dodatnie, plusy ujemne” mówiący o domniemanej agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy, to znów ujawni informację o współpracy prof. Jana Miodka z SB, za co zostaje skazany w procesie cywilnym i… natychmiast traci pracę na Uniwersytecie Wrocławskim, w Radio Wrocław i TV Wrocław. Film „Towarzysz generał” zapoczątkował nowe problemy Grzegorza Brauna. Zwolennicy Jaruzelskiego przypominają wszystkie procesy cywilne w których pozwanym jest Braun. Tylko o jednym procesie karnym było do tej pory cicho, procesie w którym Grzegorz Braun oskarżony jest o pobicie kilku policjantów.
W kwietniu 2008 roku we Wrocławiu Grzegorz Braun był świadkiem kończącej się już demonstracji mającej uczcić rocznicę zbrodni w Katyniu. Na ulicy Katedralnej, otoczeni przez policję uzbrojoną w broń długą i miotacze gazu łzawiącego, pozostali jedynie spokojnie zachowujący się nacjonaliści z NOP i ONR.
Ze zdumieniem obserwując pokaz siły w wykonaniu policji, Braun zapytał dowódcę o zamiary wobec demonstrantów. Po krótkiej chwili sam został zaatakowany przez policjantów w cywilu. Tak relacjonuje swojemu prawnikowi to wydarzenie: „chwycili mnie już za ramiona i zaczęli ciągnąć „na stronę”. Zrobiło się ich więcej – może czterech, może sześciu. Trudno mi było liczyć, bo tymczasem ci pierwsi wykręcili mi już ręce – co w naturalny sposób zawęziło moje pole widzenia, jako że jednocześnie mój kark przygięty został do ziemi. Pamiętam, że kilkakrotnie wypowiedziałem słowa: „Nie stawiam oporu”. W odpowiedzi zostałem powalony na bruk – przy czym ktoś strącił mi okulary. Ręce wykręcone na plecy zostały skute kajdankami, które jeden z anonimowych napastników zacisnął jeszcze dodatkowo, by bardziej bolało. Owszem, bolało – ale nie to najbardziej. Bo zaraz potem któryś z dziarskich chłopców wyłamał mi palce.
Został przewieziony na komisariat, gdzie spędził trzy godziny, w tym czasie sporządzono protokół z zatrzymania, którego jednak nie podpisał.
Złożył natomiast zeznania. Jak mówi - chciałem, by moja relacja natychmiast przyjęła formę urzędową. Co znamienne: na pytanie, w jakim charakterze mam być przesłuchany, kolejny funkcjonariusz (łącznie przewinęło się ich może ok. tuzina) oznajmił, że – „w charakterze świadka”. Zapytany przeze mnie, odkąd to świadków sprowadza się w kajdankach i po uprzednim „rzuceniu na glebę”, wyjaśnił, że „nie ma informacji o jakichkolwiek podejrzeniach” i nie ma „podstaw do stawiania mi żadnych zarzutów”. Podyktowałem zatem do protokołu opis zdarzeń, których byłem „świadkiem” we własnej sprawie.
Po zwolnieniu reżyser postanowił wnieść skargę na działanie policji i wyegzekwować wyjaśnienia, przeprosiny i obietnicę poprawy. Na złożoną skargę policja zareagowała wniesieniem doniesienia na Grzegorza Brauna zarzucając mu pobicie kilku (sic!) policjantów i utrudnianie policyjnej interwencji. Proces przeciwko Braunowi rozpoczął się latem 2008 roku; grozi mu 5 lat więzienia, a do dnia dzisiejszego odbyło się kilka rozpraw, które za każdym razem były wyłączone z jawności. W ubiegłym tygodniu odbyła się kolejna rozprawa, ale tym razem na sali sądowej stawiło się kilkadziesiąt osób i wreszcie sprawą zainteresowały się media. Pani sędzia Barbara Kaszyca widząc tak liczną publiczność ponownie utajniła proces, jednak coś się zmieniło i proces nabrał przyspieszenia; w marcu zaplanowano aż trzy posiedzenia sądu.
Po rozprawie poprosiliśmy Grzegorza Brauna o komentarz: „Gdybym był winien czegokolwiek z tego, o co mnie fałszywie oskarżają policjanci i prokuratorzy, to by znaczyło, ze jestem nie tylko groźnym, ale i perfidnym bandytą. Groźnym, bo charakteryzują mnie tu jako nieprzeciętnego śmiałka i zabijakę. A perfidnym - bo od początku publicznie twierdzę, że to mnie policjanci poturbowali po tym, jak naiwnie oczekiwałem, że mi sie regulaminowo wylegitymują. Jeśli jestem takim bezczelnym łobuzem i kłamcą, to po cóż mnie sądzić za zamkniętymi drzwiami - lepiej publicznie napiętnować, niech opinia publiczna wie, z kim ma do czynienia. No i czemu to trwa tak długo? Rzekomo targnąłem sie na nietykalność funkcjonariusza - i oto najpierw zostałem puszczony wolno z komisariatu, a wkrótce minie juz drugi rok mojej "bezkarności". Czy to nie skandal? Wszyscy obywatele, zwłaszcza funkcjonariusze oddziałów prewencji maja dobry powód, by nie czuć sie bezpiecznie - dopóki chodzę "po wolności". Chyba, ze to ja mówię prawdę - a zmowę kłamców tworzy kilku funkcjonariuszy wrocławskiej policji pod patronatem tutejszej prokuratury i sądów. Wówczas z kolei to społeczeństwo ma prawo czuć sie nieco mniej bezpiecznie. Bo jeśli odporność psychiczna policjanta wyczerpuje i przekracza oczekiwanie, że się ów policjant regulaminowo wylegitymuje - to co będzie w poważniejszej sytuacji, nie daj Boże, z użyciem broni?”
Miejmy nadzieję, że ten kuriozalny proces będzie miał szybki i szczęśliwy koniec, a emisja filmu „Towarzysz generał” nie będzie miała wpływu na decyzję sądu. Przecież żyjemy w państwie prawa, prawda ?
Ryszard Kapuściński
- Ryszard Kapuściński - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
11 komentarzy
1. Bywają bohaterzy walki o prawdę i przyzwoitość !
2. Podziwiam